Archiwum kategorii: Marta Przyszychowska

Jak Bóg stworzył medycynę

Wszystkie pożyteczne i pomocne do ludzkiego życia rzeczy, które czas wynalazł, nie inaczej zostały wynalezione, jak właśnie dzięki pomysłowości. Wydaje mi się nawet, że nie zbłądzilibyśmy, gdybyśmy uznali wynalazczość za najcenniejsze z wszystkich dóbr, udzielonych nam w tym życiu i powstałych w naszych duszach dzięki boskiej opatrzności. Mówię to, ponieważ pouczył mnie Hiob; mówi, że sam Bóg nauczył człowieka rzemiosła i dał kobietom umiejętność tkania i haftowania. Nikt nie mógłby twierdzić (chyba że byłby cielesny i zwierzęcy), że Bóg nauczył nas tego rodzaju sztuk jakimś swoim bezpośrednim działaniem, osobiście angażując się w pracę, jak to można zobaczyć w rzeczach uczonych za pomocą ciała. A jednak powiedział, że Bóg nauczył nas tego rodzaju umiejętności. Ten, który dał naturze zdolność wymyślania i odkrywania, On sam poprowadził nas do tych zajęć i każdy wynalazek i dzieło przypisuje się w sensie przyczyny sprawcy tej zdolności: tak właśnie życie wynalazło medycynę, lecz nie pomyli się ten, kto powie, że medycyna jest darem Boga. Wszystko, co zostało wynalezione za ludzkiego życia i ma jakieś pożyteczne zastosowane w czasie pokoju lub wojny, nie skądinąd dotarło do nas, jak tylko z umysłu, który poznaje i wymyśla dla nas jedną rzecz po drugiej, a umysł jest dziełem Boga, więc wszystko, co przynosi nam umysł, jest dziełem Boga. Nie zaprzeczam temu, co mówią nasi przeciwnicy, że pomysłowość zmyśla i tworzy mityczne stwory i kłamliwe brednie, jednak dla naszego celu i to ich rozumowanie bardzo się przydaje. Twierdzimy bowiem także i my, że dokładnie na tym samym polega umiejętność robienia rzeczy kompletnie różnych (np. pożytecznych i szkodliwych), jak w przypadku medycyny, nawigacji i innych tym podobnych: ten, kto umie pomagać chorym przy pomocy lekarstw, umiałby także, gdyby użył swojej sztuki do złego celu, zaaplikować truciznę zdrowym; sternik, który kieruje okręt na wprost, mógłby skierować statek także na skały podwodne i skały na cyplu, gdyby chciał z rozmysłem zgładzić pasażerów; podobnie malarz przy pomocy tych samych umiejętności ukazuje na obrazie przeuroczą postać oraz odwzorowuje najohydniejszą; tak samo nauczyciel gimnastyki dzięki swojemu trenerskiemu doświadczeniu umie nastawić zwichniętą rękę, ale i zdrową, gdyby chciał, mógłby zwichnąć dzięki tym samym umiejętnościom.
Czy trzeba jednak wymieniać każdą z tych rzeczy i wprowadzać do argumentacji mnóstwo szczegółów? Jak więc w przypadkach, które wymieniłem, nikt nie mógłby się spierać, że ktoś, kto się wyuczył jakiejś umiejętności do czynienia dobra, może użyć tej samej umiejętności do niewłaściwych celów, tak samo mówimy, że Bóg dał ludzkiej naturze zdolność wymyślania w dobrym celu, skoro jednak niektórzy źle używają swojej pomysłowości, często staje się ona służką i współautorką bezużytecznych wynalazków. Chociaż pomysłowość może w sposób wiarygodny stworzyć rzeczy fałszywe i nieistniejące, nie znaczy to, że nie może badać rzeczy prawdziwie istniejących, lecz raczej zdolność do pierwszego stanowi dla ludzi roztropnych świadectwo możliwości czynienia drugiego. Fakt, że ktoś próbuje wywołać zdziwienie i zadowolenie w widzach, nie dowodzi wcale braku pomysłowości, ale przeciwnie – przedstawienie jakichś wielorękich, czy wielogłowych, czy zionących ogniem, czy zwiniętych jak węże stworów, zwiększanie ich rozmiarów ponad miarę albo skurczanie dla żartu naturalnych rozmiarów, opowiadania o przemianie ludzi w źródła, drzewa i ptaki, które stanowią rozrywkę dla ludzi, którzy je lubią, są, jak sądzę, najlepszym dowodem, że dzięki pomysłowości można wymyślić także najwznioślejsze rzeczy. Dawca nie podarowałby nam doskonałego umysłu do wymyślania rzeczy nieistniejących bez żadnej możliwości znajdowania i tworzenia rzeczy pożytecznych dla duszy. Jak zdolność naszej duszy do podejmowania inicjatyw i decyzji została stworzona w naturze, by wzbudzać pragnienie piękna i dobra, lecz ktoś mógłby użyć tego poruszenia także do niewłaściwego celu, a nikt nie mógłby twierdzić, że fakt dążenia od czasu do czasu do złego stanowi dowód, że wolny wybór nigdy nie skłania się do dobra, tak samo zajmowanie się pomysłowości rzeczami bezużytecznymi i niepotrzebnymi nie dowodzi jej niemocy w tym, co pożyteczne, ale raczej stanowi dowód, że nadaje się ona do rzeczy pomocnych i koniecznych. Jak bowiem w niektórych wypadkach wynajduje coś dla przyjemności i zadziwienia, tak w innych nie zabraknie jej sposobów, by dotrzeć do prawdy.
Grzegorz z Nyssy, Przeciwko Eunomiuszowi II, 183-191, tł. M. Przyszychowska

Człowieku, uszczęśliw się sam!

Kto nie krzywdzi samego siebie, temu nikt inny zaszkodzić nie może, choćby cały świat wytoczył mu ciężką wojnę. Ani trudne wydarzenia, ani zmiany okoliczności, ani ucisk ze strony władzy, ani spisek spadający jak śnieżyca, ani mnóstwo nieszczęść, ani zebrane razem wszystkie ludzkie tragedie, w najmniejszym stopniu nie mogą zachwiać człowiekiem szlachetnym, trzeźwym i czujnym. Przeciwnie jednak — tego, kto jest lekkomyślny, upadły i sprzeniewierza się samemu sobie nie uczyni lepszym pomnażanie troski. Ukazała nam to także przypowieść o owych ludziach, którzy budowali swoje domy: jeden na skale, a drugi na piasku. Nie należy jednak myśleć dosłownie o piasku i skale, ani o budowli kamiennej i zadaszonej, ani o strumieniach, ulewie i gwałtownych wichrach uderzających w zabudowania. Ale zobaczmy w tym cnotę i nieprawość i ukażmy na tym przykładzie, że tego, kto sam sobie nic szkodzi, nikt skrzywdzić nie może. Tak więc ani ulewa, chociaż byłaby bardzo gwałtowna, ani wzburzone rzeki, ani gwałtowne wichry napadające z wielką siłą nie zachwiały owym domem, ale pozostawał on niezdobyty i nieporuszony. Można na tej podstawie nauczyć się, że żadna próba nie może zachwiać tym, kto nie sprzeniewierzył się samemu sobie. Drugi zaś dom szybko uległ zniszczeniu, nie z powodu gwałtowności doświadczeń — czyż bowiem pierwszy nie doświadczył tego samego — ale ze względu na własną (budującego) głupotę. Nie zawalił się przecież dlatego, że wicher zadął, ale dlatego, że był zbudowany na piasku, czyli na lekkomyślności i nieprawości. Zanim bowiem ów wiatr uderzył na niego, on już był słaby i podatny na zniszczenie. Takie bowiem budowle, nawet przez nikogo nie dewastowane, same się rozpadają, gdy fundament obsunie się i rozleci. Jak pajęczyny same się rwą, choć nikt ich nie szarpie, a stal pozostaje nienaruszona, choć się w nią uderza, tak i ci, którzy samych siebie nie krzywdzą, stają się silniejsi, choćby doznawali tysięcy ciosów. Ci zaś, którzy siebie porzucają, choćby nie mieli przeciwnika, sami rozpadają się i giną.
Jan Chryzostom, Kto sam sobie nie szkodzi, temu nikt zaszkodzić nie może, tł. K. Kochańczyk-Bonińska

Grzegorz z Nyssy o chrzcie

Królowie tej ziemi, ilekroć formułują prawa, dobrze regulujące życie ludzi, powierzają je urzędnikom i nakazują upublicznić je za ich pośrednictwem, aby w ten sposób ich nakazy były skrzętnie przestrzegane. I Bóg dał przywódcom Kościołów prawa, które przedstawiamy co roku w stosownym czasie, po kolei wam odczytujemy i polecamy wam strzec tych nakazów stosownie do waszych możliwości. Oto więc dobry zarządca wszystkiego, który obraca kolejne lata i steruje porami roku, sprowadził ów zbawienny dzień, w którym zwykliśmy przywoływać obcych, by stali się synami, biedaków, by uczestniczyli w łasce, splamionych występkami, by oczyścili się z grzechów. To jest właśnie owo dawne wezwanie, które poprzedziło pojawienie się Zbawiciela: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego. Chociaż nie jestem Janem ani Dawidem, jednak niech mizerność sługi nie umniejsza siły Pańskiego prawa! Nawet jeśli nie szanujemy tych, którzy spisują prawa, jesteśmy posłuszni nakazom, bo lękając się władzy Prawodawcy, poddajemy się [jego] zarządzeniom. Nastała królewska łaska, przynosząc wytchnienie uciśnionym: uwolnienie więźniom i darowanie długów dłużnikom. Dlatego i ja w dwóch zarządzeniach obwieszczam stosowne lekarstwa i z wielką ufnością obiecuję, że to leczenie przyniesie wam ulgę. Czytaj dalej Grzegorz z Nyssy o chrzcie

Składać Bogu ofiarę z samego siebie

Wpatruj się w tego, który już osiągnął cel, odważnie wypłyń w dobrą podróż, w czasie której wiatrem będzie Duch Święty, a sternikiem Chrystus, i weź kurs prosto ku obyczajności. Ci bowiem, którzy wyruszają statkami w morze i handlują na rozległych wodach (por. Ps 107 (106),23), nie tracą nadziei z powodu katastrofy, która przytrafiła się komuś innemu, ale pełni dobrej nadziei starają się ukończyć swoje przedsięwzięcie. Czy nie jest czymś najbardziej absurdalnym ze wszystkiego uznawać za zło, że upadł ktoś prowadzący życie doskonałe, a jednocześnie uważać, że ci, którzy aż do starości żyją w grzechach, dokonują lepszego wyboru? Jeśli straszne jest jednokrotne zbliżenie się do grzechu, to czemu ty z tego właśnie powodu uznajesz za bezpieczniejsze, by w ogóle nie zmierzać do wznioślejszego celu? Czyż nie jest o wiele gorsze popełnianie grzechu przez całe życie i w ogóle nie mieć udziału w czystszym sposobie życia? Jak ty, żywy, możesz słuchać ukrzyżowanego; oddany grzechowi Tego, który umarł dla grzechu? Ty, który nie jesteś ukrzyżowany dla świata i nie przyjmujesz śmierci ciała, jak możesz słuchać Tego, który nakazuje się naśladować i który niesie krzyż na swoim ciele jako znak triumfu nad wrogiem? Jak możesz być posłuszny Pawłowi, który wzywa cię do oddania swojego ciała na ofiarę żywą, świętą, przyjemną Bogu (Rz 12,1), ty, który dostosowujesz się do tego świata, nie przemieniasz się przez odnawianie swojego umysłu (Rz 12,2) i nie zachowujesz się zgodnie z nowością tego życia (Rz 6,4), ale ciągle podążasz za wzorem życia starego człowieka? Jak możesz być kapłanem Boga? A przecież właśnie w tym celu zostałeś namaszczony, aby składać ofiarę Bogu, ofiarę nie jakąś obcą ani podrobioną z czegoś zewnętrznego, ale coś naprawdę twojego, a tym jest twój wewnętrzny człowiek, który powinien być doskonały i nienaganny, wolny od skazy czy wady, zgodnie z zarządzeniem na temat baranka (por Kpł 22,19). Jak złożysz Bogu taką ofiarę, skoro nie słuchasz Prawa, które zabrania spełniać posługę kapłańską człowiekowi nieczystemu (por. Lb 8,6)? A jeśli pragniesz, by i tobie ukazał się Bóg, czemu nie słuchasz, gdy Mojżesz nakazuje ludowi być wolnym od małżeństwa (por. Wj 19,15), aby mogli przyjąć objawienie się Boga? Jeśli uważasz za mało wartościowe ukrzyżowanie razem z Chrystusem, złożenie siebie samego na ofiarę Bogu, stanie się kapłanem Boga najwyższego, bycie godnym objawienia się wielkiego Boga, to co wznioślejszego moglibyśmy ci wymyślić, skoro i te rzeczy, i to, co z nich wynika, wydaje ci się nieistotne? Z ukrzyżowaniem łączy się życie, chwała i panowanie, a dzięki złożeniu siebie Bogu w ofierze następuje przejście od natury i godności ludzkiej do anielskiej. To właśnie miał na myśli Daniel mówiąc, że tysiące tysięcy stoi przy Nim (por. Dn 7,10). Ten, kto posiadł prawdziwe kapłaństwo i złączył się z wielkim arcykapłanem, niewątpliwie także sam pozostaje kapłanem na wieki i śmierć nie przeszkadza mu trwać nieprzerwanie. Owocem uznania kogoś za godnego oglądania Boga jest samo uznanie za godnego oglądania Boga. Zwieńczeniem wszelkiej nadziei, spełnieniem każdego pragnienia, kresem i szczytem Bożego błogosławieństwa, każdej obietnicy i niewypowiedzianych dóbr, które, jak wierzymy, przekraczają poznanie i wiedzę, jest to, co pragnął zobaczyć Mojżesz, czego pożądali liczni prorocy i królowie; godni są tego tylko ludzie czyści sercem, którzy dlatego naprawdę są błogosławieni i błogosławionymi są nazywani, bo oni zobaczą Boga (Mt 5,8). Chcemy, byś i ty stał się jednym z nich dzięki ukrzyżowaniu z Chrystusem, dzięki stanięciu przy Bogu jako święty kapłan, dzięki staniu się czystą ofiarą we wszelkiej czystości, dzięki przygotowaniu się przez świętość na przyjście Boga, abyś i ty mógł zobaczyć Boga w czystym sercu zgodnie z obietnicą Boga i Zbawcy naszego Jezusa Chrystusa, któremu chwała i panowanie na wieki wieków. Amen.

Grzegorz z Nyssy, O dziewictwie, rozdział 24, tł. M. Przyszychowska

Chrystus zmartwychwstał!

Pan przyoblekł się w człowieka
i cierpiał dla tego, który cierpi,
i dał się związać dla tego, który jest w więzach,
i był sądzony dla tego, który jest winien,
i został pogrzebany dla tego, który jest pogrzebany,
a powstawszy z martwych zakrzyknął wielkim głosem:
„Kto się odważy ze mną spór toczyć?
Niech stanie przede mną!
To ja uwolniłem skazańca,
ja ożywiłem umarłego,
ja wskrzesiłem pogrzebanego,
Kto przeciw mnie wystąpi?
To ja, mówi On, jestem Chrystusem;
to ja śmierć zniszczyłem,
odniosłem tryumf nad wrogiem,
zdeptałem piekło,
związałem mocarza,
i wyniosłem człowieka
na wyżyny niebieskie.
To ja, mówi On, jestem Chrystusem”.
Meliton z Sardes (II w.), Homilia paschalna, tł. Anna Świderkówna

Trzy dni i trzy noce między śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa

A zatem jeśli ktoś będzie liczył czas pobytu w sercu [ziemi] od czasu złożenia ofiary Bogu przez Arcykapłana, który w sposób niewypowiedziany i niewidzialny poświęcił na ofiarę samego siebie jako baranka za wspólny grzech, nie minie się z prawdą. Był już bowiem wieczór, gdy to boskie i święte Ciało zostało spożyte, a po wieczorze nastała noc poprzedzająca piątek. Następnie piątek liczy się jako jedna noc i dwa dni, ponieważ został podzielony przez niespodziewaną noc; skoro bowiem Bóg nazywa mrok nocą (Rdz 1, 5), a mrok ogarniał całą ziemię przez trzy godziny (Mt 27, 45), to to jest właśnie noc, która nastała niespodziewanie w środku dnia, dzieląc go sobą na dwa dni: jeden od świtu do godziny szóstej, a drugi od godziny dziewiątej do wieczora. Tak więc mamy teraz dwie noce i dwa dni. Dalej następuje noc przed sobotą i po niej dzień sobotni; masz więc trzy dni i trzy noce. […]

Jeśli zatem tak się rzeczy mają, mamy przedział czasu od czwartku wieczorem do soboty wieczorem, licząc w tym dodatkową noc, która – jak mówiłem – podzieliła piątek na dwa dni i jedną noc. Wypadało bowiem, by dzieła Tego, który panuje nad wiekami, nie rozgrywały się z konieczności w ustanowionych miarach czasu, ale na potrzeby tych dzieł powstały nowe miary czasu; skoro więc boska moc szybciej dokonuje dobra, skróciły się także miary czasu, żeby czas został tak policzony, by z jednej strony nie było mniej niż trzy dni i trzy noce, bo takiej liczby wymaga mistyczna i niewypowiedziana zasada, a z drugiej strony by czekanie na ustalone podziały dni i nocy nie opóźniło szybkości działania boskiej mocy. Ten bowiem, który ma władzę oddać swoje życie i je odzyskać, kiedy chciał miał także władzę, by jako Stwórca czasu nie podlegać w swoich dziełach czasowi, ale stworzyć czas stosowny do dzieł.

Grzegorz z Nyssy, O trzech dniach między śmiercią a zmartwychwstaniem Pana naszego Jezusach Chrystusa, GNO 9, 288-289, tł. M. Przyszychowska

Chrystus – drugi Adam

Pan ukazał siebie i Ojca nie tylko przez to, co zostało przepowiedziane, lecz także przez samą mękę. Niwecząc to nieposłuszeństwo człowieka, które na początku dokonało się na drzewie, stał się posłusznym aż do śmierci i to śmierci na krzyżu (Flp 2, 8): uzdrowił dokonanym na drzewie posłuszeństwem nieposłuszeństwo, które zostało dokonane na drzewie. Nie przyszedłby zniszczyć nieposłuszeństwa względem naszego Stwórcy przy pomocy tego samego środka, gdyby głosił innego Ojca. Lecz przez to właśnie, przez co nie usłuchaliśmy Boga i nie uwierzyliśmy Jego słowu, przez to samo wprowadził posłuszeństwo i uległość Jego słowu; przez to właśnie otwarcie ukazał tego samego Boga, którego obraziliśmy w pierwszym Adamie przez niewypełnienie Jego przykazania; w drugim zaś Adamie zostaliśmy pojednani, bo staliśmy się posłuszni aż do śmierci. Staliśmy się dłużnikami nie kogo innego, lecz tego samego, którego przykazanie przekroczyliśmy na początku.

Ireneusz z Lyonu, Przeciwko herezjom V, 16, 3, tł. M. Przyszychowska

Ciało i Krew Chrystusa

„W nocy, w której został zdradzony wziął Pan Jezus chleb, a dzięki uczyniwszy łamał go, dał uczniom swoim i rzekł: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. Wziąwszy też kielich, dzięki uczyniwszy powiedział: Bierzcie i pijcie to jest Krew moja” (1Kor 11, 23-25). Skoro wyraził się o chlebie: „To jest Ciało moje”, któż będzie się wahał? „To jest krew moja”, któż zwątpi i powie, że to nie jest Krew Jego? W Kanie Galilejskiej przemienił Chrystus wodę w wino; czyż więc nie będziemy wierzyć, iż wino w Krew przemienił? Cudu tego dokonał na doczesnych godach; czyż więc nie przyjmiemy, iż tym hardziej synom duchowego łoża swe Ciało i Krew dał na pożywienie? A zatem z całym przekonaniem uważajmy to za Ciało i Krew Chrystusa! Pod postacią chleba dane ci jest Ciało, pod postacią wina dana ci jest Krew. Gdy tedy przyjmujesz Ciało i Krew Chrystusa, w Ciele i Krwi Jego uczestniczysz. Stajemy się nosicielami Chrystusa, gdyż Jego Ciało i Krew są dane naszym członkom. Według błogosławionego Piotra „uczestniczymy w naturze Bożej” (2P 1, 4).
Cyryl Jerozolimski (IV w.), Katecheza 22, tł. W. Kania

Smutek to grzech

W jednym z pierwszych dzieł chrześcijańskich – Pasterzu Hermasa – pochodzącym z połowy II wieku, znajdujemy wezwanie do radości. Ciekawe, że współcześnie rzadko się mówi o radości, może jednak warto?
„Przyodziej się w radość, która zawsze jest miła Bogu i zawsze Mu się podoba. Każdy bowiem człowiek radosny postępuje dobrze i myśli dobrze, a smutkiem gardzi. Człowiek smutny postępuje zawsze źle. Przede wszystkim postępuje źle, bo zasmuca Ducha Świętego, który dany jest człowiekowi w radości. Następnie zaś zasmucając Ducha Świętego popełnia niegodziwość, gdyż nie modli się do Pana ani Go nie wielbi. Modlitwa człowieka smutnego nigdy nie ma dość siły, by wstąpić na ołtarz Boży”. „Dlaczego, zapytałem, modlitwa człowieka smutnego nie może wstąpić na ołtarz Boży?” „Dlatego, odparł mi, że w jego sercu zasiada smutek. On to miesza się z modlitwą i nie pozwala, by wstąpiła na ołtarz czysta. Jak wino zmieszane z octem nie ma już tego samego przyjemnego smaku, tak i smutek zmieszany z Duchem Świętym sprawia, że modlitwa nie ma już tej samej mocy. Oczyść się zatem z owego złego smutku, a będziesz żył dla Boga. I żyć będą dla Boga także wszyscy, którzy zrzucą z siebie smutek i jedynie w radość się przyodzieją”.
Pasterz Hermasa, przykazanie dziesiąte, tł. Anna Świderkówna

Państwo idealne według św. Ambrożego

Tak rządzono dawnymi czasy. To było wzorem wolnego państwa. Początkowo ludzie pod wpływem natury układali swój stosunek do niego za przykładem ptaków. Wspólna była praca, wspólna godność. Każdy na zmianę uczył się brać udział w troskach rządzenia, posługi. Rozkazy dzielili między siebie, nikt nie był pozbawiony zaszczytu, nikt wolny od pracy. Był to stan najpiękniejszy. Nikogo nie wbijała w pychę stała potęga, nikt nie załamywał się służbą. Nie było zazdrości, bo urząd spełniano w określonym porządku i w oznaczonym czasie i łatwiej było znosić jego brzemię, ponieważ nad jego wykonywaniem czuwano wspólnie. Nikt się nie odważał dokuczać temu, który go pełnił, z obawy ściągnięcia niechęci, gdyby ów objął po nim stanowisko. Nikomu nie wydawała się ciężką praca, od której przyszła godność miała uwolnić. Gdy jednak chciwość władzy zaczęła sobie przywłaszczać urzędy i nie chciała zrzec się posiadanych niesłusznie, gdy służba wojskowa przestała być prawem ogólnym a stała się niewolą, gdy przestano trzymać się porządku w obejmowaniu godności, lecz usilnie zabiegano o jej otrzymanie, wtedy wykonywanie pracy stało się ciężarem. Praca jeśli nie jest dobrowolna, wnet staje się niedbała. Jakże niechętnie ludzie przyjmowali obowiązek czuwania na czatach, z jakąż przykrością każdy pełni straż na niebezpiecznym stanowisku, którego obronę powierzył mu rozkaz królewski! Ogłasza się karę za niesumienność, a jednak często ujawnia się niedbalstwo i nie dopełnia się straży. Przymus, który wbrew woli nakłada jakiś obowiązek, przeważnie wywołuje niechęć. Jeśli czynisz przymuszony, to nie ma niczego tak lekkiego, co nie byłoby ciężarem. Ciągła praca zniechęca, a długie piastowanie władzy rodzi pychę. Czy znajdziesz człowieka, który dobrowolnie zrzeka się rządów i składa oznakę swej władzy i z własnej woli staje się z pierwszego ostatnim? Zabiegamy często usilnie nie tylko o pierwsze, ale nawet o średnie stanowisko. Na ucztach rościmy sobie prawo do pierwszych miejsc. Gdy powierzono nam jakiś urząd, chcemy, aby to było na stałe.

Ambroży z Mediolanu, Hexaemeron V, 15, tł. W. Szołdrski