Piszę tu ze swojego doświadczenia, składającego się w dużej mierze z pytań i niepewności. Czym jest moja dusza? Gdzie ona jest? Jak ją mogę poczuć? Wierzę jako chrześcijanka, że mam duszę nieśmiertelną, która ma jakoś przetrwać po śmierci mojego ciała śmiertelnego. Czy to znaczy, że po śmierci stanę się duszą bezcielesną? Czy to znaczy, że dopiero po śmierci zrozumiem i poczuję, czym jest moja dusza? Czy ta moja dusza tkwi uwięziona w ciele, jak nauczał Platon i tylko w niewielu chwilach niewielu ludzi może doznać jej istnienia? A są z pewnością tacy, którzy nigdy nie zdołali poczuć swojej duszy ani nawet z lekka jej przeczuć, poczuć namacalnie, tak jak się czuje swoje ręce, swoje myśli czy uczucia. Myślę, że są też tacy, którzy czasem czują swoją duszę i są pewni, że ją mają. A dla wielu innych to czysta teoria, niesprawdzalna w praktyce i oni nigdy duszy nie doświadczyli.
Jezus w zasadzie nie nauczał o poszukiwaniu duszy, ale o poszukiwaniu królestwa. Używał słowa „dusza”, które jednak po grecku oznacza to samo, co życie (psyche), więc możemy tylko snuć przypuszczenia o tym, czy Jezusa zajmowała kwestia duszy. Wydaje mi się, że w pewnym sensie tak. Jego przypowieści o szukaniu skarbu, drogocennej perły, o ziarnie i zaczynie mogą być zinterpretowane jako przypowieści o poszukiwaniu duszy.
Dusza jest kluczowa dla życia człowieka. Człowiekowi, który nie znalazł nigdy swojej duszy ani nie próbuje jej znaleźć, brakuje sensu życia. Jest też taka możliwość, że ktoś duszę swoją znalazł, ale nie rozpoznał, że to dusza. Jaka jest dusza? Dusza musi dawać wolność, dusza jest sednem tożsamości człowieka, dusza jest źródłem radości i pokoju lub też miejscem wytchnienia. Duszę odczuwa się w sercu, przypuszczam, że pod wpływem rozmyślań, czytanych lub słyszanych słów, oglądanych obrazów i słuchanej muzyki, a także pod wpływem miłosnego kontaktu z innym człowiekiem. Większość naszego życia nie sprzyja duszy. Dusza się gubi, gdy przytłacza nas codzienność, duszy nie słyszymy, gdy zagłusza ją choroba lub głód. Dusza znika, gdy nie mamy powodów, aby kogoś kochać. Dusza kurczy się i czai się na małym skrawku naszego serca, gdy spotyka nas katastrofa i wali się nasz świat. Dusza jest bardzo delikatna i nie wytrzymuje pewnych ciężarów życia. Dusza żąda wiele i daje wiele. Dusza pozwala złapać się tylko na sekundy.
Doświadczenie duszy pojawia się i znika, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd i dlaczego. Dusza się ukrywa, jest trudno uchwytna i nie poddaje się naszym zachodom i zabiegom. Dusza jest nami, ale jest też paradoksalnie od nas niezależna. Dusza jest trochę mną, a trochę kimś nieznanym. Dusza wyzwala z cierpień, złudzeń, przekonań i pragnień, ponieważ spełnia wszystkie pragnienia i odpowiada bez słów na wszystkie pytania. Człowiek, który znajduje duszę jest szczęśliwcem. Ten, kto ją gubi jest nieszczęśliwy. Do której grupy ty się zaliczasz? Szymborska pisze w wierszu „Trochę o duszy”:
„Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.
Dzień za dniem,
rok za rokiem
może bez niej minąć”.
A wy kiedy miewacie duszę? I czy wiecie, dlaczego nie można jej u siebie zatrzymać na dłużej?
Świetny temat. Przypominam sobie, że w Torturach Szymborskiej też jest miejsce dla duszy: duszyczka snuje się tam w tych krajobrazach, raz bliżej raz dalej, to pewna, to niepewna swojego istnienia, podczas gdy ciało jest i jest i jest i nie ma się gdzie podziać. Nie jest to łatwe pytanie o to w ogòle czym jest dusza. Ja wolałbym jej nie zamykać żadnym słowem. Wydaje mi się że blisko jesteśmy tego stanu kiedy jesteśmy wolni tak jak wolność rozumiał Bergson – kiedy nasze działania wypływają z całej naszej pełni, kiedy zamieniamy się w artystę. Pisał też, że wolni możemy być zawsze kiedy tego chcemy. Ale my po prostu rzadko tego chcemy. Czy to jest możliwe to inne niezłe pytanie. Tworzywo dla działania może być ròżne i ròżne są działania. To może być kontemplacja i poszukiwanie prawdy w sobie, w świecie. To może być serdeczny gest wobec kogoś. W przebaczeniu kryje się rąbek duszy. Tak myślę. Dusza lubi prawdę, a nie lubi samooszustwa. Potrzebuje własnego tajemnego języka. Może krokiem do odkrycia duszy jest zachowanie wierności własnemu sercu, własnym przekonaniom i jakieś otwarcie siebie na coś zadziwiającego – na sam świat? Jest dusza w słabości. Ładne są twoje poròwnania poszukiwania duszy do drogocennej perły. W Jezusie ośmieszonym Kołakowski pisze tak jak rozumie przesłanie Jezusa: jest jedno zło najbardziej skrajne – to zatracenie duszy. Wydaje się, że możemy ją zgubić i to może być trwałe. Na całe szczęście są w nas siły do tego, żeby ją na dłużej zatrzymać. Ja znajdowałem ją czasem w zdziwieniu ròżnorodnością świata. W zachwycie. W poszukiwaniu własnej drogi. W miłości. Czasami pokazywała mi się w tym jak widziałem siebie – jak się zmiałem i jak jestem niepodobny do kogoś kim byłem.
Jest jeszcze wiele wątków wartych poruszenia w kwestii duszy. Na przykład ten, o którym piszesz, że ciało ciągle istnieje, ciągle jesteśmy go świadomi, ciągle je mamy dane w doświadczeniu, a dusza tylko lekko, chwilowo, niepewnie, doświadczana ulotnie i niewiarygodnie.
Nie znam Bergsona, ale być może ma rację, że duszę mamy kiedy jesteśmy wolni, o ile to mozliwe. Zresztą też mi to przyszło do głowy, że dusza daje nam wolność, a ciało jest takie jak w tych Torturach Szymborskiej, ciągle się czegoś domaga, snu, jedzenia, odpoczynku. Ale dusza też się czegoś chyba domaga?
Zachowanie wierności sercu i przekonaniom- z pewnością tak. Prawda. Tak. Ale muszę się przyznać, że to wszystko ulega zmianie. Ponieważ przekonania są tylko lekkim odzwierciedleniem jakiejś prawdy, to one się zmieniają w życiu człowieka. Jeśli mamy do czynienia z kryzysem przekonań o życiu – dusza znika z tego chaosu, by jakoś doprowadzić nas do nowego porządku, ale w tym czasie czujemy się przez duszę opuszczeni, zapomniani. Ja jestem co jakiś czas w chaosie przekonań i być może moja dusza prowadzi mnie do prawdy, ale często ja o tym nic nie wiem. Piszesz o zmianie. To ciekawe, ale myślę, że dusza się ukrywa w czasie zmiany, przeformułowania. Pojawia się z powrotem dopiero po tym, jak się nam ukształyuje nowy porządek, nowy pogląd. Święci często piszą o takich okresach ciemności. Może to było wołanie ich duszy o ZMIANĘ. Może dusza wiedziała, że już te poglądy, których się trzymają są niewystarczające. Np. Matka Teresa nie mogła się wyrwać z sideł ciemności i męki wewnętrznej przez pół wieku, przez ten czas nie czuła swojej duszy w ogóle. Straciła ją bezpowrotnie. Czyli duszę można zgubić na zawsze.
1 Tym 1,3nn: „Jak prosiłem cię, byś pozostał w Efezie, kiedy wybierałem się do Macedonii, [tak proszę teraz], abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej nauki, a także zajmowania się baśniami i genealogiami bez końca. Służą one raczej dalszym dociekaniom niż planowi Bożemu zgodnie z wiarą. Celem zaś nakazu jest miłość, płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej”.
Wiem Pani Aniu, wypowiem się być może niemerytorycznie..
Poruszyła mnie jednak Pani wypowiedź – pytanie. Pierwszą myślą, którą ona zrodziła było pytanie: czy ten blog i zakres dyskusji wewnątrz których Pani się porusza uspokoją te augstyńskie pragnienia? Dekonstrukcje i analizy, czasem pożyteczne, ale tak wartościowe, że się wzajemnie wykluczające (raz Żyd marginalny, raz rewolucjonista, innym razem apokaliptyk, a kiedy indziej charyzmatyk) są w stanie dopomóc wędrówkom Pani duszy? A może warto pójść w kierunku wiary maluczkich, dalekich od pozytywizującego historycyzmu Sandersa i wszystkich izmów grupy ulubieńców znanych nam blogerów?
Może warto bardziej poddać się duchowi /Duchowi, niźli intelektowi, po to by wzmocnionym doświadczeniem duszy wrócić na drogę poznania intelektualnego?
Panie Andrzeju, dziękuję za ten wpis. Uświadomił mi coś bardzo istotnego. Wezmę go sobie do serca. Droga wyjścia z kryzysu duchowego musi istnieć. Przeładowanie intelektualnymi sprawami nie sprzyja mojej duszy. Jakoś trafnie Pan to wszystko ujął, jakby sedno sprawy. Dzięki
UCZYĆ SIĘ ROZRÓŻNIAĆ i ODRÓŻNIAĆ
Do P. Andrzeja:
Proszę wybaczyć, że jednorazowo włączam się do tej dyskusji z drobnym wyjaśnieniem i refleksją. Chodzi mi o błędne rozumienie przez Pana tytułu monumentalnej monografii ks. Johna Meiera, profesora teologii na Uniwersytecie Notre Dame, pt. A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus, vol. 1-4, New York: Doubleday, 1991-2009. W zestawieniu przez Pana tego określenia z innymi widzę nieznajomość sensu jaki nadał amerykański badacz swojemu tytułowi.
Tytuł ten nie znaczy bynajmniej, że Jezus był Żydem jedynie w sposób niepełny i marginalny. Był jedynie MARGINALNĄ POSTACIĄ SWEGO CZASU W HISTORII ŚWIATA. W świetle żydowskiego i pogańskiego piśmiennictwa I w. jawił się jako krótkotrwały i mało znaczący fenomen lokalny. Został ukrzyżowany jak złoczyńca. Trudno, po ludzku mówiąc, o większą marginalizację!
To prawda, że nauczania Jezusa nie sposób zredukować do spraw doczesnej organizacji życia, jak sugerowali niektórzy interpretatorzy, określając go mianem rewolucjonisty, feministycznego socjalisty, zeloty lub swoistego filozofa-cynika. On był przede wszystkim żydowskim prorokiem, postacią apokaliptyczną. To nie dopiero późniejsze pokolenia chrześcijan takim Go wykreowały. Ewangelie wymownie świadczą o tym, jak często przypominał o nadchodzącym Królestwie Boga, przemianie historii Izraela i radykalnej transformacji w ludzkim życiu. Ta niewyobrażalna przemiana nie dokona się jednak ludzkim wysiłkiem, lecz dzięki ostatecznej interwencji Boga. Nie przypadkowo w modlitwie Ojcze nasz tak centralne miejsce należy do prośby: „Przyjdź Królestwo Twoje”.
WNIOSEK: Chrześcijanin powinien UCZYĆ SIĘ ROZRÓŻNIAĆ i ODRÓŻNIAĆ, a nie traktować wszystkich określeń en bloc. Apostoł Paweł ostrzegał Koryntian i zachęcał, żeby zdobyli umiejętność „rozpoznawania duchów” (diakríseis pneumátōn; 1 Kor 12,10). Wspominam o tym, bo w obecnej sytuacji to ważny i wielki dar. Inaczej pogubimy się w tym gąszczu twierdzeń, hipotez, postaw, ruchów i światopoglądów.
IDEAŁEM NIE JEST INFANTYLIZM
Jezus mówił: „jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebios” (Mt 18,3). Ostrzegał również: „Pamiętajcie, abyście nie lekceważyli (mē kataphronēsēte) żadnego z tych najmniejszych…” (Mt 18,10). Słowa te nie oznaczają bynajmniej zachęty do permanentnego infantylizmu. DZIECKIEM ZOSTAŃ W STOSUNKU DO ZŁA, broń niewinności serca. Doceń najlepsze cechy dziecka. Wiem, że infantylizm to także lekceważenie i nadużywanie wieku dziecięcego oraz ekspresji dziecięcej przez dorosłych.
Jak zatem rozumieć rozumowanie apostoła Pawła: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, rozumowałem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężczyzną, zaniechałem tego, co dziecięce” (1 Kor 13, 11).Czego zaniechał? Czego się wyzbył? Na pewno nie tego, co w dziecku najlepsze.
Nie widzę sprzeczności tych słów z nauczaniem Jezusa, który tak mówił: „Oto ja posyłam was jak owce między wilki. Bądźcie więc mądrzy (phrónimoi = rozumni, rozsądni, rozważni, mądrzy, roztropni, zmyślni) jak węże i niewinni (akéraioi = prostoduszni, szczerzy, czyści, nieskalani, nietknięci) jak gołębie” (Mt 10,16). A Paweł? – On także pisał podobnie do Rzymian: „…pragnę, abyście okazali się mądrymi w tym, co dobre (sophoús einai eis tò agathón), a niewinnymi w tym, co złe” (akeraíous de eis tò kakón). Przy zestawieniu widać, że nawet słownictwo jest niemal identyczne.
Zachętę do „wiary maluczkich” (czyli kogo?) trzeba dobrze rozumieć. Postawy rozróżnia się według ich relacji do tego, co dobre oraz tego co złe.
Księże Profesorze!
Dziękuję za komentarz. Dzieło Meiera znam i mam na półce. „Magrinalność” Jezusa nie jest tylko kwestią analizy Meiera Księże Profesorze i stąd pojawia się w zestawieniu. Proszę wybaczyć, powrót w różnych aspektach i odcieniach do tej kwesti znajdziemy w:
1. G. Barbaglio, Gesu ebreo di Galilea. Indagine storica, Bologna 2002;
2. S. Freyne, Galilee Jesus and the Gospels. Literary Approaches and Historical Investigations, Dublin 1988;
3. H. Moxnes, The Construction of Galilee as a Place for the Historical Jesus, BTB 31(2002).
Generalnie poruszam się w nurcie Th Q. Jestem teologiem fundamentalnym. Polecam skądinąd świetne opracowania Barbaglio i krytyczne wobec Th Q dwa tomy Penny „I ritratti originali di Gesu”. Doceniam osiągnięcia i wkład nurtu.
Rozumiem postulat właściwej interpretacji maluczkich. Ja poszedłbym w klasycznym kierunku z Mt 11: nepios to maluczki, „ten co chłonie”, co – idąc dalej tokiem Pawłowym, poznaje i czyni prawdę oparty o prymat miłości, a nie samej wiedzy, co wbija w pychę.
WARTO PORÓWNAĆ,
JAKI SENS NADAJĄ TŁUMACZENIA OWYM „MALUCZKIM”
Irytujący jest przekład Mt 11,25: „… i objawiłeś je prostaczkom” ! (Biblia Tysiąclecia, nawet V wydanie). Przekład przyjęty u nas w czytaniach liturgicznych. Jak mają to odbierać myślący ludzie?
Por.
Przekład ekumeniczny NT (2001): „… a odsłoniłeś je tym, którzy są jak małe dzieci”.
TOB – Traduction oecuménique de la Bible: « …révélé aux tout-petits.
Einheitsübersetzung: : „… den Unmündigen aber offenbart hast“
Holy Bible. New International Version (NIV): „…you have … revealed them to little children
Por. także EWANGELIA GALILEJSKA Q / THE SAYINGS GOSPEL Q:
Q 10:21 Thanksgiving that God Reveals Only to Children
21 At «that time» he said: I thank you, Father, Lord of heaven and earth, for you hid these things from sages and the learned, and disclosed them TO CHILDREN. Yes, Father, for that is what it has pleased you to do.
THE GREEK NEW TESTAMENT. DICTIONARY., ed. by K. Aland,…Carlo M. Martini…et al.:
nēpios – baby, infant, child, immature, innocent, under age (Ga 4,1).
A reszta to już interpretacja. Stąd mój protest przeciwko infantylizmowi. Podałem racje. A wiedza wcale nie musi wbijać w pychę. Prawdziwa wiedza uczy mądrości, wielkiej pokory i skromności.
PS. Za bibliografię dziękuję (ta włoska wydaje się wskazywać na studia rzymskie). Chodziło mi o sam tytuł „A Marginal Jew” i jego sens w zestawieniu z innymi hipotezami, co miało raczej zniechęcić Autorkę wpisu do „przeładowania intelektualnymi sprawami”, które nie są w stanie dopomóc „wędrówkom duszy”.
(Nie mogłem wcześniej wysłać komentarza, gdyż kierowany był, nie wiem dlaczego, do WordPress)
Przekłada jest fatalny oczywiście…
Oczywiście też, że wiedza wcale nie musi wbijać w pychę. Ale niestety może.
Idzie Księże Profesorze moim zdaniem – i to próbowałem nieudolnie zasugerować – że gwarantem ocalenia równowagi ducha i wiary pośród poszukiwań jest podstawowe, osobiste doświadczenie żyjącego Boga. Bez niego łatwo będzie się pogubić w gąszczu hipotez…
Co do bibliografii, to kapitalny, mądry, doceniający, a jednocześnie jasno wskazujący błędy i pułapki ThQ przegląd stanowi Giuseppe Segalla, Sulle tracce di Gesu, Assisi 2006.
Habilitację i książkę profesorską ks. Skierkowskiego z pewnością Ksiądz Profesor zna.
Discovering and promoting a soul can be difficult, but losing it without proper care is remarkably easy.
Expert Roofing Company Services in New Jersey