Robert podjął ciekawy temat przyjaciela jako oponenta w dyskusji. Oponent taki jest przyjacielem w tym sensie, że uświadamia nam niedostatki naszego rozumowania, podważa rzeczy, które uznaliśmy za oczywistości, przedstawia inny punkt widzenia, z którym musimy się konfrontować, generalnie wyciąga na wierzch wszystkie słabości naszej argumentacji. Z tego właśnie powodu mamy kochać swoich nieprzyjaciół. Są cenni, bo często nasze poglądy tworzą się i wzmacniają w opozycji do poglądów przeciwstawnych. Taka właśnie jest też wartość herezji. Zmuszają do przemyślenia i rozwiązania pewnych spraw. Na przykład spór Pelagiusza i Augustyna o zbawienie przez uczynki czy też przez łaskę. Augustyn powinien podziękować Pelagiuszowi, bo to właśnie dzięki niemu ugruntował się pogląd, za którym to on optował. Opcja zbawienia przez łaskę, bez zaliczania ludziom zasług na konto.
Teraz, kiedy wydaje się, że wszystkie spory zostały raz na zawsze rozstrzygnięte pojawia się pytanie: o czym tu jeszcze dyskutować? Skoro ortodoksja raz na zawsze coś ustanowiła, czy nie wystarczy pokornie przyjąć tego do wiadomości? Otóż nie. Ponieważ każdy z nas jest odrębną osobowością, która podlega indywidualnemu rozwojowi intelektualnemu, psychicznemu i duchowemu. Te walki o własną ortodoksję trzeba stoczyć samemu, we własnym umyśle i sercu. Inaczej, jeśli te wszystkie treści katechizmowe nie zostaną niejako „przetrawione” przez człowieka, będą tylko i wyłącznie pustym słowem, a nie staną Bożym ziarnem, które w nas zakiełkuje. Nie bójmy się zatem zadawania pytań i „popadania w herezję”. Należy być przede wszystkim uczciwym wobec siebie samego. Bóg to docenia. Jeśli tylko obojętnie i bez przekonania „akceptujemy” prawdy wiary, dogmaty, to jest tak jakby nas w ogóle nie obchodziły. Ze swojego doświadczenia wiem, że lepiej je podważać, a prędzej czy później „Mądrość Boża objawi się tym, którzy jej szukają”, jak mówi Księga Mądrości.