Archiwum kategorii: Pismo Święte

Łk 2, 25-35 – łyżka dziegciu

(25) A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. (26) Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. (27) Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, (28) on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
(29) „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
(30) Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
(31) któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
(32) światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.
(33) Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. (34) Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. (35) A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.

W wyprawie Józefa i Maryi do Betlejem znowu zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe. Do tej pory zapowiedzi dotyczące Jezusa były radosne, zresztą pierwsza część „proroctwa” Symeona też jest radosna. Jednak w drugiej jego części pojawia się wątek sprzeciwu wobec Mesjasza. Ciekawe, że rodzice Jezusa dziwią się radosnej części proroctwa Symeona, Łukasz nie notuje jednak ich reakcji na tę smutniejszą zapowiedź. Czyżby ona ich nie dziwiła, nie zaskoczyła?  No cóż, rodzice Jezusa bardzo dobrze znali Pisma. A jeśli tak, to wiedzieli, jak nieciekawy był los wysłańców Boga i proroków.

Łk 2, 21-24 – znowu codzienność

(21) Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki]. (22) Gdy potem upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu. (23) Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. (24) Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.

W wyprawie Józefa i Maryi do Betlejem znowu następuje uspokojenie. Jakby nigdy nic wykonują wszystko, co nakazuje Prawo. Pasterze wprowadzili pewne zamieszanie, ale sobie poszli, czas więc wrócić do normalnego życia i wykonać to, co należy. Jak można jednak tak spokojnie robić to wszystko, gdy wie się, że to Dziecko to Zbawiciel? Wszak Łukasz jest uważany za dobrego pisarza, więc jeśli nawet wyprawa do Betlejem jest jego konstrukcją literacką, musiał widzieć tu pewną niespójność.

Inna sprawa, że Ewangelista, który swoje dzieło adresował do nawróconych pogan o kulturze greckiej, z jakiegoś powodu dużą wagę przywiązuje do spełnienia wymogów Prawa. Być może dzieje się tak dlatego, że adresatami byli również tak zwani bojący się Boga, czyli sympatyzujący z judaizmem, oraz judeochrześcijanie z diaspory, dla których motyw wypełnienia przez Jezusa Prawa był na pewno niezmiernie ważny. Jednak nawet to nie powinno przysłaniać jakiejś zmiany w zachowaniu Maryi i Józefa, która wydaje się całkiem naturalna. A może nie powinno dziwić, że po jakichś trzydziestu latach Maryja jest prawdopodobnie wśród krewnych, którzy wybrali się, żeby Go powstrzymać (Mk 3, 21.31-35, Łk 8, 19-21)? Nie tak prosto uwierzyć, że Zbawiciel jest wśród nas. Nawet, gdy jest się Jego rodzicem…

Łk 2, 8-20 – niespodziewana wizyta

(8) W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. (9) Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. (10) Lecz anioł rzekł do nich: «Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: (11) dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. (12) A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie». (13) I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami:
(14) «Chwała Bogu na wysokościach,
a na ziemi pokój
ludziom Jego upodobania».
(15) Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: «Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił». (16) Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. (17) Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. (18) A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. (19) Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. (20) A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane.

Dopiero teraz w czasie wyprawy Maryi i Józefa zaczynają się dziać niezwykłe rzeczy. Czy jednak rzeczywiście miało miejsce zstąpienie aniołów? Dlaczego w tym akurat momencie miałoby się wydarzyć coś tak spektakularnego, co nie wydarza się już w żadnym momencie życia i działalności Jezusa? Co prawda teza ta może być niezasadna, bo odnośny fragment znajduje się w Ewangelii Mateusza (26, 53), ale może jest tak, że zstąpienie zastępów aniołów jest manifestacją tego, o czym Jezus mówi w czasie pojmania w Ogrójcu (Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?). Niezależnie od tego, co się stało, coś sprawiło, że pasterze przyszli z niezapowiedzianą wizytą.

A mogła być ona cokolwiek kłopotliwa, bo pasterze nie należeli już wówczas do najbardziej poważanych grupy społecznych. Byli raczej, ze względu na tryb życia (łamali zakaz pracy w szabat, rzadko pojawiali się w synagodze), uważani za żyjących w mroku, z dala od Prawa i trzymano się od nich z daleka. Maryja rzeczywiście miała więc co rozważać, gdy zobaczyła ówczesnych „niepraktykujących” czy „antyklerykałów” rozprawiających o Bogu i o Zbawicielu. Jak wielką moc miało to Dziecko, skoro samym swoim urodzeniem spowodowało nagłe „nawrócenie” takich ludzi?

Łk 2, 6-7 – narodziny

(6) Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. (7) Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.

Czy Ewangelista, używając słowa „pierworodny”, sugeruje, że Jezus miał rodzeństwo? Są argumenty historyczne za i przeciw. Czy jednak, z teologicznego punktu widzenia, do pomyślenia są siostry i bracia Boga? Co wynikałoby z tego, że dziś ktoś mógłby wywieść swój rodowód od brata lub siostry wcielonego Boga? Chyba nic dobrego… Wróćmy jednak do wskazanego w poprzednim wpisie motywu wyprawy.

Jej cel zostaje osiągnięty: zgodnie z proroctwami Mesjasz rodzi się w Betlejem. W tym jakże ważnym w dziejach momencie nie dzieje się nic spektakularnego. Łukaszowi zdaje się wystarczyć samo stwierdzenie faktu osiągnięcia celu wyprawy. Mniej go interesuje to, że Bóg wybrał sobie mało komfortowe warunki przyjścia na świat, zwłaszcza w czasach, gdy poród mógł się skończyć śmiercią i matki, i dziecka. Po co to dodatkowe utrudnienie w postaci narodzin w stajni (być może chodziło o znajdującą się w naturalnej grocie część domostwa przeznaczoną dla zwierząt)? Czy tylko po to, by możliwe było odniesienie się do Księgi Izajasza (Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Iz 1, 3)? A może w narodzinach w takim miejscu nie było nic nadzwyczajnego, skoro i dzisiaj wielu ludzi na świecie nie rodzi się w szpitalach? Bóg „doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15) nie mógł narodzić się inaczej.

Łk 2, 1-5 – wyprawa

(1) W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie.  (2) Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. (3) Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. (4) Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, (5) żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. (Łk 2, 1-5)

Czy rzeczywiście opisana przez Ewangelistę wyprawa do Betlejem miała miejsce? Duża część historyków w to wątpi, gdyż uważają, że Łukasz odnosi się do spisu Kwiryniusza z 6 r. po Chr., a poza tym było wymagane zapisywanie się nie w miejscu urodzenia, ale w miejscu zamieszkania. Fakt historyczny czy nie, istotny jest w tym tekście motyw wyprawy. Dodajmy, że niełatwej, bo przecież Maryja była w zaawansowanej ciąży. A jednak Józef i Maryja decydują się na porzucenie dotychczasowego życia, by podjąć wyzwanie i wędrówkę w nieznane.  Trudna wyprawa, pod­ję­cie wyzwa­nia zmie­nia. Najczęściej z takich wypraw nie powracamy „z powrotem” (by nawiązać do tytułu książki J.R.R. Tolkiena). Również Józef i Maryja wrócili w to samo miejsce, ale nie z powrotem.

Prawdziwa pokuta

Czym jest pokuta? Popytałam ludzi wokół siebie i okazuje się, że pokuta kojarzy im się przede wszystkim z „karaniem” siebie samego za popełnione grzechy. Sądzą, że dzięki pokucie można uzyskać odpuszczenie grzechów. Gorliwi chrześcijanie pokutowali poszcząc, zadając sobie ból fizyczny, umartwiając się. Pokuta kojarzy się z umartwieniem i poczuciem winy. Umartwienie to zadawanie sobie po trochu śmierci. Umartwienie ciała i zmysłów, tak drogie ascetykom i mnichom, to odcięcie się od ciała i jego doznań. Pokuta otrzymana od księdza na spowiedzi to odmawianie jakichś pacierzy (za karę?). Chrześcijanie zdają się myśleć, że jeśli ukarzemy siebie tutaj na ziemi za popełnione grzechy, to nie będziemy cierpieć kar w czyśćcu czy piekle. Pokuta kojarzy się zatem generalnie z karą, karą przyjętą dobrowolnie, karą należną słusznie za popełnione nieprawości.

Jaki sens ma tak rozumiana pokuta? Czy jest to jedyne możliwe rozumienie pokuty? Jak pokutę rozumie Biblia? O jaką pokutę chodzi Bogu?

Jaki bowiem pożytek przynosi człowiekowi i Bogu pokuta rozumiana jako wykonanie na sobie kary? Czy Bóg czuje się usatysfakcjonowany, że ukarał grzesznika? Czy Bóg zachowuje się jak świecki wymiar sprawiedliwości, który spełnia swój obowiązek pilnując wykonania zasądzonych kar? Czy przestępca wychodzący z więzienia po odsiedzeniu kary czuje się w jakiś sposób lepszy i skłonny do wejścia na inną drogę życia? Kara musi mieć jakiś sens. Czy jest nim zaspokojenie poczucia Bożej sprawiedliwości? Czy Boża sprawiedliwość jest zasadą odpłaty? Zasada odpłaty – za zbrodnię wymagana jest kara – jest bardzo droga ludziom. Dlatego przypisują jej stosowanie również Bogu. Ludzie bowiem pragną pomsty za doznane krzywdy. Ludzie pragną wyrównania rachunków. Przebaczenie i odpuszczenie win i kar nie mieści im się w głowie. Logika Boga, że jeśli my wybaczymy, to i nam będzie wybaczone, jest im obca. Logika Boga polega bowiem nie na konieczności zapłaty za grzech, za  nieposłuszeństwo, ale na konieczności uzdrowienia. Prawdziwa pokuta jest więc według mnie sposobem uzdrowienia człowieka, stopniowego i łagodnego popychania go, czy raczej przyciągania, na ścieżki Pana. Taka pokuta łączy się często z bólem sumienia, z bólem przemiany i z wysiłkiem naprawiania tego, co się popsuło.

Jak widział pokutę Stary Testament? Z Encyklopedii Biblijnej dowiaduję się, że „na najważniejszy aspekt pokuty w ST wskazuje hebrajskie słowo szub, które wyraża ideę  zawrócenia, zmiany kierunku, powrotu na właściwą drogę”.

Prawdziwy post

Księga Izajasza opisuje „prawdziwy post” (Iz 58, 1-12).

„Krzycz na całe gardło, nie przestawaj!
Podnoś głos twój jak trąba!
Wytknij mojemu ludowi jego przestępstwa
i domowi Jakuba jego grzechy!
Szukają Mnie dzień za dniem,
pragną poznać moje drogi,
jak naród, który kocha sprawiedliwość
i nie opuszcza Prawa swego Boga.
Proszą Mnie o sprawiedliwe prawa,
pragną bliskości Boga:
„Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś?
Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał?”
Otóż w dzień waszego postu
wy znajdujecie sobie zajęcie
i uciskacie wszystkich waszych robotników.
Otóż pościcie wśród waśni i sporów,
i wśród bicia niegodziwą pięścią.
Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie,
żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości.
Czyż to jest post, jaki Ja uznaję,
dzień, w którym się człowiek umartwia?
Czy zwieszanie głowy jak sitowie
i użycie woru z popiołem za posłanie –
czyż to nazwiesz postem
i dniem miłym Panu?

Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram:
rozerwać kajdany zła,
rozwiązać więzy niewoli,
wypuścić wolno uciśnionych
i wszelkie jarzmo połamać;
dzielić swój chleb z głodnym,
wprowadzić w dom biednych tułaczy,
nagiego, którego ujrzysz, przyodziać
i nie odwrócić się od współziomków.
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza
i szybko rozkwitnie twe zdrowie.
Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie,
chwała Pańska iść będzie za tobą.
Wtedy zawołasz, a Pan odpowie,
wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: „Oto jestem!”
Jeśli u siebie usuniesz jarzmo,
przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie,
jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu
i nakarmisz duszę przygnębioną,
wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach,
a twoja ciemność stanie się południem.
Pan cię zawsze prowadzić będzie,
nasyci duszę twoją na pustkowiach.
Odmłodzi twoje kości,
tak że będziesz jak zroszony ogród
i jak źródło wody, co się nie wyczerpie.
Twoi ludzie zabudują prastare zwaliska,
wzniesiesz budowle z odwiecznych fundamentów.
I będą cię nazywać naprawcą wyłomów,
odnowicielem rumowisk – na zamieszkanie”.

Posty i umartwienia same w sobie nic są niewarte. Izraelici dziwią się, że Pan się nie pojawia mimo ich praktyk pokutnych. Pan wyjaśnia: nie pragnę postów i umartwień, ale dobrego życia. Ten jest miły Panu i temu się Pan objawi, kto nakarmi głodnego, kto uwolni więźniów, kto pocieszy przygnębionego, kto odzieje nagiego i da schronienie tułaczowi. Być może tym tekstem inspirował się Jezus, kiedy mówił o sądzie czekającym ludzi. Bóg nie spojrzy łaskawie na pokutnika i „umartwiacza” ciała, ale na tego, kto jest „naprawcą wyłomów” i „odnowicielem rumowisk”. Prawdziwy post to wysiłek wewnętrzny i zewnętrzny, który ma na celu nie ukaranie siebie samego, ale pomoc drugiemu człowiekowi i zmianę samego siebie. Izajasz mówi, że musimy „u siebie usunąć jarzmo, przestać grozić palcem i mówić przewrotnie”. Oznacza to przemianę wewnętrzną, pozbycie się wewnętrznego fałszu, zniewolenia i pychy, czy też skłonności do pouczania, osądzania i „grożenia palcem”.

Zmiana myślenia

W Nowym Testamencie idea pokuty jako zwrócenia się do Pana wyrażona jest w greckim słowie metanoein, które oznacza zmianę myślenia. Jan Chrzciciel mówi „Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia” (Mt 3, 11) Grecki tekst mówi dosłownie: „Ja was zanurzam w wodzie ku zmianie myślenia (metanoia)”. Myślę, że dosłowny grecki tekst bardziej przemawia do wyobraźni. Wyobraźmy sobie, że zanurzamy się w wodzie, aby po wynurzeniu myśleć inaczej. Woda jest symbolem oczyszczenia. Nasz duchowy wzrok ulega oczyszczeniu i nasze postrzeganie ulega przemianie. Jezus, którego zapowiada Jan Chrzciciel, będzie zanurzał nas w Duchu Świętym i ogniu. Będzie to coś lepszego niż zanurzenie w wodzie. Duch Święty i ogień przemienią nasze myślenie w sposób pełniejszy i doskonalszy. Ogień nieugaszony spali plewy, czyli nieczystości, tak że zostanie z nas tylko czyste dobro, samo podobieństwo do Boga, w którym będziemy zanurzeni. Jest to bardzo obrazowe ukazanie metanoi, prawdziwej pokuty i nawrócenia. Ogień sugerujący jakiś ból (spalanie) jest nieodłącznym elementem pokuty. Ból ten jednak służy oczyszczeniu, zrozumieniu, które musi nastąpić po to, aby myślenie uległo zmianie. Jak myśli człowiek nawrócony, przemieniony? To bardzo ciekawe pytanie. Wrócę do niego później.

Ewangelista Marek dodaje do wersji Mateusza słowa o uwolnieniu od grzechów: „Był Jan chrzczący na pustkowiu i głoszący chrzest zmiany myślenia na uwolnienie od grzechów” – mówi dosłowna grecka wersja (Mk 1,4).  Konsekwencją zmiany myślenia jest zatem uwolnienie od grzechów. Polski przekład mówi natomiast o odpuszczeniu grzechów. Nie jest to dokładnie to samo, co uwolnienie. Uwolnić to znaczy sprawić, że ktoś już nie będzie grzeszył. Odpuszczenie polega zaś na wybaczeniu popełnionych grzechów. Uwolnić to więcej niż odpuścić. Zmiana myślenia ma doprowadzić do zmiany moralnej, do czynienia dobra, a nieczynienia zła.

Siedzieć w worze i popiele

Jezus nawołuje „Wypełniła się pora i zbliżyło się królestwo Boga; zmieniajcie myślenie i wierzcie w dobrą nowinę”. (Mk 1,15) Jezus zauważa, że nie wszyscy „zmienili myślenie” mimo wielkich znaków, które uczynił. „Biada ci, Korozain! Biada ci, Betsaido, bo gdyby w Tyrze i Sydonie stały się dzieła mocy, które stały się wśród was, dawno by w worze i popiele siedząc zmieniły myślenie” (Łk 10,13) O co chodzi Jezusowi? Skąd wie, że pewni ludzi nie nawrócili się, czyli nie zmienili myślenia? Skoro On i Jego uczniowie czynili wśród tych ludzi znaki – uzdrowienia, które wszak wymagały wiary uzdrawianego, dlaczego sądzi o nich, że się nie nawrócili? Możliwe, że chodzi tu o rozpoznanie, że słowa Jezusa i Jego uczniów są słowami Boga, ponieważ Jezus mówi także dalej do uczniów: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał”. (Łk 10,16) Być może chodzi o to, że bardziej skłonni do „zmiany myślenia” są nie „mądrzy i rozumni”, ale „małoletni”, jak mówi grecki oryginał (Łk 10,21). Słowo to w polskim tłumaczeniu brzmi „prostaczkowie”. Jednak „małoletni” brzmi lepiej, kojarzy się z kimś jeszcze niedojrzałym, młodym, skłonnym do zmiany, plastycznym, nieuformowanym, niezasklepionym w swych poglądach. Natomiast „prostaczek” kojarzy się z kimś niezbyt inteligentnym. Otóż w zdolności do zmiany myślenia nie jest istotna inteligencja lub jej brak, ale otwartość ducha, nieprzywiązanie się do swych poglądów, brak sztywności, elastyczność w myśleniu. Mądrzy i rozumni to ci, którzy są pewni swej wiedzy, pewni swych przekonań, zbyt pewni, by pojąć coś INNEGO. Ponieważ Bóg jest tym CZYMŚ ZUPEŁNIE INNYM, oni nie potrafią Go pojąć. Nie potrafią też Go rozpoznać w działaniach Jezusa, ponieważ kierują się uprzedzeniami: nie będzie ich tu pouczał jakiś prostak z Galilei, ich, uczonych w Piśmie.

Co Jezus może mieć na myśli, mówiąc, że zmieniliby myślenie siedząc w worze i w popiele? Chodzić w worze oznacza stracić zainteresowanie swoim wyglądem, czyli nie zwracać uwagi na to, co sądzą o nas inni. Jest to postawa obojętności co do robienia wrażenia na innych. Ignorowanie zewnętrza, aby zająć się wnętrzem. Co to jest siedzenie w popiele? Popiół to symbol marności i przemijania życia, a także symbol śmierci. Ktoś siedzący w popiele ma go stale przed oczami, aby rozmyślać o swoim życiu, o tym, co w nim ważne, o tym, jak należy je dobrze wieść w perspektywie nieuchronnej śmierci. Człowiek siedzący w popiele rozmyśla o sensie swojego życia. Człowiek chodzący w worze wchodzi w swoje wnętrze i przez pewien czas słucha tylko głosu z wewnątrz, a ignoruje głosy z zewnątrz. Tak można by zinterpretować słowa Jezusa. Są to warunki zmiany myślenia: bycie „małoletnim” oraz siedzenie w worze i popiele.

Znak Jonasza

Zmiana myślenia dotyczy naszego myślenia o Bogu. Jakim Go widzimy? Czy mamy Go za Boga zemsty, czy Boga przebaczenia? Boga chcącego naszej zguby, czy Boga sprzyjającego nam i zawsze łaskawego?

Mt 12, 38-41

„Wówczas rzekli do Niego niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów: «Nauczycielu, chcielibyśmy jakiś znak widzieć od Ciebie».  Lecz On im odpowiedział: «Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza.  Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi.  Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili (w oryg. zmienili myślenie), a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.

Zmienić myślenie to zrozumieć, że  Bóg nie jest Bogiem zemsty i odpłaty, ale Bogiem miłosierdzia. Jonasz w brzuchu wieloryba sam doznał nawrócenia, zmiany myślenia. W brzuchu wieloryba, jakby odgrodzony od zwykłego świata, pogrążony w innej przestrzeni, jakby umarły, Jonasz doznaje przemiany, podczas której odkrywa, że wolą Boga jest darowanie win Niniwitom, a nie ich ukaranie. Bóg chce, aby Niniwici odprawili właściwą pokutę i zmienili swoje myślenie. A tu mamy Jezusa, kogoś więcej niż Jonasza. On da nam taki sam znak, jak znak Jonasza. Znak Jonasza ma nam pomóc w zmianie myślenia. Właściwie sedno dobrej nowiny głoszonej przez Jezusa polega na uświadamianiu ludziom, jaki jest Bóg i na uwalnianiu ich od błędnych przekonań na ten temat.

W jaki sposób znak Jonasza ma nam pomóc w zmianie myślenia? Znak Jonasza to śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie (pamiętajmy, że Jonasz wyszedł z brzucha wieloryba, aby pełnić swą niechcianą wcześniej misję). Zmartwychwstanie Chrystusa jest znakiem miłości Boga do człowieka, znakiem Jego prawdziwej „osobowości” i nastawienia do człowieka. Kto ma uszy, niechaj słucha!

Uzdrowicielski sens pokuty

Łk 5, 27-32

„Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» (w oryg. „Towarzysz mi!”) On zostawił wszystko, wstał i z Nim  poszedł. Lewi zaś wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych [ludzi], którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się (w oryg. zmiany myślenia) sprawiedliwych, lecz grzeszników»”.

A więc zmiany myślenia potrzebują chorzy, grzesznicy. Jezus jest lekarzem, a zmiana myślenia – lekarstwem. Jeśli będziemy towarzyszyć Jezusowi na Jego ścieżkach, które przemierzał po Palestynie, wsłuchiwać się w Jego słowa, to doznamy zmiany myślenia. Jezus zaprasza każdego z nas do takiego towarzyszenia, ale przyjmie to zaproszenie tylko ten, kto uzna siebie za grzesznika, czyli kogoś potrzebującego lekarstwa. Jeśli myślisz, że nie potrzebujesz lekarstwa, po cóż miałbyś towarzyszyć Jezusowi na uczcie?

Serce niezdolne do zmiany myślenia

Św. Paweł poucza nas w Liście do Rzymian, aby nie sądzić innych. Osądzamy innych surowo, ponieważ nie doceniamy łaskawości Boga dla ludzi, innymi słowy: nie zmieniliśmy swego myślenia o Bogu. Paweł uważa, że lekceważymy „bogactwo łagodności” Boga, Jego „powściągliwość i wielkoduszność, nie wiedząc, że łagodność Boga do zmiany myślenia prowadzi”. (Rz 2,4) Nasza nieumiejętność zmiany myślenia serca (nie umysłu!) doprowadzi nas do opłakanych skutków w dzień sądu. „Według zaś twardości twej i niezdolnego do zmiany myślenia serca gromadzisz sobie samemu gniew na dzień gniewu”. (Rz 2,5) A zatem według Pawła nawrócić się musi serce, chociaż nam myślenie kojarzy się z umysłem. Umysł jednak ma wielki wpływ na serce. Jeśli myślimy o Bogu jako o łagodnym, cierpliwym i wielkodusznym, nasze serca przestają być twarde i  nieczułe. Zaczynają być miękkie i czuć miłość i współczucie. Po pierwsze serca nasze czują miłość Boga do nas. Po drugie nasycone tą miłością czują miłość do innych.

Taki jest głęboki sens pokuty: zmienić myślenie o Bogu, aby doznać przemiany serca.

Serce i rozum

Nie, nie o znanej reklamie firmy telekomunikacyjnej będzie mowa w tym wpisie. Owszem, o sercu i rozumie, ale w ostatnim rozdziale Ewangelii św. Łukasza. A wszystko za sprawą pojawiających się w Łk 24, 45 słów „oświecił ich umysły, aby zrozumieli Pisma”.

Sytuacja jest taka, że uczniowie z Emaus powrócili do Jerozolimy, gdzie zastali Jedenastu i innych z nimi. Opowiadają o tym, „co ich spotkało w drodze” i że rozpoznali Jezusa przy łamaniu chleba. I wtedy właśnie zjawia się pośród nich Jezus. Ciekawe jest to, że perykopa sugeruje, że wszyscy obecni byli „zatrwożeni i wylękli”. Czy również Kleofas i jego towarzysz, którzy przecież spędzili trochę czasu w towarzystwie Zmartwychwstałego? Dlaczego mieliby Go znowu nie rozpoznać, sądzić, że to duch? Czy był on w innej postaci niż w drodze do Emaus?

Musiało w tym pojawieniu się Jezusa być coś niezwykłego, bo przecież inaczej uczniowie z Emaus, a i sam Szymon, powinni już go rozpoznać. Może wskazówką jest to, że Jezus mówi: popatrzcie na moje ręce i nogi (w tekście greckim jest raczej słowo „stopy”), a następnie pokazuje je uczniom. W opowiadaniu o drodze do Emaus uczniowie w ogóle nie zwracają uwagi na ręce i stopy Zmartwychwstałego, na których są, chociaż ewangelista Łukasz o tym nie wspomina, ślady męki na krzyżu. Wydaje się więc, że w spotkaniu w Jerozolimie dochodzi nowy element ukazania się Jezusa. To powoduje, że Jezus powtórnie, w wypadku Kleofasa i jego towarzysza, wyjaśnia, że zgodnie z Pismem Mesjasz miał cierpieć i trzeciego dnia zmartwychwstać. Jak się okazuje, ciągle nie było to łatwe do przyjęcia. W Jerozolimie z uczniami dzieje się coś więcej niż w drodze do Emaus. Wtedy mogli oni mówić: czy serce nie płonęło w nas, gdy wyjaśniał Pisma. Płonięcie serca może oznaczać obecność Boga, którego symbolizuje ogień, w najgłębszym ośrodku człowieka, który jest symbolizowany przez serce. Dlaczego konieczne jest jeszcze otwarcie umysłu (to właśnie dosłownie znaczy greckie słowo dianoigó – otwarcie w pełni i proces do tego prowadzący)? Co ciekawe, to samo słowo było już użyte w opowiadaniu o uczniach z Emaus w kontekście otwierania Pism (Łk 24, 27) i rozpoznania Jezusa, otwarcia się oczu (Łk 24, 31).

Może jest więc tak, że do przyjęcia, że Mesjasz musiał cierpieć, a następnie zmartwychwstać nie wystarczy sama, nawet bardzo dobra, znajomość Pism. Ba, nawet obecność Boga w najgłębszym jestestwie – tak jak to było w przypadku Kleofasa i jego towarzysza – nie wystarczy. Obecność ran na ciele Zbawiciela jest tak paradoksalna, że umysł (nous – tu rozumiany jako zdolności intelektualne, rozumienie) ciągle tej rzeczywistości się opiera.

Czy zatem nie jest to wskazówka dla relacji wiara (serce) – umysł? Rozum może tak skutecznie zablokować uwierzenie, że nasze zbawienie i objawienie Boga dokonało się na krzyżu, że nawet lektura Pisma prowadząca do spotkania z Bogiem nic tu nie pomoże. Potrzebne jest otwarcie umysłu przez Boga. Dopiero od tego momentu, jak pokazuje ostatni rozdział Ewangelii św. Łukasza, możliwa jest prawdziwa wiara.

Teksty Łk 24, 13-35

(13) Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. (14) Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. (15) Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. (16) Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. (17) On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. (18) A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». (19) Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; (20) jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. (21) A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. (22) Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, (23) a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. (24) Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli». (25) Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! (26) Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» (27) I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. (28) Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. (29) Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać z nimi. (30) Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. (31) Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. (32) I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» (33) W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, (34) którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». (35) Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba. (Biblia Tysiąclecia)

„(13) A dwóch z nich szło tego właśnie dnia do miasteczka, które leżało sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem, a zwało się Emmaus. (14) Rozmawiali ze sobą o tym wszystkim, co zaszło. (15) Kiedy tak rozmawiali i rozprawiali, sam Jezus zbliżył się do nich i szedł z nimi. (16) Lecz oczy ich były zasłonięte, aby Go nie poznali. (17) Rzekł do nich: – Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze? Oni zatrzymali się zasmuceni. (18) A jeden z nich imieniem Kleofas odpowiedział Mu: – Jesteś chyba jedynym przybyszem w Jeruzalem, który nie wie, co się w nim stało w tych dniach. (19) I zapytał ich: – Co takiego? Oni zaś opowiedzieli Mu o Jezusie Nazarejczyku, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu, (20) jak arcykapłani i przełożeni nasi skazali Go na śmierć i ukrzyżowali. – (21) A myśmy się spodziewali, że to On właśnie odkupi Izraela. Już trzeci dzień upływa od tego wszystkiego. (22) Niektóre z naszych niewiast zdumiały nas. Wczesnym rankiem były u grobu, (23) a nie znalazłszy Jego ciała, przyszły opowiadając, że widziały aniołów, którzy mówią, że On żyje. (24) Także niektórzy z naszych poszli do grobu i zastali go tak, jak niewiasty mówiły, ale Jezusa nie zobaczyli. (25) On zaś rzekł do nich: – Bezmyślni i nieskorzy do wierzenia we wszystko, co powiedzieli Prorocy! (26) Czyż Mesjasz nie musiał tego wycierpieć i tak wejść do swojej chwały? (27) I począwszy od Mojżesza i Proroków wyjaśniał im, co było o Nim we wszystkich Pismach. (28) I zbliżyli się do miasteczka, do którego zdążali, a On udał, że idzie dalej. (29) Ale Go uprosili: – Zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. I wszedł, aby zostać z nimi. (30) Kiedy znalazł się z nimi przy stole i wziął chleb, odmówił modlitwę uwielbienia i połamawszy chleb, podawał im. (31) Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali Go. Ale On im zniknął. (32) I mówili jeden do drugiego: – Czyż nie płonęło nam serce, kiedy mówił do nas w drodze i wyjaśniał nam Pisma? (33) I w tej samej chwili powrócili do Jeruzalem. Tam znaleźli Jedenastu zebranych razem oraz ich towarzyszy, (34) którzy mówili: – Pan naprawdę zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. (35) Oni także opowiadali o tym co zaszło w drodze i jak Go poznali po łamaniu chleba.” (Biblia Poznańska)

(13) Lecz oto dwaj spośród nich poszli tego samego dnia do miasteczka Emaus, które było odległe o sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. (14) I rozmawiali o tym wszystkim, co się wydarzyło. (15) A kiedy tak rozprawiali i zastanawiali się wspólnie, przyłączył się do nich sam Jezus i szedł z nimi. (16) Lecz ich oczy były niejako zakryte, żeby Go nie rozpoznali. (17) On zaś rzekł do nich: Cóż to za rozmowy prowadzicie idąc? A oni zatrzymali się i byli przy tym smutni. (18) Wtedy jeden z nich, ten, któremu było na imię Kleofas, powiedział: To ty mieszkasz w Jerozolimie i nie wiesz, co się tam stało w ciągu ostatnich dni? (19) A On zapytał: A cóż takiego? Wtedy Mu powiedzieli: [Nie słyszałeś] o Jezusie Nazareńskim, który był prorokiem potężnym w czynie i w słowach wobec Boga i całego ludu? (20) [I o tym] jak najwyżsi kapłani i przywódcy nasi skazali Go na karę śmierci i jak Go ukrzyżowali? (21) A myśmy się tak spodziewali, że On wyzwoli Izraela. Lecz oto dziś mija trzeci dzień od czasu, jak się to wszystko stało. (22) A niektóre z naszych kobiet [jeszcze bardziej] nas przeraziły. Były bowiem już przed świtem przy grobowcu (23) i nie znalazłszy Jego ciała, przybiegły i powiedziały, że widziały aniołów, którzy im oznajmili, że On żyje. (24) Poszli tedy niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak mówiły kobiety. Lecz Jego samego nie znaleźli. (25) Wtedy On powiedział do nich: O niemądrzy! Jakże trudno uwierzyć wam w to wszystko, co mówili prorocy. (26) Czyż nie tak właśnie miał cierpieć Mesjasz, żeby potem wejść do swej chwały? (27) I rozpoczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków wyjaśniał im, co było o Nim we wszystkich Pismach. (28) I tak znaleźli się już blisko miasteczka, do którego szli. On zamierzał – jak się wydawało – iść dalej. (29) Lecz oni nastawali na Niego mówiąc: Zostań z nami; zbliża się wieczór, dzień się już kończy. Wyszedł tedy, by zostać z nimi. (30) A kiedy siadł z nimi do stołu, wziął chleb, pobłogosławił i połamał go, a potem podawał im. (31) Wtedy otworzyły się im oczy i rozpoznali Go. Lecz On znikł z ich oczu. (32) Poczęli tedy mówić do siebie: Czyż nie płonęło w nas serce, gdy przemawiał do nas w drodze i wyjaśniał nam Pisma? (33) I powstawszy, jeszcze tej samej godziny wrócili do Jerozolimy, gdzie znaleźli Jedenastu zgromadzonych razem z tymi, którzy z nimi byli. (34) I ci powiedzieli, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. (35) Oni zaś opowiadali o tym, co im się przydarzyło podczas podróży i jak Go rozpoznali w czasie łamania chleba.” (Biblia Warszawsko-Praska)

13 Tego samego dnia dwóch z nich szło do wsi zwanej Emaus, odległej od Jeruzalem sześćdziesiąt stadiów. 14 Rozmawiali sobie o tym wszystkim, co się wydarzyło. 15 W czasie ich rozmowy i rozważań sam Jezus przybliżył się i zaczął iść z nimi. 16 Lecz ich oczy tak były zajęte, że Go nie poznali. 17 Zapytał ich: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą idąc?” Przystanęli smutni. 18 Jeden z nich, imieniem Kleofas, odezwał się do Niego: „Chyba tylko ty jeden mieszkasz w Jeruzalem i nie wiesz, co się w tych dniach tam wydarzyło!” 19 Zapytał ich: „Co takiego?” Powiedzieli Mu: „Chodzi o Jezusa z Nazaretu. To był Prorok, Człowiek możny w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu. 20 I jakże możliwe, że nasi arcykapłani i starsi wydali Go na wyrok śmierci i ukrzyżowali Go! 21 A myśmy się spodziewali, że On będzie tym, który wyzwoli Izraela. A tymczasem po tym wszystkim już trzeci dzień mija, jak to się stało. 22 Ale niektóre z naszych kobiet zadziwiły nas, bo wcześnie rano były przy grobowcu 23 i nie znalazły Jego ciała. Przyszły i powiedziały, że nawet aniołów widziały, którzy mówią, że On żyje. 24 Poszli wtedy niektórzy z naszych do grobowca i zastali wszystko tak, jak powiedziały te kobiety. Jego nie zobaczyli”. 25 Wtedy On odezwał się do nich: „O, bezmyślni i tak tępego serca, że nie wierzycie w to wszystko, co powiedzieli prorocy! 26 Czyż nie trzeba było, aby Mesjasz doznał tego wszystkiego i aby wszedł do swojej chwały?” 27 I wyłożył im dotyczące Go we wszystkich Pismach [słowa], zaczynając od Mojżesza i wszystkich proroków. 28 Tak doszli do wsi, do której zmierzali. Wtedy On zaczął udawać, że chce iść dalej. 29 Oni jednak nakłonili Go, mówiąc: „Zostań z nami, bo wieczór blisko, dzień już się przechylił”. Wszedł zatem, aby z nimi zostać. 30 Kiedy z nimi zasiadł do stołu, wziął chleb, pobłogosławił, połamał i podał im. 31 Wtedy ich oczy się otwarły i poznali Go. On jednak im zniknął. 32 Wtedy mówił jeden do drugiego: „Czyż nasze serce nie płonęło w nas, gdy z nami rozmawiał w drodze i gdy wykładał nam Pisma?” 33 I zaraz, tej samej godziny, wstali i wrócili do Jeruzalem. Tu zastali zgromadzonych Jedenastu i innych z nimi, 34 którzy mówili, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał i że pokazał się Szymonowi. 35 Oni ze swojej strony opowiedzieli o wszystkim, co się wydarzyło w drodze i jak dał im się poznać przy łamaniu chleba. (Przekład na Wielki Jubileusz Roku 2000, ks. Remigiusz Popowski)

Rozpoznać Go w bliźnim swoim

Łukaszowa opowieść przesławna o dwóch podróżnikach do Emaus. Kiedyś była to stała lektura biblijna w Poniedziałek Wielkanocny, w tym roku awansowała wręcz do liturgii Wielkanocnej Niedzieli. Bo też ma przesłanie zgoła zasadnicze.

Droga: obraz życia ziemskiego. Idziemy zmieniając się z każdym krokiem. Nieraz zwijamy się raczej, zamiast rozwijać, ale stagnacji nie widać. I tu powinno być zaraz o niewidzeniu, ale najpierw jeszcze o bohaterach perykopy. Kim był ów uczeń nienazwany z imienia? Byłby to autor relacji, sam Łukasz? Opisać tak wspaniale taką podróż mógłby tylko jej uczestnik? W takim razie jednak Łukasz słyszałby też może osobiście Maryję wyśpiewującą „Magnificat”, a to hipoteza naukowa raczej wątpliwa. Podejrzenie, że mamy tu relację z autopsji, bierze się także stąd, że inny ewangelista, Jan, napisał o sobie wielokrotnie, ale nigdy się nie nazywając, więc może też ten wolał podobną anonimowość. Co prawda, uczeni w Piśmie dzisiejsi mają za punkt honoru wątpić o wszystkim, więc nawet i owego co do Jana nie są pewni, alem ja nie uczony i swoje wiem. W ewangelii Janowej był na pewno jako ”uczeń umiłowany” Jan ewangelista, ale tutaj kto? Otóż optuję za tym, że jest to sam autor biblijny w ogóle znakomity.

Co zaś do owego niewidzenia, to na temat początkowej ślepoty dwóch uciekinierów z morderczego miasta mam do powiedzenia myśli swoje poniższe. Że, po pierwsze, podobna „niewidomość” zdarza się w sytuacjach całkiem codziennych. Energia świetlna swoją drogą, intelektualna swoją. Gdy jestem zmęczony albo czymś za bardzo przejęty, nie dostrzegam obiektu, którego szukam jak szalony: oczy zobaczyły, ale nie rozum. I tak było może z podróżnikami naszymi. Zatem to według mnie nie było zjawisko nadprzyrodzone, więc heretycko podważam Biblię albo i wiarę religijną wręcz? Nie, ponieważ wierzę, że Bóg stworzył świat niewymagający Jego częstej poprawki: natura jego jest nieporównanie bogatsza niż myślimy, prawidła jej znacznie bardziej skomplikowane. Po drugie, może rozpoznanie Go przez dwóch uczniów przy „łamaniu chleba” (Eucharystia to była albo nie – kolejny problem dla uczonych?) było, co prawda, definitywne, ale świtało wędrowcom coraz jaśniej z każdym ich ku Emaus krokiem. Tak jak i nam w życiu naszym doczesnym czasem przybywa bystrości umysłu, choć zdarza się też, że ubywa. Jest tak w sprawach, by tak rzec, cielesnych, ale duchowych również. Bywa rozmaicie. Jedni są w stanie zobaczyć szybko, że istnienie nasze sensowne jest, a nawet i to, że sens mu nadaje Logos – Jezus Chrystus, drudzy błądzą, choć (dlatego że?) pędzą przed siebie galopem.

Może jednak trzeba rzecz ująć etycznie. Może rozpoznanie Go jest pełne dopiero wtedy, gdy zobaczy się Go w każdym innym osobniku naszego gatunku. Albo też jakby pełne jest już wtedy, gdy każdego traktuje się prawie tak, jakby był Bogiem samym, choć co do tego, czy On istnieje, rozpościera się  przed oczyma patrzącego mgła nieprzebita.

Nasza droga do Emaus

Droga uczniów do Emaus obrazuje pewien etap drogi człowieka do Boga.

Na początku tej drogi jest smutek, rozczarowanie, niezrozumienie, klęska życiowa, niespełnione nadzieje.

Oto Jezus umiera. Kobiety przynoszą trzeciego dnia jakieś nieskładne informacje o pustym grobie. Piotr jest zdezorientowany i nic z tego wszystkiego nie rozumie. Dwaj zrezygnowani uczniowie Jezusa opuszczają Jerozolimę i udają się do wsi Emaus. Kleofas i jego kolega są smutni, dyskutują. Są zawiedzeni tym, że Jezus, zamiast „wyzwolić Izraela”, został ukrzyżowany. Ich grupa teraz na pewno już się rozpadnie. Wszystko stracone, wszystko na nic. Trzeba wrócić do starego życia i pogodzić się z porażką, a tak się przecież wspaniale zapowiadało!

Coś w naszym życiu musi się popsuć, nie układać, czegoś musimy nie rozumieć. Jednym słowem, musi się zdarzyć jakaś trudna, kryzysowa sytuacja, z której nie widać wyjścia. Ona ma zmusić nas do myślenia, do zmiany nastawienia, do przemiany. Dlaczego bowiem mielibyśmy zastanawiać się nad sobą, naszym życiem i światem, jeśli nic by nas nie uwierało, jeśli wszystko układałoby się po naszej myśli, jeśli świat byłby dla nas źródłem niekończących się przyjemności i sukcesów? Tak właśnie musimy zostać zdezintegrowani, aby zintegrować się ponownie na wyższym poziomie zrozumienia i rozwoju. Tak zdezintegrowani szli sobie drogą uczniowie do Emaus.

Dalej na drodze pojawia się ktoś zainteresowany naszymi dylematami, wątpliwościami, ktoś, kto rzuca na nie nowe światło, kto wdaje się z nami w dyskusję. Ten ktoś nas oczarowuje, inspiruje i sprawia, że zaczynamy rozumieć coś, co do tej pory nam umykało.

Jezus dołącza do uczniów na drodze do Emaus. Zdaje się, że prowadzą ożywioną dyskusję, bo serca ich pałają, są podekscytowani słysząc wyjaśnienia Jezusa co do znaczenia Jego śmierci, Jego misji i zmartwychwstania. Jednak mimo to nie rozpoznają Go. Nie wierzą Mu jeszcze. To, co mówi bardzo im się podoba, przywraca im wiarę w swoje posłannictwo i wartość tego, co robią. A jednak to wszystko ma sens! Tak, teraz rozumieją, że Syn Człowieczy musiał cierpieć. Ta koncepcja wydaje im się bardzo pociągająca i napełniona głębokim sensem, ale do końca jej jeszcze nie pojmują. Muszą powoli wszystko przyswoić, przetrawić, oswoić się z nowym, paradoksalnym dla nich podejściem. Oto muszą przyjąć do wiadomości niewyobrażalną wcześniej koncepcję, że klęska Jezusa stała się Jego zwycięstwem. Moc Boga paradoksalnie objawiła się przez Jego słabość. Poniżenie, upokorzenie, cierpienie, śmierć – symbole klęski u ludzi stały się drogą do mocy u Boga. Bóg przemienił największe zło w największe dobro. Uczniom zaczyna świtać nadzieja. Nadzieja, że Jezus naprawdę zmartwychwstał, a to oznacza, że Bóg chce i może sprawić, że całe zło świata zostanie przemienione w dobro. Nadzieja ta każe im zatrzymać na dłużej przy sobie Jezusa i „przymusić” Go do pójścia z nimi do karczmy.

Tak też i my intuicyjnie czasem reagujemy zainteresowaniem, podekscytowaniem i radością na pewne słowa, które słyszymy lub czytamy. Nasze serca pałają, kiedy słowa te niosą nam pociechę, zrozumienie, dobrą nowinę. Wtedy zaczynamy mieć nadzieję, oczekiwać, że kiedyś zrozumiemy te sprawy do końca, doświadczymy ich prawdy bezpośrednio. Gdy rośnie w nas ta radosna nadzieja, chcemy głębiej zapoznać się z tym, kto ją przynosi, z Bogiem. Chcielibyśmy, żeby Bóg nam stale towarzyszył i oświecał tą nadzieją naszą drogę życia. Obrazem takiego towarzyszenia i zażyłości jest wspólne spożywanie posiłku.

Gdy zatem uczniowie siedzieli z Jezusem przy posiłku, nagle otworzyły im się oczy i rozpoznali Go. Było to niby jakieś olśnienie, nagłe i szybko przemijające odczucie znajomości, pokrewieństwa. Coś jak deja-vu, być może wywołane przez znajomą im sytuację spożywania posiłku, której musieli wielokrotnie doświadczać ze swoim nauczycielem. „Ale On im zaraz zniknął z oczu” – to była więc tylko krótka i ulotna chwila olśnienia i objawienia, która miała jednak dla ich życia daleko idące konsekwencje.

Tak samo dusza może rozpoznać Boga w jakimś chwilowym przebłysku, to znaczy zauważyć swoje z Nim pokrewieństwo, to, że pochodzi od Boga. Dusza, która szuka Boga, znajdzie Go, być może jednak nie w taki sposób i nie takiego, jakby się mogła spodziewać. Uczniowie z Emaus znaleźli Jezusa, aczkolwiek nie w postaci zwycięskiego Mesjasza – wyzwoliciela Izraela i pogromcy Rzymian, ale w postaci Sługi Pańskiego. Poszukiwanie duchowe nie polega zatem na tym, że stawiamy sobie za cel znalezienie Boga, co do którego mamy takie to a takie oczekiwania. Nasze poszukiwanie musi być jakby poszukiwaniem w ciemności, bez wstępnych założeń. Bóg objawi się tak, jak chce i wtedy, kiedy chce. Nie będzie to z pewnością taki Bóg, jak sobie wyobrażaliśmy, że Go znajdziemy. Musimy przygotować się na rozczarowanie, takie jakie spotkało uczniów z Emaus. Rozpoznali Jezusa, choć nie był to Jezus spełniający ich nadzieje. Był to Jezus spełniający o wiele więcej niż ich nadzieje, o wiele więcej, niż uczniowie mogli to sobie wyobrazić.

Bóg zawsze przewyższa nasze nadzieje, oczekiwania i wyobrażenia. Dlatego często nie daje się łatwo rozpoznać tym, którzy pragną Go do tych swoich wyobrażeń ograniczyć. Bogu zależy na tym, żeby dać się nam poznać, dlatego dołącza do nas na naszej drodze do Emaus. Gdy wątpimy, ponosimy klęski, podnosi nas na duchu, wlewa w nasze serca nadzieję. Gdy i my uczynimy ruch wobec Niego, „przymusimy” Go, aby z nami został, objawia się nam w przebłysku zrozumienia i łaski. Ten przebłysk łaski zmienia nas i nasze życie. Tak jak i życie uczniów z Emaus, którzy zawrócili do Jerozolimy, aby kontynuować swoją nowo odnalezioną drogę, nowo rozpoczęte życie. Zawrócili do Jerozolimy, świętego miasta – nawrócili się na drogę ku świętości. Emaus może być symbolem nawrócenia, jakie spotkać może każdego człowieka. Droga do Boga zaczyna się od kryzysu spowodowanego tym, że świat i ludzie nie spełniają naszych oczekiwań. Idziemy naszą drogą zniechęceni i przygnębieni. Spotykamy na drodze kogoś, kto budzi naszą nadzieję, rozpala nasze serca. Próbujemy poznać go, zatrzymać przy sobie i zrozumieć. Rozpoznajemy w nagłym przebłysku Boga, który przekracza nasze nadzieje i wyobrażenia. Dzięki doświadczeniu tej Jego inności my sami doznajemy przemiany wewnętrznej. Nawracamy się, zawracamy na naszej drodze i kierujemy się w stronę świętego miasta.