Oto kilka moich może nieco nieskoordynowanych uwag po dyskusji na temat kognitywistyki.
- Kwestia pomiaru w eksperymencie naukowym na brak wolnej woli. Kluczowym argumentem wydaje się być fakt, że aktywność mózgowa następuje w czasie wcześniejszym niż akcja – wykonanie czynności „chcianej” i „podyktowanej” przez mózg. Chęć przyciśnięcia guzika w eksperymencie wykryta jest przez aparaturę naukową w mózgu zanim nastąpi akcja, czyli przyciśnięcie guzika. Dość prosta akcja, mało skomplikowana. Czy na podstawie takiego prostego eksperymentu można dedukować o innych pragnieniach człowieka, bardziej ulotnych i mglistych niż chęć przyciśnięcia guzika? Są pragnienia, które nigdy nie będą potwierdzone akcją, działaniem, więc jak coś takiego zmierzyć? Mam na myśli na przykład pragnienie ulotne, niesprecyzowane i lekkie, jak na przykład, że chcę jechać do Toskanii. W mózgu następuje sztafeta elektronów w pewnym obszarze w czasie T1, ale dalej co mamy mierzyć, jeśli nie będzie akcji – rozpoczęcie przygotowań do wyjazdu do Toskanii. Co będzie czasem T2 (czasem akcji)? Albo na przykład tęsknota za miłością – można stwierdzić (teoretycznie), że w mózgu znów gdzieś tam biegają elektrony między neuronami, ale co się dzieje z tym pragnieniem? Przecież jeśli tęsknię za miłością, pragnę miłości, to natychmiast tego pragnienia nie wprowadzam w czyn, więc żaden eksperyment nie utrafi w czas, kiedy akurat zacznę poszukiwać tej miłości. Zresztą jaki to miałby być moment uchwycony przez aparaturę? Czy ten, kiedy się wystroję i pójdę na imprezę z tym stanem umysłu w głowie, który odpowiada pragnieniu znalezienia miłości? Jeśli jest pragnienie, a brak natychmiastowej akcji, to nie da się stwierdzić braku wolnej woli. W eksperymencie sprawa jest prosta – mózg mi się aktywuje, po czym uświadamiam sobie chęć wciśnięcia guzika, potem wciskam, sprawa się zamyka. Ale: mózg się aktywuje, chcę Toskanii albo miłości i NIC się nie dzieje (w świecie zewnętrznym). Ponadto sytuacja się komplikuje, gdyż nie jest jasne, czy świadomość pragnienia Toskanii i miłości musi przejawić się w myśli sformułowanej słowami, ale w uczuciu, którego na dodatek nie jesteśmy być może w stanie rozpoznać i powiedzieć eksperymentatorowi: „Aha, a teraz czuję, że chcę miłości”. Chyba, że akcja (realizacja pragnienia) nie ma żadnego znaczenia w tym argumencie, eksperymencie. Wtedy wola działania by wystarczyła, a samo działanie nie byłoby istotne. Ale jeśli działanie nie jest istotne, to po co ewolucja wymyśliła jego chęć, jeśli miałoby być niemożliwe do zrealizowania. Po co by tak komplikować sprawy natury: czy nie lepiej byłoby chcieć tylko tego, co możliwe? A właśnie najbardziej twórcze umysły wykraczają poza to, co możliwe i w ten sposób kolonizują rzeczywistość. Innymi słowy: jeśli jest wola, ale nie ma akcji, to jaki jest cel takiej nieefektywnej woli?
- Kwestia niemoralności pewnych eksperymentów. Na przykład eksperymentator nie będzie torturował uczestników eksperymentu podłączonych do elektrod, aby sprawdzić, kiedy poczują oni chęć zemsty i agresję.
- Kwestia wyjątkowości pewnych decyzji. Istnieją decyzje wyjątkowe, pojedyncze, jedyne, niepowtarzalne. Na przykład decyzja artysty, żeby tak a nie inaczej położyć farbę, tak a nie inaczej ułożyć nuty w kompozycji albo słowa w wierszu, tak aby dzieło było wyjątkowe, jedyne w historii. Czy jakiś artysta da sobie podłączyć elektrody i wtedy czekać na natchnienie? Nie chodzi o namalowanie / stworzenie czegokolwiek, ale czegoś, co ma jakąś wartość i jest niepowtarzalne. Naukowiec nie będzie tego w stanie uchwycić w eksperymencie. Albo jakaś myśl, która została pomyślana pierwszy raz na świecie. Moment „Eureka!” – nie do uchwycenia przez naukę. Nie będziemy wiedzieli, jak Newton wpadł na pomysł (uświadomił sobie myśl), że wszystkie ciała się przyciągają. Albo nie uchwycimy momentu podobnego do tej chwili, gdy Einstein doznał olśnienia, że przestrzeń jest zakrzywiona. Albo umknie naukowcom moment, kiedy św. Paweł ujrzał światłość i postanowił służyć Chrystusowi. Ta decyzja nagłej zmiany frontu będzie zawsze zagadką, jak i wszystkie do niej podobne. A są to decyzje kluczowe dla kultury i przyszłości człowieka. Tymczasem nauka bada decyzje o przyciśnięciu guzika.
- Kwestia, czy samo przyłożenie aparatury ma wpływ na działalność mózgu? Obserwacja rzeczywistości może zmieniać rzeczywistość, jak wynika z fizyki kwantowej. Jeśli mózg wie, że jest obserwowany, czy działa tak samo? Jeśli mózg nawet nie wie o tym, ale jest obserwowany, czy działa tak samo, jakby nie był obserwowany?
- Kwestia nieskończonej przyczynowości. Czy można w ogóle odpowiedzieć na pytanie, z czego dokładnie wynika dany stan mózgu zobrazowany przez aparaturę? Po pierwsze, aktywność mózgu to bardzo ogólne stwierdzenie, bo nie wiemy, co się dzieje na poziomie pojedynczych neuronów. Po drugie układ przyczyn sięga daleko w przeszłość. Jak daleko? Elektrony przeskoczyły miliardy miliardów razy, aby dać nam ten aktualny obraz mózgu. Przeszłość jest zbyt daleka do ogarnięcia, bo nawet moment poczęcia człowieka nie jest momentem zero, ponieważ już mamy zakodowane informacje genetyczne, pochodzące z bardzo odległej przeszłości. Właściwie musielibyśmy wrócić do momentu Big Bang. To niemożliwe.
- Kwestia nieadekwatności aparatury. Skomplikowany system musi się przejrzeć w skomplikowanym lustrze. Mózg jako bardzo skomplikowany system nie może się jeszcze przejrzeć w lustrze skonstruowanym przez naukę. Jeśli bardziej złożony system odzwierciedla się w prostszym, to ten prosty musi go uprościć. To jest dokładnie to, o czym mówił Gombrowicz, że jest upupiony, zredukowany do mózgu swojego rozmówcy, obserwatora, towarzysza. On, Gombrowicz, człowiek skomplikowany i wybitny, w oczach prostaka musiał być prostakiem. Tak i nasz złożony mózg, w oczach aparatury jest prostakiem. Aparatura badająca mózg pokazuje nam kolorowe plamy tam, gdzie zachodzą miliony szybkich niezidentyfikowanych procesów. Ta sama zależność będzie występować między mózgami poszczególnych ludzi.
- Kwestia nieskończoności kultury (metafizyka) i skończoności elementów budulcowych (fizyka). Cały wszechświat składa się z tablicy pierwiastków Mendelejewa. Cały gen składa się z 4 zasad (związków chemicznych). Każdy neuron jest jednakowy i każdy elektron jest jednakowy. Ilość zasad w genie skończona, żałośnie mała (4) – ilość możliwych genomów nieskończona. Ilość liter skończona, ilość ich kombinacji (myśli, zdań, powieści) – nieskończona. Jak to jest, że ze świata fizycznego, zapełnionego ograniczoną ilością tych samych elementów w różnych kombinacjach wyłania się świat słowa, świat kultury, świat nieskończoności? W tym przejawia się wolność.
- Czy naukowcy nie są zbytnimi optymistami? Nauka owszem, rozpracowała genom człowieka, wiemy, jaka jest sekwencja nukleotydów w genomie, wiemy, że mamy 23 tyś. genów, i co dalej? Nie wiemy, jak one dokładnie działają, do czego służą, a być może okaże się, że Angelina Jolie bez sensu pozbyła się swoich piersi i jajników. Ingerencje w ludzki gen należy dziś włożyć między bajki. Nie umiemy zmieniać genów tak, aby je naprawić i uzdrowić ludzi z chorób (wtedy Angelina po prostu by sobie zmodyfikowała feralny gen). Do czasów, gdy „przeciętny inżynier genetyk będzie dowolnie projektował genom” daleko! Na razie umiemy spreparować jedynie najprostszą bakterię! I to jakąś wybitnie agresywną. Nie dajmy się też omamić rzekomemu triumfowi sztucznej inteligencji. Co umiemy? Skonstruować samochód – robota, który po odpowiednim zaprogramowaniu weźmie udział w wyścigu. Musi mieć wcześniej wprogramowaną mapę, żeby w ogóle ukończyć wyścig. Nie rozpoznaje znaków drogowych, nie mówiąc o innych szczegółach trasy. Nie zareaguje na niespodziewaną zmianę reguł, bo nie ma tego w programie. Naprawdę daleko nam do stworzenia sztucznej inteligencji na miarę człowieka! Profesor MIT Seth Teller mówi: „Nie potrafimy stworzyć dla komputerów mentalnego modelu świata zbudowanego na podstawie danych pochodzących z czujników. Nie wiemy bowiem, jak taki model kreuje człowiek. Jeśli zajrzy się do mózgu, widzimy w nim jedynie galaretowatą substancję – ale co dokładnie jest w niej zapisane, jakie dane, w jaki sposób? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania”.
- Czego nauka nie wie: w jaki sposób zbiór ułożonych w pewnym porządku dźwięków, słów, plam farby lub cegieł wywołuje w ludziach pewne uczucia?
- Nauka ma dla nas dobrą nowinę. Oto ona. Świat wyłonił się z niczego i nie wiadomo, dokąd zdąża. Materia nieożywiona przypadkiem uzyskała życie. Życie w każdej postaci dąży do przetrwania i rozmnożenia. Przetrwają tylko najlepsi, najlepiej przystosowani. Losem słabych, chorych, wadliwych jest śmierć. Ci najlepsi wymyślą technologię, która usunie choroby, nieszczęście i śmierć. Wszyscy będą żyć wiecznie i zawsze będą szczęśliwi. Słabi i chorzy zostaną technologicznie uzdrowieni i zamienieni we wzorzec doskonałości wymyślony przez tych o wyższej inteligencji. Kłaniajmy się matce naturze, że jej wszechwładna ewolucja wyłoniła tak wszechmocne mózgi naukowców, które wprowadzą ludzkość w nowy wspaniały świat. Powstanie nadczłowiek, jak zapowiadał prorok Nietzsche. Wieże kościołów nie będą już dominować w krajobrazie, ale kopuły laboratoriów. Znajdzie się jakaś banda zatwardziałych i przestarzałych zwolenników jakiejś tam metafizyki, która zabarykaduje się w kościele, broniąc tam wstępu ludziom w białych kitlach genetyków i naprawców rzeczywistości. Ci buntownicy bez powodu zginą jako słabi i niechcący uzyskać nowych wspaniałych mocy, a władzę przejmą właściciele laboratoriów, sławiący kult nauki. Będą przekonywać, że warto zapłacić pewną cenę (niewygórowaną, promocyjną) za nowe doskonałe wieczne życie. Ceną tą będzie rezygnacja z dziecinnych naiwnych idei o wolnej woli, złu i dobru, o duszy i Bogu, o istnieniu „ja”. W zamian mamy co prawda tylko przykro wyglądającą myśl, że jesteśmy w istocie niczym więcej niż workiem atomów wrzuconych w okrutną przyrodę, ale pal licho! Czego się nie robi dla szczęścia. Może gdzieś jakimś cudem przetrwa w podziemiu ruch wyzwolenia, modlący się do Boga słowami przekształconymi ze słów pewnego proroka – zbawiciela ze starych czasów: „Ale nas zbaw od niewoli genu i neuronu! Amen”.