Gdy Jezusa traktuje się jako proroka, być może bardziej zrozumiałe stają się Jego gwałtowne czy czułe reakcje. Nie muszą one wynikać z samej czysto ludzkiej uczuciowości, ale z uczuciowości prorockiej mającej swe źródło w pathos Boga.
W drodze pytał uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie? Oni Mu odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. (Mk 8, 27–28)
Gerhard Lohfink wskazuje (Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był, s. 504–509) , że ten fragment Ewangelii św. Marka dość dobrze oddaje krążące w Izraelu przypuszczenia co do Jezusa oraz wszystkie niejasności co do Jego osoby. Najbardziej interesuje nas jednak opinia, że Jezus jest prorokiem. Pojawia się ona również w wielu innych miejscach Nowego Testamentu: Mt 21, 11.46; Łk 7, 16; 24, 19; J 4, 19; 6, 14; 7, 40; 9, 17. W rozumieniu Ewangelii św. Jana jak najbardziej można o Jezusie powiedzieć, że jest Prorokiem, gdyż mowa jest wówczas o proroku czasów ostatecznych, który na podstawie Pwt 18, 18 oczekiwany był w określonych kręgach żydowskich. Lohfink wskazuje jednak, że Jezus nie podziela żadnej z tych opinii co do siebie jako proroka, również proroka czasów ostatecznych, pyta bowiem: „Wy zaś za kogo mnie macie?” (Mk 8, 29). Oczekuje innej odpowiedzi. Nawet Jan Chrzciciel nie jest dla Jezusa prorokiem: to ktoś więcej niż prorok (Mt 11, 9). Jan Chrzciciel o tym, który przyjdzie po nim, mówił „Mocniejszy”, co znaczy, że unikał przypisywanych temu „następcy” odgórnie tytułów godnościowych. Podobnie czynił Jezus, mówiąc o sobie w sposób zawoalowany i pośredni. Lohfink kategorycznie stwierdza, że Jezus nie uważał siebie za proroka. Według niego mogące o tym świadczyć fragmenty Mk 6, 4 i Łk 13, 33 to stwierdzenia sentencjonalne, które nie pozwalają na żadne wnioski dotyczące własnego roszczenia godnościowego Jezusa. Z kolei w Łk 10, 23–24 prorokom i królom zostają przeciwstawieni uczniowie, czasowi proroków i królów przeciwstawiony zostaje czas panowania Boga. Jest więc wykluczone, by Jezus chciał włączyć siebie do czasu proroków lub rozumiał siebie jako proroka.
Poza tym wszyscy prorocy Izraela z czasów Pisma Świętego nieodmiennie wskazują, że zostało do nich skierowane „słowo Pana”, a teraz przez nich kierowane jest do Izraela. Nie przekazują swoich słów, ale słowa, które otrzymali. Jezus nie używa słów „wyrocznia Pana” czy „tak mówi Pan”. Zamiast tych „formuł posłańca”, które nieustannie wskazują, że prorok jest jedynie pośrednikiem, Jezus stworzył samodzielną formułę otwierającą, której aż do dzisiaj nie udało się odnaleźć gdzie indziej w pismach ówczesnego judaizmu: „Amen, mówię wam”… Owo „Amen”, które jest odpowiedzią i potwierdzeniem słów drugiego człowieka, tutaj otwiera słowa Jezusa i wprowadza je jako słowa posiadające własne pełnomocnictwo. Jezus przemawia jako suwerenny władca we własnym imieniu i na podstawie własnego autorytetu, a jednocześnie jako ktoś bezpośrednio związany z Bogiem.
Trudno odmówić racji argumentacji Lohfinka. To prawda, Jezus jest kimś więcej niż tylko jednym z proroków, trudno, by zaliczał siebie do czasu proroków. Był prorokiem, który wzorem Mojżesza rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. Z drugiej strony wydaje się, że nie można pozostać, tak jak zdaje się to czynić Lohfink, tylko na poziomie tego, w jaki sposób Jezus prezentował swoją naukę. Istotne jest bowiem również to, co charakteryzowało postawę proroków. Innymi słowy, chodzi nie tylko o to, co prorok przekazuje w warstwie werbalnej, ale również o to, jaki jest. Autor monumentalnej książki Prorocy, żydowski filozof i teolog Abraham Joshua Heschel, wskazuje takie właśnie cechy proroka.
Proroka cechuje przede wszystkim wrażliwość na zło. Pojedynczy akt niesprawiedliwości, który wydaje się drobnostką, naturalnym skutkiem życia społecznego, dla proroków jest zbrodnią. W oczach proroka nawet drobna krzywda przybiera kosmiczne rozmiary. Prorokowanie jest głosem, którego Bóg użyczył milczącemu cierpieniu, głosem w obliczu ograbionego nędzarza i sprofanowanego bogactwa tego świata. To forma istnienia, punkt, w którym krzyżują się drogi Boga i człowieka. W słowach proroka słychać krzyk Boga. Prorok nie jest też prostym moralizatorem, lecz kimś, kto atakuje nasz umysł. Nierzadko jego słowa wybuchają płomieniem tam, gdzie nie dociera już sumienie. Styl proroka to styl daleki od stanu wewnętrznej harmonii czy opanowania, naznaczony wzburzeniem, udręką i duchem niezgody. (A. J. Heschel, Kim jest prorok?, tłum. A. Gorzkowski, „Znak” 697 (2013) nr 6, s. 68–69).
Ważne jest to, że Jezus już na początku działalności zapowiedział odsyłanie uciśnionych wolnymi i rok łaski od Pana (Łk 4, 18–19). Wielokrotnie mówił o niebezpieczeństwach bogactwa polegających głównie na obojętności wobec losu ubogich: bogacz nie dostrzega żebraka Łazarza, za co spotyka go kara po śmierci (Łk 16, 19–31), uznanie Jezusa zyskuje postawa Zacheusza, który postanawia poczwórnie zwrócić tym, których skrzywdził (Łk 19, 1–10). Jezus często namawiał również do rozdania majątku ubogim (Mt 19, 21). W kazaniu na równinie „biada” kieruje do bogatych i sytych (Łk 6, 20–26).
A. J. Heschel wskazuje również, że prorok to obrazoburca, rzucający wyzwanie temu, co pozornie święte, godne czci i bojaźni. Wierzenia kultywowane jako pewniki, instytucje obdarzone najwyższą świętością obnaża on jako skandaliczne roszczenia. Prorok wiedział, że religia może wypaczyć to, co Bóg nakazał człowiekowi, że sami kapłani dopuszczają się krzywoprzysięstwa, składając fałszywe świadectwo, przymykając oczy na gwałt, tolerując nienawiść, wymagając obrzędów, zamiast wybuchnąć gniewem w obliczu zbrodni, oszustwa, bałwochwalstwa i przemocy (Tamże, s. 69).
W toku swojej działalności Jezus wielokrotnie oskarżał kapłanów, uczonych w Piśmie i faryzeuszów o wypaczenie nakazów Boga, o to, że są pobielanymi grobami, że dają dziesięcinę, a pomijają sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę, że dbają o czystość zewnętrzną, a wewnątrz pełni są zdzierstw i niepowściągliwości (Mt 23, 13–36). Największym obrazoburcą okazał się, gdy wypędził przekupniów ze świątyni (Łk 19, 45–46).
A. J. Heschel mówi, że osobie obdarzonej profetycznym wejrzeniem każdy inny człowiek zdaje się ślepcem; dla kogoś, kto może usłyszeć głos Boga, każdy inny jest głuchy. Nikt nie jest sprawiedliwy, każda wiedza jest wiotka, zaś zaufanie ułomne. Prorok nie uznaje rzeczy w przybliżeniu i odrzuca to, co umiarkowane. Człowiek musi żyć na szczycie, by uniknąć przepaści. Nie ma tam żadnego oparcia prócz Boga. Prorok pogardza tymi, dla których obecność Boga przynosi pocieszenie i bezpieczeństwo; dla niego jest ona wyzwaniem, nieustannym żądaniem. Bóg jest współczuciem, lecz nie kompromisem; sprawiedliwością, lecz nie srogością. Przepowiednie proroka zawsze mogą okazać się błędne w wyniku zmiany postępowania człowieka, zawsze jednak pozostaje pewność, że Bóg jest pełen współczucia. (Tamże, s. 71)
Chyba najbardziej charakterystycznym przykładem takiej postawy Jezusa jest Jego stosunek wobec uczniów, którzy z reguły okazują się ślepcami. Myślą o hierarchii wśród siebie (Mk 9, 33–37), domagają się miejsca po prawej i lewej stronie Jezusa (Mt 20, 21), a Piotr słyszy słowa: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki” (Mt 16, 23).
Najważniejsze jest jednak to, co A. J. Heschel mówi o przekazywaniu słów Boga przez proroka. Prorok jest tym, który stoi w obliczu Boga (Jr 15, 19), należy do „rady Pana” (Jr 23, 18), jest niejako jej współuczestnikiem, a nie wyłącznie doręczycielem, którego rola ogranicza się do powtarzania przekazanych mu wiadomości. Jest zarówno doradcą, jak i posłańcem. Prorok nie tylko przekazuje, on odsłania. Właściwie czyni wobec innych to, co Bóg czyni wobec niego. Mówiąc, prorok objawia Boga. Oto cud proroczego dzieła: w jego słowach niewidzialny Bóg staje się Bogiem słyszalnym. (Tamże, s. 72–73)
Jezus podkreślał, że kto widzi Jego, widzi również i Ojca (J 14, 9), gdyż On jest w Ojcu, a Ojciec w Nim. Jezus tak jak prorocy odsłania więc Boga, chociaż niewątpliwie jest to odsłonięcie innego rodzaju, głębsze niż u proroków, bo Boga „nikt nigdy nie widział” (J 1, 18), „jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca” (J 6, 46).
Głębsze przyjrzenie się wypowiedziom proroków dowodzi, że podstawowym doświadczeniem profetycznym jest współtowarzyszenie uczuciom Boga, współodczuwanie z Bożym pathos, więź z boską świadomością, która zachodzi poprzez prorocką refleksję nad pathos albo współuczestnictwo w nim. Typowy stan profetycznego umysłu to doświadczenie bycia porwanym do źródła Bożego pathos. Współodczuwanie jest odpowiedzią proroka na natchnienie; jest współzależne wobec objawienia. Uczuciowe doświadczenie proroka jest centralnym punktem jego pojmowania Boga. Nie tyle żyje on własnym życiem, ile życiem Boga. Prorok słyszy głos Boga i czuje bicie Jego serca. Stara się przekazać pathos przesłania wraz z jego logos. W owym przekazie jego dusza rozlewa się, ukazując w słowach to, co prorok wydobywa z pełni swego współczucia. (Tamże, s. 74–75)
O tym, że wypowiedzi Jezusa nie są pozbawione emocji, nie trzeba przekonywać. Płacze nad losem Jerozolimy (Łk 19, 41–46), do kobiet mówi, by płakały raczej nad sobą, nie zaś nad Nim (Łk 23, 28). Podczas lektury przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10, 30–37) czy przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15, 11–32) można mieć wrażenie, że to sam Jezus utożsamia się z Samarytaninem czy miłosiernym ojcem, że odczuwa wzruszenie na widok poranionego przez zbójców czy powracającego syna marnotrawnego.
Warto też wrócić do słów A. J. Heschela, że prorokowanie to forma istnienia, punkt, w którym krzyżują się drogi Boga i człowieka. Ci, którzy wierzą w Boże Synostwo Jezusa Chrystusa – chociaż, jak sądzę, nie tylko oni – mogą powiedzieć, że w Nim drogi Boga i człowieka skrzyżowały się najbardziej, jak to jest możliwe, w sposób jedyny i niepowtarzalny. Tak więc w Jezusie prorokowanie osiągnęło swój szczyt.
Zatem mimo że Jezus nie traktuje siebie jako jednego z proroków, to pod wieloma względami jest im bliski. Jego postawa i działalność osobom, które doskonale znały pisma prorockie Starego Testamentu, słusznie mogły kojarzyć się z postawą prorocką i prowadzić do traktowania go jako proroka. To zaś nie umniejsza w niczym Jego postaci, bo jak pokazuje A. J. Haschel, funkcja proroka nie sprowadza się do prostego przekazywania słów Boga. Prorok to ktoś będący bardzo blisko Boga, w jakimś sensie współpracujący z Nim, przede wszystkim współodczuwający z Bogiem. Spojrzenie na Jezusa jako na tak rozumianego proroka pozwala lepiej zrozumieć jego posłannictwo i Jego samego. Być może wówczas bardziej zrozumiałe stają się Jego gwałtowne czy czułe reakcje. Nie muszą one bowiem wynikać z samej czysto ludzkiej uczuciowości, ale z uczuciowości prorockiej mającej swe źródło w pathos Boga.
Warto też wrócić do słów A. J. Heschela, że prorokowanie to forma istnienia, punkt, w którym krzyżują się drogi Boga i człowieka. Ci, którzy wierzą w Boże Synostwo Jezusa Chrystusa – chociaż, jak sądzę, nie tylko oni – mogą powiedzieć, że w Nim drogi Boga i człowieka skrzyżowały się najbardziej, jak to jest możliwe, w sposób jedyny i niepowtarzalny. Tak więc w Jezusie prorokowanie osiągnęło swój szczyt.
Sic! Jest jakas szansa, ze mocniej rozwinie Pan te nowa chrystologie?
Szansa pewnie że jest. Tylko czy to rozwinięcie na pewno Pana interesuje? Bo w Pana pytaniu wyczuwam pewną ironię…
Wiem, że to tak zabrzmiało, nawet chciałem poprawić i zapomniałem. Tymczasem: pytałem śmiertelnie poważnie i z autentycznym zainteresowaniem. Moją działalność popularyzatorską traktuję nie jako rodzaj antyklerykalizmu, choć jestem ateistą – ale jako wprowadzanie wiedzy akademickiej w polski obszar katolicki, który z przyczyn historycznych wydaje mi się w tym zakresie opóźniony (opinia ks. Strzelczyka, nie tylko moja). Docieram do wielu katolickich czytelników, ale w większości reakcja jest podobna, jak Pana niegdyś – jak to dobrze, że mamy książki Ratzingera, bo inaczej popadlibyśmy np. w takie rzeczy, jakie popularyzuje Kot. A tymczasem ja nie uważam, że krytyka lub aprobata muszą być zawsze totalne – albo z Kościołem, albo przeciw. Nie zgadzam się niekiedy z ks. Maliną z Biblistów Polskich, a niekiedy z Jackiem Tabiszem z PSRu (z drugiem nawet łatwiej). Ważni badacze, zwolennicy tezy apokaliptycznej, to chrześcijanie jak Allison, czy katolicy nawet, jak ks. Meier, który chyba orbituje powoli w tę stronę (polecam najnowszy Znak, tekst prof. Pawlikowskiego). Mój największy problem jako autora: nie znam prawie żadnych pozytywnych propozycji teologicznych, wychodzących od apokaliptyzmu, w stylu tej idei, jaką teraz wyłowiłem u Pana. Więc katolicy biorą moją działalność za atak, niepotrzebnie, bo nawet jako krytyka np. wiarygodności ewangelii, nie jest to atak z zasady.
Bardzo rzadko trafiam na teksty, które by przynajmniej przeczuwały projekt teologii Kościoła prorocko-apokaliptycznego, a przecież to miałoby za sobą autorytet krytycznych badań biblijnych i mogłoby zyskać uznanie. Tak sobie wyobrażam, być może jestem naiwny, jestem całkiem z zewnątrz. Przykład takiego tekstu poniżej, tyle że podobnie jak u Pana, idea nowej chrystologii – a właściwie nowego opisu kondycji chrześcijanina, „nowej nadziei” – zaledwie przebłyskuje: http://tygodnik.onet.pl/wiara/trzecia-droga/j7qts
Dobrze, załóżmy zatem, że obaj jesteśmy ludźmi dobrej woli, podobnie jak każdy, kto ewentualnie chciałby włączyć się do tej dyskusji, i rzeczywiście Pana interesuje projekt „nowej chrystologii” w stylu apokaliptyzmu, a mnie argumenty i badania naukowe każące spojrzeć na Jezusa w świetle tezy apokaliptycznej. Widzę tu jednak ten podstawowy problem, oprócz tego, że mój tekst jest tylko szkicem „nowej chrystologii”, jak Pan to określa, że ja w ogóle nie odwołuję się do apokaliptyzmu. Jeśli mówię o możliwości spojrzenia na Jezusa jako na proroka, odwołuję się do prorokowania znanego z ksiąg Starego Testamentu (a tu konkretnie analiz Heschela, który raczej nie zajmował się prorokami apokaliptycznymi, przynajmniej w takim znaczeniu, w jakim rozumieją ich zwolennicy tezy apokaliptycznej). To prorokowanie dotyczyło ludzkiego tu i teraz, owych gnębionych biedaków, o czym tak sugestywnie pisze Heschel, nie zaś przyszłości eschatologicznej. To prorokowanie dotyczyło też pathos Boga, również mającego miejsce tu i teraz, nie zaś w przyszłości. Oczywiście nie znam hipotezy apokaliptycznej tak dobrze jak Pan, być może błędnie rozumiem jej twierdzenia. Jednak tak na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że prorok ksiąg prorockich ST i prorok hipotezy apokaliptycznej niewiele mają ze sobą wspólnego. Tym bardziej że zgodnie z hipotezą apokaliptyczną Jezus tak jak każdy prorok apokaliptyczny się pomylił co do rychłego nastania końca świata. Tymczasem jeśli traktujemy Go jako proroka w znaczeniu biblijnym, to owszem, co do wszystkiego mógł się mylić, ale nie co do uczuć Boga, z którym współodczuwał i którego pathos przekazywał ludziom. To było istotą jego przesłania, nie zaś data końca świata czy zburzenia Jerozolimy. Na dodatek jeśli nawet patrzymy na Jezusa jako na proroka, to to, moim zdaniem, tylko pomaga zrozumieć Jego postać, ale jej nie opisuje w sposób całkowity. Dlatego trzeba zgodzić się z Lohfinkiem, że w tym sensie nie można uznać Go za proroka, bo był kimś więcej niż prorokiem.
To tyle bardzo wstępnych i dość luźnych myśli. Jeśli widzi Pan możliwość i potrzebę rozmowy, to bardzo chętnie wezmę w niej udział, choć nie mogę obiecać, że będę odpowiadał natychmiast.
Nie jestem biblistą, ale moje teologiczne, wieloletnie zainteresowania eschatologią chrześcijańską skłaniają mnie do włączenia się do rozpoczętej przez Panów Dariusza i Roberta dyskusji. Oto kilka moich refleksji skoncentrowanych na kluczowym problemie śmierci i zmartwychwstania. Może chociaż częściowo okażą się przydatne. Nie da się jednak powiedzieć tego w kilku zdaniach. Dlatego proszę o cierpliwość.
1. Tak, Jezus głosił bliskie nadejście końca czasów, jak gdyby miało ono dokonać się w niedalekiej przyszłości: „nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie” (Mt 24,34). Podobnie myślał św. Paweł (zob. 1 Tes 4,17). Mamy więc wyraźny znak, że pierwsze pokolenie chrześcijan rzeczywiście spodziewało się bliskiego końca świata. Czy była to wielka pomyłka? Jakoś NIE SPOWODOWAŁA ZAŁAMANIA WIARY, WIELKIEGO WSTRZĄSU CZY ZWĄTPIENIA w pierwszych gminach chrześcijańskich, kiedy umierało pokolenie po pokoleniu, a oczekiwany bliski koniec nie nadchodził. To ważny sprawdzian mądrości wczesnej wiary.
Uważam, że przeżywając oczekiwanie bliskiego końca usiłowano w ten sposób wyrazić przede wszystkim ŚWIADOMOŚĆ KRÓTKOŚCI CZASU ORAZ NAGLĄCĄ KONIECZNOŚĆ NAWRÓCENIA (zob. Mk 1,15) I ZBAWIENIA. Temu zresztą celowi służyły APOKALIPTYCZNE MOWY JEZUSA WZYWAJĄCE DO CZUJNOŚCI (zob. Mt 24,42). Zaskakuje porównanie wydarzeń ostatnich z godziną włamania się złodzieja (Mt 24,43-44). Tą godziną jest dla każdego człowieka jego własne odejście z tego świata. Pan „jest blisko, już u drzwi” (Mt 24,33). Autor tzw. II Listu Piotra (pierwsze dziesiątki lat II wieku po Chr.) wyjaśnia: „Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień. Pan nie zwleka z wypełnieniem obietnicy – chociaż niektórzy uważają, że zwleka – ale jest cierpliwy względem was, gdyż nie chce aby ktokolwiek zginął, lecz aby wszyscy się nawrócili” (2 Pt 3,8). Niezmiernie charakterystyczne stwierdzenia!
Nowsza eschatologia skłania się wyraźnie do przekonania, że DECYDUJĄCY KONIEC ŚWIATA DOKONUJE SIĘ W RZECZYWISTOŚCI DLA KAŻDEGO POSZCZEGÓLNEGO CZŁOWIEKA W JEGO WŁASNEJ ŚMIERCI. Oczekiwany koniec jest rzeczywiście bliski! Odejście z tego świata jest Paruzją – ponownym przyjściem Chrystusa. Dla wszystkich ludzi razem przyjście to dokona się na końcu dziejów świata. Odległość czasowa jest tylko po naszej ludzkiej stronie. Oczekiwana przyszłość ostateczna jest zresztą już teraz po części obecna w naszej teraźniejszości.
2. W Biblii Hebrajskiej przebijało się stopniowo przeczucie, że Boża moc potrafi przezwyciężyć władzę śmierci i obudzić nadzieję na życie przyszłe. Był to długi proces rozwoju świadomości religijnej, o którym nie sposób pisać w tym miejscu (wspomnę tylko o dramatycznym doświadczeniu pośmiertnego losu w Szeolu). W nauczaniu proroków zarysowuje się coraz wyraźniej wiara, że Bóg panuje także nad śmiercią. W dziejach tradycji biblijnej wiara w zmartwychwstanie rozwinęła się stosunkowo późno. Nie była jednak obcym elementem, lecz wynikała z wiary w stwórczą moc Boga, Pana życia i śmierci. To On rzuca wyzwanie niszczącej sile Krainy Zmarłych (zob. Iz 38,17; Oz 13,14). Bóg życia jest rzeczywiście jego Panem, mocniejszym od niszczycielskiej potęgi śmierci.
Wyraźne świadectwa o wierze w zmartwychwstanie przynosi ŻYDOWSKA APOKALIPTYKA. Są to pisma umacniające nadzieję pośród prześladowań. Powstały po okresie wygnania, a w swoich wizjach głoszą ostateczne zwycięstwo Boga nad wszelkim złem (odsyłam w tym miejscu do artykułu: K. Löning, Auferweckung und biblische Apokalyptik, „Concilium“ 29:1993 H. 5, s. 422-426). Księga Daniela zapowiada zmartwychwstanie ciał w czasach ostatecznych oraz podwójny los ludzi dobrych i złych (Dn 12,2). Egzegeci zwracają uwagę, że wizja wyschniętych kości w proroctwie Ezechiela (Ez 37) odnosi się przede wszystkim do odnowy i „zmartwychwstania” narodu izraelskiego po wygnaniu w VI w., a nie w pierwszym rzędzie do wskrzeszenia umarłych.
Za króla Antiocha IV Epifanesa w II wieku przed Chrystusem Izraelici byli poddani krwawym prześladowaniom za swoją wiarę. Wielu poniosło śmierć męczeńską. Wierzono jednak, że Stwórca ma moc ziemskie życie uratować (2 Mch 7,23). Juda Machabeusz był przekonany, że „zabici zmartwychwstaną” (2 Mch 12,43-45).
3. W pierwszym wieku przed Chrystusem, u progu Nowego Testamentu, wiara w zmartwychwstanie zakorzenia się głęboko w świadomości Izraelitów, wbrew odmiennej nauce saduceuszy (zob. Mt 22,23-28). Jezus trzykrotnie zapowiadał uczniom swoją śmierć i zmartwychwstanie (Mt 16,21; 17,22; 20,18-19 i par.).
Pierwotna wiara chrześcijan w zmartwychwstanie Jezusa nawiązuje do żydowskiej wiary w powszechne wskrzeszenie zmarłych. Formuły wczesnochrześcijańskie mówią, że to sam Bóg wskrzesił Jezusa z martwych. Podobne są w tym względzie do żydowskich formuł wiary: „Bóg, który stworzył niebo i ziemię”. Podmiotem zmartwychwstania nie jest sam Jezus, lecz Bóg, który wskrzeszając Go z martwych do nowego życia potwierdził posłannictwo Ukrzyżowanego, opuszczonego, niewinnie straconego i pokonanego przez ludzką niesprawiedliwość. Usprawiedliwił Go w oczach ludzi i przyznał Mu rację.
Najstarszym wyrazem tej wiary była krótka teocentryczna formuła mówiąca o Bogu, który „wskrzesił Jezusa z martwych” (1 Tes 1,10; Rz 4,24; 8,11; 10,9; 2 Kor 4,14; Ga 1,1; Kol 2,12; 1 Pt 1,21). To formuła starsza od wyznania wiary w 1 Kor 15,3-5. Przypomina ówczesny język modlitw żydowskich. Widać to w drugim błogosławieństwie MODLITWY OSIEMNASTU PRÓŚB skierowanych do Boga: „Ty (…) dajesz pokarm żyjącym, ożywiasz umarłych. (…) Bądź uwielbiony, o Panie (JHWH), który ożywiasz umarłych”. Wczesnochrześcijańska formuła wyznania wiary w Boga, który wskrzesił Jezusa z martwych nawiązuje swoim stylem do tej właśnie MODLITWY O CHARAKTERZE APOKALIPTYCZNYM. W wyznaniu tym wiążą się ze sobą wiara w działanie Boga w stosunku do Jezusa oraz APOKALIPTYCZNA NADZIEJA na ocalenie wierzących (zob. Rz 8,9-11).
4. Sądzę, że jest to ISTOTNY ELEMENT CHRYSTOLOGII, A ZARAZEM ESCHATOLOGII, O CHARAKTERZE APOKALIPTYCZNYM. Z pierwotną wiarą chrześcijan w zmartwychwstanie Jezusa łączyło się radosne oczekiwanie Jego rychłego powrotu jako Sędziego, który zaprowadzi ostateczne Królestwo Boga. Wiara w zmartwychwstałego Pana była od początku wyrazem nadziei na Jego bliską Paruzję oraz na udział w Jego zmartwychwstaniu mocą Bożego Ducha JUŻ TERAZ, głównie przez chrzest i Eucharystię. Tym „uteraźniejszeniem” wczesnochrześcijańska nadzieja różniła się od apokaliptycznej nadziei żydowskiej skierowanej na eschatologiczną przyszłość.
Szczególnym przypadkiem jest Czwarta Ewangelia, w której egzegeci wyróżniają aż trzy redakcje (Grunschrift – Semeia-Quelle, Bearbeitung des „Evangelisten”, „Redaktion”). Ukazuje ona wiarę w zmartwychwstanie najbardziej konsekwentnie W KATEGORIACH OBJAWIENIA APOKALIPTYCZNO-MĄDROŚCIOWEGO. Eschatologia apokaliptyczna przeplata się tu z „eschata” realizującymi się już teraz. Kto nie wierzy, „już został osądzony” (J 3,18; „nie potępiony!” – jak często tłumaczono). W dialogu z Żydami Jezus zapewnia: „Zburzcie tę świątynię, a ja w trzy dni ją odbuduję” (J 2,19). Ewangelista wyjaśnia, że On „mówił o świątyni swojego ciała” (J 2,21). W innym miejscu Jezus przekonuje: „Zapewniam, zapewniam was, że zbliża się godzina, i TERAZ JUŻ JEST, gdy umarli usłyszą głos Syna i ci, którzy usłyszą, będą żyć” (J 5,25; wyróżnienie moje, WH). Znamienny jest opis wskrzeszenia Łazarza jako ostatniego „znaku” Jezusa, który Jego samego doprowadzi do śmierci (zob. J 11,50.53). Pojawia się w tym opisie zapewnienie, że wierzący JUŻ TERAZ mają w sobie nadzieję i zadatek zmartwychwstania: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto wierzy we Mnie, choćby i umarł, będzie żył. I każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to?” (J 11,25-26).
Narracje paschalne w Ewangeliach aktualizują żydowską wiarę we wskrzeszenie umarłych. Zmartwychwstanie Jezusa jest objawieniem Bożego działania, wypełnieniem „wszystkich Pism” (Łk 24,27) i obietnic odnoszących się do Niego. Przekazuje ono prawdę o wyzwoleniu człowieka ze śmierci do życia. Żyjąca w Izraelu nadzieja na zmartwychwstanie została w ten sposób wyraźnie potwierdzona.
W moim przekonaniu Jezusa można by nazwać także prorokiem apokaliptycznym. Wystarczy sięgnąć do tzw. „małej apokalipsy” w Ewangelii Marka (rozdział 13). Słusznie twierdzi G. Lohfink wyrażając wiarę chrześcijan, że Jezus to Ktoś-więcej-niż-Prorok. A o tym co w ciągu wieków chrześcijanie zrobili z oczekiwaniem przyjścia Chrystusa i apokaliptycznym zawołaniem MARANA THA! pisałem z ubolewaniem w ciągu lat wielokrotnie.
Nawiązuję do komentarza Księdza na temat nadziei Izraela na zmartwychwstanie i wypełnienia Pism w Chrystusie. Bardzo mnie ostatnio ten temat interesuje. Przeczytałam książkę Gezy Vermesa „The Resurrection”. Nie jest jeszcze wydana w Polsce. Otóż Vermes twierdzi, że większość ludzi w Palestynie za czasów Jezusa nie wierzyła w zmartwychwstanie. Koncepcja zmartwychwstania cielesnego była im obca. Ponadto Jezus nie czynił ze zmartwychwstania swojej dominującej idei w nauczaniu. Pisma nie zapowiadały zmartwychwstania Mesjasza. Generalnie uważa Vermes, że zmartwychwstanie było totalnym zaskoczeniem dla uczniów i starali się je sobie jakoś wytłumaczyć, odwołując się także (głównie) do Pism. Ale Pisma nie przynoszą zadowalającego wyjaśnienia wydarzenia zmartwychwstania.
Może napiszę większy artykuł – streszczenie tej książki.
Co Ksiądz myśli o takich poglądach?
Nie znam książki Vermesa. Nie wiem, czy „większość ludzi w Palestynie za czasów Jezusa nie wierzyła w zmartwychwstanie”. Czyżby aż tak wielki był wpływ nauki saduceuszów negujących zmartwychwstanie? Jezus niejednokrotnie jednak nawiązywał do wiary w zmartwychwstanie. Wystarczy zajrzeć do konkordancji. Apokaliptyka okresu Machabeuszy była jednak podtrzymywana w zbiorowej pamięci ludzi (matka 7 synów, Juda Machabeusz oraz ich przejmujące świadectwa). Skoro wydarzenie zmartwychwstania Jezusa jeszcze się nie dokonało, zachowywał pewną dyskrecję. „Poczekajcie, zobaczycie na własne oczy” – zdawał się mówić, gdy widział niedowierzanie.
Pisma nie zapowiadały? A jednak choćby w tekście Izajasza o Cierpiącym Słudze jest także aluzja do nowej egzystencji: „UJRZY POTOMSTWO, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego Po udrękach swej duszy UJRZY ŚWIATŁO I NIM SIĘ NASYCI” (Iz 53,10-11). To tak, jakby powiedzieć: ciąg dalszy nastąpi. Cierpienie to nie koniec. Nadejdzie coś większego.
Wiem, że to tekst trudny i zresztą skażony. Wiersz 10: ”Spodobało się Panu zmiażdżyć go cierpieniem” jest różnie przekładany. W obecnym przekładzie BT – jego wymowa jest okropna, przyprawiająca o niewiarę. A tymczasem Septuaginta zupełnie inaczej go przekłada. Radzę sprawdzić, gdyż ukazał się polski przekład LXX! Bogu dzięki!
Wg Vermesa Żydzi zhellenizowani nie wierzyli w zmartwychwstanie ciała, ani saduceusze, ani esseńczycy. Jedynie faryzeusze mieli tą koncepcję.
Vermes oblicza liczbę faryzeuszy w Palestynie na ok. 6 tyś. Saduceuszy – 18 tyś. Byli oni razem mniejszością w populacji liczącej ok. 500-600 tyś Żydów. Vermes uważa, że wpływ ideologiczny faryzeuszy jest przeceniany. Liczyli się oni tylko w ośrodkach miejskich, w Jerozolimie i Judei. Natomiast prawie ich nie było w Galilei. Pojawili się tam dopiero w latach 66-70. Nie wiemy, jak znaczny był wpływ doktryny faryzejskiej o cielesnym zmartwychwstaniu w Palestynie czasów Jezusa.
DO ANNY:
Nawiązuję do słów: „Wg Vermesa ŻYDZI ZHELLENIZOWANI nie wierzyli w zmartwychwstanie ciała, ani saduceusze, ANI ESSEŃCZYCY”.
Dwie refleksje:
1. To prawda, że pod przemożnym WPŁYWEM KULTURY GRECKIEJ także autor KSIĘGI MĄDROŚCI mówi nie o zmartwychwstaniu ciała, lecz o nieśmiertelności duszy ludzkiej. „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zgon ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności” (Mdr 3,1-4). To dusza jest tu niezniszczalną zasadą życia człowieka i jego tożsamości.
Ile mogło być „Żydów zhellenizowanych”? Wątpię, żeby prosty lud tak łatwo ulegał procesowi hellenizacji, czyli tzw. wyższej kultury? I to po srogich prześladowaniach? Niejasności wiele.
2. W zorganizowaniu zgromadzenia esseńczyków decydującą rolę odegrał człowiek nazywany w tekstach, które nie podają jego imienia, NAUCZYCIELEM SPRAWIEDLIWOŚCI. Był on „kapłanem, którego Bóg ustanowił w domu Judy dla wyjaśnienia wszystkich swoich sług proroków”.
Czy esseńczycy nie wierzyli w zmartwychwstanie? Otóż w jednym z opracowań o esseńczykach czytam następujący fragment:
„Członkowie esseńskiego zgromadzenia uważali Nauczyciela Sprawiedliwości nie tylko za założyciela tej społeczności i prawodawcę, ale też proroka obdarzonego przez Boga specjalną wiedzą objawioną i pośredniczącego, jak niegdyś Mojżesz, w zawarciu przymierza. Stąd nazywano go „PROROKIEM MÓWIĄCYM Z UST BOGA”. Dlatego wiarę w naukę Nauczyciela uważano za warunek zbawienia „w dniach sądu”, a jemu samemu przypisywano cechy mesjańskie. Widziano w nim też Mesjasza lub jego poprzednika i OCZEKIWANO, ŻE ZMARTWYCHWSTANIE I PONOWNIE SIĘ ZJAWI NA ŚWIECIE PRZY KOŃCU CZASÓW”.
A więc jednak esseńczycy wierzyli w zmartwychwstanie. Czyżby tylko sam „Nauczyciel Sprawiedliwości” miał zmartwychwstać? Nieprawdopodobne!
Vermes pisze, że helleniści wierzyli w nieśmiertelność duszy, na wzór platoński, natomiast nie w zmartwychwstanie ciał.
Co do Esseńczyków, których liczbę podaje jako 4 tyś, to na podstawie odnalezionych tekstów z Qumran i przekazów historycznych widać, że wierzyli w rodzaj duchowej nieśmiertelności, ale znów: nie w zmartwychwstanie ciał. Jeszcze poszukam w innej jego książce o zwojach z Qumran, co tam napisał na ten temat.
W książce „The story of the scrolls” Vermes podtrzymuje swoje tezy. Po pierwsze, nie jest zupełnie jasne czy Esseńczycy to wspólnota z Qumran. Po drugie, Vermes pisze co prawda o tym, ze pojawi się jakiś mesjasz, syn Dawida, być może nawet dwaj mesjasze. Ale nie pisze, że ma to być Nauczyciel sprawiedliwości. Mesjasz ma być ponoć wojownikiem zaprowadzającym pokój na ziemi, czyli idea mesjańska typowo doczesna.
Za to w innym źródle znalazłam, że wspólnota z Qumran oczekiwała przyjścia Nauczyciela oraz zbawienia od niego. Dziwne, że Vermes o tym nie wspomina. Przecież przestudiował wszystkie zwoje…
A, jeszcze jedno. W ostatnim „Znaku” ciekawy artykuł o tym, za kogo Żydzi mogą uznać Jezusa. Otóż za mesjasza, któremu się nie powiodło, za Mesjasza syna Józefa. Natomiast ciągle czekają na Mesjasza syna Dawida.
A więc mamy w sumie wiele niejasności o esseńczykach. Niech głowią się badacze.
Warto było przypomnieć pogląd rabina Byrona L. Serwina o „a failed Messiah” z ostatniego „Znaku” nr 701: „JEZUS ŻYDÓW”(jest to zresztą tylko LEKKO zmodyfikowany artykuł z „Więzi” 7/1992). Ten sam tekst ukazał się również w przełożonej na język polski książce Sherwina pt. „Duchowe dziedzictwo Żydów polskich”, Warszawa 1995, s. 283-309. Czytajmy!
Widze, ze temat troche chwycil, ale dla prawie wszystkich sporym problemem jest sama kwestia niespelnionego glownego proroctwa Jezusa. To oczywiscie rzecz do przedyskutowania. Na przyklad argument, ze pomylka Jezusa byla niewielka, bo nie spowodowala zalamania wiary wydaje mi sie zupelnie nie do utrzymania, chyba ze ktos podwazy przedstawione przez Allisona (Constructing Jesus) materialy dowodowe, ze w ruchach apokaliptycznych do takich zalaman z zasady nie dochodzi, niezaleznie od tego, jak bardzo by wspolnota sie nie rozczarowala.
Bylem jednak glownie ciekaw, czy chrzescijanie nie zechcieliby i czy nie widzac potrzeby, aby zmienic ortodoksyjnego sensu Synostwa Jezusa na nieco „nizsza” chrystologie, wychodzaca od jego opisu jako ostatecznego proroka. Cos takiego, chyba wbrew intencji autora, zobaczylem w zacytowanym sformulowaniu p. Roberta. W pierwszej chwili faktycznie wydaje sie to absurdalne i samobojcze dla chrzescijanstwa, skoro wedlug hipotezy apokaliptycznej Jezus-prorok zawiodl. („co do wszystkiego mógł się mylić, ale nie co do uczuć Boga, z którym współodczuwał i którego pathos przekazywał ludziom”). Ale przeciez np. jako Mesjasz zawiodl takze, stal sie „przeklenstwem” i „zgorszeniem”, a nie zwyciezca. A jednak dla chrzescijan jest Mesjaszem. To moze i ostatecznym prorokiem by mogl byc?
Wykladajac karty na stol: jako ateiste interesuje mnie to np. dlatego, ze nizsza chrystologia zapewne obnizalaby glowna bariere miedzy chrzescijanstwem, a pozostalymi religiami Abrahamicznymi, a takze otwieralaby droge do de-hierarchizacji wladzy w Kosciele, a moze i demokratyzacji Kosciolow. A to z kolei usuwaloby rozne przeszkody miedzy chrzescijanstwem a swiatem nie religijnym.
Dla mnie nie ma problemu, zeby nazwać Jezusa prorokiem. Przecież sam siebie tak nazwał gdy mówił, że nigdzie prorok nie jest tak pogardzany jak u siebie. Chodzi o to, ze chrześcijanie uważają, że jest kimś więcej niż prorokiem. Dlatego po pierwsze uznali Go za Mesjasza, ponieważ ten tytuł wydawał im się najwyższy. Potem okazało się, że Jego postać wykracza poza to, co powiedziały Pisma o Mesjaszu i uznali Go za Osobę Boską. Po prostu Jezus nie mieścił im się w znanych kategoriach. Kolejne kategorie były coraz szersze.
Był prorokiem, mimo że przepowiednia się nie spełniła. Trzeba jeszcze się zastanowić, czy to rzeczywiście Jezus to przepowiedział, czy jego uczniowie, ktorzy chcieli udowodnić, ze jest Mesjaszem, a więc odnieśli do Niego przepowiednię z ks. Daniela o Synu Człowieczym zstępującym z obłoków(paruzja). Czy Jezus sam to o sobie mówił? Mam wątpliwości.
Czy jest to dla chrześcijaństwa najistotniejsze? Nie. Są inne istotniejsze sprawy.
Z pewnością nie był Mesjaszem oczekiwanym przez Żydów, bo ten miał odnieść sukces, przynieść pokój i sprawiedliwość. Dlatego czy jest sens tłumaczenie Jezusa przez odniesienia do ST? Należałoby Go wytłumaczyć w nowy sposób. Trochę jako opozycja wobec ST. Jako rewolucja religijna. Główną sprawą jaka zaprzątała Jezusa nie było zmartwychwstanie i paruzja, ale coś innego. Ale chrześcijanie skoncentrowali się na śmierci, zmartwychwstaniu i paruzji. A Jezus żywy ziemski został zapomniany.
Odpowiem na razie krótko, z nadzieją, że uda mi się i dłużej, i odniosę się głównie do końcówki Pana komentarza. Jeśli interesuje mnie spojrzenie na Jezusa jako proroka (pytanie, na ile prorok apokaliptyczny, prorok czasów ostatecznych, to taki prorok jak np. Amos czy Izajasz – tego nie wiem, jeśli ma Pan cierpliwość, by to krótko wyjaśnić, to będę wdzięczny), to dlatego, że wydaje mi się, że to pozwala lepiej zrozumieć Jego postać i nauczanie. Jeśli to pomaga również w porozumieniu z innymi religiami, a nawet światem niereligijnym, to tym lepiej. Jednak jako chrześcijanie nie możemy udawać, że nie uznajemy Jezusa Chrystusa za Syna Bożego, jeśli nawet moglibyśmy wyjść od opisu Jezusa jako proroka, to w efekcie musielibyśmy dojść do opisu jako Syna Bożego.
Chrześcijaństwo położyło nacisk, żeby WIERZYĆ w Jezusa, w to, kim jest, kim był. Natomiast chodzi też o to, żeby ZROZUMIEĆ, co On mówił, co robił, o co Mu chodziło, a z tego wyniknie wiara czy też domniemanie kim On był czy też jest. Z NT dochodzimy do przekonania, że najważniejszą sprawą dla św. Pawła było zmartwychwstanie. Dla apostołów- przekonanie ludzi, że Jezus jest Mesjaszem. Ale czy to właśnie było najważniejszą sprawą dla Jezusa? Wydaje mi się, że nie.
Jako chrześcijanka wierzę w te rzeczy (zmartwychwstanie, zbawienie), ale te 2 sprawy wynikają z bardziej podstawowych spraw leżących u podłoża myślenia Jezusa. Dla człowieka współczesnego te bardziej podstawowe sprawy mogą być bardziej inspirujące i ważniejsze niż zmartwychwstanie i zbawienie. Jakie są te bardziej fundamentalne sprawy, na których należałoby oprzeć zbawienie i zmartwychwstanie? Jeszcze nie wiem, myslę i mam pewne pomysły.
Czy ktoś rozumie, o co mi chodzi?
W książce „Nowe światło. Kościół a teologia XX wieku” w rozdziale o Schillebeeckxie piszą tak: „Można pokazać, że teologiczne mówienie o Jezusie jako Chrystusie stanowi odpowiedzialną interpretację tego, co wiemy o nim jako osobie, i tego, co się z nim stało”. … „Schi. rozpatruje dość szczegółowo koncepcję, że dałoby się spisać zbiory słów i czyn ów Jezusa bez opowieści o Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu.”. „Przede wszystkim życie Jezusa miało charakter zbawczy”.
„Chodzi o to, ze chrześcijanie uważają, że jest kimś więcej niż prorokiem. Dlatego po pierwsze uznali Go za Mesjasza, ponieważ ten tytuł wydawał im się najwyższy. Potem okazało się, że Jego postać wykracza poza to, co powiedziały Pisma o Mesjaszu i uznali Go za Osobę Boską. Po prostu Jezus nie mieścił im się w znanych kategoriach. Kolejne kategorie były coraz szersze” itd.
Pani Anno, moim zdaniem (i nie tylko moim, oczywiscie) wlasnie w ten sposob chrzescijanskie spojrzenie teologiczne na Jezusa staje sie calkowicie ahistoryczne. Nie potrafie wytlumaczyc sobie Pani zasady „nie mieścił im się w znanych kategoriach” inaczej, niz jako wsteczna projekcje pozniejszego dogmatu o Boskosci Jezusa. Wie Pani, ze sie nie miescil, bo Bog z zasady nie moze sie miescic w ludzkich kategoriach. W ten sposob – takie mam wrazenie – teologia juz w momencie startu swych refleksji staje sie przeciwienstwem podejscia historycznego i tym samym rezygnuje ze wsparcia Akademii (krytycznych nauk historycznych). Widzenie Jezusa jako proroka wymagaloby porzucenia (a przynajmniej „zawieszenia”) anachronizmow i zastanowienia sie, czy caly proces przejscia od nauk Jezusa historycznego do dogmatycznych sformulowan o „jednorodzonym, wspolistotnym” Synu byl poprawny. W koncu to „Krolestwo”, a nie „Wcielenie” to slowo klucz do Jezusa historycznego.
Chyba, ze potrafi Pani zasade „nie mieścił im się w znanych kategoriach” wyprowadzic z poprawnej, respektujacej datowanie i krytyke zrodel, analizy danych historycznych o samym Jezusie?
Jeszcze jedno:
” Natomiast chodzi też o to, żeby ZROZUMIEĆ, co On mówił, co robił, o co Mu chodziło, a z tego wyniknie wiara czy też domniemanie kim On był czy też jest. Z NT dochodzimy do przekonania, że najważniejszą sprawą dla św. Pawła było zmartwychwstanie. Dla apostołów- przekonanie ludzi, że Jezus jest Mesjaszem. Ale czy to właśnie było najważniejszą sprawą dla Jezusa?”
Przeciez taki dokladnie byl przed dwustu laty punkt startu Jesus Quest. Skoro to Pania tak interesuje, Pani Anno, dlaczego jednoczesnie popada Pani w ten anachronizm, o jakim pisze powyzej? Jakimi lepszymi narzedziami, niz historyczne, chce Pani zdobyc dane do tego zrozumienia „o co Mu chodzilo”, do usuniecia/zawieszenia warstw pozniejszej chrystologii Pawla, apostolow czy Ojcow Kosciola?
„Jednak jako chrześcijanie nie możemy udawać, że nie uznajemy Jezusa Chrystusa za Syna Bożego, jeśli nawet moglibyśmy wyjść od opisu Jezusa jako proroka, to w efekcie musielibyśmy dojść do opisu jako Syna Bożego”
Kiedy dyskutuje z p. Tabiszem i rozwazam na serio jego argumenty co do mitycznosci postaci Jezusa z Nazaretu to wcale nie czuje, ze jakos „zdradzam” wlasne poglady na te postac. Po prostu „zawieszam” moje przekonania, aby z inna osoba poddac je ocenie, z jednoczesna ocena pogladow rozmowcy. Nie twierdze takze od poczatku, ze i tak dojde do hipotezy apokaliptycznej, ze to jedyna opcja. Co to bylaby wtedy za „debata”?
Dlaczego i chrzescijanie nie mogliby tak rozmawiac?
Czy anachronizmem nazywa Pan wiarę w boskość Jezusa?
I właśnie to zamierzam zrobić- zdystansować się od interpretacji jego postaci przez Pawła i apostołów i ojców Kościoła, jakby zapomnieć o nich i zobaczyć co z tego zostanie. Zobaczyć, co było myślą przewodnią Jezusa, Jego najważniejszym przekazem dla ludzi. Oni skoncentrowali się na śmierci, zmartwychwstaniu, potem na narodzeniu-wcieleniu. Pośrodku jednak jest życie Jezusa, które nieść powinno główny przekaz.
Nie jestem historykiem, nie umiem wyprowadzac tez z analizy historycznej, wyprowadzam je ze swojej intuicji i rozumu. Zbieram możliwości i badam, czy się mogą do czegoś przydać. Jest to badanie subiektywne i ahistoryczne. Nie jestem naukowcem.
DO P. DARIUSZA
Być może wtrącam się niepotrzebnie. Może są to rzeczy dobrze Panu znane. Otóż tak pisze Pan o swojej metodzie debatowania:
„…po prostu ‘zawieszam’ moje przekonania, aby z inna osoba poddac je ocenie, z jednoczesna ocena pogladow rozmowcy. Nie twierdze takze od poczatku, ze i tak dojde do hipotezy apokaliptycznej, ze to jedyna opcja. Co to bylaby wtedy za ‘debata’? DLACZEGO I CHRZESCIJANIE NIE MOGLIBY TAK ROZMAWIAC?”
No cóż? Próbują tak rozmawiać, i owszem. Wymienię tylko próby niedawne ze strony dwóch teologów jezuickich. Z jakim skutkiem? Niech świadczą o tym, sankcje ze strony Kongregacji Doktryny Wiary dotyczące poglądów Rogera Haighta (2004) oraz Jona Sobrino (2006). Chodzi o tzw. Notificazioni wydane przez Kongregację w związku z publikacjami tych autorów: R. Haight SJ, Jesus: Symbol of God, New York: Orbis Books 1999; J. Sobrino, Jesucristo liberador. Lectura historico-teológica de Jesús de Nazaret, Madrid 1991 (przekład angielski: Jesus the Liberator: A Historical-Theological View, New York: Orbis Books 1993, 2003); tenże, La fe en Jesucristo. Ensayo desde las victimas, San Salvador 1999 (przekład angielski: Christ the Liberator: A View from the Victims, New York: Orbis Books 2001).
Kontekst wprawdzie nie apokaliptyczny, ale to rzeczywista tzw. CHRYSTOLOGIA ODDOLNA, prowadząca do konfliktu z oficjalnym nauczaniem Kościoła rzymskokatolickiego. Stosując metodę historyczno-krytyczną egzegeci oraz niektórzy teologowie rozwijają pierwotną, „oddolną” chrystologię. Śledzi ona rozwój świadomości wczesnych chrześcijan szukających zrozumienia życia Jezusa. Punktem wyjścia jest wtedy ziemskie posłannictwo Jezusa z Nazaretu widziane w kontekście Biblii Hebrajskiej i judaizmu tamtego czasu. W perspektywie oddolnej bóstwo i preegzystencja Jezusa mają jedynie ukazać niezwykłe znaczenie Jego osoby. Należy je interpretować W KONTEKŚCIE JUDAISTYCZNEJ TRADYCJI PROROCKIEJ. Wypowiedź o preegzystencji służy wówczas podkreśleniu funkcji objawiania Boga przez Jezusa. W takim ujęciu Jego synostwo mówi nie o przedwiecznym pochodzeniu, lecz o wybraniu i „ustanowieniu w mocy” przez Boga. Tak pojęte synostwo Boże nie narusza w niczym żydowskiego monoteizmu. W Ewangelii Janowej (Prolog!) nie chodziłoby więc o wykazanie, że Jezus Chrystus istniał przed wcieleniem jako Osoba pre-egzystująca, mająca tę samą naturę co Ojciec. Celem było wyznanie, że Jezus z Nazaretu jest, JAKO CZŁOWIEK, uosobionym Logosem Boga; że Jego słowa i czyny są słowami i czynami samego Boga. W Nim, jako człowieku, Boskie Słowo i Boska miłość przyjęły ludzką postać. Całym swoim istnieniem głosił On nadejście Królestwa, priorytet miłości („nowego przykazania”) i objawiał słowo jednego Boga. Jest więc w tym sensie Słowem i obrazem Boga.
To właśnie tego rodzaju interpretacja „oddolna” wprowadza nieuchronny konflikt w stosunku do nicejskiej, odgórnej” chrystologii wcielenia. Stąd reakcje i sankcje Rzymskiej Kongregacji.
Jako ateista może Pan z łatwością „zawieszać” swoje przekonania, debatować, weryfikować, snuć hipotezy i teorie. Nic Panu nie grozi. Żadne sankcje Pana nie zmuszą do milczenia. Z nami, teologami Kościoła rzymskiego jest inaczej. I tak chyba będzie dalej. To doświadczenie wieków.
Łatwiej z pewnością teologom protestanckim… Mam przed sobą książkę kwakra (Quaker): Philip Gulley, If the Church Were Christian: Rediscovering the Values of Jesus, HarperCollins Publishers 2011. Chapter I: “Jesus Would Be a Model for Living Rather than an Object of Worship”, s. 11-28. To chrystologia wybitnie oddolna. Niezwykle sugestywne i krytyczne refleksje.
Tyle mojej odpowiedzi na Pańskie pytanie: „Dlaczego i chrześcijanie nie mogliby tak rozmawiać?”
Przepraszam, że zawracam głowę, ale apropos chrystologii oddolnej, która wydaje mi się bardzo interesująca i która jest mi bliższa niż chrystologa odgórna, mam pytanie. Pytanie może naiwne, ale zadaję je szczerze. Co stoi na przeszkodzie, żeby Kościół przyjął odbydwie chrystologie jako uprawnione, a te dwa punkty widzenia jako możliwe do przyjęcia dla katolika i wzajemnie się uzupełniające punkty widzenia? Dlaczego chrystologia oddolna ma zagrażać życiu duchowemu chrześcijanina?
Zacznę od odpowiedzi dla Tomka, aby przejść do tego, co napisał p. Wacław i p. Anna
Dlaczego dla chrześcijan pójście po obu drogach jest niemożliwe? (Konkretniej – jest niemożliwe dla katolików). Moim zdaniem dlatego, że mają oni taką a nie inną definicję „chrześcijaństwa” i nie zastanawiają się nad tym, skąd się ona wzięła i czy nie czas jej zmienić.
Mówię o definicji chrześcijaństwa jako efektu unikalnego wydarzenia, Wcielenia Boga. Skoro tylko w jednym momencie historii Bóg objawił się w tak dramatyczny i ostateczny sposób, jak w życiu Jezusa – wszystko inne musi się od tego zaczynać i być temu podporządkowane. Ireneusz z Lyonu uznał w II wieku, że biskupi Kościoła przekazują sobie nienaruszalny spadek, „depozyt” tego Wcielenia, a zatem mają patent na Prawdę o człowieku i świecie. Kongregacja d/s Doktryny Wiary strzeże, aby ten depozyt nie został naruszony. W ten sposób każda próba poważnej reformy w teologii, a zwłaszcza w chrystologii staje się próbą naruszenia Prawdy, pochodzącej od Wcielonego. Zasługuje na potępienie i Kościół ją odrzuca.
Jakoś tak, w wielkim skrócie to działa, prawda, Panie Wacławie?
I teraz: czym są badania historyczne? Są one ważne moim zdaniem dla chrześcijan, bo wprowadziły dwa rozróżnienia. Po pierwsze rozróżnienie między Jezusem historycznym (badań akademickich), a Jezusem dogmatycznym (soborów chrystologicznych z IV i V wieku). Po drugie rozróżnienie między ruchem poJezusowym (badań akademickich), a Kościołem rzymsko-katolickim czy w ogóle Kościołami ortodoksji (takimi, jakie one same siebie opisuje we własnych historiach Kościoła).
Kongregacja doktryny strzeże Jezusa dogmatycznego i wyznaniowej historii Kościoła. Nie uznaje Jezusa Wcielenia i Odkupienia za jedną z wielu hipotez – uznaje ją za Prawdę, bez której nie ma chrześcijaństwa. Więc kiedy Haight powołuje się na argumentację akademicką, traci prawo do nauczania w imieniu katolicyzmu…
Pytanie, na które każdy chrześcijanin musi sobie w tym momencie odpowiedzieć brzmi: co jest dla mnie ważne? Czy wychodzę z założenia, że Ireneusz i sobory chrystologiczne miały lepszy „wgląd” w rzeczywistość Boga, czy raczej lepszy wgląd miał Jezus z Nazaretu, odtwarzany metodami nauk historycznych? Haight z tego, co czytałem, poparł chrystologię nawiedzenia – Jezus nie był kimś innym niż człowiek, nie był z natury Bogiem, a jedynie miał Ducha św. w stopniu najwyższym, niedostępnym żadnemu innemu człowiekowi.
W ten sposób Haight nie wychodzi poza judaizm i dlatego właśnie pisałem, że dzięki badaniom historycznym wielkie religie Abrahamiczne mogą zacząć się zbliżać do siebie. A od tego świat powinien stać się trochę lepszy….
To nie wszystko: właśnie chrystologia nawiedzenia była np. według Michaela Gouldera chrystologią wspólnoty Jerozolimskiej (pierwsza „stolica” chrześcijaństwa), apostołów, Jakuba Sprawiedliwego. Ale w takim razie nauczanie Pawła, od którego startują główne doktryny Kościoła byłoby… herezją?
Nie jestem pewny, czy p. Anna chce znaleźć to, czego szuka… Czy jest gotowa to znaleźć…
TOMKOWI I P. DARIUSZOWI
Nie takie to proste pogodzić obydwie interpretacje chrystologiczne. Być może znajdzie się kiedyś jakiś geniusz religijny , który to potrafi. Mamy za sobą długie stulecia zmagań, anatem, cierpienia ludzi. To prawda raczej mało radosna.
W jakiejś mierze można by mówić o komplementarności, ale to jest chyba, w moim odczuciu, możliwe tylko wtedy, gdy szuka się dopełnienia chrystologii odgórnej, nicejskiej, przez inspiracje płynące od chrystologii oddolnej, historycznej. Odwrotny zabieg wydaje się wręcz niemożliwy. To coś w rodzaju karkołomnego skoku jakościowego w górę: aż po bóstwo Jezusa, naukę o Trójcy, o zbawczej wartości śmierci Jezusa, o jedyności i powszechności zbawczego pośrednictwa Jezusa, o zmartwychwstaniu Jezusa… Podważając centralne punkty chrystologii odgórnej podważa się wiele innych prawd istotnych dla chrześcijaństwa. Konsekwencje są dalekosiężne…
Według P. Dariusza dla chrześcijan (głównie dla katolików) pójście po obu drogach jest niemożliwe „dlatego, że mają oni taką a nie inną definicję ‘chrześcijaństwa’ i NIE ZASTANAWIAJĄ SIĘ NAD TYM, SKĄD SIĘ ONA WZIĘŁA I CZY NIE CZAS JEJ ZMIENIĆ”.
Chyba jednak zastanawiają się (wierzę w to osobiście), ale nie widzą wyjścia z sytuacji: albo – albo. Powtarzam: nie takie to wszystko proste i łatwe jak się wydaje… Kogo obdarzyć większym zaufaniem: wielowiekową wiarę chrześcijaństwa, naukę wspólnych soborów uważanych za przejaw działania Ducha Świętego czy też historyczne interpretacje fenomenu Jezusa w terminach współczesnej wrażliwości? Czy trwaliśmy w błędzie przez całe stulecia? Nauczanie apostoła Pawła należy uznać za herezję?
Pytań rodzi się wiele. Ateiście trudno jest być może uzmysłowić sobie, że ludzie wierzący, myślący krytycznie i poszukujący mają dramatyczne nieraz trudności z wiarą, którą wyznają w swoim Kościele. Ogół ucieka od tego rodzaju pytań.
Nie przedłużam tych refleksji. Dla zainteresowanych podaję tylko charakterystyczne fragmenty z werdyktu Kongregacji Doktryny Wiary
1. O CHRYSTOLOGII ROGERA HAIGHTA: „Jesus: Symbol of God”
The Council of Nicaea, states the Author, “employs scripture in a way that is not acceptable today”, that is, as providing “a source of directly representative information, like facts or objective data, about transcendent reality” (p. 279). The dogma of Nicaea does not teach, therefore, that the eternally pre-existent Son or Logos is consubstantial with and eternally begotten of the Father. The Author proposes “an incarnational christology in which the created human being or person Jesus of Nazareth is the concrete symbol expressing the presence in history of God as Logos” (p. 439).
The Author’s erroneous position on the pre-existence of the Son/Logos of God is consistent with his likewise erroneous understanding of the doctrine on the divinity of Jesus. It is true that he uses expressions such as “Jesus must be considered divine” (p. 283) and “Jesus Christ […] must be true God” (p. 284). These statements must be understood however in light of his assertions regarding Jesus as a symbolic medium: Jesus is “a finite person” (p. 205), “a human person” (p. 296), “a human being like us” (p. 205; cf. p. 428). The formula “true man and true God” is therefore reinterpreted by the Author in the sense that “true man” means that JESUS IS “A HUMAN BEING LIKE ALL OTHERS” (p. 295), “A FINITE HUMAN BEING AND CREATURE” (p. 262); whereas “true God” means that the man JESUS, AS A CONCRETE SYMBOL, is or MEDIATES THE SAVING PRESENCE OF GOD IN HISTORY (cf. pp. 262, 295): only in this sense is Jesus to be considered as “truly divine or consubstantial with the God” (p. 295). The “postmodern situation in christology”, says the Author, “entails a change of viewpoint that leaves the Chalcedonian problematic behind” (p. 290), precisely in the sense that the hypostatic union, or “enhypostatic” union, would be understood as “the union of no less than God as Word with the human person Jesus” (p. 442).
This interpretation of the divinity of Jesus is contrary to the faith of the Church that believes in Jesus Christ, eternal Son of God, who became man, as has been proclaimed repeatedly in various ecumenical councils and in the constant preaching of the Church.[4]
2. ORAZ JON SOBRINO: “Jesus the Liberator”, “Christ the Liberataor”
Father Sobrino does not deny the divinity of Jesus when he proposes that it is found in the New Testament only “in seed” and was formulated dogmatically only after many years of believing reflection. Nevertheless he fails to affirm Jesus’ divinity with sufficient clarity. This reticence gives credence to the suspicion that the historical development of dogma, which Sobrino describes as ambiguous, has arrived at the formulation of Jesus’ divinity without a clear continuity with the New Testament.
(Łatwo odnaleźć pełne teksty tych dwóch “Notification” w wyszukiwarce, wpisując: Congregation of the Doctrine of the Faith-Roger Haight. I to samo: ……..- Jon Sobrino).
Jakimś wyjściem byłoby dla Kościoła zastąpienie jednej watykańskiej Kongregacji strzegącej „depozytu”, kongregacjami spełniającymi rolę „open sources”, źródeł wielu idei chrześcijańskich, z których można by czerpać, ale w sposób bardziej otwarty, bez odgórnych decyzji, co jest ortodoksją, a co nie. Być może Papież Franciszek ma coś podobnego w planach, skoro mówił, że chce decyzje o ortodoksyjności powierzyć raczej lokalnym wspólnotom?
„Ateiście trudno jest być może uzmysłowić sobie, że ludzie wierzący, myślący krytycznie i poszukujący mają dramatyczne nieraz trudności z wiarą, którą wyznają w swoim Kościele. Ogół ucieka od tego rodzaju pytań”.
Panie Wacławie, Jesus Quest zrobili w 99% chrześcijanie, a nie ateiści. To było i jest „poszukiwanie wewnątrz” wiary, na granicy nauki i wiary, który mnie ogromnie interesuje. Natomiast problem jest faktycznie z „ogółem”. Krytyczni badacze i teolodzy są samotni. Lud Boży jako całość mógłby wprowadzić zmiany, wpłynąć na biskupów.
„Ogół” przejmie te pytania – lub odejdzie. Wysoka chrystologia nie pasuje do popularnego, coraz bardziej krytycznego obrazu Kościoła – który nie do końca wygląda na przestrzeni swej historii jak ręką Boga uczyniony. Tylko reforma, „obniżenie” teologii może to powstrzymać, takie mam wrażenie….
W Kościele od początku istnieje napięcie pomiędzy stałym i niezmiennym depozytem wiary, a nowym, coraz głębszym jego rozumieniem. Patrząc oczyma wiary można by powiedzieć, że owo napięcie znajduje swój ostateczny fundament w relacji pomiędzy Jezusem Chrystusem, który jest pełnia Objawienia, a Duchem Świętym, który prowadzi nas do całej prawdy. Kongregacja Doktryny Wiary pełni rolę służebną wobec Papieża, który wraz z innymi biskupami strzeże depozytu wiary i umacnia braci w wierze. Ergo, to nie tyle Kongregacja sama z siebie strzeże depozytu wiary, ale raczej pomaga w tym pasterzom. Nie wiem, jaką wypowiedź papieża Franciszka ma pan na myśli, pisząc, że „chce decyzje o ortodoksyjności powierzyć raczej lokalnym wspólnotom”. To chyba jakieś nieporozumienie. Tego rodzaju decyzje pozostają w gestii papieża, który działa jako głowa kolegium biskupów, oraz w gestii kolegium biskupów, którzy działają razem we wspólnocie z papieżem.
Co do samego tematu „Jezus prorokiem?”, to podkreśliłbym, że trzy funckje Jezusa: kapłańska, prorocka i królewska, ukazują swój sens jedynie w świetle samo-objawienia rzeczywistej Boskości Jezusa. W przeciwnym razie należałoby stwierdzić, że Jezus był fałszywym prorokiem-megalomanem. Sądzę, że wychodząc od Jezusa proroka, dochodzimy do Jezusa Syna Bożego w sensie trynitarnym, albo musimy uznać Jezusa za proroka fałszywego. Pozostaje jeszcze trzecia możliwość, a mianowicie taka, że ewangeliści sfałszowali słowa Mistrza z Nazaretu i w gruncie rzeczy niewiele wiemy, za kogo uważał się Jezus..
DO PANA DARIUSZA
No i nieoczekiwanie w blogu teologicznym „Kleofas” zaistniał mały „dziedziniec dialogu”. Cieszę się, że możemy dyskutować spokojnie, z szacunkiem dla odmiennych poglądów, przyjaźnie i życzliwie, bez chęci nawracania, napastliwości i apodyktyczności.
Prowokujące są, Panie Dariuszu, wysuwane przez Pana sugestie o „open sources” w Watykanie. Czy to jedynie muzyka sfer niebieskich?
Chrześcijaństwo od samego początku postawiło na ortodoksyjność i apologię wiary, gdy tylko zaczęły pojawiać się pierwsze poglądy uznane za heretyckie. W Liście do Galatów apostoł Paweł grzmiał: „A jeślibyśmy nawet my, lub anioł z nieba głosił was dobrą nowinę inną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty, anáthema éstō. Jak już powiedzieliśmy, tak i teraz znowu mówię: ”Gdyby ktoś głosił wam dobrą nowinę inną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty” (Gal 1,8-9). Dwa razy powiedziane, jak gdyby jeden raz nie wystarczało.
Herezję uważano w Kościele za największe zło. Troska o ortodoksję jakże często przesłaniała wręcz „ortopraxis” i Jezusowe „nowe przykazanie”. Rodziło się doktrynerstwo i nietolerancja, a za nimi ofiary w ludziach. Ileż ich było w ciągu wieków! Można się przerazić dziejami prześladowań wewnątrz samego chrześcijaństwa, nie tylko zresztą rzymskokatolickiego.
Przypomina Pan o pewnych wypowiedziach papieża Franciszka. Ja również z ufnością słucham jego słów. Ot choćby jak te z długiego wywiadu dla „Civiltà Cattolica” (przekład jezuitów opublikowany na portalu DEON):
„Nasze życie nie zostało nam dane jako libretto, w którym wszystko zostało napisane, ale jest wyjściem, chodzeniem, czynieniem, szukaniem, oglądaniem… Trzeba wejść w przygodę poszukiwania spotkania oraz pozwolić się szukać i spotkać Bogu. (…) Jeżeli chrześcijanin tęskni tylko za tym, co było, jeśli jest legalistą, jeżeli chce, aby wszystko było jasne i pewne, to nie znajdzie niczego. Tradycja i pamięć przeszłości mają nam pomóc, by mieć ODWAGĘ DO OTWIERANIA NOWYCH PRZESTRZENI dla Boga. Kto dziś szuka jedynie rozwiązań dyscyplinarnych, kto skłania się w sposób przesadny w kierunku DOKTRYNALNEGO «BEZPIECZEŃSTWA», kto ostentacyjnie pragnie przywrócić utraconą przeszłość, ma wizję statyczną i nierozwijającą się. W ten sposób wiara staje się jedną z wielu ideologii. Ja mam jedną pewność dogmatyczną: Bóg jest obecny w życiu każdej osoby, Bóg jest w życiu każdego. Również wtedy, gdy życie jakiejś osoby okazało się porażką, gdy jest zniszczone przez wady, przez narkotyki albo jakąś inną rzecz, Bóg jest w jej życiu. Można i trzeba szukać Boga w każdym ludzkim życiu. Także wtedy, gdy życie jakiejś osoby jest terenem pełnym cierni i chwastów, zawsze jest miejsce, gdzie dobre nasienie może wzrastać. Należy ufać Bogu”. (To ze śródtytułu: „Pewność i błędy”).
I jeszcze jeden cytat ze śródtytułu „Granice i laboratoria”:
„Nasza wiara nie jest wiarą laboratorium, lecz wiarą pielgrzymką, wiarą zaangażowaną w historię. Bóg się objawił w historii. Nie jako kompendium abstrakcyjnej prawdy. Boje się laboratoriów, bo w laboratoriach podejmuje się problemy i zabiera się je do własnego domu, aby je udomowić, przez uładzenie ich, poza ich kontekstem. Nie należy przynosić granicy do domu, ale NALEŻY ŻYĆ NA GRANICY I BYĆ ŚMIAŁYM”. (Tu i powyżej wyróżnienie moje, WH
Miejmy więc nadzieję, że nastąpią przynajmniej pewne zmiany i nowe rozłożenie akcentów. Let’s hope for the best!
Ja też cieszę się z tego Kleofasowego małego „dziedzińca dialogu”, mam jednak wrażenie, że nieco oddalamy się, chociaż dotykamy kwestii niewątpliwie ważnych, od tego, od czego zaczęła się dyskusja: mianowicie w jaki sposób rozumienie Jezusa jako proroka (i tu ważne pytanie: jakim prorokiem był Jezus – takim jak Izajasz czy Amos, czy też zupełnie innym?) przybliża nas do zrozumienia Jego postaci (i tu drugie ważne pytanie: co to zrozumienie oznacza dla tych, którzy uważają Jezusa za Boga, i co to oznacza dla tych, którzy Go za Boga nie uważają albo wręcz są ateistami?). Myślę, że po odpowiedzeniu sobie na te pytania można zobaczyć, co tak naprawdę, o ile w ogóle jest coś takiego, łączy światy poszczególnych religii czy nawet świat religii i niereligijny. Mam wrażenie, że to lepsza droga niż ta wiążąca się z wymaganiem, by na początek chrześcijanie „obniżyli” chrystologię. Konsekwencje obniżenia tej chrystologii, nawet jeśli nie musiałby one takie być (ale żeby to wiedzieć, trzeba rozważyć, co musi oznaczać to, że Jezus był prorokiem), przedstawił w swoim komentarzu ks. Dariusz Kowalczyk. Gdybyśmy więc mogli spróbować odpowiedzieć sobie w tej dyskusji na wskazane pytania, to jak sądzę, moglibyśmy dojść dalej, niż skupiając się na kwestiach dyscypliny dogmatycznej w Kościele.
„Nie wiem, jaką wypowiedź papieża Franciszka ma pan na myśli, pisząc, że „chce decyzje o ortodoksyjności powierzyć raczej lokalnym wspólnotom”. To chyba jakieś nieporozumienie.”
Cytuję z wywiadu dla La Civiltà Cattolica:
„It is amazing to see the denunciations for lack of orthodoxy that come to Rome. I think the cases should be investigated by the local bishops’ conferences, which can get valuable assistance from Rome. These cases, in fact, are much better dealt with locally”.
Andrea Gagliarducci z Monday Vatican tak to min. skomentował:
This would lead us to think to a reform of the modus operandi of the Congregation for the Doctrine of the Faith.(…)
Pope Francis (…) wants to give a new breathing space and a higher profile to the local Churches, also with regards to issues of orthodoxy and pronouncements. It would entail a complete overhaul: from a coordinating center to a series of local bishops that can decide on their own, according to particolar needs. Even if Francis speaks about a «valuable assistence from Rome», and this does not mean it will be a supervision.
Zacznę od odpowiedzi dla p. Dariusza Kowalczyka, aby przejść do tego, co powiedział p. Robert Rynkowski i p. Wacław Hryniewicz:
„trzy funkcje Jezusa: kapłańska, prorocka i królewska, ukazują swój sens jedynie w świetle samo-objawienia rzeczywistej Boskości Jezusa. W przeciwnym razie należałoby stwierdzić, że Jezus był fałszywym prorokiem-megalomanem. Sądzę, że wychodząc od Jezusa proroka, dochodzimy do Jezusa Syna Bożego w sensie trynitarnym, albo musimy uznać Jezusa za proroka fałszywego. Pozostaje jeszcze trzecia możliwość, a mianowicie taka, że ewangeliści sfałszowali słowa Mistrza z Nazaretu i w gruncie rzeczy niewiele wiemy, za kogo uważał się Jezus..”
Ten komentarz pokazuje, że – wbrew sugestii Pana Roberta Rynkowskiego – będzie bardzo trudno mówić o Jezusie proroku bez ciągłego ocierania się o kwestie dyscypliny doktrynalnej i ewentualnego „obniżenia’ chrystologii. Z czego bierze się przekonanie, że istnieją tylko takie trzy drogi, a nie inne? Przecież cała historia „herezji chrystologicznych” pokazuje, że tych dróg jest nie dwie, nie trzy, ale dziesiątki. Problem polega tu chyba nie na niczym innym, niż na sztywnej dyscyplinie doktrynalnej, która zostawia tylko kilka „słusznych” dróg dla teologii?
I tutaj właśnie może pomóc podejście historyczne. Bo podejście historyczne pozwala zacząć od punktu w czasie, ZANIM dyscyplina doktrynalna powstała, odsłonić jej źródła i przede wszystkim – zapytać o jej prawomocność. Zwracam mocno uwagę na komentarz p. Wacława Hryniewicza:
„Chrześcijaństwo od samego początku postawiło na ortodoksyjność i apologię wiary, gdy tylko zaczęły pojawiać się pierwsze poglądy uznane za heretyckie. W Liście do Galatów apostoł Paweł grzmiał: „A jeślibyśmy nawet my, lub anioł z nieba głosił was dobrą nowinę inną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty, anáthema éstō. Jak już powiedzieliśmy, tak i teraz znowu mówię: ”Gdyby ktoś głosił wam dobrą nowinę inną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty” (Gal 1,8-9). Dwa razy powiedziane, jak gdyby jeden raz nie wystarczało.
Herezję uważano w Kościele za największe zło”.
Pytanie historyczno-krytyczne brzmi tutaj: co to znaczy, że pogląd Pawła był ortodoksyjny, a „inna ewangelia” heretycka? Skąd wiadomo, że to pogląd Pawła sięga korzeniami aż do nauczania Jezusa, a „inna ewangelia” dopiero później się pojawiła? A może było odwrotnie? Moim zdaniem jedyne, co można historycznie stwierdzić jest to: w momencie, kiedy Paweł wykładał uczniom to, co uważał za ortodoksyjną ewangelię, istnieli inni nauczyciele, wykładający „inną ewangelię”.
Panie Dariuszu, a moglibyśmy zacząć już rozmawiać o Jezusie proroku i związanych z tym konsekwencjach? Bo mam wrażenie, że nie posunęliśmy się nawet pół kroku do przodu…
Uczciwa i spokojna dyskusja nie może być dyktowana pośpiechem. Wymaga dłuższego namysłu. Postoje są konieczne także dla koni, aby odpoczęły i nabrały sił do dalszej drogi. W moim przypadku najlepiej rozważa się te sprawy bardzo wczesnym rankiem, także w ciemnościach. Oto moje refleksje.
1. Zgodnie z sugestią P. Roberta wróćmy zatem do pytań: Jakim prorokiem był Jezus? Czy takim samym jak prorocy Izraela, więksi i mniejsi? W jaki sposób rozumienie Jezusa jako proroka przybliża do zrozumienia Jego postaci? Czy tylko ludzkiej, czy także boskiej? Czy sam Jezus uważał się za kogoś większego od proroków?
Faktem jest, że chętnie włączał swój głos w nawoływanie proroków do sprawiedliwości i prawości życia oraz do głębszej religijności. Mój ulubiony tekst to nawiązanie Jezusa do OZEASZA: „Idźcie i nauczcie się, co znaczy: ‘Miłosierdzia chcę, a nie ofiary’, ou thysían” (Mt 9,13; Oz 6,6; tu i poniżej przekład ekumeniczny z 2001 r. ). Tekst ważny dla chrystologii oddolnej, pełen humanizmu, powtórzony raz jeszcze w Mt 12,7. (Nota bene: Osłabiając sens zdania, Biblia Tysiąclecia uparcie przekłada, nawet w piątym wydaniu z 2003 roku: ’Chcę RACZEJ miłosierdzia niż ofiary’. Dlaczego to raczej? Nie ma w ogóle uzasadnienia).
Czy odniesienie do Ozeasza to „ipsissima verba” Jezusa? Niezmiernie trudno dokonać weryfikacji. Nie znam definitywnych rozstrzygnięć egzegetów w tej sprawie.
Moim drugim ulubionym tekstem jest porównanie Jezusa do proroka JONASZA: „Jak bowiem Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrzu ogromnej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w głębi ziemi” (Mt 12,40). Znamienne świadectwo! Trzy dni to symbol krótkiego czasu, czasu mocnego, prawdziwego „kairós”, naznaczonego interwencją Boga. Dyskretna zapowiedź śmierci i zmartwychwstania. I jakże ważny dalszy ciąg tekstu: „Mieszkańcy Niniwy powstaną na sądzie razem z tym pokoleniem i oskarżą je, ponieważ opamiętali się na wezwanie Jonasza, A TU JEST KTOŚ WIĘKSZY NIŻ JONASZ” (Mt 12,41; wyróżnienie moje, WH). Jezus był świadom swej wyjątkowości, choć tak chętnie sam nawiązywał do proroków. Nie zakwestionował wiary uczniów, że jest „jednym z proroków” (Mt 16,14).
Wniosek z porównania do Jonasza: W nauczaniu Jezusa myśl o zmartwychwstaniu wciąż powraca. Nie zrozumiemy Jego postaci i tego, kim On właściwie jest w oderwaniu od wydarzenia śmierci i zmartwychwstania (to aluzja do wcześniejszych wypowiedzi Anny). Jakże znamienny jest również tekst Mt 22,30-32 o nowym świecie po zmartwychwstaniu i naszych błędnych o nim wyobrażeniach.
Los Jezusa podobny jest do losu proroków. On sam o tym mówi: „Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz PROROKÓW i kamienujesz tych, którzy są do ciebie posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak gromadzi pod skrzydła swoje pisklęta, a nie chcieliście. Oto wasz dom opustoszeje. Mówię wam bowiem: Odtąd już Mnie nie ujrzycie…” (Mt 23,37-39). Jezus podzieli los proroków. Zostanie zabity. Ciągłość losów nie zostaje przerwana… Ale to nie koniec Jego dziejów, co wynika choćby z porównania z prorokiem Jonaszem.
2. W świetle krytycznej egzegezy Nowego Testamentu, JEZUS NIE NAZYWAŁ SIEBIE BOGIEM. Protestował nawet wówczas, gdy nazywano Go dobrym: „Dlaczego nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” (Mk 10,18). Faktem jest, że uczniowie Jezusa zaczęli głosić, że jest On Synem Bożym DOPIERO PO JEGO ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIU. Pierwotna wspólnota uczniów żyła pod wrażeniem silnych doświadczeń paschalnych wierząc, że Ukrzyżowany rzeczywiście żyje, że nie został unicestwiony, lecz przeszedł do prawdziwego, wiecznego życia, wywyższony przez Boga. Wówczas to zaczęto określać Jezusa mianem „Syna” lub „Syna Bożego”.
Egzegeci wskazują pod tym względem na wyznanie Piotra, zapisane przez Ewangelistę Mateusza dopiero po zmartwychwstaniu: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16,16). A Jezus odwzajemnia się Piotrowi innym wyznaniem: że jest Skałą (gr. pétra), na której zbuduje swoją EKKLESÍA, czyli dosłownie: „społeczność zwołanych”. Jeden jedyny raz pada u Mateusza właśnie to słowo „ekklesía”, którym Jezus w ogóle się nie posługiwał. Ukształtowane zostało dopiero po wydarzeniach paschalnych i tak zapisane.
Sposób mówienia o Jezusie jako „Synu Bożym” był zrozumiały dla ówczesnych Żydów, gotowych do przyjęcia wiary w Niego jako Mesjasza. Pamiętano, że Jezus uczył, żeby uważać Boga za Ojca wszystkich ludzi i sam nazywał Go Ojcem. Było więc rzeczą zrozumiałą, że Tego, który Boga nazywał Ojcem, uczniowie zaczęli nazywać po zmartwychwstaniu Mesjaszem i „Synem Bożym” w pełnym sensie tego słowa. Ku czci Zmartwychwstałego zaczęto śpiewać Psalmy pojmowane w sensie mesjańskim, zwłaszcza te, które mówiły o królu izraelskim wstępującym na tron. Analogia rzucała się w oczy – przez swoje wywyższenie przez Boga, Ukrzyżowany stał się „ustanowionym Synem Boga w mocy według Ducha uświęcenia przez powstanie z martwych” (Rz 1,4). Jest to jedno z najstarszych wyznań wiary, zamieszczone na samym początku Listu do Rzymian. Przy pomocy tego rodzaju przesłania wzywano ludzi do nawrócenia i wiary w Chrystusa.
W Biblii Hebrajskiej „synem” nazywano króla, gdyż był on reprezentantem rządów Boga na ziemi (zob. 2 Sm 7,14 oraz intronizacyjny Psalm 2,7: „Ty jesteś Moim synem, dziś ciebie zrodziłem”). „Zrodzenie” jest tu synonimem wywyższenia, intronizacji, nadania nowej godności. W mesjańskiej interpretacji chrześcijańskiej słowo „dziś” zaczęto odnosić do dnia wskrzeszenia Jezusa z martwych.
W tym kontekście jest rzeczą zrozumiałą, dlaczego pierwotni chrześcijanie często śpiewali i powoływali się także na królewski Psalm 110 o charakterze mesjańskim: „Wyrocznia PANA dla Pana mojego: Siądź po mojej prawicy” (Ps 110,1). Wiersz ten zapowiada zajęcie zaszczytnego miejsca po prawicy Ojca przez zmartwychwstałego Jezusa (por. Dz 2,34-35; 13,33; Rz 8,34; Hbr 1,5; 5,5;10,12-13;1 Pt 3,22). Zwróćmy uwagę na fakt, że sam Jezus odniósł ten wiersz do siebie, podkreślając swoją mesjańską godność: „Jeśli więc Dawid nazywa Go Panem, to jak może być jego synem?” (Mt 22,44).
Słowo „syn” odnoszono także do całego ludu izraelskiego z racji jego specjalnej relacji do Boga, który zawarł z nim przymierze. Otóż chrześcijanie wierzą, że fakt ten zapowiadał coś jeszcze bardziej niebywałego – Boskie synostwo Jezusa. Jest On jedynym, odwiecznym i wcielonym Synem Bożym w sposób pełny i niepowtarzalny. Tylko w relacji do Niego Bóg objawił się ostatecznie jako Ojciec.
Chrystologia oddolna chętnie sięga do interpretacyjnego modelu szczególnej obecności Boga i Ducha Bożego w dziejach Jezusa. Mam dla niej wiele zrozumienia. Nie jest jednak rzeczą łatwą wznieść się od chrystologii oddolnej na niebotyczne wyżyny wielowiekowej chrystologii odgórnej wraz z jej ideą odwiecznej preegzystencji Syna Bożego.
3. Na koniec moje osobiste wyznanie:
Jezus Prorokiem? – Tak. I to większym niż Jonasz i inni prorocy.
Najbardziej ekumeniczne, nicejsko-konstantynopolitańskie Credo świata chrześcijańskiego głosi: „Wierzę… w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, światło ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu… Wierzę w Ducha Świętego…który mówił przez Proroków”. Miliony chrześcijan recytują lub śpiewają te słowa każdej niedzieli, chyba nie zastanawiając się i nie bardzo pojmując ich sens.
Pomimo swego zrozumienia dla prób kształtowania chrystologii oddolnej, mam jednak w sumie zaufanie do tej chrystologii, którą żyją od wieków chrześcijanie. Odnajduję w niej świadectwo Bożego Ducha, o którym powiedziano na pierwszym Soborze Jerozolimskim: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego większego ciężaru oprócz tego, co konieczne” (Dz 15,28). To tam kształtowały się nowe postawy i ścierały się poglądy głównych apostołów: Piotra, Pawła i „Jakuba Sprawiedliwego” (jak p. Dariusz określił tego ostatniego w jednym z wcześniejszych komentarzy).
„mam wrażenie, że nie posunęliśmy się nawet pół kroku do przodu…”
Panie Robercie, a gdzie jest ten „przod”? Mowienie o „przodzie” zaklada, ze Pan juz w tym momencie wie, jaki kierunek tej debaty bedzie najbardziej owocny. Ja tam nie wiem, gdzie jest ow przod.
Widze natomiast, ze w trakcie tej debaty wylonilo sie kilka kontekstow, ktorych moze nie warto tak pospiesznie pomijac? Tutaj zgadzam sie z p. Hryniewiczem, ze „uczciwa i spokojna dyskusja nie może być dyktowana pośpiechem”.
Bardzo mocno zostal na przyklad zaakcentowany kontekst „Jezus prorok, a Jezus orzeczen dogmatycznych Kosciola”. Czy mowienie o tym uwaza Pan za odchodzenie od tematu? Dlaczego? Przeciez i w Pana wypowiedzi („moglibyśmy wyjść od opisu Jezusa jako proroka, to w efekcie musielibyśmy dojść do opisu jako Syna Bożego”) i w wypowiedzi Dariusza Kowalczyka („funcje Jezusa: kapłańska, prorocka i królewska, ukazują swój sens jedynie w świetle samo-objawienia rzeczywistej Boskości Jezusa”) – ten akcent dogmatyczny jest bardzo wazny. „Musielibysmy”, „jedynie” – za tego rodzaju wyrazeniami kryje sie chyba wlasnie doktrynalna pewnosc „prawd wiary”?
Co wiecej, dalsza dyskusja pokazala, ze o tego rodzaju pewnosc chrzescijanie moga dzis pytac. Wynika to z co najmniej dwoch przeslanek. 1) stan badan historycznych, ktore mocno przesuwaja akcent z Jezusa Boga na Jezusa proroka, powolujac sie na jego nauczanie („W świetle krytycznej egzegezy Nowego Testamentu, JEZUS NIE NAZYWAŁ SIEBIE BOGIEM” – duze litery W.H.) i 2) Obecny Papiez moze byc rozumiany jako zwolennik pewnego poluzowania, a przynajmniej decentralizacji doktryny jako takiej (Gagliarducci: >Papiez Franciszek chce dac nowa swobode „new breathing space” i wieksza role Kosciolom lokalnym, takze jesli chodzi o kwestie ortodoksji i nauczania „pronouncement”<).
Rozumiem obawy, ze moze to doprowadzic do pewnych zagrozen dla wiary (drazliwa kwestia niespelnionego proroctwa o Krolestwie). Sugerowalem juz jednak – i nie spotkalo sie to z zadna reakcja – ze podobny problem byl u poczatkow Kosciola z Jezusem Mesjaszem, a wcale do upadku ruchu Jezusa to nie doprowadzilo.
Wydaje mi sie, ze problem niespelnionego proroctwa powinien byc podjety takze dlatego, ze wielu wierzacych traci cierpliwosc i stwierdza: 2000 lat, wystarczy. Tomasz Kwiecien w tekscie, do ktorego linkowalem wyzej, pisze o "tragicznym rozdarciu pomiędzy obietnicą i jej niespełnieniem. "Jestem z wami po wszystkie dni aż do końca czasu" (Mt 28, 20), choć wiemy również, że "Niebo zatrzyma Go aż do czasu powszechnego odnowienia" (Dz 3, 21). Jest obecny i nieobecny zarazem. Zbawił nas, ale nie jesteśmy zbawieni. Pokonał naszą śmierć, a ona nie przestała nas zabijać. Tragiczna jest etimasia jak tragiczne jest ludzkie "życie ku śmierci". Ten, który powiedział: "Oto przyjdę niebawem i mam ze sobą zapłatę" (Ap 22, 12) nie przyszedł po dwóch tysiącach lat i na niewiele się zdaje tłumaczenie Piotra, że przecież "jeden dzień dla Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień" (2 P, 3, 8). Tak długo już to trwa, że niewielu czeka na spełnienie obietnicy"….
Czy takie pytania sa obce moim szanownym Rozmowcom? Jak mozna je pominac, mowiac o prorokowaniu Jezusa?
„Jezus odwzajemnia się Piotrowi innym wyznaniem: że jest Skałą (gr. pétra), na której zbuduje swoją EKKLESÍA, czyli dosłownie: „społeczność zwołanych”. Jeden jedyny raz pada u Mateusza właśnie to słowo „ekklesía”, którym Jezus w ogóle się nie posługiwał. Ukształtowane zostało dopiero po wydarzeniach paschalnych i tak zapisane”
Panie Waclawie, a co z Mt 18:17:
ἐὰν δὲ παρακούσῃ αὐτῶν, εἰπὲ τῇ ἐκκλησίᾳ: ἐὰν δὲ καὶ τῆς ἐκκλησίας παρακούσῃ, ἔστω σοι ὥσπερ ὁ ἐθνικὸς καὶ ὁ τελώνης.
Jest to o tyle wazne, ze ten fragment – wskazowki o dyscyplinie koscielnej – jest ewidentnie odredakcyjny. Zacytuje troche szerzej:
„Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. (16) Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. (17) Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! ”
Ed Sanders np. uwaza, ze to bardzo czytelna wstawka. A zatem i 16:18 wyglada na wstawke, skoro mamy tam takie samo unikalne slownictwo. To prawdopodobnie nie tylko nie Jezus, to chyba nawet nie oryginalny autor Mateusza. Jak na tym polegac?
Warto by chyba te wazna kwestie wyjasnic, zanim pojdziemy dalej z problemem ciaglosci nauczania miedzy Jezusem prorokiem a Kosciolem, ktory dokonal jego teizacji?
Problem niespełnionego proroctwa o Królestwie Bożym i brak śladów przemiany w samym świecie są bardzo istotne. Ale zdaje się, że wierzący mogą jeszcze swoje nadzieje na przemianę ulokować nie tylko w przyszłym powszechnym wydarzeniu, gdzieś w historii świata, ale za granicą śmierci i chyba tak często jest. Jeżeli się mylę to proszę o sprostowanie. W tym sensie, zachowując obietnicę dla czasu, który nastanie po śmierci (jeżeli można użyć takiego określenia) proroctwo to wcale nie musi być niespełnione.
To komentarz do o wiele wcześniejszego wpisu p. Dariusza: czy jestem gotowa znaleźć to, czego szukam. Właśnie o to chodzi, że nie wiem do końca czego szukam. Ale czytając tą dyskusję dochodzę do wniosku, że chyba właśnie jakiejś oddolnej chrystologii, chociaż sama bym tego tak nie nazwała. Wiem na przykład, że oprócz G. Vermesa muszę przestudiować Crossana i Sandersa. Może wtedy będę lepiej wiedziała, o co mi chodzi.
Chrześcijaństwo nie musi na zawsze pozostawać w takiej formie jak teraz. Może się przecież zmieniać.
Historyk poprzestanie na tym, co może uznać za fakty historyczne. Dalsze rzeczy go nie interesują, tj. teologia, metafizyka etc.
A czy można pójść dalej? czy nadbudowa teologiczna wynika z faktów historycznych? Tak, ale też z czegoś innego, z czynnika nadprzyrodzonego, którego historycy nie mogą uznać, bo są rozumnymi naukowcami.
Zawsze będzie rozziew między tym, co widzi np w Ew. Marka historyk, a co człowiek wierzący. Zresztą jeden historyk nierówny drugiemu, jeden wierzący widzi coś innego niż inny wierzący. Albo też niewierzący czytając Ew. Mk zaczyna wierzyć. A też wierzący czytając historyka przestaje wierzyć. Ale co w tym złego? Czy można całe życie pozostać wierzącym i nawet na chwilę nie przestać wierzyć? Albo na odwrót: czy niewierzący nawet przez moment nie pomyśli sobie: a może jednak…
Nie chodzi o niewzruszoną wiarę, ale o nieustające poszukiwanie.
Chrystologia pojawiła się jako odpowiedź na dręczące pytanie: Kim był Jezus? A może nie jest to pytanie najważniejsze w chrześcijaństwie? Należałoby może zapomnieć na chwilę zastanawiać się nad tym pytaniem. Może najważniejsze jest jakieś inne pytanie. Na przykład: jaki jest Bóg? To było wg mnie najistotniejsze pytanie dla Jezusa z Nazaretu.
Ale całe Credo skoncentrowane jest na wyjaśnieniu kim jest Jezus. A gdyby to trochę zmienić i dotrzeć do tego, kim jest Bóg, a raczej jaki On jest.
Jeśli dotrzemy do tego, co Jezus myślał o Bogu, to z tego może wyniknąć teologia św. Pawła czy Jana Ewangelisty, albo też dogmaty Kościoła. Czy takie ćwiczenie to nie byłaby forma oddolnej chrystologii? Bardzo oddolnej, czyli nawet każącej zapomnieć o tym, kim był Jezus.
Zaczynam od ostatniego komentarza. Pana Dariusza
Tak, ma Pan rację co do Mt 18,17. To są pokrewne miejsca w odniesieniu do słowa „ekklesía”, choć kontekst jest inny. Myślałem o tym, a potem przegapiłem, choć tekst o tzw. upomnieniu braterskim jest przecież dobrze znany. Owszem, to też jest najprawdopodobniej jakaś redakcyjna wstawka popaschalna, wynikająca z konkretnej sytuacji w gminach chrześcijańskich.
Nie ma w tej wstawce bezpośredniej groźby w postaci jakichś pozaświatowych, eschatologicznych sankcji (choć wcześniej są w tym rozdziale słowa o zgorszeniu; stąd „biada”, „ogień wieczny” i „ogień Gehenny” – terminy, które należy właściwie rozumieć). Wydaje się, że czytelną intencją słów o samo-wykluczeniu się z „ekklesía” przez upór i trwanie w bliżej nie określonym „grzechu” (zgorszenia?) było nakłonienie grzesznego człowieka do skruchy i nawrócenia. Tym niemniej jakaś doczesna sankcja i konsekwencje uporu są zasugerowane. Czy to już wczesna „dyscyplina kościelna”? Akcent optymistyczny polega na tym, że cały poprzedzający kontekst rozpoczynający się wersetami 12-14 mówi o poszukującej dobroci Boga: „Tak też nie chce wasz Ojciec, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych najmniejszych” (Mt 18,14). Troska Boga, o której Jezus dawał często świadectwo.
Trzeba pytać, jaka jest owa „illocutionary force” tego całego rozdziału. To nie przypadek, że końcowa część (w. 21-35) mówi wyraźnie o przebaczeniu (w. 21-22) na wypadek, „jeśli mój brat zawini”. A przebaczać trzeba zawsze – nie tylko siedem razy, nie tylko 77 (jak podają tłumaczenia), ale aż 70 razy 7 (eōs hebdomēkontákis hepta). Czyli ZAWSZE.
I w tym świetle trzeba chyba spojrzeć na sprawę owego „samo-wykluczenia się”. Świadomie piszę o „samo-wykluczeniu się”. Czy trzeba rozumieć słowa „niech ci będzie jak poganin i celnik” wyłącznie w sensie „wykluczenia” przez „ekklesía”, społeczność zwołanych?
Pyta Pan, jak na tych tekstach o „ekklesía” polegać. To są trudne sprawy. Przyznaję. Nie jestem egzegetą i nie podejmuję się miarodajnej egzegezy. Napisałem, co myślę. Tyle na razie.
DO TOMKA i P. Dariusza
Nawiązuję do słów Tomka: „Problem niespełnionego proroctwa o Królestwie Bożym i brak śladów przemiany w samym świecie są bardzo istotne. Ale zdaje się, że wierzący mogą jeszcze swoje nadzieje na przemianę ulokować nie tylko w przyszłym powszechnym wydarzeniu, gdzieś w historii świata, ale ZA GRANICĄ ŚMIERCI (…); proroctwo to wcale nie musi być niespełnione”.
Podobnie pisałem we wcześniejszym komentarzu (8 paźdz. 2013, 09.20.38). Kopiuję fragment:
„Uważam, że przeżywając oczekiwanie bliskiego końca usiłowano w ten sposób wyrazić przede wszystkim ŚWIADOMOŚĆ KRÓTKOŚCI CZASU ORAZ NAGLĄCĄ KONIECZNOŚĆ NAWRÓCENIA (zob. Mk 1,15) I ZBAWIENIA. Temu zresztą celowi służyły APOKALIPTYCZNE MOWY JEZUSA WZYWAJĄCE DO CZUJNOŚCI (zob. Mt 24,42). Zaskakuje porównanie wydarzeń ostatnich z godziną włamania się złodzieja (Mt 24,43-44). Tą godziną jest dla każdego człowieka jego własne odejście z tego świata. Pan „jest blisko, już u drzwi” (Mt 24,33). Autor tzw. II Listu Piotra (pierwsze dziesiątki lat II wieku po Chr.) wyjaśnia: „Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień. Pan nie zwleka z wypełnieniem obietnicy – chociaż niektórzy uważają, że zwleka – ale jest cierpliwy względem was, gdyż nie chce aby ktokolwiek zginął, lecz aby wszyscy się nawrócili” (2 Pt 3,8). Niezmiernie charakterystyczne stwierdzenia!
Nowsza eschatologia skłania się wyraźnie do przekonania, że DECYDUJĄCY KONIEC ŚWIATA DOKONUJE SIĘ W RZECZYWISTOŚCI DLA KAŻDEGO POSZCZEGÓLNEGO CZŁOWIEKA W JEGO WŁASNEJ ŚMIERCI. Oczekiwany koniec jest rzeczywiście bliski! Odejście z tego świata jest Paruzją – ponownym przyjściem Chrystusa.”
Pan Dariusz nie podziela tego punktu widzenia. Ma do tego prawo (zob. komentarz z 11 paźdz. 2013, 01.21.02). Ja obstaję przy swoim poglądzie (proszę o uważną lekturę), do którego zbliża się także wypowiedź Tomka.
Kopiuję poniższy fragment pierwszego komentarza P. Dariusza z dnia dzisiejszego (16.00):
„Wydaje mi sie, ze problem niespelnionego proroctwa powinien byc podjety takze dlatego, ze wielu wierzacych traci cierpliwosc i stwierdza: 2000 lat, wystarczy. Tomasz Kwiecien w tekscie, do ktorego linkowalem wyzej, pisze o „tragicznym rozdarciu pomiędzy obietnicą i jej niespełnieniem. „Jestem z wami po wszystkie dni aż do końca czasu” (Mt 28, 20), choć wiemy również, że „Niebo zatrzyma Go aż do czasu powszechnego odnowienia” (Dz 3, 21). Jest obecny i nieobecny zarazem. Zbawił nas, ale nie jesteśmy zbawieni. Pokonał naszą śmierć, a ona nie przestała nas zabijać. Tragiczna jest etimasia jak tragiczne jest ludzkie „życie ku śmierci”. Ten, który powiedział: „Oto przyjdę niebawem i mam ze sobą zapłatę” (Ap 22, 12) nie przyszedł po dwóch tysiącach lat i na niewiele się zdaje tłumaczenie Piotra, że przecież „jeden dzień dla Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień” (2 P, 3, 8). Tak długo już to trwa, że niewielu czeka na spełnienie obietnicy ….Czy takie pytania sa obce moim szanownym Rozmowcom? Jak mozna je pominac, mowiac o prorokowaniu Jezusa?”
Nie są obce, Panie Dariuszu. Dlaczego mielibyśmy je pomijać? Nie wiem doprawdy, dlaczego „na niewiele się zdaje tłumaczenie Piotra [oczywiście nie samego Piotra, bo to List z początku II wieku! WH], że przecież ‘jeden dzień dla Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień’. 2000 lat gotowości (etoimasia) „to wystarczy”? Dlaczego wystarczy? Kto tu daty ustala? Skąd takie rozczarowanie? Osobiście sądzę, że wielu chrześcijan gotowych jest dzisiaj raczej modlić się o zwłokę powtórnego przyjścia (może poza „Adwentystami dnia Siódmego”). Chrześcijanie zresztą wierzą, że Jezus wciąż przychodzi, ale w sposób sakramentalny, en mysterio (centralna rola Eucharystii). Być może dla ateisty to niełatwe do zrozumienia.
Szkoda, że oduczyliśmy się myślenia paradoksami i antynomiami. A to takie charakterystyczne dla języka Biblii. „Jestem z wami”, „nie zostawię was sierotami”, a z drugiej strony „Niebo zatrzyma Go”, „Oto przyjdę niebawem”. Obecny, a nieobecny. Zbawił, a nie jesteśmy zbawieni… Jedno i drugie jest prawdziwe. „Już” i „jeszcze nie”, ale pod różnym względem.
Dosyć na dzisiaj, na miły Bóg.
Do pana Dariusza Kota (a przy okazji i do innych).
Panie Dariuszu, nie chcę niczego narzucać i nie chcę być złośliwy, ale jeśli nie wie Pan, w jakim kierunku chce Pan zmierzać w tej naszej dyskusji, to czarno widzę jej rezultaty. Owszem, pojawiają się w niej bardzo interesujące kwestie, ale sprawą zasadniczą jest pytanie, jakim prorokiem był Jezus i jakie ma to dla nas konsekwencje. Tak, zgadza się, bardzo mocno został zaakcentowany kontekst „Jezus prorok a Jezus orzeczeń dogmatycznych Kościoła”, tylko że ciągle nie wiemy (przynajmniej ja tego nie wiem), co Pan ma na myśli, gdy mówi Pan „Jezus prorok”. Jak pokazuje wypowiedź ks. Wacław Hryniewicza z 14.10.2013 godz. 10:56, nie jest trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wiem już mniej więcej, jak Ksiądz Profesor rozumie Jezusa jako proroka. Niestety, ciągle nie wiem, jak Pan Go rozumie. Powołuje się Pan na badania historyczne, które mają przesuwać akcent z Jezusa Boga na Jezusa proroka, tyle że są to stwierdzenia na tyle ogólne, że można pod nie podstawić wszystko.
Myślę, że w tej sytuacji nie powinno Pana dziwić, że nie bardzo widzę powody, dla których miałbym rezygnować z, jak to celnie określił ks. W. Hryniewicz, zaufania do chrystologii odgórnej. Zresztą oczekiwanie, że zrobię to niejako na „dzień dobry”, wydaje mi się cokolwiek zaskakujące. Dlatego podkreślałem, że nie o obniżeniu chrystologii powinniśmy rozmawiać w pierwszym rzędzie. Oczywiście nie musi się Pan zgadzać z chrystologią wysoką, i jest to jak najbardziej Pana prawo, ale ja nie muszę się zgadzać z chrystologią niską, i też jak sądzę, mam do tego prawo.
Jeśli chodzi o niespełnione proroctwa, to odpowiem na razie krótko: prorocy izraelscy jako przepowiadacze przyszłości naprawdę się nie sprawdzali, za to jako wyraziciele pathos Boga – i owszem. Jeśli Jezus wpisywał się w poczet proroków izraelskich, chociaż i oczywiście ich przewyższał (niekoniecznie jednak w przepowiadaniu przyszłości, ale w bliskości wobec Boga), to nic dziwnego, że „mylił” się co do wydarzeń w historii.
Na razie tyle.
Jeszcze kilka refleksji.
1. Patrzę na ten sam rozdział z tzw. Listu Piotra. Mowa o „dniu Pana”, który przyjdzie jak złodziej (wyraźna aluzja do mowy Jezusa) i jakie będą jego apokaliptyczne zgoła konsekwencje. Autor nawołuje do prawego postępowania i pobożności, „oczekując przyjścia dnia Boga i STARAJĄC SIĘ JE PRZYSPIESZYĆ” (2 Pt 3,12).
Określenie niezwykłe: starać się przyspieszyć przyjście tego dnia. To ten sam motyw co w zakończeniu Apokalipsy: „Tak, wkrótce przyjdę. Amen, przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22,20). A w ciągu wieków chrześcijanie przestraszyli się tych słów, pozostawionych jako modlitewne przywoływanie przyjścia Jezusa na cały czas trwania dziejów. Dlaczego się przestraszyli? Bo przyjście Pana otoczyła strachem mroczna, penitencjarna eschatologia. To przecież „Dies irae, dies illa…” („Dzień ów dzień, gniewu Pańskiego”…) jak śpiewało się ongiś w liturgii pogrzebowej i kiedy powstawały dramatyczne kompozycje muzyczne. Stąd raczej wołanie: „Nie przychodź!” i modlitwa o zwłokę.
2. Jezus mówi: „Jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Gdzie szukać przede wszystkim Jego obecności? I tu mamy znowu głos Jezusa-Proroka w przypowieści o sądzie nad narodami. Trzeba odkryć Jego obecność w „najmniejszych braciach” (i siostrach!): „to, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście” (Mt 25,40). I odwrotnie: „czego nie uczyniliście…, Mnie nie uczyniliście” (w. 45). A więc nie ma sprzeczności pomiędzy Jego wywyższeniem w chwale Ojca, i obecnością w potrzebujących. Jakże humanistyczny ten sąd. Obrona człowieka przed nim samym, kiedy staje się egoistyczny i nie troszczy o niezbędne potrzeby innych.
Wciąż szukamy obecności tego Jezusa-Proroka zbyt daleko, gdzieindziej niż trzeba. Rozmijamy się. I oblicze świata wygląda tak, jak wygląda… My chrześcijanie ponosimy wielką odpowiedzialność za to, że tak się dzieje. Gdybyśmy byli wrażliwsi na nauczanie Jezusa-Proroka, także to apokaliptyczne, świat wyglądałby inaczej. Łatwiej odnajdywalibyśmy bliskość Boga.
Jeżeli pytamy o Jezusa-Proroka, to odpowiedzmy także na pytanie: CZYJ to Prorok? KTO Go posłał? Kto wyznaczył Mu takie, a nie inne zadanie? Prorocy Izraela wzbraniali się przed taką nominacją. Charakterystyczne są „jeremiady” proroka Jeremiasza (zob. Jr 1,4-10). „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś” (Jr 20,7). Czy Jezus tak lamentował na swój proroczy los? Nie skłania to nas do myślenia?
3. Zastanawia mnie, Panie Dariuszu, Pańska życiowa pasja „odbóstwienia”, „de-teizacji” Jezusa. Zakłada Pan z góry, że to właśnie Kościół dokonał „teizacji” Jezusa-Proroka. Proszę wybaczyć, że zapytam wprost: do czego Panu, ateiście, tak potrzebna jest Jego „de-teizacja”? W trosce o to, żeby świat stał się lepszy przez pojednanie religii abrahamicznych i przez powrót do ścisłego monoteizmu? Przecież jako ateista nie wierzy Pan w istnienie Boga. Z Jezusa nigdy nie zrobimy ateisty. Mógłbym lepiej zrozumieć Pańską pasję, gdyby Pan był agnostykiem lub po prostu jedynie człowiekiem poszukującym.
Zna Pan pogląd heidelberskiego egiptologa Jana Assmanna, iż w monoteizmie kryje się właśnie ogromny potencjał przemocy („Moses der Ägypter”, München 1998). Pogląd podjęty i rozwijany także przez filozofa (Peter Sloterdijk, „Gottes Eifer. Vom Kampf der drei Monotheismen“, Frankfurt/M. 2007 oraz przez socjologa (Ulrich Beck, „Die Individualisierung der Religion und der ‚Geist’ der Weltgesellschaft“, Frankfurt/M. 2008).
Proszę wybaczyć, że niemal nakłaniam Pana do wytłumaczenia się z życiowej pasji. To może nam pomóc w rozmowie. Ale jeśli uzna Pan to za zbyt daleko idące, proszę uznać za niebyłe…
„Zastanawia mnie, Panie Dariuszu, Pańska życiowa pasja „odbóstwienia”, „de-teizacji” Jezusa. Zakłada Pan z góry, że to właśnie Kościół dokonał „teizacji” Jezusa-Proroka. Proszę wybaczyć, że zapytam wprost: do czego Panu, ateiście, tak potrzebna jest Jego „de-teizacja”? W trosce o to, żeby świat stał się lepszy przez pojednanie religii abrahamicznych i przez powrót do ścisłego monoteizmu? Przecież jako ateista nie wierzy Pan w istnienie Boga. Z Jezusa nigdy nie zrobimy ateisty. Mógłbym lepiej zrozumieć Pańską pasję, gdyby Pan był agnostykiem lub po prostu jedynie człowiekiem poszukującym.”
(Ten dosc dlugi wpis bedzie osobisty, na temat „Dariusz Kot, ateista i chrzescijanstwo”. Osoby nie potrzebujace tych informacji dla prowadzenia debaty niech go po prostu pomina)
Dziekuje, Panie Waclawie, za otwartosc. Chyba powinienem byl sam wczesniej zlozyc tego rodzaju „deklaracje intencji”, w koncu jestem tu gosciem – bardziej z daleka, niz ktokolwiek inny. Wkopiuje moje dlugo przygotowywane i przemyslane wyjasnienia z innego forum, gdzie napisalem o sobie na tyle szczerze i obiektywnie, na ile bylem w stanie:
„żyję w świecie ludzi religijnych, głównie chrześcijan. Odmiennych niż ja. Wydaje mi się zupełnie naturalna chęć poznania większości. Byłoby brakiem rozsądku nie próbować zdobyć wiedzy o tych, których jest w moim otoczeniu najwięcej, a zatem najsilniej mogą wpłynąć na życie moje, mojej rodziny, mojego syna. (Jak to robicie, że wierzycie? Czy jesteście tacy, jaki ja byłem kiedyś? itp.) To kwestia instynktu samozachowawczego.
Druga przyczyna wygląda równie prozaicznie. Jak większość ateistów jestem pod ogromnym wrażeniem współczesnych nauk i technologii, ale jednocześnie – będąc ateistą już wiele, wiele lat – muszę zgodzić się z pewnym stwierdzeniem, które znalazłem tu przed chwilą u Pawła Żarkowskiego. Nauki dają rezultaty o wysokim stopniu pewności m.in. dzięki odpowiedniemu ograniczaniu pola badania. Cieszy mnie, że różne fragmenty rzeczywistości nauka spenetrowała – muszę jednak jakoś żyć w całej rzeczywistości, a nie tylko w tych bezpiecznych, możliwych już do kontrolowania strefach… Tymczasem różni ludzie wokół mnie mają sposoby, aby spokojnie poruszać się po części ”w ciemno”. Religie (wiara) to sposób najpopularniejszy. Trudno mi się tym nie interesować, nie podpatrywać, nie pytać.
Po trzecie: nie ukrywam, że widzę w historii Jezusa i wczesnej historii chrześcijaństwa wiele przyczyn i czynników całkowicie naturalnych, psychologicznych, społecznych. Widzę racjonalizację i mityzację – ogromny wysiłek ochrony pewnych wartości, ideałów, tradycji. Nie uważam ani Jezusa, ani Ojców Kościoła za posiadaczy nieskalanej wiedzy. To było setki, setki lat temu: dziś zwyczajnie wiemy bez porównania więcej w niemal każdym wyobrażalnym zakresie. To bardzo ludzka historia i uważam, że wielu chrześcijan widzi w niej “ślady Boga”, wyjątkowość, cuda – zbyt pospiesznie. Dlaczego o tym nie podyskutować?
Po czwarte wreszcie: Jezusowe zapewnienie o “Królestwie za chwilę, natychmiast, już” wydaje mi się jedyną możliwą teodyceą Boga Osobowego, Boga-jak-człowiek. Okrucieństwo tego świata uważam za dość przerażające. Jeśli Bóg ma być Kimś zdolnym do współczucia, zrobienie z tym natychmiast porządku to dla mnie – podobnie jak kiedyś dla Jezusa – jedyne wyobrażalne rozwiązanie. Oczywiście, mogę się mylić i być może Jezus wcale nie był prorokiem bliskiego, apokaliptycznego Królestwa. Mam jednak nadzieję, że był. Kościoł z takim Jezusem mógłby zapewne stać się mniej feudalny, misyjny, zdobywczy, pewny siebie. Być może lepszy dla świata, dla samych chrześcijan, a nawet dla ateistów? (Chrześcijaństwo jest już dzisiaj bardzo humanistyczną religią).
Wychowałem się w katolickim domu. Wchodząc w wiek średni muszę podejrzewać, że podane powyżej motywy zainteresowania chrześcijaństwem to tylko moje racjonalizacje jakichś podświadomych rozrachunków z dzieciństwem, dzwony niedzielne i zapach kadzideł, które weszły mi w krew i ukradkiem ustawiają moj światopogląd. Tak może być, jeśli podstawa świadomości byłaby biologiczna. Podstawa ta może być także metafizyczna, a wtedy moje zainteresowanie Jezusem byłoby tym, co chrześcijanie lubią u ateisty najbardziej – Nienazwanym Poszukiwaniem. Kto wie? Mój ateizm to kwestia mojej oceny prawdopodobieństwa. Myślę, że Bóg nie istnieje – tak na 80-90 %. Trochę jednak za dużo, abym nazywał się “agnostykiem” i uważał to za uczciwe określenie.
„Tak, zgadza się, bardzo mocno został zaakcentowany kontekst „Jezus prorok a Jezus orzeczeń dogmatycznych Kościoła”, tylko że ciągle nie wiemy (przynajmniej ja tego nie wiem), co Pan ma na myśli, gdy mówi Pan „Jezus prorok”.”
Panie Robercie, jesli chodzi o to, co dla mnie osobiscie jest najwazniejsze i najcenniejsze w nauczaniu Jezusa, odsylam do moich auto-refleksji powyzej (akapit drugi od konca). Jesli zas chodzi o podstawy historyczne takiego a nie innego obrazu Jezusa i szczegoly tego obrazu, to najszerzej zaprezentowalem je w znanym Panu tekscie „Jezus zapomniany: prorok apokaliptycznego Królestwa”. Link http://www.miesiecznik.znak.com.pl/Tekst/pokaz/8612 niestety prowadzi tylko do „zajawki” tekstu. (Chcialem przy okazji Panu podziekowac, ze zwrocil Pan uwage na moj tekst i wracal do niego w swoich wpisach). Tekst ten oparty jest glownie na pracy Dale’a Allisona „Constructing Jesus”. (2010).
Bede w dalszych wpisach przedstawial konkretne argumenty przemawiajace za hipoteza, ze Jezus i jego uczniowie oczekiwali bliskiego zakonczenia historii swiata poprzez interwencje Boga, poniewaz jednak przypuszczam, ze wielu czytelnikow forum moze kojarzyc te w koncu nienowa hipoteze z jej starszymi wersami, po czesci juz nieaktualnymi, pozwalam sobie podac adres wlasnej pracy.
Na sam poczatek nie wyobrazam sobie, aby zaczac gdzie indziej, niz tam, gdzie zaczyna sie cala historia zrodel chrzescijanstwa, od najstarszego z listow Pawla z Tarsu, do Tesaloniczan, rozdzial 4:
„Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. (14) Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim. (15) To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. (16) Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. (17) Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. (18) Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!”
Wiem, ze istnieje wiele koncepcji, tlumaczacych te slowa, ktore na pierwszy rzut oka wydaja sie wyjasnieniem, dlaczego uczniowie Pawla nie musza sie martwic o los tych, co nie doczekali powrotu Jezusa. Slowa „my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze” opisuja – znow przynajmniej na pierwszy rzut oka – sytuacje, kiedy apokaliptyczne wydarzenia spotkaja czesc uczniow Pawla i jego samego („my”) jeszcze za ich doczesnego zycia.
W ten sposob – po raz kolejny, przynajmniej na pierwszy rzut oka – zaczynajac lekture zrodel o Jezusie w porzadku historycznym, mozemy (moim zdaniem nawet: powinnismy) zaczac od postawienia hipotezy apokaliptycznej: skoro uczniowie Pawla wierzyli w bliskosc apokalipsy (min. zmartwychwstanie umarlych), to zapewne Pawel przejal to wierzenie od uczniow Jezusa z Jerozolimy, a ci od samego Nazarejczyka.
I teraz, wracajac do uwag p. Roberta Rynkowskiego i Waclawa Hryniewicza:
„Jezus prorok”. Jak pokazuje wypowiedź ks. Wacława Hryniewicza z 14.10.2013 godz. 10:56, nie jest trudno odpowiedzieć na to pytanie”.
Moim zdaniem, nie jest to az tak latwe. Wskazane sugestie Waclawa Hryniewicza maja o wiele pozniejszy historycznie punkt wyjscia (Mateuszowe nawiazanie do tradycji Jonasza). Powstaly one byc moze nawet w drugim pokoleniu chrzescijan. W ramach hipotezy apokaliptycznej daja sie one wytlumaczyc jako teologiczna interpretacja smierci Jezusa, nadanie sensu tej smierci, a takze reinterpretacja niespelnionej przepowiedni.
Dlatego nie sadze, abysmy mogli – pomijajac historie zrodel – po prostu stwierdzic, ze „W NAUCZANIU JEZUSA – duze litery moje – myśl o zmartwychwstaniu wciąż powraca. Nie zrozumiemy Jego postaci i tego, kim On właściwie jest w oderwaniu od wydarzenia śmierci i zmartwychwstania”.
Jeszcze maly przyczynek do kwestii, czy chrzescijanstwo z „nizsza chrystologia” czy „chrystologia oddolna” mogloby zyskac czy stracic. Jesli dzisiejsza Wyborcza czegos nie pokrecila, te wypowiedzi Bractwa Kaplanskiego sw. Piusa X wydaja mi sie dosc znaczace:
„- Religie nie są równe. To Kościół katolicki jest założony przez Chrystusa, a zatem prawdziwy. Gdy uświadomiłem sobie tę prawdę, to nie mogę udawać, że nie ma znaczenia, w co wierzę. Tylko Kościół katolicki jest prawdziwym Kościołem – komentował Gaudron.
– Ja chciałbym dużego Kościoła zdecydowanych katolików, jak to było przed soborem. Ale jeśli będzie to prowadzić do rozmycia wiary, wolę małą wspólnotę – dodał.
To druga w ostatnim czasie krytyka papieża ze strony bractwa. W lipcu włoska gałąź wspólnoty ostro skrytykowała Franciszka po jego podróży na wyspę Lampedusę, gdzie zwracał uwagę na los imigrantów z Afryki.
„Od IX stulecia papieże – a między nimi wielu świętych – wyposażali floty i przedsiębrali środki obronne, aby odeprzeć – oczywiście uzbrojony – napór muzułmanów. Chcieli poprzez to ochronić wiarę katolicką tam, gdzie nie była zabezpieczona przed mahometańską inwazją. Papież Franciszek tymczasem chciał dzięki swojej podróży na Lampedusę sprowadzić cały problem do prostej formuły: istnieją ubodzy, którzy chcą się dostać do bogatych egoistów. Ci jednak pozwalają im umierać na morzu, a tymi winnymi bogaczami jesteśmy my wszyscy” – napisali włoscy lefebryści.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,14780552,Lefebrysci_ostro_o_Franciszku__Za_kanonizacje_Jana.html#ixzz2hnTzeKvX
„całe Credo skoncentrowane jest na wyjaśnieniu kim jest Jezus. A gdyby to trochę zmienić i dotrzeć do tego, kim jest Bóg, a raczej jaki On jest. Jeśli dotrzemy do tego, co Jezus myślał o Bogu, to z tego może wyniknąć teologia św. Pawła czy Jana Ewangelisty, albo też dogmaty Kościoła. Czy takie ćwiczenie to nie byłaby forma oddolnej chrystologii? Bardzo oddolnej, czyli nawet każącej zapomnieć o tym, kim był Jezus”.
Opisany przez p. Anne punkt wyjscia to praktycznie „problem zalozycielski” Quest for the Historical Jesus”, czyli Poszukiwan Jezusa historycznego. Badania te, poczatkowo glownie protestanckie, trwaja juz dobre 200 lat. Moja pasja jest wlasnie popularyzowanie nowszych wynikow tych badan w Polsce, wsrod katolikow, ale takze ateistow (bedacych glownie zwolennikami tezy, ze Jezus w ogole nie istnial).
Z opisanym przez Pania projektem od poczatku byl jednak nastepujacy problem: nie mamy ani zadnych pism samego Jezusa, ani pism jego uczniow, powstalych za jego zycia. Najwczesniejsze zrodla – listy Pawla z Tarsu – powstaly juz po smierci przywodcy ruchu i juz bardzo mocno pod wplywem tej smierci i spotkan/wizji zmartwychwstalego Jezusa. Ustawiaja one postac Jezusa w centrum nauczania (co, podkreslam, nie oznacza uznania go od razu za Boga).
Czego uczyl sam Jezus, zanim zginal? Odpowiedz na to pytanie bedzie zalezala od tego, jak sobie odtworzymy historie powstawania roznych tradycji po-Jezusowych. Dlatego tak mocno zaakcentowalem w ostatnim poscie kolejnosc powstawania zrodel (List do Tesaloniczan, Ewangelia Mateusza).
Tutaj pojawia sie dodatkowy problem, ktory takze juz sygnalizowalem wyzej. W momencie startowym naszych zrodel poznajemy z pierwszej reki nauczanie Pawla, ale od tego samego Pawla wiemy takze o istnieniu „innej ewangelii”. Czyja byla ta inna ewangelia? Czym roznila sie od Pawlowej? Ktora ewangelia – pawlowa czy ta „inna” – zachowala wiecej z autentycznych nauk Jezusa?
W ten sposob na poszukiwanie historycznego Jezusa naklada sie drugie: poszukiwanie historycznego pierwotnego Kosciola.
Czy „z tego może wyniknąć teologia św. Pawła czy Jana Ewangelisty, albo też dogmaty Kościoła”?. Jako zwolennik hipotezy apokaliptycznej odpowiem: nie. Nie w formie sformulowan dogmatycznych, jakie dzis obowiazuja. Jesli chodzi o badaczy, ktorzy odpowiadaja „tak”, warto by chyba zaczac od Jesus: A Very Short Introduction (Bauckham, 2012) i How on Earth Did Jesus Become a God? (Hurtado, 2005).
Odpowiem jeszcze dzis na post, na ktorego przeoczenie zwrocil mi specjalna uwage Waclaw Hryniewicz, podobne sa zreszta poglady Tomka:
„Uważam, że przeżywając oczekiwanie bliskiego końca usiłowano w ten sposób wyrazić przede wszystkim ŚWIADOMOŚĆ KRÓTKOŚCI CZASU ORAZ NAGLĄCĄ KONIECZNOŚĆ NAWRÓCENIA (zob. Mk 1,15) I ZBAWIENIA. Temu zresztą celowi służyły APOKALIPTYCZNE MOWY JEZUSA WZYWAJĄCE DO CZUJNOŚCI (zob. Mt 24,42). Zaskakuje porównanie wydarzeń ostatnich z godziną włamania się złodzieja (Mt 24,43-44). Tą godziną jest dla każdego człowieka jego własne odejście z tego świata. Pan „jest blisko, już u drzwi” (Mt 24,33). Autor tzw. II Listu Piotra (pierwsze dziesiątki lat II wieku po Chr.) wyjaśnia: „Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień. Pan nie zwleka z wypełnieniem obietnicy – chociaż niektórzy uważają, że zwleka – ale jest cierpliwy względem was, gdyż nie chce aby ktokolwiek zginął, lecz aby wszyscy się nawrócili” (2 Pt 3,8). Niezmiernie charakterystyczne stwierdzenia!
Nowsza eschatologia skłania się wyraźnie do przekonania, że DECYDUJĄCY KONIEC ŚWIATA DOKONUJE SIĘ W RZECZYWISTOŚCI DLA KAŻDEGO POSZCZEGÓLNEGO CZŁOWIEKA W JEGO WŁASNEJ ŚMIERCI. Oczekiwany koniec jest rzeczywiście bliski! Odejście z tego świata jest Paruzją – ponownym przyjściem Chrystusa.”
Czy jednak:
1) interpretacja apokalipsy jako doswiadczenia zbiorowego nie powinna miec pierwszenstwa ze wzgledu na takie JEDNOZNACZNE fragmenty, jak cytowany juz przeze mnie Tes 4 czy Mk 13, gdzie moze byc mowa TYLKO o doswiadczeniu zbiorowym? (podczas gdy w zadnym z fragmentow podanych przez W. H. w powyzszym poscie nie ma tego rodzaju PEWNOSCI, ze chodzi o smierc pojedynczego czlowieka. Tak naprawde, ja nie widze tam nawet takiej sugestii…)
2) co zrobic z tekstami w rodzaju 1 Kor 15?
„(12) Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? (13) Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. (14) A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. (15) Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa”
Czy z tego fragmentu nie wynika, ze uczniowie Pawla wierzyli w bliskie ZBIOROWE zmartwychwstania („umarli”), ze wlasnie pojedynczosc zmartwychstania Jezusa sprawiala im klopot? Chodzilo im chyba o eschatologie zbiorowa, a nie smierc pojedynczego czlowieka?
3) wzywanie do nawrocenia wcale nie znaczy, ze chodzi o indywidualne osoby majace sie nawrocic w obliczu zagrozenia indywidualna smiercia. Jan Chrzciciel np. mial ostrzegac: (8) Wydajcie więc godny owoc NAWROCENIA, (9) a nie myślcie, że możecie sobie mówić: Abrahama mamy za ojca, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”. Mowa tu o nawroceniu, ale ewidentnie chodzi o losy NARODU zydowskiego („dzieci Abrahama”). Jezus prawdopodobnie to kontynuowal, tzn. nawracal narod: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy (Mt 10:23b)
4) generalnie, jak zapewne wszystkim tu wiadomo, czasy Jezusa byly czasami zydowskiej eschatologii zbiorowej, widzacej koniec czasow jako zamkniecie historii pewnego narodu i jego przymierza z Bogiem. Od chwili odkrycia Rekopisow z Kumran widac to lepiej, niz kiedykolwiek. Jak przyznal W. H, takze „pierwotna wiara chrześcijan w zmartwychwstanie Jezusa nawiązuje do żydowskiej wiary w powszechne wskrzeszenie zmarłych”.
To zmartwychstania mialo byc POWSZECHNE, czyli chodzilo o zmartwychwstania wszystkich zmarlych w tej samej chwili Sadu, po ktorym sprawiedliwi mieli trafic do Krolestwa. Wszystko to w liczbie mnogiej….a nie indywidualna smierc i ewentualna indywidualna nagroda w niebie.
Panie Dariuszu, dobrze, że chce Pan zaczynać od źródeł chrześcijaństwa, tylko że jeśli chodzi o rozumienie Jezusa jako proroka, to trzeba tu sięgnąć do historii dużo wcześniejszej, czyli do historii proroków izraelskich, a więc jakiegoś przynajmniej VIII w. p.n.e. Przecież Jego prorokowanie nie odbywało się w próżni, jeśli był prorokiem, to wpisywał się w jakiś sposób w poczet proroków izraelskich, w ruch prorocki. Dopiero po osadzeniu Jego nauczania w kontekście nauczania prorockiego można zastanawiać się, w jakim stopniu był kontynuatorem tego nauczania, a w jakim nie. Ciągle jednak – nie wiem, z jakiego powodu – nie chce Pan się dać namówić do takiego cofnięcia się w czasie. A przecież gdyby się Pan na to zdecydował, to być może dostrzegłby Pan, że i w proroctwach proroków wcześniejszych wiele było zapowiedzi rychłej zagłady zła. Cała historia Izraela jest oczekiwaniem na przyjście Boga, nadejścia ziemi obiecanej, dnia sądu, w którym zniszczone zostanie zło i nastanie chwała Pana. Czy dziwne jest zatem, że i Jezus w swoim nauczaniu kładł na to nacisk? Jeśli wpisywał się w całą prorocka tradycję Izraela, dlaczego miałby czynić inaczej? I jest też jeszcze inny aspekt prorockiego przepowiadania: żadne słowo Boga nie jest Jego słowem ostatnim, sąd jest warunkowy, bo zmiana postępowania człowieka powoduje zmianę Bożego wyroku. Dlaczego w wypadku prorokowania Jezusa miałoby to się zmienić?
Prorocy przynosili obietnicę, że haniebne postępowanie człowieka nie będzie trwało wiecznie, przynosili obietnicę zbawienia na końcu czasów, ale też wszelka niesprawiedliwość była dla nich wołaniem o pomstę do nieba. Czyż nie podobnie było z nauczaniem Jezusa?
Po raz kolejny stawiam więc pytanie, w których momentach nauczanie Jezusa tak bardzo różniło się od nauczania proroków izraelskich, że te momenty każą nam uznać Jezusa za proroka zupełnie różnego od proroków izraelskich, proroka apokaliptycznego, który pomylił się co do rychłego nadejścia Królestwa Bożego.
Panie Dariuszu, nic nie poradzimy na to, że w każdym ruchu/religii zawsze będą tacy, dla których „inni” będą zagrożeniem. Chrystologia niższa czy wyższa nie ma tutaj specjalnego znaczenia. To jednak chrześcijaństwo ze swoją „wysoką chrystologią” odmieniło świat pogański, który wcale nie był tak humanistyczny, jak się wielu wydaje.
Mamy przed sobą sporo informacji i sugestii. Panu Dariuszowi dziękuję za słowa o swojej życiowej pasji. To pouczające. Podzielam przekonanie, że trzeba mieć życiową pasję i wytrwale ją realizować. Zyskujemy wówczas jakieś wyraziste oblicze.
1. Widzę zarazem, że P. Dariusz opiera się niemal wyłącznie na literaturze anglosaskiej (D. Allison jak dotąd przoduje ze swoim programem „Constructing Jesus”, co widać choćby w całym artykule opublikowanym w ZNAK-u nr 691). Czy amerykański „monopol” na Jesus Quest nie naraża na zawężenie perspektyw i metod badawczych? Jakoś Europa nie dała się za bardzo wciągnąć w te ramki (wymienia Pan K. Bartha, R. Bultmanna i E. Käsemanna). Nie obawia się Pan, że to niesie ze sobą pewne zacieśnienie złożonych problemów? 200 lat „rozkopów”, a rezultaty, w moim odczuciu, mało inspirujące. Przynajmniej dla mnie.
Osobiście przyznaję, że coraz mniej we mnie chęci do poruszania się po tego rodzaju torach na temat owego „Jesus Quest”. Chodzi ustawicznie o „ODBÓSTWIENIE” JEZUSA i zredukowanie go do roli mylącego się i błądzącego proroka. Czy nie świadczy o tym przywołany przez Pana choćby tytuł książki Hurtado „How on Earth Did Jesus Become a God?”. Przytoczony przeze mnie wcześniej (11 paźdz., 21.52.31) Philips Gulley, Quaker z The Society of Friends, czyni podobnie w książce: If the Church Were Christian: Rediscovering the Values of Jesus, HarperCollins Publishers 2011 (Chapter I: “Jesus Would Be a Model for Living Rather than an Object of Worship”, s. 11-28: chrystologia wybitnie oddolna, bardzo krytyczne refleksje).
Wybitny egzegeta niemiecki, GERHARD LOHFINK, któremu P. Robert poświęcił sporo uwagi w swoim wstępnym wpisie, opublikował ostatnio studium pt. GEGEN DIE VERHARMLOSUNG JESU, Herder 2013. To rzecz przeciwko bagatelizowaniu Jezusa, które dokonuje się obecnie na wielu obszarach. A dokonuje się m.in. wówczas, gdy zaszeregowuje się Go nawet jako kogoś z szeregu „tańczących Rabbi” (aus der Reihe tanzender Rabbi!) albo jako wprawdzie niezwykłego, lecz TYLKO ZWYKŁEGO, „CZYSTEGO PROROKA” (als reiner Prophet).
2. Zagadnienia, które poruszamy nie są łatwe. Nie sądzę, byśmy byli w stanie dojść do zgodnego poglądu. P. Dariusz, proponuje, by skupić uwagę na I Liście Pawła do Tesaloniczan. Podzielam pod tym względem krytyczne uwagi P. Roberta z wczorajszego, wieczornego komentarza.
Nie przesadzajmy z niewielkimi w sumie różnicami dat między 1 Tes (napisany ok. 51 r. po Chr.), a Listami do Koryntian (1 Kor napisany prawdopodobnie wiosną 57 r. n.e), do Galatów (57 r.) i Filipian (61-62 lub nawet 57). To zaledwie kilka lub kilkanaście lat! Ostateczna wersja redakcji Ewangelii Mateusza (czyli tłumaczenie z hebrajskiego czy aramejskiego na język grecki) powstała ok. 80 r. po Chr., a pierwotna księga znacznie wcześniej. Niektórzy twierdzą, że nawet wcześniej od Ewangelii wg Marka.
Tekst 1 Tes 4 to bez wątpienia ważne świadectwo. Apostoł mógł sięgać do swoich przeżyć związanych z wizją Jezusa pod Damaszkiem i swoim nawróceniem. Nieznane są nam bliżej wewnętrzne treści tego oświecenia, czy nawet jakichś rozmów z Jezusem. Ślepota (Dz 9,8.12) to znak zamknięcia na światło zewnętrzne, a otwarcia na wewnętrzne oraz otwarcia uszu na przekaz słowny. Na tym doświadczeniu opierał się potem osobisty autorytet Pawła, choć sam uważał się za „najmniejszego spośród apostołów”. Musiał wiele rzeczy przemyśleć w swojej podróży do Arabii, powrocie do Damaszku, dwukrotnej podróży do Jerozolimy, najpierw po 3 latach, potem dopiero po 14 latach.
3. O tym właśnie mowa w Liście do Galatów, napisanym w 57 r. po Chr., a więc ZALEDWIE 6 LAT PO I LIŚCIE DO TESALONICZAN. To tam właśnie, jak przypomniałem w jednym z wcześniejszych komentarzy, apostoł oświadcza dwukrotnie (Gal 1,8-9): przeklęty niech będzie ten, kto głosiłby „inną Ewangelię” (Dobrą Nowinę). I zapewnia: „Oświadczam wam, bracia, że Ewangelia, którą głosiłem, nie jest dziełem człowieka. Nie otrzymałem też jej od człowieka ani się jej nie nauczyłem, lecz została mi przekazana przez objawienie Jezusa Chrystusa” (Gal 1,11-12). Pan Dariusz pyta: jaką to „inną Ewangelię” wówczas głoszono? Jakie inne wersje Ewangelii tak kategorycznie zostały wykluczone?
Otóż w Liście do umiłowanych Filipian, napisanym w Rzymie (lata 61-63) bądź w Efezie (57 rok) Paweł wyjaśnia „Niektórzy głoszą Chrystusa przez zazdrość i przekorę, niektórzy jednak w dobrej wierze. Jedni z miłości, wiedząc, że dla obrony wiary jestem uwięziony, drudzy natomiast zwiastują Chrystusa powodowani samolubną rywalizacją, sądząc, że wzmogą ucisk moich więzów. Ale cóż z tego? Ważne, że Chrystus jest zwiastowany każdym sposobem, czy to obłudnie, czy szczerze. Z tego się cieszę i będę się cieszył” (Flp 1,15-18).
Czy to miała być owa „inna Ewangelia”, głoszona z zazdrości, przekory i rywalizacji? Może nie należy pochopnie wysuwać przypuszczeń, jak to zdaje się czynić P. Dariusz, że coś równie wartościowego zostało wcześnie stłamszone i zatracone. Może chodzi o zakradające się już wówczas wczesne błędy o charakterze doketystycznym (pozorne człowieczeństwo Jezusa, który nie miał rzeczywistego, fizycznego ciała ludzkiego, ale jedynie eteryczne ciało niebieskie).
Przyznaję, że widać to wyraźnie dopiero w Listach apostoła Jana, ale napisanych dopiero ok. roku 100 po Chr., gdzie broni on realizmu postaci Jezusa: „co usłyszeliśmy, co widzieliśmy na własne oczy, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce…” (1 J 1,1). I te słowa: „Nie wierzcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, ponieważ WIELU FAŁSZYWYCH PROROKÓW pojawiło się na świecie. Po tym rozpoznacie Ducha Boga: każdy duch, który wyznaje, ŻE JEZUS CHRYSTUS PRZYSZEDŁ W CIELE, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie wyznaje Jezusa, nie jest z Boga i jest duchem antychrysta, o którym słyszeliście, że nadchodzi, a nawet już jest na świecie” (1 J 4,1-3; zob. także 2 J 7).
Oto i apokaliptyka. „Duch antychrysta, o którym słyszeliście” – przemożne doświadczenie chrześcijan z pokoleń po odejściu Jezusa. Doświadczenie przekazywane „na słuch”. Nic dziwnego, że oczekiwano tak intensywnie rychłego powrotu Jezusa i powszechnego zmartwychwstania.
4. Powracam jeszcze na koniec do Ewangelii wg Mateusza. Pouczające są badania nad ESCHATOLOGIĄ APOKALIPTYKI ŻYDOWSKIEJ. Za czasów Chrystusa dopuszczała ona możliwość, iż cielesne zmartwychwstanie rozpoczyna się już wraz ze śmiercią, przynajmniej dla męczenników za wiarę i naród. Nic dziwnego, że we wczesnym Kościele również pojawiło się przekonanie, zwłaszcza już w II w., że zwłaszcza męczennicy i asceci zmartwychwstają bezpośrednio po śmierci i doznają uwielbienia ciała nie czekając na zmartwychwstanie powszechne.
Nawiązując do tradycji żydowskiej wcześni interpretatorzy usiłowali wyjaśnić słowa Ewangelii o ciałach ludzi świętych, którzy zmartwychwstali wraz z Chrystusem: „Otworzyły się grobowce i wiele ciał świętych (sōmata tōn hagíōn), którzy umarli, powstało. A gdy wyszli z grobowców po Jego zmartwychwstaniu, weszli do świętego miasta i ukazali się wielu” (Mt 27, 52-53). Owi „święci” (hagíoi) to przede wszystkim wielkie postacie sprawiedliwych Starego Przymierza. Ewangelia wspomina nie tylko o zmartwychwstaniu ich ciał, lecz także o ukazaniu się w Jerozolimie, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych.
Komentując ten tekst wskazywano na fakt, że Jezus nie zmartwychwstał sam. Jego zmartwychwstanie obejmuje także innych ludzi. Czym byłoby Jego przemienione ciało istniejące w całkowitym osamotnieniu, pozbawione bezpośredniego kontaktu i wspólnoty z innymi zmartwychwstałymi ludźmi? Przeczyłoby to solidarności z ludzkim losem, widocznej w całym Jego życiu. Zmartwychwstanie Jezusa nie jest odizolowanym wydarzeniem, dotyczącym tylko Jego samego.
Błędem byłoby zaliczać powyższą wypowiedź Ewangelii do kategorii tekstów mitologicznych, mówić jedynie o tymczasowym zmartwychwstaniu, o pozornych „ciałach Świętych” lub bezcielesnym przebywaniu w niebie wraz z Chrystusem. PIERWOTNE GMINY CHRZEŚCIJAŃSKIE PRZEŻYWAŁY WYDARZENIA PASCHALNE JAKO POCZĄTEK NOWEJ, ESCHATYCZNEJ ERY W DZIEJACH ŚWIATA. Widząc takie znaki, jak trzęsienie ziemi, pękanie skał i powstawanie zmarłych uczniowie Jezusa zdawali sobie sprawę z tego, iż są świadkami wielkiego przełomu w dziejach świata i początku rzeczywistości ostatecznej.
Zauważmy: Ewangelia Mateusza podkreśla priorytet zmartwychwstania Chrystusa. Zmartwychwstałe „ciała Świętych” UKAZAŁY SIĘ DOPIERO „PO JEGO ZMARTWYCHWSTANIU”. Słowa te włączył ewangelista do przekazu STARSZEJ TRADYCJI, która głosiła, że starotestamentalni „Święci” zostali wskrzeszeni przez Boga już w godzinie śmierci Jezusa. Mateusz precyzuje, że mogli wyjść z grobu i ukazać się dopiero „po Jego zmartwychwstaniu”, aby uwydatnić priorytet Chrystusa i Jego zmartwychwstania.
W samych początkach chrześcijaństwa mocno akcentowano ten właśnie priorytet zmartwychwstałego Chrystusa.
Tyle na dzisiaj. Powtarzam: coraz mniej we mnie chęci do dalszego poruszania się po torach wiodących w sumie do jednego: „ODBÓSTWIĆ” JEZUSA, „od-teizować” i zredukować Go do roli mylącego się i błądzącego proroka.
W ostatnich wypowiedziach moich szanownych Rozmowcow wyczuwam pewien pospiech i zniechecenie, byc moze spowodowane moim nie dosc uwaznym i nie dosc wnikliwym widzeniem ich uwag i wywodow. Dlatego chcialbym tym razem dac sobie troche wiecej czasu na odpowiedz, jesli chodzi o glowny kierunek debaty: czy Jezus i jego uczniowie poczekiwali przede wszystkim bliskiego powszechnego, ostatecznego zmartwychwstania, czy raczej nalezy mowic o ich skupieniu sie na indywidualnej perspektywie bliskiej smierci, osadzenia, spotkania po smierci z Chrystusem? Chce cala te debate na spokojnie poczytac dzis sobie od poczatku i odpowiem w nocy. Jeden taki dzien przerwy moze nam wszystkim dobrze zrobic.
Jedyna rzecza, o jaka chcialbym dzis zapytac: dlaczego Panowie wciaz widza moje podkreslanie blednego proroctwa o bliskim Krolestwie – jako probe „redukcji”, pomniejszenia postaci Jezusa, a nie chca Panowie odpowiedziec na moj „kontrargument mesjanski” z postu z 11 października 2013 na 01:21. Na ktory zreszta zwracalem ponownie uwage o 14 października 2013 na 16:04.
Zapytam wiec raz jeszcze: skoro nie sprawilo pierwszym chrzescijanom klopotu zaakceptowanie, ze Jezus jako Mesjasz okazal sie „zgorszeniem” i „przeklenstwem”, a nawet powstala z tego najwieksza religia swiata – skad taka obawa, ze gdyby zaczac refleksje chrystologiczna od Jezusa jako proroka, ktory sie pomylil, to bylaby to jego „redukcja”? A moze raczej poczatek nowej wiosny chrzescijanstwa?
(jesli przegapilem odpowiedz na powyzsze pytanie, prosze mi wskazac, gdzie)
P. S. do mojego ostatniego postu (z 16 października 2013 na 14:01): zamiast zwrotu „glowny kierunek debaty”, chcialbym uzyc zwrotu „punkt, do ktorego doszlimy w mojej debacie z Waclawem Hryniewiczem”. Zdalem sobie sprawe, ze moje wymiany uwag z pozostalymi Rozmowcami lokuja sie tematycznie gdzie indziej, wymagaja osobnych, odmiennych odpowiedzi. Przepraszam za te niezrecznosc.
„Tekst 1 Tes 4 to bez wątpienia ważne świadectwo. Apostoł mógł sięgać do swoich przeżyć związanych z wizją Jezusa pod Damaszkiem i swoim nawróceniem. Nieznane są nam bliżej wewnętrzne treści tego oświecenia, czy nawet jakichś rozmów z Jezusem. Ślepota (Dz 9,8.12) to znak zamknięcia na światło zewnętrzne, a otwarcia na wewnętrzne oraz otwarcia uszu na przekaz słowny. Na tym doświadczeniu opierał się potem osobisty autorytet Pawła (…)”
Rozumiem powyzsze sugestie Waclawa Hryniewicza, ale nie widze w Tes 4 zadnej aluzji do Dz 9. Jesli juz szukac nawiazania do Dziejow, to zwrocilbym uwage na werset 11:
„Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy”.
O co chodzi z tym „zachowaniem spokoju” i „praca wlasnymi rekami”? Problem musial byc trwaly, bo powraca on takze w Drugim Tesaloniczan:
„Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli”.
Najwyrazniej czesc uczniow porzucala prace i jadla cudzy chleb. Kradla? Bynajmniej. Wyjasnienie zagadki mamy moim zdaniem w rozdz 2 Dziejow:
” (44) Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. (45) Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby.”
W ramach hipotezy apokaliptycznej – jesli uczniowie wzorem proroka Jezusa oczekiwali na bliski koniec swiata – wszystkie te wersy ukladaja sie w sensowna opowiesc. Gdy uczniowie zaczeli spotykac/miec widzenia zmartwychwstalego Jezusa, uznali, ze zaczyna sie apokaliptyczny powrot umarlych. Po co komu praca albo majatek u konca swiata? Rozdawali majatki, wszystko mieli wspolne, nie pracowali. Czekali na powrot Jezusa i przemiane swiata, jeszcze zanim umra.
Dwadziescia lat pozniej, Pawel nadal na to czeka, ale czesc starszych uczniow juz zmarla. Stad jego tlumaczenie w 1 Tes – nie martwcie sie, oni zmartwychwstana i „na obloki” pojdziemy juz wspolnie: i umarli, i „zywi i pozostawieni”. Ale jest takze problem finansowy: same darowizny nowych czlonkow (bez systematycznej pracy) nie wystarczaja juz na pokrycie potrzeb wspolnot. Pawel w obu listach do Tesaloniczan zacheca wiec do pracowania.
Co uwazam za mocna strone takiego wyjasnienia, w porownaniu z sugestia W. H.? Opiera sie ono w kluczowych punktach na konkretnych tekstach zrodlowych, a w kazdym razie nie na odgadywaniu, jaka byla zawartosc religijnych wizji Pawla z Tarsu (to jest tylko odgadywanie, bo przeciez ZADNE zrodlo nie mowi, ze tematem wizji Pawla w drodze do Damaszku byl los uczniow, ktorzy nie doczekali Paruzji).
Bardziej generalna uwaga: w poscie z 15 października 2013 na 22:23 odpowiedzialem na ten fragment poprzednich wypowiedzi W.H. , na ktory on sam zwrocil mi szczegolna uwage. Uzylem w tym celu czterech argumentow, opartych na konkretnych tekstach, a uzyskalem odpowiedz tylko na jeden z nich (2)…
I nawet ta odpowiedz okazala sie bardzo spekulatywna. Oczywiscie, mozna mi zarzucic brak wyobrazni, niezdolnosc „myślenia paradoksami i antynomiami”. Moim zdaniem jednak, gdy chcemy odtworzyc przeszlosc, trzymanie sie zrodel ma wieksza wartosc, niz wyobraznia.
Ten sam problem mam z komentarzem Waclawa Hryniewicza na temat „innej ewangelii”.
Nie bardzo wiem, jak moglibysmy „inna ewangelie”, na ktorej glosicieli Pawel miota dwukrotnie przeklenstwa, nawet gdyby byli aniolami (Gal 1: 8 -9) – zestawiac ze zjawiskami, polegajacymi zaledwie na roznych MOTYWACJACH, pchajacych uczniow do gloszenia ewangelii, w zwiazku z czym bagatelizuje on te drugorzedne roznice („Ważne, że Chrystus jest zwiastowany każdym sposobem, czy to obłudnie, czy szczerze”).
Nie wyobrazam sobie, aby Pawel stykajac sie z „inna ewangelia” raz reagowal przeklinaniem kazdego, kto ja glosi, wlacznie z przeklinaniem aniolow – a kiedy indziej sie reagowal radoscia, bo „Chrystus jest zwiastowany”. Najwyrazniej chodzi o dwie zupelnie rozne rzeczy. Uwagi z Listu do Filipian moim zdaniem nie dotycza „innej ewangelii”.
Na hipoteze o „innej ewangelii” jako o doketyzmie Waclaw Hryniewicz sam sobie odpowiedzial: „widać to wyraźnie dopiero w Listach apostoła Jana, ale napisanych dopiero ok. roku 100 po Chr…” Dla mnie to juz wystarczy, aby ten argument odrzucic: bo znow zaczynamy zgadywac, tym razem na dodatek wbrew chronologii.
I wreszcie Ewangelia Mateusza:
„Ewangelia Mateusza podkreśla priorytet zmartwychwstania Chrystusa. Zmartwychwstałe „ciała Świętych” UKAZAŁY SIĘ DOPIERO „PO JEGO ZMARTWYCHWSTANIU”. Słowa te włączył ewangelista do przekazu STARSZEJ TRADYCJI, która głosiła, że starotestamentalni „Święci” zostali wskrzeszeni przez Boga już w godzinie śmierci Jezusa. Mateusz precyzuje, że mogli wyjść z grobu i ukazać się dopiero „po Jego zmartwychwstaniu”, aby uwydatnić priorytet Chrystusa i Jego zmartwychwstania. W samych początkach chrześcijaństwa mocno akcentowano ten właśnie priorytet zmartwychwstałego Chrystusa”.
Tym razem moj szanowny Rozmowca nie zbil co prawda wlasnego argumentu, ale ku mojemu zdumieniu…. wskazal material wspierajacy MOJE stanowisko.
Wedlug jego slow – podkreslam – starsza tradycja „głosiła, że starotestamentalni „Święci” zostali wskrzeszeni przez Boga już w godzinie śmierci Jezusa”, natomiast dopiero „Mateusz precyzuje, że mogli wyjść z grobu i ukazać się dopiero „po Jego zmartwychwstaniu”, aby uwydatnić priorytet Chrystusa i Jego zmartwychwstania”.
No to skoro w STARSZEJ tradycji Jezus jest po prostu JEDNYM Z WIELU zmartwychwstalych, to zapewne takie wlasnie byly wierzenia pierwotne uczniow, siegajace nauczania samego Nazarejczyka, od ktorego je oni wzieli. Jezus spodziewal sie swojego zmartwychwstania, ale jako czesci zbiorowych zmartwychwstan Sprawiedliwych u konca czasu. (Dopiero ewangelista uczynil to akurat pojedyncze zmartwychwstanie wydarzeniem specjalnym, zbawczym, przyczyna wszystkich innych zmartwychwstan).
Panie Waclawie, wedlug mnie wskazal Pan tu material POTWIERDZAJACY hipoteze o Jezusie jako apokaliptycznym proroku.
Nie chce naciskac na dalsza rozmowe, dziekuje bardzo za poswiecony mi czas. Ale tez nie zgodze sie z sugestia, ze to ja niejako na sile wpychalem w rozmowe o Jezusie proroku – aspekt apokaliptyczny. To raczej zrodla o Jezusie sa tak pelne apokaliptyki, ze nawet po 2000 lat teologicznych reinterpretacji bardzo trudno tego tematu uniknac, zbagatelizowac.
Panie Dariuszu, zauważa Pan zniechęcenie w wypowiedziach swoich rozmówców. Myślę, że to nie zniechęcenie, tylko to, co trafnie opisał ks. W. Hryniewicz, a pod czym się podpisuję obiema rękami: „coraz mniej we mnie chęci do dalszego poruszania się po torach wiodących w sumie do jednego: „ODBÓSTWIĆ” JEZUSA, „od-teizować” i zredukować Go do roli mylącego się i błądzącego proroka”. Dlaczego? Ano właśnie dlatego: „200 lat „rozkopów”, a rezultaty, w moim odczuciu, mało inspirujące”. Czasem zastanawiam się, jak skrajni zwolennicy wszelkiej maści „Jesus Quest” czytają Nowy Testament: wers 1 nie pochodzi od autora ewangelii (którym nie wiadomo kto jest), ale jest późniejszym dodatkiem redaktora, wers 2 to być może ipsissima verba Jezusa świadczące o tym, że był on prorokiem apokaliptycznym, wers 3 wyraża doświadczenie rodzącego się Kościoła w II w. Da się tak czytać jakikolwiek tekst?
A jeśli chodzi o interpretację poszczególnych tekstów biblijnych w ramach jakiejś hipotezy, np. apokaliptycznej, to myślę, że powinna dać Panu do myślenia wypowiedź komentatorki z mojego blogu prywatnego:
Mam wrażenie, że czasami z takimi problemami dobrze radzą sobie nie tylko młodzi studenci, ale i utytułowani zwolennicy różnych hipotez. Dodajmy, że hipotez, które często dzisiaj są najnowszymi osiągnięciami naukowymi, a jutro wywołują uśmiech politowania.
Nie tracę jednak nadziei, że zechce Pan cofnąć się nieco w czasie i osadzić nauczanie Jezusa w kontekście nauczania proroków ST (pisałem o tym w komentarzu z 15.10.2013 godz. 22:45).
A ja właśnie chciałabym odteizować Jezusa, dotrzeć do tego minimum, co mogą o Nim powiedzieć historycy. Ale to nie znaczy, że chciałabym na tym poprzestać. Historyk powie, że dla niego ta moja podstawa (historyczna) to wszystko, co może naukowo wywnioskować. Tylko że religia to nie nauka. Jest czynnik duchowy, który pozwala widzieć w Jezusie kogoś więcej niż proroka, któremu się nie powiodło. Ale z drugiej strony: właśnie ten brak powodzenia spowodował konieczność „wzięcia Jezusa do nieba” czyli odłożenia powodzenia w wieczność, w inny świat. Pytanie: czy chrześcijaństwo tak się koncentrując na rozwijaniu (uwznioślaniu) chrystologii czegoś nie zagubiło?
Myślę, że pytania o bóstwo Jezusa i jak nabrano o nim przekonania są bardzo istotne, a chęć dotarcia na sam dół, do Jezusa-człowieka jest bardzo zrozumiała. Trzeba zejść z wyżyn, aby zobaczyć je (wyżyny duchowe, bóstwo) z perspektywy niskości. Ale też w odwrotną stronę: wierzący chrześcijanin patrzy w dół na Jezusa ziemskiego z perspektywy nieba (wysokości, boskości). Trzeba może, aby zarazem patrzeć tak i tak. Trzeba przyjmować w życiu te dwie różne perspektywy na przemian, aby twórczo podejść do tego tematu.
DO PANA DARIUSZA
Od początku miałem przeczucie, że to tematyka dla wszechstronnego egzegety/biblisty. Ja nim nie jestem. Niestety, żaden z renomowanych biblistów nie zaprzyjaźnił się z blogiem teologicznym i nie bierze udziału także w tej debacie. A wielka szkoda. Dyskutujemy z Panem jako amatorzy, a Pan ze swoją życiową pasją od lat siedzi w Jesus Quest. Pisałem, że chyba niepotrzebnie się wtrącam. Miałem rację. Dlatego również dziękuję i wycofuję się z dyskusji. Nie czuję się kompetentny.
Na koniec jednak dodaję kilka drobnych refleksji, które może Pan całkowicie zignorować. Jako teolog nie potrafię wyobrazić sobie (pewnie mam słabą wyobraźnię!), jak Pan, ateista na 80-90%, przez swoje popularyzacje Jesus Quest spodziewa się mieć swój bodaj skromny udział w nadejściu „początku nowej wiosny chrześcijaństwa” (16 października 2013, 14:01:58). Jakiego chrześcijaństwa? Dla Pana przecież jest to wciąż tylko „KOŚCIÓŁ, KTORY DOKONAL JEGO [Jezusa] TEIZACJI” (14 paźdz. 16.27.08). „Nizsza chrystologia zapewne obnizalaby glowna bariere miedzy chrzescijanstwem, a pozostalymi religiami Abrahamicznymi, a takze otwieralaby droge do de-hierarchizacji wladzy w Kosciele, a moze i demokratyzacji Kosciolow. A to z kolei usuwaloby rozne przeszkody miedzy chrzescijanstwem a swiatem nie religijnym (11 października 2013, 01:21.02).
To chyba przejaw myślenia życzeniowego, podpierającego się już mgliście nawet papieżem Franciszkiem. Wyrażałem wcześniej swoje wątpliwości. Do wielu z nich nie przywiązuje Pan w ogóle uwagi. Cały program skierowany jest przeciwko „konstrukcji Jezusa” jako Boga – „odbóstwić” Jezusa, „od-teizować” i zredukować Go do roli apokaliptycznego, mylącego się proroka. Próbuje Pan dowiedzieć się, „czy chrzescijanie nie zechcieliby i czy nie widza potrzeby, aby zmienic ortodoksyjnego sensu Synostwa Jezusa na nieco „nizsza” chrystologie, wychodzaca od jego opisu jako ostatecznego proroka” (11 października 2013, 01:21.).
Pisze Pan o Jezusie: „Ale przeciez np. jako Mesjasz zawiodl takze, stal sie „przeklenstwem” i „zgorszeniem”, a nie zwyciezca. A jednak dla chrzescijan jest Mesjaszem. To moze i ostatecznym prorokiem by mogl byc?” (11 października 2013, 01:21.02).
Owszem, jest dla chrześcijan Prorokiem i więcej niż prorokiem. Jako Mesjasz zawiódł? Skąd taka kategoryczna, „źródłowa” pewność? A może właśnie ostatecznie nie zawiódł i nie zawiedzie, o czym się dopiero kiedyś przekonamy, jeśli wierzymy w ogóle w życie przyszłe. Jego śmierć jest ostrzeżeniem na całe dzieje, czego czynić ludzie nie powinni zabijając innych. Straszliwe memento, którego widać było potrzeba. Nie musiał automatycznie odmienić oblicza świata. Nie jest mesjaszem ani zwycięzcą doczesnym. Liczy się z ludzką wolnością, która potrafi czynić ze świata krwawą rzeźnię. Wprowadził siłę „nowego przykazania”, która jedynie od wewnątrz odmienia życiorysy tych, którzy przyjmują Jego Ewangelię. Zresztą Jego życie nie zakończyło się haniebną śmiercią na krzyżu. Bóg wskrzesił Go z martwych, o czym świadczą liczne świadectwa NT. Dla nas chrześcijan, o tym, czy Jezus zawiódł jako Mesjasz, czy nie, wie tylko sam Bóg. Stał się On przekleństwem dla kogo? Zgorszeniem dla kogo? Z pewnością nie dla chrześcijan mających zaufanie do chrystologii odgórnej, także biblijnej oraz nicejsko-konstantynopolitańskiej.
I jeszcze słowo o „innej ewangelii” z Listu do Galatów. Myślenie Pawła mogło także dojrzewać w kontaktach z ludzkimi problemami. Mógł stawać się mniej kategoryczny i myśleć także tak, jak w Liście do Filipian, kiedy sam spodziewał się bliskiej śmierci: „śmierć to zysk”, „umrzeć i być z Chrystusem… to znacznie lepsze, pozostać zaś w ciele jest bardziej potrzebne ze względu na was” (Flp 1,21.23-24). W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy bardziej gotowi do podjęcia pewnej rewizji. Powie Pan: czyste domysły! Najważniejsze są teksty źródłowe. Nie napisano – nie ma i być nie może.
W sumie, zdecydowanie bardziej niż lansowany przez Pana Jesus Quest cenię poglądy Gerharda Lohfinka z jego „Gegen Verharmlosung Jesu” oraz debaty toczące się ongiś w Niemczech, a potem także we Francji, wokół hermeneutycznej zasady tzw. „drugiej naiwności” (die zweite Naivität). Ale o tych sprawach u Pana w ogóle nie słychać.
Proszę wybaczyć, jeśli tymi uwagami Pana uraziłem. Nie chciałem być niemową. Życzę dalszej debaty z bardziej kompetentnymi Rozmówcami.
Panie Waclawie. Za wziecie przez Pana udzialu w tej debacie jestem ogromnie wdzieczny, gdyz wedlug mnie kazda rozmowa – zwlaszcza rozmowa z humanista o tak ogromnym dorobku, jak Pan Profesor – jest tysiac razy bardziej inspirujaca od milczenia czlowieka wierzacego i ateisty, ktorzy stoja obok siebie, albo nawet patrza na siebie z niechecia. Jesli zas na pewne moje argumenty z mojej strony zabrzmialy sensownie i „blisko zrodel”, nie ma w tym zadnej mojej zaslugi. Wdrapalem sie po prostu na plecy calych pokolen badaczy Jesus Quest, stopniowo poprawiajacych i ulepszajacych kolejne hipotezy o postaci Jezusa i wczesnym chrzescijanstwie. Jestem tylko ich popularyzatorem.
W pewnym sensie zajmujemy sie innymi dyscyplinami i nie tyle zabraklo Panu kompetencji, co Pan byl uprzejmy zainteresowac sie moimi zainteresowaniami. Dlatego niczym mnie Pan nie urazil – jak mozna urazic kogos, gdy poswieca sie swoj czas jego pasji? Jestem wdzieczny.
Co najmocniej chcialem podkreslic w zwiazku z tym: nie wnioskowalbym po tej debacie niczego na temat ks. prof Waclawa Hryniewicza i Dariusza Kota. Wnioskowalbym natomiast – pozwole sobie zasugerowac – na temat relacji miedzy badaniami biblijnym a refleksja teologiczna w katolicyzmie. Moze ich drogi troche sie rozeszly? Moze katoliccy biblisci nie dosc komunikuja sie z teologami? A moze Tradycja katolicka – ta, ktore strzeze Kongregacja Doktryny – wymaga o wiele wiekszego przewartosciowania, aby znow ja sharmonizowac ze stanem nauk biblijnych?
Pana obawy o zawartosc destrukcyjna krytyki historycznej sa uzasadnione. Tu musze przyznac sie do bledu. Hipoteza apokaliptyczna jest destrukcyjna dla chrzescijanstwa, tzn. dla religii, w ktorej centrum znajduje sie przekonanie, ze Jezus spelnil proroctwa Biblii hebrajskiej o mesjaszu Dawidowym. Nie spelnil, wedlug tej hipotezy. (Nie tylko wedlug tej hipotezy – moja ” „kategoryczna, „źródłowa” pewność” opieram glownie na obszernym studium zrodel The One Who Is to Come Josepha Fitzmyera 2007, na jego wniosku, ze nie tylko w Biblii hebrajskiej, ale w ogole w pismach zydowskich przed Jezusem nie ma mowy o cierpiacym i zabitym mesjaszu).
Ale: chrzescijanstwo moim zdaniem wbrew swej nazwie bylo od zawsze bardziej religia Jezusa, niz religia mesjasza. A jesli chodzi o Jezusa, o jego ruch, blizsze niz Pana obawy sa mi pytania i nadzieje Anny Connoly:
„właśnie ten brak powodzenia spowodował konieczność „wzięcia Jezusa do nieba” czyli odłożenia powodzenia w wieczność, w inny świat. Pytanie: czy chrześcijaństwo tak się koncentrując na rozwijaniu (uwznioślaniu) chrystologii czegoś nie zagubiło?”
Zgubilo sporo, moim zdaniem – tylko, ze DZISIAJ, w XXI wieku to jest wlasnie DOBRA nowina dla religii Jezusa! Papiez dazy do wielkiej reformy, bo widzi slabosc Kosciola i ta wielka reforma bedzie potrzebowac nowej teologii. Kosciol nie jest w dobrym stanie, ale moze to wlasnie efekt owego zagubienia czegos po drodze? Jest co odnajdywac! Gorzej byloby chyba, gdyby Kosciol byl w kiepskim stanie i nie mial juz czego odnalezc, aby sie zmienic.
Pyta Pan ze zdumieniem:
” Stał się On przekleństwem dla kogo? Zgorszeniem dla kogo? Z pewnością nie dla chrześcijan”
Nie, nie dla chrzescijan. Ale BYL dla nich zgorszeniem i przeklenstwem w momencie STARTU ich refleksji. (1 Kor 1: 23, Gal 3:13). Dlaczego? Bo uczniowie Jezusa byli Zydami i widzieli mesjasza w kategoriach biblii hebrajskiej i Jezus ukrzyzowany kiepsko w nich wygladal. Podobny problem jest dzis z niespelnionym proroctwem. Znow kiepsko to wyglada, ale znow dlatego, ze uczniowie Jezusa sa chrzescijanami, patrza w kategoriach Ojcow Kosciola.
Jesli wiec Pawel mogl tak gwaltownie zanegowac tradycje hebrajskie, dlaczego dzisiejsi wyznawcy Jezusa nie mogliby rownie gwaltownie zanegowac ortodoksyjnej chrystologii? Oczywiscie, rozumiem ze Kongragacje watykanskie nie pozwalaja, ale one wlasnie sa reformowane…
Jak to zauwazyla pani Anna, byc moze Papiez dopusci, by:
„odteizować Jezusa, dotrzeć do tego minimum, co mogą o Nim powiedzieć historycy. Ale to nie znaczy, że chciałabym na tym poprzestać. Historyk powie, że dla niego ta moja podstawa (historyczna) to wszystko, co może naukowo wywnioskować. Tylko że religia to nie nauka. Jest czynnik duchowy, który pozwala widzieć w Jezusie kogoś więcej niż proroka, któremu się nie powiodło”.
Nie mam nic przeciwko temu, aby teologia byla tworcza, aby uzupelniala nauke. (Jesli czytal Pan moje wyznania, wie Pan, ze nie uwazam nauki za cudowne i kompletne rozwiazanie problemow, z jakimi sie w zyciu borykamy). Najpierw jednak – i tego staralem sie trzymac w calej tej debacie – warto by czytac zrodla na nowo, tak gleboko i krytycznie, jak to jest DZIS mozliwe, zawieszajac „wysoko chrystologie”. Bo wiemy dzis i rozumiemy, po 200 latach Jesus Quest, po kilkuset latach nowozytnych badan historycznych, po Oumran, po dorobku calej nowozytnej humanistyki – bez porownania wiecej, niz Ireneusz, Augustyn czy Tomasz.
Moze katoliczym zacznie z tego bardziej korzystac? Na pewno rozmowy z osobami o innym swiatopogladzie, jak ja czy biblisci protestanccy – maja tu sens, cos moze sie od nich zaczynac.
Prosze zapomniec, ze rozmawial Pan z ateista. To przypadek. Powtarzam: tak naprawde, ja tylko nieudolnie dostarczylem glosu prawdziwym protestanckim, ale takze ostatnio zydowskim i katolickim krytycznym badaczom. To dzieki nim Kosciol bedzie mial gdzie siegnac teraz, kiedy stare autorytety powoli dogasaja.
Pozdrawiam serdecznie.
Panie Dariuszu, mam do Pana pytanie, jeśli jeszcze czasem Pan wchodzi na Kleofasa. Jest Pan zainteresowany niespełnionym proroctwem Jezusa o powtórnym przyjściu i nastaniu Królestwa. Czy historycy nie widzą w tych dwóch proroctwach pewnej sprzeczności: jeśli Jezus ma przyjść i zabrać na obłoki swoich uczniów i wziąć ich do nieba, a jednocześnie na ziemi ma nastąpić Królestwo Boże, to po co ich stąd zabierać? Po co Jezus ma się jeszcze raz fatygować, po co zabierać wybranych do nieba, skoro królestwo przyszło na ziemię? W takim wypadku jedno z tych proroctw nie pasuje do drugiego. Czy historycy mają jakieś zdanie na ten temat? Na przykład, że tylko jedno proroctwo było autorstwa Jezusa, a drugie- uczniów, albo też żadne nie było autorstwa Jezusa, ale uczniowie Mu je przypisali w jakimś celu.
Jeszcze jedno pytanie: pisze Pan:
„Zgubilo sporo, moim zdaniem – tylko, ze DZISIAJ, w XXI wieku to jest wlasnie DOBRA nowina dla religii Jezusa!”
Co według Pana zgubiło się? Jaka jest ta dobra nowina? Ja też mam taką intuicję, ale nie wiem, co się zgubiło i co ma z tego wyniknąć dla chrześcijaństwa. Wiem od czego trzeba wyjść, ale nie wiem, gdzie można dojść.
Panie Dariuszu! Rozważanie tak ważnej kwestii dotyczącej Jezusa z Nazaretu jaką jest jego teoretyczne proroctwo o końcu świata ( dniu Jahwe ) musi być prowadzone w zgodzie z jakimś consensusem w którym można by przyjąć, iż przywoływane słowa z Mr 9, 1 to ipissima verba Galilejczyka. Tymczasem wyżej wymieniony logion występuje tylko i wyłącznie w jednym źródle ( Mr był wykorzystany przez Mt i Łk ) i to zredagowanym ok. 75 r. po Chr.
Tymczasem najbardziej wiarygodna tradycja Y czyli nakładający się Q/Mk podejmując temat tzw. kontrowersji z Belzebubem (Mk 3, 22 – 30 = Q [Mt 12, 24 – 26 + Łk 11, 14 – 23] zdaje się sugerować, że Jezus uważał, iż Królestwo Boże uobecnia się już w jego działalności: „Jeśli zaś Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, zatem przybliżyło się do was Królestwo Boże” ( Q 11, 20 ). Istnieje zatem wysokie prawdopodobieństwo, że proroctwo o nastaniu Królestwa Bożego w obrębie pokolenia Jezusa to słowa, które pierwotna gmina chrześcijańska „włożyła” w usta Jezusa, ponieważ na skutek innych przyczyn była obecna tam gorączkowa chęć doczekania paruzji. Andrzej Nowicki.
Przyznanie Jezusowi z Nazaretu tytułu proroka wcale nie oznacza zejścia do tzw. niskiej chrystologii. Było to określenie, które Nazarejczyk stosował wobec siebie samego ( POxy1,6=Etom31; Mk 6, 4; Mt 13, 57; Łk 4, 24, J 4, 44 ). Rzekł Jezus: „Nie bywa prorok uznany w swej własnej wiosce, lekarz zwykle nie leczy tych, którzy go znają” ( ETom31 ).
Słowa te są reakcją Jezusa na nieprzychylne przyjęcie go w Nazarecie w którym zanegowano jego mądrość a on sam nie mógł tam zdziałać żadnego cudu. Przy tej okazji Nazarejczyk nazwał się prorokiem, co oznacza, że musiał on uznawać, iż to słowo najlepiej oddawało jego funkcję. Ten logion wszyscy egzegeci uznają za autentyczne słowa Jezusa ( kryterium zażenowania, kryterium wielokrotnego potwierdzenia, przywołanie przez dwa niezależne źródła ) co właściwie rozstrzyga problem. Jezus uważał, że w czasie przed eschatonem jego władza łączy się z funkcją proroka a dalsze jego przeznaczenie zależy od woli Boga. Zastanawiające jest w tym wszystkim tylko jedno – dlaczego tytuł, który Jezus akceptował na oznaczenie swojej osoby ( oraz znaczna część tłumu ) został zapomniany na rzecz tytułu Chrystus, którego nigdy on nie używał i przyjąłby go jedynie z rąk Boga?
Po pierwsze w okresie w którym żył Jezus wcale tak łatwo nie można było być uznanym za proroka. Rabini nauczali:
Po śmierci Chagaja, Zachariasza i Malachiasza znikł Duch Proroczy w Izraelu ( Sotta 45, 2 ).
Co oznacza, że ostatni uznany prorok Malachi ( Malachiasz ) żył pięćset lat przed Jezusem! Juda Machabeusz gdy nie wiedział co zrobić z kamieniami ze zbezczeszczonego ołtarza, pozostawił je na oznaczonym miejscu na świątynnej górze, na tak długo, aż się ukaże prorok i nimi rozporządzi ( 1Mch 4, 46 ). W II w. przed Chr. nadal oczekiwano na proroka, a więc tytuł, który Jezus sobie przyznał jednak miał swoje znaczenie w jego czasach. Bezpowrotnie minęły czasy z okresu monarchii kiedy całe grupy prorockie poruszały się w transie w rytm dzikiej muzyki ( 1 Sm 10, 5 ). Jednak należy się zastanowić czy w dolnych warstwach społeczeństwa, wśród chłopów i drobnych rzemieślników nadal nie funkcjonowała osoba szamana – proroka. Przykład galilejskich zaklinaczy deszczu Choniego i jego wnuków Abby Chilkiasza oraz Channana Kryjówki zdaje się potwierdzać hipotezę, że takie postacie istniały w nieprzerwanym ciągu od najdawniejszych czasów. Ich działalność zdaje się w pewnym sensie kwestionować pozycję kapłanów oraz Świątyni.
Filon z Aleksandrii ekstazę proroków wiąże z pojęciem „boskiego obłędu” ( theia mania )
Ekstazą zaś jest szaleńcza furia powodująca rozstrój umysłu z powodu starości, melancholii lub innej podobnej przyczyny; ogromne zdumienie z powodu niespodziewanych, nagłych zdarzeń; bierność umysłu, jeśli umysł w ogóle może być w stanie spoczynku; najlepsza ze wszystkich rodzajów ekstazy to boskie posiadanie i szał, a tego doświadcza cały ród proroków ( Filon z Aleksandrii, Kto jest dziedzicem boskich dóbr, 249; tłum. A. Pawlaczyk, Poznań 2002, s. 63 ).
Istotną kwestią w ujęciu proroka u Filona jest to, że funkcja ta nie sprzeciwiała się w identyfikowaniu go z mędrcem:
W każdym mądrym i dobrym człowieku jest święte Słowo, które zaświadcza jego dar prorokowania. Prorok bowiem przemawiając, nie przedstawia niczego własnego, lecz wszystko co mówi, pochodzi skądinąd, jest echem innego głosu. Człowiek zły nigdy nie może być tłumaczem Boga, tak więc żadna osoba zła nie jest natchniona przez Boga we właściwym sensie. Nazwa ta przysługuje mędrcowi, gdyż on jedynie jest instrumentem, głosem Boga, napiętym i trącanym Jego niewidzialną ręką ( Tamże, s. 65 ).
Takim mędrcem w czasach Jezusa był Hillel, który w opinii jego zwolenników był godny, aby otrzymać świętego ducha, lecz uważano że współcześni mu ludzie nie są w stanie go przyjąć ( tSot. 13, 3; jSot 24b; bSot 48b ).
Zjawisko prekognicji powszechnie wiązano z duchem proroczym, którym, jak wierzono zostało obdarzonych kilka osób w I w. przed Chr. oraz w I w. po Chr. Zjawisko prekognicji nie tylko było związane z odszyfrowywaniem ukrytych znaczeń ksiąg prorockich. Niektórzy ludzie mogli po prostu posiadać taki dar:
W związku z tą sprawą zdumiewać może także zachowanie się Judy, który należał do rodu esseńczyków. Nie zdarzyło się, aby w swoich przepowiedniach podawał coś błędnego lub w ogóle mijał się z prawdą. Otóż gdy wówczas ujrzał Antygona kroczącego przez dziedziniec świątyni, zawołał do ludzi zaufanych – a spora gromada uczniów zebrała się wokół niego: „Ach, lepiej by było, żebym już teraz nie żył, bo prawda umarła przede mną i nie sprawdziła się jedna z moich przepowiedni. Bo oto ten Antygon żyje, a dziś właśnie miał zginąć. Miejscem jego śmierci przez los wybranym jest Zamek Stratona. (…) Sam czas przekreśla możliwość sprawdzenia się mojej przepowiedni”. Wyrzekłszy te słowa zasmucony starzec pogrążył się w zadumie. Lecz już po niedługim czasie nadeszła wiadomość o zabójstwie Antygona w miejscu podziemnym, które także nosiło nazwę Zamku Stratona, podobnie jak leżąca nad morzem Cezarea. To właśnie zmyliło owego wieszcza ( De bello Judaica 1, 78 – 81 ).
Juda w spektakularny sposób udowadnia swoją zdolność jasnowidzenia ( koniec II w. przed Chr. ) i przepowiada śmierć Antygona, brata króla Arystobula I.
W połowie I wieku będzie żył jego potomek niejaki Menachem Esseńczyk, również obdarzony darem prekognicji. Spotkał on Heroda – gdy ten był jeszcze małym chłopcem – i przepowiedział mu, iż zostanie królem. Herod nie dał temu wiary, jednak gdy przepowiednia się sprawdziła, zapytał go o długość swojego panowania. Jasnowidz zmieścił ją w przedziale 20 – 30 lat. Herod był niezwykle życzliwy nie tylko dla Menachema a także dla innych esseńczyków ( por. Ant 15, 373 – 379 ).
W czasie panowania Klaudiusza, gdy prokuratorem w Judei był Tyberiusz Juliusz Aleksander ( 46 – 48 r. po Chr. ) nadszedł powszechny głód ( Ant 20, 101 ), który przepowiedział nazarejski Żyd, prorok – Agabus:
W owym czasie przyszli do Antiochii prorocy z Jerozolimy. I powstał jeden z nich, imieniem Agabus, i przepowiedział, natchniony przez Ducha, że nastanie głód wielki na całym świecie; nastał on też za Klaudiusza ( Dz 11, 27 – 28 ).
Przepowiedział on również Pawłowi z Tarsu jego aresztowanie w Jerozolimie:
Nadszedł z Judei pewien prorok, imieniem Agabus, i przyszedłszy do nas, wziął pas Pawła, związał sobie nogi i ręce i rzekł: To mówi Duch Święty: Męża, do którego ten pas należy, tak oto zwiążą Żydzi w Jerozolimie i wydadzą w ręce pogan ( Dz 21, 10 – 11 ).
Wśród nazarejczyków, którym wydawało się, że po śmierci Jezusa nastały czasy ostateczne, które obejmowała przepowiednia Joela o wylaniu ducha proroczego na całego Izraela; przybywało coraz więcej osób, które uważało się za proroka:
Weszliśmy do domu ewangelisty Filipa, który był jednym z siedmiu, i zatrzymaliśmy się u niego. A miał on cztery córki, dziewice, które prorokowały ( Dz 21, 8 – 9 ).
Tym trzeba wyjaśniać zanik nazywania Jezusa prorokiem w tradycji popaschalnej. Ze względu na to, że tytułowano nim wiele osób okazał on się niewystarczającym dla pierwotnej gminy aby wyrazić godność i cześć dla Nazarejczyka. Piotr w swoim drugim kazaniu powiedział następująco:
Zacznijcie więc pokutować i nawróćcie się, by wasze grzechy zostały wymazane, aby nadeszły od Pana czasy ochłody i aby ponownie posłał nam danego wam już wcześniej Mesjasza, Jezusa, bo trzeba by niebo gościło Go do czasu odnowienia wszystkiego, o czym powiedział Bóg od dawna przez usta swych świętych proroków. Mojżesz mianowicie ogłosił: Proroka jak mnie wzbudzi wam Bóg wasz pośród waszych braci. Będziecie Go słuchać we wszystkim, cokolwiek wam powie. I stanie się tak: ktokolwiek nie będzie słuchał owego Proroka, z ludu wyłączony zostanie dla swojej zguby. (… ) To najpierw dla was wzbudził Bóg swego Sługę i posłał Go, aby wam błogosławić, gdy każdy z was odwracać się będzie od swoich występków ( Dz 3, 19 – 23. 26 ).
Piotr dla wyjaśnienia ziemskiej drogi Jezusa przywołuje proroctwo o proroku na podobieństwo Mojżesza i sługi Bożego. One wyjaśniają według niego przeszły już etap misji Jezusa. Natomiast po jego śmierci – według Piotra – przyznano mu inne tytuły:
Niech zatem cały dom Izraela wie nieomylnie, że Bóg uczynił Go Panem i Mesjaszem: Tego właśnie Jezusa, którego wy ukrzyżowaliście ( Dz 2, 36 ).
Jezus nie mógł być Chrystusem w trakcie swojego ziemskiego życia, ponieważ nie spełnił podstawowych oczekiwań żydowskich wobec Mesjasza. Piotr jednak akcentuje pewne rzeczy, które mogły być przyjęte przez jego żydowskich współziomków i zrozumiałe. Jezus był prorokiem ( eschatologicznym? ) i sługą Boga a po śmierci został Mesjaszem; gdy powróci powtórnie wtedy dopiero spełni oczekiwania mesjańskie. Następna transformacja nastąpiła wtedy gdy Jezusa zaczęto nazywać Mesjaszem również na oznaczenie jego ziemskiej działalności misyjnej. Jego śmierć krzyżową zaczęto interpretować ekspiacyjnie a ostateczne tego ramy nakreślił Paweł z Tarsu.
Reasumując; Jezus uważał się za proroka, pozostającego pod szczególną opieką Boga, którego nazywał Ojcem i który wezwał go do misji nawrócenia Izraela przed spodziewanym przełomem; być może oczekiwał, że posłuszeństwo i wytrwanie w misji spowoduje, iż w Królestwie Bożym otrzyma z rąk Ojca godność Króla – Pomazańca; przynajmniej na to wskazują jego poczynania. Nigdy jednak samowolnie się tak nie określał a swoich uczniów dyscyplinował, aby tak o nim nikomu nie mówić. Jednak w Jerozolimie kiedy uznano, że Królestwo Boże nadchodzi; uczniowie a później jerozolimczycy okrzyknęli go Mesjaszem, co w połączeniu z awanturą świątynną stworzyło podstawy do skazania Jezusa na śmierć. Wizje zmartwychwstaniowe uczniowie odebrali jako zapowiedź czasów ostatecznych i rychłego powszechnego zmartwychwstania. Pojawili się więc w Jerozolimie z nowiną, że Jezus zabity został wywyższony a w niebie uczyniono go Mesjaszem, który powróci, aby ustanowić Królestwo Boże. Jezus w swojej świadomości był przekonany o schyłkowym okresie historii, ten sam pogląd charakteryzuje także jego bezpośrednich naśladowców. Jednak musieli oni określić rolę jaką ma w eschatologii pełnić ich zmarły ale dla nich żyjący Mistrz. Początkowo czerpią tytuły dla niego z najbliższego im środowiska palestyńskiego i z mitologii apokaliptycznej. W następnym etapie te tytuły popaschalne używane już są retrospektywnie i odnoszone są do jego ziemskiego okresu i mają na celu powiązanie pierwszego etapu z funkcją Zbawiciela. Na początku Jezus był posłany przez Boga w trakcie chrztu ( Mk 1, 11 ), następnie etap posłania przesunął się aż do narodzin ( Mt/Łk ) aby w końcu jako boska Mądrość wyrażana jako Logos/Słowo otrzymać preegzystencję i wieczne posłannictwo ( J ). Pierwotne terminy i tytuły stały się odniesieniem do Jezusa na każdym etapie jego działalności. Jezus jest Chrystusem przed narodzeniem, po narodzeniu, po wywyższeniu i w trakcie swojego powrotu. Tytuł stracił znaczenie stał się nazwiskiem a porównując terminologię Q i Listów Pawła trzeba stwierdzić, że Paweł przyczynił się do tego w dużym stopniu. Tak to Jezus, który przez swą skromność nigdy nie głosił się Chrystusem ani też nie zamierzał przyjmować tego tytułu od ludzi stał się nim dzięki ludziom od przedwieczności po czas nieskończony.
John Dominic Crossan w książce „Jesus. A revolutionary biography” pisze, że Jezus zaczął działalność jako naśladowca, spadkobierca Jana Chrzciciela, który był prorokiem apokalipotycznym. Crossan pyta: czy Jezus pozostał wierny przesłaniu Jana, czy też wymyślił swoją własną drogę, własne przesłanie? Dochodzi do wniosku, że Jezus zmnienił zdanie na temat nadciągającego końca świata i niedalekiego uwolnienia spod jarzma Rzymian. Przesłanie Jezusa stało się praktycznie przeciwieństwem przesłania Jana Ch. „John’s vision of awaiting the apocalyptic God, the Coming One, as a repentant sinner, which Jesus had originally accepted and even defended in the crisis of John’s death, was no longer deemed adequate. It is not enough to await a future kingdom; one must enter a present one here and now. By the time Jesus emerged from John’s shadow with his own vision and his own program, they were quite different from John’s, but it may well have been John’s execution that led Jesus to understand a God who did not and would not operate through imminent apocalyptic restoration”.
A zatem Jezus rozpoczął jako prorok apokaliptyczny, ale zmienił swoją wizję i przesłanie.
Chcialbym sie odniesc do rozwazan moich przedmowcow, o. Hryniwicza i p. Anny o zmartwychwstaniu.
Otoz w judaizmie zmarli czekaja w szeolu na powstanie cial. Nastapi ono wraz z przyjsciem Mesjasza! Mesjasz odnowi Krolestwo Dawida i ciala zmarlych powstana.
Dlatego cmentarz w judaizmie nazywa sie bet kwarot -dom grobow lub bet haim – dom zycia wiecznego, taka powiedzialbym „poczekalnia”.
Jezus zostal odrzucony poniewaz (poza Lazarzem) nie odnowilo sie krolestwo dawidowe (krolestwo moje nie jest z tego swiata). Powstanie z grobow malo byc tego znakiem.
Jan Jakub Neusner w swojej ksiazece „Rabbi rozmawia z Jezusem”, ktora papiez Benedykt XVI. uznal za kamien milowy dialogu chrzescj-zydowsk. napisal:
Pewien rabin mowil do chrzescijan: wy czekacie, my czekamy. Poczekajmy, zobaczymy kto przyjdzie.
Czy w przypadku Jezusa możemy założyć, iż zmienił on poglądy na bliskość Królestwa Bożego i oddalił się on od wizji Jana? Taki pogląd jest nieuzasadniony z kliku przyczyn, które warto w tej chwili wymienić. Po pierwsze sama działalność Galilejczyka trwała niezmiernie krótko. Przyjmując synoptyczną chronologię mógł to być co najwyżej rok a uznając chronologię Ewangelii Jana maksymalnie trzy lata. Nie ma jednak powodu do negowania historyczności w tym względzie Mr, który wyprzedza w skomponowaniu swojego pisma J o czterdzieści lat. To Janowi jest potrzebny długo działający Jezus po to, aby mógł on wygłaszać długie i monotonne mowy do wrogich mu Żydów. Nie można nie uwzględnić faktu, że idący za Mr, a piszący piętnaście lat później Mt i Łk przyjęli chronologię drugiego ewangelisty. Po drugie przytaczany dowód w postaci redakcji Q, która według najnowszych ustaleń przebiegała w trzech etapach a jej pierwsza redakcja nie miała odniesień do przychodzącego Syna Człowieczego oraz Jana Chrzciciela skłoniła niektórych z nich do przyjęcia tezy, że skoro Jezus w pierwszej warstwie nie jest apokaliptykiem to znaczy, że zostało mu to przypisane na późniejszym etapie tradycji i jego przekaz został zafałszowany. Nie można się z tym zgodzić, ponieważ nie wolno mylić historii redakcji z historią tradycji, bo są to zasadniczo dwie różne kwestie. Pierwsza warstwa zawiera również to co jest charakterystyczne dla Jezusa apokaliptycznego; jednorazowość ostrzeżenia dla Izraela ( Q1 10, 10 – 11 ), pośpiech ( Q1 9, 59 – 60 ), aluzję do żniw ( Q1 10, 2 ), radykalizm wędrownych charyzmatyków ( Q1 10, 3 – 11 ), naukę o Królestwie Bożym ( Q1 13, 18 – 20 ) i prośbę o jego jak najszybsze pojawienie się ( Q1 11, 2 ). W całej tzw. warstwie podstawowej Q1 nie ma jakiejkolwiek krytyki poglądów apokaliptycznych a nie można też nie zauważyć, że jest ona tylko tłem dla całej Ewangelii i większość logiów Q jest zrozumiała tylko i wyłącznie wtedy jeśli popatrzymy na nie przez pryzmat parenezy apokaliptycznej Q2. Jezus nigdy oprócz chwil w Ogrodzie Getsemani nie waha się i nie sprawia wrażenia, aby mógł on zmieniać szybko poglądy. To raczej on poucza i wydaje polecenia. Przyjmując dość dziwny pogląd o odejściu od poglądów eschatologicznych Jana przez Jezusa musielibyśmy założyć, że natychmiast po jego śmierci przejęli je na powrót jego uczniowie włącznie z jego bratem Jakubem. Zadziwiające byłoby w tym to, że sytuacja ta wyglądała by następująco: Jan głosi o bliskim Królestwie Bożym, Jezus głosi o już obecnym Królestwie Bożym a Piotr, Jakub i Paweł z Tarsu oczekują, aż Jezus powróci by ustanowić królestwo Boże. Te trzy zdjęcia są nie do pogodzenia i to pomimo tworzenia wielu teorii pomocniczych, które jednak uginają się pod ciężarem komplikacji. Sytuacja była diametralnie inna; Jezus był zapalonym apokaliptykiem a cały ciężar wyciszenia tego trudnego dla późniejszych chrześcijan problemu przypadł na schyłek I w. po Chr. i początek II w. po Chr. ( Łk, J ) kiedy zdano sobie sprawy, że Królestwo Boże obiecane w obrębie pokolenia Jezusa nie nadeszło ( Mr 9, 1 ) i trzeba było dokonać transformacji nauczania Galilejczyka, aby chybione proroctwo dopasować do nowej sytuacji. Gdyby pierwotny Jezus nie był apokaliptykiem to Łukasz nie miałby najmniejszego problemu z odnalezieniem pism, które mogłyby być pomocne w jego teologicznym celu – jednak do niczego takiego on nie dotarł. To właśnie w tym ostatnim okresie Królestwo Boże przekształca się w Kościół a paruzja została odłożona ad acta, z czasem lepszym i pewniejszym straszakiem stała się śmierć niż przychodzący na obłokach Pan wraz z aniołami. Crossan o którym wspominasz stosuje metodę ustalaniu słów Jezusa na podstawie świadectwa co najmniej dwóch niezależnych źródeł a metoda tą doprowadził do absurdu w książce „Historyczny Jezus: Kim był i czego nauczał?” Po ustaleniu niezależności tekstualnej dokumentów a chodzi tu głównie o ETom, Q i Mr uznaje on za autentyczne tylko logiony mające przynajmniej dwukrotne potwierdzenie i nazywa je niezależną atestacją. `Przeświadczenie, iż posiadanie dwóch potwierdzających się wzajemnie informacji o tym samym fakcie historycznym jest podstawą do uznania jego za prawdziwe. Dodaje się też do tego takie kryterium, że owe źródła muszą być niezależne od siebie. Nie ma jednak gwarancji, że potwierdzenie faktu przez dwa takie same (lub podobne) i na dodatek niezależne od siebie źródła jest bardziej adekwatne od stwierdzenia faktu na podstawie tylko jednej informacji z jednego źródła` (J. Topolski, Jak się pisze i rozumie historię).
Ustalmy jednak na konkretnym przykładzie historycznym co to jest niezależna atestacja?
a)Jan Chrzciciel istniał, wprowadził rytuał chrztu a jego nauczanie przyciągało tłumy:
Mr 1, 4 – 5.
Ant 18, 116
Na pustyni wystąpił Jan Chrzciciel i głosił chrzest upamiętania na odpuszczenie grzechów. I wychodziła do niego cała kraina judzka i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, a on chrzcił w rzece Jordanie wyznających grzechy swoje.
Tylko wtedy – głosił /Jan Chrzciciel/ – chrzest będzie miły Bogu, gdy potraktują go nie jako przebłaganie za jakieś postępki, lecz jako uświęcenie ciała (…) poczęły się gromadzić ogromne rzesze, w których słowach nauki Jana wzbudzały niezwykły entuzjazm.
Świadectwo to spełnia kryterium niezależnej atestacji. Flawiusz nie układał swojej relacji korzystając z Mr ani też odwrotnie poza tym różnią się oni opisując jego działalność w wielu istotnych szczegółach. Obydwoje też reprezentują odmienne poglądy religijne.
b) Piłat i jego funkcja.
Filon Aleksandryjski,Legatio ad Gaium,s. 299 – 305.
Inskrypcja w kamieniu znaleziona w 1961 r. Znajduje się w Israel Museum w Jerozolimie. Rekonstrukcja napisu wg Antonio Frovra. Inskrypcja potwierdza, że Piłat był prefektem a Cezarea Nadmorska była jedną z jego siedzib.
Wśród namiestników, których wysłał/ Tyberiusz/, znajdował się Piłat mający sprawować urząd w Judei.
[ CAESARIEN ]STIBERIEVM
[ PON]TIVSPILATVS
[ PRAEF ]ECTVSIVDA[ EA ]E
[ D ]E[ DIT ]
Na istnienie Piłata można byłoby wprowadzić wiele niezależnych atestacji. Teraz jednak chodzi o wskazanie czym jest niezależna atestacja a czym nie jest. W tym wypadku słowa Filona o mianowaniu Piłata namiestnikiem potwierdza inskrypcja. Zarówno Filon jak i autor epigrafu byli niezależni od siebie.
Twierdzenie, że fakt potwierdzony przez dwa niezależne źródła jest bardziej prawdopodobny ma pewne uzasadnienie jednak bardzo trudno poprawnie zdefiniować niezależność źródeł. `Jednym z przejawów mitu źródła historycznego jest przeświadczenie, że istnieje jakaś proporcjonalność w dochodzeniu do prawdy o przeszłości między formułowanymi o niej sądami a liczbą wykorzystanych przez historyka źródeł ( im więcej źródeł historycznych wykorzystanych tym bardziej zbliżamy się do prawdy ) czy przeświadczenie o tym, że jedne źródła są bardziej wartościowe od innych. Nie można negować zróżnicowania wartości poznawczej źródeł ale może to być określane jedynie w jednym konkretnym badaniu. Nie ma odgórnie klasyfikacji źródeł na mniej lub bardziej wartościowe` (Topolski, Jak się pisze i rozumie historie).
Skoro już ustaliliśmy czym jest niezależna atestacja pozostało nam ustalić czym jest fenomen nakładania się pewnych tematów w Q i Mr. Obydwa dokumenty sięgają do wspólnej tradycji pierwotnego chrystianizmu. W żadnym wypadku nie można określić tego jako niezależności. ETom w swoich najpierwotniejszych logionach również korzysta z tego dobrodziejstwa. Dokumenty te nie pozostają jedynie pod wpływem zależności od siebie samych i choć powstały niezależnie od siebie to jednak ich autorzy mogli pozostać pod wpływem jednej wizji świata i człowieka albo mogli oni podobnie postrzegać świat ewentualnie pozostawały one i korzystały z początkowego nurtu przekazu oralnego, który ma przecież ustalone pochodzenie. Ustalanie zatem autentyczności na podstawie jedynie takiego kryterium prowadzi do bardzo dużego niebezpieczeństwa zwłaszcza jeśli się korzysta z ETom. Jak wiemy ewangelia ta przechodziła bardzo dużo poszczególnych faz redakcji i nie da się w niej w przekonujący sposób wyodrębnić warstwy na 100% niezależnej od ewangelii kanonicznych. Trzeba by było za każdym razem korzystając z niej dowodzić pierwotności i niezależności danego logionu a tego brakuje w pracy Crossana. Błędy metodologiczne muszą prowadzić do błędów merytorycznych. Na dodatek sam Crossan łamie swoje reguły prowadząc analizę proroków i zamieszek antyrzymskich na podstawie jedynego źródła J. Flawiusza rzadko posiłkując się NT lub Filonem z Aleksandrii. Cały ruch charyzmatyków z wyjątkiem Choniego Zakreślającego Koła omawia tylko i wyłącznie na podstawie Talmudu. Dlaczego robi wyjątek i prawdziwość zdarzeń ewangelicznych rozstrzyga dwoma świadectwami a dla Judy Galilejczyka wystarczy mu tylko jednokrotna atestacja? Ostatecznie metoda ta sama kompromituje się w tej pracy, której nie można jednak odmówić korzystania z bogactwa materiałów oraz z wielu nowych i arcyciekawych wniosków, które nie mają precedensu w jakichkolwiek pracach dotyczących Jezusa z Nazaretu. Inaczej mówiąc jest to dzieło wybitne ale wnioski główne są błędne, ponieważ zastosowana metoda po prostu w przypadku historii a zwłaszcza Jezusa się nie sprawdza. Gdybyśmy mieli ustalać fakty historii starożytnej tylko i wyłącznie na podstawie wielokrotnych atestacji to wszystkie jej podręczniki musiałyby zostać napisane na nowo. Robienie wyjątku tylko i wyłącznie dla przekazów dotyczących Jezusa, nie przekonuje a raczej skłania do zakwestionowania tej metody jako nie godnej poważnego historyka. Autentyczności logiów Jezusa nie rozstrzyga się kwestią atestacji w niezależnych ewangeliach a jedynie ustala się przekaz, który je poprzedzał (co może jedynie wskazywać, że prawdopodobnie są one autentyczne). Przy czym trzeba mieć bardzo dużą pewność, iż dokument w różnych fazach redakcji nie był przypadkiem harmonizowany i nie wprowadzano do niego zapożyczeń z ewangelii nie tylko synoptycznych ale i od nich zależnych. Uważam, że jest to to kryterium praktycznie nieprzydatne w ustalaniu autentyczności słów i czynów Jezusa. Nie istnieje coś takiego jak niezależna atestacja logiów Jezusa, ponieważ ich treść pochodzi ze wspólnego nurtu chrześcijańskiej tradycji. Niezależna atestacja pomaga jedynie w analizie porównawczej w ustaleniu prawdopodobnej pierwotnej wersji tekstu, ponieważ paralelność pozwala na wykrycie intencji redaktorów. Niekoniecznie pojedynczy istniejący logion należy eliminować z nauczania Jezusa, ponieważ jak wiadomo w początkach chrześcijaństwa krążyło wiele dokumentów grupujących logia Nazarejczyka i np. Łukasz choć układał swoją Ewangelię pod koniec I w. po Chr. mógł mieć dostęp do takiego zbioru do którego nie dotarł wcześniej Mr i Mt a tradycja – załóżmy – wspólna dla ETom i Mr może pochodzić z pisma będącego już pochodną nauczania Jezusa i choć występuje w dwóch źródłach odtwarza nie autentyczne przesłanie lecz naukę gminy wczesnochrześcijańskiej. Na kryterium niezależnej atestacji można się wspierać ale nie może być to jedyny wyznacznik ustalenia oryginalnej nauki, tym bardziej, że sam Crossan w swojej pracy po ustaleniu wspierających się niezależnie świadectw dalej nie akceptuje ich w całości lecz część z nich odrzuca stosując inne kryteria; zwłaszcza jeśli te świadectwa przeczą jego koncepcji. Jeśli już dopuścił do użycia tego specyficznego sposobu akceptacji dlaczego później od niego odchodzi? Znaczy to mówiąc kolokwialnie, że zorientował się, iż ta metoda nie jest wystarczająca, ponieważ nadal ma do czynienia z logiami, które wydawało mu się, że nie pochodzą od Jezusa – przesiew był więc nieudany. Po co stosować sieć do której wpadają trujące ryby, lepiej poszukać innej sieci.
`Historyk nie może obejść się bez źródeł. Są one niezbędnym elementem jego pracy, jednakże stanowią one jedynie wyjście do konstrukcyjnej pracy a nie są jej podstawą. Ustalenia indywidualnych faktów historycznych są punktami zaczepienia do zorganizowania dookoła nich narracji. Nie są one cegiełkami, z których można wznieść budowle lecz punktami zaczepienia dla narracji, która nie tylko z nich, czy nie tyle z nich powstaje. Można ją porównać do tkaniny rozwieszonej przy wykorzystaniu owych nie podlegających w zasadzie dyskusji ustaleń dotyczących pojedynczych faktów historycznych. Może być ona różna, różnie tkana a nawet może być utkana z elementów fikcyjnych, ale nie może ona być rozwieszona na fikcyjnych punktach zaczepienia. Narracja historyczna przekraczałaby wtedy granicę dzielącą ją z fikcją literacką, chyba że historyk zaznaczy, że tę granicę przekracza. Tak źródła jak i narracja pozostają w obszarze interpretacji, przy czym źródła nieadresowane i te adresowane, które mają autora powstają jako interpretacja. Jednakże tylko część źródeł adresowanych ma strukturę narracyjną, choć narracja może nie być rozwinięta. Zauważmy, że jeśli z nich, a także ze źródeł nieadresowanych mających autora wydobywamy informacje o indywidualnych faktach historycznych, to wówczas dokonujemy wyrwania danych informacji z narracyjnego kontekstu. Nawet gdyby to były bezpośrednie informacje to już samo wyrwanie ich z kontekstu jest zabiegiem interpretacyjnym. Dotyczy to źródeł narracyjnych adresowanych i nieadresowanych`( Topolski ). Dochodzenie do prawdy historycznej w oparciu o źródła polega na mozolnym ograniczaniu niewiadomych i te częściowo ustalone fakty są potencjalnymi konfirmatorami. Musimy założyć, że w przekazie ewangelicznym istnieje pewien błąd konfirmacyjny. Jest on spowodowany tym, że autorzy tych przekazów poruszyli temat, który u nich wywołuje silne zaangażowanie emocjonalne. To prowadzi do pewnej tendencyjności i interpretacji nawet niewygodnych faktów w zgodzie z ich własnym wyobrażeniem. Nie pomylimy się jeśli stwierdzimy, że ten błąd był już wpisany w początkowe przekazy ustne i już na tym etapie idealizowały postać Jezusa z Nazaretu. Nasi informatorzy chcą nas przekonać do swojej wizji Jezusa i nawrócić nas a nie w obiektywny sposób przedstawić jego historię. Zatem ich wiarygodność jako stosunek pomiędzy rzeczywistością a komunikatem zostaje w istotny sposób zachwiana. Sprawdzenie wiarygodności komunikatu ewangelicznego musi odbyć się na trzech poziomach i związanymi z tymi poziomami pytaniami: jakim materiałem dysponował ewangelista i w jaki sposób go pozyskał, jaki był cel zachowanie właśnie tego faktu oraz analiza częstotliwości prawdziwych i nie prawdziwych informacji. Pozdrawiam Andrzej Nowicki.
Pani Anno problem tego czy Jezus odszedł od nauczania Jana Chrzciciela należy rozpocząć od analizy źródeł a nie od Crossana i dowiedzieć się co na ten temat sądził nie amerykański badacz, lecz sam zainteresowany. Na pewno jego uczniów, sympatyków oraz wrogów interesował jego stosunek do znanego proroka:
1) Rzekł Jezus: „Dlaczego wyszliście na pole? Aby oglądać trzcinę kołyszącą się na wietrze i by oglądać człowieka ubranego w miękką szatę? Oto wasi królowie i wasi dostojnicy, ci są ubrani w miękkie szaty. A oni nie będą mogli poznać prawdy” (ETom78). Rzekł Jezus: „Od Adama aż do Jana Chrzciciela wśród zrodzonych z kobiet nie powstał wywyższony nad Jana Chrzciciela tak, aby jego oczy się nie łamały. Powiedziałem jednak: ten z was, który stanie się maluczkim, pozna królestwo i zostanie wywyższony nad Jana Chrzciciela” ( ETom46 ).
2) Kiedy oni odeszli, zaczął mówić do tłumu o Janie: Coście wyszli zobaczyć na pustyni? Trzcinę chwiejącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Proroka? Owszem, powiadam wam, więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: „Oto posyłam wysłańca Mego przed Tobą, który wyprostuje drogę Twą przed Tobą”. Mówię wam: spośród narodzonych z niewiast, nikt nie jest większy od Jana, ale najmniejszy w Królestwie Bożym większy jest niż on ( Q 7, 24 – 28 ).
3) Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą;
on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki! ( Mr 1, 2 – 3 ).
Pierwszy logion w ETom występuje niezależnie i nie jest tam związany z Janem Chrzcicielem, jednak kontekst i układ perykopy z Q wskazuje, że przepowiadanie tyczyło się apokaliptycznego proroka z pustyni. Marek cytuje tą samą przepowiednie odnośnie posłańca, którą spotykamy w Q jednak mylnie przypisuje ją Izajaszowi; w rzeczywistości proroctwo to pochodzi z Księgi Malachiasza a jego druga część jest zaczerpnięta z Izajasza ( Ml 3, 1 = Iz 40, 3 ).
Wszystko wskazuje, że najpierwotniejszą formę tego logionu przekazuje Q a jego pierwszą część najlepiej oddaje ETom. W tej właśnie pierwszej części Jezus przeciwstawia sobie dwóch bohaterów nieszczęśliwego zdarzenia: Heroda Antypasa i Jana Chrzciciela. Antypas staje się tu metaforycznym określeniem człowieka bogatego, będącego u władzy. Jezus wyraźnie wskazuje, że tacy ludzie nie mogą dojść do prawdy i przeciwstawia skromność i prostotę Jana Chrzciciela – pałacowi i związaną z nią pychą i zbytkiem. Najbardziej interesująca jest jednak druga część tej perykopy w której Jezus omawia swój stosunek do Jana. Najpierw stwierdza jego wielkość słowami: Od Adama aż do Jana Chrzciciela wśród zrodzonych z kobiet nie powstał wywyższony nad Jana Chrzciciela, aby na końcu wprowadzić drastyczną zmianę: najmniejszy w Królestwie Bożym większy jest niż on. Czy ta wypowiedź pochodzi od historycznego Jezusa czy też została ona stworzona przez kompilatorów a następnie przekazana przez tradentów, aby dać odpowiedź na zarzuty uczniów Jana Chrzciciela? Przede wszystkim musimy się zastanowić nad kwestią najważniejszą: jak mamy rozumieć tą gradację? Jeśli użyty tu przymiotnik odczytamy jako comparativus, to tekst ten należałoby odebrać zupełnie inaczej. Wtedy to Jezus byłby najmniejszy i tyczyłoby się to po prostu czasu jego urodzenia. Królestwo Boże nie wchodziłoby w zakres porównania a sam Chrzciciel by do niego przynależał. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę logion z ETom to wtedy taka interpretacja stanie się niemożliwa: Powiedziałem jednak: ten z was, który stanie się maluczkim, pozna królestwo i zostanie wywyższony nad Jana Chrzciciela. Tu interpretacja jest jednoznaczna: uczeń Jezusa jeśli dostatecznie się uniży, na podobieństwo dziecka to wtedy zrozumie czym jest królestwo i przewyższy Jana Chrzciciela. Oznacza to, że sama już przynależność do ruchu Jezusa w której człowiek rezygnuje ze wszystkich najważniejszych elementów życia po to, aby głosić ewangelię powoduje wywyższenie ponad Jana Chrzciciela, który przynależy do starego porządku. Czy zatem Jezus zmienił swój pogląd na misję Jana? Nie! Zauważmy, że Jezus odnosi ją tylko do posłannictwa swoich uczniów. Natomiast w samym działaniu Chrzciciela zauważa tylko pozytywne elementy. Określa go jako coś więcej niż proroka a nawet nazywa go największym spośród urodzonych z niewiast. Jednak jego śmierć mogła zachwiać postawą niektórych jego zwolenników. Jezus tymi słowami mówi do nich: głowa do góry; możecie być ważniejsi od Jana, przyłączcie się do mnie. Joachim Gnilka w ogóle nie zalicza tych słów jako pochodzących od historycznego Jezusa: `Słowa te, zapewne dodane później dla zaznaczenia momentu granicznego, przekazał również Mateusz, mimo iż zalicza Jana już do nowej epoki, zdominowanej tematem „basileia”. W jednoznacznym ukierunkowaniu na Jezusa, ewangelie postrzegają Chrzciciela jako człowieka pomiędzy dwiema epokami, jako ostatniego proroka, który zamyka Stare i przeprowadza do Nowego`( Gnilka J.,Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, 2004: s. 182 ).
Stosunek Jezusa do Jana i jego ruchu możemy przeanalizować w zestawieniu kolejnych atestacji:
– Zgromadźcie lud, poświęćcie zebranie, zbierzcie starszych, zgromadźcie dzieci i niemowlęta! Niech oblubieniec wyjdzie ze swej komory, a oblubienica ze swej komnaty! ( Jl 2, 16).
1) Powiedzieli Mu: „Chodź, módlmy się dzisiaj i pośćmy”. Odrzekł Jezus: „Jaki grzech popełniłem lub w czym mnie pokonano? Lecz jeśli oblubieniec wejdzie do komnaty małżeńskiej, wtedy niech poszczą i modlą się” ( ETom104 )
2) Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: «Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?» Jezus im odpowiedział: «Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć ( Mr 2, 18 – 20 ).
3) Do kogo porównam ludzi tego pokolenia,do kogo są podobni? Podobni są do dzieci siedzących na rynku i przymawiających jedni drugim;. Przyszedł bowiem Jan nie jedząc ani nie pijąc – a wy mówicie: Ma ducha nieczystego. Przyszedł Syn Człowieczy jedząc i pijąc – a wy mówicie: . Ale mądrość usprawiedliwiona została przez swe dzieci ( Q 7, 31 – 35 ).
Elementem wspólnym jest tu niewątpliwie stosunek Jezusa oraz jego ruchu do praktyki postnej. Przy czym ETom nie łączy tego problemu z Janem ale wykazuje podobieństwo z Markiem ze względu na występujący u nich motyw oblubieńca. Natomiast Q w swojej perykopie odnosi się do Jana oraz zarzutów, które uczyniono Jezusowi w związku z jego zachowaniem.
Logion z ETom podkreśla świadomość bezgrzeszności Jezusa, który w związku z tym nie widzi powodów dla których miałby oddać się pokucie postnej. Wejście do komnaty oblubieńca jest wyraźnym nawiązaniem do śmierci Jezusa. To ona stanowi barierę dla postu jego zwolenników. Dopóki jest z nimi powinni cieszyć się jego obecnością. Motyw bezgrzeszności oraz zapowiedź postów po śmierci Jezusa to wyraźny wkład popaschalnych przeróbek i dodatków, które występują zarówno w ETom jak i Marku. Jedyne co możemy przyjąć za autentyczne to wspólny składnik tych perykop wskazujący na brak praktyki postnej u Jezusa i jego uczniów. W Q Jezus prezentuje metodę nauczania, którą możemy spotkać w Talmudzie; mam tu na myśli częsty zwrot talmudyczny : Do czego to podobne? Takie porównywanie w judaizmie miało głęboki sens, ponieważ świadczyło, że świat pomimo różnic jest do siebie podobny przez to, że jest stworzony przez jednego Boga. Styl przypowieści jest zatem typowo faryzejski. Ten maszal, bo tak po hebrajsku nazywa się ten styl nauczania przemawia za autentycznością perykopy.
Jan Chrzciciel i Jezus pomimo różnic poglądów w temacie ascetyzmu są oskarżani o posiadanie ducha nieczystego. To samo spotkało i Jana i Jezusa i to pomimo stosowania innych metod. Obydwie postacie prezentują jednak jednolity front wobec współczesnego im pokolenia Izraela, które ich obydwóch odrzuca z tych samych powodów. Jezus, który jest kontynuatorem misji Jana spotyka się z takim samym odrzuceniem jak i jego poprzednik. Otrzymujemy tutaj odpowiedź na pytanie: Czy Jezus zmienił swój pogląd na misję Jana? Nie tylko, że nie zmienił ale wyjaśnił nam, że pomimo różnic w podejściu do praktyki postnej oraz stosunku do grzeszników spotkał się z tym samym co jego nieżyjący już mistrz. W Q Jezus przedstawił siebie i Jana jako dzieci Mądrości Bożej!
Zarzuty wobec Jezusa są wieloaspektowe i nie dotyczą tylko zwyczajów żywieniowych. W drugiej ich części Jezus jest oskarżony o to, że jest przyjacielem celników i grzeszników. Jeśli Jezus bratał się z tego typu kreaturami to oznaczało to, że akceptował uprawnienia Rzymian do pobierania podatków a więc i samą okupację Judei i zależność innych krain od obcego agresora. Wydaje się niemożliwością żeby aprobował przemoc i bezprawie w świetle swoich nauk. Odrzucenie celników miało przecież swoje uzasadnienie, któremu trudno odmówić poprawnej argumentacji. Jako, że problem, który tu poruszam jest niezwykle istotny, będziemy musieli przyglądnąć się pewnej przypowieści z Ewangelii Marka:
1) A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!». On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: «Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?» Jezus usłyszał to i rzekł do nich: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników» ( Mr 2, 13 – 17 BT ).
2) Przyszedł Syn Człowieczy jedząc i pijąc – a wy mówicie: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” ( Q 7, 34 )
Wyodrębniłem w tekście wspólny element, który zawiera zarówno Q i Marek ( Y ). I w jednej i drugiej perykopie Jezus spotyka się z zarzutem, że spotyka się przy jednym stole z celnikami. W Marku jednak Jezus tłumaczy dlaczego dochodzi do takich spotkań. Jezus chce ich zmienić, uważa ich za grzeszników ale w przeciwieństwie do reszty społeczeństwa nie odsuwa się od nich, lecz próbuje dokonać ich nawrócenia. W tym momencie dostrzegamy w Jezusie patriotę, który w zupełnie odmienny sposób stara się wpłynąć na poprawę losu narodu żydowskiego. On chce ich wciągnąć do swojego ruchu i tym samym wyrwać ich z dwuznacznej sytuacji w której się znajdują. Ruch Jezusa jest otwarty na każdego kto chce dokonać zmiany. Zupełnie inną sprawą jest to czy taki apel spotkał się z zainteresowaniem samych celników. Można założyć, że jakaś część z nich odczuwając wyrzuty sumienia poszła za jego wezwaniem co dodatkowo mogło wpłynąć na postrzeganie przez władzę reprezentujące Antypasa, Jezusa jako wichrzyciela i buntownika – uderzał przecież w podporę każdych rządów czyli finanse. Nazarejczyk czuł jednak, że ma obowiązek wzywać grzesznych Żydów do pokuty, aby uratować jak najwięcej owiec przed nadchodzącymi żniwami. ` Taka sama była na przykład reakcja Indian na imperializm amerykański. Indianie doświadczyli utraty niezależności, nędzy i ruiny porządku społecznego, pojawiły się wśród nich ruchy odrodzeniowe zalecające bierne trwanie przy tradycyjnej kulturze, podejmowali próby walki zbrojnej ( jak te, którymi kierowali Prophet i Tecumseh ), pojawiły się wierzenia mesjanistyczne kładące nacisk na potrzebę wysokiej moralności ( jak na północno – zachodnim wybrzeżu nad Pacyfikiem ) i nawet ruchy prozelickie, jak w wypadku indiańskiego shakerismu i peyotyzmu` ( J. Crossan, Historyczny Jezus,1997: s, 129 ). Ruch Jezusa odpowiadał na oczekiwania prostego ludu, który czuł potrzebę nie tylko odmiany swojego losu ale również uznania jego roli a nie tylko pogardy z którą się spotykał ze strony władz politycznych i religijnych a Nazarejczyk wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom:
W owym czasie Jezus powiedział: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom ( Q 9, 21 ).
Dowartościowany prostak, który uważał, że jest w posiadaniu wiedzy, która nie jest dostępna nawet dla królów i przywódców religijnych był szczególnie dla władz politycznych niebezpieczeństwem a zatem nic dziwnego, że Jezus kontynuując orędzie Jana Chrzciciela, który został ścięty z powodów politycznych stał się również wrogiem Heroda Antypasa:
W tym czasie przybyli niektórzy faryzeusze, mówiąc do niego: Wyjdź stąd i oddal się, gdyż Herod chce cię zabić ( Łk 13, 31).
Nad Jezusem zawsze wisiała groźba śmierci a byłoby naiwnością sądzenie, że Jezus nie zdawał sobie z tego sprawy. Gotów był jednak oddać swoje życie nie dlatego, że było to konieczne dla odkupienia grzechu – ta myśl pojawiła się wśród chrześcijan znacznie później – on wierzył, że ostatecznie i tak nie ma to znaczenia, ponieważ Bóg wskrzesi go w Dniu Jahwe. To swoistego rodzaju zachwianie instynktu samozachowawczego było cechą, która charakteryzowała wczesne chrześcijaństwo – źródeł tego należy szukać w postawie Jezusa historycznego.
Jezus jest więc kontynuatorem orędzia swojego pierwszego mentora Jana Chrzciciela, który w zmieniony okolicznościach stosuje inne metody. Po odłączeniu się od niego powołuje dwunastu, aby przygotować się na spodziewany Sąd Ostateczny i zaczyna nauczać o Królestwie Bożym. Wkrótce informacja o Jezusie dociera również do Jana Chrzciciela. Czy w niewoli u Antypasa Jan Chrzciciel miał możliwość spotykania się ze swoimi uczniami? Nie jest to prawdopodobne a odnosimy takie wrażenie, ponieważ Q zostało włączone w tekst Mr przez Łk i Mt. Najprawdopodobniej Jezus musiał oddzielić się od Jana przed jego uwięzieniem i gdy dotarły do niego wieści o działalności Jezusa wysłał on do niego swoich uczniów:
Jan wysłał swych uczniów z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy innego mamy oczekiwać? Odpowiadając rzekł do nich: Idźcie i oznajmijcie Janowi, co widzieliście i słyszeliście: ślepi widzą i chromi chodzą, trędowaci są oczyszczeni, a głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głoszona jest Ewangelia. A błogosławiony, kto się Mną nie zgorszy ( Q 7, 18 – 19, 22 – 23 ).
`Częste występowanie tego typu zwrotów – wyjaśnia Dariusz Kot – w tradycjach po – Jezusowych sugeruje, że Jezus celowo przywoływał – z pewnością czytelną dla Jana – eschatologiczną wizję „świata na opak”, gdzie wszelkie prawa naturalne i społeczne przestają obowiązywać w obliczu nadchodzącego Sądu` ( B. Bruce, Jezus. Dowody zbrodni, 2011:s. 124 ). Zagadkowa odpowiedź Jezusa mieści się całkowicie w jego formie wypowiedzi w której nigdy nie starał się odpowiedzieć w sposób jednoznaczny na oczekiwania co do swojej osoby. Uważał się za proroka powołanego przez Boga a zatem to On powinien zadecydować o jego miejscu w historii zbawienia. Jezus całkowicie zdawał się we wszystkich swoich decyzjach na to swoistego rodzaju przeznaczenie:
Abba, Ojcze! Ty wszystko możesz, oddal ten kielich ode mnie; wszakże nie co Ja chcę, ale co Ty ( Mk 14, 36 ).
Choć słowa tej modlitwy nie pochodzą od Jezusa dobrze jednak oddają jego koncepcję teologiczną. Jezus całkowicie podporządkowuje się okolicznościom uważając, że stoi za nimi Bóg. Polemiczny ton, który ustami Jezusa podjął z tym fragmentem ewangelista Jan pokazuje, że ta spolegliwość Jezusa sprawiała problem chrześcijanom na początku wieku II:
Modlił się, aby, jeśli to możliwe, ominęła go ta godzina ( Mk 14, 35 ).
Cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę ( Jn 12, 27 ).
Markowy niepewny swojej roli Jezus jest na pewno bardziej autentyczny niż zdecydowany i wszystkowiedzący Chrystus z Ewangelii Jana.
Odpowiedź dla Jana Chrzciciela jest niejednoznaczna, ponieważ sam Jezus czekał na znak od Boga na określenie swojej misji dał jedynie Janowi sygnał, że eschatologiczny koniec jest już widoczny w cudotwórczej działalności Jezusa. Nazarejczyk nie spełnia oczekiwań jakie Chrzciciel zapewne wiązał z osobą Chrystusa dlatego też końcowa wypowiedź Jezusa jest niepewna a przez to niepokojąca. Sama teologii Jezusa wywodzi się z apokaliptycznej struktury Jana Chrzciciela a sam Jezus staje się jej gorącym orędownikiem i głosicielem. Logicznym wnioskiem i niejako samo nasuwającym się jest, że w skład jego zwolenników musiały wchodzić osoby, które oczekiwały, że Chrystus pojawi się przed dniem Jahwe. Jan Chrzciciel spotkał się przecież z takim samym problemem:
Wszyscy w swoich sercach rozważali, czy też Jan może nie jest Chrystusem ( Łk 3, 15b ).
Na zasadzie analogii można założyć, że część zwolenników Jezusa widziała w nim Chrystusa i oczekiwała na jego jednoznaczne określenie swojej osoby. Jednak trzeba już od razu zaznaczyć, że nawet w napisanej najpóźniej Ewangelii Jana opinie tłumu o Jezusie są rozbieżne:
Tedy niektórzy z ludu, usłyszawszy te słowa, rzekli: To jest naprawdę prorok. Inni mówili: To jest Chrystus; a jeszcze inni mówili: Czy z Galilei przyjdzie Chrystus? ( Jn 7, 40 – 41 ).
Skoro opinie o nim jako Chrystusie były niesprecyzowane to znaczy, że nigdy nie określił on się zdecydowanie Chrystusem ( przynajmniej publicznie ), ponieważ tłum rozważałby wtedy jedynie czy spełnia on wymagania odnośnie postaci Chrystusa czy też nie. Wyjaśnienia jedynie wymaga kwestia czy Jezus ogłosił się Chrystusem w jakimś zamkniętym gronie, jak sugeruje to Marek czy też jest to wymysł samego ewangelisty.
Z relacji Marka wynika, że Jezus przyjął zanurzenie z rąk Jana. Widać w tym układzie relacje uczeń – mistrz. To Jezus potrzebuje ceremonii obmycia i zwraca się o nią do Jana. Chrzciciel zgromadził wokół swojej osoby uczniów ( mają oni swoje rytuały modlitewne i praktykują post ), Jezus prawdopodobnie również przynajmniej przez jakiś czas pozostawał uczniem Jana. W późniejszym okresie gdy ruch Jana kontynuował swoją działalność i stał się konkurencyjny dla zwolenników Jezusa zarówno jedni jak i drudzy będą starali się wykazać wyższość swoich protoplastów. Tak więc w literaturze mandejczyków Jezus, który początkowo prosi o chrzest, spotyka się z odmową; w końcu jednak Jan zgadza się udzielić obrzędu Galilejczykowi jednak Jan później przeprasza, że ochrzcił fałszywego proroka – Jezusa ( Sidra d`Jahja cz.30 )1. Chrześcijanie poradzili sobie z tym zagadnieniem w odmienny sposób: jako, że przyznali godność Mesjasza Jezusowi to Jan w ich ujęciu stał się zapowiadanym Eliaszem. Wprowadzając zatem Chrzciciela do historii zbawienia przypisali mu mniejszą rangę. Prawda historyczna pokazuje jednak, że Jezus wyłonił się ze struktury, którą zbudował apokaliptyczny Jan Chrzciciel a on sam wpisuje się w ciąg proroków zwiastujących nadejście dnia Jahwe.
Ważnym tekstem, który kształtował wyobrażenia Żydów na temat dnia Jahwe był zbiór przepowiedni Sofoniasza. Księga została spisana w latach 640 – 630 p. n. e. a więc jej autor był współczesny Jeremiaszowi. Niestety nie zachowały się jakieś bliższe dane na temat samej osoby Sofoniasza. Posłuchajmy relacji z tego wydarzenia w wizji proroka :
Na pewno zmiotę wszystko z powierzchni ziemi – mówi Pan – zmiotę ludzi i bydło, zmiotę ptactwo niebieskie i ryby morskie. I sprawię, że bezbożni upadną, i wytępię ludzi z powierzchni ziemi – mówi Pan ( Sf 1, 2 – 3 ).
Dzień Jahwe w tym ujęciu to rzeź obrzędowa dla osób zaproszonych przez Boga. Prorok spodziewa się, że same wydarzenia nastąpią już w najbliższym czasie:
Milczcie przed obliczem Wszechmogącego Pana, gdyż bliski jest dzień Pana! Bo Pan przygotował ofiarę, poświęcił swoich gości ( Sf 1, 7 ).
Co dla naszych rozważań najważniejsze tylko Sofoniasz nazywa ten okres – dniem gniewu; żaden inny prorok Starego Testamentu nie nazywa tak dnia Jahwe ( por.: Sf 1, 15 ). Zauważmy jak zwrócił się Jan Chrzciciel do przystępujących do chrztu saduceuszy i faryzeuszy:
Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem? ( Mt 3, 7 ).
Część apokaliptycznych wyobrażeń Jan Chrzciciel musiał zatem czerpać z wizji Sofoniasza. Dzień Pana w jego ujęciu miał nadejść gwałtownie, niczym burza lub najazd wroga. Zagłada miała dotknąć dwór królewski a nawet kapłanów, którzy plugawią to, co święte ( Sf 3, 4 ) oraz proroków ( Sf 3, 4 ). Zbawienie będzie dotyczyło małej resztki:
I pozostawię pośród ciebie lud pokorny i ubogi: to oni ufać będą imieniu Pana ( Sf 3, 12 ).
Szukać Pana mają pokorni ziemi ( Sf 2, 3 ). Mamy zatem jakąś charakterystykę ocalonych osób: będą to ludzie ubodzy materialnie ale przestrzegający Praw Bożych a Sąd Boży ukarze bogatą elitę. Wydaję się, że tutaj należy szukać źródeł Jezusowego przesłania do ubogich niźli uciekać się do poszukiwania wyjaśnień tego zjawiska w helleńskiej filozofii cyników. Adoracja ubóstwa wynikała z sobotnich czytań zwojów w synagodze oraz indoktrynacji apokaliptycznej Jana Chrzciciela a nie z obserwacji hipotetycznie występujących nurtów cynizmu w mieście Seforis. Jak pisze J. D. Crossan : `Wieś, z której pochodził /Jezus/, znajdowała się dostatecznie blisko grecko – rzymskiego miasta, jakim było Seforis, żeby znajomość cyników i ich nauki nie była w Jego wypadku czymś niewyjaśnialnym czy nieprawdopodobnym` ( J. Crossan, Historyczny Jezus, 1997:s. 442 ). Synagoga była jednak znacznie bliżej i co najważniejsze istnieją zapiski iż Jezus ją odwiedzał. Dopóki działania Jezusa są zrozumiałe w kontekście judaizmu nie należy starać się nadmiernie mnożyć bytów, aby wyjaśnić jego nauki lub czyny. W próbie zrozumienia historycznego Jezusa nie powinno się Go w trakcie tzw. ukrytego życia wysyłać po wiedzę do Indii, do żebrzących cyników ani też kontaktować mu się z cywilizacją poza ziemską; powinien wystarczyć fakt, że działał w obrębie judaizmu i odwiedzał synagogę. Pozdrawiam Andrzej Nowicki.
R. Rynkowski zadał pytanie: Jezus prorokiem, na które zarówno ateiści jak i chrześcijanie odpowiedzieli twierdząco. Sam Jezus uważał się za proroka ale czy w kontekście przecież naszego chrześcijaństwa historycy i teolodzy nie powinni bronić świadomości mesjańskiej Jezusa. Tymczasem czytając poprzednie posty dochodzę do wniosku, że większość piszących tu katolików oddała pola uczonym wywodom D. Kota ( którego notabene bardzo szanuję ) nie potrafiąc przedstawić wiarygodnych historycznie argumentów na to, że jednak nasz Mistrz z Nazaretu w trakcie swojej ziemskiej egzystencji myślał o sobie jako o kimś kto znaczy więcej niż prorok. Nie ulega wątpliwości, że sam Jezus myślał, że przyszedł do Izraela, po to aby spotkać się z możliwie jak największą liczbą jego mieszkańców. W tym celu podjął wędrowny tryb życia i wezwał do niego także swoich zwolenników. Te dwa fakty nie są negowane przez żadnego badacza i historyka. Uważał więc, że posiada jakiś autorytet, czy jednak wiązał się on z tytułem Mesjasza. Jeśli Jezus nie myślał o sobie jako Mesjaszu to dlaczego pomyśleli tak o nim uczniowie z jego najbliższego kręgu praktycznie zaraz po jego śmierci? Większość badaczy chcąc ustalić czy Jezus nauczał o sobie jako Mesjaszu zaczyna od analiz jego logiów, przy czym muszą zawsze ustalać, które z nich są autentyczne a które są refleksją popaschalną włożoną tylko w usta Jezusa. Myślę, że takie podejście jest błędne. Najpierw należy wybadać czyny Jezusa i umieścić je w kontekście historycznym biorąc pod uwagę całe spectrum żydowskich oczekiwań mesjańskich ery I w. po Chr. i zastanowić się czy te czyny stoją w sprzeczności z tymi przewidywaniami. Dopiero wychodząc z tej podstawy można przejść do logiów, które powszechnie uchodzą za autentyczne i postarać się je uzgodnić z tym co Jezus zrobił. Jeśli bowiem stwierdzimy, że istnieje pewna dychotomia pomiędzy tym co Nazarejczyk uczynił a tym co w wersji ewangelistów miał wypowiedzieć to pierwszeństwo należy przyznać czynom a sprzeczne z nimi logia zakwalifikować do nieautentycznych. Analiza poczynań jest wstępnym ale niezbędnym etapem, który rozpoczyna poszukiwania na nurtujące od pokoleń badaczy pytanie: czy Jezus uważał i głosił, iż jest Chrystusem.
Początek u Jana Chrzciciela
Wszyscy historycy zgadzają się co do jednej kwestii; początki działalności Jezusa z Nazaretu związane są z Janem Chrzcicielem. Mamy tu do czynienia niewątpliwie z historyczną postacią o której wspominają trzy niezależnie od siebie napisane dokumenty: Józef Flawiusz, Ewangelia Galilejska ( Q ) oraz Ewangelia Marka. Sam Jan był głosicielem bliskiego już kresu historii związanego z apokaliptycznym wkroczeniem Boga w historię. Kwintesencją nauczania Jana są słowa: Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło się Królestwo Niebios ( Mt 3, 2 ), które dla Jana Chrzciciela było na tyle bliskie, że ostrzegał zebrane tłumy: Oto siekiera dotyka już korzenia drzewa ( Q 3, 9 ). Sam Chrzciciel został zamordowany przez Antypasa , ponieważ działalność Jana – powszechnie uznawanego za proroka – przyciągała tłumy a jego jednorazowe zanurzenie na odpuszczenie grzechów powodowało rozbudzenie apokaliptycznych oczekiwań nad którymi władza mogła szybko stracić kontrolę ( Ant 20, 200 ). ` Porównując ruch Janowy z późniejszym wystąpieniem egipskiego proroka, łatwiej dostrzegamy podobieństwa i różnice między oboma ruchami i zrozumiemy więcej, niż moglibyśmy pojąć na podstawie relacji obecnych u Flawiusza i w Nowym Testamencie. Za apokaliptyczną wizją Jana kryje się ten sam scenariusz Wyjścia i Podboju. Jan także gromadzi lud na pustyni na wschód od Jordanu, zamiast jednak pomaszerować na czele wielkiej gromady do Ziemi Obiecanej, posyła ich przez Jordan pojedynczo, zmywając ich grzechy wodą chrztu i nakazując im, by trwali w świętości, w oczekiwaniu na rychłe nadejście gniewu Bożego. Trzeba powiedzieć, że był to program jeszcze groźniejszy od programu Egipcjanina. Jan szykował bombę zegarową apokaliptycznych oczekiwań obejmujących cały obszar państwa żydowskiego. Taka strategia nie pozwalała Antypasowi uderzyć na zgromadzony tłum i sprawiła, że zamiast tego uderzył w samego Jana` ( Crossan1998: s. 69 ).
Według Q i Mr Jezus podjął i kontynuował myśl o zbliżającym się Królestwie Bożym, był więc kontynuatorem misji Jana ( Mr 1, 14 – 15 ). Najstarszy przekaz ewangeliczny Q postrzega Jana i Jezusa jako przedstawicieli jednego frontu skierowanego na nawrócenie swojego pokolenia. Jan jest jedyną historyczną osobą wymienioną w tym dokumencie!
Początek Jezusa należy umieścić w nurcie apokaliptycznym, co uprawdopodabnia tezę, że myśl mesjańska mogła być obecna u obydwóch kaznodziei. W większości wypadków apokaliptyczne nurty przyznawała jakąś rolę w eschatonie Mesjaszowi ( Księga Daniela, Księga Henocha ). Jeśliby zaś sam Jan czy też Jezus nie wiązaliby z Pomazańcem jakichkolwiek nadziei to i tak w świetle przedstawionych oczekiwań żydowskich sięgających korzeniami II w. przed Chr. musieliby się do tego jakoś ustosunkować. Podsumowując; początek u Jana Chrzciciela jednoznacznie sugeruje, że Jezus wyrósł na ideach w których postać Mesjasza najprawdopodobniej odgrywała jakąś rolę a apokaliptyczna edukacja, która nie wiadoma jak długo trwała i jakie obejmowała żydowskie Pisma nie mogła pominąć boskich pomazańców jako poprzedników nadchodzącego gniewu Bożego.
DWUNASTU
Oto siekiera dotyka już korzenia drzew. Każde drzewo nie przynoszące dobrego owocu zostanie wycięte i w ogień wrzucone ( Q 3, 9 ).
Do takiego epokowego zdarzenia należało się odpowiednio przygotować. Grupy apokaliptyczne tworzą dzieła, które mają przygotować ich na nadchodzący dzień pomsty ( 1QM 7.5 zob. 15. 3 ). Jednym z nich jest qumrańska Reguła Wojny odkryta w grocie nr 1. Opisuje ona czterdziestoletnie zmagania pomiędzy synami światłości a synami ciemności. Czterdziestoletni okres obejmuje pięć lat szabatowych w trakcie których nie wolno prowadzić działań zbrojnych; pozostałe trzydzieści pięć sekta podzieliła na dwa okresy: sześć lat podczas których wystąpią przeciwko wrogom Izraela oraz dwadzieścia dziewięć lat podczas których armia będzie zmagać się z innymi wrogami.
Będzie to czas ocalenia dla ludu Bożego i okres panowania wszystkich mężów jego obozu, a wieczna zguba dla całego obozu szatana… Panowanie Kittim / Rzymianie / dobiegnie kresu, a niesprawiedliwość będzie zwyciężona bez reszty i nie będzie ratunku [ dla synów ] ciemności. [ Synowie spra ] wiedliwości zajaśnieją nad wszystkimi krańcami ziemi; i jaśnieć będą aż do końca czasów ciemności. Potem w czasie wyznaczonym przez Boga zajaśnieje na wieki jego niewysłowiona wielkość, na szczęście i błogosławieństwo, chwałę i radość oraz długie życie dla wszystkich synów światłości ( 1 QM 1. 5 – 9 ).
Qumrańczycy organizują się więc w strukturę, która nawiązuje do czasów legendarnej przeprawy Żydów przez pustynię po wyjściu z niewoli egipskiej. Podzielono się na grupy liczące tysiąc, sto, pięćdziesiąt i dziesięć osób. W radzie Qumran zasiada 12 członków nie będących kapłanami nawiązując do dwunastu pokoleń Izraela ( 1 QS 8, 1; 1 QM 2, 2 ).
Nie wiadomo w którym momencie Jezus usamodzielnił się i rozpoczął niezależną działalność od Jana Chrzciciela. Jak wynika z przekazów synoptycznych nastąpiło to dopiero po jego uwięzieniu ( Mk 1, 14); jednak Q i tradycja Janowa zdają się wskazywać, że nastąpiło to trochę wcześniej i, że przez jakiś czas prowadzili oni działalność kaznodziejską równolegle. Jezus jest przekonany o bliskości ustanowienia nowego porządku w związku z tym powołuje gremium dwunastu. Nie są to apostołowie a Proto – Paweł wyraźnie oddziela ich od tej grupy ( 1 Kor 15, 5 – 7 ), ani razu apostołami nie nazywa ich też Marek. Dopiero późny Łukasz wprowadza termin dwunastu apostołów. Najstarsze warstwy tradycji nazywają ich po prostu – dwunastu. Liczba ta nawiązuje do Izraela doskonałego, złożonego z dwunastu pokoleń. Z Izraela uprowadzono dziesięć pokoleń w trakcie najazdu Asyryjczyków w 722 r. przed Chr. i wszelki słuch po nich zaginął. Ocalały tylko dwa pokolenia Judy i Beniamina a społeczność żydowska nigdy nie mogła pogodzić się z tą stratą. Legendy utrzymywały, że dostępu do tych dziesięciu pokoleń broni enigmatyczna i potężna rzeka Sambation a sami nieszczęśnicy przebywają w odległym kraju. Jezus ustanawiając dwunastu pokazuje, że wierzy w rekonstrukcję nowego i znów pełnego Izraela:
Dziesięć pokoleń nie powróci już, jako powiedziano: I wygnał ich do obcej ziemi jako dzień dzisiejszy. Podobnie jak dzień dzisiejszy mija i nie wraca, pokolenia odeszły i nie powrócą już. Tak mówił Rabbi Akiwa. Zaś Rabbi Eliezer powiada: Tak jak dzień ściemnia się i znowu jaśnieje, tak dziesięć pokoleń, które są w ciemności dzisiaj, zajaśnieje w przyszłości ( Sanhedrin 10, 3; Tosefta 13, 12 ).
Jeśli Jezus chciał zbawienia Izraela musiał wierzyć, że znów jest w stanie przywrócić mu jedność:
I tak dochodzisz do tego, że Izrael może zostać zbawiony tylko wtedy, kiedy stanowi zwartą gromadę, jako powiedziano: Nastaną dni, kiedy wyruszy Dom Judzki i Dom Izraelski i przyjdą razem z ziemi północnej ( Tanchuma nicawim ).
Dwunastu nie było tylko znakiem dla innych obrazującym eschatologiczne oczekiwania grupy Jezusa. Przewidywał on dla nich sądowniczą rolę w przyszłym świecie:
Wy, którzy poszliście za Mną, w Królestwie zasiądziecie na tronach sądząc dwanaście pokoleń Izraela ( Q 22, 28. 30 ).
Powołanie dwunastu pokazuje, że apokaliptyczna gorączka charakteryzuje ruch Jezusa już od samego początku. Próbowano dowodzić, że dwunastu zostało ustanowionych dopiero po śmierci Jezusa a umieszczenie ich w przekazach przedpaschalnych jest rzutowaniem teraźniejszości w przeszłość. Usiłowania takie nie przekonują; najstarsza wzmianka o dwunastu pochodząca z połowy wieku I ( ! ) informuje, że doświadczenia chrystofanii stały się udziałem dwunastu, którzy istnieli już przed tym zdarzeniem. Samo gremium dwunastu bardzo szybko straciło jakiekolwiek znaczenie; trudno wyobrazić sobie po co tworzono by wynalazek z którego wczesna gmina chrześcijańska nie korzystała. Nie pełnili też oni we wczesnym kościele jakiejkolwiek funkcji kierowniczej co potwierdzają Dz. To nie spośród dwunastu wybrano przywódcę nazarejczyków, lecz wyłoniono go z apostołów. Choć Q nie wspomina o zgromadzeniu dwunastu to jednak wskazuje, że Jezus przywiązywał do tej liczby uwagę i wiązał ją z Sądem Ostatecznym ( Q 22 , 30 ). Jezus oraz jego uczniowie uważali, że koniec świata jest już faktem i poczynili przygotowania do tego zdarzenia. Pośrednio wskazuje to też na mesjańską świadomość Jezusa, ponieważ jednym z zadań mesjasza było skompletowanie wszystkich pokoleń Izraela, jeśli Jezus nie uważał się za Mesjasza to powołanie przez niego zarządców plemion z pominięciem swojej osoby, byłoby co najmniej dziwne. Oznaczałoby, że Jezus przydziela funkcje a sam jako przydzielający stoi niżej od nich, jest to mało prawdopodobne. Samo powoływanie stanowi dowód, że Jezus uważał, że on sam musi mieć do spełnienia inną rolę w nadchodzącym eschatonie; co więcej czynnie uczestniczy on w przygotowaniach do niego i uważa, że uprawnienia, nadane mu przez Boga są na tyle szerokie, że może on wyznaczyć sędziów nad dwunastoma pokoleniami Izraela. Powołujący ma autorytet; powołany mu się podporządkowuje.
MESJAŃSKA UCZTA
Według Pawła z Tarsu ( ok. 56 – 57 r. po Chr. ) Jezus przed śmiercią uczestniczył w pożegnalnej wieczerzy ze swoimi zwolennikami w której pobłogosławił chleb i wino ( 1Kor 11, 23 – 27 ). Zdarzenie to umieszcza w swojej Ewangelii Marek ( ok. 75 r. po Chr. ) sytuując je w okresie poprzedzającym schwytanie Nazarejczyka a we fragmencie Ewangelii Hebrajczyków ( ok. 60 – 70 r. po Chr. ) również spotykamy retrospekcje tego wydarzenia ( EwHebr 7 ). W chrześcijaństwie to wydarzenie było cały czas wspominane i bardzo szybko narosły wokół niego różne tradycje jednak odtworzenia autentycznych słów Jezusa, które miał on wtedy wypowiedzieć jest raczej niemożliwe. Nazarejczyk prawdopodobnie pod wpływem chwili złożył wtedy uroczystą przysięgę:
Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił [napoju] z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym ( Mk 14, 25 ).
Prawdopodobnie spodziewał on się rychłego nadejścia królestwa Bożego i tą uroczystą zapowiedzią stworzył podstawy do obrzędu, który z kolei wczesnym chrześcijanom miał przypominać o bliskości paruzji:
Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie ( 1Kor 11, 26 ).
Zarówno więc podstawy jak i dalszy rozwój tego rytuału są związane z eschatologią. Kontekst palestyńsko – żydowski tej uczty jest jednoznaczny. Wiemy, że w liturgii qumrańczyków uczta ta antycypowała przyszłą ucztę z Mesjaszem Izraela ( 1QS kol. 6, 4 – 5; 1QSa kol. 2, 11 – 23 ). Nawiązanie do niej przez Jezusa sugeruje, że jeśli – przyjmując, że nie uważał on się za Mesjasza – to musiał przynajmniej w kontekście eschatologicznym tego rytuału na niego oczekiwać ale istnieje też inna możliwość, sam uważając się za Mesjasza celowo przywołał motyw eschatologicznej uczty, ponieważ oczekiwał, iż Izrael znajduje się w momencie przełomu a sama uczta poprzedza w czasie nadchodzące Królestwo Boże i już niedługo wraz ze swoimi zwolennikami będą pić w nim nowe wino. Niespełnione nadzieje uczniów w późniejszym popaschalnym czasie nadały temu rytuałowi ten sam kontekst wiążąc go z niecierpliwym oczekiwaniem paruzji.
DZIEDZINIEC POGAN
Incydent na dziedzińcu świątyni jest przez większość badaczy uznawany za powód schwytania Jezusa a jego konsekwencją była śmierć krzyżowa. Handel i wymiana walut nie odbywały się w samej świątyni, lecz na tzw. Dziedzińcu Pogan, który dobudował Herod Wielki a on sam nie posiadał zadaszenia. Zajmował on ogromny obszar 14, 4 hektara i tłoczyło się na nim dziesiątki tysięcy pielgrzymów przybyłych tam z okazji Paschy. Atak ten więc w rzeczywistości nie był wymierzony w świątynię, lecz we władze świątyni, które czerpały zyski od wszystkich operacji finansowych przeprowadzanych przez handlarzy. Jako, że pieniądze rzymskie zawierały podobizny cesarzy nie można było ich ofiarowywać w świątyni. Do tego celu służyły kantory wymiany walut w których trefne pieniądze można było wymienić na świątynne. Przy tego rodzaju transakcjach ustalano czasami niekorzystny kurs a zyski z tej wymiany również trafiały do Świątyni wszystko to sprawiało, że np. qumrańczycy zarzucali kapłanom jerozolimskim grabież i gromadzenie bogactw ( 1QpHab kol. 9, 4 ). Jednym z powodów oddzielenia się qumrańczyków od świątyni była chęć trzymania się z dala od nieczystego, niegodziwego mienia pochodzącego ze ślubu poświęcenia, oraz z mienia świątyni, od grabienia swego ludu, czynienia wd[ó]w swym łupem i mordowania sierot ( CD – A kol. 6, 15 – 17 ).
Wszyscy ewangeliści potwierdzają, że Jezus sprowokował tam zajście i zdemolował kantory oraz stoiska sprzedawców gołębi. Gołąb był darem ubogich, a więc atak stanowił akt potępieńczy dla samowolnego ustalania jego wysokiej ceny, ponieważ w zamyśle Prawa Mojżeszowego stworzono taką możliwość z myślą o ubogich. Cena gołębia była wyższa, ponieważ władze świątynne zastrzegały sobie prawo do rozstrzygnięcia czy gołąb jest bez skazy. Nie trzeba dodawać, że nie czyniono tej usługi charytatywnie ale kazano sobie za nią zapłacić. To co miało służyć ubogim, zaczęło służyć wzbogacaniu się i spowodowało dezaprobatę Jezusa. Oczywiście taki spektakularny a wręcz samobójczy akt nie mógłby się odbyć gdyby nie spotkał się z aplauzem tłumu. Można założyć, że do aktu wandalizmu przyłączyła się jakaś część motłochu. Tylko to może tłumaczyć fakt, że Jezus w tym zamieszaniu mógł oddalić się z tego miejsca. Sam Dziedziniec Pogan był bowiem strzeżony przez załogę czterech tysięcy strażników a i sami poszkodowani kupcy ujęliby Nazarejczyka. Również biorąc pod uwagę obecność dodatkowych sił rzymskich ściągniętych tam z okazji Święta Paschy samotny atak Jezusa staje się jeszcze mniej prawdopodobnym. Taka samowolna bitwa musiałaby spowodować nagłe i restrykcyjne wkroczenie wojsk i ujęcie krewkiego Galilejczyka. Rzymianie byli zainstalowani w fortecy Antonia, która łączyła się ze Świątynią w jej północno – zachodniej części.
„Z dwóch stron, w miejscu, gdzie ( forteca ) łączyła się z krużgankami świątyni, znajdowały się stopnie, po których schodziły straże – bo tam zawsze stał oddział Rzymian. Straże te z bronią w ręku rozstawiały się w czasie uroczystości w krużgankach, pilnując porządku i bezpieczeństwa. W rzeczywistości nad miastem górowała, jak strażnica, świątynia, a nad świątynią ( wznosiła się ) Antonia, w niej zaś stały garnizony wszystkich trzech ( miejsc: miasta, świątyni, Antonii )” ( De bello Jud. 5, 243 – 245 ).
Natomiast założenie, że był on inicjatorem jakiejś burdy i jej prowodyrem jest jak najbardziej prawdopodobne tym bardziej, że ta działalność handlowa spotykała się z powszechną dezaprobatą. Jezus tak naprawdę wystąpił przeciwko arystokracji świątynnej, którą w tym czasie przewodził Kajfasz mianowany przez namiestnika Judei Waleriusza Gratusa na arcykapłana w 18 r. po Chr. i sprawował tę funkcję przez dwadzieścia lat. To on roztaczał opiekę nad całym kompleksem świątynnym a jego podopiecznymi byli również handlarze na Dziedzińcu Pogan oraz ich bezpieczeństwo, którego strzegła straż świątynna. Jezus wszedł więc w jego kompetencje i postanowił rozwiązać niesprawiedliwy według niego handel na swój sposób.
Dla nas jednak ważnym elementem tego wystąpienia jest stwierdzenie implikacji, która z niego wynika: Jezus uważał, że jego autorytet jest jeśli nie wyższy to przynajmniej równy arcykapłanowi! Troska o świątynie to również jedna z cech, która miała znamionować Mesjasza i to zarówno królewskiego jak i kapłańskiego a prorok eschatologiczny miał również pojawić się w odnowionej świątyni. Wystąpienie w Jerozolimie było publiczne nie zachodzi zatem prawdopodobieństwo, żeby Nazarejczyk chciał w jakikolwiek sposób ukrywać lub maskować rangę, którą uważał, że posiada. Kolejny czyn Jezusa wspiera tezę, że mógł on uważać się za Mesjasza.
KRZYŻ I PIŁAT
Niepodważalnym faktem kończącym działalność Jezusa jest jego ukrzyżowanie w trakcie pełnienia funkcji prefekta Judei przez Poncjusza Piłata ( 26 – 36 r. po Chr. ). Powodem jej według ewangelistów był zarzut uzurpowania sobie tytułu króla przez Jezusa ( Mk 15, 2 – 15; Mt 27, 11 – 26; Łk 23, 2 – 25; J 18, 28 – 19, 22 ). Jak mówi Flawiusz: Wskutek doniesienia przywódców naszego narodu Piłat zasądził go na śmierć krzyżową ( Ant 20, 63 – 64 ). Korneliusz Tacyt w związku z tym zdarzenie w ogóle nie przywołuje imienia Jezus lecz sam tytuł Chrystus: Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Pilatusa. Powody śmierci Nazarejczyka były zatem polityczne choć mogły wynikać ze światopoglądu religijnego Jezusa. Wiemy, że ruchy mesjanistyczne były szczególnie zwalczane przez Rzymian: śmierć dosięgła Teudasa a Egipcjanin uniknął jej salwując się ucieczką. Jezus został według Łukasza schwytany na Górze Oliwnej podobnie jak Egipcjanin co ma prawdopodobny związek z proroctwem Zachariasza związanym z przewidywaną teofanią, która miała nastąpić w tym miejscu ( Łk 22, 39; BJ 2, 261; Ant 20, 171; por. Za 14, 3 – 5 ). Sam Piłat odnosił się ze szczególną wrogością do takich poczynań. Dopuścił się mordu na Samarytanach we wsi Tiratana gdy jakiś charyzmatyczny przywódca samarytański nakłonił sporą liczbę ludzi, aby udali się za nim, na górę Garizim, ponieważ miał dokonać cudownego odnalezienia świętych naczyń, które kiedyś miał ukryć Mojżesz. Filon z Aleksandrii pisał, że Piłat nie chciał poselstwa Żydów do cesarza Tyberiusza, ponieważ `bał się, że gdyby rzeczywiście wysłali poselstwo dostarczyliby dowody jego karygodnego zachowania opisując szczegółowo jego sprzeniewierzenia, przemoc, grabieże, brutalność, tortury, serie egzekucji bez sądu, jego straszliwe nie mające końca okrucieństwo ( Filon z Aleksandrii, Legatio ad Gaium,299 – 305 ). Wszystkie te świadectwa skłaniają do tezy, że Jezus gdy wpadł w ręce Piłata nie miał już szans z tego spotkania ujść z życiem. Jezus został zabity jako rewolucjonista i przywódca ruchu mesjanistycznego. Co dodatkowo wzmacnia tezę, że Jezus uważał, że był Mesjaszem.
Podsumujmy niepodważalne fakty z życia Jezusa:
1) Początek u Jana Chrzciciela. Jezus zaczyna w nurcie apokaliptycznym w którym są obecne nadzieje mesjańskie.
2) Jezus powołuje gremium dwunastu co ma związek ze skompletowaniem zaginionych plemion Izraela oraz z budową Nowego Izraela czego symbolem jest liczba dwanaście. Zjednoczenie Żydów było jednym z zadań Mesjasza.
3) Jezus w trakcie eschatologicznej uczty przy chlebie i winie składa przysięgę, iż kolejna uczta odbędzie się już w Królestwie Bożym. Pisma z Qumran wskazują, że w Palestynie wierzono, że w jakiś sposób w tym zdarzeniu miał uczestniczyć Mesjasz Izraela.
4) Jezus sprzeciwia się wymianie pieniędzy i nieuczciwym cenom za gołębie na Dziedzińcu Pogan czyni to publicznie i wchodząc w zakres kompetencji arcykapłana. Odnowienie kultu świątynnego miało odbyć się w czasach mesjańskich a troska o ubogich miała być jedną z cech Mesjasza.
5) Jezus umiera na krzyżu jako polityczny wichrzyciel skazany za prefektury Poncjusza Piłata, który był znany z nieprzejednanej postawy wobec zjawiska mesjanizmu czego dał dowód pacyfikując wystąpienie Samarytan, którzy pod wpływem jakiegoś proroka udali się na górę Garizim po naczynia rzekomo zakopane przez Mojżesza. Najczęstszym końcem kandydatów na Mesjasza była śmierć z ręki Rzymu. Jezus zaczyna jak Teudas nad Jordanem a kończy jak Egipcjanin na Górze Oliwnej!
Większość badaczy przyjmuje hipotezę, że Jezus nie uważał się za Mesjasza wychodząc z analiz jego logiów ( min. R. Bultmann, J. D. Crossan, G. Vermes ). Jednak nie sposób jest przejść obojętnie wobec faktu, że większość czynów Nazarejczyka skłania do poglądu, że jednak uważał on się za Pomazańca. To stwierdzenie powinno nam pomóc lepiej i głębiej przeżyć zbliżające się święto – a może jednak wbrew opinii większości tzw. ateistycznych uczonych Jezus uważał się za Chrystusa.
Panie Andrzeju skoro, jak Pan pisze „Jezus uważał, iż Królestwo Boże uobecnia się już w jego działalności” to jak rozumieć jego nauki z Kazania na Górze? Czy jako zbiór przepisów obowiązujących w „okresie przejściowym”tj. przed nadejściem „dnia Jahwe” (jak zdaje się sądzą zwolennicy Jezusa – proroka apokaliptycznego)? A może jako uniwersalne prawa rodzącego się Królestwa?
Jak rozumieć fragment: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: Oto tu jest albo: Tam. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.” Czy nie sugeruje on że Królestwo jest rzeczywistością mistyczną i duchową?
I jeszcze jedno pytanie. Czy Jezusowi można przypisać jakiekolwiek tendencje uniwersalistyczne, czy też od początku działalności do śmierci na krzyżu jego misja skierowana była tylko do Żydów?
Te pytania nasunęły mi się „na gorąco” po przeczytaniu pańskich postów. Temat jest niezwykle ciekawy i mam nadzieję że będzie kontynuowany. A ja chyba przeczytam wszystkie wpisy jeszcze raz, „na spokojnie”. Pozdrawiam. Grzegorz Turek
Myślę, że Jezus nie uważał się za Mesjasza w sensie Oczekiwanego przez naród żydowski wyzwoliciela spod okupacji rzymskiej. Oczekiwany miał być wyzwolicielem w sensie ziemskim, typowo doczesnym i historycznym. Zresztą dlatego właśnie Żydzi nie uważają Go za ich Mesjasza. Jeśli jednak termin Mesjasz odczytamy jako namaszczony, czyli wybrany przez Boga do jakiejś misji to na pewno Jezus czuł zarówno, że ma jakąś misją do spełnienia oraz że ma kontakt z Ojcem, z Bogiem. A więc czuł się wybrany przez Boga (pomazaniec, namaszczony, a więc uprawomocniony z góry), ale nie czuł się z pewnością Mesjaszem oczekiwanym przez swój naród. Chciał narodowi powiedzieć, że coś innego jest ważne, a nie oczekiwanie Mesjasza politycznego. Atak na handlarzy to symbol walki Jezusa z hierarchicznością ustroju politycznego i społecznego świata. Jezus był przeciwny elitaryzmowi w jakiejkolwiek formie: władzy politycznej, religijnej, podporządkowania słabszego wobec silniejszego, biedaka wobec bogacza etc.
Jeśli chodzi o bycie prorokiem apokaliptycznym to wydaje mi się ciekawa propozycja Crossana, że zJezus mienił zdanie w stosunku do Jana. Rzeczywiście Jego działalność trwała prawdopodobnie tylko rok, ale to nie znaczy, że myślał o życiu i różnych sprawach tylko przez ten jeden rok. Miał dużo czasu w życiu zastanawiać się nad sprawami świata i Boga. Więc możliwe, że nastąpił w Nim jakiś przełom w pewnym momencie.
Pani Anno! Jezus w ani jednym wypadku nie twierdził, że zmienił zdanie na misję Jana Chrzciciela. Propozycja Crossana, że Nazarejczyk stanowił jakąś odmianę cynika w wydaniu galilejskim jest tak dotkliwie przecząca wszystkim źródłom, metodologii historyka oraz zdrowemu rozsądkowi, że w obecnych badaniach nad postacią Jezusa historycznego nie jest w ogóle brana pod uwagę. Zresztą Crossan nie jest jej twórcą. O wiele wcześniej spotkać ją można u F. G. Downinga. W przekonujący sposób została ona obalona w 1989 roku przez C. M. Tucketa w „A Cynic Q?” , Bib 70, [1989], s. 349 – 376. 3). Należy wytłumaczyć dlaczego śmierć Jezusa nie stała się końcem całego ruchu lecz został on nadal kontynuowany. Dlatego też należy odrzucić wszelkie teorie, które wprowadzają olbrzymie trudności w wytłumaczeniu tego faktu. Jeśli Jezus byłby cynikiem lub też nauczycielem, który uważał, że żebractwo i brak środków materialnych jest Królestwem Bożym i nie potrzeba do jego osiągnięcia jakiejkolwiek interwencji Boga to dlaczego natychmiast po jego śmierci uczniowie mieliby zmienić tak diametralnie poglądy na tą kwestię po jego śmierci? Jakub i Kefas, którzy doskonale znali nauczanie ziemskiego Jezusa musieliby tworzyć fikcyjne przesłanie swojego brata i mistrza. Wszyscy naśladowcy Galilejczyka musieliby, także zmienić swoje zapatrywanie, jest to nonsens. Crossan utrzymuje, że prawdziwe przesłanie Jezusa zawiera koptyjska wersja ETom, która wyraźnie wyśmiewa nadzieję zmartwychwstania. Tymczasem zmartwychwstanie i Jezusa a następnie jego naśladowców jest pierwszym przesłaniem grup po – Jezusowych. Dobra teoria musi wyjaśniać wszystkie te fakty nie mnożąc kolejnej ilości problemów a powinna poszukać źródeł tych poglądów w nauczaniu Jezusa.
Odsyłam do mojego postu w którym swój stosunek do Jana określa sam Jezus. O Crossanie należy zapomnieć to McDonald`s, aby umieć korzystać z jego wniosków i niektórych hipotez należy posiadać olbrzymia wiedzę wstępną w przeciwnym razie można wpaść w pułapkę jego pewnej zabawy intelektualnej, którą on prowadzi z czytelnikiem nawiązując do postaci Jezusa historycznego. Nie znam żadnego poważnego badacza, który by akceptował w całości jego poglądy – za to znam mnóstwo ludzi spoza „branży”, którzy uwielbiają teorie odrywające Jezusa od jego żydowskiego podłoża i robiące z niego buddystę czy też cynika. Komu to jednak potrzebne? Crossan robi na tym kasę natomiast „tłum” jest oczarowany, ponieważ wydaje mu się, że przeniknął tajemnicę Jezusa. Pozdrawiam.
Panie Andrzeju skoro, jak Pan pisze „Jezus uważał, iż Królestwo Boże uobecnia się już w jego działalności” to jak rozumieć jego nauki z Kazania na Górze? Czy jako zbiór przepisów obowiązujących w „okresie przejściowym”tj. przed nadejściem „dnia Jahwe” (jak zdaje się sądzą zwolennicy Jezusa – proroka apokaliptycznego)? A może jako uniwersalne prawa rodzącego się Królestwa?
Jak rozumieć fragment: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: Oto tu jest albo: Tam. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.” Czy nie sugeruje on że Królestwo jest rzeczywistością mistyczną i duchową?
I jeszcze jedno pytanie. Czy Jezusowi można przypisać jakiekolwiek tendencje uniwersalistyczne, czy też od początku działalności do śmierci na krzyżu jego misja skierowana była tylko do Żydów?
Te pytania nasunęły mi się „na gorąco” po przeczytaniu pańskich postów. Temat jest niezwykle ciekawy i mam nadzieję że będzie kontynuowany. A ja chyba przeczytam wszystkie wpisy jeszcze raz, „na spokojnie”. Pozdrawiam. Grzegorz Turek.
Odpowiedź:
Po pierwsze Jezus uważał, że Królestwo Boże uobecnia się już w jego działalności uzdrowicielskiej a więc w jakimś sensie uważał On je za już obecne i ta faza niewątpliwie przyszła niedostrzegalnie na podobieństwo ziarna gorczycy. Królestwo działa już nie tylko poprzez niego ale także poprzez jego uczniów, jego widocznymi efektami są uzdrowienia i egzorcyzmy. W niedalekiej przyszłości objawi się ono w całej swojej pełni. „W swych egzorcyzmach i cudownych uzdrowieniach, mieszczących się w kontekście ówczesnych praktyk egzorcystycznych, Jezus widział uprzedzające, dokonujące się w Jego działalności objawienie Królestwa Bożego i wykorzystywał je przy objaśnianiu „basieleia”. Nowość tego rozumienia stanowi rękojmię autentyczności Jego interpretacji „( J. Gnilka, „Jezus z Nazaretu”, 2004: s. 192 ). W egzorcyzmach zderzają się dwa odległe od siebie światy: Królestwo Boże i królestwo szatana – ostateczny wynik tej walki rozstrzygnie się na końcu dziejów. I tu dochodzimy do sedna działalności taumaturgicznej Jezusa, w jego wizji świat właśnie stanął na opak – zbliża się kres a wraz z nim spodziewana interwencja Boga. To on na samym końcu uzdrowi wszystkich i pokona szatana wraz z jego zastępami. To wyprzedzające działanie Boga widać już jednak w uzdrowieniach dokonywanych przez Jezusa i jego uczniów są one gwarancją prawdziwości ich przesłania i zwiastują nadchodzące Królestwo Boże i związaną z nim palingenezę.
Czy Jezus wyszedł ze swoim orędziem w kierunku gojów? Paweł z Tarsu wyraźnie stwierdza Jezus był „sługą obrzezanych” ( Rz 15, 8 ) nie pogan. Nigdy w Ewangeliach Synoptycznych nie głosi On Dobrej Nowiny nie – Żydom; co najwyżej ich uzdrawia i to nie bez oporów. Pewnego dnia gdy Galilejczyk przebywał w okolicy Tyru i Sydonu, kobieta kananejska podbiegła do niego i zawołała:
Panie zlituj się nade mną. Synu Dawida! Moja córkaPewnego dnia gdy Galilejczyk przebywał w okolicy Tyru i Sydonu, kobieta kananejska podbiegła do niego i zawołała:
jest w okrutnym władaniu demonów! jest w okrutnym władaniu demonów!
( Mt 15, 22 KŻdNT ).
Jezus jako, że osoba ta nie była Żydówką nie powiedział do niej ani jednego słowa – po prostu zignorował ją. W końcu uczniowie nie mogąc wytrzymać krzyków i narzekań poganki zwracają się do niego, aby coś z tym zrobił:
Odpraw ją, bo chodzi za nami i naprzykrza się tym krzykiem ( Mt15, 23 KŻdNT ) .
Jezus informuje wtedy swoich uczniów, że jest posłany tylko do Żydów. Kobieta jednak nie daje za wygraną pada do jego stóp i prosi o pomoc.
On, odezwawszy się, rzekł: „Nie jest dobrze brać chleb dzieci i rzucać psom” ( Mt 15, 26 Hom. ).
Kobieta jest w takiej desperacji, że mimo tak ubliżającej odprawy wymyśla błyskotliwą odpowiedź:
Tak, Panie, ale przecież psy jedzą okruszyny, jakie spadają ze stołu ich panów ( Mt 15, 27 ).
Jezus jest w ciężkim szoku. Pogańska kobieta pokonała jego szowinizm:
O, niewiasto, wielka jest twoja wiara. Niech ci się stanie jak chcesz! ( Mt 15, 28 ).
W tym wypadku Jezus jako, że był Żydem nie mógł wejść do domu poganki egzorcyzmował zatem na odległość. Jak skończyła się ta historia:
A gdy wróciła do domu swego, znalazła dziecko leżące na łożu, a demona nie było ( Mr 7, 30 ).
Niestety z tej przypowieści nie możemy nic wywnioskować, albowiem ewangeliści nie opisali co trapiło dziewczynkę: Czy była to gorączka czy też złe samopoczucie, które przypisano demonom tego nie wiemy. Z relacji również wynika, że kobieta sama oddaliła się do swojego domu a zatem jeśli sprawozdanie to jest prawdziwe to nie ma kto potwierdzić skuteczności tego egzorcyzmu. Zatem rozsądnym wnioskiem będzie stwierdzenie, że to uczniowie Jezusa wierzyli, że dziewczynka została uleczona – natomiast czy tak było naprawdę tego nie wiemy. W tym kontekście z relacji tej należy zapamiętać następujący logion:
Jestem posłany tylko do owiec zaginionych z domu Izraela ( Mt 15, 24 ).
Uzyskujemy teraz całkowitą jasność jak Jezus wyobrażał sobie swoją misję – była ona skierowana do grzeszników spośród swojego narodu; przy czym nie dotyczyło to tylko samych egzorcyzmów ale również nauczania. Korzystając z kryterium spójności można ustalić, że i ten logion jest dziełem Jezusa:
Nie przyszedłem wzywać sprawiedliwych, lecz grzesznych do pokuty ( Mr 2, 17 ).
Zakres misji Jezusa jest zatem ograniczony tylko i wyłącznie do grzesznych Izraelitów, których należy przywołać do pokuty przed nadchodzącym dniem sądu. Pozdrawiam.
Czym było dla Jezusa Królestwo Boże najlepiej zapytać się samego zainteresowanego. W tradycji Y ( Q/Mk ) spotykamy przypowieść o Ziarnie Gorczycy, która została również przywołana w ETom – można ją zatem zaklasyfikować jako autentyczną naukę Jezusa:
<>
1) Rzekli uczniowie do Jezusa: „Powiedz nam, do czego podobne jest królestwo niebieskie?” Rzekł im: „Podobne jest do ziarna gorczycy, najmniejszego ze wszystkich nasion. Jeśli padnie na ziemię, którą się uprawia, wydaje w górę ogromną gałąź, aby stać się osłoną dla ptaków niebieskich” (ETom20).
2) Do czego jest podobne Królestwo Boga i z czym je porównam? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które wziąwszy człowiek zasiał w swoim ogrodzie. I urosło i stało się drzewem, a ptaki niebieskie zagnieździły się w jego gałęziach (Q13, 18 – 19).
3) I mówił:Do czego przyrównamy Królestwo Boże albo jakim podobieństwem je wyrazimy?Jest jak ziarno gorczyczne, które, gdy zostanie zasiane do ziemi, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi ale gdy zostaje zasiane, wyrasta i staje się większe od wszystkich jarzyn, i wypuszcza tak wielkie gałęzie, że w jego cieniu mogą się gnieździć ptaki niebieskie (Mr 4, 30 – 32).
Czym jest wspominane przez Jezusa ziarno gorczyczne ( κοκκω σιναπεως – Mr 4, 31 )? Istnieją dwa rodzaje gorczycy hodowlanej czarna i biała; nie wiemy, który jej rodzaj miał Jezus na myśli. Jej nasiono jest rzeczywiście malutkie, bo liczy zaledwie 1, 5 mm. O gorczycy pisał Pliniusz Starszy (23 – 79 n. e.) w Historii naturalnej:
Gorczyca o cierpkim smaku i wywołująca uczucie pieczenia ma zbawienny wpływ na zdrowie. Rośnie dziko, choć można ją udoskonalić przesadzając do ogrodu; z drugiej strony, gdy raz przyjmie się w ogrodzie, niezmiernie trudno się od niej uwolnić, ziarno bowiem kiełkuje, gdy tylko upadnie na ziemię ( Pliniusz, Historia naturalna 19, 170 – 171 ).
Jezus zaskoczył swoich słuchaczy wybierając na zobrazowanie Królestwa Bożego gorczycę. Jej nasiono ma łatwość przyjmowania się a już po czterech miesiącach osiąga wysokość od 2 do 4 m. Walka z nią też nie jest łatwa jak pisze Pliniusz niezwykle trudno się od niej uwolnić. Istnieją trzy rodzaje gorczycy: brassica nigra, sinapis alba oraz jej dzika odmiana sinapis arvensis. Wersja z ETom i Mr wskazywałaby, że Jezus miał na myśli dziką odmianę, ponieważ nie ma tam wzmianki o człowieku, który by ją zasiewał. Wersja siejącego gorczycę człowieka z Q wydaje się być sprzeczna z Miszną, która zalecała sianie gorczycy poza ogrodem, raczej na otwartej przestrzeni gdzie łatwiej nad nią zapanować. Dzika odmiana stanowiła dla ogrodu duże zagrożenie, ponieważ mogła wyrządzić poważne szkody a usunięcie jej było bardzo trudne dla rolnika. Jezus przyrównał Królestwo Boże do chwastu chociaż mógł sięgnąć do obrazu, który porównywałby królestwo do bardziej dostojnego drzewa, którym był cedr:
„Tak mówi Wszechmocny Pan: To ja wezmę z wierzchołka wysokiego cedru, z najwyższych jego gałązek delikatną różdżkę i zasadzę na wysokiej i wyniosłej górze. Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. I wypuści pędy i wyda owoce, i stanie się cedrem potężnym; i będzie pod nim mieszkać wszelkie ptactwo i w cieniu jego gałązki zamieszka wszystko, co ma skrzydła. I poznają wszystkie drzewa polne, że Ja, Pan, poniżyłem drzewo wysokie, a wywyższyłem drzewo niskie” (Ez 17, 23 – 24).
Jezus przypowieścią wyraźnie nawiązywał do tego ustępu proroka Ezechiela; jednak dlaczego zamienił cedr na gorczycę? Cedr to długowieczne drzewo żyjące 500 lat i osiągające wysokość od 40 do 60 m. idealnie nadające się na symbol Królestwa Bożego. Wydaje się, że Jezus chciał zwrócić uwagę słuchaczy na skromne początki jego ruchu, który rozwija się pomału i niezauważalnie. Punktem wyjścia jest tu najmniejsze ziarno a końcem drzewo pod którym wszyscy mogą poszukać schronienia. Drzewo ma swój początek w maleńkim ziarnie i symbolizuje ono mocarstwo światowe nawiązując do wizji Nabuchodonozora :
„Drzewo to rosło i było potężne; jego wysokość sięgała nieba. (…) a w jego gałęziach gnieździło się ptactwo niebieskie i żywiło się z niego wszelkie ciało ( Dn 4, 8 – 9 ).
Drzewo i gałęzie to archetyp przyszłego eschatologicznego Królestwa Bożego. Ustanowienie królestwa nastąpi już niebawem, dlatego Jezus w tej przypowieści nie przywołał symboliki cedru, który wzrasta długo i rozwija się stopniowo lecz położył akcent na szybkość wzrostu gorczycy. JEZUS ZWIASTUJE REWOLUCJĘ NIE EWOLUCJĘ. Pozdrawiam.
Odnosząc się do Kazania na Górze, które wymagałoby osobnego studium nie za bardzo wiążąc się z tematyką Jezusa jako proroka warto jedynie nadmienić, że w preludium apokaliptycznym należy zwrócić uwagę na zupełnie inną optykę postrzegania rzeczywistości. Sekta żyła w gorączce eschatologicznej, którą charakteryzuje:
a) pośpiech: Ktoś inny powiedział do Niego: Pozwól mi odejść i pogrzebać najpierw mego ojca. Jezus zaś rzekł do niego: Pójdź za Mną i zostaw umarłym grzebanie umarłych ( Q 9, 59 – 60 ); Nikogo w drodze nie pozdrawiajcie ( Q 10, 4 ); Zanim zdążycie obejść miasta Izraela, Syn Człowieczy przyjdzie ( Mt 10, 23 )
b) zanik instynktu samozachowawczego: Kto chce zdobyć swe życie, starci je, a kto stracił swe życie z mego powodu, zdobędzie je ( Q17, 33 )
c) pogarda doczesności: Nie noście trzosu ani torby, ani sandałów, ani laski ( Q 10, 4 ); Dlatego mówię wam, nie troszczcie się o życie, co będziecie jeść, ani o ciało, czym się przyodziejecie ( Q 12, 22 ).
d) jednorazowość ostrzeżenia: Do jakiego zaś miasta wejdziecie, i nie przyjmą was, wyszedłszy z niego strząśnijcie pył, który przylgnął do nóg. Mówię wam: Sodomie w ów dzień lżej będzie niż temu miastu ( Q, 10, 10 – 11 )
e) przekonanie o poprawnym rozpoznaniu czasu końca: Kiedy nadchodzi wieczór, mówicie: ładna pogoda – ponieważ niebo jest czerwone. Rankiem natomiast: dzisiaj burza – bo niebo czerwone i ciemne. Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a czasu obecnego nie umiecie? ( Q 12, 54 – 55 ).
f) przekonanie o straszliwej karze dla współczesnego pokolenia: Wyślę do nich proroków i apostołów, a spośród nich niektórych zabiją i będą prześladować, aby zażądano od tego pokolenia krwi wszystkich proroków wylanej od założenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a świątynią. Tak, mówię wam, zażądają od tego pokolenia ( Q 11, 49 – 51 ).
g) w preludium przed apokalipsą świat stanął na głowie: Idźcie i oznajmijcie Janowi, co widzieliście i słyszeliście: ślepi widzą i chromi chodzą, trędowaci są oczyszczeni, a głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głoszona jest Ewangelia ( Q 7, 22 ).
h) negacja wartości rodzinnych: Przyszedłem oddzielić syna od ojca, córkę od matki, synową od teściowej ( Q 12, 53 ); Jeśli kto nie ma w nienawiści swego ojca i matki, nie może być Moim uczniem; i jeśli kto nie ma w nienawiści syna i córki, nie może być Moim uczniem ( Q 13, 26 ).
i) brak oporu przeciwko niesprawiedliwości: Temu, kto uderzył cię w policzek, nadstaw i drugi, a temu kto zabiera twój płaszcz nie wzbraniaj i sukni ( Q 6, 29 ); ponieważ już niedługo : Każdy kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony ( Q 14, 11 ).
j) pragnienie apokalipsy: Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakże pragnę, żeby już zapłonął ( Q 12, 49 )
k) oczekiwanie Królestwa Bożego: A potem gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus z Galilei, głosząc ewangelię Bożą i mówiąc: Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii ( Mk 1, 14 – 15 ); Dlatego, że był blisko Jerozolimy… oni mniemali, że wkrótce ma się objawić Królestwo Boże ( Łk 19, 11 ).
Jezus zaczyna jak Teudas nad Jordanem a kończy jak Egipcjanin na Górze Oliwnej. Przy czym kilka najbardziej pewnych faktów z jego życia czyli początek u Jana Chrzciciela ( Y ), nauczanie o Królestwie Bożym ( wszystkie warstwy tradycji ), ustanowienie dwunastu ( Paweł/Mr ), zakaz rozwodów ( Paweł/Y ), nakaz misyjny ( Paweł/Y ) i śmierć krzyżowa ( Paweł/Mr/Flawiusz/Tacyt ) – definitywnie każą umieszczać Jezusa w kategorii eschatologicznego proroka, który nawołuje Żydów do pokuty i objawia im jednopokoleniową etykę, która skończy się wraz z ustanowieniem Królestwa Bożego. Etyka Jezusa na którą powołują się współczesne kościoły chrześcijańskie nie była przeznaczona ani dla gojów ani też nie sięgała ona horyzontem dalej niż kilka lat przed Sądem. Nikt też nie wciela jej aktualnie w życie gdyż założenia Jezusa nie są możliwe do zrealizowania w świecie, który miałby trwać dłużej niż jedno pokolenie. „Jezusowy błąd dotyczący końca świata doprowadził go do sformułowania etyki, która zainspirowała przyszłe pokolenia, których jak na ironię, miało już nie być. Jego żydowska etyka z jednym wpisanym błędem rzeczowym dała początek powstaniu etyki dla każdego” (P. de Rosa,”Mitologia chrześcijańska”, 1994:s. 120).
Pomysł Crossana z cynikiem też mi się nie podoba. Jest raczej chybiony. Ale to nie znaczy, że wszystkie jego pomysły są słabe. Proszę mi dać trochę czasu na przeczytanie Pana komentarzy, bo są dość długie.
1. Egzorcyzmy nie są dowodem spodziewanego końca świata.
2. epizod z kobietą pogańską (okruchy) pokazuje właśnie, że Jezus umiał zmieniać zdanie i to szybko.
3. nie zgadzam się, że główne przesłanie Jezusa polega na nawoływaniu do pokuty przed dniem sądu. Jest coś istotniejszego
4. gorczyca: ta przypowieść mówi o szybkim rozprzestrzenianu się królestwa, poza kontrolą i oczekiwaniami. Jest to być może rewolucja, ale niekoniecznie ziemska, polityczna, społeczna, ale raczej mentalna.
Pani Anno!
1. Egzorcyzmy nie są dowodem spodziewanego końca świata – nigdy tak nie twierdziłem.
2. Epizod z kobietą pokazuje, że Jezus niechętnie zmienił zdanie, uczynił to dopiero pod wpływem swoich uczniów, krzyków kobiety i na dodatek egzorcyzmował na odległość – czego nigdy nie czynił w przypadku Żydów. Swą pracę misyjną zarówno swoją jak i jego uczniów ograniczał tylko i wyłącznie do Żydów: „Na drogę pogan nie wkraczajcie i do miasta Samarytan nie wchodźcie, ale raczej idźcie do owiec, które zginęły z domu Izraela” ( Mt 10, 5 – 6 ). Nie ma słownie ani jednego badacza – oprócz Pani – i to chrześcijańskiego lub też ateistycznego, który by twierdził, że Jezus w sprawie misji wśród gojów zmienił zdanie w trakcie „ziemskiej” egzystencji. Gdyby to Pani udowodniła było by to „epokowe” odkrycie na miarę Schweitzera i mogłoby to skończyć się Nagrodą Nobla. Uzdrowienie o którym mówimy jest wraz z uzdrowieniem setnika rzymskiego uznawane za wyjątkowe! O ich wyjątkowości świadczy fakt, że obydwa zostały uczynione na odległość i z dużymi oporami ze strony Nazarejczyka. Co do punktu trzeciego nie mogę z nim polemizować, ponieważ nigdy nie twierdziłem, że Jezus z Nazaretu był jedynie apokaliptykiem pozbawionym w swoim nauczaniu treści sapiencjalnych. Punkt czwarty nie jest niepokojący, ponieważ końcówka przypowieści wyraźnie nawiązuje do Księgi Daniela a więc jej eschatologiczne odczytanie w żaden sposób nie zostało podważone. Jeśli zaś odrzuca Pani koncepcję Crossana o Jezusie jako cyniku a akceptuje Pani jego hipotezę o odejściu czy wręcz odrzuceniu nauk Jana Chrzciciela to przyznam się, że już z tego nic nie rozumiem. Czy można mieć ciastko i jeść ciastko – widocznie można. Pozdrawiam.
Jest bardzo trudno wyjść na przeciw Jezusa jako człowieka; człowieka właśnie nie proroka, Pana, Syna Bożego czy też Boga. Sam wiem ile czasu zajęło mi pogodzenie się z wizją Jezusa jako człowieka. O wiele łatwiej wszystkim jest mówienie o Nim w połączeniu z jakąś funkcją czy też ideologią a o wiele trudniej jako człowieku. Właściwie oprócz garstki katolickich badaczy – o których nie jest głośno – cała reszta rozważa tylko i wyłącznie aspekty Jego funkcji. To tak jakby ktoś był dyrektorem i wiecznie mówiono by o zakresie jego funkcji i o tym czy uważał się on za dyrektora czy też nazwa dyrektor przylgnęła do niego po jego śmierci. nie zauważając, że pod tą funkcją istniał a dla niektórych nadal istnieje człowiek. Jezus, który był człowiekiem żyjącym na ziemi dwa tysiące lat temu przyjął poglądy na świat takie jakie były obecne w jego otoczeniu ( chasydzi, ruchy chrzcielne ) i tylko ludziom małej wiary fakty te przeszkadzają i wchodzą w kolizję z ich katolicyzmem czy też chrześcijaństwem. Przykład o czym już gdzie indziej pisałem powinien przyjść ze strony ks. Johna Meiera, który bardzo dobrze uargumentowaną pracą:” A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus” zdobył poważanie i szacunek nawet uczonych wychodzących z racjonalistycznego punktu widzenia. W pierwszym tomie swojego działa Meier poddaje dokładnej analizie źródła do wiedzy o historycznym Jezusie włącznie z nie – kanonicznymi (agrafy, Ewangelia Tomasza, apokryfy). Do ustalenia autentycznych słów Jezusa wprowadza następujące kryteria:
1) Kryterium zażenowania – autentyczne jest to co sprawia problem w interpretacji kościołowi.
2) Kryterium ciągłości – słowa i czyny, które nie pochodzą z judaizmu ani z nauki kościoła muszą mieć swoje źródło w historycznym Jezusie.
3) Kryterium wielokrotnego poświadczenia – jeśli jakiś logion lub zdarzenie pojawia się w więcej niż jednym niezależnym źródle (Q, Proto – Paweł, Mr, Jn) to prawdopodobnie jest to autentyczne.
4) Kryterium spójności – materiał, który został ustalony jako autentyczny można uzgodnić z innym, lecz musi on być z nim spójny.
5) Kryterium odrzucenia – jeśli w przypadku Jezusa doszło do egzekucji ze strony czynników rządowych należy wyjaśnić co mogło tkwić w jego nauczaniu, że doprowadziło to do odrzucenia przez wpływowych ludzi.
Meier umieszcza Jezusa w żydowskim kontekście starając się wydobyć jego oryginalność. Meier uważa, że działalność cudotwórcza Jezusa miała wzmocnić jego eschatologiczne przesłanie. Część cudów przypisywanych Jezusowi jest nie autentyczna i nie ma żadnych podstaw historycznych. Trzeci tom pozwala w drobiazgowej analizie porównać Jezusa do całego otoczenia religijnego I wieku n. e. w Palestynie (faryzeusze, saduceusze, esseńczycy, Samarytanie, uczeni w Piśmie). W jednym z wywiadów ksiądz Meier udzielił genialnej odpowiedzi oceniając gdzie tkwi błąd w podejściu do Jezusa zwłaszcza ze strony badaczy konfesyjnych : `Ludzie twierdzą, że poszukują historycznego Jezusa a de facto uprawiają teologię. (…) Możemy sprawdzić, jako historycy, że Jezus istniał i że pewne wydarzenia w Ewangeliach są prawdziwe, ale historycy nie mogą udowodnić zmartwychwstania w ten sam sposób` ( 1997. „Finding the Historical Jesus”. An interview). Taki obiektywizm ze strony badaczy chrześcijańskich jest raczej rzadkością i dlatego jest warty odnotowania. Historyczny Jezus nie przypomina tego na ołtarzu i jeśli ktoś nie jest w stanie pogodzić tego pierwszego z drugim to nie powinien w ogóle zajmować się Jezusem jako człowiekiem lecz gdy ktoś będzie chciał to zrobić i spotkać Jezusa nie tylko w modlitwie jako Boga ale także Jezusa w jego człowieczeństwie to powinien zacząć od maksymalnego poszerzenia swojej wiedzy wstępnej dotyczącej kontekstu epoki. Wtedy dopiero taki ktoś będzie mógł ocenić na ile Jezus jako człowiek od niej odstaje i dopiero taka podróż – ciężka i pełna wyrzeczeń i wątpliwości – może prowadzić do pierwszych nieśmiałych wniosków, zwłaszcza w takim temacie jakim jest porzucenie przez Jezusa
Jana Chrzciciela, swojego ulubionego proroka i pierwszego męczennika sprawy za którą i Jezus poświęcił swe życie. Czasami wydaje mi się, że ktoś przeczyta jakąś frazę w jakiejś książce, która mu się spodobała ( gust ) i powtarza ją ignorując dalszą treść choć przecież dana pozycja jest po prostu spójna. Tak przynajmniej jest u Crossana, którego książki znam dobrze i mogę z całą stanowczością stwierdzić, że odejście od eschatologicznych poglądów Jana jest u niego związane właśnie z tym, że Jezus przyjął koncepcję cynizmu i miał niby stwierdzić, że Królestwo Boże jest dostępne tu i teraz poprzez żebractwo, magię i wspólnotę stołu. Według Crossana Jezus – wieśniak stworzył wiejską odmianę cynizmu, ponieważ cynicy helleńscy zazwyczaj gromadzili się w miastach. Przyznam się, że…. brak słów. Pozdrawiam wszystkich.
Zastanówmy się Pani Anno skąd się wzięła koncepcja apokaliptycznego Jezusa i Jezusa, który odszedł od koncepcji Jan Chrzciciela – jest to o tyle istotne, że poznanie pochodzenia tych dwóch koncepcji pozwala odkryć kto za pewnymi poglądami stoi i dlaczego?
Poszukiwania historycznego Jezusa zostały chwilowo zawieszone za sprawą prac Alberta Schweitzera. Udowodnił on, że liberalny Jezus to wytwór marzeń i oczekiwań a nie rzeczywista postać. We wcześniejszych pracach uczeni pisali, że Jezus był zwolennikiem wolnościowych doktryn takich jak braterstwo ludzi czy też ojcostwa Boga. W 1906 roku opublikował „Geschichte der Leben – Jesu – Forschung” w której stwierdził, że życie Jezusa musi być interpretowane w świetle jego eschatologicznych przekonań. Jezus z Nazaretu był prorokiem, który wierzył, że wkrótce nastąpi dzień Jahwe. To oczekiwanie bliskiego końca jest widoczne w poglądach jego uczniów. Zwrócił uwagę na następujące logia:
Zanim zdążycie obejść miasta Izraela, Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 10, 23).
Zaprawdę powiadam wam. Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie (Mt 24, 34).
Apostoł Paweł według badacza również przejął przekonanie o nadchodzącym dniu końca:
A to powiadam, bracia, czas, który pozostał, jest krótki (1 Kor 7, 29).
Charakteryzuje ono zresztą większość pism Nowego Testamentu:
Lecz przybliżył się koniec wszystkiego (1 Pt 4, 7).
Dzieci,ostatnia to już godzina (1 Jn 2, 18).
Tak, przyjdę wkrótce. Amen, przyjdź Panie Jezu! (Ap 22, 20).
Jezus z Nazaretu głoszący siebie jako Mesjasza i objawiający nową etykę skutkującą założeniem Królestwa Bożego na ziemi i śmiercią w celu odkupienia grzechów ludzkości nigdy nie istniał. Schweitzer twierdził, że całe nauczanie Jezusa należy odczytywać jako orędzie przed zbliżającym się końcem świata. Stał się twórcą i teoretykiem pojęcia konsekwentnej eschatologii, która według Schweitzera charakteryzowała Jezusa z Nazaretu. Obecnie bardzo niewielu badaczy nie zgadza się z ujęciem Jezusa jako apokaliptycznego proroka. Pozwala to wyjaśnić jego gorliwość w głoszeniu Królestwa Bożego oraz jego bezkompromisową etykę wyrażającą się pogardą dla rzeczy materialnych czy też zanegowaniem wartości rodzinnych bardzo przecież silnych w judaizmie.”Jezus jako rzeczywista postać historyczna pozostaje obcy naszym czasom, ale Jego duch, obecny w Jego słowach, jest znany w swej prostocie (…). Właśnie ta obcość i nieuporządkowanie, w jakich przed nami stoi, ułatwia każdemu zajęcie własnego, osobistego stanowiska względem Niego”( cyt. A. Schweitzer,The Quest of the Historical Jesus:A Critical Study of Its Progress from Reimarus to Wrede. Macmillan,New York 1960. s. 401 ).
Schweitzer twierdził, że historyczna znajomość Jezusa historycznego może być obrazą dla religii. Jezus nie interesował się światem, bo nie wierzył, aby on mógł jeszcze zbyt długo trwać w obecnej formie. Nie zakładał zatem żadnego kościoła, ponieważ zbliżający się dzień Jahwe miał zmienić oblicze ziemi. Jezus przeczył światu. Koniec był tak bliski, że straciły na znaczeniu przepisy ceremonialne i pokarmowe. Gdy rozsyła swoich uczniów zakazuje im pozdrawiać kogokolwiek (Łk 10, 4). Dlaczego? Nadchodzi dzień sądu nie ma zatem czasu na zbędne pozdrowienia ani nawet na tak podstawowe rzeczy jak grzebanie umarłych. Nagroda za to poświęcenie będzie oszałamiająca:
Wy, którzy poszliście za Mną, w Królestwie zasiądziecie na tronach sądząc dwanaście pokoleń Izraela ( Q 22, 28. 30 ).
Najważniejsze zatem proroctwo Jezusa nie spełniło się. Oto jak Schweitzer komentuje to zdarzenie: „Wokół panuje cisza. Jan Chrzciciel zbliża się i woła: „Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie”. Wkrótce potem przychodzi Jezus i wiedząc, iż jest nadchodzącym Synem Człowieczym, ujmuje kolisko świata, by wprawić je w ruch, który oznaczać będzie ostateczną rewolucję i przyniesie koniec zwykłego biegu dziejów. Gdy koło nie chce Mu ulec, napiera na nie całym sobą. Koło rusza z miejsca i miażdży Go. Zamiast uruchomić eschatologiczne procesy, unicestwił je. Kolisko toczy się naprzód i okaleczone ciało niezmiernie wielkiego Człowieka, który miał dość sił, by myśleć o sobie jako duchowym władcy ludzkości, zdolnym nagiąć historię do swego celu, do dziś na nim wisi. To jego zwycięstwo i Jego królestwo` (A. Schweitzer, The Quest of the Historical Jesus ). Schweitzer podsumował też dotychczasowe próby rekonstrukcji historycznego Jezusa podejmowane przez jego poprzedników (Reimarus, Renan, Strauss, Wrede) i określił je projekcjami własnych poglądów na osobę Galilejczyka. Socjaliści widzieli w nim socjalistę, rewolucjoniści – rewolucjonistę, romantycy – romantyka; tymczasem opisywana przez nich postać żyła dwa tysiące lat temu w zupełnie innym środowisku, które zupełnie odmiennie oceniało religię, poglądy społeczne a także świat; chcąc więc zrozumieć Jezusa należy przede wszystkim zrozumieć jego otoczenie.
W 1985 roku pod przewodnictwem Roberta Funka zebrało się 150 uczonych, liberalnych teologów amerykańskich, aby dyskutować nad problemem historycznego Jezusa. W większości są to profesorowie a prawie połowa z nich to absolwenci Harvard, Claremont lub Vanderbilt. Wybrali oni bardzo nietypową metodę rozstrzygania autentyczności słów Jezusa. Wykorzystywali do tego głosowanie poprzez kolorowe kulki. Czerwona oznaczała słowa, które Jezus wypowiedział, różowa te które mógł wypowiedzieć z pewnym prawdopodobieństwem, kulka szara to te logia, które pochodzą ze źródeł późniejszych ale oddają one przesłanie historycznego Jezusa a kulka czarna to słowa, których Galilejczyk na pewno nie wypowiedział. Seminarium doszło do wniosku, że Jezus był wędrownym hellenistycznym mędrcem żydowskim i głosił ewangelię wyzwolenia w przypowieściach i aforyzmach. Według badaczy Jezus nie był apokaliptycznym prorokiem ale głosicielem mądrościowej eschatologii. Jeden z najbardziej znanych członków Seminarium Jezusa – John Dominic Crossan w swojej książce „Historyczny Jezus:Kim był i czego nauczał?” Zawarł tezę, że Galilejczyk był chłopskim cynikiem żydowskim. W 1998 roku ukazała się pozycja podsumowująca część prac Jesus Seminar: „The Acts of Jesus: What Did Jesus Really Do?” W której przedstawiono jakie fakty z życia Jezusa zdarzyły się rzeczywiście według badaczy. Oto lista:
1) Jezus urodził się w trakcie panowania Heroda Wielkiego.
2) Matka jego miała na imię Maria, natomiast ojciec mógł mieć inne imię niż Józef.
3) Urodził się w Nazaret.
4) Jezus był wędrownym mędrcem spożywającym posiłki z wyrzutkami społeczeństwa.
5) Jezus uzdrawiał wiarą.
6) Nie chodził po wodzie, nie rozmnożył chleba i ryb, nie zamienił wody w wino, nie wskrzesił Łazarza.
7) Jezus został zatrzymany przez władze w Jerozolimie i został ukrzyżowany przez Rzymian.
8) Pusty grób to fikcja, Jezus nie zmartwychwstał.
9) Zmartwychwstanie opiera się na wizjach Marii Magdaleny, Piotra i Pawła.
Głosowano również nad kwestią autentyczności wypowiedzi, które można przypisać Jezusowi. Uczeni tylko 18% słów Jezusa zawartych w kanonicznych Ewangeliach uznali za prawdziwie wygłoszone przez Jezusa (B. Bruce,”Jezus, dowody zbrodni”, 2005: s. 59). Za najmniej wiarygodną uznali Ewangelię Jana. Natomiast Ewangelia Tomasza zawiera – według uczonych – prawdziwe przesłanie Jezusa a szczególnie jej pierwsza warstwa, która według Crossana powstała w Jerozolimie w latach pięćdziesiątych pierwszego wieku (J. D. Crossan, „Jezus historyczny”:s. 448 ). Przedstawia ona Jezusa jako nauczyciela mądrości a nie eschatologicznego proroka. W Źródle Q wyróżniono trzy warstwy: pierwsza z nich była sapiencjalna i podobna w swoim ujęciu do ETom; natomiast druga warstwa zawierająca sentencje apokaliptyczne została dołączona później – wychodząc z tych założeń uczeni doszli do wniosku, że Jezus nie był apokaliptycznym prorokiem ale zostało mu to przypisane pod wpływem nauk Jana Chrzciciela i przez wczesną wspólnotę po – Jezusową. Stąd już blisko było do wniosków, że Galilejczyk był pod wpływem etyki cyników lub też był zwolennikiem pokojowej rewolucji społecznej. J. D. Crossan rozpatrując sprawę historycznego Jezusa zauważył, że w najstarszej warstwie piśmienniczej przedstawiony jest on raczej jako uosobienie mądrości a nie eschatologiczny prorok. Wyciągnął więc wniosek, że Jezus odszedł od głoszenia Królestwa Bożego, które miał wprowadzić swoją potęgą Bóg i zwrócił się w kierunku królestwa sapiencjalnego możliwego do osiągnięcia w każdej chwili. Galilejczyk raczej był bliższy magom niż apokaliptycznym prorokom. `Jezus historii był (…) chłopskim cynikiem żydowskim` (Crossan: s.312). W swoim działaniu można by go określić jako wędrownego radykalistę. Ciągła zmiana miejsca pobytu wiązała się niechęcią Jezusa do tworzenia ze swojej osoby pośrednika. Do wspólnoty zapraszał wszystkich nie tworząc jakiejkolwiek hierarchii. Namawiał ludzi do duchowego spotkania się z Bogiem poprzez wspólnotę stołu. Odnośnie przyczyn egzekucji Crossan wypowiedział się następująco: `Wydaje mi się całkiem prawdopodobne, że Jezus udał się do Jerozolimy tylko raz i że Jego nauczanie oparte na duchowym i ekonomicznym egalitaryzmie zaowocowało wybuchem oburzenia wobec świątyni jako ośrodka wszelkich nieegalitarnych, patronalnych i wręcz opresywnych tendencji religijnych i politycznych (…). Podsumowując zatem, sądzę, że symboliczne zniszczenie świątyni było tylko logicznym rozszerzeniem połączenia cudu i stołu, otwartego uzdrawiania i otwartej wspólnoty stołu. Sądzę, że zaistniało naprawdę, i jeśli wydarzyło się podczas Święta Przaśników, to bez wątpienia mogło doprowadzić do uwięzienia i stracenia Jezusa`( Tamże:s. 381 ).
Seminarium Jezusa spotkało się z ostrą krytyką i to ze strony chrześcijańskiej jak i badaczy świeckich. Przede wszystkim odpowiedzieli uczeni, którzy należą do zwolenników hipotezy Schweitzera. Jednym z najbardziej znanym z nich jest Ed Sanders Parisch. Poglądy na temat Jezusa zawarł w książce „Jesus and judaism”. Galilejczyk według badacza to kontynuator misji Jana Chrzciciela który był prorokiem zwiastującym nadejście wyzwolenia Izraela poprzez interwencję Boga. Stanął na czele eschatologicznego ruchu, który był kontynuowany po jego śmierci. Jego zwolennicy nadal oczekiwali dnia końca w trakcie, którego miał powrócić Jezus i odnowić Izrael. Sanders zatem dostrzega kontynuację widoczną gołym okiem:
eschatologiczny Jan Chrzciciel → eschatologiczny Jezus → eschatologiczny Paweł. Kryterium ciągłości zostaje w takim ujęciu zachowane. W przeciwny wypadku musielibyśmy założyć, że Jezus zmienił eschatologiczne oczekiwania, które podzielał Jan Chrzciciel a Paweł do nich powrócił. Bardziej logicznym wnioskiem jest, że oczekiwanie bliskiego końca było obecne u wszystkich tych trzech postaci. Zgadza się też ono z atmosferą religijną Palestyny czasów Jezusa. Natomiast druga warstwa Q bardziej eschatologiczna, którą w swoich badaniach wykrył Kloppenborg jest ustalona jedynie na podstawie krytyki literackiej. `Analiza tego rodzaju, nie mówi nic na temat wieku i pochodzenia jednego czy drugiego materiału, czy wreszcie autentyczności wypowiedzi`(cyt. ks.A. Paciorek,”Q – Ewangelia Galilejska” :s. 101 ). Nawet jeśli przyjmiemy, że została włączona w późniejszym etapie do Q to nie oznacza, że jest ona wynikiem późniejszej tradycji. Kloppenborg twierdzi, że to właśnie pierwsza warstwa może reprezentować młodszą tradycję a wspomniana druga warstwa Q może być autentyczna i wcześniejsza ( Crossan, „Jezus historyczny” :s. 250 ).
EP Sanders w bardzo ciekawy sposób rekonstruuje historycznego Jezusa. Zaczyna on od zdarzeń powszechnie akceptowanych jako autentyczne:
Jezus został ochrzczony z rąk Jana Chrzciciela.
Jezus był Galilejczykiem, który uzdrawiał i nauczał.
Jezus powołał uczniów i wybrał spośród nich dwunastu.
Jezus prowadził swą działalność tylko na terenie Palestyny i wśród Żydów.
Jezus wdał się w jakiś konflikt, który miał związek ze świątynią.
Jezus został ukrzyżowany przez władze rzymskie.
Po śmierci Jezusa jego wyznawcy kontynuowali działalność i byli rozpoznawalni.
Niektórzy Żydzi prześladowali nowy ruch a represje ustały pod koniec kariery Pawła.
Dlatego Sanders uważa, że dobra hipoteza musi: wyjaśniać i wskazać powody dla których jego działalność skończyła się śmiercią, wyjaśnić motyw zerwania jego ruchu z judaizmem oraz wskazać dlaczego pierwsi zwolennicy Jezusa byli prześladowani i zabijani (Szczepan, Jakub) Sanders zatem rekonstrukcję zaczyna od kontrowersji wokół świątyni. Według niego stanowiła ona przyczynę jego egzekucji a jednocześnie zamieszanie świątynne może być nicią, która pomoże zrozumieć jego wcześniejsze nauczanie. Sanders sytuuje Jezusa w kategorii proroka eschatologicznego dążącego do odnowienia Izraela. Wyprowadził pewne wnioski na temat Jezusa, które podzielił przyznając im różną skalę :
I) Pewne lub prawie pewne:
1) Jezus wyznawał żydowski pogląd eschatologiczny na odnowienie Izraela poprzez interwencję Boga. Potwierdza to jego początek u Jana Chrzciciela, ustanowienie dwunastu, jego oczekiwanie na nową świątynię i apokaliptyczny wydźwięk misji Apostołów (Ga 1, 2; Rz 11, 11 – 13; 25 – 32; 15, 15 – 19).
2) Jezus głosił naukę o Królestwie Bożym.
3) Obiecał królestwo pokutującym grzesznikom.
4) Nie sprzeciwiał się w wyraźny sposób Torze ani też przepisom tyczącym się szabatu i koszerności pożywienia.
5) Jezus i jego zwolennicy nie myśleli o ustanowieniu królestwa w sposób zbrojny, lecz oczekiwali jego nadejścia w eschatologicznym cudzie.
II) Wysokie prawdopodobieństwo:
1) Jezus oczekiwał, że królestwo będzie miało pewne analogie z obecnym światem (przywództwo dwunastu pokoleń, funkcjonowanie świątyni).
2) Uczniowie Jezusa widzieli w nim króla a Jezus przyjął tę rolę w sposób bezpośredni lub pośredni.
III) Małe prawdopodobieństwo:
1) Jezus myślał, że grzesznik, który przyjął jego orędzie znajdzie się w Królestwie Bożym choć nie spełnił wymaganych przez Torę obrzędów w celu odkupienia grzechów.
2) Jezus mówił o Królestwie Bożym w różnym kontekście, nie zawsze używając tego określenia dokładnie w tym znaczeniu.
3) Jezus nie podkreślał egalitarnego, narodowego charakteru królestwa, ponieważ było to zadaniem Chrzciciela, którego orędzie zaakceptował.
IV) Możliwe:
1) Mógł mówić o królestwie w sposób wizjonerski, apokaliptyczny (Mr 13) lub jako o obecnej rzeczywistości.
V) Do pomyślenia:
1) Jezus pomyślał, że królestwo, w całej swej potędze i mocy, było obecne w jego słowach i czynach.
2) Jezus nadał własnej śmierci męczeńskie znaczenie.
3) Mógł identyfikować się z niebiańskim Synem Człowieczym.
VI) Nieprawdopodobne:
1) Był jednym z nielicznych Żydów w tamtych czasach, którzy wierzył w miłość, miłosierdzie oraz w łaskę nawrócenia i odpuszczenia grzechów.
2) Żydzi a szczególnie faryzeusze chcieli zabijać takich ludzi jak on.
3) W wyniku jego działalności, judaizm miał zatrząść się w posadach i jako religia został zastąpiony.
Według Sandersa Jezus nie zamierzał unieważnić Tory swoim nauczaniem lecz pogłębić jej wymagania. „Jeśli naśladowcy Jezusa nigdy nie ulegają pragnieniu cudzołóstwa, nie popełnią go; jeśli nie gniewają się, nie będą zabijać; jeśli nie będą się rozwodzić (trzecia antyteza), nigdy nie przekroczą prawa, zabraniającego powrotu do pierwszego małżeństwa po rozwodzie i ślubie z inną osobą. Nie jest przeciw Prawu bycie bardziej prawym, niż prawo tego wymaga” (Ed Parish Sanders, The Question of Uniqueness in the Teaching of Jesus. The Ethel M. Wood Lecture 15, February 1990. London: The University of London, s. 8; tłum. D. Kot).
Warto zwrócić uwagę na pewną metodologię zastosowaną przez Sandersa. Uważa on, że zaczynanie rekonstrukcji historycznego Jezusa od jego logiów jest najniebezpieczniejszym rozwiązaniem ponieważ już na samym początku takiej rekonstrukcji należy ustalić autentyczność różnych powiedzeń przypisywanych Jezusowi w różnych ewangeliach. W ten sposób jednak nie ustali się consensusu, bo inny badacz może zastosować zupełnie inne kryteria. Sanders zatem proponuje, aby zacząć od zdarzeń, które większość uczonych uznaje za autentyczne i z nich wyciągnąć jak najwięcej informacji a same słowa Jezusa potraktować wtórnie. Ludzka pamięć bardziej zapamiętuje czyny aniżeli słowa, tak więc wybór ten wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Poza tym Sanders nie musi przyjmować żadnych kryteriów analizując czyny Jezusa, ponieważ wychodzi od tych które są powszechnie uznawane przez badaczy Jezusa historycznego.
W ujęciu Sandersa Jezus jest eschatologicznym prorokiem zapowiadającym nadejście Królestwa Bożego, zabitym za jego działania w trakcie wystąpienia świątynnego. Sanders chyba najbardziej zbliżył się do Jezusa historycznego a jego znajomość judaizmu drugiej świątyni pozwoliła mu świetnie wpisać go w ten kontekst.
Bart Ehrmann profesor religioznawstwa na Uniwersity of Noth Karolina jest autorem wielu bestselerów . Specjalizuje się w krytyce tekstów Nowego Testamentu. W 1999 roku napisał on jedną z najlepszych pozycji dotyczących Jezusa historycznego: „Jesus: Apocalyptic Prophet of the New Millennium”. Autor porównuje w niej Jezusa do wielu apokaliptycznych proroków, którzy głosili zbliżający się koniec świata. Dzięki temu dostrzegamy wiele analogii pomiędzy ich działaniami a czynami Jezusa. Ehrmann uważa, że wszystkie pisma łagodzące pośpiech eschatologiczny Jezusa pochodzą z końca pierwszego i początków drugiego wieku. Zalicza on do tych dokumentów Ewangelię Łukasza, Jana i Tomasza. Według niego Jezus głosił tymczasową etykę, która była przeznaczona tylko dla jednego pokolenia i tylko takie spojrzenie na Galilejczyka pozwala zrozumieć jego oraz początki ruchu po – Jezusowego. Uważa, że Jezus był apokaliptycznym kaznodzieją a ślady tego istnieją w dwóch najstarszych pismach chrześcijańskich: Ewangelii Marka i Listach Pawła.
Natomiast Paula Fredriksen uczona specjalizująca się w badaniach nad Jezusem historycznym bardzo dobrze odczytała jego oczekiwania apokaliptyczne w żydowskim kontekście. Badaczka stwierdziła, że tym co wyróżniało Jezusa była nie tyle treść jego proroczego posłania ale jego harmonogram. Królestwo Boże było tak bliskie, że być może Jezus wyznaczył datę jego przyjścia na Paschę, która okazała być się dla niego jego ostatnią. To właśnie ten czynnik wraz z podekscytowanym tłumem przybyłym do Jerozolimy na Święto Paschy uruchomił mechanizm, który doprowadził do śmierci Jezusa. Tłum okrzyknął go Mesjaszem a to spowodowało jego egzekucję jako Króla Żydów, ponieważ Piłat właśnie z okazji tego święta zważał na wszystkie czynniki mogące spowodować zamieszki. Za egzekucją nie stałyby, zatem spory dotyczące szabatu, Tory czy też jego kontrowersyjne nauczanie ale polityka prewencyjna okupanta rzymskiego. Fredriksen przede wszystkim stara się wyjaśnić zadziwiający fakt pojedynczej egzekucji Jezusa. To znaczy stara się znaleźć odpowiedź na pytanie: Dlaczego Rzymianie zabili Jezusa a oszczędzili jego uczniów? Otóż żydowskie władze religijne i rzymskie musiały wiedzieć, że apokaliptyczne przesłanie Jezusa było pokojowe i uczniowie nie stanowili zagrożenia dla porządku publicznego. Natomiast tłum, który obwołał Jezusa Mesjaszem stanowił niebezpieczeństwo. Piłat, aby usunąć niebezpieczeństwo zabił Jezusa ( P. Fredriksen, Jesus of Nazareth ,King of the Jewish Life and the Emergence of Christianity, New York: Alfred A. Knopf,1999 ).
Maurice Cassey w Jesus of Nazareth uważa, że do pełnego obrazu Jezusa należy wykorzystać aramejskie słowa używane przez Jezusa, które pozostały w Nowym Testamencie (Abba, talitha kum, effatha) i stara się on zrekonstruować aramejskie ślady w ewangeliach. Uważa, że Mr i Mt mieli do dyspozycji jakieś fragmentaryczne prototeksty w języku aramejskim i to oni przetłumaczyli je na język grecki. Cassey generalnie zgadza się z powszechną opinią widząc w Jezusie eschatologicznego proroka jednak uważa, że jego śmierć nie była przypadkowa. Incydent w świątyni był prowokacją a Jezus świadomie dążył do męczeńskiej śmierci w Jerozolimie za naród. Założenie to niesłychanie ułatwiło badaczowi wytłumaczenie fenomenu zmartwychwstania. Śmierć Jezusa nie musiała wtedy burzyć wiary uczniów w swojego mistrza i mogli oni szybko otrząsnąć się po tym zdarzeniu ( Maurice Casey, Jesus of Nazareth. An Independent Historian’s Account of His Life and Teaching, T&T Clark, Londyn, Nowy Jork 2010, s. 576 ).
Gerd Lüdemann niemiecki uczony i badacz Nowego Testamentu postanowił w swojej benedyktyńskiej pracy Jesus After 2000 Years:What He Realy Said and Did ( Jezus po 2000 lat: Co naprawdę powiedział i uczynił ) podsumować kryteria, które należy wziąć pod uwagę docierając do historycznego Jezusa. Wyróżnił cztery, które powodują, że tekst należy zaliczać do nieautentycznych:
1) wszystkie wypowiedzi, które zakładają wywyższenie Jezusa
2) działania, które przeczą prawą natury
3) wypowiedzi, które są raczej świadectwem późniejszych problemów występujących w gminach chrześcijańskich
4) wypowiedzi i czyny, które odnoszą się do gojów a nie Żydów.
Lüdemann wprowadził pięć kryteriów autentyczności:
1) wszystkie teksty i czyny, które mogły wprowadzić w zakłopotanie chrześcijan
2) wypowiedzi Jezusa, których nie odnajduje się w tradycji po – wielkanocnej
3) materiał wokół, którego zgromadziły się dodatkowe tradycje
4) wypowiedzi z kilku podobieństw wygłoszonych w duchu żydowskim
5) powiedzenia lub działania, które pasują do innych materiałów określanych jako autentyczne.
Gerd Lüdemann uważa, że Jezus wychował się w wielodzietnej rodzinie złożonej z pięciu braci i przynajmniej dwóch sióstr. `Był prawdopodobnie najstarszym dzieckiem. Jego ojczystym językiem był aramejski ale prawdopodobnie uzyskał biegłość w potocznym języku greckim. Ciesielki jako rzemiosła nauczył się od ojca. Jak większość mu współczesnych, Jezus nie umiał czytać ani pisać, ale był w stanie uzyskać znaczną wiedzę religijną w miejscowej synagodze. (…) Według Jezusa Królestwo Boże oznaczało nie tylko wyzwolenie od zła i chorób, ale wyrażało się również w ustanowieniu panowania Boga w ramach jurysdykcji Jezusa i dwunastu apostołów. U podstawy tego ostatniego stała dawna lecz złudna nadzieja, że gdy Bóg ustanowi swoje królestwo, to przywróci dziesięć plemion, które zostały unicestwione przez Asyryjczyków siedemset lat wcześniej. W czasach Jezusa pozostały tylko dwa plemiona Judy i Beniamina. Według obietnicy przypisywanej Jezusowi, jego dwunastu uczniów miało osądzać dwanaście plemion`( Gerd Lüdemann – Gerd Lüdemann`s Homepage: The Life of Jesus: A Brief Assessment, s. 3, vol. 1, No. 1, jesień 2006 ).
Jezus uwierzył w bliski i nieuchronny koniec świata gdy wraz z innymi Żydami udał się po chrzest na odpuszczenie grzechów do Jana. Lüdemann pokazuje jeszcze jedną ciągłość, która charakteryzowała apokaliptycznych głosicieli, bezżenność:
bezżenny Jan Chrzciciel → bezżenny Jezus → bezżenny Paweł. Odnosząc się do dychotomii, która występuje pomiędzy teologią sapiencjalną a eschatologiczną w nauczaniu Jezusa badacz wskazuje, że takie same prądy są obecne w nauczaniu Pawła, a przecież żaden z uczonych nie twierdzi jakoby Paweł porzucił myśl o bliskim końcu świata.
Kiedy zatem według Crossana Jezus zmienił pogląd na nauczanie Jana Chrzciciela posłuchajmy jego samego:
„Jezus ponad wszelką wątpliwość zaczął JAKO UCZEŃ JANA CHRZCICIELA, ponieważ, jeśli w ogóle wiemy o nim coś pewnego, to tyle, że ZOSTAŁ OCHRZCZONY PRZEZ JANA: Marek 1, 9 – 11 oznajmia to wprost, Mateusz 3, 14 – 15 podaje dodatkowe objaśnienia, Łukasz 3, 21 – 22 zaciera kontury tego wydarzenia, a Jan 1, 29 – 34 je ignoruje. Zakłopotanie, z jakim odnoszą się do chrztu, wydaje się potwierdzać jego autentyczność. Lecz Jan został zgładzony, a Bóg nie interweniował. Kiedy wreszcie słyszymy głos Jezusa nie podejmuje on ruchu Chrztu, lecz proklamuje własny ruch Królestwa” ( J. D. Crossan, „Kto zabił Jezusa?”, 1998, s. 71 ). Crossan więc precyzyjnie stara się odgadnąć kiedy Jezus odszedł od poglądów Jana Chrzciciela i stwierdza, że musiało się to stać w jakiś czas po jego śmierci. Do tego momentu Nazarejczyk miał być jego zwolennikiem. sprawdźmy więc czy Crossan ma rację. Łukasz określa chronologicznie czas wystąpienia Jana Chrzciciela: „W piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza, gdy namiestnikiem Judei był Poncjusz Piłat, tetrarchą galilejskim Herod, tetrarchą iturejskim i trachonickim Filip, brat jego, a tetrarchą abileńskim Lizaniasz, za arcykaplanów Annasza i Kaifasza, doszło Słowo Boże Jana, syna Zachariasza na pustyni ( Łk 3, 1 – 2 ).
Tyberiusz rozpoczął rządy 19 sierpnia 14 r. po Chr. i po tej dacie Jan rozpoczął swoją chrzcielną działalność do której przyłączył się Jezus. Datą śmierci Jezusa według wszystkich ewangelistów był piątek ( Mk, 15, 42; Mt 27, 62; Łk 23, 54; J 19, 31 ). Tradycja synoptyczna umieszcza tę datę 15 Nissan a Ewangelia Jana oraz Piotra datuje ją na dzień 14 Nissan, z tych tradycji najbardziej prawdopodobna jest ta druga, ponieważ ciężko byłoby synoptyczny przekaz uzgodnić ze zwyczajami żydowskimi w których same czynności związane z rozpoznaniem sprawy Galilejczyka musiałyby naruszać tak ważne święto. Z Talmudu wiemy, że niektóre egzekucje przypadały na dzień przed Paschą, a więc data ta wydaje się być najbardziej prawdopodobna ( istnieją jeszcze inne przesłanki ).
W interesującym dla na nas okresie w następujących latach dzień 14 Nissan wypadał w piątek:
30 r. po Chr. – 14 Nissan ( piątek 7. 04 ); 15 Nissan ( sobota 8. 04 ).
33 r. po Chr. – 14 Nissan ( piątek 03.04 ); 15 Nissan ( sobota 4. 04 ).
Chronologicznie pierwsza data mieści Jezusa w ramach w których umieszczają jego działalność synoptycy mówiąc o tylko jednym Święcie Paschy właśnie tym ostatnim. Jan sugeruje, że tych świąt było więcej ale jest to zabieg teologiczny nie mający żadnego innego wsparcia. Marek pierwszy Ewangelista podał chronologię z jedną Paschą, za nią poszedł piszący kilkanaście lat później Mateusz i niezależnie od niego Łukasz. Jan rozbił święto Paschy, ponieważ na wcześniejszym etapie umieścił wystąpienie na Dziedzińcu Pogan, w związku z tym nie miał innego wyjścia jak kazać pielgrzymować Jezusowi z tej okazji przynajmniej dwa razy a więc za koleją wypadków u Jana stoi teologia a nie historia. Mając to wszystko na uwadze jedyna możliwa wersja chronologiczna jest następująca:
1) Urodzony: ok. 6 – 4 r. przed Chr.
2) Wystąpienie Jana Chrzciciela: ok. wrzesień 29 r. po Chr.
3) Chrzest: ok. wrzesień – październik 29 r. po Chr.
4) Śmierć: 07. 04. 30 r. po Chr. – piątek.
Działalność kaznodziejsko – egzorcystyczna: ok. październik 29 r. po Chr. – 07. 04. 30 r. po Chr. ( okres maksymalnie 6 miesięcy obejmujące jedno święto pielgrzymkowe: Święto Namiotów 15 Tiszri [koniec września, początek października] oraz dwa święta bez obowiązku pielgrzymkowego: Encenia 25 Kislew [koniec grudnia] i Purim 14 i 15 Adar [ luty – marzec ] ).
Jezus z Nazaretu:
ok. 6 – 4 przed Chr ← → 30 po Chr.
Kiedy Jan został zabity przez Antypasa? Niestety tego nie wiemy, załóżmy, że odbyło się to bardzo szybko i w listopadzie 29 r. po Chr. nie było już na tym świecie dzikiego proroka znad Jordanu. Ile czasu myślał nad zmiana stanowiska Jezus miesiąc może dwa? Zaraz po tej śmierci musiał starać się wszystkim wytłumaczyć swoją życiową pomyłkę czy to uczynił? Nie; nazywa go – jeszcze za jego życia – największym z proroków. Po śmierci Jana Chrzciciela Jezus w oczach Antypasa oraz niektórych spośród swoich zwolenników uchodzi za WCIELENIE JANA CHRZCICIELA ( Mr 9, 7; 19 ). Czyżby dlatego, że odszedł od jego nauk? W trakcie swojej ostatniej podróży do Jerozolimy na drugi dzień po wystąpieniu na Dziedzińcu Pogan Jezus broni pochodzenia CHRZTU JANA Z NIEBA ( Mr 12, 27 – 33 ). Kiedy zatem Jezus musiałby zmienić swoje zdanie. Wnioskuje, że na pięć dni przed swoją śmiercią. Musiał mieć mało czasu na przekazanie tej epokowej myśli swoim uczniom. tym bardziej, że harmonogram miał On w tym okresie bardzo napięty: Ostatnia Wieczerza, trudy Getsemani, zdrada Judasza, proces przed Sanhedrynem, proces przed Piłatem, ukrzyżowani no i zmartwychwstanie. Gdzieś pomiędzy tymi zdarzeniami według Crossana Nazarejczyk przekazywał swoje przemyślenia, które wykrył po dwóch tysiącach lat uczony o irlandzkich korzeniach – czy to nie genialne! Generalnie ostrzegam wszystkich, którzy ulegają teorią o różnicy pomiędzy naukami Jana a Jezusa. Uważam, że całkiem słusznie Kościół nie zapomniał o poprzedniku Jezusa, ponieważ i on sam nie zapomniał do swych ostatnich chwil o skromnym proroku i zimnych źródłach Jordanu. Pozdrawiam.
Sprostowanie do poprzedniego komentarza: JEZUS WCIELENIEM JANA CHRZCICIELA to wersety nie z Mr lecz Łk 9, 7. 19 u Mr są one w 8, 28 a w Mt 16, 14.
Warto też podkreślić, że Jan Chrzciciel jest jedną z nielicznych osób o których Jezus wyraża się zawsze z szacunkiem. Swoją rodzinę Jezus przeciwstawił swoim zwolennikom stwierdzając, że jego matką może być jakakolwiek osoba spośród jego słuchaczek ( Mr 3, 31 – 35 ) a zwracał się do niej określeniem „Niewiasto”, który stosował dla zupełnie obcych mu kobiet ( Mt 15, 28; Łk 13, 12 ). Podobnie zwracali się do obcych kobiet inni Galilejczycy jak Kefas ( Łk 22, 57 ) czy też słynny rabbi Jose Galilejczyk ( bEr 53b ). Piotr został przez niego nazwany szatanem ( Mr 8, 33 ) a cała dwunastka niejednokrotnie była krytykowana ( Mr 9, 19 ). Herod Antypas był dla Jezusa „lisem” ( Łk 13, 31 ) a goje byli psami ( Mt 15, 26 ), którzy pozdrawiają jedynie swoich współziomków ( Mt 5, 47 ) a w modlitwach są gadatliwi ( Mt 6, 7 ). Cały establishment to plemię żmijowe i groby pobielane a od pokolenia mu współczesnego zostanie zażądana krew wszystkich zabitych proroków ( Łk 11, 49 – 51 ). Dlatego też Nazarejczyk nauczał tłum jedynie w przypływie litości ( Mr 6, 34 ) i to w przypowieściach, aby się przypadkiem nie nawrócili gdyż mogłyby zostać odpuszczone ich grzechy ( Mk 4, 12 ). Właściwie tylko o Janie Jezus wyraża się pozytywnie: jest on dla niego „więcej niż prorokiem” ( Łk 7, 26 ), „największym narodzonym z niewiast” ( Łk 7, 28 ) a oni obydwaj są dziećmi Mądrości ( Łk 7, 31 – 35 ). a On sam uważał, że CHRZEST JANA POCHODZIŁ Z NIEBA ( Mr 11, 30 ). O nikim innym Jezus w Ewangeliach nie wypowiada się tak pozytywnie. Czyni tak przed jego śmiercią i po niej – z zadziwiającą konsekwencją. W końcu stwierdza, że jeśli „zaś chcecie to przyjąć, ON JEST ELIASZEM, który miał przyjść” ( Mt 11, 14 ).
Andrzej Nowicki.
Jako, że jest to temat, który rozpoczął Pan Robert M. Rymkowski a nie doczekał się od nikogo najważniejszych według niego odpowiedzi, które zawarł w następującym fragmencie:
„Ja też cieszę się z tego Kleofasowego małego „dziedzińca dialogu”, mam jednak wrażenie, że nieco oddalamy się, chociaż dotykamy kwestii niewątpliwie ważnych, od tego, od czego zaczęła się dyskusja: mianowicie w jaki sposób rozumienie Jezusa jako proroka (i tu ważne pytanie: jakim prorokiem był Jezus – takim jak Izajasz czy Amos, czy też zupełnie innym?) przybliża nas do zrozumienia Jego postaci (i tu drugie ważne pytanie: co to zrozumienie oznacza dla tych, którzy uważają Jezusa za Boga, i co to oznacza dla tych, którzy Go za Boga nie uważają albo wręcz są ateistami?). Myślę, że po odpowiedzeniu sobie na te pytania można zobaczyć, co tak naprawdę, o ile w ogóle jest coś takiego, łączy światy poszczególnych religii czy nawet świat religii i niereligijny. Mam wrażenie, że to lepsza droga niż ta wiążąca się z wymaganiem, by na początek chrześcijanie „obniżyli” chrystologię. Konsekwencje obniżenia tej chrystologii, nawet jeśli nie musiałby one takie być (ale żeby to wiedzieć, trzeba rozważyć, co musi oznaczać to, że Jezus był prorokiem), przedstawił w swoim komentarzu ks. Dariusz Kowalczyk. Gdybyśmy więc mogli spróbować odpowiedzieć sobie w tej dyskusji na wskazane pytania, to jak sądzę, moglibyśmy dojść dalej, niż skupiając się na kwestiach dyscypliny dogmatycznej w Kościele”. Spróbuję odpowiedzieć na te pytania – zwłaszcza na pierwsze, ponieważ drugie mało mnie interesuje. Jednak proponuję trochę inną bazę porównawczą. Jako historyk badam kontekst epoki a prorocy żyjący 800, 700 czy też 600 lat przed Chr. nie do końca dają się porównywać z Jezusem. Nie te czasy i nie ten judaizm. Przesłanie tych proroków owszem było wtedy znane ale zostało już poddana reinterpretacji. Kogo oczekiwał wtedy Izrael? Na pewno Mesjasza Królewskiego i Kapłańskiego ale w niektórych środowiskach oczekiwano również proroka Czasów Ostatecznych. Miał on być podobny do prawodawcy Mojżesza, ponieważ uzasadniano jego ideę obietnicą, którą on sam miał złożyć:
Proroka takiego jak ja jestem, wzbudzi ci Pan, Bóg twój, spośród ciebie, spośród twoich braci. Jego słuchać będziecie ( Pwt 18, 15 ).
Miała to być postać różna od mesjasza Aarona i mesjasza Izraela ( 1QS kol.9, 9 – 11 ).
W Testamencie Beniamina ( ok. 134 – 104 r. przed Chr. ) okolicznościami jego pojawienia są następujące zdarzenia:
Świątynia Boża stanie się waszym udziałem
[i ostatnia będzie chwalebniejsza od pierwszej]
dwanaście pokoleń się tutaj zgromadzi oraz wszystkie ludy,
w świątyni, w której Najwyższy ześle swe zbawienie poprzez
[przyjście] proroka [jednorodzonego] ( TestBen 9, 2 ).
Prorok miał zatem pojawić się po ustanowieniu świątyni przez samego Boga oraz zgromadzeniu na powrót całego Izraela wraz z zaginionym dziesięcioma plemionami. Los ich po uprowadzeniu nie był znany a ocalały tylko pokolenia Judy i Beniamina, czasy ostateczne wiązano z przywróceniem całości Izraela – to było jednym ze ze znamion czasów mesjańskich.
W pismach qumrańskich do proroka eschtologicznego odnoszono następujące ustępy Pism hebrajskich, przywołany już ustęp z Księgi Powtórzonego Prawa 18, 15 oraz
I …rzekł do Mojżesza, mówiąc: Słyszałeś brzmienie słów tego ludu, które wypowiadali do ciebie. Mieli słuszność we wszystkim co mówili. Oby im było dane, żeby [to] ich serce czuło bojaźń przede mną i przestrzegało wszystkich moich przykazań, przez wszystkie dni, by dobrze się działo im i ich synom zawsze ( Pwt 5, 28 – 29 ) ( 4Q174 ).
Co generalnie potwierdza tezę, że prorok eschatologiczny miał nawiązywać do osoby Mojżesza. W Qumran prawdopodobnie na późniejszym etapie, po śmierci Nauczyciela Sprawiedliwości ( ok. 110 r. przed Chr. ) oczekiwano, że poprzednikiem Mesjaszy będzie powracający z martwych NS właśnie jako eschatologiczny prorok:
Bez nich niczego nie pojmą, aż do wystąpienia Nauczyciela Sprawiedliwości w dniach ostatecznych ( CD – A kol. 6, 3 – 11 ).
Pogląd ten przyjął się dość powszechnie jednak należy pamiętać, że istnieją tłumaczenia tego tekstu z których ta identyfikacja nie jest już tak oczywista:
Bez nich niczego nie pojmą, aż pojawi się ten, który wyleje sprawiedliwość w dniach ostatecznych ( tłum. J. A. Fitzmyer, 101 pytań o Qumran,1997:s. 71 ).
Bez nich niczego nie pojmą, aż przyjdzie ten, który będzie uczył sprawiedliwości w dniach ostatecznych ( tłum. G. Vermes, tamże: s. 72 ).
Józef Flawiusz prawdopodobnie zrelacjonował nam jeden ruch żydowski, który skupił się wokół Egipcjanina, którego pseudonim być może oznacza, że kreował on się na proroka na wzór Mojżesza, który wyzwolił kiedyś Izraela wyprowadzając go z Egiptu z którego sam Mojżesz miał pochodzić:
„Jeszcze większą klęskę ściągnął na Żydów fałszywy prorok z Egiptu. Pojawił się bowiem w kraju pewien szarlatan, który uchodził za proroka, i skupił wokół siebie trzydzieści tysięcy otumanionych ludzi. Poprowadził ich z pustyni okrężnymi drogami na górę zwaną Oliwną, skąd miał siłą wtargnąć do Jerozolimy i po pokonaniu garnizonu rzymskiego stać się, z pomocą towarzyszących mu uzbrojonych ludzi, władcą ludu. Jednakże Feliks zapobiegł temu napadowi zaszedłszy mu drogę na czele oddziału ciężkozbrojnych żołnierzy rzymskich, a wraz z nim także cały naród stanął do obrony. Po stoczonej bitwie Egipcjaninowi wraz z kilkoma towarzyszami udało się zbiec, lecz większość zwolenników poległa lub została pojmana. Reszta tłumu rozproszyła się i wszyscy starali się ukryć w swoich domach” (Wojna żydowska 2, 261 – 263).
Historyk żydowski popadł w przesadę zwolenników Egipcjanina jak mówi inne źródło było znacznie mniej, bo około czterech tysięcy (Dz 21, 38). Prorok – wędrowiec, pojawia się na Górze Oliwnej. Z relacji jaką złożył Flawiusz wynikałoby, że prorok Egipcjanin zamierzał w sposób militarny zdobyć Jerozolimę i oczyścić ją z Rzymian. Jednak w Dawnych dziejach Izraela odsłania nam prawdziwy motyw stojący za działaniami proroka:
„Namówił pospólstwo, aby wstąpiło z nim na górę zwaną Oliwną, która wznosi się naprzeciw miasta, w oddaleniu pięciu stadiów. Twierdził, że stąd im pokaże, jak na jego rozkaz rozpadną się mury Jerozolimy, i obiecywał, iż takim sposobem otworzy im drogę do miasta” (Ant 2, 261 – 262).
Egipcjanin chciał powtórzyć cud Jozuego spod Jerycha, który w legendarnym opowiadaniu zburzył mury dźwiękami trąb i zdobył miasto ( Jz 6, 1 – 27 ). Przydomek Egipcjanin mógł tyczyć się pochodzenia proroka lub też symbolizować przywódcę na podobieństwo Mojżesza ( Za drugim rozwiązaniem mocno obstaje Richard Horsley: R. A. Horsley.,Like One of the Prophets of Old: Two Types of Popular Prophets at the Time of Jesus, CBQ,1985, t. 47, s. 458).
Dlaczego jednak prorok pojawił się na górze Oliwnej i właśnie z tego miejsca oczekiwał cudu? Egipcjanin prawdopodobnie uległ wizji zanotowanej w Księdze Zachariasza:
„Potem wyruszy Pan i będzie walczył z tymi narodami, jak zwykł walczyć w dniu bitwy. Jego nogi staną w owym dniu na Górze Oliwnej, która leży naprzeciwko Jeruzalemu od wschodu, tak że Góra Oliwna rozpadnie się w środku na wschód i zachód, tworząc wielką dolinę” (Za 14, 3 – 4).
Egipcjanin spodziewał się zatem, że jego sojusznikiem w walce będzie sam Wszechmocny Jahwe, gdyż Zachariasz obiecał, że wkroczy On w myśl przepowiedni na Górę Oliwną, lecz niestety szybsi byli Rzymianie i spacyfikowali ekscentrycznych wędrowców (ok. 58 r. po Chr.). Czy Jezus uważał się za proroka eschatologicznego? W jakimś sensie na pewno tak, ponieważ uważał, że jest w stanie odnowić Izrael ( powołanie dwunastu ) i niedwuznacznie wskazywał, że zapowiedzi proroków właśnie w nim znajdują spełnienie ( „Szczęśliwe oczy, które widzą, co wy widzicie. Zaprawdę mówię wam: wielu proroków i królów chciało widzieć, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i słyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli” [Q10, 24]).
Jednak przede wszystkim Jezus uważał się za kontynuatora proroków na podobieństwo Eliasza i Elizeusza. Nie pozostawili oni po sobie żadnych logiów; co oznacza, że Jezus traktował siebie jako proroka CZYNU nie SŁOWA. Co w takim razie usłyszał na jego temat? Informacji o nim dostarczają nam Księgi Królewskie zawarte w Starym Testamencie. Dowiadujemy się z nich, że Eliasz wystąpił za panowania króla Achaba. Po zaniesieniu mu słów Boga Jahwe udał się nad rzeczkę Kerit na odludziu. Przebywał tam dwa lata karmiony przez ptactwo. Po wyschnięciu potoku Eliasz udał się do wdowy zamieszkałej w Serapecie Sydońskiej. Dokonał tam niebywałego cudu, albowiem wskrzesił jej syna. Brał udział w rozstrzygnięciu sporu tyczącego się kultu Baala i Jahwe. Kiedy Eliaszowi udało się sprowadzić ogień z nieba, który spalił całopalną ofiarę zabito 450 proroków Baala. Spowodowało to wybuch gniewu królowej Jezebel, która była czcicielką Baala. Eliasz musiał uciec i ukrywać się na pustyni. Nie pozostał jednak pozostawiony przez Boga. Spotkał tam anioła, który przez dwa dni karmił go plackiem oraz podawał dzban wody. Dzięki temu posiłkowi był w stanie iść 40 dni w kierunku góry Horeb. Gdy dotarł na miejsce Bóg przeszedł koło niego powodując wicher, trzęsienie ziemi oraz ogień i zaczął z nim rozmawiać. Jahwe nakazał Eliaszowi namaścić na króla Chazaela i Jehu. Po odejściu z pieczary Eliasz powołuje na swojego ucznia Elizeusza. Eliasz był nie tylko uzdrowicielem ale również miał dar jasnowidzenia. Przewidział tragiczną śmierć Achaba i Jezebel z sześcioletnim wyprzedzeniem. Gdy dowiedziano się, że Jahwe zamierza unieść Eliasza; Elizeusz i uczniowie proroccy chcą pozostać z nim do końca. Jednak w swą ostatnią podróż udaje się tylko z Elizeuszem. Eliasz uderza płaszczem w wody Jordanu a ta rozstępuje się a oni przechodzą koryto po suchej ziemi. (…) Gdy oni szli dalej wciąż rozmawiając ,oto rydwan ognisty i konie ogniste oddzieliły ich od siebie i Eliasz wśród burzy wstąpił do nieba. Elizeusz w drodze powrotnej, również uderza płaszczem wody Jordanu a woda rozstępuje się. Uczniowie proroccy komentując ten fakt stwierdzają, że duch Eliasza spoczął na Elizeuszu. Elizeusz staje się jego następcą i kontynuatorem. Za Elizeuszem również idzie sława cudotwórcy. Warto zapamiętać niektóre cuda przypisywane Elizeuszowi, które powieli później Jezus. Elizeusz według autora Ksiąg Królewskich; wskrzesił dziecko a gdy pewien człowiek pochodzący z Baal-Szalisza przyniósł mu 20 chlebów jęczmiennych oraz worek świeżego ziarna w cudowny sposób nakarmił on tym pożywieniem 100 osób. Elizeusz spowodował uleczenie z trądu Naamana, który był dowódcą wojsk króla Aramu. Jego sława cudotwórcy nie skończyła się wraz z jego śmiercią. Podobno gdy przez przypadek rzucono zmarłego do grobu Elizeusza człowiek ten odzyskał życie i wstał o własnych siłach. „Za jego życia działy się cuda i przy śmierci jego działy się rzeczy przedziwne” ( Syr 48, 14 ).
Pamięć o czynach Eliasza i Elizeusza była zawsze żywa w świadomości narodu żydowskiego. Postać Eliasza pojawi się również w oczekiwaniach eschatologicznych judaizmu. Jak głosił prorok Malachiasz: „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana” ( Ml 3, 23 ). W proroctwie tym widziano postać Eliasza jako zwiastuna Mesjasza. Część Żydów widziała, w tych zapowiedziach nie tyle herolda dnia Jahwe ale odnowiciela Izraela (G. Vermes, Jezus Żyd, 2003:s. 122 ). Układano hymny ku czci żyjącego wiecznie proroka:
Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez swoje cuda
i któż się może pochwalić, że tobie jest równy?
Ty, który zaprowadziłeś królów na zgubę,
zrzucając z łoża okrytych chwałą.
Ty, któryś namaściłeś królów jako mścicieli,
i proroka, następcę po sobie.
Ty, który zostałeś wzięty w skłębionym płomieniu,
na wozie, o koniach ognistych.
O tobie napisano, żeś zachowany na czasy stosowne,
by uśmierzyć gniew przed pomstą,
by zwrócić serce ojca do syna i pokolenie Jakuba odnowić.
Szczęśliwi, którzy cię widzieli
i ci, którzy w miłości posnęli,
albowiem i my na pewno żyć będziemy ( Syr 48, 4 – 11 ).
Przekonanie jakoby duch Eliasza wciąż był zsyłany na niektórych świętych mężów powodowało, że niektórym z nich przypisywano możliwość czynienia cudów. Wiara, iż prorocy mogą kontrolować pogodę ma swoje źródło właśnie w Eliaszu. On to gdy wygłaszał słowo królowi Izraela – Achabowi powiedział:
Jako żyje Pan, Bóg Izraela, przed którego obliczem stoję, że nie będzie w tych latach rosy ani deszczu, tylko na moje słowo ( 1 Krl 17, 1 ).
W I w. przed Chr. działał galilejski cudotwórca – zaklinacz deszczu Choni Hammeagel ( zm. 65 r. przed Chr. ) zwany przez Flawiusza Oniaszem. Tradycja żydowska mówiła, że nie było męża równego Eliaszowi i Choniemu. W trakcie długotrwałej suszy sprowadził on deszcz jednak uczynił to w bardzo specyficzny sposób. Kiedy modlitwa o deszcz nie przyniosła efektu zakreślił on koło na ziemi i stanął w jego środku i powiedział:
„O, Panie, Boże, władco wszechświata, twoi synowie zwrócili się do mnie i zaufali mi, uważając, że jestem twoim domownikiem. Toteż przysięgam na Twe wielkie imię, że nie ruszę się stąd, dopóki nie ulitujesz się nad twoimi synami”. Po wypowiedzeniu tych słów zaczął kropić deszcz.
Zwracający się z prośbą o przerwanie suszy wierzyli, że Choni pozostaje w szczególnej więzi z Bogiem ( domownik ) a sam cudotwórca; gdy modlitwa nie przyniosła efektu odprawił pewien magiczny obrzęd ( nawiązując do Eliasza; on to kopiąc rów wokół ołtarza wywołał deszcz i przerwał suszę [1 Krl 18, 32] ) i spróbował zaszantażować Boga poprzez swoją przysięgę. Zobowiązanie przyniosło efekt, ponieważ zaczął padać deszcz. Uczniowie zarzucili Choniemu, że deszcz ten spadł jedynie po to, aby uwolnić go od przyrzeczenia. Wtedy Choni poprosił o ulewny deszcz a gdy prośbie stało się zadość – uczniowie – przestraszeni możliwym potopem żądają od cudotwórcy, aby powstrzymał ulewę. Choni posłusznie powiedział:
„Nie o to prosiłem, ale o deszcz życzliwości, błogosławieństwa i hojności”. Wtedy spadł normalny deszcz, ale cały lud Jerozolimy musiał wejść na górę świątynną z powodu deszczu.
I znów Choni jest proszony o interwencję, aby przerwał opady. Po przyprowadzeniu byka, Choni kładzie na nim swoje dłonie i zwracając się do Boga – Władcy Wszechświata rzekł:
„Niech więc stanie się twoja wola i niech skończy się deszcz, aby była ulga na świecie”. Natychmiast zawiał wiatr, chmury się rozproszyły i zaświeciło słońce. Ludzie zaś wyszli na pola i zbierali sobie trufle i grzyby.
Religijność Choniego spotkała się z zainteresowaniem przełożonego sanhedrynu Szymona ben Szetacha. Choni zwracał się do Boga bardzo poufale, jego modlitwy nie tylko przypominały szantaż ale trąciły bluźnierstwem, ponieważ zwracał się on do Jahwe słowem Abba. Pierwszymi słowami żydowskiego dziecka były słowa: imma ( mama ) oraz abba ( tata ). Zwrot w którym zwrócił się w ten sposób Choni do Boga był czymś niesłychanym w judaizmie. Rozumiemy dzięki temu jak głębokie relacje duchowe zachodziły pomiędzy charyzmatykiem a Bóstwem. Czuł się on przy nim bezbronnym dzieckiem, członkiem jego rodziny ( domownik ) i w związku z tym mógł kierować on prośby do Boga niczym rozkapryszony syn do swojego tatusia. Ta nowość relacji z Bogiem, którą jako pierwszą mamy potwierdzoną w czynach i słowach Choniego ( I w. przed Chr. ) dla faryzeuszy była czymś niesłychanym; stąd zainteresowanie Szymona ben Szetacha, który przywołał treść modlitwy Choniego do Boga:
„Ojcze ( Abba ), zaprowadź mnie do łaźni i obmyj mnie ciepłą wodą” i też to uczynił. Rzekłeś potem: „Daj mi orzechy, migdały, śliwki i jabłka granatu” i dał ci je.
Szymon musiał podjąć decyzję czy w takim wypadku nie powinien czasem przekląć cudotwórcy. Ostatecznie zadecydował:
„Gdybyś ty nie był Choni, to bym cię wyklął, ale ponieważ te lata były jak lata głodu w czasach Eliasza, w którego rękach były klucze do deszczu, to czy ty nie znieważyłeś niebiańskiego Imienia? Cóż jednak ja mogę zrobić tobie, który wadziłeś się z Bogiem, spełniającym twoje życzenie, jak Syn, który drażni się ze swym Ojcem ulegającym mu”.
Szymon uznał moc cudotwórczą Choniego i zobaczył w nim syna Bożego, który poprzez swoją zażyłość z Bogiem może sobie pozwolić na stawianie żądań samemu Jahwe. Porównując go do Eliasza umożliwił potraktowanie cudów Choniego jako mieszczących się w nurcie ortodoksyjnego judaizmu a był on w badaniu spraw bardzo dociekliwy, co uwidocznione jest nawet w sentencji, którą Szetach pozostawił odnośnie postępowania ze świadkami w sądzie:
Długo i dokładnie badaj świadków, ale bądź ostrożny i uważaj na swe słowa, aby czasem nie nauczyli się z nich kłamać ( mAw 1, 9 )
Odpowiadał nawet za śmierć osiemdziesięciu kobiet z Aszkelonu podejrzewanych o uprawianie czarów ( ySanh 6, 3. 23b; bHag 82b; bSanh 86; Halacha 4 i 6; Raszi, Sanhedrin 44 ). Pozytywny werdykt mógł Choni przyjąć z ulgą.
W czasach Choniego wybuchła wojna domowa pomiędzy Hirkanem II a Arystobulem II. Choni prawdopodobnie jako pobożny chasyd udał się na pielgrzymkę na któreś z żydowskich świąt. Jednak ze względu na toczącą się wojnę ukrył się; nie chcąc opowiadać się za żadną z walczących stron. Żołnierze Hirkana II pojmali go i zażądali, aby przeklął wojska Arystobula II, który bronił się w Jerozolimie. Chciano wykorzystać jego moc do zniszczenia przeciwnika. Choni odmówił i zwrócił się do Boga w modlitwie:
„ O, Panie Wszechświata, przecież ci mężowie są twoim ludem, a ci, których oblegają są twoimi kapłanami. Błagam cię nie czyń tego, co oni żądają i ześlij pokój pomiędzy braćmi”.
Umiłowanie pokoju i apolityczność była powodem odmówienia rzucenia klątwy na Arystobula II. W odwecie stronnicy Hirkana ukamienowali Choniego. Sława cudotwórcy przyczyniła się do jego śmierci.
Sanhedryn uznał Choniego za człowieka będącego w szczególnych relacjach z Bogiem ( syn – ojciec ) i stwierdził, że cokolwiek postanowił Choni na ziemi to to samo wypełniało się w niebie. Według tradycji żydowskiej sanhedryn orzekł:
Ty zaś pokolenie poniżone przez swój grzech – podniosłeś ( na duchu ) dzięki swej modlitwie. On wybawia tego, kto nie jest niewinny i ty swoją modlitwą ocaliłeś pokolenie, które nie było czyste. Będzie wybawiony z powodu czystości twoich rąk ( Hi 22, 30 ). Ty ocaliłeś je przez dzieła twoich czystych rąk.
Choni ocalił świat poprzez swoją czystość i szczególną łaskę Boga choć nie pozostawił po sobie żadnej halachy. W legendach żydowskich ( hagada ) pozwolono Choniemu usnąć na siedemdziesiąt lat. Jednak gdy wybudził się nie został rozpoznany i nie oddano mu czci. Strapiony Choni poprosił o śmierć.
( Źródła: Ant 14, 22 – 28, Miszna Taanit 3, 8; Talmud Babiloński Taanit 19 a, 23 a – tłum. Witold Tyloch, Opowieści mędrców Talmudu, Gdynia 1993, s. 66 – 69; Genesis Rabbah 13, 7 ).
W pierwszej połowie I w. po Chr. żył wnuk Choniego Chana ha – Nechba, był on synem jego córki. Wierzono, że on również odziedziczył po dziadku moc zaklinania deszczu. Gdy uporczywa susza nękała lud żydowski dzieci chodzące do szkoły chwytały go za skraj szat i krzyczały:
( Abba ) Ojcze, ojcze daj nam deszcz.
Zwrot ten nie podobał się cudotwórcy i zanosząc modły do Boga stwierdził:
O Panie – władco świata! Uczyń to dla nich, dla tych którzy nie są w stanie odróżnić Ojca ( Abba ) dającego deszcz, od tego który deszczu nie daje i dać nie może ( Talmud Babiloński Taanit 23 b ).
Chana uważa, że tylko Boga można nazywać swoim Ojcem i to tylko on jest tym, który zsyła deszcz. Sam cudotwórca uważał się za pośrednika zanoszącego prośby społeczności. Swoje cuda czynił niechętnie i nazywano go „ha – Nechba” ( „trzymający się na uboczu” ).
Dlatego tak go nazywano, ponieważ z powodu swej skromności zwykł zamykać się w ukryciu i przebywać z dala od ludzi ( bTaan 23 b ).
Chana był więc samotnikiem i nie korzystał ze swojej sławy pozostając skromnym człowiekiem.
Dla Żydów uzdrawianie przede wszystkim wiązało się z działaniem Boga ( Wj15, 26; Pwt 32, 39 ). Stary Testament potępia króla Asę, ponieważ w swojej chorobie nie zwracał się do Pana, ale do lekarzy ( 2 Krn 16, 12 ). Bardzo często z prośbą o uzdrowienie zwracano się do świętych mężów i proroków. Izajasz uzdrowił króla Hiskiasza plackiem z fig nakazując, aby władca położył go sobie na wrzód ( 2 Krl 20, 7 ). Uzdrawiali także Eliasz i Elizeusz a w I wieku naszej ery sławą cudotwórcy obdarzono Chaninę ben Dosę oraz Jezusa z Nazaretu. Nie możemy również zapominać o esseńczykach, którzy również zajmowali się uzdrowieniami. `W tamtych czasach ktokolwiek czynił cuda musiał odwoływać się do odwiecznych mocy, czy to do Boga, czy diabła. Dziś wiemy, że choroby nie rozsiewa Belzebub, ani Władca Much, lecz często same muchy. Wiele demonów wygnanych przez Jezusa wyszło nie z piekła, lecz z otwartych ustępów. Jeśli ktoś czuł się dobrze jednego dnia i gwałtownie chorował dnia następnego, ludzie pytali czy to on zgrzeszył, czy jego rodzice. Choroba, zwłaszcza nagła choroba, była dowodem kary` ( de Rosa, Mitologia chrześcijańska, 2007:s. 147 – 148 ). Gdy Jezus uzdrowił chromego ostrzegł go słowami: Oto wyzdrowiałeś; już nigdy nie grzesz, aby ci się coś gorszego nie stało ( Jn 3, 14 ). Chorobę bardzo często widziano jako karę za grzechy i była ona widzialnym aspektem działania demonów ( Mt 9, 32 – 33; Dz 12, 23; 1 Kor 11, 29 – 30 ). Tradycja Żydowska przekonuje, że 200 aniołów skusiło się na związek z ziemskimi kobietami. Dwóch z nich niejaki Aza i Azael założyli szkołę zajmującą się astrologią w Egipcie. Potomstwo aniołów i kobiet dało początek rasie gigantów. Olbrzymy z kolei płodziły demonów. Myliłby się jednakże ten kto by sądził, że demony są tylko rodzaju męskiego. Wierzono, że demony istnieją w postaci obojga płci i rozmnażają się podobnie jak ludzie. Izajasz wspomina o Lilith ( Iz 34, 14 ). Była to diablica, która lubiła porywać małe dzieci i ukrywać je na pustyni. Mitologia żydowska zrobi z niej pierwszą żonę Adama, która odrzuci związek z nim i przyłączy się do sił zła. Sama Lilith została zapożyczona do mitologii żydowskiej z perskiej religii mazdaizmu – zoroastrianizmu. W tamtejszej dualistycznej koncepcji walki dobra ze złem, siłami zła dowodzi Aryman a jego pomocnikami są podlegające mu demony służebne: Azazel, Rahab, Lilith i Lewiatan. Wszystkie te postacie pojawiają się w demonologii judaizmu po deportacji babilońskiej Żydów gdzie znaleźli się oni pod przemożnym wpływem perskim.
Wiarę w dwupłciowość demonów potwierdza niekompletny i bardzo zniszczony manuskrypt z Qumran ale daje się z niego odczytać obecność tej koncepcji:
[…]serce i w[ątroba …] […] rodzi rebelię, rodzą zły nakaz […] [… w]chodzić w ciało demonowi samcowi i demonicy samicy […] winę i przestępstwo gorączkę, dreszcze i gorączkę serca […] we śnie, włamywacz samiec i włamywaczka samica, rozbijający […ni]egodziwi […] ( 4Q 560 frag. 1 kol. 1 ).
W Galilei wierzono w królową demonów Agrat, córkę Mahlata, która opuszczała swoją kryjówkę w nocy wraz z demonami zniszczenia i dlatego unikano spacerowania nocą ( bPes 112b ).
Na czele duchów staje w poglądach Qumran Belial.
[Kiedy] przyjdzie do ciebie Beli[al, po]wiesz do niego: Kimże jesteś ty, [przeklęty przez] ludzi i przez potomstwo świ[ęt]ych? Twoja twarz to twarz [nic]ości, a twe rogi, to rogi [nikcze]mności. Ciemnością jesteś a nie światłem, [niego]dziwością, a nie sprawiedliwością. [Naprzeciw ciebie] dowódca wojsk JHWH. [Uwięzi] cię w dolnym [szeo]lu. [Zamknie br]amy z brązu, [których ni]e [przeniknie] światło. Nie [zabłyśnie nad tobą światło] słońca, któ[re świeci] [nad] sprawiedliwym, ro[zjaśniając jego twarz.] ( 11Q12 kol. 5, 5 – 11 ).
Belial odpowiednik szatana zarządza całym demonicznym imperium:
Będzie woł[ać do imienia Pana] [o ocalenie od wszelkiej udręki ze strony d]uchów, demonów, [Lilit,] [sępów i szakali.] Te są [dem]onami a ksi[ążę wrogo]ści [to Belial, k]tóry [panuje] nad otchła[nią ciemno]ści ( 11Q11 kol. 2, 3 – 6 ).
Belial wraz z innymi bytami duchowymi zostaje przeciwnikiem Boga a jego władza dobiegnie końca wraz z ostateczną palingenezą.
Żydzi wierzyli, że demony mają jakiś kontakt z Bogiem i pozostają pod jego wpływem, aczkolwiek działają autonomicznie. Galilejski charyzmatyk Chanina ben Dosa ( pierwsza połowa I w. po Chr. ) został przez głos z nieba określony jako wybraniec Boga. Głos – według Rawa – miał powiedzieć:
Cały wszechświat jest podtrzymywany z powodu mego Syna Chaniny, lecz mój Syn Chanina, zadowala się jednym kabem chleba świętojańskiego od jednej wigilii szabatu do drugiej
( bTaan 24b ).
O tym, że Chanina jest umiłowanym Synem Boga wiedziała królowa złych duchów Agrat, ponieważ gdy pewnej nocy spotkała charyzmatyka powiedziała:
Gdyby nie nakaz z nieba: „Uważaj na Chaninę i jego naukę!”, zrobiłabym ci coś złego ( bPes 112b ).
Demon rozpoznaje cudotwórcę i szanuje to, że jest on ulubieńcem niebios**.
Szatan zważa zatem na stosunek Boga do danego człowieka i decydującym dla niego kryterium jest głos z nieba ( bat kol ). Potwierdza to przypadek z którym się zetknął sam rabbi Akiba ( ok. 40 r. – 135 r. po Chr. ):
Rabbi Akiba pewnego razu żartował i wyśmiewał tych, którzy popełniają występki i dopuszczają się grzechu. Wtedy zdało mu się, że na czubku palmy ukazał mu się szatan podobny do kobiety. Rabbi Akiba chwycił się więc zaraz pnia palmy i zaczął się na nią wspinać. Kiedy wspiął się do połowy wysokiego pnia, przeszła mu jego namiętność. Wtedy szatan rzekł doń: „Gdyby nawet ogłosili o tobie na sklepieniu niebios:`Bądźcie ostrożni i miejcie się na baczności wobec rabbiego Akiby i jego nauki` to wyznaczyłbym jako cenę za ciebie tylko dwie drobne monety ( bKid 81a ).
Skoro demony mogły dręczyć ludzi, wywoływać choroby a nawet opanowywać człowieka to w środowiskach charyzmatyków żydowskich pojawili się egzorcyści, którzy podjęli się walki ze złymi duchami na tym polu. Jednym z nich był Elaeazar Egzorcysta działający przed zburzeniem Świątyni w 70 r. po Chr. , którego w akcji widział i pozostawił po tym relacje historyk żydowski Józef Flawiusz:
Byłem na przykład świadkiem, jak pewien Eleazar, mój rodak, w obecności Wespazjana, jego synów, trybunów i tłumu innych żołnierzy uwalniał ludzi opanowanych przez demony, a dokonywał tego leczenia w następujący sposób: Do nozdrzy opętanego przytykał pierścień, pod którego pieczęcią znajdował się jeden z korzeni określonych przez Salomona, a gdy ów człowiek go powąchał, Eleazar wyciągał zeń demona przez nozdrza: wówczas uleczony natychmiast padał na ziemię, Eleazar zaś zaklinał demona – wypowiadając imię Salomona i powtarzając ułożone przez niego zaklęcia – by nigdy już nie wrócił do tego człowieka. A pragnąc przekonać widzów, że istotnie ma taką moc, stawiał w pobliżu puchar albo miednicę pełną wody i nakazywał demonowi, wychodzącemu z człowieka, by przewrócił to naczynie, dając widzą dowód, iż opuścił człowieka ( Ant 8, 46 – 48 ).
W przypadku Eleazara modlitwa nie odgrywa jakiejkolwiek roli, Jezusa i Eleazara zbliża do siebie stosowanie podobnej inkantacji oraz skomplikowana procedura egzorcyzmu/uzdrowienia. Demony Eleazar wyrzuca w imieniu Salomona, Jezus będzie wolał prostsze inkantacje:
-DUCHU NIEMY I GŁUCHY, ROZKAZUJĘ CI , WYJDŹ Z NIEGO I WIĘCEJ W NIEGO NIE WCHODŹ! (Mk 9, 25).
Lub nawet opuszczał formułę zakazu:
ZAMILKNIJ I WYJDŹ Z NIEGO ( Mk 1, 25 ); – WYJDŹ, DUCHU NIECZYSTY Z TEGO CZŁOWIEKA ( Mk 5, 8 ).
Przypomina to nakaz który skierowano do syna Temaliona, gdy rabbi Szymon, rabbi Elazar i rabbi Jose udali się do domu cesarza.
SYNU TEMALIONA WYJDŹ! SYNU TEMALIONA, WYJDŹ! ( Meila 17a )
Użyte tu wyrażenie ekselthe ( wyjdź ) to typowa magiczna formuła, której używa nie tylko Jezus ale większość egzorcystów i spotyka się ją wielokrotnie w papirusach magicznych ( PGM IV 1243, 1245 ). „To quasi – magiczne podejście do zawodowego egzorcyzmowania, mimo częstych jego przypadków w międzytestamentalnym judaizmie, wywoływało pewne zakłopotanie u rabbich, nigdy jednak nie uznano egzorcyzmowania za nielegalne – być może częściowo dlatego, że stało się integralnym składnikiem życia, a częściowo dlatego, że jego potępienie musiałoby niekorzystnie odbić się na niektórych rytuałach nakazanych przez samą Biblię` ( Vermes, Jezus Żyd, 2003:s. 79).
Zaklęcie jakiego użył Galilejczyk w pierwszym przykładzie (chłopiec z epilepsją) zakazała powrotu złemu duchowi. Czyżby Jezusowi chodziło w tym działaniach o remisję? Jest to termin znany w psychiatrii oznacza cofnięcie objawów chorobowych lecz nie całkowite wyleczenie. Czasami takie wyleczenie poprzedza pogorszenie się stanu chorego co zasadniczo zgadzało by się, ze spostrzeżeniem Jezusa, że stan po wyjściu ducha nieczystego bywa po nawrocie choroby gorszy od początkowego ( Łk [Q]:11, 24. 26 ). Geza Vermes rozmawiał z psychiatrą na temat egzorcyzmowanych osób przez Jezusa i lekarz ten przyznał, że schorzenia te można uznać za histerie natomiast on sam bardzo chciałby poznać samopoczucie pacjentów Jezusa po sześciu miesiącach! ( Vermes, Jezus Żyd, 2003:s. 23 )
Wydaje się, że Glinka bardzo dobrze opisał trudności z jakimi napotyka się badacz gdy próbuje rozwikłać skomplikowaną kwestię uzdrowień/egzorcyzmów Jezusa. ` „Tym, co nam szczególnie utrudnia orientację w uzdrowicielskiej działalności Jezusa, są ówczesne wyobrażenia antropologiczne i kosmologiczne. Według nich fizyczne i psychiczne cierpienie jest powodowane przez demony jako panujące nad ludźmi złowrogie, despotyczne istoty. Wiarę w demony ewangelie synoptyczne podzielają ze znaczną częścią antycznego świata. Zwraca jednak uwagę fakt, że w porównaniu ze Starym Testamentem jest ona w tych ewangeliach silnie wyakcentowana. Mogłoby to mieć pewien związek z Galileą, gdzie lęk przed demonami zapuścił wtedy wśród ludności głębokie korzenie. Terminologia jest dość jednolita. Obok nazwy „demon” (daimonion, daimon), „opętany” ( daimonidzomenos, szczególnie u Mt/Łk) spotykamy często określenie „duch nieczysty”, artykułujące obrazowo wiarę ludową. Rzadziej mowa jest o „złych duchach” (Łk 7, 21; 8, 2). (…) Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że także choroby uważano za spowodowane przez demony. (…) W przypadku opętanego niemowy (Mt 9, 32) czy kobiety mającej „ducha niemocy”, który sprawił, że była ona stale pochylona i nie mogła się wyprostować (Łk 13, 11), wygląda na to, że przyczyną tych chorób były demony (por. Mk 7, 24 – 30 par.; 9, 17 par.). (…) Kiedy według Łk 4, 39 Jezus n a k a z u j e gorączce, mamy tu do czynienia z tym samym wyobrażeniem` (Gnilka, Jezus z Nazaretu,1997:s. 154).
Jezus może więc rozkazywać gorączce, ponieważ jest ona demonem a z kolei demon niemocy odpowiada za to, że pewna kobieta nie mogła się wyprostować. Dochodzimy tutaj do ważnego momentu naszych rozważań: otóż bardzo ciężko nakreślić granicę pomiędzy działalnością uzdrowicielską Jezusa a jego egzorcyzmami; dlatego lepiej w kontekście naszych analiz potraktować to syntetycznie jak też czynią to w większości wypadków ewangeliści. Druga sprawa, która wysuwa się obecnie wręcz na pierwszą pozycję to ustalenie, która z tych perykop jest autentyczna, a która została stworzona w rzeczywistości po – paschalnej. Na początku wprowadźmy bardzo ostre kryterium i uznajmy za autentyczną tą perykopę w której występują aramejskie słowa Jezusa i spełnia ona kryterium zażenowania.
„I przywieli do niego głuchoniemego, i prosili go, aby położył nań rękę. A wziąwszy go na bok od ludu, (1) włożył palce swoje w uszy jego, (2) splunął i (3) dotknął się jego języka, (4) i spojrzał w niebo, (5) westchnął i (6) rzekł do niego: Effata, to znaczy: Otwórz się! I otworzyły się uszy jego, i mówił poprawnie. I przykazał im, aby nikomu o tym nie mówili, ale im więcej im przykazywał, tym więcej oni to rozgłaszali. I niezmiernie się zdumiewali, mówiąc: Dobrze wszystko uczynił, bo sprawia, że głusi słyszą i niemi mówią”.
Marek7, 32 – 36.
I przyszło do niego mnóstwo ludu, mając ze sobą chromych, kalekich, ślepych, niemych oraz wielu innych i kładli ich u nóg jego, a On ich uzdrowił, tak iż lud zdumiewał, widząc, że niemi mówią, kalecy odzyskują zdrowie, chromi chodzą, ślepi widzą, i wielbili Boga Izraela.
Mateusz 15, 30 – 31.
Mateusz bardzo ostro ocenzurował swoje źródło z kolei Łukasz w ogóle nie umieszcza tej perykopy w jakiejkolwiek formie. Istnieją przesłanki, że wyżej wymieniony opis uzdrowienia głuchoniemego został wyrugowany z Mr i gdy Łukasz z niego korzystał nie miał on przed sobą tego opisu cudu ( Deutero – Marek ). Jeśli zaś Łukasz celowo pominął to w swojej relacji to i tak potwierdza to fakt, że gminy miały problem z akceptacją tego typu działań Jezusa. Mr umieszcza w opisie aramejskie słowo co jednoznacznie wskazuje, że perykopa ta wyszła ze środowiska w którym działał Jezus z Nazaretu.
J. Sieradzan w „Jezus Magus. Pierwotne chrześcijaństwo w kręgu magii” dokładnie przebadał całą technikę, którą Jezus stosuje w tej próbie uzdrowienia. Podzielił ją na sześć etapów. W pierwszym Jezus wkłada palce w uszy pacjenta. Co niewątpliwie ma związek z palcem Bożym o którym mówił Jezus. W drugim etapie Jezus pluje i tutaj musimy się na chwilkę zatrzymać. Ślina w ówczesnych czasach była uważana za substancję leczniczą. Podobno potrafił uleczyć nią sam cesarz Wespazjan ( 9 – 79 r. po Chr. ) :
„Pewien Aleksandryjczyk z gminu, znany z zaniku wzroku, przypadł mu do kolan, prosząc wśród jęków o uleczenie swej ślepoty za wskazówką boga Serapisa, którego lud ten, zabobonom oddany, ponad innych czci bogów, i błagał cesarza, aby raczył jego lica i powieki wydzieliną ust pomazać” ( Tacyt, Dzieła, t II, Dzieje; 4, 81; tłum. S. Hammer, Warszawa 1957 ).
W końcu zawstydzony Wespazjan spełnia żądanie ślepca a ten odzyskuje wzrok. Kasjusz Dion dodaje, że Wespazjan osiągnął to plując ślepcowi w oczy ( Historia rzymska LXV 8, 1 – 2). Nie można jednak tego uzdrowienia wiązać z metodami Jezusa, ponieważ jak wskazuje opis był to pogląd na ślinę, który podzielało środowisko hellenistyczne.
Egzegeci maja bardzo dużą trudność w wytłumaczeniu po co Jezus zastosował w leczeniu ślinę. W ich ujęciu jest on bowiem niezależny w uzdrowieniach od jakichkolwiek czynności ale gdyby było to prawdą wtedy ta sześciodzielna taktyka uzdrawiania nie miałaby jakiegokolwiek sensu. Jezus musiał wierzyć w możliwości zdrowotne śliny i dlatego jej użył ( dopatrywanie się w tym innego sensu jest chybione ). Ślina była pierwszym zaklęciem, które zastosował Nazarejczyk. Jezus wykorzystując ją w swoich uzdrowieniach zbliżał się do funkcji maga a rozstrzygającym o tym tekstem jest historia rabbiego Meira ( II w. po Chr. ):
„Gdy rabbi Meir ujrzał nadchodzące kobiety, natchniony przez Ducha Świętego, uczynił gest jakby poczuł nagle ból w oczach i rzekł: „Czy jest między wami jakaś mądra kobieta, która mogłaby wyszeptać zaklęcia nad moim okiem?” (…) Poszła więc, ale gdy siadła przed nim, zlękła się go i rzekła mu: „Rabbi ja nie umiem ZAKLINAĆ oka”. Wtedy on jej powiedział: Nie szkodzi, pomimo to napluj mi w twarz siedem razy a zostanę uzdrowiony” ( TJ, Sota 81, 4; Bermidbar Rabba 9; Dewarim Rabba 5; Wajjikra Rabba 9 ).
Trzecim elementem jest dotyk. Galilejczyk dotyka języka chorego, ponieważ dotyk uzdrowiciela powszechnie uchodził za element, który mógł spowodować wyleczenie. Rabbi Chijja też wykorzystywał go w uzdrawianiu:
„Nadszedł Eliasz pod postacią wielkiego rabbiego Chijji i zjawił się u rabbana Jehudy ha – Nasi. Położył mu rękę na szczękach a ten zaraz został uleczony z bólu zębów, który trapił go od wielu lat” ( Bereszit Rabba 33, 96; TJ,[ Kelaim 89, 3 ]).
W następnym etapie spogląda w górę w niebo – po co? Do czego może prowadzić wpatrywanie się w ostre słońce? Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że w tym wypadku chodziło o spowodowanie indukcji wizji, którą powoduje blask słońca a końcowym celem było wprowadzenie się w stan autohipnozy i pełnego skupienia. Musiało się to udać, bo Jezus przeszedł do piątego etapu uzdrowienia w którym westchnął. „Według PGM VII 766 – 774 mag podczas wykonywania operacji magicznej może huczeć, stękać, syczeć, krzyczeć, jęczeć, szczekać, wrzeszczeć i rżeć”. Końcowy etap wyleczenia to słowa przytoczone w oryginalnej wersji użytej przez Jezusa ephphatha/otwórz się; z tym, że SKIEROWANE SĄ ONE DO GŁUCHONIEMEGO! Cały typ uzdrowienia ma wyraźne magiczne konotacje.
Dlaczego jednak Jezus odprawił ten rytuał na osobności przecież zazwyczaj dokonywał on uzdrowień publicznie a można by nawet powiedzieć, że chciał ich dokonywać w spektakularny sposób. Przede wszystkim Jezus stosując złożoną magiczną technikę uzdrowienia zastosował ślinę. Flawiusz nadmienia, że np. wśród esseńczyków plucie nie powinno odbywać się na widoku publicznym ( Bell 2, 147 ) a Podręcznik przestrzegał „Kto splunął podczas spotkania Zrzeszenia, odbędzie pokutę trzydziestodniową” ( 7. 13 ). Talmud jednocześnie instruował, aby nie spluwać w trakcie modlitwy ( Berachot 3, 5 ) możemy być więc właściwie pewni, że Nazarejczyk nie zastosował w tym uzdrowieniu modlitw, ponieważ zakazywał tego obyczaj, pozostała mu tylko magia.
Dla rozważań w temacie uzdrowień proroczych najważniejszą kwestią jest brak modlitwy wstawienniczej u Jezusa a potwierdzają to obydwie wersje. Natomiast cud z głuchoniemym, który nie znalazł atestacji i u Mt i u Łk i który zawiera aramejskie słowa Jezusa jest na pewno autentyczny. Dlatego też idąc tym tropem należy się przyjrzeć bardzo podobnemu uzdrowieniu, które również zostało opuszczone solidarnie przez wszystkich synoptyków, co niejako jest gwarancją, iż w tym przypadku również mamy do czynienia z historycznym Jezusem:
” I przybyli do Betsaidy. I przyprowadzili do niego ślepego, i prosili go, aby się go dotknął. A On wziął ślepego za rękę, wyprowadził go poza wieś, plunął w jego oczy, włożył nań ręce i zapytał go: Czy widzisz coś? A ten, przejrzawszy, rzekł: Spostrzegam ludzi, a gdy chodzą, wyglądają mi jak drzewa. Potem znowu położył ręce na jego oczy, a on przejrzał i został uzdrowiony; i widział wszystko wyraźnie” ( Mk 8, 22 – 25).
Obecnie na wzgórzu Et – Tell położonym 2 km od północnego wybrzeża Jeziora Genezaret prowadzone są intensywne prace archeologiczne, ponieważ miejsce to zostało powiązane z Betsaidą. Betsaida w tłumaczeniu oznacza „Dom Rybaka” jak więc sama nazwa wskazuje był to osada rybacka. Miejscowość ta jest wspominana i przez Józefa Flawiusza a nawet przez historyka rzymskiego Pliniusza Starszego (BJ 2, 98; Ant. 18, 2, 28; Pliniusz NH 5. 15. 71). Betsaidę wymienia także starożytny geograf Klaudiusz Ptolmeusz (II wiek n. e.). Historycznie istnienie tej miejscowości jest więc dobrze poświadczone. Betsaida nie była położona w części podlegającej Antypasowi lecz należała do Filipa jego brata. Znaleziono tam pozostałości dwóch domów. Wokół prostokątnego dziedzińca zbudowano pomieszczenia mieszkalne. Domy wznoszono z bloków bazaltowych a zaprawę do nich sporządzano z gliny. Jednak tym co najbardziej interesuje archeologów w Betsaidzie to świątynia rzymska oraz mauzoleum Heroda Wielkiego ( informacje o Betsaidzie za Collectanea Theologica 70 (2000) nr 1 (w:) P. Nowogórski, Biblijna Betsaida w świetle współczesnych badań, s. 25 – 36 ). Z Dwunastu: Kefas, Andrzej oraz Filip pochodzili z Betsaidy, która należała do Gaulanitis a nie do Galilei (por. J 1, 44; 12, 21). Kefas i Andrzej przeprowadzili się do Kafarnaum, prawdopodobnie z powodu małżeństwa Kefasa.
W opisie uzdrowienia mamy wyraźną wskazówkę, że Jezus ślinie przypisywał zdolności lecznicze, albowiem zaraz po splunięciu zapytał się pacjenta czy ten odczuł poprawę jakości wzroku ( powiązanie czynności magicznej z reakcją ). Polski biblista Langkammer domniemywa, iż leczony, prawdopodobnie nie był osobą z całkowitą ślepotą. Z opisu wynika, że choremu mógł dolegać jakiś rodzaj ropowicy oczodołu; w tym momencie splunięcie mogło przynieść jakąś poprawę widzenia. ( Oczywiście można byłoby to osiągnąć zwykłą wodą, lecz Jezus ślinie przypisywał moc uzdrawiania ). Dopiero ponowne przetarcie oczów umożliwiło niewidomemu odzyskanie wzroku. Relacja brzmi niezwykle autentycznie zwłaszcza na tle opisów innych uzdrowicieli, którzy dokonują cudów samym słowem i bez jakichkolwiek problemów niczym jacyś bogowie. Starożytny przepis lekarski, który przytoczył Sereneusz Sammonikus ( III w. n. e. ) przy leczeniu wrzodów oka zalecał, aby nakładać na nie warstwę błota. Ewangelia Znaków wspomina iż Jezus stosował podobną technikę uzdrawiania łącząc ją ze śliną i przemyciem wodą ( Jn 9, 1. 6 – 7 ). `”Syndrom kseroftalmii, który rozwija się w oku przy słabym lub nieobecnym łzawieniu, powoduje rogowacenie i łuszczenie się wysuszonej spojówki i powstawanie zrostów (…). Ślina i łzy mają podobny skład, obydwie zawierają lizozymy, ochronną substancję bakteriostatyczną”. Chirurg połączy zatem śluzówkę z kanałem wydzielniczym gruczołów ślinowych z zachyłkiem spojówkowym i … ,,…w wyniku tego nastąpi samorzutna poprawa ostrości widzenia u chorego”. To cytat z Rocznika chirurgii plastycznej ( 1961 ) z artykułu Pochodne ślinianek przyusznych w kseroftalmii ( s. 235 – 242 ) . Te wszystkie dywagacje nie zmieniają faktu, że samo użycie śliny było zaklęciem magicznym a rozważania w temacie medycznym można podjąć niejako na marginesie tych poczynań.
Złożone techniki uzdrawiania nie były w czasach I wieku w judaizmie niczym dziwnym. Zjawisku magii żydowskiej przyglądnął się J. Sieradzan w serii trzech artykułów podejmujących to zagadnienie: Bogowie, aniołowie i demony: Rozważania transreligijne, Kilka uwag na temat magii żydowskiej ( 2005 ) oraz O względności pojęć `Magii` i `Religii` ( 2005). Konkluzja do jakiej dochodzi autor w pierwszym artykule jest zastanawiająca: `Ponieważ rabini byli ekspertami od świata nadnaturalnego, przypisywano im niemal boską moc, wierzono w skuteczność ich modlitwy i wykonywanych przez nich rytuałów, sądzono też, że mają na swoje usługi anioły i demony` ( Bo… s. 86). `Kościół Katolicki przegrał trwającą prawie 2000 lat walkę z magią, jej moc okazała się nie do pokonania. Świadczy o tym fragment niemieckiego podręcznika dla kapłanów jezuickich z początków XX wieku, w którym czytamy: „Jedno słowo z jego (=kapłana) ust sprowadza na tę ziemię Stwórcę wszechświata i nieba”(cyt. w: Deschner, 1996, s. 360; podkr. J. S. ). Takie podejście do eucharystii czyni z kapłana potężnego maga, a Boga sprowadza do roli podrzędnej klasy demona, gotowego w każdej chwili na jego usługi` (Tamże s. 90).
Myślę, że Sieradzan byłby mniej zaskoczony gdyby dobrze zastanowił się nad faktem, że Jezus kontynuował myśl Jana Chrzciciela a ten pierwszy wprowadził rytuał odpuszczenia grzechów, który przecież zależał od samego zanurzenia. W tym kontekście warto zastanowić się nad pewną kwestią, która zobrazuje jak bardzo łatwo ludzie mogą ulec czarowi magii:
„W sąsiedniej separatce leżała ciężko chora Żydówka; przed trzema dniami byłam ją odwiedzić, odczułam w duszy ból, że już niedługo umrze i łaska chrztu św. nie obmyje jej duszy. Pomówiłam z siostrą pielęgnującą, że jak będzie się zbliżać ostatnia chwila, żeby jej udzielić chrztu św., ale była ta trudność, że zawsze Żydzi byli przy niej. (…) I w nocy , kiedy była bardzo słaba, trzy razy do niej wstawałam, aby czuwać na stosowny moment, w którym by jej tej łaski udzielić. (…) I nadszedł moment, że chora zaczęła tracić przytomność, a więc zaczęli biegać jedni po lekarza, inni znowuż gdzie indziej, aby chorą ratować, i tak [ się stało ], że pozostała sama chora, i siostra pielęgnująca udzieliła jej chrztu św. I nim się wszyscy zbiegli, to jej dusza była piękna, ozdobiona łaską Bożą, i zaraz nastąpiło konanie” (ŚWIĘTA S. M. FAUSTYNA KOWALSKA, Dzienniczek , 916).
Tu mamy do czynienia z pełnym magicznym obrzędem. Żydówka wbrew jej woli zostaje ochrzczona ( w trakcie utraty przytomności! ) i pomimo iż nigdy nie prowadziła chrześcijańskiego życia zostaje po śmierci przeniesiona do katolickiego raju. W tym wypadku decydujący jest sam rytuał a nie decyzja człowieka lub Boga. Dlatego też w rozważaniach na temat religii tak ciężko odróżnić ją od magii. Właściwie są to pojęcia jeśli nie tożsame to na pewno zbieżne. Poważnym błędem jest jednak sprowadzanie Jezusa do roli maga. To, że używał on tego rodzaju praktyk świadczy jedynie o tym, że był on dzieckiem tamtej epoki i w ten sposób realizował on swoją misję. Dlatego po ustaleniu jakimi sposobami oraz kogo uzdrawiał Jezus; należy przejść do etapu w którym trzeba odkryć przyczyny taumaturgicznych poczynań. Jedną z nich niewątpliwie było odpuszczenie grzechów. Jezus wypędzając demona – czy to powodującego zanik mowy czy takiego, którego skutkiem był brak możliwości wyprostowania – usuwał skutki grzechu ale żeby je usunąć należało wcześniej odpuścić delikwentowi grzechy; co można przealizować na przykładzie Pisma z Qumran:
[Ja,Nabonid złą chorobą] byłem porażony przez siedem lat (…) i pewien egzorcysta (…) odpuścił mi moje grzechy. Był to Ży[d] ze [społeczności deportowanych. Powiedział mi:] Rozgłoś i opisz to, aby uczynić zaszczyt i [wielki honor] imieniu [Najwyższego] B[oga] ( 4Q242, 2 – 5 ).
Z bardzo podobnym przypadkiem spotykamy się w przypadku Jezusa. W Kafarnaum wniesiono do domu paralityka w momencie gdy wygłasza on kazanie.
A Jezus ujrzawszy wiarę ich, rzekł paralitykowi: Synu, odpuszczone są grzechy twoje
( Mr 2, 5 )
Galilejczyk zwraca się do chorego synu i odpuszcza mu grzechy; co wśród prowincjonalnych uczonych w Piśmie powoduje oburzenie. Jezus zadaje im jednak bardzo ważne pytanie:
Cóż jest łatwiej, rzec paralitykowi: Odpuszczone są ci twoje grzechy, czy rzec: Wstań, weź łoże swoje i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc odpuszczać grzechy na ziemi, rzekł paralitykowi: (…) Wstań, weź łoże swoje i idź do domu swego ( Mr 2, 9 – 11 ).
Odpuszczeniu grzechów zatem nie jest bluźnierstwem, ponieważ wiąże się z uzdrowieniem. Jezus rozumiał zatem działanie uzdrowiciela bardzo podobnie jak autor pisma qumrańskiego. Część chrześcijańskich egzegetów twierdzi, że Jezus w tym fragmencie przypisał sobie pewne pregoratywy zastrzeżone dla samego Boga. Ostatnio jednak egzegeci zachowują trochę więcej powściągliwości komentując ten apoftegmat. Glinka w tonie wyraźnie stonowanym pisze: ` „Synu odpuszczają ci się twoje grzechy” (w.5). Sformułowanie tego zdania w stronie biernej określa sposób Bożego działania. Bóg odpuszcza grzechy przez pośrednictwo Jezusa` (Gnilka, Jezus z…,:144). O wiele ostrzej zaakcentował to autor z Qumran, który sekwencje odpuszczenia grzechów umieścił w pierwszej osobie. I tu warto przywołać cytat J. Neusnera, wraz z wnioskami Sieradzana:
`„Jeżeli ktoś wierzy, na przykład, że jakiś święty rytuał, wykonany właściwie w odpowiednim duchu, spowoduje naturalny skutek, to nie jesteśmy w stanie – i ja też nie upieram się, że koniecznie należy od tego zacząć – odróżnić kultu świątynnego od prywatnego hokus – pokus miejscowego czarownika. Jeśli modlitwy nie sposób odróżnić od inkantacji, a rytuału od uroku, czarostwa czy czarnoksięstwa, to religii nie można oddzielić od magii”. Zdaniem Neusnera, magia przenika całą religijną tradycję żydowską. Podkreślił, że w praktyce nie tylko trudno odróżnić magię od religii, ale także magie od cudu. (…) W związku z tym Neusner utrzymuje, że w praktyce różnice pomiędzy magiem a rabinem były czysto teoretyczne. (…) Tutaj pojawia się pytanie, na jakiej podstawie główny nurt judaizmu jednych uznawał za cudotwórców, innych zaś za magów; jednych czcił jak proroków, innych wyklinał i potępiał? Dlaczego Eliezer ben Hyrcanus, który jak prorocy biblijni był prekognitą i cudotwórcą został wyklęty? Skoro biblijny Samuel sprowadzał modlitwą deszcz i burzę z piorunami (l Sm 12, 17 – 18) Eliasz panował nad deszczem (1 Krl 17, 1) i sprowadzał go, modląc się z głową trzymaną między kolanami (18, 41 – 45), to czy żydowskich zaklinaczy deszczu, którzy modlitwą powodowali jego opady: Choniego (I w. p. n. e.) i Chaninę ben Dosę (I w. n. e.) wnuków Choniego: abbę Hilkiasza i Hanana ha-Nehbę (I w. p. n. e. – I w. n. e.) oraz Eliezara ben Hyrcanusa , rabbiego Akibę (I – II w. n. e.), Judę zwanego Księciem i Jozuego ben Lewi (III w. n. e. ) należy zaliczyć do ludzi praktykujących magię czy religię? Czy Eleazar zwany Egzorcystą (I w. n. e.), który w obecności cesarza Wespazjana uwalniał ludzi od demonów, przykładając do nosa opętanego „pierścień, pod którego pieczęcią znajdował się jeden z korzeni określonych przez Salomona”, dzięki czemu wyciągał demona z ciała przez nos, był magiem czy egzorcystą. Kim był Rabban Gamaliel II, który – jak Mojżesz i Jezus – modlitwą uciszał morze? Czy rabina Johanana ben Zakkaia (I w. n. e.), który – jak afrykański czarownik – chcąc wypędzić, demona szaleństwa, okadził opętanego dymem z korzonków i spryskiwał wodą, należy uznać za przedstawiciela rabinicznego judaizmu, od czasu do czasu wykonującego rytuały magiczne, czy za maga w pełnym tego słowa znaczeniu? Czy Symeon ben Jochai (II w.), który podobno dysponował umiejętnością zabijania siłą wzroku, był narzędziem gniewu Jahwe czy zwykłym ,,czarnym” magiem?`(Sieradzan, Kilka…,s. 6, 13).
Drugim aspektem tego uzdrowienia – oprócz magicznych konotacji – jest jego aspekt medyczny – Czy Jezus mógł rzeczywiście spowodować powrót czynności ruchowych u paralityka? Kathryn Kuhlman od 1946 roku chrześcijańska kaznodziejka wprowadziła do swojej praktyki działalność uzdrowicielską. Zdobyła dzięki niej ogromną sławę a na jej spotkania w latach sześćdziesiątych przychodziły ogromne rzesze ludzkie. Dr Wiliam Nolen postanowił przyglądnąć się temu niecodziennemu widowisku. Na jednym z mityngów, charyzmatyczna uzdrowicielka zawołała :” Ktoś z obecnych został wyleczony z raka!”. I w pewnym momencie ku zaskoczeniu wszystkich zebranych, z wózka inwalidzkiego wstała niejaka Helen Sullivan i chwiejnym krokiem pokuśtykała na scenę. Na dodatek odrzuciła ona pas, który usztywniał jej kręgosłup i zaczęła nim wymachiwać; co wprowadziło widownię w prawdziwą ekstazę. Dwa miesiące potem odwiedził ją dr W. Nolen, aby sprawdzić jej samopoczucie i wtedy Sullivan powiedziała:
„Byłam pewna, że zostałam wyleczona. Tego wieczora odmówiłam modlitwę, w której dziękowałam za łaskę okazaną mi przez Boga i Kathryn Kuhlman. Położyłam się do łóżka, przepełniona radością, jakiej nie zaznałam od dawna. O czwartej nad ranem obudził mnie straszny ból w plecach. Bolało mnie tak bardzo, że oblałam się zimnym potem. Bałam się poruszyć”.
Po wykonaniu zdjęć rentgenowskich okazało się, że krąg osłabiony przez raka złamał się wskutek nacisku, który był spowodowany show, który ta pani odstawiła na scenie. Po dwóch miesiącach cudownie uzdrowiona zmarła. Agonii niestety już nie widziała tysięczna widownia charyzmatycznej Kuhlman. Terence Hines tłumaczy, że taka swoboda ruchów u osób obarczonych kalectwem jest spowodowana wydzielaniem się endorfin w trakcie chwil, które mogą powodować ogromne podniecenie ( cytaty i omówienie przypadku Helen Sullivan za: S. Gordon, Księga cudów,Warszawa 1998, s.70 – 71 ). Nie ma więc jakichkolwiek powodów, aby ze strony medycznej odrzucić relację Mr o uzdrowieniu paralityka. Tym bardziej, że Jezusowi zdarzały się porażki w jego cudotwórczej działalności. Co to znaczy? Posiadamy opis w najstarszym źródle, że Jezus nie mógł dokonał żadnego cudu w Nazarecie: Mr 6, 5 ( Mateusz wspomina, że Jezus nie uczynił tam wielu cudów, a Łukasz wolał to wszystko przemilczeć ). Zauważmy, że w Kafarnaum Marek opisując uzdrowienia nadmienia, że Jezus uzdrowił wielu ( Mr 1, 34 ). Co wydaje się wyraźnie sugerować, że niektórzy zostali nie wyleczeni ( wielu to nie wszyscy ), a więc że zdarzały się nieudane uzdrowienia. Mateusz układający swoje pismo później stwierdza, że Jezus uzdrawiał wszystkich ( Mt 8, 16 ) a Łukasz z kolei omawiając to samo zdarzenie pisze, że Galilejczyk kładł na każdego z nich ręce i uzdrawiał ich ( Łk 4, 40 ). Musimy zdać sobie sprawę, że posiadamy relacje tylko z udanych uzdrowień natomiast, żaden z ewangelistów nie opisuje jak wyglądały porażki Jezusa w jego walce z chorobami. Najstarsze źródła przekazują nam, że takowe przypadki zdarzały się dość często. Próby zamazywania porażek Jezusa przez ewangelistów piszących w późniejszym okresie są świadectwem tego, że chciano jego osobę przedstawić jako cudotwórcę doskonałego.
Sam fenomen opętania dokładnie przeanalizował J. D. Crossan opierając się min. na publikacjach Traugotta Konstantina Oesterreicha oraz Eriki Bourguignon. Opętanie jako zjawisko pojawia się przede wszystkim w obrębie kultury żydowskiej i chrześcijańskiej. Polega ono na wyraźnym rozdwojeniu jaźni; jednak przeglądając relacje Nowego Testamentu dostrzegamy właściwie już tylko przypadki w których własne ego jest już zastąpione przez inną osobowość. Świadczy to o tym, że mamy tu do czynienia z jednostką chorobową o wiele cięższą niż zwykłe zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Gdzie można zatem szukać przyczyn pewnego fenomenu opętania i związanych z nim egzorcyzmów? Występują one zazwyczaj w społeczeństwach w których występują silne antagonizmy społeczne a ludzie pozostają w stanie permanentnego wyzysku ekonomicznego połączonego z rozpadem głównych tradycji. Opętanie jest zatem formą protestu przeciwko prześladowaniom i jakąś formą ucieczki przed nimi. `To „zbawienie przez opętanie” stanowi zarówno „uprzywilejowane rozwiązanie dla ludzi, którzy nie widzą innego sposobu radzenia sobie z przerażającą rzeczywistością , w którą rzucił ich los” , jak i „ wyjście, które nie stanowi zagrożenia dla pozycji społecznej (…) potężnych prześladowców, państwa, policji, pracodawcy, poborcy podatków”. Wreszcie na koniec, co ma największe znaczenie w wypadku zarzutu współdziałania z Belzebubem, ponieważ jest rzeczą oczywistą, iż opętani stanowią przypadek patologii, równie oczywiste staje się, że patologia musi stanowić przypadek opętania. W ten sposób dochodzi do powstania „symbiotycznej relacji” pomiędzy „opętaniem jako formą protestu” ze strony słabych i zarzutem opętania jako formą kontroli ze strony silnych. Stąd bierze się nielogiczna logika opętanego egzorcysty` ( Crossan, Jezus historyczny, 1997: s. 338 ).
Gdybyśmy pokusili się po przeanalizowaniu przypadków opętania w Nowym Testamencie o jakiś ich wspólny rys to dostrzeżemy, że zazwyczaj dochodziło do całkowitej utraty normalnej integracji pomiędzy poczuciem tożsamości a nawet kontrolą ruchów ciała. Dawniej takie objawy uważano za różne rodzaje histerii konwersyjnej. Analiza Crossana wydaje się słuszna, ponieważ obecnie uważa się, że patologia opętania ma podłoże psychogenne i ściśle związana jest z wypadkowymi zdarzeniami, z sytuacjami z których nie znajdujemy wyjścia oraz z zaburzonymi relacjami z otoczeniem. Symptomy mogą się rozwijać w silnym stresie psychologicznym i występować niespodziewanie. Warto wprowadzić pewne rozróżnienie, które może być pomocne w diagnostyce tego zjawiska:
1) Osobowość mnoga. Dochodzi tu do dysocjacji osobowości. Pojawia się tu dwa albo i nawet więcej odrębnych tożsamości. W opętaniu dotyczą one religijnych wyobrażeń na temat duchów czy też demonów. Ten typ choroby zazwyczaj ma charakter permanentny i prawie zawsze dochodzi do remisji: „Powiedział mu bowiem: «Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka». I zapytał go: «Jak ci na imię?» Odpowiedział Mu: «Na imię mi „Legion”, bo nas jest wielu». I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: «Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli». I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze”( Mk 5, 8 – 13 ). Demony, które zamieszkują w opętanym przypominają siły rzymskie okupujące Judeę są tak samo liczne i noszą to samo miano Legion. Plemiona Luanda – Luvale z Bartose, które były zlokalizowane kiedyś na terenie Północnej Rodezji były trapione przez ducha bindele czyli Europejczyka. Opętanie może wobec tego odbijać istniejące napięcia pomiędzy agresorem i okupantem a ofiarą ( Crossan 1997:s. 335 ). Demony przypominają więc Rzymian, przedstawiają się po łacinie: Legion i chcą do samego końca przebywać na okupowanych obszarach. Natomiast ich utopienie w morzu to symboliczna projekcja marzeń większości żydowskiego społeczeństwa.
2) Padaczka. Częściowo trudno rozgraniczyć dwie funkcje przypisywane Galilejczykowi: egzorcysty i cudotwórcy, ponieważ niektóre sytuacje opisywane przez ewangelistów jako opętanie były po prostu zwykłymi chorobami. Jezus czynił złe duchy odpowiedzialnymi za wszystkie choroby i dolegliwości ( Mr 9, 17 ). Przypadek, który Marek opisuje jako opętanie w Mk 9, 12 – 15 to oczywiście epilepsja połączona z równoczesnym zanikiem mowy i słuchu. Jak zatem wygląda typowy napad epilepsji. Trwa on zazwyczaj około trzech minut. Chory pada na ziemię a jego ciałem targają silne wstrząsy bardzo często połączone ze ślinotokiem. Niektórzy w trakcie konwulsji mimowolnie oddają mocz. Po ataku trzeba odczekać chwilę zanim chory odzyska przytomność. Prawdopodobnie z takim przypadkiem spotkał się Jezus gdy pewien ojciec przyprowadził do niego syna, ponieważ jego uczniowie nie mogli go uzdrowić. Ojciec prowadząc chorego syna do uzdrowiciela na pewno poinformował go o celu wizyty nie możemy się zatem dziwić, że zdenerwowany pacjent natychmiast dostał ataku: I przywiedli go do niego/Jezusa/. A gdy go duch ujrzał, zaraz zaczął nim szarpać, a on upadłszy na ziemię, tarzał się z pianą na ustach ( Mr 9, 20 ). Galilejczyk użył wtedy następującego zaklęcia: Duchu niemy i głuchy! Nakazuję ci: Wyjdź z niego i już nigdy do niego nie wracaj ( Mr 9, 25 ). Jest to ważna sekwencja słów, ponieważ tylko w wypadku tego egzorcyzmu Jezus zabronił duchowi powrotu czyli chciał całkowitego wyleczenia chorego. Niekiedy co Jezus zapewne stwierdził po nieskutecznych egzorcyzmach stan pacjenta pogarszał się : Gdy duch nieczysty wyjdzie z człowieka (…) mówi: Wrócę do domu swego, skąd wyszedłem. (…) Wówczas idzie i zabiera ze sobą siedem innych duchów (…). I bywa końcowy stan człowieka tego gorszy niż pierwotny Q = ( Mt 12, 43 – 45 + Łk 11, 24. 26 ). Gdy atak ustał jak donosi ewangelista chłopiec wyglądał jak martwy, tak iż wielu mówiło, że umarł. Nic dziwnego w trakcie ataku padaczki bardzo często dochodzi do zwrócenia się gałek ocznych ku górze, oddech zostaje zatrzymany a skóra przybiera sino-biała barwę. `Po pierwsze, atak epileptyczny poprzedzony chwilową aurą lub ostrzeżeniem oraz manifestujący się gwałtownymi konwulsjami, wraz z utratą świadomości, natychmiast sugeruje, że jakiś duch wszedł w ciało. Fakt, że taki atak niemal zawsze powoduje jakieś fizyczne zranienie pacjenta, sprzyja powstaniu przekonania, że ten duch jest zły.` ( D. M. Wulff, Psychologia religii klasyczna i współczesna, WSiP, Warszawa 1990, s. 98). Jezus po ataku podniósł go i wrócił z uczniami do domu a następnie rozpoczął wędrówkę przez Galileę ( Mk 9, 27 – 30 ). Nie możemy zatem z tego opisu stwierdzić czy egzorcyzm był skuteczny. Po ataku Jezus i jego uczniowie oddalili się z tego miejsca nie wiemy zatem czy chłopiec został wyleczony z padaczki – w każdym bądź razie wierzyli w to jego towarzysze oraz Jezus.
3) Zespól Gillesa de la Tourette`a. Choroba o podłożu neurologicznym przypominająca stereotypowe wyobrażenie opętania. Typowymi objawami tej choroby są zazwyczaj różnego rodzaju tiki , grymasy, zwrócenie gałek ocznych ku górze ale też i wokalizacja przejawiająca się w mruczeniu lub wydawaniu bardzo dziwnych odgłosów. Często formą tików jest koprolalia charakteryzująca się wypowiedziami o treściach bluźnierczych. Te utraty kontroli mają charakter krótkotrwałych epizodów: Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego ( Mk 1, 23 – 26 ).
4) Histrioniczne zaburzenie osobowości. Zespół bardzo często związany z aspektem seksualnym; jednak – w wypadku choroby w której główną rolę odgrywają motywy religijne – u pacjenta może pojawić się zespół charakteryzujący się mistycznym związkiem z bogami czy też bóstwem prowadzącym do miłosnego zawładnięcia. Najbardziej charakterystyczne symptomy tego schorzenia to: egocentryzm, aktorski sposób bycia i duży wpływ na otoczenie. Część psychiatrów uważa histerię za zaburzenie wrodzone. Co najciekawsze histeria potrafi spowodować imitowanie różnych pozornie niezwiązanych z nią chorób takich jak: paraliż, głuchota, ślepota a nawet uczucie duszenia w gardle (konwersja histeryczna). Histeria może prowadzić do amnezji i związanej z tym zjawiskiem pomroczności jasnej. Chorzy bardzo często nadmiernie adorują osoby pomagające im w ich trudnej sytuacji; w obecnych czasach są to lekarze a kiedyś byli to egzorcyści. Histerycy wymagają leczenia psychoteraupetycznego. I wyrzucał ducha, który był niemy. A gdy demon wyszedł, niemy przemówił. I zdziwiły się tłumy ( Q 11, 14 ) – histeria może prowadzić szczególnie w wypadku konwersji histerycznej do okresowych zaników mowy. I stało się potem, że chodził po miastach i wioskach, zwiastując dobrą nowinę o Królestwie Bożym, a dwunastu z nim i kilka kobiet, które On uleczył od złych duchów i od chorób, Maria zwana Ma
Panie Andrzeju. Pan zdaje się wszystko wie o wszystkim i ma pewne mocne przekonanie, które chciałbym zrozumieć, ale chyba pan nie wie, że tekst, który pan wkleja w okno „komentarz” w Kleofasie przyjmuje ograniczoną ilość znaków. Jeżeli pan go zapisał w jakimś innym miejscu (np. w Wordzie) i wklejał go ze schowka „ctrl+c” to niech pan jeszcze raz wróci do niego i wklei to co następuje po „Maria zwana Ma …” (tutaj wszystko się urywa). Ja sobie to jeszcze raz przeczytam, bo nie mogę uwierzyć, że są ludzie, którzy zajmują się podobnymi sprawami.
Kim pan jest?
4) gdaleną, z której wyszło siedem demonów ( Materiał L: 8, 1 – 2 ) – Maria z Magdali jako przykład histeryczki nadmiernie afektującej swojego terapeutę – Jezusa.
5) Zaburzona struktura osobowości. Osoby posiadające rozchwianą osobowość co może powodować napady agresji lub autodestrukcji.
6) Psychoza urojeniowa. Często bywa rozpoznawana jako ostry objaw schizofrenii lub choroby afektywnej dwubiegunowej – manii. „Towarzyszące opętaniu omamy (słuchowe i wzrokowe) powiązane są z transem, zazwyczaj mają sens religijny, a ich struktura spójna jest ze społecznie przyjętymi normami. Przekonania osoby opętanej o byciu opętaną poddają się modyfikującemu wpływowi otoczenia, co nie można powiedzieć o towarzyszących zaburzeniom psychotycznym urojeniach bycia zawładniętym”( Opracowanie zróżnicowania i objawów chorób,które kwalifikowano jako opętanie wraz z cytatem za: ks. Krzysztof Wędrychowicz psycholog, psychoterapeuta, OPĘTANIE, TRANS – od psychiatry do egzorcysty lub terapeuty: epizod psychotyczny, histeria, mania, osobowość mnoga, padaczka, http: //rzeszow.pcts.pl/arts/OPETANIE-TRANS-8211-od-psychiatry-do-egzorcysty-lub-terapeuty-epizod-psychotyczny-histeria-mania-osobowosc-mnoga-padaczka-a1-48.html ).
W niedługim czasie po śmierci Jezusa w miasteczku oddalonym o 19 kilometrów od Nazaretu – Araw zaczął swoją działalność cudotwórca Chanina ben Dosa ( ur. ok. 20 r. po Chr ). Był on uczniem słynnego rabina Jochanana ben Zakkajego, który swą wiedzę czerpał z nauk Hillela i Szamaja. Miał on przybyć do miasteczka Araw lub Gabara gdzie próbował nauczać faryzejskiej interpretacji Tory Galilejczyków. Nie był zadowolony jednak z ich postawy, miał on wypowiedzieć się o samej Galilei negatywnie:
Galileo, Galileo, ty nienawidzisz Tory! ( ySzab 15d ).
Tam w Galilei jednym z jego uczniów został pobożny chasyd Chanina ben Dosa. Podobne środowisko oraz moment działalności Jezusa i Chaniny ben Dosy pozwalają przeprowadzić analizę porównawczą obydwóch charyzmatyków. Trzeba pamiętać jednak o jednej zasadniczej różnicy pomiędzy obydwiema postaciami. Jezus zaczyna w środowisku apokaliptyków i jego mentorem był Jan Chrzciciel, natomiast Chanina ben Dosa wychowany przez Jochana ben Zakkaja był przedstawicielem judaizmu rabinicznego. Jego nauczyciel po zburzeniu Świątyni w 70 r. po Chr. stanie się głównym przywódcą i odnowicielem życia religijnego Żydów. Kataklizm wojenny z dwudziestu czterech stronnictw judaizmu przetrwają tylko faryzeusza i nazarejczycy. Pierwsi stworzą judaizm poświątynny ( rabiniczny ) a z drugiego powstanie chrześcijaństwo.
Chanina ben Dosa uchodził za uzdrowiciela i często zwracano się do niego z prośbą o interwencję u Boga.
Pewnego dnia rabbi Chanina ben Dosa przyszedł uczyć się Tory u rabbana Jochanana ben Zakkaja, którego syn był wówczas bardzo ciężko chory. Mistrz rzekł do ucznia: – „Chanina, synu mój, módl się za moje dziecko, aby wyzdrowiało!” Uczeń pomodlił się głęboko pochylony, z głową pomiędzy kolanami i został wysłuchany. Wtedy mistrz rzekł: – „Gdyba ben Zakkaj nawet przez cały dzień bił się w głowę, to nie wzięto by tego pod uwagę” ( bBer 34b ).
Chanina powtarza pozę modlitewną proroka Eliasza ( 1Krl 18, 42 ) i zaczyna modlitwę. Jochanan uważa, że modlitwa charyzmatyka ma większe znaczenie niż jego własna przemawia przez to nie tylko wrodzona skromność rabbana ale również szacunek dla samego cudotwórcy. Chanina sprawia cud po odbyciu modlitwy co w przypadku Jezusa nie zdarzyło się w ani jednym uzdrowieniu sprawionym przez niego. Co prawda wspomina on o modlitwie gdy zetknął się z przypadkiem ducha niemego u epileptyka, ale jest to zalecenie bardziej w stosunku do jego uczniów natomiast on sam wybiera rozkazującą inkantacje wraz z zakazem powrotu; co upodabnia go bardziej do Elaeazara Egzorcysty niż do Chaniny.
Modlitwa spełnia też zupełnie inną funkcję niż wyznaczył jej Jezus; dla Chaniny to nie modlitwa odpowiada za cud:
Powiadają o rabbim Chaninie ben Dosa, że modlił się nad chorymi i mówił: „Ten będzie żył” lub „Ten umrze”. Powiedzieli do niego: „Skąd to wiesz?”Odpowiedział: „Jeżeli modlitwa sama płynie mi z ust, wiem, że został przyjęty; kiedy zaś przychodzi mi z trudem, wiem, iż został odrzucony” (Miszna, Berekoth 5, 5).
Modlitwa w tym ujęciu właściwie nie realizuje swoich założeń. Chanina po łatwości lub trudności jej wymawiania poznaje jedynie czy dany delikwent będzie jeszcze żył. Właściwie jego rola ogranicza się do poinformowania o decyzji Boga. Z tego poglądu wynika silny determinizm i wiara w nieodwołalne wyroki boskie. Jezus zakłada w przeciwieństwie do Chaniny wpływ na Boga którego modlitwa może skłonić do wysłuchania proszącego:
Jeśli więc wy, będąc złymi, umiecie dawać dobre rady waszym dzieciom, ileż bardziej Ojciec wasz z niebios udzieli dobra tym, którzy go proszą ( Q 11, 13 ).
Chanina pozami modlitewnymi nawiązywał do Eliasza ale wcale nie uważał się za proroka, w kontekście innego uzdrowienia miał on powiedzieć:
Kiedyś zachorował syn rabbiego Gamaliela. Posłał dwóch uczonych do rabbiego Chanina ben Dosa, aby poprosić go, by modlił się za niego. Kiedy go ujrzał, wszedł do pokoju na górze i modlił się za niego. Kiedy zszedł, powiedział do nich: „Idźcie, gorączka go opuściła”. Powiedzieli do niego: „Czy jesteś prorokiem?” Odpowiedział: „Ani nie jestem prorokiem, ani synem proroka, lecz nauczyło mnie tego doświadczenie. Gdy modlitwa sama mi płynie z ust, wiem, że on [chory człowiek ] został przyjęty, lecz jeżeli nie, wiem, że został odrzucony”. Usiedli i zanotowali dokładną porę. Kiedy przyszli do rabbiego Gamaliela, rzekł do nich: „Na służbę świątynną! Nie przybyliście ani o moment za wcześnie, ani za późno, lecz tak się zdarzyło; w tym samym momencie gorączka go opuściła i poprosił o wodę do picia”. ( Talmud babiloński, Berachot 34b, Crossan 1997:s. 174 ).
I w tym wypadku modlitwa Chaniny polegała jedynie na ustaleniu czy syn Gamaliela będzie żył. Modlitwa popłynęła z łatwością a to oznaczało, że dziecko przeżyje. Chanina nie uważa się za proroka ani też nie przypisuje sobie jakiejkolwiek roli w uleczeniu syna rabbiego Gamaliela – poinformował on jedynie o decyzji Boga. Ten tekst niesłusznie – z wielu względów – zestawia się z uzdrowieniem Jezusa na odległość jakiego miał dokonać w Kafarnaum przy uzdrowieniu syna urzędnika Antypasa ( Jn 4, 46 – 53; lub w innej wersji sługę setnika rzymskiego – Q 7, 1 – 10). Pewien badacz zastanawiał się nawet nad możliwością literackiej zależności pomiędzy obydwoma tekstami.` Kiedy pogański setnik mówi o władzy rozkazywania, którą jako żołnierz sprawuje i której jest też poddany – wyjaśnia Gnilka – (Mt 8, 9), czyni aluzję do władzy Jezusa nad powodującymi choroby demonami, które muszą Mu być bezwzględnie posłuszne` ( Gnilka, Jezus… 1997:s. 154 ).
Zrozumienie tego działania jest możliwe dzięki papirusom magicznym. Oto paralelny tekst pozwalający prawidłowo odczytać to zdarzenie :
Zawsze wtedy, kiedy chcesz, aby coś zrobił, wypowiedz tylko w kierunku powietrza jego imię [i] rzeknij: [`Przyjdź!`], a zobaczysz go stojącego koło ciebie. Powiedz wtedy do niego: `Wykonaj to zadanie`, a on zrobi to natychmiast, a potem powie do ciebie: `Czego jeszcze pragniesz, ponieważ spieszę się do nieba`. A jeśli nie masz niczego, co mógłbyś mi polecić zrobić, powiedz: `Idź, panie`, i on odejdzie (Sieradzan, Jezus Magus 2005:s. 105).
Jezus włada sferą duchów a one bezwzględnie wykonują jego polecenia. Tym różni się Jezus od Chaniny; ten drugi po łatwości modlitwy przekonuje się o decyzji Boga natomiast Jezus ma wpływ na wyleczenie, ponieważ – jak mniema – posiada władzę nad złymi duchami. Jezus uważał się za proroka; Chanina nie.
Sam fakt, iż Chanina został ogłoszony Synem Bożym przez głos niebios tak jak w przypadku Jezusa z Nazaretu nie czyni z nich tożsamych postaci. Oznacza to jedynie, iż w oczach otoczenia uchodzili oni za cudotwórców pozostających w wyjątkowych relacjach z Bogiem. Rabbi Iszmael również uchodził za Syna Bożego obdarzonego przez Boga wieloma charyzmatami:
Wtedy aniołowie, słudzy niebiescy rzekli do Świętego, który jest błogosławiony: – „Ten mąż sprawiedliwy, któremu pokazałeś wszystkie tajniki najwyższych światów i któremu wyjawiłeś wszystkie tajemnice podziemi ma zginąć taką dziwną i straszliwą śmiercią? Czy taka jest Tora i za nią zapłata?” Odrzekł im Święty i błogosławiony: – „Cóż mogę zrobić dla Syna? Taki jest wyrok i nikt nie może go udaremnić”. Rozległ się głos boży na niebie „Jeśli posłucham innego głosu, zamienię cały świat w chaos, czyli tochu wawohu”. Zapytał go wtedy cesarz: – „Czy jeszcze ufasz swemu Bogu?” Odparł mu: – „Tak, on mnie wprawdzie zabija, ale jemu ufam ( Hi 13, 15 ). Zaraz też rabbi Iszmael wydał ostatnie tchnienie ( bSan 14a, Awot de rabbi Natan 38 ).
Rabbi Iszmael, męczennik, syn Boga umiera z całkowitą ufnością wobec swojego stwórcy po nieudanym powstaniu bar Kochby ( 132 – 135 r. po Chr. ). Zatem fakt ogłoszenia przez głos niebios lub Boga tego, iż ktoś jest Synem Bożym był zabiegiem, który w judaizmie stosowano dla wyróżnienia osób, które były przez otoczenie odbierane jako osoby sprawiedliwe, cudotwórcy czy też mędrcy dopuszczeni do szczególnych tajemnic Bożych. Był to też tytuł mesjański ( 4Q kol.3, 11 – 12 ). Ostatecznie głos z nieba ogłosił, iż każdy Izraelita jest synem Bożym:
Słyszałem głos z niebios podobny do gruchotania gołębia mówiący: „Biada, że zrujnowałem mój dom, biada, że spaliłem moją świątynię, biada, że wypędziłem moich Synów i rozproszyłem ich pomiędzy narodami” ( bBer 3a ).
Kolejną analogią pomiędzy Jezusem a Chaniną, która upodabnia ich do siebie jest – według niektórych badaczy – stosunek do jadowitych wężów. Jezus miał powiedzieć:
Oto dałem wam moc, abyście deptali po wężach i skorpionach i po wszelkiej potędze nieprzyjacielskiej, a nic wam nie zaszkodzi ( Łk 10, 19 [L] ).
Chaninie miał zdarzyć się następujący przypadek:
Kiedy Rabbi Chanina ben Dosa modlił się, ukąsił go jakiś jadowity gad, lecz on nie przerwał swojej modlitwy. [ Widzący to ] poszli i znaleźli tego samego „węża” martwego u wejścia do jego kryjówki. „Biada człowiekowi – zawołali – ukąszonemu przez węża, lecz biada wężowi, który ukąsił Rabbiego Chaninę ben Dosę ( jBer 9a; tBer 2, 20; bBer 33a; V: s. 92 ).
Podobieństwo jest tu wyszukiwane jakby na siłę i przypomina dojenie Talmudu, aby wskazać paralele, które nie istnieją. W pierwszym wypadku Jezus nawiązuje do tzw. Proto – Ewangelii z Księgi Rodzaju gdzie Bóg po przeklęciu węża za skuszenie Ewy, składa następujące przyrzeczenie:
Wtedy rzekł Pan Bóg do węża: (… ). I ustanowię nieprzyjaźń między tobą a kobietą, między twoim potomstwem a jej potomstwem; ono zdepcze ci głowę, a ty ukąsisz je w piętę ( Rdz 3, 14 – 15 ).
Jezus składając tą obietnicę wskazuje, że już zaczęły się realizować obietnice mesjańskie i, że jego uczniowie, żyją w czasach ostatecznych. Tymczasem Chanina ben Dosa nie doznał krzywdy ze strony gada, ponieważ miał mu on przeszkodzić w modlitwie. Różnica jest więc uchwytna u podstawy tych cudów; pierwszy wynika z proroctwa i z mocy, którą Jezus przekazał swoim uczniom, druga wynika z pobożności i z mocy modlitwy.
Chaninę należy umieścić w kontekście charyzmatyków zajmujących się zaklinaniem deszczu takich jak Choni Hammeagel, Abba Chilkija i Chana ha – Nechba, ponieważ również i on był znany z możliwości przywoływania deszczu ( bTaan 24b; bJoma 53b ). Jezus chociaż słynął z potencjału umożliwiającego kontrolowanie sił przyrody w ani jednym wypadku nie sprowadził deszczu w przeciwieństwie do wszystkich tych czterech postaci. Zarówno Choni Hammeagel jak i Chanina ben Dosa byli ludźmi żonatymi ( bTaan 23b; 24b – 25a ) a Jezus był celibatariuszem. Jezus uważał się za proroka a Chanina nie ( Mk 6, 4; bBer 34b ). Chanina prowadził osiadły tryb życia a Jezus był wędrownym kaznodzieją i egzorcystą. Nawet ich ubóstwo wynika z zupełnie innych podstaw ideologicznych. U Jezusa stoją za nią poglądy apokaliptyczne; w tym celu wystarczy porównać zbiór gróźb zawartych w Liście Henocha ( II w. przed Chr. ) z groźbami Nazarejczyka z Ewangelii:
Biada wam, grzesznicy, albowiem wasze bogactwa sprawiają wrażenie, że jesteście sprawiedliwi, ale wasze serca przekonują was, że jesteście grzesznikami. (…) Biada wam, którzy zjadacie najprzedniejszą pszenicę i pijecie najlepszą wodę, a depczecie dzięki swej władzy ubogiego. Biada wam, którzy pijecie wodę cały czas, bo szybko otrzymacie odpłatę i poczujecie wyczerpanie i suchość, bo porzuciliście źródło wody. (… ) Biada wam, mocni, którzy waszą władzą ciemiężycie sprawiedliwych, albowiem dzień waszego zniszczenia przyjdzie ( HenEt 96, 4 – 8 ).
Z takimi samymi zbiorami gróźb spotykamy się u Jezusa i to jest autentyczny paralelizm:
Biada wam bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie ( Łk 6, 24 – 25 ).
Zatem gloryfikacja ubóstwa wynika z apokaliptycznej podstawy ( choć nie tylko ) na co wskazuje środowisko tworzące Księgę Henocha, wspólnota z Qumran i ruch Jezusa. Ubóstwo Chaniny jest wyrazem chasydejskiej pobożności i nie ma ono apokaliptycznych korzeni, a ta niezbyt komponuje się z Jezusowym wezwaniem do dzielenia się wszystkim z potrzebującymi czy też ubogimi. Gdy dwaj mędrcy zapytali się Abby Chilkiji dlaczego nie zaprosił ich do stołu; miał on odpowiedzieć:
Dlatego, że dla wszystkich nie starczyłoby pożywienia. Pomyślałem więc sobie, niech mędrcy nie korzystają z mego dobra i nie utrzymują się u mnie za darmo ( bTaan 23b ).
Jezus spotkał kiedyś na swej drodze bogatego młodzieńca, który spełniał wszystkie nakazy Tory i uważał się w związku z tym za człowieka sprawiedliwego. Nazarejczyk w błyskotliwy sposób zburzył ten pogląd u tego człowieka:
Jakże możesz mówić: wypełniałem Prawo i Proroków? Przecież napisano w Prawie: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, a oto liczni twoi bracia, synowie Abrahama, za ubiór mają gnój, umierają z głodu, dom zaś twój jest pełen wszelkiego dobra, i nic z niego do nich nie dochodzi ( EwHebr – Comm. In Mt 15, 14, GCS 40, 389; Aland 340 ).
Nie można wypełniać Tory jeśli którykolwiek Żyd doznaje śmierci głodowej, gdyż jest to zaprzeczenie jednego z największych przykazań. U Jezusa zatem istnieje podwójna optyka patrzenia na problem ubóstwa; apokaliptyczna ale i związana z troską o przestrzeganie przykazań, które w jego ujęciu uzyskują nowe wymiary i bardzo głęboką treść, której nie odnajdujemy u innych galilejskich cudotwórców jemu współczesnych. Jakże ubogo treściowo prezentuje się postawa Chaniny, który po prostu nienawidził złego zysku ( Mechilta,wyd. Lauterbacha t. II, s. 183 ).
Gdy chodzi o podejście do demonów to jest ono dlatego zbieżne u Jezusa i Chaniny, ponieważ podzielają oni mocną wiarę w ich realność wraz z całą ludnością Galilei, jednak jak już to było wielokrotnie mówione Nazarejczyk połączył swoje egzorcyzmy z Dobrą Nowiną wychodząc tym samym poza ramy wszystkich mu współczesnych zaklinaczy złych duchów.
On [ Rabbi Chanina ben Dosa ] zwykł był mówić: Dla kogo uczynki znaczą więcej niż wiedza, tego wiedza ostaje się, lecz kto wiedzę stawia ponad uczynki, tego wiedza nie ostaje się ( mAw 3, 12 ).
Ta maksyma sugeruje, że Chanina przywiązywał większe znaczenie do uczynków niż wiedzy. co miało być cechą wspólną Jezusa i galilejskiego zaklinacza deszczów. Choć w tym wypadku można się z tym zgodzić należy podkreślić, że Jezus wskazał, że tym najważniejszym uczynkiem jest miłość bliźniego:
I nigdy nie bądźcie radośni, jak tylko wtedy, gdy na brata swego spojrzycie z miłością ( EwHebr: Comm. III in Eph 5, 4, PL 26, 352 – Aland 79 i 250; por. Mr 12, 31 ) .
A nawet wroga:
Miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za znieważających was, a będziecie dziećmi Najwyższego ( Q 6, 27 – 28. 35c ).
W tym kontekście balans pomiędzy wiedzą a grzechem i uczynkami, który zawarł w swoich sentencjach Chanina nie zbliża go w poglądach do Jezusa a raczej do Szymona Sprawiedliwego, który zwykł mawiać:
Na trzech uczynkach opiera się świat: na Torze, na pracy i na dobrych uczynkach ( Awot 1, 15 ).:
Rabbi Chanina ben Dosa powiada: Kto bojaźń grzechu stawia wyżej niż wiedzę, tego wiedza ostaje się, ale kto wiedzę stawia ponad bojaźń grzechu, tego wiedza się nie ostaje ( mAw 3, 11 ).
Jedyny przebłysk zbliżonej koncepcji Chaniny do Nazarejczyka możemy odnaleźć w następującej maksymie:
On [ Rabbi Chanina ben Dosa ] zwykł był mówić: Z kogo zadowoleni są ludzie, z tego Bóg jest zadowolony, a z kogo ludzie nie są zadowoleni, z tego Bóg nie jest zadowolony ( mAw 3, 13 ).
Konkluzja zatem do jakiej doszedł Veremes po porównaniu Chaniny i Jezusa jest zastanawiająca:`Wiele cech Haniny ben Dosy ( pisownia oryginalna – przyp. aut. ) przypomina Jezusa, chociaż na mniejszą skalę` ( Vermes, Kto był kim w czasach Jezusa,2006: s. 95 ). `Mimo całej ostrożności koniecznej przy formułowaniu tezy, która z uwagi na charakter źródeł ( prawdopodobnie Vermes`owi chodzi tu o ich późną kodyfikację oraz ich charakter literacki – przyp. aut. ) musi częściowo pozostać hipotetyczna, próba wyjaśnienia wszystkich wychwyconych na poprzednich stronach podobieństw zwykłym zbiegiem okoliczności jest nie do przyjęcia. Wydawałoby się raczej, że logiczny wniosek jest następujący: osobę Jezusa należy włączyć w nurt charyzmatycznego judaizmu pierwszego stulecia i uznać za najwyraźniejszy przykład dawnego chasydejczyka czy pobożnego` ( Vermes, Jezus Żyd, 2003:s. 99 ).
Nie można się z tym zgodzić w całej rozciągłości i to pomijając zastrzeżenie co do charakteru źródeł, początki Jezusa są związane z ruchem chrzcielnym Jana a tym samym z apokaliptyką, która również była obecna u chasydejczyków, lecz nie u Chaniny ben Dosy. Porównywanie ich wydobywa kolosalne różnice i w podejściu do cudów i do swojej osoby nie wspominając już o tym, że Jezus powołuje uczniów i wyposaża ich w te same umiejętności, które sam posiada. Egzorcyzmy są skierowane do całego Izraela a życie całkowicie podporządkowane idei nawrócenia żydowskiego społeczeństwa i wezwania go do pokuty przed spodziewanym wejściem Boga w historię. Bardzo łatwo można wydobyć analogię i podobieństwa pomiędzy Chonim Hammeagelem, Abbą Chilkiją, Chaną ha – Nechbą i Chaniną ben Dosą lecz nie Jezusem. Niektóre elementy muszą być wspólne ponieważ wszyscy wyrastają z tego samego środowiska religijnego a i być może geograficznego ( Galilea ) ale odmienność celu Nazarejczyka, jego przekonanie o godności proroka, celibat, wybór dwunastu, rozesłanie uczniów, zakaz rozwodów, miłość nieprzyjaciół oraz krytyka faryzeizmu, saduceizmu i nienawiści nieprzyjaciół, którą zalecali esseńczycy nawet biorąc pod uwagę najszczersze chęci zaszufladkowania Jezusa w kręgu tych postaci czyni taką próbę na z góry skazaną na niepowodzenie gdyż nawet laik zauważy, że idee Nazarejczyka stoją w sprzeczności z ideami tych cudotwórców a metody – czasami podobne – mają zupełnie inny cel. Jeśli rozważamy pierwotne środowisko wśród, którego dorastał Jezus wtedy przywołanie tych postaci jest jak najbardziej uzasadnione ale gdy weźmiemy pod uwagę etap kaznodziejsko – uzdrowicielskiej misji, którą podjął Jezus pod wpływem apokaliptycznych kazań dzikiego proroka znad Jordanu to osoby te stają się – w porównaniu z Nazarejczykiem – wiejskimi zaklinaczami deszczu, których misja jest bardzo ograniczona i nie niesie ona na sobie nawet znikomej części zobowiązań, które nałożył na siebie Jezus.
Spróbujmy ustalić absolutne minimum modus operandi Jezusa a okaże się, że cała analogie pomiędzy tymi konkretnym charyzmatykiem a nim są chybione:
1) Początek u Jana Chrzciciela.
2) Brak stałego miejsca zamieszkania.
3) Egzorcyzmy i uzdrowienia na rozkaz.
4) Nauki skierowane do tłumów.
5) Przekonanie o godności proroka.
6) Wygłaszanie przypowieści o nadchodzącym Królestwie Bożym.
7) Powołanie uczniów i rozesłanie ich z tym samym orędziem.
8) Celibat.
9) Męczeńska śmierć.
10) Spisanie wielu sentencji już dziesięć lat po śmierci Jezusa – Q1 ( ok. 40 r. po Chr. ).
11) Potępienie ze strony rabinicznego judaizmu.
Teraz spróbujmy te same punkty odnieść do Chaniny ben Dosy:
1) Początek u faryzeusza rabbiego Jochana ben Zakaja.
2) Stały mieszkaniec miasta Araw/Araba lub Gabara.
3) Uzdrowienie jako informacja o decyzji Boga ( związane z łatwością wymawiania modlitwy ).
4) Nauki prowadzone wśród rabbich.
5) Wyparcie się funkcji proroka.
6) Brak jakichkolwiek nawiązań w jego nauce do Królestwa Bożego.
7) Brak uczniów i poczucia misji.
8) Zawarł związek małżeński.
9) Brak jakichkolwiek informacji o męczeńskiej śmierci.
10) Trzy sentencje spisane w początkach III w. po Chr. pod redakcją rabbiego Judy ha – Nasi.
11) Uznanie ze strony rabinicznego judaizmu.
Jedynymi analogiami są: galilejskie pochodzenie, działalność przed zburzeniem Świątyni w 70 r. po Chr. i głos z niebios mówiący o nich jako synach bożych. Utrzymywanie więc, że te postacie mają ze sobą cokolwiek wspólnego jest niemożliwe w świetle tak głębokich różnic i aż dziwi fakt, że jak do tej pory nikt nie chciał zwrócić na to uwagi. Przy całym autorytecie do Vermes`a, – który ja również podzielam – w tym wypadku pomylił się a z nim wszyscy ci którzy stwierdzili, że zagadka Jezusa została rozwiązana przez utożsamienie go z charyzmatycznym chasydejskim nurtem występującym w I w. po Chr. w Galilei.
Zatem Jezus stworzył bardzo oryginalną wersję proroka – PROROKA CZYNU, a czyny ( egzorcyzmy/uzdrowienia ) służyły objaśnianiu tematu basileia. Połączenie tego powoduje, że Jezus poddał funkcję proroka istotnym modyfikacjom i to gdy zarówno rozpatruje się to na tle poprzedników a także mu współczesnych charyzmatyków. Jednak „od połowy I stulecia po Chr. aż do końca pierwszego powstania samozwańczy cudotwórcy znajdowali skorych do posłuszeństwa zwolenników wśród prostych ludzi będących ofiarami rewolucyjnych działań zelotów. Jednak obietnice pozostawały niespełnione i nie działy się żadne cuda, ponadto polityczni przeciwnicy pseudoproroków za pomocą sarkazmu i okazując im niechęć, pozbawili ich wcześniejszego szacunku. Nic zatem dziwnego, że w takiej sytuacji słowo „prorok” w odniesieniu do konkretnej jednostki nabrało w okresie między rokiem 50 a 70 po Chr. wyraźnie pejoratywnych konotacji w mieszczańskim i arystokratycznym języku faryzeuszy i saduceuszy.
To również bez wątpienia z tej przyczyny, A NIE TYLKO Z POWODU BRAKU DOGMATYCZNEJ ADEKWATNOŚCI, tytuł ten całkowicie przestano stosować do Jezusa – co jest rzeczą kuriozalną, jeśli się uwzględni fakt, że najwyraźniej było to określenie, KTÓRE ON SAM PRZEDKŁADAŁ NAD INNE” ( Vermes, Jezus Żyd, 2003, s. 127 ).
Panie Tomku! Mogę odpowiedzieć na Pana pytania pod warunkiem, że nie będą one takie enigmatyczne. Co to znaczy, że wszystko wiem? Nie może Pan uwierzyć, że zajmuję się „podobnymi sprawami” – Czyli jakimi? Zdał Pan pytanie: Kim jestem? O co w nim chodzi: o wykształcenie cz wyznanie czy jeszcze o coś innego. Proszę sprecyzować a postaram się na nie odpowiedzieć. Pozdrawiam.
Niezupełnie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Ale to rzeczywiście moja wina, skoro pytanie zadałem nieszczególnie precyzyjne. Przeczytałem pana wpisy i po pierwsze mam pewne problemy z asymilacją takiej ilości informacji i gubię się nieco w tym, co pan chciał przekazać, ponieważ mam wrażenie, że w kilku wpisach chciał pan przekazać przemyślenia wielu lat swojego życia. Pierwsze wrażenie po przeczytaniu tych wpisów jest takie, że pan zakopał się na strychu w zwojach w Qumran i przez ostatnie 40 lat nie mógł pan się stamtąd ruszyć bo pana przysypały foliały i zwoje, leżał na panu regał, nie jadł pan, tylko czytał to co na pana spadało, był pan odcięty od świata, a kontakt z nim miał pan korespondencyjny, przy czym jedyne paczki jakie pan dostawał to były książki badaczy egzegetów i historyków, religioznawców i specjalistów od magii oraz demonologii. Przy okazji wykorzystał pan ten czas jako doskonałą okazję do tego, żeby poznać Jezusa – człowieka i żeby rozszerzyć maksymalnie wiedzę o wszystkim co z nim związane i ze światem, w którym żył. Przez chwilę myślałem też, że jest pan kimś na kształt profesora smoleńskiego i w moim pokoju po przeczytaniu wpisów pojawiła się nawet mgła. Niech się pan nie niepokoi i nie denerwuje, po prostu to wszystko sprawia nietypowe wrażenie. Pierwsze pytania są błahe. Interesuje mnie skąd u pana zainteresowanie zaklinaczami deszczu, różnymi sposobami sprowadzania opadów atmosferycznych, umiejętnościami zabijania wzrokiem, tajemniczymi właściwościami śliny, wyciąganiem demonów przez nos, a także opętaniami mającymi przebieg całkiem podobny do padaczek, histerii i przejawów osobowości mnogiej? Ile lat się pan tym zajmuje? To są dosyć nietypowe zainteresowania, przyzna pan ? Jak pan chce może pan napisać o swoim wykształceniu. Wyznanie mnie mniej interesuje.
Panie Tomku! Nie chcę przekazywać informacji historycznych, które nie mają żadnych podstaw. Można się nie zgadzać z niektórymi moimi koncepcjami ale sprzeciw, który ktoś wyraża powinien mieć jakieś „umocowanie” w historii. Z wykształcenia jestem historykiem Kościoła i dlatego podejście stricte historyczne jest mi najbliższe. Chaos, który Pan zauważa w moich wpisach sprawia tylko takie wrażenie. Gdyby znał Pan aktualny stań badań nad postacią Jezusa historycznego zrozumiałby Pan, że odnoszę się między wierszami do wielu zgubnych teorii, które znajdują poklask wśród niezorientowanej publiki. Tymczasem dojście do Jezusa to bardzo ciężka praca o której Pan wspomniał odnosząc się do mojej znajomości Pism z Qumran. Mało tego, aby dokładnie zbadać kontekst epoki trzeba „przeprosić się” z Talmudem i żydowską demonologią. W jaki inny sposób można odkryć dlaczego ta demonologia jest tak silnie wyakcentowana w NT? Gdyby ktoś chciał to zrozumieć bez niej to musiałby pomyśleć, że w czasach Jezusa nastąpił jakiś najazd Belzebuba i jego towarzyszy na Galileę. Tymczasem w świetle poglądów na rolę złych duchów w tym okresie i w tamtym rejonie egzorcyzmy Jezusa przestają dziwić a metody, które On stosuje odnajdujemy u innych współczesnych mu egzorcystów. Pomimo to uważam, że Jezus był na ich tle postacią oryginalną i niejako zwalczam pogląd, który mówi, że Jezus był tylko i wyłącznie charyzmatycznym chasydem. Kwestia ludzkich urojeń i chorób psychicznych, które stoją za opętaniem wymaga przyjrzenia im się niejako z „urzędu”, ponieważ część opisów uważam za historyczne wydarzenia a więc muszę ustalić, które z nich są prawdopodobne i czym mogła skutkować „terapia” Jezusa. Myślę, że jeśli wszystko to weźmie Pan pod rozwagę to wtedy sam Pan stwierdzi, że nie ma innej drogi do Jezusa niż poznanie Jego sąsiadów i poglądów, które oni mieli i porównanie z nimi Nazarejczyka. Dopiero umiejscowienie go w historii może skutkować ( i w moim wypadku skutkuje ) stwierdzeniem, że wyrasta On poza nią. Nadmiar informacji, który Pan zauważył dla mnie nie jest widoczny, ponieważ niesłusznie mniemałem, że ludzie, którzy wypowiadają się na temat teorii dotyczących Jezusa historycznego mają jakieś pojęcie o krytyce źródeł i o tle epoki – inaczej jak można z nimi rozmawiać? To nie jest tak, że historyczny Jezus przypomina plastelinę z której każdy może „ulepić” sobie dowolną figurkę. Dzisiaj całkiem słusznie każda hipoteza odnośnie tej postaci zanim zostanie przyjęta najpierw przechodzi „sito” wybitnych znawców jego epoki oraz egzegetów. Skończyły się czasy kiedy ktoś – jak na przykład na tym forum – powie, że Jezus odszedł od nauk Jana Chrzciciela bez koniecznych wstępnych dowodów tej hipotezy a hipoteza dopiero przekształca się w tezę naukową jeśli ktoś dla jej uzasadnienia uzyska potwierdzenie dla niej w materiale źródłowym. Dlatego też moja etyka jako historyka ale także chrześcijanina wymaga by być konsekwentny nie tylko wobec kogoś ale i samego siebie. Pozdrawiam AN.
Słabość tych wywodów polega na tym, że pan próbuje nakreślić sylwetkę Jezusa porównując Jego i cuda, które robił do ludzi pokroju Chaniny ben Dosy, Choniego, a także jego wnuka, oraz Eliasza i Elizeusza, w pewnym momencie wspomina pan nawet Szymona ben Jochaja, a robi pan to wszystko jako historyk zajmujący się Jezusem człowiekiem. Część z nich potrafiła wyduszać z chmur opady, inni prosili Stwórcę o migdały, które natychmiast otrzymywali. Byli wśród nich tacy, którzy oczyszczali innych z trądu, albo wyciągali demony przez nos. Skąd pan jednak wie, że ludzie ci żyli i byli prawdziwymi ludzmi, a nie zostali wyimaginowani przez innych ludzi o pobudzonej wyobraźni? Szymon ben Jochaj, który bodajże zabijał wzrokiem, który pojawia się we wpisie nie jest człowiekiem, który żył w II wieku, ale tworem imaginacji pewnego kastylijskiego żyda, który wymyślił go jako twórcę swojego dzieła napisanego w XIII wieku. Gdyby pan zajmował się zadowodowo literaturą i pisał eseje o wyobraźni twórcy, byłyby pana wywody rzeczywiście wiarygodne. Ale miesza sie tutaj fikcja z rzeczywistością. Czy nie przeszkadza to w odszukaniu Jezusa człowieka? Na ile pewny jest obraz człowieka, którego cuda zostały opisane przez innych, skoro porównuje się je do innych cudów opisanych przez innych, a które były dokonywane przez ludzii, co do których istnieje wątpliwość czy w ogóle istnieli? Druga sprawa. Po co pan porównuje obraz wypędzenia legionu demonów, którym Jezus dozwolił na wejście w stado świń, które później rzuciło się do morza z objawami tzw. Osobowości mnogiej? Chce pan uwiarygodnić ten akurat akt Jezusa? Szuka pan prawdy w przekazie Ewangeliistów? Chce ją pan wydobyć spod fikcji literackiej ludzi z dużą wyobraźnią? To samo dotyczy leczniczych właściwości śliny, którą Jezus wedle jednej z szalonych koncepcji przecierał ropnie w oku. To są tak niebywale wątpliwe hipotezy, że zastanawiam się po co pan o nich wspomniał. Chciał pan skompromitować takie próby docierania do prawdy? Czy są panu one bliskie i uwiarygodniają działania cudotwórcze Jezusa? I trzecia sprawa najtrudniejsza. Wierzy pan w te cuda? We wskrzeszenie Łazarza np?
Panie Andrzeju, dyskutanci niekoniecznie muszą mieć ściśle określone, utrwalone i w 100% przemyślane poglądy. Tutaj można mieć wątpliwości, a przede wszystkim można stawiać hipotezy, badać, próbować różnych rozwiązań. Poza tym nie wszystko „da się potwierdzić w materiale źródłowym”. To nie jest blog historyczny, ale teologiczny. Poza tym każdy ma prawo do swojej wizji Jezusa, takiej jaka jemu wydaje się najsłuszniejsza.
Panie Tomku! Proszę o dokładne przeczytanie mojego wpisu o Szymonie ben Jochaju mówi J. Sieradzan w jednym z cytatów na który się powołałem a chodziło w nim o ustalenie dlaczego w niektórych wypadkach judaizm uznawał jednych za „kanonicznych” cudotwórców a innych za heretyków. Skąd wiem, że niektórzy z tych cudotwórców istnieli? Choniego Hammeagela wspomina Talmud i niezależnie od niego Józef Flawiusz. Co więcej – historyk ten wspomina, iż przypisywano mu cud sprowadzenia deszczu; jakże więc mogę pominąć tę postać w analizach porównawczych skoro poprzedza on Jezusa zaledwie o 60 lat a istnieją liczne przesłanki, że pochodził on z Galilei. To nie jest tak jak Pan pisze, każdy poważny badacz czy to jest J. D. Crossan, czy to jest Geza Vermes gdy próbuje dociec tożsamości Jezusa zaczyna od analiz Choniego i jego wnuków oraz Chaniny ben Dosy. Pierwszy jest niezależnie wraz z jego cudem potwierdzony przez historyka – co w przypadku Jezusa nie zdarzyło się w żadnym wypadku. ŻADEN HISTORYK NIE POTWIERDZA JAKIEGOKOLWIEK INDYWIDUALNEGO CUDU JEZUSA. Chanina ben Dosa chociaż nie jest wspominany nigdzie poza Talmudem to jednak leczy on i działa wśród historycznie potwierdzonych postaci. Co do nieszczęsnej śliny i jak Pan twierdzi „szalonej koncepcji ropnia w oczach”. Nie wiem czy ta teoria jest szalona, ponieważ nie ja jestem jej twórcą. Próby postawienia diagnozy przypominają rzeczywiście ten nieszczęsny etap pierwszego poszukiwania Jezusa historycznego – jednak zaznaczyłem w tekście, że można o tym rozmawiać niejako na marginesie taumaturgicznych poczynań Jezusa, ważne jest to, że „ślina” w koncepcji tamtych czasów była zaklęciem i stosowano ją w trakcie skomplikowanych i złożonych technik uzdrowień. Dlatego też stawianie diagnoz, o których wspomina Pan przywołując relację o demonie „Legion”; nie jest rozwiązaniem najszczęśliwszym, bo przecież nie można uzyskać jakiejkolwiek pewności, iż to rozpoznanie jest trafne. Ja, istotnie nie uważam, że perykopa z „Legionem” zdarzyła się rzeczywiście Jezusowi. Uważam ją za symbol a odczytanie symboliczne tej przypowieści również podałem. Gdy pyta mnie Pan czy szukam prawdy w Ewangelii to dla mnie jako chrześcijanina odpowiedź może być tylko jedna: tak. Jednak Ewangelia nie jest biografią ani też relacją bezpośrednich świadków, jest co najwyżej sprawozdaniem z „trzeciej ręki” a więc jako historyk mam prawo i Kościół to prawo respektuje do dochodzenia, które z tych zdarzeń zdarzyły się w rzeczywistości a które nie. Czy wierzę w cuda? Nie i tym samym jest to odpowiedź na Pana zapytanie odnoszące się Łazarza. Pozdrawiam. Andrzej.
Pani Anno! Ja to Pani prawo szanuje tym bardziej, że wiem to na pewno, że jest Pani osobą bardzo inteligentną i spostrzegawczą. Hipotezę, którą jednak Pani postawiła da się sprawdzić w materiale źródłowym. Czy każdy ma prawo do swojego Jezusa? Ja uważam, że nie, bo coby to miało oznaczać? Każdy kto sądzi, że Jezus był magiem, buddystą, narkomanem, fałszywym prorokiem, pseudo – mesjaszem, faryzeuszem, esseńczykiem czy też kimkolwiek innym ma do tego PRAWO ale nie oznacza to, że jest to PRAWDA, ponieważ tą druga trzeba udowodnić. Teologia opiera się na historycznej postaci, najpierw ma Pani koncepcję, Boga, którą ktoś głosi ( np. Jezus ) a potem ktoś ją rozwija ( teolog ) – pierwszeństwo w chrześcijaństwie ma zawsze – JEZUS. Pozdrawiam.
Panie Andrzeju – dziękuję za szczerą odpowiedź.
Ja jednak mam wątpliwości czy Kościół respektuje prawo do dochodzenia, które ze zdarzeń opisanych w Ewangeliach zdarzyły się naprawdę, a które nie, zwłaszcza Kościół katolicki, co już zostało wcześniej zaznaczone w dyskusji odnośnie niskiej chrystologii. Teologowie, którzy się nią zajmowali dostali upomnienie przez odpowiednią kongregację. Jeżeli nawet założyć, że pan takim prawem dysponuje jako historyk, to jest też pan chrześcijaninem, który jednakże nie uznaje cudów Jezusa, w tym wskrzeszenia Łazarza. Jak do tego odnosi się Kościół i czy tu daje wolną rękę – nie wiem. Pomińmy to.
To, że Choniego Hammeagela wspomina Talmud i niezależnie od niego Józef Flawiusz to wcale nie musi oznaczać, że istniał ktoś taki jak Choni. Zapiski mogły być sporządzone na podstawie jakiejś fikcyjnej legendy albo zwoju, który wpadł w ręce historyka. Natomiast gdyby nawet założyć, że istniał ktoś taki jak Choni, to historyk nie może zakładać, że był rzeczywistym cudotwórcą, który sprowadził deszcz na co potwierdzenie dają zapiski innego historyka. Może raczej założyć, że fakt, że Choni został uznany za cudotwórcę wynika z tego, że Talmud i Józef Flawiusz opierali się na tym samym źródle, któremu dali *wiarę*, ponieważ wydaje się, że żaden z uczonych nie może na poważnie traktować umiejętności sprowadzania deszczu. Historyk nie może uwiarygadniać cudu. Nie da się potwierdzić cudu w materiale źródłowym. Szymon ben Jochaj jest też na tyle nieszczęśliwym przypadkiem cudotwórcy, że bez względu na to, czy został uznany za heretyka cudotwórcę, czy też rzeczywistego cudotwórcę – jest postacią fikcyjną. Gdyby wyszukać dziesięć tysięcy przypadków fikcyjnych cudotwórców i powołać zespół badaczy wykorzystujących najnowszej generacji superkomputer do analizy tego, którzy z nich zostaną uznani za heretyków, a którzy zostali uznani za wiarygodnych i gdyby założyć że sporządzono by bezwzględnie pewną klasyfikację tych dziesięciu tysięcy cudotwórców – to w wyniku nie otrzymamy danych, które rozszerzają nam wiedzę o Jezusie Człowieku. Po pierwsze dlatego, że to są fikcyjni cudotwórcy. Po drugie dlatego, że gdyby nawet ci ludzie żyli, to wszystko co związane z cudami jest sprawą wyobraźni i fikcją literacką, która może mieć przeróżne znaczenie – może np. powoływać do życia pewne symbole. Żeby ją traktować na poważnie trzeba jej dać *wiarę*. Jak pan chce uzyskać tutaj jakąś pewną wiedzę dotyczącą Jezusa Człowieka?
Panie Tomku! Nie twierdzę, że Choni sprowadził modlitwą deszcz, nie jestem przecież „upośledzony umysłowo”, twierdzę, że tak myślało jego otoczenie, ponieważ powiązało jego czynność modlitewną z jej skutkiem a następnie stworzono do tego „baśniową” opowiastkę. Wychodząc z tych założeń mogę wyciągnąć pełnoprawny wniosek, że w przypadku Jezusa mogło być podobnie. Czy Choni jest postacią fikcyjną jak stara mi się Pan to ciągle udowodnić? Jeśli miałbym to uznać to musiałbym podważyć historyczność również i Jezusa i wielu innych postaci, które przecież pojawiają się w relacjach historyka żydowskiego. Nikt z historyków ( słownie nikt ) nie podważa istnienia Choniego/Oniasza i wszyscy uważają, że nie można pominąć jego osoby gdy rozważa się osobę Jezusa z Nazaretu. Po pierwsze popadł on w kłopoty z Sanhedrynem, po drugie uchodził on za syna bożego, po trzecie w modlitwach zwracał się on do Boga Abba, po czwarte pochodził on z Galilei, po piąte poprzedzał on Jezusa, po szóste był on najprawdopodobniej Galilejczykiem i po siódme zginął on śmiercią męczeńską w Jerozolimie właśnie w kontekście wydarzeń historycznych. Czy uważa Pan, że te fakty są przypadkowe, przecież Flawiusz relacjonując wojnę domową pomiędzy Arystobulem i Hirkanem nie miał jakiegokolwiek celu przywoływania postaci Oniasza jeśli byłaby ona fikcyjna. tym bardziej, że Talmud w swej wersji babilońskiej NIE WSPOMINA O OKOLICZNOŚCIACH ŚMIERCI CHONIEGO. Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć?
” Według Dawnych dziejów Izraela Józefa Flawiusza (koniec I w.), Choni (Oniasz) uczynił tylko jeden cud – wymodlił deszcz. Chanina ben Dosa nie jest zupełnie wzmiankowany w pismach Józefa Flawiusza. Z kolei w Misznie (II w.) nie jawi się on jeszcze jako cudotwórca, dopiero późniejsze relacje rabiniczne mówią o jego cudach. Te sporadyczne cuda charyzmatyków żydowskich dokonują się w mocy Boga wypraszanej na modlitwie, a nie – jak w przypadku Jezusa – na Jego własne polecenie. Geza Vermes nie był w stanie przekonująco uzasadnić, że Jezus jest jedynie chasydzkim charyzmatykiem. Sprowadzanie całej niezwykłości Jezusa w gronie charyzmatyków tylko do Jego wielkiej osobowości ludzkiej jest rażąco redukcyjne. Dlaczego inni charyzmatycy zostali w Talmudzie „zrabinizowani” i w ten sposób uprawomocnieni, a Jezus jawi się jako Ten, który zwiódł Izraela na bezdroża? Czy w takim razie rzeczywiście nie dał On podstaw do twierdzenia, że Jego relacja do Boga i Prawa jest inna?” ( Ks. Marek Skierkowski, W poszukiwaniu Jezusa historycznego, ZNAK, marzec 2010, nr 658 ). Ten cytat z analiz ks, Marka Skierkowskiego pokazuje dlaczego tak ważna jest interpretacja czynów Choniego i Chaniny, ponieważ na ich podstawie Geza Vermes zanegował oryginalność Jezusa a w jakim stopniu te postacie oddają ich historyczność nie jest dla tych rozważań sprawą pierwszorzędną. Otóż chodzi nam o wykazanie, że nawet jeśli uznamy, że wyżej wymienione postacie istniały to i tak różniły się zasadniczo od Jezusa. W tym wypadku chodzi o próby umieszczania Nazarejczyka w nurcie chasydyzmu charyzmatycznego. Do rozwagi Panie Tomku!
Simeon bar Yochai – każdego roku gdy przypada święto Tanna Żydzi gromadzą się przy grobie rabbiego Simeona ben Yochaia. Uczył się on w Akademii Jawne założonej przez Yochanana ben Zakaia, który zmarł w roku narodzin Simeona. Jego nauczycielem był słynny rabbi Akiwa. W trakcie prześladowań akademii talmudycznych przez rzymskiego cesarza Hadriana gdy uwięziono rabbiego Akiwę, odwiedzał go właśnie Simeon ben Yochai. W tym strasznym momencie dla żydowskiego narodu rabin Jehuda ben Baba wyświęcił publicznie pięciu uczonych min. rabbiego Simeona. Rzymskie władze gdy dowiedziały się o tym nieposłuszeństwie rozpoczęły represje, które skończyły się dla Jehudy ben Baby śmiercią. Po śmierci cesarz represje ustały a Simeon pojawił się w Usha a następnie w Jawne. Rabbi Simeon był nieprzejednanym wrogiem Rzymian i nie mógł im zapomnieć męczeńskiej śmierci swojego mistrza rabbiego Akiwy. Gdy przypadkiem o tych jego poglądach dowiedział się ktoś mu się przysłuchujący doniósł o tym do władz rzymskich. Rabbi Simeon podjął więc decyzję o ucieczce wraz z synem rabiego Eleazara i ukrywali się w jaskini przez dwanaście lat. Dopiero po śmierci cesarza odważyli się opuścić kryjówkę. RABBI SIMEON OSIADŁ W TEKOA GDZIE ZAŁOŻYŁ SŁYNNĄ AKADEMIĘ do której należał RABIN JEHUDA PÓŹNIEJSZY KOMPILATOR M I S Z N Y!!! W JAKI WIĘC SPOSÓB MOŻE ON BYĆ ŚREDNIOWIECZNĄ PROJEKCJĄ SKORO WYSTĘPUJE W DOKUMENTACH WSPOMINANYCH W II WIEKU ( MISZNA ) W IV WIEKU ( TALMUD JEROZOLIMSKI ) I W V WIEKU ( TALMUD BABILOŃSKI ). Rabbi Symeon ben Yochai był jednym z największych nauczycieli żydowskiego prawa i etyki. Jego liczne wypowiedzi w TALMUDZIE odzwierciedlają jego świętość charakteru i oddanie Torze. Panie Tomaszu czy myśli Pan, że jestem „kretynem” i nie wiem o czym piszę. Nawarstwienie legendarne na tej postaci nie podważa jej historyczności a Pana teza iż Simeon został wymyślony w XIII wieku to po prostu zwykłe dyletanctwo – i nie zamierzam być tu miły. Pozdrawiam.
Nie zrozumiał mnie pan. Napisałem, że ma pan dosyć słabe podstawy do tego, żeby uważać, że wszyscy wymienieni przez pana cudotwórcy byli prawdziwymi ludźmi. Choćby dlatego, że na równi z uznaniem, że żyli – historycy podzielali przekonania, że sprowadzali oni deszcz oraz wyciągali demony przez nos. Nie próbowałem pana równieź przekonać co do Choniego, że został wymyślony, ale raczej, że żeby wykształcić w sobie przekonanie, że żył musiałby pan poświęcić kilka lat swojego życia do szukania Choniego człowieka historycznego, wyniki tych poszukiwań dałyby pewność pewnego stopnia. I gdyby nawet zebrałby pan to w XX tomach to co to daje panu w rozumieniu Jezusa człowieka? Pytam jako dyletant. Szymonowi ben Jochajowi natomiast przypisywano autorstwo Zoharu i tym zabiegiem rzeczywiście posłużył się Mojżesz z Leonu w XIII wieku o czym wspomina Scholem. Przyznaję, że to nie jest dostateczna podstawa do wniosku, że Szymona ben Jochaja wymyślono.Tutaj nie byłem dosyć ostrożny. Ja w przeciwieństwie do pana nie spędziłem ostatnich trzydziestu lat na strychu przysypany Talmudem. Wydaje mi się też, że w dyskusje wkrada się jakaś złość i to zupelnie niepotrzebnie.
Pana wielkie poszukiwania są dla mnie przedziwne. Ale widzę, że stały się dla pana niezwykle istotne, definiują pana. Rozumiem ciekawość co do życia Jezusa historycznego, ale czy pan rzeczywiście musiał poświęcać dziesięć lat życia na to, żeby zrobić gargantuiczny spis cudotwórców, którzy żyli i leczyli ludzi, a nawet sprowadzali deszcz, żeby dojść do wniosku, że w przypadku Jezusa cuda mogą być jakimiś legendami, które wyolbrzymiają jego całkiem racjonalną działalność dobroczynną? Albo, że zostały mu przypisane przez edytorów Ewangelii? Albo, że rzeczywiście miały miejsce? To, że są tu takie możliwości wie nawet dyletant. I wie, że kwestia szukania podstaw dla tych rzeczy wiąże się z uznaniem jakiegoś stanowiska, które to uznanie posiłkuje się wiarą. Wiedza tutaj panu jednak niewiele dała. Ostatecznie stoi pan na stanowisku, że cudów nie było. Czy rzeczywiście zbliżył się pan tym samym do Jezusa człowieka historycznego nie wiem.
Panie Andrzeju, tutaj dochodzimy do spornego filozoficznie pojęcia prawdy. Uważam, że nasze poszukiwania właściwego opisu Jezusa nie mogą dojść do prawdy absolutnej. W ogóle jestem zwolenniczką prawdy względnej i subiektywnej. Więc w tym sensie każdy ma prawo do własnego obrazu Jezusa. Jeśli Crossan naczytał się o cynikach to Jezus może mu się z cynikiem kojarzyć. Jeśli ktoś jest buddystą to z pewnością widzi jakieś podobieństwa Buddy i Jezusa. Jeśli ktoś jest Żydem to widzi w Jezusie być może proroka. Itd. Jezus jest postacią tak wymykającą się wszelkim etykietkom i opisom, że każdy człowiek czytając Ewangelię widzi trochę co innego, jakiś fragment rzeczywistości Jezusa, jakiś aspekt. Każdy umysł wyróżnia subiektywnie pewne cechy według niego najważniejsze, pewne najistotniejsze aspekty danej sytuacji, danej osoby, a ogólnie biorąc rzeczywistości. Więc poszukiwanie PRAWDY jedynej, sprawdzalnej, potwierdzonej historycznie jest skazane na porażkę. Mamy do czynienia tylko z dużą liczbą hipotez, koncepcji.
Uważam, że katolicy mają prawo zastanawiać sie, które z wydarzeń Ewangelii są historyczne, a które symboliczne lub wyrażające jakąś kwestię teologiczną w sposób obrazowy. Ja nie mam problemu z wiarą w cuda, ale niektórzy patrzą na to w ten sposób: Ewangeliści piszą, że Jezus czynił cuda, czyli miał dostęp do władzy Boga, do innego świata, do mocy nadprzyrodzonych. Także opowieści o innych cudotwórcach, świętych, mistykach czy szamanach pełne są cudów. Ma to udowodnić, że rzeczywiście ta osoba czyniąca cuda ma moce niebiańskie, ma kontakt z Bogiem, jest wysłannikiem Boga, jest w stanie coś dobrego nam „załatwić” w niebie i dlatego godna jest naszego zainteresowania i uwagi, a nawet czci. Te opowieści to typowy składnik wszystkich religii.
Panie Tomaszu! Oczywiście nie chciałem Pana urazić gdyż widzę, że jest Pan rzeczywiście otwartym człowiekiem i próbuje Pan zrozumieć przeprowadzoną analizę porównawczą. Dlatego jeszcze raz przypominam, że została ona przeprowadzona z dwóch powodów: po pierwsze po to, aby opisywane przypadki umieścić w kontekście historycznym; po drugie po to, aby obalić tezę do której odniósł się również ks. Skierkowski a którą promował G. Vermes umieszczając działania Jezusa w kontekście nurtu chasydów – charyzmatyków. Co to daje odnośnie Jezusa – pyta Pan z zaciekawieniem? Niech Pan pomyśli jakie implikacje płynęłyby z tezy, że Nazarejczyk reprezentował chasydejski nurt charyzmatyczny. Oznaczałoby to, że niczym nie różnił się od Choniego i Chaniny do tego zmierzał Vermes. Gdy jednak historycy chrześcijańscy rozpoczęli na własną rękę prowadzić badania w tym zakresie, okazało się, że Jezus wychodzi poza ramy tego nurtu. Okazało się być to ważne z tego względu, że przecież stoi On u podstawy naszych odniesień religijnych – wyrwanie Go więc z tych ram można było przyjąć z ulgą. We wskrzeszenia Jezusa nie wierzy też J. Gnilka a jego książka „Jezus z Nazaretu” została sygnowana Imprimatur. W cuda wierzy Benedykt XVI – J. Gnilka twierdzi, że Jezus nie był apokaliptykiem, przeciwnego zdania jest ks. Meier. Wszyscy spotykamy się jednak w jednym Kościele, ponieważ dla nas wszystkich jest On nie tylko człowiekiem choć ja akurat interesuje się akurat tym aspektem. Kościół uratował człowieczeństwo Jezusa a ja korzystam z tego daru. Wyśmiewanie znajomości Talmudu jest nie na miejscu i myślę, że nie służy to wzbogaceniu tej dyskusji. Czyżby zapomniał Pan, że jestem historykiem? Na dodatek Jezus historyczny nie jest moją pasją, ponieważ specjalizuję się w II wojnie światowej w kontekście chrześcijańskim. Nie jestem również duchownym ale szczęśliwym mężem i ojcem a w domu nie mam strychu lecz jedynie garderobę w której nie lubię się zamykać. Pozdrawiam.
Pani Anna w wielkim skrócie wytłumaczyła Panu czy mam prawo odrzucać część cudów czy też nie. Wydaje mi się, że te kilka zdań zwłaszcza z końcowym wnioskiem podsumowującym Pani Anny powinny zakończyć dyskusję na temat realności cudów. Andrzej.
Pozdrowienia. Z tym Talmudem żartowałem. Nie widzę powodu, żeby zachowywać zawsze powagę, zwłaszcza, że nie rozbrajamy tutaj bomby, która została podłożona, ale wymieniamy się myślami, a przyzna pan, że hipotetyczny obraz człowieka, który przez dwadzieścia lat na strychu przegląda foliały przyciśnięty przez regał i tworzy Wielką encyklopedię leczniczych właściwości śliny jest zabawny. Wiedzą mi pan zaimponował. Tylko szkoda mi tego dyletanta. Mógł pan od razu napisać, że jestem inteligentny i otwarty i byłoby milej! Ale dziękuję za szczerość. Ja robię sobie przerwę od tych treści na jakiś czas, bo mnie boli już głowa.
P. Tomku – jeśli Pana uraziłem najmocniej przepraszam. To wszystko przez tego nieszczęsnego rabina… Życzę szybkiego powrotu do formy. Pozdrawiam.
A pan nadal myśli, że on żył i tworzył. Pana sprawa:)
Niech Pan uważa na głowę, to ważny organ…
Nie obraziłem się. Nie każdy ma poczucie humoru. Również życzę miłego dnia.
Panie Andrzeju, mam do Pana pytanie. Rozumiem, że uważa Pan, że Jezus był prorokiem apokalipsy, spodziewał się rychłego końca świata.
Inna teoria Crossana mówi o tym, że oprócz uczniów Jezusa opierających swe przesłanie na zmartwychwstaniu była jeszcze jakaś inna grupa uczniów, którym zmartwychwstanie nie było potrzebne do wiary w Jezusa. Tą grupę Crossan kojarzy z kobietą, która wylała olejek na głowę Jezusa. Czy wie Pan coś więcej o tej teorii? Gdzie byli ci uczniowie/uczennice? Dlaczego ślad po nich przepadł? Dlaczego nie ma dokumentów pisanych? A może są?
Pani Anno to nie jest zupełnie inna teoria. Najwcześniejsze dokumenty chrześcijańskie nic nie mówią o szczegółach zmartwychwstania ( Q, pierwsza warstwa ETom ). Jednak dla tych społeczności wczesnochrześcijańskich Jezus był nadal postacią żyjącą, który został zabrany do nieba na podobieństwo Eliasza. Omówmy więc pokrótce charakterystykę tych Pism.
Ewangelia Galilejska Q ( okres kształtowania 40 – 50 n. e. ) – wyodrębniona z materiału wspólnego dla Ewangelii Mateusza i Łukasza. Napisana w języku greckim; zawiera liczne odniesienia do do życia rolniczego i wiejskiego Galilei. Przedstawia Jezusa jako osiadłego nauczyciela, którego działalność skoncentrowana jest w Galilei a konkretnie w Kafarnaum. Q potwierdza działalność cudotwórczą Jezusa jednak relacjonuje tylko dwa uzdrowienia: niemego i sługi setnika rzymskiego. Jezus nie występuje w tym piśmie z programowa krytyką Tory. Q nie posiada opisu męki Jezusa. Jego śmierci Ewangelia nadaje znaczenie deuteronomistyczne tzn. Jezus nie umiera w celach ekspiacyjnych lecz jego śmierć wpisuje się w tragiczny los wszystkich poprzedzających go proroków. Dlatego też Jan Chrzciciel i Jezus prezentują w tej ewangelii jednolitą linię wobec współczesnego im pokolenia. W Q działalność Jana Chrzciciela jest niezależna od Jezusa. Identyfikacja Jezusa z `Synem Człowieczym` jest jedynym w tej Ewangelii śladem nawiązania do wydarzenia paschalnego. Jezus na podobieństwo Eliasza przebywa w niebie i w trakcie eschatologicznego sądu spełni do końca swoją misję. Główne tytuły Jezusa to Syn Boży i Syn Człowieczy
( 8 razy) – nigdy Chrystus. Jezus to głównie nauczyciel mądrości i jego osoba nie pozostaje w centrum tego dokumentu lecz rzeczywistość Królestwa Bożego. Ze względu na nawiązania do Syna Człowieczego uważa się Q za nietypową wersję „ewangelii mądrościowej”.
Ewangelia Tomasza ( okres kształtowania 50 – 150 n. e. ) – złożona z wielu warstw a w swym ostatecznym kształcie dostosowana do dualistycznej koncepcji gnostyków. Pierwotnie zawierała nadzieję zmartwychwstania. Niektóre jej logiony są niezależne od Źródła Q i Ewangelii Kanonicznych. Niestety posiadamy tylko fragmentaryczne teksty greckie na papirusach odkryte przez B. P. Grenfella i A. S. Hunta w 1897 i 1904 roku, nieliczne cytaty w pismach ojców kościoła oraz mocno przerobioną wersję koptyjską odkrytą w Nag – Hammadi w 1945 roku. Objawiającym i przekazującym tajemnice swoim uczniom jest Jezus a uczniowie mają go szukać i słuchać jego poleceń. Jezus jest postacią wciąż żyjącą a jego słowa nie tracą na aktualności. Logia rzadko kiedy odnoszą się do konkretnych sytuacji z życia Jezusa i sprawiają wrażenie zgrupowanych bez jakiegoś wyraźnego porządku a wypowiedzi nabierają czasami charakteru dialogu. Syn Człowieczy urealnił się w Jezusie ale potencjalnie może się on objawić w każdym człowieku. Syn Człowieczy jest mistycznym odpowiednikiem, który uczeń odkrywa w sobie poprzez rozważanie tajemnic Jezusa. Żydowskie rytualne przepisy są uznawane za bez znaczenia. Człowiek ma zmienić się wewnętrznie poprzez surową medytację. Jezus naucza w przypowieściach ale nie tylko o Królestwie Ojca ale i również o człowieku. Stara się zwrócić uwagę na prawdziwe ego każdego z ludzi. Dojście do królestwa Ojca jest możliwe poprzez odkrycie moralności Edenu. Ewangelia w finalnym kształcie nie posiada oczekiwania apokaliptycznego końca. Królestwo jest do osiągnięcia w trakcie tego eonu. Brak jednoznacznych wskazówek w których moglibyśmy podejrzewać Ewangelię Tomasza o doketyzm. Ewangelia Tomasza oraz Ewangelia Galilejska Q przypisują znaczenie słowom Jezusa a nie jego śmierci i zmartwychwstaniu. Przedstawiają Jezusa jako objawiciela metafizycznej niebiańskiej mądrości – to była ta najpierwotniejsza warstwa tradycji stojąca w opozycji do teologii Pawła i idących za nim synoptyków.
Nie jest więc tak, że te dokumenty zaginęły – jeśli chce Pani dowiedzieć się czegoś więcej – to spróbuję pomóc. Pozdrawiam.
W 1978 roku Maria Rubio z Lake Arthur w stanie Nowy Meksyk piekąc tortillę zauważyła, że ukształtował się z niej wizerunek Jezusa Chrystusa, który został następnie poświęcony przez kapłana, ojca J. Ellingtona. Współczesny obraz Jezusa, który posiada większość z ludzi jest wynikiem właśnie takiego procesu, który przypomina wypiekanie tortilli. Mówimy więc o ubogim, charyzmatyczny Żydzie wokół, którego narosło – na skutek różnych czynników – mnóstwo zabawnych, i mniej zabawnych anegdot. Żyjąc w kręgu cywilizacji powstałej na gruncie judeochrześcijańskim trudno nie zastanawiać się kim był naprawdę Jezus z Nazaretu. Wydaje się, że najprostszym sposobem przekonania się o jego poglądach byłoby sięgnięcie po Ewangelie, które są częścią Nowego Testamentu – ale, jak już wszyscy dokładnie wiedzą nie są one relacjami naocznych świadków a proces ich powstawania był złożony a przede wszystkim nie są one biografiami. Jezus nie pozostawił po sobie jakichkolwiek dokumentów pisanych. Na początku jego uczniowie, prości rybacy i rzemieślnicy opowiadali o swoim mistrzu w przekazie oralnym, dopiero z czasem około roku 50 n. e. powstała Ewangelia Galilejska. Zawierała ona opis dwóch cudownych uzdrowień i nigdy nie nazywała Jezusa – Chrystusem. Apostoł Paweł, który nawrócił się i został gorącym orędownikiem ewangelii Jezusa z tytułu Chrystus uczynił wręcz nazwisko. Dziś gdy ktoś wymawia słowo Chrystus ma na myśli Jezusa, do tego stopnia utożsamił się tytuł z imieniem, ze stał się wręcz nazwiskiem. Paweł jednak przechodzi gorycz porażki. Jego gminy – poczynając od Galatów – opowiadają się za chrystianizmem, który pozostaje w szacunku dla dziedzictwa żydowskiego i Tory. Jakub brat Jezusa, który został przywódcą nazarejczyków w Jerozolimie wysyła swoich emisariuszy do Antiochii, gdzie Kefas – Piotr i Barnaba zasiedli do jednego stołu z gojami. Dochodzi do ostrej wymiany zdań pomiędzy Pawłem a Piotrem. Tutaj po raz pierwszy zarysowuje się przyszła oś sporu pomiędzy żydowskimi wyznawcami Jezusa a gminami po – Pawłowymi, które przetrwają jego uwięzienie i z czasem zaczną się dynamicznie rozwijać. Los nazarejczykom nie sprzyjał, po egzekucji Jakuba dochodzi do wojny rzymsko – żydowskiej z której sekta wychodzi mocno osłabiona. Nie jest w stanie przeciwdziałać ostrej kontrze paulicjanów. W tym środowisku pojawiła się potrzeba jakiegoś pogodzenia teologicznego stanowiska z naukami Jezusa historycznego. Powstaje Ewangelia Marka jako retoryczne dzieło czytane adeptom do chrztu w trakcie obrzędu wielkanocnego. Jednak pismo to, które przedstawia zarówno rodzinę Jezusa jak i Kefasa w negatywnym świetle cieszy się dużą popularnością. Redaktor usuwa więc wzmianki, które służyły liturgii chrzcielnej i haggada trafia do rąk czytelników i staje się księgą, którą wyznawcy uważają za wiernie przekazującą nauki historycznego Jezusa. Mijają jednak kolejne lata a echa sporów apostołów z Pawłem już dawno umilkły. Ewangelia Galilejska, która przedstawia Jezusa jako uosobienie Mądrości nie jest na rękę zwierzchnikom gmin chrześcijańskich. Powstaje więc kompilacja, którą dziś nazywamy Ewangelią Mateusza, która rewiduje czarne charaktery apostołów i wygładza surową krytykę ich
postawy. Wprowadza dodatek w postaci Ewangelii Dzieciństwa a Ewangelię Galilejską włącza w tekst a to przyczynia się do jej całkowitej neutralizacji. W innej części Imperium Rzymskiego dochodzi – mniej więcej w tym samym czasie – do zredagowania Ewangelii Łukasza według tego samego wzorca. Oprócz materiałów własnych Łukasz posługuje się Ewangelią Marka i Ewangelią Galilejską. Pierwotnie nazarejczycy oczekiwali bardzo szybkiego przyjścia Jezusa na ziemię w celu dokonania eschatologicznego Sądu. Musiało się także zakończyć to co zaczęło się wraz z Jezusem, zmartwychwstał on jako pierwszy, ponieważ nastały dni ostateczne. Teraz krąg jego najbliższych wyznawców oczekiwał tego samego. To wyczekiwanie końca obecne w Ewangelii Marka i w Ewangelii Galilejskiej zostało złagodzone przez Łukasza. Królestwo Boże nie nastąpiło ale rodziła się instytucja zwana kościołem. Pierwotnym gminom chrześcijańskim brakowało jednak jedności, rozrzucone chaotycznie w basenie Morza Śródziemnego niektóre gminy żyły w całkowitej izolacji tworząc niesamowitą mozaikę poglądów na temat Jezusa. Każda z tych gmin posiadała jakieś ewangelie. Judeochrześcijanie posługiwali się Ewangelią Hebrajczyków inne gminy nadal posługiwały się pismami, które przypominały logia Q, które były wciąż rozbudowywane, jednym z takich pism jest Ewangelia Tomasza z czasem przystosowana do dualistycznej koncepcji gnostyków. Jedna z takich gmin posługuje się Ewangelią dla wtajemniczonych chrześcijan. Ten ezoteryczny krąg znalazł się na obrzeżu chrześcijaństwa i stopniowo był wypierany wraz z gnostykami i judeochrześcijanami. Ezoterycy postanowili utwierdzić autorytet tej ewangelii i spróbować wywrzeć większy wpływ na duchowy wymiar kościoła. Po uprzedniej redakcji upubliczniają ją jako Ewangelię Jana. Czwarta Ewangelia alarmująco różni się od pozostałych. Tajemniczy i skondensowany język opisuje wysłannika niebios Logos, które wciela się w Jezusa, aby utorować innym drogę do zbawienia. Zorganizowany kościół początkowo opiera się tak drastycznemu ujęciu misji Galilejczyka. Ezoteryczny wymiar ewangelii narusza strukturę hierarchicznego kościoła. Próbowano zatem zdyskredytować to pismo wiążąc je z gnostykiem Ceryntem. Niesamowita popularność jaką się cieszyła ta ewangelia zmusiła kościół do uznania jej i pogodzenia odwiecznego zrodzenia Logosu z tradycyjnym zrodzeniem z dziewicy. Tak pokrótce można przedstawić historię Ewangelii, które posiadamy. AN.
Dziękuję za odpowiedź. Czy dobrze rozumiem: uważa Pan, że była jakaś inna grupa uczniów oparta na Ewangelii Galilejskiej? Grupa ta przegrała z ugrupowaniem Pawła. Czy ta Ewangelia była gdzieś odnaleziona, czy tylko zrekonstruowana jakoś przez naukowców? Gdzie można znaleźć jej tekst czy opis? Czy Ewangelia Galilejska to Źródło Q? Czy ma ona coś wspólnego z poleceniem Jezusa po zmartwychwstaniu (Mk, Mt), aby kobiety kazały braciom udać się do Galilei?
Mogę odpowiedzieć, że tak – historycy mówią o społeczności Q. Cały problem ten omawia ks. Antoni Paciorek w książce „Q – Ewangelia Galilejska”. Zawiera ona w całości zrekonstruowany tekst oparty o prace International Q Project. Chociaż pozycję tę napisał duchowny jest ona na wskroś naukowa i mówi bezpośrednio o tym, że pierwotne chrześcijaństwo nie przywiązywało takiego znaczenia do śmierci Jezusa i jego zmartwychwstania jak stało się to po działalności Pawła z Tarsu. Oczywiście Q to inaczej mówiąc Ewangelia Galilejska. Książka wybitna i godna polecenia.
Nie rozumiem tylko ostatniego Pani pytania?AN
Dziękuję za informację, książkę przeczytam.
Co do mojego pytania: Mk 16, 7 młodzieniec w białej szacie mówi niewiastom u grobu: „Lecz idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi: idzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział”
Czy pójście do Galilei coś tu oznaczało, tzn grupę galilejską, która stworzyła Q?
Poruszyła Pani znowu bardzo trudne zagadnienie. Pozwolę sobie wkleić część mojego artykułu, który porusza problem o którym Pani mówi. Może to chwilę potrwać i być może będzie ze względu na obszerny materiał wieloczęściowe. (…) doszło do pewnego odkrycia, które wprawiło większość badaczy w takie osłupienie, że nie uzgodniono w tej sprawie jak do tej pory jednolitego stanowiska. Marek jest nie tylko mistrzem grozy budującym tajemnicę mesjańską ale wprowadza też do swojej ewangelii pewną tajemniczą postać. Gdy Jezus zostaje schwytany dowiadujemy się, że jakiś młodzieniec udał się wtedy za Jezusem. Posłuchajmy dokładnie oryginału:
A pewien młodzieniec, mając narzucone prześcieradło na gołe ciało, szedł za nim. I pochwycili go. Ale on pozostawił prześcieradło i uciekł nagi ( Mk 14, 51 – 52 ).
Osoba nagiego młodzieńca występuje tylko w tej ewangelii nie wspomina jej Mateusz ani też Łukasz a jak wiemy z relacji Marka nie jest to żaden z uczniów Jezusa ( Mk 14, 50 ). Podjęte próby identyfikacji tej osoby nie przyniosły zadowalających rezultatów. Starożytny pisarz Epifaniusz z Salaminy wiązał nagiego młodzieńca z postacią Jakuba, brata Jezusa, który według niego mieszkał w Jerozolimie i w związku z tym mając lekkie odzienie został obudzony przez zamieszanie związane z aresztowaniem. Nie możemy dać wiary tej próbie wyjaśnienia ze względu na to, iż Jakub prawdopodobnie osiadł w Jerozolimie jako przywódca nazarejczyków dopiero po egzekucji Jezusa. Wiązano nagiego młodzieńca również z autorem ewangelii. Twierdzono, że uciekającym człowiekiem w prześcieradle jest sam Marek. To wyjaśnienie również nie wytrzymuje krytyki. Po pierwsze: po co miałby się Marek ośmieszać, po drugie: Papiasz stwierdza wyraźnie, że Marek nie słyszał Jezusa ani nie należał do jego orszaku a po trzecie to nie Marek jest autorem ewangelii. Jednak jest w tekście pozostawiona wskazówka, która może być pomocna w identyfikacji; na określenie młodzieńca Marek używa greckiego słowa – neaniskos. Postanowiono odszukać w których jeszcze miejscach ewangelista używa tego słowa. Okazało się, że słowa tego używa Marek jeszcze raz na określenie młodzieńca, którego zastają kobiety gdy idą do grobu Jezusa!
A gdy weszły do grobu, ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie odzianego w białą szatę i zdumiały się bardzo (Mk 16, 5).
Jest to już doprawdy dziwna sytuacja młodzieniec, który najpierw nie wiadomo skąd przebywał w miejscu aresztowania Jezusa, później odnajduje się w pustym grobie po to, aby poinformować kobiety o tym, że Galilejczyk zmartwychwstał! Może w takim razie chodzi tu o jakiś symbol? Próbowano i w ten sposób rozwiązać ten problem. Wskazywano, że gdyby przeglądnąć historię patriarchy Józefa to również on ucieka przed napastliwą żoną Potifara, która chce go posiąść, lecz on wyrywa się pozostawiając płaszcz w jej rękach ( Rdz 36, 12 ). Rozwiązanie symboliczne też nie jest zadowalające, ponieważ ta perykopa dotyczy pozostawienie Jezusa swojemu losowi. Młodzieniec nie jest zatem bohaterem pozytywnym bo zamiast podążyć za swoim Mistrzem pozostawia go uciekając i to tak haniebnie, że nie dba nawet o swoją nagość. Wydawałoby się, że sytuacja ta nie znajdzie swojego rozwiązania gdy w 1973 roku wybuchła prawdziwa sensacja. Morton Smith amerykański profesor historii starożytnej na Uniwersytecie Columbia opublikował książkę Clement of Alexandria and a Secret Gospel of Mark w której opisywał odkrycie rękopisu zawierającego List św. Klemensa Aleksandryjskiego do Teodora. Treść tego listu jest na tyle sensacyjna, że należy zaznajomić się z obszernym cytatem, aby ocenić doniosłość tego odkrycia:
Marek zatem podczas pobytu Piotra w Rzymie spisał czyny Pana; nie wszystkie jednak rozgłosił; nie dał poznać tajemnych, wybrawszy te, które uznał za najprzydatniejsze dla wzrostu wiary u katechumenów. Gdy Piotr poniósł śmierć męczeńską, udał się Marek do Aleksandrii, zabierając ze sobą zapiski własne i Piotra. Z nich przenosząc do swej pierwszej księgi rzeczy postępom w wiedzy sprzyjające, ułożył Ewangelię bardziej duchową dla potrzeb doskonalących się. Aż do oznajmienia rzeczy nie wymawianych jednak się nie posunął, ani nie zapisał nauki mistagogicznej Pana. Natomiast do spisanych przedtem czynów dołożył inne; dodał jeszcze pewne słowa, co do których wiedział, że wyjaśnienie wprowadzi słuchaczy w tajemnicę, do sanktuarium prawdy zakrytej siedmioma zasłonami. Tak zatem [to] przygotował, nie będąc, jak mniemam, ani zawistnym, ani nieprzezornym. A umierając pozostawił swoje dzieło Kościołowi w Aleksandrii, gdzie teraz jeszcze jest strzeżone w sposób zupełnie niezawodny i odczytywane tylko tym, którzy są wtajemniczeni w wielkie tajemnice .
Ze słów Klemensa wynika, że wersja Ewangelii Marka, którą posiadamy jest napisana wcześniej a istnieje inny, późniejszy znacznie obszerniejszy tekst zwany Tajemną Ewangelią Marka. Jak dowiadujemy się z treści listu odpis Tajemnej Ewangelii Marka trafił do karpokracjan. Karpokrates zdobył tekst tej ewangelii od prezbitera kościoła w Aleksandrii. Sekta ta uzasadniała swoje poglądy właśnie tą wersją ewangelii. Karpokrates był przedstawicielem chrześcijaństwa gnostyckiego, korzeniami sięgającego nurtu ebionickiego. Nie uznawał boskiego pochodzenia Jezusa; według niego był synem Józefa i widział w nim kolejnego proroka. Syn Karpokratesa niejaki Epifaniusz w dziele O sprawiedliwości bronił tezy, że dobra materialne oraz kobiety powinny być wspólne3. Według Karpokracjan Jezus nie zbawił ludzi a jedynie był wzorem tego jak należy postępować natomiast zbawienie zależy tylko od Boga. Co chyba najbardziej dla nas istotne Klemens w swoim Liście zacytował urywek Ewangelii Tajemnej Marka. Tym razem jesteśmy zmuszeni i to tak na poważnie ustalić czy ten fragment mógł rzeczywiście pochodzić od autora Ewangelii Marka. Przecież równie dobrze mógł on zostać sfałszowany przez karpokracjan po to, aby uzasadnić swoje tezy. Według Klemensa po Mr 10, 34 w Tajemnej Ewangelii Marka znajduje się następująca perykopa:
I przyszli do Betanii. I była tam pewna kobieta, której brat zmarł. I przyszedłszy, padła na ziemię przed Jezusem i powiada do Niego: „Synu Dawida, miej dla mnie litość”. Ale uczniowie skarcili ją. I Jezus, rozgniewany, odszedł z nią do ogrodu, w którym był grób i z grobu natychmiast dobiegł wielki krzyk. I podszedłszy bliżej Jezus odwalił wielki kamień u drzwi grobu. I natychmiast, wchodząc do miejsca, gdzie leżał młodzieniec, wyciągnął rękę i uniósł go, pociągając za rękę. Lecz młodzieniec, spoglądając na Niego, pokochał go i prosił, by mógł z Nim zostać. I wychodząc z grobu przyszli do domu młodzieńca., był on bowiem bogaty. I po sześciu dniach Jezus powiedział mu, co ma robić, i wieczorem młodzieniec przyszedł do Niego odziany w lniane płótno na nagim ciele. I pozostał z Nim tej nocy, bo Jezus nauczył go tajemnic królestwa Bożego. I stąd, powstając, powrócił na drugą stronę Jordanu .
Gdyby tekst okazał się autentyczny tłumaczyłby kim był ów młodzieniec, który uciekał nagi – byłby nim człowiek wskrzeszony przez Jezusa. Ustalmy pierwszy rzucający się w tym tekście fakt: Czy Jezus kiedykolwiek przystępował do cudu rozgniewany? Porównajmy to z opisem uzdrowienia trędowatego:
A Jezus zdjęty litością, wyciągnął rękę swoją, dotknął się go i rzekł mu: Chcę, bądź oczyszczony (Mr 1, 41).
Większość tłumaczeń wariantów tego tekstu w najpopularniejszych polskich przekładach posiada wersję, która mówi, że Jezus w postępowaniu z trędowatym kierował się litością. Nic bardziej mylnego – Kodeks Bezy, który jest jednym z najstarszych jakim dysponujemy ma w tym miejscu słowo ORGISTHEIS co tłumaczy się przez rozgniewany. Jak zatem postąpią synoptycy w przypadku trędowatego. Jeśli poprawny byłby wariant z litością nie musieliby go pomijać natomiast gdy zgodnie z tendencją Marka Jezus będzie rozgniewany usuną tą frazę w swoich tekstach:
Ewangelia Marka 1,41
Ewangelia Mateusza 8,3
Ewangelia Łukasza 5,13
„A Jezus zdjęty litością/rozgniewany,wyciągnął rękę swoją”
„I wyciągnąwszy rękę, dotknął się go”
„I wyciągnąwszy rękę, dotknął się go”
Zachowanie Mateusza i Łukasza potwierdza lekcję z Kodeksu Bezy. Tajemna Ewangelia Marka również mówi, że Jezus przystąpił do wskrzeszenia rozgniewany co niejako potwierdza autentyczność tego tekstu gdyż jak już stwierdziliśmy Markowy Jezus często wybucha gniewem. Również uczniowie, którzy karcąc kobietę proszącą o wskrzeszenie syna reagują podobnie jak w przypadku gdy do Jezusa przyprowadzono dzieci. Wtedy również uczniowie gromili ich (Mk10, 13). Język tej perykopy ma więc bardzo dużo cech wspólnych ze stylem Marka. Zasadnym staje się więc wniosek, że autorem tekstu był albo Marek albo jego jakiś naśladowca. Jeśli jest to wstawka to jest ona również uczyniona bardzo wcześnie – świadczy o tym fakt, iż Jezus jest tam rozgniewany a takiego Jezusa prezentują tylko wczesne kodeksy.
Zanim zatem zaczniemy w ogóle zastanawiać się czy Tajemna Ewangelia Marka poprzedza późniejszą wersją kanonicznego Marka należy ustalić czy tekst tego pisma był poddawany próbą interpolacji. Większość polskich tłumaczeń Nowego Testamentu po 16 rozdziale i ósmym wersecie w Ewangelii Marka zawiera opis wizji zmartwychwstałego Jezusa. Opis podaje, że najpierw Jezus ukazał się Marii Magdalenie, potem dwóm uczniom i jedenastu apostołom, aby w końcu zostać wzięty do nieba (Mk 16, 9 – 20). Otóż tekst ten obecnie już prawie bezdyskusyjnie uważa się za nie autentyczny. Przede wszystkim nie zawierają go dwa najważniejsze kodeksy: Watykański i Synajski. Nie był też powszechnie znany w czasach wczesnego chrześcijaństwa. Nic o tym zakończeniu nie wie: Klemens Aleksandryjski, Orygenes, Euzebiusz a nawet Hieronim. Na dodatek część rękopisów jak Codex Bobbiensis nie posiada w zakończeniu dwunastu wersetów a koniec jest zamknięty jednym wierszem o treści:
Ale wszystko, co nakazano, opowiedziały krótko tym, którzy byli wokół Piotra. A potem sam Jezus wysłał przez nich od wschodu na zachód święte i niezniszczalne obwieszczenie o wiecznotrwałym wybawieniu .
Co jeszcze przemawia przeciwko autentyczności tych końcówek? Jak na pewno zauważył czytelnik, język zakończenia znacznie różni się od oryginału. Maria Magdalena jako postać jest tam wprowadzona tak jakby nie było o niej wcześniej mowy, choć jest wspominana w wersetach poprzedzających. Wprowadzenie to rodzi również problem gramatyczny, który ma związek ze składnią grecką; tekst po prostu staje się sztuczny. Końcówka ta zawiera bardzo dużo słów oraz zwrotów, którymi nie posługuje się Marek. Nie ma obecnie poważnego biblisty, który broniłby tezy, że tekst ten był częścią Ewangelii Marka. Dlaczego zatem do oryginalnego tekstu załączono interpolację. Przyczyną, które kierowały twórcą apokryficznego zakończenia było dość dziwne zakończenie Ewangelii Marka. Kończy się ona, bowiem opisem reakcji kobiet na fakt pustego grobu Jezusa:
A wyszedłszy, uciekły od grobu, ogarnął je bowiem lęk i zdumienie, i nic nikomu nie mówiły, bo się bały (Mk 16, 8).
Werset ten sugerowałby, że apostołowie nigdy nie dowiedzieli się, że grób Jezusa był pusty a nad tym faktem któryś z kopistów nie mógł przejść obojętnie – wprowadził zatem opowiastkę o wizjach zmartwychwstałego Jezusa. Tymczasem to zaskakujące zakończenie z przestraszonymi kobietami doskonale pasuje do treści Ewangelii Marka. Apostołowie w ujęciu tego ewangelisty nie rozumieją Jezusa. Marek może sugerować tym zakończeniem, że tak naprawdę nigdy go nie zrozumieli. Pisałem już o tzw. tajemnicy mesjańskiej, która charakteryzuje to pismo. Jezus wielokrotnie mówił, aby nie ujawniać jego godności. Gdy w końcu kobiety otrzymują polecenie, aby tym razem nie czynić żadnej tajemnicy, one przestraszone nic nikomu nie mówią. Wydaje się więc, że Marek celowo wprowadził tak zaskakującą końcówkę. Istnieje jeszcze inna teoria mówiąca, że oryginalny epilog zaginął. Wynika to z tego, że zazwyczaj w kodeksach najbardziej na zniszczenia narażone są pierwsze i ostatnie strony. Być może kopiści mieli już tylko Ewangelię uszkodzoną, która nie zawierała zakończenia . Można również wysunąć tezę, że końcówkę zawierała Tajemna Ewangelia Marka, natomiast kanoniczny Marek, jako skrót był jej pozbawiony. Wydaje się jednak, że bibliści, którzy obstają za tym, iż Marek celowo wprowadził do epilogu przestraszone kobiety, które nic nikomu nie mówią, mają najmocniejsze argumenty.
Ustaliliśmy zatem, że Ewangelia Marka, była poddawana interpolacją. Czy zatem opis wskrzeszenia młodzieńca, to dodatek do kanonicznej ewangelii dokonany przez karpokracjan, którzy postanowili wyjaśnić kim była tajemnicza postać w prześcieradle? Czy też Ewangelia Marka to skrótowa wersja Tajemnej Ewangelii dla niewtajemniczonych? Większość ludzi odrzuca ten tekst ze względu na pewne aluzje związane z homo–erotyką, która jest obecna we wspomnianym fragmencie. Chodzi tu mianowicie o fakt, że wskrzeszony młodzieniec pokochał Jezusa oraz spędził z nim noc odziany jedynie w prześcieradło. W związku z czym zarzucano nawet Mortonowi Smithowi fałszerstwo Listu Klemensa, ponieważ nie pokazał oryginału a jedynie fotografie. Przez te wszystkie niejasności wiele osób pozostało nie przekonanymi w kwestii autentyczności Listu Klemensa. Do naukowców, którzy uważają, że List Klemensa jest falsyfikatem należą: Q. Quesnell, J. Neusner, H. Conzelmann, F. W. Danker i E. Hobbs . W artykule Tajemna Ewangelia Marka. Z listu Klemensa z Aleksandrii do Teodora Michał Wojciechowski trafnie zauważył: `Pierwsza trudność, to zaginięcie manuskryptu, którego nikt z uczonych poza Smithem nie widział, pozostały tylko fotografie – nie można go więc do końca przebadać. Sprzyja to podejrzeniu o fałszerstwo, które wydaje się jednak przesadą, gdyż w samym tekście nie znaleziono na nie jakichś konkretnych dowodów, a jedynie poszlaki; można tu co najwyżej mówić o pewnym marginesie niepewności. Cel takiego zabiegu byłby niejasny, a umiejętności domniemanego fałszerza zaskakująco perfekcyjne` .
Większość badaczy, która uznaje ten tekst za autentyczny obstaje, iż jest to późniejszy dodatek do kanonicznego Marka. Podobnego zdania jest również Wojciechowski, który wskazał na bardzo mocny dowód podważający Markowe autorstwo: brak swobodnego stylu poprzez przejmowanie całych zwrotów charakterystycznych dla Marka. Co to oznacza? Według niego autorem perykopy o młodzieńcu jest pisarz naśladujący warsztat pisarski ewangelisty. Zwraca również uwagę na fakt, że trudno znaleźć powody, które kierowałyby Markiem przy usuwaniu tego opowiadania w wersji późniejszej. Uważa jednak ten dopisek za dość wczesny bo pochodzący z początków drugiego wieku. Jeśli zatem ta teoria byłaby prawdziwa to fragmenty, które cytuje Klemens były późniejszym dodatkiem. Jednak część bardzo poważanych badaczy wśród których są P. Sellew, R. Cameron, M. Meyer, S. Gero, Helmut Koester oraz John Dominic Crossan przyjmuje, że Tajemna Ewangelia Marka poprzedza okrojonego kanonicznego Marka. Według Koestera powstawanie ewangelii synoptycznych można zamknąć w następujących etapach:
1) w pierwszym etapie istnieje Ur – Markus z którego korzysta Łukasz, jest on skompilowany z opowieści zaczerpniętych z tradycji ustnej oraz z kilku źródeł pisanych przetłumaczonych z języka aramejskiego, Ur – Markus zawiera niektóre opowieści o cudach oraz o męce Jezusa, zostaje on rozszerzony o opis nowych cudów zawartych w Mk 6, 45 – 8, 26 i z tego wariantu korzysta redaktor Ewangelii Mateusza układając swoją wersję
2) Mt został poddany bardzo dużym zmianom w stosunku do Ur – Markusa, według badacza Mt dodał wtedy pięć głównych mów Jezusa korzystając z materiałów Mr ale uzgodnił je ze Źródłem Q
3) Łk aktualizuje Ur – Markusa w zupełnie inny sposób niż Mt: pozostawia Ur – Markusa w pierwszej i trzeciej części swojej ewangelii, natomiast do drugiej części określanej jako narracja podróży, włącza teksty zaczerpnięte z Q oraz własny materiał określany jako L
4) podczas gdy Mt i Łk modyfikują Ur – Markusa tworząc nowe ewangelie, Ur – Markus przechodzi własną drogę rozwoju, która kończy się ukształtowaniem kanonicznej Ewangelii Marka , po Ur – Marku a przed kanonicznym Markiem powstaje Tajemna Ewangelia Marka, jest ona zatem w ujęciu Koestera etapem pośrednim pomiędzy Ur – Markusem a Ewangelią św. Marka; Tajemna Ewangelia Marka jest używana przez karpokracjan, którzy jak wskazuje List Klemensa do Teodora zanieczyszczają ją wstawkami homoseksualnymi
5) Koester wykazał, że istnieje wiele cech, które wskazują, że kanoniczny Marek ma powiązania z Tajemną Ewangelią Marka. Uważa, że redaktor kanonicznego Marka pominął fakt nauczania młodzieży przez Jezusa oraz usunął wszystkie ślady mogące na to wskazywać. Mk 10,46 według Tajemnej Ewangelii Marka w całości powinien wyglądać następująco: „I przyszli do Jerycha; [ I siostra młodzieńca ukochanego przez Jezusa, i jego matka, i Salome były tam, i Jezus ich nie przyjął ], a gdy wychodził z Jerycha On oraz jego uczniowie i mnóstwo ludu, syn Tymeusza, Bartymeusz, ślepy żebrak, siedział przy drodze”. Kanoniczny Marek nie posiada zaznaczonej przeze mnie frazy. Koester jest zdania, że ostateczna redakcja Ur – Markusa w Tajemną Ewangelię Marka miała miejsce z początkiem II wieku n. e. Natomiast kanoniczny Marek byłby jeszcze późniejszy i napisany zanim Klemens wysłał swój list do Teodora. Karpokracjanie modyfikowali Tajemną Ewangelię Marka w duchu swoich nauk. Kanoniczny Marek również był poszerzany o czym według Koestera świadczy dodatek 16, 9 – 20 .
Sprawa Ewangelii Marka wymaga jednak pewnego podsumowania. Po pierwsze należy zgodzić się z Crossanem, że nie ma potrzeby przyjmowania zbyt wielu wersji Mr . Haggada chrzcielna, którą zapewne była pierwotna postać Mr została przekształcona w kanonicznego Marka, który zachował wiele cech swojej poprzedniej liturgicznej postaci. Standaert bezsprzecznie wykazał, że Ewangelia Marka w każdych, nawet najdrobniejszych elementach jest skonstruowana według wzorów i reguł retorycznych. Hipoteza Standaerta – według, której Ewangelia Marka – miała być w całości czytana podczas wielkanocnej liturgii przed udzieleniem chrztu zyskuje mocne potwierdzenie w świadectwie Klemensa.` Reguły starożytnej retoryki i dramatycznej poetyki pozwalają lepiej zrozumieć kompozycję Marka, wyjaśniają presję struktur, w jakie wciśnięte jest opowiadanie`( cyt. Bartnicki, Ewangelie synoptyczne ). Tajemnica mesjańska, która znajduje swoją kulminację w opisie śmierci i zmartwychwstania, który kończy się lękiem kobiet i pustym grobem jest zrozumiała jeśli w tle zobaczymy młodzieńca w lnianej szacie, który występuje jako symbol ochrzczonego a zarazem wtajemniczonego w misterium Chrystusa. Podczas chrztu inicjowany po ceremonii identyfikował się nie z Apostołami, którzy pozostawili Jezusa i z kobietami, które przestraszyły się radosnej wiadomości ale z młodzieńcem, który co prawda zagubił swój symbol niewinności pozostawiając go w trakcie ucieczki w Getsemani ale po zmartwychwstaniu to on zostaje wywyższony i uznany godnym nieść radosną nowinę. Ewangelia zaczyna się inicjacją chrzcielną Jezusa a kończy radosną nowiną ochrzczonego młodzieńca. Młodzieniec jest `formą imaginacji, która była rzeczywistym przeżyciem dla tych, którzy przeszli próby i proces inicjacji, lub dla tych, którzy dzięki innym okolicznościom otworzyli się na doświadczenie duchowe`( Welbourn, Początki chrześcijaństwa,68: s. 97). Kompozycja liturgiczna jest czytelna od samego początku do samego końca. Zastanawiać może właściwie tylko jedna sprawa: Dlaczego wszyscy apostołowie i rodzina Jezusa są przedstawieni w tym wszystkim w negatywnym świetle? I tu z pomocą przychodzi analiza Kelbera. Otóż – według badacza – apostołowie stanowili autorytet wyznaczony przez samego Jezusa, prorocy legitymowali się autorytetem wynikającym z ich charyzmatu a rodzina Jezusa powoływała się na autorytet wynikający z więzów krwi. Kelber stwierdził, że redaktor Marka przeciwstawił się wszystkim tym trzem grupom a sama Ewangelia Marka jest rezultatem ścierania się przekazu oralnego z pisanym (Bartnicki, Ewangelie synoptyczne: s. 258). Z końcowym wnioskiem Kelbera trudno się zgodzić wydaje się, że przedstawienie wszystkich tych trzech grup w negatywnym świetle było spowodowane dwoma czynnikami: pierwszy z nich jest bardzo trywialny, Ewangelia Marka powstała w obrębie chrystianizmu po – Pawłowego a ich założyciel pozostawał w konflikcie i z bratem Jezusa Jakubem jak i z Piotrem. Przedstawienie rodziny Jezusa jak i Apostoła Piotra zapierającego się trzy razy Jezusa a w końcu przestraszonej Marii, matki Jakuba było celowym zabiegiem mającym ich zdyskredytować. Drugi czynnik był związany z literackim kształtem ewangelii, która służyła przede wszystkim inicjacji a zatem w jej ujęciu triumfującym powinien być sam ochrzczony.
Konstrukcja Ewangelii, która posługuje się nagłymi zwrotami akcji po wprowadzonych zwrotach „nagle”, „natychmiast” `podkopuje nasze poczucie czasu, czyniąc aluzje do czegoś bardzo realnego, choć ukrytego przed naszym wzrokiem, i kończy się dosłownie drżeniem na krawędzi niewyobrażalnego objawienia` (Welbourn, Początki chrześcijaństwa,68:s. 100). Dochodzimy tu jednak do kolejnej kwestii: czy dzieło, które początkowo miało służyć zupełnie innym celom przekazuje prawdę historyczną czy teologiczną? Dlatego też Pani Anno postać młodzieńca w białej szacie należy rozpatrywać w kwestii symbolu. Zauważmy jak to wszystko idealnie się komponuje. W II wieku pojawią się dwie relacje dotyczące wskrzeszenia w Betanii. Jedna opisana jest w Ewangelii Znaków włączonej w tekst Ewangelii Jana oraz w Tajemnej Ewangelii Marka. Wśród biblistów nie uzgodniono jednolitego stanowiska odnośnie zależności i wpływów tych dwóch opowiadań na siebie. Przedstawię zatem pokrótce jakie są stanowiska badaczy w tym temacie. R. E. Brown podał bardzo przekonującą argumentację, że autor Tajemnej Ewangelii musiał znać historię wskrzeszenia Łazarza przynajmniej ze słyszenia ( R. Brown, The Relation of ‚The Secret Gospel of Mark’ to the Fourth Gospel., CBQ 36 (1974) , s. 466 – 485 ). Dwaj słynni bibliści Robert M. Grant oraz Helmut Merker stwierdzają, że Tajemna Ewangelia Marka jest zależna od każdej z czterech Ewangelii kanonicznych ( R. Grant, Morton Smith’s Two Books., ATR 56, 1974., s. 58 – 64; H. Merkel, Auf den Spuren des Urmarkus? ZTK 71, 1974, s. 123 – 44 ). Natomiast H. Koester po wnikliwych analizach, obstaje, że wskrzeszenie młodzieńca w Tajemnej Ewangelii Marka nie jest oparte na relacji Jana ale, że autor Tajemnej Ewangelii zapożyczył ją z innego źródła lub z jakichś ustnych opowiadań o Jezusie:`W swojej [ Tajemnej Ewangelii Marka ] nie ma żadnych śladów przeróbek, natomiast przeróbka Jana jest bardzo rozległa ( nazwy własne, motyw opóźnienia podróży Jezusa, pomiar czasu i odległości, dialogi z uczniami, Martą oraz Marią ). W tej postaci Tajemna Ewangelia jest innym etapem rozwoju tej historii i korzysta ona ze źródła z którego skorzystał, także Jan. Autorzy najwyraźniej mieli dostęp do różnych tradycji i opowieści o Jezusie, albo do pewnego starszego pisemnego zbioru opowiadań o cudach` ( H. Koester, Ancient Christian Gospels,7 th ed. Continuum International Publishing Group, 2004., s. 296 ) . Po zaznajomieniu się z opiniami badaczy wydaje się, że najrozsądniejszym wnioskiem będzie rozpatrzenie tych relacji oddzielnie. TMK opowiada o tym wskrzeszeniu następująco:
I przybyli do Betanii, a była tam pewna niewiasta, której brat umarł. I przyszedłszy, padła na twarz przed Jezusem i powiada doń: „Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. Ale uczniowie strofowali ją. A Jezus rozgniewany wyszedł z nią do ogrodu, gdzie znajdował się grób, i zaraz z grobu doszło wielkie wołanie. A zbliżając się Jezus odsunął kamień z drzwi grobu. I zaraz wchodząc tam, gdzie był ów młodzieniec, Jezus wyciągnął dłoń i podniósł go z martwych chwyciwszy za rękę. Zaś młodzieniec ten, patrząc nań, umiłował go i zaczął błagać, by mógł z nim być. A po sześciu dniach Jezus powiedział mu, co czynić, i wieczorem młodzieniec przyszedł do niego ubrany w lnianą szatę założoną na nagie ciało. I pozostał z nim tej nocy, bowiem Jezus nauczał go misterium Królestwa Bożego ( Tajemna Ewangelia Marka 1r20 – 2r11a; Welburn, Początki…1998:s. 98 – 99 ).
W celu dokładniejszego zrozumienia tego fragmentu należy najpierw rozpatrzeć Ewangelię Marka w analizie synchronicznej a konkretnie pod kątem jej powiązań z retoryką. B. Standaert w swojej pracy doktorskiej L`Evangile selon Marc. Composition et genre litteraire (Nijmegen) obronionej na Katolickim Uniwersytecie w Nijmegen a opublikowanej w 1984 poszukał wzoru dla Mr w hellenistycznej retoryce. Jej reguły sformułował Kwintylian, i tak mowa spełniająca zasady retoryki powinna mieć wyodrębnionych pięć zasadniczych części:
1) Prolog (exordium).
2) Początkowe expose ( narratio – narracja ).
3) Argumentacja ( argumentatio ).
4) Wyciągnięcie wniosków ( refutatio lub reprehensio ).
5) Epilog ( peroratio, conclusio ).
Standaert doszedł do wniosku, że Mr nawet w najdrobniejszych szczegółach opiera się na właśnie tych zasadach. Strukturalnie według niego wygląda to następująco:
1) Prolog ( 1, 1 – 13 ).
2) Narracja ( 1, 14 – 6, 13).
3) Argumentacja ( 6, 14 – 10, 52).
4) Rozwiązanie dramatu ( 11, 1 – 15, 47).
5) Epilog ( 16, 1 – 8).
`Standaert stawia hipotezę, że Ewangelia Marka jest tekstem związanym z inicjacją, jest „chrześcijańską haggadą”, która miała być w całości czytana podczas liturgii wielkanocnej, przed udzieleniem chrztu`( Bartnicki, Ewangelie synoptyczne, 1996:s. 277 – 279 ). Mr stanął jednak przed bardzo trudną przeszkodą. Tworząc dzieło, które przede wszystkim miało służyć liturgii chrzcielnej nie mógł umieścić w tekście ani jednego przykładu chrztu, którego miałby udzielić Jezus. Ewangelista Jan informuje nas nawet dlaczego Sam Jezus nie chrzcił, ale jego uczniowie ( Jn 4, 2 ). Wprowadzając wskrzeszonego młodzieńca do swojej narracji, Marek chciał uczynić go symbolem chrztu, który był zmartwychwstaniem ze śmierci duchowej do życia. Proto – Paweł przybliża nam tą symbolikę:
Czyż nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili ( Rz 6, 4 – 5 ).
Obrzędu chrztu dokonywano nago a następnie kandydat przywdziewał białą szatę i udzielano mu dalszych nauk i pouczeń. W odróżnieniu od dzisiejszej praktyki kościoła rzymsko – katolickiego udzielano go osobom dorosłym. Rytuał ten był inicjacją odbywającą się w święto Wielkanocy i łączono go z całonocnym czuwaniem po którym zanurzano kandydata w wodzie. Po tym wszystkim następowały kolejne rytuały: namaszczenie, i nałożenie białych szat wraz z intronizacją. Cały ten schemat jest obecny w relacji o wskrzeszeniu młodzieńca, który pojawia się u Jezusa w lnianej szacie, aby zapoznać się z tajemnicami Królestwa Bożego. Grób zostaje pusty, ponieważ inicjowany przeszedł ze śmieci duchowej do życia. Młodzieniec ten pojawia się po raz kolejny w scenie pojmania Jezusa w Getsemani:
A pewien młodzieniec, mając narzucone prześcieradło na gołe ciało, szedł za nim. I pochwycili go. Ale on pozostawił prześcieradło i uciekł nagi (Mr 14, 51 – 52).
Inicjowany golas próbuje pozostać do samego końca przy Jezusie ale w końcu i on ucieka pozostawiając symbol swojego chrztu czyli szatę. Ogród w Getsemani jest więc symbolem pierwszego rajskiego ogrodu Eden. Tam pierwsi rodzice zgrzeszyli i musieli przed Bogiem zakryć swoją nagość. Tym razem w dziele nowego stworzenia, które dokonuje się przez Jezusa Chrystusa młodzieniec powraca do czasów rajskiej rzeczywistości i staje się jak dziecko. W Ewangelii Tomasza spotykamy tą ideę pierwotnej niewinności:
Spytali go uczniowie jego: „Którego dnia objawisz się nam i którego dnia ujrzymy ciebie?”. Odrzekł Jezus: „Jeśli będziecie mieli zwyczaj, nie wstydząc się ukazywać części, które godzi się zakrywać, i będziecie brać szaty wasze i rzucać pod wasze stopy, jak małe dzieci, i będziecie je deptać, wówczas ujrzycie syna żywego i nie będziecie się bać”( ETom).
Zrzucenie szat zatem jest symbolem ponownego powrotu do rajskiego stanu zanim został on zaburzony nieposłuszeństwem wobec Boga. Grzech jednak zostaje odkupiony przez śmierć Jezusa i Mr pozwala jeszcze raz przywołać jego postać. Gdy kobiety udają się do grobu Jezusa to właśnie on informuje je o zmartwychwstaniu:
A gdy weszły do grobu, ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie, odzianego w białą szatę i zdumiały się bardzo. On zaś rzekł do nich: Nie trwóżcie się! Jezusa szukacie Nazareńskiego, ukrzyżowanego; wstał z martwych, nie ma go tu, oto miejsce gdzie go złożono (Mr 16, 5 – 6). Młodzieniec w grobie jest imaginacją i odzwierciedleniem mistycznych przeżyć w trakcie chrztu w którym adepci mogli doświadczyć spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem i stać się na powrót dziećmi Bożymi. Marek buduje paralelizm sytuacji wskrzeszonego młodzieńca na wzór wskrzeszonego Jezusa: wskrzeszenie młodzieńca → pusty grób i odsunięcie kamienia grobowego → wywyższenie młodzieńca = wskrzeszenie Jezusa → pusty grób i odsunięcie kamienia grobowego → wywyższenie Jezusa. Zarówno młodzieniec i jego pusty grób oraz pusty grób Jezusa są jedynie symbolami, które Marek wprowadził do swojej liturgii chrzcielnej. ` Tak więc w pierwotnej, ezoterycznej wersji Ewangelii Marka po raz pierwszy spotykamy Młodzieńca w lnianej szacie. Jest to młody człowiek, który poprzez udzielony mu przez Jezusa chrzest zostaje wtajemniczony w Misteria kosmiczne, mając na sobie tylko swój chrzcielny strój. Później młodzieniec ów ponownie pojawia się przed widzącym okiem ewangelisty jako reprezentant kosmicznego Misterium objawionego przez Chrystusa. Widzimy go najpierw w półmroku ogrodu Getsemani, a następnie odzianego na biało w całej świetności zmartwychwstania. Pojawia się on znów we wczesnochrześcijańskim mistycyzmie jako Anioł Chrztu, Młodzieniec, który Hermasowi ukazuje znaczenie kosmicznych wizji` ( Welburn, Początki…1998:s. 99 ). Dlatego Mr nie umieszcza żadnych wizji zmartwychwstaniowych, ponieważ ochrzczony już przeszedł inicjacyjne przeobrażenie jaźni. Przekroczył próg za którym na niego czekał paschalny Jezus. `Sugeruje to sposób, w jaki kandydaci byli przygotowani na przyjęcie objawienia, na przeżycie, które miało zburzyć ich dotychczasowe widzenie rzeczy` ( Welburn, Tamże,1998:s. 187 ). Dlaczego jednak ten symbol został na pewnym etapie wyeliminowany z ewangelii? Niektórzy, bowiem zaczęli interpretować ten tekst nadając mu charakter sakralnego homo – seksualizmu. Obrzęd chrztu był dokonywany nago co mogło sprawiać, że jakieś wyizolowane grupy pseudo – chrześcijańskie nadały mu zupełnie inne znaczenie. Prawdopodobnie sami karpokracjanie w swojej wersji Ewangelii Marka włączyli w tekst słowa mające sankcjonować te praktyki:
I wieczorem młodzieniec przyszedł do niego ubrany w lnianą szatę założoną na nagie ciało. I pozostał z nim tej nocy [ nagi z nagim ] , bowiem Jezus nauczał go misterium Królestwa Bożego – aby tego uniknąć tekst został usunięty ale pozostały w nim wyraźne ślady obszerniejszej wersji. Cały kontekst jednoznacznie wskazuje, że w tym wypadku mamy do czynienia z po – paschalną wstawką, która nie opisuje rzeczywistych zdarzeń, lecz operując symbolami wprowadza inicjowanych w tajemnice chrztu.
Dokument Q i jego problematyka jest w Polsce mało znana większość literatury na jego temat nie została przetłumaczona na język polski. Bibliści ustalili, że Mateusz i Łukasz około 200 wierszy mają wspólnych i nie zna ich Marek. Co to znaczy? Otóż Mateusz i Łukasz oprócz Ewangelii Marka musieli korzystać jeszcze z jednego nieustalonego źródła, bibliści nazwali go Q ( słowo pochodzi z języka niemieckiego od słowa Quelle – źródło. Klasyczne sformułowanie tej teorii znajduje w dziele P. Wernlego: Die synoptische Frage, Freiburg 1899 ). Co wchodziło w skład Dokumentu Q? Treść kazania, które wygłosił Jan Chrzciciel, kuszenie Jezusa, słowa Jezusa (u Mateusza znajdują się one w Kazaniu na Górze natomiast ich skrócona wersja znajduje się u Łukasza w Kazaniu na Równinie), uzdrowienie sługi setnika, mowa na temat Jana Chrzciciela, posłanie uczniów oraz treść modlitwy znanej jako Ojcze Nasz. Dokument Q zawiera również przypowieści Jezusa takie jak: przypowieść o ziarnku gorczycy, zaczynie, wielkiej uczcie oraz przypowieść o talentach. Językiem oryginalnym Q był najprawdopodobniej grecki. Nie przetrwały do naszych czasów jakiekolwiek aramejskie teksty chrześcijańskie. Dość długo badacze myśleli, że Q jest tym pismem, które zostało przetłumaczone z aramejskiego na język grecki. Słownictwo i składnia Q została poddana gruntownej badaniom przez H. J. Holtzmana, który orzekł, że Q zostało napisane w języku greckim ( H. J. Holtzmann,Die synoptischen Evangelien. Ihr Ursprung und geschichtlicher Charakter,Wilhelm Enelmann, Lipsk 1863, s. 128. Najmocniejszych jednak dowodów dostarcza D. Luhrmann. Analizując bloki tematyczne dochodzi do wniosku, że Źródło Q to coś więcej niż uporządkowany zbiór słów Jezusa – Q jest redakcją. Nie ma wobec tego mowy, aby Q było pismem aramejskim. Zob.:D. Luhrmann,Die Redaktion der Logienquelle,Neukirchen – Vluyn 1969, s. 19 – 21, 84 – 85 ). Ks. A. Paciorek, który dokładnie przeanalizował opinie biblistów na temat oryginalnego języka Q doszedł do następujących wniosków: „Wypada stwierdzić, że hipoteza aramejskiego oryginału Q jest bardzo słaba. Odwoływanie się do Papiasza nie ma uzasadnienia, ponieważ biskup z Hierapolis pod nazwą „logia” rozumiał najprawdopodobniej Ewangelię Mateusza jako całość.(…) analiza syntaktyczna prowadzi do przekonania, że język grecki Q nie jest językiem przekładu. Q zostało napisane w języku greckim”( Paciorek Antoni, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s. 53 ).
Dokument Q nie zawiera opisów męki Jezusa i dużo miejsca zajmuje w nim postać Jana Chrzciciela. Jezus w tym piśmie ma już przypisaną rolę Syna Człowieczego, który ma objawić się jako Sędzia. Widać zatem, że obraz Jezusa jest już w tym dokumencie teologicznie dojrzały a zatem już nosi na sobie znamiona pewnych przeróbek, które dokonały się w gminie palestyńskiej. Mamy zatem dokument wywodzący się ze środowiska bliskiego Jezusowi ale musimy założyć, że pewne logia pochodzące od niego mogły już zostać zniekształcone. Kloppenborg podzielił Q na następujące bloki tematyczne:
1) Janowa zapowiedź Przychodzącego (Q 3, 7 – 9. 16 – 17)
2) Kuszenie Jezusa (Q 4, 1 – 13)
3) Mowa inauguracyjna Jezusa (Q 6, 20b – 49)
4) Jan, Jezus i „to pokolenie” (Q 7, 1 – 10.18 – 28; (16, 16); 7, 31 – 35)
5) Uczniowie i misja (Q 9, 57 – 62;10, 2 – 24)
6) O modlitwie (Q 11, 2 – 4. 9 – 13)
7) Kontrowersje z Izraelem (Q 11, 14 – 52)
8) O odwadze głoszenia (12, 2 – 12)
9) Troska o rzeczy materialne (Q 12,[ 13 – 14. 16 – 21]. 22 – 31. 33 – 34)
10) Gotowość w obliczu końca (Q12, 39 – 59)
11) Przypowieści o wzroście (Q 13, 18 – 19.20 – 21)
12) Dwie drogi (Q13, 24 – 30.34 – 35; 14, 16 – 24.26 – 27;17, 33; 14, 33 – 34)
13) Przypowieści i logia (Q 15, 3 – 7; 16, 13. 17 – 18; 13. 17, 1 – 6)
14) Mowa eschatologiczna (Q 17, 23 – 37; 19, 12 – 27; 22, 28 – 30).
Kloppenborg wyróżnił w Q trzy warstwy: warstwę podstawową, główną redakcję oraz dodatek w postaci perykopy o kuszeniu Jezusa na pustyni wraz z interpolacją w Q 11, 42c oraz 16, 17. Według badacza tendencja apokaliptyczna została nałożona na tematykę sapiencjalną w późniejszym etapie redakcji Q. Niestety analiza ta nie mówi nam nic na temat tego, która z tych warstw jest autentyczna czy też wcześniejsza. Rozróżnienie warstw stało się możliwe, bowiem dopiero za pomocą krytyki literackiej ( Q1 – Q 6,20b – 23b. 27 – 35. 36 – 45. 46 – 49; 9, 57 – 60. (61 – 62); 10, 2 – 11. 16. (23 – 24?); 11, 2 – 4. 9 – 13; 12, 2 – 7.11 – 12; 12, 22b – 31. 33 – 34. (13, 18 – 19. 20 – 21?); 13, 24; 14, 26 – 27; 17, 33; 14, 34 – 35. por.: J. S. Kloppenborg Verbin, Excavating Q, Minneapolis: Fortress, 2000 ). W warstwie podstawowej jednym z tytułów Jezusa jest eschatologiczny Syn Człowieczy (Łk 7, 34) i znajdują się tam liczne pozytywne odniesienia do misji wśród gojów (Łk 7, 1 – 10; 10, 13 – 15; 11, 31 – 32; 11, 19). Zatem podstawowa sapiencjalno – deuteronomistyczna warstwa wydaje się być późniejszą, ponieważ misja wśród pogan nastąpiła w ruch po – Jezusowym na dalszym etapie rozwoju a nazywanie Jezusa – Synem Człowieczym spotykamy przede wszystkim w nawiązaniu do eschatologii (Łk 12, 8; 12, 40). Powstawanie Q w pewnych etapach nie jest powszechnie przyjmowane przez badaczy a z ostrą krytyką sprzeciwiającą się takim próbom wystąpił C. M. Tucket ( C. M. Tuckett , Q and the History of Early Christianity, Edinburgh: T&T Clark, 1996, s. 69 – 74 ).
Q należy do gatunku określanego jako „logoi sofon” czyli sentencji mądrościowych ale przypomina ona również wypowiedzi prorockie. Wśród uczonych nie ma zgodności do którego z tych gatunków literackich Q jest najbliżej.
Hoffmann wiąże utożsamienie Syna Człowieczego z Jezusem z końcowym okresem wojny żydowsko – rzymskiej. Według niego takie ustępy jak Q 3, 7 – 9, 16 – 17; 6, 47 – 49; 12, 39 – 40, 42 – 46; 19, 11 – 27 mogły powstać jedynie w końcowej fazie konfliktu ale obstaje przy tym, że większość materiału Q powstała przed rokiem 70. Tuckett uważa, że Q 11, 49 – 51 należy odczytać jako ostrzeżenie dla Izraela a więc nie łączy powstania pewnych fragmentów z okresem powojennym. Większość badaczy ustala redakcję tego dokumentu pomiędzy 50 rokiem n. e. a początkiem lat sześćdziesiątych ( Część badaczy datuje go znacznie wcześniej np. G. Theissen przyjmuje datę pierwotnej redakcji Q na lata czterdzieste. Według Udo Schnelle Łk 13, 34 – 35(Q) nie zawiera żadnych aluzji do wydarzeń wojennych a pozytywne odniesienia do misji wśród gojów wskazują [por. Łk 10, 13 – 15Q; Łk 11, 29 – 31Q; Mt 8, 5 – 13 Q; Mt 5, 47 Q;. Mt 22, 1 – 10 Q], że weszły one dopiero w początkową fazę w związku z czym datuje on powstanie Q na okres pomiędzy 40 r. n. e. a 50 r. n. e. por.: Udo Schnelle, The History and Theology of the New Testament Writings, Fortress Press, Minneapolis 1998, s. 186 ). Q powstało w Palestynie: świadczy o tym fakt, iż dokument ten często wymienia tamtejsze miejscowości (Q 7, 2; 10, 13; 10, 15; 13, 34) i ostrzega przed fałszywymi prorokami (Q 17, 23) a jak wiemy z pism Flawiusza był to problem Palestyny lat czterdziestych. Wytworzyło to pismo środowisko żydowskie, które niezbyt przychylnie postrzega gojów (Q 6, 32 – 33; 12, 30), niemniej jednak jak wskazuje analiza tekstu w gminie tej znajdują się już osoby nawrócone na chrześcijaństwo z pogaństwa. Q dostrzega w Jezusie Syna Bożego, który jest wysłannikiem mądrości. Tak jak i On jego uczniowie mają prowadzić misję i iść w jego ślady. Q śmierci Jezusa nadaje interpretację deutronomistyczną – nie można zatem twierdzić, że Q było pismem uzupełniającym teologię śmierci Jezusa w rozumieniu Pawłowej soteriologii. Q prezentuje inny pogląd i wyciąga inne wnioski ze śmierci Jezusa, niż czyni to po – Pawłowa kerygma. Z powodu tego, że pismo to powstało bardzo wcześnie i na dodatek w środowisku w którym działał Jezus z Nazaretu dokument ten ma pierwszorzędne znaczenie dla odtworzenia nauki historycznego Jezusa. Doczekaliśmy się również przekładu Q na język polski dzięki ks. A. Paciorkowi, który przy rekonstrukcji korzystał z prac International Q Project. Natomiast Pani pytanie dotyczące „społeczności Q” jest skomplikowane i nie wiem czy te rozważania mogłyby być kontynuowane ze względu na to, że dla części nieprzygotowanych duchowo katolików mogłyby niepotrzebnie spowodować zamęt. Dyskusje dotyczące tego tematu toczą się właściwie w wąskim gronie specjalistów i może lepiej niech tak pozostanie. Zaginiona galilejska gałąź chrześcijaństwa to jednak temat tabu…
Nie wiem jakie implikacje płynęłyby z bezspornego faktu, że Nazarejczyk był tańczącym rabbim dla wiary, która mówi, że był kimś więcej, czyli synem Boga. Przecież to jest tylko hipoteza, a pan tutaj próbuję ją pokazać jako zagrażającą fundamentom naszego świata. Wiara to też nie jest wiedza. Pan w końcu wierzy, że Jezus jest synem Boga, czy pan wie, że jest synem Boga, bo pan to udowodnił na podstawie materiałów źródłowych (a w sumie pan znalazł u innych badaczy potwierdzenie, że był kimś innym niż Choni)? Dla mnie hipoteza badacza Vermesa nie robi tak gigantycznego wrażenia, że łamie mi się świat i w związku z tym muszę wyruszyć na wielką misję obalenia jej. No jak to więc wierzy pan, czy pan wie? Wprowadzenie w rozmowę Roberta uwzględnia pytanie Jezusa, które zadał: a wy za kogo mnie uważacie? Nie wiem, czy to są bezspornie Jego słowa, ale jeżeli założyć, że tak, to może nie tylko powinien On pytać, ale wprost mówić: możecie mnie uważać za kogokolwiek, byle nie za tańczącego rabbiego!
Czy dlatego to temat tabu, że nie kładzie nacisku na śmierć i zmartwychwstanie Jezusa? Że można dojść do wniosku, że nie te dwie sprawy są najważniejsze w chrześcijaństwie? Ew. Mk nie mówi nic o narodzeniu z dziewicy, nie mówi o zmartwychwstaniu (jeśli uznać końcówkę za nieautentyczną). Czyli 2 największe święta chrześcijańskie: Boże Narodzenie i Wielkanoc traciłyby na znaczeniu? Co w takim razie było sednem wiary galilejczyków? Czy są po angielsku jakieś opracowania na ten temat? Książki ks. Paciorka nie da się kupić, muszę iść do jakiejś biblioteki…
Pisze Pan: Q śmierci Jezusa nadaje interpretację deutronomistyczną – nie można zatem twierdzić, że Q było pismem uzupełniającym teologię śmierci Jezusa w rozumieniu Pawłowej soteriologii. Q prezentuje inny pogląd i wyciąga inne wnioski ze śmierci Jezusa, niż czyni to po – Pawłowa kerygma.
Co to znaczy interpretacja deuteronomistyczna? I jakie wnioski wyciąga Q ze śmierci Jezusa inne niż Paweł?
Pan Andrzej operuje ciekawym językiem. Ja ci też Anno nie pomogę w rozwikłaniu tego czym jest „interpretacja deuteronomistyczna”, a „kerygmę” musiałem sprawdzać w google, czym w ogóle jest. Sam chętnie się dowiem o co tu chodzi. A może pan Andrzej gdzieś publikuje swoje teksty, albo opublikował jakieś książki i może wskazać coś ciekawego dla nas ? Panie Andrzeju ?
Według Q śmierć Jezusa nie jest wyjątkowa a wpisuje się ona w cały ciąg zabitych proroków, Jana Chrzciciela a tego samego doświadczyć może każdy z członków „społeczności Q”. Śmierć Jezusa nie jest w myśl tej interpretacji odkupieniem grzechów. Zbawcza misja Jezusa wynika z Jego SŁÓW nie CZYNÓW. Dla gmin Pawłowych natomiast najważniejsze są CZYNY a przynajmniej dwa: ŚMIERĆ I ZMARTWYCHWSTANIE.
Pani Anno! Należy zwrócić uwagę, że Q jest dokumentem kerygmatycznym który jest Ewangelią Mądrościową ( przynajmniej do takich wniosków doszedł H. Koester, Apocryphal and Canonic Gospels, HTR73 [1980],s.113 ). Według najstarszej społeczności chrześcijańskiej boska Mądrość, która działała wcześniej przez proroków i Jezusa obecnie działa również wśród nich i przemawia ich „ustami”. Cuda Jezusa nie są dla tej społeczności niczym szczególnym – potrafią to samo jego wrogowie ale i jego następcy. Śmierć Jezusa jest wspomniana tylko w jednej sentencji. Jak wyraził to J. D. Crossan porównując Q i ETom „Wspólny dla obu ewangelii zasób wypowiedzi i podkreślenie faktu, że Jezus jest głosem Mądrości, musi zatem sięgać lat czterdziestych. Inaczej mówiąc, oznacza to, że stanowią one BARDZO WCZESNY NURT TRADYCJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ, natomiast obecne w nich zainteresowanie WYPOWIEDZIAMI Jezusa i brak zainteresowania jego CZYNAMI wydaje się WYKLUCZAĆ jakiekolwiek zainteresowanie męką ( bez wątpienia należącą do sfery „czynów” ) we wczesnej tradycji chrześcijańskiej” ( cyt.za. J. D. Crossan, Kto zabił Jezusa, 1998, s. 247 ). Proszę więc Pani Anno rozważyć czy należy kontynuować nasze rozważania jeśli wcześniej nie ustalimy wspólnie jak do nich powinien podejść katolik nie chcący dojść do wniosku, że posiada on PÓŹNIEJSZY obraz Jezusa – przecież może to prowadzić do pewnego konfliktu wiary. Sam ks. Paciorek, który stara się do tej problematyki podejść zupełnie bezstronnie to jednak w swojej pozycji gdy porusza ten problem mówi o nim niejako „jąkając się”. Pod rozwagę.
Ks. Paciorek, w swojej naukowej publikacji dotyczącej Q wyciąga następujące wnioski dotyczące pierwotnego obrazu Galilejczyka:` Według ETom i Q znaczenie Jezusa polega i wynika z jego słów. Jezus przedstawiony jest jako nauczyciel mądrości i objawiciel niebieskiej mądrości. Śmierć i zmartwychwstanie nie mają tu tak wielkiego znaczenia. To właśnie posiada znaczenie dla zrozumienia pierwotnego chrześcijaństwa. Tak więc ETom i Q świadczą o istnieniu pierwotnej formy tradycji o Jezusie. Były one niezależne od siebie i w niejakim napięciu wobec tradycji Pawłowej i synoptycznej` (ks. A. Paciorek, Q – Ewangelia Galilejska,2001:s. 118 ). Tak więc i J. D. Crossan i ks. A. Paciorek w jednym są zgodni – pierwotna forma tradycji o Jezusie była zupełnie inna niż ta, którą my posiadamy – Czy tak trudno dostrzec, że wymaga to pewnej delikatności w podejściu do tej tematyki?
Ewangelia Galilejska zawiera tylko dwa opisy cudownych uzdrowień a Mr ma ich już osiemnaście. Nie znaczy to, że uzdrowienia, które znalazły się w Mr są nieautentyczne, bo i Q sugeruje, że zdarzyło się ich znacznie więcej ( Q 7, 1 – 10. 22; 10, 13 – 15; 11, 14 ); zamierzeniem redaktorów Q był przekaz maksym mądrościowych i pouczeń, które miały oddać nową etykę zbudowaną na przekonaniu, że Bóg – Ojciec otacza opieką cały świat i wszyscy powinni poddać się jego woli. Cuda nie były w początkowym etapie kształtowania się przekazu kerygmatycznego potrzebne do udowadniania i uwiarygadniania Jezusa. Uzdrowienia w Q nie charakteryzują tylko samego Nazarejczyka; potrafią ich dokonywać inni Żydzi – egzorcyści i uczniowie, którzy przyłączyli się do ruchu Jezusa ( Q 10, 9; 11; 19 ). Ewangelia Galilejska wskazuje, że cuda Jezusa wprowadzały rozłam a jeden z nich spowodował zarzut współpracy z szatanem. Spotykamy się więc nawet z innym rozumieniem CUDÓW – w pierwotnym chrześcijaństwie INNE było WSZYSTKO.
Greckie słowo kerygma (κήρυγμα, kérugma) w Nowym Testamencie oznacza głoszenie Ewangelii .
Soteriologia (z gr. σωτηρ soter – zbawca, λόγος logos – słowo) – dział teologii chrześcijańskiej (w katolicyzmie dział teologii dogmatycznej), którego przedmiotem jest zbawienie oraz Jezus Chrystus jako Zbawca.
Tematem dyskusji Panie Tomku się zainteresowałem a jak już w którymś z wpisów pisałem nie jest to moja specjalizacja. Natomiast zostałem poproszony przez jednego z moich przyjaciół o napisanie artykułu dotyczącego najnowszych badań nad kształtowaniem się Ewangelii. Stąd w jednej z moich odpowiedzi dla Pani Anny dotyczącej „młodzieńca – golasa” z Mr pozwoliłem sobie na zamieszczenie jego fragmentu. Gdy prace dobiegną końca poinformuję gdzie wyżej wspomniany artykuł będzie opublikowany. Pozdrawiam.
Pan ma bardzo drobiazgową, niezwykle szczegółową wiedzę. Trudno mi uwierzyć, że pan interesuje się ww. sprawami hobbystycznie i nie publikował pan do tej pory niczego odnośnie kształtowania się Ewangelii. Czekam zatem na namiar dot. artykułu. Pozdrowienia.
To prawda zauważył to także mój znajomy, że moja „wiedza” wyszła w tej dziedzinie trochę poza przeciętność – wpłynęło na to kilka czynników o których nie chciałbym pisać na oficjalnym forum. Niestety nic ze swoich przemyśleń nie opublikowałem z tej prostej ( a może i nie prostej ) przyczyny, że moja praca zawodowa zajmuje mi ogromną ilość czasu a nie mogę jej aktualnie zawiesić. Druga sprawa jestem byłym studentem Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie ( Historia Kościoła ) i niektóre tematy, które Panu wydają się za wykraczające poza powszechną wiedzę tam za taką nie uchodzą. Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam i życzę, aby Pan również odnalazł to co i Pana zdefiniuje. Jest Pan sympatyczny, nawet z tym specyficznym poczuciem humoru…
To wszystko bardzo intrygujące! Myślę, że można a nawet trzeba mówić o tych sprawach. Czy dogmaty katolickie stracą przez to swój blask czy może nabiorą innych kolorów? Tego przewidzieć się nie da, jak to poskutkuje dla chrześcijaństwa. Jeśli jest to nawet częściowa prawda to warto przyjrzeć się Jezusowi i Jego ruchowi z innego punktu widzenia. Kto wie, może w tym jest ratunek dla podupadającego chrześcijaństwa?
Nawet katolicki teolog Schillebeeckx (chyba dobrze napisałam) próbowal sprawdzić co by było, gdybyśmy zapomnieli o śmierci i zmartwychwstaniu a zajęli się życiem Jezusa.
Czy Pan to wszystko z głowy pisze? Też jestem pod wrażeniem Pana wiedzy i szczegółowości. Jak to możliwe? Ile lat pracy to wszystko Panu zajęło?
Przepraszam za te zwoje i foliały oraz za mgłę czy ten przeklęty strych.To co pan tutaj napisał będę musiał sobie wydrukować i jeszcze raz prześledzić. Nie byłem w stanie w całości pochłonąć takiej ilości informacji. Podziwiam. Trochę nie dowierzam, że dane, którymi tutaj się pan podpisuje (AN) są w rzeczywistości pana prawdziwym imieniem i nazwiskiem i że nie jest pan zawodowo biblistą właśnie, który tutaj wypowiadał się ostrożnie pod pseudonimem. Pewnie się mylę. Jeszcze raz serdeczne pozdrowienia.
Nie piszę wszystkiego z „głowy”, ponieważ jak zapewne sama Pani zauważyła niejednokrotnie w swoich wypowiedziach cytuję badaczy Jezusa historycznego. W domu posiadam znaczny księgozbiór dotyczący tej tematyki, ponieważ mnie ona interesuje. Jeśli zaś staram się z kimkolwiek rozmawiać – obojętne czy w normalnym życiu czy też wirtualnym – to moją podstawową zasadą jest jeśli rozmowa dotyczy zagadnień naukowych stosowanie się do jej kryteriów. Dlatego też nie lubię „lania wody” bez uwzględnienia metod naukowych, ponieważ taka taktyka nic nie wnosi – natomiast przy piwie jest idealnym sposobem spędzania wolnego czasu.
Czy chce Pan mój adres z moim nr telefonu – dla mnie nie ma problemu.
Dobry Jezu. Z wielką przyjemnością. Ja się panu chętnie zrewanżuje moim i zaproszę na kawę. W jakieś formie sobie te adresy przekażemy?
Wieczorem gdyż niestety teraz muszę odejść na chwilę z „łączy” przekaże Panu email i „ruszymy ku „Nowej Przygodzie”. Znikam i pozdrawiam.
Znakomicie. Pozdrawiam.
Panie Tomku podaję namiary:
[email protected].
Proszę zatytułować wiadomość „Tomek”. Jednocześnie informuję, że wiadomości od innych osób to Spam. Gdyby przypadkiem ktoś chciał się ze mną prywatnie skontaktować to muszę zostać uprzedzony, aby takowa wiadomość do mnie dotarła.
Pani Anno co według Pani – tylko tak szczerze – dałoby chrześcijaństwu zapomnienie o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa? Myślałem chwilę o tym i …no co?
Czy jest sens wracać do „niemowlęctwa” chrześcijaństwa? Czy dorosły człowiek powinien myśleć o sobie jak o dziecku?
Uf… Panie Andrzeju, jestem trochę przytłoczony pańską erudycją. Nim zdążę przeczytać, przetrawić i sformułować pytanie pojawiają się nowe posty a co za tym idzie rodzą nowe pytania.
a) Jeśli w pierwotnej gminie należy wykluczyć „jakiekolwiek zainteresowanie męką” to ma to oczywiście kolosalne znaczenie dla każdego chrześcijanina. Co w związku z tym teorią ( z którą gdzieś się zetknąłem) że opis Pasji w ew. Marka pochodzi z bardzo starej tradycji, być może nawet z lat 30 I w. Czy w świetle obecnego stanu wiedzy należy ją odrzucić?
b) Czy w ruchu Jezusowym przed rokiem 50 n.e. są ślady istnienia innej chrystologii (to chyba nie najwłaściwsze słowo) niż ta występująca w Ewangelii Galilejskiej?
c) Co sądzi Pan o teorii Larry’ego Hurtado który uważa że Jezusa dosyć szybko włączono w kult Boga oraz że spory św. Pawła z apostołami dotyczyły tylko Tory a nie pawłowej chrystologii.
Pozdrawiam.
– pisze Grzegorz T. Pewnie podobnie jak wszyscy inni. 🙂 Tym bardziej, że ta erudycja ujęta jest w dość pokawałkowanych komentarzach. Dlatego mam propozycję, która jak sądzę może ułatwić dyskusję, żeby Pan Andrzej zebrał to, co do tej pory napisał w komentarzach w jednym tekście, który mógłby np. być tekstem uzupełniającym w dyskusji o prorokach. Jeśliby się Pan na to zgodził, to proponowałbym, żeby tekst nieco zsyntetyzować, na ile to możliwe, bo czy chcemy, czy nie chcemy internet słabo trawi długie teksty. Ale to oczywiście pozostawiam Pana uznaniu. Jeśli zechce Pan bardziej się ujawnić jako autor, to dobrze, a jeśli nie, to trudno, chociaż namawiałbym Pana jednak do ujawnienia. A jeśli Pan Andrzej zechciałby przygotować taki syntetyczny tekst, co zapewne nie potrwa długo, to proponowałbym, żeby na razie zawiesić dyskusję i dyskutować już pod tekstem Pana Andrzeja. Namawiałbym Pana Andrzeja do przygotowania takiego tekstu także i dlatego, że mogłoby to zwiększyć liczbę dyskutantów.
Witam Panie Grzegorzu!
a )Oczywiście, że tak. Relacja męki w Ewangeliach nie jest historycznym sprawozdaniem lecz twórczym rozwinięciem proroctw a aby do czegoś takiego doszło potrzebny jest pewien upływ czasu. Omówmy to na dwóch przykładach gdyż szersze rozwinięcie tego tematu nie jest tutaj możliwe.
Od czego powinno się zacząć analizę historii spisanych relacji z tzw. Męki Pańskiej w Ewangeliach Piotra, Marka, Mateusza, Łukasza i Jana? – czy jak podchodzi do tego większość historyków od rozpatrzenia systemu prawnego w Judei w początkach wieku I po Chr. ( sanhedryn, instytucja prefekta rzymskiego ) i skonfrontowania tego z opowiadaniem Ewangelistów czy też – jak podchodzą do tego egzegeci chrześcijańscy – od relacji Ewangelicznych do analiz systemu sądowniczego. Nie deprocjonując, żadnej z tych metod proponuję trochę inną drogę, jest ona związana z sytuacją w jakiej znaleźli się uczniowie Jezusa; po ich ucieczce z Jerozolimy: zapewne dowiedzieli się po jakimś czasie; ( prawdopodobnie dość szybkim, ponieważ z pielgrzymki na Święto Paschy powrócili do Galilei inni pątnicy ), o publicznej egzekucji Jezusa na krzyżu poza murami Jerozolimy. Nie znając bliższych szczegółów tego wydarzenia a znając jedynie jego zarysy nie odbiegające zapewne od tego co o samej wykonaniu wyroku powiedział J. Flawiusz musieli w jakiś sposób – gdy śmierć swojego Mistrza wpisali w koncepcję jego drogi ku godności Mesjasza – odnaleźć jej zapowiedzi w proroctwach ST i egzegezach jej tekstów. Należy pamiętać, że luki w życiu Jezusa pierwotne chrześcijaństwo wypełniało poszukując ich w Pismach hebrajskich. W ten sposób min. chrześcijanie ustalili wygląd zewnętrzny Jezusa, nie mogąc znaleźć jego opisu w dotychczasowych dokumentach poszukali go w proroctwie i stwierdzili, że był on mówiąc kolokwialnie brzydki ( Iz 53, 2 ). Taki sposób poszukiwania historycznego Jezusa wydaje się nam dzisiaj śmieszny ale dla tych ludzi słowo prorocze oznaczało przepowiedzianą rzeczywistość. Oto jaki jeden z argumentów wysunął Orygenes przeciwko Celsusowi:
Poza tym nie pojmuję, dlaczego Celsus rozmyślnie pomija najistotniejszy dowód w sprawie Jezusa, że mianowicie wszyscy prorocy żydowscy, zarówno Mojżesz, jak po Mojżeszu zapowiadali Jego przybycie. (…) A może Celsus nie znał proroctw odnoszących się do Jezusa? ( Contr. Cels. 1, 49 ).
Świadectwo Orygenesa potwierdza, że większość chrześcijan w III w. po Chr. odbierała w następujący sposób kolejność, zaistniałych wypadków: proroctwo ST → spełnienie na Jezusie → odszukanie proroctwa przez egzegetów. Tymczasem co udowodnię tutaj w bezsprzeczny sposób kolejność ta wyglądała zupełnie inaczej i miała następujące etapy:1) nieznana historia męki Jezusa → 2) tekst ST → 3) egzegeza chrześcijańska → 4 ) relacja Ewangelistów → 5) odszukiwanie powiązań ciągłej narracji ewangelicznej w proroctwach ST przez późniejsze generacje chrześcijan. Inaczej mówiąc, uważam, że większość szczegółów, które odnajdujemy w Ewangeliach nie pochodzi z historii zapamiętanej, lecz jest twórczym rozwinięciem tekstów ST, które pierwotna gmina judeo – chrześcijańska zgromadziła w tzw. Testimoniach odnosząc je do Jezusa. Nie twierdzę również w przeciwieństwie do znacznej większości badaczy chrześcijańskich, że narracja z męki odgrywała u chrześcijan już na samym początku jakąś olbrzymią rolę. Początkowo Dobra Nowina ( Ewangelia ) była związana z tym czym powinna być czyli z bliskim ustanowieniem Królestwa Bożego i rzeczywistości raju Eden. W najstarszych dokumentach chrześcijańskich Ewangelii Galilejskiej i Ewangelii Tomasza nie ma opisów z tego niecodziennego wydarzenia. Prowadzi to do ważnego wniosku, najpierw zebrano logia Jezusa zapewne w różnych zbiorach jak i różnych recenzjach a na późniejszym etapie dopiero zaczęto próbować odtwarzać moment krzyżowej męki. Ewangelia Marka jest dziełem historycznie ważnym, ponieważ jako pierwsza zawiera połączenie tych dwóch elementów ( logia+męka ). Jednak badacze ustalili pewien consensus, jeśli chodzi o sam opis krzyżowania; stwierdzili, że pochodzi on z jednego źródła, które ulegało w różnych miejscach jego rozbudowaniu a w innych modyfikowaniu, aby potem na skutek kontaktów pomiędzy gminami zostawać poddawany syntezie. Czy jesteśmy w stanie dotrzeć do przypuszczalnej formy pierwotnej takiego pisma ( relacji ustnej )? Raczej jest to niemożliwe ale można ustalić niewątpliwe elementy, które musiały tam występować.
Jak pokrótce przedstawić możliwość pojawienia się nowych informacji w biografii Jezusa? Historycznie należy zupełnie inaczej podchodzić do tekstów Nowego Testamentu. ` Kiedy archeolog rozkopuje – mniej lub bardziej na chybił trafił – starożytny kurhan i porywa co najcenniejsze znaleziska do muzeum, które go wysłało, to wówczas mamy do czynienia nie z naukową archeologią, lecz kulturalnym szabrownictwem. Bez przeprowadzenia naukowego rozwarstwienia, czyli precyzyjnego określenia miejsca każdego znaleziska we właściwej dla niego warstwie historycznej, można niemal z każdego odkrycia wyciągnąć całkowicie dowolne wnioski. Jeśli jednak współczesna archeologia uświadamia sobie absolutne podstawowe znaczenie stratygrafii, to badania nad postacią Jezusa w dalszym ciągu opierają się na szabrownictwie, polegającym na wyciąganiu tekstów i rozpatrywaniu ich bez uwzględniania ich miejsca w stratygrafii problemu` ( Crossan, Jezus historyczny,1997:s. 23, 27 ). W pracy badawczej należy sięgać również po informacje spoza kanonu, datować źródła i wyciągać wnioski z kolejności pojawiania się pewnych nowych danych. Należy się również zastanowić czy nowa informacja pochodzi tak naprawdę z tradycji czy też jej pojawienie się można wytłumaczyć w inny sposób. Justyn Męczennik ( II w. po Chr. ) opisując triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy napisał:
Oślę stało uwiązane do krzewu winnego przy wejściu do wioski, a on kazał swoim towarzyszom przyprowadzić je do siebie ( Apol XXXII ).
Historyk zadaje pytanie skąd Justyn wie, że osiołek był przywiązany akurat do krzewu winnego skoro nie przekazuje nam tej informacji żaden z Ewangelistów ( Mt 21, 2. 7; Mr 11, 3 – 4; Łk 19, 30. 32; Jn 12, 14 ). Justyn ten szczegół wprowadził korzystając z proroctwa, które odniósł do sytuacji związanej z wkroczeniem Jezusa do Jerozolimy na osiołku:
Uwiąże oślę u krzewu winnego, A młode swoje oślicy u szlachetnej latorośli winnej ( Rdz 49, 11 ).
Identyczne pytanie można zadać odnośnie Ewangelii Jana: skąd wie on o nowym szczególe z męki jakim jest przebicie boku Jezusa włócznią; skoro wcześniejsi Ewangeliści nic o tym nie wiedzą ( Mr, Mt, Łk ). Jan odsłania nam pochodzenie tego nowego elementu:
To bowiem stało się, aby się wypełniło Pismo:
„Kość jego nie będzie złamana”. ( Wyj 12, 46 ).
A na innym miejscu mówi Pismo:
„Zobaczą, kogo przebodli”. ( Zach 12, 10 )
( J 19, 36 – 37 ).
Twórcza egzegeza a następnie jej aktualizacja poprzez odniesienie do Jezusa stoi za przebiciem przez legionistę boku Jezusa włócznią. Nie ma to nic wspólnego z historią zapamiętaną, lecz tak jak w przypadku Justyna nowy element został odczytany z Pism ST.
Spróbujmy postawić się w sytuacji chrześcijanina, który wie, że Jezus zmarł śmiercią krzyżową ale oprócz proroctw, w które wierzymy, że zapowiadały samego Nazarejczyka i jego męczeństwo poszukujemy o tym informacji. W tych dywagacjach wielką pomocą posłuży nam List Barnaby. Dlaczego? Został on prawdopodobnie napisany po roku 70 po Chr. a jego autor nie wykazuje żadnej znajomości relacji ewangelicznych o Jezusie, pomimo to stara się na podstawie tekstów ST nadać jej jakieś ramy. Wychodząc z jego pozycji wyjściowych jesteśmy w stanie niejako przybliżyć sobie tamtą atmosferę oraz tok rozumowania ówczesnych chrześcijan. Ważne jest, aby kilkakrotnie przeczytać ten tekst, ponieważ pokazuje on, że pomimo braku Ewangelicznych relacji o śmierci Jezusa Barnaba podaje nam z niej identyczne fakty analizując tylko i wyłącznie same proroctwa!
`Dlatego bowiem zgodził się Pan wydać swoje ciało na zniszczenie, aby nas oczyścić przez odpuszczenie grzechów, którego dokonuje pokropienie krwią Jego. To, co mówi o Nim Pismo Święte, odnosi się po części do Izraela, po części zaś do nas. A mówi tak: „Przebity był za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy, dzięki Jego ranom zostaliśmy uzdrowieni. Jak baranek na rzeź był prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją”( Iz 53, 57 ). (…) Mówi bowiem Bóg, że rany swego ciała od nich otrzymał: „Kiedy uderzę pasterza, wtedy zginą owce stada”( Za 13, 6 ). Sam chciał tak cierpieć, gdyż trzeba było, by cierpiał na krzyżu. Mówi o Nim prorok: „Ocal od śmierci moje życie”( Ps 21, 21 ), oraz „przebij moje ciało, gdyż osaczyła mnie zgraja złoczyńców”( Ps 118, 120; 21, 17 ). A kiedy indziej powiada: „Oto podałem grzbiet mój bijącym, a policzki policzkującym. Twarz moją uczyniłem twardą jak skała”( Iz 50, 6 ). A kiedy dopełnił swego posłannictwa, cóż mówi: „Któż się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niechaj zbliży się do Sługi Pańskiego! Biada wam, bo wszyscy rozpadniecie się ze starości jak odzież i mól was zgryzie”( Iz 50, 8 ). (…) Co mówi jeszcze prorok? „Osaczyła mnie zgraja złoczyńców”( Ps 21, 17 ), „otoczyli mnie jak pszczoły plaster miodu”( Ps 117, 12 ), „losy rzucali o moją suknię”( Ps 21, 19 ). Tak więc ponieważ miał objawić się w ciele i ponieść mękę, męka ta została z góry zapowiedziana. Powiada bowiem prorok o Izraelu: „Biada ich duszy, bo uknuli zły spisek przeciw sobie samym mówiąc: Zwiążmy sprawiedliwego, bo nam niewygodny”( Iz 3, 9; Mdr 2, 12 ). (…) A zwróćcie dobrze uwagę: „Tylko kapłani wszyscy będą jedli wnętrzności nie obmyte z octem”( cyt. niezidentyfikowany ). Dlaczego? Ponieważ gdy ja za grzechy mego nowego ludu ofiaruję ciało moje, wy „napoicie mnie octem i żółcią”, a zatem sami będziecie jeść, podczas gdy lud będzie pościł i bił się przez nich w wór odziany i siedzący w popiele. Chcąc zaś pokazać, że przez nich musi cierpieć, patrzcie co polecił: „Weźcie dwa kozły o pięknym wyglądzie i podobnej wielkości i ofiarowujcie je, a kapłan niech wybierze jednego jako całopalenie za grzechy”( Kpł 16, 7 – 9 ). A z drugim kozłem co mają uczynić? „Niech jeden zostanie przeklęty”( Kpł 16, 8 – 10 ).
Zwróćcie uwagę, jak tu objawia się zapowiedź Jezusa: „Naplujcie na niego wszyscy, przebijcie go ościeniem, zwieńczcie mu głowę szkarłatną wełną i tak wypędźcie na pustynię”( cyt. niezidentyfikowany ). (…) Co to wszystko znaczy? Posłuchajcie: „Jeden kozioł na ołtarz drugi kozioł przeklęty”( Kpł 16, 8 ). I właśnie ten przeklęty zostaje uwieńczony. (…) Ale dlaczego jeden kozioł podobny do drugiego? Kozły mają być podobne, o pięknym wyglądzie, jednakowej wielkości ( Kpł 16, 7 ), aby wyrazić przez to, że Żydzi widząc przychodzącego Chrystusa będą zaskoczeni jego podobieństwem do Ukrzyżowanego. (…) A jak sądzicie, czego zapowiedzią jest ten oto nakaz dany Izraelowi: Mężczyźni winni grzechów ciężkich mają ofiarować jałówkę, zabić ją i spalić ( Lb 19, 1 – 9 ) . Następnie chłopcy zbiorą popiół do naczyń i owiną szkarłatną wełną pręt drewniany – oto raz jeszcze zapowiedź Krzyża, i wełna szkarłatna i hyzop. (…) Popatrzcie, jak prostym językiem przemawia Pan. Jałówką jest Jezus, składający ją na ofiarę grzeszni mężowie to ci, którzy przyprowadzili go na zabicie` ( Brn 5, 1 – 2. 12 – 14; 6, 1 – 2. 6 – 7; 7, 4 – 7. 9. 10; 8, 1. 2 ).
W tym wypadku mamy już do czynienia nie tyle ze zbiorem Testimoniów ale ich twórczą egzegezą do której Barnaba wykorzystuje szereg tekstów ST dowolnie je łącząc a nawet tradycję żydowską, którą odnajdujemy w Misznie; to z niej Barnaba wywiódł pomysł identyczności dwóch kozłów – Księga Kapłańska nie zawiera takiego zalecenia ( por. Kpł 16, 7 – 10, 21 – 22 ).
Pierwsze pytanie jakie Grzegorzu na pewno nasuwa się po przeczytaniu tych fragmentów Listu Barnaby dotyczy zapewne kwestii jak z tak mętnej egzegezy mogła powstać zwarta opowieść w której występują historyczne lub też fikcyjne postacie? Zanim postaram się dać odpowiedź na to pytanie wysnujmy wnioski jakie płyną ze zbioru proroctw, które posiadał Barnaba i z jego interpretacji. Jezus występuje w sekwencji dwóch bliźniaczych kozłów z których jeden zostanie złożony na ofiarę za przebłaganie grzechów. Zostanie on poddany męce, która zawiera następujące elementy:spisek w celu schwytania, przebicie, brak oporu ze strony ofiary, otoczenie przez zgraję złoczyńców, bicie po grzbiecie i policzkowanie, rzucanie losu o szaty, związanie, napojenie octem i żółcią, zwieńczenie głowy szkarłatną wełną, plucie i zabicie dokonane przez grzesznych mężów. Wszystkie poszczególne składniki wniosków Barnaby występują w narracji Ewangelistów ale nas najbardziej interesują elementy tych dywagacji, które nie mogą mieć potwierdzenia historycznego gdyż wtedy możemy z całkowitą pewnością stwierdzić, że układający opowieści męki korzystali nie z poprzedzających ich relacji zapamiętanych ale właśnie z tego typu interpretacji. Taką częścią jest niewątpliwie odprowadzenie Jezusa przez lud żydowski na miejsce męki, ponieważ jak świadczy Barnaba taka insynuacja wynika z twórczej historyzacji Lb 19, 1 – 9 a nie z rzeczywistości Judei gdzie taką karę wykonywali w całości tylko i wyłącznie żołnierze rzymscy:
I wydał Go ludowi w przeddzień Przaśników ich święta. Ci zaś wzięli Pana, popychali Go biegnąc ( EwPtr 2, 5b; 3, 6 ).
Jezusa zaś zdał na ich wolę. A gdy go prowadzili ( Łk 23, 25 – 26 )
Wtedy to wydał go im na śmierć krzyżową. Wzięli więc Jezusa i odprowadzili go ( J 19, 16 ).
W tych trzech wypadkach można niewątpliwie wskazać, że ich autorzy przestali się kierować prawdopodobieństwem zaistnienia takiej sytuacji bo chodziło im przede wszystkim o zgodność z egzegezą Księgi Liczb (” Jałówką jest Jezus, składający ją na ofiarę grzeszni mężowie to ci, którzy przyprowadzili go na zabicie” ) oraz z wyraźną chęcią przedstawienia narodu żydowskiego w negatywnym świetle. W tym celu ludność żydowska wzięła udział nie tylko w skazaniu Jezusa ale także wprowadzono ją do wstępnego etapu męki krzyżowej.
Następnym niehistorycznym i nieprawdopodobnym momentem jest tzw. „przywilej paschalny” w myśl, którego – według Ewangelistów – miał być zwalniany jeden z więźniów prefekta rzymskiego. O takim kuriozum jednak nie wspominają żadne zewnętrzne świadectwa.” Geza Veremes zapewnia, że żadne źródło poza Ewangeliami nie sugeruje, aby Rzymianie kiedykolwiek mieli zwyczaj wypuszczania na wolność skazańców podczas Paschy. Jest on również zdania, że nawet jeśli rzymskie władze robiły mieszkańcom Jerozolimy taki „świąteczny prezent”, to Barabasz, człowiek skazany za morderstwo popełnione podczas nieudanego powstania, prawdopodobnie nie byłby nawet brany pod uwagę jako kandydat do uwolnienia. Z perspektywy rzymskiego namiestnika Barabasz nie był osobą, którą można było wypuścić na wolność w niespokojnym kraju” ( Bruce, Jezus – dowody zbrodni,2011:s. 276 ). Weddig Fricke utrzymuje, że gdyby istniał privilegium paschale to w źródłach historycznych znalazłyby się o nim odpowiednie informacje ( Fricke,Ukrzyżowany,1996:s. 250 ). Tymczasem w źródłach odnajdujemy informacje jedynie o odkładaniu egzekucji z powodu świąt. O takim zwyczaju wspomina Filon z Aleksandrii w związku z namiestnikiem rzymskim w Egipcie Flaccusie ( 32 – 38 r. po Chr. ):
Zarządcy, którzy w należyty sposób sprawują władzę i nie tylko udają szacunek, lecz prawdziwie zawsze szanują swoich dobroczyńców, mają zwyczaj odkładać wykonanie wyroku na skazanych, dopóki nie zakończą się uroczystości ku czci wspaniałego Augusta. (…) Lecz Flakkus nie wydał polecenia, by zdjąć ciała ukrzyżowanych. Przeciwnie, nakazał ukrzyżowanie żyjących, którym okres świąteczny zapewniał krótkie odroczenie, opóźniające wykonanie wyroku, choć nie jego unieważnienie ( Filon z Aleksandrii, Przeciw Flakkusowi 81 – 84; cyt. za Crossan1998: s. 149 ).
Piłat, którego historyk żydowski Flawiusz oznaczył jako wyjątkowego na tle jego poprzedników szanujących zwyczaje żydowskie mógł ignorując ważne dla ludności Święto Paschy nakazać ukrzyżować Galilejczyka zachowując się podobnie jak Flaccus w Egipcie. Skoro w przypadku Jezusa nie skorzystał on ze zwyczaju odkładania egzekucji na czas poświąteczny to zasadnym staje się postawienie tezy, że nie uczynił on nic, aby przedłużyć egzystencję oskarżonego. Crossan pod wrażeniem relacji o Barabaszu pisze:” Po pierwsze, portret Piłata uległego wobec rozwrzeszczanego tłumu stoi w całkowitej sprzeczności z tym, co pisze o nim Józef Flawiusz. Historyczny Piłat znany był z brutalnych interwencji wobec tłumów. Po drugie, otwarta amnestia, zwalnianie z okazji Pesach dowolnie wybranego więźnia. Taki zwyczaj stoi w sprzeczności z wszelkimi zasadami sprawowania rządów. Filon Aleksandryjski opisał w dziesięć lat później, jak postępowali ze skazanymi przestępcami przyzwoici namiestnicy rzymscy przy okazji świąt: odraczali wykonanie wyroku do końca święta. Nie trzeba dodawać, że odroczenie nie jest tym samym co amnestia, ale odroczenie to wszystko, co potrafi sobie wyobrazić Filon” ( Crossan1998, Kto zabił Jezusa,:s. 149 ). W jaki więc sposób tłumaczą historycy literacką opowieść o Barabaszu i Jezusie? Weddig Fricke wysuwa następującą hipotezę:” Scena z Barabaszem oraz relacje Łukasza o żałobnym tłumie mogą wywodzić się z tego samego pierwotnego przekazu historii Męki. W późniejszej redakcji rozszczepiono Jezusa Bar – Abbasa czyli Jezusa, Syna Boga, na dwie osoby, i zmieniono żałobne rzesze w przepełnione nienawiścią masy żydowskie. Powodem redakcyjnych przekształceń byłoby tu znów to samo: pragnienie ewangelistów, by ich pisma miały formę odpowiadającą rzymskiej władzy państwowej oraz by zatuszować fakt, że ten, którego uznawali za swojego „Pana”, w rzeczywistości był Galilejczykiem, którego Rzymianie stracili jako buntownika” ( Fricke1996:s. 248 ). Fricke uważa, że w pierwotnym przekazie Barabasz i Jezus byli jedną osobą a ich rozszczepienie jest związane z propagandą chrześcijańską, która starała się odsunąć winę od urzędnika rzymskiego a przypisać ją tłumom jerozolimskim. Nie można się z tym zgodzić z jednego podstawowego powodu: opis ten znają wszyscy ewangeliści a oprócz tego, Mt, który korzystał z Mr zna jego inne szczegóły co wskazuje, że jakaś jego wersja dotarła do Mt innymi niezależnymi kanałami co sugeruje, że to właśnie ona należała do najstarszej warstwy relacji Pasji.
Crossan proponuje następujące rozwiązanie tego problemu: „Barabasz był – oczywiście zależnie od punktu widzenia – rozbójnikiem, buntownikiem, powstańcem lub bojownikiem o wolność. Marek pisał jednak wkrótce po straszliwym dopełnieniu się losów pierwszej wojny rzymskiej, gdy Jerozolima i świątynia zostały kompletnie zniszczone w 70 roku po Chr. Widzieliśmy wcześniej, jak zeloci, luźna koalicja ugrupowań rozbójniczych i zbuntowanych chłopów, zepchnięci przez zaciskający się pierścień rzymskiego okrążenia miasta, zdobyli w nim władzę w 68 r. po Chr. Taki był – powiada Marek – wybór Jerozolimy: wolała Barabasza od Jezusa, zbrojnego buntownika od nie uzbrojonego zbawiciela. Opowieść o Barabaszu stanowi zatem, inaczej mówiąc, symboliczną udramatyzowaną wizję losu Jerozolimy, jak widział go Marek. Władze żydowskie zadecydowały o zwolnieniu niewłaściwego ( z religijnego punktu widzenia ) człowieka, władze rzymskie zadecydowały o ukrzyżowaniu niewłaściwego ( z politycznego punktu widzenia ) człowieka. Tak samo jak przeciwstawienie sobie Jezusa i Piotra podczas procesu żydowskiego, także przeciwstawienie sobie Jezusa i Barabasza odnosi się do wydarzeń dużo późniejszych od rzeczywistej, historycznej egzekucji Jezusa” ( Crossan1998:s. 150 ). I tu napotykamy ten sam problem – nie negując pewnej aktualizacji na którą wskazał Crossan samej opowieści o Barabaszu – wyjaśnienia wymagają ich niezależne wersje a zwłaszcza ta u Mt. Marek nie wymyślił tej anegdoty a zaczerpnął ją z historii Męki i poddał ją – oczywiście – aktualizacji, aby spełniała ona nie tylko element Pasji ale, aby również dotykała problemów z którymi musieli mierzyć się chrześcijanie po 70 r. po Chr. Czy Marek mógłby jednak stworzyć całkowicie nową ale bardzo istotną perykopę i dodać ją do swojej relacji gdyby nie miała ona jakiegoś pierwowzoru we wcześniejszych przekazach chrześcijańskich? W samych pismach, które tworzyli ewangeliści nie można wykluczać z nich odbiorców, pojawienie się tak znaczącego elementu Męki Pańskiej bez jakiegoś wcześniejszego prototypu jest nieprawdopodobne a przynajmniej wymagałoby w Ewangelii jakiegoś wyjaśnienia. Gdy Marek wprowadzi do przekazu nieistniejącą wcześniej tradycję „pustego grobu” umieścił przynajmniej, krótką wyjaśniającą wzmiankę, aby odbiorca wiedział dlaczego wcześniej nic nie usłyszał na ten temat: „Kobiety nikomu nic nie powiedziały, bo się bały” ( Mr 16, 8 ). Nowy element wymagał wytłumaczenia; tymczasem w historii o Barabaszu z niczym takim się nie spotykamy co może jedynie oznaczać, że odbiorca znał już jakieś szczegóły tego zdarzenia a Marek nie potrzebował w jakikolwiek sposób uwiarygadniać tej tradycji i odwołał się do „wiedzy” odbiorcy.
Bryan Bruce po swoich analizach zaproponował następujące wyjście z tej sytuacji:” Owa paschalna amnestia to literacki ( aż chciałoby się rzec „teatralny” ) zabieg pozwalający ewangelistom przedstawić Piłata jako człowieka dobrego, który uczynił wszystko, co w jego mocy, żeby uwolnić Jezusa, lecz został wmanewrowany w skazanie go na śmierć przez nieuczciwych kapłanów i niezadowolony tłum” ( Bruce2011:s. 276 – 277 ). I tu niewątpliwie należy przyznać rację Bruce`owi, że jedną z przyczyn powstania tej anegdoty była chęć odciążenia od winy Piłata i obciążenia nią tłumu ale dlaczego kapłanów? Skoro Mr na wcześniejszym etapie umieścił rozprawę przed sanhedrynem to ich wina została już naznaczona; scena z Barabaszem powinna już w zasadzie obwiniać tylko tłum a jednak Mr podkreśla ich dalszy udział włącznie z przekonaniem ludu o uwolnieniu Barabasza:
Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im raczej Barabasza ( Mr 15, 11 ).
Wszystkie te elementy można wytłumaczyć sięgając do chrześcijańskiej egzegezy tekstu o dwóch identycznych kozłach o której wspomina Barnaba:
Ale dlaczego jeden kozioł podobny do drugiego? Kozły mają być podobne, o pięknym wyglądzie, jednakowej wielkości ( Brnb 7, 10 ). Tak samo ma się rzecz z owemi dwoma podobnemi do siebie kozłami (…), z których jeden na przebłaganie bywał wygnany, drugi zaś szedł na ofiarę ( Dialog z Żydem Tryfonem 40 [w] św. Justyn Męczennik Apologia. Dialog z Żydem Tryfonem, przełożył ks. Arakadiusz Lisiecki, Poznań 1926 ).
Trzymali tam wtedy znanego bardzo więźnia imieniem Jezus Barabasz. Skoro zatem już byli zebrani, zapytał ich Piłat: „Kogo chcecie, abym wam zwolnił: Jezusa Barabasza czy Jezusa zwanego Mesjaszem ( Mt 27, 17 – 18 tłum. ks. Remigiusz Popowski ).
Weźcie dwa kozły o pięknym wyglądzie i podobnej wielkości i ofiarujcie je, a kapłan niech wybierze jednego jako całopalenie za grzechy ( Brnb 7, 6; por. Kpł. 16, 7 – 9 ).
Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby zażądały Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa ( Mt 27, 20 )
Kozioł uwolniony ( Jezus Bar Abba ) nosi na sobie znamiona winy narodu żydowskiego:
„Kiedy już ukończy obrzęd przebłagania nad Miejscem Świętym, Namiotem Spotkania i ołtarzem, każe przyprowadzić żywego kozła. Aaron położy obie ręce na głowie żywego kozła, wyzna na nim wszystkie winy Izraelitów, wszystkie ich przestępstwa dotyczące wszelkich ich grzechów, włoży je na głowę kozła i każe człowiekowi do tego przeznaczonemu wypędzić go na pustynię. W ten sposób kozioł zabierze z sobą wszystkie ich winy do ziemi bezpłodnej” ( Kpł 16, 20 – 24 ).
Wina narodu żydowskiego nie zostaje odkupiona, ponieważ Barabasz jako buntownik przeciwko władzy Rzymu symbolizuje cele i pragnienia Izraelitów, które skutkowały kolejnymi powstaniami. Symboliczne więc wygnanie kozła nie nastąpiło, ponieważ jego winy i pragnienia stały się winami i pragnieniami całego narodu.
A cały lud zawołał: „Krew jego na nas i na dzieci nasze”. Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie ( Mt 27, 25 – 26 ).
Słuszne zatem wnioski z tych relacji wysnuł Meliton z Sardes ( ok. 160 r. po Chr. ):
I dlatego właśnie Izraelu,
że przed Panem nie drżałeś,
że Pana się nie uląkłeś,
że nad Panem nie lamentowałeś,
dlatego lamentowałeś nad swymi pierworodnymi,
nie rozdzierałeś szat nad Panem powieszonym,
rozdzierałeś je zatem nad twymi zabitymi dziećmi.
Opuściłeś swojego Pana
i On cię nie znalazł.
Zgniotłeś twego Pana
i ciebie zmiażdżono na ziemi ( Meliton z Sardes, Homilia Paschalna, 99 ).
Współczesna egzegeza chrześcijańska – choć obecnie mniej antyjudaistyczna jak w swych początkach; rozwój Kościoła wiąże ze zburzeniem Jerozolimy i eksterminacją ludności żydowskiej w trakcie wydarzeń roku 70 po Chr. Benedyktyni Tynieccy w przypisie do Mt 16, 28 zamieścili następującą egzegezę:`Chodzi tu o duchowe przyjście Jezusa i rozwój Jego królestwa – Kościoła, który zacznie się z upadkiem Jerozolimy w roku 70` ( BT: s.39 ). Pomijając błędne wyjaśnienie słów Jezusa, który miał na myśli tutaj nie Kościół a Królestwo Boże ( por. pierwotną wersję logionu Mk 9, 1 ) to nadal wśród – przynajmniej części przedstawicieli katolicyzmu – rok nieszczęść narodu żydowskiego ( 70 r. po Chr. ) wiąże się z triumfalnym duchowym przyjściem Jezusa, który umożliwił szybką ekspansję chrześcijaństwa w krajach położonych w basenie Morza Śródziemnego.
Podsumowując: należy bezsprzecznie stwierdzić, że relacje o odprowadzeniu przez wrogi tłum żydowski Jezusa na miejsce kaźni krzyżowej oraz privilegium paschale nie mogły zaistnieć w rzeczywistości, choć istnieją próby doszukiwania się korzeni tych opowieści ( zwłaszcza tej drugiej ) w fikcji literackiej mającej przedstawić Piłata jako człowieka, który do samego końca próbuje walczyć o życie Nazarejczyka i Żydów a szczególnie arcykapłanów ( mógł być tylko jeden ) w negatywnym świetle to – nie pomijając oczywiście powyższych intencji – stała za tym twórcza egzegeza tekstów ST, która została zaktualizowana a następnie wprowadzona w formie literackiej opowieści do historii Męki Pańskiej. Wszystkie inne jej znaczenia takie jak prorzymskość i antyjudaizm są elementami ważnymi ale wtórnymi do pierwotnego motywu tej opowieści.
Jak to jednak było możliwe, aby sięgnąć po tak daleki paralelizm pomiędzy dwoma kozłami, odnieść go do Jezusa a następnie stworzyć z niego prawdopodobną ( dalece ) narrację? To, że odszukanie takiego paralelizmu było możliwe pokazuje nam przykład Listu Barnaby i Justyna Męczennika a mechanizmy tego wytłumaczy nam inny pisarz chrześcijański, którego już cytowaliśmy niejaki Meliton z Sardes. Był on duchownym chrześcijańskim pochodzącym prawdopodobnie z Azji Mniejszej a napisał on Homilię Paschalną , której powstanie datuje się pomiędzy 160 a 170 r. po Chr. Mamy więc do czynienia z wczesnym dziełem dotyczącym „Męki Pańskiej” w którym spotykamy i nawiązania do relacji Ewangelicznych z tego zdarzenia jak i proroctw a co najciekawsze Meliton z Sardes podaje w swojej wersji Paschy elementy, które są nieobecne zarówno w Mr, Mt, Ptr, Łk i J – możemy więc mówić o Pasji według Melitona.
Najpierw zajmijmy się odpowiedzią na postawione pytanie, jak to możliwe, aby odszukiwać tak dalekie paralelizmy w tekstach ST i metodą alegoryczną przenosić je na rzeczywiste zdarzenia z życia Jezusa? Meliton odpowiada na to następująco:
Nic nie znaczą, umiłowani słowa i wydarzenia, jeśli nie weźmiecie pod uwagę sensu symbolicznego i wyznaczonego z góry planu. Wszystko, co się wydarza i wszystko, co się mówi, ma w sobie coś z symbolu:
słowo – coś z sensu symbolicznego,
Wydarzenie – coś z zapowiedzi,
aby jak zapowiedź wskazuje na wydarzenie
tak i symbol wyjaśniał słowo.
Jeśli nie ma wzoru, dzieło nie powstaje. Czyż nie dostrzegamy go poprzez obraz, który je zapowiada? Z tego właśnie powodu sporządza się modele z wosku lub gliny lub z drewna: aby można było zobaczyć to, co ma powstać (…). Sporządzasz model rzeczywistego działania. Pragniesz go, bo widzisz w nim obraz tego, co nadejdzie. Przynosisz materiał na model ( Homilia Paschalna 35 – 36. 38 ).
Czyli pierwszym krokiem powinno być poszukanie materiału na model ale gdzie go szukać odnośnie Jezusa? Oddajmy głos Melitonowi:
Jeśli więc chcesz oglądać tajemnicę Pana, patrz
na Abla, który został podobnie zabity,
na Izaaka, który został podobnie związany,
na Józefa, który został podobnie sprzedany,
na Mojżesza, który został podobnie porzucony,
na Dawida, który był podobnie prześladowany,
na proroków, którzy podobnie ze względu na Chrystusa cierpieli ( Tamże: 59 ).
Czy Grzegorzu włos zjeżył ci się na głowie – a powinien, ponieważ Meliton stwierdza, że odniesienia do postaci Jezusa można poszukiwać u każdej wręcz postaci ST. Drogi Melitonie ale czy także możemy ich poszukiwać wśród opisów rytuałów żydowskich, jak to uczynił Barnaba i Justyn:
Patrz również na baranka złożonego na ofiarę w Egipcie ( Tamże:60 ).
Melitonie wiemy również z Listu Barnaby, że wiele proroctw odnosiliście do Jezusa czy możesz nam wskazać te najpopularniejsze:
Również i głosy proroków zapowiadały tajemnicę Pana. (…)
Dawid zaś mówi:
„Dlaczego narody się buntują,
czemu ludy knują daremne zamysły?
Królowie ziemi powstają
i władcy wraz z nimi spiskują
przeciw Panu i przeciw Jego Pomazańcowi.”
A Jeremiasz:
„Ja jak baranek bez winy, którego prowadzą na zabicie.
Powzięli przeciw mnie zgubne plany mówiąc:
Dalej, wrzućmy drzewo w chleb jego
i zgładźmy go z ziemie żyjących,
a jego imienia nikt już nie wspomni”.
I Izajasz:
„Jak baranek był na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec tego, kto ją strzyże,
nie otworzył ust swoich.
Kto rodzaj jego wypowie?”
Czy to wszystko czcigodny Melitonie?
Wiele innych także rzeczy głosili liczni prorocy zapowiadający tajemnicę Paschy, którą jest Chrystus.
A skąd oni to wszystko wiedzieli?
Pan jednak już przed wiekami zarysował swoje własne cierpienia w patriarchach, prorokach i całym ludzie, potwierdziwszy je przy tym pieczęcią Prawa i Proroków. Co bowiem miało w przyszłości urzeczywistnić się w sposób niesłychany i wspaniały, to od dawna przygotował, aby gdy to się stanie, mogło znaleźć wiarę, jako że było zapowiedziane od wieków.
W jaki więc sposób Jezus spełnił wymagania baranka paschalnego?
On to został wzięty ze stada i na ofiarę poprowadzony, wieczorem zabity, a nocą pogrzebany. Na drzewie Jego kości nie połamano, w ziemi Jego ciało nie uległo zepsuciu.
Dlaczego Melitonie go zabito?
Napisano gdzieś w Prawie i w Prorokach: „Zapłacili mi złem za dobre, a duszy mojej opuszczeniem. Snuli złe zamysły przeciwko mnie mówiąc: Zwiążmy sprawiedliwego, bo nam przeszkadza”.
Czy nie uczynił tego przypadkiem Piłat i jego żołnierze a więc poganie a ty oskarżasz o to Izrael?
„Niewdzięczny Izraelu chodź, a sądzony będziesz za twoją niewdzięczność! (…) Ty natomiast sam głos złożyłeś przeciw twemu Panu. Tego oto bowiem, któremu narody hołd oddają, którego nieobrzezani podziwiają i obcy wychwalają, dla którego nawet Piłat umył ręce, Tego właśnie ty sam zabiłeś w dzień Wielkiego Święta”.
Pomijając Melitonie twój bezsensowny zarzut, że Żydzi w dzień swojego największego Święta zabijali by człowieka, powiedz co konkretnie masz im do zarzucenia?
„Co uczyniłeś o Izraelu? (…) Wieczorem gdy dokonała się ofiara Pana, przygotowałeś dla Niego gwoździe ostre i świadków fałszywych, sznury i bicze, ocet i żółć, miecz i udrękę niby dla krwiożerczego zbója. Przyniósłszy Mu bowiem i bicze do ciała, i ciernie na głowę, związałeś Jego dobre ręce, które cię z ziemi ulepiły, i napoiłeś go żółcią Jego dobre usta, które dla ciebie życiem syciły, i zabiłeś Pana w dniu Wielkiego Święta. I ty radowałeś się przy uczcie, a On głód cierpiał; ty jadłeś chleb i piłeś wino, a On żółć i ocet; ty miałeś twarz promienną, a On bolesną; ty byłeś pełen wesela, a On udręki; ty śpiewałeś, a On był sądzony; ty wybijałeś takt, a On był przybijany do krzyża; ty tańczyłeś, a Jego grzebano; ty spoczywałeś na miękkim łożu, a On w grobie i w trumnie”.
Zaproponowałem Grzegorzu zupełnie inną drogę do historii męki prowadzi ona od proroctw do relacji narracyjnej.
Ja zawsze mówię szczerze. Myślę, że wiele by dało. I nie tyle zapomnienie, ale zabranie tym wydarzeniom ważności i priorytetu. Myślę na ten temat i coś już wymyśliłam, ale na razie nie mam do końca przemyślanych argumentów, więc nie będę za wiele pisać, zwłaszcza że Pan lubi wszystko uargumentowane dokumentami źródłowymi etc. Więc mam pewne hipotezy, ogólnie można powiedzieć, że można by w chrześcijaństwie zobaczyć inne sprawy jako pierwszoplanowe, takie jak istnienie sfery nadprzyrodzonej i Boga oraz kwestia tego, jak żyć , a przede wszystkim myslec aby dotrzec do sfery boskiej. To wielki skrot, ale calość moich przemyśleń nie nadaje się na komentarz w blogu. Za wiele pisania. Koncentracja na śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa poskutkowała koncentracją na życiu przyszłym zamiast teraźniejszym, na konieczności ofiary Syna, i wszelkich idących za tym konsekwencjach, głowną z nich jest zafałszowany obraz Boga Ojca, któremu potrzebna jest męka Syna aby zbawić świat. Konsekwencje uczynienia śmierci i zmartwychwstania Jezusa centrum wiary są dalekosiężne.
Witam Pana Rynkowskiego! Zapewniam Pana, że nie chciałem w jakikolwiek sposób naruszyć ciągłości czy też wprowadzić do Pana dyskusji jakiegokolwiek chaosu. Pojawiłem się tutaj – to główna przyczyna – z powodu D. Kota, który swoimi uwagami historyka starał się wykazać niby w trosce o Kościół, iż Jezus jest fałszywym prorokiem. Na dodatek wiem, że ta jego troska jest udawana – wystarczy zaznajomić się z jego artykułem na portalu „Racjonalista”: „Third Quest: Czy dla polskiego Kościoła wybiła godzina”. Staram się więc pokazać, że pomimo stosowania – nawet surowszych metod – niż te, które prezentuje ateista – filolog D. Kot można wiarę zachować a naukowość niekoniecznie oznacza ateizm. Czy mogę w jakiś sposób bardziej przestać być anonimowy? Oczywiście; niech mi tylko Pan powie co chce Pan o mnie wiedzieć? Natomiast musi Pan sobie zdawać sprawę, że temat, który Pan poruszył jest wielowątkowy i wieloaspektowy. Mogę powiedzieć – a wiem to z różnych źródeł – że przygląda mu się wiele osób. To zobowiązuje… Pozdrawiam Pana serdecznie i życzę jak najwięcej właśnie takich tematów.
Panie Andrzeju, rozumiem przyczyny i formę Pana pojawienia się na blogu, ale proponuję – bez zarzucania wprowadzania chaosu – uczynienie tego, co chce Pan przekazać, łatwiejszym w odbiorze. Trudno czytać tak długie komentarze, tym bardziej że nie każdy wie, że one się pojawiają. Uporządkowany tekst ciągły moim zdaniem byłby łatwiejszy w odbiorze i łatwiej byłoby z nim dyskutować. Dlatego proponuję Panu napisanie go. A gdy Pan go ewentualnie napisze, to będę chciał Pana opisać tak jak innych autorów (podstrona „Autorzy”). No chyba że nie będzie Pan chciał się „ujawnić”. 🙂 A jeśli chodzi o takie właśnie tematy, to na marzec planujemy temat „Jezus Mesjasz”. Może też Pana zainteresuje. Gdyby chciał Pan o coś dopytać, to można mailowo (ikona w prawym górnym rogu). Również pozdrawiam serdecznie i liczę na to, że zechce Pan skorzystać z propozycji.
P. Grzegorzu jako, że pytania b i c można ze sobą powiązać, zatem odpowiem na nie łącznie. Hurtado wychodząc z wzorca kultu diadycznego ( lub binitarnego ) uważa, że praktyki liturgiczne ( aklamacja, dziękczynienie ) skutkowały w przypadku Jezusa szybkiej drodze do jego deifikacji a cały ten wzorzec badacz dostrzega już u Pawła z Tarsu. Oczywiście teoria Hurtado jest znacznie szersza i chyba też nie jest to miejsce, aby ją popularyzować. Niech Pan się jednak Grzegorzu zastanowi nad jedną kwestią? Jezus został skazany na karę śmierci – jedynie On – nikt z Jego uczniów. Zatem władze doszły do wniosku, że jest On postacią na tyle ważną i kluczową dla całego ruchu, że należy uderzyć tylko w niego samego. Musiał więc On posiadać niesamowitą charyzmę skutkującą wielkim wpływem na otoczenie. Należy stwierdzić, że takie osoby wzbudzają emocje pozytywne i negatywne, które z czasem ulegają zwielokrotnieniu. Proces deifikacji jest jego naturalną konsekwencją zetknięcia się z człowiekiem wychodzącym ponad przeciętność zwłaszcza w starożytności a przykładów mógłbym przytoczyć wiele. Tu jednak spotykamy się z czymś jakościowo innym – religia żydowska to monoteizm i ta deifikacja musiała mieć swoje granice. Dla Pawła z Tarsu Jezus był obiecanym przez proroków Pomazańcem z rodu Dawida, który został zesłany i narodził się z niewiasty. Dzięki śmierci krzyżowej i poprzez zmartwychwstanie został ustanowiony Synem Bożym ( Rz 1, 3 – 4; Ga 4, 4 ). Zatem całe wywyższenie Jezusa Paweł przeniósł na niesprawdzalny okres popaschalny. To wtedy – według Pawła – Jezus został czasowo zrównany z Bogiem i zasiadł razem z nim na niebiańskim tronie ( 1 Kor 15, 24 – 27 ). Sytuacja ta jednak nie jest wieczna po doprowadzeniu do odnowienia wszechświata Jezus zostanie na powrót podporządkowany Bogu: „A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich” ( 1 Kor 15, 28 ). Pawłowa chrystologia zatem nie narusza zasady jedyności Boga a jedynie przydaje mu czasowego regenta, który wraz z nim współrządzi światem. Nigdy zatem w swoich Listach nie nazywa on Jezusa Bogiem i stwierdza wyraźnie, że w hierarchii bytów to Bóg Ojciec zajmuje pierwsze miejsce ( 1 Kor 11, 3 ).
Czy, aby na pewno nie odnajduje Pan w Listach Pawła sporów odnośnie postaci Jezusa? Paweł w Liście do Koryntian (53/54 n. e.) zwalcza poglądy grupy, która twierdziła, iż posiada dostęp do tajemnej wiedzy objawionej jej przez samego Jezusa (1 Kor 1 – 4). Co to za grupa? To grupa o której już wspominaliśmy kładąca nacisk na Jezusa jako Mądrość Bożą. Paweł z Tarsu przeciwstawił jej krzyż – a więc konflikt pomiędzy wizją Jezusa Pawła a wizją Jezusa Ewangelii Galilejskiej jest faktem historycznym: „Albowiem mowa o KRZYŻU jest głupstwem dla tych co giną (…) Również ja, gdy przyszedłem do was, bracia, nie przyszedłem z wyniosłością mowy lub MĄDROŚCI, głosząc wam świadectwo Boże” ( 1Kor 1, 18. 2, 1 ). Paweł z Tarsu przeciwstawił więc poprzedniej wizji Jezusa swoją własną ideologię: „Myśmy głupi dla Chrystusa, A WYŚCIE rozumni w Chrystusie;myśmy słabi, A WYŚCIE mocni; WY JESTEŚCIE SZANOWANI (!), a my w pogardzie” ( 1Kor 4, 10 ). Czy nie widać tu jak głębokie różnicy były pomiędzy obiema ideologiami? W końcu Paweł z Tarsu musiał odnieść się także do koncepcji zbawczych SŁÓW Jezusa na które powoływało się środowisko np. galilejskie: „Albowiem Królestwo Boże zasadza się NIE NA SŁOWIE, lecz na mocy” ( 1Kor 4, 20 ). Inaczej mówiąc Paweł z Tarsu stwierdził, wsadźcie sobie w buty te logia Jezusa dla mnie liczy się krzyż i „głupota” a nie Mądrość. Pozdrawiam.
” Nie posłał mnie bowiem Chrystus, abym chrzcił, lecz abym zwiastował dobrą nowinę, i to nie w MĄDROŚCI MOWY, aby KRZYŻ CHRYSTUSOWY nie utracił mocy” ( 1Kor 1, 18 ).
„Już jesteście nasyceni; już WZBOGACILIŚCIE SIĘ; bez nas staliście się KRÓLAMI” ( 1Kor 4, 8 ).
„A mówię to dlatego, że każdy z was powiada: Ja jestem Pawłowy, a ja Apollosowy, a ja Kefasowy, a ja Chrystusowy. CZY ROZDZIELONY JEST CHRYSTUS” ( 1Kor 1, 12 – 13 ).
PAWEŁ Z TARSU
Czy można KRÓLOWAĆ bez KRZYŻA JEZUSA opierając się tylko na Jego SŁOWACH – oto dylemat Pawła, którego ja jako historyk nie będę rozstrzygał. Jako katolik uważam ( wierzę ), że połączenie tych dwóch elementów, które zaproponowali i Mt i Łk jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Może na tym poprzestańmy…
Istotnie nie poruszyłem tutaj najważniejszej kwestii, która była powodem mojego pojawienia się na tym forum – jest nią kwestia Jezusa jako proroka apokaliptycznego. Co jakiś czas D. Kot pojawia się w różnych miejscach starając się wzbudzić sensację odkryciem obecności idei bliskiego Królestwa Bożego u Jezusa. Wiadomość ta jednak sensacyjną nie jest w żadnym stopniu. Albert Schweitzer ( 1875 – 1965 ), któremu właściwie zawdzięczamy jej upowszechnienie ogłosił ją już na początku wieku XX. Przyjęła się ona dość szeroko w kręgach badaczy z mniejszymi lub większymi modyfikacjami. Sam Albert Schweitzer postanowił niejako żyć według idei pośpiechu Jezusa niosąc ludziom dobro. Po ukończeniu edukacji wyrzekł się kariery naukowej, by nieść pomoc potrzebującym. Założył w 1913 roku wraz z żoną szpital w Lambarene ( Gabon ). Stał się człowiekiem znanym z bardzo wysokich norm etycznych. Wszystko to skutkowało przyznaniem mu w 1952 roku Nagrody Nobla.
Dariusz Kot pyta się w jednym z artykułów: Czy dla polskiego Kościoła wybiła godzina? Nie, Panie Dariuszu, ale niewątpliwie patrząc na to z historycznego punktu widzenia wybije ona właśnie Panu. Chciałbym, aby w Pana przypadku odkrycie apokaliptycznego Jezusa spowodowało skutek w którym mógłby zostać Pan doceniony Noblem, jak Pana „protoplasta” jednak na to się nie zanosi ( obym był „fałszywym prorokiem” ). Przyjęcie idei apokaliptycznego Jezusa wcale nie musi oznaczać końca chrześcijaństwa jak Pan myśli wystarczyć spojrzeć na życie właśnie Schweitzera, który jest określany wręcz „trzynastym” apostołem. Upowszechnienie Pana idei w żadnym stopniu nie zagraża Kościołowi. AN.
Odnosząc się do prośby P. Roberta Mikołaja Rynkowskiego odnoszącej się do otwarcia podstrony z dalszymi dyskusjami dotyczącymi poruszanych przeze mnie zagadnień należy przede wszystkim ustalić, czy wśród czytelników i piszących komentarze jest chęć kontynuowania dalszej dyskusji. Jeśli tak to ja niewątpliwie zastosuje się do wskazówek P. Rynkowskiego. Pozdrawiam Andrzej Nowicki.
„…czy wśród czytelników i piszących komentarze jest chęć kontynuowania dalszej dyskusji…”
We mnie jak najbardziej.
Pozdrawiam
Grzegorz Turek
Gdyby Pan mógł jeszcze tutaj więcej pisać na Kleofasie to byłoby wyśmienicie. Mnie nie przeszkadza długość tych wywodów. Następny tydzień poświęcę sobie na przegląd tego wszystkiego co Pan napisał. Chyba zabraknie mi jednak czasu.
Szanowny Panie Robercie w związku z tym, że moje wywody spotkały się z zainteresowaniem to uwzględniając Pana prośbę o utworzenie nowego wątku nie pozostaje mi nic innego jak pozytywnie się do niej przychylić.
Propozycja notki biograficznej:
Andrzej Jan Nowicki, ur. 1974, były student Papieskiej Akademii Teologicznej; wydział Historii Kościoła. Szczęśliwy mąż i ojciec mieszkający w Krakowie. Zainteresowany działalnością Jezusa w kontekście epoki.
Proponowany tekst wprowadzający:
Jako, że jestem gościem Pana Roberta Rynkowskiego proponuję, nadal rozważać główny temat dotyczący Jezusa jako proroka. Jednak chcę wprowadzić do niego trochę niezbędnej wiedzy źródłowej. Odejdziemy zatem od ogólników a skupimy się na dwóch najstarszych dokumentach chrześcijańskich i to z nich postaramy się ustalić kim był Jezus z Nazaretu dla galilejskich mieszkańców wsi i miasteczek. Jeśli oni odczytali go trafnie to istnieje możliwość, że rozumieli oni Go lepiej niż my a to może prowadzić do wniosku, że ich przekonania oddają to co czuł Jezus z Nazaretu.
Zastanówmy się nad bardzo ważną kwestią związaną z Ewangelią Marka; jej stosunkiem do Źródła Q. Wiemy, że również Marek przytacza ustępy, które znalazły się w tym dokumencie. Po czym to poznano? Weźmy pod uwagę logion: „Albowiem temu, kto ma, będzie dodane, a temu, który nie ma, zostanie i to co ma odebrane” ( Mk 4, 25 ). Słowa te z Mr odnajdujemy u obu Ewangelistów ( Mt 13, 12; Łk 8, 18 ) ale napotykając go później w Źródle Q, z którego korzystają obydwaj, cytują go jeszcze raz ( Q= Mt 25, 29+ Łk 19, 26 ). Nie jest to przypadkowe; tak samo postępują z logionem: „Bo kto by chciał swoją duszę zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją” ( Mk 8, 35Mt 10, 39; Łk 9, 24 )+ ( Q=Mt 16, 25 + Łk 17, 33 ). Przez to, że słowa te występują i w Źródle Q i u Mr, Mt i Łk cytują je podwójnie – to jest zrozumiałe – natomiast skąd Mr zaczerpnął te logiony skoro nie korzystał z Q. Prawdopodobnie Mr jak i Q musieli korzystać z ustnej tradycji lub też byli obydwoje uzależnieni od jakiegoś dokumentu. „Teza o niezależności Mk i Q pozostaje nadal – wyjaśnia ks. A. Paciorek – najbardziej przekonująca. Próby wykazania takiej zależności jak dotąd nie znalazły uznania. Podobnie też nie dało się wytłumaczyć, dlaczego Marek pominął tak znaczną część Q, jeśli dokument ten był mu znany. Ostatecznie więc najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem fenomenu pewnej zbieżności Mk i Q jest przyjęcie wspólnego nurtu wczesnej tradycji chrześcijańskiej” ( ks. Antoni Paciorek, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001,s, 109 ). Zatem hipotezę intertekstualną możemy odrzucić na rzecz wspólnej tradycji. Czy możemy zatem do niej dotrzeć? Skoro poprzedza ona i Mr i Q, to tradycja ta musi być wcześniejsza, a więc jeszcze bliższa czasom Jezusa. Na to pytanie można odpowiedzieć twierdząco: 22% treści Q ma swoje analogie w Mr.
Do Q/Mk należą następujące grupy tematyczne:
1) Odwołania do proroków w związku z Janem Chrzcicielem ( Mk 1, 2= Q[Mt 11, 10; 3, 3+Łk 7, 27; 3, 4]).
2) Chrzest Jezusa ( Mk 1, 12=Q[Mt 4, 1 – 11+Łk 4, 1 – 13])?
3)Zarzut współpracy z Belzebubem ( Mk 3, 22 – 30=Q[Mt 12, 24 – 26+Łk 11, 14 – 23]).
4)Grzech przeciw Duchowi Świętemu ( Mk 3, 28=Q[Mt12, 31+k 11, 14 – 23]).
5)Logion o zabraniu i dodaniu ( Mk 4, 25=Q[Mt 25, 29+Łk 19, 26]).
6)Ziarno gorczycy – przypowieść ( Mk 4, 30 – 32=Q[Łk 13, 18 – 19]).
7)Nakaz misyjny ( Mk 6, 7 – 13=Q[Mt 9, 37 – 10, 16+Łk 9, 1 – 6; 10, 1 – 16]).
8)Znak z nieba ( Mk 8, 11=Q [Mt 12, 38{Mt 16, 1 – 4}+Łk 12, 54 – 56]).
9)Logion o utracie życia ( Mk 8, 35=Q[Mt16,25+Łk 17, 33{Mt 10, 39; Łk 9, 24}]).
10) Zaparcie się Jezusa ( Mk 8, 38=Q[Mt10, 32+Łk 9, 26{Łk 12, 8}]).
11) Zakaz rozwodów ( Mk 9, 37=Q[Mt 18, 5+Łk 9, 48{Mt10, 40; Łk 10, 16}]).
12)Mowa eschatologiczna ( Mk 13=Q[Mt 24, 10. 22 – 37; Łk 12. 17].
Q/Mk=Mk 1, 2; 1, 7 – 8; 1, 12 – 13; 3, 22 – 26. 27 – 29; 4, 21. 22. 24. 25. 30 – 32; 6, 7 – 13; 8, 11; 12, 34 – 35; 8, 38; 9, 37. 40. 42. 50. 10, 10 – 11. 31; 11, 22 – 23; 12, 37b – 40; 13, 9. 11. 33 – 37. Zespół ten dla łatwiejszego nim posługiwania się nazwiemy Y.
Y daje nam możliwość zetknięcia się z najbardziej prawdopodobnymi wypowiedziami Jezusa. Dlaczego? Załóżmy, że mamy do czynienia z dwoma albumami zdjęć jakiegoś człowieka, których autorzy stosowali fotomontaż ale kolekcje te tworzyli nie znając siebie ani też swoich albumów. W bardzo prosty sposób można wyodrębnić zdjęcia, które nie podlegały obróbce a będą to fotografie, które posiadają wspólnie obydwaj kolekcjonerzy. Tradycja Y to właśnie logia Jezusa do których sięgnęli redaktorzy Q i Mr z tradycji.
Ważna wczesnochrześcijańska tradycja Y również dostarcza pewnych problemów, albowiem posiadamy jej dwie recenzje ( Q i Mr ) a druga recenzja posiada dwa warianty: Mt i Łk – w jaki więc sposób ustalić jej pierwotne brzmienie? Tu z pomocą przychodzą badania uczonych, którzy ustalili tekst samego Q ( International Q Project ) ale nadal tradycja ta jest przekazana w dwóch źródłach, które niekiedy różnią się od siebie w wielu istotnych szczegółach. Różnice potwierdzają niezależność tych dwóch dokumentów wobec siebie ( tezę niezależności literackiej uznaje: P. Wernle, B. H. Streeter, W. Bussmann; W. Grundmann, W. G. Kummel, V. Taylor, E. Guttgemanss, W. Schenk ) ale ze względu na brak wyjściowego materiału porównawczego utrudniają dostęp do pierwotnej formy. Dlatego też po ustaleniu mojej prawdopodobnej wersji ( będzie to Q albo Mr ) nie będę podawał do niego uzasadnienia, ponieważ długi ciąg dedukcji niezmiernie wydłużyłby ten wpis i skierowałby go nazbyt w kierunku filologicznym. Do naszych zaś rozważań absolutna pierwotność nie jest potrzebna. Przy rekonstrukcji opierałem się na tłumaczeniu ks. A. Paciorka oraz Davida Sterna. Dla łatwiejszego późniejszego posługiwania się w wpisach Zespołem Y podzieliłem dokument na rozdziały i wersety co ułatwi wszystkim komentującym pracę.
TRADYCJA Y
JAN CHRZCICIEL
I. 1. I stało się, że Jochanan Zanurzyciel pojawił się na pustyni, głosząc zanurzenie polegające na odwróceniu się od grzechu. 2. ( I ) ogłaszał: „Ja zanurzam was w wodzie; lecz Ten, który idzie za mną, nie jestem nawet godzien nosić za Nim sandałów – On was zanurzy w Ruach Ha – Kodesz i w ogniu”. 3. [ A Jeszua ], zaczął mówić do tłumu o Jochananie: „To ów mąż, o którym mówił Jesza`jahu, powiadając:
Głos kogoś wołającego
Na pustyni przygotujcie drogę Adonai!
Wyprostujcie dla niego ścieżki.
KUSZENIE NA PUSTYNI
II. 1. I zaraz Duch wywiódł Go na pustynię, i był na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Diabła. 2. Przebywał wśród dzikich zwierząt, a aniołowie troszczyli się o niego.
ZAKAZ ROZWODÓW
III. 1. [ Przechodząc nad jeziorem Kinneret] [Jeszua zaczął mówić do tłumu:] „Kto rozwodzi się z żoną, popełnia cudzołóstwo, a kto oddaloną bierze za żonę cudzołoży”.
KONTROWERSJA
IV. 1. I wyrzucał ducha, który był niemy. A gdy demon wyszedł, niemy przemówił. Tłumy zdumiały się. 2. A niektórzy z nich rzekli: „To przez Ba`ala – Zibbula, władcę demonów, wypędza demony”. 3. Znając jednak ich myśli, Jeszua powiedział im: „Każde królestwo wewnętrznie podzielone upadnie i dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi. 4. Jeśli więc szatan, jest wewnętrznie podzielony, jak zatem królestwo jego może trwać. Bo mówicie, że ja przez Ba`ala – Zibbula wyrzucam złe duchy. 5. Jeśli ja wypędzam demony mocą Ba`al Zibbula to czyją wypędzają je wasi ludzie? Oni więc będą waszymi sędziami. 6. Tak! Mówię wam, że ludziom będą przebaczone wszystkie grzechy i wszystkie bluźnierstwa, jakie wypowiedzą, jednak kto bluźni przeciwko Ruach Ha – Kodesz, nigdy nie ma przebaczenia, ale jest winien grzechu wiecznego”. [ Bo mówili:`On ma w sobie ducha nieczystego`.] 7. „Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, zatem przybliżyło się do was Królestwo Boże”.
KRÓLESTWO BOŻE
V. 1. Do czego jest podobne Królestwo Boga i z czym je porównam? 2. Podobne jest do ziarna gorczycy, które wziąwszy człowiek zasiał w swoim ogrodzie. I urosło i stało się drzewem, a ptaki niebieskie zagnieździły się w jego gałęziach.
MOC WIARY
VI. 1. Gdybyście mieli wiarę jak ziarno gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: `Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze`, a byłaby wam posłuszna”.
FARYZEUSZE
VII. 1. Przyszli p`ruszim, żeby dał im znak z nieba. 2. On jednak rzekł: „Pokolenie to jest złym pokoleniem. Z pewnością żadnego znaku nie otrzyma, z wyjątkiem znaku Jony! 3. [ Kiedy jest wieczór, mawiacie: `Będzie ładna pogoda, bo niebo jest czerwone i pochmurne. Wiecie, jak czytać z wyglądu nieba, a nie umiecie czytać znaków czasu!] 4. Nie przynosi się lampy, aby ją postawić pod korcem czy pod łóżkiem, prawda? Czy nie stawia się jej na świeczniku? 5. No właśnie, nie ma nic schowanego, co by nie miało być odsłonięte, i nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. 6. Biada wam, p`ruszim, bo miłujecie pierwsze ławy w synagogach i pozdrowienia na rynkach”.
MOWA MISYJNA
VIII. 1. [ A podniósłszy oczy swe na talmidim powiedział:] „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. 2. Proście Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje. 3 . Idźcie, oto posyłam was jak owce między wilki. 4. Nie noście trzosu ani torby, ani sandałów, ani laski, i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. 5. A do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. 6. A jeśli będzie tam syn pokoju, wasz pokój spocznie na nim, jeśli zaś nie – do was powróci. 7. W tym domu pozostańcie, jedząc i pijąc, co jest u nich; godzien jest bowiem robotnik swojej zapłaty. 8. Nie przechodźcie z domu do domu. 9. Do jakiego zaś miasta wejdziecie, i nie przyjmą was, wyszedłszy z niego strząśnijcie pył, który przylgnął do nóg. Mówię wam: Sodomie w ów dzień lżej będzie niż temu miastu.
POUCZENIA
IX. 1. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
2. A kiedy was pochwycą i przywiodą przed Sąd, nie martwcie się zawczasu o to co powiedzieć. 3. Mówcie raczej to, co będzie wam dane, gdy przyjdzie czas. Bo to nie tylko wy będziecie mówić, ale Ruach Ha – Kodesz.
4. Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie może być Moim uczniem.
5. Dobra jest sól, lecz jeśli sól smak swój utraci, to w jaki sposób go przywrócić?
6. Ten, który zabiegać będzie o życie swoje, by je zachować, utraci je, a kto je utraci, odzyska je.
7. Każdemu, kto ma, będzie dodane, a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.
8. Kto przyzna się do Mnie przed innymi, do tego również Ja przyznam się przed Moim Ojcem w niebie. Kto jednak wyprze się Mnie przed innymi, tego i ja wyprę się przed Moim Ojcem w niebie.
PRZESTROGI APOKALIPTYCZNE
X. 1. Wielu bowiem przyjdzie pod Moim imieniem i będą mówić: `To ja jestem Mesjaszem`. I wielu w błąd wprowadzą. 2. To zaś wiedzcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie pozwoliłby włamać się do jego domu. Czuwajcie więc! 3. Bo nie wiecie, kiedy przybędzie właściciel domu, czy wieczorem, czy o północy, czy o pianiu kura, czy rankiem – a nie byłoby dobrze, gdyby przybył znienacka i zastał was śpiących! A to, co mówię wam, mówię wszystkim: czuwajcie! 4. Kto jest zatem wiernym i roztropnym sługą, którego Pan ustanowił nad swoją służbą, aby wydawał im żywność w odpowiednim, czasie? 5. Szczęśliwy ów sługa, którego Pan przyszedłszy zastanie przy tej czynności.
Wydaje się, że w tym wypadku mamy do czynienia z najstarszym przekazem kerygamatycznym. Co najdziwniejsze – jak zapewne wszyscy zauważyli – jest on niezwykle spójny i to pomimo, iż został „odzyskany” z dwóch różnych dokumentów. Następną ważną okolicznością, którą należy właśnie teraz wspomnieć to fakt, że Paweł z Tarsu w tych jedynych przykładach gdy odwołuje się do słów Jezusa to korzysta tylko i wyłącznie z Zespołu Y ( 1Kor 7, 10 por. Y 3, 1; 1Kor 9, 14 por. Y 8, 6; 1 Tes 4, 15; 5, 2 por. Y 10, 2 – 5 ). Zespół uzyskuje więc uwiarygodnienie ze strony świadectwa nieanonimowego.
Teraz proponuję wszystkim chcącym poszukać odpowiedzi czy Jezus uważał się za proroka o przeczytanie Zespołu Y przy jednoczesnym zapomnieniu o wszystkich Ewangeliach i o poszukanie na nie odpowiedzi tylko tam. Jeśli zaś ktoś chce wysnuć na podstawie Y jakieś inne ciekawe wnioski to zapraszam do dyskusji. Andrzej Nowicki.
P.s.
Chciałbym Panu podziękować za możliwość umieszczenia mojego tekstu na Pana blogu. Jest Pan niezwykle uprzejmy. Pozdrawiam i do może kolejnej wspólnej inicjatywy.
Panie Andrzeju,a słowa św.Pawła w Dz20,35:”We wszystkim pokazałem wam,że tak pracując,trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa,które On sam wypowiedział:”,przeoczył Pan,czy też uważa ,że pochodzą z innego jeszcze źródła niż Y?
uzupełnienie cytatu”Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”
Panie Władysławie jako ,że wątek został przeniesiony i obecnie występuje on w odrębnym wpisie: Czy Jezus uważał się za proroka? ( odnajdzie Pan go w prawym górnym rogu a otworzy się on gdy kliknie w niego Pan energicznie ) to w tamtym miejscu odpowiem na Pana wątpliwości. Pozdrawiam.
Witam Panie Andrzeju N. Jestem pod wielkim wrażeniem pana wiedzy z zakresu historii, teologii. Niesamowicie super czyta się pana komentarze są bardzo interesujące i wciągające. Piszę do pana przez przypadek. Zaskakujące jest to wszystko! ja również studiowałam historię Kościoła więc gdzieś tam mamy coś wspólnego. Jest pan bardzo ciekawym człowiekiem. Smutno by było gdyby pan wycofał się z owego blogu. Czekam na następne pana wpisy. Pozdrawiam Justyna G.
*Jezus z Nazaretu…*Prorok który został powołany za Życia do…*Objawienia na Ziemi…*Ognia…*Osądu Bożego…*i…*Sądu Boga…*Nauczał i. Ostrzegał przed…*Prawem Wyboru…Drogi która może sprowadzić na ich Życie…*Ogień…*Karzący…*a…*Imię Jego…*Osąd Boży…*lub…*Ognień…*Zbawienia…*a…*Imię Jego…*Sąd Boga…