Jezus ekstremista – wszystko albo nic

 

Dokładnie pamiętam tę chwilę, kiedy jako 15-letnia dziewczyna stwierdziłam, że Jezus jest dla mnie zbyt radykalny, a jego przesłanie i wymagania – przesadne i niemożliwe do spełnienia. Leżałam wtedy na podłodze w moim pokoju czytając Ewangelię, przypuszczam że według Mateusza, bo to ona rozpoczyna Nowy Testament. Postanowiłam przeczytać Ewangelie, ponieważ już od wczesnej młodości dręczyły mnie pytania, na które nie było odpowiedzi ani na niedzielnej mszy, ani na lekcjach religii, na które wtedy jeszcze trzeba było chodzić do salek katechetycznych przy parafiach. Pamiętam pewne momenty z mojej przeszłości, nie wiedzieć czemu właśnie te, a nie inne, ze szczegółami, jak na przykład to, że czytałam Ewangelię leżąc na podłodze. Pamiętam, że był to fragment o pójściu za Jezusem bez pieniędzy, bez jedzenia, bez torby, bez dwóch tunik, bez sandałów i bez laski. Ta konieczność wyrzeczenia się wszystkiego, co stanowi o zabezpieczeniu fizycznej egzystencji przestraszyła mnie i zdystansowała do słów Jezusa. Wiedziałam aż za dobrze, że ja nie jestem w stanie sprostać takiemu wyzwaniu ani nawet nie mam ochoty go podejmować. Nie zachwycała mnie taka perspektywa. Uważałam, że tego typu pomysły na życie są naiwne, sprzeczne z życiem, niemożliwe do zrealizowania.

Ewangelistą, który najbardziej podkreślał radykalizm przesłania Jezusa był Mateusz. Najmniej zwracał na to uwagę Jan. Od najbardziej ekstremalnego do najmniej, można by ewangelistów ułożyć w tej kolejności: Mateusz, Łukasz, Marek, Jan. Zobaczmy, o jakim radykalizmie Jezusa mówią ewangeliści:

  1. Mateusz jako jedyny ewangelista cytuje słowa Jezusa: „..każdy oglądający kobietę, żeby jej pożądać, już ją scudzołożył w sercu swoim” (Mt 5,28). Jak to? Czyż pożądanie wynikłe z patrzenia na kobietę jest cudzołóstwem, grzechem? Przecież pożądanie jest naturalne i bez pożądania nie ma seksu, a bez seksu nie ma życia, to znaczy nie ma rozmnażania, dzieci, rodziny. Zdanie to może wywoływać wewnętrzny sprzeciw. Znalazłam niedawno jakiś komentarz internauty, który twierdził, że właśnie ten nakaz powstrzymania się od pożądania sprawił, że odwrócił się on od całego nauczania Jezusa i religii katolickiej. Jezus nakazuje coś niemożliwego.
  2. Mateusz przytacza takie słowa Jezusa: „Jeśli zaś oko twe prawe wiedzie cię do upadku, wyrwij je i odrzuć od siebie! Pożyteczniej jest bowiem dla ciebie, żeby jeden z twych członków zginął, niż żeby całe twe ciało rzucone było do Gehenny” (Mt 5,29). Dalej następuje podobna rada odnośnie do ręki, która należy odciąć i odrzucić od siebie. Podobne rady daje również Jezus w Ewangelii Marka odnośnie ręki, stopy i oka (Mk 9,43-48). Łukasz i Jan nie wspominają o tym nauczaniu. O ile w odniesieniu do nauczania na temat braku sandałów i torby podróżnej wiadomo, że uczniowie Jezusa się do niego stosowali, to nie wiadomo nic na temat tego, by jakikolwiek bohater Ewangelii odcinał sobie rękę, stopę lub wyłupiał oko. To już jest jakiś klucz do zrozumienia tego ekstremalnego nakazu. Ponadto należy zadać sobie pytanie: czy ktokolwiek doszedł kiedyś do wniosku, że to nasza ręka, stopa lub oko wiodą nas do upadku? Czyżby organy cielesne ponosiły winę za grzech? Cóż winne oko, ręka i stopa? Raczej należy zadać sobie pytanie, co one symbolizują.
  3. Mateusz i Łukasz przytaczają opowiadanie o powołaniu jakiegoś człowieka przez Jezusa: „Rzekł też do drugiego: Towarzysz mi. On zaś rzekł: Zezwól mi odejść i najpierw pogrzebać mojego ojca. Rzekł zaś mu: Zostaw martwym grzebanie swych martwych, ty zaś odszedłszy, oznajmiaj Królestwo Boże” (Łk 9,59-60). Tę samą historię poświadcza Mateusz, natomiast milczą o niej Marek i Jan. U Łukasza Jezus zakazuje ponadto pożegnać się powołanemu z domownikami, jako że „Nikt, kto nałożywszy ręce na pług patrzy na to, co z tyłu, nie jest przydatny Królestwu Bożemu” (Łk 9,62). Znowu: wewnętrzny sprzeciw czytelnika Ewangelii bądź słuchacza słów Jezusa. Nie można pożegnać się z rodziną? Nie można pochować ojca, jak nakazuje tradycja i uczucie? Odwrócić się od rodziny? Zdecydowanie chodzi tu o rodzinę. Jezus widział w rodzinie, w przeciwieństwie do dzisiejszego katolicyzmu, jakieś słabości, jakieś niebezpieczeństwo duchowe, jakąś przeszkodę. Co do grzebania umarłych przez umarłych to, podobnie jak w sprawie wyłupywania oka, nikt nie widział i nie słyszał, jakoby jakiemuś umarłemu udało się pochować umarłego. Idzie tu więc o przenośnię. Niepokojące słowa Jezusa o rodzinie muszą zostać jakoś wytłumaczone. W punkcie 4. zobaczymy dalszą krytykę rodziny.
  4. Mateusz podaje następujące słowa Jezusa: „Wrogami człowieka jego domownicy. Kochający ojca lub matkę nade mnie nie jest mnie godny” (Mt 10,36-37). Łukasz pisze: „Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie nienawidzi ojca swego, matki, żony, dzieci, braci i sióstr, a więc i swojego życia, nie może być moim uczniem”. (Łk 14,26). Marek i Jan milczą o nienawiści do rodziny. Znów musimy się zastanowić: Jezus nauczał miłości bliźniego, a więc także bliskich, rodziny. Uzdrowił teściową Piotra i przebywał w domu jego rodziny. Niektórzy jego uczniowie byli braćmi i z pewnością się nie nienawidzili. On sam miał brata Jakuba, który był Jego uczniem. O co więc tu chodzi z tą rodziną? Znów musimy się zaniepokoić wobec tych słów Jezusa i zacząć w nie wątpić i je kwestionować.
  5. Jedyne kategoryczne stwierdzenie ewangelistów synoptycznych zapisane także przez Jana to to odnoszące się do stracenia i odzyskania życia. Tym razem milczy Marek. Mateusz: „Kto znalazł życie swoje, straci je, a kto stracił życie swoje z mojego powodu, znajdzie je” (Mt 10,39). Łukasz: „Kto będzie się starał życie zachować, straci je, kto zaś straci, podtrzyma je” (Łk 17,33). Jan: „Kochający swe życie traci je, a nienawidzący życia swojego w tym świecie, na życie wieczne je ustrzeże” (J 12,25). Lęk przed stratą życia, przed śmiercią, temat egzystencjalny. Mamy nie starać się zachować swojego życia, mamy pozwolić sobie je stracić. Mamy poddać się śmierci, ma nam nie zależeć na życiu. Ala zaraz sobie uświadamiamy, że Jezus był przede wszystkim wielkim uzdrowicielem i egzorcystą. Gdyby zalecał poddanie się śmierci, nie uzdrawiałby ludzi, ale pozwalał im umierać, aby znaleźli życie wieczne. O co więc tutaj chodzi?
  6. Jedynie Mateusz podaje następujące słowa Jezusa: „Usłyszeliście, że zostało powiedziane dawnym: Nie będziesz zabijać, a kto by zabił, podlega sądowi. Ja zaś mówię wam, że każdy gniewający się na swego brata podlega sądowi” (Mt 5,21-22). Zatem nie tylko zabójstwo w gniewie jest grzeszne, ale sam gniew. Nie tylko skutek gniewu podlega osądowi, ale sam gniew. Jak to, zapytamy, czy ktoś kto powstrzyma swój gniew i nie zabije człowieka nie jest lepszy od tego, kto w gniewie zabije? Jak można od człowieka wymagać, aby nie czuł gniewu w pewnych sytuacjach? Zresztą sam Jezus był czasem zagniewany, zgodnie z relacjami ewangelistów. Na przykład w gniewie powywracał stoły handlarzy w świątyni. Jezu, nie za ostro, nie za mocno stawiasz sprawę? Na ostrzu noża. Dlaczego Twoje słowa muszą nas dręczyć i niepokoić? Dlaczego przynoszą wojnę, a nie pokój?
  7. Według Mateusza Jezus ostro rozdziela kategorie, co ukazuje słynne powiedzenie: „Niech słowa wasze będą „tak-tak, nie-nie”. Co ponad to, jest od Złego” (Mt 5,37). Wiemy jednak skądinąd, że Jezus był często przeciwny kategorycznemu rozdzielaniu rzeczy i segregowaniu zjawisk i ludzi. Nie uważał, że Samarytanin nie może być bliźnim ani że kobieta nie może być uczennicą. A więc znów wielka zagadka przed nami do rozwikłania.
  8. Kolejne słowa budzące zdumienie, niedowierzanie i sprzeciw to te dotyczące poddania się złu, pozwolenia na wykorzystanie siebie, tak jakby nam na sobie nie zależało. Mateusz pisze: „Usłyszeliście, że powiedziane zostało: Oko za oko, ząb za ząb. Ja zaś mówię wam, żeby nie rewanżować się złemu. Ale jeśli cię ktoś uderza w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Chcącemu się sądzić z tobą i zabrać twą tunikę, zostaw i płaszcz. A jeśli cię ktoś przymusi, by iść jedna milę, idź z nim dwie. Daj proszącemu cię i nie odwracaj się od chcącego pożyczyć od ciebie” (Mt 5,38-42). Łukasz powtarza słowa o policzku, płaszczu i pożyczaniu, jeszcze je zaostrzając, ponieważ w wersji Łukasza nie wolno żądać zwrotu pożyczki. Marek i Jan milczą na ten temat. Oczywiście, łatwo powiedzieć: nie stawiaj oporu złu, ale strategia życiowa polegająca na przyzwoleniu, aby cały świat cię wykorzystywał, jest raczej niepociągająca. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie sobie pozwalał na takie wykorzystywanie. Twardy orzech do zgryzienia. Czyżby Jezus nie wiedział, że jeśli na przykład Filipinka pracująca w Warszawie u kuwejckiego dyplomaty miałaby takie podejście do życia, to na zawsze pozostawałaby niewolnicą swego pana, który nie miałby skrupułów dalej ją wykorzystywać. To znaczy oczywiście Jezus nie wiedział o tym konkretnym przypadku z XXI wieku, ale chodzi mi o zasadę. Byłaby to strategia podobająca się panom, gdyż pozwalałaby im wykorzystywać sługi. A wiemy przecież, jak Jezus nie lubił hierarchi, panów i sług, podległości, uzależnienia i wykorzystywania. Cóż z tym poczniemy? Wydaje się to być strategią na utratę życia i powodzenia.
  9.  Mateusz i Łukasz przytaczają słowa Jezusa o miłości nieprzyjaciół. „Miłujcie swoich wrogów, dobrze czyńcie nienawidzącym was. Błogosławcie przeklinającym was, módlcie się za uwłaczających wam” (Łk 6,27-28). Tak samo pisze Mateusz, natomiast Jan i Marek znów nic nie mówią. Mateusz kończy te rozważania stwierdzeniem: „Będziecie więc doskonali, jak Ojciec wasz niebieski jest doskonały” (Mt 5,48). Natomiast Łukasz: „Stańcie się litościwi, jak Ojciec wasz jest litościwy” (Łk 6,36). Bądźmy zatem tacy, jak Bóg: doskonali i litościwi. Czy nie za wiele się od nas żąda? Ja i doskonałość? Ja i miłość nieprzyjaciół? Mam być dobra dla kogoś, kto czyni mi zło? Z pewnością Bóg nieśmiertelny i wszechmocny może sobie na to pozwolić, ale ja, która mam życie do stracenia i mało litości w sercu dla moich wrogów? Za wysokie progi. Zniechęcam się, bo już na początku wiem, że nie dam rady być miłosierna i doskonała jak Bóg.
  10. Jezus radzi porzucić troskę o rzeczy doczesne, służące fizycznemu przetrwaniu. „Rzekł zaś do uczniów swoich: Dlatego nie martwcie się życiem, co zjecie, ani ciałem, co wdziejecie. Życie bowiem jest czymś więcej od pokarmu, a ciało od odzienia. Zauważcie kruki, że nie sieją ani żną i nie mają spiżarni ani składu, a Bóg karmi je. O ileż wy przewyższacie ptaki!” (Łk 12, 22-24). „Nie martwcie się więc mówiąc: Co zjemy? bądź: Co wypijemy? Bądź: Czym się odziejemy? Bo tego wszystkiego poganie poszukują. Wie bowiem Ojciec wasz niebieski, że potrzebujecie tego wszystkiego. Szukajcie najpierw Królestwa i jego sprawiedliwości, a to wszystko zostanie wam dołożone. Nie martwcie się wiec o jutro, bo jutro samo martwić się będzie o siebie. Wystarczy dniowi jego zła” (Mt 6, 31-34). A zatem porzućmy pracę? Porzućmy nasze skłonności do oszczędzania, planowania przyszłości, zapobiegliwość? Żyjmy wolni jak ptaki, bez trosk i pracy? Toż to czysta utopia, o czym przekonali się hipisi, próbujący wszak żyć według tych radykalnych wskazań. Jak to Bóg się zajmie naszym życiem, skoro każdy zauważa, że Bóg nie troszczy się o żebraków, bezdomnych, kaleki i pozostawia ich swemu losowi. Ci, którzy troszczą się o siebie, żyją lepiej niż ci, którzy troskę tę porzucą i zdadzą się na Boga. Jak można powiedzieć rodzicom, żeby nie troszczyli się o to, co jutro zje lub gdzie się podzieje ich dziecko?

We wszystkich tych przypadkach Jezus atakuje nasz sposób życia i myślenia. Jest w Jego słowach ewidentny zwrot o 180 stopni, zerwanie z tradycją, zerwanie ze znanym, oswojonym, domowym, oczywistym, bezpiecznym, statecznym, skutecznym, społecznie akceptowanym. Jezus próbuje odwrócić się do tego wszystkiego plecami, aby stanąć twarzą w twarz z czymś innym. Pragnie pożegnać się z czymś całkowicie, aby coś innego przywitać. Porzucić coś całkowicie, nie trochę. Radykalnie zmienić kierunek patrzenia. Przekora, nowa droga, opozycja, spojrzenie na coś, czego się boimy, przed czym się wzdragamy, czego nie chcemy, co niewygodne, niepasujące i oburzające. Taka jest swoboda duchowa Jezusa, że On niczego się nie boi i nic nie ma nad Nim władzy. Jego słowa nas bolą, nie muskają delikatnie, nie głaszczą naszej duszy, ale zatapiają w niej ostrze. Albo nas odrzucą, albo zmuszą do zauważenia czegoś innego.

Jaki jest program doskonałości Jezusa? Jest to program wolności od:

  • pożądań cielesnych
  • gniewu i wrogości, agresji i przemocy
  • trosk materialnych, pracy
  • rodziny
  • troski o własne życie i powodzenie

Jezus widział to całe „zło dnia” jako uzależnienie człowieka od lęku przed śmiercią, konieczności biologicznych i uwarunkowań psychologicznych. Czy Jego program to ucieczka od życia? Tak, jeśli życie to będziemy pojmować jako predestynację, uzależnienie, zniewolenie, zaprogramowanie biologiczne, konieczność. Jezus sprzeciwia się konieczności, Jezus mówi: „Nic nie muszę, jestem wolny”. Czyż nie jest to ukryte pragnienie każdego z nas? Mój syn nawet, czując się zniewolony obowiązkami szkolnymi, kupił sobie koszulkę z napisem: „Nic nie muszę”, którą nosił w szkole, co nie było chyba zbyt dobrze widziane przez grono nauczycielskie. Nic nie muszę i nic nie ma nade mną władzy, ani rodzina, ani społeczeństwo, ani władza polityczna i religijna, ani bezlitosna biologia, która każe replikować geny, pracować w pocie czoła na wykarmienie potomstwa, a także ta biologia, która ceni młodość i urodę kobiet oraz bogactwo mężczyzn. Skąd się zrodził w Jezusie ten bunt, ten sprzeciw, ta niezgoda i przekora? Z obserwacji siebie samego i świata, ze współczucia ludziom, których całe życie obraca się wokół spraw marnych i przyziemnych, wokół ciężkiej pracy, bezradności wobec przemocy, podległości wobec biologicznych popędów i psychicznych konieczności. Jezus, zanim zaczął nauczać, musiał doznać wielkiego rozczarowania światem i życiem, wielkiego zawodu. Musiał tego doświadczyć, bo inaczej nie rozumiałby innych ludzi, słabych, grzesznych, podległych władzy.

Jego radykalne nakazy nie wyniknęły z niczego, On ich sobie nie wymyślił, nie przyszedł do Niego anioł, który Mu to wszystko wyklarował. Te mocne i trudne słowa są efektem Jego bolesnego rozwoju duchowego i zapewne jakiegoś kryzysu, którego rozwiązaniem okazało się zdobycie mądrości, którą trudno przekazać, a jednak nie miał innego wyboru, była to jedyna konieczność, której podlegał, przekazywanie swoich odkryć duchowych.

Jezus przekonuje, że nie biologia jest ostateczną instancją, a nasze życie nie jest żałośnie podległe zewnętrznym koniecznościom. „Życie bowiem jest czymś więcej od pokarmu”. Nie traktujmy tych zakazów czy nakazów Jezusa jako koniecznych rzeczy do wykonania dla nas, byłoby to zaprzeczenie intencji Jezusa. Przełóżmy te słowa Jezusa na diagnozę rzeczywistości, diagnozę naszej duszy i naszego sposobu życia, wskazującą co jest z nami nie tak, co jest nie tak z życiem w ogólności i dlaczego nie dorastamy do żadnych wzniosłych ideałów chrześcijańskich i pozostaje nam tylko wierzyć Jezusowi, że jednak istnieje coś innego niż to, czego doświadczamy my, zwyczajni ludzie w naszym zwyczajnym życiu. Możemy poczuć jednak oddech wolności czytając ekstremalne wypowiedzi Jezusa, wywracające nasz świat do góry nogami. Oddech wolności. Tylko tyle i aż tyle.

 

4 myśli nt. „Jezus ekstremista – wszystko albo nic”

  1. Zgadzam się. Moralność podniesiona do kwadratu, ale wypływająca z Osoby, z Miłości obdarowującej niesie wolność.

    Mam wrażenie po przeczytaniu tego tekstu, że nauka Jezus po prostu mnie przerasta. I w sensie miłości bezinteresownej, w ofierze Boga za mnie, w miłości akceptującej i afirmującej, ale i wymaganiu wobec słabego grzesznika.
    Przerastają mnie wymagania stawiane przez Jezusa, ale też i Jego nieskończona możliwość przebaczenia. Staję wobec tych prawd totalnie bezradny. Wobec Jego miłości, również tej wymagającej, staję po prostu bez zasług i mocy mojego . I to jest piękno wiary, nie jestem w stanie wyprodukować lepszego życia. Jedyne co mogę to przyjąć je od Kogoś INNEGO. I Jego Dar-owanie.

    Dzięki! Idę się tym zadziwić.

  2. Jezus głosząc porywał, przemieniał serca i dzisiaj to robi. Lubię czytać o Jezusie który dzisiaj, nadal jakoś wyrywa nas z obłędu zaprogramowania na zawsze naszego życia. Sam bałem się tego rewolucyjnego nurtu w nauce Jezusa. Ale dzisiaj widzę to inaczej. Nie wydaje mi się, że Jezus chce nas pozbawić rodziny, stabilizacji, czy czegokolwiek, co sobie ułożyliśmy. On nie chce zabrać nam tych, których kochamy. On chce wlać w to wszystko co robimy nową jakość, przez swoje bardzo trudne pytania.
    Owszem gdy te pytania staną przed nami może się okazać, że to nas oddali od tych których kochamy. Stąd lęk pójścia za Jezusem, lęk postawienia tych pytań. Ale równie dobrze, zadanie tych pytań może sprawić, że w naszej relacji nastąpi jeszcze większe zbliżenie i więcej miłości. Bo najbardziej kochamy tych, z którymi jest nam po drodze.
    Ja dzisiaj mam wrażenie, że Jezus chce właśnie wprowadzić w nasze życie nową jakość. Bardzo często obserwuję, że u większości ludzi pragnienie odszukania celu życia kończy się ok. 30 roku życia. Wszystko staje się oczywiste i zaplanowane. Jezus w tym samym czasie właśnie je gruntownie zmienił i chyba wcale nie zaprogramował.
    W tym sensie rozumiem, Jego słowa, że „kto chce zachować swoje życie, ten je straci”. Innymi słowy, kto za wszelką cenę chce przetrwać, przeżyć za wszelką cenę, jakoś już umiera. Kto skupia się na utrzymaniu w relacji, miłości, nie zadaje trudnych pytań, nie szuka, jakoś już ją traci.
    Tak jak nasza wiara domaga się coraz to nowych pytań, tak nasze relacje, praca, sposób życia, wszystko to chce rosnąć razem z nami. A nie szykować się do biologicznej śmierci. Bardzo cenię sobie dojrzałe (w sensie biologicznym staruszkowie) osoby, które cały czas gdzieś się wybierają. To nie czas na śmierć, ale na przejście do Królestwa.
    pozdrawiam

  3. Podobają mi się słowa Dariusa: „Innymi słowy, kto za wszelką cenę chce przetrwać, przeżyć za wszelką cenę, jakoś już umiera. Kto skupia się na utrzymaniu w relacji, miłości, nie zadaje trudnych pytań, nie szuka, jakoś już ją traci”.
    Koncentracja na zwykłym biologicznym przetrwaniu prowadzi w pułapkę? Przekazanie genów, utrzymanie się przy życiu, zachowanie tego, co się ma, to nie wystarczy. Osiąść na laurach, raz na zawsze odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania – to nie droga Jezusa. Jezus będzie nas zawsze prowokował i podburzał przeciw stabilizacji, pewności, gnuśności, zadowoleniu. On będzie chciał, żebyśmy byli niestabilni, niezadowoleni, niepewni. No, przynajmniej od czasu do czasu, dotąd, aż znajdziemy tymczasowe rozwiązanie. Rozwiązanie będzie zawsze tymczasowe, chodzi o to, żeby go nigdy nie traktować jak pomnika z twardego kamienia, albo jak niezmiennego absolutu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *