Archiwum kategorii: Andrzej Jan Nowicki

Studiował historię Kościoła w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Zainteresowany działalnością Jezusa w kontekście epoki.

Posłowie: Bóstwo i preegzystencja Jezusa w świetle badań NT Wrighta i fragmentu 1 Kor 10, 1 – 13

Kto czytał listy św. Pawła?

Po tym wyczerpującym studium ks. Piskorskiego warto zatrzymać się na jego słowach, które wyróżniłem w drugiej części kolorem zielonym, a dotyczyły one adresatów Listu do Koryntian i ich rozumienia passusów Pawłowych. Otóż w rozważaniach na temat odbioru chrystologii św. Pawła nie można wykluczać z niej odbiorcy. Apostoł nie pisał pamiętników, lecz listy, które miały swojego adresata i to on miał odpowiednio zinterpretować jego słowa. Kim zatem byli adresaci Listów do Koryntian?

Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu (1 Kor 1, 26).

Św. Paweł pisze do gminy złożonej w większości z analfabetów, którym ktoś, kto nim nie był, odczytywał na zebraniu liturgicznym jego list. Idźmy dalej tym tropem, gdyż jest on niezwykle istotny dla każdego, kto tak naprawdę chciałby poprawnie odczytać, co kryje się za słowami św. Pawła, albowiem niemal automatycznie nasuwa się pytanie: Jaką ci ludzie mieli możliwość intelektualną do przeprowadzania tak czasochłonnych analiz, jakie zaproponował prof. J. D. G. Dunn? W starożytności nie był dostępny zbiór świętych ksiąg w jednym tomie. Jak wiadomo, kodeks wszedł do użycia dopiero na początku V wieku, a wcześniej posługiwano się bardzo kłopotliwymi zwojami. Jaki księgozbiór pism żydowskich posiadała gmina w Koryncie? Czy było to kilka papirusów z Psalmami i fragmentami Księgi Izajasza? Teksty te, w owym czasie, nie były przecież podzielone na rozdziały i wersety, aby można było swobodnie się poruszać po korpusie Pism Świętych, jak to jest w czasie obecnym. Apostoł jako były faryzeusz – gorliwy, znał teksty greckie Biblii Hebrajskiej na pamięć, gdyż taką technikę nauki preferowano wtedy w tym środowisku. A co z mieszkańcami Koryntu, z których większość nawróciła się dopiero pod wpływem św. Pawła i chrześcijanami dopiero byli od paru lat? Jaka była ich znajomość Pisma i skłonność do dogłębnych analiz porównawczych? I do czego mieli zestawiać słowa swojego nauczyciela skoro nawet św. Augustyn z Hippony nigdy nie trzymał w jednym ręku całej Biblii?[1] Dlatego też o wiele bardziej przekonująco wykłada chrystologię św. Pawła NT Wright.

NT WRIGHT

Ten anglikański znawca judaizmu Drugiej Świątyni oraz wczesnego chrześcijaństwa jest konserwatywnym chrześcijaninem broniącym tradycyjnych, biblijnych poglądów na temat homoseksualizmu czy chrystologii. Ogromna erudycja i błyskotliwość jego wniosków powoduje, że liczą się z nim nawet jego zapiekli oponenci.  Wracając jednak do tematu, spróbował on analizując interesujący nas fragment 1 Kor 8, 6, będący chrześcijańskim odpowiednikiem żydowskiego Szema, zinterpretować uwzględniając wszystkie relacje, które pominął prof. Dunn: nadawca⇒tekst⇒odbiorca. Nadawcą jest Żyd, reprezentujący wcześniej frakcję gorliwych, która tylko w YHWH widziała swojego Władcę, nawrócony przez objawienie Jezusa, który teraz stał się dla niego Królem – Mesjaszem. Co powtarzał wcześniej Saul nieustannie? «Pan jest naszym Bogiem, Panem jedynym» (Pwt 6, 3). Teraz przejdźmy do odbiorcy: Koryntianie zapewne znali historię nawrócenia swojego mentora, a żydowskie wyznanie wiary nie było dla nich obce. Co robi św. Paweł? Otóż wzbogaca on tradycyjne żydowskie „Szema” o nowy element: wprowadza w niego swojego Nowego Króla Władcę i Jedynego Pana Jezusa Chrystusa. Oto jak graficznie przedstawił to NT Wright, gdyż dopiero w tym zestawieniu możemy zobaczyć, jak głęboko umieścił św. Paweł Chrystusa w kulcie YHWH Boga:

Pan jest naszym Bogiem ⇔ Jeden Bóg Ojciec

Panem jedynym               ⇔ Jeden Pan  – Jezus Chrystus

(Pwt 6, 4)                              (1 Kor 8, 6)

Jak to komentuje NT Wright: «Stojąc przed tym zadziwiającym stwierdzeniem, można powiedzieć, że jeżeli nie byłoby wczesnych Ojców Kościoła, należałoby ich koniecznie stworzyć»[2]. Tu nie ma miejsca na jakieś spekulacje czy gdybania, „okrzyk” NT Wrighta jest właściwy i na miejscu.

Św. Paweł pozostając monoteistą, tworzy Szema, w którym zawiera się żydowski YHWH: Pan (Syn) Bóg (Ojciec). Tak więc św. Paweł przeciwstawił swoim adresatom, pogańskich bogów i panów, Bogu i Panu, który pozostał jedynym YHWH, ale w stosunku do tradycyjnego Szema został On poszerzony o nową Osobę: bohatera kosmicznego dramatu Jezusa Chrystusa, ale i nie tylko, rzeczywistość Boża to dla Apostoła Narodów – Bóg, Pan i Duch (zob. Ef 4, 4 – 6; 2 Kor 13, 13).

«Lecz nie powinniśmy popełniać błędu, myśląc że Duch i Pan nie są dla niego w pewnym sensie „Bogiem”…Apostoł operuje na granicy języka i odzwierciedla to sposób używania przez niego jego własnych terminów. Im bardziej zbliżamy się do nich, tym wyraźniej odkrywamy, że widzi on w Bogu (musimy albo użyć tego słowa albo znaleźć jego odpowiednik) Trójcę. Z pewnością nie jest tryteistą; istnieje tylko jeden Bóg, jak w żydowskim monoteizmie. Na pewno nie jest też panteistą, Bóg nie jest tożsamy ze światem. Ani też nie jest deistą; Bóg nie jest kimś dalekim…Nie jest też modalistą; tych Troje jest rzeczywiście kimś różnym od siebie wzajemnie… Paweł nie rozwiązuje zagadki, w jaki sposób Bóg może być jednocześnie Trzema i Jednym. Lecz, dla niego, takie właśnie jest znaczenie słowa „Bóg”. Nawet gdy używa terminu „Bóg” na określenie pierwszego z Trzech, jest On określony w (i przez) swej bliskiej relacji pozostałymi dwoma. Stwórca jest Ojcem Jezusa i Tym, który posłał Ducha»[3].

Stwierdzenia anglikańskiego duchownego są dla niektórych badaczy mocno kontrowersyjne. Przecież prof. G. Vermes był eksponentem tezy, w myśl której przypisanie osobowości Duchowi Świętemu, nastąpiło dopiero w późnej Ewangelii według św. Jana [4]. Nie jest to już jednak pogląd podzielany powszechnie, i w zasadzie nie przystaje on już do najnowszych ustaleń. Formuła chrztu z Ewangelii według św. Mateusza, zredagowanej najprawdopodobniej w latach osiemdziesiątych pierwszego wieku, wymienia po Ojcu i Synu, Ducha Świętego. Didache, jeden z najstarszych dokumentów chrześcijańskich, włączony przez Kościół etiopski do kanonu Nowego Testamentu – nie bez pewnych racji[5] odsłania nam sposób, w jaki odbywał się chrzest w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego:

« Co do chrztu, to udzielajcie go w taki oto sposób: Powtórzywszy najpierw wszystko powyższe, chrzcijcie w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego w wodzie żywej. Jeśli nie masz wody żywej, chrzcij w innej, jeśli nie możesz w zimnej, chrzcij w ciepłej. Jeśli brak ci jednej i drugiej, polej głowę trzy razy wodą w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego» (Didache 7, 1-3).

Nie ma żadnych wątpliwości: katechumen był zanurzany trzy razy i polewany w imieniu każdej z Osób Boga. Zwyczaj ten potwierdza Tertulian, pisząc, że wszyscy są chrzczeni trzy razy w każde pojedyncze imię Osoby (Tertulian, Przeciw Prakseaszowi 26, 9). Biorąc pod uwagę datowanie zarówno pierwszego synoptyka, jak i Didache, historyk musi stwierdzić, że w początkach, właściwie już w zarodku chrześcijaństwa, rozkwitał kult trynitarny. Następne 300 lat, to próba znalezienia odpowiedniego teologicznego języka dla pierwotnej, radosnej i twórczej, ale jednak mało precyzyjnej teologii wczesnych chrześcijan.

1 Kor 10, 1 – 13

Wracając do zasadniczej kwestii, czyli obecności preegzystencji Jezusa Chrystusa w pismach protopawłowych. Chciałbym, na zakończenie, przypomnieć o kontrowersyjnym świadectwie, obecności tej idei z rozdziału 10 – tego 1 Kor. Przypomnę teraz brzmienie najważniejszych dla naszych rozważań części tego passusu:

«I wszyscy w Mojżesza zostali ochrzczeni w obłoku i w morzu; wszyscy też jedli ten sam pokarm duchowy; i wszyscy pili ten sam duchowy napój. Pili bowiem ze skały duchowej, która szła za nimi. A tą skałą był Chrystus (…)  I nie wystawiajmy na próbę Chrystusa, jak niektórzy z nich wystawiali i poginęli od wężów» (1 Kor 10, 2 – 4. 9; Uwspółcześniona Biblia Gdańska).

Wydawać by się mogło, przynajmniej wstępnie, że tekst ten musi się odnosić do preegzystencji Jezusa. Jednak część biblistów przekonuje, że ustęp ten w rzeczywistości o tym nie mówi. Według nich Nazarejczyk swój tytuł Chrystus-Mesjasz zawdzięcza obrzędowi chrztu, którego doświadczył nad Jordanem, a zatem św. Paweł nie mógł tak Go nazywać, opisując rzeczywistość sprzed tego zdarzenia. W przypadku w. 9, w innych lekcjach, które honoruje zarówno Biblia Warszawska, jak i Biblia Tysiąclecia, mamy zamiast «Chrystusa», tytuł «Pan», a to już może sugerować, iż Apostoł miał na myśli Boga Ojca.

Pierwsza z tych przeciwności, nie jest wskazywana przez uznanych biblistów, pojawia się ona głównie jako argument w dyskusjach paranaukowych, niemniej jednak ze względu na jej popularność postanowiłem krótko się do niej odnieść. W listach protopawłowych pojawia się określenie «Chrystus» 270 razy. Przy czym, co warto odnotować, pojawia się ono wielokrotnie, samodzielnie, bez imienia Jezus. Badacze uważają, że tytuł ten tak upowszechnił się w listach Pawłowych, że stał się Jego drugim imieniem[6]. By unaocznić bezsens tego (pseudo)argumentu wystarczy zastosować analogiczne rozumowanie odnośnie do tytułu «Pan». Pomimo że św. Paweł opisał nadanie Jezusowi godności «Pana» dopiero po zmartwychwstaniu (Flp 2, 9 – 11), to nie przeszkodziło mu to w swoich listach określać Go tak, gdy odnosił się do Jego działalności przedpaschalnej (1 Tes 2, 15) . Podobnie i w pismach św. Łukasza: Kefas, stwierdza w Dziejach Apostolskich, że Jezus został uczyniony Chrystusem dopiero po zmartwychwstaniu (Dz 2, 36), ale nie przeszkadzało mu to w tytułowaniu Go w ten sposób w rzeczywistości przedpaschalnej (Łk 9, 20). Przecież i w dzisiejszych czasach pisarz opisując życie np. Chopina, może sformułować zdanie: Muzyk w okresie niemowlęcym przeszedł szereg groźnych chorób. Zapewne będąc niemowlakiem Chopin nie grał, ani też nie tworzył, co nie oznacza, że biograf nie może takiego zdania zbudować. Tym bardziej że w listach protopawłowych «Chrystus» jest określeniem tylko i wyłącznie Jezusa. Apostoł nie ryzykował możliwości jakiejkolwiek pomyłki identyfikacyjnej u odbiorcy. Autor Listu do Hebrajczyków mógł zastosować wobec patriarchy imię Abraham, chociaż w trakcie spotkania z Melchizedekiem, jak informuje nas Księga Rodzaju, był to jeszcze Abram (por. Hbr 7, 1 – 2; Rdz 14, 19). Tak samo mógł postępować św. Paweł w przypadku tytułu «Chrystus».

W tekstach Biblii Hebrajskiej nie spotykamy się z wędrującą skałą. Motyw ten odnajdujemy w tradycji żydowskiej, która św. Pawłowi jako faryzeuszowi była doskonale znana:

„To jest studnia, o której Bóg powiedział Moszemu: Zbierz lud, a dam im wodę. Wtedy Jisrael zaśpiewał tę pieśń: »Wzbierz studnio« – śpiewali do niej. »[To] studnia wykopana przez książęta [Moszego i Aharona], wyżłobiona przez szlachetnych ludu, wyrzeźbiona ich laskami. Od pustyni [otrzymali oni studnię] jako dar [i przez cały czas studnia] szła z nimi od strumieni do strumieni, [wspięła się na] wzniesienia, a ze wzniesień [zeszła] do nizin w krainie Moawu, koło szczytu wzgórza, z którego [z dala] prześwieca pustkowie«”. (Bemidbar [Księga Liczb] 21:16-20).

Nawiązując do tej symboliki św. Paweł tworzy alegorię: skałą jest Chrystus. Wykorzystanie toposu «skały» w świetle analiz, które przeprowadził prof. Hurtado, siłą rzeczy musiało prowadzić czytelników i słuchaczy do konstatacji, że Chrystus miał swój udział jako preegzystujący osobowy byt w wędrówce Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Symboliczność w semickiej kulturze nie eliminowała możliwości odniesienia jej do rzeczywistych zdarzeń. Przytaczanie na udowodnienie tej tezy, przykładów z literatury żydowskiej i Nowego Testamentu byłoby zbędną czynnością, gdyż każdy czytelnik Biblii zna ich wręcz nieskończoną liczbę.

Potwierdzeniem poprzednich wniosków powinien być w. 9, gdzie już bez zastosowania symboliki św. Paweł stwierdza, że Izraelici na pustyni wystawili na próbę Chrystusa, a następnie zostali ukarani plagą wężów. W Torze wystawianym na pokuszenie i karającym był YHWH:

Zesłał więc Jahwe na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła (Lb 21, 6; BT).

Św. Paweł niejednokrotnie utożsamiał YHWH z Jezusem w swoich listach (np. Rz 10, 13=Jl 2, 32; 1 Kor 2, 16=Iz 40, 13)  – mógł to uczynić także i tym razem.

W Septuagincie Tetragram został zastąpiony przez jego grecki zamiennik: «KYRIOS»:

Wtedy Pan wysłał jadowite węże do ludu. Kąsały one lud. I zmarło bardzo wielu synów Izraela (Lb 21, 6; LXX przeł. Remigiusz Popowski).

W niektórych wariantach tekstowych 1 Kor 10, 9, zamiast tytułu «Chrystus», pojawia się «Pan» lub «Bóg». Która z tych trzech lekcji jest najbardziej prawdopodobna? Wybitny biblista Bruce M. Metzger komentuje to następująco:

The reading that best explains the origin of the others is CHRISTON, attested by the oldest Greek manuscript (P46) as well as by a wide diversity of early patristic and versional witnesses (Irenaeus in Gaul, Ephraem in Edessa, Clement in Alexandria, Origen in Palestine, as well as by the Old Latin, the Vulgate, Syriac, Sahidic and Bohairic). The difficulty of explaining how the ancient Israelites in the wilderness could have tempted Christ prompted some copyists to substitute either the ambiguous KYRION or the unobjectionable THEON. Paul’s reference to Christ here is analogous to that in ver.4[7]

Lekcja, w której występuje tytuł «Chrystus» ma zatem potwierdzenie w najstarszym odpisie 1 Kor (manuskrypt P 46) oraz w cytatach z wczesnych ojców Kościoła. Co ważne, Nestle – Aland, lekcje z «Panem» lub «Bogiem» umieszcza w przypisie, a nie w tekście podstawowym[8]. Wydaje się również, że przyznanie pierwszeństwa lekcji «Chrystus» w kontekście całości 1 Kor jest logicznym i poprawnym rozwiązaniem.

Kompozycyjnie można to przedstawić następująco:

1. Chrystus jako Skała prowadzi Lud Izraela do Ziemi Obiecanej (1 Kor 10, 4) ⇔ Chrystus jako Chleb i Wino prowadzi Nowy Lud Boży do czasów paruzji i ustanowienia Królestwa Bożego (doskonałej Ziemi Obiecanej) (1 Kor 11, 22).

2. Lud Izraela grzeszy wobec Chrystusa, Ten zsyła węże, które powodują śmierć (1 Kor 10, 9) ⇔Nowy Lud Boży grzeszy wobec Chrystusa, Ten zsyła choroby i śmierć (1 Kor 11, 29 – 32).

Chociaż omawiając w. 9, nie można być apodyktycznym w przyznawaniu pierwszeństwa lekcji «Chrystus», to biorąc pod uwagę kryteria wewnętrzne, świadectwa zewnętrzne oraz – co warto jeszcze raz przypomnieć – wsparcie w postaci najstarszego odpisu tego listu, należy uczciwie przyznać, że to właśnie ta lekcja jest najbardziej prawdopodobna. Natomiast gdy cofniemy się do porównania Jezusa do skały towarzyszącej Izraelowi w trakcie wędrówki przez pustynię, to nie ma żadnych powodów, by nie widzieć w tym aluzji do preegzystencji Chrystusa, tym bardziej że – jak wykazał prof. Hurtado oraz prof. Gnilka – obecność tej idei u św. Pawła oraz jego uczniów jest w zasadzie pewna.


[1] Zob. J. J. O`Donell, Augustine: A New Biography, Harper Collins, New York 2005, s. 126 – 133.

[2] N. T. Wright, Co naprawdę powiedział św. Paweł? Czy Paweł z Tarsu był założycielem chrześcijaństwa?, Grands Rapids: Eardmans, 1997, BIBLIJNE SEMINARIUM TEOLOGICZNE, Wrocław 1999, rozdz. 4, s. 3; dost.: http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-4.pdf

[3] N. T. Wright, dz. cyt., s. 8.

[4] W Ewangelii według św. Jana osobowy charakter Ducha Świętego został w sposób bezpośredni podkreślony dwukrotnie (14, 26; 15, 26). Św. Jan użył w tym celu męskiego zaimka εκεινος (ekeinos) anaforycznie do rzeczownika rodzaju nijakiego το πνευμα (to pneuma). Nie jest to semityzm, ponieważ zarówno hebr. rûah jak i aram. rûha‘ są rodzaju żeńskiego. Zob. M. Meinertz. Theologie des NT. Bd. 2. Bonn 1950, s. 227; Egzegeza Ewangelii według św. Jana. Kluczowe teksty i tematy teologiczne, red. F. Gryglewicz, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1992, s. 195.

[5] Grecki tekst Didache odnaleziony w 1875 r. pochodzi z 1056 r. (Kodeks 54). Znane są fragmenty greckiego tekstu (Papirus Ox. 1782), fragmenty przekładu koptyjskiego, etiopskiego i pełna wersja przekładu gruzińskiego. Świadectwa starożytnych ojców: Klemens Aleksandryjski (Strom. 1, 20, 100, 4 [3, 5]); Atanazy (Ep. paschal. 39; Dwie rozprawy o dziewictwie 13 [Did. 9, 3 n.]); Pseudo – Cyprian (Adv. aleator. 4 [14, 2]); Optat (Rozprawa przeciw Parmenianowi 1, 21[4, 3]) i Augustyn (En. in Ps. 146, 17). Euzebiusz  z Cezarei nie uznawał kanoniczności Didache (HE 3, 25, 4). Pełny tekst i przekład na język angielski w B. Ehrman, The Apostolic Fathers, t. 1 – 2,  MA: Harvard University Press, Cambridge 2003, t. I., s. 405 – 433. Polski przekład w Pierwsi świadkowie. Pisma Ojców Apostolskich, przeł. Anna Świderkówna; wstęp., kom. i oprac. Marek Starowieyski, Wydawnictwo M, Kraków 1998. Problematyka datowania Didache, wraz z omówieniem consensusu badaczy, którzy ustalili ostateczną jej redakcję na koniec I wieku zob. J. A. Draper, The Jesus Tradition in the Didache, w D. Wenham (red.), Gospel Perspectives V: The Jesus Tradition Outside the Gospels, JSOT, Sheffield 1985, s.  269 – 289. Na temat niezależności opisu Eucharystii od tradycji Pawłowej: zob. B. L. Mack, Who Wrote the New Testament?: The Making of the Christian Myth, HarperOne 1996, s. 240 – 241.

[6] Św. Paweł nigdy w swoich listach nie wyjaśnia znaczenia tytułu «Chrystus». Zob. U. Schnelle, Paulus, Leben und Denken, Berlin – New York 2003, s. 497.

[7] B. M. Metzger, A Textual Commentary on the Greek New Testament, Hendrickson Publishers,  Hardcover 2006,  s. 494.

[8]

Przypis ( s. 456 ):

 

Współczesna debata na temat obecności w listach protopawłowych idei preegzystencji Jezusa Chrystusa. Część druga. Ks. Dariusz Piskorski.

3. Preegzystencja Jezusa w świetle 2 Kor 8, 9 i 1 Kor 8, 6

Krytyczne stanowisko Dunna względem tradycyjnego rozumienia Flp 2, 6 – 11 w sposób nieunikniony rzutuje na jego ocenę innych, mniej jednoznacznych Pawłowych aluzji do preegzystencji Jezusa. Za jedną z nich uchodzi 2 Kor 8, 9:

«Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić».

Według Dunna, w zdaniu tym, będącym Pawłowym apelem o szczodrobliwość względem jerozolimskich chrześcijan nie zaś wykładem chrystologicznym, Apostoł posłużył się jedynie metaforą ( stać się ubogim ), aby wskazać na jedyny akt zbawczy, tj. na ofiarę krzyżową Jezusa jako na wzór ofiarności.[29] Również Murph-0’Connor, powołując się na interpretację Dunna, stwierdza bez wahania, że «nie zakłada się tutaj preegzystencji Chrystusa».[30]

Hurtado odpowiada, że w każdym sensownym odwołaniu się do metafory wymaga się, aby obrazy prezentowały rzeczywistość, stąd pytanie, które trzeba postawić brzmi: Jak rozumieć owe ogołocenie się Jezusa, o którym pisze Paweł? Następnie należy zapytać, w jaki sposób doprowadziło ono do ubogacenia wierzących w Chrystusa. Posłużenie się przez Pawła jedną tylko metaforą nie jest wystarczającym argumentem, aby ograniczyć zakres znaczeniowy tekstu. To, jak adresaci listów Pawłowych rozumieli owe Jezusowe stanie się ubogim w celu ubogacenia swych uczniów pozostaje kwestią otwartą.[31]

Dodajmy, że  zaproponowana przez Dunna interpretacja 2 Kor 8, 9 domaga się, też wytłumaczenia, w jaki sposób Paweł, myśląc jedynie o ziemskim życiu Jezusa, mógł wpaść na pomysł porównania Go do egzystencji bogacza, który dla zdradzenia potrzebom innych wyzbywa się własnego majątku.

Innym tekstem, który wydaje się zakładać wiarę w osobową preegzystencję Jezusa jest 1 Kor 8, 6:

«Dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy».

Wskazuje się, że w zdaniu tym została przyznana Jezusowi aktywna rola w boskim akcie twórczym, co zakład idee preegzystencji. Dunn jest jednak innego zdania. Według niego tekst ten nie mówi nic o realnej osobowej preegzystencji Jezusa, lecz o preegzystencji Bożej Mądrości, która w Starym Testamencie przedstawiana jest często jako osoba mająca udział w boskim akcie stwórczym ( np. Prz 8, 24 – 28 ). Dokładnie rzecz ujmując, 1 Kor 8, 6 stwierdzałby, że odwieczna Boża Mądrość, winna być teraz rozpoznana w Jezusie Chrystusie.[32]

Hurtado akceptuje rozpowszechnione przekonanie, że przyznanie Chrystusowi udziału w dziele stwórczym dokonało się pod wpływem biblijnej tradycji o Mądrości Bożej. Jego zdaniem nie stało się to jednak w sposób, w jaki wyobraża to sobie Dunn. Zaproponowane przez tego ostatniego wyjaśnienie 1 Kor 8, 6, zdaniem Hurtado, kłóci się po prostu z brzmieniem Pawłowego tekstu.[33]

Nie sposób odmówić słuszności temu stwierdzeniu. Na podstawie samego tylko 1 Kor 8, 6, bez uprzedniego dostrzeżenia podobieństwa pomiędzy Jezusowym udziałem w stwórczym dziele Boga a starotestamentowym przypisywaniem tego typu roli personifikowanej Mądrości Bożej, trudno byłoby dopatrzyć się tu tego typu analogii. Jeszcze trudno byłoby odczytać ów tekst w sensie wskazanym przez Dunna. Czy byłoby to możliwe dla ogółu korynckich chrześcijan?

Skrótowe potraktowanie tej wypowiedzi przez Pawła sugeruje ponadto, że idea preegzystencji Chrystusa była już znana adresatom listu i nie wymagała wyjaśnień, dodaje Hurtado.[34]

Uwagi końcowe.

Na podstawie przedstawionych powyżej argumentów Hurtado stwierdza, że niektóre teksty Pawłowe zmuszają wręcz do uznania, iż wśród idei znanych i cenionych przez Apostoła oraz chrześcijan, do których adresował on swoje listy, było przekonanie, że Jezus jest naprawdę kimś, kto przybył od Boga i że historia Jego zaangażowania w dzieło odkupienia rozpoczęła się jeszcze przed Jego ziemską egzystencją.[35]

Zrozumienie tego, w jaki sposób pierwsi chrześcijanie wyobrażali sobie preegzystencję Jezusa oraz Jego udział w stwórczym dziele Boga nastręcza wiele trudności. Nie wolno nam jednak banalizować z tego powodu owych niezwykłych świadectw wiary, redukując ich treść do stwierdzeń, które nam wydają się być bardziej rozsądnymi.[36]

Trudno nie zgodzić się z tym podsumowaniem. Pomimo podjętych prób alternatywnej interpretacji omówionych powyżej tekstów, najlepiej umotywowanym sposobem ich rozumienia ciągle jeszcze jest przyjęcie, iż zrodziła je wiara w osobową preegzystencję Jezusa. Zasadniczym pytaniem nie jest czy, lecz w jaki sposób ta wiara mogła się pojawić i zostać zaakceptowana przez dumnych ze swego monoteizmu pobożnych Żydów z okresu rzymskiego, do których bez wątpienia należy zaliczyć Pawła z Tarsu. Hurtado jest przekonany, że przyznanie Jezusowi preegzystencji wynikało z przeświadczenia Jego uczniów, iż jest On eschatologicznym pośrednikiem zbawienia. W świetle logiki żydowskiej myśli apokaliptycznej, wyciągnięcie stąd wniosku, że jeszcze przed stworzeniem świata był On już w jakiś sposób u Boga i razem z Bogiem, miało być czymś z gruntu rzeczy nietrudnym i całkiem naturalnym.[37]

Nie podejmując się w tym miejscu weryfikacji zasadności powyższego wyjaśnienia genezy chrześcijańskiej idei preegzystencji Jezusa, trudno jest jednak oprzeć się woli wyrażenia zdziwienia z powodu sugerowanej w nim łatwości, niemalże automatyczności przejścia do dostrzeżenia w Jezusie pośrednika ostatecznego zbawienia do uznania Go za kogoś mającego udział w egzystencji właściwej raczej Bogu niż ludziom. Stwierdzenie to nie oddaje sprawiedliwości wydarzeniu absolutnie bezprecedensowemu i pozbawionemu rzeczywistych analogii, jakim jest pojawienie się w łonie judaistycznego monoteizmu tego typu wiary. Uznanie Jezusa za kogoś, kto jeszcze przed stworzeniem świata był w jakiś sposób u Boga i razem z Bogiem, wkomponowuje się we włączenie Go w kult oddawany samemu tylko Jahwe. Niezwykły charakter tej ostatniej innowacji Hurtado mocno podkreśla i broni w swej cennej pracy na temat źródeł chrześcijańskiej czci Jezusa Chrystusa.[38] Tym bardziej niezrozumiałą czyni to jego sugestię, że przyznanie człowiekowi z krwi i kości ( i to takiemu, którego status społeczny oraz życiowe osiągnięcia odbiegały daleko od żydowskich oczekiwań związanych z postacią Mesjasza – Króla ) posiadanie takiej pełni życia, która prawdziwą analogię znajduje jedynie w istnieniu wyróżniającym Boga, nie było w gruncie rzeczy niczym niezwykłym w świetle logiki żydowskiej myśli apokaliptycznej. Zamiast eksponować w niewiarygodny wręcz sposób potencjał kryjący się w apokaliptyce żydowskiej należy raczej uwzględnić w większym stopniu moc bezprecedensowego doświadczenia zbawczej bliskości Boga, jakie według zgodnego świadectwa wszystkich ewangelistów było udziałem pierwszych uczniów Chrystusa.

[29] Por. J. D.G., Christology in the Making, s 121 – 123; id. The Theology of Paul the Apostle, s. 290 – 292.

[30] J. Murphy – O`Connor, Drugi List do Koryntian. Komentarz w R. E. Brown – J. A. Fitzmyer – R. E. Murphy ( red. ), dz. cyt., s. 1361, nr 35.

[31] Por. L. Hurtado, Signore Gesù Christo, s. 128n.

[32] Por. J. D. G. Dunn, The Theology of Paul Apostle, s. 272 – 275.

[33] Hurtado odpiera też formułowane przez niektórych badaczy sugestie na temat ewentualnej zależności tej idei od niektórych nurtów filozofii greckiej. Ten brytyjski badacz wskazuje, że pomimo istnienia pewnych analogii frazeologicznych tekstu Pawłowego do języka charakterystycznego dla pism stoickiego panteizmu, tworzywo oraz logika tego i innych tekstów Pawłowych, w których pojawiają się aluzje do preegzystencji Jezusa, odsyłają do tradycji judaistycznej, w szczególności do idei apokaliptycznych. Tekstów tych nie zrodziły pytania natury filozoficznej, lecz głębokie przekonanie o tym, że dzieje świata są we władaniu Boga i pomimo wszelkich historycznych przeciwności nastąpi przecież eschatologiczny triumf Boga, w którym wypełni się Jego stwórcza wola ( por. L. Hurtado, Signore Gesù Cristo, s. 132 ).

[34] Por. ibid.

[35] Por. ibid., s. 131.

[36] Ibid., s. 133n. W tekstach Pawłowych zawierających aluzje do preegzystencji Chrystusa Hurtado dostrzega dwie fundamentalne tezy: (1) początek i znaczenie Jezusa znajdują się w Bogu ( ponad i przed stworzeniem świata ), co czyni Jego narodzenie się wydarzeniem o charakterze transcendentalnym ( np. Flp 2, 6 – 8; 2 Kor 8, 9 ); (2) pośrednictwo Jezusa w dziele stworzenia odpowiada Jego roli w dziele odkupienia ( 1 Kor 8, 6 ) ( por. ibid., s. 134 ).

[37] Por. ibid., s. 132n.

[38] Por np. ibid., s. 65.

Dariusz Piskorski, Współczesna debata na temat obecności w listach protopawłowych idei preegzystencji Jezusa Chrystusa, Studia Płockie: t. 37 ( 2009 ), s. 15 – 25.

Artykuł został zdigitalizowany i opracowany do udostępnienia przez Muzeum Historii Polskiej. Artykuł jest umieszczony w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl.

Tekst jest udostępniony do wykorzystania w ramach dozwolonego użytku.

 

Współczesna debata na temat obecności w listach protopawłowych idei preegzystencji Jezusa Chrystusa. Część pierwsza. Ks. Dariusz Piskorski.

                                                                   PRZEDMOWA

Czy św. Paweł wierzył w preegzystencję Jezusa? Wydaje się, że problem ten jest obecnie rozstrzygnięty, ponieważ większość biblistów odpowiada  na to pytanie twierdząco. Warto jednak zapoznać się z kulisami tego sporu oraz z niełatwą drogą uczonych, która w końcu doprowadziła ich do tego consensusu. Każdy kto obecnie będzie próbował go podważyć – ma przed sobą bardzo trudne zadanie. Dlaczego? Doskonale i w sposób niezwykle przystępny wprowadza w tę tematykę ks. Dariusz Piskorski. Jego artykuł o charakterze egzemplifikacyjnym nie wyczerpuje całości zagadnienia, ma on jedynie za zadanie zarysować problematykę oraz skłonić do jej pogłębiania we własnym zakresie.

Gdybyśmy zaczęli nasze rozważania od protestanckiego egzegety Rudolfa Bultmanna, to musielibyśmy stwierdzić, że przychylał on się do opinii znacznie radykalniejszej: preegzystencja Jezusa nie tylko, że była znana Pawłowi, ale  – według niego –  nie on był jej twórcą, ponieważ przekazali mu ją jego poprzednicy. Jako dowód w sprawie R. Bultmann powołał się na Flp 2, 6 – 11 ( zob. Rudolf Bultmann, Theology of the New Testament, 1965, t. I, s. 131 ). Moglibyśmy powiedzieć: największy demitologizacyjny chrystolog Nowego Testamentu, uznawany ( niesłusznie ) przez niektórych swoich ortodoksyjnych współbraci za arcyheretyka wszech czasów, miał pogląd na ten temat bardzo prawowierny i zgodny z nauką ojców Kościoła. Tak wiec, problematyka preegzystencji Jezusa u św. Pawła nierozerwalnie wiąże się z interpretacją hymnu z Listu do Filipian. Innymi tekstami ks. Piskorski zajmuje się również, są one jednakże w „cieniu” sporu o Flp 2, 6 – 11. Warto nadmienić, że prof. Geza Vermes, który uważał, że w kerygmacie Apostoła Narodów nie było miejsca na naukę o boskości Jezusa, odrzucił Flp 2, 6 – 11, uznając cały passus za wstawkę chrześcijańskiego kopisty. Trudno jednak, w tym wypadku, mówić o zasadności tego kroku, skoro fragment ten występuje we wszystkich odpisach Listu do Filipian. Niemniej jednak profesor doceniał siłę chrystologii, wysokiej chrystologii hymnu, która czyni z Jezusa Boga.

To nie św. Paweł napisał Flp 2, 6 – 11, przekonywał swoich czytelników prof. G. Vermes w „Twarzach Jezusa”.

Ks. Piskorski przeszedł w swoim artykule do omówienia najpoważniejszej próby podważenia wiary w preegzystencję Jezusa u św. Pawła, która wyszła ze strony tak uznanych badaczy jak: katolickiego biblisty dominikanina Jerome Murphy-O’Connora, niedawno zmarłego profesora Nowego Testamentu w Ecole Biblique ( Jerozolima ) oraz James D. G. Duuna byłego profesora teologii w Durham w Wielkiej Brytanii. Niemniej jednak warto wspomnieć, że ojciec Jerome Murphy-O’Connor zawsze przypominał o „solidności consensusu” biblistów badających Flp 2, 6 – 11 ( por. J. Murphy-O’Connor, Christological Antropology in Philippians 2, 6 – 11, RB 83/1976, s. 30 ). Co do interpretacji tego tekstu, nie było powszechnej zgody w epoce patrystycznej, ale nie odnośnie poglądu na obecność w tekście motywu preegzystencji Pana, lecz głównie różniono się w kwestiach następstwa idei lub struktur zawartych w hymnie ( por. P. Gerlot, La traduction et l`interprétation de Philippiens 2, 6 – 7. Quelques éléments d`enquête patristique, NRT 93/1971, s. 897 – 922 i 1009 – 1026 ).

http://step.nd.edu/assets/65696/150x/murphy_oconnor.jpgŚw. Paweł nie wierzył w preegzystencję Jezusa. Prof. Jerome Murphy-O’Connor.

Ks. Piskorski w jasny sposób pokazuje jak teza prof. Dunna otrzymuje bezwzględny prawy sierpowy, który wymierza jej Larry Hurtado, profesor języka, literatury i teologii Nowego Testamentu na uniwersytecie w Edynburgu, autor licznych publikacji z dziedziny badań nad Nowym Testamentem oraz lewy sierpowy, wymierzony bardzo celnie tym razem – i to poprzez zastosowanie innych rozwiązań metodologicznych – przez katolickiego biblistę prof. Joachima Gnilkę, aby w końcu teza Dunna spotkała się z nokautem, ponieważ został podważony koronny jej argument mówiący, że zastosowanie koncepcji «chrystologii adamicznej» eliminuje możliwość aluzji św. Pawła do preegzystencji Chrystusa w Flp 2, 6 – 11. Autorem nokautu był prof. Lincoln de Hurst. Od czasu tych przełomowych prac, nikt nie podjął się na szerokim forum naukowym, do prób obrony stanowiska prof. Dunna, a zatem możemy stwierdzić za prof. Hurstem, że klasyczna interpretacja przetrwała próbę czasu i w przewidywalnej przyszłości nie powinna stracić na wartości.

Twarz JezusaKażdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy wierzy w to, że Bóg Wcielił się w Marginalnego Żyda z Galilei. Model twarzy Jezusa zaproponowany przez stację BBC. Wizerunek Chrystusa znacząco różni się od tego, który utrwalony został przez tradycję. (fot. Eastnews)

Przedmowa i wprowadzenie Andrzej Jan Nowicki.

Ks. Dariusz Piskorski

WSPÓŁCZESNA DEBATA NA TEMAT OBECNOŚCI W LISTACH PROTOPAWŁOWYCHI IDEI PREEGZYSTENCJI JEZUSA CHRYSTUSA

Jednym z istotnych warunków wyjaśnienia tego, kim według Św. Pawła jest Jezus – człowiekiem wywyższonym do niemal boskiej godności, czy też wcielonym Bogiem – jest poprawna interpretacja tych fragmentów listów protopawłowych, które zdają się wyrażać lub choćby zakładać ideę osobowej preegzystencji Chrystusa. Uznaje się powszechnie, że idea ta była przedmiotem wiary we wspólnotach, w których zrodziły się pisma Nowego Testamentu datowane na ostatnie dziesięciolecia pierwszego wieku ( por. np. J 1, 1-18 ). Nie ma jednak zgody co do tego, jak wcześnie tego typu wiara się pojawiła i jaka była jej geneza, ani co do tego, jak preegzystencja Chrystusa mogła być pojmowana przez jej pierwszych wyznawców. Pytania tego typu stawiane są zwłaszcza w badaniach poświęconych teologii św.Pawła, jako że datowane na lata 50-te listy Apostoła Narodów są najstarszymi chrześcijańskimi utworami literackimi będącymi w naszej dyspozycji. Przedmiotem niniejszego opracowania jest współczesna dyskusja na temat tego, czy listy protopawłowe zawierają stwierdzenia sugerujące osobową preegzystencję Chrystusa. Przedłożone omówienie ma charakter egzemplifikacyjny, nie stanowiąc wyczerpującego omówienia tegoż zagadnienia.

1. Początki współczesnej kontrowersji na temat Pawłowych świadectw wiary w preegzystencję Jezusa

Wśród współczesnych badaczy myśli Apostoła Narodów najbardziej rozpowszechniona jest tradycyjna już teza, według której przynajmniej niektóre passusy listów bezspornie Pawłowych ( 1 Tes, Ga, Flp, 1 – 2 Kor, Rz, Flm ) wyrażają lub choćby tylko zakładają ideę osobowej preegzystencji Jezusa. Za szczególnie wyraźne świadectwo uważa się hymn chrystologiczny Flp 2, 6 – 11. Mniej wyraźne aluzje do preegzystencji Chrystusa zawierałyby natomiast: 1 Kor 8, 6; 10, 4; 15, 47; 2 Kor 8, 9; Ga 4, 4; Rz 8, 3. Począwszy od lat sześćdziesiątych XX stulecia zaczęły pojawiać się jednak publikacje poddające wątpliwość zasadność tego typu przekonania.

Zastrzeżenia co do słuszności interpretowania tekstu Flp 2, 6 – 8 jako odnoszącego się do preegzystencji Chrystusa wysunął Charles H. Talbert, aktualnie profesor należącej do baptystów Baylor University ( USA ). [1] Podobne do niego stanowisko zajął nieżyjący już liberalny teolog John A. T. Robinson, były biskup anglikański i profesor Trinity College w Cambridge, autor głośnej i kontrowersyjnej książki Honest to God ( 1963 ). [2] Do grona uczonych krytycznych względem rozumienia Flp 2, 6 – 8 jako tekstu mówiącego o preegzystencji, czy boskości Jezusa dołączył wkrótce katolicki biblista dominikanin Jerome Murphy-O’Connor, aktualnie profesor Nowego Testamentu w Ecole Biblique et Archéologique Française de Jérusalem. [3]

Sceptycyzm względem możliwości wykazania, iż wersety 6 -8 drugiego rozdziału listu do Filipian wskazują na osobową preegzystencję Chrystusa musiały zaowocować analogicznym sceptycyzmem względem innych tekstów Pawłowych, które uważa się za mniej wyraźne sformułowania tego typu idei. Istnieniu w pismach protopawłowych jakichkolwiek śladów potwierdzających wyznawanie i głoszenie przez Apostoła Narodów preegzystencji Jezusa przeczy zaliczany do nurtu liberalnego protestantyzmu James D. G. Dunn, emerytowany profesor teologii uniwersytetu w Durham w Wielkiej Brytanii, autor wielu cenionych prac z zakresu badań nad Nowym Testamentem. Do zagadnienia tego powracał on wielokrotnie w swych publikacjach. [4] Zdaniem Dunna, ogólnie rzecz ujmując, listy Pawłowe w żadnym miejscu nie prezentują idei osobowej preegzystencji Chrystusa, czy też związanego z nią pojmowania narodzin Jezusa jako wcielenia. Badaczy, którzy uważają inaczej, zmylił, jego zdaniem, metaforyczny język tych wypowiedzi, które nie mogą być rozumiane dosłownie. W przywołanych w tym kontekście passusach

[1] Por. C. H. Talbert, „The Problem of Pre – existence in Philippians 2: 6 – 11”, „Journal Biblical Literature”, 86 ( 1967 ), s. 141 – 153.

[2] Por. J. A. T. Robinson, „The Human Face of God”, London 1973, s. 162 – 165.

[3] Por. J. P. Murphy-O’Connor, „Chistorogical Anthropology in Phil. II: 6 – 11”, „Revue Biblique” 83 ( 1976 ), s. 25 – 50. Murphy-O’Connor jest m. in. autorem komentarzy do 1 i 2 Kor w R. E. Brown – J. A. Fitzmyer – R. E. Murphy ( red. ), „Katolicki Komentarz Biblijny”, Warszawa 2001, s. 1321 – 1369.

[4] Por. J. D. G. Dunn, „Unity and Diversity in the New Testament”, London ( 1977 ) 19902, s. 134 – 136; id., „Christology  in the Making. A New Testament Inquiry into the Origins of the Doctrine of the Incarnation”, London ( 1980 ) 19892, s. 113 – 125; id., „Christ, Adam, and Preexistence”, w R. P. Martin – B. J. Dodd ( red. ), „Where Christology Began. Essays on Philippians 2”, Luisville 1989, s. 74 – 83; id., „The Theology of Paul the Apostle”, Grand Rapids – Cambridge ( 1998 ) 20062, s. 266 – 293.

Pawłowych odnajdujemy jedynie postulat unikalnej relacji łączącej Chrystusa z judaistyczną ideą Bożej Mądrości. W myśl wychowanego w żydowskiej tradycji religijnej Apostoła Jezus Chrystus mógł być pojmowany jako uzewnętrznienie lub uosobienie boskiego atrybutu Mądrości, tak często personifikowanego w religijnej literaturze żydowskiej, lecz nie jako postać istniejąca przed stworzeniem świata na wzór samego Jahwe.

J. D. G. Dunn

Dla zrozumienia sposobu, w jaki Dunn odczytuje fragmenty listów protopawłowych zdające się wyrażać, czy sugerować ideę osobowej preegzystencji Chrystusa nie bez znaczenia jest fakt, że według niego myśl ta jest gnostyckim mitem, który swą dojrzałą formę osiągnął w II stuleciu. W konsekwencji, weryfikacja Pawłowych sformułowań zawierających, jak się wydaje, podobne treści oznacza dla niego poszukiwanie ewentualnych antycypacji tegoż mitu. [5]

Reprezentowany przez Dunna sposób interpretacji Flp 2, 6 – 11 oraz innych tekstów Pawłowych o podobnej wymowie budzi sprzeciw większości badaczy myśli Apostoła Narodów. Przeciwko tej linii interpretacyjnej występuje zdecydowanie Larry Hurtado, profesor języka, literatury i teologii Nowego Testamentu na uniwersytecie w Edynburgu, autor licznych publikacji z dziedziny badań nad Nowym Testamentem. [6] Argumenty przedstawione przez obydwóch badaczy w celu obrony reprezentowanych przez siebie odmiennych sposobów lektury kontrowersyjnych wersetów drugiego rozdziału listu do Filipian oraz innych stwierdzeń Pawłowych o podobnej wymowie posłużą za kanwę niniejszych rozważań.

Prof. Larry Hurtado, biblijny geniusz i „pogromca” tezy prof. Dunna.

2. Preegzystencja Jezusa Chrystusa w świetle Flp 2, 6 – 11

Za najważniejsze  świadectwo wyznawania i głoszenia przez św. Pawła osobowej preegzystencji Jezusa uznawany jest powszechnie Flp 2, 6 – 11.[7] Ten szczególny walor wspomnianego tekstu sprawia, że stanowi on jednocześnie klucz do zrozumienia wszystkich innych fragmentów listów protopawłowych, które zdają się zawierać analogiczne stwierdzenia, czy sugestie.[8] Zwłaszcza wersety 6 – 8 uważane są na ogół za

[5] «Is there already in Paul an expression or anticipation of the second – century Gnostic myth of the Primal Man who also acts as redeemer?» ( id.,”Christology in the Making”, s. 113 ).

[6] Na szczególną uwagę zasługuje jego rozprawa na temat genezy chrześcijańskiego kultu Jezusa: „Lord Jesus Christ. Devotin to Jesus in Earliest Christianity” ( Grand Rapids 2003 ), w której dowodzi on zaskakująco wczesnego i wręcz eksplozywnego pojawienia się w łonie pierwszych judeochrześcijan praktyki bezprecedensowego włączenia osoby Jezusa w kult jedynego Boga.

[7] Tezę, według której 2, 6 – 8 przypisuje Jezusowi realną osobową preegzystencję głosiło i głosi wielu wybitnych badaczy Nowego Testamentu, m.in.: J. B. Lightfoot, „St. Paul′s Epistle to the Philippians”, London ( 1868 ) 20033, s. 110 – 115; E. Lohmeyer, „Kyrios Jesus. Eine Untersuchung zu Phil. 2, 5 – 11”, Heidelberg 1928; J. Gnilka, „Der Philipperbrief. Der Philemonbrief”, Freiburg – Basel – Wien 2002, s. 111 – 131; id., „Teologia Nowego Testamentu”, Kraków 2002, s. 27 – 29; A. Jankowski, „Rozwój chrystologii Nowego Testamentu”, Kraków 2005, s. 46 – 58.

[8] Zdaniem Hurtado jest wręcz «a crucial passage that comprises a particularly revealing „window” upon early Christian belief and piety, especially with reference to the place of Jesus in early Christian faith and practice» ( L. Hurtado, „How on Earth Did Jesus Become a God?: Historical Questions about Earliest Devotion to Jesus”, Grand Rapids – Cambridge 2005, s. 83 ).

wyraźne świadectwo istnienia w chrześcijaństwie Pawłowym wiary w boską preegzystencję Jezusa oraz związanego z nią pojmowania Jego narodzin jako autentycznego wcielenia. Przypomnijmy ich brzmienie:

On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. [9]

W opozycji do tradycyjnej interpretacji powyższych wersetów Dunn nie dostrzega w nich żadnej aluzji do preegzystencji Chrystusa. Według niego w tekście tym została jedynie porównana postawa Jezusa, składającego ofiarę z własnego życia z pychą Adama aspirującego do boskości. Jego treść sprowadza się do tzw. «chrystologii Adama» i nie należy doszukiwać się w nim niczego więcej. Innymi słowy, Flp 2, 6 – 8 mówi jedynie o historycznej postaci Jezusa z Nazaretu, nie sugerując w żaden sposób Jego preegzystencji. [10]

W celu uwiarygodnienia swej tezy Dunn musi w pierwszym rzędzie wykazać, że Flp 2, 6 – 8 jest, jak uważa, wyraźną aluzją do opowiadania Rdz 3, 1 – 7, w szczególności do zapewnienia węża, iż po zjedzeniu owocu z zakazanego drzewa Adam i Ewa będą« jak bogowie» ( Rdz 3, 5 ). Stara się tego dokonać odwołując się do bliskoznaczności greckich terminów μορφη ( morphé ) i εἰκών ( eikón ), skąd wyciąga wniosek, że istnienie εν μορφη θεου ( en morphé theou – w formie Bożej; Flp 2, 6 ) znaczy zasadniczo to samo, co bycie stworzonym κατ εικόνα θεου ( kat’ eikóna theou – na obraz Boga; Rdz 1, 27 ), podobnie jak Adam. [11]

Hurtado odparł ten argument zauważając, że według nowoczesnej lingwistyki znaczenie słów jest pochodną ich zastosowania wraz z innymi terminami w konkretnych wyrażeniach i zdaniach, stąd też zasadniczą sprawą jest nie to, czy słowa  morphé i eikón są bliskoznaczne, lecz to, czy w tekstach greckich wyrażenie en morphé theou bywa rzeczywiście używane w sposób zamienny z wyrażeniem eikón theou. Odpowiedź na tak postawione pytanie jest negatywna. O ile sformułowanie eikón theou, wyrażające w Księdze Rodzaju szczególny status i godność człowieka, jakiego nie posiadają inne stworzenia, używane jest w tym samym znaczeniu także w innych miejscach Biblii, w tym w listach Pawłowych, to en morphé theou w żadnym innym tekście biblijnym – poza

[9] Umieszczone w tekście artykułu cytaty z Pisma Świętego pochodzą z: Biblia Tysiąclecia, Poznań – Warszawa ( 1965 ) 198844.

[10] Por. J. D. G. Dunn, „Christology in the Making”, s. 114 – 125; id., „Christ, Adam, and Preexistence”, s. 74 – 83; id., „The Theology of Paul the Apostle”, s. 281 – 287. Panoramę genezy i rozwoju w pierwszych dwóch wiekach tzw. «chrystologii Adama», czy inaczej «chrystologii adamicznej», odnajdujemy w pracy doktorskiej M. Garliardi, „La cristologia adamitica. Tentativo di recupero del suo significato originario”, w Tesi Gregoriana. Seria Teologia 90, Roma 2002.

[11] Por. J. D. G. Dunn, „Christology in the Making”, s. 115; id., „Christ, Adam, and Preexistence”, s. 77; id., „The Theology of Paul the Apostle”, s. 284n.

postulowanym przez Dunna Flp 2, 6 – nie zostało odniesione do Adama. Co więcej, zwrot ten w ogóle nie pojawia się w greckiej wersji Starego Testamentu i prawdopodobnie w żadnym innym tekście greckim powstałym przed listami Apostoła Narodów. Pozostaje natomiast faktem, że w Flp 2, 6 – 8 oprócz słowa «Bóg» nie pojawia się żaden inny termin zaczerpnięty z greckiego tekstu opisu stworzenia człowieka na obraz Boga ( Rdz 1, 26 – 27 ) ani zawartego w Rdz 3 opisu upadku pierwszych ludzi. W tej sytuacji trudno doprawdy wyobrazić sobie, w jaki sposób Flp 2, 6 – 8 mógłby zostać zrozumiany przez adresatów listu, jako wyraźna i jednoznaczna aluzja do Rdz 3, 1 – 7. Byłaby to wyjątkowo niezdarna aluzja, konkluduje Hurtado.[12]

Ze stanowiskiem tym współbrzmią wnioski do których doszedł katolicki biblista Joachim Gnilka w swoim teologicznym komentarzu Listu do Filipian, opublikowanym po raz pierwszy już w r. 1968. Poprawne wyjaśnienie sensu sformułowania en morphé theou posiada, według niego, kluczowe znaczenie dla zrozumienia Flp 2, 6 – 11. Od sensu przypisania temu sformułowaniu zależy kierunek, w jakim pójdzie interpretacja tekstu. [13] Gnilka analizuje wpierw zgłoszone dotąd różne sposoby rozumienia centralnego w sformułowaniu słowa morphé.[14] Idąc tym tropem dochodzi do wniosku, że sens sformułowania en morphé theou nie może zostać sprowadzony do stwierdzenia posiadania przez preegzystującego Jezusa samej tylko zewnętrznej «postaci» ( Gestalt )[15], «pozycji» ( Stellung ) czy «statusu» ( Status ) Boga. Koniecznym jest przyjęcie, że chodzi tu o posiadanie przez preegzystującego Chrystusa takiego sposobu istnienia, który jest pochodną przynależnej Mu ontologicznej istoty, albowiem morphé jest bliskoznaczne

[12] Por. L. Hurtado, „Signore Gesù Cristo. La venerazione di Gesù nel cristianesimo più antico”, I, Brescia 2006, s. 130 ( wyd. oryg. „Lord Jesus Christ. Devotion to Jesus in Earliest Christianity”, Grand Rapids – Cambridge [2003] 2005 ). id., „How on Earth Did Jesus Become a God?”, s. 97 – 99.

[13] J. Gnilka, „Der Philipperbrief”, s. 112.

[14] W LXX morphé znaczy zazwyczaj «postać» ( Gestalt ), «obraz», «wyraz». J. Behm, idąc tym śladem, utożsamił morphé z doxa ( forma, w jakiej objawia się Bóg ), wyjaśniając Chrystusowe istnienie en morphé theou jako bycie okrytym boską chwałą, jakby szatą ( Gewand ), w której objawia się Bóg ( Erscheinungsform ). E. Käsemann uznał to wyjaśnienie za niewystarczające, wskazując, że w okresie greckim sens słowa morphé uległ modyfikacji: nie znaczyło ono już samej tylko zewnętrznej postaci ( Gestalt ), lecz sposób istnienia ( byt, istotę ). W konsekwencji przebywanie en morphé theou należy rozumieć, mniej więcej, jako istnienie w boskiej «substancji» ( Substanz ) i mocy ( Kraft ). E. Schweitzer nie godzi się wprawdzie na redukowanie znaczenia wyrazu morphé do samej tylko zewnętrznej postaci Bóstwa, ale nie idzie też za rozwiązaniem  zaproponowanym przez Käsemanna. Zamiast słowa «substancja» ( Substanz ) proponuje on pojęcie takie jak «status», czy «pozycja» ( Position, Stellung ). Jego zdaniem morphé wskazuje wprawdzie na «istotę» a nie tylko na zewnętrzną «postać», ale istota powinna być rozumiana na sposób starotestamentowy, tzn. bez greckiego rozdzielenia «formy» od «materii». Wskazuje on przy tym na podobieństwo do sytuacji Adama ustanowionego przez Boga w pozycji «władcy» ( Rdz 1, 26 ). Gnilka nie uważa tej wskazówki za celną, albowiem w Rdz 1, 26, którego interpretacja jest zresztą kontrowersyjna, nie występuje słowo morphé tylko eikón ( por. J. Gnilka, „Der Philipperbrief”, s. 112 – 114 ).

[15] Za E. Lohmeyer , dz. cyt., 18 n. wskazuje on, że postać się posiada, ale nie jest się w niej: «Eine Gestalt hat man, aber man ist nicht in ihr» ( J. Gnilka, „Der Philipperbrief”, s. 114 ).

pojęciu «natura», choć znaczenie obydwu słów nie jest do końca tożsame.[16] «μορφη jest egzystowaniem w określonym stanie, jest to istnienie w Boskim bycie».[17] Niemiecki egzegeta wyjaśnia przy tym, że nie mamy tu do czynienia ze spekulacjami na temat natur Jezusa, lecz jedynie z pierwszymi przemyśleniami na temat bytu preegzystującego Chrystusa. Ponadto, w przemyśleniach tych pierwszoplanową rolę odgrywa nie tyle sam Preegzystujący, ile pochodzące od Niego wydarzenie zbawcze.[18] Nie kwestionując słuszności tego stwierdzenia, dodajmy jednak, że to wydarzenie zbawcze, tak jak ukazuje Flp 2, 6 – 11, nie sprowadza się do samej tylko krzyżowej ofiary Jezusa przywołanej w w. 8. Jego początkiem jest już akt ogołocenia się Zbawcy istniejącego odwiecznie w «formie=naturze» ( morphé ) Boga ( w. 6 ).

Hurtado, starając się wykazać bezpodstawność postulowanej przez Dunna redukcji sensu Flp 2, 6 – 11 do tzw. chrystologii Adama, zauważa ponadto, że także występujący w drugiej części w. 6 zwrot το ειναι ισα θεω ( to einai isa theó – aby na równi być z Bogiem ), podobne jak omówione wcześniej en morphé theou, nie pojawia się w żadnej innej rozpoznawalnej aluzji do Adama.[19] Tymczasem odnajdujemy go w tekstach potępiających arogancję ludzi pretendujących do boskości lub choćby tylko do bycia honorowanymi jak bogowie,[20] w tym w zarzutach, jakie według świadectwa czwartej ewangelii formułowane były względem Jezusa ( por. J 5, 18 ).[21] W Flp 2, 6 zwrot ten wydaje się, wskazywać na coś już posiadanego przez Chrystusa, lub przynajmniej możliwego do zdobycia, jeśli jednocześnie mówi się o Nim, że odrzucił możliwość wykonywania tej wyjątkowej pozycji dla własnej jedynie korzyści.[22] Poza tym, sformułowanie «być na równi z Bogiem» ukazane jest jako to, co zapewniło Jezusowi możliwość decydowania o sposobie wykorzystania swojej wyjątkowej pozycji: «On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być  z Bogiem».[23]

[16] «Das himmlische Sein Christi ist eben Darin in einzigartige Weise ausgezeichnet, daß est nicht bloß durch Gott, sondern durch die morfh, Gottes bestimmt und geprägt ist. Das kann dann aber nich Die Gestalt und auch nicht die Stellung oder der Status sein, es ist die das Sein von seinem Wesen her prägende Daseinsweise, ein Begriff, der an Natur herankommt, sich jedoch mit ihr nicht deckt» ( ibid. ).

[17] Id., „Teologia Nowego Testamentu”, s. 29.

[18] «Jedoch muss man, um Mißverständnisse auszuschließen, gegenüber dogmatischen Interessen mit aller Deutlichkeit sagen, daß hier nicht ein Spekulieren über die Naturen Christi vorliegt. Es sind die ersten Anfänge eines Nachsinnes über das präexistente Sein Christi, aber es ist viel mehr an dem von Präexistenten herkommenden Heilsgeschehen als an diesem selbst orientiert» ( id., „Der Philipperbrief”, s. 114 ).

[19] Por. L. Hurtado, „Signore Gesù Christo”, s. 130.

[20] Na ten temat zob. J. Gnilka, „Der Philipperbrief”, s. 117.

[21] Por. L. Hurtado, „Signore Gesù Christo”, s. 130n.

[22] Na temat odmiennych sposobów interpretacji tegoż sformułowania ( coś już posiadanego albo coś możliwego do zdobycia ) zob. J. Gnilka, „Der Philipperbrief”, s. 115 – 117.

[23] Por. L. Hurtado, „Signore Gesù Christo”, 131; id., „How on Earth Did Jesus Become a God?”, s. 100.

Gnilka inną drogą doszedł do analogicznych wniosków. Odrzuca on zdecydowanie linię interpretacyjną opartą na hipotezie, według której chodzi tu jedynie o sposobność zdobycia dla siebie bycia «na równi z Bogiem». Odwołując się do ustaleń innych badaczy stwierdza, że druga część w. 6 należy rozumieć jako kolokwialny zwrot językowy, który w żaden sposób nie sugeruje, iż preegzystujący Jezus dysponował jedynie możliwością zdobycia dla siebie «postaci» ( morphé ) Boga. Zwrot einai isa theó stwierdza w zasadzie to samo co wcześniejsze wskazanie istnienia en morphé theou, z tą tylko różnicą, że tym razem akcent pada nie na sposób bytowania ( Daseinsweise ), lecz na pozycję ( Stellung ) preegzystującego Jezusa.[24] 

Zaproponowaną przez Dunna interpretację Flp 2, 6 – 8 Hurtado uważa za nieprzekonującą z innego jeszcze powodu. Jeśli w. 6 – 7 mówiłyby jedynie o uniżeniu i o posłuszeństwie Jezusa ziemskiego, to werset 8 mówiący w sposób wyraźny o tym samym, byłby zbytecznym powtórzeniem.[25]

W świetle przedstawionych powyżej uwag Hurtado dochodzi do wniosku, że lepiej uzasadnionym jest traktowanie wersetów 6 – 8 jako sekwencji narracyjnej przedstawiającej serię aktów ogołacania się Chrystusa, w której werset 8 ukazuje fazę kulminacyjną tegoż procesu. Po niej następuje nakreślone  w wersetach 9 – 11 wywyższenie Chrystusa przez Boga. W konsekwencji, Flp 2, 6 – 7 winien być interpretowany jako przedstawienie aktywności Chrystusa przed wcieleniem, inaczej mówiąc, aktów Jezusa preegzystującego, niezależnie od tego jak zadziwiającym jest fakt tak wczesnego pojawienia się tego typu koncepcji.[26]

Tradycyjna interpretacja omawianego tekstu pozostaje, jak widać, tą najlepiej uzasadnioną. W pracy zbiorowej Where Christology Began. Essays on Philippians 2, zawierającej m.in. jeden z tekstów Dunna, do którego odwołaliśmy się w niniejszym opracowaniu, inny autor Lincoln D. Hurst poddaje weryfikacji prezentowaną przez tego pierwszego analizę Flp 2, 6 – 11 oraz wysuwane na jej podstawie wnioski.[27] Podziela on wprawdzie przeświadczenie Dunna, że najlepszym sposobem odczytania hymnu jest odwołanie się do paraleli z postawą biblijnego Adama, której istnienie tak przekonywująco zakwestionował Hurtado, lecz jednocześnie stwierdza, że przyjęcie tego typu linii interpretacyjnej nie wynika żadna konieczność zrezygnowania z tradycyjnego rozumienia tekstu, jako mówiącego o personalnej preegzystencji Jezusa. Hurst konkluduje, że ta klasyczna już interpretacja przetrwała próbę czasu i w przewidywalnej przyszłości nie powinna stracić na wartości.

[24] J. Gnilka, „Der Philipperbrief”, s. 115 – 117.

[25] Por. L. Hurtado, „Signore Gesù Christo”, s. 131.

[26] Por. ibid.,s. 131; id., „How on Earth Did Jesus Become a God?”, s. 101.

[27] Por. L. D. Hurst, „Christ, Adam, and Preexistence Revisited”, w R. P. Martin – B. J. Dodd ( red. ), „Where Christology Began”, s. 84 – 95.

Artykuł udostępniony dzięki Muzeum Historii Polskiej. Tekst do wykorzystania w ramach dozwolonego użytku.


Jezus Pan: tytuł „Kyrios” i chrystologia wczesnego chrześcijaństwa

Księgi kanoniczne nie są jedynymi cenionymi przez Kościół, a nawet nie są jedynymi natchnionymi pismami, które chrześcijanie mogą wykorzystywać do celów pobożności czy potrzeb kościelnych, lecz są to księgi, przez pryzmat, których mierzy się i osądza natchnienie oraz prawomyślność innych.

Ostanie pokolenie (zwłaszcza) uczonych protestanckich utrzymuje, że kanon Nowego Testamentu został zasadniczo ustalony w początkach III w. To przekonanie opiera się głównie na błędnym datowaniu słynnego wykazu ksiąg Nowego Testamentu, zwanego Kanonem Muratoriego, na koniec II w., podczas gdy w rzeczywistości pochodzi on z końca IV w. (por. Albert C. Sundberg, „Canon Muratori: A Fourth Century List”, Harvard Theological Review 66/1973, s. 1 – 41; por. Geoffrey Hanheman, „More on Redating the Muratorian Fragment”, ‚Studia Patristica” 19. „Papers Presented to the Tenth International Conference on Patristic Studies Held in Oxford 1987”, Louvain: Peeters, 1989, s. 364 – 365). A zatem, chociaż pisma Pawłowe i Ewangelie, a także inne księgi Nowego Testamentu już od dawna uznawano za kanoniczne, dopiero w IV w. autor chrześcijański przedstawił nam pełny wykaz ksiąg Nowego Testamentu w kształcie, w jakim go obecnie przyjmujemy. Tenże wykaz znajduje się w liście Atanazego z Aleksandrii napisanym na Wielkanoc 367 r.

Dennis E. Groh: profesor historii chrześcijaństwa w Garret (Evangelical Theological Seminary).

Na początku chrystianizmu nie było pism, które moglibyśmy nazwać wewnętrznymi księgami wspólnot chrześcijańskich. W głównej mierze posługiwali się oni przekładami aramejskimi Biblii Hebrajskiej, a z czasem, gdy do Nazarejczyków dołączą helleniści (Żydzi mówiący po grecku), jego greckimi przekładami. Dziś wiemy, że nie było w tym czasie ustalonego kanonu Biblii Hebrajskiej, stąd w Nowym Testamencie nawiązania m.in. do Wniebowzięcia Mojżesza oraz Księgi Henocha etiopskiego, a także liczne ślady wpływów literatury międzytestamentalnej (zob. ks. Antoni Tronina, Psalmy Salomona oraz ich echa w Pismach Nowego Testamentu [cz. 1], Roczniki Teologiczne KUL 41 [1994] 64 – 78. Tenże, Psalmy Salomona oraz ich echa w Pismach Nowego Testamentu [cz. 2], Roczniki Teologiczne KUL  42 [1995] 45-58).

Wspólnoty tworzone przez św. Pawła, ale i także przez św. Jakuba Sprawiedliwego, składały się głównie z analfabetów i ludzi bardzo ubogich, o nie najwyższym morale (1 Kor 1, 26 – 30; 5, 1 – 7; 11, 20 – 22; Jk 2, 1 – 13). To czasy kiedy chrześcijaństwo kierowało się wskazaniami Ducha Bożego, gdyż Jezus Chrystus obiecał, że Jego Duch będzie prowadził swoich wiernych wyznawców aż do skończenia starego świata  (zob. Mt 28, 20; J 14, 26; Dz 6, 3 – 6; 11, 12; 15, 28; 19, 21; 21, 11). Byłby niezmiernie zaskoczony – nie tylko zresztą On, ale i św. Paweł – gdyby spotkał kogoś, kto granicę Jego działania ustaliłby na początek II w., czyli prawdopodobną ostateczną redakcję Drugiego Listu św. Piotra, chronologicznie najpóźniej napisanej księgi Nowego Testamentu. Należy zdać sobie sprawę, że chrześcijańskie pisma greckie z I w., które określamy nazwą Nowego Testamentu, nie są końcem, ale początkiem refleksji chrześcijańskiej. Dzięki nim możemy odtworzyć, niejako klatka po klatce, okres, w którym nie pismo, a żywe słowo było wyznacznikiem prawowierności, o ile, o takiej prawowierności możemy wtedy mówić. Myślę, że ten wstęp, bardzo konieczny, wskaże każdemu osobiście drogę do odrzucenia sztywnej definicji tylko Pismo (sola Scriptura), którą starają się narzucić chrześcijanom fundamentaliści protestanccy (zob. Josh McDowell, Wiarygodność Pisma Świętego, Vocatio: Warszawa 2009). Duch Boży wciąż prowadzi Kościół do całkowitej prawdy, prawdy, która ma swoje korzenie w czasach kiedy jeszcze nie było żadnego Nowego Testamentu, a jedynie doświadczenie paschalne, Dwunastu i ich początkowa grupa zwolenników. To oni zmienili świat, bardzo często głosząc idee, które były w rażącej sprzeczności z wykładnią judaizmu, którą proponowały szanowane wtedy stronnictwa religijne: faryzeusze, esseńczycy, saduceusze czy henochici. Główną ideą Nazarejczyków był nieustannych ich głos, mówiący, że Jezus jest Panem. Spróbujmy zastanowić się, co ten głos, tak naprawdę oznacza. Pamiętając, że tytuł Kyrios/Pan, podlegał nieustannej ewolucji znaczeniowej. Widać to właśnie na przykładzie pism Nowego Testamentu. Czym innym był on w ustach rodaków Jezusa – gdy nauczał On ich i egzorcyzmował w Galilei – a czym innym był on w ustach następnych generacji chrześcijan, którzy nazywali Go Królem Królów i Panem panów, oraz swoim Jedynym Panem. Warto się zapoznać z pasjonującą historią tego tytułu, który pozostał do dziś najpopularniejszym określeniem Jezusa zwanego Chrystusem.

KTO MÓGŁ BYĆ „PANEM” W CZASACH JEZUSA?

Tytuł Pan nie został zapożyczony z otoczenia pogańskiego, choć niewątpliwie nabrał on tam nowych dodatkowych znaczeń . Św. Paweł w jednym z listów użył inwokacji Marana tha (Przyjdź, Panie nasz), co oznacza, że tytuł ten pojawił się w aramejskim środowisku językowym, a zatem ma on pochodzenie żydowskie, nie hellenistyczne (1Kor 16, 22).

Zasadnym teraz staje się  pytanie: Czy rzeczywiście tytuł aramejski Mar (=Pan) mógł zostać zaczerpnięty z określeń zastępczych dla imienia Boga – YHWH? Czy w czasach Jezusa stosowano na oznaczenie Boga tytułu Pan w czystej postaci, bez jakiegoś dodatkowego dookreślenia np. nasz Pan, Pan wszystkiego? Odkrycia w Qumran zdają się potwierdzać, że stosowano taki sposób nazywania YHWH Boga.

W hebrajskim tekście Księgi Hioba czytamy:

Bo to jest pewne, że Bóg nie popełnia bezprawia i Najwyższy nie łamie prawa ( Hi 34, 12 ).

Aramejski targum znaleziony w grocie 11, wers ten przeobraża następująco:

Czy Bóg naprawdę okaże się niewierny i [będzie] Pan [zmieniał wyroki]? ( 11QtgJob 24, 6 – 7 ).

Następny tekst chociaż uszkodzony (początkową literę m odtworzono), to występowanie tam aramejskiego marya` (Pan) jest oczywiste:

[Do Gabriela P]an [powiedział:] I[dź do bękartów…] (4Q202 1, 4, 5).

Akurat ta część jest poświadczona w języku greckim, gdzie w miejscu w którym skryba qumrański umieścił marya` występuje ho Ks (skrót ho Kyrios; por. HenEt 10, 9).

Uzyskujemy potwierdzone nazywanie Boga w sensie absolutnym jako Pana, jednakże bez żadnych konotacji z Tetragramem.

Naukowiec i badacz manuskryptów z Qumran, Joseph Fitzmyer stwierdza, że w niektórych rękopisach qumrańskich Biblii Hebrajskiej, Tetragram był zastępowany przez Jego substytut czyli  Pan – Adonay (Joseph Fitzmyer, 101 pytań o Qumran, Kraków 1997, s. 59 – 60). W literaturze qumrańskiej np. w Apokryfie Księgi Rodzaju (1QApGen: aramejski dokument datowany na koniec I w. przed Chr. lub początek I w. po Chr.), zastępuje się Tetragram YHWH, ale wraz z dookreśleniem: Pan światów, czy też Pan wieków (1QApGen kol.2, 4; kol. 7, 7; kol.12, 17; kol. 22, 16. 21; kol. 21, 2 – 3). Należy się zgodzić z jednym:  Żyd w I w. po Chr. tytuł Pan mógł niewątpliwie odnosić do Boga (porównaj z tradycją nowotestamentalną: np. Łk 1, 15). Natomiast lepszym przykładem zastąpienia Tetragramu wyrażeniem Kyrios jest Józef Flawiusz, który przynajmniej dwukrotnie tak postępuje (zob. Ant 20, 4, 2 [90]; 13, 3, 1 [68]). Ma to pewne uzasadnienie w tekstach hebrajskich: już bowiem w nich YHWH jest nazywany w formie Adon lub Adonay, bez mała 773 razy. Przy czym – co warto podkreślić – formę Adon stosowano znacznie szerzej niż formę Adonay: tę pierwszą, odnoszono nie tylko do Boga, ale również do ludzi i aniołów (Rdz 18, 1;19, 2; 42, 10; Rt 2, 13; 1 Sm 1, 15; 16, 15 – 16; 2 Sm 11, 9; 1 Krl 16, 4; 18, 7); tę drugą, mającą postać liczby mnogiej, nazywano tylko Boga. Forma Adonay, już w Biblii Hebrajskiej, stała się nie tylko tytułem określającym majestat i potęgę Boga, ale także jednym z Jego imion (zob. Frank Zimmerman, El and Adonai, VT 12 [1962], s. 190-195). Po zburzeniu Pierwszej Świątyni, prawdopodobnie na wygnaniu, ze względu na olbrzymi szacunek dla Imienia Bożego YHWH, imię Adonay zastąpiło niewymawiany Tetragram w kulcie publicznym,

Tytuł pochodzenia hebrajskiego Adonay oraz aramejski Mar, odnoszono zatem do Boga, ale czy używano tego drugiego również w stosunkach międzyludzkich? Na pewno stosowano go wobec rodziców w środowisku zhellenizowanych Żydów:

I rzekł Pentefres do swej córki: „Moje dziecko”. Ona zaś odpowiedziała: „Oto ja, panie” (JziAs 4).

Choć większość autorów przyjmuje, że apokryf Józef i Asenet powstał w języku greckim w Egipcie, to – według A. Suskiego cały utwór ma charakter wybitnie semicki. Słownictwo, teologia, idee odzwierciedlają judaizm hellenistyczny, i to jeszcze z epoki przedrabinackiej (Ryszard Rubinkiewicz, Apokryfy Starego Testamentu, Warszawa 1999, s. 13).

W utworze tym Asenet nazywa panem anioła, a także narzeczonego Józefa (JziAs 16, 20). Te określenia znajdują również potwierdzenia w literaturze aramejskiej, gdzie tytuł Pan (mar/kyrios), używa żona do męża, syn do ojca, a powszechnie stosuje się go na oznaczenie królów i władców (1QApGen kol. 2, 9. 13; kol. 20, 25; kol. 22, 18). Jednocześnie prof. Geza Vermes – w swoich analizach – wykazał, że w języku aramejskim tytuł mar/pan i nauczyciel nie były synonimami:

Różnica między bezpośrednim i omownym zwracaniem się do szanowanych osób jest wreszcie wyraźnie skomentowana przy okazji wymiany zdań pomiędzy Rabbim Jeremiaszem bar Abbą i Rawem – nauczycielami z drugiego stulecia po Chr. Pierwszy z nich pyta:

„Czy odmówiłeś już modlitwę Hawdala [na koniec szabatu]?”
Na to Raw odpowiada:
„Tak, odmówiłem.”
Talmudyczny narrator tego opowiadania zauważa:
„Rabbi Jeremiasz nie powiedział: „Czy mar odmówił modlitwę Hawdala”, ale „Czy odmówiłeś (…)?”

Następnie wyjaśnia, że mimo nieformalnego stylu pytania zadanego przez Jeremiasza nie było ono niestosowne, ponieważ obaj nauczyciele znali się jeszcze jako uczęszczający do tej samej szkoły uczniowie i w związku z tym ich relacje były zażyłe.

Z dotychczas zgromadzonych świadectw wypływa kilka ważnych wniosków. Po pierwsze, używanie słowa „pan” w znaczeniu absolutnym było możliwe w żydowskim języku aramejskim, jego stosowanie zaś jako formy, za pomocą której zwracano się do wysoko postawionych osób, jest przynajmniej prawdopodobne. Po drugie – i o ile nam wiadomo, dotychczas nikt nie zwrócił na to uwagi – kiedy tytuły „rabbi”, „pan” występują razem, a dotyczą różnych osób, wówczas bynajmniej nie są synonimami, lecz wyrażają pewien porządek hierarchiczny, w którym osoba wyższa rangą określana jest słowem mar (Geza. Vermes, „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka”, przeł. Michał Romanek, Kraków 2003, s. 154).

Traktat Taanit przekazuje nam pewną opowieść o żydowskim zaklinaczu deszczów: Abbie Chilkiaszu. Choć kodyfikacja tego tekstu nastąpiła późno, to jednak sama treść odnosi się do czasów początku I w. po Chr.:

Innym razem świat został doświadczony brakiem deszczów. Posłali więc mędrcy [rabbanan] do niego dwóch uczniów [rabbanan], by błagali o zmiłowanie (Taanit 23b; Witold Tyloch, „Opowieści mędrców Talmudu, Gdynia 1993).

Tłumaczenie prof. W. Tylocha nie jest dosłowne: w obydwóch wypadkach chodzi tu o aramejskie słowo rabbanan (=nauczyciele). Przybyli oni do Chilkiasza, aby prosić go o wstawiennictwo u Boga, aby przerwał długotrwałą suszę. Gdy prośbą mędrców stało się zadość; wypowiedzieli oni do Chilkiasza następującą kwestię:

Wiemy, że deszcz spadł dzięki twoim zasługom. Wytłumacz nam jednak i wyjaśnij nam panie [mar], co znaczy to wszystko, twoje słowo i czyny, które nas zdumiały (Tamże).

W tekście słowo rabbanan pełni inną funkcję niż mar. Tym drugim tytułem jest obdarzony cudotwórca, co może wskazywać – raczej na pewno wskazuje – że tytuł mar (=Pan) miał większą rangę niż nauczyciel i był sposobem zwracania się do cudotwórcy. Ten sposób wyrażania się do cudotwórców, był głęboko zakorzeniony w historii Izraela, ponieważ analogicznie tytułowano Eliasza i Elizeusza (1Krl 18, 13; 2Krl 8, 12). Dla Żydów Eliasz wciąż był żyjącym prorokiem, ponieważ – według legend i klechd ludu żydowskiego – miał on zostać wzięty do nieba przez Boga (2Krl 2, 11). Prorok Malachiasz przepowiadał jego triumfalny powrót przed dniem YHWH (Ml 3, 23). W tym czasie jego zadaniem miało być uśmierzenie gniewu Bożego i odnowienie Izraela (Syr 48, 1).

Rabban Jochanan ben Zakkaj, otrzymał przekaz od swojego nauczyciela, a ten od poprzedniego (początek I w. po Chr.), że Eliasz nie przyjdzie po to, aby jednych oczerniać, a innych oczyszczać, jednych poniżyć, a innych wynosić. On przyjdzie po to, aby poniżyć tych, których wyniosła siła, a przygarnąć tych, których zepchnęła siła (Edujot 6, 7; Szymon Datner , Anna Kamieńska [oprac.], Z mądrości Talmudu, Warszawa 1988). Zanim jednak Eliasz ostatecznie miał poprzedzić dzień YHWH – ukazywał się on różnym wybitnym przedstawicielom narodu żydowskiego, którzy dalej tytułowali go określeniem pan:

Prorok Eliasz zjawiał się niejednokrotnie na posiedzeniach, którym przewodniczył Rabbi Juda ha – Nasi, a gdy przybywał, to zawsze zjawiał się punktualnie. Pewnego razu, a było to w pierwszym dniu nowego miesiąca, gdzieś się zatrzymał w drodze i się spóźnił. Wówczas Rabbi zapytał: – „Dlaczego to Pan się spóźnił dzisiaj?”(Bawa Mecyja 85b, W. Tyloch, Tamże).

Eliasz usprawiedliwiał się przed Judą tym, że jego spóźnienie było spowodowane układaniem do spoczynku Abrahama, Izaaka i Jakuba. Wtedy Rabbi znów zwrócił się do Eliasza:

Czy podniósł ich Pan wszystkich jednocześnie? (Tamże)

W identyczny sposób zwracał się do Eliasza Rabbi Jose ben Chalafta (II w. po Chr.). Kiedy zaniepokoił się on dłuższą nieobecnością wniebowziętego proroka, i w końcu zobaczył go po trzech dniach nieobecności, powiedział:

Dlaczego to mój Pan nie przychodził? (…) Czy Pan stracił cierpliwość i rozgniewał się, dlatego, że mu dokuczyłem? (Sanhedrin 113a, Tamże).

W świetle tych żydowskich świadectw można byłoby – ostrożnie – postawić tezę, że skoro wniebowziętemu Eliaszowi przysługiwał tytuł Pan to i popaschalne pierwotne środowisko żydowskie, dla którego Jezus również był wywyższonym i żyjącym prorokiem, zachowało je dla swojego Mistrza. Dzięki temu wydawałoby się, że lepiej możemy zrozumieć aramejski zwrot „Marana tha”, który – nieoczekiwanie – odzyskałby swój właściwy i ten pierwszy palestyński kontekst: Wywyższony Jezus – tak jak Eliasz – jest Panem, który powróci wraz z dniem YHWH, który dla Nazarejczyków, był już także, a może przede wszystkim – dniem ich Jedynego Pana czyli Jezusa (pierwsza znamienna zmiana akcentów).

Taką teorię należy w zdecydowany sposób odrzucić – nie przystaje ona bowiem do najbardziej prawdopodobnych naukowych ustaleń. Dlaczego? Za utożsamieniem Kyriosa z Jezusem w rzeczywistości popaschalnej stoi twórcza interpretacja Psalmu 110 (por. Mk 12, 35 – 37; Dz 2, 34 – 36; Flp 2, 9 – 11). Stąd wzięło się wywyższenie Jezusa, ale i także odcięcie znaczeniowego nazywania Jezusa historycznego Panem, od tego Kyriosa, na którego został On intronizowany w rzeczywistości niebiańskiej (por. Ap 5, 12 – 14; 19, 16). Kefas, który przecież określał Jezusa tytułem Pan, gdy działał wraz z Nim w Galilei i Judei, w swojej przemowie stwierdza, że Jezus dopiero po zmartwychwstaniu stał się Panem (to samo św. Paweł), a zatem nie należy łączyć przedpaschalnego tytułu Pan z jego rozumieniem i treścią, którą nadano mu w rzeczywistości popaschalnej – jest to już zupełnie coś innego.

Podsumowując dostrzegamy, że słowo mar, którego odpowiednikiem był grecki kyrios, odnoszono, w czasach Jezusa, do następujących postaci:
1) Boga
2) aniołów
3) władców
4) cudotwórców
5) rodziców
6) na oznaczenie stosunków mąż – żona.

JEZUS PAN W GALILEI

Spróbujmy odnaleźć odpowiedź na bardzo ważną kwestię: Czy do Jezusa w tzw. rzeczywistości przedpaschalnej zwracano się określeniem Mar, i spróbujmy ustalić – jeśli w ogóle jest to możliwe do ustalenia – co przez to rozumiano?

Najlepiej, aby rozstrzygnąć ten problem przebadać najstarsze przekazy ewangeliczne (Q/Mk), w których nazwano Jezusa słowem Pan.

Setnik przyszedł do Niego i prosił Go mówiąc: Mój sługa choruje. A On rzekł do niego: Pójdę i uzdrowię go. A setnik odpowiadając rzekł: Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach (Q 7, 3 – 4. 2. 6).

Tytuł Pan znajduje się w ustach goja (wołacz), proszącego o uzdrowienie jego sługi.

Podobny przypadek odnajdujemy w perykopie, która dotyczy pobytu Jezusa w okolicach Tyru. Grecka kobieta, pochodząca z Syrofenicji, uparła się i prosiła Jezusa o uzdrowienie jej córki. Gdy Nazarejczyk odprawił ją porównując gojów do psów (być może domowych), Greczynka zawołała:

Tak jest, Panie, wszakże i szczenięta jadają pod stołem z okruszyn dzieci (Mk 7, 28).

Z tych dwóch przykładów można wyciągnąć pierwsze wnioski: wołacz Panie! – pojawia się w ustach gojów, a więc niewątpliwie nie ma on nic wspólnego z Tetragramem YHWH i jest – prawdopodobnie – zwykłą formą grzecznościową wyrażającą szacunek, a także wprowadzającą dystans pomiędzy proszącym o cud a cudotwórcą. Tyle poganie, a co z Żydami? Niestety najstarsza tradycja przekazała nam tylko te dwa wypadki zwracania się do Jezusa słowem Pan i jeden, kiedy On sam siebie tak określił. Gdy przed wjazdem do Jerozolimy wysłał swoich uczniów po osła, dał im następujące instrukcje:

A jeśliby ktoś wam rzekł: Cóż to czynicie? Powiedzcie: Pan go potrzebuje. I zaraz je z powrotem odeśle (Mk 11, 3).

Pan może tutaj oznaczać zarówno właściciela, jak i powtarzać określenie, którym często posługiwano się w stosunku do Jezusa z Nazaretu. Logion nie daje nam jakichkolwiek wskazówek, który z tych wariantów jest najbliższy prawdzie, ale przynajmniej rozstrzyga jedną zasadniczą kwestię:  Nazarejczyk akceptował ten sposób nazywania swojej Osoby.

W poszczególnych lekcjach kodeksowych Ewangelii według świętego Marka, tytuł ten pojawia się tylko i wyłącznie w ustach Żydów w powiązaniu z działalnością uzdrowicielską Galilejczyka.

Gdy ojciec przyprowadził swojego syna epileptyka do Jezusa – w jednej z lekcji – zwrócił się do niego Panie i poprosił o wyleczenie:

(…) jeżeli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam (Mk 9, 22).

Jezusowi nie spodobała się wątpliwość i zażądał wiary, na co zrozpaczony ojciec odpowiedział:

Wierzę Panie; pomóż mojej niewierze (Mk 9, 24; Nowa Biblia Gdańska).

Kontekst jest jednoznaczny: słowo Pan jest stosowane przez żydowskiego współziomka do Jezusa jako cudotwórcy; na pewno nie Boga, ponieważ sam ojciec zwraca się z pewną wątpliwością – czy w ogóle ten cud jest możliwy. Dalsze dwie lekcje poruszają się w tym samym obszarze: Panem nazywa Jezusa trędowaty, który prosi o oczyszczenie oraz ślepy Bartymeusz, który chce odzyskać wzrok (Mk 1, 40; 9, 22).

Wniosek jaki można z tych świadectw wysunąć jest właściwie tylko jeden: wszyscy, którzy stosują wobec Jezusa tytuł Mar czynią to w kontekście Jego cudotwórczej działalności, a więc, rozumienie tego tytułu współgra z tradycją starotestamentalną (Eliasz, Elizeusz) oraz ze zwyczajami, które umieszcza w tym okresie Talmud (Taanit 23b). Natomiast dalszy popaschalny rozwój symboliki tytułu Kyrios/Mar, jest już znacznie bardziej skomplikowany, a jego analiza wymaga dużej staranności oraz drobiazgowości. Jego kontekst jest też znacznie szerszy, ponieważ środowisko żydowskie pierwotnego chrześcijaństwa, zaczęło się przesuwać w kierunku środowiska hellenistycznego, które w końcu osiągnie przewagę i zdominuje główny nurt chrystianizmu.

WYWYŻSZONY PAN. CHRYSTOLOGIA KYRIOSA.

Św. Paweł bardzo często określa YHWH tytułem Kyrios, nawiązując do tekstów Starego Testamentu (por. 1 Tes 4, 6; 1 Kor 2, 16; 2 Kor 6, 18; Rz 4, 8). Tym samym wszystkie ustępy, w których Apostoł Narodów za pomocą rodzajnika określonego, stosuje do Jezusa wyrażenie: ho Kyrios, nabierają szczególnego znaczenia. Św. Paweł tego bezprecedensowego określania Jezusa, używa w następujących konotacjach:

1. Jezus przedpaschalny – 1 Tes 2, 15; 1 Kor 9, 5; Ga 1, 19

2. Jezus zmartwychwstały i wywyższony – 1 Kor 9, 1; Flp 2, 11; Rz 10, 9. 13

3. Jezus apokaliptyczny – 1 Tes 2, 19; 2, 13; 1 Kor 1, 7 – 8; 5, 5; Flp 3, 20; 4, 5.

Czy św. Paweł kiedykolwiek posunął się do tego, że słowo Kyrios (w wariantach LXX zastępujące Tetragram) odniósł do Jezusa? Możemy odpowiedzieć na to twierdząco, pomimo iż było to najdalej posunięte naruszenie tradycyjnego monoteizmu żydowskiego.

Dla przykładu – wyjaśnia ks. Dariusz Piskorski – hymn Flp 2, 6 – 11 w wersecie 10 – tym zawiera aluzję do Iz 45, 23, w którym jest mowa o kulcie należnym Jahwe jako Panu (por. Iz 45, 18 – 25), a Rz 10, 9 – 13 w wersecie 13 – tym przywołuje obietnicę zbawienia dla wzywających imienia Pana (Jahwe) zaczerpnięta z Jl 3, 5 i odniesioną do tych, którzy wyznają, że „Jezus jest Panem” (Rz 10, 9) [ks. Dariusz Piskorski, Wiara w boskość Jezusa w świetle tytułów chrystologicznych w Listach protopawłowych, Studia Płockie: tom XXXVII 2009, s. 40]. Inaczej mówiąc, biorąc pod uwagę bezpośrednie konotacje z wezwaniem proroka Joela: Jezus to YHWH. To Bóg darował mu imię, Swoje imię, które jest ponad wszelkie imię (por. Flp 2, 9 – 11). By jednak nie wprowadzać, czegoś, co można by zinterpretować jako odebranie czegoś istotnego Ojcu, św. Paweł stwierdza, że Syn jest Panem, ku Jego chwale.

Refleksja ta była kontynuowana w nurcie chrześcijaństwa po – Pawłowego i silnie akcentowana, aby w konsekwencji doprowadzić do kategorycznego stwierdzenia stawiającego Jezusa ponad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, i mocą, i panowaniem, i wszelkim imieniem, jakie może być wymienione, nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym (Ef 1, 21). Nie potrzeba dużej wyobraźni, aby się domyślić, że imieniem, które w tym eonie było przez Żydów uznawane za będące ponad wszystkim, to imię YHWH, które już św. Paweł skojarzył z Jezusem, jedynym Panem, a w jeszcze większym stopniu jego następcy (por.: Jam jest YHWH. To jest moje imię; i chwały mojej nie oddam nikomu innemu [ Iz 42, 8] – Jezus Chrystus, któremu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen [ Hbr 13, 21]). Miało to swoje dalsze konsekwencje dla chrystologii; konsekwencje, które dostrzegły wczesne generacje chrześcijan po – Pawłowych. Prowadziło to bowiem, do coraz silniejszego odchodzenia od teocentryzmu charakteryzującego Nazarejczyków po – Jakubowych (zob. List Jakuba), będących właściwie wewnętrzną sektą żydowską o zabarwieniu apokaliptycznym, do dojrzałego chrystocentryzmu, znajdującego swoją kulminację w Liście do Hebrajczyków i w tradycji Janowej. Psalmy, które wysławiały YHWH, chrześcijanie transponowali na Jezusa – było to apogeum, już nawet nie zrównania, ale raczej utożsamienia YHWH z Jezusem Kyriosem (Ef 4, 8 – 10=Ps 68, 18; Hbr 1, 10 – 12= Ps 102, 25 – 27).

Cały ten proces rozpoczął się w aramejskojęzycznej wspólnocie z Jerozolimy, to stamtąd przejął św. Paweł zniecierpliwione wezwanie do paruzji Jezusa: Marana tha. Biorąc pod uwagę fakt, że w qumrańkich rękopisach Mar jest substytutem Tetragramu YHWH, to spodziewany dzień YHWH, który dla Nazarejczyków stał się dniem Pana, wraz z formułą wezwania do Jego przyjścia, siłą rzeczy, musiał prowadzić wspólnotę obecną na liturgicznych zebraniach do utożsamienia imienia Mar – przysługującego YHWH, o czym warto jeszcze raz przypomnieć  – z Jezusem. ( Marana tha – Przyjdź Panie, bo każdy kto wezwie imienia Pana będzie zbawiony. ) Św. Paweł rozwinął kyriologiczną chrystologię, wykorzystując jej żydowską matrycę i, nie wahając się, przeciwstawił swoim helleńskim uczniom ich panów, Jedynemu Panu Jezusowi Chrystusowi (1 Kor 8, 5 – 6).  Musiało to prowadzić do przyznania Jezusowi pełni, całej pełni, Boskiej potęgi:

Jako Zbawcy wyczekujemy PANA naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciała poniżone, na podobne do swego chwalebnego, tą potęgą, jaką On może wszystko, co jest, sobie  podporządkować (Flp 3, 20 – 21).

Oto jak dosadnie komentuje (przed) Pawłowy hymn z Listu do Filipian ks. Dominik Rybol:

„W tekście starotestamentalnym uwypuklona została uniwersalna władza Jahwe nad wszystkimi narodami:

Albowiem ja jestem Bogiem, a prócz mnie nikt inny, przysiągłem to sobie…Każde kolano uginać się będzie przede mną, każdy język będzie wyznawał: Tylko w Panu, będą mówić, jest zbawienie i moc (Iz 45, 22 – 24).

W hymnie Flp władza Chrystusa w stosunku do władzy Boga w ST, o której mówi Izajasz, jest jeszcze bardziej rozszerzona. Jezusowi będzie poddane to, co na niebie, na ziemi i pod ziemią. Jezus nie jest jednak Panem w sensie wschodniego despotyzmu gdyż stał się posłusznym, aż do śmierci. Skoro na Jezusa przeniesiono Boskie funkcje i przymioty, nie można zaprzeczyć, że gmina nazywając Go Panem, uznaje Go również Bogiem…To niedające się wypowiedzieć imię znajduje jednak swój wyraz w tytule Kyrios. Tytuł ten przysługuje Jezusowi zmartwychwstałemu w takim samym stopniu, jak i Bogu Ojcu (Flp 2, 10 n = Iz 45, 23; Ap 19, 13. 16 = Pnp 10, 17)” [ks. Dominik Rybol, Imiona Boga w Biblii w konfrontacji z nauka Świadków Jehowy, Opole 2004, s. 159 – 160].

Czy św. Paweł posunął się do nazwania Jezusa Bogiem wprost, nie korzystając z „bezpiecznej” – oczywiście „bezpiecznej” z punktu widzenia jego żydowskiej wrażliwości – terminologii odwołującej się do symboliki tytułu Pan? Wskazuje się tutaj na Rz 9, 5, ale ojciec Fitzmyer uspokaja nastroje: określenie Jezusa słowem theos nie stoi co prawda w sprzeczności z chrystologią św. Pawła, lecz w sprawie tego wersetu, prosi on, aby nie zajmować apodyktycznego stanowiska, które charakteryzuje czasami badaczy chcących wytropić dojrzałą chrystologię już na bardzo wczesnym etapie (W. J. A. Fitzmyer, List do Rzymian, [w:] R. E. Brown – J. A. Fitzmyer -R. E. Murphy [red.], Katolicki Komentarz Biblijny, Warszawa 2001, s. 1301, nr 94). Na wyraźne nazwanie Jezusa Bogiem trzeba będzie jeszcze poczekać prawie pół wieku; nastąpi to w środowisku pogano – chrześcijan, ale – co warto podkreślić – swój początek ma to już w zamierzchłych początkach sekty Nazarejczyków. Już u prachrześcijańskich galilejskich misjonarzy Jezus jest uosobieniem Mądrości Bożej.

Ks. prof. A. Paciorek, po szczegółowych analizach Ewangelii Galilejskiej oraz Ewangelii Tomasza, stwierdza, że w początkach chrześcijaństwa znaczenie Jezusa polegało i wynikało z Jego słów. Jezus przedstawiony był jako nauczyciel mądrości i objawiciel niebieskiej mądrości. Śmierć i zmartwychwstanie nie miały tu tak wielkiego znaczenia. To właśnie posiada znaczenie dla zrozumienia pierwotnego chrześcijaństwa. Tak więc ETom i Q świadczą o istnieniu pierwotnej formy tradycji o Jezusie. Były one niezależne od siebie i w niejakim napięciu wobec tradycji Pawłowej i synoptycznej (ks. Antoni Paciorek, Q – Ewangelia Galilejska, Lublin 2001, s. 118 ).

Zatem w początkach chrześcijaństwa istniały dwa ośrodki chrystologiczne: w jednym z nich, prawdopodobnie w środowisku związanym geograficznie z Galileą, Jezus był przedstawiany jako Mądrość Boża, a moc zbawcza wynikała z Jego słów, nie czynów; w drugim z nich, związanym z Jerozolimą, a potem ze św. Pawłem, moc zbawcza była wiązana z czynami Jezusa, zwłaszcza z dwoma: rozpięciem na Krzyżu z rozkazu prefekta rzymskiego Poncjusza Piłata oraz zmartwychwstaniem, uwiarygadnianym świadectwami Kefasa, Jakuba Sprawiedliwego, a w późniejszym okresie nawróconego zeloty Saula z Tarsu. Obydwa te środowiska bardzo mocno wywyższyły Jezusa i umożliwiły następnym generacjom chrześcijan zintensyfikowanie ich pierwotnej myśli. Ubóstwienie Jezusa w środowisku żydowskim choć dość silne, gdy porównamy je do postaci najbardziej cenionych w judaizmie: Henocha, Mojżesza i Eliasza, nie zdobyło się jednak na nazwanie Jezusa Bogiem (przynajmniej nie mamy jak do tej pory na to bezsprzecznych świadectw), choć – jak widać – św. Paweł niewątpliwie uczynił Go równym swojemu Ojcu, otwierając przez to drogę do wysokiej chrystologii Listu do Hebrajczyków oraz Ewangelii według św. Jana.

Dlaczego nie potrafiło zdobyć się na ten krok środowisko judeo – chrześcijan? Dobrą odpowiedzią na to pytanie są słowa żydowskiego konwertyty: ojca Francoisa Dreyfusa:

Trzeba samemu przeżyć drogę duchową św. Pawła, żeby ocenić olbrzymią trudność, jaką przedstawia dla ortodoksyjnego Żyda wiara w tajemnicę Wcielenia. Wobec niej wszystkie inne trudności są dziecinnie śmieszne. Przeszkoda ta jest tak radykalna, tak nie do przeskoczenia, że trzeba ją okrążyć, jak okrąża się szczyt, którego ściana północna jest niedostępna i na który można się wspiąć jedynie od południa. Bowiem dopiero po olśnieniu światłem wiary dochodzi się do odkrycia, że Trójca Przenajświętsza i Wcielenie nie sprzeciwiają się dogmatowi monoteizmu Izraela: „Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden” (Mk 12, 29 cytujący Pwt 6, 4). I odkrywa się, że nie tylko nie ma sprzeczności, ale przeciwnie, dogmat chrześcijański jest jakby rozwinięciem, ukoronowaniem wiary Izraela. I temu, kto czegoś podobnego doświadczył, narzuca się oczywistość: pobożny Żyd z I wieku jest w identycznej sytuacji, w jakiej znajduje się Żyd współczesny. Tylko bardzo silna pewność może doprowadzić do obejścia tej trudności (Francois Dreyfus OP, Czy Jezus wiedział, że jest Bogiem?, Poznań 1995, s. 81).

Argumentum ad personam

Ks. Antoni Tronina – do którego obecnie nie chcę mieć zastrzeżeń – wpadł w pułapkę błędnego pierwotnego założenia. Otóż przyjął on za pewnik, iż Andrzej Nowicki zaatakował Kościół. Do przyjęcia tego założenia skłonił go zapewne fakt, że tekst mój dotyczył w dużej mierze ludzi Kościoła katolickiego, a ściślej mówiąc duchownych: ksiądz Tiso (nazistowski zbrodniarz), biskup Hudal (dozgonny sympatyk nazistów) i ksiądz Trzeciak (autor Programu światowej polityki żydowskiej).  Spróbował więc stworzyć tekst apologetyczny. Stanął jednak przed bardzo trudnym zadaniem: jak bronić się przed faktami, które zaistniały i którym nie mogę zaprzeczyć? W tym celu stosuje się metodę: argumentum ad personam. Oto jej definicja z popularnej Wikipedii:

Argumentum ad personam (łac. argument skierowany do osoby) – pozamerytoryczny sposób argumentowania, w którym dyskutant porzuca właściwy spór i zaczyna opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego przeciwnika. W ten sposób unika stwierdzenia, że jego racjonalne argumenty zostały wyczerpane, a jednocześnie sugeruje audytorium, że poglądy oponenta są fałszywe. Dodatkowo, obrażanie oponenta ma na celu wyprowadzenie go z równowagi, tak by utrudnić mu adekwatne reagowanie na przedstawiane postulaty.

Artur Schopenhauer w swoim dziele „Die eristische Dialektik” („Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów”) wymienia Argumentum ad personam jako ostatni sposób nieuczciwej argumentacji stosowany, gdy wszystkie inne sposoby zawodzą i nie ma szans na wygranie sporu argumentacją merytoryczną.

Zastosowanie tego argumentu, przez ks. Troninę, świadczy o braku możliwości znalezienia luki w moim uzasadnieniu. W ani jednym wypadku ks. Tronina nie odnosi się przecież do twierdzeń z mojego tekstu. Za to gdy rozpoczyna poszukiwanie winnych antyjudaizmu/antysemityzmu, widzi ich tylko i wyłącznie w Żydach. To oni są wszystkiemu winni, ponieważ stworzyli Toledot Jeszu; to oni są winni zamknięcia getcie, ponieważ tego chcieli. Tak się jednak nieszczęśliwie złożyło, dla ks. Troniny, że Pan Andrzej Michniewicz przytoczył w całości tekst Cum nimis absurdum Pawła IV; każdy może się z nim zaznajomić (pierwszy komentarz pod tekstem ks. A. Troniny: Czy możliwa jest antykatolicka hucpa na katolickim blogu?); i nie zaczyna się on w następujący sposób:

Po wielu naradach z rabinami i starszyzną żydowską, wychodząc naprzeciw ich życzeniom tworzymy dzielnicę żydowską. W związku z pojawieniem się wśród Żydów mody na chodzenie w żółtych kapeluszach nakazujemy..

Umknął mu również najistotniejszy wątek moich rozważań – mnie interesowało, w jaki sposób ludzie godzili chrześcijaństwo z antysemityzmem. Na zarzut ks. Troniny, że nie stosowałem poprawnej metodologii zgłębiając to zagadnienie, odpowiem wprost: jest to nieprawda. W przypadku np. ks. Trzeciaka odwołałem się bezpośrednio do źródła, aby zgłębić meandry jego argumentacji. Co więcej, aby czytelnik mógł prześledzić zasadność moich konkluzji, każdy wyciągnięty wniosek podparłem cytatem z jego książki. Jest to wzorowo przeprowadzona analiza, ponieważ każdy ma możliwość sprawdzenia czy moje wnioski pokrywają się z poglądami księdza. Wychodząc jednak na przeciw insynuacjom ks. Troniny, jakobym nie potrafił się poprawnie posłużyć metodologią historyka, przygotuję w niedługim czasie życiorysy biskupa Aloisa Hudala oraz ks. dr. Jozefa Tiso (to on zamieszał się w „ohydny proceder” [czynny współudział w Shoah], który zaprowadził go na szubienicę; „ohydny proceder”, w przeciwieństwie do mnie, ks. Tronina dostrzega w czymś co nazywa Shoah – biznes).

Nie wspieram nurtu, który wydaje się reprezentować ks. Tronina. Jestem za Kościołem otwartym, mówiącym bez problemu o swojej złej i dobrej historii. Najbliżej mi do środowiska, które reprezentuje Tygodnik Powszechny oraz miesięcznik ZNAK. To też jest Kościół, ale nie przypomina on oblężonej twierdzy, osaczanej przez wyimaginowanego wroga z Gazety Wyborczej. Kościół otwarty i stawiający pytania. Kościół nowoczesny, ale pozbawiony stereotypów i nie potępiający nikogo. Kościół kochający Chrystusa i starający się zrozumieć innych, nawet tych bardzo innych. Kościół wierzący, że cała ludzkość zgromadzi się kiedyś u stóp Jezusa Chrystusa, aby się nawzajem miłować już po wsze czasy.

Z Bogiem profesorze.

Antykatolicka hucpa czy rzeczywistość?

Do przemiany relacji chrześcijańsko – żydowskich, szczególnie w Polsce, w ogromnym stopniu przyczynił się papież Jan Paweł II, który w latach szkolnych w Polsce przed Zagładą miał żydowskich kolegów. Gdy odwiedził synagogę rzymską w 1986 roku – a to pierwsza taka papieska wizyta w historii – zwracając się do Żydów, użył zwrotu „ukochani starsi bracia”. Te znamienne słowa wpisywały się w wizję Jana Pawła II, w której chrześcijanie i Żydzi są błogosławieństwem dla świata. „Przede wszystkim musimy być błogosławieństwem dla siebie nawzajem”. Papież rozwinął tę oficjalną doktrynę „wzajemnego szacunku” przez zapoczątkowanie oficjalnych dwustronnych stosunków dyplomatycznych Watykanu z państwem Izrael. W czasie historycznej wizyty w Ziemi Świętej w 2000 roku, modląc się pod Ściana Płaczu w Jerozolimie, wsunął w nią kartkę z modlitwą o Boże przebaczenie za „postępowanie tych, którzy spowodowali cierpienie Twoich dzieci”. W jeszcze większym stopniu przyczynił się do pojednania słowami: „zapewniam naród żydowski (…), że Kościół katolicki jest głęboko zasmucony nienawiścią, prześladowaniami i antysemityzmem, okazanym Żydom przez chrześcijan, w każdym miejscu i w każdym czasie”. Należy żałować, że jego pontyfikat nie przypadał w okresie II wojny światowej. Gdyby tak było, jestem przekonany, że nakazałby wszystkim katolikom chronić Żydów na wszelkie możliwe sposoby. Oczywiście, było wielu duchownych i świeckich, którzy z własnej woli ratowali Żydów w czasie Holocaustu. Uratowano by jednak o wiele tysięcy ludzi więcej, gdyby papież wyraźnie nakazał swoim wiernym ratować życie bliźnich (P. Bialowitz, J. Bialowitz, Bunt w Sobiborze, Warszawa 2008, s. 275 – 276).

Te peany na cześć Jana Pawła II są napisane przez człowieka, który będąc więźniem Sobiboru, doświadczył  w sposób namacalny, tego czym był i jest antysemityzm. Taki człowiek może też w najlepszy sposób poczuć wdzięczność, wobec tego, który położył prawdziwe podwaliny pod coś, co nazywamy dialogiem chrześcijańsko-żydowskim, dokonującym się w cieniu Shoah. Problematyka ta jest niezwykle delikatna, dlatego też należy starannie formułować wnioski, a pamięć powinna koncentrować się na ofiarach i ich odczuciach. Empatia jest również (oczywiście tylko w jakimś sensie), przykazaniem chrześcijańskim; za to na pewno jest nim: miłość nieprzyjaciół i niewyobrażalny szacunek oraz cześć dla Jezusa z Nazaretu. Mówiąc słowami Jana Pawła II, gdy chcemy udać się z Nim na spotkanie, to spotkamy judaizm. Antyjudaizm jest grzechem, którego nie może usprawiedliwić żydowska bajka „Toledot Jeszu”. Gdybyśmy mieli mierzyć ilości propagandowej literatury antyżydowskiej stworzonej przez duchownych, z antychrześcijańską stworzoną przez Żydów, to tę iście diabelską rywalizację wygrałby Kościół w przedbiegach. Istnieje jeszcze jedna niewspółmierność: żaden chrześcijanin nie poczuł żydowskich prześladowań inspirowanych przez mitologię czyniącą z Jezusa mamzera; za to zarzut bogobójstwa jest winny licznym prześladowaniom, pogardzie oraz pochodom śmierci. Ks. Antoni Tronina pisze o różnicy znaczeniowej słów antysemityzm i antyjudaim. Zgadzam się, że takie rozróżnienie jest konieczne, najbardziej jest ono jednak konieczne dla tych, dla których ono nic nie znaczy. Należałoby się zapytać ofiar: czy była ona i jest dla nich istotna? Co mam tutaj na myśli? Oto fragment bulli Cum nimis absurdum, papieża Pawła IV z 14 lipca 1555 roku:

Ponieważ jest głupim i niestosownem, by Żydzi, których Bóg skazał na wieczną niewolę, mieszkali razem z chrześcijanami (…) nie nosząc odznak hańby (…)  przeto rozkazujemy, że:

1. Wszyscy Żydzi winni mieszkać w jednej ulicy (…)

2. Ulica, względnie kwartał żydowski, mają być otoczone murem i winny mieć tylko jedno wejście, nadto może się tam znajdować tylko jedna synagoga. Wszystkie inne powinny być zburzone. (…)

4. Wznawia się dawny przepis, by mężczyźni nosili żółte kapelusze, a kobiety żółte welony.

Dość antyjudaizmu! Teraz antysemityzm i niewielki fragment rozporządzenia L. Fischera dla mieszkańców Warszawy z 1940 roku:

1. Na podstawie rozporządzenia o ograniczeniach pobytu w Generalnym Gubernatorstwie z dnia 13 września 1940 r. (…) tworzy się w mieście Warszawie dzielnicę żydowską, w której mają zamieszkać Żydzi, mieszkający w Warszawie lub przesiedlający się do niej. Następujące ulice odgradzają dzielnicę żydowską od pozostałego obszaru miasta (…).

Różnica: w pierwszym wypadku, żółty kapelusz można było zdjąć z chwilą akcesu do Kościoła; w drugim wypadku, opaski nie można było zdjąć nigdy. Ta różnica jest bardzo krucha: gdyby bowiem mnie przyozdobiono w żółty kapelusz z powodów religijnych, a w innym przypadku z powodów rasowych, to moje samopoczucie pozostałoby jednakowo podłe – tym bardziej, jeśli, w przypadku antyjudaizmu, zażądano by wyparcia się mojej tożsamości religijnej, narodowej i porzucenia, a ściślej mówiąc pozostawienia na pastwę losu, moich rodziców i krewnych. Rozmawiając o różnicy w terminach – pamiętajmy o empatii.

Ks. A. Tronina ma pretensję, że antyżydowskie wypowiedzi Kościoła zostały zebrane i następnie zaprezentowane bez ich właściwego kontekstu. Pretensje jednak niech kieruje do wydawnictwa „Arka” i autorów antyżydowskiej w swojej wymowie publikacji opatrzonej „Imprimatur”: Szatan największy wróg człowieka. To w niej autor – chcąc uzasadnić, iż katolik może prezentować antyżydowską postawę – powołał się właśnie na te świadectwa. Wprowadzający tekst, przed tym obszernym cytatem – mój tekst – wskazuje jednoznacznie, iż nie popieram wymowy tej pozycji.

Nie zajmuje się również problemami szeroko pojmowanych kwestii związanych z Holocaustem, o których pisze ks. Tronina, lecz zagadnieniem: W jaki sposób godzili antysemityzm z chrześcijaństwem ludzie Kościoła? Czy było to Positives Christentum, czy była to postawa bp Aloisa Hudala, czy też szerokie omówienie książki ks. Trzeciaka, starałem się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Kwestia odpowiedzialności Kościoła za Shoah została podjęta przeze mnie marginalnie. Jak zatem odpowiedzieć na polemikę bez polemiki?

Positives Christentum to fakt. Alois Hudal i jego Die Grundlagen des Nationalsozialismus (Podstawy narodowego socjalizmu) to fakt. Ks. Trzeciak i jego Program światowej polityki żydowskiej to fakt. Faktem jest również, że kapłan ten stracił kontakt z rzeczywistością:

Na tle „Listu księcia żydowskiego z Konstantynopola” zrozumie się dywersję maranów, ukrytych Żydów w Kościele katolickim i w narodzie hiszpańskim, którzy zatruwając powoli dusze narodu, osłabili go, doprowadzili do rewolucji, podzielili na dwa wrogie obozy i chcą nim zawładnąć, okrutną zaś zemstę już teraz na nim wykonują. Za palenie synagog w wiekach średnich, palą dziś po setkach lat kościoły, a za palenie Żydów na stosie, palą katolików. Wykonują to nie tylko z powodu mściwego charakteru żydowskiego, ale głównie na podstawie rozkazu księcia Żydów z Konstantynopola, po wypełnieniu którego zapewniono ich, że „zapanują nad chrześcijanami, zajmą ich ziemię i pomszczą nad nimi”. Okrutnej tej wiekowej zemsty jesteśmy dziś świadkami (ks. S. Trzeciak, Program światowej polityki żydowskiej, Warszawa 1936, s.83).

Chciałem po prostu zrozumieć, w jaki sposób można czuć się chrześcijaninem i jednocześnie podzielać takie poglądy. Tymczasem ks. Tronina potraktował mnie wyjątkowo niesprawiedliwie i krzywdząco. Jednak, na szczęście, nie odniósł się w polemice do faktów, które wcześniej przywołałem i odpowiednio odróżniłem. To właśnie te fakty, tak jak w przypadku Sąsiadów Grossa, powodują u niektórych strach (Krzysztof Dorosz, Strach ma chrześcijańskie oczy, ZNAK, czerwiec 2008, nr 637: http://www.miesiecznik.znak.com.pl/10010/4/strach-ma-chrzescijanske-oczy). Tym razem  strach ma oczy ks. Troniny…

Imię i nazwisko autora jest oryginalne i nie jest pseudonimem literackim. Ks. A. Tronina doszukując się konotacji z masonem, czy też komunistą, powinien bardziej liczyć się ze słowami, tym bardziej że nie ma on do tego żadnych podstaw i, jak mniemam, sam to przyzna.

Czy możliwa jest teologia antychrześcijańska w Kościele? Kwestia żydowska według ks. Stanisława Trzeciaka.

Przez całe wieki Kościół katolicki, paneuropejska instytucja aspirująca do panowania nad światem, główna duchowa, moralna i nauczająca instancja cywilizacji europejskiej, była ostoją antysemityzmu, który stanowił integralną część jej doktryny, teologii i liturgii. Uzasadnienie zawarte było w Piśmie Świętym: to przecież Żydzi, słudzy diabła, zamordowali Chrystusa  ( Daniel Jonah Goldhagen, „Niedokończony rozrachunek”, Warszawa 2005, s. 44 ).

Nie jest też tak, że problem ten został zażegnany, a myśl katolicka została oczyszczona z widma antysemityzmu. Mam przed sobą pozycję napisaną przez Bonifaciusa Gunthera CCD: „Szatan największy wróg człowieka” ( Wrocław 1991 ), opatrzoną w „Imprimatur”, nadany przez o. Wernera Parela, prowincjała Karmelitów Bosych ( Monachium 19. III. 1973 ). Według niej Żydzi weszli świadomie i dobrowolnie w sojusz z diabłem oraz szatanem i stali się zdeklarowanymi nieprzyjaciółmi rodzaju ludzkiego ( s. 305 ). Aby wytłumaczyć czytelnikowi, że katolicyzm dopuszcza taką postawę wobec narodu żydowskiego, postanowiono powołać się na następujące orzeczenia i deklaracje Kościoła oraz jego przedstawicieli:

Ojciec Kościoła, Św. Hieronim ( 331 – 420 ):

Wiele czynów popełnionych przez Żydów jest tak plugawych, że musiałbym się rumienić, gdybym zamierzał o nich mówić. Obyczajem ich jest, trzykrotnie w ciągu dnia przeklinać we wszystkich synagogach chrześcijan pod nazwą Nazarejczyków i strasznie im złorzeczyć.

Biskup Agobard z Lionu ( 820 ):

Wszyscy wyznania mojżeszowego okryli się podłością, niby płaszczem. Podłość przenika ich członki do szpiku kości, podobnie jak woda i tłuszcz przenikają ciało ludzkie. Przeklęci są Żydzi, w miastach i na wsiach, na początku i na końcu ich żywota. Klątwa ciąży na trzodach żydowskich, na mięsie, jakie oni spożywają, na ich latoroślach winnych, na ich czynach i na ich sumieniu.

Papież Innocenty III ( 1198 – 1216 ):

Byłoby rzeczą niewłaściwą, gdyby ten co lżył Chrystusa, mógł mieć jakakolwiek władzę nad chrześcijanami: więc ponownie surowo nakazujemy przestrzeganie powziętej przez sobór w Toledo mądrej uchwały i rozporządzamy, iż żadnym sposobem nie wolno zatrudniać Żydów w publicznych urzędach.

Hieronim Mieczyński ( 1618 ):

Żydzi wszędzie, gdzie tylko mogą, szkodzą chrześcijanom i uparcie dążą do tego, aby ich zniszczyć. Czynią to zawsze, gdy tylko to jest w ich mocy, z pogańskim podstępem i po trucicielsku. Nie ma bowiem na świecie zbrodni, ani podłości, przed której wykonaniem ten przeklęty naród by się cofnął.

Sobór w Przemyślu w roku 1723:

Żydzi, ten gad jadowity, ci wygnańcy palestyńscy, którzy już zalali całą Ruś i szerzą się po całym Królestwie Polskim, bogacą się z krzywdy i wyzysku chrześcijan, pełni pychy, nienawiści i chytrości, stawiają sobie za główny cel swej przewrotnej działalności: podstęp, zbrodnię i wszelkiego rodzaju występki, zniewagi, bluźnierstwa oraz wyszydzanie tajemnic wiary chrześcijańskiej. Jakże nad wyraz bolesną jest to rzeczą, iż wiele wśród polskich magnatów i szlachty popiera Żydów, dając im łatwiejszy dostęp do siebie aniżeli katolikom, łudząc się nadzieją zysków pieniężnych od żydów, a nie bacząc na to, że utracą prędko te pieniądze w tak nieuczciwy sposób nabyte i ściągną na siebie i na swoje potomstwo karę Bożą i utratę błogosławieństwa Bożego.

Sobór w Kijowie w roku 1762:

Należy ubolewać nad bezczelnością i zuchwalstwem Żydów…dopuszczają się bezkarnie różnych występków i oszustwa, zdrad, krzywd i wszelkiego rodzaju nienawiści, naigrywania się z chrześcijan, lichwy, zabobonów, czarów, świętokradztwa, bluźnierstwa przeciwko Panu Bogu oraz wierze chrześcijańskiej, naruszenia świąt katolickich i praw kościelnych, jak i państwowych.

Zbiór Praw Kościoła Świętego IUS CANONICUM UNIVERSUM:

Handel żydowski, cały ich tryb życia i postępowania ująć należy w ścisłe karby ustaw karnych, iżby niczego podjąć się nie mogli, co by mogło religię ośmieszyć, a państwu wyjść na szkodę i krzywdę. Zasada ta powinna być powszechnie przyjęta i wszędzie praktycznie stosowana…Tak wielka i podła jest nienawiść i złość Żydów w stosunku do chrześcijan i ich religii, że w ogóle nie można jej opisać” ( s. 306 – 307 ).

Trucizna antysemityzmu wywołała w Europie segregację, przemoc oraz masowe mordy na bezbronnej ludności żydowskiej. Papieskie bulle nakazywały osadzać Żydów w gettach, które bardzo szybko stały się normalnością w katolickiej Europie. Powstały one w tak wielkich ośrodkach jak Frankfurt ( 1460 ), Kraków ( 1494 ), Madryt ( 1480 ), Praga ( 1473 ), Rzym ( 1555 ), Wenecja ( 1516 ) i Wiedeń ( 1570 ). Getta nie zawsze okazywały się dobrym rozwiązaniem problemu żydowskiego dla okolicznej ludności chrześcijańskiej; gdzieniegdzie stosowano przymusowe wysiedlenia całych społeczności: z Paryża ( 1182 ), z Anglii ( 1290 ), z Francji ( 1306 ), ze Szwajcarii ( 1348 ), z Węgier ( 1349 ), z Prowansji ( 1394 ), z Austrii ( 1422 ), z Litwy ( 1495 ) oraz Portugalii ( 1497 ). W 1492 roku wygnano Żydów z Hiszpanii – wcześniej jednak ( 1391 ) masakrowano całe społeczności żydowskie, a inkwizycja hiszpańska bardzo często skazywała ochrzczonych Żydów – pod zarzutem potajemnego powrotu do zwyczajów mojżeszowych – na stos. Mordy na Żydach towarzyszyły chrześcijanom zresztą już od czasów haniebnej masakry Żydów aleksandryjskich ( 414 ). W czasie I krucjaty ( 1096 ) krzyżowcy unicestwili wiele gmin żydowskich położonych w części północnej Francji i Niemczech. Szalejąca w Europie epidemia dżumy ( 1348 -1350 ) spowodowała poszukiwanie kozła ofiarnego i znaleziono go szybko w postaci Żyda. W Niemczech z tego powodu wymordowano 350 gmin żydowskich! W XX wieku antysemityzm chrześcijański stanął wobec nowego problemu, a nazywał on się Adolf Hitler, a mówiąc bardziej konkretnie – Holocaust.

Antysemityzm doprowadził do Holocaustu. Antysemityzm był nieodłączny od Kościoła katolickiego. Stosunek zachodzący między antysemityzmem Kościoła a holocaustem powinien stanowić centralny punkt wszelkich ogólnych rozważaniach na temat jednego lub drugiego. James Caroll, który dokonał oryginalnej analizy tej relacji w książce „Constantine`s Sword”, zauważa, iż  „badanie praźródeł Holocaustu w nieszczęsnej przeszłości cywilizacji zachodniej oznacza z konieczności zagłębienie się w historię katolicyzmu”. Choć takie zagłębienie się jest niezbędne, wielu uważa je za niebezpieczne i niepożądane. Skutek jest taki, że notorycznie odwraca się uwagę od zasadniczych kwestii ( Golhagen 2005: s. 44 – 45 ).

Spojrzymy na postawę nie tylko części kapłanów katolickich, ale także na to jak zachowali się wobec tych potworności inne odłamy chrześcijańskie – interesuje nas, bowiem najbardziej kwestia: Jakie uzasadnienie dla tak drastycznych prześladowań znajdowali chrześcijanie i w jaki sposób godzili to ze swoim religijnym światopoglądem, który przecież ma pochodzenie żydowskie i z zasady powinien być wolny od rasizmu?

Positives Christentum

W 1920 roku podczas konferencji NSDAP postanowiono, że częścią oficjalnej doktryny nazizmu może być tzw. Positives Christentum . Jego zwolennicy uważali, że tradycyjne chrześcijaństwo za bardzo skupia się w przypadku Jezusa na Jego cudownych narodzinach, śmierci krzyżowej oraz zmartwychwstaniu. Natomiast, oni chcieli położyć nacisk na aktywną część życia Jezusa czyli Jego kaznodziejstwo oraz walkę z instytucjonalnym judaizmem. Starano się zrekonstruować historycznego Jezusa w sposób, który odpowiadałby rasistowskiej i antysemickiej ideologii. Podkreślano zatem odmienność rasową Galilejczyków i Judejczyków, i wydobywano tylko elementy antyjudaistyczne w nauczaniu Jezusa. Dla Emile Burnhoufa, Houstona Stewarta Chamberlaina i Paula de Legarde, Jezus był aryjskim bohaterem, który walczył z Żydami i judaizmem. Wychodząc z założeń XIX – wiecznej krytyki, która rozróżniła Chrystusa wiary od Jezusa historycznego, przeciwstawili oni, Jezusa – kaznodzieję, Jezusowi – zbawicielowi, uważając, że Ten pierwszy odpowiada prawdziwemu obrazowi. Co najdziwniejsze, z pomocą przyszli temu nurtowi, wybitni niemieccy bibliści tacy jak: Paul Fiebig oraz Walter Grundamann. Grundamnn przewodził Instytutowi Badań i Eliminacji Wpływów Żydowskich na Życie Religijne w Niemczech i dla niego, Jezus był czystej krwi aryjczykiem, który poświęcił się walce z judaizmem. Fiebieg popularyzował następujące hasło:  Führerem każdego chrześcijanina jest Jezus Chrystus, führerem każdego Niemca jest dzisiaj Adolf Hitler.

Biskup Alois Hudal

Katolickim entuzjastą nazizmu był min. biskup rzymski, pochodzenia austriackiego Alois Hudal ( Luigi Hudal ). Napisał on w 1936 roku książkę Die Grundlagen des Nationalsozialismus (Podstawy narodowego socjalizmu) opatrzoną kościelnym imprimatur, arcybiskupa Wiednia. Biskup chciał zneutralizować antychrześcijańską wymowę, pozycji firmowanej przez nazistów, którą napisał główny ideolog nazizmu Alfred Rosenberg: „Mit XX wieku” – Święte Oficjum, bowiem wciągnęło nazistowską książkę na „Indeks Ksiąg Zakazanych”. Biskup z kolei starał się przedstawić Kościół jako instytucję bardzo zbliżoną do machiny nazistowskiej: naziści maja swojego führera – katolicy mają papieża, führer jest nieomylny – nieomylny jest papież; obydwaj nie przepadają również za Żydami. Hudal chciał, aby zastąpić nienawiść do Żydów podstawami religijnymi, a nie rasowymi i wspólnie z nazistami stworzyć front mogący stawić czoło bolszewizmowi. Hitler odniósł się do tych planów nieufnie i choć prowadził dialog z kardynałem Faulhaberem na temat możliwej płaszczyzny porozumienia, to nie przyniósł on oczekiwanych przez obydwie strony rezultatów – pozostała wzajemna i życzliwa neutralność nie wykraczająca w niektórych momentach poza zwykłą dyplomatyczną grzeczność. Obejmowała ona zwłaszcza, solidarne milczenie wobec rozgrywającego się na niespotykaną do tej pory skalę polowania na Żydów w Europie. Duchowy zwierzchnik Wehrmachtu, bp Franz Justus Rarkowski, w trakcie bożonarodzeniowego kazania powielał nazistowską propagandę i naprowadzał żołnierzy na antyżydowskie tropy:

Naród niemiecki…ma sumienie i wie, kto przed Bogiem i Historią ponosi odpowiedzialność za gigantyczną walkę, jak się obecnie toczy. Naród niemiecki wie, kto niefrasobliwie spuścił z łańcucha psy wojny…Nasi przeciwnicy…uwierzyli w moc swoich kies i siłę haniebnego, niechrześcijańskiego traktatu wersalskiego ( Goldhagen 2005: s. 71 ).

Bp Alois Hudal po wojnie, będąc wysokim urzędnikiem Watykanu postanowił pomóc niemieckim zbrodniarzom uciec przed stryczkiem, który szykowali dla nich alianci. Uruchomiono tzw. szczurzy korytarz i dzięki rozlicznym klasztorom oraz fałszywym dokumentom udało się uciec spod ostrza nieuchronnej sprawiedliwości, następującym zbrodniarzom:

Josef Mengele – doktor śmierć z Auschwitz

Adolf Eichmann- szef IVb4  – organizator eksterminacji Żydów w Europie

Franz Stangl – komendant dwóch obozów śmierci – Sobiboru i Treblinki

Gustav Wagner – zastępca komendanta Sobiboru

Klaus Barbie – „kat Lyonu” , odpowiedzialny za morderstwa i deportację Żydów do obozów zagłady

Gerhard Bohne – współodpowiedzialny za zabójstwo 15 tysięcy osób niepełnosprawnych.

Zbiegło wiele tysięcy sadystów i katów pielgrzymując szlakiem klasztorów, po którym w Watykanie otrzymywali fałszywe dokumenty i z nimi już jako uchodźcy udawali się dożywać spokojnej starości w Argentynie lub Chile – wszak lojalnego sojusznika poznaje się w ciężkich chwilach niepowodzeń. Kościół pokazał, że na jego przyjaźń zawsze można liczyć. Eichmann pod wpływem tej bezprecedensowej pomocy Kościoła dla nazistów zmienił wyznanie z protestanckiego na katolickie:

Z ogromną wdzięcznością wspominam pomoc, jakiej mi udzielili katoliccy duchowni podczas ucieczki z Europy. Postanowiłem oddać hołd wierze katolickiej, stając się jej honorowym wyznawcą.

Ks. dr Stanisław Trzeciak ( 1873 – 1944 )

Wielkim entuzjastą geniuszu Adolfa Hitlera, był wybitny doktor teologii i profesor ks. Stanisław Trzeciak. Komentując zdanie z falsyfikatu rozpowszechnianego wśród antysemitów tzw. „Protokołów Mędrców Syjonu” napisał:

„Zresztą genialność gojów jest spóźniona”. Z tego wynika, że Hitler jest genialny, a genialność jego nie jest spóźniona ( ks. Stanisław Trzeciak, „Program światowej polityki żydowskiej. Konspiracja i dekonspiracja”, Warszawa 1936, s. 30 ).

W jaki sposób godzili zoologiczny wręcz antysemityzm, myśliciele i duchowni katoliccy z myślą chrześcijańską, bardzo dobrze jest to zobaczyć właśnie na przykładzie ks. Trzeciaka. Dlaczego? Jednym z głównych powodów jest to, że księdza tego można określić mianem człowieka inteligentnego i starannie wykształconego: studia teologiczne we Fryburgu, w Wiedniu, w Rzymie, w Krakowie i w Jerozolimie. W latach 1903 – 1905 pracował jako badacz nad trądem w Egipcie i Palestynie. Był sekretarzem konsystorza biskupiego w Przemyślu ( 1906 -1907 ); profesorem Akademii Duchownej w Petersburgu; obrońcą Lwowa oraz jednym z inicjatorów pomocy polskim dzieciom powracającym z Rosji. W okresie międzywojennym doprowadził do wprowadzenia antyżydowskiej ustawy zakazującej uboju rytualnego ( szechity ). Wystąpił przed komisja sejmową jako rzeczoznawca, a swoje poglądy uzasadnił w  publikacji: Ubój rytualny czy mechaniczny? Opinia rzeczoznawcy wypowiedziana na posiedzeniu Komisji Administracji i Gospodarki Sejmu Polskiego 5 III 1936 (Warszawa 1936). Całkiem słusznie uważa się go za głównego teoretyka antyżydowskiego w Polsce. Odznaczony przez Niemców, współpracował z nazistowskim Instytutem Badania Problemów Żydowskich.

W Wielki Piątek, 22 marca 1940 r. w Warszawie i Krakowie doszło do tzw. Pogromu Wielkanocnego. Grupy rozjuszonych wyrostków z podpuszczenia Narodowej Organizacji Radykalnej dopuściły się szeregu napaści na żydowskie sklepy oraz na napotkanych na ulicy Żydów. Do powstałej w październiku 1939 r. Narodowej Organizacji Radykalnej należeli min. Władysław Studnicki, Andrzej Świetlicki, prof. Zygmunt Cybichowski i ks. Stanisław Trzeciak. Ludziom tym marzyła się kolaboracja z nazistami i chcąc wykazać swój entuzjazm dla niemieckiej polityki wobec Żydów zorganizowano grupy młodzieży zdecydowanej na wszystko i wydano stosowna odezwę:

Narodzie Polski! Z winy sanacji Polska poniosła straszliwą klęskę oraz utraciła niepodległość i ziemie zachodnie. Ale nie wszystko jest stracone. Można odbudować wojsko polskie, aby wzięło udział w nieuniknionej wojnie przeciwko komunizmowi sowieckiemu. Zdobyte na wschodzie ziemie przywrócą nam nasze terytoria zagarnięte przez ZSRR, a inne bardziej na wschód, będą rekompensatą za utracone Pomorze, Śląsk, i Poznańskie oraz odszkodowaniem za straty wojenne. Na finansowanie odbudowy Polski i jej nowej armii użyjemy skonfiskowaną własność żydowską. Rodacy! Wstępujcie do NOR! Dajcie nam możność odbudowania ojczyzny i powstania Wielkiej Polski.

Ks. Trzeciak zniesmaczony wybrykami rozentuzjazmowanego motłochu oraz obojętnością Niemców wobec politycznej próby podania ręki – opuścił szeregi NOR. Sam ksiądz był raczej zwolennikiem działań planowych i nie wyrażał chęci powrotu do średniowiecznych niekontrolowanych pogromów:

Na mocy prawa oczyścić Polskę od wrogich jej żywiołów, przywrócić pierwotnym właścicielom mienie zagarnięte im przy pomocy podstępu i oszustwa, majątki ruchome czy nieruchome, uniemożliwić dalszą tego rodzaju procedurę, wprowadzając prawo, zakazujące Żydom nabywania ziemi i nieruchomości ( Trzeciak 1936: s. 179 ).

Ksiądz chciał zatem na mocy prawa uczynić z Żydów pariasów, a pozbawienie ich majątków miało być według ks. Trzeciaka wstępem do kolejnej fazy: usunięcia Żydów z Polski. Oczywiście taki gwałt na pewno spowodowałby cierpienie tego narodu oraz płacz dzieci wyrwanych ze swojego środowiska, jednak – według ks. Trzeciaka – obecne czasy wymagają właśnie takich działań:

Czyż nie prostszą jest rzeczą wysłać ich z miejsca do granicy i puścić w świat wolno. Tego rodzaju prawo musi być uchwalone. Jest to najprostszy sposób odżydzenia Polski i uwolnienia się od szkodników społecznych. Wyjątkowe czasy, wymagają wyjątkowych praw i wyjątkowych ludzi ( Trzeciak 1936: s. 184 ).

Ks. Trzeciak nie widział potrzeby, aby współczuć Żydom z jakiegokolwiek powodu – to oni są winni wszystkim nieszczęściom, które ich spotykają :

Wszystkie nieszczęścia i cierpienia sam na siebie ten naród sprowadza. Własnym postępowaniem ściąga gniew Boga na siebie w formie prześladowań narodów. Nie w narodach tkwi wina, tylko w nim samym…A zatem jasne jest i dzisiaj, że zło tkwi w narodzie żydowskim, a tym złem zakaża on wszystkie inne narody ( Trzeciak 1936: s. 183 ).

Ks. Trzeciak w bardzo charakterystyczny sposób próbuje zharmonizować rasizm odwołujący się do mitu „aryjczyka” z chrześcijańskim antysemityzmem:

Wprawdzie zbrodniczość systemu, podanego w tych pismach jest tak szatańska, i tak sprzeczna z etyka chrześcijańską i charakterem aryjskim, że trudno uwierzyć, by człowiek mógł się posunąć do tego rodzaju podłości, ale dowody rzeczowe w formie wypadków, tak z życia codziennego, jak i z politycznej dziedziny mówią, że istotnie Żydzi dążą do opanowania innych narodów ( Trzeciak 1936: s. 185 ).

Co jednak z misją Kościoła, która polega też na próbach nawrócenia Żydów? Ksiądz zauważa, że niektórzy Żydzi nawróceni na katolicyzm są przydatni, ale…

Jednostki z tego narodu, przyjmujące wiarę katolicką, bywają wprawdzie w wysokim stopniu wartościowe, ale niestety częściej bywa wprost przeciwnie ( Trzeciak 1936: s.  150 ).

Jakie jest zatem wyjście z tego paradoksu, na który wpadł w swoich rojeniach katolicki ksiądz:

Bolesne doświadczenia Hiszpanii wskazują, że przy masowych przejściach Żydów na katolicyzm, była to tylko forma katolicka, duch zaś nawet po setkach lat pozostał żydowski, bo marani wchodzili zawsze w związki małżeńskie tylko wśród samych swoich. Toteż dochodząc do wysokich stanowisk kościelnych czy państwowych pozostając w duszy Żydami, przepojeni nienawiścią do narodu rdzennego, pracując w ukryciu stale i wytrwale na jego zgubę ( Trzeciak 1936: s. 153 ).

Przykład Hiszpanii jest znamienny, ponieważ właśnie tam doszło do prześladowań ochrzczonych Żydów, a ks. Trzeciak widzi, że obecnie jest potrzebne takie same rozwiązanie, pomimo, iż zapewne nieliczne pozytywne wyjątki, które dostrzegł duchowny, mogłyby przecież na tym ucierpieć; gdzie drwa rąbią tam wióry lecą – ksiądz wydaje się hołdować tej zasadzie polskiego przysłowia. Postawa ta przypomina normy, którymi się kierowali nacjonaliści słowaccy. Tamtejszym przywódcą Słowackiej Partii Ludowej był ks. Jozef Tiso. Kiedy rozpoczęto wywózkę słowackich Żydów do obozów śmierci, ksiądz Tiso w trakcie świątecznej mszy poinformował parafian, że eliminacja Żydów ze Słowacji jest zgodna z duchem chrześcijańskim, albowiem kraj został tym samym uwolniony od „zarazy”. W kwestii ochrzczonych Żydów ks. Tiso powołał się na słowa swojego poprzednika ks. Hlinki: Żyd pozostanie Żydem, choćby ochrzciło go stu biskupów ( Livia Rothkirchen, The Churches and the Deportation and Persecution of Jews in Slovakia, w: Rittner, Smith, Steifeldt, The Holocaust and the Christian World, s. 106 ).

Kto zna ducha narodu żydowskiego, jego odwieczne pragnienie panowania nad światem, a zarazem pomsty nad Kościołem katolickim, ten uważać musi pomysł utworzenia obrządku żydowsko – katolickiego czy oddzielnej gminy katolików żydowskiego pochodzenia z językiem obrzędowym hebrajskim, jako genialny środek przedostania się Żydów do katolicyzmu, by w nim wywołać zaburzenia, sekty i katastrofy. Jeśli wróg nie może zwyciężyć swego przeciwnika na polu walki, to mu posyła ukrytych wywiadowców czy dywersantów, by go rozbijać z wewnątrz ( s. 155 ).

Nic dziwnego, że ochrzczony Żyd jest gorszym wrogiem niż ten nieochrzczony, albowiem staje się on ukryty, a przez to jeszcze bardziej demoniczny. Ks. Trzeciak dostarcza świeżych przykładów z Niemiec pod rządami Hitlera, który „wykrył” cała armię takich „przebierańców”:

Żyd chrzczony nie przestaje być Żydem. O tego rodzaju chrześcijanach w Niemczech zaraz po wystąpieniu Hitlera przeciwko Żydom, donosiły pisma żydowskie…A zatem według obliczeń samych Żydów było w Niemczech 2. 400.000 chrześcijan żydowskich czyli Żydów ukrytych…Bez tych upodobnionych Żydów społecznie, narodowo i religijnie nie mogłoby żydostwo oddziaływać na te narody wśród, których żyje, bo z natury rzeczy jest ono zamknięte samo w sobie, ściśle obwarowane przeróżnymi przepisami rytualnymi i broniące się we wszelki sposób od zmieszania się z otoczeniem narodu rdzennego, czyli od asymilacji ( Trzeciak 1936: s. 152  ).

Ksiądz znalazł zatem pomost mogący pogodzić rasizm z etyką chrześcijańską. Owszem są dobrzy Żydzi, ale jest ich na tyle mało, że drastyczne kroki można podjąć wobec wszystkich, nawet katolików pochodzenia żydowskiego, bo przecież w swojej masie są to przede wszystkim dywersanci.

Największym grzechem Żydów jest – według księdza – utworzenie ideologii komunistycznej. Ks. Trzeciak wspierał złotą zasadę antysemitów: Nie każdy Żyd jest komunistą, ale każdy komunista jest Żydem. Jego słowa na temat komunizmu były często przytaczane w niemieckich „gadzinówkach”, ponieważ w najlepszy sposób oddawały one główne antysemickie przesłanie tamtych czasów:

Żydzi wprowadzili komunizm, jako najpewniejszy środek dla ujarzmienia narodów i panowania nad nimi. Żydzi są głównymi krzewicielami komunizmu, a komunizm to nie choroba dusz, ale światowe oszustwo żydowskie, obmyślone w tym celu, by w duchu „Protokołów Mędrców Syjonu” ułatwić Żydom panowanie nad światem ( Trzeciak 1936: s. 183 ).

Ks. Trzeciakowi nie pozostało nic innego jak dać Żydom solidne ostrzeżenie:

„Poginiecie między narodami i pożre was ziemia nieprzyjaciela”. Jeśli tak często powołują się Żydzi na proroków, to niech i o tych słowach proroczych pamiętają, które przecież, jak na dłoni, w oczach naszych się spełniają…Niech jednak i Żydzi pamiętają, że nieszczęścia, jakie sprowadzają na różne narody, przeciw nim się obrócą, jeśli narody przyjdą do uświadomienia, podobnie jak w Niemczech ( Trzeciak 1936: s.148,  182 ).

 Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie zastało ono księdza na plebanii kościoła św. Antoniego w Warszawie ( ul. Senatorska ). Ocalił on od pacyfikacji domowników oraz tych, którzy się schronili w jego kościele pokazując niemieckiemu oficerowi przedwojenne odznaczenie, które dostał od Niemców. Gdy prowadzono grupę, po przymusowym nakazie rozebrania barykady, padł prawdopodobnie przypadkowy strzał, który śmiertelnie ugodził ks. Trzeciaka. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą…

Maryja Dziewica. Problem historyczny braci Jezusa według ks. Johna Meiera

Autor niniejszego wpisu nie bierze żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki wynikłe z wykorzystania zawartych w nim materiałów, informacji i wniosków. Każdy zaznajamia się z tekstem na swoją własną odpowiedzialność. Autor referuje jedynie poglądy znanego badacza i tylko w niektórych momentach uzupełnia je o inne wiadomości.

KSIĄDZ JOHN MEIER

Ludzie, którzy za życia przechodzą do historii są czymś niezmiernie rzadkim. Ludzie, którzy potrafią być obiektywni i w swoich badaniach nie bronić stronnictwa, partii, czy też religii, którą reprezentują, praktycznie nie istnieją.

Benedykt XVI stwierdził:

J. P. Meier, „A marginal Jew. Rethinking the historical Jesus”, Doubleday 1991. To wielotomowe dzieło amerykańskiego jezuity jest pod wieloma względami modelowym przykładem egzegezy historyczno – krytycznej: ukazane zostały w nim zarówno jej znaczenie, jak i granice (Joseph Ratzinger, „Jezus z Nazaretu”, Kraków 2007, s. 293).

Ksiądz Meier oczywiście nie jest jezuitą, być może papież pomylił go z innym genialnym amerykańskim biblistą J. A. Fitzmyerem SJ, któremu także należałyby się słowa uznania. Ks. Meier chętnie wybaczył błąd Benedykta XVI, mówiąc:

Byłem głęboko wzruszony, gdy przeczytałem, że papież Benedykt łaskawie włączył „Marginalnego Żyda” do najważniejszych ostatnich książek o Jezusie. Jeszcze bardziej poruszający jest fakt, że wymienił mnie wśród egzegetów, którzy zawsze byli dla mnie przedstawicielami tego, czym katoliccy badacze Nowego Testamentu powinni być: ludźmi, którzy postrzegają życie wiary i życie intelektu, jako dwie spójne części większej całości, a nie jako dwie konkurujące ze sobą, wrogie siły (cyt. za: Michael O. Garvey,  „A papal mistake gladly forgiven”, University of Notre Dame [dostęp: maj 2007], http://lumen.nd.edu/2007_05/Apapalmistakegladlyforgiven.shtml).

Inny badacz Jezusa historycznego Hyam Maccoby – znany w Polsce z głośnych publikacji: Jezus i żydowska walka wyzwoleńcza oraz Kowal mitu. Święty Paweł i wynalazek chrześcijaństwa – zdumiony, po pierwszym tomie pracy Jezus. Marginalny Żyd, napisał:

Najbardziej zaskakujące w książce Johna P. Meiera o Jezusie jest to, że została napisana z Imprimatur Kościoła katolickiego. Bo jest to książka napisana przez autora, który sam będąc księdzem katolickim, zastanawia się nad historyczną kwestią Maryi, jej wieczystym dziewictwem, narodzinami Jezusa w Betlejem w żłobie z udziałem Trzech Króli oraz wieloma innymi cenionymi przekonaniami Kościoła. Można się zastanawiać, jak wiele obrazoburczych rewelacji zobaczymy w drugim tomie tej pracy (H. Maccoby,  „A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus, by John P. Meier”, Commentary [dostęp: kwiecień 1992], http://www.commentarymagazine.com/article/a-marginal-jew-rethinking-the-historical-jesus-by-john-p-meier/ ).

Ks. Meier chciał napisać obiektywną publikację o Jezusie, którą mógłby przeczytać katolik, protestant, Żyd czy też ateista, a w tym celu musiał zadawać pytania i udzielać na nie odpowiedzi nie zgodnie z konfesyjną wizją Kościoła, którego jest przedstawicielem, lecz z pozycji chłodnego obiektywizmu historyka. Zdumienie badacza żydowskiego jest więc niejako potwierdzeniem tego, że zamiar napisania książki o Jezusie, którą mógłby zaakceptować ateista, Żyd i chrześcijanin udał się wyśmienicie.

Jaki więc obraz Jezusa wyłania się z pracy badacza? Po przedstawieniu schematu tego obrazu zaznajomimy się z najbardziej kontrowersyjną tezą księdza, albowiem – według niego – najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry Jezusa byli Jego naturalnym rodzeństwem.

I) Problem braci Jezusa w pismach wczesnych ojców Kościoła i w Nowym Testamencie

a) Ogólna charakterystyka Jezusa w ujęciu ks. Meiera

W pierwszym tomie swojej monumentalnej pracy ks. Meier zajmuje się życiem Jezusa ze szczególnym uwzględnieniem problematyki Jego rodzeństwa. Uczony zdecydowanie stwierdza, że istnienie historycznej postaci Jezusa jest obecnie uważane za pewne. Wystarczającym do tego świadectwem jest wzmianka u historyka żydowskiego Józefa Flawiusza, która – choć zdradza rękę chrześcijańskiego interpolatora – daje nam ważną informację o Jego rzeczywistym istnieniu. Pomimo tak ubogiego zewnętrznego poświadczenia w źródłach, które – według badacza – jest cechą charakterystyczną nawet dla tak wielkich postaci, jak np. Aleksander Wielki, teorie o mityczności Nazarejczyka można odłożyć do lamusa.

Jezus nie był buntownikiem, ani też nie zamierzał w swoim świecie zmieniać nieznośnych warunków bytu poprzez zmiany społeczne. Choć dystrybucja dóbr materialnych daleka była od sprawiedliwości, to nie odznaczała się ona jakimś wyjątkowym bezprawiem na tle palestyńskich, rzymskich, czy też mezopotamskich standardów.

Nazarejczyk dorastał i żył w miarę spokojnych czasach. Mimo niepokojów politycznych i religijnych w Galilei nie stacjonowały legiony rzymskie, ponieważ prowincja była zarządzana przez marionetkowego władcę: Heroda Antypasa. Jak na ówczesne warunki Jezus nie był biedny; gdyby zechciał, mógłby kontynuować karierę cieśli i bogacić się. Prawdopodobnie nigdy nie był żonaty, a później został celibatariuszem. Jezus zgodził się z przesłaniem apokaliptycznego proroka Jana Chrzciciela i przyjął chrzest z jego rąk, a następnie został jego uczniem. Po pewnym czasie odłączył się od Jana i rozpoczął samodzielną działalność wędrownego kaznodziei – egzorcysty. Powołał dwunastu jako profetyczny znak dla Izraela, którego wezwał do nawrócenia i odnowy moralnej.

Kobiety odgrywały bardzo dużą rolę w Jego ruchu i traktowane były na równi z Jego uczniami. Ks. Meier twierdzi, że nie były one nazywane uczniami, ponieważ w języku hebrajskim i aramejskim nie ma odpowiednika dla „kobiety ucznia”. Jezus zabronił rozwodów, ale właściwie nie wiemy dlaczego; ksiądz wyraża przypuszczenie, iż Nazarejczyk mógł być wrażliwy na sytuacje kobiet w społeczeństwie żydowskim.

Nie było konfliktów pomiędzy Jezusem a faryzeuszami; antagonistyczne debaty z nimi zostały zmyślone przez chrześcijan drugiej generacji i nie są historyczne. Samego Jezusa bardzo interesowała interpretacja Tory, jednak dla pierwszego pokolenia chrześcijan nawróconych z pogaństwa, debaty te były mało interesujące i zrozumiałe, dlatego też nie zostały utrwalone i zapisane, a przez to przepadły dla historii. Jezus nie widział żadnego zła w etyce i prawie żydowskim. Głównym przesłaniem Jezusa była miłość, miłosierdzie, troska o ubogich, życzliwość oraz zakaz odwetu – co czyni Go wyjątkowym na tle konkurentów. Wielu ludzi mu współczesnych uważała Go za cudotwórcę.

Jezus nie głosił, iż jest Mesjaszem Dawidowym. Nie rozumiał swojej śmierci jako ofiary za grzechy ludzkości. Nie uważał siebie za Boga. Chciał zmienić judaizm, a nie tworzyć nowej religii pozostającej poza jego obrębem. Jezus uważał, że obecny porządek zmierza do apokaliptycznego końca. Jezus, który nie przewiduje, iż znalazł się w czasach ostatecznych, a świat znalazł się u progu Nowej Ery – nie jest Jezusem historycznym.

b) Bracia Jezusa. Świadectwa nieanonimowe

Ks. Meier odnotowuje, że kwestia dziewictwa Maryi na przestrzeni pierwszych czterech wieków nie była jednolita. Istniało wiele poglądów na ten temat, a nikt nie był ekskomunikowany za zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie. Ks. Meier podkreśla, że Hegezyp, Tertulian i św. Ireneusz uważali, że bracia Jezusa byli Jego braćmi rodzonymi. Odnosząc się do Hegezypa ks. Meier stwierdza:

Jego świadectwa, o nauczaniu biskupów w wielkich miastach Cesarstwa Rzymskiego, są wysoko cenione przez obrońców tradycyjnej eklezjologii katolickiej. Jednak jego obrońcy zwykle milczą, gdy chodzi o wzmianki o braciach Jezusa (s. 329).

Dlaczego tak ważne są ustalenia ks. Meiera, w których odnosi się do Hegezypa? Powodują one zupełnie inna perspektywę postrzegania późniejszego uzasadnienia i pomysłu św. Hieronima na to, że bracia Jezusa to tak naprawdę Jego kuzyni: argumenty te stały się niewiarygodne. Św. Hieronim uważał bowiem, że greckie adelphos (brat) może oznaczać kuzyna. Ks. Meier postanowił ustalić, co miał do powiedzenia, w tej sprawie ojciec Kościoła z II w. po Chr.

W „Historii Kościoła” Euzebiusza (2, 23, 4), Hegezyp odnosi się do „brata Pańskiego” [ho adelphos tou kyriou] Jakuba, który był nazywany przez wszystkich „Sprawiedliwym”. Podczas opisu męczeństwa tegoż „Jakuba Sprawiedliwego” (czyli Jakuba nazywa „bratem Pańskim” zarówno Paweł, jak i Hegezyp) Hegezyp wspomina również „wujka” i „kuzyna” (anepsion!) Jezusa (4, 22, 4). Hegezyp jest więc zdolny do precyzyjnego odróżniania pomiędzy bratem, wujkiem a kuzynem Jezusa (s. 329).

Św. Hieronim wskazał Septuagintę (LXX) jako przykład przekładu z języka hebrajskiego i aramejskiego, w którym nie ma odpowiednika słowa kuzyn. Hebrajskie `ah lub równoważne mu aramejskie `aha miałoby wskazywać na ten związek. Słabość argumentów św. Hieronima ks. Meier obnażył również (a może przede wszystkim!), gdy przeszedł do analiz Listów św. Pawła. W Liście do Galatów (1, 19) św. Paweł pisze o Jakubie bracie Pańskim (iakobon ton adelphon tuo kyriou), a w 1 Kor 9, 5 wzmiankuje o braciach Pańskich (hoi adelphoi tou kyrion). Ks. Meier stwierdza, że św. Paweł odnosi się do ludzi, których zna osobiście i którzy wciąż żyją i działają w Kościele w czasie, w którym on o nich pisze. Tworzy więc na własną rękę, bez presji ustalonej tradycji lub wzoru. Św. Paweł odnosi się do tych ludzi jak do braci – nie kuzynów. Ważną konkluzją ks. Meiera jest jego myśl, że nie było lepszego odpowiednika greckiego dla kuzyna w Nowym Testamencie, jak anepsios, które było znane w Kościołach Pawłowych, ponieważ występuje w Kol 4, 10 (s. 326). O ile można – z wielką trudnością! – utrzymywać tezę, że ewangeliści przekładając jakieś teksty aramejskie na język grecki (koine) mogli oddać słowo kuzyn jako brat, to przecież św. Paweł nie tłumaczył tekstów, lecz pisał je od razu w języku greckim. Ks. Meier rozważał wszystkie możliwości, włącznie z argumentem, że wyrażenie brat Pański było używane w przenośni, ale odrzucił również i tę możliwość:

Cała teoria wczesnego rozwoju chrześcijaństwa, która twierdzi, że język aramejski dopiero został zastąpiony na późniejszym etapie przez Grekę, ignoruje istnienie Żydów chrześcijan, którzy mówili tylko po grecku w Jerozolimie i współuczestniczyli w budowie Kościoła od samego początku (helleniści w Dz 6). Przypuszczalnie ci chrześcijańscy Żydzi w Jerozolimie, bez wątpienia znali Jakuba i innych „braci Pana” osobiście, a nazywali ich „hoi adelphoi tou kyriou” („bracia Pańscy”), a nie „hoi anepsioi tou kyriou” („kuzyni Pańscy”). Ich użycie nie powstało po pewnym czasie szanowanego aramejskiego sposobu wysławiania się, aby dopiero z czasem stać się czymś stałym i tradycyjnym (s. 326).

Wnioski te można potwierdzić, odwołując się do świadectwa historyka żydowskiego Józefa Flawiusza, który opisał Jakuba i Jezusa niezależnie od św. Pawła. W Starożytnościach żydowskich Józef pisze o Jakubie, bracie Jezusa, zwanego Chrystusem (Ant 20, 200). Przez fakt, że Flawiusz nazwał go bratem Jezusa, a nie Pana, wskazał kierunek księdzu do wysnucia ważnego i istotnego wniosku, że nie był to niezmienny tytuł, który wykluczałby jakieś dokładniejsze objaśnienie (s. 327).

Ks. Meier wspomniał również o teorii Epifaniusza, który utrzymywał, że bracia i siostry Jezusa, to Jego rodzeństwo przyrodnie. Hipotezę tę wydaje się wspierać napisana w II w. po Chr. Protoewangelia Jakuba. Ksiądz określił to Pismo jako szaloną i zarazem pomysłową opowieść ludową, która jest skandalicznie niedokładna w kwestii zwyczajów żydowskich… jest to rozwiązanie wymyślone po fakcie, aby wesprzeć nową ideę wieczystego dziewictwa Maryi, która nie była powszechnie nauczana, aż do drugiej połowy wieku IV (s. 324).

Ks. Meier postanowił również dokładnie przyjrzeć się przykładom św. Hieronima, by w końcu dojść do wniosku, że wiele fragmentów, w których w rzeczywistości `ah oznacza kuzyna, jest bardzo mało – być może tylko jeden (s. 325). Ten przykład można znaleźć w 1 Krn 23, 22. Wyrażenie przetłumaczone tutaj jako krewni jest odpowiednikiem hebrajskiego `aha; w LXX zostało to oddane jako adelphoi (dosł. bracia). Z poprzedniego wersetu wynika, że Eleazar i Kisz są synami Machliego, co właściwie oznacza, że córki Eleazara poślubiły kuzynów. To, że osoby te są kuzynami wynika bezpośrednio z tekstu! Ks. Meier konstatuje:

Nie ma takiego wyjaśnienia w tekstach Nowego Testamentu dotyczących braci Jezusa. Jest wręcz przeciwnie, regularność, z jaką bracia Jezusa są utożsamiani z Matką, sprawia dokładnie przeciwne wrażenie (s.325).

c) Świadectwa anonimowe

– Ewangelia według św. Marka

Tutaj po raz pierwszy spotykamy się z imieniem Matki Jezusa – Maryja. Nazwy tej nie przekazały najstarsze warstwy tradycji (Q, proto – Paweł). Sam fakt rodzeństwa mamy dobrze potwierdzony: Jakub jest wspomniany przez niezależnego historyka Flawiusza i Apostoła Pawła, który również nadmienia, że Jezus miał więcej braci, a św. Marek podaje nam ich imiona.

Czy Maryja z Nazaretu pojawia się w tej Ewangelii jedynie w towarzystwie braci Jezusa? Tak! Maryja w najstarszym przekazie synoptycznym zawsze występuje wraz z braćmi Jezusa. Postanawia ona wraz z nimi i siostrami Jezusa powstrzymać Go, albowiem Rodzina doszła do wniosku, iż Nazarejczyk odszedł od zmysłów (Mk 3, 21). Tradycyjna egzegeza tłumaczy, iż są to kuzyni, jednak możliwość taką można wykluczyć, gdyby bowiem Maryja chciała powstrzymać Jezusa za pomocą autorytetu dalszej rodziny, to po co trudziłaby na wyprawę z Nazaretu do Kafarnaum wszystkich kuzynów Jezusa, a nawet kuzynki (Mk 3, 32), pomijając wujostwo Jezusa, które w tej sytuacji, znając zwyczaje żydowskie, miałoby kluczowe znaczenie. Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę, iż były to siostry Jezusa, to ich obecność jest jak najbardziej zrozumiała, albowiem Nazarejczyk jako pierworodny powinien zadbać o ich posag. Zaniepokojone o swoją przyszłość, pojawiają się wraz z Matką i braćmi, by wyjaśnić sytuację, ponieważ głowa Rodziny (pierworodny) opuścił ich, a w patriarchalnym społeczeństwie to właśnie On powinien przejąć obowiązki Józefa. Obecność sióstr Jezusa właściwie wyklucza możliwość, iż w tej perykopie mogło chodzić św. Markowi o kuzynostwo. O ile wydaje się już dziwna podróż wszystkich kuzynów Jezusa z Maryją do Kafarnaum, to dodatkowo jeszcze obecność kuzynek – bez ich rodziców –  uczyniłaby to opowiadanie całkowicie niezrozumiałym.

W Ewangelii św. Marka występuje kobieta Maria, określana jako matka Jakuba i Jozesa:

1. Czyż nie jest to ów cieśla, syn Marii, i brat Jakuba, i Jozesa, i Judy,i Szymona ( Mk 6, 3 ).

2. Były też niewiasty, które się przypatrywały z daleka, między nimi Maria Magdalena i Maria, Matka Jakuba Mniejszego, i Jozesa i Salome ( Mk 15, 40 ).

3. Ale Maria Magdalena i Maria, matka Jozesa, przyglądały się, gdzie go złożono ( Mk 15, 47 ).

4. A gdy minął sabat, Maria Magdalena i Maria Jakubowa, i Salome nakupiły wonności ( Mk 16, 1 ).

W części manuskryptów oraz rękopisach pochodzących z tradycji syryjskiej przed imieniem „Jozesa” umieszczony jest rodzajnik he, co mogłoby sugerować, że są tam wymienione nie trzy, a cztery kobiety. Świadectwa, wspierające lekcję z rodzajnikiem nie znajdują potwierdzenia w najważniejszych kodeksach, a lista niewiast z Mk 15, 40 pozostawiałaby wtedy jedną z nich bez imienia, dlatego tłumaczenie Biblii Warszawskiej należy uznać za poprawne.

Bracia Jezusa w trakcie odrzucenia w Nazarecie są wymienieni w następującej kolejności:
Maria – matka Jezusa; bracia: Jakub, Jozes, Juda, Szymon.

Następnie spotykamy kobietę określaną w trojaki sposób:
1) Maria – matka Jakuba i Jozesa
2) Maria – matka Jozesa
3) Maria Jakubowa.

W pierwszym wariancie dwaj pierwsi bracia są wymienieni w takiej samej kolejności jak w Mk 6, 3, a ewangelista stwierdza, że są to synowie Marii. Później ta osoba jest nazywana matką Jozesa albo Marią Jakubową. Kontekst, jak i opis zdarzeń jednoznacznie sugeruje, że Maria odpowiadająca każdemu z tych trzech wariantów, to ta sama osoba. Nie ma żadnych powodów, aby Mk 6, 3 oddzielać od kobiety określanej jako Maria, matka Jakuba i Jozesa. Świadczy o tym zachowana poprawna kolejność braci Jezusa, a także logika: przecież gdyby św. Marek miał tu kogokolwiek innego na myśli, musiałby to wskazać w jakiś wyraźny sposób ze względu na to, że Jakub, brat Jezusa, był znany całej wspólnocie i każdy czytający ten logion, skojarzyłby dwóch wymienionych braci z rodziną Jezusa i Jego Matką. Natomiast nie ma podstaw, by utożsamiać tego Jakuba, z Jakubem, synem Alfeusza (Mk 3, 18), ponieważ Marek prawdopodobnie po to dodał do Jakuba przydomek Mniejszy, by odróżnić go od innych osób, które w jego piśmie nosiły to samo imię. Określenie Jakuba mianem Mniejszego, nie jest próbą określenia wieku lub wzrostu, lecz wskazaniem na późniejsze otwarcie się brata Jezusa na Jego orędzie, w przeciwieństwie do Jakuba, syna Alfeusza, który według św. Marka został powołany już na samym początku. Św. Marek określił Maryję jako Jego Matkę, mając na myśli Jezusa, i istotne jest pytanie: dlaczego teraz zrezygnował z tego określenia i nazwał ją matką Jakuba i Jozesa? Jezus zmartwychwstały przechodzi do innej formy egzystencji, zatem za powodami, dla których św. Marek mógł zrezygnować z takiej formy określenia Maryi, mogły stać względy teologiczne: Jakub i Jozes należą do tego eonu wobec tego Maryja nadal pozostaje ich matką. Nie można też zapominać, że cały opis kobiet patrzących na Mękę Jezusa rozgrywa się już po perykopie, w której Jezus odrzucił więzy krwi na rzecz rodziny duchowej, a więc św. Marek – idąc tym torem rozumowania – mógł określić Maryję jako matkę Jakuba i Jozesa. Przecież w tym trzyczęściowym opisie, nadaje Jej miano matki Jozesa, a przecież nie oznacza to, że przestała ona być matką Jakuba. Próby wyjścia z tej sytuacji poprzez identyfikacje tej osoby z siostrą Maryi są nieprzekonujące, ponieważ nadanie imienia Maria, dwóm siostrom w jednej rodzinie, jest nieprawdopodobne. Nawet jeśli ktoś odrzuca wyżej wymieniona identyfikację, to fakt, że ona jest w ogóle możliwa, jest sam w sobie zastanawiający.

– Ewangelia według św. Mateusza

Ewangelia według św. Mateusza została poszerzona o relację z dzieciństwa Nazarejczyka. Izraelowi nie były obce mity dzieciństwa (Noe, Melchizedek, Mojżesz), które dotyczyły przeszłych bohaterów ich historii i religii, tym bardziej zasługiwał na nie chrześcijański bohater eschatologiczny królewskiego profetyzmu zbawienia – Jezus z Nazaretu. Jednak włączenie takiej relacji w tekst Ewangelii, musiało spowodować opuszczenie wzmianki zanotowanej przez św. Marka o tym, że Rodzina Jezusa myślała o Nim, jako o Osobie niespełna rozumu. Z pierwotnej relacji najstarszego synoptyka wynika, że Maryja nie miała żadnej szczególnej przed wiedzy dotyczącej Jezusa. Nic u św. Marka nie wskazuje, aby Rodzina Nazarejczyka była wcześniej odwiedzana przez rzesze anielskie, czy to w wizjach rzeczywistych, czy też sennych, ewentualnie akustycznych, albowiem wtedy raczej ucieszyłaby się ona z faktu, że Jej Syn wreszcie podjął prorockie przeznaczenie, a nie stawiałaby Mu kolejnych trudności i posądzała o utratę zmysłów.

Samo odrzucenie w Nazarecie jednak św. Mateusz zachował, nadając mu następującą formę:

Czyż nie jest to syn cieśli? Czyż matce jego nie jest na imię Maria, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon, i Juda? A siostry jego, czyż nie są wszystkie u nas? (Mt 13, 55 – 56).

Bracia i siostry Jezusa są tu zestawieni z Jego ojcem i Matką. Czytelnik nie odnosi wrażenia, aby chodziło w tym wypadku o kuzynów: dlaczego bowiem nie wymieniono ich rodziców, a tylko rodziców Jezusa? – nic nie uprawnia do takiego wniosku: ojciec, matka, bracia i siostry – to Rodzina Jezusa.

Św. Mateusz wyjaśnia, skąd mogli wziąć się liczni domownicy Nazarejczyka:

A gdy Józef obudził się ze snu, uczynił tak, jak mu rozkazał anioł Pański i przyjął żonę swoją. Ale nie obcował z nią, dopóki nie powiła syna, i nadał mu imię Jezus (Mt 1, 24 – 25).

 – Ewangelia według św. Łukasza

Św. Łukasz działa wg schematu pierwszego synoptyka. Ewangelia Dzieciństwa także na nim wymusza pominięcie wzmianki o oskarżeniu Jezusa o szaleństwo. Niemniej jednak św. Łukasz określa Jezusa jako pierworodnego Syna Maryi, co sugeruje, że Nazarejczyk miał rodzeństwo.

Przeciwko tej interpretacji bardzo często jest wysuwany argument, że jedna z inskrypcji nagrobnych, także zawiera takie określenie dziecka, pomimo iż kobieta ta zmarła przy jego połogu i już dzieci nie miała. Oto treść wzmiankowanej inskrypcji:

Ten grób to grób Arsinoe, przechodniu…Przeznaczenie przywiodło mnie w bólach porodowych przy powiciu mego pierwszego dziecka do kresu życia…Ten grobowiec kryje w swym wnętrzu moje ciało, ale dusza moja uleciała do świata sprawiedliwych. Epitafium Arsinoe. Rok 25, 2 miesiąca Mechir [28 stycznia 5 r. p. n. e. ?] (J. Meleze – Modrzejewski, „Żydzi nad Nilem”, przeł. Joanna Olkiewicz, Kraków 2000, s. 168).

Z niczym takim się u ewangelisty nie spotykamy: Maryja cieszy się dobrym zdrowiem, a sam św. Łukasz nadmienia, że znalazła się ona wraz z braćmi Jezusa w Jerozolimie i uczestniczyła w radosnych i ekstatycznych początkach chrześcijaństwa (Dz 1, 14). Wyżej wzmiankowane epitafium nie jest w stanie nam w niczym pomóc, albowiem mianem pierworodnego określano przede wszystkim dziecko przychodzące jako pierwsze w licznych rodzinach. Biorąc pod uwagę, że w trakcie redagowania Ewangelii św. Łukasza istniała tylko Ewangelia św. Marka, to takie określenie musiało być rozumiane jednoznacznie. Jeśli św. Łukasz chciałby w sposób bezsprzeczny zaprzeczyć tradycji Markowej, to wtedy mógłby użyć zamiast słowa prototokos (pierwszy urodzony), określenia znanego przecież w Nowym Testamencie, a zarazem bardzo precyzyjnego – monogenes ( jedyny urodzony; zob. J 3, 16 ).

Często apologeci dziewictwa Maryi powołują się na tekst Łk 2, 41 i argument nieobecność rodzeństwa Jezusa w trakcie opisywanej przez św. Łukasza pielgrzymki do Jerozolimy z okazji Pesach (Łk 2, 39 – 52). Należy jednak wziąć pod uwagę, że nie wiemy, czy przed braćmi Jezusa nie urodziły się Jego siostry, a nie miały one przecież obowiązku pielgrzymkowego. Rodzeństwo posiadali zarówno Józef, jak i Maryja, a biorąc pod uwagę ówczesne zwyczaje: to miałyby one godziwą opiekę podczas nieobecności rodziców. Poza tym bardziej jest prawdopodobne, że Rodzice stracili Jezusa „z oczu”, ponieważ zajmowali się innymi dziećmi (młodszymi). Większa gromadka dzieci mogłaby spowodować taką niefrasobliwość. Maryja właśnie w tej Ewangelii – pomijając wartość historyczną tej relacji! – odbywa podróż z Nazaretu do Betlejem, w końcowym stadium ciąży, a zaraz po porodzie udaje się do Jerozolimy, aby poddać się rytuałowi oczyszczenia. Jak wynika z narracji Łukasza, pomimo karmienia piersią kilkumiesięcznego Jezuska, Maryja w najlepsze pielgrzymuje na Święto Paschy (Łk 2, 41). Mówimy przecież o skończonej odległości pomiędzy Nazaretem a Jerozolimą, a jest ona podobna do tej, jaka istnieje pomiędzy Krakowem a Zakopanem. Pątników chętnie nocowano w okolicznych domostwach i jeśli omijano tereny Samarytan, to taka podróż nie była żadną uciążliwością, nawet dla licznej rodziny. Poza tym to nie rodzeństwo Jezusa jest w centrum uwagi tej perykopy, a budzenie się powołania młodego Nazarejczyka.

– Ewangelia według św. Jana

Ewangelia św. Jana w trzech miejscach odnosi się do rozważanej kwestii. Po raz pierwszy, w tej Ewangelii, spotykamy braci Jezusa wraz z Jego Matką na weselu w Kanie Galilejskiej (J 2, 1 – 12). Na uroczystości tej przebywa również Nazarejczyk wraz ze swoimi uczniami. Maryja prosi wtedy swojego Syna o cud, a On odpowiada jej słynnym: Quid mihi tibi est, mulier? (Czego chcesz ode Mnie, Niewiasto?).

Ben – Chorin czyni w związku z tym następującą uwagę: „ Jeśli któreś ze słów Jezusa są autentyczne, to zapewne te twarde i tak jawnie nieuzasadnione słowa karcące matkę, którą publicznie kompromituje, gdyż kto miałby takie słowa zmyślić?” (cyt. za: W. Fricke, „Ukrzyżowany w majestacie prawa: osoba i proces Jezusa z Galilei”, Uraeus 1996, s. 101).

Chociaż tradycja Janowa nie powołuje się na synoptyczne odrzucenie rodzinnych więzów krwi na rzecz duchowej rodziny słuchaczy z Kafarnaum, to jednak charakter zwrotów Jezusa do Matki, wydaje się być z tą tradycją zbieżny: Jezus nie nazywa Maryi Matką, a stosuje do niej określenie identyczne z tym, które używa u św. Jana na oznaczenie Samarytanki (J 4, 21), czy też w tradycji synoptycznej na rzecz obcej, uzdrawianej kobiety (Łk 13, 12). W dialogu tym czuć rezerwę i daleko posunięty dystans pomiędzy obiema postaciami: Maryja oddana ziemskim sprawom i Jezus oddany niebiańskiemu posłannictwu. Sytuacja zatem w rodzinnym domu Jezusa była pełna napięć – również pomiędzy rodzeństwem, zanim zaakceptowało ono posłannictwo swojego krewnego:

Rzekli więc do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz. Nikt bowiem nic w skrytości nie czyni, jeśli chce być znany. Skoro takie rzeczy czynisz, daj się poznać światu. Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego. Wtedy Jezus powiedział do nich: Czas mój jeszcze nie nadszedł, lecz dla was zawsze jest właściwa pora. Świat nie może was nienawidzić, lecz mnie nienawidzi, ponieważ Ja świadczę o nim, że czyny jego są złe. Wy idźcie na to święto; Ja jeszcze nie pójdę na to święto, ponieważ mój czas jeszcze się nie wypełnił. To im powiedział i pozostał w Galilei. A gdy bracia poszli na święto, wtedy i On poszedł, nie jawnie, lecz jakby po kryjomu (J 7, 1 – 10).

Jezus pielgrzymuje zatem do Jerozolimy nie z własną rodziną (rodzeństwem), ale niejako na swoją rękę. Z tekstu wyraźnie wynika, że bracia Jezusa mieszkają wraz z Nim w jednym domu, a wcześniej wielokrotnie pielgrzymowali wspólnie do Świątyni.

Tradycja Janowa zna również niewiarę braci Jezusa w Jego misję, a Nazarejczyk właśnie z tą wiarą w siebie wiąże zbawienie.

A to jest wola Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego, miał żywot wieczny, a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym (J 6, 40).

Dlatego też na Krzyżu powierza swoją Matkę umiłowanemu uczniowi, a nie pozostawia Jej braciom nie wierzącym w Niego (J 19, 25 – 27). W tradycji żydowskiej apostaci – a takimi są bracia Jezusa w Jego oczach – nie mogli godnie wypełniać swoich obowiązków, zwłaszcza wobec Matki, o której zbawienie Syn miał obowiązek zadbać.

Ewangelia według św. Jana podaje nam zupełnie inną niż synoptyczna listę niewiast pod Krzyżem:

A stały pod krzyżem Jezusa matka jego i siostra matki jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena (J 19, 25).

Św. Jan jest pod tym względem zadziwiający, ponieważ ani razu w swojej Ewangelii nie nazywa Matki Jezusa Marią, a w tej sekwencji wręcz przeczy tradycji synoptycznej identyfikując to imię z Jej siostrą. Czy zatem w jednym domu dwie siostry, mogły zostać obdarzone jednakowym imieniem? Nie można wykluczyć, że taki przypadek nastąpił w jakiejś żydowskiej rodzinie: wśród ludów semickich, a zdarza się to często do tej pory w wielodzietnych rodzinach muzułmańskich, roi się od rodzeństwa noszącego to samo imię. Bliżej naszych czasów, w trakcie Wojny Sukcesyjnej Austriackiej (1741 – 1748), na przeciw siebie stanęły dwie siostry: Maria Józefa i Maria Amelia – przykłady takie można mnożyć.

Zredagowana około II wieku Ewangelia Filipa zdaje się wspierać zupełnie inną interpretację:

Trzy szły z Panem cały czas: Maryja, Jego matka, Jego siostra i Maria Magdalena – ta, którą nazywano Jego towarzyszką. Zatem były trzy Marie – Jego matka, Jego siostra i Jego towarzyszka (Ewangelia Filipa 32).

Według tej tradycji za Jezusem szła: Jego Matka, Jego siostra i ulubiona uczennica Maria Magdalena.

Biorąc pod uwagę przepaść czasu dzielącą relację św. Marka od relacji św. Jana, skłonni bylibyśmy uznać z góry, że narracja św. Jana nie ma żadnej wartości historycznej i poznawczej w porównaniu z najstarszym synoptykiem. Byłby to wszakże osąd nie do końca sprawiedliwy. Przypuszcza się bowiem, że św. Jan redagując swoją tajemniczą Ewangelię oparł się na bardzo wczesnym i zaginionym źródle, tj. Ewangelii Znaków, która była pismem niezależnym od tradycji synoptycznej. Nieoczekiwanie wsparł św. Jana Hegezyp, donosząc:

A po męczeństwie Jakuba Sprawiedliwego… został biskupem ustanowiony Szymon, syn stryja Chrystusowego, Kleofasa (HE 4, 22, 8).

Zatem mąż siostry Maryi, niejaki Kleofas, spłodził Szymona, kuzyna Jezusa, który został następcą Jakuba, brata Jezusa, po jego męczeńskiej śmierci.

Otóż pierwszy był Jakub, zwany bratem Pańskim, drugi po nim był Szymon (HE 4, 5, 3).

I teraz następuje kluczowy dla naszych rozważań fragment. Jak zapewne każdy zauważył, Hegezyp precyzyjnie określił pokrewieństwo Szymona i czy w takim razie nazywał on go kuzynem, czy też bratem Pańskim?

I oto wszyscy jednomyślnie oświadczyli, że Szymon, syn Kleofasa, o którym wspomina również Ewangelia, godzien jest otrzymać stolicę tamtejszego zgromadzenia; miał on być KUZYNEM ZBAWICIELA, Hegezyp bowiem opowiada, iż Kleofas, był bratem Józefa (HE 3, 11, 1).

Zagadka wydaje się być rozwiązana: Maria jest nazywana siostrą Matki Jezusa, ponieważ kobieta o tym imieniu została żoną brata Józefa, nazywanego przez św. Jana i Hegezypa – Kleofasem, dlatego też – prawdopodobnie – mogła nosić to samo imię, a Szymon w tym układzie jest kuzynem Jezusa ze strony Jego przybranego ojca Józefa.

Niektórzy apologeci Dziewictwa Maryi uważają, że Jakub Sprawiedliwy, zwany bratem Pańskim jest synem Marii i Alfeusza, który ma być identyczny z Kleofasem. Jak widać taka identyfikacja nie jest możliwa, nigdy Alfeusz nie jest nazywany Kleofasem i vice versa; Euzebiusz, za Hegezypem, nazywa Jakuba bratem Jezusa i synem Józefa, a Szymona nazywa kuzynem Jezusa i synem Kleofasa.

Dzięki Ewangelii św. Jana oraz relacji Hegezypa wzrosło prawdopodobieństwo, że synoptyczna kobieta – Maria matka Jakuba i Jozesa, to również Matka Jezusa.

d) Autentyczność perykop ewangelicznych

Nie wszystkie przekazane nam historie w Ewangeliach zdarzyły się naprawdę. Ks. Meier stosuje do ustalenia autentyczności opowiadań m.in. kryterium zażenowania oraz kryterium wielokrotnego poświadczenia w źródłach, pomiędzy którymi nie zachodziła filiacja. Dlatego też konflikt pomiędzy Nazarejczykiem a Jego Rodziną ksiądz zalicza do zdarzeń, które odzwierciedlają prawdziwe relacje pomiędzy Matką i rodzeństwem a historycznym Jezusem. Umieszczenie takiej tradycji przez ewangelistów na pewno nie poprawiało wizerunku ich Mistrza, a z kolei o konflikcie zgodnie donoszą synoptycy i św. Jan.

Ewangelista Jan wprowadza symboliczną scenę ofiarowania Matki Jezusa umiłowanemu uczniowi:

A gdy Jezus ujrzał matkę i ucznia, którego miłował, stojącego przy niej, rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: Oto matka twoja! I od owej godziny wziął ją uczeń do siebie (J 19, 26 – 27).

Większość badaczy jest zgodna z tym, że nie jest to rzeczywista relacja z męki. Zupełnym nieprawdopodobieństwem jest przyjęcie założenia, że Rzymianie pozwoliliby buntownikowi rozmawiać ze swoim uczniem w trakcie egzekucji. Dowodzący żołnierz mógłby przecież założyć, że Jezus wydaje jakieś ostatnie polecenia, które mogą być wymierzone w Rzymian. Synoptycy postrzegają to wydarzenie zupełnie inaczej:

Były też niewiasty, które się przypatrywały z daleka, między nimi Maria Magdalena i Maria, matka Jakuba Mniejszego, i Jozesa, i Salome (Mk 15, 40).

Starsza warstwa trzyma zatem kobiety z daleka od miejsca egzekucji, i to jest najbardziej prawdopodobna relacja. Za stworzeniem przez św. Jana sceny pod Krzyżem, stały zapewne względy teologiczne, a nie historyczne.

Opowieść św. Łukasza, o zagubieniu się Jezusa w Świątyni, także wydaje się być częścią tworzenia zadziwiającej autobiografii Nazarejczyka. Takie opowieści odzwierciedlają prawdopodobnie jedynie wierzenia chrześcijan z końca I w. po Chr. i spotykamy je w większości biografii starożytnych ludzi; nawet sam historyk Józef Flawiusz przytacza podobny epizod ze swojego dzieciństwa, pozbawiony jednak boskiego elementu, który miał mu się przydarzyć w wieku czternastu lat.

Teolodzy utrzymują, że Maryja, nie posiadała już więcej dzieci po Jezusie, ponieważ złożyła śluby dziewictwa. Małżeństwo z Józefem było tylko formalne i nie miało na celu prokreacji. Należy od razu podkreślić, że posiadanie dzieci dla Żydówki w tamtym okresie było powodem do dumy, a ich brak był powodem hańby (Łk 1, 25). Nie znamy przypadku takiego ślubowania w Biblii hebrajskiej. Teza ta jest nie do obrony, co przyznaje również strona optująca za tradycyjnym ujęciem tego tematu:

Wprawdzie w Qumran spotykamy żyjących w stanie bezżennym, ale były to zawsze wspólnoty, a nie małżeństwa i nie można się powoływać na nie jako wzór dla Maryi i Józefa. Ich dziewicze małżeństwo to następstwo specjalnego powołania Bożego (ks. R. Bartnicki, ” Ewangelia Dziecięctwa Jezusa w aspekcie kerygmatycznym”, Śląskie Studia Historyczno – Teologiczne XIII, 1980, s. 216).

Przekładając to na język bardziej zrozumiały: duchowny chce powiedzieć, że złożenie takich ślubów byłoby po prostu cudem.

Historycy są oskarżani, że w swoich opracowaniach nie biorą pod uwagę możliwości zaistnienia cudu. Cud już z samej definicji jest najmniej prawdopodobnym zdarzeniem i historyk zawsze powinien starać się brać go pod uwagę, dopiero w sytuacji, w której nie jest w stanie w inny racjonalny sposób poradzić sobie z wytłumaczeniem jakiejś sytuacji. Dopuszczenie możliwości cudownych zdarzeń nie ułatwiłoby pracy historykom, ponieważ jak miałby pracować badacz dopuszczający ponad-naturalne zdarzenia, gdyby zetknął się z takim tekstem Tytusa Liwiusza (59 r. przed Chr. – 17 r. po Chr.):

W społeczeństwie pełnym podniecenia wskutek tak wielkiego napięcia wojennego… meldowano o wielu znakach wróżebnych. W Tarracynie piorun uderzył w Świątynię Jowisza, a w Satrykum w Świątynię Matki Matuty… Poza tym mówiono, że w Albie widziano dwa słońca, a we Fregellach jasny dzień powstał wśród nocy. Na terenie pól przynależnych do Rzymu przemówił wół. Ołtarz Neptuna w Cyrku Flaminiusza ociekał obficie krwią… We Fruzynonie przyszło na świat jagnię z głową świni, a w Syneusie wieprz z głową ludzką (Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, red. O. Jurewicz, Ossolineum, s. 24 – 25).

To teolog jest w zupełnie innym położeniu, ponieważ treści, które promuje są nie tylko wyrazem prawdopodobieństwa, ale tworzą podstawy wiary i ją wyjaśniają. Dlatego ks. Meier nie został potępiony za poglądy, które wyraża, a Hans Kung, teolog, został upomniany przez Kongregację Nauki i Wiary:

Pomniejszanie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, znajdują się ponadto w innych książkach opublikowanych przez profesora H. Kunga, z niewątpliwym uszczerbkiem dla różnych istotnych prawd wiary katolickiej (na przykład dotyczących „współistotności” Chrystusa z Ojcem i Błogosławionej Dziewicy Maryi), ponieważ jest im nadawane inne znaczenie niż to, które przyjął i rozumie Kościół (Kongregacja Nauki i Wiary, Deklaracja o niektórych aspektach nauczania teologicznego profesora Hansa Kunga, Christi Ecclesia: Rzym – siedziba Świętej Kongregacji Nauki i Wiary, 15 grudnia 1975).

Za bardzo zbieżne twierdzenia ks. Meier dostaje imprimatur, a teolog, H. Kung ze swoimi poglądami musi pozostać poza Kościołem – to różnica pomiędzy twierdzeniami historycznymi a teologicznymi. Te pierwsze nie są wiążące dla teologii i dogmatyki Kościoła – warto o tym pamiętać!

II) Ks. Meier w ogniu krytyki

a) Polskie echo

W Polsce prace ks. Meiera są znane jedynie wąskiemu gronu specjalistów, do tej pory nie doczekaliśmy się polskiego wydania monografii księdza, która została opublikowana już w większości języków świata i wszędzie stała się bestsellerem. Niemniej jednak nawet w naszym kraju, ks. Meier już został zaatakowany przez Pawła Lisickiego, a zdecydowanie w jego obronie musiał  stanąć ks. Krzysztof Paczos (zob. Portal Płock, Awantura o Jezusa. Czy jest ich dwóch? [ dostęp: 19:04, 10. 02. 2014], http://www.portalplock.pl/pl/334_informacje/6230_awantura_o_jezusa_czy_jest_ich_dwoch.html). Mamy więc przedsmak tego, co może wydarzyć się, gdy poglądy ks. Meiera staną się znane szerszemu gronu czytelników.

Autor omawianego artykułu z przekąsem zauważył:

W kuluarowych komentarzach po zakończonym spotkaniu, dało się słyszeć zdumienie uczestników, ze to świecki publicysta musiał niejako bronić tradycyjnego nauczania Kościoła na temat boskości Jezusa oraz dogmatu o dziewictwie Maryi (Tamże).

Tak jakby autor artykułu nie wiedział, że ks. Meier swoje wnioski oparł na źródłach, a zatem nie mógł on kłamać tylko i wyłącznie dla dobra sprawy: jest on historykiem, ale i także chrześcijaninem. Jak mówi Katechizm kościoła katolickiego, artykuł 2486:

Kłamstwo (ponieważ jest wykroczeniem przeciw cnocie prawdomówności) jest prawdziwym wykroczeniem przeciw drugiemu człowiekowi. Dotyka jego zdolności poznawania, która jest warunkiem każdego sądu i każdej decyzji.

Jeśli zatem ks. Meier – podchodząc do tematu zapewne całkiem szczerze – doszedł do takich a nie innych wniosków, to nie można z tego powodu robić mu żadnych zarzutów, ponieważ ma on obowiązek mówić prawdę. Należy wykazać, iż myli się on w swoich wnioskach i przedstawić mu logiczną argumentację na to, że pisma Nowego Testamentu nauczają o dziewictwie Matki Bożej, a pierwsze generacje chrześcijan, których poglądy znamy z listów włączonych w skład Pisma Świętego, podkreślają ten fakt i czynią z niego ważną część ich przesłania.

b) Vittorio Messori kontra ks. Meier

Pod ogniem ostrej krytyki tezy ks. Meiera znalazły się w publikacji V. Messoriego Opinie o Maryi (Fronda 2007). Warto jednak zaznajomić się z tą krytyką, albowiem zachodzi poważna obawa, iż polemika ta osiągnęła bardzo niski poziom intelektualny, merytoryczny, a nawet zeszła – moim zdaniem – z granic dobrego smaku. Spójrzmy w jaki sposób próbuje polemizować nadworny apologeta „ortodoksów”:

`Wał ochronny jakby przełamał się. Każdy w łonie tego samego Kościoła myśli, że ma prawo do wypowiadania swego „według mnie”. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku (na tych, którzy są w moim wieku, robi wciąż wrażenie nazywać tak XX wiek), bodaj największym dziełem chrystologii historycznej, ogłoszonym natychmiast klasyką i przetłumaczonym na najważniejsze języki, była opasła praca w kilku tomach pod tytułem Jesus: a Marginal Jew, „Jezus: Żyd pospolity”. Uwaga, kim jest autor: można o nim powiedzieć wszystko, z wyjątkiem tego, że był „pospolity”. Przepisuje notę biograficzną umieszczoną na obwolucie: „John P. Meier, kapłan katolicki, wcześniej profesor Nowego Testamentu w Catholic University of America w Waszyngtonie, obecnie profesor Nowego Testamentu w Notre Dame University stanu Indiana. Były przewodniczący Catholic Biblical Association oraz redaktor naczelny przeglądu Catholic Biblical Quarterly. Prawdopodobnie najznakomitszy znawca Biblii swego pokolenia”.Może być ktoś lub coś bardziej „katolickie” i bardziej autorytatywne niż ów profesor, wielebny John P. Meier? Na tej samej obwolucie znajdują się krótkie opinie innych sław uniwersytetów oraz instytutów oficjalnie podległych Rzymowi, wyrażających swój entuzjazm. W miejscu podziękowań wyrażanych przez autora, w amerykańskim stylu, zamieszczona jest długa lista nazwisk, reprezentujących elitę znawców nauk biblijnych, nie tylko z USA. Wydanie włoskie zostało przygotowane przez wydawnictwo należące do pewnego zgromadzenia zakonnego, więc propozycja zdaje się, w sposób oczywisty, przekonująca.

Dlatego też przeraża – użyty czasownik nie wydaje mi się przesadzony – w jaki sposób ten słynny akademik Notre Dame University, ów czołowy ideolog Kościoła amerykańskiego, kończy dwadzieścia pełnych stronic, poświęconych zagadnieniu, na którym się teraz skupimy: „Jeśli – pomijając wiarę oraz sukcesywne nauczanie Kościoła – historyk czy egzegeta zostanie poproszony o wyrażenie swej opinii o Nowym Testamencie i tekstach patrystycznych, które przebadaliśmy, uznawanych zazwyczaj jako źródła historyczne, wówczas najbardziej prawdopodobną hipotezą będzie ta, że bracia i siostry Jezusa byli prawdziwymi braćmi”. A więc wewnątrz rozdziałów tego imponującego dzieła „najbardziej prawdopodobna hipoteza” przemienia się w pewność: Meier przewiduje, że w domu nazaretańskim wraz z rodzicami było przynajmniej siedmioro dzieci, jeśli nie więcej, jako owoc normalnych stosunków małżeńskich. Wisienką na owym przerażającym torcie jest kościelne imprimatur, przyznane 25 czerwca 1991 roku przez wielebnego Patricka Sheridana, wikariusza generalnego diecezji New York. Takie zdają się być przekonania klerykalnej inteligencji, która mimo wszystko, uważa się za katolicką (i uzyskuje od biskupów „sprawdzone, można drukować” lub przynajmniej pochlebne wprowadzenie), ustawiając się razem w szeregu z kolegami protestantami… Lecz co niepokoi i zaskakuje, to fakt, że bibliści i teologowie katoliccy zdają się nie pojmować prawdy oczywistej: zamiana rodziny z Nazaretu na jakąkolwiek inną, w której podejmuje się współżycie i płodzi dzieci, nie jest wcale czymś drugorzędnym i nieistotnym, jakby to była taki sobie głupotka, mogąca zainteresować jedynie jakiegoś dewota, przywiązanego do oleodruków Świętej Rodziny. Niepokoi, powtarzam, i zaskakuje, bowiem jeśli ci, o których mówi Nowy Testament, mieliby być naprawdę braćmi, zrodzonymi przez to samo łono, z którego wyszedł Jezus, nie tylko zaprzeczyłoby się całej Tradycji, lecz nadto usunęłoby się jeden z elementów fundamentu budowli, jaką jest wiara katolicka. Więcej nawet: chrześcijańska – biorąc pod uwagę, że prawosławni negowanie niepokalanej czystość Theotókos uznają za jedną z „aberracji Zachodu”, której nie są w stanie zrozumieć i która budzi w nich wstręt. A, jak powiedziałem, podobna negacja obudziłaby gniew ojców reformacji. Wreszcie sprowokowałaby, jak już gdzie nie gdzie widzieliśmy, irytację samych muzułmanów, którzy nic, tylko porwaliby za kamienie, by ukamienować bluźniercę zaprzeczającego wiecznej i całkowitej czystości Matki Jezusa, przedostatniego wielkiego Proroka, Błogosławionego, który przygotowuje drogę Mahometowi` (V. Messori, Opinie o Maryi, Apologetyka [dostęp: 13:17, 01. 06.2010], http://www.apologetyka.katolik.pl/odnowa-kosciola/forum-teologiczne/86/1327-opinie-o-maryi-rodzial-l )

V. Messori najpierw próbuje przeciwstawić wykształcenie ks. Meiera Jezusowi, który – według niego –  nie jest tak pospolity jak Żyd, którego opisuje. Następnie stara się sprowadzić problem podważania historyczności Dziewictwa Matki Jezusa jedynie do poglądu, który wyraża inteligencja katolicka, a która w przeciwieństwie do dewotów, czyli pobożnego ludu podziela pogląd protestantów. By nadać tym kalumniom jakiegoś dramatyzmu, wszyscy zostają przez niego ostrzeżeni możliwymi sankcjami (ukamienowanie) ze strony wyznawców islamu. Zapewne byłoby to rozwiązanie tej kwestii najszybsze i niewymagające jakichkolwiek argumentów merytorycznych, a zapewne w krótkim czasie doprowadziłoby to do momentu, w którym istnieliby tylko ludzie wyznający jedyny i słuszny pogląd. Na szczęście nie ma już powrotu do tych wymarzonych przez niektóre osoby czasów.

W jaki sposób V. Messori odnosi się do samych argumentów ks. Meiera?

Pierwsza wzmianka w chrześcijańskich tekstach, lecz nie apokryficznych, znajduje się ok. 160 roku u Egezypa, który dobrze znał palestyńską rzeczywistość (stamtąd pochodził i znał niektórych potomków rodziny Jezusa) i który wspomina, że przynajmniej jeden z „braci” był w rzeczywistości kuzynem. A zatem takimi mogli być i pozostali. Egezyp wyjaśnia to jednym zdaniem wtrąconym bez śladu dyskusji czy sprzeciwu, sprawiając wrażenie kogoś, kto powtarza coś, o czym wszyscy dobrze wiedzą. Przez kolejne dwa wieki, a nawet więcej, nie ma bowiem żadnych problemów, aż do ok. 380 roku, gdy pojawia się książeczka pewnego Elwidiusza, ciemnoskórego laika. Wdał on się w płomienną dysputę na temat wyższości celibatu zakonnego nad małżeństwem Wybuch fenomenu życia mniszego (niemalże jako czegoś w zastępstwie męczeństwa), po wprowadzeniu wolności przez Konstantyna, zaowocował przewartościowaniem dziewictwa i taką nieufnością wobec stosunków małżeńskich, iż wzbudziło to żywą reakcje. Pamflet Elwidiusza wpisywał się w tę polemikę i „opierał się nie na starej Tradycji, lecz na pewnej egzegezie Nowego Testamentu, całkiem pomylonej, uprawianej po dyletancku”. To słowa Blinzlera. To, do czego dążył ciemnoskóry polemista, to zbicie argumentów zwolenników wyższości dziewictwa poprzez wykazanie, że również Józef i Maryja założyli rodzinę, w której, poza Pierworodnym, mieli jeszcze wiele innych dzieci. Nie opierał się on zatem na pogłębionych tekstach wiary, ale na z góry ukierunkowanej tezie, przeznaczonej do obrony własnego stanowiska (Tamże).

Tutaj właśnie rozpoznajemy słabość argumentacji Messoriego, albowiem rzeczywiście Hegezyp odróżnia kuzyna od brata – o tym właśnie donosił ks. Meier – i Jakuba, właśnie nazwał „bratem”, a nie „kuzynem”. Przecież od Euzebiusza z Cezarei, bo to właśnie on cytuje Hegezypa, dowiadujemy się o dalszych kolejach losu rodziny brata Jezusa, Judy:

Z rodziny Pańskiej żyli jeszcze wnukowie Judy, tak zwanego brata Pańskiego według ciała (HE 3, 20, 1).

Problemu dziewictwa Matki Pana nie było w II w. po Chr., ponieważ najstarsi pisarze wczesnochrześcijańscy po prostu go nie znali. Ignacy Antiocheński i św. Justyn twierdzili jedynie, że Jezus narodził się z Dziewicy (por. Ignatius Antiochenus, Ad Ephesios 18, 2; 19, 1; Ad Smyrneos 1, 1; Justinus Martyr, Dialogus cum Tryphone 23, 3; 48, 2-3; 78, 3; 84, 1-2; 100, 3; 113, 4; 120,1). Poglądy Hegezypa na tę sprawę już znamy, a św. Ireneusz twierdził, że Jezus powstał z Maryi, która dotąd była Dziewicą (ex Maria quae adhuc erat Virgo), co wyraźnie sugeruje, iż Lyończyk zakładał jej Dziewictwo jedynie do czasu zrodzenia Zbawiciela (św. Ireneusz, Adversus hereses III 21, 10). Stanowisko to podzielał Orygenes (por. In Lucam hom. 14, 7; zob. M. Starowieyski, Mariologia Orygenesa , PSP 36, 5-29, spec. s. 13-20 [Bogurodzica Dziewica]; C. Vagaggini, Maria nelle opere di Origene, Roma 1942; H. Crouzel, La théologie mariale d’Origène, SCh 87, Paris 1962, s. 11-64). Klemens Aleksandryjski nieco rozszerzył to pojęcie, uznając dziewictwo Maryi za nie naruszone ante partum, ale też in partu, na co miała niewątpliwie wpływ literatura apokryficzna (por. Stromata VII 93, 7 – 94, 1, tłum. J. Niemirska-Pliszczyńska: Klemens Aleksandryjski, Kobierce II, Warszawa 1994, s. 295). Tymczasem – Messori – stara się wmówić czytelnikowi, że „ciemnoskóry” egzegeta Helwidiusz (kolor skóry Messori podkreślił dwukrotnie), wpadł na ten pomysł dopiero w IV wieku i polemikę z nim musiał podjąć – od niechcenia – „aryjczyk” św. Hieronim, który położył ciemnoskórego na łopatki.

Pierwszy historyk Kościoła Euzebiusz z Cezarei napisał:

Wówczas też Jakub, zwany bratem Pańskim, – bo i jego nazywano synem Józefa, Józef zaś uchodził za ojca Chrystusa, a zaślubiona mu Dziewica, zanim jeszcze zamieszkali ze sobą, znalazła się z Ducha Świętego…w stanie błogosławionym (HE 2, 1, 2).

Euzebiusz z Cezarei zatem podkreślił, że Maryja znalazła się w ciąży, zanim zamieszkała z Józefem – to właśnie odróżnia od siebie Jezusa i Jakuba: pierwszy narodził się w sposób dziewiczy, a drugi dopiero po ich wspólnym zamieszkaniu. Nic też nie wskazuje, żeby sama Maryja była stawiana przez wszystkich wczesnych ojców Kościoła za wzór postępowania dla chrześcijan. Św. Paweł w ogóle o Niej nie wspomina nadmieniając jedynie, że Jezus narodził się z Niewiasty – co nie jest zbyt odkrywcze, Tertulian wskazywał, że Jezus potępił niewierność Maryi (Tertulian, De Carne Christi VII), a Jan Chryzostom, komentując zdarzenie z Kafarnaum, stwierdził:

To co Maryja chciała uczynić, umotywowane było Jej wybujałą ambicją; pragnęła Ona pokazać zebranym ludziom swą władzę nad Synem. Nie miała jeszcze pojęcia o Jego wielkości (Jan Chryzostom, Homilia XLIV in Matt.)

Gdyby Messori poświęcił trochę swojego czasu to mógłby z łatwością odkryć, że droga Matki Jezusa z Nazaretu do Matki Boga z Efezu nie biegła w prostej linii, a czarny Helwidiusz nie był koszmarem, który pojawił się w IV wieku, a ks. Meier nie jest skandalistą, lecz wybitnym naukowcem, który w swoich dociekaniach nie kieruje się kolorem skóry, swoimi poglądami lub też swoim chciejstwem, lecz stosuje twardą metodologię historyka, która może – choć nie musi – prowadzić do wniosków, do których on sam – być może – nie chciałby dojść.

Messori wciąż podtrzymuje argumentację św. Hieronima, ale co to znaczy? Należy zaznajomić się z tokiem rozumowania starożytnego egzegety: Jakub, brat Pański jest zaliczany do Apostołów (Ga 1, 19), a jeśli słowo Apostoł odnosi się tylko do Dwunastu, to w tej grupie należy szukać Jakuba. Św. Hieronim nie próbuje go łączyć z Jakubem, synem Zebedeusza, ponieważ jak mówią Dzieje Apostolskie (12, 2), jego egzekucja nastąpiła przed wydarzeniami, o których mówi św. Paweł (Ga 1, 19). Co prowadzi go do wniosku, że Jakuba, brata Jezusa należy utożsamić z drugim Apostołem Jakubem, synem Alfeusza. Św. Hieronim łączy też dwa ważne wersety ze sobą: Czyż nie jest to ów cieśla, syn Marii, i brat Jakuba, i Jozesa (Mk 6, 3), z kobietą patrzącą na Mękę Jezusa: Marią matką Jakuba i Jozesa (Mk 15, 40). Wyprowadza z tych powiązań następujący wniosek: Jakub, brat Pański – Jakub, syn Alfeusza oraz Jakub Mniejszy to te same postacie. W końcu łączy to wszystko z kobietami wymienionymi w Ewangelii według św. Jana (19, 25), które występują tam w następującej kolejności: Matka Jezusa, siostra Matki Jezusa – Maria, żona Kleofasa i Maria Magdalena. Argumenty te przekonują go do tego, że Jakub jest synem siostry Matki Jezusa Marii, a więc jest Jego kuzynem, nie bratem. Św. Hieronim niezgodność pomiędzy synoptycznym Alfeuszem, a Janowym Kleofasem sztucznie harmonizuje twierdząc, że Kleofas to Alfeusz. Jakub jest nazywany bratem, ponieważ język hebrajski nie znał precyzyjnego określenia na oznaczenie „kuzyna” i za pomocą słowa „bracia” wyrażano różne koligacje rodzinne.

Skupmy się wstępnie na ostatnich akordach tej mętnej argumentacji. Odpowiedź jaką dał na nią polski badacz Jezusa historycznego, filolog Dariusz Kot, nie nastraja optymistycznie do takich zabiegów:

„Brak stabilności cechuje hebrajskie `ach, nie zaś greckie adelphos. Jak pisze bez owijania w bawełnę Kilmon, paleolog `posługiwanie się starotestamentalnym hebrajskim idiomem, aby interpretować kontekst nowotestamentalnej greki jest absurdem`…Powyższe analizy są imponujące: omawia się bardzo szczegółowo aż dziewięć różnych układów pokrewieństwa. I właśnie ta gruntowność w zakresie przedstawionego materiału obraca się przeciwko końcowym wnioskom – gdy tylko uświadomimy sobie, że temu bogactwu materiału ze Starego Testamentu nie towarzyszy…ani jeden przykład z Nowego…Czym można tłumaczyć, że słowa ADELPHOS zachowało swą stabilność w NT, pomimo jej utraty w tłumaczeniach ST z hebrajskiego? Zacznijmy od uświadomienia sobie, że Septuagintę i Nowy Testament rozdzielają trzy stulecia: trzy stulecia greckiego wpływu na kulturę semicką. Kilmon przede wszystkim podkreśla jednak fakt, że NT ` został napisany w grece jako swym ORYGINALNYM języku`. Greka – inaczej niż języki semickie – posiadała rozbudowane nazewnictwo na inne, niż brat relacje pokrewieństwa, w związku z czym pisząc od razu po grecku, autorzy NT mogli bez problemu używać dokładnych określeń stopnia pokrewieństwa. Gdy ktoś np. był kuzynem, nazywano go kuzynem, nie bratem (por. Kol 4, 10 gdzie w tłumaczeniu z języków semickich mielibyśmy zapewne ADELPHOS, natomiast w tekście pisanym od razu po grecku mamy dokładne ANEPSIOS, kuzyn). Podobnie ADELPHOS używany do opisu braci Jezusa, to bardzo precyzyjna greka i oznacza z tego samego łona… Podobnie jak w przypadku słów ADELPHOS i ANEPSIOS, piszący po grecku autorzy mieli klarowny wybór pomiędzy PROTOTOKOS (pierwszy urodzony) i MONOGENES (jedyny urodzony). Gdyby Jezus nie miał rodzonych braci, zostałaby użyta forma taka, jak w znanym fragmencie J 3, 16, gdzie mowa nie o Jezusie – synu Maryi, lecz o Jezusie Synu Boga: Ponieważ Bóg tak umiłował świat, że dał swego jednorodzonego (monogenh) Syna, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. W moim przekonaniu, Jezus w pismach Nowego Testamentu to jedyny Syn Boga i pierwszy z synów Marii” (D. Kot, Bracia Jezusa, Kosciol.pl [dost. 27. 06. 2006, 22:07:19], http://www.kosciol.pl/article.php/20060616100719999 ).

Świadectwa pozabiblijne też nie potwierdzają tezy jakoby braćmi Pańskimi byli kuzyni Jezusa: wspomniany już historyk żydowski, Józef Flawiusz, nazywa Jakuba, bratem Jezusa, a pierwszy historyk Kościoła Euzebiusz z Cezarei pisze w swym dziele o Jakubie, zwanym bratem Pańskim – bo i jego nazywano synem Józefa (Ant 20, 200; HE 2, 1, 2). Założenie, że funkcja Apostoła odnosi się tylko do Dwunastu, jest nie do utrzymania, ponieważ tym mianem określano św. Pawła, Barnabę, Sylasa, Andronika i Junię (Dz 14, 4. 15, 22; Rz 1, 1. 16, 7; 1 Kor 1, 1. 9, 6; 2 Kor 1, 1; Ga 1, 1) – a jeśli tak, to cała wyjściowa argumentacja św. Hieronima upada. Tym bardziej, że w świetle najnowszych badań historyczno – krytycznych prowadzonych przez profesora egzegezy Nowego Testamentu Joachima Gnilkę, wynika, że w czasach św. Pawła, a także w tradycji wczesnochrześcijańskiej Dwunastu nie nazywano Apostołami!!!

Trzeba też zwrócić uwagę na to, że w najstarszych warstwach tradycji nazywa się ich nie „dwunastu Apostołów”, lecz po prostu „Dwunastu”… Mk zawsze mówi tylko o Dwunastu. Słowo „Apostoł” występuje jedynie w 6, 30, ale nie jest ono tam jeszcze terminus technicus. Dopiero „Dzieje” Łukasza konsekwentnie rozwijają koncepcję dwunastu Apostołów (J. Gnilka, Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, Kraków 2004, s. 240).

Głównym założeniem św. Hieronima była identyfikacja Jakuba jako Apostoła, a następnie powiązanie go z Jakubem z Dwunastu – jest to błąd. Jakub Apostoł powinien być poszukiwany poza Dwunastką: zatem Jakub, syn Alfeusza nie jest Jakubem, bratem Pańskim.

Przed 383 r. nikt nigdy w pismach ojców Kościoła nie wyjaśniał tego problemu aż w tak zawiły sposób. Wszystko to świadczy jedynie o tym, że wyżej wymieniona teoria została ukształtowana tylko po to, by uprawdopodobnić Dziewictwo Maryi. Właśnie ten materiał dowodowy, świadczący o tym, że Jezus miał rodzeństwo, jest na tyle przytłaczający, iż katolicki ksiądz John Meier uczciwie przyznał, że pisma wczesnochrześcijańskie czytane jako źródła historyczne, w zwykły sposób, pomijający późniejszą tradycję, prowadzą do twierdzenia, że bracia i siostry Jezusa byli prawdziwym rodzeństwem, i że gdyby św. Paweł miał na myśli kuzyna, a nie brata, użyłby zapewne słowa „anepsios” w Liście do Galacjan i w Liście do Koryntian, zamiast „adelphos” (s. 326).

Wyraźnie już widać, że apologeci Dziewictwa Maryi coraz bardziej gubią się pod naporem faktów w swoich coraz bardziej skomplikowanych i – nie bójmy się użyć tego słowa – niedorzecznych teoriach. Messori przywołuje nową hipotezę, która ma uratować Dziewictwo Maryi oraz rozwiązać wszelkie problemy, które nasuwają się przy tradycyjnym ujęciu tego tematu:

Obecny punkt widzenia uściśla Gianfranco Ravasi. Jego ranga jako biblisty zarazem otwartego i prawowiernego nie potrzebuje potwierdzenia: „W Nowym Testamencie «bracia» oznaczają grupę ściśle określoną. Są to uczniowie związani z nazaretańskim klanem Jezusa. Tworzyli oni rodzaj szczególnej wspólnoty, mającej pełnomocnictwa do zaproponowania własnego kandydata na pierwszego biskupa Jerozolimy. W wersecie Ewangelii św. Marka 3,33 («Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką») Jezus zdaje się ograniczyć ich przywileje i sprowadzić do poziomu wierności Słowu Boga. Nigdy nie są nazywani «synami Maryi», to określenie zarezerwowane dla Chrystusa. W tym świetle, bardziej niż na określenie «genealogiczne», zdanie «bracia i siostry Jezusa» wskazywałoby na grupę nacisku” (V. Messori, Tamże).

Zatem bracia Jezusa nie byliby już nawet Jego rodziną, lecz Jego uczniami, którzy w Niego nie wierzą! Cóż to za dziwni uczniowie? Hipoteza ta w świetle fragmentu Ewangelii według św. Jana jest nie do utrzymania:

Rzekli wiec do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby i uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz… Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego (J 7, 3. 5).

Uczniowie są tu wyraźnie oddzieleni od braci Jezusa, i ci drudzy w Niego nie wierzą – nie mogą być wobec tego Jego uczniami. W tym konkretnym przypadku może chodzić jedynie o braci cielesnych (według ciała, jak mówi Euzebiusz z Cezarei), ponieważ uczniami i duchowymi braćmi Jezusa (w myśl interpretacji synoptycznej) są wszyscy ci, którzy są posłuszni nauce Pana Jezusa. Niestety greka Nowego Testamentu jest na tyle precyzyjna, że zna ono słowo, którego użyliby ewangeliści, gdyby zdarzyli się „fałszywi bracia”, którzy udawaliby jedynie uczniów Pana – tym słowem jest określenie PSEUDADELPHOS (ψευδάδελφος).

Epilog

Protestanci określają Jakuba jako syna Maryi, i tak samo określali go starożytni ebionici. Ewangelie nic nie wspominają o poprzednim małżeństwie Józefa: jest to późniejsza legenda mająca pogodzić fakt istnienia braci Jezusa z dziewictwem Maryi. Nikt kto czytałby Nowy Testament bez uprzedniego założenia, że Maryja jest dziewicą, a Jego bracia kuzynami, nie doszedłby sam do takich wniosków.

W swojej pracy ks. Meier poddał to, oczywiście, bardziej dokładnym analizom niż można to zaprezentować w krótkim streszczeniu. W każdym bądź razie, każdy kto chciałby obecnie bronić tezy o dziewictwie Matki Jezusa, ma przed sobą bardzo trudne zadanie. Rozważania ks. Meiera są bardzo dokładne i drobiazgowe. Ksiądz wydaje się, że nie chciał pominąć w swoich dywagacjach jakiegokolwiek elementu, który mógłby przemawiać na rzecz historyczności dziewictwa Maryi.

W podsumowaniu swoich wywodów stwierdził:

W Nowym Testamencie nie ma ani jednego przykładu, gdzie w bezsprzeczny sposób „brat” oznaczałby „kuzyna”, podczas gdy istnieją liczne przypadki jego rozumienia jako „brata rodzonego” (pełnego lub przyrodniego). To jest naturalny sens adelphos u Pawła, Marka, Jana, Mateusza i Łukasza… Użycie Pawła jest szczególnie znaczące, bo… mówi o „bracie” i „braciach Pana”, jako ludziach, którzy są znanymi, cenionymi i wciąż żyjącymi w czasach, w których on o nich pisze. Jego określenie „brata” jest niezależne od szanowanej ewangelicznej kilkudziesięcioletniej tradycji… Skutkiem tego, z czysto filologicznego i historycznego punktu widzenia, najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry Jezusa byli Jego rodzeństwem (s. 331 – 332).

Genealogy of the Family of Jesus

Meier, John P. A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus – The Roots of the Problem and the Person. Tom I. New York: Doubleday, 1991.

JEZUS A JUDAIZM

 Marcjon

Marcjon urodzony ok. 100 r. po Chr. w Synopsie ( okolice Morza Czarnego ) był pierwszym chrześcijaninem, który postanowił odrzucić żydowskie dziedzictwo: Stary Testament. W Antytezach skomponowanych ok. 143 r. po Chr. przeciwstawił Boga z Pism hebrajskich JHWH; Jezusowi z Nazaretu. Pierwszy nakazywał odwet, drugi nakazywał miłość nieprzyjaciół; pierwszy dozwolił rozwody, drugi ich zabronił – Marcjon zebrał wszystkie te przeciwieństwa i doszedł do wniosku, że tych dwóch obrazów nie da się ze sobą zharmonizować. Odrzucił zatem Stary Testament ( ST ), a z pism nowotestamentalnych zaakceptował jedynie Ewangelie Łukasza i dziesięć Listów Apostoła Pawła, które jeszcze ocenzurował, ponieważ zostały – według niego – skażone naleciałościami judaistycznymi. Kościół w Rzymie stanowczo oparł się tak instrumentalnemu potraktowaniu kanonu oraz dziedzictwa żydowskiego i wykluczył ekscentrycznego egzegetę z Kościoła. Czy rzeczywiście możemy mówić, aż o takiej przepaści pomiędzy nauczaniem Jezusa a ST i jeśli tak to z czego ta przepaść wynika?

Stary Testament

W ST spotykamy zbiór Pism napisanych na przestrzeni tysiąca lat – ewolucja teologiczna i dynamizm jest tam widoczny jak na dłoni, zwłaszcza jeśli nie czytamy tych dokumentów, w sposób w jaki zostały ułożone w kanonie katolickim ( za Septuagintą ), lecz chronologicznie. Dokumenty te odpowiadają na historyczne problemy Żydów, które spotykały ten naród na przestrzeni dziejów, podkreślając opiekę JHWH. Starają się tłumaczyć i znaleźć rozwiązania na wiele problemów m. in. na fakt ciągłych klęsk Izraela w starciu z potężnymi mocarstwami Bliskiego Wschodu, z którymi efemeryczna państwowość żydowska nie była w stanie nawiązać równej konkurencji popadając raz po raz w uzależnienie. Jeśli jesteśmy Narodem Wybranym – zadawali pytania pobożni Żydzi – przez Boga, dlaczego doświadczamy tylu klęsk i upokorzeń, chcemy wiedzieć jakie są tego przyczyny, aby znaleźć rozwiązanie. W judaizmie pojawia się ruch zwany profetyzmem, a najwcześniejsze jego wytwory pochodzą już z VIII w. przed Chr. Bóg JHWH często przypomina w tych pismach wojownika broczącego we krwi ofiar, który ma przynieść ostateczne zwycięstwo Izraelowi po jego nawróceniu.

Prorocy przed niewolą częściej zapowiadali zniszczenie i zagładę niż pokój i pomyślność, a czynili tak dlatego, że ich współcześni nie starali się, tak jak oni sami, zachować lojalność wobec Jahwe. Wspólną cechą proroków izraelskich było przekonanie, że pomyślność zapewni ich narodowi tylko wierność i cześć dla Jahwe ( W. Tyloch, Dzieje ksiąg Starego Testamentu, Warszawa 1981, s. 157 ).

Wieszczby te niosły pocieszenie masom żydowskim i zapowiadały odwrócenie złego losu co niewątpliwie cementowało naród i dawało odpowiedź na bieżące problemy, które częstokroć wiązały się z utratą państwowości i samodzielności. Nie można zapominać, że JHWH nie był Bogiem uniwersalnym, lecz był Bogiem Żydów, jednak już u Proto – Izajasza oraz Deutero – Izajasza Jego moc zostaje rozciągnięta na wszystkie narody. Judaizm tamtych czasów nie zna jednak odpłaty pośmiertnej związanej czy to z życiem po śmierci czy to ze zmartwychwstaniem, szukano więc zadośćuczynienia w życiu doczesnym. Stąd pojawiające się czasami wstrząsające ale też i mocno przerysowane przepowiednie dotyczące pomsty JHWH nad narodami odpowiedzialnymi za upokorzenia Izraela. Przełomem w pojmowaniu odpłaty i związanej z nią sprawiedliwości stała się idea zmartwychwstania, która trafiła do judaizmu prawdopodobnie z Persji i została entuzjastycznie przyjętą przez nowy nurt apokaliptykę, która starała się zastąpić pustką po prorokach i dać nową formę odpowiedzi na dręczące Żydów pytania i ich problemy teologiczne. Wysyp pism apokaliptycznych ( Księga Daniela, Henoch Etiopski ) był symptomem kryzysu związanego z przymusową hellenizacją za Antiocha IV Epifanesa. Na wyobrażenia Żydów odciska duże piętno Księga Daniela, ponieważ z jednej strony przedstawiała i kontynuowała starszą formę sporu polityczno – religijnego z potęga światową, a z drugiej strony – sama była najściślej związana z wydarzeniami kryzysu ( J. Maier, Między Starym a Nowym Testamentem : historia i religia w okresie Drugiej Świątyni, przeł. Ewa Marszał, Jerzy Zakrzewski, Kraków 2002, s. 308 ). Apokaliptycy oczekują rychłego wkroczenia Boga w historię ludzkości często sięgając do różnorakich symboli, czy to ze świata zwierzęcego, czy to z kwitnącej wówczas numerologii. W Izraelu tworzy się sekciarstwo. Z tego co wiemy w czasach Jezusa istniało w judaizmie około dwudziestu czterech sekt, które zaciekle się zwalczały i pozostawały ze sobą w stosunkach wrogich określając się nawzajem bardzo obraźliwie ( TJ, Sanhedryn, 10, 6, 29c; bibliografia dotycząca ugrupowań żydowskich zob. L. H. Feldman, Josephus and Modern Scholarship, New York 1984, s. 542 – 672 ). Wspólnota z Qumran nazywała faryzeuszy ugrupowaniem szukającym pochlebstw skazanym na zagładę w trakcie nadchodzącego Sądu a faryzeusze wypowiedzi Saduceuszy z rodu Annasza porównywali do syku węża.
Bliski eschaton powoduje różnorakie możliwe podejścia do zachowania społeczno – religijnego, które nie zawsze jest zgodne ze zwyczajami ogółu. Nie ma idealnego wzorca sekty apokaliptycznej jednak większość z nich oczekuje nadchodzącego końca świata i w związku z tym można dostrzec pewne cechy szczególne każdego takiego ugrupowania.

Głównym czynnikiem ideologicznym w sektach apokaliptycznych jest tzw. `świadomość wybrania – predestynacji`, cechująca się przekonaniem, że koniec świata, który ma nastąpić, na pewno nie dotknie właśnie owej małej – wybranej grupy, bowiem właśnie ona stanowi sens i cel tego świata i tylko ta grupa, szczególnie wybranych ludzi, może zostać ocalona i zbawiona, cały zaś świat – nie, chyba, że właśnie `my – ludzie wybrani, ocalimy ów świat przed zagładą`. `My – ludzie posiadający świadomość, czyli znajomość bożych planów, boskiego scenariusza`. Konsekwencją takiego sposobu myślenia stanowi separacja członków sekt katastroficznych ze świata zewnętrznego, której potrzebę bardzo łatwo wprowadzić wśród członków grupy poprzez proste techniki manipulacji, polegającej na podkreślaniu wyjątkowości ich osobowości ( M. Szostak, Sekty destrukcyjne. Studium metodologiczno – kryminalistyczne, Zakamycze 2001, s. 184 ).

Przede wszystkim jak wynika z analiz dr Szostaka sekty apokaliptyczne postrzegają siebie jako wybrane grupy ( skupiska stanowiące cel świata! ), które maja zostać ocalone i zbawione w przeciwieństwie do reszty – co więcej – to właśnie te grupy uważają, że mogą ocalić innych ze świata przed zagładą.

Apokaliptyczne sekty

Na terenie Palestyny ok. II w. przed Chr. pojawia się postać, którą znamy pod nazwą Nauczyciel Sprawiedliwości ( NS ), rozpoczynający nowy ruch nawrócenia. Prawdopodobnie był on byłym, dobrze wykształconym kapłanem z rodu Sadokitów, który wszedł w konflikt z establishmentem reprezentującym środowisko kapłanów świątynnych. Odrzucił on oficjalny kalendarz oraz szereg innych uregulowań w zakresie kultyczno – rytualnym ( 4QMMT ). Według niego Izrael znalazł się u progu dnia JHWH. Pisma proroków objaśniał on za pomocą peszeru aktualizując je i odnosząc do bieżących wydarzeń a nawet samego siebie. Sam NS zażądał wiary w swoje objawienie co doprowadziło w łonie dynamicznie rozwijającej się sekty do konfliktu. Część wiernych nie podzielała opinii jakoby to Bóg właśnie NS powierzył tajemnice wszystkich proroków i nie chcieli uznać jego ekskluzywnej pozycji jaką sobie przyznał na czasy ostateczne. Pomimo śmierci przywódcy i nie doczekania się zapowiadanego dnia JHWH, wspólnota kontynuuje swoją działalność, aż do zburzenia Świątyni w 70 r. po Chr. Wspólnota z Qumran spełnia wszystkie założenia, które zdefiniował dr Szostak. Qumrańczycy odłączyli się od reszty Żydów sami uznając się za prawdziwy Izrael. Członkowie sekty czuli się dowartościowani tym specyficznym ekskluzywizmem, a sami zorganizowali się w sposób, który przypomina biblijną strukturę Izraela z czasów przeprawy przez pustynię po wyjściu z niewoli egipskiej ( J. C. VanderKam, Manuskrypty znad Morza Martwego, przeł. Regina Gromacka, Warszawa 1996, s. 113 ). Sama wspólnota po to oddaliła się na pustynię, aby podjąć studium Prawa, które ( Bóg ) nakazał przez Mojżesza ( 1QS kol. 8, 15 – 16 ). Samo jednak przestrzeganie Tory nie było wystarczające do osiągnięcia zbawienia: należało się zgodzić z jego interpretacją, którą JHWH objawił przez swego sługę NS ( 1Q kol. 15, 6 – 9; CD – A kol. 20, 27 – 29 ). Ci, którzy odrzucają naukę NS są przeznaczeni na zagładę w trakcie zbliżającego się dnia JHWH ( 1QpHab kol. 2, 1 – 4; kol. 12, 2 – 10 ). Należy się oddzielić od społeczności żydowskiej i przyłączyć do ludzi Nowego Przymierza ( 1QS kol. 1, 16 – 19; CD – A kol. 3, 12 – 17; 4QMMT kol. C 89 – 91 ), podporządkować się jej zwierzchnikom, uczestniczyć w rytuałach wspólnoty ( modlitwy, obmycia, antycypacja uczty mesjańskiej ) oraz zaakceptować drugą Torę wspólnoty ( 11Q19; CD – A kol. 5, 2 – 5; 4Q177 kol. 1 – 4. 14 ).
Wyobrażenia o dniu JHWH były w Qumran bardzo precyzyjne. W pierwszym jego etapie Rzymianie mieli unicestwić kapłanów jerozolimskich i zagarnąć ich bogactwo ( 1QpHab kol. 9, 4 – 7 ) i rozpocząć rzeź ludności ( 1QpHab kol. 6, 10 – 12 ). W dniach ostatecznych wielu ludzi miało zrozumieć swoją winę i odwrócić się od faryzeuszy i dołączyć do qumrańczyków ( 4Q169 frag. 3 – 4 kol. 3, 3 – 5 ). Następnie miała się rozpętać czterdziestoletnia wojna pomiędzy Synami Światłości i wojskami Rzymian dowodzonymi przez Beliala ( 4Q171 kol. 2, 7 – 8; 1QM kol. 15, 2 – 5 ); zakończona zwycięstwem Synów Światłości i masakrą sił ciemności ( 1QM kol.19, 13; 4Q169 frag. 1+2 kol. 2, 3 – 4 ). Prawdopodobnie wojskami miał dowodzić Mesjasz Dawidowy ( 4Q161 frag. 8 – 10 kol. 3, 17 – 22 ), który miał pojawić się na Syjonie wraz z Wyjaśniającym Prawo ( 4Q174 kol. 3,11 – 12 ). W pewnym momencie doktryna mówi nawet o trzech postaciach mesjańskich: proroku i Mesjaszu Aarona i Izraela ( 1QS kol. 9, 9 – 11 ). Pomazaniec Aarona ma na końcu przewodniczyć mesjańskiej uczcie i jako pierwszy błogosławić chleb i wino ( 1Q28a kol. 2, 12 – 15 ). W tym czasie Bóg miał odnowić świat i dać go w posiadanie zgromadzeniu ubogich, którzy mieli odziedziczyć ziemię ( 4Q171 kol.2, 10 – 11; kol. 4,11 – 12 ). Reguły nowego życia, będą zupełnie inne – świat stanie na opak:

[Gdyż nie]bo i ziemia będą słuchać jego pomazańca. (…) Pan bowiem nawiedzi pobożnych, a sprawiedliwych zawoła po imieniu. Nad ubogimi uniesie się Jego duch, wiarę przemieni w Swoją siłę. Uczci pobożnych na tronie wiecznego królestwa. Rozwiąże związanych, otworzy oczy niewidomych, podniesie pochylonych. Na z[a]wsze przyłączą się [do tych, którzy u]fają. W Swojej łaskawości od[płaci im,] a owo[c] dobrego [czyn]u do nikogo nie dotrze z opóźnieniem. Za/sz/czyty jakich nie było uczyni Pan, jak zapo[wiedział.] Uzdrowi bowiem konających, wskrzesi zmarłych, ubogim ogłosi dobrą nowinę, [nędzarz]y nasy[ci,] wypędzonych sprowadzi, głodnych uczyni bogatymi ( 4Q521 frag.2 kol.2+frag. 4, 1 – 13 ).

Czasy ostateczne nie tylko wiązały się ze zmartwychwstaniem sprawiedliwych; Bóg miał w tym czasie stworzyć świątynię trwającą całą wieczność ( 11Q19 kol. 29, 8 – 10 ) i kierować ludem Bożym poprzez swoich trzech/dwóch/jednego Pomazańców/Pomazańca. Jak mówił peszer do Ps 37, 21 – 22:

Wyjaśnienie tego odnosi się do zgromadzenia ubogich, [którzy posiądą] w spadku cały [świ]at. Odziedziczą wysoką górę Izra[ela i w] jego świętości będą się rozkoszować. A [ci, których] On [przek]lina będą wycięci ( 4Q171 kol. 3, 10 – 11 ).

JEZUS Z NAZARETU

Na początku wieku I po Chr. w Galilei pojawia się wędrowny Nauczyciel a Jego działalność poprzedziło wystąpienie Jana Chrzciciela, apokaliptycznego proroka znad Jordanu, który ochrzcił młodego i nieznanego jeszcze nikomu Jezusa. Jan nie działał jednak zbyt długo, jego rosnąca popularność wraz z tłumnym zainteresowaniem doprowadziła do jego śmierci z rozkazu Antypasa. Jan stworzył zalążek organizacyjny powołując uczniów, którzy praktykują post i mają swoje zwyczaje modlitewne. Jednak w odróżnieniu od NS nie wzywa on do oddzielenia się od społeczności Izraela ale wzywa wszystkich Żydów do pokuty i chrztu w rzece Jordan. Rozpętuje gorączkę apokaliptyczną – zdesperowane władze nie mogąc uderzyć w jego zwolenników, ponieważ rekrutują się oni ze wszystkich warstw społecznych, uderzają w samego proroka ( Ant 18, 116 – 119 ). Jezus podejmuje hasło zbliżającego się Królestwa Bożego i w związku z tym powołuje gremium dwunastu, którzy mają symbolizować nie tylko nadejście czasów ostatecznych ale także i to, że On sam jest w stanie odnowić Izrael. Liczne uzdrowienia, trafne i dowcipne aforyzmy i barwne przypowieści powodują, że Jezus jest w Galilei uwielbiany jako prorok i Syn Boży. Władze oraz konkurencja religijna z zainteresowaniem przyglądają się nowemu ruchowi wyrastającemu z galilejskiej gleby. Jezus wieszczy nastanie Królestwa JHWH w obrębie żyjącego pokolenia, a zatem Jego działaniom towarzyszy nieustanny pośpiech ( Mk 1, 35 – 39 ). Należy wezwać grzesznych Żydów ( celników, cudzołożnice, prostytutki ) do nawrócenia, aby uniknęli nadchodzącego Sądu. Rezygnuje z osiadłego trybu życia oraz z pracy zarobkowej poświęcając się całkowicie nowej idei nawrócenia Izraela. Powoduje to jednak konflikty z wpływowym stronnictwem faryzejskim, które wśród ludności stara się propagować swoją interpretację Tory ( halacha ), a którą w swoim nauczaniu Jezus wydaje się pomijać. Był to jednak zarzut niesłuszny, albowiem sam Jezus szanował zwyczaje faryzejskie jednak uważał, że w preludium apokaliptycznym nie należy nadawać im zbyt dużego znaczenia. Zrozumieć jest to bardzo prosto: jeśli kobieta chcąc ratować swoje dziecko, będące gdzieś daleko, wsiądzie do autobusu i pojedzie nim bez biletu to czyn ten jest usprawiedliwiony wyższą koniecznością i pomimo naruszenia przepisów taka kobieta jest niewinna. Jeśli Jezus i jego uczniowie ratują grzeszników przed Sądem i w trakcie tej działalności czując głód złamią przepisy halachiczne dotyczące szabatu łuskając kłosy zboża, to nie są grzesznikami, ponieważ zmusiła ich do tego wyższa konieczność jak kiedyś króla Dawida:

Wtedy rzekli do niego faryzeusze: Patrz! Czemu czynią w sabat to, czego czynić nie wolno? A On im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy był w potrzebie i był głodny, on i ci, którzy z nim byli… jadł chleby pokładne, które wolno spożywać tylko kapłanom, a które dał również tym, którzy z nim byli? ( Mk 2, 25 – 26; zob. 2 Sam 21, 1 – 6; Kpł 24, 9 )

Te nieporozumienia wynikały z innej optyki patrzenia na wydarzenia i czas przez Ruch Jezusa i faryzeuszy. Jezus nie atakuje Tory ani tym bardziej nie zamierza zastąpić starych przykazań nowymi. Jak mówi E. P. Sanders: nie jest wbrew prawu bycie bardziej prawym od tego co wymaga prawo. Jeśli nie będziesz spoglądał pożądliwie na kobietę nie popełnisz cudzołóstwa, a jeśli nie będziesz się gniewał tym bardziej nie przestąpisz przykazania: Nie morduj ( E. P. Sanders, The Question of Uniqueness in the Teaching of Jesus, The Ethel M. Wood Lecture 15, February 1990. London: The University of London, s. 8 ). Gdyby ktoś obecnie powiedział, że jechał jakąś drogą z prędkością 60 km/h, chociaż prawo dopuszczałoby tam możliwość jazdy do 100 km/h, to w żaden sposób nie można by przecież mówić, iż ktoś złamał obowiązujący przepis drogowy. Zakaz rozwodów jest również zrozumiały gdy popatrzymy na przykład apokaliptycznej grupy z Qumran. Nadchodzący eschaton miał przywrócić moralność mitycznego Edenu. W tych legendarnych początkach JHWH stworzył mężczyznę i kobietę na swój obraz ( Rdz 1, 27 ). Sekta z Qumran zabroniła więc rozwodów odwołując się do właśnie tego fragmentu Tory:

Powinien zostać uznany za przyłapanego na cudzołóstwie dwukrotnie, jeśli bierze sobie drugą żonę, podczas gdy pierwsza wciąż żyje, gdyż zasadą stworzenia było mężczyzną i kobietą On ich stworzył ( Dokument Damasceński kol. 4, 20 – 21 ).

Ani Qumran, ani Jezus nie wprowadzili do Prawa nowego przykazania, albowiem wspólnie odwołali się do innego fragmentu Tory, który nabrał nowego znaczenia w kontekście zbliżającego się kresu historii ( Mk 10, 6 ). Jezus już antycypował przyszłe Królestwo Boże poprzez uzdrowienia i moralność. On był już kimś na podobieństwo anioła, w którego mieli przemienić się przyszli uczestnicy zmartwychwstania.

Albowiem gdy powstaną z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie ( Mk 12, 23 ).

Owszem Jezus naruszał zwyczaje żydowskiego społeczeństwa biesiadując z grzesznikami i odrzuconymi przez niektóre stronnictwa judaizmu warstwami społecznymi, ale przecież byli to zawsze Żydzi a Jego powinnością była próba przywrócenia ich do Izraela. Nie należy sądzić, że Nazarejczyk wniósł jakąś istotną rewolucję w teologii religijnej Żydów. Jezusowy wizerunek Boga jest nieskomplikowany. W przeciwieństwie do żydowskiej tradycji tytuł królewski jest używany w stosunku do Boga jedynie w przypowieściach, które nie muszą być autentyczne. Dla Jezusa Bóg to Abba lub „Ojciec”, ktoś, kto dba o polne kwiatki, ptaki i lisy oraz tych ludzi, którzy w Niego wierzą. W oczach Jezusa smutek i gniew uchodzą za zaprzeczenie Boga. Dla gromadki swych dzieci Bóg jest jak kochający pasterz, który nie szczędzi wysiłku, by znaleźć ich, jeśli błądzą, i raduje się, gdy zostaną bezpiecznie przyprowadzeni do owczarni ( Mt 18, 12 – 14; Łk 15, 4 – 7 ). Bóg Jezusa jest zapobiegliwym ojcem rodziny, świadomym potrzeb wszystkich jej członków. Jednak ten Bóg jest również wyższy nad Jezusa i wszystkie stworzenia. Jest ponad wszystkim Mistrzem, który sam decyduje o momencie nadejścia Królestwa ( G. Vermes, Kto był kim w czasach Jezusa, przeł. Katarzyna Bażyńska – Chojnacka, Piotr Chojnacki, Warszawa 2002, s. 135 ).  Nie był On jedynym w owych czasach człowiekiem, w którym widziano Mesjasza, ani też jedynym, którego interpretacja Biblii Hebrajskiej skłoniła do podkreślania miłości Bożej. Poprzedzający go faryzejski mędrzec Hillel, także uczynił miłość jednym z głównych swoich nakazów:

Hilel uczył: Bądź [jak jeden] z uczniów Aharona – kochaj pokój i podążaj za pokojem, kochaj ludzi i przybliżaj ich do Tory ( mAw 1, 12 ).

Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. Oto cała Tora. Reszta to tylko komentarz. Idź i ucz się ( bSzab 31a ).

Nowością Jezusa był niewątpliwie nakaz miłości nieprzyjaciół ale i tu apokaliptycy byli blisko sformułowania podobnych zaleceń:

Wszelkie jarzmo uciskające i ciążące jeśli spadnie na was z powodu Pana, ścierpcie, a w ten sposób znajdziecie waszą zapłatę w dniu Sądu ( HenSłow 51, 2 ).

Gdy popatrzymy z tej perspektywy, to nie zauważamy, żadnych wskazówek, które mogłyby wskazywać, iż Jezusa od starotestamentalnych Pism oddziela jakaś przepaść. Można mówić jedynie o odległości chronologicznej, albowiem myśl żydowska ale i także idea jakiejkolwiek religii wciąż ewoluuje i zmienia się pod wpływem wydarzeń historycznych oraz wzrostu świadomości religijnej osób wywierających wpływ na daną doktrynę. Dynamika zawsze charakteryzowała religię żydowską, a w czasach Jezusa właśnie z Galilei wypłynęły dwie propozycje osiągnięcia Królestwa Bożego. Jedną z nich zaproponował Juda z Gamali wraz z faryzeuszem Sadokiem. Członkowie tego ugrupowania ( zeloci ) odmawiali płacenia podatków Rzymowi wychodząc z założenia, że tylko JHWH jest prawdziwym Królem a wolność Izrael może osiągnąć na drodze konfrontacji zbrojnej ( Wojna żydowska 2, 118, 443; Ant 18, 4 – 10, 23 – 25 ). Ruch Jezusa drogę do Królestwa Bożego widział w pozornym podporządkowaniu się władzy zwierzchniej, także i w kwestii podatkowej, a wyzwolenia oczekiwał jedynie poprzez interwencję samego JHWH, który ustanowi Królestwo sprawiedliwości i pokona wrogie siły. Herodianie z kolei nie mogli wesprzeć, ani jednych ani drugich, ponieważ po śmierci Heroda Wielkiego, którego uważali za Mesjasza ( zob. Epifaniusz, Panarion, 20, 1 ), starali się rozszerzyć wpływy dynastii herodiańskiej nad Palestyną, ale przy współpracy z władzą rzymską. Jak więc widać Galilejczyk mógł w tamtym czasie wybrać wiele rozwiązań polityczno – religijnych a sam Jezus doskonale wpisuje się w kontekst epoki, który – ze względów ideologicznych – nie zawsze jest uchwytny za pomocą tekstów Ewangelii Synoptycznych, mających tendencję do pokazywania pewnej idyllicznej perspektywy Galilei, w której to Jezus musi niczym samotny cowboy walczyć z jednolitym frontem żydostwa skierowanego przeciw Jego nowatorskim i bluźnierczym poglądom. Tymczasem Jezus był pobożnym Żydem, regularnie odwiedzającym synagogę, gdzie częstokroć korzystał z możliwości wygłoszenia homilii, aby popularyzować swoje idee ( zob. Mk 1, 21; 3, 1; 6, 2 ). Zna halachiczne przepisy faryzejskie ( zob. Q 11, 39a. 42; Mt 23, 23; Łk 11, 42; Kpł 27, 30=traktaty: Ma`aserot i Ma`aser Szeni ) i akceptuje kapłańskie prawo oczyszczeń nakazane przez Mojżesza ( Mk 1, 44, zob. Kpł 13, 49; 14, 2 – 32 ). Uczestniczy w pielgrzymkach do Jerozolimy, a próby osiągania zysków z niewątpliwą szkodą dla ubogich poprzez monopolizację handlu gołębiami i wymianę pieniędzy na Dziedzińcu Pogan, spotykają się z wyraźna dezaprobatą krewkiego Galilejczyka ( Łk 2, 41; 17, 11; 22, 7 – 8; J 7, 2. 10; Mk 11, 15 – 19 ). Swoją Ewangelię kieruje jedynie do Żydów a swoich uczniów dyscyplinuje, aby przypadkiem nie wchodzili na ziemie gojów czy też Samarytan ( Mt 10, 5 ). Paweł z Tarsu postrzega Jezusa jako Żyda pochodzącego z rodu Dawida, zrodzonego z Niewiasty, podlegającego Torze, sługę obrzezanych, który powołał dwunastu, zakazał rozwodów, a zwiastujących Dobrą Nowinę zwolnił od pracy zarobkowej. Dopiero na zdarzeniach, które wydarzyły się na końcu ziemskiego biegu dziejów Jezusa czyli Jego śmierci i zmartwychwstaniu św. Paweł buduje swoja zdumiewającą koncepcję nawracania gojów i tworzenia dzięki nim tymczasowych struktur przed spodziewanym w niedługim czasie powrotem Nazarejczyka, entuzjastycznie w owych gminach nazywanego Panem. Nie można więc twierdzić, że Jezus zerwał z judaizmem, albowiem wielokrotnie odwołuje się On do Tory, proroków a zwłaszcza Izajasza, który wydaje się być Jego ulubionym prorokiem, Psalmów a także do szeregu innych zwyczajów, które weszły w tradycję dopiero w epoce międzytestamentalnej. Pozytywnymi bohaterami są dla Jezusa postacie proroków Eliasza i Elizeusza, król Salomon, Niniwici oraz Królowa Południa. Wszyscy ci bohaterowie wokół, których społeczność żydowska wytworzyła wiele fantazmatów pochodzą z tekstów Starego Testamentu. Próby odczytania przesłania Jezusa bez odwołań do Biblii Hebrajskiej oraz do literatury międzytestamentalnej są skazane na porażkę, a skoro tak to nie można w żadnym wypadku wyprowadzać kategorycznego stwierdzenia jakoby Jezus nie był kontynuatorem idei judaizmu zawartych w ST. Przecież uważał On, że cały ST oczekiwał właśnie na Niego:

Zaprawdę powiadam wam: wielu proroków i królów chciało widzieć, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i słyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli ( Ewangelia Galilejska Q 10, 24 ).

Sam postrzegał ich męczeństwo w perspektywie deuteronomistycznej jako proroków zabitych przez naród, który wezwali do opamiętania:

Biada wam, bo budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zabili. Świadczycie przeciwko sobie, że jesteście synami tych, którzy zabili proroków. Dlatego powiedziała Mądrość: Wyśle do nich proroków i apostołów, a spośród nich niektórych zabiją i będą prześladować ( Ewangelia Galilejska Q 11, 47 – 49 ).

Jezus uważając się za ostatecznego proroka nie mógł zaprzeczać swoim poprzednikom, albowiem wtedy Jego władza mogłaby być również zakwestionowana. Jezus opierał się na przeświadczeniu, że On już zamyka objawienie, uznając jednak poprzedzające go ostrzeżenia proroków za posłannictwo zlecone przez samego Boga. Dał temu wyraz w Przypowieści o Dzierżawcach Winnicy:

Pewien szlachetny człowiek miał winnicę i wynajął ją rolnikom, aby mu ją uprawiali i aby otrzymywał swój owoc od nich. Wysłał swego sługę, aby rolnicy dali mu owoc z winnicy. Oni pochwycili jego sługę, zbili go i o mało nie zabili. Sługa wrócił i powiedział to swemu panu. Rzekł pan: „Może nie poznałeś ich”. Wysłał innego sługę do rolników winnicy. Zbili również tego drugiego. Wtedy pan wysłał swego syna i rzekł: „Może będą mieli respekt dla mego syna”. Gdy rolnicy dowiedzieli się, że on jest dziedzicem winnicy, pochwycili go i zabili. Kto ma uszy, niech słucha. Rzekł Jezus: „Pokażcie mi kamień, który odrzucili budujący. To jest kamień węgielny” ( Ewangelia Tomasza 65 – 66; par. Mt 21, 33 – 42 ).

Dochodzimy do meritum sprawy: Jezus do judaizmu wnosi samego siebie – to od stosunku do Jego orędzia zależy zbawienie Izraela.

Do każdego, kto przyzna się do Mnie wobec ludzi, przyzna się Syn Człowieczy wobec aniołów Bożych. Tego zaś, kto zaprze się Mnie wobec ludzi, zaprę się i Ja wobec aniołów ( Ewangelia Galilejska Q 12, 8 – 9 ).

Sprawa została postawiona jasno; jeśli ktokolwiek w życiu doczesnym zaprze się Jezusa spotka się z tym samym z Jego strony w trakcie nadchodzącego Sądu Bożego na którym sam Nazarejczyk będzie kwalifikowanym świadkiem, działającym z ramienia JHWH. Dr M. Szostak podkreśla właśnie rolę lidera w działalności sekt apokaliptycznych:

W moim przekonaniu – wyjaśnia badacz – kwestia charyzmy i jej psychologiczna charakterystyka wydaje się kluczową i niezwykle ciekawą w kontekście omawianych sekt o charakterze apokaliptycznym, bowiem niemal każda z osobowości, która potrafiła podporządkować sobie mniejszą lub większą grupę ludzi, z pewnością tego typu charyzmę posiadała. Biorąc pod uwagę dodatkowo czynnik całkowitej niemal władzy nad psychiką wiernych, posuniętą do tego stopnia, że lider danej grupy był w stanie doprowadzić swoich wiernych do aktu zbiorowej samozagłady, z pewnością możemy mówić o określonej rodzaju charyzmie – wyjątkowości tego typu osobowości, pomimo, a może właśnie ze względu na to, że w celu realizacji swoich zamierzeń naruszyli określone społeczne tabu, łamiąc normy poprawności religijnej, obyczajowej ( np. seksualnej ), a coraz częściej także prawnej. Pomimo tego, że oddziaływania takich osobowości prowadzą w swojej konsekwencji do zniszczenia norm wartości, godząc we wcześniejsze poglądy swoich ofiar, stają się ich bezwarunkowymi autorytetami religijnymi, moralnymi, prawnymi, a nawet często również i najbliższymi osobami ( najlepszymi przyjaciółmi ) – taki wniosek można by wysnuć na podstawie wywiadów, obserwacji i rozmów przeprowadzonych z zaangażowanymi członkami niektórych Nowych Ruchów Religijnych ( Szostak, s. 187 ).

Lider danej grupy musi podkopać poprzednie wartości i aksjomaty, aby on wszedł w ich miejsce. W judaizmie czasów I w. po Chr. nadrzędna wartością dla Żydów była rodzina nic więc dziwnego, że Jezus uderzył najmocniej właśnie w nią. Jako wzór podał swój własny przykład:

Wtedy przyszli matka i bracia jego, a stojąc przed domem, posłali po niego i kazali go zawołać. A wokół niego siedział lud. I powiedzieli mu: Oto matka twoja i bracia twoi, i siostry twoje są przed domem i poszukują ciebie. I odpowiadając, rzekł im: Któż jest matką moją i braćmi? I powiódł oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i bracia moi, ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką ( Mk 3, 31 – 35; par. Mt 12, 46 – 50; Łk 8, 19 – 21 ).

Przekaz i lekcja była niesamowita: dla Jezusa z Nazaretu Jego matką mogła być jakakolwiek pobożna kobieta z audytorium. To samo zalecał swoim uczniom i naśladowcom, zresztą jest to charakterystyczne prawie dla wszystkich sekt apokaliptycznych, ponieważ najczęściej rodzina jako podstawowa komórka społeczna stoi na straży tradycji i niechętnie przyjmuje nowinki. Każdy zatem szanujący się lider Nowego Ruchu Religijnego ( NRR ) musi przeciwstawić nową rodzinę duchowo – religijną starej rodzinie opartej na więzach krwi.

Ten, kto nie żywi nienawiści wobec swojego ojca i swej matki, jak ja, nie będzie moim uczniem ( Ewangelia Tomasza 101; par. Q: Mt 10, 37// Łk 14, 26 ).

Kto nie znienawidził swego ojca i swej matki, nie będzie moim uczniem; i kto nie znienawidził swych braci i swych sióstr, nie dźwiga swego krzyża tak, jak ja, nie będzie mnie godnym ( Ewangelia Tomasza 55; par. Mt 10, 37 n; 16, 24 ).

Nie oznacza to, że rozumiano te wskazówki literalnie, chodzi w nich o przemianę własnej osobowości ( self – transformation ), aby być w stanie przeciwstawić się nawet własnej rodzinie, gdy stanie nam ona na drodze do NRR. Kandydat na członka NRR musi pozostawić poprzednie wartości i nawet jeśli tradycyjny przekaz mówił mu o potrzebie założenia rodziny jako kluczowej konstrukcji społecznej to w nowej tymczasowej etyce przed sądowej taki wymóg już niekoniecznie jest potrzebny, a może on być nawet uciążliwy. Nie ma on również większego sensu, ponieważ już niedługo i tak nie będzie on miał znaczenia – wszyscy staną się podobni aniołom. NRR łamie więc reguły rodzinne i seksualne. Zarówno w Qumran jak i w Ruchu Jezusa przedkładano inne wartości stare pozostawiając niejako za sobą:

Wtedy odpowiadając mu Piotr rzekł mu: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą; cóż za to mieć będziemy. A Jezus rzekł im: Zaprawdę powiadam wam, że wy, którzy poszliście za mną, przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały swojej, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń izraelskich. I każdy kto by opuścił domy albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny. A wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi ( Mt 19, 27 – 30 ).

Co obiecuje Jezus w zamian? Opuszczenie swoich dzieci czy też rodziców na pewno nie było czymś przyjemnym. Przede wszystkim obiecuje nową rodzinę w obrębie Ruchu, ale największy akcent spoczywa na nagrodzie wiecznej i związanej z nią wysokim stanowiskiem, które zamieni ostatnich w pierwszych. Nie można zapominać, że NRR o barwach apokaliptycznych zazwyczaj zwracają się do warstw społecznych najbardziej zainteresowanych rewolucyjnymi zmianami. Ludzie chorzy umysłowo, trędowaci, wykonujący zawody o złej opinii, lud ziemi (am ha’aretz ), nędzarze czy też osoby potrzebujące przewodnika są podstawowymi elementami zasilającymi na samym początku tego typu ugrupowania quasi – religijne. Dopiero z czasem w takich ruchach pojawiają się osoby z większym zapleczem intelektualnym i finansowym wykorzystując częstokroć tych ludzi do promowania swoich własnych poglądów teologicznych i obrony swoich własnych interesów. Tym bardziej, że ludzie ci pomimo takiego ogromu wyrzeczeń nadal w jakiś sposób czują respekt dla możnych tego świata. Autor Listu Jakuba ostrzega swoich biednych wyznawców przed honorowaniem na zgromadzeniach osób z sygnetami we wspaniałych szatach, ostrzegając, aby nie czynić żadnych różnic wynikających z zamożności ( Jk 2, 1 – 9 ). Sam taki apel nie odniósłby zapewne skutku gdyby nie złowieszcze napomnienie:

Nad tym, który nie okazał miłosierdzia, odbywa się sąd bez miłosierdzia, miłosierdzie góruje nad sądem ( Jk 2, 13 ).

To nie bogacze mają odziedziczyć Królestwo ale ubodzy i nędzarze:

Czyż to nie Bóg wybrał ubogich w oczach świata, aby byli bogatymi w wierze i dziedzicami Królestwa, obiecanego tym, którzy go miłują? ( Jk 2, 5 ).

Tak ciężkie warunki zbawienia powodują, że nie ma zbyt wielu chętnych do takich poświęceń. Pomimo to Jezus uspokajał nastroje:

Nie bój się, maleńka trzódko! Gdyż upodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo. Sprzedajcie majętności swoje, a dawajcie jałmużnę ( Łk 12, 32 – 33n ).

Życie w takim napięciu finansowym i eschatologicznym jest tylko wtedy możliwe, jeżeli ufa się, że koniec i obiecana nagroda nastąpi niebawem. Zauważa się to we współczesnych ruchach apokaliptycznych ( adwentyzm, Świadkowie Jehowy ), ale i w przeszłych ( Qumran, Sitz im Leben Henocha Etiopskiego, Ruch Jezusa, Nazarejczycy, Ruch Pawła z Tarsu ). Jezus wielokrotnie składa przyrzeczenia sugerujące już bliskie nastanie Królestwa:

I mówił im: Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych co tu stoją, nie zaznają śmierci, zanim nie ujrzą Królestwa Bożego, nadchodzącego w mocy ( Mk 9, 1 ).

Aby zażądano od tego pokolenia krwi wszystkich proroków wylanej od założenia świata, (…). Tak, mówię wam, zażądają od tego pokolenia ( Ewangelia Galilejska Q 11, 50 – 51 ).

Zaprawdę powiadam wam: Zanim zdążycie obejść miasta Izraela, Syn Człowieczy przyjdzie ( Mt 10, 23 ).

To powoduje, że z łatwością znosi się każdy kolejny dzień, albowiem którykolwiek z nich może w każdej chwili przynieść bajeczną odmianę. Świat jednak idzie dalej, a im dłużej dany człowiek przebywa w danym Ruchu popada w pułapkę z której nie ma już potem wyjścia. Bliscy zazwyczaj po pewnym okresie godzą się z szaleństwem syna, córki, męża czy też ojca i starają się sensownie ułożyć sobie życie na tym łez padole. Po pewnym okresie członek sekty nie ma już więc do czego wracać – pozostaje mu tylko NRR. Co następuje w ugrupowaniu gdy spodziewana sekwencja wydarzeń mająca zakończyć się jakimś nadnaturalnym zdarzeniem nie nadchodzi? Czy dany NRR na skutek działań odśrodkowych rozpada się lub też dochodzi w nim do regresu a następnie upadku? Nic bardziej mylnego!

Jednakże warto zwrócić uwagę – mówi dr Szostak – na psychologiczny mechanizm, który powstaje w takich formacjach, gdy przepowiednie „naszego proroka” się również nie spełniają, wtedy z reguły dochodzi do zupełnie nieoczekiwanych zachowań członków sekt. Ich więź grupowa ( wydawałoby się ) powinna zostać zerwana lub znacznie osłabiona z powodu samokompromitacji lub doprowadzić do dyskredytacji nauk jej lidera. Dzieje się z reguły dokładnie odwrotnie ( Szostak, s. 188 ).

Mechanizmem tym zajął się światowej klasy psycholog R. Cialdini w dziele pt.: Wywieranie wpływu na ludzi ( Gdańsk 1994 ), w której przekonuje, że po takim chybionym proroctwie sektom pozostaje najczęściej tylko jedna droga: zastąpić dowody fizyczne dowodami społecznymi. Wiernym ciężko jest opuścić ugrupowanie, ponieważ bardzo często wcześniej przeszli tzw. praktyki transgresyjne, które za pomocą terapii szokowej zburzyły u nich poprzedni system wartości.

Do drugiego zaś rzekł: Pójdź za mną! A ten rzekł: Pozwól mi najpierw odejść i pogrzebać ojca mego. Odrzekł mu: Niech umarli grzebią umarłych swoich, lecz ty idź i głoś Królestwo Boże. Powiedział też inny: Pójdę za tobą Panie, pierwej jednak pozwól mi pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim. A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego ( Łk 9, 59 – 62 ).

Kandydat nie mógł nawet myślami wracać do poprzedniego świata, który miała spotkać zagłada. Największą wartością jest magiczne słowo basileia i tylko ono nadaje właściwy sens wszystkim działaniom. Celem misji Jezusa nie było założenie nowej religii – temu problemowi należy się przyjrzeć szczegółowo – ale skierowanie myśli człowieka ku panowaniu Boga jako przyszłej rzeczywistości i entuzjastyczna chęć przyspieszenia tego panowania z kompletnym brakiem zainteresowania kwestiami doczesności. Wzorem dla uczniów Jezusa miały pozostać kruki i lilie:

Spójrzcie na kruki, że nie sieją ani żną, nie mają spichlerza ani składnicy, a jednak Bóg żywi je; o ileż więcej wy jesteście warci niż ptaki!… Spójrzcie na lilie – ani nie przędą, ani nie tkają, a powiadam wam: Nawet Salomon w całym swoim bogactwie nie był tak przyodziany, jak jedna z nich…Więc i wy nie pytajcie o to, co będziecie jeść i co będziecie pić, i nie martwcie się przedwcześnie…szukajcie Królestwa jego, a tamto będzie wam dodane ( Łk 12, 24. 27. 29. 31; par. Mt 6, 25 – 26; Papirus Oxyrhynchos 655 linie 1 – 13; Ewangelia Tomasza 36 ).

W jaki jednak sposób to uskuteczniać w świecie w którym trzeba płacić podatki obowiązkowe, a chociażby na Świątynię w Jerozolimie? Pomimo iż Jezus uważa, że podatek ten nie powinien dotyczyć Żydów, płaci go na sposób lilii i kruków polecając Kefasowi:

Ale żebyśmy ich nie zgorszyli, idź nad morze, zarzuć wędkę i weź pierwszą złowioną rybę, otwórz jej pyszczek, a znajdziesz stater; tego zabierz i daj im za mnie i za siebie ( Mt 17, 27 ).

To nie jest świat w którym obowiązują jakiekolwiek rozsądne reguły – to preludium apokaliptyczne – świat stanął na głowie i wszystko stało się możliwe. Należy porzucić pracę, dom, a swój majątek rozdać ubogim i przemierzać kraj bez trzosu, torby, laski i sandałów z radosnymi wieściami o nadchodzącym Królestwie ( Mk 6, 7 – 13; Łk 10, 2 – 12 ). W tym krótkim okresie przed Kosmicznym Świtem, Bóg zatroszczy się o swoich uczniów, w taki sam sposób, w jaki dba o ptactwo i roślinność.

W modlitwie Ojcze nasz Jego uczniowie mieli zanosić modlitwy, tylko o taką ilość chleba, która po prostu pomoże przetrwać kolejny dzień, dzień w którym zawsze mogła przecież objawić się basileia.

W służbie Jezusa Bóg rozpoczął swe eschatologiczne panowanie – panuje wśród biednych, poniżonych i wzgardzonych. „Nie ma bardziej doniosłego stwierdzenia o charakterze religijnym w kontekście judaizmu”. Niegodne życie biednych jest przeciwne Bożym celom i Jezus miał położyć temu kres ( D. J. Bosch, Oblicza misji chrześcijańskiej. Zmiana paradygmatu w teologii misji, przeł. Małgorzata Staniewska. Ryszard Słapik, Katowice 2010  s. 36 ).

Teraz należy zająć się kolejna frapującą kwestią: czy to Królestwo pogardzanych i poniżonych to nowa religia o charakterze sekciarskim czy tez ruch parareligijny o charakterze pokutniczym, pozostający czymś na obrzeżach judaizmu? Należy z całą stanowczością stwierdzić, że wierzenia Jezusa dają się pogodzić z podstawowymi założeniami Jego macierzystej religii, a elementy, które wprowadził Nazarejczyk jedynie wzbogacały system religijny obszaru na którym działał Jezus. Podkreślmy także i to, że specyfiką judaizmu I w. po Chr. nie był rygoryzm doktrynalny, a więc Ruch Jezusa w swoich początkach był jedynie wierzeniem parareligijnym. Członek Jego Ruchu mógł uczestniczyć we wszystkich żydowskich wydarzeniach kultowych i nie był heretykiem. Jezus nie był rewolucjonistą, który zamierzałby w jakikolwiek sposób naruszyć panujące w judaizmie status quo. Owszem, miał pretensję do uczynków faryzeuszy, ale nie do zakresu ich władzy religijnej, którą uznawał – a zatem nie był On w jakimkolwiek stopniu żydowskim odmieńcem czy też heretykiem:

Wtedy Jezus przemówił do ludu i do uczniów swoich tymi słowy: Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie ( Mt 23, 1 – 3 ).

Orędzie Jezusa było odbierane przez część Żydów bardzo entuzjastycznie, w tamtym czasie znaczna część Żydów oczekiwała Mesjasza, który miał ustanowić Królestwo Boże i wyzwolić naród spod okupacji rzymskiej. Nazarejczyk był zwolennikiem pokojowego apokaliptyzmu, Królestwo to miał ustanowić Bóg, a nie powstanie zbrojne. Oczywiście takie pokojowe oczekiwania mogły wyrwać się spod kontroli, a tłum mógł skierować je w innym niekoniecznie nieszkodliwym kierunku. Zdawał sobie z tego sprawy i sam Jezus:

A niektórzy faryzeusze z tłumu mówili do niego: Nauczycielu, zgrom uczniów swoich. I odpowiadając, rzekł: Powiadam wam, że jeśli ci będą milczeć, kamienie krzyczeć będą ( Łk 19, 39 – 40 ).

Pomimo, iż Jezus rzadko wypowiadał się na tematy polityczne ( Łk 13, 32 ), był odbierany jako jeden z uczestników żydowskiej debaty właśnie politycznej.

[Nauczyciel] z Galilei i grupa prostych, nieokrzesanych rybaków dokonali przewrotu w dobrze zorganizowanym i ułożonym społeczeństwie. Ujawnili się publicznie ze zdumiewającym stwierdzeniem, że Jezus jest wcieleniem i wyrazem Bożej obecności wśród ludzi i że to dopiero początek, bo będzie jeszcze coś więcej. Druga z kolei intencja wyrażona w Modlitwie Pańskiej, czyli „Przyjdź Królestwo Twoje”, jest zatem wyrazem buntu, „działaniem wywrotowym” ( por. tytuł publikacji Crosbyego ). Właśnie w ten sposób władze postrzegały służbę Jezusa – jako działalność wywrotową. Dlatego nie mogła być tolerowana. Jezus musiał wydawać się władzy niebezpieczny politycznie, a władza czuła to wyraźniej niż sami Jego naśladowcy. W końcu został ukrzyżowany z powodu swych postulatów, które zinterpretowano jako żądania polityczne. Tak widziały to zarówno władze Imperium, jak i dostojnicy żydowscy [ choć różne tego były przyczyny ] ( Bosch, s. 42 – 43 ).

Nie była to sekwencja zdarzeń przewidywana przez Jezusa. Był On optymistą i bezgranicznie ufał Bogu, a to powodowało, że widział On na horyzoncie możliwość pozytywnego zakończenia swojej misji. Jerozolima jednak rządziła się swoimi prawami. Kontrolę nad miastem utrzymywali Rzymianie, a z okazji Pesach z powodu zagrożenia rozruchami w stolicy Judei przebywał wraz z wojskiem ówczesny prefekt Poncjusz Piłat. Kajfasz, który był wtedy arcykapłanem starał się utrzymywać dobre stosunki z Rzymem i zważał na każdą możliwość, z której mogłyby wyniknąć jakieś rozruchy. Awantura na Dziedzińcu Pogan nie pomogła Jezusowi, który zwrócił na siebie uwagę najwyższych władz religijnych i politycznych. Nazarejczyk stał się ściganym, a w Jerozolimie mógł pojawiać się jedynie potajemnie ( Mk 14, 13. 17 ). Pomimo to utrzymał swoją optymistyczną perspektywę składając w trakcie Sederu zdumiewającą przysięgę:

Zaprawdę powiadam wam, nie będę już odtąd pił z owocu winorośli, aż do owego dnia, gdy go będę pił na nowo w Królestwie Bożym ( Mk 14, 25 ).

Słusznie zwrócono uwagę, że przyrzeczenie to byłoby bezsensowne jeśli Nazarejczyk myślałby, że za chwilę umrze. Nie, On nadal wierzył, że Bóg wyratuje go z opresji i ustanowi Królestwo. Dlatego też zaraz po tych słowach udał On się w miejsce, które w myśl przepowiedni proroka Zachariasza miało być głównym punktem przyszłej teofanii ( Za 14, 4; zob. Wojna żydowska 2, 261; Ant 20, 171 ). A gdy odśpiewali hymn, wyszli na Górę Oliwną ( Mk 14, 26 ). To na tej Górze Jezus zmagał się ze swoim przeznaczeniem. Noc jednak nieubłaganie upływała a Bóg milczał. Można założyć, że Jezus – nie bez oporów – pogodził się ze swoja śmiercią i być może nadał jej w tym momencie znaczenie ekspiacyjne:

I mówił: Abba, Ojcze! Ty wszystko możesz, oddal ten kielich ode mnie; wszakże nie co Ja chcę, ale co Ty ( Mk 14, 36 ).

Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci ( Hebr 5, 7 ).

Wierzymy, że został wysłuchany i nastąpiło wydarzenie paschalne.

Dziewicze poczęcie Jezusa z Nazaretu

Zbliżający się dzień 25 grudnia, kieruje nasze myśli do pewnego epokowego zdarzenia, którym jest przyjście na świat Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Św. Mateusz i św. Łukasz pozostawili opowiadania, które dotyczą tego faktu, są to tzw. Ewangelie Dzieciństwa dołączone przez tych ewangelistów do źródłowego materiału św. Marka, który w swojej Ewangelii nie pozostawił sprawozdania z tego zdarzenia. Jako, że temat ten był już niejednokrotnie poruszany przez historyków i teologów, postanowiłem podejść do tego zagadnienia odmiennie. Co mam tutaj na myśli? Należy zdać sobie sprawę z tego, co do nas chrześcijan dociera wyjątkowo opornie, że świat w swojej większości nie myśli po chrześcijańsku – 70% ludności ziemi wyznaje inne wartości religijne i teologiczne, i dla tej większości narodziny Jezusa z Dziewicy są mitem. W niektórych rodzinach np. we Francji już szóste pokolenie dorasta poza katolickim obszarem myśli religijnej. Wniosek jaki trzeba z tego wyciągnąć jest wydaje mi się jednoznaczny: żadna z tych osób nie sięgnie do Nowego Testamentu, aby przekonać się jak było naprawdę. Dlaczego? Drogi czytelniku, czy ty chcąc czegoś dowiedzieć się na temat założyciela buddyzmu – Buddy Siakjamuni ( ok. 563 – 483 r. przed Chr. ), sięgniesz do Świętych Ksiąg buddyzmu np. Tipitaki ( Trójkosz ), czy też najpierw postarasz się zdobyć jakąś ogólną wiedzę na jego temat z prac historyków, a dopiero w następnym etapie, zaczniesz konfrontować ich interpretacje z materiałem źródłowym, i to pod warunkiem, że twoja wiedza będzie na tyle szeroka, że będziesz mógł pokusić się o wykładnię tekstów buddyjskich? Nic więc nie da, przy próbie komunikacji z większością ludności ziemi, powoływanie się na Pismo Święte, ponieważ większość ludzi nie uważa go za Święte, a wiadomości o życiu Jezusa czerpią oni nie z Ewangelii, czy też od księdza lub pastora, lecz od historyków. Nie jesteśmy w centrum świata, ci na „zewnątrz” przyglądają nam się, próbują nas zrozumieć i wytłumaczyć, skąd wzięło się nasze wierzenie w cud „dziewiczych narodzin”? Nie możemy ich za to potępiać, ponieważ wtedy gdy my jesteśmy na „zewnątrz” i przyglądamy się cudom Buddy np. kiedy kroczy on po wzburzonych wodach Gangesu; nie szczędzimy uwag krytycznych i wyrażamy głośno pogląd, iż jest to mit, który pojawił się na późniejszym etapie i ma związek z coraz silniejszym trendem deifikacji samego Buddy. Skoro jesteśmy krytyczni wobec relacji pochodzących z innych Świętych Ksiąg, to i my musimy się liczyć z tym, że środowiska poza chrześcijańskie postępują w identyczny sposób. Należy więc, zapoznać się z argumentacją tych, którzy nie wierzą w cud „dziewiczych narodzin” i odpowiedzieć na ich wątpliwości, jednocześnie nie próbując oceniać i wartościować tychże wątpliwości. Ostatecznie tekstów apologetycznych nie pisze się po to, aby przekonać przekonanych, lecz po to, by przekonać nieprzekonanych.  Tekst ten jest pisany nie po to, aby „udowodnić” cud, lecz ma on wskazać, że wiara w „dziewicze narodziny” charakteryzowała judeochrześcijan, a dopiero na późniejszym etapie, po roku 70 po Chr., przeniknęła do gmin poganochrześcijańskich, gdzie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem, skutkującym ułożeniem wielu midraszów hagadycznych, z których część weszła w skład Ewangelii św. Mateusza i św. Łukasza.

1. Dziewicze narodziny – judaizm.

Profesor Geza Vermes, także próbował zrozumieć skąd wzięło się przekonanie, że Jezus narodził się z Dziewicy. Sam Vermes stworzył teorię, która przyjęła się szeroko, i dlatego warto jej przyglądnąć się szczegółowo ( G. Vermes, Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka, Kraków 2003, s. 291 – 296 ).

Badacz rozważania zaczął od wiele mówiącego cytatu ze Starego Testamentu:
A dziewczyna ta, bardzo piękna, była dziewicą, która z żadnym mężczyzną nie obcowała (Rdz 24, 16).
Trochę dziwne to stwierdzenie, czyż mogłyby być dziewice, które obcowały z mężczyzną? W zrozumieniu tego tekstu, historykowi, przyszedł z pomocą Rabbi Eliezer ben Hirkana ( I wiek po Chr. ):

Dziewicą nazywamy każdą, która nie widziała u siebie krwi, nawet jeśli jest zamężna i miała dzieci, aż do czasu, kiedy zobaczy swe pierwsze objawy ( tNid. 1, 6 ).

W czasach Jezusa kobiety najczęściej wychodziły za mąż w wieku około 12 lat. Nie wszystkie z nich miały widoczne objawy miesiączkowania i jeśli, pomimo niewidocznych objawów menstruacji, kobieta zachodziła w ciążę, to  była uważana za dziewicę [1]. W takim rozumieniu tego terminu – jak potwierdza to Rabbi Eliezer – dziewica mogła mieć dziecko. Ze względu na to, że ludzie tamtej epoki mieli ograniczoną wiedzę na temat biologii człowieka, takie zdarzenia było odbierane jako przejaw szczególnej interwencji Bożej.

Vermes przywołuje jeszcze jedno ważne świadectwo, a są nim pisma Filona Aleksandryjskiego ( 10 r. przed Chr. – 40 r. po Chr. ) – filozofa i teologa współczesnego Jezusowi z Galilei. Według Filona, niepłodność kobiety związana z jej wiekiem, w trakcie, którego następuje zanik menstruacji, powoduje przejście do stanu dziewictwa ( Filon Aleksandryjski, De posteritate Caini 134). Sara, żona Abrahama, rodząc dziecko w podeszłym wieku, również jest przykładem dziewicy z dzieckiem, a według Filona, pomimo iż Izaak jest dzieckiem Abrahama, mówi iż to Pan zrodził Izaaka. Mamy zatem syna bożego, zrodzonego z dziewicy, ale terminy te po prostu oznaczają, że Izaak przyszedł na świat w momencie gdy Sara była już w podeszłym wieku, a fakt ten przypisano Bogu ( Vermes 2003:s. 294 – 95 ). Profesor stawia tezę, że gdy w świecie pogańskim głoszono, że Jezus jest synem Bożym, zrodzonym z dziewicy, to nowo pozyskani wyznawcy Jezusa poszukali do tego analogii w mitologii helleńskiej oraz w rodzącym się kulcie cesarzy. Kwestie synostwa pojęli ontologicznie, natomiast termin dziewica zrozumieli dosłownie. Dopiero w następnym etapie, nastąpiło wyszukiwanie proroctw mających uzasadnić ten pogląd, oraz układanie midraszy na ten temat.

Euzebiusz z Cezarei wspomina ebionitów, których wierzenia są o tyle ciekawe, że wydają się najpierwotniejszą formą chrystianizmu. Oto jak charakteryzuje ich pogląd na osobę Jezusa:

Uważali Go bowiem za istotę prostą i pospolitą, tylko za człowieka, który dostąpił sprawiedliwości doskonałością życia swojego, a narodził się ze związku Marii z mężczyzną (  HE III, 27, 3 ).

Był dla nich człowiekiem, który miał ziemskich rodziców, był sprawiedliwy i wierny prawu żydowskiemu, a w zamian za to Bóg uczynił go swoim Synem w trakcie chrztu. Niejako można powiedzieć: Bóg adoptował Jezusa.  Ten najbardziej pierwotny pogląd, był zwalczany – według Vermesa –  przez zwolenników nowego wierzenia: Jezus jest bezpośrednim dzieckiem Boga oraz ziemskiej Matki Dziewicy i jest Synem Bożym z urodzenia, a nie z adopcji. Chrześcijanie ci, posługują się Ewangelią Marka, która nie zawierała tej ważnej dla nich kwestii. Niezależnie od siebie i w odległych zakątkach imperium powstały dwie Ewangelie, które miały uzupełnić i poprawić Ewangelię Marka. Do historii przejdą one jako Ewangelie Mateusza i Łukasza. Obydwaj redaktorzy postanowili do opisu Marka dołączyć tzw. Ewangelię Dzieciństwa. Nie są one historyczne, a jedynie mają w obrazowy sposób wyrazić teologiczną kwestię: narodziny Jezusa z Dziewicy w Betlejem ( historia religijna, midrasz ).

Odpowiedź:

Czy można jednak uznać za bezsporny fakt, że historię dziewiczego poczęcia wytworzyło środowisko pogan nawróconych na chrześcijaństwo? Uta Ranke – Heinemann stwierdza:

Maria – Dziewica nie jest wcale wyobrażeniem pierwotnego chrześcijaństwa; wkroczyła ona na teren chrześcijaństwa na drodze okrężnej, poprzez pogan i chrześcijan nawróconych z pogaństwa. (…) Judaizmowi, ale też pierwotnemu judeochrześcijaństwu, podobne wyobrażenia były obce. W judeochrześcijaństwie nie wierzono w narodzenie z dziewicy ( U. Ranke – Heinemann, Nie i amen, Gdynia 1994, s. 43 ).

Jak w takim razie wytłumaczyć wzmiankę Euzebiusza z Cezarei o istnieniu jednego z odłamów żydowskiej sekty ebionitów, którzy wierzyli w dziewicze pochodzenie Jezusa, natomiast nie uznawali Jego preegzystencji ( HE III, 27, 3 ) ? Wydaje się jednak, że relacja o dziewiczym pochodzeniu Jezusa, musiała powstać w środowisku żydowskim i została przejęta przez gminy po – Pawłowe na późniejszym etapie ( odwrotny proces jest raczej niemożliwy ).

Przede wszystkim Żydzi wierzyli, że narodziny dziecka mogą wiązać się ze szczególną interwencją Boga. Przecież już w Starym Testamencie, dzięki ingerencji Boga, w ciążę zaszła dziewięćdziesięcioletnia Sara oraz bezpłodna Rebeka ( Rdz 17, 17; 25, 21 ). Wierzono, że przed potopem to synowie boży – aniołowie, posiadali dzieci z kobietami i ze związków tych rodzili się giganci ( Rdz 6, 1 – 4; 4Q201 kol. 3, 16 – 19; HenEt 7, 2 – 4 ).

Qumrańczycy jeszcze przed narodzeniem Jezusa, wprzęgli w oczekiwania mesjańskie postać Melchizedeka. Był on królem Salemu, który wyszedł na spotkanie z Abrahamem, po jego zwycięstwie nad Kedorlaomerem i został przez autora Księgi Rodzaju nazwany kapłanem Boga Najwyższego. W trakcie spotkania, pobłogosławił on chleb i wino oraz Abrama ( Rdz 14, 18 – 20; 1QGenAp kol. 22, 13 – 17 ). Sekta z Qumran oczekiwała pomazańca kapłana, którego prawdopodobnie wyobrażała sobie na wzór Melchizedeka a dowodem tego jest peszer qumrański, napisany na sposób midraszu eschatologicznego rozważający rok jubileuszowy ( Kpł 25; 11Q13 ). Judeochrześcijanie oczekiwanie na pomazańca na podobieństwo Melchizedeka, odnieśli do Jezusa z Nazaretu:

Wiadomo przecież, że nasz Pan wyszedł z pokolenia Judy, a Mojżesz nic nie wspomniał o kapłanach z tego pokolenia. Jest to jeszcze bardziej oczywiste i wskutek tego, że na podobieństwo Melchizedeka występuje inny kapłan, który stał się takim nie według przepisu prawa cielesnego, ale według siły niezniszczalnego życia. Dane Mu jest bowiem takie świadectwo: Ty jesteś kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka ( Hbr 7, 14 – 17 ).

W I w. przed Chr. ( R. H. Charles ), lub jak twierdzi polski judaista, dr hab. K. Pilarczyk, w I w. po Chr. powstaje Księga Henocha Słowiańska ( nie mylić z wersją etiopską ). Napisał ją prawdopodobnie aleksandryjski Żyd pozostający w orbicie wpływów helleńskich. Sama księga sięga, oczywiście, do znacznie starszych przekazów, w których dużą estymą darzono osobę Henocha. Pismo przetrwało w dwóch wersjach: krótszej i dłuższej. Apokryf rozwija historię opisaną w Rdz 5, 21 – 32, a całość można podzielić na trzy zasadnicze części: pierwsza opisuje wygląd siedmiu niebios widzianych przez Henocha w trakcie jego podróży ( 1 – 68 ), druga zawiera relację z życia spadkobierców Henocha – Matuzalema i Nera ( 69 ), a kończy się ona opisem okoliczności narodzin Melchizedeka ( 70 – 71 ).

Sofonim, niepłodna żona Nera, która nie dała Nerowi potomka, była w wieku staruszki i w dniu śmierci. I poczęła w swoim łonie. Otóż kapłan Ner nie spał z nią od dnia, kiedy Pan ustanowił go na czele ludu. Sofonim wstydziła się i ukrywała ciążę przez wszystkie dni, a nikt z ludu o tym nie wiedział.
Kiedy nastał dzień jej rozwiązania, Ner wspomniał na swą żonę i przywołał ją do siebie do domu, aby z nią porozmawiać. Sofonim udała się do swego męża i oto była ciężarna w czasie porodu. Ner ujrzawszy ją zawstydził się bardzo z jej powodu i powiedział do niej:
– Kobieto! Dlaczegoś to uczyniła i stałaś się powodem wstydu przed całym ludem? Teraz odejdź ode mnie. Idź tam, gdzie poczęłaś hańbę twego łona, abym nie zabrudził mych rąk od ciebie i abym nie zgrzeszył przed Panem!
Sofonim odpowiedziała swemu mężowi:
Oto, mój panie, czas mej starości i nie było we mnie żaru młodości i nie wiem, w jaki sposób została poczęta niestosowność mego łona.
Ner nie uwierzył jej. Ner zwrócił się do niej po raz wtóry:
– Odejdź ode mnie, abym cię nie uderzył i abym nie zgrzeszył przed Panem!
I stało się, gdy Ner przemawiał do swej żony, Sofonim upadła u stóp Nera i zmarła. (…)

Archanioł Gabriel ukazał się Nerowi i powiedział do niego:
– Nie sądź, że twa żona Sofonim zmarła z powodu winy. Ten chłopiec, który narodził się z niej, jest dobrym owocem, a ja uzyskałem, w raju to, żebyś nie był ojcem daru Boga. (…).

Położyli Sofonim na łóżku, ubrali ją w czarne szaty, zamknęli drzwi i wykopali potajemnie grób.
Kiedy wychodzili do jej grobu, dziecko wyszło ze zmarłej Sofonim i usiadło na łóżku. Noe i Ner wrócili żeby pochować Sofonim, i ujrzeli dziecię siedzące przy zmarłej i miało na sobie ubranie. Noe i Ner bardzo się przerazili, gdyż dziecko było już dojrzałe, mówiło swoimi ustami i błogosławiło Pana. Noe i Ner zbadali je i powiedzieli:
– Ten jest od Pana, mój bracie. (…).

Noe powiedział do swego brata:
– Chowaj dziecko w tajemnicy aż do dogodnego momentu, gdyż lud stał się zły na całej ziemi i jeśli go gdzieś zobaczą, zabiją go. (…) Ukazał mu ( Nerowi ) się ( Bóg ) nocą w widzeniu i powiedział do niego:
– Nerze! Oto teraz zatracenie stało się wielkie na ziemi. Nie cierpię go już więcej i nie znoszę. Oto wkrótce myślę sprowadzić na ziemię zniszczenie. Nie martw się jednak o dziecko, Nerze, ponieważ wkrótce przyślę mojego archistratega Michała. Zabierze on dziecko i umieści w raju Eden. Nie zginie on razem z tymi co mają zginąć. Ja go pokazałem i będzie on moim kapłanem kapłanów i zamienię go w wielki lud, który mnie uświęci. (…).

Michał wziął dziecko ( imieniem ) Melchizedech tej nocy na swe skrzydła i umieścił je w ogrodzie Eden. A Ner powstał rano i poszedł do domu, ale nie znalazł dziecka. Ucieszył się wielce Ner, ale i zasmucił, ponieważ dziecko zastępowało mu syna ( HenSłow 70, 1 – 71, 9 ).

Melchizedech w podaniach żydowskich przyszedł na świat bez udziału ziemskich rodziców. Co więcej, sama Sofonim nie była nawet rodzicielką Melchizedeka, ponieważ urodził się on po jej śmierci; Bóg stworzył go w jej łonie i tylko czasowo oddał go pod opiekę Nera. Podobieństwa do relacji z narodzin Jezusa są uderzające: nadnaturalna ciąża, nieufność przybranego ojca, interwencje Gabriela oraz zagrożenie życia dziecka. Społeczność żydowska mogła zatem samodzielnie wytworzyć opowiadanie o dziewiczym poczęciu Jezusa ( niekoniecznie wzorując się na dzieciństwie Melchizedeka ), a sam ten pogląd mógł być entuzjastycznie przyjęty przez poganochrześcijan. Teorię Vermesa można więc zakwestionować.

2. Parthenogeneza. Kultura helleńska.

Justyn Męczennik w swojej Pierwszej Apologii w której zwraca się do czytelnika pogańskiego napisał:

Gdy zaś mówimy, że Jezus narodził się z dziewicy, musicie przyznać, iż chodzi tu o to samo, co przypisujecie Perseuszowi ( Justyn Męczennik, Pierwsza Apologia ).

W połowie wieku II chrześcijański apologeta tłumacząc motyw dziewiczego poczęcia odwołał się do mitu Perseusza, który narodził się z dziewicy Danae. Gdy Agros, król Akrizjos, usłyszał przepowiednię w której powiedziano, że nie tylko nie będzie miał męskiego potomka, ale jego córka Danae urodzi wnuka, który pozbawi go życia, ten nie namyślając się długo uwięził córkę w podziemiach. Pod wpływem złotego deszczu padającego na łono Danae, przybył sam Zeus, i z tego związku z bogiem porodziła ona Perseusza ( J. Parandowski, Mitologia, Czytelnik, Warszawa 1979, s. 199 – 203; P. Grimal, Słownik mitologii greckiej i rzymskiej, Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo we Wrocławiu, 2008, s. 289–290. M. Pietrzykowski, Mitologia starożytnej Grecji. Warszawa: Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1983, s. 185–193 ). Justyn odwołał się do przekazu i porównania zrozumiałego dla jego czytelników. Chciał pokazać, że historia o dziewiczym poczęciu nie jest niczym dziwnym, ponieważ sami Grecy wierzą w boskie pochodzenie Perseusza. Nie był to jedyny przykład dziewiczego poczęcia: Hera żona Zeusa poczęła również Tyfona, bez udziału mężczyzny.

Aleksander Macedoński ( 356 – 323 r. przed Chr. ), wybitny strateg i jeden z największych zdobywców ,także miał przyjść na świat w niespotykanych okolicznościach. Podobno jego matce Olimpias, podczas snu towarzyszył wąż. Ojciec Aleksandra Filip postanowił zapytać się wyroczni delfickiej; co to może oznaczać? Tam ujawniono, że wąż to w rzeczywistości bóg, Jupiter Amon, a Aleksander jest owocem tego związku. Zupełnie inna tradycja mówiła, że przed ślubem z Filipem, Olimpias miała sen w którym piorun spowodował pożar w jej łonie. Anegdota ta miała potwierdzić boskie pochodzenia Aleksandra ( H. J. Schonfield, Ukrzyżowany?, Warszawa 1995, s. 242 ). W czasach Jezusa działał też słynny taumaturg Apolloniusz; jego matce ukazał się bóg Proteusz i zapytała się ona jakie dziecko urodzi:

Mnie – odpowiedział. A kim ty jesteś? – spytała. Ja jestem Proteusz, bóg Egiptu – rzekł ( Filostrates, Życie Apoloniusza z Tiany ).

Cesarz Oktawian August ( 31 r. przed Chr. – 14 r. po Chr. ), którego poddanym był Jezus; miał być synem boga Apolla i według podań został poczęty w łonie Atti. W inskrypcjach rozsianych po terenie Cesarstwa Rzymskiego jest on nazywany synem Boga, Panem i wybawicielem, który zaprowadził pokój. Po śmierci wstąpił do nieba i dołączył do panteonu bogów ( M. J. Borg, J. D. Crossan, The Last Week: A Day – by – Day Account of Jesus`s Final Week in Jerusalem, San Francisco 2006, s. 3 ).

On (…), którego uznajemy za równego Początkowi wszystkich rzeczy (…), kiedy wszystko upadało w chaos i obracało się wniwecz, On odnowił to raz jeszcze i dał całemu światu nową postać. (…) On, początek wszelkiego życia i szczęśliwości. (…) Ponieważ Opatrzność, która rządzi wszystkim, (…) spełniła nasze życie w doskonałości dając nam Go, którego napełniła mocą dobroczynności dla wszystkich ludzi i który będąc posłanym do nas i następnych pokoleń jako Zbawiciel (…) przywiódł wszystkie rzeczy do porządku; i ponieważ On, objawiając się nam jako bóg, wypełnił nadzieje wszystkich wcześniejszych dobrych nowin, przewyższając nie tylko dobroczyńców, którzy przyszli przed nim, ale i nie pozostawiając nadziei, by ktokolwiek w przyszłości przewyższył jego; i ponieważ narodziny tego boga są dla całego świata początkiem Dobrej Nowiny (ewangelii) o Nim, tak więc niech od jego narodzin rozpocznie się nowa era ( Orientis Graeci Inscriptiones Selectae, ed. W. Dittenberger, Leipzig 1905, t. II, nr 458, s. 48 i n. ) .

To tekst nie ku czci Jezusa, ale grecka inskrypcja z Prieny ( ok. 9 r. przed Chr. ), odnosząca się do cesarza Oktawiana Augusta. Radzę przeczytać ją kilkakrotnie, aby zrozumieć na jaki grunt trafi wkrótce przesłanie o Jezusie, Synu Bożym i Zbawicielu.
Z przytoczonych przykładów wynika, że kultura helleńska nie tylko łatwo mogła wytworzyć pojęcie „dziewiczego poczęcia”, ale i w niego uwierzyć, a zatem, można postawić – ostrożnie – tezę: kultura helleńska pomogła głosicielom dziewiczych narodzin Jezusa i nie mieli oni większych problemów z uzasadnianiem tej kwestii. Problemem niewątpliwym był rodzący się kult cesarzy, ponieważ głoszenie boskiego pochodzenia Jezusa w jakimś stopniu naruszało wyjątkowość cesarskiego majestatu.

3. Historyzacja proroctwa.

Niektórzy historycy uważają, że za mitem dziewiczego poczęcia stoi historyzacja proroctwa. Zanim jednak zajmę się tą kwestią, wyjaśnię czym jest wprowadzony w tym momencie termin. W tym wypadku oznacza to, że starożytne proroctwo, interpretowane mesjańsko, zostaje odniesione do Jezusa i pomimo iż nie spełniło się ono w rzeczywistości, ewangeliści wprowadzają je do swojej relacji jako fakt, który się wydarzył. Mateusz uważa, że dziewicze poczęcie, realizuje pewne proroctwo:

A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: „Bóg z nami” (Mt 1, 22 – 23).

Mateusz przepowiednie wziął z Księgi Izajasza 7, 14 a korzystał w tym celu z tłumaczenia Biblii hebrajskiej na język grecki zwany Septuagintą gdzie hebrajskie słowo מה ל  ע ( młoda dziewczyna, panna ) zostało wyjątkowo przetłumaczone na greckie wyrażenie παρθενος (partenos) – dziewica. Ustalmy zatem jak powinno być przetłumaczone to proroctwo i kogo ono dotyczy:

לכן יתן אדני הוא לכם אות הנה העלמה הרה וילדת בן וקראת שמו עמנו אל

Dlatego Pan sam da wam znak: Oto młoda kobieta pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel ( Iz 7, 14).

Proto – Izajasz miał tu na myśli króla Achaza ( ok. 735 r. przed Chr. – 715 r. przed Chr. ), a narodzenie dziecka miało być znakiem dla monarchy, który w tym czasie był w trakcie wojny syro – efraimskiej ( 734 r. przed Chr. ). Dziecko na świat miała wydać młoda dziewczyna, która musiała być osobą znaną prorokowi, ponieważ użył on w tekście rodzajnika określonego. Proroctwo to zostało zrealizowane, ponieważ młoda małżonka króla Abijja porodziła syna Ezechiasza. Taki też zarzut formułowali Żydzi już w starożytności czego dowodem jest dzieło Justyna ( zm. ok. 165 r. po Chr. ).

A Tryfon odpowiedział: „W Piśmie nie jest napisane: «Oto dziewica pocznie i porodzi syna», ale: «Oto młoda kobieta pocznie i porodzi syna» i dalej tak, jak zacytowałeś. Ale całe to proroctwo odnosi się do Ezechiasza i zostało udowodnione, iż w nim się ono wypełniło, odpowiednio do słów tego proroctwa. A również w baśniach, na które powołują się Grecy, jest napisane, że Perseusz został poczęty z Danae, która była dziewicą, a ten, który wśród nich nazywany jest Zeusem zstąpił na nią w postaci złotego deszczu. Ty zaś powinieneś czuć się zawstydzony tym, że twoje poglądy podobne są do ich opinii i chyba lepiej byłoby gdybyś mówił, że ten Jezus jako człowiek narodził się z ludzi ( Justyn Męczennik, Dialog z Żydem Tryfonem, LXVII, 1 ).

Justyn nie przekonał Tryfona, ponieważ ten zna właściwe tłumaczenie, oraz poprawną wykładnie Proto – Izajaszowego proroctwa. Grecki tłumacz Septuaginty tylko dwukrotnie oddał hebrajskie słowo מה ל ע ( almah – młoda kobieta ) jako παρθενος ( parthenos – dziewica; Rdz 24, 43 – Iz 7, 14 ). W większości przypadków ( 55 ), tłumacz jako dziewica, przekłada precyzyjne hebrajskie słowo oznaczające dziewicę: betulah. Przekład LXX zastosowany w przypadku Iz 7, 14, jest zatem wyjątkowy! Mateusz zatem nie stworzył pod wpływem tej przepowiedni koncepcji dziewiczego poczęcia, a jedynie przystosował błędne tłumaczenie do koncepcji teologicznej, która już była obecna w jego gminie. Przede wszystkim Galilejczyk miał na imię Jezus, a nie Emmanuel ( tłum. Bóg z nami ), aby wyjść z tego problemu Mateusz musiał na końcu ewangelii włożyć w usta Jezusa następujące słowa: A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata ( Mt 28, 20 ). Dopiero wtedy ta przepowiednia nabiera jakiegoś sensu i analogii do życia Jezusa. Nie należy więc szukać genezy dziewiczego poczęcia w historyzacji proroctwa.

4. Kwestia biologiczna.

Problem ten jest od niedawna podkreślany, ale nie należy on do najłatwiejszych. Niewierzący pytają: A co w takim razie z biologią dziewiczego poczęcia? Światowej klasy genetyk Bryan Sykes pisze:

Zasadnicza różnica genetyczna pomiędzy mężczyznami i kobietami – została zawężona do jednego elementu: chromosomu Y. Jeśli go masz, będziesz mężczyzną. Jeśli go nie masz, zostaniesz kobietą – prosta sprawa ( B. Sykes, Przekleństwo Adama. Wyd. 1. Warszawa 2007, s. 54, 111 – 112 ).

Gen ten dziedziczy się po ojcu, jeśli Jezus by go nie posiadał nie mógłby być mężczyzną. Dzięki temu dziedziczeniu wyodrębniono w tym chromosomie wspólnego przodka wszystkich mężczyzn. Można było ustalić, że żył on ok. 59 tysięcy lat temu w Afryce. Czy w związku z tym chrześcijańska teologia, twierdząca że Jezus pomimo narodzin z matki jest potomkiem Adama i Dawida, nie rozmija się z prawdą?

5. Paweł z Tarsu.

Czy Paweł z Tarsu wie lub czy też ma jakiekolwiek pojęcie o dziewicy Marii rodzącej Jezusa? Jak wiemy Paweł niezbyt chętnie odwoływał się do ziemskiego życia Jezusa, jednak kilkakrotnie mimochodem porusza kwestie, które nas tak interesują. W Pierwszym Liście Pawła do Koryntian napisanym prawdopodobnie ok. roku 57 po Chr. porusza zagadnienie dziewictwa, wśród korynckich panien. Jako przykład podaje jednak nie Marię… ale samego siebie:

A mówię tym, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz wdowom: Dobrze zrobią, jeśli pozostaną w tym stanie, w jakim ja jestem ( 1 Kor 7, 8 ).

Następny interesujący fragment spotykamy w Liście do Galatów ( 55/56 r. po Chr. )

Gdy nadeszło wypełnienie czasu, zesłał Bóg Syna swego, który się narodził z niewiasty ( γυναικος; gunaikos ) i podlegał zakonowi ( Ga 4, 4 ).

Paweł w tym fragmencie miał najlepszą okazję, aby użyć określenia παρθενος (partenos), a jednak tego nie uczynił. Określił Matkę Jezusa słowem, które można przetłumaczyć jako kobieta/niewiasta.

W 58 roku w zimowych miesiącach w Koryncie Paweł dyktuje list Tercjuszowi. Znajdujemy w nim takie oto słowa:

[Jest to Ewangelia] o Jego Synu – pochodzącym według ciała ( σπερματος; spermatos) z rodu Dawida ( Rzym 1, 3 ).

Co oznacza ten werset? Apostoł wyraża w nim wiarę, że Jezus po swym ziemskim ojcu jest potomkiem Dawida. Nie chodzi tu o dziedziczenie prawne, gdyż Paweł wyraźnie mówi tu o dziedziczeniu według ciała ( dosł. tłum. z nasienia Dawida! ). Interpretacja ta ma bardzo mocne wsparcie, ponieważ w tym samym liście Paweł używa jeszcze raz tego określenia!!

λεγω ουν μη απωσατο ο θεος τον λαον αυτου μη γενοιτο και γαρ εγω ισραηλιτης ειμι εκ σπερματος αβρααμ φυλης βενιαμιν

Czy Bóg odtrącił swój lud? W żadnym razie. Przecież i ja jestem Izraelitą, z nasienia Abrahama, z plemienia Beniamina ( Rz 11, 1 ).

Oczywiście św. Paweł chce tu wyrazić przekonanie, że poprzez ojca pochodzi z pokolenia Beniamina i jest potomkiem Abrahama; tak jak w poprzednim wypadku wyraził pogląd, że Jezus poprzez swojego ojca jest potomkiem Dawida. Według Pawła, Jezus jest nie tylko dziedzicem prawnym tytułu syna Dawida, ale również pochodzi z jego nasienia. Inaczej mówiąc: Apostoł Paweł – prawdopodobnie –  wierzył, że Jezus miał ziemskiego ojca.

Odpowiedź. Niewiedzę św. Pawła można jednak wyjaśnić w sposób niekoniecznie eliminujący wierzenie w „dziewicze poczęcie” w początkach Kościoła. Przede wszystkim w teologii św. Pawła najważniejsze znaczenie przyznaje się śmierci krzyżowej i zmartwychwstaniu. Paweł z Tarsu nie miał kontaktu z Jezusem w trakcie swojego życia ( rzeczywistego, nie wizyjnego ), a samemu spotkaniu z Kefasem poświęcił zaledwie piętnaście dni. Następnie gdy obydwaj zetknęli się ze sobą w Antiochii, to doszło pomiędzy nimi do ostrej wymiany zdań. Choć św. Paweł uznawał pierwszeństwo gminy w Jerozolimie, to jej zwierzchnik Jakub Sprawiedliwy, zwany bratem Pańskim, niezbyt przychylnym okiem spoglądał na Dobrą Nowinę bez Tory, głoszoną przez byłego faryzeusza. W ten sposób można tłumaczyć pewną blokadę informacyjną w jakiej znalazł się Paweł z Tarsu, a więc nie można wykluczyć, że choć św. Paweł, prawdopodobnie nic nie wiedział o narodzeniu z Dziewicy, to tę wiedzę posiadała gmina judeochrześcijańska w Jerozolimie. Wiemy, że judeochrześcijanie posługiwali się Ewangelią Hebrajczyków. Kardynał Jean – Guinole – Marie Daniélou  uważał, że Ewangelia ta powstała w Jerozolimie przed 67 r. przed Chr. Używali jej właśnie judeochrześcijanie zwani ebionitami i została ona napisana po aramejsku. Prawdopodobnie istniał jej przekład grecki, jednak nie dotrwał on do naszych czasów. Ewangelia ta wydaje się, że znała „dziewicze poczęcie” Jezusa – przynajmniej wynika to z cytatu, który spotykamy u Cyryla Jerozolimskiego:

Stoi napisane w Ewangelii według Hebrajczyków , że gdy Chrystus chciał zejść na ziemię do ludzi, dobry Ojciec wezwał potężną moc niebieską, którą nazwał Michałem i polecił Chrystusa jego pieczy. Moc ta zeszła na świat i została nazwana Maryją, i Chrystus przebywał w jej łonie siedem miesięcy. Następnie ona sprawiła, że narodził się i wzrastał w kształtach i wybrał Apostołów… został ukrzyżowany i wzięty przez Ojca. Cyryl zapytał go: Gdzie w czterech ewangeliach zostało napisane, że Święta Dziewica, Matka Boga jest „mocą”? Mnich odpowiedział: W Ewangelii Hebrajczyków. Tak więc – rzekł Cyryl – mamy pięć ewangelii? To jest ewangelia spisana przez Hebrajczyków ( Homilia o Matce Boskiej w E. A. Budge, Miscellanous Coptic Text, London 1915, 59 [kopt.]637 ).

Prawdopodobnie również i Ewangelia według Nazarejczyków przechowała tradycję „dziewiczego poczęcia”:

W Ewangelii Nazarejczyków czytamy jak mówi Chryzostom, że Józef nie mógł spojrzeć na Maryję twarzą w twarz, bo od poczęcia Duch Święty wypełnił ją w sposób całkowity, i tak nie mógł on jej poznać z powodu blasku jej oblicza ( In Evang. secundum Mt, t. VI, Venezia 1732, 6a ).

Te świadectwa są o tyle istotne, ponieważ pochodzą ze środowiska judeochrześcijańskiego. Ebionici przechowywali tradycję Kościoła jerozolimskiego, w którym duża rolę odgrywała najbliższa rodzina Nazarejczyka i tam też znalazła swoje schronienie, Matka Jezusa ( Dz 1, 12 – 14 ). Należy pamiętać, że pierwszym zwierzchnikiem Kościoła był Jakub Sprawiedliwy, krewny Pana. Euzebiusz z Cezarei informuje:

Właśnie Jakub, którego starsi dla jego cnotliwości obdarzyli przydomkiem „Sprawiedliwego”, zasiadł jak pierwszy na stolicy biskupiej Kościoła jerozolimskiego. Klemens w VI księdze swych „Zarysów” stwierdza, że Piotr, Jakub i Jan po wniebowstąpieniu Zbawiciela o godności się nie ubiegali, chociaż Zbawiciel ich właśnie wyróżniał przed innymi, ale że Jakub „Sprawiedliwy” został wybrany biskupem jerozolimskim ( HE II, 1, 2 – 3 ).

Jakub bardzo długo przewodził Kościołowi w Jerozolimie, aż do swojej męczeńskiej śmierci w 62 r. po Chr ( Ant 20, 200 ). Po nim tron objął Symeon, syn Kleofasa ( J 19, 25 ), którego Euzebiusz nazywa „kuzynem Zbawiciela” ( HE III, 11, 1 ). W początkach chrześcijaństwa dochodzi do podobnego momentu jak w islamie, zawiązuje się coś na kształt kalifatu, a głównym czynnikiem, który pozwala zachować władzę są więzy krwi z Jezusem ( Kleofas był bratem ojca Jezusa ). Sam Symeon zginął męczeńsko dopiero za panowania cesarza Trajana dożywszy patriarchalnego wieku stu dwudziestu lat.

O Symeonie słusznie można przypuszczać, że należał do tych, którzy Pana widzieli i słyszeli. Dowodem na to jest długie życie jego i w ewangelii zawarta wzmianka o Marii, żonie Kleofasa, a matce jego ( HE III, 32, 4 ).

W Jerozolimie zatem, aż do wczesnych lat II w. po Chr. główne autorytety gminy to świadkowie życia Jezusa, a nawet Jego najbliższa rodzina. Wszak Maria, żona Kleofasa to siostra Matki Bożej. Jeśli w tych gminach w latach sześćdziesiątych ( Ewangelia Hebrajczyków ) i w pierwszej połowie wieku II po Chr. ( Ewangelia Nazarejczyków ) powstają midrasze i hagady odnoszące się do „dziewiczego poczęcia”, to można postawić hipotezę, że pogląd ten był obecny we wczesnym chrześcijaństwie cały czas, pomimo, iż Paweł z Tarsu najwyraźniej go nie znał.

6. Ewangelia Marka.

Prawie wszyscy egzegeci wskazują, że autor Ewangelii według św. Marka nie zna historii o „dziewiczym poczęciu” Jezusa, ponieważ nie umieszcza w swoim piśmie jakichkolwiek aluzji, czy też nawiązań do tego wydarzenia. Czy jednak można tej argumentacji przyznać rację. Jako przeciwwagę można przedstawić fakt, że Marek w ani jednym wypadku nie wspomina też o ziemskim ojcu Jezusa. Co więcej, wydaje się on starannie tego unikać:

Czy nie jest to cieśla, syn Maryi ( Mk 6, 3 );

Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam ( Mt 13, 55 ).

W Ewangelii św. Marka Jezus jest Synem Bożym i synem Marii – Marek nigdy nie wspomina ziemskiego ojca Jezusa!!! Droysen zajmujący się metodologia pracy historyka zwraca uwagę na jeden poważny aspekt badania dokumentu historycznego: Pewność badania jest zależna nie tyle od tego, co dają bezpośrednio źródła, ile od stopnia zdania sobie spraw z tego, czego nie mówią (  J. Topolski, Jak się pisze i rozumie historię. Tajemnice narracji historycznej, Poznań 2008, s. 25 ). Marek nic nam nie mówi o ojcu Jezusa, a więc prawdopodobnie robi to celowo. Nie chce wspominać przybranego ojca, ponieważ nie miał zamiaru układania do wydarzeń przeszłych „dziewiczego poczęcia” midraszu hagadycznego, jak uczynili to później Mateusz i Łukasz, a jednocześnie nie chce dopuścić do tego, aby czytelnik pomyślał, iż Jezus Chrystus miał ziemskiego ojca. W żadnym wypadku nie możemy mówić, iż Marek nie wiedział nic na temat tego wydarzenia. Wydaje się, że gdy Marek redagował swoją Ewangelię, to pogląd ten przeniknął już z gmin judeochrześcijańskich do gmin Pawłowych i zaczął zdobywać tam popularność. Synoptycy znają ten fakt i próbują go na różne choć sprzeczne sposoby wyrazić za pomocą środków literackich.

W niektórych gminach chrześcijańskich, które bardziej izolowały się na skutek różnych przyczyn, główną rolę w określeniu Synostwa Bożego Jezusa, odgrywa Jego przedwieczne stworzenie ( Kl 1, 15 ), lub też zrodzenie ( J 1, 1. 14 ). W tej teologii, którą reprezentuje tradycja Janowa Jezus jest odwiecznie zrodzony przez Boga Ojca, a na ziemi jest synem Józefa i kobiety ( J 1, 45 ) [2]. Kościół połączył wszystkie tradycje w jedną całość i należy tutaj z całą mocą podkreślić, iż wierzenie w „dziewicze narodziny”, nie zostało stworzone na jakimś późniejszym etapie przekazu, lecz wiara ta istniała już od samego początku. Oczywiście, jako historyk nie mogę „udowodnić cudu”, ponieważ  sam cud zawsze musi się wiązać z wiarą. Mogę jedynie udowodnić, na tyle na ile pozwalają na to starożytne teksty, że wiara w „dziewicze poczęcie”, nie powstała na etapie poganochrześcijańskim, lecz judeochrześcijańskim i jest obecna w najstarszych warstwach, a to może kogoś skłonić, lecz nie musi, do łatwiejszego przyjęcia wiary w rzeczywistość Wcielenia i podpisania się pod słowami ks. Wacława Hryniewicza:

W ślad za świadectwem Nowego Testamentu wyznajemy naszą wiarę, że wcielenie Syna Bożego dokonało się dzięki życiodajnej i stwórczej mocy Ducha Świętego ( zob. Łk 1, 3 ). To za Jego sprawą Syn Boży „przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”. Dlatego chrześcijanie wyznają, że Maryja jest Matką Boga-Człowieka (Theotókos), co potwierdził swoim orzeczeniem Sobór Efeski ( W. Hryniewicz, Dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba – radość i pytania chrześcijan dzisiaj, Kleofas 05.12.2012 ).

[1] Przyczyny skąpych miesiączek: ~~niedostatecznie wykształcona błona śluzowa jajników i macicy ~~nadmiar stresu~~niedostatki żywieniowe~~zespół policystycznych jajników.

[2] Tradycja Janowa nie zna imienia Rodzicielki Jezusa. Według Jana to siostra Matki Nazarejczyka miała na imię Maria ( por. J 19, 25 ).