Dobra wakacyjna lektura

Lato i czas urlopowy skłaniają do czytania książek „lżejszych”, a jest to termin najczęściej stosowany wobec beletrystyki. Co prawda nie mam urlopu lecz jestem na zwolnieniu (długoterminowym), ale udzielił mi się nastrój czasu wolnego i porzuciłem teologię typu „hard” na rzecz kilkuset stronnicowej, a przez to pozwalającej na długą lekturę, powieści Roberta Oviesa Wskrzeszenie – gdy śmierć zderza się z cudem.

Czyta się tę powieść całkiem zgrabnie, chociaż – jak wszyscy – jestem przyzwyczajony do szybkiego pędu seriali telewizyjnych i nader często chciałbym przyspieszyć tempo, aby dowiedzieć się „co było dalej”. Zupełnie niepotrzebnie zresztą, niespieszny rytm w jakim autor prowadzi nas od sceny do sceny pozwala nam na rozsmakowanie się w akcji. Czytając książkę powoli przypominałem sobie przyjemność jaką czerpałem z lektury amerykańskiej prozy, która często charakteryzuje się takim niespiesznym rytmem, nasyconym natomiast sporymi emocjami oraz umiejętnością kreowania opisów. W zdolności kreowania historii Ovies z całą pewnością wykorzystał swoje doświadczenia twórcy reklam i specjalisty od komunikacji społecznej. Wie co i jak pisać aby ludziom się dobrze czytało. I nie ma w tym nic złego, ostatecznie książki powstają po to aby je czytać.

Nie opowiem zawartej historii aby nikomu nie psuć przyjemności z lektury. Pozwolę sobie tylko zasygnalizować jej treść  wykorzystując zapowiedź wydawcy. Kiedy dziewięcioletni C.J. Walker podczas nabożeństwa żałobnego dotyka ręki zmarłej przyjaciółki swojej matki i szepcze życzenie, by o­na żyła, próbuje tylko zrobić coś dobrego. Ale kiedy okazuje się, że kobieta wraca do życia, nie można już powstrzymać burzy. Dowód, że C.J. Walker naprawdę potrafi wskrzeszać zmarłych, zostaje sfilmowany, a potem wyemitowany. Podczas jednego zaledwie poranka dom chłopca staje się fortecą, a o­n sam celem.  Zrozpaczeni ludzie pragnący przywrócić do życia swoich bliskich; przedstawiciele mediów, a także medycznych i naukowych organizacji; wpływowi duchowni i potężne agencje rządowe − wszyscy wkraczają do akcji, żeby uzyskać jak największy wpływ na najpotężniejszą władzę na ziemi.

I nie ma co ukrywać, opis kłopotów jakie ściąga na siebie „sprawca” cudu nie jest niczym nowym. Wątek taki pojawia się w wielu książkach, czasem przybiera formę żartobliwą, czasem wręcz tragiczną, ale zawsze pokazuje dwie błędne i dwie właściwe postawy wobec Boskiej interwencji na ziemi.

Błąd pierwszy polega na tym, że zapominamy kto jest prawdziwym (jedynym nawet) sprawcą cudu. Zaczynamy przypisywać boską moc osobom, rzeczom czy miejscom, które są jedynie pośrednikami. A gdy widzimy świat z takiej perspektywy, to nic dziwnego, że chcemy zapanować nad domniemanym „sprawcą”, osobę staramy się podporządkować, miejsce lub rzecz zawłaszczyć, czasem nawet siłą. Nie może to przynieść dobrych skutków. Równie niebezpieczny może być przypadek gdy także sam pośrednik uwierzy, że jest czymś więcej niż tylko narzędziem w rękach Stwórcy.

Drugi błąd wynika z koszmarnej wręcz pomyłki, czyli pomyleniu cudów modlitwy do Boga z magią. A przecież różnica jest podstawowa. Pisze na jej temat znawca przedmiotu, ksiądz Jan Kracik, w monografii Chrześcijaństwo kontra magia. Historyczne perypetie:

Myśleniem magicznym rządzi przeświadczenie o jedności człowieka i świata przyrody, z zatartym podziałem na przedmiot i podmiot. Zarówno w religii, jak w magii pogląd przechodzi płynnie w uczestnictwo. Do Boga czy bogów kierowane są prośby, które zostaną wysłuchane lub odrzucone. Natomiast „zaklęcie magiczne jest swoistym chwytem technicznym, narzucić ma wolę tego, kto się nim posługuje”. Ta obrzędowa czynność oparta na społecznej wierze w jej skuteczność kierowana jest instrumentalnie „ku nadnaturalnej, ożywionej i tajemniczej stronie rzeczywistości”, by wymusić na niej pożądaną zmianę w otoczeniu. Magia „ma osiągnąć cele, do których zmierzają rzemiosło, i technika oraz nauka i sztuka, gdy te w sytuacjach trudnych stają się bezsilne”. (s. 10)

Nic zatem dziwnego, że mały Walker i jego najbliżsi stają się celem innych ludzi, którzy chcą aby służył ich celom. A gdy odmawia, staje się ofiara agresji. Tym bardziej oczywistej, że ta odmowa jest świadectwem tego, że Bóg jest z nami. A tego wielu ludzi bardzo nie chce, a przynajmniej nie chce o tym słyszeć.

Bowiem – zgodnie z prawidłami narracji – bohater musi prezentować pewne dobre cechy – w tym przypadku są one ukazane poprzez właściwą postawę wobec cudu. A nawet poprzez dwie postawy: wdzięczność i zaufanie. Ale znowu nie chcę zbyt szczegółowo opisywać treści książki. Pozostawiam przyjemność jej poznawania samym czytelnikom.

Ale w książce najważniejsze jest to, że wszelkie koncepcje i idee przekazywane są za pośrednictwem ciekawej i wciągającej opowieści przygodowej. Tak – to jest książka z pogranicza sensacji, dzieje się dużo, a opowieść wciąga na tyle, że jesteśmy ciekawi co jeszcze się wydarzy.

Dobra wakacyjna lektura? Owszem – i jest zupełnie świadomy komplement.

 

 

Robert Ovies, Wskrzeszenie. Gdy śmierć zderza się z cudem, Tłumaczenie Paweł Kopycki, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *