Wielkanocny numer Tygodnika Powszechnego. Rozmowa dwóch Strzelczyków: księdza Grzegorza oraz redaktora Błażeja nosi tytuł „Przez dotyk”. Red. Błażej zastanawia się, dlaczego Jezus się stresował w Ogrodzie Oliwnym i pocił się krwawym potem. Ks. Strzelczyk odpowiada, że stresował się decyzją, którą musiał podjąć i wziął to „na klatę”. Czy mógł postąpić inaczej? – pyta red. Błażej. Ks. Grzegorz zmienia temat na kwestię grzeszności Jezusa, zastanawiam się dlaczego… Mówi tak: „To jest zgryz, który dogmatyka ma w kwestii bezgrzeszności Jezusa. Pytanie brzmi: „czy Jezus mógł”, czyli czy jego ludzka wola była zdolna do podejmowania autonomicznych decyzji?”. Czy ks. Grzegorz sugeruje, że Jezus postępując inaczej, na przykład uciekając od kaźni, zgrzeszyłby? Trudno mi coś tu wywnioskować. W każdym razie ks. Strzelczyk kontynuuje swoje rozważania w ten sposób: Jezusa wola ludzka była wolą Syna Bożego, nieautonomiczną. Czyli, trzeba by według mnie przyznać, Jezus nie miał ludzkiej woli na podobieństwo każdego przypadkowego człowieka, jak ja i ty. A tymczasem ks. Strzelczyk dalej mówi, że wola Jezusa jest wolą prawdziwego człowieka! „Ale ten człowiek nie jest kimś innym niż Drugi z Trójcy”. Tak, tak, prawdziwy człowiek, ale jednak wyjątkowy w całym wszechświecie, bo nikt inny nie jest „Drugim z Trójcy”. Niezrozumiałe dla mnie są dalsze wywody księdza: „…grzech dotyczy osoby, a nie tylko woli. Wobec tego pytanie brzmi: ‘Do kogo należy wola Jezusa?’. Raczej więc trzeba czytać to tak, że to, co się dzieje w ludzkiej woli Jezusa, jest wynikiem przekładu z boskości na człowieczeństwo tego, ku czemu dąży Syn. On nie zgrzeszy”. Na te słowa red. Błażej reaguje pytaniem: „To dlaczego się stresował?”. Ośmielę się tutaj zauważyć, że w czasie, kiedy pisano Ewangelie, Jezusa nie uznawano jeszcze za Boga, czyli za tego Drugiego w Trójcy. Gdybyśmy patrzyli z punktu widzenia ewangelistów i ludzi tamtych czasów, pytanie o przyczynę stresu Jezusa by nie powstało w naszych głowach! To było oczywiste – Syn Boży to był człowiek umiłowany przez Boga, ale nie sam Bóg! To dopiero nauczeni teologii chrześcijańskiej powstałej kilkaset lat po ewangelistach, możemy się zastanawiać, jak to możliwe, że Jezus – przecież Bóg, się stresował i czy miał wolę ludzką czy boską, czy może raczej „wolę przełożoną z boskości na człowieczeństwo”.
Dalej drążona kwestia stresującego się Jezusa znajduje następujące, zdumiewająco nie na temat, wyjaśnienie ks. Strzelczyka: „Bo jeśli nawet Syn jest niezdolny do grzechu „ontologicznie”, to niekoniecznie w ludzkiej świadomości było to wyraźne. Myślę, że w niej dominowało raczej ‘nie chcę zgrzeszyć’, a nie ‘nie jestem w stanie zgrzeszyć’. Zresztą biblijne opisy wyraźnie wskazują, że ludzka świadomość Jezusa jest świadomością synowską – jest odbiciem Osoby, bo to Syn się wcielił, a nie boskość po prostu (natura)”. Czyli ks. Strzelczyk myśli, że stresowanie się było grzechem? O co chodzi z tą grzesznością? Jaki jest związek stresowania się z grzesznością? Gdzie jest mowa w ewangeliach, że Jezus mógłby zgrzeszyć w Ogrodzie Oliwnym? Czym? Może tym, że kazał zabrać uczniom jakieś tam noże czy miecze i mógłby rozkazać im się za niego bić? Czy ktoś rozumie, o jaki to grzech (niedokonany, ale możliwy do dokonania) podejrzewają Jezusa rozmówcy?
Potem w rozmowie ks. Grzegorz przyznaje się, że nie przywiązuje szczególnej wagi do emocji. Mogą się pojawiać, a wtedy się klnie albo idzie rąbać drzewo. Ale się ich zasadniczo nie roztrząsa. Ks. Grzegorz mówi tak: „Być może jestem dzieckiem kultury, która zakłada, że w uczuciach wielkiej magii nie ma”. Jest w nich za to fizjologia. Kochać to znaczy według ks. Grzegorza „być gotowym podejmować takie decyzje, w którym dobro drugiego jest nad moim”. Zastanawiam się, co to znaczy, że w uczuciach nie ma magii? Nie pojawiają się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to pewne. Co to znaczy, że jest w nich fizjologia? Że wynikają z działania naszego organizmu, jak ból, odżywianie, życie komórek ciała, krążenie krwi. No więc raczej nie można nie przywiązywać do nich wagi, bo są związane z życiem naszego organizmu. Magii nie ma, są przyczyny, które powodują, że raz nam wesoło, raz smutno, raz się stresujemy, a raz czujemy gniew, bo ktoś nas wykorzystał. Myślę sobie, że nieprzywiązywanie wagi do emocji to błąd! Emocje są wskazówką, drogowskazem, abyśmy się nie pogubili, abyśmy jakoś przeżyli, aby nie dać się wykorzystać i aby zdobyć konieczną dla życia miłość. Jak można tak na chłodno być altruistą? Dla mnie to niemożliwe. Pomagam komuś, bo mam do niego ciepłe uczucia, a z pewnością nie zawsze stawiam dobro drugiego ponad moim własnym. Przecież byłaby to zgubna strategia życiowa! Nie zawsze można być altruistą. Nawet więcej: czasem trzeba być egoistą!