Książka Tomasza Ponikły jest wielowymiarowa. Biograficzna i intelektualna, refleksyjna i historyczna, a nade wszystko intymna. Jest to nie lada odkrycie dla wszystkich, którym się wydawało, że z Tischnera przeczytali wszystko i o Tischnerze wiedzą wszystko. Nie wiedzą.
„Na początku była Miłość. I na końcu Miłość będzie” – wyśpiewują na płycie „Tischner” Trebunie-Tutki i Voo Voo. Autorem słów piosenki jest Roman Kołakowski, poeta, piosenkarz, kompozytor, który mówi o nich: „Wielkie, poruszające trafienie bez celowania. Nie herezja… Cały Tischner…”. Słowa te samoczynnie zaczynają człowiekowi grać w duszy po lekturze książki Tomasza Ponikły Józef Tischner – myślenie według miłości, która ukazała się ostatnio nakładem krakowskiego Wydawnictwa WAM. Tym razem jednak nacisk pada na drugą część frazy: „I na końcu Miłość będzie”.
O czym jest ta książka? Jej przedmiot Autor wyjaśnia klarownie już we Wstępie. Jest to rzecz o trzech ostatnich latach życia Tischnera, czyli o okresie po zdiagnozowaniu u filozofa choroby nowotworowej. Pojawiają się wówczas, i to w formie źródłowej, nowe doświadczenia: choroba, cierpienie, wreszcie śmierć. Jest kontakt ze służbą zdrowia i refleksje o medycynie. Niezwykle konkretne i dojmujące doświadczenie własnej cielesności. Nie może nie pojawić się odwieczne pytanie o zło (odwieczne unde malum?). A także próba duchowego i intelektualnego przepracowania sytuacji, w którą filozof został „wrzucony”, co otwiera drogę do zgłębiania zagadnienia miłości i miłosierdzia. Bez przesady można powiedzieć, że trzy ostatnie lata życia Tischnera to nagromadzenie najważniejszych pytań metafizycznych i egzystencjalnych, jakie ludzkość sformułowała przez całe tysiąclecia. I zmaganie się z nimi Tischnera. Jakby chciał zdać najważniejszy egzamin z filozofii w swoim życiu.
Tomasz Ponikło zastrzega zaraz na początku, że „chociaż książka dotyczy filozofa, sama nie jest pracą filozoficzną” (s. 15). Z drugiej strony należy powiedzieć, że nie jest to również książka czysto biograficzna. Jej charakter sytuuje się gdzieś na skrzyżowaniu tych dwóch wymiarów: myśli i życia filozofa. Życie Tischnera w ciągu trzech ostatnich lat dostarczyło nowego materiału do przemyśleń. Myśl z kolei pomaga znosić ból istnienia, poszukiwać sensu, zwłaszcza tego, który prima faciae pozostaje ukryty. To wzajemne sprzęgnięcie się życia i myśli filozofa może być potraktowane jako klucz hermeneutyczny do omawianej pozycji. Wielkie uznanie należy się Autorowi za dostrzeżenie tego związku i konsekwentne wyeksploatowanie go. Jest to bezcenny moment, zwłaszcza dla filozofii o podłożu fenomenologicznym.
Książka składa się z pięciu rozdziałów. W każdym z nich bez trudu odnajdujemy dwie płaszczyzny, na których narracja jest prowadzona: biograficzną i problemową. O płaszczyźnie biograficznej już wspomnieliśmy – obejmuje ona trzy ostatnie lata życia Tischnera, od zdiagnozowania choroby nowotworowej aż po śmierć w czerwcu 2000 roku. Natomiast na płaszczyznę problemową składają się takie tematy, jak filozofia śmierci, refleksje o cierpieniu i chorobie, filozofia medycyny, filozofia ciała ludzkiego, wreszcie refleksja o miłości i miłosierdziu.
Rozdział I nosi tytuł „Rozmowy z chorym” i wprowadza nas w horyzont nowej sytuacji Tischnera. Rozpoczyna się ona gdzieś na wiosnę 1997 roku. Nic jeszcze złego się nie dzieje, dramat nie osiągnął swojej pełni, jedynie pojawiają się nieśmiałe zwiastuny tego, co „nadciąga”. Takim podstawowym symptomem jest dokuczliwa chrypka. Tischner próbuje ją zlekceważyć, potem podejmie pewne próby wyleczenia, ostatecznie przyjdzie mu ją oswoić. Chrypka, choć zrazu niewinna, ma jednak charakter żywiołu. Po mistrzowsku Autor książki wkomponowuje Tischnerową chrypkę w opowieść o innym żywiole – o powodzi, jaka latem 1997 roku nawiedza znaczną część Polski, w tym Podhale i Łopuszną. Żywioł to doniosłe pojęcie dla współczesnej filozofii. Posługiwał się nim bliski naszemu filozofowi Emmanuel Lévinas, a także sam Tischner w Filozofii dramatu, mówiąc o żywiole prawdy, dobra, piękna. Czym jest żywioł? Poza tym, że jest to najbardziej elementarny składnik rzeczywistości, ważna jest jego bezpostaciowość, nieokreśloność, która sprawia, że człowiek w starciu z nim nie ma szans. Nadciąga i zagarnia, wsysa w siebie to, co spotyka po drodze. W żywiole człowiek może też pobłądzić. Teraz dopiero, z perspektywy czasu, wiemy jaki żywioł nadciągał i co tak naprawdę zwiastowała owa chrypka i kłopoty z gardłem. Tischner nie będzie już poruszał się w żywiole dobra i piękna, lecz wejdzie w żywioł choroby, cierpienia i śmierci.
We wrześniu 1997 roku u Tischnera zostaje zdiagnozowany rak, a w miesiąc później przechodzi operację, w wyniku której traci znaczną część krtani. Zostaje mu tylko jedna struna głosowa. Tischner zmienia swoją rolę – teraz w pierwszej kolejności jest pacjentem szpitala i człowiekiem chorym. Jaka jest pierwsza refleksja o chorobie? Tomasz Ponikło wskazuje na rozróżnienie między złem a nieszczęściem – nowotwór to nieszczęście (s. 36). Następnie pojawia się góralska ironia Tischnera i dystansowanie się wobec swojej choroby, jakby próba oswojenia jej. W końcu musi pojawić się intelektualno-duchowa rozprawa z chorobą. Autor przypomina ważne, a mało znane teksty Tischnera sprzed lat, w których filozof podejmował zagadnienie cierpienia i choroby. Bardzo ważny jest tutaj tekst z 1976 roku Rozmowy z chorymi, na który składają się pogadanki z chorymi na białaczkę. Co wówczas powiedział Tischner? Czy teraz, w swojej sytuacji choroby nowotworowej pamiętał, że choroba jest tajemnicą, że nie cierpi się samemu, lecz cierpią też inni, że jest to czas „wewnętrznego przebudzenia”, okazja do spotkania się z sobą samym? Czy zgodziłby się z tymi tezami? Oczywiście, odpowiedź na to pytanie pozostanie tajemnicą, ale jedna rzecz daje do myślenia. Tischnerowska filozofia choroby z lat 70. osadzona jest w horyzoncie nadziei. Człowiek cierpiąc może wzrastać wewnętrznie, przekraczać samego siebie i w ten sposób wzrasta również jego nadzieja. Nadzieja jest niezbędna do przekroczenia samego siebie. Tymczasem teraz, samemu będąc chorym, Tischner wie, że z chorobą nie poradzi sobie „za pomocą” samej nadziei. Może być taki stan chorego, że nadzieja nie jest już możliwa. Filozof sięgnie po inny środek, a będzie nim miłość. Żywioł choroby staje się żywiołem miłości. Tischner wyrazi to pod koniec życia dosadnie: „Cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.
W rozdziale II „Wydeptana droga” Autor próbuje zrekonstruować i przedstawić Tischnera myślenie o śmierci. Choć należałoby chyba powiedzieć, jego milczenie o śmierci. Do końca niechętnie podejmował to zagadnienie, m.in. wyrzuci je z planu tematów do rozmowy-rzeki Przekonać Pana Boga. Z drugiej strony śmierć stale jawiła się gdzieś na horyzoncie i warunkowała jego refleksję. Prowadzący wywiad Jarosław Gowin i Dorota Zańko zauważą specyficzny nastrój i klimat tej rozmowy, jakby Tischner „dyktował swój religijny testament” (s. 72). Na tischnerowską filozofię śmierci składają się trzy teksty: „Naprawić ludzką śmierć”, zapis konferencji rekolekcyjnej, wygłoszonej u poznańskich dominikanów (1966), „Noc zdziwienia” (1967) i „Prolegomena chrześcijańskiej filozofii śmierci” (1968), dwa ostatnie z tomu Świat ludzkiej nadziei. Zatem refleksja Tischnera o śmierci pojawia się praktycznie tylko w początkach jego twórczości, by później zaniknąć. Wątek ten nie znajduje kontynuacji nawet w Filozofii dramatu, ani w Sporze o istnienie człowieka. Co innego będzie charakterystyczne dla „późnego” Tischnera – mianowicie podejmowanie „gry ze śmiercią”. Ten ostatni wątek jest niezmiernie ciekawy i przez Autora książki celnie wydobyty i omówiony.
Warto może jednak – tu mała uwaga do Autora – sięgnąć szerzej po kazania Tischnera, zwłaszcza te niepublikowane. Nawet jeśli Tischner rzeczywiście nie podejmował kwestii śmierci w tekstach stricte filozoficznych, to przecież jako kapłan i duszpasterz nie mógł jej uniknąć w kazaniach. Tym bardziej, że jego filozofia śmierci jest wyprowadzona z postaci Jezusa. O dziwo, zagadnienie śmierci pojawia się w homilii na Mszy św. prymicyjnej w miejscowości Łapsze Wyżne, gdzie Tischner mówi o śmierci ciała i śmierci serca, po czym zestawia dwie postaci – lekarza i kapłana, z których pierwszy ratuje od śmierci ciała, drugi od śmierci serca. Ciekawie mówi też Tischner o śmierci w cyklu kazań wygłoszonych w 1986 r. w kościele św. Anny – tutaj śmiercią jest dla niego „życie pozorne”. Wreszcie w starosądeckim kazaniu „Obumieranie” (z tomu Wiara ze słuchania) rozwinie soteryczną koncepcję śmierci. Sięgnięcie po kazania Tischnera byłoby cennym uzupełnieniem jego koncepcji filozoficznych. Autor przeanalizował tylko jedno kazanie z 1987 roku z Uroczystości Wszystkich Świętych, w którym Tischner mówił o problemie „własnej śmierci”.
Rozdział III pracy „W świecie ludzkiej nadziei” przynosi jeszcze inną perspektywę. Tomasz Ponikło omawia bowiem postaci, które ukształtowały tischnerowską myśl o chorobie, cierpieniu i śmierci, przy czym nie chodzi tu o wpływy wyłącznie intelektualne. Autor zrekonstruował środowisko ludzkie, w którym przebywa Tischner. To niesamowity konglomerat relacji i spotkań, a każda z tych nitek międzyludzkiego porozumienia zostawia w filozofie jakiś ślad. Kogo spotykamy w „środowisku tischnerowskim”? Jest tu Antoni Kępiński i Juliusz Aleksandrowicz, jest św. Franciszek z Asyżu i św. Maksymilian Maria Kolbe, Jacek Żakowski i Adam Michnik, jest Karol Wojtyła i Jan Pietraszko, Mistrz Eckhart i Emanuel Lévinas, Hans Urs von Balthasar i Gisbert Greshake. A nade wszystko, dwa podmioty zbiorowe: świat medycyny (lekarze, pielęgniarki i kapelani szpitalni) oraz rodzina, która heroicznie podjęła troskliwą opiekę nad chorym krewnym, oszczędzając mu zwłaszcza dojmującego doświadczenia samotności.
Okres pogłębiającej się choroby Tischnera to podjęcie refleksji nad miłością i miłosierdziem. Tzw. teksty misericordialne Tomasz Ponikło omawia w rozdziale IV książki, zatytułowanym „Myślenie w żywiole cierpienia”. Tischner jako pacjent pisze „Pomoc w rachunku sumienia”, wyjaśniając czym jest nawrócenie. Następnie podejmuje zagadnienie miłosierdzia w artykułach, które wejdą później do tomu Ksiądz na manowcach. Wreszcie zainspirowany Dzienniczkiem św. Faustyny Kowalskiej napisze Drogi i bezdroża miłosierdzia. Każdy czytelnik odczytuje książkę po swojemu i ma do tego prawo. Dla piszącego te słowa ten rozdział IV, wydobywający tischnerowską koncepcję miłości miłosiernej, jest sercem i sednem całej pracy. To tutaj dokonuje się najwięcej. Mówiąc filozoficznie, jest przejście od aksjologii do agatologii, a następnie od myślenia w horyzoncie nadziei do myślenia w horyzoncie miłości. Tylko w perspektywie miłości miłosiernej wszystko jest darem, nawet zło, które może stać się okazją do tworzenia zwyciężającego je dobra. Miłosierdzie trzeba odróżnić od współczucia i litości, a także osadzić je w relacji ze sprawiedliwością. Autor ciekawie wydobywa także tischnerowską drogę dochodzenia do miłosierdzia, która wiedzie przez przebaczenie i wspaniałomyślność. I te przejmujące słowa: „Cierpienie zawsze niszczy. Tym, co wydobywa człowieka spod nawarstwień zła, jest miłość”. Rozważania Tischnera o miłości są niezwykle mocne. Podszyte Hiobowymi pytaniami, które stawia każdy z nas. Zilustrowane wzruszającym i przejmującym spotkaniem z Janem Pawłem II na Wawelu w 1999 roku. Dobrze, że Tomasz Ponikło wydobył i pokazał nam tę zapomnianą cząstkę twórczości Tischnera – sporo się w niej dzieje.
Po takim duchowo-intelektualnym przygotowaniu, może nadejść to, co „nadciągało” od trzech lat. Ponikło krótko opisuje odchodzenie Tischnera i jego śmierć w czerwcu 2000 roku w ostatnim V rozdziale książki, który nosi trafny tytuł „Miłość mnie zrozumie”. Poza faktami czysto biograficznymi mamy tutaj niezwykle poruszające doświadczenie ciała człowieka chorego, które nie tylko jest słabe, stale ospałe, które ciągle boli, ale także jest zawstydzające, bo nie ma nad nim już kontroli. Odleżyny, pieluchomajtki, zaparcia i lewatywy. W takich barwach zostaje odmalowany stan ciała człowieka starego i chorego. Jednakże stan ten zbiega się u Tischnera z odkryciem nowego wymiaru bliskości. Rok przed śmiercią zaczyna godzić się na bliskość. Lubił trzymać kogoś za rękę, co go uspokajało. Aż do 28 czerwca 2000 roku, kiedy do rodziny zadzwonił lekarz: „Proszę przyjechać, to będzie dziś”.
Książka Tomasza Ponikły jest wielowymiarowa. Biograficzna i intelektualna, refleksyjna i historyczna, a nade wszystko intymna. Jest to nie lada odkrycie dla wszystkich, którym się wydawało, że z Tischnera przeczytali wszystko i o Tischnerze wiedzą wszystko. Nie wiedzą. Po lekturze książki Tischner staje się bliższy, bo towarzyszymy mu w tym, co takie osobiste i trudne zarazem. Dzięki lekturze możemy nie tylko lepiej zrozumieć Tischnera, ale także samych siebie. Zresztą, to ostatnie doświadczenie nie jest akurat zaskoczeniem, tak się dzieje zawsze, gdy czytamy coś z Tischnera. A jeśli takie uczucia towarzyszą czytelnikowi po lekturze, to jest to tylko potwierdzeniem, że książka została napisana „po tischnerowsku”. Wielkie gratulacje! Dzięki książce Tomasza Ponikły możemy choć na moment stanąć przy łóżku Tischnera i potrzymać go za rękę. Pożegnać się. Przeżyć jego odejście. A to ustanawia niezwykłą wspólnotę i ponadczasową przyjaźń z Filozofem.
Jeden z ciągle powtarzanych stereotypów w kręgach tischnerowskich mówi, że filozofia Tischnera jest niedokończona. Zmarł przedwcześnie, planował trzeci tom filozofii dramatu, nie zdążył. Nie pozostaje nic innego, jak tylko wyczekiwać, aż jakiś zdolny filozof dzieło Tischnerowskie podejmie i dokończy. Książka Ponikły pokazuje, że nie ma takiej potrzeby. Trzeci tom został dopisany życiem i umieraniem. Po analizach miłości i miłosierdzia nic już nie pozostaje do dodania. Miłość ma ostatnie słowo. Koniec. Kropka. „Na początku była miłość. I na końcu Miłość będzie”.
Tomasz Ponikło, Józef Tischner – myślenie według miłości. Ostatnie słowa, Wydawnictwo WAM, Kraków 2013, ss. 328.