„Ptaszki w klatce”, tyle że otwartej przez Objawienie. Stary czyżyk do młodego, że ten ma teraz lepsze w klatce czasu widoki na wieczność. Na co zasmarkany młody, że zrodzony w niewoli wiecznego czasu nie musiał łamać sobie czyżykowej głowy nadzieją lepszej przyszłości. A dzięki wolności – poznał co to wolność i teraz musi w czasie wybierać wieczność, czyż nie?
Po to wolność nieabsolutna człowiekowi zostaje dana, żeby mogła zostać wybrana wolność absolutna, bo Boska. Dar łaski uprzedzającej podarowuje Bóg w czasie, aby łaskę pozaczasowego przebóstwienia człowiek był w mocy przyjąć. I czas tik-tak-tyka jedynie w tym celu, żeby wieczność mogła zostać przyjęta. Być może czas to po prostu „wieczność rozciągnięta”, odpowiednia dla tego, który z natury Bogiem nie jest, ale ma się Nim stać z łaski. Dzięki której dorośnie do tego, aby stać się Dzieckiem Boga. Którego Ojciec zradza, by dokonał się exodus człowieka z tego czasu w łono Odwiecznego.
Rodzimy się w klatce, którą Objawienie otworzyło; czas przestał się „po pogańsku” ciągnąć niemiłosiernie wiecznie, a z miłosierdzia Bożego nie tylko kończy się wiecznością, ale łączy z nią już teraz. Dzięki Wcieleniu, a więc i wczasowieniu Odwiecznego Syna w ludzkie koleje. Odtąd w historię świecką wkracza historia zbawienia, która obejmuje cały czas: bo jeśli Chrystus „staje się” w konkretnym czasie, to dlatego, żeby całe dzieje objąć swoim oddziaływaniem. Po to stworzony został „czas naturalny”, żeby „nadprzyrodzona wieczność” mogła w nim zostać przyjęta. Ponieważ historia świecka była „łaską uprzedzającą” dla historii zbawienia, odtąd nie ma już historii świeckiej: są za to historia zbawienia przyjęta albo odrzucona.
Drzwiczki otwarte „po chrześcijańsku” na wieczność nie dają się już zamknąć. Jedyną ucieczką przed nadzieją eschatologiczną – okazuje się oczekiwanie „eschatologii immanentnej”, sprowadzanie spełnienia dostępnego w „przyszłej” wieczności do czasu „teraz”. Młody czyżyk na razie płacze, ale zaraz odtworzy w czasie ponadczasowy grzech praczyża Adama Rajskiego. Zechce sięgnąć po owoc dorastający w czasie – przed czasem; w ten sposób spróbuje wieczność zerwać dla czasu, zamiast dać się porwać wieczności w czasie. Jak w Drugim Adamie wieczność i czas jednoczą się „bez zmieszania i bez rozdzielania”, tak Adam Pierwszy uprawia „pomieszanie z poplątaniem”.
Wieża Babel to również pomieszanie języka czasu i wieczności. To początek końca, a zarazem koniec początku. Jakub ma rację, „oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jak odpowiada woli sternika”, i tak samo jest z językiem, który „mimo że jest małym członkiem, (…) sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia”. Tak właśnie ci, którym wydaje się, że wieczne Królestwo Niebieskie sprowadzą do historii ziemskiej, w historii gotują piekło sobie i innym. Nie przypadkiem to ci sami, którzy sterują również słownictwem religijnym, sekularyzując je.
Być może gdyby nie pierwszy grzech pomylenia czasu z wiecznością, postęp duchowy odbywałby się ewolucyjnie w czasie, aż Adam niesiony łaską Odwiecznego dojrzałby do wiecznego dziecięctwa-adasiostwa, a zatem zostałby w niebo wzięty z ziemi. Po grzechu jednak realizacji zbawienia eschatologicznego nie wolno utożsamiać z postępem w historii świeckiej. Jak to czynią potomkowie Adama, którzy nadprzyrodzone zbawienie „zeświecczają” przez sprowadzenie go do poziomu „mesjanizmów doczesnych”. W odwrocie przed wyzwalającą nowiną o rozróżnieniu czasu i wieczności, przed którą ucieczki nie ma – bo czasu nie da się cofnąć.
Dobrze byłoby, gdyby czyżyk chrześcijański zachował rozróżnienie między wzrostem Królestwa Bożego a postępem ludzkim, czyli inaczej: między dziełem przebóstwienia a humanizacji. Nie wolno ulegać „optymizmowi ewolucjonistycznemu” co do historii ziemskiej, rzekomo tylko „świeckiej”, skoro w niej właśnie dokonuje się odrzucenie historii zbawienia. Owszem chrześcijaninowi, mówiąc Kisielewskim, „zawsze lepiej być na zapas pesymistą”, byleby był to „pesymizm konstruktywny”, który według felietonisty polega na „pełnej świadomości wszelkich niepowodzeń i goryczy, które zgotować może nam życie”.
Paradoksalnie właśnie zajęcie się sprawami wieczności będzie „dopalaczem” zaangażowania chrześcijan w sprawy tego świata; jednak działalność „tu” nie zrealizuje się kosztem oczekiwania na pełne spełnienie „tam”. „Chrześcijaństwo cieszy się pewnością nadziei teologalnej, nie jeśli chodzi o rzeczywistości «przed-ostatnie», to znaczy rzeczy tego świata, ale rzeczy ostateczne” (Międzynarodowa Komisja Teologiczna). Paradoks do potęgi polega na tym, że właśnie zaangażowanie chrześcijanina na rzecz postępu ludzkiego w tym świecie – może zaowocować krzyżem, dzięki któremu z kolei – a nie poza nim – Królestwo Boże będzie obecne już na tej ziemi, a wieczność w czasie, tyle że „w misterium”.
W takim razie rewolucja wieczności dokonująca się w czasie odbywa się – nie zawsze, ale nie przypadkiem często – „pod prąd” postępu ludzkiego. Odkąd w czasie rodzi się antymesjasz doczesny, odtąd prawdziwy Mesjasz musi cierpieć odrzucenie. Eschaton, który zstąpił w czas przez Wcielenie, zbawia czas przez Paschę. Dzięki niej następuje exodus czasu, przejście do wieczności, w której czas zostanie uwielbiony, na modłę Zmartwychwstałego. Może czas zatem na męczenników.
Czyż nie tak?
Sławomir Zatwardnicki
Szanowny Panie Sławomirze (doktorze?) Zatwardnicki,
ponieważ mój ostatni tekst, a także jak podejrzewam powyższy Pana artykuł, nawiązują do toczącej się debaty o nauce i teologii – czy moglibyśmy kontynuować całą tę rozmowę w jednym miejscu, oczywiście omawiając tam także nasze nowe teksty?
CZY JEZUS WIERZYŁ W EWOLUCYJNE ULEPSZANIE I DOSKONALENIE CZŁOWIEKA?
Co do narracji ewangelisty Mateusza niektórzy poszukiwacze Jezusa historycznego mają wątpliwości. Sięgam zatem do tzw. apokalipsy Marka (13, 3-37) o DEHUMANIZACJI LUDZKOŚCI:
„Powstanie bowiem naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu. (…) Brat wyda brata na śmierć, a ojciec dziecko. Dzieci zwrócą się przeciwko rodzicom i spowodują ich śmierć. Będziecie znienawidzeni przez wszystkich ze względu na moje imię. Kto jednak wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (w. 8.12-13)
….I czytajmy dalej i dalej… Jakoś nie widzę postępującej linii w doskonaleniu się ludzkości, nie tylko w sferze cielesnej i biologicznej, ale także duchowej, uszlachetniającej, uczłowieczającej, w coraz to bardziej ludzkim świecie.
Wiem, że w przepowiedniach prorockich Jezusa załamują się perspektywy, czasowa i eschatologiczna. Apostoł Paweł był przekonany, że „nas…dosięga kres czasów” (1 Kor 10,11; zob. także 1 Pt 4,7).
Dołączam inny fragment mojego komentarza (17 STYCZNIA 2016 O 10:52), cytowanego przez P. Dariusza:
Jezus nie podzielał wiary w ewolucyjne ulepszanie i doskonalenie człowieka. Nie przeczył, że są ludzie o dobrym sercu: „Dobry człowiek z dobrego skarbca swojego serca wydobywa dobro, a zły ze złego wydobywa zło, bo z obfitości serca mówią jego usta” (Łk 6,45; por. Mt 12,35). Zbyt dobrze znał jednak ludzką ułomność i skłonność do czynienia zła. Mówił: „choć źli jesteście, potraficie dawać dobre dary swoim dzieciom” (Łk 11,13). Stąd ten ustawiczny apel Nauczyciela z Nazaretu do ciągłego nawracania się, czynienia dobra, wybaczania i pojednania. Żyjemy w ustawicznym napięciu pomiędzy czynieniem dobra i zła, między łaskawością i życzliwością Boga a wolnością człowieka, między „już” zapoczątkowanego Królestwa Bożego a „jeszcze nie” jego pełnej realizacji w „Stanie Omega. To napięcie pozostanie do końca dziejów. Bóg go przemocą nie usuwa. Droga do Królestwa i panowania Boga wiedzie przez wolność człowieka. Dokonuje się to, dzięki obecności zmartwychwstałego Pana, także w Kościele, pomimo jego oporów, błędów, słabości i grzeszności.
Ilustruje to dobrze przypowieść Jezusa o ziarnku gorczycy, z którego wyrasta rozłożysty krzew (Q 13,18-19; Mk 4,30-32). Panowanie Boga w dziejach podobne jest nie do samego ziarna, ale do CAŁEGO PROCESU JEGO CICHEGO WZRASTANIA i stopniowego przekształcania się. Panowanie Boga cechują niepozorne wydawałoby się wydarzenia w ludzkim życiu, ciche przemiany umysłu i serca (metanoia!), które z kolei przynoszą dobre owoce w relacjach międzyludzkich. Mówimy wówczas o nawróceniu i jego dobroczynnych skutkach w życiu społecznym.
To jest właśnie owa UNIŻONA, KENOTYCZNA POSTAĆ KRÓLESTWA, będąca odzwierciedleniem uniżenia i kenozy samego Jezusa (zob. Flp 2, 6-11). MĘKA I ŚMIERĆ KRZYŻOWA JEZUSA WNIOSŁY TRWAŁĄ MODYFIKACJĘ W SAMO ROZUMIENIE GŁOSZONEGO PRZEZ NIEGO PANOWANIA BOGA W LUDZKICH DZIEJACH (zob. G. Lohfink, Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był, przeł. Eliza Pieciul-Karmińska, Poznań 2012, s. 68).
Stwórca osiąga niezawodnie swój cel, ale w poszanowaniu ludzkiej wolności – w uniżeniu, ciszy i spokoju, bez rozgłosu i zbędnego hałasu. Celem tym jest doprowadzenie wszystkich do ostatecznej pełni Królestwa. „U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga, u Boga bowiem wszystko jest możliwe” (Mk 10,27).
Ostrzeżenia zmarłego przed laty berlińskiego profesora, żydowskiego filozofa Jacoba Taubesa, o którym była mowa w naszych Kleofasowych dyskusjach , warte są głębokiego namysłu. Pisał on:
„Uwewnętrznienie nie stanowi (…) linii podziału między judaizmem a chrześcijaństwem, lecz świadczy o kryzysie w samej eschatologii żydowskiej (…). Jeżeli idea mesjańska w żydowskiej tradycji nie zostanie uwewnętrzniona, może zamienić ‘krainę zbawienia’ w płonącą apokalipsę”. (Jacob Taubes, Mesjanizm i jego cena, „Teologia Polityczna” 4: 2006–2007. Zob.http://www.teologiapolityczna.pl/assets/numery_tp/tp4/taubes_mesjanizm_i_jego_cena.pdf )
@Dariusz Kot
Szanowny Panie,
nie bardzo rozumiem związek mojego tekstu z dyskusją, na którą Pan wskazuje – ? Tak czy owak, nie będę w tamtej dyskusji uczestniczyć.
Pozdrawiam.