WIĘŹ jesienna, (czy) Mazowiecki w grobie się przewraca…

W sumie można powiedzieć: nareszcie… Nareszcie środowiska określane mianem „Kato-lewicy” wykazały się społeczną wrażliwością. Oczywiście, redakcja kwartalnika nieco się odmie i powie naburmuszona, że można w czasach miesięcznikowych i współczesnych wiele tekstów świadczących o wrażliwości na ludzką biedę i nierówności społeczne. Wskażą na przykład na numer poświęcony kwestii Kościół z lewicą i prawicą. I będzie to prawda. Niestety moje pierwsze zdanie chociaż jest świadomą prowokacją zawiera (niestety) ziarno prawdy. Wszystkiemu winny jest cień Tadeusza Mazowieckiego; krytyka III RP za nierówności, za biedę, za bezrobocie, za rozmaite społeczne ułomności była kojarzona z krytyką personalną wieloletniego redaktora naczelnego miesięcznika i lidera środowiska.

Dlatego czytając tekst Marka Rymszy, Nowa kwestia społeczna?, nie umiałem się powstrzymać od pytanie: czy nie za późno? I dlaczego autor pisze, że ubóstwo, bieda są w Polsce nową kwestią? Od dwudziestu pięciu lat bieda była zawsze obok nas i zawsze widoczna. Trzeba była naprawdę bardzo się starać aby jej nie zauważyć. Dlatego trzeba podkreślić, że autor zauważa fakt, że podczas rozważania kwestii ubóstwa nader często podkreśla się opinię, że biedni są sami sobie winni. Niestety nie wspomina on, że w mediach oraz wśród polityków był to nurt myślenia i prezentacji kwestii absolutnie dominujący. Nie jestem także w stanie zrozumieć, dlaczego nie zauważa on (a jeżeli zauwaza to nie wskazuje wprost) że obecne „potransformacyjne” ubóstwo jest skutkiem transformacji, a nie skutkiem ubocznym. Mając na uwadze tę kwestie należy się cieszyć, że i w bastionie twórców III RP zauważono problem.

O wiele mocniej, a przez to jakoś wyraźnie przemawiają do mnie Aleksandra Gołdys i Maria Rogaczewska. Co prawda męczy mnie już wyświechtany zwrot o tym, że czegoś nie widać z Warszawy. Choćby z tego powodu, że na tzw. „prowincji” też powstają fortuny i nie jest tak, że pieniądze Ida tylko do Warszawy. Problem jest naprawdę o wiele poważniejszy i autorki bardzo dobrze go diagnozują.

„Teoria możliwości” Nussbaum i Sena prowadzi nas do wniosku, że w Polsce mamy fatalnie błędny sposób myślenia o biedzie, biednych i przyczynach biedy. Tak bardzo popularne u nas przekonanie (schemat myślowy, którym posługują się elity, ale też wielu naukowców, liderów, a także zwykłych pracowników socjalnych, pracujących „na poziomie ulicy”), że biedni są sami sobie winni, a także, że należy oddziaływać na nich bezpośrednio (poprzez perswazję, groźby, drogie szkolenia i jeszcze droższe unijne interwencje), aby się zmienili, jest — w świetle tej teorii — całkowicie mylne.

Musze jednak zadać banalne pytanie: kto ma taki sposób myślenia? Podobnie jak w przypadku tekstu Marka Rymszy nie umiem powstrzymać się od wrażenia, że autorki zapominają, że przez cały czas niepodległości były w Polsce środowiska, które kontestowały kierunek zmian w Polsce, lecz były one konsekwentnie przemilczane i wykpiwane. Pojęcie „oszołom” zrobiło swego czasu niesamowitą karierę. Zatem brakuje mi w tych dwóch tekstach wyraźnej konstatacji, że ludzie byli nie tylko ubodzy, ale także konsekwentnie przemilczani, a nawet wykpiwani.

Kolejne dwa teksty: Jaremy Piekutowskiego oraz Ewy Kiedio, są bardzo ciekawymi egzemplifikacjami głównego tematu numeru. Zwłaszcza tekst redaktor Kiedio jest bardzo ciekawy i wart polecenia, z powodów chciałoby się powiedzieć pozamerytorycznych. Tekst jest napisany wartkim językiem i to cos więcej niż jedynie analiza, to tekst z pogranicza felietonu i reportażu. Jej opisanie biedy w Warszawie, tej najbogatszej w Polsce okolicy, robi duże wrażenie. Piekutowski zwraca naszą uwagę na kwestie lęku i emocji związanych z ubóstwem.

