Dzieło „O naśladowaniu Chrystusa” przypisywane Tomaszowi a Kempis jest jednym z najbardziej dojmujących świadectw kariery cierpiętnictwa w chrześcijaństwie. Cierpiętnictwem nazywam tu postawę wobec świata i Boga, charakteryzującą się traktowaniem cierpienia jako królewskiej drogi do zbawienia, potępieniem radości i przyjemności, zanegowaniem wartości człowieka oraz świata doczesnego, skrajnym odsunięciem się od ludzi i spraw „tego świata”.
Tomasz w dziele swoim wielokrotnie przywołuje cytaty biblijne, interpretując je w sobie właściwy sposób. Biblia odbiła się w umyśle Tomasza, który zinterpretował ją całą swoją osobowością. Na jego interpretacji ciąży piętno jego umysłowości i psychiki. Cóż to była za osobowość? Z lektury jego dzieła wyłania się postać zalękniona i pełna kompleksów. Tomasz drży ze strachu zarówno przed Bogiem, jak i przed niepowodzeniem życiowym. Stara się zatem zadowolić groźnego oskarżycielskiego Boga, którego tak naprawdę nigdy nie będzie mógł do końca usatysfakcjonować. Jest to dla niego źródłem frustracji i poczucia nieusuwalnej winy. Lęk przed życiową porażką każe mu usunąć się na bok, unikać kontaktu z ludźmi, a zamiast tego szukać samotności i kontaktu z aniołami, ewentualnie z ludźmi doskonałymi. Niedoskonałość odstręcza Tomasza. Nie jest w stanie pogodzić się ze swoimi słabościami. Nie może też wybaczyć ich bliźnim.
Tomasz jest człowiekiem cierpiącym i z tego cierpienia czyniącym cnotę, powód do dumy. Zdolność wytrzymywania wielu cierpień uznaje za godną podziwu i naśladowania.
Czuje się uwikłany w pętlę niekończących się cierpień, zniewolony. Ponieważ swą tragiczną sytuację życiową postrzega jako beznadziejną, niemożliwą do uzdrowienia, całą swą nadzieję umieszcza w świecie wieczności, w którym króluje groźny i czyhający na jego błędy Bóg. Bóg ten niekiedy daje mu odczuć głęboką satysfakcję i napełnia go duchową radością, na którą Tomasz musi zasłużyć cierpieniami, pogardą wobec świata i deprecjonowaniem siebie samego. Tomasz potępia radość i zadowolenie z życia, uważając je za przeszkody na drodze do Boga. W ten sposób podkreśla słuszność wybranej przez siebie drogi cierpiętnictwa.
Ta jego osobowość o skłonnościach masochistycznych wpłynęła istotnie na jego chętnie czytane dzieło. Wielu ludzi inspirowało się zaleceniami Tomasza. Święci, tacy jak np. św. Faustyna, powtarzali niemal dosłownie jego nauki. To bezrefleksyjne naśladowanie Tomasza pociągnęło niestety chrześcijaństwo w otchłań negatywizmu, sprawiło, że do dziś wielu ludzi niesłusznie kojarzy naszą religię z potępieniem, smutkiem, winą i cierpieniem zamiast z wyzwoleniem, zbawieniem i miłością. Postaram się tutaj przedstawić argumenty za tym, że racje Tomasza, choć uzasadnione z perspektywy jego osobowości, mogą być racjami nie w pełni zgodnymi z chrześcijaństwem. Powinniśmy raczej czytać Naśladowanie jako szczere wyznanie zgnębionego i uwikłanego człowieka, któremu należy się współczucie, a nie jako wykładnię wiary chrześcijańskiej.
Cierpienie – królewską drogą do zbawienia
Tomasz podkreśla związek między cierpieniem a zbawieniem. Życie wieczne jest zapłatą za cierpienie.
Cz I R XXXV
„Wszystko masz znosić chętnie dla miłości Boga – i trudy, i bóle, i pokusy, i udręki, niepokoje, niedostatki, choroby, krzywdy, obmowy, zarzuty, poniżenia, upomnienia, kary, lekceważenie.
Wszystko to umacnia dzielność, wszystko to czyni cię żołnierzem Chrystusa, wszystko to splata dla ciebie wieniec zbawienia. Ja ci dam zapłatę wieczną w zamian za trud krótkotrwały i bezgraniczną chwałę za boleść przemijającą”.
„…wszystkie niepokoje życia są niczym wobec przyszłej chwały, na jaką musimy zasłużyć”.
Cierpienie jest zasługą w oczach Boga, splata dla nas wieniec zbawienia. Tomasz nie widzi zatem sensu w przeciwstawianiu się cierpieniu, w usuwaniu go. Wysiłki takie uznaje za nieskuteczne, a zatem bezcelowe. Namawia nas na pogodzenie się z nieuchronnymi cierpieniami. Zachęca, aby z nich się cieszyć, ponieważ przybliżają nas do zbawienia. Jak by wyglądało nasze społeczeństwo zdominowane przez fanów Tomasza? Dla chwały wiecznej chorzy umieraliby nieleczeni, smutni popadaliby w depresję, głodujący gniliby na ulicach Kalkuty, niesprawiedliwie oskarżani cierpieliby w więzieniu. Co by było, gdyby społeczności nie przeciwstawiały się cierpieniu? Wyginęłyby zapewne, osiągnąwszy po śmierci życie wieczne. Czy o to chodziło Jezusowi? Czy przechodził obojętnie wobec cierpiących? Wiemy dobrze, że ogromna część Jego działalności polegała na usuwaniu wszelakich cierpień z życia ludzkiego. Gdyby myślał, że cierpienie zbawia, nie uzdrawiałby i nie wskrzeszał z martwych. Nie ochroniłby też kobiety cudzołożnej, ale kazałby ją ukamienować dla jej zbawienia.
Tomasz uważa, że cierpienie jest zasługą w oczach Boga. Dlaczego nasze cierpienie miałoby przekonać Boga do zbawienia nas? Można się z tym zgodzić tylko w tym sensie, że Bóg widząc nasze cierpienie współczuje nam i chce nam pomóc. Chce nas od cierpienia uwolnić, zbawić nas od zła wszelkiego.
Według Tomasza, na zbawienie musimy zasłużyć. Św. Paweł mówił o łasce darmowej, otrzymywanej nie ze względu na zasługi, ale przez wiarę. Widać tu sprzeczność zasadniczą z teologią chrześcijańską.
Cz I R XXII
„Któż ma się tu najlepiej? Tylko ten, kto potrafi cierpieć dla Boga”.
Tomasz sugeruje, że cierpienie to dar dla Boga, że Bóg cieszy się z tego daru, że uważa nasze cierpienie za wartość i pragnie go. Bóg pragnący naszego cierpienia. Czy jest to Bóg, o którym mówił Jezus i św. Paweł? Bóg chce naszego zbawienia, które polegać ma na takiej przemianie, która usuwa ból i łzy z naszego doświadczenia. Bogu do niczego nasze cierpienie nie jest potrzebne. Przeciwnie, współczuje nam i dlatego posłał swego Syna, aby nas ze zła wybawił.
Tomasz sugeruje, że musimy ofiarowywać Bogu dary w postaci cierpienia, tak jak kiedyś Żydzi w postaci zwierząt. Tymczasem przełomowość chrześcijaństwa polega na odkryciu, że Bóg nie chce ofiar, czy to ze zwierząt, czy to z cierpienia, ale chce miłości w sercach ludzi. Miłość to dar nasz dla Boga największy, nie cierpienie.
Cz I R XXI
„Módl się pokornie, aby Pan dał ci prawdziwy żal ducha, i powtarzaj za Prorokiem: Nakarm mnie, Panie, chlebem płaczu i napój łzami obficie.”
Widzimy tu specyfikę interpretacji Biblii przez Tomasza, który powołuje się na Psalm 80. Ten fragment należy interpretować akurat odwrotnie niż Tomasz. Psalmista wcale nie prosi o łzy. Przeciwnie: błaga Boga o pomoc, o odjęcie łez, nie dołożenie ich:
„Wzbudź swą potęgę i przyjdź nam na pomoc!
O Boże, odnów nas i okaż swe pogodne oblicze, abyśmy doznali zbawienia.
Panie, Boże Zastępów, jak długo gniewać się będziesz, choć lud twój się modli?
Nakarmiłeś go chlebem płaczu i obficie napoiłeś go łzami”.
Cz II R I
„Jeśli nie chcesz doświadczać cierpienia, w jaki sposób chcesz zostać przyjacielem Chrystusa? Przeżywaj ból z Chrystusem i dla Chrystusa, jeśli chcesz wejść do Jego Królestwa”.
Tomasz podaje tu odnośnik do 2 Tm 2,12:
„Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć samego siebie”.
Św. Paweł mówi tutaj o tym, że mamy iść w ślady Jezusa w tym sensie, że los każdego człowieka jest powtórzeniem losu Jezusa. Zatem umieramy, podobnie jak Jezus i żyć będziemy, podobnie jak Jezus. Mówi Paweł o cierpliwości, nie zaś o cierpieniu. Pawłowi chodzi o wierność, abyśmy przyznawali się do Jezusa, nie tracili zbawczej wiary. Tomasz jednak w niepojęty sposób z tego fragmentu wyprowadził twierdzenie o konieczności cierpienia dla zbawienia.
Cz II R XI
„Wielu ma dzisiaj Jezus tych, co kochają Królestwo niebieskie, ale mało takich, którzy dźwigaliby Jego krzyż. Wielu ma spragnionych Jego pocieszenia, lecz mało pragnących dzielić z Nim ból. Wielu znajdzie przyjaciół do stołu, ale mało do postu.
Wszyscy chcą z Nim się cieszyć, ale mało pragnie dla Niego i z Nim cierpieć. Wielu idzie za Jezusem do momentu łamania chleba, lecz niewielu aż do wychylenia kielicha męki. Wielu podziwia Jego cuda, mało postępuje za hańbą krzyża”.
Tomasz czyni zarzut z tego, że ludzie oczekują od religii pocieszenia i radości. Tymczasem właśnie taka jest największa rola religii: dawać ludziom szczęście mimo indywidualnego nieuniknionego cierpienia, dawać nadzieję tym, którzy ją stracili, dawać radość i wewnętrzne pocieszenie. Czyż Duch Święty nie jest Pocieszycielem? Ta rola pocieszycielska religii została zagubiona we współczesnych społeczeństwach Zachodu, które pocieszają się teraz konsumpcją, przeżyciami ekstremalnymi, podróżami, narkotykami i akloholem. Są to pocieszyciele tymczasowi i nie umieją pocieszyć w obliczu śmierci. Tomasz przyczynił się do tego, że ludzie uciekają od religii, spodziewając się w niej spotęgowania cierpień, a nie pocieszenia.
Co do kielicha męki, to Tomaszowi chodzi o fragment Ewangelii Mateusza 20, 20:
„Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon o coś Go prosiła. On ją zapytał: „Czego pragniesz?” Rzekła Mu: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie”. Odpowiadając Jezus rzekł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, z którego ja mam pić?”. Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do mnie jednak należy dać miejsce po mojej prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których Ojciec je przygotował”.
Królestwo Jezusa nie jest królestwem z tego świata, które daje przywileje i honory. Jest to królestwo, władanie którym przysparza cierpienia, jest trudne i wymaga poświęceń. Jezus mówi uczniom, że nawet picie kielicha, czyli współcierpienie z Jezusem nie wysłuży im miejsc w Królestwie. Miejsca w Królestwie przygotowuje kochający Ojciec, dla którego zasługi nic nie znaczą, bo łaska dana jest darmo i każde dziecko Boże jest oczekiwane z niecierpliwością.
Uczniowie zdają się tutaj wiedzieć, co oznacza kielich, który ma pić Jezus. Tymczasem po Jego ujęciu i egzekucji byli zdezorientowani i zawiedzeni. Nie zdawali sobie bowiem sprawy, co to jest kielich. Jak zatem wcześniej mogli chcieć go pić? Stawia to pod znakiem zapytania autentyczność historyczną tego tekstu. Wygląda, że został zredagowany już po tym, jak Jezus umarł i zaczęto interpretować jego śmierć.
Cz II R XII
„Kto bez sprzeciwu słucha nakazu krzyża, ten nie boi się, że usłyszy słowa potępienia. Gdy Pan przybędzie nas sądzić, na niebie pojawi się znak krzyża. Dlatego słudzy krzyża, ci, którzy w ciągu życia upodabniają się do Ukrzyżowanego, zbliżą się do Chrystusa Sędziego z wielką ufnością”.
Tomasz powołuje się tu na Rz 8, 29: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by stali się na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi”. Paweł nic nie mówi o podobieństwie do ukrzyżowanego, co sugeruje mękę, ale o podobieństwie do Syna, nigdzie nie wspominając, że to podobieństwo przejawia się w cierpieniu. Przeciwnie, znając teologię Pawła, można wnioskować, że to podobieństwo w chwale, w miłości, w przebaczającej i współczującej postawie wobec świata.
Tomasz powołuje się też na 1Kor 1, 18: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla tych, którzy dostępujemy zbawienia”. Pawłowi chodzi o to, że paradoksalnie krzyż jest znakiem siły, a nie słabości. Krzyż interpretuje nie jako cierpienie, ale jako przemianę, jako nawrócenie, jako wejście do świata Bożego: „Co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi”. Paradoksalnie krzyż, znak klęski, to znak zbawienia dla nas.
Tomasz przywołuje też Mt 16, 24: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?”
Możliwa interpretacja krzyża to dobrowolne zejście Chrystusa do ziemskiej rzeczywistości w celu pokazania ludziom Boga, pomagania ludziom w wyzwoleniu się od zła i wejściu do Królestwa. Krzyż jako śmierć to droga i miejsce przemienienia. Natura ludzka po śmierci staje się boska, na wzór natury Chrystusa, pierworodnego wśród Synów Bożych. Wziąć swój krzyż to zaakceptować swoją śmierć fizyczną. Zaprzeć się samego siebie to poddać siebie i swe przekonania w wątpliwość, przestać wiedzieć cokolwiek, bezgranicznie powierzyć się Bogu, wskoczyć z ufnością w wieczność. Poddać się Bogu. Stracić swe dotychczasowe życie, aby dzięki Jezusowi znaleźć inne życie, tkwiące w głębi, ukryte.
Cz II R XII
„Nawet Pan Nasz, Jezus Chrystus, jak mówi, póki żył, nie miał jednej godziny bez bólu. Czyż nie potrzeba było, aby Chrystus cierpiał i tak wszedł do chwały swojej? Więc jakim prawem ty szukasz innej drogi, nie tej królewskiej, jaką jest droga krzyża świętego?
Całe życie Chrystusa to krzyż i męka, a ty dla siebie szukasz wytchnienia i radości? Mylisz się sądząc, że szukasz czego innego niż cierpienia, bo całe to śmiertelne życie pełne jest nieszczęść i poznaczone krzyżami. A im kto wyżej stoi na stopniach doskonałości, tym cięższe nieraz znajduje krzyże, bo miłość pomnaża mękę wygnania”.
Pomysł Tomasza, że Jezus nie miał ani godziny bez bólu nie ma oparcia w Ewangelii. Naśladowanie polegające na cierpieniu nie ma więc racji bytu.
To prawda, że życie pełne jest cierpień, ale przecież to nie znaczy, że nie mamy szukać wytchnienia i radości. Czyż Hiob nie błagał o uzdrowienie i odmianę swego losu? Czyż nie wyrzucał Bogu, że zostawił go w nieszczęściu? Czy Bóg chce, abyśmy szukając cierpień dokładali sobie nieszczęść do tej już bogatej puli, którą każdy znosi na tym świecie?
Ci, którzy bardzo cierpią mogą się według Tomasza uważać za doskonalszych. Jak jednak wielkość znoszonego cierpienia przekłada się na doskonałość? Przecież gdyby to była prawda, to miliony ludzi cierpiących w życiu bardziej niż Jezus, musielibyśmy uznać za doskonalszych od Niego!
Cz II R XII
„Kto dobrowolnie podda się swemu krzyżowi, cały jego ciężar przemienia mu się w ufność Bożej miłości. A im więcej ciało omdlewa od cierpienia, tym bardziej dusza przez łaskę wewnętrzną się umacnia. Zdarza się, że człowiek zdobywa taką siłę wewnętrzną w cierpieniu i trudzie, że pragnąc miłośnie uczestniczyć w krzyżu Chrystusa, nie chce już nawet żyć bez bólu i cierpienia, bo wierzy, że Bóg przyjmie go tym łaskawiej, im więcej on dla Niego potrafi przecierpieć”.
Tymczasem z własnego doświadczenia wiem, że im bardziej ciało moje cierpi, tym mniej we mnie duszy i Boga. Tak koncentruję się na ciele, że duchowe sprawy oddalają się i stają sie nierealne. To samo uczucie miałam czytając opowiadania kołymskie Warłama Szałamowa. Tam cierpienie osiągnęło szczyty, jakich Tomasz nie mógł sobie wyobrazić. Gdzie tam miejsce na duszę, na Boga? Tam, gdzie myśli się tylko o fizycznym przetrwaniu, w skrajnych warunkach, dusza się gubi, a droga do Boga jest luksusową fanaberią.
Przeczytajmy, co pisał Warłam Szałamow, człowiek doświadczony skrajnym i długotrwałym cierpieniem w sowieckim łagrze na Kołymie:
„Co widziałem i zrozumiałem w obozie:
Wyjątkową kruchość ludzkiej kultury, cywilizacji. Człowiek staje się zwierzęciem po trzech tygodniach – ciężkiej pracy, głodu, chłodu i bicia.
Główny środek deprawacji duszy ludzkiej – zimno.
Zrozumiałem, że człowiek najdłużej zachowuje poczucie gniewu. Mięsa na głodnym człowieku starcza tylko na gniew – do reszty odnosi się obojętnie.
Zobaczyłem, że jedyna grupa ludzi, która zachowała chociaż odrobinę człowieczeństwa, to duchowni – sekciarze – prawie wszyscy i większa część popów.
Zrozumiałem, że można żyć gniewem.
Zrozumiałem, że można żyć obojętnością.
Zrozumiałem, dlaczego człowiek żyje nie nadzieją – nadziei żadnej nie ma, nie wolą – jakaż tam wola, lecz instynktem, instynktem samozachowawczym – tym samym prawem, co drzewo, kamień, zwierzę.
Jestem przekonany, że obóz – w całości – to negatywna szkoła, nawet godziny nie powinno się w nim spędzić – to godzina deprawacji. Nikomu nigdy niczego pozytywnego obóz nie dał i nie mógł dać. Na wszystkich – więźniów i cywilów – obóz działa deprawująco”.
Czy zatem Tomasz byłby szczęśliwy w takim miejscu kaźni i nieustannego cierpienia? Czy uwzniośliłoby go takie doświadczenie, czy zaledwie z trudem ocaliłby resztki człowieczeństwa, jak inni duchowni? Religia jako pocieszycielka potrafi zdziałać cuda. Tomasz jednak obstaje za religią gnębiącą. Zgodnie z jego światopoglądem ilość cierpienia na Kołymie miałaby fantastyczny skutek zbawienny dla wielu ludzi.
Cz II R XII
„Pij chciwie z kielicha Pana, jeśli pragniesz być z Nim w przyjaźni i mieć cząstkę z Nim wspólną”
„Nastaw się na cierpliwe znoszenie cierpień i pomyśl sobie, że one same są największą radością, bo wszystkie udręki życia nie są godne przyszłej chwały, a trzeba na nią zasłużyć, choćbyś miał znieść je wszystkie sam jeden”.
Tomasz powołuje się tu na Rz 8, 18: „Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia”.
Paweł mówi, że owszem, całe stworzenie cierpi i jest to tragiczne. Trzeba to jednak znosić, bo wyzwolenie już blisko. To, co cierpimy nijak się ma do wielkości naszego szczęścia w wieczności. Nigdzie jednak Paweł nie mówi, że cierpienia są radością. A tym bardziej nie mówi, że na radość zasługujemy cierpieniem.
Cz II R XII
„Gdy dojdziesz do tego, że cierpienie stanie ci się miłe i zasmakujesz w nim dla miłości Chrystusa, bądź pewny, że jesteś na dobrej drodze, że znalazłeś raj na ziemi”.
Czy Auschwitz lub obóz na Kołymie to raj na ziemi? Czy może odczuwali ten raj tylko ci więźniowie, którzy „zasmakowali w cierpieniu”? Dla pozostałych było to niewątpliwie piekło. Piekło staje się rajem, a raczej może się nim stawać dla doskonałych wybrańców, którzy piją chciwie z kielicha Chrystusa, który zdaje się niewyczerpany.
Cz II R XII
„Do czego tu jesteś? Jeśli zrozumiesz, że do cierpienia i śmierci, od razu staniesz się lepszy i znajdziesz pokój ducha”.
Tomasz znajduje pocieszenie i pokój ducha w marzeniach o cierpieniu i śmierci. Myśli sobie, że jeśli nie może pozbyć się cierpienia, to będzie się nim szczycił, przynajmniej polepszy to jego samoocenę.
Cz II R XII
„Nic nie jest milsze Bogu i nic dla ciebie bardziej zbawienne na świecie niż chętne znoszenie cierpienia dla Chrystusa. A nawet gdybyś mógł wybrać, powinieneś pragnąć raczej cierpieć dla Chrystusa niż cieszyć się i radować, bo przez to upodobnisz się bardziej do Niego i do wszystkich Jego świętych. Nasze zasługi i doskonałość nie zależą od szczęścia i radości, ale raczej od umiejętności przyjmowania ciężarów i nieszczęść.
Gdyby była jaka lepsza i skuteczniejsza droga dla człowieka niż cierpienie, Chrystus ukazałby nam ją słowem lub przykładem. A przecież idących za nim uczniów i wszystkich, którzy chcieli postępować za nim, wyraźnie zachęca do niesienia krzyża”.
Niespodzianką dla Tomasza będzie pewnie stwierdzenie, że Jezus faktycznie inną drogę objawił: drogę miłości, współczucia i wiary. Jezus zachęca przede wszystkim, aby kochać bliźniego i kochać Boga, to są największe przykazania. Nigdzie nie mówi o przykazaniu ani zasłudze cierpienia. Objawiając Boże wybaczenie i zbawienie Jezus chce powiedzieć, abyśmy nie tkwili spętani w swoich winach, ale zawsze z ufnością zwracali się do naszego dobrego Ojca, który kocha nas bez względu na nasze zasługi, tak samo grzeszników, jak i sprawiedliwych. Jego miłość nigdy nie jest nam odjęta.
Tomasz jednak z uporem wraca do jednego zdania o noszeniu krzyża. Zapomina przy tym o wymowie całej reszty Ewangelii.
Cz II R XII
„Tylko przez wielkie cierpienie można wejść do Królestwa niebieskiego”.
Tomasz powołuje się na Dz 14, 22: „W tym mieście głosili Ewangelię, umacniając dusze swych uczniów, zachęcając do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do Królestwa Bożego”.
Paweł i Barnaba zachęcali do wytrwania w wierze mimo przeciwieństw, a nie do szukania cierpień. Wytrwać, znieść cierpienie to co innego niż specjalnie szukać cierpienia. Uciski były przeszkodą, czymś niepożądanym, niechcianym przez uczniów. Chodzi o to, aby uciski nie zachwiały naszej wiary, nie zniechęciły nas, a nie o to, żeby ją podtrzymywały. Nie szukamy ucisków, ale staramy się w nich wytrwać, jeśli już jest taka konieczność. Jeśli doznajemy ucisków to nie znaczy, że nasza wiara jest nieprawdziwa – to chcieli pokazać apostołowie. Wierzymy wbrew uciskom, które by mogły wskazywać na to, że Bóg o nas zapomniał. Paweł nie chciał, abyśmy zwątpili z powodu ucisków. To był sens jego listu.
Potępienie radości i zadowolenia z życia
Cz I R XXI
„Jeżeli chcesz się doskonalić, trwaj w bojaźni Bożej i nie pragnij zbytniej swobody, lecz trzymaj zmysły w ryzach i nie oddawaj się pustej wesołości. Wzbudź w sobie żal serdeczny, a znajdziesz prawdziwą pobożność”.
Tomasz zaleca postawę czujności i wyzbycia się swobody i wesołości, jakoby pustej, czyli bezwartościowej. Wartość ma za to żal. Co Tomasz ma na myśli mówiąc, że trzeba trzymać zmysły w ryzach? Nie patrzeć na rzeczy piękne? Nie jeść rzeczy smacznych? Nie słuchać muzyki? Nie dotykać ludzi? Chyba chodzi mu o to właśnie. Tylko jaki z tego pożytek? I czy jest to realistyczne wymaganie?
Cz I R XXI
„Żal otwiera nas ku dobremu, co tracimy zwykle przez zobojętnienie. To dziwne, że człowiek może się tutaj tak świetnie weselić, skoro już zna i rozumie swoje wygnanie i wszystkie niebezpieczeństwa grożące duszy”.
Jeśli żal otwiera nas ku dobremu, to dlaczego nie cieszyć się z tego, że znalazło się dobro? W jaki sposób się to dobro przejawia, skoro bez przerwy mamy trwać w żalu?
A może właśnie człowiek chce się weselić dlatego, że zna swe tragiczne położenie?
Jak mówi Kohelet, wielki znawca marności spraw tego świata:
„Nuże więc! W weselu chleb twój spożywaj i w radości pij swoje wino!
Bo już ma upodobanie Bóg w twoich czynach.
Każdego czasu niech szaty twe będą białe,
olejku też niechaj na głowę twoją nie zbraknie!
Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał,
Po wszystkie dni marnego twego życia,
Których ci Bóg użyczył pod słońcem.
Po wszystkie dni twej marności!
Bo taki jest udział twój w życiu i twoim trudzie, jaki zadajesz sobie pod słońcem”. (Koh 9, 7-9)
Czy także nie dla naszego pocieszenia i ukojenia dany nam został Chrystus i Jego dobra nowina? Dlaczego się z tego nie cieszyć? On nas uwolnił od grzechu, wybaczył nasze winy. Jeśli Mu wierzymy, nie będziemy rozpatrywali swych grzechów w nieskończoność, ale zapomnimy o nich. Człowiek z wiecznym poczuciem winy to człowiek przygnębiony, przewrażliwiony, smutny, odsunięty od ludzi, lękliwy. To człowiek neurotyczny. Nieakceptujący siebie i swych słabości, perfekcjonista załamany, jeśli widzi choćby małą skazę na tym swoim idealnym obrazie, do którego dąży. Tomasz nie ma dla siebie wyrozumiałości. Nie wierzy, że Bóg zbawia grzeszników, ludzi nieczystych, niedoskonałych. Chrześcijaństwo zachęca ludzi nie do pozostawania w cierpieniu i żalu, ale do wiary w to, że Bóg nas kocha takimi, jakimi jesteśmy. Owocem Ducha jest radość.
Cz I R XXI
„Przez lekkomyślność i pobłażliwość dla zła, które w nas tkwi, nie potrafimy odczuwać bólu duszy, ale często śmiejemy się głupio, kiedy powinniśmy raczej płakać. Prawdziwa wolność i prawdziwa radość jest tylko w bojaźni Bożej i w czystym sumieniu”.
Głupi śmiech nie jest prawdziwą radością. Tylko jeśli boimy się Boga i jesteśmy doskonali, możemy się cieszyć prawdziwie. Tak, jestem doskonały i boję się Boga, który zaraz skontroluje tą moją doskonałość. Lepiej mieć się na baczności, żeby Go nie zagniewać. Unikać wszystkiego na tym świecie. Niczego nie dotykać, nie słuchać, nie widzieć. Wszystko może skusić nas do zła. Wycofać się w siebie. Najlepiej pozbyć się ciała. Byleby czysta jak kryształ dusza zadowoliła Boga. Neurotyczna koncentracja na winie i konieczności cierpienia dla jej zmazania, żeby zadowolić groźnego Boga. Taki obraz Boga prześladuje Tomasza: Bóg kontroluje każdy nasz ruch, wskazuje nam palcem każdą skazę, grozi nam piekłem, jeśli jej nie zmażemy. A przecież Chrystus wziął na siebie nasze winy, poniósł nasze grzechy, właśnie aby nas od tej obsesji neurotycznej uwolnić, abyśmy nie bali się Boga, zaufali Mu. Bóg nie liczy naszych grzechów, nie przestaje nas kochać, kiedy grzeszymy. Jego łaska obejmuje grzeszników, którzy wierzą w Jego wspaniałomyślne przebaczenie i miłosierdzie. Koncentracja na winie i karze to zaprzeczenie chrześcijaństwa. Bóg nam przebacza. Tomasz jednak nie umie przebaczyć sobie.
Świat jako marność
Tomasz uważa, że świat zewnętrzny jest próżny, to znaczy nic niewart. Czy Jezus tak uważał? Nigdy nic takiego nie powiedział. Cały judaizm był przesiąknięty wdzięcznością dla Boga za Jego hojne dary, dar życia i korzystania z jego uroków. Jezus musiał myśleć podobnie. Jezus wiedział rzecz jasna, że świat nie jest doskonały, jest w nim zło, grzech i cierpienie. Ale ogłaszał nadejście Królestwa, które wyruguje zło z tego świata. Świat będzie przemieniony. Czy Jezus odsunął się z tego świata z powodu jego ułomności i nieczystości? Nie gardził darami Boga i nie unikał ludzi. Wszedł w ten świat, doświadczając dobra i zła, nie unikając niczego, bez lęku. Na tym ma polegać prawdziwe Jego naśladowanie. Na afirmacji życia pomimo świadomości jego ułomności i niedoskonałości. Na zaufaniu Bogu i nadziei na ostateczny Jego triumf nad złem.
Cz I R XX
„Cóż mógłbyś ujrzeć takiego, co trwałoby dłużej pod słońcem? Myślisz, że mógłbyś się nasycić, lecz to ci się nie uda. Gdybyś nagle ujrzał wszystko przed sobą – czyż byłoby to coś więcej niż złuda? Podnieś oczy do Boga na niebie i módl się za swoje grzechy i zaniedbania”.
Tomasz ciągnie myśl Koheleta o marności i nietrwałości rzeczy tego świata. Tak, to prawda, tak mówi Kohelet. Trudno się z tym nie zgodzić. Jednak Kohelet, w przeciwieństwie do Tomasza, nie gardzi tymi rzeczami. Przeciwnie, każe z nich korzystać, póki mamy taką możliwość. Kohelet widzi w świecie wiele dobra i szczęścia i prezentuje podejście „carpe diem”, bo nie wiadomo, jak długo będziemy cieszyć się życiem. Jeśli coś przemija, nie znaczy, że nie ma wartości. Smutne jest przemijanie, ale źle gardzić darami Boga. Rzeczywiście, natura ludzkich pragnień jest taka, że nie da się ich raz na zawsze zaspokoić. Trzeba to czynić regularnie: jeść, spać, uprawiać seks, pracować, odpoczywać. Dlatego Kohelet nazywa zaspokajanie pożądań i potrzeb pogonią za wiatrem. Nie da się go złapać i mieć na zawsze. W końcu czeka nas klęska. Kohelet jednak wcale nie mówi, abyśmy w takim razie szukali Boga, bo On jest źródłem wiecznego szczęścia. Kohelet tego nie wie, nie ma zdania na ten temat. Jest pesymistą i egzystencjalistą. Na pewno nie uczy, aby odrzucać dobra tego świata w celu uzyskania większych dóbr po śmierci.
Według Tomasza ten świat to tylko złuda. Jakież to buddyjskie, a nie chrześcijańskie. Ten świat według chrześcijan jest dziełem Boga. Czyżby miał On stworzyć złudę? Na tym twierdzeniu o złudzie opiera Tomasz swe żądanie odseparowania się od świata. Czy w nauczaniu lub życiu Jezusa jest coś, co świadczy, że uznawał On świat za złudę? Stąpał On twardo po ziemi, traktował poważnie ludzkie problemy. Mówił o Królestwie niebieskim, którego ludzie pragną i oczekują. Królestwo to nie jest z tego świata, jest naszą nadzieją na koniec bólu, łez i cierpień, a zwłaszcza śmierci. Jezus każe nam się troszczyć właśnie o Królestwo, porzucić nadmiar trosk, nie zabiegać o pieniądze, władzę, poważanie, ale tylko o Królestwo, cenną perłę, skarb. Królestwo jest wieczne i prawdziwe. Stąd niektórzy wyciągną wniosek, że życie w świecie nie jest prawdziwe i wartościowe, tak jak skarby Królestwa. Chodzi tu o uzmysłowienie sobie względności i ulotności naszego życia i świata. Droga jednak do absolutu nie wiedzie według Jezusa przez zaprzeczanie wartości świata. Musimy działać w tym świecie, który jest nam dany. To wszystko, co mamy. Widocznie świat ten jest wartościowy i sensowny i potrzebny w sposób, o którym Tomasz nie ma pojęcia. Wola Boga może dziać się na niebie jak i na ziemi, prosimy Boga o chleb powszedni, czyli zaspokojenie potrzeb ziemskich. Bycie w świecie i działanie w świecie i z ludźmi jest częścią planu Boga wobec ludzi i nie możemy się od tego wymigać. To by było tchórzostwo i wygodnictwo.
Cz I Rozdz. XXII
„Jeść, pić, czuwać, spać, odpoczywać, pracować i ciągle podlegać koniecznościom życia to przecież jedna wielka nędza i smutek dla człowieka pobożnego, który pragnąłby się wyzwolić i uwolnić od grzechu.
Wielkim obciążeniem w życiu człowieka wewnętrznego są potrzeby ciała. Dlatego to Prorok błaga gorąco, żeby był od nich wolny: wyrwij mnie, Panie z więzów moich potrzeb! Biada tym, którzy nie znają swojej nędzy! Ale jeszcze bardziej biada tym, którzy ukochali to nędzne i kruche życie!”
Tymczasem psalmista z Psalmu 25, wers 17, na który powołuje się Tomasz, mówi takie słowa: „Oddal uciski mego serca, wyrwij mnie z moich udręczeń!” Psalmista prosi Boga o zakończenie udręki i boleści, o przebaczenie. Nie ma tu nic o wyrywaniu z więzów potrzeb. Psalmista chce zaznawać szczęścia w życiu, odwrotnie niż Tomasz. Tomasz chce uciec z życia, bo męczą go potrzeby ciała. Psalmista ceni sobie radość i szczęście życia, pragnie tego. Tomasz pragnie też szczęścia, ale z góry zakłada, że na tym świecie go nie osiągnie. Myśli, że jeśli go porzuci, jeśli nie będzie czuł potrzeb, w ten sposób osiągnie lepsze, prawdziwsze szczęście. Psalmista zadowala się małym ziemskim szczęściem. Dla Tomasza to za mało, ma większe ambicje. Pogardliwie odrzuca małe i ulotne radości zmysłowe. On jest przeznaczony do czegoś lepszego. Uważa, że Bóg dał te ziemskie radości tylko w celu mnożenia pokus, zwodzenia nas. Uważa Boga za wielkiego kusiciela. I kontrolera wymierzającego kary, cieszącego się z naszych cierpień.
Tomasz zapomina o tym, że to kruche i nędzne życie dał nam Bóg w jakimś celu. Może ta kruchość jest potrzebna, tak samo jak małe radości cielesne? Tomasz odrzuca dar Boga.
Cz I Rozdz. XXII
„O niemądrzy i niewiernego serca ci, co tak głęboko pogrążyli się w sprawach ziemskich, że nic nie znają prócz ciała! Nieszczęśni, jakże boleśnie w końcu odczują, jak liche i znikome było to, co ukochali.
Święci Pańscy i wszyscy prawdziwi przyjaciele Chrystusa nie szukali przyjemności ani blasków życia, ale z nadzieją i tęsknotą wzdychali do wiekuistej szczęśliwości.
Wznosili się swoim pragnieniem ku temu, co trwałe i niewidzialne, aby miłość do rzeczy widzialnych nie ściągnęła ich w dół”.
Chrześcijaństwo uczy, że miłość do rzeczy widzialnych ściągnęła w dół samego Boga. Sam do nas przyszedł, nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, ale zszedł do nas w dół. Z miłości. My jesteśmy tymi rzeczami widzialnymi. Jak może miłość do ludzi ściągać nas w dół? Ona nas przybliża do Boga, pociąga w górę.
Staje mi przed oczami denerwujący świętoszek, odwracający z lękiem i zakłopotaniem wzrok od pięknej kobiety, poszczący, zamknięty w sobie, który „wzdycha do wiekuistej szczęśliwości”, nie pamiętając, że Królestwo już jest wśród nas. Trzeba się tylko rozejrzeć. Czy naprawdę nic lepszego od wzdychania nie ma na tym świecie?
Czy Bóg po stworzeniu tego świata wzgardził nim, przestał o niego dbać, ponieważ uważał go za bezwartościowy? Nie. Bóg Starego Testamentu walczy ciągle o ten świat, o ludzi i całe stworzenie, żeby nie zgubić ich, żeby zjednoczyć ich na powrót ze sobą, przywrócić nam szczęście. Ten świat to wszystko, co nam dał. Troszczy się o niego. Ceni go. Chce go naprawić, udoskonalić, ale nim nie gardzi. Tak bardzo mu na nim zależy, że sam przychodzi w ciele, w ten sposób dowartościowując ciało w sposób najwyższy. Świat jest Mu drogi, cenny. Świat ma dla niego wartość. Bóg poszukuje człowieka. Bóg kocha świat. Tak też i my chcąc Go naśladować mamy świat kochać, mamy się w nim zanurzać i działać, nie odsuwać się od niego i lękliwie przed nim uciekać. Jeśli Bóg dał nam potrzeby, to po to, żebyśmy je zaspokajali. Gdyby chciał, żebyśmy uciekli od świata, to po co by go stwarzał? Świat ma sens. Życie w świecie ma sens, czasem dla nas zakryty. Ma sens, mimo że wydaje się nam czasem marnością. Czy jest marnością w oczach Boga? Nie. Jego miłość zamienia marność w wartość. Każde dziecko jest wartością w oczach kochającego rodzica, choćby nikt inny tej wartości nie dostrzegał.
Cz II R. X
„Uroki świata są marne i jałowe. Jedynie duchowe dobra są radosne i szlachetne, płynące z cnoty i wlane przez Boga w duszę czystą”.
Bóg u Tomasza jest oddzielony od świata. Bóg nie ma nic ze światem wspólnego, nie mieszka w nim. Nie przejawia się w stworzonym świecie. Radość ze słuchania muzyki czy uprawiania seksu nie ma nic wspólnego z Bogiem. Miłość i czułość do przyjaciela nie ma nic wspólnego z miłością Boga.
Cz III R I
„Czymże są rzeczy doczesne, jeśli nie złudzeniem?”
Może darem Boga, którym nie możemy gardzić.
Cz III R XII
„Szczęściem będzie ci porzucenie wszystkiego, co daje świat i odmowa wszystkich niskich zaspokojeń; a w zamian otrzymasz szczęście głębokie. A im bardziej odsuniesz się od radości, jakie dać mogą ci inni, tym potężniejsze szczęście odnajdziesz we mnie”.
Co to są niskie zaspokojenia? Biologiczne? Psychiczne? Zaspokojenie głodu, potrzeby odpoczynku, rozmowy, zabawy, seksu? Cóż Bogu z tego przychodzi, że nasze potrzeby są niezaspokojone?
Cz II R I
„Cóż za sens pokładać zbyt wielką nadzieję w kruchym śmiertelnym człowieku, nawet gdyby ci był pomocny i bliski, bo gdy nagle odwróci się od ciebie i zdradzi, wielkim smutkiem za to zapłacisz. Ci, którzy dzisiaj są z tobą, jutro mogą wystąpić przeciw tobie, bo ludzie obracają się jako wiew wiatru”.
Tomasz mało miał zaufania do ludzi. Nie lubił najmniejszego ryzyka w życiu. Darząc kogoś uczuciem i przyjaźnią trzeba zaryzykować, że utrata tego uczucia może zaboleć. Nie można nie cenić przyjaźni tylko dlatego, że jest szansa, że się ona skończy. Jest też szansa, że przetrwa całe życie. Tomasz nie ceni przyjaźni. On chce się kolegować z samym Bogiem tylko, wszystkie inne przyjaźnie z ludźmi odrzuca.
Cz II R I
„Nic tak nie plami i nie oplątuje serca ludzkiego, jak niedobra miłość ziemska. Jeśli odejdziesz od zewnętrznych radości, będziesz mógł myśleć o rzeczach Bożych i cieszyć się szczęściem wewnętrznym”.
Na dowód tego przytacza Tomasz wers 3 Psalmu 77:
Wersja z Biblii Tysiąclecia:
„Szukam Pana w dzień mojej niedoli.
Moja ręka w nocy niestrudzenie się wyciąga,
Moja dusza odmawia przyjęcia pociechy”.
Wersja w tłum. Cz. Miłosza:
„W dzień mojego utrapienia szukam Boga,
Ręka moja w nocy wyciągać się nie przestaje
I dusza moja niepocieszona”
Widać, że Tomasz znał wersję, gdzie nieszczęśliwy człowiek odmawia przyjęcia pociechy. Tym się Tomasz zainspirował, ignorując wymowę całego tekstu, który jest błaganiem Boga o pomoc i hymnem na cześć Jego mocy.
Co Tomasz uważa za „niedobrą miłość ziemską”? Tego niestety nam nie tłumaczy. Czy to miłość do żony, do dzieci, do przyjaciół, do rodziców? Czy taka miłość może splamić i oplątać serce? A może ma na myśli toksyczną miłość? Wtedy byłby prekursorem współczesnej psychologii! Niestety, nie jest jasne, jaka to miłość jest niedobra dla Tomasza.
Cz II R. V
„Uważaj za marność pociechę, która pochodzi od ludzi. Dusza miłująca Boga nie ceni tego, co mniejsze od Boga”.
Tomasza nieufność do ludzi może mieć źródła w jakichś trudnych życiowych doświadczeniach. Może był zdradzony, niekochany, upokarzany? Zdaje się, że niewiele dobrego spotkało go od ludzi. Zawiódł się na nich. Przeżył wielkie rozczarowanie.
Bóg właśnie przemawia do nas w uniżeniu poprzez swoje dzieła, stworzenie, przez ludzi, naturę. Bóg ceni to, co stworzył, ale Tomasz ma to całe stworzenie w pogardzie. Dla niego liczy się tylko to, co najlepsze: Bóg. Niczym zawiedzione dziecko, Tomek mówi: „Nie chcecie się ze mną bawić, no to dobra, ja mam coś lepszego, czego wy nigdy mieć nie będziecie. Nie jesteście mi do niczego potrzebni, wy beznadziejni ludzie. Ze mną się bawi sam Bóg”.
Cz III R V
„Miłość pragnie wznosić się wysoko, a nie grzęznąć w niskich popędach. Miłość pragnie być wolna i obca wszelkiej czułostkowości, aby nic nie przeszkadzało jej wewnętrznemu spojrzeniu, aby żadne przemijające szczęście nie uwikłało jej w drodze i nie zepchnęło w nieszczęście”.
Zagrożenie ze strony miłości czułostkowej. Niskie popędy to zdaje się seks? Czy miłość grzęźnie w seksie i czułości? Chyba jest odwrotnie. Czuła miłość fizyczna potęguje miłość w związku. Rozkosz seksu daje nam niejakie pojęcie o duchowych rozkoszach miłości Boga. No ale skąd miał to wiedzieć Tomasz?
CZ III R X
„Ci, którzy dla Twojej miłości wyrzekną się miłości ziemskiej, odnajdą dogłębną pociechę Ducha Świętego”
Znowu mamy to Boga, który potrzebuje naszych wyrzeczeń i w zamian ofiarowuje nam pociechę. Czyli Duch Święty pociesza tylko celibatariuszy i tych, którym brak przyjaciół?
Człowiek jako proch i nędza. Beznadziejne uwikłanie w grzech.
Cz III R IV
„Nauczę cię – mówi Prawda – co jest słuszne i dobre w moich oczach. Uprzytomnij sobie swoje winy z wstrętem i żalem i nigdy nie dopuść myśli, że jesteś kimś przez to, co zdarza ci się uczynić dobrego. W istocie jesteś grzeszny, podległy namiętnościom i uwikłany w sobie.
Sam z siebie nie osiągasz niczego, od razu się chwiejesz, od razu upadasz, od razu wpadasz w rozterkę, od razu rezygnujesz. Nie ma w tobie nic, czym mógłbyś się chlubić, jest natomiast wiele tego, co czyni cię nędznikiem, bo jesteś słabszy niż sam o sobie mniemasz”.
Tomasz czuje konieczność utrzymywania negatywnego obrazu własnej osoby. Jest boleśnie świadomy swojej słabości. Czuje się beznadziejnie uwikłany w nieskończoną pętlę wysiłków, ostatecznie i tak prowadzących do porażki.
Cz III R VIII
„Będę mówił do Pana, choć jestem proch i popiół. Gdybym myślał o sobie lepiej, Ty sam wystąp przeciwko mnie, moje winy wydadzą świadectwo prawdy, nie potrafię im zaprzeczyć.
Jeśli zaś się ukorzę, jeśli przyznam, że jestem niczym, i wyrzeknę się dobrego mniemania o sobie, i tak jak jestem, uczynię się prochem, łaska Twoja będzie mi życzliwa, bliska sercu Twoja jasność, wszelkie choćby najmniejsze zarozumialstwo utonie w otchłani mojej nicości i zginie na wieki”.
