Wszystkie wpisy, których autorem jest Dariusz Kot

Popularyzuje w Polsce wyniki akademickich (zwłaszcza prowadzonych w USA) badań nad wczesnym chrześcijaństwem i Jezusem z Nazaretu. Jest ateistą.

Królestwo Jezusa i cywilizacja informatyczna

Czy znacie Państwo jakieś idee, które dziś bardziej do siebie nie pasują, niż te dwie: chrześcijańskie zbawienie i postęp techniczny?

Katolicki umysł przywykł do ostrego rozróżnienia “między wzrostem Królestwa Bożego a postępem ludzkim, czyli inaczej: między dziełem przebóstwienia a humanizacji”. (Sławomir Zatwardnicki, w jego nowym tekście Pomieszanie z poplątaniem czasu i wieczności). Ks. prof. Hryniewicz ostrzega: “Trzeba zatem STRZEC SIĘ ILUZJI, JAKOBY ZBAWIENIE (NAWET TYLKO W ZACZĄTKU) DOKONYWAŁO SIĘ W SPEKTAKULARNY SPOSÓB NA SCENIE HISTORII. Każda próba realizacji zbawienia w dziejach świata bez transformacji idei mesjańskiej oraz jej interioryzacji w ludzkich sercach może prowadzić do zguby. Prawdziwa przemiana świata nie dokonuje się wskutek głoszonych ideologii i teorii, lecz dzięki ludziom przemienionym, którzy w swoim życiu realizują Ewangelię Jezusa o Królestwie”.

Z pewnością nie wolno nam nigdy zapomnieć o naszych dawnych próbach i upadkach przy budowie doskonałego Królestwa na tej Ziemi, o koszmarach pobożnych i bezbożnych: od cesarstwa “chrześcijańskiego” Konstantyna po “naukowy” socjalizm Engelsa i “kalifat” al-Baghdadiego. Z drugiej strony: czy wszelkie nadzieje związane z postępem technicznym i cywilizacyjnym muszą kojarzyć się z “odrzuceniem historii zbawienia”? (Zatwardnicki) Moim zdaniem takie generalizujące podejście, taka wzięta z romantyzmu, kontrreformacji i postmodernizmu niechęć do postępu – zbyt wiele przysłania. Pierwsi naukowcy Zachodu byli duchownymi i jeszcze Newton czekał na Armageddon. Dziś mam wrażenie, że nawet transparent z napisem “Witamy u wrót Królestwa Bożego” pozostałby niezauważony…

Coś w rodzaju takiego transparentu prezentuje harwardzki psycholog Steven Pinker w książce “Zmierzch przemocy. Lepsza strona naszej natury” (The Better Angels of Our Nature: Why Violence Has Declined, 2011, polskie wydanie 2015). Pinker uważa, że każda nasza ocena kondycji cywilizacyjnej jest zaburzona przez dwa czynniki: nasze naturalne kognitywne ograniczenia i marny dostęp do informacji. “Dopóki rozmaite nieszczęścia nie zostaną całkowicie wyeliminowane, zawsze ich wystarczy, aby wypełnić gazety, a my będzie mieli poczucie, że świat się rozpada na kawałki”. W tej sytuacji w tegorocznym sondażu Edge.org za najważniejszą naukową wiadomość ostatnich lat Pinker uznał policzalność (quantification) postępu cywilizacyjnego. “Na szczęście w miarę jak nasze kognitywne blokady wychodzą na jaw, sposób ich obejścia – obiektywne dane – zaczyna dominować i w wielu dziedzinach życia komentatorzy coraz powszechniej zastępują swe przeczucia analizą ilościową”.

Wyniki takiej systematycznej i obiektywnej analizy są zdaniem Pinkera zaskakujące. (Powołuje się on na badania własne, a także prace Gregory’ego Clarka, Angusa Deatona, Charlesa Kenny’ego i Stevena Radeleta). “Ludzie żyją dłużej i zdrowiej, nie tylko w krajach rozwiniętych, ale na całej Ziemi. Kilkanaście zakaźnych i pasożytniczych chorób zniknęło albo dogorywa. Ogromnie wzrosła ilość dzieci chodzących do szkół i uczących się czytać. Skrajne ubóstwo w skali globalnej zostało zredukowane z 85% do 10%. Pomimo lokalnych problemów świat jest bardziej demokratyczny niż kiedykolwiek wcześniej. Kobiety są lepiej wykształcone, wychodzą za mąż później, zarabiają więcej i częściej zajmują stanowiska, z którymi wiąże się władza i wpływy. Uprzedzenia i dyskryminacja rasowa występują rzadziej w porównaniu z pierwszym okresem ich rejestrowania. Świat zaczął nawet mądrzeć: w każdym kraju iloraz inteligencji wzrastał o 3 punkty co dziesięciolecie”.

Widać także mniej podnoszące na duchu zjawiska, zastrzega Pinker. Mamy globalne ocieplenie, kończy się świeża woda, wymierają kolejne gatunki zwierząt, arsenał nuklearny bynajmniej nie zniknął. Jednak nawet w tych dziedzinach amerykański psycholog widzi powolną ewolucję ku lepszemu. (Nie chcę zanudzać czytelników wszystkimi szczegółami, link jest pod artykułem).

Pinker jest zdeklarowanym ateistą i bynajmniej nie wiąże postępu z przepowiednią Jezusa o Królestwie. Może jednak powiązanie takie powinni dostrzec chrześcijanie ? Co gdyby postawić taką hipotezę teologiczną: Królestwo przybliżyło się z najbardziej nieoczekiwanej strony, jak złodziej w nocy. Jakaś dotychczas lekceważona zmiana, zapoczątkowana przez Jezusa, np. jego typowe dla żydowskich ludowych apokaliptyków bystrość obserwacji, krytycyzm i niechęć do autorytetów (początkowo inspirujące głównie niezliczone herezje), przerodziły się w metodach Galileusza i Newtona w totalną krytykę “natur” Arystotelesa i wykrycie metody doświadczalnej. Potem w ramach ewolucjonizmu Darwina i informatyki po Turingu – zmieniły nas samych. Te nowe nauki stały się także podstawą wyrafinowanej techniki, która w końcu uczyniła nasze życie “obiektywnie lepszym”. (Pinker)

Dzisiejsza cywilizacja informatyczna mogłaby być prawowitym dzieckiem chrześcijaństwa!

Dzieckiem póki co niechcianym. Zdaję sobie doskonale sprawę, że po upadku Kościoła-matki w Jerozolimie w I wieku, po zwycięstwie Atanazego nad Ariuszem w IV wieku – inna opowieść o Jezusie zdominowała teologię. Królestwo stało się “owocem dorastającym w czasie” (Zatwardnicki), dorastającym przez długie siedemnaście wieków – nic dziwnego, że nikt już nie myśli o owocobraniu, które jeszcze za życia Pawła i apostołów budziło tyle nadziei i otuchy…„Realny katolicyzm” – trochę przypominający szary, „realny socjalizm” z jego wyczekiwaniem na kolorowe cuda komunizmu – to dziś głównie kapłańska religia, skupiona wokół idei Wcielenia Boga i Odkupienia, a w praktyce wokół corocznego obrzędu Bożego Narodzenia i coniedzielnego rytuału Ofiary. 

Jeśli jednak teologów zaufanie do nauki – o które spieramy się na blogu “Kleofas” od miesięcy – ma być konsekwentne, nie tylko atomy i galaktyki, i owady, i ludzie, ale także współczesna forma Kościoła powinna chyba być widziana mniej ahistorycznie, bardziej krytycznie, min. z uwzględnieniem danych z przeszłości. Bo „Jezus danych historycznych” raczej kapłanem nie był. 

