Archiwum kategorii: Robert Koss

Mgr teologii w zakresie apologetyki. Emeryt mieszkający na Mazurach.

Co to za nauka? /Mk 1,27/

 

Pieśń druga o przedwielkanocnym Jezusie.

To Ewangelia o Synu Bożym / Mk 1,1/
Jezusie, co po Galilei z dwunastoma chodził, głosząc:
Wypełnił się czas, bliskie jest królestwo …/ Mk 1,15/.
A to oznaczało: oto jest tu Bóg. Co uczynicie?
Uczył mądrze w przypowieściach o „ godzinie zero” / C. H. Dodd/.
O rolniku wypatrującego już czasu żniw / Mk 4,28 – 29/
O poszukiwaczu perły, ryzykującego dla niej wszystko / Mt 13,45 – 46/
O oskarżonym, by śpieszył się pojednać przed sądem / Mt 5,25 –26; Łk 12,58/.

Był to Jego czas, gdy stał przed nimi i nauczał.
Godzina decyzji – z Nim lub przeciw Niemu?
To czas, w którym historia osiąga wypełnienie:
„Aż do Jana sięgało Prawo i Prorocy; odtąd
Głosi się Dobrą Nowinę o królestwie Bożym” / Łk 16,16/.
Dla ubogich w duchu, smutnych, cichych, wyzyskiwanych,
Miłosiernych, czystego serca, pokój czyniących, prześladowanych / Mt 5,1 –11 i par/.
A „ tłumy zdumiewały się Jego nauką” / Mt 7,28/.

Gdy zaś ucztował u kresu dnia, proklamował:
Przyjdźcie na ucztę wszyscy, bo już wszystko gotowe ! / Łk 14,17/
A jednak w Nazarecie nie wywoła wiary / Łk 6,1 – 6/.
Kafarnaum, Betsaidy, Chorozain nie skłoni do pokuty / Łk 10,13 –n15/.
I wtedy poznał, ze reakcja ludzi jest absurdalna:
„Zamierzają przyjść i porwać Go, aby obwołać królem” ! / J 6,15/.
Wówczas skłonił tłum do spokojnego rozejścia się / Mk 6, 46/
A sam samotnie odszedł modlić się w góry / Mk 6,46/.

Czy już wtedy wie, że nauki jego nie przyjmą?
I będzie musiał odejść i cierpieć w Jerozolimie… ?
Jan już nie żyje, a Jego uprzedzają:
„Wyjdź i uchodź z Galilei, bo Herod chce Cię zabić”/ Łk 13,31/.
Królestwo dla Niego będzie oznaczać cierpienie.
A przecież Jezus spełniał obowiązki Żyda.
Modlił się i w szabat uczęszczał do synagogi.
Lecz łamał przepisy dotyczące szabatu / Mk 2, 23 – 3,6/.
A także post i zachowanie czystości / Mk 2,18 – 22; Mk 7,1 –23/.

Nie powinien ucztować z kultowo nieczystymi
Których przecież uważano za bezbożnych!
Wspólnota stołu jest wspólnotą życia / J. Jeremias /.
Wspólnota stołu stoi przed obliczem Boga / judaizm/.
„Posilanie się Jezusa … znakiem uczty eschatologicznej,
Niejako antycypacją uczty zbawczej u kresu czasu / Mt 8,11 par/
W której już teraz gromadzi się gmina świętych” / J. Jeremias/.

Jezus przyjmuje grzeszników do swej wspólnoty /Łk 5,27 –32/.
Przyjmuje ich tym samym do wspólnoty z Bogiem.
A to oznacza, że odpuszcza im grzechy,
Co powoduje od początku zarzut: „ On bluźni” / Mk 2,6/.
Postępuje tu tak, jakby zajmował miejsce Boga.
Przez Niego realizuje się miłosierdzie Boga?
W Nim nadchodzi Królestwo Boże w miłości?
Jest Kimś więcej, niż Rabbi, jak prorok lub mędrzec?

Zapewne już współcześni dopytywali się:
„ Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą” / Mk 1,27/.
On już w Kazaniu na Górze łamie Prawo,
Zwłaszcza w pierwszej, drugiej i czwartej antytezie –
Uważanych za pierwotne – przewyższa judaizm / Mk 5,21 – 26; 5,27 –30; 5,38 – 42/.
„ Słyszeliście, że powiedziano przodkom…” / Mt 5,21 i in./
„ A Ja wam powiadam … zaprawdę, powiadam ci…” / Mt 5,22 – 26/;
Jezus rości sobie prawo wypowiadania Słowa Bożego.

Jego Słowo to nie jest słowo proroków:
„ Tak mówi Pan” ; albo „ wyrocznia Jahwe”.
Jezus zrównuje swoje słowa ze Słowem Bożym.
Mówi jako ten, który ma królewską władzę / Mk 1,22,27;2,10/.
Kim on jest? Jakie ma mniemanie o sobie?
„ Jeśli życie Jezusa było życiem nie-mesjańskim
nie można wytłumaczyć, dlaczego został skazany na śmierć ” / A. Schweitzer/.
I sam wypytuje uczniów: „ Za kogo uważają Mnie ludzie?” / Mk 8,27/.

Odpowiadają różnie, a Szymon Piotr wyznaje: „ Ty jesteś Mesjasz” / Mk 8,29/.
Jezus po tym wyznaniu przykazuje uczniom
By nikomu o Nim nie mówili / Mk 8,30/.
I przeciwstawia wyznaniu Szymona Piotra
Słowa o czekającym Go cierpieniu / Mk 8,31 –32/.
„Jądro tej historii jest historycznie uzasadnione” / R. Pesch/.
Jezus zostanie skazany jako Król Żydowski / Mk 15,26 par/.
Potwierdzają to wszystkie cztery Ewangelie.

Czy Wysoka Rada wymusiła zeznanie, iż jest Mesjaszem?
To bardzo prawdopodobne…/ Łk 22,66 – 71 i par./
Gdyby zaparł się tego tytułu , zaparłby się
Wszystkich swoich eschatologicznych żądań.
Cała jednak głębia osobistego wystąpienia Jezusa
I cała tajemnica Jego osoby zawiera się w określeniu:
Syn i Syn Boży / O. Cullmann, J. Jeremias, ks. G. Strzelczyk/.
Człowiek Jezus z Nazaretu Synem Bożym.

Dla starotestamentowego judaizmu jest to niemożliwe.
Synostwo Boże polegać może co najwyżej na adopcji.
Ponadto Jezus nigdzie nie nazywa siebie Synem Bożym!
Ale Jezus podkreśla zawsze: to „mój Ojciec” /Mk 14,36 par; Mt 11,25 par/.
A to nie to samo co „wasz Ojciec” / Łk 6,36; 12,30.32/,
Względnie „wasz Ojciec, który jest w niebie” / Mk11,25 par; Mt 23,9/.
W tym ekskluzywnym „ Ojcze mój” przebija niezwykła więź.
Ujawnia się tu szczególna świadomość synostwa.

Jezus jest Synem w szczególny, jedyny i wyłączny sposób.
Jezus i Jego wiara we współudział wszechmocy Ojca
Uzdrawia nie tylko chłopca cierpiącego na epilepsję / Mk 9,39/.
Człowiek Jezus jako mistyk doświadcza niezwykłej więzi z Ojcem
A to pozwala Mu doświadczyć synowskiej tożsamości.
„Jezus po ludzku doświadczył swego Ojca
Bo jest Jego przedwiecznym Synem” / B. Serboue, J.T. Camody/.
„Dzięki doświadczeniu mistycznemu ludzka świadomość Jezusa
Wiernie odbija wewnątrz trynitarną relację Syna do Ojca”/ Ks. G. Strzelczyk/.

„Wszystko przekazał mi Ojciec mój.
Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna
Tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” / Mt 11,27/.
Słowa te to nie jest „ meteoryt z Janowego nieba” / K. von Hase/.
Jezus mówił o sobie jako o Synu / Łk 10,22;Mt 55,17/
W jakiś jedyny i niepowtarzalny sposób / Łk 15,1 – 7.8.10. 11 –32/.
To obopólne poznanie Ojca i Syna
Jest zjednoczeniem w miłości Ducha?

Ostania droga do Jerozolimy prowadzi na Golgotę.
Co doprowadza do skazania Jezusa przez Wysoką Radę? / Mk 14,53 – 65 par/
Pewnie problem Mesjasza zapowiadającego zburzenie świątyni.
Ale jak Jezus rozumiał swoją mękę i śmierć?
„ Od orędzia o królestwie Bożym wiedzie prosta droga
Do tajemnicy Jego cierpienia / A. Schweitzer/.
Jezus liczył się z gwałtownym końcem naprawdę.
Od początku spotykał się przecież z zarzutem bluźnierstwa / Mk 2,7/.

Albo z zarzutem związku z szatanem lub z magią /Mt 12,24 par/
Albo z zarzutem nieczystości i łamania szabatu / Mk 2,23 n.27; Łk 13,14 n./
Dlatego czatowano na niego, aby móc Go oskarżyć / Mk 3,2/.
W Jerozolimie doszło do manifestacji jego zwolenników /Mk 11,7 n./.
Do zgromadzenia tłumu i poważnego starcia w świątyni / Mk 13,2 n./.
Do zapowiedzi, że „ nie zostanie tu kamień na kamieniu” / Mk 13,2n./.
I ta perspektywa eschatologiczna Jego ostatniej wieczerzy / Mk 14,17 –25 par;/
„ To czyńcie na moją pamiątkę” – z obowiązkiem anamnezy / Łk 22,19/.

„ Odtąd nie będę pił z owocu winnego krzewu aż do dnia
Kiedy pić go będę nowy w Królestwie Bożym” / Mk 14,25;Łk 22,16.18/.
Podczas ostatniej Wieczerzy Jezus spogląda naprzód
Już ku śmierci, ale również ku królestwu Bożemu.
„Eloi, Eloi, lama sabachthani” – woła z krzyża /Mk 15,33 –34 par./
Przywołuje psalm, którym się modli / Ps 22,2 – 19/.
To nie jest lament ani krzyk rozpaczy, lecz modlitwa,
Która ma pewność, ze będzie wysłuchana / Ps 22,20 – 31/.

Jezus wierzy, że królestwo Boże jest już bliskie / Łk 23,43/.
Gdy umiera, wzywa Boga swojego Ojca, / Łk 23,46/
Który teraz jakby unika z Nim zbliżenia.
Który w tej godzinie jest jakby zupełnie Innym.
Zakosztował i tej niezgłębionej tajemnicy Boga i Jego woli.
Ale tej nocy wytrwał w wierze / J 19,30/.

Jego śmierć stała się nowym początkiem,
A z tym wszystko się dopiero zaczęło!

Kimże On jest? / Mk 1,27/

            Pieśń o przedwielkanocnym Jezusie.
Zaczęło się wszystko od chrztu Jezusa przez Jana / Mk 1,9 –11/.
Królestwo niebieskie u Jana znakiem sądu / Mt3,2 – 11/.
Królestwo Jezusa znakiem miłosierdzia i miłości / Mt 5,3 n./.
Ale już postępowanie Jezusa jest zaskakująco nowe:
Jezus obcuje z grzesznikami i kultowo nieczystymi / Mk 2,16/.
Łamie żydowskie prawa dotyczące szabatu / /Mk 2,23 n./.
Nie przestrzega przepisów odnoszących się do czystości / Mk 7,1nn/.
Nic dziwnego że z Niego szydzą:

„Żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” / Mt 11,19/.
A celnicy to nie są „porządni obywatele”.
To zdziercy kolaborujący z rzymskim okupantem.
Również dla nich Jezus przyszedł na świat / Łk 15,1/.
Także dla nich przeznaczone jest Jego przesłanie.
Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi / ŁK 14,15 – 24/.
On „ sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi” /Mk5,45/.
Dlatego orędzie Jezusa od początku wywołuje fascynację Mt 7,28 – 29/.

Ale także powątpiewanie, zgorszenie i nienawiść/ Łk 4, 28 – 30/.
Dla uczonych w Piśmie było skandalem i bluźnierstwem /Mk 2,7/.
Wygodniej im było nie widzieć ani słyszeć.
Czy człowiek może odpuścić paralitykowi grzechy ? /Mk 2,1 –12/
Jak to pogodzić z żydowską wizją sprawiedliwości Boga?
Jezus musiał im się wydawać fałszywym prorokiem.
A za to według Prawa groziła kara śmierci / Pwt 18,20/.
Gwałtowny koniec Jezusa to konsekwencja Jego wystąpienia.

Śmierć na krzyżu z wyrytym napisem „ Król żydowski” / Mk15,26 par/.
Czy sam nazywał się Mesjaszem – Królem? Nie.
Czy wywołał jakiś ruch i mesjanistyczne nadzieje? Tak.
Dlatego został ukrzyżowany jako polityczny rebeliant.
Ale Jezus nie był politycznym mącicielem.
Przykazanie miłowania nieprzyjaciół wyklucza taką interpretację /Mk 5,39 –48/.
Rewolucją Jezusa jest bezgraniczna miłość w świecie egoizmu i przemocy.
Kimże On jest i co to za nauka ? /Mk 1,27/.

Herod prześmiewa się z Niego jak z klowna / Łk 23,6 –12/.
Najbliżsi krewni sądzą, że odszedł od zmysłów / Mk3,21/.
Ludzie mówią, że to Jan Chrzciciel powrócił.
A inni widzą w Nim proroka Eliasza /por. Mk 6,14 – 16; 8,28 par./
Czy jest marginalnym Żydem, żyjącym w świecie starotestamentowym?
Faworyzującym marginalne tradycje judaizmu / zakaz rozwodu, celibat…/?
I wcale nie urodzonym w Betlejem ale raczej w Nazarecie?
Nic nie znaczącym w historii Izraela, wyrzuconym na jej margines?

Jezus różni się od Jana Chrzciciela; idzie do ludzi i żyje z nimi / Łk 8,1/.
Nie gardzi poczęstunkiem bogaczy, ani pomocą usługujących kobiet / Łk 8,2 n. /.
Nie przestrzega religijnych nakazów z prawowierną poprawnością / Mk 3,1 – 6/.
Różni się od faryzeuszy, a tym bardziej od saduceuszy.
Absorbuje Go całkowicie pełnienie woli Ojca niebieskiego. / Mt 26,39 – 42/.
Charakteryzuje go zaangażowanie, surowość i radykalizm. / Mt 18, 23 – 35/.
Wszystko stawia na jedną kartę, na Boga, „ swego Ojca”./ Łk 10,21 – 22/.
To prowadzi Go do zerwania ze swą rodziną /Mk 3,20 n, 31 – 35/.

I czyni Go bezdomnym na tym świecie / Mt 8,20/.
Pośród swoich uczniów jest jak sługa; / Łk 22,27/.
Nie gardzi nawet najniższą pracą niewolniczą / Łk 22,26 n./.
Nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć / Mk 10,45/.
Sam ubogi, jest wrażliwy na udręki ludzi biednych / Mt 9,36/.
Szuka błądzących, odepchniętych i zagubionych / Łk 15/.
Zatopiony w samotnej modlitwie do swego Ojca / Mk 1,35; 6, 46 i in./.
Jest człowiekiem dla innych; Człowiekiem od Boga i dla Boga.

Naucza jak Rabbi i toczy dysputy o interpretację Prawa.
Proszony jest o jurydyczne rozstrzygnięcia / Łk 12,13 –14/.
Ale nie jest zawodowym teologiem kanonistą.
Naucza jednak z niezwykłą mocą i autorytetem / Mk 1,22.27/.
Kimże On jest? Czy zatem jest prorokiem? / Mk1,27/.
Za proroka uważali Go ludzie / Mk 6,15; 8,28 i in./.
Również Jego uczniowie widzieli w Nim proroka / Łk 24,19/.
Sam Jezus stawiał się wśród proroków / Mk6,4; Łk13,33; Mt 23,31 – 39/.

Ale mówił, że już Jan Chrzciciel jest większy od proroka.
I że większy od Jana jest najmniejszy w Królestwie Bożym / Mt 11,9 – 11/.
To Kimże jest ten, który uważa się jeszcze większym?
Jezus jest prorokiem, który przewyższa wszystkich innych.
Wypełnia Go Duch Boży i głosi słowo ostateczne / Mk 3,28 n; Mt 12,28 i in./.
Duch wygasł po epoce proroków i oczekiwany był u kresu.
Jeśli Jezus jest prorokiem eschatologicznym, to czas ten już nadszedł.
Bóg przełamuje swe milczenie i w Jezusie daje znać o sobie.

Nadejście to było szokiem, inne zupełnie, niż sobie wyobrażano.
Punktem zwrotnym w dziejach świata miała być garstka ludzi?
Ludzi biednych i prostych, ludzi o wątpliwej reputacji?
A do tego te „skandaliczne” wystąpienia Jezusa !
Co to za prorok, który łamie prawo i obcuje z grzesznikami?
Czy w taki sposób działa i przemawia Bóg Izraela?
Dlatego zarzucano Jezusowi, że ma w sobie złego ducha / Mk 3,22 n/.
Jezus od początku był znakiem sprzeciwu.

Wymagał podejmowania trudnych decyzji i zawierzenia. / Mt 10,34 – 39/./.
Jego wezwanie: „Pójdźcie za Mną” / Mk 1,17/ brzmi niczym rozkaz.
Jezus powołuje swych uczniów; „By byli z Nim” / Mk3,14/.
Łączy ich pełna wspólnota losu i zerwanie innych więzi / Mt 10,24 n/.
Włącznie z ryzykiem utraty nawet życia /por. Mk 8,34/.
Poprzez Jezusa prostaczkowie nawiązują relację z Bogiem / Łk 10, 21 – 22/.
Lecz przywiązani do wygód, obowiązków, bogactwa, odchodzą,
I wcale nie usiłuje zatrzymać zniechęconych / Łk 9,57 – 62 par, Mt 19,16 – 22/.

***
Z jednej strony już w Jezusie przedwielkanocnym mamy do czynienia z Bogiem i Jego Królestwem; w Nim spotkać się można z miłosierdziem Boga ale i Jego sądem; w Jego osobie panuje Bóg, Jego słowo i miłość. To o wiele ważniejsze niż wszelkie tytuły określające jego godność.
A z drugiej strony Jezus przekracza wszelkie sądy. Jest jedynym, niepowtarzalnym fenomenem. Jest i pozostanie tajemnicą. Jeżeli pogłębiamy z Nim relację, zbliżamy się do poznania tej tajemnicy. Ale to już jest możliwe tylko w perspektywie teologicznej i mistycznej. Naszym ostatecznym powołaniem jest widzenie „ twarzą w twarz” / 1 Kor 13,12/. A to dokona się, gdy Duch doprowadzi nas do „całej prawdy” / J 16,13/.

Cuda Jezusa

 

Czy Jezus czynił cuda? Ewangelie zapewniają nas o tym z całym przekonaniem. A jednak można zauważyć w poszczególnych warstwach ewangelicznych pewną progresję cudów, ich wyolbrzymianie i zwielokrotnianie. Według Marka / 1,34/ Jezus uzdrawia wielu chorych, zaś według Mateusza /8,16/ uzdrawia wszystkich. Według wcześniejszych przekazów uzdrowił jednego niewidomego i jednego opętanego, według późniejszych dwu niewiadomych i dwu opętanych, cztery tysiące nakarmionych wzrasta do pięciu tysięcy. Czy ta progresja cudów nie ma związku z progresją chrześcijańskich wspólnot popaschalnych? Czy nie można wykluczyć, że już tysiące „nakarmionych” Słowem trwało „ w nauce Apostołów, w łamaniu chleba i w modlitwie” / Dz 2,42/ ? Relacje o cudach znacznie zmniejszą się, gdy zdamy sobie sprawę, że najwcześniejsze w stosunku do najpóźniejszych z nich powstawały niemal siedemdziesiąt lat wcześniej.
Z jednej strony nie można wykluczyć, że Nowy Testament przenosi z czasem na Jezusa rabinistyczne i hellenistyczne opowieści o wskrzeszeniu umarłych, o uciszaniu burzy itp. Z drugiej strony istnieją znaczne różnice pomiędzy cudami Jezusa a tymi ze świata antycznego. Jezus nie dokonuje cudów w celach marketingowych, nie czyni z nich happeningu ani wydarzenia, nie są one karą. Są to najczęściej uzdrowienia fizyczny i psychiczne.

Trudno zatem zgodzić się ze stanowiskiem tradycyjnej apologetyki, która na potwierdzenie roszczeń Jezusa nadal posługuje się w niektórych kręgach pojęciem cudu trudnym do przyjęcia dla dzisiejszego człowieka. Nazywa bowiem cudem dostrzegalne zjawisko, które przekracza możliwości natury i jako takie stanowi dzieło wszechmocy Bożej pomijającej naturalną przyczynowość. Takie stanowisko wypływa z bezkrytycznego nawiązania do definicji cudu św. Tomasza z Akwinu, który za cud uważał jedynie taki fakt, który przekracza siły całej natury.

Ks. Władysław Hładowski, kontynuator „warszawskiej szkoły apologetycznej,” jeszcze pod konie lat siedemdziesiątych utrzymywał:
„Przy pomocy tych i innych kryteriów można uznać za autentyczne Jezusowe uzdrowienia z różnych chorób, trzy wskrzeszenia / córki Jaira, Mlodzieńca z Naim i Łazarza / i siedem cudów zdziałanych na martwej naturze” / Apologetyka w zarysie, s.149, ATK 1980/.

Dziś trudno jest zgodzić się z takim stanowiskiem. Opisy takie jak scena przemienienia, chodzenie po jeziorze, nakarmienie tysięcy / łamanie chleba we wspólnotach?/ są reprodukcjami i epifaniami wydarzeń wielkanocnych. A jeszcze w większym stopniu, poprzez opowiadania o wskrzeszeniach, opisem Jezusa zmartwychwstałego jako Pana życia i śmierci. Wiele opowieści o cudach zawartych w Ewangeliach ma charakter legendy, mającej jednak znaczenie teologiczne i zbawcze.
Pomimo upadku apologetyki, aktualne wydaje się jej pytanie o fakt objawienia, a w nim o znaczenie cudu.

Mój Mistrz, ksiądz profesor Tadeusz Gogolewski w artykule „ Apologetyczna refleksja nad funkcją cudu w objawieniu” postulował:
„ Przy tym, jeśli apologetykę pojmuje się jako naukę o apologii, powinna ona nastawiać się nie na uwydatnianie siły dowodowej cudu, lecz na badanie jej funkcji w całości chrześcijańskiego objawienia” / w: „ Myśleć i rozumieć w Kościele”, s.191, WAW, Warszawa 2010/.

Tę ciągle aktualną potrzebę wypracowania całościowej teologicznej teorii cudu, kieruję do wykładowców teologii fundamentalnej.
Czy oznacza to jednak, że Jezus nie czynił żadnych historycznie uzasadnionych cudów? W życiu Jezusa musiało być coś , co umożliwiało mówienie o Nim jako cudotwórcy. Tak uważa niemiecki teolog, późniejszy kardynał Walter Kasper.
„Dlatego trzeba przyjąć jako historyczne te cuda, których nie można wyjaśnić ani jako tradycję wywodzącą się z judaizmu, ani z hellenizmu. Są to cuda wyraźnie skierowane przeciw judaizmowi. Dotyczy to zwłaszcza uzdrowień w szabat, powodujących spory o przykazanie święcenia szabatu /por. Mk1,23-28; 3,1-6; Łk 13,10-17/. Wiążą się z tym również relacje o wypędzeniu demonów, czyli o działalności egzorcystycznej Jezusa. Dotyczy to zwłaszcza legionu Mt12,28: / Łk 11,20/. Legion ten ma związek z obroną Jezusa przed zarzutem, iż sprzymierzył się z szatanem /Mk3,22;Mt9,34;Łk11,15/. Te złośliwe oskarżenie nie zostało wymyślone, a poza tym dowodzi, że również przeciwnicy Jezusa nie kwestionowali jego cudów…” / Walter Kasper, Jezus Chrystus, s 86, PAX 1983/.

Jednak pojęcie cudu jako jedynie taki fakt, który przekracza siły natury, niemiecki teolog poddaje krytyce. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić takiego cudu, jako że nie znamy w s z y s t k i c h praw natury i nie potrafimy w każdym przypadku całkowicie ich przeniknąć. Tylko w takim nadnaturalnym przypadku moglibyśmy ścisłe udowodnić, że jakieś wydarzenie musi być bezpośrednią ingerencją Boga. Walter Kasper twierdzi, że definicja ta nie jest do przyjęcia również z teologicznego punktu widzenia, gdyż bóg wyręczający działanie stworzonych przez siebie przyczyn wtórnych zniżyłby się do ich poziomu, tj. przestałby być Bogiem, stając się wymyślonym przez człowieka bożkiem.

„Jeżeli Bóg ma pozostać Bogiem, to i jego cuda trzeba sobie przedstawić jako przekazywane nam za pomocą przyczyn wtórnych, w przeciwnym razie byłyby czymś podobnym do meteorytu przybyłego z jakiegoś innego świata, obcym ciałem / tamże, s 87-88/.

Gdyby nawet udało się jednoznacznie udowodnić bezpośrednią ingerencję Boga w ziemską rzeczywistość, cud taki z m u s z a ł b y  człowieka do wiary, „pozbawiając ją zarazem cech wolnej decyzji”. Cud wymusza pytanie o ostateczny sens wszystkiego: Czy rzeczywistość rządzi się ślepym przypadkiem czy wolnością, którą nazywamy Bogiem? Jeśli opowiadam się za religijną wizją świata to pytanie o cud zmierza do określenia stosunku pomiędzy Bogiem i światem. Czy Bóg jest tylko budowniczym wszechświata, którego raz na zawsze obdarzył prawami i przestał się nim interesować? Czy Bóg współdziała we wszystkich wydarzeniach równomiernie i jest żywym Bogiem historii?