Bóg jest dla Tomasza dominującym tyranem, który chce poniżać swoje stworzenia. Jest łaskawy tylko pod warunkiem, że człowiek będzie się przed Nim poniżał.
Cz I Rozdz. XXI
„A im jaśniej siebie widzi, tym bardziej cierpi. Powodem tego słusznego bólu i dogłębnego żalu są nasze wady i winy, leżymy oplątani nimi tak, że trudno nam już dostrzec sprawy nieba”.
Spirala nieskończonych cierpień. Tu akurat Tomasz ma rację: jeśli tak będziemy rozpaczać i się dręczyć winą, nigdy nie ujrzymy Boga. Tylko ten, kto ufa przebaczającej wszystko miłości Boga, zdoła Go ujrzeć. Leżąc i jęcząc nad swoją marnością tylko pogrążamy się w otchłani zła. To nie grzech nas zniewala i powala, ale brak jego akceptacji, brak wiary w to, że jest on przebaczony. Tomasz każe nam się pogrążać w bólu, nie widzi drogi wyjścia. Jest zamknięty na przebaczenie, tkwi w sztywnym lęku przed karą. Samopotępienie, nieustanne koncentrowanie się na winie, lęku i grzechu prowadzi do chorób psychicznych.
No tak, leżenie i jęczenie nie wyprowadzą nas ze zniewolenia grzechem. Tylko wiara to potrafi. Tylko wiara polegająca na bezgranicznym zaufaniu Bożej miłości, która nas całkowicie akceptuje.
CZ III R XIV
„Grzmią nade mną Twoje wyroki, Panie, aż moje kości drżą ze strachu i lęka się we mnie bardzo dusza. Stoję struchlały i myślę, że nawet niebiosa nie są w Twoich oczach bez skazy”.
Bóg postrzegany jako zatwardziały sędzia ferujący straszliwe wyroki. Nieprzebaczający. Niebiosa nie są w stanie zadowolić wymagającego Boga. Bóg wzbudza lęk, nie miłość.
Wizja alternatywna naśladowania Chrystusa
Na tym właśnie polega nasz los, żebyśmy żyli zanurzeni w tej doczesnej, nietrwałej i niedoskonałej rzeczywistości. Mimo, że mamy ochotę od niej uciec, by pogrążyć się w słodkiej kontemplacji Boga. To właśnie ten krzyż, który mamy nieść.
Iść śladami Jezusa to właśnie znosić to życie wraz z jego nieodłącznym cierpieniem, ale też radością i szczęściem. Ucieczka z tego świata nie jest naśladowaniem Chrystusa. Uciekniemy z niego tak czy inaczej przez śmierć. Wcześniej nie ma sensu próbować tego dokonać. Tego uczy Jezus: weź swój krzyż, czyli zaakceptuj to, co masz, czym jesteś, czym jesteś otoczony i żyj w tym. Zaakceptuj ten świat, w którym i Jemu przyszło żyć. Jezus nie uciekał od rzeczywistości, On jej stawiał czoła, uczestniczył w niej. Nie odwracał bez przewry oczu w stronę nieba. Odłączał się, aby znaleźć wytchnienie, pokój i Bożą radość. Odchodził w miejsce samotne, aby nabrać sił w modlitwie. Tak i my mamy postępować za Jego przykładem.
Na koniec zacytuję dwóch polskich poetów.
„Bo kto ziemi nie dotknął ni razu…” – dotykać ziemi, żyć prawdziwie, zanurzyć się w danej nam rzeczywistości – to warunek naszej Paschy, naszego przejścia w wieczność.
Norwid pisze tak: „Kto, nie kochając nic, rozumie, że przez to samo kocha Boga – ten musi zarazem utrzymywać, że obojętność jest religią. Pogardzać wszystkim prócz Boga, jest to zarazem w pewnym względzie i Jego samego mieć w pogardzie”.
Wiele wysiłku potrzeba teraz, aby odwrócić skutki wielowiekowego myślenia o chrześcijaństwie w kategoriach cierpienia, winy i lęku. Mam nadzieję, że obraz ten ulegnie transformacji i ukaże nam prawdziwe Oblicze Boga bezgranicznej przebaczającej miłości.
Zdumiewająca jest „odwaga” autorki tego paszkwilu.
Zamiast podziwiać moją odwagę może się Pan wysili na jakieś argumenty? Proszę dyskutować, a nie komentować złośliwie jednym zdaniem.
Cierpienie jest traktowane przez autora „Naśladowania…” jako dar, ponieważ to właśnie dzięki niemu jesteśmy w stanie otworzyć się na Boga i poczuć swoją słabość wobec niego, może zawrócić nas z błędnej drogi i skierować ku Panu. Tylko Ci którzy poczuli cierpienie potrafią poczuć czym jest głeboka radość i bliskość Boga w czasie lub po tym bolesnym akcie. Tomasz nie mówi wprost by cierpieć na siłę, ale jest pewna granica której sie nie powinno przekraczać w celu ulżenia sobie, i właśnie na tej granicy przebiega stan o którym mówi autor
Tomaszowi nie idzie o sztuczne zadawanie sobie cierpienia, lecz o znoszenie go w duchu Chrystusa. To niewątpliwie jednostronność, ale jeśli jest się jej świadomym, to książeczka Tomasza nadal może służyć życiu duchowemu chrześcijan. Poza tym dzięki za cytat z Szałamowa. Sprawia potężne wrażenie. Nie czytałem jego książki, ale teraz to zrobię. Pozdrawiam – Amigo1
Jednak Tomasz zdecydowanie zaleca cierpienie jako najlepszą drogę do królestwa niebieskiego. Potępia radość. Być może cierpienie czasem otwiera nas na Boga, ale ile razy zamyka? Uważam, że Bóg jest pocieszeniem człowieka na tej ziemi gdzie cierpień dostatek. Radość też otwiera na Boga, wg mnie częściej niż cierpienie. Każde wydarzenie może nas niespodziewanie otworzyć na Boga. Tomasz zafiksował się na cierpieniu, podobnie jak cała armia innych świętych, o których piszę w innych artykułach. Święci posuwają się od nalegania do znoszenia cierpień dla Chrystusa do zalecania zadawania sobie samemu cierpień ze skutkiem zbawczym. Walczę przeciw koncepcji cierpienia rozumianego jako środek zbawczy.
Proszę mi powiedzieć, amigo1, co to znaczy znosić cierpienia w duchu Chrystusa i dlaczego właśnie w duchu Chrystusa nie należałoby walczyć z cierpieniem?
Medytacje z Imitatio Christi to ochrzczone refleksje Koheleta.
Motyw vanitas jest bardzo typowy dla chrzescijanskiej mistyki. Jest to chrzescijanska odpowiedz mistyki devotio moderna na degenere jesieni sredniowiecza i antychrzescijanski hedonizm renesansu.
Plynie z tego jakies generalne przeslanie: ten swiat przemija a z nim jego uciechy. Zamiast carpe diem – metanoia. Nie trac drogocennego czasu, zostaw wszystko, skup sie na najwazniejszym – skoncentruj sie na Bogu.
Rzeczywiscie w tym aspekcie chrzescijanska asceza idzie razem z buddyzmem ta sama droga.
Autor Imitatio radzi: Trzeba miec odwage i uznac sie za grzesznika. To jest najstarsza cnota chrzescijanska: humilitas -pokora. Bez niej jestesmy jak samoprzechwalajacy sie faryzeusz obok proszacego o zmilowanie celnika. Swiat praw autorskich nie zna pokory anonimowych autorow Biblii !
Czlowiek swiatowy nigdy glebokosci mysli autora Imitatio nie zrozumie.
Czlowiek tego swiata jest jak Marta, ktora klopocze sie o tyle roznych rzeczy. Jej siostra Maria, obrala jednak lepsza czastke – powiedzial Jezus.
Tomaszowi daleko do Koheleta. Kohelet to mistrz poezji i egzystencjalizmu. Jego tekst jest wielką ulgą duchową i wielkim arcydziełem literatury. W przeciwieństwie do Tomasza. Co innego vanitas Koheleta, co innego vanitas Tomasza.
Poza tym są jednak w życiu człowieka dwie cząstki: Marta i Maria. Żadnej nie wolno ignorować. Każda ma swoje prawa.
Imitatio – Kohelet.
nawiasem mowiac trudno mowic chyba o duchowej uldze u Koheleta. Raczej o pochwale hedonizmu po wczesniejszym naladowaniu nas pesymistycznymi perpektywami.
Wniosek: nie ma co zmieniac w naszym marnym zyciu. Prosze o nastepnego drinka. Carpe diem…
Inaczej w Imitatio: mamy cel duchowy, srodki, droge do jego osiagniecia. Vanitas w imitatio jest tylko droga, srodkiem do celu ktorym jest bycie z Bogiem przez medytacje, modlitwe.
Maria zamiast Marty.
To duza roznica.
Maria bez Marty by nie przeżyła.
I zupełnie inaczej odczytujemy Koheleta. Hedonizm wg Koheleta to także pogoń za wiatrem. Wszystko jest pustką i pogonią za wiatrem…
„Nie samym chlebem zyje czlowiek…”
Tak,tak roznie mozna Koheleta rozumiec, bo obok „Piesni nad piesniami”to najb. kontrowersyjna i tak grecka ksiega w Biblii, niejako nie pasujaca do calego kanonu czy eschatologii czy tez wszelkiego religijnego moralizarorstwa.
„Zywy pies jest lepszy niz zdechly lew”.
Agnostycyzm i biblijna wersja epikureizmu.
Rozkoszuj sie dobrami swiata, ktore ci Bog dal bo i tak przyjdzie smierc, ktora polozy kres wszystkiemu.
dlatego tak chetnie wielcy liebertyni siegali po ta ksiege. Wolter przetlumaczyl ja na franc. (Madm. Pompadour gewidmet !!!) .
Jest inna niz podobne jej z formy Syrach czy Przyslow, ktore przewiduja, nagrode dla sprawiedliwych.
Kohelet jest inny i zajmuje pozycje przeciwna Duchowi Biblii.
Kohelet to grecki filozof-liberten nie zydowski teolog.
Mozna ja umiescic „miedzy Sofoklesem a Hiobem”.
Tora i Nebiim (z historia siegajaca przed wojne trojanska i prawodawstwem starszym od Solona !!!) nie mogly byc atrakcyjne dla hellenistycznego swiata. Dlatego zydowskie elity postanowily stworzyc literature godna greckich tragikow. Ta koheletowska humanistyczna literatura winna swiatu pokazac: takze my Zydzi jestesmy otwarci na swiat i mozemy mowic waszym jezykiem.
Dobrze opisuje Koheleta irlandzki pisarz Georg B. Shaw w opowiadaniu o murzynce, ktora w poszukiwaniu Boga w dzungli napotyka brodatego starca (Bog Abrahama), Hioba i wreszcie mlodego mlodzienca w greckiej todze, Koheleta. Ten ost. mowi do niej na pozegnanie: Bog z toba jesli go znajdziesz. Ze mna on nie jest. Uczy sie greki, jezyka madrosci.
Kohelet to jedna z moich ulubionych ksiąg biblijnych. Nie bardzo rozumiem, dlaczego u Shawa jest on młodzieńcem, skoro w księdze jest on człowiekiem doświadczonym i leciwym. Nie wiem ile masz lat, omobonie, ale Koheleta można zrozumieć dopiero po 40-ce.
Kohelet podoba mi się głównie dlatego, że rezygnuje z napinania się i ambicji bycia szczęśliwym, konstatując z pewną smutną choć spokojną rezygnacją, że to niemożliwe.
A że kultury się przenikają to chyba dobrze. Inaczej byłaby smutna jednomyślność i jednowymiarowość.
Kohelet pokazuje stan ducha, kiedy godzimy się z niesprawiedliwością świata i skończonością wszystkiego. Kohelet jest do bólu prawdziwy, nic już nie musi udawać, wszystko dla niego się już w życiu odbyło. Ale jak mówię, to się rozumie na pewnym etapie życia dopiero, po tym, jak ograniczoność twoich możliwości przedstawia ci się dobitnie.
Kiedy bylem mlody ludzie mowili mi: jak dorosniesz to cie posluchamy. Kiedy stalem sie starcem powiedzieli mi: jestes juz za stary zeby to zrozumiec.
A ja zawsze mowilem to samo.
Jak w tej ewangelicznej opowiesci (Jan Chrz. fundamentalista, skrupulant, kazuista i asceta – Jezus przeciwnie: zarlo i pijak, przyjaciel celnikow i grzesznikow) : kiedy chcielismy sie bawic grano nam smutne piesni, kiedy chcielismy sie smucic zagrano nam wesola nute.
Droga pani Anno !
Shaw, jak mysle w swoim literackim przekazie chcial wyrazic przez mlodosc bohatera, rewolucyjnosc, wolnosc i otwartosc mysli Hellenow. Zachowane greckie posagi wyrazaja ten dionizyjski kult mlodosci. Takze koheletowskie rady spewnoscia by sie bardziej mlodym ludziom spodobaly niz owczesne i wspolczesne religijne straszenie i moralizatorstwo.
Nawet jesli autor jest stary to jest mlody duchem.
Chef Pap. Rady Kultury, Kard. Gianfranco Ravasi napisal ciekawa ksiazke o Kohelecie (zost. przetl i wydana w PL).
Polecam goraco autora i dzielo.
Dlaczego wole Imitatio ?
Kohelet to servilistyczny Machiavelista.
Prosze zerknac:
Bogactwo pochodzi z wyzysku (5,7).
Ale lepiej nie protestowac, nie narazac sie i zgadzac sie z wladca (8,2-5).
Przestrzega przed zbytnim poczuciem sprawiedliwosci (!) i poleca gotowsc do kompromisu (7,16-18).
Chyba Chrzescijanie na serio wzieli jego rady podczas Hollocaustu.
Dziwie sie, ze wlasnie pani, ktora tak jest za urzeczywistnianiem krolestwa bozego juz tu na ziemi popiera taka relatywistyczna, permissywna moralnosc.
Kohelet to kumpel Kierkegaarda u Sartra i ich smutnej filozofi: witaj smutku.
Też czytałam książkę Ravasiego. Zdaje się, że Kohelet jemu się też podoba.
Nie widzę u Koheleta tego, co ty (możemy być na ty?). Ale jeszcze sprawdzę te cytaty które cytujesz. Kohelet jest ukojeniem moich smutków właśnie przez to, że uznaje smutek za stan normalny. Lubię czasem się posmucić. Oczywiście wierząc Jezusowi nie poprzestaję na smutku Koheleta. Idę dalej, ponieważ staram się być optymistką. Jednak bycie pesymistą jest czasem miłe i potrzebne, aby z tego pesymizmu się odbić. Jeśli widzisz dno, chcesz się z niego wydobyć.
Powiedzenie buddyjskie, że świat jest cierpieniem niesie podobne ukojenie. Jest to jednak temat na dłuższe rozważania. Może napiszę kiedyś tekst o Kohelecie do Kleofasa.
Droge Anno !
Nie bardzo rozumiem przy interpretacji Koheleta, twoj wywod – zapytanie o moj wiek ? Co to ma do rzeczy ??? Dlaczego nie pytarz o plec i kolor skory ?
Mozna byc mlodym wiekiem i byc dojrzalym.
O sw. St. Kostce SI (zm. 1568 majac 18 lat) pisano : zyjac krotko, przezyl czasow wiele.
Giuseppe Verdi w wieku 25 lat stracil swoje dzieci i zone. Stalem sie starcem, ktoremu nic nie zostalo – powiedzial o sobie (ten moment, dezintegracji pozytywnej, zaowocowal skomp. va pensiero z Nabucco).
Uwazasz sie sama za staruszke czy za mloda dziewczyny ?
W dziesiejszym swiecie stare zn. przestarzale staromodne, niedzisiejsze.
Stary zn. zgrzybialy, ociemnialy ze skostniala moralnoscia.
Alzheimer nie myslacy trzezwo.
Przeciez waszemu antytradycjonalistycznemu blogowi chodzi o aggiornamento -uwspolczesnienie.
Dalekto temu do rosyj. starikow czy lac. ante pilos sapis tj. madrzysz sie chociaz nie masz jeszcze siwych wlosow.
Papiez Franciszek powiedzial do kardynalow w marcu br.:
Drodzy bracia, odwagi! Połowa z nas jest w podeszłym wieku: starość jest – jak lubię ją określać – okresem mądrości życia. Starzy ludzie obdarzeni są mądrością, bo przeszli w życiu długą drogę, jak starzec Symeon, jak stara Anna w świątyni. I właśnie ta mądrość pozwoliła im rozpoznać Jezusa. Obdarzajmy tą mądrością młodych: jak dobre wino, które z upływem lat staje się coraz lepsze, obdarzajmy młodych życiową mądrością. Przychodzą mi na myśl słowa niemieckiego poety o starości: «Es ist ruhig, das Alter, und fromm»: jest to czas spokoju i modlitwy. I również dawania młodym tej mądrości.
Każdy grzeszy, a grzech to opowiedzenie się po stronie zła. Grzech sprowadza zło i nie jest to nawet kara, ale naturalna konsekwencja ustalona przez Boga, droga pokuty. Ja tak to rozumiem.
MODLITWA TOMASZA Á KEMPIS
O, Jezu, cichy i pokornego serca, wysłuchaj mnie. Wyzwól mnie, Jezu,
z pragnienia, aby być cenionym,
z pragnienia, aby być lubianym,
z pragnienia, aby być wysławianym,
z pragnienia, aby odbierać zaszczyty,
z pragnienia, aby być chwalonym,
z pragnienia, aby wybrano mnie przed innymi,
z pragnienia, aby zasięgano mojej rady,
z pragnienia, aby być uznanym,
ze strachu przed poniżeniem,
ze strachu przed wzgardą,
ze strachu przed skarceniem,
ze strachu przed zapomnieniem,
ze strachu przed wyśmianiem,
ze strachu przed skrzywdzeniem,
ze strachu przed podejrzeniem.
I także, Jezu, daruj mi tę łaskę, bym pragnął,
aby inni byli więcej kochani, niż ja,
aby inni mogli być wyżej cenieni ode mnie,
aby w oczach świata inni wygrywali, a ja bym przegrywał,
aby inni byli wybierani, a ja bym był pozostawiony,
aby inni byli chwaleni, a ja bym był niezauważony,
aby inni byli we wszystkim uznani za lepszych ode mnie,
aby inni mogli stać się świętszymi ode mnie, o ile tylko ja będę tak
święty, jak powinienem. Amen.
A co Pani przez ten cytat chce powiedzieć?
Książka Tomasza z Kempis jest ciężka dla ludzi któży jej nie rozumieją. Polecam dogłębne stosowanie zasad tej książki, by zrozumieć, że książka ta nie zaleca cierpienia, ale pogodzenie z nim, Uwagi autora na temat książki to ogromne nadinterpretacje, i to do tego stopnia, że czułem bunt czutając je. Naukę Tomasza należy stosować, by zobaczyć jej skutki, i całkowicie nie zgazam się z tym, żeby ludzie uciekali od Kościoła przez Tomasza Kempisa. „O Naśladowaniu Chrystusa” to książka której można nie zrozumieć gdy nie ma się światła z góry, a jej popularność na przestrzeni wieków, przeczy teorii, jakoby miała być sprzeczna z nakuą Kościoła. Bzdura chłopie! Poczytaj i zastosuj, później zabierz się za próbę obalenia tej książki. A do teologii to jeszcze trzeba mieć wiarę. A jak ją mieć, skoro się podważa Tradycję Kościoła? Ta książka to dziedzicwo. A zastosowanie jej zasad może tylko doprowadzić do lepszego zrozumienia innych, Boga, świata, i siebie. Więc nie można mówić, że Kempis był aspołeczny! A co robią mnisi i pustelnicy? Może też są aspołeczni, zakompleksieni i mają niskie poczucie własnej wartości skoro uciekają od świata do klasztorów by pobyć tam tylko z Bogiem? Chłopie! Do mistyki nie można podchodzić rozumowaniem czysto ludzkim, bo później właśnie wychodzą takie rozumowania jak u autora tego tekstu. To jest tak, jak byś chciał zbadać Jezusa psychoanalizą, i pewnie też byś powiedział, że nie wszystko z nim było w porządku. Doświadczenie mistyczne to pogranicze najcięższych chorób psychicznych z doświadczeniem wychodzącym poza rozumowanie człowieka, nie do opisania, ani nie do wyjaśnienia. Święci nie umieni nazwać swoich przeżyć, nie mieli na to słów co w nich było wewnątrz, a to co napisali, to trzeba chwalić Pana, że mieli na to słowa! Skąd wiesz, że psychika Tomasza Kempisa, nie zmieniła się wycofując się ze społeczeństwa przez częste umartwianie, modlitwę w osamotnieniu i mistyczne doświadczenie Boga? Ojcowi Pio też wielu współczesnych mu lekarzy zarzucało chorobę psychiczną. Mistyków nie można ujmować w kategoriach czysto rozumowych. To już jest coś więcej, coś ponad to, czym jest ten artykuł przesiąknięty. I właśnie dlatego Tomasz napisał tą książkę anonimowo, bo zarówno wtedy jak i dziś, niektóży którym nie podobała się jego nauka, pewnie by go za nią potępili, a w jego czasach, może nawet poszedł by na stos. Uważajmy jak komentujemy takie teksty. Tutaj rozum odgrywa rolę drugoplanową. Pierwsza jest Łaska.
Pozs
Nie mam ochoty odpowiadać komuś kto zwraca się do mnie „Chłopie!”. Powiem tylko tyle Pawłowi: rzeczownik „ojciec” ma w celowniku formę „ojcu”, nie „ojcowi”.
Od razu się przyznam że mam 27 lat i nie będę udawał mądrego. Poza tym jestem budowlańcem więc proszę wybaczyć jakieś językowe błędy.
Bardzo zaciekawił mnie Pani artykuł i muszę się niestety przyłączyć się do wypowiedzi powyżej, że jednak dokonała Pani moim zdaniem zbytniej nadinterpretacji i mam wrażenie że ma Pani problem ze zrozumieniem sensu cierpienia. Wydaję mi się że Pani sama widzi w cierpieniu tylko ból, smutek, bezsens czy tego typu negatywne cechy. Napisała Pani że potrzeba wykorzenić myślenie o chrześcijaństwie w kategoriach lęku, winy i cierpieniu.
I może na początek proszę spróbować mi wyjaśnić taką rzecz.
Święty Paweł rzeczywiście mówił o darmowej łasce, ale przecież sam też bardzo wycierpiał aż do śmierci męczeńskiej, dodatkowo pisał że „z niczego się nie będzie chlubił jak tylko ze swoich słabości”. Dodatkowo parafrazując bo nie pamiętam dokaldnie z głowy, mówi, że nauka krzyża głupstwem jest dla pogan, dla tych co wierzą zaś drogą do zbawienia. I tych kontrargumentów mógłbym Pani znaleźć mnóstwo gdybym tylko sięgnął po Pismo Święte.