Był prorokiem. I z nadzieją zapowiadał Królestwo.

 

Cytowane wypowiedzi Stevena Pinkera pochodzą z: Human Progress Quantified

Księdzu Hellerowi: Dlaczego katolicy przestają wierzyć w zmartwychwstanie Jezusa?

Podczas debaty „Nauka a wiara: konflikt czy współistnienie?” w 2010 roku jeden z widzów podzielił się takimi oto wątpliwościami:

„Jest szereg takich problemów, od których szanowne grono, między innymi tutaj, ucieka. Ucieka mianowicie przed problemami milionów ludzi. Nie szukając daleko (…) Dogmaty, których Kościół zafundował sobie mnóstwo nie wiadomo po co. Takie stwierdzenie w wyznaniu wiary: wierzę w ciała zmartwychwstanie. Otóż, jeśli ktoś się zastanowi nad tymi dogmatami, to ma szalony kłopot uwierzyć, że one są prawdziwe. No bo gdzież: musiałby być bliźniaczy świat, w którym te istoty, te ciała nasze po zmartwychwstaniu mogłyby funkcjonować. Musiałaby być odrębna Ziemia. Ale i tak tam by działały prawa ewolucji, to by się starzało… Otóż mądrzy ludzie Kościoła od tych problemów – takie jest moje wrażenie – uciekają”. [1]

 Odpowiedzi katolickich uczonych na te uwagi zostały od razu opatrzone zastrzeżeniami (ks. prof. Michał Heller: „To tylko wstęp do odpowiedzi”, ks. dr Zbigniew Liana: „To nie będzie pełna odpowiedź”). Ks. Heller podjął wyłącznie wątek nadmiaru twierdzeń dogmatycznych, a ks. Liana –  opowiedział o niedostatkach poznania empirycznego (poprzez zmysły). Ten ostatni wprawdzie przelotnie wspomniał o zmartwychwstaniu ciała i świecie po zmartwychwstaniu: „To akurat jest już kwestia wiary. Ani nauka się na ten temat nie wypowiada, bo nie ma możliwości, gdyż to przekracza metodę empiryczna, ani tym bardziej teologia nie próbuje tego naukowo wyjaśnić”. W końcu otwarcie przyznał: „To już jest trudne do dalszego uzasadniania”.

 

ZMARTWYCHWSTANIE JAKO TEMAT TABU

Podobne “zapomnienie o zmartwychwstaniu” zdarzyło się podczas niedawnego wykładu o “kosmicznym dramacie”, gdzie ksiądz Heller przedstawił swą wizję połączenia współczesnej wiedzy kosmologicznej i chrześcijańskiej Genesis. [2] Wykład niezwykle cenny, bo jego intencją było właśnie wprowadzenie potocznego, zrozumiałego języka do wysoce teoretycznych debat o relacjach nauki i religii. Redaktor Sporniak z Tygodnika Powszechnego przesiedział jednak całą prelekcję i debatę wokół niej z pytaniem o “zmartwychwstanie Jezusa” na końcu języka. Ale nie zdążył go zadać. Pozostał niedosyt. Anna Connolly surowo skomentowała na blogu teologicznym “Kleofas”:  „Ks. Heller ewidentnie unika odpowiedzi na pytania religijne. Sam się do tego przyznaje. Znacznie lepiej czuje się opowiadając o logice i fizyce. Jezus, zbawienie, odkupienie, czyściec, piekło, niebo – to w ogóle się u niego nie pojawia”.

