Archiwa tagu: wiara

Bóg jako światłość u św. Jana Ewangelisty

Egzegeta może zajmować się postacią Jezusa w Ewangelii mniej lub bardziej bezbożnie. Dobrze to ukazał w ostatnim swoim felietonie Sławomir Zatwardnicki i nie ma potrzeby wracać do tego tematu. Z drugiej strony jednostronne ukazanie frasobliwego Jezusa pełnego miłosierdzia również nie jest prawdziwe. Chciałbym naszkicować doświadczenie Chrystusa w duchu świętego Jana, „umiłowanego ucznia Pana” i autora słów „ Bóg jest miłością”. Czy św. Jan, apostoł i mistyk, im więcej rozmyślał o postaci Jezusa tym bardziej mógł czuć się wstrząśnięty? W serdecznej bliskości Jezusa, całkowitym otwarciu na nędzę i cierpienie człowieka mógł dostrzec po latach coś, co niewytłumaczalne? Patrzącego Jana, także na coraz częstsze masowe i krwawe prześladowania, ogarnia święta trwoga, o której pisze w Apokalipsie:

I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił;
a obróciwszy się, ujrzałem siedem złotych świeczników,
i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego…
Głowa Jego i włosy – białe jak biała wełna, jak śnieg,
a oczy Jego jak płomień ognia.
Stopy Jego podobne do drogocennego metalu,
jak gdyby w piecu rozżarzonego,
a głos Jego jak głos wielu wód.
W prawej swej ręce miał siedem gwiazd
i z Jego ust wychodził miecz obosieczny, ostry.
A Jego wygląd – jak słońce, kiedy jaśnieje w swej mocy.
Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy…( Ap.1,12—17).

W tej jego wizji postać Jezusa, ducha przenikającego cały kosmos jest przerażająca. Postać Jezusa żarzy się i świeci, a na Jego obliczu jaśnieją światła całego świata. (Nie maja racji ci teologowie, którzy podważają światłość Boga i radzą przed światłem uciekać). W tej wizji świat, jakby zjednoczony, rozpala się w istocie Jezusa. Czyż nie jest On życiem życia, „światłością ze światłości”, blaskiem wszelkiego stworzenia? I czy ta wieczna światłość, lśnienie wspaniałości Boga, nie zstąpiła na świat ciemności? Ten potężny blask Boga we wszechświecie rzuca światło na rzeczy, zdarzenia i serca. Wtedy ukazał się zamęt, zło i nikczemność świata. Czas sądu musiał nadejść.

Ale ten sąd jest jednocześnie zbawieniem, bo oświeca ludzkie serca i daje możliwość wyboru. Ci, którzy wybrali Chrystusa muszą zmienić się we wszystkich patynach swego jestestwa. Dopiero wtedy będzie mógł powstać świat całkowicie przenikniony przez światło Chrystusa. Dla św. Jana wybór Chrystusa oznacza stawanie się nieba. I w Ewangelii, i u św. Pawła, i w Apokalipsie widać wyraźne przekonanie, że ci, którzy w Chrystusa uwierzyli, którzy przyjęli chrzest w Jego imię i pozostali wierni temu chrztowi, są wyłączeni z sądu. ( Henryk Pietras SI). A może ci, którzy sadzą sami siebie, nie będą już sądzeni i będą mogli wejść do świata przenikniętego Chrystusem.? W dalszym ciągu wizji czytamy:

Przestań się lękać!
Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący.
Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków
i mam klucze śmierci i Otchłani ( Ap.1,17—18).

Prawica Chrystusa, która podtrzymuje gwiazdy, kładzie się delikatnie na śmiertelnie przerażonym Janie. Czy potrafię przetrzymać strach spotkania z Nim ( w śmierci)? Jeśli tak, to potrafię wytrwać w oślepiającej Boskości w życiu wiecznym. Chrystus prowadzi nas przez straszliwe doświadczenie śmierci i zagrożenia, abyśmy umieli znieść wieczną radość w Bogu. Na ruinach naszego bytu nadejdzie stan wiecznie Nowego, którego nie da się opisać. Św. Jan może go zaledwie próbować opisać gromadząc i mieszając wszystkie obrazy i kosztowności ziemi:

I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową,
bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły,
i morza już nie ma.
I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe
ujrzałem zstępujące z nieba od Boga,
przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża.
I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu:
«Oto przybytek Boga z ludźmi:
i zamieszka wraz z nimi,
i będą oni Jego ludem,
a On będzie „BOGIEM Z NIMI”.
I otrze z ich oczu wszelką łzę,
a śmierci już odtąd nie będzie.
Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu
już [odtąd] nie będzie,
bo pierwsze rzeczy przeminęły».
I rzekł Zasiadający na tronie:
«Oto czynię wszystko nowe».
I mówi:
«Napisz:
Słowa te wiarygodne są i prawdziwe».
I rzekł mi:
«Stało się.
Jam Alfa i Omega,
Początek i Koniec.
Zwycięzca to odziedziczy
i będę Bogiem dla niego...( Ap.21,1—7).

Tkliwa miłość Chrystusa do ludzi tak wyraźna u synoptyków jest również zaznaczona u św. Jana. Ale u Ewangelisty jest również mocno zarysowana potęga Zbawiciela, która może przerażać. Św. Jan pozwala prowadzić się tej sile w stronę życia i światła bez końca. Chrystus jest dla niego życiem i światłością. I wszędzie, gdzie jest życie i światłość, stoi przed nim Chrystus, może zakryty, ale rzeczywisty. W naszych jakże częstych ciemnościach powinien zabłysnąć wieczny byt, wieczna światłość, boski Logos. Takie było doświadczenie Chrystusa w życiu św. Jana Apostoła i takie jest jego żądanie wobec nas.

Mój Jezus (cz.2)

Kim jest Jezus Chrystus w świetle tych dokumentów będących jednocześnie świadectwami wiary?
Apostołowie najczęściej na kartach Nowego Testamentu świadczą, że Jezus to Syn Boży. Apostoł Paweł całą swą naukę streszcza w słowach: „Jest to Ewangelia o Jego Synu” (Rz 1, 3.9; por. 2 Kor 1,19; Ga 1,16). Jezus ziemski działał i przemawiał w imieniu „swego Ojca”; Syn i Ojciec znają się wzajemnie (J 10,15) i wspólnie działają! (J 5,17, 20). Podobnych tekstów jest bardzo wiele.
Wiara w Synostwo Boże Jezusa jest wyróżnikiem chrześcijaństwa. To prawda – myślał Bob, że inne religie też mówią o synach Bożych, cyklicznych wcieleniach i reinkarnacjach. Ale jedynie chrześcijaństwo łączy wiarę w Synostwo Boże Jezusa z eschatologicznym roszczeniem samego Boga, które głosi, że Bóg w Jezusie z Nazaretu objawił się raz na zawsze, w sposób ostateczny. Odtąd człowiek musi dokonać wyboru: za lub przeciw Bogu.
Biblia ukazuje Jezusa Chrystusa jako odwiecznego Syna Bożego. Apostoł Paweł w liście do Filipian mówi o Jezusie, który choć posiada naturę Boga, przyjął postać sługi i którego (po śmierci krzyżowej) Bóg wywyższył jako Pana ponad wszelkie moce. W tym liście jest mowa o kosmicznym wydarzeniu. Człowiek znajduje się w niewoli grzechu – niewoli sił kosmicznych. Chrystus przyszedł niejako z zewnątrz (z góry) podporządkowując się tym siłom w posłuszeństwie. Ale znosząc tu na ziemi to „cielesne” zdeterminowanie, uczynił to jako Pan Kosmosu, aby nas odkupić.
Odkupienie to nasze zbawienie, które osiąga się przez wiarę w Jezusa. Jezus wielokrotnie mówi, zwłaszcza w Ewangelii Janowej, że został posłany przez Ojca (5,23-37; 6,38nn; 44; 7,28nn;i inne), że przybył „z nieba” (3,13; 6,38-51) lub „z wysoka” (8,23) i że wyszedł od Ojca (8,42 nn.). O tej preegzystencji Jezusa napisano już w pierwszym zdaniu Ewangelii Jana: „Na początku było Słowo” (1,1). Inaczej mówiąc, przed wszystkim jest Słowo, którym – precyzuje dalej Jan – jest odwieczny Syn Boży, Jezus Chrystus.
W liście do Kolosan apostoł Paweł mówi o pośrednictwie stwórczym tego Chrystusa: „On jest obrazem Boga niewidzialnego – Pierworodnym wobec wszelkiego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,15-17). Z tej perspektywy Wcielenie Chrystusa jest przewyższającym wszystko wypełnieniem się historii, jest pełnią czasu. A śmierć Chrystusa na krzyżu i zmartwychwstanie jest punktem szczytowym tego samoobjawienia Boga.
– Czy Jezus Chrystus, jako odwieczny Syn Boży, nie wydaje się jednak zbyt daleki dla mentalności współczesnego człowieka? – pytał dalej Bob.
– Tak nie jest, ponieważ Nowy Testament ukazuje równocześnie Jezusa Chrystusa jako prawdziwego człowieka „Syna Człowieczego” – odpowiedział sam sobie apologeta wiary. Nowy Testament zaświadcza, że Jezusa urodziła zwykła kobieta, że dorastał, doświadczał głodu, zmęczenia, smutku, radości, gniewu, trosk, cierpień, opuszczenia przez Boga i na koniec śmierci. O tej ludzkiej egzystencji Jezusa Nowy Testament mówi jednak nie tak wiele. Dzieciństwo i lata młodzieńcze Jezusa w dużym stopniu pozostają ukryte. Ewangelistom nie chodzi bowiem o ścisłą biografię Jego życia, lecz o zbawcze znaczenie Jego prawdziwego człowieczeństwa i prawdziwej boskości. Nowy Testament przede wszystkim ukazuje, że Bóg przez Jezusa i w Jezusie przemawia i działa. Toteż w tym konkretnym człowieku, Jezusie z Nazaretu rozstrzygnie się ostatecznie na sądzie zbawienie każdego z nas. „Kto się przyzna do mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych” (Łk,12,8 nn; por. Mk 8,38).
Czytając Biblię, Bob coraz bardziej rozumiał, jak bardzo wielkość Jezusa człowieka w historii jest jedyna i niepowtarzalna. Jest On nowym Adamem, który swoim posłuszeństwem zadośćuczynił nieposłuszeństwu pierwszego Adama. Jest także według Ewangelii Jana (J 10) Pasterzem, który daje życie swoje za owce, które słuchają Jego głosu. List zaś do Hebrajczyków (2,9–11) mówi, że Jezus umarł za wszystkich, by przez swoje cierpienie stać się sprawcą zbawienia i jako Syn Boży ustanowić synostwo wielu.
Z tej prawdy wypływa cała koncepcja historii. Adam – człowiek reprezentuje całą ludzkość. W nim dokonuje się wobec każdego człowieka błogosławieństwo, albo przekleństwo. Po upadku Adama Bóg wybiera Izrael; w Abrahamie – ojcu wiary, błogosławieństwo otrzymać mają ludy całej ziemi (Rdz 17, 4–11). Ale Izrael jako całość nie sprawdza się w swoim posłuszeństwie wobec Boga. Na jego miejsce wkracza „Reszta” Izraela (Iz 1,9; 10,21), mała część narodu wybranego. W końcu ta „Reszta” zostaje zredukowana do jednego człowieka. U Izajasza będzie to Sługa Jahwe, który zastępczo pokutuje za wielu (53,4 nn.). U Daniela – Syn Człowieczy, reprezentujący Boży lud świętych (7,13 nn.). Tego jedynego wybranego, który wypełni misję cierpiącego Sługi Jahwe, a zarazem Syna Człowieczego, pisarze nowotestamentowi dostrzegą w Jezusie Chrystusie.
Bob uwierzył, że Jezus Chrystus w jednej osobie jest prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem. Jako osoba jest On pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem (por. 1 Tm 2,5). Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem, ponieważ tylko o Nim mówi Pismo Święte, że jest w pełnej jedności z Bogiem. „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). Zatem kto wyznaje Syna, ten może być bezpieczny, bo spoczywa na nim ręka Ojca (J 10,28 nn.). Jedność Jezusa z Ojcem dowodzi, że jedynie Jezus jest drogą do Ojca (J 14,6) i pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem. Jezus jest prawdą i światłem, drogą ku życiu, wyzwoleniem do służby pod Jego dowództwem. On jest tym wszystkim w jednym Duchu Świętym.
I tak refleksja Boba nad tym, kim jest Jezus Chrystus, zmierzała ku końcowi. W jej wyniku, z bojaźnią, ale i z radością nabrał przekonania, że Bóg w osobie Jezusa Chrystusa objawił się ostatecznie i z całą pewnością. Ale co to znaczy, że Pan jest drogą i prawdą, światłością i życiem w jednym Duchu? Tak często słyszał o duchu i duchowości na mityngach, a czasem pytania: kto to jest ten Duch Święty. Pozostało zatem Bobowi dokładniej wyjaśnić sobie i niektórym pytającym alkoholikom, kim jest i jaką rolę pełni Duch Święty w dziele zbawczym Jezusa Chrystusa?
Rolę tę Pismo Święte ukazuje bardzo wyraźnie. Według Ewangelii Jezus jest nie tylko Duchem natchniony, lecz z Ducha poczęty i zrodzony (por. Mt 1,18.20; Łk 1,35). Podczas chrztu w Jordanie zostaje namaszczony Duchem (Mk 1,10 par.) i wszelka Jego działalność jest znamionowana Duchem (Łk 4,14.18; 5,17; 6,19; 10,21 i inne). Duch nie tylko spoczywa na Nim (Łk 4,18), ale wyprowadza Go na pustynię, aby był kuszony (Mk 1,12). Mocą Ducha Jezus czyni cuda (Łk 5,17; 6,19. Mt 12,18–21,28). W Duchu oddaje się na krzyżu Ojcu (Hbr 9,14); mocą Ducha powstaje z martwych (Rz 1,4; 8,1; 1Tm 3,16) i staje się „duchem ożywiającym” (1Kor 15,45).
Jak z jednej strony Jezus Chrystus jest miejscem oddziaływania Ducha Bożego, tak z drugiej jest punktem wyjścia dla posłannictwa Ducha. Jego zadanie będzie polegać na tym, aby dzieło Jezusa rozszerzyć. Dlatego Jezus Chrystus poczęty z Ducha, przekazuje Go teraz i posyła jako s w e g o Ducha (Łk 24,49; Dz. 2,3–4; J 15,26; 20,22). Odtąd Duch Boży jest Duchem Jezusa Chrystusa (Rz 8,9; Flp 1,19) albo Duchem Syna (Ga 4,6). Jego zadaniem jest przypominać o Chrystusie (J 14,26; 16,13). Ostatecznym kryterium, które pozwala odróżniać duchy, sprowadza się do tego, że tylko ten Duch jest od Boga, który wyznaje, że Jezus jest Panem. I odwrotnie: nikt nie może wyznać Jezusa jako Pana, chyba że w Duchu Świętym (1Kor 12,3 n). Duch jest więc ośrodkiem i siłą, dzięki której możemy Jezusa doświadczyć jako zasiadającego po prawicy Ojca w niebie.
Ten Duch sprawia, że Jezus jest obecny w Swym Kościele i w poszczególnych wiernych. Pojęcie „w Duchu” i „w Chrystusie” Paweł stosuje wymiennie. Czasem Paweł wręcz utożsamia Pana z Duchem (2 Kor 3,17). Duch jednak przede wszystkim uświadamia obecność Jezusa Chrystusa w nowej postaci. Dlatego też jest Duchem proroczym, który ma objawić to, co przyszłe (J 16,14).
Wszystkie te teksty ukazują Ducha nie tylko jako bezosobową siłę. Duch jest Bogiem prawdziwym, Bogiem współistotnym z Ojcem i Synem. Gdyby było inaczej, nie mógłby kształtować Boba i każdego z nas na wzór Syna i doprowadzić do wspólnoty z Ojcem. To w Duchu przez Chrystusa Bob może wielbić i sławić Boga jako Ojca.
To w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego uczniowie Jezusa mają iść i chrzcić wszystkie narody aż do skończenia świata. Duch Święty zamieszkuje w człowieku ochrzczonym jakby w świątyni (1 Kor 3,16; por. 6,19; Rz 5,5; 8,11). Paweł definiuje nowo narodzonego człowieka jako istotę, którą wypełnia i którą kieruje Duch Święty (Rz 8,14). Człowiek ten prowadzony przez Ducha Świętego wydaje dobry owoc. Tym owocem Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i samoopanowanie (Ga5,19–23). Obdarowany takimi darami i prowadzony przez Ducha, okazuje je wobec Boga i bliźnich. A to oznacza „służyć sobie wzajemnie w miłości” (por. Ga 5,13–15). Miłość jest najwyższym darem Ducha. „Gdybym miłości nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13,2) – medytował nad tymi słowami Bob.
Tak się urzeczywistnia nowy sposób bytowania w Duchu – oddanie się Bogu i życie dla innych. W tym Duchu Bob rozumiał kroki, a zwłaszcza jedenasty i dwunasty krok programu AnonimowychAlkoholików. Ten Duch panuje na tych mityngach, na których wszyscy służą sobie wzajemnie w miłości. I zamieszkuje w tych, którzy duchowo przebudzeni niosą posłanie cierpiącym, pijącym alkoholikom.
– A jaki był ostateczny wynik refleksji Boba nad Kościołem?
Biblia wyraźnie podkreśla, że Kościół to Ciało Chrystusa, którego głową jest Chrystus, a Bob wraz z innymi chrześcijanami jest jego członkiem. Jesteśmy Kościołem, czyli wspólnotą wierzących, którą prowadzi Duch Chrystusa. Ciało Chrystusa, Kościół, to coś więcej, coś, co wykracza poza instytucję Kościoła: istnieje od początku świata; należą do niego wszyscy, którzy godzą się na to, aby w wierze, nadziei i miłości kierował nimi Duch Święty.
Kościół Jezusa Chrystusa to coś znacznie więcej niż kościoły widzialne. A jednak Bob musiał wreszcie przyznać, że to w Kościele widzialnym pozostał z nami Jezus w Eucharystii. Bóg Boba, jak i każdego z nas tak bardzo ukochał, że przyjął postać człowieka, więcej, zszedł jeszcze niżej, bo pozostał z nami pod postacią chleba i wina. „Bierzcie i jedzcie… to jest ciało moje… to jest krew moja… a Ja będę z wami aż do skończenia świata”.
Jezus daje się Bobowi, bo chce go przemienić w siebie. Jezus przemienia chleb i wino z miłości do Boba, a on, gdy bierze udział w tej świętej uczcie, staje się do Niego podobny. Teraz może naśladować swojego Pana, żyć w Panu, a Pan w nim.

Gadająca głowa Jezusa

Descente de croix du retable Stauffenberg (détail), oeuvre du Maître du retable de Stauffenberg, actif au 15ème siècle (Musée d'Unterlinden, Colmar).jpg, źródło: Wikimedia commons
Descente de croix du retable Stauffenberg (détail), oeuvre du Maître du retable de Stauffenberg, actif au 15ème siècle (Musée d’Unterlinden, Colmar).jpg, źródło: Wikimedia commons

Rolą interpretatora Pisma Świętego – słowa Bożego w ludzkich słowach – jest właśnie ukazanie sensu tekstu biblijnego jako aktualnego słowa Bożego. Bo Bóg zawsze mówi teraz. Kto wiecznie żyw, ten ma zawsze wpływ – można by sparafrazować hagiografa – oczywiście pod warunkiem, że żyw chce być również ten, na kogo wywierany jest wpływ. „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4, 12). Operacja cięcia mieczem obosiecznym słowa Bożego się udała, gdy pacjent zmarł. „To, że umarł, nie jest jeszcze dowodem, że żył” (Stanisław Jerzy Lec), owszem najpierw człowiek umiera, żeby dopiero zmartwychwstać jako „nowy człowiek”.

W swoim działaniu egzegeta musi nauczyć się poruszać w „świętej świętych” tajemnicy Wcielenia – uwzględniając ów misteryjny związek myśli Boga z ludzką myślą. Dlatego egzegeta musi być jeśli nie dogmatykiem, to przynajmniej wiernym synem Kościoła definiującego dogmaty – klucze interpretacyjne. Samo w sobie nie oznacza to jeszcze bycia fachowym wyjaśniaczem sensów Pisma Świętego, ale daje przynajmniej tę odwagę wiary niezbędną, żeby nie uciec przed kluczową doktryną o Słowie Bożym, które stało się człowiekiem i o Boskiej mowie, która stała się ludzką mową. Takiej ucieczki dokonała właśnie nowożytność, której charakterystycznym rysem stało się skonfliktowanie dogmatyki i egzegezy.

Najlepszą obroną jest atak, a najskuteczniejszą ucieczką pościg. Dlatego zaatakowano autorytet Kościoła za to, że pierwotną rzeczywistość ponoć ukrył był w dogmatach pozostających rzekomo w konflikcie z przesłaniem Biblii. Pościgu przed nieuciekającym Kościołem dokonano z użyciem krytyki historycznej, przy czym miecz ten miał dwa końce. W toku badań okazało się, że nie tylko Kościół, ale i samo Pismo Święte jest już dogmatyczne, trzeba więc było rozdzielić stawy dogmatyczne od szpiku historycznego rdzenia, duszę „Chrystusa wiary” – wyznawanego już, co musiała przyznać egzegeza naukowa, przez pierwotną wspólnotę wierzących – od ciała „Jezusa historii”. Ostatecznie okazało się – podsumowuje to niebezpieczne posługiwanie się sieczną bronią Międzynarodowa Komisja Teologiczna – że „krytyka historyczna nie doszła jednak do wniosku, że sam Jezus Chrystus byłby absolutnie adogmatyczny” (Interpretacja dogmatów).

Tête de Christ.JPG, źródło: Wikimedia commons
Tête de Christ.JPG, źródło: Wikimedia commons

Chrystusa poddano naukowemu badaniu, przybito Go – by użyć określenia Petera Seewalda – „do drzewa poznania” i przeprowadzono „sekcję, tnąc Go mniejszymi i większymi skalpelami”. Jednak mimo iż „na końcu całej procedury na stole operacyjnym pozostała jedynie głowa”, była to głowa gadająca do Boga po aramejsku: Abba. Nie jest to co prawda język dogmatów, ale niesie treści zgodne z przedmiotem późniejszych o kilka wieków definicji doktrynalnych. Operacja nieudana, pacjent żyje! „Wyemancypowana” z kościelno-dogmatycznego autorytetu metoda historyczno-krytyczna potwierdziła, że przepowiadanie apostolskie oparło się na świadomości, jaką Jezus miał odnośnie do swojej tożsamości i misji: Syna posłanego przez Ojca.

Współczesnym egzegetom wydało się, że są w stanie dokonać oddzielenia historii od wiary; jednak stół operacyjny naukowej egzegezy okazał się być raczej stołem do wykonywania sekcji zwłok – bo przedmiot ich badania został uśmiercony jeszcze zanim operacja się rozpoczęła. Przecież ewangeliści nie zamierzali pisać historycznej biografii Jezusa z Nazaretu w dzisiejszym rozumieniu historyczności. W tym właśnie wyraża się natchnienie świętych ksiąg, że wiara jednoczy się tam z historią. Ten sam Syn w chwale stał się człowiekiem w historii ludzkiej. W tej zaś historii dał się poznać przez wiarę, i nawet jeśli ta ukształtowała się w pełni dopiero pod wpływem exodusu Zmartwychwstałego z historii do wieczności, to przecież właśnie z perspektywy Jego wniebowstąpienia, ziemska historii Jezusa ukazała się dopiero w pełnym świetle.

Przy okazji tych wysiłków namalowania portretu Jezusa historycznego, egzegeci odrzucający wiarę Kościoła w Chrystusa sportretowali to, co sami mieli w swoich, poddanych historycznym uwarunkowaniom epoki, w której przyszło im żyć, głowach. Można powiedzieć za autorem Jezusa z Nazaretu, iż kolejne rekonstrukcje Jezusa są raczej „fotografiami ich autorów i ich własnych ideałów niż ukazywaniem Ikony, która straciła wyrazistość”. Joseph Ratzinger opisywał ten paradoks wielokrotnie i na różne sposoby, także w odwołaniu do literatury: „Do konstrukcji postaci historycznej możemy odnieść słowa, które Faust wypowiada do wierzącego w naukę Wagnera: «Duch czasów czy Duch Dziejów, jak mówicie, to jest wasz własny duch, mój drogi! A czasy mają swoje w nim odbicie»”.

„Musiało rzeczywiście być coś nie tylko tajemniczego, ale i wszechstronnego w Chrystusie – pisał Gilbert Keith Chesterton – skoro można wykroić z Niego tylu mniejszych Chrystusów”. Można by dodać: musiał to być zaprawdę ktoś wszechczasowy, żeby znajdował odbicie w każdym czasie. I dalej, albo głębiej: musi być coś tajemniczego w tytule relacyjnym „Syn”, jakim historyczny Jezus przedstawił się Jemu współczesnym, żeby można było z niego wykroić moc tytułów funkcjonalnych, jakie nadali teologowie epoki apostolskiej „Chrystusowi wiary” w celu określenia Jego roli w naszym odkupieniu. W tym jednym słowie „Abba” kryje się – konstatuje Papieska Komisja Biblijna – „najgłębszy sekret, z którego jak ze «swego źródła» biorą początek wszystkie czyny i sposób postępowania Jezusa” (Biblia i chrystologia).

Jezus co prawda rozróżnił Jego bycie Synem („Ojciec mój”) od naszego bycia synami („Ojciec wasz”), ale tylko po to, żebyśmy dzięki Niemu mogli stać się „synami w Synu”. Oddzielenie „Jezusa historii” od „Chrystusa wiary” dokonane zostało przez te „gadające głowy” egzegetów, którzy zechcieli pozostać sierotami odmawiającymi poddania się adopcji, której Ojciec dokonał w Synu. Ta pierwsza emancypacja skutkowała drugą: uniezależnieniem się zasad naukowych od teologicznych w egzegezie, w istocie będącym oderwaniem się rozumu od wiary. Kto wie zresztą, co było pierwsze: jajko czy kura? W każdym razie jajko wydało się sobie mądrzejsze od kury.

Sławomir Zatwardnicki

Mój Jezus (cz.1)

Być chrześcijaninem, to wierzyć w Jezusa Chrystusa. Ale czy Bob tak naprawdę wierzył w Pana? A może jedynie w program AA? Kto uratował mu życie? Wspólnota Anonimowych Alkoholików czy Syn Boży? Chodził często na mityngi i rzadko do kościoła. Gdy odczuwał nawroty alkoholowego głodu, pytał bliski rozpaczy – gdzie jest zbawienie?
– Czy w Jezusie z Nazaretu Bóg objawił się na zawsze i ostatecznie?
– Czy można poprzez znajomość Jezusa poznać Boga?
– Czy świadectwa biblijne są wiarygodnymi źródłami do poznania Jezusa Chrystusa?
Bob musiał odpowiedzieć sobie na te trudne pytania. Wiedział, że refleksja nad nimi albo doprowadzi go ostatecznie do wiary i do życia sakramentalnego Kościoła, albo do niewiary i pewnie z czasem z powrotem do czynnego alkoholizmu.
Wpierw sporządził sobie na podstawie czterech Ewangelii prosty życiorys Jezusa.
Jezus z Nazaretu zwanym Chrystusem żył w Palestynie w trzech pierwszych dziesiątkach naszej ery. Ten syn cieśli urodził się w stajence, żył pośród prostych ludzi, którym mówił o Królestwie Bożym. Chrzest Jezusa dokonany przez Jana Chrzciciela w wodach Jordanu stanowi początek Jego publicznej działalności (Mk 1,9 – 11). Koniec jej wyznacza śmierć na krzyżu za rzymskiego prokuratora Poncjusza Piłata (Łk 2,1; Mk 15,1).
Bob przyznał, że są to fakty historyczne, których ani on, ani nikt rozsądny dziś nie podważa.
Jezus obcował z grzesznikami i kultowo nieczystymi (Mk2,16), łamał żydowskie prawo szabatu (Mk 2,23 nn) oraz przepisy odnoszące się do czystości (Mk 7,1 nn). Ukuto nawet o nim złośliwy zwrot: „Żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11,19). Te słowa bardzo Boba poruszyły. Zaczął rozumieć, że właśnie dla takich ludzi Jezus przyszedł na świat; również dla nich przeznaczone było Jego orędzie o miłości Bożej.
Dla pobożnego żyda takie zachowanie i takie orędzie było skandalem, a nawet bluźnierstwem wobec Boga (Mk 2,7). Nic dziwnego, że szybko ściągnęło na Niego wrogość i nienawiść reprezentantów ówczesnego judaizmu. Jezus z racji swego rewolucyjnego orędzia o miłosiernym Bogu wydawał się im fałszywym prorokiem. A za to według prawa żydowskiego groziła kara śmierci (Pwt 18,20). Ukrzyżowanie Jezusa było tego konsekwencją.
Po ustaleniu tych faktów Bob od nowa zaczął studiować Pismo Święte, już nie posługując się wyłącznie aparatem naukowym, ale także modlił się i medytował.
Po raz kolejny zadał sobie pytanie: „Jakie znaczenie mają dla mnie te fakty?” oraz „Kim dla mnie, Boba alkoholika, jest Jezus z Nazaretu?”.
Według Ewangelii – jedni pojmowali Go jako Mesjasza przynoszącego zbawienie, inni widzieli w Nim bluźniercę i fałszywego proroka. Herod z Niego szydził (Łk 23, 6-12), krewni uważali, że odszedł od zmysłów (Mk 3,21). Nazarejczyk nie szukał schronienia na pustyni, lecz szedł do ludzi i żył wśród nich. Z wielu Jego słów przebija całkowite zaangażowanie w wypełnianiu woli Boga. Ono doprowadziło Go do zerwania ze swoją rodziną (Mk 3,20 nn, 31-35) i uczyniło Go bezdomnym na tym świecie (M8,20.
Mimo to Jezus nie był jakimś fanatykiem. Jego surowość nigdy nie była bezwzględna. Nie nauczał ani określonej religii, ani moralnej kazuistki. Nazywał Boga „swoim Ojcem”, którego miłość rozsadza wszystko i nie pozwala troszczyć się o jutro (Mt 6,25-34).)
Miłość do Boga angażowała Go całkowicie dla innych. Pośród swoich uczniów był jak sługa (J 13,5-11). Bieda i choroba nie były dla Niego karą Bożą; przeciwnie, to właśnie biednym i chorym należy się miłość Boga. Ale też wobec bogatych nie miał słów nienawiści ani zawiści. Nauczał jak rabbi (uczony w Piśmie) i toczył spory o interpretację prawa, za co był szczególnie atakowany (Łk 12,13). A przecież nie był ani teologiem, ani kapłanem. Gdy mówili do Niego „Rabbi”, to nie w znaczeniu naszego słowa „doktorze”, lecz w znaczeniu „Panie”. Lud uważał Go za proroka (Mk 6,4; Łk 13,33). Ale jeżeli według słów Jezusa już Jan Chrzciciel był większy od proroka, to kim wobec tego jest ten, który uważał się za jeszcze większego od Jana Chrzciciela?
Jezus jest ostatecznym prorokiem, który przewyższa wszystkich innych. Głosi słowo ostateczne i i ostateczną wolę Boga. Wypełnia Go Duch Boży (Mk 3,28 nn; Mt 12,28 i in.). Duch Boży według ówczesnych wyobrażeń wygasł po epoce proroków Starego Testamentu. W okresie między Starym i Nowym Testamentem Bóg wydawał się być w oddali. Bóg milczał, a Duch Boży oczekiwany był ponownie dopiero u kresu czasów.
Jezus jest prorokiem eschatologicznym napełnionym tym Duchem, co oznacza, że pora ta nadeszła. Czas nędzy, wynikający z oddalenia się Boga, skończył się. Bóg przełamuje swe milczenie i w Jezusie nadchodzi ostatecznie czas łaski. Lecz nadejście to było ogromnie szokujące, zupełnie inne niż sobie wyobrażano. Czyż prawdziwy prorok mógł łamać prawo i obcować z grzesznikami? Czy w ten sposób może działać Bóg? Dlatego zarzucano Jezusowi, że ma w sobie złego ducha (Mk 3,22 nn.).
Jezus swoim słowem i czynem rozsadzał wszelkie schematy myślowe. W swym ziemskim życiu był jedynym, niepowtarzalnym fenomenem. Był i pozostanie dla większości tajemnicą. Jemu przede wszystkim chodziło o nadchodzące Królestwo Boże w miłości. I Bob dostrzegł, że gdy tylko za Nim podąża z wiarą i miłością, zbliża się do poznania tajemnicy Jego Królestwa. Zaczynał rozumieć, że tym Królestwem jest Jezus. Jednak wtedy z gwałtowną i haniebną śmiercią Jezusa na krzyżu wszystko zdawało się być skończone. Apostołowie zrezygnowani i rozczarowani powrócili spod krzyża do swych zajęć. Wydarzyło się jednak coś, na czym miała oprzeć się wiara apostołów. Według najstarszego przekazu wielkanocnego Jezus zmartwychwstał.(1 Kor15,1–11).Marek mówi o pochowaniu Jezusa w grobie, a następnie o odkryciu „pierwszego dnia po szabacie” pustego grobu przez niewiasty (Mk 15,46 nn). Relacje o pustym grobie znajdują się we wszystkich Ewangeliach. Ostatecznie jednak o prawdziwości zmartwychwstania Jezusa mogły przekonać uczniów tylko Jego ukazywania się. I wszystkie przekazy wielkanocne mówią o „w i d z e n i a c h” Zmartwychwstałego. Jezus był widziany jako żyjący po śmierci przez pewną liczbę swych uczniów.
– Czy mogli oni ulec zwykłej pomyłce albo halucynacjom? – pytał już na dobre trzeźwiejący Bob, w którym wreszcie obudził się apologeta. Trudno przyjąć, by normalni ludzie przeżywali na jawie własne pragnienia jako rzeczywiste fakty. Uczniowie nie byli szaleńcami, ani głupcami. Nie dowierzali na słowo wiadomościom o niezwykłym zdarzeniu bez uprzedniego ich sprawdzenia. Na przykład Tomasz dopiero po obejrzeniu ran Jezusa uznał cud zmartwychwstania. Z Ewangelii jasno wynika, że zmartwychwstały Jezus był dostępny dla dotyku, słuchu i wzroku. Jezus zmartwychwstał w dawnym ciele, ale Jego życie po śmierci było nie tym samym życiem, co przed śmiercią, lecz istnieniem wzniosłym, początkiem niebiańskiej chwały.
– Czy były to wizje subiektywne? – pytał samego siebie. I odpowiadał sobie, że jest różnica pomiędzy subiektywną wizją a zgodnym świadectwem ludzi, którzy twierdzili, że Jezusa widzieli. Jezus ukazywał się tym, którym chciał i tylko wtedy, kiedy chciał.
Nie mogło to być też żadne oszustwo. Wyklucza je oczywista prawdomówność pierwszych chrześcijan. Uczniowie Jezusa i ewangeliści głosili fakt zmartwychwstania z całą odwagą i napisali o Jezusie prawdę. Dowodem prawdziwości spisanych ewangelii sa cierpienia, prześladowania , a w końcu męczeńska śmierć ich autorów. Za fałszywe zmyślenia czy subiektywne przewidzenia nie oddaje się życia. Rozsądną rzeczą jest więc przyjąć, że szczerze wierzyli w to, co widzieli i o czym pisali, a świadectwo ich jest prawdziwe. Bob zapłakał.
***
Fragment książki „ Bob Whisky, czyli duchowość alkoholika” mojego autorstwa. Tytuł do nabycia już tylko na Allegro.

Boża Opatrzność czyli bycie strzeżonym

Zadziwia fakt, że księga Tobiasza tak pogodna i radosna nie weszła do kanonu Biblii hebrajskiej. Czy dostatecznym powodem było to, że Azariasz nakazuje w celu odpędzenia złego ducha spalić rybią wątrobę i serce? Wartość tego midrasza z II wieku przed Ch. wysoko cenił św. Augustyn i Ambroży, a kanoniczność księgi potwierdził synod w Hipponie (393 r.) . Teologia biblijna wskazuje na charakter dydaktyczny księgi. Cierpienie nie stanowi kary, ale próbę, a za wierność Bóg nagradza szczęśliwym życiem. Zgodnie z tą wykładnią, wzorem człowieka sprawiedliwego jest Tobiasz, który dokonuje wielu uczynków miłosierdzia: rozdaje jałmużnę, grzebie umarłych i wynagradza pracowników.
Chciałbym zwrócić uwagę na nieco inny element. Dzieje Tobiasza ukazują bowiem w niezrównany sposób Opatrzność. Określenie to może niewiele mówić współczesnemu odbiorcy tego tekstu. Ten tajemniczy wymiar egzystencji człowieka chyba lepiej byłoby określić jako „bycie strzeżonym”, (nie w znaczeniu przysłowia „ strzeżonego pan Bóg strzeże”!). Człowiek strzegąc tego, co słabe i zagrożone, (na przykład życie) sam jest strzeżony przez to, co zagrożone i słabe, w czym objawia mu się moc Boża.

Księga ukazuje wpierw współistnienie wobec Boga podwójnej nędzy ludzkiej. Oddany Bogu Tobiasz, który niemalże jedyny przestrzegał w kraju przykazań Bożych, a mimo to został wraz z rodziną deportowany do Niniwy, przeżył mimo wielu przeciwności losu, ale na końcu się załamał: biedny i ślepy błagał Boga, aby go zabrał z tego świata ( Tob 1 – 3,6). Paralelnie Księga opisuje los młodej nieszczęśliwej dziewczyny: miała siedmiu mężów, ale wszyscy pomarli, zanim się do niej zbliżyli. Jej los stał się przedmiotem żartów, chciała więc umrzeć. Nie chciała Sara jednak martwic ojca, i zamiast się powiesić, stawała w oknie z wyciągniętymi rękami, prosząc Boga, aby ją zabrał z tego świata (Tb 3,7—15).Dwoje ludzi złamanych przez los. Wtedy zjawia się postać stróża, Anioła Rafaela, który przyszedł na świat, aby ich oboje uwolnić. Uwolnienie dokonało się poprzez czuwanie Boga nad czynami młodego Tobiasza (syna). Wysyła stary ojciec swego syna w podróż do Medii, aby przed śmiercią jeszcze odebrał należny mu dług. W podróży towarzyszy mu Anioł, który pod ludzką postacią przybiera imię Azariasz. Anioł prowadził go podczas wędrówki i pouczał, ze w nieszczęściu będzie przy nim, objaśnił mu działanie różnych środków leczniczych przeciw ślepocie ojca, ale i przygotowywał na spotkanie z piękną i odważną Sarą. Młodzi przypadli sobie do gustu i niebawem pobrali się. Noc poślubną poprzedzili modlitwą, a następnie przez czternaście dni świętowali wesele, także modląc się o dożycie starości. Tymczasem Anioł odebrał pieniądze należące się staremu Tobiaszowi. Po powrocie do Niniwy, Azariasz ujawnia się jako zesłany przez Boga Anioł Rafael, przekazuje Tobiaszom rady i polecenia, m.in. aby spisali to co ich spotkało, i znika. Wszyscy odtąd uwielbiali Boga i dziękowali mu za tak wielkie Jego dzieła, za to, że ukazał im się Anioł Boży, (Tb11;12,1—22). Dni starego Tobiasza uleczonego ze ślepoty odtąd upływają w spokoju i szczęściu. Starzec na łożu śmierci miał wizje wyprowadzenia Izraela z niewoli, nawrócenia wszystkich ludów ziemi i urzeczywistnienia panowania boskiego w wiecznym Jeruzalem. Gdy rodzice i teściowie pomarli, młody Tobiasz ( typ Chrystusa) odziedziczył majątek i żył u boku żony swej Sary (typ Kościoła) otoczoną czcią do późnej starości.

Księga kończy się hymnem dziękczynnym Tobiasza, wykorzystywany do dziś w liturgii:

… Szczęśliwi wszyscy ci ludzie, którzy się smucą
wszystkimi plagami twymi,
ponieważ w tobie cieszyć się będą
i oglądać wszelką radość twoją na wieki.
Duszo moja, uwielbiaj Pana, wielkiego Króla.
Ponieważ Jerozolima będzie odbudowana,
w mieście dom Jego – na wszystkie wieki.
Szczęśliwy będę, jeśli reszta rodu mego
ujrzy twoją chwałę
i uwielbiać będzie Króla niebios.
Bramy Jerozolimy będą odbudowane
z szafiru i ze szmaragdu,
a wszystkie mury twoje z drogich kamieni.
Wieże Jerozolimy będą zbudowane ze złota,
a wały ochronne ze szczerego złota.
Ulice Jerozolimy wyłożone będą
rubinami i kamieniami z Ofiru.
Bramy Jerozolimy rozbrzmiewać będą pieśniami wesela,
a wszystkie jej domy zawołają:
„Alleluja, niech będzie uwielbiony Bóg Izraela!”
I błogosławieni będą błogosławić Imię święte
na wieki i na zawsze». (Tob 13,16—18).

Tak kończy się opowieść o szczęściu i zagrożeniu, o wierności człowieka i przybyciu anioła, o życiu doczesnym i dobroci Boga. Pewnie powie ktoś — banalna historia zakończona sielanką. W tych bajecznie opowiedzianych dziejach zawarta jest jednak piękna wizja ludzkiej rzeczywistości w otulinie Bożej Opatrzności, inaczej strzeżenia i bycia strzeżonym. To nie jest jedynie hebrajski romans, jakby z Harlequina, pozbawiony głębszej treści W tej opowieści tak naprawdę nie jest ważne, co się opowiada, ale jak się opowiada. Rdzeniem objawienia jest tu „nastawienie życiowe” i „jak” jest ono opowiedziane. Postawą, czyli nastawieniem jest to, co pozytywne, zrozumienie istnienia, zachwyt wobec istnienia, uczucie wobec istnienia bardziej bogate i odnawiające niż nasz zdrowy rozsądek, po prostu uznanie pełni życia. Jest to postawa wierności w dążeniu do szczęścia.

Księga ta ukazuje, że radość i szczęście jest oznaką, iż w życiu człowieka działa sam Bóg. Wierność w dążeniu do radości i szczęścia jest chyba tym składnikiem, z którego na tym świecie tworzy się życie ludzkie z Bogiem. (Nawet w okolicznościach wewnętrznego wyniszczenia i cierpień, których często ludzie inni nie dostrzegają albo zaledwie przeczuwają). Wszystko to w naszym życiu dzieje się pod strzegącym okiem Boga. Bóg strzeże i ogarnia nieskończoną miłością wszelkie życie, a szczególnie życie zagrożone i narażone na niebezpieczeństwo.

Bóg Jeremiasza

Ks. Tomas Halik w książce: „Chcę, abyś był” pisze: „Stopniowo nauczyłem się czytać Biblię w taki sposób, że nie szukam w niej odpowiedzi, lecz raczej pytań. Czasem wydaje mi się nawet, że w całej Biblii hebrajskiej Pan chyba częściej pyta, niż odpowiada.” Święta prawda, lecz nie tylko Bóg pyta, ale i człowiek zadaje pytania. Myślę, że szczególnie jedno pytanie wraca w Biblii ciągle jak refren:, dlaczego?
Gdybyśmy zapomnieli imię Boga naszego
i wyciągali ręce do obcego boga,
czyżby Bóg tego nie dostrzegł,
On, który zna tajniki serca?
Lecz to przez wzgląd na Ciebie ciągle nas mordują,
mają nas za owce na rzeź przeznaczone.
Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie?
Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze!
Dlaczego ukrywasz Twoje oblicze?
Zapominasz o nędzy i ucisku naszym? (Ps 44, 21-26 wyd. IV BT).

Grudzień 70, ogólny marazm w kraju, w tym czasie wypożyczyłem książkę Jana Dobraczyńskiego „Wybrańcy Gwiazd” o proroku. Wkrótce potem sięgnąłem już do Biblii i przeczytałem całą  Księgę Jeremiasza. W niej postać proroka z Anatot wydaje się tragiczna a powołanie jego przerażające. Czy nie wywołuje podobnych refleksji lektura całej Biblii hebrajskiej? Psalm, który we fragmencie przytoczyłem, mógłby być chyba z powodzeniem autorstwa Jeremiasza. Tak jak w tym psalmie podobnych pytań bez odpowiedzi jest w Biblii multum. Czy na pewno pokonane zostały już wszelkie problemy filologiczne i typologiczne? Czy nie jest tak, że dopiero w świetle nowotestamentalnych antytypów wyłania się pełne znaczenie typów? Stary Testament z trudem nadaje się do systematycznego omawiania. Rabini posiłkują się Talmudem, my mamy Ojców Kościoła (lepiej lub gorzej tłumaczonych i rozumianych), a jednak ciągle pozostają otwarte pytania natury hermeneutycznej.

Usiłuję zrozumieć Jeremiasza. Powołany przez Pana na proroka chyba wbrew swym pragnieniom, Jeremiasz często słyszy Głos, (J.D.) przed którym ucieka. Nadaremnie.
W pierwszym okresie działalności wydaje się przeklinać dzień swoich narodzin. I skarży się przed Panem: „ Czy po to wyszedłem z łona, aby doznawać trudu i udręki, a swoje dni kończyć hańbą? ( Jer 20,14.18). Ileż tam wewnętrznych zmagań, wątpliwości, a nawet chwilowego buntu!
Jednocześnie Księga ukazuje przemożną siłę Słowa ( Głosu), któremu prorok musi się podporządkować nawet za cenę cierpienia i samozaparcia. Bóg ustami Jeremiasza bezskutecznie błaga swój lud, by się opamiętał. Jednak naród odwrócił się od Boga, i nieszczęsny prorok nie ma innego wyjścia niż zapowiedzieć nieuchronne zniszczenie Świątyni jerozolimskiej i Jerozolimy, obwieścić czas gniewu. Czy był prorokiem gniewu (Bożego)?

Jak możecie mówić: ‘Jesteśmy mądrzy
i mamy Prawo Pańskie?’
W kłamstwo je obróciło
kłamliwe pióro pisarzy.
Mędrcy będą zawstydzeni,
zatrwożą się i zostaną pojmani.
Istotnie, odrzucili słowo Pańskie,
a mądrość na co im się przyda? (Jer 8,8—9).

Z natury czuły i delikatny przeklina nie tylko cały system religijny oparty na bezdusznym Prawie, ale również proroków, kapłanów, władców, a nawet cały Izrael. Wszyscy odwrócili się od Boga i zwrócili do bożków, którzy są marnością. Gniew Pański pobrzmiewa bardzo wyraźnie w jego głosie. Ale słyszalny jest również Boży ból i rozczarowanie. Czy prorok współodczuwa wraz z Bogiem smutek i cierpienie?

Tak mówi Pan:
„Jakąż nieprawość znaleźli we Mnie
Wasi przodkowie,
Że odeszli daleko ode Mnie?
Poszli za nicością
I sami stali się nicością.
Czy byłem pustynią dla Izraela albo krainą ciemności?”.(Jer 2,5.31)
.
W 587 roku Jerozolima zostaje zdobyta i zniszczona przez Nabuchodonozora. Następuje deportacja ludności i wcielenie terytorium Judy do Babilonii. Prorok oskarżany jest o zdradę i więziony, nawet kapłani i prorocy uznali, że Jeremiasz zasługuje na śmierć (26,12). Czy nie przepowiedział wszystkie nieszczęścia, które spadły na kraj? A przecież w drugim okresie swej działalności wzmacnia nadzieję, niesie ulgę i pocieszenie. Pisze list do wygnańców:

Będziecie Mnie wzywać, zanosząc do Mnie swe modlitwy, a Ja was wysłucham. Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie – wyrocznia Pana – i odwrócę wasz los, zgromadzę spośród wszystkich narodów i z wszystkich miejsc, po których was rozproszyłem – wyrocznia Pana – i przyprowadzę was do miejsca, skąd was wygnałem( Jer 29,14-15). Głoście, wychwalajcie i mówcie: „Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela!”(31,7).

Bóg ulituje się i sprowadzi tę resztę z Babilonu do ojczyzny. Czy prorok widział w „reszcie Izraela” tych, którzy wydadzą spośród siebie Mesjasza?

Oto nadejdą dni – wyrocznia Pana –
kiedy wzbudzę Dawidowi Odrośl sprawiedliwą.
Będzie panował jako król, postępując roztropnie,
i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość na ziemi. (Jer 23,5).

Czy Jeremiasz przeczuwał, że „ reszta” zawiedzie i Bóg zredukuje ją w końcu do Jedynego Zbawiciela? Bóg da człowiekowi serce, które pozna, że Pan jest Bogiem (24,7).
Dopiero w świetle Nowego Przymiera mieści się odpowiedź na szereg pytań. Antytypem „reszty Izraela” stanie się Kościół Chrystusowy.

Oto nadchodzą dni – wyrocznia Pana –
kiedy zawrę z domem Izraela
nowe przymierze.
Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami,
kiedy ująłem ich za rękę,
by wyprowadzić z ziemi egipskiej
To moje przymierze złamali,
mimo że byłem ich Władcą
– wyrocznia Pana.
Lecz takie będzie przymierze,
jakie zawrę z domem Izraela
po tych dniach – wyrocznia Pana:
Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa
i wypiszę na ich sercu.
Będę im Bogiem,
oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać
jeden mówiąc do drugiego:
„Poznajcie Pana!”
Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego
poznają Mnie – wyrocznia Pana,
ponieważ odpuszczę im występki,
a o grzechach ich nie będę już wspominał».(Jer 31,31-34).

Jezus Chrystus pośrednio nawiązał do tych słów na Ostatniej Wieczerzy ustanawiając Nowe Przymierze we krwi swojej.
.

Zakochany w Jezusie Chrystusie

Prof. Henri Crouzel SJ pisze o nim: „Jest największym teologiem, jaki wydał Kościół Wschodni, a dorównują mu jedynie Augustyn i Tomasz z Akwinu. Pomimo ataków, jaki nań przypuszczono, stał się, mimo kilku zastrzeżeń, niekwestionowanym mistrzem wielkich doktorów z IV wieku, ‘Mistrzem Kościołów po Apostole’, by przytoczyć Dydyma Ślepego. Jednak w drugiej połowie IV wieku sformułowano system oparty jedynie na niektórych aspektach jego myśli, tłumiąc wszystko to, co je równoważyło. W rezultacie Orygenes został potępiony…” (Orygenes, Przedmowa, homini2004).

Paradoksem jest to, że niezależnie od dawniejszych ocen, na Orygenesa powołuje się w swych dokumentach Sobór Watykański II, ( por. KK6; 40; DM9; DK7), oraz że homilie świętego „heretyka” znalazły się w nowym wydaniu rzymskiego brewiarza. Niegdyś próbowałem szerzej zgłębić myśl Aleksandryjczyka, podjąłem próbę rekonstrukcji treści apologii chrześcijaństwa w jego dziele „Κατὰ Κέλσου”. ( Na roku doktoranckim miałem wspaniałych nauczycieli, m.in. profesorów ks. Emila Stanulę, ks. Wincentego Myszora, ks.Tadeusza Dejczera, wkrótce potem jednak wyjechałem bezterminowo z kraju ).W tym szkicu chciałbym ukazać Orygenesa, jako zakochanego w Bogu mistyka. Trudnością jest to, że „ Stalowy” (taki zyskał przydomek ze względu na cechy charakteru) w swych dziełach prawie nic nie mówi o sobie. Ale te świadectwa, które zachowały się, pozwalają uchwycić jego osobiste doświadczenie Boga.
Crouzel przytacza wprost  jedno z nich:
Następnie spostrzega Oblubieńca, a ten, gdy został dostrzeżony, odchodzi. I wiele razy robi to w całej Pieśni, czego nie rozumie nikt, kto sam tego nie doświadczył. Często, Bóg mi świadkiem, dostrzegałam, ze Oblubieniec zbliża się do mnie i długo ze mną przebywa; a skoro nagle odszedł, nie mogłam znaleźć tego, czego szukałam. Znowu więc pragnę jego przyjścia, a On czasami ponownie przychodzi. Lecz kiedy przybył, kiedy dotknęła g moja ręka, znów się oddala, a kiedy odchodzi, znów go szukam. Wiele razy robi to, aż wreszcie uchwycę go i wstąpię wsparta na moim Oblubieńcu”(Homilia o pieśni nad Pieśniami, rozdz.7, s. 206).

To nie jest przyjęty język wysławiania się, niemający nic wspólnego z osobistym doświadczeniem. W chrześcijaństwie byli przed Orygenesem pisarze mistyczni, miedzy inni apostołowie Jan i Paweł, Ignacy z Antiochii, czy Klemens Aleksandryjski. Ale nie ma u nich tonu tak żarliwych emocji, obecnych w tym i w wielu innych orygenesowskich frazach. Także w mistyce filońskiej, gnostyckiej bądź średnioplatonskiej nie ma osobistego związku miłości, między wierzącym a Chrystusem. Jeśli nie ma wcześniejszych wzorów takiego wysławiania się, trudno zatem dopatrywać się w nim jakiegoś gatunku literackiego. Orygenes, jako pierwszy w tradycji chrześcijańskiej, wyraził ideał poznania mistycznego w całym jego bogactwie. Skąd miałby je czerpać, jeśli nie z własnego doświadczania? Skoro nie obcował w swoim życiu z owymi tajemnicami, możliwe jest, że posiadał tak bezbłędną intuicję? Czy mógł być aż tak wyczulony na wszystkie niuanse mistyki Pisma świętego, wymyślając język, którym w późniejszych czasach posługiwało się wielu mistyków? A może trzeba jednak przyjąć, że osobiście ich doświadczył? „Tylko duchowe może poznać duchowe, jak często pisał, powtarzając Pawła”(Crouzel).

Temat mistycznych zaślubin należy u Orygenesa do najważniejszych. Już niektórzy Żydzi uważali, ze poemat miłosny zwany Pieśnią nad Pieśniami, traktuje o miłości Boga i Izraela. Nowy Testament odnosi ją do Chrystusa i Kościoła, a  Orygenes idzie jeszcze dalej. Oblubienica oznacza nie tylko  Kościół, ale także jednostkowa dusza wierna jest oblubienicą, ponieważ należy do Kościoła i jest zaślubiona Chrystusowi. Z tymi tematami łączy wątek miłosnej strzały i miłosnej rany.Tą strzałą jest nie tylko Chrystus, ale wszyscy, którzy zwiastują jego Słowo. Strzała ta symbolizuje zatem przede wszystkim miłość. Czasami jest to także żal za grzechy i skrucha, jaką ta strzała wzbudza.

Temat zaślubin wiąże Orygenes nie tylko z zespoleniem i miłością, ale także z duchowym rodzeniem. Orygenes wnioskuje tu za Pawłem: dusza poczyna ze Słowa i dusza poczyna Słowo, Słowo obecne w duszy. (Ga 4,19). Ale Orygenes kontempluje jeszcze głębiej: skoro dusza daje życie Słowu, to jej modelem jest Maria.”Wszelka dziewicza i i nieskalana dusza, która poczęła się z Ducha Świętego, aby zrodzić wolę Ojca, jest matką Jezusa” (ComMt281). Te narodziny Chrystusa w duszy wiążą się z przyjmowaniem Słowa, a zatem Jezus rodzi się jakby w duszach nieustannie. Orygenes wnioskuje dalej; jeśli Chrystus nie rodzi się we mnie, nie mogę być zbawiony. Narodziny Jezusa w Betlejem przynoszą skutki w porządku odkupienia, o ile każdy z osobna będzie uczestniczył w nadejściu Jezusa i przyłączy się do Niego. Taki jest „ Chrystus, istniejący w każdym człowieku”(ComJ10,16).

***
Modlitwa Orygenesa o spojrzenie duchowe:
Oby i nam położył Pan Jezus ręce swoje na oczy,
abyśmy i my zaczęli patrzeć nie na to, co widzialne,
lecz na to, co niewidzialne;
niech otworzy nam te oczy,
które nie oglądają rzeczy teraźniejszych,
lecz rzeczy przyszłe
i niech objawi nam spojrzenie serca,
którym można oglądać Boga w Duchu,
przez tegoż Pana Jezusa Chrystusa,
którego chwała i panowanie
jest na wieki wieków. Amen

***

Sama treść jego myśli oraz jej dążenie, myśli, której nie sposób oddzielać od najbardziej intymnych aspektów jego życia, pozwala nam mniemać, że Orygenes jest jednym z największych mistyków w tradycji chrześcijańskiej.( Henri de Lubac, Przedmowa do: H. Crouzel, Connaissance, s.11).

Bóg ludzi pytających

Bez wątpienia Karl Rahner wpłynął w znacznym stopniu na teologię współczesną, a tym samym na poznawanie Boga jako tajemnicy. Nie czuję się jednak kompetentny nawet pokrótce scharakteryzować jego dorobku naukowego, czyli szczególnie metodę transcendentalną, Wcielenie rozumianego jako fenomenu miłości, czy łaskę Bożą jako „nadprzyrodzonego egzystencjału ”. Z jego tezą natomiast o anonimowych chrześcijanach zetknąłem się już bardzo dawno i zawsze była mi bliska. Nie o niej jednak chciałbym tu pisać, ale o duchowości niemieckiego teologa. Rahner był na pewno głęboko wierzącym mistykiem. A przy tym bez wątpienia należał do myślicieli nieustannie zadającym pytania. Dla niego Bóg jest Bogiem „tych, którzy pytają”. Aby to ukazać, zacytuję fragment jego modlitwy zamieszczonej w dziele „ Worte ins Schweigen”.

Bądź dla mnie miłosierny, Panie. To nie od Ciebie uciekam, uciekając od modlitwy, lecz od tego, co jest wciąż mną. To nie Twojej nieskończoności i świętości próbuję ujść, – gdy uchodzę, – lecz pustkowiu, którym jest rynek mojej duszy. Rynek, po którym muszę błąkać się i obijać, ilekroć wyrwę się światu, a nie umiem, nie potrafię przedrzeć się dalej, aż do „ miejsca świętego” mego wnętrza. Miejsce, gdzie znalazłbym już tylko Ciebie, gdzie tylko do Ciebie bym się modlił. Czyż Twe święte współczucie nie rozumie, gdzie wykluczony z miejsca, gdzie mieszkasz, wygnany na rynek u wrót Kościoła, napełniam ten rynek, niestety, zaaferowaniem tego świata? Czyż nie pojmuje Twe miłosierdzie, że pusty zgiełk tego zaaferowania jest mi milszy niż przeraźliwość ciszy, która na mnie czyha, ilekroć w modlitwie każę światu zamilknąć? I że ta cisza jest przecież jedynym, co mogę mieć, gdy świat milknie we mnie, a wciąż jeszcze nie jestem wciągniętym w Ciebie?

Cóż mam więc czynić? To Ty sam kazałeś mi się modlić, jakże więc sądzić, że nakazujesz coś, do czego nie byłbym, z Twoją łaską, zdolny? Wierzę tedy, że z Twą łaską jestem w stanie modlić się. Ale modlitwa, której żądasz, może być wobec tego tylko oczekiwaniem na Ciebie, staniem, milcząc, w pogotowiu, aż Ty sam, który jesteś zawsze w najgłębszym wnętrzu mnie, otworzysz mi drzwi od środka. Aż będę mógł wejść wreszcie sam w siebie, w zakryte „ miejsce święte” własnego życia, i tam wreszcie oddać Ci bodaj krew własnego serca.

Będzie to wtedy godzina mojej miłości. Ty jeden wiesz, czy nadejdzie w czasie tego, co na co dzień nazywamy „modlitwą”, czy w jakiejś innej chwili, rozstrzygającej o zbawieniu, czy dopiero w momencie śmierci. Tylko Ty wiesz, czy będzie dla mnie jasne, że jest to ta godzina, godzina życia, i czy długa będzie, czy krótka. Moją rzeczą jest tylko być w pogotowiu, nadsłuchiwać czujnie, aby – gdy uchylisz drzwi Decyzji Życia, może cicho, może niepostrzeżenie – być u ich progu i móc wejść w siebie i w Ciebie.

Wtedy wreszcie uchwycę w ręce to, co jest bezimienne, i co jest ze mną naprawdę, w czym wszystkie moje władze i właściwości są jednością, jak w swym pierwszy prapoczątku.  Uchwycę w ręce to, co jest bez imienia, i złożę tobie w ofierze miłości.  Nie wiem, czy ta godzina nie zaczęła już świtać w moim życiu, wiem tylko to, że ostateczny swój kres znajdzie dopiero w śmieci.  I w tej świętej strasznej godzinie Ty będziesz wciąż – milczał.  Tylko mnie, mnie samemu, każesz wymówić rozstrzygnięcie.

„Noc duszy” – mówią teologowie o Twym milczeniu tej godziny, a tych, którzy jej doświadczają, nazywają zwykle „mistykami” – słowem, z którym kojarzy się często tyle niedorzeczności.  A słowo to oznacza po prostu ludzi, którzy przeżyli swą godzinę decyzji, decyzji miłości, nie jak wszyscy inni, lecz tak, że mogli w czasie niej – patrzeć w siebie.

A po godzinie mojej miłości, gdy Ty będziesz milczał, nadejdzie dzień miłości Twojej. Visio beatifica. Już więc teraz — gdy nie wiem, kiedy przyjdzie godzina i czy nie świta – muszę trwać, oczekując na rynku duszy, u drzwi Twego i mego „ miejsca świętego świętych”. Muszę opróżnić się ze zgiełku świata, przyjąć martwą ciszę, przyjąć pustkowie – noc zmysłów, która czyha, gdy zgiełk milknie – przetrzymać je, dzięki łasce, samą wiarą.( Karl Rahner, O możliwości wiary dzisiaj, Znak,s.100-101).

Cóż mogę dodać od siebie? Niezwykłe u Rahnera jest to stawianie Bogu pytań, nawet w osobistej i głębokiej modlitwie. Może warto za nim przyjąć, że nie ma jednoznacznych odpowiedzi „ raz na zawsze”? Ten, kto pyta, musi wciąż od nowa zmierzyć się z „rynkiem” zgiełku myśli, przedzierać się aż do najgłębszego „miejsca świętego” własnego życia. „ Panie mój, ja wierzę, pomóż mojej niewierze”. Nie jest to modlitwa tych, którzy już znaleźli. Ci otrzymali już to, na co zasłużyli. Prawdą znajdowaną przez Rahnera nie jest posiadanie, tylko stawanie się, dalsze szukanie w drodze.

Opatrzność, ufność, kotwica i fale

lacki

Jeden z utworów barokowego poety, Aleksandra Teodora Lackiego (Pobożne pragnienia II, 13), zaczyna się od słów: „Jest tak wielą mój żywot fatyg sturbowany, jako balon do góry wielą rąk miotany”, kończy się natomiast inwokacją do Boga, czy raczej lirycznym wyznaniem wiary jako πιστιν («ufność», «zawierzenie»): „O Boże, jak szczęśliwszy żywot wszyscy mają, którzy w Tobie nadzieję tylko utapiają”.

Metaforyka Lackiego jest czytelna: można tonąć w troskach niepewnego żywota, albo zanurzyć się i dać się pochłonąć Bożej trosce; istnieje bowiem niezmierzona głębokość rozpaczy, ale i głębia nadprzyrodzonej nadziei. „Ledwiem zdrowia w tak ciężkiej utarczce nie zbyła, gdy mię tak gęsta ręka ze wszech stron okryła”. Ciekawy to paradoks, gdyż «Boskie przejźrzenie» okazuje się w utworze nie tylko kotwicą dla statku, lądem i schronieniem przed burzą, ale również – morską otchłanią, tyleż jednak odmienną od morza trosk i śmierci, jak wschód od zachodu… Warto jednocześnie wspomnieć, iż mottem pieśni uczynił autor słowa Psalmu 72,  28 („Pożyteczno mi przylgnąć do Boga, położyć w Panu Bogu nadzieję moję”), a całość opatrzona została wymownym emblematem: wokół wzburzone morze, na nim tonący okręt, rozbitek miotany falami, na brzegu zaś – upersonifikowana Boża miłość, niosąca na swych barkach swą Oblubienicę oraz kotwicę w kształcie krzyża. Wszystko to ma jeden cel: pouczyć o potrzebie oddania się w ręce Opatrzności, zwłaszcza wtedy, gdy doczesne przypadki zdają się odbierać człowiekowi wszelką nadzieję.

Abraham, Józef, Zuzanna, Tobiasz… Biblia jest pełna historii egzemplifikujących naukę o nadziei wbrew nadziei (zob. Rz 4, 18). Najbliższa akwatycznej metaforyce utworu Lackiego wydaje się natomiast historia apostoła Piotra, który stąpał po wodzie, aby spotkać się z Jezusem. Kiedy jego uwaga koncentrowała się tylko na Bogu i na Jego obietnicy, wiara pozwalała mu pokonać zachłanność morskiego żywiołu. Kiedy natomiast w chwili zwątpienia spojrzał na wzburzone fale (zob. Mt 14, 30), przestraszył się i zaczął tonąć.

Bóg Mahatmy Gandhiego

Spoglądam na Bhagawadgitę przełożona przez Wandę Dynowską, a wydaną przez Bibliotekę Polsko – Indyjską w 1947 roku. I trzymam w ręku Biblię otwartą na Kazaniu na Górze. Te dwie niezwykłe księgi spotkałem niegdyś wystawione obok siebie w gablocie Muzeum Mahatmy Gandhiego w Delhi i tam na ścianie odczytałem zdanie:          Życie moje było otwarta księgą. Nie mam tajemnic.

Myśl Ojca Narodu nawiązuje szczególnie do tych dwóch ksiąg. Gandhi usiłował Gitę ogarnąć, zgłębić i interpretować. Czerpał z niej szczególnie naukę o bhakti i czynie wypełnianym bez przywiązania do jego owoców (karman). A zatem wiązał dwie drogi jogiczne, działania i modlitwy w jedną. Całe jego życie było podążanie za Prawdą, którą utożsamiał z Bogiem. Droga do zjednoczenia z Bogiem wiodła przez działanie, organizowanie biernego oporu (ahimsa), przez pracę, post i modlitwę. I na tej drodze bhakti doświadczał miłości Boga osobowego.

We Mnie pogrąż twą myśl, żarliwą uwielbij mnie miłością,
Mnie poświęcaj rzecz każdą, Mnie cześć najwyższą oddawaj,
A wstąpisz we Mnie, zaręczam ci to, boś drogi Mi jest. (Bh.XVIII,65).

Gdy go pytano, czy jest hinduistą, odpowiadał na to: Tak, jestem, ale jestem także chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą i żydem.
Zachwycał się Kazaniem na górze, ale jak pojmował Jezusa? Czy porównywał Krysznę do Chrystusa? Bhagawadgita mówi o Krysznie, że jest Istotą Najwyższą, przenika cały świat stworzony i przebywa w sercu każdego człowieka. Ale Kryszna jest postacią mityczną. Miłość Kryszny to pełna legend i ludowych podań miłość radosna, nawet ekstatyczna. Natomiast miłość Chrystusowa jest historyczna, ukazana w męce pełnej krwi i potu. A jednak i miłość radosna i pełna cierpienia jest objawieniem i dopełnia się wzajemnie. Czy Gandhi pojmował Boga, który cierpi i umiera na krzyżu? Trudne pytanie.

„Naprawdę raz poważnie myślałem o przyjęciu wiary chrześcijańskiej, łagodna postać Chrystusa, tak cierpliwego, tak dobrego, tak kochającego, tak pełnego przebaczenia, że nie nauczał swych uczniów by walczyć z wrogiem, lecz by nadstawiać drugi policzek, była pięknym przykładem doskonałego człowieka. Przekaz Jezusa, jakim ja go rozumiem, zawiera się w nieskażonym i wziętym jako całość Kazaniu na Górze. Jeśli miałbym stanąć naprzeciw tylko tej nauki i mojej własnej interpretacji jej, nie powinienem zawahać się by powiedzieć ‘O tak, jestem chrześcijaninem’. Moim skromnym zdaniem jednak, to co współcześnie uchodzi za chrześcijaństwo jest negacją Kazania na Górze. Mówię o przekonaniach chrześcijan i chrześcijaństwa takiego jakim jest ono rozumiane na zachodzie” ( Autobiografia).

Osiem błogosławieństw Jezusa dla biednych, łagodnych, czyniących pokój czy cierpiących prześladowania, nakaz miłości nieprzyjaciół, zakaz cudzołóstwa, zbytnie troski o swoje ciało czy ubranie, wszystkie te ewangeliczne rady Mahatma stosował w codziennym swym życiu. Jednak widział, że ta nauka stanowiąca konstytucję Królestwa Bożego nie jest przestrzegana przez chrześcijan. Czy można dziwić się, że chrześcijaństwa formalnie nie przyjął? Kazanie na górze zawiera elementy trudne do wypełnienia, jednak obowiązujące wszystkich chrześcijan. Jednak ich praktykowania nie dostrzegł ani w Anglii, gdzie studiował, ani w RPA, gdzie był prześladowany. Czy myślał wtedy o słowach Jezusa : „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie”? Wyrzucić z Afryki Południowej jednak się nie dał. Mając prawnicze przygotowanie podjął walkę o równouprawnienie dla Indusów. Wtedy narodziła się satjagraha – metoda walki bez użycia przemocy.

Często po powrocie do Indii więziony, wykazywał niezwykły hart ducha, a jako formę walki stosował m. in. długotrwałe głodówki przeciw dyskryminacji również najuboższych pariasów ( tzw. niedotykalnych). Po Indiach wędrował boso od wsi do wsi w białej dzianinie przez siebie utkanej i godził zwaśnionych ludzi. Zapoczątkował ruch biernego oporu przeciw Anglikom m.in. poprzez bojkot angielskich materiałów. Miał ogromny wpływ na odzyskanie przez Indie niepodległości, ale i na zwaśnionych ze sobą hindusów i muzułmanów. Już sama jego obecność wystarczała do stłumienia rozruchów czy zamieszek. Był krytykowany za łagodną postawę wobec islamistów i wielbiony przez postępowych hindusów. Religijni przywódcy hinduscy, sikhijscy i muzułmańscy zapewniali go, że wyrzekli się już przemocy i wzywali do pokoju. A jednak 30 stycznia 1948 roku Gandhi został zastrzelony przez fundamentalistę i szowinistę hinduskiego – N.V.Gotshe, gdy udawał się na spotkanie modlitewne w Birla House w Nowym Delhi.

Pośród śmierci trwa życie, pośród kłamstwa trwa prawda, pośród ciemności trwa światło. Stąd wnioskuję, że Bóg jest życiem, prawdą i światłem.      ( Gandhi).