Kto mnie zna, ten wie, że Grzegorza z Nyssy kocham bezgranicznie. Ale nie bezkrytycznie, na szczęście 🙂 Tłumacząc jego monumentalne dzieło przeciwko Eunomiuszowi, co i rusz trafiam na fragmenty delikatnie mówiąc agresywne. Niby konwencja, niby taka była poetyka dyskusji, ale niesmak pozostaje. Oto próbka argumentów Eunomiusza przeciwko Bazylemu i odpowiedź Grzegorza:
„Eunomiusz mówi, że Bazyli jest groźny i kłótliwy, że jest wrogiem prawdy, sofistą i oszustem, że przeciwstawia się opiniom i tradycjom wielu ludzi, nie wstydzi się tego, o czym świadczą fakty, nie boi się prawa, nie unika zarzutów ze strony różnych ludzi, nie umie odróżniać prawdy od wymysłów; dodaje do tego bezwstyd, gotowość do rzucania oszczerstw, brak hamulców, wyznawanie przeczących sobie pomysłów, tworzenie dzieła z niedających się połączyć idei, zwalczanie swoich własnych poglądów, opowiadanie rzeczy sprzecznych. Chce powiedzieć o nim wiele złego, lecz nie może napełnić rozgoryczenia swojej duszy nawet tymi niezwykłymi oszczerstwami, a nie mając już więcej do powiedzenia, często powtarza to samo, powiedziawszy coś raz mówi to samo drugi raz, potem trzeci i czwarty, i kolejny, jak gdyby chodził słowami w tę i z powrotem przez te same oszczerstwa i te same niedorzeczne obelgi, wędrując w górę i w dół tą samą drogą; w efekcie już nie gniewamy się na niego z powodu jego bezwstydnych oszczerstw, bo przesyt łagodzi złość. Można czuć raczej wstręt niż gniew: tak niskie, toporne i prostackie są jego szyderstwa, że niczym się nie różnią od bełkotu pijanej staruchy”. (I, 94-96)
Ojejku, pojęcie „hejt” jest takie nowoczesne. Dlatego nie lubię nowoczesności. Kiedyś co drugi tekst polemiczny był przy okazji pamfletem i było to normalne. Obecnie jesteśmy czuli na swoim tle – cudzą skórę cenimy nieco mniej…
A ja właśnie jestem przekonana, że to bardzo źle, że tak było. Wiele podziałów w Kościele wynikało z niezrozumienia i z animozji personalnych. Dopiero teraz odkrywamy, że niektórzy „heretycy” wcale nie twierdzili tego, co im przypisywano i za co ich potępiono. Gdyby wtedy znalazło się miejsce na spokojną pełną szacunku dyskusję, dziś chrześcijaństwo wyglądałoby zupełnie inaczej.
Pani Marto, zgadzam się z Pani komentarzem.
Chcę przy okazji o coś zapytać. Ostatnio po lekturze książki p. Zuzanny Radzik „Kościół kobiet” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015) odświeżyłem sobie problematykę teologii feministycznej, przeżywającej swoje wzloty i upadki, zasadniczo ignorowanej przez rzymskich hierarchów, a w Polsce właściwie nieobecnej…
To pytanie brzmi następująco: jak Grzegorz z Nyssy (z tego co wiem był on żonatym biskupem) pisał o kobietach, czy je demonizował (jak wielu „złotoustych”), czy też jego wypowiedzi były stonowane i wyważone ?
Szczerze mówiąc, nie badałam tego wątku, ale nie kojarzę u Grzegorza żadnych antyfeministycznych tekstów. Gloryfikujących też nie. Bo „Żywot Makryny” napisał ku czci konkretnej kobiety – swojej siostry. Zabrzmi to bardzo dżenderowo, ale Grzegorz wydaje się mało zainteresowany kwestią płci, także w wymiarze społecznym. Ale mogę się mylić.
Mam wrażenie, że w tym hejcie Grzegorz z Nyssy wciąż pozostaje daleko w tyle za Hieronimem ze Strydonu 🙂 Czytając jego listy, a zwłaszcza pismo przeciw Helwidiuszowi, zobaczyłem arcydzieło chrześcijańskiego jadu (jeśli można to tak ująć).