Pluralizm w teologii jest nie tylko dopuszczalny, ale wręcz nieunikniony

Jakie miejsce w Bożych planach zbawczych zajmują inne religie? Odpowiedzi na to pytanie szukałbym w analogii do odpowiedzi na pytanie, czy dzieci nieochrzczone będą zbawione: Nie wiem, czy będą zbawione, zapewne tak; na pewno wiem, że Bóg będzie wobec nich sprawiedliwy i miłosierny. I to jeszcze wiem, że Kościół zawsze przywiązywał wielką wagę do tego, żeby dzieci rodziców wierzących nie umierały bez chrztu.

Tekst z książki: Wierność i obietnica. 65 rozmów, Kraków 2010 ARCANA, s. 352-355.

Jakie miejsce we współczesnej teologii Kościoła katolickiego zajmuje teologia pluralizmu religijnego?

 Taki głosiciel Ewangelii, „który nie uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ludzkim ciele, jest zwodzicielem i Antychrystem” (2 J 7). Myślę, że analogicznie jak Apostoł Jan rozróżniał Chrystusa i Antychrysta, należy rozróżniać teologię i antyteologię. Myśl religijna, nawet ta uprawiana przez profesorów teologii katolickiej, której celem jest relatywizacja prawdy o Jezusie Chrystusie, jedynym Zbawicielu ludzi, jest antyteologią. I rozumiem, że nie tej myśli dotyczy pytanie.

Czy w ogóle istnieje coś takiego jak „teologia pluralizmu religijnego”? Ustalmy na początku, że nie wolno nam odpowiadać na to pytanie ani pod wpływem naszych przyzwyczajeń konserwatywnych, ani w podporządkowaniu się współczesnym dyktatom mentalności agnostycznej i narzucanym przez nią regułom politycznej poprawności. „Teologia pluralizmu religijnego” jest czymś autentycznym albo nieautentycznym, pożądanym albo szkodliwym – w zależności od tego, czy służy Chrystusowi, czy też tworzy zamęt utrudniający światu uwierzenie w Chrystusa.

Odpowiedzi na to pytanie należy szukać analogicznie, jak odpowiadamy na pytanie o pluralizm wewnątrz teologii katolickiej. Z wielką jasnością mówi o tym święty Tomasz z Akwinu: „Fides non est de enuntiabili, sed de re. Res autem est eadem, quamvis enuntiabilia sint diversa” (De veritate q.14 a.12). Mówiąc po prostu: Wiara nie polega na samym tylko uznaniu prawdziwości sformułowań dogmatycznych, jest przylgnięciem do Bożej Rzeczywistości. Teologia (teologia w znaczeniu szerokim, również kerygma i katecheza) zajmuje się wypowiadaniem tej Rzeczywistości w ludzkim języku. I rozumie się samo przez się, że wypowiada ją różnorodnie, zatem pluralizm jest w teologii nie tylko dopuszczalny, ale jest wręcz nieunikniony.

Ale uwaga: Uprawianie antyteologii nie jest żadnym teologicznym pluralizmem, tylko sianiem zamętu. Teologia tylko wtedy jest teologią, kiedy naprawdę opisuje i zgłębia Bożą Rzeczywistość, tak jak została nam ona objawiona w Jezusie Chrystusie. Jeśli tę Rzeczywistość fałszuje i dostosowuje do ludzkich pożądań („tak jak ich świerzbią uszy”, 2 Tm 4,3), to nawet jeżeli odwołuje się obficie do Pisma Świętego i Ojców Kościoła, jest antyteologią i trzeba się przed nią bronić.

Czy religie niechrześcijańskie posiadają objawienie, tzn. czy jakieś elementy ich doktryny zostały dane wprost przez Boga działającego w historii? A może one same – w całym swym podstawowym kształcie są objawione?

Szukając odpowiedzi na to pytanie, dobrze jest nie przeoczyć tego, że Pismo Święte radykalnie dystansuje się wobec religii pogańskich. „Wszyscy bogowie pogan to ułuda, Pan zaś stworzył niebiosa” (1 Krn 16,26; 1 Krl 18,25-29; Ps 96,5; 115,4-8; Jr 10,11; Rz 1,23-25; 1 Kor 8,4).

Dobrze jest też pamiętać o tym, że już starożytni poganie podpowiadali Kościołowi męczenników, że „nie ma żadnej różnicy, czy nazwiemy Boga Zeusem, jak robią Grecy, czy nadamy mu inne imię, używane przez Egipcjan albo przez mieszkańców Indii” (Orygenes, Przeciw Celsusowi, 1,24). A jednak chrześcijanie – odpowiadał na tę pojednawczą propozycję Celsusa Orygenes – „wolą ponieść śmierć, niż nazywać Boga imieniem Zeusa albo nadać Mu imię wywodzące się z innego języka” (1,25). I wyjaśnia Orygenes, że pogańskie wyobrażenia o Bogu są tak uwikłane w różne ubliżające Mu treści mitologiczne, że nie dałyby się od nich oddzielić.

O tym wszystkim trzeba pamiętać, jeśli chce się w duchu wierności Chrystusowi wydobywać z Tradycji Ojców ich intuicje na temat chrześcijan przed Chrystusem (por. św. Justyn, Apologia, 1,46,2), albo na temat niewidzialnego Kościoła, wcześniejszego niż księżyc i gwiazdy, który dzięki przyjściu do nas Syna Bożego stał się widzialny (por. Hermas, Pasterz, wizja 2,4,1; Tzw. Drugi List Klemensa do Koryntian, 14).

Rzecz jasna, uwagi te niekoniecznie dotyczą judaizmu, religii niewątpliwie objawionej, ani islamu, religii głęboko zanurzonej w prawdzie objawionej, przejętej od judaizmu i chrześcijaństwa.

Jeszcze jedno dopowiem: Nigdy dość przypominania, że im serdeczniej wierzymy w Pana Jezusa, tym głębiej czujemy się zobowiązani do okazywania szacunku i tolerancji nie tylko wyznawcom religii niechrześcijańskich, ale również samym religiom. Bardzo zgadzam się z tym komentatorem modlitw w Asyżu, który napisał, że „wskazywały one chrześcijanom grań, która oddziela przepaść nietolerancji od przepaści relatywizmu. <Być razem, żeby się modlić>, to było odrzucenie nietolerancji względem innowierców; z tym jednak zastrzeżeniem, iż nie miała to być <wspólna modlitwa>, co stanowiło przypomnienie rozbieżności między religiami i ostrzeżenie przed relatywizmem”.

Jakie miejsce w planach Bożych zajmują inne religie? Czy są one tylko dobrem starożytnych kultur, czy też można je uznać za środki zbawcze ustanowione przez Boga dla prowadzenia ludzi do ostatecznego celu? Czy rację miał św. Klemens Aleksandryjski pisząc na przełomie II i III wieku, że „Zbawiciel jest polifoniczny (πολύφωνός) i wieloraki w sposobach działania (πολύτpοπος) dla zbawienia ludzi” (Protreptikos, I, 8, 3, Sch 2, 62)? Czy faktycznie Zbawiciel jest polifoniczny i „politropiczny dla zbawienia ludzi, wszystkich ludzi, a nie tylko chrześcijan?

Przede wszystkim w rozmowach i poszukiwaniach na ten temat unikajmy takiej manipulacji, jakiej ofiarą padł Autor tego pytania. Manipulacje wprowadzają zamęt w nasze poszukiwania prawdy. W odnośnym tekście św. Klemens napisał: „Zbawiciel dla ratowania ludzi korzysta z wielu głosów i wielu sposobów (πολύφωνός kai polutropoς). Przez groźby upomina, przez naganę nawraca, przez żal lituje się, śpiewem zachęca, przemawia przez krzew, ponieważ ci ludzie potrzebowali znaków i cudów. Ogniem odstrasza ludzi, wyprowadzając płomień z kolumny jako znak łaski lub grozy: posłusznym – światłość, nieposłusznym – ogień” (tłum. Jan Sołowaniuk, w: Apologie, Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. 44, Warszawa 1988 s. 122).

O tym, że Bóg chce zbawić „wszystkich ludzi, a nie tylko chrześcijan”, wyraźnie poucza słowo Boże: Bóg żywy „jest Zbawcą wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” (1 Tm 4,10; por. 2,4). Warto zauważyć subtelną równowagę tego pouczenia, osiągniętą za pomocą zestawienia wyrazu „wszystkich” z wyrazem „zwłaszcza”.

Jakie miejsce w Bożych planach zbawczych zajmują inne religie? Odpowiedzi na to pytanie szukałbym w analogii do odpowiedzi na pytanie, czy dzieci nieochrzczone będą zbawione: Nie wiem, czy będą zbawione, zapewne tak; na pewno wiem, że Bóg będzie wobec nich sprawiedliwy i miłosierny. I to jeszcze wiem, że Kościół zawsze przywiązywał wielką wagę do tego, żeby dzieci rodziców wierzących nie umierały bez chrztu.

W podobnych czterech punktach kształtuje mi się odpowiedź na pytanie, czy obrzędy oraz instytucje religii niechrześcijańskich są miejscem działania mocy zbawczej Chrystusa. Po pierwsze, nie wiem. Po wtóre, zapewne tak. Po trzecie, Chrystus Pan potrafi ze swoją mocą zbawczą dotrzeć i na pewno dociera do żywych wyznawców tych religii. Po czwarte, biada nam, gdybyśmy zaczęli lekceważyć Chrystusowy nakaz głoszenia Ewangelii wszystkich ludziom i wszystkim narodom.

