Jestem od dziecka wychowany w duchu katolickim i skrupulatnie przestrzegałem katechizmu tego kościoła. Do modlitwy podchodziłem poważnie, odmawiając ją podczas mszy i poza nią i starając się przy tym nie rozpraszać się myślą. Podporządkowałem się w kościele liturgii mszalnej, która wyznaczała stałe i zmienne modlitwy na każdy dzień i starannie je odmawiałem. Chcąc jednak rozumieć modlitwy mszału nie nadążałem za nimi, pomijając to, że niektóre z tych modlitw były nieprzekonywujące.
Chcąc więc wiedzieć to, co mówię, czyli rozumieć słowa, które zanoszę do Boga, zrozumiałem dość szybko, że nie mogę posługiwać się różańcem, czyli bezmyślnym odklepywaniem paciorek, byleby je zaliczyć, odmówić i mieć z głowy. Trudno też uznać różaniec za medytację lub rozważanie, gdyż myśli się przy tym mimo woli, o czym innym. Ci, którzy te paciorki odmawiają nie mają na ogół pojęcia o tym, co to jest medytacja. Rozważanie Pisma Świętego nie może ponadto ograniczyć się do narzuconego schematu tajemnic różańca. Kto poza tym nie umie rozważać Pismo Święte nie potrafi też rozważać cokolwiek podano by mu do rozmyślania. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że używanie różańca i temu podobnych instrumentów jest niczym innym jak swoistym licznikiem „klepanych” na okrągło bezmyślnych modlitw. „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi” (Mateusz 15:8 – 9). Odmawianie tych paciorek pozostawiajmy zatem osobom dewocyjnym, przeważnie starszym, którzy nie potrafią się skupić, a tym samym modlić się inaczej. Musimy ich zrozumieć.
Jest to w rzeczywistości bardzo stary pogański zwyczaj, trwający nadal w różnych religiach niechrześcijańskich, który przedostał się do nas w średniowieczu. Na kształt tajemnic różańcowych wpływ wywarł dominikanin Henryk Suzo w roku 1569 i ten rodzaj modlitewny stał się odtąd popularną legendą „maryjną”. Tym gorzej, bo w przeładowanych różańcem głowach, następowały w ostatnich stuleciach wizje „maryjne” z różańcem. Maria nie mogłaby pojawiać się objawieniach i wypowiadać się w imieniu Boga oraz zapowiadać cuda i przepowiadać przyszłość, bo była tylko służebnicą Pańską. Nie ma w Biblii ani jednego fragmentu, który wskazywałby na to, że Marii oddawana była cześć. Apostołowie nigdy nie okazywali jej żadnej formy czci i nie wspominali nawet o niej. Nie czyń człowieku z „matki bożej” Matkę Boga, bo Bóg nie ma matki, a Maria była tylko, pokorną niewiastą, a nie „Królową Niebios”, czyli boginią. Otwórz oczy! Taki kult Marii jest typowo pogański. To nie jej zawdzięczamy zbawienie, to nie ona oddała swoje życie za nas, przelewając krew na krzyżu.
Nie musimy na szczęście wierzyć w prywatne objawienia. Nawet jeśli Kościół katolicki oficjalnie niektóre z tych objawień zatwierdził – to nie nakazuje nam w nie wierzyć, w tym i w objawienia Marii. Możemy zatem w swojej wierze to spokojnie pominąć. Pismo św. deklaruje, że Szatan i jego demony przybierają wygląd aniołów światła (2 Koryntian 11:14-15). I to jest niestety prawda.
Potwierdzeniem tego niewłaściwego podejścia do modlitwy wielomównej, jakim jest niewątpliwie i różaniec podał nam sam Jezus Chrystus: „Na modlitwach waszych nie bądźcie gadatliwi jak poganie, którzy sądzą, że gdy będą dużo mówić, prędzej zostaną wysłuchani. Nie naśladujcie ich! Ojciec wasz wie przecież dobrze, czego wam potrzeba, nawet nim Go o to poprosicie. Módlcie się tedy w ten sposób: Ojcze nasz, …” (Mateusz 6:7-9). Jezus nauczył nas tym samym odmawiać modlitwę zwięzłą i zawierającą w sobie wszystko. Wystarczy ją odmówić z otwartym sercem.
Kult różańca powoli gaśnie. Sporo jednak osób i nie tylko starszych, ale także i duchownych, uprawia nadal ten kult i inne podobnie długie modlitwy, powołując się na słowach św. Pawła „Nieustannie się módlcie” (1 Tesaloniczan 5:17). Ale św. Paweł nie miał i nie mógłby mieć na myśli modlitwę uprawianą w ciągu dnia w czasie pracy, czy w nocy podczas snu, bo to byłoby z całą pewnością niemożliwe. Trzeba przecież wypoczywać i pracować. Są poza tym inni ludzie i cała masa spraw do załatwienia. Ale można to wszystko robić i wypoczywać z Bogiem w sercu. Modlitwa nieustanna jest po prostu trwaniem w „modlitwie serca”, która polega na wsłuchiwaniu się – w głębokim i skupionym milczeniu – w głos Ducha. Duch św. wyzwala też westchnienie słabego w wysławianiu się i zanosi to westchnienie do Ojca. Św. Paweł tłumaczy ten dar następująco: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem o co i jak należy się modlić, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach.” (Rzymian 8:26).
Modlitwa może też mieć formę inwokacji: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną” i tym podobne westchnienia, choćby samo wezwanie imienia „Jezu!„, wypowiedziane ustnie lub w duchu. Ta forma inwokacji występuje często w Nowym Testamencie. Jest to tak zwana „Modlitwa Jezusowa”, albo też „Modlitwa nieustanna”. Można tę modlitwę praktykować w pokoju, podczas pracy, na ulicy, przed snem itp. Modlitwą jest także wszystko, cokolwiek dobrego czynimy. Jest nią także dziękczynienie. To wszystko jest modlitwą nieustanną. Chodzi o to byśmy w sercu z błogosławioną pokorą i miłością skierowani byli ku Miłości Boga, jak kwiat po błogosławionym deszczu ku słońcu.
Ktoś Panu zrobił psikusa i włamał się na konto? Czy naprawdę ma Pan takie ostre poglądy? Jestem trochę w szoku. 🙂
Nie Pan jeden, ja też. 🙂 Ale włamania na konto nie było, artykuł przypisał się błędnie mnie jako autorowi zamiast Panu Henrykowi Haydelowi. Przepraszam za błąd.
A jeśli chodzi o sam wpis Pana Henryka, to na razie cytat z tekstu o. Jacka Salija na temat różańca:
W takim razie już wychodzę z szoku 🙂
Różaniec nigdy mnie specjalnie nie przekonywał jako forma modlitwy właściwa dla mnie. Nie rozumiem, jak właściwie mam rozważać te tajemnice różańca ciągle coś mówiąc. Albo mówię, albo rozważam, a w różańcu człowiek przecież nie przestaje mówić, prawda? Zresztą do rozważania tajemnic lepsza jest przecież Biblia. Nie rozumiem też szczególnego nabożeństwa do Maryi i nigdy się do Niej nie modlę. Zresztą nie modlę się do żadnego świętego. Uznaję jednak, że inni właśnie lubią modlić się do Maryi i świętych i różaniec uważają za coś w sam raz dla siebie. Mnie bardziej przekonuje, jak pana Henryka, modlitwa Jezusowa. Ale generalnie modlitwą w sam raz dla mnie jest Pismo Święte, nawet powtarzanie jakiegoś jednego zdania, które mnie urzekło. To na mnie działa najlepiej.
Jeśli wierność Ewangelii jest szokiem, Panie Zbychu, to już nie wiem, czym nim nie jest.
Jedyną drogą, prowadzącą do Boga jest Chrystus. Maria, w tym i różaniec jest w konsekwencji niewłaściwą drogą. Św. Pawła „olśnił blask Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga” (2Koryncjan 4:4). I to olśnienie można nazwać kontemplacją blaskiem Ewangelii, kontemplacją, w której odnajdujemy Boga.
Stan ciszy umysłu, czyli próżni Buddyści osiągają medytacją, ale w buddyzmie nie ma Boga i ten sposób medytacji odbiega zasadniczo od naszej kontemplacji. Nie można też wzorować się na bezmyślnym powtarzaniu paciorków i uważać to także za kontemplację. Taką praktykę stosowali poganie w Grecji antycznej i o nich wspomniał zapewne Jezus zanim podał wzór modlitwy zw. „Modlitwą Pańską”. Szanuję o. Salij, ale nigdy nie uznam, że powyższego wersetu nie należy brać dosłownie.
Drogi Panie Henryku,
Nie „wierność Ewangelii” była dla mnie szokiem, lecz to, że ten tekst był podpisany nazwiskiem Pana Rynkowskiego, tylko tyle.
Jeśli chodzi o pośrednictwo Maryi oraz pośrednictwo Chrystusa, to sprawa nie jest tak banalnie prosta jak Pan to widzi. Jakkolwiek rozumiem, że jest wiele nadużyć, to nie mogę nie protestować przeciw pochopnemu skreślaniu modlitwy maryjnej. Szczerze mówiąc chrześcijanie od zawsze modlą się za siebie wzajemnie i proszą się o modlitwę. Nie ma więc problemu, by prosić o modlitwę kogoś, kto już jest po tamtej stronie. Jest to trudne do pojęcia, ale rzeczywiście tak praktyka wygląda.
Zaś co do Maryi jako pośredniczki, to oczywiście nie jest Ona pośredniczką „obok”, tudzież „zamiast” Chrystusa, lecz tylko w Chrystusie i w Duchu Świętym. Podobnie jak Bóg przychodzi do nas przez ludzi których spotykamy, np. rodziców czy przyjaciół, i w ten sposób są oni pośrednikami, tak może przychodzić do nas przez Maryję jakoś. Nikt mu nie zabroni. Jak mawia ojciec Napiórkowski, który dogłębnie zbadał teksty reformacji pod kątem zasady jedynego Pośrednika, „solus Christus- numquam solus”. Chrystus działa w naszym życiu przez słowa Biblii, sakramenty, wydarzenia, babcię, sąsiada, państwo, rodzinę… i Maryję.
Zaś co do różańca, to o ile jego osadzenie na kulturze mantry jest oczywiste, o tyle to samo odnosi się pierwszorzędnie do modlitwy jezusowej, którą z kolei Pan poleca. Z tym że- mi to w ogóle nie przeszkadza. Pozdrawiam serdecznie.
Drogi Panie Zbychu,
Przepraszam Pana za to wcześniejsze nieporozumienie.
Ja także modlę się za innych i proszę o modlitwę. Ale zwracam się bezpośrednio do Boga lub do Chrystusa, nie dlatego, że nie uznaję dodatkowego pośrednictwa Marii, czy Świętego, ale po prostu dlatego, że nie widzę tej potrzeby. Jak inni modlą się za mnie, nie zawsze wiem, ale też i nie muszę wiedzieć. Jeśli chodzi o świętych to zgodnie z NT św. Paweł nazywa świętymi wszystkich ochrzczonych, wszystkich uświęconych przez chrzest. W wybranych zaś obecnie kanonizowanych świętych nie wierzę, ze względu na nadużycia i nie muszę, bo jest kultem dowolnym. Podobne nadużycia dopuszczono się w stosunku do Marii. Szanuję ją jako matkę Jezusa. Wierzę natomiast w komunię ze zmarłymi. Jestem ponadto winien to mojej zmarłej małżonce po 50 latach współżycia w trwałej miłości. Obiecałem jej przed jej odejściem, że będę się z nią komunikował i czynię to nie z obowiązku, ale z miłości. O jej dozgonnej miłości świadczą jej ostatnie ciche słowa wypowiedziane w szpitalu przed zgonem: „Co mój Heniu zrobi teraz beze mnie?” Mnie przy tym nie było, bo nie mogłem już wyjść z domu z powodu zmian w kręgosłupie. Odejście żony było szokiem, po którym nie mogłem nawet zapłakać. Leżę odtąd w łóżku bez możliwości wstania i mam już 86 lat. Jestem sam, ale mam bardzo dobrą opiekunkę. Komputerem obsługuję się od 11 lat. Nie łatwo było nauczyć się tego w starszym wieku, nie znając ponadto języka angielskiego. Nauczyłem się pisać jednym palcem, posuwam się zatem w tempie żółwia. Ale w sumie nie narzekam. Można użalać się nade mną albo mi pozazdrościć. Co do Pana, to proszę uszanować moje przekonania tak jak ja szanuję Pańskie. Różnice nie są aż tak wielkie, by się nad nimi spierać, a nie ma dwóch osób myślących jednakowo.
Pozdrawiam Pana serdecznie
Szanowny Panie Henryku,
Oczywiście, że możemy się różnić, jak najbardziej nie ma w tym nic złego. Swoją drogą, ja też raczej nie czuję na co dzień potrzeby zwracania się do świętych jako pośredników. Raczej wychwalam Boga za to, czego dokonał w życiu tych niesamowitych ludzi. Natomiast przykład z Pana małżeństwem jest bardzo trafny. Swoją drogą dziękuję serdecznie za te osobiste w sumie zwierzenia i świadectwo. Bardzo podziwiam fakt, że Pan tu pisze. Bardzo mi się podobają Pańskie prace, choć nie znam się na tym fachowo, więc nie mogę się jakoś konkretniej wypowiedzieć. Po prostu mi się podobają (te, które są w Internecie). Również wyczytałem ciekawe Pańskie poglądy w innych dziedzinach, np. że uznaje Pan Mickiewicza za postać o szkodliwym wpływie na polską kulturę, z czym częściowo jestem skłonny się zgodzić.
Natomiast co do tej dyskusji o modlitwie to oczywiście nie czuję się w najmniejszym stopniu dotknięty czy też obrażony, nie ma za co przepraszać. Pozdrawiam serdecznie i ciepło.