 Współczesny teolog wydaje się łatwo odpowiadać na pytania o Księgę Rodzaju i teorie fizyki, pochodzenie życia i wszechświata. Trudniej mu jednak  wyjaśnić, jak się ma chrześcijański dogmat o „cielesnym zmartwychwstaniu” – do wiedzy dzisiejszych biologów. Jeśli ktoś uznałby opisane przeze mnie sytuacje za przypadkowe, bo wynikające np. z zakresu wykształcenia konkretnych osób, biorących udział w konkretnej debacie, przytoczę pytania z obu dziedzin nauki, stawiane przez Fundację Templetona: „Czy fizyka kwantowa ułatwia wiarę w Boga?” i „Czy religia chrześcijańska i teoria ewolucji nie pozostają w sprzeczności?” [3] Tutaj już w samym sposobie sformułowania obu pytań widać, że chrześcijanie ze strony nauk o świecie fizycznym spodziewają się wręcz wsparcia. Zupełnie inaczej sprawy mają się jednak w przypadku biologii.

 Rzecz w tym oczywiście, że Księgę Rodzaju łatwo interpretować metaforycznie, a poza tym fizyka jest dziś rozbita na dwie póki co nie spajalne teorie: kwantową i względności. (Co więcej: fizyka kwantowa ma kilka bardzo odmiennych wykładni). Trudniej natomiast przychodzi teologom zestawianie takich dokładniej określonych idei, jak Nowo Testamentalne “cielesne zmartwychwstanie” –  z dominującym w biologii, przejrzystym i pozbawionym poważnej konkurencji neodarwinizmem. Można się w tej sytuacji obawiać, że teologia chrześcijańska radzi sobie dobrze z nauką, ale tylko wtedy, gdy albo jej własne idee nie są jasne, albo idee naukowe nie są jasne (np. nie bardzo wiadomo, jak teoria kwantowa ukazuje nam świat). Innymi słowy, „dialog z nauką” albo sprowadza idee religijne do wieloznacznych metafor, albo dotyczy bardziej luk w wiedzy naukowej, niż samej tej wiedzy.

 Stawiając sprawę na ostrzu noża chciałbym zapytać: czy nie powstaje niebezpieczeństwo, że dialog ten odbywa się bardzo wysokim kosztem, bo kosztem objaśniania i rozumienia przyrody, w tym także człowieka jako części procesu ewolucji?

Tego rodzaju niedokładne „odpowiedzi” są w moim przekonaniu tylko odsuwaniem problemu na później, a ich skutki – na dłuższą metę będą fatalne dla chrześcijaństwa. Według badań TNS połowa polskich katolików utraciła w ogóle wiarę w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. [4] Globalne procesy takie jak: pentakostalizacja chrześcijanstwa [5] czy odejście od jego zorganizowanych form [6] także mogą mieć tutaj jedną ze swych przyczyn.

 

O TAJEMNICY NAUKOWEJ

 Wrócę zatem do tamtego pytania, aby je lepiej przemyśleć i poważniej potraktować. Zacznę od obserwacji, że to, co zostało nazwane „uciekaniem od problemów”, teologowie często nazywają „szacunkiem wobec tajemnicy”. Ks. Heller powiedział w wywiadzie, że „jeżeli przyjmuję Pana Boga, to z góry zakładam, że są rzeczy, których nie pojmę. Z tak rozumianą tajemnicą spotykamy się właśnie w nauce na każdym kroku”. [7] Wyglądałoby więc na to, że ci, którzy za bardzo „zastanawiają się nad dogmatami” przestali szanować tajemnicę. Także tę naukową. Tracą wiarę wbrew teologii i wbrew nauce, jakby wyłącznie z własnej winy.

