W Symbolu Apostolskim jest wzmianka o „świętych obcowaniu”. Co ciekawe, nie ma mowy o żadnych świętych w wersji greckiej Symbolu z III wieku. Zagadką jest dla mnie, skąd się wziął wers o świętych w wersji łacińskiej, gdzie brzmi on „sanctorum communionem”, co oznacza raczej wspólnotę świętych niż świętych obcowanie. To, co mi przychodzi na myśl, gdy myślę o obcowaniu świętych to przede wszystkim obecność zmarłych ludzi, którzy są już zbawieni, tutaj na ziemi wśród nas, możliwość komunikacji z nimi i więzi. Więź ta polegać ma chyba na pomocy świętych z nieba ludziom na ziemi. Czy jednak tym, którzy układali Symbol o to właśnie chodziło? Nie wiem. Myślę, że w sprawie świętych jest w naszej religii dużo zamieszania. Dlaczego na przykład nie ma o nich wzmianki w Credo nicejskim? Może ktoś wie coś na ten temat, wiec proszę o uświadomienie mnie.
W Starym Testamencie nie było praktyki modlenia się do świętych. Nie przypominam sobie, by Żydzi modlili się do Abrahama czy Mojżesza. Sam Jezus nakazywał modlić się do Boga – naszego Ojca. Nigdy nie mówił o tym, aby modlić się do Niego samego po Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Jednak św. Paweł niejako uprawomocnił modlitwę do Jezusa jako jedynego pośrednika między Bogiem a ludźmi. Możemy modlić się do pośrednika – Jezusa bądź bezpośrednio do Boga Ojca. Marcin Luter wziął to zalecenie bardzo dosłownie i na poważnie się nim przejął, a zatem w protestantyzmie nie ma możliwości modlenia się do świętych bądź Maryi. Inni pośrednicy poza Chrystusem są zbędni. Ja jednak osobiście myślę, że jest prawdopodobne, że w niebie święci zajmują się pomaganiem ludziom na ziemi, a także ludzie na ziemi mogą pomóc zmarłym. Wydaje mi się, że wszyscy ludzie zmarli i żyjący, świat widzialny i niewidzialny muszą tworzyć jakąś wspólnotę, muszą się jakoś przenikać. Wszystkie elementy świata są wzajemnie powiązane, więc pewne energie duchowe z nieba są obecne także na ziemi. Jednak z tej mojej wiary nie wynika wcale żadna potrzeba modlenia się do świętych. Oficjalni święci stali się patronami jakichś zawodów bądź pomocnikami w konkretnych niedolach. Ludzie modlą się do św. Antoniego, aby znaleźć zgubę, a do św. Krzysztofa, aby bezpiecznie jeździć samochodem. Takie podejście wydaje mi się naiwne i absolutnie w to nie wierzę. W ogóle jeśli chodzi o modlitwę to najchętniej modlę się do samego Boga. Kiedyś chętniej do Jezusa, a teraz mi się przestawiło na Boga.
Nie mam żadnego ulubionego świętego ani żadnych przeżyć związanych ze świętymi (oprócz krytycznego czytania ich dzieł). Raz jednak przyśnił mi się bardzo istotny dla mnie sen, w którym rozmawiałam z Janem Pawłem II, teraz już prawie świętym, ale kiedy mi się przyśnił, nie był nawet błogosławionym. Było to już po jego śmierci. Akurat przeżywałam wtedy rozterki duchowe polegające na tym, że nikt z mojego otoczenia nie podzielał mojej gorącej wiary, a ja zadręczałam ludzi opowieściami o sprawach religijnych. Nikt słuchać nie chciał. JPII chyba się nade mną zlitował, bo tylko jemu właśnie w tym śnie opowiadałam z wielką ekscytacją o mojej fascynacji chrześcijaństwem. On ubrany na biało, po papiesku, z uśmiechem, zainteresowaniem i cierpliwością mnie wysłuchał. Wtedy poczułam, że ktoś jednak mnie rozumie i nie miało znaczenia, że ten ktoś już nie żyje. Ten sen był w pewnym sensie dla mnie bardziej rzeczywisty niż rzeczywistość.
Anna Connolly, Toksyczni święci, czyli o kulcie cierpienia w chrześcijaństwie, Książka i Prasa, 2013, ss. 304.
A co to są, przepraszam, pewne energie duchowe z nieba?
Poza tym kwestia świętych to sprawl doświadczenia, a nie teoretyzowania.
Pozdrawiam i życzę dobrych owoców obcowania świętych w nowym (umownym) roku!
Anno, gratuluję książki!!! Muszę ją koniecznie przeczytać. Ciekawa jestem, czy nasze dawniejsze rozmowy na blogu na temat cierpiących świętych jakoś się wplotły w tę pozycję (mam na myśli jakieś inspiracje ma się rozumieć).
Co do świętych, ja się do nich absolutnie nie modlę w sensie adoracyjnym. W potrzebie zwracam się do św.Antoniego, ponieważ mam mnóstwo dowodów na jego pomoc, bardzo namacalnych. W mojej rodzinie i wśród znajomych również, także Antonii z Padwy naprawdę zdaje się bardzo angażować w taką konkretną pomoc ludziom na Ziemi.
Są jednak tacy święci, którzy mnie przerażają, a ich nauki odwodzą od wiary i powodują potworny zamęt duchowy i intelektualny ( była o tym dyskusja na blogu).
Właściwie pojęty „kult” świętych nie jest chyba niczym złym, o ile zakłada właśnie przenikanie się żyjących tu i Tam. Gorzej kiedy zaczynamy wierzyć w moc kawałka habitu, czy kosmyka włosa danego świętego.
Nie wiem do końca jak to jest ze zwracaniem się do zmarłych.Biblia tego zabrania, ale wielu chrześcijan prosi swoich zmarłych o pomoc i twierdzą, że czują ich opiekę.
PANI ANNO!
Kolejny już w pani wydaniu ciekawy, bardzo osobisty i emocjonalny tekst.
Rzeczywiście obecny judaizm nie korzysta ze wstawiennictwa zmarłych u Boga. Jedynie istnieje tam zwyczaj modlenia się za zmarłych jak w w modlitwie „Jizkor” ( tłum. Pamiętaj ): ” Niech Bóg wspomni duszę mojego ojca i mojego nauczyciela, który odszedł do swojego świata (…)” czy też „Kel male rachamim”: „Boże pełen miłosierdzia, który mieszkasz na wysokościach, znajdź właściwy odpoczynek pod skrzydłami Twojej obecności na poziomach świętości i czystości, świecących jak blask sklepienia niebieskiego, dla duszy, która odeszła do swojego świata (…)”. Choć wspomniane modlitwy i zwyczaj ich odmawiania powstały dopiero w średniowieczu to wiemy dzięki 2Mch, że zwyczaj modlenia się za zmarłych istniał w judaizmie już w II w. przed Chr: „Uczyniwszy ( Juda – przyp. AN ) zaś składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu” ( 2Mch 12, 43 – 45 ). Żydzi w ówczesnych czasach również wierzyli, że wielcy prorocy wstawiają się swoja modlitwą za żywych u Boga: ” Oniasz zabierając głos powiedział: `To jest przyjaciel naszych braci, który wiele modli się za naród i za całe święte miasto, Jeremiasz, Boży prorok`. Potem Jeremiasz wyciągnął prawicę, aby podać Judzie złoty miecz, dając zaś go, powiedział te słowa: `Weź święty miecz, dar od Boga, przy jego pomocy pokonasz nieprzyjaciół`” ( 2Mch 15, 14 – 15 ).
Kościół katolicki zakazuje modlitwy DO zmarłych, wskazuje jedynie, że można prosić świętych o wstawiennictwo i to nie ad personam ( por. KKK 2683; 2684 ).
Osobiście uważam, że należy w jakiś sposób zmodyfikować ten zwyczaj, aby nie stał on na przeszkodzie pojednaniu z naszymi starszymi braćmi Żydami oraz z protestantami. Należy też zwrócić uwagę, że w niektórych środowiskach katolickich dochodzi do pewnych nadużyć tzw. kultu świętych.
Pozdrawiam AN.
Do p. Andrzeja: a jednak KKK 2683 mówi, ze możemy i powinniśmy modlić się do nich (świętych). Jak to się więc stało, że chrześcijanie zaczeli modlić się do świętych zmarłych i czcić ich relikwie, skoro judaizm tego nie stosował? Cud za wstawienniectwem świętego jest potrzebny do kanonizacji.
Co do nadużyć kultu świetych to jestem ciekawa, co Pan ma na myśli.
Do Estel: książka ma pewne rozdziały, kóre pojawiły się na Kleofasie, ale oprócz tego próbuję dotrzeć do źródeł cierpiętnictwa i jakoś to wyjaśnić. Cieszę się, ze chcesz ją przeczytać.
Do Geronimo: co do energii w niebie, po prostu chodzi mi o to, że niebo to rzeczywistość dynamiczna, gdzie zachodzi jakiś ruch, jakaś zmiana, a więc działa jakaś energia prowadząca ku dobru, ku miłości. Czasem ta energia może być odczuwalna na ziemi. Tak mi się wydaje. Ziemia i niebo nie mają żelaznej kurtyny między sobą.
Anno książka bardzo ciekawa, dobrze, że zdecydowałaś się zebrać swoje przemyślenia w takiej formie i generalnie „ruszyć” ten temat, który zdaje się być takim tabu w katolicyzmie.
Kupiłem książkę…jeszcze nie przeczytałem, ale myślę, że mówisz w niej o tym, co czym podpowiada mi moja intuicja. Nie wiem jak to jest i dlaczego tak się dzieje, ale nie mam jakiegoś szczególnego nabożeństwa do Maryi, Matki Jezusa. Najczęściej kieruję swe myśli do Jej Syna.
Estel i Grzegorzu, dziękuję, że czytacie moją książkę. Będę wdzięczna za wasze uwagi i przemyślenia.
Co do kultu Maryi to ja też nie jestem przekonana, dlaczego akurat ona jest taka szczególna. Przecież na początku protestowała przeciw działalności syna, nie była jego uczennicą. Zdaje się, że chrześcijaństwo potrzebowało jakiegoś elementu żeńskiego bóstwa, więc tu znalazło się miejsce dla Maryi. Bóg nie może być jedynie mężczyzną, to jest jakby wbrew duchowej intuicji. Element żeński dopełnia całości Boga. A że Bóg był rozumiany jako mężczyzna, ojciec, więc Maryja jest symbolem obecności kobiecości w bóstwie. Jednak jest to obecność dziewicza, tzn duchowa kobiecość w przeciwieństwie do cielesnej, jak w przypadku bogini płodności. Maryja jako symbol kobiecej części duszy to w porządku, ale Maryja dziewica jako wzór życia chrześcijanki to nieporozumienie.
Jeszcze nie skończyłam czytać, ale po lekturze postaram się skrobnąć jakieś przemyślenia.
Co do Maryi- zawsze miałam problem z kultem maryjnym- polskim. Uważam, że za dużo jest odniesień narodowych, które wypaczają sens religijny. Dlaczego Maryja jest królową Polski, a nie Czech, Niemiec, Estonii itd. To takie zawłaszczanie i jest dla mnie absurdem.
Wychowaliśmy się w tradycji zbieranie wody z sanktuariów do tych plastikowych butelek w kształcie Maryi i „zdrowasiek” odmawianych często automatycznie.
Słyszałam w życiu jedno kazanie dotyczące osoby Maryi i ono zaprzeczało temu kultowi, który mamy w Polsce, za to pokazywało Matkę Boga jako towarzyszkę w wierze, a nie jakieś bóstwo niemal równe Bogu, tak jak napisałaś Anno, boginię, którą czcimy, bo jakoś łatwiej zwracać się do matki niż do zagniewanego Ojca (słynna pieśń, gdzie mamy scenę jak Maryja osłania ludzkość przed mieczem Boga).
Poza tym dla mnie kontrowersyjne i niezrozumiałe są objawienia maryjne, które mnie też momentami przerażają.
APOKALIPTYKA MARYJNA
Nie mogę się powstrzymać, aby na refleksje P. Estel nie odpowiedzieć od razu. Zajmowałem się tym tematem przed laty.
Od XIX w. zaczęła wyraźnie dochodzić do głosu w Kościele katolickim tzw. apokaliptyka maryjna, wywierając znaczny wpływ na religijną świadomość wielu wierzących. W niektórych objawieniach Maryja zapowiada straszny sąd Boży, a wraz z nim karę dla grzeszników i niewierzących. Za tego rodzaju objawieniami kryje się iście APOKALIPTYCZNY OBRAZ BOGA O RYSACH KARZĄCEGO OJCA I SUROWEGO SĘDZIEGO. Maryja staje się wówczas symbolem wstawiennictwa, czułego macierzyństwa i serdecznego miłosierdzia. Wyraża to dobitnie, jak wspomniała P. Estel, polska pieśń maryjna „Serdeczna Matko” z XVIII w., do dzisiaj często śpiewana w naszych kościołach z tymi oto słowami:
”Zasłużyliśmy, to prawda, przez złości, / By nas Bóg karał rózgą surowości; / Lecz KIEDY OJCIEC ROZGNIEWANY SIECZE, / SZCZĘŚLIWY, KTO SIĘ DO MATKI UCIECZE. (…) Ratuj nas, ratuj, Matko ukochana, / ZAGNIEWANEGO GDY ZOBACZYSZ PANA.(…) A gdy ujdziemy gniewu jak i chłosty, / Pokaż nam, Matko, tor do nieba prosty”.
Jakże bardzo WYPACZONY OBRAZ BOGA przekazuje ten tekst oparty na przeciwstawieniu „rozgniewanego” Ojca, który chłoszcze i siecze grzesznych ludzi – serdecznej, miłosiernej i wszechwładnej wręcz Matce. Bóg pozbawiony zostaje w ten sposób cechy troskliwej czułości, dobroci i miłosierdzia. Wzięty dosłownie, tekst tej pieśni ma wręcz ZNAMIONA HERETYCKIE I BLUŹNIERCZE, gdyż znieważa Najlepszego Ojca i Pedagoga ludzkości.
Podobny duch przebija z niektórych objawień maryjnych. Oto fragment przepowiedni z LA SALETTE (1846):
„Sprawiedliwi wiele wycierpią; ich modlitwy, ich pokuta, ich łzy wzniosą się do nieba. Cały Lud Boży błagać będzie jedynie o przebaczenie i miłosierdzie, a Mnie [Maryję] wzywać o pomoc i wstawiennictwo. Wówczas Chrystus, aktem swojej sprawiedliwości i swego miłosierdzia względem sprawiedliwych ROZKAŻE SWOIM ANIOŁOM, ABY ZABILI WSZYSTKICH JEGO WROGÓW. Natychmiast i niespodziewanie WYGINĄ PRZEŚLADOWCY Chrystusa, a ziemia będzie jak pustynia. Biada kapłanom i osobom Bogu poświęconym, którzy swoim złym życiem na nowo krzyżują mojego Syna! …POMSTA czai się już przed ich drzwiami. Bóg gotów jest uderzyć w sposób, który nie ma sobie równego. Biada książętom Kościoła, którzy dążą jedynie do gromadzenia bogactw, do utrzymania i umocnienia swego autorytetu, a rządzą pełni pychy”.
Równie zadziwia inny fragment tego samego orędzia, zakładający istnienie odpowiedzialności zbiorowej: „Jeśli mój lud się nie opamięta, pozwolę, aby ręka Syna mego spadła nań; a jest ona tak silna, tak ciężka, że nie utrzymam jej już dłużej. Jakże już długo cierpię za was”.
Stykamy się tu ponownie z tą samą wizją Boga, która dominuje w naszej pieśni maryjnej: Chrystus karze za grzechy, Maryja jest Matką miłosierdzia. Nic dziwnego, że objawienia w FATIMIE (1917) przyniosły grzesznemu światu wizję piekła, przekazaną trojgu młodocianym wizjonerom. Rzecz zastanawiająca, że wizja ta w pełni odzwierciedla ludowe wyobrażenia o diabłach („wzbudzające strach nieznane zwierzęta”) i piekle, gdzie dusze płoną w ogniu nieugaszonym. Maryja przepowiada ponadto, że jeśli ludzie nie przestaną grzeszyć, ZOSTANĄ UKARANI wojną straszniejszą od trwającej wówczas pierwszej wojny światowej; że przyjdzie czas prześladowań Kościoła („Rosja rozszerzy swoje bezbożne nauki”), czas głodu i cierpienia ludzi dobrych. Ratunkiem przed piekłem , obietnicą pokoju i nawrócenia Rosji ma być rozpowszechnienie nabożeństwa do „Niepokalanego Serca Maryi” i komunia wynagradzająca w pierwsze soboty miesiąca.
Kiedy przyszedł komunizm i druga wojna światowa, Chrystus tak mówił do Łucji, już jako zakonnicy: „Nie chcieli spełnić mojej prośby… Będą tego żałować i nawet spełnią ją, ale będzie JUŻ ZA PÓŹNO”. Trzecią część tajemnicy fatimskiej siostra Łucja powierzyła w 1958 r. papieżowi Janowi XXIII. Wiadomo już dzisiaj z oficjalnego źródła, że tekst trzeciej tajemnicy zawiera symboliczną wizję walki systemów ateistycznych przeciwko Kościołowi i chrześcijanom. Opisuje on cierpienia świadków wiary XX w. Jest w nim także wizja „ubranego na biało biskupa” (Papieża), który „z trudem podążając ku Krzyżowi wśród martwych ciał męczenników (…) pada, ugodzony kulami, jak martwy” (chodzi o zamach na życie Jana Pawła II z 13 maja 1981 r.).
W okresie po Soborze Watykańskim II miały miejsce objawienia maryjne w różnych częściach świata: m.in. we włoskim San Damiano di Piacenza, rwandyjskiej Kibeho (1981), w syryjskim Damaszku (1982), w argentyńskim San Nicolas (1983-1990), w wenezuelskiej Betanii (1984), w Manili na Filipinach (1986), na Ukrainie (1987), w Itmanowej na Słowacji (1990-1995), w Conchabamba w Boliwii (od 1994). Z większym lub mniejszym natężeniem pojawia się w nich ton STRACHU przed zbliżającą się straszną zagładą ludzkości. Maryja jawi się jako jedyny ratunek i obrona. O tym mówi wyraźnie fragment tekstu objawienia z SAN DAMIANO DI PIACENZA:
„Kiedy ujrzycie chmurę BOSKIEJ POMSTY, módlcie się i wzywajcie mojego Imienia, które ma moc nad duszami dobrej woli. Noście zawsze moje [Maryi] Imię w swoich sercach, a ono was obroni przed ATAKIEM PIEKŁA, który was czeka… Rozdzierający serca będzie rozpad narodów, niepojęty dla ludzkich oczu. Watykan zostanie okryty hańbą i wstydem. Ale wy wiecie już, moje dzieci, iż to, co zgniłe upadnie, i nadejdzie wiek nowy”.
Kontrowersyjne objawienia w hercegowińskiej wiosce MEDJUGORIE, trwające już wiele lat (od 1981 r.) są, zdaniem wizjonerów, „ostatnimi objawieniami Maryi”. Pojawia się również wątek apokaliptyczny, zaskakujące wydarzenie zabrania Vicki Ivanković i Jakova Čolo przez Maryję w podróż do nieba, czyśćca i piekła (w niewytłumaczalny sposób mieli oni zniknąć na 20 minut). Maryja angażuje się w spór z miejscowym biskupem i odpowiada na stawiane jej pytania. Domaga się ustanowienia w dniu 25 czerwca święta Królowej Pokoju. Około 400 orędzi w języku chorwackim mówi, że Maryja przygotowuje świat „na przyjście Jezusa”, do zbliżającego się Dnia Sądu. Nie podając żadnych dat skupia uwagę na tym, aby ludzie postawili Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu. W Jej słowach ustawicznie pojawia się POSTAĆ SZATANA, który jest „bardzo silny”, chce ludzi „zniszczyć i oszukać”, „oszalały z wściekłości na tych, co poszczą i nawracają się”. Co więcej, on „pragnie zniszczyć nie tylko ludzkie życie, ale i przyrodę i planetę, na której żyjecie”; „chce zniszczyć nadzieję w waszych sercach”. Orędzia Maryi, która błaga Syna o przebaczenie ludziom ciężkich grzechów wciąż wzywają do nawrócenia, pokuty, postu, modlitwy i nie marnowania pięknego daru życia, które przemija szybko jak kwiat. „JA CHRONIĘ WAS przez swoje modlitwy do Ojca Niebieskiego”; „moja obecność tutaj jest po to, aby was poprowadzić nową drogą, drogą zbawienia”; „prowadzę was ku nowym czasom”. „Pospieszcie się z nawróceniem. Nie czekajcie zapowiedzianego znaku. DLA NIEWIERZĄCYCH BĘDZIE ZBYT PÓŹNO, BY SIĘ NAWRÓCILI. Wy, którzy wierzycie, nawróćcie się i pogłębiajcie waszą wiarę. (…) Niech pola pszenicy mówią wam o miłosierdziu Bożym wobec każdego stworzenia.
Na miłosierdzie Boga może być jednak za późno, skoro ma ono odnosić się jedynie do życia doczesnego. W porównaniu z innymi objawieniami treść orędzi z Medjugorie cechuje jednak większa prostota, TON BARDZIEJ EWANGELICZNY, umiar, brak ciągłego motywu straszenia i gniewu Boga, nakazów i szukania wrogów. „Kochajcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się i błogosławcie im”. „Pragnę, byście wszystkich kochali moją miłością: dobrych i złych. Tylko w ten sposób miłość będzie mogła zapanować na świecie”. Kiedy mówiono, że tajemnice powierzone widzącym zapowiadają nieuniknione kary i katastrofy dla ludzkości, odpowiedź „Gospy” (Maryi) prostowała te pogłoski: „To pochodzi od fałszywych proroków. Oni mówią: «Tego dnia będzie katastrofa». Ja zawsze mówiłam: Zło (kara) przyjdzie, jeśli świat się nie nawróci. Wzywajcie ludzi do nawrócenia, wszystko zależy od waszego nawrócenia”.
Są w orędziach z Medjugorie wyraźne aluzje do sytuacji obecnego świata. „Wzywam was, abyście rozmyślali o swojej przyszłości. Tworzycie nowy świat bez Boga, tylko własnymi siłami i dlatego jesteście niezadowoleni i bez radości w sercu. Ten czas jest moim czasem… (…) Bóg daje mi ten czas jako dar dla was, abym mogła was pouczać i prowadzić drogą zbawienia”.
Nie jest rzeczą łatwą pogodzić pojawiające się w objawieniach maryjnych rozbieżności w obrazie Boga. Obraz ten w niektórych przepowiedniach przyszłości PRZYPOMINA PEWNE TEKSTY STAROTESTAMENTALNYCH PROROCTW I WCZESNEJ ŻYDOWSKIEJ APOKALIPTYKI. Na końcu czasów Bóg sprawiedliwie odpłaci dobrem ludziom dobrym, a złem ludziom grzesznym i występnym. Tego rodzaju przepowiednie budzą w ludziach strach przed Sądem Ostatecznym. Zawarte w nich groźby o boskich karach oraz karze wiecznej mają odstraszać od grzechu niewierzących i zatwardziałych grzeszników, niewrażliwych na Bożą dobroć.
APOKALIPTYCZNY DUCH BOŻEJ POMSTY NAD GRZESZNIKAMI ŻYJE NADAL W ŚWIADOMOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ. Świadomość ta nie została do głębi przeobrażona duchem Ewangelii. Motyw lęku przed potępieniem idzie często w parze z motywem zadowolenia z wiecznej kary należnej niegodziwym. Ginie wówczas najpiękniejsza i najśmielsza z ludzkich nadziei nadzieja na pojednanie wszystkich. Zamiera wtedy także dar „czucia-wespół” dar współczującego serca człowieka.
SZALEŃSTWO OBJAWIEŃ. NIEPOKOJĄCE ZJAWISKO.
Słusznie źródło zjawiska objawień należy doszukiwać się w apokaliptyce żydowskiej. Rojenia sekciarzy żydowskich, które zostały odrzucone przez rabiniczny judaizm zostały przechowane przez tradycję chrześcijańską, która ze szczególną pieczołowitością kopiowała i przechowywała właśnie tej księgi upajając się wizją broczącego we krwi mściciela Jahwe. Można wykazać wiele elementów wspólnych pomiędzy tymi wydawałoby się odległymi czasowo tekstami.
Początki chrześcijaństwa były ekstatyczne – zgromadzenia pierwszych wyznawców Jezusa przypominały „dom wariatów” i nie jest to przesada ale opinia jednego z głównych przedstawicieli tego nurtu Pawła z Tarsu:
„Jeśli się tedy cały zbór zgromadza w jednym miejscu (…), a wejdą tam zwykli wierni albo niewierzący, czyż NIE POWIEDZĄ, ŻE SZALEJECIE” ( 1 Kor 14, 23 ).
Ma to związek ze zjawiskiem tak zwanej glosolalii a niewątpliwie dużą pomocą przychodzącą tym ekstatycznym stanom był fakt, że po prostu niektórzy z chrześcijan w Koryncie na tych zgromadzeniach byli pijani „w sztok” ( 1 Kor 11, 21 ).
Sam św. Paweł w jednym z listów opowiada jak został zabrany do „trzeciego nieba” i to w sposób niedobrowolny gdzie miał słyszeć jakieś tajemnicze słowa ( 2 Kor 12, 1 – 7 ). Paweł miał na zczęście jeszcze tyle skromności, że nie zamierzał dzielić się z nikim treścią objawienia, czego nie można powiedzieć o współczesnych podróżnikach po zaświatach.
W Kolosach czczono aniołów ( Kol 1, 18 ) i oddawano się ekstatycznym wizjom ( Kol 2, 18 ).
Długo można by analizować zjawiska zachodzące w pierwotnym chrześcijaństwie właśnie pod kątem takich objawień. Judeochrześcijański prorok Agabus wiązał sobie pasem ręce i nogi i prorokował w imieniu Ducha Świętego ( Dz 21, 10 – 14 ). Prorokowały córki – dziewice Filipa Diakona ( Dz 21, 9 ) a przecież i Kefas gęsto musiał się tłumaczyć tłumom za zachowanie w trakcie tzw. zesłania Ducha Świętego ( Dz 2, 13 – 15 ). Kto zabił Ananiasza i Safirę skoro rozmowa z Kefasem odbyła się za zamkniętymi drzwiami ( Dz 5, 10 ) – Kefas czy Duch Święty jak sugeruje to autor Dziejów Apostolskich – a może duch święty poprzez ręce Kefasa – pytanie takie można przecież zadać?
Jak mamy obecnie traktować te przeszłe zjawiska i te obecne? Czy za objawieniami Maryjnymi stoi Bóg? Po co miałby się objawiać w ten sposób? Czy chce przekazać nam w ten sposób jakieś orędzie? Jakie skoro jak wykazał to na przykładach ks. Hryniewicz jest ono bardzo niepokojące?
W trakcie wojny doszło do objawień wizjonerki o imieniu Anna. Bóg miał jej wiele do powiedzenia o nadchodzącej zagładzie Niemców, o nadchodzącej potędze Polski oraz o Żydach:
„Dawali Mi rytuał, próżne gesty i słowa puste, sercem zaś lgnęli do zagarnięcia całego świata i używania go w imię moje!”.
Takie słowa i to w momencie maksymalnego nasilenia akcji eksterminacyjnej Żydów w Polsce!!! Zadziwiający Bóg i Maria ekstatyków. Wprost nie do pojęcia jest to Bóstwo terroru i zastraszania ( nie generalizując tego zjawiska ) i Jego wpływ na ludową, pacholęcą pobożność.
Częste modlitwy musiały wprowadzać tych ludzi w pewien stan mistycznych wizji. Mechanizmem modlitwy zajęli się psychiatrzy i psychologowie, jeden z nich Hamer wyprowadził bardzo ciekawe wnioski:
„Medytacja i modlitwa powodują wyłączenie ośrodka w tylnej części mózgu odpowiedzialnego za orientację w czasie i przestrzeni oraz za poczucie fizycznych granic własnego ciała. Intensywniej natomiast działa tak zwana świadomość wyższa, zlokalizowana w płatach czołowych kory mózgowej, włączająca nas w obraz Wszechświata, właściwa tylko ludziom. Te zmiany, które można śledzić na tomograficznych obrazach mózgu, sprawiają, że zaczynamy się czuć częścią wielkiej kosmicznej całości. O aktywności mózgu decydują neuroprzekaźniki – dopamina, serotonina i noradrenalina – paczkowane i transportowane przez gen VMAT2. LUDZIE WYPOSAŻENI W DUCHOWY WARIANT tego genu, czyli jego odmianę zawierającą cytozynę ( a nie adeninę ), MAJĄ UŁATWIONE OSIĄGANIE NIRWANY CZY PRZEŻYWANIE MISTYCZNYCH WIZJI, bo ich mózg efektywniej korzysta z wytwarzanych substancji chemicznych” ( cyt. B. Grom, „Psychologia religii. Ujęcie systematyczne”, WAM, Kraków 2009, s. 34 ).
Jeśli ludzie ci byli wyposażony w taki właśnie duchowy wariant tego genu ( a wszystko na to wskazuje ) to wtedy, o wiele łatwiej zrozumieć to niepokojące zjawisko i przejść nad nim do porządku dziennego.
AJN.
Skoro ogromna liczba katolików wierzy, że Bóg potrzebował nasycić się krwią swojego Syna, żeby nam otworzyć drogę do zbawienia (zbawiło nas cierpienie), nie można za bardzo się dziwić, że istnieje potrzeba „ucieczki” pod opiekuńcze skrzydła matki, która osłoni przed Ojcem i jego słusznym gniewem. Jedno jakby wynika z drugiego.
Jak wiadomo wiara w treść objawień prywatnych nie jest w naszym wyznaniu obligatoryjna, więc można mówiąc kolokwialnie sobie ten temat odpuścić, jednak dla co wrażliwszych jednostek przyjmowanie tych treści głęboko do serca może skończyć się atakiem silnej neurozy.
Taka refleksja naszła mnie po przeczytaniu wpisu ks. Hryniewicza, że chyba tak naprawdę swoją wiarę „wygrał” ten, który nauczył się nie bać Boga…
….Czyli nie dać sobie odebrać nadziei, że ten Bóg jest inny niż przeróżne ludzkie wyobrażenia i karykaturalne Jego obrazy. Ileż pracy ducha jeszcze potrzeba, aby można było odnaleźć radość w wierze!
Panie Andrzeju, nie wiem, czy wyjaśnienie wszystkich mistycznych objawien obecnością jakiegoś genu wszystko załatwi. No bo na przykład św. Paweł, o którym Pan pisze miał wiele wizji, a pierwsza najważniejsza zapoznała go z Chrystusem zmartwychwstałym. On bez tej pierwszej wizji nie rozpocząłby swojej misji. Przezycia ekstatyczne miał też Jezus (przemienienie) oraz inni ważni ludzie w historii Izraela (np. Mojżesz). Religie oparte są na takich boskich objawieniach, więc chodzi o to, które teofanie są prawdziwe, które nie. Czy w ogóle można zadać takie pytanie, a może inaczej: które pochodzą od Boga, albo może: które w najwiekszym stopniu pochodzą od Boga. Nie umiem na takie pytanie odpowiedzieć, bo kierując się subiektywną iontuicją wybieram te objawienia, z którymi się sama zgadzam, a inne uznaję za „złudzenia” czy „zwodzenia”. Św. Ignacy Loyola miał mnóstwo wizji i ekstaz, z których niektóre uznał za pochodzące od Boga, niektóre od diabła. To, że są od diabła też zobaczył w jakiejś wizji.
Jakie kryterium trzeba by tu przyjąć?
Dla mnie nie ma innego kryterium niż własna intuicja. Jeśli dane objawienie powoduje u mnie zamęt, jakieś poczucie dysonansu, niezgody na treści z niego płynące to oznacza, że w żaden sposób mi się nie przysłuży, a może zaszkodzić (czy coś co pochodzi od Boga może wywoływać takie odczucia?). Jeśli jest więcej takich osób, które odbierają podobnie to już zaczyna się większa pewność, że coś jest nie tak.
Poza tym chyba najlepsze kryterium to poznawanie po owocach więc trzeba obserwować co takie objawienie „uczyniło”, aby przybliżyć ludzi do Boga (ale tak naprawdę, a nie na zasadzie strachu).
Pani Anno! Nie wiem jakie kryterium tu trzeba przyjąć ( samo uznaniowe chyba też nie ) i na szczęście nie muszę się nad tym zastanawiać. Dlaczego? Wraz z ks. Paczosem podzielam pogląd, iż Bóg jest nieewidentny z całą konsekwencją tego słowa. Odnośnie „Przemienienia” – zmieniałem już pogląd na to zjawisko parę razy. Obecnie przychylam się do tezy prof. Gnilki, iż jest to prawdopodobnie rzutowanie jakiejś wizji popaschalnej do opisu życia Jezusa sprzed wydarzeń Wielkanocnych. Nic nie wskazuje na to żeby Jezus w trakcie ziemskiej egzystencji doznawał jakichś dziwacznych wizji czy też objawień. Odnośnie zaś Pawła z Tarsu, któremu niewątpliwie zdarzało się popadać w jakieś dziwne stany nie mam dużych zastrzeżeń, ponieważ ich treść zatrzymywał on dla siebie. Uważam, że byłoby dobrze, aby inni postępowali podobnie. Pozdrawiam Panią serdecznie i gratuluje książki. W najbliższym czasie obiecuję ją przeczytać i podzielić się z Panią moimi refleksjami. Głowa do góry. Uśmiech. Już niedługo sobota.
Dla historyka takie wydarzenie jak Przemienienie jest niewiarygodne naukowo, to jasne. Jednak dla mnie jako osoby wierzącej ma ogromne znaczenie duchowe. Sama nie wiem jak z moim krytycznym umysłem mogę wierzyć w tego typu „dziwne” wydarzenia, jak właśnie Przemienienie lub cuda Jezusa. No jakoś mogę. Myślę, że jest możliwe, że apostołowie mieli takie przeżycie z Jezusem jakby cudownie przemienionym. Historyk J D Crossan pisze w swojej książce, że najprawdopodobniej Jezus czynił cuda w transie, przy zmienionym stanie świadomości. Przynajmniej rozważa taką możliwość.
Co do Pawła z Tarsu to pewnie część przeżyć zachowywał dla siebie, ale jednak z tych przeżyć wyniknęła jego teologia zbawienia i usprawiedliwienia. A przynajmniej te zachwycenia mistyczne miały jakiś (raczej duży) wpływ na jego koncepcje religijne.
Dlaczego wizje czy objawienia miałyby zawsze być „dziwaczne”? Z pewnością nie są dostepne każdemu wierzącemu, ale jak inaczej poznać Boga jeśli nie wewnętrznym przeżyciem, które jest INNE i może trochę dziwaczne, ale raczej bardzo ważne w życiu.
I byc może nie ma innej rady niż kierować się swoją intuicją. Ale można się też kierować zgodnością z Ewangelią, z tym że jak wiadomo są jej różne interpretacje.
Pani Anno!
Wiemy na pewno, że Jezus czynił cuda. Problem polega tu na tym, że to co było cudem dla „oczów i uszów” Żyda z I wieku n. e. niekoniecznie jest cudem dla nas. To, że Jezus wpadał w trakcie tych czynów w trans jest bardzo prawdopodobne ( zachodzi podejrzenie sztucznego wywoływania indukcji wizji poprzez wpatrywanie się w ostre słońce ), ponieważ nie stosował On w procederach taumaturgicznych modlitwy. Uzdrowienie paralityka ( odpuszczenie grzechów ) jest powszechnie uznawane za autentyczne wydarzenie przez wszystkich badaczy ( ateistycznych i chrześcijańskich ). Co to oznacza? To, że Jezus czynił cuda nikogo nie skłania jeszcze do uznania Go za przewodnika swojego życia. Budda chodził po wzburzonych wodach Gangesu, uzdrawiał ludzi i dla milionów jest Bogiem. Wielu mistyków buddyjskich wciąż widzi go w jakichś wizjach w których coś do nich mówi. Tysiące osób w jego świątyniach doznaje cudownych uzdrowień. Proszę prześledzić zjawisko szamanizmu i jego techniki wprowadzania się w stany transowe. Mamy świadectwa licznych cudów dokonywanych przez szamanów. Czy zatem chce zaprzeczyć tym samym wyjątkowości Nazarejczyka? Oczywiście, że nie: chcę powiedzieć, że jeśli ktoś chce uznać w nim Boga jako osoba wierząca nie powinien potrzebować cudów i objawień a jeśli ich potrzebuje to wtedy musi na poważnie rozważyć czy wybrał właściwe Bóstwo. Dlaczego świat stworzony według reguł Stwórcy ( fizyka, biologia ) miałby być dla niektórych łamany? Jakim prawem. Jeśli ktoś przypisuje uzdrowienie swojego dziecka Bogu to w jakiś sposób czyni się Jego wybrańcem? Czyżby modlitwa innej kobiety była mniej wartościowa. Dlaczego Bóg ma wysłuchać modlitwy jakiejś jednej strony a drugiej nie? Moim zdaniem Bóg tylko słucha i to jest ta Jego ukryta mądrość a cuda zostawia ludziom.
AJN
„Odnośnie zaś Pawła z Tarsu, któremu niewątpliwie zdarzało się popadać w jakieś dziwne stany nie mam dużych zastrzeżeń, ponieważ ich treść zatrzymywał on dla siebie. Uważam, że byłoby dobrze, aby inni postępowali podobnie. ”
Jeśli tak to nigdy nie dowiedzielibyśmy się o zmartwychwstaniu.
Osobiście, podobnie chyba jak pani Anna, mam problem z objawieniami/przeżyciami mistycznymi/wizjami etc. Jeśli uznamy że Bóg przemawia do człowieka posługując się np. zjawiskami zachodzącymi w mózgu (wywołując wizje itp.) to jak rozpoznać co pochodzi od Niego a co nie. Jeśli zaś dojdziemy do wniosku że wszelkie tego typu przeżycia to urojenia, zjawiska czysto fizykalne to kwestionujemy znaczną część Objawienia. No bo może żadnego zmartwychwstania nie było, były tylko wizje dręczonego wyrzutami sumienia Kefasa podchwycone przez egzaltowany tłum uczniów Nazarejczyka? A Apokalipsa? I całą eschatologię można między bajki włożyć.
Jeśli zaakceptujemy objawienia to nie możemy wtedy wykluczyć, że i inne objawienia mogą być prawdziwe a wtedy musielibyśmy nawet rozważać Księgę Mormona oraz hinduizm lub też Konfucjusza. W czym są lepsi „nasi” mistycy i wizjonerzy. Wielu świętych mężów w dzisiejszych czasach i we wcześniejszych dostawało jakichś wizji i objawień. To zjawisko jest więc szerokie i należy je rozpatrywać GLOBALNIE a nie w skali mikrokosmosu ( katolicyzm ). Wtedy dopiero człowiek nabiera do tego dystansu.
Zmartwychwstanie jest czymś jakościowo innym i choć Paweł z Tarsu włączył się w jednym z Listów jako jego świadek to historycznie rzecz biorąc jego wizja nie różniła się od wizji późniejszych chrześcijan. Nastąpiła ona już po długim okresie od wydarzenia Wielkanocnego.
Historycznie nie można udowodnić zmartwychwstania jak to słusznie zauważył ks. Meier. Możemy jednak stwierdzić, że pomiędzy KRZYŻEM a pojawieniem się Dwunastu w Jerozolimie COŚ ZASZŁO. Było to na tyle istotne, że Ruch Jezusa został kontynuowany. Również galilejska odnoga chrześcijaństwa uważała Jezusa za żyjącego. To przekonanie nazywamy zmartwychwstaniem – cokolwiek to znaczy. Nie zawdzięczamy tego objawieniu ale Żyjącemu Jezusowi, który dał się poznać i to tylko wybranym. Następnie przeszedł do innej egzystencji kończąc cykl zmartwychwstaniowy. Od tej pory stał się transcendentny i niepoznawalny naszymi ziemskimi zmysłami.
Paweł nie twierdził, że Go widział lecz słyszał – i ja mu wierzę – Paweł coś słyszał.
Dlaczego wierzę w zmartwychwstanie? Nie dlatego, że oni widzieli tylko dlatego, że oni za to zginęli, bo to wprowadza nową jakość w naszą dyskusję. Jakiś wariat mógłby dać się zabić za kłamstwo ale jedenastu – to nieprawdopodobny zbieg okoliczności. I to jest cud! Nie rojenia mistyków ( chrześcijaństwo, buddyzm, islam, hinduizm, szamanizm ) na pograniczu fantazmatów.
AJN
„Moim zdaniem Bóg tylko słucha i to jest ta Jego ukryta mądrość a cuda zostawia ludziom.”
Czy mógłby pan rozwinąć tę myśl?
Do p. Estel!
BÓG SŁUCHA, BOGA NIE WIDAĆ, BÓG JEST TAJEMNICĄ I CO Z TYM WSZYSTKIM MA WSPÓLNEGO MODLITWA?
1.Czy istnienie Boga jest potrzebne, aby wyjaśnić wszechświat?
Zadajmy sobie pytanie: Czy wszechświat ma początek? Wszystko wskazuje na to, że tak. Przede wszystkim jak wszyscy wiemy niebo w nocy nie świeci jednolicie lecz gdzieniegdzie przebłyskują gwiazdy. Jeśli wszechświat jest nieograniczony i mniej więcej równomiernie wypełniony gwiazdami to światło, które z nich się wydobywa już dawno dobiegło by na ziemię powodując świecenie nocnego nieba. Wiemy jednak nawet z własnego doświadczenia, że firmament w nocy nie świeci wobec tego albo świat miał początek albo się rozszerza – trzecim możliwym wyjściem z tej sytuacji jest połączenie tych dwóch tez. Postanowiono obliczyć kiedy wszechświat powstał. W tym celu postanowiono wykorzystać ucieczkę galaktyk. Mierząc ich prędkość dzięki przesunięciu ku czerwieni łatwo obliczyć kiedy wszystkie galaktyki znajdowały się w jednym punkcie. Prawidłowych pomiarów dokonał Arthur Eddington. Około 20 miliardów lat temu Wszechświat wyłonił się z zera czasu i przestrzeni. Gdy cofamy się do początków objętość wszechświata zmierza do zera a nawet gęstość jest nieskończona. Fizykom taki stan świata wydał się obcy. Odtworzono całą ewolucję wszechświata już od 10(-44) sekundy czyli tzw. Ery Plancka jednak nie radzono sobie z pytaniem co było przed początkiem? Teolodzy chrześcijańscy wpadli w ekstazę. Ten kosmiczny „Wielki Wybuch” to biblijne stworzenie świata. E. A. Milne w książce „Modern Cosmology and Cristian Idea of God” stwierdził: „Nie możemy formułować żadnych twierdzeń dotyczących stanu spraw t=0; w swoim akcie stwarzania Bóg nie posiadał obserwatora ani świadka”.
Rękawice rzuconą na ring podniósł Stephan Hawking. Ten urodzony w 1942 człowiek cierpi na stwardnienie zanikowe boczne, które przykuło go do wózka inwalidzkiego. Na dodatek choroba ta postępuje i w wyniku komplikacji stracił mowę. Porozumiewa się ze światem za pomocą syntezatora, który przetwarza słowa wybijane przez niego na klawiaturze. Jest on wybitnym Oksfordzkim uczonym i specjalistą zajmującym się osobliwościami takimi jak czarne dziury oraz grawitacja kwantowa. W 1983 wspólnie z Johnem Hartle opublikowali pracę w której metodę Feynmana przenieśli do kosmologii kwantowej. Co to znaczy? Najprościej jest wyobrazić to sobie obserwując powierzchnię kuli. Kiedy poruszamy się po niej możemy to robić w dowolnym kierunku i nie napotkamy brzegu. Z tym, że nasz świat ma jeszcze czwarty wymiar i dlatego nazywamy go czasoprzestrzenią. Hawking upodobnił czas do jednego z kierunków przestrzeni. Czas zatem przestaje płynąć i dopiero po przejściu do ery Plancka pojawia się jako czasoprzestrzeń. W tym postulacie nie ma stanu początkowego i można go opisać wzorem: Przejście [stan B,tB ]. Co zatem z tego wynika? PRZEDE WSZYSTKIM TO, ŻE ZA POMOCĄ TEGO WZORU DA SIĘ WYPROWADZIĆ WYŁONIENIE SIĘ ŚWIATA Z NICOŚCI! Myślę, że to ma jednak duże znaczenie, które najlepiej chyba ocenił Carl Sagan: „Hawking usiłuje znaleźć odpowiedź na słynne pytania Einsteina, czy Bóg miał swobodę w tworzeniu Wszechświata. Próbuje, jak sam stwierdza wprost, zrozumieć umysł Boży. To sprawia, że konkluzja – przynajmniej obecna – jest tym bardziej zaskakująca: WSZECHŚWIAT NIE MA GRANIC W PRZESTRZENI, NIE MA POCZĄTKU I KOŃCA W CZASIE, NIE MA TEŻ W NIM NIC DO ZROBIENIA DLA STWÓRCY” ( cyt. S. W. Hawking, „Krótka historia czasu”,Wyd. Alfa, Warszawa 1990,s. 11 ).
Przejdźmy więc w miarę szybko i sprawnie przez 20 miliardów lat historii wszechświata. W pierwszym etapie istnieje on bezczasowo. Czas wtedy nie upływa, ponieważ jest jedynie kierunkiem przestrzeni. Prawa kwantowej grawitacji pozwalają wyliczyć przejście z bezczasowego etapu do momentu w którym tH stało się chwilą już upływającego czasu. W ten sposób stawanie narodziło się z bezczasowego bycia, przemijanie weszło na scenę kosmosu. Krzywizna czasoprzestrzeni działała jak potężne pole grawitacyjne. Cząstki elementarne, które powstawały w tym polu w wyniku wysokich temperatur i ciśnienia nie przypominały materii lecz raczej posiadały właściwości promieniowania. Jednak ekspansja musiała pociągnąć za sobą szybki spadek temperatury i gęstości. Wskutek tego po 10 minutach świat był wypełniony promieniowaniem elektromagnetycznym. W nim unosiły się neutrony, protony i elektrony. Na szczęście po upływie miliona lat, temperatura na tyle opadła, że cząstki zaczęły tworzyć struktury atomowe, które stały się atomami wodoru. W chwili gdy zaczęły pojawiać się zgęszczenia cząstek zaczęły one przyciągać się do siebie. Rozpoczął się proces budowy gwiazd i galaktyk. Gwiazdy wraz ze swoim rozwojem przetwarzały lżejsze pierwiastki, aż w końcu pojawił się węgiel. Na jednej z planet pojawiły się warunki umożliwiające powstanie życia. Nastąpiło to kilka miliardów lat temu ( M. Heller, J. Życiński, „Dylematy ewolucji”, POLSKIE TOWARZYSTWO TEOLOGICZNE, Kraków 1990, s. 46, 47 ). W wyniku ewolucyjnych zmian powstaje wiele różnych form życia, jedną z nich jest Homo Sapiens – gatunek powstały ok. 200 000 lat temu, który zdominował planetę. 2000 lat temu rodzi się w obrębie tego gatunku Jezus z Nazaretu. Do zrozumienia tych procesów nie potrzeba Boga są ludzie, którzy doskonale sobie z tym problemem radzą bez tej hipotezy. Wniosek: jeśli jest Bóg, „zamaskował” On się w sposób doskonały. Gdy założymy, że Jezus z Nazaretu był Człowiekiem i Bogiem to również i On zamaskował się bardzo dobrze. Sama się chyba Pani ze mną zgodzi, że zapisywanie swoich myśli palcem na piasku nie jest najlepszym sposobem utrwalenia swojego przesłania ( J 8, 6 ). Przez to narodził się Jesus Quest, PONIEWAŻ JEZUS CHCE, ABY GO SZUKAĆ I CZYNIĆ TO NIEUSTANNIE. W OBJAWIENIU NIE MA NIC BEZSPRZECZNEGO.
2. Modlitwa.
Bóg wysłuchuje naszych modlitw. Można wprowadzić takie stwierdzenie. Czy jednak spełnia On prośby zawarte w tej formie dialogu z Nim? Osobiście:
Przez przypadek poszukując wykładu prof. G. Vermesa na http://www.youtube.com natknąłem się na wstrząsające nagranie z telefonu komórkowego. Jakiś wyznawca islamu w jego fundamentalnej formie nagrał jako przykład kary zbiorowy gwałt na kilkunastoletniej chrześcijance w Egipcie ( Kościół Koptyjski ) dokonany na bazarze w Kairze. Byłem wstrząśnięty. Przez kilka dni nie mogłem dojść do „siebie”. Moja empatia jest czasami zabójcza dla mnie samego. Jaki ma to związek z modlitwą? Czy wyżej wymieniona nieszczęsna osóbka, która przecież nadal żyje nie zanosiła modlitw do Boga o swoją błogą ziemską egzystencję? Oczywiście, że tak a jednak spotkało ją coś co przekracza granice wszelkiej podłości. Czy to chciał jej dać Bóg? W innym przypadku gdy kogoś spotyka coś przyjemnego z miłą chęcią przypisujemy to Bogu i swojej modlitwie: jakim prawem? Większość ofiar holocaustu zaduszonych w komorach gazowych stanowili najbardziej pobożni Żydzi – chasydzi. Większości tej populacji „oczy ropiały” nad Świętymi tekstami a usta „wysychały” od modlitw z Psałterza. Pomimo to musieli jak „owce prowadzone na rzeź” wchodzić do morderczych sal ze swoimi dziećmi i żonami. Dlatego z dużym uśmiechem podchodzę do kogoś kto chce powiedzieć mi, że dzięki modlitwie dostał piątkę w szkole czy też nową pracę. Po prostu z mojej perspektywy jest to śmieszne – i lepiej, abym nie rozwijał tego tematu.
Ludzie od dawna myśleli, że złożenie jakiegoś daru ( kiedyś krwawe ofiary – dziś jałmużna obietnice ) spowoduje łaskawość Bóstwa ( dostanę, bo i ja ofiarowałem – dostanę, bo jestem chory lub potrzebujący ). Ten tok rozumowania nadal istnieje w systemach religijnych i w umysłowości ludzi współczesnych. Ludzie nie rozmawiają z Bogiem tylko Go o coś proszą, czynią to nieustannie jakby byli w jakimś transie. Nie ma jednak jakichkolwiek dowodów, iż modlitwa może przynieść jakiekolwiek pozytywne skutki w postaci zdrowia, pieniędzy czy też innych profitów egzystencjalnych. Dr Herbert Benson z Mind & Body Medical Institute przeprowadził badania w tzw. Wielkim Eksperymencie Modlitewnym ( Great Prayer Experiment ). Udowodnił, że chorzy za których się modlono odzyskiwali zdrowie wolniej niż ci za których się nie modlono. Dlaczego? Wyjaśnia się to sprawą stanu lękowego: ci którzy dowiadywali się, że ktoś się za nich modli myśleli, że są w poważniejszym stanie niż było to w rzeczywistości i przez to wolniej odzyskiwali zdrowie niż ci za których się nie modlono. W tym kontekście lepiej zrozumieć Jezusa, który za chorego się nie modlił a od pacjenta wymagał wiary. Pozostanę przy opinii Galilejczyka, Jego terapia była bardzo skuteczna.
Pozdrawiam AJN.
Czyli mam rozumieć, że uważa Pan iż Bóg nie ingeruje w żaden sposób w swoje stworzenie? Słucha i milczy. Nie ma dowodów, że czyjaś modlitwa została wysłuchana (nawet kiedy ktoś uparcie twierdzi, że doświadczył cudu po modlitwie w jakiejś intencji -to są rozumiem tylko majaki i myślenie życzeniowe). W takim razie o tym co się z nami dzieje decyduje ślepy los, bo przecież nie na wszystko mamy wpływ. Po co więc się modlić skoro rozmowa z Bogiem jest naszym nieustannym monologiem, to nie wydaje się Panu zniechęcające?
Wizja, którą Pan roztoczył jest dla mnie bardzo ponura, nie znam osobiście żadnego ziemskiego ojca, który swojego dziecka tylko słucha i nigdy w życiu nie spełnił żadnej jego prośby, odpowiadał milczeniem na potrzeby. Jak więc Ojciec wszystkiego mógłby być „gorszy” od swojego stworzenia?
Bóg już spełnił wszystkie prośby poprzez WCIELENIE. Jesteśmy wezwani do życia w wiecznym szczęściu – Bóg jest lepszy od swojego stworzenia. Wierzymy również, że w pewnym momencie odmieni On nasz świat i stanie on na „opak”. To Jego odpowiedź na prośby dziecka a nie nowy samochód, praca i zdrowie. Skoro Bóg już spełnił wszystkie modlitwy to modlitwa nie jest monologiem ale odpowiedzią człowieka na gest Ojca. To moje zdanie i doskonale komponuje się ono z doświadczeniem Holocaustu, o którym teraz zawsze trzeba pamiętać. Dziękuję Bogu, że moje myśli pozwalają mi na takie stwierdzenia. Ja już od Boga nic nie chcę – niech spełni to co obiecał – to mój dialog nie monolog. Monolog mają ci, którzy modlą się o czyjeś zdrowie a potem idą na cmentarz. Dostają gorszą odpowiedź.
Panie Andrzeju, to co my tak naprawdę robimy, wypowiadając słowa modlitwy, pochodzącej, jak wierzymy, od samego Jezusa? Klepiemy „daj nam chleba powszedniego” ot tak sobie? Nie wiem, czy czytał Pan mój wpis „Modlitwa świętych„. Może on trochę sprawę wyjaśnia.
O MISTYCYZMIE, CUDACH I MODLITWIE – GARŚĆ REFLEKSJI.
Panie Andrzeju, napisał Pan: „(…) JEZUS CHCE, ABY GO SZUKAĆ I CZYNIĆ TO NIEUSTANNIE. W OBJAWIENIU NIE MA NIC BEZSPRZECZNEGO.” Pełna zgoda. Spostrzeżenie że Bóg judaizmu/chrześcijaństwa jest Bogiem ukrytym nie jest niczym nowym (Iz. 45-15), natomiast osiągnięcia naukowe potwierdzają tylko tę znaną prawdę. Swego czasu Pascal napisał:” Skoro Bóg tak się ukrył, wszelka religia, która nie powiada, że Bóg jest ukryty, jest nieprawdziwa”. Mam wrażenie że przekonując nas do tego wyważa Pan otwarte drzwi (chociaż wpis z 17 stycznia 2014 godz. 18:28 jest bardzo ciekawy, zwłaszcza w punkcie pierwszym). Uważa Pan że wiara w cuda/objawienia itp. może być sprzeczna z wiarą w Boga ukrytego? Jeśli tak to nie podzielam Pańskiego zdania.
O MISTYCYZMIE/OBJAWIENIACH/RELIGIJNYCH EKSTAZACH
„Jeśli zaakceptujemy objawienia to nie możemy wtedy wykluczyć, że i inne objawienia mogą być prawdziwe a wtedy musielibyśmy nawet rozważać Księgę Mormona oraz hinduizm lub też Konfucjusza. (…)To zjawisko jest więc szerokie i należy je rozpatrywać GLOBALNIE a nie w skali mikrokosmosu ( katolicyzm ). Wtedy dopiero człowiek nabiera do tego dystansu.”
Otóż własnie ja staram się patrzeć na to globalnie, i chociaż nie jest to łatwe zagadnienie nie idę tak daleko jak Pan, nie odrzucam in gremio takich zjawisk jako fantazmatów. Zanim wyjaśnię dlaczego, chciałbym poczynić pewne zastrzeżenia:
– nie uważam że cuda, czy też objawienia prywatne są dowodami na istnienie Boga,
– nie uważam aby przeżycia mistyków można było traktować dosłownie, tworzyć na ich podstawie mapy piekła, czy nieba, spodziewać się rychłego końca świata itp.
– nie myślę że wszystkie tego typu zjawiska są wartościowe,
– cuda i objawienia prywatne nie są mi potrzebne dla podtrzymywania wiary,
– nie sądzę aby Bóg czuwał tylko nad chrześcijanami więc jeśli objawienia i cuda pochodzą od Niego mogą występować także w innych religiach i kulturach.
O co mi więc chodzi? Otóż problem objawień/przeżyć mistycznych/ekstaz rozpatruję w kontekście szerszym – kontaktów Boga z człowiekiem. Bóg chce żeby go szukać – tak, ale sam też szuka człowieka.W jaki sposób człowiek może doświadczyć obecności Boga? W jaki sposób doświadczali go prorocy i autorzy biblijni? W jaki sposób doświadczyli go święci? I jak możemy doświadczyć go Pan i ja? Czy ekstaza mistyka i mój zachwyt Bogiem w trakcie modlitwy mają ze sobą coś wspólnego? I co to właściwie jest ekstaza? Ojciec Jacek Prusak SJ definiuje ją tak: „(…) ekstaza jest zmienionym stanem świadomości, któremu towarzyszy wyobcowanie z otaczającego środowiska, zawieszenie zmysłów, brak wrażliwości na bodźce, zesztywnienie ciała(…). W psychologii rozróżnia się całe spektrum odmiennych stanów świadomości: trans, opętania, doświadczenie mistyczne(…) Ani narkotyki, ani plemienne rytuały nie wprowadzają człowieka w ekstazę, wprowadzają jedynie w trans. W ekstazie inicjatywa należy do Boga i (…)jest traktowana (…) jako łaska. (…) Większość katolickich teologów twierdzi, że doświadczeniem mistycznym jest wyłącznie sam akt zjednoczenia z Bogiem, bez wszystkich fenomenów poprzedzających go czy też mu towarzyszących. (…) Jest to tzw. wizja intelektualna, w której następuje poznanie, ale bez obrazów czy głosów. To właśnie ją uważa się za najpewniejszą formę doświadczenia mistycznego, ponieważ nie jest zniekształcona przez bodźce zmysłowe.” (Gdy dusza wyrywa się z ciała. Miesięcznik katolicki LIST. maj 2008) Jak widać nawet ten opis zawiera sporo niejasności bo jak np. odróżnić ekstazę od transu? Pan Panie Andrzeju proponuje odrzucenie takich zjawisk jako urojeń. Propozycja ta wydawała mi się przez chwilę nawet kusząca, upraszczająca kilka spraw. Ale czy na pewno? Czy w ten sposób nie odrzucimy czegoś ważnego? Jak rozumieć wtedy np. proroków Starego Testamentu? Czy nie byli oni w jakimś sensie mistykami? A przeżycia mistyczne św. Pawła? Przecież jego nawrócenie zapoczątkowane zostało objawieniem które przeżył na drodze do Damaszku. Czy możemy przyjmować Pawłowe nauki abstrahując od jego przeżyć mistycznych? Takich pytań jest więcej.
Jakiś czas temu natknąłem się na tekst jednego z teologów zachodnich (nie wiem Gerda Ludemanna czy Gastona Deluz) próbujący wyjaśnić, za pomocą porównania, fenomen chrystofanii. Według owego teologa umysł ludzki jest odbiornikiem fal transmisyjnych które nadaje Bóg, a falą transmisyjną jest tu sam Duch Święty wzbudzający w nas obraz Jezusa. Podoba mi się ta metafora. Za jej pomocą można tłumaczyć nie tylko zjawisko przeżyć mistycznych ale i szeroko rozumianych kontaktów Boga z człowiekiem. Jeśli nasze umysły są odbiornikami bożych fal to od naszych cech fizycznych i psychicznych, naszego środowiska, kultury i religii w jakiej się wychowaliśmy będzie zależała jakość transmisji. To wyjaśniałoby i różnice w objawieniach i, w części przypadków, wypaczony obraz Boga a i gen VMAT2 też się tu zmieści. Nie mam też kłopotów z uwierzeniem że Stwórca może działać np. przez chorobę żeby dotrzeć do człowieka, tak jak mógł działać za pomocą epilepsji aby nawrócić Pawła z Tarsu.
Chciałem napisać jeszcze o zmartwychwstaniu, cudach i modlitwie ale na dzisiaj mam dość.
Pozdrawiam
P.S. Ciekaw jestem co ks. Hryniewicz sądzi o mistycyzmie.
Panie Grzegorzu!
Całkowicie się z Panem zgadzam. To właśnie ten mechanizm nazwijmy go np. VAMT2 pozwala doświadczać niektórym Boga. Dlatego ja również wierzę, że Mahomet mógł widzieć anioła Gabriela a św. Faustyna piekło – ja im wierzę – tak samo jak i prorokom. „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał Bóg”. Czy stoi za tym Duch Święty i za którymi wizjami? Postaram się w innym wpisie odpowiedzieć na to pytanie. Na razie chciałem stwierdzić, że po wyjaśnieniu Pana stanowiska nie widzę jakichkolwiek większych pęknięć teologicznych pomiędzy nami.
Pozdrawiam.
„Uważa Pan że wiara w cuda/objawienia itp. może być sprzeczna z wiarą w Boga ukrytego? Jeśli tak to nie podzielam Pańskiego zdania” ( P. Tomek ). Otóż nie uważam, żeby taka wiara była sprzeczna z Bogiem ukrytym. Skoro mamy wpisany w biologię mechanizm, który pozwala „mając wiarę” powodować poprawę samopoczucia oraz mieć wpływ na inne dolegliwości to cuda są możliwe. Te mechanizmy „uruchamia” wiara i dzieje się to najczęściej wśród ludzi wierzących. O wiele lepiej teraz widać pewną zależność: modliłem/modliłam się do Buddy, ponieważ wiem, że on pomaga chorym i pomógł mi jestem zdrowa. Oczywiście nie działa to w każdym wypadku są zespoły chorobowe, których nawet najszczersza wiara nie pokona.
Panie Robercie!
Według raportu ONZ co pięć sekund umiera z głodu jedno dziecko a dwadzieścia tysięcy ludzi dziennie ( patrz https://prawda2.info/dobrobyt.html ). Gdy kupuję GW rano i wydaję na nią 3 PLN to pośrednio odbieram komuś życie, ponieważ mógłbym wysłać SMS do specjalnej fundacji i ktoś przeżyłby kolejny dzień. Pomiędzy naszymi wpisami umarło ok. 10000 ludzi z głodu. Większość z nich klepało „daj nam chleba” i otrzymało śmierć. To jest modlitewna rzeczywistość. Pod rozwagę i ostrożnie z tym chlebem.
CHLEBA NASZEGO DAJ IM DZISIAJ!
„3 miliardy ludzie na świecie usiłuje przeżyć za 2 dolary dziennie. Blisko 1/4 ludzi – 1,3 miliarda – żyje za mniej niż 1 dolar dziennie. Tymczasem aktywa 358 miliarderów przewyższają łączne dochody roczne krajów, które zamieszkuje 45% ludności świata. Suma aktywów trzech najbogatszych ludzi świata jest większa, niż łączny PKB wszystkich krajów najmniej rozwiniętych.
Aby pokryć niezaspokojone potrzeby świata w zakresie higieny i żywności, wystarczy 13 miliardów dolarów – TYLE. ILE LUDZIE W USA I UNII EUROPEJSKIEJ WYDAJĄ CO ROKU NA PERFUMY” ( cyt. https://prawda2.info/dobrobyt.html ).
Jak o tym nie myśleć? Przy moim śniadaniu umierają setki ludzi. Ludzie módlmy się ale na miłość boską oprócz tego coś róbmy – ja staram się coś dla nich ZROBIĆ. TO MOJA MODLITWA i bardzo proszę nie odbierać mi mojego poglądu, ponieważ on pozwala mi zachować wiarę w Boga. Nie chcę wierzyć, ze św. Antoni pomógł komuś znaleźć zagubione klucz a Bóg komuś nie dał chleba – ja już na ten temat długo myślałem. Skoro pozwala mi to egzystować w obrębie tego co mamy wspólne czyli chrześcijaństwa, to proszę pozostać przy swoich poglądach a mnie pozostawić przy moich.
Andrzej. Jak chcesz zostań przy swojej opinii, że prośba o pomoc w osobistych sprawach jest śmieszna wobec różnych złych rzeczy, które się wydarzają, gdzie nie nadchodzi żadna pomoc. Ciekawe, że niedawno mógłbym powiedzieć to samo. Ale myślałem nad tym i uważam, że osobiste sprawy czasami ważą więcej niż cały świat – to nie są tylko banały i ludzie chyba nawet nie modlą się o banały. Są tu też sprawy nieporównywalne. Czyjeś zdrowie, jest jego zdrowiem i jego modlitwa jest dla niego najważniejsza. I jest sprawa jeszcze bardzo ludzka. Człowiek to jest człowiek. Mamy swoje słabości. Nie jesteśmy prometeuszami. Ani herosami. Od zrzucania mu na głowę wszystkich cierpień świata nic dobrego się nie stanie. Tak samo jak od katowania się, że kupno gazety odbiera życie, ponieważ zawsze mogłeś wysłać smsa… To jest obsesja! Piszesz też, że w czasie napisania tych postow wiele osób umarło. Przez cały czas umierają. Ale nie jest żaden z nas wielkim rejestratorem nieszczęść na pełnym etacie. Buchalterem katastrof. Po co piszesz o takich rzeczach? Nie sądzisz, że robisz sobie w ten sposób krzywdę? Czy uważasz, że Bóg mógł cię powołać jako obserwatora zła i niesprawiedliwości? Czy raczej do życia mimo tego wszystkiego? Czy to raczej wynika z wiary czy z niewiary takie twoje myślenie? Mam taką drobną radę. Pozwól sobie trochę odspanąć od rozmyślania o WSZYSTKIM. Choćby na trochę.
Nie raczej nie przestanę myśleć o innych tym bardziej, że jest to związane z moją działalnością poza zawodową. Uczestniczę na terenie Skawiny w akcjach charytatywnych dotyczących pomocy dzieciom z rodzin patologicznych i zagrożonych ubóstwem. Co prawda część tego przychodzi ze mną „do domu” i wyciska jakieś piętno ale nie jestem w stanie zrezygnować z tego. Tym bardziej, że wywodzę się z tamtego miasteczka, znam je w miarę dobrze a rejestry zagrożonych rodzin wciąż ROSNĄ nie MALEJĄ. Nie mogę ale chyba też nie chcę od tego „odsapnąć”. Tak jest lepiej Tomku. Odpoczywających jest dużo a odpoczynkiem jest dla mnie to co robię.
Pozdrawiam.
Ok. Rozumiem, że lubisz pomagać i czujesz taką potrzebę, ale ja cię z tego przecież nie przepytywałem, ani ci niczego nie zarzucałem. Chciałem tylko, żebyś poczuł czasami przyjemność z prostej rzeczy, że możesz kupić gazetę, którą lubisz…
Pozdrowienia
Ok. Zrozumiałem. Lubię GW. Czasami tylko dopadają mnie cholerne refleksje… Nie mam czasami do tego wszystkiego nerwów.
Pozdrawiam.
Kiedy list?
BÓG, GŁOSY,CUDA I WSZECHŚWIAT. WYJAŚNIENIE STANOWISKA.
Tytułem wstępu: Właśnie przeglądam Gazetę Wyborczą z dnia 17 stycznia 2014 roku i w artykule Ewy Furtak „Widmo okultysty krąży nad Wisłą” ( s. 18 ) napotykam następujący list skierowany przez proboszcza ewangelicko – augsburskiej parafii w Wiśle, podpisany przez proboszczów innych parafii ewangelickich oraz księży katolickich, zielonychświątkowców, Adwentystów Dnia Siódmego oraz Kościół rektoralny. List doprawdy w najwyższej mierze ekumeniczny: „W wiślańskich domach obciążonych następstwami organizowanych licznych seansów spirytystycznych wiele osób do dzisiaj odczuwa stany lękowe, SŁYSZY GŁOSY, HAŁASY, przeżywa depresje”. Stany psychiczne w których ktoś SŁYSZY GŁOSY znane są nam od dawna, także i Paweł z Tarsu popadał w takowe zachwycenia w trakcie których COŚ SŁYSZAŁ: „Został uniesiony w zachwyceniu do raju i SŁYSZAŁ niewypowiedziane słowa” – jednak św. Paweł trafnie zauważył – „których człowiekowi NIE GODZI SIĘ POWTARZAĆ”( 2 Kor 12, 4 ). Nie wszyscy doszli jednak do takich wniosków i treść swoich wizji ujawniają w licznych publikacjach czy też odczytach. Czy te objawienia pochodzą od Boga czy też szatana? Spór pomiędzy tymi, którzy wierzą, że Bóg może zsyłać takowe stany w istocie sprowadza się do tego problemu. Adwentyści sądzą, że WSZYSTKIE OBJAWIENIA TO DZIEŁO SZATANA oprócz ustaleń ich charyzmatyczki Elen. G. White, KATOLICY TREŚĆ SWOICH OBJAWIEŃ BADAJĄ POPRZEZ ICH ZGODNOŚĆ Z NAUKĄ KOŚCIOŁA, tych parę przykładów, które umieścił ks. prof. Hryniewicz pokazuje, że „sito” to nie jest chyba zbyt „gęste”. Jakie jest moje zdanie? Otóż nie zamierzam się zastanawiać czy takowe wizje pochodzą od Boga czy też nie. Nie zamierzam się również zastanawiać nad cudami, lewitacją, prekognicją czy też zjawiskami atmokinezy ( w sensie: czy pochodzą one od Boga ). Nie interesuje mnie też kwestia stygmatów ani skoków na wysokość kilku metrów w wykonaniu niektórych świętych czy też mistyków – karateków. Gdyby to mi ukazał się Bóg i kazał złożyć ofiarę ze swojego syna ( vide Abraham ) to srodze zawiódłby się na mojej wierze, ponieważ niemal natychmiast sam zgłosiłbym się do szpitala psychiatrycznego im. Babińskiego w Krakowie z prośbą o izolowanie mnie w systemie terapii zamkniętej i przy użyciu silnych środków psychotropowych.
CZYŻBY WYWAŻANIE OTWARTYCH DRZWI?
Pan Grzegorz pomyślał, iż w pierwszej części swojego wpisu ustalam jedynie prawdę o ukrytym Bogu, która to jest powszechnie znana w judaizmie i chrześcijaństwie. Niepostrzeżenie jednak przeszło jedno spostrzeżenie, które wynika ze słów Hawkinga. Otóż współczesna fizyka rozprawiła się ze zwrotem, który do tej pory uchodził za aksjomat w teologii: „condidid ex nihilo ea, quae facta sunt”.Okazuje się, że Wszechświat może trwać sam z siebie, co do tej pory jako cechę przypisywano głównie Bogu. Wszak w teologii obowiązywała zasada, wyrażona w słowach św. Tomasza z Akwinu, iż tylko Bóg : Ipsum esse subsistens. Pogląd ten zawdzięczamy interpretacji słów autora Drugiej Księgi Machabejskiej ( 2 Mch 7, 28 ) i spotykamy go w naukach św. Ireneusza: „Bóg przewyższa ludzi przede wszystkim z tego względu, że On sam zaopatrzył się w materię do swego dzieła stworzonego, choć ona wcześniej NIE ISTNIAŁA” ( Adv. haer. II 10, 4 ). Chrześcijaństwo odrzuciło Platońską koncepcje powołania świata i związała nadzieje z creatio ex nihilo. Co teraz? Wybitnym polskim teologiem, który zmierzył się z tym problemem jest ks. Michał Heller. Oto do jakich doszedł wniosków analizując model Hartlego – Hawkinga:
„Czy zatem model, opierający się na takiej strategii, jest zbudowany z niczego? Wcale nie! Został on przecież skonstruowany z praw fizyki, którymi autorzy dysponowali a priori. Wystarczy zadać pytanie: skąd wzięły się prawa fizyki? By niewystarczalność modelu Hartlego – Hawkinga ( i wielu podobnych modeli ) ukazała się w całej pełni. Ale i tu nie powinniśmy dać się zwieść zbyt uproszczonej filozofii: Bóg stworzył prawa fizyki, a prawa fizyki stworzyły Wszechświat. Czy bowiem można oddzielać prawa fizyki od Wszechświata? CZYŻ NIE JEST RACZEJ TAK, ŻE PRAWA FIZYKI SĄ JAKIMŚ – ODKRYWANYM I UJMOWANYM PRZEZ NAS – ASPEKTEM STRUKTURY WSZECHŚWIATA” ( cyt. M. Heller, „Kosmiczna przygoda Człowieka Mądrego”, Znak, Kraków 1994, s. 252 ).
I to jest problem na który nie może znaleźć odpowiedzi ten wybitny kosmolog i teolog. Próby wyjścia z tej sytuacji są dużym kłopotem dla teologów, którzy oprócz Biblii, Ojców i Doktorów Kościoła patrzą też na najnowsze odkrycia naukowe – a nie nastrajają one optymistycznie: BYĆ MOŻE TRZEBA BĘDZIE POGODZIĆ SIĘ Z FAKTEM, IŻ WSZECHŚWIAT NIE BYŁ STWORZONY. Czyżby rację miała holenderska badaczka Ellen van Wolde, która uważa, że poprawne tłumaczenie słów Księgi Rodzaju: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” powinno zostać oddane jako „Na początku Bóg rozdzielił niebo i ziemię”. Uczona sugeruje, że hebrajskie „bara” można rozumieć jako „przestrzennie rozdzielił”.
W każdym bądź razie czeka chrześcijaństwo kolejny kłopot. Poradzono sobie jednak z odkryciem, iż to nie ziemia jest w centrum świata, poradzono sobie z tym, że to ona się porusza, poradzono sobie z tym, że przyroda ewoluuje a u podstawy drabiny ludzkości stoi niejedna Ewa i niejeden Adam – oczywiście poradzono sobie nie bez sprzeciwów. Myślę więc, iż uporamy się i z tym, że nasz Wszechświat jest samowystarczalny i wieczny.
W kontekście tych rozważań proszę się mi nie dziwić, iż wizje zaświatów, cuda – niewidy, objawienia, wróżenie z kart, czarny kot, głosy, światła, porwania UFO i Bóg wie co tam nie jeszcze to według mnie jakieś ludzkie projekcje czegoś co i tak nie jest osiągalne naszymi zmysłami. Natomiast jeśli KTOŚ CHCE W TO WIERZYĆ MI TO NIE PRZESZKADZA. Moja mama jest wielką entuzjastką takowych objawień, nie widzę powodów, aby ten pogląd zmieniała jeśli nie chce. Dlatego jeszcze raz proszę, aby z kolei mnie pozostawić z moimi przekonaniami. Natomiast jeśli ktoś jest w stanie rozstrzygać, które z tych zdarzeń POCHODZI OD BOGA to teraz ja chciałbym spotkać uzasadnienie jakim kluczem ktoś się posługuje i skąd ten klucz? Jeśli nie jest on bezsprzeczny to po co go używać, przecież można – przynajmniej teoretycznie – odrzucić SAMEGO BOGA. Cóż za ryzyko?
Odniosę się do tego chleba. Jezus nakarmił ludzi chlebem, zapewne w tym czasie kiedy dokonywał tego cudu w innych rejonach co minutę ktoś umierał z głodu. Powinniśmy mieć do Jezusa pretensje, że na wszystkich głodujących nie spadł chleb jak manna z nieba. Argumenty o biedzie nie powinny obciążać negatywnie wartości osobistej modlitwy. Chyba większość nie modli się o sprawy materialne, a o sprawy egzystencjalne, które naprawdę nie muszą wiązać się ze spłaceniem kredytu, czy nowym mieszkaniem. Poza tym Bóg nie jest autorem ludzkiej nędzy materialnej więc uważam, że prośba o chleb w Ojcze nasz, rozumiana jako wezwanie do pomocy przy radzeniu sobie w zabieganiu o przeżycie tu na Ziemi nie jest bezsensowna. Jezus wiedział, że ludzie będą umierać co ileś sekund z głodu, wiedział o zagładach w obozach, a jednak pozostawił modlitwę w takiej formie i zachęcał do zwracania się do Ojca po pomoc. Ja wierzę Jezusowi.
Wie pan. W tym jest sporo przesady. Wszystkie objawienia…głosy…i tu od razu pojawia się najważniejsze czy to od Boga, czy Szatana. To jest dziecinne. Mam przed sobą Politykę z premierem na okładce z 20 listopada. Jest tam taki tekst „Psychochondria”. W tym tekście publicystycznym pojawia się wypowiedź psychiatry, dr. Andrzeja Cechnickiego. Jest też w artykule wcześniej wzmianka, że kilkadziesiąt lat temu wszystkie nierealne głosy, które słyszy człowiek były uznawane za objaw schizofrenii (głosy słyszy ok 12 procent ludzi). Andrzej Cechnicki dodaje, że …dzisiaj już to kryterium nie jest tak zabójcze i ostre, a ważne staje się to, czy człowiek słyszy „to jestem ja” czy „zabij go”. Wspominam o tym dlatego, żeby pokazać, że mądrzy, wrażliwi ludzie uznają, że głosy, które są wyimaginowane nie muszą być wcale oznaką choroby. Mogą być jakąś ważną składową naszej psychiki. Jesteśmy skomplikowani w swojej prostocie. I tym bardziej nie muszą pochodzić od Szatana, Samaela, Belzebuba, Księcia Ciemności, rogacza, satyra, czy władcy piekła albo legionu! Jeżeli już ktoś tak uważa to według mnie jest to kłopot. Ale byłbym w tym całym roztrząsaniu fenomenu głosów był ostrożny. Czemu od razu ma się tu pojawiać dylemat czy to Bóg czy diabeł? Spokojnie z tymi figurami religijnymi. Mam wrażenie, że w takich wypadkach można sobie łatwo zaszkodzić. Pan też jest niepoważny, kiedy pan przyznaje na forum, że by pan się nafaszerował lekami, gdyby panu się objawił Bóg i poprosił o ofiarę. Przecież to jest jakiś absurd. Pan naprawdę myśli, że Bóg mógłby od pana czegoś takiego wymagać? Panie Andrzeju. Ja życzę kilku spokojnych dni. Bez lektur i kłopotów. Odpoczynku.
Tomku!
To inni rozważają czy objawienia pochodzą od Boga czy szatana – nie ja! – mnie to nie interesuje skąd one pochodzą ( cyt. „Adwentyści sądzą, że WSZYSTKIE OBJAWIENIA TO DZIEŁO SZATANA oprócz ustaleń ich charyzmatyczki Elen. G. White” ).
„Jeżeli już ktoś tak uważa to według mnie jest to kłopot” ( Tomek ). Czyli nie ja! Walczysz z poglądem, który nie JEST MÓJ.
„Pan naprawdę myśli, że Bóg mógłby od pana czegoś takiego wymagać?” – Czy wtedy udawałbym się do lekarza?
„Ja życzę kilku spokojnych dni” – Wszystkie jak na razie są spokojne.
„Wspominam o tym dlatego, żeby pokazać, że mądrzy, wrażliwi ludzie uznają, że głosy, które są wyimaginowane nie muszą być wcale oznaką choroby” – Oczywiście, że nie, mogą być symptomem choroby i nie muszą.
Prośba. Proszą o zrezygnowanie z porad psychologicznych. Nie interesują mnie one tym bardziej, że nie wiem kim jesteś. Prawdopodobnie ty też nie a zatem warto zachować pewne myśli dla siebie. Polemizuj z poglądami nie ze mną.
Ale ja tych poglądów nie przypisywałem tobie. Brałem tylko pod uwagę, źe o nich mowisz. I polemizowałem z tym, o czym mówisz. Widzę w tym duże zagrożenie dla ludzi, żeby głosy od razu dzielić na te od Boga i szatana. W tym widzę jakąś religijną obsesję, która może zrobić komuś krzywdę. Może to jest nawet pseudoreligijna obsesja. Przeczytaj ten mój wpis na spokojnie. Nie ma tam wzmianki o tobie.
Co innego kiedy piszesz o ofierze. Piszesz, że gdyby Bóg zażądał takiego egzaminu wiary to srodze by się zawiódł.
„Gdyby to mi ukazał się Bóg i kazał złożyć ofiarę ze swojego syna ( vide Abraham ) to srodze zawiódłby się na mojej wierze, ponieważ niemal natychmiast sam zgłosiłbym się do szpitala psychiatrycznego im. Babińskiego w Krakowie z prośbą o izolowanie mnie w systemie terapii zamkniętej i przy użyciu silnych środków psychotropowych.”
Wyobraźam sobie swojego ziemskiego przyjaciela. I zastanawiam się, czy mógłby on wymagać ode mnie, żebym zrobił coś podłego. Mnie nic podobnego nie przychodzi do głowy, żeby prawdziwy przyjaciel zażądał ofiary z czegoś co jest dla mnie ważne. Dlaczego skoro ciężko sobie to wyobrazić w odniesieniu do zwykłego przyjaciela moźna sobie takie rzeczy wyobrażać o Bogu, że może wymagać jakiejś podłości? Ja myślę, że podłość nie moźe być zwiazana z wiarą. A twój wpis wydaje mi się strasznie kosmiczny. Szpital, leki. Ehhh…
Pani Estel!
Poruszyła Pani bardzo ciekawy aspekt tego problemu. Kto wie czy nie najważniejszy? Odpiszę wieczorem, ponieważ teraz jestem chwilowo zajęty. Teraz stwierdzę tylko jedno – należy wierzyć Jezusowi. Dlatego przyjrzymy się jak Nazarejczyk postrzegał sprawę „chleba” i związanego z nim „jutra”. Wszak Jezus powiedział „daj nam dzisiaj”. Spróbujemy odpowiedzieć sobie dlaczego? Proponowane teksty do rozważenia: ( Mt 6,19; Łk 6, 20 – 23; 10, 4 – 8; 12, 22 – 31 ). Ważna przypowieść: Łk 12, 13 – 21 i pouczenie Jk 4, 3. W kontekście mowy misyjnej Łk 10, 4 ważne jest pytanie dlaczego wędrowny charyzmatyk nie mógł mieć torby, aby schować chleb na jutro a nie tylko na dzisiaj. Ten brak torby jest bardzo istotny. Proszę go przemyśleć. Theissen uważa, iż zalecenie to jest kluczowe w zrozumieniu początków Ruchu Jezusa oraz problemu, który Pani poruszyła „dzisiejszego chleba”.
Pozdrawiam.
Teraz jest to zrozumiałe. Ja także Tomku nie jestem w stanie zrozumieć jak ktoś może mówić, iż jakaś wizja czy też objawienie pochodzi od szatana. Nie jestem również w stanie zrozumieć jak ktoś może twierdzić, że jakaś wizja pochodzi od Boga.
Masz rację, że użyłem „grubej przesady” – celowo. Odniosłem to jednak do Abrahama i Izaaka przekładając tą anegdotę i odnosząc ją do siebie. Być może szpitali leki pojawiły się w niej niepotrzebnie ale prawdopodobnie taka by była moja reakcja. Niestety muszę już wychodzić. Pozdrawiam. Dzięki za rozmowę.
Można się dogadać. Ja myślę, że gdyby ktoś rozważał na serio jeszcze ten przykład ofiary to może pomogły by proste słowa z których korzysta Anna Wierzbicka w What did Jesus Mean. Chociaz tu powyjmowałem kilka zdań po prostu…
Czasami ludzie myślą, że Bóg chce żeby ludzie robili złe rzeczy
Będzie dla ciebie źle jeżeli będziesz tak myślał.
Bóg chce dla ciebie dobrych rzeczy.
Bóg może robić dla ciebie dobre rzeczy.
Bóg chce dobrych rzeczy dla wszystkich.
Będzie dobrze, jeżeli będziesz tak myślał.
Będzie dobrze, jeżeli z tego powodu będziesz robił dobre rzeczy.
Miłego dnia.
Możemy się mistycyzmem interesować lub nie, ale nie ulega wątpliwości, że przezycia mistyczne stoją u podstaw wszelkich religii. Chodzi o to, że gdy się o nich zaczyna opowiadać, pisać, to mogą się wydawać trywialne, przesadzone, straszne nawet, ponieważ chce się ująć niepojętego, ukrytego Boga słowami. Z pewnością Abraham miał mistyczny (bezpośredni) kontakt z Bogiem, także Mojżesz, Eliasz, Jakub. Czyż tak samo jak w przypadku współczesnych objawień apokaliptycznych nie przeraża nas Bóg, który każe Abrahamowi zabić syna? Wiem, że wynajduje się różne usprawiedliwienia Boga w tej historii biblijnej, ale jednak mnie takie żądanie przeraża. Zauważam ostry kontrast między Bogiem ST a Bogiem Jezusa. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że Jezus był prawowiernym Żydem, który zgadzał się generalnie z judaizmem, przynajmniej tym obrazem Boga prezentowanym w ST. Wiem, że niby jest ciągłość tradycji judeo-chrześcijańskiej, ale ja widzę w Jezusie zerwanie tego ciągu. Zerwanie to zostało kontynuowane przez Pawła przez odejście od Prawa.
Co do mistyki: są ludzie, którym do szczęścia potrzebny jest osobisty wewnętrzny kontakt z Bogiem, poza słowami, w ciszy, bez próśb i bez modlitw. Tą potrzebę widzą chrześcijanie uprawiający medytację. Ich rzeczywiście nie interesują przeżycia i wizje innych ludzi, ale swoje własne.
DO PANI ESTEL!
CHLEB I JEZUS.
1.Czy rozmnożenie chleba jest historycznym przykładem mocy Jezusa? Czy Jezus mógł obdarować cały świat chlebem i tego nie zrobił?
Jednym z cudów zrelacjonowanym w Ewangeliach jest rozmnożenie chleba. W najstarszej wersji tej historii gdy tłum słuchał kazania Jezusa, zapadł wieczór. Uczniowie zwrócili się do Jezusa z propozycją, aby odesłał tłum do okolicznych wiosek gdzie będą mogli zakupić żywność, ponieważ oni posiadają zaledwie pięć chlebów i dwie ryby. Jezus każe podzielić ludzi na grupy po pięćdziesiąt i sto osób, a następnie spojrzawszy w niebo błogosławi chleby i łamie je wraz z rybami i rozdziela między wszystkich. Głód całego zgromadzenia zostaje zaspokojony, a po uczcie zostaje jeszcze zebranych dwanaście koszów chleba i trochę ryb. Jak pisze Marek zgromadzenie to liczyło pięć tysięcy mężów a Mateusz dodaje, że były tam również kobiety i dzieci. Cudowne rozmnożenie chleba występuje u wszystkich kanonicznych Ewangelistów z tym, że u Jana jest podana dokładna lokalizacja: Jezioro Galilejskie.
Józef Flawiusz jest jedynym pisarzem żydowskim, który wspomina postać Jezusa z Nazaretu. Tworzy w tym samym okresie Justus z Tyberiady ( zm. ok. 100 r. n. e. ) autor: „Historii wojny żydowskiej”, „Kroniki królów żydowskich” oraz „Komentarzy do Pisma”. Niestety księgi te zaginęły i nie posiadamy obecnie żadnych ich odpisów. Justus był rówieśnikiem Jezusa i tak jak On pochodził z Galilei – można by więc było liczyć, że wspomniał w pismach swojego rodaka. Jeszcze w IX wieku istniały odpisy jego dzieł, czytał je Focjusz, patriarcha Konstantynopola. Był niezwykle zaskoczony faktem, że Justus z Tyberiady ani słowem NIE WSPOMINA JEZUSA ANI TEŻ JEGO CUDÓW.
„Posługiwał się ( Justus – przyp.A N ) stylem bardzo zwartym, większość niezwykle ważnych wydarzeń poruszył całkiem pobieżnie. Miał duże przykrości ze strony Żydów; sam zresztą należał do ich rasy. Nie zostawił najmniejszej wzmianki o narodzinach Chrystusa ani też o związanych z Nim wydarzeniach, czy o cudach, jakich dokonał” ( „Biblioteka”, t. 1, tłum. O. Jurewicz, Warszawa 1986, cod. 33, s. 18 – 19 ).
Filon z Aleksandrii również nic nie wzmiankuje w swoich pismach na temat Jezusa. Przede wszystkim nic nie wie o żadnych cudach opisywanych przez Ewangelistów. Powinien przecież wymienić z nich kilka, które musiały odbić się szerokim echem na terenach Judei i Galilei. W czasach Jezusa żyło w Galilei ok. 500 000 ludzi. Jak informuje nas Mateusz, Jezus nakarmił najpierw 5000 osób, bez kobiet i dzieci, czyli śmiało możemy założyć, że musiało być tam co najmniej 10000 ludzi a następnie nakarmił 4000 ludzi również bez kobiet i dzieci (Mt 14, 21; 15, 38). Jeśli założymy, że połowa z tych ucztujących wzięła udział w drugim rozmnożeniu chleba to i tak otrzymamy ok.15000 osób będącymi świadkami cudu! – jest to 3% ówczesnej populacji kraju. Co byśmy powiedzieli dzisiaj gdyby ktoś wydał w Polsce ucztę dla 120 000 ludzi; nawet jeśli nie byłby to cud byłaby to rzecz warta wzmianki. Zanim zaczniemy więc rozpatrywać historyczność przekazów Ewangelicznych należy zastanowić się dlaczego Filon z Aleksandrii miałby przemilczeć ten fakt? Dlaczego nic nie wspomina o triumfalnym wkroczeniu Mesjasza do Jerozolimy na osiołku? Czy gdyby po śmierci Jezusa nastąpiło zaćmienie słońca oraz zmartwychwstanie niektórych świętych Izraela, którzy rozpoczęliby serie objawień w Jerozolimie to jaki cel mieliby wszyscy pisarze i historycy żydowscy, aby zignorować te fakty? Te wydarzenia są im nieznane, ponieważ widocznie nie miały one miejsca albo były zdarzeniami lokalnymi wyolbrzymionymi przez Ewangelistów.
Nie ma zatem możliwości żeby tak wielkie zgromadzenie ludzi nie opisał, któryś z historyków lub pisarzy żydowskich. Jak wiemy w przypadku proroka Teudasa zgromadzenie około 400 osób przyniosło natychmiastową reakcję władz, która spacyfikowała to zbiorowisko. Nie inaczej postępowano z prorokami w czasach gdy Galilea była pod władaniem tetrarchy Heroda Antypasa a więc w czasach Jezusa:
„Herod bowiem kazał go zabić/Jana Chrzciciela/,choć był to mąż zacny; nawoływał Żydów, aby prowadzili cnotliwe życie (…) i dopiero tak postępując chrzest przyjmowali. Gdy zaś POCZĘŁY SIĘ GROMADZIĆ OGROMNE RZESZE, w których słowach nauki Jana wzbudzały niezwykły entuzjazm, HEROD ZLĄKŁ SIĘ, by tak wielki dar przekonywania tego męża nie popchnął ich do jakiegoś buntu, wyglądało bowiem na to, że na jego wezwanie gotowi są wszystko uczynić. (…) Toteż z powodu takiego podejrzenia Heroda Jana związano i wysłano do (…) twierdzy Machorent, gdzie mu śmierć zadano „ ( Ant 18, 116 – 119 ).
Chyba już Pani zatem rozumie, że takie zgromadzenia nie były po prostu możliwe. Zostałyby od razu spacyfikowane nawet jeśli byłyby pokojowe. Samo gromadzenie tłumów przyniosło Janowi Chrzcicielowi i Teudasowi śmierć.
Źródła tej przypowieści należy szukać w Starym Testamencie w perykopie w której Elizeusz posiadając dwadzieścia chlebów jęczmiennych i wór ziarna karmi nimi stu ludzi ( por. 2 Krl 4, 42 – 44! ). Jezus w ujęciu Marka przewyższa swoją godnością Elizeusza a zatem i liczba osób, których głód zostaje zaspokojony zostaje zwielokrotniona do pięciu tysięcy. Reszta szczegółów to prawdopodobnie symbole. Pięć bochenków chleba to Pięcioksiąg Mojżeszowy a dwie ryby symbolizują chrzest i eucharystię. Natomiast zebranych po uczcie dwanaście koszy chleba to dwunastu apostołów. Drugie rozmnożenie chleba, które spotykamy tylko w Ewangelii Marka i Mateusza to prawdopodobnie inna wersja tego samego wydarzenia ( Mr 8, 1 – 9; Mt 15, 32 – 39 ). Akcja jej zostaje przeniesiona do Dalmanuty czyli na teren pogan. Siedem chlebów symbolizuje zatem tam pełnię i uniwersalizm lub siedem przykazań dla Noego na ziemi. Liczba nakarmionych osób, która jest tam mniejsza i wynosi cztery tysiące ludzi to cztery strony świata i w tym aspekcie oznacza wszystkich ludzi. Dwukrotność rozmnożenia chleba i w Galilei i na terenie pogan jest symbolicznym pokazaniem tego, że jeden chleb jest przeznaczony dla Żydów i dla pogan. CUDA TE ZATEM NIE ZDARZYŁY SIĘ NAPRAWDĘ LECZ SĄ PEŁNĄ ALEGORII OPOWIEŚCIĄ LITERACKĄ O JEZUSIE SYNU BOŻYM. Jest to pogląd powszechnie podzielany nie tylko przez badaczy prowadzących ustalenia z pozycji ateistycznych ale również katolickich ( J. Gnilka, ks. J. Meier ). Można powiedzieć o consensusie: Jezus nie rozmnożył dla tłumów chleba. Symboliczną egzegezę tej przypowieści pozostawmy teologom.
2. Ruch charyzmatyków. Chleb dzisiejszy za uzdrawianie. Magia,posłannictwo i brak sandała.
Jezus zwraca się do osób, które chcą tak jak On zająć się głoszeniem orędzia o zbliżającym się Królestwie Bożym. Uczniowie proroccy muszą jednak zdecydować się na pewne wyrzeczenia. Jednym z nich jest brak stałego miejsca zamieszkania ale bezdomność ta może zostać zrekompensowana już w tym eonie, ponieważ wysłannicy mogą zatrzymywać się w domostwach i korzystać z gościnności. W wersji Marka Jezus zezwala uczniom na posiadanie laski i sandałów w Q Jezus jest bardziej radykalny nie tylko nie zezwala na posiadanie laski ale nawet na posiadanie prowiantu ( BRAK TORBY ). Widać, że Q pozostaje bliższe środowisku w którym działał Jezus, ponieważ miejscowości w Galilei znajdowały się w zasięgu jednodniowego marszu.
Zakaz noszenia laski wiązał się z bezbronnością. Tylko ona mogła służyć podróżującym jako obrona przed potencjalnym napastnikiem lub dzikim zwierzęciem. Przedstawiciel ruchu Jezusa był zatem nie tylko ubogi i bezdomny ale przede wszystkim bezbronny. Musiał wyrzec się wszelkiego rodzaju wygód nawet tych najbardziej oczywistych takich jak sandały, które chroniły przecież stopy przed kamienistymi drogami Galilei. Misjonarze oprócz samego orędzia mają uzdrawiać chorych i zajmować się egzorcyzmami. Ruch Jezusa to wędrowni charyzmatycy, którzy swoim ubóstwem i wyrzeczeniami dodają sobie wiarygodności. ŁATWIEJ KRTYKOWAĆ BOGACTWO JEŚLI SAMEMU JEST SIĘ POZBAWIONY JAKICHKOLWIEK DÓBR MATERIALNYCH. Czasu też nie mają za wiele: Jezus uprzedza ich, aby po drodze nawet nie pozdrawiać nikogo. Królestwo Boże jest już tak blisko, że należy zarzucić większość obowiązków. Jeśli orędzie gdziekolwiek nie zostanie wysłuchane, należy otrząsnąć pył co ma symbolizować nieuchronność zagłady na podobieństwo Sodomy. Wysłannicy to właściwie heroldzi nadchodzącej apokalipsy, którzy pojawiają się, by dać ostatnią szansę.
Jezus zaprasza więc wszystkich ; mężczyzn i kobiety do swojego eschatologicznego ruchu. Ubóstwo, które im proponował nie było oczywiście samo w sobie darem ale koniecznym wstępem po to, aby bezgranicznie zaufać Bogu. Za to poświęcenie czekała nagroda:
Wy, którzy poszliście za Mną, w Królestwie zasiądziecie na tronach sądząc dwanaście pokoleń Izraela ( Q 22, 28 – 30 ).
Nadanie pewnych zrębów organizacyjnych umożliwi Jezusowi zintensyfikowanie swojego orędzia. Szybkie przemieszczanie się jego zwolenników musi prowadzić do błyskawicznego wzrostu popularności samego Jezusa oraz jego idei w Galilei.
Nauka, którą proponuje Jezus swoim uczniom ma tylko sens jeśli w niedługim czasie nastąpi spodziewany koniec świata. Jezus mówi, że w tych ostatecznych czasach wszystko utraciło już swoją wartość. Rodzina, finanse a nawet bezpieczeństwo, ponieważ Królestwo Boże jest jak ukryty skarb, należy sprzedać wszystko, aby go osiągnąć. Uczniowie Jezusa nie mają po prostu dawać jałmużny biednym oni mają pozostawić wszystko włącznie z rodziną. Mają przestać myśleć o przeszłości – stary świat odchodzi zbliża się Królestwo Boże. Przyszłość nie istnieje dla ucznia Jezusa. Dlatego też nie może posiadać on torby w której mógłby schować CHLEB NA JUTRO. ON MA SPOŻYWAĆ NA BIEŻĄCO I MODLIĆ SIĘ O DZISIAJ. Etyka Jezusa wynika z eschatologii, którą podzielał wraz z Janem Chrzcicielem. Dzień Jahwe jest już tak blisko, że nie należy zwracać uwagi nawet na tak drobne konwenanse jak wschodnia grzeczność wyrażająca się we wzajemnym pozdrawianiu. Tak naprawdę szkoda na nią czasu.
W swojej przełomowej analizie wędrownego ruchu charyzmatycznego Gerd Theißen wyróżnił w nim następujące etosy: ojczyzny, rodziny, bogactwa i bezbronności ( G. Theißen, Czasy Jezusa. Tło społeczne pierwotnego chrześcijaństwa.,WAM,Warszawa 2003 ). Charyzmatyk zatem na samym początku opuszczał swój dom rodzinny ( Łk 9, 58 ).
Powołani do Ruchu Jezusa powielali poprzednie kroki ich Mistrza i rozpoczynali Jego naśladownictwo. Opuszczenie domostwa wiązało się z zerwaniem więzów rodzinnych ( Mk 10, 29 – 30; Łk 14, 26 – 27 ).
Jezus jednak obiecywał coś w zamian. Opuszczający rodzinę zyskiwał nową w obrębie ruchu a w niedalekiej przyszłości rajskie życie. Trzecim posunięciem było ubóstwo i to ubóstwo skrajne. Charyzmatyk przemierzał krainy w jednej koszuli, bez sandałów, bez torby i pieniędzy a nawet bez laski. CI LUDZIE CODZIENNIE ( CHLEBA DAJ NAM DZISIAJ ) MUSIELI WALCZYĆ O BYT LICZĄC JEDYNIE NA WSPARCIE OSIADŁYCH SYMPATYKÓW. Tylko dzięki nim mogli zdobyć nocleg oraz ciepłą strawę w zamian mogli zaoferować dobrą nowinę o zbliżającym się Królestwie Bożym oraz egzorcyzmy połączone z uzdrawianiem. Trudno nie określić tego terminem zorganizowanego żebractwa. Jeśli nawet nie przypomina to powszechnie nam znanego żebractwa: to jest to ŻEBRACTWO CHARYZMATYCZNE. Uczeń Jezusa a i zapewne sam ich Nauczyciel wyrzekał się obrony. Zakazał im zmieniać dom w wiosce w której będą przebywać. Liczy się ten, który pierwszy przyjmie orędzie o zbliżającym się Królestwie Bożym. Lepiej dobrze przygotować tych, którzy najchętniej przyjmują wysłanników, aby to oni tworzyli podstawy nowego ruchu. Nazarejczyk wyposaża swoich uczniów w tą samą uzdrowicielską moc, którą sam posiadał. Jezus bardzo chciał żeby rozeszła się nowina o tym, że jego zwolennicy posiadają te same cudowne moce co On.
„Etyczny radykalizm przekazu synoptycznego był radykalizmem wędrowców, który można było praktykować jedynie w ekstremalnych warunkach życia na marginesie. Tylko ktoś, kto był wolny od zwykłych powiązań z tym światem, kto opuścił dom i całe otoczenie, żonę i dzieci, kto umarłym pozostawił grzebanie umarłych, a lilie i ptaki obrał za swój wzór, mógł wiarygodnie praktykować i przekazywać tego rodzaju etos. TO WSZYSTKO MIAŁO SZANSĘ REALIZACJI JEDYNIE W RAMACH RUCHU EKSCENTRYKÓW, AUTSAJDERÓW. Nic dziwnego, że w przekazach wciąż napotykamy autsajderów: CHORYCH I UPOŚLEDZONYCH, PROSTYTUTKI I NIKCZEMNIKÓW, POBORCÓW PODATKOWYCH I MARNOTRAWNYCH SYNÓW. Do tego rodzaju roli ekscentryków, jakimi byli prachrześcijańscy wędrowni charyzmatycy, pasuje ich eschatologiczne wyczekiwanie bliskiego powrotu Jezusa: oczekiwanie końca i praktyka codziennego życia pozostawały tu w pełnej zgodzie; tak było, gdy swoim codziennym postępowaniem coraz bardziej oddzielali się od tego świata, niszczyli ten świat w swej mitycznej wyobraźni, na przykład gdy musieli jakoś przetrawić, przeboleć odrzucenie ich przez ten świat. Jakże blisko było im wówczas do tego, by nieprzychylne miejscowości kazać zniszczyć w płomieniach ognia sądu ostatecznego (Łk 10,14n.). Wprawdzie zwalczali tego rodzaju wyobrażenia zemsty (Łk 9, 5 Inn.), ale fakt ten potwierdza właśnie ich istnienie” ( G. Theißen, „Rola wędrownych charyzmatyków w ruchu Jezusa”, dodane 2008 – 10 – 30 12:15, s. 3 : http://biblia.wiara.pl/doc/423872.Rola-wedrownych-charyzmatykow-w-ruchu-Jezusa ).
O jaki więc chleb modlili się poprzez „Ojcze nasz” pierwsi uczniowie Jezusa. O „codzienny chleb, który należy potraktować jako naprawdę codzienny, jest to taka ilość chleba, i nie więcej, jakiej potrzeba” ( cyt. J. D. Crossan, Historyczny Jezus, Warszawa 1997, s. 314 ) . Charyzmatyk nie mógł otrzymać go więcej, ponieważ NIE MIAŁ TORBY. Jeśli o takiej okruszynie chleba myśli Pani odmawiając „Ojcze nasz” otrzymanej od człowieka za Dobrą Nowinę i uzdrawianie – to może Pani powiedzieć, iż UWIERZYŁAM JEZUSOWI. ZAUFAŁAM MU CALKOWICIE I NIE MYŚLĘ O JUTRZE. W ETYCE JEZUSA NIE MA JUTRA, JEŚLI MASZ COŚ ZROBIĆ ZRÓB DZISIAJ, PONIEWAŻ JUTRA MOŻE NIE BYĆ. Ja tak rozumiem „Ojcze nasz” i staram się żyć jakby nie było jutra ale mi to nie wychodzi. Pocieszam się, że przecież nikt nie jest doskonały.
Nie widzę żadnego problemu w widzeniu tegoż cudu w kategoriach symbolicznych, czy alegorycznych. Chodzi o sens- nakarmienie głodnych i strudzonych. O taki chleb mamy się modlić poprzez słowa modlitwy „Ojcze nasz”. O troskę Boga i pomoc w pielgrzymce jaką jest nasze życie. Jezus jednak wskazał, że modlić się trzeba, a więc jest głęboki sens osobistej modlitwy i skoro Jezus kazał się zwracać do Ojca to oznacza, że Bóg w jakiś sposób odpowiada na te modlitwy.
Napisał Pan :”Moim zdaniem Bóg tylko słucha i to jest ta Jego ukryta mądrość a cuda zostawia ludziom.” Ja uważam inaczej, gdyby Bóg tylko słuchał nie zachęcałby ludzi do ufnego zanoszenia PRÓŚB. W kościele mamy modlitwę dziękczynno-błagalną. Mamy prawo prosić i mamy nadzieję, że Bóg na te prośby odpowiada.
„Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.”
Co do życia jakby jutra nie było- utopia. Jezus zachęcał, aby nie ZAMARTWIAĆ się o jutro, nie projektować swoich lęków na przyszły czas. Teraźniejszość natychmiast wpada w przeszłość więc naturalne dla człowieka jest planowanie i myślenie o przyszłości. Życie z ciągłym poczuciem, że jutro może mnie już nie być jest patologią i jak takich nauk z Ewangelii nie wyniosłam.
Dlaczego zatem pozbawił siebie i swoich uczniów wszystkiego: nawet sandałów i torby? Dlaczego lilie postawił za wzór? Dlaczego młodzieńcowi kazał ROZDAĆ WSZYSTKO? Dlaczego Kefas powiedział, że my ( dwunastu ) pozostawiliśmy wszystko? Czyżby Theissen i wszyscy,którzy uznali, iż jego praca dotycząca wędrownych charyzmatyków była przełomem mylili się? Dlaczego Jezus był bezdomny? Dlaczego wysłał ich z misją w trakcie której nie mogli przebywać w wiosce dłużej jak jeden dzień? W Didache dopiero przedłużono to do dwóch dni!!! Zanim Pani wyda tak kategoryczny osąd proszę zaznajomić się z linkiem do analiz Theissena – naprawdę warto. Jezus bez jutra to prawdziwy Jezus. Czy to patologia? W ekstremalnym ujęciu być może tak. Sam Schweitzer kiedy odkrył etyką Jezusa porzucił swoje dotychczasowe zajęcia i pospieszył z misją lekarską do Afryki, aby nie tracić czasu. Przysłowie „Spieszmy się, aby poznawać ludzi tak szybko odchodzą” – nabiera też innego blasku. Warto zaznajomić się czym był wędrowny Ruch Jezusa i nie wydawać pochopnych sądów. Tym bardziej, że nikt jeszcze głównych założeń Theisena nie zanegował. Ja przynajmniej nie spotkałem jeszcze nikogo kto by się z nim w kwestii „braku jutra” u charyzmatyków nie zgadzał.
Pozdrawiam.
Nie troszczcie się więc o DZIEŃ JUTRZEJSZY, gdyż DZIEŃ JUTRZEJSZY będzie miał własne troski. Dosyć ma DZIEŃ swego utrapienia”
JEZUS Z NAZARETU
Mt 6, 34
Ów charyzmatyk, chociaż nie mógł otrzymać więcej chleba, bo nie miał torby, miał jednak gdzie trzymać pieniądze. A przynajmniej jeden z nich: (J 13, 29) Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: „Zakup, czego nam potrzeba na święto”, albo żeby dał coś ubogim. Oczywiście można zakwestionować relację Jana, wg której Judasz był skarbnikiem Jezusa i jego uczniów, ale i Marek mówi: (Mk 6, 37) Lecz On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść!”. Rzekli Mu: „Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby dać im jeść?” (te dwieście denarów to, jeśli dobrze liczę, pensja robotnika za jakieś pół roku). Zatem wygląda na to, że mimo że Jezus i Jego uczniowie nie mieli toreb, to mieli jednak gdzie trzymać pieniądze. O tym, że nie byli oberwańcami, świadczy również i to, że o tunikę Jezusa żołnierze rzucali losy, musiała więc być coś warta. Trzeba też pamiętać o kobietach chodzących za Jezusem: Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu i kilka kobiet (Łk 8,1-2). Co było ich zadaniem, skoro nie głosiły Ewangelii? Czy przypadkiem nie chodziło również o zadbanie o wikt i opierunek?
Słusznie wzmianki Jana nie możemy uznać za historyczną. Postać Judasza jest silnie zmitologizowana i bardzo enigmatyczna. Tak naprawdę nie wiemy o nim nic pewnego. Nawet to czy wywodził się tak naprawdę z „dwunastu” jest kwestionowane, ponieważ Paweł z Tarsu nic nie wie o chrystofanii „jedenastki” ( 1 Kor 15, 5; por. Mt 28, 16 ). Najwcześniejsze świadectwo Pawła z Tarsu da się zharmonizować z Ewangelią Piotra, która
uważa, że po skazaniu i śmierci Jezusa cała dwunastka nadal była w komplecie:
„Był to ostatni dzień Przaśników i liczni [ludzie] szli wracając do swych domów, bo święto
się już skończyło. My jednak, DWUNASTU uczniów Pana, płakaliśmy i byliśmy w utrapieniu, i każdy z nas był pogrążony w smutku z powodu tego, co się było przydarzyło, i powracaliśmy do siebie” ( EwPtr 14, 58 – 59 ).
Ewangelia Piotra wspiera więc wersję Pawła z Tarsu i w zasadzie wydaje się możliwe
pójście w tym momencie w dwóch albo nawet trzech kierunkach:
1) Judasz nie istniał, został stworzony w przekazie Marka i stąd znalazł się w Ewangelii
Mateusza, Łukasza i Jana.
2) Judasz istniał, lecz nie był jednym z dwunastu.
3) Judasz był jednym z dwunastu.
Odnośnie perykopy z „Rozmnożeniem chleba”: nie ma nikogo z poważnych badaczy, który uważałby, że mamy tu do czynienia z prawdziwym opisem faktów. Po za tym z opisu nie wynika czy były to pieniądze zebrane wśród zgromadzonych czy też stanowiły osobny majątek grupy albo czy nawet były one w ich posiadaniu ( trzy wersje są uprawnione ).
Jezus nakazuje uczniom zakupić chleb. Talmidim jednak spanikowani pytają:
„Czy mamy pójść i kupić chleba za dwieście denarów i dać im jeść?” ( Mk 6, 37 ).
Sugerując, że jest to kwota, której nie posiadają i nie widzą rozwiązanie tego problemu. Jezus wtedy mówi:
„Ile macie chlebów? Idźcie i zobaczcie” ( Mk 6, 38 ).
Talmidim odeszli i sprawdzili:
„A oni, dowiedziawszy się, powiedzieli: Pięć i dwie ryby” ( Mk 6, 38 ).
Wynika więc z tego, że nie posiadali oni takich środków finansowych ani nawet chleba.
Co było zadaniem kobiet chodzących za Jezusem? Wiem, że jest to pogląd niepopularny wśród katolickich egzegetów i teologów ale uważam wraz z J Gnilką, że kobiety były równoprawnymi uczennicami Nazarejczyka. Nie podzielam opinii, iż ich zadaniem było „opieranie” dwunastki. Tłumaczenie tekstu greckiego nie uprawnia takiego założenia. Część z nich wspierała Jezusa w Jego działalności FINANSOWO. Wszak Nazarejczyk oraz dwunastu NIE PRACOWALI. To doprowadziło kontrowersyjnego teologa showman Hansa Kunga do przyrównania Jezusa do BŁAZNA:
„Jezus w niczym nie przypomina spolegliwego obywatela… Żył w sposób nieco przypominający hipisowski… Choć był synem cieśli i prawdopodobnie sam był cieślą, nie uprawiał żadnego zawodu. Prowadził wędrowne, nie ustabilizowane życie, naucza i działa na otwartych placach, je, pije, modli się często pod gołym niebem. Człowiek, który wywędrował ze swojej ojczyzny, opuścił też rodzinę… Nie czyni nic, by móc samemu się utrzymać. Według relacji ewangelicznych, wspierają go przyjaciele, troszczy się o niego krąg kobiet… Czyż nie miał w sobie pewnej dozy marzycielstwa, oderwania od świata, niemalże czegoś z błazna?”
Kontekst epoki wskazuje, że porównanie Kunga nie jest trafne. Epoka Jezusa charakteryzowała się dużą popularnością wędrownych zaklinaczy duchów.
Z tego co mi też wiadomo, a co można przeczytać w linku, który wskazałem G. Theißen nie twierdzi, że członkowie Jezusa nie chodzili w koszuli czy też płaszczu. Nazarejczyk zezwolił na posiadanie odzieży ( http://biblia.wiara.pl/doc/423872.Rola-wedrownych-charyzmatykow-w-ruchu-Jezusa ).
Anno mam twoją książkę. Podziwiam, że miałaś siły na przebrnięcie przez te wszystkie obrazy wychwalające cierpiętnictwo. Dla mnie to już jest spore wyzwanie i na tak długi kontakt nie jestem chyba gotów. Ale może dlatego, że ostatnio na nic nie jestem gotów, na żadną walkę z ideami. Na razie wstępnie zapoznałem się z książką i czuję po prostu, że mam podobne odczucie co do „piękna” cierpienia biedaka. Ciężko mi w ogóle spróbować zakceptować, że coś podobnego może być piękne, choćby przez kontakt z tym cierpieniem rodziło się współczucie, które byłoby bardzo głębokie i dzięki, któremu życie nabierałoby sensu. Coś tu jest nie tak. Sprawy umęczania ciała i traktowania wszystkich pragnień jako grzesznych to jest jakaś gigantyczna skaza związana z religią. Ja się z tym zapoznawałem przeglądająć książkę Jeana Delumeau Grzech i strach. To rzeczywiście nie ma nic wspólnego z przesłaniem Ewangelii. To jest raczej pseudo przesłanie odczytane przez chore głowy, które zarażały inne chore głowy i inne. Mnóstwo krzywdy się w ten sposób stało. Dobrze by było, gdyby w tych sprawch panowała większa świadomość. Ostatnio rozmawiałem z bliską osobą, która nie widziała nic złego w tym, że kiedyś stosowano włosiennice, żeby ćwiczyć ascezę. Argument był taki, że jeżeli ktoś chciał… To mnie przeraża i tego zrozumieć nie mogę, że ludzie znajdują przyzwolenie w swoich głowach na cierpienie, które ktoś sobie zadaje.
Tomku, mam nadzieję, że kiedyś będziesz gotów jednak moją książkę przeczytać i dasz mi znać, co o niej myślisz. Wszelkie komentarze będą dla mnie cenne. Tak, bardzo dużo mnie kosztowało energii psychicznej przebrnięcie przez te wszystkie teksty i bardzo mnie one oddaliły od Boga.
Anno, dlaczego te teksty Cię oddaliły od Boga? Przecież ich wartość „obalasz” w książce.
Tak, obalam i walczę z tymi poglądami, ale ta walka jest wyczerpująca psychicznie. Kiedy czytam taką książkę jak „Dzienniczek” Faustyny, jakoś się w nią wczuwam. Jeśli nie miałabym pisać o Faustynie, to bym po prostu tą książkę odłożyła na półkę i nigdy do niej nie wróciła. To podobnie, jak niektóre filmy, których negatywny wpływ na mnie jest tak duży, że nie mogę ich oglądać. Nie chcę się zatruwać, po prostu mnie odrzuca. Na przykład nie mogłam oglądać „Rodziny Borgiów”, nie mogłam znieść ilości zła, jakie tam się działo non stop. Albo końcowe odcinki „Tudorów”, gdzie król Henryk już jest po prostu człowiekiem zdegenerowanym. To wszystko wtrąca mnie w takie mroczne rejony, że po prostu nie oglądam, nie czytam, chcąc zachować jako taką pogodę ducha.
Po takich lekturach nie mogę w sobie odnaleźć tego obrazu Boga, który daje mi radość i wiarę. Te książki ten obraz zaciemniają i usuwają na długo z mojego serca.
W trakcie czytania książki dopadła mnie myśl, że gdyby rozumieć ofiarę Jezusa w ten sposób jak tłumaczy ją wielu pasterzy kościoła (Bóg potrzebował krwi Syna aby załagodzić swój gniew, potrzebował ofiary przebłagalnej) to rzeczywiście pod naporem tych tekstów, które analizowałaś można się całkowicie psychicznie/duchowo załamać. Wtedy filozofia tych świętych miałaby sens i wartość, Bóg potrzebował krwi na przebłaganie wtedy, potrzebuje jej cały czas, cały czas potrzebuje jakichś ofiar (z czyjegoś cierpienia również). Ja jednak staram się rozumieć mękę i śmierć Jezusa inaczej i dlatego te teksty są dla mnie raczej wypadkową danego sposobu rozumienia i przeżywania religii.
Chciałem ci zadać jeszcze pytanie (ale może jest niewłaściwe, nie wiem, tego się nigdy chyba nie wie): dlaczego chciałaś się przedrzeć przez te wszystkie złe obrazy i uczucia, samoudręczenia? Czy nie lepiej pisać o dobrych uczuciach i dobrych obrazach? Ja w pewnym momencie odrzuciłem książkę Jeana Delumeau „Grzech i strach” i już nigdy nie chcę do niej wracać. Wolałbym poczytać „Skrzydła anioła”.
Tak, to dobre pytanie i właściwe. Najważniejszą przyczyną napisania tej książki jest chęć zrehabilitowania chrześcijaństwa w oczach ludzi myślących, intelektualnej elity. Wśród katolików mało jest takich ludzi, którzy umieją jeszcze ateistom, ludziom wątpiącym i poszukujacym wytłumaczyć dlaczego są właściwie katolikami. Nie mają argumentów. Katolicyzm robi sobie krzywdę dając jako wzór postępowania dręczących się świętych. Robi też inne błędy, które wynikają z pewnych interpretacji nauczania Jezusa z Nazaretu. Robi błąd odrzucając badania historyczne na przykład, uparcie obstając przy narodzinach w Betlejem z Maryi wiecznie dziewicy etc. Ludzie wykształceni i myślący, elita inteligencji odchodzą z kościoła. Jest to kolejna schizma, jak pisał H. Kung, odejście intelektualnej elity z Kosciola. Kosciol musi na nowo przemyslec dobrą nowinę chrześcijaństwa i mówić jezykiem i wrażliwością ludzi XXI wieku. Tak nie jest. Jest za dużo rzeczy do odkręcenia. A w tym celu trzeba zanalizować dotychczasowe sposoby myślenia o chrześcijaństwie i Bogu chrześcijan. A to jest męczące i dołujące czasami. Krew, pot i łzy.
Co do komentarza Estel, to dochodzę do wniosków, że ta idea śmierci ekspiacyjnej, przebłagalnej Jezusa pochodzi z obrazu Boga ST, zagniewanego i żadającego posłuszeństwa. O tym więcej będę pisać w dyskusji pt „Zły Bóg ST?” Interpretatorzy śmierci Jezusa byli zanurzeni w mentalności starotestamentowej, a cierpienie jako słuszna kara sprawiedliwego Boga było dla nich rzeczą naturalną. Będę się starała udowodnić, że Jezusa koncepcja Boga była zupełnie inna niż starotestamentowa. Jezus sam nie interpretował w ten sposób swojej śmierci i męki.
Tylko nie rozpoczynajmy dyskusji na temat „Zły Bóg ST?” teraz, bo nie będziemy mieli o czym dyskutować w marcu. 😉
Skończyłam czytać „Toksycznych świętych”.
Do komentarza, który napisałam wyżej dodam tylko, że zrodził się we mnie po lekturze jakiś bunt, mianowicie dlaczego Bóg pozwolił, by przez stulecia tak mocno i drastycznie wypaczano sens Jego przesłania dla człowieka?! Przecież to jakby pozwolić na zakopanie skarbu w postaci wielkiego plonu i żywienie korzonkami. Nie rozumiem tego, dlaczego Duch Święty nie tchnął na ludzi i tyle pokoleń utwierdzało się w królewskiej drodze cierpienia i przecież cały czas się w niej utwierdza…
Ogromna liczba wiernych nie ma intelektualnych, społecznych i kulturowych możliwości, by zgłębiać na własną rękę Pismo Św. Nie potrafi sama interpretować, nie ma wiedzy, brak kontekstu itd. Są tacy ludzie zdani na nauczycieli, pasterzy, a ci tak chętnie wypaczali Ewangelię przez co jakby cała misja Jezusa była umniejszona, bo przyszedł głosić co innego, a kościół głosił co innego. To jest ładnie opisane na koniec książki. Jakie fatalne nieporozumienie. Jestem starsznie przytłoczona 🙁
Estel, miałam nadzieję, że raczej czytelnicy będą uwolnieni niż przytłoczeni. Moim zamiarem było właśnie pokazanie fałszu drogi cierpiętnictwa i możliwości innego odbioru dobrej nowiny. Czy to nie miłe uwolnić się od ciężaru cierpiętniczych przekonań? Zobaczyć, że Jezus tego wcale nie nauczał? A dlaczego w historii Kościoła ta interpretacja stała się najbardziej popularna? Kościół głosi co innego i umniejsza misję Jezusa także w innych sprawach, nie tylko wartości cierpienia. No cóż, trudna sprawa, tylko ci, którzy się bardzo wgłębiają w Ewangelię widzą te rozbieżności. Najbardziej trzeba się martwić, żeby się samemu coś pojęło z Ewangelii i ewentualnie dzielić się z innymi. A cała reszta Kościoła? Nie mamy wpływu na to, jak inni widzą Ewangelię, jak jej nauczają, jaka interpretacja zdobywa największą popularność. Ale jest zawsze nadzieja, że będzie jakiś przełom i coś się zmieni, jakaś lepsza interpretacja zdobędzie posłuch w Kościele. Na przykład myślę, że tak będzie z wiarą w powszechne zbawienie. To jest lepsza interpretacja niż wieczne piekło i w końcu chrześcijanie ją przyjmą jako dominującą.
Nie jestem przytłoczona wnioskami z książki. Ona jest BARDZo potrzebna, ale uświadomienie sobie tego zmarnowania Dobrej Nowiny dla tylu jednostek i całych grup mnie dobiło. Bo to jednak są kwestie takie fundamentalne dla naszej wiary/religii.
No to się cieszę, że Ci się jednak książka podobała! To mnie też dołuje, że typ myślenia cierpiętniczego wpływa na całe chrześcijaństwo i skazuje je na marginalizację.
Droga pani Anno !
Chrzescijanski kult swietych wywodzi sie z kultu meczennikow. Jesli ktos byl gotowy umrzec za wiare, musial zyc w Chrystusie. Dlatego na grobach meczennikow sprawowano eucharystie. Z tego zrodzil sie zwyczaj wbudowywania relikwi w oltarze. Konsekwencja byl autonomiczny kultu relikwi meczennikow, ktory z czasem calkiem wyemacypowal sie z kultu Chrystusa, przybierajac karykaturalne rozmiary ( 10 katedr europejskich ma cala glowe Jana Chrzciciela ; kult szczebla z drabiny, ktora sie przysnila Jakubowi).
Droga pani Anno chcialbym dodac:
sformulowanie „communio sanctorum” ma potrojne znaczenie:
1. wspolnota swietych – wszystkich zyjacych ochrzczonych. W tym znaczeniu uzywa tego sw. Pawel, kiedy w swoich listach wielokrotnie uzywa sformulowania: pozdrawiam swietych… w Koryncie, Efezie itd. (w czasach pawlowych nie bylo jeszcze kanonizowanch swietych !).
2. w neutrum – duchowe dziedzictwo – wspolnota sakramentow – swietych duchowych dobr kosciola (sw. Tomasz z Aquinu).
3. Wreszcie wspolnota ze swietymi zmarlymi, ktorzy sa tam gdzie Chrystus i aniolowie. Dlatego Liturgie Kosciol sprawuje na ziemi wraz z kosciolem w niebie (swieci, aniolowie).
Najlepszym przewodnikiem tych niuansow jest Katechizm KK z 1996 (954-959).
Chcialbym jeszcze cos powiedziec o Maryi.
Wyraze to slowami starego wiarusa – kaprala z III. czesci Dziadow Mickiewicza, ktory na wysmiewanie sie napoleonskich zoldakow podczas wojny hiszpanskiej powiedzial:
„nie znam cie ja swietych z litanii, ale nie pozwole bluznic imieniu Maryi. Nie dziw, ze nad ranem, gdy Francuzom poderznieto gardla, Polak obudzil sie z glowa na karku a w czapce znalazl kartke z napisem: vivat polonus, unius defensor Mariae”.
Tyle Samosierry.
Objawienia prywatne o ktorych Ojciec Hryniewicz wspomina nie naleza do depozytu wiary (KKK Kompedium 67).
Sa subiektywne i moga byc bardzo ludzkie i nieortodoksyjne. Moga jednak niektorym, co podkresla katechizm, pomoc w wierze.
Szczegolna pozycja Maryi jest owocem teologicznej refleksji.
Potrzeba zenskiej przeciwwagi, o ktorej wspomina p. Anna, jest psycholgiczna interpretacja. Trzeba pytac Kosciol – sprawce kutu o jego znaczenie.
Karl Barth wskazuje na pomocnicza role Maryi w Chrystologie soboru efeskiego.
Wbrew propzycji Nestoriusza Matka Chrystusa – christotokos , sobor przychylil sie do okreslenia Matka Boga- teotokos).
Jej swietosc wyplywa z jej roli opisanej w Ewangelii Lukasza (1.).
Pelna laski, wybrana sposrod innych kobiet, poczecie bez udzialu meza.
Wyczerpujaco opisuje to KKK (493-498).
Dlatego wypelnil sie testament umierajacego na krzyzu Chrystusa – oto Matka twoja (J 19,27) – Maryja stala sie Matka Kosciola – wszystkich wierzacych (KKK 501-507).
Polecam lekture Marialis cultus i Redemptoris mater.
P.s.
odrebnym rozdzialem – w dziesiejszych czasach dzieci bez ojca – jest chyba dzisiaj zapomniana JOZEFOLOGIA (JP II Redemptoris custos).
Papiez Franciszek, tak jak Jan XXIII wprowadzil zdanie: „wraz ze sw. Jozefem, Virginis Sponsi – Oblubiencem (ojczymem/Nährvater zywicelem, obronca sw. rodziny?)”.