Ojcowie w teorii i praktyce

Ojcowie czyli kto?

Skłonna jestem zaryzykować twierdzenie, że obecnie – także na gruncie naukowym – stosuje się określenie „ojcowie Kościoła” do wszystkich w miarę ortodoksyjnych pisarzy wczesnochrześcijańskich. Teoretycznie podręczniki podają następujące kryteria uznania kogoś za ojca:

1. prawowierna nauka,
2. świętość życia,
3. aprobata Kościoła,
4. starożytność.

Niestety, najwięksi pisarze, którzy wręcz uosabiają pojęcie ojca, nie łapią się do tej definicji: Tertulian przeszedł do montanistów, Orygenes (jak się powszechnie sądzi) się wykastrował, Hieronim znany był ze swojego wybuchowego charakteru i ciętego języka, nie mówiąc już o Augustynie, który co prawda po chrzcie żył przykładnie, ale do mocno dojrzałego wieku prowadził się niemoralnie, co poskutkowało spłodzeniem nieślubnego dziecka. Trzeba jednak przyznać, że ojcami nigdy nie nazywa się zajadłych heretyków, a więc powyższe kryteria trzeba uznać za istotne i, chociaż nie sztywno, jednak obowiązujące.

Tradycyjnie za ostatnich ojców Kościoła uznaje się na Zachodzie Izydora z Sewilli, zmarłego w 636 roku, a na Wschodzie Jana z Damaszku, który umarł ok. 754 roku. Ale, znowu, nie traktuje się tych dat zbyt poważnie. Największe wydanie tekstów patrystycznych czyli „Patrologia Latina” oraz „Patrologia Graeca”, stworzone przez Jacquesa Paula Migne’a obejmuje nawet Klemensa III, który żył w XII wieku.

Patrologia – nie mylić z patologią

Już sama definicja patrologii podana przez najbardziej poważany podręcznik, czyli „Patrologię” Bertholda Altanera, wskazuje, że coś z tą nauką nie halo. Definicja ta brzmi: „Patrologia jest nauką teologiczną, która wszystkich pisarzy starożytności chrześcijańskiej, powołanych na świadków nauki Kościoła, ujmuje jako pewną całość i opracowuje zgodnie z metodycznymi zasadami historii”. Od razu nasuwa się pytanie: co to za nauka teologiczna, którą uprawia się metodami historii? Rzeczywiście, jest to największy problem, a może największa zaleta patrologii, że jest to nauka interdyscyplinarna. Zwyczajowo używa się terminu „patrologia” na określenie badań historycznych, a „patrystyka” do opisania badań teologicznych. Ale gdzie w tych terminach zmieścić badania nad filozofią, nie mówiąc już o studiach filologicznych? Ciężko. Praktyka wskazuje, że większość patrologów to teologowie, którzy bardzo często mają także wykształcenie filologiczne, a przynajmniej znają świetnie języki starożytne.

Ojcowie przez wielkie czy małe „o”?

Przyzwyczailiśmy się wszyscy do zapisu ojców z wielkiej litery: Ojcowie wyglądają o wiele poważniej i bardziej dystyngowanie niż ojcowie. Ale pisana z wielkich liter Komisja Języka Religijnego Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk oficjalnie rekomenduje małoliterowy zapis ojców. Być może jest to wynik ewolucji tego pojęcia od określenia świętego i super ważnego Ojca do terminu, który obejmuje wszystkich autorów starożytności chrześcijańskiej, a tak w praktyce „ojcowie” funkcjonują.

Czy warto rozmawiać z trupami?

Niewątpliwie ojcowie są teraz w teologicznej modzie – wypada tu i ówdzie w naukowej makulaturze dać przypis z ojca, od razu człowieka poważniej traktują. Ale tak szczerze mówiąc, czy warto się serio zajmować nieboszczykami? Istnieje grupa (przyznać trzeba, nieliczna) zapaleńców, którzy się potwornie jarają problemami z odległych wieków, a nawet są skłonni skakać sobie z ich powodu do gardeł. Tych świrów zostawmy ich świrostwu. Czy zwykłemu pobożnemu chrześcijaninowi mogą się ojcowie na cokolwiek przydać? Tak, myślę, że tak. Główny powód to taki, że najważniejsze dogmaty chrześcijaństwa zostały sformułowane w czasach ojców właśnie. Ich zrozumienie jest trudne, a chyba wręcz niemożliwe bez rzetelnej analizy sposobu myślenia i pojęć, jakich używali ludzie w tamtych czasach. Przykład najbardziej ekstremalny: zapytaj człowieka na ulicy, czy wie i wyznaje, że Chrystus miał dwie wole (wole – liczba mnoga od wyrazu „wola”, a nie „wole” 🙂 ). Dla dzisiejszej mentalności jest to twierdzenie nie do przełknięcia, a jednak zostało potwierdzone na soborze powszechnym (i to ekumenicznym). Nie zostaje nic innego, jak dowiedzieć się, o co chodzi. A więc warto pogadać czasem z trupami, co nie?

4 myśli nt. „Ojcowie w teorii i praktyce”

  1. Ze swej strony pragnę zauważyć, że palącą potrzebą również literaturoznawstwa jest przywrócenie Ojców Kościoła, czy też – posługując się bardziej „kompromisową” terminologią – pisarzy wszesnochrześcijańskich do historii literatury powszechnej. Kilku z nich było poetami, reszta tworzyła homilie czy listy, które utrwalały najlepsze wzorce retoryczne, pisane były zgodnie z normami ówczesnych poetyk, a nawet więcej – same stawały się z biegiem czasu normatywne dla rozwoju literatury pięknej. Zajmujemy się Homerem, Platonem, Seneką, Cyceronem jako pisarzami antycznymi. Dlaczego więc nie zajmować się w tej samej perspektywie Janem Chryzostomem, Hieronimem, Paulinem z Noli?

  2. Słusznie! Szkoda, że się na tym nie znam, ale może to będzie mobilizacja dla mnie, żeby się poznać i wreszcie na jakiejś filologii klasycznej stworzyć specjalność patrystyczną. Zresztą podobna potrzeba istnieje też w filozofii: o reszcie ojców nie bardzo się mogę wypowiadać, ale taki Grzegorz z Nyssy stworzył system filozoficzny wcale nie gorszy i nie mniej spójny niż Plotyn. I kto o nim na filozofii słyszał?

  3. Co jakiś czas pojawiają się w Polsce rozprawy z filozofii patrystycznej, choć faktycznie klimat nie sprzyja. Mam wrażenie, że w opinii większości filozofów czy historyków wszystko co z ojcami związane należy zamknąć na wydziałach teologicznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *