Wszystkie wpisy, których autorem jest Karolina Kochańczyk-Bonińska

Filozof, teolog, patrolog zajmujący się przede wszystkim filozofią patrystyczną. Adiunkt w zakładzie historii cywilizacji śródziemnomorskiej na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych UKSW.

Pobożny cyrk

Piszę dzisiaj przede wszystkim jako matka dzieci w wieku okołokomunijnym. Piszę na podstawie tego, co słyszałam od rodziców znajomych dzieci, od nauczycieli w szkole, od „przeciętnych katolików”. Piszę o tym, co sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć ze złości: „przecież nie o to chodzi!”. Czytaj dalej Pobożny cyrk

Wakacji na razie nie będzie….

Siedzę sobie i gapię się na taflę Jeziora Rospuda. Leniwy sobotni wieczór. W takich chwilach nicnierobienie przychodzi dość łatwo. Gorzej z pisaniem.

Temat pracy i odpoczynku przewija się obficie w tradycji biblijnej i patrystycznej. Siedząc na pomoście mogę z głowy wymieniać wątki zaczynając od stworzenia człowieka, po którym Bóg odpoczął i trudzie pracy jako następstwa grzechu pierwszych rodziców po duchową tradycję bios praktikos i theoretikos. Gdzieś po drodze wypada jeszcze wspomnieć o Wielkiej Sobocie i starożytnej homilii, którą odczytujemy w brewiarzu: „Co się stało? Cisza wielka….”  Nie sposób pominąć modlitwy za zmarłych i prośba o „wieczny odpoczynek”.

Każdy z tych tematów doczekał się wielu opracowań. Jednak nie o tym chciałabym dzisiaj pisać. Postanowiłam podrzucić kilka kamyczków do tematu: „ruch – bezruch – odpoczynek”. Kamyczki będą patrystyczne, a głównie znalezione u Maksyma Wyznawcy, który z wcześniejszej tradycji (np. Orygenesa i Ewagriusza z Pontu) czerpie.

Koniec ziemskiego świata opisywany jest przez Wyznawcę jako ustanie wszelkiego ruchu. Pisze on, że ruch stworzeń znajdzie swój koniec w Bogu, który jest ich kresem[1]. Będzie to odpoczynek stworzeń, który odpowiada Szabatowi dzieł boskich. J. – C. Larchet analizując ten problem zauważa, że to po zakończeniu ruchu stworzeń czyli ósmego dnia nastąpi powtórne przyjście Chrystusa. Wtedy też wszyscy ludzie zostaną osądzeni i otrzymają zapłatę odpowiednią do swoich czynów. Wtedy też nic już nie będzie mogło zostać przez stworzenia zmienione, a rachunki zostaną wstrzymane ze względu na zaniechanie wszelkiego ruchu i jakiejkolwiek zmiany[2].

Życie doczesne nie jest więc czasem nic-nie-robienia. Jesteśmy w nieustannym ruchu. Nawet gdy zastygniemy na leżaku, czy oddamy się kontemplacji. Póki nasza natura nie zjednoczy się z Bogiem i nie zostanie utwierdzona w Nim jako celu. Pozostajemy w ruchu, a nasza natura podąża duchową drogą do Boga i wciąż też ma możliwość oddalenia się od Niego. Przede wszystkim jednak przemienia się, aby być bardziej boża. Prawdziwy odpoczynek może przynieść dopiero przebóstwienie, które jest, według Maksyma, dziełem ósmego dnia i uwieńczeniem dzieła stworzenia[3]. Wtedy dopiero cykl stworzenia zamknie się ostatecznie

Wyznawca wyraża to w Capita Theologia w następujący sposób: Boski Szabat polega na całkowitym powrocie stworzeń do Niego(…) Dla Boga oznacza to zaniechanie Jego naturalnych działań w każdym stworzeniu, dzięki którym każda istota jest naturalnie stworzona do ruchu (…)[4]Nie oznacza to jednak, że żadnego ruchu już nie będzie. Będzie, ale ruch nie – naturalny tylko boski. Taki ruch nas nie zmęczy. Maksym pisze o ruchu, który będzie wiecznym odpoczynkiem: Natura, podczas gdy czasowo istnieje w świecie, posiada ruch, który czyni ją zmienną ze względu na sytuację, która charakteryzuje świat (…). Jednak kiedy natura powróci do Boga z powodu naturalnego zjednoczenia z Tym, do którego zmierza, będzie odpoczywać w nieustannym ruchu; w ruchu identycznym z odpoczynkiem.[5]

Na te najlepsze wakacje pozostaje nam więc jeszcze poczekać. Miłośnicy aktywnego wypoczynku mogę jednak je antycypować 😉

 

[1] Por. Amb.31, PG 91, 1280D – 1281A.