Bóg sprawia dane zjawisko i przyczyna stworzona również sprawia dane zjawisko, jednak na różnych poziomach. Bóg działa trans empirycznie, dając zjawisku całą jego skuteczność i nią kierując, dlatego nie musi wkraczać bezpośrednio w splot zjawiskowych przyczyn. Bóg właśnie wtedy, gdy jakieś wydarzenie czyni szczególnym znakiem swego zbawczego działania, wydarzenie to uniezależnia od utożsamiania ze sobą i nadaje mu cechy autonomiczne. Dzisiejsza teologia rezygnuje zatem z apologetycznej definicji cudu św. Tomasza i skupia się na cudzie w jego pierwotnym, biblijnym znaczeniu. Za cud uważa się to, co nadzwyczajne, niespodziewane, wywołujące u ludzi podziw i zdumienie. Zjawisko to samo w sobie wieloznaczne, jednoznaczność zdobywa dopiero dzięki wierze. Cuda mają prowadzić do wiary, skłaniać do stawiania pytania : „ Kim właściwie On jest…?” /Mk 1,27; por 4,41 par; Mt 12,23/.Skoro cuda mają prowadzić do wiary, Jezus nie czyni cudów – dziwów, które wprawiałyby tłumy w niezwykły trans, rzucały na kolana i tę wiarę wymuszały. Cuda Jezusa ziemskiego nie są znakami wiary w Chrystusa paschalnego. Są odpowiedzią Jezusa na prośbę modlitewną człowieka. Ale to nie znaczy, że wiara i modlitwa czynią cuda. Modlitwę charakteryzuje bowiem to, że człowiek wszystkiego oczekuje od Boga, a niczego od siebie. ”Bądź wola Twoja…”

Jeszcze raz zatem powróćmy do pytania: Czy Bóg jest zegarmistrzem świata, który skonstruował ten zegarek i przestał się nim zupełnie interesować ? Czy raczej jest tak, jak obrazowo pyta ks. Grzegorz Strzelczyk i udziela wybornej odpowiedzi:

” Może zatem Bóg jest zupełnie obojętny wobec naszych losów, naszych przeżyć, naszego cierpienia? Może nasze szamotanie się w życiu obchodzi go tyle co zeszłoroczny śnieg?… Jestem przekonany, że najskuteczniejszą odtrutką na taki obraz Boga jest wciąż patrystyczna interpretacja wcielenia, zgodnie z którą to Syn Boży przyjmuje na siebie „ciało”, stając się konkretnym człowiekiem w ludzkiej historii. Tym samym wszelkie ludzkie doświadczenia, jakie były udziałem Jezusa – od miłości po śmierć – stały się własnymi doświadczeniami Boga. On nie tylko wie, co się w nas dzieje, jak przeżywamy radość i smutek, przyjemność i cierpienie, ale doświadczył tego wszystkiego „ na własnej skórze”./ ks. Grzegorz Strzelczyk, Teraz. Jezus, s.118 Biblioteka Więzi tom 201/.
[Idea wcielenia znana jest w religioznawstwie, szczególnie w hinduizmie. Kriszna jest „ wcieleniem” Wisznu. Ale jest wielka różnica pomiędzy Kriszną a Jezusem. Kriszna jest postacią legendarną, należącą całkowicie do świata mitu. Na zawsze jest on symbolem miłości radosnej, zmysłowej i ekstatycznej. Kontrast z miłością Jezusa jest uderzająca. Tu miłość ukazana została nie w zabawie, lecz w męce, pełnej krwi i potu].

Oto największy z cudów: Syn Boży wcielając się, dał nam najbardziej radykalny znak, że Bóg jest z nami. Cudem jest, że zbawia nas Bóg, ale zbawia nas jako człowiek, który wraz z nami kocha, cierpi, smuci się i raduje, doświadcza wszystkiego co my, z wyjątkiem grzechu, a wreszcie oddaje za nas życie. „Jeden jest pośrednik, człowiek, Chrystus Jezus, który wydal siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie”/ 1 Tm 2,5 –6/.

”Przemiana zaś naszego człowieczeństwa, jego przebóstwienie, może się dokonać dopiero wtedy, gdy je w pełni przyjmiemy i przeżyjemy aż do końca, aż do śmierci, wyrzekając się – na wzór Jezusa – aspiracji do bycia bogami.”/ Ks. Grzegorz Strzelczyk, Tamże, s. 50/. Ten największy z cudów wspaniale opisuje wczesnochrześcijański hymn z Listu św. Pawła do Filipian /2,6 – 11/:
On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci –
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię
ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
I aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM –
ku chwale Boga Ojca.
Konsekwentnie przeżyte człowieczeństwo będzie naszym wywyższeniem i wydarzeniem Bożonarodzeniowym. Jezus „…za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Marii Dziewicy”… Zmartwychwstały Pan obiecał nam : „a oto ja jestem z Wami po wszystkie dni aż do końca…” / Mt 28,20/. W drodze tej nie będziemy zatem sami, ale towarzyszyć nam będzie Duch Chrystusa. Ale to już nie tylko fakt ale i treść objawiania, treść wiary w Chrystusa – Boga.

Między śmiercią a zmartwychwstaniem według Orygenesa

Wielu dzisiaj nie wierzy w nieśmiertelność duszy. Z takimi poglądami zetknął się również Orygenes. Odpowiadał, że takie twierdzenie jest bluźnierstwem przeciw Bogu, Bogu, na którego podobieństwo człowiek został stworzony, oraz przeciw Synowi, który jest owym obrazem, według którego człowiek został stworzony. Nieśmiertelność duszy stanowi część natury istoty rozumnej; jest darem Bożym , wpisanym w stworzenie zarówno człowieka , jak i aniołów, darem związanym z uczestnictwem w obrazie Boga.

Stanął wobec pytania: Gdzie dusza między śmiercią a zmartwychwstaniem przebywa? Co się z nią dzieje? Wśród pierwszych chrześcijan przeważał pogląd, że tylko męczennicy od razu po śmierci są wpuszczani do raju. Wszyscy pozostali – bez względu na to czy są sprawiedliwi czy grzeszni – muszą czekać w miejscu, który Stary Testament nazywa Szeolem a Nowy Testament Hadesem; sprawiedliwi znajdują tam ukojenie, zaś nikczemnicy męki. Na piekło Biblia ma inne określenie, Gehenna, i pojęcia te Orygenes wyraźnie rozróżnia.
Orygenes zwrócił uwagę na przypowieść o bogaczu i Łazarzu. Mowa w niej o tym, że w Hadesie bogacz cierpiał a Łazarz zażywał szczęścia. Hades jest miejscem, do którego do czasu Chrystusa udawali się wszyscy zmarli. Po śmierci Jezusa, gdy jego duch powraca do Ojca, a ciało zostaje złożone w grobie, Jego dusza, silna mocą samego Boga – została też zaprowadzona do Hadesu, z którego jednak wyprowadził świętych Starego Przymierza. Od czasów apostolskich Kościół modli się słowami: Jezus ”… ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał…”. Odtąd sprawiedliwi Nowego Przymierza, wszyscy święci, będą szli po śmierci prosto do Raju, przed zmartwychwstaniem.

Co natomiast z miejscem pobytu potępionych? Orygenes przytacza nowotestamentowe określenia: Gehenna ognia, wieczny ogień, ogień nieugaszony, zewnętrzna ciemność. Z czego składa się ten ogień? Dlaczego czasem uważa go za uzdrawiający? Czyżby był jedynie czasowy w stosunku do tych, którzy poprawią się? Ogień wieczny i nieugaszony odróżnia on od uzdrawiającego ognia oczyszczenia eschatologicznego. Ten ostatni jest Bogiem we własnej Osobie, „ogniem trawiącym”.
Orygenes o ogniu wiecznym pisze, ze jest to ogień, który każdy grzesznik rozpala dla siebie i który podsyca własnymi grzechami. Nasze uczynki zostawiają na naszych duszach piętna i w Dniu Sądu te piętna zostaną odsłonięte i staną się czytelne dla wszystkich. Grzesznik widząc na sobie różne nikczemności ,które popełnił, poczuje wyrzuty sumienia, a staną się one karzącym ogniem. Czy będzie on wieczny i fizycznie odczuwalny? Orygenes waha się i parokrotnie ośmiela się wyrazi myśl, że kara nie będzie trwać wiecznie.

Natomiast uzdrawiający ogień oczyszczenia eschatologicznego to nasz Czyściec. Tezę tę Orygenes podpiera przede wszystkim tekstem z Pierwszego Listu do Koryntian /3,11 – 15/ : na fundamencie, którym jest Jezus Chrystus, można budować / swe doczesne życie/ z materiałów trwałych, że złota, srebra, z drogich kamieni, bądź z materiałów nietrwałych, z drewna, z trawy lub ze słomy. Ale gdy nadejdzie Dzień Pański, każde dzieło zostanie poddane próbie – jeżeli przetrwa, budowniczy otrzyma zapłatę: jeżeli spłonie, poniesie szkodę, zarazem jednak dzięki ogniowi ocaleje.

Szlachetne materiały symbolizują dobre uczynki, liche – winy, które nie należą do najcięższych i które nie do końca angażują osobowość i wolę. Ów dzień jest Dniem Sądu — nadejdzie albo wraz z końcem naszego życia, albo gdy napełni się czas. Ogień, który pożera, to przede wszystkim Bóg we własnej Osobie, „ogień trawiący”, albowiem Bóg nie niszczy rzeczy materialnych , lecz rzeczywistości duchowe, nasze grzechy.

Czyściec u Orygenesa symbolizowany jest różnym obrazami. Przytoczę jeszcze jeden. To obraz więzienia, z którego się nie wyjdzie, póki się nie odda ostatniego grosza, w oparciu o tekst z Ewangelii św. Łukasza 12, 58—59.
Św. Katarzyna z Genui w jej słynnym traktacie o czyśćcu, pisze, że oczyszczający ogień jest miłością bożą, źródłem wielkiej radości i wielkiego cierpienia, albowiem uświadamia duszy jej nieczystość i przez to oczyszcza ja. Chrystus oczyści tego, kto budował z drewna, trawy, czy słomy boleśnie paląc cały gmach.

Większość protestantów w dyskusji odrzuca naukę o czyśćcu, że jakoby jest ona nie biblijna. Oczywiście mylą się , bo można by wskazać więcej tekstów biblijnych, które o niej mówią. Rodzimy się w bólu i cierpimy, bo taka jest nasza kondycja ziemska, będąca następstwem grzechu. Cierpienia jednak nie należy odrzucać, udawać, że go nie ma. Cierpienie ma jednak sens zbawczy, ponieważ nas oczyszcza. Wydaje się, że jest ono jakby preludium do ostatecznego naszego oczyszczenia w czyśćcu.

Co do bolesności tego oczyszczenia, Orygenes przyrównuje je do chrztu ognia. Wspomina o nim w komentarzu do Pierwszego listu do Koryntian /3,11—15/ jak i w Homilii księdze Jeremiasza             / XX,3/. Orygenes z całą pewnością stwierdza, że sam boi się tego oczyszczenia. Komentując Pawłowe pragnienie, który chce umrzeć, aby być z Chrystusem, pisze: „ Ja nie mogę tak powiedzieć, bo wiem, że jeśli odejdę, drwa moje muszą być we mnie spalone”. Orygenes wymienia te drwa —swoje grzechy.
Zdumiewająca jest pokora tego wielkiego człowieka, który za wiarę oddal życie.

/ W artykule wykorzystałem częściowo refleksje o. Henry Crouzela z książki „Orygenes” s 294-300 wyd. homini, Kraków 2004/.

Wieczna religia?

 

„Religia jest tak stara jak ludzkość” /Tylor/. Człowiek zawsze wierzył w życie pozagrobowe. Najstarsze malowidła skalne oraz odnalezione groby za tym przemawiają. Jeśli tak jest, to czy człowiek jest twórcą religii czy Bóg? Podobnie, jak w wypadku słynnego „zakładu” Pascala, trzeba wybierać spośród dwóch możliwości. Jestem zdania, że u podłoża religii leży niewypowiedzialna Tajemnica, którą nazywam Bogiem. Religia to wyrażający się w formach społecznych egzystencjalny stosunek do absolutu, w który człowiek wierzy, czci i w którym szuka zbawienia. W religii dostrzegam ludzką intuicję i inicjatywę Boga.

Chrześcijańska tradycja religijna często mówi o czterech przymierzach zawartych przez Boga z ludzkością. Wyraźnie mówi o tym św. Ireneusz:
„Zostały dane cztery testamenty /przymierza/ rodzajowi ludzkiemu: pierwszy przed potopem, w czasach Adama; drugi po potopie, w czasach Noego; trzecim jest prawodawstwo w czasach Mojżesza; czwartym jest ten, który odnawia człowieka i zawiera w sobie wszystko, to ten, który jest dany przez Ewangelię” / Adversus Haereses III, 11. 8/.

O przymierzu z Noem gdzie indziej czytam:
„Stanowi ono rodzaj stałego fundamentu zbawienia całej ludzkości. W swojej złożoności pakt z Noem okazuje się zarysem paktów z Abrahamem i Mojżeszem. W taki oto sposób Izrael i narody pogańskie mają wspólną bazę i pozostają w przymierzu z prawdziwym Bogiem i są pod wpływem tej samej woli zbawczej tego Boga” /J. Dupuis SJ, Chrześcijaństwo i religie, s. 156, wyd. WAM 2003/.
W tym miejscu odejdę od sztywnego rozróżnienia miedzy mitem i historią. Mit jest jednym ze sposobów objawienia się sacrum / Young, Eliade / i nie ma powodu go deprecjonować. Noe jest oczywiście figurą mityczną, legendarną, lecz  poprzez symboliczną historię opowiada głęboką prawdę.

Nie tylko Biblia, ale również religie tzw. „kosmiczne” przekazują poprzez historię i mit relacje pomiędzy Bogiem i narodami. Ale doświadczenie religijne mają już te grupy kulturowe, które jeszcze nie rozwinęły pisma i nie pojmują historii w sposób linearny. Przypuszcza się, że „ wiele kultur oralnych praktykowało szamanizm” / D.L.&J.T. Carmody, Mistycyzm w wielkich religiach świata, s.336, wyd. WAM 2011. Szamanizm obecny w górnym paleolicie już nosi elementy religijne, czego dowodem choćby malarstwo jaskiniowe. Gdy szaman / mistyk/  wchodzi w trans, / ekstazę ?/ nawiązuje kontakt ze światem duchów /Ducha/. Gdy szamanizm przybył z Syberii do Ameryki, zetknął się z Indianami wiernych swojej tradycji.

„Religijna wiara Indian Dakota nie zwraca się do bogów jako takich. Opiera się na czymś tajemniczym, nieuchwytnym… jest nim Taku Wakan. Pełni pojęcia Wakan nie można wyrazić żadnym terminem. Zawiera ono wszelka tajemnicę, siłę i bóstwo” / Ch. Dawson, Postęp i religia, wyd.Pax, Warszawa 1958/.
Jest to tajemnica, którą zarówno indyjska jak i chińska myśl nazwie Brahmanem, Nirwaną, Tao, a najpełniej wejrzy w nią chyba Budda.

„Wszystkie rzeczy są nietrwałe, wszystkie są smutne, wszystkie są bez jaźni” / Dhammapada, XX, 5 /. Eklezjastes mówi podobnie: „Wszystko to marność nad marnościami” / Koh 1,2/.
Ale Budda gdy przeniknął tę prozę życia, odkrył głębokość Rzeczywistości:
„ Istnieje, bracia, coś, co nie jest zrodzone, nie stało się, nie zostało uczynione ani złożone. Gdyby nie było tego, bracia, co nie zrodzone, co się nie stało, nie zostało uczynione ani zrodzone, nie byłoby żadnej ucieczki od tego, co zrodzone, zaistniałe, uczynione, złożone” / Udana, 80 -1, z palijskiego kanonu buddyzmu Hinajana/

Wszystkie religie odkrywają tę Rzeczywistość. Utrata łączności z nią, to piekło, poddanie się śmierci, utracenie własnej duszy. Przymierza z Noem, Abrahamem, Mojżeszem oraz w Jezusie Chrystusie Bóg nigdy nie odwołał. Bóg przemawiał „wiele razy i na wiele sposobów”/ Hbr 1,1-2/, co  zachęca do badania religii kosmicznych i historycznych /monoteistycznych/ nie jako przeciwstawnych sobie ale jako wzajemnie uzupełniających się. Bo kierują się do jednej Rzeczywistości, jednej Prawdy, którą jest Bóg.
Wieczną religię można odnaleźć w każdej religii. Jest to rzeczywistość tkwiąca poza wszelkimi dogmatami i rytuałami. Jest ona obecna w afrykańskich i azjatyckich religiach plemiennych jak i wśród ludów australijskich i amerykańskich Indian. U wszystkich tych ludów jest poczucie symbiozy z naturą. W podświadomości nierzadko i my odczuwamy tę jedność z całą naturą / przychodzi mi na myśl św. Franciszek czczący Brata Słońce i Siostrę Księżyc/ a także z całą ludzkością, otwarcie na boskiego Ducha, który jest we wszystkim. Dawni hindusi mówili o Niebieskim Ojcu, Grecy – Zeus Pater, Rzymianie – Jupiter. Najbardziej prymitywne plemiona modlą się do Niebieskiego Ojca.

Czy zatem każda religia nie zaczyna się od pewnego mistycznego doznania? Doznali go już szamani kilkanaście tysięcy lat temu, Indianie Dakota, wizjonerzy w Upaniszadach, doznał Budda pod drzewem Bo, hebrajscy prorocy i apostołowie w dniu pięćdziesiątnicy, Mahomet otrzymujący posłanie Koranu. Ale trzeba takie doznania ująć w słowa i tu zaczyna się problem; błędna interpretacja, konflikt między literą a duchem, pojawiające się herezje, podziały i sekty . Oczywiście tam, gdzie przeważa grzech / brak dobra/ , Duch Boży jawi się jako wypaczony i zniekształcony. Jednak choć jedyna prawda została podzielona, musi być głoszona wszystkim. Bowiem to jedynie w Jezusie Chrystusie zamieszkał Duch w sposób pełny i nie zniekształcony.
Chrystusa trzeba głosić, nawet gdy nasze ułomne słowa Go przesłaniają. Jezus Chrystus nadaje ostateczny sens światu i religiom. W Nim dokonuje się ostateczna pełnia czasu. W centrum świata stoi krzyż, który swymi ramionami obejmuje z miłością całą ludzkość. Śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa urzeczywistnia to, co stanowi o człowieku – oto prawdy, które trzeba przekazywać.

Jeżeli ziarno pszenicy nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity /J,12,24 n/; a „ kto straci swe życie …, znajdzie je” / Mt 16,25/.

Wszystko, co istnieje, jest jedynie przejściem do czegoś innego. To, co żyje, musi opuścić siebie, aby zachować siebie. Jezus Chrystus jako prawdziwy Bóg wybawia od śmierci i daje udział w swojej pełni życia.

Wieczna religia ukazuje działania Ducha Bożego w całych dziejach ludzkości. Wyraża tęsknotę człowieka za czymś zupełnie innym, nadzieję na jakiś inny porządek, pyta o zbawienie i odkupienie. Tam, gdzie człowiek otwiera się na Ducha, tam znajduje sens i spełnienie swego istnienia. Egzystencja ludzi jest szczęśliwa tam, gdzie człowiek pozwala kierować się Duchowi i gdzie dochodzi do modlitwy, medytacji a przez nią kontemplacji Boga. Gdzie ludzie poszukują prawdy i w miłości są otwarci na Boga i bliźniego – wszędzie tam działa Duch Boży. We wszystkich religiach, gdzie to się dzieje, ludzie otrzymują od Boga dar zbawienia.

„ Duch ,który w pełni oddziaływuje w Chrystusie, z różnym natężeniem działa w historii ludzkości, wykazuje, że Jezus Chrystus jest celem i głową wszystkich ludzi. Ciało Chrystusa, Kościół, to coś większego, coś, co wykracza poza instytucjonalne granice Kościoła; istnieje od początku świata; należą do niego wszyscy, którzy godzą się na to, aby w wierze, nadziei i miłości kierował nimi Duch Chrystusa” / W. Kasper, Jezus Chrystus, s. 279,wyd. Pax 1983/.

Metoda walki Orygenesa z Celsusem / cz.I /

Jednym z zadań dzieła „Przeciw Celsusowi” było ukazanie chrześcijanom rzetelnego sposobu obrony swych przekonań wobec oskarżeń przeciwników. Nie można jednak „a priori” wykluczyć sądu odmiennego, że w rzeczywistości książka poucza, jak chrześcijanie mają prowadzić publiczny spór w jedynym zamiarze pokonania przeciwnika, choćby kosztem prawdy i słuszności. W celu weryfikacji obydwu tych poglądów, zachodzi konieczność zanalizowania metody walki Orygenesa z zarzutami Celsusa, tj. jego sposobu uzasadniania wiarogodności chrześcijaństwa.
1. Selekcja zarzutów.

Dzieło „Przeciw Celsusowi” ma wyraźnie charakter pisma polemicznego, które dzięki obszernym cytatom z Celsusa przedstawia stanowisko dwóch stron, toczących ze sobą spór. Celsus znajduje się w korzystniejszej, Orygenes w mniej korzystnej sytuacji, ponieważ na nim spoczywa obowiązek odparcia zarzutów i udowodnienia nadprzyrodzonego charakteru chrześcijaństwa. Orygenes jednak, zabierający w dyskusji głos jako drugi, ma tę wyższość, że zna wszystkie słabe punkty w argumentacji przeciwnika.

Odpowiedzi Orygenesa pozostają w ścisłej zależności od wagi postawionego problemu. Jeśli jakaś uwaga Celsusa jest niedorzeczna, najczęściej zbija ją jednym zdaniem. Np. w związku z problemem okoliczności poprzedzających śmierć Jezusa Celsus twierdzi: „ Jeżeli /…/ narażony na knowania człowiek przeczuwa je i wyzna swym wrogom, ci porzucają swe zamysły i wystrzegają się ich”. Orygenes odpowiada krótko: „Uwaga bardzo powierzchowna, bo przecież wielu ludzi działało na zgubę tych, którzy wiedzieli o spisku przeciwko sobie” / II,19/. Przy innej okazji Celsus wyraża przekonanie; „ Tym, którzy chcą być oszukani, można by wskazać wielu ludzi podobnych do Jezusa”. Ten niezbyt przemyślany sąd zbija Orygenes zręczna repliką: „Niechaj nam/…/ nie pokazu ani wielu, ani nawet kilku ludzi, niech nam wskaże jednego człowieka takiego jak Jezus, który dzięki swej potędze udziela rodzajowi ludzkiemu dobroczynnych nauk i wyciąga ludzi z bagna grzechów” / II,8/.

Odpowiedzi udzielane autorowi „ Słowa prawdy” mają często charakter trafnych, lapidarnych sformułowań. Są one przeważnie bardo precyzyjne i dlatego osiągają zamierzony cel. Replik niedokładnych i nieścisłych, np. takich, które zawierałyby cytaty z niewiadomych źródeł, jest stosunkowo mało. Większość ich jest przejrzysta, a treść ich zrozumiała. Są one także oszczędne w słowach i konsekwentne. Nie zawierają sprzecznych ze sobą twierdzeń i ograniczają się do wysnucia z postawionych zarzutów tylko takich wniosków, które z nich wynikają. Można tu przytoczyć jeden przykład. Celsus gołosłownie stwierdza, „że wiele mógłby powiedzieć jeszcze o faktach z życia Jezusa i to prawdziwych, nie takich, jakie opisali jego uczniowie, lecz rozmyślnie je przemilcza”. Odpowiedź Orygenesa jest następująca: „ Ciekawe, jakie to prawdziwe fakty z życia Jezusa, o których nie pisali jego uczniowie, pomija Celsusowy Żyd. A może chwytając się sztuczek retorycznych udaje tylko, że ma coś do powiedzenia, podczas gdy poza faktami opisanymi w Ewangeliach nie potrafi przytoczyć niczego, co naprawdę mogłoby poruszyć czytelnika i stanowić otwarty atak na Jezusa i na Jego naukę” / II,13/.

Jeżeli wszelkie dygresje obala Orygenes z reguły kilkoma celnymi słowami, to do zarzutów poważnych podchodzi w sposób wnikliwy i wieloaspektowy. Np. chrześcijanie byli pomawiani o postępowanie niebezpieczne dla cesarstwa i dlatego Celsus chciał odwieźć ich od zgubnego zabobonu, a przynajmniej uczynić zależnymi od władzy. Wobec takich pomówień i żądań trzeba było zająć jasne stanowisko, aby udzielić wszechstronnej odpowiedzi. Orygenes wykazuje, że chrześcijanie odnoszą się z szacunkiem do spraw władców: „Król więc nie ukarze nas sprawiedliwie, jeśli powiemy, że pozwolił mu panować /…/ ten, który ustanawia i obala królów. Niechaj tak jak ja postępują wszyscy /…/, niechaj szanują władców” / VIII, 68/. Jego zdaniem chrześcijanie wykazują daleko idące zrozumienie dla odpowiedzialności, jaką powinien posiadać każdy człowiek wobec swej ziemskiej ojczyzny. „Troszczymy się też wraz z innymi o sprawy państwowe, bowiem nie tylko wypełniamy nasze obowiązki, lecz również modlimy się” / VIII,73/. Jednocześnie chrześcijanie wykluczają możliwość jakiegoś taniego związku sprzecznych poglądów i odstępstwa od zasad, np. dla praktycznych korzyści. Jeżeli chrześcijanie odmawiają przyjmowania niektórych stanowisk pracy, to „ nie dlatego, aby uchylać się od życia społecznego, lecz po to, by zachować siebie dla koniecznej bożej służby Kościołowi bożemu, służby sprawowanej dla dobra całego społeczeństwa” / VIII, 75/.

Orygenes uważa, że chrześcijanie są spośród wszystkich narodów państwa rzymskiego społecznością posiadającą specyficzną cechę, są bowiem „ludem Boga”. Z tej przyczyny nie mogą mieszać się w sprawy „tego świata” i nie mogą służyć jego doczesnym celom. „Ludzie Boga są bowiem solą, która utrzymuje istnienie świata, a wszystkie ziemskie sprawy istnieją do czasu, gdy sól ulegnie rozkładowi” / VIII,70/. Ten Kościół boży jest kierowany przez ludzi, „posiadających wrodzone zdolności retoryczne i prawość charakteru /…/. Oni rzetelnie kierują nami z nakazu Wielkiego Króla, który w naszym przekonaniu jest Synem Bożym /…/,kierują ojczyzną ustanowioną przez Boga – mam tu na myśli tak zwanych namiestników Kościoła” /VIII,75/.

Orygenes zwraca uwagę na fakt, e pogańscy kapłani są otaczani troskliwą opieką ze strony państwa. Nie są oni powoływani pod broń podczas wojny i mogą rękami nie splamionymi krwią składać ofiary bogom. Dlaczego więc nie aprobuje się postępowania chrześcijan, którzy spełniają swe zewnętrzne obowiązki, gdy „ w czasie wojny sami wyruszają do walki jako kapłani i słudzy Boga”. Jeśli nie używają broni, to dlatego, że są rodzajem kapłańskim znającym tylko duchową służbę zbrojną, którą walczą „ w intencji żołnierzy bijących się o słuszną sprawę oraz w intencji sprawiedliwego władcy” / VIII,73/.
Pomawianie zatem chrześcijan o nieuczciwość i zdradę wobec państwa jest bezpodstawne.

2. Uzasadnianie teologiczno – racjonalne.
W metodzie Orygenesa uderza duże nagromadzenie argumentów albo dla obrony własnego poglądu, albo dla uzasadnienia nadprzyrodzonego charakteru chrześcijaństwa. Różnorodność ich jest tak wielka, że próba jakiegoś wyczerpującego ujęcia jest zadaniem bardzo trudnym. Ogólnie można powiedzieć, że Orygenes posługuje się dwoma rodzajami argumentacji. Pierwszy polega na uzasadnia czysto racjonalnym, a drugi na odwoływaniu się do faktu wiary. Jeśli argumentacja racjonalna ma często charakter religioznawczy, to druga jest raczej teologiczna i nadrzędna w stosunki do pierwszej. Ta nadrzędność wynika stąd, że Orygenes jest przede wszystkim teologiem. Bardzo często wykorzystuje dane dostarczane przez Biblię. Przy tym w uzasadnianiu niezwykłej treści chrześcijańskiego orędzia, np. nowości tej nauki, posługuje się również racjami osobowymi, psychologicznymi, egzystencjonalnymi, społecznymi. Niepoślednia rolę przypisuje argumentom z faktu istnienia Kościoła, np. gdy przywiązuje dużą wagę do argumentu z kwalifikacji moralnych i intelektualnych chrześcijan. Wreszcie duży nacisk kładzie na sama historyczność takich zjawisk, jak wystąpienie Jezusa i szybkie rozprzestrzenianie się Jego nauki.

Różnorodność argumentów wynika, jak się zdaje, także stąd, że i jego przeciwnik posługuje się całym arsenałem argumentacji. Założeniem Celsusowego systemu jest z jednej strony negacja chrześcijańskiej idei Boga Stwórcy i opatrzności Bożej, a z drugiej pośrednia afirmacja platońskiego świata bogów. Celsus uznaje bogów olimpijskich, chociaż nie traktuje ich chyba zbyt serio / VIII,40-41/. Obok nich wprowadza bogów państwowych / I,24/. Zna też niższych bogów wraz z demonami, czyli duchami i herosami / VIII, 48; por. VI,22/. Celsus jest prawdopodobnie henoteistą, gdyż zdaje się wierzyć w                    „ Najwyższego Boga” będącego rozumem świata / VIII,49/. Jednak Bóg ten jest, według niego, dla ogółu ludzkości niepoznawalny i nieosiągalny. Nauka o Wcieleniu Syna Bożego wydaje mu się fantastycznym wymysłem biblijnych pisarzy, a proroctwa i cuda zwykłymi oszustwami. Wychodząc z tych założeń Celsus atakuje nie tylko Pismo św., ale także chrystianizm za jego rzekomą naiwność. Według niego chrześcijanie padli ofiarą pomyłki albo oszustwa i należy ich traktować co najmniej jak fantastów. Ponieważ jednak przypisują sobie prawa do posiadania jedynej prawdy, są niebezpieczni dla otoczenia i trzeba ich skłonić perswazją do porzucenia zgubnego zabobonu.
Repliki Orygenesa uderzają w naczelne założenia tego systemu. Gdy Celsus w pewnym miejscu stwierdza, że „ pasterze kóz i owiec poszli za swym przywódcą, Mojżeszem, i wprowadzeni w błąd przez naiwne kłamstwa uwierzyli, że istnieje jeden Bóg”, Orygenes demaskuje niedorzeczność i niemoralność politeizmu mitycznego. Najpierw wykazuje, że jego przeciwnik nie ma żadnych racjonalnych dowodów przemawiających za istnieniem wielu bogów. Powinien wiedzieć, że olimpijscy bogowie są czysto mitycznym wyobrażeniem. Następnie stwierdza, że Boga Stwórcę można z pewnością poznać w naturalny sposób poprzez obserwację „ rzeczy widzialnych”. Panująca w świecie harmonia i porządek dowodzą, „ że świat nie mógł zostać stworzony przez wielu stwórców”. Wystarczy jeden Bóg „ który unosi cały firmament od wschodu aż do zachodu i zawiera w sobie wszystko /…/, choć nie jest żadną częścią całości” / I,23/. W Nim uczestniczą „ci, którzy posiadają ducha bożego” / VI,64/.
Orygenes często podkreśla wyższość etyczną monoteizmu nad politeizmem. Gdy porównuje naukę starotestamentową z „Teogonią” Hezjoda, wyciąga następujące wnioski:
„Bogowie wdają się w takie sprawy, jakie opisują twoi mądrzy poeci i filozofowie, utrzymują niemoralne stosunki, prowadzą wojny z własnymi ojcami, pozbawiają ich męskości, a ty chwalisz pisarzy, którzy odważyli się opisywać takie rzeczy, sądzisz natomiast, że Mojżesz okłamuje tych, których wprowadził w błąd swoimi prawami, chociaż nic takiego nie napisał nie tylko o Bogu, ale nawet o świętych aniołach, a i o ludziach wyrażał się delikatniej” / I,17/ …

Apologia chrzescijaństwa w dziele Orygenesa „Przeciw Celsusowi” /cz.III /

 

3. Nadprzyrodzona rzeczywistość Kościoła.

Współczesny Orygenesowi Kościół rozpoznał, które z krążących wówczas pism o Jezusie były natchnione / III,45/ . Nauka zawarta w tych pismach, pochodząca od apostołów, trwa w Kościele i jest podstawą posłannictwa Kościoła. Jednocześnie zawarte w pismach nowotestamentowych świadectwo Kościoła pierwotnego jest ciągle uzupełniane aktualnym świadectwem Kościoła. Toteż argumenty zaczerpnięte z historii i psychologii religii łączą się u Orygenesa z argumentami opartymi o fakt istnienia Kościoła, w którym mu przyszło żyć.
Chociaż Aleksandryjczyk mało pisze w swojej apologii wprost o Kościele, to jednak problematyka eklezjologiczna jest w niej widoczna. Odwołując się do biblijnej metafory, Kościół jest dla niego Ciałem i Oblubienicą Chrystusa : „Cały Kościół boży jest Ciałem Chrystusa ożywionym przez Syna Bożego, a członkami tego ciała jako całości są ci wszyscy, którzy wierzą” / VI,48/. Kościół jest w Kościołach partykularnych i składa się z Kościołów partykularnych . Kościoły złożone z ludzi , „ którzy wydobyli się z bagna grzechów, powierzyli się Stwórcy i całym swoim postępowaniem starają się Mu przypodobać”  świadczą o bóstwie Chrystusa oraz są widocznym Jego dziełem. / I, 47/. Kościół jest zatem Ludem Bożym, ale i powszechnym kapłaństwem wiernych.
„ Niech więc Celsus, który nie zna Boga, składa ofiary dziękczynne demonom, my zaś z dziękczynieniem i modlitwą dzięki składając Stworzycielowi wszystkich rzeczy za to, co otrzymaliśmy, zjadamy chleby ofiarne, które przez modlitwę stają się ciałem świętym i uświęcającym tych, którzy go spożywają w stosownym celu” / VIII,33/.
W Kościele są zatem środki potrzebne do zbawienia, jest łaska i sakramenty. Dalej Orygenes omawia szczegółowo służbę, którą chrześcijanie jako kapłani pełnią przede wszystkim przez modlitwę o pomyślność dla wszystkich / VIII, 73 – 75/. Głosząc ewangelię, Kościół świadczy, że Bóg za pośrednictwem Jezusa przekazał ludziom zbawczą naukę, opartą na apostołach jakby na fundamentach. Na nich wznosi się „budowla chrześcijańska, która ma się rozwinąć w przyszłych latach” / III, 28/.
Obserwacja rzeczywistości Kościoła pozwala mu uchwycić wyjątkowość jego rozwoju. Przy tym biorąc pod uwagę geograficzną i etnograficzną ekspansję Kościoła, niejako dostrzega jego powszechność. Rozprzestrzenianie się Kościoła jest zjawiskiem niezwykłym, budzącym najwyższy podziw:
„ A przecież istniały tysiące przeszkód w rozszerzaniu się na cały świat nauki Jezusa. Skoro jednak Bóg zechciał wesprzeć nauką Jezusa również pogan, wszelkie knowania ludzkie przeciw chrześcijanom spełzły na niczym; im bardziej gnębili chrześcijan królowie, książęta i narody całe, tym bardziej rośli chrześcijanie liczebnie i nabierali mocy” / VII,26/.
Kościół objął swym zasięgiem wszystkie warstwy społeczne: zyskał sobie wyznawców wśród ubogich i biednych, ludzi uczonych i niewykształconych, niewolników i wolnych, zarówno ludy cywilizowane, jak i stojące na niskim poziomie kultury /I,27/.
Krwawe prześladowania nie tylko osłabiły Kościoła, ale wzmocniły i spotęgowały jego siłę. Opierając się prześladowaniom, Kościół pierwszej połowy III w. wcale nie osłabł, lecz się rozwinął. Orygenesa zdumiewa ta prawidłowość. Im bardziej bowiem mnożą się i wzrastają prześladowania, tym większy wywołują duchowy opór ze strony chrześcijan:
„Co więcej, liczni nasi współcześni wiedzieli, że czeka ich śmierć, jeśli przyznają się do wyznawania religii chrześcijańskiej, a zostaną uwolnieni i otrzymają na powrót swoje majątki, jeśli się wyrzekną wiary, a jednak wzgardzili życiem i dobrowolnie wybrali śmierć za wiarę” / II,17/.
Kościół jest powszechny także w sensie doktrynalnym, gdyż posiada całość prawdy religijnej. Istnienie różnych sekt, herezji i gnozy, które tę prawdę zniekształcają, naświetlając ją jednostronnie i ujmując fragmentarycznie, nie jest winą Kościoła. Jeśli ktoś uważa, „ że istnienie wielu sekt między chrześcijanami może stanowić powód oskarżenia chrześcijaństwa, czemu nie uzna za analogiczny powód oskarżenia filozofii z powodu różnic, jakie istnieją między szkołami filozoficznymi i to nie tylko w sprawach błahych i przypadkowych, ale też w sprawach zasadniczej wagi? Zauważ, że można również oskarżać medycynę, ponieważ w jej łonie istnieje wiele szkół”/ V, 61/.
Wreszcie argumentem przemawiającym za nadprzyrodzonym pochodzeniem Kościoła jest jego funkcja wyzwalająca ludzkość z upadku moralnego. Aleksandryjczyka uderza fakt, że wśród różnych szkół filozoficznych jedynie Kościół rzeczywiście realizuje swój wzniosły ideał religijno – moralny. Płynąca ze wskazań ewangelii czystość moralna chrześcijan jest cechą wyróżniającą ich w porównaniu z upadkiem obyczajów wśród pogan / IV,26/. Zepsucie moralne w cesarstwie było tak wielkie, że Orygenes określa je jako ogólne wynaturzenie zmysłu moralnego. Tym bardziej zdumiewa go, że w tym stanie rzeczy chrystianizm nie rezygnuje ze swych wzniosłych zasad i niezwykle trudnych wymagań zdołał osiągnąć masowe nawrócenia. Tego mógł dokonać tylko Chrystus działający w swym Kościele.
„ Nie byłoby jeszcze niczym dziwnym, gdyby nawrócił rzesze mędrców; on jednak nawrócił masy prostych ludzi, ulegających namiętnościom, ludzi których z powodu ich nierozsądku trudniej nakłonić do umiarkowania. Jezus więc dokonał tego wszystkiego, ponieważ był mocą Boga i mądrością Ojca, choć nie chcą tego uznać ani Żydzi, ani Grecy, którzy nie wierzą w jego naukę” / II,79/.
Taka przemiana światopoglądowa jest nie mniej cudowna niż liczne przypadki cudownych uzdrowień, nieprzerwanie zdarzające się wśród chrześcijan.
„Niektórzy z nich na podstawie dokonanych uzdrowień dowodzą, że otrzymali cudowny dar, zwłaszcza że do chorych wzywają Najwyższego Boga i imienia Jezusa, powołując się na jego dzieje. Widzieliśmy wśród nich wielu ludzi uwolnionych od ciężkich chorób, obłędu, szaleństwa i innych nieprzeliczonych nieszczęść, których nie potrafili uleczyć ani ludzie, ani demony” / III,24/.
Funkcja głosicieli chrześcijaństwa jest jednak inna i, zdaniem Orygenesa, sprowadza się do potrójnego zadania: naprawy obyczajów, doprowadzenia do mądrości, a przez mądrość do zjednoczenia z Bogiem / III, 54 – 58/. Nauczanie to nigdy nie może mieć na celu odciąganie od nauki czy filozofii. Jeśli jednak nauczyciele chrześcijańscy odrzucają naukę epikurejczyków czy wiarę w reinkarnację, to dlatego, że niektóre z tych doktryn są szkodliwe moralnie albo po prostu naiwne /III.75/ Oskarżyciele chrześcijaństwa winni przynajmniej uczciwie przyznać, „ że nasza nauka uwolniła całe rzesze ludzi od namiętności, powstrzymała ich przed otchłanią zła i uszlachetniła dzikie obyczaje całych tysięcy istot ludzkich. Ci zatem, którzy chlubią się troską o ogólne dobro, powinni naszej nauce złożyć  uszanowanie, ona bowiem w nieznany dotąd sposób odwraca ludzi od grzechu; powinni też przyznać, jeśli już nie to, że jest prawdziwa, to przynajmniej korzystna dla rodzaju ludzkiego”/ I, 64/.

Orygenes jest zdania, że skoro nauka chrześcijańska jest rzeczywiście niezwykła i postępowanie chrześcijan niepospolite, tylko Bóg mógł ją objawić ludziom. Gdyby  ludzie głębiej zastanowili się nad tym, nie wypowiadaliby „zuchwałych słów” pod adresem Jezusa i Jego Kościoła oraz sądów na temat spraw, o których nie mają pojęcia / VIII, 53/. „Wszak zostaliśmy przekonani tysięcznymi argumentami, spośród których przytoczyłem tylko małą cząstkę” / II,47/.

Na marginesie artykułu:

„Siłę i moc, obecną także dzisiaj w Kościele, widać wreszcie w liczbie męczenników minionego i zaczynającego się właśnie nowego stulecia, których należałoby liczyć w tysiącach. Nie zgięli swych kolan przed tyranami i nowymi bożkami. Stawili opór i ze względu na swą wiarę nie wahali się przyjąć więzienia i obozu, upokorzeń i tortur, a wreszcie śmierci. Obecnie chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą ludzi na świecie. Krew męczenników okazywała się zawsze do tej pory nasieniem rodzącym nowych chrześcijan. Dlatego też niezliczona liczba męczenników minionego i rozpoczynającego się właśnie nowego stulecia jest także dla nas powodem do nadziei, że ich bogaty zasiew wzejdzie w nowym stuleciu i tysiącleciu.” / Walter Kasper, Kościół Katolicki s. 587, WAM 2014/.

 

 

Apologia chrześcijaństwa w dziele Orygenesa „Przeciw Celsusowi” / cz.II /

2.Niezwykłość religii chrześcijańskiej

W swojej apologii Orygenes zakłada, że pewne wydarzenia są możliwe, a inne niemożliwe. Do rzeczy możliwych zalicza m.in. fakt Wcielenia /I,37/. Natomiast jest dla niego niemożliwe, aby ludzie, którzy w pewnych sytuacjach reagują w określony sposób, mogli mylić się co do zmartwychwstania człowieka. Wie on jednocześnie, że przyjęcie takich założeń, będących tylko po części sprawą zdrowego rozsądku, jest także uzależnione od przesłanek filozoficznych i teologicznych. Założeń tych nie podziela Celsus, który wychodząc z innych przesłanek zaprzecza Wcieleniu i nie uważa Ewangelii ani za źródła historyczne ani za księgi objawione. Ewangelie nie są dla niego historyczne, kiedy relacjonują takie wydarzenia, jak uśmierzenie przez Jezusa burzy, rozmnożenie chleba, uzdrowienia trędowatych i wskrzeszenia umarłych.

Skoro są różne punkty widzenia, to przy pomocy samej metody historycznej nie można definitywnie rozstrzygnąć wszystkich pytań dotyczących nauki i postępowania Jezusa, a tym bardziej dowieść, że był On rzeczywiście Mesjaszem i Synem Bożym, ponieważ ostateczna interpretacja źródeł i znaczenie tych wydarzeń wychodzi poza jej możliwości. Wielkość Orygenesa polega na tym, że na pytania Celsusa odpowiada nie tylko przy pomocy dostępnej mu wiedzy historycznej. Zdaje sobie bowiem sprawę, ż Ewangelie nie są dziełem obojętnie przyglądających się obserwatorów, których jedynym celem byłaby dokładność opisu. Sam dostrzega w nich pewne różnice w relacjach / V,56/.

Pomimo jednak trudności interpretacyjnych, Orygenes nie rezygnuje z wykazania nadprzyrodzonego pochodzenia chrześcijaństwa w oparciu o Ewangelie. Chociaż Celsus nazywa je utworami prostackimi, to nie może zakwestionować faktu, że zawierają one niezwykłą moc. W wyniku lektury tych ksiąg, jak i ich obecnego czytania w Kościele, tysiące ludzi nawróciło się /III, 68/. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem tego faktu jest uznanie, że Ewangelie dostarczają przekonywujących argumentów na rzecz cudów Jezusa, Jego zmartwychwstania itd. Chcąc jednak w pełni ukazać siłę tych relacji, rozważa te materiały nie tylko jako dokumenty historyczne, ale również jako świadectwo wiary Kościoła pierwotnego.
Zgodnie z Ewangeliami Jezus objawił się grupie uprzywilejowanych uczniów, których starannie wybrał, kształtował przez jakiś czas, odkrył przed nimi swój stosunek do Ojca i wreszcie wyznaczył jako świadków i apostołów. Tych faktów Celsus nie może zakwestionować.

„Któż jednak patrząc na rybaków i celników, którzy nie posiadają nawet podstawowego wykształcenia / tak piszą autorzy Ewangelii, a Celsus w tym względzie wierzy w prawdę słów o braku wykształcenia apostołów / śmiało przemawiali o wierze w Jezusa nie tylko do Żydów, ale również wśród pozostałych narodów głosili Go i zdobywali uznanie, nie zastanowiłby się, skąd oni zdobyli umiejętność przekonywania? Sztuka ta nie była wcale podobna do znanej szerokim warstwom retoryki. Czyż nie musi każdy przyznać, że dzięki jakiejś boskiej potędze spełnił Jezus w swych uczniach to, co zapowiadał: ‘ Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi?’” / I,62/.

Ewangelie ukazują potęgę Jezusa w pozyskiwaniu ludzkich serc. Jednocześnie entuzjazm uczniów nie czyni ich niewiarygodnymi, lecz ich świadectwo staje się jeszcze bardziej wstrząsające. Boskość Jezusa można by wykazać na podstawie powagi tego świadectwa poprzez analizę przeżyć Jego najbliższych uczniów. Ukazując te przeżycia Nowy Testament staje się wiarygodnym zapisem wrażenia, jakie wywarł Jezus na swych pierwszych uczniach.

Orygenes z pozycji psychologa religii dostrzega, że to wrażenie musiało być ogromne. Nie jest łatwo wyzbyć się człowiekowi tego wszystkiego, do czego od dawna przywykł i co uformowało jego psychikę. Jeżeli tak trudno jest wyrzec się domu, miasta, wsi albo określonych ludzi, to cóż dopiero zwyczajów odnoszących się do spraw wiary?/ I,52/.

„Jeżeli mamy powiedzieć prawdę na temat powstania pierwszych gmin chrześcijańskich, stwierdzimy, że nieprawdopodobieństwem by było, gdyby apostołowie /…/ głosząc naukę chrześcijańską zaufali czemukolwiek poza udzieloną im mocą i łaską zawartą w nauce, dzięki której głoszona przez nich wiara została przyjęta; nieprawdopodobieństwem by było, żeby uczniowie apostołów odstąpili od dawnych ojczystych obyczajów, z którymi się zżyli, gdyby jakaś potężna siła i cudowne znaki nie nakłoniły ich do przyjęcia obcych i nieznanych dotychczas dogmatów”.

Orygenes zwraca uwagę na fakt, że apostołowie głosili naukę Jezusa z najmocniejszym przekonaniem i w sposób absolutnie stanowczy. Przekazywali ją jako coś, co ukazało im się z oślepiającą jasnością. Następnie nauka ta, pomimo że była czymś absolutnie nowym, została przyjęta przez „ uczniów apostołów” , choć środowisko, w którym ludzie ci żyli, wcale nie predysponowało do oddawania czci boskiej człowiekowi i to jeszcze ukrzyżowanego. Jedynie przyjęcie, że „pochodzenie chrześcijaństwa było cudowne”, dobrze tłumaczy te fakty     /VIII, 47/.

W wykazywaniu wiarygodności chrześcijaństwa Orygenes sięga nie tylko po argumenty natury psychologicznej, ale operuje również racjami egzystencjalnymi i społecznymi. Nowość tej religii nie polega jedynie na tym, że człowiek kierujący się prawdą „ odrzuca tych, których dotychczas uznawała bogów i na nowo przyjmuje naturalną miłość do Stwórcy, a za sprawą tej miłości przyjmuje również tego, który pierwszy przekazał te nauki ludziom przez uczniów” /III,40/. Nie polega także na zwykłym uwierzeniu, że Jezus był Bogiem i jako taki czynił cuda, tak jakby nie miał nic wspólnego z naturą ludzką. Niezwykłość chrześcijaństwa leży w tym, że głosi ono z całym przekonaniem, że zarówno boskość jak i moc w Jezusie Chrystusie zniżyła się „do zmiennych losów człowieka”. W Chrystusie „ połączyła się po raz pierwszy natura ludzka z boską po to, by natura człowieka poprzez uczestnictwo w bóstwie stała się boska” / III,28/. To uczestnictwo w życiu i przyjaźni z Bogiem jest odtąd możliwe dla wszystkich. Chrześcijaństwo afirmuje więc wielkość człowieka i wynosi go ponad wszystkie stworzenia, a wskazując na wyraźne cele przewyższa filozoficzne szkoły greckie i barbarzyńskie / III, 81/.

Orygenes zapytuje dalej, czy filozofia niechrześcijańska, a szczególnie platonizm albo stoicyzm, stoi w sprzeczności z religią chrześcijan. Chrystianizmu nie można, co prawda, zredukować do światopoglądu, ale obejmuje on i zawiera pewien ogląd rzeczywistości. Z jednej strony w opozycji do chrześcijaństwa stoi tylko ta filozofia, która nie daje żadnej nadziei / III, 80 – 81/. Z drugie strony byłoby błędem uważać naukę Chrystusa za spopularyzowaną filozofię grecką. Jeśli jest ona religią objawiona, to przewyższa wszelką filozofię, łącznie z platonizmem. Nauka o Bogu, o Synu Bożym, o życiu pozagrobowym, zmartwychwstaniu, miłości nieprzyjaciół, pokorze, cierpliwości itp. nie pochodzi od Platona, ponieważ nauki te głosili dużo wcześniej prorocy i mędrcy Starego Testamentu. Chrześcijanie stosują w życiu nauki o pokorze lub ubóstwie nie dlatego, że tak uczył Platon, ale ponieważ praktykował je Jezus. Chrystus nie mógł przyjąć tych nauk od Greków, gdyż jest absurdem twierdzić, że znał dobrze grecką literaturę albo studiował w greckich szkołach /VI,15-16/.

Jedną z cech wyróżniających chrystianizm od różnych kierunków filozoficznych jest jego uniwersalizm. Religia ta rzeczywiście stara się doprowadzić do prawdy każdego bez wyjątku. Ponieważ zwraca się również do ludzi nieokrzesanych i prostych, posługując się przy tym językiem przystępnym dla każdego, znamionuje ja także głęboki humanitaryzm. Natomiast nauczyciele greccy, którzy troszczyli się tylko o ludzi wykształconych, „zamknęli zmysł społeczny w wąskich i ciasnych bramach”. Ów lekceważący stosunek do człowieka prostego, pewien ekskluzywizm oraz brak jednomyślności w filozofii niewielki przyniósł dotąd pożytek światu, a nauki greckie uczynił mało zrozumiałymi i mało znaczącymi / VI,1 -5/.

Religia chrześcijan, tak nowa i wzniosła w swej treści, wnosi jednocześnie pokój do stosunków międzyludzkich. „Chrześcijanie zaś, gdyby wywodzili swe pochodzenie z buntu, nie przyjęliby praw tak pokojowych, że z ich powodu są wydawani na śmierć jak owce – i nie pozwalających im brać zemsty na wrogach” /III.8/. Radosna nowina uczy bowiem wytrwałości w przeciwnościach i heroizmu.
„Nie chciał Celsus /…/ przyjąć do wiadomości, że Jakub, brat Jana, sam apostoł i brat apostoła, został zabity /…/; nie chciał słyszeć, jak wielkich rzeczy dokonał Piotr i pozostali apostołowie odważnie głosząc naukę Ewangelii, i że ubiczowani odeszli sprzed Sanhedrynu ciesząc się /…/, że stali się godnymi cierpień dla imienia Jezusowego oraz że swym postępowaniem przewyższyli wiele opowiadań greckich o wytrwałości i odwadze filozofów” / II,45/.

Orygenesa zdumiewa fakt, że uczniowie Jezusa dokonali dzieł większych nawet niż „ dostrzegalne zmysłowo cuda”, tj. licznych nawróceń / II,48/. Póki Chrystus był z nimi, mógł ich umacniać. Kiedy odszedł, kto kazał im działać, jeśliby się im On nie objawił? Czy nauka ta byłaby tak powszechnie przyjmowana, zarówno przez Żydów jak i Greków, gdyby apostołowie nie nauczali rzeczywiście „ w mocy Boga?” / I,62/.

Przedstawione racje natury psychologicznej, egzystencjonalnej i społecznej świadczą, że Orygenes często posługuje się nimi dla potwierdzenia faktów historycznych. Pozostaje przez to zasadniczo wierny duchowi tradycji ewangelicznej. Jego argumentacja biorąca za punkt wyjścia orędzie Kościoła pierwotnego jest przy tym bardzo katolicka. Przed czytelnikiem dzieła „Przeciw Celsusowi” stają dwie wykluczające się możliwości: albo wiara skierowana do Chrystusa i Jego Kościoła, albo całkowity sceptycyzm, odrzucający zarówno jedno jak i drugie.

Religia chrześcijańska nie jest fideizmem. Ma ona mocną podstawę rozumową, na którą składają się fakty historyczne i psychologiczne, opisane w źródłach pierwotnego Kościoła.

Według Orygenesa w chrześcijaństwie wyróżnia się: „Boska mądrość, która nie jest równoznaczna z wiarą, jest pierwszym z tak zwanych charyzmatów Bożych. Drugie po niej miejsce wśród darów bożych zajmuje tak zwana wiedza, trzecie miejsce wiara, albowiem trzeba, aby ludzie prości, którzy wedle swych sił pragną osiągnąć pobożność, zostali zbawieni” / VI,13/.

Chrystianizm nie nawołuje jedynie do samej wiary i do niej się nie ogranicza. Mądrość nie tylko nie przeszkadza w poznaniu Boga, ale doń prowadzi poprzez wykształcenie, gruntowność nauki i roztropność / III,49/.

Apologia chrześcijaństwa w dziele Orygenesa „Przeciw Celsusowi” /cz.I/

Treść polemiki Orygenesa z Celsusem.

Orygenes w piśmie „Przeciw Celsusowi” najczęściej korzystał z antologijnego materiału zawartego w Ewangeliach. Posługując się tymi materiałami zbudował szereg argumentów potwierdzających boskie pochodzenie chrześcijaństwa. Dają się one sprowadzić do argumentacji historycznej, bądź też bardziej psychologicznej, odwołującej się do faktu przeżycia religijnego.

1. Jezus Chrystus w świetle Ewangelii jako źródeł historycznych.

Jeśliby pierwszy sposób dowodzenia wyrazić w postaci formuły logicznej, to przebiegałaby ona w kilku etapach. Przede wszystkim należałoby rozważyć historyczną wartość źródeł chrześcijaństwa. Na tym etapie Orygenes stara się wykazać kwalifikacje moralne autorów, które by pośrednio dowodziły prawdziwości ich pism. Najpierw stawia pytanie, czy wobec faktu, że sam Jezus nie pozostawił żadnego pisma, ewangelijne świadectwo jego uczniów jest historycznie wiarygodne. Odpowiada zaś następująco:

„Może kto uważać, że to wszystko jest wymysłem ewangelistów; czy jednak nie są zmyśleniem raczej słowa ludzi przemawiających z wrogością i nienawiścią przeciw Jezusowi i chrześcijanom, a prawdą to, co napisali ci, którzy cierpieniami poniesionymi dla nauki Jezusa dowiedli swego szczerego przywiązania do niego? Czyż bowiem uczniowie Jezusa z męstwem i wytrwałością znosiliby prześladowania i śmierć za fałszywe zmyślenia o swoim nauczycielu?” /II,10/. Ewangeliści napisali o Jezusie prawdę. Dowodem na to są ich cierpienia, prześladowania, a nawet męczeńska śmierć. Za fałszywe zmyślenia nie oddaje się życia. Rozsądną więc rzeczą jest przyjąć, że szczerze wierzyli w to, co napisali.

Uderza Orygenesa inny charakterystyczny fakt, potwierdzający wysokie kwalifikacje moralne autorów ewangelii : Przecież gdyby nie kochali prawdy, lecz jak sądzi Celsus, opisywali własne wymysły, nie wspominali z pewnością o tym, że Piotr się zaparł Jezusa, a uczniowie zgorszyli się z Pana, i któż by wówczas o tym wiedział? Nawet byłoby zrozumiałe, gdyby o takich sprawach nie wspominali ludzie, którzy chcą czytelników Ewangelii nauczyć pogardy śmierci grożącej za wyznawanie chrześcijaństwa” /II,15/.

Do tej myśli Aleksandryjczyk powraca w innym miejscu, gdy rozważa tę samą alternatywę: albo ewangeliści kłamali, albo mówili prawdę. Na powtarzany przez Celsusa zarzut, że ewangelijne opowiadania zawierają kłamstwa, a ewangeliści nie potrafili w sposób przekonywujący nawet ukryć swych kłamstw, tak odpowiada: „Bardzo łatwo można było ukryć to wszystko; wystarczyło wcale o tym nie mówić”/II,26/. Gdyby ewangeliści nie przytaczali słów Jezusa, nie byłyby one przedmiotem sporu. Jednak ewangeliści pisali szczerze. Z ich pism przebija pobożność i rzetelność. Nie ma w nich ”śladu nieautentyczności, podstępu, fikcji ani oszustwa”. Ponieważ nie zetknęli się nigdy z przebiegłą sofistyką czy retoryką, nie wymyślili tych „historii, które by same z siebie mogły zaszczepić wiarę i doprowadzić ludzi do życia zgodnego z tą wiarą”/ III,39/.

Opowiadania ewangelijne zawierają nie tylko dzieje Jezusa, ale także słowa, „które dowodzą boskości Jezusa”. Przeprowadzanie selekcji tego materiału, tj. uznawanie za prawdę jednych miejsc, a odrzucanie i wrogość wobec innych fragmentów, jest nieuzasadnione. Trzeba albo odrzucić całą ewangelię, albo dostrzec w niej niezwykłość obrazu Jezusa / II,33/. Nie poprzestając na wykazaniu wysokich kwalifikacji moralnych autorów biblijnych Orygenes szuka następnie w samym Piśmie św.
dowód na ścisłą historyczność tych źródeł. Takimi dowodami są opisane w nich fakty historyczne, potwierdzone przez autorów niechrześcijańskich. Np. Józef Flawiusz w księdze XVIII „ Starożytności żydowskich” zaświadcza o historyczności Jana Chrzciciela, Jezusa i Jakuba Sprawiedliwego /I,47/.

Z myślą o przekazaniu potomnym uczniowie Jezusa napisali wiernie to, co się rzeczywiście wydarzyło / I, 46/. Gdy Jezus urodził się za panowania Augusta, w całym imperium rzymskim panował pokój. Ten niezwykły fakt w dziejach cesarstwa był zapowiedzią przyszłego wypełnienia polecenia Jezusa głoszenia i nauczania ewangelii wszystkim narodom. „Jakże więc mogłaby zatriumfować taka pokojowa nauka, która nie pozwala nawet mścić się na wrogach, gdyby w czasie wcielenia Jezusa nie zapanował na świecie pokój?” /II,30/. Sprawił to Bóg, który w tym celu oddał różne i liczne narody pod władzę jednego cesarza.

Jezus został ukrzyżowany za panowania Tyberiusza. Także ten fakt został potwierdzony przez nadzwyczajne zewnętrzne „dowody”, o których świadczy grecki historyk Flegont w swym dziele „Kroniki” /III,33/. Bardzo charakterystyczna jest następująca wypowiedź Orygenesa. Opierając się „na poważnych słowach” dowodzi, że „ z ciała Jezusa nie popłynęła krew mityczna, krew wymyślona przez Homera: gdy Jezus już umarł ‘jeden z żołnierzy przebił mu bok i wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe; On wie, że mówi prawdę’ ”/ II,36/. Sam więc apostoł dostarcza takiego dowodu.

Można zatem przyjąć, że Orygenes uważał opowiadania ewangelijne za wiarygodne źródło historyczne do poznania Jezusa Chrystusa, a autorów za rzeczywistych świadków opisanych wydarzeń. Ewangeliści przytaczają jak najsumienniej prawdę historyczną o Jezusie opisując jego życie, działalność i naukę. Są pisarzami szczerymi, bezstronnymi i całkowicie bezinteresownymi. Opowiadają po prostu obiektywnie o faktach, które miały miejsce. Skoro więc materiały ewangelijne mają ścisłą wartość świadectwa historycznego, można z kolei na ich podstawie wykazać, że Jezus Chrystus jest rzeczywiście wysłannikiem Bożym.

Najpierw jednak trzeba rozważyć pytanie, czy Jezus z Nazaretu sam się podawał za Bożego wysłannika. Zastanawiające jest to, że Orygenes zupełnie pomija analizę znaczenia tytułu „Syn Człowieczy”, który, zdaniem biblistów, jest nawiązaniem do znanego proroctwa z księgi Daniela i świadczy o tym, że Jezus był świadom swych boskich prerogatyw. Aleksandryjczyk cytuje te słowa Jezusa, w których odsłania On uczniom swój szczególny stosunek do Ojca. Przy czy zauważa, że niektóre z tych wypowiedzi nasuwają myśl o stosunku niższości Syna wobec Ojca /VIII,14/. Zdecydowana jednak ich większość wskazuje raczej na równość. Np. cytując teksty przytoczone przez Mateusza, Łukasza i Jana, Orygenes dowodzi: „Nasz Zbawiciel i Pan, Słowo Boże, powiedział: ‘Nikt nie zna Syna tylko Ojciec , ani Ojca nie zna nikt tylko Syn i ten, komu by Syn chciał objawić’ chcąc wskazać w ten sposób, iż wielkość poznania Boga jest taka, że pojąć Go i poznać może tylko On sam oraz ci, których umysł został oświecony przez Słowo i przez Boga” / VI, 17/. Niestworzonego i pierworodnego Syna może godnie pojąć tylko Ojciec, który Go zrodził, natomiast Ojca może zrozumieć tylko Syn, który jest Jego mądrością i prawdą.

Dalej Orygenes wyjaśnia: „Gdyby Celsus znał stwierdzenie Jezusa: ‘ Ja i Ojciec jedno jesteśmy’, gdyby wiedział, co Syn Boży powiedział w modlitwie do Boga: ‘Tak jak ja i Ty jedno jesteśmy’ nie twierdziłby, że czcimy kogokolwiek poza najwyższy Bogiem. Chrystus powiedział przecież:
‘Ojciec jest we mnie, a ja jestem w Ojcu’ ”. Chrześcijanie czczą „jednego Boga – ojca i Syna”, a zatem nie składają hołdów człowiekowi, „który się niedawno narodził, a którego przedtem nie było”. Autor przytacza znowu cały szereg słów Jezusa /”pierwej niż Abraham był, jam jest”, „Jam jest prawda”/ i na ich podstawie wyprowadza wniosek: Ojciec i Syn są „ dwoma osobami, ale jednością w identyczności, zgodzie i tożsamości woli. Ten przeto, kto widział Syna, który jest jasnością chwały i odbiciem istoty Boga, w obrazie bożym oglądał również Boga” /VIII,12/.

Na boskość Jezusa wskazywały liczne proroctwa starotestamentowe. Dowód z proroctw należy do najczęstszych i przejawia się przez całą apologię Orygenesa. Prorocy żydowscy zapowiedzieli przyjście Chrystusa. Tego „najistotniejszego” dowodu nie mogą zaprzeczyć ani Żydzi ani heretycy /I,49/. Przecież to prawda,. że jego przyjście zostało zapowiedziane przed laty przez wielu proroków, tak że cały naród oczekujący jego przyjścia po narodzinach Jezusa podzielił się na dwa obozy. „Jedni z nich rozpoznali mesjasza, inni natomiast „odważyli się na popełnienie zbrodni przeciw Jezusowi” /III, 28/.
Prorocy dzięki „ natchnieniu ducha bożego” lepiej rozumieli sens i bieg wydarzeń / IV,55/. Działanie Ducha Świętego nie sprawiało u nich stanu „ekstazy, szału czy obłędu”, ale powodowało, że „umysł ich stawał się jaśniejszy /…/, a dusza szlachetniała” /VII, 3—4/. „Ówcześni ludzie spisali słowa proroków i strzegli ich, ażeby przyszłe pokolenia zapoznawszy się z proroctwami podziwiały je jako słowa samego Boga /…/. Prorocy więc zgodnie z wolą Bożą otwarcie głosili to wszystko, co ku własnemu pożytkowi słuchacze powinni łatwo zrozumieć” /VII,10/.

Zdaniem Orygenesa starotestamentowe proroctwa o wydarzeniach z życia Chrystusa nie mogą odnosić się do innych osób. Przepowiedziały one cechy charakteru Zbawiciela, miejsce Jego narodzin, mękę, zmartwychwstanie i cuda, jakich miał dokonać. Orygenes cytuje proroctwo Micheasza o miejscu narodzin Mesjasza. /5,2/ i tak je komentuje: „ Proroctwo to nie może odnosić się do żadnego szaleńca i oszusta /…/ , jeśli nie potrafi dowieść, że urodził się w Betlejem”. Natomiast historia Jezusa spisana w Ewangeliach jest zgodna z tym proroctwem. Do tego typu argumentów z Pisma św. Orygenes dołącza jeszcze dowody zewnętrzne, w tym przypadku fakt, „ iż w Betlejem istnieje grota, w której się urodził Jezus /…/. Miejsce to słynie w całej okolicy” / I,51/.
Prorocy zapowiedzieli nie tylko mękę Zbawiciela, ale także jej zbawcze znaczenie. Chrystus miał być ofiarą za grzechy świata i w tym sensie śmierć Jego miała cechy ekspiacyjne /I, 54/. Wszystkie jednak proroctwa na ten temat są niewłaściwie interpretowane przez Żydów. Jedno z największych i najpiękniejszych, zapisane w księdze Izajasza /52,13-53/, odnoszą  do całego narodu. Tymczasem Orygenes jest przekonany, że proroctwo to mówi o pojedynczym człowieku, tj. Jezusie Chrystusie /I,55/. Poza tym Żydzi nie dostrzegli lub nie chcieli dostrzec faktu, że ich księgi mówią o dwukrotnym przyjściu Chrystusa / I, 56/. Pierwsze przyjście już się dokonało. Drugie natomiast nastąpi wtedy, gdy Chrystus przyjdzie w pełni swego majestatu bez żadnej domieszki ludzkiej natury.

Orygenes kilkakrotnie przeprowadza egzegezę różnych tekstów mesjańskich. Wypełnienie tych obietnic dostrzega zarówno w realizacji poszczególnych przepowiedni, jak i w całej tajemnicy Chrystusa, a więc w Jego cudach, zmartwychwstaniu i Kościele. Analiza tej niezwykłej działalności Jezusa prowadzi, zdaniem Orygenesa, do uznania za niewątpliwie historyczny fakt, że czynił On cuda, a tym samym dowiódł swej boskości.

Cudów tych dokonywał zupełnie inaczej niż magowie. Gdyby przyjąć, że rzeczywiście nauczył się określonych sztuk, np. w Egipcie, a po powrocie do Judei wykorzystując swe umiejętności głosił, że jest Bogiem, to jakże „mógłby wykładać doktrynę, która uczy, żeby w całym swym postępowaniu człowiek myślał o Bogu jako o przyszłym sędzim wszystkich uczynków” / I,38/. Orygenes zauważa, że jest niemożliwe i absurdalne, by mag z narażeniem życia rozpowszechniał naukę zakazującą uprawienia magii. Działalność cudotwórcza Jezusa ziemskiego jest także nieporównana z rzekomymi dokonaniami bohaterów greckich. Nawet jeśli spisane o nich mity zawierają jakiś cień prawdopodobieństwa, to i tak faktycznie nie przyniosły one nikomu żadnego pożytku. Natomiast historia Jezusa ma na dowód tłumy ludzi nieszczęśliwych, którzy doznali od Niego pomocy / III, 33-34/.

Szczególną uwagę Orygenesa przyciągają zapisane w Ewangeliach uzdrowienia oraz trzy wskrzeszenia. Chrystus wskrzesił tylko tych zmarłych, których chciał wskrzesić, aby cuda te potwierdziły Jego boskość oraz by były symbolem określonych prawd. Jeśli uważając się za boskiego wysłannika głosił niezwykłą i mądrą naukę oraz jednocześnie czynił cuda, które wyzwalały ludzi z różnych cierpień, to rzeczywiście musiał być tym, za kogo się uważał /II,48/.

Najwspanialszym jednak cudem potwierdzającym boskość Jezusa był, według Orygenesa, fakt zmartwychwstania /II, 62/. Fakt ten, zapisany w przekazach i opowiadaniach wielkanocnych, jest zupełnie nieporównywalny z wyczynami greckich bohaterów, opisanymi przez Hezjoda i Homera. Orygenes stwierdza, że już w punkcie wyjścia jest zasadnicza różnica: Jezus został ukrzyżowany publicznie, „ a również jego ciało zdjęto z krzyża na oczach ludu /…/. Wysuwam hipotezę, że może dlatego właśnie Jezus wybrał śmierć na krzyżu, by nie można było go zestawiać z bohaterami, którzy rzekomo zstąpili do Hadesu /…/. Może więc wymieniając inne powody krzyżowej śmierci Jezusa można powiedzieć, że Jezus umarł publicznie na krzyżu po to, aby nikt nie mógł twierdzić, że dobrowolnie ukrył się przed ludźmi i nie umarł naprawdę, a gdy uznał to za stosowne, ukazał się ponownie i opowiadał o swym cudownym zmartwychwstaniu?” / II, 56/Orygenes dziwi się Żydom, że odrzucają możliwość zmartwychwstania „ w tym samym ciele”, choć wierzą we wskrzeszania opisane w trzeciej i czwartej Księdze Królewskiej. Zmartwychwstanie Jezusa jest cudowniejsze od wskrzeszeń dokonanych przez Eliasza i Elizeusza, ponieważ Jego „ nie wskrzesił żaden z proroków, lecz Ojciec, który jest w niebiosach” / II, 58/. Natomiast twierdzenie, że cała ta historia ze zmartwychwstaniem była zwykłym oszustwem, nie wytrzymuje krytyki, gdyż wyklucza je oczywista prawdomówność pierwszych chrześcijan. Poza tym uczniowie Jezusa głosili fakt zmartwychwstania z całym przekonaniem i odwagą. Za fałszywe zmyślenia nie oddaje się życia / II,56/.

Na jakiej jednak podstawie uczniowie doszli do przekonania, że Jezus zmartwychwstał? Orygenes kładzie główny nacisk na te dowody, które przekonują, ze Jezus był widziany jako żyjący po śmierci nie tylko przez jedną „ szaloną kobietę” – jak szydził Celsus – ale przez pewną ilość swych uczniów / II, 59/. Czy mogli oni ulec zwykłej pomyłce albo halucynacji? Aleksandryjczyk kwestionuje pogląd, jakoby normalni ludzie przeżywali na jawie własne pragnienia jako rzeczywiste fakty. Uczniowie nie byli ani szaleńcami, ani głupcami. Nie dowierzali na słowo wiadomościom o niezwykłych zdarzeniach bez uprzedniego ich sprawdzenia. Np. Tomasz dopiero po obejrzeniu ran Jezusa uznał cud zmartwychwstania / II, 60-61/.

Jednocześnie Orygenes podważa przypuszczenie, jakoby w rzeczywistości Jezus nigdy nie umarł, lecz tylko popadł w letarg, z którego się później ocknął. Zdaniem jego z Ewangelii jasno wynika, że zmartwychwstały Jezus był dostępny dla dotyku, słuchu i wzroku. Chrystus zmartwychwstał w dawnym ciele, ale Jego życie po zmartwychwstaniu było nie tym samym życiem co przed śmiercią, lecz istnieniem wzniosłym, początkiem niebiańskiej chwały / II, 68-69/.

Orygenes dostrzega różnicę między subiektywna wizją a zgodnym świadectwem ludzi, którzy twierdzili, że Jezusa zmartwychwstałego widzieli. Fakty podane przez św. Pawła w 1 Kor 15,3-8 wydają mu się „wspaniałe, godne podziwu /…/; z faktów tych można wnioskować przyczynę, dla której Jezus po zmartwychwstaniu nie był oglądany tak samo, jak przed śmiercią”/ II,62-63/. Dla autora apologii nawet Jezus ziemski nie wszystkim się pozwalał jednakowo oglądać. Jeżeli jednak przed zmartwychwstaniem postrzeganie Jezusa było uwarunkowane zdolnościami percepcyjnymi osób, wśród których przebywał, to teraz „nie miał w sobie nic, co byłoby dostępne dla zmysłów szerokich rzesz” /II,64/. Nawet apostołom i uczniom ukazuje się tylko wtedy, kiedy chce: „Oglądał go Kefas – Piotr, który stanowili niejako ‘pierwociny’ apostołów; po nim widziało go dwunastu, gdy przyjęto Macieja w miejsce Judasza; następnie ukazał się pięćdziesięciu braciom jednocześnie, później Jakubowi, potem wszystkim innym apostołom, poza dwunastu prawdopodobnie siedemdziesięciu, a w końcu, już po wszystkim , Pawłowi”/ II, 65/. Jeżeli więc bezzasadne byłoby stawianie zarzutu Jezusowi np. o to, ze nie zabrał ze sobą na górę Tabor wszystkich apostołów, lecz tylko trzech, to nie można również oskarżać Pawła, który relacjonuje fakt, że Jezus uzdolnił tylko niektórych do oglądania swego zmartwychwstania.

Z dotychczasowych ustaleń wynika, że – według Orygenesa – dowody historyczne prowadzą do wniosku, że Jezus głosił swą godność transcendentalną i mesjańską oraz dokonywał niezwykłych cudów, a Jego grób był rzeczywiście pusty w wielkanocna niedzielę. Jezus działał i nauczał tak, jak to  podają dane historyczne zawarte w Ewangeliach…

Więzi mistyczne pomiędzy religiami

Jednym z celów religioznawstwa porównawczego jest dostrzeganie wzajemnych więzi pomiędzy religiami w wyrażaniu Tajemnicy Ducha. Duch Święty obecny jest w innych religiach nie tylko poprzez autentyczne formy modlitwy. «Obecność i działanie Ducha — jak napisał w encyklice Redemptoris missio Jan Paweł II — nie dotyczą tylko jednostek, ale społeczeństwa i historii, narodów, kultur, religii» (n. 28).

Boską tajemnicę zawsze kryje zasłona, ale każde objawienie odsłania jakiś jej aspekt. Każde objawienie jest zatem dopełniające w stosunku do innego. W religiach jest tendencja do podkreślania najpierw jednego aspektu bóstwa np. sprawiedliwości, a potem drugiego – miłości, przy ciągłym poszukiwaniu równowagi, w której zawiera się ostateczna Prawda. Religie semickie ukazują transcendentalny aspekt tej boskiej Tajemnicy, gdy orientalne religie ujawniają jej immanentny charakter.

Każda żywa religia jest w formie ewolucji. Buddyzm rozwijał się z prymitywnego kultu Hinajamy ku wielkiej złożoności Mahajamy. Podobnie hinduizm, który uczył się i od buddyzmu, i później od islamu, ale i od chrześcijaństwa. Również islam, będąc wpierw arabską religią Koranu, ewoluował dzięki kontaktowi z kulturą syryjską i perską, a następnie rozwijał pewną mistyczną doktrynę przez kontakt z hinduizmem. Judaizm zaś przeobrażał się od pierwotnej religii plemiennej do uniwersalizmu proroków. W każdej z tych religii owa jedyna boska Rzeczywistość uzyskuje pewien szczególny kształt, któremu pozostaje wierna przez cały czas swojej ewolucji. Dla hinduizmu jest to Brahman, w buddyzmie Nirwana, pustka, w której zawiera się cała pełnia. W islamie „poddanie” się Allachowi, dobrotliwemu i miłosiernemu. W judaizmie jest Jahwe, Święty Izraela, stopniowo objawiający się w historii, ukryta boska tajemnica, a jednak bliska człowiekowi.

Chrześcijaństwo jest objawieniem boskiej Tajemnicy w osobie Chrystusa. Odwieczna Prawda ukazuje się w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa z Nazaretu. Teologia powie: Słowo stało się ciałem (człowiekiem), aby człowiek, ludzka natura została podniesiona do boskiej. Czy nie są to jednak tylko słowa i zwroty dla wyrażenia czego, co jest niewyrażalne? Wszystkie te nazwy – Brahman, Nirwana, Allach, Jahwe, Chrystus — nic nie znaczą dla ludzi kierujących się wyłącznie własnym rozumem, niezdolnych dostrzec boskiej Tajemnicy ukrytej w jej symbolu. Czyni to dopiero wiara.

Chrześcijaństwo przeszło również własną ewolucję, od sekty judaizmu zamkniętej w formach myślowych świata semickiego, po świat grecko-rzymski z formami myślenia charakterystycznymi dla tego świata. Pierwsze Ewangelie to przekłady z aramejskiego na grecki, interpretujące pierwotne orędzie „Chrystus zmartwychwstał” w świetle nowej sytuacji, a przecież zawsze wierne pierwotnemu świadectwu. Tej tajemnicy Chrystusa nie da się należycie wyjaśnić samymi słowami. Duch zawsze przekracza możliwości wyrażenia za pomocą litery. Ewangelia ujawnia przedmiot wiary ujęty w słowa, lecz zawsze jako Słowo Boże wykracza poza słowa, przemawiając do serca i przynosząc oświecenie, pokój i radość.

Powszechny Sobór Watykański II w deklaracji Nostra aetate o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich stwierdza, że «Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi» (n. 2). Na ogół «poprzez praktykowanie tego, co dobre w ich własnych tradycjach religijnych i postępując zgodnie z głosem sumienia, członkowie innych religii odpowiadają pozytywnie na Boże wezwanie i dostępują zbawienia w Jezusie Chrystusie, nawet jeżeli nie uznają Go za swego Zbawiciela (por. Ad gentes, 3, 9, 11)» (Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego — Kongregacja ds. Ewangelizacji Narodów, Instrukcja Dialog i przepowiadanie, 19 maja 1991, n. 29: Enchirydion Vaticanum 13 [1991-1993], s. 203).

Jak bowiem poucza Sobór Watykański II, «skoro (…) za wszystkich umarł Chrystus i skoro ostateczne powołanie człowieka jest rzeczywiście jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiaruje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy» (Gaudium et spes, 22).
Papież Polak mówił: Audiencja generalna 9 września 1998 Jana Pawła II.

W Chrystusie poznana w ostatecznym kształcie, owa tajemnica przeziera w tajemnicy Brahmana, Nirwany, Jahwe, Allacha. Jest to jedyna Prawda i jedyne Słowo. Osławiony aksjomat extra Ecclesiam salus nulla sformułowany w połowie III wieku przez św. Cypriana znaczy tyle, że w Kościele jest zbawienie. Ale jest ono także w każdej religii, której celem jest odwieczna Prawda, jest blisko każdego człowieka o wrażliwym sercu. Prawdziwy poeta, malarz, kompozytor, pozostaje w kontakcie z tą transcendentną Tajemnicą. Wielki luterański teolog, lekarz i muzykolog, tak pisał o Janie Sebastianie Bachu:

Istotą Mszy h-moll jest przejmująca wzniosłość. Już pierwsze akordy Kyrie przenoszą nas w świat wielkich i głębokich uczuć, którego nie opuszczamy ani na chwilę – aż do końcowej kadencji Dona nobis pacem. Wydaje się niemal, jakby Bach zamierzał napisać to dzieło istotnie jako mszę katolicką: dąży bowiem stale do ukazania wspaniałej obiektywności wiary. Świetność i potęga niektórych głównych chórów także wydaje się „katolicka”. A jednak inne znowu części mają ów subiektywny charakter, właściwy kantatom, który nazwać by można protestantyzmem Bachowskiej pobożności. Pierwiastki wspaniałości i serdeczności nie przenikają się nawzajem; istnieją obok siebie; występują na przemian, podobnie jak obiektywizm i subiektywizm w pobożności Bacha; dlatego też Msza h-moll jest jednocześnie katolicka i protestancka, a przy tym tak zagadkowa i niezgłębiona, jak religijne uczucia samego Bacha (Albert Schweitzer, Bach, tom 2, s.275, PWN 2011).

Można by powiedzieć, pół żartem, że Bach napisał pierwszą ekumeniczną mszę. Ale na serio mamy tu muzykę o wymiarze mistycznym, obecnym również w mszach Mozarta czy ostatnich sonatach Beethovena. A przecież kompozytorzy ci nie byli nadzwyczaj religijni. Beethoven pisząc mszę Missa Solemnis oraz IX Symfonię był kompletnie głuchy. To obecność Ducha decyduje o genialności ich muzyki. Tu artyści i mistycy mogą spotkać się i kontemplować. Twórca wyraża swe doznania za pomocą słów czy dźwięków. Natomiast mistyk hinduista, buddysta, muzułmanin, Żyd czy chrześcijanin poszukuje przeżycia religijnego samego w sobie, poza słowami, obrazami czy dźwiękami. Poznać Prawdę i znaleźć punkt zgodności we wszelkiej religii to wczuć sie po trosze w każdego z nich.

Uwagi końcowe

Czy refleksja ta o więziach pomiędzy religiami, nie jest jednak nadmiernym idealizowaniem rzeczywistości? Przecież otaczający świat ukazuje na co dzień różnorodność napięć, sporów, a nawet wojen miedzy religiami.
Jak wytłumaczyć powstanie kalifatu syryjskiego i irackiego?
– Dżihadystyczne ugrupowanie Islamskie ogłosiło przywrócenie na terytorium Syrii i Iraku kalifatu – państwa, które powstało ponad 1,5 tys. lat temu, po śmierci proroka Mahometa. -. Islamskie Państwo Iraku i Lewantu wypowiedziało lojalność Al-Kaidzie i poszło własną drogą dżihadu. – Kalifat powstał dawno temu, po Mahomecie. Kalifowie sprawowali przywództwo polityczne. Czterej pierwsi, zwani sprawiedliwymi, rządzili całym imperium muzułmańskim. – Po pewnym czasie doszło do podziału i powstało kilka kalifatów, a każdy był oddzielnym państwem muzułmańskim. – Kalifat obecny można odczytywać symbolicznie, jako generalną ideę zjednoczenia państw muzułmańskich pod przywództwem kalifa. – Bojownicy, którzy dążą do rzeczywistego kalifatu, są najlepiej finansowaną grupą terrorystyczną na świecie.

Jesteśmy codziennie bombardowani przez media takimi wiadomościami. Czy propozycja byłego prezydenta Izraela Szymona Pereza, złożona papieżowi Franciszkowi, utworzenia Organizacji Religii Światowych ma sens? Myślę, że sama ORŚ nie rozwiązałaby problemów ludzkości. Nadzieję pokładam natomiast w mistycznym, widzialnym i niewidzialnym Kościele wszystkich ludzi, modlących się o pokój i dobro.