Archiwum kategorii: Teologia

Dyskusja w teologii

Robert podjął ciekawy temat przyjaciela jako oponenta w dyskusji. Oponent taki jest przyjacielem w tym sensie, że uświadamia nam niedostatki naszego rozumowania, podważa rzeczy, które uznaliśmy za oczywistości, przedstawia inny punkt widzenia, z którym musimy się konfrontować, generalnie wyciąga na wierzch wszystkie słabości naszej argumentacji. Z tego właśnie powodu mamy kochać swoich nieprzyjaciół. Są cenni, bo często nasze poglądy tworzą się i wzmacniają  w opozycji do poglądów przeciwstawnych. Taka właśnie jest też wartość herezji. Zmuszają do przemyślenia i rozwiązania pewnych spraw. Na przykład spór Pelagiusza i Augustyna o zbawienie przez uczynki czy też przez łaskę. Augustyn powinien podziękować Pelagiuszowi, bo to właśnie dzięki niemu ugruntował się pogląd, za którym to on optował. Opcja zbawienia przez łaskę, bez zaliczania ludziom zasług na konto.

Teraz, kiedy wydaje się, że wszystkie spory zostały raz na zawsze rozstrzygnięte pojawia się pytanie: o czym tu jeszcze dyskutować? Skoro ortodoksja raz na zawsze coś ustanowiła, czy nie wystarczy pokornie przyjąć tego do wiadomości? Otóż nie. Ponieważ każdy z nas jest odrębną osobowością, która podlega indywidualnemu rozwojowi intelektualnemu, psychicznemu i duchowemu. Te walki o własną ortodoksję trzeba stoczyć samemu, we własnym umyśle i sercu. Inaczej, jeśli te wszystkie treści katechizmowe nie zostaną niejako „przetrawione” przez człowieka, będą tylko i wyłącznie pustym słowem, a nie staną Bożym ziarnem, które w nas zakiełkuje. Nie bójmy się zatem zadawania pytań i „popadania w herezję”. Należy być przede wszystkim uczciwym wobec siebie samego. Bóg to docenia. Jeśli tylko obojętnie i bez przekonania „akceptujemy” prawdy wiary, dogmaty, to jest tak jakby nas w ogóle nie obchodziły. Ze swojego doświadczenia wiem, że lepiej je podważać, a prędzej czy później „Mądrość Boża objawi się tym, którzy jej szukają”, jak mówi Księga Mądrości.

Teologia i przyjaźń

Przyjaźń nie ma dzisiaj dobrej prasy. Dobrze mieć wielkie grono znajomych na Facebooku, ale przyjaciel może przywodzić na myśl różne skojarzenia, niekoniecznie korzystne. Tymczasem dla teologa posiadanie przyjaciela jest wręcz koniecznością. Dlaczego?

Ano dlatego, że przyjaźń to niekoniecznie to, co jako pierwsze przychodzi na myśl. Gdy wypowiadamy słowo „przyjaciel” najczęściej myślimy o kimś, kto jest blisko, kto podobnie myśli, kto pomoże w biedzie. Jednak William Blake – o czym przypomina Tadeusz Sławek – twierdzi, że prawdziwa przyjaźń to jest sprzeciw, nie jest nią zgadzanie się, należenie do jednej grupy, wyrażenie zgody, wręcz przeciwnie, to jest pozostawanie w stanie pewnego „oporu wobec”, czyli to, co łączy ludzi w relacji przyjaźni, to nie jest zgoda, ale to jest jak gdyby stan napięcia, wyjściowy głęboki konflikt, z którego się rodzą rzeczy. Z kolei Nietzsche w Tako rzecze Zaratustra mówi: W przyjacielu winieneś mieć najlepszego wroga, a w sercu swoim najbardziej skłonnym być mu wówczas, gdy mu się opierasz.

Po co teologowi taki najlepszy wróg? Jeśli teologia to rozmowa o Bogu, to trudno rozmawiać, gdy rozmówca ze wszystkim się zgadza. Wówczas rozmowa prędzej czy później się kończy. Oprócz tego nikt nie ma monopolu na prawdę, więc opór przyjaciela powinien prowadzić do jej odkrycia, do owego rodzenia się rzeczy, czyli teologii. Dlatego teologowi przyjaciel jest wręcz niezbędny.

Czy jednak do takich przyjaźni jesteśmy zdolni? Czy widzimy jej potrzebę? Pozostaje mieć nadzieję, że „Kleofas” będzie pomagał tę potrzebę dostrzec.