V) Fundamentalizm – krytycyzm – mit naukowy.
Jak ma podejść katolik do współczesnej, częstokroć bardzo bezlitosnej dla pewnych faktów ewangelicznych krytycznej analizy czterech kanonicznych relacji o życiu Jezusa. Przede wszystkim należy pamiętać, że w przeciwieństwie do protestantów Kościół wielokrotnie podkreślał znaczenie Tradycji a ostatnio Papieska Komisja Biblijna zdecydowanie potępiła fundamentalizm:
Podstawowy problem lektury fundamentalistycznej polega na tym, że nie chcąc brać pod uwagę historyczny charakter objawienia biblijnego, czyni ona niezdolną do pełnego przyjęcia prawdy o samym Wcieleniu. Fundamentalizm unika ścisłej relacji tego, co Boże z tym, co ludzkie w odniesieniu do Boga. Nie chce przyjąć, że natchnione Słowo Boże zostało wyrażone w ludzkim języku i zostało zredagowane, pod natchnieniem Bożym, przez autorów ludzkich, których możliwości i środki były ograniczone. Z tej racji pragnie traktować tekst biblijny tak jakby był on dyktowany słowo w słowo przez Ducha Świętego i nie może dojść do uznania prawdy, że Słowo Boże zostało sformułowane w takim języku i według takiej frazeologii, jakie uwarunkowała dana epoka. Nie zwraca żadnej uwagi na występujące w Biblii formy literackie i ludzkie sposoby myślenia, wiele z których jest owocem opracowania trwającego przez długie okresy czasu i nosi znamię bardzo różnych sytuacji historycznych. (…).
Ujęcie fundamentalistyczne jest niebezpieczne, gdyż przyciąga ludzi, którzy szukają biblijnych odpowiedzi na swe problemy życiowe.
( Papieska Komisja Biblijna, Rzym, 15 kwietnia 1993 ).
Kościół zdaje więc sobie sprawę z potężnego zagrożenia jaki stanowi fundamentalizm w odczytywaniu tekstów Nowego Testamentu. Tymczasem w Polsce z reguły ci którzy dosłownie odczytują teksty ewangeliczne cieszą się największą popularnością. Ich pozycje są szeroko reklamowane i promowane a badacze katoliccy, którzy odczytują Pismo Święte w zgodzie z naukowymi dokonaniami są spychani na akademicki margines a ich pozycje są nietłumaczone ( J. Fitzmyer SJ, Ks. John Meier ). Odnosi się wrażenie, że niektórzy chcieliby, aby odczytywanie Biblii przypominało to, które proponuje zatwardziały fundamentalista – protestant Josh McDowell, którego liczne wydawane książki cieszą się niesłabnącą popularnością w katolickiej Polsce. Tymczasem nie ma już powrotu do czasów kiedy „kajaki miały trąby a słonie umiały pływać” pomimo, iż niektórym wydaje się, że jest to możliwe.
Z drugiej strony należy też przypomnieć o wielkich błędach naukowego podejścia do NT, które rozpoczęło się w Niemczech i właściwie trwa tam to do dzisiejszego dnia w różnych mutacjach. Dlaczego akurat w Niemczech? Vittorio Messori napisał o tym w „Umęczon pod Ponckim Piłatem?” bardzo mądre słowa:
Aby powrócić do naszego ekskursu historycznego, a w szczególności do Niemiec: to tutaj, w pierwszych dziesięcioleciach naszego wieku, egzegeci wierzący ( wielu z nich to protestanccy pastorzy ) sprecyzowali te zawiłe i trochę terrorystyczne Methoden, z których najbardziej znana jest Formgeschichte ( Historia form ), po której nastąpiła później Redaktionsgeschichte ( Historia redakcji ), podczas gdy obecnie wyłania się Wirkungsgeschichte ( Historia skuteczności, efektów ).
„Niewierzący”, aby zdyskredytować wiarę, skierowali swoje baterie na pierwotną wspólnotę, przypisując jej intensywne działania na rzecz stworzenia Ewangelii dla swojej korzyści i według swojego gustu; a więc mitycznej, a nie historycznej. Od początku XX wieku również niektórzy specjaliści chrześcijańscy przyłączają się do nich w osądzaniu tejże wspólnoty jako odpowiedzialnej za „Chrystusa wiary”, który niewiele ma wspólnego z nieosiągalnym „Chrystusem historii”. (…).
Dla obrony swoich katedr ( lub dla uzyskania jakiejś ), egzegeci „państwowi” są zobowiązani do ciągłego publikowania studiów i badań. Wynikają z tego nie tylko powtórzenia ( dla każdego wersetu, także drugorzędnego, Nowego Testamentu, istnieje wiele studiów „naukowych”, które je gruntownie badają ) i zalew bibliografii, które bardziej niż do jasności przyczyniają się do zamętu; ale dochodzi także – na podstawie prawa konkurencji, w tym wypadku z innymi profesorami lub z asystentami oczekującymi na nominację – do pogoni za oryginalnością za wszelką cenę. (…).
Uporczywa odmowa Rudolfa Bultmanna, wielbionego księcia demitologizatorów, udania się do Palestyny; jego powtarzanie, że „nic nie wiemy o Jezusie żydowskim i wiedza o Nim nie musi mieć żadnego znaczenia”; jego przypisywanie całego chrześcijaństwa greckiej wspólnocie etnicznej i kulturalnej ( a więc, utworzonego przez „Aryjczyków” ); zachowanie przez niego katedry na uniwersytecie w Marburgu przez wszystkie lata Trzeciej Rzeszy, przy czym nie był przez nikogo nękany; jego zależność filozoficzna od Martina Heideggera, który najpierw utrzymywał z nazistami związki kolaboracji, a potem zawsze przyjaźni… To wszystko jest tylko przykładem, lecz może skłonić do zastanowienia kogoś, kto nieco zna pewna egzegezę, która niekiedy wydaje się chcieć uwolnić się od zakłopotania cieniem Obrzezanego, od niepokoju o „zażydzenie” świata dokonywane za pośrednictwem tego Żyda. (…).
Niemcy są królestwem abstrakcji, konstrukcji teoretycznych, skomplikowanych systemów myślowych skonstruowanych przez intelektualistów, przez „moli” książkowych, często dalekich od życia, a zatem od prawdy.
W ten sposób w umysłach niemieckich Ewangelia stawała się niejednokrotnie jednym „izmem” między innymi „izmami”: już nie Osoba, lecz ideologia; nie życie, lecz to, co określa się – jakie to wymowne, terminem tylko niemieckim – jako Weltanschaung, ponieważ nikt nie studiuje w próżni, klimat kulturalny i charakter miejsca oprócz osobowego zawsze naznaczały dzieła biblistów, jakiekolwiek byłyby czasy i narodowość. Jednak „ślad” niemiecki stał się szczególnie silny i wpływowy, biorąc pod uwagę ilość i jakość studiów specjalistycznych w tym kraju, gdzie konkretność ewangeliczna często przemieniał się w konstrukcję intelektualną, w system budowany według metodologii filozoficznych i ideologicznych. (…).
Lecz poza tym te Niemcy ( które jednak – i niech to będzie bardzo jasne – miłujemy w tylu ich przejawach: i właśnie szacunek, sentyment, wdzięczność za to, co dały, a nie jest tego mało, skłaniają nas do tych „instrukcji dla użytkownika” w odniesieniu do niektórych ich profesorów ) są krajem Marcina Lutra.
Zniszczenie historyczności Ewangelii, wpierw nim faktem „naukowym”, jest potrzebą teologiczną. Luteranin chce wywyższać samą wiarę kosztem uczynków, które nie są potrzebne do zbawienia; są one nawet niebezpieczne, ponieważ dawałyby człowiekowi domniemanie możliwości współpracowania nad zbawieniem, które jest darem darmowym i niepojętym przez Boga. (…).
Mit ten miał szczególną żywotność w Niemczech – nie przez przypadek ojczyźnie wszelkich utopii „kolektywistycznych” – ponieważ na tych terenach potężnie działa ( instrumentalizowany z takim powodzeniem przez nazizm ) romantyczny ideał Volku, ludu, i jego domniemanego ducha twórczego.
( V. Messori, Umęczon pod Ponckim Piłatem? , Kraków 1996, s. 19 – 27 ).
Nie inaczej wygląda sprawa w Polsce, ponieważ Niemcy są naszym najbliższym sąsiadem a zatem mamy w kraju prawdziwy zalew literatury z tego rejonu. Liczne ukazujące się prace Joachima Gnilki czy też wydaną ostatnio ( 2012 ) pozycję Gerharda Lohfinka „Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był”. Wydawało mi się, że ten niemiecki autor również chce podtrzymać mit powstały na uniwersytetach w Niemczech jakoby Jezus z Nazaretu utożsamiał się z „jakby synem człowieczym” z Księgi Daniela. Jednak w podsumowaniu autor zaskoczył mnie swoją konkluzją:
Istnieją zatem sytuacje, w których takt i wyczucie stylu wymagają, by przemawiać w trzeciej osobie. Właśnie taki takt, dyskrecję i wyczucie stylu zdradza także Jezus, gdy mówi o Synu Człowieczym, a tym samym o sobie samym, używając trzeciej osoby. Zakładanie tutaj, że mamy do czynienia z dwoma postaciami, jest całkowicie błędne. (…) pytanie o roszczenie godnościowe Jezusa nie musi być ostatecznie uzależnione od tego, czy Jezus używał tych tytułów.
( G. Lohfink, Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był. , Poznań 2012, s. 518 – 519 ).
Przynajmniej pod tym względem pozostawił sprawę otwartą. Natomiast badaczowi zarzuca się, że doświadczenia z Katolickiej Gminy Zintegrowanej ( jej członek ) osłabia jego krytyczne spojrzenie na NT, który rozumie on zbyt radykalnie co uniemożliwia jego realizację w normalnym życiu. Powróćmy jednak do początków bardzo radykalnego niemieckiego podejścia do NT, które zostanie całkowicie zarzucone w krajach anglojęzycznych ( Wielka Brytania, USA ) oraz skandynawskich.
Z początkiem wieku XX w środowiskach teologów protestanckich powstała nowa szkoła badań nad ewangeliami:Formgeschichte. Szkoła ta chciała zająć się historią form literackich zanim doszło do powstania Ewangelii. Od śmierci Jezusa do powstania pierwszej Ewangelii minęło ponad czterdzieści lat. Szkoła ta postanowiła odtworzyć formowanie się ustnego przekazu (30 – 50 n. e.). Główne założenia tej szkoły zostały zdefiniowane przez M. Dibeliusa oraz najsłynniejszego przedstawiciela tej szkoły Rudolfa Bultmanna.
Krytyka form zaczyna się od założenia, że tradycja będąca w Ewangeliach synoptycznych składała się najpierw z odrębnych jednostek, które połączyli ewangeliści – redaktorzy. Studia krytyczne zajmują się wyszczególnieniem tych jednostek tradycji i odkrywaniem ich najpierwotniejszych form i pochodzenia w życiu pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej. Widzi ona Ewangelie jako zbiór starszych materiałów.
( R. Bultmann, K. Kundsin, Form Criticism. Tłum.: F. C. Grant. Willett, Clarc and Co., 1934. Reprint, Harper and Brothers Torchbook Edition 1962, s. 3, 4 ).
Twórcy Formgeschichte po wyodrębnieniu perykop z Ewangelii rozpatrywali środowisko w
którym powstały te przypowieści i obserwowali przemiany jakie w niej zachodziły i starali się dojść do przypuszczalnej formy pierwotnej. Bultmann podzielił na dwie części ewangeliczną tradycję: parenezę czyli przekaz słów Jezusa oraz treść narracyjną. W parenezie Bultmann wyodrębnił aforyzmy prorockie i apokaliptyczne. Wśród tych słów Bultmann szukał autentycznych słów Jezusa. Bultmann postanowił nie tylko poszukać autentycznych słów Jezusa ale pragnął oczyścić je z naleciałości chrześcijaństwa palestyńskiego i hellenistycznego. Do powstania pierwszej Ewangelii od śmierci Jezusa minęło jedno pokolenie. Początkowo nauka Jezusa była przekazywana wśród uczniów z których większość była analfabetami oczekującymi bliskiego końca świata. Nie byli zainteresowani tworzeniem systematycznej biografii Jezusa. Dopiero później gdy chrześcijaństwo zaczęło przyciągać coraz większą grupę wyznawców pojawiła się potrzeba spisania tradycji ustnej.
Co jeszcze postulował Bultmann:
Zamknięcie oznacza, że „continuum” wydarzeń historycznych nie może być naruszone (…) nie istnieje zatem „cud” (…). W zgodzie z taką metodą historia jako nauka pracuje nad wszystkimi dokumentami historycznymi. I nie można zrobić wyjątku dla tekstów biblijnych, jeśli można je określić jako historyczne.
( R. Bultmann, Existence and Faith. Tłum.: Schubert M. Ogden. Meridian Books – The Work Publisching Co., New York 1960, s. 291 – 292 ).
Wskazywał, że pomiędzy Jezusem a historią istnieje przepaść, którą stanowi pierwotna wspólnota po – Jezusowa, ponieważ była ona nośnikiem kerygmy i nie interesowała się jego
rzeczywistym obrazem a jedynie Chrystusem wiary. W 1926 roku Bultmann wydał książkę Jezus. Odrzucił w niej historyczność wszystkich zdarzeń, które w jakimś sensie są podstawą wiary chrześcijańskiej: preegzystencję Jezusa, dziewicze poczęcie, zmartwychwstanie oraz
wniebowstąpienie. Celem życia Jezusa nie była jego męczeńska śmierć, która – według Bultmanna – nie została przepowiedziana przez niego. Wszelkie zapowiedzi śmierci to logia, które zostały włożone przez gminę chrześcijańską w usta Jezusa i są proroctwami post factum. Galilejczyka nie cechował mesjanizm i nie uważał on się za Chrystusa. To przeżycia popaschalne stoją za Chrystusem wiary a ich odbiciem jest działalność Pawła i osoby kompilującej Ewangelię Jana.
Co Bultmann uznał za autentyczną naukę Jezusa? Przede wszystkim stwierdził, że wszystkie nakazy dotyczące postów i szabatu nie pochodzą od Galilejczyka. Według niego słowa te zostały włożone w usta Jezusa w czasie gdy chrześcijaństwo weszło w konflikt z judaizmem. Bultmann wskazywał, że Jezus nie namawiał do zaprzestania święcenia szabatu a jedynie chciał, oczyścić go z interpretacji faryzejskiej. Tora ustna, która została spisana w Misznie zabraniała w szabat 39 rodzajów pracy; określano nawet liczbę kroków, które można było zrobić w ten dzień. Jezus uważał, że poprzez te tradycje zagubiony został sens szabatu. Wskazywał, że niektórzy w szabat ratują nawet owce, które wpadają do dołu a zatem czynienie dobra w szabat nie narusza go. O ileż cenniejszy jest człowiek od owcy! Dlatego też w szabbat wolno jest czynić dobrze ( Mt 12, 12 KżdNT ) – argumentował Jezus i ostrzegał, że jeśli nie uczynicie szabatu szabatem, nie zobaczycie Ojca ( ETom 27b ). Bultmann uważał, że w niektórych gminach chrześcijańskich zaprzestano święcenia szabatu i do oryginalnych słów takich jak np. Czy nie każdy z was odwiązuje w dzień szabatu swego wołu czy osła od żłobu i nie wyprowadza ich do wodopoju? (Łk 13,15), dodano opowieść o uzdrowieniu pochylonej kobiety – miało to ożywić ten logion w kontekście sporu z judaizmem ( ks. R. Bartnicki, Ewangelie Synoptyczne – geneza i interpretacja, ATK, Warszawa 1996, s. 101 ). Tak samo postąpiono ze słowami Jezusa, które skierował do swoich uczniów: Sprawię, że staniecie się rybakami ludzi ( Mk 1, 17 ). To zasugerowało i spowodowało powstanie perykopy o powołaniu Andrzeja i Piotra w trakcie połowu ryb ( Mk 1, 16 – 18 ). Odkrył, że wiele słów Nazarejczyka pochodzi z tradycji ustnej judaizmu np.
Rzekł Jezus: Widzisz drzazgę, która jest w oku twego brata, zaś belki, która jest w twoim oku nie dostrzegasz. Jeśli wyrzucisz belkę z twego oka, wtedy przejrzysz, aby wyciągnąć drzazgę z oka twego brata ( ETom26 ) → Jeśli ktoś ci powiada: usuń źdźbło z twoich oczu, odpowiedz: usuń belkę z twoich oczu ( Bawa Batra 15 ).
Niechajże tedy mowa wasza będzie tak – tak, nie – nie ( Mt 5, 37 ) → Tak – tak, nie – nie – to starczy za przysięgę ( Szewuot 36 ).
Wspólnota chrześcijańska również przypisywała swoje logia Jezusowi – chodzi tu o wypowiedzi mające charakter prawny ( Mt 19, 9 ). Stosunki, które panowały w gminach sankcjonowały w ten sposób słowa Jezusa. Bultmann wskazywał, że większość przypowieści wygłosił prawdopodobnie Galilejczyk. Uważał jednak, że gminy chrześcijańskie wciąż je modyfikowały, aby nagiąć je do swojej interpretacji. Jeśli chodzi o kwestie cudów Jezusa, Bultmann w większości nie uznawał ich za historyczne. Według niego w gminach chrześcijańskich natrafiano przecież na opowiadania o takich uzdrowicielach jak Apoloniusz z Tiany. Głosiciele nowego Mesjasza, Jezusa musieli przeciwstawić się propagandzie pogańskiej. Według nich Jezus nie mógł być przecież gorszy od bohaterów greckich. O ile u Proto – Pawła nie spotykamy opisów cudownych uzdrowień to z czasem takowe zaczęły się pojawiać i coraz bardziej narastać. Konkurencja ze strony uzdrowicieli nie przychodziła przecież tylko od strony pogańskiej. Z początku głoszono ewangelię wśród Żydów. Musiano wykazać więc, że Jezus przewyższa nie tylko mu współczesnych żydowskich uzdrowicieli takich jak Chanina ben Dosa ale nawet Eliasza i Elizeusza. Bultmann uważał, że Jezus uzdrawiał gestami, nakładaniem rąk, śliną oraz słowami: effata, talita kum.
Warto zapamiętać słowa, które ten niestrudzony ale i dziwny badacz powiedział na temat historycznego Jezusa:
Jestem przekonany, że nie możemy w czasach obecnych wiedzieć prawie nic o życiu i postaci Jezusa, ponieważ najwcześniejsze źródła chrześcijańskie nie są tym zainteresowane, a ponadto mają one charakter fragmentaryczny i mitologiczny, innych zaś źródeł informacji o Jezusie nie ma.
( R. Bultmann, Jesus and the Word, Charles Scribners Sons, New York 1934, s. 8 ).
Nowy Testament przekazał życie Jezusa za pomocą obrazów legendarnych i nie są one do przyjęcia dla współczesnego człowieka.
Stąd Bultmann uważa, że takie tematy, jak preegzystencja Syna Bożego, Jego dziewicze poczęcie i narodzenie, tytuły wyrażające jego godność i posłannictwo, na przykład Syn Boży, Mesjasz, Syn Człowieczy, Pan, są tworami gminy, mającymi swoją genezę w apokaliptyce żydowskiej i w gnostyckim micie o zbawieniu ( ks. R. Bartnicki, Ewangelie Synoptyczne – geneza i interpretacja, ATK, Warszawa 1996 ).
W pozycji Offenbarung und Heilsgeschen (1941) uznał potrzebę demitologizacji Nowego Testamentu. Autorzy, którzy układali treść ewangelii opierali się na mitycznych wyobrażeniach świata ( niebo, ziemia, piekło ), w którym obecne są wpływy demoniczne. Należy zatem ten przekaz zreinterpretować, aby odpowiadał on wizji człowieka współczesnego.
Rudolf Bultmann przyznał zatem, że z ocalałych przekazów nie jest możliwe dotrzeć do historycznej postaci Jezusa. Według niego obraz tej osoby został już tak zamazany, że nie sposób już odtworzyć jego przesłania. Bultmann wprowadził bardzo dużo pesymizmu w kwestii dotarcia do Jezusa historycznego. Wydawało się, że Galilejczyk pozostanie mitem i nigdy nie zdołamy dowiedzieć się o nim czegoś pewnego. Za absolutnie pewny fakt Bultmann uznawał urodzenie się Jezusa w trakcie rządów cesarza Augusta i życie w czasach Heroda Antypasa. Natomiast za prawdziwe w jego działalności kaznodziejskiej Bultmann uznawał następujące wydarzenia: egzorcyzmy, naruszenie przepisów odnośnie szabatu i oczyszczeń a następnie dyskusję z uczonymi w Piśmie na ten temat; bratanie się z ludźmi pogardzanymi w środowisku żydowskim jak np. celnicy oraz sympatia dla dzieci; powołanie grupy uczniów spośród mężczyzn i kobiet. Uczony zgadzał się, że Jezus prowadził mniej ascetyczny tryb życia niż Jan Chrzciciel i że zginął ukrzyżowany w Jerozolimie z rozkazu Poncjusza Piłata. Natomiast Ewangelie Bultmann uważał za kerygmę i twierdził, że tylko niewielkie dane są możliwe do ustalenia.
Sceptycyzm Bultmanna został jednak przezwyciężony i to nie tylko przez środowiska chrześcijańskie ale i świeckie. Wszyscy autorzy prac na temat Jezusa są zgodni w tym, że posiadał jakąś grupę uczniów lub naśladowców. Jezus pozostawał dla nich autorytetem, a to powodowało, że jego słowa oraz naukę starano się, przynajmniej na początku przekazywać w nienaruszonej formie. Wspólnota popaschalna zapewne starała się kontynuować nauki przed paschalnego Jezusa. W tym celu zapewne powstały pierwsze zbiory nauk Jezusa takie jak Q czy też trzon Ewangelii Tomasza. Galilejczyk zwracał się do konkretnego audytorium, który zazwyczaj stanowili prości chłopi galilejscy. Mówił zatem do nich w przypowieściach, które odnosiły się do zrozumiałych dla nich sytuacji z codziennego życia. Można więc odtworzyć pierwotny sens przypowieści badając okoliczności w których zostały one wygłoszone. Badacze starają się dojść do autentycznych słów Jezusa badając tradycję ustną.
Przełomowe odkrycie Schweitzera wraz ze sceptycyzmem Bultmanna spowodowało, że przez długi okres nastąpił brak zainteresowania poszukiwaniem Jezusa historycznego. Nowy bodziec do ich wznowienia zawdzięczamy pracom Ernsta Kasemanna. 20.X.1953 wygłosił referat w którym odrzucił sceptycyzm Bultmanna i wskazał, że pewne dane są historyczne i niezaprzeczalne. W artykule Das Problem des historischen Jesus stwierdził, że dzięki Ewangeliom możemy poznać życie Jezusa. Wnioskował, że skoro pomiędzy nauczaniem Jezusa a nami stoi początkowa kerygma wspólnoty to należy zainteresować się kwestią ciągłości w nieciągłości ( H. Seweryniak, Tajemnica Jezusa, Warszawa 2001, s. 50 ). Bultmann utrzymywał, że dla Kościoła ważny był jedynie fakt zmartwychwstania i powtórnego przyjścia Chrystusa, Kasemann przytomnie jednak zauważył, że wspólnota nie ograniczyła się jedynie do przekazywania jedynie tego w kerygmie ale stworzyła Ewangelie, które jednak odnoszą się do historycznego Jezusa. Dostrzegł więc kontynuację orędzia Jezusa w przepowiadaniu pierwotnego kościoła. Szanse odnalezienia wśród przekazów ewangelicznych autentycznych słów Jezusa Kasemann związał z kryterium niepodobieństwa. Uznawał za prawdziwe tylko te logia, które nie można było wywieść z judaizmu i nie można było ich pochodzenia przypisać pierwotnej gminie chrześcijańskiej. Położył akcent na oryginalność parenezy Jezusa (antytezy, Abba, Królestwo Boże, krytyka Tory, wezwanie do wolności). Do tego drugiego etapu poszukiwania Jezusa można zaliczyć takich badaczy jak: E. Fuchs, G. Ebeling, G. Bornkamm, H. Conzelmann. Choć nie można odmówić temu nurtowi pewnych osiągnięć w ustaleniu ipsissima vox Jesu to za duże znaczenie przykładano do oryginalności Jezusa przez co jego postać została zbyt mocno odjudaizowana. Wyniki tego drugiego poszukiwania rozczarowały. Zastosowano jednak nowe metody, które okazały się przydatne w najnowszych badaniach na temat historycznego Jezusa w tzw. trzecim podejściu Third Quest. Część odkryć, które zawdzięczamy temu nurtowi nie podlega już właściwie żadnej dyskusji. Badacze tego nurtu odczytują Jezusa w zgodzie z jego środowiskiem żydowskim. Drugie podejście starało się wydobyć autentyczność Jezusa ze sprzeczności jego nauczania z judaizmem ( zasada kontrastu ). Teraz kryterium autentyczności uległo przesunięciu i za prawdziwe uznaje się słowa i czyny, które można wyjaśnić odwołując się do judaizmu, otoczenia środowiskowego a nawet do sytuacji socjalnej Galilei. Niektóre pozycje third quest są dziełami o niezaprzeczalnej wartości historycznej i będę z nich nieustannie korzystał. Natomiast nie należy zapominać, że obecnie third quest padł ofiarą swojego własnego sukcesu. Utopiono Jezusa w judaizmie do tego stopnia, że zatracił on już indywidualność jako człowiek. Może on wypowiadać słowa i czynić jedynie rzeczy, które mają wcześniej jakieś potwierdzenie w judaizmie. Tym samym staje się niezrozumiałymi wiele faktów, które już i tak są w jakimś sensie trudne w odbiorze przez teologiczną interpretacje życia Jezusa przez ewangelistów. Teraz otrzymaliśmy nowy rodzaj Ewangelii nazywa się ona third quest i tak jak Marek chciał wykazać, że Jezus jest Synem Bożym a Jan chciał wykazać jego boskość tak „Ewangelia third quest” postanowiła wykazać, że Jezus był bardziej prawowiernym Żydem niż wszyscy Żydzi w okolicy. Czego się jednak Jezus obawiał skoro był taki sam jak wszyscy? Skoro nic nie chciał zmieniać to dlaczego tak szybko jego uczniowie i bracia postanowili jednak głosić jego przesłanie w Jerozolimie a nawet tam zginąć ( Jakub )? Dlaczego wyznawcy judaizmu mieli by zabijać tych, którzy nic nie chcą zmienić albo ewentualnie chcieli się przyglądać lilią i podróżować jako uzdrawiający żebracy? To, że Jezus był Żydem nie może w żadnym stopniu ograniczać jego indywidualności. W badaniach należy więc uważać, aby samemu nie wpaść w jakiś mit naukowy albo ewentualnie samemu go nie wytworzyć.
Przeglądając poszczególne warstwy chronologiczne Ewangelii spotykam się z czymś co historycy nazywają procesem deifikacji. Co przez to rozumie badacz najlepiej przedstawił nieżyjący już historyk – uczony o światowym rozgłosie Jerzy Topolski:
Poza codziennymi procesami wyróżniania osób ( takich jak na przykład uzdolnieni badacze, sportowcy czy artyści ), wskazać można trzy szczególne procesy dające w efekcie jeszcze wyższy stopień owego wyróżnienia. Są to procesy:
1) heroizacja,
2) sanktyfikacja
3) deifikacja.
Sanktyfikacja i deifikacja są przejawami sakralizacji osób, czyli nadawania im cech pozaziemskich, podczas gdy heroizacja, czyli kreowanie społeczne i historiograficzne bohaterów, nie przekracza progu świeckości. (…).
Nie ma rzecz jasna, żadnej procedury w przypadku procesów deifikacji. Są one dwojakiego rodzaju. Deifikacja dotyczy albo twórców religii, szczególnie wielkich religii, jak Jezus Chrystus, Mahomet ( Muhammad ibn Allah ) czy Budda ( Sidhartha Guatama ). Deifikacja ta ma, ze względu na niezbędny konsens, charakter ograniczony. Wspomniani twórcy religii stali się bogami jedynie dla swoich wyznawców. Dla ludzi spoza kręgu tych wyznawców bogami oczywiście nie są, gdyby bowiem tak było, przestali by być wyznawcami „swego” boga. Ich uznanie nowych innych bogów nie może przekroczyć przyjęcia istnienia tych bogów w wierzeniach innych ludzi.
( J. Topolski, Jak się pisze i rozumie historię. Tajemnice narracji historycznej, Poznań 2008, s. 261, 263 – 264 ).
Historyk obserwując proces deifikacji Jezusa opisuje go w całkowicie naturalny sposób korzystając z szerokiej bazy porównawczej dla tego zjawiska. Natomiast nie może on w żaden sposób wskazywać, iż on sam postrzega to jako działanie Ducha Świętego, ponieważ przekroczyłby on tym samym swoje uprawnienia zawodowe. To wskazanie nie należy do części jego „pracy”. Takie same podejście stosuje on do Ewangelii; są one dla niego dokumentami historycznymi i historyk ma prawo zadać dwa proste ale jakże trudne pytania: czy redaktor Ewangelii znał prawdziwe zdarzenia i czy jeśliby je znał to co zrobiłby w przypadku gdyby przeczyły one jego poglądom? Inaczej mówiąc historyk jest zainteresowany skąd ewangelista „to wszystko wie” i czy czegoś przypadkiem nie ukrywa. Badacz jest więc niejako zmuszony czytać Ewangelię wbrew piszącemu, który przecież starał się nie w obiektywny sposób napisać biografii Jezusa, lecz nawrócić i przekonać innych do swoich założeń religijnych. Dochodzenie do prawdy historycznej w oparciu o źródła polega na mozolnym ograniczeniu niewiadomych i te częściowo ustalone fakty są potencjalnymi konfirmatorami. Musimy założyć, że w przekazie ewangelicznym istnieje pewien błąd konfirmacyjny. Jest on spowodowany tym, że autorzy tych przekazów poruszyli temat, który u nich wywołuje silne zaangażowanie emocjonalne. To prowadzi do pewnej tendencyjności i interpretacji nawet niewygodnych faktów w zgodzie z ich własnym wyobrażeniem. Nie pomylimy się jeśli stwierdzimy, że ten błąd był wpisany w początkowe przekazy ustne i już na tym etapie idealizowały postać Jezusa z Nazaretu. Nasi informatorzy chcą nas przekonać do swojej wizji Jezusa i nawrócić nas a nie w obiektywny sposób przedstawić jego historię. Zatem ich wiarygodność jako stosunek pomiędzy rzeczywistością a komunikatem zostaje w istotny sposób zachwiana. Sprawdzenie wiarygodności komunikatu ewangelicznego musi odbyć się na trzech poziomach i związanymi z tymi poziomami pytaniami: jakim materiałem dysponował ewangelista i w jaki sposób go pozyskał, jaki był cel zachowania właśnie tego faktu oraz analiza częstotliwości prawdziwych i nie prawdziwych informacji.
Zanim jednak zacznie się omawianie programu Jezusowych postulatów, zmian, przypowieści czy też logiów najpierw należy zapoznać się z całym tłem geograficznym, rodzinnym, religijnym i politycznym omawianej postaci. Jak też wielokrotnie dowodzono najbardziej zapamiętywanym motywem z działań, które człowiek dokonuje nie są słowa ale czyny. Na nich oparł swoją rekonstrukcję E. P. Sanders ale i tu spotykamy się z dużym problemem. Dlaczego czynów Jezusa jest tak mało, że nie ma w jego przypadku mowy o próbach sporządzenia jakiejkolwiek biografii? Dlaczego pierwsze dokumenty o Nazarejczyku były zbiorami logiów? Dlaczego w przypadku rabinów z I w. po Chr. posiadamy wiele ich sentencji a tylko garść faktów historycznych z ich życia? Dlaczego pierwsze dokumenty wczesnochrześcijańskie Ewangelia Q ( 40 – 60 r. po Chr. ), Listy Pawła z Tarsu ( 50 r. po Chr. – 62 r. po Chr. ) Didache ( 50 r. po Chr. – 120 r. po Chr. ) i List Klemensa do Kościoła w Koryncie ( 90 r. po Chr. ) nie zawierają praktycznie żadnych informacji biograficznych a cytują tylko i wyłącznie logia? Skoro najbardziej zapamiętywane w przekazie są czyny to dlaczego są one nieobecne w chrześcijańskim przekazie? Odpowiedź właściwie nasuwa się sama: pierwotne chrześcijaństwo pieczołowicie przekazywało naukę Jezusa i bardzo szybko, bo już około 40 r. po Chr. została ona spisana, świadczy o tym fakt powoływania się na nią przez Pawła z Tarsu w Liście do Koryntian oraz analiza Kloppenborga, która wyodrębniła warstwę podstawową z Q tzw Q1. Można więc założyć, że przekaz nauki w tych najstarszych zbiorach zawiera najwięcej autentycznych słów Jezusa i dwunastu. Odtwarzając i docierając do najstarszej warstwy chronologicznej spotykamy Nazarejczyka i jego najbliższych uczniów i nie ma jakichkolwiek powodów, aby odrzucać któryś logion pochodzący z tej tradycji. Czy wydawałoby się, że lepszym sposobem nie jest tzw. kryterium sprzeczności. Tymczasem i to kryterium może być zgubne, ponieważ charakter posiadanego przekazu składającego się z luźnych wypowiedzi Jezusa, które nie są osadzone w narracji nie odsłania nam okoliczności wypowiedzianej sentencji. Pozorna więc ich sprzeczność mogła być spowodowana innymi historycznymi realiami w których Jezus je wypowiedział. Profesor G. Vermes uważał, ze posługując się tym kryterium wymyślił sposób, który już bezdyskusyjnie wyodrębnia logia Galilejczyka. Poszukiwał najpierw wypowiedzi sprzecznych np.
Nie sądźcie, że przyszedłem, aby znieść Torę czy proroków ( Mt 5, 17 ).
Wtedy Jeszua znów przywołał lud do siebie i rzekł: Posłuchajcie mnie wszyscy i rozumiejcie to! Nie istnieje nic na zewnątrz człowieka, co wchodząc do niego, mogłoby go uczynić nieczystym… ( w ten sposób uczynił wszystkie pokarmy rytualnie czystymi ) ( Mr 7, 14 – 15. 19b ).
W pierwszym wypadku Jezus opowiada się za nieprzemijającymi walorami Tory a w drugim podważa jej przepisy pokarmowe. Tymczasem jak wiadomo spór o koszerność toczył się w czasach po – Jezusowych i znalazł swoje rozwiązanie na tzw. Soborze Jerozolimskim ( Dz 15, 22 – 35 ). Sprawami pokarmowymi zajmował się również św. Paweł z Tarsu i nigdy w swych zaleceniach nie powoływał się na nauczanie Jezusa. Argument ex silentio nie powinien być nadużywany, ale w kontekście rozważań Pawła jest zastanawiające dlaczego nie miałby on powołać się na te słowa, które idealnie pasują do jego koncepcji końca Tory w Chrystusie. Jeśli zaś bowiem były one powszechnie znane to po co miałby on udowadniać niebieskie niebo. Idąc taką drogą rozumowania Vermes przyjmuje, że pierwszy logion jest autentyczny a drugi został stworzony w gminach po – Pawłowych i wyraża jego ideę, że kresem Prawa jest Chrystus ( Rz 10, 4 ). Argumentacja wydawałoby się nie do podważenia ale istnieje jeszcze szereg innych możliwości; być może Jezus nie wypowiedział ani jednej z tych sentencji! To jest też najbardziej prawdopodobne, ponieważ dlaczego miałby On tłumaczyć ludziom, iż nie przyszedł On po to, aby znieść Prawo Mojżeszowe? Tora w ówczesnym żydowskim świecie była świętością i nikt kto był o zdrowych zmysłach nie mógł podejrzewać, że bogobojny Żyd z Galilei może próbować podważać słowa Mojżesza czy też proroków. Gdyby Jezus był o to podejrzewany nie zrobiłby wtedy jakiejkolwiek kariery prorockiej a z faryzeuszami czy też uczonymi w Piśmie nie miałby o czym rozmawiać. Zatem Vermes nie dotarł w ten sposób do Jezusa historycznego ale dotarł do warstwy, która była polemiczna wobec nauki św. Pawła. Ten logion z kolei włożyli mu w usta żydowscy wyznawcy Jezusa, którzy stali na straży nieprzemijalnej ważności Tory. Obydwa logiony zatem to popaschalne wstawki świadczące o początkowych konfliktach w rodzącej się doktrynie chrześcijańskiej. Oczywiście pierwszy fragment oddaje na pewno intencje Jezusa ale nie jest on Jego oryginalną wypowiedzią. Kryterium sprzeczności, które wydawałoby się, ze jest najlepszym rozwiązaniem – rozczarowuje. Obecnie uczeni nie przyznają dużego znaczenia kryteriom, akceptując logia pochodzące z najstarszych warstw chronologicznych.
Kiedy archeolog rozkopuje – mniej lub bardziej na chybił trafił – starożytny kurhan i porywa co najcenniejsze znaleziska do muzeum, które go wysłało, to wówczas mamy do czynienia nie z naukową archeologią, lecz z kulturalnym szabrownictwem. Bez przeprowadzenia naukowego rozwarstwienia, czyli precyzyjnego określenia miejsca każdego znaleziska we właściwej dla niego warstwie chronologicznej, można niemal z każdego odkrycia wyciągnąć całkowicie dowolne wnioski. Jeśli jednak współczesna archeologia uświadamia sobie absolutne podstawowe znaczenie stratygrafii, to badania nad postacią Jezusa w dalszym ciągu opierają się na szabrownictwie, polegającym na wyciąganiu tekstów i rozpatrywaniu ich bez uwzględnienia ich miejsca w stratygrafii problemu.
( J. D. Crossan, Historyczny Jezus: Kim był i czego nauczał? Warszawa 1997, s. 23 )
VI) Poszukiwania Pra – Ewangelii.
Po ustaleniu przez badaczy, że najstarszymi dokumentami, które posiadamy w całości są Q i Mr rozpoczęto intensywne prace nad nimi, aby ustalić czy przypadkiem przed nimi nie istniały inne pisma z których ewentualnie mogli korzystać kompilatorzy tych Ewangelii. Warto tutaj jeszcze raz wspomnieć, że w trakcie badań makrostruktury Q przez J. Kloppenborga okazało się, że Ewangelia ta jest trzy warstwowa a jej najpierwotniejsza część została utworzona prawdopodobnie już około 40 r. po Chr. Jesteśmy więc w jakieś 10 lat po śmierci Jezusa kiedy spisano jego pierwsze logia w języku greckim. Badaczom nigdy jednak nie dawał spokoju brak aramejskich dokumentów pisanych. Skoro było to środowisko językowe Jezusa i jego dwunastu najbliższych uczniów to aramejskie pisma powinny poprzedzać ich odpowiedniki greckie.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejsza publikacja ani jej żadna część nie może być kopiowana, zwielokrotniana i rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez zgody Redakcji. Autor dołożył wszelkich starań, aby jej treść była zgodna z rzeczywistością, nie może jednak wziąć żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki wynikłe z wykorzystania zawartych w niej materiałów i informacji.