Nie zacieśniajmy pojęcia proroctwa do postaci starotestamentowych proroków Izraela. Chyba nie tylko św. Augustyn dostrzegał „proroków” także wśród pogan. Daru proroctwa udziela Bóg w swojej mądrości i hojności wszystkim narodom.
Świadomie odchylam się od treści poruszonych we wcześniejszych wpisach na temat proroków. Niech to będzie tekst uzupełniający, skłaniający do stawiania pytań, do spojrzenia od innej strony, zachęcający do krytycznego myślenia także o współczesności. Kto uważnie czyta Biblię, natknie się na zagadkowe postacie „Obcych” o charakterze prorockim, o których pamięć nie zaginęła, lecz została uwieczniona w świętych Księgach. Stary Testament ukazuje wielką różnorodność przypadków, które wskazują na zdumiewający sposób Bożego działania w dziejach ludzkości. Bóg naprawdę przemawia również przez „Obcych”.
Ważne pytania do wierzących
Mam na myśli tajemnicze postacie, które w dziejach spełniły swoją rolę prorocką, kultyczną (np. Melchizedek) lub jeszcze inną. Znajdowały aprobatę ze strony Boga i miały swój opatrznościowy udział w losach świata. Również dzisiaj te postacie skłaniają chrześcijan do stawiania pytań, których zazwyczaj sobie nie zadajemy. Są to pytania otwarte, być może nawet niepokojące. Dają wiele do myślenia o Bożych drogach docierania do ludzi różnych kultur i religii.
Nie bójmy się tych pytań. Ceńmy je. Nie zacieśniajmy pojęcia proroctwa do postaci starotestamentowych proroków Izraela. Św. Augustyn (354-430) dostrzegał „ukrytych świętych” (sancti absconditi) i „proroków” także wśród pogan. Niejednokrotnie wyrażał swoje przekonanie, że daru proroctwa udziela Bóg wszystkim narodom: „omnibus gentibus dispensabatur prophetia” (In Joannem IX, 9; Contra Faustum XIX, 2; De catechizandis rudibus XXII, 40). Pamięć o Jego dobroci i hojności względem wszystkich uczy mądrości i głębszego zrozumienia ludzkich dziejów.
Bóg przemawiający przez pogańskiego wieszcza
Biblia opisuje niektóre wydarzenia w formie popularnej historii. W opisach tych kryje się jednak ważna prawda religijna, niezależna od legendarnego charakteru historii początków ludzkości. Faktem jest, że mezopotamski wieszcz, Balaam, nie został łaskawie potraktowany w pismach Nowego Testamentu. Jednak to on właśnie jest najbardziej wymownym przykładem proroczych przepowiedni pochodzących od „Obcych”. Tym bardziej należy wsłuchać się w obszerną, pełną wyobraźni, fascynującą opowieść o nim przekazaną w Księdze Liczb (22,2–24,25).
Oto Balak, król Moabitów, przestraszony postępem Izraelitów na Zajordaniu prosił Balaama, aby przybył i przeklął niebezpiecznych przybyszów. Wierzył w siłę tego rodzaju przekleństwa, które pomogłoby mu odnieść zwycięstwo w walce z mocniejszym przeciwnikiem. Odmowa wieszcza była stanowcza: „Pan (JHWH) nie dozwolił mi iść z wami” (Lb 22, 13). Za drugim razem, pouczony (we śnie?) przez Boga, co ma mówić, zgodził się na spotkanie z królem Balakiem. Według innej tradycji, w drodze miała przemówić przeciwko spotkaniu nawet oślica Balaama! (To wyraźny i zabawny wątek ludowego przekazu, włączony do głównego opisu z Księgi Liczb 22,21-35).
Po dokonaniu obrzędu ofiarnego wieszcz wygłosił jednak zaskakującą przepowiednię o specjalnym wybraniu Izraela przez Boga. Pomimo różnych wysiłków króla, trzykrotnie pobłogosławił Izraelitów, gdyż „ogarnął go Duch Boży” (Lb 24,2). Mówił o sobie: „Wyrocznia Balaama (…), wyrocznia męża, który wzrok ma przenikliwy; wyrocznia tego, który słyszy słowa Boże, który ogląda widzenie Wszechmocnego, a w wiedzy Najwyższego ma udział” (Lb 24,15-16; zob. 24,3-4).
Ten pogański jasnowidz i wróżbita do końca pozostał „obcym”. W krytycznym momencie dziejów i walk Izraelitów z Moabitami wypowiadał czterokrotnie rzeczywiste proroctwa o wybraniu i losach Izraela, o jego królu, a nawet o Mesjaszu. Nie został wyznawcą wiary tych, o których prorokował, ale powrócił do swojej miejscowości Petor nad Eufratem (Lb 22,5;24,25). W czwartej przepowiedni pojawia się ów sławny tekst mesjański:
Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło. Ono to zmiażdży skronie Moabu, a także czaszki wszystkich synów Seta. Stanie się Edom podbitą krainą (…). A Izrael urośnie w potęgę” (Lb 24,17).
Gwiazda i berło to symbole królewskie. Uważano, iż to proroctwo spełniło się w czasach króla Dawida, który zdobył Moab i Edom (zob. 2 Sm 8,2.13-14). Od czasu wczesnego chrześcijaństwa, słowa o „gwieździe” i „berle” władcy przepowiedzianego przez Barlaama odnoszono do „syna Dawida”, Jezusa, „króla Żydów” (Mt 2,2), któremu hołd oddali prowadzeni przez gwiazdę Mędrcy ze Wschodu. Mezopotamskiego wieszcza uznawano za proroka, który przepowiedział narodzenie Chrystusa. Ta postać mówi nie tylko o tym, że Bóg udziela daru prawdziwych przepowiedni za pośrednictwem „Obcych”. Co więcej, przypomina, iż te przepowiednie faktycznie mogą wyznaczać bieg dziejów narodu wybranego. Nie istnieje więc wyraźny podział między wybranymi a „obcymi”, którzy włączeni zostają w całościowy plan zbawienia.
Opis błogosławieństwa i przepowiedni Barlaama znalazł szeroki oddźwięk w innych księgach Starego Testamentu (zob. Pwt 23,5-6; Joz 13,22; 24,9-10; Ne 13,2; Mi 6,5). Wykrzywiony obraz jego intencji widać w niektórych tekstach Nowego Testamentu. Zarzucono mu umiłowanie zapłaty (2 Pt 2,15), oszustwo (Jud 11) i chęć zwodzenia (Ap 2,14), wbrew jego wyraźnemu świadectwu: „Choćby mi Balak dawał tyle srebra i złota, ile pałac jego pomieści, to przecież nie mogę przekroczyć rozkazu Pana (JHWH), Boga mojego, zarówno w małych rzeczach, jak i wielkich” (Lb 22,18). Skąd ta rozbieżność? Otóż nowotestamentowi autorzy odczytywali intencje Barlaama w świetle ludowej tradycji o oślicy. Tradycja ta, włączona do opowieści, utrzymywała, że udał się on do króla wbrew woli Boga (zob. Lb 22,22), powodowany jedynie chęcią zysku.
Są to interpretacje krzywdzące. Księgi Starego Testamentu dają wyraźne świadectwo, że Bóg Izraela przemawiał i działał przez tego obcego, jasnowidzącego wieszcza, który nie był Jego stałym wyznawcą, nawet jeśli nazwał Go „moim Bogiem”. Skoro składał ofiary, można go uznać za kapłana i proroka wiernego Bożemu głosowi.
Suwerenny Bóg może przekazywać prawdziwe przepowiednie i proroctwa przez „Obcych”, a ich działanie nie pozostaje wtedy bez wpływu na dzieje „wybranych”. Istnieją w gruncie rzeczy tylko jedne dzieje objawienia i zbawienia, których Panem jest sam Stwórca i Zbawiciel.
Rola „obcych” proroków
Czego uczą dzisiaj chrześcijan tego rodzaju tajemnicze postacie „Obcych”, ukazane na kartach Biblii? Skłaniają do zadawania pytań o Boga i ludzi, do cierpliwego wysiłku głębszego poznania i poszerzenia horyzontów własnej wiary. Rzucają światło na wielość istniejących religii. Uwrażliwiają tym samym na różnorodność sposobów zbawczej obecności i działania Boga w ludzkich dziejach. Uczą większej nadziei niż ta, którą teraz żyjemy.
Opowieść o Balaamie wzbogaca pod wielu względami biblijną refleksję nad religijną sytuacją tych, których uznajemy za „obcych”. Mając ją w pamięci możemy dzisiaj pytać samych siebie: Czy potrafimy uznać kontynuację działalności prorockiej wśród tych, którzy nie są chrześcijanami? Ten zagadkowy człowiek dawnych czasów zachęca wręcz do tego, aby także w świecie współczesnym szukać prorockich postaci.
Czy działo się tak jedynie w czasach Starego Przymierza, przed przyjściem Chrystusa? Fakty przeczą takiemu przypuszczeniu. Arcykapłan żydowski Kajfasz wypowiedział w procesie Jezusa prorocze słowa, których pełnego sensu sam z pewnością nie rozumiał: „lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11,50). Ewangelista Jan wyjaśnia ich dalekosiężne znaczenie: „A nie powiedział tego sam od siebie, lecz będąc w tym roku arcykapłanem, prorokował, że Jezus miał umrzeć za naród, i nie tylko za naród, ale i po to, aby zgromadzić w jedno rozproszone dzieci Boga” (w. 51-52).
Rzymski setnik Korneliusz, nie będąc jeszcze ochrzczony otrzymał od Boga dar widzenia (Dz 10, 3-8). To, co się później wydarzyło w jego domu skłoniło samego apostoła Piotra do zmiany myślenia o zbawieniu pogan.
Pytajmy więc, czy w naszym świecie nie ma również takich ludzi, którzy nie będąc chrześcijanami przekazują nam prorocze słowa czasem nawet gorzkiej prawdy. Pomyślmy choćby o „hinduskim świętym”, Mahatmie Gandhim (1869-1948) i jego surowej ocenie życia chrześcijan, czy o obecnym buddyjskim Dalai Lamie i jego wypowiedziach, znanych na całym świecie dzięki masowym środkom przekazu. Każdy może dodać w tym miejscu jeszcze inne, znane sobie postacie.
Stawiajmy tego rodzaju odważne pytania. Zadawał je również Jezus. W istotnych pytaniach tkwi wielka siła. To nie przypadek, że Ewangelia Jana skrzętnie notuje fakt, iż pierwsze słowa Jezusa wypowiedziane zostały właśnie w formie pytania: „Czego szukacie?” (J 1,38). Pytań zadawał On wiele w ciągu swego publicznego nauczania. Ostatnie z nich zostały skierowane osobiście do Piotra: „Czy miłujesz Mnie?” (trzykrotnie) oraz: „Jeśli chcę, żeby [Jan] pozostał, aż przyjdę, to co ci do tego?” (J 21,15-17.22-23). Nie przestaje zadawać pytań każdemu i każdej z nas osobiście. Pytajmy więc i my. Może trzeba pójść jeszcze dalej w naszych refleksjach?
Czym są dla nas negatywne proroctwa krytyków religii?
Czy nowożytni „mistrzowie podejrzliwości” także mają coś ważnego do przekazania chrześcijanom? Ich krytyka religii jako alienacji człowieka (Ludwik Feuerbach, Karol Marks, Fryderyk Nietzsche, Zygmunt Freud) dotyczyła wielu wypaczeń wiary i zniekształconego obrazu Boga. Dzisiaj „apostołowie ateizmu” bądź „neo-ateizmu” mówią o wierze w Boga jako iluzji, złudzeniu bądź urojeniu (m.in. Richard Dawkins, „The God Delusion”, Boston 2006; przekład polski: „Bóg urojony”, 2007). W jego przekonaniu ateizm jest dowodem zdrowego i niezależnego umysłu, z czego ateiści mogą być naprawdę dumni, gdyż teorie naukowe są bardziej wiarygodne niż złudna „hipoteza boga”.
W stosunku do nauk ścisłych Kościoły chrześcijańskie rzeczywiście popełniały wiele błędów i mają na koncie wiele zaniedbań. Nadużywały swojej władzy nad ludźmi, budząc uczucie strachu przed wizją surowego i karzącego Sędziego świata. Wszechmogący Bóg chrześcijan uchodził często za Boga ludzi mających władzę. Dla wszystkich uciemiężonych religia stawała się jedynie pocieszeniem i obietnicą szczęścia w niebie.
Głos negatywnego proroctwa krytyków religii jako niebezpiecznego złudzenia zagrażającego wolności i godności człowieka, powinien pobudzać wierzących do samokrytycznej, spokojnej i głębokiej refleksji. Jest szansą oczyszczenia i pogłębienia wiary. Rosyjski myśliciel i rewolucjonista Michaił Bakunin wypowiedział ongiś kategoryczne zdanie: „Jeśli Bóg istnieje, człowiek jest niewolnikiem; ale człowiek musi być wolny, więc Bóg nie istnieje”. Niemiecki filozof Ernst Bloch, autor sławnego, trzytomowego dzieła „Das Prinzip Hoffnung/Zasada nadziei” jeszcze bardziej zradykalizował tę myśl: „Gdzie jest wielki Władca świata, (tam) wolność nie ma miejsca – także wolność dzieci Bożych”. A tymczasem Mistrz z Nazaretu mówi coś wręcz przeciwnego: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (J 8, 32), co można także przełożyć: „a prawda będzie was wyzwalać” (futurum continuum). Chodzi o wyzwalanie do wolności jako proces ciągły w ludzkim życiu.
Wydaje się, że wspomniani tego rodzaju „prorocy” pełnią we współczesnym świecie niełatwą do przyjęcia dla wielu wierzących, ale chyba w pewnym sensie opatrznościową rolę. Pół wieku po Soborze Watykańskim II godzi się przypomnieć, że „w genezie ateizmu niemały udział mogą mieć wierzący, o ile skutkiem zaniedbań w wychowaniu religijnym albo fałszywego przedstawiania nauki wiary, albo też braków w ich własnym życiu religijnym, moralnym i społecznym, powiedzieć o nich trzeba, że raczej przesłaniają, aniżeli pokazują prawdziwe oblicze Boga i religii” (Konstytucja Gaudium et spes, nr 19).
Czeski myśliciel ks. Tomáš Halík w swojej książce „Cierpliwie wobec Boga. Spotkanie wiary z niewiarą”, Kraków: WAM 2011) wyznaje, że „myśli największych sceptyków” nachodzą go prawie nieustannie. Trzeba mieć w sobie dar ich rozumienia. Kościoły naszych czasów zazwyczaj nie potrafiły odnaleźć w sobie tego daru. Bywało chyba i tak, że nie znaleźli się wrażliwi chrześcijanie, którzy daliby krytykom Boga i religii do zrozumienia, że i my sami, ludzie wierzący, zasiadamy nieraz razem z nimi przy wspólnym stole i karmimy się chlebem niedowierzania i wątpienia.
Kto jest w stanie owych sceptyków zrozumieć? Kto potrafi do nich przemówić? Chyba tylko ten, dla kogo oni nie są kimś obcym i obojętnym, kto nimi nie pogardza i kogo szczerze obchodzi to, co dzieje się w ich umysłach i sercach. To także nasi bliźni, bliscy (łac. proximi!). Zawsze jest czas na bliskość i zrozumienie. Nasze własne wnętrze, wnętrze serca i ducha, trzeba wciąż rozszerzać o doświadczenie mroku wiary: „cząstkowe bowiem jest nasze poznanie”, „teraz widzimy niejasno, jakby w zwierciadle” (1 Kor 13,9.12).
O, tak, Bóg potrafi mówić także dzisiaj do Kościoła przez niewiarę wielu naszych współczesnych. To moje głębokie przekonanie.
Apropos na stronie TP jest dostępnych kilka tekstów Halika, jak choćby tu:
http://www2.tygodnik.com.pl/tp/2806/wiara02.php
Ateistów rozumiem zwykle lepiej niż religijnych fundamentalistów. Może dlatego, że sama w pewnym okresie byłam daleka od wiary (ale nigdy nie nazwałam siebie ateistką), natomiast fundamentalizm religijny był mi zawsze co najmniej niemiły. Czy refleksje ateistów zmuszać nas powinny do uaktualnienia, zreformowania naszego pojmowania wiary, naszego mówienia o Bogu? Chyba tak. Przemyślenie ich argumentów zmusza do przemyślenia naszej wiary i spojrzenia na nią na nowo, w innym świetle, w nowy sposób, do przegrupowania koncepcji i akcentów. Nawet myślę, że skłania nas do radykalnych zmian niektórych religijnych koncepcji, które są mylne. No może „mylne” to za dużo powiedziane, ale chodzi o zmianę interpretacji.
Słuszne spostrzeżenia, Anno. Podzielam je, bo miałem/mam sporo kontaktów z niewierzącymi.
Wiele naszych wyobrażeń i pojęć wymaga sprostowania i reinterpretacji. Cóż, kiedy to dokonuje się z wielkim trudem i oporem. Doświadczałem tego często, kiedy w ciągu dziesięcioleci głosiłem uparcie Dobrą Nowinę o nadziei powszechnego zbawienia. Trzeba być gotowym na oskarżenia i donosy. Radością jest trwać i wytrwać przy swoich przekonaniach, opartych na argumentach z Biblii, Ojców Kościoła i myślicieli religijnych. Wciąż szukam nowych wątków i uzasadnień. Teologom życzę z serca odwagi i wytrwałości.
W kontekście tematu o prorokach zajrzałem do pewnego swojego kajetu. Blisko 20 lat temu Jan Turnau w sylwestrowej „Arce Noego” puścił taką moją pisankę:
Prorocy
Fałszywi prorocy
są wilkami w owczej skórze.
Niefałszywi prorocy
są owcami
owijanymi
w wilczą skórę.
I na tej ziemi, w tym życiu, raczej tak pozostanie…
Ciekawe czy Dawkins i towarzystwo, które tak krytycznie odnosi się do religii słyszało o innych sposobach odczytywania przez chrześcijan losów ludzi po śmierci niż tradycyjne uwzględniające ideę piekła, oczywiście wiecznego z pełnym asortymentem szatańskim. Bardzo łatwo znaleźć na YT ‚debaty’ Dawkinsa, gdzie jednym z argumentów przeciw wierze jako takiej jest właśnie idea piekła! Ludzie ci (Dawkins i towarzystwo) nie słyszeli chyba o apokatastazie. Ciekawe czy równie krytycznie odnosiliby się do wiary, gdyby jednak takie koncepcje do nich dotarły. Albo gdyby usłyszeli o konieczności kwestionowania niektórych obrazów Boga. Albo spotkali się … ze zrozumieniem niewiary, które wyczuwa się u Halika. Dla mnie idea, że niewiara jest etapem na drodze rozwoju wiary wydaje się bardzo interesująca. Jakoś mam wrażenie, że umysł tak, czy inaczej skłania się do poszukiwania podstaw dla wiary, a sama niewiara jest rzeczywiście wynikiem jakiejś zdolności refleksyjnej.
(sorry, że piszę w dwóch wiadomościach, ale post mi się przez przypadek skrócił) … o ile niewiara nie jest jakaś postawą dogmatyczną, bo taka fundamentalistyczna wersja niewiary jest chyba również możliwa do wychwycenia.
ANDRZEJOWI I TOMKOWI
Świetne jest to sformułowanie Andrzeja o niefałszywych prorokach, którzy są „owcami owijanymi w wilczą skórę”. Zjawisko jakże częste.
Jeśli chodzi o Dawkinsa, o którym pisze Tomek, to trzeba by znać sporo jego książek. Nie wiem, czy on wie coś o nurcie nadziei powszechnego zbawienia. Debatował z nim m.in. były prymas Kościoła anglikańskiego Rowan Williams. Czasami oponent wycofywał lub łagodził swoje radykalne tezy, oparte również na zgoła fałszywym obrazie Boga, podtrzymywanym przez wielu chrześcijan. I czyja wina?
Wielu autorów odpowiedziało na zarzuty Dawkinsa i nowych ateistów. Sądzę, że wartościowe są zwłaszcza książki Terry Eagletona (Reason, Faith, and Revolution: Reflections on the God Debate, New Haven: Yale University Press 2010) oraz Davida Bentley Hart’a (Atheist Delusions: The Christian Revolution and Its Fashionable Enemies, New Haven: Yale University Press 2010).
Debata toczy się dalej. A książka Halika “Patience with God: The Story of Zacchaeus Continuing In Us, translated by Gerald Turner, New York: Doubleday 2009 powinna była znaleźć echo w wypowiedziach Dawkinsa. Czy znalazła, nie wiem. Jest wiele dogmatyzmu w poglądach nowych ateistów. Nie jest to łatwe do przezwyciężenia i do pewnego przynajmniej porozumienia. Trzeba jednak zachować cierpliwość i życzliwość także wobec ludzi, a nie tylko wobec Boga.
Czytam sobie tą książkę Halika i wydaje mi się bardzo interesująca. Proponuje on w niej rozszerzenie doświadczenia wiary o niewiarę, oczywiście autentyczną i głęboką niewiarę, wynikającą z wyłapywania niedoskonałości świata, zła. Niewiara dla Halika może być owocem zawiedzonej wiary, albo poczuciem wynikającym ze świadomości oddalenia się Boga od świata i Jego milczenia. Może być ona nawet ostatecznym etapem w życiu człowieka wierzącego, kiedy wiara okazuje się porażką. Znajduje on jednak miejce jakby na wiarę w wiarę…choćby i pozostawała dla wiary tylko jakaś nadzieja po śmierci. Rysuje różne metafory, albo przypomina już istniejące, że niewiara jako autentyczna i głęboka postawa może być jak Sobota, po której jednak przychodzi Niedziela Zmartwychwstania. To jest bardzo interesujące, i wyrażone bardzo ładnym językiem, ale myślę sobie, że znajdą się tacy, którym ta propozycja wyda się nie do końca odpowiadająca, którym doświadczenie niewiary wyda się wystarczająco autentycznym doświadczeniem i wystarczająco przekonującą postawą, która rozświetla trochę życie. Chyba na tyle wystarczająco, żeby mogło mieć ono sens. Nawet bez wiary. Cóż jestem w połowie tej książki i czytam dalej z zainteresowaniem.
Do księdza profesora Hryniewicza.
Balaam ma w Biblii jednoznacznie negatywne konotacje(nie tylko w NT).To,że wypowiedział to piękne proroctwo mesjańskie (wszak wygłoszone nie z własnej woli,bo i Diabeł z woli Pana Boga będzie gorliwie zachęcał ludzi do odmawiania Różańca),nie wpływa na całokształt oceny tej postaci w Piśmie Świętym.Oto na przykład pewien fragment z księgi Jozuego:”Również powstał Balak , syn Sippora, król Moabu,i walczył z Izraelem.Posłał też i wezwał Balaama,syna Beora,by wam złorzeczył.Lecz Ja nie chciałem słuchać Balaama:MUSIAŁ on was błogosławić,a Ja wybawiłem was z jego ręki”(Joz24,9-10).Ostatecznie Izraelici zabili go ostrzem miecza jako wroga ,zwodziciela ludu Bożego.Pozostałe fragmenty Biblii o Balaamie jako postaci negatywnej:Lb22,2-35;31,16;Pwt23,4-6;Joz13,22;Ne13,2;Mi6,5 jeszcze Lb31,8.16 i Nowy Testament:2P2,15-16;Jud11;Ap2,14.
Już w samej etymologii tego imienia można dopatrzeć się charakterystyki tej postaci:gr. i łac.Balaam,transkrypcja hebr.Bil(e)am:”pożeracz ludu” , „psujący lud”.
Niektóre wymienione przez Pana teksty negatywne o Balaamie figurują w kontekście najbardziej okrutnych i krwawych w Starym Testamencie: klątwą obłożone miasta, rzekomo na rozkaz plemiennego Boga-Mściciela (Go-el); zabijanie wszystkich; czasem tylko kobiety, dzieci i trzody stanowiły łup dla Izraelitów (zob. Lb 21,2; 25,4-5; Pwt 2,31-34; 7,16; 20, 13-14; Joz 10,40; 1 Sm 15,3; 27, 9.11). Nic dziwnego, że i Balaama, pogańskiego wieszcza, traktowano w niektórych księgach tak negatywnie.
Tego rodzaju teksty domagają się zakwestionowania i mądrej reinterpretacji. Krytyczne badania biblijne już się uporały z takimi wypowiedziami. Bibliści wyjaśniają, że podobne fakty w rzeczywistości nie miały miejsca, że są to tylko późniejsze interpretacje, coś w rodzaju bohaterskiego eposu narodowego. Już Orygenes ostrzegał: jeżeli będziemy dosłownie rozumieli pewne wypowiedzi Pisma, to okaże się, że poganie są pod wielu względami bardziej szlachetni aniżeli ci, którym powierzono Objawienie: „Wstydzę się powiedzieć i przyznać, że Bóg nadał takie prawa. Bo wtedy bardziej szlachetne i bardziej rozumne okażą się prawa ludzkie [magis elegantes et rationabiles hominum leges], na przykład prawa Rzymian, Ateńczyków, Lacedemończyków” (In Leviticum VII, 5. SCh 286, 340).
O negatywnych wypowiedziach NT pisałem w swoim artykule wstępnym. I wyjaśniałem, dlaczego są takie. Nie musi Pan ich dopiero przywoływać.
Pan już nieraz zabłysnął w dyskusjach charyzmatem nieomylności. I już się kiedyś wypowiedział, że to, co pisze Hryniewicz jest po prostu „absurdalne”, zwłaszcza cała jego eschatologia. No cóż, jestem w oczach Pana po prostu heretykiem i dlatego wypowiadam heretyckie przekonania. Życzę dobrego, prawowiernego samopoczucia. No more comments.
Rzeczywiście,Autorzy NT, przywołując Balaama opierają się bardziej na znanej i żywej wówczas tradycji rabinów niż na przekazie biblijnym.Mam tu na myśli zwłaszcza Ap2,14,gdzie czyni się aluzję do grzechu Izraela opisanego w Lb25,1-3,a tam nie ma wyraźnie mowy o roli Balaama jako fałszywego nauczyciela,który podstępnie doprowadził Lud Przymierza do upadku.To już jest dziełem haggadycznej tradycji.
Tym niemniej,należy się zastanowić, czy przez fakt trzykrotnego powołania się na tę tradycję w tekstach natchnionych(pewnie i symbolika trójki w Piśmie Świętym nie jest tu przypadkowa i bez znaczenia),nie uwiarygadnia się tej tradycji?
Nawet,jeżeli w Ap2,14 nie występują ipsissima verba Jesu,lecz prorok występuje tu jako pośrednik w imieniu Pana,wykorzystując ludzką tradycję celem skuteczniejszego uświadomienia adresatom aktualnie i realnie występującego w ich Kościele zagrożenia ze strony fałszywych nauczycieli,abstrahując przy tym od historycznych potwierdzeń danych w tejże tradycji,to osobiście nie potrafię nawet wyobrazić sobie tego,żeby znalazło to aprobatę u Chrystusa,by Jego prorok budował swoją argumentację na krzywdzie,tzn. oszczerstwie na temat człowieka ,czyli Balaama.
Ale żeby już „wszystkich kotów” nie wieszać na tym pogańskim wieszczku, a przypisać mu jakąś zasługę,to proponuję tę:za sprawą Balaama przetrwała w świecie pogański tradycja(może nawet spisana)proroctwa o mającym narodzić się Królu(Mesjaszu),którego narodziny zapowie gwiazda.Niewykluczone,że proroctwo to zainspirowało, trzech(być może tylu)”kolegów Balaama po fachu”(niech mi wybaczą tę kolokwialność),do wyruszenia w drogę celem złożenia hołdu nowo narodzonemu Królowi(Mt2,1-13),a takich proroków już bez żadnej kontrowersji możemy przyjąć w niniejszym wątku,Księdza profesora.
„okrutne i krwawe teksty ”
Pochwala przemocy i nienawisci w Biblii ?
Co zrobic z natchnionymi – niewygodnymi tekstami ?
Chrzescijanin czyta I. Testament przez pryzmat Evangelii.
Z katolickiego punktu widzenia cytowanie fragmentów Pisma Świętego – bez uwzględnienia faktu, że jest ono Księgą Kościoła, stale przez niego interpretowaną – nie wystarcza. Cytuje Papieską Komisję Biblijną: „interpretacja Pisma Świętego wymaga weryfikacji i rozróżniania; pozostaje ona w ciągłości z wcześniejszymi tradycjami egzegetycznymi, zachowując z nich liczne elementy i przejmując je za swoje, ale – z drugiej strony – w innych kwestiach idzie własną drogą”.
„Własną drogą” – np. wbrew Listowi do Hebrajczyków, a za Listem do Rzymian – poszło nauczanie Jana Pawła II, dla którego żydzi pozostają w nieodwołalnym Przymierzu z Bogiem, bo „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11, 29).
Magisterium Kościoła może wyraźnie zaprzeczyć indywidualnemu autorowi Nowego Testamentu !!!
bo tradycja katolicka nie trzyma się sztywno zasady „tylko Pismo”, ale ma charakter historycznego komentarza.
„Autor Listu do Hebrajczyków np. przekonany, że żyje w końcowym stadium ludzkich dziejów, mógł twierdzić, że Stare Przymierze ustąpiło Nowemu.
Jednakże 2 tysiące lat później w Kościele, którego Papież modli się o Boże przebaczenie za grzechy Chrześcijan przeciwko Żydom, takie twierdzenie jest nie do przyjęcia.