W poszukiwaniu personalistycznego wzorca uprawiania teologii. Koncepcja metodologii teologicznej według Cz. S. Bartnika

1. Ku ujęciom personalistycznym w teologii

Przywilejem, a jednoczenie specyfiką poznania teologicznego, jest możliwość czerpania ze źródeł Mądrości Bożej, wyrażonej w nadprzyrodzonym Objawieniu[1]. Zatem jest uprawnione i zgodne ze statusem metodologicznym wszystkich dziedzin teologicznych postępowanie teologa, który wizję człowieka i całej rzeczywistości ziemskiej kształtuje w oparciu o Słowo Boże – i w sposób sobie właściwy – je interpretuje, a później konfrontuje z wiedzą uzyskaną na drodze poznania naturalnego. Poznanie teologiczne uzyskuje w ten sposób jedyną, niepowtarzalną i nieosiągalną gdzie indziej wiedzę. Dzięki temu zachodzi trudna do przeprowadzenia zbieżność i harmonia: rozumu i wiary (poznania naturalnego i nadprzyrodzonego w wierze, z inspiracji Ducha Świętego), teorii i życiowej praktyki (wiedzy i działania), nauki i mądrości, a wreszcie rozmaitych dziedzin teologicznych, np. antropologii teologicznej i chrystologii[2]. Z tego właśnie względu we współczesnych charakterystykach poznania teologicznego podnosi się szczególnie dwie kwestie: ubogacenie jego problematyki pod względem personalistycznym i humanistycznym oraz jego złożoność przy zachowaniu integralności i jedności. Przy czym, owa integracja czy unifikacja teologii dotyczy nie tyle systematyzacji, ile tworzenia wiedzy teologicznej – eine Einheit der Teologie im Werden.

Obie tendencje znajdują swoje odzwierciedlenie w twórczości teologicznej Ks. Prof. Czesława S. Bartnika. Powie on: „ściśle biorąc, dla nauki teologicznej istnieje tylko jeden przedmiot; człowiek. Niewątpliwie istnieją tutaj różne treści, które nazywamy rzeczywistością, światem itd., ale są to jedynie pewne relacje, pewne odniesienia, czy ukierunkowania myślne, zresztą wtórne i pochodne, dokonujące się dzięki „rozciągłości personalnej” człowieka. (…) Wszędzie zasadą organizacji przedmiotu jest człowiek, nawet w odniesieniu do przedmiotu <<Bóg>>”[3]. Oznacza to, że zawarta w Objawieniu treść nie dotyczy wyłącznie natury objawiającego się Boga i Jego działania, ale wiąże się z człowiekiem i jego odpowiedzią na owo Słowo. Objawienie nie jest jedynie zakomunikowaniem pewnej sumy prawd, ale przede wszystkim historyczną rzeczywistością zbawienia[4]. Każda wypowiedź Objawienia związana jest z człowiekiem, nawet gdyby nie mówiła o nim wprost, jest przeznaczona dla niego i jego dotyczy, a także funkcjonuje w jego życiu. Nawet przy założeniu, że Objawienie będzie rozumiane jako dialog między Bogiem i człowiekiem, nie może być uważane za jedyne źródło teologii, ani też nie może stanowić całej racji formalnej obiektu teologii, tzn. wyłącznego punktu patrzenia na jej przedmiot materialny. Obok racji wewnętrznych, płynących z koncepcji jej przedmiotu dociekań, można przytoczyć zewnętrzne, które przemawiają za ujęciem teologii w aspekcie personalistycznym.

Główną z nich jest to, że naukowa wiedza realna dąży do postaci teorii wyjaśniających dane aposterioryczne. Teologia może to osiągnąć wyjaśniając nie Boga, którego nie można poznać doświadczalnie, ale danego w doświadczeniu człowieka, a ściślej sprawy jego zbawienia[5]. Natura Boża może być poznana jako racja tego, co dzieje się w człowieku w aspekcie zbawczym. Kolejny powód zewnętrzny kryje w sobie ogromny walor adaptacji treści Objawienia dla życia współczesnego człowieka[6]. W świetle powyższego, można mówić o potrzebie uwzględniania w pracy teologa tematu osoby ludzkiej tj. człowieka dzisiejszego, który w konkretnej sytuacji kulturowej i egzystencjalnej bada Objawienie, stawia mu własne pytania i oczekuje odpowiedzi dla siebie[7]. Powyższy postulat domaga się wypracowania odpowiednich reguł i czynności badawczych, umożliwiających osiągnięcia zamierzonego celu. „Tymczasem dopiero metoda – powie Ks. Bartnik – daje teologii rangę nauki, tworząc ze zdań homogeniczną holostrukturę, całościowy system spójny, sprawdzalny choćby w pewnych fragmentach, przekładalny na praktykę sterowaną i kontrolowaną przez rozum […]. Metoda musi być odpowiednio rozpoznana, skonstruowana i zastosowana do procesu poznawczego, weryfikującego i prakseologicznego”[8]. Lubelski Teolog całą problematykę metodologiczną ujmuje z pozycji personalizmu realistycznego. Powie: „Personalizm jest najnowszą metodą teologiczną, weryfikującą się efektami zbliżenia prawd wiary do konkretnego człowieka, do jego umysłu, serca, najgłębszych potrzeb życia. […] Stąd z pojęcia osoby wywodzi się teologiczna kategoria osoby, która służy jako narzędzie do wznoszenia budowli teologii”[9]. Z oczywistych względów nie sposób omówić w tym miejscu wszystkich elementów metody teologicznej, której to implikacje dla konstruowania refleksji teologicznej miałyby swoją podstawę w pojęciu osoby ludzkiej. Przy założeniu, że dla owocności każdego zabiegu metodologicznego konieczne jest przeanalizowanie kwestii: opisu, wzorca wszystkich czynności metodologicznych, hermeneutycznego rozumienia przedmiotu, w niniejszej pracy zostaną podjęte trzy szczegółowe zagadnienia: 1/ przejście od opisu historycznego do teologicznego 2/ osoba jako podstawowy wzorzec czynności, 3/ personalistyczny horyzont rozumienia.

2. Od opisu historycznego do teologicznego

Wraz z nową orientacją Soboru Watykańskiego II nastąpiło także przeorientowanie samej teologii. Sobór domaga się wypracowania nowych metod teologicznych, zwłaszcza biblijno-hermeneutycznej oraz historiozbawczej (OT 16). Tym samym zgłasza postulat, aby odejść od (neo)scholastyczno–spekulatywnego paradygmatu uprawiania teologii. Jej zasadnicze zadanie nie ma polegać na uniesprzecznianiu prawd zawartych w Objawieniu i budowaniu racjonalnego sytemu twierdzeń teologicznych w oparciu o jedną zasadę myśli[10], ale chodzi już o ukazanie jednego planu zbawienia, który Bóg urzeczywistnia w historii „poprzez czyny i słowa wewnętrznie z sobą powiązane” (KO 2). Dlatego teologia – zwłaszcza dogmatyczna – formułując prawdy wiary ma dawać wyraz historycznemu wydarzeniu, a zarazem stanowić dla człowieka zapowiedź zbawienia. Jedną z istotniejszych inspiracji Vaticanum II było przywrócenie w teologii myślenia historycznego. Na szczególną uwagę zasługują dwie sugestie Soboru: że w toku historii rozwija się poznanie teologiczne, zgłębiające objawienie dokonane w przeszłości, oraz że historia z biegiem czasu dostarcza nowych treści poznawczych mających istotne znaczenie dla teologii (GS 4 i 44; KO 8). Ażeby jednak właściwie ująć wzajemną relację między teologią a historią należy prawidłowo rozumieć samą historię. Musi być ona pewnym wymiarem ludzkiego stawania się. Najpierw należy ją widzieć w powiązaniu z temporalnością, przenikającą wszelki byt (w tym sensie wszelki byt stanowi część historii), a następnie historia to nie tylko przeszłość, ale pełny wymiar stawania się rzeczy, sięgający w teraźniejszość, a przede wszystkim w przyszłość[11]. Człowiek, chcąc zrozumieć swoją „dziejowość”, natrafia na rzeczywistość, która nieustannie przekracza jego aktualną wiedzę i rozumienie. Każde wydarzenie jest przepojone sensem wykraczającym poza jego doraźność. W każdym wydarzeniu „coś się dzieje”, ale istnieje także to, co dopiero nadejdzie<[12]. Tak więc, wydarzenie zawsze wykracza poza nasze ujęcie i je nieznacznie niweczy[13]. Czasujące rozumienie historii jest zatem bliskie strukturze narracji, jeśli rozpatruje się ją od wewnątrz, czyli z punktu widzenia kogoś, kto, jako bohater opowieści, znajduje się w określonej fazie przebiegu sekwencji zdarzeń, planuje dalszy jej rozwój, możliwy ze względu na to, co się zdarzyło. Rozumienie to jest przede wszystkim samorozumieniem. Cz. Bartnik powie, ze poznanie historyczne posiada wymiar egzystencjalny, w którym dzięki następczości faktów, znaków, dochodzi do samopoznania się w roli bytowania[14]. Towarzysząca ludzkiemu działaniu refleksja pełni podobną rolę, co narrator w opowieści; różnica między nimi jest taka, że narrator zna zakończenie, a działający je sobie wyobraża. Działający musi refleksyjnie uchwycić związki między odległymi czasowo wydarzeniami; konfiguracja ta jest konstruowana przez działającego jako tematyczna całość i interpretowana w toku działania.

W jaki sposób realizuje się przejście od opisu historycznego do teologicznego? Teolo­gia, która posługuje się narracją, dowartościowuje historyczność objawienia biblijnego oraz wydarzeń zbawczych. Cechą charakterystyczną objawienia chrześcijańskiego jest jego zanurzenie w wydarzeniach hi­storii[15]. Objawienie nie tylko występuje w szacie historycznej, lecz samo jest faktem historycznym. Stanowi jądro historii zbawienia, która jest stawaniem się zbawienia w czasie. Stąd całościowym przedmiotem i zarazem źródłem teologii są dzieje zbawienia dokonujące się w głębi różnych form życia ludzkiego i dające podstawę do swoistego poznania teologicznego. Objawienie Jezusowe odsłania tajemnicę dziejów zbawienia, a dzieje ilustrują oraz wyjaśniają ową tajemnicę. Historia zbawienia nie tylko przedstawia, opowiada naukę Jezusa, ale ją wyjaśnia, eksplikuje. Dlatego Objawienie – w przekonaniu Bartnika – domaga się rozpiętości czasu dla swojego rozwoju oraz manifestacji[16]. Korelatem dziejów zbawienia jest historia rozumiana jako subiektywne ich ujęcie, czyli historia w rozumieniu podmiotowym. Ów odniesienie pełni rolę hermeneutyczną w stosunku do zdań o znakach objawienia nadprzyrodzonego. W takim ujęciu teologii, życie przenosi się do treści, ale i treści mają wpływ na wydarzenia, a historia jawi się jako myśl i jako działanie[17]. Wynika z tego nieoczekiwany wniosek, że zdarzenie świata dopełnia sensu słów biblijnych, w pewien sposób je weryfikuje, manifestuje, stawia pod ich adresem pytania[18]. „Historia świata – powie Bartnik – okazuje się twórczą hermeneutyką Biblii. Staje się jakby koniecznym korelatem Biblii”[19]. Ostatecznie, każde słowo i zdarzenie stanowiące historię zbawienia nie występuje samo dla siebie, ale jest korelatem osoby. Słowa i zdarzenia w tej historii są przede wszystkim znakami Boga, który je tworzy, zapewnia im trwanie i troszczy się o ich percepcję przez człowieka. Ten z kolei tworzy swoje własne słowa i wydarzenia w oparciu o tamte, realizując, naśladując i odpowiadając na tamte. Zachodzi tutaj percepcja zdarzenia oraz świadectwo tej percepcji. Tak więc, sens słów i zdarzeń w historii zbawienia znajduje swoje dopełnienie w osobie ludzkiej. Tym samym zamyka krąg hermeneutyczny, w którym rozumienie historyczne (w historii i poprzez historie) dzięki podmiotowi osobowemu stanowi naczelną strukturę teologii Ks. Prof. Bartnika.

3. Osoba jako podstawowy wzorzec czynności

W systemie personalizmu uniwersalistycznego, który porządkuje myślenie teologiczne Ks. Prof. Bartnika, rzeczywistość osoby bierze się jako proste, bezpośrednio dane i wyjściowe „zjawisko”, pierwszą rzeczywistość, jako punkt „alfa” całego dalszego procesu poznawczego i metodologicznego. Dla systemu personalistycznego kategoria „osoba” staje się swoistym kluczem hermeneutycznym[20], modelem po­znawczym i metodą, czyli sposobem konstruowania wiedzy o niej, ponieważ jest „sednem rzeczywistości”, „najpierwszym i najwyższym bytem w sensie treści, głębi i celu”, mieści ona w sobie „konstrukcję” bytu w ogóle, „rekapituluje” go w sobie oraz określa sposób poznawania[21]. Ogólnym założeniem tej metody jest wykorzystanie wypracowanych metod i kategorii poznaw­czych, logicznych oraz kategoria diadyczności między osobą a światem, gdzie osoba i świat tworzą jedną całość o dwóch centrach, które jak w elipsie nie schodzą się w jedno i nie są rozdzielone, ale jedno centrum warunkuje drugie. Podstawą poznania jest doświadczenie wszelkiej rzeczywistości ca­łym fenomenem osoby i pełne korelowanie siebie z sobą, z innymi osobami, ze światem i z całością bytu. Korelowanie to posiada przede wszystkim charakter umysłowy, ale nie odbywa się bez udziału woli, uczuć, czynu, twórczości, czyli na obszarze całego fenomenu ludzkiego[22].

Należy nadmienić, że metoda personalistyczna winna kształtować wielostronny, żywy i pełny stosu­nek człowieka do całej rzeczywistości badanej i do każdego jej aspektu. Wolno wtedy i należy uprawiać każdą metodę szczegółową, byle w odniesieniu do całości osobowej. U podstaw zatem musi być jakaś „metoda – prosopon”, jakaś „osobowość metodologiczna”. Osoba sama w sobie, w swych strukturach, w odwzorowaniu świata, stanowi swoisty „paradygmat metodologiczny”, który emanuje z siebie ową metodyczność prozopoiczną na całą rzeczywistość; jest to – w przekonaniu Ks. Profesora Bartnika – zdolność wrodzona osoby, będącej „pramodelem bytu i działania”[23].

Metoda personalistyczna jest zbudowana na dialektycznej zasadzie związania ana­lizy i syntezy w jedną diadyczną całość. Oznacza to z jednej strony, że personalizm jako cały system dopuszcza operowanie wszelkimi możliwymi metodami szczegóło­wymi: intuicyjną, indukcyjną, metafizyczną, hermeneutyczną, a z drugiej strony, że wszystkie te metody szczegółowe nie mogą pozostawać do końca rozstrzelone w dowolności. Wywodzi się to z dwu przesłanek: 1) że rzeczywistość osobowa jest niewyczerpalna w swej tajemnicy, treściach i zmienności, a więc trzeba ją badać najrozmaitszymi drogami, oraz 2) że ostatecznie rzeczywistość jest jednocześnie jedna: Rzeczywistość, Bóg, człowiek, świat są w głębi czymś jednym, choć mają tylko analogiczne istotności. A zatem nie może być tak, że jedną cząstkę bytu poznajemy do końca, a drugiej cząstki nie poznajemy w ogóle i w żaden sposób, choć nic nas od niej nie oddziela. Nie ma wielu rzeczywistości, jest ona jedna i tylko jedna, jakkolwiek jest nią przede wszystkim Niestworzona, a ta stwo­rzona istnieje niejako wtórnie i jako cień[24].

Przyjęcie metody personalistycznej jako normatywnego wzorca konstruowania myśli teologicznej, pozwala na pojmowanie całej rzeczywistości – jak powie R. Guardini – w „całokształcie istnienia”[25]. W ten sposób kategoria osoby wprowadza w myślenie teologiczne niezbędny porządek metodologiczny, a mianowicie w całej rzeczywistości religijnej zachodzi całoosobowy kontakt między osobą (indywidualną i społeczną), a Osobami Boskimi. W osobie  wszystkie elementy: umysł, wola, serce, praxis, twórczość, stanowią jedną integralną całość. Ponadto wszelkie wartości poznawcze mogą być przekładane na inne: miłościwe, praktyczne itp. Osoba jednak musi posiadać – stwierdza Profesor – wypracowany zmysł teologiczny, odpowiednią perspektywę Bożą oraz zdolność chwytania wątków teistycznych[26].

Teologia staje się wtedy próbą dotarcia do takiego widzenia Boga, siebie i rzeczywistości, jakie miał Jezus Chrystus, czyli będzie to zasadniczo widzenie jednej Prawdy, jaką jest Jezus Chrystus.

4. Personalistyczny horyzont rozumienia

Konstytutywnym elementem każdej metodologii, także teologicznej, jest problem rozumienia z uwzględnieniem jego horyzontu. Przy całej wieloznaczności słowa „rozumienie” i trudności określenia, czym ono jest w swej istocie, można powiedzieć, że rozumienie jest projektowaniem sensu (tekstu, rzeczy, dziejów) przez wykorzystanie dotychczasowego rozumienia (przedrozumienia). Sens ten w miarę rozwoju rozumienia może podlegać rewizji oraz korekcie, interpretacji, prowadzącym do zaprojektowania nowego sensu. Dlatego rozumienie jest zachowaniem dynamicznym i twórczym[27]. Spośród różnych rodzajów rozumień należy wymienić rozumienie o charakterze personalnym; mamy z nim do czynienia wtedy, gdy jego właściwym przedmiotem jest nie rzecz, ale osoba[28]. Według Cz. Bartnika, ten rodzaj rozumienia jest aktem szczególnej samorealizacji osoby w obliczu misterium bytu w jego istnieniu, formie, treści, i relacji ku-personalnej. Istnieje sens głębi oraz liczne sensy wstępne i zewnętrzne, które mogą zostać odczytane dzięki osobie; w procesie tym towarzyszy umysł, ale także – jak wspomniano wcześniej – inne elementy świata osobowego. Rozumienie to jest ujęciem rzeczy i jej podstawowych relacji, na czele z relacją ku-osobową. Jest to przeniknięcie rzeczy i jej relacji przez osobę na sposób poznawczo-asymilacyjny, a także odniesienie świata rzeczy przez osobę do swego świata[29]. Rozumienie to posiada strukturę dialektyczną w dwojakim sensie: 1/ dialogu podmiot-podmiot oraz 2/ sprzężenia zwrotnego między przedmiotem i podmiotem.

Według naszego Personalisty, ów związek realizuje się między dwiema strefami rzeczywistości: podmiotowością i przedmiotowością, bez zlewania się ich w coś trzeciego, pochodnego. Dlatego wzorem pozostaje tutaj formuła chalcedońska – dwie strefy: przedmiotowa i podmiotowa, niezmieszane, nieutożsamione, a zespolone w absolutną jedność w osobie. „Podmiotowość i przedmiotowość rozumienia – napisze Ks. Bartnik – spełniają się w matasyntezie osoby”[30]. Jego zdaniem, trzeba dokonywać jedynej w swoim rodzaju nadsyntezy świata obiektywnego i subiektywnego, materialnego i duchowego, empirycznego i transempirycznego[31]. Powyższa zasada dialektyczności (diadyczności) wyznacza cały horyzont rozumienia teologicznego, które Profesor określa rozumieniem transcendującym oraz immanentnym[32]. Rozumienie transcendujace polega na odnoszeniu sensów, treści i rozumienia immanentnego do transcendencji jako „radykalnej inności”. W przekonaniu Lubelskiego Teologa, osoba posiada nieopisaną możność uchwycenia „super-sensów” oddalonych od sensów empirycznych na mocy via eminentiae. Sensy te są zaznaczone w immanencji tylko wektorowo, kierunkowo i analogicznie. Sens transcendujący oraz immanentny tworzą swoistą dialektykę, w której dokonuje się przechodniość i ciągłość, a zarazem nieprzechodniość i nieciągłość, ale to osoba ludzka posiada zdolność przerzucenia łuku sensowego nad ową dialektyczną relacją.

