Podkreśla się często, że nauka i religia dotyczą innych porządków i nie ma pomiędzy nimi sprzeczności (Haught 2007). W tradycji katolickiej jest szereg koncepcji, które istotnie stoją poza nauką, a więc ich dyskusja na gruncie naukowym jest bezcelowa. Jednak wszystko, co ma dający się zauważyć wpływ na świat materialny jak i na psychikę człowieka leży w kręgu zainteresowania nauki i powinno się dać wyjaśnić w naukowy sposób, a więc badać za pomocą empirycznie weryfikowalnych hipotez. Dlatego wszelkie twierdzenia dotyczące natury ludzkiej leżą w kręgu zainteresowania nauki, w odróżnieniu od np. wiary w zmartwychwstanie na końcu świata, które jest kwestią wiary a nie procesem obserwowalnym. Nawet taka wiara prowadzi jednak do pytań naukowych dotyczących zachowania indywidualnej tożsamości w procesie, który musiałby całkowicie przemienić człowieka, tworząc z niego w całkiem odmienną istotę. Należy wątpić, czy taki proces jest możliwy, a racjonalnie nastawiona teologia może tworzyć wyobrażenia takiej przemiany, które powinny być zgodne z naukową wiedzą o naturze ludzkiej. Nauka może też badać źródła historyczne pojawienia się takich przekonań, korelaty socjologiczne czy też mechanizmy psychologiczne i funkcje mózgu predysponujące do takiej wiary. Koniec świata na pewno nadejdzie: astrofizycy są przekonani, że za 5 mld lat Słońce zamieni się w czerwonego karła i pochłonie Ziemię, ale to bardzo odległa perspektywa.
Postaram się krótko podsumować te aspekty katolickiego obrazu natury ludzkiej, do których można zastosować również rozumowanie naukowe i przedstawić związane z tym problemy. Należy przy tym pamiętać, że posługując się tymi samymi źródłami inne wyznania chrześcijańskie uznają całkiem odmienną interpretację, jak np. kalwini w odniesieniu do wolnej woli. Katechizm Kościoła Katolickiego zawiera szereg twierdzeń, które w oczywisty sposób wkraczają na teren badany przez naukę.
A. Człowiek zajmuje wyjątkowe miejsce w stworzeniu, w swojej własnej naturze jednoczy świat duchowy i świat materialny.
(fot. Valerie / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)
Oczywiście, że człowiek ma swój świat duchowy, a będąc stworzeniem o najbardziej rozwiniętym mózgu świat jego przeżyć wewnętrznych jest nieskończenie bardziej złożony niż zwierząt. Jesteśmy wyjątkowi na wiele sposobów, ale każdy gatunek jest na swój sposób wyjątkowy. Niezliczone badania etologów nad życiem społecznym zwierząt pokazują nawet u stosunkowo prymitywnych ssaków zaczątki wszystkich cech, które do niedawna uważano za wyłącznie ludzkie. Nie ma wątpliwości, że źródła ludzkiej inteligencji, kultury, altruizmu i moralności są wynikiem ewolucji biologicznych organizmów. Szczególnie ważne są prace nad małpami naczelnymi; podsumowując sto lat prac nad szympansami Frans de Waal (2005) pisze: „ludzie zajmują specjalne miejsce wśród naczelnych, ale w coraz większym stopniu – od sposobu korzystania z narzędzi, kulturowo uwarunkowanego uczenia się, rozwoju indywidualnego charakteru i osobowości, samoświadomości, empatii, współpracy i walki o przywództwo, do wojen między różnymi grupami – widzimy jak duże jest nasze podobieństwo.” Na poziomie genetycznym jak i poziomie komórkowej budowy organizmu nasze podobieństwo jest niemal doskonałe. Podstawowe elementy konstrukcyjne zdolności afektywnopoznawczych są wspólne ludziom i wielu innym gatunkom (de Waal, Ferrari, 2010).
Różnimy się jakościowo od zwierząt, ale różne zwierzęta również się od siebie jakościowo różnią. Język pozwala na znacznie bogatsze życie duchowe umożliwiając stworzenie wyrafinowanej kultury. Małpy człekokształtne potrafią się nauczyć złożonych form komunikacji za pomocą języka migowego, chociaż dostępne im skojarzenia są na poziomie małych dzieci. Większy mózg nie oznacza po prostu nieco lepszych wyników ale umożliwia zupełnie nowe funkcje. Nie tylko człowiek jest ‘kimś’, zwierzęta mają skomplikowaną osobowość, nawet o zwierzętach domowych nie myślimy jako o ‘czymś’. Paleoantropolodzy mają liczne dowody na istnienie różnych wymarłych gatunków podobnych do człowieka. Mity oparte na Księdze Rodzaju zderzają się tu z badaniami naukowymi na wielu płaszczyznach.
B. Człowiek jest stworzony jako „mężczyzna i kobieta”.
Do niedawna śmiertelność niemowląt była zbyt duża, by dostrzec inne formy płci, ale już w starożytności znany był hermafrodytyzm, i nie jest to z pewnością ludzki wymysł. Można wyróżnić przynajmniej 9 sposobów określania płci, zależnie od zewnętrznych narządów płciowych, drugorzędnych cechy płciowych (płeć fenotypowa); genetyki, rodzaju gonad, istnieje płeć germinatywna (wytwarzanie gamet, komórek płciowych), płeć hormonalna, płeć mózgu (wynikająca z różnic w budowie mózgu), płeć psychiczna (rola i własna identyfikacja płciowa), wreszcie cała gama preferencji seksualnych, które z tego wynikają. Ruch Hidźra w Indiach skupia ponad 5 milionów osób interseksualnych, z pozoru mężczyzn o cechach kobiet. Od 2005 roku nowa kategoria płci dodana została do paszportów w Indiach, a od 2011 w Pakistanie. Transseksualizm zdarza się nawet u kotów.
Ceną postępu ewolucji jest duża zmienność organizmów, dotyczy to również kwestii płci. Podział na mężczyzn i kobiety jest więc dużym uproszczeniem. Zauważył to już Kinsey w słynnym raporcie z 1948 roku wprowadzając skalę ludzkiej seksualności i pisząc: „W świecie napotykamy kontinuum w każdym z tych aspektów”.
C. „Dusza” oznacza zasadę duchową w człowieku. Ciało człowieka jest ożywiane przez duszę duchową. Można uważać duszę za „formę” ciała; oznacza to, że dzięki duszy duchowej ciało utworzone z materii jest ciałem żywym i ludzkim; duch i materia w człowieku nie są dwiema połączonymi naturami, ale ich zjednoczenie tworzy jedną naturę.
W starożytności życie utożsamiano z ruchem. Pojęcie duszy w prosty (choć tylko pozorny) sposób wyjaśniało, czym różni się ciało martwe od żywego (Duch 1999). Ciało człowieka, podobnie jak ciała wszystkich zwierząt, ożywiane jest przez procesy metaboliczne zachodzące w komórkach. Nie ma jakiejś szczególnej „zasady duchowej” ożywiającej ciała, stężenie pośmiertne nie jest wynikiem oddzielenia się duszy od ciała tylko dobrze znanym procesem fizjologicznym. Badaniem formy ciała zajmuje się topobiologia, powiązana z genetyką, biologią molekularną i biologią komórki. Jeśli w tym procesie jest jakaś ingerencja metafizyczna, mająca jakikolwiek wpływ na obserwowalne własności, to nauka powinna to zauważyć; jeśli nie ma ona wpływu na obserwowalne własności to jest nieistotna i nie ma sensu jej rozważać.
Sobór w Vienne (1311) uznał pogląd św. Tomasza, że dusza racjonalna jest formą ludzkiego ciała. Forma to nie substancja tylko sposób, w jaki ukonstytuowany jest organizm, abstrakcyjny schemat, a w szczególności schemat struktur mózgu sterującego całym organizmem. Co oznacza jednak stwierdzenie, że dusza – będąc formą ciała – jest nieśmiertelna? Jak forma nie będąca substancją może oddzielić się od martwego ciała? Czy ten proces ma jakiekolwiek obserwowalne konsekwencje? Jeśli nie ma, a ciało nie może w ogóle egzystować bez duszy to w czym się ta niemożność przejawia? Jeśli ma, to powinno się to dać naukowo zbadać.
Spotykamy dalej w Katechizmie stwierdzenia, że dusza jest rozumna i odpowiedzialna za podejmowanie decyzji, w szczególności decyzji moralnych. Wiemy jednak, że podejmowanie decyzji jest jedną z funkcji mózgu, która wynika z jego budowy. Coraz lepiej potrafimy te funkcje modelować za pomocą sztucznych systemów wykazujące własności zbliżone do swojego pierwowzoru. Funkcje te przebiegają podobnie u wszystkich saków, w zależności od stopnia komplikacji ich mózgów. Pamięć, internalizacja w strukturze mózgu istotnych relacji obserwowanych w środowisku, umożliwia powstawanie wyobrażeń, subiektywnych myśli, samoświadomości, zrozumienie swojej roli w świecie. Specyficzne uszkodzenia mózgu powodują zanik odczuwania empatii lub niezdolność do kontrolowania impulsywnego zachowania, aż do całkowitej niepoczytalności. Zrozumienie zaburzeń mechanizmów podejmowania decyzji jest rzeczą niezwykle ważną ale i trudną, wymagającą integracji wiedzy na różnych poziomach opisu, od genetyki i biologii molekularnej po synchronizację neuronów w dużych obszarach. Mówienie o duszy niczego nie wyjaśnia, dlatego to pojęcie zarzucone zostało w psychologii już w 19 wieku (Dobroczyński, 2009; Duch, 1999), ale w dalszym ciągu dualistyczne spojrzenie na ludzką naturę jest rozpowszechnione (Demertzi i inn. 2009).
Wszystkie nasze przeżycia są reakcjami mózgu, a te reakcje są w znacznie większej mierze wynikiem wewnętrznej dynamiki niż wpływów zewnętrznych. Mówiąc w uproszczeniu widzimy, czujemy i myślimy mózgiem, a nie oczami czy jakąś duszą, którą wyobrażano sobie jako substancję prostą lub formę. Za każdą odczuwaną zmianą wrażeń stoi zachodzący w mózgu fizyczny proces. Wiele z tych procesów można śledzić dzięki metodom neuroobrazowania (Jaśkowski, 2009). Dzięki niesłychanej złożoności mózg jest substratem, w którym może powstać umysł. Człowiek jest istotą mającą w całym znanym świecie największe potencjalne możliwości rozwoju, bo tylko w jego mózgu jest dostatecznie dużo neuronalnej przestrzeni by mógł w niej powstać wyrafinowany umysł.
Człowiek jest więc niepowtarzalną jednostką, której wychowanie zajmuje bardzo długi okres czasu. Jeśli zamienić słowa „duch” i „dusza” na „umysł” to w metaforycznym sensie można uznać stwierdzenie Jana Pawła II, że „człowiek to duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało” za zgodne z współczesną nauką. Damasio (2000) używa podobnej metafory pisząc o ciele jako kanwie, na której mózg maluje stany emocjonalne. Umysł uznać można za formę ciała jeśli przez „formę” rozumiemy strukturę odpowiedzialną za skomplikowane funkcje kontrolowania organizmu, ekspresji emocji i sekwencji skojarzeń myślowych.
W swoim przesłaniu do Papieskiej Akademii Nauk z 26 października 1996 r. Jan Paweł II zapewnił, iż ewolucyjna teoria powstania człowieka da się pogodzić z chrześcijańską koncepcją stworzenia. Jednak jego słynne stwierdzenie, że „teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą” zostało wyrwane z kontekstu stwarzając wrażenie, że stanowisko Kościoła jest już w pełni zgodne z nauką. Niestety z dalszej części tej wypowiedzi wynika, że dusza duchowa ma być z tej ewolucji wyłączona. Tymczasem od biologii molekularnej po obserwacje etologów widać jak niewiele, w ewolucyjnym sensie, dzieli antropoidy i wiele innych ssaków żyjących w niewielkich grupach od ludzi, a jak długą drogę przebyła ewolucja od czasu powstania pierwotniaków.
Nadzieja na to, że nauka załamie się, nie będąc w stanie wyjaśnić natury umysłu, zagadnień związanych z psychiką czy świadomością, jest złudna. Człowiek nie stoi poza ewolucją, pełne zrozumienie zarówno budowy ludzkiego organizmu, jak i ludzkiej psychiki jest możliwe tylko w oparciu o perspektywę ewolucyjną. Umysł, który do niedawna był czymś tajemniczym i prywatnym, to wewnętrzne, subiektywne relacje pomiędzy pobudzeniami mózgu, widoczne dzięki metodom neuroobrazowania, skojarzenia pomiędzy tymi pobudzeniami i wynikające z tego działania. Zewnętrzny obserwator może wiedzieć o człowieku więcej niż on sam (Duch 17 2010). Możliwość świadomej obserwacji aktywacji różnych obszarów mózgu pozwala na meta-regulację stanów umysłu (McCaig i inn, 2011).
D. Pierwszy człowiek nie miał ani umierać, ani cierpieć.
Mity wydają się dawać zadawalające odpowiedzi do momentu, w którym zaczynamy zadawać szczegółowe pytania. Sposób życia, bytowania w świecie, wynika ze struktury organizmu, a zwłaszcza struktury mózgu. Lew, który nie jest drapieżnikiem i odpoczywa obok baranka, przestaje być lwem. Tracą sens jego kły, pazury, zdolność do szybkiego biegu, oczy umieszczone z przodu a nie z boku głowy, do trawienia roślin potrzebne mu są żołądki krowy. Wszelkie drastyczne zmiany, takie jak nieśmiertelne ciało i brak cierpienia, zamieniłyby człowieka w inny gatunek. Nasz specyficzny wygląd (np. posiadanie brwi, czy rozstaw oczu), postawa dwunożna, zmysły (np. wzrok wrażliwy na kolory), jak i zdolności poznawcze są rezultatem ewolucyjnej adaptacji do określonego środowiska. Kret nie ma prawie szyi, a żyrafa ma bardzo długą, ale w obu przypadkach znajdujemy 7 kręgów szyjnych tak jak u człowieka. Bez odwołania się do ewolucji nic w biologii nie ma sensu.
Gdyby pierwsi ludzie byli nieśmiertelni i nie odczuwali cierpienia, nie musieli polować i zabijać zwierząt, nie byliby ludźmi. Ich wygląd byłby inny, a ich mózgi musiałyby działać w odmienny sposób niż nasze. Przez to byliby na tyle odmienni w swoim sposobie bycia w świecie, że należałoby ich uznać za inny gatunek człekokształtny, a nie homo sapiens.
E. Skąd pochodzi zło?
Św. Augustyn zmagał się z tym zagadnieniem i uznał, że jest ono wynikiem nieposłuszeństwa wobec Boga. Na taki pomysł można było tylko wpaść w Afryce Północnej, żyjąc w kraju, w którym przyroda była stabilna i przewidywalna, a zło było wynikiem działania człowieka. Na Bliskim Wschodzie sporadycznie zdarzały się trzęsienia ziemi i powodzie, wyobrażano więc sobie nieustanną walkę Dobra (Ahura Mazdy, Pana Mądrości, którego najważniejszą emanacją był Spenta Mainju, czyli Duch Święty) ze Złem (Angra Mainju, Zły Duch). W Japonii i innych krajach, gdzie przyroda była bardzo kapryśna, zakładano, że istnieje wiele duchów. Wyobrażenia religijne skorelowane były z warunkami życia. Rozwiązanie św. Augustyna trudno jest w dzisiejszych czasach uznać za dobre z wielu względów.
Charakter człowieka zależy od jego predyspozycji. Są ludzie całkowicie posłuszni, w pełni zależni od autorytetu, jak i ludzie, którzy ten autorytet ciągle kwestionują. Charakter nie jest kwestią wolnego wyboru, silnie zależy od czynników genetycznych. Ludzie skłonni do posłuszeństwa nie są pozbawieni wolnej woli. Charakter mitycznego Adama mógł zostać po prostu poprawiony w wyniku niewielkiej ingerencji w budowę mózgu, na pewno mniejszej niż była potrzebna by z istoty nieśmiertelnej zrobić śmiertelną. Cały Adam mógł zostać zastąpiony przez innego protoplastę ludzi, bardziej posłusznego. Bóg musiałby się wtedy przyznać do błędu, co wydaje się interesującym problemem teologicznym. Ciekawość i chęć poznania świata charakteryzująca dzieci (Gopnik, 2004; Doherty, 2008) może pozostać w zgodzie z przestrzeganiem poleceń rodziców. Twierdzenie, że Bóg nie potrafił skorygować błędów w swoim projekcie człowieka i jedyną droga do zbawienia ludzkości było skazanie miliardów ludzi na niezmierzone cierpienia wydaje się po prostu absurdalne. Przeciętny inżynier genetyczny w niezbyt odległej przyszłości będzie w stanie zaprojektować człowieka o dowolnym charakterze.
Problem istnienia zła ma w nauce proste rozwiązanie: ewolucja musi przygotować organizmy do nieprzewidywalnych warunków, związanych ze zmianami klimatycznymi, czy katastrofami na dużą skalę, koniecznością dostosowania cech organizmu do stosunkowo szybkich zmian nisz ekologicznych, np. nadejścia epoki lodowej. W efekcie każda cecha organizmu, od wielkości i siły po empatię i inteligencję, jest dość mocno zróżnicowana w większej populacji ludzi. Niewielki procent osób ma bardzo silnie rozwiniętą empatię i pracuje dla dobra innych nie troszcząc się o siebie. Na drugim biegunie są ludzie pozbawieni całkowicie empatii, egoiści oraz psychopaci (Weber i inn. 2008). Mamy też ludzi zawsze opanowanych i bardzo impulsywnych, furiatów. Rozrzut takich cech po obu stronach spektrum zwykle dobrze opisuje krzywa dzwonowa (rozkład Gaussa), skupiona wokół średnich wartości. Znaczna część morderstw i innych poważnych przestępstw popełniana jest przez psychopatów i furiatów.
Czemu wszyscy ludzie nie są z natury dobrzy, nie odczuwają silnej empatii i nie są opanowani? Wolna wola wcale nie wymaga by musieli istnieć psychopaci, zbrodniarze zabijających z zimną krwią, ani tyrani rządzący w systemach totalitarnych. Nie da się uzasadnić tezy, że ludzie dobrzy z natury sami uczynili się złymi, zbuntowali się i czynią zło wbrew swoim wrodzonym skłonnościom. Dlaczego więc istnieją psychopaci? By mogli istnieć święci. Równowaga w przyrodzie istnieje dzięki przeciwnościom, jak zauważyli to chińscy taoiści już parę tysięcy lat temu. Bez światła nie ma ciemności, bez zła nie ma dobra. Howard Bloom (1997) nazwał to „zasadą Lucyfera”.
Nauka nie zajmuje się wprawdzie aniołami i diabłami, ale podobna teza w odniesieniu do upadłych aniołów wydaje się równie karkołomna. Żadna rozumna istota nie może stać się złą tylko mocą swojej własnej woli (Sebanz, Prinz, 2006). Altruizm odwzajemniony i konformizm konieczny jest do istnienia wszystkich grup społecznych. Bunt przeciwko Wszechmocnej Istocie i czynienie zła implikuje całkowity brak zarówno rozumu jak i empatii. Obydwie te cechy nie są kwestią wolnego wyboru, za ich brak odpowiada Stwórca. Człowiek pozbawiony rozumu i empatii jest poważnie upośledzony i próbujemy go leczyć, gdyż nie potrafi ocenić własnych czynów. Istnienie zła jak i diagnoza kondycji ludzkiej oparta na dotychczasowych rozważaniach teologicznych nie da się pogodzić z tym co wiemy o naturze ludzkiej.
Dla nauki nie ma tajemnicy człowieka, są tylko niesłychanie skomplikowane systemy biologiczne jak i powstałe na tej bazie światy umysłu i kultury.
F. Serce człowieka to źródło, z którego wypływają uczucia. Źródłem wszystkich grzechów jest serce człowieka.
Nawet jeśli rozumiemy, że jest to stwierdzenie metaforyczne, po co wstawiać tego typu stwierdzenia do katechizmu? Co mają wyjaśniać? Skojarzenia ludzi znających historię będą tu całkiem jednoznaczne: to poglądy głoszone jeszcze przez Galena, popularne w starożytności, więc można znaleźć ich ślady w Biblii. Prawdziwą funkcję serca opisał William Harvey w 1628 roku. Uczucia wpływają na krążenie krwi, gdyż to mózg steruje tymi procesami. O mózgu w czasach antycznych niewiele wiedziano, panowało przekonanie, że za uczucia i myśli odpowiedzialne jest serce. Stwarza to całkiem fałszywy obraz natury ludzkiej. Można oczywiście w sposób metaforyczny odwoływać się do serca, ale trzeba sobie jasno zdawać sprawę, że są to tylko metafory, a prawdziwym źródłem grzechów jest mózg, często po prostu źle funkcjonujący z powodu niedorozwoju połączeń pomiędzy obszarami odpowiedzialnymi za reakcje emocjonalne i poznawcze.
G. Wolność jest zakorzenioną w rozumie i woli możliwością działania lub niedziałania, czynienia tego lub czegoś innego, a więc podejmowania przez siebie dobrowolnych działań. Dzięki wolnej woli każdy decyduje o sobie.
Jeśli nie działamy pod wpływem przymusu, mamy silne wrażenie wolnego wyboru. Jednakże naiwne wyobrażenie, że „ja” mogę podjąć dowolną decyzję, uwarunkowaną tylko moją wolą, okazuje się iluzją (Wegner 2002). Najpierw trzeba zdefiniować, czym jest to „ja” i w jaki sposób mózg podejmuje decyzje, które nazywam „moimi”, w jakim stopniu „ja” jest za nie odpowiedzialne. Dla zrozumienia natury ludzkiej jest to zagadnienie centralne, któremu trzeba poświęcić więcej miejsca, poniżej jest tylko krótkie podsumowanie (dokładniej opisałem to w Duch, 2010). Są to skomplikowane zagadnienia, które z pewnością należą do nauki i nie jest jasne, co i na jakiej podstawie teologia miałaby tu dopowiedzieć.
H. Sposób, w jaki rozumiemy naturę ludzką, a w szczególności granice naszej wolności i odpowiedzialności, jest istotną cechą światopoglądu człowieka, ma wpływ na cały system jego wartości. W ostatnich dekadach neuronauki poznawcze (cognitive neurosciences) ujawniły wiele aspektów związanych z funkcjonowaniem mózgu i umysłu. Wyniki te zostały zinterpretowane przez neurobiologów w dość radykalny sposób. W książce „Zdumiewająca hipoteza, czyli nauka w poszukiwaniu duszy” (1997) Francis Crick, współodkrywca struktury DNA, zajmujący się od 1977 roku badaniami nad mózgiem i świadomością, napisał: „Zdumiewająca hipoteza brzmi: Ty, Twoje radości i smutki, Twoje wspomnienia i ambicje, Twoje poczucie tożsamości i wolna wola, nie są w rzeczywistości niczym innym niż sposobem, w jaki zachowuje się ogromny zbiór komórek nerwowych i związanych z nimi cząsteczek … Jesteś niczym innym jak wiązką neuronów”. Nikt z nas nie czuje się oczywiście wiązką neuronów. Joseph LeDoux, jeden z pionierów badań nad neurobiologią emocji, w książce Synaptic self (2003) stwierdził krótko: „Jesteś swoimi synapsami”, bo to właśnie moje synapsy decydują o tym, jakie pobudzenia powstaną w mózgu i jakie w związku z tym będę miał myśli i odczucia. Takie metafory naukowe mówią nam jeszcze mniej niż religijne: same synapsy i neurony nie wyjaśniają istnienia psychiki, dopóki nie zrozumiemy jak działa cały system.
Biolog Anthony Cashmore (2010), członek Narodowej Akademii Nauki USA, napisał jeszcze bardziej dosadnie: „System prawny musi uznać rzeczywistość, jesteśmy tylko mechanicznymi siłami natury… Nie mamy więcej wolnej woli niż miska cukru… jesteśmy niczym więcej jak workiem chemikaliów… Wiara w wolną wolę to nic innego jak wiara w witalizm – pomysł, który, wydawało się, zarzuciliśmy 100 lat temu! Jestem zaniepokojony, bo ten witalistyczny sposób myślenia o ludzkim zachowaniu jedynie opóźnia wielki atak na problemy genetycznych i molekularnych podstaw ludzkiego zachowania”.
I. Poglądy tego typu wywołują silną reakcję obronną: nie czujemy się neuronami czy synapsami ani tym bardziej workiem chemikaliów. Jeśli „ja” jestem tylko materią wypełniającą czaszkę, to „ja” w rzeczywistości nie istnieje. Materialistyczny monizm wydaje się prowadzić do katastrofalnych wniosków. Jeśli „ja” podlega deterministycznym prawom fizyki to jest tylko automatem! Nawet jeśli prawa fizyki nie są deterministyczne, tylko probabilistyczne – tak jak opisuje świat mechanika kwantowa – to i tak nie ma tu miejsca na wolną wolę, a poczucie kontroli mojego działania jest tylko złudzeniem. Próby odwoływania się do egzotycznych teorii kwantowych dla wyjaśnienia natury świadomości (Penrose, 1995, 2000) nie przywrócą wolnej woli tylko dlatego, że są mniej zrozumiałe. Mózg złożony z klasycznych neuronów, przy swojej ogromnej złożoności, jest w praktyce równie nieprzewidywalny co mózg kwantowy. Nieprzewidywalny automat pozostaje jednak automatem.
Świadomość
⇑
G, Ś, F ⇒ Mózg
⇓
Zachowanie
Według biologów sytuacja przedstawia się więc tak jak na rysunku: geny (G), środowisko (Ś) i przypadkowe fluktuacje (F) parametrów naszego organizmu (gorączka, zmiany nastroju, procesy trawienia) określają stan mózgu, który decyduje o zachowaniu. Świadomość jest tu tylko nieistotnym dodatkiem, epifenomenem procesów biologicznych bez wpływu na zachowanie.
J. Wielu naukowców bardzo chciało odkryć jakieś obserwowalne przejawy działania umysłu, których nie da się wyjaśnić, np. niematerialne procesy psychiczne wpływające na mózgi. Mielibyśmy wówczas dowód na istnienie metafizycznych bytów wpływających na świat. Gdybyśmy np. najpierw odczuwali intencję działania, a dopiero chwilę potem obserwowali aktywację mózgu byłaby to wskazówka, że duch kieruje materią. Wówczas stary, nigdy nie rozwiązany problem oddziaływania niematerialnego ducha na materię, jak i zrozumienie na czym ta „niematerialność” miałaby polegać, znalazłby się w centrum zainteresowania nauki. Niestety jest dokładnie odwrotnie (Libet i inn, 2000; Passingham i Lau, 2006; Haynes i inn. 2007), najpierw są pobudzenia mózgu, a potem odczuwamy chęć działania, co zgodne jest z powszechnie przyjmowanym poglądem naukowym, że to materia tworzy ducha. Być może z teologicznego punktu widzenia również nie należałoby się spodziewać takiego odkrycia, bo wówczas świat niematerialny by się nam zbyt wyraźnie objawił. Jeśli przyjąć za aksjomat, że nie możemy naukowo udowodnić jego istnienia to wszystko musi dać się naukowo wyjaśnić.
Ostatnim wielkim uczonym, który poszukiwał fizykalnego, dualistycznego rozwiązania problemu ciała i umysłu był neurobiolog John Eccles, laureat Nagrody Nobla za prace nad synapsami neuronów. W książce Jak Jaźń kontroluje swój mózg (1994), oraz napisanej wcześniej z Karlem Popperem książce Mózg i Jaźń (tł. polskie 1999), rozważa on możliwość istnienia niematerialnego umysłu, który steruje działaniem mózgu dzięki efektom kwantowym, co nie wymaga energii. Miało to uzasadnić tradycyjny punkt widzenia, wspierany przez naiwną introspekcję: niematerialny umysł wydaje polecenia, ja chcę, staję się świadomy swojej woli działania, to pobudza mózg, który jest wykonawcą poleceń. Stany mózgu mogą oczywiście podlegać wpływom czynników genetycznych, środowiskowych i przypadkowych fluktuacji, są też do pewnego stopnia uświadamiane i mogą modyfikować szczegóły wykonywania poleceń wolicjonalnych. Pierwotnym źródłem tych poleceń jest jednak niematerialny umysł, mózg jest tylko ich odbiornikiem.
Wola
⇓
Świadomość
⇑⇓
G, Ś, F ⇒ Mózg
⇓
Zachowanie
Niestety ta hipoteza niczego nie wyjaśniła. Mózg nie może być tylko odbiornikiem niematerialnego umysłu, o którym nic nie wiemy z kilku powodów omówionych poniżej.
K. Pierwszy problem tradycyjnego ujęcia to brak zrozumienia procesów spontanicznych i związany z tym nieskończony regres: jeśli myśl lub intencja działania pochodzi od zewnętrznego umysłu (duszy), skąd się w nim bierze? Musi istnieć wcześniejsza intencja intencji, a do niej kolejna intencja, itd. Nie odczuwamy takiego wrażenia, intencje wydają się powstawać w umyśle w spontaniczny sposób, pojawiając się samoczynnie „znikąd”. W licznych eksperymentach stwierdzono, że w mózgu zachodzi wiele jednoczesnych procesów skojarzeniowych konkurujących ze sobą i tylko nieliczne z nich, wygaszając konkurencyjne procesy, stają się na tyle silnymi, odróżnialnymi od innych pobudzeniami mózgu, by doprowadzić do powstania świadomego wrażenia lub myśli (Duch, 2005). Na zachowanie wyraźny wpływ moją procesy nieuświadomione, nawet te pozornie nie związane z podejmowaniem danej decyzji. „Ja” jest jednym z centralnych procesów zachodzących w Świadomość Mózg Wola Zachowanie Geny Środowisko Fluktuacje Zachowanie Geny Środowisko Fluktuacje 21 mózgu, ale nie dociarają do niego wszystkie informacje – jaźń nie wie co się dzieje we własnym domu, jak to określił Freud.
L. Drugim problemem jest sposób oddziaływania umysłu na ciało, dyskutowany już od czasów Arystotelesa (1988). Jeśli traktować umysł jako odbiornik to rozwiązanie Ecclesa nadal nie jest zadawalające. Tożsamość człowieka wiąże się z jego cielesnością. Pojęcia, jakie używamy do opisu świata kształtują się i mają swój sens dzięki afordancjom, sposobnościom do działania w świecie. Zauważył to już M. Heidegger, M. Merleau-Ponty, J.J. Gibson, F. Varela i liczni inni filozofowie, którzy w głęboki sposób analizowali stany umysłu, przyczyniając się do rozwoju współczesnej neurofenomenologii (por. Avant, 2010). Abstrakcyjny niematerialny umysł nie pozwala nam zrozumieć w jaki sposób doświadczenie „bycia w świecie” wpływa na rozwój umysłu dziecka, jakie są etapy tego procesu i dlaczego dochodzi w nim do różnych patologii. Wrażenia, których doznaję dzięki ciału są podstawą do formownia się pojęć o świecie. Moja tożsamość jest wynikiem przeżyć, których doznawałem, pamięci minionych zdarzeń dającej mi układ odniesienia do rozumienia bieżących przeżyć, organicznej przynależności do świata, nadającej sens moim przeżyciom. Tajemnicze niematerialne procesy, o których niczego nie wiemy niczego nie wyjaśniają. Same korelacje pomiędzy stanami mózgu a subiektywnymi stanami psychicznymi również nie wystarczą by pokazać, że to mózg tworzy umysł.
Ł. Trzeci powód, dla którego mózg nie może być tylko odbiornikiem umysłu, wynika z postępu komputerowych symulacji procesów poznawczych. Pozwala nam to coraz lepiej rozumieć mechanizm tworzenia subiektywnych odczuć, jak i powstawania myśli. Nawet proste sieci neuronowe pokazują, jak specyficzna mózgopodobna organizacja przetwarzania informacji prowadzi do zachowań, sposobu zapamiętywania i działania, który znamy z introspekcji. Materia mózgu przyjmuje takie sekwencje stanów, które z dochodzącej do nich z zewnątrz i obecnej w nich wewnątrz (dzięki pamięci i uczeniu się) informacji wydobywa z niej cechy obecne w doświadczeniu wewnętrznym, tworząc subiektywne stany umysłu. Działanie interaktywnej konsoli do gry tworzy na ekranie sceny tej gry, reagując na to co odbierają sensory konsoli. Jeśli dodamy do niej możliwość komentowania sytuacji, odnoszenia jej do wcześniejszych wydarzeń, otrzymamy narrację przypominającą opis strumień świadomości. Kiedy kilka konsol zacznie grać ze sobą, a ich stany wewnętrzne reprezentujące sytuację w grze będą coraz bardziej wyrafinowane, to również ich narracja stanie się coraz bardziej podobna do naszej. Otrzymamy więc prosty model działania umysłu. Komentarze fizycznych stanów wewnętrznych są konieczne, ale nie wystarczające dla samoświadomości, do tego potrzebna jest jeszcze konstrukcja „ja”, reprezentacji siebie (Damasio, 2010).
Próby utrzymania specjalnego statusu umysłu jako niefizycznego obiektu kontrolującego zachowanie i podejmującego decyzje nie mają szans powodzenia. Zbudowanie neuromorficznych, elektronicznych systemów i modeli komputerowych realizujących funkcje umysłu pomoże nam zrozumieć i przywyknąć do tego, że zachowanie zwierząt i ludzi jest wynikiem procesów zachodzących w ich mózgach (Markram, 2006). Myśl i materia należą do innego porządku, ale to wcale nie znaczy, że materia o odpowiedniej strukturze nie zrodzi myśli – widać to już po sukcesach sztucznej inteligencji nie tylko w grze w szachy, ale też wygranym teleturnieju wymagającym rozumienia trudnych skojarzeń (IBM Watson, 2011). Dopóki tak się nie stanie brak naocznych modeli będzie powodować trudności w zrozumieniu, że jest to możliwe.
M. Czwarty powód to wyniki rozlicznych eksperymentów pokazujących, że rację miał T.H. Huxley pisząc w książce „O hipotezie, że zwierzęta są automatami, i o jej historii” w 1874 roku: „Poczucie, które zwiemy wolą, nie jest przyczyną dobrowolnego czynu, a tylko pojawiającym się w świadomości symbolem tego etapu czynności mózgowych, który stanowi bezpośrednią przyczynę owego uczynku”. Ten symbol, a raczej stan mózg interpretowany jako „chcę”, odczuwany jako spontaniczna wola działania, pojawia się w wyniku drażnienia prądem obszarów ciemieniowych mózgu (Desmurget i inn, 2009), manipulacji polem magnetycznym (Brasil-Neto i inn, 1992), oraz wewnętrznych pobudzeń w mózgu, zbyt słabych i trudnych do odróżnienia byśmy je świadomie odczuwali. Mózg przygotowany do działania informuje nas wywołując wrażenie „chcę”, interpretowane jako wola działania.
N. Neurobiolodzy zajmujący się mózgiem w ciągu stosunkowo krótkiego czasu podali przekonywujące argumenty i stworzyli spójny obraz świata, w którym umysł ma należne miejsce. Trwające znacznie dłużej wysiłki filozofów i teologów rozumienia niefizycznej natury umysłu, odwołujące się do naiwnej introspekcji, niczego konkretnego nie wyjaśniły. Przyznają to niektórzy teolodzy (Brown i inn. 1998): „Zgromadzone fakty naukowe silnie sugerują, że dusza – pojmowana jako niematerialny umysł zamieszkujący ciała – nie istnieje. [..] Wielu teologów przyjmuje dzisiaj całkowicie fizykalną koncepcję, w której osoba jest w istocie utożsamiana z jej ciałem fizycznym. W rzeczywistości przegląd tematów dyskutowanych we współczesnej filozofii religii pokazuje ożywione zainteresowanie pośród filozofów chrześcijańskich obroną idei zmartwychwstania ciał bez zakładania istnienia duszy, by zagwarantować, że „przekształcone” zmartwychwstałe ciało będzie tą samą osobą, którą była osoba mająca ciało „organiczne” przed śmiercią.
O. Brak duszy nie jest więc żadnym nieszczęściem, chrześcijaństwo podobnie jak wcześniej buddyzm, może się obyć bez „duszy duchowej”. Nie to odróżnia nas od zwierząt. Świat kultury, świat wewnętrznych wyobrażeń i wartości, powstaje dzięki wychowaniu i społecznym wpływom w biologicznym substracie, jakim jest uczący się mózg. Mózgi zwierząt mają znacznie bardziej ubogi świat wewnętrzy, zdominowany w dużo większej mierze przez informację dochodzącą ze zmysłów niż przez wewnętrzne wyobrażenia. Umysł można uznać za niematerialną formę osoby, będącą pewnego rodzaju odbiciem środowiska, norm społecznych, moralnych, kultury w której kształtował się mózg. Informacja wydestylowana z indywidualnej historii danej osoby, jak i możliwości poznawcze mózgu wynikające z historii gatunku, wpływają na strukturę biologicznego substratu ograniczając jego potencjalnie dostępne stany, tworząc ciągle zmieniający się program jego działania, sterowany w równej mierze przez wewnętrzny przepływ informacji co zewnętrzne zdarzenia.
Program sterujący jest formą przetwarzania informacji, można więc w takim sensie nawiązać do rozróżnienia materii i formy Arystotelesa. Umysł rozumiany jako forma, struktura informacyjna dostępnych stanów mózgu, nie jest materialny, chociaż ma materialne podłoże. Nie można go utożsamiać z materią, tak jak algorytm, w oparciu o który działa ucząca się sieć neuronowa sterująca robotem nie jest materią, chociaż potrzebuje sprzętu (komputera i efektorów robota) by mógł się aktualizować działając w fizycznym świecie. Informacja nie istnieje bez materialnego nośnika, tak jak umysł nie istnieje bez mózgu, ale błędem jest utożsamiać informację z nośnikiem. Być może w dalekiej przyszłości nauczymy się na tyle dokładnie analizować strukturę mózgu, by przenieść informację w nim zawartą do innego, podobnego nośnika.
Literatura
Alcock J. (2001) The triumph of sociobiology. Oxford University Press.
Apfalter, W. (2009). „Neurotheology: What Can We Expect from a (Future) Catholic Version?”. Theology and Science 7: 163–174.
Arystoteles (1988) O duszy. PWN, Warszawa.
Avant, Pismo Awangardy Filozoficzno-Naukowej (2010) Tom 1(1): Tryptyk neurofenomenologiczny.
Baumeister R.F, Masicampo E.J, de Waal C.N. (2009) Prosocial Benefits of Feeling Free: Disbelief in Free Will Increases Aggression and Reduces Helpfulness. Personality and Social Psychology Bulletin, 35, 260-268.
Bloom H. (1997) The Lucifer Principle: A Scientific Expedition Into The Forces of History. Atlantic Monthly Press.
Brasil-Neto J.P, Pascual-Leone A, Valls-Solé J, Cohen L.G, Hallett M. (1992) Focal transcranial magnetic stimulation and response bias in a forced-choice task. Journal of Neurology, Neurosurgery, and Psychiatry 55:964-966
Brass M, Haggard P. (2007) To Do or Not to Do: The Neural Signature of Self-Control. The Journal of Neuroscience 27(34):9141–9145
Brown W.S, Murphy N, Malony H.N, red. (1998) Whatever Happened to the Soul? Scientific and Theological Portraits of Human Nature. Minneapolis: Fortress Press.
Cashmore A.R. (2010) The Lucretian swerve: The biological basis of human behavior and the criminal justice system. Proc. of National Academy of Science 107: 4499-4504.
Clément, Pierre, Quessada M-P, Laurent C, Carvalho G. (2008) Science and Religion: Evolutionism and Creationism in Education: A Survey of Teachers’ Conceptions in 14 Countries.
XIII IOSTE Symposium, Izmir, Turkey, 21-26.09.2008.
Cozolino L.J. (2004), Neuronauka w psychoterapii. Budowa i przebudowa ludzkiego mózgu. Zysk i Ska, Poznań 2004.
Crick F. (1997) Zdumiewająca hipoteza czyli nauka w poszukiwaniu duszy. Prószyński i Ska, Warszawa.
Damasio A.S. (2000). Tajemnica świadomości. Jak ciało i emocje współtworzą świadomość. Rebis, Poznań.
Damasio A.S. (2010). Self Comes to Mind. Constructing the Conscious Brain. Pantheon Books.
Danziger S, Levav J, Avnaim-Pesso L. (2011) Extraneous factors in judicial decisions. Proceedings of the National Academy of Sciences, DOI: 10.1073/pnas.1018033108
Dawkins R. (2008) The God Delusion. Mariner Books.
de Waal F. (1989) The age of empathy. Cambridge, MA: Harvard University Press.
de Waal F. (1996) Good Natured: The Origins of Right and Wrong in Humans and Other Animals.
Cambridge, MA: Harvard University Press.
de Waal F. (2005). Our Inner Ape, Granta Books, London 2005.
de Waal F, Ferrari P.F. (2010) Towards a bottom-up perspective on animal and human cognition”, Trends in Cognitive Sciences 14: 201-207
Dehaene S, Cohen L. (2007). Cultural recycling of cortical maps. Neuron, 56(2):384-398.
Demertzi A, Liew C, Ledoux D, Bruno M.A, Sharpe M, Laureys S, Zeman A. (2009) Dualism persists in the science of mind. Annals of the New York Academy of Sciences 1157: 1-9
Dennett, D. C. (2006) Breaking the Spell: Religion as a Natural Phenomenon. Viking Adult.
Desmurget M, Reilly K.T, Richard N, Szathmari A, Mottolese C, Sirigu A. (2009) Movement Intention After Parietal Cortex Stimulation in Humans. Science 324: 811-813.
Dijksterhuis, A, Bos, M.W, Nordgren, L.F, van Baaren R.B. (2006) Complex choices better made unconsciously? Science 313: 760-761.
Doherty M.J. (2008) Theory of Mind. How Children Understand Others’ Thoughts and Feelings. Psychology Press.
Doll B.B, Hutchison K.E, Frank M.J. (2011) Dopaminergic Genes Predict Individual Differences in Susceptibility to Confirmation Bias. Journal of Neuroscience online, 20.04.2011. DOI: 10.1523/JNEUROSCI.6486-10.2011
Dobroczyński B. (2009) Szlachetny banita na wygnaniu. Czy jest miejsce dla duszy w psychologii? Znak 1: 11-18
Draper J.W. (1881) History of the Conflict Between Religion and Science, D. Appleton & Co.
Dröscher V. B. (1982) Reguła przetrwania. Warszawa: PIW
Duch W. (1999) Duch i dusza, czyli prehistoria kognitywistyki. Kognitywistyka i Media w Edukacji 1: 7-38.
Duch, W. (2005) Brain-inspired conscious computing architecture. Journal of Mind and Behavior, Vol. 26(1-2), 1-22.
Duch W, (2010) Czy jesteśmy automatami? Mózgi, wolna wola i odpowiedzialność. Rozdz. 8, str. 219-264, Na ścieżkach neuronauki. red. P. Francuz, Lublin: Wydawnictwo KUL.
Eccles, J. C. (1994) How the Self Controls Its Brain. Berlin/New York: Springer.
Ecklund E. H, Long E. (2011) Scientists and Spirituality. Sociology of Religion; DOI: 10.1093/socrel/srr003
Gazzaniga M. (1997) O tajemnicach ludzkiego umysłu. Biologiczne korzenie myślenia, emocji, seksualności, języka i inteligencji. Książka i Wiedza, Warszawa.
Gazzaniga M. (2008) The Law and Neuroscience. Neuron 60(3): 412-415.
Genpo R. (2010) Wielki Umysł Wielkie Serce. Instrukcja Obsługi Umysłu i Podręcznik Oświecenia. Wyd. Czarna Owca.
Gopnik A, Meltzoff A.N, Kuhl P.K. (2004) Naukowiec w kołysce. Media Rodzina.
Greve W, Wentura D. (2010) True lies: Self-stabilization without self-deception, Consciousness and Cognition 19(3): 721-730
Haggard P. (2009) The sources of human volition. Science 324: 731–733.
Harris S. (2006) Letter to a Christian nation (List do chrześcijańskiego narodu, tł. Sienx A). Random House.
Harris S, Kaplan JT, Curiel A, Bookheimer SY, Iacoboni M, i inn. (2009) The Neural Correlates of Religious and Nonreligious Belief. PLoS ONE 4(10): e0007272. doi:10.1371/journal.pone.0007272
Haught J.F. (2007) God and the New Atheism: A Critical Response to Dawkins, Harris, and Hitchens (Westminster: John Knox Press).
Hauser M. (2006) Moral Minds. The Nature of Right and Wrong. Harper-Collins.
Haynes, J.-D., Sakai, K., Rees, G., Gilbert, S., Frith, C., & Passingham, R. E. (2007). Reading hidden intentions in the human brain. Current Biology, 17(4), 323-328.
Heller M. (2008) Sens życia i sens wszechświata. Tarnów: Biblos Wyd. 2
Hitchens C. (2009) God Is Not Great: How Religion Poisons Everything. Twelve.
Jaśkowski P. (2009) Neuronauka poznawcza. Jak mózg tworzy umysł. Wydawnictwo: Vizja Press & IT.
Kapogiannis D, Barbey AK, Su M, Zamboni G, Krueger F, Grafman J. (2009). Cognitive and neural foundations of religious belief. Proc. of the National Academy of Sciences of the USA, 106, 4876-4881.
Kühn S, Haggard P, Brass M. (2009) Intentional Inhibition: How the “Veto-Area” Exerts Control. Human Brain Mapping 30:2834-2843
Larson, E.J, Witham L. (1998) Leading scientists still reject God. Nature 394 (6691): 313.
Lau H.C, Rogers R.D, Passingham R.E. (2007) Manipulating the Experienced Onset of Intention after Action. Execution Journal of Cognitive Neuroscience, 19: 81-90
LeDoux, J. (2003) Synaptic self: how our brains become who we are. New York: Penguin.
Lewis M, Saarni C, red. (2003) Lying and deception in everyday life. Guilford Press.
Libet B, Freeman A, Sutherland K, red. (2000) The Volitional Brain: Towards a Neuroscience of Free Will. Imprint Academic, Exeter, UK.
Lindberg D.C., Numbers R.L. (1987) Beyond War and Peace: A Reappraisal of the Encounter between Christianity and Science. Perspectives on Science and Christian Faith 39.3:140-149
Lindstrom M. (2009) Zakupologia. Prawdy i kłamstwa o tym, dlaczego kupujemy. Kraków: Znak
Locke J. (2002) Writings on Religion, red. Nuovo V, Clarendon Press, Oxford.
McCaig, R.G, Dixon, M.L, Keramatian, K, Liu, I, Christoff, K, (2011) Improved modulation of rostrolateral prefrontal cortex using real-time fMRI training and meta-cognitive awareness. Neuroimage, 55. 1298-1305.
Markram, H. (2006) The blue brain project. Nature Reviews Neuroscience 7, 153-160
Merton T. (2003) Mistycy i mistrzowie Zen. Zysk i Ska.
Mobbs D, Lau H.C, Jones O.D, Frith C.D. (2007) Law, Responsibility, and the Brain. PLoS Biol 5(4): e103
Murphy, I.P.M. 1999. Hitler was not an atheist. Free Inquiry, Spring, 9 Nineham D. (1993) Christianity Medieval and Modern. A Study in Religious Change. SCM Press.
Passingham R.E, Lau HC (2006) Free Choice and the Human Brain. W: Does Consciousness Cause Behavior? An Investigation of the Nature of Volition. Red. S. Pockett, W. Banks i S. Gallgher. MIT Press, Cambridge MA.
Pascal B (2008). Pensées, tłum. T. Żeleński-Boy: Myśli. Kraków: Hachette.
Penrose R. (1995). Nowy umysł cesarza: o komputerach, umyśle i prawach fizyki, Warszawa: PWN.
Penrose R. (2000). Cienie umysłu. Poszukiwanie naukowej teorii świadomości. Poznań: Zysk i S-ka.
Pinker, S. (2004) Tabula rasa. Spory o naturę ludzką, Gdańskie Wyd. Psychologiczne.
Popper K, Eccles J.C. (1999). Mózg i Jaźń, Poznań: wyd. Protext.
Preston, S. D., & de Waal, F.B.M. (2002). Empathy: Its ultimate and proximate bases. Behavioral and Brain Sciences, 25, 1-72.
Ricard M. (2005) W obronie szczęścia. Warszawa: Czarna Owca.
Schacter D.L. (2003) Siedem grzechów pamięci. PIW.
Sebanz N, Prinz W (red.) (2006) Disorders of Volition, MIT Press, Cambridge, MA.
Shermer M. How We Believe: Science, Skepticism, and the Search for God. (New York: William H Freeman, 1999).
Soon, C.S, Brass M, Hans-Jochen H, Haynes J-D. (2008) Unconscious determinants of free decisions in the human brain. Nature Neuroscience 11: 543-545.
Stapp H.P, (1993). Mind, matter and quantum mechanics. Springer Verlag, Heidelberg.
Stafford E, Herrin J. (2005), Personification in the Greek World: from Antiquity to Byzantium. Centre for Hellenic Studies, Aldershot: Ashgate.
Thich Nhat Hanh (2007) Zrozumieć nasz umysł. Wyd. Santorski & Co.
de Vignemont, F, Singer T. (2008) Empatyczny mózg: jak, kiedy i dlaczego? Wiadomości Psychiatryczne 11(1): 58-67
Weber S, Habel U, Amnuts K, Schnider F (2008) Structural Brain Abnormalities in Psychopaths – A Review. Behavioral Sciences and the Law, 26:7-28.
Wegner D.M. (2002) The illusion of conscious will. MIT Press.
White A.D, A History of the Warfare of Science with Theology in Christendom, 2 vols. (1896), dostępne w projekcie Gutenberg http://www.gutenberg.org
Tekst jest fragmentem publikacji: Duch W. (2012) Neuronauki i natura ludzka. W: Nauki przyrodnicze a nowy ateizm, seria „Filozofia przyrody i nauk przyrodniczych”, red. M. Słomka, str. 79-122 Książka wydana po konferencji, 16-17.11.2010, KUL, Lublin (nagrania z konferencji).
PEWNE SPOSTRZEŻENIA
W przeciągającej się dyskusji dotyczącej zagadnienia „Nauka i wiara” teraz doszedł do głosu prof. Wodzisław Duch. Wcześniej, w tekście Chrześcijaństwo a cywilizacja informatyczna autorstwa P. Roberta Kossa, otrzymaliśmy iście apokaliptyczną wizję dziejów: chrześcijanie – na podobieństwo eschatyków z Qumran – zamknięci w eremach na pustyni oddają się swoistego rodzaju kontemplacji starożytnych Pism – w tle: mutanty i ateistyczna „swołocz”. Prosiłbym jednak o zachowanie odrobiny powagi, sytuacja wcale nie jest tak tragiczna, aczkolwiek wszyscy znaleźliśmy się na „zakręcie” dziejowym: współczesne osiągnięcia burzą continuum, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Takie teksty, których podporą są starannie dobrani autorzy, by wspierać rozumowanie piszącego, nie służą poprawnemu rozumieniu, a także nie budują trajektorii dialogu. Ks. prof. Wacław Hryniewicz – w swojej prelekcji – w przekonujący sposób uzasadnił, że nie ma sprzeczności pomiędzy nauką a religią (Chrześcijańskie credo a wyzwania nauki). Spoglądając na ten kierunek, chciałbym podzielić się pewną refleksją.
ZŁO
Prof. Wodzisław Duch podjął tyle wątków, że nie sposób do wszystkich się odnieść, dlatego też mój wybór padł na najtrudniejszy z problemów: kwestię zła (zob. E. Skąd pochodzi zło?). W swoich rozważaniach oprę się na wnioskach agnostyka (ateisty?) prof. Michela Ruse’a. Całość eseju pt. Darwinizm a problem zła jest udostępniona dla powszechnego użytku, a jest to przekład z języka angielskiego Pani Aleksandry Bulaczek (Michael RUSE, „Darwinism and the Problem of Evil”, w: William A. DEMBSKI [ed.], Darwin’s Nemesis: Phillip Johnson and the Intelligent Design Movement, InterVarsity Press, Downers Grove, Illinois 2006, s. 139-150).
Prof. M. Ruse wychodzi z bardzo ciekawego założenia: zgadza się on z Richardem Dawkinsem, gdy chodzi o jego założenia okrucieństwa ewolucji jako splotu licznych okoliczności, ale nie zgadza się on z tezą Dawkinsem, iż uczciwy ewolucjonista powinien być ateistą, gdyż przytłaczający problem terroru przyrody definitywnie eliminuje z tego obrazu empatycznego Stwórcę.
Prof. M. Ruse nawiązuje do chrześcijan, którzy odrzucili „prymitywną, dosłowną” egzegezę tekstów Biblii Hebrajskiej, i to właśnie dla nich otwierają się bardzo ciekawe perspektywy dalszej eksploracji teologicznej dotyczącej zagadnienia teodycei. Prof. Włodzimierz Duch zauważa:
„Twierdzenie, że Bóg nie potrafił skorygować błędów w swoim projekcie człowieka i jedyną droga do zbawienia ludzkości było skazanie miliardów ludzi na niezmierzone cierpienia wydaje się po prostu absurdalne. Przeciętny inżynier genetyczny w niezbyt odległej przyszłości będzie w stanie zaprojektować człowieka o dowolnym charakterze”.
Prof. M. Ruse błyskotliwie odpowiada:
„Bóg obdarzył nas wolną wolą, która jest wielkim darem czynienia dobra. Jednak posiadanie wolnej woli wiąże się również z wyborem zła. Mimo to lepiej mieć wolną wolę i móc czynić zło niż nie mieć jej wcale i nie móc podejmować samodzielnych decyzji. Interesują nas tutaj dwie kwestie. Po pierwsze, czy nauka, a więc i darwinizm, czyni wolną wolę niemożliwą? Po drugie, czy jest coś w samym darwinizmie, co każe odrzucić istnienie wolnej woli? Co się tyczy pierwszego pytania, to nauka i wolna wola mogą iść w parze, a nawet istnieją powody, dla których muszą one ze sobą współgrać. W myśl tę wpisują się rozważania Hume’a. Jeśli nie ma praw rządzących ludzkim zachowaniem, to nie jesteśmy wolni, gdyż możemy działać jedynie w sposób bezpodstawny i całkowicie nierozumny. Dla kompatybilisty kluczowe jest rozróżnienie między wolnością a przymusem, nie zaś między wolnością a prawem. Człowiek zakuty w kajdany nie jest wolny, tak samo jak nie można nazwać wolnym człowieka zahipnotyzowanego. Prawdą jest, że podlegają oni prawu, ale podlega mu także człowiek nieskrępowany kajdanami i nieznajdujący się pod wpływem hipnozy” (s. 33-34).
A co z pytanie drugim: czy jest coś w samym darwinizmie, co każe odrzucić istnienie wolnej woli? Warto zaznajomić się z całym wywodem profesora, ja tylko zacytują tu jego konkluzję:
„Mimo zdeterminowania genetycznego dysponujemy wolnością, którą zawdzięczamy właśnie doborowi naturalnemu. Tym samym argument ze zła przeciw istnieniu wolnej woli upada — przynajmniej, jeśli jego podstawą jest darwinizm […].
Krótko mówiąc, jeśli Bóg stwarzał za pośrednictwem prawa przyrody, to musiało być to prawo darwinowskie. Nie było innej możliwości. (To oczywiście nie znaczy, że wiedząc o nastaniu bólu i cierpienia w świecie, Bóg postąpił słusznie, powołując świat do istnienia. Jest to jednak inna kwestia, niemająca nic wspólnego z darwinizmem.) Innymi słowy, tak jak rozumowanie arcydarwinisty i ateisty Daniela Dennetta można wykorzystać do obrony chrześcijaństwa w obliczu zła moralnego, tak teraz rozumowanie arcydarwinisty i ateisty Richarda Dawkinsa może posłużyć do obrony religii chrześcijańskiej w obliczu zła fizycznego!”
(s. 35-36. 37).
Na samym końcu autor zauważa:
Pragnę jedynie zaznaczyć, że darwinizm nakazuje mi skromność w kwestii tego, co wiem i co mogę wiedzieć. Rzeczywistość może mieć w istocie bardzo niezwykły charakter. Lepiej więc nie ryzykować i pozostać agnostykiem.
Tej skromności stanowczo zabrakło mi w pracy prof. Włodzimierza Ducha (ale to szczegół).
Wydaje mi się, że dialog dwóch profesorów, którzy się w życiu nie spotkali, a których ja połączyłem sztucznie, jest dobrą lekcją dwóch zasad: delikatnego formułowania wniosków, gdy poruszamy się w obszarze hipotez, oraz umiarkowania.
AJN
Pan Anrzej napisal:
„Co się tyczy pierwszego pytania, to nauka i wolna wola mogą iść w parze, a nawet istnieją powody, dla których muszą one ze sobą współgrać. W myśl tę wpisują się rozważania Hume’a. Jeśli nie ma praw rządzących ludzkim zachowaniem, to nie jesteśmy wolni, gdyż możemy działać jedynie w sposób bezpodstawny i całkowicie nierozumny. ”
przyznam, ze zupelnie nie rozumiem stanowiska Hume’a.. biorac pod uwage definicje pojecia ROZUMOWANIE:
Rozumowanie – proces myślowy polegający na uznaniu za prawdziwe danego przekonania lub zdania na mocy innego przekonania lub zdania uznanego za prawdziwe już uprzednio.
czy ten proces nie jest wlasnie funkcja naszego umyslu ozmaczajacego ogol aktywnosci naszego mozgu.. ?
z mojego punktu widzenia Pan prof. Duch wyczerpujaco to wyjasnil piszac:
„Nadzieja na to, że nauka załamie się, nie będąc w stanie wyjaśnić natury umysłu, zagadnień związanych z psychiką czy świadomością, jest złudna. Człowiek NIE STOI poza ewolucją, pełne zrozumienie zarówno budowy ludzkiego organizmu, jak i ludzkiej psychiki jest możliwe tylko w oparciu o perspektywę ewolucyjną. Umysł, który do niedawna był czymś tajemniczym i prywatnym, to wewnętrzne, subiektywne relacje pomiędzy pobudzeniami mózgu, widoczne dzięki metodom neuroobrazowania, skojarzenia pomiędzy tymi pobudzeniami i wynikające z tego działania. Zewnętrzny obserwator może wiedzieć o człowieku więcej niż on sam (Duch 17 2010). Możliwość świadomej obserwacji aktywacji różnych obszarów mózgu pozwala na meta-regulację stanów umysłu (McCaig i inn, 2011).”
Paniom Annie C. i Elżbiecie dziękuję za miłe słowa.
Panu Andrzejowi J. Nowickiemu chcę wyjaśnić, że nie jestem wizjonerem. Materiał o Kościele w sytuacji diaspory opracowałem w oparciu o myśl Karla Rahnera , tom Sendung und Gnade 1961, Tyrolia Verlag, zob. też K. Rahner, O możliwości wiary dzisiaj, wyd. ZNAK 1083 s. 186 — 223.
Polecam również książkę Davida B. Harta, wykładowcy czołowych uczelni amerykańskich, nawiązującego do myśli Rahnera w sporze z ateizmem/ wyd. WAM 2011/.
Ogólnie znane jest zdanie Rahnera: ” Chrześcijanin XXI wieku albo będzie mistykiem albo nie będzie go wcale”. Czyż apokaliptyczny tytuł eseju p. B. Kota nie nawiązuje do tej wizji?
Pozdrawiam
UWAGA TECHNICZNA – DO WSZYSTKICH SZANOWNYCH PANSTWA
Mysle, ze ogromnym ulatwieniem dla debaty- ktora juz jest ogromna, a nawet nie jestesmy w polowie miesiaca – byloby przestrzeganie dwoch zasad, jakie z powodzeniem zastosowalismy w moich debatach z katolickimi teologami o Jezusie historycznym:
1) warto nadawac swoim postom TYTUL, umozliwiajacy uchwycenie glownego TEMATU postu
2) warto dokladnie wskazywac (poprzez linkowanie, a przynajmniej podanie autora, daty i godziny postu lub fragmentu glownego tekstu, do ktorego sie odnosimy), NA CO odpowiadamy
Chcemy byc konstruktywni, budowac jakas sensowna calosc, a poza tym mozemy ulatwic NOWYM czytelnikom sledzenie rozmaitych watkow naszej nielatwej, ale fascynujacej dyskusji.
Przy okazji serdecznie dziekuje wszystkim za zainteresowanie i czas poswiecony refleksji nad „chrzescijanstwem i cywilizacja informatyczna”.
Jeszcze jedno: sam Michael Ruse, jak sam stwierdza, chciałby być chrześcijaninem (s. 37), ale nie może pogodzić naukowych poglądów darwinisty z chrześcijańską interpretacją śmierci Jezusa (nie potrafię wierzyć, że Jezus skonał na krzyżu za moje grzechy).
Co teologia w końcu zrobi dla tych zagubionych owiec? Moje pytanie jest zasadnicze: Kiedy w końcu doczekamy się teologii na miarę współczesnych czasów? Czy nie należy pozostawić dziewięćdziesięciu dziewięciu owiec i wybrać się po tę jedną?
Do Pani Grażyny (w odpowiedzi na kom. 13 czerwca 2015 o 13:16).
Można zawozić drzewo do lasu, lub łysemu kupować grzebień. Proszę zatem twardemu darwiniście, a takim jest Michael Ruse, tłumaczyć, że umysł stoi za rozumowaniem. W kwestii, którą rozważał chodziło o coś zupełnie innego: o to, czy Bóg zrobiłby „dobrze”, gdyby zahipnotyzował Człowieka, aby uniemożliwić mu czynienie zła, bo to sugerował prof. W. Duch. Odpowiedź Ruse’a jest poprawna metodologicznie i merytorycznie.
Do Roberta Kossa (w odpowiedzi na kom. 13 czerwca 2015 o 13:52).
Zdaję sobie sprawy, że taką wizję podziela duża część wiernych i teologów. Bardzo dobrze się też takie interpretacje czyta. Należy jednak – zamiast ucieczki, izolacji i kontemplacji – zmierzyć się z tym zjawiskiem (cywilizacja informatyczna). Gdy kiedyś chrześcijaństwo zostało zagrożone gnozą, to ojcowie Kościoła odpowiedzieli licznymi traktatami i pismami oraz określili „ortodoksyjną” linię chrystologii.
Proszę nie panikować, Panie Ryszardzie, będzie dobrze! Karl Rahner nie kończy refleksji chrześcijaństwa, proszę odważnie iść do przodu.
Z Bogiem!
Proszę nie panikować, Panie Robercie, będzie dobrze! Karl Rahner nie kończy refleksji chrześcijaństwa, proszę odważnie iść do przodu.
Z Bogiem!
Często mylę Pana Roberta z Ryszardem. Przepraszam 🙂
EMOCJE
Andrzeju,
(pisze w odpowiedzi na Twoj post z 13 CZERWCA 2015 O 17:54)
brawo! Jako ateista piszacy o wczesnym chrzescijanstwie i publicysta nikomu wtedy nieznany – dostalem ogromne wsparcie ze strony chrzescijanina prof. Bartosia nie dlatego, ze moje publikacje byly specjalnie wartosciowe, ale dlatego, ze on – prof. Bartos – zawsze gleboko wierzyl, ze nowy Akwinata – na miare ewolucji i kognitywistyki – w koncu sie pojawi.
Musimy jednak najpierw dokladnie opisac problemy i znalezc pytania, min. pytania do jakich zmierza prof. Duch – bo odpowiedz nie jest nigdy az tak trudna, jak postawienie wlasciwych pytan!
do Pana Andrzeja w odpowiedzi na post 13 CZERWCA 2015 O 17:54
Panie Andrzeju bardzo przepraszam, rzeczywiscie wyrwalam Pana wypowiedz zupelnie z kontekstu.. 🙂
ZLO WYNIKLO Z NIEPOSLUSZENSTWA?
Andrzeju,
czy nie powinnismy jednak odroznic krytyki, dotyczacej koncepcji pochodzenia zla wg Augustyna, do ktorej odniosl sie prof. Duch – i problemu zla jako nieodlacznego skladnika ewolucji? Czy rozwiazanie tego drugiego problemu, zaproponowane przez prof. Ruse’a (o ile jest poprawne) jest aby na pewno pomocne w szukaniu odpowiedzi na problem pierwszy?
Mam watpliwosci. Prof. Duch wychodzi od kategorii posluszenstwa, do ktorej odwolal sie Augustyn. Stwierdza, ze charakter – rozumiany jako sklonnosc do uznawania autorytetow lub ich odrzucania – jest uwarunkowany genetycznie i w zwiazku z tym sugeruje, ze Bog mogl zwiekszyc zakres posluszenstwa czlowieka (a tym samym zredukowac zlo, wynikajace wg Augustyna z nieposluszenstwa) „w wyniku niewielkiej ingerencji w budowę mózgu”.
Co wazniejsze, prof. Duch wyraznie odroznil taka „ingerencje” od pozbawienia czlowieka wolnej woli („Ludzie skłonni do posłuszeństwa nie są pozbawieni wolnej woli”). Nieco nizej dodal: „Ciekawość i chęć poznania świata charakteryzująca dzieci (Gopnik, 2004; Doherty, 2008) może pozostać w zgodzie z przestrzeganiem poleceń rodziców”.
Jesli teraz probujesz odpowiedziec z prof. Ruse: „lepiej mieć wolną wolę i móc czynić zło niż nie mieć jej wcale i nie móc podejmować samodzielnych decyzji” – to przedstawiasz alternatywe, ktora trudno odniesc do stanowiska prof. Ducha, gdyz nigdzie nie sugerowal on, ze Bog powinien byl pozbawic czlowieka wolnej woli („zahipnotyzowac”).
Aby takie zarzut prof. Duchowi postawic – a tym bardziej, aby zarzucac mu „brak skromnosci” – musialbys moim zdaniem najpierw zakwestionowac jego rozroznienie miedzy „poprawieniem charakteru” a „pozbawieniem wolnosci”. Nie wydaje mi sie, abys gdziekolwiek to rozroznienie w oparciu o uwagi prof. Ruse’a zakwestionowal – i nie wiem, czy to w ogole mozliwe, bo moim zdaniem Ruse odnosi sie do innych problemow. („prawa rządzące ludzkim zachowaniem” a wolna wola; „argument ze zła przeciw istnieniu wolnej woli”.
Powiedzialbym bardziej ogolnie: teologiczne/filozoficzne sposoby odpowiadania na problemy, wynikajace z teorii ewolucji chyba nie dadza sie tak latwo przeniesc na problemy, wynikajace z wiedzy o mozgu i umysle. (Dlatego zreszta napisalem esej i zaproponowalem debate o cywilizacji informatycznej, a nie np. o biosocjologii).
Darku!
SZOK
Jestem zaszokowany odkryciami współczesnej nauki, zwłaszcza tymi, które odsłania i popularyzuje prof. Włodzimierz Duch. Do tej pory najbardziej interesowałem się kosmologią, antropogenezą (ze szczególnym uwzględnieniem cefalizacji) i Jesus Quest. Wiedziałem o kognitywistyce, ale byłem przekonany, że jej konceptualne podstawy jeszcze „świecą gołą du..” (A. Chmielecki, Konceptualne podstawy kognitywistyki – krytyka i propozycje własne). Jednak nauka ta poczyniła olbrzymie postępy, słusznie więc ks. prof. Michał Heller ostrzega:
„Ale wracając do kłopotów z teologiczną interpretacją nowych danych naukowych, powiem coś więcej: w tej chwili następuje ogromny postępw dziedzinie określanej po angielsku neuroscience, zajmującej się funkcjonowaniem mózgu, procesem tworzenia się obrazów, istotą świadomości, możliwością sztucznej inteligencji, problemem relacji umysłu do mózgu (mind-body problem). Przepowiadam, że jeśli była sprawa Galileusza, jest sprawa Darwina, to prędzej czy później będzie sprawa neuroscience. Jeśli Kościół się do niej nie przygotuje, czeka nas kryzys jeszcze większy niż za czasów Galileusza. Już w tej chwili Kościół powinien kształcić zastępy fachowców. Inaczej w teologii pozostaniemy w czasach przedpotopowych. Poza tym stawianie czoła nowym wyzwaniom może sprawić, że teologia stanie się dziedziną fascynującą dla współczesnego człowieka.” (Włodzimierz Duch, Czy jesteśmy automatami, s. 2-3).
A więc nie ma wolnej woli; grzeszne myśli nie są inicjowane w świadomy sposób, nie można więc mieć przez nie poczucia winy (s. 26). Duch jest nieodłączny od umysłu itd. Szok w trampkach!
Rzeczywiście, gdy zaznajomiłem się z tymi osiągnięciami współczesnej nauki – na razie co prawda pokrótce, ale szybko się uczę – neuroscience, jak określił to ks. prof. Michał Heller, to jestem zdumiony, iż teolodzy nie dostrzegają swojego anachronicznego myślenia, któremu już grozi nie tyle upadek, co całkowita katastrofa – praktycznie na każdym polu! Ks. Heller mówi o czasach przedpotopowych!!! Ale wygląda to jeszcze gorzej. Po przeglądnięciu, na biegu, najnowszych publikacji teologicznych stwierdzam, ku mojemu zdumieniu, że ani jedna z nich nie odpowiada na te problemy; chrześcijaństwo znów zapłaci – jak kiedyś w przypadku Darwina – zajmowaniem się nie tym, co jest rzeczywistym problemem, ale tym, co nim nie jest (kolejne koncepcje Trójcy Św., mariologia, eschatologia – w oderwaniu od współczesnych naukowych osiągnięć, patrystyka, nadmierna spirytualizacja człowieczeństwa, abstrakcyjne tezy chrystologiczne itd.). Być może te tematy interesują rzesze adeptów dreptających po katolickich uczelniach (co czwarty duchowny w Europie jest Polakiem), ale obecnie potrzeba czegoś więcej: co to za teolog, który naucza o Bogu, a nic nie wie na temat teorii względności – opisującej ten Wszechświat – czy też na temat najnowszych osiągnięć nad badaniem mózgu. Naucza o ich Stwórcy, a nie ma pojęcia o stworzeniu? To jest rzeczywisty problem, bo można zrobić z siebie błazna zupełnie „niechcący”.
Prof. Wodzisław Duch zauważa liczne błędy młodych zakonników czy księży, gdy opisują oni np. buddyzm (prof. Duch jest członkiem wspólnot buddyjskich), ale i świętego Jana Pawła II. Następująco komentuje stwierdzenie papieża (że niby buddyzm postrzega świat jako zło):
Czy można znaleźć większy kontrast niż wykrzywione cierpieniem twarze „świętych męczenników”i samego Chrystusa w chrześcijańskich świątyniach, a spokojnymi, uśmiechniętymi twarzami Buddy czy Kannon w świątyniach buddyjskich? A jednak, tam gdzie każdy widzi cierpienie czytamy o radości, a tam gdzie widać radość czytamy o cierpieniu i ucieczce od świata. Czy przykład Buddy, który po osiągnięciu nirwany nauczał niestrudzenie przez 45 lat, przykład Dalaj Lamy, który dostał za swoją działalność pokojową nagrodę Nobla, nie świadczy o tym, że nirwana nie ma nic wspólnego z doskonałą obojętnością wobec świata? Kraje Dalekiego Wschodu mają swoich świętych, ale trudno wśród nich znaleźć „doskonale obojętnych”. Nie wiem, skąd się wziął ten pogląd, ale jego uporczywe powtarzanie przez przedstawicieli Kościoła na wszystkich szczeblach
hierarchii jest uporczywym trwaniem w błędzie i zamykaniem oczu na oczywistości. Błędu tego nie popełnili jedynie nieliczni mnisi, tacy jak Thomas Merton, trapista, który na ostatnich stronach swojego dziennika pisanego w czasie wyprawy do Tajlandii napisał stojąc przed posągiem Buddy:
Nie wiem, czy w całym moim życiu miałem kiedykolwiek takie odczucie piękna i duchowej wartości łączące się jednej estetycznej iluminacji…. Teraz wiem i zobaczyłem to, czego po omacku szukałem. Nie wiem, co jeszcze pozostało, ale teraz zobaczyłem i przebiłem się przez powierzchnię i wydostałem się poza cienie i pozory (W. Duch, Buddyjskie ideały, s. 73-74).
Nie wiem, czy w najbliższym czasie wydostaniemy się z gry cieniów (przeszłości) i pozorów (teologicznej aktualności).
Pozdrawiam. Dzięki Ci Dariuszu za pobudzenie mnie do nowych poszukiwań. To rzeczywiście fascynujące osiągnięcia.
POCZEKAJMY NA DALSZY ROZWÓJ NAUKI I TEOLOGII
Nie jestem tragicznym interpretatorem dramatu ludzkich dziejów. Przekonywałem o tym w przed-wielkanocnym wpisie/artykule pt. „Dramat dziejów świata: o ludzkim grzechu, odpowiedzialności i wyzwaniu święta Paschy” (22 lutego 2015). Sugerowałem inne spojrzenie na dramat śmierci Jezusa (zob. śródtytuł: „Dramat śmiertelnego zranienia Jezusa”), które może być pewną odpowiedzią na rozterki darwinisty Michaela Ruse’a, o których już dwa razy pisał P. Andrzej Nowicki (ostatnio 13 czerwca 2015 o 11:43).
Jeszcze raz krótko:
To nie obrażony ludzkimi grzechami nieskończony majestat – Bóg Ojciec – wydał Jezusa na śmierć, aby uśmierzyć swój gniew i zadośćuczynić boskiej sprawiedliwości i aby dać się w ten sposób, za cenę krwi, przebłagać. JEZUS NIE JEST OFIARĄ DLA ZADOŚĆUCZYNIENIA BOGU ZA GRZECHY ŚWIATA. Jeżeli już chcemy posługiwać się kategorią ofiary, powiedzmy na odwrót: to On, JEZUS, JEST OFIARĄ ZŁOŻONĄ PRZEZ BOGA OJCA „DLA NAS I DLA NASZEGO ZBAWIENIA” (słowa z Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego). Jego śmierć jest wstrząsającą diagnozą sytuacji ludzkości, apelem na całe dzieje ludzkie, aby nie zadawać cierpienia innym i nie wyniszczać się wzajemnie.
Jezus jak Dobry Pasterz oddał swoje życie „za owce” (J 10, 15). Wypełnił swoją zbawczą misję „do końca” (J 13,1), aby uzdrowić chorą ludzką wolność i wprowadzić w dzieje świata nową energię, pociągającą jak Wielki Magnes (metafora!) ludzi ku Ojcu wszechświata, przeobrażającą wzajemne relacje między ludźmi oraz między ludźmi i Stwórcą. Taki jest SENS DZIEŁA OCALENIA I ZBAWIENIA. Bóg nie jest Bogiem zniszczenia, ale przeobrażenia świata, „Bogiem nadziei” i „Bogiem pokoju” (Rz 15,13.33). Chcąc przemieniać ludzki umysł oraz „inteligentne serce” (tak je określał nieżyjący już, wybitny francuski teolog prawosławny Olivier Clément) nie posługuje się przemocą. On zaprasza, pociąga na różne sposoby, nawet za cenę śmierci Jezusa, aby przez to wolność wychować, przemienić i ją ocalić, żebyśmy nie podejmowali tragicznych decyzji, które zniszczą nas samych i innych.
Wiem że pisząc o sercu inteligentnym (le coeur intelligent) postępuję wbrew wywodom i zastrzeżeniom prof. Ducha. Nie sądzę, żeby odwoływanie się do Katechizmu Kościoła Katolickiego (zwłaszcza na temat duszy) było czymś miarodajnym dla poszukujących teologów, do których sam się także zaliczam. Katechizm jest tylko katechizmem, pewnym drogowskazem dla ogółu wierzących. Przekazuje ortodoksyjną, ogólnie przyjętą doktrynę kościelną.
Powracam do zasadniczej myśli. Wiele zależy od tego, jak interpretujemy zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa i pewne dane biblijne, skoncentrowane na typologii ofiary za grzechy (pisywałem o tym w swoich książkach).
Nie patrzę w sposób aż tak tragiczny i apokaliptyczny jak P. Robert Koss na przyszłe dzieje. Owszem noszę w sobie pewne obawy i często odczytuję „MAŁĄ APOKALIPSĘ” z 13. rozdziału Ewangelii Marka. A są tam zapowiedzi wielkich nieszczęść (Mk 13,3-23) i daleko sięgającej DEHUMANIZACJI Ludzkości. Wtedy można się zachwiać w swojej fascynacji wizją P. Teilharda de Chardin, która ukazuje postępujący proces chrystocentrycznej spirytualizacji dziejów w kierunku ostatecznej pełni punktu Omega.
***
W niedzielnym ”Tygodniku Powszechnym” (nr24, z 14 czerwca 2015) jest interesujący i skłaniający do myślenia artykuł artykuł. Ks. prof. Michała Hellera pt. „Wśród matematyków jest mniej ateistów” (choć i jemu, wybitnemu kosmologowi, fizykowi i teologowi zdarzają się takie zaskakujące twierdzenia jak w tymże tekście: „Jest CHRYSTUS, KTÓRY MÓWI O SOBIE, ŻE JEST BOGIEM [!], zwraca się do Ojca i posyła Ducha Świętego”).
Chcę jednak zwrócić uwagę na ważne memento, które Ks. Heller wypowiada w odpowiedzi na stwierdzenie pytającego o „zasadzkę”, jaką była „FIZYKO-TEOLOGIA, próba zbudowania czegoś pomiędzy nauką i teologią, która się jednak nie powiodła”.
Odpowiedź Ks. Hellera:
„TO BYŁ GRZECH CZĘSTY W NAUCE, a w filozofii jeszcze częstszy – ZBYT SZYBKIE DĄŻENIE DO SYNTEZY”. Potem słowa o Romanie Ingardenia oraz o Newtonie. I wniosek końcowy: „POCZEKAĆ NA DALSZY ROZWÓJ NAUKI”. Mówiąc inaczej: „Czy nie jest tak, że na syntezę jest zawsze za wcześnie? PEWNIE TRZEBA SYNTEZY BUDOWAĆ, ALE PROWIZORYCZNE, Z ZASTRZEŻENIEM, ŻE SĄ TYMCZASOWE”. (wyróżnienia moje, W.H.).
***
Czy nie przyda się nam w dalszej debacie to spokojne ostrzeżenie? Jeśli mi się uda to powrócę do tekstu prof. W. Ducha. Należy mu się wdzięczność za to, że próbuje zarysować potrzebę „nowej teologii” po tym wyzwaniu, które przychodzi ze strony kognitywizmu. A są w tej propozycji tematy wymagające głębokiego namysłu.
ks. prof. Hrynieiwcz napisal:
„JEZUS, JEST OFIARĄ ZŁOŻONĄ PRZEZ BOGA OJCA „DLA NAS I DLA NASZEGO ZBAWIENIA” (słowa z Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego). Jego śmierć jest wstrząsającą diagnozą sytuacji ludzkości, apelem na całe dzieje ludzkie, aby nie zadawać cierpienia innym i nie wyniszczać się wzajemnie.”
bardzo budujaca teologia..
ciesze sie,, ze kosciol katolicki jako jedyny potrafi wziesc sie na wyzyny intelektu..
i choc ta dosc spora elastycznosc w budowaniu tez teologicznych, moze przez niektorych zostac zle odebrana, to jednak mysle, ze korzysci przewazaja..
tak na marginesie o Jewspomne, ze o Jezusie, Synu Bozym oddanym w ofierze przez Ojca,
jako przejaw wielkiej Milosci do czlowieka.. pisalam nie raz na niejednym forum biblijnym..
jest to ofiara znamienna w obliczu ofiar z ludzi / dzieci poswiecanych Bogu w starozytnej historii cywilizacji jako najwiekszy, najcenniejszy z darow..
tylko,, ze GMATWAMY sie tutaj w problem obiektywnego.. WARTOSCIOWANIA takich OFIAR .. w zaleznosci od podmiotu ofiare owa skladajaca… 🙂
ten sam problem mamy z obiektywna, badz wzgledna wartoscia WOLNEJ WOLI..
jednak w przypadku ofiar z dzieci,, mozemy posluzyc sie w analizie tego problemu, zasada ekonomiczna.. cos za cos..
i tutaj ofiara Boga jako BEZINTERESOWNA przewyzsza znacznie interesownosc ofiar czynionych przez czlowieka..
tak wiec nie musimy na sile stac na stanowisku , ze ofiara Jezusa byla w pelni DOBROWOLNA..
wtedy udzial Ojca w tej oferze bylby niepotrzebny.. a to burzy cala teologie WARTOSCI OFIARY.. 🙂
Jezus jak Dobry Pasterz oddał swoje życie „za owce” (J 10, 15). Wypełnił swoją zbawczą misję „do końca” (J 13,1), aby uzdrowić chorą ludzką wolność i wprowadzić w dzieje świata nową energię, pociągającą jak Wielki Magnes (metafora!) ludzi ku Ojcu wszechświata, przeobrażającą wzajemne relacje między ludźmi oraz między ludźmi i Stwórcą. Taki jest SENS DZIEŁA OCALENIA I ZBAWIENIA. Bóg nie jest Bogiem zniszczenia, ale przeobrażenia świata, „Bogiem nadziei” i „Bogiem pokoju” (Rz 15,13.33). Chcąc przemieniać ludzki umysł oraz „inteligentne serce” (tak je określał nieżyjący już, wybitny francuski teolog prawosławny Olivier Clément) nie posługuje się przemocą. On zaprasza, pociąga na różne sposoby, nawet za cenę śmierci Jezusa, aby przez to wolność wychować, przemienić i ją ocalić, żebyśmy nie podejmowali tragicznych decyzji, które zniszczą nas samych i innych.
Edycja mojego postu z 14 CZERWCA 2015 O 14:22
(Panie Dariuszu, czy mozna poprzedni moj post z godz. 14.22 usunac, aby nie zasmiecac debaty.. ? )
ks. prof. Hryniewicz napisal:
„JEZUS, JEST OFIARĄ ZŁOŻONĄ PRZEZ BOGA OJCA „DLA NAS I DLA NASZEGO ZBAWIENIA” (słowa z Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego). Jego śmierć jest wstrząsającą diagnozą sytuacji ludzkości, apelem na całe dzieje ludzkie, aby nie zadawać cierpienia innym i nie wyniszczać się wzajemnie.
Jezus jak Dobry Pasterz oddał swoje życie „za owce” (J 10, 15). Wypełnił swoją zbawczą misję „do końca” (J 13,1), aby uzdrowić chorą ludzką wolność i wprowadzić w dzieje świata nową energię, pociągającą jak Wielki Magnes (metafora!) ludzi ku Ojcu wszechświata, przeobrażającą wzajemne relacje między ludźmi oraz między ludźmi i Stwórcą. Taki jest SENS DZIEŁA OCALENIA I ZBAWIENIA. Bóg nie jest Bogiem zniszczenia, ale przeobrażenia świata, „Bogiem nadziei” i „Bogiem pokoju” (Rz 15,13.33). Chcąc przemieniać ludzki umysł oraz „inteligentne serce” (tak je określał nieżyjący już, wybitny francuski teolog prawosławny Olivier Clément) nie posługuje się przemocą. On zaprasza, pociąga na różne sposoby, nawet za cenę śmierci Jezusa, aby przez to wolność wychować, przemienić i ją ocalić, żebyśmy nie podejmowali tragicznych decyzji, które zniszczą nas samych i innych.”
bardzo budujaca teologia..
ciesze sie,, ze kosciol katolicki jako jedyny potrafi wziesc sie na wyzyny intelektu..
i choc ta dosc spora elastycznosc w budowaniu tez teologicznych, moze przez niektorych zostac zle odebrana, to jednak mysle, ze korzysci przewazaja..
tak na marginesie wspomne, ze o Jezusie, Synu Bozym oddanym w ofierze przez Ojca,
jako przejaw wielkiej Milosci do czlowieka.. pisalam nie raz na niejednym forum biblijnym..
jest to ofiara znamienna w obliczu ofiar z ludzi / dzieci poswiecanych Bogu w starozytnej historii cywilizacji jako najwiekszy, najcenniejszy z darow..
tylko,, ze GMATWAMY sie tutaj w problem obiektywnego.. WARTOSCIOWANIA takich OFIAR .. w zaleznosci od podmiotu ofiare owa skladajaca…
ten sam problem mamy z obiektywna, badz wzgledna wartoscia WOLNEJ WOLI..
jednak w przypadku ofiar z dzieci,, mozemy posluzyc sie w analizie tego problemu, zasada ekonomiczna.. cos za cos..
i tutaj ofiara Boga jako BEZINTERESOWNA przewyzsza interesownosc ofiar czynionych przez czlowieka..
tak wiec nie musimy na sile stac na stanowisku , ze ofiara Jezusa byla w pelni DOBROWOLNA..
wtedy udzial Ojca w tej oferze bylby niepotrzebny.. a to burzy cala teologie WARTOSCI OFIARY.. 🙂
Prof. Duch wychodzi od kategorii posłuszeństwa, do której odwołał się Augustyn (Dariusz Kot 14 czerwca 2015 o 09:23).
NIEUZASADNIONA OBRONA
Czasami wydaje mi się, że zanim powinna nastąpić obrona czyjegoś stanowiska, to należy dokładnie się zaznajomić się z argumentami strony przeciwnej (w tym wypadku prof. Ruse), dlatego że cały Twój komentarz trafia kulą w płot. Niepotrzebnie marnujemy czas, lepiej posuwać się dalej.
Po pierwsze, prof Ruse wychodzi również od Augustyna:
Chrześcijańskie wyjaśnienie zła moralnego w świecie odnajdujemy w dziełach św. Augustyna (s. 33).
Po drugie, prof. Ruse chodzi właśnie o zmianę/ingerencję w genetykę, z tym że nazywa on ją „hipnozą genetyczną” lub „genetycznym zdeterminowaniem” (s. 34).
Po trzecie, uważa on – w przeciwieństwie do prof. Ducha – iż takowa ingerencja odebrałaby człowiekowi wolność, którą jest uwarunkowana swobodą wyboru stwarzania, czyli ewolucji darwinowskiej.
Rozumiesz?! Ruse odnosi się do tych samych problemów, co prof. Duch.
Skromność darwinisty/naukowca:
«Pragnę jedynie zaznaczyć, że darwinizm nakazuje mi skromność w kwestii tego, co wiem i co mogę wiedzieć. Rzeczywistość może mieć w istocie bardzo niezwykły charakter. Lepiej więc nie ryzykować i pozostać agnostykiem. Na poparcie tych słów przytoczę wypowiedź innego darwinisty, który najwyraźniej podziela moje zdanie:
„Współczesna fizyka poucza nas, że prawda przeczy naszym intuicyjnym wyobrażeniom czy też przekracza zakres możliwości ludzkiego intelektu, który niegdyś rozwinął się, aby nasi przodkowie mogli radzić sobie z obiektami średniej wielkości, poruszającymi się ze średnią prędkością i przemierzającymi średnie odległości w Afryce”.
Amen!» (s. 38).
Rozumiesz, co to jest skromność prof. Ruse’a? Spróbujmy jej wspólnie poszukać, a świat będzie lepszy…
KATASTROFICZNY OBRAZ TEOLOGII – CZY ZAJMUJE SIĘ ONA JEDYNIE PSEUDO-PROBLEMAMI?
Panie Andrzeju, stawiam to pytanie ze szczerą życzliwością. Chyba tylko w wielkim uniesieniu („Szok”, 14 czerwca 2015 o 09:49) ocenił Pan tak negatywnie teologów. Pytanie: CZY TYLKO POLSKICH? W moim odczuciu to zbyt katastroficzne patrzenie na przyszłość teologii zajętej nie tym, co trzeba, zniewolonej archaicznym myśleniem. To bardzo surowa ocena i … boląca. Cytuję:
„Rzeczywiście (…) teolodzy nie dostrzegają swojego anachronicznego myślenia, któremu już grozi nie tyle upadek, co całkowita katastrofa – praktycznie na każdym polu! Ks. Heller mówi o czasach przedpotopowych!!! Ale wygląda to jeszcze gorzej. Po przeglądnięciu (…) najnowszych publikacji teologicznych stwierdzam, ku mojemu zdumieniu, że ani jedna z nich nie odpowiada na te problemy; chrześcijaństwo znów zapłaci – jak kiedyś w przypadku Darwina – zajmowaniem się nie tym, co jest rzeczywistym problemem, ale tym, co nim nie jest (kolejne koncepcje Trójcy Św., mariologia, eschatologia – w oderwaniu od współczesnych naukowych osiągnięć, patrystyka, nadmierna spirytualizacja człowieczeństwa, abstrakcyjne tezy chrystologiczne itd.). Być może te tematy interesują rzesze adeptów dreptających po katolickich uczelniach (co czwarty duchowny w Europie jest Polakiem), ale obecnie potrzeba czegoś więcej: co to za teolog, który naucza o Bogu, a nic nie wie na temat teorii względności – opisującej ten Wszechświat – czy też na temat najnowszych osiągnięć nad badaniem mózgu”.
Wzmianka o „czasach przedpotopowych” to nic innego jak uszczypliwa ironia Ks. Hellera. Widocznie w Polsce na nią sobie zasługujemy. Kiedy nie pomagają perswazje, trzeba uciec się do ironii, która działa jak alarmclock…
***
Ten cytat ujawnia zbyt daleko posuniętą generalizację, skoro nawet prof. W. Duch odwołuje się do poglądu niektórych teologów (zob. punkt „N” !).
Proszę wpisać do wyszukiwarki bodaj hasło: THEOLOGIE UND KOGNITIVISTIK, a znaleźć można sporo danych na ten temat. Przykładowo zob. :
1. FIIT – Frühes Christentums – Ruprecht-Karls-Universität Heidelberg
http://www.uni-heidelberg.de/fiit/aktuelle_projekte/fruehchristentum.html
Ein Projekt der Abteilung VI
Prof. Dr. Dr. h.c. mult. Gerd Theißen
2. Christologie der Bilder im Johannesevangelium: die Christopoetik …
https://books.google.pl/books?isbn=316148388X
Ruben Zimmermann – 2004 – Religion
Grundlagen der kognitivistischen Metapherntheorie…
3. Rechtfertigung einer objektiven Schöpfungstheologie
johanntt.vs120079.hl-users.com/…/theologie/49-rechtfertigung-einer- objektiven-schoepfungstheologie Dez. 2008 … Eine sehr mutige theologische Reaktion bestand darin, dass die … Die kognitivistische Position, dass die Rede von Gott als Schöpfer der Welt …
4. Conceptual Change: kognitivistisch oder kontextualistisch? epub.ub.uni-muenchen.de/257/
13. Apr. 2005 … Stark, Robin (Februar 2002): Conceptual Change: kognitivistisch oder kontextualistisch? (Forschungsbericht Nr. 149). LMU München…
***
Nie mnożę dalszych linków w innych językach. Chyba jednak jest z tą teologią lepiej niż ją malujemy na „przedpotopowo“…
Dziękuje za szczerą życzliwość (w Księdza wypadku w nią wierzę), ale jeszcze bardziej dziękuję za linki, bo sam nie mogłem nic znaleźć. Nie wiem, czy ks. prof. Heller ironizował – być może mylnie odebrałem to jako realistyczną ocenę sytuacji.
Mam gorszy wyrzut sumienia, że sprawiłem Księdzu ból… Proszę nie zapominać, że właśnie Ksiądz Profesor jest dla mnie Człowiekiem, który jest jaśniejąca gwiazdą na firmamencie polskiej/światowej teologii. Mówię to „bez kitu” i bez próby przypochlebienia się – wszak wielokrotnie, gdy nasze poglądy się rozchodziły, potrafiliśmy skrzyżować pióra. Jeśli prof. Heller odmalował/przejaskrawił obraz teologii, to i mi może Ksiądz Profesor wybaczyć 🙂
Pozdrawiam.
CO NOWEGO DODAJE KOGNITYWISTYKA W ZAKRESIE ZLA MORALNEGO?
Andrzeju, co do Twojego postu z 14 CZERWCA 2015 O 20:16 zgadzam sie z Twoja pierwsza korekta. Nie doczytalem, ze prof. Ruse wyszedl takze od Augustyna.
Natomiast budza moje watpliwosci punkty 2 i 3 Twojej odpowiedzi. Na str 34. Ruse mowi wprawdzie o „hipnozie genetycznej”, ale nadal tylko w ramach problemu: czy teoria ewolucji wyklucza wolna wole? (” czy darwinizm zaprzecza istnieniu wolności?”). Jest to problem na gruncie teorii ewolucji. Problem, o jakim pisze prof. Duch zostal sformulowany na gruncie kognitywistyki. Pyta on o interwencje, zwiekszajaca posluszenstwo czlowieka, mozliwa dzis do wyobrazenia dzieki wspolczesnej lepszej znajomosci budowy i dzialania mozgu – dlaczego Bog nie tego nie zrobil?
Piszesz w punkcie 3, ze prof. Ruse – inaczej niz prof. Duch – uznaje, ze taka interwencja w geny odebralaby czlowiekowi wolnosc. Ale co to znaczy „taka” interwencja? Prof. Duch pisze o konkretnym typie interwencji – zwiekszajacej posluszenstwo bez odbierania wolnej woli. Moim zdaniem prof. Ruse nie odrzuca takiej opcji – on jej w ogole nie rozwaza.
Powiem to samo poslugujac sie przenosnia prof. Ruse’a. Porownuje on ludzi wolnych do nowoczesnych pociskow rakietowych, mogacych korygowac swoj kurs w trakcie lotu – a pozbawienie ludzi woli do pociskow tradycyjnych, ktore nie moga zmienic trajektorii lotu. W ten sposob pokazuje roznice miedzy owadami, z ogromnym determinizmem genetycznym, a ludzmi, z wolna wola.
Natomiast to, co sugeruje prof. Duch to moim zdaniem NIE zastapienie rakiet „samodzielnych” – tradycyjnymi (co budzi sprzeciw prof. Ruse’a). Sugeruje on wedlug mnie, ze Bog mogl wyposazyc rakiety samodzielne w lepsze oprzyrzadowanie, aby dokladniej niz obecnie trafialy w cel (lecialy „bardziej wedlug woli Bozej”, mniej zbaczaly w strone zla).
Idea ta powstaje dopiero na gruncie kognitywistyki, kiedy wiecej wiemy o tym, jak „oprzyrzadowanie w zakresie posluszenstwa” nowoczesnej rakiety dziala – i widzimy rozwiazania, jakie byly nie do pomyslenia w czasach Augustyna.
CZAS PRZEŁOMU
Nie zawsze się zdarza żyć człowiekowi w czasach przełomowych dla nauki i teologii. Jak wskazuje prof. Michał Heller w takich właśnie egzystujemy, ba, zagrożenie ze strony neuroscience jest wyzwaniem – wg niego – jeszcze trudniejszym niż okres Galileusza i Darwina.
Chcę powrócić jeszcze raz do „życzliwego pytania”, które skierował do mnie ks. prof. Wacław Hryniewicz (zob. 14 czerwca 2015 o 20:57). Mój osąd był w pewnym sensie niesprawiedliwy, ponieważ nawet patrząc w bibliografię prof. Wodzisława (którego nagminnie mylę z Włodzimierzem) Ducha, to większość pozycji książkowych zgłębiających zagadnienie neuroscience została wydana po roku 2007. Trudno wymagać, by teolodzy odpowiedzieli na tak świeże ustalenia jakimś „jednym głosem”.
Niemniej jednak, chciałbym zwrócić uwagę, że skoro wszyscy – naukowcy i teolodzy – zdają sobie sprawę, iż stoją przed problemem, przed którym kiedyś Kościół mocno ucierpiał (konflikt nauki z wyobrażeniami religijnymi), to należy wyjść mu naprzeciw, by historia, a o tym nawet nie chcę myśleć, nie powtórzyła się ze szkodą dla chrześcijaństwa. Jest takie przysłowie: do trzech razy sztuka.
Teolog, który zda sobie z tego sprawę i jako pierwszy spróbuje – nawet w jakimś artykule – dać odpowiedź katolicką na te badania, PRZEJDZIE DO HISTORII. Jego pierwsza terminologia oraz trajektoria jego myśli będzie przewijała się w pracach dalszych myślicieli, filozofów i teologów chrześcijańskiego nurtu; gra jest warta świeczki, nie tylko z powodów personalnych, lecz także z najważniejszego: ochrona naszej Matki – Kościoła Św.
p style=”text-align: justify”>Wielu teologów chciałoby żyć w czasach Galileusza i Darwina, ponieważ wg nich byliby oni w stanie w ówczesnym okresie uratować twarz Kościoła. Dziś stoją przed takim samym zadaniem. ŻYJĄ W TAKICH CZASACH – TAKIE CZASY RODZĄ WIELKICH LUDZI.
Nie twierdzę, że teolog, który obecnie zajmuje się jakimiś próbami zgłębiania np. Trójcy Św. robi źle. Twierdzę jedynie, że dzieje się teraz coś tak ciekawego, co wymaga reakcji – zanim jak pisze ks. prof. Heller będzie za późno – że należy zająć się właśnie tym zagadnieniem, by po jego „rozwiązaniu” zając się na powrót „mistyką” i życiem wewnętrznym Trójcy Św.
Innymi słowy, niech teologia nie przypomina orkiestry z „Titanica”, muzyka jest potrzebna, ale gdy statek ma właściwy kurs.
Tak myślę.
O MIEJSCACH WSPOLNYCH – W POLOWIE DEBATY
Jestesmy na polmetku naszej debaty o problemach teologii chrzescijanskiej we wspolczesnej cywilizacji, ktora w otwierajacym eseju nazwalem infomatyczna – uznajaca przetwarzanie informacji za wazny klucz do naszej, ludzkiej rzeczywistosci, a zwlaszcza naszego umyslu. Tekst prof. Wlodzislawa Ducha dostarczyl nam ostatnio bardziej profesjonalnego i lepiej udokumentownego materialu na temat miejsc, gdzie wyniki badan nad mozgiem i umyslem „wchodza” na teren katolickiej teologii.
Moim zdaniem tekst ten zapowiada zmiane modelu myslenia o czlowieku, koniec niematerialnej „duszy”: „Próby utrzymania specjalnego statusu umysłu jako niefizycznego obiektu kontrolującego zachowanie i podejmującego decyzje nie mają szans powodzenia. Zbudowanie neuromorficznych, elektronicznych systemów i modeli komputerowych realizujących funkcje umysłu pomoże nam zrozumieć i przywyknąć do tego, że zachowanie zwierząt i ludzi jest wynikiem procesów zachodzących w ich mózgach (Markram, 2006)”. Prof. Duch wspomina o sukcesach komputerow szachowych i w teleturniejach; ja wskazywalem na komputery zdolne do interpretacji i kontroli „mini-swiatow” gier komputerowych. Nie tylko jednak podgladajac „sztuczne inteligencje” dowiadujemy sie wiecej o sobie – sami doslownie sie zmieniamy. Przestrzen wirtualna staje sie powazna czescia naszego zycia, znajomosci wirtualne – coraz wazniejsze. Nasza debata toczy sie wsrod ludzi, z ktorych wielu nigdy sie nie spotkalo i pewnie nie spotka.
Te zmiany beda coraz powazniejsze. Pan Robert Koss opublikowal jeden, a potem drugi niemal apokaliptyczny esej o koncu chrzescijanstwa „A jeśli te przerażające eksperymenty i wizje ziszczą się naprawdę? Co stanie się z chrześcijaństwem i Kościołem? Jest niewątpliwie faktem, ze potęga zła i ateizm na dobre rozgościły się w naszym świecie”. Bardziej spokojnie ostrzega ks. prof. Hryniewicz: nie spieszmy sie z byle jaka synteza nauki i teologii. Z kolei Andrzej Nowicki juz teraz chcialby, aby ktos zrobil dla kognitywistyki to, co Pierre Teilhard de Chardin zrobil dla ewolucji – znalazl jej biblijna postac.
Moje nadzieje – jako popularyzatora nauk, przyjaznego chrzescijanstwu, ktore w moim pojeciu nauki zrodzilo, a przynajmniej je umozliwilo – budza nowe sposoby myslenia o teologii, proponowane przez ks. prof. Hryniewicza i ks. prof Hellera. Pierwszy mowi o „prowizorycznych syntezach”, drugi o „fikcjach teologicznych”. Moim zdaniem to sygnaly, ze istnieje potrzeba wypracowania nowych miejsc wspolnych nauki i teologii.
Co ciekawe, prof. Hryniewicz zwraca uwage prof. Hellerowi na blad historyczny, jaki na Kleofasie bylby nie do pomyslenia: Jezus nauczal, ze jest Bogiem. Nie da sie juz dzis tego mowic tak po prostu, a takze nie da sie mowic po prostu wielu innych rzeczy o Jezusie, Biblii i tradycji. Ale to moze byc wlasnie dobra wiadomosc! Czy nie mozna zywic nadziei, ze nowa krytyczna wiedza o wczesnym chrzescijanstwie – okaze sie otwierac wiele miejsc do dialogu Kosciola ze wspolczesna nauka, o jakich trudno byloby marzyc bez tej wiedzy? Prof. Duch wskazuje na zainteresowanie teologow „zmartwychwstaniem umarlych” i interpretuje to jako probe uratowania wiecznosci dla czlowieka – po kognitywistyce, co zabiera nam dusze.
Nie do konca sie zgadzam: w tym jest cos o wiele wazniejszego. Badania Jesus Quest odkryly Jezusa apokaliptycznego z apokaliptyczna wiara wlasnie w ciala zmartwychwstanie. Brak zmartwychwstania jest chyba najlepiej udokumentowanym w Nowym Testamencie problemem, wynikajacym ze slawetnego i wciaz przez nas debatowanego opozniania sie Krolestwa. Jesli sa jakies w miare pewne dane o wierzeniach Jezusa historii – zmartwychwstanie cialem do nich nalezy!
Tak oto dwie nauki, ktore moglyby wydawac sie niszczace – historia i kognitywistyka – wspolnie okazuja sie wsparciem dla chrzescijanstwa. Ruch wstecz, pamieci biblijnej. wspartej krytyczna historiografia i ruch poznawania, opisywania swiata w naukach o umysle – spotkaly sie. Ile jeszcze takich wspolnych miejsc bedzie mozna znalezc?
Debata trwa, serdecznie zapraszam Panstwa do dalszego udzialu!
jestem w trakcie czytania pracy Pana prof. W. Ducha „Neuronauki i Natura Ludzka”
na str. 5 tej pracy znalazlam:
„A6. Nie ma gwarancji, że teista lub ateista będzie moralnym człowiekiem, wiara lub jej brak
nie koreluje się z empatią czy altruizmem (de Vignemont, Singer, 2008)”
i w zwiazku z tym mam pytanie:
czy wiara jako czynnik WPLYWU SRODOWISKA (wychowanie, religia) nie jest jednym z czynnikow determinujacych w pewnym stopniu naszego zachowania, w tym moralnej odpowiedzialnosci.. ?
czy czlowiek wychowany w srodowisku gdzie moralna odpowiedzialnosc za swoje czyny jest podstawa jego edukacji nie jest jednak bardziej moralny od czlowieka, wychowanego w srodowisku gdzie NIE sa obecne zasady moralno-etyczne.. ?
ja osobiscie bedac w denominacji o charakterze charyzmatycznym spotkalam sie z ludzmi, ktorzy ze wzgledu na wiare w Jezusa i Jego Milosc do czlowieka.. zmieniali swoje dotychczasowe zycie.. potrafiac sobie radzic nawet z preferencjami seksualnymi.. !
czyli jezeli ja bede wychowywala swoje dziecko w duchu moralnej odpowiedzialnosci, ale i powiedzmy wiary w „niemozliwe”.. zalozmy dotyczaca jej detemiznizmu biologicznego ( np. to musza to byc czynniki DETERMINUJACE w jakims stopniu jej zachowanie w przyszlosci.. i „cuda” moga miec w jej zyciu miejsce..
mam na mysli oczywiscie „cuda” w cudzyslowiu nie CUDY… 🙂 🙂
czy wiara wiec nie moze miec wplywu TERAPEUTYCZNEGO na nasze zachowanie.. ?
jesli tak rzeczywiscie jest.. to nie mozemy UMNIEJSZAC wplywu WIARY i religii na nasze zycie ..
ogolnie zas mysle, iz jesli wszystko jest zdeterminowane, (nasze zachowanie wobec innych w tym dzieci rowniez) to takie rozwazania powinny byc pozbawione sensu. poniewaz wszystko jest z gory „zaprogramowane”.. zdeterminowane prawem przyczyny i skutku..
wiara wiec rowniez bylaby wpisana w nasze zycie, i nie mielibysmy na jej istnienie, czy tez nieistnienie zadnego wplywu.. ani na przyszle jej konsekwencje w postaci np.. apokaliptycznego Armagedonu, zainicjowanego rzecz jasna dzialaniem ludzi, „zaispirowanych” apokaliptycznymi przepowiedniami.. 🙂 🙂
czyzby nasze zycie okazalo sie byc tylko wielka iluzja .. ? 🙂
to pytanie do Pana prof. Ducha .. 🙂
oczywiscie , nie smiem oczekiwac odpowiedzi.. 🙂 🙂
Pana profesora serdecznie pozdrawiam.. 🙂
Pan Dariusz w poscie o 15.42 15. 06. 2015 napisal :
„A jeśli te przerażające eksperymenty i wizje ziszczą się naprawdę? Co stanie się z chrześcijaństwem i Kościołem? Jest niewątpliwie faktem, ze potęga zła i ateizm na dobre rozgościły się w naszym świecie”. Bardziej spokojnie ostrzega ks. prof. Hryniewicz: nie spieszmy sie z byle jaka synteza nauki i teologii. Z kolei Andrzej Nowicki juz teraz chcialby, aby ktos zrobil dla kognitywistyki to, co Pierre Teilhard de Chardin zrobil dla ewolucji – znalazl jej biblijna postac.”
Panie Dariuszu jesli determinizm tworzy jednak iluzje naszej kontroli nad zyciem , a wiec i historia naszej cywilizacji.. o czym pisalam w poscie skierowanym do Prof. Ducha dzis o 15. 56 to prosze mi wierzyc,, ze i tak nie mamy na to wplywu.. bo panow zaangazowanie w probe odpowiedzi jest rowniez zdeterminowane..
a wiec co byc MUSI to bedzie.. a my zyjmy sobie w blogim przeswiadczeniu spelnienia dziejowej MISJI.. 🙂 🙂 🙂
CO MOZNA ZROBIC Z TAKIM MOZGIEM?
Pani Grazyno, w posce z 15 CZERWCA 2015 O 16:20 wypowiada sie Pani z zartobliwym sarkazmem o naszej debacie: po co ona, skoro nie mamy wolnej woli, a nasze zachowania sa zdeterninowane z gory? Najmocniejsze stwierdzenia prof. Ducha w tym zakresie to chyba te:
„„Poczucie, które zwiemy wolą, nie jest przyczyną dobrowolnego czynu, a tylko pojawiającym
się w świadomości symbolem tego etapu czynności mózgowych, który stanowi bezpośrednią przyczynę owego uczynku.” Ten symbol, a raczej stan mózg interpretowany jako „chcę”, odczuwany jako spontaniczna wola działania, pojawia się w wyniku drażnienia prądem obszarów ciemieniowych mózgu (Desmurget i inn, 2009), manipulacji polem magnetycznym (Brasil-Neto i inn, 1992), oraz wewnętrznych pobudzeń w mózgu, zbyt słabych i trudnych do odróżnienia byśmy je świadomie odczuwali. Mózg przygotowany do działania informuje nas wywołując wrażenie „chcę”, interpretowane jako wola działania”.
Prof Duch pozniej (czesc oryginalnego artykulu) nie poleca jednak bezczynnosci i poczucia bezsilnosci, ale proponuje prace nad soba, uwzgledniajaca nowa wiedze o mozgu:
„Możemy (…) starać się być bardziej świadomi własnych reakcji i myśli, rozwijać zdolności uwagi i przytomności umysłu, pozytywne emocje. Jeśli mamy jasno wytyczony wzorzec, jeśli wiemy, co chcemy osiągnąć, jakie cechy w sobie rozwijać i jakie wartości kultywować, to proces doskonalenia siebie jest możliwy, chociaż wymaga długotrwałego treningu umysłu tak, by mózg reagował w pożądany sposób nawet w sytuacjach, w których nie ma czasu na refleksję”.
Ostrzega co prawda, ze podstawy naukowe takiego samowychowania sa dopiero opracowywane, a religia nie zawsze tu pomaga:
” Niektóre tradycje religijne mieszają się z formami psychoterapii, jednakże można odnieś wrażenie, że nadal
robią to po omacku, nie rozumiejąc w pełni na czym ten proces ma polegać. Powiązanie psychoterapii
z neuronaukami dopiero się zaczyna (Cozolino, 2004), są próby połączenia psychoterapii z tradycjami duchowymi (Genpo, 2010)”.
Panie Dariuszu w odpowiedzi na pana post z 17. 39 15.06. 2015.. musze wyjasnic, iz to nie sarkazm.. tylko taka filozoficzna refleksja nad marnoscia naszego zycia.. 🙂
w swoim poscie skierowanym do pana Profesora Ducha z godz. 15. 56 (15.06.2015) pisalam wlasnie o terapeutycznym dzialaniu wiary.. w naszym zyciu..
dziekuje.. ze Pan dal mi podpowiedz dotyczaca tego zagadnienia , ktorej jeszcze nie doczytalam w pracy Pana profesora..
osobiscie dostrzegam to dzialanie w swoim jak i innych zyciu..
ale tak jak podsumowalam.. jesli wszystko jest zdeterminowane. to owo dzialanie jest rowniez iluzja..
ale jednak niezbedna.. aby zycie trwalo.. i aby je odbierac jako rzeczywistosc, ktora potrafimy kontrolowac..
inaczej nasze zycie pozbawione byloby zupelnie sensu.. i pewnie nie mialo by podstaw istnienia..
kazdy z nas bowiem bedac swiadomym bycia bezwolnym robotem nie mial by z pewnoscia tzw.. „sil witalnych” aby takie zycie kontynuowac..
ILUZJA jest wiec sila napedowa.. naszego istnienia.. w formie jakiej istniejemy..
dlatego juz wczesniej na poczatku mojej bytnosci na tutejszym forum pisalam o wielkim znaczeniu iluzji dzialania wolicjonalnego.. 🙂
jak Pan pisze dalej:
„Prof Duch pozniej (czesc oryginalnego artykulu) nie poleca jednak bezczynnosci i poczucia bezsilnosci, ale proponuje prace nad soba, uwzgledniajaca nowa wiedze o mozgu:”
smiem twierdzic,, ze bezczynnosc, ani poczucie bezsilnosci nam nie grozi, jesli nie jestesmy zdeterminowani w tym kierunku..
no chyba, ze jestesmy.. 🙂
tak wiec co do debaty, to nalezy, a nawet jestesmy zmuszeni, aby ja prowadzic.. w mysl determinizmu przyczynowo-skutkowego.. bo tylko dzieki temu pojawia sie w przyszlosci EFEKTY zdeterminowane poszczegolnym determinizmem jej uczestnikow , ktorego z kolei jednym z elementow jest ich determinacja.. w tym wypadku rozumiana jako stanowczosc . . 🙂
troche skomplikowane, nie mniej logiczne.. 🙂
a nasza rzeczywistosc zdeterminowana jest przeciez prawami logiki..
Pnie Dariuszu ja mam wielki szacunek do nauki..
szacunek do takich debat..
czytam tez debaty z panskim udzialem w temacie Jezus quest..
sama jestem gorliwa czytelniczka literatury akademickiej w tej kwestii .. 🙂
prosze sie wiec moimi lekko prowokacyjnym stylem nie przejmowac..
to taki nabyty z wiekiem dystans do rzeczywistosci.. 🙂
choc w poscie do Pana jak i prof. Ducha absolutnie tej nuty nie ma.. a przynajmniej jesli Pan owa wyczuwa, to nie jest to efekt przeze mnie zamierzony.. 🙂
prace pana prof. Ducha sa dla mnie bardzo cenne. i bardzo pomocne w prowadzeniu dyskusji w tematach wolnej woli, ktore mnie osobiscie bardzo fascynuja..
tak wiec jestem niebywale wdzieczna profesowowi za jego wklad w debate w formie swietnego esseju.. 🙂
bede z niego korzystala jak bede miala ku temu powody i okazje..
bardzo rzetelna praca.. 🙂
pozdrawiam serdecznie.. 🙂
ZARAZ, ZARAZ… CO WLASCIWIE ZAPOCZATKOWUJE „PROCES DOSKONALENIA SIEBIE”?
Pani Grazyno,
nie tylko nie mam nic przeciwko Pani „lekko prowokacyjnemu stylowi”, ale cenie go za ozywianie i ustawianie realistycznych proporcji w naszej dyskusji. Co wiecej: zachecam do nie zatrzymywania sie w miejscach, gdzie jakby uznaje Pani, ze nie warto (nie wypada?) dalej debatowac – niech Pani zadaje swoje pytania bez takich zatrzymywan sie po drodze.
Mam na mysli to miejsce, gdzie stwierdza Pani: „co do debaty, to nalezy, a nawet jestesmy zmuszeni, aby ja prowadzic.. w mysl determinizmu przyczynowo-skutkowego.. bo tylko dzieki temu pojawia sie w przyszlosci EFEKTY zdeterminowane poszczegolnym determinizmem jej uczestnikow , ktorego z kolei jednym z elementow jest ich determinacja.. w tym wypadku rozumiana jako stanowczosc . . 🙂
troche skomplikowane”.
Do tego momentu postawila Pani ciekawy problem, a potem napisala cos o logice, czego nie rozumiem i co wyglada mi na przypadkowe i przedwczesne zamkniecie poszukiwan (skladnia wabi nas czesto w takie eleganckie, kulturalne pulapki… – mylimy zgrabne dokonczenie zdania z rozwiazaniem problemu).
Problem, jaki Pani wedlug mnie nie do konca wyartykulowala, moim zdaniem dotyczy pytania o to, co jest poczatkiem tego „samo-doskonalenia”, do ktorego wzywa prof. Duch. Jesli nasza debata jako wymiana mysli i wiedzy, moglaby byc przykladem takiego „samodoskonalenia” – czy w ogole jest to SAMO-doskonalenie, skoro „wplynelismy” w te debate na fali nieuswiadomionych procesow w „naszych” mozgach, ktore dopiero poniewczasie pojawily sie w naszej swiadomosci, zamaskowane jako decyzja „chcemy debatowac”?
Przyznam, ze nie do konca wiem, jakie „my” i jakie „ja” ma na mysli prof. Duch, mowiac „Jeśli mamy jasno wytyczony wzorzec, jeśli wiemy, co chcemy osiągnąć, jakie cechy w sobie rozwijać i jakie wartości kultywować, to proces doskonalenia siebie jest możliwy”.
Gdy juz Pani doczyta do tego miejsca, jestem bardzo ciekaw Pani uwag. Moze ktos inny ma jakies pomysly? (Przypominam, ze odnosimy sie tu do calosci pracy prof. Ducha „Neuronauki i natura ludzka”, linkowanego u dolu jego tekstu)
w odpowiedzi na post Pana Dariusza z godz. 20.18 15.06. 2015
Panie Dariuszu bardzo dziekuje za mile slowa.. 🙂
Pan Dariusz napisal:
„Mam na mysli to miejsce, gdzie stwierdza Pani: „co do debaty, to nalezy, a nawet jestesmy zmuszeni, aby ja prowadzic.. w mysl determinizmu przyczynowo-skutkowego.. bo tylko dzieki temu pojawia sie w przyszlosci EFEKTY zdeterminowane poszczegolnym determinizmem jej uczestnikow , ktorego z kolei jednym z elementow jest ich determinacja.. w tym wypadku rozumiana jako stanowczosc . . 🙂
troche skomplikowane”.
Do tego momentu postawila Pani ciekawy problem, a potem napisala cos o logice, czego nie rozumiem i co wyglada mi na przypadkowe i przedwczesne zamkniecie poszukiwan (skladnia wabi nas czesto w takie eleganckie, kulturalne pulapki… – mylimy zgrabne dokonczenie zdania z rozwiazaniem problemu).”
kwestia: „troche skomplikowane.. ale logiczne” .. to konkluzja tej wczesniejszej zacytowanej przez Pana mojej mysli.. chcialam podkreslic tylko logike deterministycznych zaleznosci..
aczkolwiek co do pulapek formy, w ktore zbyt czesto wpadam. to mam Pan swietna intuicje.. 🙂
musze bardziej kontrolowac ten nawyk..
oo..czyzby jednak minimalny „udzial” w tej debacie .. mogl przyczynic sie do mojego (samo) doskonalenia sie.. ? 🙂 🙂
Panie Dariuszu tak w skrocie to chcialam powiedziec w poprzednim poscie, ze zauwazam dokladnie to samo, na co wskazal Pan w poscie do mnie:
„Jesli nasza debata jako wymiana mysli i wiedzy, moglaby byc przykladem takiego „samodoskonalenia” – czy w ogole jest to SAMO-doskonalenie, skoro „wplynelismy” w te debate na fali nieuswiadomionych procesow w „naszych” mozgach, ktore dopiero poniewczasie pojawily sie w naszej swiadomosci, zamaskowane jako decyzja „chcemy debatowac”?”
dla mnie logiczne jest iz.. w tym kontekscie nie powinno byc tu miejsca na SWIADOME SAMODOSKONALENIE .. moze byc ono jedynie iluzja.. taka sama jak podejmowanie swiadomej decyzji..
tak wiec jak juz napisalam wczesniej.. uwazam, ze cale nasze zycie, w swietle determinizmu ujetego jako brak kontroli nad procesem decyzyjnym, a w szerszym kontekscie rowniez obejmujacego wplyw srodowiska i genow.. jest kompletna iluzja wolnosci.. doslownie Matrixem.. 🙂
jestesmy tak naprawde jedynie robotami, ktore nie maja na szczescie tego swiadomosci.. dzieki „chytrze” oszukujacemu nas mozgowi.. a nasza historie jako zdeterminowana determinizmami poszczegolnych tworzacych ja historii jednostek mozna przewidziec / obliczyc za pomoca bardzo skomplikowanego, aczkolwiek mozliwego do stworzenia, , choc niedostepnego nam jeszcze ( jesli w ogole).. algorytmu.. 🙂
ta debata zas jest jednym z elementow tej toczacej sie historii , wlasnie dlatego ze jest jej nieuniknionym elementem..
my tez mamy swojej miejsce w tym NIEUNIKNIONYM .. choc tak naprawde nie mamy na to najmniejszego SWIADOMEGO wplywu..
czyz nie brzmi przerazajaco. ?? 🙂 🙂
ja jestem przerazona.. 🙂 🙂
na koniec wstawie tu jeszcze Pana pytanie koncowe zamieszczone w poscie do mnie :
„Przyznam, ze nie do konca wiem, jakie „my” i jakie „ja” ma na mysli prof. Duch, mowiac „Jeśli mamy jasno wytyczony wzorzec, jeśli wiemy, co chcemy osiągnąć, jakie cechy w sobie rozwijać i jakie wartości kultywować, to proces doskonalenia siebie jest możliwy”.
ja tez Panie Dariuszu nie wiem.. 🙂
a bardzo chcialabym wiedziec co w kontekscie tych slow kryje sie pod pojeciem „JA”… i stad m.inn. moj post skierowany do Pana prof. Ducha.. .. 🙂
WIELKA PROŚBA DO P. GRAŻYNY
Pisze Pani swoje lawinowe komentarze w sposób irytujący, bardzo niestaranny i niekontrolowany. Czyta się je z trudem. Nie łatwo wytropić poszczególne wątki. Uczucie chaosu.
Nauczycielka języka polskiego w szkole wstawiłaby Pani za każdym razem stopień niedostateczny. Pisze Pani tak, jakby nie znała w ogóle interpunkcji, dużych liter na początku zdań, kropek na końcu, akapitów… Nie ułatwiają lektury te śmieszne duże „buzie”, stawiane nieraz po kilka i więcej razy w jednym poscie – jak w zabawie dla dzieci.
A tu zagadnienia trudne. Potrzeba przynajmniej minimum jasności. Dobrze, iż sama Pani przyznaje się do „pulapek formy, w ktore zbyt czesto wpada(m) (…) musze bardziej kontrolowac ten nawyk” (16 czerwca 2015, 00:27:00).
For goodness sake, błagam, niech Pani kontroluje – z pożytkiem dla nas wszystkich.
Proszę wybaczyć, że tymi uwagami sprawiam Pani przykrość. Ale trzeba, żeby ktoś to powiedział. I’m very sorry indeed!
Panie ksieze Profesorze, dziekuje bardzo za owa reprymende, wezme ja sobie do serca.
Jedyne co moge miec na usprawiedliwienie, to determinizm, tak wiec NAPRAWDE prosze o wyrozumialosc i wybaczenie 🙂
serdecznie Pana pozdrawiam..
ps:
jesli wroce na lono kosciola to tylko ze wzgledu na ludzi takich jak Pan 🙂
prosze nie odbierac zle moich emotikonow, sa one wyrazem wesolego usposobienia i szczerosci mej natury..
jeszcze raz pozdrawiam i zycze wszystkiego dobrego.. 🙂
w zwiazku z uwagami co do mojej interpunkcji, to pozwole sobie jeszcze krociutko jesli pan ma jeszcze do mnie odrobine cierpliwosci wyjasnic, iz ze szkoly juz dawno wyroslam, a wiec moge pozwolic sobie na odrobine ekstrawagancji w ekspresji samej siebie,
jestem typem osobowosci, ktory nielatwo daje sie okielznac schematom i stereotypom ..
to tak tylko gwoli schematycznych ocen jakimi poslugujemy sie w stosunku do innych ludzi..
warto tego unikac.. 🙂
ZMAGAM SIĘ W MYŚLACH Z OBECNYMI WYZWANIAMI
Nawiązuję do komentarza P. Dariusza (15 czerwca 2015, 15:42:21) o nowych „miejscach wspólnych” nauki i teologii. Wyniki badań naukowych nad mózgiem i umysłem są obecnie wielkim wyzwaniem dla myśli chrześcijańskiej w ogóle, nie tylko katolickiej. Teza zaprzeczająca „nie-materialność duszy” budzi wśród wierzących wiele niepokoju. Podobnie jest z negacją „statusu umysłu jako niefizycznego obiektu kontrolującego zachowanie i podejmującego decyzje”.
1. Ja sam, niemal już osiemdziesięciolatek, parający się niestrudzenie teologią, permanentnie uczący się „studiosus theologiae” – zmagam się również w myślach z obecnymi wyzwaniami. Nie mam pewności jak zrobić kolejny krok, gdzie pójść dalej, a gdzie się już zatrzymać. To trudny dla nas i dla mnie czas. Jak być otwartym na to, co nowe, ale nie naiwnym admiratorem tego, co kuszące, ale jeszcze nie sprawdzone do końca, być może tylko przemijające, jak przemijały różne modne prądy myślowe przeszłości?
Historia filozofii i teologii to także wielkie składowisko (żeby nie powiedzieć „cmentarzysko”) martwych idei, które się nie sprawdziły. Nauka też ma swoje zweryfikowane, solidne, ale również błędne teorie. Zdarza się jednak, że pewne stare intuicje nie straciły swojej wartości i warto o nich pamiętać również w dobie cywilizacji informatycznej. Będę chciał nawiązać zwłaszcza do jednej z nich. Ja również noszę w sobie nadzieję, że „krytyczna wiedza o wczesnym chrześcijaństwie” odsłania pewne „loci theologici” do dialogu ze współczesną nauką.
***
2. Jednym z takich bliskich i drogich mi tematów jest właśnie zagadnienie ZMARTWYCHWSTANIA UMARŁYCH.
Był taki rosyjski myśliciel Nikołaj Fiodorow (1828/29-1903), ascetyczny bibliotekarz moskiewski, który już w XIX w. miał tak wielkie zaufanie do ówczesnej nauki, że ożywiony „teurgicznym niepokojem” rozwijał swoje myśli o aktywnej eschatologii. Uważany jest za prekursora filozofii transhumanizmu. Głosił, że nie należy biernie oczekiwać wydarzeń ostatecznych. Trzeba przyspieszyć powszechne zmartwychwstanie umarłych, zbierając przy pomocy nauki „prochy ojców”. To od nas ludzi zależy dopełnienie dzieła zbawienia dokonanego przez Chrystusa. Trzeba przejść od poznania do wspólnego działania (stąd tytuł jego dzieła „Filosofia obščago diela”, „Filozofia wspólnego czynu”). Aktywne chrześcijaństwo należy przeciwstawić koncepcjom pasywno-kontemplacyjnym. Ewangelia skłania do zmagania ze śmiercią. Była to mobilizująca, jakkolwiek utopijna teoria, natchniona prawdą o zmartwychwstaniu Jezusa. Fiodorow przekonywał, że przy pomocy metod naukowych można przedłużyć ludzkie życie i osiągnąć nieśmiertelność. Nie obawiał się przeludnienia Ziemi, zapowiadał podbój kosmosu i zasiedlanie innych planet. Idee Fiodorowa były inspiracją dla Konstantego Ciołkowskiego, wynalazcy i twórcy teorii lotu rakiet. (Spośród literatury w języku polskim zob. m.in. G. Przebinda, „Władimir Sołowjow i Nikołaj Fiodorow. Dwie koncepcje apokaliptyczne”. W: tenże, „Między Moskwą a Rzymem”, Kraków 2003; M. Milczarek, „Z martwych was wskrzesimy. Filozofia Nikołaja Fiodorowa”, Kraków: Wyd. UJ 2013).
Przypomniałem jedynie tę postać mało znanego prawosławnego myśliciela o śmiałych poglądach sięgających w daleką przyszłość. Skromny bibliotekarz spisujący swoje myśli na luźnych karteczkach – a takie śmiałe, chociaż kontrowersyjne idee, przypisujące ludziom możliwość dokonywania wielkich spraw dzięki „wspólnemu dziełu/czynowi”. Teologowie są także ludźmi myślącymi o niespokojnym „duchu”!
***
3. Bliskie jest mi stwierdzenie P.Dariusza, że chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie umarłych to „coś o wiele ważniejszego” niż tylko, jak sądzi prof. Duch, „próba uratowania wieczności dla człowieka – po kognitywistyce, co zabiera nam dusze”. Historyczny Jezus, jak wykazały wieloletnie badania w nurcie Jesus Quest, głosił prawdę o zmartwychwstaniu ciał. Stąd moje pytania:
Czy fakt, że powszechne zmartwychwstanie nie wydarzyło się wynika rzeczywiście stąd, że oczekiwane przez Niego rychłe nadejście Królestwa/panowania Boga nie miało miejsca?
Czy faktycznie historia (= ruch wstecz, pamięci biblijnej. wspartej krytyczną historiografią) i kognitywistyka (=ruch poznawania, opisywania świata w naukach o umyśle) – spotkały się i wspólnie okazują się wsparciem dla chrześcijaństwa?
***
4. A to ciekawe, że w Nowym Testamencie widać ślady także TRYCHOTOMICZNEJ KONCEPCJI CZŁOWIEKA jako rzeczywistości ducha (to pneûma), duszy (hē psychē) i ciała (to sōma). Paweł apostoł pisał ok. 51 r. n.e. do Tesaloniczan: „Sam Bóg pokoju niech was w pełni uświęci, aby cały wasz DUCH, DUSZA I CIAŁO zostały zachowane bez zarzutu na ponowne przyjściennaszego Pana Jezusa Chrystusa” (1 Tes 5, 23).
***
Powrócę do postawionych pytań i wspomnianych zagadnień w następnym/-nych komentarzu/-rzach, bo inaczej musiałbym z obecnego zrobić niemal obszerny wpis/artykuł.
KATOLICYZM PO KOGNITYWISTYCE: O NOWA ESCHATOLOGIE KROLESTWA
w odpowiedzi na post ks. prof. Hryniewicza z 16 CZERWCA 2015 o 12:07 musze przyznac, ze zbyt mocno sformulowalem moje obserwacje i wnioski, i w zwiazku z tym podzielam wahania Ksiedza:
„Czy fakt, że powszechne zmartwychwstanie nie wydarzyło się wynika rzeczywiście stąd, że oczekiwane przez Niego rychłe nadejście Królestwa/panowania Boga nie miało miejsca?
Czy faktycznie historia (= ruch wstecz, pamięci biblijnej. wspartej krytyczną historiografią) i kognitywistyka (=ruch poznawania, opisywania świata w naukach o umyśle) – spotkały się i wspólnie okazują się wsparciem dla chrześcijaństwa?”
Przyznaje, ze nie mam pewnosci, ze na oba pytania mozna odpowiedziec twierdzaco. Co do pierwszego z nich: chodzi o to, jak chrzescijanie rozumieja „nadejscie Krolestwa”. Z mojej wiedzy wynika, ze w zwiazku z bardzo mocna pozycja hipotezy apokaliptycznej w badaniach nad Jezusem mozna na to pytanie odpowiedziec twierdzaca w sensie historycznym: tylko pewne oczekiwania (jeden zmartwychwstaly, nawrocenie pogan) uczniowie ci uznali za spelnione, a nie spelnienie sie innyh ich zaskoczylo (powszechne zmartwychwstanie, krolestwo Izraela, wielka przemiana rzeczywistosci w rajska). W najstarszych pismach zastajemy ich w trakcie czekania na spelnienie sie pozostalych, ktore w miare jak powstaja coraz pozniejsze pisma – odsuwane jest w przyszlosc. Bronilem hipotezy apokaliptycznej w debacie glownie z biblista ks. prof. Arturem Malina i uwazam ja za dobrze udokumentowana, nielatwa do podwazenia (http://web.archive.org/web/20130212122701/http://www.wsft-forum.edu.pl/)
ALE: to tylko historia, nie teologia. Wbrew deklaracjom Papieza Benedykta w jego ksiazkach (o niezbednych historycznych podstawach wiary chrzescijanskiej), oficjalne nauczanie o postaci Jezusa nie jest moim zdaniem wyprowadzone z wiedzy historycznej – decyduje o nim stanowisko Ojcow od Ireneusza z Lyonu po Tomasza z Akwinu. Jezus wprowadzil Krolestwo, zakladajac Kosciol – a w pelni wprowadzi je w czasach ostatecznych.
Co teologia by zyskala, przesuwajac akcenty – zaczynajac mowic, ze byla dotad zbyt optymistyczna co do obecnosci Krolestwa? Moglaby powrocic do wyobrazen apokaliptycznych – obecnie znajdujacych sie „pod kontrola” wersji Krolestwa obecnego. Jesli mamy tylko jedno zmartwychwstanie cialem w czasach Jezusa, a wszystkie inne dopiero u konca swiata – takie pomysly jak Fiodorowa sa automatycznie odrzucane, jako „wchodzenie w kompetencje Boga”. To nie nasza bajka.
Dzieje sie w zwiazku z tym cos dziwnego. Mamy ogromny skok sredniej dlugosci zycia, medycyna wyraznie prowadzi nas w strone dlugowiecznosci, transhumanisci pytaja, czy smierc jest w ogole konieczna – a chrzescijanstwo, wyrosle z wierzen w ciala zmartwychwstanie – jest poza tym calym procesem. Nie „widzi” go, Dzieje sie to poza Kosciolami.
Dlaczego? Min. dlatego, ze wiara w ciala zmartwychstwsnie jest juz tylko formalna, a tak naprawde nadzieja skupia sie na zbawieniu duszy.To dusza bedzie wieczna – moze ciala tez, ale kogo to obchodzi? Apokaliptyczna perspektywa Jezusa zniknela.
I teraz pojawia sie kognitywistyka i mowi – nie ma zadnej duszy. Teologowie probuja wracac do koncepcji wiecznego, „niezniszczalnego ciala” – ale natychmiast spotykaja sie z oskarzeniem o koniunkturalnosc. „Ratuja sie czym moga”.
Byc moze jednak istnieje inna droga i w tym sensie PYTAM (nie twierdze) – czy nie mozna by sobie wyobrazic teologii, probujacej wypracowac spotkanie dawnych wierzen w cielesna wiecznosc, na podobienstwo raju – i nowej nauki, w ktorej cialo, w tym mozg, zawieraja calego czlowieka?
Jesus Quest i „dialog nauki z teologia” sa prowadzone intensywnie, ale osobno – dlaczego? Czy nie moga sie spotkac, wypracowac wspolna metodologie, zespoly badawcze, idee?
Szanowna Pani Grazyno,
odgaduje, ze ks. prof. Hryniewicz uznaje merytoryczna zawartosc Pani komentarzy za wartosciowa i dlatego chce miec do nich lepszy dostep. Ja mam odmienne, bardzo pozytywne stanowisko w kwestii Pani osobistego stylu, a poza tym uwazam to za wazne – „styl to czlowiek”. Mam nadzieje, ze oboje Panstwo – bardzo wspierajacy moja debate, bardzo dla mnie cenni – spotkacie sie jakos „w polowie drogi”.
Pozdrawiam serdecznie.
UMYSL INFORMATYCZNY I WCZESNOCHRZESCIJANSKA IDEA DUCHA (to pneûma)?
czy dobrze odgaduje, ze w poscie z 16 CZERWCA 2015 12:07 w cz. 4tej wstepnie wskazuje Ksiadz Profesor na mozliwoscia chrzescijanskiej atropologii,
gdzie funkcje duszy przejalby Pawlowy duch czlowieka? Czy jest mozliwe, ze lepiej niz dusza odpowiadalby on koncepcji „programu sterujacego/sterowanego”, ktory okresla umysl w cywilizacji informatycznej:
„Informacja wydestylowana z indywidualnej historii danej osoby, jak i możliwości poznawcze mózgu wynikające z historii gatunku, wpływają na strukturę biologicznego substratu ograniczając jego potencjalnie dostępne stany, tworząc ciągle zmieniający się program jego działania, sterowany w równej mierze przez wewnętrzny przepływ informacji co zewnętrzne zdarzenia” (prof. Duch)
Jesli tak, mielibysmy drugie – po „niezniszczalnych cialach” – POTENCJALNE „miejsce wspolne”! Moze jednak Ksiadz Profesor mial na mysli co innego?
PYTANIE OGÓLNE DO UCZESTNIKÓW DYSKUSJI:
Przyznaję, że nie jestem za bardzo w temacie, ale tak się zastanawiam nad ciekawymi rzeczami z tej dyskusji, nie wszystko rozumiejąc. O co mi chodzi? Czy moje pytanie w ogóle ma sens? A mianowicie: czy w pytaniu o wolną wolę chodzi o zaistnienie „chcenia” czy o możliwość realizacji „chcenia”? Czy już samo to, że JA chcę czegoś jest zdeterminowane według nauki? Samo to, że na przykład chce mi się jeść, to jest zdeterminowane moim ciałem. Ale że chcę zostać tancerką? To też jest zdeterminowane?
Czy chodzi tutaj raczej o to: chcę być tancerką z własnej woli, ale co z tego jeśli mam 60 lat, osteoporozę i ledwo się ruszam?
Czy nauka mówi, że
1. To, że chcę czegoś jest zdeterminowane
2. realizacja mojej woli, mojego chcenia jest zdeterminowana (tzn chcę być wierna, ale zdradzam, chcę być pracowita, ale się lenię, chcę być miła, ale wpadam w złość itp)
3. JA nie istnieję, JA jest iluzją, więc nie ma woli jako woli KOGOŚ, ale są tylko jakieś procesy, które odbieramy jako chcenie i staramy się te chcenia zrealizować aby przeżyć
Czy JA jest iluzją przyrody konieczną w celu przeżycia?
Nie wiem, czy to ma sens, ale może ktoś mi odpowie.
A jeszcze mi przyszło do głowy, że jeśli pkt 3 jest prawdą, tzn nauka uznala, ze JA jest złudzeniem, a my przecież jesteśmy pewni, że JA istnieje, a nauka mówi, że nie ma na to podstaw, to wtedy Bóg byłby gwarantem naszego istnienia. Wiara w Boga pozwala nam uznać, że ta iluzja nie jest iluzją, tzn mamy w sobie jakąś podstawę istnienia. Bóg jako „Jestem który jestem” byłby dla siebie i dla ludzi prawdziwą podstawą ich istnienia, wbrew nauce co prawda.
CO CHCE ZOSTAC TANCERKA?
W odpowiedzi na pytania Pani Anny (C) z 16 CZERWCA 2015 O 19:22 chcialbym zwrocic uwage na ten fragment eseju prof. Ducha:
„Gdybyśmy np. najpierw odczuwali intencję działania, a dopiero chwilę potem obserwowali aktywację mózgu byłaby to wskazówka, że duch kieruje materią. Wówczas stary, nigdy nie rozwiązany problem oddziaływania niematerialnego ducha na materię, jak i zrozumienie na czym ta „niematerialność” miałaby polegać, znalazłby się w centrum zainteresowania nauki. Niestety jest dokładnie odwrotnie (Libet i inn, 2000; Passingham i Lau, 2006; Haynes i inn. 2007), najpierw są pobudzenia mózgu, a potem odczuwamy chęć działania”.
Wyglada mi wiec na to, ze juz „to, że chcę czegoś jest zdeterminowane” (wersja 1) . Chodzi o obserwowany przez neuronauki poczatek tego, co w koncu wyrazi sie naszym zachowaniem.
Nie ma tu chyba wiekszego znaczenia rozroznienie na „bierna chec” i „aktywna wole” – neuronauki chyba nie daja do tego podstaw. Obserwujemy raczej cos takiego: rozne procesy w mozgu, mogace doprowadzic do roznych zachowan. Czesc z nich jest bardziej zdeterminowanych biologicznie (dotyczace jedzenia), czesc kulturowo (dotyczace tanca). I jedne i drugie sa najpierw nieswiadome, a tylko niektore okazuja sie na tyle silne, ze staja sie swiadome (wtedy dopiero „ja” czuje, ze chce jesc, ze chce byc tancerka). Doczytalem, ze niektore impulsy mozna zablokowac, badacze mowia o wolnej woli jako „prawie do weta”. Niewiele to jednak zmienia, bo/jesli (?) poczatek procesu blokowania jest takze nieswiadomy.
Dalem wiec „CO”, zamiast „KTO” w tytule, bo nie wiem, jak to powiazac z pojeciami „mojej woli”, „mnie”.
SPRAWY WARTE NAMYSŁU
Do P. Dariusza – o tym, że warto przemyśleć poruszone w naszej wymianie zdań problemy. Potrzebuję trochę czasu na zwerbalizowanie swoich refleksji. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Proszę zatem o cierpliwość.
W ODPOWIEDZI NA PYTANIE PANI ANNY z godz. 19. 32 16.06. 2015
Pani Anno moze ja jesli Pani pozwoli wytlumacze to Z POZIOMU LAIKA takiego samego jak Pani, to moze bedzie latwiej zrozumiec.. 🙂
podepre sie tez praca Pana prof. DUCHA
Wg. nauk kognitywistycznych „Ja” to nasz umysl..
a definicja umyslu brzmi:
„Umysł – termin ogólny oznaczający ogół aktywności mózgu ludzkiego, przede wszystkim takich, których posiadania człowiek jest świadomy: spostrzeganie, myślenie, zapamiętywanie, odczuwanie emocji, uczenie się, czy regulowanie uwagi. Wyrażenie bliskoznaczne do psychiki, świadomość wyrażenie kooperujące: osobowość.”
i najistotniejsza rzecza w tym wszystkim jest to, iz nasze JA nie jest oderwane od naszego materialnego ciala, jak to nam mowia religie..
tak wiec ujmujac to najprosciej nasze Ja nie ma wplywu na prace naszego umyslu, i na prace naszego ciala.. a wrecz odwrotnie, to nasz umysl inicjuje powstanie naszej SWIADOMOSCI..
doswiadczenie wybitnego amerykańskiego neurofizjologa Beniamina Libeta wykazalo, że już sekundę wcześniej, nim osoba uczestnicząca w doświadczeniu poruszy ręką lub nogą, można zmierzyć elektryczną aktywność w jej mózgu.
inne doswiadczenia omowil bardzo precyzyjnie pan Prof. Duch w swojej pracy .”Neuronauki i Natura Ludzka”
i polecam ja Pani serdecznie, bo naprawde takim laikom jak my wiele tlumaczy..
wkleje tutaj linka do tej pracy, ktorego wkleil z kolei w swoim esseju Pan Dariusz.. 🙂
http://www.fizyka.umk.pl/publications/kmk/11-Natura-Ludzka.pdf
i wkleje Pani jej fragment dotyczacy owych doswiadczen:
„KIEDY JESTESMY SWIADOMI DECYZJI PODJETEJ PRZEZ MOZG ?
Decyzje podejmowane są na podstawie planów tworzonych przez mózg, więc można je
wykryć tym wcześniej, im analizowany obszar jest bardziej odległy od kory ruchowej. W
długiej serii eksperymentów, które zapoczątkował w latach 1970. Benjamin Libet okazało się,
że bezpośrednia stymulacja palca jest odczuwana nawet o pół sekundy wcześniej niż
jednoczesna stymulacja kory czuciowej palca przeciwległej ręki. Wydawałoby się, że
bezpośrednia stymulacja kory powinna być odczuwana nieco wcześniej, gdyż sygnał
czuciowy wędruje do kory przez kilkadziesiąt milisekund. Dennett (1991) dokładnie analizuje
te eksperymenty, omawiając karkołomne hipotezy Libeta i Ecclesa na temat procesów
świadomych antydatowanych w przeszłość, mających rzekomo stanowić zagrożenie dla
materializmu. Rozwiązanie może być dość jednak proste: specyficzne odczucia wymagają nie
tylko ogólnego pobudzenia kory, ale powstania specyficznego atraktora, by zostać właściwie
10
skategoryzowane i odróżnione od innych procesów przez te obszary mózgu, które pełnią w
tym przypadku rolę „wewnętrznego obserwatora”. Czas potrzebny na dyssypację energii
dostarczonej do kory czuciowej zależeć będzie od siły pobudzenia impulsem elektrycznym i
zanim nie pojawi się odpowiednia synchronizacja neuronów (atraktor) mogą minąć ułamki
sekund. Niestety oceny czasów na podstawie modeli neuronowych nie są proste i nikt tego
dokładnie nie obliczył. Ze względów etycznych takich eksperymentów już się obecnie nie
prowadzi, ale ich interpretacja podobna jest do wielu innych w tej dziedzinie (Lau i inn.
2007), nie ma tu więc kontrowersji.
W serii słynnych obecnie eksperymentów
Libet prosił badanych, by czekali na pojawienie
się chęci działania, zapamiętali gdzie w tym
momencie była wskazówka na tarczy zegara, po
czym naciskali przycisk. Różnica pomiędzy
pojawieniem się intencji działania i naciśnięciem
przycisku wynosiła około 200 ms z błędem nie
większym niż 50 ms. Elektroda umieszczona na
dodatkowej korze ruchowej pozwoliła mierzyć
narastający potencjał gotowości do działania i
można było w wiarygodny sposób przewidzieć,
kiedy ono nastąpi przynajmniej 300 ms przed
uświadomieniem sobie intencji „chcę nacisnąć przycisk”, a więc około 500 ms przed
podjęciem działania (Libet, 2000). Świadoma decyzja poprzedzana jest nieświadomą
aktywnością mózgu przygotowującą do działania. Gdyby to wola inicjowała działanie
należałoby się spodziewać najpierw subiektywnego poczucia intencji, a potem pojawienia się
potencjałów gotowości i wykonania ruchu, okazało się jednak – ku wielkiemu zaskoczeniu
badaczy – że jest odwrotnie. Zewnętrzny obserwator może wiedzieć o ułamek sekundy
wcześniej niż sam badany, czyli „obserwator wewnętrzny”, że decyzja została podjęta.
Libet (2000) miał nadzieję, że chociaż wola nie może inicjować intencji działania, to
może je kontrolować blokując wykonanie działania. W jego ocenie w okienku czasowym 50-
150 ms przed podjęciem działania świadoma wola może je zablokować. Blokowanie chęci do
zrobienia czegoś jest częste i możemy zdawać sobie sprawę z kilku różnych intencji działania,
z których świadomie wybieramy tylko jedną. Planowanie działań nie będących
automatycznymi odruchami jest dość wolne, ale jeśli mamy kilka alternatywnych planów to
wybór pomiędzy nimi może być szybki – pole przedruchowe (preSMA), znajdujące się
pomiędzy korą ruchową i przedczołową, specjalizuje się w kontroli wolicjonalnych ruchów w
sytuacjach konfliktowych (Nachev i inn. 2007), jednakże jego rola może być związana
głównie z przygotowaniem do działania. Aktywacja samego dodatkowego pola ruchowego
(SMA) jest związana z przygotowaniem do wykonania specyficznych sekwencji ruchów;
znajdujące się tam komórki pobudzają się selektywnie w różnych konfiguracjach przy
spontanicznie inicjowanych ruchach (eksperymenty, które doprowadziły do takich wniosków
szczegółowo omawia Passingham i Lau, 2006).
Dokładniejsza analiza aktywacji kory zaangażowanej w proces powstrzymywania
intencjonalnych ruchów za pomocą obrazowania fMRI (Brass i Haggard, 2007) pokazała
dodatkowe trzy struktury: przednie pole grzbietowo-czołowo-przyśrodkowe (dFMC, czyli
pole Brodmana BA9), obustronne aktywacje przedniej brzusznej części kory wyspy (avIns),
oraz prawostronnego górnego zakrętu skroniowego (rSTS). Brak było natomiast kontrastu w
aktywacji pola przedruchowego preSMA w sytuacjach podjęcia i powstrzymania się od
działania. Jest to zrozumiałe jeśli rolą tego pola jest głównie przygotowanie do działania, a
blokowanie jest wynikiem aktywacji preSMA przez dFMC. Aktywacja pola dFMC przy
11
braku blokowania działania jest niewielka, co świadczy o jego roli w przygotowaniu do
blokowania, a nie w samym planowaniu działania, które odbywa się na wcześniejszym etapie
w płatach przedczołowych. Taka interpretacja zgodna jest również z analizą połączeń
funkcjonalnych tego obszaru i modelami zstępującej (top-down) kontroli samo-regulacji, w
których przepływ informacji zmierza od obszarów przedczołowych przez preSMA i SMA do
pierwotnej kory ruchowej (Kühn, Haggard i Brass 2009). Aktywacja kory wyspy może być
związana z uczuciem frustracji spowodowanym zablokowaniem intencjonalnego działania.
Rola rSTS nie została w tym artykule skomentowana, ale z innych prac wiadomo, że to pole
związane jest z reprezentacją obserwowanych intencjonalnych akcji, reagując na relacje
pomiędzy ruchem i kontekstem, w jakim był wykonywany (Saxe i inn. 2004).
Eksperyment Libeta: badany odczuwa chęć działania i zapamiętuje położenie wskazówki zegara;
potencjał gotowości narasta ułamek sekundy wcześniej, pozwalając na przewidywania działania zanim
intencja zostanie uświadomiona. Rys. z pracy Haggard, 2008.
Libet sam odrzucił możliwość wyjaśnienia blokowania za pomocą konkurencyjnych
planów argumentując, że pozbawiłoby to świadomość siły sprawczej, pozostawiając tylko
nieświadome reakcje, a więc działanie za które nie można brać świadomej odpowiedzialności,
tak jak w przypadku zespołu Touretta lub zespołu obcej ręki. Alternatywą jest wola
blokowania działania bez wcześniejszej aktywności neuronalnej. Ponieważ uświadomienie
sobie decyzji jest późniejsze niż nieświadome procesy ją przygotowujące Libet wprowadza
rozróżnienie pomiędzy treścią świadomości, czyli decyzją blokowania działania następującą
przed jej uświadomieniem, i samym uświadomieniem sobie tej decyzji, następującej po
12
pojawieniu się potencjału przygotowawczego. Jest to karkołomne rozwiązanie: jeśli
podejmuję w sposób wolny decyzję, ale nie jestem jej świadomy, jak mogę twierdzić, że jest
to moja świadoma decyzja?
Początkowe plany działania tworzone są znacznie wcześniej w korze przedczołowej.
Soon i inn. (2008) stwierdzili, że kiedy badani mieli więcej czasu czekając na pojawienie się
chęci naciśnięcia lewego lub prawego przycisku, uświadamiali sobie swoje intencje działania
około sekundy przed jego podjęciem, jednak analiza obrazu aktywności kory przedczołowej
oraz kory ciemieniowej pozwoliła na przewidywanie ich wyboru ze statystycznie znaczącą
dokładnością nawet na 10 sekund wcześniej. Techniki neuroobrazowania użyte w tych
doświadczeniach dostarczają bardzo mało precyzyjnych informacji o uśrednionej aktywności
neuronalnej. Nie ma wątpliwości, że umieszczenie elektrod bezpośrednio na powierzchni
kory lub pomiar aktywności indywidualnych neuronów pozwoliłby na znacznie dokładniejsze
przewidywania. TE EKSPERYMENTY NIE POZOSTAWIAJA WATPLIWOSCI, że podjęcie decyzji jest
wynikiem nieświadomych procesów, których rezultat staje się świadomy dopiero gdy
aktywacja kory ruchowej osiągnie dostatecznie wysoki poziom by pozostałe części mózgu
mogły ją jednoznacznie skategoryzować, a więc by pojawiła się jako treść doświadczenia
wewnętrznego.
Chociaż nie mamy na to jeszcze dowodów eksperymentalnych podobny mechanizm jest
zapewne odpowiedzialny za pojawienie się myśli: pobudzenie obszaru Brocka bez
pobudzeniem kory ruchowej powinno wywołać wewnętrzne wrażenie werbalnego myślenia,
podczas gdy sekwencja skojarzeń bez pobudzania obszaru Brocka może prowadzić do
niewerbalnych procesów myślowych. ”
tu koniec cytatu.. 🙂
tak wiec w swietle wszystkich eksperymentow dotyczacych pracy naszego mozgu, widac wyraznie, ze nie mamy wlywu na nasz procez decyzyjny..
nasz mozg tworzy tylko iluzje podjecia decyzji.. 🙂
z wlasnego doswiadczenia wiem, jak ludziom trudno to zrozumiec, a tymbardziej zaakceptowac.. tymbardziej ludziom postrzegajcym swiat przez pryzmat dogmatow religijnych..
osobiscie mialam do czynienia z ludzmi z wielu denominacji chrzescijanskich gdzie do tej pory Biblie odczytuje sie literalnie, i smiem twierdzic, ze tego procesu nie da sie juz odwrocic, tacy ludzie zaliczani do fundamentalistow religijnych, i nie maja raczej szans spojrzec na rzeczywistosc oczami nauki, a szkoda, bo tak jak Pan prof. Duch zauwazam wiele zagrozen tego typu myslenia.. a przede wszystkim braku aprobaty dla ludzi miejacych odwage myslec inaczej, np. ateistow..
jesli moglam jakos pomic, to sie ciesze..
ale z pewnoscia Panowie, postaraja sie jeszcze precyzyjniej to Pani wytlumaczyc.. 🙂
swoja droga uwazam, ze bardzo wazne jest propagowanie nauk kognitywnych na szersza skale, szczegolnie w spoleczenstwie takim jak katolicka Polska.. gdzie wszczecie dyskusji o iluzji wolnej woli, obarczone jest spora doza ryzyka.. a wiem co mowie, gdyz doswiadczam tego od dwoch lat na swojej skorze.. 🙂
pozdrawiam..
Oczywiscie. Jestem ogromnie wdzieczny za okazane moim ideom zainteresowanie.
„Moim” w cudzyslowie, oczywiscie.
Wierzę w Boga Ojca… i mózgu zmartwychwstanie
1. Jezus z Nazaretu wierzył w zmartwychwstanie ciała, ponieważ reprezentował typowo żydowską (=biblijną) perspektywę oglądu postaci Człowieka. „Czym jest człowiek? Człowiek to «ciało i krew» (bassar wa-dam). Somatyczne pojmowanie człowieka jest specyficzne dla Biblii, widoczne w każdej jej części, a zwłaszcza w Psalmach. Nawet sam język hebrajski podkreśla wyraźnie ten status cielesny człowieka” (Z mądrości Talmudu, red. Szymon Datner i Anna Kamieńska, PIW, Warszawa 1988, s. 351). Jak stwierdzał Kohelet, człowiek martwy nie myśli i nie czuje (=prof. Włodzisław Duch). Nazarejczyk, z kolei, zarówno w tradycji synoptycznej, jaki i Janowej porównywał sen do śmierci – to samo Paweł w Liście do Tesaloniczan (bardzo wczesny Paweł). Możemy więc uznać, choć przychodzi nam to z wielkim trudem, że prachrześcijaństwo, tj. jego sam najzdrowszy rdzeń, nieskażony jeszcze greckimi spekulacjami, uznawał jedność Człowieka (duch+dusza+ciało). WSKAZUJE NA TO TAKŻE CYTAT KS. PROF. W. HRYNIEWICZA. NAJBARDZIEJ PROMINENTY BADACZ JEZUSA HISTORYCZNEGO, KS. PROF. JOHN MEIER, TWIERDZI, ŻE JEZUS HISTORYCZNY NIE WIERZYŁ W ŻYCIE PO ŚMIERCI – być może dzięki temu lepiej zrozumiemy Jego niecierpliwą eschatologię i nie będziemy nazywać jej błędną, co wciąż jest powszechne, aczkolwiek nie do końca prawdziwe.
Jezus ani Paweł nie nakazywali szukać swoim uczniom pocieszenia w śmierci, ale w oczekiwaniu na kulminacyjny moment historii. Autor Drugiego Listu świętego Piotra, gdy zawiedzeni wierni pytali się swoich zwierzchników: dlaczego umierają ich ojcowie, tj. „zasypiają”? – nie pocieszał ich wizją nieśmiertelnego pobytu w Niebie, ale nadzieją na Nowe Niebiosa i Nową Ziemię.
Czytelnik Nowego Testamentu (o Pierwszym lepiej nie wspominać) jest zawsze niezmiernie zaskoczony faktem, że jedynie w śladowych ilościach – ale i to dopiero w materiałach późnych, o niepewnej identyfikacji, tj. np. w materiałach własnych Łukasza czy w Apokalipsie – można odnaleźć wiarę w życie pozagrobowe. Obecnie odwrotnie: na każdym kroku napotykamy – często naiwną, (po)faustyńską – wiarę w życie w zaświatach, a w zmartwychwstanie ciała wydaję się nikt nie wierzyć.
Innymi słowy, Jezus czy Paweł mieliby niezwykłą trudność złapać teologiczną nić porozumienia ze współczesną chrześcijańską eschatologią. Prawdopodobnie musieliby jej się dość długo uczyć i, nie byłbym pewien, czy zostałaby ona przez nich zaakceptowana.
Paradoksem pozostaje fakt, że zmartwychwstanie w śmierci, o którym tyle mówi ks. prof. Hryniewicz, dotąd marginalizowane i poddawane ostrej krytyce, w obecnym czasie naukowych odkryć, tj. neuroscience, może stać się prądem głównego nurtu. Tak to ziarno, które spadło na nieurodzajna glebę, może dać plon stukrotny.
Tyle dodałbym uzupełnienia do wielowątkowego komentarza Darka z 16 czerwca 2015 o 16:26.
2. Wstrząsnęły mną słowa ks. prof. Hryniewicza: Zmagam się również w myślach z obecnymi wyzwaniami. Nie mam pewności jak zrobić kolejny krok, gdzie pójść dalej, a gdzie się już zatrzymać. To trudny dla nas i dla mnie czas (16 czerwca 2015 o 12:07).
Każdy rozsądny chrześcijanin jest zmuszony poddać się nieciekawej refleksji, gdy zaznajomi się z tekstem prof. Włodzisława Ducha – każde zdanie rani niczym kolec róży, ale nie jest to róża. Zmusza do zadania pytań, na które, wydawałoby się, już znamy odpowiedź. Ale czego tak naprawdę wszyscy się spodziewaliśmy? Mózg jest wytworem ewolucji, tak jak skrzydła ptaków, i, w związku z tym, może być eksplorowany za pomocą empirycznie weryfikowalnych badań. Nie ma co liczyć – słusznie zauważa prof. Duch – że badania nie wyjaśnią źródeł myśli czy uczuć, a że są to źródła materialne – w to chyba nikt nie wątpi. Naiwnością byłoby, obserwując ludzi po paraliżu czy jakimś uszkodzeniu mózgu nie stwierdzić, iż do zaistnienia myśli potrzebny nam jest materialny organ, który powstał w wyniku zrozumiałych procesów ewolucyjnych. Tyle na ten temat.
Chciałbym jeszcze dodać, że katolicki świat nauki nie zlekceważył tego zagrożenia, choć początkowo, pod wpływem Dariusza, błędnie myślałem, że taka jest rzeczywistość. KUL ma wydział Kognitywistyki i kształci kadry, które już wkrótce zmierzą się z tym nowym problemem. Organizowane są liczne naukowe sympozja i dyskusje. Należy zwrócić uwagę na dr Justynę Herdę adiunkta w Katedrze Filozofii Nauk Przyrodniczych. Na XVI Międzynarodowym Sympozjum Metafizycznym z cyklu „Zadania współczesnej metafizyki” przeprowadziła wykład Natura ludzka a ewolucja. Na konferencjach i sympozjach podejmowała szereg trudnych zagadnień: Czy jesteśmy jedynie maszynami przetrwania? VI Lubelski Festiwal Nauki, Lublin 19 – 25 września 2009; Czy mózg nas oszukuje? Rzecz o świadomości. VII Lubelski Festiwal Nauki, Lublin 19 – 25 września 2010; Wiedza i wiara. Konflikt czy dialog? Gimnazjum Publiczne w Nałęczowie, Nałęczów 21 października 2010.
W błyskotliwy i nowatorski sposób polemizuje z tzw. Nowym Ateizmem – wnosząc świeżość i przenikliwość, której brakowało w dotychczasowych pracach apologetyki naukowej, która nie dostrzega obecnej, odmiennej perspektywy: Walczący ateizm brytyjski – Richarda Dawkinsa krytyka wiary religijnej i Boga; Richarda Dawkinsa koncepcja uniwersalnego darwinizmu a próby naturalistycznego wyjaśniania kultury. Doskonale orientuje się w trendach naukowego ewolucjonizmu (zob. Neutralistyczna i syntetyczna teoria ewolucji). Katolicka myśl podjęła trud nawiązania kontaktu z kognitywistyką, a zatem ostrzeżenie ks. prof. M. Hellera wzięliśmy sobie do serca (można teraz tak mówić?).
W Copernicus Center Press można zakupić bogatą literaturę dotyczącą kognitywistyki (zob. http://www.ccpress.pl/katalog/cat-Kognitywistyka-3.html).
Na wyróżnienie zasługuje wprowadzająca w ten temat praca Mateusza Hohola Wyjaśnić umysł. Struktura teorii neurokognitywnych. Już po zajawce można osądzić, ża każdy nawet laik bez trudu może uzupełnić wiedzę w tym zakresie, a jest to konieczne, by zmierzyć się z rodzącą się nową nauką (zob. zajawka).
Może to pozwoli na spokojniejszy sen wszystkim tym, którym zależy na przetrwaniu chrześcijaństwa i jego trwałej bezkolizyjności z nauką.
Słusznie więc byłem i jestem optymistą.
Pan Andrzej napisał http://teologia.jezuici.pl/katolicki-obraz-natury-ludzkiej-i-nauki-kognitywne/comment-page-1/#comment-53662
„NAJBARDZIEJ PROMINENTY BADACZ JEZUSA HISTORYCZNEGO, KS. PROF. JOHN MEIER, TWIERDZI, ŻE JEZUS HISTORYCZNY NIE WIERZYŁ W ŻYCIE PO ŚMIERCI”
Trudno mi, katolikowi w to uwierzyć, że ksiądz katolicki wypowiada taki pogląd. To jest ciekawy problem: gdzie jest Królestwo Boże? Polscy biskupi w liście ” O KRÓLOWANIU JEZUSA CHRYSTUSA
List Episkopatu Polski na Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata” nie ułatwiają mi odpowiedzi. Piszą;” […] panowanie Boga jest już obecne w świecie i dosięga każdego, kto przychodzi do oczekiwanego Mesjasza. […] Królestwo to wkracza w nasze codzienne życie, gdy modlimy się słowami: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, […] przyjdź Królestwo Twoje!” i gdy w Komunii św. przyjmujemy uwielbione Ciało Jezusa. Ufamy, że stanie się to udziałem wszystkich, którzy już na ziemi należą do królestwa Bożego obecnego w Kościele.”
Czy to oznacza, że Królestwo Boże jest już jednak na Ziemi i jest obecne w Kościele katolickim??? Jak to jednak pogodzić ze stwierdzeniem biskupów
: ” Natomiast zasadniczym dziełem Mesjasza – Króla będzie uwolnienie ludu z jarzma grzechów i śmierci: „wyda swe życie na ofiarę za grzechy, […] usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie” (Iz 53,10-11)”
Grzech i śmierć przecież dalej istnieją! Biskupi o tym nie wiedzą?
„W tym prorockim programie misji idealnego Króla nie ma żadnej aluzji do ziemskiego panowania. ” piszą biskupi.
To gdzie REALNIE jest Królestwo Boże?
pozdrawiam szymon
Ks. prof. John Meier i niewiara Jezusa historycznego w życie po śmierci:
Is the Kingdom of God…Heaven?
Heaven as we understand it today is a place where souls go after their bodies die. Can anything be said about Jesus’ understanding of heaven or an afterlife?
From the outset, it would seem that Jesus affirms the idea of heaven, speaking frequently of „eternal life.” Most of these sayings probably do not go back to the historical Jesus (in particular, passages from John’s Gospel where Jesus states that believing in him will bring eternal life certainly do not go back to the historical Jesus); even if they did, „eternal life” does not mean heaven as we understand it, per se.
Instead, Jesus had a very different view of the afterlife. Our first clue comes from a Q saying, recorded in both Luke (13:29) and Matthew (8:11). Matthew and Luke both changed the wording of the original saying, but the content remains the same. According to Meier, the original saying probably went something like this:
Here, the Kingdom of God is described as a banquet (the participants will „recline”). The world as we know it has suddenly come to an end, as Abraham, Isaac, and Jacob–the patriarchs of the Jewish people, who are depicted dying in the Book of Genesis–have somehow achieved a new life. Upon reappearing with new life, people come from all over the world (…from east and west…) to join them in a banquet.
What is described here is not an orderly procession from death to new life as a soul in heaven. The Kingdom of God is not available to the dead until it is also available to the living. One single event creates the Kingdom for everyone, living and dead, and the Kingdom is apparently created on earth.
Second, the debate in Mark 12:18-27 is also most likely historical:
It is probably best to break this into parts. First, the lines „At the resurrection (when they arise)…” and „When the rise from the dead…” indicate that Jesus believed in a general resurrection of the dead. During one grand event, the dead will rise to new life, whether they died yesterday or 5,000 years ago.
But before this „resurrection” the dead are simply dead. Note that the problem of the woman having seven husbands is not an issue until the resurrection: „At the resurrection…whose wife will she be?” Apparently, prior to the resurrection, the dead do not exist in any form. They are simply dead. They do not even exist as souls. For, if the dead existed as souls prior to the resurrection, the polyandrous woman and her seven husbands would have to confront this issue before the resurrection.
Additionally, one of the hallmarks of heaven as it is understood today is being reunited with deceased loved ones. But the same cannot be said about the general resurrection as Jesus understood it. „When they rise from the dead, they neither marry nor are given in marriage, but they are like the angels in heaven.” In other words, new life after the resurrection will be so radically different that ordinary human relationships–including marriage–will cease to hold meaning.
So, on all points, Jesus’ understanding of the afterlife as resurrection contradicts our understanding of the afterlife as heaven. One does not go to heaven after death; rather than living as souls in heaven, the dead are entirely lifeless until one grand event where all the dead are resurrected. Upon this grand event, the living will participate in the afterlife with the dead, now with new lives. The resurrected remain on earth, which is transformed into a paradise (symbolized by a banquet).* And the point of the afterlife is not to be reunited with deceased loved ones, as existence will be so radically different that ordinary human relationships will hold no meaning (The historical Jesus).
Dziś jest wszystko możliwe, Panie Szymonie.
Pozdrawiam serdecznie.
W tym linku odnajdzie Pan zresztą podsumowanie głównych wniosków ks. prof. Johna Meiera z „Marginal Jew”.
W SZERSZEJ PERSPEKTYWIE
w odpowiedzi na komentarz Pani Grazyny z 16 CZERWCA 2015 o 21:18 chcialbym podziekowac za wsparcie w wyjasnianiu problemu wolnej woli po kognitywistyce. Zwracam jednak Pani uwage, ze Andrzej wlasnie, w komentarzu z 16 CZERWCA 2015 o 23:12 wskazuje na spory zakres zainteresowania katolicyzmu problematyka kognitywistyki i ewolucji. Ja ze swej strony dorzuce wlasnie wyszukany anglojezyczny kwartalnik o neuronaukach i teologii Religion, Brain & Behavior (http://www.tandfonline.com/loi/rrbb20#.VYDuDflVhHx) wychodzacy od pieciu lat. Wierzacy zatem sa rozni, a juz na pewno na Kleofasie bardzo trudno o „fundamentalistow religijnych”.
Chodzi mi zreszta o cos jeszcze wazniejszego. Wybralem jako tytul debaty CYWILIZACJE informatyczna, abysmy patrzyli i rozmawiali. i szukali rozwiazan – w jak najszerszym polu widzenia, a nie tylko np. w ramach chrzescijanskiej reakcji na Nowy Ateizm, czy ateistycznej reakcji na fundamentalizm islamski.
Ogromna potrzebe takiego szerokiego pola widzenia staralem sie juz uzasadnic dla Andrzeja we wpisie REALIA CYWILIZACJI INFORMATYCZNEJ (http://teologia.jezuici.pl/czy-syn-czlowieczy-znajdzie-wiare-w-cywilizacji-informatycznej/comment-page-1/#comment-53111). Niech Pani rzuci okiem na zalaczona tam liste calkiem realnych, opisanych w najlepszych czasopismach naukowych, doswiadczen z ostatnich kilku lat. Nie tylko Pan Robert Koss bywa czasami przerazony. Ja, ateista – takze.
Powtorze tutaj tylko moj wniosek: narodziny cywilizacji informatycznej to „nie jest problem tylko chrzescijanstwa. O wiele bardziej wspolczesne formy kulturowe tez juz nie nadazaja. I nawet nie chodzi o to, ze dowiadujemy sie „wiecej”, coraz szybciej i wiecej. Chodzi o to, ze bardzo fundamentalne sposoby rozumienia tego, co spotykamy w swiecie, powoli staja sie dyskusyjne, a etyka – coraz bardziej spozniona”.
W DPOWIEDZI DO PANA DARIUSZA Z GODZ. 05. 52 17. 06. 2015
Panie Dariuszu dziekuje.. 🙂
Panie Dariuszu, czytalam wypowiedz Pana Andrzeja i oczywiscie zdaje sobie sprawe z wielkiego zainteresowania kosciola katolickiego wspolczesnymi problemami wynikajacymi z ewolucji i nauk kognitywistycznych i bardzo mnie to cieszy, ze kosciol powszechny wlasnie tak reaguje i mam do takich dzialan wielki szacunek
Nie mam tez zadnych watpliwosci, iz NA KLEOFASIE NIE MA FUNDAMENTALISTOW religijnych 🙂
Pisalam tylko o swoich paroletnich doswiadczeniach z roznymi denominacjami chrzescijanskimi, i ich niemal fundamentalnym „terrorem” intelektualnym.
Kreacjonizm i wolna wola to DOGMATY ich wiary.. a pojecie ATEISTA brzmi wg. nich jak bluznierstwo..
i prosze mi wierzyc, ze nie jest to zadna przesada z mojej strony..
Okolo pol roku temu rozmawialam, z kolezanka ze studiow, wyksztalcona kobieta , ktora absolutnie nie dopuszcza do siebie mysli, iz wolna wola nie istnieje, podpierajac sie tekstem ze S.T:
Deu 30:15-20 bw
„(15) Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i DOBRO oraz śmierć i ZLO;
Wedlug czlowieka wierzacego obowiazkiem jest wiec SWIADOMY wybor jednej z tych opcji, a to definitywnie zaprzecza iluzorycznosci wolnej woli.
Kiedy polecilam jej artykuly naukowe w tym temacie, odpowiedziala, iz ona uwaza, iz Bog zna lepiej nature czlowieka niz wszelakiej masci naukowcy .
I prosze sobie wyobrazic, ze od momentu naszej dyskusji, po prostu przestala mnie odwiedzac.
Ludzie oczywiscie roznie reaguja, ale znaczna czesc spoleczenstwa, jest nieswiadoma zaawansowania wspolczesnej nauki, a religia wciaz jako jedyna daje im odpowiedzi na pytania dotyczace natury czlowieka.
Mysle, ze ludzie po prostu boja sie wnikac w te tematy z roznych oczywiscie wzgledow, gdyz ten problem jest niezwykle zlozony psychologicznie i mentalnie , ale jednym z czynnikow napedzajcym ow strach jest wlasnie kwestia KARY i ogolnie spraw ostatecznych, owianych wielka tajemnica.
Dla mnie osobiscie jest to nie tyle smutne, co przerazajace, gdyz religia przez tysiace lat tak ksztaltowala ludzkie umysly, ze teraz naprawde przed kosciolem stoi powazne wyzwanie.
Wszyscy z pewnoscia zdajemy sobie sprawe, ze kosciol tworza ludzie, jego czlonkowie , tak wiec problem siega nie tylko WYZYN , ale przede wszystkim „nizin” kosciola.
Zmiany w teologii chrzescijanskiej z pewnoscia tez nie beda latwe do zaakceptowania przez czlonkow kosciola, na forach juz widac doskonale brak akceptacji dla zbytniej jego elastycznosci.
Jezeli moge sobie pozwolic na osobista refleksje, to ze swojej perspektywy dostrzegam, ze ludzie potrzebuja nienaruszalnych DOGMATOW, w ten sposob budujac sobie bezpieczna przestrzen zyciowa wokol siebie, w tak pelnym roznorakich zagrozen swiecie.
Panie Dariuszu dziekuje za linka, oczywiscie przejrze zalinkowane artykuly 🙂
CZY PIERWSZY CZŁOWIEK NIE MIAŁ UMIERAĆ? –
ŚMIERĆ JAKO POWSZECHNE PRAWO BIOLOGICZNE
Zanim przejdę do zasadniczego tematu naszych dociekań w następnych komentarzach, chciałbym najpierw nawiązać do wypowiedzi prof. W. Ducha o tradycyjnym przekonaniu, że „pierwszy człowiek nie miał ani umierać, ani cierpieć” (punkt D). Słusznie uważa on, że „gdyby pierwsi ludzie byli nieśmiertelni i nie odczuwali cierpienia, nie musieli polować i zabijać zwierząt, nie byliby ludźmi. Ich wygląd byłby inny, a ich mózgi musiałyby działać w odmienny sposób niż nasze. Przez to byliby na tyle odmienni w swoim sposobie bycia w świecie, że należałoby ich uznać za inny gatunek człekokształtny, a nie homo sapiens”.
Przez wieki uczono, że śmierć jest skutkiem grzechu pierworodnego i karą za grzech: „wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz” (Rdz 3,19; zob. Rdz 2,17). Nawiązując do opisu upadku pierwszych rodziców, Księga Mądrości stwierdza: „A śmierć weszła w świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” (Mdr 2,24). Apostoł Paweł pisał: „tak jak przez jednego człowieka grzech przyszedł na świat, i przez grzech śmierć, tak też na wszystkich ludzi przeszła śmierć, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5,12). I nieco dalej dodaje: „Zapłatą bowiem za grzech jest śmierć” (Rz 6,23).
Trudno bezkrytycznie podtrzymywać pogląd o związku śmierci biologicznej z grzechem pierworodnym. Jeżeli wziąć poważnie ewolucyjną perspektywę wyłaniania się gatunków i powstania człowieka, to śmierć była jeszcze przed jego pojawieniem się na świecie. To ona wyznacza wymieranie gatunków i wymianę pokoleń. Jest koniecznym elementem ewoluującego świata, twardym prawem przyrody, warunkiem powstania nowego życia w jego różnych formach.
Biblijne teksty o związku śmierci z grzechem są wyrazem ówczesnego MITU ETIOLOGICZNEGO, POSZUKUJĄCEGO PRZYCZYNY (gr. „aitía”; w wymowie nowogreckiej: „etíja”) ŚMIERTELNOŚCI i samego zjawiska śmierci. De facto, nawet gdyby owi prarodzice nie zgrzeszyli, i tak musieliby oni i ich następcy odejść z tego świata i przejść do nowej rzeczywistości uczestnictwa w życiu Boga, gdyż śmierć jest bramą do nowego świata. Byłoby to jednak spokojne przejście bez smutku i cierpienia. Śmierć nie może być jedynie skutkiem grzechu jako takiego. Grzech sprawił natomiast, że zmienił nasz sposób przeżywania śmierci. Odbieramy ją boleśnie, lękamy się jej, nie widząc drugiego brzegu, nie znając portu docelowego.
W naszym obecnym świecie ŚMIERĆ JEST NATURALNĄ KONIECZNOŚCIĄ I POWSZECHNYM PRAWEM BIOLOGICZNYM, którego , jak sądzę, nikt i nic nie może uniknąć. Być może ludzie bogaci, korzystając z osiągnięć nauki, będą mogli kiedyś przedłużać swoje życie we względną „nieskończoność”, ale jest to perspektywa przerażająca. Doprowadziłoby to jedynie prędzej czy później do katastrofalnych antagonizmów pomiędzy ludźmi biednymi i bogatymi. „Nieśmiertelność” dla bogaczy, a śmierć dla biedaków – to straszliwy program nowej ery. Osobiście mogę jedynie powiedzieć sobie z ulgą, że tego nie zobaczę. Innym także nie życzę.
Nadal jestem przekonany, że wszystkie żywe istoty podlegają nieubłaganie prawu przemijania. Nie ma pieśni życia bez pieśni śmierci. Ona przyjdzie prędzej czy później. Wszystko co się rodzi, umrzeć musi. Taki jest cykl życia. W każdych narodzinach kryje się już zapowiedź śmierci. Początek zapowiada koniec. Rodzaj ludzki nie jest tu żadnym wyjątkiem. Bez wzrostu i starzenia się nie byłoby następstwa pokoleń. Wyraża to w barwny i dosadny sposób mądrość Pisma: „Wszelkie ciało jest jak trawa, a cały wdzięk jego – jak polnego kwiatu. Trawa usycha, więdnie kwiat, gdy na nie wiatr Pana powieje” (Iz 40,6-7).
To TEOLOGOWIE WYMYŚLILI POGLĄD O TZW. SPRAWIEDLIWOŚCI PIERWOTNEJ (iustitia originalis) prarodziców. Według tej koncepcji, Bóg wyposażył ich we wszystkie możliwe doskonałości natury ludzkiej, w tym także w nieśmiertelność – dary utracone potem przez grzech i upadek. Dlatego z predylekcją rozwijano naukę o katastroficznych konsekwencjach rajskiego upadku. W tym świetle rozpatrywano sens posłannictwa Jezusa i Jego śmierci krzyżowej dla zbawienia ludzi (soteriologia). Był to czas naiwnych wyobrażeń, gdyż nie znano przecież jeszcze teorii ewolucji. Ślady naiwnego myślenia o pierwotnej doskonałości dopiero co uczłowieczonych osobników (czy populacji) dostrzec można w myśleniu ludzi wierzących do dzisiaj. Niekoniecznie u fundamentalistów, literalnie interpretujących teksty Pisma.
***
Być może jeszcze dzisiaj uda mi się dodać kolejny komentarz o dwóch różnych, współczesnych sposobach rozumienia wydarzeń ostatecznych oraz o biblijnej, Pawłowej idei „ciała duchowego”.
Pani Grażyno i panie Dariuszu! Dziękuję za odpowiedzi. Jednak tego cytatu z Pani wpisu nie rozumiem do końca, choć się staram. Czyli nasz mózg jest za wszystko odpowiedzialny? A za mózg odpowiedzialne są geny i środowisko? Ale nigdy nie JA? Nie dostalam jednak odpowiedzi, czy nauka znalazła jakieś JA? czy nie znalazła?
Załóżmy taką sytuację: chcę pocałować jakiegoś faceta, bo bardzo mi się podoba. Ta chęć wynika z rozmaitych działań w moim mózgu. Ale mózg mój wie też, że mam męża i całowanie z innymi facetami będzie niemile przez męża widziane i sprawi mu przykrość. I wtedy mózg blokuje te swoje poprzednie działania i wtedy nie robię tego, co chcę? Chcę już odejść od tego interesującego gościa i nie chcę się z nim całować? Czy też ciągle chcę, ale tego nie robię, bo mózg mnie przekonał swymi silnymi reakcjami że nie warto? Czy w tym mózgu zawsze zachodzi walka między opcjami? Od czego zależy czy zdecyduję się całować czy nie? Czyli nawet jeśli oprę się pokusie to nie moja zasługa? A jeśli ulegnę chęci całowania to nie moja wina? Do czego dąży mózg sterując moimi zachowaniami? Do mojego szczęścia? Nie do końca. Do mojego przeżycia? Może. Ale nie zawsze przecież. Czy umysł służy mojemu genowi i genom podobnym do mojego, czyli moich dzieci, krewnych itp? Czy rządzi gen? Ewolucja stworzyła mózg aby ten wszechwładny gen mógł się lepiej rozprzestrzeniać? Czy to właśnie mówi nauka?
CD do poprzedniego mojego komentarza: jeśli tak jest, że nie ma JA, a gen nami rządzi i stwarza sobie ciało i umysł jako narzędzia swego rozprzestrzeniania się , to i religia musi temu służyć, religia też jest w niewoli genu. Skąd ten gen ma tyle energii swoją drogą? Musi mieć nieprzeciętną inteligencję ten zwitek DNA.
Ale wracając do religii: jeśli jest w służbie genu, to znaczy, że podtrzymuje iluzję wolnej woli, a zatem odpowiedzialności moralnej, pozwala karać złe zachowania społeczne, co sprzyja przetrwaniu wspolnoty, a więc poszczegolnych genów. Jest też opium ludu, jak słusznie zauważył Marks, ponieważ służy podtrzymywaniu klas wyższych (lepszych genów) prze wyzysk posiadaczy genow słabych (biedaków, chorych itp). Prosta zasada: „Nie czyń drugiemu co tobie niemniłe” nie jest religijna, ponieważ służy po prostu genowi. Jednak religia jak ja ją rozumiem, jest protestem przeciwko niewoli genu, niewoli praw natury, niewoli człowieka będącego tylko workiem chemikaliów podłączonym do mózgu spełniającym rozkazy genu/mózgu/materii. Religia to walka o istnienie JA! Religia to walka z wladzą genu i natury o siebie, o człowieczeństwo. Walka już teraz przegrana? To dwa rozumienia religii: jako podpórka dla genu lub jako walka z genem. Przyjaciółka genu (religia) zamieniła się przypadkiem w jego wroga.
Taka dobra, mam nadzieję, wiadomość:
„Aktualna Kleofasowa dyskusja miesiąca na temat „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę… w cywilizacji informatycznej„, mimo że jest już połowa miesiąca, dopiero zaczyna nabierać rozpędu. Autorzy poszukują odpowiedzi na pytania: Jak głęboki może okazać się przełom kulturowy związany z bioinformatyką i kognitywistyką? Na ile zamienia on nauki o człowieku w nauki ścisłe? Co to może oznaczać dla antropologii chrześcijańskiej i dialogu światopoglądowego między religią a ateizmem? Jak na te wyzwania reaguje teologia? Intensywność i przebieg dyskusji, rozległość podejmowanych problemów wskazują, że poszukiwanie tych odpowiedzi wymaga więcej czasu niż tylko dwóch tygodni, które pozostały do zakończenia dyskusji miesiąca.
Dlatego dyskusja „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę… w cywilizacji informatycznej” zostaje przedłużona do 31 lipca. Serdecznie zapraszamy do udziału w dyskusji: w komentarzach albo artykułach (autorzy niemający profilu na blogu mogą przesyłać artykuły na adres dostępny w zakładce „Redakcja” – obrazek koperty)”.
DWA WSPÓŁCZESNE SPOSOBY ROZUMIENIA WYDARZEŃ OSTATECZNYCH
Motto: „Czasem życie zasłania to, co jest większe niż życie. Czasem góry zasłaniają to, co jest za górami” (Tadeusz Różewicz).
1. W oparciu o teksty biblijne ukształtowały się dwie koncepcje eschatologii.
KONCEPCJA HEBRAJSKO-BIBLIJNA, podkreśla niepodzielną jedność psychofizyczną człowieka, która zostaje zniszczona przez śmierć (Dn, 2 Mch, 1 Kor, 1 Tes). WEDŁUG ANTROPOLOGII BIBLIJNEJ CZŁOWIEK NIE SKŁADA SIĘ Z CIAŁA I DUSZY. Nie tyle posiada ciało, ile w swojej jedności psychofizycznej JEST ciałem ożywianym przez tchnienie Stwórcy. Idea duszy nieśmiertelnej, zdolnej do przetrwania śmierci była początkowo nieznana Hebrajczykom. Nadzieja ma swoje oparcie w tym, że Bóg może ponownie tchnąć swojego Ducha i wskrzesić do życia umarłych.
KONCEPCJA GRECKO-PLATOŃSKA. zakłada dualizm duszy i ciała (apokryficzna Księga Henocha, Mdr, 2 Kor). Śmierć pojmowana jest jako oddzielenie duszy od ciała. Dzięki nieśmiertelnej duszy człowiek może uczestniczyć w życiu wiecznym. Według tej koncepcji, nieśmiertelna dusza w momencie śmierci, uwolniona od więzów ciała, powraca do świata boskiego. Podczas gdy ciało ulega zniszczeniu, „dusza oddzielona” (anima separata!) trwa nadal w królestwie zmarłych (Szeol, Hades,). Ten pogląd został z kolei połączony z poglądem hebrajskim: człowiek osiągnie ostateczne spełnienie dopiero wówczas, gdy Bóg wskrzesi jego ciało do nowego życia, a wraz z nim przeobrazi cały świat.
Po długim okresie dojrzewania, ludzie Starego/Pierwszego Testamentu wierzyli, że zmartwychwstanie nastąpi dopiero u kresu dziejów świata, co wyraża jeszcze wiara Marty, siostry Łazarza: „Wiem, że [mój brat] zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym” (J 11,24). Przedtem zmarli, podobni do cieni, wiodą pomniejszony żywot w Szeolu, który można porównać do snu. W Nowym Testamencie pojawia się już jednak przekonanie, że w momencie śmierci, a nie dopiero na końcu dziejów człowiek osiąga swoje ostateczne przeznaczenie. Umierając idziemy na spotkanie z Chrystusem: „Mamy ufność i chcemy raczej opuścić nasze ciało i zamieszkać z Panem” (2 Kor 5,8). Apostoł Paweł w innym liście wyjaśnia: „Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk” (Flp 1,21).
***
2. Współcześnie istnieją DWIE GŁóWNE KONCEPCJE ESCHATOLOGICZNE. Pierwszą z nich można nazwać MODELEM HORYZONTALNO-LINEARNYM. W tej wizji powtórne przyjście Chrystusa na ziemię nastąpi dopiero na końcu ludzkich dziejów, daleko w nieokreślonej przyszłości. Z tego punktu widzenia oczekiwanie na rychłe Jego przyjście wiele traci na swej realności i bliskości. Umrzesz, potem będziesz długo oczekiwać na Dzień Pański w stanie pośrednim, między śmiercią a zmartwychwstaniem.
Według innej wizji, umierając wchodzimy w świat, w którym nie obowiązują już prawa czasu ziemskiego. Jest to MODEL WERTYKALNY. Ukazuje on Paruzję w śmierci człowieka i radykalni skraca w ten sposób oczekiwanie na przyjście Chrystusa. Wystarczy śmierć, a już spotykasz się z Panem ludzkich dziejów, Sędzią i Zbawicielem w jednej Osobie. Paruzji, a tym bardziej sądu, nie trzeba sobie wyobrażać jako wszechświatowego zbiegowiska i przerażającego spektaklu. To są tylko nasze ludzkie wyobrażenia. Sąd nie jest żadnym widowiskiem. Dokonuje się wewnątrz istoty rozumnej. Ma ona tyle światła wewnątrz, że osądza siebie w spotkaniu z tą promieniującą miłością i światłością, którą jest Bóg.
Przejście do innego świata jest zatem bliskie. Śmierć jest wydarzeniem, które dotyka całego człowieka. Nadzieja, która opiera się na zmartwychwstaniu Jezusa jest pełna ufności, że Bóg ma moc stworzyć na nowo to wszystko, co śmierć unicestwia.
***
3. W teologii chrześcijańskiej rozwinęła się koncepcja śmierci jako ZNISZCZENIA CAŁEGO CZŁOWIEKA (tzw. „Ganztod”), a więc – mówiąc językiem tradycyjnym – nie tylko jego ciała, ale również duszy. W tej perspektywie śmierć jest całkowitą destrukcją, nie oszczędzającą niczego. Gdyby pozostawiała żywym cokolwiek z człowieka, wydarzenie zmartwychwstania pozbawione byłoby swej radykalnej nowości. Nie stanowiłoby już absolutnie wyjątkowego wydarzenia w dziejach ludzkich. Byłoby jedynie kontynuacją życia doczesnego, czymś w rodzaju jego cudownej kopii, która przetrwała śmierć.
W tej koncepcji, rozwijanej najpierw w ESCHATOLOGII EWANGELICKIEJ, ŚMIERĆ DOTYKA CAŁEJ OSOBY LUDZKIEJ WRAZ Z CIAŁEM I DUSZĄ. Koncepcja ta nawiązuje do całościowej wizji człowieka w antropologii judaizmu. W świetle idei śmierci jako zniszczenia całego człowieka problematyczne staje się tradycyjne przekonanie o nieśmiertelności duszy, zakorzenione pod wpływem filozofii greckiej. Jeżeli śmierć jest także śmiercią duszy, wówczas zmartwychwstanie trzeba pojmować jako NOWY AKT STWÓRCZY BOGA, który powoła do nowego życia całego człowieka. O nowym stworzeniu można mówić dopiero wówczas, gdy poprzedza je całkowite zniszczenie. Śmierć niszczy ciało i duszę, zmartwychwstanie jest palingenezą (od gr. „pálin” = znowu i „genesis” = narodzenie) – nowym narodzeniem, które obejmie także całą resztę stworzenia. Bóg stworzy po raz drugi tego samego człowieka, całkowicie zniszczonego przez śmierć. Zmartwychwstanie jest nowym stworzeniem: „Oto wszystko czynię nowe” (Ap 21,5; wyróżnienie moje W:H.). Eschatologiczny dar nowego stworzenia w zmartwychwstaniu pochodzi jedynie od Boga (solus Deus) i Jego łaski (sola gratia). Nie ma on żadnego oparcia w ludzkim jestestwie. W konsekwencji znika także zaufanie do naturalnej mocy duszy. Tożsamość osoby zostanie zachowana w sposób wiadomy tylko samemu Stwórcy, dzięki Jego miłości, wierności i stwórczej mocy.
Bóg wskrzesił z martwych Jezusa, który całą ufność położył w Jego wierności. Dotrzymując obietnic, swoją stwórczą i wskrzeszającą mocą powołuje on również zmarłych na powrót do nowego istnienia. (Wyjaśnię w kolejnym komentarzu współczesny sposób pojmowania tożsamości człowieka w/po zmartwychwstaniu przy pomocy tzw. wzorcowego nośnika informatycznego, „information-bearing pattern”, który wypracowano już w dialogu teologów i naukowców).
Tego rodzaju myślenie eschatologiczne miało duży wpływ także na proces odradzania się ESCHATOLOGII KATOLICKIEJ. Krytycznej ocenie poddawano jednak poglądy teologów protestanckich, odrzucających ideę nieśmiertelności duszy. Teologowie przekonywali, że nadzieja nieśmiertelności nie jest wyrazem zarozumiałych roszczeń człowieka. Nieśmiertelna dusza nie ma własnej mocy przezwyciężania śmierci. W świetle teologii katolickiej nieśmiertelność jest darem samego Boga. W debatach podkreślano więc, że Bóg miłuje swoje stworzenia i nie opuszcza ich również w śmierci. Korygowano twierdzenie, że między śmiercią a zmartwychwstaniem nie ma żadnej ciągłości i że śmierć jest całkowitą destrukcją bytu ludzkiego. Przeczyłoby to prawdzie o stworzeniu – dowodzono. Zbawienie nie niszczy daru i cudu stworzenia. Istnieje pewna ciągłość pomiędzy stworzeniem a jego ostatecznym spełnieniem w nowym świecie Bożym.
***
4. Zasadnicze przesłanie Nowego Testamentu mówi o ZWYCIĘSTWIE CHRYSTUSA NAD ŚMIERCIĄ. Jego zmartwychwstanie/wskrzeszenie mocą Bożego Ducha jest obietnicą i zaczątkiem zmartwychwstania wszystkich ludzi. Biblia nie ukazuje jednak sposobu, w jaki dokona się ostateczne zwycięstwo życia nad śmiercią. Pozostawia nas w postawie nadziei i oczekiwania na przyszłe „ciało duchowe”, „sōma pneumatikón”, o którym pisał apostoł Paweł (1 Kor 15,44).
A więc „ciało” i „duch” nie są rzeczywistościami radykalnie innymi. Oto niezwykły ontologiczny paradoks – one mogą wzajemnie się przenikać. Karl Rahner przekonywał dlatego przed laty w obrazowy sposób, że materia jest „zamrożonym duchem” (ein gefrorener Geist).
Ewangelia Janowa przekazuje zaskakującą definicję natury Boga: „Bóg jest duchem” (J 4,24; a w przekładzie Biblii Tysiąclecia nawet: „Bóg jest Duchem”, przez duże „D”!). A więc człowiek stworzony wedle świadectwa Księgi Genesis (1,26) na Jego obraz i podobieństwo („Uczyńmy człowieka na nasz obraz, podobnego nam”) ma w sobie pierwiastek iście boskiego „ducha” (!).
Wczesna trychotomiczna koncepcja człowieka, o której poprzednio pisałem miałaby więc swoje uzasadnienie. Antropologia wschodniego chrześcijaństwa chętnie nawiązuje do tej właśnie koncepcji (zob. B. Zenkowsky – H. Petzold, „Das Bild des Menschen im Lichte der orthodoxen Anthropologie“, Marburg an der Lahn 1969, s. 56-72).
Zajmując się od lat teologią prawosławną skłaniam się do tej koncepcji, chociaż, rzecz jasna, nie ma w niej radykalizmu kognitywistyki wraz z jej negacją samego pojęcia duszy. Być może jednak Pawłowy „duch” człowieka (1 Tes 5,23), jak zauważył i zdaje się sugerować P. Dariusz (16 czerwca 2015, 18:06:23), byłby do pogodzenia z „nową teologią umysłu”. Nie jestem tego pewny. Trzeba widać uczyć się żyć z pytaniami i, nosząc je w sobie do końca, odchodzić z tego świata. Staremu teologowi przystoi tak mówić. Świat myśli ludzi młodych jest inny.
***
W kolejnym komentarzu przedstawię bliski mi od lat pogląd, według którego ZMARTWYCHWSTANIE CIAŁA DOKONUJE SIĘ (bądź zaczyna się dokonywać) JUŻ W ŚMIERCI – w przeciwieństwie do tradycyjnej koncepcji „duszy oddzielonej” („anima separata”) oczekującej zjednoczenia z nowym ciałem dopiero na końcu dziejów. Zaznaczam, że jest to koncepcja negowana zwłaszcza przez teologa Josepha Ratzingera.
Na koniec powrócę do informatycznego modelu pojmowania eschatologicznej tożsamości zmartwychwstałego człowieka i jego „ciała” w świetle wspomnianej już idei: „information-bearing pattern” (ekwiwalent „duszy”?).
Proszę o cierpliwość. „Przez swoją wytrwałość/cierpliwe trwanie (hypomonē) ocalicie wasze dusze (!)” (Łk 21,19).
ZMARTWYCHWSTANIE W ŚMIERCI? – OTO JEST PYTANIE
Wielu współczesnych teologów katolickich opowiada się obecnie za wertykalnym modelem eschatologicznym, według którego zmartwychwstanie dokonuje się już w samej śmierci.
1. PORZUĆMY MITOLOGIĘ!
Model ten nawiązuje, jak już podkreślałem wcześniej, do semickiej antropologii biblijnej, która pojmuje człowieka jako całość i podkreśla trwały związek ludzkiego ducha z ciałem. Umiera nie tylko ciało, ale cały człowiek, z całym swoim jestestwem. Cały człowiek również zmartwychwstaje w śmierci, wprawdzie nie własną mocą, lecz dzięki stwórczej mocy Boga. Pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem nie istnieje żaden pośredni stan oczekiwania na przyszłe zmartwychwstanie. Samo pojęcie tzw. stanu pośredniego i trwania „duszy oddzielonej” (anima separata), jezuicki teolog Karl Rahner uznał za NIESZKODLIWĄ MITOLOGIĘ. Nie narusza wiary ten, kto opowiada się za zmartwychwstaniem wraz ze śmiercią (Schriften zur Theologie, Bd. XII, Einsiedeln 1975, s. 455-466: Über den «Zwischenzustand»).
To ważne. Zauważmy, że w teologii współczesnej widać wyraźną tendencją do ODCHODZENIA OD TRADYCYJNEJ NAUKI O DUSZY ODDZIELONEJ OD CIAŁA, OCZEKUJĄCEJ W TZW. STANIE POŚREDNIM NA POWSZECHNE ZMARTWYCHWSTANIE CIAŁ. Ten stan „duszy oddzielonej” wydaje się czymś sprzecznym z naturą człowieka, dla której istnienie w ciele jest czymś podstawowym. Bez ciała pozbawieni jesteśmy swojego pełnego „ja”, czyli konkretnej osobowości. Jak pogodzić życie szczęśliwe duszy bez ciała? Bez jakiegokolwiek kontaktu z ciałem człowiek nie może osiągnąć rzeczywistego szczęścia. Znamienny fakt, że do „dobrego łotra” na krzyżu Jezus zwraca się ze słowami: „Zapewniam cię, DZIŚ będziesz ze Mną w raju” (Łk 23,43). Samo słowo „dziś” mówi o bezzwłocznym ocaleniu. Nie ma tu żadnej aluzji do „duszy odłączonej”!
2. CZAS PRZEMIENIONY, CZAS ESCHATOLOGICZNEGO ŚWIĘTA STWORZENIA, CZAS BOŻY
Bliski jest mi osobiście nurt myślenia, że to właśnie śmierć jest tym Dniem Pańskim, dniem ostatnim, o którym mówi Biblia. Już w śmierci dokonują się wydarzenia ostateczne: początek zmartwychwstania całego człowieka, sąd, oczyszczenie i „koniec świata”. Poprzez bramę śmierci wchodzimy w świat Boga, w Jego wieczność, która nie wyklucza jednak tzw. czasu przemienionego, „czasu nowego” umożliwiającego nieustanny rozwój ku pełni życia.
Zwycięstwo nad śmiercią w zmartwychwstaniu Jezusa i powszechne zmartwychwstanie ciała w stanie niezniszczalności wprowadza nowy sposób przeżywania czasu, inny niż w naszym śmiertelnym życiu. Jest to przeżywanie nieskończonego trwania.
Ale i w tym przypadku chodzi o PRZEOBRAŻONĄ CZASOWOŚĆ, a nie o absolutną boską wieczność bez początku i końca, „aeternitas” (w odróżnieniu od tzw. „aeviternitas” stworzeń, czyli wieczności, która ma swój początek). Częsty błąd w myśleniu eschatologicznym polega na utożsamianiu tego nowego doświadczenia czasowości z absolutną wiecznością samego Boga. Znaczy to, że czasowość życia sworzeń nie zostaje całkowicie wyeliminowana i pochłonięta przez niezmienność wieczności. Czas i wieczność nie zostają ze sobą utożsamione. W świecie zmartwychwstania życie stworzeń przedłuża się w owym czasie przeobrażonym, nadal jest stawaniem się; towarzyszy mu wzrost uczestnictwa w życiu Bożym, przekształcanie się „od chwały ku chwale” (2 Kor 3,18) w życiu bez końca. Życie wieczne nie anuluje samej czasowości stworzenia.
Wiem, że istnieją różne koncepcje czasu kształtowane w ramach odmiennych wizji świata. Obok czasu w sensie chronologicznego następstwa zjawisk i wydarzeń (jak to ma dzisiaj miejsce w ewolucjonistycznym obrazie świata ukazywanym przez nauki przyrodnicze) Biblia mówi również o przerwaniu czasu przez śmierć oraz o CZASIE ESCHATOLOGICZNYM, CZASIE INNYM, CZASIE BOŻYM. Jest to czas eschatologicznego święta stworzenia.
Daty śmierci poszczególnych ludzi mogą być oddzielone tysiącami lat ziemskiego czasu. Zmartwychwstanie ludzi zbiega się ze sobą, gdyż w wieczności nie ma odstępów i sukcesywności przemijającego czasu. Tego, co dokonuje się po śmierci nie można pojmować w kategoriach ziemskiego czasu i oczekiwania. Zmartwychwstanie dokonujące się wraz ze śmiercią człowieka wydarza się już w innej rzeczywistości. Po tej stronie życia nadal widzimy ciało zmarłego, które nie znikło w chwili śmierci. Należy ono do tego świata i jako takie zostaje złożone do grobu. Obecność zwłok zmarłego w grobie nie stanowi bynajmniej argumentu, że zmartwychwstanie jeszcze się nie dokonało. Tożsamość ciała zmartwychwstałego nie wymaga ponownego zebrania materialnych cząsteczek ciała ziemskiego, jak to wyobrażał sobie Nikołaj Fiodorow, pisząc o zbieraniu „prochów praojców”. Nie wyobrażajmy sobie, że Bóg na nowo zbierze ludzkie prochy, ożywi śmiertelne szczątki i połączy z nieśmiertelną duszą! To byłaby czysta fizyka eschatologiczna. Wiemy zresztą dzisiaj, że zmiana w ciele dokonuje się wielokrotnie w ciągu życia na ziemi. Co siedem lat ani jedna komórka naszego ciała nie jest już taka sama jak przedtem.
3. MATERIA CIAŁA PRZENIKNIĘTA NA WSKROŚ MOCĄ DUCHA
Zmartwychwstanie oznacza, że cały człowiek odnajdzie swoją tożsamość w nowym świecie Bożym wraz ze wszystkimi innymi ludźmi i z całym światem. W zmartwychwstaniu zmarły wchodzi w relację z nową cielesnością, jakkolwiek naznaczoną całym trudem życia doczesnego. Otrzymuje nowe ciało, „ciało duchowe” (sōma pneumatikón), o którym pisał Apostoł Paweł (zob. 1 Kor 15,44). Ciało to pozostaje w innej relacji do materii niż ta, która łączyła je ze światem materii za życia doczesnego. Jest to materia przeniknięta na wskroś mocą Bożego Ducha. W Bogu miłującym ludzi odnajdziemy całe swoje dzieje, oczyszczone i przemienione. To On sprawi, że nic co godne wskrzeszenia nie ulegnie zatraceniu. Na sceptyczne pytanie o sposób wskrzeszenia umarłych oraz o ich ciała, Apostoł odpowiada porównaniem: „O, niemądry! To, co siejesz, nie ożywa, jeśli nie obumrze. (…) Sieje się zniszczalne, wskrzeszane jest niezniszczalne; sieje się pozbawione chwały, wskrzeszane jest otoczone chwałą; sieje się słabe, wskrzeszane jest mocne; sieje się ciało zmysłowe, wskrzeszane jest ciało duchowe” (1 Kor 15,36.42-44).
To, co nadejdzie będzie nieznaną nam nowością, niedostępną teraz naszemu doświadczeniu. Pewnego przybliżenia możemy jednak szukać w samym procesie ewolucji świata, w którym z bardzo prostych struktur powstaje rzeczywistość coraz bogatsza i bardziej złożona. Taka jest dialektyka wzrostu i przekraczania siebie. Postępując od form prostych do coraz bardziej złożonych, proces ewolucji doprowadza w końcu do pojawienia się samoświadomości w istocie ludzkiej. Dzieje się tak pomimo faktu, że wiele możliwych kierunków rozwoju nie zdołało się urzeczywistnić. Zostały udaremnione z powodu zużycia się ewolucyjnych energii.
W życiu człowieka również dokonuje się proces wewnętrznego dojrzewania i kształtowania osobowości, mimo że i on z czasem starzeje się, a w końcu umiera. Tracąc energię umieramy, ale wewnętrznie bogatsi o doświadczenia całego życia. Żyjąc w świecie staliśmy się kimś więcej. To owoc naszej wewnętrznej ewolucji. Relacje z innymi ludźmi i nasze postępowanie ukształtowały w sposób niepowtarzalny nasze człowieczeństwo, które nadal pozostaje rzeczywistością otwartą na ostateczne spełnienie po śmierci. Umierając nie pozbywamy się ciała i jego związków z dziejami świata. Zabieramy w sobie i z sobą do Boga jakąś cząstkę historii ewoluującego świata, nierozerwalnie złączonego z naszym ludzkim ciałem. Ta cząstka dziejów własnych i całego świata oczekuje spełnienia. Mamy nadzieję, że sam Stwórca dopełni wszystko to, co dojrzewało w nas w czasie naszego życia. „Sieje się zniszczalne, wskrzeszane jest niezniszczalne”. Zbawienie jest nie tylko ocaleniem duszy od śmierci, lecz rzeczywistym zmartwychwstaniem człowieka w jego cielesno-duchowej całości i w powiązaniu z całą rzeczywistością świata. Zaufajmy temu, co niezniszczalne! Bóg obdarza świat nową przyszłością w powszechnym procesie ocalenia tego, co dzięki Niemu zostało powołane do istnienia.
W śmierci cały człowiek otrzymuje od Boga, wraz ze swymi dziejami, trwałą przyszłość, choć trudno nam ją sobie obecnie wyobrazić. Możemy mieć uzasadnioną nadzieję, że zmartwychwstanie dokonuje się, a przynajmniej zaczyna się już w śmierci, choć swoją pełnię osiągnie dopiero w zmartwychwstaniu wszystkich ludzi.
4. OD APOKALIPTYKI ŻYDOWSKIEJ DO WIARY CHRZEŚCIJAN – PRIORYTET ZMARTWYCHWSTAŁEGO CHRYSTUSA POŚRÓD ZMARTWYCHWSTAŁYCH
Pouczające są w tym względzie badania nad eschatologią apokaliptyki żydowskiej. Za czasów Chrystusa dopuszczała ona możliwość, iż cielesne zmartwychwstanie rozpoczyna się już wraz ze śmiercią, przynajmniej dla męczenników za wiarę i naród. Nic dziwnego, że we wczesnym Kościele również pojawiło się przekonanie, zwłaszcza w II w., że męczennicy, poświęcone Bogu dziewice i asceci zmartwychwstają bezpośrednio po śmierci i doznają uwielbienia ciała nie czekając na zmartwychwstanie powszechne (zob. J. Daniélou, „Bible et liturgie. La théologie biblique des sacraments et des fêtes d’après les Pères de l’Église », 2e éd. rev., Paris 1958, s. 74).
Nawiązując do tradycji żydowskiej usiłowano wyjaśnić słowa Ewangelii o ciałach ludzi świętych, którzy zmartwychwstali wraz z Chrystusem: „Otworzyły się grobowce i wiele ciał świętych (sōmata tōn hagíōn), którzy umarli, powstało. A gdy wyszli z grobowców po Jego zmartwychwstaniu, weszli do świętego miasta i ukazali się wielu” (Mt 27, 52-53). Owi „święci” (hagíoi) to przede wszystkim wielkie postacie sprawiedliwych Starego Przymierza. Ewangelia wspomina nie tylko o zmartwychwstaniu ich ciał, lecz także o ukazaniu się w Jerozolimie, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych.
Komentując ten tekst Ojcowie Kościoła wskazywali na fakt, że Jezus nie zmartwychwstał sam. Jego zmartwychwstanie obejmuje także innych ludzi. Czym byłoby Jego przemienione ciało istniejące w całkowitym osamotnieniu, pozbawione bezpośredniego kontaktu i wspólnoty z innymi zmartwychwstałymi ludźmi? Przeczyłoby to solidarności z ludzkim losem, widocznej w całym Jego życiu. Zmartwychwstanie Jezusa nie jest odizolowanym wydarzeniem, dotyczącym tylko Jego samego.
Sądzę, że błędem byłoby zaliczać powyższą wypowiedź Ewangelii jedynie do kategorii typowych tekstów mitologicznych, nie mających potwierdzenia w rzeczywistych faktach. Pierwotna gmina chrześcijańska przeżywała wydarzenia paschalne jako początek nowej, eschatycznej ery w dziejach świata. Widząc takie znaki jak trzęsienie ziemi, pękanie skał (i powstawanie zmarłych?) uczniowie Jezusa zdawali sobie sprawę z tego, iż są świadkami wielkiego przełomu i początku rzeczywistości ostatecznej.
Ewangelia wyraźnie podkreśla PRIORYTET ZMARTWYCHWSTANIA CHRYSTUSA. To wydaje się właśnie najważniejsze i w taki symboliczny sposób zostało wyrażone. Zmartwychwstałe „ciała Świętych” ukazały się dopiero „po Jego zmartwychwstaniu”. Słowa te włączył ewangelista do przekazu starszej tradycji, która głosiła, że starotestamentalni „Święci” zostali wskrzeszeni przez Boga już w godzinie śmierci Jezusa. Mateusz precyzuje, że mogli wyjść z grobu i ukazać się dopiero „po Jego zmartwychwstaniu”, aby uwydatnić priorytet Chrystusa i Jego zmartwychwstania. Słowa te świadczą o tym że w początkach chrześcijaństwa akcentowano przede wszystkim ten właśnie priorytet zmartwychwstałego Chrystusa.
W powszechnej świadomości wierzących śmierć i zmartwychwstanie człowieka są wydarzeniami oddzielonymi od siebie długim odstępem czasu. Zmartwychwstanie jawi się jako wydarzenie w odległej przyszłości. Myśl o nim zostaje oderwana od konkretnego istnienia ludzkiego, pozbawiona bezpośredniego znaczenia dla życia. Tymczasem śmierć i zmartwychwstanie są dwoma stronami tego samego wydarzenia. Tworzą nierozerwalną całość.
5. NIE BRAK KRYTYKÓW KONCEPCJI ZMARTWYCHWSTANIA W ŚMIERCI
Pogląd o zmartwychwstaniu wraz ze śmiercią był ostro krytykowany w swoim czasie przez teologa J. Ratzingera („Eschatologia. Śmierć i życie wieczne”, Poznań 1985, s. 203-209) oraz Kongregację Nauki Wiary (zob. „W trosce o pełnię wiary. Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary 1966-1994”, Tarnów 1995, s. 129-132: List do biskupów o niektórych zagadnieniach dotyczących eschatologii z 17 maja 1979 roku. Zarzucano, że idea ta pomniejsza „wagę historii”: poszczególny człowiek może dojść do pełni zmartwychwstania i szczęścia dopiero wówczas, gdy zakończą się pełne cierpienia dzieje ludzkości i gdy zmartwychwstaną wszyscy ludzie. Koncepcja ta ignoruje pełną cierpienia rzeczywistość toczących się nadal dziejów ludzkich. Głosy krytyczne podnoszą się do dzisiaj.
Kongregacja przestrzegła przed niebezpieczeństwem dezorientowania wiernych, którzy nie są w stanie zrozumieć nowych teorii teologów, ani nowych pojęć, które utrudniają przeżywanie liturgii pogrzebowej i modlitwy za zmarłych (dodajmy: także „odpustów”!). Liturgia pogrzebowa mówi właśnie o pośrednim stanie oczekiwania zmarłych na powszechne zmartwychwstanie i o stanie oczyszczenia duszy z pozostałości grzechu (katolicka nauka o czyśćcu). Dokument watykański nie odrzucił jednak kategorycznie poglądu o zmartwychwstaniu w wydarzeniu śmierci. Wyrażał przede wszystkim niepokój, że pogląd ten może przesłonić prawdę o zmartwychwstaniu powszechnym.
Również wielu teologów z nieufnością odnosi się do koncepcji zmartwychwstania wraz ze śmiercią człowieka. Uważają oni, że trudno mówić o spełnieniu się wydarzeń ostatnich wraz ze śmiercią człowieka, skoro nadal toczą się dzieje świata jeszcze nie przeobrażonego. Dzieje ludzkie są zespolone z dziejami kosmosu, a tymczasem koncepcja zmartwychwstania w śmierci zdaje się wyizolowywać człowieka i pozbawiać go tej solidarności.
Osobiście nie mam tego rodzaju obaw. Nieuzasadnione wydają się zarzuty, że idea zmartwychwstania w śmierci akcentując zmartwychwstanie poszczególnych ludzi deprecjonuje tym samym prawdę o osiągnięciu pełni przez wszystkich ludzi i cały świat. Z istoty swej zmartwychwstanie jest częścią powszechnego procesu przeobrażenia, w którym cała rzeczywistość znajduje swoje spełnienie. To, że człowiek w śmierci osiąga pełnię swojego życia nie przeczy prawdzie, że wydarzenie zmartwychwstania dopełni się w swoim wymiarze uniwersalnym dopiero wówczas, gdy wszyscy ludzie staną się uczestnikami Bożego daru wskrzeszenia, a więc gdy Bóg będzie „wszystkim we wszystkich/wszystkim” (1 Kor 15,28).
Zmartwychwstanie, które rozpoczyna się w śmierci człowieka jest niejako w fazie stawania się ku swojej ostatecznej pełni. Można by zatem mówić o pewnego rodzaju „stanie pośrednim” między śmiercią poszczególnego człowieka a osiągnięciem spełnienia przez całe stworzenie, z którym jest on zespolony przez swoją cielesność. Nie chodzi jednak o dojście do pełni tylko przez samą nieśmiertelną duszę czy bezcielesnego ducha, w oczekiwaniu wskrzeszenia ciała na końcu dziejów. W momencie śmierci rozpoczyna się zmartwychwstanie całego człowieka wraz z jego cielesnością i relacjami do innych ludzi.
Myślę, że taki pogląd nie stanowi bynajmniej zagrożenia dla samej istoty chrześcijańskiej wiary i oczekiwania na życie przyszłego wieku. To po prostu konsekwencja wertykalnego modelu eschatologii. Chwila śmierci była także dla Jezusa nie tylko uniżeniem i kenozą, ale także momentem uwielbienia i wywyższenia (teologia IV Ewangelii). Dlatego dawna tradycja uczyła, że Jego „zstąpienie do piekieł/Otchłani” (= królestwa śmierci) było już początkiem Jego zmartwychwstania (ukazuje to w symboliczny sposób wschodnia ikona ANASTASIS).
Koniec czasów jest wydarzeniem transcendentnym w stosunku do ludzkiej historii i ziemskiego upływu czasu. To w naszym ludzkim odczuciu wydarzenia ostateczne mają dopiero nadejść na końcu czasów. Trudność wynika stąd, że trudno nam zrozumieć relację między czasem a wiecznością. Tymczasem, jak przekonuje apostoł Paweł koniec czasów nadszedł wraz ze zmartwychwstaniem Chrystusa: wszystkich „nas (…) dosięga kres czasów” (1 Kor 10,11).
***
Jutro będę chciał przekazać ostatnią już część refleksji najbardziej wpisujących się w nurt cywilizacji informatycznej. Chodzi o „informatyczny” model rozumienia tożsamości zmartwychwstałego człowieka i jego „ciała” w świetle kluczowego pojęcia: „information-bearing pattern”. Kiedyś mówiono o duszy jako „formie” ożywiającej ciało („materia”), która jest nośnikiem tożsamości zmartwychwstałych ludzi. Czy dzisiejsza idea „informatycznego nośnika” może być uznana za ekwiwalent „duszy”?
A więc jeszcze odrobina cierpliwości. Proszę o to.
Bardzo podoba mi się ten „pomysł” zmartwychwstania w śmierci, tylko nie pojmuję jednego- ciała nasze po śmierci zostają w grobach a ciało Jezusa nie zostało, więc gdybyśmy szli tą samą drogą co Jezus to po śmierci też naszych ciał nie powinno się odnajdywać w grobowcach, bo ciało Jezusa z grobu zniknęło i przekaz ewangeliczny mówi iż TO ciało zmartwychwstało, a nasze ciała na końcu czasu tak samo zmartychwstaną, jeżeli jednak zmartwychwstanie ma miejsce już w momencie śmierci to nasze ciała tak samo jak ciało Jezusa powinny zostać przemienione. Chyba że czegoś nie zrozumiałam z Księdza Profesora wypowiedzi.
Dodatkowo Jezus mówiąc do Łotra że DZIŚ będzie z Nim w Raju chyba w jakiś „duchowy” sposób musiał się tam znaleźć skoro Jego ciało przez trzy dni spoczywało w grobie, więc jakaś forma bezcielesna trwania w tamtej rzeczywistości chyba jest, może to właśnie ten stan o którym dziś naucza KrK.
WZORZEC INFORMACYJNY A PROGRAM DZIALANIA MOZGU (jedno dodatkowe pytanie)
Szanowny Ksieze Profesorze,
dziekuje za czas poswiecany ukazywaniu szerokiego kontekstu teologicznego i naukowego pytan o raj, koniec swiata i niesmiertelnosc czlowieka. Nie chce sie jeszcze do niczego odnosic, aby Ksiadz mogl spokojnie przygotowac jakze wazna czesc o duszy i „informatycznym nośniku”. Czasu mamy pod dostatkiem po przedluzeniu przez Roberta debaty na lipiec. Caly czas tez intensywnie szukamy nowych uczestnikow, zwlaszcza wsrod katolickich znawcow kognitywistyki.
Nie moge sie jednak powstrzymac, aby nie poprosic o jedno: w swoim znanym nam wszystkim wykladzie o nauce, a takze tutaj juz kilkakrotnie wskazal Ksiadz na pojecie „information-bearing pattern”. Nie wiedzac, co sie za tym pojeciem kryje, chcialbym poprosic o jego odniesienie do tej koncepcji umyslu, jaka podaje prof. Duch w koncowej czesci swego eseju: umysl jako „ciągle zmieniający się program działania (mozgu)”.
Byc moze te koncepcje pokrywaja sie lub sa sobie bliskie – byc moze nie. Gdyby Ksiadz wyjasnil te sprawe, bardzo ulatwiloby mi to dalsza rozmowe.
W ODPOWIEDZI NA POST PANI ANNY Z GODZ 18:44 z 17. 06. 2015
Pani Anno zadala Pani duzo ciekawych pytan 🙂
W kwestii zrozumienia istoty pojecia JA moge jedynie podeprzec sie znowu wykladami Pana Prof. Ducha :
https://www.fizyka.umk.pl/~duch/Wyklady/Kog1/05-filu1.htm
cytat z wykladow:
„Jeśli to mózgi, a nie „ja”, tworzą poczucie woli działania, to w jakim sensie „ja” jestem odpowiedzialny za swoje działanie?
(…)
Moje działanie nie jest wynikiem decyzji jakiegoś abstrakcyjnego „ja”, tylko działaniem całego organizmu, którym jestem! ”
Tak wiec jak napisalam wczesniej, nasze JA musimy rozumiec jako calosc naszego organizmu.
Jesli chcemy z tej perspektywy spojrzec na kwestie odpowiedzialnosci, to nie moze ona dotyczyc jakiegos abstrakcyjnego JA (nie mozemy karac JA np. za zdrade, czy inny niemoralny z punktu narzuconej nam etyki czyn) tylko musi owa odpowiedzialnosc dotyczyc calosci naszego organizmu, na ktory skladaja sie procesy zdeterminowane przez :
biologie, genetyke, genetyke behawioralna, neurodynamike, zaleznosci spoleczne.
W znacznym wiec uproszczeniu mozna powiedziec, ze odpowiedzialnoscia powinien byc obarczony nasz mozg i nasze geny.
Jesli ulegniemy wiec slabosciom, o ktorych pisze Pani w swoim poscie, nie jest to wina Pani abstrakcyjnego JA , tylko calosci pracy Pani organizmu, na ktory maja tez wplyw czynniki zewnetrzne.
I tutaj pojawia sie dylemat zasadnosci istnienia pojecia WINY.
Czy mozemy winic niedzwiedzia, ze zaatakowal innego niedzwiedzia, albo czlowieka ?
Czy mozemy winic czlowieka, za jego preferencje seksualne, za atak furii, lub za jego latwosc ulegania slabosciom cielesnym, w tym np. nalogom (alkoholizm, erotomania). Czy nie powinnismy raczej traktowac tych „ulomnosci” jako chorob i skupiac sie na szukaniu mozliwosci leczenia ( co zreszta juz sie dzieje). ?
Co do tego, czy nasza ZASLUGA jest, odstapienie np. w ostatniej chwili od jakiegos dzialania ( calowania ), to tak jak napisal Pan Dariusz:
„Doczytalem, ze niektore impulsy mozna zablokowac, badacze mowia o wolnej woli jako „prawie do weta”. Niewiele to jednak zmienia, bo/jesli (?) poczatek procesu blokowania jest takze nieswiadomy.”
Czy wiec mozemy dzialania nieuswiadomione, przypisywac sobie jako ZASLUGI ?
Napisala Pani:
„Do czego dąży mózg sterując moimi zachowaniami? Do mojego szczęścia? Nie do końca. Do mojego przeżycia? Może. Ale nie zawsze przecież”
Na pytanie do czego dazy nasz mozg, nie czuje sie kompetentna odpowiedziec 🙂
Z punktu widzenia ewolucji biologicznej nasze mozgi, w tym ich rozmiar, jak i inteligencja powinny przede wszystkim sluzyc zachowaniu gatunku, czyli przezyciu.
Nalezy pamietac, ze ewolucja to nic innego, jak wynik zestawienia zyskow i strat plynacych z posiadania jakiejs cechy. Wiec jeżeli dana cecha zuzywa jakies zasoby (np. mozg duzo energii) to musi przynosić zyski niwelujace te straty oraz dajace korzysci w danym srodowisku, a tymczasem duzy mozg, cecha, ktora czyni nas wyjatkowymi w swiecie zwierzat pochlania ok. 20% energii naszego organizmu, tymczasem przecietnie narzady zadowalaja sie ok. 2% energii.
Problem ten rozwiazuje hipoteza brytyjskiego antropologa Robin’a Dunbar’a, wysnuta na podstawie badania zachowania malp.
Według Dunbara inteligencja malp wykorzystywana jest w ich społecznych relacjach i wynikajacych z tego niezbednych umiejetnoscach, tj. rozpoznawaniu czlonkow grupy, interpretowaniu ich zachowania, nastrojow, zawieraniu sojuszy, pamieci, umiejętnosci analizy oraz wykorzystaniu wiedzy o relacjach społecznych między członkami stada.
Nalezy tez zwrocic uwage na fakt, iz najinteligentniejsze gatunki malp, jak orangutany i goryle sa na wyginieciu, tak wiec inteligencja nie zawsze sprzyja przetrwaniu gatunku. Inteligencja wrecz stwarza wiele dodatkowych problemow, z ktorymi czlowiek musi sie dodatkowo zmierzyc 🙂
A jeszcze wspomne na zakonczenie, iz na zachowanie czlowieka, ma oczywiscie duzy wplyw srodowisko, w tym edukacja, religia.
Ale jesli jak dowodzi nauka proces decyzyjny jest poza naszym SWIADOMYM WYBOREM , to ten wplyw jest rowniez POZA nim 🙂
Jesli popelnilam jakies merytoryczne bledy, to bardzo prosze forumowiczow o poprawki 🙂
NIE TYLKO GENY: W STRONE „WIELKIEGO JA”
W odpowiedzi na setke chyba 🙂 pytan Pani Anny (C) z 17 CZERWCA 2015 o 18:44, najkrocej interpretowalbym stanowisko prof. Ducha tak: to, co z reguly utozsamiany z „soba”, nasz wlasny obraz „siebie”, bylo przydatne ewolucyjnie. Ale obecnie mamy juz na tyle wiedzy, aby widziec, ze owe „ja” to zbyt mala czesc procesow, zachodzacych w mozgu, aby uznac je „ja” za podmiot dzialania.
Nie ma jednak powodu, aby „ja” w roli wladcy naszych decyzji – zastapily akurat geny. Geny to tylko jeden z czynnikow. Prosze rzucic okiem na rysunek w tekscie prof. Ducha (cz. J), gdzie ma Pani schemat oddzialywan na mozg. Dodam: czesc „srodowisko” chyba jeszcze sie rozpada na czesc biologiczna i kulture, co wprowadza dodatkowe problemy (religia np. nalezy raczej do memow, niz genow).
Profesor Duch proponuje pojecie „wielkiego ja”, inspirowane biologia, neuronaukami, ale i buddyzmem, zen itp:
” Chociaż „ja” jako obdarzony wolną wolą czynnik sprawczy jest iluzją to
pozbywając się tej iluzji więcej zyskujemy niż tracimy. Podchodzimy z większą pokorą do
wiedzy o sobie, zdajemy sobie sprawę ze stopnia komplikacji procesów zachodzących w
mózgu, w całym organizmie i środowisku, dzięki którym w naszym umyśle pojawiają się
decyzje i idee. Częścią mojego wielkiego „ja” jest nie tylko cały mózg, cały mój organizm,
ale i znaczna część świata, ludzie, którzy mieli na mnie bezpośredni wpływ, lub wywarli
wpływ pośredni przez swoje dzieła. Utożsamianie się z wielkim „ja” nie oznacza, że czuję się
bezwolny, a tylko że powinienem działać w mniej egoistyczny sposób”.
W koncu cytuje Eisteina:
„„Człowiek jest częścią całości, którą nazywamy
‘Wszechświatem’, częścią ograniczoną w czasie i przestrzeni. Człowiek doświadcza siebie
samego, swoich myśli i uczuć, jako czegoś odrębnego od reszty – jest to rodzaj złudzenia
optycznego świadomości. To złudzenie jest dla nas rodzajem więzienia, ograniczając nas do osobistych pragnień i związków uczuciowych z kilkoma najbliższymi osobami. Naszym
zadaniem jest wyzwolić się z tego więzienia poszerzając obszar naszego zrozumienia i
współczucia, aż ogarnie on wszystkie żyjące istoty i całą naturę w jej pięknie. Nikt nie jest w
stanie tego w pełni osiągnąć, ale wysiłek w tym kierunku jest sam w sobie częścią
wyzwolenia i podstawą wewnętrznego bezpieczeństwa.”
zrodlo: http://www.fizyka.umk.pl/publications/kmk/09-Wolna%20wola.pdf
Estel napisała: „…ciała nasze po śmierci zostają w grobach a ciało Jezusa nie zostało.”
Otóż niekoniecznie. Relacje o pustym grobie należą do stosunkowo późnych przekazów. Istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo że uczniowie nie znali miejsca pochówku a ciało Jezusa spoczęło w zbiorowej mogile złożone tam przez Rzymian. Dyskutowaliśmy już o tym na Kleofasie – próbowałem bronić wtedy historyczności grobu Jezusa polemizując z Andrzejem J. Nowickim. Obecnie uznaję jego argumenty za przekonujące.
Czyli opowieść o niewiastach, które opiekowały się ciałem Jezusa i nie znalazły tego ciała w trzecim dniu i rozmowa z Aniołem, opowieść o śniących wartownikach i generalnie ustawieniu tej warty, o Józefie z Arymatei to są zmyślone historyjki? Jezus spoczął w zbiorowej mogile? No cóż idąc tym tropem cała Ewangelia może być tak zmyślona i po co my w ogóle w treść tych Pism wierzymy…
DYSKRECJA BOGA
Do P. Estel (18 czerwca 2015, 12:13:34 oraz 12:17:19)
Dziękuję za bardzo słuszne spostrzeżenia. W swoim komentarzu nie mogłem wszystkiego powiedzieć, bo byłby jeszcze dłuższy. Zatem dopowiadam.
Wydarzenia zmartwychwstania nie można datować miarą ziemskich wydarzeń, ilością dni i godzin. Jest to wydarzenie transcendentne. Ma w sobie coś z tajemnicy rzeczywistości „nowego stworzenia”, „kainē ktísis” (sam grecki przymiotnik „kainē” mówi o radykalnej nowości!; por. 2 Kor 5,17).
Wyrażenie, że Jezus „został (…) trzeciego dnia wskrzeszony z martwych, zgodnie z Pismem” (1 Kor 15,4), powtórzone także w Credo nicejsko-konstantynopolitańskim, jest WYRAŻENIEM SYMBOLICZNYM na podkreślenie krótkiego czasu w jakim się to wydarzenie dokonało. Ten sposób mówienia występuje także w tekstach prorockich. Przykładem Ozeasz: „Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę przewiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a TRZECIEGO DNIA nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności” (Oz 6,1-2). Nie trzeba długo czekać.
Skoro zmartwychwstanie/wskrzeszenie z martwych Jezusa jest zapowiedzią i wzorem naszego wskrzeszenia, moglibyśmy oczekiwać i mieć nadzieję, jak Pani, że również nasze groby będą puste, a martwe szczątki powinny zniknąć w krótkim czasie. Tak jednak nie jest. NIGDZIE NIE POWIEDZIANO, ŻE Z NASZYM CIAŁAMI BĘDZIE DOKŁADNIE TAK SAMO JAK Z JEZUSOWYM. Pierwszą myślą jaka mi się nasuwa jest jednak wielka różnica między nami a Jezusem, wybranym przez Boga „Synem Człowieczym” i „Synem Bożym” w sensie szczególnym. Ale ta refleksja to za mało!
Jezus nie zmartwychwstał w sposób widzialny dla świadków na Golgocie w momencie skonania na krzyżu. To byłoby coś wstrząsającego, spektakularnego! Trzęsła się tylko ziemia „i skały popękały” (Mt 27,51). Natychmiastowe zmartwychwstanie stanowiłoby wręcz przymus w do uwierzenia w Niego i Jego posłannictwo. Tak się nie stało. Dlaczego? Jest to przejaw mądrej pedagogii boskiej, dla nas często niepojętej.
Nie znam innego określenia, które byłoby odpowiedzią, jak właśnie słowo: DYSKRECJA BOGA. Tu z pomocą przychodzi mi papież Franciszek, który w swojej homilii z 9 marca 2015 r. tak mówił: „Styl Boga to pokora i cisza, a nigdy widowisko (mai il spectacolo!)”. Apelował o to, abyśmy wyzwalali się z naszych kaprysów i zachcianek wobec Boga i nie mówili, że „znudził się nam ten boski styl”.
Nie znamy momentu wskrzeszenia Jezusa. Został pogrzebany już w piątek, przed zachodem słońca, kiedy zaczynał się szabat. Jego ciało nie pozostało na widoku do obserwacji, lecz spoczęło w mroku grobu (może to symbol mroku naszej wiary i nieskończonej przestrzeni dla poszukiwania?). Moment zmartwychwstania pokrywa, po ludzku mówiąc, milczenie – milczenie Wielkiej Soboty, czyli dnia drugiego. Kościół w hymnie paschalnym „Exultet” sławi dopiero noc z soboty na niedzielę: O błogosławiona noc…!”, a więc w nastaniu „trzeciego dnia”. Nie traktujmy tego symbolicznego określenia „trzeciego dnia” literalnie. Wyjaśniłem dlaczego.
IV Ewangelia nie przypadkowo łączy śmierć Jezusa z Jego wywyższeniem i uwielbieniem (zob. J 3,14; 7,39; 8,28; 12,16.32.34). Jego śmierć i zmartwychwstanie jest jednym wydarzeniem. Śmierć z istoty swej przechodzi w zmartwychwstanie ciała, obdarzonego nowymi cechami. Dlatego ewangelista Marek pisal, że zmartwychwstały Jezus ukazał się dwom uczniom „na drodze” (!), ale już „w innej postaci”, en hetéra morphē (Mk 16,12).
Jeżeli to wyjśnienie nie przekonuje Pani, proszę szukać we własnych myślach lepszego.
O PRZYWILEJU STARYCH LUDZI
Do P. Dariusza (18 czerwca 2015, 16:03:56)
Nie wiem czy uda mi się dzisiaj przekazać swoje końcowe refleksje, bo muszę – nieoczekiwanie – sporo czasu poświęcić na badania w szpitalu. To jest „przywilej” starych ludzi, do tego jeszcze zmagających się z nowotworem. Sorry.
Ale skoro termin debat przedłużony, więc się nie śpieszmy. Inni dyskutanci zresztą koncentrują się na mózgu, umyśle, „wielkim ja”…
Autor apokryficznej Ewangelii Bartłomieja wkłada w usta Jezusa słowa:
„(…) Gdy zniknąłem z krzyża, udałem się do piekła, aby wyprowadzić stamtąd Adama i wszystkich, którzy razem z nim byli(…)” EwBart 19
Czy nie świadczy to że pierwotnie, przynajmniej część uczniów wierzyła że Jezus zmartwychwstał już w chwili smierci? Byłoby to zgodne z wyobrażeniami żydowskimi na temat zmartwychwstania sprawiedliwych.
Panie Ksieze Profesorze z calego serca zycze duzo zdrowia i sily.
Pojecie Boga jako bytu trancendentnego, pozwala nam spojrzec na przekaz calej Biblii zupelnie inaczej, nie literalnie.
Osobiscie nigdy nie traktowalam doslownie jej przekazu szukajac w kazdym slowie symboliki , prowadzacej do ogolniejszych prawd.
tu cytat jednej ze stron internetowych:
„Pomimo swojej odrębności i inności Bóg jest blisko nas, jest w bytach stworzonych. W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (por. Dz 17,28). On przenika wszystkie byty stworzone swoim poznaniem, swoją wszechmocą powołującą je do istnienia. W jakiś trudny do zrozumienia dla nas sposób jest też wszędzie obecny przez swoją istotę. Bóg jest więc, jak określa filozofia, immanentny w odniesieniu do bytów stworzonych. Ta immanencja i bliskość Boga przejawia się w stałym towarzyszeniu nam w naszym życiu.”
Tak wiec cala historia ludzkosci, a wiec historia kazdego z nas z osobna, naznaczona jest z punktu widzenia teologii katolickiej Boska obecnoscia.
W „koncowym momencie tej historii” Pismo mowi, ze:
1Kor 15:28 bp
„Kiedy zaś wszystko zostanie Mu poddane, wówczas sam Syn podporządkuje się Bogu, który dał Mu władzę nad wszystkim. W ten sposób Bóg będzie WSZYSTKIM WE WSZYSTKICH.”
Moze wlasnie bedzie to ten moment zrozumienia, ze nasze wielkie JA , czyli nasza odrebnosc wobec swiata i Boga nie istnieje.
Osobiscie pragne doczekac takich czasow, choc zdaje sobie sprawe, ze jest to malo prawdopodobne ze wzgledu na moj wiek 🙂
Przylaczam sie do zyczen P. Grazyny i calkowicie sie zgadzam, ze nie ma powodow do pospiechu. Czekamy na zapowiadane uwagi Ksiedza Profesora z ogromnym zainteresowaniem, ale nie mamy zadnego problemu z tym czekaniem.
OMEGA?
Pani Grazyno, w zakonczeniu komentarza z 19 CZERWCA 2015 o 11:28 proponuje Pani Pawlowy moment „podporzadkowania” jako niwelacje nawet „wielkiego ja”, jako pelne utozsamienie „ja”, swiata i Boga. Bylby to kakby „punkt omega” ewolucji Teilharda de Chardina – tym razem w wersji kognitywistycznej.
Fascynujaca i warta uwagi idea, moim zdaniem. O ile propozycja de Chardina raczej nie wytrzymuje krytyki naukowej, gdyz ewolucja nie jest celowa, ani nie faworyzuje czlowieka – o tyle ujecie kognitywistyczne ma byc moze wieksze szanse. Juz przez sam fakt, ze nie potrzebuje ono czlowieka, w sensie naszej konkretnej biologicznej formy. Utrate tej formy bedzieMY w stanie przetrwac.
Chociaz bowiem „informacja nie istnieje bez materialnego nośnika, tak jak umysł nie istnieje bez mózgu, (…) błędem jest utożsamiać informację z nośnikiem. Być może w dalekiej przyszłości nauczymy się na tyle dokładnie analizować strukturę mózgu, by przenieść informację w nim zawartą do innego, podobnego nośnika” (prof. Duch).
Mozemy mogli wtedy probowac przeniesc tradycyjne „ja”, wielkie ja, albo wcale sie nie zatrzymac i „ogarniac soba/zatracac siebie” w coraz wiekszych i wiekszych obszarach Wszechswiata…
Dzisiejszy jezyk „nie wyrabia na zakretach”, gdy zaczynamy to sobie wyobrazac.
Panie Dariuszu ciesze sie, ze sie Panu spodobala moja spontaniczna idea 🙂
Napisal Pan w swoim komentarzu z 14. 57 19.06. 2015
” Być może w dalekiej przyszłości nauczymy się na tyle dokładnie analizować strukturę mózgu, by przenieść informację w nim zawartą do innego, podobnego nośnika” (prof. Duch).”
Tak, rzeczywiscie istnieja takie projekty na calkiem niedaleka przyszlosc, mam nadzieje, ze dozyja tych czasow moje corki.
Mlodsza jako, ze ma dopiero 6-lat ma byc moze szanse 🙂
napisal Pan rowniez:
„Mozemy mogli wtedy probowac przeniesc tradycyjne „ja”, wielkie ja, albo wcale sie nie zatrzymac i „ogarniac soba/zatracac siebie” w coraz wiekszych i wiekszych obszarach Wszechswiata…”
Tez mysle, ze „cialo” tworzy iluzje ( ?) odrebnosci, nie pozwala nam obecnie zatracic sie , (ZJEDNOCZYC) ze wszechswiatem.
Pawel pisze znamienne slowa:
2Co 5:1-10 bw
„(1) Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. (2) Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba, (3) jeśli tylko przyobleczeni, a nie nadzy będziemy znalezieni. (4) Dopóki bowiem jesteśmy w tym namiocie, wzdychamy, obciążeni, ponieważ nie chcemy być zewleczeni, lecz przyobleczeni, aby to, co śmiertelne, zostało wchłonięte przez życie. (5) A tym, który nas do tego właśnie przysposobił, jest Bóg, który nam też dał jako rękojmię Ducha. (6) Więc też zawsze jesteśmy pełni ufności i wiemy, że dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana; (7) gdyż w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy. (8) Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana. ”
Napisal tez Pan:
„Dzisiejszy jezyk „nie wyrabia na zakretach”, gdy zaczynamy to sobie wyobrazac.”
dokladnie tak jest 🙂
w mysl determinizmu lingwinistycznego w wersji silnej język, którym mówimy na co dzień determinuje nasz sposób postrzegania i rozumienia świata, (a wiec i vice versa ).. 🙂
ROK 2045? NIE JESTEM PRZEKONANY…
Itskow, Kurzweil i inni chyba nie maja dzieci, jak mam 20-letniego syna, a poza tym moje „ja” jest bardzo internetowe – wiec az tak strasznie mi sie nie spieszy 🙂
A teraz otwarcie i bardzo szczerze: znam oczywiscie od dawna wszystkie te nowe, ateistyczne eschatologie i takze wydawaly mi sie one kiedys kuszace. Wlasnie jednak ewolucjonistyczna i kognitywistyczna wiedza o podstawach naszych ludzkich zachowan, a zwlaszcza o przyczynach trwalosci religii – powoduja, ze traktuje bardzo powaznie ostrzezenia ks. prof. Hryniewicza o zagrozeniu byle jaka, a zatem nieskutecza, a nawet grozna – synteza.
Zalozmy teoretycznie, ze TECHNICZNE mozliwosc mind uploading (https://pl.wikipedia.org/wiki/Transfer_umys%C5%82u) pojawilyby sie do polowy stulecia. Na jaki swiat, na jakich ludzi trafilaby ta niewykla, boska niemal technologia?? Kto bedzie mial w reku patenty? Kto bedzie decydowal o kolejnosci „uwieczniania”?? Na ile i dla kogo starczy pieniedzy? Jak silna bedzie fundamentalizacja i reakcja przerazonych wierzacych wszystkich religii? Wlosy mi deba staja…
Nie jestesmy przygotowani. Musimy najpierw – jak sugeruje prof. Duch – wlozyc kolosalny wysilek w poszerzanie naszego „ja”, bo na razie jestesmy podzieleni na zbyt osobne kilka miliardow ja, ktore w obliczu realnej szansy na zycie wieczne – dostana histerii. Nic tego nie opanuje, a nad podzielonymi – najlatwiej wladac. Dojda do glosu najbardziej cwani swieccy populisci i skrajni religijni fanatycy…. czy musze mowic dalej?
Religie (i w ogole wszystkie nasze tradycje, wartosci) sa czescia nas z racji ewolucji – musimy to wziac pod uwage, musimy dokladnie i uwaznie wypracowywac sposob mowienia o wielkich przemianach kulturowych, a moze takze o biologicznych, o „informatyzacji” duszy – wlasnie w tych kategoriach, ktore rozumie jak najwieksza czesc ludzkosci. Nie mozemy siebie zostawic za soba. Zwlaszcza nie m ozemy zostawic chrzescijanstwa.
Pospiech jest zbyt niebezpieczny.
W odpowiedzi na POST PANA DARIUSZA z 16.41 19.06.2015
Pospiech jest rzeczywiscie zbyt niebezpieczny, osobiscie nie wierze w realizacje w tym terminie owych projektow. Moze ok roku 2060… kto wie.. ? 🙂
Zagrozenia sa olbrzymie, ale czy ofiary nie sa podstawa chrzescijanstwa ?
Teraz troszke pospekuluje prosze mi wybaczyc.. 🙂
Moze ono przygotowuje nas do takich ofiar na rzecz innych, uprzywilejowanych. Moze dzieki tylko tym ofiarom ludzkosc dosiegnie zbawienie rozumiane jako wybawienie od cial, od cierpienia i zjednoczenie z Bogiem.
Nie od razu, ale z czasem na pewno obejmie to wszystkich zyjacych w uprzywilejowanych czasach.
Moze bedziemy pokoleniem ofiar. na rzecz zbawienia innych.
Historia ludzkosci jest pelna takich ofiar. Jedni umieraja, aby inni mogli zyc.. i wlasnie dzieki temu tylko nasza cywilizacja trwa, a my zyjemy.
Przyszle pokolenia beda wiec uprzywilejowane, a my spelnimy role ofiary, na ich rzecz. Nie powiem zeby mi nie bylo przykro, ale swiadomosc, ze moje dzieci moga byc szczesliwe przykrosc owa rekompensuje.
Przyklad takiej ofiary mogl dac Jezus !
Piekna mysl poddaje nam Mateusz:
Mat 20:10-20 bw
„(10) A gdy podeszli pierwsi, sądzili, że wezmą więcej. Lecz i oni otrzymali po denarze. (11) Wziąwszy tyle szemrali przeciwko gospodarzowi, (12) mówiąc: Ci ostatni jedną tylko godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, cośmy znosili ciężar dnia i upał. (13) A on odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy. Czy nie ugodziłeś się ze mną na denara? (14) Bierz, co twoje, i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu dać, jak i tobie. (15) Czy nie wolno mi czynić z tym, co moje, jak chcę? Albo czy oko twoje jest zawistne dlatego, iż ja jestem dobry? (16) Tak będą OSTATNI PIERWSZYMI, a PIERWSI OSTATNIMI.”
a Lukasz mowi:
Luk 13:20-30 bw
„(23) I rzekł ktoś do niego: Panie, czy tylko niewielu będzie zbawionych? On zaś rzekł do nich: (24) Starajcie się wejść przez wąską bramę, gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, ale nie będą mogli.”
Moze chrzescijanstwo przygotowuje nas na taki scenariusz.. ?
Idea zmartwychwstania w smierci moim zdaniem, nie wpisuje sie w wersje kognitywistyczna, chyba, ze czegos nie zrozumialam..
Jeszcze dopisze do swojego komentarza z 18.17 19. 06 2015
Ostatecznie smierc nie jest kara, tylko naturalnym stanem rzeczy, wiec w mysl Mt 20:10-16 my niczego nie tracimy, ZYSKUJA tylko INNI (przyszle pokolenia) , co oczywiscie moze budzic w nas gniew, rozpacz i zwykla zawisc, ale tylko z punktu sprawiedliwosci widzianej w bardzo waskiej perspektywie.
Perspektywie naszego wielkiego JA.. 🙂
Grażyna napisała: „Moze dzieki tylko tym ofiarom ludzkosc dosiegnie zbawienie rozumiane jako wybawienie od cial, od cierpienia i zjednoczenie z Bogiem.
Nie od razu, ale z czasem na pewno obejmie to wszystkich zyjacych w uprzywilejowanych czasach.
Moze bedziemy pokoleniem ofiar. na rzecz zbawienia innych.”
Tylko że nie chodzi tylko o nas. Eschatologia która nie obejmuje np. dzieci pomordowanych podczas Holocaustu (że nie wspomnę o miliardach innych istnień) jest dla mnie nie do przyjęcia.
Nikle cienie przyszlej Wielkiej Debaty
w odpowiedzi na post Pani Grazyny z 19 CZERWCA 2015 o 18:17 musze przyznac, ze Pani rozmach jest imponujacy. Przed chwila nowa eschato-kosmologia, teraz soteriologia…
Trudno sie nudzic, szperajac w tych szalonych ideach i takze na powaznie uwazam taki rozdaj rozmowy za cenny, ozywczy (znow ten sam przymiotnik). POD WARUNKIEM, ze nadal bedziemy pamietali o pulapkach jezyka (jak te slowa latwo ze soba kombinowac!), a przed wszystkim pamietali, ze to nie jest teologia systematyczna, ani nawet fikcje teologiczne. Ot, rozgladamy sie na niemal chybil/trafil w roznych kierunkach.
Prawdziwa praca, prawdziwa nasza „ofiara” jako „straconych pokolen przejsciowych” – zaczelaby sie dopiero w momencie, kiedy/jesli od wstepnego, ogolnikowego rachunku idei przejdziemy do idei bardziejnszczegolowych, a stamtad do etyki, a w koncu – do drog edukacji, budowy forum wymiany mysli, wspolpracy, postulatow spolecznych itd. Kiedy/jesli zaczniemy zblizac sie do realiow zycia religijnego i naukowego w XXI wieku. Zycia codziennego w podzielonym swiecie.
Dlatego na przyklad nie chcialbym przesadzac, czy „idea zmartwychwstania w smierci (…) wpisuje sie w wersje kognitywistyczna”. Poczekam na pelne sformulowanie stanowiska przez ks. prof. Hryniewicza. Bo to bedzie dla mnie maly krok w strone realnosci – w strone jezyka, ktory uwzglednia znow troche wiecej z naszego podzielonego, a w wiekszosci religijnego swiata…
Panie Grzegorzu dla mnie tez taka eschatologia jest nie do przyjecia, ale problem w tym, na ile jakakolwiek inna jest WIARYGODNA .
Panie Dariuszu uprzedzalam, ze spekuluje.. prosze wiec mi wybaczyc..
Prowadzenie debaty pozostawiam AUTORYTETOM, ja nie mam wyksztalcenia w tym kierunku.. 🙂
Pani Grazyno,
mowilem z cala powaga, ze uwazam te pani spekulacje za cenne i bardzo nie chcialbym, aby te debate „zostawic AUTORYTETOM”. Wystraszylem sie jednak, ze troche za bardzo nabieramy rozmachu, ze to nie bedzie wziete na serio. Dlatego zwrocilem uwage, ze rozne abstrakcyjne rozwiazania i idee moga wydawac sie niezwykle intrygujace i logicznie spojne na pierwszy rzut oka, ale ich wartosc blizej realiow zycia moze okazac sie mniejsza.
W zadnym wypadku nie wprowadzalem tu pytania o kompetencje czy tutuly, sam takze musialbym wtedy od razu zamilknac.
Dlaczego właściwie uważa Pani, Grazyno, że idea zmartwychwstania w śmierci nie wpisuje się w wersję kognitywistyczna? Moim zdaniem kogniwistyka albo zabija chrześcijańską eschatologie w całości, albo nie. Ale dlaczego jakoś wyjątkowo właśnie ideę zmartwychwstania w śmierci?
Też jestem ciekaw co na ten temat sądzą autorytety. Przy okazji warto chyba odnotować ciekawie się zapowiadające wydarzenie: https://www.naukaireligia.pl/wydarzenia/czy-wolna-wola-potrzebna-jest-tylko-wierzacemu-28760
Panie Grzegorzu moim zdaniem jak i Pana kognitywistyka zabija W CALOSCI DOTYCHCZASOWA (jak pan to ujal) chrzescijanska wersje eschatologii.
A zmartwychwstanie w smierci tez nia jest.
To wlasnie chcialam zaznaczyc 🙂
Pozdrawiam..
Człowiek ma nieśmiertelną duszę, a są nią nasze geny. To w kodzie genetycznym są zapisane cechy naszego ciała i umysłu. Mamy Ją po prapraprzodkach od setek tysięcy lat i przekazujemy naszym potomkom. Dusze rodziców łączą się, dając wspólne potomstwo. Potomstwo jest warunkiem nieśmiertelności naszego kodu genetycznego, naszej duszy.
– Reinkarnacja
Reinkarnacja jest faktem. Nasza dusza zapisana kodem genetycznym odradza się w kolejnych pokoleniach, w ciałach naszych potomków, a nie w postaci zwierząt, czy roślin, jak twierdzą wyznawcy wielu religii.
– Zmartwychwstanie.
W tej sytuacji zmartwychwstanie rozumiane tradycyjnie nie ma sensu, skoro jesteśmy nieśmiertelni w ramach opisanej reinkarnacji.
Ciało – ręce, nogi, przewód pokarmowy, mózg i zapisane w nim informacje, służą przetrwaniu w bardzo konkretnych warunkach środowiskowych i kulturowych. Kiedy to środowisko znika i znika cel, jakim jest przetrwanie, ciało staje się bezużyteczne, a zmartwychwstanie traci sens.
Tylko reinkarnacja połączona z adaptacją do zmieniającego się środowiska ma sens. Elementem nieśmiertelności są także trwałe dzieła człowieka pozostające po jego śmierci, jego wkład w wychowanie dzieci, ich posag, jego wkład do społeczeństwa, czyli w przybliżeniu także to, co R. Dawkins nazywa fenotypem rozszerzonym jednostki i społeczeństwa.
„Panie Grzegorzu moim zdaniem jak i Pana kognitywistyka zabija W CALOSCI DOTYCHCZASOWA (jak pan to ujal) chrzescijanska wersje eschatologii.
A zmartwychwstanie w smierci tez nia jest.
To wlasnie chcialam zaznaczyc ”
Właściwie dlaczego?
„W tej sytuacji zmartwychwstanie rozumiane tradycyjnie nie ma sensu, skoro jesteśmy nieśmiertelni w ramach opisanej reinkarnacji. (…) Tylko reinkarnacja połączona z adaptacją do zmieniającego się środowiska ma sens. Elementem nieśmiertelności są także trwałe dzieła człowieka pozostające po jego śmierci, jego wkład w wychowanie dzieci, ich posag, jego wkład do społeczeństwa, czyli w przybliżeniu także to, co R. Dawkins nazywa fenotypem rozszerzonym jednostki i społeczeństwa.”
Tak rozumiana nieśmiertelność jest iluzją… Wszystko prędzej czy później ulegnie zagładzie.
We’ve compiled a list of 25 southern destinations, ranging from well-known metropolises to drift hunters lesser-known hamlets, that you may want to add to your bucket list. A list of the top 25 weekend trips in the South.
Jedno, co chcę ci powiedzieć, to to, że jesteś niesamowity ze względu na to, co napisałeś w tym artykule, którego nigdy nie zapomnę.
Nie znam tej informacji. Jest to dla mnie dość korzystne. Doceniam, że się dzielisz. Minesweeper
tekst wydaje się sugerować, że nauka i religia mogą współistnieć, ale ich obszary zainteresowania różnią się, co oznacza, że nie zawsze występuje konflikt między nimi. Warto kontynuować dialog między nauką a religią, aby lepiej zrozumieć różne aspekty rzeczywistości i ludzkiej natury io games
Your website merits recognition. Could you please offer a reference or origin for the material referenced in your post? After carefully reading several articles on your website, I’d want to convey my heartfelt appreciation for the clarity with which you explain your viewpoints. Your contributions are much appreciated, and I respectfully ask that you continue to pursue your good ideals.
Whether you’re looking to kill time or seeking a competitive challenge, Hole IO offers a fun and addictive gaming experience.
Panie Grzegorzu moim zdaniem jak i Pana kognitywistyka zabija W CALOSCI DOTYCHCZASOWA (jak pan to ujal) chrzescijanska wersje eschatologii.
A zmartwychwstanie w smierci tez nia jest.
To wlasnie chcialam zaznaczyc
Pozdrawiam..
sdrfggsd
fdsggsfd gs dfs ds
dfg sfs fs
fds fs
Duch stawia interesujące pytanie o relację między nauką a religią. Twierdzi, że choć mogą mieć różny charakter, wiele koncepcji religijnych dotyczy aspektów natury ludzkiej i porządku świata, które mogą być badane przez naukę. learn to fly 3 unblocked 76
Dlatego wszelkie twierdzenia dotyczące natury ludzkiej leżą w kręgu zainteresowania nauki, w odróżnieniu od np. wiary w zmartwychwstanie na końcu świata, które jest kwestią wiary a nie procesem obserwowalnym. Nawet taka wiara prowadzi jednak do pytań naukowych dotyczących zachowania indywidualnej tożsamości w procesie, który musiałby całkowicie przemienić człowieka, tworząc z niego w całkiem odmienną istotę. Solar