Ale odkładając żarty i ironiczne mrugnięcia należy odnotować podjęcie przez WIĘŹ zagadnienia współczesnej biedy jako coś istotnego. Miejmy nadzieję, że w polskim Kościele po raz kolejny rozgorzeje dyskusja na temat pomocy biednym. Nie tylko jako działań łagodzących objawy lecz przede wszystkim nad strukturalnym rozwiązaniem.

Chciałoby się jednak aby mówiąc A, powiedzieli B. Żeby w tej WIĘZI zostały wyraźnie wskazane, że demokracja liberalna stawiająca na indywidualizm kosztem wspólnoty i na konsumpcję zamiast współtworzenia jest źródłem nowej polskiej biedy. Nie wytworzono bowiem żadnych mechanizmów współpracy – stawiając jedynie na pomoc i para-charytatywne akcje. Ubóstwo nie jest bowiem kwestią społeczną, która istnieje dopiero gdy zauważa ją jedna czy druga redakcja. Pełne pychy samozadowolenie z „udanej transformacji” było tylko zasłoną – stosowana przez piewców nadwiślańskiego liberalizmu, i miało na celu wypchnięcie z debaty wszystkich krytyków kierunku zmian. Proszę zwrócić uwagę nie krytyków zmian, lecz pewnego kierunku.

Drugim blokiem tematycznym proponowanym przez WIĘŹ jest kwestia: Szatan silniejszy niż Bóg? No cóż, każdy ma swoje problemy. Właściwie nie zetknąłem się z nikim z egzorcystów, czy ze środowisk bardziej zainteresowanych tematem, który by miał jakiekolwiek wątpliwości. Ale od pewnego czasu pojawia się w każdym towarzystwie ktoś, gdy tylko usłyszy słowo: szatan, egzorcyzm czy coś podobnego, a natychmiast zaczyna marszczyć nos i krzywić się wymownie. Hasłem takich osób jest głębokie przekonanie, że o Złym mówi się za dużo i ze to oznacza manichejskie podejście do rzeczywistości.

Na szczęście, WIĘŹ to jest poważne czasopismo, może lewicujące lecz nie lewackie (jak Tygodnik Powszechny), nie tabloidowe jak portal deon.pl, czy antykościelne jak Gazeta Wyborcza. Zatem jeżeli redaktorzy zabrali się za roztrząsanie sprawy, to zrobili to rzetelnie.

Najpierw czytamy rozmowę Zbigniewa Nosowskiego z księdzem Robertem J. Woźniakiem. Warto zwrócić uwagę, że obaj rozmówcy zgadzają się z tym, że jest faktem, iż coraz więcej tekstów, filmów i rozmów o Szatanie, a coraz mnie o Bogu. Ksiądz Woźniak tłumaczy to jako kolejny przejaw kryzysu naszej cywilizacji.

To zjawisko jest częścią szerszego procesu, który zwykło nazywać się „kryzysem Boga”. Pisali o nim dużo Martin Buber i Johann Baptist Metz. Chodzi o pewnego rodzaju zaćmienie duchowe naszej cywilizacji. Staje się ona coraz bardziej cywilizacją świecką, pozbawioną zainteresowania Bogiem. Ten sam problem dotyka teologii: większość studentów wybiera seminaria związane z praktycznymi wymiarami teologii, jak duszpasterstwo, kwestie moralne etc.

Ale wskazuje tez na fakt, że niepoważnie traktujemy również Złego. Jest tylko kolejną postacią z bajki, czymś raczej komiksowym, niż realnym. Co więcej, jak podkreśla ksiądz Woźniak, zwycięstwo Mesjasza nad szatanem nie oznacza, że żyjemy w raju.

Zbawienie nie działa automatycznie na zasadzie: „Chrystus zwyciężył, zatem nic już nie pozostaje do zrobienia”albo „jedyne, co może mi się przydarzyć, to bycie zbawionym”. Trzeba pamiętać, że zbawienie otrzymujemy jako darmową łaskę, która jednak domaga się naszego wolnego potwierdzenia. Chrystus zwyciężył dla mnie, ale ja Jego dar wolności mogę odrzucić. Sam fakt, że mam taką wolność, jest najbardziej fundamentalnym wymiarem zwycięstwa Chrystusa. Ale i coś więcej — dowodem zwycięstwa Chrystusa jest nie tylko to, że mogę wybrać, ale że mam moc stawania się coraz bardziej podobnym do Niego. Jeśli nie wybiorę tej drogi, przegranym będę ja, nie On. Tak samo dokładnie jak przegranym jest diabeł, ów pradawny wróg wolności, którego każde domniemane zwycięstwo jest największą porażką.

Istotnym jest także wskazany przez Nosowskiego i Wożniaka fakt, że Zły jest wrogiem wolności, a jest wciąż przedstawiany jako zwolennik braku jej ograniczenia.

Kolejną rozmowę: Jak odróżnić zło od Złego?, prowadzą z księdzem Sławomirem Sosnowskim, Ewa Karabin i Michał Buczek. Nie ukrywam, że dziwna to rozmowa – cały czas nie umiałem się powstrzymać od myśli że redaktorzy WIĘZI określili bardzo dokładnie cel tego wywiadu, a miałoby nim być wykazanie, że mówienie o Złym, cała demonologia, a nawet  posługa egzorcystów, są w gruncie rzeczy skutkiem błędu rozumowania. Mówienie o szatanie może być wynikiem ucieczki od poczucia własnej grzeszności, po co chodzić do egzorcysty, skoro jest psychiatra, obecnie w świecie dominuje „moda na szatana”. Chociaż – mając zaufanie do uczciwości intelektualnej redakcji – być może przyjęli rolę (nomen omen) advocatus diaboli i prezentują opinię krytyków rodem ze „światłogrodu”, pozwalając swemu rozmówcy wyłożyć stan rzeczy. I trzeba uczciwie przyznać, że ksiądz egzorcysta doskonale sobie z tymi zarzutami rodzi.

Po pierwsze jest on krytykiem stanu, który określa mianem „duchowej hipochondrii” – nieustannego zaniepokojenia o swoją duchowość, czy jestem czysty. Bowiem w walce duchowej chodzi o to by odpowiadać na Boże wezwanie, a nie uciekać przez zagrożeniem. Niby to jest to samo, ale rozłożeni akcentów czasami decyduje o wszystkim. A jest to zagrożenie, które dotyka nawet egzorcystów. Z drugiej strony wskazuje, że problem z szatanem to nie tylko jasełka czy folklor, pojawiła się moda na zło i ucieczka od Boga, oraz skłonność do otwierania (często nieświadomego) się na działanie Złego.

Ciekawostką, na jaką zwróciłem uwagę jest że w obu rozmowach redaktorzy WIĘZI krytycznie odnoszą się do wygłaszania na koniec mszy modlitwy do Archanioła Michała, miałby to być dowód na magiczne myślenie samych kapłanów, bądź antychrześcijańskiego wręcz pragnienia aby ktokolwiek był potępiony. Równie symptomatyczne jest to, że obaj rozmówcy zupełnie nie podzielają tych opinii.

Rozmowy o Złym, egzorcystach i duchowości uzupełnia doskonały tekst księdza Stanisława Adamiaka, Bardzo krótka historia egzorcystów i egzorcyzmów. Cały blok jest naprawdę godny polecenia, prezentuje bowiem bardzo dobry i wyważony głos w toczącej się debacie o „chrześcijańskim kulcie szatana”.

Absolutnie koniecznie należy także przeczytać rozmowę księdza Andrzeja Draguły z Piotrem Bernatowiczem i Filipem Lipińskim: Pomnik nasz codzienny. Co prawda rozpoczyna się ona od pewnego znamiennego niedopowiedzenia. Mówiąc o Pomniku Wdzięczności, „monumentalnej budowli w kształcie łuku triumfalnego” rozmówcy nie wspominają ani dlaczego powstał, czyli co miał upamiętniać, nie mówią także w jakich okolicznościach został zburzony i dlaczego nie odbudowano go zaraz po zburzeniu. Oczywiście można założyć, że czytelnicy wiedzą jaka była historia, to jednak wypowiedzi Filipa Lipińskiego tak dalece abstrahują od historii, że wydaje się że zapomina on jak przebiegała historia Polski ostatnich 75 lat. Dlatego warto zwrócić uwagę na słowa Piotra Bernatowicza:

Moim zdaniem, bardzo istotny jest tu wątek wojny kulturowej, o której wspominał Filip. Z jednej strony mamy środowisko, które uznaje potrzebę myślenia o wspólnocie m.in. w kategoriach narodowych, oparcia się na konkretnych wartościach ważnych dla naszej cywilizacji i na potrzebie ich symbolicznej obecności w sferze publicznej. Często ta strona jest uznawana za tradycjonalistyczną czy też antymodernistyczną, chociaż jest to mylące, bo nie jest ona przeciwna modernizacji ani rozwojowi. I w tym wypadku tę stronę wojny kulturowej reprezentowałby Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności. Z drugiej strony mamy środowiska, które postrzegają siebie w paradygmacie postępu, nowoczesności odczytywanej jako coś, co wymazuje tradycję, widząc w niej hamulec rozwoju. Strona ta zakłada, że nie ma wyraźnych wartości i symboli, które mogłyby być ważne dla całego społeczeństwa. W związku z tym przestrzeń publiczna musi pozostać neutralna. Takie podejście można nazwać relatywistycznym.

Ale warto tez zauważyć, że ta dyskusja – a muszę zgodzić się z Bernatowiczem, że jest ona ciekawą egzemplifikacją sporu kulturowego – dotyczy nie tylko sporu na temat konkretnego pomnika, lecz także roli pomników (i ich formy) w przestrzeni publicznej, sztuce oraz sztuce religijnej w ogóle. W tym miejscu zwarto zauważyć, że wypowiedzi Lipińskiego na temat sztuki kościelnej, chociaż często przesadnie napastliwe i  arogancko błędne, to potrafią dotknąć kilka zasadniczych słabości sztuki tworzonej na rzecz wspólnoty wiernych. Cała rozmowa naprawdę godna lektury i namysłu.

Odnotować chciałbym w tym miejscu jeszcze jeden blok tematyczny z tego numeru kwartalnika – czyli poświęcony „teoriom spiskowym” i ich miejscu w kulturze. Nie ukrywam, że przeczytałem z zainteresowaniem lecz bez przejęcia. Nie jestem zainteresowany spiskową wizją świata, ani tez poszukiwaczami tych teorii. Zarówno tekst Sebastiana Dudy, jak i wywiad z Krystyna Skarżyńską, są interesujące i zapewne wzbogacają wiedzę czytelnika, ale zawsze zastanawiam się, co się stanie gdy zwolennicy (a zwłaszcza przeciwnicy) teorii spiskowych staną twarzą w twarz z prawdziwym spiskiem. Proszę bowiem pamiętać, że za bzdurzenia uważano swego czasu przekonanie, że Lenina z towarzyszami przewieźli do Rosji Niemcy, i że takiego socjalistycznego szaleńca jak Hitler mieliby finansować potentaci przemysłowi. To nie to samo co przekonanie, że Apollo nie lądował na księżycu lecz w studio Metro-Goldwymn-Meyer, lecz zawsze daje ten dreszczyk emocji związany z theory of conspiracy

Na zakończenie chciałbym polecić do przeczytania i przemyślenia dwa teksty związane z historią. Pierwszym jest arcyciekawy dialog nad słynnym już listem polskich biskupów do niemieckich. A tak naprawdę Polacy i Niemcy (Adam Krzemiński, Winfried Lipscher, Renate Marsch‑Potocka, Cezary Gawryś i Zbigniew Nosowski) rozmawiają co wciągu ostatnich pięćdziesięciu lat ten list zmienił w naszej świadomości. Drugim jest kontrowersyjny tekst Jana Olszaka, Przypadki Michała Boniego. Tekst, którego publikacji odmówiło kilka czasopism, jednakże ten historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, postanowił pokazać jak w świetle archiwów i pamięci działaczy opozycji wyglądała historia działacza opozycji, Solidarności i prominentnego polityka III RP. Z całą pewnością część czytelników uzna tekst za wybielający, znam wypowiedzi które przeczą jego wywodom ale z cała pewnością warto się im przyjrzeć.

Jak zwykle na zakończenie muszę także polecić teksty, których nie wymieniłem – jak zawsze z braku czasu…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *