I. Narodzenie Syna Bożego z Dziewicy
Obowiązek przyjęcia prawd wiary?
Ktoś zapytał mnie kiedyś, czy musi się wierzyć w to, że Syn Boży urodził się z Dziewicy. Warto się zastanowić, czy w ogóle do prawd wiary wolno stosować słowo „musi się”? Problem ten dotyczy zresztą również zachowania przykazań.
Jest w takim podejściu do prawd wiary i zachowania przykazań coś obraźliwego dla Pana Boga. Przecież traktujemy Go w ten sposób, jakby był jakimś potężnym despotą, którego stać na przeprowadzenie swojej woli i który potrafi mocno ukarać tych, co nie chcą Go słuchać.
Bo przypatrzmy się takim na przykład zdaniom: „Musisz wierzyć w Trójcę Świętą, jeśli chcesz być zbawiony”, albo „Musisz uszanować cudzą żonę, bo inaczej czeka cię potępienie wieczne”. Owszem, są to zdania prawdziwe, a przecież bezduszne i zimne. Przeziera z nich przeświadczenie, że do spraw duchowych najskuteczniej można przekonać człowieka groźbą. Jakby nieważne było to, że prawda i dobro mają wartość same w sobie, a im większa prawda, tym większa jej wartość i moc bogacenia. Zdania te jakby sugerują, że o prawdzie i dobru decyduje arbitralna decyzja Pana Boga. I aż się tu prosi o zarzut, że Pan Bóg – mając w swym ręku decyzję o wiecznym losie człowieka – ograbia nas z wolności. A przecież Bóg jest Miłością, jakżeż więc tak można o Nim myśleć i mówić?
Owszem, miłość zna słowo „musisz”, ale jest ono pełne życia i ciepła, bo wcale nie ogranicza naszej wolności, a wręcz przeciwnie. Oczywiście, że musisz uszanować cudzą żonę, bo nie tylko twoje małżeństwo, lecz również małżeństwo twojego bliźniego otoczone jest świętością i duchową godnością, których nie wolno ci podeptać. Bo nakazuje ci to Bóg, który cię kocha i chce twojego dobra. Bo jeśli nie posłuchasz tego przykazania, skrzywdzisz ją, jej męża i dzieci, a na siebie sprowadzisz wewnętrzne rozbicie, które może się zakończyć twoją wieczną niezdolnością do szczęścia.
Oczywiście, że musisz wierzyć w Trójcę Świętą, bo tak wierzy nasza Matka Kościół – najlepsza, natchniona przez Ducha Świętego czytelniczka Ewangelii. Bo bez tej prawdy zupełnie się wypacza nowina o Chrystusie Odkupicielu i o naszym Bożym synostwie. Słowem, bez tej prawdy zagubilibyśmy samą istotę chrześcijaństwa.
Ojcem Jezusa jest sam Ojciec Przedwieczny
„Czy musi się wierzyć w to, że Syn Boży urodził się z Dziewicy?” Spróbujmy przede wszystkim zobaczyć, jak wiele Bożej treści zawiera w sobie ten dogmat wiary. Że zaś nie jest to prawda dla chrześcijaństwa drugorzędna, niech świadczy fakt, że umieszczono ją w wyznaniu wiary, a więc wśród najbardziej istotnych prawd wiary.
Cóż więc wyraża ta prawda, że Zbawiciel ludzi przyszedł na świat z dziewiczej Matki, bez udziału mężczyzny? Najlepiej przeczytać o tym wprost z Ewangelii. Otwórzmy pierwszy rozdział Ewangelii św. Łukasza, opis zwiastowania. We fragmencie tym bardzo uwypuklono fakt, że Pan Jezus nie miał ludzkiego ojca. I wyjaśniono duchowe znaczenie tego faktu: Dziecko Maryi „będzie Synem Najwyższego… to, co się narodzi, Święte, będzie Synem Bożym”.
Zatem sprawa jest jasna: Pan Jezus nie miał ludzkiego ojca, bo Jego ojcem jest Ojciec Przedwieczny. Narodził się z Dziewicy, bo nie był zwykłym człowiekiem. Jego istnienie nie zaczęło się – tak jak istnienie każdego z nas – w chwili poczęcia. On jest przedwiecznym Synem Bożym, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem.
Opis zwiastowania pokazuje inny jeszcze sens dziewiczego poczęcia naszego Zbawiciela. Zauważmy, że Ewangelista zestawia okoliczności przyjścia na ten świat Pana Jezusa z takimiż okolicznościami, dotyczącymi Jana Chrzciciela. Otóż Jan Chrzciciel urodził się z niepłodnych i starych rodziców, którzy utracili już nadzieję, że mogą mieć dziecko. W podobnych okolicznościach urodziło się wielu wielkich mężów Bożych Starego Testamentu. Izaak urodził się z niepłodnej Sary; Jakub, protoplasta Izraela – z niepłodnej Rebeki; sprawiedliwy Józef – z niepłodnej Racheli; z niepłodnych matek urodzili się Samson, pogromca Filistynów, i wielki sędzia Samuel.
W Starym Testamencie fakty te wyrażały sens duchowy. Mianowicie Pan Bóg przypominał w ten sposób swojemu ludowi, że wielcy przewodnicy narodu, wielcy obrońcy czy wielcy prorocy są Jego szczególnym darem dla narodu. Oni narodzili się z ludzi, ale w pierwszym rzędzie są darem Bożym.
Otóż spodobało się Bogu, aby w podobnych okolicznościach przyszedł na świat Jan Chrzciciel. Bo ten człowiek był naprawdę wielkim darem dla ludu Bożego, większym nawet niż tamci mężowie ze Starego Testamentu: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy nad Jana Chrzciciela” (Mt 11,11).
I okazuje się, że narodzenie Jana jest zaledwie tłem dla wyjaśnienia wspaniałości narodzin Pana Jezusa. Narodzenie z rodziców niepłodnych przekracza nadzieje natury, ale dokonuje się w sposób zgodny z naturą. Tymczasem Syn Boży narodził się z Dziewicy! Bóg raczył posłużyć się tym znakiem, aby pouczyć nas, że Jego Syn jest najszczególniejszym Jego Darem dla ludzi. „Z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” – jak wyjaśnia inny fragment Ewangelii, w którym też szczególnie podkreślono dziewiczość poczęcia Pana Jezusa (Mt 1,20).
Dziewicze macierzyństwo Kościoła
Jeśli jest to tak ważna prawda wiary, to oczywiście musi mieć swoje bezpośrednie odniesienia do naszego życia. Otóż po pierwsze – i to jest najgłębsza, choć tak przekraczająca naszą wyobraźnię, konsekwencja tej prawdy – każdy z nas jest wezwany do tego, żeby narodzić się podobnie jak Chrystus. Każdy z nas jest powołany do synostwa Bożego, a z Boga można się urodzić tylko w sposób dziewiczy. „Wszystkim, którzy przyjęli Słowo, udzielił mocy, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1,12n); „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (J 3,3).
Po raz pierwszy narodziliśmy się z naszych rodziców, w wymiarze naturalnym Bóg jest naszym Stwórcą. Poprzez naszych rodziców Bóg powołał nas do istnienia i nieustannie nas w istnieniu podtrzymuje. Ale On chce być dla nas więcej niż Stwórcą, chce być naszym Ojcem: chce, abyśmy byli podobni do Jego Syna Jednorodzonego, chce nas uczynić uczestnikami swojej Boskiej natury. Powtórne nasze narodziny to narodziny z Boga.
Do tych narodzin też potrzebna jest matka i, podobnie jak przy narodzeniu Chrystusa, jest to matka dziewicza. Matką, która nas rodzi dla Boga, jest Kościół: „Mężowie, miłujcie żony, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, (…) aby samemu stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś takiego, lecz aby był święty i nieskalany” (Ef 5,25–27); „Górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest matką naszą” (Ga 4,26).
Dziewicze macierzyństwo Kościoła jest rodzeniem z Boga i dla Boga. Toteż nic dziwnego, że Kościół od samego początku bardzo troszczył się o to, żeby nie zabrakło zewnętrznego znaku jego dziewiczej płodności. Znakiem tym są chrześcijanie – mężczyźni i kobiety – którzy „stali się bezżenni dla Królestwa Niebieskiego” (Mt 19,12). „Tym, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy owdowieli dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja” – pisze Apostoł Paweł (1 Kor 7,8). Zaś Apostoł Jan: „Ci, co z kobietami siebie nie splamili, bo są dziewicami – ci Barankowi towarzyszą, dokądkolwiek idzie: ci spośród ludzi wykupieni jako pierwociny dla Boga i dla Baranka” (Ap 14,4).
Prawdziwe dziewictwo jest zawsze płodne
Dziewictwo niektórych członków Kościoła jest znakiem, że cały Kościół chce być bez reszty oddany Bogu. Toteż prawdziwe dziewictwo jest zawsze płodne. Tyle że jest to płodność wyższa, ponadnaturalna, duchowa, płodność z Boga. Dziewictwo bezpłodne to żadne dziewictwo, to zwyczajne starokawalerstwo (staropanieństwo). Dziewictwo bezpłodne nie ma w sobie żadnego podobieństwa do dziewictwa Matki Bożej.
W jakimś sensie wszyscy chrześcijanie są wezwani do dziewictwa. W tym mianowicie sensie, że wszyscy powinni całe swoje serce oddać Bogu. Zwłaszcza małżonków Kościół poucza, że powinni przestrzegać czystości, właściwej ich stanowi. Przez małżonków bowiem nowi ludzie przychodzą na świat. A przecież człowiek jest istotą godną tego, żeby okoliczności jego przyjścia na świat były naprawdę ludzkie.
Również w wychowaniu dziecka ludzkie ojcostwo i macierzyństwo powinno być spełniane w atmosferze czystości. Chodzi nie tylko o czystość w sensie ludzkiego, zgodnie z prawem Bożym, przeżywania swojej płciowości, ale również o tę czystość, która polega na tym, że w ogóle staramy się nie mieszać dobra ze złem.
Słowem, niezależnie od tego, czy chrześcijanin żyje w małżeństwie czy w stanie bezżennym, powołany jest do naśladowania dziewiczego macierzyństwa Bożej Matki. Małżonkowie winni starać się o to, żeby ich małżeńska wspólnota i rodzicielstwo miały w sobie coś czystego. Nie związani zaś małżeństwem niech się starają, aby ich czystość była duchowo płodna.
Jak zatem widzimy, dogmat wiary o dziewiczym poczęciu Pana Jezusa nie jest jakąś tylko prawdą teoretyczną, on bardzo głęboko dotyczy naszego chrześcijańskiego życia.
II. Bracia Pana Jezusa
Już Apostoł Paweł zwrócił uwagę na to, że gdyby nasza wiara była niezgodna z faktami, nie tylko nie byłoby sensu w niej trwać, ale wyznawanie takiej wiary obrażałoby Boga. Paweł mówił to w odniesieniu do zmartwychwstania Chrystusa Pana (1 Kor 15,14n), jednak nie ma najmniejszej wątpliwości, że tak samo obrażalibyśmy ciężko Pana Boga, gdybyśmy wysławiali Go za dziewictwo Matki Najświętszej, a to nie byłoby prawdą.
Zatem sprawdźmy tę naszą wiarę w świetle tekstów ewangelicznych. Zacznijmy od spostrzeżenia, że w zasadzie nie ma sporu między chrześcijanami o to, że Syn Boży narodził się z Maryi Dziewicy. Prawdę tę bowiem stwierdzają jednoznacznie – w dwóch różnych opowieściach – Ewangeliści Mateusz (1,18-25) i Łukasz (1,26-38). Prawda o dziewiczym macierzyństwie Maryi stanowi – dla niemal wszystkich chrześcijan, również dla protestantów – ważne potwierdzenie naszej wiary w boskość Pana Jezusa: Swoje człowieczeństwo przyjął On z dziewiczej Matki, bo nie godziło się, żeby miał ludzkiego ojca Ten, który jest Synem Jednorodzonym Ojca Przedwiecznego!
Argumenty przeciwników dziewictwa Matki Najświętszej
Niestety, wielu protestantów przeczy temu, że Matka Najświętsza pozostała dziewicą również po urodzeniu Pana Jezusa. Ten spór między katolikami i większością protestantów w gruncie rzeczy dotyczy tego, czy Boże macierzyństwo stanowiło dla Maryi cały sens jej życia. Zdaniem wielu protestantów, było ono tylko jedną z funkcji – co prawda, najważniejszą – jakie przyszło Maryi w swym życiu wypełnić. Konsekwencją tych poglądów jest zazwyczaj duża powściągliwość wobec kultu maryjnego.
To pomniejszenie znaczenia Matki Najświętszej w dziele zbawienia materializują protestanci w tezie, że po dziewiczym urodzeniu Pana Jezusa miała ona jeszcze następne dzieci. Na rzecz tej tezy podają trzy następujące argumenty. Po pierwsze, Ewangelie mówią wyraźnie o czterech braciach Jezusa i o jakichś Jego siostrach (Mk 6,3; Mt 13,55). Po wtóre, informację o tym, że jej małżeństwo z Józefem było dziewicze, Ewangelista Mateusz ogranicza do czasu urodzenia Jezusa (1,25). Po trzecie, w Ewangelii Łukasza Jezus nazwany jest pierworodnym Synem Maryi (2,7) – skoro zaś Jezus był jej dzieckiem pierworodnym, argumentują przeciwnicy jej dziewictwa, to znaczy, że miała ona później jakieś dzieci następne.
Otóż z przykrością trzeba powiedzieć, że jest to argumentacja nierzetelna. Żaden z tych trzech argumentów nie wytrzymuje krytyki i teza, na której rzecz mają rzekomo przemawiać, okazuje się czysto ideologiczna. Uważne bowiem wczytanie się w Ewangelie wyklucza – ze stuprocentową pewnością – samą nawet możliwość posiadania przez Pana Jezusa rodzonych braci.
Kim byli bracia i siostry Pana Jezusa?
Bo przypatrzmy się najpierw owemu zdaniu o braciach i siostrach Jezusa. „Czy nie jest to cieśla – pytają zdumieni Jego mądrością mieszkańcy Nazaretu – syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” (Mk 6,3). Otóż matkę dwóch pierwszych znamy z imienia: była to „siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa” (J 19,25), nazwana gdzie indziej „Marią, matką Jakuba i Józefa” (Mt 27,56), a także „Marią, matką Józefa” (Mk 15,47) lub „Marią, matką Jakuba” (Mk 16,1).
Zauważmy, że owa Maria, siostra Matki Pana Jezusa, też nie była jej siostrą rodzoną – przecież nie mogły dwie rodzone siostry nosić tego samego imienia. Dlatego zaś nazwana została jej siostrą, bo język aramejski, podobnie zresztą jak hebrajski, nie ma odrębnych wyrazów na określenie kuzyna czy kuzynki.
Zatem sprawa jest jasna: Gdyby wśród tych czterech wyliczonych z imienia braci Pana Jezusa byli jacyś Jego bracia rodzeni, to z pewnością mieszkańcy Nazaretu wymieniliby ich na pierwszym miejscu. Tymczasem na pierwszym miejscu znaleźli się Jakub i Józef, Jego dość dalecy kuzyni. Szczegół ten chyba nie wymaga komentarza.
Zresztą co najmniej dwa epizody ewangeliczne wykluczają możliwość, żeby Maryja mogła mieć więcej dzieci. Kiedy Jezus ma dwanaście lat, Maryja wybiera się wraz z Nim i Józefem na pielgrzymkę do Jerozolimy, zaś Ewangelista zaznacza, że odbywała tę pielgrzymkę razem ze swoim mężem rok rocznie (Łk 2,41). Byłoby to niemożliwe, gdyby była obarczona gromadką małych dzieci. Przecież właśnie ze względu na obowiązki macierzyńskie Prawo Mojżeszowe nie wymagało od kobiet pielgrzymowania do Jerozolimy.
Druga informacja ewangeliczna, która wyklucza posiadanie innych dzieci przez Maryję, to wzmianka, że Jezus umierając powierzył swoją Matkę umiłowanemu uczniowi i że ten rzeczywiście „wziął Ją do siebie” (J 19,27). Czy dałoby się to pomyśleć, gdyby wspomniani w Ewangelii bracia i siostry Jezusa byli dziećmi Maryi?
Przeciwnicy dozgonnego dziewictwa Matki Najświętszej zwracają jeszcze uwagę na zapis z Ewangelii Mateusza, że Józef „nie zbliżał się do niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus” (1,25). Czyż ze słów tych nie wynika – argumentują – że potem prowadzili oni normalne życie małżeńskie? Czyżby ze słów – odpowiada na ten zarzut święty Hieronim (+ 419) – że „Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do czasu swej śmierci” (2 Sm 6,23) wynikało, że po swojej śmierci zaczęła rodzić dzieci? Albo czy ze słów Pana Jezusa, że będzie z nami „aż do skończenia świata” (Mt 28,20) wynika, że potem już z nami nie będzie? I wyjaśnia święty Hieronim, że grecki wyraz heos („aż”, „dopóki”) nie zawiera żadnego przekazu na temat tego, co było potem.
Ale przecież Pan Jezus jest w Ewangelii nazwany pierworodnym Synem Maryi (Łk 1,7)! Oczywiście. Zauważmy jednak, że tak nazywa Jezusa tylko ten Ewangelista, który mówi o przyniesieniu Go do świątyni (Łk 2,22n). Jak wiadomo, w Prawie Mojżeszowym obowiązek ten dotyczył tylko dziecka pierworodnego (Wj 13,12 i 15). Dziecko pierworodne przynoszono do świątyni w czterdziestym dniu po urodzeniu, a więc w momencie, kiedy jeszcze nikt nawet nie myślał o tym, czy będzie ono miało młodsze rodzeństwo. Interesującym świadectwem tego nieco innego niż w naszym języku rozumienia wyrazu „pierworodny” jest znaleziony na Elefantynie nagrobek kobiety żydowskiej z I wieku po Chr. z napisem, że umarła przy porodzie swojego syna pierworodnego. Z całą pewnością nie miała już ona więcej dzieci.
Wszystkie powyższe fakty każą stanowczo wykluczyć możliwość posiadania przez Pana Jezusa rodzonych braci czy sióstr. Jednak spróbujmy sobie jeszcze raz uprzytomnić, dlaczego dla wiary nie jest to szczegół mało ważny. Pytanie, czy Boże macierzyństwo zaangażowało Maryję całoosobowo, czy też było jedynie jakąś wypełnioną przez nią funkcją, dotyczy problemu dla wiary zupełnie kluczowego. Od tego przecież zależy to, czy jej macierzyństwo rozciąga się również na nas, którzy uwierzyliśmy w jej Syna i staramy się być Jego uczniami. Pytanie to prowadzi ponadto do wielkiego pytania o to, czy my, którzy dostąpiliśmy Bożej łaski, jesteśmy wezwani i zobowiązani do współpracy z tą łaską.
III. Maryja zawsze Dziewica
Jest coś bardzo intrygującego w tym, że Kościół przywiązuje taką wagę do prawdy o dziewictwie Matki Najświętszej. Po raz pierwszy uświadomiłem to sobie, kiedy zorientowałem się, jak mocno drwili sobie z tej prawdy starożytni przeciwnicy chrześcijaństwa. Gdyby dziewictwo Maryi było dla orędzia ewangelicznego tylko jakimś drugorzędnym szczegółem, prawda ta roztopiłaby się w czyśćcowym ogniu kpin i szyderstw, jakie na jej temat wypowiadano. Tymczasem chrześcijanie, odpierając te zarzuty, tym więcej uświadamiali sobie, że wiara w dziewiczość Maryi jest sprawdzianem autentyczności naszej wiary w Chrystusa.
Szyderstwa starożytnych z dziewiczych narodzin Pana Jezusa
Zarzuty szły w dwóch kierunkach. Jedni, dopatrując się podobieństwa do pogańskich opowieści o dziewiczych narodzinach takiej czy innej postaci mitycznej, szydzili sobie: Czym Maryja, przecież zwyczajna i uboga dziewczyna, mogła zachwycić Boga, że chciał mieć z nią dziecko?[1] Kiedyś znów święty Justyn (+166) usłyszał „dobrą radę” pod adresem chrześcijan: Przecież opowieść o dziewiczym urodzeniu Jezusa przypomina mit o dziewicy Danae, która miała dziecko z Zeusem, zatem mądrze zrobicie, jeśli uznacie, że wasz Jezus miał rodziców jak każdy inny człowiek i „przestańcie zmyślać cudowne opowieści, bo się narażacie na zarzut, że błaznujecie tak jak Grecy”[2].
Drugi zarzut sprowadzał się do oszczerczego „wyjaśnienia”, że chrześcijanie dlatego wierzą w dziewicze narodzenie Jezusa, bo próbują w ten sposób zatuszować cudzołóstwo, jakiego miała się dopuścić Maryja, a którego owocem byłby Jezus. „Mąż jej, cieśla – z największą przykrością powtarzam ten zarzut, sformułowany w ewidentnie złej woli – wypędził ją, gdy jej dowiódł cudzołóstwa, a ona, wygnana przez męża i zhańbiona tułała się po świecie, aż potajemnie urodziła Jezusa”[3].
W odpowiedzi na pierwszy zarzut chrześcijanie zwracali uwagę na radykalne niepodobieństwo pogańskich mitów o dziewiczych narodzinach w stosunku do prawdy ewangelicznej o przyjściu na ten świat naszego Zbawiciela. W przekazie ewangelicznym nie ma nawet śladu bluźnierczych pomysłów o seksualnym pożądaniu kobiety przez jakiegoś boga ani o seksualnym złączeniu boga z dziewicą. Dziewicze narodziny Zbawiciela wyrażają natomiast prawdę, której nawet przeczucia nie znajdziemy w mitach pogańskich: że Jezus, prawdziwy człowiek, nie jest zwyczajnym człowiekiem, ale jest Synem samego Boga, a Jego przyjście do nas jest dziełem miłosiernego pochylenia się Boga nad nami, aby nas ratować na życie wieczne.
Z kolei drugi zarzut był szyty tak grubymi nićmi, że wystarczyło zwrócić uwagę na to, że wszystkie bez wyjątku ewangeliczne wzmianki o małżonkach Maryi i Józefie wskazują na idealną wręcz między nimi harmonię (por. Mt 1,18-25; 2,13-15. 19-23; Łk 2,4-7. 16. 33. 39-51). Ponadto, autorzy tego oszczerstwa albo nie wiedzieli, albo z nienawiści o tym zapomnieli, że przed Sanhedryn nigdy nie dopuszczano osób nieprawego łoża (por. Pwt 23,3), zaś Jezus został osądzony również przez ten religijny trybunał, nie tylko przez Piłata.
Maryja pozostała Dziewicą również po urodzeniu Jezusa
Kościół naucza nie tylko tego, że małżeństwo Maryi z Józefem było do końca dziewicze, ale ponadto że rodząc Jezusa, nie utraciła Ona zewnętrznych znamion dziewictwa. Ludzie pytają niekiedy zażenowani taką szczegółowością nauki Kościoła, czy naprawdę musimy w to wierzyć. Zresztą jak to możliwe, skoro urodziła Go jak każda kobieta? I dlaczego Kościół przywiązuje wagę do tego szczegółu?
Otóż faktycznie, tak właśnie Kościół wierzy. Potwierdzamy w ten sposób naszą absolutną pewność, że przez Maryję stała się rzecz jedyna w dziejach, której do końca nie pojmą nawet aniołowie: oto Syn Boży, Bóg prawdziwy, stał się człowiekiem! I to nie jest żaden symboliczny przekaz ani szyfr transcendentalny. Po prostu naprawdę Bóg prawdziwy przyjął ludzką naturę, naprawdę stał się jednym z nas! A stało się to w Maryi i przez Maryję!
Przynajmniej od czasu do czasu warto odnowić w sobie zdumienie, że wejście Syna Bożego do naszej ludzkiej rodziny to coś poniekąd niemożliwego, a przecież stało się to naprawdę! Poetycki wyraz temu zdumieniu dał kiedyś święty Efrem Syryjczyk (+373): „Ogień był w łonie Panny, a nie spłonęła od jego płomienia. Obejmowała rozpalony Ogień, nosiła go bez szwanku. Płomień stał się ciałem i dał się Jej pieścić w rękach”[4].
Już prawie dwieście lat przed Efremem dawał wyraz temu zdumieniu święty Ireneusz (+202), zwracając uwagę na to, że nie ludzie, ale sam Bóg tak chciał, żeby macierzyństwo Maryi było dziewicze: „Ponieważ miało przyjść do ludzi zbawienie, jakiego się nie spodziewali, dlatego za sprawą Boga stało się to przez narodzenie z Dziewicy, jakiego się nie spodziewano. Bóg znak dał w ten sposób i nie człowiek to sprawił”[5].
Żyjący więcej niż tysiąc lat po Ireneuszu święty Tomasz z Akwinu (+1274) – jakby podsumowując naukę setek i tysięcy nauczycieli Kościoła, którzy żyli przed nim, napisze: Chrystus Pan chciał w taki sposób się narodzić, aby „ujawnić zarówno prawdę swego ciała, jak swoją boskość. Aby prawdę swego ciała ujawnić, rodzi się z Kobiety. Lecz aby ujawnić swoją boskość, rodzi się z Dziewicy”[6].
Czy są jakieś teksty biblijne, które by sugerowały, że Maryja, rodząc Jezusa, pozostała dziewicą? Ojcowie Kościoła odwoływali się tu do słów: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna” (Mt 1,23). Zgodnie z porządkiem natury, jeżeli poczęła, to znaczy, że nie jest już dziewicą; tym bardziej nie jest dziewicą ta, która urodziła. Tylko w macierzyństwie Maryi miał miejsce ten cud, że jako Dziewica poczęła i jako Dziewica urodziła.
Jeszcze co najmniej trzy inne teksty biblijne dawały Ojcom okazję do kontemplowania tej prawdy, że rodząc się z Maryi, Syn Boży nie naruszył w niej nawet cielesnych znamion dziewictwa. Bardzo tylko proszę o powstrzymanie się od reakcji typu „to mnie nie przekonuje”. Wypowiedzi Ojców, jakie teraz przytoczę, są przecież owocem kontemplowania przez nich tej niepojętej prawdy, że Syn Boży raczył stać się jednym z nas.
Pierwszym z tych tekstów jest proroctwo Izajasza:
Zanim odczuła skurcze porodu, powiła dziecię,
zanim nadeszły jej bóle, urodziła chłopca.
Kto słyszał coś podobnego? (Iz 66,7).
Jak wiadomo, duchowe znaczenie tego typu wypowiedzi jest zazwyczaj wielopiętrowe. Fakt faktem, że już święty Ireneusz widzi w tym proroctwie zapowiedź niezwykłych narodzin Emmanuela[7]. Nawet sposobem swojego narodzenia zapowiedział On początek świata nowego, świata wolnego od grzechu i jego następstw (por. Rdz 3,16).
Drugim tekstem (a raczej całym biblijnym tematem), który dawał Ojcom okazję do kontemplowania dziewiczego macierzyństwa Maryi, było postrzeganie w Chrystusie nowego Adama, założyciela nowej ludzkości (m.in. Rz 5,12-21; 1 Kor 15,21n. 45-49). Otóż już narodziny tego nowego Adama – powie święty Grzegorz z Nyssy (+394) – powinny się istotnie różnić od narodzin zwyczajnych grzeszników: „Ponieważ ta, która przez grzech wprowadziła do natury śmierć, została skazana na rodzenie w smutku i boleściach, ze wszech miar słuszną było rzeczą, żeby Matka Życia w radości poczęła i w radości wydała na świat”[8].
Urodziła Tego, który miał zmartwychwstać!
Natomiast zupełnie niezwykłą medytację zostawił nam święty Hieronim (+419), który proroctwo z Ez 44,1-3 o skierowanej na Wschód bramie Świątyni, zamkniętej, bo przeznaczonej dla jednego tylko Pana, odnosi zarówno do Maryi, jak do Grobu, z którego On zmartwychwstał, nie naruszając jego pieczęci:
„Słowa: Oto Dziewica pocznie i porodzi, wskazują na to, co się stało. Natomiast słowa: Urodzenie Jego któż wypowie? (Iz 53,8 LXX), podkreślają, że nie pojmiemy sposobu Jego urodzenia. Święta Maryja, Matka i Dziewica – Dziewica przed urodzeniem i Dziewica po urodzeniu. Zdumiewam się, jak to możliwe, że Dziewiczy urodził się z Dziewicy, a po urodzeniu Dziewiczego Matka pozostała Dziewicą. Chcecie wiedzieć, jak to możliwe? Zamknięta była brama (Ez 44,2), a wszedł przez nią Jezus. Nie ma wątpliwości, dlaczego była zamknięta. Ten, który przeszedł przez zamkniętą bramę, nie był zjawą, nie był duchem, prawdziwie był ciałem. Sam powiedział: Dotknijcie i przekonajcie się, bo duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam (Łk 24,39). Miał ciało, miał kości, a brama była zamknięta. Jak przez drzwi zamknięte przeszły kości i ciało? Jak wszedł Ten, którego nie widzimy, ani że wchodzi ani skąd wszedł? Nie wiesz, jak się to stało, zatem przypisz to mocy Bożej. Mocy Bożej to przypisz, że urodził się z Dziewicy, która również po porodzie pozostała Dziewicą”[9].
Myślę, że w świetle tej medytacji nawet nietaktem wobec Matki Najświętszej byłoby przekonywanie kogokolwiek, że wytrwała ona w dziewictwie aż do końca życia. „W dramacie zbawienia nie jest tak – napisał kiedyś kard. Ratzinger – że Maryja miałaby jakąś rolę do odegrania, aby potem zejść ze sceny, jak ktoś, kogo występ się skończył”. Dokładnie tak widział rolę Maryi zwalczający jej kult cesarz Konstantyn V (740-775), znany niszczyciel świętych obrazów. Porównywał on wulgarnie Matkę Bożą do mieszka, który jest cenny tylko wtedy, kiedy jest w nim złoto. Jej znaczenie – zdaniem tego bluźniercy – skończyło się z chwilą urodzenia Syna i podobnie jak mieszek, w którym nie ma złota, stała się ona bezwartościowa. Jasno widać, że niczego ten człowiek nie rozumiał na temat miłości Boga do człowieka.
Zatem to nie przypadek, że prawdę o wiecznym dziewictwie Maryi Kościół musiał przypominać zwłaszcza w okresach zagrożenia prawdy o Chrystusie – w czasach zmagań z nestorianizmem, monofizytyzmem, monoteletyzmem oraz ikonoklazmem. Święty papież Leon Wielki takie oto zdanie umieścił w swoim liście chrystologicznym do patriarchy Konstantynopola Flawiana, jaki napisał w roku 449 w obliczu zagrożenia monofizyckiego: „Poczęty zaś został [Pan nasz Jezus Chrystus] z Ducha Świętego w łonie Dziewicy-Matki, która tak Go wydała na świat bez naruszenia swego dziewictwa, jak Go w nienaruszonym dziewictwie niegdyś poczęła”. A warto wiedzieć, że Sobór Chalcedoński uznał ten list za swój własny dokument[10].
Odrzucając boskość Jezusa, nie da się wierzyć w dziewictwo Jego Matki
W historii upominania się Stolicy Apostolskiej o prawdę maryjną nie zabrakło nawet polskiego akcentu. Mianowicie papież Paweł IV w bulli dogmatycznej z 7 sierpnia 1555 przestrzega wiernych przed nauką szerzącego się w Polsce i Czechach socynianizmu: „[W trosce o wiernych upominamy] tych, którzy twierdzą, że nasz Zbawiciel nie został poczęty według ciała za sprawą Ducha Świętego w łonie świętej i zawsze Dziewicy Maryi, lecz jak inni ludzie i z nasienia Józefa, albo że Najświętsza Maryja Panna nie jest prawdziwą matką Boga i nie pozostała w nienaruszonym dziewictwie przed narodzeniem, przy narodzeniu i po narodzeniu”.
Trudno zaś się dziwić, że socynianie odrzucali kult Maryi, skoro zwątpili w boskość Chrystusa Pana. Przy okazji warto przypomnieć, że gorąca dyskusja o Skład Apostolski, jaka miała miejsce w protestanckiej teologii niemieckiej w roku 1892, a która dotyczyła pytania, czy można być chrześcijaninem, nie wierząc w dziewictwo Matki Najświętszej, ogromnie wzmocniła tzw. teologię liberalną, która już wkrótce zaczęła szerzyć w tamtym środowisku zwątpienie w samego Chrystusa.
Zmierzajmy do końca. Niekiedy prawda dziewictwa Maryi budzi następującą trudność: Przecież współżycie małżeńskie zostało pomyślane przez samego Stwórcę jako znak i sposób okazywania wzajemnej miłości, i dotyczy to każdego zwyczajnego małżeństwa.
W odpowiedzi na ten argument zauważmy: Związek Maryi i Józefa nie był zwyczajnym małżeństwem. Tym Dwojgu sam Ojciec Przedwieczny powierzył swojego Syna. Nie podrzucił, tylko powierzył, tzn. i Maryja i Józef świadomie podjęli posługę rodzicielską wobec Syna Bożego, kiedy raczył stać się dla nas wszystkich Synem Człowieczym. Nie da się nawet wyobrazić, że tak niepojęte powołanie było tylko jednym z wielu ich obowiązków małżeńskich. Posługa rodzicielska wobec Jezusa stała się niewątpliwie całym sensem małżeństwa Maryi i Józefa. Znakiem tego była dozgonna dziewiczość ich związku.
Święty Tomasz z Akwinu podaje cztery wielkie argumenty, dlaczego powinniśmy odrzucić wszelkie pomysły, jakoby po urodzeniu Syna Maryja podjęła współżycie małżeńskie:
- „Uwłaczałoby to Chrystusowi, gdyby On, Jednorodzony Syn Ojca, nie był jedynym Synem Maryi jako najdoskonalszy jej Owoc”.
- „Błąd ten wyrządza krzywdę Duchowi Świętemu, którego przybytkiem było to dziewicze łono, w którym ukształtowało się ciało Chrystusa; nie godziło się, żeby później zostało ono znieważone przez współżycie z mężem”.
- „Uwłaczałoby to godności i świętości Matki Bożej. Okazałaby się ona największą niewdzięcznicą, gdyby nie zadowoliła się takim Synem i gdyby zdecydowała się utracić przez współżycie małżeńskie to dziewictwo, które zostało w niej cudownie zachowane”
- „Byłoby to przypisywaniem Józefowi wielkiej zuchwałości, gdyby usiłował sprofanować tę, o której od anioła wiedział, że z Ducha Świętego poczęła Boga”[11].
[1] Tak szydził, w swojej opublikowanej w roku 177 książce, niejaki Celsus z Aleksandrii, por. Orygenes, Przeciw Celsusowi, 1,39.
[2] Święty Justyn, Dialog z Żydem Tryfonem, 1,67,2.
[3] Por. Orygenes, Przeciw Celsusowi, 1,28.
[4] Ojcowie Kościoła greccy i syryjscy, Teksty o Matce Bożej, tłum. Wojciech Kania, „Beatam me dicent” t.1, Niepokalanów 1981 s. 44.
[5] Święty Ireneusz, Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy, 3,21,6. Obszerne rozdziały 21 i 22 trzeciej księgi tego dzieła poświęcone są w całości tematowi dziewiczego macierzyństwa Maryi.
[6] Święty Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, 3 q. 28 a. 2 ad 2.
[7] Święty Ireneusz, Wykład nauki apostolskiej, 54.
[8] Święty Grzegorz z Nyssy, Homilia 13 do Pieśni nad pieśniami.
[9] Święty Hieronim, Homilia na Jana Ewangelistę, 1,1-14.
[10] Lista oficjalnych przypomnień Kościoła, że wierzymy w wieczne dziewictwo Matki Bożej jest długa: list papieża Hormizdasa z 26 marca 521 do cesarza Justyna, Kanon 3 Soboru Konstantynopolskiego II (553), list papieża Pelagiusza I z 3 lutego 557 do króla Childeberta, Kanon 3 Synodu Laterańskiego z roku 649 odbytego pod przewodnictwem świętego papieża Marcina I, symbol wiary Synodu Toletańskiego XVI z roku 693, itd.
[11] Święty Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, 3 q. 28 a. 3.
Dziękuję;
„Otóż z przykrością trzeba powiedzieć, że jest to argumentacja nierzetelna. Żaden z tych trzech argumentów nie wytrzymuje krytyki i teza, na której rzecz mają rzekomo przemawiać, okazuje się czysto ideologiczna. Uważne bowiem wczytanie się w Ewangelie wyklucza – ze stuprocentową pewnością – samą nawet możliwość posiadania przez Pana Jezusa rodzonych braci.”
Z przykrością muszę stwierdzić że tekst o. Salija trąci anachronizmem a argumentacja jakiej używa, może przekonująca jakieś 30 lat temu, dziś jest niewystarczająca. Przypomnę co na temat dziewictwa Maryi napisał o. Wacław Hryniewicz:
„Badania biblijne wykazują, że opowiadanie o narodzinach z dziewicy NIE SĄ HISTORYCZNĄ RELACJĄ O BIOLOGICZNYM DZIEWICTWIE MARYI, LECZ TEOLOGICZNYM SYMBOLEM NOWEGO POCZĄTKU, który dokonał się w dziejach świata mocą Boga za pośrednictwem Jezusa Chrystusa. Wydarzenia tego nie sposób wyjaśnić na podstawie normalnego rozwoju doczesnej historii ludzkości. Chrześcijanin wyznaje, że trzeba je pojmować w świetle działania samego Boga. Bez tego odniesienia nie zrozumie się początku ziemskiej historii Jezusa i jej znaczenia dla losu całego świata. Połączenie w jednym zdaniu Credo roli Ducha Świętego i „Maryi Dziewicy” jest wyznaniem, że Jezus Chrystus jest zarówno Bogiem jak i człowiekiem.”
Argumentów podważających wywód o. Jacka chyba nie ma sensu powtarzać, czytelnik znajdzie je tutaj: http://teologia.jezuici.pl/maryja-dziewica-problem-historyczny-w-ujeciu-ks-johna-p-meiera/
Moim zdaniem chcąc zwalczać pogląd mówiący że bracia Jezusa byli jego rzeczywistym rodzeństwem należy najpierw rozprawić się z argumentacją księdza Meiera, inaczej dyskusja przypominać będzie odbijanie piłeczki i nie zbliży nas do prawdy.
Ojciec Jacek Salij napisał:
„Lista oficjalnych przypomnień Kościoła, że wierzymy w wieczne dziewictwo Matki Bożej jest długa…”
Owszem ale długa byłaby też np. lista autorytetów kościelnych zwalczających np. teorię ewolucji (patrz np. http://www.fronda.pl/a/zapomniana-encyklika-o-ewolucji,24133.html) czy teorię heliocentryczną.
Z Bogiem
W wielkie zdumienie w artykule o. J. Salija wprawiło mnie następujące stwierdzenie:
Otóż z przykrością trzeba powiedzieć, że jest to argumentacja nierzetelna. Żaden z tych trzech argumentów nie wytrzymuje krytyki i teza, na której rzecz mają rzekomo przemawiać, okazuje się czysto ideologiczna. Uważne bowiem wczytanie się w Ewangelie wyklucza – ze stuprocentową pewnością – samą nawet możliwość posiadania przez Pana Jezusa rodzonych braci.
Czyżby rzeczywiście egzegeci protestanccy, ale i także w pewnym sensie prawosławni, nie byli w stanie stwierdzić elementarnego ( stuprocentowego ) faktu, który – według o. Salija – umyka im z powodu ich nierzetelnych analiz.
Jedną z poważniejszych prób rozstrzygnięcia tego problemu ze strony katolickiej i protestanckiej, była zbiorowa praca Mary in the New Testament, Raymund E. Brown, Karl P. Donfield, Joseph A. Fitzmyer, John Reumann, Paulist Press, New York – Mahwah 1978. W pracy tej najwybitniejsi katoliccy bibliści ( mam tu na myśli R. E. Browna i ojca jezuitę J. A. Fitzmyera ) doszli do następujących wniosków:
1. Dziewictwo Maryi po narodzinach Jezusa nie jest kwestią podniesioną bezpośrednio przez Nowy Testament.
2. Problem ten znalazł swoją kulminację w późniejszej historii Kościoła i związał się z pytaniem, które koncentrowało się na próbach odnalezienia dokładnego związku braci i sióstr z Jezusem.
3. Z NT nie można bezsprzecznie stwierdzić czy Maryja nie posiadała potomstwa.
4. Przyjmowane rozwiązanie w kwestii braci i sióstr Jezusa, zależy najczęściej od przynależności wyznaniowej danego człowieka ( Mary in the New Testament, s. 72 ).
Jakże ostrożna i wyważona egzegeza w porównaniu z kategorycznym stwierdzeniem o. Salija, który czyni nim nieuzasadniona krzywdę protestantom, ale i także prawosławnym egzegetom. Do tej pozycji przyjdzie nam jeszcze wrócić gdy przejdziemy do kwestii Jezusowego powierzenia swojej Matki ulubionemu uczniowi.
Ks. John Meier w pierwszym tomie Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus, 1 ( AB Reference Library; New York: Doubleday, 1991, s. 316 – 32 ) oraz w 1991 r., na łamach Catholic Biblical Association ( The Brothers and Sisters of Jesus in Ecumenical Perspective, CBQ 54 [ 1992 ] 1 – 28 ), omówił problematykę braci i sióstr Jezusa. Jego dwa dyskursy są identyczne; z tym, że w przypadku tego ostatniego – czysto historyczny wniosek, został wykorzystany do kwestii doktrynalnych i ekumenicznych związanych z tzw. „hierarchią prawd”. Wniosek, w odniesieniu do dowodów historycznych, osiągnięty równolegle, odpowiednio ostrożnie co do stopnia pewności – co jest możliwe w takim przypadku – i określony jako najbardziej prawdopodobny, został skonstatowany następująco:
Oczywiście wszystkie te argumenty, nawet wtedy, gdy zostaną potraktowane łącznie, nie tworzą absolutnej pewności w sprawie, w której jest tak mało dowodów. Niemniej jednak, jeśli – w oderwaniu od późniejszej wiary i nauczania Kościoła – historyk gdy zostanie poproszony o wyrażenie swojego poglądu na NT i teksty patrystyczne, które musi przebadać, po prostu jako źródła historyczne, to najbardziej prawdopodobna opinia jest taka, że bracia i siostry Jezusa byli Jego naturalnym rodzeństwem ( Mariginal Jew 1991, s. 331=Brothers and sisters, s. 26 ).
Z artykułem polemicznym w stosunku do tez ks. Meiera wystąpił R. Bauckham ( The Brothers and Sisters of Jesus: An Epiphanian Response to John Meier, CBQ 56.4 [Oct. 1994]: 686-70 ). Zarzucił on księdzu zastosowanie pewnej błędnej metodologii, albowiem ksiądz za bardzo – według badacza – skupił się na obnażaniu słabości poglądów Hieronima, natomiast nie wziął on pod uwagę w swoich rozważaniach opinii Epifaniusza:
Chociaż perspektywa Hieronima jest bardzo mało prawdopodobna – to jednak nie ma, także historycznych dowodów na rzecz Helwidiusza – albo inaczej: dowody te nie są czynnikiem mogącym zadecydować na rzecz większego prawdopodobieństwa opinii Helwidiusza, lub też opinii Epifaniusza. Artykuł Meiera został napisany po przeczytaniu mojej książki i, chociaż w swoim artykule odtwarza on jego omówienie na niezmienionym poziomie i nie konfrontuje się z moimi argumentami w szczegółach, za to odpowiada na nią w dodatkowych i rozszerzonych przypisach. W niniejszym artykule omówię i przedstawię swoją argumentację, która opowiada się za odrzuceniem opinii Helwidiusza jako bardziej prawdopodobnej od Epifaniusza. W mojej dyskusji, poprzez dodanie odpowiedniej linii argumentacyjnej, rozszerzę jej obszar dla poglądu Epifaniusza, który nie został zaproponowany wcześniej. Te dodatkowe argumenty mogą tę szalę prawdopodobieństwa przechylić nieznacznie na korzyść poglądu Epifaniusza. Niefortunną cechą dyskusji z Meierem jest to, że ma on tendencję do konstruowania kwestii jako debaty między opinią Helwidiusza z jednej strony, a dwoma innymi poglądami z drugiej strony, które służą do obalenia zarówno poglądów Epifaniusza i Hieronima i mającej potwierdzić tezy Helwidiusza przeciwko obu. W rezultacie argumenty są skierowane głównie przeciwko Hieronimowi i jemu poświęcają najwięcej uwagi. Powstaje wrażenie, że opinia Epifaniusza może być dość łatwo zdyskontowana. Moim zdaniem – co będę chciał wykazać – opinia Epifaniusza jest poważną alternatywą dla Helwidiusza. Nie biorąc wystarczająco poważnie pod uwagę poglądu Epifaniusza, Meier przegapił fakt, że nie jest on podatny na krytykę większości przekonujących argumentów, które dotyczą opinii Hieronima ( s. 687 ).
Oczywiście to, że R. Bauckham opowiada się za koncepcją Epifaniusza nie oznacza, że jest on zwolennikiem wieczystego dziewictwa Maryi, ponieważ badacz bezwzględnie rozdziela obydwie sprawy i stwierdza, że moje własne historyczne argumenty za Epifaniuszowym poglądem na kwestię braci i sióstr Jezusa nie należy przyjmować jako przesłanki przemawiającej za wieczystym dziewictwem Maryi, dla którego – uważam – nie ma dobrych dowodów historycznych ( s. 688 ). Innymi słowy: nawet jeśli ktoś przyjmuje argumenty R. Bauckhama przemawiające za prawdopodobieństwem opinii Epifaniusza – to historycznie rzecz biorąc, i tak nie zdobędzie przekonujących dowodów na rzecz koncepcji wieczystego dziewictwa Maryi. Artykuł R. Bauckhama doczekał się repliki ze strony ks. Meiera, który podtrzymał poprzednie wnioski i odniósł się do argumentów adwersarza ( On Retrojecting Later Questions from Later Texts: A Reply to Richard Bauckham, Catholic Biblical Quarterly 59.3 [July 1997]: 511-527 ). Niemniej jednak opinii Epifaniusza, którą przyjmuje Kościół wschodni, nie można do końca wykluczyć z historycznego punktu widzenia.
O. Salij identyfikuje Markową Marię, matkę Jakuba Mniejszego i Jozesa ( Mk 15, 40 ) z Janową Marią, żoną Kleofasa ( J 19, 25 ). Nic jednak nie uprawnia do takowej identyfikacji; o. Salij nie przedstawia chociażby jednego argumentu przemawiającego za takim utożsamieniem. Naświetla on Marka tekstem, który został napisany kilkadziesiąt lat później i nie zadaje on pytania chyba najważniejszego w tym momencie: Z kim utożsamiali chrześcijanie Markową Marię, matkę Jakuba i Jozesa, zanim w egzegezie wprowadził totalne zamieszanie św. Hieronim? Otóż Protoewangelia Jakuba ( ok. 150 r. ), zwana w dekrecie Gelazego Ewangelią Jakuba Mniejszego, rzuca na tę sprawę cenne światło: w apokryfie tym Józef poślubiony Maryi posiada potomstwo z poprzedniego małżeństwa: I sprzeciwił się Józef, i rzekł: Mam synów, jestem starcem ( Ewangelia Jakuba Mniejszego 9, 2; przeł. M. Starowieyski ). Do czego dochodzimy: otóż według przedhieronimowych tradycji Maria, Matka Jakuba Mniejszego i Jozesa alias Maria matka Jezusa alias Matka Jakubowa alias Matka Jozesa – to ta sama osoba czyli Maryja Matka Boża. Historię tę rozwija kolejny apokryf Historia Józefa Cieśli ( 4 ), gdzie spotykamy się z następującym fragmentem:
Zebrało się dwunastu starców z pokolenia Judy. I spisali oni nazwy dwunastu plemion Izraela. I los padł na pobożnego starca imieniem Józef. Wtedy przemówił kapłan i zwrócił się do mojej błogosławionej Matki: Idź z Józefem, i bądź z nim do czasu swojego ślubu. Prawy Józef wziął więc moją matkę i zaprowadził do swego domu. A Maria znalazła Jakuba Mniejszego, będącego w domu swojego ojca, smutnego i ze złamanym sercem na skutek śmierci swojej matki. I wychowała go. Odtąd więc Maria była zwana matką Jakuba ( za: http://www.interfaith.org/christianity/apocrypha-joseph-the-carpenter/ ).
W homilii dotyczącej Mt 27, 56 ( tekstu paralelnego do Mk 15, 40 ), św. Jan Chryzostom napisał:
Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza. To kobiety widziały, jak dokonują się wszystkie rzeczy. One były tymi, które były skłonne Mu były współczuć; tymi, które najbardziej nad Nim rozpaczały. I zważ, jak wielka była ich wytrwałość. Towarzyszyły mu przez cały czas Jego działalności, i były obecne przy Nim nawet w czasie zagrożenia. Dlatego to właśnie one były świadkami tego jak płakał, jak oddał swojego ducha, jak skały zaczęły pękać. I to one pierwsze zobaczyły Jezusa [Zmartwychwstałego] . Płeć, która w większości jest potępiana, jako pierwsza cieszyła się błogosławieństwem i jak najbardziej wykazała się odwagą. A kiedy uczniowie pouciekali, one były obecne. Ale kim one były? Jego Matka, jako że jest nazywana matką Jakuba i pozostałe( Homilia 88; Matt. XXVII. 45-48; za: http://www.newadvent.org/fathers/200188.htm ).
W egzegezie niektórych protestanckich biblistów oraz prawosławnych, Maria matka Jakuba Mniejszego i Jozesa to Matka Jezusa, która także według tradycji Janowej była obecna pod Krzyżem. Natomiast – jeśli chodzi o ścisłość – nigdy Jan nie stwierdza, że Maria żona Kleofasa była matką Jakuba i Jozesa. Niektórzy egzegeci dochodzą do wniosku, że Maria, żona Kleofasa; Maria, matka Jakuba Mniejszego i Jozesa oraz Matka Jezusa to trzy różne postacie. Za taką interpretacją wydaje się opowiadać ks. A. Jaśko stwierdzając:
W tym przypadku również Maria, matka Jakuba Mniejszego i Jozesa byłaby krewną Jezusa. Trudno jest ustalić ( jednak nie dla o. Salija – przyp. AJN ) w jaki sposób ta kobieta albo jej mąż byliby spokrewnieni z rodzicami Jezusa, aby ich synowie mogliby być nazwani Jego „braćmi” ( ks. A. Jaśko, Rodzina Jezusa w Ewangelii według św. Marka, Studia Ełckie, 8 2006, s. 200 ).
Ks. Jaśko analizując Markowe adelfoi dochodzi do następujących wniosków:
Tradycja więc, wskazuje na trzy warianty rozumienia i interpretacji adelfoi w Nowym Testamencie: bracia rodzeni Jezusa, synowie Józefa zrodzeni z jego poprzedniego małżeństwa ( czyli bracia przyrodni Jezusa ) oraz kuzyni Jezusa w sensie ogólnym. Jeszcze dzisiaj dyskusje, a przede wszystkim rozbieżności, dotyczą z kwestii czy chodzi o relacje rodzinna pierwszego stopnia, czyli o braci i siostry Jezusa, czy też pod wyrażeniami hoi adelfoi i hai adelfai ukrywają się po prostu Jego kuzyni i dalsi krewni. Znaczenie słowa adelfos jest otwarte na obie możliwości, a wszystkie dowody i argumenty do dnia dzisiejszego nie doprowadziły egzegetów i historyków do żadnych pewnych wniosków i nie są do tego stopnia przekonywujące, aby do końca zadowolić wszystkie strony ( Rodzina Jezusa, s. 195 ).
Tym bardziej zdumiewa stuprocentowa pewność o. Salija, który wyklucza z przekazu ewangelicznego opcję Helwidiusza, a w pewnym sensie i Epifaniusza. Czyżby wszyscy bibliści byli osobami z niepełną inteligencją? Pytanie to jest właściwie postawione, ponieważ nie spotyka się nigdzie tak kategorycznych stwierdzeń. Warto nadmienić, że ks. Meier postanowił wyjść z impasu, o którym mówił ks. Jaśko i zbliżyć rozumienie adelfos – przynajmniej w przypadku św. Pawła – do opinii Helwidiusza. Otóż św. Paweł na pewno nie pisał swoich listów po hebrajsku, ani po aramejsku i adresował je do greckojęzycznych wyznawców. List do Kolosan – zredagowany prawdopodobnie przez bliskiego Pawłowi Tymoteusza, do którego Paweł dodał kilka ręcznie napisanych pozdrowień ( 4, 18 ) – określił Marka jako kuzyna Barnaby ( 4, 10; anepsios ). Za to Paweł konsekwentnie krewnych Jezusa określa mianem braci ( zob. 1 Kor 9, 5; Ga 1, 19 ). Co doprowadziło ks. Meiera do bardzo ważnego wniosku:
Cała teoria wczesnego rozwoju chrześcijaństwa, która twierdzi, że język aramejski dopiero został zastąpiony na późniejszym etapie przez Grekę, ignoruje istnienie Żydów chrześcijan, którzy mówili tylko po grecku w Jerozolimie i współuczestniczyli w budowie Kościoła od samego początku ( helleniści w Dz 6 ). Przypuszczalnie ci chrześcijańscy Żydzi w Jerozolimie, bez wątpienia znali Jakuba i innych „braci Pana” osobiście, a nazywali ich „hoi adelphoi tou kyriou” ( „bracia Pańscy” ), a nie „hoi anepsioi tou kyriou” ( „kuzyni Pańscy” ). Ich użycie nie powstało po pewnym czasie szanowanego aramejskiego sposobu wysławiania się, aby dopiero z czasem stać się czymś stałym i tradycyjnym ( Marginal Jew 1991, s. 326 ).
To niewątpliwy krok do przodu w egzegezie, ponieważ ks. Meier obszedł ewangeliczną tradycje i zwrócił się do poprzedzającej ją tradycji Pawłowej, a dzięki temu opinia Helwidiusza i Epifaniusza stała się bardziej prawdopodobna niż pogląd Hieronima. Wybitny biblista jezuita, ojciec Fitzmyer zaskoczony tak błyskotliwym podejściem księdza stwierdził: Meier zadaje trafne pytania i dlatego dostaje właściwe odpowiedzi ( cyt. za: http://www.ewtn.com/library/SCRIPTUR/HIERARCH.TXT ).
Rudol Pesch jeden z najwybitniejszych katolickich badaczy i teologów w Herders Teologische Kommentar zum Neune Testament zawarł następujący komentarz: (…) so ist wohl nur ein Verständnis der Geschwister Jesu als leiblicher Brüder und Schwestern möglich ( [..] więc prawdopodobnie jedyne rozumienie sióstr i braci Jezusa – to możliwość biologicznego rodzeństwo, s. 323 ).
Czy z faktu nieobecności rodzeństwa Jezusa w trakcie pielgrzymki do Jerozolimy można wyciągnąć wniosek, że Maryja i Józef nie mieli dzieci, przynajmniej do osiągnięcia przez Niego wieku dwunastu lat? Czy z faktu, że święci Marek i Mateusz nie wspominają, aby w Galilei za Jezusem podążała grupa kobiet, można wyciągnąć wniosek, iż ich tam nie było? Przeczy przecież temu w sposób wyraźny materiał L ( Łk 8, 1 – 3 ). Czy z faktu, że święci Marek, Mateusz i Łukasz nie opisują Maryi podążającej za Jezusem w Galilei, można wyciągnąć wniosek, że Maryja nie uczestniczyła w ogóle w działalności swojego Syna? Przeczy temu wnioskowi tradycja Janowa ( J 2, 12 ). Czy z faktu, że święci Mk, Mt i Łk nie wspominają o braciach towarzyszących Jezusowi w Galilei, można wyciągnąć wniosek, że tak było w każdym wypadku? Jan stwierdza, że nie ( J 2, 12 ). Czy z opowieści o dwunastoletnim Jezusie w świątyni można wyciągnąć kategoryczne stwierdzenia, że nie było w trakcie tej pielgrzymki braci Jezusa? Z tradycji Janowej wynika przecież, że Jezus uczestniczył z braćmi w pielgrzymkach ( J 7, 8 – 10 ).
Pozostawienie Maryi pod opieką swojego ulubionego ucznia jest uzasadnione samą treścią Ewangelii Jana. Jezus nie mógł jej pozostawić braciom, ponieważ bracia Jego nie wierzyli w Niego ( J 7, 5 ). Nie jest to zdarzenie historycznie prawdopodobne ( u synoptyków niewiasty obserwują egzekucję z odległości ), a przeczy jemu – w pewnym sensie – Łukaszowy wariant, w którym Maryja po zmartwychwstaniu nadal przebywa w otoczeniu braci Jezusa ( Dz 1, 14 ). Katoliccy badacze w Mary in the New Testament tłumaczą Janową scenę pod Krzyżem następująco: Stwierdzenie „I od tej godziny uczeń wziął ją” w Jana 19, 27, niekoniecznie oznacza, że uczeń zaproponował Maryi wspólne zamieszkanie, bo może to także oznaczać, że wziął ją dosłownie «to his own» ( Mary in the New Testament, s. 206 ) w sposób symboliczny.
Pogląd Hieronima, który wydaje się wspierać o. Salij jest najmniej historycznie prawdopodobny. Przyznają to również najwybitniejsi katoliccy bibliści. Opinia Helwidiusza i Epifaniusza, ( pierwszą – podzielają bracia protestanci; drugą – podzielają bracia prawosławni ), są o wiele bardziej prawdopodobne niż perspektywa Hieronima. Nie uważam również, że argumentacja egzegetów protestanckich, katolickich ( tych którzy opowiadają się za Helwidiuszem np. ks. Meier, R. Pesch ) lub prawosławnych jest nierzetelna. Większość z nich to najwybitniejsi bibliści na skalę światową, którzy gdyby przegapili, coś o czym NT mówi ze stuprocentową pewnością zasłużyliby na miano półidiotów, a na pewno ignorantów. Osobiście jestem bardzo daleki od takiego stwierdzenia – bardzo zresztą odległego od czegoś co nazywa się ekumenizmem oraz zwykłej już w obecnym czasie uczciwości badacza.
Pozdrawiam.
Gdy pierwszy raz przeczytałam ten artykuł poczułam pewien smutek i złość i zaczęłam zastanawiać się dlaczego.
Może z powodu osobistego – o. Salij odmawia mi zbawienia ponieważ nie interpretuję dogmatów tak jak ona.
Być może z powodu uderzania w tony obecne przez wieki w Kościele – musisz wierzyć we wszystko co podaje Matka Kościół bez wyjątku, siłowe wymuszanie posłuszeństwa bez oglądania się na argumenty (brak odniesienia do nich). Prawdopodobnie jest to robione a dobrej wierze. ojciec boi się, że jeśli poda w wątpliwość choć jedną małą cegiełkę wiary osobistej i kościelnej to zawali się cały gmach.
Moje oburzenie budzi też zawsze zastanawianie się czy Maryja była dziewicą w trakcie czy po porodzie. Wydaje mi się, że jest to jakaś obsesja seksualna. Czytałam traktat św Augustyna o dziewictwie, w którym pięknie i wartościowo także dziś opisuje drogę duchową i cnoty dziewic. Jednak na końcu pisze, że jeśli dziewica straci dziewictwo przepada raz na zawsze i całkowicie wszystko co wypracowała duchowo. Moim zdaniem jest to chore i nie powinniśmy dziś zaliczać tego do nauczania Kościoła.
Z drugiej strony myślę, że warto w dyskusjach o Jezusie i historii kierować się zasadą „Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” Ten cytat najczęściej jest przytaczany bez uwzględnienia jego kontekstu, ale tu kontekst się zgadza, Wolno kierować się swoim sumieniem i rozumem w interpretacji dogmatów, ale trzeba być ostrożnym z głoszeniem tego na forum katolickim, patrząc dobrze na swoje intencje. Czy służą dobru siostry/brata chrześcijańskiej czy raczej mojej chęci zabłyśnięcia itp. Na pewno blog teologiczny jest dobrym miejscem do dyskusji o dziewictwie Maryi, ale już pewnie ogólne forum deona mniej.
A jeśli chodzi o pielgrzymkę z gromadką dzieci nie wydaje mi się ona niemożliwa. 🙂 Od tysiąclecie ludzie przemieszczali się (np ludy koczownicze) nosząc najmniejsze dzieci w jakiegoś rodzaju chustach (które teraz wracają do łask, sama tak nosiłam dziecko). Plusem podróżowania z takim dzieckiem jest stały dostęp świeżego mleka z piersi. A dawniej średnie dzieci często podrzucano krewnym czy opiekowało si,e nimi starsze rodzeństwo – pewnie wtedy uważano, że dziewczynka 11-letnia świetnie może zaopiekować się rodzeństwem 3-letnim przez kilka dni 🙂
Szanowny Ojcze Profesorze Jacku Saliju!
Nie rozumiem argumentacji św. Tomasza z Akwinu, i jej nie podzielam:
1„Uwłaczałoby to Chrystusowi, gdyby On, Jednorodzony Syn Ojca, nie był jedynym Synem Maryi jako najdoskonalszy jej Owoc”.
Dlaczego miałoby Mu to uwłaczać? Co w tym złego, że miał braci i siostry?
2„Błąd ten wyrządza krzywdę Duchowi Świętemu, którego przybytkiem było to dziewicze łono, w którym ukształtowało się ciało Chrystusa; nie godziło się, żeby później zostało ono znieważone przez współżycie z mężem”.
Dlaczego współżyciem Matki Bożej ze SWOIM mężem Józefem wyrządzałoby szkodę Duchowi Świętemu?
3„Uwłaczałoby to godności i świętości Matki Bożej. Okazałaby się ona największą niewdzięcznicą, gdyby nie zadowoliła się takim Synem i gdyby zdecydowała się utracić przez współżycie małżeńskie to dziewictwo, które zostało w niej cudownie zachowane”
Czy to nie piękne, jakby chciała mieć inne dzieci i jako Niepokalana uczyć je doskonałej miłości i wierności Bogu?
4„Byłoby to przypisywaniem Józefowi wielkiej zuchwałości, gdyby usiłował sprofanować tę, o której od anioła wiedział, że z Ducha Świętego poczęła Boga”
Dlaczego współżycie seksualne z WŁASNĄ żoną ma być Jej profanacją???
Człowiek dostał od Boga zalecenie, by „płodni i rozmnażali się”, (Księga Rodzaju 1:28) a małżeństwo zostało ustanowione przez Boga jako instytucja, w której można mieć i wychowywać dzieci.
Oto kilka wersetów opisujących dziecko z Bożej perspektywy. Dzieci są darem od Boga (Księga Rodzaju 4:1; 33:5). Dzieci są dziedzicami danymi nad przez Pana (Psalm 127:3-5). Dzieci są błogosławieństwem od Pana (Ewangelia wg św. Łukasza 1:42). Dzieci są koroną starszych (Księga Przysłów 17:6). Bóg błogosławi bezpłodne kobiety dając im właśnie dzieci (Psalm 113:9; Księga Rodzaju 21:1-3; 25:21-22; 30:1-2; 1 Księga Samuela 1:6-8; Ewangelia wg św. Łukasza 1:7, 24-25).
Najstarsze symbole wiary chrześcijańskiej nic nie mówią o dziewictwie Matki Bożej. http://pretremarc.wordpress.com/2010/09/25/najstarsze-symbole-wiary-wypisy-z-breviarium-fidei/ Np.:
Najstarsze wyznanie wiary ormiańskie (IV w.) mogło się dostać z Palestyny do Armenii przez Kapadocję (Hahn, nr 137).
„Wierzymy w przenajświętszą Trójcę, Ojca, Syna i Ducha Świętego, w zwiastowanie Gabriela, w narodzenie Chrystusa, w chrzest, w Mękę i Krzyż, w trzydniowe pogrzebanie, w zmartwychwstanie, w chwalebne [?] wniebowstąpienie, w umieszczenie po prawicy Ojca, w groźny powrót.”
Również jeden z trzech zasadniczych Symboli Kościoła zachodniego, oficjalnie używany przy udzielaniu chrztu mówi:
[3] który się począł z Ducha Świętego; narodził się z Maryi Panny.
Gdzie jest w tych symbolach wiary przedstwawiona jako ta, która pozostała na zawsze Dziewicą?
Ks. prof. Jacek Salij napisał:
„Druga informacja ewangeliczna, która wyklucza posiadanie innych dzieci przez Maryję, to wzmianka, że Jezus umierając powierzył swoją Matkę umiłowanemu uczniowi i że ten rzeczywiście „wziął Ją do siebie” (J 19,27). Czy dałoby się to pomyśleć, gdyby wspomniani w Ewangelii bracia i siostry Jezusa byli dziećmi Maryi?”
Jak mam to rozumieć? Czy Józef już nie żył, że uczeń musiał się opiekować Matką Bożą? Jeśli żył, to jest to dwuznaczna postawa.
Odpowiedź Julianowi
Św. Tomasz jest trudny, ale może przychyli się Pan do zdania Orygenesa, który żył 1000 lat wcześniej. Proszę posłuchać jak Maryję postrzegał Aleksandryjczyk:
/Przytaczam jedynie niektóre zachowane fragmenty greckie z dzieła Orygenesa „ Homilie o Ewangelii św. Łukasza” . Są one znacznie wcześniejsze od istniejącego przekładu na łacinę św. Hieronima/. Numerację podaję według wydania francuskiego / H.Crouzel, S.Ch. nr 87, 1962/ oraz miejsce Ewangelii, do którego dany fragment się odnosi/.
Fr. 11 – Łk1, 26 – 27
… Józefa nazwano „mężem” nie dlatego, że był oblubieńcem Maryi, lecz po pierwsze – aby niektórzy ludzie przypuszczali, iż Maryja poczęła za je go sprawą: Chodziło o to, aby jej nie ukamienowano za to, iż utraciła dziewictwo; po wtóre zaś chodziło o to, aby wprowadzić w błąd władcę tego świata: aby i on mniemał, iż Jezus był synem Józefa, żeby nastawał na Niego jak na człowieka i został pokonany, aby w Chrystusie ludzkość została podźwignięta z upadku a diabeł powalony.
Fr.12 – Łk 1,28
Ponieważ Bóg powiedział do Ewy: W bólach będziesz rodzić dzieci, dlatego anioł mówi: „Raduj się, łaski pełna”. Jeśli wszak na skutek przekleństwa Ewy klątwa spadła na cały ród niewieści, to należy wnioskować, ż dzięki błogosławieństwa Maryi łaska rozszerza się na każdą dziewiczą duszę. „Pan z Tobą”; trzeba wiedzieć, iż w momencie zwiastowania Dziewica poczęła w cudowny sposób.
Fr. 13 – Łk 1,30
…Stwierdzenie „Znalazłaś Łaskę” było czymś zwyczajnym; wszak i przed Maryją inne kobiety „znajdowały łaskę”. Natomiast powiedzenie: „Poczniesz”, nie było zwyczajne: ono jako obietnica zostało skierowane wyłącznie do Dziewicy.
Fr. 16 – Łk 1,35 – 39
Maryja roztropnie mówi aniołowi: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Anioł, przyjąwszy wyznanie wiary Dziewicy, odszedł do Niej. Ona zaś udaje się do swej krewnej pośpiesznie idąc w góry. Prowadzi ją Duch, który wstąpił w Nią za sprawą mocy Najwyższego.
Fr. 17 – Łk 1,38
Powiada: „Oto ja służebnica Pańska”; to tak, jakby mówiła; Jestem tabliczką do pisania, niechaj Pisarz napisze, co chce, niechaj Pan wszech rzeczy uczyni wedle swej woli.
Fr 20 – Łk 1,43
Istotnie, wydanie dziecka na świat przyniosło zaszczyt Elżbiecie, podobnie jak narodzenie Boga Maryję uczyniło godne czci, a za jej pośrednictwem otoczyło szacunkiem całą płeć niewieścią. Paweł tak mówi ogólnie o kobietach: „Kobieta przez rodzenie dzieci będzie zbawiona; oznacza to, iż kobieta urodziła Chrystusa.
Fr.24 – Łk 1,45.
Wiarę tę umacnia wypowiedź Elżbiety: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. Utwierdzona tymi słowami w wierze Dziewica została ogłoszona błogosławioną, ponieważ uwierzyła w zwiastowanie anielskie i w zbieżne z nim proroctwo swojej krewnej.
Fr.25 – Łk 1,46.
„Duch mój uradował się w Bogu, Zbawcy moim”. Bóg bowiem jest moim zbawcą, bo przeze mnie dał światu Zbawiciela.
Fr.30 – Łk1, 56 – 57
…Ci, którzy nie znali tajemnicy, podejrzewali, iż Maryja poczęła za sprawą męża, w rzeczywistości była jednak dziewicą i nie miała kontaktu z mężczyzną; była jednak brzemienna w sposób naturalny i prawdziwy, a poczęła w sposób niezwykły i nadnaturalny.
Fr.49 — Łk 2,51
Jakie słowa „chowała” Dziewica? Oczywiście te, które powiedział Jej anioł… oraz te, które sam Chrystus teraz im powiedział. Choć nie rozumieli dokładnie, co im powiedział, to jednak Bogurodzica wiedziała, iż były to słowa Boże, przekraczające ludzką miarę. / „Theotokos”. Użycie tego określenia przez Orygenesa potwierdza Sokrates Scholastyk ( Historia Kościoła, 7, 32).
Fr. 50 – Łk 2,51
Maryja nie przyjmowała słów i zdań przypadkowo, lecz wszystko zachowywała w sobie; jedne sprawy rozumiała, nad innymi się zastanawiała wiedząc, że nadejdzie czas, gdy to, co było zakryte, objawi się w Chrystusie.
Uwaga moja – Na tajemnicę Maryji należy patrzeć przez tajemnicę Chrystusa, a nigdy odwrotnie. I krótko na Pana ostatnie pytanie odpowiadam: Gdy nasz Zbawiciel umierał na krzyżu, Józef już nie żył.
Nie chciałabym wchodzić na poletko dogmatyczne, ale tekst o. prof. Jacka Salija pokazuje doskonale problem, z jakim musi się zmierzyć biblista uprawiający biblistykę konfesyjną. Zawsze jest jakaś dogmatyczna presupozycja, która ukierunkowuje egzegezę. Bo punkt wyjścia teoretycznie powinien być ten sam – tekst. Często jednak w egzegezie/biblistyce konfesyjnej nie jest to czysty tekst, tylko tekst częściowo zinterpretowany przez określoną (i uświęconą) tradycję hermeneutyczną. Stąd również w tekście o. prof. Salija niemal natychmiast pojawia się typologia Maria-Kościół, przeniesienie na poziom duchowości oraz materia zwana Wirkungsgeschichte. Przez co tekst traci moim zdaniem charakter biblistyczny, a zyskuje systematyczny.
Natomiast odnosząc się do twierdzenia: ” Niestety, wielu protestantów przeczy temu, że Matka Najświętsza pozostała dziewicą również po urodzeniu Pana Jezusa. Ten spór między katolikami i większością protestantów w gruncie rzeczy dotyczy tego, czy Boże macierzyństwo stanowiło dla Maryi cały sens jej życia. Zdaniem wielu protestantów, było ono tylko jedną z funkcji – co prawda, najważniejszą – jakie przyszło Maryi w swym życiu wypełnić. Konsekwencją tych poglądów jest zazwyczaj duża powściągliwość wobec kultu maryjnego”, powiem tylko tyle, że ostatnie zdanie w tym fragmencie powinno być wiążące i zamykać wszelką dyskusję, zwłaszcza z elementami ocennymi. Powściągliwość powodowana jest bowiem milczeniem Biblii na temat Marii. Jeśli jednym z principiów ewangelickich jest Sola Scriptura, a drugim Solus Christus – to dociekania na temat dziewictwa Marii post partum są po prostu bezcelowe. Nie ma to bowiem wpływu na zbawcze dzieło Chrystusa. I absolutnie nie stoi za tym chęć pomniejszania „znaczenia Matki Najświętszej w dziele zbawienia”, bo skoro zbawia tylko Chrystus…
Znając nauczanie Tory w kwestii posiadania dzieci, trudno mi uwierzyć ,że żydowskie małżeństwo Józefa i Miriam mogło nie chcieć dzieci. Jeśli chcieli i wręcz powinni, gdyż nakazuje to Tora( „„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną”) to musieli ze sobą współżyć. Wg żydowskiego prawa współżycie było nastawione na prokreację, nie to co dzisiaj. Jeśli okazałoby się jednak, że Józef i Miriam, nie mieli dzieci, to decyzja o tym należąłaby do męża, bo o był głową rodziny. Miriam, jako uległa Żydówka, nie posiadała praw równych z mężczyzną. Miała mniejsze prawa podobnie jak dzieci i niewolnicy.Kobieta po zawarciu małżeństwa stawała się własnością męża (Wj 20,17; Pwt 5,21) i musiała uznać go za swojego zwierzchnika, po jego śmierci nie miała prawa do spadku. Jeśli została skrzywdzona nie miała prawa dochodzić sprawiedliwości. Wprawdzie prawo broniło ją przed różnymi zagrożeniami, ale w praktyce była ona zupełnie zależna od swojego męża. Tradycja żydowska ukazują kobietę pracującą w domu i gospodarstwie. http://www.katolik.pl/spoleczna-pozycja-kobiety-za-czasow-jezusa,710,416,cz.html
Podsumowując: nie widzę żadnego uzasadnienia w judaiźmie, aby po urodzeniu Jezusa, Miriam miałaby nie mieć dzieci. Tym bardziej, że nie było to dziecko Józefa, a jako Żyd chciałby mieć swego potomka. Swoją drogą ciekawe, jak Józef postrzegał Jezusa tzn. czy miał świadomość, że jest On Synem Boga i Mesjaszem? Nie chce mi się wierzyć, że jako Żydzi uznawali w Jezusie Wcielonego Boga, zresztą o ile wiem, to w Ewangelie tego nie dowodzą.
To byli prości ludzie ,a nie teolodzy, i żyli wg wskazań Tory ,a ta nagradza i zobowiązuje do posiadania dzieci.
Panie Robercie!
Orygenes nie był Żydem i nie znał tej tradycji, która zobowiązuje małżeństwa do posiadania dzieci, dlatego mógł sobie tak spekulować.
Skąd Pan wie, że Józef w czasie śmierci Pana Jezusa na krzyżu, już nie żył?
pozdrawiam
Bezbolesny poród Maryi nie jest dogmatem.
Dogmatem jest dziewictwo, a ono w momencie narodzin nie musi być pojmowane biologicznie. A nawet nie powinno. Wystarczy sięgnąć do Dogmatyki Katolickiej kardynała Müllera WAM KRAKÓW 2015, str. 514-515.
Oczywiście zwolennicy poglądów niektórych Ojców kościoła i Tomasza z Akwinu,a co za tym idzie teologii klasycznej, nie podpisaliby się pod sformułowaniami kardynała .
Ten wszak napisał dogmatykę jako szef kongregacji Nauki wiary, co w zasadzie mogłoby zakończyć wreszcie te obsesyjne dyskusyje.
Poza tym warto poczytać chociażby opracowania Salvatoris Mater. Tam też ,, przyszło nowe” do polskiej teologii.
Pozdrawiam wszystkich.