Nie jestem naukowcem ani popularyzatorem nauki. Nie jestem entuzjastą współczesnych osiągnięć naukowych. W miarę mych sił i zdolności śledzę je, podziwiam, rzadko jednak już komentuję. Życia mi nie starczy, by zrozumieć, na przykład, jak funkcjonuje mózg. Czas zagrać nie w szukanie , ale w znajdowanie…
Starożytni filozofowie męczyli się chcąc określić naturę pramaterii, która miałaby konstytuować wszechświat. Odkryta niedawno ciemna materia też jest niedostępna dla nauki choć stanowi ponoć 68% wszechświata. To co jest dostępne, to materia uformowana, określona i zorganizowana. Taka materia przechodzi przez proces ewolucyjny. Natomiast czy istnieje duch, to według nauki trzeba udowodnić.
Nauka nie potrafi powiedzieć, czym jest materia sama w sobie, co jest istotą materii. Duch ludzki (!) ujmuje ją przecież jako materię pojedynczego bytu. W rzeczywistości człowiek poznaje samego siebie i materię niekoniecznie jako coś całkiem innego, skoro przez nią jest związany z otaczającym światem. Z tej perspektywy naukowiec postrzega naturę jako historię materii, która organizuje samą siebie. Ja mogę wyobrazić sobie istoty prymitywne. Nigdy jednak ich nie pojmuję jako przejaw czystej materii, ale zawsze jako postacie mające sensowną strukturę. Naukowiec postrzega, że przez całą historię natury istnienie ma coraz bardziej złożoną budowę. Pełnia istnienia zmierza do transcendowania siebie w nowych formach. Powiada, że nowe istoty żyjące pochodzą od jednego źródła będącego nieprzerwanym strumieniem życia ( gen-pool).
Odkrywa zatem Podstawę wszelkiego istnienia, od której wszystko pochodzi . Jest ona wewnątrz wszystkich rzeczy i ponad wszystkimi rzeczami, lecz nie da się z niczym utożsamić. Bez tej Podstawy nic nie może istnieć, nic się nie da poznać, sama w sobie – pozostaje jednak niewypowiedzianą Tajemnicą. Egzystować, to znaczy „ wystawać” ( ex-sistere) z tej Podstawy. Z niej wytryska wszelka myśl i wszelkie istnienie.
Ponadczasowy akt stworzenia urzeczywistnił mnie jako istotę stworzoną, która może czynić Boga horyzontem i celem swej samorealizacji. W człowieku historia natury została wyniesiona na poziom zaczynającej się w nim historii ducha i w o l n o ś c i. Utworzony jestem z materii wszechświata. Moje ciało przeszło wszystkie stadia ewolucji. Czy w ciągu tego długiego procesu mój umysł rozwijał się wraz z ciałem? Czy był jakiś Duch utajony w materii, skryty w żywej komórce, Jaźń, która przerodziła się stopniowo w świadomość?
„ Duch Boży unosił się nad wodami” ( Rdz 1,2).
Ten Duch, immanentny w naturze, wywołuje ewolucję materii i sprawia, że życie dochodzi do świadomości. Ten Duch, utajony w każdym człowieku, zawsze działa zapraszając do życia Bożego. Ten Duch zawładną całkowicie jeden jedyny raz pewnym człowiekiem – Jezusem z Nazaretu. W Nim spotyka się Bóg ze mną na sposób osobowy i dialogowy. Mówimy „ Bóg”, ale to tylko pewne miano. Bóg – On czy Ono, pozostaje niezgłębioną Tajemnicą. Cały świat jest znakiem tej Tajemnicy. Wszystko o niej mówi, lecz ona sama pozostaje jednak ukryta. Mówić o niej to ją nieadekwatnie i niezdarnie odsłaniać bo znana jest w milczeniu świata i jaźni. A przecież musimy o niej coś orzekać, skoro ona sama jest źródłem mowy.
Ignacy Antiocheński mówił o Jezusie jako o Słowie wypowiedzianym w ciemności, Słowie wymówionym w milczeniu Ojca ( Christos—Logos; List do Magnezjan, XIII,2). Gdy Słowo to jest wypowiedziane, wtedy otchłań Bóstwa jawi się jako Ojciec. Staje się nam bliska i kochana. Ojciec nieustannie rodzi Słowo, a w tym Słowie wszystko się mieści. Także małość, zdrada, miłość. Zdać sobie z tego sprawę, to mieć życie wieczne. Prawda to czy fałsz?