Wilhelm Müller amerykański kaznodzieja baptystyczny był głównym reprezentantem przebudzenia adwentowego. Doszedł on do wniosku, że zbliża się nieuchronny koniec świata. Po wnikliwych analizach Księgi Daniela wyznaczył on jego datę na okres między marcem 1843 a marcem 1844 roku. Po pierwszej niespełnionej przepowiedni wyznaczył kolejną datę na 22 października tegoż roku, związaną z żydowskim Sądnym Dniem. Jeszcze w 1843 roku miał on 50 tys. zwolenników, spośród których wielu sprzedało swoje majątki i feralnego dnia wyszło na wzgórza oczekiwać przychodzącego Pana na obłokach. Takich oczekiwań w historii chrześcijaństwa było bardzo wiele. Kto jest za nie odpowiedzialny? Kto pierwszy wprowadził do chrześcijaństwa nadzieje na rozwiązanie problemów teodycei za pomocą kosmicznej rewolucji?
Pierwszy zając i Budda
Gdy pewnego dnia spał sobie zając pod drzewem mangowym, usłyszał hałas, który spowodował, że uwierzył on w bliski koniec świata i zerwał się do ucieczki. Kiedy inne zające zauważyły, że ucieka on tak szybko i dowiedziały się od niego, że nadchodzi koniec świata, również rozpoczęły ucieczkę. Z czasem do grupy zajęcy, dołączyły – z tego samego powodu – jelenie. W końcu całe królestwo zwierząt ogarnął popłoch i panika. Kiedy zauważył to wszystko Budda, zapytał ostatnią, mijającą go grupę, dlaczego i przed czym ona ucieka. Zwierzęta wytłumaczyły mu, że wszystko to z powodu końca świata. „To nie może być prawdą” – oznajmił Budda. – „Koniec świata wcale się nie zbliża. Przekonajmy się dlaczego tak sądzą”. Zaczął przepytywać kolejne grupy i po pewnym czasie dotarł do jeleni, te wskazały mu zające. Od nich dowiedział się, który to konkretnie zając powiedział o końcu świata. Budda zapytał się jego: „Gdzie się znajdowałeś i co robiłeś, kiedy przyszło ci do głowy, że zbliża się koniec świata?” Zając odpowiedział: „Siedziałem pod mangowcem i spałem”. „Prawdopodobnie usłyszałeś odgłos spadającego na ziemię owocu” – poinformował go Budda – „Hałas obudził cię, przestraszyłeś się i pomyślałeś, że zbliża się koniec świata”. Budda z zającem, poszli pod feralne drzewo i przekonali się, że za powodem pomysłu zająca na koniec świata stał owoc mango. Budda ocalił świat zwierząt przed zagładą.[1]
W przypadku Wilhelma Müllera, który był chrześcijaninem i uważał, że u podstaw jego religii i poglądów stoi Jezus Chrystus, to identyfikacja pierwszego zajączka Buddy, dla każdego, nie powinna stanowić problemu. Ale czy to rozpoznanie jest prawidłowe? Spróbujmy się tego dowiedzieć.
Problematyka kontekstu
Jezus pojawił się w określonym czasie i miejscu. Z przekazów dowiadujemy się, że określano Go jako Człowieka pochodzącego z Galilei, a konkretnie z Nazaretu, małej mieściny ( bardziej wioski ), położonej w sąsiedztwie dużego miasta Seforis, które było jednocześnie stolicą regionu. Był poddanym tetrarchy Heroda Antypasa, władcy nominowanego przez Rzymian. Jezus był Żydem, co miało znaczenie nie tylko dla poczucia narodowego, ale także, a może przede wszystkim, dla religii.[2] Jezusa należy umieścić w kontekście judaizmu początków I w. Oznacza to nic innego, że żył On po słynnym powstaniu Machabeuszy, a przed tragicznym w skutkach zburzeniem Świątyni w Jerozolimie w 70 r. Wiemy z różnych wiarygodnych źródeł, że w czasach Jezusa nie było judaizmu, lecz judaizmy. Józef Flawiusz wymienia w swoich księgach – jako najbardziej liczące się – cztery szkoły myślowe ( hairesis ): faryzeuszy, saduceuszy, esseńczyków i zelotów. Filon Aleksandryjski wspomina o ekscentrycznej grupie ascetycznych terapeutów z Aleksandrii. Przekazy ewangeliczne dodają do tego obrazu herodian ( Mk 3, 6; 12, 13; Mt 22, 16 ). Talmud Jerozolimski stwierdza, że do czasu zburzenia Świątyni było takich stronnictw 24 ( TJ, Sanhedryn, 10, 6, 29c ). Niewątpliwie jednym z nich jest ugrupowanie, w którym wielkim szacunkiem obdarzano osobę biblijnego Henocha, a których współcześnie określa się henochitami.[3] Przedmiotem wielu zaciekłych debat była próba utożsamienia wspólnoty znad Morza Martwego z esseńczykami. Ostatecznie jednak większość badaczy pozostała przy tradycyjnym podejściu i qumrańczyków uznaje się za esseńczyków.[4] Trudno jednak zharmonizować niektóre poglądy zawarte w manuskryptach qumrańskich z opisem esseńczyków, który pozostawił Józef Flawiusz.[5] Przyjmuje się obecnie, że nurt esseński musiał być bardziej polifoniczny od tego, który do tej pory zakładano. Sam Flawiusz wzmiankuje, że część grup esseńskich praktykowała celibat, a część nie. Z kolei w pismach qumrańskich jest wspomniana secesja Męża Kłamstwa, który odłączył się od grupy kierowanej przez charyzmatycznego Nauczyciela Sprawiedliwości ( 1QpHab kol. 10, 9 – 13 ). Większość tych sekt żydowskich interpretowała na swój sposób Torę i Proroków. Nie miała dla nich znaczenia ( być może oprócz saduceuszy ) pierwotna myśl autora, a jedynie to, czy dany tekst można odnieść do bieżącej sytuacji lub też – jeśli mamy na myśli faryzeuszy – czy z danego prawa/sentencji da się wywieść nową halachę. W czasach Jezusa nie było ustalonego kanonu Pism Świętych, ale wielkim szacunkiem darzono proroków, a wśród nich Izajasza, którego trzy części traktowano jako słowo jednej osoby.[6] Warto nadmienić, a jest to fakt bardzo istotny, że w owych czasach uważano, że Bóg przestał przemawiać poprzez proroków, a ze swoim wybranym ludem komunikuje się jedynie za pomocą niebiańskiego głosu ( bat qol ).[7]
Gdzie mógł poznawać Jezus historię oraz logia proroków? Ważną instytucją życia religijnego i społecznego była synagoga. Chrześcijańskie pisma greckie z I w. wymieniają położenie niektórych z nich i lokalizują: w Nazarecie – Mt 13, 54; w Kafarnaum – Mk 1, 21 i w Jerozolimie – Dz 6, 9. Talmud Jerozolimski szacuje liczbę synagog w Jerozolimie na 480; Talmud Babiloński mówi o 394 kultowych budynkach. Józef Flawiusz poszerza liczbę miejscowości z synagogami o Cezareę, Dor i Tyberiadę. W zasadzie możemy być pewni, że synagoga stała się częścią kolorytu żydowskiego życia religijnego. Synagoga była przede wszystkim domem modlitwy, lecz także miejscem studiów, a nawet gospodą. W trakcie takich studiów, po odczytaniu tekstu hebrajskiego następowało jego wyjaśnienie. Wyjaśnienie było interpretacją, którą przepracowywano w przekład aramejski. Dlaczego? W debatach uczonych wskazuje się na potrzebę wprowadzenia języka aramejskiego ze względu na zanik mówionego języka hebrajskiego wśród Żydów. Liczne źródła – wyjaśnia Louis H. Feldman, profesor klasyki w Yeshiva University ( Nowy Jork ) i historii żydowskiej w New School for Social Research – a mianowicie listy, umowy, dokumenty, inskrypcje na ossuariach, apokryfy, zwoje znad Morza Martwego, Nowy Testament i dzieła rabiniczne, potwierdzają, że dominującym językiem Żydów od czasów wygnania babilońskiego w 586 r. przed Chr. po podbój Palestyny przez Arabów w 640 r. nie był język grecki, lecz aramejski.[8] Ewangelie pozwalają nam, w niektórych momentach, usłyszeć prawdziwy język Jezusa, np. ’abba’ ( Mk 14, 36 ), gehinnam ( Mk 9, 43 ), qorban ( Mk 7, 11 ), rabbuni ( Mk 10, 51 ), telita’qum ( Mk 5, 41 ). Qum poświadcza Targum Palestyński; mamona ( Mk 6, 24 ) – po hebr. mamon – forma wielokrotnie poświadczona w targumach; effatha ( Mk 7, 34 ) – ma liczne poświadczenia, które wskazują, że Jezus mówił po aramejsku z silnym dialektem galilejskim. Dialekt ten powodował, że w niektórych wypadkach Galilejczycy nie byli właściwie rozumiani np. w Judei. Gdy jeden z nich chciał coś zakupić w Jerozolimie i użył słowa amar; sprzedawca stwierdził:
Głupi Galilejczyku, czy chcesz coś, na czym mógłbyś jeździć ( osioł=chamar )? A może coś do picia ( wino=chamar )? Albo może jakieś ubranie ( wełna=`amar )? Albo coś na ofiarę ( baranek=immar )? ( TB, Eruwin 53b ).
Dialekt ten był łatwo rozpoznawalny w Jerozolimie i dlatego jedna z kobiet mogła powiedzieć do Kefasa:
Prawdziwie, ty jesteś jednym z nich ( Galilejczykiem – przyp. AJN ); wszak zdradza cię i twoja mowa ( Mt 26, 73 ).
Targumy to właśnie aramejskie komentarze i przekłady tekstów hebrajskich Pism Świętych czytane w synagodze. Właściwie możemy stwierdzić z całkowitą pewnością, że były one znane Jezusowi i prawdopodobnie poprzez ten przekaz poznawał On żydowską tradycję profetyczną.[9]
Profetyzm
Nazarejczyk już od młodych lat zetknął się z profetycznym groźbami, oskarżeniami i pouczeniami, które w odległych czasach kierowali prorocy do Izraela. Praktycznie wszystkie groźby czy też wieszczby szczęścia, zostawały odsuwane nie na jakiś odległy, bliżej nieokreślony czas. Prorocy chcieli wzbudzić określone napięcie, które uwarunkowywali aktualnością swoich oczekiwań. Ta groza, bliska groza lub nadzieja eschatologiczna była na tyle blisko, że musiała ona wywierać duży wpływ, nie tylko w okresie historycznych działań danego proroka, ale także wtedy, gdy jego logia były odczytywane kilkaset lat później w synagodze i poprzez interpretację wtórną odnoszone do aktualnych wydarzeń z historii Izraela. Gnostyk w swoim ezoterycznym konwentyklu musiał być świadomy, że jego wpływ na ludzi jest ograniczony chronologicznie oraz personalnie. Proroctwa np. Micheasza, w swojej historycznej rzeczywistości było zagrożeniem egzystencji każdego Izraelity i zmuszało do próby jego odwrócenia. „Nigdzie indziej bezkompromisowa, publiczna demagogia nie głosiła tak bardzo aktualnych oczekiwań, które były ponadto powiązane z przekazaną berith Jahwe z Izraelem…I mimo odwlekania się dnia zbawienia, przez całe tysiąclecie, aż do klęski Bar Kochby, każdy nowy prorok ponownie odnajdywał tę żarliwą – choć i przed diasporą ograniczoną do wąskich kręgów – wiarę. Także i tu właśnie jakości nierzeczywiste były tym, co oddziaływało, co wycisnęło najgłębsze piętno na religii, i co ufundowało podstawy jej władzy nad życiem. Wyłącznie one dostarczały tego, co czyniło życie znośnym: nadziei. Całkowita rezygnacja z wszelkich nadziei pozaświatowych i z wszelkich form prawdziwej teodycei – mimo ciągłego pytania o przyczyny nieszczęścia i mimo postulowania sprawiedliwej odpłaty – najlepiej przystawała do czasów, w których każdy żyjący człowiek musiał się spodziewać, że sam doczeka wydarzeń eschatologicznych… O wielkim wpływie proroków zdecydowały, co jest samo przez się zrozumiałe, nie te nadzieje eschatologiczne, które uległy sublimacji, lecz ( współwystępujące z nimi u wszystkich proroków ), bardziej materialne ich formy. Jak uczy doświadczenie, wyobrażenia eschatologiczne, które nie podnosiły aktualności sądnego dnia i zmartwychwstania, wywierały większy wpływ równie rzadko, jak wszelkie nadzieje na czysto doczesne szczęście, które były lokowane w dalekiej przyszłości. Decydujące było właśnie to, że „dzień Jahwe” został tu ukazany jako wydarzenie, którego nadejścia jeszcze za życia oczekiwać lub lękać się mógł każdy, i że istniały perspektywy na całkowicie materialne, rewolucyjne przemiany w życiu doczesnym”.[10]
Królestwo Boże
Kluczowym terminem w nauczaniu Jezusa jest orędzie o βασιλεια του θεου. Skąd u Jezusa pojawiło się takie określenie i co ono mogło znaczyć dla współczesnych mu Żydów? Zacznijmy od synagogi i pierwotnego tekstu hebrajskiego. Po raz pierwszy YHWH został nazwany królem przez proto – Izajasza ( Iz 6, 5 ). Dostrzegł on Go zasiadającego na tronie w otoczeniu serafinów, którzy nazwali Go trzy razy Świętym. Wizja ta być może została zainspirowana tronem cherubów YHWH stojącym w świątyni zbudowanej przez Salomona ( zob. 1 Krl 6, 23 – 28 ).
Psalmiści często sięgali do motywu YHWH Króla, przy czym, co warto podkreślić, YHWH nie jest tam Królem li tylko Izraela, ale całego wszechświata. Psalmista w egzaltacji formułuje strofy, którymi ogłasza Boga prawdziwym Królem ziemi. ( Ps 47, 7; por. 47, 9; 48, 2 – 4; 29, 10 ).
Deutero – Izajasz działa już w tragicznej dla narodu żydowskiego sytuacji: upadła królewska dynastia Dawida, kwiat narodu znalazł się w niewoli Babilonu. W tych ciężkich czasach prorok deutero – Izajasz wieszczy niespodziewaną odmianę losu: rychły powrót uprowadzonych do Jerozolimy. YHWH jest Królem, który działa czynnie w historii Izraela. Inni bogowie w porównaniu z Nim są niczym, a w ich zgromadzeniu objawia się Jego hegemonia nad narodami ( 41, 21. 29 ). To On powołał swojego Pomazańca Cyrusa, który zmiażdżył władców królestwa neobabilońskiego i sprowadził swój Naród Wybrany z niewoli do Izraela. Jego opieka i litość nawet nad „”robaczkiem Jakubem” ( 41, 14 ) jest wszechobejmująca. Deutero – Izajasza nazywa więc Go: Królem Jakuba ( 41, 21 ), Królem Izraela, Jego Odkupicielem, Panem Zastępów ( 44, 6 ), waszym Świętym, Stworzycielem Izraela, waszym Królem ( 43, 15 ). Tak ukazane królestwo Jahwe – stwierdza prof. J. Gnilka – stanowi analogię z głoszonym przez Jezusa królowaniem Boga.[11] Już od czasów powrotu z niewoli babilońskiej Żydzi zdawali sobie sprawę, że YHWH jako Król całej ziemi jest w pewien sposób obecny w teraźniejszości i ma rzeczywisty wpływ na dzieje historii światowej.
Nie był to koniec oczekiwań żydowskich związanych z królowaniem YHWH. Jego władza nie była przecież pełna dopóki wrogowie Izraela nie zostali pokonani, a YHWH nie powrócił triumfalnie na Syjon. Prorok Abdiasz mówiąc: „I do Pana ( YHWH ) będzie należeć królowanie” ( 21 ), ma właśnie na myśli przyszłość, w której YHWH będzie utwierdzał swoje panowanie. W czasach proroka Abdiasza, Edom, odciął Izraelowi południowe trakty handlowe. Pokonanie Edomu dopiero wskazuje na YHWH jako króla. To właśnie u Abdiasza termin „Królestwo Boże” pojawia się po raz pierwszy.
Micheasz ( 2, 12 ) przedstawia YHWH idącego przed Izraelem jako wyzwoliciela z okowów tyranii Babilonu. Gromadzi On resztę Izraela niczym pasterz chowający swoje owce do zagrody. Wszystkie narody rozpoczną pielgrzymkę na górę Syjon i przekują miecze na lemiesze ( 4, 1 – 4; por. Iz 2, 4 ). Pierwszeństwo przynależy się Izraelowi. YHWH będzie królował zbierając chorych i rozproszonych, których uczyni potężnym narodem.
Z czasem te wizje nabiorą coraz bardziej kosmicznych rozmiarów. Deutero – Zachariasz przewiduje, że w dzień PANA, YHWH stanie na Górze Oliwnej i zatrzyma się wtedy normalny bieg wypadków. Nie będzie już zimna; zniknie dzień i noc; w Jerozolimie pojawi się rajska rzeka; poganie zostaną pokonani, a reszta spośród nich zostanie czcicielami YHWH ( Zach 14, 1 – 21 ). Wtedy dopiero Bóg będzie Królem całego wszechświata.
Z podobnymi motywami spotykamy się w Apokalipsie Izajasza ( Iz 24 – 27 ). W jego przepowiedniach Królestwo Boga ma dopiero się dopełnić w przyszłej rzeczywistości, w której YHWH zakróluje na górze Syjon i w Jerozolimie ( 24, 23 ). „Rzecz ciekawa królowanie jest przesuwane na przyszłe czasy. Nie znaczy to jednak, że Jahwe nie jest jeszcze Królem. Ale Jego królestwo stanie się rzeczywistością dopiero wtedy, gdy zostaną obaleni potężni przeciwnicy i zniknie niewierność ludzi…Królestwu Bożemu będą towarzyszyły zmiany kosmiczne – księżyc i słońce zmienią swój wygląd ( 24, 23 ) – mimo to nie jest ono wielkością transcendentną, urzeczywistni się na tej ziemi. Jahwe okaże się Panem historii i kosmosu”.[12]
W targumach termin Królestwo Boże pojawia się o wiele częściej. Słowa „Pan będzie Królem” są tłumaczone w targumach na „Królestwo Boże objawi się”, a starożytna żydowska liturgia kończyła się modlitwą i aklamacją, aby „Bóg ustanowił swoje królestwo szybko”. Aramejski odpowiednik wyrażenia królestwo – malkuta, w odniesieniu do Królestwa Bożego nie powinien być rozumiany jako panowanie Boga. Nie należy zapominać, że w okresie przedmonarchicznym, gdy w Izraelu pojawiły się głosy, aby wzmocnić władzę centralną poprzez ustanowienie i namaszczenie na to stanowisko króla jako władcy absolutnego, YHWH w swojej mowie do Samuela wyraźnie potępił takie oczekiwania: Nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą ( 1 Sm 8, 5 ). YHWH uważał się za Króla, za takiego uważał Go Izrael, a zatem tłumaczenie i rozumienie tego terminu w semickiej mentalności to nie panowanie Boga, ale Królestwo Boże.[13] Rozumienie Boga jako Absolutnego Pana i Króla przetrwało, aż do czasów początku I w. Gorliwi ( zeloci ) nazywani przez Józefa Flawiusza tzw. Czwartą Filozofią odmawiali płacenia podatków Rzymowi i głosili, że tylko Boga mogą uznać za swojego Króla. Jeden z zelotów, Szymon zwany Gorliwym był uczniem Jezusa z Nazaretu ( zob. Łk 6, 15 ).
Nowy Testament został napisany po grecku ( koine ). Jak zatem powinny być tłumaczone słowa basileia tu theu? Prof. Gnilka w Jezusie z Nazaretu opowiada się za dwojakim przekładem tych słów: panowanie Boga – powinno pojawiać się wszędzie tam gdzie dochodzi do głosu uniwersalność i wszechogarniająca moc Boga w trakcie tego eonu; w momentach, w których chodzi o wejście do owej Basileia, stosowniejszym przekładem – według badacza – powinno być Królestwo Boże.[14]
Ks. prof. John Meier w zasadzie widzi to bardzo podobnie. Otóż wprowadza on pewne cenne rozróżnienie, którego rozumienie jest wydaje się konieczne, aby oddzielić dwa pojęcia, które wcześniej poznaliśmy sięgając do tekstów hebrajskich i aramejskich: Królestwo obecne i Królestwo, które ma nadejść. Teksty, które – według ks. Meiera – sugerują obecne Królestwo to: Mt 12, 28//Łk 11, 20; Łk 17, 20 – 21; Mt 11, 12//Łk 16, 16; pośrednio: Łk 10, 23 – 24; pośrednio: Mt 11, 45//Łk 7, 22. Teksty, które wyrażają nadzieję oczekiwania na przyszłe Królestwa Bożego to: Mt 6, 10//Łk 11, 2; Mk 14, 25; Mt 8, 11//Łk 13, 29; Mt 5, 3 – 12//Łk 6, 20 – 23.[15]
Na logion, w którym znalazłaby się myśl oddającą obie idee, wskazuje się na tekst z Ewangelii według św. Marka, gdzie Jezus zwracając się do swoich uczniów, obiecuje im, że po pozostawieniu swoich bliskich, domów i przynależnych im pól otrzymają stokrotnie, teraz ( Królestwo Boga obecne – przyp. AJN ), w doczesnym życiu domów i braci, i sióstr, i matek, i dzieci, i pól, choć wśród prześladowań, a w nadchodzącym czasie ( Królestwo Boże – przyp. AJN ) żywota wiecznego ( Mk 10, 29 – 30 ).
Prof. E. P. Sanders w swoich analizach stwierdza, że pogląd broniony przez wielu uczonych, a głoszący, że Jezus na pewno uważał, że królestwo jest obecne w pewnym ograniczonym sensie w Jego nauczaniu i egzorcyzmach, nie ma dobrego uzasadnienia. Badacze powołują się na Łk 17, 21 i stwierdzenie: Królestwo .. pośród was jest//jest w was. Logion ten pojawia się w późnej Ewangelii według św. Łukasza ( w jej dobrach własnych ) i nie wynika z niego ani explicite, ani implicite, że obecność królestwa ma jakikolwiek związek z czynami i przesłaniem Nazarejczyka. „Stanowi raczej zaprzeczenie istnienia królestwa w jakimkolwiek miejscu, które można dokładnie wskazać. Innymi słowy, królestwo jest wszechobecne, nie tylko w bezpośredniej bliskości Jezusa”.[16]
Kolejny passus mający jakoby bronić tezy o obecności królestwa w słowach i czynach Jezusa to Mt 11, 2 – 6. Jak jednak trafnie zauważa prof. Sanders, nie ma tam pytania „Czy królestwo jest tam, gdzie Ty jesteś?”, lecz „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść?”. Jezus odpowiada Janowi, że poprzez Jego działania dokonuje się coś przełomowego – nic więcej się nie da z tego dialogu „wycisnąć”.[17]
W Mt 12, 28 i Łk 11, 20 Nazarejczyk stwierdza, że egzorcyzmuje nie za pomocą Belzebuba, lecz Ducha Świętego, a jeśli tak, to uważa On, że przyszło już do ludzi Królestwo Boże. „Co oznacza «przyjście» królestwa do przeciwników Jezusa? Czyżby przeciwstawiając się królestwu, ściągali na siebie potępienie przez odnowę przyjęcia Jezusa? W takim przypadku powyższe słowa przypominają Mk 8, 38…Ta wypowiedź oznacza, że decydujące znaczenie ma aktualna wiara w Jezusa, ale królestwo ( chwałę Ojca ) przesuwa na przyszłość”.[18]
Badacze utrzymujący, że Jezus w jakiś sposób jednak wierzył, że Królestwo Boże było obecne w Jego czynach i słowach muszą stwierdzić, że „było ono obecne, ale tylko w pewnym sensie” w sposób niepełny, proleptyczny ( antycypacyjny ). Dlaczego? Nieprzyjaciele Boga nie zostali pokonani, Świątynia nie została odnowiona, nie zebrano rozproszonego Izraela i nie było zmartwychwstania. Choroby, śmierć i głód nie zostały pokonane, a pierwsi nie byli ostatnimi. W Jerozolimie władzę sprawował Piłat , a nie YHWH. Nadal należało się modlić o przyjście królestwa, i o to, żeby wola Ojca spełniła się w niebie i na ziemi ( Mt 6, 10 )
Uczniowie Jezusa
W Corpus Paulinum określenie Królestwo Boże występuje w 1 Tes, 2 Tes, Ga, Rz, Ef; po 2 razy w Kol i 2 Tm ; i 5 razy w 1 Kor. Nas najbardziej interesuje protopawłowa koncepcja Królestwa Bożego. Jak wiadomo jest to jedyne świadectwo nieanonimowe, ponieważ św. Paweł rozmawiał i przejął Dobrą Nowinę od Kefasa, który pozostawał w Galilei ulubionym uczniem Jezusa z Nazaretu. U Apostoła odnajdujemy obydwa rozumienia królestwa, które prawdopodobnie podzielał Nazarejczyk. Na Królestwo obecne wydaje się wskazywać 1 Kor 4, 20. Przede wszystkim jednak Apostoł Narodów stara się przedstawić Królestwo Boże jako przyszłą nagrodę dla swoich uczniów. Cierpienia i udręki, które znoszą w tym eonie sprawiają, iż będą godni odziedziczyć królestwo ( basileias tou Theou; zob. 2 Tes 1, 5 ). To sam Bóg, w trakcie dnia Pana, powoła ich oraz zmarłych „w Chrystusie” do królestwa i chwały ( 1 Tes 2, 12 ). Królestwem tym będzie władał Jezus do momentu pokonania „zwierzchności, oraz wszelkiej władzy i mocy”; w końcu królestwo zostanie poddane Ojcu, aby „Bóg był wszystkim we wszystkich” ( 1 Kor 15, 23 – 28 ). Królestwo nieodłącznie wiąże się u św. Pawła ze zmartwychwstaniem, co w zasadzie nie powinno dziwić, gdyż tak właśnie podchodzili do tej sprawy apokaliptycy ( 1 Kor 15, 21 – 23 ).[19]
W kościele korynckim wywołali kryzys protognostycy.[20] Podkreślali oni jedynie i skupiali się na pierwszym rozumieniu basilei: rzeczywistości obecnej. Odrzucali koncepcję apokaliptyczną i poszukiwali osiągnięcia zbawienia na tym etapie eonu. Prawdopodobnie posługiwali się oni jakimiś logiami Jezusa, które czyniły z niego Hierofanta wtajemniczającego w to co ukryte i przedstawiającego Nazarejczyka jako Nauczyciela, który głosił możliwość osiągnięcia królestwa tu i teraz. Nie pomylimy się jeśli uznamy, że logia te były zbliżone do pierwotnego tworzywa Ewangelii według św. Tomasza. Św. Paweł wyśmiewa takie nadzieje pisząc w swoim liście: Już jesteście nasyceni; już wzbogaciliście się; bez nas staliście się królami. I obyście byli królami, abyśmy i my wespół z wami królowali ( 1 Kor 4, 8 ). Ostra reakcja św. Pawła miała głębokie uzasadnienie w jego koncepcji eschatologicznej – to na końcu dziejów królestwo miało urzeczywistnić się w całej pełni i wtedy, i tylko wtedy, Bóg ma odsłonić to co tajemne. Oddajmy zresztą głos samemu Apostołowi: Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga ( 1 Kor 4, 5 ).
Kiedy według św. Pawła ma odbyć się paruzja i nastanie czasów Królestwa Bożego? Apostoł wierzy, że nastąpi to jeszcze za jego życia, a swoją wiarę motywuje tym, że obiecał to sam Jezus Chrystus ( 1 Tes 4, 15 – 18 ). Paruzja jest bliska muszą jedynie wypełnić się jej prodromy ( 1 Tes 5, 1 – 5 ). Apokaliptyczna postawa wymusza na św. Pawle przyjęcie pewnych postaw sprzecznych z prawami natury: staje się on celibatariuszem i namawia wszystkich swoich uczniów do cierpliwego wytrwania w tym stanie w jakim się aktualnie znajdują, ponieważ zbliża się dzień Pana ( 1 Kor 7, 29 – 31 ). Jednak św. Paweł nie chce popełnić błędu, który przydarzył się wspólnocie nazarejczyków w Jerozolimie. Tamtejsza gmina pod przywództwem Jakuba Sprawiedliwego, zwanego bratem Pańskim, zaprzestała pracy; wszyscy jej członkowie pozbywali się majątków i składali uzyskane z tego tytułu pieniądze u stóp Apostołów.[21] W przypadku tzw. łańcuszka Antoniego interes się kręci dotąd, dopóki napływają nowe osoby wnoszące swój wkład. Łańcuszek załamuje się gdy brakuje chętnych na tego typu działania.[22] Po początkowych sukcesach misyjnych wspólnota w Jerozolimie osiągnęła górny możliwy pułap neofitów. Środki finansowe zostały skonsumowane i na horyzoncie pojawiło się widmo głodu. W Jerozolimie dochodzi do sporów finansowych pomiędzy hellenistami a Żydami mówiącymi po aramejsku. Kefas próbuje wprowadzić ostrzejszą dyscyplinę finansową. Pojawiają się pierwsze śmiertelne ofiary kryzysu ( np. Ananiasz i Safira; zob. Dz 5, 1 – 11 ), któremu może zaradzić jedynie szybkie urzeczywistnienie się Królestwa Bożego. Św. Paweł postanawia pomóc nazarejczykom organizując dla nich pieniądze w swoich gminach, i to, pomimo konfliktu z samym Jakubem ( zob. Ga 2, 11 – 14 ). Zatem gdy w Tesalonikach pojawiają się głosy nawołujące do zaprzestania pracy, św. Paweł poprzez swojego ucznia gwałtownie im się sprzeciwia ( zob. 2 Tes 3, 11 – 12 ). Pomimo, iż zna nakaz Jezusa Chrystusa zwalniający z pracy misjonarzy, nie stosuje się do niego, dając przykład pewnej dozy rozsądku nawet w apokaliptycznym szaleństwie, które opanowało wczesnych chrześcijan ( zob. 1 Kor 9, 14 – 15 ). Gorączka apokaliptyczna jest kontynuowana w judeochrześcijańskich grupach po – Jakubowych:
Bądźcie i wy cierpliwi, umocnijcie serca swoje, bo przyjście Pana jest bliskie. Nie narzekajcie bracia, jedni na drugich, abyście nie byli sądzeni; oto sędzia już u drzwi stoi ( Jk 5, 8 – 9 ).
W kręgach Janowych odnajdujemy taką samą atmosferę:
Dzieci, ostatnia to już godzina. A słyszeliście, że ma przyjść antychryst, lecz oto już teraz wielu antychrystów powstało. Stąd poznajemy, że to już ostatnia godzina ( 1 J 2, 18 ).
Z tych napięć w początkach II w. pojawił się kryzys. Jego echa odnajdujemy w Drugim Liście św. Piotra; zniecierpliwieni chrześcijanie chcą się dowiedzieć, co się dzieje z paruzją Chrystusa. Redaktor listu uspokaja nastroje:
Pan nie zwleka z dotrzymaniem obietnicy, chociaż niektórzy uważają, że zwleka, lecz okazuje cierpliwość… chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania. A dzień Pański nadejdzie jak złodziej w nocy; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją ( 2 P 3, 9 – 10 ).
Chrześcijanie powołują się na obietnicę Pana i chcą dowiedzieć się dlaczego nic się nie dzieje; dlaczego nie nadchodzą „nowe niebiosa i nowa ziemia” z proroctwa Pana Jezusa ( zob. Mk 9, 1 )? Jak kiedyś w przypadku Tesalonik, kiedy jej mieszkańcy próbowali dowiedzieć się od św. Pawła co ze zmarłymi, którzy nie doczekali paruzji, Apostoł, tak jak i kompilator Listu św. Piotra, nie uspokajał ich słowami, że zmarli są już z Chrystusem i nie muszą wiązać nadziei ze zmartwychwstaniem. Stara się on jedynie usprawiedliwić czas oczekiwania. Nie w śmierci wczesne chrześcijaństwo oczekiwało Królestwa Bożego, ale w zmartwychwstaniu.
Ruchy apokaliptyczne, co pokazały najnowsze badania historyków, psychiatrów i socjologów, nie załamują się po niespełnionym proroctwie. Niespełnione proroctwo powoduje zazwyczaj w takich ruchach jeszcze większy zapał misyjny związany ze zmianą poprzedniej idei. Ten sam wzór można nałożyć na chrystianizm.[23]
Pierwszy zając Buddy – Jan Chrzciciel.
Które obietnice Jezusa stoją za oczekiwaniem bliskiej palingenezy u nazarejczyków i czy rzeczywiście jest On tym pierwszym ogniwem? Badacze wskazują tutaj następujące logiony pochodzące z różnych warstw tradycji:
To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my żywi, pozostawieni na przyjście Pana ( 1 Tes 4, 15 )
Dlatego powiedziała Mądrość: Wyślę do nich proroków i apostołów, a spośród nich niektórych zabiją i będą prześladować, aby zażądano od tego pokolenia krwi wszystkich proroków wylanej od założenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a świątynią. Tak, mówię wam, zażądają od tego pokolenia ( Ewangelia Galilejska [Q]11, 49 – 51 ).
Mówił także do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże przychodzące w mocy” ( Mk 9, 1 ).
Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie ( Mk 13, 30 ).
Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy ( Mt 10, 23 )
Rzekł Jezus: „Niebo wywróci się i ziemia w waszej obecności„ ( Ewangelia Tomasza 111 )
Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego ( Ewangelia Galilejska [Q] 17, 26 ).
Jezus jednak nie jest pierwszym ogniwem tej rewelacyjnej wieści, ale Jego apokaliptyczna perspektywa jest silnie udokumentowana i uzasadniona. Eschatologiczny światopogląd ( krańcowo ) jest potwierdzony w najwcześniejszych źródłach, pomiędzy którymi nie zachodziła filiacja: proto – Paweł ( 1 Tes 4, 15 ),Mk ( 1, 15; 13, 30 ), Q ( Łk 17, 24. 26 – 27/Mt 24, 27. 37 – 39; Łk 12, 39/Mt 24, 44 ), M ( Mt 13, 40 – 43 ) i L ( Łk 21, 34 – 36 ). Tło epoki, które odnajdujemy w zapiskach Józefa Flawiusza jednoznacznie wskazuje, że apokaliptycy przywiązywali duże znaczenie do następujących punktów geograficznych Erec Israel: Jordan, pustynia i Góra Oliwna. Pierwszy z tych symboli to rzeka przez, którą wprowadził Jozue Żydów do Ziemi Obiecanej; drugi z tych symboli to pustynia gdzie wiedli swój żywot apokaliptyczni głosiciele bliskiego przyjścia YHWH z Qumran, a także charyzmatyczni orędownicy nawołujący do pokuty przed „dniem gniewu”; trzeci symbol z kolei to góra na którą w dniach ostatecznych miał wstąpić YHWH. Apokaliptyczni głosiciele ginęli z ręki władz państwowych, które obawiały się możliwych rozruchów wśród ludności podsycanej entuzjazmem oczekiwania bliskiego nastania Królestwa Bożego ( np. Jan Chrzciciel, Jezus z Nazaretu, Teudas, pacyfikacja ruchu Egipcjanina ). Nie jest dziełem przypadku, że w życiu Nazarejczyka wszystkie te symbole odgrywały dużą rolę.
Jordan
⇓
Góra Oliwna ⇒ Jezus ⇐ Krzyż ( rzymska egzekucja )
⇑
Pustynia
Bezżenność, która symbolizowała aniołów, będących już w Królestwie Niebieskim, to główny atrybut eschatologicznych głosicieli bliskiego dnia Pana: celibat Qumran⇒celibat Jana Chrzciciela⇒celibat Jezusa z Nazaretu⇒celibat św. Pawła.[24]
Apokaliptyczny Jezus jest jednak trudny do zaakceptowania dla ortodoksyjnych i liberalnych teologów, którym o wiele lepiej jest przyrównywać Go do doskonałego proroka lub, w przypadku tych drugich, do Che Guevary czy też kogoś kto dążył do zmian społeczno – politycznych. Takiego Jezusa, bowiem można wykorzystać i uwspółcześnić z pożytkiem dla społeczeństwa. Apokaliptyczny Jezus nie nadaje się do tego w najmniejszym stopniu.
Jesus Seminar. Co ma wspólnego J. D. Crossan z Gerhardem Lohfinkiem?
W 1985 roku pod przewodnictwem Roberta Funka zebrało się kilkudziesięciu uczonych, liberalnych teologów amerykańskich, aby dyskutować nad problemem historycznego Jezusa. W większości byli to profesorowie, a prawie połowę z nich stanowili absolwenci Harvard, Claremont lub Vanderbilt. Wybrali oni bardzo nietypową metodę rozstrzygania autentyczności słów Jezusa. Wykorzystywali do tego głosowanie poprzez kolorowe kulki: czerwona oznaczała słowa, które Jezus wypowiedział, różowa te które mógł wypowiedzieć z pewnym prawdopodobieństwem, kulka szara to te logia, które pochodzą ze źródeł późniejszych, ale oddają one przesłanie historycznego Jezusa, a kulka czarna to słowa, których Galilejczyk na pewno nie wypowiedział. Seminarium doszło do wniosku, że Jezus był wędrownym hellenistycznym mędrcem żydowskim i głosił ewangelię wyzwolenia w przypowieściach i aforyzmach. Według badaczy Jezus nie był apokaliptycznym prorokiem, ale głosicielem mądrościowej eschatologii. Jeden z najbardziej znanych członków Seminarium Jezusa – John Dominic Crossan w swojej książce Historyczny Jezus: Kim był i czego nauczał? zawarł tezę, że Galilejczyk był chłopskim cynikiem żydowskim. W 1998 roku ukazała się pozycja podsumowująca część prac Jesus Seminar: The Acts of Jesus: What Did Jesus Really Do?
Głosowano również nad kwestią autentyczności wypowiedzi, które można przypisać Jezusowi. Uczeni tylko 18% słów Jezusa zawartych w kanonicznych Ewangeliach uznali za prawdziwie wygłoszone przez Jezusa.[25] Za najmniej wiarygodną uznali Ewangelię Jana. Natomiast Ewangelia Tomasza zawiera – według uczonych – prawdziwe przesłanie Jezusa. Przedstawia ona Jezusa jako nauczyciela mądrości a nie eschatologicznego proroka. W Źródle Q wyróżniono trzy warstwy: pierwsza z nich była sapiencjalna i podobna w swoim ujęciu do Ewangelii Tomasza; natomiast druga warstwa zawierająca sentencje apokaliptyczne została dołączona później. Wychodząc z tych założeń, uczeni doszli do wniosku, że Jezus nie był apokaliptycznym prorokiem, ale zostało mu to przypisane pod wpływem nauk Jana Chrzciciela i przez wczesną wspólnotę po – Jezusową. Stąd już blisko było do wniosków, że Galilejczyk był pod wpływem etyki cyników lub też był zwolennikiem pokojowej rewolucji społecznej. J. D. Crossan rozpatrując sprawę historycznego Jezusa zauważył, że w najstarszej warstwie piśmienniczej jest On także przedstawiony jako uosobienie mądrości, a nie tylko jako eschatologiczny prorok. Wyciągnął więc wniosek, że Jezus odszedł od głoszenia Królestwa Bożego, które miał wprowadzić swoją potęgą Bóg i zwrócił się w kierunku królestwa sapiencjalnego, możliwego do osiągnięcia w każdej chwili. Galilejczyk raczej był bliższy magom niż apokaliptycznym prorokom. „Jezus historii był (…) chłopskim cynikiem żydowskim”.[26] W swoim działaniu można by go określić jako wędrownego radykalistę. Ciągła zmiana miejsca pobytu wiązała się niechęcią Jezusa do tworzenia ze swojej osoby pośrednika. Do wspólnoty zapraszał wszystkich nie tworząc jakiejkolwiek hierarchii. Namawiał ludzi do duchowego spotkania się z Bogiem poprzez wspólnotę stołu. Odnośnie przyczyn egzekucji Crossan wypowiedział się następująco: „Wydaje mi się całkiem prawdopodobne, że Jezus udał się do Jerozolimy tylko raz i że Jego nauczanie oparte na duchowym i ekonomicznym egalitaryzmie zaowocowało wybuchem oburzenia wobec świątyni jako ośrodka wszelkich nieegalitarnych, patronalnych i wręcz opresywnych tendencji religijnych i politycznych (…). Podsumowując zatem, sądzę, że symboliczne zniszczenie świątyni było tylko logicznym rozszerzeniem połączenia cudu i stołu, otwartego uzdrawiania i otwartej wspólnoty stołu. Sądzę, że zaistniało naprawdę, i jeśli wydarzyło się podczas Święta Przaśników, to bez wątpienia mogło doprowadzić do uwięzienia i stracenia Jezusa”.[27]
Takie ujęcie Jezusa powoduje, że Crossan zakłada bardzo wczesne zafałszowanie Jego przesłania. Według niego, już Kefas – Piotr, a co się z tym nieodłącznie wiąże, i św. Paweł nie przekazali autentycznych idei Nazarejczyka, ponieważ Jego sapiencjalne Królestwo zamienili na przyszłe Królestwo Boże. Co najdziwniejsze, w pewnym sensie, wnioski te wsparł – i to obecnie, co po fali prac obalających tezy Jesus Seminar jest niezmiernie dziwne! – katolicki teolog Gerhard Lohfink.[28] On, także wprowadził apokryficzną Ewangelię według św. Tomasza w zakres swoich rozważań.[29] Omawiając logion Łk 12, 39 porównujący apokaliptyczne przyjście dnia Pana do złodzieja, zmienił jego wymowę z czasu przyszłego na czas teraźniejszy. Pomimo – co Lohfinek uczciwie sam stwierdza – że sentencja ta ma bardzo silne wsparcie w źródłach: znamy ją przecież z pism niezależnie napisanych – Q, proto – Pawła oraz z przywołania w Didache i Drugim Liście św. Piotra. We wszystkich tych przypadkach wypowiedź ta jest umieszczana w sensie apokaliptycznym. Lohfinek stwierdza: Tak właśnie rozumieli to Mateusz i Łukasz, tak rozumiał to Paweł i tak rozumiał to Kościół pierwotny.[30] Teolog nie wyciąga z tego żadnego wniosku i twierdzi, że Jezus rozumiał to inaczej. Nie przedstawia jednak na to żadnych dowodów. W istocie jest to nieprawdopodobne, aby zafałszowali nauki Jezusa niezależnie od siebie Galilejczycy ( Q ) oraz św. Piotr przekazując przesłanie swojego Mistrza św. Pawłowi. Przecież to dzięki tym tradentom możemy poznać Jezusa historycznego, nie dzięki Crossanowi czy też Lohfinkowi. W przedmowie do swojej książki Lohfinek, przerażony, komentuje wypowiedź, w której ktoś stwierdza, że stworzył on „nowy obraz Jezusa”. Lohfinek pisze, że tego nie chciał, że jego intencją było przekazanie takiego obrazu Jezusa „jaki od zawsze był w posiadaniu Kościoła”.[31] Dobrymi intencjami jest – jak mówi przysłowie – wybrukowane piekło. Teolog sam stwierdził jak rozumiał przesłanie Jezusa pierwotny Kościół, szkoda że on sam przy tym obrazie nie pozostał.
Seminarium Jezusa spotkało się z ostrą krytyką, zarówno ze strony chrześcijańskiej jak i badaczy świeckich. Przede wszystkim odpowiedzieli uczeni, którzy należą do zwolenników hipotezy Schweitzera. Jednym z najbardziej znanym z nich jest Ed Sanders. Poglądy na temat Jezusa zawarł w książce Jesus and judaism. Galilejczyk, według badacza, to kontynuator misji Jana Chrzciciela, który był prorokiem zwiastującym nadejście wyzwolenia Izraela poprzez interwencję Boga. Stanął na czele eschatologicznego ruchu, który był kontynuowany po Jego śmierci. Jego zwolennicy nadal oczekiwali dnia końca w trakcie, którego miał powrócić Jezus i odnowić Izrael. Sanders zatem dostrzega kontynuację widoczną gołym okiem: eschatologiczny Jan Chrzciciel → eschatologiczny Jezus → eschatologiczny Paweł. Kryterium ciągłości zostaje w takiej perspektywie zachowane. W przeciwny wypadku musielibyśmy założyć, że Jezus zmienił eschatologiczne oczekiwania, które podzielał Jan Chrzciciel, a Paweł do nich powrócił. Bardziej logicznym wnioskiem jest, że oczekiwanie bliskiego końca było obecne u wszystkich tych trzech postaci. Zgadza się też ono z atmosferą religijną Palestyny czasów Jezusa.
EP Sanders w bardzo ciekawy sposób rekonstruuje historycznego Jezusa. Zaczyna on od zdarzeń powszechnie akceptowanych jako autentyczne:
– Jezus został ochrzczony z rąk Jana Chrzciciela.
– Jezus był Galilejczykiem, który uzdrawiał i nauczał.
– Jezus powołał uczniów i wybrał spośród nich dwunastu.
– Jezus prowadził swą działalność tylko na terenie Palestyny i wśród Żydów.
– Jezus wdał się w jakiś konflikt, który miał związek ze świątynią.
– Jezus został ukrzyżowany przez władze rzymskie.
– Po śmierci Jezusa jego wyznawcy kontynuowali działalność i byli rozpoznawalni.
– Niektórzy Żydzi prześladowali nowy ruch, a represje ustały pod koniec kariery Pawła.
