Głównym i najbardziej zaszczytnym zadaniem teologa jest wypowiadać coraz głębiej tę Rzeczywistość, która w ludzkim języku nigdy nie będzie wypowiedziana do końca.
Artykuł opublikowany w: Tożsamość teologii, red. Andrzej Anderwald, Tadeusz Dola, Marian Rusecki, Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2010, s. 333-346.
O domniemanych zainteresowaniach teologicznych w piekle
Zacznę od przypomnienia intuicji C.S. Lewisa, przedstawionej w piątym rozdziale jego eseju pt. Rozwód ostateczny, że uprawianie teologii będzie jednym z najbardziej interesujących zajęć w wiekuistym mieście bez Boga, czyli w Piekle. Bohaterem tego rozdziału jest teolog, który swojego czasu wsławił się odrzuceniem prawdy o Zmartwychwstaniu. Poczytywał to sobie za cząstkę swojej służby prawdzie, a również za akt odwagi i wolności myślenia.
Jego młodszy kolega i dawny zwolennik próbuje mu uprzytomnić jego zakłamanie. Bo cóż to była za odwaga, skoro nic innego nie mogło z niej wyniknąć, „niż to, co rzeczywiście nastąpiło: stałeś się sławny, twoje książki sprzedawały się świetnie, zapraszano cię wszędzie, a w końcu zostałeś biskupem”.
A czy to była służba prawdzie? „Przecież wiesz, że graliśmy znaczonymi kartami. Nie chcieliśmy, żeby co innego okazało się prawdą. Obawialiśmy się prostackiej wiary w Zmartwychwstanie, zerwania z duchem czasu, ośmieszenia, ale przede wszystkim baliśmy się prawdziwego życia duchowego, jego lęków i nadziei”.
I nie byliśmy wolni w myśleniu – próbuje przekonać starszego kolegę młodszy. – „Bądźmy ze sobą szczerzy. Do naszych poglądów wcale nie dochodziliśmy uczciwie. Po prostu zetknęliśmy się z pewnym nurtem i daliśmy mu się unieść, bo wydawał nam się nowoczesny i obiecujący. Na uniwersytecie automatycznie zaczęliśmy pisać tylko to, co było oceniane wysoko, i mówić tylko to, co spotykało się z aprobatą”.
Jednak słowa prawdy w ogóle nie docierają do pogrążonego w potępieńczym samozadowoleniu teologa. Toteż kiedy został zaproszony do wędrówki na spotkanie z samym Bogiem, ów nieszczęśnik wolał pójść na zebranie działającego w piekle Towarzystwa Teologicznego.
Czym różni się teologia od antyteologii?
Opowieść Lewisa ułatwi nam odpowiedź na pytanie, czym jest teologia chrześcijańska. Otóż teologia chrześcijańska jest to realizowana w wierze refleksja nad Bożym Objawieniem, jakie się dokonało ostatecznie w Jezusie Chrystusie, Synu Bożym i Zbawicielu wszystkich ludzi. Zatem teologiem chrześcijańskim może być tylko ten, kto w Jezusa Chrystusa wierzy naprawdę, a więc kto wierzy, że Ojciec Przedwieczny dał nam swojego Syna, który za sprawą Ducha Świętego stał się człowiekiem, nauczył nas dróg Bożych, przeszedł zwycięsko przez mękę krzyża, a swoim zmartwychwstaniem otworzył nam drogę do życia wiecznego. Nie jest teologiem chrześcijańskim, kto odrzuca prawdę Trójcy Świętej albo prawdę wcielenia Syna Bożego i dokonanego przez Niego odkupienia; nie jest również teologiem chrześcijańskim, kto przy tych prawdach próbuje majsterkować.
Mentalność współczesna próbuje narzucić chrześcijanom nowy, wiekom poprzednim chyba nieznany, rodzaj zrelatywizowania Jezusa. Kiedy bowiem dawniej jacyś ludzie rozpoznawali w Jezusie kogoś na miarę Jana Chrzciciela, Eliasza czy Jeremiasza (por. Mt 16,14), albo kiedy próbowali sobie wyjaśnić tajemnicę Jego Osoby poprzez umieszczenie Go w jakiejś perspektywie mitologicznej (por. 1 J 4,2n; 2 J 7), albo wreszcie kiedy stawiali Go na równi z Buddą, Sokratesem, Mahometem czy Gandhim – wyjaśniali fenomen Jezusa jako ludzie niewierzący. Mówiąc metaforycznie: sądzili, że księżyc to tylko jedna z lamp ulicznych.
Dzisiaj żąda się od chrześcijan, ażeby wyrzekli się swojej wiary, że Jezus jest darem Ojca Przedwiecznego dla wszystkich ludzi, że umarł za grzechy wszystkich ludzi i ma moc wszystkich doprowadzić do życia wiecznego. Mówi się nam: „Możecie sobie wierzyć, że Jezus jest waszym Zbawicielem; dokonujecie jednak duchowej agresji przeciwko niechrześcijanom, kiedy mówicie, że On jest Zbawicielem wszystkich”. Mówiąc metaforycznie: Wolno wam sądzić, że księżyc jest czymś więcej niż lampą uliczną, jednak musicie wiedzieć, że poza terenem waszej parafii jest on tylko lampą uliczną.
Ludziom tak rozumującym trudno wyjaśnić, że stawiając tego rodzaju żądania, w gruncie rzeczy zakazują nam wierzyć w Jezusa. Bo jeżeli On tylko dla nas, wierzących, jest Synem Bożym, albo jeżeli tylko nas odkupił, to jest On Synem Bożym i Zbawicielem tylko w naszych poglądach, a w rzeczywistości nie jest ani jednym, ani drugim.
Otóż pierwszym zadaniem teologa chrześcijańskiego jest wytrwałe przypominanie, że w Jezusa Chrystusa albo wierzy się naprawdę, albo uprawia się zabawę w wiarę (por. 1 Kor 15,14.19; Ga 1,6-9). Natomiast teolog chrześcijański, który, dostosowując się do współczesnej mentalności, próbuje rozmontować wiarę, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem, równym swojemu przedwiecznemu Ojcu Synem Bożym i Zbawicielem wszystkich ludzi, jest w gruncie rzeczy niszczycielem wiary, a nie jej sługą, nawet jeżeli jego subiektywne intencje są jak najlepsze. W jakimś sensie wolno kogoś takiego nazwać antyteologiem, nawet jeżeli skądinąd jest on kierownikiem Katedry Katolickiej Teologii Dogmatycznej.
„Moja nauka nie jest moją”
„Prawdziwa teologia wywodzi się z wiary i chce do wiary prowadzić” (PDV 53). Gdyby Objawienie biblijne było jedynie faktem kulturowym, wówczas przyjmowanie go z wiarą, i to z wiarą całoosobową, świadczyłoby o naiwności i niedojrzałości, zaś relatywizowanie go – co przed chwilą nazwałem antyteologią – byłoby błogosławionym wysiłkiem na rzecz przekształcenia chrześcijaństwa w formację godną czasów współczesnych (i mniejsza o to, że prowadziłoby to do jego rozmontowywania).
Rzecz jednak w tym, że z Jezusem Chrystusem naprawdę jest tak, jak od dwóch tysięcy lat wyznaje Kościół, Chrystus Pan nie był geniuszem religijnym, któremu udało się wyjątkowo głęboko rozpoznać prawdy ostateczne i w sposób zrozumiały je przedstawić. On jest Synem Bożym, który przyszedł do nas jako osobowy dowód miłości Ojca do swoich stworzeń (por. J 3,16), zaś prawdy o Bogu On nie szukał ani się jej nie domyślał, ale przyniósł ją od swojego Ojca: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył” (J 1,18; por. 3,11.32; 6,46).
Prawda znaleziona przez największych nawet geniuszy domaga się dopracowania przez uczniów i następców, niekiedy korekty, a zawsze – spojrzeń sprawdzających, krytycznych i polemicznych, a nawet propozycji alternatywnych. Nie tak jest z prawdą przyniesioną przez Jezusa Chrystusa. Ona jest darem Bożym, na który trzeba się otworzyć możliwie całkowicie w pełnym zawierzenia posłuszeństwie.
Teolog, sam pielęgnując w sobie postawę posłuszeństwa wiary, stara się przyczyniać do tego, żeby lud Boży w takim właśnie duchu naukę wiary przyjmował. Najwyższy wzór takiej postawy zostawił nam Pan Jezus. „Moja nauka – mówił z całą jasnością – nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał” (J 7,16; por. 8,28). „Czyż w tych słowach naszego Mistrza – pytał Jan Paweł II w pierwszej swojej encyklice – nie dochodzi do głosu ta właśnie odpowiedzialność za prawdę objawioną, która jest <własnością> samego Boga, że nawet On, <Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca> (J 1, 18) – gdy ją przekazuje jako Prorok i Nauczyciel – czuje potrzebę podkreślenia, że czyni to z całą wiernością dla jej Boskiego Źródła” (RH 19).
Warto sobie uprzytomnić, że kiedy teolog przedstawia swoje wymysły zamiast prawdy objawionej, dopuszcza się nadużycia analogicznego, jakiego dopuszczają się pseudouczeni fałszujący źródła historyczne lub przedstawiający nowe teorie na podstawie nieporządnie lub nawet nieuczciwie przeprowadzonych doświadczeń. We wszystkich bowiem trzech przypadkach człowiek stawia swój pogląd ponad prawdę rzeczywistości. Jeśli odwołać się do rozróżnień jeszcze starogreckich, dla takiego teologa prawda wiary jest już nie tyle przedmiotem obiektywnego poznania (episteme), co raczej opinii, domysłu (doksa). Zatem teolog ten, a w gruncie rzeczy antyteolog, przyczynia się w ten sposób do zdegradowania wiary do poziomu tylko inspirowanych Bożym Objawieniem ludzkich wierzeń.
Autentyczna teologia nie tylko uważnie i w posłuszeństwie wiary wsłuchuje się w to, co Jezus nam o swoim Ojcu opowiedział, ale szuka uczestnictwa z Jezusem w Jego kochającym zjednoczeniu z Ojcem. To nie przypadek, że tytuł doktora Kościoła przyznawany jest wyłącznie osobom świętym. Świętość i jakieś realne doświadczenie Boga jest warunkiem bycia prawdziwym teologiem i gwarancją prawowierności uprawianej przez nas teologii. Bez realnego, nadprzyrodzonego kontaktu z Bogiem praca teologa może sprowadzić się do „pozbawionego mocy okazywania pozoru pobożności” (2 Tm 3,5), do „próżnych dociekań i słownych utarczek” (1 Tm 6,4).
Zatem nigdy dość przypominania, że to dzięki pośrednictwu Jezusa możemy rzeczywiście doświadczyć Boga. „Kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12,45; por. 14,6-11). Warto zauważyć, że „umiłowany uczeń” – jedyny z apostołów, któremu tradycja kościelna przyznaje tytuł Teologa – został w Ewangelii przedstawiony jako spoczywający „na łonie Jezusa” (en tõ kolpõ, J 13,23), analogicznie jak Słowo, Bóg Jednorodzony, przebywa na łonie swojego Ojca (J 1,18).
Podsumujmy: ani osobą Zbawiciela, ani Jego nauką nie wolno zajmować się z pozycji obserwatora. Nawet tego, że jest On Synem Bożym i Zbawicielem – nie wolno nam głosić w oderwaniu od tej miłości, która Go do nas posłała (J 3,16), i tej miłości, w jakiej On swoją misję wypełnił (J 13,1; 15,13), i wreszcie tej miłości, jakiej On oczekuje od nas (Mt 10,37; J 21,15). „Teolog to przede wszystkim człowiek wierzący – przywołajmy jeszcze raz Jana Pawła II. – Ale wierzący, który zastanawia się nad własną wiarą (fides quaerens intellectum), by osiągnąć głębsze zrozumienie samej wiary. Obydwa aspekty — wiara i dojrzała refleksja — ściśle się z sobą wiążą i splatają. Właśnie ich wewnętrzna koordynacja i wzajemne przenikanie decydują o prawdziwej naturze teologii, a co za tym idzie — o treściach, o metodach i o duchu, zgodnie z którymi należy wypracowywać i studiować świętą naukę” (PDV 53).
Kościół podstawowym „miejscem” prawdy Bożej
Pierwszym „skandalem” wiary chrześcijańskiej jest historyczna partykularność Jezusa Chrystusa. Bo jeżeli naprawdę Syn Boży, Bóg prawdziwy, stał się jednym z nas, to przecież nie sposób nie zdawać sobie sprawy z tego, że podczas swojego doczesnego przebywania z nami spotkał się On bezpośrednio – nawet jeżeli to były tłumy – tylko ze znikomą częścią ludzi jednego tylko pokolenia. A przecież ludzkość, której jest On Zbawicielem i której przekazał słowa zbawienia, stanowi wiele następujących po sobie pokoleń! Co więcej, nawet ci, których Jezus nauczał bezpośrednio, często Go nie rozumieli (por. Mt 13,13; J 8,43), nieraz nie rozumieli Go nawet najbliżsi uczniowie (por. Mt 15,16n; 16,22n; Łk 9,45; 18,34; J 13,7; Mk 16,14).
Odpowiedź na ten „skandal” znajduje się w tajemniczych słowach Jezusa: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7). To w Duchu Świętym zostaliśmy ukształtowani w Kościół: Ten sam, który jest osobową pieczęcią jedności Ojca i Syna, zstąpił na uczniów Jezusa i stał się pieczęcią ich jedności ze swoim Mistrzem i Zbawcą.
Słowem, dzięki Duchowi Świętemu kształtującemu nas w Kościół, nasza jedność z Jezusem i możliwości spotkania z Nim są dziś niewyobrażalnie głębsze niż te, jakie mieli nawet sami apostołowie, kiedy żyli z Nim na co dzień i mieli możliwość bezpośredniego przebywania z Nim. Apostołowie mogli „jedynie” być w Jego obecności, słuchać Go, zadawać Mu pytania, być świadkami Jego postępowania i Jego cudów. Nasze możliwości zjednoczenia z Jezusem i czerpania z Niego są nieporównanie większe. Teraz my jesteśmy – co prawda zaczątkowo, ale coraz więcej – w Nim, a On w nas.
Również sam Duch Święty troszczy się o to, żeby przyniesiona przez Jezusa od Ojca prawda Boża trwała w Kościele w swojej autentyczności, żyła, rozwijała się i przynosiła zamierzone przez Boga owoce. Duch Święty niewątpliwie nie dopuści do tego, żeby w Kościele Chrystusowym zakorzeniły się na trwałe jakieś falsyfikaty, których „nie sadził Ojciec niebieski” (Mt 15,13).
Ten dar Ducha Świętego obiecał swojemu Kościołowi sam Zbawiciel: „A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem.” (J 14,26). Zresztą nawet nie da się wyobrazić, że Bóg mógłby obdarzyć nas swoją prawdą, przeznaczoną dla wszystkich ludzi, i nie zadbać o to, ażeby nie została ona w ciągu pokoleń zagubiona lub przeinaczona. Skoro „Bóg tak umiłował świat, że dał swojego Jednorodzonego Syna” (J 3,16), przez którego „przyszły łaska i prawda” (J 1,17), to z pewnością zatroszczył się również o to, abyśmy – my, ludzie wszystkich kolejnych pokoleń – wieść o tej Jego miłości do nas mogli otrzymywać w postaci autentycznej i nieomylnej.
W tym celu obdarzył Kościół dwoma widzialnymi darami, których autentyczność gwarantowana jest przez samego Ducha Świętego. Pierwszym z tych darów są cztery Ewangelie o Jezusie Chrystusie oraz wszystkie pozostałe księgi Starego i Nowego Testamentu, zawierające nieomylne słowo Boże. Drugim – kolegium apostołów oraz ich następców, zobowiązane do strzeżenia oraz do nieomylnego głoszenia i wyjaśniania złożonej w Kościele prawdy Bożej. Chrystus Pan uczynił ich (to kolegium, na czele z Piotrem), pasterzami w swoim Kościele i to do nich powiedział: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16; por. Mt 16,19; Łk 22,32; J 21,15-19).
To, że prowadząca do zbawienia prawda Boża dostępna jest nam w Kościele, jasno wyznajemy – pamiętając jednak o dzielących nas różnicach – zarówno w Kościele katolickim, jak prawosławnym. Wydaje się, że takie podejście do roli Kościoła w przechowywaniu i przekazywaniu prawdy objawionej bliskie jest również naszym braciom protestantom. Dość przypomnieć, że pierwsze 21 artykułów Konfesji Augsburskiej zaczyna się od słów: „Kościoły nasze uczą”. Kiedyś wielkie wrażenie wywarły na mnie słowa, jakie Karl Barth napisał w odpowiedzi na pytanie, kim jest dla ciebie Jezus Chrystus: „Jezus Chrystus jest dla mnie ściśle tym, czym był, czym jest i czym będzie dla Kościoła, który powołał i któremu udzielił pełnomocnictwa”. Ten teolog świetnie wiedział, że autentyczna wiara i teologia możliwe są tylko w Kościele.
To prawda, że my, chrześcijanie – katolicy, prawosławni oraz protestanci – nie jesteśmy zgodni w swoim rozumieniu Kościoła, jednak różne spojrzenia na Kościół, choć trudne do zharmonizowania, nie są sobie przeciwstawne. Tutaj pozwolę sobie przypomnieć, co my, katolicy, wierzymy o przynależności do Kościoła tych chrześcijan, którzy nie są katolikami. Otóż wierzymy – teraz cytuję DE 3 – że „pełnię zbawczych środków osiągnąć można jedynie w katolickim Kościele Chrystusowym, który stanowi powszechną pomoc do zbawienia”. Zarazem jednak nasz Kościół oficjalnie naucza, że „ci, co wierzą w Chrystusa i zostali ważnie ochrzczeni, (…) usprawiedliwieni z wiary przez chrzest należą do Ciała Chrystusa, dlatego też zdobi ich należne im imię chrześcijan, a synowie Kościoła katolickiego słusznie ich uważają za braci w Panu” (tamże).
Niejednoznaczność pojęcia teologii „poza Kościołem”
Ciągle wisi nad nami pytanie: Czy chrześcijańską myśl religijną, uprawianą poza Kościołem, można nazwać teologią? Modelowo, rozróżnijmy trzy następujące sytuacje: 1) kiedy dana myśl religijna powstaje nie tyle poza Kościołem, co poza eklezjalnym strukturami, 2) kiedy dana myśl formułowana jest przeciwko Kościołowi, a w każdym razie w postawie odrzucenia wiary Kościoła, 3) kiedy intencją danych autorów i myślicieli jest służba wierze i Kościołowi, niemniej myśl ta natrafia w Kościele na niezrozumienie i sprzeciw.
W pierwszym przypadku chodzi o myśl religijną, nieraz ogromnie głęboką, nawet jeśli niekiedy kontrowersyjną, takich autorów – że ograniczę się do przykładów z samej tylko kultury polskiej – jak Adam Mickiewicz, Zygmunt Krasiński, Karol Ludwik Koniński czy Czesław Miłosz. Religijne poszukiwania tych autorów nieraz rzucają wiele autentycznego światła na prawdę wiary, toteż nawet jeżeli ten czy ów myśliciel wydaje się niekiedy kontrowersyjny, wolno do niego i do jego religijnej twórczości odnieść słowa Chrystusa Pana: „Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami” (Mk 9,40).
Trudno jednak nazwać teologią książki i artykuły, poświęcone myśli chrześcijańskiej, ale skierowane przeciwko wierze Kościoła, np. twórczość Tomasza dawniej Węcławskiego czy Gezy Vermesa (światowej sławy badacza tekstów z Qumran!), a nawet pełne zachwytu dla Ewangelii (swoiście jednak pojmowanej) antykościelne teksty Lwa Tołstoja. Nie wahałbym się „teologicznej” twórczości tych autorów nazwać antyteologią, zwłaszcza że wszyscy trzej jednoznacznie odrzucają prawdę boskości Chrystusa Pana oraz dokonanego przez Niego odkupienia.
Mniej jednoznaczny byłbym wobec tekstów Hansa Künga. Na pewno antyteologią są jego teksty ariańskie, w których prawdę Bóstwa Chrystusa Pana usiłuje sprowadzić jedynie do tezy, iż w żadnym innym człowieku Bóg nie był obecny tak intensywnie, jak w Jezusie z Nazaretu. Na pewno raczej zgorszenie niż aprobatę budzi fakt, że Hans Küng nie przebiera w słowach w swoich reakcjach na upomnienia ze strony kościelnego Magisterium. Mimo to jednak nie miałbym odwagi uważać go generalnie za antyteologa.
Casus Hansa Künga każe przypomnieć niesprawiedliwe upomnienia ze strony kościelnego Magisterium, jakie otrzymali najwybitniejsi teologowie katoliccy połowy XX wieku (m.in. ojcowie de Lubac, Chenu, Congar). Trudno jednak nie zgodzić się z instrukcją Kongregacji Nauki Wiary z roku 1976, że fakt kilku niefortunnych interwencji doktrynalnych nie upoważnia przecież do twierdzenia, jakoby „Urząd Nauczycielski Kościoła zwykle się mylił w swoich osądach dyktowanych roztropnością, lub nie był wspierany przez Boga w spełnianiu swojej misji” (Donum veritatis, 24).
Nie da się rozsądnie zakwestionować prawa biskupów, ze Stolicą Apostolska na czele, do czuwania nad tym, aby nauczanie realizowane w imieniu Kościoła nie sprzeciwiało się wierze Kościoła. Owszem, współczesna wrażliwość demokratyczna domaga się tego, ażeby w miarę możliwości doktrynalną interwencję Magisterium zastąpić dialogiem z zainteresowanym teologiem, tak aby miał on możliwość swobodnego przedstawienia swych racji i odparcia zarzutów. Jednak zupełne odmawianie Urzędowi Nauczycielskiemu prawa do interwencji doktrynalnej równałoby się odmawianiu Kościołowi prawa do doktrynalnej tożsamości, byłoby przymuszaniem Kościoła do wyparcia się wiary i zastąpienia jej ustalanymi przez ludzi wierzeniami. Jeżeli ktoś chce być teologiem katolickim, tym samym zobowiązuje się do tego, że nie będzie używał swojej wolności przeciwko wierze Kościoła.
Tymczasem dzisiaj w niektórych środowiskach teologicznych wytworzyła się atmosfera paradoksalna, którą dowcipnie charakteryzuje Hans Urs von Balthasar w swojej książce pt. Antyrzymski resentyment: „Akurat teraz, kiedy do przeszłości należą jakiekolwiek rzeczywiste naciski ze strony Świętego Oficjum, i w odróżnieniu od ostatniej generacji wielkich teologów, którzy te naciski przetrwali w milczeniu, [współcześni teologowie] już z góry żałośnie lamentują (jak dzieci u stomatologa, jeszcze przed borowaniem zęba) i zaprzysięgają się, że <pójdą na barykady>, jeśli im ktoś zechce choćby w najmniejszym stopniu ograniczyć ich chrześcijańską i ludzką wolność”.
Duchowa suwerenność teologa
Nie jest oczywiście tak, że teologia, która budzi sprzeciw jakichś innych teologów lub biskupów, tym samym jest teologią podejrzaną lub nawet antyteologią. Przecież pluralizm należy poniekąd do urody prawowiernej teologii. Ponadto, warto przypomnieć, że w historii Kościoła zdarzało się niekiedy, iż głównymi obrońcami zagrożonej prawowierności byli bardziej teologowie, niż biskupi. Niekiedy nawet pojedynczy teologowie – żeby przypomnieć posługę, jaką podczas soboru w Nicei wypełnił św. Atanazy, wówczas jeszcze diakon, albo męczeński sprzeciw św. Maksyma Wyznawcy w obliczu monoteletyzmu, kiedy zastraszony przez twórców tej herezji episkopat (za wyjątkiem jedynie papieża Marcina I) wydawał się ją popierać.
Przykłady takich wielkich teologów, jak Atanazy czy Maksym, przypominają, jak wielkim darem dla Kościoła może być teolog naprawdę duchowo suwerenny. Czysto zewnętrzne posłuszeństwo nauce Kościoła, na wzór posłuszeństwa, jakie ludzie nie ceniący swojej wolności okazują różnym ideologiom, tylko obrażałoby Boga. „Gdzie bowiem Duch Pański, tam wolność” (2 Kor 3,17). Nigdy nie jest tak, żeby słowo Boże docierało do kogoś wyłącznie od zewnątrz. Słowo Boże, zapisane w Piśmie Świętym albo głoszone ustami człowieka, naprawdę słyszymy dopiero wtedy, kiedy pouczy nas o nimnauczyciel wewnętrzny, któremu na imię Duch Święty.
Rzecz jasna, nie każdy duch, który w naszym wnętrzu poucza nas o prawdach wiary, jest Duchem Świętym. Takie pouczenia mogą płynąć również z ducha pychy albo z ducha rozłamu i niezgody, z ducha konformizmu, itp. Istnieje proste kryterium, jak odróżnić Ducha prawdy od różnych duchów niedobrych: Niemożliwe jest, żeby ten sam Duch Święty inaczej nauczał w Kościele, a inaczej w moim wnętrzu, niemożliwe jest również, żeby Duch Święty nauczał dzisiaj czegoś sprzecznego z wiarą poprzednich pokoleń.
Warto zwrócić uwagę na kryterium pomocnicze: Prawdziwa wierność dogmatom Kościoła wymaga zazwyczaj odwagi. Nie wymaga zaś odwagi ani jałowa i bezduszna, zniechęcająca do wiary prawowierność, ani modne dzisiaj i budzące poklask dystansowanie się wobec oficjalnej nauki Kościoła. Otóż sam zdrowy rozsądek każe wątpić, ażeby można było uzyskać duchową suwerenność poprzez uleganie owczemu pędowi. Teolog z prawdziwego zdarzenia stara się w taki sposób aprobować nieomylne zdania wyrażające prawdę wiary, ażeby odsłaniać ich otwarcie na Bożą Rzeczywistość, o której one mówią[1].
Podobnie jednak jak aprobata dla nieomylnych zdań wyrażających prawdę wiary nie jest celem wiary, ale jej początkiem (bo jej celem jest zanurzenie się w Bożej Rzeczywistości, na którą te zdania wskazują), tak samo nie jest pierwszym zadaniem teologii uzasadnianie, wyjaśnianie czy porządkowanie wspomnianych zdań, jakkolwiek działania te stanowią ogromnie ważną część pracy teologów.
Powiedzmy to inaczej. Teolog wykonuje niezwykle ważną służbę dla Kościoła, kiedy – w jedności z poprzednimi pokoleniami wierzących – pracuje nad językiem wiary, usuwa utrudniające ją przeszkody, wyjaśnia pojawiające się nieporozumienia i zarzuty, stara się wyrazić wiarę w pojęciach bardziej zrozumiałych dla ludzi danego pokolenia i kultury. Jednak głównym i najbardziej zaszczytnym zadaniem teologa jest wypowiadać coraz głębiej tę Rzeczywistość, która w ludzkim języku nigdy nie będzie wypowiedziana do końca.
Ponieważ jest to Rzeczywistość nieskończona, rozumie się samo przez się, że przez różnych teologów jest ona wypowiadana różnorodnie. Teologia katolicka jest z natury swojej pluralistyczna. Prawda Boża domaga się, z jednej strony, jedności w wierze, ale z drugiej strony, jej nieskończoność czyni pluralizm w teologii czymś oczywistym i wręcz nieuniknionym.
Ale uwaga: Uprawianie antyteologii nie jest żadnym teologicznym pluralizmem, tylko sianiem zamętu. Teologia tylko wtedy jest teologią autentyczną, kiedy naprawdę opisuje i zgłębia Bożą Rzeczywistość, tak jak została nam ona objawiona w Jezusie Chrystusie. Jeśli tę Rzeczywistość fałszuje i dostosowuje do ludzkich pożądań („tak jak ich świerzbią uszy”, 2 Tm 4,3), to nawet jeżeli odwołuje się obficie do Pisma Świętego i Ojców Kościoła, jest antyteologią i trzeba się przed nią bronić.
[1]Inspiruję się tutaj genialnymi określeniami aktu wiary oraz dogmatu wiary, jakie zaproponował święty Tomasz z Akwinu: Actus credentis non terminatur ad enuntiabile, sed ad rem (S.th. 2-2 q.1 a.2 ad 2) – kresem aktu wiary nie jest zdanie, ale Rzeczywistość, o którym to zdanie mówi. Natomiast dogmat wiary jest to ujęcie Bożej prawdy ku tej prawdzie zmierzające: Articulus fidei est perceptio divinae veritatis tendens ad ipsam (S.th. 2-2 q.1 a.6).
„Nie tak jest z prawdą przyniesioną przez Jezusa Chrystusa. Ona jest darem Bożym, na który trzeba się otworzyć możliwie całkowicie w pełnym zawierzenia posłuszeństwie.
Teolog, sam pielęgnując w sobie postawę posłuszeństwa wiary, stara się przyczyniać do tego, żeby lud Boży w takim właśnie duchu naukę wiary przyjmował.”
Odczuwam tu być może subiektywnie, jakieś lekceważenie i chęć mocnego „prowadzenia za rączkę” ludu Bożego. Także obawę, że jeśli teolog(czy antyteolog) wystąpi przed ludźmi szczerze ze swoimi wątpliwościami czy nawet niewiarą niedouczony lud boży zwątpi.
Być może takie osoby jak Vermez, Więcławski wyrywają nas z, w dużej mierze kulturowego ciepełka pewności wiary? Czy te słowa: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie” mają sens jeśli nie dopuszcza się do siebie myśli i głosów innych, którzy doszli do wniosku, że Jezus jednak nie jest Panem. Przecież dla otoczenia ludzi, którzy tak wtedy wyznawali wiarę Jezus był nikim, po prostu jakimś ukrzyżowanym Żydem z krańców Imperium, ukrzyżowanym złoczyńcą, religijnym wariatem.
Myślę, że wiara nie ma dramatyzmu, jeśli stykam się tylko ze zgodnymi z Magisterium teologami.
Nie nazwałabym wymienionych wyżej ludzi teologami, nie sądzę, że chcieli jakoś robić na złość teologom, ludziom wierzącym, mówili tylko szczerze co myśleli, do czego doszli idąc samodzielnie swoją droga…
Powyższy artykuł ks. Jacka Salija nie jest dla mnie niczym innym, jak jednym z setek jego tekstów apologetycznych. Autor po prostu lubuje się w obronie i usprawiedliwianiu kościelnych poglądów, praktyk i zwyczajów, które zaistniały w określonym czasie i kontekście historycznym. Problem w tym, że mamy już inne czasy, inne uwarunkowania, inną świadomość, inną mentalność…
Jak wynika z treści – Autor ma też w sobie coś z inkwizytora. W zasadzie nie dziwi mnie to, wszak dominikanie przez wiele lat zaliczali się w tym fachu do największych profesjonalistów… Vermes jest „be”, Węcławski – „be”. Dalej czytamy: „Mniej jednoznaczny byłbym wobec tekstów Hansa Künga”. A to z jakiej przyczyny? Dlatego, że jednak nie porzucił jak oni sutanny? Przecież teksty Künga są aż do bólu „jednoznaczne” i krytykują wypaczenia choćby tzw. urzędu nauczycielskiego Kościoła, z którego nieomylnym głosem Salij najwyraźniej chce być utożsamiany. Żeby nie być gołosłownym, poniżej mała próbka (wiążąca się z wywołanym pod dyskusję tematem) z książki Hansa Künga „Nieomylny?” (Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 1995, s. 218-219):
To prawda, niektórzy papieże naszych czasów – ale nie Jan XXIII! – wciąż na nowo usiłowali zastrzec na zasadzie absolutystycznej wyłączności sobie tylko (i jeśli się to opłacało – także biskupom) prawo „autentycznego” objaśniania „depozytu wiary”. Pozostawmy tu na boku przytoczone już przykłady, które są wystarczającą ilustracją tego, jak ogłaszająca się za autentyczną władza nauczycielska za pomocą środków prawnych w rzeczywistości okazywała się w wielu przypadkach nieautentyczna. Zgodnie z tym wszystkim, co w książce niniejszej miało od początku do końca znajdować swój wyraz, Duch Święty dany jest autentycznie dla zbawienia Kościoła nie tylko papieżowi i biskupom, Kościół bynajmniej nie jest tożsamy z jego zwierzchnikami, prawda wiary chrześcijańskiej nie jest „zdeponowana” w rzymskich biurach i biskupich ordynariatach, zaś „autentyczne” głoszenie i objaśnianie przesłania chrześcijańskiego nie jest dla nikogo „zarezerwowane”. Duch Boży tchnie, kędy chce, jest większy od Kościoła, a Kościół jest większy od swego kierownictwa. Jeśli za punkt wyjścia obrać pierwotne przesłanie chrześcijańskie, ale także najstarszą i najlepszą Tradycję Kościoła katolickiego, pozostawiającą jeszcze w średniowieczu „urząd nauczycielski” w rękach teologów (praktycznie, choć nie zawsze szczęśliwie, w rękach Sorbony), to nie może być mowy o tym, by kierownictwo Kościoła (zwane potem „urzędem nauczycielskim”) mogło być w miejsce Ewangelii formalną i materialną normą dla prawdy teologii i teologów, i aby to nie Panu Kościoła, lecz kościelnej zwierzchności przysługiwała władza nad teologią i teologami (i to w sensie prawnego nadzoru i pogardzającej prawami ludzkimi inkwizycji). NIE MOŻE BYĆ MOWY O TYM, BY TEOLOGOWIE MOGLI UPRAWIAĆ SWĄ NAUKĘ JEDYNIE Z UPOWAŻNIENIA KIEROWNICTWA KOŚCIOŁA, CO NIEUCHRONNIE – JAK UCZY DOŚWIADCZENIE – PROWADZIĆ MUSI DO JURYDYZACJI DOKTRYNY KOSZTEM WOLNOŚCI I JEJ „USZKOLNIENIA” KOSZTEM BADAŃ. NIE MOŻE BYĆ ZATEM MOWY TAKŻE O TYM, BY TEOLOGIA MOGŁA SIĘ W KOŚCIELE ZADOWOLIĆ WYGODNĄ DLA JEGO KIEROWNICTWA PRYWATNOŚCIĄ, SAMEMU KIEROWNICTWU POZOSTAWIAJĄC OBSZAR DZIAŁALNOŚCI PUBLICZNEJ I OFICJALNEJ, CZY TEŻ BY, JAK ŻYCZYŁ SOBIE TEGO CHOCIAŻBY PIUS IX, „NAJWAŻNIEJSZE JEJ ZADANIE” MOGŁO POLEGAĆ NA ZNAJDYWANIU W ŹRÓDŁACH UZASADNIEŃ DLA TEGO, CO ZDEFINIUJE „URZĄD NAUCZYCIELSKI” [podkr. moje A.M.].
I jeszcze tak na marginesie – zachęta dla tych, którzy interesują się teologią: warto czytać książki Hansa Künga! Kilka z nich – Bogu niech będą dzięki – zostało już przetłumaczonych na j. polski. Mam nadzieję, że znajdzie się jakieś wydawnictwo, które wyda u nas także jego autobiografię.
„Duch Święty niewątpliwie nie dopuści do tego, żeby w Kościele Chrystusowym zakorzeniły się na trwałe jakieś falsyfikaty, których nie sadził Ojciec niebieski (Mt 15,13)”.
Niektóre zdania o. Salija są zapewne skandalem par excellence. Nie można przecież zapominać, że to nie ludzie wewnątrz Kościoła zwalczali tzw. falsyfikaty, które wkradły się ( tak naprawdę one tam były ) do nieomylnego nauczania Magisterium. Słusznie więc obdarza się go obecnie minimalnym zaufaniem.
Gdy porusza ktoś problem prof. Vermesa i próbuje nazwać jego twórczość teologią to właściwie wiadomym się staje, że krytykujący nie wie co krytykuje, albowiem sam profesor w „Twarzach Jezusa” stwierdził, że pisanie traktatów teologicznych go nie interesuje; czuje się on przede wszystkim historykiem i to jest główny aspekt jego twórczości ( proszę zwrócić uwagę na tytuł jego najbardziej znanej pozycji: „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka” ). To, że czasami – być może za często – historyk wkracza w dziedzinę teologii to wynika to z powodów Obiektu, który jest badany czyli Jezusa z Nazaretu. Jeśli jednak wierzymy, że Bóg stał się Człowiekiem w całej swojej ułomności i poddaństwie i pozostawił ślady swojego człowieczeństwa ( przecież pełnego z wyjątkiem grzechu ) to nie można odnosić się do tych badań/poszukiwań z rezerwą przysługującą raczej osobie, która złożyła przysięgę antymodernistyczną – a nie teraźniejszemu teologowi. Tym bardziej, że współczesny polski teolog ks. Grzegorz Strzelczyk potrafi doskonale łączyć obecne osiągnięcia naukowe dotyczące historycznego Jezusa, właśnie z teologią ( np. ” Bezgrzeszność Jezusa z Nazaretu jako problem współczesnej chrystologii systematycznej”; „Monofizytyzm praktyczny? O problemach z wyznawaniem integralnego człowieczeństwa Chrystusa” ). Średniowieczny kontratak fundamentalistów wciąż jest możliwy, dlatego też na każdą taką próbę należy reagować z cała stanowczością i uważam, że dobrze się stało, że komentujący, których bardzo cenię ( Maarta, A. Michniewicz ) trzymali rękę na tzw. pulsie. Posłuchajmy więc dwóch głosów:
„Zatem nigdy dość przypominania, że to dzięki pośrednictwu Jezusa możemy rzeczywiście doświadczyć Boga. „Kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12,45; por. 14,6-11). Warto zauważyć, że „umiłowany uczeń” – jedyny z apostołów, któremu tradycja kościelna przyznaje tytuł Teologa – został w Ewangelii przedstawiony jako spoczywający „na łonie Jezusa” (en tõ kolpõ, J 13,23), analogicznie jak Słowo, Bóg Jednorodzony, przebywa na łonie swojego Ojca (J 1,18)” – o. Salij.
„Nie ulega wątpliwości, że wizerunek Chrystusa jaki posiadają wierni, kształtują głównie dwa czynniki: katecheza i przepowiadanie. W obu tych obszarach posługi Kościoła konieczne jest przede wszystkim czuwanie nad równowagą języka i obrazowania. Chodzi przede wszystkim o:
– nienadużywanie tytułu „Bóg” w odniesieniu do Jezusa przy jednoczesnym pomijaniu określenia „człowiek”
– ostrożne przypisywanie bezpośredniego przypisywania Jezusowi ziemskiemu ( ludzkiej naturze ) boskich działań i własności. Dotyczy to zwłaszcza kwestii wiedzy Jezusa
– niepomijanie typowo ludzkich cech Jezusa, także ( zwłaszcza! ), które kontrastują z Jego boskością
– ostrożne rozwijanie wątków dotyczących doskonałości człowieczeństwa Jezusa, które łatwo mogą prowadzić do mitologizacji Jego postaci, przesuwając ja niejako na poziom nad – ludzki
– preferowanie narracji ( w stylu ewangelicznym ) opowiadania o wydarzeniach w STOSUNKU DO ABSTRAKCYJNYCH TEZ CHRYSTOLOGII SPEKULATYWNEJ” ks. G. Strzelczyk.
Wszystkie te zasady w swoim tekście naruszył o. Salij – przyczyny nieznane…
Jeszcze kilka refleksji.
„Nie jest teologiem chrześcijańskim, kto odrzuca prawdę Trójcy Świętej albo prawdę wcielenia Syna Bożego i dokonanego przez Niego odkupienia; nie jest również teologiem chrześcijańskim, kto przy tych prawdach próbuje majsterkować” – o. Salij.
Większość współczesnych odłamów chrześcijaństwa uważa, że Jezus jest Bogiem i, że było to częścią Jego przesłania religijnego gdy działał on w Galilei i Judei w I w. n. e; jednak pogląd ten został przyjęty – i to nie bez oporów – stosunkowo późno, bo dopiero w 325 r. po Chr. na Soborze w Nicei. Wcześniej ebionici nie wierzyli w preegzystencję Jezusa i ontologiczne rozumienie synostwa Bożego. Uważali, że Chrystus, pierwszy stworzony anioł zstąpił na Jezusa w trakcie chrztu w Jordanie i wtedy dopiero nastąpiło zjednoczenie istoty niebiańskiej ( jednak nie Boga! ) z człowiekiem. Jezus stał się Synem Bożym z adopcji, a wcześniej był tylko człowiekiem posiadającym ziemskich rodziców.
Autor „Pasterzu Hermasa” chrześcijańskiego dzieła powstałego w latach 140 – 145 po Chr. dostrzega w Jezusie człowieka – sługę Bożego na którego zstąpił i zamieszkał w Nim Duch Święty. Stało się to w nagrodę za Jego posłuszeństwo i bezgrzeszne życie. Liczne zalety spowodowały, że stał się godnym miana Bożego Syna ( Her V, 2. 5 – 5; VIII; IX, 1. 1; 12, 1 – 3 ).
Justyn ( zm. ok. 165 r. po Chr. ) jeden z najbardziej znanych apologetów II w. po Chr. twierdził, że Syn Boży – Logos stał się samodzielną jednostką dopiero w momencie gdy Bóg Ojciec podjął decyzję o stworzeniu świata. Logos nie jest Bogiem, lecz jest osobą podporządkowaną Ojcu, a więc Justyn jest zwolennikiem kierunku, który określa się jako subordynacjonizm ( 2. Apol. 6; Dial. 61 ). Justyn termin określający Boga – Ojciec wiąże z funkcją stworzyciela całego wszechświata ( 2 Apol. 5 ); Bóg jest niedostępny i nie może objawić się światu, ponieważ zamieszkuje krainę ponad niebem ( Dial. 60; 127 ). Logos jest udziałem każdego człowieka jednak tylko w Chrystusie boski Logos objawił się w całej pełni. Choć u tego wczesnego apologety odnajdujemy silne wpływy filozofii platońskiej i stoickiej, to jednak był on bardzo daleki od uznania osoby Jezusa za wcielenie Boga wszechmogącego.
Adopcjonizm był poglądem, który z powodzeniem głosił pod koniec w. II po Chr. w Rzymie Teodot Starszy. Podzielał on pogląd za Mateuszem i Łukaszem, że Jezus narodził się z dziewicy, lecz uznawał on Go tylko za człowieka. Twierdził, że momentem przełomowym w życiu Nazarejczyka był chrzest w trakcie, którego zstąpił na niego Chrystus udzielając mu potrzebnej mocy do spełnienia swej misji. Teodot założył szkołę teologiczną, która rozwijała i pogłębiała teologicznie te idee. Kontynuatorem tych spekulacji był jego uczeń Teodot zwany Bankierem. Jeszcze w 235 r. po Chr. działał w Rzymie Artemon idący w swoich rozważaniach myślą religijną Teodota Starszego i bezwzględnie odrzucał bóstwo Jezusa.
W 260 r. po Chr. biskupem antiocheńskim został Paweł z Samostaty. Wyróżniał on w Bogu dwa atrybuty: Słowo i Mądrość. Słowo Boga było obecne w prorokach, a w ostatnim czasie w sposób szczególny w Jezusie, który choć narodzony z dziewicy jest tylko człowiekiem. Słowo które w nim zamieszkało oświeciło go i pomogło mu w jego działaniach. Jezus dopiero po chrzcie z rąk Jana osiągnął prawdziwą doskonałość. Osobowo Jezus nie istniał przed swoimi narodzinami, a jedynie jako idea w przepowiedniach proroków i w zamyśle Boga.
W chrześcijaństwie po – Pawłowym zatem istniał cały czas nurt, który bronił monoteizmu biblijnego i jedyności Boga. Jednak już w stosunku do nauk Pawła z Tarsu widać, że na przestrzeni dziejów doszło do pewnej modyfikacji chrystologii.
Biblijnego monoteizmu starał się bronić również Ariusz ( diakon ) z pochodzenia Libijczyk. W 313 r. po Chr. został proboszczem kościoła Baukalis i wdał się w spór z biskupem Aleksandrem. Według poglądów Ariusza był czas kiedy Jezus nie istniał. Jednak Ariusz zakładał Jego preegzystencję z tym, że – według niego – Jezus przed swoim ziemskim narodzeniem był pierwszym stworzeniem Bożym:
„Bóg nie był Ojcem odwiecznie, lecz był kiedyś taki czas, kiedy Bóg nie był Ojcem. Logos Boży nie istniał odwiecznie, lecz powstał z niebytu. Albowiem Bóg, który jest, uczynił z niebytu tego, którego nie było. Dlatego też był kiedyś czas, kiedy Logos nie istniał. Syn bowiem jest stworzeniem i dziełem Boga. Co do istoty zaś nie jest równy Ojcu ani nie jest prawdziwym Słowem Ojca, mającym Jego naturę” ( Sokrates Scholastyk, „Historia Kościoła”, I, 6 ).
Prawdopodobnie zakładał on, że Jezus był człowiekiem bez duszy, ponieważ w jej miejsce wstąpił Logos. Choć pisarze chrześcijańscy przedstawiają Ariusza jako heretyka, to sytuacja jednak nie jest tak prosta jakby wynikało z ich dywagacji. Przecież właściwie wszystkim wybitnym pisarzom chrześcijańskim kościoła przednicejskiego można postawić zarzut subordynacjonizmu: pierwszym apologetom, Tertulianowi, Hipolitowi, Ireneuszowi, Klemensowi Aleksandryjskiemu, Orygenesowi, a nawet pierwszemu historykowi Kościoła – Euzebiuszowi z Cezarei. Cały ten spór o bóstwo Jezusa starał się rozstrzygnąć cesarz rzymski Konstantyn, który podchodził do tego istotnego przecież konfliktu z niesamowitym lekceważeniem i brakiem zrozumienia, jak ważne dla chrześcijaństwa było to rozstrzygnięcie. W jednym z listów Konstantyn napisał:
„Zastanówmy się nieco głębiej i z większym rozsądkiem rozważmy całą tę sprawę, czy się godzi, aby z powodu kilku marnych punktów waszego sporu, o słowa, brat powstał na brata, a bezbożna niezgoda waszymi rękoma burzyła dostojną jedność zgromadzenia, rzucając jednych przeciwko drugim do walki o tak błahe i bynajmniej nie konieczne rzeczy? Takie postępowanie cechuje pospólstwo i pasuje raczej do młodzieńczej bezmyślności, ale nie przystoi rozsądkowi mężów poświęconych Bogu i roztropnych ( Sokrates Scholastyk, „Historia Kościoła”, I, 7 ).
W końcu zostaje sformułowany ortodoksyjny Bóg chrześcijański – Trójca: Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem, Duch Święty jest Bogiem, lecz jest jeden Bóg. W jakimś sensie porzucono więc dziedzictwo żydowskie, a coraz bardziej skomplikowane wywody teologiczne na temat relacji zachodzących w tajemniczej Trójcy, zbliżyły chrześcijańskiego Boga do pogańskich triad – tak chętnie czczonych w basenie Morza Śródziemnego. Jeden z egipskich amuletów ( I w. po Chr. ) przechowywany w Britisch Museum posiada następującą inskrypcję:
„Hathor, Bat i Akoris – dzielą się jedną potęgą. Bądź pozdrowiony, Ojcze Świata, Boże w trzech formach” (cyt. Paul Johnson, „Cywilizacja starożytnego Egiptu”,Warszawa 1997, s. 170 ).
O wiele bliżej chrześcijańskiej Trójcy do tego egipskiego bóstwa niż do monoteizmu, który wyrażał prorok Izajasz:
„Czyż nie Ja jestem YHWH, a nie ma innego Boga prócz Mnie? Bóg sprawiedliwy i zbawiający nie istnieje poza Mną. Nawróćcie się do Mnie, by się zbawić, wszystkie krańce świata, bo Ja jestem Bogiem, i nikt inny! „( Iz 45, 21 – 22 ).
Czy przeszłych ojców Kościoła, którzy niewłaściwie pojmowali zależności pomiędzy Ojcem a Synem można pozbawić tytułu chrześcijańskich teologów? Co pomyślą o słowach o. Salija: Chrystadelfianie, Chrześcijanie Dnia Sobotniego, Unitarianie czy też Zielonoświątkowcy Jedności Bóstwa? Ich teolodzy nie są teologami chrześcijańskimi? Kim zatem są? – przecież nie buddystami, ani też hinduistami, ale nie chrześcijanami – według o. Salija – a zatem są… NIKIM, oczywiście tylko dla tych, którzy starają się tak usztywnić definicję, aby w niej zmieścić się samemu i popaść w elitarny samozachwyt.
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce arcyciekawa dwutomowa pozycja pt. Initium evangelii S. Joannis apostoli ex antiquitate ecclesiastica restitutum, indidemque nova ratione illustratum. Autorem jest Lucas Mellerius Artemonius a właściwie Samuel Crellius. Publikacja jest pisana z pozycji hmm chciałoby się rzecz teologa chrześcijańskiego, który „wierzy w Jezusa naprawdę, a więc wierzy, że Ojciec Przedwieczny dał nam swojego Syna, który za sprawą Ducha św. stał się człowiekiem, nauczył nas Bożych dróg, przeszedł zwycięsko przez mękę krzyża, a swoim zmartwychwstaniem otworzył nam drogę do życia wiecznego”.
Ów Artemonius gorąco w to wszystko wierzył, lecz w sposób bardzo zręczny dowodził, że idea preegzystencji Pana Jezusa, wcielenie czy Trójca św. nie mają uzasadnienia w świadectwach apostołów z niezwykłą wnikliwością i subtelnością godną Naszego Zbawiciela przeanalizował skrupulatnie wszystkie te miejsca Pism w, których „chrześcijńscy teolodzy” dopatrują się wspomnianych „idei”. Zastanawiam się kim, zatem dla o. Salija jest ów Artemonius? Albo taki Faust Socyn, Joseph Priestley, Ralph Waldo Emerson et consortes. Czy np. Karl Jospeh Kuchel, który twierdzi, że dla apostołów – Pawła, Marka, Mateusza czy Łukasza idea preegzystencji była obca jest teologiem chrześcijańskim czy On już „majstruje”?
Czy np. Aleksander z Aleksandrii który twierdził, że Jezus ma naturę pośrednią między stworzeniem a Ojcem był „teologiem chrześcijańskim czy nie?
Czy Justyn Męczennik nie odmawiając miana chrześcijan tym, którzy odrzucają preegzystencję Jezusa mieści się w tych ramach? Dialog 48 „Są bowiem też tacy, moi przyjaciele – powiedziałem – z naszego pokolenia, którzy twierdzą, że jest On Chrystusem, sądząc jednocześnie, że jest On człowiekiem z ludzi, z czym ja się nie zgadzam i się nie zgodzę”…. ten sam Justyn chyba jednak nie spełnia standardów o. Salija nazywając Chrystusa innym czy jak wolą niektórzy drugim Bogiem Dialog 56 „Spróbuję cię przekonać, skoro zrozumiałeś Pisma, że to, co mówię jest prawdą, że jest inny Bóg i Pan, poddany Stwórcy wszystkich rzeczy, który bywa też nazywany Aniołem, ponieważ ogłasza On ludziom to wszystko, co Stwórca wszystkich rzeczy – ponad którym nie ma innego Boga – pragnie im oznajmić”… czy dla ortodoksa dopuszczalne jest nazwanie Chrystusa heteros Kyrios kai Theos w stosunku do Ojca? Czy np. prof. Węcławski który odrzucił dogmat trynitarny i ontologiczne Bóstwo Jezusa jest jeszcze teologiem?
I na koniec zastanawiam się dlaczego współbracia o. Salija jak chociażby Jakub Wujek, Robert Bellarmin czy zacny Marcin Smiglecki z taką gorliwością zapalali pióra polemizując z Braćmi Polskimi skoro tamci nie byli nawet „teologami chrześcijańskimi” czy godzi się „teologowi” dyskutować z takim „plebsem”…
Do Purpureusa – drobna korekta. Ks. Jacek Salij jest dominikaninem, „Jakub Wujek, Robert Bellarmin czy zacny Marcin Śmiglecki” byli jezuitami :-).
Mój błąd 😉
Chrześcijanie Dnia Sobotniego niewątpliwie są chrześcijanami, skoro są ochrzczeni w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Oderwali się od polskich adwentystów, w doktrynie których jest nauka o Trójcy świętej./ Zachariasz Łyko-” Nauki Pisma świętego „/. Nie wiem, co oni myślą o o. Saliju. Nie wiem, czy ta maleńka sekta ma choć jednego teologa , cokolwiek słyszała i czytała o. Salija.
Dla mnie o Salij jest rasowym teologiem. Jest on dogmatykiem, tomistą, z którym naturalnie można się nie zgadzać. Dla mnie dogmat, to uwyraźnienie tego w co wierzy katolik. I nic innego.
P. Robercie Apologu!
Chrześcijanie Dnia Sobotniego mają swoich teologów – dlaczego mieliby ich nie mieć? Na ich oficjalnej stronie można odnaleźć ofertę publikacji i książek teologicznych, odwołujących się do ich myśli ( właśnie ) teologicznej – http://www.kchds.pl/index.php?show=18.
Być może o. Salij jest „rasowym dogmatykiem”, ale czy ma prawo odebrać komuś prawo do nazywania się chrześcijaninem? – katolikiem może tak, z pewnymi zastrzeżeniami, ale chrześcijaninem na pewno nie. Nie ma dogmatu na to kto był i jest chrześcijaninem ( choć były próby, aby właśnie tym testem była wiara w Trójcę ): dla mnie – choć doktrynalnie jestem od nich bardzo daleko – Chrześcijanie Dnia Sobotniego są chrześcijanami z kilku przyczyn, ale jednej najważniejszej – uznają Jezusa za Zbawiciela Świata. Kim więc, w takim wypadku mieliby oni być? Warto odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jeśli dzisiaj wiemy, że zarówno Biblia hebrajska jak i grecka nie zna nauki o Trzech w Jednym, a jej sformułowanie ( pod wpływem Ducha Świętego ) zajęło kilkaset lat, to za kogo mielibyśmy uważać przednicejskich wyznawców Jezusa. Nikt nie odbiera im przecież tego co przynależy się każdej osobie, która w Chrystusie widzi swojego Zbawiciela czyli istnienia w chrześcijaństwie. Nie widzę więc, żadnych powodów dla których miałbym nie uważać za chrześcijan współczesnych antytrynitarzy – nie uważam ich za katolików, ale to już przecież zupełnie coś innego.
„Ponieważ radykalny monoteizm żydowski wyklucza Wcielenie, Żydzi nieraz zarzucali chrześcijanom idolatrię. Niestety, często mieli rację. Chrześcijanin bowiem wierzy, że Jezus był Bogiem; taka jest jego wiara i bez niej nie byłoby chrześcijaństwa. Tymczasem relacja między człowiekiem a Bogiem w Chrystusie nie jest i nigdy nie była w pełni symetryczna. Z tego, że „Jezus był Bogiem”, wcale nie wynika, że „Bóg był Jezusem”; nie uprawnia do tego wniosku ani logika, ani chrześcijańska doktryna. Tymczasem większość chrześcijan, nie wiedzieć dlaczego, była i jest o tym przekonana. Formuła chalcedońska mówiąca o dwóch naturach Chrystusa nie jest teologicznie wyczerpująca ani w pełni jasna i wykazuje daleko posuniętą powściągliwość. Mówi jednak wyraźnie o tak zwanej unii hipostatycznej, w której boska natura współistnieje z ludzką „bez zmieszania, bez zmiany, bez rozdzielenia i rozłączenia”. Lecz unia hipostatyczna Boga i człowieka w Jezusie Chrystusie nie oznacza ich całkowitej tożsamości. W tej unii natura ludzka nie została wchłonięta przez boską ani boska przez ludzką. Mówiąc jeszcze inaczej: Słowo, które stało się ciałem, nie stało się nim bez reszty i nie zostało w nim zamknięte. Bóg istniał, istnieje i będzie istnieć poza Jezusem. Nie zostawił przecież niebios – jak obrazowo wyraził to Jan Kalwin – by ukryć się w więzieniu ciała.
Na długo przed Kalwinem tej prawdy uczyła znakomita większość poważnych chrześcijańskich teologów: św. Atanazy, św. Augustyn, Cyryl z Aleksandrii, Piotr Lombard, św. Tomasz z Akwinu i wielu innych. Dlaczego więc chrześcijanie tak kurczowo trzymali się boskości Jezusa z Nazaretu, że często nie dostrzegali poza nim Boga? Dlaczego oddawali się „jezusolatrii”? Nie wiem. Może ulegali wrodzonej człowiekowi religijnemu skłonności do bałwochwalstwa? Może chcieli Boga zagarnąć dla siebie, może dlatego powstało niezłomne przez wieki przekonanie, że poza Kościołem, mistycznym ciałem Chrystusa, nie ma zbawienia? I może dlatego chrześcijańską duszę zniewoliło absurdalne oskarżanie Żydów o bogobójstwo? Bo czyż Boga w ogóle można zabić?”
Krzysztof Dorosz, „Strach ma chrześcijańskie oczy”, ZNAK, czerwiec 2008, nr 637
Ciągłe odwoływanie się do boskości Jezusa, idzie zazwyczaj w parze z pomijaniem najbardziej istotnego faktu: Nazarejczyka poznaliśmy poprzez Jego człowieczeństwo i GODNOŚĆ MESJASZA. Nazwa „chrześcijanin” pochodzi od gr. christos ( namaszczony, pomazaniec ); chrześcijaninem jest zatem ten, który uznaje, iż Jezus jest obiecanym Mesjaszem i takie też było PIERWSZE PRZESŁANIE KOŚCIOŁA.
Nie powinno się na każdym kroku podkreślać tego, iż Jezus jest Bogiem. Tym bardziej, że w świetle ustaleń historycznych – obecnie szeroko przyjętych, również i przez teologów chrześcijańskich – Jezus w trakcie swojej ziemskiej egzystencji, nie głosił, iż jest Bogiem. Dopiero w recepcji popaschalnej, następne generacje chrześcijan doszły do takiego wniosku, a niewątpliwy wpływ miało na to, właśnie wydarzenie paschalne. „To co się działo po Nicei pokazuje wyraźnie, że wahadło refleksji teologicznej, jak i praktyki wiary przechyliło się w stronę boskości. Kolejne orzeczenia Kościoła ŚWIADCZĄ O KONIECZNOŚCI NIEUSTANNEGO KORYGOWANIA TEGO WYCHYLENIA ( jest ono bardzo widoczne w artykule o. Salija – przyp. AJN ). Nie sposób nie wspomnieć w tym kontekście o dwuznacznej roli Cyryla Aleksandryjskiego u którego tendencja do uprzywilejowania boskości Chrystusa na niekorzyść człowieczeństwa jest bardzo wyraźna, nawet jeśli całość jego myśli mieści się w ramach ortodoksji” ( ks. G. Strzelczyk, „Monofizytyzm praktyczny? O problemach z wyznawaniem integralnego człowieczeństwa Chrystusa”, Studia Pastoralne, 2[2006], s. 6 – 7, http://strzelczyk.edu.pl/wpliki/monofizytyzm-praktyczny-o-problemach-z-wyznawaniem-integralnego-czlowieczenstwa-chrystusa_489_193.pdf ). Ks. G. Strzelczyk podkreśla, że powinno się akcentować, fakt niewiedzy ( czy raczej braku wszechwiedzy ) Jezusa jako człowieka. Jest to szczególnie przydatne dla chrześcijan, którzy skłaniają się do poglądu, iż Nazarejczyk był apokaliptykiem, który przewidywał bliskie już nastanie dnia YHWH. Chrystus prawdopodobnie jako człowiek, przejął aktualność oczekiwań eschatologicznych, obecną w ówczesnym świecie żydowskim ( Qumran, Jan Chrzciciel ). To właśnie ta aktualność zbliżającego się eschatonu wycisnęła piętno na całej Jego postawie wewnętrznej i zewnętrznej, i pozwoliła nadać Jego proroctwom radykalizmu, który został dostosowany do tworzącej się znacznie później etyki chrześcijańskiej. Rezygnacja z tego świata i z wszelkich form prawdziwej teodycei, najlepiej przystaje do rozumienia przesłania Jezusa, w którym każdy człowiek oczekuje, że doczeka przełomowych wydarzeń. Jak wiemy z obserwacji również i współczesnych ruchów apokaliptycznych, ruchy religijne, które nie podnosiły aktualności sądnego dnia i zmartwychwstania, posiadały znacznie mniejszą dynamikę wzrostu zwolenników; w przeciwieństwie do grup religijnych głoszących bliskie nastania końca świata, a nie można nie wziąć również tego pod uwagę, że idee, które szczęście lokują w bliskiej przyszłości wywierają większy wpływ na ludzi. Jednak idea apokaliptycznego Jezusa powoduje u niektórych chrześcijan problem z boskością Jezusa, kwestia ta jednak znika jeśli odwołamy się do Jego człowieczeństwa i zdamy sobie sprawę, że na różne sposoby mógł Bóg przemawiać do ludzi, również wykorzystując wyobrażenia obecne w danym czasie i w danym rejonie. Jezus dał się poznać światu jako człowiek, jako człowiek pozostawił ślady i tropy, którymi możemy podążać, mówiąc o Nim jako Bogu, nie wolno o tym nigdy zapominać.
,Panie Andrzeju,
Nie jest w tekście O. Salija tak, jakoby odbierał on prawo komuś do nazywania się chrześcijaninem. Artykuł jego dotyczy chrześcianskiej teologii. Jej centrum jest Jezus Chrystus. A pisząc o Nim trzeba zdecydować się, czy mówić o Jego człowieczeństwie, a więc w aspekcie historio-zbawczym, czy o Jego boskości, a więc w aspekcie ontycznym.
Już w II wieku „Kościół bronił swojej wiary ustanawiając… czym jest religia chrześcijańska. Najważniejsze znaczenie miały trzy normy, które aż do dzisiaj są uważane za odróżniające stanowisko Kościoła katolickiego od ruchów heretyckich i schizma tycznych. Pierwszą normą było skrócone Wyznanie wiary, wygłaszane zwyczajowo podczas chrztu…/ Hans Kung – Krótka Historia Kościoła Katolickiego, s.34/.
Regułę ówczesnej wiary tak oto odtwarza Orygenes we Wprowadzeniu do traktatu O zasadach. „Jezus Chrystus, ten sam, który przybył na ziemię, narodził się z Ojca przed wszelkim stworzeniem. On to, chociaż pomagał Ojcu w stworzeniu wszystkich rzeczy – bo przez Niego wszystko się stało i stał się człowiekiem, został wcielony, mimo że był Bogiem, a stawszy się człowiekiem nie przestał być tym, czym był – Bogiem. Przyjął ciało zupełnie podobne do naszego ciała, z tą tylko różnicą, że narodziło się ono z Dziewicy i Ducha Świętego. I że Jezus Chrystus urodził się i cierpiał prawdziwie, nie pozornie, i naprawdę zmarł śmiercią wspólną wszystkim ludziom; prawdziwie też zmartwychwstał, po zmartwychwstaniu obcował ze swymi uczniami i wstąpił do nieba… Pouczyli nas wreszcie apostołowie, że Duch Święty jest zjednoczony z Ojcem i Synem w chwale i godności/ za: Henri Crouzel, Orygenes,s.232 – więcej na ten temat następne strony/. Taka jest wiara do dzisiaj całego „Wielkiego Kościoła”/ określenie Orygenesa/. Zdaniem ewangelickiego teologa Karola Karskiego takim wyznaniem wiary był Symbol rzymski z II wieku. Również nieżyjący już pastor adwentystów dnia siódmego prof. Zachariasz Łyko w Naukach Pisma świętego tak uzasadnia naukę o Trójcy : Pluralistyczna forma „Elohim” wskazuje na wielość osób Bóstwa; 1 Mojż 1, 1-3, 1Mojż1,26, 1Mojż11,7, 2 Kor13,13 i inne.
Wymienione przez Pana odłamy chrześcijan święcące sobotę wcale daleko od tej nauki nie odeszły. /Inna sprawa, że jedyną naukę oryginalną, jaką sami oni wnieśli, to nauka o świątyni w niebie, w której arcykapłańskie funkcje sprawuje Chrystus przechadzając się między świecznikami/.
Są różni chrześcijanie. Socjologia w badaniach nad religijnością wprowadziła termin chrześcijan konformistów sezonowych, grupujących niewierzących, obojętnych religijnie, poprzez niepraktykujących, aż po agresywnych antyklerykałów. To jednak nie jest ważne. Najważniejsze to mieć Ducha Chrystusowego, którego zapewne ma niejeden niechrześcijanin / na przykład Mahatma Gandhi/. Czy miał go natomiast Pius XII? On, który objął ekskomuniką wszystkich członków partii komunistycznych nie ekskomunikował takich „katolików” jak Hitler, Himmler, Goebels czy Bormann.I ten brak reakcji na eksterminacje Żydów! Tutaj się z Panem całkowicie zgadzam.
Kilka refleksji po przeczytaniu wpisu Pana Roberta Apologa
Tekst o. Salija opiera się na pewnym założeniu, które niestety wymaga udowodnienia a mianowicie, że Pan Jezus jest Bogiem z natury. Tutaj przebiega fundamentum divisionis pomiędzy ujęciem powiedzmy „ortodoksyjnym”, które reprezentuje ów „rasowy teolog” a heterodoksją szeroko pojętą. Teolodzy heterodoksyjni wskazują na to, że termin Bóg zarówno w Pismach Pierwszego jak i Drugiego przymierza ma charakter apelatywny i nie dotyczy natury lecz godności i majestatu, podobnie jak terminy Pan, Władca, Król etc… chętnie odnoszą do Pana Jezusa ów tytuł, ale dodają iż przynależy mu poprzez apoteozę jak niegdyś sędziom izraelskim czy królom (m.in. Salomonowi). Przesłanki na jakich utwierdzają ten pogląd nie są bynajmniej błahe i od takiego apologety jak o. Salij wymaga się raczej rzeczowej polemiki aniżeli zbioru mniemań wygłoszonych niemalże ex cathedra.
Moim zdaniem CHRYSTOcentryczność refleksji teologicznej implikuje właśnie skoncentrowanie się na człowieku Jezusie, ponieważ tytuł Mesjasza/Pomazańca jest tytułem nadawanym wyłącznie człowiekowi namaszczonemu przez Boga.
Wskazuje Pan na normę jaką są wyznania wiary rzecz w tym, że np. Apostolicum mogą śmiało uznać zarówno unitarianie, homousianie, arianie, sabelianie, część ebionitów et consortes…stąd progresywność wyznań wiary, które wprowadzano w ferworze kłótni sporów i awantur – czy w czymś takim mógł uczestniczyć duch św. szczerze wątpię, było to raczej owocem zamiłowania do jałowych spekulacji.
Wskazał Pan na prof. Zachariasza Łyko niestety Jego książkę należałoby uzupełnić o rys historyczny np. pierwsi adwentyści odrzucali dogmat trynitarny łącznie z mężem uznanej przez nich za prorokinię Ellen G. White.
Również argumenty jakich użył prof. Łyko na poparcie hipotezy o multipersonalnym Boga są mówiąc oględnie liche.
Przeciwnicy troistości Boga odpowidają nastepująco; (jest to fragment traktatu Refutatio Eorum unitarianina Adama Gocławskiego z Babelna będący odpowiedzią na zarzuty kalwina Bartłomieja Keckermanna)
Z tegoż rozdziału 1 w. 26, drugi cytat: „Powiedział Bóg: uczyńmy człowieka na nasz obraz”. Wniosek jest taki:
„W jedynej istocie Boga ukazuje się wielość: lecz nie samej istoty, tylko sposobów istnienia czy też osób”.
Nie zgadzam się, że w cytowanym miejscu w jedynej istocie Boga ukazuje się wielość. Bowiem czasownik w liczbie mnogiej, uczyńmy, nie ukazuje tego, czego chce przeciwnik. Czyż także i ci, którzy są odrębnej natury, nie mogą mówić w ten sposób w liczbie mnogiej: uczyńmy? Owszem, jest to stosowne właśnie u tych, którzy są oddzielnej czy też odrębnej natury. A jeżeli tak jest, dlaczego z czasownika w liczbie mnogiej wnioskowana jest wielość w jedynej istocie Boga?
Powiedziałem to w ten sposób, jakbym uznawał, że czasownik w liczbie mnogiej, uczyńmy, ma być przyjęty jako mający znaczenie liczby mnogiej, nie należy zaś tu przyjmować żadnej figury gramatycznej: jeśli teraz tego nie przyznam, [zapytasz]: w czym mu to [tzn. powyższe stwierdzenie o użyciu liczby mnogiej] będzie pomocne? [Otóż] w prawie wszystkich językach jest w użytku tego rodzaju enallage. Co do łaciny i greki, nie mamy żadnych powodów do powątpiewania. Przykłady dostępne są u Cycerona, Demostenesa i innych uznanych autorów. Lecz przejdźmy do pozostałych – mówi Tulliusz [Cyceron] przy końcu księgi pierwszej O powinnościach, i podobnie przy końcu księgi drugiej: Zajmijmy się następnie pozostałymi. Arystoteles w pierwszej księdze Metafizyki: οὗτοι μὲν οὖν, καθάπερ εἴπομεν [oni więc, jak powiedzieliśmy (…)], i niewiele dalej: περὶ οὗ σαφέστερον ἐν τοῖς περὶ φύσεως εἰρήκαμεν [o czym powiedzieliśmy w sposób bardziej jasny w „Fizyce”]. Mk 4,30: Z czy porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? To, że Chrystus w tym miejscu mówi tylko o sobie, wynika z wersu Łk 13,18, który brzmi tak: Do czego podobne jest królestwo Boże, i z czym je porównam? A w J 3,11: Mówimy to, co wiemy, i świadczymy o tym, co widzieliśmy.
Ale tutaj – rzecze – Chrystus mówi o Ojcu i o sobie. To fałsz. Nie ma bowiem żadnej otwartej wzmianki o Ojcu ani z ukrytego kontekstu fragmentów nie można tego wykazać.
[Powie:] hebrajska idiomatyka nie zna tego niedawno powstałego barbaryzmu. To podobnie jest fałszem. Przykładu na to dostarcza to, o czym mówimy. Powie: miejsce jest sporne. Przyznaję. Ale ponieważ jest takie z powodu nie mniej spornego – mianowicie, chęci wykazania, że w jedynej istocie Boga jest większa liczba osób, nie wcześniej straci [ono] swą moc dowodową, niż to, co stało się przedmiotem sporu, zostanie wykazane. Ten sam sposób mówienia zobacz w 1 Krl 12,9 i 22,3, 2 Krn 10,9. Jest to barbaryzm – powiada – [taki jak]: „My, Pretor, nakazujemy”, zrodzony albo z pychy, albo z dworskiego ceremoniału, którego Bóg nie stosuje i którego Mojżesz nie zna. Przyznaję, że w przytoczonym przykładzie jest barbaryzm: ale to odmienny przykład. W naszym bowiem cytacie nie jest napisane: my, Bóg, uczyńmy, co byłoby równie barbarzyńskie i poniekąd świadczyłoby na korzyść przeciwników, tylko jest napisane po prostu: uczyńmy. Tak jak i Cyceron nie powiedział: my, Cyceron, zajmijmy się pozostałymi. Zaiste, ci, którzy pisali o wytworności języka łacińskiego, twierdzili, że jest to wyrażenie wytworne. I dziwię się, że sam Keckermann w niezliczonej niemal liczbie miejsc naśladuje to barbarzyństwo – str. 46: Od tych skażeń uwolniliśmy cytaty ze Starego Testamentu, 48: Nie chcemy tu obszerniej rozważać, 49: Przedkładamy im inne kodeksy, 50: Po drugie mówimy (…) I teraz przechodzimy do takiego wprowadzenia (…). Czy potrzeba więcej? [Keckermann] przyznaje, że ma to miejsce w składni rzeczowników – czemuż więc nie w składni czasowników?
Jedną z bardziej rażących rzeczy w ortodoksyjnym mówieniu o Chrystusie jest dosłownie ograbienie Go z ludzkiej osoby bytowej a przecież omnis homo verus est persona humana.
Szanowny P. „Purpureus”!
1. Elohim nie oznacza żadnej wielości w Bóstwie – dyskusja nad tym zagadnieniem należy już do przeszłości: Biblia hebrajska naucza ścisłego monoteizmu. Jak już Pan wskazał, w niektórych miejscach hebrajskich Pism, również i Pomazaniec jest nazywany „Elohim”, a przecież to nie oznacza, że jest więcej niż jedną osobą ( Ps 45, 6 ). Poglądu tego bronią, głównie protestanci ( fundamentaliści ), albowiem odrzucając Tradycję i opierając się jedynie na niebiblijnej zasadzie – sola scriptura, muszą wskazać swoim zwolennikom, że idea Trójcy była już obecna w tekstach hebrajskich – jest to jednak naukowy, ale i teologiczny nonsens, z którym nie warto polemizować. Nigdy Żydzi nie interpretowali tego w sposób w jaki wykładają rozumienie słowa „Elohim” fundamentaliści. „Język hebrajski całkowicie odrzuca ideę numerycznej mnogości Boga w słowie `elohim` ( kiedykolwiek użyto go na określenie Boga ), potwierdza to przede wszystkim ten fakt, że prawie zawsze łączy się ono z określeniami liczby pojedynczej” ( E. Kautzsh, „Gesenius` Hebrew Grammar”, Oxford: Clarendon Press 1910, s. 399 ). Podstawą wiary żydowskiej są słowa przypisywane Mojżeszowi, które powtórzył Jezus, uznając je za najważniejsze przykazanie: ” Słuchaj Izraelu: Pan nasz Bóg, jest jednym Panem, będziesz tedy kochał Pana, twego Boga całym swym sercem, cała swą duszą i ze wszystkich sił” ( Pwt 6, 4; Mk 12, 29 – 30 ). Wyznanie to należy do najważniejszych deklaracji judaizmu, a Jezus je powtórzył, co – według mnie i nie tylko według mnie – jednoznacznie wskazuje, że nie należy w nauczaniu Nazarejczyka poszukiwać jakiejś rewolucji, czy też ewolucji w pojęciu Boga gdy mówimy o tzw. rzeczywistości przedpaschalnej. Przykazanie o Jedyności Boga „należy do dnia dzisiejszego do codziennej liturgii Synagogi, ale także odciska się w świadomości już pięcioletniego dziecka, dla którego jest pierwszym zdaniem jego szkolnej nauki. Jest to wyznanie, które Jezus uznał za `najważniejsze ze wszystkich przykazań`” ( P. Lapide, „Jewisch Monotheism and Christian Trinitarian Doctrine”, Filadelfia: Fortress Press 1981, s. 27 ). Najbardziej wpływowi katoliccy badacze Jezusa historycznego ( J. Gnilka, ks. J. Meier ) w całości podtrzymują pogląd, że Jezus nigdy nie nauczał swoich żydowskich współbraci jakoby On sam miałby być Tym Bogiem z „Szema”, a potwierdza to tradycja synoptyczna oraz kontekst środowiskowy. Oczywiście wielu jest przeciwnego zdania, ale przynajmniej jak do tej pory, nie przedstawili oni argumentacji, która byłaby przekonująca. Powołują się głównie na Ewangelię według św. Jana, nie biorąc pod uwagę tego, że jest ona czymś specyficznym, pewną próba spojrzenia na Jezusa historycznego poprzez świadomość popaschalną i prezentuje już bardzo rozwiniętą chrystologię ( wystarczy porównać ją z synoptykami, którzy ani razu nie tytułują Jezusa Bogiem, a św. Jan czyni tak bezsprzecznie przynajmniej dwa razy, a jeśli przyjęlibyśmy lekcję pojawiającą się w niektórych kodeksach: „Jednorodzony Bóg” to byłoby to trzy razy ). Obecnie – po żmudnych analizach – w egzegezie przeważa opinia, że Ewangelia św. Jana ma literacką formę dramatu, a to powoduje, że dopiero obecnie opracowuje się nowe metody podejścia do tego tekstu. Za dramatyczna strukturą opowiadają się: J. E. Bruns, The Art and Thought of John , New York 1969, 43-45, S. S. Smalley, Ewangelia według św. Jana, w: Słownik wiedzy biblijnej , red. B. M. Metzger, M. D. Coogan, Warszawa 1996, 158. Tenże, John: Evangelist and Interpreter , Nashville, Camden, New York 1984, 192-203; R. A. Culpepper, Anatomy of the Fourth Gospel. A Study in Literary Design , Philadelphia 1983, 77-98; E. A. Wyller, In Solomon’s Porch: A Henological Analysis of the Architectonic of the Fourth Gospel , ST 42 (1988), 151-168, również M. Grant, Święty Piotr , Warszawa 2001., 41, A . Grün, Jezus brama do Życia , Kraków 2002, 22n; G. Mlakuzhyil , The Christocentric Literary Structure od the Fourth Gospel , (AnBib 117), Rome 1987; J. N. Sanders, A Commentary on the Gospel according to St. John , London 1968. H. Thyen dzieli Ewangelię Jana na siedem aktów: akt I (1,19-2,22); akt II (2,23-4,54); akt III (5,1-7,52); akt IV (8,12-12,50); akt V (13,1-17,26); akt VI (18,1-19,42); akt VII (20,1-29) oraz prolog (1,1-18) i epilog (20,30-21,25). Dotychczas stosowana metoda diachroniczna jest w dzisiejszych czasach uważana za niewystarczającą; należy się więc wstrzymać z wiążącymi wnioskami. Tym bardziej, że kiedyś źródeł dualizmu tego dzieła poszukiwano w gnozie ( R. Bultmann ), po odkryciach w Qumran, specyficzny i abstrakcyjny język Janowy odzyskał swój pierwotny żydowski kontekst.
2. Teraz jednak – siłą rzeczy – musimy odpowiedzieć na kolejne zagadnienie: Kiedy i w jaki sposób chrystologia rozwinęła się do tego stopnia, że zrównała Jezusa z YHWH. Otóż jak twierdzi N. T. Wright stało się to bardzo wcześnie: „Te trzy fragmenty maja ogromne znaczenie. Zadają kłam zarówno sugestii, że w końcu Paweł nie utożsamia zbyt blisko Jezusa z jedynym Bogiem żydowskiego monoteizmu, jak tez przeciwnej sugestii, że Paweł był hellenistą, który, ubóstwiając Jezusa całkowicie odszedł od żydowskiego monoteizmu i stworzył, w efekcie, nowa formę pogaństwa. Żadna z nich nie jest słuszna…Paweł widział w człowieku Jezusie objawienie jedynego Boga. Ważnym było dla niego, to że ten człowiek – Jezus pozostał człowiekiem teraz, kiedy zasiadł na tronie jako Pan całego świata. Lecz żydowski monoteizm mówił o jednym Bogu zamieszkującym wśród swojego ludu, ożywiającym i podtrzymującym go, dającym mu życie i nadzieję. Przyczyny teologiczne, jak też głębokie osobiste doświadczenie, przywiodły zatem Pawła do dalszego odkrycia w sercu żydowskiego monoteizmu: odkrycia Ducha Bożego, nazywanego też Duchem Chrystusa” ( T. Wright, „Czy Paweł z Tarsu rzeczywiście był założycielem chrześcijaństwa?”, Grand Rapis Eardmans 1997 ). Teraz chwilowa dygresja: N. T. Wright jest uznawany za najbardziej wpływowego badacza Jezusa historycznego. Doskonale połączył on te dziedzinę z ortodoksyjną ( nazwijmy ją tak – dlaczego nie? ) teologią. Wspomniał go na tym forum, w jednym z komentarzy ks. prof. Hryniewicz. Jest to kolejny autor kompletnie ignorowany w Polsce, tymczasem większość polskich teologów może mu co najwyżej czapkami buty czyścić ( notka biograficzna na popularnej wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Nicholas_Thomas_Wright; http://en.wikipedia.org/wiki/N._T._Wright; próba jego analizy teologii Pawła z Tarsu: http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-1.pdf;http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-2.pdf; http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-3.pdf;http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-4.pdf;http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-5.pdf – kolejne rozdziały odsłonią się po zmianie numeracji w adresie witryny ). Do czego zmierzam? Chociaż antytrynitarze starają się zharmonizować całość Pism greckich w jedną spójna doktrynę teologiczną, a konkretnie chrystologiczną, to jednak nigdy im się to nie udało i nie uda. Dlaczego? Powód jest jeden i zasadniczy: nawet nieuzbrojone oko widzi rozwój tytulatury i odniesień godnościowych wobec Jezusa w różnych warstwach chronologicznych. Skoro tak było już od samego początku ( trend ku deifikacji ), to mam prawo wierzyć, jako chrześcijanin, że ta pogłębiona refleksja to wynik działania Ducha Świętego, który poprowadził Kościół od św. Pawła ( biorąc pod uwagę hymny to nawet wcześniej ) od Nicei i Chalcedonu. Taka też jest moja wiara i całego Kościoła.
Serdecznie pozdrawiam.
Odnośnik do tekstu T. Wright`a w moim komentarzu nie działa poprawnie. Naprawiam błąd :http://www.ewst.pl/uploads/Tom-Wright-Co-naprawde-powiedzial-Pawel-rozdzial-1.pdf
Kolejne rozdziały odsłonią się po zmianie numeracji w adresie witryny ( np. rozdzial – 2 ).
Panie Andrzeju nie rozumiem w jaki sposób z tego, że Chrystus został nazwany Bogiem wynika, że jest tak nazywany w tym samym sensie co Ojciec? Z podanych przez Pana miejsc w żaden sposób to nie wynika. Stawiam tezę, że wynika coś wręcz przeciwnego; ewangelista Jan wprost odróżnia Chrystusa od owego Jedynego Boga Izraela i to na nie jednym miejscu. Podobnie czyni apostoł Paweł. Zarówno z ew. Jana jak i pism Pawła wynika, że rzeczownik Bóg ma charakter pospolity i raz jest przez apostołów używany w znaczeniu węższym a raz w znaczeniu szerszym.
Np. Jan cytuje słowa Psalmu 82 przywołane przez Chrystusa, gdzie Bogami i Synami Najwyższego są nazwani sędziowie do, których stała się mowa Boga. To dowodzi dwóch rzeczy
1) apelatywnego charakteru rzeczownika Bóg,
2) znaczeniowo był podobnie traktowany zarówno w czasach psalmisty oraz apostołów i Jezusa.
Jan nazywa Ojca wprost ho monos alethinos Theos – Tym jedynym prawdziwym Bogiem, jednocześnie wyłącza Chrystusa z zakresu tego pojęcia. Gdyby widział w Jezusie Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba nigdy by tego nie uczynił.
Co bardzo wymowne Chrystus nigdzie nie został nazwany Bogiem emfatycznie, lecz jedynie predykatywnie (tak jak wspomniani sędziowie czy też aniołowie).
Podobnie czyni Paweł mówiąc o Jednym Bogu – zawsze mówi o Ojcu, kto zaś nie jest owym Ojcem ten nie może być tym Jednym Bogiem. Obaj apostołowie oczywiście wskazują na unikalność i wyjątkowość Jezusa, ale nacisk kładą na Jego godność, którą zawdzięcza Bogu Abrahama Izaaka i Jakuba, któremu jest poddany – nie wskazują zaś na boską naturę.
Chrystologia unitariańska (mam na myśli głównie teologów takich jak Joseph Priestley, Theophil Lindsey czy teologów socyniańskich, których spuścizna jest ogromna i powszechnie dostępna. ) jest o wiele bardziej spójna aniżeli nauczanie Kościołów tradycji nicejsko – chalcedońskiej.
Jezus historyczny jest w pełni osobą ludzką jak każdy prawdziwy człowiek czego nie sposób powiedzieć o „Jezusie soborów” któremu zazwyczaj odbiera się ludzką osobę twierdząc, że jedynym podmiotem Jego działania jest osoba boska. Albo twierdzi się, że posiadał osobowość psychiczną, lecz był pozbawiony osoby ludzkiej bytowej… Ile warte są te „subtelne rozróżnienia” wykazał wieki temu Frycz Modrzewski w Sylwach o Homouzji. To labirynty bez wyjścia, znoszące prawdziwe człowieczeństwo Jezusa Chrystusa.
Ps. Za książkę Wrighta serdecznie dziękuję.
W Chrystusie Bóg pojednał ze sobą cały świat. Bóg objawił się w całej pełni właśnie w Nim – to kwintesencja nauk Pawła z Tarsu. Żydowskie „Szema” musiało zostać zatem wzbogacone o dodatkowy element – Jedynego Pana całej ziemi, Jezusa Chrystusa.
Tradycyjne wyznanie wiary:
„Słuchaj Izraelu! Pan Bóg nasz, Pan jeden jest” ( Mk 12, 29 ).
Wyznanie wiary św. Pawła:
„Dla nas istnieje tylko jeden Bóg Ojciec, z którego pochodzi wszystko i dla którego istniejemy, i jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko istnieje i przez którego my także istniejemy” ( 1 Kor 8, 6 ).
Jeden Pan – nie dwóch Panów. Czy Bóg Ojciec przestał być przez to jedynym Panem? Nie, ponieważ Jezus dla św. Pawła to YHWH i ma On prawo otrzymać to „imię ponad wszelkie imię”.
Bóg YHWH mówi:
„Tak, przede Mną zegnie się wszelkie kolano, wszelki język na Mnie przysięgać będzie” ( Iz 45, 23 )
U św. Pawła to zmartwychwstały Chrystus jest Izajaszowym YHWH:
„Aby na imię Jezusa, zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią” ( Flp 2, 10 ).
Św. Paweł zręcznie utożsamia YHWH z Jezusem, odnosząc słowa Joela do samego Chrystusa. Każdy kto wezwie imienia Pańskiego będzie zbawiony ( por. Jl 2, 32; Rz 10, 13 ).
W tradycyjnej teologii żydowskiej zbawicielem mógł być tylko Bóg i nikt inny. Tylko przed Nim mogło zginać się każde kolano i tylko Jego imię można było wzywać – i najważniejsze: tylko On był Panem, Panem Jedynym. Tym wszystkim dla św. Pawła stał się Jezus Chrystus – Jedynym Panem, Jedynym zbawicielem oraz obdarzonym imieniem ponad wszelkie imię.
Któż poznał myśl YHWH? – zastanawia się Izajasz. My jesteśmy myśli Chrystusowej – odpowiada św. Paweł ( 1 Kor 2, 16 ).
Tego rodzaju stwierdzenia nie mają żadnej paraleli w literaturze żydowskiej, nigdy Pisma hebrajskie nie nazywają żadnego człowieka Jedynym Panem, ani też nie zestawiają Go z tekstami dotyczącymi YHWH. Pisma qumrańskie, chociaż oddają głęboki szacunek Nauczycielowi Sprawiedliwości, nie posuwają się w najmniejszym stopniu do takich twierdzeń. Dla mnie osobiście, dywagacje w rodzaju, czy Jezus został nazwany Bogiem w sensie apelatywnym, czy też nie, są czysto akademickie i szkoda czasu na jałowe spory. Ja upraszczam sytuację: tradycja synoptyczna nie nazywa Jezusa Bogiem, późniejsza tradycja Janowa tak czyni. Przynajmniej w jednym wypadku Jezus jest nazwany Panem i Bogiem, wprost, nie w jakimś hymnie, lecz w sekwencji dialogowej ( J 20, 28 ). Jest to ogromy postęp chrystologiczny, ponieważ nie odnajduję do takiego wyznania wiary paraleli w literaturze żydowskiej. Nazwać kogoś Panem i Bogiem to dla Żyda szczyt bałwochwalstwa i to nie w Psalmie, czy też poetycko, ale wprost, bez owijania w bawełnę. Po co św. Jan wkładał takie słowa w usta Tomasza? „Mnożenie tego rodzaju przykładów byłoby zbyt uciążliwe i nieefektywne. Popatrzmy jednak na te teksty biblijne, które wyrażają odrazę i pełną oburzenia odmowę oddawania czci boskiej ludziom: Dn 3, 1 – 23; Mdr 14, 12 – 23. Przypomnijmy sobie informacje przekazane nam przez żydowskiego historyka, Józefa Flawiusza ( I wiek n. e. ). Armia rzymska, z powodu szacunku dla wrażliwości religijnej Żydów, miała zakaz wstępu do Jerozolimy ze sztandarami noszącymi wizerunek ubóstwionego cesarza ( Starożytności żydowskie, 18, 3, 3; 18, 5, 3; Wojna żydowska 2, 9, 2 ). Żydzi byli zwolnieni od oddawania hołdu cesarzowi. A kiedy cesarz Kaligula ( 37 – 41 ) chciał narzucić swój kult Żydom w Aleksandrii i w Ziemi Świętej, spotkał się z ostrym oporem, o którym szczegółowo mówi filozof żydowski Filon z Aleksandrii ( początek I wieku n. e. : Legatio ad Caium, 162, 330 – 367 ) i Józef Flawiusz” ( Starożytności żydowskie, 18, 8, 1 – 9; Wojna żydowska 2, 10, 1 – 5 ) [ F. Dreyfus, „Czy Jezus wiedział, że jest Bogiem?”, Poznań 1995, s. 81 ). I P. chce mi wmówić, że w środku tej walki z bałwochwalstwem, człowiek nazwany Jedynym Panem oraz Panem i Bogiem, który posiada imię ponad wszelkie imię, na które zginało się będzie wszelkie kolano, nie narusza żydowskiego monoteizmu ( tego tradycyjnego ). Mam na swojej głowie już parę siwych włosów, dlatego pozostawię to bez komentarza.
Daleki jednak jestem od twierdzenia, że w chrześcijańskich Pism greckich jest zawarta explicite wiara w Trójcę. Zarówno św. Paweł ja i św. Jan są, według mnie, dopiero na jej dobrych początkach. Mają wyraźne problemy z harmonizacją jej z żydowską koncepcją Boga, jednak odważnie idą do przodu, dochowując podwójnej wierności: wierze w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba i Jezusa Chrystusa – Boga i Jedynego Pana.
Każda religia rządzi się prawami rozwoju, który dobrze opisują psychologowie oraz socjolodzy. Ewolucja jest wpisana nie tylko w biologię, ale we właściwie każdy aspekt działalności człowieka. Chrześcijaństwo jednak nigdy nie było skostniałą doktryną i ciągle dynamicznie się rozwijało, potrafiąc odnajdywać swoją własną drogę. Jezus z Nazaretu obiecał – co potwierdzają synoptycy i tradycja Janowa – że ten rozwój będzie odbywał się pod nieustanną opieką Ducha Bożego i właśnie dzięki temu Duchowi Chrystusa, możemy mieć pewność, że wszystko to zmierza we właściwym kierunku. ” Gdy On przyjdzie, Duch prawdy, doprowadzi was do całej prawdy i oznajmi wam rzeczy przyszłe” ( J 16, 13 ). Wzrost świadomości co do rangi Chrystusa, doprowadził uczniów, uczniów apostołów, do nazwania Go Bogiem. Następne generacje chrześcijan wciąż pogłębiały swoją refleksję; znalazła ona swój koniec w Nicei. „Możemy zapytać, czy podczas tych chrześcijańskich debat nie zdefiniowano zbyt dokładnie i zbyt wiele. Czy nie dający się ująć w żadne kategorie i wymiary myślowe wizerunek Boga nie został poświęcony rygorom myślenia w greckich kategoriach logicznych i filozoficznych? Czy sukces i popularność, a także jedność, chrześcijaństwa ( na Zachodzie ) wymagały, aż takiej precyzji logicznej? ” ( James H. Charlesworth ). Jednak to, że św. Paweł, odszedł od nakazu Jezusa, mówiącego o misji tylko wśród Żydów, z pominięciem gojów i Samarytan, nie wskazuje nam współczesnym chrześcijanom, czym tak naprawdę jest prawdziwy radykalizm. Co oznacza Jezusowe: będziecie czynili rzeczy większe niż ja. Jezus nie stworzył syntetycznego wykładu religijnego: nauczał o królestwie Bożym, miłości i poświęceniu – oczekiwał powrotu Boga na Syjon. Czy chrześcijanie wierząc, że tym Bogiem powracającym na Syjon jest Jezus Chrystus sprzeniewierzyli się samemu Nazarejczykowi? Nie, ponieważ prawdziwa refleksja przyszła wraz z wydarzeniem paschalnym, zrazu nieśmiała, potem coraz silniejsza, ale jej podstawa – moim zdaniem – leży w naukach św. Pawła i Kościoła Janowego,a przede wszystkim w tym, że Jezus nie umarł i wciąż mówi ustami córek i synów Kościoła. To działanie Ducha, nie skończyło się wraz z napisaniem Drugiego Listu św. Piotra, to działanie Ducha będzie trwało do czasów Nowego Nieba i Nowej Ziemi. Wszyscy św. Justyn, Orygenes, Euzebiusz z Cezarei itd. a nie tylko św. Paweł. czy też św. Jan byli objęci Jego potężną mocą. Dlatego gdy ktoś, kiedykolwiek powie wam, że NT nie naucza o Trójcy – to warto wiedzieć, że NT nie naucza, że Duch Święty przestanie działać wraz z napisaniem ostatniej jej księgi. Został on dany po wsze czasy… My także, tu piszący na Kleofasie, jesteśmy Nowym Testamentem.
Panie Andrzeju z wyznania wiary Pawła apostoła nie wynika to, że utożsamiał On Jezusa z YHWH. Z tekstu Pawła wynika wprost, że [dla chrześcijan] jest tylko Jeden Bóg ów Ojciec z , którego wszystko ergo kto nie jest owym Ojcem ten nie jest tymże jednym Bogiem z, którego wszystko.
I przez analogię jeden Pan Jezus Chrystus przez, którego wszystko. Z tego nie wynika, iż Ojciec nie jest Panem ani Jezus Bogiem. Wynika tylko tyle, że Ojciec nie jest owym Jednym Panem Jezusem Chrystusem przez, którego wszystko. Apostoł mówi po prostu o dwóch przyczynach naszego zbawienia. Pierwszej nadrzędnej – Bogu, którym jest ów Ojciec i drugiej pośredniej zależnej od pierwszej – Panu Jezusie Chrystusie.
Jeden Najwyższy Bóg jest Ojcem, z którego wszystko jest. (1 Kor 8.6)
Syn Boży Jezus Chrystus nie jest Ojcem, z którego wszystko jest.
Ergo Syn Boży Jezus Chrystus nie jest jednym Najwyższym Bogiem.
Jezus Chrystus został uczyniony Panem przez owego Jednego Boga (Dzieje Apostolskie 2.36). Natomiast ów Jeden Bóg nie został przez nikogo uczyniony Panem. Wspomnieć można i to, że niektórzy pisarze jak chociażby Hilary w księdze 5 O Trójcy i Ambroży w księdze I O wierze do Gracjana czytali to miejsce tak: Uczynił go Bogiem i Mesjaszem.
Panie Andrzeju Paweł podaje przyczynę dla, której mamy się kłaniać człowiekowi Jezusowi a mianowicie, że Bóg Go wywyższył i darował mu imię ponad wszelkie imię. Oddajemy człowiekowi Jezusowi cześć, ponieważ takie polecenie wydał nam Bóg. W NT funkcjonuje to jako Boże przykazanie.
W judaizmie powszechnie znane jest pojęcie shaliach – posłaniec m.in. u Jana znajdujemy wiele odniesień do tego posłannictwa np.
A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Mesjasza, którego posłałeś. Jan 17:3
To jest dzieło Boże: wierzyć w tego, którego On posłał. Jan 6:29
Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony. Jan 3:17
Wskazał Pan na to, że dla judaizmu tylko YHWH jest zbawicielem. Tego nie kwestionuję jednakże zagadnienie jest nieco bardziej złożone.
Izajasz 43.11 (BT) Ja, Pan, tylko Ja istnieję i poza Mną nie ma żadnego zbawcy ( hebr. mosia).
A gdy synowie izraelscy wołali do YHWH, wzbudził im YHWH zbawiciela (hebr. mosia), Ehuda, syna Gery”. Sędz. 3:15
Wtedy rzekł Gedeon do Boga: Jeżeli zbawisz (hebr. mosia) moją ręką Izraela, jak powiedziałeś… Sędz. 6:36
I wydałeś ich w ręce ich wrogów, a ci ciemiężyli ich i uciskali. W czasie ucisku zaś wołali do ciebie, a wtedy Ty wysłuchałeś ich z niebios i według obfitego swego miłosierdzia dałeś im zbawicieli (hebr. mosim), którzy wybawiali ich z ręki ich wrogów. Neh. 9:27
Jak Pan widzi nie jest problemem dla judaizmu to, że jest tylko Jeden Zbawiciel YHWH a zarazem, że jest wielu zbawicieli, których ów YHWH czyni zbawicielami. Podobnie ma się rzecz z Elohim, Adonim, etc…
Podobnie każdy wyznawca judaizmu od dziecka zna przykazanie czcij YHWH (hebr.Kabbed YHWH) – Przysłów 3.9, ale zna również inne „czcij ojca twego i matkę twoją” (hebr. Kabbed et abika wəet immeka). Dlatego, nie ma niczego niestosownego w oddawaniu czci Synowi Człowieka ponieważ tego oczekuje od nas Bóg.
Czy nazwanie przez Tomasza człowieka Jezusa Panem i Bogiem swoim implikuje, że ów apostoł wyznał w Nim Boga Abrahama Izaaka i Jakuba?
1 Samuela 28.13-14 „Odezwał się do niej król: Nie obawiaj się! Co widzisz? Kobieta odpowiedziała Saulowi: Widzę istotę pozaziemską (hebr. Elohim – Boga czy też Bogów chociaż mówi o jednym tylko Samuelu), wyłaniającą się z ziemi. Zapytał się: Jak wygląda? Odpowiedziała: Wychodzi starzec, a jest on okryty płaszczem. Saul poznał, że to Samuel, i upadł przed nim twarzą na ziemię, i oddał mu pokłon.
Wyjścia 7.1 Ustanawiam się Bogiem (hebr. Elohim) dla faraona.
Sędziów 13.21-22 Odtąd nie ukazał się już więcej Anioł Pana Manoachowi i jego żonie. Wówczas poznał Manoach, że to był Anioł Pana. Potem rzekł Manoach do żony: Z całą pewnością pomrzemy, bowiem ujrzeliśmy Boga.
Dzieje 7. 30-31 Po czterdziestu latach ukazał mu się na pustyni góry Synaj anioł Pański w płomieniu ognistego krzaka. Zobaczywszy Mojżesz podziwiał ten widok, lecz kiedy podszedł bliżej, aby się przyjrzeć, rozległ się głos Pana: Jam jest Bóg twoich przodków, Bóg Abrahama i Izaaka, i Jakuba.
Jak Pan widzi nie jest niczym niestosownym dla hebrajczyków wiara w ścisły monoteizm a jednocześnie nazwanie kogoś Bogiem i nawet oddanie mu pokłonu. Dylematy jakie Pan przedstawił są jedynie pozornie sprzeczne i łatwo je wyjaśnić nawet w obrębie ST. Stąd nie zgodzę się z Panem, że kwestia terminu „Bóg” w świętych księgach” jest tylko i wyłącznie interesująca w dyskursie akademickim.
Co wynika z wyznania wiary św. Pawła? Apostoł Narodów przeciwstawiając się politeizmowi pogan ( wielu panów i bogów ) przeciwstawia im wiarę w Boga Ojca i jedynego Pana Jezusa Chrystusa. Co znamienne, nie powtarza już żydowskiego „Szema”. Nie prawdziwe są więc wnioski P. Purpureusa jakoby ten fakt nie dodawał czegoś istotnego do dotychczasowej wiary Izraela. Należy zdać sobie sprawę, że nazwać kogoś Jedynym Panem, broniąc się przed politeizmem, to już było bałwochwalstwo, ponieważ Żydzi mieli tylko Jednego Pana, a był Nim Bóg Ojciec ( Ps 8, 1 ). Chrześcijanie rozwijając chrystologię św. Pawła mogli wyznawać wiarę w Jezusa, który był dla nich jedynym Władcą ( Despotes ) i Panem ( Kyrios ) [ Jud 1, 4 ].
To, że Syn nie jest Ojcem i vice versa, jest twierdzeniem, którego udowadnianiem zajmuje się P. Purpureus przez 14 linii swojego komentarza. Może się to komuś przyda, ponieważ do tej pory istnieją błędne ujęcia relacji zachodzących w układzie Ojciec – Syn. Warto zapamiętać: Ojciec nie jest Synem.
Czego jednak w odpowiedzi na mój komentarz nie ma, to odpowiedzi na postawione przeze mnie pytanie ( jedno z wielu, przypomnę je z czasem wszystkie ): Kogo Żydzi zestawiali z tekstami dotyczącymi YHWH i nazywali Jedynym Panem? Problem ten jest dość istotny i nie przejdziemy nad nim powierzchownie tylko i wyłącznie dlatego, że pominął go P. milczeniem. Wrócimy do niego jednak na samym końcu i niekoniecznie rozwiniemy go w tym komentarzu, ponieważ wymaga on jednak pewnego minimalnego wprowadzenia. Teraz chcę poruszyć zupełnie inną, bardzo bulwersującą sprawę. Otóż przyznaje mi P. rację mówiąc, że dla Żydów tylko YHWH może być Zbawicielem. Ten zaszczytny tytuł NT odnosi w wielu miejscach do Jezusa Chrystusa – z wiadomych względów. Soteriologia zanurzona w chrystologii, to najpiękniejsze osiągnięcie chrześcijaństwa, jednak – uwaga! – potrafi ją P. poświęcić tylko i wyłącznie dla zrelatywizowania tytułu Zbawcy, który został przyznany Chrystusowi sięgając po nieadekwatne przykłady z Biblii Hebrajskiej. Dlaczego nieadekwatne? Ponieważ żadna z tych osób, które zostały nazwane zbawicielami, nie były Zbawicielami świata; nie brały udziału w kosmicznym dramacie, który opisuje św. Paweł. I, co chyba najistotniejsze, żaden człowiek nie został przedstawiony jako Zbawiciel grzeszników ( Ga 1, 4; Ef 5, 23 ). YHWH jest jedynie Zbawicielem i tylko On może zbawić ( Iz 43, 11; 45, 21; Jer 3, 23; 11, 12 ). Jezus Zbawiciel – to wyraźne naruszenie tego żydowskiego aksjomatu, a idzie za nią kolejna mocna wypowiedź św. Pawła. Posuwa się on do twierdzenia, że Izraelici w trakcie wędrówki do Ziemi Obiecanej, pili z duchowej skały, a skałą tą był Chrystus. Tora jednak zdecydowanie wskazuje, że skałą dla Żyda może być tylko i wyłącznie YHWH:
„On jest skałą! Doskonałe jest dzieło jego, Gdyż wszystkie drogi jego są prawe, Jest Bogiem wiernym, bez fałszu, Sprawiedliwy On i prawy.” ( Pwt 32, 4; por. 1 Sm 2, 2; Ps 18, 3, 22 ).
Wrócimy, jak już nadmieniałem do sprawy relacji pomiędzy YHWH i tytułem „Kyrios”, jednak teraz muszę odnieść się do przykładów, które miały rozświetlić tekst Janowy. Cześć okazywana rodzicom wskazana w Dekalogu nie jest czcią, która przynależy się Jezusowi. Wskazywał na to w swoich naukach przedpaschalny Jezus ( Mt 10, 37 – 42 ) , wskazuje na to proto – Paweł ( Flp 2, 10 ) i deutero – Paweł ( Kl 1, 16 ). Tradycja Janowa mówi już o takiej samej czci dla Syna, która przynależy się Ojcu ( J 5, 23 ) , ponieważ wyznając Syna dopiero docieramy do Ojca ( 1 J 2, 23 ). Przykłady z aniołami nie rozmywają tej czci, ponieważ, po pierwsze, w judaizmach I wieku istnieli np. Saduceusze, którzy za Pismo natchnione uznawali jedynie Torę, i pomimo to, nie uznawali istnienia aniołów. Teksty te interpretowali jako objawienia samego YHWH, a anioł był w nich jakąś formą Jego obrazowania. Współcześni bibliści nie pozostawiają tutaj już żadnych niedomówień: starożytna wiara Izraela nie znała bytów duchowych, dwór niebieski zapełnił się dopiero pod wpływem kontaktów z Persami, a tę mitologię Nieba rozwijała radosna twórczość apokaliptyków żydowskich ( Księga Daniela, Księga Henocha etiopskiego, Księga Henocha słowiańska ). I, po drugie, chociaż Nazarejczycy podzielali wraz z faryzeuszami wiarę w aniołów, to jednak zarówno jedni jak i drudzy sprzeciwiali się ich czci ( Kl 2, 18 ).
Jedno Pana zdanie jest jednak zdumiewającym kłamstwem: „Jak Pan widzi nie jest niczym niestosownym dla hebrajczyków wiara w ścisły monoteizm a jednocześnie nazwanie kogoś Bogiem i nawet oddanie mu pokłonu”. Nie podał P. tego żadnego przykładu: to wróżka z En – Dor nazwała wywołaną postać z zaświatów „Elohim”, a Saul rozpoznał w tej postaci nie Boga… lecz Samuela ( „I poznał Saul, że to Samuel” ). Saul nie nazwał go Bogiem i nie oddał mu czci należnej Bogu Ojcu. Wróżka nie przynależy do judaizmu, gdyż Tora wyraźnie stwierdza: Nie pozwolisz żyć czarownicy! Proszę podać mi przykład z literatury żydowskiej z czasów przed – Jezusowych ( Biblia hebrajska, Targumy, Qumran, LXX, literatura międzytestamentalna ) lub z I wieku po Chr. ( Józef Flawiusz, Filon Aleksandryjski itd. ) lub też z Miszny, Tosefty lub Talmudu: Palestyńskiego, czy też Babilońskiego, a nawet z midraszów amoraickich, na to, że: nie było niczym niestosownym nazwać przez hebrajczyka kogoś Bogiem i oddać mu pokłon. Napluł Pan – moim zdaniem – na tysiące męczenników żydowskich, którzy zginęli z rąk Rzymian, broniąc się usilnie przed kultem cesarza, a również na tych, Żydów, którzy potem zginęli, ponieważ nie chcieli wyznać, iż Jezus jest Bogiem – i niech Pan zapamięta, że dalszą dyskusję, w której mam zamiar szerzej rozwinąć konotacje pomiędzy tekstami dotyczącymi YHWH i Jezusa, nie wejdę, jeśli nie udowodni mi Pan, że niczym niestosownym dla Żyda, zwłaszcza w I wieku n. e., było nazwanie kogoś Bogiem i oddanie mu czci. Dobrze by było, po załączeniu mi tego licznych przykładów ( wszak tego wymaga zdumiewająca teza ), podeprzeć to opinią przynajmniej jednego wybitnego judaisty specjalizującego się w religii żydowskiej tamtego okresu.
Z wyrazami szacunku AJN.
Panie Andrzeju ja napisałem, że z wyznania wiary Pawła apostoła nie wynika, że utożsamiał On Chrystusa z YHWH i to podtrzymuję. Konkluzja do jakiej Pan doszedł w żadnym wypadku nie wynika z mojego wpisu a brzmi ona;
„Nie prawdziwe są więc wnioski P. Purpureusa jakoby ten fakt nie dodawał czegoś istotnego do dotychczasowej wiary Izraela.”
Sam fakt uznania w Chrystusie Mesjasza i boskiego posłańca dodawał czegoś istotnego w dotychczasowej wierze Izraela. Paweł natomiast pisząc to był chrześcijaninem i pisał o tym co dla chrześcijan jest ważne.
Tekst Judy 1.4 nie jest jednoznaczny albowiem wielu egzegetów uważa, że mówi o Ojcu i Synu, zatem z niejednoznacznego miejsca nie można wyciągnąć jednoznacznego wniosku.
Przez 14 linijek zajmowałem się udowodnieniem tego, że Syn nie jest owym Jednym Bogiem z którego wszystko, albowiem nim jest tylko Ojciec co explicite wynika z tego fragmentu. Autor odróżnia „Jednego Boga Z Którego Wszystko” od „Jednego Pana Przez, Którego Wszystko” – mówi zatem o Przyczynie sprawczej (z którego wszystko) i narzędziowej (przez, którego wszystko). Ponadto Syn jest Panem uczynionym przez Boga co expressis verbis wyraził apostoł Piotr (Dz. Ap 2.36) – Bóg natomiast jest Panem nieuczynionym. Pańskie twierdzenie, że Jezus jest tym samym numerycznie Panem co Ojciec jest najwyższym stopniem sprzeczności.
Zresztą, gdyby apostoł chciał nas nauczyć, ze Syn jest tym samym liczbowo Bogiem którym jest Ojciec napisałby – dla nas jest Jeden Bóg Ojciec, Syn i Duch św.
Nigdy YHWH nie został przez drugiego uczyniony Panem jest to dla Niego godność naturalna i niezbywalna.
Ponadto Paweł apostoł zawsze wskazuje na BOGA jako przyczynę pierwszą i Chrystusa jako narzędzie m.in Tyt. 3, 4,5,6, 2 Kor 5,18, 1 Kor 15.57, Rzym. 2.16 co zresztą wprost wynika z konstrukcji gramatycznej przyimka dia z genetiwem.
Argumentacja Pana dotycząca tytułu Zbawiciel jest mówiąc oględnie mało konkluzywna. Pokazałem Panu, że termin ten ma charakter pospolity zgadzam się, że w Chrystusie nabiera On szczególnego znaczenia, ale to w żaden sposób nie dowodzi, że Chrystus jest YHWH. Cały NT aż huczy od stwierdzeń, że Jezus jest Bożym Posłańcem i narzędziem w ręku Boga. Źródłem, zaś jest Jeden Bóg z którego wszystko.
Równie dobrze mogę zapytać Pan kogo Żydzi nazywali swoim Jednym Ojcem?
W relacji Jana apostoła (Jan 8.41) mają tylko Jednego Ojca Boga! Co potwierdza również Chrystus Mat. 23:9. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie.
Ale przecież sami hebrajczycy mówią Jan 8.39 „Ojcem naszym Abraham jest”. Ergo Abraham jest Bogiem YHWH? Tak mniej więcej przebiega Pana sposób argumentacji.
Panie Andrzeju cytuje Pan słowa Pawła odnoszące się do skały proponuję przeczytać komentarz do tego miejsca u Augustyna z Hippony bo widzę, że dochodzimy do ciekawego wątku a mianowicie, że był przed Jezusem z Nazaretu Chrystus (jak twierdził Cerynt). Wystarczy sięgnąć do opisu tego wydarzenia w ST by stwierdzić, iż mowa ta jest symboliczna.
Ad vocem czci wyrządzanej Jezusowi zarówno Jan jak i Paweł mówią o czci należnej człowiekowi Jezusowi co Pan skrzętnie przemilcza. Zresztą wprost wskazują na to, że dla oweg Syna Człowieka jest to godność nabyta w czasie i pochodzi z dobroci i łaskawości Boga i w rzeczywistości spływa na owego darczyńcę jak chociażby wiara Jan 12.44 etc…
Co do słowa gr. kathos nie wyraża ono zupełnej równości tylko pewne podobieństwo (Mat 5.48, Jan 17.11 czy 1 Jan 4.17).
Domaga się Pan ode mnie przykładu na twierdzenie, iże hebrajczycy potrafili nazwać kogoś innego aniżeli Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba Bogiem i oddać mu pokłon. Nie widzę potrzeby abym musiał robić na wiele sposobów to co można zrobić łatwo, już podałem Panu przykład z Dziejów Apostolskich. Jest zupełnie wystarczający do udowodnienia tego co wygłosiłem. Jakie mają znaczenie tutaj saduceusze? Żadnego! Skoro sami apostołowie wskazywali na to, że był to anioł określony mianem YHWH – Dzieje 7.30,32,35. Ów anioł prawem szalichatu przybrał na siebie i osobę i imię Boga co jest wyraźnie przedstawione we wskazanym tekście. Jeżeli jak Pan twierdzi, iż był to sam Bóg i nie pełnił roli posłańca to autorzy błądzą nazywając Go zwiastunem czy też posłańcem. I nie potrzebuje tutaj „szwadronu autorytetów” ponieważ tekst jest prosty i czytelny.
Wielu chrześcijan pochodzenia hebrajskiego przedkładało prawo nad ewangelię z czym ostro polemizuje autor listu do Hebrajczyków (dlatego tak obszernie dowodzi wyższości Jezus nad aniołami).
To, że prawo przekazał Bóg za pośrednictwem aniołów wynika z wielu świadectw poza wspomnianym.
Hebr 2.2 (BT) Jeśli bowiem objawiona przez aniołów mowa była mocna, a wszelkie przekroczenie i nieposłuszeństwo otrzymało słuszną zapłatę
Gal 3.19 (BT) Na cóż więc Prawo? Zostało ono dodane ze względu na wykroczenia aż do przyjścia Potomka, któremu udzielono obietnicy; przekazane zostało przez aniołów; podane przez pośrednika.
Dz. Ap 7.53 (BT) Wy, którzy otrzymaliście Prawo za pośrednictwem aniołów, lecz nie przestrzegaliście go.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Purpureusie!
Otóż znowu – odpowiadając powrócę do punktu wyjścia, albowiem tego nie unikniemy – popełnił Pan wiele błędów do których tylko częściowo się odniosę. Po pierwsze, bibliści maja kłopoty z poprawnym odczytaniem wielu miejsc, które dotyczą Ojca lub Syna z jakiegoś powodu, prawda? Gdybyśmy bowiem, zebrali wszystkie tytuły Jezusa, które przyznali mu autorzy chrześcijańskich Pism greckich łącznie, to jedyna Osobą do której można byłoby tą ilość tytulatury porównać byłby właśnie Ojciec. W nowotestamentalnych dokumentach Zbawicielem jest określany tylko Ojciec lub Syn – nikt inny. Po drugie, ta deifikacja – jak ją nazywają badacze niechrześcijańscy ( chrześcijanie wolą określać to refleksją popaschalną ) wymaga w kontekście judaizmu wytłumaczenia. Nie ma ona przecież żadnego precedensu u jakiegokolwiek człowieka – Żyda. Judaizm o którym piszemy był w porównaniu do archaicznych tekstów z którymi Pan porównuje teksty NT, na zupełnie innym etapie. Cześć dla aniołów była absolutnie wykluczona z liturgii oraz z objawień. Proponuje zatem bliższą bazę porównawczą niż Pan proponuje i przedstawię fragment tekstu, który pochodzi z I wieku n. e., a nie z czasów pierwszej świątyni:
„I upadłem mu do nóg, by mu ( aniołowi – przyp. AJN ) oddać pokłon. A on rzecze do mnie: Nie czyń tego! Jam współsługa twój i braci twoich, którzy maja świadectwo Jezusa, Bogu oddaj pokłon” ( Ap 19, 10 ).
Przeciwieństwem anioła jest Ojciec i Syn, albowiem cześć dla nich ma pochodzić od WSZYSTKIEGO:
„Temu, który siedzi na tronie, i Barankowi, błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc na wieki wieków. A cztery postacie mówiły: Amen. starcy zaś upadli i oddali pokłon” ( Ap 5, 13 ).
Dlaczego Jezusowi należy się pokłon?
„On jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane…On jest początkiem…aby we wszystkim był pierwszy” ( Kl 1, 17 – 18 ).
Te stwierdzenia nie tylko naruszają w sposób zasadniczy monoteizm judaizmu, lecz wywyższają człowieka, który jeszcze do niedawna żył w Galilei. Warto podkreślić, że dla Żyda tym pierwszym, ale i ostatnim jest zawsze YHWH – nigdy anioł lub też jakiś człowiek. Pod tym względem judaizm jest zasadniczy; był taki od zawsze i taki pozostał:
„Tak mówi YHWH, Król Izraelski i jego Odkupiciel, Pan Zastępów: JA JESTEM PIERWSZY I JA JESTEM ostatni, a oprócz mnie nie ma Boga” ( Iz 44, 6 ).
Tymczasem Nazarejczycy przyznali najznamienitszy tytuł „Pierwszego i Ostatniego” Jezusowi:
„Toteż gdy go ujrzałem, padłem do nóg jego jakby umarły. On zaś położył na mnie swoją prawicę i rzekł: Nie lękaj się, JAM JEST PIERWSZY I OSTATNI” ( Ap 1, 17 ).
Jezus nie tylko reaguje inaczej, niż anioł z rozdziałów późniejszych nie potępiając hołdu, ale przypisuje sobie atrybut samego YHWH. Jakby to skomentował żydowski Rabbi? Uwaga!!! Sprawdzamy:
„Rabbi Abbahu powiedział: „Przypowieść o śmiertelnym królu: on króluje i ma ojca, lub syna lub brata. Rzekł Święty, niech będzie błogosławiony: Nie jestem taki! `Jestem pierwszy`(Iz 44, 6 ) – Nie mam ojca. `Jestem ostatni` nie mam syna. `I nie ma Boga oprócz mnie` – i nie mam brata” ( Exodus Rabba 29, 5 ).
Teraz powrócę do punktu wyjścia. W poprzednim komentarzu prosiłem o bardzo niewiele; chciałem, aby P. potwierdził swoją tezę, że nie było niczym dziwnym w judaizmie nazwać kogoś Bogiem i oddać mu pokłon. Powołał się P. W odpowiedzi na Dzieje Apostolskie. Z tego co pamiętam, a pamiętam raczej dobrze, to w piśmie tym tłum zawołał, że Herod mówi głosem Boga; po tym stwierdzeniu padł on martwy. Mamy tam chyba przykład, kiedy Kefas nie chce odebrać pokłonu, ponieważ jest tylko człowiekiem ( proszę wszystkich o zobaczenie kontrastu jaki jest tu widoczny pomiędzy chociażby Eliaszem, który nie miałby problemu z odebraniem pokłonu [ judaizm pierwszej świątyni ], a Kefasem [judaizm druga świątynia ] ). Przykład z aniołami nie jest adekwatny do sytuacji nazwania przez jednego Żyda Tomasza, drugiego Żyda Jezusa – Panem i Bogiem i to swoim. Obiecał P. dostarczyć takich przykładów, wraz z opinią judaisty badającego okres religijny Drugiej Świątyni, że takie coś nie było niczym dziwnym. Ja twierdzę, że było to nieprawdopodobne, a wręcz niemożliwe do zaistnienia i w związku z tym podtrzymuje moją tezę, że mamy tu do czynienia z czymś wyjątkowym i wyjątkowość ta narusza żydowskie poczucie monoteizmu. Jednak nie mogę rozwinąć mojej tezy, dopóki nie doczekam się na chociażby próbę udowodnienia P. twierdzenia. Bo przecież mogę się mylić?
„Cześć Jezusa, jako figury boskiej, pojawiła się nagle i szybko, a nie stopniowo i późno pośród Jego naśladowców w I wieku. Więcej jeszcze, początki tego tkwią w kręgach judeochrześcijan pierwszych lat. Jedynie sposób myślenia idealistyczny ciągle jeszcze utrzymuje, że na cześć Jezusa jako figury boskiej decydujący wpływ miała religia pogańska i wpływ nawróconych pogan, który następował stopniowo i w późniejszym okresie. Cześć Jezusa jako Pana, która znajdowała odpowiedni wyraz w kulcie i w całkowitym posłuszeństwie, była poza tym powszechna, nie dotyczyła tylko niektórych, szczególnych grup, np. „hellenistów” czy chrześcijan pochodzących z pogaństwa, związanych z hipotecznym „kultem Jezusa Syryjskiego”. Przy całej różnorodności pierwotnego chrześcijaństwa wiara w boskość Jezusa była niewiarygodnie powszechna” ( L. Hurtado,” Lord Jesus Christ. Devotion to Jesus in Earliest Christianity”, Grand Rapids , MI 2003, s. 650 ).
Szanowny Panie Andrzeju!
Jestem pod wrażeniem Pana wiedzy biblijnej. Mimo wszystko trudno mi uwierzyć, żeby zdecydowani monoteiści, jakim byli Apostołowie, mogli nazywać Jezusa prawdziwym Bogiem Jahwe, gdyż byłoby to bałwochwalstwo. Uważam, że uznawali Go za wysłannika samego Boga, jedynego i prawdziwego: Syna Bożego, Mesjasza i Mistrza. To mieściło się w kanonie judaizmu. Czy św. Paweł nazywał Jezusa Bogiem? Tego nie wiemy, bo najstarsze rękopisy jego listów pochodzą z ok 200 r. Zresztą jak Pan pewnie wie, to nie wszystkie listy są jego autorstwa, a przynajmniej nie tylko jego, jak; 2 List do Tesaloniczan, List do Kolosan, do Efezjan, 3 Listy Pasterskie (1-2 do Tymoteusza i do Tytusa). W Ewangelii Jana jej autor/kopista/redaktor ” wkładał” w usta Jezusa słowa, które często nie są Jego własnymi.Czy podobny zabiegł nie mógł mieć miejsca w listach Pawłowych? Jakichś kopista/redaktor mógł coś dodać od siebie, jeśli wierzył, że Jezus jest prawdziwym Bogiem, to dodał wersety to potwierdzające. Od oryginałów listów Pawłowych do ich najstarszych rękopisów dzieli nas ponad 150 lat! Kto mi zagwarantuje, że określony list jest NA PEWNO autorstwa św.Pawła i nic w nim nie zmieniono w tym czasie? Ewangelie zmieniano, to i listy podlegały zmianom, być może w celu deifikacji Jezusa. W czasie 1 soboru nicejskiego Jezus został oficjalnie uznany za prawdziwego Boga równego Bogu Ojcu. Ciekawie na podstawie jakich ewangelii i listów uznano, że Jezus zasługuje na taki tytuł? Nie zachowały się przecież protokoły ani akta soboru, dlatego dokładny przebieg soboru nie jest znany.
„Cześć Jezusa, jako figury boskiej, pojawiła się nagle i szybko, a nie stopniowo i późno pośród Jego naśladowców w I wieku. Więcej jeszcze, początki tego tkwią w kręgach judeochrześcijan pierwszych lat.”( L. Hurtado,” Lord Jesus Christ. Devotion to Jesus in Earliest Christianity”, Grand Rapids , MI 2003, s. 650 ).
W ewangelii Marka ( najstarszej) Jezus nie jest nazywany Bogiem, natomiast w najpóźniejszej – Jana, i owszem. Czy nie pokazuje to, że poglądy na Osobę Jezusa ewoluowały stopniowo ( kilkadziesiąt lat) i decydujący wpływ na to mieli zhellenizowani chrześcijanie. Dla mentalności greckiej uznawanie jakiegoś człowieka za Boga nie jest czymś niezwykłym ani bluźnierczym. Dla Żyda to bluźnierstwo. To chyba tkwi odpowiedź, dlaczego Jezusa uznano za Boga.
P. Julianie!
Odpowiem krótko, chociaż rozwinięcie tego zagadnienia wymagałoby dłuższej odpowiedzi. Jezus przedpaschalny nie twierdził wprost, że jest Bogiem. To zgodna opinia dwóch najważniejszych badaczy Jezusa historycznego: prof. Sandersa i ks. Meiera. Jednak w nauczaniu Nazarejczyka pojawiają się stwierdzenia, które już w zasadniczy sposób kierują naszą uwagę właśnie na Jego relację z Ojcem:
„Wszystko przekazał Mi Ojciec Mój, i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, i nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu syn zechciałby objawić” ( Ewangelia Galilejska [Q] 10, 22 ).
Jest to tzw. Janowy grom, który „spada” na nas właśnie niczym piorun z jasnego nieba, gdy czytamy logia Q. W tych najstarszych pokładach tradycji o Jezusie, przemawia On nagle językiem znanym nam z późnej Ewangelii według św. Jana. Pomiędzy nauczaniem Jezusa a Talmudem istnieje zadziwiająca zbieżność i zgodność. Zestawieniem tych zgodności zajęli się już w 1928 roku w swej benedyktyńskiej pracy dwaj badacze niemieccy Herman L. Strack i Paul Billerbeck. Powstało czterotomowe dzieło „Kommentar zum Neuen Testament aus Talmud und Midrasch”. Następnie dołączono do tego dwa tomy, wydane 1963 roku opracowane przez J. Jeremiasa i K. Adolpha. DO TEGO LOGIONU NIE ZNALEZIONO ŻADNEJ PARALELI W JUDAIZMIE. Co więcej, w trakcie badań makrostruktury wypowiedzi Q przeprowadzonych przez Kloppenborga okazało się, że logion ten należy prawdopodobnie do najstarszej pierwszej warstwy Ewangelii Galilejskiej. Dlaczego jest to takie ważne? Po pierwsze, dzięki temu możemy stwierdzić z wysoką dozą prawdopodobieństwa, że wypowiedź ta to ipsissima verba Jezusa, a po drugie, dodaje ona nowy element do judaizmu: Człowieka, który twierdził, że poznał Boga. W judaizmie Bóg jest postacią na tyle transcendentną, że żaden Żyd nie twierdził ( do czasów pojawienia się Jezusa ), że zna w sposób wyłączny Boga. 150 lat wcześniej Nauczyciel Sprawiedliwości utrzymywał, że Bóg dał mu poznać jedynie tajemnice proroków, które wyjaśniał za pomocą peszeru. Istnieje jeszcze jeden zasadniczy fakt, który niesłusznie jest pomijany, gdy rozważa się nauczanie o samym sobie Jezusa historycznego. Otóż uważał On, że jest bezgrzeszny. To Jego przekonanie potwierdza wiele niezależnych tradycji: św. Paweł ( który przejął tę opinię zapewne od wspólnoty z Jerozolimy ), tradycja synoptyczna, tradycja Janowa, wczesna tradycja protognostyczna ( Ewangelia Tomasza ) oraz Ewangelia Nazarejczyków. Znowu stajemy przed nie lada problemem, ponieważ judaizm nie przyznał nikomu przywileju bezgrzeszności; nie przyznał jej sobie również Nauczyciel Sprawiedliwości. W żydowskiej tradycji religijnej samego siebie mógł poznać tylko YHWH i tylko On był kimś kto był doskonale sprawiedliwy i dobry.
Nikt nie twierdzi ( włącznie ze mną ), że pierwotna wspólnota popaschalna uważała i głosiła, że Jezus to YHWH. Starała się ona wpisać swoje orędzie w obręb judaizmu i operowała słownictwem oraz tytułami, które były do zaakceptowana dla Żydów. Jednak to właśnie na tym etapie pojawiło się coś zadziwiającego; coś co zaintrygowało badaczy i spowodowało, że „włos zjeżył się na głowie”; coś w istocie niewytłumaczalnego; coś co można określić kultem diadycznym lub jak ktoś woli binitarnym. Poświęcił się badaniu tego zjawiska Larry Hurtado, który w swojej książce ( L. Hurtado,” Lord Jesus Christ. Devotion to Jesus in Earliest Christianity”, Grand Rapids , MI 2003 – 700 stron! ) szczegółowo rozpoczął badanie tego zjawiska tzn. chciał się on dowiedzieć: jak mogło dojść do tego, że Jezusa rozpoczęto umieszczać w kulcie, który do tej pory był zarezerwowany tylko dla YHWH? Hurtado wyróżnił sześć cech diadycznego kultu:
1. modlitwa – w tradycji żydowskiej mogła być skierowana jedynie do Boga; tymczasem Nazarejczycy kierują ją przez Jezusa ( Rz 1, 8 ), w imię Jezusa ( J 16, 23 – 24 ), do Jezusa Pana ( 2 Kor 12, 8 – 9; Dz 7, 59 ), czy nawet do Boga i Jezusa ( 1Tes 3,11 -13; 2Tes 2,16 – 17 ).
2. inwokacje – Maranatha ( 1 Kor 16, 22 ), w liturgii wczesnochrześcijańskiej wzywanie imienia Pana jako równoważnego imieniu YHWH ( Rz 10, 9; por. Jl 2, 32 ).
3. chrzest – dokonywany w imię Jezusa, i dzięki niemu ochrzczony stawał się Jego własnością ( Dz 2, 38; 1 Kor 1, 12 ).
4. Wieczerza Pańska – zbieranie się grup/wspólnot w celu celebracji misterium Nowego Przymierza zapoczątkowanego przez Pana i przeciwstawienie tej uczty, innym ucztom ku czci pogańskim bogom, w których chrześcijanie nie mogą uczestniczyć, ponieważ powoduje to zazdrość Jezusa ( nawiązanie do Pwt 22, które w oryginale dotyczy YHWH ).
5. hymny – śpiewane podczas chrześcijańskich spotkań liturgicznych ( 1 Kor 14, 26 ) dotyczyły nie YHWH, lecz Jezusa ( Flp 2,6 – 11; Kol 1,15 – 20; J 1,1 – 18 ). Ef 5, 16 zachęca do wysławiania Pana. W Apokalipsie spotykamy hymn do Boga i Baranka ( Ap 5,8 – 10; 13 – 14; 7,9 – 12 ).
6. prorokowanie – w Biblii hebrajskiej jest to dar YHWH. Nazarejczycy uważali, że inspiracją proroctwa jest Jezus Pan ( 2 Kor 12, 9; 1 Tes 4, 15 – 17 ).
Św. Paweł zrównał całkowicie Jezusa z YHWH, uważając, że Syn zostanie dopiero poddany Ojcu ( zwracam uwagę na czas przyszły – coś się dopiero stanie, a zatem w tej chwili jest inaczej ); dlatego też uważając Go za równego Ojcu mógł Mu przypisywać wszystkie cechy Boga. Jego poddanie na końcu czasów nie miało dla św. Pawła dużego znaczenia, ponieważ miało ono nastąpić w kulminacyjnym momencie dziejów, kiedy to „Bóg będzie wszystkim we wszystkich” ( 1 Kor 15, 28 ). Następne generacje chrześcijan pogłębiały chrystologie dochodząc do wniosku, że nie będzie następowała jakakolwiek zmiana natury i władzy Jezusa i to od samego początku Jego istnienia po „wieki wieków” ( Hbr 13, 8 ). Jeżeli w tekstach św. Pawła bardzo mało spotykamy odniesień do Jego rangi przed Wcieleniem ( czy św. Paweł podzielał wiarę w preegzystencję Jezusa nie jest do końca jasne ), to w późniejszych warstwach przekazu spotykamy takie odniesienia coraz częściej. Prof. Harold W. Attridge, redaktor „Early Christian Literature” podsumowuje to następująco:
„Ani w Ewangelii Mateusza, ani w Ewangelii Łukasza nie ma mowy, że Jezus stanowi od zawsze jedno z Bogiem. Z takim stwierdzeniem spotykamy się w czwartej Ewangelii kanonicznej ( J 1, 1 – 2; 10, 30; 14, 1 ) oraz w Liście do Hebrajczyków ( Hbr 1, 3; 7, 3; 13, 8 ).
Powyższe wyznanie wiary w Jezusa jest zakorzenione w tradycji Izraela, zwłaszcza w rozważaniach na temat Mądrości ( Prz 8, 22 – 31; Mdr 7, 22 – 8, 1 ) i aniołach jako pośrednikach między Bogiem a ludźmi. Pierwszy krok do uznania Boskiego statusu Jezusa stanowiło zrównanie Go z tym Boskim pośrednikiem. Uznanie, że Jezus stanowi jedno z Bogiem, nastręczyło wkrótce myślicielom chrześcijańskim wielu teoretycznych problemów. Przede wszystkim uznanie boskości Jezusa rzucało wyzwanie tradycyjnemu monoteizmowi. Jaka jest relacja między Nim a Bogiem, znanym z Pism Izraela? Wyznanie Bóstwa stawiało także wobec pytania o ludzką naturę Jezusa. Czy był człowiekiem, jak inni ludzie, czy też Boskość w jakiś sposób wpływała na Jego ludzką naturę? Te dwie podstawowe kwestie i wiele związanych z nimi pytań wzbudzały kontrowersje w ciągu okresu pre – konstantyńskiego, aż do czasu wielkich soborów w IV i V w. ( „Chrześcijaństwo a judaizm rabiniczny”, red. H. Schanks, Warszawa 2013, s. 279 – 280 ).
Badacze niechrześcijańscy uważają, że św. Paweł i tradycja Janowa naruszyły monoteizm pierwotnego chrystianizmu i Jezusa przedpaschalnego ( Vermes, Maccoby, Casey ). Przytaczam ich opinie, o tyle ważną, że antytrynitarze często zarzucają ortodoksyjnym chrześcijanom, że ich badania dotyczące zwłaszcza deutero – Pawła i tradycji Janowej są „skażone” patrzeniem na nie przez pryzmat Nicei. Nic bardziej mylnego, jest wręcz odwrotnie, nowotestamentalni badacze niechrześcijańscy, a więc tacy, którym nie można zarzucić konfesyjności, dochodzą do takich samych lub zbliżonych wniosków tzn., że około I wieku chrześcijanie Janowi uważali, że Jezus, Boski Logos był równy Bogu i preegzystował odwiecznie. Wiarę tę potwierdza nie tylko tradycja Janowa, ale również Ignacy z Antiochii ( zm. ok 110 r. ) dla którego Jezus jest tym, który jest Zrodzony i Niezrodzony, i z Maryi i z Boga ( Eph. 7, 2 ), który jest ponad czasem i czasu nie zna ( Polyc. 3, 2 ). Biorąc pod uwagę datę jego śmierci, uzyskujemy mocne potwierdzenie, że wyznania Ignacego muszą mieć swoje źródło z okresu w którym są redagowane Ewangelie ( na pewno św. Jana ).
Panie Andrzeju,
Ten Pana wpis można dedykować współczesnym antytrynitarzom. Pozwolę sobie dorzucić swoje trzy grosze. Teologia Trójcy świętej zrodziła się z refleksji przede wszystkim chrześcijan wywodzącym się z pogaństwa – nad własną wiarą i nad tekstem Pisma Świętego.
„Ja i Ojciec jedno jesteśmy” /10,30/„Kto widzi mnie widzi i Ojca”/J14,9/ a z drugiej strony „Ojciec mój jest większy ode mnie” /J 14,28/. A do tego dochodzą w filozofii takie określenia Boga jak Jednia, Otchłań Bóstwa, Bóg Jedyny i Samotny. Czy te teksty nawzajem się wykluczają? Trzeba było wielkiej pokory, by starać się je zrozumieć łącznie. Wysiłek Tertuliana, Hipolita, Orygenesa i innych szedł w tym kierunku. Jeśli na początku nauka o Trójcy św. napotykała na trudności, to oczywiste, skoro nie rozróżniano jeszcze takich pojęć jak choćby czas i przestrzeń, początek i wieczność. Za pomocą tych pojęć można było już pytać – Czy Syn Boży miał swój początek?
Refleksja szła w tym kierunku ,że skoro jeden jedyny Bóg myśli, to posiada jednak ideę przyszłego świata. A gdy Jego myśl wraz z wolą kieruje się ku tej idei, to myśl ta urzeczywistnia się./Prolog Ewangelii Jana/. Na temat tajemnicy rodzenia Syna przez Ojca wielokrotnie wypowiada się Orygenes, czerpiąc argumenty z Pisma św. Znajduje je między innymi w Liście do Kolosan /1,15/: „On jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wobec każdego stworzenia /ktisis/”. Słowo „ktisis” odnosi do wszystkiego, co pochodzi od Boga. Także w Liście do Hebrajczyków /1,3/, Syn „jest odblaskiem jego chwały i odbiciem Jego istoty”.
Wbrew temu, co później powiedzą arianie, dla Orygenesa niepojęte jest, żeby Ojciec kiedykolwiek istniał bez swego Słowa, którym jest Syn. W Komentarzu do Listu do Rzymian ale i w „Peri archon” wypowiada słynne zdanie: ouk en hote ouk en – nie było takiego czasu, w którym by nie istniał/Syn/” /I,2,9 i IV,4,1/. Ojciec w każdej chwili rodzi Syna, tak jak światło nieustannie promieniuje /Hom Jer IX,4/. Orygenes przytacza różne obrazy by wyrazić coś, co jest odpowiednikiem nicejskiego homousios. Rodzenie Syna jest tożsame z „oglądaniem ojcowskiej głębi” dzięki któremu Syn staje się Bogiem /Kom Jn 2,18/. Język Orygenesa jest bardzo bliski Nicei, choć problem równości Ojca i Syna nie objawił mu się z całą wyrazistością. Stanie się to w reakcji na arianizm w ponicejskiej refleksji.
Niektóre teksty zdaja się „podporządkowywać” Syna Ojcu. Ale owo podporządkowanie wynika z tego, że Ojciec jest Ojcem, przyczyną dwóch pozostałych Osób, inicjatorem ich działań w Trójcy. Syn jest podporządkowany i równy Ojcu. To „podporządkowanie” Syna i Ducha wiąże się z ich „posługiwaniem” dla naszego zbawienia. Syn pełni tu rolę posrednka w swojej boskości. Kończąc z braku czasu i trudnościach w pisaniu – kiedy mówimy o „subordynacjonaliźmie”, jest ono u Orygenesa dwuznaczne. Ale na pewno nie można go utożsamiać z jednoznacznym subordynacjonalizmem arian.
Pozdrawiam
Panie Andrzeju nigdy nie kwestionowałem wyjątkowości Mesjasza, ale już sam fakt, że Jezus jest Pomazańcem YHWH wyklucza możliwośc bycia przez Niego owym YHWH, którego jest Pomazańcem. Pomija Pan zupełnym milczeniem oczywiste sprzeczności w prezentowanym przez Pana stanowisku i nie próbuje się Pan nawet do nich odnieśc.
Znajduję zupełnie inny powód w przypisywaniu Jezusowi owych wszystkich tytułów aniżeli próba utożsamienia Go z YHWH;
Jan 20.31 (BT) Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego.
Całe piśmiennictwo przypisywane Janowi ma na celu przeciwstawienie się licznym przeciwnikom, którzy zaprzeczali nie temu, że Jezus jest YHWH, lecz temu, że jest On Mesjaszem Posłanym przez YHWH. Zresztą Pawłowi przyświecał podobny cel 1 Tym 2.5, Rzym. 10.9.
Tekst z Dziejów Apostolskich zbył Pan – a miał Pan tam wszystko nazwanie posłańca Bożego Bogiem i oddanie mu pokłonu.
Co do czci wyrządzanej Jezusowi;
Jezus Chrystus z daru Boga Jedynego ma to, że wszelkie kolano winno mu się kłaniac. Co explicite wynika z Filipian 2.10 i czasownika echarisato – dał/darował. Natomiast owego Boga stworzenie czci nie dlatego, że Mu ktokolwiek darował imię ponad wszelkie imię, ale dlatego, że jest stwórcą wszechrzeczy.
Ap. 4.11 (BW) Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, przyjąć chwałę i cześć, i moc, ponieważ Ty stworzyłeś wszystko, i z woli twojej zostało stworzone, i zaistniało.
Widac więc wyraźnie, że dla człowieka Jezusa jest to godnośc nabyta w czasie i pochodzi z daru (echarisato) Boga. Natomiast dla owego Boga jest to godnośc naturalna, którą ma z samego siebie. I teksty, które Pan przytoczył jedynie to potwierdzają.
Fragment z listu do Kolosan w sposób najbardziej oczywisty pokazuje, że Jezus jest najdostojniejszym Bożym stworzeniem. Na co wskazuje dopełniacz partytywny prototokos pases ktiseos – pierworodny całego stworzenia, ktokolwiek bowiem bywa nazywany pierworodnym jakichś rzeczy (za wyjątkiem rodziców) zawsze zawiera się w ich rodzaju – Taki jest nieodmienny uzus Pisma św. i mowy potocznej. Tekst mówi o dziele nowego stworzenia, które dokonane zostało za pośrednictwem Chrystusa (2 Kor 5,17) i w tymże dziele Bóg się posłużył Jego pośrednictwem.
Panie Andrzeju wywarza Pan otwarte drzwi. Jezus wskazane tytuły i atrybuty nabył w czasie z daru YHWH nikt mu ich nie odbiera, wskazuje jedynie na przyczynę ich posiadania jak również wskazuje na to, że jest On Panem, lecz ku chwale Boga. Sytuacja odwrotna nigdy nie ma miejsca.
W tekście z Dziejów Apostolskich autor wskazuje na to, że w krzaku objawił się anioł i ten anioł, któremu Mojżesz oddał pokłon jest nazwany Bogiem – Abrahama Izaaka i Jakuba. Nie przypominam sobie abym obiecywał dostarczyc opinię judaistów, ponieważ jest to zbyteczne w sytuacji, gdy pokazałem Panu przykład jasny jak słońce [Dzieje 7.30,32 i 35]. Zbywa Pan go nic nie znaczącymi stwierdzeniami jest to inna sytuacja etc. Autor nazywa tego anioła Bogiem Abrahama Izaaka i Jakuba a Pan mówi, że to niemożliwe. Zresztą wprost odróżniają owego anioła od samego YHWH mówiąc, że YHWH działa za Jego pośrednictwem. Do udowodnienia mojej tezy jest to wystarczające. Anioł został nazwany Bogiem Abrahama Izaaka i Jakuba? Tak. Jest odróżniony od Boga YHWH? Tak. Mojżesz oddał mu pokłon? Tak. Trudno mi wskazac na bardziej jednoznaczne świadectwo.
W odpowiedzi Panu Julianowi napisał Pan;
„Nic bardziej mylnego, jest wręcz odwrotnie, nowotestamentalni badacze niechrześcijańscy, a więc tacy, którym nie można zarzucić konfesyjności, dochodzą do takich samych lub zbliżonych wniosków tzn., że około I wieku chrześcijanie Janowi uważali, że Jezus, Boski Logos był równy Bogu i preegzystował odwiecznie. Wiarę tę potwierdza nie tylko tradycja Janowa”…
Owi badacze Pana zdaniem dochodzą do wniosku, że Boski Logos był równy Bogu? Zatem jak mógł byc tymże Bogiem, któremu był równy? A ortodoksja twierdzi, że Jezus jest numerycznie tym samym Bogiem, którym jest Ojciec. Z czego wyciągają wniosek, że preegzystował odwiecznie? Z prologu? Do dzisiaj jest kilka co najmniej interpretacji tego tekstu włącznie z takimi, które mówią, że cały prolog naucza o ziemskim życiu Jezusa. I jest to bardziej przekonujące, aniżeli komentarze opierające się na podobieństwie terminologiczno – frazeologicznym z dialogami Platona.
Zgadzam się, że dosyc szybko pojawił się pogląd o preegzystencji Jezusa dryfujący w kierunku dyteizmu i rzecz jasna zawdzięczamy Go właśnie Ignacemu – czy może pseudo – Ignacemu, Justynowi, który wprost pisał o Chrystusie jako Innym czy Drugim Bogu, ale i Tertulian twierdził, że był czas, gdy nie było Syna. Nie wspominam opinii partypasjanów, którzy liczebnie wtedy przewyższali wspomnianych wyżej a ich opinię do dzisiaj podziela kilkadziesiąt milionów chrześcijan.
I na koniec Panie Andrzeju imponująca jest Pana znajomośc literatury przedmiotu, ale znacznie właściwsze jest przytaczanie racji aniżeli autorytetu wspomnianych autorów, bo uczoności im nie odmawiam, ale wnioski do jakich dochodzą w oparciu od przedstawione przesłanki są co najmniej dyskusyjne.
Szanowny Panie Bogumile!
W komentarzu z dnia 22 czerwca 2014 ( na 16: 36 ), próbuje odpowiedzieć Pan na pytanie, które sobie Pan sam zadaje: „Czy nazwanie przez Tomasza CZŁOWIEKA Jezusa Panem i Bogiem swoim implikuje, że ów apostoł wyznał w Nim Boga Abrahama Izaaka i Jakuba?”, a następnie po przytoczeniu mi 1 Sm 28, 13 – 14 i innych tekstów, stwierdza Pan: „Jak Pan widzi nie jest niczym niestosownym dla hebrajczyków wiara w ścisły monoteizm a jednocześnie nazwanie kogoś Bogiem i nawet oddanie mu pokłonu. Dylematy jakie Pan przedstawił są jedynie pozornie sprzeczne i łatwo je wyjaśnić nawet w obrębie ST”. Jak wynika z pytania, które sobie Pan zadał, należy znaleźć przykład tego, że jakiś CZŁOWIEK, nie ANIOŁ został nazwany: Panem i Bogiem, i złożono mu pokłon. Dylematów tych nie rozstrzygnie Pan Starym Testamentem, ani też literaturą międzytestamentalną, czy też rabiniczną. Żyd nie mógł nazwać żadnego człowieka swoim Panem i Bogiem, i jeszcze złożyć mu pokłon. Przykłady z Biblii Hebrajskiej zawsze muszą być podparte ich interpretacją z literatury Drugiej Świątyni, w przypadku zaś ustalania wpływów na autorów Nowego Testamentu muszą pochodzić z okresu II w. przed Chr. – I w. po Chr. Co z tego, że Eliasz składał ofiary poza Świątynią, skoro w okresie Jezusa można je było jedynie ofiarowywać w Świątyni w Jerozolimie i Egipcie. Co z tego, że prawie tysiąc lat przed Jezusem Mojżesz – być może – złożył pokłon aniołowi, skoro nie dostarcza Pan przykładów z judaizmu czasów Jezusa na takie samo zachowanie Żydów w tym okresie – a te przykłady dopiero by mnie zainteresowały. Biblia hebrajska jest impulsem, na jej interpretacji bazują qumrańczycy, nazarejczycy, czy też faryzeusze – ale sama w sobie ona nic nie wyjaśnia. Wyjaśnia dopiero wykładnia wyjściowego tekstu danego stronnictwa judaizmu. Jak to najprościej wytłumaczyć? Jeśli będzie Pan czytał Ewangelię Marka napotka Pan tam logiony Jezusa dotyczące Gehenny. W Biblii hebrajskiej jest ona tylko i wyłącznie miejscem w którym ofiarowywano ludzi obcym bogom, natomiast w NT jest to już wielkość eschatologiczna, aby zatem dojść do tego co rozumieli słuchacze pod terminem Gehenna trzeba zapoznać się z literaturą aramejsko – języczną czasów Chrystusa oraz z apokryfami. W tekście tym Jezus powołuje się na trito – Izajasza; w tekście hebrajskim, będącym pierwotnym tworzywem wypowiedzi Jezusa, nie ma słowa Gehenna, pojawia się za to ono w targumie do Izajasza, a więc Jezus zapoznał się zapewne w synagodze z aramejskimi przekładami teksów hebrajskich. Każdy biblista zakwestionuje przykłady odnoszące się do czasów Jezusa, jeśli będą one pochodzić z czasów Mojżesza ( judaizm bez świątyni ), czy tez czasów Pierwszej Świątyni, jeśli nie zostaną one podparte ich interpretacją z okresu Drugiej Świątyni. Inaczej mówiąc: to, że Wincentego Kadłubka cytuje w swoich książkach Paweł Jasienica, wcale nie oznacza, że interpretuje on tak samo historię.
W całym Nowym Testamencie tylko w jednym miejscu jeden Żyd, nazywa drugiego Żyda, swoim Panem i Bogiem. Pan stwierdził, że jest to normalne ( na tyle normalne, że spotykamy to w NT tylko raz!!! ) i nie ma w tym nic dziwnego. Ponawiam więc moje nieugięte stanowisko: proszę przytoczyć mi przykłady nazywania przez Żyda, innego Żyda, swoim Panem i Bogiem wraz z wnioskiem, jakiegoś uznanego judaisty, który potwierdziłby Pana rewolucyjna tezę. Skoro jest to normalne ( „niczym niestosownym” ) to powinien Pan dostarczyć tego „na pęczki”. W drugim etapie po ustaleniu tych ważnych kwestii dopiero zajmiemy się kwestią żydowskiego zakresu czci aniołów ( bardzo ciekawe są korzenie mistyki Merkawy oraz symbolika Metatrona [ por. Chagiga 15a; 3 Hen 16, 1 – 5 ]). Jednak tym problemem zajmiemy się później i nie będziemy musieli uciekać się li tylko do tekstów hebrajskich, ponieważ mamy bardzo bogatą literaturę dotyczącą tego zagadnienia pochodzącą właśnie z interesującego nas okresu.
Pozdrawiam.
Ekspertyza judaisty jest tu o tyle potrzebna, że przy olbrzymiej ilości posiadanych przeze mnie książek dotyczących judaizmu czasów Drugiej Świątyni, nie ma podobnego, nawet w małym stopniu, twierdzenia. Czyżby światu umknęło coś tak rewelacyjnego? – a może Pan zapędził się zbyt daleko i wszedł Pan w dziedzinę, która nie jest Pan mocna stroną? Po prostu chcę wiedzieć, nawet z czystej ciekawości, na jakich autorach Pan się opiera analizując judaizm Drugiej Świątyni, bo przecież, dopiero po jego zanalizowaniu należy nakładać tę siatkę na NT – nie odwrotnie – i dopiero wyciągać pierwsze wnioski. KTÓRE TEKSTY ŻYDOWSKIE ZAWIERAJĄ W SOBIE DIALOG ŻYDA NAZYWAJĄCEGO INNEGO ŻYDA ( NIE ANIOŁA – TO KWESTIA, KTÓRĄ TEŻ ROZWAŻYMY, ALE PÓŹNIEJ ) SWOIM PANEM I BOGIEM? KTÓRY JUDAISTA ZAJMUJĄCY SIĘ OKRESEM DRUGIEJ ŚWIĄTYNI POTWIERDZI PANA STWIERDZENIE, ŻE NICZYM NIESTOSOWNYM BYŁO NAZWANIE PRZEZ HEBRAJCZYKA KOGOŚ BOGIEM I ZŁOŻENIE MU POKŁONU?
Bądźmy uczciwi i odpowiadajmy za swoje słowa. Skoro o coś proszę, bo P. tak twierdzi, to w rozsądnej dyskusji należy się powołać się na takie teksty, lub też chociaż zbyć mnie uznanym judaistą. Jeśli nie posiada Pan takich dowodów, to dalsze przerzucanie się wersetami uważam za niepotrzebne, ponieważ nie jest P. w stanie przekonująco uzasadnić podstawowej P. tezy. Bez fundamentów – domu nie zbudujemy. A zatem – do dzieła…Powodzenia. AJN.
Szanowny Panie Bogumile!
Stwierdza Pan: „Z prologu? Do dzisiaj jest kilka co najmniej interpretacji tego tekstu włącznie z takimi, które mówią, że cały prolog naucza o ziemskim życiu Jezusa. I jest to bardziej przekonujące, aniżeli komentarze opierające się na podobieństwie terminologiczno – frazeologicznym z dialogami Platona” ( Komentarz: Purpureus 6 lipca 2014 na 13:00 ).
To już i tak w Pana wypadku znaczny postęp, że przyjmuje P. możliwość różnych interpretacji. Teraz spróbujmy udać się po opinię do niezależnych ekspertów. Co to znaczy? Najlepiej rozstrzygnąć spór interpretacyjny nie powołując się na chrześcijańskich badaczy, ponieważ zawsze istnieje możliwość przed – założeń konfesyjnych. Pierwsza opinia – z mojej strony – dotycząca Ewangelii św. Jana będzie pochodzić od żydowskiego badacza, oxfordzkiego uczonego ( niedawno zmarłego ) profesora Gezy Vermesa.
Krótka informację biograficzną z Wikipedii, po której czytelnicy będą mogli wyrobić sobie opinie o kompetencjach biblijnych i lingwistycznych profesora:
„W latach 1957-1965 wykładowca na Uniwersytecie w Newcastle upon Tyne. W latach 1965-1994 na Oxford University, gdzie został profesorem. Od 1971 redaktor „Journal of Jewish Studies”. Od 1991 roku był szefem Oxford Forum for Qumran Research. O jego pracy nad zwojami z Qumran mówi autobiograficzna książka Providential Accidents. Jako pierwszy od odkrycia zwojów zajął się ich analizą i tłumaczeniem na język angielski, czego skutkiem było powstanie ogólnie przyjętego tłumaczenia: The Death Sea Scrolls in English wydanego w roku 1962, a ponownie wydanego przez Penguin Classics w 2004 roku jako The complete Death Sea Scrolls in English.
Doktor honoris causa uniwersytetów w Edynburgu, Durham i Sheffield.
Należał do Akademii Brytyjskiej oraz Europejskiej Akademii Sztuk, Nauk i Nauk Humanistycznych.
Najważniejsze prace
1961 Scripture and tradition in Judaism: Haggadic studies (Studia post-biblica)
1973 Jezus Żyd: ewangelia w oczach historyka (wyd. pol. „Znak” 2003 ISBN 83-240-0314-2)
1993 The Religion of Jesus the Jew
1997 The Complete Dead Sea Scrolls in English
1998 Providential Accidents (autobiografia)
2001 Twarze Jezusa (wyd. pol. „Homini” 2008 ISBN 978-83-61568-20-9)
2003 Jesus in his Jewish Context
2004 Autentyczna Ewangelia Jezusa (wyd. pol. „Homini” 2009 ISBN 978-83-61568-68-1)
2005 The Passion
2005 Kto był kim w czasach Jezusa (wyd. pol. „Amber” 2006 ISBN 83-241-2481-0)”
Opinia o Ewangelii według św. Jana:
„Jednakże oczywiste jest, że `Jan` zwracał się do nieżydowskich odbiorców, gdyż najprostszym terminom hebrajskim, takim jak Mesjasz czy rabbi, towarzyszą greckie odpowiedniki. Ewangelia `Jana` opowiada nie dzieje charyzmatycznego galilejskiego proroka, ale PRZYBYSZA Z NIEBA, wiecznego twórczego Słowa ( Logos ) Bożego, które na krótko wcieliło się w człowieka, by odkupić ludzkość, zanim wróciło z wygnania do swego Ojca w niebiańskim domu” ( Geza Vermes, „Kto był kim w czasach Jezusa”, przeł. Katarzyna Bażyńska – Chojnacka i Piotr Chojnacki, Amber: Warszawa 2006, s. 122 ).
Opinia o wpływie świętych Pawła i „Jana” na chrześcijaństwo ( niezbyt przychylna, ale przez to tym bardziej cenna ):
” Naprzeciwko tej teocentrycznej, eschatologicznej i egzystencjalnej religii nauczanej i praktykowanej przez Chrystusa stoi chrystocentryczne chrześcijaństwo, które podkreśla ponadnaturalne osiągnięcia wcielonego Boga…To nowa religia, oparta nie na prostej i przyziemnej ewangelii proroka z Nazaretu, ale na mistycznej wizji świętego Jana i świętego Pawła, którą rozwijały w pełnoprawne chrześcijaństwo liczne Kościoły na przestrzeni wieków aż do dziś” ( Tamże, s. 135 ).
Teraz coś z „polskiego podwórka”. Opinia o Ewangelii Jana, Mieczysława Wodnara, historyka, religioznawcy i tłumacza publikującego w „Słowie Żydowskim” ( Wikipedia: ” W 1996 roku na zlecenie Słowa Żydowskiego wydał książkę „Nowy Testament. Karta z dziejów Izraela”, w której opisał początki chrześcijaństwa, jego źródła, uwarunkowania historyczne, które uczyniły iż stało się ono w Europie religią panującą, a wcześniej przyczyny wykluwania się pierwotnego chrześcijaństwa w łonie judaizmu. W 2003 roku ukazało się jego tłumaczenie książki Davida Flussera „Chrześcijaństwo religią żydowską ; Esseńczycy a chrześcijaństwo”. Oprócz tego przetłumaczył kilka innych książek znawców pogranicza chrześcijaństwa i judaizmu, m.in. Leo Baecka i Ernsta Ludwiga Ehrlicha.”
Opinia Wodnara o Ewangelii Jana
„Można powiedzieć najkrócej, że Jan to „późny” Paweł, bez kompromisów, wahań, obdarty z reliktów historycznych i więzów etnicznych, zaszłości genealogicznych, biograficznych. Pragnie on zerwać ze swoją przeszłością do końca. To nie o świat żydowski trwa „wojna” u Jana lecz właśnie o ten…nie – żydowski. Jeśli uwierzy on w Jezusa Chrystusa – będzie to zwycięstwo na miarę ponaddziejową…Jest w niej obecny Bóg, Ten który Jest, Jego Słowo czyli mądrość a zarazem bezgraniczna moc tworzenia. Na tej płaszczyźnie łączy się judaizm i to, co dzieli obie te religie. Chodzi mianowicie o „Słowo, które było Bogiem”. Tutaj tkwi prapoczątek rozejścia się dróg myślenia judaistycznego i chrześcijaństwa, ich rozwidlenia się na dwa kierunki: żydowski oraz przeciwstawny…U Jana Syn Boży zstępuje na ziemię „obiecaną”, staje się Posłańcem Niebios, objawia się światu ( żydowskiemu? ) jako Syn Człowieczy, głosząc prawdy o sobie samym, o swojej naturze i misji. Nie posiada to odpowiednika w ewangeliach synoptycznych…ALE TAKIE MYŚLENIE NIE MA OPARCIA, POTWIERDZENIA, PRECEDENSU W STARYM TESTAMENCIE. Było to Janowi wiadome z góry. Największy problem tkwił w tym, ażeby uznać, że to nikt inny tylko Syn Boży „pleno titulo” objawił się światu żydowskiemu pod postacią Galilejczyka, Jezusa z Nazaretu…Ale sprawa nie przyjęcia Jezusa przez „swoich” nabiera innego sensu, jeśli rozważyć ja w kontekście IV ewangelii z końca I w. n . e. Jan prezentuje Jezusa jako Jednorodzonego Jahwe, jako Syna Bożego prekosmicznego. Jednocześnie stawia Żydom zarzut, że nie uznali Go. Tym razem dzieje się tak dlatego, że należy ON NIE DO JUDAIZMU LECZ DO CHRYSTIANIZMU. Posiadali Żydzi własną drogę do Boga Jahwe z tradycją tysiącletnią” ( Mieczysław Wodnar, „Nowy Testament. Karta z dziejów Izraela”, Pavo: Warszawa 1996, s. 218. 220 – 223 ).
Bardzo ostre słowa skierowane przez żydowskich badaczy NT wobec Ewangelii według świętego Jana – moim zdaniem – stawiają pod bardzo mocnym znakiem zapytania próby ariańskich harmonizacji jej z judaizmem. Tych niepochlebnych zdań o Janie, ze strony badaczy żydowskich, można przytaczać więcej i właściwie bez końca. Nie wydaje mi się, aby było możliwe przekonanie przez arian świata naukowego do ich wykładni tradycji Janowej. Pierwszymi, bowiem jej oponentami nie będą trynitarze, ale…Żydzi. Byłoby to swoistego rodzaju kuriozum: neo – arianie stwierdzają, że Jan był w zgodzie z judaizmem, a wyznawcy judaizmu stwierdzają, że nie był on z nim zgodny w najmniejszym stopniu. Komu wierzyć? Oczywiście, że tym którzy wiedzą czym jest judaizm i mają żydowskie poczucie wrażliwości. Nie mam żadnych powodów, aby podważać opinie uczonych Żydów ( chociaż nie zgadzam się z próbami tak „czarnego” postrzegania tradycji Janowej ), ponieważ – w przeciwieństwie do neo – arian – ich osąd jest obiektywny ( z żydowskiej perspektywy ) i ich wykładnia chrystologii nie ma na celu udowadniania twierdzeń religijnych ( a ariańska tak ).