 Czy jednak aby na pewno w dzisiejszej nauce spotykamy się „z tak rozumianą tajemnicą”? Czy naukowiec “zakłada z góry to, co niepoznawalne” – w taki sam sposób, jak zakłada to teolog? To pytanie wydaje mi się niezwykle ważne. Nieco dalej w tym samym wywiadzie ks. prof. Heller sam zauważa: „Nasze kategorie poznawcze nie są dane z góry, tylko wypracowane przez ewolucję”. Czy w takim razie tego ostatniego stwierdzenia nie należałoby odnieść do tego pierwszego i powiedzieć: „niepełność” naszego poznania była przypisywana „niepoznawalności zamysłów Boga” – przez powstaniem teorii ewolucji? Obecnie zaś wydaje się całkowicie logiczna konsekwencją lokalności każdej biologicznej adaptacji, w tym także człowieka. Jak tłumaczy Dawid Deutsch (Beginning of Infinity, 2011), rzeczywistość odkrywana przez nauki wydaje się coraz bardziej sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem, bo coraz bardziej zagłębiamy się w środowiska i aspekty świata, które nie wpłynęły na naszą ewolucję. Nie mamy wykształconych ani zmysłów, ani idei, które mogłyby nam pomóc się poruszać po tych obcych nam krainach. Dlatego tak ważne są instrumenty naukowe, które uzupełniają nasze zmysły, a także – wykraczające poza „lokalny”, zdrowy rozsądek – teorie naukowe, dostarczające nam brakujących idei.

Deutsch pokazuje w tej samej książce coś jeszcze: że dla dobrego wyjaśnienia jakiejkolwiek  „tajemnicy naukowej” istotna jest nie tylko możliwość falsyfikacji danej teorii, ale przede wszystkim funkcjonalne połączenie jej elementów, mocno związanych z elementami wyjaśnianego zjawiska. [8] Dobre wyjaśnienia naukowe – w odróżnieniu od wyjaśnień słabych, zawierających nie funkcjonalne i łatwo wymienialne składniki – posiadają siłę przewidywania zjawisk jeszcze nie zaobserwowanych. Dopiero tego rodzaju wyjaśnienia umożliwiły rewolucję naukową i postęp techniczny.

Starożytni Grecy dla wyjaśnienia pór roku ułożyli mit o porwaniu Persefony. Na mocy kontraktu małżeńskiego musi ona co roku wracać do podziemnego królestwa Hadesa, a wówczas smutek jej matki, bogini Demeter, wywołuje zimę. Co stałoby się jednak, gdyby na przykład na skutek podróży do Australii Grecy odkryli, że na półkuli południowej pory roku są odwrócone w fazie? Mogliby oni wówczas łatwo zaadoptować mit, aby pasował do nowego odkrycia, np. stwierdzając, że Demeter przegania gorąco z półkuli północnej na południową i w ten sposób wywołuje lato w Australii. Jak mocno podkreśla Deutsch, uznanie błędu w micie i odpowiednie jego skorygowanie nie zbliżyłyby Greków ani kroku do prawdy, gdyż całe wyjaśnienie było słabe. 

 A co stałoby się, gdyby jednak Grecy znali współczesne wyjaśnienie pór roku, mówiące o nachyleniu osi Ziemi w stosunku do płaszczyzny orbity jej rocznego obrotu wokół słońca? Gdyby wtedy ulegli ówczesnym normom zdrowego rozsądku i próbowali tak zaadaptować teorię, żeby na całym świecie zawsze była ta sama pora roku – wyjaśnienie to by się “posypało” i straciło moc tłumaczenia nawet pogody w Grecji. Żadna łatwa do wprowadzenia zmiana nie mogłaby spowodować, aby nachylenie osi Ziemi wywoływało taką samą porę roku na obu półkulach.

Moim zdaniem nie tylko w starożytnych mitach, ale także we współczesnych wyjaśnieniach teologicznych brakuje tego rodzaju funkcjonalności i „oporu”, stawianego rozmaitym modyfikacjom. W przypadku nawet tych sprawdzalnych wyjaśnień religijnych – jak przepowiednie o końcu świata – „falsyfikacja” bynajmniej nie powoduje ich odrzucenia. Zostają one przeformułowane przez teologię i nadal są uważane za prawdziwe. To oznacza, że zawierały one luźne elementy i należą do kategorii wyjaśnień słabych. W efekcie ani nie nie tworzą one spójnego, możliwego do systematycznego rozbudowywania i korygowania „trzeciego świata” Karla Poppera (świata obiektywnej wiedzy). Dlatego chyba nie możemy – jak to zrobił podczas opisanej przeze mnie konferencji ks. Liana – stawiać znaku równości między „podwojeniami świata”, dokonywanymi przez naukę i teologię. Obie dyscypliny wychodzą poza „dane zmysłowe” i obie uznają realne istnienie „czegoś więcej”, ale ich metody i wyniki, a także wyobrażenia o pochodzeniu i naturze „świata niewidzialnego” są jak na razie bardzo odmienne.

 

HIPOTEZA POSTAWIONA PRZEZ JEZUSA

 Czy można mieć w tej sytuacji pretensje do polskich katolików, że stawiają pytania, a kiedy nie jest to poważnie traktowane – tracą wiarę w te „teorie teologiczne”, gdzie np. teoria ewolucji daje sprawdzalne, jasne i zrozumiale odpowiedzi? (Alan Rogers, The Evidence for Evolution, 2011). Co prawda nauki humanistyczne – w odróżnieniu od biologii człowieka – na progu XXI stulecia nie są jeszcze ani ścisłe, ani neodarwinistyczne. Ich ewolucjonizacja i uściślanie jednak wciąż postępuje (Evolution, Culture, and the Human Mind, 2010).

Zastanawia mnie, że teologowie zajmujący się współczesną nauką i świadomi jej osiągnięć nie stawiają oczywistego pytania: Dlaczego najlepszy sposób poznania – nauka – wydaje się nie pochodzić z chrześcijańskiego objawienia? Dlaczego dobry chrześcijański Bóg dostarcza nam – poprzez teologię – słabych wyjaśnień? 

Prace Davida Deutscha – stawiając w centrum nauki wyjaśnianie, a nie samą tylko eksperymentalną kontrolę – stawiają przed teologią nowe wymagania, ale i otwierają szanse, jakich nigdy wcześniej nie miała. Moim zdaniem nawet szansę na nowy, wiarygodniejszy sposób tłumaczenia świata. Gdyby na przykład w ramach czegoś, co ks. Heller nazywa „fikcją teologiczną”, wyobrazić sobie radykalne przeformułowanie teologii słabej w teologię ścisłą na wzór nauki – konieczny byłby moim zdaniem przede wszystkim powrót do prawdziwej „hipotezy założycielskiej” Jezusa. Mam na myśli jego zapowiedzi nastania rajskiego Królestwa za życia jego i jego uczniów. Paula Fredriksen (From Jesus to Christ, 1988) pokazała bardzo dokładnie to, co nauki biblistyka krytyczna podejrzewała już od czasów Dawida Straussa: że ewangeliści dokonali gruntownej przebudowy idei Królestwa, a także roli Jezusa – już po jego śmierci. Było to możliwe dzięki słabemu funkcjonalnemu powiązaniu różnych elementów żydowskiej eschatologii, jak zmartwychwstanie umarłych, nadejście Mesjasza czy nawrócenie pogan. W efekcie “hipoteza o bliskim Królestwie” została na całe dwa kolejne tysiąclecia zawieszona między falsyfikacją, a weryfikacją. Uznano, że Królestwo po części nadeszło, a po części nadejdzie dopiero w czasie Sądu Ostatecznego.

 Jeśli chrześcijaństwo miałoby uzyskać status bardziej ścisły, powinna istnieć możliwość zweryfikowania (wykazania prawdziwości) hipotezy o Królestwie. Jak jednak tego dokonać? Np. obserwując, że dobrobyt, jakość życia i długowieczność we współczesnych społeczeństwach Zachodu nie mają historycznego precedensu. (Steven Pinker, The Better Angels of Our Nature, 2011) Czy nie można by w takim razie uznać współczesności Zachodu za wstępna realizację idei Królestwa, zwłaszcza, że nowożytna nauka i technika – główne źródła tego nieomal „raju na Ziemi” – powstały właśnie w cywilizacji chrześcijańskiej? 

 Dla zweryfikowania takiej “hipotezy o Królestwie” po pierwsze ważne byłyby prace historyczne, szczegółowo opisujące naukę i kulturę Zachodu jako “dziecko chrześcijaństwa”. Takie prace już istnieją i zawierają solidne, socjologiczne i statystyczne argumenty (Rodney Stark, The Victory of Reason, 2006). Konieczne byłoby jednak równie dokładne zbadanie całej drogi historycznej: także jej wczesnego etapu, prowadzącego od idei Królestwa do chrześcijaństwa (chrześcijaństwem nazywam „ortodoksyjne” poglądy i wielkie społeczności, stworzone przez Ojców Kościoła). Innymi słowy: proces prowadzący do narodzin nauki musi być możliwy do opisania począwszy od nauczania Jezusa z Nazaretu (postaci historycznej, widzianej tak, jak ją widzą współczesne teorie akademickie). Królestwo musi mieć jakiś początek za jego życia, tak jak obiecywał. Weryfikacja/falsyfikacja musi dotyczyć oryginalnej idei, a nie jej poprawionych wersji.

Po drugie potrzebne byłoby w teologii coś trudnego dziś do wyobrażenia: przejście od podziwiania nauki z dystansu i powierzchownej akceptacji jej twierdzeń – do autentycznego zaadaptowania metody i postawy naukowej. Jak pokazuje historia, dopiero przełamanie liczących tysiąclecia barier między dyscyplinami wiedzy umożliwiło rewolucję naukową (Margaret Osler, Reconfiguring the World, 2010). Może tym razem nadszedł czas na nowe przymierze między teologią a akademią? Czy ks. Liana – zapewniający, że pewnymi tematami teologia czy nauka akurat się nie zajmują – pamięta jak Galileusz zmatematyzował przyrodę, a Kepler stworzył „fizykę niebios”? Mimo, że w ich czasach te nauki i te dziedziny badań „akurat” nie były ze sobą łączone.

 

ERCHÓMENOS – TEN, KTÓRY DOPIERO PRZYCHODZI

 Hipoteza eschatologiczna, skupiająca się na pierwotnej idei jeszcze-nieobecnego Królestwa (a nie na ideach Pawła, ewangelistów czy Ojców Kościoła) mogłaby w każdym razie ominąć kulturowe rafy „ortodoksyjnych” chrystologicznych wyobrażeń, opartych na obcych nam, starożytnych intuicjach moralnych: grzechu pierworodnego i odkupienia przez śmierć/zmartwychwstanie. Nigdy nie dała sobie z nimi do końca rady tzw. teologia procesu, czyli wczesna chrześcijańska teologia ewolucjonistyczna. (Celia Deane-Drummond, Christ and Evolution, 2009). Chyba właśnie dlatego pytania o ciało zmartwychwstałe pozostają bez odpowiedzi. Idee tego typu mogłyby jednak być tymczasowo „zawieszone” jako część “słabego wyjaśnienia”, zaproponowanego przez wczesnych myślicieli chrześcijańskich. Jeśli zawieszeniu na wiele stuleci mogła zostać poddana idea Królestwa, dlaczego nie idee chrystologiczne? Także to zawieszenie nie musiałoby być trwałe. Być może uściślona teologia znalazłaby jakiś nowe, tym razem dobre wyjaśnienie i nowy sens dla tych tradycyjnych intuicji? 

  Wielkie religie uznawane są – z ewolucyjnego punktu widzenia – za ogromne, doskonale zaadaptowane, bardzo rozległe kompleksy powiązanych idei. Naiwne są oczekiwania szybkiej laicyzacji Zachodu. Z tego samego ewolucyjnego punktu widzenia nie można jednak także wykluczyć, że nawet chrześcijaństwo – jeśli nie zmieni stosunku do dominujących we współczesności nauk – może przestać kiedyś istnieć. Będzie miało swoje miejsce w historii, ale tylko jako drabina, na jaką nauka się wspięła, aby potem ją odrzucić (Ara Norenzajan, Big Gods, 2013). Mogłoby to okazać się katastrofą także dla nauk. Bo a nuż mamy do czynienia nie z żadną „drabiną”, ale z fundamentem, którego jeszcze na razie zbyt dokładnie nie widać? Co drugi polski katolik nie wierzy w zmartwychwstanie, ale co piąty polski ateista wierzy w istnienie duszy. [9]

 Jak zatem mogłaby brzmieć inna, dokładniejsza i bardziej konstruktywna odpowiedź na pytania, pominięte podczas przywołanych przeze mnie konferencji? Mogłaby brzmieć: jeszcze nie znamy sposobu uzgodnienia ewolucyjnej i chrześcijańskiej wizji człowieka. Domyślamy się jednak, że problem ten „jakoś” zaczyna się w nauczaniu Jezusa i „jakoś” prowadzi do odkryć ewolucjonistów. Jest mianowicie szansa, że nie przypadkiem nowożytna biologia i inne nauki, oparte na dobrych i sprawdzalnych wyjaśnieniach, rozwinęły się właśnie w cywilizacji chrześcijańskiej. Żywimy w związku z tym nadzieję, że uda nam się oczyścić nasze idee, odbudować zerwane mosty i ułożyć bardziej wiarygodną opowieść o czekającym nas lepszym życiu.

 

Linki:

[1] https://www.youtube.com/watch?v=CsDtrOgbirc

[2] https://www.youtube.com/watch?v=mcbvkDDmuGQ

[3] http://www.copernicuscenter.edu.pl/wp-content/uploads/2014/10/Granice-Nauki.pdf

[4] http://www.rp.pl/artykul/1073998.html?print=tak&p=0

[5] https://www.academia.edu/15602017/Etyczne_aspekty_wsp%C3%B3%C5%82czesnej_pentekostalizacji_chrze%C5%9Bcija%C5%84stwa

[6] http://news.berkeley.edu/2013/03/12/non-believers/

[7] http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/248340,1,dowod-na-istnienie-boga.read

[8] https://www.youtube.com/watch?v=folTvNDL08A

[9] http://tygodnik.onet.pl/wiara/raport-o-polskich-ateistach-co-piaty-z-nich-wierzy-w-istnienie-duszy-temat-numeru/yn6z

Czy kiedyś roboty będą się rodzić i żyć?

Dr Fumiya Iida z Uniwersytetu Cambridge opublikował wczoraj wyniki eksperymentu, w którym „robot-matka” projektuje, produkuje i rejestruje „zachowania” rozmaitych wersji swoich „robotow-dzieci”. Następnie  „matka” wykorzystuje zebrane informacje o tych zachowaniach, dokonujac „nie-naturalnej selekcji”: używa najlepiej zaadaptowanych „genomów” w następnych generacjach. Po 10-krotnym „przeewoluowaniu” generacji (składających się z 10 „organizmów” każda) – pojawiły się usprawnione „roboty-dzieci”, zdolne poruszać się dwukrotnie szybciej, niż „organizmy”, od których cały proces wystartował. Czytaj dalej Czy kiedyś roboty będą się rodzić i żyć?

Chrześcijaństwo a cywilizacja informatyczna: o czym rozmawialiśmy?

Moje podsumowanie dotychczasowych 7 artykułow i 300 komentarzy będzie z konieczności niepełne i niedoskonałe. Piszę je, aby serdecznie podziękować dotychczasowym Uczestnikom, a także z grubsza opowiedzieć potencjalnym nowym Autorom i Komentatorom, zainteresowanym tematem – o czym tu rozmawiamy. Czytaj dalej Chrześcijaństwo a cywilizacja informatyczna: o czym rozmawialiśmy?