Dlatego Sanders uważa, że dobra hipoteza musi: wyjaśniać i wskazać powody dla których Jego działalność skończyła się śmiercią, wyjaśnić motyw zerwania Jego ruchu z judaizmem oraz wskazać dlaczego pierwsi zwolennicy Jezusa byli prześladowani i zabijani ( Szczepan, Jakub ). Sanders rekonstrukcję zaczyna od kontrowersji wokół świątyni. Według niego, stanowiła ona przyczynę Jego egzekucji, a jednocześnie zamieszanie świątynne może być nicią, która pomoże zrozumieć Jego wcześniejsze nauczanie. Sanders sytuuje Jezusa w kategorii proroka eschatologicznego dążącego do odnowienia Izraela.
Wyprowadził pewne wnioski na temat Jezusa, które podzielił przyznając im różną skalę :
I) Pewne lub prawie pewne:
1) Jezus wyznawał żydowski pogląd eschatologiczny na odnowienie Izraela poprzez interwencję Boga. Potwierdza to Jego początek u Jana Chrzciciela, ustanowienie dwunastu, Jego oczekiwanie na nową świątynię i apokaliptyczny wydźwięk misji Apostołów.
2) Jezus głosił naukę o Królestwie Bożym.
3) Obiecał królestwo pokutującym grzesznikom.
4) Nie sprzeciwiał się w wyraźny sposób Torze, ani też przepisom tyczącym się szabatu i koszerności pożywienia.
5) Jezus i jego zwolennicy nie myśleli o ustanowieniu królestwa w sposób zbrojny, lecz oczekiwali jego nadejścia w eschatologicznym cudzie.
II) Wysokie prawdopodobieństwo:
1) Jezus oczekiwał, że królestwo będzie miało pewne analogie z obecnym światem ( przywództwo dwunastu pokoleń, funkcjonowanie świątyni ).
2) Uczniowie Jezusa widzieli w nim króla, a Jezus przyjął tę rolę w sposób bezpośredni lub pośredni.
III) Małe prawdopodobieństwo:
1) Jezus myślał, że grzesznik, który przyjął Jego orędzie znajdzie się w Królestwie Bożym, choć nie spełnił wymaganych przez Torę obrzędów w celu odkupienia grzechów.
2) Jezus mówił o Królestwie Bożym w różnym kontekście, nie zawsze używając tego określenia dokładnie w tym znaczeniu.
3) Jezus nie podkreślał egalitarnego, narodowego charakteru królestwa.
IV) Możliwe:
1) Mógł mówić o królestwie w sposób wizjonerski, apokaliptyczny lub jako o obecnej rzeczywistości.
V) Do pomyślenia:
1) Jezus pomyślał, że królestwo, w całej swej potędze i mocy, było obecne w Jego słowach i czynach.
2) Jezus nadał własnej śmierci męczeńskie znaczenie.
3) Mógł identyfikować się z niebiańskim Synem Człowieczym.
VI) Nieprawdopodobne:
1) Był jednym z nielicznych Żydów w tamtych czasach, który wierzył w miłość, miłosierdzie oraz w łaskę nawrócenia i odpuszczenia grzechów.
2) Żydzi a szczególnie faryzeusze chcieli zabijać takich ludzi jak On.
3) W wyniku Jego działalności, judaizm miał zatrząść się w posadach i jako religia zostać zastąpiony.
Według Sandersa Jezus nie zamierzał unieważnić Tory swoim nauczaniem lecz pogłębić jej wymagania. „Jeśli naśladowcy Jezusa nigdy nie ulegają pragnieniu cudzołóstwa, nie popełnią go; jeśli nie gniewają się, nie będą zabijać; jeśli nie będą się rozwodzić (trzecia antyteza), nigdy nie przekroczą prawa, zabraniającego powrotu do pierwszego małżeństwa po rozwodzie i ślubie z inną osobą. Nie jest przeciw Prawu bycie bardziej prawym, niż prawo tego wymaga”.[32]
Warto zwrócić uwagę na pewną metodologię zastosowaną przez Sandersa. Uważa on, że zaczynanie rekonstrukcji historycznego Jezusa od Jego logiów, jest najgorszym z możliwych rozwiązań, ponieważ już na samym początku takiej rekonstrukcji, należy ustalić autentyczność różnych powiedzeń przypisywanych Jezusowi w ewangeliach. W ten sposób jednak nie ustali się consensusu, bo inny badacz może zastosować zupełnie inne kryteria. Sanders zatem proponuje, aby zacząć od zdarzeń, które większość uczonych uznaje za autentyczne i z nich wyciągnąć jak najwięcej informacji, a same słowa Jezusa potraktować wtórnie. Ludzka pamięć bardziej zapamiętuje czyny aniżeli słowa, tak więc wybór ten wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Poza tym Sanders nie musi przyjmować żadnych kryteriów analizując czyny Jezusa, ponieważ wychodzi od tych, które są powszechnie uznawane przez badaczy Jezusa historycznego. W ujęciu Sandersa, Jezus jest eschatologicznym prorokiem zapowiadającym nadejście Królestwa Bożego, zabitym za Jego działania w trakcie wystąpienia świątynnego. Sanders chyba najbardziej zbliżył się do Jezusa historycznego, a jego znajomość judaizmu drugiej świątyni pozwoliła mu świetnie wpisać go w ten kontekst. Praca o światowym zasięgu i dużym oddźwięku naukowym. Uważa się, że po jej napisaniu, każdy kto próbuje dotrzeć do tzw. Jezusa historycznego musi odnieść się w jakiś sposób do tez Sandersa.[33]
Bart Ehrmann profesor religioznawstwa na Uniwersity of Noth Karolina jest autorem wielu bestselerów. Specjalizuje się w krytyce tekstów Nowego Testamentu. W 1999 roku napisał on głośną pozycję dotyczącą Jezusa historycznego: Jesus: Apocalyptic Prophet of the New Millennium. Autor porównuje w niej Jezusa do wielu apokaliptycznych proroków, którzy głosili zbliżający się koniec świata. Dzięki temu dostrzegamy wiele analogii pomiędzy ich działaniami a czynami Jezusa. Ehrmann uważa, że wszystkie pisma łagodzące pośpiech eschatologiczny Jezusa pochodzą dopiero z końca pierwszego i początków drugiego wieku. Zalicza on do tych dokumentów: Ewangelię Łukasza, Jana i Tomasza. Według niego Jezus głosił tymczasową etykę, która była przeznaczona wyłącznie dla jednego pokolenia i tylko takie spojrzenie na Galilejczyka pozwala zrozumieć Jego oraz początki ruchu po – Jezusowego. Uważa, że Jezus był apokaliptycznym kaznodzieją, a ślady tego istnieją w dwóch najstarszych pismach chrześcijańskich: Ewangelii według św. Marka i listach Pawła.[34]
Natomiast Paula Fredriksen, uczona specjalizująca się w badaniach nad Jezusem historycznym, bardzo dobrze odczytała Jego oczekiwania apokaliptyczne w żydowskim kontekście. Badaczka stwierdziła, że tym co wyróżniało Jezusa była nie tyle treść Jego proroczego posłania, ale jego harmonogram. Królestwo Boże było tak bliskie, że być może Jezus wyznaczył datę jego przyjścia na Paschę, która okazała się być dla niego tą ostatnią. To właśnie ten czynnik wraz z podekscytowanym tłumem przybyłym do Jerozolimy na Święto Paschy, uruchomił mechanizm, który doprowadził do śmierci Jezusa. Tłum okrzyknął go Mesjaszem, a to spowodowało Jego egzekucję jako Króla Żydów, ponieważ Piłat właśnie z okazji tego święta zważał na wszystkie czynniki mogące spowodować zamieszki. Za egzekucją nie stałyby zatem spory dotyczące szabatu, Tory czy też opór wobec Jego kontrowersyjnego nauczania, ale polityka prewencyjna okupanta rzymskiego. Fredriksen przede wszystkim stara się wyjaśnić zadziwiający fakt pojedynczej egzekucji Jezusa, to znaczy, stara się znaleźć odpowiedź na pytanie: Dlaczego Rzymianie zabili Jezusa a oszczędzili Jego uczniów? Otóż żydowskie władze religijne i rzymskie musiały wiedzieć, że apokaliptyczne przesłanie Jezusa było pokojowe i uczniowie nie stanowili zagrożenia dla porządku publicznego. Natomiast tłum, który obwołał Jezusa Mesjaszem stanowił niebezpieczeństwo. Piłat, aby usunąć niebezpieczeństwo zabił Jezusa.[35]
Maurice Casey w Jesus of Nazareth uważa, że do pełnego obrazu Jezusa należy wykorzystać aramejskie słowa używane przez Jezusa, które pozostały w Nowym Testamencie (Abba, talitha qum, effatha) i postarać się zrekonstruować aramejskie ślady w Ewangeliach. Uważa, że Mk i Mt, mieli do dyspozycji jakieś fragmentaryczne prototeksty w języku aramejskim i to oni przetłumaczyli je na język grecki. Casey generalnie zgadza się z powszechną opinią widząc w Jezusie eschatologicznego proroka, jednak uważa, że Jego śmierć nie była przypadkowa. Incydent w Świątyni był celową prowokacją, a Jezus świadomie dążył do męczeńskiej śmierci w Jerozolimie za naród. Założenie to niesłychanie ułatwiło badaczowi wytłumaczenie fenomenu zmartwychwstania. Śmierć Jezusa nie musiała wtedy burzyć wiary uczniów w swojego Mistrza i mogli oni szybko „otrząsnąć się” po tym zdarzeniu.[36]
Katolicki badacz, ksiądz John Meier, bardzo dobrze uargumentowaną pracą: A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus zdobył poważanie i szacunek nawet uczonych wychodzących z racjonalistycznego punktu widzenia.
W pierwszym tomie swojego działa, ks. Meier poddaje dokładnej analizie źródła do wiedzy o historycznym Jezusie, włącznie z niekanonicznymi (agrafy, Ewangelia Tomasza, apokryfy).
Do ustalenia autentycznych słów Jezusa wprowadza następujące kryteria:
1) Kryterium zażenowania – autentyczne jest to co sprawia problem w interpretacji Kościołowi.
2) Kryterium ciągłości – słowa i czyny, które nie pochodzą z judaizmu, ani z nauki Kościoła, muszą mieć swoje źródło w historycznym Jezusie.
3) Kryterium wielokrotnego poświadczenia – jeśli jakiś logion lub zdarzenie pojawia się w więcej niż jednym niezależnym źródle ( Q, proto – Paweł, Mk, J ) to prawdopodobnie jest to autentyczne.
4) Kryterium spójności – materiał, który został ustalony jako autentyczny można uzgodnić z innym, lecz musi on być z nim spójny.
5) Kryterium odrzucenia – jeśli w przypadku Jezusa doszło do egzekucji ze strony czynników rządowych należy wyjaśnić co mogło tkwić w Jego nauczaniu, że doprowadziło to do odrzucenia przez wpływowych ludzi.
Meier umieszcza Jezusa w żydowskim kontekście starając się wydobyć Jego oryginalność. Meier uważa, że działalność cudotwórcza Jezusa miała wzmocnić Jego eschatologiczne przesłanie. Jezus nie głoszący bliskiego końca, nie jest Jezusem historycznym. Część cudów przypisywanych Jezusowi jest nieautentyczna i nie ma żadnych podstaw historycznych.
Trzeci tom pozwala w drobiazgowej analizie porównać Jezusa do całego otoczenia religijnego I wieku w Palestynie ( faryzeusze, saduceusze, esseńczycy, Samarytanie, uczeni w Piśmie ).
W jednym z wywiadów ksiądz Meier udzielił genialnej odpowiedzi oceniając gdzie tkwi błąd w podejściu do Jezusa, zwłaszcza ze strony badaczy konfesyjnych :
„Ludzie twierdzą, że poszukują historycznego Jezusa a de facto uprawiają teologię”.[37]
Taki obiektywizm ze strony badaczy chrześcijańskich jest raczej rzadkością i dlatego jest warty odnotowania.[38]
Gerd Lüdemann, niemiecki uczony i badacz Nowego Testamentu to autor benedyktyńskiej i morderczo drobiazgowej pracy: Jesus After 2000 Years:What He Realy Said and Did? ( Jezus po 2000 lat: Co tak naprawdę powiedział i uczynił? ). Lüdemann uważa, że Jezus wychował się w wielodzietnej rodzinie złożonej z pięciu braci i przynajmniej dwóch sióstr.
„Był prawdopodobnie najstarszym dzieckiem. Jego ojczystym językiem był aramejski, ale prawdopodobnie uzyskał biegłość w potocznym języku greckim. Ciesielki jako rzemiosła nauczył się od ojca. Jak większość mu współczesnych, Jezus nie umiał czytać ani pisać, ale był w stanie uzyskać znaczną wiedzę religijną w miejscowej synagodze. (…) Według Jezusa, Królestwo Boże oznaczało nie tylko wyzwolenie od zła i chorób, ale wyrażało się również w ustanowieniu panowania Boga w ramach jurysdykcji Jezusa i dwunastu apostołów. U podstawy tego ostatniego stała dawna, lecz złudna nadzieja, że gdy Bóg ustanowi swoje królestwo, to przywróci dziesięć plemion, które zostały unicestwione przez Asyryjczyków siedemset lat wcześniej. W czasach Jezusa pozostały tylko dwa plemiona Judy i Beniamina. Według obietnicy przypisywanej Jezusowi, Jego dwunastu uczniów miało osądzać dwanaście plemion”[39]
Jezus uwierzył w bliski i nieuchronny koniec świata gdy wraz z innymi Żydami udał się po chrzest na odpuszczenie grzechów do Jana. Lüdemann pokazuje jeszcze jedną ciągłość, która charakteryzowała apokaliptycznych głosicieli, bezżenność: bezżenny Jan Chrzciciel → bezżenny Jezus → bezżenny Paweł.[40] Pierwszym zajączkiem z przypowieści Buddy, okazał się dziki prorok znad Jordanu, stylizujący się na Eliasza.
Odnosząc się do dychotomii, która występuje pomiędzy teologią sapiencjalną a eschatologiczną w nauczaniu Jezusa, badacz wskazuje, że takie same prądy są obecne w nauczaniu św. Pawła, a przecież żaden z uczonych nie twierdzi jakoby św. Paweł porzucił myśl o bliskim końcu świata.
Biorąc to wszystko pod uwagę, należy stwierdzić, że teza apokaliptycznego Jezusa jest najlepiej argumentowana i udokumentowana.[41] Nie ma jakichkolwiek powodów, aby ją odrzucać. Zarówno początek u Jana Chrzciciela, jak i kontynuacja u św. Pawła jest apokaliptyczna. Trudno doprawdy wyobrazić sobie, aby już właściwie natychmiast po egzekucji Nazarejczyka i wydarzeniach paschalnych Jego uczniowie zaczęli modyfikować nauczanie swojego Mistrza, jak chce nas przekonać Crossan, czy też bardziej współcześnie Lohfinek, kładący zbyt duży akcent na jeden aspekt Królestwa Bożego, i to ten, który – według analiz Sandersa – nie jest dobrze udokumentowany i uargumentowany. Pierwotny Kościół nie miał jakichkolwiek powodów, aby zniekształcać orędzie Jezusa i zmieniać wymowę logionów, jak nas chce do tego przekonać Crossan i Lohfink. Po co święci Marek i Mateusz umieszczaliby w swoich Ewangeliach proroctwa Jezusa, które się nie spełniły? Musiała istnieć silna tradycja, która właśnie nie pozwoliła im dokonać tutaj manipulacji, albo – co przecież też jest prawdopodobne – obydwaj byli po prostu uczciwi. Chrześcijaństwo zachowało nadzieję zmartwychwstania, a obraz Jezusa z koptyjskiego wariantu Ewangelii według św. Tomasza, który wyśmiewa tę wiarę jest nie do przyjęcia. Jezus Lohfinka i Crossana nie jest Jezusem historycznym. Lohfinek twierdzi, że Kościół „nie oczekiwał przyszłego życia w niebie, lecz wiedział, że we wspólnocie ochrzczonych już jaśnieje niebo i już teraz został odnaleziony drogocenny skarb” .[42] Kościół zawsze oczekiwał i w swojej większości nadal oczekuje „przyszłych nowych niebios i nowej ziemi” – oczekuje ich zresztą całe chrześcijaństwo. Jedyne co jest prawdą, to to, że po niespełnionej przepowiedni paruzji uruchomiony został proces deeschatologizacji kerygmatu chrześcijańskiego ( częściowo Ewangelia według św. Łukasza, częściowo Ewangelia według św. Jana, całkowicie koptyjski wariant Ewangelii według św. Tomasza ). Współcześnie proces ten przebiega jeszcze szybciej i gwałtowniej.
Epilog
Karl Barth mówił o ewiger Augenblick jako paruzji Chrystusa dokonującej się w wiecznym momencie. Hans Küng w Życiu wiecznym zgadza się z poglądami historyków, którzy mówią o przesłaniu Jezusa głoszącym bliski eschaton, ale stara się z tego wysunąć inne wnioski niż jego koledzy teolodzy.[43] Rudolf Bultmann chciał radykalnego oczyszczającego procesu demitologizacji i usunięcia z orędzia kościoła paruzji. Nie chciał jednak zrobić tego w sposób, który zaprzeczałby temu, że wczesne chrześcijaństwo było zorientowane apokaliptycznie ( Bultmann zgadzał się z wizją Jezusa apokaliptycznego ) – po prostu chciał „poprawić” pewien mityczny scenariusz:
„Nauka i technika opanowała i zbadała świat w tak szerokim zakresie, że nikt nie może poważnie obstawać przy tym obrazie świata, jaki podaje Nowy Testament. I nikt przy nim nie obstaje. Co dziś znaczyłoby mówić: «zstąpił do piekieł», «wstąpił na niebiosa», skoro nie podzielamy poglądu na mityczny obraz świata składającego się z trzech części, na jakim opierają się te formuły? Nie można uczciwie uznać podobnych zdań, chyba że da się oddzielić je od obrazu mitycznego, jaki je osłania – w założeniu, że odpowiada to faktycznemu stanowi rzeczy. Ale to właśnie jest problemem teologicznym. Żaden wykształcony człowiek nie przedstawia sobie dziś Boga jako byt istniejący ponad nami – w niebie. Tak samo «niebo» w sensie dawnym nic dla nas nie znaczy, podobnie jak piekło nie jest mitycznym światem podziemnym, który by istniał pod naszymi stopami. Dlatego dzieje wniebowstąpienia Chrystusa i zstąpienia do piekieł są przedawnione; takim jest również oczekiwanie Syna Człowieczego przychodzącego na obłokach niebieskich i wstąpienie wiernych na obłoki na Jego spotkanie”.[44] Ten obraz świata jest dla Bultmanna nie do zaakceptowania. „Kosmos Nowego Testamentu – zauważa niemiecki teolog – jest mityczny…Zmierza on do swego kresu, który się dopełni w katastrofie kosmicznej. «Tchnienie»końca czasów, przybycie niebiańskiego sędziego, zmartwychwstanie ciał, sąd który zadecyduje o zbawieniu lub śmierci, są bliskie”. [45]
Trudno z perspektywy czasu nie przyznać racji Bultmannowi: Jezus na Górze Oliwnej przekonał się, że nie będzie żadnej interwencji Boga, choć o nią prosił; wcześni chrześcijanie przekonali się, że na „nowe niebo i ziemię” trzeba będzie chyba długo czekać; czas najwyższy, aby współcześni chrześcijanie zdali sobie sprawę, że aniołów z trąbami i Synem Człowieczym po prostu nie będzie. Paruzja będzie wyglądała i przebiegała w czasie (?), którego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić i określić. Nie należy ulegać jednak wskazaniom, które mogłyby sugerować, że Bóg nie przewidział jakiegoś szczęśliwego zakończenia dla wszystkich istot żywych. Należy jedynie pozbyć się mitologicznej frazeologii i wyobrażeń odziedziczonych z żydowskich apokaliptycznych wizji ( etiopska Księga Henocha, Księga Daniela itd. ), ponieważ obecnie nie przemawiają one do współczesnego człowieka. Jürgen Moltmann był przerażony brakiem obecności tematu paruzji u współczesnych teologów. Jakie jest wyjście z impasu? Proponuje on, aby rozróżnić dwa pojęcia: adventus i futurum. W języku łacińskim paruzja jest tłumaczona jako adventus ( Zukunft ). Futurum z kolei oznacza przyszłość, coś co dopiero się stanie. Chrześcijanie wierzą, że paruzja nie będzie tyle końcem czasu, co początkiem nowego, a więc ma swoje relację z teraźniejszością jak i przeszłością. „Jako koniec czasu paruzja jest współczesna wszystkim czasom i przychodzi w jednym momencie, ponieważ przyszłość Chrystusa przynosi też koniec procesów stawania się i przemijania”.[46]
Teologicznych prób wyjścia z impasu jest wiele i trudno byłoby je wszystkie tutaj zaprezentować. Nie to jednak jest ważne: należy pamiętać, aby swoich teologicznych – lub też estetycznych – wyobrażeń, nie przenosić na Jezusa historycznego, jak uczynił to np. Crossan czy też Lohfink, a przed czym przestrzegał ks. Meier, ponieważ wtedy nie mamy do czynienia z teologią, a z karykaturą historii, w takim wypadku, to mamy do czynienia na pewno.
Andrzej Jan Nowicki
@Andrzej Nowicki. Czy Pan jest katolikiem?
Panie Pawle,
odpowiem w inny sposób, niż może się Pan spodziewał. Czy katolikiem jest Joachim Gnilka? Przepisuje teraz jego życiorys z obwoluty przez niego napisanej książki Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła ( Kraków 2004 ):
Autor ( ur. w 1928 r. ) jest profesorem egzegezy Nowego Testamentu i hermeneutyki biblijnej na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu w Monachium oraz członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, znanym ze swych publikacji i prac opartych na gruntownych badaniach nowotestamentalnych. W Polsce została wydana jego monografia „Jezus z Nazaretu” ( Kraków 2000 ), „Paweł z Tarsu” ( Kraków 2001 ), „Piotr i Rzym” ( Kraków 2002 ), „Teologia Nowego Testamentu” ( Kraków 2002 ).
Życiorys i osiągnięcia zostały uznane przez Kościół katolicki, a pozycja, o której teraz piszę została opatrzona imprimatur Kurii Metropolitalnej w Krakowie ( Jan Szkodoń, Vic. Gen. ) oraz zaakceptowana przez cenzora ( O. prof. dr hab. Tomasz Maria Dąbek OSB ). Możemy w niej przeczytać m.in:
W Jezusie z Nazaretu z kolei prof Gnilka odrzuca historyczność cudów – które przecież są bardzo żywe i odbierane jako autentyczne przez ogromną ilość katolików – związanych z naturą oraz wskrzeszeniami:
Ks. J. Meier, na którego pracach opierał się Benedykt XVI, jest twórcą monumentalnego dzieła Jezus Marginalny Żyd. Każdy z jego tomów jest zaopatrzony w stosowne imprimatur. Jest on historykiem katolickim, twierdzącym, że Jezus historyczny głosił bliskie nastanie Królestwa Bożego. Opowiada on się za totalnie obiektywnym poszukiwaniem prawdy o Nazarejczyku. Życiorysu jego nie będę umieszczał – gdyż lista jego osiągnięć jest bardzo długa. Mamy do czynienia z człowiekiem znającym wszystkie języki – nazwijmy je tak – biblijne. Zna on w sposób perfekcyjny literaturę źródłową oraz wszelkie możliwe prace na temat Jezusa historycznego. Można go określić geniuszem: przyznają to nie tylko katolicy, ale ateiści, Żydzi, muzułmanie i Bóg nie wie kto tam jeszcze. W Marginal Jew ( 4 ) ksiądz stwierdza:
Jakie ma to znaczenie dla katolicyzmu, o który Pan pyta. Prof. Gnilka wyjaśnia to następująco:
Tak więc Panie Pawle, aby mógł ogłosić Pan, że @Andrzej Nowicki nie jest katolikiem, bo chyba do tego to pytanie zmierzało – to musi Pan pozbawić tego określenia najpierw: J. Gnilkę i ks. J. Meiera. To moja odpowiedź: Jestem katolikiem.
Wyliczankę można by rozszerzać- czy katolikiem był Jan Paweł II, który udzielił Gnilce honorowego odznaczenia, a wreszcie czy katolikami są całe rzesze wykładowców nauk biblijnych w polskich (i nie tylko) seminariach duchownych i wydziałach teologicznych. Dla nich bowiem Meier i Gnilka są zasadniczo niekwestionowanymi autorytetami katolickiej egzegezy NT.
Drogi Panie Andrzeju – jeśli tak mogę powiedzieć. (Bo moje pytanie nie było żadnym zarzutem w Pana stronę). Nie podważam kompetencji ks. Meiera jako historyka, ale…jeśli Pan łaskaw…proszę mi wyjaśnić…bo wydaje mi się, że taki tok rozumowania prowadzi do swoistej schizofreni….Dwa przykłady:
-Skoro Jezus miał rodzonych braci, znaczy to tyle, że KK pomylił się w kwestii dogmatów, a w takim razie nie czuwa nad nimi Duch Święty
– Jeśli Jezus nie zamierzał tworzyć Kościoła, spodziewał się i zapowiadał szybką Apokalipsę, doszło do niego, że sie mylił, to jakże On może być Bogiem?
Idąc taką drogą niedługo dojdziemy do takiego wniosku: „historycznie możemy być pewni, że Jezus nie zmartwychwstał, ale zostawiamy pole do interpretacji teologicznej.” To tak jakby powiedzieć i chyba w tym miejscu jes ks. Meier, (choć może się mylę – chciałbym): „historycznie wydaje sie pewne, że Kościół się myli, ale to tylko hipoteza”. Chcąc w takim przypadku być dalej chrześcijanami czyniło by z nas strasznych hipokrytów. Nie sądzi Pan, że chrześcijaństwo ma sens tylko, jeśli historia potwierdza, a przynajmniej nie zaprzecza podstawowym jego założeniom?
Proszę uprzejmie za odp.
Panie Pawle,
Chrystus nie był Bogiem, ale w myśl formuły ustalonej w Nicei był: prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Człowiekiem był takim samym jak my wszyscy z wyjątkiem grzechu. Czy człowiek jest istotą nieomylną? Dochodzimy tu do kwestii psychologii Wcielenia. Czy Jezus miał jedno «Ja» ( boskie ), czy też posiadał również «Ja» ludzkie. Déodat de Basly ( franciszkanin ) za swoim zakonnym konfratrem Janem Dunsem Szkotem, opowiadał się za przyznaniem Jezusowi Chrystusowi ludzkiego «Ja». W tym ludzkim «Ja» mógł On wypowiadać się jako autonomiczna jednostka. Jednostka, która działa, miłuje i poznaje. Gdy Abba nie zainterweniował na Górze Oliwnej, Jezus – jako człowiek – zrozumiał, że będzie musiał kroczyć drogą innego przeznaczenia, które dobrowolnie przyjął, ponieważ nie podjął ucieczki. Chciał umierać świadomie, nie wypił zatem, o czym zgodnie donoszą ewangeliści, „środka” znieczulającego. Uznanie więc hipotezy apokaliptycznego Jezusa, nie musi prowadzić do negowania Jego Bóstwa, chociaż w niektórych wypadkach tak się dzieje ( np. D. Kot ). Niemniej jednak warto nadmienić, że Bóstwo to jest negowane, także przez tych, którzy nie akceptują perspektywy apokaliptycznego Jezusa, ale widzą w nim mędrca, burzącego patriarchalne społeczeństwo za pomocą zabawnych aforyzmów i magii. Innymi słowy: w uznaniu Jezusa Bogiem i Człowiekiem hipoteza apokaliptyczna, ani nie pomaga, ani też nie przeszkadza. Wychodząc jednak z pozycji chrystologii von unten, katolik musi dojść do punktu, w którym zharmonizuje ja z podejściem von oben. Bardzo często jednak ci, którzy wychodzą z pozycji wysokiej chrystologii, krytykują historyków za zbyt duże skupienie się na człowieczeństwie Jezusa zwanego Chrystusem. Jak widać jest to zarzut niesprawiedliwy i krzywdzący.
Historyk nie może udowodnić zmartwychwstania – chociaż przepatrując strony internetowe, można by odnieść przeciwne wrażenie. Historyk jest w stanie stwierdzić, że imiennie: święci Kefas – Piotr, Jakub Sprawiedliwy oraz Paweł doznali wizji i doznań akustycznych po których uznali, że JEZUS ŻYJE. Czy ktoś daje wiarę tym świadectwom – zależy to już tylko od danego człowieka. Jest jednak faktem, o którym przecież mówi, także krytykowany przeze mnie Lohfink, że zmartwychwstanie Jezusa interpretowano jako niewydzielone zdarzenie na osi czasu; jako część mającego nastąpić wkrótce powszechnego zmartwychwstania. Jezus był pierwszy; niektórzy chrześcijanie twierdzili, że już zaczęły się inne zmartwychwstania w Jerozolimie ( Mateusz ). Dopiero gdy paruzja się przedłużała, zmartwychwstanie Jezusa stało się niepokojącą wyspą w wierzeniu chrześcijańskim. Jak długi okres czasu może dzielić jedno wydarzenie od tych, które mają nastąpić w czasach ostatecznych? Dwa tysiące lat, pięć tysięcy lat, dziesięć tysięcy lat, a może trzeba to wszystko na nowo zinterpretować, bo nie trzyma się to wszystko jakiejkolwiek logiki. Warto czasami się też zastanowić nad tym w co się wierzy i po co.
Dziewictwo Maryi a historia. Debata na ten temat odbyła się na łamach szacownego Catholic Biblical Quarterly. Jan1992, Vol. 54 Issue 1, p1 – pod tą datą odszuka Pan artykuł ks. J. Meiera: The Brothers and Sisters of Jesus in Ecumenical Perspective, w którym przyznaje on, że najbardziej prawdopodobną opcją jest posiadanie przez Jezusa z Nazaretu rodzeństwa, pochodzącego ze związku Maryi z Józefem. Ten artykuł doczekał się odpowiedzi ze strony wybitnego biblisty Richarda Bauckhama, który starał się wykazać, że nie można do końca wykluczyć tezy Epifaniusza ( rodzeństwo przyrodnie z pierwszego małżeństwa Józefa: The Brothers and Sisters of Jesus: An Ephiphanian Response to John Meier, „Catholic Biblical Quarterly” 56.4 [Oct. 1994]: 686-700). Odpowiedź Meiera była miażdżąca: John P. Meier, On Retrojecting Later Questions from Later Texts: A Reply to Richard Bauckham, Catholic Biblical Quarterly 59.3 (July 1997): 511-527. Należy zatem stwierdzić – z całą stanowczością – za ks. Meierem, że z czysto filologicznego i historycznego punktu widzenia, najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry Jezusa byli Jego rodzeństwem ( J. P. Meier, A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus – The Roots of the Problem and the Person. Tom I. New York: Doubleday, 1991, s. 332 ). Próby udowadniania za pomocą tekstów Nowego Testamentu Dziewictwa Maryi są co najmniej naiwne, a na pewno są obciążone nieobiektywnym przedzałożeniem. Historyk nie może pracować po to, aby wyłuskiwać z tekstów czegoś czego tam nie ma. Jeśli czegoś nie ma, a jest coś innego – to historyk tylko to stwierdza. Historyka nie interesuje w najmniejszym nawet stopniu – oczywiście tylko w trakcie swoich badań – czy końcowy wynik wypadnie pomyślnie dla dogmatu. Historyk badając dzieje Buddy, nie zwróci uwagi na to, że jest on Bogiem dla części buddystów. Podda analizie materiał piśmienniczy, wyodrębni z niego – nie wchodzę teraz w szczegóły – palijski tekst Tipitakę, i na podstawie różnych przesłanek, będzie dochodził do prawdy. Czy tę prawdę ma on uzgadniać z mnichami? Wtedy nie byłby on historykiem. Chrześcijanin chce historycznego Buddy, historycznego Mahometa – doczekał się więc także historycznego Jezusa.
Dziękuje za odpowiedź. Swoją drogą…jestem pełen podziwu dla wiedzy, którą Pan posiada. O ile jednak w przypadku natury ludzkiej-boskiej Jezusa wydaje mi się to możliwe i do zaakceptowania. To jednak w przypadku drugiej części Pana wyjaśnienia już nie,…
Rozumiem, że historyk robiąc badania nie powinien brać pod uwagę teologii. Jednak…
„…z czysto filologicznego i historycznego punktu widzenia,najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry Jezusa byli jego rodzeństwem”
Tak jak napisałem wcześniej. Jeżeli uznany, że z historycznego punktu widzenia bracia Jezusa to najprawdopodobniej rodzeństwo, a dogmat mówi co innego, niż dobrze ugruntowane badania historyczne, to…
Jeśli dogmat się myli, a „najprawdopodobniej z historycznego punktu widzenia” tak jest, to nie działa w Kościele Duch Święty. To rodzi poważne konsekwencje. Sądzi Pan, że to nie ma żadnego znacżenia dla naszej wiary?
Dla mnie tamte zdanie znaczy tyle, co te, bo powinno wywoływać takie same konsekwencje:
„…z czysto filologicznego i historycznego punktu widzenia, najbardziej prawdopodobna jest opinia, że chrześcijaństwo to jedno wielkie kłamstwo”.
Z góry dziękuję za odp.
I czy gdybym zapytał Pana, czy wierzy Pan, że Jezus narodził sie z dziewicy, czy odpowedziałbu Pan: „jako historyk nie, jako katolik tak”?
Panie Andrzeju,
imponująca jest Pana wiedza, ale miewam wątpliwości, czy aby nie ulega Pan fetyszyzmowi naukowemu związanemu z Third Quest. Prawie wszystko, co mówią badania naukowe należy do sfery hipotezy, większego czy mniejszego prawdopodobieństwa, takiego, jakie niegdyś dyktowało badaczom w ogóle zaprzeczanie istnienia Jezusa. Dziś wiadomo z całą pewnością, że Jezus istniał, nie jest postacią mityczną. Jak dokładnie było? Historyk nie jest w stanie odpowiedzieć, może co najwyżej stawiać hipotezę. A więc czy nie jest to z Pana strony pewien fetyszyzm badań historycznych?
Panie Pawle,
Gdyby ktoś zapytał mnie: Czy Jezus Chrystus urodził się z Dziewicy? Odpowiedziałbym: tak – zarówno jako historyk i katolik ( zob. AJN, Dziewicze narodziny Jezusa z Nazaretu ).
Natomiast totalna definicja Dziewictwa, naszej ukochanej Matki Maryi, została ogłoszona przez Synod Laterański w 649 roku.
Czy w tym orzeczeniu należy widzieć nieomylne stwierdzenie doktrynalne? przecież nie był to sobór ekumeniczny – nic więc dziwnego, że zdania teologów w tej materii są – delikatnie mówiąc – podzielone ( zob. H. Küng, Credo, Warszawa 1995, s. 66 – 71; głośna sprawa Nowego Katechizmu Holenderskiego ). Nie chcę wchodzić w zakres teologii dogmatycznej, ale przecież ileż to stwierdzeń, poglądów i mylnych interpretacji przekazywano w Kościele, motywując je Pismem Świętym. Iluż światłych astronomów musiał zaciskać zęby i poświadczać papieżom nieprawdę, aby uniknąć najgorszego. Chociaż dzisiaj niektórzy, aby uratować pewien wizerunek Kościoła głoszą, że np. kreacjonizm nie był dogmatem, a zatem Kościół mógł ustąpić przed Darwinem czy też w innym wypadku Galileuszem/Kopernikiem. W dobie jednak dzisiejszego szerokiego dostępu wiernych do materiałów źródłowych każdy może sprawdzić jakie orzeczenia wtedy wydawano. Jeśli nie było wcześniejszych oficjalnych dogmatycznych stwierdzeń – to tylko dlatego, że traktowano opowieść stworzenia z Księgi Rodzaju, jako taką oczywistość, która nie potrzebuje wsparcia w dogmacie. Nikt przecież dzisiaj nie ogłasza dogmatu: że jeśli ktoś nie wierzy, że Jezus był z Galilei to niech będzie wyklęty. Przyjmuje się, że wszyscy wierzą, że Jezus był z Galilei. Jednak te katolickie aksjomaty padały niczym muchy w trakcie historii ludzkości. Postęp ten odbywał się wbrew oficjalnym nurtom obecnym wtedy w Kościele. Z jaką zaciętością, która kosztowała wielu badaczy utratę katedr broniono integralności Księgi Izajasza. Każdy zna historię z przysięgą modernistyczną. Można mieć nadzieje, że Kościół przestanie w końcu bronić w tej kwestii ( rodzeństwo Jezusa ) sztywnego stanowiska i dopuści możliwość wolnej interpretacji ( są pierwsze promyki ). Dopóki jednak tak nie jest, katolika obowiązuje dyscyplina, a zatem: filologicznie i historycznie – Jezus prawdopodobnie miał rodzeństwo; dogmatycznie – Jezus na pewno nie miał rodzeństwa.
Chrześcijaństwo nie jest kłamstwem przez fakt istnienia lub też nieistnienia rodzeństwa Jezusa. Dwa największe odłamy chrześcijaństwa: prawosławni ( uważają, że Jezus miał braci przyrodnich ) i protestanci ( w większości uważają, że Jezus miał braci rodzonych ) przyjmują, że Nazarejczyk miał się z kim bawić w domu i nie wyrastał w warunkach jakiejś szczególnej alienacji od społeczeństwa. Wracając do korzeni chrześcijaństwa: sprawie tej Corpus Paulinum i inne listy nie poświęcają ani słowa. Istotą chrześcijaństwa nie jest kwestia rodzeństwa Jezusa, ale Jego śmierć i zmartwychwstanie. Wydaje mi się, że niektórzy mylą istotność swoją, z istotnością chrześcijaństwa. Nigdy nie spotkałem się z twierdzeniem, które mówiłoby, że istotą chrześcijaństwa jest rozstrzygnięcie kwestii rodzeństwa Jezusa. Gdyby to było takie proste…
Dziękuję za odpowiedź i wyczerpujące wyjaśnienie. Niemniej jednak sprawia to sporą trudność dla mnie – jako katolika – założenie, że Maryja mogła nie być „zawsze dziewicą” jak głosi dogmat ustanowiony oficjalnie przez KK. Kościół zobowiązuje nas do wiary w dogmaty. I nie zaprzeczy Pan, że jeśli coś zostało oficjalnie potwierdzone – jakąś ważna kwestia przez sobór, to Kościół nigdy w historii z żadnego takiego oficjalnego orzeczenia się niewycofał. A wycofanie się, tak jak pisałem – rodzi poważne konsekwencje. Znaczy to tyle, że Duch Święty nie czuwa nad kwestiami doktrynalnymi Kościoła.
Ale ostatnia rzecz. Jeśli mogę jeszcze zająć chwilę. Bardzo mnie interesuje…gdyż wspomniał Pan, że historyk może ustalić, że Jakub, Piotr, Paweł byli przekonani, że JEZUS ŻYJE. Czy może Pan polecić jakąś literaturę, czy może Pan napisał również jakiś artykuł właśnie uzasadniający – dlaczego chrześcijaństwo jest wiarygodne. Trzech świadków, którzy oddali za to życie, to dużo i mało. Czy te świadectwo może jest wiarygodne? Czy prorctwo z księgi Daniela o 70 tygodniach możemy uznawać za potwierdzenie i „dowód” – jeśli tak może napisać, który uzasadnia naszą nadzieję?
Dziękuję i życzę wszystkiego dobrego,
Ps. Czy studia historii kościoła są odrębne od teologii, czy są jej „specjalizacją”?
Synod to nie sobór powszechny. Odpiszę późnym wieczorem lub rano. Pozdrawiam
Panie „katolik”,
historia jest dyscypliną naukową, tak starą jak i ludzkość. Czy historyk jest fetyszystą? Czy biolog jest fetyszystą? Czy fizyk jest fetyszystą? Gdyby dokładnie przyjrzał Pan się moim wpisom, z łatwością, by Pan zauważył, że przynależność badacza do jakiegokolwiek questu, nie jest dla mnie determinantem, który powodowałby uleganie właśnie jemu. Pisze Pan o hipotezach głoszących mityczność Jezusa. Każda dyscyplina naukowa, a do takiej należy historia, włącznie z działem „Jezus historyczny” ( niektórzy nie wiedzą, że na „zachodzie” jest to dyscyplina naukowa ), ma prawo do stawiania hipotez i ich uzasadniania. Te, jak widać, nie utrzymały się ze względu na mało siłę eksplanacji ( np. po co św. Paweł wymyślając Jezusa, tworzyłby sobie jednocześnie wroga w postaci Jego brata Jakuba? – i tłumaczyłby swoje roszczenia do apostolatu, przeciwstawiając się wyimaginowanym arcyapostołom [dwunastu]? ). Historyk może postawić hipotezę, ale może ustalić także fakt. Takim faktem jest np. rozpięcie Jezusa na krzyżu, czy też chrzest z rąk Jana Chrzciciela. Z tych dwóch faktów można wysnuć wiele pewnych ustaleń:
Jezus zgadzał się z przesłaniem apokaliptycznym Jana.
Jezus był uczniem Jana ( wysokie prawdopodobieństwo ).
Jezus interesował się nowymi sekciarskim ugrupowaniami parareligijnymi w judaizmie.
Wierzył w możliwość rychłej interwencji Boga w historię.
Był skłonny do wyrzeczeń, ponieważ podjął wędrówkę z Nazaretu nad Jordan.
Jezus głosił przesłanie, które stało w jakiejś sprzeczności z prawem Rzymu.
Jezus zginął jak buntownik.
Im więcej faktów Pan wprowadzi – tym będzie Pan posiadał więcej pobocznych ustaleń. Nie chciałbym rozwijać nadmiernie mojej odpowiedzi, proszę tylko o to, aby w chwili wolnego czasu zaznajomił się Pan z jakimkolwiek, nawet popularnonaukowym, podręcznikiem omawiającym metodologię historyka, a sam zobaczy Pan to, czego dotychczas – być może – nie miał Pan możliwości zauważyć. Nie można odrzucać krytycznych metod historycznych, bo gdyby nie one, to zastanawialibyśmy się teraz nad konsekwencjami politycznymi dla plemienia Polan,które wynikły z faktu pożarcia Popiela przez myszy.
Panie Pawle,
Wizje/doznania akustyczne, które przekonały uczniów Jezusa, że jest On wskrzeszonym do życia Człowiekiem są FAKTEM HISTORYCZNYM. Obecnie nie zaprzecza temu żaden z uczonych. Kefas, który należał do grona ulubionych uczniów Nazarejczyka był tym, który najprawdopodobniej pierwszy doświadczył „widzenia” i „słyszenia” swojego Mistrza. Potwierdza to św. Paweł, który dowiedział się o tym zapewne od niego samego ( zob. Ga 1, 18 ) oraz kompilator Ewangelii według św. Łukasza: Wstał Pan prawdziwie i ukazał się Szymonowi ( uważa się, że jest to formuła przed – Łukaszowa zob. Łk 24, 34 ). Następnym „świadkiem” wymienionym z imienia przez św. Pawła jest św. Jakub ( potem ukazał się Jakubowi – 1 Kor 15, 7 ). Św. Jakub zwany Sprawiedliwym nie należał do osób sprzyjających na początku swojemu krewnemu ( zob. Mk 3, 21. 31 – 35, J 7, 1 – 13 ). Czy chrystofania zmieniła Jakuba – analogicznie jak to było w przypadku Pawła? Ewangelia Hebrajczyków poświadcza wizję Jakuba – o której wzmiankuje Paweł – ale z jej treści wynika, że Jego brat był uczestnikiem Ostatniej Wieczerzy:
Ewangelia według św. Tomasza, która zawiera w sobie tradycje pochodzące z połowy pierwszego wieku, które jednak ciężko bezsprzecznie wyodrębnić, w swoim zbiorze posiada logion, w którym Jezus wskazuje swojego brata jako Jego następcę ( Tomasz jest zbudowany z chaotycznie rozrzuconych logiów – nie znamy okoliczności w których Nazarejczyk mógł te słowa wypowiedzieć ):
Logion ten ma wybitnie semickie, niegnostyczne pochodzenie. Podobną sentencję odnajdujemy w Talmudzie, gdy Raw, w paralelny sposób, określa współczesnego Jezusowi cudotwórcę z Galilei, Chaninę ben Dosę:
Paweł wymienia Jakuba w pierwszej kolejności mówiąc o filarach Kościoła ( Ga 2, 9 ). Jego rozporządzeniom podporządkowywali się Kefas i Barnaba ( Ga 2, 11 – 14 ). Kefas gdy opuścił więzienie uznał, że musi o tym poinformować swojego zwierzchnika ( Dz 12, 17 ), i to on miał ostatnie słowo na tzw. soborze w Jerozolimie ( Dz 15, 13 – 21 ). Historyk żydowski Józef Flawiusz i niezależnie od niego św. Hegezyp potwierdzają ogromny szacunek, którym się cieszył brat Nazarejczyka w Jerozolimie, nie tylko w gminie, ale w całej społeczności żydowskiej miasta. Gdy saduceusz, arcykapłan Annasz, doprowadzi do skazania Jakuba, całe miasto w oburzeniu doprowadziło do zdeponowania arcykapłana z urzędu. Starożytny historyk Kościoła, Euzebiusz z Cezarei, potwierdza fakt mówiący o tym, że Jakub został pierwszym przywódcą nazarejczyków w Jerozolimie.
Kefas wizją Jezusa został całkowicie odmieniony. Galilejski rybak naucza w Jerozolimie, Antiochii, a być może w Koryncie. Umiera śmiercią męczeńską w Rzymie. Jest to niebywałe. Doświadczenie Kefasa musiało przeorać jego psychikę. Ja mu wierzę, że zobaczył on coś rzeczywistego i dlatego mógł zmienić świat.
Jakub, który znał przecież Jezusa z domu, razem bawił się z Nim na galilejskich polach i obserwował karawany udające się do Jerozolimy oraz lilie i kruki; znał Go jak własną kieszeń, i nie miał on żadnych wątpliwości, że ukazujący mu się Jezus to ten sam, który spał z nim w jednym pokoju i modlił się do swojego Abba. Jakub oddał za tę wiarę swoje życie – i ja mu wierzę. Nie chcę rozwijać dalej tego tematu, ponieważ jest on bardzo skomplikowany i wymagałby raczej osobnego wpisu.
Co do tzw. proroctwa z Dn 9, 24 – to nie dotyczy ono Jezusa, jakby chcieli niektórzy fundamentaliści. Prof. Gnilka wyjaśnia to następująco:
W tej pozycji J. Gniliki odnajdzie Pan rozdział dotyczący kwestii, która Pana interesuje: Śmierć i zmartwychwstanie ( s. 254 – 287 ). Profesor omawia w niej najważniejsze pozycje dotyczące tego zagadnienia i na końcu rozdziału umieszcza szczegółową bibliografię. W internecie można odnaleźć wykłady ks. Paczosa, w których omawia niektóre prace zajmujące się w całości tym zagadnieniem. Nie można zapominać, że świat czeka co o zmartwychwstaniu powie ks. Meier…
Definicje zakresu historii Kościoła odnajdzie Pan: http://www.tezeusz.pl/cms/tz/fileadmin/user_upload/histora_kosciola_katolickiego.pdf
Pozdrawiam. Do usłyszenia.
P.S. z wykształcenia jestem historykiem.
Pan posługujący się Nickiem „katolik” dotknął ważnej sprawy – relacji między nauką a wiarą. Oczywiście dzisiaj bardzo często występuje postawa którą Pan wskazał – zachłyśnięcia się wynikami badań naukowych aż do popadnięcia w scjentyzm, ale równie niebezpieczna jest druga postawa – poprzez przeciwstawianie wiary nauce osunięcie się w fideizm. O ile naukowiec musi zachować w swojej metodologii autonomię wobec religii, o tyle teolog nie powinien ignorować wyników badań naukowych. Wesprę się cytowanym już kiedyś przeze mnie tekstem księdza Hellera:
„Natomiast teologia (czyli, mówiąc najogólniej, rozumowa refleksja nad treścią wiary religijnej) nie jest niezależna od rozwoju nauki.(…) Jest to doniosła oczyszczająca rola nauki w stosunku do teologii. W związku z tym mówi się czasem o odmitologizowaniu teologii przez rozwój nauk świeckich. Zabieg taki może być związany z bolesnymi dla teologów cięciami, ale po pierwsze – jest to sprawą uczciwości samej teologii, i po drugie – tylko wtedy teologia będzie miała szansę przemówić do człowieka przyszłości. (…) Wiara religijna musi być racjonalna, czyli musi opierać się na rozumnych racjach”
Michał Heller, Wszechświat i Słowo, wyd. Znak, Kraków 1994, s. 24
P.S. Ja też jestem historykiem, chociaż nie pracuję naukowo.
Panie Grzegorzu,
oczywiście ma Pan pełną rację w kwestii drugiej skrajności, którą jest fideizm, postawa nie do pogodzenia z katolickim rozumieniem wiary czy Objawienia. Cytat z ks. Hellera również bardzo trafny. Przypomniał mi o wywiadzie z ks. Starowieyskim na temat tego, jak osoba wierząca może być zarazem historykiem. Wywiad lakoniczny, ale wart przypomnienia:
https://www.youtube.com/watch?v=6nAOC2zLlZk
Panie „katolik”,
co to znaczy: pokładanie ufności tylko w wyniki naukowe? Czym zatem ma się kierować historyk badając poglądy – przykładowo – Qumran? Czemu ma ufać historyk rozstrzygając rzeczywiste nauki, których udzielił Budda? W trakcie panowania dynastii Yuang ogłoszono Konfucjusza Najdoskonalszym, Najprzenikliwszym, Najcnotliwszym Nauczycielem, a część jego czcicieli, przypisała mu zredagowanie Pięcioksięgu konfucjańskiego. Jednak obecnie naukowcy – nie wchodząc w szczegóły – doszli do wniosków, że Konfucjusz niczego nie napisał, a na pewno nie domagał się dla siebie, jakiejkolwiek czci. Badania biblistów ustaliły, że Tora jest złożona z wielu warstw tradycji i nie została napisana przez Mojżesza. Do czego dochodzimy: wydaje mi się, że niektórzy chcieliby, aby historycy/religioznawcy pracowali nad innymi wyznaniami krytycznie, ale dla pism Nowego Testamentu zrobili wyjątek. Dlaczego jednak mają robić wyjątek dla historii o Jezusie, a nie mogą go zrobić dla Buddy, czy też Konfucjusza? Nasz Bóg to fajny Bóg – a inni są od macochy: to przysłowie wydaje się przyświecać tej dziwacznej idei. Historyk musi pokładać ufność w wyniki naukowe, a hipotezę nadprzyrodzoną musi on wykluczyć z zakresu swojej pracy. W przeciwnym wypadku dojdzie on do wniosku, że spacer po wodzie jest czymś naturalnym ( a przynajmniej nie niemożliwym ), ponieważ przydarzył on się Jezusowi i Buddzie. Zasady sprawiedliwości, jako historii równej dla wszystkich, określił już w XX wieku R. Bultmann:
A zatem gdy historyk bada dokument z którego dowiaduje się o istnieniu krainy skrzatów i elfów – to nie traktuje on tego jako prawdy historycznej, lecz analizuje jak redaktor dokumentu odnosił się do skrzatów i elfów i czy on w nie wierzył – a jeśli tak – to co ta wiara dla niego oznaczała. Historyk, gdy dowiaduje się, że Nauczyciel Sprawiedliwości dostąpił objawienia dzięki, któremu mógł on odszyfrowywać ( peszer ) słowa proroków – to stwierdza jedynie, że twierdził tak Nauczyciel Sprawiedliwości i jego grupa zwolenników. Natomiast nie wypowiada on się – chociaż może! – na temat możliwości zaistnienia tak dziwacznego objawienia. Historyk odrzuca – i to wręcz apriorycznie – możliwość zamieszkiwania złych duchów w ciałach świń, ale przyjmuje, że taką wiarę mógł podzielać ktoś określany imieniem św. Marka. Historyk odrzuca – i to wręcz apriorycznie – możliwość, aby w przypadku Buddy słońce mogło pozostawać w jednym miejscu, ponieważ będąc dziecięciem spał on w cieniu i aby nie zakłócać mu błogiego spoczynku słońce zostało wstrzymane. Tak samo postąpi historyk odnośnie znanej z Biblii opowieści o Jozue, na którego rozkaz również miało stanąć słońce. Przykłady te można mnożyć, ponieważ wytwarza je kultura człowieka i pomysłowość gawędziarska, bardzo często o proweniencji ludowej, w każdym czasie, w każdej religii.
Nie można zmuszać historii, fizyki, biologii czy też jakiejkolwiek innej dziedziny naukowej do „łatania” swojej niewiedzy Bogiem. Postęp naukowy odbywa się dzięki pozbyciu się z jego zakresu właśnie Boga. W fizyce obowiązywały trzy uniwersalne zasady dynamiki odkryte przez Isaaca Newtona. Co prawda, gdy prawa mechaniki nie za bardzo radziły sobie z wyjaśnieniami pewnych narastających zaburzeń w układzie planetarnym Newton stwierdził, iż te niedokładności musi regulować od czasu do czasu sam Bóg. Einstein jednak w 1905 roku ogłosił teorię, która okazywała się lepiej opisywać wszechświat w większej skali: stwierdził, że prędkość światła jest zawsze stała, a gdy rozpatrujemy klasę układów poruszających się względem siebie prostoliniowo – to w każdym z tych układów prawa fizyki mają tą samą postać. Natomiast czas i przestrzeń uznawane przez Newtona za absolutne, okazały się wartościami względnymi. Czas i przestrzeń należy złączyć w jeden twór geometryczny zwany czasoprzestrzenią i to stanowi tło, na którym się wszystko rozgrywa. Do tej pustej czasoprzestrzeni należy teraz wprowadzić cząstki materialne i zastanowić się: w jaki sposób ich masy zakrzywiają czasoprzestrzeń? To daje się obliczyć korzystając z einsteinowskich równań pola grawitacyjnego. Bóg przestał być potrzebny do wyjaśniania „zaburzeń”ruchu planetarnego.
Wracając do Jezusa: historyk uznaje, odnosząc się do pewnej celowości Jego życia jako skutku wypełniania się na Nim i Jego otoczeniu proroctw zawartych w starożytnych Pismach Hebrajskich, w której ludzie jawią się jako marionetki poruszające się w boskiej rzece przepowiedni, odgrywając tylko przypisane jej role w nieuchronnym procesie prowadzącym do śmierci Jezusa i Jego zmartwychwstania – za zabieg czysto literacki i że ta teleologia religijna nie miała odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dlatego nazywają to teleologią religijną, ponieważ ludzie – pomimo przypisanej im wolności wyboru – i tak uczestniczą w nieuchronnym procesie pozostając marionetkami. Za tym zjawiskiem stoją dwa czynniki: historyzacja proroctwa oraz wyszukiwanie tekstów proroczych i odnoszenie ich do faktów, które naprawdę wydarzyły się w życiu Jezusa. Proces nazywany historyzacją proroctwa jest wszystkim znany – to on np. stał za Jego narodzinami w Betlejem, na kartach Mateuszowej i Łukaszowej opowieści dzieciństwa Nazarejczyka. Natomiast drugi czynnik jest o wiele prostszy: przyjmijmy – czysto hipotetycznie – że wraz z Jezusem zostali ukrzyżowani jacyś Jego uczniowie z najbliższego kręgu. Gdyby wtedy ewangelista chciał uzasadnić to proroctwem, mógłby sięgnąć do Księgi Jeremiasza i zacytować: Biada pasterzom, którzy gubią i rozpraszają owce mojego pastwiska, mówi Pan (Jr 23,1) jako, że w rzeczywistości uczniowie uciekli i pozostawili Jezusa samemu sobie, to i ewangelista zastosował inny tekst z Księgi Zachariasza: Uderzę pasterza, a owce będą rozproszone (Mk 14, 27). Z przytoczonego przykładu wynika, że właściwie każde wydarzenie z życia jakiegokolwiek proroka można odszukać w starożytnych Pismach, zwłaszcza jeśli interpretuje się je alegorycznie. Myślenie teleologiczne wyklucza porażkę, ponieważ w tym ujęciu wszystkie procesy zmierzają do ostatecznego sukcesu. Nad zdarzeniami czuwa Bóg i wszystko musi realizować się według planu, a na końcu nawet po chwilowym triumfie Jego przeciwników nadchodzi zwycięstwo. Historia dla ewangelistów to strumień podążający w jednym kierunku. Jednak pracujący nad tekstem badacz nie jest tym, który ma wydawać wartościujące oceny, oskarżając ewangelistów o zatarcie/zamazanie obrazu Jezusa. Uczony ma jedynie dostarczyć dowodów i wskazać powody dla których to zostało wykonane. Myślenie człowieka sprzed dwóch tysięcy lat na dodatek istniejącego w ramach kultury bardzo odległej od naszej nie powinno być wartościowane słowami obiektywny, historyczny albo prawdziwy. Używając jednak tych synonimów musimy zaznaczyć, że nie robimy tego w celach pejoratywnych. Musimy zdawać sobie sprawę, że ewangeliści byli pod wpływem nowej myśli religijnej, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem i Synem Bożym. Wynikają z tego bardzo ważne implikacje: uciekli oni z chaotycznego i pozbawionego sensu świata – w świat harmonii i światła. W jaki zatem sposób mieli oni zachować obiektywizm?
Czy w ogóle x. John Meier zamierza się wypowiadać w sprawie zmartwychwstania? Wydaje mi się, że nie. Czy jego praca będzie w końcu wydana w Polsce?
Ktoś napisał o trzech postaciach historycznych, które były przekonane o zmartwychwstaniu Jezusa. A co z reszt apostołów? Historycznie nie można potwierdzić ich wiary w zmartwychwstanie swojego Mistrza?
Dziewictwo Maryi.
J. Meier popełnia poważny błąd w swojej metodzie, który powiela autor w swoich artykułach i komentarzach. To jest analiza tekstu teologicznego, żeby potem po ustaleniu sensu historycznego poszczególnych terminów na nowo dokonywać ich interpretacji teologicznej – np. w kwestii dziewictwa Matki Bożej. Narzędzie stosowane przez Meiera nie odpowiada charakterowi tekstu. Nie można dokonywać analizy nieteologicznej tekstu teologicznego, żeby potem dokonywać jego interpretacji teologicznej. Teksty NT są teologiczne – w tym celu powstawały, były używane i przekazywane dalej, nie zaś ze względu na ich znaczenie nieteologiczne. To jest zresztą analiza poszczególnych terminów. J. Meier pomija Nowy Testament jako całość. W takim ujęciu nie daje żadnej czysto filologiczno – historycznej odpowiedzi na pytanie o stopień pokrewieństwa do Jezusa osób nazywanych braćmi i siostrami. Dziewictwo Maryi ma poparcie w w tekstach biblijnych – gdzie Maryja jest zestawiona z Jezusem i jego „braćmi” i „siostrami” jest nazywana najczęściej „jego” matką, a nie „ich” matką, nie są oni nazywani jej dziećmi. Ewangelia dzieciństwa nie wzmiankuje żadnego dziecka Maryi. Nie istnieją żadne źródła o wartości ewangelii, które to kwestionują. I nie tylko teolog, ale i historyk i filolog może stwierdzić, że dziewictwo Maryi ma poparcie w tekstach Nowego Testamentu.
Pozdro
Nie chce kontynuować dyskusji o czymś co nie dotyczy w zupełności obecnego wpisu. Nowy Testament w każdej tradycji umieszcza rodzeństwo Jezusa w zestawieniu: matka – bracia ( zob. Mk 6, 3; Mt 12, 46 – 50; Łk 8, 19 – 21; J 2, 12; Dz 1, 14 ). Mateuszowa opowieść dzieciństwa wskazuje, że Jezus urodził się bez pożycia małżeńskiego ( zob. Mt 1, 18 ), które miało jednak nastąpić po nim ( zob. Mt 1, 25 ). Łukasz określa Jezusa mianem pierworodnego syna Maryi ( zob. Łk 2, 7; nie jedynego, jak w NT określa się stosunek pomiędzy Ojcem a Synem zob. J 1, 18 ). Jan wskazuje, że po weselu w Kanie, Maryja opuściła Go wraz z braćmi Jezusa ( zob. J 2, 12; gdyby to byli kuzyni – to gdzie ich rodzice? ). Jan stwierdza, że bracia Jezusa mieszkają z Nim razem w jednym domu i wielokrotnie pielgrzymowali do Jerozolimy. Jezus nie ufa im i na pielgrzymkę udaje się potajemnie ( zob. J 7, 1 – 13 ). Marek stwierdza, że w Kafarnaum była Maryja wraz z braćmi i siostrami Jezusa ( zob. Mk 3, 21. 31 – 35 ). Gdzie byli rodzice tych braci i sióstr? i po co Maryi w Kafarnaum wszyscy kuzyni Jezusa wraz z kuzynkami? Co kuzynki mają wspólnego z możliwym szaleństwem Jezusa ( zob. Mk 3, 32. 35 )? Po co kuzynki, skoro nie było ich rodziców? Corpus Paulinum rozróżnia anepsios i adelphos ( zob. Kol 4, 10 ), a św. Paweł znał osobiście braci Jezusa – i nazywa ich zawsze braćmi, nie kuzynami ( zob. Ga 1, 19; 1 Kor 9, 5 ). Tak samo postępuje historyk żydowski Józef Flawiusz oraz św. Hegezyp ( zob. Ant. 20, 200; Euzebiusz z Cezarei, Historia Ecclesiastica, 2, 23, 4; 4, 22, 4 ) . Maryja po zmartwychwstaniu Jezusa dalej znajduje się z Jego braćmi – jak donoszą Dzieje Apostolskie 1, 14. Na łamach poważnego biblijnego „Catholic Biblical Quarterly” odbyła się dyskusja na ten temat pomiędzy ks. Meierem a Richardem Bauckhamem, w której ten drugi stara się jedynie dopuścić możliwość opinii Epifaniusza ( zob. J. P. Meier: The Brothers and Sisters of Jesus in Ecumenical Perspective, Jan1992, Vol. 54 Issue 1, p1; R. Bauckham,The Brothers and Sisters of Jesus: An Ephiphanian Response to John Meier, 56.4 [Oct. 1994]: 686-700; J. P. Meier, On Retrojecting Later Questions from Later Texts: A Reply to Richard Bauckham, Catholic Biblical Quarterly 59.3 [July 1997]: 511-527 ). To bardzo ważne, oznacza to, że nikt na katolickim forum najpoważniejszych biblistów nie stara się nawet forsować opinii św. Hieronima ( wypowiedź Bauckhama: Chociaż pogląd Hieronima nadal ma swoich zwolenników, to musi być uznany za najmniej prawdopodobny cyt. R. Bauckham, The Relatives of Jesus, „Themalios” 21. 2 [ January 1996 ], s. 19 ). Jeśli ktokolwiek chciałby spróbować swoich sił i uprawdopodobnić egzegezę Hieronima, to wtedy – jako człowiek otwarty – z miłą chęcią zaznajomię się z argumentami apologety. Na razie – jak widać – nie ma chętnych. Jednakże proszę pozostać przy swojej opinii, jeśli uważa Pan, że ma ona swoje mocne uzasadnienie. To, które Pan zaprezentował jest niezwykle słabe – bardzo trudno z faktu nazywania braci Jezusa, po prostu „braćmi Jezusa” wnioskować o wiecznym dziewictwie Maryi. Gdyby byli oni nazywani anepsios – to wtedy przyznałbym Panu rację, i to nie tyle w kwestii, jakoby z tego wynikało, że Maryja była Dziewicą do końca życia, ale że Jezus mógł nie posiadać rodzeństwa zrodzonego z Maryi i Józefa lub też z poprzedniego małżeństwa Józefa. Natomiast nic by ten tekst dalej nie wnosił do kwestii Dziewictwa dozgonnego Maryi. Ta sprawa jest na tyle precedensowa w judaizmie i ważna dla wczesnych chrześcijan, że w tym wypadku potrzebne jest tego stwierdzenie explicite. Obawiam się, że takiego Pan nie odnajdzie. Dlaczego? W jaki sposób NT przekazuje według Pana ideę dziewiczego małżeństwa Maryi? Przez umieszczanie Maryi w każdej tradycji z braćmi i siostrami Jezusa? Przez Mateuszowe nie współżyli aż? Przez Łukaszowe określenie Go mianem pierworodnego? Jeśli Maryja byłaby przykładem Dziewicy, to ewangeliści musieliby się wręcz sprzysiąc, aby zatrzeć ten fakt. Działając – w niektórych wypadkach – niezależnie od siebie, każdy z nich musiałby zważać, aby przypadkiem nie poruszyć kwestii dziewictwa, solidarnie umieszczać ją w otoczeniu braci i sióstr. Z mowy w Nazarecie wymazać rodziców kuzynów i kuzynek, a w ich miejsce wstawić Maryję i Józefa. W spisek ten należałoby wciągnąć kogo się tylko da, nawet Józefa Flawiusza i Hegezypa. Starannie wszystkich ostrzec, aby nigdy nie stosowali wobec kuzynów Jezusa słowa anepsios, ale konsekwentnie – tylko i wyłącznie – adelphos.
NT w ogóle o tej sprawie nie naucza. Dla NT – nawet gdyby to była prawda – nie ma to kompletnie żadnego znaczenia.
Jeżeli to nie jest dużym problemem, to proszę Pana Andrzeja Nowickiego o kontakt pod adresem e-mail: [email protected]
Mam pewną prośbę. Dziękuję.
o. Augustyn Pelanowski opowiadał kiedyś o uczonym księdzu, który studiował na uczelniach zagranicznych, pisywali do niego kardynałowie…
Gdy jednak mieli się modlić różaniec uczonemu zaczęły się mylić tajemnice różańca, wyznał, że nie wierzy w niepokalane poczęcie.
Tam, gdzie ogromne ilości wiedzy, tam czają się węże pychy…
Nie potrzeba dużo. Wystarczy, żeby oliwia była czysta, a Pan sam sprawi. że będzie mogła sie palić znacznie dłużej… (księga machabejska)
Tutajszym historykom-katolikom, którzy już odrzucili dziewcze poczęcie Jezusa, jego cuda…pusty grób, dziwne, że jeszcze nie odrzucili zmartwychwstania…zaraz może już niektórzy z nich zrobili? (Zapewne uznając, że nie w ciele, tylko w duchu Pan zmartwychwstał…) – polecam książkę: „Podział ostateczny” C.S. Lewis’a – szczególnie fragment o pewnym teologu….
A..i warto żeby odpowiedzieli SOBIE..Pani Anna, Pan Andrzej i inni…czy jeszcze rano i wieczorem się modlą? Czy ROZWAŻAJĄ Pismo Święte…czy wierzą, że Pan do nich przez Biblie mówi, czy może już tylko ją filologicznie analizują i poddają egzegezie.
To pozwoli pewnie ustalić, czy maja zdrowie podejście jako katolicy do tego co robią, czy fetyszyzm naukowy wypaczył już ich katolicyzm.
Na temat „braci Jezusa” . „Słownik Nowego Testamentu” (Xavier Léon-Dufour) pisze Maria matka Jezusa, nie wydaje się być matką Jakuba i Józefa na co przytacza cytaty „Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza.” Mt 27,55n (por. Mk 15,40 i Łk 24,10) oraz „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.” (J 19,25). O tym, że pierworodnymi nazywano także jedynaków, świadczy pewien nagrobek starożytny z roku 5 przed Chr. z napisem: „Los doprowadził mnie do końca życia wśród bólów rodzenia mego pierworodnego dziecka”.
@Andrzej Nowicki, Jezus odzwierciedla wzorzec cudotwórcy-eschatologicznego proroka, odzianego w szaty Eliasza, to – jak zauważa Dariusz Kot – 1) Jezus realizuje rolę już wcześniej obecną w judaiźmie, a więc nie możemy mówić o unikalności jego działań 2) tradycja Jezusa-proroka nie jest tradycją mesjańską.
Nie wydaje się więc Panu, że koncepcja apokaliptyczna zadaje cios naszemu chrześcijaństwu? Wątpliwości zgłaszają jak widać również inni czytelnicy.
Tekst o dowolnej treści można analizować z różnych punktów widzenia, a analiza językowa jest podstawą wszelkiego rozumienia tekstu. Ewangelie zawierają treści teologiczne, ale nie są traktatami teologicznymi ani formułami wyznania wiary jak Credo. Opowiadają o życiu, działalności i nauczaniu Jezusa Chrystusa i odnoszą się do konkretnych wydarzeń historycznych, zatem jak najbardziej powinny być czytane z historycznego punktu widzenia.
Jeżeli o historycznej rzeczywistości w NT wypowiada się chrześcijański historyk, do wyniku swoich badań powinien dodać teologiczną interpretację tego wyniku. Wtedy jego badania mają znaczenie dla rozumienia i przeżywania wiary. Myślę, że tego najbardziej brakuje w pracach takich historyków.
NT daje podstawę do wiary w dziewicze poczęcie Jezusa: Ewangelie św. Mateusza i św. Łukasza podają taką treść jednoznacznie. Natomiast brak podstawy w NT do wiary w dalsze pokrewieństwo „braci i sióstr Jezusa”. Jedyną interpretacją zachowującą trwałe dziewictwo Maryi jest hipoteza Epifaniusza, że Józef poślubił Maryję jako starszy wdowiec z gromadką dzieci, dla których Maryja byłaby macochą.
Zarówno Maryja, jak bracia i siostry, pojawiają się w Ewangeliach ze względu na Jezusa i są określani w odniesieniu do Niego. Czy ewangelista miałby napisać: „Przyszli do Niego Jego Matka i jej dzieci”? Co by to znaczyło? Że Matka Jezusa ma jakieś „swoje dzieci’? Nie! Św. Marek napisał: ” Wtedy przyszli do Niego Jego Matka i bracia.” Jeśli ci bracia nie byliby dziećmi Maryi, dlaczego dalsi krewni Jezusa mieliby być z nią związani w odniesieniu do Jezusa należąc do innych rodzin?
NT daje podstawę do wiary w dziewictwo Maryi przy poczęciu Jezusa, ale nie do wiary w wieczyste dziewictwo Maryi: Maryja jako dziewicza Theotokos – tak, Maryja jako Wiecznie Dziewica Aeiparthenos – nie.
Czy ks. Meier dokonał klasyfikacji wypowiedzi Jezusa z podziałem na autentyczne, bo historyczne, oraz nieautentyczne, bo niehistoryczne? Co uważa za rzeczywistą wypowiedź Jezusa i jak to się ma do wiary chrześcijańskiej? Np. czy zakaz rozwodów jest autentyczny i wiążący dla wierzących w Jezusa czy nie? Podejrzewam, że badanie historyczne bez uwzględnienia aspektu teologicznego otwierają bramę dla relatywizmu poznawczego i teologicznego. Inaczej mówiąc, profesorowie uniwersyteccy zaczęli być prorokami swoich czasów.
Kryteria oceny historyczności wypowiedzi Jezusa w punktach 1 i 2 są niemiarodajne. Dlaczego autentyczne mają być tylko „żenujące” dla Kościoła? Co żenującego powiedział Jezus na krzyżu? Nic? To może nic nie powiedział, tylko ewangeliści wciskają watę informacyjną każdy inną? Albo dlaczego coś zaczerpniętego z judaizmu miałby być w ustach Jezusa nieautentyczne? Jezus był Żydem i wychował się w religii żydowskiej, więc Jego wypowiedzi wręcz powinny być przesiąknięte judaizmem.
„Historia to bardzo dużo, ale historia to nie wszystko”. Bardzo brakuje teologicznej analizy badań historycznych.
@Andrzej Nowicki. Proszę o ustosunkowanie się do dwóch zagadnień obecnych w Pana wypowiedziach:
1. „Proces nazywany historyzacją proroctwa jest wszystkim znany – to on np. stał za Jego narodzinami w Betlejem, na kartach Mateuszowej i Łukaszowej opowieści dzieciństwa Nazarejczyka. ”
Czy ma Pan na myśli rzeczywiste narodzenie Jezusa w Betlejem czy pisanie o tym narodzeniu przez ewangelistów? Słowem, czy wg Pana Jezus urodził się w Betlejem czy dla swoich celów wymyślili to założyciele religii zwanej chrześcijaństwem?
Wypowiedź Gezy Vermesa w TP 13/2005 pokazuje, że za historyczną i przez to wiarygodną informację o narodzeniu Jezusa uznaje on fakt, że to się stało za panowania Heroda. A ponieważ z jego odczytu Ewangelii św. Łukasza wynikło, że Łukasz wiąże narodzenie Jezusa ze spisem o 10 lat późniejszym od śmierci Heroda, to relacja Łukasza nie ma żadnej wartości historycznej. Odpada więc Betlejem jako miejsce narodzenia, bo zostało związane z nieistniejącym spisem.
Tymczasem są w rozumowaniu Vermesa dwa poważne błędy: 1) nieprawidłowy odczyt tekstu greckiego Ewangelii św. Łukasza, 2) nieprawidłowe przyjęcie 4 roku pne jako rocznej daty śmierci Heroda.
Data narodzenia Jezusa jest narzędziem ideologicznej walki z chrześcijaństwem, przedstawianym jako „pogaństwo inaczej”, jako zlepek różnych kultów i wpływów religijnych z całego rejonu śródziemnomorskiego i bliskowschodniego.
2. Cytat z prof. Gnilki: „Wyniki {badań historycznych} nie mają oczywiście żadnego znaczenia dogmatycznego. Egzegeta nie może poprzez swoją pracę historyczną tworzyć wiążących treści wiary. Jego wyniki mogą być wprawdzie ugruntowane, ostatecznie jednak mają charakter hipotetyczny.”
Co z tego wynika? Że badania historyczne są ostatecznie tylko hipotetyczne i jako niepewne niewiążące dla teologii? To po co je podejmować? Czy teologia z założenia jest oderwana od rzeczywistości? W co wierzymy: w realność zbawienia, jakie daje zmartwychwstały Mesjasz-Syn Boży, czy w wymysły jakichś wizjonerów nazwanych w Antiochii chrześcijanami?
Podpisuje sie pod pytaniami Pani Anny
„Łukasz wiąże narodzenie Jezusa ze spisem o 10 lat późniejszym od śmierci Heroda, to relacja Łukasza nie ma żadnej wartości historycznej.”
Zdanie Łk 2,2 „Aute he apographe prote egeneto hegemoneuontos tes Syrias Kyreniu” przekładane zwykle „Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdynamiestnikiem Syrii był Kwiryniusz” można rozumieć inaczej. Jeśli gr. „prote” odnieść nie do „apographe” („pierwszy spis”) lecz uznać, że oznacza „proton” (odpowiednik łac. „prius”): „wpierw”. Zdanie znaczyło by: „Spis ten odbył się wpierw nim namiestnikiem Syrii był Kwiryniusz.” Gdyż Kwiryniusz znany był z lokalnego spisu w 6 AD kiedy w Palestynie wybuchł na tym tle bunt; Łukasz być może zaznaczał, że nie o ten spis chodzi. Taka interpretacja czyni zbędnymi poszukiwania okresu namiestnictwa Kwiryniusza za życia Heroda.
Herodowi Wielkiemu przysługiwał tytuł rex socius et amicus populi Romani („sprzymierzony król i przyjaciel narodu rzymskiego”). O jego faktycznej pozycji świadczy zdarzenie z 9 BC, na krótko przed spisem 8 BC: „Otóż do wiadomości Augusta doszło, że Herod przedsięwziął wyprawę przeciwko Arabom, nie zapytawszy uprzednio o zgodę Rzymu. Rozdrażniony tym cesarz napisał do niego wprost, że dotąd widział w nim przyjaciela, w przyszłości jednak będzie go traktował jako poddanego” – Joachim Gnilka „Jezus z Nazaretu. Orędzie i dzieje” Kraków 1997, str. 48 (z powołaniem się na: Józef Flawiusz „Dawne dzieje Izraela” XVI, 290)
Wiadomo też że cesarz August pozostawił „pamiętnik, który zawierał spis zasobów państwa, liczbę obywateli i sprzymierzeńców pod bronią, liczbę flot, zależnych królestw i prowincyj, bezpośrednich albo pośrednich podatków jako też koniecznych wydatków i prezentów. Wszystko to spisał własnoręcznie August” (Tacyt „Roczniki” I,11 tłum. Seweryn Hammer)