Według jakiego kryterium oceniać wyższość lub niższość danej religii? Co pozwala nam uznać, że np. religie monoteistyczne są lepsze od religii politeistycznych, a np. chrześcijaństwo od islamu?

Już cytowałem biblijną odpowiedź na pierwsze z tych pytań (1 Krn 16,26). Jednak od czasów Woltera europejski laicyzm wciąż na nowo oskarża religie monoteistyczne, że wskutek przypisywania sobie prawdziwości oraz misji uniwersalistycznej stanowią zwyrodnienie zdrowej religijności pogańskiej i stały się zarzewiem wojen i nienawiści. Oskarżenia te powtarzają nieraz ludzie skądinąd poważni. „Uznaniu wielkości Jahwe – pisze np. Georges Minois (Kościół i wojna, Warszawa 1998 s.20) – towarzyszy odrzucenie innych bogów, a tym samym fanatyzm i nieprzejednanie, które bezustannie będą znajdowały wyraz w późniejszych poglądach na jedynego Boga”.

Półtora roku temu, jesienią 2002, sąd francuski uniewinnił pisarza nazwiskiem Michel Huellebecq, oskarżonego „o to, że oczernił islam i przypisał mu powodowanie nienawiści rasowej. Podczas procesu, Huellebecq stwierdził bez wahania, że wszystkie religie monoteistyczne są brutalne i głupie; ich święte teksty nie są dokumentami miłości, lecz głoszą nienawiść” (Communio 2003 nr 6 s.54).

Rzecz jasna, również w odniesieniu do tego zarzutu „bądźmy gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od nas uzasadnienia tej nadziei, która w nas jest” (1 P 3,15). Zarazem odradzam wdawania się w dyskusje, która religia jest lepsza, a która gorsza, która wyższa, a która niższa. My wierzymy w Chrystusa ukrzyżowanego, który dla jednych jest zgorszeniem, a dla innych głupstwem – dla nas zaś mocą Bożą i mądrością Bożą (por. 1 Kor 1,23n).

3 myśli nt. „Pluralizm w teologii jest nie tylko dopuszczalny, ale wręcz nieunikniony”

  1. Jak widzę – będę pierwszym, którzy w tej sprawie zabiera głos.
    Sądzę, że tytuł dyskusji nie jest najszczęśliwiej sformułowany, choć sam nie potrafię zaproponować lepszego.
    Sądzę, że należało by raczej mówić o różnicach niż o plurializmie. Przywołane wersy z 1 Km 16,26; 1 Kn 18,25-29 trudno uznać za jednoznacznie przekonujące, że „wszyscy bogowie pogan to ułuda”, choć to prawda.
    Pierwszy wers dotyczy sytuacji, gdy Dawid ustawił Arkę w namiocie i trudno wyobrazić sobie, że w czasie tej uroczystości mogli by być wychwalani obcy bogowie niż Bóg Izraela,.
    Wers drugi dotyczy sytuacji, gdy Eliasz pokazuje jak obcy bogowie reagują na prośby Izraelczyków, a tylko reaguje ich Bóg, choć dla ówczesnych tam zgromadzonych było to przekonujące ile warci są obcy bogowie.
    Ja na problem plurializmu patrzę z perspektywy fragmentu Ewangelii, wg. św. Łukasza, czytanego w niedzielę 3 stycznia. Jezus Chrystus przypomina zgromadzonym w synagodze mieszkańcom Nazaretu, do kogo Bóg wysłał proroka Eliasza i kto został uzdrowiony z trądu za proroka Elizeusza. Nie byli to Izraelici lecz podanie.
    A jak zareagowali na to nazaretanie? Czy doktryna chrześcijańska nie przypomina trochę tej reakcji?
    Proszę nie zapominać – połowa ludzi na kuli ziemskiej nie ma styczności z religiami chrześcijańskimi. Czy bóg, który jest miłością – dla nich tą miłością nie jest?
    W wielu miejscach Ojciec Salij pisze „nie wiem, lecz wierzę, że …”. My wierzymy, że nasza wiara pomoże nam w zbawieniu. Ale czy tylko ta droga jest drogą do zbawienia. Czy gdy z jednej strony Kościół głosi, że Bóg jest miłością, gdy mamy objawienia św. Faustyny, to tylko droga przez chrześcijańskie kościoły jest drogą do zbawienia? A to moim zdaniem nie ma nic wspólnego z plurializmem w teologii.
    Bo tak naprawdę to my niewiele wiemy co ludziom zgotował Bóg. Bo nawet wygnawszy pierwszych ludzi z raju zawsze miał ich pod opieką. Karał za grzechy własne, czyli za nieposłuszeństwo wobec Niego i jego przykazań. Ale karał tych, którym wcześniej swoją wolę przekazał.

  2. Odpowiedzią na Pana komentarz niech będzie mój komentarz pod tekstem Anny Connolly. Tu dodam tylko, że stanowisko o. Jacka Salija zaliczyłbym do dominującego w Kościele inkluzywizmu, o którym więcej piszę w swoim tekście, a który nie oznacza przekonania, że tylko droga chrześcijańska może doprowadzić do zbawienia. Przyznam jednak, że ów ostrożny inkluzywizm całkiem mi odpowiada. Bo wiedzę i całkowite przekonanie w tej materii trudno posiąść.

  3. Ależ – to nie jest odpowiedź tylko w inny sposób potwierdzenie moich ocen. Wolałbym prawdziwą odpowiedź.
    Zaś na tekst Anny Connolly mogę powiedzieć, że nigdy nie byłem entuzjastą sposobu okazywania wiary przez dużą grupę ludzi, zgromadzonych w jednym miejscu. Jestem zwolennikiem okazywania wiary w sposób indywidualny.
    Sądzę jednak, że na Tradycję Kościoła Katolickiego za bardzo wpłynęły jego stanowiska, przyjmowane na dawnych soborach, które w znacznej mierze odbywały się w sytuacjach zagrożenia różnorodności poglądów, z reguły bardzo odległych od nauczania Chrystusa i Kościół zachowywał się jak ten z przypowieści Chrystusa o sporze kto jest najważniejszy.
    Nie można też zapominać, że Pięcioksiąg Mojżesza został napisany wiele setek lat po czasach, które opisuje, a więc powstał na podstawie przekazywanych z pokolenia na pokolenie ustnych przekazów.
    Wierzę, że Bóg objął szczególną opieką Izraelitów, znajdujących się w niewoli egipskiej, a wcześniej Abrahama. Więc trudno się zdziwić, że Księga Rodzaju ukazuje nam Boga obcującego w Edenie bezpośrednio z Adamem.
    Aby powstał kosmos tak skomplikowany, który jednak przez tyle lat nie uległ katastrofie, aby powstał tak skomplikowany świat roślinny, a szczególnie świat zwierzęcy z człowiekiem na czele – musiał istnieć ktoś, przez duże K, kto to wymyślił, choć zapewne nie robił tego własnoręcznie.
    Na kpinę zakrawa teoria o wielkim wybuchu, który jakoby miał być początkiem świata. Jeśli coś mogło wybuchnąć to musiało wcześniej być.
    Teoria Darwina to też zadufanie. To tylko potwierdzenie, że ten Ktoś tak pokierował rozwojem świata, że z biegiem czasu powstawały twory coraz doskonalsze.
    To, że według Księgi Rodzaju świat powstał w sześć dni wcale nie oznacza, że było to tylko sześć dni.Czy spisujący dzieje według Starego Testamentu mieli pojęcie innej podstawowej jednostki czasu, którym był dzień? Wszak tamten odległy czas mierzyli swoją aktualną miarą, którą ogarniali.
    Zauważmy – na początku był Bóg i pierwsi ludzie i ich potomkowie, a później Stary Testament często pisze o poganach. Skąd się wzięli? Jeśli wierzyć, że pierwszymi ludźmi byli Adam i Ewa – to poganami musiała być grupa ich potomków, która odłączyła się od grupy, którą nazwę „podstawową”.
    Z historii świata wynika, że ludzie mają potrzebę wiary. Tę potrzebę wiary najbardziej widać w plemionach nie skażonych nowoczesną cywilizacją. Wśród nich najłatwiej ich starą wiarę zastąpić wiarą w Boga.
    Paradoksem jest, że nawet ci co twierdzą, że nie wierzą – to też wierzą. Aby mówić, że nie wierzę w Boga – trzeba wierzyć, że Bóg jest, tylko z jakiś powodów jest On komuś niewygodny.
    To co napisałem wyżej – to tylko z pozoru jest nie na temat dyskusji. To tylko wskazuje, jak świat ludzki jest skomplikowany i tak naprawdę to nie wiemy jak z nami postąpi Bóg. Moim zdaniem będzie on nas głównie oceniał jak przestrzegaliśmy Jego dziesięć przykazań.
    Oczywiście – będziemy też oceniani, czy byliśmy członkami Kościoła, który na ziemi utworzył Jezus Chrystus, czy obok niego.
    Bo jakkolwiek prawdą jest, że Duch święty czuwa, aby Kościół szedł drogą wytkniętą przez Jezusa Chrystusa, to ludzie Kościoła, w tym jego hierarchowie nie przestają być tylko ludźmi. W mojej ocenie – potwierdza to także decyzja Papieża Benedykta XVI o ustąpieniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *