Jeżeli jest Bóg to trzeba się cieszyć

Radość – czy w ogóle kojarzy nam się jeszcze z naszą religią? Kiedy myślę o radości w Biblii, przychodzi mi do głowy najpierw św. Paweł, który pisał o trzech głównych postawach chrześcijańskich: wierze, nadziei i miłości. Ale o radości nie tak dosłownie. Choć jednak Paweł nie używa słówka „radość” – chara, to jednym z centralnych punktów jego teologii jest charis – łaska. Charis można odczytać jako coś, co przynosi radość. Dobra nowina przynosi radość.

Czy radość nie jest koniecznym elementem religii? Z pewnością tak, zwłaszcza jeśli myślimy o doświadczeniu religijnym, o jakimś osobistym przeżyciu religijnym. Mimo, że św. Paweł nie mówi może o tym wprost, że jest radosny, to takie można odnieść wrażenie czytając jego listy. Jego doświadczenia religijne jakimi były „uniesienie do nieba” czy też popadnięcie w zachwycenie musiały przyprawiać go o radość. Inaczej trudno wytłumaczyć, skąd czerpałby energię do nieustannych podróży misyjnych. W listach pisze o tym, że radujemy się nadzieją, on sam raduje się z powodu nawrócenia ludzi, zaleca radować się mimo smutków, cieszy się nawet z powodu smutków, jeśli mają one na celu zmianę myślenia (metanoia). Paweł raduje się z tego, że może zwiastować Chrystusa, poleca radować się zawsze w Panu. Nastrój jego listów jest przeważnie radosny. Czytając je można niemal poczuć, jak wielkim entuzjazmem musiał być przepełniony ten wyjątkowy apostoł.

Na początku wszystko było nowe, świeże, niezwykłe i fascynujące. Potem już nie tak bardzo. W chrześcijaństwie zanikała początkowa radość i zastępował ją ideał naśladowania Chrystusa przede wszystkim w Jego cierpieniu. Ideał ten, mający swe początki w chrześcijańskim monastycyzmie i mistycyzmie, znajdował naśladowców, może nie całkiem tego trendu świadomych, w życiu świeckim. Nastrój powagi i dostojeństwa przeważa do dziś w katolickich ceremoniach religijnych. Nawet pieśni o radosnym zmartwychwstaniu lub narodzeniu Jezusa śpiewane są z wyraźnym żalem i smutkiem. Można powiedzieć, że nastrój Wielkiego Piątku zdominował wszelkie ceremonie kościelne. W rezultacie ma się wrażenie, że ludzie mówiąc czy śpiewając teksty radosne, wcale tej radości nie odczuwają! Moc dobrej nowiny z Ewangelii już nie dociera do świadomości katolików, biorąc pod uwagę ich powagę i sztywność dające się zaobserwować choćby na niedzielnej mszy.

Kościół nie zachęca dziś do radości. Pamiętam relację z watykańskiej beatyfikacji Jana Pawła II, kiedy to z głośników popłynęło pouczenie, aby zamiast skakać, cieszyć się i radośnie wykrzykiwać pielgrzymi zachowali należytą powagę. Bardzo mnie to uderzyło i mimo, że mnie tam na placu św. Piotra fizycznie nie było, poczułam się jak dziecko pouczane w szkole przez sztywnego belfra. Zdusić entuzjazm, zdusić swobodę, podporządkować się regułom! Ceremonie watykańskie, takie jak ostatnio wybór nowego papieża, mało mają w sobie z radości. Dostojni kardynałowie, dostojne szaty, powolny krok, poważna muzyka, okazałe wnętrza pałacowe, przysięgi, recytacje, formuły, rytuały… Co ja tutaj robię? (ja jako katoliczka, nie jako kardynał). Może tak samo pomyślał sobie nowy papież Franciszek, że jest tu zupełnie nie na miejscu, on, zwykły człowiek, w tej sztucznej napuszonej atmosferze z dworu cesarskiego. Gdzie u nas charyzma pierwszych mówców chrześcijańskich zarażających ludzi swą wiarą i radością? Czy ksiądz Bashobora będzie dla nas ratunkiem? Czy rytmiczne podskakiwanie i klaskanie na mszy (z miną osłupiałą i pozbawioną choćby sztucznego uśmiechu) coś w tej kwestii zagubionej radości zaradzi? Wątpię. Brak radości wynika z tego, że ludzie nie wiedzą,  z czego się tutaj właściwie cieszyć! Trzeba im to przypomnieć. Dobrze to robi Juliana z Norwich, mistyczka angielska, która ujęła mnie swymi słowami mimo mojego, łagodnie mówiąc, sceptycznego stosunku do mityków. Oto, co pisze:

„Bóg pragnie, byśmy wiedzieli, że On chroni nas bezpiecznie w taki sam sposób w radości, jak i w smutku, i że kocha nas tak samo mocno w smutku i radości. … A zatem jest wolą Boga, abyśmy trzymali się radości całą naszą mocą, gdyż szczęśliwość trwa wiecznie, a cierpienie i ból przemijają i znikną całkowicie. A zatem nie jest wolą Boga, abyśmy kierowali się własnym bólem i cierpieniem, smucąc się z ich powodu i opłaując je, lecz byśmy szybko wychodzili poza nie i pozostawali w wiecznej radości, którą jest Bóg wszechmogący, który nas kocha i ochrania.

Jezus pragnie, abyśmy rozważali radość, jaką odczuwa Trójca Święta z naszego zbawienia i pragnie, byśmy i my tak samo radowali się dzięki Jego łasce w czasie naszej bytności na ziemi. I to zostało objawione w tych słowach: „czy jesteś bardzo rada?” W innych słowach, które powiedział Chrystus: „jeśli jesteś rada, i ja jestem rad” objawił ich znaczenie tak, jakby rzekł: „to dla mnie wystarczająca radość i szczęście i nie proszę u ciebie nic więcej za moje trudy, niż abym mógł dać ci radość”. … On wspiera nas chętnie i słodko swymi słowami i mówi: „jednak wszysko będzie dobrze i z urządzeniem wszystkiego będzie dobrze. Słowa te zostały wypowiedziane z wielką czułością, bez jakiejkolwiek sugestii, że mnie lub komukolwiek, kto będzie zbawiony, przypisywana będzie jakaś wina”.

Zatem Juliana widzi, że Bóg jest radością i pragnie, abyśmy się radowali. Zapewnia, że wszystko będzie dobrze. Wszystko. Jest tu kwintesencja pocieszycielskiej funkcji religii, która pomaga nam żyć w świecie gdzie dużo niepewności, niesprawiedliwości, cierpienia i śmierci. Juliana przełamuje tradycję cierpiętniczą, która mówiła, że Bóg potrzebuje naszego cierpienia, aby nas zbawić. Tutaj Bóg chce, abyśmy przekraczali stan cierpienia i smutku, bowiem cieszy się z naszej radości, którą nam sprawia zbawiając nas.

Czesław Miłosz napisał wiersz „Jeżeli”:

Jeżeli Boga nie ma,
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma.

A więc jeżeli jest Bóg to trzeba się cieszyć!

3 myśli nt. „Jeżeli jest Bóg to trzeba się cieszyć”

  1. Tak, porusza Pani bardzo ważna kwestię. I cieszę się z Pani radości i cieszę się z Panią. Bo myślę aby dostrzec radość w wierze trzeba najpierw; Uwierzyć Bogu.

    Uwierzyć, że w tym dzieciątku Jezus narodzonym na marginesie życia, jakby poza życiem; w miejscu nikomu niepotrzebnym. Przyszedł nasz Stwórca, bo „…to przez niego wszystko się stało…”; co to nie chciał swym narodzeniem komukolwiek przeszkadzać.

    Ale:
    Czy my wierzymy, że to nasz Stwórca?
    Czy my uznajemy, w Nim Sam Geniusz stworzenia?
    Czy mu zdajemy sobie z Tego sprawę, że to Fakt?

    Jak to zrozumiemy to wtedy dopiero chyba odczujemy tę autentyczną Radość. Co to nie jest „Panowaniem sukcesu” tylko Miłością w nas samych. Promieniowaniem Miłości…

    Pozdrawiam Panią serdecznie;

  2. Pani Anno przypomniała Pani o najważniejszej rzeczy : Dobra Nowina musi wiązać się z radością nie ze smutkiem.
    “ «Ogromnie się weselę w Panu,
    dusza moja raduje się w Bogu moim,
    bo mnie przyodział w szaty zbawienia,
    okrył mnie płaszczem sprawiedliwości,
    jak oblubieńca, który wkłada zawój,
    jak oblubienicę strojną w swe klejnoty. ”
    ( Iz 61,10 Księga Izajasza ).
    Cudownie Pani napisała. Pozdrawiam.

  3. Na swieto Purim Zydzie poprzebierani za glownych bohaterow ksiegi Estery odgrywaja cala historie. Na koniec nakazana jest radosc. Wszyscy maja sie cieszyc !
    Odgrywana radosc do zdjecia ?

    Brak radosci w rzymskich rytualach ?
    Nie rozumiem o jaka radosc chodzi.
    Radosc kawalow i kabaretow ?
    (przypominaja mi sie panny nieroztropne z tympanonu Notre Dame z ich glupim usmiechem)

    Gloria i sanctus nie naleza do tego gatunku.
    Sa hymnami na czesc Boga.
    Maja duzo powagi, uwielbienia i medytacji.
    Ich dostojenstwo wyraza wlasnie majestat inny, nieziemski wymiar rzeczywistosci koscielnej.
    Jesto poziom w ktorym komunikuja aniolowie.
    Boska liturgie jak mowia prawoslawni, dzielo boze jak definiuje sacrosanctum concillium.
    Kto live przezyl taka liturgie rozumie co to jest genuius loci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *