Jeśli było („jeśli”, bo niektórzy twierdzą, że jest z nim jak z potworem z Loch Ness – wszyscy o nim mówią, ale nikt go nie widział) pokolenie JPII, to na pewno w teologii. Dla niektórych promotorów i studentów teologii wręcz obowiązkiem było napisanie pracy na temat jakiegoś aspektu nauczania Jana Pawła II. Efekt? Zarzuty wtórności i dworskości wobec polskiej teologii, niepodejmowania przez nią tematów ważnych w światowej teologii. Pokolenie BXVI nie powstało, bo Benedykt był papieżem za krótko, choć przyznać trzeba, że i jego nauczanie dość mocno eksploatowano (ale Benedykt XVI był teologiem).
Gdy więc teraz słyszę gdzieniegdzie, że teologowie powinni zająć się propagowaniem, analizą nauczania Franciszka, to włos mi się jeży na głowie. Owszem, nauczanie papieża w żadnym razie nie powinno być lekceważone. Jak jednak teolog ma służyć papieżowi pomocą w formułowaniu nauki, gdy zajmuje się komentowaniem papieskich encyklik? Cisną się na usta słowa klasyka: polski teologu, nie idź tą drogą!