Przykazanie kościelne: rozmawiaj!

Z różnych stron słychać głosy, że teologia powinna pełnymi garściami czerpać z osiągnięć współczesnych nauk szczegółowych: biologii, fizyki, astronomii itd. Do twierdzeń tych nauk powinna przystosowywać swoją narrację o np. pochodzeniu świata, człowieka, naukę o duszy, wolnej woli i wolności… Apele te bez wątpienia nie są pozbawione słuszności, chociaż twierdzenie, że teologia w recepcji osiągnięć nauk szczegółowych zatrzymała się na średniowieczu, nie ma wiele wspólnego z prawdą. Rzadziej słychać jednak wezwania, by teologia odwoływała się do osiągnięć nauk humanistycznych, a zwłaszcza swojej niegdysiejszej „niewolnicy”. Być może wynika to z atmosfery nieprzychylności wobec nauk humanistycznych, w tym i filozofii. Trzeba jednak zapytać, czy teologii nie jest bliżej do nauk humanistycznych niż ścisłych i czy mimo wszystko korzystanie z ich dorobku nie będzie dla niej bardziej owocne.

W piśmie „Filozofuj!” Lena Kuklińska w artykule „Dlaczego dzieci potrzebują filozofii?”[1] streszcza tekst Steve’a Neumanna, który stara się udowodnić, jak korzystne może okazać się włączenie filozofii do wczesnych programów nauczania. Jego zdaniem może ona umożliwić naszej cywilizacji dalsze sprawne funkcjonowanie, gdyż jest w stanie pomóc dzieciom być lepszymi obywatelami. Bez niej ludzie, co pokazuje kampania prezydencka w USA, nie są w stanie owocnie debatować na żaden temat. Filozof Matthew Lipman w latach sześćdziesiątych doprowadził do założenia P4C (Philosophy for Children) – ruchu wprowadzającego nowe metody nauczania oparte w dużej mierze na dialogu. Zadaniem nauczyciela było wprowadzić dzieci w świat zadawania pytań, monitorować jakość ich przemyśleń, ale co najważniejsze – uczyć krytycznego myślenia.

Autor stwierdza, że filozofować zaczynamy wtedy, gdy coś nas zaskakuje, czegoś nie wiemy. Wówczas stawiamy pytania nie tylko sobie, ale także innym – tym, z którymi tworzymy naszą wspólnotę. Nawiązujemy z nimi dialog, uczymy się argumentować, traktować poważnie ich zdanie.

Można by więc twierdzić, że dialog buduje wspólnotę. Ale tę wspólnotę buduje, a przynajmniej powinna budować również filozofia. Stawiając pytania, nawiązujemy relacje z innymi.

Postawmy więc pytanie: co jest najbardziej potrzebne Kościołowi? Oczywiście wspólnota, bo właśnie wspólnotę z rozbitego na różne ugrupowania, faryzeuszy, saduceuszy, zelotów, esseńczyków, Izraela starał się zbudować Jezus Chrystus. Jego uczniowie, pochodzący z różnych ugrupowań i warstw, byli zaczątkiem tej wspólnoty. Wspólnota nie bierze się jednak z prostego zwołania. Jeśli nie ma w niej dialogu (Jezus nie mówił swoim uczniom: rozmawiajcie, ale przecież ewangelie to w dużej mierze dialog, a On sam ciągle prowadzi dialog ze swoim Ojcem), wspólnota nie powstaje, są tylko wzajemnie się przekrzykujące stronnictwa. Można zaryzykować twierdzenie, że dla pierwotnego Kościoła tym wspólnototwórczym pytaniem, było pytanie: kim jest Jezus? To sprawa Jezusa zaskakiwała i skłaniała do stawiania pytań.

Kościołowi jako wspólnocie w gruncie rzeczy najbardziej potrzeby jest dialog. Dopiero gdy jego członkowie rozmawiają, mają szansę poznać swoje argumenty, a przede wszystkim poznać odpowiedzi na pytania, które zadają. Mają też szansę stać się wspólnotą. nie zaś zbiorowiskiem przekrzykujących się i ścierających się ze sobą jednostek. Jedno z kościelnych przykazań powinno więc brzmieć: rozmawiaj!

Ale nauczenie umiejętności rozmowy to zadanie dla teologii, która sama wyrasta z pytań o Boga i Jezusa Chrystusa. Jak pokazywałem w książce „Każdy jest teologiem” sama teologia może być rozumiana jako racjonalną rozmowa o spotkaniu z objawionym Bogiem, w której uczestniczy sam Bóg[2]. Jeśli tak, to naturalnym partnerem teologii jest jednak filozofia, która wyrasta z dialogu, i cała humanistyka. Nie oznacza to oczywiście, jak już wspominałem wykluczenia dialogu z naukami szczegółowymi, ale związek teologii z naukami humanistycznymi wydaje się jednak bardziej podstawowy. Ostatecznie on też jest bardziej owocny.

[1] http://filozofuj.eu/dlaczego-dzieci-potrzebuja-filozofii/

[2] R.M. Rynkowski, Każdy jest teologiem. Nieakademicki wstęp do teologii, Kraków 2012, s. 20.

3 myśli nt. „Przykazanie kościelne: rozmawiaj!”

  1. FILOZOFIA

    Trudno podważyć Twoje spostrzeżenie, drogi Robercie, o konieczności partnerstwa teologii z filozofią; ale czy celem tego partnerstwa ma być jedynie uniknięcie jakiejś przyszłej de-humanizacji, która miałaby być jakoby skutkiem – zawinionym lub nie – wykorzystania w swoich konkluzjach teologicznych „osiągnięć współczesnych nauk szczegółowych: biologii, fizyki, astronomii itd.”? Filozofia właśnie dlatego wróciła do łask – w przeciwieństwie do teologii – ponieważ zarówno filozofowie teistyczni, jak i ateistyczni (m.in. Michał Heller, Józef Bremmer, Daniel Dennett, Michael Ruse, Steven Pinker, Saul Kripke) permanentnie odwołują się i bazują na ustaleniach czy to biologii, czy to fizyki, czy to kosmologii. Nieustannie korzystają oni z rozwiązań logicznych i niezwykle skomplikowanych systemów matematycznych. Jeżeli świat jest matematyczny, to jak mówił w swoim wykładzie ks. prof. J. Bremmer, obowiązkiem filozofa (ale przecież i teologa) jest nauczenie się i poprawne posługiwanie się językiem, w którym wypowiedział się Bóg w swoim stworzeniu. Tyle że bardzo często teolodzy nie chcą zauważyć tych zależności. Oczywiście, że istnieje potrzeba „prostej teologii” – nie każdy ma zdolności i czas, by zastanawiać się na problemem, przykładowo, czy świat jest deterministyczny, czy indeterministyczny. Tym ludziom teologia powinna dawać w miarę proste odpowiedzi, ale zgodne z rzeczywistością i racjonalnością świata, który powołał Bóg. Jednak nawet ta „prosta teologia” powinna skłaniać wierzącego do dalszego namysłu; to nie powinno być: «”Alleluja” i do przodu» – jak przekonuje ks. prof. W. Hryniewicz.

    Operując prostym słownictwem oraz prostymi konstrukcjami, które odwołują się do wiedzy potocznej albo popularnonaukowej lub biblijnej (inaczej mówiąc, szeroko dostępnej) można również przekazać rzeczy niezwykle istotne i skłaniające od dalszej refleksji. Ale sam teolog, tworzący tak uproszczoną, uproszczoną ze względu na odbiorcę, katechezę, myśl teologiczną czy ideę religijną musi swoim umysłem sięgać znacznie głębiej. Wydaję się, że takie rozumowanie powinno być poza dyskusją.

    Wspominasz o krytycznym myśleniu w szkołach. Postulat, w którym, wg Ciebie, mogłaby pomóc filozofia, gdyby powróciła jako przedmiot szkolny. Obecne dzieci są nauczane krytycznego myślenia – w Polsce poziom nauczania jest jeszcze na w miarę wysokim poziomie. Należy jednak pamiętać, że to tzw. krytyczne myślenie nie jest na rękę zorganizowanym religiom, ale Nauka, jak najbardziej zachęca do tego, by dzieci poprzez doświadczenia, poprzez obliczenia czy obserwację potwierdzały wiedzę, którą otrzymują w szkole. I dzieci – wiem to z doświadczenia – ufają Nauce i dostrzegają jej pozytywną rolę. Filozofia mogłaby jedynie jeszcze bardziej pogłębić wśród młodzieży, ten zmysł, dzięki któremu doszliśmy aż tak daleko.

    Czy jednak dobrze wyjdą na tym zorganizowane religie? Śmiem wątpić. Dopóki nie wypracują one odpowiednich konstruktów teologicznych, terminologii (ta „stara”, anachroniczna, a czasami już tak śmieszna, jak polszczyzna Wincentego Kadłubka już nie przemówi do informatycznej młodzieży) i nowych założeń, dopóki nie zrewidują one wysoce abstrakcyjnego języka, dopóki nie zaczną odpowiadać na rzeczywiste problemy, z którymi spotyka się młody człowiek, a nie są nimi ani antykoncepcja, ani in vitro, ani homoseksualizm, ani Filioque (co dobrze wróży ekumenistom), mogą mieć problemy z kontaktem z rzeczywistym światem. Rzeczywisty świat to nie tylko plebania i ławy kleryków szczelnie wypełniających salę wykładową; by zmienić teologię trzeba wyjść poza te systemy i wciągnąć w nią więcej osób świeckich. I kobiet. Trudno na świecie znaleźć dziedzinę naukową aż tak opanowaną przez mężczyzn.

    To naprawdę „wstyd” w dzisiejszych czasach…

  2. Filozofia nie może ignorować nauk ścisłych! Musi je przecież zaakceptować, choć może podważać założenia światopoglądu naukowego. Przecież filozofia nie istnieje w próżni i dla siebie samej, ale dla człowieka i jego życia.

  3. Anno i Andrzeju!
    Oczywiście, zgadzam się jak najbardziej, że ani filozofia, ani teologia, ani żadna inna nauka humanistyczna nie powinna ignorować osiągnięć nauk ścisłych. To zastrzegłem na samym początku. Oczywiście można udowadniać i przekonywać, że teoria ewolucji nie jest prawdziwa (prof. Maciej Giertych, który tak twierdzi, wprawdzie nie jest teologiem, ale występuje jako katolik, a jego książki są wydawane przez katolickie wydawnictwo). Skoro są tacy, którzy to robią, to znaczy, że można. Być może kiedyś się okaże, że to właśnie kreacjoniści mieli rację (mało prawdopodobne, ale kto wie). Na razie miażdżąca część naukowców uznaje teorię ewolucji za prawdziwą, więc naukom humanistycznym nie pozostaje nic innego jak też się do niej odnosić.
    Ale nie w tym rzecz. W tekście stawiam trochę inne pytanie. Czy skoro dla Kościoła istotna jest wspólnota (a nikt nie zbawia się w pojedynkę, ale właśnie we wspólnocie), to nie bardziej istotne jest to, co tę wspólnotę tworzy? Innymi słowy, mniej ważne jest to, czy uważam, że człowiek pochodzi od jednej pary ludzkiej, czy też wiem, że zgodnie ze współczesnymi naukami biologicznymi jest to raczej niemożliwe, a bardziej istotne jest to, żebym potrafił rozmawiać (słuchać, przekonywać, argumentować) i z tymi, którzy uznają pochodzenie człowieka od Adama i Ewy, i z tymi, którzy uznają, że żadnego Adama i Ewy nigdy nie było. I w tym sensie, właśnie dlatego, że to właśnie filozofia pozwala na taką wspólnotę (być może tak nie jest, tak twierdzi autor, którego przytaczam, jeśli, Anno i Andrzeju, wiecie o jakiejś innej metodzie, która na to pozwala, to chętnie o niej usłyszę), pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że związek teologii z filozofią może być dla niej bardziej owocny niż z naukami ścisłymi.
    Myślę więc, że „zorganizowane religie” bardzo dobrze wyszłyby na umiejętności stawiania pytań, argumentowania, a przede wszystkim słuchania i wzajemnego szacunku. Bo to prowadzi do zbudowania wspólnoty, o którą religiom (a na pewno chrześcijaństwu) chodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *