Wszystkie wpisy, których autorem jest Marta Przyszychowska

Teolog, filolog klasyczny, patrolog, tłumaczka pism Grzegorza z Nyssy.

O Augustynie, który okazał się Grzegorzem z Nyssy

„Znany jest sen świętego Augustyna, w którym zobaczył on dziecko usiłujące na plaży przelać muszelką zawartość morza do dołka wykopanego w piasku. Wobec zadziwienia Augustyna, dziecko miało odpowiedzieć: Prędzej przeleję morze do tego dołka, niż ty, Augustynie, swoim umysłem pojmiesz tajemnicę Trójcy Świętej”. To cytat z Wikipedii. Czy próbowaliście kiedyś znaleźć tę opowieść w dziełach samego Augustyna? I co? Nie udało się? Żaden wstyd, nawet wytrawny patrolog tego nie potrafi 🙂 Ta najbardziej znana opowieść o św. Augustynie jest średniowieczną legendą. Jednak obraz morza jako czegoś nieskończonego pojawił się w rozważaniach o niepoznawalności Boga naprawdę i naprawdę stało się to (co najmniej) w IV wieku; autorem tego porównania jest niezawodny … Grzegorz z Nyssy. Cytuję dosłownie z namiarem, żeby nie było, że to jakieś pomówienia.
„Skoro Pismo mówi prawdę, gdy stwierdza: Abraham i Mojżesz nie dostąpili poznania imienia [Boga], Boga nikt nigdy nie widział, nikt Go nie widział i nie może zobaczyć, a wokół Niego niedostępna światłość, majestat Jego nie zna granic – dopóki to głosimy i w to wierzymy, to każde rozumowanie, które obiecuje jakieś poznanie i wyjaśnienie nieskończonej natury dzięki wyrażającej ją nazwie, podobne jest do kogoś, kto sądzi, że złapał własną ręką całe morze. Zagłębienie dłoni ma się tak do morskiego przestworza jak cała moc słów do niewypowiedzianej i niepoznawalnej natury” (Grzegorz z Nyssy, Przeciw Eunomiuszowi III, 5, 55).

ks. prof. Wincenty Myszor (1941-2017)

Niezwykły człowiek i niezwykły naukowiec. Wybitny znawca gnostycyzmu o światowej renomie, tłumacz między innymi tekstów z Nag Hammadi i niedawno wydanych dwóch ksiąg „Adversus Haereses” Ireneusza z Lyonu. Znany z erudycji, bezkompromisowości, stawiania wymagań sobie i innym. A przy tym człowiek wielkiej życzliwości i otwartości. Jego odejście to niepowetowana strata dla nauki. Zdążyliśmy jeszcze ofiarować mu księgę pamiątkową, gdzie zebrano na, bagatela, 14 stronach wykaz jego drukowanych prac i opublikowano jego szczegółowy biogram.

Mimo swojej niebywałej naukowej biegłości pozostał człowiekiem skromnym, chciało by się wręcz rzec – zwyczajnym. Przez ostatnie lata zmagał się z ciężką chorobą, której ani nie ukrywał, ani nią nie epatował. Jak sam mówił – ratunkiem w cierpieniu była dla niego praca naukowa.

Umarł, ale dla nas, jego uczniów, pozostały jego ciągle aktualne prace i wspomnienia jego fascynujących wykładów – niezapomniane.

Demokracja w teologii

Większość z nas uważa demokrację za najlepszy możliwy system polityczny, ale w starożytności takie przekonanie nie tylko nie było powszechne, ale wręcz przeciwnie – demokrację uważano za szczyt anarchii. Grzegorz z Nyssy, chcąc pognębić swojego przeciwnika Eunomiusza pisze, że gdyby jego poglądy zwyciężyły, czyli gdyby uznano Syna Bożego za stworzenie, „nauczanie wiary zmieniłoby się w jakąś całkowitą anarchię i demokratyczną swobodę (εἰς ἀναρχίαν τινὰ πάντη καὶ δημοκρατικὴν αὐτονομίαν)”. Większej obelgi nie mógł sobie wyobrazić!

Godność embrionu ludzkiego według ojców Kościoła

Człowiekiem jest także ten, który ma być człowiekiem (Homo est et qui est  futurum): przecież także każdy owoc jest już w nasieniu (Tertulian, Apologetyk IX, 8)

Temat godności ludzkiego zarodka i płodu pojawia się u ojców Kościoła przy okazji bojów o aborcję, zastanawiania się nad pytaniem o pochodzenie duszy oraz o moment i sposób powstania duszy.  Trzeba podkreślić, że w czasach starożytnych Kościół nie uściślił swojej nauki na temat embrionu, także ojcowie nie wypracowali jednego spójnego stanowiska.

Wszystkie przedstawione tu poglądy są teoriami poszczególnych teologów, mniej lub bardziej rozpowszechnionymi. Można by znaleźć w tekstach różnych ojców potwierdzenie niemal każdej teorii związanej z ludzkim zarodkiem, włącznie z takimi, które odmawiały mu statusu człowieka. Ja poszukałam czego innego: stwierdzeń, które bronią ludzkiej godności dziecka poczętego, przypatrzę się także trzem największym teoriom dotyczącym ludzkiego embrionu, jakie wypracowała chrześcijańska starożytność: Tertuliana, Grzegorza z Nyssy i Maksyma Wyznawcy.

  1. Pierwsze świadectwa uznawania embrionu za osobę

Justyn (ok. 100-165) – przy okazji obrony nauki o zmartwychwstaniu ciał porównuje tajemnicę zmartwychwstania do poczęcia i rozwoju dziecka z nasienia: Pomyślmy tylko, czyż nie wydawałoby się nam jeszcze mniej zasługujące na wiarę, gdybyśmy nie posiadali jeszcze ciała, a ktoś przekonywałby nas, że z niewielkiej kropli ludzkiego nasienia mogą powstać kości, nerwy i ciało w takiej formie, jak je widzimy teraz? [.,.] Powiedzmy, że wy nie jesteście takimi, jakimi jesteście, gdyby wówczas ktoś pokazał nasienie ludzkie i obok tego obraz człowieka, a potem twierdził, że z tego samego powstaje, czyżbyście uwierzyli, nie widząc wcześniej, jak to się dzieje? Nie, i któż ośmieliłby się twierdzić inaczej! (Apologia I, XIX, 1-2). Według Justyna tak jak z nasienia powstaje człowiek dorosły, tak samo z człowieka cielesnego narodzi się kiedyś niebiański.

Atenagoras (IIw.) – Odpierając zarzuty pogan, że chrześcijanie zabiją ludzi na ofiary odwołuje się do przekonania chrześcijan, że nawet płód jest człowiekiem: Czyż moglibyśmy zabić człowieka my, którzy twierdzimy, że kobiety zażywające środków powodujących poronienie dopuszczają się zbrodni i że zdadzą przed Bogiem sprawę z poronienia? Nie ma przecież sensu w tym, żeby równocześnie wierzyć, iż płód w łonie matki jest istotą żywą (to kata gastros) i że dlatego Bóg się o niego troszczy, i zabijać dziecko, które już przyszło na świat (Prośba za chrześcijanami 35, 2). W innym dziele do obrony nauki o zmatwychwstaniu używa argumentów podobnych jak Justyn: Czyż bowiem ktoś niemający doświadczenia mógłby uwierzyć, że w jednorodnym i nieukształtowanym nasieniu zawarte jest źródło rozlicznych właściwości albo tak wielka różnorodność substancji, które się w nim znajdują i które w nim tkwią, to znaczy kości, ścięgien, chrząstek, a ponadto mięśni, mięsa, wnętrzności i pozostałych części ciała? Nic z tego nie można przecież dostrzec w wilgotnym jeszcze nasieniu, żadnych też cech ludzi dorosłych nie można ujrzeć w małych dzieciach; u ludzi będących w dojrzałym wieku nie można zobaczyć właściwości tych, którzy wyszli z dzieciństwa, a w tych z kolei nie widać cech starców. (O zmartwychwstaniu umarłych XVII, 2)

Ireneusz z Lyonu (ok. 140-ok. 202) – uznał duszę za element ożywiający ciało, a konsekwencją takiego założenia musi być uznanie, że dusza powstaje równocześnie z ciałem, bo gdyby ciało było animowane później, przed otrzymaniem duszy byłoby martwe. Stąd Ireneusz mówi wyraźnie o jednoczesnym powstaniu duszy i ciała: Dusza nie jest uprzednia do ciała w swojej egzystencji, ani ciało nie jest uprzednie do niej. Lecz te dwa elementy istnieją od tego samego momentu (Komentarz do Pieśni nad Pieśniami, fr. XXVI).

  1. Pochodzenie duszy

W polemice na temat pochodzenia duszy obie ścierające się koncepcje mogą potencjalnie stanowić podstawę dla podkreślenia godności ludzkiego embrionu. Na pierwszy rzut oka kreacjanizm powinien być odpowiedniejszy do tego, bo podkreśla bezpośrednie stworzenie duszy przez Boga, a więc przyznaje jej większą wartość. Teoria ta jednak może łączyć się z koncepcją preegzystencji lub późniejszej animacji i wtedy ludzki zarodek nie ma już wartości równej dorosłemu. W praktyce okazało się, że traducjanizm lepiej bronił życia poczętego, bo zakładał, że zarodek jest obdarzony duszą od chwili poczęcia. Obie teorie mogą być pożyteczne dla ochrony płodu, lecz najważniejsze jest określenie momentu powstania duszy.

  1. Moment powstania duszy

Szczególnie istotne dla określenia statusu ludzkiego płodu jest stwierdzenie momentu powstania duszy. Wśród ojców ścierały się trzy poglądy: teoria preegzystencji, post-egzystencji oraz jednoczesnego powstania duszy i ciała. Dwie pierwsze teorie prowadziły do przyznawania zarodkowi ludzkiemu znikomej wartości: zgodnie z teorią preegzystencji to istniejąca wcześniej dusza ma prawdziwe znaczenie, podczas gdy ciało jest mało znaczącym grobem lub w wersji optymistycznej – naczyniem duszy (Orygenes). Druga teoria mówi o przyznaniu duszy uprzednio zaistniałemu zarodkowi, konkretnie wtedy, gdy zostanie już uformowane ciało (Diodor z Tarsu, środowisko antiocheńskie z Janem Chryzostomem). Tylko trzecia propozycja – utrzymująca, że ciało i dusza powstają równocześnie stanowi solidną podstawę dla uznania ludzkiego embrionu za pełnowartościowego człowieka. Chociaż wielu Ojców broniło godności człowieka od poczęcia i sprzeciwiało się aborcji, na solidną teologiczną wykładnię trzeba było czekać na Zachodzie do Tertuliana, a na Wschodzie aż do IV wieku  – do Grzegorza z Nyssy.

Tertulian – pod wpływem filozofii stoickiej przyjął założenie, że dusza jest materialna, choć jest to materia bardzo subtelna. Przy okazji konstruuje nowatorską teorię o istnieniu dwóch rodzajów nasienia: cielesnego i duchowego: Z mułu pochodziło ciało Adama; a czymże był muł, jak nie żyzną, lepką cieczą? Oto pierwociny nasienia cielesnego. Z tchnienia Bożego pochodziła dusza Adama; a czymże było owo nasienie, jak nie oddechem? Oto pierwociny nasienia duchowego, które wraz z cielesnym wydychamy (O duszy XXVII, 7). Oba rodzaje nasienia, stanowiące różne materie zapładniające – duchową oraz cielesną – są przekazywane kobiecie przez mężczyznę w czasie stosunku płciowego. Tertulian nie zgadza się jednak ze stoikami, którzy twierdzili, że dusza przekazywana jest ciału tuż po urodzeniu, w chwili pierwszego wdechu. Uznaje, że ciało i dusza powstają równocześnie: W jakiż jednak sposób następuje poczęcie istoty żywej? Czy równocześnie powstaje substancja jej ciała i substancja jej duszy, czy też jedna wcześniej, a druga później? Według nas obie substancje zostają równocześnie poczęte, utworzone i ukształtowane, tak samo jak później obie zostają wydawane na świat: nie ma żadnej kolejności w czasie ich poczęcia (O duszy XXVII, 1).

Co więcej, Tertulian znajduje poważne filozoficzne wytłumaczenie takiego stwierdzenia, bazujące na definicji śmierci pojmowanej jako rozdzielenie duszy i ciała: Wnioskujemy w tym wypadku po prostu z końca o początku. Jeśli śmierć pojmujemy jako odłączenie duszy od ciała, to i przeciwieństwo śmierci, czyli życie, musimy chyba nie inaczej pojmować, jak jako połączenie duszy z ciałem. Skoro zaś przy śmierci rozłączenie obu substancji następuje równocześnie, zatem i przy ożywianiu połączenie się ich musi się dokonywać według tej samej zasady, to jest równocześnie. Właśnie dlatego życie każdej istoty żywej zwykliśmy liczyć od momentu jej poczęcia, ponieważ od tego momentu przyznajemy jej duszę; odkąd bowiem istnieje dusza, odtąd i życie. Rozłączenie powodujące śmierć następuje tak samo, jak połączenie dające życie (O duszy XXVII, 1).

Tertulian opowiadał się przeciwko dzieleniu duszy – uznawał duszę za jedność o różnych działaniach. Miało to kluczowe znaczenie dla argumentacji o animacji ciała w momencie poczęcia, bo zamiast mówić o różnych rodzajach dusz (wegetatywnej, zmysłowej i rozumnej) można mówić o jednej duszy, powstałej w chwili poczęcia i przejawiającej różne właściwości.

Zakłada on, że wszystkie jednostkowe dusze ludzi, którzy kiedykolwiek pojawią się na ziemi, były już zawarte w pierwszym rodzicu – Adamie. Chociaż uznał on, że komponenty duchowe wszystkich dzieci Adama były już w nim obecne, jednak część materialna jest przenoszona na drodze reprodukcji seksualnej. Tertulian zakładał zatem pierwotny kreacjanizm, a traducjanizm miał tylko tłumaczyć, w jaki sposób dusze przenoszone są w pokolenia na pokolenie. Poza tym traducjanizm miał na celu przede wszystkim obronę płodu ludzkiego od chwili poczęcia. Główne zarzuty późniejszych pisarzy kościelnych do traducjanizmu dotyczyły przede wszystkim założenia, że dusza jest materialna. Teoria ta jednak nie tylko skutecznie broniła przed aborcją, ale także tłumaczyła przekazywanie grzechu pierworodnego.

Grzegorz z Nyssy (ok. 335-ok. 394) – Grzegorz uznaje, że dusza jest niewidzialna i niematerialna. Dusza jest przyczyną i zasadą ożywiającą materialne ciało. Grzegorz nie waha się nazwać jej ożywiającą przyczyną. Brak duszy uniemożliwia życie ciału: Dusza jest czymś różnym od ciała, gdyż opuszczone przez nią, staje się ono martwe i bezsilne (Wielka katecheza 11). To dusza sprawia, że ciało stanowi jedność, a jej brak oznacza śmierć człowieka. Grzegorz przejmuje od Arystotelesa podział dusz na wegetatywne, zmysłowe i rozumne, acz inaczej niż ten pierwszy nie uznaje w człowieku następowania po sobie tych trzech rodzajów. Uznaje bowiem, że prawdziwą duszą jest tylko dusza rozumna i nią od samego początku obdarzony jest człowiek: Odkryliśmy trzy rodzaje siły życiowej: [pierwsza] jest wegetatywna i pozbawiona zmysłów, [druga] wegetatywna i obdarzona zmysłami, ale nie ma udziału w działaniach rozumu, wreszcie rozumna i doskonała przenika wszystkie pozostałe tak, że jest w nich obecna i ma pełnię zdolności duchowych. Niech jednak nikt nie sądzi, że w człowieku są zmieszane trzy osobne, wyraźnie rozdzielone dusze, bo z tego wynikałoby, że natura ludzka jest złożona z wielu dusz. W rzeczywistości dusza – prawdziwa i doskonała – jest jedna: rozumna i niematerialna, powiązana z naturą materialną dzięki zmysłom (O stworzeniu człowieka 14). Ciało i dusza zjednoczone są ze sobą tak ściśle, że dusza pozostaje złączona z każdym pojedynczym elementem ciała, zarówno za jego życia, jak i po rozkładzie ciała po śmierci. Co więcej, chociaż zmartwychwstanie dokona się Bożą mocą, to jednak będzie możliwe dzięki temu, że dusza rozpozna wszystkie należące do niej elementy ciała.

Konsekwencją przeświadczenia o duchowo-cielesnej jedności człowieka jest dla Grzegorza przekonanie o jednoczesnym zaistnieniu duszy i ciała w momencie poczęcia. Człowiek stanowi nierozerwalną jedność duszy i ciała, więc gdyby któraś z tych części powstała wcześniej od drugiej, człowiek byłby podzielony czasem zaistnienia: Jako że człowiek złożony z duszy i ciała stanowi jedność, należy założyć, że jeden i ten sam jest początek i duszy, i ciała, bo gdyby element cielesny pojawił się wcześniej, a duchowy później, człowiek byłby starszy lub młodszy od siebie samego. (…) W powstawaniu poszczególnych bytów jedno nie poprzedza drugiego: ani dusza ciała, ani odwrotnie. Człowiek byłby bowiem w takim wypadku w niezgodzie sam ze sobą i podzielony różnicą czasu [zaistnienia] (O stworzeniu człowieka 29).

Argumentem za jednością i jednoczesnym powstaniem duszy i ciała jest dla Grzegorza to, że zarodek jest żywy od poczęcia, a byt ożywiony nie może być najpierw martwy: Skoro bowiem siła tkwiąca w embrionie nie powstaje z martwego, ale z ożywionego ciała, przeto twierdzimy, że słusznie nie uważa się za martwe tego, co z żywego powstaje do życia. Ciało pozbawione duszy jest bowiem martwe, bo śmierć polega na rozłączeniu duszy [i ciała]. Nie można zatem twierdzić, że brak poprzedza posiadanie, chyba że ktoś by utrzymywał, że to, co pozbawione duszy i martwe, poprzedza to, co ożywione (O stworzeniu człowieka 29). Za dowody ożywienia płodu Grzegorz uznaje także ciepło, działanie i poruszanie się, które są właściwe dla istot żywych i świadczą o istnieniu w embrionie duszy od samego początku.

Grzegorz jest przekonany, że w człowieku od samego początku istnieje dusza rozumna: Jak nie można zobaczyć członków, zawierających się w dopiero co poczętym zarodku, zanim się one nie ukształtują, tak nie sposób poznać właściwości duszy, zanim nie przystąpi ona do działania. Nikt nie mógłby wątpić, że bez żadnej zewnętrznej interwencji rozwiną się u płodu różnorodne członki i wnętrzności dzięki wrodzonej mu z natury sile. Analogicznie można wnioskować o duszy, że nawet jeśli nie daje się poznać dzięki widocznym działaniom, niemniej istnieje w embrionie. I jak istnieje w nim potencjalnie forma mającego powstać człowieka, ukryta jednak, bo nie może się ujawnić ze względu na konieczne następstwo, tak i dusza, choć nieujawniona, jednak w nim istnieje; ukaże się wszakże przez właściwe sobie i naturalne działanie, kiedy i ciało nieco urośnie (O stworzeniu człowieka 29).

Chociaż widać w embrionie, a potem w rosnącym dziecku oczywisty dla wszystkich rozwój duchowych zdolności, nie oznacza on żadnych ontycznych zmian w duszy: Lecz jak odnośnie do jego fizycznych członków nie mówimy jeszcze o ciele, kościach, włosach i innych ludzkich organach, bo wszystko to istnieje jedynie potencjalnie i nie jest na razie widoczne, tak samo jest z duszą: nie mówimy, że płód ma duszę rozumną, zmysłową i pożądliwą oraz inne charakterystyczne dla duszy działania, bo rozwijają się one wraz z osobą analogicznie do rozwoju i doskonalenia się ciała. Jak u rozwiniętego człowieka działania duszy ukazują się jawnie w dojrzalszych [członkach], tak w stanie zarodkowym współpraca duszy z ciałem jest odpowiednia i współmierna do aktualnej potrzeby i polega na budowaniu ze złożonej [w łonie matki] materii siedziby nieodłącznej od duszy (O stworzeniu człowieka 29).

Tłumacząc, dlaczego dusza nie jest widoczna w embrionie od samego początku, Grzegorz odwołuje się do obrazu ziarna, zawierającego w sobie potencjalnie całą roślinę. I wyjaśnia, że dusza może ujawnić swoje właściwości na tyle, na ile pozwala jej na to ciało. Co więcej, to właśnie dusza jest zasadą kierującą zmianami i rozwojem człowieka od poczęcia. Rozwój człowieka dokonuje się zatem dzięki wrodzonej mu sile i nie jest sterowany jakimkolwiek zewnętrznym czynnikiem: Jak ziemia czyni od rolników przyjętą roślinkę drzewem, choć nie wkłada w nią siły rośnięcia, lecz tylko dostarcza jej do tego środków, tak i to, co się oddziela od człowieka dla zasiania człowieka, jest w jakiś sposób żywą istotą, ożywioną z ożywionego, przyjmującą pokarm z tego, co przyjmuje pokarm. Oczywiście, nie będziemy się dziwić, że małość roślinki nie zaraz pozwoli na wszystkie czynności i odruchy duszy. Bo i ziarnko pszenicy nie zaraz jako kłos się pojawia (w jaki sposób tak wielkie zmieści się w tak małym?), ale, gdy ziemia da mu odpowiedni pokarm, stanie się kłosem, nie zmieniając w glebie swej natury, lecz dzięki pokarmowi się rozwijając. Jak więc posiane ziarnko rośliny, rosnąc dochodzi do pełni, tak i dusza przy formacji człowieka objawia się w miarę powiększania się jego ciała, dając najpierw będącemu w łonie matki dziecku zdolność odżywiania się i wzrastania, a potem, gdy ono ujrzy światło dzienne, udzielając mu siły czucia w końcu pozwala na wystąpienie władzy myślenia, choć nie zaraz w całej pełni, lecz stopniowo, wraz z jego wzrostem (Dialog o duszy i zmartwychwstaniu, PG 46, 125).

Maksym Wyznawca (ok. 580-662) – zajął się problemem animacji embrionu w związku z zagadnieniem wcielenia Chrystusa i polemiką z tezami o preegzystencji duszy lub ciała. Maksym zakłada, że Bóg od samego początku ma w sobie logoi wszystkich ludzi, które w odpowiednim momencie służą Mu do stwarzania poszczególnych osób. Logos dotyczy jednak całej ludzkiej osoby, a nie tylko ciała czy duszy: Gdyż jeśli, jak to już wyżej powiedziałem, ciała i dusze są częściami człowieka, i jeśli te części są niezbędne w relacji do siebie (gdyż dopiero wszystko to razem ma sens), i jeśli elementy będące «we [wzajemnej] relacji» są wszędzie doskonale równoczesne, odpowiednio do swojego stwarzania – gdyż części, poprzez swoje zjednoczenie, sprawiają [powstanie] całej postaci, a rozdziela je jedynie refleksja poszukująca uchwycenia istoty każdego bytu – zatem niemożliwe jest, aby dusza i ciało, jako części człowieka, bytowały sukcesywnie jedna przed drugą lub jedna po drugiej, gdyż w takim razie logos [człowieka], w odniesieniu do którego każda z nich istnieje, zostałby unicestwiony (Ambiguorum liber II, 7).

Logos staje się konkretnym człowiekiem dzięki połączeniu pierwiastka duchowego i cielesnego. Logos istnieje przed czasem, ale dusza i ciało powstają równocześnie i można je odróżnić jedynie myślowo, chociaż ciało powstaje z materii a dusza jest bezpośrednio stwarzana przez Boga: Dusza, otrzymując swój byt w momencie poczęcia, w tym samym czasie co ciało, jest przeznaczona do utworzenia jednego człowieka; ciało pochodzące z niższej materii, wywodzące się z innego ciała, w chwili poczęcia otrzymuje, w tym samym czasie co dusza, strukturę, która tworzy razem z nią jedyną postać [człowieka]. […] Należy więc rozumem rozróżnić – w momencie poczęcia – z jednej strony tchnienie ożywiające i Ducha Świętego przeznaczone jako substancja rozumna duszy, a z drugiej strony utworzenie ciała i oddech jako naturę ciała, jak o tym mówią ojcowie (Ambiguorum liber II, 42).

Maksym rozprawia się z teorią preegzystencji dusz odwołując się do zmartwychwstania Chrystusa – skoro On zmartwychwstał w ciele nie można twierdzić, że ciała zostaną unicestwione.

Polemizując z teorią o późniejszej animacji ciała używa następujących argumentów:

  1. ciało bez duszy byłoby martwe, nie byłoby w stanie rosnąć, odżywiać się ani stanowić jednej całości, uległoby rozkładowi, jak to się dzieje po śmierci. Od samego początku musi być to dusza rozumna, bo inaczej człowiek byłby najpierw rośliną: Jeśli przyjmujecie, że [embrion] ma jedynie duszę odżywczą i wegetatywną, to jest jasne, że – według waszego rozumowania – ciało, które się odżywia i wzrasta, będzie ciałem rośliny, nie zaś człowieka. Lecz nie mogę wszak pojąć, nawet gdybym wiele rozumował, jakżeż to człowiek może być rodzicielem rośliny, która – wedle [praw] natury – w żadnym razie nie otrzymuje swojego istnienia od człowieka. I jeśli przyznajecie embrionowi tylko duszę zmysłową, okazuje się, jakoby w momencie poczęcia otrzymywał on duszę konia lub wołu, lub jakiegoś innego zwierza lądowego, lub powietrznego; człowiek zaś, według was, nie byłby od samego początku – wedle swej natury – rodzicielem człowieka, lecz, jak już powiedziałem, rośliny lub zwierzęcia. Czy można znaleźć coś bardziej głupiego i szalonego? Przyjmować, że od momentu pierwszego ukonstytuowania się bytów nie koegzystują w nich niezbicie – wedle naturalnych różnic każdego [bytu] – własne cechy im przynależne, znaczy mieszać wszystko i przyjmować, iż bytom nic przynależy we właściwy sposób to, czym są, ani to, co się o nich orzeka (Ambiguorum liber II, 42).
  2. Gdyby w człowieku od początku nie było duszy rozumnej, byłoby to sprzeczne z mądrością i wszechmocą Boga, bo Bóg nie może stwarzać czegoś niedoskonałego.
  3. Twierdzenie, że ciało nieuformowane jest niegodne duszy rozumnej podważa wartość ciała, a tym samym dogmat o stworzeniu człowieka i wcieleniu Syna Bożego, a także sugerowałoby grzeszność aktu seksualnego.
  4. Chrystus na pewno posiadał duszę od pierwszej chwili w łonie Maryi.
  5. Człowiek jest duchowo-cielesną jednością, więc musi nią być od samego początku.

Podsumowanie

Chociaż wielu ojców opowiadało się za teorią animacji opóźnionej (zazwyczaj w 40/80 dniu po poczęciu), jednak żaden z nich nie stworzył spójnego systemu na poparcie swojej idei – są to raczej wtrącenia przy okazji poruszania zupełnie innych zagadnień. Trzej ojcowie, którzy na poważnie zajęli się tematem poczęcia i momentu powstania duszy i ciała, mimo różnych poglądów na temat pochodzenia duszy, stali twardo na stanowisku jednoczesnego zaistnienia duszy i ciała człowieka w momencie poczęcia.

Zalety prokrastynacji

Gdy psychologia i coaching zrzucają na prokrastynację bomby atomowe, Jan Kasjan dostrzega jej zalety. Oto one:
Tocząca się w nas wewnętrzna walka bardzo często wywołuje pożyteczne dla nas wahanie i zbawienną zwłokę. Wskutek oporu ociężałego ciała odwlekamy niekiedy bowiem wykonanie bezbożnych myśli i dzięki temu, że uczynek się odwlecze, a wróci zastanowienie, może nastąpić żal i poprawa. Spójrzmy zresztą na istoty, o których wiemy, że ciało nie przeszkadza im w natychmiastowym wykonywaniu pragnień i postanowień, ten. na demony, czyli duchy nieprawości. Upadłe ze wzniosłej godności anielskiej, są bardziej nikczemne od ludzi, właśnie dlatego, że nigdy nie mogą odstąpić od wykonania swoich zamysłów, a zamiar grzechu, raz powzięty, wykonują bez najmniejszej zwłoki. To, co ich umysł naprędce wymyśli, równie chyżo i swobodnie wykonuje, a ponieważ posiadają tę błyskawiczną łatwość realizacji każdej tylko zachcianki, więc i zła, raz powziętego, nie może naprawić zbawienne niezdecydowanie.
Jan Kasjan, Rozmowy z ojcami IV, 13, tł. Arkadiusz Nocoń

Sen

Życie obecne jest jak sen. Przebudzisz się w chwili śmierci i przekonasz się, że niczego nie masz w rękach. Kiedy żebrak śpi i śni mu się, że otrzymał spadek, nie ma człowieka bardziej szczęśliwego niż on – dopóki się nie przebudzi. Przerzuca przez sen bogate szaty, drogocenne złote i srebrne naczynia, wchodzi w posiadanie olbrzymich majątków, kłaniają mu się wielkie rody. Kiedy się przebudzi, zostaje mu tylko płacz.
Augustyn, Kazanie 39, 5, tł. Jacek Salij

Nawrócenie

Boskie Pismo nie tylko zabrania popełniania występków, ale także leczy tych, którzy otrzymali rany z ich powodu. Odczuwa wstręt do nowacjańskiej surowości i oskarża pasterzy, którzy nie okazali tego rodzaju troski o owce. Sam Bóg mówi: „O, pasterze! Słabej nie wzmocniliście, chorej nie uleczyliście, źle się mającej nie przywróciliście do sił, błądzącej nie nawróciliście, zagubionej nie szukaliście”. Jest oczywiste, że ten, kto oskarża zaniedbanie tego rodzaju działania, chce powiedzieć, że słabość owiec zasługuje na opiekę.
Teodoret z Cyru, O herezjach, tł. Przemysław Szewczyk

Miłość i nienawiść

Miłość jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10). A nasz Pan, opisując jej charakter, stawia ją za jedyny znak swych uczniów, mówiąc: Po tym poznają wszyscy, że jesteście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu (J 13, 35). Uciekajmy się przeto do miłości, jej się trzymajmy i z nią obchodźmy to święto! Gdzie jest miłość, tam znikają braki serca; gdzie jest miłość, tam milkną namiętności: Miłość nie zazdrości, nie unosi się pychą, nie szuka swego (1 Kor 13, 4-5). Miłość nie wyrządza bliźniemu szkody. Gdzie miłość panuje, tam nie ma Kaina, który by zabił swego brata. Usuń źródło nienawiści, a usuniesz strumień wszelkiego zła. Wytnij korzeń, a nie będzie owoców. Mówię to jednak raczej z troski o tych, którzy nienawidzą, niż o znienawidzonych, bo oni ponoszą największą szkodę i gotują sobie wielką zgubę, podczas gdy ci, którzy muszą znieść nienawiść, otrzymają nagrodę. Patrz, ilu pochwałami został obsypany zabity Abel (Rdz 4, 10). Nawet po śmierci przemawia on przez krew własną i głośno oskarża zabójcę – Kain zaś żyje i zbiera plon swego czynu, wzdychając i drżąc pędzi życie na ziemi. Abel, choć zabity, złożony na ziemi nawet po swej śmierci okazuje swe męstwo i jak Kaina grzech uczynił tak nieszczęśliwym, że musiał wieść życie gorsze od śmierci, tak Ablowi uczyniła cnota nawet po śmierci jeszcze większą sławę. Abyśmy tedy i my tak tutaj, jak i tam większe sobie zgotowali zapewnienie i z tego święta otrzymali większą radość, odrzućmy brudne szaty grzechu, zwłaszcza szatę nienawiści. Choćby się zdawało, żeśmy dokonali wiele dobrych uczynków, wszystko na nic się nie przyda, jeżeli ta brzydka i wstrętna plama tkwić w nas będzie. Obyśmy jej uniknęli wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy dziś przez łaskę kąpieli odrzucili starą szatę grzechu i mogą rzucać światło jaśniejsze od promieni słońca.
Jan Chryzostom, Kazanie drugie na Zielone Święta, tł. Wojciech Kania

Grzegorz z Nyssy, Na psalm szósty o ósmym dniu

Gdy ci, którzy zgodnie z błogosławieństwem proroka przechodzą z mocy do mocy (por. Ps 84(83), 8) i ustanawiają w swoich sercach dobrą drogę wstępowania, chwytają jakąś dobrą myśl, prowadzi ich ona do wyższej myśli, dzięki której dokonuje się wstępowanie duszy coraz wyżej. I w ten sposób ktoś, kto nieustannie dąży dalej (por. Flp 3, 13), nigdy nie przerwie dobrego wstępowania prowadzony wzniosłymi myślami do poznania rzeczywistości, która jest w górze. Powiedziałem wam to, bracia, ponieważ rozmyślam nad psalmem szóstym i dostrzegam konieczny porządek logiczny, zgodnie z którym po [psalmie o] spadkobierczyni ofiarowano nam tekst dotyczący ósmego dnia . Z pewnością znacie dobrze tajemnicę dnia ósmego. To niegodne, że myślenie niektórych kieruje się ku żydowskim opiniom. Oni, sprowadzając wielkość tajemnicy dnia ósmego do wstydliwych części naszego ciała, twierdzą, że przez liczbę osiem wskazane są prawo obrzezania, oczyszczenie po porodzie i tym podobne rzeczy. Chociaż we wspomnianych przepisach zawarta jest ta liczba przy nakazie obrzezania dla chłopca i ofiary oczyszczającej dla kobiety, jednak my, pouczeni przez wielkiego Pawła o tym, że „prawo jest duchowe” (Rz 7, 14), ani nie odrzucamy Prawa, ani nie rozumiemy go w sposób niski, bo wiemy, że tak naprawdę ósmego dnia dokonuje się prawdziwe obrzezanie, wykonywane kamiennym nożem. Wiesz na pewno, że kamień odcinający nieczystość oznacza tę skałę, którą jest Chrystus (por. 1Kor 10, 4), to znaczy Słowo prawdy, i że tego dnia zatrzyma się brudna rzeka ludzkich spraw, po tym jak ludzkie życie przeistoczy się w boskie. Aby dla wszystkich stało się jasne znaczenie tych słów, lepiej wyjaśnię ich sens.
Czas tego życia w pierwszym powstaniu stworzenia wypełnił się w jednym tygodniu. Kształtowanie bowiem zaczęło się od pierwszego dnia, a koniec tworzenia nastąpił wraz z końcem tygodnia. Nastał pierwszy dzień – mówi Pismo – w którym powstały pierwsze rzeczy, w drugim drugie i wszystkie kolejno, aż do szóstego dnia (por. Rdz 1, 1-31). Siódmy dzień, który stał się kresem tworzenia, zamknął w sobie czas rozciągający się razem z kształtowaniem świata. Żadne inne niebo odtąd nie powstało ani żadna inna część świata nie została dodana do tych, które powstały na początku, ale zaistniało stworzenie całkowite, niepodlegające powiększaniu ani zmniejszaniu w swoich granicach; także żaden inny czas nie powstał przed tym, który pojawił się wraz z powstaniem świata, ale natura czasu została ograniczona tygodniem. Dlatego właśnie kiedy mierzymy czas dniami, zaczynając od pierwszego i kończąc liczenie na siódmym, wracamy znowu do pierwszego, zawsze odmierzając całą długość czasu cyklem tygodni, dopóki po przeminięciu rzeczywistości, które są w ruchu, i po zatrzymaniu się kiedyś ciągłego ruchu wszechświata, jak mówi Apostoł (por. 1Kor 7, 31), nie nadejdzie to, co dłużej nie podlega ruchowi, czego nie imają się już żadna zmiana ani żadne przekształcenie, ponieważ to stworzenie zawsze trwa takie samo przez wszystkie następne wieki; w tym stworzeniu dokonuje się prawdziwe obrzezanie ludzkiej natury dzięki usunięciu cielesnego życia i dzięki prawdziwemu oczyszczeniu z prawdziwego brudu. Brudem człowieka jest grzech, który rodzi się razem z ludzką naturą (ponieważ „W grzechach poczęła mnie moja matka” [Ps 51(50), 7]), a więc Ten, który dokonał oczyszczenia naszych grzechów, kiedyś całkowicie oczyści ludzką naturę, usuwając z natury bytów wszystko, co krwawe, brudne i nieobrzezane. Tak właśnie rozumiemy prawo dotyczące dnia ósmego, które dokonuje oczyszczenia i obrzezania, że po zakończeniu tygodniowego czasu po siódmym nastąpi dzień ósmy, nazwany ósmym, ponieważ następuje po siódmym, a nie ma już po sobie kolejnego. Jako jedyny bowiem trwa wiecznie , nie przerywany nigdy nocną ciemnością. Sprawia go inne słońce, dające prawdziwe światło, które od kiedy raz nam się ukazało, jak mówi Apostoł (por. 2Kor 4, 4), nigdy już nie daje się zakryć ciemności, ale objąwszy wszystko swoją jaśniejącą mocą daje nieprzerwane i niezastąpione niczym światło tym, którzy są godni, i czyni samych uczestników tego światła innymi słońcami, jak mówi Słowo w Ewangelii: „Wtedy sprawiedliwi zajaśnieją jak słońce” (Mt 13, 43).
Skoro we wcześniejszym psalmie mowa jest o tej, która ma otrzymać dziedzictwo, a dziedzictwo czeka na godnych w ósmym dniu i w nim odbywa się sprawiedliwy sąd Boga, wynagradzający każdego stosownie do zasług, słusznie więc prorok wraz ze wzmianką o ósmym dniu wprowadza wypowiedź na temat skruchy. Któż bowiem, przypomniawszy sobie o straszliwym sądzie Chrystusa, natychmiast nie ma wyrzutów sumienia i nie odczuwa lęku i trwogi? Choćby nawet był świadomy, że prowadził jak najlepsze życie, jednak spodziewając się skrupulatności sądu, na którym przedkłada się do badania nawet najdrobniejsze przeoczenia, jest przerażony spodziewając się najgorszego i nie wiedząc, jaki wyrok będzie na niego wydany. Dlatego jakby mając przed oczami straszliwe kary: Gehennę, mroczny ogień i wiecznego robaka sumienia (por. Mk 9, 42-47), nieustannie dręczącego duszę wstydem i wzbudzającego nowy ból przypominaniem zdziałanego zła, już teraz błaga Boga, by w gniewie nie wydawał go na badanie ani z powodu gniewu nie poddawał go karceniu za przewinienia. Albowiem sąd wydaje się dziełem gniewu dla skazanych na ostre karcenie polegające na tej strasznej karze. I dlatego, jakby już był jednym z bolejących, naśladuje jęki dotkniętych cierpieniem, dla których to, co spotyka bezbożnych jako odpłata, wydaje się gniewem. Mówi zatem: Nie spodziewam się, że z powodu tego gniewu ktoś będzie próbował przy pomocy strasznego biczowania uzyskać ode mnie przyznanie się do ukrytych grzechów, ale przewiduję wybuch takiego gniewu, kiedy już je wyjawię. Ten sam skutek bowiem, który w odniesieniu do chłostanych wywołuje ból, ujawniając wbrew ich woli ich ukryte złe uczynki, sprawia także sam z siebie wolny wybór, biczując i karząc siebie skruchą, i rozgłaszając ukryty głęboko grzech. A zatem mówiąc: „Nie badaj mnie swoim gniewem, ani nie karć mnie swoją zapalczywością” (Ps 6, 2), [prorok] konsekwentnie ucieka się do miłosierdzia, wywodząc przyczynę zła nie tyle z wolnego wyboru, co ze słabości natury; ulecz miłosierdziem mnie, urodzonego w grzechach, bo ze słabości wpadłem w namiętność. Czym jest ta słabość? Moje kości zostały rozłączone i straciły wzajemne połączenie. Kośćmi nazywa rozsądne myśli podpierające duszę: „Ulecz mnie, Panie, bo moje kości się wzburzyły” (Ps 6, 3). I wyjaśnia zagadkę tych słów, dodając: „Moja dusza bardzo się wzburzyła” (Ps 6, 4). Dlaczego – mówi – odwlekasz uleczenie, o Panie? Jak długo nie będziesz okazywał miłosierdzia? Czy nie widzisz, że ludzkie życie przemija? Uprzedź nawróceniem mojej duszy nieunikniony kres naszego życia, ponieważ po niespodziewanym nadejściu śmierci wszelki zamiar uleczenia jest bezowocny. Nie będzie bowiem już dłużej w śmierci ten, kto pamiętając o Bogu może uleczyć chorobę, która powstała w nim ze zła, bo wyznanie [grzechów] może coś zdziałać na ziemi, natomiast w Hadesie – nie działa.
Następnie jakby ktoś pytał: W jaki sposób wzywasz miłosierdzia, by uleczono przewinienia? W jaki sposób przejednałeś bóstwo? Tak odpowiada: „Zmęczyłem się swoim jękiem” (Ps 6, 7), obmywam łoże grzechu potokami łez. Dlaczego? Dlatego że „w gniewie” – mówi – „moje oko się wzburzyło” (Ps 6, 8) i z tego powodu stałem się kimś starym i gnijącym, ponieważ gniew, zaszczepiony mi przez wrogów, spowodował rozkład w mojej duszy. Jeśli człowiek tak bardzo lęka się z powodu gniewu, który pchnął go do popełniania zła, to jest tym bardziej prawdopodobne, że odrzucą nadzieję zbawienia ci, którzy widzą w swoim życiu nie tylko poruszenie wynikające z gniewu, lecz także wiedzą, jak wielkie namiętności wzbudza pożądanie, chciwość, próżność, żądza zaszczytów, zazdrość i pozostały rój ludzkich wad. Dlatego zwróciwszy się do swoich przeciwników, mówi: „Odsuńcie się ode mnie wszyscy, którzy czynicie nieprawość” (Ps 6, 9). W następnych słowach ukazuje dobrą nadzieję, którą posiadamy na skutek skruchy. Gdy tylko wypowiedział do Boga słowa skruchy i uzyskał świadomość życzliwości Boga względem siebie, rozgłasza łaskę i obwieszcza dar, mówiąc: „Pan wysłuchał mojej prośby, Pan przyjął moją modlitwę” (Ps 6, 10), prosi swoich wrogów, aby się odsunęli biczowani wstydem, by na zawsze pozostało dla niego dobro, którego dostąpił dzięki skrusze, i by jego życie nie potrzebowało kolejnej skruchy. Ten bowiem, kto się zawstydził z powodu uczynienia zła, używa wstydu jako nauczyciela, by więcej nie popaść w występki; dzięki temu w przyszłości będzie się trzymał z dala od podobnych pokus.
Taka jest zatem kolejność dobrej wędrówki w górę: czwarty psalm odróżnił niematerialne dobro od cielesnego i materialnego; piąty stanowi modlitwę o dziedzictwo tego dobra; szósty objawił czas objęcia dziedzictwa dzięki wzmiance o ósmym dniu: ósmy dzień uczynił jawnym lęk przed sądem, sąd napomniał nas grzeszników, byśmy poprzez skruchę uniknęli straszliwego losu, następnie słuszna skrucha, okazana przed Bogiem, ogłosiła nam zysk, jaki z niej dla nas wynika, gdy powiedziała: Usłyszał Pan głos tego, który zwraca się do Niego ze łzami. Dalej, prorok wzywa wrogie myśli do zniknięcia pod wpływem wstydu, aby dobro pozostało dla nas niezmienne w przyszłości. Nie da się inaczej unicestwić wrogiej i bezprawnej myśli, jak tylko poprzez zmuszenie jej do zniknięcia przez wstyd. Wstyd z powodu popełnionego zła staje się ziejącą, głęboką otchłanią, która odgradza człowieka od grzechu jak mur. Wołajmy zatem: „Niech się zawstydzą i niech okażą skruchę wszyscy moi wrogowie” (Ps 6, 11). Wrogami są niewątpliwie domownicy, którzy wychodzą z serca i czynią człowieka nieczystym (por. Mt 10, 36; Mk 7, 15). A kiedy oni szybko uciekną ze wstydu, nastąpi dla nas nadzieja chwały, która nie kończy się wstydem, dzięki łasce Pana, któremu chwała na wieki. Amen.

tł. M. Przyszychowska

Tekst z wstępem i przypisami ukazał się w Vox Patrum 65

https://www.academia.edu/26403905/Grzegorz_z_Nyssy_Na_psalm_sz%C3%B3sty_o_%C3%B3smym_dniu_

Boga masz w sobie

Zdrowie ciała stanowi niewątpliwie w ludzkim życiu dobro, lecz do szczęścia nie wystarczy znać definicję zdrowia, trzeba w zdrowiu żyć. Jeśli ktoś, wygłaszając pochwałę zdrowia, najadł się czegoś szkodliwego i wzdymającego, to jakąż odniósł korzyść z panegiryku o zdrowiu, skoro męczą go choroby? Podobnie powinniśmy rozumieć rozważane zagadnienie: Pan nie twierdzi, że szczęście polega na dowiedzeniu się czegoś o Bogu, ale na posiadaniu Boga w sobie. Błogosławieni bowiem czystego serca, ponieważ oni Boga oglądać będą. Nie wydaje mi się, by obiecywał oglądanie Boga twarzą w twarz temu, kto oczyścił oczy duszy, ale wzniosła nauka podsuwa nam to, co w innym miejscu Pan wypowiada wprost, stwierdzając, że królestwo Boże jest w nas, abyśmy dowiedzieli się, że ten, kto oczyścił serce z grzesznych skłonności widzi we własnej piękności obraz Bożej natury. Zdaje mi się, że ta wypowiedź daje w kilku słowach taką oto radę: Ty, który pragniesz kontemplować prawdziwe dobro! Gdy usłyszysz, że Boski majestat wzniósł się nad niebiosa, że Jego chwała jest nieopisana, piękno niewypowiedziane, natura niepojęta, nie trać nadziei, że możesz zobaczyć to, czego pragniesz! W tobie bowiem zawiera się miara możliwości poznania Boga, bo Stwórca wszczepił [twojej] naturze dobro już w momencie stworzenia.
Bóg wycisnął na swoim stworzeniu podobieństwo dóbr własnej natury, jakby kształtował wosk według jakiejś formy. Lecz zło, zakrywszy ten znak podobieństwa do Boga uczyniło bezużytecznym dla ciebie to dobro, spowiwszy je paskudnymi zasłonami. Jeśli dzięki doskonałości życia obmyjesz brud kalający twe serce, rozbłyśnie dla ciebie piękno podobne do Boskiego. Jak żelazo oczyszczone osełką z rdzy, wcześniej czarne, teraz błyszczy i lśni w słońcu, tak człowiek, gdy zeskrobie ze swego wnętrza, które Pan nazywa sercem, rdzawy brud, naniesiony przez złą pleśń, odzyska podobieństwo do pierwowzoru i stanie się dobry. To bowiem, co jest podobne do dobra, jest dobre. Kto więc wpatruje się w siebie, widzi w sobie to, czego pragnie i w ten sposób czysty sercem osiąga szczęście, bo spoglądając na własną czystość ogląda w obrazie pierwowzór.

Grzegorz z Nyssy, Homilie do błogosławieństw 6, tł M. Przyszychowska