Czy znacie Państwo jakieś idee, które dziś bardziej do siebie nie pasują, niż te dwie: chrześcijańskie zbawienie i postęp techniczny?
Katolicki umysł przywykł do ostrego rozróżnienia “między wzrostem Królestwa Bożego a postępem ludzkim, czyli inaczej: między dziełem przebóstwienia a humanizacji”. (Sławomir Zatwardnicki, w jego nowym tekście Pomieszanie z poplątaniem czasu i wieczności). Ks. prof. Hryniewicz ostrzega: “Trzeba zatem STRZEC SIĘ ILUZJI, JAKOBY ZBAWIENIE (NAWET TYLKO W ZACZĄTKU) DOKONYWAŁO SIĘ W SPEKTAKULARNY SPOSÓB NA SCENIE HISTORII. Każda próba realizacji zbawienia w dziejach świata bez transformacji idei mesjańskiej oraz jej interioryzacji w ludzkich sercach może prowadzić do zguby. Prawdziwa przemiana świata nie dokonuje się wskutek głoszonych ideologii i teorii, lecz dzięki ludziom przemienionym, którzy w swoim życiu realizują Ewangelię Jezusa o Królestwie”.
Z pewnością nie wolno nam nigdy zapomnieć o naszych dawnych próbach i upadkach przy budowie doskonałego Królestwa na tej Ziemi, o koszmarach pobożnych i bezbożnych: od cesarstwa “chrześcijańskiego” Konstantyna po “naukowy” socjalizm Engelsa i “kalifat” al-Baghdadiego. Z drugiej strony: czy wszelkie nadzieje związane z postępem technicznym i cywilizacyjnym muszą kojarzyć się z “odrzuceniem historii zbawienia”? (Zatwardnicki) Moim zdaniem takie generalizujące podejście, taka wzięta z romantyzmu, kontrreformacji i postmodernizmu niechęć do postępu – zbyt wiele przysłania. Pierwsi naukowcy Zachodu byli duchownymi i jeszcze Newton czekał na Armageddon. Dziś mam wrażenie, że nawet transparent z napisem “Witamy u wrót Królestwa Bożego” pozostałby niezauważony…
Coś w rodzaju takiego transparentu prezentuje harwardzki psycholog Steven Pinker w książce “Zmierzch przemocy. Lepsza strona naszej natury” (The Better Angels of Our Nature: Why Violence Has Declined, 2011, polskie wydanie 2015). Pinker uważa, że każda nasza ocena kondycji cywilizacyjnej jest zaburzona przez dwa czynniki: nasze naturalne kognitywne ograniczenia i marny dostęp do informacji. “Dopóki rozmaite nieszczęścia nie zostaną całkowicie wyeliminowane, zawsze ich wystarczy, aby wypełnić gazety, a my będzie mieli poczucie, że świat się rozpada na kawałki”. W tej sytuacji w tegorocznym sondażu Edge.org za najważniejszą naukową wiadomość ostatnich lat Pinker uznał policzalność (quantification) postępu cywilizacyjnego. “Na szczęście w miarę jak nasze kognitywne blokady wychodzą na jaw, sposób ich obejścia – obiektywne dane – zaczyna dominować i w wielu dziedzinach życia komentatorzy coraz powszechniej zastępują swe przeczucia analizą ilościową”.
Wyniki takiej systematycznej i obiektywnej analizy są zdaniem Pinkera zaskakujące. (Powołuje się on na badania własne, a także prace Gregory’ego Clarka, Angusa Deatona, Charlesa Kenny’ego i Stevena Radeleta). “Ludzie żyją dłużej i zdrowiej, nie tylko w krajach rozwiniętych, ale na całej Ziemi. Kilkanaście zakaźnych i pasożytniczych chorób zniknęło albo dogorywa. Ogromnie wzrosła ilość dzieci chodzących do szkół i uczących się czytać. Skrajne ubóstwo w skali globalnej zostało zredukowane z 85% do 10%. Pomimo lokalnych problemów świat jest bardziej demokratyczny niż kiedykolwiek wcześniej. Kobiety są lepiej wykształcone, wychodzą za mąż później, zarabiają więcej i częściej zajmują stanowiska, z którymi wiąże się władza i wpływy. Uprzedzenia i dyskryminacja rasowa występują rzadziej w porównaniu z pierwszym okresem ich rejestrowania. Świat zaczął nawet mądrzeć: w każdym kraju iloraz inteligencji wzrastał o 3 punkty co dziesięciolecie”.
Widać także mniej podnoszące na duchu zjawiska, zastrzega Pinker. Mamy globalne ocieplenie, kończy się świeża woda, wymierają kolejne gatunki zwierząt, arsenał nuklearny bynajmniej nie zniknął. Jednak nawet w tych dziedzinach amerykański psycholog widzi powolną ewolucję ku lepszemu. (Nie chcę zanudzać czytelników wszystkimi szczegółami, link jest pod artykułem).
Pinker jest zdeklarowanym ateistą i bynajmniej nie wiąże postępu z przepowiednią Jezusa o Królestwie. Może jednak powiązanie takie powinni dostrzec chrześcijanie ? Co gdyby postawić taką hipotezę teologiczną: Królestwo przybliżyło się z najbardziej nieoczekiwanej strony, jak złodziej w nocy. Jakaś dotychczas lekceważona zmiana, zapoczątkowana przez Jezusa, np. jego typowe dla żydowskich ludowych apokaliptyków bystrość obserwacji, krytycyzm i niechęć do autorytetów (początkowo inspirujące głównie niezliczone herezje), przerodziły się w metodach Galileusza i Newtona w totalną krytykę “natur” Arystotelesa i wykrycie metody doświadczalnej. Potem w ramach ewolucjonizmu Darwina i informatyki po Turingu – zmieniły nas samych. Te nowe nauki stały się także podstawą wyrafinowanej techniki, która w końcu uczyniła nasze życie “obiektywnie lepszym”. (Pinker)
Dzisiejsza cywilizacja informatyczna mogłaby być prawowitym dzieckiem chrześcijaństwa!
Dzieckiem póki co niechcianym. Zdaję sobie doskonale sprawę, że po upadku Kościoła-matki w Jerozolimie w I wieku, po zwycięstwie Atanazego nad Ariuszem w IV wieku – inna opowieść o Jezusie zdominowała teologię. Królestwo stało się “owocem dorastającym w czasie” (Zatwardnicki), dorastającym przez długie siedemnaście wieków – nic dziwnego, że nikt już nie myśli o owocobraniu, które jeszcze za życia Pawła i apostołów budziło tyle nadziei i otuchy…„Realny katolicyzm” – trochę przypominający szary, „realny socjalizm” z jego wyczekiwaniem na kolorowe cuda komunizmu – to dziś głównie kapłańska religia, skupiona wokół idei Wcielenia Boga i Odkupienia, a w praktyce wokół corocznego obrzędu Bożego Narodzenia i coniedzielnego rytuału Ofiary.
Jeśli jednak teologów zaufanie do nauki – o które spieramy się na blogu “Kleofas” od miesięcy – ma być konsekwentne, nie tylko atomy i galaktyki, i owady, i ludzie, ale także współczesna forma Kościoła powinna chyba być widziana mniej ahistorycznie, bardziej krytycznie, min. z uwzględnieniem danych z przeszłości. Bo „Jezus danych historycznych” raczej kapłanem nie był.
Był prorokiem. I z nadzieją zapowiadał Królestwo.
Cytowane wypowiedzi Stevena Pinkera pochodzą z: Human Progress Quantified