Poetycko o teologii

Autor Sekretu Credo dobrze wie, jak opisać to, co przed nami i na co trzeba zwrócić szczególną uwagę. Robi to za pomocą języka prostego, ale wciągającego. Dosadnego, ale niepozbawionego poetyckiej niekiedy plastyczności. Precyzyjnego, ale wskazującego na rzeczywistość szerszą, niż może nam się wydawać.

Kiedy Czesław Miłosz został zapytany o jakościową różnicę pomiędzy językiem, którym posługuje się poezja, a tym znanym mu z różnych traktatów teologicznych, odpowiedział, że: „to co najgłębsze i najgłębiej we własnym życiu doświadczone, przemijalność ludzi, choroba, śmierć, marność opinii i poglądów, nie może być wyrażone w języku teologii, która od wielu stuleci zaokrągla odpowiedzi w gładkie kule, łatwe do toczenia, ale jakby nieprzenikalne”[1].

Ta druzgocąca teza, którą wyprowadził poeta, miała swoje potwierdzenie w czytanych przez niego teologicznych rozprawach. Trudno dziś dywagować, których autorów czytywał Miłosz i jakie teksty znacząco wpłynęły na jego taką, a nie inną opinię o teologii, ale trzeba przyznać, że w jakimś stopniu (o którego wysokości były i będą toczone długie debaty) jest ona prawdziwa.

Kto parał się kiedykolwiek studiowaniem teologii czy filozofii, wie, że zanim dojdzie do wprawy w czytaniu i analizowaniu trudnych tekstów, minie sporo czasu. Dzieła te pisane językiem „gęstym” i bardzo treściwym, chcąc jak najlepiej oddać opisywaną rzeczywistość, zmuszają czytelnika do długiego i żmudnego ich przyswajania. Czy jednak zasada mówiąca, że albo tekst jest trudny i treściwy, albo łatwy i raczej publicystyczny, jest prawdziwa we wszystkich przypadkach? Że – innymi słowy – bez  długich i cierpliwych studiów nie można odczytywać najbardziej cennych teologicznych tekstów? Na te dwa pytania przecząco odpowiada książka ks. dra hab. Roberta J. Woźniaka Sekret Credo, która w tym roku ukazała się w krakowskim wydawnictwie ZNAK.

Patrząc na tytuł, wiemy, jakiej tematyki będzie dotykała  książka i do jakiego tekstu ograniczą się jej rozważania. Ciągle jednak pytamy, czy będzie to raczej historia formowania się credo, czy teologiczna interpretacja poszczególnych jego słów, czy może pisana z liturgicznym zacięciem rozłożona punkt po punkcie analiza jej znaczenia w życiu całej wspólnoty Kościoła? Już we wstępie jednak dowiadujemy się, że: „tomik ten jest właśnie zachętą do impresjonistycznego spojrzenia na Kościół. […] Impresjonista potrafi zobaczyć więcej. W morzu melancholicznego, prawie czarno-białego pejzażu widzi przestrzeń, kolor, falowanie powietrza. […] Dlatego impresje są szkołą widzenia życia, spotkaniem z rzeczywistością w jej głębi i prawdzie. […] Tak, właśnie w tym znaczeniu impresjonizm pozwala na «powtórne zaczarowanie świata», jego ponowną mitologizację, odzyskanie «drugiej naiwności» i to bez utraty tego wszystkiego, co istotne w nowoczesnym, naukowym i krytycznym obrazie rzeczywistości”[2].

Czytając takie zdania w książce ks. Woźniaka, trudno nie ulec wrażeniu, że cytowane wyżej słowa Miłosza okazały się nieco nad wyrost. Że o teologii pisać można z poetycką wręcz plastycznością, która pokazuje, jak bardzo ważna jest sprawa języka, gdy piszemy (mówimy) o rzeczach najważniejszych. Autor w wielu miejscach dowodzi kunsztu swojego słowa. „Kiedy mówię «wierzę», nie tylko zostaję włączony w Kościół, ale też zanurzam się we wspólnocie z Bogiem! […] Kiedy mówisz «wierzę»,, Bóg staje się wobec ciebie w pewien sposób bezbronny. Tak z wnętrza Kościoła rodzi się życie wieczne, które jest wzięciem Boga za rękę”[3] –  napisze we wstępie. Bóg bezbronny wobec człowieka trzymający go za rękę w akcie jego wiary – to poezja, mistyka?

Myliłby się jednak ktoś, kto podejrzewałby, że za prostym, ale jednocześnie wyszukanym i precyzyjnym językiem kryje się jakakolwiek spłycenie treści. Już samo wspomniane wprowadzenie do książki pokazuje, z jak precyzyjną teologiczną myślą mamy tutaj do czynienia.

Zdawałoby się bowiem, że wiemy, czym jest wiara, i zapytani potrafilibyśmy z grubsza podać najważniejsze jej cechy i uzasadnić, dlaczego wierzymy. Ks. Woźniak proponuje jednak spojrzeć na nią z „odświeżonej” perspektywy i wykraczającej daleko poza to, co wielu z nas uważa za kres wędrówki po stromych ścieżkach credo. Podstawą jest oczywiście przyjęcie, że Bóg istnieje. Nie wchodząc tutaj w filozoficzne (metafizyczne) dywagacje na temat samego słowa „jest”, teolog wykazuje, jak bardzo myliłby się ten, kto pozostałby tylko i wyłącznie na tej jednej jedynej warstwie swojej religijnej drogi. Samo uznanie, że „On Jest” nie wystarcza, bo „demony też wierzą i ze strachu drżą” (Jk 2, 19). Wiara w Boga, sprowadzona do naszej zimnej i suchej Jego aprobaty prowadzi do braku jakiejkolwiek relacji, „bo zatrzymuje się na roli jednego spośród tysięcy przekonań, jakie posiadamy”[4]. Prawdziwa wiara to zaufanie do Stwórcy i Jego Woli. Ta objawia się w dobroci, jakiej doświadczamy i wobec której nie możemy pozostać obojętnymi, bo ona sama nas przemienia, tak jak dzień: „jeśli pochmurny, to […] zapewne zaczął się pochmurnie, a jeśli słoneczny, to twój nastrój jest dziś pogodny”[5]. Jednak jednorazowe zaufanie nie wystarcza i każdy dzień przynosi coraz to nowe wybory, które tylko potwierdzają ten wcześniej dokonany (przypomina się tutaj utwór Jerzego Lieberta pt. „Jeździec”, w którym poeta napisze:

 Jedno wiem, i innych objawień
Nie potrzeba oczom i uszom —
Uczyniwszy na wieki wybór,
W każdej chwili wybierać muszę).

I tak raz zdobyte zaufanie, które potwierdza każdy dokonany przez nas wybór, prowadzi w końcu do Boga. Ks. Woźniak kończy to rozważanie kapitalną refleksją o słabości naszej wiary któremu ulegamy wszyscy. Napisze z charakterystyczną dla siebie swadą i celnością: „Właśnie ta konsekwencja w podążaniu drogą jest czystą wiarą, a nie skutkiem wiary. Bo wiara to życie. Jan Paweł II klęczący godzinami w swojej kaplicy – to jest wiara. To czysta wiara, a nie jej efekt. Dlatego nie zniechęcajmy się kryzysami, zwątpieniami, czy rozgoryczeniem. Niektórzy mówią wówczas: «Boże, daj mi wiarę, a będę się modlić». Nie! ty wierz. Modlitwa będzie twoją wiarą. Modlitwa ukształtuje twój dzień. Wiara nie jest mrzonką. Więc wierz, by w ten sposób… wierzyć. Wiara musi być naszym życiem. Nasze życie musi być wiarą”[6].

Kolejne rozdziały książki poświęcone są poszczególnym Osobom Trójcy. W pierwszym, poświęconym Ojcu, autor jak mantrę zdaje się powtarzać to, co najistotniejsze, co najdokładniej Go opisuje – bezgraniczną miłość do ludzi i potrzebę (a może wręcz pasję?) tworzenia i powoływania do życia. Tak często nasza wizja Boga Ojca zostaje zachwiana przez relacje z rodzicami i otoczeniem, w którym dorastamy. Surowy i nieprzejednany w swoich decyzjach, ciągle zagniewany, obrażony lub wręcz lodowato obojętny na wszelkie cierpienia, jakich doświadczamy. Bóg, którego obraz ciągle nosimy w głowach, a który z rzeczywistością ma tak mało wspólnego.

Ks. Woźniak bardzo subtelnie sugeruje (powołując się przy tym na liczne fragmenty biblijne), że jeżeli nasze myśli krążą wokół takich wyobrażeń, to padliśmy ofiarą wielkiego, ale też bardzo sprytnego szatańskiego kłamstwa. Konkluduje: „Jako chrześcijanie świętujmy nasze życie! Ono jest dobre, bo chce go Bóg i nas w nim podtrzymuje. Jeśli przygarnia nas Ojciec Wszechmogący, nikt nam tego życia odebrać nie może. Stańmy przed lustrem, wyjdźmy przed dom, patrząc na siebie i na ten świat, który jest stworzeniem – relacją z Bogiem. Jestem chciany przez Boga, może życie nie zaczęło się tutaj i tutaj się nie kończy. Ono wypływa z Bożego «chcę» i zmierza do jakiegoś domu większego niż ten świat. Odnówmy w sobie poczucie, że jesteśmy stworzeni, czyli chciani przez Boga”[7].

Najdłuższy, drugi rozdział książki poświęcony został Jezusowi Chrystusowi, Logosowi, Bożemu Synowi. Poza klasycznymi (co wcale nie oznacza, że jakkolwiek nietrafnymi!) rozważaniami na temat cielesności, zła, cierpienia niesprawiedliwych, preegzystencji i sądu, ks. Woźniak odkrywa przed nami wątek dotyczący ofiary Chrystusa i analogii pomiędzy dwoma drzewami: rajskim, poznania dobra i zła i krzyżem z Golgoty.

W Księdze Rodzaju, a dokładniej w opisie szatańskiego kuszenia, zostaje przedstawiona strategia działania Złego. Powołując się na słowa Boga, przekształca je, zmienia sens i tak „przygotowane” podaje Ewie. Przedstawia Go jako tego, który specjalnie zataja prawdę przed ludźmi, kłamie i ogranicza ich wolność, nie pozwalając nawet dotykać rzekomo żadnego z drzew zasadzonych w rajskim ogrodzie. Jest kuglarzem, dla którego stworzenie człowieka było tylko dobrą zabawą, fanaberią dziecka, które potrzebuje sługi spełniającego wszystkie jego najdrobniejsze zachcianki. „Wy jesteście takie byle co. Wszystko Jemu zawdzięczacie, czemu więc nie chcecie być jak On, czemu uzależniacie się od Jego łaski? Boskość macie na wyciągnięcie ręki”[8] – zdaje się mówić szatan. Kłamstwo doprowadza do grzechu, a wygnany z Raju człowiek od tej pory będzie mierzył się z takim, a nie innym obrazem Najwyższego.

Lekarstwem, które proponuje Bóg, jest Osoba Jego Jednorodzonego Syna, Który będzie dokonywał nieustannych odniesień do Osoby swojego Ojca. W ostatecznym akcie śmierci na krzyżu pokazuje dowód, który dla nas – ludzi małej wiary – ma być kluczem do zawierzenia Jego miłości. Bo oto Wszechpotężny rezygnuje ze swojej mocy, daje się zabić i – z ludzkiego punktu widzenia – zniszczyć, po to tylko, by człowiek mógł żyć, by mógł być razem z Nim. „Pan pokazuje swoją niewinność, czystość, bezinteresowność i absolutną miłość. Na krzyżu!”[9].

Ostatni, trzeci rozdział, to medytacje nad Osobą Ducha Świętego. Ks. Woźniak, chcąc jak najdosadniej przedstawić Jego istotę, proponuje porównanie do dziecka pojawiającego się w rodzinie. Kiedy mąż i żona spodziewają się potomka, owocu ich miłości, staje się on kimś, kto dodatkowo spaja ich miłość, kto pozwala wznieść się jej na niedostępne dla dwójki wyżyny. Podobnie rzecz ma się z Duchem Świętym: „Ojciec tak bardzo kocha Syna, że daje Mu wszystko. Syn tak kocha Ojca, że wszystko Mu oddaje. Miłość między Nimi jest tak ogromna, że staje się Osobą”[10]. Czytając takie zdania, widzimy, że bardzo często tak podstawowe prawdy jak miłość Ojca, ofiarowanie Syna, czy miłość Ducha uciekają nam w czasie coniedzielnego wypowiadania słów credo.

Ks. Woźniak z pasją i zacięciem znakomitego teologa prowadzi nas wśród rozproszonych myśli, które starają oddać wielkie bogactwo tej modlitwy symbolu. Nie jest to wędrówka prosta, bo wymaga od nas pokory i ponownego pochylenia się nad tym, co dotychczas uważaliśmy za bardzo oczywiste i dobrze znane. Cieszy fakt, że autor książki, będąc przewodnikiem w naszym wędrowaniu, dobrze wie, jak opisać to, co przed nami i na co trzeba zwrócić szczególną uwagę. Robi to za pomocą języka prostego, ale wciągającego. Dosadnego, ale nie pozbawionego poetyckiej niekiedy plastyczności. Precyzyjnego, ale wskazującego na rzeczywistość szerszą, niż może nam się wydawać. To po prostu bardzo dobra książka.

 


[1] Cz. Miłosz, Piesek przydrożny, Kraków 2011, s. 35.

[2] R. J. Woźniak, Sekret Credo, Kraków 2014, s. 6.

[3] tamże, s. 19.

[4] tamże, s. 10.

[5] tamże, s. 11.

[6] R. J. Woźniak, Sekret Credo, dz. cyt., s. 15.

[7] R. J. Woźniak, Sekret Credo, dz. cyt., s. 42-43.

[8] tamże, s. 89.

[9] tamże, s. 89.

[10] R. J. Woźniak, Sekret Credo, dz. cyt., s. 122.

Wozniak_SekretCredo
Robert J. Woźniak, Sekret Credo, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s. 192.

2 myśli nt. „Poetycko o teologii”

  1. Eseje łączące teologię i sztukę (w istocie trudno nazwać teologię – od zawsze – nauką – na prawach obecnego paradygmatu, i to wcale za nim nie przemawia 🙂 będę umieszczał stopniowo na mojej stronie ARTEOLOGIA (http://www.arthe.pl)

    Przykładowy tekst artystyczno poetycki to dość swobodna moja Relacyjna Teoria Trójcy Świętej, mająca już z ponad 15 lat

    http://marat-dakunin.liternet.pl/tekst/dzis-wklejam-moja-stara-teorie-trojcy-swietej-teoria-relacyjna-z-1996-roku-bo-mam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *