Grzegorz z Nyssy powszechnie posądzany jest o to, że nie uznawał istnienia piekła. I chociaż temat dyskusji mógłby dać mi okazję do próby wykazania, że jednak uznawał, tym razem nie będę się tym problemem zajmować. Myślę sobie, że o wiele ciekawsze jest zbadanie, jak Grzegorz rozumiał życie po śmierci w ogóle. Wymienia on trzy możliwe stany po śmierci: „Pierwszy stan dotyczy chwalebnych i sprawiedliwych, drugi takich, którzy nie zasłużyli ani na pochwałę, ani na karę, a trzeci tych, którzy odbierają karę za występki”. O ile jeszcze stan pierwszy i trzeci można sobie wyobrazić, o tyle stan drugi zdaje mi się bardzo tajemniczy. O co może chodzić? Cytowany fragment pochodzi z mowy O tych, którzy odwlekają chrzest. W tym tajemniczym drugim stanie mają się znaleźć ci, którzy ochrzcili się przed samą śmiercią, ale nie zdążyli uczynić nic dobrego. Widać więc wyraźnie, że nie chodzi o czyściec, czyli stan przejściowy, po którym „idzie się” do nieba. Bo ci ludzie nie mają się z czego oczyszczać. Oczyścił ich chrzest. Wielokrotnie, gdy czytam teksty Grzegorza, odnoszę wrażenie, że – wbrew powyższemu podziałowi – nie widział on życia po śmierci „pudełkowo”, czyli że w jednym pudełku są zbawieni, w innym ci drudzy, a w trzecim potępieni. Wyobrażam sobie, że miał poglądy raczej liniowe. Niektórzy są bardzo blisko Boga, inni dalej, a jeszcze inni całkiem daleko. Właściwie każdy człowiek jest trochę w innym „miejscu” na tej linii, w zależności od stopnia swojego duchowego rozwoju, jak w życiu. W dziełku O dzieciach przedwcześnie zmarłych Grzegorz wyjaśnia tę swoją wizję najdokładniej. Nie udziela wcale łatwej odpowiedzi na pytanie, czy zmarłe wcześnie dzieci będą zbawione. Wychodzi od ważnego i kluczowego w jego antropologii stwierdzenia, że oglądanie Boga (przez co rozumie obcowanie z Nim) jest dla człowieka czymś naturalnym. Jeśli ktoś od Boga odchodzi, wyrzeka się własnej natury, przestaje być człowiekiem. Tym jest piekło. Istnieje jednak jeszcze inny stan. To przypadek małych dzieci, które nie popełniły grzechu, ale też nie rozwinęły w pełni swojej ludzkiej natury, więc nie doświadczają Boga tak jak dorośli. Grzegorz twierdzi, że każdy po śmierci zazna Boga na tyle, na ile pozwalają mu na to jego możliwości, jeden mniej, drugi więcej. A zatem, im dłużej ktoś żył, im dłużej i gorliwiej ćwiczył się w cnocie, tym lepiej dla niego, tym większego szczęścia zakosztuje po śmierci. Tej pracy nie zastąpi ani żaden sakrament, ani łaska Boga, ani Jego miłosierdzie. Grzegorz jest zażartym obrońcą doktryny, którą później nazwano synergizmem, a którą niektórzy katolicy zwalczają, uznając, że uwłacza łasce Bożej. Jeśli się jednak dobrze wczytamy w teksty Grzegorza, okaże się, że synergizm nie tylko Bogu nie uwłacza, ale wręcz przeciwnie, poważnie traktuje to, co Bóg stworzył. A Bóg stworzył człowieka w taki sposób, że to, co my na Zachodzie nazywamy łaską i życiem nadprzyrodzonym, jest w samym centrum ludzkiej natury. Bez łaski, bez Boga człowiek jest tylko zwierzęciem. Według Grzegorza to nie rozum odróżnia nas od bydląt, ale właśnie obcowanie z Bogiem. Zdarza się Grzegorzowi mówić, że człowiek pracujący nad cnotą nie wypracowuje niczego nowego, ale odkrywa to, co w sobie miał od zawsze, co Bóg złożył w nim w momencie stworzenia. Trudno więc powiedzieć, że człowiek cokolwiek robi „sam”, skoro samym epicentrum jego człowieczeństwa jest podobieństwo do Boga i obcowanie z Nim. Jedyne, co człowiek naprawdę robi „sam” to grzech. Jakby chcieć ludzi po śmierci poszufladkować, trudno byłoby ocenić, kto jest całkiem ślepy, kto tylko niedowidzi, a kto ma super sprawny wzrok i dobrze widzi Boga. Może i by się dało takie szufladki stworzyć, ale i w tych szufladkach jeden człowiek będzie bardziej rozwinięty duchowo od innego. Bo życie po śmierci to według Grzegorza oglądanie Boga na tyle, na ile człowiek jest do tego zdolny, czyli na tyle, na ile się w życiu do tego oglądania przygotował.
Tak Bardzo słuszna koncepcja stanu rzeczywistego istnienia.
Obraz i podobieństwo.
Mamy dowód tej koncepcji ‚liniowości’ obcowania z Bogiem. (Nie koniecznie to jest funkcja liniowa. Matematyka ujawnia wiele innych funkcji). Ten ‚Obraz….’, to codzienna możliwość obserwacji gwiazd i planet na niebie. Świecą własnym światłem i odbitym. Tak i MY myślę, w Królestwie Najwyższym naszego Boga możemy chcieć świecić. A Ci Którzy już tam są tak czynią, wedle swoich zasług.
Ale są też takie miejsca w tej przestrzeni materialnej nieba, które nazywamy; Czarnymi Dziurami.
Dla mnie; Obraz i podobieństwo – piekło czyli ciemności zła.
Jak wyobrażam sobie Geniusz i Miłość Stwórcy, to myślę, że i piekło nie ma jednorodnej ‚pudełkowej’ struktury. A również wedle jakiejś funkcji uwzględniającej ‚zasługi dla zła’ osadzonych tam samych siebie mieszkańców.
Jednak mimo, że tuż po śmierci znajdziemy się w określonym stanie duchowym, nie oznacza to, że droga rozwoju duchowego tu się dla Grzegorza zatrzymuje. Jego teologia jest dynamiczna w tym sensie, że nawet pełne osiągnięcie jedności z Bogiem jest niemożliwe. Możliwe jest tylko dążenie do doskonałości, nie jej pełne osiągnięcie. Ci, którzy potrafią, posuwają się na drodze duchowej naprzód już na ziemi. Ci, którym to nie wychodzi, mają szansę po śmierci. Bóg jako wierny pedagog prowadzi ludzi także po śmierci. Grzegorz uważa, że Bóg tak długo leczy duszę, aż zostanie ona uleczona. Jeśli nie da jej się uleczyć w tym życiu, leczenie kontynuuje się w przyszłym. Czasem potrzebne jest coś, co Grzegorz nazywa ogniem oczyszczającym, który może być bolesny dla duszy, ale prowadzi ją ku Bogu. Ogień ten musi strawić zło, które przylgnęło do człowieka. Grzegorz uważa, że wszystkie stworzenia zostaną przywrócone do stanu sprzed upadku i osiągną cel, do jakiego były stworzone.
Nie rozumiem, jak można przestać być człowiekiem? Nigdzie czegoś takiego o Grzegorzu nie czytałam, że uważa on za piekło to, że się przestaje być człowiekiem. A dokładnie jak daleko trzeba być oddalonym od Boga, żeby przestać być człowiekiem? I co z takim nie-człowiekiem się dalej dzieje?
Niestety, z nauczaniem Grzegorza z Nyssy o rozwoju po śmierci i (ewentualnej) apokatastazie nie jest wcale tak prosto, jak się często mówi. Grzegorz wielokrotnie mówi o wiecznej karze, chociaż obrońcy apokatastazy rozumianej jako zbawienie wszystkich ludzi twierdzą, że „wieczna” oznacza „czasowa”. Osobiście jeszcze całkiem niedawno sądziłam, że mówiąc o apokatastazie Grzegorz miał na myśli „ludzką naturę” rozumianą jako jedność, a mówiąc o potępieniu konkretnego człowieka, który może dokonać takich wyborów, że odłączy się od Boga definitywnie. Teraz mam intuicję, że to trochę inaczej: cała „ludzka natura” wróci do stanu początkowego (tym jest apokatastaza), ale są ludzie, którzy się dobrowolnie z tej ludzkiej natury wypisali. Kiedy ktoś przestaje być człowiekiem? To proste, kiedy grzeszy. Dla nas jest to zadziwiające, że według Grzegorza (i całej teologii wschodniej), to co my uważamy za łaskę, jest „częścią” ludzkiej natury czyli bycia człowiekiem. Jeśli się ktoś od „łaski” odłącza przestaje być człowiekiem, staje się zwykłym zwierzęciem. Jeśli zaś chodzi o rozwój duchowy po śmierci, to według Grzegorza w pewnym sensie jest on możliwy, a w innym nie. Proszę uważnie wczytać w to, co napisałam o synergizmie. Grzegorz uważa, że do zbawienia nie „wystarczy” miłosierdzie czyli np. chrzest w momencie śmierci czy to, że Bóg nam coś odpuści. On uważa, że żeby widzieć Boga, trzeba się do tego aktywnie przygotować za ŻYCIA. Rozwój duchowy po śmierci nie dotyczy zwiększenia naszych możliwości poznawania Boga, a tylko tego, że Bóg jest niepoznawalny czyli ciągle większy od naszych możliwości, nawet po śmierci nie przestaniemy ciągle na nowo go poznawać.
Pani Marto,
Nie mogę zgodzić się, że ten, kto grzeszy przestaje być człowiekiem. Wtedy każdy z nas byłby „zwykłym zwierzęciem”. Czy grzeszność to nie jest sprawa wyłącznie ludzka? Przecież trudno nam stwierdzić, że zwierzęta czymś grzeszą. W pewnym sensie są od nas lepsze. Gdzie ten człowiek przemieniony w zwierzę się ma podziać wg Grzegorza? Co się z nim staje?
Grzegorz uważał, że natura ludzka jest lepsza niż zwierzęca, ponieważ kochał rozum, jak greccy filozofowie. Uważał, że tylko człowiek ma naturę rozumną. Tymczasem wiemy teraz, że zwierzęta też mają naturę rozumną, choć rozumność ich nie jest taka jak ludzka. W ogóle cała natura ma w sobie pewną rozumność, pewien niezbadany jeszcze przez nas porządek, cel i mądrość. Tak więc nie zgadzam się z Grzegorzem i zresztą z wieloma innymi filozofami o wyższości ludzkiej natury. Zwierzęta i rośliny też są boskim stworzeniem, na dodatek bardzo mało przez nas poznanym.
W Pani książce o łasce u Grzegorza z Nyssy pisze pani, że się Pani zainspirwała fragmentem J. Danielou, że „Grzegorz kładzie akcent jedynie na zbawienie ludzkiej natury, rozważana jako cała ludzkość, a problem indywidualnego zbawienia pozostaje w cieniu”. Jednakże całość (cała ludzkość) składa się z cząstek (poszczególnych ludzi). Więc zbawiając całość, zbawione zostają jej wszystkie części. Wydaje się, że chodzi Pani o to, że jeśli coś (ktoś) odpadnie od całości to nie zostanie zbawiony. Jednak jeśli tą całością jest natura człowieka, to trzeba utracić tą naturę, czyli przestać być człowiekiem, aby móc nie być zbawionym. Czy można odpaść od ludzkiej natury i przybrać naturę zwierzęcia? Jakie to miałoby być zwierzę? Łosoś, niedźwiedź, mucha? Czy może jakieś zupełnie nowe, nieznane zwierzę? Czy już na wieczność pozostanie się zwierzęciem? Jest to dla mnie historia zupełnie nieprawdopodobna, że człowiek może przestać być człowiekiem. Czy Pani osobiście w to wierzy?
W swojej książce pisze Pani, że Grzegorz czasem popadał w sprzeczności. Tak, to widać, ponieważ raz twierdzi, że obecny stan ludzkości nie ma w sobie cech Bożego obrazu. (s. 24). Ale zaraz na następnej stronie pisze Grzegorz tak: „Obraz Boży nie istnieje bowiem w jakiejś części natury ani piękno w jakimś przedmiocie bytu, ale ta moc rozciąga się na cały rodzaj ludzki. Cała natura rozciągająca się od pierwszych do ostatnich jest jednym obrazem tego, który jest”. A zatem mamy cechy Bożego obrazu czy nie? Na dodatek twierdzi Pani, że od natury ludzkiej można odpaść, a tymczasem Grzegorz pisze: „Natura jest … nierosnąca przez dodanie, ani niemalejąca przez ubytek” (s. 24) Czyli tak jakby Grzegorz mówi, że od natury ludzkiej nikt nie może odpaść.
Jest to temat dość skomplikowany, więc nie wiem, czy dobrze rozumiem. Jeśli są takie sprzeczności, to czy nie można uznać, że Grzegorz sam nie był zupełnie zdecydowany co do swych poglądów i po prostu przedstawiał różne możliwości, bez chęci jednoznaczności? A teraz możliwe są różne interpretacje?