Przytacza Pani przykład świętej Faustyny, która rzekomo przejęła od Kempisa złe nastawienie do Boga, czy wyobrażenie Boga.
Ale przecież, czy to nie Pan Jezus sam „ścigał” Faustynę aby w końcu wstąpiła do zakony i wypełniała Jego wolę…”dokądże jeszcze zwodzić mnie będziesz?” Czy gdyby św. Faustyna miała mylne wyobrażenie o Bogu i cierpieniu to Pan Jezus w rozmowach z nią nie powiedziałby jej o tym. Ona przecież nie cierpiała tak sama z siebie, tylko przyjmowała ten krzyż od Boga i znosiła go dla Boga wypraszając łaski dla biednych grzeszników.
Gdyby to jeszcze Pani nie przekonywało, to przypominam słowa z Ewangelii, na pewno je Pani dobrze zna:
„Kto chce mnie naśladować nie się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje..:
„Sługa nie jest większy od swego pana, nie łudźcie się, jeśli mnie prześladują to i was prześladować będą”
itp.
Będzie miło jeśli podejmie Pani temat.
Pozdrawiam,
Panie Włodku,
proszę mi w takim razie na początek odpowiedzieć na takie pytania wyłaniające się z Pana komentarza:
1. Pisze Pan: „Wydaje mi się że Pani sama widzi w cierpieniu tylko ból, smutek, bezsens czy tego typu negatywne cechy”. Jakie zatem są te pozytywne cechy cierpienia według Pana? Jaki jest sens cierpienia?
2. Dlaczego św. Paweł chciał się chlubić ze swoich słabości?
3. Co to znaczy nauka krzyża według Pawła?
4. Dlaczego św. Faustynę Bóg obarczał cierpieniem? Dlaczego zadawał jej cierpienie? czy robił to w jakimś dobrym celu?
Znoszenie cierpienia ze szlachetnych powodów to co innego niż pragnienie doznawania cierpienia. Cierpienie jako zło konieczne dla dobrej sprawy to rozumiem, ale ja tu kwestionuję sens pragnienia cierpień i zadawania sobie cierpień.
Wśród wierzących wciąż będą pojawiać się osoby, które będą upatrywały w cierpieniu wartości zbawczej, bo wciąż Kościół tak naucza, wciąż cierpienie w nauczaniu kościoła (ogromnej większości tego nauczania) jest walutą za zbawienie. Cały czas słyszy się i czyta, że Bogu potrzebne są ofiary, idea zadośćuczynienia i ofiarowania Bogu cierpień w jakiejś intencji wciąż ma się dobrze, a ja jako katoliczka nie mogę tego znieść. Ile świadectw pojawia się wciąż o treści „ofiarowałam Bogu moje cierpienia w intencji wyzdrowienia mojego dziecka itp.”. Ludzie nie potrafią uwierzyć, że Bóg kocha i zbawia za darmo…
Oto cytat z popularnego portalu katolickiego :
Jeżeli spotyka Cię jakiekolwiek cierpienie, to pamiętaj, że natychmiast trzeba ofiarować je Bogu, jednocząc się z cierpieniem Jezusa na krzyżu. Wtedy cierpienie nie będzie Cię niszczyć, lecz stanie się tak wielką łaską „że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie, większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza mi oddaje, co ma najdroższego – swą wolę” – tak mówił Pan Jezus mistyczce Rozalii Celakównie. Nic tak nie otwiera człowieka na Boga i nic go tak nie może przemienić jak bezinteresowny dar cierpienia. Dlatego niech nikt nie zmarnuje najmniejszej okazji do ofiarowania Bogu każdego cierpienia: fizycznego czy duchowego; szczególnie trzeba ofiarowywać Bogu wszystkie swoje kryzysy, bunty, zniechęcenia, wszystkie lęki i cierpienia fizyczne. „Modlitwą i cierpieniem więcej zbawisz dusz aniżeli misjonarz przez same tylko nauki i kazania” (Dz. 1767) – mówił Pan Jezus św. Faustynie.”
Pani Anno, przyznam się szczerze że po osobie która studiuje czy zajmuje się teologią spodziewałem się ustosunkowania do moich kwestii, szczególności wyjaśnienia według Pani oceny cytatów z Pisma Św o cierpieniu, które przecież wskazują że cierpienie jest jakby nieodłączne w życiu chrześcijanina.
Z samych wypowiedzi Jezusa wynika przecież że cierpienie jest drogą do zbawienia, do uświęcenia. I moim zdaniem przecież nie o cierpienie samo w sobie chodzi przecież. Ja to pojmuję jako jakby jedną z konsekwencji życia miłością. Miłość przecież wymaga ofiary, a jak dla mnie jest oczywiste że nie ma miłości bez ofiary. I nie mówię że ofiara to musi być koniecznie jakaś katusza czy męki, ale zwyczajne zmagania się z samym sobą.
Tak więc nie jest to jakby postawa szukania na siłę cierpienia i zgadzam się Panią że nie jest właściwe zadawanie sobie cierpienia szukania chorób itd.
Św. Paweł pisze w którymś z listów, o takiej postawie wolności wobec wszystkiego co go spotyka, „..umiem cierpieć niedostatek głód, umiem tez obfitować…do wszystkich warunków jestem zaprawiony..” to może bardziej parafraza, ale sens taki właśnie.
Św. Ignacy który tez szukał Boga przez nawet swoje jakieś błędne postawy które wiązały się z cierpieniami daje nam wskazówki, żeby nie pragnąć bardziej zdrowia niż choroby i na odwrót. Umieć przyjmować wszystko i godzić się z wolą Boga.
Także tak ja to widzę, jeśli chodzi o sens cierpienia. A z własnego doświadczenia wiem że w moim życiu wszelkie trudy i cierpienia zbliżyły mnie do Boga i gdyby nie cierpienia wiele osób nie doświadczyłoby działania Boga w swoim życiu. Takie są fakty. Wiadomo że ostatecznie dążymy do wiecznego szczęścia, natomiast tu na ziemi niestety zmagamy się z własną wolą, konsekwencjami własnych wyborów.
Jeśli chodzi o pytania to oczywiście:
1. Nie będę tutaj filozofował . Cierpienie sprawia że umiem kochać, uczy mnie miłości prawdziwej, uczy mnie pokory. Co dziwne ale prawdziwe zbliża mnie do Boga, sprawia że pozbywam się własnej pychy i szukam Boga. Efekt jest taki że naprawdę czuję się bardziej szczęśliwy.
2. Święty Paweł pisze to od razu w pełniejszej wypowiedzi zawierającej ten cytat czy parafrazę. Zachęcam do poczytania.
3. To też Św. Paweł wyjaśnia w liście (1 Kor.)
4. Oczywiście że to miało cel. Znowu, wystarczy przeczytać dzienniczek.
Przepraszam, ale myślę że jak Pani sięgnie do źródła to dowie sie Pani najlepiej.
Chodziło mi o to, jak Pan rozumie te rzeczy, o które pytam. Jeśli o mnie chodzi to już wypowiedziałam się na każdy z zadanych przez Pana tematów, czy to w moich artykułach na Kleofasie dotyczących sw. Faustyny, Teresy czy Jana Klimaka, a też szerzej w mojej książce „Toksyczni święci”. Przepraszam więc, że nie powtarzam tu swoich argumentów, ale odsyłam Pana do tamtych moich tekstów.
Pisze Pan o związku cierpienia z miłością w Pana życiu. To mnie ciekawi. Coś w tym jest niewątpliwie. Czy może Pan jakoś bardziej szczegółowo opisać, jakie to cierpienie sprawia, że umie Pan kochać? Jak to się dzieje według Pana, że cierpienie przysparza miłości? Ciekawi mnie to, ponieważ ja nie pamiętam takiej sytuacji w moim życiu, żeby cierpienie (fizyczne czy psychiczne) przysparzało mi miłości i uszczęśliwiało mnie. Chyba że pośrednio, tzn np. cierpiałam i to cierpienie powodowało, że lepiej rozumiałam siebie i starałam się tak coś zmienić w życiu, żeby być szczęśliwszą, co czasem dawało efekty.
Muszę przyznać że jestem zawiedziony dyskusją z Panią. Widzę że konsekwentnie unika Pani odpowiedzi na moje argumenty. Przytaczam Pani cytaty z Pisma Św które mówią nam o sensie czy znaczeniu cierpienia, w których wynika jasno że miłość na tym świecie związana jest nieodłącznie z cierpieniem. Napisałem Pani jak rozumiem cierpienie właśnie przez te przykłady które opisałem w poprzedniej wypowiedzi. Ja staram się pojmować cierpienie i trudne doświadczenie właśnie przez Pismo Św. Nie wiem czego Pani oczekuję ode mnie, że wyłożę Pani na tacy całą tajemnicę cierpienia? Przecież to jedna z rzeczy do której nie wystarczy sam rozum ale też wiara, albo przede wszystkim wiara.
Nie wiem po co mam Pani opisywać szczegółowo moje cierpienia?
Może kiedyś uda mi się przeczytać Pani artykuły, na razie jednak z braku możliwości, trzymam się Pisma Św i w tym słów Jezusa…między innymi ” kto chce iść za Mną, niech przekreśli siebie, niech weźmie swój krzyż na każdy dzień i niech Mnie naśladuje..”
Gdzie mam szukać odpowiedzi jeśli nie w słowach Jezusa i jak inaczej mam rozumieć to co On mówi o cierpieniu itd.?
Szanowna Pani Anno, patrzy Pani na życie, cierpienie i Boga z perspektywy człowieka sukcesu zapatrzonego w siebie i ufnego w swoją moc sprawczą. Przebija z tego tekstu brak doświadczenia w wierze i ogólnie w życiowej pielgrzymce.
Z takiej perspektywy oczywistym jest brak zrozumienia postawy Tomasza a Kempis, św. Faustyny i innych świętych. Oni już tutaj na ziemi swoją postawą okazali mistyczne zrozumienie istoty powołania człowieka w zbawczym planie Jezusa Chrystusa. Nie zgadzam się z bardzo płytką oceną ich postawy pełnego oddania i zawierzenia siebie naszemu Zbawcy.
Panowie, jeśli nie widzicie sensu w dyskusji ze mną to OK. Proszę pozostać przy swoich przekonaniach. Trzeba słuchać tego, co mówi serce i rozum. A że czasem jednej osobie mówi coś innego niż innej? Tak już jest. Nie znajdziemy tu prawdy absolutnej. Tak więc zgadzam się na to, że się ze mną nie zgadzacie.
I właśnie takie koncentrowanie się na cierpieniu prowadzi prostą drogą do licytacji : „ja wiem więcej, wierzę mocniej bo wycierpiałem, ty nic nie wiesz o wierze o życiu bo mniej cierpisz, cierpienie, cierpienie, cierpienie”, czy takie jest to powołanie człowieka w zbawczym planie boskim? Tyle dróg do Boga ile serc ludzkich, czy wolno nam oceniać czyjeś doświadczenie w wierze na podstawie stosunku do cierpienia? To tylko pokazuje jak wielką moc mu się (chyba niesłusznie) nadaje. Ostatecznie Jezus wstał z grobu, historia nie skończyła się na masakrze na Golgocie, a tak wielu o tym całkiem zapomina.
Cóż, nie mam zamiaru tutaj udowadniać że jestem mądrzejszy. Odnosząc się do wypowiedzi powyżej, to nie proszę nie zarzucać lub nie dziwić się że wypowiedzi są skoncentrowane na temacie cierpienia, ponieważ o tym akurat jest dyskusja.
Uważam że Pani Anna zbyt pochopnie ocenia mistyków jako ludzi na siłę szukających cierpienia, z czym się nie zgadzam.
To że mistycy naśladowali Jezusa poprzez cierpienia to robili to z miłości, a nie chęci znoszenia cierpień dla samych cierpień.
Pani Anno, nie zgadzam się z Panią ponieważ niektóre z wniosków które Pani wysuwa nie mają odzwierciedlenia w Piśmie Św. Podjąłem dyskusję wprawdzie aby sprawdzić swoje poglądy lub je zobiektywizować i jak każdy wiem że powinienem szukać Prawdy.
W jednym miejscu np. napisała Pani że św. Paweł nigdzie nie mówi że cierpienia są radością (rozumiem że miała Pani na myśli że cierpienie nie daje czy nie wiąże się z radością, bo oczywiste że cierpienie jest cierpieniem a nie radością), muszę Pani powiedzieć, że św. Paweł pisze o tym wprost w jednym zdaniu. Jak Pani chcę to Pani podam miejsce, więc chciałbym Pani pokazać że jednak może warto się zastanowić i przemyśleć na tym zagadnieniem.
Dzień dobry,
Nie bedę stawał po żadnej stronie, nie bedę krytykował autorki, ani nie bedę przyklaskiwał komentatorom. Chciałem tylko dodać, Bóg pragnie dla nas niesamowitej, niewyobrażalenej radości, prowadzi nas do życia w pełni – i z tym nie ma co się kłócić, to musimy mieć zawsze przed sobą. Jednak często bywa tak że droga na najwyższy szczyt jest najtrudniejsza. I trzeba się do tego przygotować, że będzie padało, że będzie zimno, błoto, że może temperetura czasami spadnie poniżej zera. Trzeba stanąć w prawdzie. Jezus dla nas zdobył Niebo, ale każdy z nas (zNim) musi przejść tę drogę tutaj na ziemi. Jasne nie zawsze będzie padał deszcz, będzie i świecić słońce, będziemy mijać piękne polany po drodze, a im wyżej będziemy szli tym widoki bedą pięknięjsze. Kempis mówi nam: droga do nieba to nie przechadzka, będzie boleć, niech to do Ciebie dojdzie że czasami będzie baardzo ciężko, więc nie wybieraj się na tę drogę w klaplach i krótkich spodenkach. Po drugie mówi, jest ci ciężko? dobrze! to znaczy że tniesz najcięższym szlakiem, to dobra droga, zaraz będzie szczyt.
Pozdrawiam
Biblia, Mt 16,24-26 „Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?”. Biblia, Mt 7,13-14: „Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują.”
Bez Ducha św. i wiary zakorzenionej w Jezusie Chrystusie trudno Pani Annie zrozumieć chrześcijaństwo. Sam rozum, inteligencja, wykształcenie niestety to za mało w tych kwestiach, serce musi być otwarte na działanie i przemianę przez Boga, mądrość tego świata nie zaprowadzi Pani do Boga. A tekst świadczy o totalnej ignorancji autorki, która chce uchodzić w oczach świata za mądrą. Wiara jest prostą drogą.
Twierdzenia, które zacytowała Pani na wstępie takie jak „charakteryzującą się traktowaniem cierpienia jako królewskiej drogi do zbawienia, potępieniem radości i przyjemności” lub „Stara się zatem zadowolić groźnego oskarżycielskiego Boga” mają efektowny krytykancki ton, niestety w swojej treści nie są prawdziwe. Oto dowody z książki:
Księga Druga
Rozdział 6 Radość dobrego sumienia
„Miej dobre sumienie, a będziesz zawsze wesoły. Dobre sumienie bardzo dużo może znieść i jest bardzo wesołe wśród przeciwności”
Księga Trzecia
Rodział 1
„Szczęśliwa owa dusza, która słyszy Pana w niej mówiącego i przyjmuje z jego ust słowa pocieszenia
Autor nie potępia radości i przyjemności, wręcz przeciwnie on szuka radości, której źródłem jest sam Bóg. Nie uważa Boga jako groźnego i oskarżycielskiego, ale jako tego, który jest źródłem pocieszenia i pokoju. Pociecha i radość od Boga jest możliwa nawet w chwilach prześladowania i cierpienia.
Apostoł Paweł również wiele razy wypowiadał się pozytywnie o cierpieniach ze względu na Chrystusa, widzi je jako dar dzięki, któremu upodabnia się do Chrystusa.
„Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.” Kol 1:24
„Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć” Flp 1:29
„… przez poznanie Jego [Chrystusa]: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci” Flp 3:10
„Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas” 2 Kor 4:17
(tłumaczenie Biblia Tysiąclecia)
Wez swoj krzyz i mnie nasladuj- powiedzial Chrystus.
Do Zink
Wzięcie swego krzyża jest uwolnieniem od cierpienia!
Pani Anno napiszę może bardzo ogólnikowo ale ufam że uchwyci Pani sens. Święci typu Faustyna, O.Pio, Mała Teresa są trochę jak Jan Chrzciciel, cierpią pięknie i niewątpliwie z miłości i są najwspanialszymi urodzonymi z niewiasty ale przejście z obrazu Boga pokazanego przez taki typ duchowości do obrazu Boga uzdrawiającego, uwalniającego to takie wejście jedną nogą do królestwa ( najmniejszy w tym królestwie ” większy jest niż ci narodzeni z niewiaty). Należę do osób które szły drogą duchowości wskazanej przez Tomasza a Kempis i oczywiście najpiękniejszą chwilą było zrozumienie, przyznanie się, że nie tędy droga. Są tacy , którzy od razu wchodzą na najlepszą ścieżkę, inni mają tak jak ja tzn trochę się poranią i potrudzą nim staną się uczniami Jezusa a jeszcze inni na zawsze zostają uczniami Jana Chrzciciela. A niech im tak będzie!
Trzeba odwagi, żeby zawrócić z drogi i udać się w innym kierunku. Ale Jezus mówił: Nawracajcie się! Zmieniajcie myślenie! ZMIENIAJCIE!
„tak mówił Pan Jezus mistyczce Rozalii Celakównie”
„mówił Pan Jezus św. Faustynie”
jedynym „autoryzowanym” zapisem słów i woli Pana Jezusa są tylko i wyłącznie cztery ewangelie https://mathetes-pl.blogspot.com/2016/01/czy-jezus-chrystus-chce-byc-krolem.html
Najgorzej to jak kobieta weźmie się za teologię, proszę pani kuchnia czeka, naczynia wymagają umycia.
Andrzej gdzieś ty sie uchowal, przestań oglądać polskie telenowele, wyjrzyj przez okno, poczytaj coś może
Powiadają, że pies jest przeciwieństwem kobiety – rozumie wszystko a nic nie mówi.
panMarek
a co miało by to oznaczać przekładzie na ludzki język?
że kobieta nic nie rozumie, za to dużo mówi?
Jestem pod wrażeniem mądrych komentarzy pp. Włodka Adama Szymona i innych, którzy potrafią tak pięknie wyrazić dokładnie to samo co i ja czuję po przeczytaniu artykułu p. Anny. Jeśli tylko mogę coś dodać to chciałabym zapytać Panią Annę jak Pani myśli dlaczego tacy ludzie jak o.Pio , Jan Paweł 2 i wielu innych swietych, pustelnikow , których poglądy nt. cierpienia były uderzajaco zbieżne z tymi w książeczce a Kempisa, a ich życie pełne cierpienia to potwierdzało; otóż dlaczego tacy ludzie promieniowali prawdziwą wewnętrzną radością, jak magnes przyciągali tłumy szukające pociechy, rady, uzdrowienia duchowego? Czy nie taki jest związek między dobrze zrozumianym i przezytym cierpieniem a miłością?
Godziny urzędowania
Dziękuję za ten wpis. Myślę, że jest bardzo dobry i potrzebny. Malkontentów odsyłam do św. Pawła i jego słów „ I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.”
w istocie wydaje mi się, że Tomasz a Kempis bardzo grzeszy, gdyż pogardza tym, co otrzymał od Boga jako dar: własnym życiem, to jakby pogarda dla samego Boga plunięcie mu w twarz i powiedzenie mam gdzieś to życie, nieładnie …..
Thanks for finally talking about > Kariera cierpiętnictwa w chrześcijaństwie –
Tomasz a Kempis | Kleofas click to text
Nie wiem na jakich podstawach Tomasz opierał swoje teorie (tak! swoje) Być może był szczęśliwy głosząc je. Ok odnalazł swoją drogę do Boga która znacznie może różnić się u innych i nie być ,,obowiązująca” wszędzie. Poznawanie Boga zaczyna się już tutaj na ziemi i trwa wiecznie w Niebie. Jeśli ktoś nie zauważa w tym życiu dobra w dobrych rzeczach to nie rozpoznał Boga działającego tu i teraz. Bóg objawia się w dobrych rzeczach a zła doświadczamy aby poznać zło tak jak dobra doświadczamy aby poznać dobro. Na tej podstawie dopiero możemy dokonać wolnego wyboru. I o to chyba chodzi w miłości i jest to wolą Bożą. Można mieć owszem wypaczone pojęcie dobra i wypaczone pojęcie zła. Tomasz a Kempis wydaje się mieć wypaczone pojęcie zła. Dzisiaj tego typu przypadki diagnozuje chyba psychologia o ile się nie mylę.
Pani Anno Autorko tekstu Bardzo Panią rozumiem i powiem Pani że Pani tekst dał mi troszkę ulgi i pocieszenia Ja po przeczytaniu ksiązki ” O Naadowaniu Chrytusa ” Tomasza Campisa rzeczywiście czułam się żle psychicznie Ja cały czas nie wiem dlaczego ale już od Dzieciństwa miałam poczucie że jestem beznadziejną chrześcijanką że panicznie boję się piekła ( w wieku koło 13 – 14 lat płakałam z strachu przed piekłem chodziłam do spowiedzi co dwa dni do tej pory zdarza mi się czasami chodzić do spowiedzi po dwa dni ) Chrześcijaństwo kojarzyło mi się z cierpieniem , cierpieniem a ja nie potrafię lubić cierpienia Zdaje sobie sprawe że cierpienie jest konieczne nie da się Go w życiu uniknąć ale nie lubię cierpieć nie potrafię polubić cierpienia Być może jestem za głupia na takie dzieła jak Dzienniczek ,czy O naśladwaniu Chrystusa Tomasza Cempisa Bardzo proszę o nie hejtowanie mnie Bardzo bym chciała wysłać Pani Autorce artykułu wiadomość na maila wiadomość nie na forum jeśli oczywiście Pani Autorka zechciała odpisać byłabym zaszczycona Pozdrawiam Dominika
Zgadzam się z Panem Włodkiem . Małych i większych cierpień mamy w swoim życiu pełno np dzieci się nie słuchają ,sąsiad nam robi na udry albo deszcz pada dzisiaj a ja chciałbym slonce jeśli przyjmiemy je z wiarą jako codziennie krzyże które możemy nieść dla Pana Jezusa ,ale też prosząc go aby on nam dał siłę aby je znieść, wytrzymać to będą one nas przybliżać do Pana a jak będziemy przed wszystkimi trudnymi sytuacjami uciekać to raczej do niczego dobrego to nas nie doprowadzi. Moim skromnym zdaniem Tomasz a Kempis chciał pokazać jak przyjmować cierpienie a nie jak szukać go na siłę. W moim życiu się to sprawdza. Przepraszam za błędy jeśli jakieś są w pisowni. Pozdrawiam