Archiwum kategorii: Robert Koss

Mgr teologii w zakresie apologetyki. Emeryt mieszkający na Mazurach.

Bóg grożący

Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili Boga święci ludzie (2P 1,21 BT).

W ostatnich latach dużo mówi się o zagrożeniach z różnych stron w Europie . Odsłaniają one przed nami całą naszą nędzę . Czy jesteśmy bezbronni wobec strachu? A może są to chwile szczególnie przez Boga wybrane? Czy wobec różnych zagrożeń jesteśmy w stanie doświadczyć absolutnej Rzeczywistości?

Takie myśli nasuwają się przy lekturze dziejów proroka Eliasza. Żył on w czasach odstępstwa religijnego i bałwochwalstwa. Pojawił się gwałtownie, a jego ogniste mowy podkreślały wciąż, że Pan żyje! Gromił najczęściej możnych za to, że uciskali słabych i bezbronnych. Ale przede wszystkim walczył z bałwochwalstwem, za którym kryło się wielkie „ nic”. Bardzo to przypomina dzisiejszą pustkę egzystencjalną zachodniej cywilizacji.

Eliasz „kierowany Duchem” niespokojnie biegał, mówił, rozkazywał, działał i pomagał, aż ogarnął go strach. Czuł się najbardziej osamotniony właśnie wśród ludzi. Wtedy uciekł z grożącego mu zatracenia w nicości. Być może , że wypalił się wewnętrznie i zewnętrznie. Nieokreślona tęsknota prowadziła go ku bezludnym terenom górskim. Wreszcie znalazł schronienie w jaskini.
Jeden z największych filozofów XX wieku pyta:

Czy pozostawanie na osobności można uznać za przejaw patologii?… Czy w życiu duchowym można cokolwiek osiągnąć bez pomocy i dobrodziejstwa samotności? Eliasz żył samotnie na szczycie wzgórza, (2krl 1,90, na Gorze Karmel( 2 Krl 4,25). Lecz czy samotność cechuje tylko proroków? ‘Samotność to dola wielkich umysłów – dola opłakiwana czasem. Lecz zawsze wybierana jako mniejsze zło’ —pisał Schopenhauer. Czy chwile naprawdę doniosłe w naszym życiu nie zdarzają się wówczas, kiedy jesteśmy samotni? (Abraham J. Heschel, Prorocy, s.645).

Eliasz być może zadawał sobie pytanie: Czego ja w życiu jeszcze szukam? Być może nie chciał już żyć. Nagle spostrzegł coś niezwykłego: potężny wiatr wstrząsnął górami . A wtedy może pomyślał: takie było moje życie, ale to nie był Bóg… „ A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: «Co ty tu robisz, Eliaszu?»”( 2Krl 19,11—13).

Czy popadł w ekstazę? „Szmer łagodnego powiewu” poetyckim wyrazem najwyższego stopnia medytacji? Któż to wie? Może wynikiem czegoś, za czym i ja zawsze tęskniłem? : ciszą, spokojem, delikatnym ‚tknieniem’, które opisał Plotyn? Eliasz zasłonił twarz. Tak blisko bowiem była Tajemnica, że nie pozostawało mu nic prócz ciszy, prócz tego Milczącego, którego dotykał.

Potem zszedł jeszcze raz z góry, aby uzdrawiać i umacniać ducha w swym ludzie. Odnalazł Elizeusza i obaj przemierzali kraj. Ale Eliasz był już inny, milczący, zasłaniający twarz przed Bogiem, którego obecność przeczuwał. Jego los się dopełniał. A gdy to się dzieje, najwłaściwsza jest cisza uwielbienia. I nagle rozdzieliło ich obu nowe ogniste zjawisko i Eliasz zniknął. „ Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto [zjawił się] wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios” ( 2 Krl 1,11).

Chciałbym teraz powrócić do początkowej myśli. Doświadczamy zagrożeń z różnych stron. Mamy niezliczoną ilość bożków, którym ulegamy. Wielu z nas w ciągłej pogoni za pieniądzem zapracowuje się na śmierć. Wielu, by zabawić się na śmierć. Pamiętam w biblioteczce rodziców książkę „W pogoni za pełnią życia”, wydaną jeszcze przed wojną, w skórce, widać bezcenną… Książka będąca autobiografią niezwykłej postaci przełomu wieków XIX i XX: Franka Harrisa – dziennikarza, wydawcy, erudyty, który na drodze ciężkiej pracy osiągnął niezwykłe sukcesy. W tej książce, jak i w życiu, obserwujemy ciągle tę niebywałą walkę wszędzie; na polu seksu, nauki, polityki…

Ale człowiek jest zagrożony nie tylko przez zewnętrzne siły i zdarzenia, ale jeszcze bardziej przez własne człowieczeństwo. W pogoni za pełnią życia może stracić coś bezcennego. Może także coś cennego zyskać. Człowiekowi grozi wiecznie rosnąca tęsknota w ciągłym spełnianiu. Można zatem dostrzec łaskę w tych stałych zagrożeniach. Ten, kto unika własnego zagrożenia —na przykład przez odmowę solidarności w cierpieniu z bezdomnym bliźnim —sam sobie zamyka drogę do odnalezienia Chrystusa ( J 1, 41). Ale i odwrotnie. Każde przetrwanie, zniesienie i przemilczenie zagrożenia może być dla człowieka punktem wyjścia do odnalezienia Boga.

Plotyn a Budda

Jeżeli potrafimy zaufać osobistym doświadczeniom bardzo wrażliwych myślicieli na temat promieniowania symboli, praktyk, osobistych świadectw i opowieści, to właśnie w takim wzajemnym oddziaływaniu uwidoczni się świętość Boga – wszelkimi zapośredniczonymi albo zamaskowanymi sposobami, jakimi otchłań Boga otwiera się przed ludzką osobą jako absolut bądź narzucający , bądź przyciągający całe jego pragnienie i zobowiązanie wyrzeczenia…( Michael Buckley, SJ ).

Myśl tę chciałbym zilustrować na przykładzie doświadczenia Boga przez greckiego myśliciela Plotyna.  Filozof ten zdecydowanie twierdził, że Boga można oglądać niekoniecznie dopiero po śmierci. Wypracował „ teorię zbliżenia się do Boga przez poznanie. Poznanie takie nie mogło być dziełem ani zmysłów, ani dyskursywnego rozumu. Plotyn odwołał się do specjalnej zdolności umysłu: do intuicji. A intuicja musiała tu być pojęta w szczególny sposób: nie była – jak jeszcze u Platona – aktem intelektualnym, lecz – jak już u Filona – czymś zgoła innym: ekstazą, ’zachwyceniem’, bo tylko na tej drodze możliwe jest połączenie z absolutem” ( Tatarkiewicz).

Czy takie przeświadczenie zachodniego myśliciela może wnieść coś nowego do dialogu ze Wschodem? Plotyn podobnie jak Budda miał swoich uczniów, był jak on zdecydowanie apolityczny, unikał wszelkich polemik ze współczesnymi. Niezwykle prawy i skromny, pogodny i życzliwy dla wszystkich, akcentował przewagę tego co duchowe nad tym, co materialne. Głosił odrzucenie własnego ja, wstrzymanie wszelkiego własnego działania i przejście ku kontemplacji, mistycznego zjednoczenia z absolutem. Chciałbym przytoczyć fragment jego wykładu dotyczącego oglądania Boga:

Tylko, że kto się tknie ( Boga), ten wtedy, kiedy się dotyka, ani może w ogóle, ani ma czas mówić, lecz dopiero później o Nim rozumuje. I wtedy trzeba wierzyc, że się widziało, kiedy duszy nagle światło rozbłyśnie, albowiem ono jest, to światło, od Niego i jest to On Sam! I wtedy trzeba sądzić, że jest obecny, kiedy niby Bóg „inny” przyjdzie w dom kogoś wyznającego i zaświeci – albo też nie przyszedł i nie zaświecił! Tak też i dusza pozostaje bez światła, bez jego widoku, a kiedy otrzyma światło, ma to, czego szukała, żeby dotknąć Tamtego Światła i ujrzeć Je Nim Samym, nie światłem czegoś innego, lecz Tym, który właśnie Je widzi, albowiem To, od czego otrzymała światło, jest Tym, co trzeba ujrzeć: przecież i słońca nie widzisz światłem innym! Jakże wiec to się stanie? Odrzuć wszystko!  ( Eneady).

Plotyn z trudem wykuwał słowa by opisać to, co jest niewyobrażalne. Najczęściej mówił nie o Bogu, ale o Jedności, Jedni do której można powrócić, w której można być już tylko w środku, będąc Nią samemu. To jest „ unio mystica”. I w tej „niegrzecznej” myśli upatruję możliwość dialogu z buddystami. Nie może się on oprzeć na samej wierze w „Boga” bo buddysta nie wierzy w „Boga”. Dla niego jest to „ ciało Rzeczywistości”, Niewyrażalne, najwyższy Byt, Nirwana osiągalna tylko w ekstazie. Podobnie jak u Pseudo – Dionizego Areopagity jest to otchłań Bóstwa, „ boska ciemność” i nie można jej nazwać, a Osoby bóstwa są jej przejawami (Teologia mistyczna). Co Budda nauczał o tej Rzeczywistości ?:

I s t n i e j e , bracia, coś, co nie jest zrodzone, nie stało się, nie zostało uczynione, ani złożone. Gdyby nie było, bracia, tego, co nie zrodzone, co się nie stało, nie zostało uczynione ani złożone, nie byłoby żadnej ucieczki od tego, co zrodzone, zaistniałe, uczynione, złożone.(Udana,80—1. Z palijskiego kanonu buddyzmu Hinajana).

Tu są punkty wspólne pomiędzy Jednią Plotyna , otchłanią Bóstwa i Podstawą wszelkiej egzystencji Hinajany. Czy wychodzenie umysłem poza logikę jest w ogóle możliwe? Grecki filozof odpowiada twierdząco. Plotyn stawia wyżej oglądanie, „ dotykanie”, bezpośrednie patrzenie na Boga w tym życiu, niż pośrednie poznanie logiczne. Ale przecież zwykle nie oglądamy Boga, a jedynie za życia do niego dążymy. W tym dążeniu doskonali się nasze człowieczeństwo. Medytacja przechodząca w kontemplację i ekstazę wydają się nam nonsensem!?

Jednakże, myśl Plotyna o połączeniu się z Jednią przez oglądanie Boga bardzo silny wywarła wpływ na wszystkich mistyków i wielkich świętych chrześcijaństwa. Święty Augustyn podobnie przedstawił wzlot duszy ku Bogu w słynnej wizji w Ostii nad Tybrem. Rozmawiał z matką o codziennych sprawach. Oboje wznosili się duchem coraz wyżej. „I gdy tak w żarliwej tęsknocie mówiliśmy o niej ( o wiecznej Mądrości), dotknęliśmy jej na krótkie mgnienie całym porywem serca”        ( Wyznania).

Problem w tym, że trzeba „odrzucić wszystko”. A czy jest to możliwe w dzisiejszej, niespokojnej rzeczywistości? Gdziekolwiek szerzy się nowoczesna cywilizacja, znika wszelka świętość, poczucie sacrum, świadomość transcendentnej Rzeczywistości. Potrzeba dużo spokoju, odosobnienia —warunków tak trudnych dziś do spełnienia. Być może, że doświadczenie mistyczne Plotyna będzie dla kogoś sposobnością do własnego szukania Boga. To jedyna racja tego artykułu. Jednak na co dzień jeśli już, to medytujmy z buddystami bardziej rzeczowo, np. na temat ekologii, biedy i pokoju między ludźmi. A resztę pozostawmy Bożej Opatrzności. On Sam wszystko doprowadzi do pełnej doskonałości.

Bóg Mahatmy Gandhiego

Spoglądam na Bhagawadgitę przełożona przez Wandę Dynowską, a wydaną przez Bibliotekę Polsko – Indyjską w 1947 roku. I trzymam w ręku Biblię otwartą na Kazaniu na Górze. Te dwie niezwykłe księgi spotkałem niegdyś wystawione obok siebie w gablocie Muzeum Mahatmy Gandhiego w Delhi i tam na ścianie odczytałem zdanie:          Życie moje było otwarta księgą. Nie mam tajemnic.

Myśl Ojca Narodu nawiązuje szczególnie do tych dwóch ksiąg. Gandhi usiłował Gitę ogarnąć, zgłębić i interpretować. Czerpał z niej szczególnie naukę o bhakti i czynie wypełnianym bez przywiązania do jego owoców (karman). A zatem wiązał dwie drogi jogiczne, działania i modlitwy w jedną. Całe jego życie było podążanie za Prawdą, którą utożsamiał z Bogiem. Droga do zjednoczenia z Bogiem wiodła przez działanie, organizowanie biernego oporu (ahimsa), przez pracę, post i modlitwę. I na tej drodze bhakti doświadczał miłości Boga osobowego.

We Mnie pogrąż twą myśl, żarliwą uwielbij mnie miłością,
Mnie poświęcaj rzecz każdą, Mnie cześć najwyższą oddawaj,
A wstąpisz we Mnie, zaręczam ci to, boś drogi Mi jest. (Bh.XVIII,65).

Gdy go pytano, czy jest hinduistą, odpowiadał na to: Tak, jestem, ale jestem także chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą i żydem.
Zachwycał się Kazaniem na górze, ale jak pojmował Jezusa? Czy porównywał Krysznę do Chrystusa? Bhagawadgita mówi o Krysznie, że jest Istotą Najwyższą, przenika cały świat stworzony i przebywa w sercu każdego człowieka. Ale Kryszna jest postacią mityczną. Miłość Kryszny to pełna legend i ludowych podań miłość radosna, nawet ekstatyczna. Natomiast miłość Chrystusowa jest historyczna, ukazana w męce pełnej krwi i potu. A jednak i miłość radosna i pełna cierpienia jest objawieniem i dopełnia się wzajemnie. Czy Gandhi pojmował Boga, który cierpi i umiera na krzyżu? Trudne pytanie.

„Naprawdę raz poważnie myślałem o przyjęciu wiary chrześcijańskiej, łagodna postać Chrystusa, tak cierpliwego, tak dobrego, tak kochającego, tak pełnego przebaczenia, że nie nauczał swych uczniów by walczyć z wrogiem, lecz by nadstawiać drugi policzek, była pięknym przykładem doskonałego człowieka. Przekaz Jezusa, jakim ja go rozumiem, zawiera się w nieskażonym i wziętym jako całość Kazaniu na Górze. Jeśli miałbym stanąć naprzeciw tylko tej nauki i mojej własnej interpretacji jej, nie powinienem zawahać się by powiedzieć ‘O tak, jestem chrześcijaninem’. Moim skromnym zdaniem jednak, to co współcześnie uchodzi za chrześcijaństwo jest negacją Kazania na Górze. Mówię o przekonaniach chrześcijan i chrześcijaństwa takiego jakim jest ono rozumiane na zachodzie” ( Autobiografia).

Osiem błogosławieństw Jezusa dla biednych, łagodnych, czyniących pokój czy cierpiących prześladowania, nakaz miłości nieprzyjaciół, zakaz cudzołóstwa, zbytnie troski o swoje ciało czy ubranie, wszystkie te ewangeliczne rady Mahatma stosował w codziennym swym życiu. Jednak widział, że ta nauka stanowiąca konstytucję Królestwa Bożego nie jest przestrzegana przez chrześcijan. Czy można dziwić się, że chrześcijaństwa formalnie nie przyjął? Kazanie na górze zawiera elementy trudne do wypełnienia, jednak obowiązujące wszystkich chrześcijan. Jednak ich praktykowania nie dostrzegł ani w Anglii, gdzie studiował, ani w RPA, gdzie był prześladowany. Czy myślał wtedy o słowach Jezusa : „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie”? Wyrzucić z Afryki Południowej jednak się nie dał. Mając prawnicze przygotowanie podjął walkę o równouprawnienie dla Indusów. Wtedy narodziła się satjagraha – metoda walki bez użycia przemocy.

Często po powrocie do Indii więziony, wykazywał niezwykły hart ducha, a jako formę walki stosował m. in. długotrwałe głodówki przeciw dyskryminacji również najuboższych pariasów ( tzw. niedotykalnych). Po Indiach wędrował boso od wsi do wsi w białej dzianinie przez siebie utkanej i godził zwaśnionych ludzi. Zapoczątkował ruch biernego oporu przeciw Anglikom m.in. poprzez bojkot angielskich materiałów. Miał ogromny wpływ na odzyskanie przez Indie niepodległości, ale i na zwaśnionych ze sobą hindusów i muzułmanów. Już sama jego obecność wystarczała do stłumienia rozruchów czy zamieszek. Był krytykowany za łagodną postawę wobec islamistów i wielbiony przez postępowych hindusów. Religijni przywódcy hinduscy, sikhijscy i muzułmańscy zapewniali go, że wyrzekli się już przemocy i wzywali do pokoju. A jednak 30 stycznia 1948 roku Gandhi został zastrzelony przez fundamentalistę i szowinistę hinduskiego – N.V.Gotshe, gdy udawał się na spotkanie modlitewne w Birla House w Nowym Delhi.

Pośród śmierci trwa życie, pośród kłamstwa trwa prawda, pośród ciemności trwa światło. Stąd wnioskuję, że Bóg jest życiem, prawdą i światłem.      ( Gandhi).

Joga — droga zjednoczenia?

Niezwykle barwną postacią dialogu międzyreligijnego  jest Bede  Griffiths,  benedyktyn,  filozof i pisarz katolicki, który  po gruntownych studiach myśli Orientu  wyjechał do Indii, gdzie podjął  życie ubogiego mnicha – sannjasina . Pisał: „ Muszę być  hinduistą, buddystą, dżainistą, Parsem, Sikhem, muzułmaninem i żydem tak samo jak chrześcijaninem, jeżeli mam poznać Prawdę i znaleźć punkt zgodności w wszelkiej religii” ( Powrót do środka). Dla Griffithsa  Kościół jest powszechny, a zatem powinien  wcielić w siebie  wszystko , co prawdziwe w innych religiach, a szczególnie wielkie tradycje buddyzmu i hinduizmu. Ten angielski benedyktyn nigdy nie powątpiewał w swoją chrześcijańską tożsamość , ale  jego pojęcie Kościoła jest szczególne.  Zmarł w 1996 roku w prowadzonym przez siebie i kilkunastu hindusów   klasztorze-aśramie w Shantivanam, miejscu spotkań ekumenicznych, modlitwy i liturgii .

Beda  rozumiał tajemnicę Boga jako niewyrażalną  Rzeczywistość, jednak dostępną dla każdego człowieka , bo ukrytą w jego sercu. Dotarcie do niej  wymaga całkowitego oderwania od  świata, osiągalnego  np. poprzez jogę. To, co proponował, różni się jednak zdecydowanie od przeróżnych płatnych kursów jogi  oferowanych  niemal w każdym mieście Zachodu.  Zajęcia te obejmują jedynie pierwsze cztery stopnie klasycznej jogi, hata-jogę. Prowadzone przez ignorantów mogą być niebezpieczne, jako że  prawdziwym joginem  może być tylko Hindus. Tak naprawdę,  rdzenny Europejczyk nie potrafi nawet usiąść w pozycji pełnego lotosu (asana).  Joginowi  nie chodzi o  zdobywanie nadzwyczajnych mocy i umiejętności. W  jodze hinduskiej   materia i życie, ludzka świadomość i  doświadczenie osobowego Boga  nie zatracają się  w prawdziwej  Rzeczywistości. Raczej ulegają ewolucji  ku boskiemu życiu, w którym nie unicestwiają się , lecz zostają spełnione.

 Musi być ruch  wznoszenia się… i ruch  schodzenia pozwalający Duchowi  wniknąć w głębię materii  i podnieść ją do  nowego sposobu  istnienia… Dla chrześcijanina wszystko to już nastąpiło  w Zmartwychwstaniu Chrystusa. W Jego ciele materia została przekształcona, ażeby stać się ciałem duchowym, które jest ośrodkiem życia  boskiego.  Ludzkie  ciało przez styczność  z ciałem Chrystusa                ( Eucharystia), które nie jest już dłużej  ograniczone przez przestrzeń i czas, ma w sobie ziarno boskiego życia. (Powrót do środka).

A zatem joga jest  niezasadna  dla chrześcijaństwa. Czy to znaczy, że joga  ma cechy diaboliczne?  Nie sądzę.   Joga jest jednym z najstarszych i największych systemów filozoficzno-mistycznych świata. Ma pochodzenie  przedaryjskie; dopiero później została zaadoptowana  przez hinduizm. W Indiach słowo joga odnosi się potocznie do wielu form ascetycznych powszechnie stosowanych. Jest droga modlitwy (bhakti), droga wiedzy (dżana) i droga działania  (karman). Większość hindusów odnajduje drogę zjednoczenia z Bogiem poprzez działanie. Można być zbawionym poprzez prace,  trzeba ją jedynie wykonywać w pewnym oderwaniu, ofiarować Bogu. Byłem wystarczająco długo  w Indiach, by odnieść przekonanie, że asceci hinduscy, których spotkałem, sadu, jogini,  sannjasini   są normalnymi, przemiłymi i bardzo pracowitymi ludźmi, kochającymi Boga. Wszystkie trzy  drogi jogi właściwie w życiu codziennym hindusów  się krzyżują.   Podziwiałem ich religie –  wielki, godny podziwu wysiłek, skierowany  ku osiągnięciu zbawienia.

Dyscyplina jogi jest metodą oczyszczenia  ciała, umysłu i duszy, przygotowaniem do  błogosławionej wizji i niczym więcej. Na  najwyższym stopniu, samathi, dusza ogląda i posiada Boga (Radhakrishnan).

Zdaniem  Griffithsa, w tym najwyższym stanie, samathi,  rozróżnienie między Bogiem a duszą zostaje przekroczone. To nie Bóg pozostaje, ale absolutna transcendencja, otchłań Bóstwa.  Myśl tu ustaje i  wszystko jest ciche. Ale w tej ciszy  kryje się Słowo, które jedynie pojmuje Ojca,  Słowo w którym  wszystko odwiecznie istnieje.  W owym Słowie obecny jest Duch, a Duch ten jest  Miłością zbierającą wszystko w jedno.    Beda  mniej więcej tak rozumiał chrześcijańską jogę.  Zbliżył się do mistyków hinduskich, oswajał  ich, wraz z nimi mieszkał i medytował. Uważał, że  oba rodzaje jogi hinduska i chrześcijańska  nie muszą się wykluczać.  Celem jogi hinduskiej może bowiem  być również  uwielbianie Boga lub zjednoczenie się z absolutem. Przyświecał mu jeden cel:   „ Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie a Ja w Tobie, aby i oni  stanowili w  Nas jedno ” (J 17,21).

Głębokość   myśli  tego benedyktyńskiego mnicha  nie łatwo przeniknąć. Jest  oczywiste, że dla Griffithsa  Bóg w Trójcy jedyny  jest Bogiem wszystkich narodów.  Czy zatem joga jest jedną z możliwych dróg zbawienia i  zjednoczenia? Czy może prowadzić do jedności? Jeśli  biblijne „ wieczne  przymierze”  ( Rdz 9,16) zawarte przez  Boga  z Noem jest zapowiedzią   zbawienia całej ludzkości, to czemu nie ?

***

Osobne zagadnie stanowi  Joga buddyjska, której  celem jest zawsze osiągnięcie wyzwolenia z kręgu narodzin i śmierci. Wymaga oddzielnej  refleksji  w kontekście  omówienia  dialogu  chrześcijańsko-buddyjskiego.

 

Brat Boga i ludzi wypalonych płomieniem

Moja  p o w o l n a „odnowa” w duchu, a raczej wewnętrzne odrodzenie, to odkrywanie duchowości Tomasza Mertona. Dobrze pamiętam ów zimowy wieczór z końca lat siedemdziesiątych, gdy jeszcze w depresji, ( byłem w toksycznym związku) ale już ze światełkiem nadziei, wychodziłem z gabinetu księdza Prof. Czesława Cekiery z książką    „Nikt nie jest samotną wyspą”. A później następne spotkania z Księdzem Czesławem i kolejne cuda : „ Posiew kontemplacji”, „Znak Jonasza” , „ Chleb żywy”. Każda z tych lektur była wstrząsem duchowym, stopniowym jednaniem się z Kościołem i rozstaniem z ateizmem.

Dzięki książkom  Mortona  zrozumiałem wówczas, czym jest miłość fałszywa, zaborcza i nietolerancyjna. Miłość zła, która nie szanuje czyjejś osobowości, pragnie ją przerobić na swój obraz, uczynić swym więźniem i niewolnikiem. Przeciwnie, miłość prawdziwa ma na uwadze czyjeś dobro. Nie koncentruje się na własnym „ego”, nie dąży do unieszczęśliwienia innych przez podporządkowanie ich sobie. To co kocham, mówi mi, jakim jestem . Tego nauczyłem się od Mertona.

Podobnie jak ten trapista, Ojciec Ludwik, całe swoje chrześcijańskie życie szukałem Boga. Wybrałem Kościół świadomie tak jak on. I podobnie t r w a m w Kościele nie z tego powodu, że czuję się w nim spełniony, wręcz przeciwnie, lecz dlatego, że wlekę się w nim dalej w poszukiwaniach siebie i Chrystusa.
Merton wybrał życie samotne, ale przecież nie odgrodził się od świata. Był prekursorem ekumenizmu i zbliżenia między religiami. Wyjeżdżał na Daleki Wschód nie po to, żeby nawracać, ale żeby wraz z mnichami buddyjskimi medytować. Pisał:

Siedzenie w domu i medytacja nad boską obecnością na nasze czasy nie wystarczy. Musimy się wybrać w długą podróż i przekonać się, że obcy, którego tam spotkamy, nie jest inny od nas – co jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że znajdziemy w nim Chrystusa…. Wierzę, że otwierając się na buddyzm, na hinduizm i na te wspaniałe tradycje Azji, zdobywamy cudowną szansę dowiedzenia się czegoś więcej o możliwościach tkwiących w naszych własnych tradycjach, ponieważ tamte religie dotarły, z punktu widzenia natury, o wiele głębiej niż my.( Dziennik azjatycki, Znak, Kraków 1993).

„Wobec tego znikam”- podobno to były ostatnie słowa Thomasa Mertona do uczestników konferencji w Bangkoku w dniu 10.grudnia 1968. Zginął porażony prądem w swym pokoju hotelowym. (Były  domysły, że został zamordowany przez fanatycznego Azjatę ). Ale nie znikł, wręcz przeciwnie, myśl jego ciągle pulsuje życiem i aktualnością.

Merton jest przede wszystkim mistrzem życia kontemplacyjnego. Modlitwa jest dla niego „upodobaniem sobie pustyni, pustki, ubóstwa. Gdy człowiek zaczął już poznawać sens kontemplacji, intuicyjnie i spontanicznie poszukuje ciemności, nieznanej ścieżki ogołocenia, którą przedkłada ponad każdą inną drogę”. A co jest sensem kontemplacji? Pisarz odkrywa go nieznacznie na ostatnich stronach swej autobiografii. To szukanie nie siebie, ale Boga i rozważanie nie tego kim jestem, ale kim jest Bóg. To trwanie całym sobą przed Bogiem. I wyniesienie na wyżynę ponad poziom myślenia.

Modlitwę Mertona można przyrównać do najpiękniejszych psalmów, a jeszcze bardziej do „Wyznań” Augustyna. Ma poczucie przepaści między sobą a Bogiem. I dlatego pragnie samotności – zniknięcia z oczu wszelkim rzeczom, które zasłaniają mu Boga. Wie bowiem, że tylko w wewnętrznej pustce będzie mógł dojść do Niego. Wcześniej czuł się nieszczęśliwy wśród zgiełku rzeczy. Teraz przychodzi moment, kiedy przestaje się o to troszczyć. Już go nie ranią ani nie dotykają. Ogarnia Go mistyczna radość płynąca z najgłębszego cierpienia. To już jest najczystsza mistyka; pieśń płynąca z wewnętrznego zjednoczenia z Panem.

Słyszę Cię, mówiącego do mnie: „Dam ci wszystko, czego pragniesz. Poprowadzę cię w samotność, poprowadzę cię drogą, której nie potrafisz absolutnie zrozumieć, bo chcę, żeby to była droga najkrótsza. Wszystkie rzeczy wokoło ciebie uzbroją się przeciwko tobie, aby się wyrzec ciebie, aby cię ranić, aby ci sprawić ból, a przez to doprowadzić cię do osamotnienia. Ich wrogość sprawi, że pozostaniesz wkrótce sam… Nie pytaj, kiedy ani gdzie, ani jak się to stanie. Czy na jakiejś górze, czy w więzieniu, czy na pustyni, czy w obozie koncentracyjnym, czy w szpitalu… Zakosztujesz prawdziwej samotności mojej męki i mojego ubóstwa i poprowadzę cię na wyżyny mojej radości; umrzesz we Mnie i odnajdziesz wszystkie rzeczy w głębi Mojego Miłosierdzia, które stworzyło cię w tym celu i prowadziło cię …abyś mógł stać się bratem Boga i nauczyć się poznawać Chrystusa ludzi wypalonych płomieniem”. ( Siedmiopiętrowa Góra).
The rest is silence

Andrzej Frycz Modrzewski–święty czy heretyk?

Dla wybitnego historyka Stanisława Kota „Frycz z Modrzewa” był myślicielem i moralistą świętym*.

Jest to jeden z najgłębiej i najsamodzielniej myślących ludzi dawnej Polski… Głęboka, chrześcijańska miłość bliźniego skłoniła go do wystąpienia w rozprawach polityczno-społecznych „ De poena homicidii ” przeciwko nierówności praw, faworyzujących szlachtę… W dziele „ De republika emendanda” przedstawia renesansowy ideał państwa, stworzony w oparciu o podstawy etyczne… Wyprzedził swój wiek, a nawet wieki późniejsze, mówiąc o konieczności równouprawnienia wszystkich warstw społecznych, o konieczności budowania życia społecznego i politycznego na moralności chrześcijańskiej.

Dla Kota nie jest herezją to , że ten wybitny reformator społeczny przyjął niższe święcenia kapłańskie, a jednak podczas licznych podróży nawiązał kontakty z M.Lutrem i Ph. Melanchtonem i coraz bardziej odchodził od ortodoksji.
Inaczej postrzega renesansowego pisarza mój mistrz, ks. Prof. Tadeusz Gogolewski, w swej pracy doktorskiej obronionej w 1951 roku*. Jest to studium historyczno-krytyczne w tradycyjnej, teologicznej formie. W pracy o Modrzewskim ksiądz Profesor konstatuje:

Założeniem… teologii Frycza był tak zwany dogmatyczny irenizm, polegający na świadomym wyszukiwaniu elementów zbieżnych między katolicyzmem a jego odłamami protestanckimi… Przy tym stawiał on sobie jako program rozwiązanie kompromisowe w oparciu o idealny obiektywizm, w wykonaniu jednak przechylał się zdecydowanie na jedną ze stron, które zamierzał godzić. W rezultacie linia rozwojowa samego Frycza naznaczona jest coraz większym radykalizmem, przechodzącym w agnostycyzm teologiczny o posmaku socyniańskim. ( z Przedmowy).

Rzeczywiście Modrzewski głosił ideę zjednoczenia wszystkich chrześcijan, a wraz z nią przyjmował koncepcje koncyliaryzmu, odrzucał nieomylność papieża, rozpowszechniał projekt reformy Kościoła. To spowodowało prześladowania, choć nigdy nie zmienił wyznania. Jest prawdą, że zbliżył się do obozu kalwińskiego i ariańskiego a także braci polskich, ale nie akceptował ich w całości. Polemizował listownie z Hozjuszem, który zaatakował jego protestanckie tezy o usprawiedliwieniu. Spór z Orzechowskim  o wiarę spowodował kolejne prześladowania. Papież Paweł VI umieścił pisma Frycza na indeksie, odebrano mu jako heretykowi parafie brzezińską i wójtostwo w Wolborzu. Bezdomny, tułał się  po różnych miejscowościach, wreszcie  zmarł  w wyniku grasującej zarazy.

W mojej ocenie Andrzej Frycz Modrzewski nie jest ani świętym, ani heretykiem, ale jednym z najwybitniejszych polskich teologów. Nie może go  zatem zabraknąć na mojej liście bohaterów wiary. W dużym stopniu jego przekonania doczekałyby się uznania w dobie soboru Watykańskiego II ( na przykład postulat ‘powrotu do źródeł’ czy doktryna o usprawiedliwieniu). Ciekawe, gdyby żył w naszych czasach, jakby postrzegał synodalny wymiar Kościoła Franciszka,  bliski poglądom Frycza.

W 2012 r. Sejm RP na drodze aklamacji przyjął uchwałę, w której uczcił jego pamięć oraz wyraził uznanie dla dorobku twórczego.Jest pewna myśl Frycza szczególnie mi bliska:Kto ma uzasadnione wątpliwości, osiągnie wiedzę.

Przypisy
* St. Kot ‘Andrzej Frycz Modrzewski’ w : encyklopedii Ultima Thule, tom VII,s.367
* Ks. Tadeusz Gogolewski, Teologia Andrzeja Frycza Modrzewskiego, UW 1951. Jest to studium historyczno-krytyczne wyłożone w tradycyjny sposób. Później pod wpływem myśli soborowej, Profesor zdecydowanie odszedł od teologii polemicznej na rzecz ekumenicznej. Stworzył własną wersję apologetyki jako metanauki, nieposługującej się argumentami ani wyznaniowymi ani nawet religijnymi. Niestety, brak kontynuatorów tej idei.

Bóg czułości

Tytan ducha, św. Paweł, człowiekiem chorym i i wrażliwym? Również taki obraz Apostoła można dostrzec w Jego listach.

W słowie jest niewprawny ( por. 2 Kor 11,6)
Oszalały przez ludzi (2 Kor 12,11)
Usługuje wśród łez i doświadczeń( Dz. 20,19)
Zewsząd znosi cierpienia ( 2 Kor 4,7 – 8).

A jednak nie poddaje się zwątpieniu. I pomimo licznych prześladowań jest czuły i przyjacielski.

Raduje się z odwiedzin przyjaciół ( 1 Kor 16,17)
I wstawia się za niewolnikiem ( List do Filemona).
Smuci się, gdy ludzie go opuszczają ( 2 Tym 4 – 11)
Cieszy się, gdy przyjaciel go odnajduje ( 2 Tym 1,16 –17).
Na końcu zostaje całkiem sam ( Kol 4,14).

Pomijam całą teologię św. Pawła. Nie czuję się kompetentny, by dostatecznie nakreślić czym jest zbawienie z łaski przez wiarę w Jezusa Chrystusa, usprawiedliwienie i odrodzenie wewnętrzne, a wreszcie uświęcenie człowieka. Św. Paweł jest dla mnie bohaterem wiary ale i wzorem człowieczeństwa.

Bo być człowiekiem to odczuwać sympatię do drugiego człowieka i być dla niego serdecznym.

Prawdziwa przyjaźń towarzyszyła mu w jego podróżach apostolskich. Bardzo bliski był mu Tytus. Tymoteuszowi dawał rady dotyczące diety: „ Samej wody już nie pij, używaj natomiast po trosze wina ze względu na żołądek i częste słabości!” ( Tym 5,23). Opiekował się innymi, jak choćby owym młodzieńcem, który w czasie przydługiego kazania zasnął i wypadł przez okno.

A jakie są moje odczucia wobec bliźniego? Szczególnie, gdy ten bliźni inaczej myśli niźli ja, inny ma kolor skóry niźli ja i wierzy inaczej, niźli ja? Niedawno w moim mieście w parku ujrzałem i n n e g o  c z ł e k a; może opasanego pasem szahida, z plecakiem pełnym broni , a może … chleba? Diabeł albo strach ma wielkie oczy, wprowadza do serca niepokój… A Jezus przecież jakoś tak mówił: Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie… Byłem głodny, a nakarmiliście mnie… Nie bójcie się! Jam zwyciężył świat!

Mogę oczywiście zamknąć się w swoim świadku wartości, być nieczułym na inne i na innych, zachwycać się oszałamiającymi uroczystościami i pięknem liturgii. Ale czy wtedy w końcówce życia potrafię pomodlić się tymi słowami:

„ W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary dochowałem. Na koniec odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi wręczy Pan, sprawiedliwy Sędzia” (2 Tm 4, 7 – 8).).

Bóg ludzi niereligijnych

Andrzej  Michniewicz anonsuje na blogu Teologowie książkę Teologie XX i XXI wieku Andrzeja Napiórkowskiego. W zamieszczonym spisie treści tej książki jest pastor baptystyczny Martin Luther King i inni, natomiast nie ma teologa luterańskiego, ekumenisty Dietricha Bonhoeffera- urodzonego we Wrocławiu, zamordowanego w obozie koncentracyjnym w 1945 roku. W moim poczcie bohaterów wiary Bonhoeffer zajmuje wysoką pozycję. Lektura jego „Modlitewnika Biblii” oraz listów i notatek z więzienia przekonuje, że doświadczył on Boga ludzi niereligijnych i cierpiących. To, że są ludzie niereligijni jest truizmem. Tak samo, jak to, że są ludzie niemuzykalni, niesłyszący, niewidzący. Nie znaczy to, że Bóg ich od siebie odepchnął. Dla Bonhoeffera jest Bóg ludzi niereligijnych!
Przytoczę parę jego głośnych stwierdzeń:

Nie akt religijny czyni chrześcijanina, tylko udział w cierpieniu Boga w codziennym życiu.
Dojrzałość świata, dzięki której zostają usunięte fałszywe wyobrażenia Boga, odsłania nam obraz Boga Biblii, który przez swą bezsilność zyskuje władzę i miejsce w świecie.
Ataki apologetyki na dojrzałość świata uważam po pierwsze za bezsensowne, po drugie za nieszlachetne, po trzecie za niechrześcijańskie. Bezsensowne, bo wygląda to jak cofnięcie człowieka, który stal się już mężczyzną, z powrotem do momentu dojrzewania, czyli uczynienia go zależnym od tego, od czego już nie jest zależny, wciągnięcie go w problemy, które dla niego nie są już problemami. Nieszlachetne — albowiem próbuje się tu wykorzystać słabość człowieka do celów mu obcych i nieakceptowanych dobrowolnie. Niechrześcijańskie — albowiem myli się tu Chrystusa z pewnym stopniem religijności człowieka, to znaczy z prawem ludzkim.

Trudno zgodzić się całkowicie z takim myśleniem. Choć jest oczywistą prawdą, że chrześcijaństwo w swej istocie nie jest religią ale wiarą. Spotkałem w moim życiu ( ba, mam w samej mojej najbliższej rodzinie) osoby, które kochałem i kocham,  ludzi, którzy wewnętrznie byli po prostu niereligijni. A przecież również czuli bliskość Boga, który ich kocha i za nich umarł na krzyżu.
Myślę, że to rozróżnienie pomiędzy człowiekiem religijnym i wierzącym jest ważne. Dobrze byłoby ostatecznie zdefiniować co oznacza w teologii religia, a co wiara. Przywódcy III Rzeszy byli luteranami, katolikami, na swój sposób zabobonni i religijni, ale czy byli ludźmi wierzącymi? Jak  ich wina odnosi się do samej istoty chrześcijaństwa, którą  jest Jezus Chrystus, wiara człowieka w Boga, który stał się człowiekiem?

Bóg historii

W kościołach mego miasta w tych dniach  czytana jest cała Biblia od pierwszych liter po ostatnie. Według naszych braci protestantów pierwsze księgi zawdzięczamy Mojżeszowi. Jak niewiele jednak o nim wiemy! Michał Wojciechowski w encyklopedii PWN Religia pisze o nim dwukrotnie mniej niż parę stron dalej Tadeusz Gadacz o Emanuelu Mounierze. Moim bohaterem wiary nie jest jednak Mounier , ale właśnie Mojżesz. I wcale nie chodzi mi o Dekalog, co do którego można mieć wiele zastrzeżeń. Interesuje mnie c z ł o w i e k     ( tutaj zgoda z Mounierem), który urodził się jako wolny i bogaty, wychowywany na dworze faraona przez księżniczkę egipską. Jednak ów  człowiek któregoś dnia  zabił nadzorcę niewolników, gdy ten katował niewolnika.  Ucieka przez pustynię. Tam objawia mu się JHWH.

Potem następuje wyprowadzenie Izraelitów z Egiptu. Długa wędrówka po pustyni, zawarcie przymierza, dalsze kluczenie po Synaju. Czy musiało wymrzeć całe pokolenie, aby lud był godny wejścia do Ziemi Obiecanej?
W każdym razie Mojżesz do ziemi Kanaan nie wszedł. Umierający, jedynie z daleka oglądał tę  ziemię ze szczytu góry Nebo. Czy nie był godny, ponieważ raz tylko zwątpił ? A może patrzył na nią jak na przyszłość, która jest nieznana?

Dla mnie Mojżesz jest postacią tragiczną. Czy był pierwszym inkwizytorem? Czy dla czystości kultu rzeczywiście wyciął kilka tysięcy ludzi? Tego nie wiemy. Musiał mieć silną depresję. Gdy tylko przychodziły sukcesy, zaraz po nich niepowodzenia. Ciągle musiał borykać się z ludem o mentalności niewolniczej, chętniej czczącym złotego cielca niż JHWH, którego imię do dziś nie wiadomo, co dokładnie oznacza. Ktoś zauważył, że tzw. II Mojżeszowa nie powinna nazywać się Księgą Wyjścia, ale błądzenia po pustyni. Czy był dobrym pasterzem i dobrym treserem?

R. Rynkowski w dzisiejszym wpisie wskazuje na nowy przekład przypowieści o pasterzu ( J 10,1-5):

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. (2) Kto jednak wchodzi przez bramę, jest treserem owiec. (3) Temu otwiera odźwierny, a owce muszą słuchać jego głosu; woła on do swoich owiec „ty” i wyprowadza je, a wobec każdej stosuje te same procedury. (4) A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ zostały dobrze wytresowane. (5) Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają tresury obcych.

Na pewno  koczujący lud  wymagał silnej tresury. Biblia podaje, że za każdym razem, gdy Mojżesz borykał się z ludem, i ten go przygniatał, do akcji wkraczał Bóg, by krnąbrny lud ukarać.
Prowadził go jednak Bóg przez znaki, cuda i wojny ręką mocną i wyciągniętym ramieniem. Mojżesz wydaje się być pokonany. Jednak jego dzieło przetrwa, choć  będzie skazane na ciągłe niepowodzenia i porażki, wierności i odstępstwa, nie pozbawione jednak nadziei… Bóg ukazuje się nam jako Pan historii.

Tydzień Biblijny

Warto odnotować na blogu teologicznym Tydzień Biblijny, który rozpoczął się w Kościołach wczoraj. Być może warto wyciągnąć Biblię i poczytać. A jeśli nie, to może sięgnąć do jednej z najsłynniejszych apologii chrześcijaństwa, tj. do ‘ Myśli’ B. Pascala. Tam Pascal jeden z rozdziałów  poświęcił proroctwom. Chciałbym tu przytoczyć myśl 710 i 727 w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego.
Oddaję głos Pascalowi:

Gdyby jeden człowiek napisał księgę przepowiedni Chrystusa co do czasu i sposobu i gdyby Chrystus przyszedł zgodnie z tymi proroctwami, byłaby to siła nieskończona. Ale tu jest o wiele więcej. To cały szereg ludzi , którzy przez …tysiące lat, stale i niezmiennie, zjawiają się jeden po drugim, aby przepowiedzieć to samo wydarzenie (Myśli 710).

Urodzi się dziecko. Iz 9,6.
Urodzi się w mieście Betlejem. Mi 5,2. Pojawi się głównie w Jerozolimie i urodzi się z pokolenia Judy i Dawida.
Ma oślepić uczonych i mędrców Iz 6,10; 8, 14, 15; 19,10 i zwiastować Ewangelię ubogim i maluczkim. Iz 19, 18, 19; otworzyć oczy ślepym i i wrócić zdrowie kalekom, i zawieść do światła tych, którzy schną w ciemnościach . Iz 61,1.
Ma uczyć drogi doskonałej i być nauczycielem narodów.
Proroctwa mają być niezrozumiałe przez bezbożników, Dn12,10; Ozeasz 10…
Proroctwa, które Go przedstawiają ubogim, przedstawiają Go panem narodów. Iz 52, 14; 53,2,3; Za 9,9…
Iż ma być ofiarą za grzechy świata. Iz 39,53.
Ma być szacownym kamienieniem węgielnym. Iz 28, 16.
Ma być kamieniem obrazy i zgorszenia. Iz 8. Budowniczowie mają odrzucić ten kamień. Ps 117. Bóg ma uczynić z tego kamienia węgieł narożny…
Że tak ma być odrzucony, zapoznany, zdradzony, Ps 108,8, sprzedany, Za 9,12, opluty, spoliczkowany, wyszydzony, udręczony na wszelki możliwy sposób, napojony żółcią, Ps 68,22, przeszyty, Za 7,19, z nogami i rękami przekłutymi, zabity, a szaty Jego na los rzucone.
Iż zmartwychwstanie, Ps 15,10, trzeciego dnia. Ozeasz 4,3.
Iż wstąpi do nieba, aby usiąść po prawicy. Ps 109,1…
Iż królowie ziemi i wszystkie ludy ubóstwią Go. Iz 60,14.
Iż Żydzi przetrwają jako naród. Jr,31,36.
Iż będą się błąkali, bez króla Oz 3,4, bez proroków, Amos 8,12, czekając zbawienia, a nie znajdując go, Iz 59,9.( Myśl 727).

***
Fakt występowania w historii Izraela proroków na przestrzeni jedenastu wieków głoszących nadejście Jezusa z Nazaretu  jest niezwykły. Pochylił się nad tymi proroctwami Pascal-wielki matematyk i fizyk, i pochylają się nad nimi nadal ludzie szukający Boga.