Czynnikiem decydującym w rozumieniu transcendującym – według Bartnika – jest bezpośrednia descendencja Boga w świat stworzony: objawienie, cud, łaska, Słowo Boże. Tu rozumienie oznacza otwarcie się osoby poprzez umysł na żywe uobecnienie się Boga albo immanentyzację. Uobecnienie to jest ontycznie bezpośrednie, ale dla percepcji człowieka może dokonać się wyłącznie w znakach. Rozumienie w tym aspekcie sprowadza się do stwierdzenia faktu, realności i istnienia owej obecności, zatem jest to rozumienie egzystencjalne, ujmujące „Boże Jest”. Rozumienie to polega przede wszystkim na rozjaśnieniu się ludzkiego „ja”, dla którego Bóg staje się dostępny bezpośrednio, choć poznawczo przez znaki. Jest to więc „nad-rozumienie”, posiadające charakter pozatematyczny. Obok egzystencjalnej „obecności” Transcendencji występuje tu także Immanentyzacja tematyczna, czyli odsłanianie się Boga jako Prawdy, mowa Boga do człowieka. Jest to rodzaj rozumienia wierzeniowego (pistycznego), metaforycznego, które nie jest poznaniem naocznym ani bezpośrednim, lecz spotkaniem osoby (duszy, umysłu) z Transcendencją przez znak wiary, która jest faktem i treścią. Poznawane treści ujmowane są tutaj na sposób metafory. W rozumieniu tym, będącym najgłębszym, ukrytym w sercu osoby ludzkiej, zasadniczą rolę odgrywa nie tyle rozumienie rzeczowe, przedmiotowe, ile osobowe; „rzecz” wiary jest zrozumiała dla człowieka o tyle, o ile on siebie rozumie w odniesieniu do Osoby Boga. W rozumieniu tym mamy tu do czynienia z językiem nie tyle o rzeczach, co międzyosobowym. Rzecz staje się wyłącznie znakiem personacji, czyli ukazywania się osobowego i wchodzenia Boga w osobę ludzką, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Zdaniem Ks. Profesora, Osoba Boga streszcza się i usensawnia w różnych znakach dla nas, zwłaszcza w znakach wiary. Dlatego w powyższy proces metodologiczny włącza się element rozumienia wstępującego, czyli odkrywania sensów Bożych w oparciu o poznanie naturalne. Wtedy rzeczywistość jest znakiem teofanijnym, wskazującym na Osobę Boga. Horyzont rozumienia oznacza tutaj sytuację rozumieniową, określoną przez „gramatykę” epifanii świata: świat rzeczy zjawisk, a nade wszystko świat osobowy[33].

Horyzont rozumienia transcendującego zostaje określony także przez sytuację zbawczą, dokonująca się w osobie ludzkiej poprzez Boże interwencje, jak i czynny udział człowieka. Sytuacje te (pozytywne i negatywne) układają się w pewien ciąg historyczny. Stad mamy do czynienia – zdaniem Profesora – z doczesnym jak i soteryjnym horyzontem rozumienia. W jednym i drugim znaczeniu – przy założeniu pozytywnego finału – musi dojść do interwencji absolutnej zasady – Ducha Świętego, który daje pełne rozumienia Bożej prawdy. Oczywiście, nie można zapominać o jeszcze jednym horyzoncie rozumienia społecznego w postaci Kościoła jako wspólnoty znaków i rozumień.

Podsumowując, należy powiedzieć, że horyzont rozumienia transcendującego stanowi szczególnie beztematyczny, formalny, ale jakże inspirujący i twórczy metodologicznie sposób poznania teologicznego. Wzajemne korelowanie subiektywności i obiektywności, rzeczywistości podmiotowej i przedmiotowej, naturalnej i nadnaturalnej, wyrażanej językiem świeckim, jak i metaforycznym, zostają ujęte ostatecznie w osobie. W rezultacie, występuje tu rozumienie doczesne, polegające na ujęciu sensu immanentnego oraz rozumienie końcowe (mata-rozumienie), mające punkt wyjścia w tamtym, a zmierzające do ujęcia sensów transcendujacych granice rzeczywistości materialno-empirycznej. Meta-rozumienie – powie Prof. Bartnik – jest już alfalnie w rozumieniu immanentnym, w nim ma swój początek i swój kod „wzwyż”[34]. Rozumienie w poznaniu teologicznym posiada charakter przede wszystkim pomocniczy. Jest światłem przychodzącym z zewnątrz duszy, jak i wzbudzającym wewnątrz umysłu ludzkiego. Występuje tu łaska rozumienia posiadająca charakter intelektualny i pełną osobową „wspólnaturalność”; w ten sposób umysł ludzki zostaje umocniony, i podniesiony do horyzontu najwyższego. Jest to szczególna personalizacja poznawcza, polegająca na pełni zapodmiotowania treści chrześcijańskich w umyśle ludzkim. Stanowi finalny etap poznania naukowego, polegającego na nadawaniu rozumieniom zwykłym charakteru oficjalnego, intersubiektywnego, społecznego, na przechodzeniu chrześcijaństwa od stanu rzeczowego do osobowego.

Podsumowanie

Pierwsza część tytuł niniejszego opracowania brzmi: „W poszukiwaniu personalistycznego wzorca uprawiania teologii”; tytuł ten sugeruje, że badaniom naukowym Ks. Profesora Czesława Bartnika towarzyszy ciągłe poszukiwanie czegoś stałego, jakiegoś fundamentu, naukowego paradygmatu. W świetle powyższej refleksji, która tylko w sposób skrócony i ogólny starała się wskazać kierunek tego poszukiwania, bez żadnej egzageracji, można powiedzieć, że cała działalność teologiczna Ks. Prof. Czesława Bartnika jest swoistą metodą, to znaczy drogą dochodzenia do prawdy o rzeczywistości. Jest drogą, na której konsekwentnie, ale ciągle od nowa, szuka coraz bardziej adekwatnego modelu, wzorca uprawiania teologii żywej, bliskiej człowiekowi, a zarazem wiernej Bogu. Droga ta jest długa: najpierw jest to patrzenie na całą rzeczywistość z perspektywy Boga i Jego objawienia; jest to także próba uchwycenia rzeczywistości poprzez osobę Jezusa Chrystusa. Metoda teologiczna Profesora zakłada też interpretację rzeczywistości z punktu odbicia, jakie zostawiają po sobie ingerencje Boga w świat, to znaczy historyczne znaki i wydarzenia „teofanijne”, przede wszystkim Jezus Chrystus, a następnie Kościół. Wszystkie te sensy, znaczenia, rozumienia i interpretacje tworzone są przez osobę ludzką. Osoba staje się swoistym kluczem hermeneutycznym, modelem po­znawczym i metodą, czyli sposobem konstruowania wiedzy teologicznej. Sprawia, że refleksja teologiczna zyskuje nowe wartości poznawcze i werytatywne. Ona te wartości syntetyzuje i porządkuje. Osoba stanowi podstawowy wzorzec czynności polegający na przezwyciężeniu opozycji obiectum – subiectum. Dzięki temu udaje się przezwyciężyć w teologii dualizm myśli i rzeczy, rozumu i miłości, łaski i świata doczesnego, natury i historii. Osoba jest tajemniczą syntezą ponad światem materii i ducha, bios i psyche, skończoności i nieskończoności, bez negacji któregoś z tych światów, ale i bez mieszania ich w jedno, przez co osiąga chrystologiczny ideał, ukazany w formule chalcedońskiej. Model uprawiania teologii Cz. Bartnika jest niezwykle oryginalny, spójny, przejrzysty, czytelny, metodologicznie przemyślany, a przy tym nie redukuje tajemnicy, doświadczenia religijnego, aksjologii, a nawet mistyki. Jest to model doskonale odpowiadający wymogom formalnym i merytorycznym myślenia teologicznego, a zarazem wyrażający najgłębsze potrzeby dzisiejszego człowieka poszukującego Prawdy. W drodze tej – jak zaznacza sam Profesor – nie można ustać w poczuciu zadowolenia, że wszystko już osiągnięto; przeciwnie, ciągle na nowo należy podejmować trud odkrywania coraz to doskonalszego wzorca pracy badawczej, który otworzy nowe perspektywy i możliwości dla teologii. Drodze (metodzie) tej musi zawsze towarzyszyć świadomość celu: spotkania osoby ludzkiej z osobą Chrystusa niejako „twarzą w twarz”. Bez tego teologia staje się reistyczna, mitologiczna, czyli ostatecznie nie istnieje. „Stad też osoba, osoba człowieka i Boga – powie Czesław Bartnik – jest i musi być podstawowym tematem wszelkiej teologii, a także duszą każdej metody teologicznej”[35]. 



[1] Niewątpliwie jawi się tutaj kluczowa, ale i złożona rola Objawienia w poznaniu teologicznym. Stanowi ono przede wszystkim źródło – podstawę (choć nie jedyne) poznania teologicznego. Ten właśnie czynnik decyduje o nie dającej się zignorować specyfice teologii.


[2] Por. J. Thornhill, Towards an Integral Theology, ThS 24 (1963), s. 264-277.


[3] Objawienie człowieka, SThV 12 (1974), nr 1. s. 194.


[4] E. Schillebeeckx powie: „przedmiotem objawienia jest miłość Boga do świata. Biblia nie naucza ani antropologii, ani kosmologii. Mówi nam ona po prostu, że człowiek – w – świecie jest po bożemu miłowany przez Boga. To, czym jest człowiek w świecie, musi zostać wyjaśnione przez doświadczenie ludzkie, a więc przez historię… Chrześcijaństwo nie uczy nas niczego szczegółowego z dziedziny antropologii, jak tylko tego, że człowiek został wprowadzony w tajemnice łaski Bożej, lub raczej, że tajemnica człowieka jest w najgłębszych swych pokładach tajemnicą samego Boga. W toku historii człowiek odkrywa zwolna wymiary swojej egzystencji”. La mission de l’Eglise (Approches théologiques IV), Bruxelles 1969, s. 72.


[5] Przedmiotem tak zbudowanej teorii teologicznej, wyjaśniającej zdarzenie chrześcijańskie jest Bóg, nie sam w sobie, nie jako byt zupełnie transcendujący świat, lecz jako działający w świecie i człowieku jako Sprawca zbawienia. Objawienie przecież ukazuje Boga – Zbawiciela i jednocześnie zbawionego człowieka.


[6] Por. S. Kamiński, Czy teologiczna antropologia?, w: W nurcie zagadnień posoborowych, t. 2, s. 41-49.


[7] Por. A. Zuberbier, Hermeneutyka antropologii teologicznej, SThV 12 (1974), nr 1, s. 159.


[8] Metodologia teologiczna, Lublin 1998, s. 14.


[9] Tamże, s. 98-99.


[10] Na przestrzeni dziejów teologii próbowano przeciwstawić – w sposób nieuzasadniony – poznanie z rozumu (kategoryczne) poznaniu historycznemu. Por. Cz. Bartnik, Poznanie historyczne w teologii, „Roczniki Teologiczno-Kanoniczne” 19(1972), z. 2, s. 155.


[11] Człowiek jako podmiot sam jest przeniknięty historią, w swoim bytowaniu jest „dziejowy”. Dlatego może on nadać określone znaczenie własnej i cudzej przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości. Por. J. Tischner, Rozumienie-dziejowość-prawda, w: Filozofia współczesna, red. J. Tischner, Kraków 1989, s. 175.


[12] Por. A. N. Whitehead, Nauka i świat współczesny, Warszawa 1988, s. 184.


[13] Por. A. Gesché, Chrystus, Poznań 2005, s. 71.


[14] Por. Poznanie historyczne w teologii, s. 154.


[15] Por. K. Guzowski, Symbolika trynitarna Brunona Fortego, Lublin 2004, s. 393.


[16] Por. Cz. S. Bartnik, Poznanie historyczne w teologii, s. 154.


[17] Por. K. Guzowski, dz. cyt. s. 173.


[18] W tym względzie niezwykle ciekawa i inspirująca wydaje się być koncepcja tożsamości narracyjnej zaprezentowana przez P. Ricoeura.


[19] Metodologia teologiczna, s. 353.


[20] Komunikacja rozumieniowa między osobami dokonuje się dzięki zdolności osoby do transcendowania świata znaków, rozumień, pojmowań i interpretacji. Stoi ona „ponad bytem” i zakresem sensów. Jako duchowa posiada odpowiednią perspektywę dla dostrzeżenia wielu sensów. Osoba posiada misteryjną moc sądu nad sensem i znaczeniem, a więc wnikania i ujmowania samej rzeczywistości. Por. Hermeneutyka personalistyczna, Lublin 1994, s. 112.


[21] Por. Metodologia teologiczna, s. 476.


[22] Por. Hermeneutyka personalistyczna, s. 177.


[23] Metodologia teologiczna, s. 477.


[24] Por. tamże, s. 475.


[25] Zob. Koniec czasów nowożytnych. Świat i osoba. Wolność, łaska, los, Kraków 1969.


[26] Por. Metodologia teologiczna, s. 36.


[27] Zob. A. Bronk, Rozumienie, dzieje, język. Filozoficzna hermeneutyka H. G. Gadamera, Lublin 1982, s. 156.


[28] Jest to więc rodzaj rozumienia skierowanego ku czemuś, a konkretnie ku drugiej osobie. Posiada ono podwójny charakter: a/ „skrócony”, bezpośredni, intuicyjny, kiedy ja rozumiem kogoś bez werbalnego wyrazu; b/ pośredniczony przez język, czyli za pośrednictwem wypowiedzi człowieka o sobie. Istnieje ponadto rozumienie – także o charakterze ściśle personalnym – a mianowicie skierowane ku sobie. Jest to rozumienie siebie i posiada ono także dwa elementy: a/ rozumienie swojego świata wewnętrznego, swoich dawnych wypowiedzi oraz b/ zdolność ciągłego „pogłębiania” samorozumienia. Zob. Hermeneutyka personalistyczna, s. 181.


[29] Metodologia teologiczna, s. 435.


[30] Hermeneutyka personalistyczna, s. 198.


[31] Por. Szkice do systemu personalistycznego, Lublin 2006, s. 56.


[32] Por. Hermeneutyka personalistyczna, s. 201.


[33] Por. tamże, s. 201-203.


[34] Por. tamże, s. 204.


[35] Szkice do systemu personalistycznego, s. 122.

7 myśli nt. „W poszukiwaniu personalistycznego wzorca uprawiania teologii. Koncepcja metodologii teologicznej według Cz. S. Bartnika”

  1. Najciekawsza z tych myśli Bartnika jest dla mnie koncepcja rozumienia transcendującego i super-sensów. Bardzo, bardzo trafione i cenne.
    Natomiast:
    1. W świetle takiego ustawienia teologii, czy można powiedzieć wprost wręcz: teologia to antropologia pociągnięta poza horyzont? Antropologia pogłębiona do ostatecznych wymiarów?
    2. W punkcie 4 pada kilkakrotnie określenie „Osoba Boga”, które zdaje się być odniesione do „Boga w ogóle”. A jak ksiądz sam twierdzi, takiej osoby po prostu nie ma- są „tylko” Trzy Osoby: Ojca, Syna i Ducha. Zastanawiające to zatem, że pojawia się ta „Osoba Boga” i to właśnie w kontekście myśli Bartnika. Może to coś mówi o samej tej myśli- że jej minusem jest jednak znikome nastawienie trynitarne? Jak wygląda rola Trójcy w tym personalistycznym paradygmacie? Czy nie jest jednak trochę w tle? Z tekstu można tak wnioskować, ale może to tylko takie wrażenie, może ta Trójca tu jest, tylko nie nazywana wprost.
    Pozdrawiam

  2. Zbychu wcześniej miałem wątpliwości, ale teraz już nie mam po przeczytaniu twojego posta. Jesteś przybyszem z innego świata, albo wróciłeś z za horyzontu. Znikome nastawienie trynitarne i marginalna rola Trójcy w personalistycznym paradygmacie przeszkadza ci przy okazji opowiadania o Bogu i rozumieniu świata ? W jaki sposob ? Człowieku, czy ty robisz zakupy w Biedronce ? Gotujesz sobie obiady ? Wypijasz czasem herbatę ? (Sprawdzam, czy jesteś z tego świata 🙂 ) Tylko się nie obrażaj, moim zamiarem nie było dyskredytowanie tych super-sensów i ich znaczenia w myśleniu transcendującym, ja tylko sprawdzam, czy jesteś ziemski. Pozdrowienia. (Ja chcę tylko pokoju).

  3. Niestety z tego artykułu nic nie rozumiem. Jednak ponoć teologia ks. Bartnika „Jest drogą, na której konsekwentnie, ale ciągle od nowa, szuka coraz bardziej adekwatnego modelu, wzorca uprawiania teologii żywej, bliskiej człowiekowi, a zarazem wiernej Bogu”. Mam pytanie: jakiemu człowiekowi jest BLISKA ta teologia? Jaki człowiek może coś z tego pojąć? Jaki promil ludzkości coś z tego wyniesie z korzyścią dla swej drogi duchowej?

  4. Ks. Grzegorz przysłał mi takiego maila w odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego nie załączył się w Kleofasie, ale chyba nie ma nic przeciwko temu, że go tutaj wkleję:

    Pani Anno,
    dziękuję za zainteresowanie tekstem i za komentarz. Zdaję sobie sprawę z trudności wynikających z dość hermetycznego języka w tekście. Przybliżę tylko kontekst powstania artykułu: pisałem go kilka lat temu na okoliczność sympozjum (Zjazd sekcji Dogmatyków Polskich), które było poświęcone myśli ks. Bartnika. Myślę, że to wyjaśnia teoretyczny i może abstrakcyjny ton wypowiedzi. Nadto, pisząc tekst stawiałem pierwsze kroki na niwie dogmatycznej. Od tamtej chwili minęło sporo czasu a mój kierunek myślenia choć pozostaje personalistyczny, to jednak przybiera inny – tak sądzę – bardziej „życiowy” wyraz, cokolwiek to słowo oznacza.
    Tekst prezentowany w Kleofasie wyciągnął na światło dzienne Robert Rynkowski informując mnie o tym, że chciałby i tę perspektywę pokazać teologom. Nie chcę przez to powiedzieć, że po kilku latach odżegnuję się od niego, ale tylko to, że z wieloma sugestiami zacnych Czytelników – także Pani – się zgadzam i dostrzegam tam wiele niejasności. Sam zastanawiam się nad życiowymi reperkusjami takiego spekulatywnego uprawiania teologii. Ostatnio napisałem „Hermeneutykę osoby”, w której obrałem jednak inny klucz personalistycznego myślenia. Jeśli przysłuży się zredukowaniu istniejącego dystansu między Osobami Boskimi i ludzkimi, to będę szczęśliwy. A co do koncepcji teologii ks. Bartnika, jest ona oryginalna, konsekwentna, ale i trudna w odbiorze. Myślę, że niewielu ją pojmuje (nawet piszący na ten temat dysertacje) z uwagi na myślenie systemowe, liczne neologizmy, ale też niedostatki w przygotowaniu metodologicznym i filozoficznym. Nie jest to oczywiście zarzut wobec kogokolwiek, po prostu taka jest specyfika Jego teologii, ściśle związana z osobowością Profesora, ale i kontekstem w którym wyrosła. Trzeba w końcu powiedzieć, że niektórzy Autorzy piszą bardziej „dla siebie” niż „dla innych”, co nie jest tożsame z egoistycznym pragnieniem samopotwierdzania się, ale raczej potrzebą wyrażenia tego co i jak się rozumie. Z pewnością Bartnik szuka adekwatnego „modelu”
    teologii (właśnie bliskiej człowiekowi)- tym modelem jest doświadczenie fenomenu osoby, choć robi to chyba na sposób systemowo-tomistyczny i właśnie dlatego jest „nieadekwatny” (daleki, niezrozumiały) dla mentalności współczesnego człowieka. Rozmawiałem z nim na ten temat, obiera taką drogę świadomie, podaje racje ku temu i jest w tym konsekwentny. I trudno odmówić Jemu prawa do tego. Często powtarza, że On wytycza jedynie kierunek, a Jego następcy mają tworzyć rzeczy lepsze od Niego. Na tyle jestem w stanie Pani odpowiedzieć na pojawiające się wątpliwości podczas lektury tekstu. Mam nadzieję, że my wszyscy zajmujący się teologią będziemy w stanie skorzystać z niezwykle głębokich i erudycyjnych intuicji Bartnika. Wiele jest do zrobienia.
    Wielokrotnie słyszałem opinię, że gdyby nie pisał w języku „chińskim”, cieszyłby się uznaniem w świecie teologicznym nie mniejszym niż zachodni teologowie z pierwszej półki.
    Łączę pozdrowienia
    Grzegorz B.

    Mam taki pomysł dla ks. Grzegorza: skoro jest Ksiądz wykładowcą uniwersyteckim, to może Ksiądz kazać studentom na zaliczenie skonstruować uproszczone, bliskie ludziom i życiu wyjaśnienie tej trudnej teologii. Nie musi to być jakaś całość, ale wybrany temat, wątek myślowy. Tak napisać, żeby zachować istotę myśli, ale żeby to dotarło do szerszego odbiorcy, nie mówię do każdego, ale do ludzi w miarę zainteresowanych teologią. Na przykład zrobił to Leszek Kołakowski w książce „O co nas pytają wielcy filozofowie?” Każdy to zrozumie, mimo że Kołakowski opisuje myśli wielkich filozofów.
    Trzeba się siebie zapytać: o co Cz. Bartnikowi chodzi? Co chce wyjaśnić? Jak sprawa jest dla niego istotna? Jakie zadaje sobie pytania teologiczne?
    Nie wiem, czy można takie uproszczenie uzyskać, ale może warto, skoro twierdzi Ksiądz, że ta teologia jest wartościowa. Tylko co po wartości, jeśli prawie nikt tego nie rozumie? Czy ta wartość nie jest czysto teoretyczna, skoro tylko zrozumiałe dla bliźniego treści rozwijają kulturę jako całość? Rzecz zrozumiała tylko dla jej twórcy służy tylko temu twórcy. Nie ma dalszego ciągu, następców i kontynuatorów. Taki Joyce i jego zupełnie niezrozumiała i schizofreniczna książka „Finnegan’s wake” tłumaczona na polski przez 10 lat. I co z tego? Nikt tego nie rozumie. To jakiś totalny bełkot, którym jednak zachwycają się co więksi snobi intelektualni. Nikt nie powie „król jest nagi”, bo wszak Joyce wielkim autorem jest. Nie mówię, że tak jest z teologią Cz. Bartnika. Ale może się zrodzić podejrzenie, że za wielosłowiem nic nie stoi. Teologia musi być w jakiś sposób możliwa do zrozumienia, zweryfikowana przez jej odbiorców.
    Ale zadam inne jeszcze pytanie: co Księdza osobiście zainteresowało w teologii Cz. Bartnika? Dlaczego Ksiądz stara się ją analizować i zrozumieć? Może iść tym tropem, aby dotrzeć do sedna sprawy.
    Podam przykład tematu na zaliczenie dla studentów: co to jest „doświadczenie fenomenu osoby”? Najlepsze odpowiedzi mogą znaleźć się w Kleofasie. Doświadczenie, fenomen, osoba – to chyba ma jakiś związek z życiem?
    Pozdrawiam i dziękuję za odpowiedź.

  5. Ponieważ nie doczekałem się, żeby Zbychu rzucił więcej światła na ww. kwestie, a oddalił się gdzieś z Kleofasa – może zajmując się super-sensami i myśleniem transcendującym (o co go podejrzewam), sam spróbowałem zrozumieć o co w tym ww. tekście chodzi. I tak ja bym próbował w następujący sposób przedstawić teologię Bartnika w oparciu o ten pokręcony i dziwaczny tekst:

    Teologia to jest opowieść o Bogu. Boga znamy z Objawienia i teologia korzysta z Objawienia. Są różne teologie lepsze i gorsze. Lepsze teologie opowiadają o Bogu w jego relacji do człowieka, który jest osobą. Czyli po prostu o Bogu w życiu konkretnego człowieka.

    Osoba, nie jest tym, czym jest, ponieważ kiedy się przypatrujemy jakiemuś człowiekowi – człowiek ten, jeżeli jeszcze żyje jest osobą, która dopiero ‚staje się’. Weźmy jednak pod uwagę siebie, kiedy się sobie przypatrujemy: jesteśmy osobą i mamy do siebie jakiś stosunek (myślimy, czujemy i zastanawiamy się nad sposobem w jaki myślimy i czujemy), ale ponieważ nadgryza nas czas, nie wiemy kim będziemy, jak staniemy się, kim się staniemy i co wówczas będziemy myśleli o sobie, świecie i jaką z tego utworzymy opowieść. Opowieść o sobie samych, którą zapisujemy nie ma zatem finału i jest opowieścią ciągle w jakimś stopniu otwartą, jest jak góra lodowa, która wyłania się rybakom na kutrze poławiającym śledzie, która ukazuje jedynie swój wierzchołek, czy jak tajemnica, odrywająca się tylko częściowo (porównania niezbyt lotne, ale może wystarczą). Przyszłości możemy się domyślać. W teraźniejszość jednak wpisujemy Boga, ale wpisanie Boga jest w jakimś stopniu otwarte i twórczy, sensonośny charakter tego wpisania jest również otwarty. Lepsza teologia zajmuje się wpisywaniem Boga w sens życia każdego człowieka i jest ona wrażliwa na niedomknięcie i pomaga człowiekowi je zrozumieć. Pomaga w zasadzie człowiekowi zrozumieć siebie jeszcze przed finałem. Tak samo Objawienie z którego korzysta. Ono zostało nam ukazane w taki sposób, jakby wprzęgnięto, czy wpisano do Niego jakiś element degradujący czasu. Jezus stał się człowiekiem śmiertelnym i podlegającym zepsuciu czasu, który płynie. Objawienie jest też niedomknięte. Ma ono sens dla każdego z osobna. Ale sens ten wykracza poza teraz, ponieważ opowieści nie są jeszcze zakończone (chyba, że mamy do czynienia z osobami, które już nie żyją, jednak w ich przypadku, sens może wykraczać poza horyzont życia, zatem i tutaj nie ma końca).

    Myślenie transcendujące i super-sensy to są sposoby myślenia wykraczające poza teraz, poza doczesność, poza horyzont nawet. Posługują się takimi elementami jak marzenia, wyobrażenia, sny, spostrzeżenia, wrażenia i uczucia rozpatrywane jako antycypacje. Wszystkie te elementy rzucają jakieś światło na przyszłość. Pomagają nam budować opowieść, która znajdzie swój finał w domknięciu. Każdy z elementów jest potrzebny dla spójności obrazu.

    Cuda i manifestacje Boga, jakieś jego ingerencje i odsłonięcia, czy ‚descendencja’ Boga możliwe do poznania są jedynie przez znaki i wyobrażenia pomieszane z wrażeniami i przypuszczeniami. Nie ma innej możliwości ponieważ istnieje czas. Raczej nie ma stworzeń, które nie mają ‚problemu’ czasu.

    Teologia lepsza jest wrażliwsza na relacje człowieka z Bogiem i na ich rozwój. Teologia lepsza za każdym razem ma sporo do odkrycia, ponieważ związana jest z życiem i opowieściami, które cały czas się toczą, w związku z tym, które jeszcze nie mają końca.

    Nie rozumiem nadal dlaczego Zbychu uważał, że ‚znikome nastawienie trynitarne’ jest jakąkolwiek przeszkodą w budowaniu spójnego obrazu o życiu człowieka i sensie tego życia. Może ktoś z was będzie w stanie to wyjaśnić, może Zbychu napisze jak to rozumie. A może się pomyliłem i źle zrozumiałem ww. tekst? Jeżeli tak – napiszcie.

  6. Panie Tomku,
    odpowiadam z kilkumiesięcznym opóźnieniem.
    Mianowicie, gdy napisałem ten komentarz, zaglądałem przez kilka dni, czy mi ksiądz GB odpisze. Potem zaś już o tym zapomniałem całkiem. Faktycznie przez jakiś czas nie wczytywałem się w kleofasa, to znaczy- o ile teksty zawsze czytam, to komentarze już pomijałem, zwłaszcza jakieś minione. Dlatego całkiem przeoczyłem, że tu mnie Pan o coś pyta. Proszę zatem o wybaczenie braku odpowiedzi. Dopiero w tym momencie przeczytałem te komentarze, bo przypadkiem, czegoś szukając, odkryłem, że tu są. Odpisuję więc, o ile jeszcze to ma sens. 🙂 Najkrócej jak się da, bo nie wiem w zasadzie, co tak konkretnie miałem wyjaśnić.
    Po pierwsze, gdy chodzi o teologię Bartnika, to rzeczywiście cechuje się ona wyszukanym, hermetycznym językiem. Jest przy tym jednak nieziemsko systematyczna i spójna logicznie. Kunszt umysłowy księdza Bartnika i jego spójność wywodów itp. rodzą wielki szacunek i nie warto pośpiesznie wyśmiewać się z jego terminów i pomysłów. Nawet jeśli komuś się wydaje to wszystko nazbyt ezoteryczne i nieżyciowe, niechaj przyzna, że ma do czynienia z wielkim umysłem, pewnie jednym z większych we współczesnym Kościele w Polsce.
    Charakter myśli Bartnika sprawia, że komentarze do niej są podobne do niej samej- czyli po prostu nie są bynajmniej luźną lekturą do poduszki. Różne są style uprawiania teologii i nie ma po co się bulwersować, że obok luźnej, felietonowej teologii „dla ludzi”, istnieje też taka wyszukana i trudna w percepcji z powodu swojego rozbudowanego do granic możliwości aparatu pojęciowego. Słowem- co kto lubi.
    A pytanie do mnie było o znikome nastawienie trynitarne. Wyjaśnię, co miałem na myśli, gdy to pisałem (o ile jeszcze w ogóle pamiętam, co miałem na myśli). 😉
    Otóż trynitologia, czyli mówienie o Trójcy Świętej, jest czymś właśnie życiowym. Teologia musi być nastawiona trynitarnie- z takiego założenia wychodziłem i wychodzę nadal. Nie chodzi o to, by wszystko udziwniać i wprowadzać jakąś hybrydę w postaci Trójcy, która by miała utrudniać i tak już trudną wiarę. Jest dokładnie odwrotnie- uważam, że prawidłowo rozumiana trynitologia właśnie przybliża wiarę człowiekowi i spełnia ją. Bo tajemnica Trójcy to opowieść o tym, że tajemnica Boga Ojca jest cała obecna w Synu, czyli także w naszym życiu. Że Syn, a w nim każdy człowiek, ma w sobie Ducha, tego samego Ducha którego ma Ojciec. Dlatego mówić o Trójcy oznacza właśnie proponować teologię bliską życiu, czyli mówiącą, że tajemnica Boga jest naprawdę współistotna życiu człowieka.
    Z tego właśnie powodu patrzę podejrzliwie na systemy teologiczne, dla których Trójca nie jest kluczem, lecz tylko czymś w rodzaju wisienki na torcie, a czasem wręcz kwiatka do kożucha, lub nawet… piątego koła u wozu.
    No i stąd wynikało moje pytanie do x. GB o Trójcę w myśli Bartnika. Na to pytanie zresztą nie doczekałem się odpowiedzi, ale już trudno, same pytania też mają znaczenie. 🙂
    Zaś co do Pańskich pytań pomocniczych do mnie: tak, może jestem trochę szurnięty, lecz piję herbatę codziennie, a zakupy robię tylko i wyłącznie w Biedronce. 😉
    Aha, jeszcze o supersensach i myśleniu transcendentalnym. W moim zachwycie nad trafnością tych pojęć chodziło o coś takiego: teologia nie jest ostatecznie domknięta przez rozum, bo temu nie dostaje do Boga, lecz jest wyprowadzeniem rozumu do granic jego możliwości i skokiem dalej, poza to co rozumowe. Teologia ostatecznie musi być negatywna. bo jej „przedmiot” przekracza myślenie- to jakby oczywiste, ale pojęcie teologii jako myślenia transcendentalnego ładnie to wyraża.
    Pozdrawiam serdecznie Pana, a także wszystkich kleofasowiczów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *