Z zainteresowaniem przeczytałem kontrpropozycję odczytania tytułu «Syn Człowieczy» w ujęciu dr. Roberta Rynkowskiego, która, jak mi się wydaje, pozostaje pod dużym wpływem Gerharda Lohfinka. Chciałbym jednak odnieść się do kilku brakujących elementów tej odpowiedzi.
Dr Robert Rynkowski zgadza się ze mną, a właściwie z Fitzmyerem, że w Palestynie w I w. przed Chr. i w I w. po Chr. nie używano określenia «Syn Człowieczy» w sensie tytularnym, i właściwie jest to podstawa, od której należy zacząć rozważanie tej kwestii. Fitzmyer wskazuje, że używano tej formy zarówno w znaczeniu nieokreślonym: «ktoś», jak i ogólnym: «istota ludzka». Vermes w swoich analizach, a z tą interpretacją zgadza się Fitzmyer, wskazuje, że w galilejskim dialekcie aramejskie forma «bar nasza» («syn człowieczy») pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Co więcej, podaje on konkretne przykłady zastosowania tej formy! Dlaczego jest to takie ważne, ponieważ «syn człowieczy» nie jest wyrażeniem greckim, aby je więc zrozumieć i aby ono nabrało jakiegokolwiek sensu, to musi ono odwoływać się do języka aramejskiego.
Uprawialibyśmy karykaturę nauki, gdybyśmy najpierw uznali te przesłanki, następnie – opierając się na niehistorycznych i niejęzykowych podstawach – określili, co oznacza to nowotestamentalne wyrażenie, i wreszcie stwierdzili, że taka musi być również treść aramejskiego idiomu: i wcale nas nie obchodzi brak jakiegokolwiek poświadczenia takiego użycia w całym zachowanym zbiorze literatury aramejskiej! (G. Vermes, Jezus Żyd: ewangelia w oczach historyka, Kraków 2003, s. 236).
Dlatego wywód Lohfinka nie brzmi wiarygodnie, ponieważ nawet jeśli uważa on, że Jezus – na swój sposób – przemyślał Księgę Daniela i z niej skorzystał na oznaczenie swojej osoby, to najpierw musi wykazać, że wyszedł On poza jej pierwotne aramejskie znaczenie. Tymczasem wypowiedzi Jezusa, w których łączy On aramejski idiom z Dn 7, 13 jest «garstka», a większość przykładów mieści się w formie aramejskiego wyrażania się. Czy nie jest to niepokojące?
Charles H. Dodd (07 kwietnia 1884 – 21 września 1973) walijski badacz NT, który przez całe swoje życie utrzymywał, że Jezus w jakiś sposób identyfikował się z Danielowym «jakby synem człowieczym» na rok przed śmiercią w wieku osiemdziesięciu lat przyznał, że musi pod wpływem najnowszych odkryć przemyśleć całą tematykę; pokazał on tym samym, że w nauce nie ma ustalonych paradygmatów, a młodość i świeżość umysłu niekoniecznie należy wiązać z wiekiem (C. H. Dodd, Założyciel chrześcijaństwa, Kraków 1983, s. 103 – 105).
Gdzie zatem jest to ewangeliczne powiązanie «syna człowieczego» z Dn 7, 13? Spotykamy się z takim czymś w Mk13, 26 (Mt 24, 30; Łk 21, 27). Co o tym fragmencie mówi Joachim Gnilka, profesor egzegezy Nowego Testamentu i hermeneutyki biblijnej na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu w Monachium:
Do Dn 7, 13 nawiązują także wypowiedzi synoptyków. Najwyraźniejszy przykład tego znajdujemy w tzw. Apokalipsie synoptycznej Mk 13, 26, do której według powszechnego przekonania zostało włączone jakieś drobne judeochrześcijańskie pismo apokaliptyczne (J. Gnilka, Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, Kraków 2004, s. 207).
Następnie spotykamy takie odniesienie (bezpośrednie) w trakcie rozmowy Jezusa z arcykapłanem (Mk 14, 62; Mt 26, 64; Łk 22, 69). Nawet jeśli uznalibyśmy, że są to autentyczne słowa Jezusa (choć w tym wypadku wszyscy egzegeci pozostają zgodni, że tych słów nie należy przypisywać Jezusowi, bo któż miałby przekazać ich treść uczniom), to komu On miałby tłumaczyć tę nową interpretację tytułu «Syn Człowieczy»? Wrogim arcykapłanom? Niemniej jednak nawet jeśli zaprzeczymy wszystkim rozsądnym argumentom i uznamy, że są to jednak słowa Jezusa, to nawet w tym stadium nadal utrzymuje się jego użycie w funkcji wskazania osoby mówiącej na siebie (Vermes 2003, s. 245). To są jedyne dwa ustępy z Ewangelii Marka, które w sposób bezpośredni nawiązują do Dn 7, 13. Czy to upoważnia do wniosku, że: Jezus może bowiem interpretować to pojęcie we własny autorski sposób, modyfikować je i przypisywać mu zupełnie inne znaczenie, przechodząc ze znaczenia symbolicznego i zbiorowego na indywidualne, odniesione do siebie?
W którym momencie swojego nauczania Jezus zajmuje się problematyką i interpretacją wizji «jakby syna człowieczego» z Księgi Daniela? Przeczytałem zapis Ewangelii kilkaset razy, a może więcej, i nic takiego tam nie odnalazłem. Nie odnalazł też tego żaden z egzegetów, ponieważ obecnie w ogóle nie byłby on kwestią sporną. Większość przypadków, kiedy Jezus używa idiomu «syn człowieczy» w najstarszej Ewangelii Marka nie zaprzecza jego pierwotnemu aramejskiemu znaczeniu, dlaczego więc mielibyśmy je odrzucić? Tym bardziej że sam jestem zwolennikiem tezy, że Jezus był apokaliptykiem, a więc przyjęcie dotychczas powszechnego poglądu nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu. Warto wspomnieć o ironicznym komentarzu Paula Wintera, który dotyczy omawianej przez nas problematyki:
Jeśli podana przez Perrina interpretacja wypowiedzi dotyczących Syna Człowieczego jest poprawna – a wspiera ją (…) praca Vermesa na temat językowego użycia określenia bar – nasz(a) w żydowskim języku aramejskim – to miejsce narodzin tego mitu należy szukać nie w Iranie albo w Judei, albo nawet w Ugarit, lecz na niemieckich uniwersytetach (P. Winter, Deutsche Literaturzeitung 89 1968, kol. 784).
Czyżby praca Gerharda Lohfinka kontynuowała ten „niemiecki” trend?
Ciężko przedostać się przez pana wpisy. Ciężko tutaj wszystko zrozumieć. Pana zrozumieć najciężej. Nie wiem, czy pan siebie sam rozumie. Nie wiem czy pan nie jest członkiem jakiejś apokaliptycznej sekty, która pragnie zaprowadzić odnowę życia religijnego i Kościoła. A może jest pan kimś na kształt Lodovico Settembriniego, który jednak sam nie wie kim jest? Nie wiem dlaczego pan do tej pory niczego nie opublikował. Lepiej by było, gdyby te badania zostały zweryfikowane przez specjalistów (którzy jednak będą musieli wykazać się nie lada cierpliwością).
1.Na Kleofasie pojawia się Dariusz Kot, który zaczepia Roberta odnośnie jakiegoś zwrotu przezeń wykorzystanego. Dariusz Kot próbuje wykorzystać tą okazję, żeby pokazać, że wie sporo o „chrystologii apokaliptycznej”. Jest to człowiek wierzący na 10-20 %. Określa siebie mianem ateisty.
2.Do dyskusji włącza się Ks. Hryniewicz. Pojawiają się dwa stanowiska. Jedno – Ks. Hryniewicza, który uważa, że Jezusa jako nie trzeba „odbóstwiać” i sprowadzać do roli proroka, który się pomylił, drugie Dariusza Kota, który uważa, że wręcz przeciwnie. Ten drugi spodziewa się, że przez uznanie Jezusa jako apokaliptyka, który się pomylił co do daty końca świata – chrześcijaństwo się odnowi. Dlaczego tak uważa – nie wie nikt. Panowie przestają prowadzić dalszą dyskusję.
3.Dariusz Kot znika, ale pojawia się pan, żeby przeciwstawić się atakowi „ateisty” Dariusza Kota na Kościół i jego wizji. Wprowadza pan tutaj po raz pierwszy na blogu kilkadziesiąt stron rozważań o Jezusie historycznym, wspierając się kilkudziesięcioma publikacjami specjalistycznymi, ponieważ jak pan wyjaśnia – chrześcijańscy egzegeci byli dużo bardziej krytyczni niż Dariusz Kot (którego pan szanuje, ogólnie rzecz biorąc i chyba bardzo dobrze zna), a mimo to nie tracili wiary, co znaczy – w tym wypadku nie dokonywali „odbóstwienia” Jezusa i nie sprowadzali go do roli proroka, który się pomylił.
4.Kilkaset stron dalej, jako anonimowy badacz, który zmierzył się z wszystkimi niemal pracami dotyczącymi Jezusa, i przeczytał przynajmniej kilkaset razy Ewangelie, robiąc sobie czasami dowcipy i gorsząc innych, udzielił pan przeczącej odpowiedzi na pytanie, czy Jezus uważał się za proroka apokaliptycznego z Ks. Daniela, ale jednocześnie określił się pan jako zwolennik tezy, która mówi o tym, że Jezus był apokaliptykiem.
5.To może wyjściowo pan wcale nie jest tak daleko od poglądów Dariusza Kota? Jedyna różnica polega na tym, że Dariusz Kot, mimo, że raczej nie wierzy (10-20%) określa siebie mianem ateisty, a pan, mimo, że pan zwyczajnie bada jako historyk, gdzie też stwierdza pan, że teologia panu przeszkadza, zaznacza, że pan wierzy (na ile procent nie wiadomo, wiara pana jest prosta i mówi pan o niej mało, albo wcale). Przeprowadził pan tutaj wykład o wyciąganiu demonów przez nos, a także o leczniczych właściwościach śliny tylko po to, żeby usytuować się jednak blisko Dariusza Kota, którego ogólnie rzecz biorąc pan szanuje.
Ostateczne wrażenie. Nie podoba mi się ten gigantyczny brak szczerości. Pan siebie skomplikował chyba z premedytacją. Czy pan sam siebie odnajduje w tych wpisach – nie wiem. Po co pan wprowadza takie zamieszanie, zamiast mówić wprost i otwarcie – nie wiem. Po co te wpisy wspierają się wszystkimi możliwymi publikacjami – nie wiem. Kim pan właściwie jest – nie wiem. Po co pan robi sobie takie dowcipy – nie wiem. Dlaczego pan nie chciał do tej pory niczego opublikować – nie wiem. Dlaczego pan uważał, że pana wiedza jest przeciętna, albo nieco tylko wykracza poza przeciętność – nie wiem. Dla kogo pan tutaj w zasadzie pisał i w jakim celu – nie wiem. Dlaczego pan uważa (widocznie), że pisanie w taki zawoalowany sposób jest dobre i służy jakiejś sprawie – nie wiem. I takich nie wiem można tutaj więcej mnożyć.
P.S. Wysłał pan już zeskanowany dowód osobisty Robertowi?
Nie pragnę zaprowadzać jakiejkolwiek odnowy Kościoła katolickiego. Jestem człowiekiem wierzącym i uznaje w Jezusie Chrystusie Boga. Akceptuje całkowicie działanie Ducha Świętego, który prowadzi Kościół. Nie przeszkadza mi jego ewolucyjny rozwój. Jezus Człowiek – Bóg, który swoją, krótką działalnością zmienił oblicze ziemi jest moim stałym punktem odniesienia. Natomiast szacunek, który mam do Dariusza Kota jest tylko szacunkiem i niczym więcej. W żadnym orzeczeniu dogmatycznym kościoła nie spotykam nakazu wiary w to, że Jezus identyfikował się z wizją „jakby Syna Człowieczego” z Księgi Daniela. Apokaliptyczny Jezus nie musiał również tego czynić. Co oznacza według mnie, że Jezus był apokaliptyczny w swoich poglądach jest wyjaśnione w poprzednich wpisach. Mało tego jestem skłonny zmienić pogląd na kwestię Jezusa i Księgi Daniela, lecz nie spotkałem kogokolwiek kto w prawdopodobny sposób wyjaśniłby dlaczego ta myśl jest nieobecna w pismach Pawła z Tarsu i dlaczego tak rzadko Jezus w swoich wypowiedziach nawiązuje do Dn. Przyjęcie, że Jezus mówił szyfrem jest dla mnie nonsensem. Nie ma ani jednego przypadku szyfrowego porozumiewania się Jezusa z ludźmi za pomocą jakiegoś kodu. Konstrukcję tę stworzono wtedy gdy okazało się, że nie można już było utrzymywać, że w czasach Jezusa używano wyrażenie „syn człowieczy” w sensie tytularnym – dlatego też jej nie przyjmuję. To oczywiście tylko wierzchołek „góry lodowej”, bo tych powodów jest o wiele więcej. Tutaj jednak na podobieństwo pewnego uczonego jestem skłonny do zmiany ale bez „teorii szyfrów” i drogą poprawnej argumentacji, która rozwiąże w racjonalny sposób wszystkie kwestie.
Zamykając ten krótki wywód odniosę się jeszcze raz do mojej wiary i teologii. Nigdy nie twierdziłem, że mi teologia przeszkadza, lecz że nie jestem teologiem i w niektórych jej kwestiach nie mogę się wypowiadać, ponieważ są osoby w tej kwestii bardziej kompetentne. Dlaczego pisałem, początkowy etap Pan zna; następnie zadano mi parę pytań – odpowiedziałem, nowy wpis wyraża tylko moje poglądy na Jezusa i Ks. Daniela. Moja obecność na tym blogu wynika z zaproszenia, które przyjąłem i wraz z Panem Rynkowskim ustaliliśmy pewien sposób mojej weryfikacji. I teraz kwestia najważniejsza dla kogo pisałem; dla tych którzy zadali pytania; w jakim celu – aby na nie odpowiedzieć. Wszyscy, którzy je zadali – podziękowali a zatem nie rozumiem tego Pańskiego problemu. Ostatecznie wcale nie musiałem odpowiadać i z tego wynika, że być może uczyniłbym tak lepiej ze względu na Pana. Pozdrawiam.
Rzeczywiście nigdy pan tak nie twierdził, że teologia panu przeszkadza. To jest niezręczne sformułowanie i błędne zresztą. Pana wpisy są zdumiewające. Kilkasetkrotna lektura Ewangeli jest imponująca. Ja przeczytałem ją kilka razy. Stąd może tyle wątpliwości dot. Treści i wprowadzanych argumentacji. Argumentacja i język czasami przypomina szyfr. Ja ze swoimi umiejętnościami mam problem ze zrozumieniem tej całej tresci, ale przynajmniej próbowałem ją zrozumieć. A to juź coś. Mam nadzieję, że cała reszta się wyjaśni. Pozdrawiam
Panie Andrzeju, trudno mówić o moim odczytaniu tytułu „Syn Człowieczy”, bo nie jestem biblistą, żebym na takie odczytanie mógł sobie pozwolić. Mogę jedynie oprzeć się na poglądach kogoś innego, kto dochodzi do innych wniosków niż Pan. A tym łatwiej to zrobić, że dostrzegam w Pana argumentacji meandry, które trudno zrozumieć. Te meandry pokazałem we wczorajszym wpisie „A może jednak Syn Człowieczy?„. Zauważa Pan, że „gdyby Jezus uważał, że jest apokaliptycznym Synem Człowieczym z Księgi Daniela to powinno to wywołać jeśli nie protest to przynajmniej jakieś zainteresowanie przeciwników religijnych Jezusa”, a tymczasem wcześniej Pan dowiódł, że nikt w czasach Jezusa nie znał apokaliptycznej interpretacji Syna Człowieczego z Dn 7. Jakże więc ktokolwiek mógł protestować przeciwko czemuś, czego nie znał? Do tego mojego zarzutu Pan się nie odnosi, a szkoda, bo być może udałoby się Panu zbudować swoją argumentację w sposób bardziej przekonujący.
Zamiast tego skupia się Pan na udowodnieniu tego, że w zasadzie prawie nigdzie w Ewangeliach nie ma powiązania między użyciem pojęcia „Syn Człowieczy” a Dn 7, że używany jest tu aramejski idiom zgodnie z ówczesnym sposobem wyrażania się, a jeśli ktoś, np. Lohfink, chciałby udowodnić, że Jezus jakoś przemyślał po swojemu Dn 7, to musiałby wykazać, że wyszedł poza aramejskie znaczenie tego rozdziału. Kieruje Pan uszczypliwość pod adresem Lohfinka, a tymczasem dla niego to, że Jezus, jak uważa, używa określenia „Syn Człowieczy” w odniesieniu do Dn 7, nie ma zasadniczego znaczenia, jeśli chodzi o roszczenia godnościowe. Te roszczenia wynikają tak naprawdę z tego, co Jezus mówił i czynił. A właściwie cała książka Lohfinka (licząca 580 stron) poświęcona jest analizie konsekwencji rozumienia słowa basileia jako panowania Boga. Pokazuje ona, że Jezus nie mówił o królestwie Bożym mającym nadejść w bliżej nieokreślonej przyszłości eschatologicznej, ale o panowaniu Boga, które już nadeszło, i o tym, że od człowieka zależy, czy da na nie odpowiedź swoim nawróceniem. To nie oczekujące na człowieka w zaświatach „królestwo niebieskie” (słowo „Bóg” było zastępowane słowem „niebo”, zatem królestwo niebieskie to to samo, co królestwo Boże), ale dokonujące się tu i teraz panowanie Boga. Dokonujące się „już”, bo działanie Boga ma miejsce teraz, i „jeszcze nie”, bo od człowieka zależy, czy odpowie na to działanie. Jeśli taka interpretacja nauczania Jezusa jest prawdziwa, to wpisuje się w nią interpretacja Dn 7. Na pytanie, „W którym momencie swojego nauczania Jezus zajmuje się problematyką i interpretacją wizji „jakby Syna Człowieczego” z Księgi Daniela”, trzeba by więc pewnie odpowiedzieć, że w każdym. Jeśli Jezus mówił o nadejściu królestwa Bożego, wówczas włączał interpretację historii z Dn 7, przy tym o tyle ją zmieniał, że dla Niego to panowanie Boga rozpoczyna się już teraz.
„Tymczasem wypowiedzi Jezusa w których łączy On aramejski idiom z Dn 7, 13 jest „garstka” a większość przykładów mieści się w formie aramejskiego wyrażania się. Czy nie jest to niepokojące?” – pyta Pan. A czy nie niepokoi Pana to, że w Ewangeliach w zasadzie tylko Jezus mówi o sobie „Syn Człowieczy”? Dla Lohfinka to przekonujący argument, że stosował On to wyrażenie w sensie godnościowym. Można zadać sobie pytanie, dlaczego tylko Jezus tak o sobie mówi, a nie robią tego inne postacie z Ewangelii, skoro był to aramejski sposób wyrażania się.
Również serdecznie pozdrawiam.
Panie Rynkowski! Ja właśnie odpowiedziałem dlaczego nikt nie interesuje się idiomem „syn człowieczy”, ponieważ nie był to żaden nowy termin a zwykły sposób aramejski wskazania swojej osoby. Nikt więc nie protestował, bo nie było takiej potrzeby. Nikt też się tym nie interesował i przechodzono nad tym obojętnie. Fraza „syn człowieczy” dlatego pojawia się tylko i wyłącznie u Jezusa, ponieważ w Ewangeliach to On najczęściej ( prawie zawsze ) mówi o sobie. Wskazałem jednak przypadek – co prawda w języku greckim – u Pawła z Tarsu w którym używając wyrażenia „człowiek” usunął on się na dalszy plan ( 2 Kor 12, 2 ). Nie poprzestałem jednak na tym i wskazałem wiele przypadków; sięgając już wprost do literatury aramejskiej z konkretnego terenu Galilei na nazywanie siebie „synem człowieczym” przez np. Kahana ( „Jeśli bar nasz [=syn człowieczy] doznaje pogardy ze strony matki, a szacunku od innej z żon swego ojca, dokąd powinien się on udać?” [jBer 5C];„Powiada się, że Rabbi [ Juda ] został pogrzebany owinięty w jedno prześcieradło, powiadał bowiem: Nie w ten sposób bar nasza [=syn człowieczy] chodzi, w jaki przyjdzie ponownie” [jKet 35a] ). Co więcej sami Ewangeliści wskazują, iż ta interpretacja jest właściwa:
„Za kogo MNIE ludzie uważają” ( Mr 8, 27 ) = „Za kogo ludzie uważają SYNA CZŁOWIECZEGO” ( Mt 16, 13 )
„Powiadam wam: Każdy, kto mnie wyzna przed ludźmi, tego i SYN CZŁOWIECZY wyzna przed aniołami Bożymi” ( Łk 12, 8 )= „„Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi, i JA wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebie” ( Mt 10, 32 )
Następnie próbuje Pan powiązać „panowanie Boga” z koncepcją Syna Człowieczego tymczasem jak wskazuje J. Gnilka powołując się na badania E. Lohse i A. Vogtle „Jezus głosił panowanie Boga, obok którego NIE MA MIEJSCA NA OCZEKIWANIE SYNA CZŁOWIECZEGO. Nie istnieją bowiem LOGIA JEZUSA W KTÓRYCH BYŁYBY ZE SOBĄ POŁĄCZONE PANOWANIE BOGA I SYN CZŁOWIECZY” ( J. Gnilka, Jezus z Nazaretu, Kraków, s. 313). Pan natomiast stwierdził:” Jeśli Jezus mówił o nadejściu królestwa Bożego, wówczas włączał interpretację historii z Dn 7, przy tym o tyle ją zmieniał, że dla Niego to panowanie Boga rozpoczyna się już teraz” – sugerując, że wpisuje się w nią interpretacja Dn 7. Cóż więc Panu pozostało – jedynie wskazać mnie i wyżej wymienionym badaczom logion w którym Jezus łączy ze sobą panowanie Boga i Syna Człowieczego z wizji Daniela. Jednak od razu uprzedzając Pana poszukiwania mogę od razu powiedzieć, że nic takiego Pan nie znajdzie. Dlatego też uważam, że biorąc pod uwagę obecny stan badań należy szczególnie ostrożnie podchodzić do koncepcji jakoby Jezus utożsamiał się z eschatologiczną postacią „jakby syna człowieczego” z Księgi Daniela. Z poważaniem Andrzej Nowicki.
Panie Nowicki, a ja starałem się pokazać, że jest błąd logiczny w Pana argumentacji, bo najpierw Pan dowiódł, że nikt w czasach Jezusa nie znał apokaliptycznej interpretacji „Syna Człowieczego”, że takiej interpretacji wówczas nie było, a potem pyta Pan, dlaczego nikt się nie interesował taką wizją przedstawianą przez Jezusa. Po prostu uważam, że niepoprawna jest logiczna konstrukcja Pana wpisu „„Czy Jezus uważał się za apokaliptycznego Syna Człowieczego z Księgi Daniela? Odpowiedź historyka”. Jakim sposobem Jezus mógł uważać się za apokaliptycznego Syna Człowieczego z Dn 7, skoro idea apokaliptycznego Syna Człowieczego powstała już po Jego śmierci (prawdopodobnie)?
„Fraza „syn człowieczy” dlatego pojawia się tylko i wyłącznie u Jezusa, ponieważ w Ewangeliach to On najczęściej ( prawie zawsze ) mówi o sobie”. Jakaś racja w tym jest, a jednak dziwne jest, że u nikogo innego to określenie się nie pojawia, skoro było ono normalnym sposobem mówienia o sobie.
„Cóż więc Panu pozostało – jedynie wskazać mnie i wyżej wymienionym badaczom logion w którym Jezus łączy ze sobą panowanie Boga i Syna Człowieczego z wizji Daniela”. Zapewne ma Pan rację, że takiego logionu wskazać się nie da. Oczywiście można rozkawałkować Ewangelię na logiony i wykazać, że Jezus nie przedstawiał żadnego spójnego nauczania. A może trzeba jednak widzieć w nim jakąś całość i, jak już mówiłem, na pytanie, „W którym momencie swojego nauczania Jezus zajmuje się problematyką i interpretacją wizji „jakby Syna Człowieczego” z Księgi Daniela”, odpowiedzieć, że w każdym. Jeśli Jezus mówił o nadejściu królestwa Bożego, wówczas włączał interpretację historii z Dn 7, przy tym o tyle ją zmieniał, że dla Niego to panowanie Boga rozpoczyna się już teraz.
„Dlatego też uważam, że biorąc pod uwagę obecny stan badań należy szczególnie ostrożnie podchodzić do koncepcji jakoby Jezus utożsamiał się z eschatologiczną postacią „jakby syna człowieczego” z Księgi Daniela”. Nie zaprzeczam konieczności ostrożności. Pytanie tylko, jaki obecny stan badań mamy brać pod uwagę. Jak rozumiem, taki Lohfink też jest badaczem, więc dlaczego nie mamy brać pod uwagę jego argumentów (a pewnie są i inni, którzy tak myślą)? Rzetelność badacza nakazuje, by brać pod uwagę, na ile to możliwe, nawet te badania, które nie są nam na rękę. Tymczasem nie tylko nie bierze ich Pan pod uwagę, ale i nie wykazuje się ostrożnością, do której Pan wzywa. Uważam bowiem, że szczególnie ostrożnie należy się odnosić do koncepcji, jakoby Jezus używając zwrotu „Syn Człowieczy” w żaden sposób nie odnosił się do Dn 7.
Również i w tym wypadku wahadełko i rozsądek kierują mnie ku argumentom A. J. Nowickiego.
Szanowny Panie Rynkowski! Nie ma w moim pytaniu niczego nielogicznego. Dlaczego, ponieważ większość badaczy właśnie od niego zaczyna swoje rozważania ( gdy będzie Pan chciał podam odpowiednie odniesienia ). Ustalono, że w czasach Jezusa „Syn Człowieczy” nie był tytułem ale za to na pewno był np. wyrażeniem stosowanym w sensie ogólnym „istota ludzka” lub też nieokreślonym „ktoś”. I teraz gdy ktoś chce wskazać, iż Jezus odwołując się do Daniela, który przecież wtedy istniał ( chodzi o tekst ), próbował nadać temu idiomowi nowe znaczenie musi wykazać dlaczego nikt tym nowym odczytaniem się nie interesował. Zazwyczaj nowa interpretacja lub też nowy termin wymagają jakiegoś wytłumaczenia i zazwyczaj spotykają się przynajmniej z minimalnym zainteresowaniem. To nie wszystkie problemy jakie stoją przed zwolennikami tej hipotezy. Gdy dany badacz znajdzie jakieś sensowne lub mniej sensowne rozwiązanie tego problemu ( np. teoria szyfru ) to teraz musi on wskazać konkretne przypadki zastosowania tego tytułu. Co tutaj mam na myśli? Weźmy pod uwagę tytuł Pan ( aram. „Mar”; gr. „Kyrios ). W Ewangelii Marka jest to niewątpliwie tytuł, ponieważ odnosi go do siebie Jezus ( Mr 11, 3 ), nazywają go tak ludzie ( Mr 7, 28 ) a Jezus na podstawie Psalmu dowodzi, że jest to tytuł mesjański ( Mr 12, 35 – 37 ). Odnajdujemy jego ślady w tradycji przed – Pawłowej ( 1Kor 16, 22 ) nie mówiąc już o samym Pawle dla którego jest to najważniejszy tytuł chrystologiczny. Teraz w świetle najnowszych ustaleń, które przecież od niedawna są znane a zwłaszcza po odkryciach w Qumran ( 1QapGen 21, 13; 11QtgJob 26, 2 – 3 ); poprzeczka wobec tych, którzy utrzymują, że Jezus powiązał obiegowe wyrażenie „syn człowieczy” z „jakby synem człowieczym” z wizji Daniela została postawiona znacznie wyżej niż dotychczas, ponieważ pojawiła się teza, że „syn człowieczy” nie był tytułem i dlatego nie jest on znany Pawłowi z Tarsu ani też jego najbliższym następcom ( deutero i trito Paweł ) a pojawia się on dopiero w Ewangelii Marka, przy czym trzeba to również od razu zaznaczyć, że w większości wypadków jest on tam stosowany zgodnie z jego aramejskim przeznaczeniem a jedynie w dwóch wypadkach ewangelista wiąże go z Dn.
Przyznaje mi Pan rację mówiąc, że Jezus najczęściej w Ewangeliach mówi o sobie a zatem miał On najwięcej okazji, aby użyć tego obiegowego zwrotu ale następnie dziwi Pan się, że nikt inny tak o sobie nie mówi. Tymczasem to zdziwienie jest właśnie w kontekście naszych rozważań niezrozumiałe. Otóż, bowiem musi Pan wskazać w których miejscach ktoś mówi o sobie nieskromnie, niejako wywyższając się lub też podkreślając swoją godność i opuszcza tę formę aramejskiego wyrażania się – wtedy dopiero możemy się temu dziwić. Zdziwienie może wynikać jedynie z zaskakującego faktu. W którym momencie został Pan zaskoczony?
[jBer 5. 1/26 (9a)]
כד הוות נכית לבר נשא אין בר נשא קדים למיא חברברא מיית ואין חברברא קדטם למיא בר נשא מיית
„Kiedy ktoś ugryzie syna człowieczego (בר נשא: [bar Nasha ‚]), jeśli syn człowieczy (בר נשא: [bar Nasha’]) czerpie wodę, (…) , syn człowieczy (בר נשא: [bar Nasha ‚]) umiera.
To logion dotyczący Chaniny ben Dosy będącego współczesnym Jezusowi, mieszkańcowi Araw ( ok. 20 km od Nazaretu ), w którym odnajdujemy tą obiegową formę. Jednocześnie te liczne przykłady użycia tego idiomu ( bar nasha ) prowadzą, nie tyle co przedstawił mi Pan w zarzucie do ignorowania poprzednich ustaleń ale wezwania do większej ostrożności, które pozostaje nadal aktualne, ponieważ pojawiła się teza, która wyjaśnia wszystkie elementy układanki: brak tytułu w tradycji przed – Pawłowej, brak odniesień u Pawła, brak nawiązań u deutero i trito Pawła, brak zainteresowania tytułem u przeciwników i zwolenników Jezusa. Można mówić o uldze, ponieważ wreszcie pojawiła się teza, która wyjaśnia dlaczego nikt nie zwraca się tak do samego Jezusa. Z poważaniem Andrzej Nowicki.
Mnie też, jak Tomkowi trudno jest przebrnąć przez wpisy pana Andrzeja i zanalizować odpowiedzi Roberta. Nawet nie podejrzewałam, że jest tyle argumentów za i przeciw. Ale zadajmy sobie pytanie dlaczego to jest tak istotne, czy Jezus się uważał za Syna czlowieczego z Dn. Byl to na pewno tytuł ważny i łączący się z wielką godnością. Czy Jezus jako skromna osoba mógł się za życia tak wywyższać? Moim zdaniem nie. Więc dla mnie logiczne wydaje się przypisanie tego tytułu przez Marka Jezusowi. Rzeczywistość po zmartwychwstaniu była dla uczniów tak wspaniała a zarazem niezrozumiała, ze probowali ją interpretować w znany sobie sposób, czyli odnosząc się do ST. Zapożyczyli słowa i określenia ze ST aby opisać to doświadczenie żyjącego między nimi Jezusa. Słowa Mk opisują to doświadczenie, ale niekoniecznie Jezus tak sam siebie określał. Wolałabym nawet, gdyby tak sam o sobie nie mówił.
Chodzi mi o coś takiego: załóżmy wykładowca mówi o sobie: Jestem wspaniałym nauczycielem, chodzcie na moje wykłady, jestem bardzo mądry! Czy jest wiarygodny?
A inny wykładowca po prostu uczy, a jego uczniowie po tym doświadczeniu bycia nauczanym mówią o nim: to jest wspanialy nauczyciel! Czy taki nauczyciel nie jest bardziej wiarygodny?
Najpierw się coś udowadnia, z tego powstaje opinia i ewentualny zachwyt. Inaczej są to czcze przechwałki. Najpierw Jezus coś uczniom udowodnił, potem oni to ujęli w słowach przez porównanie Go do syna czł, czy Mesjasza czy Syna Bożego etc.
Pani Anno! Dla naprawdę zainteresowanych moje wpisy są przejrzyste ( zob. http://www.biblia-orygenes.org/2013/11/syn-czowieczy-vermes-fitzmyer-nowicki-i.html ). Co prawda wymagają one na pewno trochę skupienia ale poruszają zagadnienie, które jest uznawane za jedno z najtrudniejszych. Nie da się go poruszyć nie wprowadzając pewnych terminów i odwołań, które niewątpliwie niektórzy spotkali po raz pierwszy ale – moim zdaniem – zbyt długie wprowadzenie w temat jest również nie na miejscu. Serdecznie Panią pozdrawiam.
Pani Anno chodzi tu o coś całkiem innego tzn. Jezus postawił się w centrum objawienia – i ja temu nie przeczę – jednak, aby przez skromność tego zbyt nie eksponować; to posługiwał on się zwyczajowym określeniem „syn człowieczy”. Skromniej jest powiedzieć „syn człowieczy będzie znakiem” niż „ja będę znakiem” ( Łk 11, 30 ). Następnie tę formę w okresie po – paschalnym powiązano z Danielem, ponieważ zmieniło się środowisko językowe z aramejskiego na greckie a napięcia na linii Żydzi – Rzymianie rozbudziły nadzieje apokaliptyczne. Szukano odniesień do aktualnych wydarzeń w proroctwach Księgi Daniela. Natomiast Jezus uważał się za Syna Bożego bezsprzecznie i to pozostającego w szczególnej więzi ze swoim Ojcem. Potwierdza to tzw. „Janowy grom” znajdujący się w pierwszej warstwie logiów Q: „Wszystko przekazał Mi Ojciec Mój, i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, i nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechciałby objawić” ( Q 10, 22 ). Tego tytułu Jezus na pewno nie zawdzięcza wspólnocie po – paschalnej. Pozdrawiam AN.