Piszę dzisiaj przede wszystkim jako matka dzieci w wieku okołokomunijnym. Piszę na podstawie tego, co słyszałam od rodziców znajomych dzieci, od nauczycieli w szkole, od „przeciętnych katolików”. Piszę o tym, co sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć ze złości: „przecież nie o to chodzi!”.Kilka przykładów:
„W tym roku nie będzie wycieczki szkolnej, bo macie Państwo dużo wydatków związanych z komunią”.
„Jest już luty, a ja jeszcze nie mam wynajętej knajpy na obiad. Jak będę musiała robić w domu, to chyba się załamię. Taki wstyd”.
„My jesteśmy niewierzący, ale też dziecku prezent na komunię kupimy, żeby mu na tle klasy nie było przykro”.
Prezenty, imprezy, stroje. Nie jest to tylko „wina” rodziców, którzy z pierwszej komunii robią manifestację zamożności i pomysłowości. Festyn oderwany od istoty świętych tajemnic. Na własne oczy widziałam karteczkę wpiętą w dzienniczku przez katechetę: „Warunkiem przystąpienia do sakramentu pierwszej komunii jest zaliczenie wszystkich modlitw (tabelka wklejona na końcu podręcznika) i wpłata na kwiaty do kościoła”.
Można by potraktować ten wpis jako marginalny, gdyby nie powszechne wśród uczęszczających do kościoła przekonanie, że pierwsza komunia to jakiś odrębny rytuał, który nie ma nic wspólnego z każdym kolejnym spotkaniem z Jezusem Eucharystycznym. Nie pomagają przygotowanie na katechezie szkolnej i dodatkowe spotkania w kościele, nie pomaga „zaliczanie” modlitw i próby podchodzenia do ołtarza; wszystkie wierszyki i kwiatki dodające podniosłości wydarzeniu jeszcze bardziej zaciemniają istotę.
O tym, że nie jestem zupełnie odrealniona i osamotniona w swojej interpretacji dokumentów Kościoła (Katechizmu Kościoła Katolickiego, Kodeksu Prawa Kanonicznego), przekonałam się, czytając Normy porządkujące zasady przygotowania i przeżywania Pierwszej Spowiedzi Świętej i Pierwszej Komunii Świętej w parafiach Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej wydane w październiku 2013 przez arcybiskupa Andrzeja Dzięgę. Prócz przypomnienia ogólnych zasad dotyczących dopuszczenia do udziału w sakramentach Pokuty i Eucharystii oraz wprowadzenia dwóch form udzielania sakramentu [We wszystkich parafiach należy ogłosić, że od tego roku duszpasterskiego, jako jeden z owoców Roku Wiary, stosowane będą dwie formy przystępowania do Pierwszej Komunii Świętej: indywidualna (rodzinna) lub grupowa. Wybór formy należy jedynie do rodziców (analogicznie jak przy sakramencie Chrztu Świętego)] mnie najbardziej uderza konsekwentne nakierowywanie na istotę wydarzeń i zachęta do prostoty: zwykły strój, skromne rodzinne święto, ewentualne prezenty tylko, gdy pogłębiają duchowe przeżycia dziecka.
Nasz syn pierwszy raz przystąpił do Komunii na zwykłej Mszy Świętej. Jako rodzina, która poszła taką indywidualną ścieżką przygotowań, możemy dostrzec właściwie same plusy. Pierwszym jest poczucie odpowiedzialności za decyzję. To my, rodzinnie, zadecydowaliśmy, kiedy nasz syn jest już gotowy (rozumie, co da się zrozumieć, wierzy i pragnie), a duszpasterz tę decyzję zweryfikował i potwierdził. Dzięki ścieżce indywidualnej doświadczyliśmy prawie wyłącznie duchowego charakteru przygotowań do nowego etapu w życiu naszego dziecka. Bo pierwsza komunia to nie jednorazowa impreza, ale początek nowego bycia w Kościele. Choć wszystko odbywało się bardzo „na luzie” czyli bez wynajmowania restauracji, drogich prezentów i szczególnych ciuchów, bo syn co prawda w marynarce, ale i trampkach do kościoła się wybrał, to było to dla nas szalenie ważne, radosne i spokojne wydarzenie. Widziałam łzy szczęścia i wzruszenia w oczach mojego starszaka.
Jestem sobie w stanie tylko mgliście wyobrazić, jak przyjęcie takiej praktyki jako standardu skomplikowałoby działalność duszpasterską. Na szczęście nie muszę się o to martwić. Moim obowiązkiem jest wychować moje dzieci w wierze… najlepiej jak potrafię.
Wiele osób z zaskoczeniem i zazdrością przyjęło informację o naszej decyzji. Sami czuli się przeciążeni zewnętrzną formą przygotowań. Większość, choć zaliczyła wymaganą ilość spotkań i uzbierała wszystkie „karteczki”, czuła się przede wszystkim obciążona nawałem obowiązków, które były, w ich rozumieniu, nieuniknione, bo przyszedł „ten czas”, gdy „cała klasa idzie”. O duchowym wymiarze imprezy nie wspominali prawie wcale. Zewnętrzną stroną przygotowań do pierwszej komunii były też zmęczone i zniechęcone rodziny, które na co dzień bardzo gorliwie wiarą żyją i stanowią dla mnie wzór zaangażowania. Przyglądałam się trochę z boku ich wysiłkom, gdy zdobywali kolejne odznaki i sprawności dla rodzin pierwszokomunistów.
Wydaje mi się, że w absurdy, które zbudowaliśmy wokół wydarzenia, jakim jest pierwsze pełne uczestnictwo dziecka we Mszy Świętej, zabrnęliśmy tak daleko, że aby rozbić to pogańskie myślenie o pierwszej komunii, potrzeba jakiegoś radykalnego odcięcia. Dla mnie takim rozwiązaniem byłoby wyłącznie indywidualne i na wyraźną prośbę rodziców lub samego dziecka przygotowanie do uczestnictwa w sakramentach Pokuty i Eucharystii. Oczywiście można zapytać, ilu rodziców bez presji „hurtowej ceremonii” przyprowadzi swoje dzieci do Kościoła i poprosi o kolejne sakramenty dla nich. To jednak inny ważny temat… czy potrzebujemy w kościołach ochrzczonych pogan.
Moje dzieci też niedawno były u pierwszej komunii, jedno 2 lata temu, a drugie cztery lata temu. Razem z klasą. Nawet nie wiedziałam, że można umówić się na komunię indywidualną. Przezycie duchowe to niestety nie było, ale ja się nie spodziewałam wcale duchowości. Może dlatego, że ze swojej własnej komunii pamiętam tylko bardzo długą mszę w kościele bez ławek i że bardzo mnie bolały nogi. Nic więcej. U nas w parafii, gdzie moje dzieci przystępowały do komunii, stroje były skromne, nie było rewii mody, bo proboszcz zarządził jednolite skromne ubrania. I dobrze się stało. Ale kościoł jest bardzo mały, więc był tłok niesamowity, a jak w takim tłumie skupić się na czymś duchowym? Niemożliwe. Można by mnożyć zastrzeżenia i uwagi co do sposobu przygotowania dzieci do komunii w Polsce, zaliczania modlitw i odpowiedzi na pytania. Przeszłam to jakoś, dzieci wkuły na pamięć i zaliczyły. Wolałabym, żeby było mniej wkuwania, a więcej radości. Oraz żeby pytania i odpowiedzi były inne. Otwarte, zeby dziecko samo zaczęło myśleć o Bogu. Ale z drugiej strony myślę, że we wkuwaniu na pamięć jest jakaś metoda. Jeśli nawet po pierwszej komunii dziecko odejdzie od wiary, to potem przez te modlitwy zapisane w głowie ma szansę sobie przypomnieć o Bogu w późniejszym okresie życia. Jeśli natomiast w ogóle o religii się nie mówi, temat komunii jest tabu, jak np we Francji, to faktycznie wiara staje się wiarą niewielu, wiarą 4% społeczeństwa. Nie mnie sądzić, czy to źle, czy dobrze. Moja koleżanka mieszkająca we Francji spotkała się z oburzeniem, że ośmieliła się mamę jakiegoś dziecka zapytać o organizację pierwszej komunii, bo we Francji o religii się nie rozmawia, nie jest to w dobrym tonie. We Francji pierwsze komunie, jak i chrzty są na indywidualne zamówienie. Dlatego rodzicom trudniej się zebrać i przygotować, a może dlatego właśnie mało dzieci przystępuje do komunii?
Wierzę, że można zrobić coś, aby sytuację polepszyć. Na przykład byłam na pierwszej komunii w Irlandii. Msza była prawie w całości organizowana przez dzieci, dzieci cały czas występowały i każde miało jakąś rolę do wygłoszenia. Teksty biblijne i liturgiczne były uproszczone, tak aby dziecko je mogło pojąć. To była piękna uroczystość. Może też dlatego, że w wielkiej i pięknej katedrze nie było tłoku i można się było skupić?
Jeśli rodzicom trudno się zmobilizować, to warto ich zachęcać, inspirować, a nie domniemywać, że skoro dziecko jest w klasie odpowiedniej (teraz bałagan powstał przez reformę edukacji), to dziecko jest gotowe i rodzina cała też.
Przygotowanie do uczestnictwa w sakramentach jest doskonałym momentem, aby odnowić wiarę w rodzinie. Wiara nie rodzi się z powtarzania formułek (często w nerwowej atmosferze), których dziecko (i rodzic często też) nie rozumie.
A ja się nie zgodzę, komunia powinna być zbiorowa i to wcale nie przeszkadza w jej przeżywaniu. Ja dokładnie nie pamiętam tego momentu ale pamiętam emocje z tym związane, po prostu „wow” :-), coś nowego ale nie rozumiałem istoty :-). Istota przyszła dużo później, gdy przez swoje zaniedbania zaniedbywałem komunię św. Po prostu tęskniłem do niej (nawet nieświadomie) i tak mi zostało :-), tęsknię za spotkaniem z Chrystusem, chociaż nie zawsze mam gratyfikacje emocjonalne, gdy z Nim się łączę. Napiszę jeszcze o jednym, ale odkryłem to bodajże 3 lata temu :-). Tak więc mimochodem odkryłem, że moja świeca chrzcielna zawiera obrazek z Jezusem wystawionym w monstrancji. Wow !! :-), Jezus eucharystyczny już w czasie Chrztu św. chciał być ze mną !!! Normalnie przewrót kopernikański :-). Teraz świeca już się wypala i obrazek też się spala, już pół monstrancji się wypaliło :-), żartuję, że jak się wypali do końca to już umrę :-). Oczywiście żartuję, chociaż kto wie ? :-). No ale chcę podkreślić, że sakramenty, to przede wszystkim WOLA BOŻA i nie zawsze trzeba mieć tego pełnię świadomości. Świadomość może przyjść po latach a więc nie marudźmy, tylko kochajmy swoje pociechy i cieszmy się, że mogą przystępować do I komunii św. bo to jest święto a że dzieci do końca tego nie rozumieją ? Rozumieją, tylko na swój sposób, my przede wszystkim powinniśmy je kochać a one później same zrozumieją, że mają jeszcze inną osobę – Jezusa, która je kocha – amen.
Rozumiem argumenty za wspólnym przystępowaniem do pierwszej komunii. Mogłabym się z nimi zgodzić pod warunkiem, że znajdziemy inny sposób, aby oczyścić to wydarzenie z folkloru, którym obrosło, a który niewątpliwie utrudnia młodemu człowiekowi i całej rodzinie koncentrację na tym, co ważne (bo prezenty, goście, zdjęcia, makijaże). Sama pamiętam swoją pierwszą komunię. To było dla mnie bardzo wielkie wydarzenie, w którym „oprawa” w postaci wałków na włosach, wizyt u krawcowej, wielkiego gotowania tylko przeszkadzała. W tej chwili okołokomunijna szopka jest jeszcze trudniejsza do zniesienia. Wręcz niemoralna czasami, bo czy chrześcijańskie świętowanie polega na drogich imprezach na pokaz i na kredyt oraz prezentach z kategorii komputer/ quad/ super telefon. Sakrament jest tu tylko pretekstem.
Nie uważam, że warunkiem koniecznym jest pełne zrozumienie. Jednak kierunek przygotowań w postaci dodatkowych katechez i zaliczania modlitw właśnie na to wskazuje. Po zebraniu wystarczającej liczny stempelków sakrament się należy. To właśnie jest spłaszczanie istoty rzeczy.
Pierwsza Komunia – ani cyrk ani ósmy sakrament.
Jest jakimś kompletnym niezrozumieniem istoty tego sakramentu łączenie go z hucznymi przyjęciami w wynajętych knajpach ( na moim terenie są restauracja, które zaczęły specjalizować się w tym dochodowym precedensie). Komunia święta nie jest pogańską ucztą kanibali, ale pamiątką i uobecnieniem ostatniej wieczerzy Pana, który następnego dnia został ukrzyżowany. Pierwsza komunia jest także takim sakramentem jak wszystko w kościele. Ale Paweł w pierwszym liście do Koryntian 11,20 – 22 pisze bardzo wyraźnie: niektórzy przychodzą na posiłek komunijny tylko po to, aby zaspokoić głód i pragnienie. Tym samym przeczą sensowi sakramentu.
Komunię spożywamy nie po to, by się najeść, lecz po to, by uobecnić wieczerzę Pana. Cały problem leży w tym, że dzisiejszy człowiek w dużej mierze zagubił wrażliwość na to, co symboliczne i sakramentalne. Nie jest prawdą, że każdy człowiek jest religijny ( pogląd prof. Zofii Zdybickiej). Są ludzie niereligijni i nie życzą sobie by ich za religijnych uważać. To, że są ślepi i głusi na pewne symbole i sakramentalne obrzędy nie jest ich winą. Może odbierają je jako niezrozumiałe, sztywne i anachroniczne, bo dokonał się w tych znakach proces rytualnej mumifikacji.
Trzeba przywrócić sakramentom ich pierwotną prostotę. W pierwszych wiekach „sacramentum” oznaczało nawrócenie i przysięgę na wierność Chrystusowi aż po męczeńską śmierć. Pierwszy Tertulian nazwał chrzest sakramentem, ale u Ojców Kościoła określenie chrzest obejmowało 3 stopnie: chrzest, bierzmowanie i Eucharystię. To chrzest i bierzmowanie otwierały dostęp do Komunii w pełni świadomy. Byłoby pięknie, gdyby deklarowany przez Kościół „powrót do źródeł” uwzględnił i to zagadnienie. Bierzmowanie i w pełni świadomie przyjęta pierwsza Komunia święta być może ustrzegła by wielu wierzących przed konsumpcyjną postawą wobec sakramentów, sakramentalizmem i magią.
Ja ze swojej pierwszej Komunii pamietam przede wszystkim długie próby, w których najważniejsze było, aby dobrze sie ustawić. Było bardzo dużo dzieci 3 msze (moja o 8 rano) w kilka niedziel pod rząd, po ok 60 dzieci na jednej mszy i cały czas musielismy stać, nie było ławek… Takie warunki, przy wyżu, kościele budowiemi nowym wielkim osiedlu 🙂
Teraz Zastanawiałam sie na przygotowaniem moich bardziej indywidualnym dzieci do tzw. wczesnej pierwszej komunii, ale nie wiem jeszcze czy to wybiorę. Moze Komunia razem z klasa jest okazja do wzięcia udziału w życiu parafii, pewnego zbliżenia sie z innymi rodzicami z parafii?
Nie uważam, że warunkiem koniecznym jest pełne zrozumienie. Jednak kierunek przygotowań w postaci dodatkowych katechez i zaliczania modlitw właśnie na to wskazuje. Po zebraniu wystarczającej liczny stempelków sakrament się należy. To właśnie jest spłaszczanie istoty rzeczy.