[2] Por. J. –C. Larchet, Saint Maxime le Confesseur, Paris 2003, s.196.

[3] Por. Th.Ec.1.55, PG 90,1104B; Thal.59, PG 90,609A oraz J.–C. Larchet, La divinisation de l’homme selon Saint Maxime le Confesseur, Paris 1996, s.122-123.

[4] Por. Cap. Theol.47, PG 90,1100B – C.

[5] Por. Amb.15, PG 91,1221A.

Cytować czy nie cytować?

W XX wieku i w tym wycinku wieku XXI, o którym mówić możemy, ojcowie Kościoła na brak zainteresowania teologów narzekać nie mogą. Na pewno do wzmocnienia tego zainteresowania przyczyniły się dokumenty soborowe (Konstytucja Dei verbum i dekret o formacji kapłańskiej Optatam totius), w których wskazana zostaje konieczność powrotu do Pisma Świętego i Tradycji.

Warto zaytać, dlaczego powrót do patrystycznych źródeł był dla zgromadzonych na soborze w Watykanie tak istotny? Wśród wielu określeń i funkcji, które dokumenty Magisterium przypisują ojcom, na pierwszy plan wysuwa się tytuł uprzywilejowanych świadków Tradycji; świadków będących jednocześnie twórcami.

Od Ojców mamy więc czerpać nie tylko treść Tradycji, badać i przekazywać ich interpretację Objawienia, ale także ducha Tradycji, czy inaczej: sposób uprawiania teologii. W dokumentach odnajdujemy przekonanie, że studia patrystyczne stanowią jeden z głównych elementów pobudzających studia teologiczne. Pobudzających, a nie pomnażających ilościowo.

Jako patrolog ze zadziwieniem, a często złością obserwuję dziwną tendencję. Wiele (lub większość) współczesnych studiów teologicznych zawiera liczne odniesienia do ojców Kościoła, a często wręcz obowiązkowy pierwszy rozdział o biblijnych i patrystycznych źródłach tematu. Każdego tematu. Niezależnie, czy ojcowie w danej sprawie wnoszą cokolwiek czy nie. Ojców cytować trzeba, bo trzeba. Taka konwencja. I pozostaje mi odetchnąć z ulgą, że w konwencji tego działu nie ma przypisów, bo musiałabym się narazić temu i owemu. Temu, który w pierwszym rozdziale pracy (habilitacyjnej?) podaje zbiór ogólnych myśli niczym z podręcznika dla pierwszego roku teologii oraz owemu, który wyrywa myśl pisarza z kontekstu, byle tylko znaleźć potwierdzenie dla swych poglądów w źródłach patrystycznych, a także onemu, który okrasza swoje przemyślenia gustownym cytatem z szanowanego świadka Tradycji, aby własna refleksja brzmiała poważniej. I wielu tych i owych musiałabym wymieniać, bo ciężko się z ojcami współpracuje. Okazuje się, że same dobre chęci i ambicja „czerpania ze źródeł” nie wystarczą. Żeby jednak usprawiedliwić choć trochę tych, którzy ojców nadużywają i wykorzystują dla własnych naukowych celów, wspomnę, że problem ten zaczyna się już na etapie wykładów z patrologii na studiach teologicznych. Fałszywe ścieżki celnie wypunktował kiedyś w jednym ze swych artykułów ks. prof. Marek Starowieyski. A są to następujące grzechy wobec ojców: uczynienie z patrologii katalogu pisarzy, ich życiorysów i dzieł; zrobienie z patrologii zbioru anegdot i opowiadań; zredukowanie jej do listy problemów teologicznych z pominięciem elementu biograficznego; ograniczenie patrologii do pewnej bazy cytatów stanowiących potwierdzenie prawd wiary czy stawianych tez.  Trudno się dziwić, że w swym dorosłym naukowym życiu wielu teologów traktuje ojców dokładnie tak samo.

Jestem pewna, że czerpanie z dziedzictwa ojców ma polegać na czymś zupełnie innym. Dla teologa ojcowie mają stać się nie zbiorem złotych myśli, lecz mistrzami i przewodnikami w uprawianiu teologii. To nie konkretne zdania, ale cała metoda uprawnia teologii ma stać inspiracją dla współczesnych badaczy. Jest to zadanie dużo bardziej wymagające. Sami najpierw musimy tych odległych świadków i twórców Tradycji jakoś zrozumieć.