Pogoń za niemożliwym czyli kilka refleksji o Mistrzu Eckharcie

Niektóre stwierdzenia Mistrza Eckharta uznano kiedyś za heretyckie, co mnie naturalnie zachęciło do lektury jego pism. Mistrz Eckhart ma coś w sobie, jakąś taką lekkość i absurd, coś, co mnie pociąga i zmusza do myślenia. Wydaje się, że miał otwarty umysł i nie obstawał uparcie przy raz powziętym poglądzie, ale myślał dalej i głębiej, był po prostu twórczy. Nie był przy tym jedynie intelektualistą, ale miał umiejętność łączenia swych przemyśleń z doświadczeniem życiowym. Nie uchroniło go to bynajmniej od tego, że niektórym jego zaleceniom zupełnie brak praktyczności. Może Mistrz Eckhart inspirować, ale nie byłabym sobą, gdybym uznała kogokolwiek za swojego mistrza w tym sensie, że podchodziłabym do niego bezkrytycznie. A więc trochę zachwytu i trochę krytyki.

Bóg nie jest naszym panem

Jedno z uznanych za heretyckie twierdzeń Eckharta: „Ostatnio rozmyślałem nad tym, czy naprawdę chciałbym coś przyjąć od Boga lub też coś od Niego pragnąć; chciałbym się dobrze nad tym zastanowić, ponieważ w tym względzie, w jakim otrzymałbym coś od Boga, byłbym Jego podwładnym czy niższym od Niego, tak jak sługa czy pachołek, On zaś w swym dawaniu byłby jak pan – a tak nie powinno być między nami w życiu wiecznym”.

Czy Mistrz nie posunął się za daleko? Wywyższył człowieka i poniżył Boga. Czy wywyższenie musiało odbyć się kosztem poniżenia? Na jakimś poziomie duchowym znika hierarchia, znika przewaga i różnica między Bogiem a człowiekiem, znika sytuacja poddaństwa. Ale przecież nasze słownictwo biblijne od zawsze stawia Boga ponad człowiekiem. Bóg – stwórca, człowiek – stworzenie. Bóg – dawca, człowiek – proszący. Bóg wszechmocny, człowiek o siłach ograniczonych i skończonych. Człowiek – proch marny, korzy się w popiele przed majestatem. Bóg – świetlisty króluje na tronie otoczony cherubinami i zastępami, człowiek – niegodny, zasłania sobie oczy przed oślepiającym blaskiem. Bóg – ojciec, człowiek – syn marnotrawny. Boga należy prosić o dobro, modlić się do Niego o nadejście królestwa. Ale jednocześnie – czy nie wiecie, że bogami jesteście? Dlaczego relacja pana i sługi jest niewłaściwa według Mistrza? Dlaczego relacja proszenia jest niewłaściwa? Dlaczego Mistrz zachwala równość stron? Sługa ulega panu, musi czynić jak mu pan nakazuje, nawet jeśli nie wie dlaczego, nawet jeśli się z tym nie zgadza. Sługa boi się pana. Sługa nie będzie do końca szczery wobec pana. Podległość zabija przyjaźń i miłość. Miłość natomiast wyklucza podległość. Musi istnieć jakaś sprzeczność między podległością / posłuszeństwem a miłością /przyjaźnią. Posłuszeństwo nigdy nie wydawało mi się cnotą. Słowa Mistrza wywołują we mnie poczucie wolności. Są świeże, nowe i prowokacyjne. Zmieniają nasz utarty sposób myślenia. Pozwalają odetchnąć pełną piersią.

Każdy dobry człowiek jest Chrystusem?

Inne heretyckie słowa Mistrza Eckharta: „Dobry człowiek jest jednorodzonym Synem Bożym”. Gdyby jeszcze napisał: jest Synem Bożym, ale nie: jest jednorodzonym Synem Bożym! Czyli Chrystusem. Jakże to? Pomyślmy. Według Eckharta najwyraźniej dystans między człowiekiem a Bogiem, między człowiekiem a Chrystusem nie jest zbyt wielki, albo nie ma go w ogóle. Nie myślmy o Chrystusie w kategoriach hierarchii. Czy nazwał nas swoimi sługami? Nie, ale przyjaciółmi. Zamiast Chrystusa nad nami wyobraźmy Go sobie obok nas. Zamiast modlić się do Niego, po prostu z Nim porozmawiajmy. On musi być tak samo zainteresowany nami, jak my Nim. Czy każdy z nas może stać się Chrystusem, pomazańcem i wybranym, umiłowanym przez Boga? Jesteś moim synem umiłowanym / córką umiłowaną, w tobie mam upodobanie – może te słowa Bóg skierować do nas? Jeśli tak pomyślimy i uznamy, że to możliwe, napełni nas wielka radość i zaznamy nieco wolności. Paradoks jest oczywiście w tym myśleniu, bo jednorodzony, a jednak nie jeden.

Porzuć siebie – ale jak?

Już teraz przejdę do tych zdań Eckharta, które nie były potępione: „Musisz wiedzieć, że w tym życiu żaden człowiek nie porzucił siebie tak dalece, by nie odczuwał, iż musi porzucić siebie jeszcze bardziej. Jest to równowartościowa wymiana i sprawiedliwy handel: w jakiej mierze opuścisz wszystkie rzeczy, w takiej – i to ani mniej, ani więcej – Bóg wniknie w ciebie, i to wraz ze wszystkim, co Jego, jeśli ty we wszystkich rzeczach wyrzekłeś się tego, co twoje”. (Mowy pouczające, cz. 4)

Porzucasz siebie, i co się z tym porzuconym tobą dzieje? Wyrzucasz siebie – dokąd? Na śmieci? Siebie – cóż to właściwie znaczy? Cały dzień myślimy: ja, mną, o mnie, siebie, sobą, sobie. Cały dzień jesteśmy sobą, w sobie, robimy rzeczy dla siebie, wysilamy siebie, czujemy siebie, spostrzegamy poprzez siebie i dzięki sobie. Bez „siebie” nie ma życia. Bez ciała nie ma życia. Bez zmysłów nie ma życia. Bez umysłu nie  ma życia. Bez emocji, myśli, widzenia, słuchania i dotykania – nie ma człowieka. Porzucić siebie to porzucić człowieka. Porzucić tak skutecznie, aby wszystko, co jest człowiekiem zniknęło. A w to miejsce ma pojawić się Bóg. Tylko kto będzie Go odczuwał, jeśli „ja” zniknie? Czy Bóg nie jest pragnieniem „mnie”, mojego „ja”? Nie widzę możliwości, żebym mogła porzucić siebie do tego stopnia, żeby mi na sobie nie zależało. Jedyną taką sytuację widzę wtedy, jeśli cierpiałabym do tego stopnia, że wolałabym umrzeć niż żyć. Jeżeli życie stałoby mi się obojętne i wręcz nie do zniesienia, pożegnałabym się ze swoim „ja”, bo nicość wydałaby mi się atrakcyjniejsza. A teraz mam tak: poniedziałek: ja, wtorek: ja, środa: ja… Podobnie do Eckharta myślał chyba św. Paweł, kiedy mówił, że nie on już żyje, ale żyje w nim Chrystus. Ale jeśli nie ma św. Pawła, bo przestał żyć, to w kim żyje Chrystus? W kimś martwym? W nikim?

Ponadto: skąd wiadomo, na ile się powiodła operacja porzucania siebie? I jeśli porzuciłeś siebie w 100%, to kto o tym zaświadczy, jeśli to twoje porzucone ja już nie jest z tobą? Bóg chce zająć moje miejsce, miejsce, gdzie wcześniej było moje „ja”. Ale czy Bóg wszechmocny nie mógłby się tam pomieścić mimo mojej obecności? Czy Bogu brak miejsca? Czy jest jako ta lawa, która wdziera się w puste doliny, w doły po moim „ja”? Porzucone „ja” – co się z nim dzieje, czy nie zajmuje jakiegoś innego miejsca we wszechświecie? Nie porzucę mojego drogiego „ja”. Jest ono dla mnie użyteczne i prowadzi mnie przez życie lepiej lub gorzej, ale zawsze jest ze mną, mój wierny towarzysz. Jedyni ludzie, których spotkałam, którzy porzucili swoje „ja” byli w trumnach. Może poszli szukać swojego „ja” po Polach Elizejskich.

Trzecia zasada dynamiki wymyślona przed Newtonem

Izaak Newton w XVIII wieku wymyślił: „Oddziaływania ciał są zawsze wzajemne. W inercjalnym układzie odniesienia siły wzajemnego oddziaływania dwóch ciał mają takie same wartości, taki sam kierunek, przeciwne zwroty i różne punkty przyłożenia (każda działa na inne ciało)”.

Mistrz Eckhart w XIV wieku wymyślił: „A to, czego ty wpierw szukałeś, teraz ono szuka ciebie; za czym ty wpierw goniłeś, teraz ono goni za tobą; a przed czym ty wpierw chciałeś uciec, teraz ono ucieka przed tobą”. (Mowy pouczające, cz. 5)

Mamy tu ciekawą współpracę nauki i religii, prawda? Tak jak ty gonisz Boga, tak On goni ciebie. Tak jak ty uciekasz przed złem, tak zło ucieka przed tobą. Ciekawe, czy Newton czytał Eckharta.

Bóg wszystkim we wszystkich

Ten, komu ciągle coś przeszkadza w doświadczeniu Boga, ma przeszkodę w samym sobie, albowiem „Bóg w nim nie stał się jeszcze dlań wszystkimi rzeczami. Gdyby bowiem stał się nimi, to we wszystkich miejscach i pośród wszystkich ludzi byłby zadowolony i czuł się dobrze; albowiem wtedy miałby Boga, a tego nikt by mu nie mógł zabrać”. Nie należy zadowalać się Bogiem, o którym się myśli. Należy jakoś Go mieć w istocie, w realnym byciu. Wtedy takiemu człowiekowi mającemu Boga „wszystkie rzeczy smakują Bogiem i we wszystkich rzeczach jawi mu się obraz Boga”.

To piękne, rzeczywiście. Jak tu posiąść Boga w taki sposób? Nie wiadomo. Jakąś metodą prób i błędów zapewne, a pierwszym krokiem ma być porzucenie siebie, czyli rzecz niemożliwa. Do czego można porównać ten cudowny stan? Chyba do zakochania. Z tym że zakochanie trwa kilka miesięcy (no chyba że zakochujemy się po kolei w wielu osobach, wtedy możemy nasze euforie multiplikować), a ten stan posiadania Boga chyba ma być jakoś trwały, żeby nam wystarczył choć na jedno życie. Będąc zakochanym postrzegamy świat zupełnie inaczej. Padół łez nie przychodzi nam zupełnie do głowy. Chcemy śpiewać i tańczyć. Patrząc na ludzi widzimy w nich samo dobro. Uśmiechamy się do siebie i uznajemy, że życie jest najlepszym wynalazkiem na świecie. Zastanawiamy się też, jak to było możliwe, że wcześniej w ogóle tego piękna i dobra nie dostrzegaliśmy.

Cierpienie jest dla Boga rozkoszą

„Bóg cierpi wraz z człowiekiem, ba, cierpi On na swój sposób bardziej, i to nieporównanie bardziej, niż cierpi ten, kto cierpi dla Niego” Ale: „Cierpienie jest Niego taką rozkoszą, że cierpienie nie jest dla Niego cierpieniem. I dlatego, gdybyśmy byli ludźmi prawymi, to także dla nas cierpienie nie byłoby cierpieniem; byłoby ono dla nas rozkoszą i pociechą”. (Księga boskiej pociechy)

Czyli tak naprawdę Bóg nie cierpi, skoro się cierpieniem rozkoszuje. Takie cierpienie się nie liczy, nikt bowiem z nas, ludzi, nie potrafi zamienić cierpienia w rozkosz, chyba że jest masochistą. Dlatego drażni mnie tu Mistrz Eckhart, ujmując prawości tym, dla których cierpienie jest po prostu bólem i trudem. Nie oszukujmy się, nie uwznioślajmy cierpienia, nie stawiajmy sobie wielkich wymagań. Wymagać od człowieka, żeby cierpienie było rozkoszą jest nierealne i okrutne.

To wstyd rozpaczać i skarżyć się

„Dobry człowiek nie powinien nigdy skarżyć się z powodu doznanych szkód czy cierpień; raczej powinien ubolewać nad tym, że się skarży i że spostrzega w sobie skargi i cierpienia” (Księga boskiej pociechy). Następnie twierdzi Mistrz, że człowiek powinien wstydzić się czegoś takiego, a skłonność do rozpaczy i mówienia o swoich nieszczęściach jest oznaką, że Bóg nie działa w danym człowieku. Autorzy Psalmów mieli jednak więcej zrozumienia dla słabości i delikatności człowieka, lamentowali przecież nad człowieczym losem bardzo przejmująco. Zgadzam się z autorami psalmów, nie z Eckhartem, który lubi pokazywać swój wielki hart i odporność fizyczną i psychiczną. Uważam, że człowiek cierpiący musi się skarżyć, musi się buntować, chyba że cierpi już tak bardzo że nie ma sił nawet na cichy jęk. Rozpacz jest rzeczywiście głosem przeciwko Bogu i dlatego tak się jej boją wszelacy święci nauczyciele.

Wiele dobrych dróg

„Bóg nie uzależnił zbawienia człowieka od jakiejś szczególnej drogi. Co ma jedna droga, tego nie ma inna; ale możność osiągnięcia celu związał Bóg z wszystkimi dobrymi sposobami i żadnemu z nich tego nie odmówił, albowiem jedno dobro nie sprzeciwia się drugiemu”. „Widząc drogi innych ludzi, trzeba bardziej baczyć na to, jakie mają zamiary, a nie gardzić czyjąkolwiek drogą. Nie może każdy postępować tylko tą samą drogą i nie mogą wszyscy postępować tylko jedną drogą, ani też jeden człowiek nie może postępować wszystkimi drogami ani każdą drogą” (Mowy pouczające, cz.17)

Każdy zatem może poszukiwać Boga na własny sposób i wybrać so, bie drogę, jaką uważa za właściwą dla siebie samego. Nie powinien też człowiek osądzać innych, którym wydaje się lepsza inna droga. Dodam od siebie: nie powinniśmy też osądzać tych, którzy nie są na żadnej drodze do Boga. Czasem droga od Boga jest konieczna. Można oddalić się, aby spojrzeć na problem z szerszej perspektywy. Jeśli Bóg chce, to na pewno nas znajdzie i umieści na dobrej drodze, teraz albo kiedy indziej.

Stoicyzm – to nie dla mnie

„Musisz jednak wiedzieć, że przyjaciele Boga nigdy nie są bez pociechy; albowiem co Bóg chce, to jest ich najwyższą pociechą bez względu na to, czy jest to pociecha, czy brak pociechy”. (Mowy pouczające, cz. 10) A ja jednak widzę różnicę: pociecha to zupełnie co innego niż brak pociechy. Wolę pociechę, bo brak pociechy sprawia, że cierpię. Brak pociechy nijak nie może być dla mnie żadną pociechą.

„Jeśli jednak zrodziłoby się we mnie dziecię (tak Eckhart nazywa duchowe narodzenie), a ja ujrzałbym wtedy, jak na moich oczach zabijają mojego ojca i wszystkich moich przyjaciół, to nie poruszyłoby to mego serca. Gdyby jednak poruszyło to moje serce, to znaczyłoby,  że dziecię się we mnie nie zrodziło, choć być może było bliskie narodzin”. (Kazanie 35)

To ja z pewnością wolałabym, aby dziecię się we mnie nie zrodziło. Jak można chcieć takiej obojętności, takiej niewrażliwości i nieczułości? Cierpiący ludzie na pewno poruszali serce Jezusa i dlatego chętnie ich uzdrawiał. Po drugie, w jaki sposób można osiągnąć tę niewrażliwość? Czy jest to w ogóle możliwe? Z opowieści ludzi, którzy przeżyli obozy koncentracyjne wynika, że często tracili wrażliwość na losy bliskich, aby przeżyć, aby ochronić się przed dewastującym psychicznie skutkiem takiego szoku, takiego niewyobrażalnego cierpienia. Gdyby Mistrz Eckhart pobył trochę w obozie hitlerowskim, być może osiągnąłby idealną obojętność.

Ułuda stoików polega na nieliczeniu się z prawami ludzkiej psychiki. Filozofować sobie można do woli, aż przyjdzie co do czego, czyli aż cierpienie spadnie na filozofa. Tak pisze Jan Kochanowski w Trenie 9:

Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!

Która, jeśli prawdziwie mienią, wszytki żądze,

Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,

A człowieka tylko nie w anioła odmienić,

Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,

Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje.

Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszkę sobie,

Jednaką myśl tak w szczęściu, jako i w żałobie

Zawżdy niesiesz. Ty śmierci namniej się nie boisz,

Bezpieczna, nieodmienna, niepożyta stoisz.

Ty bogactwa nie złotem, nie skarby wielkimi,

Ale dosytem mierzysz i przyrodzonymi

Potrzebami. Ty okiem swym nieuchronionym

Nędznika upatrujesz pod dachem złoconym,

A uboższym nie zajźrzysz szczęśliwego mienia,

Kto by jedno chciał słuchać twego upomnienia.

Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje

Na tym strawił, żebych był ujźrzał progi twoje!

Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony

I między insze, jeden z wiela, policzony.

Jan Kochanowski za nic ma nauki mądrości, nauki stoików po tym, jak spotkało go prawdziwe nieszczęście. Prawdziwa gorycz bije z jego słów, czuje się wręcz oszukany przez tych, co głoszą, że można być jednakowym w szczęściu i nieszczęściu. Oszustwo i złudzenie! Świetny wiersz, choć staropolski.

Mistrz Eckhart niezłomnie natomiast zapewnia: „Kiedy więc dojdziesz do tego, że nie będziesz czuł zgryzoty ani troski o cokolwiek, tak że zgryzota nie będzie ci zgryzotą, a wszystkie rzeczy przynosić ci będą tylko pokój, wtedy rzeczywiście urodzi się w tobie dziecię”. Może i w Mistrzu dziecię się jakieś zrodziło, ale z pewnością żadne dziecię mu w życiu nie umarło.

Bóg blisko, a my daleko

„Bóg jest zawsze gotów, my jednak jesteśmy aż nadto niegotowi; Bóg jest blisko nas, ale my jesteśmy daleko od Niego; Bóg jest wewnątrz, ale my jesteśmy na zewnątrz, Bóg (w nas) jest w domu, jednakże my jesteśmy tam na obczyźnie”. (Kazanie 36)

I znów moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina! No bo skoro Bóg tak blisko, tak w domu, tak wewnątrz, a my tak daleko itd. to oczywiście nasza wina. Jesteśmy niegotowi. Bóg za to gotowy i doskonały. Ale Bóg to Bóg, czy nie musi być doskonały? Przecież On po prostu nie może nie być niegotowy! My zaś odwrotnie, czyż naszym losem i przeznaczeniem nie jest być niegotowymi, niedoskonałymi, dalekimi od siebie i Boga? Nie obarczajmy się winą za ten los. Tak jest i Bóg z pewnością widzi, w jakiej marnej jesteśmy pozycji wobec Niego i nie ma nam tego za złe.

13 myśli nt. „Pogoń za niemożliwym czyli kilka refleksji o Mistrzu Eckharcie”

  1. Czytalam Twoje rozmyslania prowadzac z Toba rownolegle rozmowe. Dialog. Mam duzo refleksji sprowokowanych Twoimi rozwazaniami, ale tu napisze tylko jedna. Dotyczaca ostatnich Twoich slow – rozwazania na temat tego, iz Bog jest blisko a my daleko. Nie bede podnosic kwestii mojej interpretacji tych slow. Chce tylko zwrocic uwage na Twoj komentarz ich dotyczacy. Po wielokroc uzylas slowa WINA. Zupelnie nie wiem, na jakiej podstawie? Mistrz o winie w zacytowanych slowach nie mowi. Ani doslownie ani tez w przenosni. Te slowa maja prowokowac do rozwijania naszej swiadomosci, rozmyslan, podpowiadac, wskazywac sciezki rozwoju a nie wzbudzac poczucie winy. Rzekne tez – ze wzbudzenie poczucia winy – czesto stosowane jest jako narzedzie przez tych, co uwazaja iz tylko kosciol katolicki wskazuje jedyna, sluszna sciezka do poszukiwan Boga i do prob jego odnalezienia. Sam Mistrz mowi o tym, ze sciezek jest wiele. Wiec wnioskuje, ze Twoja interpretacja, rozwazania i uzycie slowa WINA, jest nieswiadoma konsekwencja rozwijania w nas katolikach przez kosciol wlasnie poczucia winy ( poczatek ma to juz na starcie – rodzimy sie z grzechem pierworodnym, juz niegodni, winni). Zatem majac tak jasny, piekny umysl, otwarte serce, bedac w drodze i poszukujac…mysle, ze pomocnym moze byc Ci refleksja nad slowem WINA, POCZUCIE WINY. Czym to uczucie dla Ciebie jest w rozmyslaniach o Bogu, poszukiwaniach swoich drog do niego. Poczucie winy potrafi byc bardzo falszywym i zludnym drogowskazem, bedac tylko efetem indokrynacji lub manifestacji naszego ego. Na przyklad:). Pozdrawiam cieplo. Kasia

  2. pani Anno, lubie pani sposob pisania, lekki, bezpretensjonalny, a jednoczesnie prowokujacy do przemyslen..

    problem WINY, o jaki zahaczyla pani Kasia.. jest iniezwykle nteresujacy..

    z jednej strony .. wg. teorii umyslu myslenie przyczynowo- intencjonalne musialo doprowadzic czlowieka do wysnucia wniosku, ze slabosc jego natury wobec licznych zagrozen z wewnatrz i zewnatrz (choroby, kleski zywiolowe) jest konsekwencja jego WINY..
    tak byc moze zrodzilo sie tez pojecie grzechu pierworodnego..
    nieziszczone marzenie czlowieka o niesmiertelnosci zrodzilo w nim mysl, ze jest to konsekwencja jego zawinienia.. wobec kogos, czegos ( Boga, prawa)..

    z drugiej strony, jesli jedynym celem mowy jak twierdzi lord Macaulay, nie jest prawda, czyli przekaz informacji, lecz perswazja, a język, który może byc przydatny do przekazywania informacji, służy przede wszystkim do przekonywania, (perswazji, manipulacji).. zas najskuteczniejszym testem ludzkiej inteligencji wg. z kolei hipotezy „makiawelicznej inteligencji” jest zdolność do oszukiwania innych ludzi oraz odkrywania ich oszustw.. pojecie WINY nabiera niezwykle pejoratywnego wydzwieku.. i jak widac z naszych doswiadczen ten wydzwiek nie jest zludny, gdyz wykorzystywane jest ono glownie do oszukiwania , do czerpania zysku, oraz do podporzadkowania sobie ludzi..
    (jestes winny, ale ja znam sposob, aby cie od tej winy uwolnic, dam Ci sposob, na wybawienie ( zbawienie)..

    jednak nie zapominajmy tez o tym, ze pojecie WINY przyczynilo sie z pewnoscia do powstania pojecia ODPOWIEDZIALNOSC.. 🙂

  3. Wina może być efektem manipulacji, może być też złudzeniem. Chrześcijaństwo przesiąknięte jest winą. Jeśli nie było winy, grzechu pierworodnego, Adama, to nie byłoby sensu w misji Chrystusa, tak? A może nie? Może to tylko jedno rozumienie misji Chrystusa. Teraz wróćmy do rozważań o poszukiwaniu początków poczucia winy. Czy zwierzęta czują winę jeśli zabijają dla pożywienia lub walczą o władzę i dominację? Nie wiem, ale myślę, że nie. Wina dopiero pojawia się u ludzi. Dlaczego człowiek obarczył się winą za zło? Bo nie chciał uczestniczyć w ewidentnym złu natury świata. To widać najbardziej w buddyzmie, gdzie winą jest zabicie komara i już to stwarza negatywną karmę. CDN

  4. Jaka jest zasada natury? Świata przyrody, w którym jesteśmy i nie mamy odpowiedzialności za stworzenie jego ani jego zasad. Zasada jest taka: przetrwają najsilniejsi, ci , którzy upolują zwierzę, znajdą wodę, a gdy przyjdzie do konfrontacji, walki: unieszkodliwią przeciwnika. Walka o przetrwanie zakłada przemoc: wobec zwierząt, wobec ludzi. W pewnym momencie człowiek zrozumiał, że walcząc o byt musi zadawać ból innym, i to zrodziło poczucie winy. Empatia zrodziła poczucie winy. Ale przecież nie możemy całkowicie poddać się poczuciu winy, bo nie my wymyśliliśmy zasady drapieżnej przyrody! Ci, którzy widzą winę w zjadaniu mięsa, zniszczeniu drzewa, kwiatka i marchewki w zasadzie muszą pogodzić się, że konsekwentna taka postawa doprowadzi do ich śmierci fizycznej, bo człowiek to zwierzę cudzożywne, żyje, bo umierają inne organizmy.
    Ale wina z pewnością istnieje, nie tak wielka jak by wynikało z Ks. Rodzaju, ale jednak istnieje. Religie poszły za daleko jednak w przypisywaniu człowiekowi winy, bo np. Żydzi uznawali za winę jeśli zjadło się nie to mięso co trzeba, a i teraz , jeśli dobrze rozumiem, są tacy dla których zjedzenie niekoszernego jedzenia jest powodem do poczucia winy. Są winy sztuczne i prawdziwe. Jest też poczucie winy, od którego trzeba się uwolnić, jeśli chce się przeżyć. Ale zawsze człowiek będzie zaplątany w winę. Chodzi o to, żeby się nie dał totalnie wrobić i zmanipulować.

  5. Pani Anno napisala Pani:

    „A może nie? Może to tylko jedno rozumienie misji Chrystusa. ”

    Powolujac sie.. na teorie lorda Macaulay’a, Nicholas’a Humphrey’a oraz Richard’a Alexander’a przedstawilam problem rozumienia winy z perspektywy ewolucji inteligencji..
    problem ewolucji inteligencji tak naprawde wciaz pozostaje dla nauki ..zagadka.. (chyba , ze sie myle).. 🙂
    ale z perspektywy teorii zagadke te probujacych wyjasnic widzimy wlasnie, iz pojecie WINA jak kazde inne slowo w mowie ludzkiej.. jest pojeciem naznaczonym STRATEGICZNYM , manipulacyjnym odcieniem..
    i tak jak napisalam widac to doskonale w naszym zyciu.. w historii naszej cywilizacji..
    dlatego smialam wplesc pejoratywne znaczenie tego slowa w pojecie grzechu pierworodnego.. zreszta kazdego innego GRZECHU rowniez, gdyz istota znaczenia pojecia grzech,, byla mozliwosc jego ODKUPIENIA..
    (czlowiek musial poniesc konsekswencje WINY czyli tzw. odpowiedzialnosc.. )
    to ODKUPIENIE zas jak wskazuje sama nazwa mialo cechy praw ekonomii..
    (ja ci zapewnie odkupienie (wybawienie /zbawienie od winy) , ale ty musisz zaplacic.. (np. kupic barana, kozla , czy inne zwierze ), abym ja potem mogl go ofiarowac na przeblaganie twojego grzechu.. )..
    na fundamencie winy i odkupienia od tejze winy powstaly systemy teokratyczne …

  6. Pani Anna napisala:
    „Ale zawsze człowiek będzie zaplątany w winę. Chodzi o to, żeby się nie dał totalnie wrobić i zmanipulować.”

    uwazam, ze wobec coraz wiekszej swiadomosci ludzi, iz w swietle nauk kognitywnych wolna wola jest zludzeniem.. wobec czego jako ludzie nie mozemy ponosic w pelni moralnej odpowiedzialnosci za swoje czyny w tym winy ( grzechy) .. taki scenariusz bedzie coraz trudniejszy w realizacji..
    szczerze mowiac bardzo chcialabym doczekac czasow, gdy nauka bedzie gotowa naprawiac (leczyc).. ludzka slaba, „skazona” ewolucyjnie nature..
    tylko pytanie brzmi.. czy zdolamy przechytrzyc ewolucje.. czy to ona jednak w rezultacie koncowym przechytrzy nas.. 🙂

  7. Każdy kij ma dwa końce, poczucie winy może zdruzgotać człowieka ale też bez tego mechanizmu człowiek mógłby zamienić się w bestię, to jest jednak element stabilizujący w naszej psychice i zapewne potrzebny ale nieumiarkowanie w każdej kwestii prowadzi do wynaturzeń. Bóg jest lekarzem i ogłaszając że każdy grzech będzie człowiekowi wybaczony (może on sam sobie go wybaczy podczas spotkania z Bogiem twarzą w twarz) więc gdzie tu miejsce na poczucie winy w jakiejś patologicznej odsłonie. Zastanawia mnie tylko to jaka jest realna odpowiedzialność człowieka za to co robi i czuje, czasem wydaje mi się że sami od siebie wymagamy o wiele wiele więcej niż Bóg który zna wszystkie zagadki naszej natury.

  8. Pani Estelo patologiczna odslona jawi nam sie jak juz pisalam w perspektywie ewolucji inteligencji,, w tym tez istnienia ludzkiej mowy..

    natomiast nie pisalam nic z perspektywy chrzescijanstwa, choc tutaj wyraznie istnieja takie same prawa.. winy i odpuszczenia..win..
    ale sa warunki tegoz odpuszczenia..
    te warunki maja charakter czysto ekonomiczny.. niekoniecznie zas finansowy.. 🙂

    musisz wierzyc.. i zyc zgodnie z prawem Bozym ..aby na zbawienie zasluzyc.. no chyba,,ze zbawienie jest dostepne dla kazdego..
    prosze nie zapominajmy jednak, ze chrzescijanstwo jest budowla wzniesiona na fundamencie JUDAIZMU.. systemu stricte teokratycznego.. 🙂

    pani Estel napisala:
    „Zastanawia mnie tylko to jaka jest realna odpowiedzialność człowieka za to co robi i czuje,”

    w swietle nauk kognitywistycznych nasze poczucie odpowiedzialnosc jest zludzeniem, iluzja.. 🙂

  9. Zabawne te Pani przemyślenia i próby polemiki z wglądami Mistrza. To trochę jakby pies próbował interpretować zachowania człowieka. Zupełnie inne poziomy świadomości.

  10. Przemyślenia nie są zabawne. Są rozwijające. Są szukaniem Boga. Pisząc „Zupełnie inne poziomy świadomości” jakby pan mówił -Ja wiem, ja Dominik wiem lepiej. Myślę, że Eckhart nie poszedłby z panem na piwo.

  11. Panie Dominiku! Czy wobec tego Biblia czyli słowa człowieka o Bogu to też tak jakby pies interpretował zachowania człowieka? Przecież Bóg i człowiek to dwa różne poziomy świadomości, czyż nie? Zresztą Pana komentarz brzmi obraźliwie dla mnie. Nie będę z Panem dyskutować. Tak już jest, że myślący ludzie mają prawo myśleć nawet o wglądach Mistrza! Rzecz to niewątpliwie straszna dla Pana.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *