Kto chce mówić o radości i nadziei spostrzega jednak, że zasób pojęć i obrazów szybko się wyczerpuje. Słowa łatwo zawodzą, stają się puste i niezdolne do przekazania myśli i uczuć. Być może wielka i natchniona muzyka, śpiew i sztuka potrafią radzić sobie z motywami radości i nadziei lepiej niż samo myślenie.
Tytuł obecnego wpisu uzupełniającego sformułowałem dzięki inspirującym, lecz rzadko dostrzeganym słowom z Księgi Nehemiasza: „Nie bądźcie smutni (…). Nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją” (Ne 8, 9.10). Jeśli ostoją, to siłą, zdolnością przetrwania nawet trudnych chwil i sytuacji.
Jakże często słowo „radość” powtarza się w Dobrej Nowinie głoszonej przez Jezusa po to, „aby (n)asza radość była pełna” (J 15,11). To On wyzwala nas do radości. Wraz z Nim rozpoczęła się nowa era radości z wiary i nadziei. W przekonaniu apostoła Pawła radość jest jednym z „owoców Ducha” (Ga 5,22). Dlaczego więc tak niewiele radości w naszych chrześcijańskich wspólnotach? Utrata radości podcina korzenie wierze i nadziei.
Śmiech ocalonych i język zdumienia
Dzień zmartwychwstania Chrystusa nazwano w tradycji chrześcijańskiej dniem nowego stworzenia, „dniem ósmym”, sięgającym w wieczność Boga. Hipolitowi Rzymskiemu przypisuje się powiedzenie o Chrystusie zmartwychwstałym jako o „wodzireju w mistycznym korowodzie odkupionych” oraz o Kościele jako o „tańczącej wraz z Nim Oblubienicy”.
Tego rodzaju porównania mogą wydawać się dzisiaj niczym więcej niż barwną metaforą bądź wyrazem poetyckiego uniesienia. Jednakże współczesny teolog ewangelicki Jürgen Moltmann, nawiązując do starej tradycji pisał, że „wraz z Wielkanocą rozpoczyna się śmiech odkupionych i taniec wyzwolonych” („das Lachen der Erlösten, der Tanz der Befreiten“). Wyobrażenie tańca zmartwychwstania pojawia się w sztuce chrześcijańskiej już ok. VI wieku. Wywyższony Chrystus w zwiewnej tunice porywa odkupionych ku Ojcu w spiralnym korowodzie. Jest to całkowite przeciwieństwo do utrwalonych pod koniec średniowiecza przedstawień tańca śmierci..
Jakim językiem wyrazić to wszystko, co niesie chrześcijańskie przeżycie radości i nadziei? Nie nadaje się do tego język chłodnego wywodu i bezosobowej informacji. Przeżycie domaga się czegoś więcej. Chce współuczestniczyć w radości, kształtować ją i przekazywać innym. Dlatego właśnie w doświadczeniu Kościoła i w jego modlitwie liturgicznej powinno być wiele miejsca na język zdumienia i dziękczynienia.
Tradycja chrześcijańska pierwszych wieków nie wahała się mówić o tajemnicach wiary i nowej nadziei językiem śmiałych porównań i analogii. Widać to już we fragmentach wczesnego hymnu paschalnego, zachowanego przez Apostoła Pawła, a inspirowanego tekstami prorockimi:
Zwycięstwo pochłonęło śmierć.
Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo?
Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? (1 Kor 15,54-55).
Hymn ten tchnie radością ze zwycięstwa życia nad śmiercią. Dźwięczą w nim odgłosy „śmiechu odkupionych” z ostatecznej bezsilności śmierci. Nadzieja, święto, pieśń, śmiech i taniec są przejawem ludzkiej radości. Religijne doświadczenie wyzwolenia ucieka się do tych właśnie środków wyrazu, aby tym pełniej przekazać to doświadczenie innym.
Radość kształtuje pogodną atmosferę wiary
Siła radości skłania do innej oceny własnego istnienia. Promieniowaniem swego ciepła zbliża ludzi do siebie i otwiera na siebie nawzajem. Nie jest to uczucie, które dzieli, ale łączy i tworzy przyjaźń. Wielu chrześcijan ma dzisiaj trudności z samym rozumieniem potrzeby wyzwolenia i ocalenia własnego człowieczeństwa. Te pojęcia wydają się zbyt abstrakcyjne i nieżyciowe. Może należałoby myśleć o zbawczym dziele Jezusa również jako o przywróceniu radości i wewnętrznego pokoju w samej głębi jestestwa człowieka? Nie przypadkowo Nowy Testament często łączy radość z pokojem. Codzienne doświadczenie uczy, że odczuwamy radość wówczas, gdy potrafimy pogodzić się sami ze sobą, pojednać z innymi i z Bogiem. W przeciwnym razie przytłacza nas poczucie samotności i wyizolowania z życia. Radość ożywia i nadaje życiu inną tonację.
Kiedy Jezus mówił o potrzebie zmiany myślenia i nowej orientacji (metánoia), czy nie miał na myśli także nowej umiejętności patrzenia na życie? Zatroskany i przygnieciony niepowodzeniem człowiek nie ma odwagi podnieść nawet swego wzroku do góry. Potrzeba mu nowego światła, odnalezienia motywów radości i nadziei. Radość jest swoistym wyrazem tego, co nazywamy łaską i doświadczeniem boskiego oświecenia.
Jaką religią jest chrześcijaństwo?
W zaniku radości w chrześcijańskich Kościołach jest coś tragicznego. Kiedy zostaje wyparta, jej miejsce zajmuje ascetyczna surowość, daleka od ducha Ewangelii. Kiedy wypędza się z chrześcijaństwa radość i nadzieję, staje się ono smutnym chrześcijaństwem, pozbawionym mądrości, równowagi ducha i wewnętrznej wolności. Teologia nie dająca radości jest teologią smutną i bezpłodną. Religijna gorliwość może przybierać wówczas postać ponurego i fanatycznego dogmatyzmu, przejawiającego się wrogością do ludzi i świata, dopatrującego się wszędzie podstępu, zła i fałszu. Radość i poczucie humoru chronią przed tym niebezpieczeństwem. Są pewną formą duchowej terapii i samoobrony. Człowiek obdarzony poczuciem humoru kocha świat pomimo jego niedostatków. Wolność wewnętrzna pozwala mu śmiać się również z samego siebie. Jest to jeden ze znaków jego zdrowia psychicznego i duchowego.
Chrześcijanin odnajduje ostateczne źródło pogody ducha w przemożnej miłości Boga, któremu zawierzył i zaufał. Radość i humor to znak duchowego rozjaśnienia, wewnętrznego promieniowania i ciepła. Chrześcijaństwo jest religią nadziei i radości – wielkiej, odważnej, sięgającej w nieskończoność i wieczność samego Boga. Daje ono, w moim przeświadczeniu, najwięcej motywów do pojednania z sobą i z innymi ludźmi oraz do ostatecznego pojednania wszystkich, nawet najbardziej zbuntowanych istot, z samym Stwórcą i Zbawicielem.
Taką nadzieję głoszę od wielu lat, pomimo oporów i oskarżeń. To ona pozwala mi spokojnie zmagać się z chorobą nowotworową. To dzięki niej przyjąłem bez wstrząsów przed ponad pięciu laty wiadomość o swojej sytuacji.
Nadzieja jest sojuszniczką chrześcijańskiego poczucia radości i humoru, a humor – sprzymierzeńcem nadziei. Nie można utożsamić go z samym śmiechem, tak często pustym i płytkim. Humor jest szczególną postacią ludzkiej zdolności do śmiechu, znakiem akceptacji samego siebie i pojednania z sobą. Dzięki niemu mogę odnaleźć wewnętrzny dystans w stosunku do samego siebie i wszystkich trudności, które napotykam. To on pozwala mi wznieść się ponad samego siebie. Jest pewną formą niezależności i transcendencji wobec własnej osoby. Wiem, że to nie ja jestem ośrodkiem i miarą percepcji całego świata.
Ta duchowa transcendencja pozwala przezwyciężać wszelkie negatywy życia i współistnienia ludzi. Dzięki niej nie staję się więźniem samego siebie, wszystkich swoich ograniczeń i doświadczeń. Dzięki niej nie tracę umiejętności śmiechu i uśmiechu, pomimo niepomyślnych sytuacji i bolesnych doświadczeń. Pogoda ducha i poczucie humoru pomagają przyjmować życie takim, jakie ono jest – wraz ze zranieniami, bezwzględnością i nieprzejrzystością.
Nie każdy obraz Boga budzi radość
Wiele biblijnych i starochrześcijańskich tekstów tchnie wielką nadzieją i radością. Łatwiej wtedy zrozumieć, iż pozbawieni poczucia radości chrześcijanie przyczynili się do zniekształcenia orędzia Ewangelii i zacieśnienia szerokości jego horyzontów. Bóg uczynił więcej niż to pojmujemy. Ewangelia, Radosna Nowina, odsłania ogrom Jego miłosierdzia i przeobrażającej mocy zmartwychwstania. „Nie uciekajmy przed zmartwychwstaniem Jezusa!” – apeluje papież Franciszek w tych dniach opublikowanej adhortacji Evangelii gaudium (nr 3).
Ani niedola, ani wina, ani śmierć nie są w stanie odebrać wierzącemu ufności, że miłość Boga zdolna jest przemóc siłę zła i okazać się w końcu zwycięska. Rozradowany w duchu Apostoł Paweł pisał ongiś do wiernych w Rzymie: „I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,38-39).
Nie można traktować Boga tak, jak gdyby był On Kimś śmiertelnie nudnym i niewrażliwym. Jeżeli jest miłością, jak o tym zapewnia dwukrotnie świadectwo Pisma (1 J 4,8.16), zna również to, co język ludzki określa mianem radości: „jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje” (Iz 62,5). Nie bez powodu przypowieści Jezusa mówią o „radości w niebie” i o „radości u aniołów Bożych” zwłaszcza z nawrócenia zagubionego człowieka (Łk 15, 7.10.32).
Wizja Boga zagniewanego i karzącego wiecznym potępieniem przyczyniła się do tego, że wielu chrześcijan utraciło wiarę i stało się ludźmi niewierzącymi lub obojętnymi. Prawosławny teolog Paul Evdokimov (zm. 1970) często przypominał, że tzw. „teologia penitencjarna” stanowi jedno ze źródeł współczesnego ateizmu. Nie każda wizja Boga budzi radość. Może tę radość, a wraz z nią wiarę, zabijać. „Waszej radości nikt wam nie odbierze” – mówił Jezus swoim uczniom. A jednak odbierano ją ludziom wierzącym, i to jakże często odbierano!
Często odczytuję dramatyczne słowa Fryderyka Nietzsche’go skierowane do uczniów Jezusa: „Lepsze pieśni musieliby śpiewać, abym uwierzył w ich Zbawiciela; na bardziej zbawionych musieliby mi wyglądać jego uczniowie”.
W teologii i duchowości jest miejsce na radość i nadzieję
Radość nie jest ubocznym produktem w życiu chrześcijanina. Idąc w parze z nadzieją nadaje ona pogodną tonację wszystkim dążeniom, wysiłkom i trudom. Broni przed poczuciem daremności, tak często nawiedzającym ludzi nawet najbardziej szlachetnych i dobrych. Dzięki nadziei wyczuwamy kierunek, w jakim prowadzi nas niepojęty Bóg. Wszystko, co ludzkie i ziemskie jest kruche i niedoskonałe. Trzeba się z tym pogodzić. Bóg ogarnia całość naszego istnienia.
Poczucie radości i humoru jest przejawem miłości do ludzi i świata. Trzeba kochać ten świat pomimo kruchości i niedoskonałości istnienia – pomimo tego, że wina, cierpienie i głupota wciąż w dramatyczny sposób znaczą jego dzieje. Przejawiająca się w humorze miłość do ludzi jest radością z tego, że świat istnieje i że otrzymaliśmy łaskę istnienia. Angielski mąż stanu, Tomasz Morus żartował tuż przed egzekucją ze swoim katem, aby nie uszkodził jego wąsów, bo przecież one nie dopuściły się zdrady stanu. Wielu ludzi głęboko wierzących było mistrzami humoru, wnoszącymi duchowe rozświetlenie w trudne ludzkie sprawy. Świat, z którego wypędzono by radość i śmiech byłby światem ponurym i zniechęcającym. Podobnie jak wiara odbierająca poczucie wielkiego sensu byłaby zaprzeczeniem Ewangelii, Dobrej Nowiny.
W teologii i autentycznej duchowości chrześcijańskiej jest wiele miejsca na radość i nadzieję. Bez nich byłaby ona jedynie smutną karykaturą chrześcijaństwa. Wiara nie wyklucza radości i śmiechu. Radość jest rozbłyskiem boskiej iskry w człowieku, rozjaśnieniem drogi. Rozpromienia ludzkie oblicza. Ratuje przed poczuciem absurdalności świata.
Czytajmy adhortację Papieża Franciszka Evangelii gaudium!
Jako zachęta niech wystarczy kilka cytatów. „Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach – pisze Papież zaraz na wstępie (nr 2) – nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się spokojnej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra. Również wierzący wystawieni są na to ryzyko, nieuchronne i stałe. Wielu temu ulega i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia”. A dalej wiele cytatów biblijnych przekonuje do prawdziwie chrześcijańskiej radości.
A jednak: „Są chrześcijanie, którzy wydają się przyjmować klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy. (…) Rozumiem osoby skłaniające się do smutku z powodu doświadczania poważnych trudności, jednak trzeba pozwolić, aby powoli zaczęła się budzić radość wiary jako tajemnicza, ale mocna ufność, nawet pośród najgorszej udręki” (nr 6). W innych językach przekład pierwszego zdania tego cytatu jest bardziej dosadny niż w oficjalnym tłumaczeniu polskim: „Ci sono cristiani che sembrano avere uno stile di Quaresima senza Pasqua”; „There are Christians whose lives seem like Lent without Easter. Chrześcijanie, których życie wydaje się być Wielkim Postem bez Wielkanocy!
No i ważkie słowo o głosicielach Ewangelii (nr 10): „ewangelizator nie powinien mieć cały czas grobowej miny”. Inne przekłady są również bardziej dosadne: „un evangelizzatore non dovrebbe avere costantemente una faccia da funerale”; an evangelizer must never look like someone who has just come back from a funeral!”.
O tak! Głosiciel Dobrej Nowiny nie powinien mieć wyglądu kogoś, kto dopiero co wrócił z pogrzebu! Skrzydlate słowa, które same zapadają w pamięć.
>….tzw. „teologia penitencjarna” stanowi jedno ze źródeł współczesnego ateizmu…<
Mogę powiedzieć tak samo o sobie. Doszło nawet do tego, że zacząłem bać się krzyża. Pomyślałem; Jezu gdybyś Ty nie dał się złapać tym Żydom, to ja teraz bym się Ciebie nie bał, Ciebie na krzyżu. Zapanował we mnie strach śmieci.
Aż otrzymałem światło. Światło Miłości.. Odzyskałem radość
Wszystko zajaśniało. Świat stał się kolorowy. Zobaczyłem w nim dzieło stworzenia Boga. Ten obraz i podobieństwo.
Piękne słowa teologii Ojcze. Pomodliłem się za Ciebie. Może zostanę wysłuchany. Pozdrawiam i życzę świątecznej radości z rocznicy Narodzenia Stwórcy.
Dziękuję, Panie Wojtku!
Wszedł w nasz świat Ktoś, kto nazwał się „drogą, prawdą i życiem”.
On potrafi rozjaśniać nasze drogi.
Życzę serdecznej radości z wiary i nadziei.
Dziękuję za ten tekst – właśnie dziś, tu i teraz. W zabieganiu brak mi czasu na radość… Pozdrawiam serdecznie (czytelniczka sprzed wielu lat – miło było wrócić do tego, co miało tak ogromny wpływ na moją wiarę przed laty, choć teraz pewnie jestem trochę gdzie indziej). Serdeczności
Nie wiem co mnie skłoniło do tego, aby na chwilę „zadumać się” po przeczytaniu tego tekstu. Prawdopodobnie osobisty stosunek Ojca do podjętego tematu ( choroba ) a także szeroki kontekst w którym zostały umieszczone terminy „radość” i „nadzieja”.
Bóg karzący i zagniewany o którym wspomina Ojciec a który odpowiada według tekstu za niewiarę chrześcijan jest jednak niemożliwy do wyeliminowania z przekazu, ponieważ występuje On tak przedstawiony w licznych ustępach i ST i NT nie wspominając już o naszych Ojców Kościoła. Rozwiązania więc tego problemu należy szukać ale…
Cytuje Ojciec Jezusa: ” „Waszej radości nikt wam nie odbierze” – mówił Jezus swoim uczniom” ale Nazarejczyk zawsze przywoływał również rzeczywistość Sądu i dla tych, którzy Go odrzucili nie było nadziei: „Tyrowi i Sydonowi lżej jednak będzie na sądzie niż wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba będziesz wywyższone? Aż do otchłani zejdziesz” ( Q 10, 14 – 15 ); „Aby zażądano od tego pokolenia krwi wszystkich proroków wylanej od założenia świata (…). Tak mówię wam, zażądają od tego pokolenia” ( Q 11, 50 – 51 ) itd. Nie można więc wyeliminować tzw. „teologii penitencjarnej” nie okaleczając w jakiś sposób teologii Jezusa a przecież na niej się opieramy ( punkt wyjściowy ). Chyba, że coś się w teologii zmieniło ( nie jestem teologiem ). Pragnę aby otrzymał Ojciec jak najwięcej sił od Boga i pozdrawiam.
Panie Andrzeju!
Dziękuję za osobiste refleksje i znaki zapytania. Tyle już w ciągu lat napisałem (w swoich kilkunastu książkach poświęconych nadziei powszechnego zbawienia) na temat tych tekstów, które Pan przytacza, i podobnych, że nie śmiem już się powtarzać. O niektórych była już zresztą mowa także w Kleofasie i w naszych dyskusjach.
Teksty wymagają teologicznej interpretacji. Nie można ich traktować literalnie, jak to czynią zwolennicy doktryny wiecznego piekła i różnego rodzaju fundamentaliści. Proszę sprawdzić, jak teksty o Sądzie oraz tzw. teksty infernalne mówiące o karze pośmiertnej interpretowali wybitni Ojcowie Kościoła wschodniego, znający niuanse greki, o czym dzisiaj zazwyczaj zapominamy (nie wszyscy oczywiście byli zwolennikami powszechnej nadziei, bo i w Kościele wschodnim byli „piekielnicy”). Ojcowie, których mam na myśli pojmowali tego rodzaju teksty w sensie kary terapeutycznej i naprawczej. Pisałem o tym obszernie w książce: „Świadkowie wielkiej nadziei. Zbawienie powszechne w myśli wczesnochrześcijańskiej”, Warszawa: Verbinum 2009, ss. 368 (Klemens Aleksandryjski, Orygenes, Grzegorz z Nyssy, Izaak Syryjczyk). A o innych moich książkach łatwo dowiedzieć się w internecie: http://www.verbinum.pl oraz [email protected]
Proszę wybaczyć, że tutaj i teraz nie rozwijam wątków eschatologicznej hermeneutyki.
Również pozdrawiam
Ojcze Wacławie!
Ja wzmiankowane interpretacje znam bardzo dobrze. Książkę polecaną postaram się jak najszybciej zamówić ale chcę nawiązać do wspominanej przez Ojca teologicznej interpretacji, ponieważ wydaje mi się ona pewnym nadużyciem słów Jezusa. Czy Jezus rzeczywiście pojmował karę terapeutycznie i naprawczo? Spójrzmy jak postrzega to Lohfink, którego właśnie czytam po raz drugi:
„Poza tym, w odniesieniu do tego tak dzisiaj wypieranego i łagodzonego tematu `sądu` należy rozważyć także rzecz następującą: przecież musi wreszcie nastać godzina, w której odkryte zostaną kłamstwa i manipulacje, podłości i ukryte czyny pełne przemocy obecne w dziejach – nieskończony, zawikłany, poplątany związek ludzkiej winy i ludzkiej niewinności. Świat, który w takim sensie nie zostałby osądzony, byłby pozbawiony nadziei, celu i godności. (…) Jezus znał wszystkie te teksty ( Lohfinek ma na myśli Oz 11, 8 – 9 oraz Iz 54, 6 – 8 – przyp. aut. ). Stanowiły one przesłankę Jego kazania o sądzie. W przypowieści o synu marnotrawnym sam mówił o niezgłębionym miłosierdziu Boga ( Łk 15, 11 – 32 ). Lecz mówił także o sądzie. NIE MÓGŁ CZYNIĆ INACZEJ. Właśnie w napięciu między zbawieniem a sądem, KTÓRE NAZNACZA CAŁE JEGO PRZEPOWIADANIE, ujawnia się Jego głębokie zakorzenienie w Torze i Prorokach” ( G. Lohfinek, Jezus z Nazaretu, 2012, s. 264, 267 ). To samo odnajdzie Ojciec u innych autorów analizujących treść nauczania Jezusa. Zasady Mistrza z Nazaretu są niezwykle proste, Dobra Nowina + Sąd. Dla niektórych radość dla niektórych smutek i „zgrzytanie zębów”. Dalsze tego interpretacje są zapewne interesujące zwłaszcza u Orygenesa ale one już bardzo luźno nawiązują do samego nauczania Jezusa. Niuanse greki są oczywiście bardzo ważne jeśli chcemy odczytać myśl teologiczną danego ewangelisty natomiast jeśli chodzi o samego Jezusa to ważniejsze są niuanse aramejskiego i tło żydowskie Galilei I wieku. Dlatego też uważam, że niektóre interpretacje rozmywają nauczanie Jezusa, który po to wzywał swoich naśladowców do trudu i cierpienia aby uniknąć rzeczywistości Sądu. Jeśli bowiem kara wymierzona na nim jest terapeutyczna to właściwie nie miał On przed czym przestrzegać ani tym bardziej żądać wyrzeczeń. Czy Jezus nauczał, iż wszyscy zostaną zbawieni? Nonsens. Ciężko to udowodnić ale jeszcze trudniej w to uwierzyć. Eschatologiczna hermeneutyka powinna być raczej rozwinięta już u Jezusa…
P. s.
Nie chodziło mi w tym wypadku o powtarzanie zasad idei powszechnego zbawienia ile o to dlaczego ta idea jest nieobecna u samego Jezusa. Mam obawy czy nie jest to konstrukcja „życzeniowa” niektórych teologów.
Długo myślałem nad Ojca tekstem i uważam go za najlepszy jeśli chodzi o odczytanie czym jest radość i nadzieja u chrześcijanina jednak jest w nim wiele elementów niepokojących. Proszę pamiętać, że podziw czasami również wiąże się z wątpliwościami.
Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam.
Panie Andrzeju, nawet Geza vermes pisze w jednej ze swych książek że Jezusa przesłanie można odczytać jako zapowiedź zbawienia wszystkich ludzi!
Po drugie, nauka Jezus nie jest wcale taka prosta jak się czasem uważa: dobrzy do nieba, źli do piekła. jJgo sposób myślenia nie zawsze jest dychotomiczny, choć często podkreśla on konieczność rozdzielenia dobra i zła. Należy przyjrzeć się dogłębniej myśleniu Jezusa, żeby zobaczyć, że On raczej łączy niż rozdziela, raczej włącza niż separuje, raczej akceptuje niż odrzuca. Są sytuacje wymagające zdecydowanego postawienia sprawy: tak-tak, nie-nie, ale są sytuacje gdy takie myślebnie jest szkodliwe. Nauka Jezusa jest nie do końca jeszcze zbadana i zanalizowana.
Panie Andrzeju!
Zanosi się na dłuższą debatę, a nie jest Pan, jak widzę z dosyć kategorycznych stwierdzeń, łatwym partnerem do dialogu o tych sprawach. Stwierdzeń kategorycznych? Moim zdaniem tak. Pisze Pan bowiem: „Czy Jezus nauczał, iż wszyscy zostaną zbawieni? NONSENS”. A z drugiej strony już trochę łagodniej: „MAM OBAWY czy nie jest to konstrukcja ‘życzeniowa’ niektórych teologów” (wyróżnienia moje, WH). No cóż, nie będę usiłował Pana przekonywać. To nie moje zadanie. Jeśli jest Pan przekonany, że to rzeczywiście „nonsens”, proszę pozostać przy swoim zdaniu. Ja pozostanę wierny nadziei na ocalenie wszystkich.
Poniżej, językiem prostym i zrozumiałym dla mniej obznajomionych z teologią, spróbuję wskazać na kilka przesłanek czerpanych z Ewangelii dla wspomnianej nadziei.
Czytających moją odpowiedź serdecznie proszę o wyrozumiałość i cierpliwość. Będzie nieco dłuższa. Z Panem Andrzejem nie ma sprawy – on przywykł, jak widzieliśmy, do długich tekstów
Zgadzam się ze słowami Lohfinka o Sądzie: „przecież musi wreszcie nastać godzina, w której odkryte zostaną kłamstwa i manipulacje, podłości i ukryte czyny pełne przemocy obecne w dziejach – nieskończony, zawikłany, poplątany związek ludzkiej winy i ludzkiej niewinności. Świat, który w takim sensie nie zostałby osądzony, byłby pozbawiony nadziei, celu i godności”. Ale czy to cała prawda? Nie potrafię w to uwierzyć. Chodzi chyba jedynie o to, by nie bagatelizować (nicht verharmlosen!) myśli o Sądzie, obecnej w nauczaniu Jezusa. Ale po kolei.
„ŻYCIE WIECZNE” I „KARA WIECZNA” – PARALELIZM?
W przypowieści Jezusa o sądzie nad narodami Król mówi do tych, którzy pospieszyli z pomocą ludziom w potrzebie: „Zbliżcie się, błogosławieni mojego Ojca, weźcie w posiadanie Królestwo, przygotowane wam od założenia świata” (Mt 25,34). W odniesieniu zaś do ludzi samolubnych, niewrażliwych na ludzkie potrzeby padają słowa: „Odejdźcie (poreúesthe) od Mnie przeklęci w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom” (w. 41). Nie są to jednak słowa gniewu, jak się je często rozumie (na podstawie błędnego przekładu: „Idźcie precz!”). Ten, który nie został posłany na świat, „aby świat osądził, lecz aby świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17), wypowiada je z życzliwością wobec tych, którzy pobłądzili. Chodzi o ludzi, którzy źle postępując, przeklęli w gruncie rzeczy sami siebie, lub na których zaciążyło przekleństwo (katēraménoi) ze strony tych, którym w potrzebie nie okazali pomocy, współczucia i miłosierdzia. Czeka ich bolesne przejście przez cierpienie i oczyszczenie, które właśnie niektórzy Ojcowie Kościoła wschodniego pojmowali jako karę terapeutyczną ku poprawie.
Ewangelia sugeruje, że istnieją dwie całkowicie różne cechy jakościowe pośmiertnej rzeczywistości. Królestwo Boże jest odwiecznym celem stworzenia świata. Zostało przygotowane od jego „założenia”. Natomiast istnienie piekła nie należy do ostatecznej postaci stworzenia. Nie zostało stworzone przez Boga. Powstało z powodu „diabła i jego aniołów” oraz wskutek decyzji wolnych stworzeń, które znalazły się we władaniu złych mocy. Jako takie nie ma ono samodzielnego bytu, lecz jest stanem tymczasowym. Ogień jest symbolem oczyszczenia. Wielką szansą na oczyszczenie. Co znaczy „wieczny”?
Przypowieść o Sądzie Ostatecznym kończy się słowami: „I pójdą ci na karę wieczną (eis kólasin aiōnion), sprawiedliwi zaś do życia wiecznego (eis zoēn aiōnion, Mt 25,46). W zastosowaniu do grzesznych ludzi owo STARANNIE DOBRANE W EWANGELII SŁOWO KÓLASIS oznacza ich ukaranie, ale z określonym celem pedagogicznym i terapeutycznym, którym jest opamiętanie, poprawa i uzdrowienie. W sadownictwie i ogrodnictwie oznacza ono okrzesywanie dzikich pędów, uszlachetnienie drzew i krzewów owocowych (koládzein ta dendra).
W połączeniu z takim sensem tego słowa przymiotnik „wieczny” nie oznacza bynajmniej, iż chodzi o stan rzeczywiście ostateczny i nieodwracalny. Chodzi o intensywność cierpienia i długie trwanie. „Przeklęci” mają oczyścić się w ogniu skruchy i wyrzutów sumienia. Sędzia każe im odstąpić od siebie do czasu nawrócenia, gdyż ich obecny stan jest nie do pogodzenia z Jego Królestwem. Jeżeli jest w omawianym tekście jakiś paralelizm, to jest to paralelizm asymetryczny.
Kara i męka dopuszczone przez Boga są elementem mądrej boskiej pedagogii względem ludzkości. Taka kara ma sens jedynie wówczas, gdy może osiągnąć swój cel naprawczy i terapeutyczny. Inna kara, nawet tylko dopuszczona przez Boga, nie byłaby godna Jego miłości i miłosierdzia względem ludzi, także tych zatraconych i „przeklętych”. Pan dziejów odsyła wszystkich, na których ciąży wina i przekleństwo ludzkiej krzywdy, aby najpierw przeszli przez „ogień wieczny” i „karę wieczną”. To symbole intensywnego oczyszczenia. Powtarzam: ogień jest symbolem oczyszczenia! Określenie „ogień wieczny” symbolikę tę rozszerza na trwanie w stanie intensywnej męki. NIE ZOSTAŁO POWIEDZIANE, IŻ NA TYM KOŃCZĄ SIĘ DZIEJE STWORZENIA Z BOGIEM. NASTĄPIŁO TYLKO ODESŁANIE WINOWAJCÓW W STAN KARY KU POPRAWIE.
Spotkanie z Bogiem jest sądem i oddzieleniem dobra od zła. Kiedy człowiek nie oczyścił się i nie wyzwolił od zła, wówczas doświadcza w sobie samym męczącego podziału, pustki, samotności i rozdwojenia. Tę pustkę przeżywa jako niekończącą się, „wieczną mękę” i „wieczny ogień”. Piekielne cierpienie opisane zostało w symbolicznych obrazach biblijnych, zaczerpniętych głównie z terminologii apokaliptycznej, których nie należy rozumieć w sensie dosłownym. Jest to w gruncie rzeczy opis intensywnego cierpienia z powodu nieurzeczywistnionej miłości, wyraz świadomości własnej winy i pozbawienia się szczęścia.
DOBRY PASTERZ BĘDZIE SZUKAŁ, „AŻ ZNAJDZIE”
Jezus mówił w swoich przypowieściach, że pasterz poszukuje zaginionej owcy, dopóki jej nie odnajdzie; że kobieta szuka zgubionej monety, aż ją znajdzie; że ojciec wyczekuje powrotu zabłąkanego syna, aż ten powróci… (Łk 15). Owo krótkie ewangelijne słowo: „aż”, „dopóki” (eōs) jest w całej Biblii jednym ze słów budzących najwięcej nadziei. Skoro Bóg jest wieczny, „aż”, znaczy, że nigdy nie jest za późno. To największa nadzieja na odnalezienie zagubionych.
Zapytany o to, kto może być zbawiony, Nauczyciel z Nazaretu powiedział: „Dla ludzi jest to niemożliwe, dla Boga zaś wszystko jest możliwe” (Mt 19,26). Warto przypomnieć jeszcze inne słowa Jezusa: „Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. Je także muszę przyprowadzić i będą słuchać mojego głosu. I będzie jedna owczarnia i jeden pasterz” (J 10,16). Porównał siebie do dobrego pasterza, który pragnie szukać „innych”. Tak postępuje Ten, kto prawdziwie miłuje. Nie ma w nikim, nawet w najbardziej zatwardziałym człowieku, takiej przeszkody do zbawienia, której Bóg nie zdołałby przezwyciężyć nie gwałcąc jego wolności, lecz pociągając ją ku sobie swoim dobrem i pięknem.
„POCIĄGNĘ WSZYSTKICH”
Tylko w IV. Ewangelii pojawia się zdumiewająca obietnica Jezusa: „A Ja, gdy zostanę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie” (J 12,32). Według tej obietnicy, wywyższony w chwale, pociągnie On w końcu ku sobie wszystkich, nawet najbardziej opornych. Nie tylko wybranych. Nie tylko niektórych, ale właśnie wszystkich. To nie są słowa rzucone na wiatr. To nie tylko chęć i pragnienie, ale w pełni skuteczna siła przyciągania. On rzeczywiście jest siłą przyciągającą jak wielki magnes. Takim ukazuje Go świadectwo Ewangelii.
Mądrość Ewangelii uczy, że Bóg respektuje naszą ludzką wolność i niepowtarzalną osobowość w najwyższym stopniu, na Jemu tylko właściwy sposób. Nie narzuca siłą swojej woli, nie przymusza, lecz wciąż zaprasza, przekonuje i pociąga, aby wszystkich doprowadzić do ostatecznego spełnienia. A ma czym pociągać i urzekać! Sprawiają to Jego miłość, dobroć i piękno, działające od wewnątrz na umysł i serce człowieka. O boskim sposobie tego oddziaływania, bez pogwałcenia wolności, nie musimy wiedzieć wszystkiego po tej stronie życia. Nadzieja na ocalenie wszystkich to nie przymusowa amnestia, ale prawdziwa GEHENNA i rzeczywista męka przed którą Jezus przestrzegał.
SŁOWO O „ZGRZYTANIU ZĘBÓW”
Pisze Pan: „Zasady Mistrza z Nazaretu są niezwykle proste, Dobra Nowina + Sąd. Dla niektórych radość dla niektórych smutek i „zgrzytanie zębów”. Pytam, czy powiedziano, że „zgrzytanie” nie mające końca? Zresztą, czy „naprawdę „zgrzytanie”? Czy zasady Mistrza z Nazaretu są zawsze aż tak niezwykle proste?
Niektóre przypowieści Jezusa zdają się sugerować, że potępieni znajdą się po śmierci w Gehennie, w której nie ma już szansy na nawrócenie. W tradycyjnej eschatologii przypowieści te uchodzą za potwierdzenie nauki o wieczności piekła. Jedna z nich mówi o człowieku, który zasiał dobre ziarno na swoim polu (Mt 13,24-30). Skąd zatem chwasty w wyrośniętym zbożu? Zasiał je skrycie ktoś wrogo usposobiony. Gospodarz zabrania sługom przedwczesnego zbierania chwastów. Dopiero w czasie żniwa zostaną zebrane i spalone. Na pytania uczniów Jezus wyjaśnia sens tej przypowieści: „Siewcą dobrego ziarna jest Syn Człowieczy. Polem jest świat, dobrym ziarnem są synowie Królestwa, a chwastami synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł, żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Tak jak zbiera się chwasty i spala w ogniu, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pole swoich aniołów i zbiorą z Jego Królestwa wszystko co powoduje upadek (dosł. wszystkie zgorszenia) oraz tych, którzy dopuszczają się bezprawia, i wrzucą ich do rozpalonego pieca. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13,37-42; zob. także Mt 13, 47-50).
Wyjaśnienie mówi jedynie o straszliwym cierpieniu po śmierci tych, którzy dopuszczali się bezprawia. Nic nie wskazuje na to, iż jest to cierpienie bez końca. Zwróćmy również uwagę na zamierzone niuanse znaczeniowe w doborze greckich słów występujących w zakończeniu przytoczonego tekstu. Ludzie dopuszczający się nieprawości zostaną wrzuceni w „piec ognia”, eis tēn káminon tou pyrós. Termin „KÁMINOS” oznacza piec garncarski, piekarniczy lub hutniczy. Ogień jest tu symbolem czegoś dobroczynnego: utwardza gliniane naczynia, w nim wypieka się pieczywo i oczyszcza metale. Kiedy Jezus mówi o trawie rzucanej w piec na spalenie, ewangeliści posługują się słowem „KLÍBANOS” (Mt 6,30; Łk 12,28; por. Ml 3,19 LXX). W tym przypadku chodzi o palenisko, w którym ogień jedynie spala i niszczy. RÓŻNICA JEST WYRAŹNA: jeden rozpalony piec przynosi skutki korzystne, świadomie zamierzone, drugi natomiast spala i obraca w popiół. W odniesieniu do Gehenny chodzi o ogień oczyszczający, a nie niszczycielski.
W przytoczonym fragmencie mowa jest również o „PŁACZU I ZGRZYTANIU ZĘBÓW”. Tak brzmi tradycyjny i wbity w pamięć przekład tego zwrotu. POŁĄCZENIE TYCH DWÓCH CZYNNOŚCI JEST ZGOŁA PARADOKSALNE, A NAWET SPRZECZNE! Płacz jest znakiem żalu i bólu. „Zgrzytanie zębami” sugeruje natomiast złość, bunt i oburzenie. Mianem „zgrzytania” tłumaczony jest grecki termin „BRYGMÓS”, który oznacza także szczękanie lub zaciskanie zębów. W tym drugim znaczeniu nie sugeruje on bynajmniej złości. Jest przede wszystkim znakiem dotkliwego uczucia, którego doznajemy wskutek bólu, zimna lub gorąca. Kto „zgrzyta zębami” daje wyraz swojej złości. Kto zaciska zęby lub szczęka zębami jest w stanie silnego doznania bólu, który prowadzić może do wybuchu płaczu. Czy nie w tym sensie Jezus mówił o płaczu i zaciskaniu zębów z bólu wskutek utraty wstępu do królestwa Bożego?
Ludzie wrzuceni w ognisty piec płaczą z żalu i z bólu zaciskają zęby. Nie jest to symbol zatwardziałości w złu. Nie ma w nich złości. Jest cierpienie i żal. Czy z powodu utraty ostatecznej? Żaden z użytych terminów nie nasuwa myśli, iż chodzi o karę prawdziwie wieczną. Ogień dobroczynnego pieca zdaje się symbolicznie zwiastować proces oczyszczenia i przeobrażenia. Jezus mówi w czasie przyszłym: „Tam BĘDZIE płacz i szczęk zębów”. Nie określa trwania tego stanu. Jego słowa zdają się wręcz sugerować, że nie jest to wcale sytuacja beznadziejna, z której nie ma już wyjścia. Nadzieja zostaje ocalona. Tymczasem nacechowane semicką skłonnością do języka obrazów i metafor słowa Jezusa o „zgrzytaniu zębami” były w ciągu wieków zachętą do roztaczania przerażających wizji wiecznego piekła.
CO MÓWIĄ UCZENI ŻYDOWSY O PIEKLE?
Anna przypomniała wypowiedź G. Vermesa. Przypomnę o innych. Opisując duchowe dziedzictwo Żydów polskich, rabin Byron Sherwin charakteryzuje eschatologię judaizmu w następujący sposób: „W żydowskiej eschatologii idea piekła nie odgrywa większej roli. Istnieje czyściec, w którym dusze zmarłych zostają oczyszczone, przygotowane do wiekuistego życia. Ale według Talmudu nikt, nawet najgorszy grzesznik, nie spędza w czyśćcu więcej niż rok. Judaizm, będąc religią bardzo optymistyczną, nie zawiera idei wiekuistego potępienia. Zawsze jest nadzieja, zawsze istnieje możliwość skruchy i duchowej poprawy” (B. L. Sherwin. „Duchowe dziedzictwo Żydów polskich”, przełożył ks. W. Chrostowski, Warszawa 1995, s. 153).
Ten sam autor pisze również o eschatologicznych poglądach chasydów, przypisywanych założycielowi chasydyzmu. W nauczaniu chasydów wydarzenia ostateczne ukazywane są jako czas zmiłowania i zbawienia, a nie jako czas lęku i grozy. „Według nauczania chasydzkiego piekło to sprawa perspektywy. Gdy sprawiedliwi przybędą do raju, będą wiedzieli, że znaleźli się w niebie, bo zobaczą, że nadal trwa tam życie duchowe […]. Ale gdy występni, którzy nie oddawali się życiu duchowemu, przybędą do raju, odczują niebo jako piekło. Dla sprawiedliwego raj jest niebem. Dla występnego raj jest piekłem. Wszystko zależy od perspektywy. To nauczanie prowadzi do poglądu, że niebo jest nie tyle miejscem, ile stanem istnienia. Według Talmudu człowiek jeszcze za życia może doświadczyć smaku owego stanu istnienia, którym jest niebo” (Tamże. W traktacie „Berachot” 57b Talmud uczy, że trzy rzeczy na tym świecie dają przedsmak życia wiecznego: słoneczny dzień, szabat i stosunek seksualny).
Inny współczesny uczony żydowski, Rabbi Leon Klenicki, tak pisał o swojej wierze w życie przyszłe: „Myślę o śmierci jako o pewnego rodzaju wiecznym odpoczynku, czasie pokoju przed przyjściem Mesjasza. Nie mogę wyobrazić sobie piekła ani raju. Dla mnie piekło i raj są tutaj na ziemi. Auschwitz był dobrą ilustracją piekła” (L. Klenicki, R. J. Neuhaus, „Believing Today: Jew and Christian in Conversation”, Grand Rapids 1989, s. 33).
Starotestamentowe teksty o gniewie Boga i karze nie mówią, że Bóg pragnie, aby ukarani grzesznicy ponosili katusze bez końca. Nie stworzył On świata dla takiej ewentualności. Sytuacja kary – podobnie jak sądu i gniewu – ma charakter PRZEMIJAJĄCY. Słowo „wieczny” nie oznacza trwania bez końca. Mowa jest o długim okresie trwania gniewu Boga i kary, a także o intensywności ich przeżywania. Obrazowe wyrażenie „na wieki wieków” jest hebraizmem o charakterze warunkowym i hiperbolicznym. W odniesieniu do rzeczywistości poza samym Bogiem i Jego życiem oznacza ono nieokreślone i, po ludzku mówiąc, długie trwanie, a nie wieczność w sensie nieskończoności. Nie istnieje wieczność zła, szatańska i stworzona, paralelna do nieskończoności przysługującej Bogu. Wieczność w sensie ścisłym jest synonimem tego, co Boskie i nieprzemijające.
Tyle mojej odpowiedzi. Mam nadzieję, że nasza dyskusja będzie spokojna i godna miana rzetelnej refleksji.
I JESZCZE DROBNY DODATEK:
Wieczność nieba i piekła są jakościowo różne i dlatego zgoła nieporównywalne. Nie istnieje wieczność piekła rozumiana jako zła nieskończoność i trwanie bez końca. Prawosławny teolog Paul Evdokimov pisał: „Pogląd o wiecznych cierpieniach to pogląd szkolny, uproszczona teologia o charakterze pokutnym, nie biorąca pod uwagę głębi takich tekstów jak J 3,17 i 12,47. Nie do przyjęcia byłoby wyobrażać sobie, że obok wieczności Królestwa Bóg przygotowuje wieczność piekła, która byłaby przecież swoistą porażką Bożego planu, a więc częściowym zwycięstwem zła” („Życie duchowe w mieście”, przeł. Maria Żurowska, Poznań: W drodze 2011, s. 82).
Opowieść o świecie ma nie tylko dobry początek: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (piękne, tob/tov)” (Rdz 1,31). Ma ona również obietnicę dobrego końca: „aby Bóg był wszystkim we wszystkich/wszystkim, pánta en pásin” (1 Kor 15,28). TO DOPIERO ZDUMIEWAJĄCY PARALELIZM POCZĄTKU I KOŃCA! POWÓD DO WIELKIEJ RADOŚCI.
Dodałbym od siebie: Bóg jako najbardziej twórczy, mądry, miłujący dobro i piękno Artysta, miłuje dobrą historię i szczęśliwe zakończenie. I przewidział drogi dojścia do ocalenia wszystkich. Sic credo, sic spero.
Piękna odpowiedź i wreszcie ktoś nawiązuje do żydowskiego tła bez którego przecież nie można mówić o Jezusie. Ja rozumiem Ojca nadzieje i innych, którzy stworzyli mit ( z góry przepraszam za to słowo ) powszechnego zbawienia. Musiałem przez chwilę zaznajomić się z przykładami, które w nauce Jezusa mają „sugerować” jakoby On podzielał nadzieje niektórych współczesnych teologów i jeśli to są te przykłady to nadzieja ta jest budowana na bardzo kruchych podstawach. Nie ma się więc co dziwić, że nie jest powszechnie przyjmowana. Rzeczywistość eschatologiczna, którą przedstawia Jezus z Nazaretu jest dość jednoznaczna i gdyby ktoś nie spotkał innych pomocniczych konstrukcji tworzonych w czasach późniejszych to wątpliwe jest czy sam doszedłby do takich wniosków.
Dlaczego dyskutuję?
Ważnym aspektem każdej dysputy jest jej powód. Moje są wydaje mi się jak najbardziej słuszne, ponieważ w Ojca osobie spotykam głównego eksponenta tej teorii w Polsce: ” Powszechne zbawienie nie może być doktrynalnym pewnikiem. Powinno pozostać przede wszystkim sferą nadziei, duchowego zmagania i modlitwy. Nie opowiadam się za nauką o apokatastazie, rozumianej jako konieczność zbawienia powszechnego” ( Trudności terminologiczne. W: Wacław Hryniewicz OMI: Nadzieja zbawienia dla wszystkich. Warszawa 1989, s. 33 ). Zawsze, aby coś zrozumieć staram się to robić u źródła lub jak najbliżej niego. Wyznaczmy więc kolejny aksjomat, który pozwoli nam sprawniej prowadzić tę konwersację. Powszechność zbawienia nie jest żadnym pewnikiem nawet i w teologii i jest ona przez niektórych teologów wyraźnie kontestowana. Spróbujmy posunąć się o krok dalej: powszechność zbawienia nigdy nie była czymś o czym Jezus nauczał wprost. Według mnie nie nauczał o tym w ogóle, według Ojca nauczał On o tym w tak zagadkowy sposób, że nauki tej nie pojęli Jego najbliżsi uczniowie lecz odkrycie czekało na Orygenesa, Dydyma Ślepego, Diodora z Tarsu, Teodora z Mopsuestii, Maksyma Wyznawcę, Grzegorza z Nazjanzu i Grzegorza z Nyssy ( pomijam różnice w ujęciu tego zagadnienia pomiędzy wymienionymi ). Kolejnym pewnikiem, który można wprowadzić do dyskusji jest fakt, że ja chciałbym, aby TO BYŁA PRAWDA. Życie jednak to nie koncert życzeń o czym nieraz się bezlitośnie przekonujemy ale nadzieja jest czasem czymś jedynym co posiadamy. Zawsze dopuszczam działanie Ducha Świętego, które pozwala zinterpretować słowa Jezusa i odnieś je do nowej rzeczywistości – obecnej. Aktualizacja jest jak najbardziej wskazana i tego nie można zabronić ale jeśli spotykam się z interpretacją słów Jezusa a zwłaszcza z interpretacją, która ma bronić jakiejś skomplikowanej konstrukcji teologicznej to natychmiast zaczynam jej się bacznie przyglądać. Zwłaszcza kiedy widzę pewien brak logiki w argumentacji. Jezus naucza o wiecznym zbawieniu – uśmiech na twarzy, te słowa to prawdziwa rzeczywistość, która nas czeka. Jezus naucza o wiecznym potępieniu – uśmiech znika z naszych twarzy, te słowa to „straszak”:”Nic nie wskazuje na to, iż jest to cierpienie bez końca”( Wacław Hryniewicz OMI ). Bądźmy jednak logiczni nic nie wskazuje, iż jest to szczęście bez końca. W ten sposób można zanegować również i wieczność zbawienia. Błąd logiczny stawia przed przedstawiającym taka argumentację niesłychana trudność, ponieważ dlaczego mam brać DOSŁOWNIE słowa Jezusa o wiecznej nagrodzie a PRZENOŚNIE o wiecznym zatraceniu. Mój wykładowca od Historii Kościoła starożytnego ks. dr Lucjan Bielas zawsze powtarzał mi, abym w napisanych pracach nie zawierał przypadkiem wniosków wysnutych z przesłanek jawnie sprzecznych z tym, co zawiera tekst, jakby prosił mnie, abym nie imputował tekstowi czegoś, czego po prostu w nim nie ma oraz abym nie przywoływał kontekstów odległych, choć możliwych jeśli mam możliwość sięgnięcia do kontekstów najbliższych. Dlatego odwołajmy się do tego kontekstu i przywołajmy postać współczesnego Jezusowi Hillela, który wyraził się wprost, iż kara piekła nie może być wieczna, ponieważ stałaby w sprzeczności z miłosierdziem Bożym ( Datner S., Kamieńska A., Z mądrości Talmudu. Red. A. Kamieńska, Warszawa 1988, s. 355 ). Takiego zdania brakuje w jakiejkolwiek sentencji, którą zawierają ewangelie wchodzące w skład NT. Nie można mówić, iż Jezus nie mógł wyrazić tego wprost, ponieważ się czegoś obawiał. Jak wynika z kontekstu uzyskałby poparcie i powszechną aprobatę ze strony rabinów reprezentujących jedną z najważniejszych szkół faryzeizmu. Jezus w tym względzie wypowiadał się raczej jednoznacznie choć raczej w kategorii odrzucenia wiecznego na Sądzie ( Mt 13, 41 – 43. 49n ). Samych nawiązań do tzw. kary piekła kojarzonej wtedy z Doliną Hinnoma, która kiedyś służyła do składania ofiar z dzieci ( 2 Krl 23, 10; 16, 3; 21,6; Jr 7, 32nn; 19, 6 ) jest bardzo mało i nie są one znaczące ( Mk 9, 43. 45. 47 ) ale występują w najstarszej Ewangelii Marka. Natomiast nie ma jakichkolwiek słów – oczywiście u Jezusa – które mogłyby doprowadzić kogoś do podobnego wniosku jak to można bezsprzecznie wykazać w przypadku Hillela, że nie akceptował On wiecznej kary piekła czy też apokaliptycznego wiecznego odrzucenia.
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za odpowiedź nad którą rzeczywiście musiałem pomyśleć. Czy Ojciec może pomóc mojej niewierze w powszechność zbawienia u Jezusa?
PANIE ANDRZEJU!
ZDAJE SIĘ, ŻE SZKODA CZASU. Nie zdołam Panu pomóc w sprawie nadziei na powszechne zbawienie. Sorry! Niech Pan pozostaje ze swoją niewiarą. Umysłom nazbyt logicznym trudno to pojąć. Rozumiem. Ale już niektórzy przedstawiciele filozofii lingwistycznej oraz filozofii religii stwierdzali: LOGIC IS NOT ENOUGH!
Niech więc cieszą się infernaliści, że znaleźli w Panu pokrewną duszę. Zwolennicy nadziei, podobnie jak Hillel, są przekonani, że „kara piekła nie może być wieczna, ponieważ stałaby w sprzeczności z miłosierdziem Bożym”. A miłosierdzie jest sprawiedliwe, a sprawiedliwość miłosierna. W Bogu przymioty Jego natury się nie kłócą. To my je zderzamy ze sobą i sobie nawzajem przeciwstawiamy. Nie sądzę, abyśmy tworzyli „mit … powszechnego zbawienia”. Czekajmy więc dopiero na weryfikację pośmiertną, każdy i każda z nas z osobna. Spór infernalistów ze zwolennikami nadziei trwa już wiele, wiele stuleci. I będzie trwał nadal.
To moja wstępna wieczorna reakcja, gdyż dopiero co otwarłem blog. Ponieważ nie jestem „Markiem nocnym”,może spróbuję jeszcze pomyśleć jutro… A niebawem czeka mnie wizyta w szpitalu.
Cieszę się, że Ojciec to rozumie i nie ma za co przepraszać. Życzę powodzenia w szpitalnej wizycie. Ja również pomyślę nad argumentami za „powszechnym zbawieniem” i poproszę Jezusa o zdrowie dla Ojca… może mam jakieś u Niego względy.
Nie widzę nic takiego dziwnego w tym, że Jezus nauczał o powszechnym zbawieniu w taki sposob, że nie pojęli sprawy jego najbliżsi uczniowie, a nadzieja powszechnego zbawienia dopiero czekała na swoje odkrycie. Być może były pewne względy, które nie pozwałały mu mówić otwarcie o sprawie, a jej odkrycie pozostawiał poszukującym ludzkim umysłom i sercom. Wśród tych spraw może byly rzeczy przerastające wszystko co dotyczyło epoki, w ktorej zył. Rozmiarem i czasem.
Szczególne pozdrowienia dla ks. Wacława.
P.s. Humor ma szczególną moc wyprowadzania człowieka z poczucia przygnębienia, niepokoju. Jest jak iskra, która przywraca do życia. Całkiem niedawno doświadczyłem rzeczy zupełnie błahej, która dała mi w tym względzie po raz kolejny istotną wskazówkę. Czekałem na zabieg operacyjny, który miał być przeprowadzany w znieczuleniu ogólnym. I mnożyłem różne wątpliwości czekając. Doświadczyłem nawet pewnego dziwnego poczucia niby prądu przechodzącego przez kości, który mi sprawiał ból. Byłem spokojny, jednak coś mnie paraliżowało i zjadało. Gdybym nagle nie wymyślił pewnej humorystycznej histori o pewnym człowieku wypadającym z samochodu pod wpływem alkoholu do rowu, albo gdybym nie powiązał kilku nazwisk lekarzy z pewnymi historiami z filmów, które widziałem „Maślanka jestem”, byłby mnie ten prąd chyba zwyczajnie zjadł. Może to się wydaje błahe, ale w takich chwilach docenia się znaczenie śmiechu. I nie jest to zwykła obrona organizmu, albo ucieczka przed prawdą. To trzeba poczuć.
Tomku, zgadzam się z Tobą. My zakładamy, że autorzy Ewangelii wszystko pojęli, przedstawili nam całego Jezusa od początku do końca. Tymczasem nawet z samych tekstów ewangelii wynika, że uczniowie nie rozumieli Jezusa, poza tym niektóre teksty mają wiele niejasności i wiele, wiele możliwych interpretacji. Autorzy przekazali nam pewne teksty, ale nie jest powiedziane, że spisując słowa czy czyny Jezusa wiedzieli do końca co one znaczą. Jezus i boska rzeczywistość przekracza narrację Ewangelii. Ewangelie są tylko odbiciem, próbą wyrażenia boskich spraw. W ew. Mk jest kwestia jakiejś tajemnicy (mysterion), co do której nie ma ostatecznego wyjaśnienia. W innej ewangelii, chyba Jana, Jezus mówi, że są inne rzeczy, o których nie powiedzial i dopiero potem będą ujawnione. W ogóle mówić, że wiadomo na 100% z Ewangelii co myślał Jezus to niepoważne. Są tylko bardziej lub mniej wiarygodne przypuszczenia przepuszczone przez nasze wewnętrzne nastawienie do przyjmowania lub odrzucania pewnych rzeczy. Pojąć można tylko to, na co jest się przygotowanym.
Jeszcze jedna kwestia, która wydaje mi się umknęła mi gdzieś w rozważaniach w temacie „nadziei na powszechne zbawienie”. Ja wiem jak wiele o. prof. wycierpiał w związku z popularyzowaniem i obroną teologiczną tej kwestii. Przyglądałem się tej „nagonce” z pewnym zdumieniem i całym sercem i duszą solidaryzowałem się właśnie nie z tzw. „obrońcami” ortodoksji ale z księdzem, który wręcz samotnie musiał walczyć o swój medialny wizerunek i ochronę swego dorobku ( nie będę wchodził w szczegóły ). Moje stanowisko nie jest do końca takie, iż jestem infernalistom tzn. moja wiedza pozwala mi stwierdzić, że Jezus w najstarszych warstwach chronologicznych nie naucza o wiecznych mękach w גי(א)-הינום . Co więcej nie uważam, że wzmiankowana przez Jezusa Dolina Hinnom to wieczne piekło. W Ewangelii Galilejskiej spotykamy porównanie Sądu do biblijnego potopu i w trakcie tego porównania Jezus powiada: „Dwóch będzie na jednym posłaniu; jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona” ( Q 17, 34 – 35 ). Spotykamy więc pewne rozróżnienie osób i ich losu w zetknięciu z finalnym aktem dziejów. Jezus wyraźnie sugeruje, że ich miejsce przebywanie będzie inne i będzie to kara ( Q 12, 46 ). Mistrz z Nazaretu namawia wszystkich do wchodzenia do Królestwa jednak nie dla wszystkich: „Wchodźcie przez ciasne drzwi: bo wielu będzie chciało wejść, A NIEWIELU BĘDZIE MOGŁO” ( Q 13, 24 ). Tutaj mamy to wyrażone wprost, bez semickiego „na wieki wieków” – „Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w Królestwie Bożym, WY ZAŚ ZOSTANIECIE WYRZUCENI” ( Q 13, 29 – 28 ). Czy w ujęciu Jezusa to miejsce wyrzucenia przypomina piekło, które zobaczyła św. Faustyna? Oczywiście, że nie z przedstawionych danych możemy wysnuć jeden zasadniczy wniosek, że będzie to Królestwo bez Boga i to niektórzy nazywają piekłem. Czy ten stan jest niezmienny? Należy pamiętać, że mówiąc o czasach ostatecznych musimy wyeliminować z rozważań pojęcie czasu, ponieważ przynależy on tylko i wyłącznie do naszej przestrzeni ( Einstein ). Idea powszechnego zbawienia zakłada zmianę w czasie. Po pokucie i ekspiacji następuje zbawienie. Mamy więc tu zmianę stanu a skoro mamy zmianę stanu to i mamy upływ czasu. Jezus postawił kwestię zbawienia i odniesienia do swojej Osoby „na ostrzu noża”. Każdy wie, że zginął On na Krzyżu. Nawet gdybyśmy nie mieli ewangelii to i tak wiedzielibyśmy, że Jego nauka spotkała się ze sprzeciwem i podziałami, które w Jego wypadku skończyły się Krzyżem a w innych – już Jego następców – ukamienowaniem czy też męczeńska śmiercią na arenach. Po co ginęli skoro ostatecznie i tak wszyscy będą zbawieni? Po co prowadzić misje i przekonywać kogokolwiek do katolicyzmu? Po co ten blog? Ten spór również jest bez sensu, ponieważ i tak obydwaj zostaniemy zbawieni? Te pytania można mnożyć i wcale nie są one takie błahe. Z poważaniem Andrzej Nowicki.
ANNO! PANIE TOMKU! PANIE ANDRZEJU!
Tak, to IV Ewangelia przytacza słowa Jezusa przed zbliżającym się rozstaniem: „Jeszcze MAM WIELE WAM DO POWIEDZENIA, ALE TERAZ NIE MOŻECIE TEMU PODOŁAĆ [nie możecie tego znieść, ou dýnasthe bastázein]” (J 16,12: ten pierwszy, to przekład ekumeniczny z 2001 r. ; drugi, to wydanie interlinearne NT).
Q – EWANGELIA GALILEJSKA
Zapewne Pan Andrzej uzna, że powyższe słowa są nieautentyczne, bo późno spisane i nie ma czegoś takiego np. w Q – Ewangelii Galilejskiej, którą w tej chwili mam przed oczyma. Ale jest w Q coś innego, niezwykle ważnego – słowa Jezusa:
„Kto z was mając sto owiec, kiedy zgubi się jedna z nich, nie zostawia w miejscu dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie idzie za zagubioną, AŻ JĄ ZNAJDZIE? Powiadam wam, większa będzie RADOŚĆ z powodu tej jednej, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu” (Q 15,4.7).
To właśnie miałem na myśli kiedy pisałem we wcześniejszym komentarzu o Dobrym Pasterzu, który będzie szukał, AŻ ZNAJDZIE, DOPÓKI NIE ZNAJDZIE Zagubionej Istoty Rozumnej (a człowiek to ktoś więcej niż owca!). No i co, to tylko przypowieść? Niestety nauczyliśmy się nie doceniać siły illokucyjnej (illocutionary force) przypowieści Jezusa. Ileż razy słyszę: „to tylko przypowieść!”. Ile razy sam Jezus musiał wyjaśniać niepojętnym uczniom, co miał na myśli.
Czy słowa o Jezusa o pozostawieniu dziewięćdziesięciu dziewięciu owiec, a uganianie się za zagubioną są logiczne? Czy w ogóle Bóg postępuje z nami według rygorystycznych zasad logiki? Na myśl przychodzą mi słowa proroka: „BO MYŚLI MOJE NIE SĄ MYŚLAMI WASZYMI ANI WASZE DROGI MOIMI DROGAMI” (Iz 55,8).
PRZEKROCZONE WSZELKIE PROPORCJE I PRAWA LUDZKIEJ LOGIKI
W przypowieściach o zagubionych odsłania się PRAWDA, że Bóg pragnie ocalić wszystkich i dać udział w swoim życiu. Jego radość byłaby niepełna, gdyby na sto osób zabrakło bodaj jednej, zagubionej. Zastanawiające są proporcje podane w przypowieściach Jezusa: jedna zaginiona owca, oddzielona od pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu i jedna zgubiona moneta bez dziewięciu innych (Łk 15,1-10). Proporcja 99:1 lub 9:1 ma swój GŁĘBOKI SENS SYMBOLICZNY. Pasterz pozostawia w stadzie 99 owiec i szuka jednej zagubionej. Językiem obrazowym powiedziane zostało przede wszystkim to, że BÓG TROSZCZY SIĘ O KAŻDEGO CZŁOWIEKA I CZYNI WSZYSTKO, BY GO URATOWAĆ ZE STANU ZAGUBIENIA.
Nie chodzi o dosłowną interpretację liczb, gdyż jest to tylko porównanie hiperboliczne, z natury swej przesadne; ma ono podkreślić zasadniczą treść przypowieści. Jedna owca nie może być czymś więcej niż 99 pozostałych. Hiperbola jest tu jednak zamierzona. Jej celem jest podkreślić uczucie bólu z powodu utraty i troskę o odnalezienie zguby. Kiedy Jezus mówi w tej samej Ewangelii (Łk 17,4) o potrzebie wybaczenia winowajcy aż siedem razy na dzień (u Mateusza 17,22 aż siedemdziesiąt razy siedem jako być może zamierzony kontrast do Rdz 4,24) jest to liczba symboliczna – oznacza pełnię czasu, czyli „zawsze”. Również liczba 99 ma charakter symboliczny. Mówi o tym, że NIKT NIE OBCHODZI BOGA BARDZIEJ NIŻ TEN, KTO ZNALAZŁ SIĘ W NIEBEZPIECZEŃSTWIE ZATRATY. Poczucie straty i troska o odnalezienie są tak wielkie, że PRZEKRACZAJĄ WSZELKIE PROPORCJE I PRAWA LUDZKIEJ LOGIKI. Tym większa jest radość z odzyskania zguby. Przesadne sformułowania mają pomóc zrozumieć, jak bardzo obchodzi Boga to, co dzieje się w każdym przypadku zagubienia i odnalezienia.
Rzecz jasna, że w przypowieści o drachmie nie ma mowy o grzesznikach i sprawiedliwych. Uwaga koncentruje się na jednej zgubionej monecie, a nie na trosce o pozostałe dziewięć. Z tego względu jest ona komentarzem do kontrastu między grzesznikami a sprawiedliwymi, obecnego w przypowieści o zaginionej owcy. Troska kobiety-gospodyni o zgubioną drachmę mówi w sposób symboliczny o tym, jak bardzo BÓG TROSZCZY SIĘ O ZAGUBIONYCH LUDZI, ŻE NIE DZIELI ICH NA DOBRYCH I ZŁYCH. Przypowieść ta wyklucza wszelką myśl o podziale ludzi. Możny by dopatrywać się w niej pewnego ostrzeżenia przed błędną interpretacją przypowieści o Sądzie Ostatecznym. Podział między dobrem a złem przebiega przez serce człowieka. Bóg nie wprowadza definitywnego podziału między ludźmi. W przypowieści o zgubionej drachmie mamy wskazówkę hermeneutyczną niezwykle ważną dla eschatologii.
Nie wolno wyciągać wniosku, że 99 sprawiedliwych jest dla Boga mniej ważnych niż jeden grzesznik. Troska Boga obejmuje wszystkich, ale ci w wielkiej potrzebie wołają najbardziej o pomoc i ratunek, choćby bez słów, samym tylko zagubionym istnieniem. Wyczuwam w przypowieści ukrytą myśl o solidarności wszystkich, o takiej całości w oczach Boga („jedno ciało”), bez której nie mógłby On być w pełni szczęśliwy: „Oto wyryłem cię na obu dłoniach” (Iz 49,16a). Bezpośredni kontekst tych słów mówi o iście matczynej trosce Boga. Przypowieść o zgubionej drachmie także mówi o kobiecie, poszukującej swojej zguby i cieszącej się z jej odnalezienia. Nie sądzę, aby to była jedynie zbieżność przypadkowa.
Miłość i troska Boga o wszystkich ludzi i o każdego z nich z osobna nie podlegają stopniowaniu ani żadnym miarom. Jest niezmierzona i niewyobrażalna. Nie ma istoty tak zatraconej, która mogłaby Jego miłość udaremnić. To samo dotyczy także radości Boga z nawrócenia zagubionych. W redakcji Łukaszowej Jezus zapewnia, że „ w niebie będzie taka radość z powodu jednego grzesznika, który się nawraca [dosł.: zmienia myślenie!], jak z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7; przekład ekumeniczny). Bóg cieszy się ze sprawiedliwych, ale raduje się – po ludzku mówiąc – równie intensywnie z nawróconego grzesznika. Tekst przypowieści nie mówi w gruncie rzeczy o „większej radości” z powodu tego nawrócenia. Bezpodstawną rzeczą byłoby przypisywać Bogu stopniowanie tej radości. Jest to jedna i ta sama radość z ocalenia istoty zagubionej. Symbolicznym wyrazem tej radości jest zaproszenie skierowane przez pasterza i gospodynię do „przyjaciół i sąsiadów”, aby razem świętowali to wydarzenie. BÓG NIE CIESZY SIĘ SAM. ZAPRASZA DO RADOŚCI INNYCH. Jeżeli istnieje solidarność zbawienia, to istnieje również SOLIDARNOŚĆ W RADOŚCI I SZCZĘŚCIU.
W przypowieści o Sądzie Ostatecznym nie było miejsca na motyw radości Boga. Tymczasem w przypowieści o owcy i monecie jest on bardzo znamienny. W KOŃCU POZOSTAJE TYLKO RADOŚĆ. Bóg miłuje wszystkich i pragnie, aby wszyscy znaleźli się w Jego Królestwie. Nie rezygnuje z nikogo. Nie pozostawia nikogo własnemu losowi. Jest to Jego iście boska cecha i Jego niezbywalny przywilej. Jest Bogiem poszukującym zagubionych, „Dobrym Pasterzem” całego swojego stworzenia. Jego miłość i troska są ocaleniem i zbawieniem dla wszystkich. Także i „Syn Człowieczy przyszedł bowiem odszukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10). TAKA JEST NAJWYŻSZA LOGIKA EWANGELII, DOBREJ/RADOSNEJ NOWINY JEZUSA.
O BOGU, KTÓRY GROMADZI SWOJE ROZPROSZONE DZIECI
W swojej interpretacji obydwu przypowieści Jezusa, ANNA WIERZBICKA z Uniwersytetu w Canberra pisze z wielką przenikliwością o ich implikacjach dla rozumienia pojęcia Gehenny i powszechnego zbawienia: „Jezus nigdzie (!) nie mówi wyraźnie, że wszystkie zaginione owce i zgubione monety zostaną ostatecznie odnalezione; nie wygłasza przepowiedni ani prognoz na temat przyszłości. Tym niemniej obrazy, którymi się posługuje pokazują jasno, że Bóg w najwyższym stopniu troszczy się o każdego poszczególnego grzesznika. O ile Jezus niczego nie przepowiada o przyszłym losie zaginionej owcy, los ten jest nierozłącznie związany z tym, co przekazuje On ludziom o Bogu: z każdym grzesznym człowiekiem stanie się to, że Bóg będzie szukał jego lub jej i szukać nie przestanie, aż także ów grzesznik zostanie odnaleziony, gdyż taki jest Bóg” (mój przekład według wydania oryginalnego: Anna Wierzbicka. „What Did Jesus Mean? Explaining the Sermon on the Mount and the Parables in Simple and Universal Human Concepts”, Oxford 2001, s. 295; zob. przekład polski: “Co mówi Jezus? Objaśnianie przypowieści ewangelicznych w słowach prostych i uniwersalnych”, Warszawa PWN 2002, s 81-88.).
To prawda, że w obydwu rozważanych przypowieściach Jezus nie mówi o definitywnym odnalezieniu zaginionych owiec. Czy jednak „nigdzie” nie ma na ten temat żadnej wzmianki? Najbardziej naturalnym kontekstem są w Ewangelii Janowej słowa o „Dobrym Pasterzu”. Jezus mówi tam o sobie samym: „Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. Je także muszę przyprowadzić i będą słuchać mojego głosu. I nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz” (J 10,16). Słowa te mają wyraźny charakter eschatologiczny. Owe „inne owce” nie słuchają jeszcze głosu Dobrego Pasterza, ale obietnica jest wyraźna. To On właśnie sprawi, że oddzielenie zostanie przezwyciężone. W obrazowy sposób wyrażona została MYŚL O PODSTAWOWEJ JEDNOŚCI WSZYSTKICH LUDZI I O BOGU, KTÓRY GROMADZI SWOJE ROZPROSZONE DZIECI. Arcykapłan Kaifasz wypowiedział, według ewangelisty, „proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno” (J 11,51-52).
Egzegeci zwracają uwagę na dysproporcję pomiędzy uczuciem, które łączy pasterza z jego trzodą, a tą nieskończenie silniejszą więzią, jaka istnieje pomiędzy Bogiem a Jego stworzeniami. Nie poprzestanie On na 99 swoich „owcach”. Obydwie przypowieści mówią o szukaniu zguby przez pasterza i kobietę, aż do czasu jej odnalezienia. Dwukrotnie padają zdecydowane i znamienne słowa: „aż ją znajdzie” (Łk 15,4.8). BRAK NAWET JEDNEJ ZAGUBIONEJ ISTOTY KŁADŁBY SIĘ, MÓWIĄC OBRAZOWO, WIELKIM CIENIEM NA RADOŚCI STWÓRCY. Byłby Jego osobistą gehenną, oznaką porażki dzieła stworzenia. Wielokrotnie wypowiadałem już tę myśl, która dla wielu wydaje się wręcz heretycka. Bóg nie przestanie szukać zagubionych w swoim człowieczeństwie, aż ich odnajdzie i przyciągnie do siebie (por. J 12,32).
Zaginiona owca to symbol każdej zagubionej istoty, swoim zatraceniem wzywającej ratunku i ocalenia. Opuszczając zagubionych Bóg sprzeniewierzyłby się swoim własnym obietnicom. Stałby się niewierny wobec samego siebie (zob. cytowane przez Wierzbicką dzieło francuskiego biblisty, A. Maillot, „Les paraboles de Jésus”, Paris 1993 s. 186).). Jest to wszakże przypuszczenie zgoła absurdalne. Apostoł Paweł pisał: „Jeśli jesteśmy niewierni, On pozostaje wierny, bo nie może się wyprzeć samego siebie” (2 Tm 2,13).
ZDUMIEWAJĄCA TROSKA BOGA
Wróćmy jeszcze do obrazowego języka obydwu przypowieści. Jest to język śmiałych porównań. Bóg podobny jest do pasterza szukającego jednej zaginionej „owcy”. Język Jezusa przypomina i pod tym względem język proroków: „Oto ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. /…/ uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne. /…/ Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko… Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie” (Ez 34,11.12b.15-16). „Podobnie pasterz pasie swą trzodę, gromadzi swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie” (Iz 40,11; por. Jer 31,10b).
Bóg podobny jest, jak już wspomniałem, również do dobrej gospodyni wymiatającej wszystkie kąty, zaglądającej (wyobraźmy sobie, że nieraz także na czworakach!) do wszystkich zakamarków domostwa w poszukiwaniu utraconej monety. TAKI JĘZYK MOŻE BUDZIĆ OPORY. A JEDNAK JEZUS NIE WAHAŁ SIĘ NIM POSŁUGIWAĆ, ABY PRZEKAZAĆ WIEŚĆ O ZDUMIEWAJĄCEJ TROSCE BOGA O KAŻDĄ ZAGUBIONĄ ISTOTĘ. Moneta nie jest nawet zwierzęciem, a przecież warta szukania! Troska Boga sięga dalej niż to sobie zazwyczaj wyobrażamy. Nie ma istoty zagubionej, które nie byłaby warta szukania. UNIWERSALIZM TEGO SYMBOLICZNEGO JĘZYKA ZASKAKUJE, ZDUMIEWA I SKŁANIA DO MYŚLENIA.
Wrażliwość na matczyne cechy boskiej miłości to stały motyw w Biblii (por. Iz 66,12c-13). Jezus chętnie posługiwał się porównaniem spraw boskich do pewnych charakterystycznych czynności kobiety. Królestwo Boże porównał do „zakwasu, który kobieta wzięła i zmieszała z trzema miarami mąki, aż się wszystko zakwasiło” (Łk 13,21). Czyżby wspomnienie własnej matki z lat spędzonych w Nazarecie? Warto także przypomnieć, że w tej samej Ewangelii, ubolewając nad losem Jerozolimy Jezus porównał siebie samego do ptasiej matki (kokoszy lub ptaka w ogóle): „chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak kokosz [jak ptak] swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście” (Łk 13,34). Tu chodzi również o sytuację utraty, zmarnowania błogosławionej chwili nawiedzenia (biblijny „kairós”). Ludzkie „nie chcieliście” pociąga za sobą opustoszenie domu Bożego.
Kto zmarnował szansę boskiego nawiedzenia, musi przejść najpierw przez okres zagubienia i osamotnienia: „nie ujrzycie Mnie, dopóki nie powiecie: ‘Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pana’” (Łk 13,35). Trzeba dopiero z głębi jestestwa przywołać Tego, który „przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” Człowiek jest istotą zdolną do tego wyzwalającego przyzywania Boskiego Ratownika. Już Psalmista wołał do Boga: „Błądzę jak owca, która zginęła; szukaj swego sługi” (Ps 119[118], 176). To modlitwa wieków, wołanie ludzi wszystkich czasów. Wierzę, że to również wołanie, które sięga poza granicę ziemskiego czasu, wołanie wszystkich zagubionych. Bóg będzie ich szukać, „aż znajdzie”.
Metafora zagubienia nasuwa myśl o złej decyzji. Obydwie rozważane przypowieści nie wspominają o niej ani o możliwości oporu ze strony zagubionej grzesznej istoty. W przypadku zgubionej monety byłoby to zgoła nielogiczne. Trudniej wykluczyć ten motyw w odniesieniu do zaginionej owcy. W wersji Łukaszowej to sam pasterz zgubił jedną ze swych owiec (15,4). Mateusz (18,12) mówi, iż ona sama się zabłąkała i można się tylko domyślać, że w poszukiwaniu lepszego pożywienia, wbrew nawoływaniom pasterza (ukryty symbol winy). Akcent spoczywa jednak w przypowieści na postawie pasterza, a nie na zachowaniu owcy. W tym względzie uzupełnieniem jest przypowieść o ojcu i obydwu synach. Tam właśnie tak ważną rolę odgrywała wolność człowieka, którą Bóg respektuje i której nie gwałci, wciąż poszukując jednak dostępu do zagubionych, zanim nawet sami zapragną powrotu do Niego. On zna najlepiej sytuację zagubionego stworzenia. Jest Bogiem współczującym, oczekującym nawrócenia. NIE JEST ABSURDEM ANI LOGICZNYM NONSENSEM MÓWIENIE O WIELKIEJ NADZIEI BOGA NA POWRÓT WSZYSTKICH ZAGUBIONYCH. JEGO PRAGNIENIE JEST JEGO BOSKĄ, NAJBARDZIEJ POWSZECHNĄ NADZIEJĄ.
BRAK LOGIKI W ARGUMENTACJI?
Podobnych interpretacji innych wypowiedzi czy przypowieści Jezusa mógłbym przytoczyć dziesiątki. Ale w oczach Pana Andrzeja jest zgoła inaczej: „…chciałbym, aby TO BYŁA PRAWDA. Życie jednak to nie koncert życzeń, o czym nieraz się bezlitośnie przekonujemy, ale nadzieja jest czasem czymś jedynym co posiadamy. Zawsze dopuszczam działanie Ducha Świętego, które pozwala zinterpretować słowa Jezusa i odnieś je do nowej rzeczywistości – obecnej. Aktualizacja jest jak najbardziej wskazana i tego nie można zabronić, ale jeśli spotykam się z interpretacją słów Jezusa, a zwłaszcza z interpretacją, która ma bronić jakiejś skomplikowanej konstrukcji teologicznej, to natychmiast zaczynam jej się bacznie przyglądać. Zwłaszcza kiedy widzę pewien BRAK LOGIKI W ARGUMENTACJI. Jezus naucza o wiecznym zbawieniu – uśmiech na twarzy, te słowa to prawdziwa rzeczywistość, która nas czeka. Jezus naucza o wiecznym potępieniu – uśmiech znika z naszych twarzy, te słowa to ‘straszak’”.
Dalej pisze P. Andrzej: „Musiałem przez chwilę (!!! Tylko? WH) zaznajomić się z przykładami, które w nauce Jezusa mają „sugerować” jakoby On podzielał nadzieje niektórych współczesnych teologów i jeśli to są te przykłady to nadzieja ta jest budowana na bardzo kruchych podstawach. Nie ma się więc co dziwić, że nie jest powszechnie przyjmowana. Rzeczywistość eschatologiczna, którą przedstawia Jezus z Nazaretu jest dość jednoznaczna…”. I jeszcze dalsze słowa: „BŁĄD LOGICZNY stawia przed przedstawiającym taką argumentację niesłychaną trudność, ponieważ dlaczego mam brać DOSŁOWNIE słowa Jezusa o wiecznej nagrodzie, a PRZENOŚNIE o wiecznym zatraceniu”.
*
Oj, boli mnie takie myślenie. Na myśl przychodzą mi ponownie słowa proroka, już cytowane: „Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami”. Dziwne to doprawdy, że Pan Andrzej mieni się historykiem, a sam dokonuje negatywnej teologicznej oceny wielowiekowego nurtu myśli „nadziejnej”, alternatywnej dla doktryny infernalnej o wieczności Gehenny. Czyżby był „Besserwisserem”?
KILKA SŁÓW O POJĘCIU WIECZNOŚCI
Należy dokonać PODSTAWOWEGO ROZRÓŻNIENIA między wiecznością Bożą (aeternitas) i wiecznością stworzeń (aeviternitas). Otóż w rozważaniach eschatologicznych ustawicznie mieszają się te dwa zgoła różne znaczenia wieczności, których nie wolno utożsamiać. W dodatku uważa się, że najbardziej oczywisty, podstawowy i jednoznaczny jest sens złej nieskończoności. W tym zacieśnionym sensie interpretowane są zazwyczaj także wyrażenia biblijne mówiące o wieczności piekła.
Tymczasem w świetle egzegezy tego rodzaju interpretacja jest niezgodna z dominującą TERMINOLOGIĄ STAREGO TESTAMENTU, który przypisuje cechę wieczności faktom oraz instytucjom mającym charakter wyraźnie czasowy. W usta Boga starotestamentowi autorzy wkładają takie wyrażenia jak: „prawo wieczne” (Wj 27,21), „prawo wiekuiste” (Lb 10,8), „kapłaństwo na wieki” (Wj 40,15), „ustawa wieczysta” (Kpł 7,36; 10,9; 16,34; 17,7), „rozporządzenie na wieki” (Wj 28,43). Pamiętny dzień wyjścia z Egiptu ma być świętem „po wszystkie pokolenia – na zawsze” (Wj 12,14). Aaron i jego synowie mają błogosławić w imieniu Boga „na wieki” (1 Krn 23,13). Bóg oddaje Izraelitom „cały kraj Kanaan jako własność na wieki” (Rdz 17,8). Za pośrednictwem proroka Natana Dawid otrzymuje od Boga obietnicę, że „tron jego będzie utwierdzony na wieki” (1 Krn 17,14), a potem sam prosi w modlitwie, aby dom jego „trwał na wieki” (w. 27). Prorok Jeremiasz przekazuje Izraelitom groźbę, że Bóg okryje ich „wieczną niesławą, wieczną hańbą” (Jr 23,40). Innym razem przypomina, że On ukochał ich „odwieczną miłością” (Jr 31,3) i obiecał zawrzeć z nimi „przymierze wieczne” (Jr 32,40).
Starotestamentowe wypowiedzi o wymienionych faktach i rozporządzeniach nie mają cechy nieskończoności w czasie. Chodzi o ich charakter sakralny, świadczący o interwencji Boga w ludzkie dzieje. Słowo „wieczny” czy „wiekuisty” sygnalizuje, że jest to dzieło Boże, objawiające Jego działanie.
W NOWYM TESTAMENCIE na szczególną uwagę zasługuje przymiotnik aiōnios – wieczny. Ontologicznego sensu tego przymiotnika nie da się określić jedynie z filologicznego punktu widzenia. Jego niejednoznaczny sens zależy przede wszystkim od ogólnego KONTEKSTU. Samo słowo aiōn może odnosić się zarówno do wieczności jak i do epoki tego świata, która nie może trwać bez końca. W odniesieniu do Boga nabiera znaczenia wieczności, zwłaszcza kiedy występuje w liczbie mnogiej eis toùs aiōnas (zob. Łk 1,33; Rz 1,25; 9,5; 11,36; 2 Kor 11,31; Hbr 13,8), a tym bardziej w formie podwojonej: eis toùs aiōnas tōn aiōnōn, na wieki wieków (Rz 16,27). W innych tekstach pojawia się w znaczeniu epoki świata (zob. Mt 12,32; 13,22; Łk 16,8; Rz 12,2; 2 Kor 4,4). Niektóre teksty Janowe, w których występuje wyrażenie „na wieki”, eis tòn aiōna należy interpretować w sensie wieczności (J 6,51.58; 12,34; 1 J 2,17), zaś w innych przypadkach w sensie czasowym (J 4,14; 8,35.51-52; 10,28; 11,26; 13,8).
W wielu tekstach nowotestamentowych pojęcie wieczności oznacza rzeczywistość duchową o określonych cechach jakościowych – „życie wieczne”, zoē aiōnios (zob. Mt 19,16.29; Mk 10, 17.30; Łk 10,25; 18,18.30; Dz 13,48; Rz 2,7; 6,22-23; 1 Tm 1,16; J 1,2; 2,25; 5,11.13.20; Jud 21). WYMIENIONE PRZYKŁADOWO TEKSTY WYKLUCZAJĄ TYM SAMYM W SWOJEJ TREŚCI ZNACZENIE ZŁEJ NIESKOŃCZONOŚCI. UKAZUJĄ SENS NIESKOŃCZONOŚCI DOBREJ, KTÓRĄ JEST ŻYCIE WIECZNE W BOGU (według J 4,24, „Bóg jest Duchem”!), życie nie mające końca i niewyczerpalne. To jest właśnie pierwszorzędne i podstawowe znaczenie tekstów o życiu wiecznym. W konsekwencji nie wolno twierdzić, że przymiotnik „wieczny” w wypowiedziach biblijnych jest wyrazem pełnego paralelizmu, że przekazuje myśl o złej nieskończoności mąk piekielnych na równi z nieskończonością życia zbawionych jako sens identyczny. De facto jest to jedynie sens pomocniczy i pochodny. Wieczność utożsamia się z Bogiem i Jego życiem, otwartym jednakże dla ludzi żyjących w czasie.
*
Bogu dziękuję za to, że nie jest tylko logikiem na ludzką miarę i że pokazał nam inną logikę w nauczaniu Jezusa. I dziękuję MU, że pozwolił mi napisać dzisiaj rankiem sine ira et studio choć garść powyższych refleksji.
Panu Andrzejowi, już niestety nie odpiszę dzisiaj (jutro?) na jego post, który odczytałem dopiero po wysłaniu swoich refleksji. Życie ma swoje prawa. Muszę odejść od Kleofasa.
A ja przeczytałem powyższe refleksje i jestem wdzięczny za to, że się pojawiły. Chciałbym, żeby tu ksiądz jeszcze zaglądał, w miarę możliwości, jednak …wizyta w szpitalu w związku z poważną chorobą to jest rzecz bardzo trudna. Tym bardziej podziwiam, że ksiądz znalazł czas na dzielenie się radością i nadzieją. Bardzo podziwiam. Sam kiedyś byłem w szpitalu onkologicznym i trochę o tym wiem, że o nadzieję wtedy jest trudno a człowiek wcale nie chce się wtedy dzielić radością. Życzę, żeby ksiądz znalazł oparcie w Bogu (ja chyba nie umiem takiego oparcia znaleźć, chociaż z jakiegoś powodu czytam tutaj większość postów i sam zastanawiam się dlaczego). Nie wiem o czym jeszcze mogę napisać oprócz zwykłego dziękuję za teksty i za mądrość, którą ksiądz się dzielił.
Chciałbym, żeby pan Andrzej też dłużej zastanowił się nad powszechnym zbawieniem. Chwila to jest za mało na namysł nad tymi sprawami starszymi niż kilkudziesięciu takich jak my. Lekką ręką nie powinno się kategorycznie przekleślać zwłaszcza intuicji mądrych, pożytecznych i jak wszystko wskazuje prawdziwych.
Jestem po pracy i właśnie zaznajamiam się z refleksjami Wacława Hryniewicza OMI w których zostałem również ujęty. Zaciekawiło mnie jedno zdanie: „Dziwne to doprawdy, że Pan Andrzej mieni się historykiem, a sam dokonuje negatywnej teologicznej oceny wielowiekowego nurtu myśli „nadziejnej”, alternatywnej dla doktryny infernalnej o wieczności Gehenny. Czyżby był „Besserwisserem”?” Przeczytałem je kilkakrotnie i nic nie zrozumiałem. Poprosiłem w końcu moją żonę, aby ona to przeczytała i wyjaśniła mi o co w tym chodzi? Ona również nie była mi wstanie tego wytłumaczyć. Dlaczego? W żadnym momencie mojego życia nie zajmowałem się oceną nurtu myśli „nadziejnej” ani nawet przeciwnej do niego „inferalnej”. Zaciekawiło mnie jedynie to czy Jezus z Nazaretu mógł podzielać myśli teologiczne, któregokolwiek z tych dwóch nurtów. Nurt inferalny również ma olbrzymie wsparcie w nauce Kościoła oraz osobistości cieszące się dużym autorytetem. Czy są oni Besserwisserami? Zarówno jedni jak i drudzy teologowie uważają, że ich pogląd jest „zakorzeniony” w naukach Jezusa z Nazaretu. W o wiele lepszej sytuacji są infernaliści, ponieważ nie muszą oni tworzyć kilkunastostronicowych interpretacji jednego zdania Nazarejczyka, aby podtrzymać swoja tezę. Ich wywody są więc bardziej wiarygodne i dlatego – podejrzewam – Kościół nigdy nie zmieni w tej kwestii swoich decyzji. To tak na „gorąco” nie mam dziś głowy do refleksji, jestem zmęczony w firmie był prawdziwy „młyn”. Natomiast poradę Tomka o przemyśleniu tej sprawy wezmę sobie do serca, ale przemyślę ją – obiecuję – dopiero w weekend ale z Jezusem. Zbiorę Jego wszystkie wypowiedzi na ten temat i wyciągnę wnioski spoglądając w kierunku dogmatów Kościoła i jego nauki. Do którejś z teorii ( infernaliści, nurt myśli nadziejnej ) miał Jezus bliżej. Zapytam więc Jego? Amen.
DO PANA ANDRZEJA
Sporo byłoby do pisania na temat Pańskich dwóch komentarzy (5 grudnia 2013, 10:31 i 5 grudnia 2013, 22,51). Nie do wszystkich spraw będę w stanie się ustosunkować, przynajmniej tym razem. Zacznę od ostatniego akapitu postu z 5 grudnia 2013, 10:31.
Chodzi o „nie takie błahe”, Pańskim zdaniem, pytania, jak np. to o sens misji i w ogóle tego blogu. Czy dlatego tylko „prowadzimy” misje katolickie, aby uchronić innych ludzi od wiecznego piekła? Oczywiście tak uczono w ciągu wieków. Dyskutowaliśmy o tym w blogu, jak to najwyższe magisterium (także sobory!) Kościoła rzymskiego głosiło przez wieki, że tylko w nim można znaleźć zbawienie. Wszyscy inni: innowiercy, Żydzi, wyznawcy innych religii, poganie, nie będąc w jedności z papieżem – są skazani na wieczne potępienie, choćby w swej gorliwości nawet śmierć ponieśli (zob. w blogu na temat:” Piekło”, dyskusja po wpisie Ks. Dariusza Kowalczyka SJ, „Bóg w piekle czyli o nadziei powszechnego zbawienia”, np. pod datą 17 czerwca 2013 na 10:16 ). Tak było aż do Soboru Watykańskiego II. Nic dziwnego, że misje, przy takim ekskluzywizmie zawłaszczonego dla katolików zbawienia, ratować miały wszystkich innych od wiecznej zagłady.
Jakże inaczej patrzy się teraz, w dobie dialogu, na wiele spraw! Czy blog też ma pełnić funkcję w duchu przebrzmiałej teologii? Tak, chodzi o teologię. A Pan jest przecież historykiem, i to jak widzę w zakończeniu drugiego postu (5 grudnia 2013, 22), omawiającym sprawy z Jezusem. Dobrze, niech On Panu podpowie. Dyskusja będzie chyba już wtedy dla Pana zbędna… Będzie Pan całkowicie przekonany.
Przepraszam, że tak piszę, ale sam Pan mnie do tego skłania. I mnie z kolei zastanawia Pańska trudność w zrozumieniu mojego zdania: „Dziwne to doprawdy, że Pan Andrzej mieni się historykiem, a sam dokonuje negatywnej teologicznej oceny wielowiekowego nurtu myśli ‘nadziejnej’, alternatywnej dla doktryny infernalnej o wieczności Gehenny. Czyżby był ‘Besserwisserem’”?
Owszem, przyjmuję wyjaśnienie z drugiego postu, że nie zajmował się Pan w życiu „oceną nurtu myśli ‘nadziejnej’ ani nawet przeciwnej do niego ‘infer(n)alnej’”. O tym tylko Pan może wiedzieć. Ale proszę jeszcze raz przeczytać powoli, spokojnie, uważnie i bez emocji swoje własne, wcześniejsze zarzuty z poprzedniego postu. Teksty, które przytaczałem w swoim komentarzu, to są właśnie teksty najczęściej pojawiające się od wieków w argumentacji zwolenników nadziei na zbawienie wszystkich. A Pan widzi w takiej „teorii” (!) (to Pańskie określenie w którejś z wypowiedzi) po prostu „brak logiki w argumentacji”, a na podstawie podanych przeze mnie przykładów stwierdza, że „nadzieja ta jest budowana na bardzo kruchych podstawach”. W konsekwencji „nie ma się więc co dziwić, że nie jest powszechnie przyjmowana. Rzeczywistość eschatologiczna, którą przedstawia Jezus z Nazaretu jest DOŚĆ JEDNOZNACZNA…”. No i jeszcze uwaga końcowa o „błędzie logicznym”, który „stawia przed przedstawiającym taką argumentację niesłychaną trudność, ponieważ dlaczego mam brać DOSŁOWNIE słowa Jezusa o wiecznej nagrodzie, a PRZENOŚNIE o wiecznym zatraceniu”.
Ależ o to właśnie toczy się spór od wieków! Czy Pańskie słowa razem wzięte nie są krytyką nie tyko moich (chyba bardzo nieudolnych) wyjaśnień, ale również całego nurtu? Czy nie zdradzają, w tego rodzaju werdyktach, negatywnej jego oceny jako całości? Pytam. Jak inaczej mam odczytywać Pańskie wywody? Proszę wczuć się w kogoś (już nie tylko we mnie samego), kogo ocenia się w ten sposób. I to lekko i beztrosko, po zastanowieniu „PRZEZ CHWILĘ” (!)… jako historyk (podobnych słów Pańskich dotyczy również moja uwaga pod koniec tego postu). Widocznie nie dorosłem do tego, żeby zrozumieć Pańskie intencje, wyrażone doraźnie w tamtych słowach krytyki (stąd pojawiło się słowo o „Besserwisser”). Ale dosyć na ten temat. Każdemu wolno myśleć wedle starej zasady: „quidquid recipitur, ad modum recipientis recipitur”, „cokolwiek się przyjmuje, przyjmuje się na sposób przyjmującego” (tłumaczenie tylko dla tych Czytelników blogu , którzy nie znają już łaciny).
Nie wiem doprawdy i zastanawiam się, CZY WARTO KONTYNUOWAĆ DYSKUSJĘ o uniwersalizmie nadziei zbawienia, skoro przedmiotem ma być „TEOLOGIA RADOŚCI”. CHĘTNIE SIĘ Z NIEJ WYCOFAM.
Skoro jednak Pan już poruszył wiele spraw w swoich dwóch komentarzach spróbuję jeszcze ustosunkować się przynajmniej do trzech z nich. To nie żadna chęć pouczania ze strony starego teologa (zresztą nieortodoksyjnego!, jak mi zarzucają), ale po prostu informacja o tym, jak pojmuję pewne sprawy. Jeżeli uzna Pan, że to zbędne, proszę w ogóle nie brać pod uwagę.
ZASADNICZY CEL SŁÓW JEZUSA O GEHENNIE
Teksty, które w pierwszym z postów przytacza Pan z Ewangelii Galilejskiej (Q 13, 24;17,34-35.29-28) niewiele wnoszą do kwestii powszechności zbawienia. Nie widzę związku z wiecznością Gehenny, o co właśnie toczy się spór. Komentując Q, tak pisze Pan o piekle: „będzie to Królestwo bez Boga”. Czy piekło jest rzeczywiście i jednoznacznie „Królestwem bez Boga”? Skąd o tym wiemy? Czy Bóg w tym stanie egzystencji jest absolutnie nieobecny i nikomu nie pomaga? To niby jak miałby szukać zagubionych „aż znajdzie”? (o czym mówi także Q!). Kiedyś Psalmista pisał o sobie: „Gdzie się schowam przed Twoim duchem? Gdzie ucieknę przed Twoim obliczem? Choćbym wstąpił do nieba, będziesz tam, choćbym legł w Szeolu, tam też będziesz” (Ps 139,7-8). Szeol to przecież także miejsce „przeklęte”, kraina ciemności, chociaż nie zróżnicowanego jeszcze, ostatecznego losu zmarłych. Bóg ma władzę i nad tym stanem istnienia, jak na to wskazuje wiele wypowiedzi ST. .
W swoim nauczaniu Jezus mówił o pośmiertnej Gehennie (np. Mt 5,22.29-30). To fakt. Jego słowa wymagają jednak interpretacji. Nie można ich traktować w sensie literalnym. Biblia mówi o Gehennie, posługując się obrazami cierpienia. Nie po to, aby zaspokoić ludzką ciekawość, opisać dokładnie męki potępionych czy podać ich liczbę. Ostrzeżenia mają pobudzić do czujności i uzmysłowić powagę chwili obecnej w życiu każdego człowieka.
Ważne jest zwrócenie uwagi na sytuacje, w których Jezus ostrzegał słuchaczy przed możliwością znalezienia się w Gehennie. Czynił to wówczas, kiedy nawoływał do zmiany grzesznego życia. Jego słowa przypominają mi, że mogę swoje życie ocalić albo zatracić, i to będzie wówczas niewyobrażalna męka. Groźba piekła ma mi uzmysłowić powagę sytuacji i konieczność podjęcia decyzji o dalekosiężnych konsekwencjach. Słowo Jezusa przenika w głąb serca i porusza sumienie, wyrywa z uśpienia i obojętności. Mówi: musisz dokonać zmiany, jeśli chcesz uratować swoje życie przed zniszczeniem. Zachęca do wyboru dobra, miłości Boga i bliźniego. Ostrzega przed egoistycznym zamknięciem w sobie.
Zauważmy jednak, że mówiąc o Gehennie Nauczyciel z Nazaretu nie udziela szczegółowej informacji o stanie infernalnym po śmierci. Nie chce zaspokajać ludzkiej ciekawości, czym ten stan jest i co się z człowiekiem dzieje. Posługuje się obrazami zaczerpniętymi ze Starego Testamentu i żydowskimi wyobrażeniami rozpalonego pieca. Pojawiają się dlatego słowa o „wiecznym ogniu” i „wiecznej męce”, o nie umierającym robaku, o „płaczu i zgrzytaniu/szczękaniu (?) zębami” (Mt 8,12; 13,42.50; 22,13; 24,51; 25,30).
Zadaniem słów o Gehennie jest poruszyć sumienie i nakłonić do odpowiedzialności za własne życie: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Szeroka jest bowiem brama i wygodna droga, która prowadzi do zguby i wielu przez nią wchodzi” (Mt 7,13; podobnie Q 13,24). To jest właśnie tu i teraz najważniejsze. Pan z przypowieści mówi dlatego do panien nieroztropnych: „Nie znam was” (zob. Mt 25,12). Leniwego sługę z innej przypowieści rozkazuje wyrzucić „w ciemność, na zewnątrz” (Mt 25,30). NIE SĄ TO UPRZEDZAJĄCE DONIESIENIA O TYM, CO SIĘ FAKTYCZNIE STANIE. Jezus nie informuje o statystycznej proporcji między wybranymi i zatraconymi. (Co do proporcji zbawionych i potępionych, to św. Augustyn pisał w „De civitate Dei” o mnóstwie potępionych, massa damnata, a średniowieczni teologowie mówili o bardzo zaludnionym piekle, znajdując zwolenników także w czasach nowożytnych; to konsekwencja teologii strachu, prowadzącej w końcu do doktryny o predestynacji ludzi na potępienie).
Kiedy uczniowie zapytali Mistrza, czy tylko nieliczni będą zbawieni, odpowiedź była krótka i zdecydowana: „Starajcie się wejść przez wąskie drzwi, bo wielu, mówię wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli” (Łk 13,24). Słowa o Gehennie wcale się w tej odpowiedzi nie pojawiają. Ciekawość uczniów musiała doznać zawodu. Spodziewali się chyba szczegółowej informacji, gdyż w pamięci nosili niepokojące słowa Jezusa o Gehennie. A jednak okazało się, że nie są to sprawy dla informacji i zaspokojenia ciekawości.
Podstawowym zadaniem wypowiedzi Jezusa o Gehennie nie jest udzielanie informacji o ostatecznej przyszłości, lecz przede wszystkim pobudzenie słuchającego do podjęcia odpowiedzialności za własne życie. One mają zmobilizować go do konkretnej decyzji, wzbudzić w nim gotowość do nawrócenia (przypomnieć warto, że greckie słowo metánoia mówi o „myśleniu po”; „meta-noeō” – myślę PO jakimś negatywnym doświadczeniu, aby podjąć decyzję o zmianie postępowania).
Mówiąc o Gehennie, Jezus nie tyle kieruje wzrok ku przyszłości, a tym bardziej nie zamierza udzielać szczegółowych informacji, ile przede wszystkim nalega na poczucie odpowiedzialności i powagę obecnej decyzji. Piekło nie jest kwestią samą w sobie i dla siebie, lecz służy czemuś ważniejszemu niż zwyczajna informacja. W rzeczywistości rozwój kościelnej nauki o piekle stale odwodził uwagę od tej właśnie funkcji wypowiedzi Jezusa, która w tym przypadku jest najważniejsza. Stąd tak silne tendencje do dosłownego traktowania słów Jezusa o wiecznej karze i wiecznym ogniu. Nie zastanawiano się nad tym, co właściwie znaczy w tym kontekście przymiotnik „wieczny”, jak rozumieć wypowiedź o męce i karze (mającej z językowego punktu widzenia charakter poprawczy, co sugeruje już greckie słowo kólasis) Nie starano się dociec, jaki sens mają słowa o wiecznym ogniu czy robaku, który nie umiera.
RADOSNA STRONA BOŻEGO SĄDU
Pisze Pan kilkakrotnie o Sądzie Bożym. Oto kilka moich refleksji. Ileż tutaj błędnych wyobrażeń! Tak, zapowiedź Sądu Ostatecznego jest stałym elementem nauczania apostolskiego w pierwotnym Kościele (zob. Dz 17,31; 2 Tm 4,1; 1 Pt 4,5). Powiedziano, że ma to być sąd straszliwy dla ludzi bezbożnych i buntowniczych (zob. Hbr 10,27). Powiedziano dlatego: „Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żyjącego” (Hbr 10,31). Nic dziwnego w tym, że pamięć o owym „dniu gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga” (Rz 2,5) miała budzić lęk i grozę. To WCZESNA PEDAGOGIA STRACHU.
Nie szukajmy jednak w Biblii jednolitego spojrzenia. Są w niej także teksty budzące ufność i otuchę. Sam Jezus uczył, że „Bóg przecież nie posłał Syna na świat, aby świat osądził, lecz aby świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17). Mówiąc o przyjściu Syna Człowieczego zachęcał: „A gdy się to zacznie, UMOCNIJCIE SIĘ I PODNIEŚCIE GŁOWY, PONIEWAŻ ZBLIŻA SIĘ WASZE ODKUPIENIE” (Łk 21,28). Nie należy wyobrażać sobie Sądu Ostatecznego jako wyroku bezlitosnego sędziego, który z upodobaniem karze winowajców. Sąd jest przede wszystkim potępieniem grzechu, a nie samego grzesznika. Sprawiedliwość Boga ocala go, gdyż jest miłosierna i usprawiedliwiająca. Sąd otwiera drogę do nawrócenia i przemiany serca.
Jak inaczej mam rozumieć słowa z Ewangelii Mateusza: „Tak też NIE CHCE wasz Ojciec, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych najmniejszych” (Mt 18,14)? Albo słowa jak echo z IV Ewangelii: „WOLĄ zaś Tego, który Mnie posłał, jest to, ABYM NIE UTRACIŁ NIKOGO z tych, których Mi dał…” (J 6,39; wyróżnienie moje, WH). Skąd ten uporczywy i przejmujący akcent na zbawczą wolę ocalenia wszystkich?
To prawda, że oczekiwanie na sąd jest wyrazem ludzkiej tęsknoty za sprawiedliwością i zbawieniem. Człowiek pragnie ocalenia. Wybawienia oczekuje z ufnością na przyszłym sądzie Bożym. Już w Księdze Izajasza powiedziano o tym pełnym nadziei oczekiwaniu: „Panie, spodziewamy się nadejścia Twojego sądu” (Iz 26,8). TU NIE MA LĘKU ANI STRACHU. JEST NADZIEJA I ZAUFANIE DO MIŁOSIERNEGO BOGA, który sądzi sprawiedliwie. Psalmista z radością ogłasza całemu światu: „ Niech huczy morze i to, co je napełnia, świat i jego mieszkańcy! Rzeki niech klaszczą w dłonie, góry niech razem radośnie wołają przed obliczem Pana, bo nadchodzi, by sądzić ziemię. Będzie świat sądził sprawiedliwie, a narody według prawości” (Ps 98,7-9).
Zastanawia mnie ten właśnie NURT RADOSNEGO OCZEKIWANIA NA SĄD BOŻY. Warto zadać sobie sprawę, że pełne ufności oczekiwanie na sąd jest wyrazem prastarej ludzkiej nadziei na Bożą sprawiedliwość dla wszystkich pokrzywdzonych, których spotkał w życiu okrutny los z ręki drugiego człowieka.
Istnieje w nas również pragnienie dojścia do prawdy i wewnętrznej przejrzystości. W życiu ludzi jest wiele nieprawdy, powikłań, splotów i pozorów. Sprawiają one, że nie rozumiemy bardzo często własnego postępowania. Dokonujemy w sobie wewnętrznej selekcji, a wiele spraw wypieramy ze świadomości. Jakże wiele zjawisk w historii ludzkości jest mrocznych, nieprzeniknionych, wzajemnie powiązanych i tajemniczych. Życie Kościoła nie stanowi w tym względzie wyjątku. Tu także toczy się zmaganie między dobrem a złem. Dlatego mówimy, że prawda o życiu poszczególnych osób i społeczności ludzkich ujawni się w całej przejrzystości dopiero na sądzie Bożym. Spodziewamy się tego i na to liczymy. I to jest RADOSNA STRONA TEGO SĄDU, przeniknięta nadzieją na boską ocenę wszystkich ludzkich zawiłości i mrocznych dróg życia.
SĄD JAKO SPOTKANIE Z BOGIEM NIE JEST JEGO ODWETEM. To spotkanie człowieka z samą Prawdą, którą jest Bóg. Jest to spotkanie, którego nikt z żyjących nie jest w stanie wyobrazić sobie ani opisać. Przekracza ono nasze ziemskie przeczucia i najlepsze intuicje. Można go jedynie z wiarą i ufnością oczekiwać. Jedno wydaje się pewne: będzie to spotkanie wstrząsające, przenikające w głąb ludzkiego jestestwa. Sąd jest godziną prawdy o sobie samym i o niezmierzonej miłości Boga. Ewangelia według św. Mateusza szczegółowo opisuje ten sąd (Mt 25,31-46), na którym każdy będzie sądzony ze swojej miłości lub jej braku względem najmniejszych.
Ten opis zdumiewa mnie i skłania do myślenia za każdym razem, kiedy mam go przed oczyma. Na końcu naszych dni Bóg nie będzie pytał nas o wiele rzeczy, które teraz, w czasie ziemskiego pielgrzymowania, wydają się nam ważne i z powodu których toczymy także w Kościele nieustanne spory. Nie będzie nas pytał, czy należeliśmy do tego, czy innego Kościoła; czy byliśmy postępowi w swoich poglądach, czy konserwatywni; czy wierzyliśmy w prywatne objawienia, czy nie. Pytania Sędziego świata są o wiele bardziej prozaiczne i przyziemne. Dotykają naszej zwyczajnej codzienności. Utożsamiając się z ludźmi w potrzebie Sędzia pyta o zaspokojenie ich głodu i pragnienia, o przyjście z pomocą w ich życiowej tułaczce i braku najpotrzebniejszych rzeczy; o gotowość nawiedzenia chorych i uwięzionych.
Przedziwne jest to utożsamienie Sędziego z najbiedniejszymi z biednych, z „najmniejszymi” braćmi i siostrami. To oni są uprzywilejowanym miejscem, w którym można spotkać się z Bogiem i Jego Boskim Wysłannikiem w osobie Chrystusa. Oto jak ważny i cenny jest człowiek w oczach miłującego ludzi Boga! Sędzia świata przypomni, że chciał spotykać się z nami w potrzebach ludzi najbliższych, najmniejszych, ubogich, chorych, głodujących, uwięzionych i prześladowanych, którzy byli zawsze w pobliżu. Miłość wymaga najwięcej. Winy z powodu braku miłości nie da się ukryć ani jej wyprzeć z pamięci. Trzeba ją uznać w zawstydzeniu i skrusze serca, gdyż tylko wtedy będzie mogła być wybaczona. Bóg pragnie ocalenia wszystkich.
ZMIANA I CZAS PO DRUGIEJ STRONIE ŻYCIA
Nigdy nie przeczyłem istnieniu pośmiertnego stanu, który nazywamy Gehenną/piekłem. To moi oponenci zarzucają mi likwidację piekła na rzecz jedynie przejściowego czyśćca. Całe zmaganie dotyczy właśnie wieczności stanu potępienia.
PYTA PAN : „Czy ten stan [piekła] jest niezmienny?”, a następnie OSTRZEGA JUŻ CHYBA NIE JAKO HISTORYK, ale wręcz jako filozof, czy nawet reprezentant nauk ścisłych: „Należy pamiętać, że mówiąc o czasach ostatecznych musimy wyeliminować z rozważań pojęcie czasu, ponieważ przynależy on tylko i wyłącznie do naszej przestrzeni (Einstein)”.
Chodzi o ważną kwestię zmiany i czasu w życiu pośmiertnym. Nie takie to chyba proste. W teologii dominowała przez wieki koncepcja wieczności, którą stosowano ją zarówno w odniesieniu do życia wiecznego jak i wiecznej męki potępionych. Zarówno szczęście w niebie jak i męki piekła mają równe, paralelne trwanie. Jeżeli szczęście zbawionych nie ma końca, to również nie mają go cierpienia w piekle.
Tylko Bogu przysługuje pełnia i niezmienność wieczności. Wzrost i stawanie się są właściwe wszystkim stworzeniom. Pełnia boskiej wieczności jest dla nich na zawsze niedostępna i nieosiągalna. Nie oznacza to, że czasowość życia sworzeń zostaje całkowicie wyeliminowana i pochłonięta przez niezmienność wieczności. Czas i wieczność nie zostają ze sobą utożsamione. W świecie zmartwychwstania życie stworzeń przedłuża się, nadal jest stawaniem się; towarzyszy mu wzrost uczestnictwa w życiu Bożym, w życiu bez końca.
Życie wieczne nie anuluje czasowości stworzenia. Jest to wszakże CZASOWOŚĆ PRZEOBRAŻONA („die verklärte Zeit”, czas, o którym pisał G. Lohfink w jednej ze swoich wcześniejszych publikacji). Istnieją różne koncepcje czasu kształtowane w ramach odmiennych wizji świata. Obok czasu w sensie chronologicznego następstwa zjawisk i wydarzeń (jak to ma dzisiaj miejsce w ewolucjonistycznym obrazie świata ukazywanym przez nauki przyrodnicze) Biblia mówi również o przerwaniu czasu przez śmierć oraz o CZASIE ESCHATOLOGICZNYM („die eschatologische Zeit”), czasie innym, CZASIE BOŻYM. Jest to czas eschatologicznego święta stworzenia.
Nie podzielam poglądu tych teologów chrześcijańskich, którzy podkreślają, iż życie pośmiertne jest bezczasowe, absolutnie atemporalne. Wieczność oznacza stan chwały i niezniszczalności. Jest to ŻYCIE, a nie stan bezruchu i braku rozwoju. Wszystkie określenia eschatologiczne trzeba rozumieć jako „wieczną” dynamikę życia ducha. Rzeczywistość ducha jest przeciwieństwem stanu immobilności. STATYCZNOŚĆ OZNACZAŁABY PO PROSTU BRAK ŻYCIA. Właśnie z tego względu trzeba wciąż korygować rozumienie wieczności i wiecznego życia stworzeń jako rzeczywistości niezmiennej. Ruch i zmiana są cechą życia wszystkich istot stworzonych. Bycie stworzeniem zakłada stawanie się, czasowość i historię, która rzeczywiście ma początek w samym akcie stwórczym, ale która nie ma końca, gdyż dzieło Boga jest niezniszczalne.
W tym właśnie sensie można mówić, jak już podkreślałem w poprzednim komentarzu, o WIECZNOŚCI STWORZONEJ (aeviternitas), która ma wprawdzie swój początek w samym fakcie stworzenia, ale nie ma końca. Jej przeciwieństwem jest absolutna wieczność Boga (aeternitas), która nie zna ani początku ani końca, ani stawania się ani zmienności. Wieczność stworzona jako uczestnictwo w życiu Bożym jest procesem wzrostu, zmierzającym do osiągnięcia możliwej dla stworzeń pełni życia. CECHA CZASOWOŚCI PRZYSŁUGUJE ISTOTOM STWORZONYM NIE TYLKO W ŻYCIU DOCZESNYM, ALE RÓWNIEŻ PO ZMARTWYCHWSTANIU, W OWYCH „WIEKACH WIEKÓW”, O KTÓRYCH LAKONICZNIE WSPOMINA BIBLIA. Wieczność zatem, w odniesieniu do istot stworzonych, nie oznacza negacji czasowości i zmienności.
Wieczność stworzona, czyli wieczność w czasie i stawaniu się oraz wieczność boska są rzeczywistością różną. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, aby czas, który ma swoje źródło w wieczności spotykał się z wiecznością i był nośnikiem jej objawień. W tym spotkaniu ani czasowość nie traci istotnego charakteru swojego stawania się i swojej zmienności, ani wieczność nie zostaje pomniejszona w swojej niezmienności. Obydwie właściwości łączą się w antynomiczny sposób w pojęciu „wiecznego życia” darowanego stworzeniu.
Wieczność stworzenia utożsamia się zazwyczaj z wiecznością boską, która jest niezmienna w swojej pełni absolutu. Tymczasem wieczność stworzenia nigdy takiej pełni i niezmienności Bożej nie osiągnie ani jej w sobie nie zawiera. Jest wzrastaniem w pełni życia. „My wszyscy zaś, którzy odsłoniętą twarzą odzwierciedlamy chwałę Pana, za sprawą Pana, którym jest Duch, PRZEKSZTAŁCAMY SIĘ OD CHWAŁY KU CHWALE w ten sam obraz” (2 Kor 3,18). Test mówi wyraźnie o wzroście i stawaniu się na wznoszącej się drodze przemienienia. Wyklucza bezruch i niezmienność wieczności istot stworzonych.
„Życie wieczne”, RZECZYWISTE ŻYCIE (a nie tylko powierzchownie rozumiana tzw. visio beatifica!) bynajmniej nie niszczy natury stworzonego ducha ani nieustannej i twórczej dynamiki, w której wyraża się jego życie. Życie ducha jest nieustanną twórczością i ruchem. Jego dynamiczny rozwój nigdy nie ustaje. W tym właśnie stawaniu się duch ludzki otrzymuje nowe życie, które objawia mu się w Bogu jako życie wieczne. W ten sposób przeżywa całą pełnię życia stworzonego, wznosząc się bez końca do podobieństwa względem swego pierwotnego obrazu. Życie wieczne nie jest zastygnięciem w pewnego rodzaju nirwanie. Jest twórczym wznoszeniem się w przyjmowaniu Bożego życia i jego objawień.
*
I słowo na koniec (bez Amen).
NIE POTRAFIĘ WYOBRAZIĆ SOBIE RADOŚCI W WIERZE, gdyby w piekle mieli cierpieć na wieki ludzie, owa augustyńska „massa damnata”, czy choćby tylko część ludzi. To strach pomyśleć, po co w ogóle rodzą się dzieci, których losem będzie wieczna zguba. I mają być szczęśliwi w niebie ojcowie i matki, których dziecko podzieliłoby ten los? To samy dotyczy sióstr i braci, mężów i żon… Teologowie wymyślili, oczywiście, pokrętne odpowiedzi na takie pytania. Infernaliści są na nie odporni. Jakże to zagadnienie męczyło naszego wybitnego filozofa Leszka Kołakowskiego! (o nim mowa także we wskazanym wyżej moim komentarzu w czasie dyskusji o piekle). Ale to już odrębne zagadnienie. Satis.
Dziękuję wszystkim za pamięć oraz za dobre i szczere uczucia.
Szanowny o. Wacławie!
Właśnie bardzo pomocne okazały się podpowiedzi, które otrzymałem. Skłoniły one mnie do pewnej refleksji a także zajęcia się tematem o którym słyszałem na wykładach u J. Huculaka OFM, którego postaci i poglądów chyba nie muszę referować. Dlatego też pragnąłem poznać odmienny punkt widzenia i to jest raczej na mój plus, ponieważ pomimo wszystko zawsze staram się być obiektywny. Nielogiczność, którą widziałem ( widzę ) a w Ojca odczuciu i interpretacji została zlikwidowana do końca nie została zlikwidowana. Dlaczego? Cały czas, biorąc pod uwagę słowa Jezusa nie można wykluczać z nich pierwszego, galilejskiego słuchacza. Czy on interpretował słowa Jezusa w tak skomplikowany sposób jak to jest czynione obecnie? Wiemy przecież obaj, że Nazarejczyk wyrastał w nurcie apokaliptycznym ( Jan Chrzciciel ) i właściwy sens słów Jezusa należy odczytywać w jego realiach ( kontekst ). O tych sprawach jednak w Ojca wywodach nie słychać ( Qumran, Księga Henocha ). Cały czas rozmawiamy o Tym, który był człowiekiem ale qui conceptus est de Spiritu Sancto a więc jako chrześcijanin mam prawo, powiem więcej obowiązek sprawdzić co mówi On na ten temat. Ten typ rozmowy z Jezusem mogę prowadzić nawet jako historyk i nie wstydzę się tego pomimo, iż Ojciec z niejakim sarkazmem podsumowuje to w swoim wpisie ( „A Pan jest przecież historykiem, i to jak widzę w zakończeniu drugiego postu (…), omawiającym sprawy z Jezusem” ) – dla mnie żaden wstyd.
Teraz trochę lepszych wiadomości. Jezus w najstarszej warstwie logiów Q ( tzw. Q1 ) nie naucza o wiecznych mękach w piekle. Nie ma żadnego logionu, który by do tego nawiązywał. Naucza o Sądzie jednak nie wiąże go tylko i wyłącznie z radością. Wyraźnie sugeruje, że niektórzy powinni się nim niepokoić, ponieważ zostaną osądzeni. Co do Gehenny z Mr. Była ona w Jezusa czasach nie tylko symbolem „piekła” ale również zniszczenia. Trudno wychwycić o co Jezusowi tak naprawdę w tych słynnych logiach chodziło. Dla mnie nie jest to dowód na „piekło”, przynajmniej nie bezsprzeczny.
Wszystko wymaga pracy ( ora et labora ) i ja spokojnie wykorzystuje tę metodę do formułowania własnych wniosków.
Jak Ojciec zauważył, bo to jest prawda, nie lubię towarzystwa wzajemnej adoracji. Jeśli wszyscy się jedynie zachwalają i wpadają w zachwyt nad tekstami swoich idoli i kolegów to jest to już wynik zgrupowania się jednego nurtu w jednym miejscu i takie coś zawsze prowadzi do marazmu. Jeśli chcemy, aby ten blog się rozwijał to należy dopuścić do tego, że ktoś spotka się z krytyką swoich poglądów. Każdy pogląd (opinia) podlega weryfikacji w trakcie wymiany zdań, która jednak nie może polegać na próbach pomniejszania czy też deprecjonowania jej za pomocą słów kpiarskich. Ostatecznie mógłbym się i ja przecież Ojca zapytać czy Huculak OFM jest Besserwisserem? Wiem jednak, że nie jest, więc i ja nie jestem. Tak jak wspominałem Panu Tomkowi muszę dokładnie przyjrzeć się wszystkim tekstom Jezusa odnoszącymi się do losu ludzi odrzuconych na Sądzie. Na szczęście nie ma ich tak dużo i wtedy dopiero udzielę odpowiedzi czy Ojca pogląd podzielał historyczny Jezus. To uczciwe postawienie sprawy. O wiele łatwiejsze niż cytowanie Ojców Kościoła czy też decyzji np. Czwartego Soboru Laterańskiego. Nie wypada nam powtarzać alfabetu.
„Szukajcie prawdy jasnego promienia!
Szukajcie nowych nieodkrytych dróg! –
Za każdym krokiem w tajniki stworzenia
Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia
I większym staje się Bóg” – Adam Asnyk.
Podziwiam Ojca, kiedyś powiem dlaczego. Serdecznie pozdrawiam i Szczęść Boże.
PANIE ANDRZEJU!
Z o. Huculakiem miewałem swoje spięcia. Znam jego pogląd i jego książkę. Ale to już lata temu. Po co do tego wracać. Widać zostawił jednak trwały ślad w Pańskich myślach. Widzę, że drażnią Pana także wszelkie wyrazy solidarności i uznania dla tych, co głoszą nadzieję dla wszystkich, a co nie bardzo zgadza się z Pańskim widzeniem sprawy. Od razu widzi Pan nie lubiane „towarzystwo wzajemnej adoracji”, prowadzące jedynie do „marazmu”. To chyba nie oskarżenie pod adresem uczestników blogu…
Tak więc, jak wcześniej pisałem w którymś z komentarzy, niech Pan zostanie przy swoich poglądach i swoim przekonaniu także o mojej nielogiczności. Mnie to nie przeszkadza. Gorszych rzeczy, donosów i oskarżeń mam wiele na swoim koncie. Skóra mi zgrubiała i grzbiet swój stale nadstawiam dla bijących.
Dyskusja z trudnym partnerem je niełatwa, zwłaszcza gdy jest bardzo wrażliwy na punkcie swojej osoby. Tak, jest Pan trudnym partnerem w dialogu (widać to w ciągnącej się dyskusji o Jezusie proroku!), tajemniczym AJN, który w curriculum vitae napisał tylko, że jest „byłym studentem Papieskiej Akademii Teologicznej; Wydział Historii Kościoła”. Nie wiadomo, czy także absolwentem, bo nawet tematu swojej pracy magisterskiej (ew. doktorskiej) Pan nie ujawnia. Na nic zdały się indagacje Pana Tomka, powtarzające się kilkakrotnie. Po co ta tajemniczość? I zapewnianie, że niczego Pan nie opublikował, także jako historyk, nawet z zakresu swojej specjalizacji, a więc i o chrześcijanach w czasie II wojny światowej.
I jeszcze kilka moich refleksji, których nie mogę pominąć w naszej debacie. To także wyjaśnienie mojego stanowiska.
1. SŁOWO O JEZUSIE HISTORYCZNYM
Nie zamierzam się zajmować Qumranem i Księgą Henocha (o tej ostatniej zresztą w której z książek pisałem). Zostawiam to specjalistom. To nie moja kompetencja. „Jezusem historycznym” też niech się zajmują badacze. Świadomie piszę: „Jezusem historycznym”, a nie „Jezusem historii”, o którym wiemy bardzo mało. Przytoczę opinię poważanego przez Pana amerykańskiego badacza, jezuity, Josepha A. Fitzmyera w języku oryginalnym bez tłumaczenia. Przepraszam tych, co niezbyt radzą sobie z tym językiem, ale nie mam czasu ani sił, aby tłumaczyć:
„…THE JESUS OF HISTORY (…), the Jesus who walked the roads of Nazareth over 1,900 years ago. That Jesus, however, is LARGELY INACCESSIBLE TO US, since there were no television cameras, audio-or video-cassettes then. If there were any stenographers around to record his words, their records are lost to us. So fidelity to the Jesus of history cannot be invoked to counter other aspects of the tradition .
(…) the so-called HISTORICAL JESUS – the JESUS AS RECONSTRUCTED BY HISTORIANS ON THE MEAGER BASIS OF BIBLICAL AND EXTRABIBLICAL DATA AVAILABLE. Even if that RECONSTRUCTED JESUS (even of responsible writers like the Rev. John P. Meier) were meant, one would have TO ASK WHETHER THE CHURCH HAS EVER RECOGNIZED SUCH A RECONSTRUCTION OF HISTORIANS AS NORMATIVE FOR CHRISTIAN FAITH, TEACHING OR PRACTICE. SO ONE CANNOT INVOKE FIDELITY TO THE HISTORIAN’S RECONSTRUCTION OF JESUS TO COUNTER OTHER ASPECTS OF THE TRADITION.” (Fragmety z artykułu w jezuickim piśmie „America” 1996, vol. 175, pp. 9-12; wyróżnienie moje).
No comments.
2. CZY TO PRZYPADEK, ŻE MAMY TYLKO GRECKI TEKST NT?
Interesuje mnie to, co mam w dostępnych tekstach Biblii, a zwłaszcza w NT. Te teksty interpretuję. A to co mamy w Q to stanowczo za mało. Jeżeli jest Opatrzność Boża, to chyba przypadkiem nie jest to, że NT mamy w języku greckim. I za niego trzeba Bogu dziękować. Ten właśnie tekst, w przekładach mniej lub więcej udanych na różne języki, jest źródłem nauczania w Kościele. Na tej podstawie chrześcijanie nauczają od wieków. Te teksty rozbrzmiewają w trakcie liturgii, a nie Q. W oparciu o nie jedni uczą o wieczności piekła i potępieniu części ludzi, drudzy o nadziei na ocalenie wszystkich. W moim przekonaniu tekstów „nadziejnych” jest nieporównanie więcej w NT niż tych infernalnych. Tylko nie potrafimy ich właściwie interpretować. Stale się tego uczę od mądrzejszych od siebie. Nie jest „besserwisserem” i nie atakuję oponentów. Usiłuję jedynie uzasadniać swoją nadzieję w myśl zasady „spero, ut intelligam”, „mam nadzieję, abym zrozumiał”. Nadzieja potrzebuje zrozumienia. Ciekawy fakt, że nurt uniwersalizmu nadziei nie wygasł w Kościele do dzisiaj, pomimo wielowiekowej marginalizacji i dominacji doktryny infernalnej.
Nie mam nic przeciwko temu, aby te dwa nurty istniały w chrześcijaństwie. Pytam jedynie, dlaczego infernaliści tak zaciekle zwalczają nurt, który nazywam „nadziejnym”. Dlaczego tyle potępień? Choćby to z Soboru Florenckiego (o IV Lateraneńskim nie mówiłem). Ilu ludzi wycierpiało z tego powodu w ciągu stuleci! No bo pedagogia strachu w wydaniu oficjalnej doktryny jest na krótką metę skutecznym doraźnie środkiem troski o tzw. ortodoksję, a ta jakże często przeradza się w destrukcyjne doktrynerstwo. Niszczy wiarę ludzi. I wpycha ich w niewiarę, agnostycyzm lub ateizm. Pedagogia nadziei jest trudniejsza. Wymaga bardziej dojrzałej wiary, do której trzeba wierzących wychowywać. Tymczasem jak patrzeć wstecz w historię chrześcijaństwa, to pedagogia strachu przynosiła na długą metę straszliwe straty.
3. BIBLIA UCZY ZROZUMIENIA DLA RÓŻNORODNOŚCI INTERPRETACJI
Jest pewne zastanawiające świadectwo u proroka Jeremiasza w Biblii Hebrajskiej: „Czy moje słowo nie jest jak ogień – wyrocznia Pana – czy nie jest jak młot kruszący skałę?” (Jer 23,29). Nawet najtwardsza skała nie może oprzeć się sile młota. Interpretując ten werset Pisma rabini podkreślali przede wszystkim pełnię znaczeń Bożego słowa. I tak na przykład w TALMUDZIE czytamy: „Jak skała kruszy się pod uderzeniem młota na wiele odprysków, tak dzieliło się również każde słowo, które wyszło z ust Najwyższego (niech będzie uwielbiony/błogosławiony!) na siedemdziesiąt języków”(bSzabbat 88b). Znaczy to, że słowo Boże dostępne jest ludziom jedynie w wielości. Zauważmy, że jest to intuicja, którą podzielali także żydowscy autorzy i redaktorzy Ewangelii w Nowym Testamencie. Dzieje Jezusa opowiedziane zostały przez nich nie jeden raz, w jednej tylko postaci, ale w czterech różnych wersjach i perspektywach.
Dla odnalezienia właściwego sensu słowa Bożego potrzebujemy często wielu ludzkich słów, nawet tych sprzecznych. Wspomniany w Talmudzie obraz Bożego słowa w siedemdziesięciu językach jest ostrzeżeniem, niezwykle ważną barierą zaporową przeciwko zakusom fundamentalistów. Słowo Boga, które rozdziela się na siedemdziesiąt języków nie pozwala się zinstrumentalizować, ale jest jak obosieczny miecz, jak ogień i młot, który kruszy skałę. Nie można nim dowolnie rozporządzać wedle własnego uznania.
Trzeba być wdzięcznym Bogu za to, że za podstawę interpretacji mamy w dialogu wielowarstwowe świadectwo Biblii, a nie tylko jedno skondensowane słowo, choćby to w Q. Pismo zawiera w sobie wypowiedzi z wielu stuleci i różnych kontekstów, jakkolwiek mogą one, przynajmniej po części, być ze sobą sprzeczne i pozostawać w stałym napięciu. Dopiero w całości przekazują słowo Boga i wciągają nas w dialog o jego rzeczywistej treści. W ten sposób łatwiej uniknąć niebezpieczeństwa wynikającego z fundamentalistycznej interpretacji utrwalonego na piśmie słowa.
Biblia uczy zrozumienia i szacunku dla różnorodności interpretacji. To jej niezwykła cecha, rzadko dostrzegana i doceniana. Żydowscy myśliciele do dzisiaj zwracają uwagę na fakt, że w Biblii Hebrajskiej występują różne interpretacje i że różnorodność ta wyraża się czasem również w sprzecznościach (zob. G. Scholem. „Tradition und Kommentar als religiöse Kategorien im Judentum“, „Eranos Jahrbuch“ 1962, s.19-48, zwł. 29-30; J. Petuchowski, „Wie unsere Meister die Schrift erklären“, Freiburg i. Br. 1982, s.131, 160; G. Josipovici, „The Book of God: A Response to the Bible“, New Haven 1988).
Różnorodne interpretacje uchodzą wręcz za coś pozytywnego. Nie należy nawet dążyć do zharmonizowania tych sprzeczności. Nie trzeba ich wygładzać i unieszkodliwiać. Powiedziano przecież: „Bóg JEDEN RAZ przemówił, a DWA RAZY słyszałem…” (Ps 62,12). Przedziwne doprawdy jest owo BOSKIE „JEDEN RAZ” I LUDZKIE „DWA RAZY”! Chyba warto się nad tym zadumać.
Zastanawia mnie ta właśnie otwartość Biblii Hebrajskiej. TEN, KTO CZYTA MUSI POJEDNAĆ SPRZECZNE INTERPRETACJE W SOBIE SAMYM LUB PO PROSTU NAUCZYĆ SIĘ ŻYĆ ZE ŚWIADOMOŚCIĄ PEWNYCH NAPIĘĆ I SPRZECZNOŚCI. Teologowie chrześcijańscy, zwłaszcza ci, którzy angażują się w dialog międzywyznaniowy i międzyreligijny, powinni być świadomi tej paradoksalnej mądrości.
Oto podstawowa, mądra SZKOŁA DIALOGU dla wszystkich wierzących. Objawienie Boga uobecnia się ludziom w każdym czasie za pośrednictwem interpretacji. Jest wielogłosowe i wielo-perspektywiczne. Podlega uwarunkowaniom ludzkiej komunikacji i kultury oraz możliwościom języka i jego ograniczeniom, ale ostatecznie pozostaje dla nas tajemnicą, którą możemy uczcić jedynie w formie doksologii. Wszelkie ludzkie próby zrozumienia Bożego objawienia nie są w stanie wyjawić tajemnicy i wyjaśnić jej do końca. Ludzka pasja zrozumienia wszystkiego domaga się często zbyt wiele.
*
Niestety w dalszej dyskusji nie mogę już brać udziału. Muszę odejść od Kleofasa, tym razem co najmniej na kilka dni, lub nawet na cały tydzień. ŻYCIE, ŻYCIE JEST NADZIEJĄ…
Na szczęście są inni uczestnicy, chętni do dalszych rozmów. To nie jest, naprawdę, „towarzystwo wzajemnej adoracji”. Pozdrawiam Wszystkich i życzę dobrych dni w tym pięknym, adwentowym, przedświątecznym czasie.
O. Wacławie!
” (…)ar. VII begins with the italicized words Christus Dominus., using titles that are more properly characteristic of the second stage. It would have been better to speak here of Iesus Nazarenus. At any rate, it deals with the Sitz im Leben Jesu, with the things that Jesus actually did and said, with the things that the chosen disciples saw and heard. Two things are emphasized: what the disciples saw and heard fitted them to give testimony about Jesus’ life and teaching; and the accommodations which Jesus made in His teaching were intended so that it would be understood and retained. The first few statements of the paragraph are documented with references to the NT. The rest of it is a speculative reconstruction, slightly idyllic, but undoubtedly expressing what is essentially to be recalled about this first stage of the tradition.
It is the stage of the ipsissima verba Iesu, and for Christians it has always seemed to be the stage of the greatest importance. What Christ Himself really said would seem to be more important than what the early Church passed on as His teaching or what the Evangelists report as His sayings. AND YET, IT IS NOTEWORTHY THAT THE BIBLICAL COMMISSION DOES NOT INSIST IN ANY WAY THAT WHAT WE HAVE IN THE GOSPELS IS A RECORD OF THIS FIRST STAGE OF THE TRADITION [ „The Biblical Commission’s Instruction on the Historical Truth of the Gospels” Joseph A. Fitzmyer, S.J. – Woodstock College Theological Studies 25 (1964) 386-408].
„Liczne studia poświęcone żydowskiej historii starozytnej, a zwłaszcza BADANIA, KTÓRYM DAŁY POCZĄTEK ODKRYCIA W QUMRAN, uwydatniły ZŁOŻONOŚĆ ŚWIATA ŻYDOWSKIEGO (…).
Interpretacja Biblii wzięła swój początek w tamtej rzeczywistości. Jednym z najstarszych świadectw żydowskiej interpretacji Biblii jest jej greckie tłumaczenie – Septuaginta. ARAMEJSKIE TARGUMY SĄ ŚWIADECTWEM TEGO SAMEGO WYSIŁKU (…). Nagromadziły one imponującą ilość zabiegów erudycyjnych dla zachowania tekstu Starego Testamentu i WYJAŚNIENIA SENSU TEKSTÓW BIBLIJNYCH. (…) POZAKANONICZNA LITERATURA JUDAISTYCZNA, ZWANA APOKRYFICZNĄ LUB MIĘDZYTESTAMENTALNĄ, OBFITA i RÓŻNORODNA, JEST WAŻNYM ŹRÓDŁEM DLA INTERPRETACJI NOWEGO TESTAMENTU (!!!!!!!! – aut.). (…). Bogactwo erudycji żydowskiej,od jej początków w starożytności aż do naszych czasów, służące analizie Biblii,jest pierwszorzędną pomocą DLA EGZEGEZY OBU TESTAMENTÓW” ( Papieska Komisja Biblijna, Interpretacja Biblii w Kościele, Rzym 15 kwietnia 1993 ).
To właściwie mówi wszystko o interpretacji z pominięciem kontekstu żydowskiego.
Odnośnie anonimowości. Nie będę na razie z niej rezygnował, ponieważ jak już informowałem redakcję musi mieć ona dla mnie mieć sens. Nie utrzymuje się z publikacji i dobrze mi z tym. Nie chce żeby cokolwiek naruszało moja prywatność – przynajmniej na tą chwilę. Przygoda z Kleofasem jest przypadkowa. Naprawdę nic nie publikowałem. Nie rozumiem dlaczego tak ciężko w to uwierzyć. Cenię sobie w życiu ten spokój, który posiadam. Nie muszę nikomu nic udowadniać. Jestem całkowicie niezależny.
Odnosząc się do dyskusji „Jezus prorokiem” to spotkała się ona z zainteresowaniem a w trakcie jej apogeum nastąpił wzmożony przyrost liczby sympatyków Kleofasa na Facebooku. Przyłączyli się też nowi dyskutanci ( min. Grzegorz Turek, Justyna G. ). W tym wszystkim zapomniałem podziękować właśnie Panu Grzegorzowi za wskazanie mi wspaniałych wykładów ks. Paczosa – co niniejszym czynię. Właściwie nie rozumiem w czym ma Ojciec problem? Nie chcę też, aby mieszać mnie w nurt infernalny czy też „nadziejny”. W tej chwili jestem niezdecydowany. Rozważam. Pozdrawiam.
Dodatek:
Przykład zastosowania aramejskiego w egzegezie NT:
„W języku aramejskim,czyli w języku,którym Jezus posługiwał się w codziennym życiu, greckiemu słowu basileia odpowiada słowo MALKUTA. (…) oznacza najpierw panowanie króla, a dopiero później obszar panowania króla czy wręcz określone terytorium”. ( G. Lohfink,Jezus z Nazaretu, 2011, s. 48 ). Lohfink komentuje to bardzo trafnie:
„Był to mały łyk filologii na początek. A będziemy potrzebować jej więcej. Nie da się tego po prostu uniknąć. albowiem nadal obowiązuje piękne powiedzenie,które pewien teolog ukuł w nawiązaniu do Ewangelii wg św. Mateusza ( 19, 24 ): Żaden wielbłąd nie wejdzie do królestwa niebieskiego teologii, jeśli najpierw nie przeciśnie się przez ucho igielne filologii”. ( tamże, s. 48 ).
Jak dotrzeć do Jezusa historycznego. warto wysłuchać porad ks. J. Kudasiewicza:
„Miedzy dzisiejszym czytelnikiem ewangelii a Jezusem historycznym istnieje potrójna instancja hermeneutyczna ( por. Łk 1, 1 – 4 ). Ci interpretatorzy słów i czynów Jezusa nie deformowali ich,lecz wyjaśniali je i przystosowali do potrzeb liturgiczno – katechetycznych swych Kościołów. wyjaśniali to, co było implicite zawarte w słowach Jezusa. Interpretacja nie oznacza deformacji. ŻEBY WIĘC DZIŚ DOTRZEĆ DO ORYGINALNYCH SŁÓW I CZYNÓW JEZUSA, NALEŻY ODJĄĆ OD NICH ELEMENTY REDAKCYJNO – INTERPRETACYJNE. Nie jest to zadanie łatwe. WIELKĄ POMOCĄ JEST TU ZNAJOMOŚĆ ŚRODOWISKA, W KTÓRYM ŻYŁ I DZIAŁAŁ JEZUS, (…) znajomość języka, terminologii i teologii poszczególnych ewangelistów, czyli znajomości tego, CO NALEŻY ODJĄĆ OD AUTENTYCZNYCH SŁÓW I CZYNÓW JEZUSA; na koniec wreszcie porównanie ewangelii ze sobą. (..). GDY SIĘ WYNIKI BADAŃ PROF. J. GNILKI NAD HISTORYCZNOŚCIĄ JEZUSA I JEGO ORĘDZIA PORÓWNA Z REZULTATAMI, (…) R. BULTMANNA, WIDAĆ JAK WIELKA PRZEMIANA ZASZŁA W BADANIACH NAD HISTORYCZNOŚCIĄ JEZUSA Z NAZARETU (…). Z A M Y K A N I E O C Z U N A T E P R Z E M I A N Y Ś W I A D C Z Y O I G N O R A N C J I L U B Z Ł E J W O L I „( J. Gnilka, Jezus z Nazaretu, Kraków 1997, s.7 – 8 ).
Nie ma powrotu do czasów Bultmanna. Jak wyraził się E. P. Sanders Jezus jest w tej chwili jedną z najlepiej poznanych postaci starożytności.
Profesor Vermes jest tego samego zdania co ks. Kudasiewicz:
„W 1906 roku Albert Schweitzer z powagą oświadczył,że poszukiwania historycznego Jezusa to zadanie niemożliwe do wykonania. Jednak mimo jego mowy pogrzebowej Jezus historyczny za nic nie chciał odejść lub zniknąć. Większość współczesnych uczonych, z wyjątkiem garstki zatwardziałych niedowiarków,popada w drugą skrajność i uznaje istnienie Jezusa za rzecz tak oczywistą, ze nie zadaje sobie trudu, by zbadać temat pod katem historycznym. PRAWDA JEST TAKA, ŻE JEZUS I RUCH, KTÓRY ROZWINĄŁ SIĘ ZA JEGO SPRAWĄ, NIE BYLI ZAWIESZENI W PRÓŻNI: STANOWILI INTEGRALNĄ CZĘŚĆ SPOŁECZEŃSTWA I WIEKU, SPOŁECZEŃSTWA UKSZTAŁTOWANEGO PRZEZ SIŁY I WPŁYWY POPRZEDNICH POKOLEŃ” ( G. Vermes, Kto był kim w czasach Jezusa, Warszawa 2006, s. 19 ).
Dlatego nie wierzę w egzegezę logiów i przypowieści Jezusa, która nie uwzględnia żydowskiego tła ( Qumran, tzw. apokryfy, Talmud, Targumy, j. aramejski ). Obecnie przede wszystkim uwzględnia się najbliższe środowisko Jezusa, aby zrozumieć co On mógł mieć na myśli oraz jego słuchacze. Nie przeciągając tej dyskusji, którą obecnie po wyjaśnieniu stanowisk należy przerwać, pragnę jedynie stwierdzić, że rozważę wszystkie argumenty za i przeciw i podejmę decyzję zgodną z moim sumieniem. AN.
Wczoraj kilka razy próbowałem to wkleić dla urozmaicenia tematu, ale mi nie wskakiwało. Może dzisiaj się uda…
Wstawka mikołajkowa 🙂 Dostałem tę książkę niedawno od koleżanki na imieniny. Przeczytałem i polecam. Zagadnienie każdemu jakoś znane: świadectwo doświadczenia z pogranicza śmierci. Myślę, że ta kwestia także wpisuje się w problematykę zarówno egzystencjalnej, jak również teologicznej i eschatologicznej radości i nadziei.
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3647,Dowod?gclid=CJmoz–rnLsCFc1V3godBXwAZw
Przykre, że człowiek takiej wiedzy jak AJN nie umie się wznieść ponad zwykłe małe złośliwości. Jest ich trochę na blogu. Nie będę ich wypunktowywał. Duża wiedza, ale osobowość trudna. Po co to wszystko jest potrzebne? (Niech pan na to spojrzy… I odpowie sobie po cichu sam, bez angażowania sprzyjającej panu żony) Dziwi też, że nie umie przyjąć słowa krytyki. Rzeczywiście ‚chwila’ na zaznajomienie się z ww. argumentacją może smucić. Ani razu do tej pory nie uznał AJN, że interesujące jest np. To, że w Q pojawia się przypowieść o zaginionej owcy. Zdaje się też, że nie zrobiły na nim wrażenia napomnienia o sile illokucyjnej przypowieści. Temat go nie grzeje. Stara się być obiektywny…dla mnie to jest pewna wskazówka co do osoby AJN. Zdumiewające jest to, że pojawił się tutaj…ponieważ chciał przeciwstawić swoje stanowisko krytycznego historyka i osoby wierzącej w jednym… Dariuszowi Kotowi, który zadeklarował się jako ‚niewierzący’. I jako wierzący AJN jest chłodny i obiektywny. Jeszcze nie wyrobił sobie zdania w jednej z najbardziej fundamentalnych kwestii wiary. Żongluje alternatywami jak kartami. Nie rozumiem teź po co przytaczać teksty, które wspominają o tym, że pismiennictwo pozakanoniczne jest istotne dla egzegezy NT. Chyba nikt tutaj nie twierdził inaczej? Pan wie, co pan chce tutaj udowodnić, czy się pan pogubił?
Dlatego o tym przypominam, ponieważ J. Hryniewicz OMI stwierdził, że nie będzie w egzegezie tekstów NT ich stosował (Nie zamierzam się zajmować Qumranem i Księgą Henocha (o tej ostatniej zresztą w której z książek pisałem). Nie odniosłem się do przypowieści o zaginionej owcy, ponieważ nie została ona opowiedziana w kontekście eschatologicznym. Interpretacja przypowieści musi uwzględniać tło, nadawcę i odbiorcę. Jej wykładnia jest błędna. Hillel w czasach Jezusa bezpośrednio wyrażał nadzieje powszechnego zbawienia. Nazarejczyk nie zrobił tego ani razu, chociaż część zasad Hillela sobie przyswoił. Żona – moja sprawa i w co ją angażuję, jeśli będę chciał i ona zrobimy co nam się podoba.
Piekło – to nie jest fundamentalna kwestia wiary. Na tą chwilę uważam, że Jezus nie przewidywał jakiejkolwiek zmiany dla „potępionych”. Dlatego postawił na misję, poświęcenie i wędrowny radykalizm. Nic nie chce udowodnić. Chciałem się dowiedzieć na jakiej podstawie nurt „nadziejny” utrzymuje, że opiera się na naukach Jezusa i na których. Chciałem, aby mi je wskazano. W tym momencie dalsza dyskusja jest bezcelowa, ponieważ muszę przemyśleć czy te przykłady i ich wykładnia są prawidłowe. Z niektórymi interpretacjami ( lub nadinterpretacjami ) spotkałem się po raz pierwszy. To wymaga rozwagi…
Pozdrawiam. W tej chwili nie chcę podejmować dalszej dyskusji w tym temacie.
A skąd pan wie z jakiego powodu pojawiła się opowieść o owcy? I dlaczego Jezus ją przytoczył? Widocznie pan tu dużo wie, skoro uważa pan, że nie ma tutaj mowy o eschatologii. Zdumiewające. Ponieważ ks. Wacław Hryniewicz tą opowieść wykorzystuje wielokrotnie do rozwijania nadziei na powszechne zbawienie. Zdaje się, że w książce Anny Wierzbickiej opowieść ta została rozłożona na proste słowa. Przy wsparciu interpretacji egzegetów i badaczy i że pojawiają się tam odniesienia do eschatologii. Według mnie jest to wszystko dosyć przekonujące. Może pan jako historyk sam sobie robi krzywdę rezygnując z pewnych zdolności umysłu do wyciągania wniosków z pewnych treści? Niech pan będzie raczej sobą niż historykiem. To będzie z korzyścią dla pana.
Mam też propozycję: niech pan bezspornie udowodni, że ks. Wacław Hryniewicz się myli i obiera zły kontekst ww. Opowieści i niech to pan tu wykaże. Przekona pan wszystkich i będzie to ‚korzystne’ z punktu widzenia nauki. Być może dialog potoczy się dalej.
P.s. Tu nie chodzi o piekło, tylko o dalsze losy ludzi po śmierci. Wszystkich ludzi. I nie tylko ludzi. Jeżeli to nie jest najważniejsza kwestia, albo jedna z najważniejszych, to co jest ważniejszego w wierze?
<>
1) Rzekł Jezus: „Królestwo podobne jest do pasterza posiadającego sto owiec. Jedna z
nich, ta która była największa, zgubiła się. Pozostawił dziewięćdziesiąt dziewięć i
szukał tej jednej, aż ją znalazł. Gdy zmęczył się, powiedział do owcy: ‚Wolę ciebie niż
tych dziewięćdziesiąt dziewięć'” (ETom109).
2) Kto z was mając sto owiec, kiedy zgubi się jedna z nich, nie zostawia w miejscu
dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? Powiadam
wam, większa jest w niebie radość z powodu tej jednej, niż z dziewięćdziesięciu
dziewięciu ( Q 15, 4.7 ).
W przypadku zagubionej owcy; Q prezentuje wariant najbardziej pierwotny. Kompilator ETom spostrzegł, że w przypowieści wziętej z tradycji pasterz pozostawia bez opieki
dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, aby bez powodu poszukać jednej zaginionej. Zagubione zwierzę określił zatem jako największe w stadzie a to ułatwiło mu wytłumaczenie niefrasobliwości pasterza, który pozostawia resztę stada. Największa owca była jego ulubioną owcą. `Pierwotna przypowieść Jezusa, mówiąca o oczywistości radykalizmu, ulega przemianie w przypowieść mówiącą o radykalizmie oczywistości` ( J. Crossan, Jezus historyczny, 1997, s. 372 ).
Jezus przywołując postać pasterza tym razem odwołał się do profesji zupełnie inaczej odbieranej niż było to w przypadku kolekcjonera pereł, którego większość słuchaczy podziwiała za
odwagę i bogactwo. Pasterz w świecie żydowskim był osobą nie cieszącą się uznaniem i szacunkiem, określano ich jako złodziei i stawiano w jednym szeregu z celnikami ( por. Kidduszin 4, 14; Sanhedrin 25b ). Jezus kierunkuje przypowieść na zagubioną owcę w związku z tym nie
zwraca uwagi na pewne szczegóły. Skupianie się w tym opowiadaniu na elemencie pozostawienia pozostałych owiec bez dozoru przez pasterza jest błędem. Jezusowi chodziło o przeciwstawienie proporcji pomiędzy jedną a dziewięćdziesięcioma dziewięcioma pozostawionymi oraz ukazanie radości z powodu odnalezienia zagubionej owcy. Harmonizuje to z Jezusowym wezwaniem do nawrócenia, które kierował do grzeszników żydowskich. Nawrócony celnik idealnie odpowiada Jezusowej zagubionej owcy. W przypowieści tej nie ma żadnego odwołania do eschatologii. Obrazuje ona ziemska działalność Jezusa. Cytuje teraz Pismo Św. z pamięci, ponieważ muszę już wychodzić na spacer z małym: Nie przyszedłem wzywać sprawiedliwych ale grzeszników. Przypowieść nie ma nic wspólnego z Sądem, który spotyka Pan np. u Mateusza w oddzieleniu owiec i kozłów. To tak na szybkiego. Mówiłem Panu, aby się wstrzymać z dyskusją, aż spokojnie sobie opracuje temat. Zrobię to po weekendzie. Nie ma się gdzie spieszyć. Analiza przypowieści w 15 min to nic dobrego, ale mniej więcej jej interpretacja powinna iść w tym kierunku. Pozdrawiam. Lepiej wypoczywajmy.
Nawiązując do tekstu ks. Profesora, naszła mnie refleksja, że bardzo trudno w sobie odnaleźć radość wśród codziennych problemów, które niekiedy naprawdę przygniatają do samej ziemi. Łatwiej o nadzieję, że wszystko się ułoży, że zły czas minie itd. Tak wiele zależy ściśle od naszych emocji, od konstrukcji psychicznej, czasami w obliczu „świata” nie potrafimy znaleźć radości, nawet gdybyśmy chcieli. Natłok złych emocji, stresu, napięć eliminuje radość. Zostaje miejsce na modliwtę, w której próżno szukać iskry radości.
Ja też czasami łapię się na tym, że w obliczu jakiś nieszczęść, chorób, o których słyszę, nawet gdybym sama miała dobry czas to jakoś też nie potrafię być radosna, bo mam wyrzuty, że jak mogę się cieszyć kiedy wokół jest beznadziejnie. To samo z modlitwą- jak modlić się o jakieś swoje „błahostki” kiedy widzę jak rodzice umierających dzieci modlą się o zdrowie dla nich i nie zostają wysłuchani. Znaleźć w tym wszystkim radość jest niesamowicie ciężko, o nadzieję zaś nie jest aż tak trudno…
Skoro Pan Andrzej się namyśla (za co go chwalę), przekazuję swoje dodatkowe przemyślenia. Mam nadzieję, że okażą się w jakiejś przynajmniej mierze pomocne.
1. JESZCZE O EWANGELII GALILEJSKIEJ I HILLELU STARSZYM
Powracam do tekstu o zagubionej owcy, znajdującego się w Q – EWANGELII GALILEJSKIEJ (15,4.7). Tekst ten figuruje w grupie zatytułowanej „Dwie drogi”. Drogi dokąd? Oczywiście, że do Królestwa Boga. To wyraźny wskaźnik eschatologiczny. Mamy tu teksty o „wchodzeniu przez ciasne drzwi” (13,24-27) oraz o tym, że „wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w Królestwie Bożym, wy zaś zostaniecie wyrzuceni. Tam będzie płacz i zgrzytanie (?) zębów” (13,28.29). Pytam: czy wyrzuceni na zawsze, na całą wieczność? Wieczna męka? To miał Mistrz z Nazaretu na myśli? Takie słowa należy interpretować w świetle innych Jego wypowiedzi.
Cieszę się, że Pan Andrzej przypomniał o stanowisku rabbiego Hillela Starszego (przełom I w. przed Chr. i I w. po Chr.), mędrca częściowo przynajmniej współczesnego Jezusowi, który wyraźnie opowiadał się za powszechnym zbawieniem ludzi. Niektórzy sądzą nawet, że był on prawdopodobnie (!) jednym z duchowych nauczycieli Jezusa. Przybliżmy nieco tę postać, gdyż jest chyba mało znana uczestnikom obecnej dyskusji w blogu. Ten człowiek odznaczał się niezwykłą dobrocią, subtelnością, łagodnością, cierpliwością i troską o ludzi. Jego szkoła (Beit Hillel) prezentowała bardziej elastyczne podejście do Tory niż rygorystyczna szkoła Szammaja Starszego (ok. 50 r. przed Chr. – 30 r. po Chr.). W odróżnieniu od Szammaja, dla którego najważniejsze było skrupulatne przestrzeganie szczegółowych nakazów Prawa, dla Hillela istotą Tory był jej duch. Jego interpretacja była bardziej ludzka i uniwersalistyczna. W rezultacie judaizm przyjął wykładnię Hillela za obowiązującą, a późniejsza tradycja przypisywała to wyrokowi głosu z nieba („bat kol”). Nic dziwnego, że ten mędrzec został nazwany Wielkim i Starszym („the Elder”).
Czy Jezus nie mógł uczynić podobnie jak Hillel i głosić wyraźnie powszechne zbawienie? Moim zdaniem czynił to, ale zazwyczaj w formie mniej wyraźnej, ze względów sobie tylko wiadomych. Wskazywałem już jednak na ważkie słowa Jezusa, choćby te z IV Ewangelii: „Teraz odbywa się sąd nad światem, teraz władca tego świata będzie wyrzucony na zewnątrz. A Ja, gdy zostanę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32).
Wydaje mi się, że jest to obietnica śmielsza i bardziej dalekosiężna w swojej treści niż stanowisko Hillela, który nie widział możliwości pogodzenia wiecznego piekła z miłosierdziem Boga. Nie zakładajmy apriorycznie, że Jan lub/oraz jego uczniowie nie mogli pamiętać po latach także i o takich zaskakujących słowach Jezusa. W jakim celu mieliby sami je tworzyć? Jedynie dla pocieszenia wspólnoty chrześcijan poddawanych wówczas prześladowaniom i różnym uciskom? O nich mowa jest w Apokalipsie, której autorem jest, według wielu egzegetów, któryś spośród uczniów Jana. Ale i Apokalipsa jest Księgą nadziei, a nie strachu. Ale to osobny wielki temat. Któremu poświęciłem w swoich poszukiwaniach i publikacjach wiele uwagi.
2. O EWANGELII NAPISANEJ W JĘZYKU ARAMEJSKIM
W naszych dyskusjach należałoby także odnieść się do Peszity (Peshitta, Peshitto, pol.: Peszita), standardowej wersji Biblii dla Kościołów tradycji syryjskiej, napisanej w języku aramejskim. Słowo „pšîṭtâ” znaczy “prosty”, “wspólny”, „ogólny”, „powszechny”. Dlatego właśnie Peszita zwana jest Syryjską Wulgatą. Zdaniem ogółu uczonych, Stary Testament Peszity został przetłumaczony na język syryjski z oryginalnego tekstu hebrajskiego, prawdopodobnie w II w. po Chrystusie. Większość uczonych uważa również, że Nowy Testament Peszity przetłumaczono bezpośrednio z oryginału greckiego (pierwotnie nie zawierał on niektórych ksiąg: 2 Pt, 2 J, 3 J, Jud, Ap i wszedł w powszechne użycie na początku V w.; dopiero później, w r. 616 dołączono pięć wyłączonych Ksiąg, przełożonych również z języka greckiego).
Są jednak badacze, którzy podobnie jak patriarcha Mar Eszai Szimon XXIII uważają, że Kościół Wschodu otrzymał Pisma z rąk samych Apostołów w oryginalnym języku aramejskim, którym posługiwał się Jezus i który bez żadnych zmian jest stosowany w tym Kościele. Do dzisiaj posługują się nim Kościoły w Syrii, Iraku i Libanie (zob. Bruce M. Metzger, “The Early Versions of the New Testament: Their Origin, Transmission and Limitations”, Oxford: OUP 1977, s. 50). Takie jest oficjalne stanowisko Asyryjskiego Kościoła Wschodu (the Assyrian Church of the East).
Krytycy tego przekonania sądzą jednak, że jest ono zgoła nieprawdopodobne, gdyż dialekt Peszitto (zachodnia wymowa języka aramejskiego peszitty) nie pochodzi z terytorium Izraela. Wczesny galilejski dialekt aramejski, którym posługiwał się Jezus różnił się od syryjskiego.
Już wspomniane fakty pokazują, jak ROZBIEŻNE SĄ OPINIE POSZUKIWACZY „HISTORYCZNEGO JEZUSA” I JEGO NAUKI. Do obrońców przekonania o Peszicie jako pierwotnej Ewangelii napisanej w języku aramejskim należy m.in. profesor Sorbony, ÉRIC EDELMANN, mieszkający obecnie w Kanadzie. Przez wiele lat prowadził badania historyczne i lingwistyczne. Przypomina on, że wybitni specjaliści w dziedzinie dawnych języków semickich nadal utrzymują, iż jest to Ewangelia starsza od Ewangelii greckich.
Otóż mam przed sobą jego książkę pt. „Jésus parlait araméen. À la recherche de l’enseignement originel”, Paris 2000 (wspominałem o niej już jakiś czas temu w blogu). Interesujące są jego dociekania nad sensem przypowieści Jezusa, w tym także nad znaczeniem tekstów o zagubionej owcy. Dzielę się kilkoma refleksjami na ten temat.
3. DLACZEGO PRZYPOWIEŚCI?
Przypowieść (w języku aramejskim „mathla”) jest ważnym sposobem przekazywania treści. Jak bowiem wyrazić sprawy związane z przeżywanym doświadczeniem rzeczywistości niewidzialnej, przekraczającej nośność słów? Nie nadaje się do tego język abstrakcyjnych pojęć. Dlatego właśnie Jezus obficie korzystał z przypowieści, gdyż wskazują one kierunek rozumienia słów sięgający dalej niż zwyczajne funkcjonowanie ludzkich myśli. Ale i ten sposób wyrażania się, jak wszystko co ludzkie, nie jest pozbawiony trudności i narażony na nieporozumienia. Słowa często zmieniają sens. Język metaforyczny może dotyczyć równocześnie różnych poziomów rzeczywistości, zresztą niekoniecznie się wykluczających.
Dlatego NIE JEST RZECZĄ MOŻLIWĄ WYCZERPAĆ BOGACTWO ZAWARTE W PRZYPOWIEŚCI. Można co najwyżej przywoływać różne znaczenia i rozpatrywać je pod różnym kątem widzenia, co pozwala przybliżyć się do naświetlenia pewnych prawd dotyczących głębi wewnętrznego doświadczenia człowieka, które go wyzwala i przemienia.
4. ZABŁĄKANA OWCA I KONTEKST ESCHATOLOGICZNY
Zilustrujmy to na przykładzie przypowieści Jezusa O ZAGINIONEJ/ZABŁĄKANEJ OWCY. Wpisuje się ona w środowisko dobrze znane mieszkańcom Palestyny w I wieku. Obraz pasterza wraz ze swoim stadem to była codzienna rzeczywistość. Odniesienie do Pisma jest również obecne „Pan jest moim pasterzem i nie brak mi niczego…” (Ps 23,1). Wzmianka o pasterzu jako opiekunie i przewodniku często powtarza się w Psalmach i u proroków: „Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec?” (Ez 34,2; zob. Jr 31,10). To temat, który powraca także w IV Ewangelii (J 10,1-18).
Zapytajmy najpierw, w jakim kontekście przypowieść o zaginionej owcy w Ewangelii Łukasza i Mateusza została wypowiedziana i do kogo została skierowana.
„Przychodzili do Niego też celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. A faryzeusze i nauczyciele Prawa szemrali: Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy taką przypowieść” (Łk 15,1-3). Oto ona, dobrze nam znana, dlatego nie przytaczam dalszych słów: „Kto z was mając sto owiec…. (w. 4-7).
Jest to zatem odpowiedź Jezusa skierowana DO JEGO OSKARŻYCIELI, faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy zarzucali Mu niewłaściwe postępowanie wobec grzeszników. Słowa Jezusa mają wyraźny charakter apologetyczny. Wykazuje On, że BÓG NIE OPUSZCZA GRZESZNIKÓW i CIESZY SIĘ Z KAŻDEGO, KTO OKAZUJE SKRUCHĘ I dokonuje wewnętrznego zwrotu w swoim życiu. Jezus bierze w obronę słabych i grzesznych . Nie bez znaczenia jest fakt, że w Łukaszowej narracji cytowany fragment tekstu umieszczony jest w opisie wstępującej drogi Jezusa do Jerozolimy.
Tymczasem w narracji Mateusza (18,12-14) Jezus kieruje przypowieść DO UCZNIÓW. Nabiera ona cech zachęty. W obecnym tekście Ewangelii Mateusza przypowieść ta umieszczona jest w środku mowy dotyczącej dyscypliny we wspólnocie wierzących oraz władzy Kościoła (ww. 6nn., 15nn.). Chodziłoby zatem o zachętę do braterskiego upomnienia oraz pojednania wśród członków wspólnoty. Zachęta zwrócona jest przede wszystkim do stojących na czele konkretnej wspólnoty. Ale przecież Kościół, „ekklesía” (w. 17) jeszcze się nie ukonstytuował za życia Jezusa! To wskazuje, iż mamy do czynienia z późniejszą warstwą redakcyjną. Zauważmy jednak: w bliskim kontekście przypowieści o owcy są także „biada” z powodu zgorszenia i groźba „wrzucenia w ogień wieczny” (w. 8), „w ogień Gehenny” (w. 9). MAMY ZATEM I KONTEKST ESCHATOLOGICZNY, skoro mowa o „ogniu wiecznym” i „ogniu Gehenny”.
Jezus nie był jednak natarczywym moralizatorem ani prozelitą chcącym zdobyć jak największą ilość zwolenników dla swojej nauki. Tym niemniej w rozdziale 15 Ewangelii Łukasza są aż trzy przypowieści na ten sam temat. Jezus chciał przekazać w nich jakieś ważne pouczenie, wyzwalające i przemieniające ludzi. Zresztą całe Jego życie było temu poświęcone.
Jakie to pouczenie? Streszcza się ono w aramejskim słowie „tâb” (hebrajskie „teshubah”), które oznacza całkowity zwrot, zmianę kierunku, reorientację w sposobie widzenia rzeczy, całkowite odwrócenie perspektywy. Nie należy jednak tego słowa mylić z greckim terminem „metánoia”, który także nie ogranicza się do samej sfery myślenia, lecz kieruje uwagę w stronę samej głębi ludzkiego jestestwa. Termin „tâb” oznacza wyzwalające doświadczenie, nie pokrywające się z sensem słowa „metánoia”, które zazwyczaj przekładane jest jako skrucha i „nawrócenie”. Owszem, trzeba odwrócić się od błędnych dróg, powrócić do tego, co słuszne. Słowo „tâb” służy na oznaczenie czegoś co zawraca, odwraca się, obraca ruchem kołowym lub spiralnym, aby powrócić do swego początku lub do swego początkowego rytmu. W swojej przypowieści Jezus nawiązał prawdopodobnie do kwestii podniesionej przez samych faryzeuszy, aby wyjaśnić głęboki sens potrzeby wewnętrznego zwrotu.
Zdaniem Edelmanna, perspektywa rozumienia zdań Jezusa mogła być zmieniona w Ewangeliach spisanych, i to już w okresie tradycji ustnej, z racji doraźnych potrzeb rodzącego się Kościoła. Charles Harold Dodd (1884-1973), uczony walijski, wpływowy specjalista w zakresie Nowego Testamentu, wypowiadał się bardzo ostrożnie na temat konkluzji ewangelistów Łukasza i Mateusza. Przypomnijmy. Łukasz zapisał (15,7): „Mówię wam, że w niebie będzie taka radość z powodu jednego grzesznika zmieniającego myślenie, jak z 99 sprawiedliwych…” A Mateusz (18,14): „Tak też nie chce wasz Ojciec, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych najmniejszych”. Dodd wnioskował, że te dwa różne, końcowe pouczenia nie mogą być jednocześnie pierwotne. Być może żadne z nich nie jest oryginalne („The Parables of the Kingdom”, 1935). Ale to tylko przypuszczenie. Dodam jeszcze, że ten anglikański (jeśli się nie mylę) egzegeta promował ideę „eschatologii zrealizowanej” („realized eschatology”), czyli wiary, że odniesienia Jezusa do Królestwa Bożego dotyczą raczej obecnej rzeczywistości niż przyszłej apokalipsy.
Najbardziej prosta interpretacja przypowieści Jezusa o owcy kieruje wzrok ku Bogu, a także ku Jezusowi, jako dobrym pasterzu. Pełen troski cieszy się, gdy zabłąkana zostaje odnaleziona. Chodzi wszakże nie o owcę, ale o człowieka w stanie zagubienia. Jest to proste wyjaśnienie, zrozumiałe dla wszystkich. Mówi o dobroci, łagodności i współczuciu pasterza dla losu zaginionych.
Edelmann wysuwa jednak swoje wątpliwości. Czy rzeczywiście Jezus posłużył się przypowieścią, aby wychwalać wzniosłe przymioty Boga? Czy to właśnie stanowi samo sedno pouczenia? Czy znajdziemy jakąś wskazówkę pozwalającą zrozumieć SENS WEWNĘTRZNEGO ZWROTU (aramejskie „tâb”) W ŻYCIU GRZESZNYCH LUDZI? Zdaniem tego uczonego, samo akcentowanie dobroci Boga oddala raczej od rzeczywistego epicentrum przypowieści. Nie byłoby w takim rozumieniu nic nowego, gdyż oskarżyciele Jezusa, faryzeusze i uczeni w Piśmie, byli wystarczająco pobożni i nie potrzebowali dodatkowych wyjaśnień na temat dobroci Najwyższego. Chodziłoby więc w pouczeniu Jezusa o coś więcej niż o psychologiczną i moralizującą narrację.
Nie zamierzam streszczać długich wywodów Edelmanna. Zmierza on do wniosku, że w przypowieści o zaginionej owcy MOWA JEST O CZŁOWIEKU, A W GRUNCIE RZECZY O NAS SAMYCH, a nie tyle o Bogu, o Jego radości i miłosierdziu względem skruszonego człowieka. Tekst nie mówi o Boskim Pasterzu, ale o tym, co ma się dokonać w naszym własnym wnętrzu i w naszym przybliżaniu się do Królestwa niebieskiego. To jest ogromne wyzwanie i wymaganie: ZWRÓCIĆ WZROK KU SOBIE, DO WŁASNEGO WNĘTRZA, aby nastąpiła wewnętrzna przemiana.
Stąd zrozumiałe są słowa Jezusa: ”Zapewniam was, jeśli nie powrócicie („tâb”) do tego, czym byliście jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mt 18,3). W tych właśnie słowach ujawnia się sens aramejskiego „tâb”. Są to SŁOWA O CHARAKTERZE ESCHATOLOGICZNYM, znajdujące się w bliskim kontekście przypowieści o zabłąkanej owcy.
Trzeba powrócić do stanu bycia, którego wewnętrzna integralność jest symbolizowana przez trzodę złożoną ze stu owiec (jakkolwiek stado składa się w rzeczywistości z owiec i baranów). W tekście greckim usiłowano oddać hebrajski i aramejski sposób wyrażania pełnego sensu STAWANIA SIĘ NA POWRÓT TYM, CZYM SIĘ BYŁO (hebr. „shûb”, aramejskie „tûb”). Chodzi o stan wewnętrzny, świadomość własnego istnienia, które należy zintegrować i ocalić przed rozkładem.
5. RÓŻNE „KLUCZE” INTERPRETACYJNE W ROZUMIENIU PRZYPOWIEŚCI
Trzeba więc, zdaniem Edelmana, czegoś więcej niż samo akcentowanie radości Boga z grzesznika zmieniającego swój sposób myślenia, a w konsekwencji także postępowania. Sądzi on, że zasadniczy klucz („la clé principale”) do zrozumienia tego tekstu nie znajduje się w relacji pasterz/owca. W takiej perspektywie pozostalibyśmy jedynie w ramach alegorii, według której Bóg jest Pasterzem. Czy można zakładać bodaj przez chwilę, że Najwyższy opuści swą trzodę ryzykując tym samym utratę całego stada? Ci, co znają Palestynę są zgodni co do tego, że żaden sumienny pasterz nie opuści swej trzody, że będzie dbał o nią jak o źrenicę oka (zob. Łk 2,8; J 10,2-3).
Sam Edelmann przyznaje jednak, jak wspomniałem wcześniej, że nie sposób wyczerpać bogactwa treści zawartych w przypowieściach. Możemy dlatego stosować różne uzasadnione „klucze” w celu jej zrozumienia. Możliwa jest nie tylko jedna interpretacja. Przypowieść to nie ćwiczenie z logiki ludzkiego myślenia. Nie musimy za wszelką cenę szukać harmonii wszystkich wątków, logiki w każdym szczególe i potrzeby uzgadniania (pozornych?) sprzeczności. Ważna jest, jak pisałem w poprzednim komentarzu (5 grudnia 2013, 11:07), siła illokucyjna całości nakreślonego obrazu, przekaz najbardziej istotny dla życia wiary i nadziei.
W moim przekonaniu, w tej perspektywie, również słowa o pasterzu, który będzie szukał zaginionej/zagubionej owcy „AŻ ZNAJDZIE”, „dopóki jej nie znajdzie”, nie powinny być pominięte. To niepozorne słowo „aż znajdzie” pozwala zauważyć, także w tym „kluczu” interpretacyjnym, eschatologiczną orientację przypowieści i uniwersalizmu nadziei na ocalenie zagubionych. Dzięki znajomości sensu aramejskiego słowa „tâb” z tekstu aramejskiej Ewangelii Peszity możemy jeszcze pełniej odczytać ukryte znaczenie tych słów. Takie integralne podejście przybliża do głębszego odczytania myśli Jezusa, kiedy wygłaszał swoje pouczenia.
Nie znaczy to bynajmniej, że podzielam pogląd Edelmana, iż Peszita i aramejski tekst Ewangelii jest starszy od Ewangelii spisanych w języku greckim. Niech nad tym głowią się nadal specjaliści od tych spraw. To nie moja kompetencja. Dzięki interpretacji Edelmana zyskałem jednak nowy impuls w sposobie patrzenia również na przypowieść o zagininej owcy. Nie sądzę, że interpretacja, którą proponowałem w swoim wcześniejszym komentarzu (powołując się także na pogląd Anny Wierzbickiej, wybitnego językoznawcy/czyni z Canberra University), jest bezpodstawna i nielogiczna. Dzięki jednej i drugiej interpretacji można głębiej wniknąć w to bogactwo treści, które Jezus miał na myśli i chciał przekazać słuchaczom. Jedna interpretacja nie wyklucza drugiej.
PS. Osobiście żałuję, że Pan Andrzej nie publikuje swoich poglądów, aby były dostępne innym badaczom. Otwarty i kompetentny dialog mógłby wnieść wiele zrozumienia w trudne problemy. Blog Kleofas jest tylko namiastką bądź niepozornym zaczątkiem takiego dialogu. Brak fachowej wymiany myśli to niewątpliwa strata dla szansy ożywienia i pogłębienia w Polsce badań biblijnych nad takimi zagadnieniami jak choćby rekonstrukcja „Jezusa historycznego” i Jego nauki. Tymczasem Pan Andrzej dziwi się, że nie rozumiemy jego stanowczej obrony prywatności. Nie wiem, czego w gruncie rzeczy aż tak się obawia. Daje to powód do niepotrzebnych w gruncie rzeczy domysłów.
Pozdrawiam ks. prof. Hryniewicza. ten tekst w duchu dialogu, bardzo mi się spodobał a wskazówki wezmę sobie do „serca”. Teraz trochę osobiście o „nadziei zbawienia” wszystkich. Mój ojciec umarł w stanie grzechu ciężkiego i nie miał prawa do pochówku w Kościele ( budynek ). Czy mam prawo przenosić swoje oczekiwanie na przyszłe spotkanie z ojcem tylko dlatego, że chcę tego przyszłego „spotkania”?
Intensywnie przeszukuję przytoczone przykłady i czy można je tak zinterpretować jak uczynił to ks. prof. Hryniewicz. Wkrótce odpiszę, myślę, że zdążę to zrobić przed sobotnia eskapadą na narty, albowiem przylatuję z powrotem dopiero na święta. Białe szaleństwo też ma swoje prawa. Bóg zapłać za ten wpis. Pozdrawiam
DO ESTEL
Rozumiem Pani szczere wyznanie o trudnościach odnalezienia w sobie trudności wówczas, gdy wiele bolesnych spraw przygniata nas „do samej ziemi”. Być może łatwiej o nadzieję, bo jak mówi przysłowie, ona umiera ostatnia. W moim doświadczeniu, najbardziej skutecznym lekarstwem jest odnajdywanie radości każdego dnia w rzeczach najdrobniejszych. To ważna umiejętność. Oto otrzymałem nowy dzień. Radość poranka, obojętnie czy świeci słońce, czy pochmurno, deszczowo.
Przeżycia z rakiem i śmiercią kliniczną nauczyły mnie cenić dar życia, dar niezwykły. Każdego poranka dziękuję Najwyższemu, że przedłuża mi życie, że będę mógł zrobić coś dobrego, coś napisać, komuś pomóc, do kogoś się uśmiechnąć, kogoś spotkać, komuś podać rękę, ot choćby i głodnym ptakom dać coś do jedzenia teraz zimą… Mała radość z tego, że zasiadam do pracy i komputer dobrze dzieła, że mi się nie zepsuł… A wieczorna radość, że dzień był łaskawy, że wykorzystałem okazję, by być komuś pomocnym i powiedzieć słowo zachęty…
Droga Pani Estel, nie jesteśmy zbawcami całego świata. Za mali jesteśmy do takiej roli. Jest Koś taki – jeden, jak wierzymy, Zbawiciel wszystkich. My możemy być tylko Jego małymi pomocnikami. To On powiedział:„To, co uczyniliście jednemu z tych braci (i sióstr!) moich najmniejszych, Mnie uczyniliście” (Mt 25,40).
Jestem przekonany, że umiejętności cieszenia się trzeba się uczyć. Jak pacierza. Jak wiary i nadziei.
Przepraszam. W pierszym zdaniu błąd! Poprawiam:
„Rozumiem Pani szczere wyznanie o trudnościach odnalezienia w sobie RADOSCI…
WH
Bardzo dziękuję Księdzu Hryniewiczowi za krzepiące słowa.
To wielka mądrość, że odnajdywania radości musimy się uczyć. Niestety rzeczywistość naszego kościoła bardzo rzadko nas tej umiejętności uczy. Raczej słyszymy od dziecka o potrzebie dźwigania krzyża, o naśladowaniu Chrystusa ( oczywiście w nurcie cierpiętniczym). Czasami mam wrażenie, że dobry katolik to smutny katolik, zafrasowany losami świata, wystraszony o swoje własne zbawienie, bo wciąż jest za mało doskonały, za mało zasługuje.
Pamiętam jak kiedyś jako dziecko obejrzałam nabożeństwo z jakiegoś kościoła protestanckiego, z chórem gospel i zastanawiałam się, czy to wypada się tak cieszyć w kościele, bo u nas zwykle każdy miał bardzo poważną minę,a uśmiech w świątyni raczej nie gościł. Ciężko więc zmienić nawyki, dać sobie „prawo” do radości, szczególnie kiedy kierowani empatią chcemy równać do ogółu zasmuconych życiem.
Dlatego właśnie tak serdecznie zachęcałem w swoim wpisie do tego, aby czytać adhortację „Evangelii gaudium” papieża Franciszka. Przynajmniej zamyślić się warto nad jego wypowiedziami najbardziej osobistymi, tymi o charakterze egzystencjalnym, jak choćby te przytoczone poniżej (bo adhortacja jest rzeczywiście długa).
Nie wiem w jakim języku Papież spisywał swoje osobiste uwagi, hiszpańskim czy włoskim. Nasz polski oficjalny przekład jest w moim odczuciu miejscami blady i, jak ktoś mi powiedział, „sprofilowany”. Angielski – bardziej wyrazisty (por. wpis).
Hay cristianos cuya opción parece ser la de una Cuaresma sin Pascua (nr 6) ;
Ci sono cristiani che sembrano avere uno stile di Quaresima senza Pasqua;
There are Christians whose lives seem like Lent without Easter.
un evangelizador no debería tener permanentemente cara de funeral (nr 10);
un evangelizzatore non dovrebbe avere costantemente una faccia da funeral;
an evangelizer must never look like someone who has just come back from a funeral!
W kwestii radości jaką daje Ewangelia wszyscy jesteśmy tylko uczniami…
Nawiązując do wypowiedzi Estel – chociaż przypuszczam, że ona sobie moich słów nie weźmie do serca i też nie wiem czy jej pomogą, jeżeli tak się nawet stanie – od dłuższego czasu, odkąd myślę o sprawach wiary, o modlitwie, nie rozumiem jak ludzie mogą modlić się w intencji swoich osobistych spraw, jakiegoś zwyczajnego powodzenia, szczęścia, czy zdrowia. Nie rozumiem też jak to robią. Chyba nie jest to tylko mój problem. Myślę jednak, że nie rozumiem tego dlatego, że sam nie umiem. Ale ta nieumiejętność jest mocno przemyślana. Świat jest rzeczywiście miejscem wcale dobrym. Pełno jest rzeczy złych, niesprawiedliwości przekraczających wyobrażenie. Ciężko jest wobec tego prosić opatrzność o specjalną przychylność wobec naszych spraw, skoro przecież spraw gdzie przychylność opatrzności jest bardziej potrzebna jest mnóstwo. Dobra wiadomość według mnie jest taka, że to jest wynikiem osiągnięcia dojrzałości w percepcji świata (mówi to młody w sumie człowiek!), zła wiadomość jest taka, że życie się przez to komplikuje. I nie można wrócić do stanu poprzedniego. Chyba, że nastanie jakaś metanoia, człowiek odnowi się duchowo w sposób dla mnie niepojęty, którego jednak nie wykluczam, jeżeli np. Nabierze się przekonania, że istnieje jakaś tajemnicza, niepojęta strona rzeczywistości, mimo wszystko nie wypadająca z rąk opatrzności. Może mistycy tak to widzą. Czy ich życie nabiera przez to barw? Osobiście powątpiewam, chociaż jeżeli komuś to pomoże może sobie tutaj odnotować, że jestem ograniczony i rezygnuję z duchowości i wyrządzam samemu sobie krzywdę. W ten sposób chyba nawet wypowiadała się święta, której życie duchowe pod lupę brał Tomas Halik w jednej z książek. Osobiście – o ile mam wątpliwości co do modlitwy to staram się ufać tej swojej intuicji, żeby zachować autentyczność, i nie modlę się. Zwyczajnie. Nie ma się czego wstydzić. Nie chcę robić niczego na siłę. Byłoby to zwykłe okłamywanie się. Własne przekonanie jest bardzo ważne. Jest tyle drobnych rzeczy, które mogą poprawić nastrój. Zwyczajnych! Jest literatura. Mnóstwo niezwykłych historii, zwykłych ludzi, w których można się przeglądać i dzięki którym można poznawać życie innych ludzi (chociaż jak wszystkie historie prawdziwe są to historie tragiczne, kończace się katastrofą jak każde życie prędzej czy póżniej. Są wśród nich jednak historie różnej wagi. Niektóre moźna samemu wymyślać albo spróbować napisać). Są osoby, wobec których można zachować serdeczność. Komuś innemu można pokazać za przeproszeniem środkowy palec. Komuś można pomóc. Kogoś można poznać. Zrozumieć. Nawet siebie samego mozna spróbować zrozumieć. Jest trochę rzeczy drobnych w których mozna działać. Sama wyobraźnia to już jest gigantycznie dużo. Są marzenia. Plany. Jest cała przyszłość i wspomnienia. Oczywiście to jest wcale niewiele. Ale i bardzo dużo. Fakt, że o tym wszystkim wiemy i zdobywamy się na serdeczność wobec innych, albo na bunt, co daje nam satysfakcję jest już sam w sobie rzeczą niezwykłą. Fakt, że istnieje śmiech, który wstrząsa człowiekiem też. Że rozumienie siebie sprawia przyjemność podobnie. Że można popłakać też.
Nie chcę przynudzać, bo na trenera albo psychologa się nie nadaję i nim na pewno nie jestem. Dzielę się doświadczeniem i przemyśleniami. No i życzę dobrej nocy. P.s. Sny też potrafią być dobre. Nawet te niepokojące.
Do modlitwy zachęcał Chrystus więc musi mieć ona sens, dobrze kiedy nie jest jednostronną litanią potrzeb, kiedy jest po prostu rozmową podtrzymującą więź z Bogiem. Nie wyobrażam sobie budowania relacji bez rozmowy. Nie ma chyba nic złego w tym kiedy zwracamy się do Ojca z jakimś problemem, przecież mamy instrukcję w Ewangelii jak to robić (zamknięcie się w izdebce na osobności ). Bóg zna nasze potrzeby, ale na modlitwie sami możemy je weryfikować, często wtedy przychodzi jakaś jasność, zrozumienie.
Modlitwa dziękczynna jest piękna, wtedy chyba najłatwiej o radość.
Mnie nurtuje kwestia „proście a będzie wam dane” w tym sensie, że mam opory w proszeniu (choć wierzę, że nie muszę prosić, bo Bóg wie czego potrzebuję) w momencie kiedy widzę ogrom nieszczęść, na które zdaje się nie ma reakcji z nieba. Wtedy myślę – ja proszę o pomoc w rozwiązaniu jakiegoś problemu, a tu dzieją się rzeczy tak straszne i nie dzieje się nic. Dlaczego mam sądzić, że mam prawo uzyskać tę pomoc.
Posłużę się przykładem- kiedyś czytałam o chłopcu, który pytał księdza, czy może modlić się o zdrowie swojego chorego pieska. Ksiądz odparł, że jak najbardziej. Nasuwa się wątpliwość, miliony zwierząt cierpią na świecie w schroniskach itp. czy można oczekiwać, że piesek tego chłopca jest lepszy, że jemu się uda.
Ostatnio mam takie właśnie dylematy. Na każdym etapie życia jakieś się pojawiają, a o rozwiązanie, czy jakieś oświecenie raczej jest wtedy trudno.
A może jeden człowiek, pojedynczy przypadek jest dla Boga tak samo ważny jak cały świat. Cały świat to ogólnik, który nie jest nam dany w doświadczeniu. Doświadczamy tylko poszczególnych przypadków, jak ten chłopiec – doświadcza chorego pieska, ja – chorego taty, itp. Jezus nie modlił się za cały świat, ale o poszczególne uzdrowienia konkretnych ludzi. Powiedzial mocne słowa, że proście o co chcecie z wiarą, a otrzymacie, kazał być natarczywy i domagać się dobra dla siebie. Może jest tak, że dobro jednego człowieka czy zwierzaka jest równe dobru całego świata, którego naprawdę nie możemy sobie wcale wyobrazić. To się łączy też z przypowieścią o zagubionej owcy, gdzie 99 owiec to cały świat, a jedna to ten poszczególny konkretny przypadek. Każdy konkretny człowiek ma małe pole działania, tuż obok siebie. Może myśleć o całym świecie, ale się go nie doświadczy (na szczęście).
Może trzeba wręcz zignorować „cały świat”, żeby się skupić na sobie i na tych, co są blisko mnie, wokół mnie, moich bliskich. Czlowiek nie może nieść na sobie całego świata i zmagać się z takim bagażem, bo upadnie i nikomu już w ogóle nie pomoże. Trochę trzeba siebie samego ochraniać.
Mądre słowa, kiedyś ładne zdanie gdzieś przeczytałam i utkwiło mi w pamięci, że jednostka to zarazem cały świat. To było w kontekście uratowania kogoś przed śmiercią, ten który pomógł właśnie te słowa powiedział, że nie ocali wszystkich, ale ten konkretny człowiek to cały świat.
To w kontekście Holocaustu często wypowiadano sławne zdanie: „Kto ocalił jednego człowieka, ocalił cały świat”. Zdanie mobilizujące do ocalenia choćby jednej ludzkiej istoty. Pars pro toto. Cząstka rzutująca na los całości.
W czterokształtnej Ewangelii często jest mowa o świecie, całym świecie. U Jana samo słowo „świat” pojawia się zresztą zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. „Wy jesteście światłem świata” (Mt 5,14). „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał swego Jednorodzonego Syna…” (J 3,16). „On prawdziwie jest Zbawicielem świata” (J 4,42). „Moje ciało za życie świata” (J 6,51)…. Ale jest i takie zdanie: „Ja proszę za nimi [tj. ludźmi powierzonymi Jezusowi przez Ojca]. NIE PROSZĘ ZA ŚWIATEM, ale ta tymi, których mi powierzyłeś” (J 17,9). W końcu jednak Jezus prosi także za tymi, którzy dzięki ich słowu uwierzą w Niego. Cel: „Aby wszyscy byli jedno (…), ABY ŚWIAT UWIERZYŁ” (J 17,20.21).
Łatwo kochać ludzkość. To abstrakt. Trudniej kochać kogoś tuż obok. Niełatwo także dyskutować z kimś apodyktycznym, także w Kleofasie. Niełatwo polubić natarczywego oponenta choćby w odżywającej po 8 grudnia dyskusji o grzechu pierworodnym…
Przyjaźń, współczucie i miłość realizują się w odniesieniu do konkretnego człowieka i konkretnych ludzi. Wiemy o tym z codziennego doświadczenia.
To co Ksiądz napisał nasuwa kolejną myśl, mianowicie dotyczącą miłowania nieprzyjaciół. Często się zastanawiam, jak realizować ten ewangeliczny przykaz miłowania nieprzyjaciół, czasami ciężko tolerować osoby, które robią nam jakąś krzywdę, a co dopiero ich miłować, oczywiście nie mam na myśli kierowania w ich stronę emocji, uczuć, ale sam akt woli, który zakłada pakt o nieagresji jest czasami tytanicznym wysiłkiem i często dodatkowo odbija się negatywnie na nas, bo taki agresor wykorzystuje nadstawianie drugiego policzka i bezlitośnie wymierza nam kolejne.
Każde wejście na Kleofasa wywołuje u mnie nadmiar refleksji, często nie związany z tematem. Taka moja przypadłość 😉
Słowa te pochodzą oczywiście z Talmudu a konkretnie z jego wersji babilońskiej ( ok. V w. po Chr. ) z traktatu Sanhedryn 37a: „Jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jak gdyby zniszczył cały świat. A jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jak gdyby uratował cały świat”.
W kontekście miłości nieprzyjaciół warto wspomnieć kolejną ale moim zdaniem istotną sentencję rabinów: „Gdy oddalasz od siebie kogoś lewą ręką,prawą natychmiast przybliżaj go” ( Sotta 47a, Simechot2,6; Sanhedryn 107 b ) oraz „Dopóki sandały na twoich stopach, depcz ciernie” ( Bereszit Rabba 62 ). Pozdrawiam AN.
Przeszedłem się po dworze i pamięć podpowiada mi teraz chyba dokładniejszą wersję cytowanego wcześniej zdania. Oto ona: „KTO OCALA JEDNO ŻYCIE, OCALA CAŁY ŚWIAT”. Całe zdanie w czasie teraźniejszym.
A co do Jezusowego przykazania miłości nieprzyjaciół, to wszyscy mamy stale lekcję do odrobienia. Ja też. To również ZADANIE NA CAŁE ŻYCIE, JAK UCZENIE SIĘ RADOŚCI.
Może w wieku podeszłym przychodzi to łatwiej, pomimo że jest to czas odejmowania. Ale w zamian jest więcej zrozumienia, gotowości przebaczania, uciszenia emocji, zapominania o zranieniach. Myśl o odejściu uczy. Oj, uczy! To chyba coś z mądrości, którą daje starość i przeżyte lata. Bliżej wtedy również do myśli o pojednaniu wszystkich po drugiej stronie życia.
Wspomniałem o niektórych agresywnych blogowiczach, lekkim sercem odsądzających innych od wiary i „katolicyzmu”. Myślę wtedy o słowach Jezusa: „Nie sądźcie, abyście nie zostali osądzeni. Jaki bowiem wydajecie wyrok, taki i na was wydadzą, jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mt 7,1-2). A dalej o źdźbłu w oku brata (i siostry!) oraz o ślepocie na belkę we własnym oku…
Dobrze, że P. Andrzej podał nam dokładny cytat z Talmudu oraz mądrościowe powiedzenia rabinów. Dzięki! Warto zapisać sobie i zapamiętać.
A ja dodam słowo opowieści także z Talmudu (Szabat 31a). Do znanego nam rabbiego Hillela, uważanego za największego rabina epoki Talmudu, przyszedł poganin. Zaproponował, że nawróci się na judaizm, jeśli Hillel zdoła wyłożyć mu całą Torę w czasie, gdy on będzie stał na jednej nodze. A Hillel rzekł: „Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. Oto cała Tora. Reszta to tylko komentarz. Idź i ucz się”.
„Religia żydowska kładzie nacisk na szacunek, chrześcijańska na miłość. Zadaję sobie pytanie: czy szacunek nie jest ważniejszy od miłości? A także łatwiejszy do zastosowania… Kochać swojego nieprzyjaciela, jak proponuje Jezus, i nadstawiać drugi policzek, uważam, że to godne podziwu, ale trudne do wykonania. Zwłaszcza w tej chwili. Nadstawiłbyś drugi policzek Hitlerowi, powiedz? – Nigdy! – Ja też nie! To prawda, że nie jestem godny Chrystusa. Życia mi nie starczy, by go naśladować… Ale czy miłość może być obowiązkiem? Czy można rozkazywać sercu? Nie sądzę. Według wielkich rabinów szacunek jest lepszy od miłości. Jest trwałym zobowiązaniem. To mi się wydaje możliwe. Mogę szanować tych, których nie lubię, lub tych, którzy są mi obojętni. Ale kochać? Zresztą czy muszę ich kochać, skoro ich szanuję? Miłość to trudna rzecz, nie można jej wywołać ani kontrolować, ani też zmusić, aby trwała” ( Éric-Emmanuel Schmitt, „Dziecko Noego”). Miłość nieprzyjaciół? Wydaje mi się, że właśnie ona powinna mieć pewne zdroworozsądkowe podejście,które charakteryzowała też Jezusa ( Incydent na Dziedzińcu Pogan ). Hillel powiadał: „Bądź jak jeden z uczniów Aarona – kochaj pokój i podążaj za pokojem,kochaj ludzi i przybliżaj ich do Tory” ( Pirke Awot 1, 16 ). Oto jak komentuje tę sentencję mędrzec żydowski:” Aharon przebywał pośród złych ludzi, schodził z własnej drogi, by okazać im serdeczność. Ludzie ci byli zawstydzeni myślą, że gdyby Aharon znał ich prawdziwą naturę i sposób życia, nawet by na nich nie spojrzał, nie mówiąc już o rozmowie. JEGO ZACHOWANIE SPRAWIAŁO, ŻE OKAZYWALI SKRUCHĘ, ZMIENIALI SWOJE POSTĘPOWANIE, aby było ono zgodne z tym, jaki ich Aharon traktował. Tak stawali się jego uczniami. ( Ramban, Rabenu Jona, Bartenura )”. Idźmy więc za poradami naszych żydowskich Mistrzów Hillelem i Jezusem pamiętając jednak o humorze i radości, która zawsze towarzyszyła rabinom: „Chanan Bisza uderzył pewnego człowieka. Sprawę rozpatrywał Raw Hunna. Orzekł Raw Hunna: Zapłać mu pół zuza [odszkodowania]. Ten miał przy sobie całego zuza. Poprosił aby ów wydał mu pół zuza reszty,lecz tamten nie zgodził się. UDERZYŁ GO WIĘC PO RAZ DRUGI I DAŁ MU CAŁEGO ZUZA” ( Bawa Kamma 38 ). Więcej humoru – mniej fatalizmu i smutku. AN.
Co do starości o której mówi ks. Hryniewicz to właśnie rabini żydowscy poświęcali jej wiele swojej uwagi dochodząc min. do takich wniosków:
„Umysły starców,którzy zajmowali się wiedzą, stają się w miarę postępującej starości coraz bardziej zrównoważone” ( Szabbat 152 ).
„Komu przystoi miano starca? Temu, kto osiągnął mądrość” ( Kidduszin 32 ).
„Błogosławione dzieciństwo,jeśli nie zawstydziło naszej starości” ( Sukka 53 ).
Nie wiadomo dlaczego nie popularyzuje się nauk,które musiał znać Jezus ( synagoga ), aby Go lepiej zrozumieć. Chrześcijaństwo ma swoje korzenie właśnie w tych sentencjach i maksymach a jednak judaizm pozostaje katolikom ( nie wszystkim ) obcy. Pozdrawiam. Warto czytać Talmud.
DO PANI ANNY CONNOLLY!
Proszę nie przejmować się zarzutami o uleganie herezjom. Ostatecznie znalazłaby się Pani w dość szacownym gronie. Dla rabinów np. heretykiem był Jezus z Nazaretu. W pewnym momencie dla Kościoła heretykiem był Galileusz. Ostatecznie historia to im przyznała rację. Czas…
Pozdrawiam Panią serdecznie. Ja też na tym blogu zostałem nazwany heretykiem i to „gnostycznym”. AN.
To właśnie jest sztuka, aby znaleźć odpowiednią interpretację słów Jezusa o miłości nieprzyjaciół i nadstawianiu drugiego policzka. Czasami wydaje mi się, że może zostało to jakoś źle przetłumaczone. Może właśnie chodziło o to, żeby piętnować zło, nie poddawać się mu, jednocześnie szanując człowieczeństwo wroga/nieprzyjaciela. W miarę możliwości zwyciężać zło dobrem, ale są sytuacje gdzie „miłowanie” nieprzyjaciół i nadstawianie policzka jest samobójstwem. Czy warto się wtedy poddawać destrukcji? Czy nie należy nam się przeżywanie gniewu? Wszystkie koncepcje psychologiczne mówią o tragicznym w skutkach tłumieniu uczucia gniewu. Czy chrześcijanin ma zawsze schodzić z drogi i dawać sobą poniewierać, czy Jezus nakazał nam w sumie działać wbrew naszej naturze? (nie uważam, że kontrolowany gniew, czy prawo do złości jest grzechem, takie tłumienie prowadzi prostą drogą do neuroz). Jeśli ktoś cię uderzy w policzek nadstaw mu drugi. Wiem, że chodzi o zrobienie luki w spirali zła, ale ja dobro widzę w powstrzymaniu tej bijącej ręki niż w pozwalaniu jej na kolejne ciosy.
Doskonale Pani Estel! Dlatego warto czytać rabinów, abyśmy rozumieli co chciał powiedzieć Jezus,który stosuje ich wzór nauczania. Kontekst i jeszcze raz kontekst. Przesada to typowy semicki sposób wyrażania się. Zawsze głowa do góry i do przodu z miłością ale i z szacunkiem,bez zgody na zło. „Awantura w Świątyni” i „Krzyż” – przykłady o których czasami się zapomina.
Panie Andrzeju, dziękuję za miłe słowa. Ja już się tak nie przejmuję. Kiedyś na Deonie umieścili jakiś mój tekst i tam to dopiero były oskarżenia, zresztą też o to samo – że nie zgadzam się z KKK. Ale heretyk to tylko kategoria. Ale może brzmieć nawet dumnie: trzeba się wysilić umysłowo, żeby wymyślić coś heretyckiego!
Do Estel: p. Andrzej napisał słowo klucz: KONTEKST. Trzeba się zastanowić, czy Jezus ZAWSZE nadstawiał drugi policzek? No nie. A historia z wywracaniem stołów? A ostre słowa do „hipokrytów”? A uciekanie przed ludźmi chcącymi Go pochwycić? Jezus nie był zawsze pokorny i cichy. Przeciwnie, z Ewangelii mamy obraz Jezusa pełnego energii, emocji, inicjatywy, pewnego siebie i swoich przekonań. Nie pozwalał się poniżać lub upokarzać, co by mogły sugerować słowa o nastawianiu policzka. Rzeczywiście w pewnych sytuacjach trzeba się poddać aby samemu nie stać się złoczyńcą.
Do p. Andrzeja: czy może Pan w skrócie przedstawić główne powody, dla których jak Pan pisze, Jezus był heretykiem dla rabinów? To mnie ciekawi.
Anno, mamy też słowa „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”. Do tego fragmentu jak ulał pasuje nadstawianie policzka. Ewangelia pełna jest sprzeczności, ciężko z obrazu i słów Jezusa przekazanych w niej skonstruować stabilny obraz, który mógłby być takim solidnym fundamentem i „instrukcją” postępowania. Nie chodzi mi o samo sedno -miłość i miłosierdzie, bo to przesłanie jest jasne, ale samo naśladowanie Jezusa, branie przykładu nie jest takie proste, bo ciężko pogodzić wywracanie stołów ze słowami o cichości.
Do Pani Anny!
Odpiszę dopiero późnym wieczorem, ponieważ dzisiejszy dzień mam nieco przeciążony. Muszę pozamykać wszystkie sprawy przed wyjazdem. Pozdrawiam.
Do Pani Anny!
1. Zarzuty wobec Jezusa w trakcie jego działalności.
a) Jezus ma Belzebuba i jego mocą uzdrawia ( Mt 12, 22 – 37, Mr 3, 20 – 30, Łk 11, 14 – 23; 12, 10 ). Podejrzewano więc Nazarejczyka o uprawianie czarów ( stosowanie magii ). Był to zarzut poważny w świetle przepisów Tory ( Wj 22, 17 ).
Jezus uniknął oskarżenia z tego powodu – mniej szczęścia miało 80 kobiet z Aszkelonu, które zostały zabite decyzją Szymona ben Szetacha, przewodniczącego Sanhedrynu ( I w. przed Chr. ).
b) Naruszanie szabatu przez Jezusa ( Mr 2, 23 – 28; Mt 12, 1 – 8; Łk 6, 1 – 5 ). Znów Jezus może mówić o dużym szczęściu, ponieważ udowodnienie mu tego postępku również mogło skończyć się Jego śmiercią w myśl przepisów Tory ( Wj 31, 12 – 17 ).
c) Wspólnota stołu z grzesznikami ( Mr 2, 18 – 20, Q 7, 31 – 35 ). Choć nie było to oskarżenie mogące doprowadzić do Jego śmierci to niewątpliwie powodowało ostracyzm w środowisku pobożnych Żydów i utrudniało kontakt z elitą Izraela. „Kto przestaje z nieczystym, staje się nieczysty, kto z czystym – sam się oczyszcza” (Bawa Kamma 92 ). „Co pochodzi od nieczystego, jest nieczyste;co od czystego – czyste” ( Bikkurim 5 ).
2. Zarzuty rabinów formułowane po roku 70 po Chr.
a) Żydowscy wyznawcy Jezusa a judaizm.
Jakub z Sechania chciał uzdrowić kogoś w imieniu Jezusa syna Pandiry lecz został powstrzymany ( początek II w po Chr. ). Dlaczego?
„Nie można mieć nic wspólnego z minim ani być przez nich uzdrawianym, nawet gdyby się miało zyskać choć godzinę życia. Przypadek Ben – Damy, siostrzeńca Rabbiego Iszmaela, którego ukąsił wąż. Przyszedł Jaako`w, min z K`far-Sechanii, aby go uzdrowić” (Awoda Zara 27b).
„Minim” oznacza heretyka i odstępcę. Zasadniczą modlitwą Żydów w synagodze jest Szemon Esre czyli osiemnaście błogosławieństw. Modlitwa ta została zredagowana w dwóch wersjach: palestyńskiej i babilońskiej i odmawiano ją trzy razy dziennie. Rabbi Gamaliel II około roku 90 dodał do niej birkath – ha – minim (wyklęcie heretyków ). „Niech przepadną w oka mgnieniu nazarejczycy [ =Nocerim ] i minim [ =heretycy ], niech będą wymazani z księgi żywota i ze sprawiedliwymi niech nie będą wpisani”.
Termin Nocerim odnosi się do nazarejczyków, żydowskich wyznawców Jezusa z Nazaretu, co zgadzałoby się z niechętną reakcją na próbę uleczenia przez Jakuba w jego imieniu. Dalszy ustęp nie pozostawia już żadnej wątpliwości:
„Szedłem kiedyś główną ulicą Sefforis i spotkałem ucznia Jeszuy Nazarejczyka, któremu było na imię Jakub, i który pochodził z Kefar Sechanya. Rzekł on do mnie: W twojej Torze napisane jest `Nie będziesz zanosił na ofiarę zapłatę nierządnicy`, lecz czy można by za nią zbudować wychodek dla najwyższego kapłana? Nic mu nie odpowiedziałem”.
Przytoczony fragment jednoznacznie wskazuje, że Jakub był uczniem Jezusa Nazarejczyka. Zajmuje on się interpretacją Tory i uzdrawianiem. Osoby, które są wymieniane w otoczeniu Jakuba wskazują iż działał on na przełomie I i II wieku po Chr. Dzięki niemu dowiadujemy się, że w okresie 100 roku i później działał w imieniu Jezusa jakiś Żyd. Mamy tutaj jednak nawiązanie do postaci Jezusa Nazarejczyka. Z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że chodzi tu o Jezusa z Nazaretu, ponieważ w midraszu opuszczono jego imię i określono go jako „ktoś – tam” ( hebr. peloni ). Tradycja mówiła, że imię Jeszu to skrót :” Immach szemo we – zikro” (niech imię jego i pamięć zostaną wymazane ).
b) Próby ośmieszania Jezusa.
W ruinach pałacu Heroda Wielkiego odkryto bardzo ciekawe rysunki znajdujące się w kwaterze czwartej tepidarium w Herodium. Najbardziej interesującym rysunkiem jest przedstawienie osła który patrzy w kierunku rosnącej rośliny. Pod nim znajduje się ciąg liter ICX a co najciekawsze pomiędzy tym monogramem a osłem znajduje się fallus spoczywający w pochwie. Skrót łatwo rozszyfrować: I(esou)C X(ristos). Wizerunkiem osła na oznaczenie chrześcijan posługiwano się nie tylko tutaj ale również i w Rzymie. Na Palatynie graffiti przedstawia głowę osła na krzyżu wraz z napisem Alexamenos adoruje Boga. Rysunki z graffiti pochodzą z okresu powstania żydowskiego pod wodzą Bar Kochby ( 132 – 135 po Chr.), który przez rabbiego Akibę został ogłoszony Królem – Chrystusem. Justyn poświadcza, że w trakcie powstania doszło do prześladowania żydowskich wyznawców Jezusa ( Justyn Apol. I, 31; PG 6, 376). Rysunki wyśmiewające Jezusa są niemym świadectwem chęci skompromitowania nowego ruchu, które najlepiej było osiągnąć atakując tego, który stał u jego podstawy.
Plotki i dziwne powiązania znalazły ujście w XIV wiecznej żydowskiej opowieści o Jezusie „Toledot Jeszu”, która sięga do różnych motywów. Prawdopodobnie część z tych opowieści krążyła najpierw w formie ustnej. Jezus jest w niej nieślubnym dzieckiem Józefa Pandery, który w uzdrawianiu posługuje się Imieniem Bożym oraz heretykiem skazanym na zasłużoną śmierć.
c) Zarzuty herezji.
Eleazara ben Hyrkanosa ( przełom I i II w. po Chr. ) oskarżono o to, ze sprzyja on chrześcijanom. Gdy cierpiał on z powodu jakiejś przypadłości jego uczniowie doszli do wniosku, iż jej powodem mogło być przyjęcie jakiejś błędnej heretyckiej nauki. Wtedy Eleazar przypomniał sobie, że pewien wieśniak z Sachnin opowiedział mu jedną z nauk Jezusa a ta przypadła mu do gustu i przez to – jak mniemał – popełnił ciężki grzech ( Awod Zara 16b; Tosefta chulin II; Midrasz Rabba Qohelet I, 24 ).
W Talmudzie spotykamy również sentencję, która w zdecydowany sposób wskazuje dlaczego judaizm rabiniczny z okresu po zburzeniu Świątyni uważał Jezusa za „minim” ( heretyka ): „Jeśli jakiś człowiek powie ci: `Jestem bogiem` – kłamie. Jeśli powie: `Jestem synem człowieczym` – w końcu pożałuje tego. Jeśli powie: `Wstępuje do nieba` – będą to słowa, których nie spełni” ( jTaan 9, 2 ).
W traktacie Joma ( 66b ) rabini zastanawiają się nawet czy „taki-a-taki” ( rabiniczne określenie Jezusa, starano się unikać Jego imienia ) może odziedziczyć jakiekolwiek życie po śmierci.
Traktat Sanhedryn stwierdza: „Niedola – nie przystąpi do ciebie-to znaczy, że nie przerażą cię ani złe sny, ani złe myśli. Plaga nie przybliży się do twego namiotu-to znaczy, że nie będziesz miał syna lub ucznia, który by wobec wszystkich PRZYPALIŁ POTRAWĘ , JAK JEZUS NAZAREJCZYK” ( bSanh. 103,1; Ber 17b ). „Przypalić potrawę” to odpowiednik zejścia z prawowitej drogi.
Rabbi Gamaliel w trakcie rozmowy z pewną kobietą stwierdził: „Przyszedł osioł ( proszę przypomnieć sobie graffiti w pałacu Heroda – przyp. AN ) i przewrócił lampę” ( bSzab 116,1 – 2 ). Lampa w środowisku Żydów symbolizowała boskie objawienie.
„Poproszono mianowicie Rabbiego Jozue, syna Ananiasza ( około 90 roku ) a przebywał w Rzymie: Opowiedz nam coś niezwykłego! A on rzekł: Była raz mulica, która urodziła syna, a na szyi zawieszono mu napis, że ma odziedziczyć 100000 zuz ( moneta ). Wówczas pytano Rabbiego: Czy mulica może rodzić. A on odrzekł: Przecież to jest fantastyczna bajka. Zapytano go jeszcze: Jeżeli sól zwietrzeje to czymże ją zasolić? A on odrzekł: Łożyskiem porodowym mulicy. Odpowiedziano mu: Ale mulica będąc bezpłodna nie ma przecież tej błony!, on zaś rzekł: Czy sól może zwietrzeć?” – to już tylko prawdopodobnie złośliwy komentarz do dziewiczych narodzin Jezusa. Pozdrawiam. Proszę jednak Pani Anno pamiętać, że zdecydowanie wrogi stosunek mędrców (rabinów) do Jezusa ukształtował się dopiero gdy w chrześcijaństwie zwyciężyły uniwersalistyczne idee Pawła z Tarsu ale to wymagałoby już długiego studium. Pozdrawiam.
Ps.
„Na pewno nie możemy już dłużej zadowalać się gładkim stwierdzeniem, iż `Chrystus założył kościół` w czasie swego ziemskiego życia, jeśli weźmiemy na serio fakt – który,według mnie, trzeba wziąć na serio – że kościół ewoluował z judaizmu stopniowo w ciągu kilku wieków i że nie było jakiegoś odrębnego religijnego ciała zwanego `kościołem`, kiedy Jezus żył na ziemi ani jeszcze wiele dziesięcioleci później.
Ks. John t. Pawlikowski
SŁOWO DO ESTEL
Nawiązuje Pani (13 grudnia 2013, 11:38) do słów Jezusa: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”. I pisze: „Do tego fragmentu jak ulał pasuje nadstawianie policzka. Ewangelia pełna jest sprzeczności (…); ciężko pogodzić wywracanie stołów ze słowami o cichości”. W rezultacie „naśladowanie Jezusa, branie przykładu nie jest takie proste”.
1. Osobiście nie mam takich trudności i zapętleń. To są antynomie i paradoksy, których rzeczywiście jest wiele w Ewangelii. Mówią o złożoności doświadczeń i sytuacji ludzkiego życia. Jak je rozumieć? Co znaczy cichość? Przysłowie głosi: „Cicha woda brzegi rwie!” Co znaczy pokora? To nie postawa, która każe milczeć w obliczu czegoś niewłaściwego. Te słowa Jezusa trzeba dobrze rozumieć w kontekście zaistniałej sytuacji. Czy człowiek „cichy” i skromny nie ma prawa unieść się gniewem, gdy widzi jakieś rażące zło? Takiego, który cicho i biernie przygląda się tylko z bezpiecznego dystansu (by broń Boże się nie narazić), nazywa się potocznie „ciapą”, „ciepłymi kluskami” i zwyczajnym tchórzem.
Jezus wywraca stoły świątynnych sprzedawców. To nie miejsce na handel! Występuje w obronie świętości tego miejsca i czci Ojca w niebie. Jego dobroć, pokora i łagodność wcale nie wykluczają takiej reakcji. W innej sytuacji powiedział: „Królestwo Niebios doznaje gwałtu i gwałtownicy zagarniają je siłą” (Mt 11,12; przekład ekumeniczny 2001). I to w tym samym rozdziale, co cytowane przez Panią słowa, tylko kilkanaście wersetów dalej (zob. Mt 11,29). A w tej samej Ewangelii mowa przeciwko nauczycielom Prawa i faryzeuszom pełna ostrych, wręcz obraźliwych słów: prozelitę „czynicie dwakroć bardziej winnym Gehenny niż wy sami” (Mt 23,15). „Biada wam ślepi przewodnicy” (w. 16), „O głupi i ślepi…” (17), „podobni jesteście do pobielanych grobów” (27), „obłudnicy” (29)„węże, plemię żmijowe” (33)…
I co? Łagodniutkie słowa i na dodatek pocałunek? Nie, słowa jak kamienie. I to Łagodny i Pokorny tak mówi? Widać trzeba było aż takich słów, aby wstrząsnąć religijnym samozadowoleniem Jego przeciwników. Nie czyńmy Nauczyciela z Nazaretu tylko „słodkim Jezusem” z Litanii w pobożnych modlitewnikach! Mądrość Ewangelii jest inna. Kiedy trzeba mówić twardo, to trzeba! On, Prorok nad prorokami, wiedział co czyni. Wiedział lepiej od nas. Uczy swoim postępowaniem.
2. I to NADSTAWIANIE POLICZKA. Trzeba wziąć pod uwagę ówczesną sytuację Palestyny pod rzymską okupacją. Rzymscy żołnierze postępowali bardzo brutalnie z ludźmi i to nieraz z byle błahego powodu. To kończyło się bardzo źle dla wielu. Aby uniknąć takich właśnie sytuacji, lepiej było nadstawić drugi policzek, a nawet oddać swój płaszcz, aby tylko uniknąć awantury i jej bolesnych konsekwencji. To umiejętność unikania większego zła. Mądrość życiowa, choć trudna.
Tyle niedzielnej refleksji adwentowej. Radosnego czasu!
Mądrość, która płynie ze słów Księdza jest tak pokrzepiająca w moich wątpliwościach dotyczących wiary, religii. BARDZO dziękuję, chciałam tylko nadmienić tutaj jak wielkie znaczenie (na pewno nie tylko dla mnie ) ma tutaj obecność Księdza i wpisy, które w prosty i klarowny sposób rzucają zupełnie inne światło na sprawy duchowe.
Przyznam, że dotąd nie przeczytałam nigdzie takiego wyjaśnienia o chrześcijańskiej pokorze, które by do mnie tak przemówiło jak to powyżej. Zawsze miałam wielką trudność z tym zagadnieniem.
Właściwie miałem krótką przerwę z Kleofasem. Trochę się wstydziłem, że za bardzo się otworzyłem w tamtym wpisie. Teraz dopiero przeczytałem pozostałe wpisy. Była mowa o apodyktyczności. Jeżeli kogoś bardzo zdenerwowałem jakimiś swoimi uwagami, które były apodyktyczne, i były uwagami młodego człowieka, który ma mniej powodów bo bycia apodyktycznym niż ktoś mądry w sile wieku lub człowiek starszy, to przepraszam. Trochę mi głupio. (Estel, sorry).
Mam podbne odczucie jak Anna, że warto zrezygnować z uciążliwego trzymania na głowie całości cierpienia, niedoskonałości świata, bo po pierwsze można wpaść w nierozumne przekonanie, że się tą całość niewyczerpaną ogarnia, a po drugie to chyba przynosi tylko galaktyczny ciężar na głowę i skutecznie uniemożliwia życie, uczuciowość. Osobiście jestem przekonany, że takie myśli tak czy inaczej się pojawią, ale nie ma chyba powodu, żeby im ulegać jak w obsesji. Może tutaj otwiera się okienko dla modlitwy, nawet jako prośby o pomoc w osobistych sprawach? Ktoś apodyktyczny stałby na stanowisku, że modlitwa taka, przy zapominaniu o reszcie świata, to forma egoistycznego wołania o swoje. Ale z drugiej strony jesteśmy tylko ludźmi. Czy zatem otwiera się tu okienko? Tego jeszcze nie wiem. Nie chcę tego wykluczać. Jednak są ludzie, którzy się modlą o swoje sprawy i dlaczego by nie mieli do tego prawa. Czy jednak można postawić im jakiś niby zarzut egoizmu w taki sposób, jakby się w nich widziało samego siebie? Nie wiem. Tego nie rozstrzygnąłem. Dla mnie to jest za trudne. Dlatego od modlitwy stronię. Chociaż czy mi się nie zdarza modlić w ten sposób, choćby przez ułamek sekundy? Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie.
Podoba mi się sprawa dotycząca wyjaśnienia pokory. Mam wrażenie, że często ludzie głęboko wierzący (powiedzmy pewna grupa) pielęgnuje taki landrynkowy obraz Jezusa, który zawsze nadstawia drugi policzek, zawsze ulega, zawsze wycofuje się, nigdy nie ma swojego zdania. I ci ludzie tak moźe postępują w życiu, tłamsząc się samemu, co przynosi szkodę, której nawet nie zauważają. Wcale nie są pokorni i cisi, tylko stwarzają pozór zakładajac maskę osoby pokornej. Buzuje w nich złość tym większa im bardziej siebie tłamszą. To może przynosić skutki bardzo złe. Kiedy trzeba się przeciwstawić albo postawić mądrze warunek oni się wycofują, zachowując się jak ludzie pozbawieni rozumu. Z drugiej strony zakłamując siebie, tracą zdolność do wycofywania się i korygowania własnego stosunku do innych. Zapominają co to wybaczenie i wiele innych ludzkich spraw. Inni nie potrafią się zbuntować, albo definitywnie odwrócić od jakiegoś zła. Była całkiem niedawno (może pół roku temu) w Polityce opisywana sprawa kobiety, która dała się dosłownie zabić mężczyźnie, ponieważ do tego wpędziła ją taka radykalna forma pokory (tekst ‚Aniołów się nie zabija’ niestety jako tekst online dostępny jest tylko we fragmencie).
Pozdrawiam i wracam do prania.
Zbliżamy się powoli do radosnych świąt Bożego Narodzenia. Już tylko tydzień dzieli nas od Wigilii. Cieszę się, że mogliśmy trochę podyskutować o radości i nadziei w wierze – także w nawiązaniu do trudnej problematyki Jezusa historycznego oraz Jego nauczania o ostatecznych losach ludzkości i świata.
Moja osobista radość w wierze wiąże się nierozerwalnie z nadzieją na ocalenie wszystkich ludzi, nawet najbardziej grzesznych i zagubionych w swoim człowieczeństwie. Ostateczne zatracenie choćby jednej rozumnej istoty byłoby porażką boskiego planu stworzenia i niepojętym „piekłem samego Boga”, jak pisał prawosławny teolog Paul Evdokimov.
Chciałbym pobudzić jeszcze do dalszej refleksji, zadumy w głąb wiary i nadziei, kontynuując wątki poruszone we wstępnym wpisie. Dni przedświąteczne, choć pełne krzątaniny, są dobrym czasem do spokojnego i pogodnego namysłu. Kiedy CZESŁAW MIŁOSZ opublikował swój „TRAKTAT TEOLOGICZNY”, pisałem w jednym z artykułów, że Poeta może czuć się osamotniony w swojej wierze. Nie tylko zresztą on. Teologowie, z którymi on często dialoguje i którym czyni wyrzuty za nadmiar pewności, nie chodzą na co dzień we „fiolecie swojej togi”. My także mamy swoje rozterki i wątpliwości. Ja również je mam.
NIE MUSISZ STALE „SZCZEBIOTAĆ O SŁODKIM DZIECIĄTKU JEZUS”
Teolog może powiedzieć z ręką na sercu, tak jak poeta: „Nie jestem i nie chcę być posiadaczem prawdy”. NIE MUSI ZAWSZE ŚPIEWAĆ UNISONO ANI, jak pisał Miłosz, „SZCZEBIOTAĆ O SŁODKIM DZIECIĄTKU JEZUS NA SIANKU”. Teologowi także nie jest obce „wędrowanie po obrzeżach herezji”. Myśl odważna nie lęka się takiej wędrówki. Zresztą czy to, co tak chętnie wielu nazywa mianem herezji jest nią rzeczywiście? (to echo niektórych kategorycznych głosów w blogu).
Poezja godna tego miana nie jest wolna od eschatologicznego niepokoju. Jej głos usiłuje przebić się do nadziei i radości z wiary. Nawet nie pytany poeta wyznaje: „Nie z frywolności, dostojni teologowie, zajmowałem się wiedzą tajemną wielu stuleci – ale z bólu serdecznego, patrząc na okropność świata. Jeżeli Bóg jest wszechmocny, może na to pozwalać, tylko jeżeli założymy, że dobry nie jest. Skąd granice jego potęgi, dlaczego taki a nie inny jest porządek stworzenia…”? I to widowisko, jakim jest życie, „kończące się nie tyle opadnięciem kurtyny, ile gromem z jasnego nieba”. A gromem tym śmierć, „ogromna i niezrozumiała”, co wydaje się „niestosowną karą dla nieszczęsnych lalek, za ich gry samochwalstwa i wiarołomne sukcesy”.
Usiłuję rozumieć szczerość poety, gdy wyznaje: „Myślę o tym ze smutkiem, siebie widząc pośród uczestników zabawy. I wtedy, przyznaję, trudno mi wierzyć w duszę nieśmiertelną”. Wyznanie sięga jeszcze dalej: „Tak naprawdę nic nie rozumiem, jest tylko ekstatyczny taniec, drobin wielkiej całości. Rodzą się i umierają, taniec nie ustaje, zakrywam oczy, broniąc się od natłoku biegnących do mnie obrazów”.
A przecież i on wielki i niespokojny poeta w innym miejscu sam daje zgoła inną odpowiedź: „KTO POKŁADA UFNOŚĆ W JEZUSIE CHRYSTUSIE OCZEKUJE JEGO PRZYJŚCIA I KOŃCA ŚWIATA, KIEDY PIERWSZE NIEBO I PIERWSZA ZIEMIA PRZEMINĄ I ŚMIERCI JUŻ NIE BĘDZIE”. To jednak ufna odpowiedź wiary i głos nadziei, a nie ból codziennego doświadczenia. Głos nadziei przebijający także z Księgi Apokalipsy. Czy nadzieja nie uczy radości?
CZY MOŻNA BYĆ SAMOTNYM I SMUTNYM W WIERZE?
Samo pytanie może dla wielu wydawać się gorszące. Rozmiłowani we wspólnotach mniejszych lub większych gotowi wykrzyknąć z oburzeniem, że to nieprawda, że nikt nie jest samotną wyspą. Śpieszę z wyjaśnieniem, że istnieją różne rodzaje chrześcijańskiej samotności w świecie takim, w jakim żyjemy. Najczęściej bywa tak, że przenikają się one wzajemnie i nie należy ich od siebie w rzeczywistości oddzielać.
Jest to najpierw pewien rodzaj samotności W OBLICZU TAJEMNICY „BOGA UKRYTEGO”, a raczej Boga ukrywającego swoje oblicze (Iz 45,15). Świadczą o niej doznania mistyków i wielkich postaci w dziejach chrześcijaństwa. Każdy musi odnaleźć siebie w bezpośredniej relacji do Boga, w głębi własnego serca. Fakt, że żyjemy we wspólnocie wiary z innymi ludźmi bynajmniej tej bezpośredniej relacji nie usuwa. Wierzę, że każdego Bóg wzywa po imieniu. Człowiek wierzący musi na to wezwanie odpowiedzieć również we własnym imieniu. W tej bezpośredniej relacji nikt nie może drugiego zastąpić. To jego odpowiedzialność, jego sumienie, jego decyzje. Każdy pisze życiem dzieje własnej miłości i własnej winy. Droga doświadczeń jednego człowieka nie jest drogą innego. Nie można przeżyć życia zamiast kogoś innego. Każdy ma własną drogę. To, co najważniejsze dokonuje się wewnątrz, w samotności bezpośredniej relacji do Boga.
Nie zapominam jednak, że ten Bóg ukryty, którego „nikt nigdy nie widział” (J 1,18), który „mieszka w niedostępnej światłości” (1 Tm 6,16), objawił swoje oblicze w Jezusie z Nazaretu. To On, Prorok i Mistrz, powiedział: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30), „Kto Mnie zobaczył, zobaczył Ojca. (…) Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” ” (J 14,9.11).
Krąg samotności w wierze może się niepomiernie poszerzyć, kiedy wierzący dostrzega sprzeczność swoich najgłębszych przekonań z DOKTRYNĄ I PRAKTYKĄ WSPÓLNOTY, do której przynależy. Jeżeli w dodatku wypowiada swoje poglądy, naraża się na podejrzenie, nieufność, oskarżenie o brak lojalności lub ortodoksji. Poświadczają to konflikty i napięcia w dzisiejszym Kościele, także w naszym kraju. Samotność człowieka przed obliczem Boga staje się wówczas jeszcze większa, zwłaszcza wtedy, gdy zachwieje się w nim lub osłabnie wiara w Boga miłującego, dobrego, troskliwego i miłosiernego. Wbrew pozorom jesteśmy istotami kruchymi i „ranliwymi”. Czy pamiętają o tym stróżowie czystości wiary?
Może to i gorzka prawda, że „KATOLICKIE DOGMATY SĄ JAKBY PARĘ CENTYMETRÓW ZA WYSOKO”. Może to rzeczywiście tak, że „wspinamy się na palce i wtedy przez mgnienie wydaje się nam, że widzimy”. A przecież największe tajemnice wiary, „opancerzone przeciw rozumowi”, wymykają się łatwym wyjaśnieniom.
NADZIEJA WIDZI TO, CO BĘDZIE
Trudności Czesława Miłosza wyrażone w „Traktacie teologicznym” (warto zajrzeć do niego w okresie świątecznym!) są trudnościami wielu ludzi zastanawiających się nad swoją wiarą. Są stale na czasie. Płycizna jest wrogiem wiary dojrzałej i przemyślanej. Rozumiem poetę, gdy nie chce sprzymierzyć się z „wrogami Oświecenia, którzy słyszą diabła przemawiającego językiem liberalizmu i tolerancji dla wszelkich innowierców”.
W ostatniej części poematu „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” (1985) nasz noblista pisał: „Należę jednak do tych którzy wierzą w apokatastasis. (…) Tak wierzyli święty Grzegorz z Nyssy, Johannes Scotus Eriugena, Ruysbroeck i William Blake”. Gdzie indziej, m.in. w „Ziemi Ulro” oraz w rozmowach „Podróżny świata” zastrzegał się, iż nie chce być „zanadto dokładny”; dystansował się od poglądów Orygenesa i Grzegorza z Nyssy o zbawieniu szatana.
Pod tym względem o wiele bliższy jest mi osobiście Stanisław Vincenz, zwłaszcza w chasydzkim opowiadaniu o nawróceniu szatana pt. „Sámael w niebie” („Na wysokiej połoninie”. Pasmo III. „Barwinkowy wianek”), gdzie padają słowa: „Pan jest niespodzianką ponad nadzieją, wbrew nadziei, na samym końcu szlaku tęsknoty”. Oraz: „cudem jeszcze większym będzie koniec niż stworzenie”.
To prawda, że teologowie zbyt łatwo powołują się na niedoskonałość ludzkiego języka w obliczu tajemnicy. W ten sposób można usprawiedliwić także niechęć i brak odwagi do samodzielnego myślenia. Poszukiwać jednak trzeba. Nie jesteśmy ludźmi ostatecznego widzenia prawdy. Ostateczne zdumienie w jej obliczu odłożone jest na później.
Tak głosi chrześcijańska nadzieja – ta nadzieja, która daje radość, a sama z kolei znajduje umocnienie w nadziei. Francuski poeta Charles Péguy pisał: „W wierze najbardziej miłuję nadzieję, mówi Bóg. (…) Nadzieja widzi to, co będzie. W czasie i na wieczność. (…) W przyszłości czasu i w wieczności”. („Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty”).
Wydaje mi się, że jedyną ludzką odpowiedzią na tą uwagę Miłosza o tym, że ” jeżeli w obliczu zła Bóg zachowuje wszechmoc to nie może być dobry”, jest odpowiedź, która zakłada jego ukrycie. To oczywiście sam tego nie wymyśliłem, tylko napotkałem taką myśl u Hansa Jonasa. Czy ksiądz wierzy w ten sposób? Myślałem nad tym sporo i wydawało mi się to ukrycie Boga wcale niekrzepiące. Chodzi przecież o niezrozumiałość sposobu w jaki koryguje rzeczywistość, która jednak Miłoszowi wydawała się szalonym tańcem drobin. Chyba nie tylko jemu. Czy może odpowiedź wiary to jednak tylko nadzieja eschatologiczna związana z odejściem, ze śmiercią? Jeżeli to pytanie wydaje się zbyt osobiste to proszę nie odpowiadać, zrozumiem. Jeżeli ktoś inny chce na nie odpowiedzieć to proszę. Ja jednak ciągle trzymam się świeckiej, ludzkiej myśli o tym, że los trzyma różne niespodzianki, wynikające ze splotu wydarzeń. Nie ma tutaj oczywiście żadnych gwarancji co do tego, że los może sprzyjać i koniec końców ścieżka każdego życia wyczerpuje się pośród różnych absurdów, z którymi nie można zbyt wiele zrobić, ale tak to jest. Osobiście przypadek Miłosza wydaje mi się dziwny. Może to wynika z niezrozumienia sposobu jego myślenia… ale jak można po takim stwierdzeniu jak o tańcu drobin pisać list do Papieża z pytaniem o to czy się było aby dobrym katolikiem. Jeżeli mam być szczery to wydaje mi się, że Miłosz w ten sposób sam uciekał przed prawdą o tańcu drobin. To rozpacz go popchnęła do tego. Ale to jest bardzo ludzkie uczucie. Jeżeli kogoś zgorszyłem to przepraszam.
PANIE TOMKU
Często pisałem o tych sprawach, o które mnie Pan pyta. Chętnie odpowiem. Nie chciałbym jednak rozwodzić się na ten temat akurat teraz, w okresie przedświątecznym. Ukrycie Boga, brak Jego interwencji w obliczu zła w świecie, ale także RESPEKT DLA LUDZKIEJ WOLNOŚCI („Niech się stanie wola twoja, człowieku!).
Czy to jedyna możliwa odpowiedź? Chyba raczej jedna z wielu możliwych wyjaśnień, którymi zajmowała się przez wieki tzw. teodycea, często bardzo jednostronnie i nieudolnie. Są to wyjaśnienia ułomne, kruche, jak wszystko, co ludzkie.
Zło i nadmiar cierpienia sprawiają, że skłonni jesteśmy oskarżać samego Stwórcę, iż jest bezradny (a więc nie wszechmocny!) lub obojętny na los swoich stworzeń. Obwinianie Boga to chyba najstarszy i najbardziej rozpowszechniony sposób PROTESTU PRZECIWKO ZŁU. Człowiek sam dokonuje wyboru w samotności zaocznego procesu, który wytacza Bogu. Bywa i tak, że nie zwraca się do Niego ani Go nie przyzywa. Jeżeli uznamy Boga za odpowiedzialnego za zło, stąd już blisko także do negacji Jego istnienia. Wtedy nie ma już kogo przyzywać. Nikt nie słucha. Nikt się nie troszczy.
Człowiek dotknięty nieszczęściem pozostaje samotny w swoim zmaganiu ze złem. Sam musi dźwigać cały jego ciężar. Zostaje nam – jak chwilami w swoich myślach zmagał się Miłosz – „tylko ekstatyczny taniec drobin wielkiej całości”.
Zdesperowany człowiek może zrezygnować z wiary w Boga. Tak działo się zwłaszcza z wielu tymi, którzy przeszli przez piekło Holocaustu. Inni wiarę zachowali, ale była to już wiara oczyszczona, wypróbowana w tyglu ziemskiej gehenny. Przykład Hansa Jonasa nie jest odosobniony (zob. jego sławny tekst “The Concept of God After Auschwitz: A Jewish Voice”). Miłoszowi została, jak sam Pan zauważa, przede wszystkim nadzieja eschatologiczna, i to posunięta bardzo daleko, aż po apokatastasis.
W moim odczuciu ludzie dotknięci wielkim cierpieniem wyrażają swoje zgorszenie złem. Posuwają się czasem nawet do bluźnierstwa. Jednak to bluźnierstwo może być nie tyle protestem skierowanym przeciwko Bogu, Jego wszechmocy i dobroci, ile raczej wyrazem naszego buntu i niezgody na samo istnienie zła. Z pewnością wiara w Boga byłaby łatwiejsza, gdyby zło w ogóle nie istniało. Ale ono istnieje i istnieć będzie w dziejach świata. Negacja Boga i usunięcie Go z horyzontu naszego myślenia także nie wyjaśniają dramatu zła i cierpienia. Zarzut istnienia zła i oskarżenie zwracają się wtedy przeciwko samemu człowiekowi. „Śmierć Boga” nie ocala człowieka, gdyż to on sam, człowiek, pozostaje wtedy winny i odpowiedzialny za istniejące zło. Sam staje się piekłem dla innych i dla samego siebie.
Tymczasem całe dzieje zbawienia i cała logika objawienia judeo-chrześcijańskiego mówią o tym, że BÓG JEST OBECNY TAM, GDZIE JEST ZŁO I CIERPIENIE, że jest Bogiem wrażliwym i zbawiającym, ale na swój niepojęty dla nas sposób. Ten Bóg mówił sam o sobie już w Starym Testamencie: „Ja także USŁYSZAŁEM JĘK synów izraelskich” (Wj 6,5). Ten Bóg wyprowadził swój ciemiężony lud z niewoli egipskiej. Nie wolno więc pomijać skargi i wołania, które udręczony człowiek kieruje z ufnością do Boga. Ma do tego prawo, gdyż ta postawa nie jest bynajmniej oznaką braku należnej Mu czci.
Warto wsłuchać się w głos proroków wołających w imieniu Boga: „SŁUCHAJ! W Rama daje się słyszeć LAMENT I GORZKI PŁACZ. Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo ich już nie ma” (Jr 31,15). Jeżeli nie słuchamy, to jak odpowiedzieć tym, którzy pytają o sens nadziei? Trzeba najpierw ODKRYĆ INNĄ WIZJĘ BOGA, gdyż zarzut zła i oskarżenie skierowane są przeciwko Niemu. Skargi wciąż rozbrzmiewają, a pochodzą nie z zewnątrz, lecz z samego wnętrza wiary ludzi wierzących. Słuchajmy uważnie skargi i sprzeciwu człowieka! Słuchajmy także głosu Poety zmagającego się ze swoją wiarą i nadzieją.
Bóg nasz nie jest Bogiem dla samego siebie, ale BOGIEM DLA NAS I Z NAMI. Myśl ta powtarza się w różnych Księgach Biblii: „Będę chodził wśród was, będę waszym Bogiem, a wy będziecie moim ludem” (Kpł 26,12), „Mieszkanie moje będzie pośród nich, a Ja będę ich Bogiem, oni zaś będą moim ludem” (Ez 37,27; zob. Iz 7,14; 2 Kor 6,16; Ap 21,3). Człowiek nie dowierza wręcz takiej bliskości: „Czyż jednak naprawdę zamieszka Bóg z człowiekiem na ziemi?” (2 Krn 6,18). A jednak to w ten właśnie sposób natchnione Pisma wyrażają swoją troskę o człowieka. Myśl do rozważenia w czasie oczekiwania na nadchodzące Święta.
Zagadnienie zła i cierpienia wymaga, aby widzieć Boga przede wszystkim jako Boga-dla-nas i wciąż Go przywoływać. Odpowiedź na pytanie człowieka o zło odnaleźć można tylko w Nim i w Jego stosunku do zła. Nie jest On pod żadnym względem źródłem nieszczęść, tak często opacznie pojmowanych jako kara wymierzona grzesznikom. Stwarzając świat nie pozostawił go samemu sobie, lecz podtrzymuje go w istnieniu i troszczy się o jego losy.
Jako człowiek wierzący ośmielam się zwracać do Boga w drugiej osobie jako do boskiego „TY”. Nie zamykam się w samotnym i rozpaczliwym milczeniu. Wierzę w Jego dobroć i życzliwą obecność. Mówię do Niego i przyzywam Go na różne sposoby. Stawiam Mu pytania, nie godzę się ze złem, czasem czynię Mu wyrzuty, skarżę się, proszę, spieram się z Nim… Czy nie zastanawia fakt, że wołanie i skarga osaczonego przez zło człowieka nieustannie rozlegają się w Psalmach?
W ten sposób, jako ten, który wierzy, zmagam się z Bogiem z powodu zła. Wyrażam przez to całą swoją nadzieję, że Stwórca, Bóg dobry i mocny, nie pozostanie obojętny i że Jego odpowiedź będzie mi kiedyś dana. Muszę być cierpliwy i nie tracić zaufania. W tej postawie usiłuję odnaleźć wielowiekową mądrość nadziei. Takiej nadziei, która nie pozbawi mnie radości w wierze.
Tyle, Panie Tomku. Odrobina namysłu.
Dziękuję za odpowiedź panie Andrzeju
Racja. Może okres przedświąteczny nie jest odpowiednim momentem nad rozwodzeniem się nad tymi sprawami. Zresztą złapałem się na tym, że zadałem pytania, chyba nawet zdając sobie sprawę, że przecież odpowiedzi już się pojawiły ze strony księdza, nawet tutaj na blogu. No tak…
Dorzucę tylko kilka myśli. Zastanowiłem się nad swoją propozycją dotyczącą zaufania do losu, czyli splotu różnych wydarzeń. Wydaje się to rzecz bardzo krucha. Zdaję sobie sprawę z nieadekwatności takiego sposobu myślenia. Wystarczy w tym momencie przywołać fragment, którym posługuje się ksiądz, dotyczący osób, które otarły się o tragedie obozu. Wystarczy pomyśleć o wielu ludzkich nieszczęściach raz na zawsze zmieniających życie. Wystarczy włączyć tutaj czas i zaufanie do splotu okoliczności wydaje się czymś wręcz nierealnym. Nie jest to nowa myśl, i ludzie już ją przemyśleli, no ale widocznie czasami banały umykają z głowy (mojej).
Zastanawiam się nad modlitwą. Ja chyba myślałem o tym w sposób powierzchowny. Przyznaję, że spory, napięcia, skargi w rozmowie zostały przeze mnie pominięte. Myślałem o modlitwie tylko jako o prośbie. Sama już jednak możliwość prowadzenia rozmowy wydaje się czymś niezwykłym. Zwracanie się w rozmowie na „Ty” otwiera jakieś dziwne obszary w głowie człowieka. Próbowałem tego dotknąć i na razie nie mam tutaj dużych osiągnięć. Jednak jest jakaś intuicja. Alternatywą może być ślepa ufność i zaufanie do losu oraz baczne rozglądanie się po możliwościach, ironia i milczenie, oraz działanie. Albo obojętność i ignorancja. Ale na taki komfort nie każdego stać. Jest w tym wszystkim jakaś głębia, której nie potrafię na razie dotknąć. Muszę nad tym pomyśleć.
Negacja Boga i usunięcie go z horyzontu rzeczywiście nie wyjaśniają dramatu zła i cierpienia. Ale byłbym ostrożny (może się mylę) w przypisywaniu człowiekowi odpowiedzialności za zło w tej perspektywie „Śmierci Boga”. Rzeczywiście zło moralne w pewnym sensie może zwracać się przeciwko człowiekowi, które czyni go nieodwołalnie winnym (choć istnieją okoliczności łagodzące), ale czy też nie zwraca się w tej rzeczywistości w której Bóg troszczy się o świat? Na pewno w perspektywie powszechnego zbawienia jest inaczej. Ale w perspektywie zatraty ludzi, którzy nawywijali różne paskudne rzeczy jest chyba identycznie. A ‚pozostałe’ zło, zdaje się, że w obu tych przypadkach („Śmierci Boga” i jego troskliwej, tajemniczej obecności) może jawić się jako tajemnica i niewytłumaczalne zepsucie świata, za które człowiek wcale nie musi być odpowiedzialny. I chyba nie powinien. Może nie czas i miejsce żeby się nad tym rozwodzić.
Pomyślałem jeszcze o Hansie Jonasie. Napisałem o jego propozycji rozumienia Boga wszechmocnego i dobrego, który troszczy się o świat, w którym istnieje zło chyba w taki sposób, że nie wszyscy zainteresowani będą to w stanie zrozumieć. Jeżeli to rzeczywiście kogoś interesuje. Jonas zaproponował (ale chyba nie jako pierwsza osoba na świecie), żeby zastanowić się nad atrybutem ukrycia Boga. Nie chodzi tutaj o takie ukrycie, w którym Bóg pozostawia świat jego prawom, wycofując się i tylko sporadycznie korygując ekstatyczny taniec drobin, którymi dla niego jesteśmy, doprowadzając do, powiedzmy, jakiegoś rzadkiego cudu, ale o działanie Boga i ciągłą Jego obecność podtrzymującą wszystko to co kruche w świecie, jednak w sposób wymykający się rozumieniu. Z perspektywy ludzkiej świat może jawić się, jak Miłoszowi, jako taniec drobin, ale pozostaje zaufanie wiary w to, że ta rzeczywistość ma mimo wszystko sens, a nawet można powiedzieć, że ma sens najwyższy. Jak to jednak pogodzić z bólem, stratą, ludzkimi (ale nie tylko ludzkimi) tragediami, które wydarzają się w życiu i czy to może przynosić ukojenie? Czy nie istnieje tu ryzyko, że ból i strata stają się jakąś potrzebną stroną rzeczywistości, w której żyjemy? Wydaje mi się, że jak wszystkie wytłumaczenia tego problemu, również ta propozycja ma swój rewers. Ale może nie myślałem nad tym wystarczająco długo.
Miało jednak nie być o tych problemach. A tak wyszło. Przyglądnę się Traktatowi, chociaż nie wiem, czy to jest dobra lektura w okresie przedświątecznym. Zastanowię się nad pozostałymi sprawami. Tutaj akurat czas jest odpowiedni zawsze.
Pozdrowienia
JESZCZE O ŹRÓDŁACH RADOŚCI I NADZIEI
Panie Tomku,
cieszę się, że drąży Pan w myślach niełatwe problemy. W sumie każdy czas jest dobry, by sięgnąć trochę głębiej w kwestie wiary i problemy światopoglądowe. Dlatego przedłużam przedświąteczną refleksję w przekonaniu, że istnieje niewyczerpane źródło radości i nadziei przekazywane przez mądrość Pisma. W ten sposób przedłużam myśli ze wstępnego wpisu o radości i nadziei jako naszej sile i ostoi. Proszę o cierpliwość.
PYTAMY: CO SIĘ DZIEJE Z TOBĄ, CZŁOWIEKU?
Ma Pan rację, że nie można człowieka obwiniać o wszelkie zło tego świata. Także i zło moralne przez niego popełnione nie jest złem, które ma swoje źródło jedynie w nim samym, w głębi jego jestestwa, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. Nie jest radykalną deprawacją ani złem absolutnym, ani wewnętrzną przewrotnością, lecz czymś zewnętrznym wobec niego. Przychodzi skądinąd, z zewnątrz, narzuca mu się i zniewala go. Pojawia się niespodziewanie. Człowiek jest zaskoczony jego konsekwencjami. Staje się jego ofiarą. Choć nie jest winowajcą w sensie absolutnym, ponosi jednak częściową odpowiedzialność za zło. Problemu zła nie należy rozpatrywać jedynie w kategoriach winy, która jakkolwiek istnieje, jest następstwem kuszenia, uwiedzenia i popełnionego błędu.
Kto przeżył tragedie XX wieku, własnymi oczyma oglądał nieludzkie zbrodnie i ogrom cierpienia, będzie stawiał PYTANIA NIE TYLKO BOGU, ALE I CZŁOWIEKOWI: „Gdzie jesteś, gdzie byłeś, Boże?” „Gdzie byłeś, człowieku? Co się z tobą działo? Skąd w tobie tyle złości, nikczemności i upodobania w zadawaniu cierpienia innym?” Czyżbyś już zatracił zdolność odróżniania dobra od zła? Przecież mówią nam, że istnieje w naszym człowieczeństwie dyspozycja ku dobru głębsza niż skłonność do zła; że popełniamy zło ulegając impulsom pochodzącym z zewnątrz, że jesteśmy kuszeni i sami często zaskoczeni tym, co uczyniliśmy.
I powiem otwarcie: wiele tragedii w dziejach ludzkości i w życiu Kościoła spowodowali „dobrzy ludzie” przez swój fanatyzm, ciasnotę ducha, nieprzejednanie oraz okrucieństwo inspirowane fałszywymi ideałami i przekonaniami.
HANS JONAS I BOSKIE „CIMCUM”
Ja też sięgam do poglądów H. Jonasa. Widać wyraźnie jak on nawiązuje do pojęcia „cimcum” (tzimtzum) ukształtowanego w żydowskiej tradycji mistycznej (Kabała, Kabbalah). Według Izaaka Lurii Stwórca skurczył bądź zacieśnił swoje nieskończone światło, aby umożliwić sam cud stworzenia. Jonasa męczyły pytania: Jaki to Bóg pozwolił, aby mógł dokonać się Holocaust, straszliwa Shoah? Jak można wierzyć w Boga, który nie ocalił swoich dzieci od niewyobrażalnego cierpienia? Jeśli nawet wierzymy, że jest dobry, to jak On może być wszechmocny? (The Concept of God after Auschwitz: A Jewish Voice, “Journal of Religion” 67: 1987, No. 1, 1–13).
I tu właśnie pojawia się pojęcie “cimcum” w odniesieniu do wielkich tragedii ludzkości dopuszczonych przez Boga. Ten Bóg dobrowolnie ogranicza swą wszechmoc, aby pozostawić przestrzeń dla ludzkiej wolności. Czyni się małym i milczącym – wbrew naszym oczekiwaniom. To sprawia, że niektórzy tracą wiarę i stają się ateistami. Czy wolno nam jednak utożsamiać milczenie Boga z Jego nieistnieniem? Czy po „śmierci Boga” nie następuje także śmierć człowieka? Jonas ostrzegał przed ryzykiem interpretacji ateistycznej. Pojęcie „słabego” Boga nie powinno nas przerażać. W świetle tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej ten Bóg jest jednak po stronie bezbronnych i uciskanych jako ich ostateczna nadzieja i ostoja. To się dopiero kiedyś okaże w całej oczywistości.
BÓG NIE CIESZY SIĘ WIARĄ MROCZNĄ I UDRĘCZONĄ
Nie dajmy sobie wmówić, że to Bóg zadaje cierpienie. Nasze przekłady Pisma często czynią Go takim. Przykład? Wiele błędnych skojarzeń budzi zwłaszcza rozpowszechniony przekład słów z czwartej pieśni Sługi Pana w Księdze Izajasza: „Spodobało się Panu (JHWH) zmiażdżyć Go cierpieniem” (Iz 53,10). Przekład ten sugeruje, iż to sam Bóg „miażdży cierpieniem” swojego wiernego Sługę, gdyż taka jest Jego wola i takie Jego upodobanie (!). Bóg miażdżący? Bóg krzyżujący? Jakie uczucia mogą budzić te słowa w człowieku, zwłaszcza niewinnie cierpiącym? Czy nie naraża się go mimowolnie na bunt i bluźnierstwo?
Natomiast niemiecki przekład Biblii zwany „Einheitsübersetzung” podaje następujące brzmienie: „PAN ZNALAZŁ WSZAKŻE UPODOBANIE W SWOIM ZDRUZGOTANYM [SŁUDZE], OCALIŁ TEGO, KTÓRY ODDAŁ SWE ŻYCIE NA OFIARĘ POJEDNANIA”. Sens jest więc zgoła odmienny. „Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi” (Iz 53,3) – Ten oto zdruzgotany, udręczony i zdeptany człowiek znajduje upodobanie u Pana. A więc to nie Bóg Go zdruzgotał i zmiażdżył cierpieniem! Zbliżoną wersję podaje również ekumeniczny przekład Biblii w języku francuskim (TOB): „ALE, PANIE, NIECH ZMIAŻDŻONY CIERPIENIEM ZNAJDZIE U CIEBIE UPODOBANIE”.
Wiele wskazuje na to, iż mamy do czynienia z tekstem niejasnym i trudnym, który nie uwzględnia innych przyczyn sprawczych, lecz wszystko przypisuje samemu Bogu. Mamy już, dzięki Bogu, także polski przekład SEPTUAGINTY, czyli Biblii Starego Testamentu w języku greckim (przekład ks. Remigiusza Popowskiego, SDB, Warszawa: Vocatio 2013). Septuaginta (LXX) powstała prawdopodobnie w Aleksandrii (III–I w. przed Chr.) w tamtejszym środowisku żydowskim. Otóż w greckim przekładzie Septuaginty cytowany werset z Izajasza brzmi jeszcze inaczej: „PAN CHCIAŁBY OCALIĆ GO PRZED RAZAMI” (Kýrios boúletai katharísai autòn tēs plēgēs). „Razami”, czyli ciosami, uderzeniami i ranami.
O BOGU INACZEJ – W DRODZE DO ŚWIĄT NARODZENIA PAŃSKIEGO
Udręczonemu człowiekowi obozów koncentracyjnych i łagrów może się wydawać, że Bóg bardziej szanuje wolę oprawców niż ofiar wołających o pomoc w nieszczęściu. W rzeczywistości On jest po stronie ofiar. W zmaganiu ze złem, w osobie Chrystusa sam doznał jego niszczycielskiej siły i złej woli człowieka. Wziął na siebie zło świata, aby je przezwyciężyć, choć na powierzchni tego, co się w historii nadal dzieje jeszcze tego nie dostrzegamy. Nie jest to więc Bóg, który tylko zło dopuszcza, sam pozostając nieporuszony, nietknięty i z dala od niego. Nie czyńmy z Niego obojętnego obserwatora nieszczęść świata! On jest w niepojęty sposób zdolny do współcierpienia. Dlatego właśnie przeciwstawia się złu, które nie ma w Nim usprawiedliwienia.
W ten sposób ukazuje się nam jakże INNE OBLICZE BOGA, który usprawiedliwia sam siebie przez to, co czyni. To Bóg naszej wiary i nadziei. Taki Jego obraz rysuje się w świetle mądrości Pisma. Ze sprawą zła łączy Stwórcę nierozerwalny związek. On pierwszy zmaga się od samego początku ze złem. Z natury swej jest jego przeciwnikiem. Nie może się z nim pogodzić.
Nie ma na zło innej skutecznej odpowiedzi oprócz sprzeciwu i zmagania z nim. Nie jest to tylko nasze ludzkie zmaganie. Jesteśmy w tym zmaganiu zjednoczeni z Bogiem przeciwko wspólnemu złu. On oczekuje od nas czynnego zaangażowania. Jego zmaganie jest naszą walką, a nasza walka jest Jego zmaganiem. Każdy i każda z nas może powiedzieć w imieniu własnym: to zmaganie Boga zostało mi powierzone, to mój sprzeciw i moja walka, którą we mnie i przeze mnie prowadzi mój Stwórca i Zbawiciel. Moja modlitwa jest wyrazem zaufania do Niego, że to zmaganie nas jednoczy. Ośmielam się prosić Go o obecność i pomoc. Kiedy nawiedza mnie pytanie: „skąd zło?” – zadaję sobie inne, chyba jeszcze ważniejsze: „Skąd zbawienie?” Gdzie mam szukać Ratownika i Zbawiciela? I wierzę, że Bóg jest naprawdę jedynym największym Zbawicielem.
Idziemy do świąt narodzenia Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata. Sam Bóg zstępuje w zło świata, aby je przezwyciężać w ludzkich dziejach i odebrać mu niszczycielską siłę. Jak się to dokonuje? Nadmiar zła nie może być pokonany inaczej jak przez obfitość tego dobra, piękna i miłości, jaką jest Bóg. A On jest nie tylko pierwszy w zmaganiu ze złem, ale bezgranicznie oddany w swej bezwarunkowej miłości, hojny w przebaczaniu, ustawicznie wychodzący ludziom naprzeciw. „Bóg nie męczy się przebaczaniem” – powtarza często papież Franciszek.
Potrzebujemy Bożej interwencji i pomocy. Potrzebujemy ratunku i ocalenia. Potrzebujemy zbawienia, chociaż to słowo jest nawet dla wielu wierzących mało zrozumiałe. Zło niszczy nasze życie, kaleczy, boleśnie rani, przekreśla szanse rozwoju, odbiera poczucie celu i sensu istnienia. Tam, gdzie zawodzą wszystkie inne podejścia, potrzeba nam mądrości nadziei na jego pokonanie przy pomocy Boga.
CO JEST RADOŚCIĄ BOGA?
Zło nie skłania człowieka wierzącego do sprzeciwu wobec Boga. On wierzy, że sam Bóg sprzeciwia się złu w sposób niepojęty i niedostępny śmiertelnym i słabym ludziom. Sam zstąpił w sytuację naznaczoną złem, cierpieniem i nieszczęściem. Wyszedł naprzeciw ludzkiej niedoli. Przeszedł przez zło. Doświadczył go pierwszy w losie niewinnego Chrystusa, zdolnego unieść ciężar ludzkiej winy. „A SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM” (J 1,14), czyli człowiekiem.
W zmaganiu ze złem nie jesteśmy nigdy osamotnieni. Kiedy wybieramy dobro i życie, ten najważniejszy wybór jest radością Stwórcy. On sam nas wspiera. Doświadczenie radości i szczęścia w czynieniu dobra jest źródłem nadziei, która sięga w przyszłość. Czyniąc dobro żyjemy nadzieją na ostateczne przezwyciężenie zła w całym stworzeniu. To moje serdeczne przekonanie.
Taka jest chrześcijańska logika ostatecznego ocalenia od zła panującego na tej ziemi. Ta logika nie skazuje nas na bierne oczekiwanie ratunku. Wręcz przeciwnie, zobowiązuje do zmagania ze złem razem z Bogiem. Teologia chrześcijańska mówi dzisiaj coraz odważniej o zdolności Boga do współcierpienia z ludźmi. Nie jest to Bóg obojętny, nieporuszony i niewrażliwy na ludzką niedolę.
Świat nie został nigdy ogarnięty całkowitą ciemnością zła, grzechu i winy. To prawda, że zło i nieszczęście potrafią przesłonić przerażonym oczom człowieka ślady piękna, dobra i boskiej obietnicy. Pogrążają go w ciemności. Nonsens i absurd nie wypełniają jednak całej przestrzeni świata. Jest tak wiele dobra w ludziach, harmonii w rozwoju wszechświata i wiele piękna w przyrodzie. To wszystko jest przejawem ukrytego sensu. Nie buntowalibyśmy się przeciwko temu, co wydaje się nam bezsensem, gdybyśmy w głębi swego jestestwa nie odczuwali czegoś większego, iście boskiego, co wynosi nas ponad wszelki nonsens i jest obietnicą jego przezwyciężenia.
Radość Boga ma swoje źródło w fakcie, że stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, które jest największą obietnicą ostatecznego ocalenia. Jest w człowieku ukryte dobro i piękno, zdolność do miłości i współczucia. Myśląca istota ludzka jest zdolna do zmiany swojego nastawienia po złych doświadczeniach życia. Wierzę, że ma wiele motywów do nawrócenia także po śmierci. Czy nie mamy wystarczająco wiele powodów do radości w wierze?
Czy Bóg nie ma powodu do radości ze swego dzieła stworzenia? Z pewnością raduje się z dobra i piękna w każdym człowieku. Raduje się radością ludzi. Ciszy się radością i szczęściem swoich stworzeń. O Jego upodobaniu i radości z odnowionej Jerozolimy prorok wypowiada znamienne porównanie: „Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak Twój Budowniczy ciebie poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje” (Iz 62,5). Istnieje więc RADOŚĆ BOGA Z CZŁOWIEKA. To o niej mówią przypowieści Nauczyciela z Nazaretu.
Wystarczy na dziś tej wieczornej zadumy.
Powoli kończyć się będzie przedświąteczna krzątanina. Atmosfera Świąt zagości w domach i w nas samych. Niewiele już słów potrzeba tuż przed radosnym świętowaniem niewiarygodnie Wielkiego Wydarzenia. Myślę teraz, że
KIEDYŚ USTANIE ŚMIECH NIEDOWIERZANIA
Radosne, grudniowe Święta u kresu Starego Roku stawiają nam przed oczy za każdym razem naprawdę zdumiewające wydarzenie w dziejach tej ziemi. Mam na myśli Wcielenie, którego konsekwencją jest narodzenie Jezusa. Tajemnica, która wciąż porusza umysły i serca ludzi. Wydarzenie, po ludzku myśląc, tak zdumiewająco nieprawdopodobne, że dla wielu jest wręcz niemożliwe. Budzi uśmiech i niedowierzanie. Tak było od wieków i tak będzie. Nasz ludzki umysł nie umie się z tą myślą oswoić i z nią uporać.
Myślę, że w obliczu boskich tajemnic trzeba umieć w porę zamilknąć i czekać z ufnością na ich ostateczną weryfikację. Chrześcijanin nie jest wyznawcą sceptycyzmu, choć i on doświadcza wątpliwości. Nie jest również człowiekiem oferującym tanie pocieszenia. Ponad „wiedzieć” przedkłada zdolność cierpliwego oczekiwania. O wielu wymiarach istnienia nie wiemy.
TRZEBA UMIEĆ CZEKAĆ. NASZA WIARA I NADZIEJA MAJĄ KSZTAŁT CZUJNEGO OCZEKIWANIA – NAWET POŚRÓD LĘKU PRZED ZAWIERZENIEM OBIETNICOM. Nie śmiejmy się jak Abraham i Sara, że obietnica jest zbyt wielka i zbyt niewiarygodna! Biblijna Sara nie przyznaje się do swego sceptycznego śmiechu: „zaparła się mówiąc: ‘Wcale się nie śmiałam’ – bo ogarnęło ją przerażenie” (Rdz 18,15). Być może i my dzisiaj zamknęliśmy się w swym niedowierzaniu z powodu doznanych rozczarowań. Uważamy, że wielkie oczekiwania nie są już na miejscu. Często wypieramy się także swojego śmiechu, który jest objawem lęku przed zawierzeniem.
Ten, który głosił Ewangelię nadziei zaprosi kiedyś osobiście wszystkich: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni” (Mt 11,28). Co znaczą te słowa? Przyjdźcie także wszyscy utrudzeni zmaganiem myśli i niepokojem serca. Wszyscy wątpiący i poszukujący. Wszyscy, którym wiara w sens życia i losów świata przychodzi z największą trudnością. Wszyscy, którzy nie potraficie uwierzyć…
„Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana?”(Rdz 18,14). To PYTANIE ZOSTAŁO POSTAWIONE WSZYSTKIM POKOLENIOM LUDZKIM. Dwukształtna odpowiedź przyszła dopiero po wiekach: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”, „To, co jest niemożliwe u ludzi, jest możliwe u Boga” (Łk 1,37; 18,27). Bóg spełnia swoje obietnice, równie nieprawdopodobne jak sam cud Wcielenia i przyjścia Chrystusa na świat. Być może i my usłyszymy kiedyś słowa wyrzutu: „Śmialiście się z moich obietnic, wy ludzie małej wiary. Zwiódł was duch sceptycyzmu. Baliście się zawierzenia. A oto cud się spełnił na waszych oczach”.
Dopiero wtedy ustanie wielość słów i śmiech niedowierzania. ZAMIENI SIĘ W RADOŚĆ I SZCZĘŚLIWY ŚMIECH SPEŁNIENIA. Nie z woli naszej ani z naszego pragnienia, ale z woli Tego, dla którego wszystko jest możliwe.
Powtórzę raz jeszcze: Radość i nadzieja są naszą siłą. Święta Narodzenia Pańskiego to „ŚWIĘTA CZUŁOŚCI I NADZIEI” – przekonuje papież Franciszek w wywiadzie opublikowanym w magazynie świątecznym „Gazety Wyborczej” (sobota-niedziela, 21-22 grudnia). „Nie bójmy się czułości!” – zachęca.
Ktoś ze znajomych przesłał mi w tych dniach słowa Cypriana Kamila Norwida:
Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny, /
Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie, /
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny /
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.
P. Administratorowi oraz wszystkim Blogowiczom życzę chwil serdecznej radości, uciszenia i łagodnego Światła, które cierpliwie rozjaśnia sens naszych dni i lat.
Ja jeszcze sobie nie kupiłem aktualnej Gazety Wyborczej, ale sięgnę do niej. Dziękuję za życzenia świątecze, za to, że pojawiły się w takiej formie. Życzę zdrowia księdzu i wszystkim innym, spokoju i sam nie wiem, radości z przebywania z innymi, z dotykania tajemnicy, z rzeczy najprostszych.
Byłem niedawno na wycieczce w górach, w zimowej scenerii. Widziałem sporo z tej harmonii świara, o której była mowa. Może wcale nie sporo, tylko niewielki fragment niewyczerpanej obfitości. Widziałem obłożone kryształkami lodu gałązki krzewów, zaspy głębokie i nawały śniegu zmrożonego. Promienie słońca. Czapkę z chmur na górze, czy raczej były to drobinki śniegu wzbudzone przez wiatr…Wśród tych przyjemnych obrazów, tego teatru naury, czułem się rzeczywiście dobrze. Można się zachwycić prostymi rzeczami.
Widziałem również na śniegu szyszki rozsypane, jakby rzucone w bezsensie: w łasce i niełasce. Jedna też góra była zasypana śniegiem i wystrojona przez naturę, kiedy druga była lekko zmrożona, nieco brudna, z ziemią wystającą z miejsc, gdzie śnieg się roztopił. Można by pomyśleć, ze nawet w przyrodzie harmonia ma swoje granice. Doceniam jednak zwyczajne piękno przyrody. Jest tu jakaś tajemnica. Pewnie to wyda się śmieszne tutaj na blogu i niepotrzebne. No ale, podzieliłem się wrażeniem.
Czytałem wpis księdza, ale nie odpisałem zastanawiając się nad nim. Pewnie jeszcze trochę czasu jest tu potrzebne. Może lepiej nie wypowiadać wszystkiego na głos i nie zamieniać w litery, zwłaszcza kiedy się sameu jest niepewnym. Za dużo wątpliwości zamienia się w słowa i z tego powstają zbyt kategoryczne ‚stanowiska’. Przypominają mi się tu wypowiedzi ateistów w Gazecie Wyborczej, z którymi ksiądz prowadził polemikę. Myślę o tym przy okazji, bo dużo wątpliwości akurat teraz, ani przy czytaniu wpisu księdza nie było.
Życzę miłej niedzieli.
Moja świąteczna lektura:
„Istnieje wiele prac na temat humoru w ogóle, lecz mało rozpraw poświęcono dowcipowi chrześcijańskiemu jako takiemu, jakby był on czymś zgoła bez znaczenia lub niczym się nie wyróżniał. Łatwiej rozpoznawalny jest na przykład humor żydowski niż chrześcijański. Ten ostatni wciąż wydaje się uchodzić za nieatrakcyjny. Stąd naszym pierwszym celem jest pokazanie wartości typowo chrześcijańskiego sposobu żartowania, a poprzez to jego nobilitacja.
(…) „Czy Jezus się śmiał?”. Pytanie to stale powraca w całej długiej historii Kościoła. Dziś, na progu XXI wieku, często odpowiada się na nie twierdząco. (…) Jednak nie zawsze przedstawiano Jezusa w podobny sposób. W niektórych epokach twierdzenie, że Zbawiciel mógł się śmiać, uchodziło za absolutnie skandaliczne.
(…) W powieści Umberta Eco „Imię róży”, w której fabuła jest osadzona w XIV-wiecznym klasztorze, benedyktyni umierają jeden po drugim: padają ofiarą morderstwa, po tym jak ośmielili się przeczytać zakazany wolumin z klasztornej biblioteki. Księgą ową było zaś dzieło Arystotelesa traktujące o komizmie! [Chodzi o księgę II „Poetyki”, zaginioną część rozprawy greckiego filozofa poświęconą niemal w całości komedii (przyp. red.)]. Przesłanie powieści jest wyraźne: śmiech nie jest ze swojej istoty monastyczny, a więc w gruncie rzeczy nie jest też katolicki. Więcej nawet: śmiech to śmierć – świadczyło o tym nie tylko siedmiu zamordowanych braci zakonnych, lecz także interwencja niesławnej inkwizycji, której wysłannik orzekł, że śmiech ma diabelską i heretycką naturę. Taki pogląd stale powraca w historii chrześcijaństwa, zupełnie jak postać węża morskiego w niezliczonych legendach. W książkach „Rire au Moyen Âge” Jeana Verdona oraz „L’humour en chaire” idea ta zostaje jednak zakwestionowana przez solidną analizę historyczną i socjologiczną.
(…) Przyjmujemy (…) za cel wykazanie, że ci, którzy uważali, iż śmiech powinien zostać w religii chrześcijańskiej zakazany, byli w błędzie. Śmiech jest tak samo właściwy chrześcijaninowi, jak każdemu innemu człowiekowi. Chrześcijaństwo wręcz nie powinno być religią smutną lub tak poważną, że aż nudną.
(…) Postaramy się wykazać, że komizm chrześcijański to w istocie Boże dobrodziejstwo, błogosławieństwo pozwalające uczniowi Chrystusa, podobnie jak wszystkim innym ludziom, śmiać się z innych, z siebie samego i z Boga. Jak mówi jedno ze współczesnych błogosławieństw: „Błogosławieni ci, którzy umieją się śmiać z samych siebie. Będą się bawić bez końca”. Umiejętność autoironii, zachowywania dystansu do własnych błędów i niepowodzeń, jest bez wątpienia częścią edukacji chrześcijańskiej opartej na Słowie i Tradycji. André Collini, emerytowany arcybiskup Tuluzy, powiedział kiedyś na koniec posiłku we Wspólnocie Błogosławieństw z Blagnac: „Bez poczucia humoru ludzie stają się szorstcy lub znerwicowani!”. Mówił nie tylko o sobie samym, lecz także o przełożonych we wspólnocie. Możemy tę prawdę rozciągnąć na wszystkich ochrzczonych, kierując do nich powszechny apel wzywający do radości. Bez poczucia humoru stajemy się bowiem niewolnikami strachu, zastygamy w obojętności, ulegamy pokusie agresji, która uparcie się w nas odradza. Tymczasem wraz ze zdrowym dowcipem kiełkują w nas nasiona radości i nadziei.
(…) Dalej więc, czytelniku, czy jesteś chrześcijaninem, czy nie, „otwórz mi drzwi, na miłość Boga!”. Drzwi rozumu i serca, abyś dał się opanować radosnej nowinie płynącej z tej świeżej i może nawet nieco zuchwałej książki: w życiu trzeba się uśmiechać i śmiać, żartować i odprężać się, również w życiu chrześcijańskim!”.
Fragmenty Wstępu do książki „Uśmiech Pana Boga” autorstwa Benjamina Boissona* (Warszawa 2011, PROMIC – Wydawnictwo Księży Marianów).
* Teolog, od 1999 roku jest księdzem w Communauté des Béatitudes [Wspólnocie Błogosławieństw]. Przez wiele lat prowadził audycję radiową na temat humoru chrześcijańskiego, obecnie organizuje weekendy „Rire et Prière” [„Śmiech i Modlitwa”].
Jezus z Nazaretu był człowiekiem, a przecież nasz gatunek charakteryzuje radość i poczucie humoru. Nurt chrześcijaństwa po – Pawłowego nie przekazał nam obrazów uśmiechniętego Jezusa w przeciwieństwie do pism chrześcijan gnostycznych gdzie Jezus często się uśmiecha. W Ewangelii Judasza w drugim rozdziale kiedy Jezus odnalazł uczniów w momencie dziękczynienia Bogu wyśmiał ich i wytłumaczył, że Jego ŚMIECH jest spowodowany tym, że nie pojmują oni Jego istoty.
W NT Jezus nie uśmiecha się NIGDY. Ten nieludzki obraz Jezusa, który przekazali nam kanoniczni ewangeliści spowodował wiele problemów różnym osobom chcącym zbliżyć się do chrześcijaństwa. Nietzsche napisał:
„Jaki był dotąd największy grzech na ziemi? Czyż nie słowa Tego, kto powiedział: – Biada tym, którzy się śmieją! Czyżby sam nie znalazł podstaw do śmiechu na ziemi? Wobec tego źle szukał. Nawet dziecko je znajdzie. Ów – nie dość miłował; w przeciwnym wypadku miłowałby również nas, śmiejących się! Ale On nienawidził nas i wyszydzał, obiecywał nam płacz i zgrzytanie zębów. Czy od razu trzeba przeklinać, jeśli się nie miłuje? To wydaje mi się w złym guście. On tak jednak uczynił, bezwzględny. Z motłochu się wywodził. I sam nie dość miłował; w przeciwnym razie mniejszym pałałby gniewem, że się Jego nie miłuje. Wszelka wielka miłość nie chce miłości, ona chce więcej. Schodźcie z drogi wszystkim takim bezwzględnym!” (cyt za: Fr. Nietzsche, To rzekł Zaratustra, PIW W-wa 1999). Na szczęście badania historyczne przywracają ludzką postać Jezusa oczyszczając Ją z naleciałości teologicznych ewangelistów i przypominają, że nawet wśród logiów kanonicznych odnajdujemy takie, które wzywają do radości:
„Cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10,20). Selekcja ewangelistów na szczęście nie była totalna i można w NT odnaleźć autentycznego, uśmiechniętego i wzywającego do radości Nazarejczyka.
NIE CZYŃMY Z JEZUSA PONURAKA!
To prawda, że Ewangeliści nie zapisali wyraźnie żadnego słowa o śmiechu Jezusa. Nie wiem dlaczego. Może myśleli, że śmiech to coś uwłaczającego dla kogoś takiego jak ich wielki Mistrz z Nazaretu, pełen boskiej mądrości. Trudno mi jednak uwierzyć, że Jezus się nie uśmiechał zwłaszcza wtedy, gdy przynoszono Mu dzieci, „aby włożył na nie ręce i pomodlił się za nie”. Oczywiście, że uczniom takie zbiegowisko się nie podobało. Surowo zabraniali matkom z dziećmi zbliżać się do Niego. Jego czas jest zbyt cenny – myśleli. Ma ważniejsze sprawy do przekazania. Co wtedy Jezus powiedział? „Pozwólcie dzieciom przyjść do Mnie i nie zabraniajcie im, bo do takich jak one należy Królestwo niebios. Następnie włożył na nie ręce…” (Mt 19, 14-15). I co, nie uśmiechał się do uśmiechniętych dzieci, patrzących Mu prosto w oczy? To zgoła nieprawdopodobne!
Kiedy cieszymy się z czegoś, na naszych twarzach pojawia się uśmiech. O Jezusie także powiedziano: „(…) pod wpływem Ducha Świętego rozradował się i powiedział: Wysławiam Ciebie, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te sprawy przed mądrymi i rozumnymi, a objawiłeś je tym, którzy są jak małe dzieci (nēpíois). Tak, Ojcze, bo tak się Tobie spodobało” (Łk 10,21; por. Q 10,21-22). Kto jest w stanie wypowiadać takie słowa z kamienną twarzą? Rozradowanemu Jezusowi sama twarz promieniowała uśmiechem. Oczywiście, że w żadnej Litanii z wielce pobożnych książeczek do nabożeństwa nie znajdziemy wezwania: „Jezu rozradowany, Jezu uśmiechnięty”, tak jak nie pojawią się słowa „Jezu rozgniewany, wyrzucający kupczących z „domu Ojca” (J 2,16).
A w błyskotliwej rozmowie z inteligentną kobietą-Samarytanką, nie świętą przecież, Jezus także się nie uśmiechał? Kiedy ujawnił jej to, czego nie powiedział nawet uczniom, że „Bóg jest Duchem i Jego czciciele powinni Go czcić w Duchu i prawdzie” (J 4,24) – też się nie uśmiechał? A w obronie grzesznej kobiety pochwyconej na cudzołóstwie, po starciu z nauczycielami Prawa i faryzeuszami, kiedy patrzył jej w oczy i mówił do niej: „Ja również ciebie nie potępiam. Idź, i od tej chwili nie grzesz więcej” (J 8,11) – też się nawet nie uśmiechnął? Nie wierzę!!! Nie czyńmy z Jezusa Ponuraka!
I nie przesadzajmy! W tym, co wiemy o Jezusie choćby z logiów w Ewangelii Galilejskiej (the Sayings Q Gospel), też nie znajdziemy wyraźnej wzmianki o Jezusie śmiejącym się czy uśmiechającym. Gdy w Kazaniu na Górze wypowiadał swoje błogosławieństwa (raczej ‘makaryzmy’ mówiące w paradoksalny sposób o ludziach „szczęśliwych”, „makárioi”), i zachęcał „Radujcie się i weselcie, gdyż wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5,12; por. Q 6,23) – też się nie uśmiechał?
To nie kanoniczni Ewangeliści, ale pobożni naśladowcy i niepobożni interpretatorzy uczynili z Jezusa postać z nieludzką wręcz twarzą.
Znam drastyczne wypowiedzi Nietzschego. Jedną z nich – słuszną, dotyczącą raczej samych chrześcijan, przytaczałem we wstępnym wpisie z 3 grudnia – również z jego dzieła „To rzekł Zaratustra” (cz. II, rozdział o kapłanach; przekład S. Lisiecka i Z. Jaskuła, 2005). Nie dziwię się, że Dietrich von Hildebrand nazwał Nietzschego „radykalnie protestanckim kaznodzieją”.
Nie przyprawiajmy Jezusowi twarzy Ponuraka. To po prostu nieprawda!
Do ks. prof. Hryniewicza!
Zgadzam się, że interpretatorzy Ewangelii uczynili z Jezusa postać z nieludzką twarzą, ale wydatnie pomógł im w tym materiał wyjściowy. Gdyby w nim wspomniano BEZPOŚREDNIO, iż Jezus się uśmiechnął – jak uczyniono to w Ewangeliach gnostycznych – to taka nadinterpretacja stałaby się nadzwyczaj trudna, jeśli nie niemożliwa. Ks. prof. pisze, że nie wie dlaczego Ewangeliści nie opisują rozradowanego Jezusa? Wydaje mi się jednak, że odpowiedź jest księdzu znana (im dalszy [czas] materiał źródłowy, tym mniej człowieczeństwa Jezusa).
„RADOŚĆ SERCA WYCHODZI NA ZDROWIE, DUCH PRZYGNĘBIONY WYSUSZA KOŚCI” ( Prz 17, 22 ).
Jezus z Nazaretu należał do judaizmu preortodoksyjnego, który silnie akcentował dowcip, śmiech i radość. Mędrcy dowcipkowali:
„Szczęśliwy ( błogosławiony – przyp. aut. ) człowiek, który ma gwóźdź, aby się na nim powiesić” ( Taanit 4 ).
Jezus też lubił parabole, które musiały wywoływać śmiech wśród audytorium, które słuchało Jego nauk:
„Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” ( Mk 10, 25 ).
Humorystyczne porównania były planowane świadomie qui pro quo.
Nakaz miłosierdzia i dobrych uczynków ( gemilat chasadim ) wypływa przecież z dogłębnej miłości Nazarejczyka do Izraela a uczynił On go jednym z najważniejszych nakazów po to, aby wnieść radość pod strzechy Am-Haarec (dosłownie, lud ziemi).
Niemniej nie należy zapominać, że radosnego Jezusa przedstawiają tylko dokumenty powstałe niezależnie od kościołów Pawłowych.
Tak więc Jezus jest radosny w Q ( recenzja Łukasza ):
„Rozradował się Jezus w Duchu Świętym” ( Łk 10, 21; u Mt 11, 25 nie ma radości Jezusa).
Wyraźnie śmieje się w Ewangelii Judasza ( rozdział 2 ):
„Przed wieczerzą uczniowie odmawiają modlitwę dziękczynną. Jezus się z nich śmieje. Wszyscy z wyjątkiem Judasza są tym zaniepokojeni, ale Jezus im mówi, że chciał tylko wyśmiać ich niedorzeczne pragnienie podobania się Bogu. Na to Judasz rzekł do niego: `To Ty jesteś z nieśmiertelnego królestwa Barbelo`. Jezus odpowiada: `Judaszu, oddal się od innych, abym mógł Ci powiedzieć o tajemnicach Królestwa`”.
Było wielu założycieli religii ( Budda, Mahomet, Konfucjusz itd. ) jednak dlaczego tylko nad Jezusem zastanawiano się czy się uśmiechał? Moim zdaniem dlatego, że NT nigdy nie powiedział o tym wprost… a szkoda.
JESZCZE SŁOWO O (U)ŚMIECHU JEZUSA
Nie tylko NT nie mówi wprost i wyraźnie o śmiechu i uśmiechu Jezusa. Także sam wczesny „materiał źródłowy” w postaci Ewangelii Galilejskiej Q już był pozbawiony tego rodzaju wyraźnych elementów ukazujących Jego duchowy profil. To zastanawia!
Podejrzewam, że nie samo czasowe oddalenie od pierwotnej recepcji osoby Jezusa sprawiło, że Jego obraz i Jego człowieczeństwo zostały zubożone. Musiało istnieć coś, co powstrzymywało wczesnych pisarzy i redaktorów tekstu od ukazywania Jezusa skorego do śmiechu i okazywania „złotego humoru”. Być może nie chciano zrobić z Niego „wesołka”, na wzór dowcipkujących rabinów. Ot choćby w stylu owego dowcipu o „szczęśliwym człowieku, który ma gwóźdź, aby się na nim powiesić” (dowcipu podanego jako przykład przez P. Andrzeja). Istnieje pewien rodzaj żartów i dowcipów, które nie grzeszą zbyt wielką mądrością. Może za wielu dowcipkowało w tamtym czasie i trzeba było zachować pewien dystans. Lofink pisał niedawno o takich „tańczących rabinach” i niebezpieczeństwie bagatelizowania Jezusa.
Na moje wyczucie ważniejsze od wyraźnych słów o radości i uśmiechu Jezusa są same sytuacje, o których pisałem w poprzednim komentarzu. Nie trzeba wiele trudu ani wielkiej inteligencji, by dostrzec uśmiech Jezusa w Jego kontaktach z ludźmi i sytuacjach opowiedzianych w tekstach, które do nas dotarły. Bardzo zależało Mu na tym, „aby [n]asza radość była pełna” (J 15,11; 16,24), radość Jego uczniów. Podkreślał to dwukrotnie przed swoim odejściem.
To prawda, że apostoł Paweł nie chlubił się znajomością logiów Jezusa (przynajmniej nie nawiązywał do nich w swoich listach). Jego teologia nie jest oparta na słowach Nazarejczyka. Jest to już dalekosiężny namysł na poziomie idei, meta-refleksji nad dokonanymi wydarzeniami w dziejach świata, aż po jego ostateczne spełnienie. W jednym z listów dowodził nawet, że poznanie Jezusa „według ciała”, a więc ziemskiego Jezusa, nie jest w rzeczy samej konieczne: „Jeśli zaś nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to ODTĄD JUŻ TAK NIE POZNAJEMY” (2 Kor 5,16). W ten sposób usprawiedliwiał także swoją misję i dowodził, że nie jest w żaden sposób mniej apostołem niż naoczni uczniowie Jezusa.
Nie sądzę jednak, że “Pawłowe chrześcijaństwo” było pozbawione radości. Gdyby tak było nie pisałby do Rzymian: „A Bóg nadziei niech was napełni WSZELKĄ RADOŚCIĄ i pokojem w wierze” (Rz 15,13). Nie nawoływałby z taką natarczywością umiłowanych Filipian: „RADUJCIE SIĘ W PANU ZAWSZE, POWTARZAM: RADUJCIE SIĘ” (Flp 4,4).
Wybitny czeski terapeuta, filozof i teolog, ks. Tomáš Halík pisał niedawno w jednej ze swoich książek („Cierpliwość wobec Boga”): „Pawle, Pawle, dlaczego ciebie – i Chrystusowego ducha wolności w tobie – my, chrześcijanie, stale prześladujemy?”
Tak to prawda, że Jezus człowiek w całej swojej Pełni, sprawiał jakiś teologiczny problem nawet Jego galilejskim słuchaczom (Q) dla których „liczyło się” tylko to, aby przedstawić Go jako uosobienie Mądrości Bożej. Z kolei dla św. Pawła największe znaczenie miały wydarzenia: śmierć i zmartwychwstanie. A jednak nie należy tych najbliższych Jezusowi interpretatorów posądzać o zakłamanie. Widocznie oni dostrzegli w Nim kogoś więcej niż człowieka i obawiali się, że opisanie niektórych bardzo prozaicznych spraw (np. śmiechu) może spowodować, że niektórzy mogliby wtedy nie podzielać ich percepcji obrazu Nazarejczyka. Ich szacunek spowodował, że później zwalczano śmiech w chrześcijaństwie powołując się na przykład Jezusa. Całe szczęście, że ten PONURY etap jest już za nami i nigdy nie powróci.
Rozumieć Dobrą / Radosną Nowinę Jezusa
Cieszę się, że dochodzimy różnymi drogami do zgodnego wniosku. Dlatego w komentarzu z 28 grudnia, g. 11.09 pisałem: „To prawda, że Ewangeliści nie zapisali wyraźnie żadnego słowa o śmiechu Jezusa. (…). Może myśleli, że śmiech to coś uwłaczającego dla kogoś takiego jak ich wielki Mistrz z Nazaretu, pełen boskiej mądrości. Trudno mi jednak uwierzyć, że Jezus się nie uśmiechał…” (Ciekawe, że w Ewangelii Galilejskiej, Q 4,16, Nazaret nazwany jest NAZARA).
Z przerażeniem patrzę w mroczne wieki chrześcijaństwa. Wielu duchownych uważało śmiech za obelgę względem Boga. Głosili ludziom, iż sam fakt, że ktoś ośmiela się być szczęśliwym na tym świecie, już skazuje go na piekło. Skoro żyjemy na tym „łez padole”, należałoby raczej przepłakać cały swój żywot i żyć wśród nieustających umartwień. Jeden z kaznodziejów pouczał ludzi w taki oto sposób: „Śmiejcie się, grzesznicy, w tym życiu, które szybko przeminie! O tak, śmiejcie się do woli (…), wkrótce wasz śmiech umilknie (…). Istnieje wszakże miejsce, gdzie śmiechu już nie ma, gdzie rozbrzmiewają jedynie płacz i zgrzytanie zębami. Tam właśnie wiedzie śmiech nieumiarkowany i głupie uciechy ziemskie” (G. Minois, „Historia piekła”).
A jednak, nawet w tamtych wiekach, przenikniętych świadomością grzechu i obecnością strachu, życie Kościoła broniło się przed manichejskim pesymizmem i obsesją potępienia. Szukało momentów duchowej kompensaty za całą pedagogię strachu. Szukało nadziei i radości. Kto dziś pamięta, czym był w przeszłości tzw. risus paschalis, śmiech wielkanocny?
Od czasu średniowiecza tak nazywano jeden ze zwyczajów paschalnych, rzadko dostrzegany przez badaczy ówczesnej religijności. Powstał on mniej więcej w tym samym czasie, jak karnawał. Można nawet doszukiwać się pewnego związku między obydwoma zwyczajami. Poprzedzający Wielki Post karnawał był czasem maskarad, szaleństwa i ziemskich uciech.
Risus paschalis rozumiano natomiast jako symbol czasu zmartwychwstania Chrystusa i duchowej radości z wydarzenia wykraczającego poza dzieje tego świata. Humor miał być wyrazem i znakiem nadziei. Dlatego właśnie w niedzielę Wielkanocną duchowni wygłaszali kazania okraszone żartami i dowcipami, aby podkreślić, iż minął czas smutku i wyrzeczenia. Komentowano przeczytane teksty biblijne w taki sposób, aby rozśmieszyć słuchaczy. Od niewinnych anegdot, żartów i krotochwilnych aluzji niedaleko było często do nieprzyzwoitych dykteryjek i wytykania parafianom ich słabości. Doprowadziło to w rezultacie do zakazu owego risus paschalis pod koniec XVIII wieku. Nadużycia położyły kres zwyczajowi. Ale to już inny temat.
Chyba powoli lepiej zaczynamy rozumieć mądrość Ewangelii. Bogu dzięki!
Według IQP logion Q 4, 16 ( Łk 4, 16 ) nie należał do Ewangelii Galilejskiej.
Q prezentuje Jezusa jako Nauczyciela z Kafarnaum ( Q 7, 1 ). Nie możemy jednak zapominać, że Q prawdopodobnie przekazało nam obraz rozradowanego Jezusa ( Q w recenzji Łk 10, 21 ) oraz Jego zapewnienie: „Błogosławieni jesteście, którzy płaczecie, albowiem ŚMIAĆ SIĘ będziecie” ( Q 6, 21 ). Te dwa fragmenty pokazują jakie historyczny Jezus miał podejście do radości i śmiechu. Było ono zbieżne z poglądami, które przedstawił ks. prof. Hryniewicz w wpisie „Radość i nadzieja naszą siłą”.
CIESZCIE SIĘ I RADUJCIE, PONIEWAŻ NAGRODA WASZA WIELKA JEST W NIEBIE ( Q 6, 23 ).
Przyszedł Syn Człowieczy JEDZĄC I PIJĄC – a wy mówicie: „Oto żarłok i pijak, PRZYJACIEL CELNIKÓW I GRZESZNIKÓW”. Ale Mądrość USPRAWIEDLIWIONA została przez swe dzieci ( Q 7, 34 – 35 ).
Powiadam wam, większa jest w niebie RADOŚĆ z powodu tej jednej ( owcy ), niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu ( Q 15, 7 ).
W tej chwili ROZRADOWAŁ SIĘ JEZUS w Duchu Świętym ( Q 10, 21 ).
Błogosławieni jesteście, którzy płaczecie, albowiem ŚMIAĆ SIĘ będziecie ( Q 6, 21 ).
Widać, że w tej najstarszej warstwie tradycji chrześcijańskiej Jezus jest Nauczycielem radości: uczestniczy w ucztach i spotkaniach towarzyskich i wzywa do ŚMIECHU również tych, którym w tym czasie do śmiech naprawdę nie było ( Am-Haarec ).
Jeśli chodzi o nazwę „Nazara”, odwołałem się do tekstu ‘The Real Jesus of the Sayings „Q” Gospel’ autorstwa James’a M. Robinsona:
“But before turning to Jesus’ sayings, let me at least say what one can infer from Q about his life: HE GREW UP IN A SMALL VILLAGE OF LOWER OR SOUTHERN GALILEE CALLED IN (Q 4:16) NAZARA, but always called Nazareth elsewhere in the canonical Gospels…”
THE SAYINGS GOSPEL Q IN ENGLISH TRANSLATION
Fortress Press 2001 Editorial Board of the International Q Project: Stanley D. Anderson, Robert A. Derrenbacker, Jr., Christoph Heil, Thomas Hieke, Paul Hoffmann, Steven R. Johnson, John S. Kloppenborg, Milton C. Moreland, James M. Robinson
(…………)
Q 4:1-4, 9-12, 5-8, 13 The Temptations of Jesus
(…………….)
Q 4:16 Nazara
16 Nazara .
Q 6:20-21 The Beatitudes for the Poor, Hungry, and Mourning
(………….)
Tyle na razie, gdyż wychodzę na Liturgię.
J. Robinson uważa, że Q 4, 16 pochodzi z Ewangelii Galilejskiej i rzeczywiście Nazaret jest tam nazwany „Nazara”. Szerzej omawia tę problematykę w „Q 4: 1 – 13, 16: The Temptation of Jesus Nazara” James Robinson, Shawn Carruth, Leuven : Peeters, 1996.
Ks. prof. A. Paciorek w swojej rekonstrukcji Q po Q 4, 13 od razu przeszedł do tekstu Q 6, 20 ( A. Paciorek, Q – Ewangelia Galilejska, KUL 2001, s. 364 ). Niemniej gdyby badacze bezspornie udowodnili, że Q 4, 16 wchodziło w skład Ewangelii Galilejskiej to „cudownie” przybliżono by to badaczy do bezspornego już twierdzenia o pochodzeniu Jezusa z Nazaretu, które w niektórych kręgach jest kwestionowane. Badacze ci wskazują Kafarnaum jako miejsce zamieszkania Jezusa i powołują się właśnie na Q.
Osobiście dla mnie te dywagacje nie mają takiego znaczenia, ponieważ uważam, że perykopa Mk 6, 1 – 6 ( par. Mt 13, 53 – 58; Łk 4, 16 – 30 ) przekazuje autentyczne wydarzenie z życia Jezusa ( kryterium zażenowania, kryterium wielokrotnego potwierdzenia, potwierdzenie w dwóch niezależnych źródłach ).
Co do Q 4, 16 nie mam wyrobionego poglądu i wciąż rozważam argumenty za i przeciw.
Kloppenborg podzielił Q na następujące bloki tematyczne:
1) Janowa zapowiedź Przychodzącego (Q 3, 7 – 9. 16 – 17)
2) Kuszenie Jezusa (Q 4, 1 – 13)
3) Mowa inauguracyjna Jezusa (Q 6, 20b – 49)
4) Jan, Jezus i „to pokolenie” (Q 7, 1 – 10.18 – 28; (16, 16); 7, 31 – 35)
5) Uczniowie i misja (Q 9, 57 – 62;10, 2 – 24)
6) O modlitwie (Q 11, 2 – 4. 9 – 13)
7) Kontrowersje z Izraelem (Q 11, 14 – 52)
8) O odwadze głoszenia (12, 2 – 12)
9) Troska o rzeczy materialne (Q 12,[ 13 – 14. 16 – 21]. 22 – 31. 33 – 34)
10) Gotowość w obliczu końca (Q12, 39 – 59)
11) Przypowieści o wzroście (Q 13, 18 – 19.20 – 21)
12) Dwie drogi (Q13, 24 – 30.34 – 35; 14, 16 – 24.26 – 27;17, 33; 14, 33 – 34)
13) Przypowieści i logia (Q 15, 3 – 7; 16, 13. 17 – 18; 13. 17, 1 – 6)
14) Mowa eschatologiczna (Q 17, 23 – 37; 19, 12 – 27; 22, 28 – 30)
(Paciorek Antoni, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s. 65 – 66).
Kloppenborg wyróżnił w Q trzy warstwy: warstwę podstawową, główną redakcję oraz dodatek w postaci perykopy o kuszeniu Jezusa na pustyni wraz z interpolacją w Q 11, 42c oraz 16, 17. Według badacza tendencja apokaliptyczna została nałożona na tematykę sapiencjalną w
późniejszym etapie redakcji Q : Q1 – Q 6,20b – 23b. 27 – 35. 36 – 45. 46 – 49; 9, 57 – 60. (61 – 62); 10, 2 – 11. 16. (23 – 24?); 11, 2 – 4. 9 – 13; 12, 2 – 7.11 – 12; 12, 22b – 31. 33 – 34. (13, 18 – 19. 20 – 21?); 13, 24; 14, 26 – 27; 17, 33; 14, 34 – 35); por.: J. S. Kloppenborg Verbin, Excavating Q, Minneapolis: Fortress, 2000.
Fitzmyer podaje szczegółowo układ Q wraz z tym gdzie należy go odszukać w Mt i Łk, co niewątpliwie jest bardzo pomocne:
„1. Łk 3,7-9/Mt 3,7b-10b: Przepowiadanie Jana Chrzciciela (A)
2. Łk 3,16b-17/Mt 3,11-12: Przepowiadanie Jana Chrzciciela (B)
3. Łk 4,2b-13/Mt 4,2b-11a: Kuszenie Jezusa
4. Łk 6,20-23/Mt 5,3. 6. 4. 11-12: Błogosławieństwa
5. Łk 6,27-33/Mt 5,44. 39-42. 46-47: Miłość nieprzyjaciół (A)
6. Łk 6,35b-36/Mt 5. 45. 48: Miłość nieprzyjaciół (B)
7. Łk 6,37a. 38b/Mt 7,1-2: O sądzeniu (A)
8. Łk 6,39bc/Mt 15,14b: O sądzeniu (B)
9. Łk 6,40-42/Mt 10,24-25; 7,3-5: O sądzeniu (C)
10. Łk 6,43-45/Mt 7,16-20 (cf. 12,33-35): Drzewo i owoce
11. Łk 6,46-49/Mt 7,21. 24-27: Słuchać i wypełniać słowa Jezusa
12. Łk 7,1b-10/Mt 8,5-10. 13: Uzdrowienie sługi setnika
13. Łk 7,18-23/Mt 11,2-6: Poselstwo Jana Chrzciciela
14. Łk 7,24-28/Mt 11,7-11: Świadectwo Jezusa o Janie Chrzcicielu
15. Łk 7,31-35/Mt 11,16-19: Sąd Jezusa o swoim pokoleniu
16. Łk 9,57-60/Mt 8,19-22: Trzej aspiranci do uczniostwa
17. Łk 10,2-12/Mt 9,37-38; 10,7-16: Misja siedemdziesięciu
18. Łk 10,13-15/Mt 11,21-23: Biada miastom galilejskim
19. Łk 10,16/Mt 10,40: Uczniowie reprezentują Jezusa
20. Łk 10,21-22/Mt 11,25-27: Hymn uwielbienia Ojca
21. Łk 10,23-24/Mt 13,16-17: Błogosławieństwo uczniów
22. Łk 11,2-4/Mt 6,9-13: „Ojcze nasz”
23. Łk 11,9-13/Mt 7,7-11: Skuteczność modlitwy
24. Łk 11,14-23/Mt 12,22-30: Polemika o Belzebubie
25. Łk 11,24-26/Mt 13,43-45: Powrót ducha nieczystego
26. Łk 11,29-32/Mt 12,38-42: Znak Jonasza
27. Łk 11,33-35/Mt 5,15; 6,22-23: Logiony o świetle
28. Łk 11,39-40. 42-44. 46-52/Mt 23,25-26. 6-7. 4. 29-30 + 23, 13. 34-35:
Logiony przeciwko faryzeuszom
29. Łk 12,2-9/Mt 10,26-33: Wezwanie do odważnego wyznawania wiary
30. Łk 12,10/Mt 12,32: O Duchu Świętym (A)
31. Łk 12,11-12/Mt 10,19-20: O Duchu Świętym (B)
32. Łk 12,22b-31/Mt 6,25-33: Nie troszczyć się o rzeczy doczesne
33. Łk 12,33b-d. 34/Mt 6,19-21: Skarb w niebie
34. Łk 12,39-40. 42b-46/Mt 24,43-51: Logiony o czuwaniu i wierze
35. Łk 12,51. 53/Mt 10,34-36: Zagadkowa misja Jezusa
36. Łk 12,58-59/Mt 5,25-26: Pogodzić się z nieprzyjacielem
37. Łk 13,18-21/Mt 13,31-33: Przypowieść o ziarnku gorczycy i o kwasie
38. Łk 13,24-29/Mt 7,13-14; 25,10-12; 7,22-23 i 8,11-12: Wejście albo odrzucenie z królestwa
39. Łk 13,34-35/Mt 23,37-39: Biada Jerozolimie
40. Łk 14,16-21/Mt 22,2-10: Przypowieść o uczcie królewskiej
41. Łk 14,26-27/Mt 10,37-38: Warunki bycia uczniem
42. Łk 14,34-35/Mt 5,13: Przypowieść o soli
43. Łk 15,4-7/Mt 18,12-24: Przypowieść o zagubionej owcy
44. Łk 16,13/Mt 6,24: Słudzy i panowie
45. Łk 16,16-17/Mt 11,12-13; 5,18: Dwa logiony o Prawie
46. Łk 16,18/Mt 5,32: O rozwodzie
47. Łk 17,3b-4/Mt 18,21-22: O przebaczeniu
48. Łk 17,5-6/Mt 17,20: Wiara jak ziarnko gorczycy
49. Łk 17,23-24/Mt 24,26-27: Dni Syna Człowieczego (A)
50. Łk 17,26-27/Mt 24,37-38: Dni Syna Człowieczego (b )
51. Łk 17,33/Mt 10,39: Dni Syna Człowieczego (C)
52. Łk 17,34-35/Mt 24,40-41: Dni Syna Człowieczego (D)
53. Łk 17,37b/Mt 24,28: Dni Syna Człowieczego (E)
54. Łk 19,13. 15b-24. 26/Mt 25,14-30: Przypowieść o talentach
55. Łk 22,28b. 30b/Mt 19,28: Zapłata eschatologiczna „Dwunastu” ( J. A. Fitzmyer, The Gospel According to Luke, s. 77-79 ).
Mamy różne próby odtworzenia Źródła Q a z nich najbardziej liczące się to:
A. Polag, Fragmenta Q. Textheft zur Logienquelle, Neukirchen-Vluyn 1979.
W. Schenk, Synopse zur Redenquelle der Evangelisten: Q – Synopse und Rekonstruktion in deutscher Übersetzung mit kurzen Erläuterungen, Düsseldorf: Patmos 1981.
F. Neirynck, Q-Synopsis. The Double Tradition Passages in Greek (Studiorum Novi Testamenti Auxilia, 13), Leuven 1988.
J. M. Robinson, P. Hoffmann, J. S. Kloppenborg, (eds), The Critical Edition o f Q. Synopsis including the Gospels of Matthew and Luke, Mark and Thomas with English, German,
and French Translations o f Q and Thomas, Leuven: Peeters 2000.
.J. A. Fitzmyer, The Gospel According to Luke, s. 77-79.
Obiecałem, że po powrocie z wypoczynku ustosunkuje się do kwestii „myśli nadziejnej” ks. prof. Hryniewicza w aspekcie nauczania Jezusa historycznego. Jednak nie jest to zadanie proste i wymaga ono włożenia wielkiego wysiłku intelektualnego. Postanowiłem jednak dotrzymać danego słowa ale zmuszony jestem podzielić moją odpowiedź na kilka części. Muszę też wspomnieć o pewnej metodologii, którą-jak mniemam-ks. prof. Hryniewicz jest w stanie zaakceptować. Najpierw muszę nakreślić tło, abyśmy mogli zrozumieć nauczanie Jezusa w zakresie losu potępionych. Nazarejczyk zwracał się do Żydów z początków I w. po Chr. i to oni byli pierwszymi odbiorcami Jego słów. W następnym etapie dopiero odwołam się do logiów dotyczących bezpośrednio interesującego mnie zagadnienia, lecz uczynię to z uwzględnieniem stratygrafii. Dlaczego? Przypomnę tutaj raz jeszcze bardzo ważne słowa J. D. Crossana:
„Kiedy archeolog rozkopuje – mniej lub bardziej na chybił trafił – starożytny kurhan i porywa co najcenniejsze znaleziska do muzeum, które go wysłało, to wówczas mamy do czynienia nie z naukową archeologią, lecz z kulturalnym szabrownictwem. Bez przeprowadzenia naukowego rozwarstwienia, czyli precyzyjnego określenia miejsca każdego znaleziska we właściwej dla niego warstwie chronologicznej, można niemal z każdego odkrycia wyciągnąć całkowicie dowolne wnioski. Jeśli jednak współczesna archeologia uświadamia sobie absolutne podstawowe znaczenie stratygrafii, to badania nad postacią Jezusa w dalszym ciągu opierają się na szabrownictwie, polegającym na wyciąganiu tekstów i rozpatrywaniu ich bez uwzględnienia ich miejsca w stratygrafii problemu” ( cyt. J. D. Crossan, Historyczny Jezus: Kim był i czego nauczał? Warszawa 1997, s. 23 ).
Te wieloetapowa praca poprzez fakt, iż będzie przeprowadzana w częściach umożliwi rzeczową dyskusję nad każdym elementem układanki i być może doprowadzi do tego, że wraz z ks. prof. Hryniewiczem ustalę jakiś wspólny consensus – na co niezmiernie liczę.
CZY JEZUS Z NAZARETU PODZIELAŁ MYŚLI NADZIEJNE KS. PROF. W. HRYNIEWICZA? TŁO.
1.Kilka słów o pojęciu wieczności w judaizmie czasów Jezusa.
W. Hryniewicz OMI chcąc wytłumaczyć mi pojęcie wieczności sięgnął do wielu przykładów ze ST. Jest jednak jeden poważny mankament tej gigantycznej ilości śladów, które mają rozmyć to pojęcie. Dlaczego? Zacznijmy od uświadomienia sobie, że ST i Nowy Testament rozdzielają trzy stulecia; trzy stulecia interpretacyjnego wpływu rabinów, myślicieli i apokaliptycznych grup na judaizm. Tutaj ukazuje się bardzo poważny brak, który obraca się przeciwko końcowym wnioskom, ponieważ W. Hryniewicz OMI nie przedstawia jakiegokolwiek świadectwa takiego rozumienia wieczności w II, I w. przed Chr. , a także przed 70 r. po Chr. Nie przytacza słów jakiegokolwiek rabina czy też Pisma żydowskiego, które wieczność potępionych interpretowałaby inaczej niż wieczność zbawionych. Dlatego skrótowo muszę się do tych braków odnieść.
a) eschatologia apokaliptycznych grup żydowskich
List Henocha ( koniec II w. przed Chr. ).
Autor w precyzyjny sposób stara się ustalić okoliczności dnia JHWH i oczekiwanie na nie umieszcza w okresie bliskim swojego pokolenie. Takie próby określenia czasu przyjścia Boga są typowym wątkiem żydowskiej apokaliptyki. Z taką samą próbą uściślenia spotykamy się w Księdze Daniela ( Dn 12, 11 ). Gdy jednak te przepowiednie nie sprawdzały się starano się poddać je reinterpretacji. Jako tego wzorcowy przykład K. Pilarczyk podaje „Testament Mojżesza” : „Wymownym przykładem tych korekt jest Testament Mojżesza, zawierający wiele interpolacji. Skomponowany w okresie prześladowań Antiocha IV Epifanesa po przeszło dwustu latach został dostosowany do nowych warunków. (…) rezultatem tych interpolacji była transformacja opisu dotyczącego czasów Antiocha IV w rodzaj tablicy eschatologicznej, która zbierałaby wcześniejsze wydarzenia z lat sześćdziesiątych II w. przed Chr. i osadzała je w czasach ostatecznych, wiązanych wówczas z powszechnym przekonaniem Żydów palestyńskich z okresem rzymskiej okupacji” ( cyt. K. Pilarczyk, Literatura żydowska od epoki biblijnej do haskali, Kraków 2006, s. 154 ).
W części drugiej Listu znajduje się wiele napomnień dotyczących sprawiedliwych oraz gróźb dla grzeszników. Autor grzech wiąże głównie z bogactwem. Według niego ci, którzy „gromadzą złoto i srebro” ( HenEt 94, 7 ) zostaną unicestwieni w trakcie nadejścia Boga, który nie będzie miał dla bogaczy żadnej litości ( HenEt 94, 9 – 14 ). Ten sam los spotka tych, którzy rzucają klątwy, odpłacają swemu bliźniemu złem, kłamliwym świadkom oraz tym, którzy prześladują sprawiedliwych ( HenEt 95, 4 – 7 ).
Księga zawiera charakterystyczne dla tego autora przekleństwa: „Biada wam, grzesznicy, albowiem wasze bogactwa sprawiają wrażenie, że jesteście sprawiedliwi, ale wasze serca przekonują was, że jesteście grzesznikami. (…). Biada wam, którzy zjadacie najprzedniejszą pszenicę i pijecie najlepszą wodę, a depczecie dzięki swej władzy ubogiego. Biada wam, którzy pijecie wodę cały czas, bo szybko otrzymacie odpłatę i poczujecie wyczerpanie i suchość, bo porzuciliście źródło wody.Biada wam, którzy popełniacie niegodziwość, oszustwo i bluźnierstwo. Będzie to przypomnieniem przeciw wam za zło. Biada wam, mocni, którzy waszą władzą ciemiężycie sprawiedliwych, albowiem dzień waszego zniszczenia przyjdzie” ( HenEt 96, 4 – 8 ). Z takimi samymi zbiorami gróźb spotykamy się u Jezusa i nie można wykluczyć, że ten paralelizm wynika z tego, iż znał On „List Henocha” ( Łk 6, 24 – 26 ). Spotykamy się tutaj z podobną koncepcją pojmowania świata w której grzech i zło są identyfikowane z bogaczami, którzy uciskają biednych. Zatem apoteoza ubóstwa może też wynikać z apokaliptycznej postawy na co wskazuje środowisko tworzące Księgę Henocha, wspólnota z Qumran oraz ruch Jezusa.
Sąd w opisach nie jawi się jako coś przyjemnego. Autor sięga do drastycznych środków opisujących ten dzień. Sprawiedliwi poderżną wtedy gardła grzesznikom ( HenEt 98, 12 ), poleje się ich krew ( HenEt 94, 9 ) a nad światem rozpęta się huragan ognia ( HenEt 102, 1 ).
Księga wyraża jasno nadzieję zmartwychwstania dla sprawiedliwych: „Nie lękajcie się! Ufajcie wy, którzy umarliście w sprawiedliwości! Nie smućcie się z tego powodu, że dusze wasze zeszły w smutku do Szeolu i że wasze ciała nie otrzymały za waszego życia [nagrody] stosownie do waszej dobroci. (…) Duchy tych, którzy pomarli w sprawiedliwości, żyć będą, a ich dusze radować się będą i cieszyć, a pamięć o nich [pozostanie] przed Wielkim po wszystkie pokolenia wieczności” ( HenEt 102, 4 – 5; 103, 4 ). Przed tymi wydarzeniami nastąpi okres rozprężenia i wzrostu bezprawia: „W owych dniach matki wezmą i porzucą swoje niemowlęta, kobiety ciężarne poronią, karmiące opuszczą swe dzieci, nie powrócą do swoich niemowląt i nie będą miały dla nich litości” ( HenEt 99, 5 ). W podobnych ciemnych barwach widział ten okres Jezus z Nazaretu: „Biada zaś brzemiennym i karmiącym w owe dni. (…). Albowiem dni owe będą czasem wielkiego ucisku, jakiego nie było od początku stworzenia, którego Bóg dokonał, aż do dni obecnych i nigdy nie będzie” ( Mk 13, 17. 19 ). Autor Księgi przewidywał nawet zachwianie stosunków rodzinnych – co jest o tyle ciekawe, że judaizm tamtej epoki bardzo silnie akcentował więzy krwi i koligacje pomiędzy krewnymi: „W owych dniach na jednym miejscu dojdzie do walki pomiędzy ojcami i synami, podobnie i bracia ( walczyć będą ze sobą ) tak, że krew popłynie jak rzeka” ( HenEt 100, 1 ). Dla Jezusa również czasy przed eschatonem miały wyglądać podobnie: „Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu, matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej” ( Łk 12, 52 – 53 ).
Sama epifania Boga została opisana jako pełne majestatu wkroczenie w historię ludzkości: „W owych dniach zstąpią aniołowie do ukrytych miejsc i zgromadzą na jednym miejscu tych wszystkich, którzy pomagali grzeszyć, i Najwyższy powstanie w owym dniu, aby dokonać sądu nad wszystkimi grzesznikami. (…) Odkąd sprawiedliwi śpią głębokim snem nie mają się czego bać. Mędrcy przejrzą a synowie ziemi zrozumieją wszystkie słowa tej Księgi i poznają, że bogactwa nie przyniosą im zbawienia, kiedy padnie nieprawość” ( HenEt 100, 4. 5 – 6 ).
Przed sprawiedliwymi zostaną otwarte bramy niebios ( HenEt 104, 2 ) a oni zostaną dołączeni do zastępów anielskich ( HenEt 104, 6 ) i będą się radować szczęściem na podobieństwo aniołów w niebie ( HernEt 104, 4 ). Samym zbawionym narrator przyznaje również funkcję sądowniczą: maja być oni świadkami przestępstw, których dokonali grzesznicy ( HenEt 99, 3 ); a nawet wykonawczą: to oni mają zabijać niesprawiedliwych ( HenEt 98, 12 ).
Autor zawarł też inną doktrynę pochodzenia grzechu; nie jest ona skutkiem działania zbuntowanego anioła Azazela ( HenEt 13, 1 – 2; 9, 6. 8 ), lecz tkwi on w człowieku i to on sam jest jego twórcą ( HenEt 98, 4 ).
List nie odwołuje się do jakichkolwiek przepisów Tory ani też nie zapowiada przybycia Mesjasza. Porady, których na końcu udziela narrator maja wymowę moralną i pomijają ofiary i przepisy ceremonialne ( HenEt 104, 9 ). W przeciwieństwie do Księgi Henocha Słowiańskiej ( I w. przed Chr. ), która stara się łączyć ofiary złożone Bogu ( Hen Słow 62, 1 – 2; 68, 11 – 16 ) z doświadczeniem: „Czy Pan potrzebuje chleba lub świeczek, lub barana, albo wołu? Jednak przez to doświadcza On serce człowieka” ( HenSłow 45, 2 ). Autor podkreśla więc wartość ofiar przebłagalnych ale wymaga od człowieka jeszcze odnowy moralnej: „Człowiek, kiedy okrywa nagiego i daje chleb głodnemu, znajdzie zapłatę, ale jeśli jego serce szemrze, wówczas traci wszystko i nic nie otrzymuje” ( HenSłow 63, 1 ). W nadchodzącym Sądzie widzi sens cierpienia i namawia nawet do nieprzerywania go, jeśli dotyka to człowieka dla Boga: „Wszelako jarzmo uciskające i ciążące, jeśli spadnie na was z powodu Pana, ścierpcie, a w ten sposób znajdziecie waszą zapłatę w dniu Sądu” ( HenSłow 51, 2 ). W tych zapatrywaniach autor Księgi Henocha Słowiańskiego zgadza się z poglądami autora Listu Henocha” ( por. HenEt 103, 5 – 15 ).
Fragment Apokalipsy Noego włączonej w końcowy tekst Księgi Henocha relacjonuje zdarzenia z dzieciństwa Noego oraz omawia jedną z wizji Henocha, która dotyczy czasów ostatecznych. W wizji Henoch dostrzega obłok w którym słychać jedynie palący ogień i przeraźliwe krzyki cierpiących. Jeden z aniołów wytłumaczył Henochowi, że jest TO MIEJSCE DO KTÓREGO ZOSTANĄ WTRĄCONE DUSZE GRZESZNIKÓW I BLUŹNIERCÓW. Dla tych którzy miłują Boga i w pogardzie mają dobra materialne oraz dla męczenników ( HenEt 108, 8 – 9 ) jest przeznaczona nagroda: zostaną wprowadzeni do jaśniejącego światła i zasiądą na tronie chwały ( HenEt 108, 12 ). Autor kończy Księgę wyznaczeniem końcowego losu grzeszników: „GRZESZNICY BĘDĄ JĘCZEĆ WIDZĄC, JAK ONI ( sprawiedliwi – przyp. aut. ) JAŚNIEJĄ, ALE SAMI PÓJDĄ TAM, GDZIE USTALONO DLA NICH DNI I CZASY. Tu kończy się wizja apokaliptyczna Henocha” ( HenEt 108, 15 ). Autor wprowadził enigmatyczne odniesienie do losów grzeszników: „ustalone dla nich dni i czasy” – trudno powiedzieć co miał narrator nas myśli…
Wniosek: judaizm apokaliptyków był gotowy na orędzie Jezusa. Olbrzymia masa zbieżnych poglądów nie jest przypadkowa.Trudno o jednoznaczny wniosek czy „List Henocha” naucza o wiecznym potępieniu i odrzuceniu grzeszników. Wydaje się, że autor podziela pogląd o innej wieczności zbawionych i innej wieczności potępionych ( „ustalono dla nich dni i czasy” ). Ks. prof. Hryniewicz może wykorzystać to do obrony swojego poglądu.
c. d. n.
Do wcześniejszego komentarza P. Andrzeja.
Tempo zawrotne. Zwolnijmy, proszę.
MĄDRA DYSKRECJA – NIEZWYKŁA PEDAGOGIA
Oczywiście, że kwestia nazwy „Nazara” w Q 4, 16 jest w naszych rozważaniach czymś ubocznym. Uczeni wciąż pracują. Tylko u nas w Polsce raczej cicho, cichutko…
Znane mi są najnowsze studia, międzynarodowe komentarze i wydania krytycznego tekstu Ewangelii Galilejskiej. To są dochodzące z biegiem lat całe tomy poświęcone poszczególnym grupom tematycznym Q (clusters). Są one owocem cierpliwych badań i wytrwałej współpracy największych specjalistów z Ameryki i Europy.
POWRACAM JEDNAK DO KWESTII ZASADNICZEJ. Tak, pewne wypowiedzi Jezusa w Ewangelii logiów (Q 6,21; 6, 23; 7, 34 – 35; 15,7) odsłaniają coś charakterystycznego w Jego stosunku do radości i śmiechu. Jakże znamienny jest już sam fakt, że pogardliwie nazywano Jezusa „żarłokiem i pijakiem”, „przyjacielem celników i grzeszników” (7, 34 – 35). Nie sposób wyobrazić sobie, aby brał udział w posiłkach przy jednym stole z tak określanymi ludźmi i nie uśmiechał się do nich, nie cieszył ich obecnością i gotowością słuchania Jego słów.
Wątpliwe jest jednak odniesienie do Q 10, 21 w dzisiejszym komentarzu P. Andrzeja z godz. 09.55. W Q nie ma w ogóle słów o Jezusowym „rozradowaniu w Duchu Świętym”. Sprawdźmy:
Q 10:21 THANKSGIVING THAT GOD REVEALS ONLY TO CHILDREN
21 At «that time» he said: I thank you, Father, Lord of heaven and earth, for you hid these things from sages and the learned, and disclosed them to children. Yes, Father, for that is what it has pleased you to do. (u ks. Paciorka podobnie).
To jedynie u Łukasza (10,21) pojawia się wyraźne odniesienie do radości i Ducha Świętego. To zresztą nie przypadek, że właśnie Ewangelia Łukasza jest pod tym względem od samego początku najbardziej pneumatologiczna (zob. Łk 1,15.41; 2,27; 4,1.14…). Jest w niej najwięcej odniesień do Ducha Świętego, zwłaszcza w stosunku do ludzi „pełnych Ducha Świętego”, „napełnionych Duchem Świętym”, „natchnionych przez Ducha”.
Podsumowując, można powiedzieć, że w Ewangelii Galilejskiej Q mamy jedynie ŚWIADECTWO POŚREDNIE. Nie ma tu wyraźnie i wprost mowy o śmiechu czy uśmiechaniu się samego Jezusa, ale sytuacja i kontekst wypowiadanych przez Niego słów wskazują na obecność radości, uśmiechu i przyjaznych uczuć względem ludzi, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących Jego życzliwości i dobroci. Osobiście wyczuwam w tym jakąś MĄDRĄ DYSKRECJĘ I NIEZWYKŁĄ PEDAGOGIĘ: „Syn Człowieczy przyszedł bowiem odszukać i zbawić [ocalić] to, co zginęło” (Łk 19,10). I niech tak pozostanie!
„Radość” w Q 10, 21. Chciałem wskazać, że jedyne słowa o radości Jezusa w NT pojawiają się w RECENZJI ŁUKASZA logiów Q. Moim zdaniem nie jest to przypadkowe. Ewangelia Galilejska jest pełna optymizmu i dlatego Łukasz w jej materiale umieścił informację o „radości Jezusa”.
Cisza o której mówi ks. prof. Hryniewicz sprawia wrażenie, że w Polsce nikt nie interesuje się tematyką biblijną lub Jezusem historycznym czy też wczesnym chrześcijaństwem. Tym bardziej jest to dziwne, że wszystko sprawia wrażenie, że jest wręcz przeciwnie ale jest też druga strona tego zagadnienia. W naszym kraju niezwykła estyma ciesza się fundamentaliści ( Josh McDowell ) lub publicyści, którzy w swoich elaboratach starają się „udowodnić” iż to Żydzi zabili Jezusa ( Paweł Lisicki ). Wszystko to pozostaje w niezgodzie z pracami naukowców i z najnowszym nauczaniem Kościoła. Co więcej protest przeciwko próbom powrotu do średniowiecza jest nieliczny i właściwie pochodzi on z zagranicy: Duma i uprzedzenie. Kilka uwag o książce Pawła Lisickiego „Kto zabił Jezusa?”
John Connelly październik 2013, nr 701;
Bałamutny Lisicki. Od takich biblistów uchowaj nas, Panie
Ks. John T. Pawlikowski*, przeł. Andrzej Ehrlich
06.09.2013 , aktualizacja: 07.09.2013 01:52.
SKANDAL,SKANDAL I WSTYD. KOMU ZALEŻY BY ZEPSUĆ JUŻ NAPRAWDĘ W MIARĘ POPRAWNE STOSUNKI POMIĘDZY JUDAIZMEM A KATOLICYZMEM I TO POSŁUGUJĄC SIĘ JEZUSEM.
P. s.
„Jezus, Synagoga, Kościół – „rozejście się dróg”
Kolejnym wyzwaniem, jakie wyłania się z dialogu z judaizmem, jest spojrzenie na Jezusa i pierwotny Kościół w szerokim kontekście ludu żydowskiego w I i II wieku naszej ery. Dyskusja nad „rozejściem się dróg” – jak często się o tym mówi – tocząca się obecnie pomiędzy uczonymi, także w łonie Towarzystwa Literatury Biblijnej oraz w roboczych grupach uniwersyteckich w Princeton i w Oksfordzie, skłania do przesunięcia daty rozdziału pomiędzy Kościołem a ludem żydowskim daleko poza I stulecie (a nawet później, jeśli chodzi o chrześcijański Wschód). Badania naukowe dostarczają dowodów na to, że jeszcze po dokonanym rozdziale wciąż dochodziło do wzajemnego wpływu. Kwestia ta została szerzej omówiona w zbiorze esejów: The Ways that Never Parted („Drogi, które nie rozeszły się nigdy”).
Jedno z najlepszych podsumowań wstępnych wniosków z badań naukowych, dotyczących „rozejścia się dróg”, pochodzi od Robina Scroggsa. Jego analizę z uznaniem cytuje w swoich pismach kardynał Joseph Bernardin. Scroggs, dokonawszy krytycznego przeglądu najnowszych badań na temat relacji Jezusa z judaizmem, stawia następujące twierdzenia:
(1) Ruch, który zapoczątkował Jezus i który trwał w Palestynie po Jego śmierci, można najlepiej opisać jako ruch reformatorski w łonie judaizmu. Przetrwało niewiele dowodów z tych czasów, które świadczyłyby o tym, że chrześcijanie mieli tożsamość odrębną od żydowskiej.
(2) Pawłowy ruch misyjny w rozumieniu samego Pawła był misją żydowską skierowaną do narodów, będących właściwym adresatem Bożego wezwania wobec ludzi.
(3) Przed końcem wojny żydowsko-rzymskiej w roku 70 naszej ery nie istniała jeszcze taka rzeczywistość jak chrześcijaństwo. Uczniowie Jezusa nie mieli takiej samowiedzy, zgodnie z którą mieliby należeć do religii przeciwstawiającej się judaizmowi. Odrębna tożsamość chrześcijan zaczęła się wyłaniać dopiero po wojnie żydowsko-rzymskiej.
(4) Wszystkie późniejsze fragmenty Nowego Testamentu wykazują oznaki tendencji do rozdzielenia, ale na ogół także zachowują pewną łączność z żydowską macierzą.
Zwłaszcza pierwsze twierdzenie Scroggsa wskazuje na konieczność ponownego przyjrzenia się początkom Kościoła. Biblista John P. Meier w III tomie swego wszechstronnego studium na temat nowotestamentalnego wizerunku Jezusa dowodzi, że na podstawie dokładnych badań nad świadectwem Nowego Testamentu należy widzieć Jezusa jako kogoś, kto prezentuje się współczesnej sobie wspólnocie żydowskiej jako prorok końca czasów oraz cudotwórca podobny do Eliasza. Nie jest On zainteresowany stworzeniem separatystycznej sekty czy „świętej reszty” na podobieństwo sekty qumrańskiej, ale wyobraża sobie rozwój szczególnej wspólnoty religijnej w łonie Izraela. Pomysł, że ta wspólnota
będzie podlegać wyłącznie procesowi oddzielenia od Izraela w trakcie realizowania misji wobec narodów w świecie – a trwałym tego następstwem będzie to, że sama stanie się w przeważającej mierze wspólnotą nieżydowską – nie znajduje żadnego odzwierciedlenia w nauczaniu czy działalności Jezusa.
Z kolei David Frankfurter dowodzi, że w obrębie rozmaitych skupisk, obejmujących Żydów i żydowskich uczniów Chrystusa, istniały wpływy wzajemne, utrzymujące się do późnej starożytności. Istnieją dowody na to, że grupy te w pewnym stopniu zazębiały się ze sobą, co – wziąwszy wszystko pod uwagę – podważa każdą interpretację, przemawiającą za istnieniem historycznie odrębnego „chrześcijaństwa” przed upływem co najmniej połowy II wieku.
Coraz więcej biblistów, którzy zaangażowali się w dyskusję na temat „rozejścia się dróg”, zgodnie podkreśla ogromną trudność w umiejscowieniu Jezusa w zmieniającym się wciąż w I wieku kontekście żydowskim. Niektórzy mówią o formach „judaizmu” i formach „chrześcijaństwa” w tym okresie, z których prawie wszystkie zawierały pewną mieszaninę kontynuowanych żydowskich praktyk religijnych oraz nowych intuicji zaczerpniętych z posługi i nauczania Jezusa. Niektórzy uczeni, tacy jak Paula Fredriksen, uważają, że nawet mówienie o „rozejściu się dróg” jest nieprzydatne, ponieważ zakłada istnienie dwóch konkretnych grup wierzących. A rozmaite grupy w rzeczywistości były przemieszane ze sobą przez co najmniej kilka wieków. Dlatego, jak słusznie zauważył Daniel Boyarin, nie można mówić o judaizmie jako „matce” czy „starszym bracie” chrześcijaństwa. Jest raczej tak, że to, co w końcu stało się znane jako judaizm czy chrześcijaństwo w latach po Chrystusie, było rezultatem skomplikowanych wspólnych narodzin w ciągu dłuższego okresu, kiedy to różne zapatrywania na Jezusa zaczynały się wiązać przeważnie z jedną lub dwiema dominantami. Wiele czynników przyczyniło się do tego ostatecznego rozróżnienia; należy do nich odwet Rzymian na „Żydach” za ich powstanie przeciwko rzymskiej okupacji Palestyny pod koniec I wieku oraz pojawienie się wpływowego antyżydowskiego nauczania w epoce patrystycznej. Także „nawrócenie” cesarza Konstantyna okazało się mieć decydujące znaczenie dla ostatecznego rozłamu na dwie odrębne wspólnoty religijne.
Bez wątpienia nowe badania naukowe rzucają wyzwanie dwóm dyscyplinom chrześcijańskiej teologii: chrystologii i eklezjologii. Jak zintegrować głęboko żydowskiego Jezusa z wiedzą chrystologiczną i jakim językiem mówić o początkach Kościoła? Na pewno nie możemy już dłużej zadowalać się gładkim stwierdzeniem, iż „Chrystus założył Kościół” w czasie swego ziemskiego życia, jeśli weźmiemy na serio fakt – który, według mnie, trzeba wziąć na serio – że Kościół ewoluował z judaizmu stopniowo w ciągu kilku wieków i że nie było jakiegoś odrębnego religijnego ciała zwanego „kościołem”, kiedy Jezus żył na ziemi ani jeszcze wiele dziesięcioleci później.
Niektórzy w Kościele spieraliby się, że badania historyczne mają niewielki wpływ na podstawowe treści wiary. Choć z całą pewnością opowiadam się za tym, że wiara to coś więcej niż kwestia świadectw historii, to jestem również przekonany, że nie może ona pozostać niezmienna w obliczu głębokich zmian odnotowanych przez tak poważne świadectwo historii, jakie wyłania się z badań nad „rozejściem się dróg” ( Chrześcijaństwo pomiędzy ryzykiem a odnową Ks. John T. Pawlikowski, ZNAK grudzień 2009, nr 655 ).
Warto czasami pomyśleć czy nie lepiej ze swoją wiedzą pozostać w kręgu najbliższych niż męczyć się niezasłużenie z piętnem odstępcy w Polsce. Dla rozwagi. Jak być tym radosnym chrześcijaninem, pełnym nadziei skoro laury i tak należą się ignorantom…
Całość cytowanego artykułu ks. Johna Pawlikowskiego: http://www.miesiecznik.znak.com.pl/10776/calosc/chrzescijanstwo-pomiedzy-ryzykiem-a-odnowa.
Protest ks. Pawlikowskiego na elaboracik Lisickiego:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,133678,14560956,Balamutny_Lisicki__Od_takich_biblistow_uchowaj_nas_.html
Wróciłem z dłuższego wieczornego spaceru i
WYJAŚNIAM
Pisałem, że „tylko u nas w Polsce raczej cicho, cichutko…”, ale proszę zauważyć, że jedynie w kontekście dynamicznego rozwoju dalszych badań nad Ewangelią Galilejską, the Sayings Gospel Q. Rozmawiamy przecież od dłuższego czasu o tej Ewangelii. Nie można moim słowom przypisywać „wrażenia, że w Polsce nikt nie interesuje się tematyką biblijną lub Jezusem historycznym czy też wczesnym chrześcijaństwem”. To wyraźna nad-interpretacja.
Znam teksty księży Johna Connelly i Johna Pawlikowskiego. Wiem, co wypisuje P. Lisicki, mój zagorzały oponent sprzed lat. Wiem, co wyczyniają fundamentaliści. „Ale im odpuść!” – jak mawia jeden z moich przyjaciół w Niemczech. Usiłuję to czynić. I nie lękam się chodzić z piętnem „heretyka” w bardzo religijnej Polsce. Myślę, że warto mimo wszystko być „radosnym chrześcijaninem, pełnym nadziei”.
Przykład ks. prof. jest dla mnie niedoścignionym wzorem. Nie wiem czy miałbym siłę odpuścić. Dla mnie nie jest ksiądz heretykiem – to prawdziwa nad-interpretacja.
Pozwoliłem sobie oczywiście rozszerzyć pojęcie ciszy z Q na inne tematy niemniej jednak też istotne dla wszystkich, którym powinno być drogie chrześcijaństwo ( z tym rozszerzeniem ks. prof. Hryniewicz nie ma nic wspólnego! ). Jednak zastanawia dlaczego wydawnictwa i pewne środowiska katolickie promują dziwne koncepcje ( niebezpieczne ) a nie potrafią wydać pozycji dotyczących a choćby wspomnianych przez nas prac o Q czy też Fitzmyera lub zdobywającego międzynarodową sławę ks. J. Meiera. Nie mam nic przeciw polifonicznemu katolicyzmowi ale „odgrzewanie” tezy o odpowiedzialności Żydów za śmierć Jezusa wraz z pozytywnymi recenzjami dotyczącymi tej książki w katolickich mediach jest skandalem za który zapłacimy wspólną cenę, ponieważ wyrośnie nowy krąg ludzi, których trzeba będzie przekonywać do prawdy, która dla niektórych nie jest najłatwiejsza – Jezusa zabił bezwzględny rzymski prefekt Poncjusz Piłat.
„Warto czasami pomyśleć czy nie lepiej ze swoją wiedzą pozostać w kręgu najbliższych niż męczyć się niezasłużenie z piętnem odstępcy w Polsce. Dla rozwagi. Jak być tym radosnym chrześcijaninem, pełnym nadziei skoro laury i tak należą się ignorantom…”.
Panie Andrzeju Janie, skąd takie wątpliwości/obawy przed szerokim dzieleniem się swoją wiedzą i przemyśleniami z innymi? Przecież gdyby nie ta szlachetna ludzka cecha, to w jaki sposób (z jakich źródeł) pan sam czerpałby wiedzę? Przecież dla uzasadnienia i uwiarygodnienia swoich racji pan również jest zmuszony do powoływania się na licznych autorów. A czy wiedzę chłoniemy dla „laurów”? Dzielimy się przemyśleniami, by choć odrobinę więcej wiedzieć i rozumieć, by się wzajemnie budować, motywować i inspirować, i by było w nas więcej… radości i nadziei!
Jeszcze parę miesięcy temu nie wiedziałem, że Ewangelie były tak szczegółowo badane. Albo, że istnieje warstwa tekstu, którą nazwano Ewangelią Galilejską. A pięć lat temu chyba po raz pierwszy natknęłem się na nadzieję powszechnego zbawienia. Zdaje się, że przeglądając książki Kołakowskiego. To są bardzo interesujące rzeczy. Bardzo się cieszę, że ktoś się nimi dzielił. Dla mnie to było znaczące. I na pewno nie tylko dla mnie. Nauczyłem się tutaj sporo. Nie wiem czy AJN odnosi to zdanie o pozostawieniu wiedzy dla najbliższych… do nadziei powszechnego zbawienia, ale byłoby to bardzo dziwne gdyby taka nadzieja została gdzieś zamknięta w ramach wtajemniczonej grupy. Nadzieja na powszechne zbawienie została by opieczętowana frazą ‚tylko do wglądu nielicznych’. Absurd. Wiedza nie jest chyba po to, żeby się za pomoca niej stroić w piórka i zdobywać laury. Zwłaszcza taka wiedza. A swoją drogą to nie rozumiem po co wymyślają księdzu od heretyków. Nie brałbym tego na poważnie. To jest po prostu słowo, którym chcą zrobić krzywdę.
Osobiście bardzo żałuję, że wiedza o nadziei na powszechne zbawienie, mimo publikacji ksiedza i tekstów popularyzujących jest pewnie nieznana szerzej. Ludzie staliby się odrobinę lepsi. To nie dużo, ale to już coś. Gdyby Kościół był nieco bardziej odważny. To jest niestety katastrofa, że zamiast głosić nadzieję, Kościół głosi trwogę przed ideologią gender. Osobiście byłbym ostrożeniejszy niż Andrzej Jan Nowicki w ogłaszaniu, że ponura religijńość to juź przeszłość. Ona cały czas daje o sobie znać. Religijność w stylu tej z pracy Jeana Delumeau Grzech i strach jest cały czas obecna. To religijność nadziei jest według mnie cały czas w podziemiu. Szkoda.
Do Pana Tomka!
Mój tekst nie dotyczył tzw. wiedzy o powszechnym zbawieniu a niektórych faktów z życia Jezusa historycznego. Powszechne zbawienie nie powinno wywoływać żadnych kontrowersji w przeciwieństwie do tematu, który czasami poruszam na tym blogu. Wydaje mi się czasami, że rzymska kara ukrzyżowania, którą dokonywano nago jest źle przedstawiana na malowidłach i rzeźbach w Kościołach. Gdyby oddano je bardziej realnie być może wtedy niektórzy dostrzegliby, znak, który mówi, iż ofiara to ŻYD.
Do Pana Andrzeja Michniewicza!
Panie Andrzeju ja kiedyś za tzw. „wiedzę” zapłaciłem drogo, bardzo drogo. Pozostałem nadal radosny i ufny ale zauważyłem, że niektóre przemyślenia trzeba…
Nie chcę robić nic dla laurów ale uważam, że należą się one osobom o których się w naszym kraju praktycznie nie mówi a którym udało się „chwycić” Jezusa za skraj szaty. Pozdrawiam.
EWANGELIA GALILEJSKA O ZGUBIONEJ MONECIE (Q 15,8-10) I O RADOŚCI
Panie Andrzeju!
Jak dotąd nie odkryłem, dlaczego w przekładzie Ewangelii Galilejskiej ks. Paciorek (s. 371) POMINĄŁ tak ważny tekst Q 15,8-10 o zgubionej monecie. Dlaczego? Autor nie miał dostępu do właściwego przekładu? Czy są jakieś poważne racje za tym przemawiające? Przecież mamy tam JESZCZE JEDNĄ WZMIANKĘ O RADOŚCI. JESZCZE JEDNO PIĘKNE ŚWIADECTWO WIĘCEJ!
Oto teksty o zaginionej owcy i zgubionej monecie z INTERNATIONAL Q PROJECT (przekład angielski z 2001 r.). W tym pierwszym tekście jest jeszcze w. 5a, którego także nie ma w książce Paciorka; jest tylko w. 4 i 7). Jak to wytłumaczyć?
Q 15:4-5a, 7 The Lost Sheep
4 Which person «is there» among you «who» has a hundred sheep, •on losing‚ one of them, •will‚ not leave the ninety-nine •in the mountains‚ and go •hunt for‚ the •lost one‚? 5a And if it should happen that he finds it, 7 I say to you that he rejoices over it more than over the ninety-nine that did not go astray.
Q 15:•8-10‚ •The Lost Coin
8‚ •«Or what woman who has ten coins, if she were to lose one coin, would not light a lamp and sweep the house and hunt until she finds?»‚ •9‚ •«And on finding she calls the friends and neighbors, saying: REJOICE with me, for I found the coin which I lost.»‚ •10‚ •«Just so, I tell you, there is JOY before the angels over one repenting sinner.»‚
Czekam na dalsze komentarze do nadziei powszechnego zbawienia. Bez pośpiechu! Potrzebny jest czas na namysł. W tej chwili biorę do ręki książkę uniwersyteckiego kolegi, nieżyjącego już ks. Ryszarda Rubinkiewicza SDB, „Eschatologia HEN 9-11 a Nowy Testament” (Lublin: Redakcja Wydawnictw KUL 1984). Pełno w niej moich podkreśleń w różnych kolorach z minionych lat.
Dziękuję za zainteresowanie. Nie spieszę się. Chciałem jednak już wstępnie poinformować, że analiza diachroniczna i synchroniczna oraz środowiskowa pierwszej warstwy tradycji o Jezusie Ewangelii Q prowadzi do wniosków zgodnych z nadzieją ks. prof. Zanim jednak do tego dojdziemy czeka nas niezmiernie żmudna podróż po odcieniach judaizmu sprzed roku 70 po Chr. Pozdrawiam.
P. s..
Cytowanym tekstom z Q przyjrzę się dzisiaj w godzinach popołudniowych.
Znalazłem trochę wskazówek co do fragmentu „The lost coin”.
Po pierwsze proszę przejść do strony The international Q project z tekstem Ewangelii Galilejskiej (The Sayings Gospel Q)
http://homes.chass.utoronto.ca/~kloppen/iqpqet.htm
Przy zakończeniu wstępu pojawia się informacja, że wszystkie fragmenty, co do których istnieje wątpliwość, czy stanowiły rzeczywistą część Q zostały oznaczone podwójnym nawiasem.
„When there is considerable uncertainty as to whether a given word was in Q, it is put in double square brackets [[ ]]”
Tak właśnie jest w przypadku przypowieści o zaginionej monecie. Cały fragment jest w ten sposób oznaczony.
Jednak ten sam wstęp mówi : „If there is a still higher degree of uncertainty, the space is left blank, with three dots (…) indicating that there was some text here, but not of adequate certainty to include. Two dots (…) indicate that it is even uncertain whether anything at all was here, in which case the reference is enclosed in question marks”
Wygląda więc na to, że nie jest to absolutnie niemożliwe, żeby ta przypowieść jednak się tam znajdowała.
Zwłaszcza, że wstęp ujmuję ją w jeszcze innym miejscu: „The Sayings Gospel Q contains some of the most memorable of Jesus’ sayings. It is thanks to Q 11:2b-4 that we know the Lord’s Prayer. Q presents it in a more original form than what we use in our liturgy today. (We use Matthew’s revision of the Q Prayer: Matt 6:9-13). Q also preserves for us the certainty of the answer to prayer (ask, search, knock, for a caring Father does provide, Q 11:9-13), the beatitudes (Q 6:20-23), the love of enemies (Q 6:27-28, 35c-d), turning the other cheek, giving the shirt off one’s back, going the second mile, giving, expecting nothing in return (Q 6:29-30), the golden rule (Q 6:31), the tree known by its fruit (Q 6:43-45), indeed most of what we think of as the Sermon on the Mount—and more: storing up treasures in heaven (Q 12:33-34), free from anxiety like ravens and lilies (Q 12:22b-31), taking one’s cross (Q 114:27), losing one’s life to save it (Q 17:33), parables of the mustard seed Q 13:18-19), the yeast (Q 13:20), the invited dinner guests (Q 14:16-23), the lost sheep (Q 15:4-7), the lost coin (Q 15:8-10), the entrusted money (Q 19:12-26).”
Wygląda więc (wstępnie) na to, że zastrzeżenie można ograniczyć do układu słów, albo do użytych zwrotów, ale nie do samej przypowieści.
Skąd wynikają trudności w ustaleniu czy przypowieść o „Zagubionej monecie” należała do Q?
Przede wszystkim musimy liczyć się z tym, że w pewnych momentach gdy Mt korzystał z Q nie robił tego Łk a i prawdopodobnie zachodziła i sytuacja odwrotna. Wszystko to łatwo wyłapać gdy jeden z Ewangelistów stosuje dublet. Spójrzmy jak w Ewangeliach wygląda mowa misyjna: u Mt spotykamy ją tylko jeden raz ( Mt 10, 5 – 15 ) a u Łk dwa razy ( Łk 9, 1 – 6 oraz 10, 2 – 12 ). Wniosek: Gdy Łk w materiale źródłowym, którym był dla niego Mr spotkał „Mowę misyjną” zamieścił ją w swojej Ewangelii a gdy napotkał ją w Q uczynił to ponownie. W przypadku przypowieści o „Zagubionej monecie” występuje ona tylko u Łk istnieje więc możliwość, że Łk nie wziął jej z Q lecz z innego materiału, który określamy „L”. Niepewność nie pozwala bezsprzecznie zakwalifikować tej przypowieści do Q chociaż jej wymowa jest jak najbardziej zgodna z treścią przypowieści „O zagubionej owcy”.
Natomiast różnice w odtwarzaniu oryginalnego brzmienia przypowieści „O zagubionej owcy” wynikają z badań reminiscencji językowych pomiędzy Mt i Łk i czasami mogą się różnić w ujęciu niektórych badaczy.
Bardzo ciekawe są badania nad Łk 14, 1 – 6 i uzdrowienia człowieka chorego na puchlinę wodną, które to uzdrowienie być może pochodzi z Q! Za tym wariantem przemawia paralelny przekaz u Mt dotyczący uzdrowienia człowieka z uschłą ręką ( por. Mt 12, 9 – 14 ). Mt bowiem prawdopodobnie połączył w tym uzdrowieniu relację Mr ( Mk 3, 1 – 6 ) z opisem Q ( por. J. Ernst, Das Evangelium nach Lukas,RBnT,Regensburg 1977, s. 295; I. H. Marshall, The Gospel of Luke. A Commentary on the Greek Text , The New International Greek Testament Commentary, Michigan
1979, s. 578; W. Wiefel, Das Evangelium nach Lukas ,Theologischer Handkommentar zum Neuen Testament 3, Berlin 1988, s. 267.
ŚPIEW JEZUSA W Q
„Popatrzcie na kruki, że NIE sieją, ani NIE żną, i Nie zbierają do spichlerzy, a przecież Bóg żywi je. Czy nie jesteście ważniejsi od ptaków?
Przypatrzcie się liliom, jak rosną. NIE trudzą się ani NIE przędą” ( Q 12, 24. 27 ).
Każdy bez trudu zauważy, że poetycka mowa Jezusa w tym fragmencie jest wyraźnie „okaleczona”. Dlaczego kruki trzy razy NIE a lilie tylko dwa razy NIE? Papirus Oxyrhynchus 655 znaleziony przez Grenfella i Hunta, napisany po grecku pismem uncjalnym jest datowany według metody paleograficznej na początek wieku III i zawiera loggia
zawarte w koptyjskiej wersji Ewangelii Tomasza (loggia: 24, 36 – 39), której odpisy pochodzą z IV wieku. We fragmencie dotyczącym lilii, tłumacz M. Starowiejski ( Apokryfy Nowego Testamentu, Marek Starowieyski, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 1986, ) oddał greckie słowo występujące we fragmencie papirusowym ου ξαινουσιν (nie trapią) jako αυξανει (rosną). Po wnikliwych badaniach Kodeksu Synajskiego okazało się, że korektor w Mt 6, 28 starł wariant ου ξαινουσιν i zastąpił go αυξανει ale zabieg ten nie usunął napisu, ponieważ pozostaje on widoczny pod lampą ultrafioletową (Dirk Jongkind, ‚ The Lilies of the Field’ Reconsidered: „Codex Sinaiticus” and the Gospel of
Thomas, Novum Testamentum Vol. 48, Fasc. 3 2006, s. 209 – 216). Kodeks Synajski potwierdza wersję z P. Oxy655, a tłumaczenia Starowiejskiego sprawiają wrażenie jakby występowała tam lekcja αυξανει (rosną). Dzięki badaniom przywrócony został poetycki wyrażony w mowie śpiew Jezusa:
„Przypatrzcie się liliom. NIE trapią się, NIE trudzą się ani NIE przędą” – trzy razy NIE jak w przypadku kruków.
W IQP tłumaczą ten fragment tak:”At one place (Q 12:27) the fact of a written Greek text of Q is strikingly attested by the presence of a Greek scribal error: Whereas both Matthew and Luke (Matt 6:28b par. Luke 12:27), and hence Q, list as the three tasks that ravens and lilies do not perform, as rôle models for humans free of anxiety. But in the case of the lilies, “how they grow: They do not work nor do they spin,” the first is neither a negative statement, nor a verb naming a task in the process of making clothing. But a very slight change in the Greek lettering produces the meaning: They do not card, nor do they work, nor do they spin,” with the formulation “not card” faintly attested in an ancient manuscript of Matt 6:28b preserved at Mt. Sinai, and in the Gospel of Thomas, Saying 36. ”
Cały fragment Q podawany przez Kloppenborga i kolegów brzmi tak:Q 12:22b-31 Free from Anxiety like Ravens and Lilies
22b Therefore I tell you, do not be anxious about your life, what you are to eat, nor about your body, with what you are to clothe yourself. 23 Is not life more than food, and the body than clothing? 24 Consider the ravens: They neither sow nor reap nor gather into barns, and yet God feeds them. Are you not better than the birds? 25 And who of you by being anxious is able to add to one’s stature a .. cubit? 26 And why are you anxious about clothing? 27 ·Observe‚ the lilies, how they grow: They do not work nor do they spin. Yet I tell you: Not even Solomon in all his glory was arrayed like one of these. 28 But if in the field the grass, there today and tomorrow thrown into the oven, God clothes thus, will he not much more clothe you, persons of petty faith! 29 ·So‚ do not be anxious, saying: What are we to eat? ·Or:‚ What are we to drink? ·Or:‚ What are we to wear? 30 For all these the Gentiles seek; ·for‚ your Father knows that you need them ·all‚. 31 But seek his kingdom, and ·all‚ these shall be granted to you.
Czegoś tu nie rozumiem. W wersji angielskiej pojawia się zaprzeczenie dot. Lilli: „they do not card”, gdzie słowo „card” znaczy ”
vb
(Clothing, Personal Arts & Crafts / Textiles) (tr) to comb out and clean fibres of wool or cotton before spinning”.
Dlaczego w translacji na polski pojawia się tutaj „nie trapią” i dlaczego pełna treść Q na IQP nie zawiera tego fragmentu (do porównania wyżej). Zawiera za to fragment mówiący o tym, że lilie rosną?
P.s. To jest jeden z najładniejszych fragmentów z całego Q.
Tłumaczenie IQP i wszystkie tłumaczenia tego fragmentu w Nowych Testamentach w języku polskim są błędne, ponieważ nie uwzględniają odkrycia papirusu Oxy. 655 oraz odkrycia poprawnej lekcji w Kodeksie Synajskim kiedy w ultrafiolecie okazało się, że „lilie” ου ξαινουσιν. Proszę dokładnie zaznajomić się z tekstem Dirka Jongkinda z Czambridge: http://www.jstor.org/discover/10.2307/25442497?uid=3738840&uid=2&uid=4&sid=21103197411867.
Lekcja w której lilie αυξανει (rosną) została wprowadzona na późniejszym etapie, aby uzgodnić Mt 6, 28 z Łk 12, 27 ( tzw,. harmonizacja kopistów ). Nie zapominajmy, że papirus Oxy. 655 pochodzi z okolic 200 r. po Chr. a kodeksy biblijne pochodzą z wieków IV – V. Te fakty oraz paralelizm ( kruki trzy razy nie, lilie trzy razy nie ) przemawiają za tym, że poprawna lekcja to „nie trapią się”.
Odnalazłem też wzmiankę o tym na polskiej stronie wikipedii:
„W 1904 roku P. Oxy. 655 został przekazany Uniwersytetowi Harvarda przez Fundację Egypt Exploration. Rękopis jest przechowywany w Houghton Library, Uniwersytetu Harvarda (Inv. 4.367) w Cambridge[1][5].
Fragment potwierdza wariant tekstowy Kodeksu Synajskiego z Mt 6,28 ου ξαινουσιν (nie trapią się). Wariant został starty przez późniejszego korektora i jest widoczny tylko pod lampą ultrafioletową. Inne rękopisy Nowego Testamentu stosują wariant αυξανουσιν (rosną )” – http://pl.wikipedia.org/wiki/Papirus_Oxyrhynchus_655
Ciekawe spojrzenie na tę kwestię:
Zeugnisse eines schriftlichen, griechischen vorkanonischen Textes: Mt 6,28b א, P.Oxy. 655 I, 1–17 (EvTh 36) und Q 12,27
James M. Robinson / Christoph Heil, The Institute for Antiquity and Christianity, Claremont Graduate University Claremont.
„Im folgenden soll anhand einer textkritischen Variante in Mt 6, 28 und der griechischen Version von EvTh 36 in P. Oxy. 655 gezeigt werden, dass die Vorlage des Logions Mt 6, 28 par. Lk 12, 27 ursprünglich αυξαινει las und dass dies zu αυξαν… korrumpiert wurde, wovon die kanonischen Lesarten αυξανουσιν ( Mt ) bzw. αυξαινει ( Lk ) abhängen. Das Schicksal dieser textkritischen Variante ermöglicht einige Einblicke in die vor- und außerkanonische Überlieferung des Logions und spricht für die Existenz eines griechisch-sprachigen,schriftlich fixierten Spruchevangeliums Q”.
Wielkie dzięki za to wskazanie. Muszę tam jednak założyć konto, żeby zobaczyć więcej niż stronę. Cały czas nie umiem znaleźć powiązania między „no card” a „nie trapią”. Zrobię to dopiero jutro. Chociaż to może nie jest najważniejsze zadanie na świecie.
Przypomina mi się fragment z polskiego filmu Dzień Świra, który po modyfikacji i uwzględnieniu zmian z „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” powinien brzmieć tak: „jak pan Andrzej wrzuci komentarz to…nie ma bata chciałeś powiedzieć!”.
Skąd pan wytrzasnął tego Dirka Jongkinda. Kloppenborga jeszcze rozumiem, ale Dirk Jongkind!?
DLACZEGO Q JEST ISTOTNE W BADANIACH NAD POCZĄTKIEM CHRZEŚCIJAŃSTWA?
„The importance of Q for understanding Christian beginnings should not be underestimated. Mack is surely right in asserting that a better understanding of Q will require a major rethinking of how Christianity came to be. Together with the Gospel of Thomas, Q tells us that not all Christians chose Jesus’ death and resurrection as the focal point of their theological reflection. They also show that not all early Christians thought apocalyptically” ( Patterson, “The Lost Gospel,” BibRev IX/5 [October 1993] 34-41,s. 61-62).
Czy chrześcijaństwo w którym ani śmierć Jezusa ani Jego zmartwychwstanie nie jest centralnym punktem refleksji jest jeszcze chrześcijaństwem?
Jezus jest dla społeczności Q uosobieniem Mądrości Bożej a sama wspólnota przypisuje słowom Nazarejczyka moc zbawczą. Zatem Dobrą Nowiną dla wyznawców Jezusa w Galilei była Jego nauka i to co z niej wynika – nie czyny. Należy przy tym pamiętać, że pierwotne chrześcijaństwo było bardziej podzielone niż współczesne ( brak szybkiej komunikacji pomiędzy ośrodkami, brak hierarchicznej struktury, tworzenie się ortodoksji ) a pomimo to pozostawało jednością – to naprawdę zaskakuje. Polecam film dokumentalny na ten temat; jest on trochę tendencyjny ale powinien przybliżyć on kim dla pierwszych chrześcijan był Jezus z Nazaretu:http://vod.pl/zagadki-ludzkosci-syn-bozy-2,125721,w.html
Jest jeszcze taki fragment – Q 12:6-7 „More Precious than Many Sparrows”
6 Are not ·five‚ sparrows sold for ·two‚ cents? And yet not one of them will fall to earth without ·your Father’s‚ «consent». 7 But even the hairs of your head all are numbered. Do not be afraid, you are worth more than many sparrows.
Słowo „consent” zostało według IQP wstawione w podwójny nawias. Oznacza to brak pewności co do identycznego brzmienia w Q. Przypomina mi się jak o wróblach pisał Ks. Hryniewicz, że „żaden z nich nie spadnie bez wiedzy Ojca”, albo może nawet żadnen z nich nie spadnie „bez Ojca”. To jest bardzo ciekawe, ponieważ „consent”, które zostało wybrane, oznacza przyzwolenie, albo może nawet wolę. To już nieco komplikuje obraz Ojca, o którym mówił Jezus. Co tu panu jest wiadome ?
No i modlitwa, której uczył Jezus, według IQP brzmi tak:
(Q 11:2b-4 The Lord’s Prayer)
2b ·When‚ you pray, ·say‚: Father — may your name be kept holy! — let your reign come: 3 Our day’s bread give us today; 4 and cancel our debts for us, as we too have cancelled for those in debt to us; and do not put us to the test!
Nie ma tutaj informacji, że Ojciec jest w niebie, nie pojawia się fragment „bądz wola Twoja”, „jako w niebie tak i na ziemi”, wykorzystane słowa przez Klopenborga i kolegów („debt”, „in debt to us”) sugerują raczej, że nie chodzi tyle o winy, co zobowiązania. Całość kończy się prośbą „lepiej nas nie sprawdzaj, doświadczaj”.
Nie ma zbawienia ode złego. Nie mam teraz pod ręką książki księdza Paciorka (która łatwo nie jest dostępna), i nie mogę sprawdzić tego fragmentu u niego. Jeżeli może pan mi napisać o tym z dwa zdania to będę wdzięczny. To jest bardzo ciekawe.
Modlitwa „Ojcze Nasz” według Q:
Ojcze, niech się święci Imię Twoje. Niech przyjdzie Królestwo Twoje. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, bo i my odpuszczamy tym, co przeciw nam zawinili. I nie wódź nas na pokuszenie.
Elementy o których Pan wspomniał są inwencją twórczą Łk lub jego Kościoła. Modlitwa pańska została nam przekazana przez dwa niezależne źródła: Q ( Łk 11, 1 – 4=Mt 6, 9 – 13 ) i Didache 8, 2b ( por. EwNaz 5, PolFil 7, 2a ). Dwie frazy, które nie występują u Łukasza : „Niech Twoja wola spełni się tak na ziemi jak i w niebie” oraz „nas zachowaj od złego” nie pochodzą z Q, ponieważ jest rzeczą niemożliwą, aby Mateusz usunął tą wersję z Q.
Winy czy zobowiązania?
W swoich analizach „Modlitwy pańskiej” Crossan dochodzi do następujących wniosków: „Gdy codzienny chleb potraktujemy jako naprawdę codzienny, to znaczy taką ilość chleba, i nie więcej, jakiej potrzeba na zaspokojenie codziennych potrzeb, wzajemne zaś odpuszczenie grzechów ujmiemy ściśle jako ZNIESIENIE DŁUGÓW. `Chleb i długi stanowiły całkiem po prostu – pisze John Kloppenborg – dwa najbardziej dotkliwe problemy, przed jakimi stał galilejski wieśniak, żyjący z dnia na dzień robotnik rolny, nie zaś kulturalny mieszkaniec miasta. Usunięcie tych dwóch podstawowych bolączek było dla niego najważniejszym dobrodziejstwem królestwa Bożego”. Prośba o zniesienie długów…” ( J. D. Crossan, Historyczny Jezus, warszawa 1997, s. 314 ). Nie chodzi więc w „Ojcze nasz” o odpuszczenie grzechów, lecz zobowiązań finansowych ( długów )…
WRACAM DO POETYCKIEJ STROFY JEZUSA O LILIACH (Q 12,27)
Jezus był niezwykle wrażliwym i bystrym obserwatorem życia. Podpatrywał w Nazara/Nazarecie, CO ROBI SIĘ Z WEŁNĄ OWCZĄ, podstawowym materiałem sporządzania odzieży. I tu właśnie moja NAJWIĘKSZA WĄTPLIWOŚĆ w stosunku do przekładu P. Andrzeja:
„Przypatrzcie się liliom. NIE trapią się, NIE trudzą się ani NIE przędą” – trzy razy NIE jak w przypadku kruków”.
Przekład ten („NIE trapią się”, ou ksainousin) został zainspirowany przez Vikipedię w oparciu o Kodeks Synajski tekstu Mt 6,28, potwierdzony przez Papirus Oxyrhynchus 655. Uznaję słuszność lekcji Kodeksu i Papirusu. Ale czy słuszny jest przekład „nie trapią się”?
P. Andrzej zapewnia, że ‘poprawna lekcja to „nie trapią się”’ i negatywnie ocenia rozpowszechnione przekłady tego miejsca NT oraz przekład IQP.
Chodzi mi właśnie o słowa „NIE TRAPIĄ SIĘ”. Sądzę, że NIE JEST TO PRZEKŁAD WŁAŚCIWY. Rozbija on symetryczny paralelizm w stosunku do strofy o krukach:
„Popatrzcie na kruki, że NIE sieją, ani NIE żną, i NIE zbierają do spichlerzy, a przecież Bóg żywi je”.
Zauważmy, JAK PRECYZYJNIE WYMIENIONA JEST KOLEJNOŚĆ CZYNNOŚCI: najpierw siać, potem żąć, a na końcu zbierać do spichlerzy.
Tymczasem w STOSUNKU DO LILII KOLEJNOŚĆ CZYNNOŚCI OD RAZU ZAŁAMUJE SIĘ Z POWODU PRZEKŁADU „NIE TRAPIĄ SIĘ”. COŚ TU NIE GRA! Po co dublować słowa ”troszczyć się”, i „martwić się” pojawiające się już w zdaniach wprowadzających dwie wymienione strofy „śpiewu” Jezusa? NAZAREJCZYK DOSKONALE ZNAŁ KOLEJNOŚĆ ETAPÓW PRACY NAD WEŁNĄ: najpierw trzeba ją czesać i czyścić (gręplować), potem dalej pracować/trudzić się nad nią, a wreszcie prząść, tkać i sporządzać szatę.
Grecki czasownik „ksaínō” znaczy właśnie: czesać (zwł. o wełnie), gręplować, tkać (tkaninę), a tylko metaforycznie : dręczyć, trapić (passivum: „ksaínesthai”). .
Pod tym względem alternatywny, korygujący przekład International Q Project jest bardzo precyzyjny. Dlatego go bronię, jako wersji najbardziej uzasadnionej. Kolejność pracy nad wełną, podobnie jak w odniesieniu do kruków, została zachowana:
“They DO NOT CARD, nor do they work, nor do they spin…”
P. Tomek słusznie zastanawiał się nad znaczeniem słów „they do not card”. „To card” = to prepare (wool, cotton) with a card – comblike instrument (a weaver’s loom) used for combing, cleaning, and preparing wool, cotton…for spinning. To jest cały proces robienia szat: na końcu dopiero “thread is woven into cloth!”.
Sądzę, że chyba można było w IQP podać ten właśnie przekład. Pozostawiono jednak ten mówiący o liliach jak rosną: „Observe‚ the lilies, how they GROW: They do not work nor do they spin”, kierując się kanoniczną lekcją tekstu Mt 6,28 (auksánousin) i Łk 12,27 (pōs auksánei).
Tyle spisałem z moich nocnych przebudzeń i rozmyślań. Poddaję pod rozwagę.
Nie jestem pewien czy się jeszcze dzisiaj odezwę. Sylwester przecież. Celebracja dziękczynnej Eucharystii za miniony rok 2013. Łaskawy był dla mnie. Jest za co dziękować. Dlatego życzę wszystkim: Szczęśliwego, spokojnego i owocnego Roku 2014 !
Nie ograniczałbym długów, czy zobowiązań do pieniędzy. Jesteśmy dłużni: szacunek, troskę, zadośćuczynienie, albo zobowiązani do dotrzymywania obietnicy. Często wbrew sobie. Potraktowałbym ‚zobowiązanie’ szerzej niż Crossan, bo wydaje mi się to zawężanie znaczenia jak pochodzące z programu Ekonomia Kapitał Gospodarka.
P.s. Tutaj jedynie podałem kilka przykładów zobowiązań zamykających się w pojedynczych słowach. To jest bardzo mało. Ale czuje, że w prośbie o zniesienie zobowiązań jest coś ukryte. I to brzmi lepiej niż wina. Neurotyczna i obciążająca człowieka.
DODATEK O LILIACH
A więc wersja:
Consider the ravens: They neither sow nor reap nor gather into barns….
Observe the lilies: they DO NOT CARD, nor do they work, nor do they spin…”
„Popatrzcie na kruki, że NIE sieją, ani NIE żną, i NIE zbierają do spichlerzy…..
„Przypatrzcie się liliom: NIE czeszą/czyszczą [wełny], NIE trudzą się [nie pracują], ani NIE przędą”…
A więc i w tym przypadku – trzy razy NIE jak w odniesieniu do kruków!
Podoba mi się taka wrażliwość na słowa jaką prezentuje ksiądz. Gręplowanie pasuje tutaj bardziej do lilii niż trapienie. To jest opis etapów pracy. Skoro kruki nie sieją, nie ścinają zboża i nie gromadzą go w spichlerzach, a Bóg żywy je, to pasuje by Lilie jako tajemnicze i strojne ozdoby natury nie czesały wełny, nie trudziły się nad nią i nie przędły swoich szat, a pozostawały piękne za sprawą jakiejś tajemnicy.
Ta precyzja może rzeczywiście podpowiadać, że wypowiadający przyglądał się uważnie zwykłym ludzkim czynnościom. Może godzinami obserwował jak się przędzie sukno, przyglądał się pracy rolników. Te fragmenty mówią o tym, bo ja wiem, jakby autor sam chciał zwrócić uwagę czytających na to, że dobrze zna pracę ludzi i ich trud. Że poznał życie. Ale to jest i przedziwne, że o tym wspomina, ponieważ taka wiedza była raczej powszechna i mało interesująca. Tu jest jakaś poetycka prostota. W tym się objawia talent.
Wykorzystałem już sporo słów, po krótkim namyśle, a lepiej nad tym się dłużej zastanowić.
P.s. Proszę by, trochę jestem skrępowany, zwracał się ksiądz do mnie zwyczajnie Tomek. Ten pan mnie trochę peszy.
Zgoda, Tomku!
Zyczmy sobie radości z wiary i nadziei.
Do Pana Tomka!
Zgadzam się z Pana spostrzeżeniami. Pod motywem ekonomicznym istnieje głębszy kontekst.
Do ks. prof. Hryniewicza!
Dobrze uargumentowana obrona dotychczasowych przekładów. Jednak, abym ją uznał musi ona zawiera jeszcze odpowiedź na dwa pytania:
1. Dlaczego w pierwotnej wersji Kodeksu Synajskiego w Mt 6, 28 jej nie ma tzn. jest ale jako wersja późniejsza?
2. Co z P. Oxy 655, który nieoczekiwanie ją wspiera ( papirus i Kodeks Synajski POWSTAŁY NIEZALEŻNIE OD SIEBIE ).
Proszę dokładnie zaznajomić się z tekstem Dirka Jongkinda z Cambridge: http://www.jstor.org/discover/10.2307/25442497?uid=3738840&uid=2&uid=4&sid=21103197411867.
Lekcja w której lilie αυξανει (rosną) została wprowadzona na późniejszym etapie, aby uzgodnić Mt 6, 28 z Łk 12, 27 ( tzw,. harmonizacja kopistów ). Nie zapominajmy, że papirus Oxy. 655 pochodzi z okolic 200 r. po Chr. a kodeksy biblijne pochodzą z wieków IV – V. Te fakty oraz paralelizm ( kruki trzy razy nie, lilie trzy razy nie ) przemawiają za tym, że poprawna lekcja to „nie trapią się”. Przekład nie został zainspirowany przez Vikipedię, lecz przez Dirka Jongkinda.
Dirk Jongkind – Contact Details:
Telephone INT +44 (0) 1223 566603
Fax INT +44 (0) 1223 566608
Email Dirk Jongkind
Follow @DJngKnd on Twitter https://abs.twimg.com/a/1372187336/images/resources/twitter-bird-blue-on-white.png
Biography
Before Dirk Jongkind ended up in the academy, he worked (together with his wife Marion) in the horticultural sector, growing tropical cut-flowers ( Heliconia ) in greenhouses in decidedly non-tropical Holland. However, though he enjoyed this hands-on setting, he decided to follow his life’s fascination with the history and text of the Bible. He completed a MA in Old Testament at Tyndale Theological Seminary (1999, Badhoevedorp, nr. Amsterdam), and moved to the United Kingdom for an M.Phil. in New Testament at Cambridge University, where he stayed on for a PhD (2005). He has done quite some work in questions relating to the transmission of the Greek text of the New Testament and on issues of history and the social world of the New Testament.
At Tyndale House Dirk does research in the transmission of the text of the New Testament and is preparing the Tyndale House Edition of the Greek New Testament (THEGNT). Besides, he maintains an interest in lexical and grammatical studies. Under the Bible and Church flag he is involved in a range of public events all related to do with the how and why of the current shape of the Bible. He is also involved in mentoring initiatives of the European Leadership Forum and is co-leader of its Theologians Network.
A fellow of St Edmund’s College since 2005, he has served on a variety of committees and is currently the Deputy Senior Tutor. He has taught in a wide variety of settings ranging from big conference rooms and University halls to the back rooms of small rural chapels and local village pubs. He is an Associate Editor of the Tyndale Bulletin and serves on the Editorial Board of the Journal for the Study of the New Testament .
Without any claims of expertise, he likes to talk and think about how Christians can be good scholars and pursue knowledge and truth without compromising their commitment to faith.
Research Interests:
* Textual Criticism of the Greek Bible
* Biblical theology and the relationship between the Testaments
* Greek Grammar and lexicography
* Epigraphy, papyrology, archaeology of the Graeco-Roman world
* Relation of New Testament background and exegesis / theology
Publications
Articles :
2001 „Corinth in the First Century AD: The Search for Another Class”, Tyndale Bulletin 52.1, 139–48.
2005 Dissertation summary: ‚Studies in the Scribal Habits of Codex Sinaiticus’, Tyndale Bulletin 56.2, 153–56.
2006 “’The Lilies of the Field’ Reconsidered: Codex Sinaiticus and the Gospel of Thomas”, Novum Testamentum 48: 209–16.
2011 „Some Observations on the Relevance of the ‚Early Byzantine Glossary’ of Paul for the Textual Criticism of the Corpus Paulinum „, Novum Testamentu m 53 (2011): 358-75.
Book Sections :
2006 “One Codex, Three Scribes, and Many Books: Struggles with Space in Codex Sinaiticus ,” in New Testament Manuscripts: Their Texts and Their World , ed. Thomas J. Kraus and Tobias Nicklas, Texts and Editions for New Testament Study; vol. 2 (Leiden; Boston: Brill), 121–35.
2008 „Singular Readings in Sinaiticus: The Possible, the Impossible, and the Nature of Copying,” in Textual Variation: Theological and Social Tendencies?: Papers from the Fifth Birmingham Colloquium on the Textual Criticism of the New Testament , Texts and Studies, Third Series, Volume 6, edited by DC Parker and HAG Houghton (Piscataway, NJ: Gorgias Press), 35-54.
2011 „The Text of the Pauline Corpus,” in The Blackwell Companion to Paul , edited by Stephen Westerholm (Chichester: Wiley-Blackwell), 216-31.
Monographs:
2007 Scribal Habits in Codex Sinaiticus , Texts and Studies, Third Series, Volume 5 (Piscataway, NJ: Gorgias Press).
Other major publication projects:
2009 „Tregelles’s Greek New Testament: Transcription of the Text and Introduction. Edited by Dirk Jongkind in collaboration with Julie Woodson, Natacha Pfister, and Robert Crellin.” Cambridge, http://www.tyndalehouse.com/tregelles. Ku rozwadze.
Do księdza Hryniewicza: Nie umiem tego ująć inaczej w tej chwili: Ciężko z tą radością jest i różnie są radości : czasami jest gorzka, albo niewłaściwa, ale takiej głębszej warto sobie życzyć. Przekazuję kilka miłych życzeń bliżej nieprzekładalnych na słowa.
Do AJN: proszę też nie używać pan wobec mnie. Wystarczy Tomek.
ACH, TE LILIE JEZUSA!
Zanim się wyłączę, jeszcze krótko odpowiem Panu Andrzejowi.
Dziękuję za życzliwą, iście profesorską, recenzję moich refleksji. Napisał Pan: „Dobrze uargumentowana obrona dotychczasowych przekładów. Jednak…” Właśnie, owo „jednak”…Tymczasem (for goodness sake!), bynajmniej nie bronię tych dotychczasowych przekładów! Moje wątpliwości dotyczyły jedynie Pańskiego przekładu (za D. Jongkindem) słów o liliach, że „nie trapią się”. Zaproponowałem przekład tylko TEGO MIEJSCA, zgodny z alternatywną sugestią IQP: „they DO NOT CARD” – lilie, które „nie czeszą /czyszczą [wełny]”…
Zakwestionowałem przekład „nie trapią się” ze względu na rozbity paralelizm trzech poszczególnych etapów działalności ludzkiej w stosunku do tego, czego lilie nie czynią (podobnie czego nie czynią kruki w odniesieniu do innych trzech czynności). NIE OPOWIADAŁEM SIĘ BYNAJMNIEJ – powtarzam – ZA PRZEKŁADEM: „PRZYPATRZCIE SIĘ LILIOM, JAK ROSNĄ”. Broniłem tylko owego „they DO NOT CARD” z IQP. NIC WIĘCEJ!
W kwestii innych spraw związanych z przekładami i krytyką tekstualną (biblical text criticism) w ogóle się nie wypowiedziałem. To nie moja kompetencja. Nie jestem wszechwiedzącym „facetem”… Często powtarzam: Kocham uczoną niewiedzę (docta ignorantia Mikołaja z Kuzy). Mam inne zadanie do wykonania w swojej dziedzinie jako teolog. Nieraz wyrzucam sobie wręcz, że za dużo czasu poświęcam blogowi, gdy czas życia niemiłosiernie ucieka mi przez palce…
Obdarzył Pan Blogowiczów całym arsenałem: biografią D. Jongkinda (łącznie z numerem telefonu i Twitterem!), informacją o jego zainteresowaniach i innych studiach. Być może komuś się to przyda.
Pomyślnego Roku 2014!
Zyczenia dla wszystkich i ode mnie.
Nawet dla pana Jongkinda.
Proszę by ktoś z Twitterem wrzucił „Best wishes from Poland, not so large city in the south region of a country, and a happy new year from a simple man trying to understand the simplicity and complexity of that what Jesus said, and with not so much succes in the understanding so far”.
Ciekawe jakby zareagował na telefon.
Mam nadzieję, że pan Andrzej nie obrazi się na żart. Wszystkim życzę…
Do ks. prof. Hryniewicza oraz Tomka!
Proszę również nie używać pan wobec mnie, wystarczy Andrzej.
Właśnie wychodzę na Sylwestra i też zastanawiam się czy angażując się w bloga nie marnuje swojego czasu oraz moich rozmówców. Żarty Tomka bardzo lubię i myślę, że taka wiadomość bez odniesienia do „małego miasta” mogłaby ucieszyć Jongkinda. Nie wiem czy „namiary” na Jongkinda przydadzą się komuś w każdym bądź razie Tomek w komentarzu zapytał: Skąd pan wytrzasnął tego Dirka Jongkinda. Kloppenborga jeszcze rozumiem, ale Dirk Jongkind!? Teraz przynajmniej wiadomo skąd pojawił się „ten głos wołający w puszczy”.
Szczęśliwego Nowego Roku od Andrzeja dla wszystkich a w szczególności dla Tomka. Szkoda, że nie bawimy się razem, ponieważ twoje żarty…
MYŚL NADZIEJNA A JEZUS HISTORYCZNY ( część druga ).
Qumran. Eschatologia.
„Według F. M. Crossa qumrańczycy byli sektą apokaliptyczną.` Heilsgemeinschaft { wspólnota szukająca zbawienia}, naśladująca – w oczekiwaniu na nadejście Królestwa Bożego – niegdysiejszy pobyt na pustyni za czasów Mojżesza. Są oni kapłanami apokaliptystami ( priestly apocalyptists ), a nie prawdziwymi ascetami” ( Fitzmyer 1997:s. 49 ).
Qumrańczycy oczekiwali rychłego nadejścia Boga i eschatologicznej wojny Synów Światłości z Rzymianami (=Kittim) reprezentującymi Beliala ( 1QM kol. 18, 1 – 2 ). Pisma apokaliptyczne – pełne symboliki i dwuznacznych określeń – sprzyjały ich ezoterycznemu odczytywaniu. Qumrańczycy wierzyli, że posiedli oni dar poznania tajemnic Bożych ukrytych w Pismach: „[Objawił ich oczom rzeczy ukryte, u]cho swe otworzyli, by mogli usłyszeć o rzeczach głębokich i zrozumieć [wszystko, co staje się, a także to czego doświadczają]” ( 4Q266 frag. 2 kol. 1, 5 – 6 ). W przeciwieństwie do reszty, która nie zna dat „okresu gniewu” ( 4Q266 frag. 2 kol. 1, 2 ). Gdy jednak kolejne terminy mijały, a koniec świata nie nadchodził, jeden ze skrybów układający peszer do Habakuka uspokajał: „Przedłuży się czas ostateczny i przekroczy wszystko, co powiedzieli prorocy, gdyż sekrety Boże są cudowne. Chociaż się odwleka, czekaj na niego, gdyż z pewnością przyjdzie i nie spóźni się” ( 1QpHab kol. 6, 7 – 6 ).
„Reguła Wojny”, którą po raz pierwszy upublicznił E. L. Sukenik {The Dead Sea Scrolls of the Hebrew University ( Jerusalem: Hebrew University and Magnes Press, 1995, tabl. 16 – 34, 47 [dół]; transkrypcja, 1 – 19 )}; jest spisana pismem herodiańskim i pochodzi z początków I w. po Chr. Relacjonuje ona przyszłą eschatologiczną wojnę pomiędzy Synami Ciemności a Światłości. „Będzie to bowiem czas udręki dla Izr[ela, i obwoła]nia wojny /przeciw/ wszystkim narodom. Nastąpi odkupienie działu Bożego na wieczność i UNICESTWIENIE WSZYSTKICH NIEGODZIWYCH NARODÓW. Wszyscy g[otowi] do walki pójdą i staną obozem naprzeciw króla Kittim ( tj. cesarza rzymskiego – przyp. aut. ) i naprzeciw całego wojska Beliala, zgromadzonego z nim na dzień [pomsty] od miecza Boga” ( 1QH kol. 15, 1 – 3 ).
Synów Światłości na wojnę prowadzą aniołowie: Michał, Rafał i Sariel a wojskami żydowskimi dowodzi dowódca całego zgromadzenia „nesi` kol ha`edah” ( Fitzmyer tłumaczy: książę całego zgromadzenia; 1997: s. 92 ). „Na tar[czy] dowódcy całego zgromadzenia wypiszą jego imię i imię Izraela oraz Lewiego, Aarona, i imiona dwunastu plemion Izraela, odpowiednio do ich rodowodów, oraz imiona dwunastu dowódców ich plemion” ( 1QH kol. 5, 1 – 2 ). Wojna skończy się masakrą i zwycięstwem sił dobra: „Rano pójdą ( zwycięzcy ) na miejsce linii, [gdzie padli wojo]wnicy Kittim ( tj. Rzymianie – przyp. aut. ), horda Asyrii i wojsko wszystkich narodów zebranych razem. Jeśli [zmarło wielu] ugodzonych [i nie zostali pogrzebani, to dlatego, że] padli tam od miecza Bożego” ( 1QH kol. 18, 9 – 11 ).
Wojna miała trwać czterdzieści lat a po niej miało nastąpić Królestwo Boże i rajska rzeczywistość ( 4Q171 kol. 2, 7 – 12 ). W czasach ostatecznych – a qumrańczycy wierzyli, że właśnie oni w nich żyją – Belial wraz z demonicznymi siłami miał wspierać Rzymian.
Czy Jezus mógł podzielać poglądy qumrańczyków?
NAUCZYCIEL SPRAWIEDLIWOŚCI – KIM BYŁ I CZEGO NAUCZAŁ
Na czele ruchu pokutniczego staje postać, którą znamy z określenia Nauczyciel Sprawiedliwości. Pomimo iż przekazy wspólnoty nie przekazały nam jego imienia; właściwie możemy być pewni, że chodziło o postać historyczną. Jeśli przyjmiemy chronologię „Dokumentu Damasceńskiego” to wystąpienie Nauczyciela Sprawiedliwości poprzedziło Jezusa o około 150 lat ( CD – A kol. 1, 5 – 7; 9 – 11 ). Nauczyciel Sprawiedliwości był najprawdopodobniej kapłanem i wszedł w ostry konflikt z władzami Świątyni. Przeciwnikiem Nauczyciela była osoba określana mianem Złego Kapłana. Ma to prawdopodobny związek z okresem z lat 167 – 162 przed Chr. kiedy to arcykapłanami przestali być przedstawiciele rodu Sadoka a ze względu na powstanie Machabeuszy zostawali nimi przedstawiciele tej linii. W 152 r. przed Chr. arcykapłanem został mianowany Jonatan (jeden z braci Machabeuszy ) a uczynił to król Aleksander Balas z przyczyn politycznych, ponieważ potrzebował wsparcia Jonatana. Przez te wszystkie wypadki arcykapłaństwo dostało się Machabeuszom, którzy utrzymali swoich przedstawicieli na tym stanowisku przez 115 lat. Przeciwnikiem Nauczyciela Sprawiedliwości musiał być zatem arcykapłan wywodzący się z Machabeuszy, a że konflikt musiał być niezwykle zajadły wskazuje na to ten peszer do Psalmu 37: „Wyjaśnienie tego odnosi się do Niegodziwego [Kap]łana, który czyha na [Nauczyciel]a Spra[wiedliwości i chce] uśmiercić go [z powodu ustaw]y i Prawa” ( 4Q171 kol. 4, 8 ). Próbowano zidentyfikować tożsamość NS, który zawsze w Pismach sekty występuje anonimowo. Ben Zion Walcholder twierdzi, że NS to Sadok, który był uczniem Antygona z Socho, żyjącego na przełomie III i II w. przed Chr. Tenże Sadok miałby być twórcą Zwoju Świątynnego i do tego dzieła miałby nawiązywać „Dokument Damasceński” nazywając go opieczętowaną Księgą Prawa ( CD – A kol. 5, 2 ). Jednak jak zauważa Joseph A. Fitzmyer: „Myśli te są intrygujące, ale zbyt niejasne i problematyczne, aby mogły przekonać. Nie znam nikogo, kto zgadza się z tezami Walcholdera” ( Fitzmyer1997: s. 66 ). Według teorii – podbudowanej dwoma ciekawymi artykułami naukowymi – „Próba ustalenia charakteru i okoliczności powstania dokumentu qumrańskiego o zachowaniu Tory ( 4QMMT )” oraz „Alkimos Nauczycielem Sprawiedliwości?” Pióra S. Mędali; NS to arcykapłan Alkimos ( autor kilku psalmów kanonicznych ), który zreorganizował Świątynię po zakończeniu wojen machabejskich. Inni badacze identyfikują NS z arcykapłanem Oniaszem III ( zm. 171 r. przed Chr. ), kapłanem Jose ben Joezarem ( zm. 162 r. przed Chr. ) czy też Chonim ( zm. 65 r. przed Chr. ). Mocno wątpliwymi próbami utożsamienia NS z Janem Chrzcicielem ( zm. 29 r. po Chr. ) lub Jakubem Sprawiedliwym, krewnym Jezusa z Nazaretu ( zm. 62 r. po Chr. ) nie warto się zajmować.
„W okresie gniewu, lat trzysta dziewięćdziesiąt od wydania ich w ręce Nabuchodonozora, króla babilońskiego, nawiedził ich i spowodował, że z Izraela i z Aarona wyrósł korzeń sadzonki, by objąć w posiadanie jego kraj, i by sycił się dobrami jego ziemi. Wtedy pojęli swe przewinienie i uświadomili sobie, że byli ludźmi winnymi. Byli jak ślepi i jak ci, którzy mylili drogę przez dwadzieścia lat. Bóg śledził ich czyny. Ponieważ szukali go z doskonałym sercem wzbudził im Nauczyciela Sprawiedliwości, by wiódł ich drogą jego serca. I oznajmił ostatnim pokoleniom to, co uczyni ostatniemu pokoleniu, zgromadzeniu zdrajców” (CD – A 5 – 12).
Literalne potraktowanie tych obliczeń prowadziło by nas do roku 197 przed Chr. Gdy weźmiemy pod uwagę wspomniane dwadzieścia lat to znajdziemy się w roku 177 przed Chr. Jak wynika z tekstu w tym okresie pojawia się postać określana jako Nauczyciel Sprawiedliwości. Stanął on na czele ruchu pokutniczego, który jest wiązany z esseńczykami z Qumran. W przeciwieństwie do Jezusa z Nazaretu NS pozostawił po sobie dokumenty pisane a są nimi prawdopodobnie „Psalmy Dziękczynne” zawierające wiele autobiograficznych elementów.
„Na podstawie tego typu kluczowych informacji niektórzy naukowcy wnioskowali, całkiem zrozumiale, że mówcą jest sam Nauczyciel Sprawiedliwości, który w autobiograficznym poemacie opowiada o głębi swoich przekonań i brzemieniu ciągłej walki, jaką musiał prowadzić z powodu swojego powołania” (VanderKam :s. 70).
NS uważał, że Bóg powołał go do ustanowienia Nowego Przymierza i uczynił go ojcem i piastunem ludzi, którzy mu zawierzyli. Otoczony siedmiokrotnym światłem pojął Bożą prawdę i tajemne sekrety. Jako sługa Boga czuł się, że pozostaje pod jego opieką i wierzył, że Jahwe wybrał go już w dzieciństwie ( 1QH kol. 15, 19 – 27; kol. 17, 36 ). Jak pisał sam o sobie:
„Mój Boże, ukryłeś mnie przed ludźmi i twe Prawo schowałeś we [mnie, aż do] czasu objawienia twego zbawienia dla mnie” ( 1QH kol. 13, 10 – 12 ).
Bóg wylał na niego ducha świętego ( 1QH kol. 4, 26 ) a przez to dla wspólnoty usta NS stały się ustami samego Boga ( 1QpHab kol.2, 1 – 4 ). Nikt zatem nie powinien kwestionować jego ustaw i podważać jego autorytetu ( CD – B kol.20, 32 ). NS stanął przed Bogiem, który odkrył przed nim sekrety nowych przyszłych zdarzeń, ukrytych w Pismach proroków a jednym z jego zadań było oznajmienie tych tajemnic ostatniemu pokoleniu ( CD – A kol. 1, 8 – 13 ). NS dokonał cudu ( cokolwiek to znaczy ) przed swoją społecznością i powołał radę świętych:
„Ci, którzy chodzą drogą twego serca, wysłuchali mnie i uformowali się dla ciebie w radzie świętych (…). Poprzez mnie oświeciłeś oblicze społeczności, (…). Dałeś mi bowiem poznanie poprzez cudowne sekrety. I przez swą cudowną tajemnicę umocniłeś me stanowisko, dokonując cudu przed społecznością dla twojej chwały” ( 1QH kol. 12, 23 – 24. 27 – 28 ).
Moc Boża działa poprzez NS, który jest światłem dla swojej wspólnoty ( 1QH kol.12, 22 – 23 ). Wszyscy, którzy szukają i wierzą w NS zostaną ocaleni w trakcie nadchodzącego sądu eschatologicznego ( 1QpHab kol. 8, 2 ). Jednym z jego kryteriów będzie bowiem ocena stosunku wierzących do NS:
„Na sądzie bowiem potępisz wszystkich, którzy na mnie nastają, oddzielając przeze mnie sprawiedliwego od niegodziwego” ( 1QH kol. 15, 12 ).
To swoistego rodzaju postawienie się w centrum objawienia spowodowało pojawienie się sporów wewnątrz eklektycznej żydowskiej wspólnoty. Przeciwko NS wystąpił człowiek określany w Pismach mianem „Człowieka Kłamstwa”, który przekonał całą radę, aby opowiedziała się po jego stronie ( 1QpHab kol. 2, 1 – 4; 1QH kol.13, 22 – 26 ). W swoich relacjach z tego zdarzenia NS potwierdza, że zanegowano prawdziwość jego ezoterycznej wiedzy.
„Powiedzieli, bowiem odnośnie wizji wiedzy: To nie jest pewne! I odnośnie drogi twego serca: To nie jest ta!” ( 1QH kol. 12, 17 – 18 ).
Część grupy poparła „Człowieka Kłamstwa” a NS zarzucił im zdradę a ich samych nazwał rzecznikami Beliala ( 1QH kol. 13, 27 – 28. 22 – 26; 4Q171 kol. 1, 25 – kol. 2, 1 ). NS stał się – jak twierdził – „przedmiotem osz[czerstw mych przeciwników] i powodem sporów i kłótni mych przyjaciół, zazdrości i złości tych, którzy przystąpili do mego przymierza (…). [Nawet ci, którzy je]dli mój chleb, zawzięcie mnie ścigali” ( 1QH kol. 13, 22 – 26 ). Kryzys jednak został zażegnany i separatyści odłączyli się a NS pomimo cierpień staje na czele nowej rady, która uznaje jego objawienie jako pochodzące od Boga:
„Ustawiłeś mnie niczym umocnioną wieżę, niczym wyniosły mur. Na skale osadziłeś mą budowlę. (…) I ty, mój Boże, dałeś mnie umęczonym, świętej radzie. Postawiłeś mnie w twym przymierzu i mój język jest podług twych nauk” ( 1QH kol. 15, 6 – 12 ).
Los zwolenników separatysty był dla stronników NS przesądzony:
„Wyjaśnienie tego odnosi się do Człowieka Kłamstwa, który zwiódł wielu, budując miasto próżności we krwi i wznosząc zgromadzenie w oszustwie, dla swej chwały, wycieńczając wielu pracą na próżno, AŻEBY POSZLI NA SĄD OGNIA, gdyż znieważali i obrażali wybrańców Bożych” ( 1QpHab kol. 10, 9 – 13 ).
NS prawdopodobnie sierota, oddany i wychowany przez jakąś żydowską grupę religijną, pochodzący z rodu kapłańskiego i być może będący wcześniej kapłanem był ekstatykiem przekonanym o zbliżającym się eschatonie ( 1QH kol.17, 36; 1Q kol. 15, 6 – 9 ). Bóg stał się dla niego ojcem i matką i choć uważał, że nikt spośród ludzi nie jest godnym opowiadania o cudach Bożych ( 1QH kol. 19, 24 ), on sam, czuł się właśnie do tego powołanym ( 1QH kol. 18, 14 – 22 ).
Pisma qumrańskie opisują konflikt w jaki wdał się NS z Niegodziwym Kapłanem czyli prawdopodobnie z Jonatanem Machabeuszem ( 162 – 142 r. przed Chr. ) uzurpatorem funkcji arcykapłana:
„Wyjaśnienie tego odnosi się do Niegodziwego Kapłana, który był nazwany imieniem prawdy na początku swojego urzędowania ( 162 r. przed Chr. – przyp. aut. ). Lecz kiedy zapanował nad Izraelem, jego serce stało się wyniosłe ( 152 r. przed Chr. – przyp. aut. ), opuścił Boga i zdradził ustawy dla bogactwa. Grabił i gromadził mienie ludzi gwałtu, którzy zbuntowali się przeciw Bogu” ( 1QpHab kol.8, 8 – 11 ).
Krytyka ściągnęła na NS prześladowania ze strony Jonatana Machabeusza, który sam w sobie był wymagającym przeciwnikiem. Wcześniej potrafił on umiejętnie lawirować pomiędzy dwoma kandydatami do tronu Syrii; Aleksanderem Balasem ( 153 – 145 r. przed Chr. ) a Demetriuszem I Soterem ( 162 – 150 r. przed Chr. ), który pozwolił mu odbudować Jerozolimę, natomiast Balas uczynił go arcykapłanem ( październik 152 r. przed Chr.; 1Mch 9, 22 – 13, 23, Ant 13, 1, 1 – 6, 6 ). Potępienie qumrańczyków ze strony władz Świątyni stało się powodem udania się sekty na pustynię, aby tam mogli oddać się kontemplacji nad Torą oraz studium Pism Świętych ( 1QS kol. 8, 13 – 15 ). Nie spowodowało to jednak końca prześladowań: „Wyjaśnienie tego odnosi się do Niegodziwego Kapłana, który prześladował Nauczyciela Sprawiedliwości, by go pochłonąć w swym wściekłym gniewie w miejscu jego wygnania. Pod koniec okresu świątecznego, odpoczynku Dnia Pojednania, pojawił się u nich, aby ich pochłonąć i spowodować ich upadek, w dniu postu, ich sobotniego odpoczynku” ( 1QpHab kol. 11, 4 – 8 ).
Czy NS poniósł śmierć z rąk Jonatama Machabeusza? Peszer do Psalmu 37 wydaje się przeczyć takiej sekwencji wydarzeń ( 4Q171 kol. 4, 8 – 9 ). Można zatem założyć, że jakieś rozstrzygnięcie wypadło dla NS na tyle korzystnie, że wyszedł on z tego sporu cało, choć mógł zostać w jakiś sposób ukarany ( 1QpHab kol. 5, 9 – 13 ). W każdym bądź razie NS opisuje koniec walki z Człowiekiem Kłamstwa a być może i z Niegodziwym Kapłanem słowami pełnego triumfu:
„Wywyższyłeś mój róg ponad wszystkich, którzy mnie lżą (…). (…) uratowałeś mą duszę i wyniosłeś mój róg wysoko. Jawię się w siedmiokrotnym świetle, [świetle, które us]tanowiłeś dla twej chwały” ( 1QH kol. 15, 19 – 27 ).
Zatem choć Jonatan zamierzał najprawdopodobniej zgładzić „ubogich” to jego zamiary nie naruszyły struktury wspólnoty ( 1QpHab kol. 12, 2 – 10 ). Za to sam Jonatan popadł w kłopoty i nie mógł przeprowadzić swoich planów do końca ( 1QpHab kol. 9,9 – 12 ). NS powiódł jakąś grupę religijnych Żydów swoją drogą i wezwał ich do pokuty ( CD – A kol. 1, 8 – 13; kol. 20, 27 – 29 ). Jego wyznawcy przyjęli jego sposób interpretacji Pism i zobowiązali się nie odtrącać jego ustaw ( CD – B kol. 20, 32 ). NS uczył wybranych poprzez swoją radę ( 1Q kol. 15, 6 – 9 ), która składała się prawdopodobnie z dwunastu mężczyzn i trzech kapłanów ( 1QS kol. 8, 1 ). Uważano ich za Nowy Izrael ( symbolika dwunastu plemion ) i świadków na przyszłym apokaliptycznym sądzie i kamień węgielny nowych czasów ( 1QS kol. 8, 5 – 8 ). Prawdopodobnie to wewnętrzne oligarchiczne gremium podejmowało decyzję większością głosów ( 1QS kol. 6, 21 ).
Czy można się zgodzić z badaczami, którzy uważają, że NS był prototypem postaci Nauczyciela z Nazaretu? Interpretacje tego typu opierają się na wielu błędnych twierdzeniach i choć stają się niezwykle popularne nie oddają do końca złożoności problemu, ponieważ przy istnieniu wielu podobieństw istnieje też szereg zasadniczych różnic. Dlatego też nie należy oddawać się teorią, które głoszą, że chrystianizm jest kolejną fazą ewolucji esseńczyków. Obydwa nurty są podobne, ponieważ powstały – mniej więcej – w tym samym okresie i korzystały ze wspólnego nurtu tradycji judaistycznej. Zarówno esseńczycy jak i chrześcijanie byli kościołami dnia ostatniego, więc wyobrażenia eschatologiczne muszą być w wielu punktach zbieżne, ponieważ obydwie sekty korzystały z tych samych apokaliptycznych pism a mogły jedynie – i też tak było – różnić się w ich interpretacji. Zatem esseńczycy pomagają nam zrozumieć pierwotne chrześcijaństwo, lecz nie tłumaczą do końca wszystkich chrześcijańskich elementów. WYJĄTKOWOŚĆ POSTACI NAUCZYCIELA SPRAWIEDLIWOŚCI ORAZ JEZUSA Z NAZARETU POZOSTAJE FAKTEM A ZACIERANIE JEJ NIE PRZYNOSI ZADOWALAJĄCYCH EFEKTÓW. Pomimo istotnych podobieństw mamy tu do czynienia z zupełnie innymi koncepcjami dotarcia do Boga i społeczności Izraela. Ważnym aspektem tej sprawy jest dla nas fakt, że judaizm tamtego okresu dopuszczał istnienie osób mających dostęp do wiedzy na temat religii, która nie była dostępna dla wszystkich. Dopiero działalność takich osób jak Nauczyciel Sprawiedliwości pomagała ludziom zrozumieć prawo oraz proroctwa.
„To prawda, że zwoje wnoszą pewien wkład do tła narodzin chrześcijaństwa, ale wnoszą one tak wiele, iż docieramy do punktu, w którym znaczenie podobieństw – uspokaja nastroje VanderKam – ostatecznie ratuje chrześcijaństwo od fałszywych przekonań o jego oryginalności w popularnym znaczeniu tego słowa i na powrót wiedzie nas do nowego pojmowania jego prawdziwych podstaw w osobie i czynach jego Mesjasza” ( VanderKam: s. 159 ).
Czego już nie może robić historyk odkąd postać NS została odkryta? Jak wiadomo po roku 70 po Chr. jedynym stronnictwem judaizmu, który przetrwał był faryzeizm tworzący judaizm poświątynny, który istnieje do dnia dzisiejszego. Nie można więc pytać dzisiejszych Żydów czy ich stosunek do Jezusa odzwierciedla to do czego mogliby mieć zastrzeżenia Żydzi sprzed roku 70 po Chr. Taki błąd jest dość powszechny; Benedykt XVI chcąc wykazać wyjątkowość Jezusa i brak możliwości akceptacji położenia się człowieka w centrum objawienia przez Żydów jako przykład podał opinię Jacoba Neusnera ( ur. 1932 r. ) reprezentującego judaizm rabiniczny. „Roszczenia samego Jezusa sprawiają w konsekwencji, że miejsce Izraela zajmuje wspólnota Jego uczniów. Czy nie musi to niepokoić kogoś, komu leży na sercu „wieczny Izrael”? Jezus głosi, że On sam jest Torą i świątynią i z tymi Jego roszczeniami wiąże się również temat Izraela – problem żywej społeczności ludu, w której realizuje się słowo Boga. Jak dalej zobaczymy, znaczna część książki Neusnera poświęcona jest właśnie temu zagadnieniu. (…) Kończąc Neusner, powiada tak: „Teraz jasne jest dla mnie, że tego czego wymaga ode mnie Jezus, może ode mnie wymagać tylko Bóg”(s. 70)” ( Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Część 1, Od chrztu w Jordanie do Przemienienia, Kraków 2007 s. 102, 104 ). Tymczasem NS również postawił się w centrum objawienia a jego przesłanie było dla wspólnoty przesłaniem samego Boga; a więc gdyby doszło do sporu nazarejczyka z qumrańczykiem na temat objawienia; to w tamtym okresie nie spierano by się o to czy postawienie się w centrum jest możliwe, tylko o to które z nich jest prawdziwe – to NS czy to Jezusa z Nazaretu. Tak samo jak nie do zaakceptowania przez judaizm rabiniczny był Jezus z Nazaretu tak samo nie do zaakceptowania był NS – warto o tym pamiętać. Judaizm sprzed roku 70 po Chr. był polifoniczny a ten późniejszy reprezentuje tylko jeden z jego nurtów. W tym sensie odkrycia z Qumran są bezcenne gdyż pokazują na zupełnie innym przykładzie i na innym podejściu do samego judaizmu; podobny sposób ( choć nie identyczny! ) rozumienia swojej własnej osoby.
Jezus a esseńczycy.
Jezus nigdy nie wspomina esseńczyków ani też nigdy się do nich w jakikolwiek bezpośredni sposób nie odnosi. Nie oznacza to oczywiście, że nie znał on ich nauczania, ponieważ w niektórych wypadkach odnajdujemy w Ewangelii nawiązania, które właściwie można odnieść tylko i wyłącznie do esseńczyków. Słyszeliście, że naszym ojcom powiedziano: „`Miłuj swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego nienawidź`. Ale ja wam powiadam, miłujcie swoich nieprzyjaciół! Módlcie się za tych, którzy was prześladują” ( Mt 5, 43 – 44 ). W Księdze Kapłańskiej 19, 18 mamy tylko zalecenie miłości bliźniego natomiast nie spotykamy tam nakazu nienawiści. Do odkryć w Qumran egzegeci nie za bardzo mogli znaleźć odpowiednika tego zarządzenia w naukach judaizmu. Problem jednak zniknął gdy odkryto jakie instrukcje dla swoich wyznawców podaje „Reguła Zrzeszenia”:
„Kochać wszystkich Synów Światłości, każdego odpowiednio do jego działu w radzie Bożej. Nienawidzić wszystkich Synów Ciemności, każdego odpowiednio do jego winy” ( 1QS kol. 1, 9 – 10 ).
Jezus swoją antytezą najprawdopodobniej zwrócił się do Żydów, którzy podzielali pogląd o nienawiści swoich wrogów wraz z esseńczykami i przeciwstawił temu miłość dla swoich prześladowców. Jezus nie akceptował też tajemniczości i ezoteryki – jeśli odrzucimy jako sztuczny twór Markowy tzw. tajemnicę mesjańską oraz nauki dla wtajemniczonego kręgu uczniów, czyniące z Nazarejczyka hierofanta to jego autentycznym przesłaniem jest otwartość na całego Izraela: Nie ma nic zasłoniętego, co nie będzie odkryte, ani nic ukrytego, co nie będzie poznane. To, co mówię wam po ciemku, wypowiadajcie w świetle, co szepcze się wam do ucha, rozgłaszajcie z dachów ( [Q] Mt 10, 26 – 27 ).
Tymczasem esseńczyk zobowiązywał się aby, „czegokolwiek z ich spraw innym nie zdradzać ” ( BJ 137 – 142 ). NS oddzielił swoją grupę od Izraela, Jezus odwrotnie skierował swój ruch pokutniczy do Żydów i wezwał ich do nawrócenia ( Q 10, 2 – 11 ). Podzielał za to z nimi pogląd na sprawę rozwodów motywując to tym samym ustępem Pisma: „Jednak na początku stworzenia Bóg uczynił ich mężczyzną i kobietą. Z tego powodu mężczyzna opuści swojego ojca i matkę i połączy się ze swoją żoną, i tych dwoje stanie się jednym ciałem. A zatem nie są już dwojgiem ale jednym. Nikt zatem nie powinien rozdzielać tego, co Bóg złączył. Kiedy znowu byli w domu, talmidim zapytali Go o to. Powiedział im: `Kto oddala swoją żonę i poślubia inną kobietę, popełnia cudzołóstwo przeciwko swej żonie`” ( Mr 10, 6 – 11 ).
Czy zatem słusznie niektórzy widzą w Jezusie z Nazaretu esseńczyka, który poszedł inną drogą rozwoju teologicznego? Pogląd ten należy zdecydowanie odrzucić, ponieważ pomiędzy ideami Qumran a Jezusem występują bardzo dalekie różnice:
1) Jezus uznawał kalendarz księżycowy i według niego obchodził święta a w Qumran stosowano kalendarz słoneczny.
2) Jezus zalecał posłuszeństwo uczonym w Piśmie, faryzeuszom i kapłanom a w Qumran zalecano nieposłuszeństwo wobec tych grup.
3) Jezus akceptował synagogi a Qumran akceptowało tylko swoje zgromadzenia.
4) Jezus nauczał publicznie i gromadził tłumy a w Qumran nauczano tylko wtajemniczonych i pełnoprawnych członków sekty.
5) Jezus zakazał nienawiści nieprzyjaciół a w Qumran była ona nakazem.
6) Jezus zabraniał dodawania czegokolwiek do Tory a w Qumran posługiwano się takim dodatkiem ( 11Q19 ).
7) Jezus dopuszczał pomoc zwierzęciu w szabat a w Qumran kategorycznie tego zabraniano.
8) Jezus postawił siebie w centrum objawienia a w Qumran postawiono w nim NS.
Tych osiem podstawowych różnic każe zdecydowanie odrzucić pogląd o esseńskich korzeniach nauczania Jezusa można jedynie ( i to niezbyt zdecydowanie ) postawić tezę, że był On pod wpływem tylko niektórych elementów ich nauk, ale należy pamiętać i o tym, że da się je wytłumaczyć i bez nich. Ostateczna zagłada wrogów stała w sprzeczności z nauczaniem Nazarejczyka, który uważał, że Jahwe jest Bogiem Żywych a nie umarłych. Również i to może wykorzystać w swoich rozważaniach ks. prof. Hryniewicz. Źródeł dla poglądów Jezusa należy szukać w przedchrześcijańskich ezoterycznych sektach chrzcielnych, których najsłynniejszym przedstawicielem był Jan Chrzciciel.
Podstawowa bibliografia:
1. Fitzmyer J., „101 pytań o Qumran”. Kraków 1997.
2. Muchowski P.,„Rękopisy znad Morza Martwego Qumran – Wadi Burabba’at – Masada”. Kraków 1996.
3. Sukenik E. L., „The Dead Sea Scrolls of the Hebrew University”. Jerusalem 1995.
4. VanderKam J. C., „Manuskrypty znad Morza Martwego”. Warszawa 1996.
c. d. n.
DO KS. PROF HRYNIEWICZA!
MODLITWA ŻYDA OK.100 R. PO CHR. – AUTORA IV KSIĘGI EZDRASZA
Wysłuchaj głosu sługi Twego
i usłysz prośbę moją, Twego stworzenia,
i zważ na słowa moje.
Mówię bowiem, dopóki jeszcze żyje,
i odpowiadam, dopóki jeszcze myślę.
NIE ZWAŻAJ NA WYKROCZENIA LUDU TWEGO,
ale na tych, którzy Tobie służyli w prawdzie.
I NIE ZWAŻAJ NA TYCH, KTÓRZY NIEGODZIWIE POSTĘPUJĄ W WYSTĘPKACH,
lecz na tych, którzy wśród udręk zachowywali Twoje postanowienia.
NIE PAMIĘTAJ TAKŻE O TYCH, KTÓRZY WOBEC CIEBIE PRZEWROTNIE SIĘ ZACHOWYWALI,
ale o tych,którzy dobrowolnie mieli na uwadze, żeby poznać Twoją bojaźń.
NIE CHCIEJ TAKŻE GUBIĆ TYCH,KTÓRZY MIELI OBYCZAJE BYDŁA,
ale zważ na tych, którzy sławne Prawo Twoje wykładali.
RÓWNIEŻ NIE GNIEWAJ SIĘ NA TYCH,KTÓRZY MIELI OBYCZAJE BYDŁA,
ale umiłuj tych,którzy nieustannie pokładali nadzieję w Twojej jasności.
Ponieważ my i ci,którzy byli przed nami, żyliśmy w miejscu zepsutym, Ty zatem ze względu na nas, którzy zgrzeszyliśmy, ZOSTAŁEŚ NAZWANY MIŁOSIERNYM.
Jeśli zechcesz się zlitować nad nami, którzy nie mamy DOBRYCH CZYNÓW, wtedy NAZYWASZ SIĘ LITOŚCIWY.
Bo sprawiedliwi,których liczne uczynki są złożone u Ciebie, za swoje dzieła mają otrzymać nagrodę.
Czymże jest człowiek, że się na niego gniewasz,
albo zepsuty rodzaj, że się na niego oburzasz?
Zaiste nie ma nikogo z tych, którzy się narodzili,
kto by nie czynił występku, ani też z tych, którzy wyrośli,
kto by nie zgrzeszył.
W TYM BOWIEM OKAŻE SIĘ TWOJE DOBROĆ, KIEDY BĘDZIESZ MIŁOSIERNY DLA TYCH, KTÓRZY NIE MAJĄ OPARCIA W DOBRYCH UCZYNKACH ( 4Ezd 8, 24 – 35 ).
Czyż nie jest to nadzieja na powszechne zbawienie? Jestem w szoku jak wiele tego typu świadectw odkrywam w judaizmie czasów Jezusa. Wiele moich poglądów, które przyjąłem a priori ulega właśnie bezlitosnej weryfikacji. No cóż z faktami się nie dyskutuje. Pozdrawiam.
A ja jeszcze odnośnie eschatologii w Ewangelii Galilejskiej. Według IQP, EG zawiera przypowieść o talentach:
Q 19:12-13, 15-24, 26 The Parable of the Entrusted Money
12 .. A certain person, on taking a trip, 13 called ten of his slaves and gave them ten minas and said to them: Do business until I come. 15 .. ·After a long time‚ the master of those slaves comes and settles accounts with them. 16 And the first ·came‚ saying: Master, your mina has produced ten more minas. 17 And he said to him: Well done, good slave, you have been faithful over a pittance, I will set you over much. 18 And the ·second‚ came saying: Master, your mina has earned five minas. 19 He said ·to him: Well done, good slave, you have been faithful over a pittance,‚ I will set you over much. 20 And the other came saying: Master, 21 ·I knew‚ you, that you are a hard person, reaping where you did not sow and gathering from where you did not winnow; and, scared, I ·went and‚ hid ·your mina‚ in ·the ground‚. Here, you have what belongs to you. 22 He said to him: Wicked slave! You knew that I reap where I have not sown, and gather from where I have not winnowed? 23 ·Then you had to invest‚ my money ·with the‚ money·-changers‚! And at my coming I would have received what belongs to me plus interest. 24 So take from him the mina and give «to» the one who has the ten minas. 26 ·For‚ to everyone who has will be given; but from the one who does not have, even what he has will be taken from him.
Zastanawiałem się nad sensem tej przypowieści. A wcześniej jej wielokrotnie unikałem. Nie podoba mi się. Czuję tu brak wrażliwości. Coś potwornego z niej wygląda. To jest jakby zupełne przeciwienstwo pełnych dobrej energii opowieści „The lost coin”, „The lost sheep”, albo „Free from anxiety like ravens and lilies”.
Sięgnęłem do książki Anny Wierzbickiej „What did Jesus mean”. Widać już wstępnie, że w przypowieści maluje się jakiś horyzont eschatologiczny, ponieważ ten najbardziej pokrzywdzony przez los sługa ostatecznie traci to, czego tak niewiele posiada. Anna Wierzbicka pisze w pewnym momencie, że „Jezus mógł (żeby powiedzieć coś o Bogu) wykorzystać w tym celu obraz „twardego człowieka”, który nazywa ludzi złymi i nie wykazuje zrozumienia dla ludzkich lęków i niepewności. To oczywiście nie oznacza, że Jezus chciał scharakteryzować Boga jako niesprawiedliwego czy nie okazujacego zrozumienia ani miłosierdzia. Przeciwnie – z pozoru porównując Boga do niesprawiedliwego sędziego, w istocie nakłaniał ludzi do modlitwy i do zaufania Bogu; tak samo, pozornie porównując go do surowego i bezlitosnego pana, w istocie zachęcał ich do zaufania Bogu – a w konsekwencji do korzystania z ofiarowanych im przez Boga darów z odwagą i wewnętrzną swobodą.” A w innym miejscu: „tutaj także, tak jak w innych miejscach, ważne jest, żeby współczesny czytelnik pojął naturę żydowskiej „Drohrede” i nie mylił powierzchownego sensu przypowieści z jej zamierzonym, głębszym znaczeniem”. W innym miejscu przytacza kilka uwag Borscha, które „nie wydają się (autorce) być zgodne z duchem Ewangelii”:”słudzy byli w trudnym położeniu” mówi jedna, lub druga: „ryzykując i inwestując życie poza sobą samym, można je również stracić”.
Pomijajac bardzo długi przekład przypowieści na proste słowa, Anna Wierzbicka dodaje w zakończeniu (kawałki z, ź, ż), że „(…) jeżeli człowiek tak nie żyje (że w skrócie wykorzystuje talenty do dobrych rzeczy), to jest to złe dla tego człowieka, po tym jak ten człowiek umrze, ten człowiek będzie to wiedział, w tym czasie ten człowiek będzie czuł z tego powodu coś bardzo złego.”
To nie jest prosta przypowieść i ja mam z nią kłopot. Stoję po stronie tego złego człowieka raczej, chociaż zdaję sobie sprawę, że to jest postać wyimaginowana, to jest postać służąca do przekazania jakiejś ważnej informacji. Mimo wszystko wyziera tutaj coś niedobrego. W przeciwieństwie do owcy, albo drachmy, kryje się tutaj jakiś brutalny nakaz. Bóg przestaje nagle szukać zaginionej owcy, troszczyć się, nie raduje się, tylko staje się rzeczywiście niesprawiedliwy, gnębi człowieka, od którego wymaga wystawienia się na zagrożenie. Jest to raczej twarda pedagogia, która powinna wyzwolić z marazmu. Jestem w stanie zrozumieć, że chodzi o wywołanie wstrząsu. Ale tutaj mimo wszystko mam kłopot. Będę się nad tym zastanawiał jeszcze. Próbuję jednak w myślach wiązać „The lost coin” i „The lost sheep” z „The parable of the entrusted money”. Może te opowieści łącznie rzeczywiście się dopełniają. Jedna wywołuje wstrząs, a druga łagodzi obawy zapewnieniem o trosce. Ale czy nie ma tu i sprzeczności? Czy nie ma ryzyka, że sama przypowieść o talentach może zniechęcić ludzi w trudnym położeniu?
Do Tomka!
Lekcja z „Przypowieści o talentach” musi być lepiej zrozumiana!
Christianity is often blamed for the failed socialist projects the world over. And in many cases misguided Christians have been involved in building socialist constructs. THE LESSON OF THE PARABLE OF THE TALENTS NEEDS TO BE BETTER UNDERSTOOD. The socialist dream is not a moral one. It simply institutionalizes the condemned behavior of the lesser servant. Where God commands creative action, socialism encourages laziness. Where He demands faith and hope in the future, socialism promises a base form of security. Where the Parable of the Talents implies the morality of freedom to trade, invest, and profit, socialism denies it.
All people of faith need to work to close the chasm that exists between religion and economic understanding. Jesus’ parable is a good place to begin to incorporate the morality of enterprise and the free market into Christian ethics ( cyt za Robert A. Sirico CSP ).
Chociaż Sirico podkreśla w tym fragmencie jedynie aspekty ekonomiczne przypowieści to jednak wskazuje, iż Bóg nakazuje wręcz twórcze działanie. Ojciec uważa, że Bóg wręcz nakazuje wykorzystywanie swoich talentów do maximum:
`We encourage sin this way. The Parable of the Talents implies that inactivity—or wasting entrepreneurial talent incites the wrath of God. After all, the lowly servant had not squandered his 1ord’s money; he just hid it in the ground, something that was permissible in rabbinical law. The rapidity of the master’s reaction is surprising. He calls him “wicked and slothful” and banishes him forever. Apparently it is not just the servant’s sloth that brings such wrath on his head. He has also shown no contrition, and has blamed the master for his timidity. His excuse for not investing the money is that he viewed the master as a hard and exacting man, though he had been given generous resources. Bible scholar John Meir comments, “Out of fear of failure, he has refused to even try to succeed”` ( R. Sirico ).
Ważne wydaje mi się to zdanie: „The Parable of the Talents implies that inactivity—or wasting entrepreneurial talent incites the wrath of God” ( tłum. „Przypowieść o talentach” oznacza, że bezczynność lub marnowanie talentu przedsiębiorczości pobudza gniew Boży ).
ŚWIAT PRZYPOWIEŚCI JEZUSA
Jezus naucza ludzi w przypowieściach. Faryzeusze wykorzystywali przypowieści po to, aby przybliżać swoje nauki prostemu ludowi. Wydaje się, że w takim samym celu stosował je Jezus. Marek twierdzi, że przypowieści były wygłaszane przez Jezusa po to, aby przypadkiem ktoś czegoś nie zrozumiał (Mr 4, 10 – 12) – to oczywisty nonsens. Przypowieści nawiązują do obrazów wiejskiego życia jego słuchaczy – widzimy, więc tam falujące zboża, winnice, uprawę roli czy też zrozumiałe opowieści o ukrytych skarbach. Jezus chce pozyskać lud, wygłaszanie niezrozumiałych treści nie mogłoby mu w tym pomóc. Charakterystyczną cechą faryzejskich przypowieści jest pewna ciasnota przestrzeni. Warto w tym celu zapoznać się z jedną z rabinicznych perykop:
Pewien człowiek przyszedł do Rawa i rzekł:Władca mojego miasta przykazał mi: Idź i zabij tego a tego człowieka, a jeżeli tego nie zrobisz, ja zabiję ciebie. Odrzekł mu Rawa: Niech cię zabije, a ty nie zabijaj. Czemu sądzisz, że twoja krew jest czerwieńsza od jego? ( Pesachim25 ).
W przypowieści tej pojawia się jakiś człowiek, który przeprowadza rozmowę z Rawą. Dialog ten nie jest rzeczywisty, tak naprawdę są to przemyślenia samego mędrca. Myśli te przybierają formę dialogu i zmierzają do sentencji. Jeśli Hyam Maccoby twierdzi, że faryzeuszy należy uznać za twórców przypowieści jako formy sztuki – to odwołuje on się do ich prostoty i bliskości rzeczywistości. Pomimo tej prostoty niosą one głębokie treści i mogą być przesiąknięte głęboką alegorią . To samo spotkamy w przypowieściach Jezusa, który za pomocą obrazów pochodzących z realiów dnia codziennego chce swoich słuchaczy wprowadzić w treści, które początkowo mogły przekraczać ich horyzont pojmowania. Czasami w przypowieściach faryzejskich postacie, które występują pozostają całkowicie nieznane i określają ich tylko funkcje. Faryzeusze sięgają w przypowieściach bardzo często do obrazów zaczerpniętych z życia rodzin królewskich:
Syn królewski oddalony był o sto dni podróży do swego ojca. Wtedy rzekli do niego przyjaciele:Wróć do swego ojca. On im odpowiedział: nie mogę. Droga jest zbyt daleka. Jego ojciec wysłał po niego i powiedział: Idź, tak daleko jak możesz, a ja wyjdę ci naprzeciw. Tak powiedział Święty do Izraela, niech będzie wielbiony; Nawróćcie się na mnie, wtedy ja też do was powrócę.
W opowiadaniu tym spotykamy motyw drogi i jakichś ludzi otaczających bliżej nieznanego syna królewskiego. Wprowadzony motyw drogi od razu prowadzi nas do alegorycznego odczytania tej przypowieści. Autor tej perykopy nie pozostawia jednak interpretacji samym słuchaczom lecz zmierza prosto w kierunku sentencji. Jezus stosuje faryzejska metodę porównania zadając pytanie: Do czego to jest podobne? – co będzie się wielokrotnie powtarzać w mowach Jezusa: Do kogo porównam ludzi tego pokolenia, do kogo są podobni? – istotą przypowieści jest porównanie. W strukturze przypowieści rzeczy, które dotyczą spraw niezwykle istotnych takich jak na przykład Królestwo Boże zostają sprowadzone do normalnej rzeczywistości. Taka metafora może ulec rozbudowaniu i przejść w alegorię. Bardzo trudno jednak rozstrzygnąć czy alegoria nie jest przypadkiem dziełem ewangelisty przerabiającego przypowieść Jezusa do nowej rzeczywistości w której działa kompilator. Czasami przypowieść jest już tak rozwinięta, że przypomina skomplikowaną narrację, która jest już właściwie opowiadaniem. Jest to tzw. maszal. Maszalem posługiwali się rabini ale jest on formą wyrazu znaną też ze Starego Testamentu.
Nauka Jezusa w przypowieściach najczęściej dotyczyła Królestwa Bożego i tego jak należy
rozumieć ten termin. Nauczał jak mędrzec Tory i posługiwał się po mistrzowsku tą formą głoszenia.
W Q spotykamy 12 przypowieści Jezusa a ich liczba z czasem wzrosła. W sumie znamy ponad czterdzieści przypowieści Jezusa odnotowanych w Ewangelii Marka, Mateusza, Łukasza i Tomasza. Analizując przypowieści nie można tylko i wyłącznie poszukiwać w nich myśli głównej ( tertium comparationis ) ale trzeba zwrócić uwagę na pozostałe szczegóły. Badacze są zgodni, że w przypowieściach spotykamy autentyczną naukę historycznego Jezusa.
Czy nauczanie w przypowieściach było cechą charakterystyczną tylko dla samego Jezusa w jego czasach?
W Talmudzie spotykamy około 300 przypowieści pochodzących z okresu I w. p. n. e. – do I w. n. e. Jezus należałby zatem do pierwszej generacji rabinów posługujących się tą formą nauczania. Liczba przypowieści przypisywanych Jezusowi ciągle rosła. W „Kompendium” pod redakcją R. Zimmermanna spotykamy analizę 104 przypowieści Jezusa zawartych nie tylko w ewangeliach ale także w agrafach ( R. ZIMMERMANN, „Die Gleichnisse Jesu. Eine Leseeinleitung zum Kompendium”, w: Kompendium der Gleichnisse Jesu, red. R. ZIMMERMANN i in., Gütersloh 2007,s. 29 ). Wzrost jest imponujący, jeśli porównamy go z najstarszymi Ewangeliami: Q zawiera 12 przypowieści a Marek 6! Trudno nie wyprowadzić z tego wniosku, że większość z tych 104 przypowieści jest nieautentyczna i świadczy ona jedynie o zdolnościach gawędziarskich misjonarzy i literackim kunszcie ewangelistów. Warto i to rozważyć.
Sirico, którego pan przytoczył stworzył z tej przypowieści podporę ideologiczną. To jest bardzo płytkie. Dodatek o gniewie Bożym też. Gniew Boży (stwierdzenie złym sługą jesteś) jest elementem hiperbolicznej mowy prorckiej według wskazówek podanych przez Annę Wierzbicką i mnie to przekonuje. To jest przypowieść głęboka i trudna. Skierowana do wszystkich tych, którzy pogrzebali jakieś swoje szanse. Którzy nie zostali obdarowani przez los. I którzy z tego powodu tracą jeszcze więcej. Ale odczytana bez znajomości pozostałych przypowieści może wywoływać sprzeciw. No i też po przeczytaniu tego fragmentu wiem czego się bałem zaglądając do niej. Odczytana powierzchownie zamienia się w karykaturę mądrości. Tyle wystarczy. Ja wracam do swoich spraw.
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA I KONSEKWENCJA NIEZROZUMIENIA
P. Andrzeju!
Wracam po przerwie do blogu. Cieszę się z ewolucji poglądów na powszechność zbawienia (komentarz z 2 stycznia, godz. 21.30): „Czyż nie jest to nadzieja na powszechne zbawienie? Jestem w szoku jak wiele tego typu świadectw odkrywam w judaizmie czasów Jezusa. Wiele moich poglądów, które przyjąłem a priori ulega właśnie bezlitosnej weryfikacji. No cóż z faktami się nie dyskutuje”.
Wszyscy jesteśmy tylko uczniami. Dlatego tak często podkreślam wagę kategorii UCZNIOSTWA (discipleship, Jüngerschaft), zwłaszcza w sprawach religijnych.
Muszę dopiero sczytać zaległe komentarze Pana o Księdze Henocha i Qumran. Odnajduję teraz także rozważania na temat Księgi Henocha w swoich książkach sprzed lat. Zdążyłem już o pewnych wątkach zapomnieć.
Ale nie o tym jeszcze tym razem. Później.
Chcę natomiast wrócić do rozważań O PRZYPOWIEŚCIACH JEZUSA. Chodzi mi o tekst Mk 4, 11-12. Napisał Pan:
„Marek twierdzi, że przypowieści były wygłaszane przez Jezusa po to, aby przypadkiem ktoś czegoś nie zrozumiał (Mr 4, 10 – 12) – to oczywisty nonsens. (…) Jezus chce pozyskać lud, wygłaszanie niezrozumiałych treści nie mogłoby mu w tym pomóc”. Słusznie! So far so good!
Osobiście jednak odczytuję te słowa w sensie PEŁNEGO BÓLU WYRZUTU, a może nawet pewnej dozy gorzkiej ironii. Będą słuchali, a i tak nie zrozumieją, bo serce mają zatwardziałe. To GRZESZNA SYTUACJA OPORU I NIECHĘCI PRZED NAWRÓCENIEM. Jezus nawiązuje SKRÓTOWO do słów proroka IZAJASZA: „aby patrzyli, a nie widzieli, słuchali, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie zostało im odpuszczone” (w. 12).
W Księdze Izajasza słowa te kieruje Bóg do proroka, aby jego napomnienie stało się wyrzutem: „I rzekł [do mnie]: ‘Idź i mów do tego ludu: Słuchajcie pilnie, lecz bez zrozumienia, patrzcie uważnie, lecz bez rozeznania! Zatwardź serce tego ludu, znieczul jego uszy, zaślep jego oczy, iżby oczami nie widział ani uszami nie słyszał i serce jego by nie pojęło , żeby się nie nawrócił i nie był uzdrowiony’” (Iz 6,9-10; BT wyd. 5).
Słowa te trzeba rozumieć w kontekście mów PRZECIW DUMNYM MIESZKAŃCOM JEROZOLIMY i gróźb (kilkakrotne „Biada”!) skierowanych do Judy. Po ludzku mówiąc, Bóg jest rozczarowany swoją „winnicą” (przypowieść-pieśń o winnicy, Iz 5,1-7). Zapowiada inwazję asyryjską.
Celem gorzkich słów z Iz 6,9-10 jest dramatyczny apel o zmianę myślenia i sposobu postępowania. Jezus do nich właśnie nawiązuje. Jego słowa to nie żaden „oczywisty nonsens”! Ostrożnie!
Ewangelista Mateusz dobrze rozumiał sens takich ostrzeżeń i wyrzutów ze strony Jezusa (a wszystko w kontekście przypowieści o siewcy!). Zwrócił uwagę na konsekwencję niezrozumienia Słowa: „Do każdego, kto słucha słowa o Królestwie, a nie rozumie go, PRZYCHODZI ZŁY I PORYWA TO, CO JEST ZASIANE W JEGO SERCU. Ten jest posiany na drodze” (Mt 13,19).
A więc: jakże ważne jest to, ABY ROZUMIEĆ – UMYSŁEM I SERCEM! Inaczej, wszystko idzie na marne. To tak, jakby siewca zasiewał zgoła bezsensownie ziarno na drodze.
W taki sposób – jako wyrzut, ostrzeżenie, a nawet rozczarowanie – odczytuję słowa Jezusa w wersji Mk 4, 11-12. Inaczej niż AJN.
Do ks. prof. Hryniewicza!
Ja tych słów nie odczytuje, lecz uważam – wraz z większością badaczy – że słowa te nie są ipsissima verba Iesu. Natomiast ich interpretacja JAKO TEKSTU NATCHNIONEGO, którą proponuje ks. jest jak najbardziej zasadna a nawet wskazana.
Dziękuje również za podjęcie tematu nadziei powszechnego zbawienia. Chciałem się dowiedzieć czy prowadził ktoś badania w tym zakresie ( Piekło a Jezus historyczny ), ponieważ nic takiego nie mogę odnaleźć w literaturze polskiej i obcojęzycznej przedmiotu? Obecnie „przebijam” się przez poglądy stronnictwa faryzejskiego na wieczność piekła – to dość pasjonujące studium, które w końcu doprowadziło rabinów a konkretnie Rabbiego Szymona ben Lakisza ( III w. po Chr. ) do odrzucenia naiwnych wyobrażeń piekła i związanego z nim ognia piekielnego, ale o tym później. Pozdrawiam.
GEHENNA A JEZUS HISTORYCZNY
Trudno mi polecić coś z polskiego podwórka. Ale warto zapoznać się z rozprawą napisaną w 2011 r. przez Ian C. Cole’a na Olivet Nazarene University:
PDF
The Quest for the Historical Jesus’ Use of Gehenna: A Critical Appraisal of the Work of N. T. Wright and His Portrayal of the Eschatology of the Historical Jesus, Ian C. Cole
Nie wiem czy w blogu ten link będzie aktywny. Jeśli nie proszę wpisać do wyszukiwarki:
http://digitalcommons.olivet.edu/blit_mabs
Interesującej lektury!
Ciekaw jestem oceny. Wtedy porozmawiamy.
Do ks. prof. Hryniewicza!
Dziękuje za bardzo ciekawą lekturę. Już niedługo podzielę się refleksjami.
NA MARGINESIE ROZWAŻAŃ O NADZIEI ZBAWIENIA WSZYSTKICH:
Zohar, Midrasz Rut.
Rabin Zmira udał się do miejsca zwanego ‘Pole witalności’, zobaczył jak z rozstąpień w ziemi wydobywają się płomienie. Nastawił uszu i usłyszał głosy krzyczące: Oj! Oj!
Rzekł:
– Zapewne jest to miejsce Gehenny.
Ujrzał jak zabierają człowieka, który tak krzyczał i jak sprowadzają go na inne poziomy piekła.
Rabin Zimra usiadł i usnął. We śnie ujrzał tego samego człowieka. Zapytał go:
– Kim jesteś?
Odpowiedział:
-Jestem tym człowiekiem, który popełnił w swoim życiu wszystkie możliwe grzechy.
– Jak masz na imię?
– Nie wiem, bo złoczyńcy w Gehennie nie znają swych imion.
– Jak nazywa się twoje miejsce?
– Galilea Górna. Byłem rzeźnikiem. I przez wiele grzechów, których dopuściłem się, skazują mnie na cierpienia 3 razy w dzień i 3 razy w nocy.
– Masz syna?
– Tak.
Rabin wstał i udał się stamtąd do Galilei Górnej. Szukał syna w Domach Nauki i nie znalazł. Spytał jednego z mieszkańców czy może zna owego rzeźnika? Ten odpowiedział mu:
– Niech spadną na niego cierpienia, za to, że nie ma na świecie grzechu, którego by nie popełnił.
– Czy zostawił syna?
– Tak, i ten nikczemnik jak ojciec, też idzie na rzeźnika.
Rabin znalazł młodzieńca i zabrał, aby uczyć Tory. Nauczył go czytania Tory, modlitwy i odczytywania Szema. Po tym przekazał mu swoją wiedzę o Misznie, Talmudzie oraz wszelkie prawa i opowieści, aż chłopak stał się wielkim uczonym o przydomku ‘Raw Nahum Pikoli’.
Ten sam grzesznik z Gehenny, przyszedł powtórnie we śnie Rabina Zimri i powiedział mu:
– Rabi, tak jak ty ukoiłeś mnie tak On Błogosławione Imię Jego niech ukoi ciebie. Od dnia kiedy mój syn nauczył się jednego wersu złagodzili mi karę. Tego dnia gdy syn czytał Szma sądzili mnie w dzień raz i w nocy raz. Od kiedy rozpoczął naukę Tory – zaprzestali mnie w ogóle sądzić. W dniu kiedy mój syn stał się uczonym i nazwali go Rabi ustalili dla mnie miejsce pomiędzy cadykami w Gan Eden. I za każdym razem kiedy mój syn dodaje komentarz do Tory, przyozdabiają mnie w korony…(Zohar Chadasz, Midrasz Rut, Opowieść o umarłym bezdzietnie).
Tłumaczył Dawid Szychowski
Pozdrawiam.
Ładna opowieść. A jakie ma pan wydanie Zoharu ? Może jest gdzieś wersja elektroniczna ? Zawsze chciałem się z nim zaznajomić.
Do Tomka!
Proszę przestać z tym panem. Nie znam Zoharu w przekładzie polskim. Wspomniany przeze mnie midrasz w którym największy grzesznik trafia poprzez zasługi syna do raju znam z kazania Rabina Pasha z którym można zaznajomić się w http://www.jewish.org.pl/index.php/pl/opinie-komentarze-mainmenu-62/4896-paraszat-bechukotaj.html
ale co mogę polecić to: http://kabbala.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=481&Itemid=63 oraz http://www.sacred-texts.com/jud/zdm/
Tyle internet.
Pozycje książkowe:
JANKOWSKI Józef, Kabała : Wiedza Duchowa, 1934.
ZADERECKI T., Tajemna wiedza żydowska – Lwów, 1937.
DONALIK B., Kabaliści – Warszawa , 1985.
Opowieści Zoharu / tłum. z hebr., wstęp i kom. I. Kania. – Kraków : Wydawnictwo Literackie, 1988.
KANIA Ireneusz, O kabale i Zoharze. – Kraków : Oficyna Literacka, 1994.
Księga Jecirah. Klucz kabały / tłum. M. Prokopowicz. – Warszawa : Pico, 1994.
Z’EV ben Shimon Halevi, Kabała. Tradycja wiedzy tajemnej / tłum. z ang. B. Kos. – Warszawa : Artes, 1994.
Sefer Jecira czyli Księga Stworzenia (wydanie dwujęzyczne) / tłum., opr. i kom. W. Brojer, J. Doktór, B. Kos – Warszawa : Tikkun, 1995.
NIKULI Z.L., Kabała, przedziwna mądrość – Warszawa, 1995.
SCHOLEM Gershom, Kabała i jej symbolika / tłum. z niem. R. Wojnakowski. – Kraków : Znak, 1996.
SCHOLEM Gershom, Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki / tłum. z niem. I. Kania, wstęp M. Galas. – Warszawa : Czytelnik, 1997.
SULIGA Jan Witold, Wielcy magowie świata. Dzieje ezoterycznej tradycji Zachodu, t. I, Historia Przymierzy. – Warszawa : Wydawnictwo Sic!, 1997.
MOPSIK Charles, Kabała / tłum. z franc. A. Szymanowski – Warszawa : Wydawnictwo Cyklady, 2001.
FIELDING Charles, Praktyczna kabała / tłum. J. Morka – Łódź : Wydawnictwo Ravi, 2004.
Pozdrawiam.
Próbka jednej z pozycji bibliograficznych, którą wymieniłem:http://tyniec.com.pl/pdf_files/855.pdf
Andrzej – dziękuję. Ja mam trochę literatury Scholema: („Jewish Gnosticism, Merkabah Mysticism, and Talmudic Tradition”; „Kabbalah”; „Major Trends in Jewish Mysticism”; „On the Kabbalah and Its Symbolism”; „Origins of the Kabbalah”). Gdybyś potrzebował jakiejś pozycji służę pomocą. Pozdrowienia
Do ks. W. Hryniewicza!
Dzięki temu, że wprowadził ksiądz, nieoczekiwanie „The Quest for the Historical Jesus’ Use of Gehenna: A Critical Appraisal of the Work of N. T. Wright and His Portrayal of the Eschatology of the Historical Jesus”, Iana C. Cola możemy znacznie przyspieszyć nasze rozważania.
Wszyscy historycy i teologowie zgadzają się w jednym: początki działalności Jezusa z Nazaretu związane są z Janem Chrzcicielem. Sam „dziki prorok” był apokaliptykiem dlatego zasadnym staje się przebadanie nurtu apokaliptycznego czasów Jezusa, aby jednak to skrócić wprowadźmy pewne podsumowanie tego nurtu. We wcześniejszych wpisach analizowaliśmy „List Henocha” ( ok II w. przed Chr. ), który wydaje się pozostawiać nadzieję na koniec kary potępionych oraz poglądy wspólnoty w Qumran ( II w. przed Chr. – 70 r. po Chr. ), która los grzeszników widziała w ich wiecznej śmierci. „Księga Strażników” Henocha ( IV w. – III w. przed Chr. ) daje inną odpowiedź:
HenEt 26,1-6; 27,1-5
„Ja Henoch skierowałem się ku środkowi ziemi – Erec Izrael -i ujrzałem miejsce błogosławione, porośnięte drzewami. Tam rozmyślałem patrząc na świętą górę – Górę Świątyni – a u stóp góry płynęła woda – Siloe – ze Wschodu na Zachód. Od strony wschodniej widziałem inną górę – Górę Oliwną -wyższą niż pierwsza, a między tymi górami wąwóz głęboki, lecz wąski – dolinę Cedronu – którym również płynęła woda u stóp góry. Na zachodzie ujrzałem inną górę -Górę Zgorszenia — niższą niż tamta; między tymi dwiema górami znajdował się wąwóz głęboki i suchy – dolina Hinnom – oraz inne wąwozy głębokie i suche u krańców trzech gór; wszystkie te wąwozy są głębokie, wycięte w nagich skałach, i nie rośnie tam żadne drzewo. A byłem bardzo zdziwiony widząc wąwóz i mówiłem: Dlaczego ta ziemia błogosławiona, pełna drzew, i dlaczego pośrodku ten wąwóz przeklęty? Wówczas Uriel, jeden ze świętych aniołów, ten, który był blisko mnie, powiedział: Ten wąwóz przeklęty – GEHENNA – jest przeznaczony dla tych, którzy są przeklęci na wieki; tutaj są zgromadzeni ci wszyscy, którzy ustami swymi wypowiadają słowa zuchwałe przeciw Bogu i przeciw Jego chwale. Tutaj zostali zgromadzeni, tu jest miejsce ich przebywania. W czasie ostatecznym będzie to miejsce sprawiedliwego sądu nad sprawiedliwymi aż po wieczność. Tutaj ci, którzy znaleźli miłosierdzie, błogosławić będą Pana chwały, Króla wieków. W czas sądu bezbożnych sprawiedliwi będą Go błogosławić z powodu miłosierdzia, które im uczynił”.
„Księga Przypowieści” ( HenEt 37 – 71 ) pochodzi z końca I wieku po Chr. i nie nadaje się do rozważań nad poglądami Jezusa z Nazaretu. Podobnie jest w przypadku Księgi Henocha słowiańskiej, chociaż znam opinie ( R. H. Charles ), które czas jej redakcji cofają do I w. przed Chr. Nie jest to nawet minimalna część nurtu apokaliptyki żydowskiej, którą należałoby rozważyć za nim można wyciągnąć jakieś wnioski ale jako, że nie tworzymy tu obecnie jakiegoś szczegółowego studium tego zagadnienia a jedynie staramy się uchwycić co mogli rozumieć słuchacze Jezusa sympatyzujący z apokaliptycznym nurtem judaizmu gdy mówił On o WIECZNOŚCI POTĘPIONYCH ( jeśli w ogóle o tym mówił ) to należy stwierdzić, że część z nich rozumiałaby to DOSŁOWNIE i myślałaby o ich wiecznej męce, część z nich odczytałaby to jako symboliczne wyobrażenie WIECZNEJ ŚMIERCI a jakaś część audytorium ( chyba niezbyt duża ) odbierałaby to symbolicznie. Jednak – jak wiemy z pism Flawiusza – największa część społeczeństwa żydowskiego sympatyzowała z faryzeuszami dlatego teraz następuje najważniejszy moment naszych rozważań. Sprawdzimy jakie poglądy na Gehennę mieli faryzeusze w czasach gdy nauczał Mistrz z Galilei.
Faryzeusze – poglądy, idee i eschatologia.
Hillel i Szamaj ( koniec I w. przed Chr.// początek I w. po Chr. )
Hillel i Szamaj tworzą ostatnią parę „zuggot” i wprowadzają nas w czasy faryzeizmu okresu Jezusa z Nazaretu.
W 30 r. przed Chr. przewodniczącym sanhedrynu został Hillel Starszy. Sam Hillel pochodził z diaspory babilońskiej i poprzez matkę był potomkiem Dawida ( Pesachim 66a; Sukka 20b; jTaan 4, 2; Ketuwot 62b; Kilaim 9, 3; Midrasz Bereszit Rabba 62, 2 ). Czy tej tradycji można ufać? Wspiera ją autorytet rabbiego Lewiego, który powiedział:
W Jerozolimie znaleziono księgę rodowodów, w której napisano, że Hillel pochodzi z rodu Dawida ( jTaan 84, 5, 2 ).
Pracował jako robotnik otrzymując przeciętne wynagrodzenie. Stworzył własną szkołę interpretacji Tory, która stała naprzeciw szkoły Szamaja. Utorował drogę do pojednania pomiędzy faryzeuszami a saduceuszami. Hillel zgodził się z nimi, że każdy przepis prawa powinien być oparty na Piśmie jednak uznawał, że uzasadnienie nie wynika tylko z samego tekstu, lecz także z ogólnych przesłanek. W tym celu ustalił siedem prawideł interpretacyjnych ( middot ).
1) przechodzenie od łatwiejszego do trudniejszego,
2) przechodzenie od mniejszego do większego,
3) przechodzenie od podobnego do podobnego ( metoda porównywania ),
4) przechodzenie od jednego zwrotu Pisma do dwóch, 5) przechodzenie od zasad ogólnych do szczegółowych,
6) przechodzenie od zasad szczegółowych do ogólnych,
7) wyjaśnienie w zależności od kontekstu.
Hillel był także słynnym interpretatorem Prawa i podobno to on wszystkich przekonał, że baranek paschalny może być zabity w święto Paschy nawet jeśli ta wypada w szabat ( bPes 66a ). Umożliwił również obejście tzw. prawa szabatowego roku ( Pwt 15, 1 – 11 ) w związku z nim co siedem lat miały być anulowane wszystkie długi. To prawo powodowało istotne trudności w znalezieniu pożyczkodawcy, który zwłaszcza w okresie zbliżania się roku szabatowego mógł przecież liczyć się z realną groźbą utraty pożyczonych środków. Hillel, aby nie doprowadzić do utrudnień w funkcjonowaniu gospodarki zezwolił, aby do umowy, którą zawierają ze sobą zainteresowane strony dopisywać klauzulę o odzyskaniu długu w każdym czasie ( prozbul ).
Hillel nie tylko był znawcą Tory ale i moralistą.
„Hilel uczył: Bądź [jak jeden] z uczniów Aharona – kochaj pokój i podążaj za pokojem, kochaj ludzi i przybliżaj ich do Tory” ( mAw 1, 12 ).
„Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. Oto cała Tora. Reszta to tylko komentarz. Idź i ucz się” ( bSzab 31a ).
Bardzo podobną sentencję miał wypowiedzieć Jezus z Nazaretu, z tym, że zamiast formy negatywnej – jak w przypadku Hillela – wybrał formę pozytywną, którą spotykamy w Liście Arysteasza ( 207 ) pochodzącym z lat 200 – 150 przed Chr.:
„Zawsze traktujcie innych tak, jak chcielibyście być przez nich traktowani; oto podsumowanie nauki Tory i proroków” ( Mt 7, 12 ).
Sam Hillel uchodził za osobę skromną i pomagającą biednym ( Ketuwot 67, 2 ). Ten brak egocentryzmu przejawia się w sentencjach z których wynika, iż mędrzec nie lubił wysuwać się na eksponowane pozycje:
„On [Hillel] też zwykł był mówić: Ten, kto wywyższa swoje imię, traci swoje imię, a kto nie pomnaża swojej wiedzy, pomniejsza ją, a kto się nie uczy, godzien jest śmierci, a kto robi z Tory niewłaściwy użytek, zginie” ( mAw 1, 13 ).
„A tak mawiał Hillel: Moje poniżenie jest moim wywyższeniem. Moje wywyższenie jest moim poniżeniem” ( Midrasz Rabba, Wajikra 1, 5 ).
I znów Jezus posłużył się bardzo podobną sentencją:
„Wtedy Jeszua zwrócił się do tłumów i swoich talmidim: (… ) każdy kto się wywyższa, będzie poniżony, a każdy kto się uniża, będzie wywyższony” ( Mt 23, 1. 12 ).
Odnosząc tą postać do Jezusa warto zwrócić uwagę na pewne zastrzeżenia, które formułuje Vermes:
„Często sugeruje się, że Jezus, który najwyższym nakazem moralnym uczynił miłość do Boga i bliźniego, znajdował się pod wpływem Hillela. Ta hipoteza miałaby sens, gdyby udało się udowodnić, że Jezus podzielał doktrynalne i religijne poglądy faryzeuszy. Jednak taka teoria kłóci się z dwoma faktami. Po pierwsze, Jezus żył i prowadził swe wędrowne nauczanie w Galilei, gdzie nie ma dowodów na obecność faryzeuszy przed 70 rokiem n. e. Po drugie, natura faryzejskiego judaizmu była z gruntu oparta na prawie ( halacha ), podczas gdy religia Jezusa pierwotnie należała do kategorii moralnej i charyzmatycznej” ( G. Vermes, Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka, Kraków 2003, s. 105).
Nie zgadzam się z większością tej argumentacji. Po pierwsze opis galilejskiej działalności Jezusa dotyczy jego już końcowych dni w których miał on już ustalone poglądy a prawdopodobnie jednokrotne odwiedziny Jerozolimy z okazji święta Paschy są konstrukcją literacką Marka a nie rzeczywistą relacją ze zdarzeń, które w tym okresie miały miejsce. Jezus był pobożnym Żydem a z tym zgadzają się wszyscy badacze Jezusa historycznego włącznie z Vermesem. Jeśli trzydziestokilkuletni Jezus byłby po raz pierwszy w Jerozolimie to oznaczałoby, że lekceważył sobie przepisy żydowskiego prawa, które mówiły, że należy w roku trzykrotnie odwiedzić Jerozolimę: z okazji Święta Namiotów, Święta Paschy i Święta Żniw. Prawdopodobieństwo, że Jezus lekceważył te przepisy jest znikome, ponieważ wszyscy uważają, że jego religijność była szczera i skłonna do wyrzeczeń. Gdy Jezus przed podjęciem swojej publicznej działalności pielgrzymował do Jerozolimy miał nie tylko okazję spotkać się z samymi faryzeuszami ale i wyrobić sobie zdanie na temat tego ugrupowania oraz zaznajomić się z ich poglądami. To, że był zainteresowany judaizmem potwierdza fakt, że wybrał się nad Jordan, aby posłuchać Jana Chrzciciela a to, że chętnie pielgrzymował do Jerozolimy potwierdza fakt jego śmierci w okresie Święta Paschy. Znajomość nauk faryzeuszy w przypadku Jezusa w ogóle mnie nie zastanawia i uważam, że byłoby dziwne gdyby sytuacja ta była odwrotna.
Natomiast drugie zastrzeżenie Vermesa, które podkreśla charyzmatyczne podejście Jezusa jako przeciwne faryzejskiemu, które wynika z Tory; nie uwzględnia dynamiki zmiany poglądów Jezusa, który wyraźnie podkreślił:
„Prawo i Prorocy sięgają do Jana. Od tego czasu Królestwo Boże gwałt cierpi i gwałtownicy je szarpią” ( Q 16, 16 ).
Do czasu zatem wystąpienia Jana Chrzciciela; Jezus mógł podzielać częściowo poglądy faryzeuszy. Zmiana mogła nastąpić gdy Jezus zaznajomił się z przesłaniem Jana i gdy zrozumiał, że w tym ostatnim preludium przed oczekiwaną Apokalipsą największe znaczenie ma charyzmat oraz moralność a znacznie mniejsze Tora i jej interpretacja. Poza tym coraz więcej wskazówek zdaje się potwierdzać, że obecność faryzeuszy a już na pewno ich autorytetu obejmowała Galileę i nie można odcinać tego regionu od wpływów religijnych Judei, gdyż rejon ten nie pozostawał w jakiejkolwiek izolacji mogącej doprowadzić do sytuacji w której religijny Galilejczyk nie wiedziałby czym jest faryzeizm! Z Dolnej Galilei pochodził przełożony trybunału sanhedrynu ( aw bet din ) Nittaj Arbeli działający w połowie II w. przed Chr. O zelotach Flawiusz napisał: „Czwartą sektę filozoficzną założył Juda Galilejczyk. Jej wyznawcy ze wszystkim zgadzają się z poglądami Faryzeuszów”. Juda z Gamali bez problemu znalazł sojusznika w osobie faryzeusza: „Lecz Juda z Gaulanitydy, rodem z miasta, które zwie się Gamala, złączywszy się z faryzeuszem Saddokiem, podburzał naród do buntu”.
Jochanan ben Zakaj przed 50 r. po Chr. nauczał Galilejczyków Tory w miejscowości Araw/Gabara a na pewno nie był on pionierem takiej postawy wobec Galilejczyków ( jSzab 15d ).
Kontakt i wymiana poglądów religijnych była związana również z licznymi pielgrzymkami z Galilei do Jerozolimy a w rozlicznych synagogach część soferim była zdecydowanymi zwolennikami faryzeuszy. Czy były to wpływy duże czy małe to kwestia rozważań niezbyt istotna dla sprawy Jezusa z Nazaretu, ponieważ był on zainteresowany zagadnieniami religijnymi i nieprawdopodobieństwem jest przyjęcie tezy, że pominął on w tych zainteresowaniach faryzeuszy, o których przecież musiał słyszeć a widział ich z całą pewnością w Jerozolimie. Dlaczego zatem miałby on zignorować właśnie to stronnictwo, które wśród ludności cieszyło się ogromną popularnością – pogląd z pogranicza absurdu i z krainy abstrakcji. Galilea nie była gettem lecz krainą w której żyła ogromna masa ludzi zainteresowana swoim krajem i religią ( Nittaj Arbeli, Juda Galilejczyk, Jezus z Nazaretu ) i jeśli ktoś chciał pogłębiać swoją wiedzę religijną to nic nie stało na przeszkodzie, aby mógł to uczynić.
Było coś co na pewno dzieliło faryzeuszy i Jezusa ( oprócz kwestii związanych z Torą ) to był stosunek do ludu ziemi ( `am ha – arec ). Hillel miał wypowiedzieć następującą sentencję:
„On [Hillel] zwykł był mówić: Prostak ( bur – dosł. cham – przyp. AN ) nie boi się grzechu, a ciemny ( `am ha – arec – przyp. AN ) nie jest pobożny” ( mAw 2, 6 ).
Tymczasem Jezus zwracał się właśnie do tego pogardzanego „ludu ziemi” zwanego przez
faryzeuszy „prostakami”:
„W owym czasie Jezus powiedział: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” ( Q 9, 21 ).
Jednak co trzeba podkreślić Hillel sprzeciwiał się całkowitej pogardzie.
„Kiedy Hilel stwierdził, że wśród uczonych w Piśmie są tacy, co żywią pogardę dla prostaków, zwanych „am – haarec”, dlatego, że ci ciężko pracują na kawałek chleba i nie zajmują się studiowaniem Tory, wygłosił taką przypowieść:
– Góry zwróciły się do dolin tymi słowy: jakie wy, doliny, jesteście małe i niewiele znaczące. Jakże wielki jest świat, który widzimy, i jak zły i marny jest wasz los! Wasze oczy nie widzą pól i ogrodów, miast i wsi. Nie korzystacie z pierwszych promieni słońca, które wschodzi po to, aby oświetlać ziemię.
Na to odpowiedziały doliny:
– Gdybyście nam zwróciły ziemię i piasek, które od nas zabrałyście podczas stawania się górami, to byśmy były na równi z wami.
Uczeni w Piśmie, wysłuchawszy przypowieści, poprosili Hilela o dokładne wyjaśnienie jej sensu. Hilel tak ją skomentował:
– Gdyby wasi bracia nie uprawiali pól i nie wydobywali z ziemi chleba dla wyżywienia ludzi, to byśmy wszyscy zginęli z głodu. Dlatego też boski mąż, Mojżesz, pobłogosławił Zewulona tymi słowy: „Raduj się Zewulonie, kiedy wychodzisz do pracy na polu, i ciesz się, Issacharze w namiocie Boga, albowiem kiedy nie ma chleba, nie ma też Tory”.
Uczeni wyciągnęli ze słów Hilela właściwą naukę. Przestali się wywyższać nad swoimi braćmi, którzy życie spędzali na uprawianiu ziemi” ( cyt. za: „Z badań nad Biblią”, red. Tomasz Jelonek, [w:] Hillel Starszy, s. 101 – 131; Kraków 2008; s.
108 – 109 ).
Warto też zwrócić uwagę, że mimo dużej siły moralnej płynącej z nauk Hillela nie uniknął on scholastycznej kazuistyki każącej mu zastanawiać się nad tym czy jajko zniesione przez kurę w szabat należy zjeść natychmiast czy też po święcie ( mBeca 1, 1 ). Te i inne interpretacje Tory podzieliły dwóch wybitnych faryzeuszy ery Jezusa. Szamaj dopuszczał natychmiastowe spożycie jajka. Tych kontrowersji pomiędzy Szamajem a Hillelem było trzydzieści i nie wszystkie tyczyły się tak błahych spraw. Szamaj uchodził za większego rygorystę w interpretacji Tory niż Hillel. W jego domu pościć musiały nawet niemowlęta ( bJomma 77b ). W święta Sukkot, które pobożni Żydzi powinni spędzać w namiotach zdarzyło się, że synowa Szamaja musiała rodzić, mędrzec żeby podtrzymać tradycję usunął dach nad łóżkiem dziecka i wyłożył go gałęziami ( mSuk 2, 8 ). Porównując charaktery tych dwóch uczonych rabini stwierdzili:
„Nauczali nasi mistrzowie: Niechby każdy był cierpliwy jak Hillel, a nie popędliwy jak Szammaj” ( bSzab 31, 1; Awot deRabbi Natan, ).
Pomiędzy tymi postaciami dochodziło do różnorakich sporów, które nie znajdowały zadowalającego obie strony rozwiązania:
„Jeśli jakiś poganin prozelita nawróci się na judaizm w wigilię Paschy, to uczniowie Szammaja pozwalali mu spożywać baranka paschalnego tego samego wieczora, jeśli dokonał rytualnej kąpieli. Uczniowie Hillela zaś wymagali dłuższego oczyszczenie” ( mPes 8, 8; Edujot 5, 2 ).
Jak więc widać nie zawsze Szammaj był większym rygorystom niż Hillel; jednak tak przedstawiła ich tradycja żydowska.
Gdy więc Jezus prowadził swoją działalność faryzeizm podzielił się na dwie szkoły: hillelitów i szamaitów. Nastrój wobec tego w stronnictwie był pesymistyczny:
„Dopóki Mesjasz nie nadejdzie, rzeczy te nie wrócą do swego pierwotnego stanu” ( jChag 2, 2 ).
Pomimo ostrych różnic doktrynalnych i gwałtownych sporów obydwa odłamy starały się egzystować pomiędzy sobą pokojowo:
„Chociaż szammaici i hilleici spierali się ze sobą, jedni zabraniali tego, na co zezwalali drudzy, to jednak szammaici nie wzbraniali się brać za żony córki hillelitów, podobnie jak hillelici żenili się z córkami szammaitów” ( Eruwin 12, 14 ).
Każdy z nich jednak gromadził wokół swojej osoby stronników i uczniów co prowadziło do
coraz głębszych podziałów:
„Gdy przybywało uczniów Szammaja i Hillela niedostatecznie przygotowanych w nauce, wzrosły waśnie w Izraelu i zamiast jednej powstały jakby dwie Tory” ( Sotta 47b, Sanh 88b; ).
Nas najbardziej interesują różnice w ujęciu wieczności męki w Gehennie pomiędzy hillelitami a szammaitami ale o tym w następnym wpisie: „GEHENNA – A CÓŻ TO TAKIEGO?”
c. d. n.
GEHENNA – A CÓŻ TO TAKIEGO?
Gehenna [(gr. γέεννα), Gehinnom ( hebr. : גהנום / גהנם ) jidysz Gehinnam] po raz pierwszy wspomniana jest w Jz 15, 8 i 18, 16. Dolina ta była zwana doliną synów Hinnona gdyż w jej miejscu palono żywcem dzieci ku czci bogów.
„On to ( król Achaz – przyp. AN ) składał ofiary kadzielne w Dolinie Synów Hinnoma i przeprowadził swego syna przez ogień – na modłę ohydnych grzechów pogan” ( 2Krn 28, 3 ).
Joachim Jeremias zauważa:
„Gehenna (… ) od czasów starożytnych była nazwą na dolinę na południowym wschodzie Jeruzalem (…) wzięte z przepowiedni proroków mówiących o dolinie (Jer 7, 32+19, 6 por. Iz 31, 9), ponieważ były tam składane ofiary Molochowi (2 Król. 16:3; 21:6) to w drugim wieku przed Chr. rozwinęła się idea, że dolina Hinnoma jest miejscem ognistego piekła ( HenEt 26, 90.26) (…) jako coś innego niż Sheol” ( cyt. Joachim Jeremias, „New Testament Theology”, London: S.C.M., 1972, s. 129 ).
O pierwotnym przeznaczeniu doliny Hinnoma mówił prorok Jeremiasz:
„I zbudowali wyżynę Tofet w dolinie Ben – Hinnom, aby palić w ogniu swoich synów i córki, CZEGO NIE NAKAZAŁEM I CO NIE PRZYSZŁO MI NAWET NA MYŚL” ( Jr 7, 31 ).
Co zmieniło się w umysłach Żydów, że Gehenna, która w czasach proroka Jeremiasza ( VII w. przed Chr. ) była symbolem czegoś co samemu Jahwe nie przyszłoby nawet na myśl stała się miejscem kaźni, które Bóg przygotował dla ludzi już przed stworzenia świata? Targum Neofitów do Rdz 3, 24 ułożony w formie doksologii opisuje stworzenie Gehenny właśnie przez Jahwe:
„Dwa tysiące lat przed stworzeniem świata stworzył On Prawo, przygotował ogród Eden dla sprawiedliwych, którzy tam będą się karmili i będą spożywali owoc drzewa, gdyż zachowywali przykazania Prawa na tym świecie i przestrzegali Jego przykazań. Dla złych przygotował On GEHENNĘ, która jest podobna DO OSTREGO MIECZA NISZCZĄCEGO OSTRZEM OBOSIECZNYM.
PRZYGOTOWAŁ ON TAM IGLICE PŁOMIENNE I PŁONĄCE OGNIE DLA ZŁYCH, BY OTRZYMALI POMSTĘ W ŚWIECIE PRZYSZŁYM, GDYŻ NIE ZACHOWYWALI PRAWA NA TYM ŚWIECIE” ( cyt. ks. Stanisław Mędala,”Wprowadzenie do literatury międzytestamentalnej”, Kraków 1994, s. 364 ).
Starożytne aramejskie tłumaczenia Pism proroków wprowadzają nazwę Gehenna nawet tam gdzie nie występowała ona w oryginale hebrajskim ( Iz 66, 24, por. Mk 9, 47 – 48! )
Faryzeusze przyswoili sobie to pojęcie, ponieważ przyjęli oni możliwość dalszej egzystencji po śmierci w przeciwieństwie do swoich głównych przeciwników religijnych saduceuszy. Rozróżniali oni dwa pojęcia z tym związane: „olam haze” ( świat doczesny ) oraz „olam haba” ( świat przyszły ).
„Świat doczesny ( olam haze ) jest jakby przedsionkiem świata przyszłego ( olam haba ), przygotuj się w przedsionku, abyś mógł godnie przedstawić się w samym pałacu” ( Abot 4, 21 ).
Po śmierci człowieka wychodzi z niego jego dusza ale posiada ona, aż pięć imion: „Nefesz – jest właśnie duszą biologiczną, jest życiem i krwią, mają ja także zwierzęta; ginie ona wraz ze śmiercią istoty żywej; Ruach – odpowiednik greckiej psyche – to dusza, która porusza się jak wiatr ( słowo ruach znaczy także wiatr ); Neszama – tchnienie, zdolność do życia; Kaja – pozostaje żywa, gdy ciało już zginęło; piątym imieniem duszy jest Jechida – jedyna, ponieważ dusza, mimo tylu imion, jest jedna, w przeciwieństwie do parzystych części ciała” ( „Z mądrości Talmudu”, przekł. S. Datner i A. Kamieńska, Warszawa 1988, s. 352 – 353 ).
Człowiek trafia na Sąd Boży a pierwszym pytanie na nim jest:
„Czy uczciwie i sumiennie sprawowałeś swój zawód na ziemi i czy z ludźmi postępowałeś jak przystało na człowieka prawego?” ( Szab 31 ).
Następuje rozdzielenie: sprawiedliwi doznają nagrody a niesprawiedliwi kary:
„W życiu pozagrobowym nie ma ani jedzenia, ani picia, tylko sprawiedliwi siedzą w swoich koronach na głowie i rozkoszują się światłością Boga” ( Berachot 17, 1 ).
Jak według rabinów wygląda sprawa Gehenny oraz samego potępienia?
Według części rabinów Gehenna została stworzona jeszcze zanim świat powstał ( w zgodzie z cytowanym targumem do Rdz 3, 24 ).
„Siedem rzeczy zostało stworzonych jeszcze przed stworzeniem świata, a oto one: Tora, pokuta, raj, Gehenna, tron Wiekuistego, Świątynia i Imię Mesjasza” ( Pesachim 53 ).
Jednak w tej kwestii rabini nigdy nie byli zgodni i według niektórych był to drugi dzień stworzenia a według innych szósty.
Beit Shammai taught: There are three groups – one is destined for eternal life, another consigned to eternal ignominy and eternal abhorrence while those whose deeds are balanced will go down to Gehinnom, but when they scream they will ascend fro there and are healed…but Beit Hillel taught: [God is] rich in kindness’ (Ex 34, 6) [He is] inclined toward mercy (Tosefta Sanhedrin 13:3).
Szammaj powołując się na Księgę Daniela uważał, że niesprawiedliwi będą cierpieć wiecznie a „średni” będą musieli poddać się czasowej karze terapeutycznej w Gehennie, Hillel z kolei uważał, że w przypadku średnich łaska Boga przeważy szalę i dostaną się oni natychmiast na łono Abrahama. Szkoła Hillela nie uważała, że kara Gehenny dla grzeszników będzie wieczna ( za nie wieczne życie wieczna kara? ), lecz sądzili, że trwać ona będzie dwanaście miesięcy po których grzesznicy ulegną destrukcji ( anihilacji ):
„Synowie Izraela i innych ludów, którzy zgrzeszyli cieleśnie, strąceni są do Gehenny i skazani na dwanaście miesięcy. Po dwunastu miesiącach ich ciało zostaje zniszczone, a dusza spalona, wicher rozwiewa ich prochy i rzuca je pod nogi sprawiedliwych” ( Rosz Haszana 17 ).
Kara zatem w „piekle” dla niektórych faryzeuszy nie była WIECZNA:
„Rabbi Akiba powiedział: (…) czas trwania kary bezbożnych w Gehennie wynosi dwanaście miesięcy” ( Szab 33b, Czy Grzegorz z Nyssy [ IV w.] nie pisał również o roku męki? )
Doprowadziło to do tego, że ci którzy nie uznawali możliwości anihilacji grzeszników wierzyli w końcowe zbawienie wszystkich:
„The wicked stay in Gehinnom till the resurrection, and then the Messiah, passing through it redeems them „(Emek Hammelech, f. 138, 4).
Warto zwrócić uwagę, że WIECZNE MĘKI, infernalni rabini przydzielali NIELICZNYM:
„WSZYSCY Izraelici mają udział w życiu przyszłym, (…). A oto, kto nie ma udziału w życiu przyszłym: ci którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, że Tora nie pochodzi od Boga, oraz ci, którzy są niedowiarkami.
Rabbi Akiwa powiada: Również ci, którzy czytają księgi świeckie oraz odmawiają zaklęcia nad raną (…).
Abba Szaul powiada: Również ci, którzy wymawiają Imię Boże według jego liter.
Nie mają także udziału w życiu przyszłym trzej królowie i czterech profanów. Ci trzej królowie to: Jeroweam, Achaw i Menasze.
Rabbi Jehuda powiada: Menasza ma udział w życiu przyszłym, (…).
Rzekli doń mędrcy: Przywrócił go na jego królestwo, lecz nie przywrócił do życia przyszłego.
A co się tyczy czterech profanów, są to: Bileam, Doeg, Achitofel i Gechazi” ( Sanh 10, 1 – 3 ).
Co ciekawe ich WIECZNE POTĘPIENIE nie oznaczało, iż PIEKŁO jest WIECZNE:
„Ale odstępcy, donosiciele i niewierzący, którzy sprzeniewierzyli się Torze, którzy zaprzeczyli zmartwychwstaniu, którzy zeszli z dróg, jakimi chodzą wszyscy inni, którzy wprzęgli się w jarzmo strachu, którzy sami grzeszyli i gorszyli innych, jak na przykład Jeroweam, syn Newata, i jego współtowarzysze – strąceni do piekieł NA WIEKI: PIEKŁO SIĘ SKOŃCZY, ale oni nie” ( Rosz Haszana 17 ).
Należy pamiętać, że w judaizmie mogły współistnieć różne opinie nawet na bardzo ważne tematy teologiczne. Judaizm do dzisiaj nie jest religią dogmatów. Dlatego nie dziwmy się, że w kwestii wiecznego pobytu w Gehennie grzeszników i to wszystkich niektórzy mieli przeciwne zdanie:
„The judgment on the generation of the Flood was for twelve months, on Job for twelve months, on the Egyptians for twelve months, on Gog and Magog in the Hereafter for twelve months, and on the wicked in Gehinnom for twelve months” (M. Eduyot 2:10; Gen. Rabbah 28:8).
W czasach Jezusa nie było ustalonych poglądów na Gehennę. Szkoła Szamaja opierając się na wersecie z Księgi Daniela ( Dn 12, 2 ) uznawała, iż grzesznicy będą cierpieć wieczne męki a ludzie których grzechy i dobre uczynki pozostają w równowadze będą oczyszczeni przez przejście Gehenny. Według Hillela jest to pogląd przeciwny miłosierdziu Bożemu. Mędrzec przewiduje, że w przypadku średnich przeważa łaska Boga i są oni natychmiast dopuszczani przed oblicze Jahwe, natomiast grzesznicy cierpią dwanaście miesięcy i zostają unicestwieni. Część mędrców uważała, że WSZYSCY zostaną zbawieni. W tym układzie Gehenna byłaby czymś na zasadzie katolickiego „czyśćca”.
Izaak Kramstuck następująco podsumowuje poglądy rabinów na piekło:
„Według Talmudu nie ma potępienia wiecznego, JEST TYLKO KARA PRZEJŚCIOWA, nawet dla wielkich grzeszników. Kara odstępców, bałwochwalców i zdrajców trwać będzie `na wieki wieków`, ale jest tylko odstęp dwóch palców między piekłem a niebem. Grzesznik powinien tylko szczerze żałować, a wrota do niego, do wiecznego szczęścia, otworzą się przed nim. Żadna istota ludzka nie jest wyklęta, za swoja narodowość lub WYZNANIE (!!! – przyp. AN ) i każdej należy się Królestwo niebieskie. Każdy człowiek jakakolwiek byłaby jego wiara (…) będzie w nim miał udział” ( cyt. „Talmud”, tłum. Izaak Kramstuck, Warszawa 1869 ).
Według infernalistów Jezus z Nazaretu przyszedł, aby zmienić ten pogląd i zradykalizować przesłanie na temat Gehenny nie tylko Hillela ale nawet Szamaja. Tak, tak już z daleka „czuć”, że coś tu „nie gra”…
c. d. n.
Bardzo ciekawe rozważania o Gehennie, P. Andrzeju!
Jeszcze dzień dwa, a włączę się do dyskusji. Cierpliwości. Mam ważne zobowiązanie – udział w międzynarodowym projekcie badawczym: „The disjunctions between the Church and people”. Wysłałem już do Waszyngtonu mps swojej nowej książki w języku angielskim pt. „The Spirit: The Cry of the World”, ale muszę przygotować jeszcze tzw. „draft” dla „16 teams from North America and Europe”). Wrócę do sprawy Jezusa historycznego, nadziei i Gehenny. Czekam na c.d.n. o Gehennie.
Serdecznego Święta Epifanii!
Ewangelia wg św. Mateusza, rozdział 5:
„25 Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia.
26 Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.”
Ewangelia wg św. Łukasza, rozdział 12:
„58 Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia.
59 Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka”
Wymienione fragmenty Ewangelii zawsze odczytuję w kontekście nadziei powszechnego zbawienia. Jezus wyraźnie zakłada czasowość przebywania w „więzieniu” (aż, póki). Oczywiście przydałaby się analiza filologiczna wspomnianych wersów do której ja nie jestem zdolny nie znając koine ani tym bardziej aramejskiego. Nie wiem też jak te słowa zrekonstruowano w źródle Q ale Łukasz umieszcza je w kontekście eschatologicznym. Jeśli są to ipsa verba Galilejczyka mielibyśmy kolejny argument na rzecz teologii nadziei.
Pozdrawiam
PANIE GRZEGORZU!
Witam, myślałem już przez chwilę, iż opuścił Pan forum… Logiony,które zostały przywołane to autentyczne słowa Jezusa i pochodzą z Q ( 40 – 60 r. po Chr. 😉 ich analizą zajmę się dopiero gdy będziemy zgodnie z zasadami stratygrafii przemieszczać się „w górę” po warstwach tradycji o Jezusie. Na razie staramy się ustalić najbliższe Jezusowi tło i dochodzimy do zadziwiającego wniosku: jeśli wierzyć infernalistom, którzy zawsze powołują się na Mistrza z Nazaretu to w poglądach na Gehennę Jezus był bardziej nieprzejednany niż Beit Szamai ( Dom Szamaja ) ale czy to jest prawdą? Po dłuższym osobistym studium doszedłem do wniosku ( przeciwnego do startu refleksji ), iż Jezus historyczny ( czyt. prawdziwy ) NIE NAUCZAŁ O WIECZNOŚCI POTĘPIONYCH.
Pozdrawiam.
JEZUS Z NAZARETU A FARYZEUSZE
Faryzeusze choć liczyli około sześciu tysięcy członków byli siłą bardzo liczącą się wśród Żydów. Jezus w swych wystąpieniach bardzo często krytykował część ustną nauczania faryzeuszy ( Łk 11, 37 – 54 ). Zarzucał im głównie powierzchowną religijność. Jednocześnie jego nauczanie było najbliższe właśnie nurtu faryzejskiego. Przyswoił On sobie pewne ich zasady i wierzył tak jak i oni w zmartwychwstanie. Wielu zwolenników faryzeuszy pomagało Jezusowi a po jego śmierci również faryzeusze zasilą szeregi ruchu po – Jezusowego z których najbardziej znany to Apostoł Paweł ( Łk 13, 31; Dz 15, 5; 23, 6 ).
Otóż Jezus potępiał niektóre odłamy faryzeizmu i polemizował z ich interpretacją Tory. Czytając te polemiki można wyrobić sobie pogląd jakoby Galilejczyk potępiał w całości ruch faryzeuszy. Nie jest to wniosek zasadny, ponieważ sam do jednego z faryzeuszy Jezus powiedział: „Niedaleki jesteś od Królestwa Bożego”( Mr 12, 34 ). Oni również krytykowali postawę niektórych spośród siebie wewnątrz tego ruchu. Ciekawe spostrzeżenie ma na tą kwestię żydowski uczony, Menahem Mansoor:
„Choć faryzeusze jako ogół wyznaczali sobie wysokie normy etyczne, to nie wszyscy żyli z nimi w zgodzie. Błędnie przyjmuje się, że nowotestamentowe określanie ich jako „obłudników” czy „plemienia węży” ( Mt 3, 7; Łk 18, 9 nn itd. ) odnosi się do całej grupy. Tymczasem jej przywódcy byli doskonale świadomi istnienia pośród siebie ludzi nieszczerych, opisywanych przez samych faryzeuszów w Talmudzie jako „obolałe miejsca” lub „plagi stronnictwa faryzejskiego” (Sota 3, 4 i 22b)” ( Encyclopedia Judaica 13, 366).
Warto zauważyć, że rabin Johanan ben Zakkaj, którego uczniem był Chanina ben Dosa, próbował nauczać Tory Galilejczyków. Zamieszkał on w Araw w niedalekim sąsiedztwie Nazaretu. Wypowiedział on się w tym temacie następująco:
„Galileo, Galileo, ty nienawidzisz Tory” ( jSzab 15d ).
Była zatem to krytyka wzajemna. Galilejczycy oskarżali faryzeuszy o zbyt wielkie wymagania w wypełnianiu przykazań Bożych, natomiast faryzeusze wytykali im nieprzestrzeganie zasad Tory. Mieli oni szczery zamiar przybliżyć Żydów do Boga za pomocą ścisłego wypełniania Prawa Mojżeszowego. Wszystkie niejasności wokół niego związane np. z pytaniem: Co można uważać za pracę w szabat? – wyjaśniali korzystając z tradycji ustnej przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W ówczesnym judaizmie istniały dwie odrębne szkoły rabinackie określane jako Dom Szamaja (Beit Szamai) oraz Dom Hillela (Beit Hillel). O wiele łatwiej znając tą atmosferę wyobrazić sobie Jezusa mówiącego:
„Biada wam, faryzeuszom dajecie dziesięcinę z mięty, ruty i wszelkiej jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. TO ZAŚ NALEŻAŁO CZYNIĆ i tamtego nie opuszczać” ( Q 11, 39a. 42 ).
Jezus zna ich poglądy ( zapewne i na Gehennę ) i poszanowanie Tory, którego nie potępia – żąda jedynie pogłębienia zewnętrznych praktyk religijnych o odnowę wewnętrzną. Należy zauważyć, że Jezus w tym logionie odnosi się również do tradycji ustnej faryzeuszy, albowiem samo Prawo Mojżeszowe nakazywało złożyć dziesięcinę ze zboża, wina i oliwy ( Pwt 14, 22 ). Prawo to rozszerzyli właśnie faryzeusze na wszystkie rośliny ( halacha ) a Nazarejczyk akceptuje tę interpretację ( Talmud traktaty: „Ma`aserot” i „Ma`aser Szeni” ). Trudno kogokolwiek chwalić lub krytykować jeśli nie znałoby się jego poglądów. Logion ten pochodzi z Ewangelii Galilejskiej i zdaje się dobrze oddawać intencje Nazarejczyka w jego krytyce stronnictwa faryzeuszy. Podziela ich pogląd odnośnie stosunku do Boga, Tory i jej interpretacji a potępia nadmierne zwracanie uwagi dla rytuału kosztem duchowości religijnej. W niektórych wypadkach na pewno prowadziło to do ostrej wymiany zdań, która mieściła się jednak w konwencji, będącej normą w ówczesnym czasie. Charyzmatycy przywiązywali znacznie mniejszą wagę do wiedzy a nad nią przekładali uczynki. Podobnie w tej kwestii wypowiadał się inny słynny taumaturg z Galilei Chanina ben Dosa:
„On [Rabbi Chanina ben Dosa] zwykł był mówić: Dla kogo uczynki znacz a więcej niż wiedza, tego wiedza ostaje się, lecz kto wiedzę stawia ponad uczynki, tego wiedza nie ostaje się” ( Awot 3, 12 )
Charyzmatyczny nurt judaizmu skierowany był nie tyle w kierunku wiedzy ale uczynków, których znaczenie podkreślał również Jezus poszerzając go o miłość:
” A jeśli dobrze czynicie braciom waszym, co za nagród mieć będziecie? Czyż poganie tego samego nie czynią? Bądźcie miłosierni, jak Ojciec niebieski jest miłosierny” ( Q 6, 34. 36 ).
Namawiał ludzi do posłuszeństwa faryzeuszom, choć potępiał czyny niektórych spośród sympatyków tego stronnictwa:
„Na katedrze Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. WSZYSTKO WIĘC CO WAM POWIEDZĄ, CZYŃCIE I ZACHOWUJCIE ( Nie ignorując ich poglądów na Gehennę – jak mniemam – Panie Jezu – przyp. myśl AN ), ale nie postępujcie według ich uczynków” ( Mt 23, 2 – 3 ).
Nie znaczy to, że Jezus uważał mądrość, którą posiadali faryzeusze za bezwartościową, On prawdopodobnie chciał jej większego upowszechnienia:
„Biada wam, faryzeuszom, bo zabraliście KLUCZ POZNANIA, sami nie weszliście i przeszkodziliście wchodzącym” ( Q 6, 52 ).
Przywołany logion poświadcza, że Jezus uznawał wiedzę, która posiadali faryzeusze za konieczną do zbawienia – konflikt pomiędzy Jezusem a faryzeuszami dotyczył zatem nie kwestii ważności Tory czy jej interpretacji ale dążenia do większej ekspresji wiary poprzez uczynki. Jezus mocno wierzył, że na końcu dziejów pojawi się Bóg a podzielało ten pogląd wielu z pośród faryzeuszy. Po zetknięciu się z Janem Chrzcicielem faryzejskie poglądy Jezusa zostały wzbogacone o apokaliptyczne prądy. Jezusowym osiągnięciem było połączenie tych dwóch elementów w jedną spójną całość. Faryzejskie metody – eschatologiczna retoryka – charyzmatyczne podejście: tak zwięźle można scharakteryzować czym była nowa nauka z mocą Jezusa. Oryginalność tego sposobu świadczy o jego autentyczności.
c. d. n.
Pan Andrzej napisał: „Warto czasami pomyśleć czy nie lepiej ze swoją wiedzą pozostać w kręgu najbliższych niż męczyć się niezasłużenie z piętnem odstępcy w Polsce. Dla rozwagi. Jak być tym radosnym chrześcijaninem, pełnym nadziei skoro laury i tak należą się ignorantom…”
Skąd tyle goryczy Panie Andrzeju? Ja myślę że wiedzą którą dysponuje Pan czy o. Wacław można i trzeba się dzielić. Jak powiedział Mistrz z Nazaretu:
„Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu”.
Nawet jeśli oświetli sie drogę choćby tylko jednej osobie i tak warto. Ja w każdym razie dziękuję za to co robicie tu z księdzem Hryniewiczem. Zresztą ojcu Wacławowi zawdzięczam znacznie więcej – zetknięcie się przed laty z jego pogladami w kwestii nadziei zbawienia dla wszystkich ułatwiło poźniejsze moje nawrócenie. Podzielam też Pański pogląd że kwestia popularyzowania wyników badań nad Jezusem historycznym jest na naszym, polskim podwórku zaniedbana. Obawiam się że dalsze trwanie takiego stanu rzeczy może doprowadzić do tego że niektórzy katolicy zaczną rozmijać się albo ze swoją wiarą albo z rozumem. Tym cenniejsze są miejsca takie jak to, wszak teologia to „wiara poszukująca zrozumienia”.
Pozdrawiam wszystkich blogowiczów.
Grzegorz Turek
Panie Grzegorzu!
Dziękuję! Na szczęście myślę tak tylko „czasami” ( jak w moim cytacie na który się Pan powołuje ). W Polsce wśród części teologów występuje „strach przed historycznym Jezusem”. Przyczyny tego stanu rzeczy są bardzo złożone. Gdy katolicki badacz J. Gnilka był w naszym kraju z prezentacją swojej książki część z naszych duchownych w trakcie jego wystąpienia demonstracyjnie opuszczała salę. Dlaczego? Gnilka twierdzi: Jezus nie ustanowił Kościoła, Jezus nie powołał Piotra – Kefasa na przywódcę Kościoła, Jezus miał kobiety – uczniów i być może uczestniczyły one w Ostatniej Wieczerzy. Jeśli te ustalenia wywołują konsternację to proszę sobie uzmysłowić co w Polsce stałoby się gdyby upowszechniono dorobek naukowy ojca Fitzmyera lub też ks. Meiera. Panie Grzegorzu cieszę się, że zauważa Pan ten sam problem i myślę, że za te braki „zapłaci” Kościół, aby tego uniknąć należy naciskać te środowiska,które mogą coś z tym zrobić.
AN.
JEZUS Z NAZARETU A PIEKŁO. ANALIZA NA PODSTAWIE POSZCZEGÓLNYCH WARSTW TRADYCJI.
1. WARSTWA PIERWSZA ( 30 – 70 r. po Chr. )
A) HYMNY PRZEDPAWŁOWE – EWANGELIA KRZYŻA
B) EWANGELIA Q
C) EWANGELIA TOMASZA
D) EWANGELIA HEBRAJCZYKÓW.
Zgodnie z zasadami stratygrafii nasze analizy zaczniemy od najwcześniejszych świadectw dotyczących Jezusa z Nazaretu. Dlaczego? Za jedno z najważniejszych kryteriów autentyczności powiedzeń Jezusa uważa się obecnie tzw. kryterium najstarszych warstw chronologicznych. Kryterium to zakłada, że najmniej dodanych i zmodyfikowanych słów Jezusa istnieje w najstarszych przekazach, które Go dotyczą.
a) Po wielu analizach tekstualnych i badań poszczególnych Listów św. Pawła okazało się, że wykorzystywał on w nich hymny, które są starsze od literatury epistolarnej, którą on po sobie pozostawił. Homologeza chrystologiczna, która kwitła w Palestynie, a jej wyrazem są hymny ku czci Kyriosa była możliwa, ponieważ ci, którzy je układali znali najprawdopodobniej osobiście Jezusa. Nie potrzebowali więc – przynajmniej na samym początku – tworzyć opowiadań o historycznych czynach i słowach Nazarejczyka. Za to hymny idealnie nadawały się do tego, aby oddawać w tych pierwszych chwilach hołd i wiarę w wywyższonego Kyriosa. Nie zwracano się ku ludzko – historycznemu Jezusowi z Nazaretu ale oddawano się radosnej adoracji i kontemplacji nowego wymiaru popaschalnej egzystencji ich Mistrza. Jednak hymny te są dla nas bardzo istotne, ponieważ zostały one utworzone a raczej skomponowane na bardzo wczesnym etapie w Sitz im Leben świadków Jezusa. Jeśli oni wyznawali wiarę w powszechne zbawienie to można założyć, że z dużym prawdopodobieństwem ich pogląd podzielał też ich Mistrz i Nauczyciel. Trudno zakładać, że w tak ważnej kwestii już w kilka lat po nieobecności fizycznej Jezusa krąg Jego najbliższych uczniów rozpocząłby modyfikacje Jego nauki. W celu przyjrzenia się jak ci pierwsi świadkowie zapatrywali się na idee powszechnego zbawienia sięgniemy do przedpawłowego hymnu, który można odnaleźć w Liście do Filipian 2, 6 – 11.
„On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię, ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa, zgięło się KAŻDE kolano, istot niebieskich i ziemskich, i PODZIEMNYCH ( καταχθονιων [katachthoniōn] ). I aby WSZELKI JĘZYK wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga, Ojca”.
W naszych analizach nie będziemy zajmować się bardzo interesującą kwestią czy ten wczesnochrześcijański hymn czyni aluzje do preegzystencji Jezusa. Jak pisze wybitny polski biblista ks. Antoni Paciorek o tym problemie egzegetycznym: „Powyższa interpretacja była zazwyczaj przyjmowana przez Ojców greckich i łacińskich oraz większość egzegetów nowożytnych. (…). Wezwanie do naśladowania Syna w preegzystencji byłoby czymś zupełnie niezwykłym w pismach nowotestamentalnych oraz w późniejszej tradycji ascetycznej” ( ks. A. Paciorek, Paweł Apostoł – Pisma, Tarnów 1997, s. 179 ). Trudno się z tym nie zgodzić. Podmiotem wypowiedzi tego hymnu nie jest prawdopodobnie Chrystus w preegzystencji, lecz Jezus historyczny ( Jezus – człowiek ). Końcówka hymnu ma olbrzymie znaczenie. Spotykamy się tam z greckim określeniem świata zmarłych „katachthoniōn”, które spotykamy tylko w tym jednym miejscu Nowego Testamentu. Autor hymnu zawarł w nim ideę, że zmartwychwstały Chrystus – wywyższony przez Ojca spowodował, iż świat zmarłych w całości oddał mu hołd. Ks. Paciorek, który starał się zrozumieć autora hymnu; spróbował w swoich analizach – jakże cennych – oddać w formie parafrazy intencję autora ( autorów? ):
„Jezus ( eschatologiczny Adam w swej ziemskiej egzystencji ), chociaż ( w dalszym ciągu ) posiadał naturę ( samego) Boga, nie starał się ( w przeciwieństwie do pierwszego Adama ) przywłaszczyć sobie pozycji ( na ziemi ) godnej swojej boskiej natury. Owszem, ( posiadając ją rzeczywiście ), odłożył ją na bok, przyjmując kondycję sługi, stawszy się ( człowiekiem ) podobnym do innych.
( Istotnie ) z wyglądu uważany za ( zwyczajnego ) człowieka, uniżył się, stawszy się poddany ( innym ) aż do śmierci, i to śmierci krzyża.
Dlatego właśnie Bóg Ojciec wywyższył Go ponad wszystko, dając Mu ( w momencie zmartwychwstania jako człowiekowi ) godność przewyższającą wszelką inną. ( Uczynił to Bóg ), aby wobec tej godności ( otrzymanej przez ) Jezusa wszelkie ( stworzenie na ) niebie ( na ) ziemi i w KRAINIE ZMARŁYCH zginało kolano oddając cześć, i aby WSZELKA ISTOTA ROZUMNA wyznawała, że Panem ( wszelkiego stworzenia teraz ) jest Jezus. ( Stało się to ) ku chwale Boga Ojca” ( Paciorek 1997: s. 182 ).
Pierwsi chrześcijanie wierzyli, że Jezus pojednał w zaświatach wszystkich zmarłych i oddali Mu oni hołd. Prawdopodobnie ma to związek z „descendus ad infernos” o którym zdaje się wiedzieć św. Paweł ( Rz 10, 7 ). Część tekstów wskazuje, że istniała silna tradycja mówiąca o tym, że Jezus zstąpił do świata zmarłych w trakcie swojej śmierci ( Rz 10, 7; Mt 12, 40; Dz 2, 27. 31; Ef 4, 8 – 9; 1P 3, 13; 4, 6 ). Okazało się w trakcie badań, że najpierwotniejsze opowiadania o zmartwychwstaniu ( którego nikt nie widział ) były silnie mitologiczne i odwoływały się do eschatologii świata zmarłych. Może mieć to związek z tzw. Ewangelią Krzyża ( ok 40 r. po Chr. ), która według J. Crossana powstała prawdopodobnie w Sefforis ( 6 km od Nazaretu ) i sam badacz wyodrębnił ją z Ewangelii Piotra, która dopiero w II w. po Chr. została zharmonizowana z tradycją synoptyczną ( zob. J. D. Crossan, Four Other Gospels, Minneapolis,Winston Press 1985, s. 125 – 181; Kto zabił Jezusa? Korzenie antysemityzmu w ewangelicznych relacjach o śmierci Jezusa, Warszawa 1998 ). „Sporo przemawia za tym – wyjaśnia Martin Buber – , że w okresie po śmierci Jezusa obok wyobrażenia o jego zmartwychwstaniu istniało również wyobrażenie o jego wniebowstąpieniu z krzyża, które nawet tamto wyprzedzało – a więc obraz zabrania do nieba, analogiczny do tego, jaki w Starym Testamencie występuje w odniesieniu do Henocha i Eliasza, a potem również do Mojżesza i innych” ( cyt. M. Buber, Dwa typy wiary, Kraków 1995, s. 97 ). W tym zmartwychwstaniu z Krzyża istotnym elementem było zwiastowanie Ewangelii zmarłym po to, aby zbawić WSZYSTKICH:
„Dwu podtrzymywało jednego, krzyż im towarzyszył, a głowy dwu sięgały, aż do nieba, podczas gdy głowa tego, który był przez nich prowadzony, przewyższała niebiosa. I usłyszeli głos z nieba mówiący: `CZY ZWIASTOWAŁEŚ TYM, KTÓRZY ŚPIĄ?`. I DAŁA SIĘ SŁYSZEĆ ODPOWIEDŹ Z KRZYŻA: `TAK`” ( EwPtr 30 – 31 ).
Zatem według judeochrześcijańskich grup pierwszy etap powszechnego zbawienia nastąpił już w chwili śmierci Jezusa. Judaizm był – jak już analizowaliśmy – otwarty na taką ideę. Jednak niektórzy stawiali zarzuty, że powszechne zbawienie wiąże się z tym, że Dawid i Goliat musieliby zasiąść przy jednym „stole” w Królestwie Bożym. W jednej z anegdot opowiadanych przez jakąś szkołę egzegetyczną pytanie to zadali Bogu aniołowie. Bóg w tej historii odpowiedział, że po to posadzi ich przy jednym stole, aby się wreszcie zaprzyjaźnili ( bSanh 105a ). Dawno, dawno temu wierzyli w to jeszcze chrześcijanie…
c. d. n.
Panie Andrzeju!
Na forum bywam prawie codziennie i śledzę Państwa dyskusję. Jeśli nie zabieram głosu to z powodu: a. własnej ignorancji, b. braku czasu, c. tempa tej dyskusji. Ubolewając nad zaniedbaniem tematyki Jezusa historycznego w Polsce nie dodałem że sam mam ogromne zaległości w tym temacie jak też w zakresie teologii, chrystologii etc. które własnie staram się nadrobić. Dopiero niedawno przeczytałem „Jezusa z Nazaretu” Lohfinka, własnie kończę Gnilkę a w poczekalni mam już kilka pozycji – Karla Rahnera, ks. Bartnika, Ursa von Balthasara no i ks. Hryniewicza. Poglądy Fitzmyera i ks. Meiera są mi znane tylko powierzchownie chociaż chętnie przeczytałbym ich prace, szczególnie „Marginal Jew” tego ostatniego, o której słyszałem tyle dobrego że dziwi mnie iż nie wydano jej jeszcze w naszym kraju. No ale może do czasu jak uporam się z moimi lekturami ktoś to wreszcie zrobi. Jeśli moje działania wydają się trochę chaotyczne to dlatego że szukam zrozumienia wszędzie tam gdzie coś „uwiera” moją wiarę. Cenię to forum dlatego że tutaj znajduję odpowiedzi a przynajmniej wskazówki.
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA – A IPSISSIMA VERBA IESU
Rzeczywiście tempo zaskakujące. Niełatwo jest dyskutować mając przed oczyma wielkie partie tekstu. Aby nieco zwolnić, powrócę jeszcze do kwestii przypowieści Jezusa. W komentarzu z 3 stycznia, godz 6,29 P. Andrzej pisał: “Marek twierdzi, że przypowieści były wygłaszane przez Jezusa po to, aby przypadkiem ktoś czegoś nie zrozumiał (Mr 4, 10 – 12) – TO OCZYWISTY NONSENS”. Odpowiedziałem w komentarzu z 4 stycznia 2014, g 10:32. Odpowiedź brzmiała (g. 12,48): „JA TYCH SŁÓW NIE ODCZYTUJE, lecz uważam – wraz z większością badaczy – że słowa te nie są ipsissima verba Iesu. Natomiast ich interpretacja JAKO TEKSTU NATCHNIONEGO, którą proponuje ks. jest jak najbardziej zasadna a nawet wskazana”. (Nota bene: AJN zapisuje Ewangelię Marka skrótem “Mr”, co jest trochę mylące, gdyż przyjęło się „Mk”! Ale to drobiazg).
Nie bardzo rozumiem. Z jednej strony „Ja tych słów nie odczytuję”, a wcześniej kategoryczny werdykt: „to oczywisty nonsens”! Jak to? Nie odczytuję, ale wyrokuję?
Przypominam, że chodzi o LOGION JEZUSA z przypowieści i siewcy w Mk 4,10-12. Moja wątpliwość dotyczy następującego przekonania AJN: „uważam – wraz z większością badaczy – że słowa te nie są ipsissima verba Jesu”. W rozprawie Iana C. Cole’a, którą mu wskazałem (4 stycznia 2014, 17:23) widzę jednak możliwość INNEGO PODEJŚCIA do tej sprawy i to w ujęciu jednego z czołowych przedstawicieli The Third Jesus Quest – NICHOLASA THOMASA WRIGHT’a (ur. 1948), znawcy Nowego Testamentu, emerytowanego biskupa anglikańskiego (2003-2010), badającego dzieje judaizmu czasów Drugiej Świątyni oraz początki chrześcijaństwa. Jest on jednym z najbardziej wpływowych żyjących historyków zajmujących się postacią historycznego Jezusa. W swoich studiach przeciwstawiaał się często poglądom Rudolfa Bultmanna, Johna Dominica Crossana, Markusa Borga i badaczom z Jesus Seminar.
Otóż określenie „Królestwo Boże” rzadko pojawia się w tekstach judaizmu Drugiej Świątyni (536 przed Chr. – 70 po Chr.). W monoteistycznej wierze, że jedyny prawdziwy Bóg Izraela (motyw wyboru przez JHWH), pewnego dnia stanie się Królem wszystkich narodów wyrażało się główne oczekiwanie eschatologiczne. To On wybrał naród Izraela, aby stał się światłością dla narodów. Okres wygnania narodu wybranego, rozproszonego wśród narodów za popełnione grzechy, był poważmym wyzwaniem dla tej wiary. Prorocy zapowiadali jednak dzień powrotu, ale kiedy on nastąpił i odbudowana została świątynia jerozolimska, nie dokonało się wielkie dziejowe odnowienie. Judaizm Drugiej Świątyni cechowało dlatego oczekiwanie i nadzieja, że taka odnowa świata jednak się w końcu dokona. Język tekstów I. wieku nacechowany był tą właśnie potrójną nadzieją – nadzieją na ostateczne zakończenie czasu wygnania, klęskę wszystkich nieprzyjaciół Izraela oraz na powrót JHWH jako Króla na Syjon najpóźniej do I wieku (wierzono bowiem, że opuścił On świątynię przed wygnaniem, o czym świadczy tekst Ez 1-10, zwł. Ez 10,18-19).
I oto pojawia się Jezus ze swoim głównym przesłaniem: „Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się [„metanoeite”, dosł.: zmieniajcie sposób myślenia i postępowania!] i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15; por. Mt 3,2). To jest właśnie odpowiedź na oczekiwania judaizmu Drugiej Świątyni. Cała zresztą publiczna działalność historycznego Jezusa, Jego słowa i czyny, wyrażają się w tym eschatologicznym oczekiwaniu. Świadczą o tym także Jego przypowieści i powiedzenia. Trzeba je rozpatrywać w ich pierwotnym, historycznym kontekście i rozumieć jako apokaliptyczne alegorie, których celem jest objawienie ukrytej rzeczywistości Królestwa Boga. Nie są to jednak same słowa informujące o bliskim Królestwie. Przypowieści służą jako środek urzeczywistniania się tego Królestwa wśród ludzi. Jezus głosi, że uobecnia się ono w sposób eschatologiczny i już „wtargnęło” w dzieje świata jako spełnienie oczekiwań Izraela.
Tu dochodzę do sedna sprawy. OD PONAD STU LAT PROBLEM USTALENIA AUTENTYCZNOŚCI SŁÓW JEZUSA PRZEKAZANYM NAM W EWANGELIACH SYNOPTYCZNYCH DZIELI UCZONYCH ZAJMUJĄCYCH SIĘ JEZUSEM HISTORYCZNYM. OBECNIE TEN PODZIAŁ JEST JEST JESZCZE BARDZIEJ OSTRY NIŻ W PRZESZŁOŚCI.
Przedstawiciele tzw. nurtu The Renewed Quest/Post Quest (po 1985 r.) często odrzucają znaczną większość źródłowego materiału synoptyków jako nieautentyczną (Robert Funk, J. D. Crossan, uczeni z Jesus Seminar). Dlatego chętnie wynoszą do rangi autentyczności źródła niekanoniczne, np. rekonstrukcję Q oraz tekst Ewangelii Tomasza. Uznają je za historycznie bardziej wiarygodne niż kanoniczne Ewangelie. Według badaczy z Jesus Seminar 82 % słów przypisywanych Jezusowi w kanonicznych Ewangeliach nie zostało przez Niego w ogóle wypowiedzianych. W tym świetle Jezus jawi się jako nie-apokaliptyczny nauczyciel wywrotowej mądrości przekazywanej w przypowieściach. Głosił ideę równości i zachęcał do przeciwstawiania się społecznej niesprawiedliwości. Nie zdradzał zainteresowania apokaliptyczną eschatologią. Wniosek: nieomal wszystko, co kanoniczne Ewangelie i ortodoksyjna tradycja Kościoła (jego Credo) przekazały o Jezusie jest w gruncie rzeczy błędne; nawet ukrzyżowanie Jezusa jest historycznie wątpliwe. To w wielkim skrócie obraz tego nurtu badawczego.
Tymczasem większość badaczy zaliczanych do the Third Quest (wyraźnie od r. 1980) uważa, że EWANGELIŚCI (synoptycy) W ZASADZIE PRZEKAZALI NAM HISTORYCZNIE AUTENTYCZNE POWIEDZENIA JEZUSA, jakkolwiek kształtując swoje materiały źródłowe w sposób odzwierciedlający ich osobiste zainteresowania literackie i teologiczne. Nurt ten został w zalążku zapoczątkowany już przez George’a B. Caird’a („Jesus and the Jewish Nation”, London 1965), a potem kontynuowany przez E.P. Sandersa („Jesus and Judaism”, Philadelphia 1985; „The Historical Figure of Jesus”, London 1993) i wspomnianego już N.T. Wrighta, zaś ze strony katolickiej przez Johna P. Meiera („A Marginal Jew”,4 vols.; New York 1991–2009). Owszem, badacze ci są często również sceptyczni jeśli chodzi o dokładne sformułowania (exact wording) i porządek zgromadzonego przez synoptyków materiału. Tym niemniej na ogół przyjmują historyczną autentyczność powiedzeń Jezusa u synoptyków – Jezusa, którego nie da się zrozumieć bez odniesienia do eschatologii.
Widzimy zatem jak trudny jest ten problem z metodologicznego i filozoficznego punktu widzania. Opinie są wielce zróżnicowane. Osobiście skłaniam się do stanowiska the Third Quest, a więc m.in. takich autorów jak N.T. Wright (“Jesus and the Victory of God”, vol. 2 dzieła: “Christian Origins and the Question of God”, Minneapolis 1996; “The Original Jesus: The Life and Vision of a Revolutionary”, Grand Rapids 1996; “The Resurrection of Jesus: John Dominic Crossan and N.T. Wright in Dialogue”, ed. Robert B. Stewart, Minneapolis 2005 / London 2006), George B. Caird (“Jesus and the Jewish Nation”, London , 1965), wspomniany wyżej J.P. Meier, czy Dale Allison (“Resurrecting Jesus: The Earliest Christian Tradition and Its Interpreters”,New York 2005; “Constructing Jesus: Memory, Imagination, and History”, Grand Rapids 2010). Podzielają oni w zasadzie pogląd charakterystyczny dla The Third Quest, że historycznego Jezusa można właściwie zrozumieć jedynie w żydowskim kontekście eschatologicznym. Jest On eschatologicznym prorokiem zanurzonym w oczekiwaniach ostatecznego odnowienia i odrodzenia Izraela.
Trudno mi doprawdy przekonać się do tego, że intencje i wypowiedzi Jezusa oraz wczesnych autorów miałyby się wzajemnie wykluczać; że to, co może być Jemu przypisane, musi być w zdecydowanej większości zaprzeczone. Wiarygodność i wierność Nauczycielowi z Nazaretu musiała być szczerą troską Ewangelistów. Leżało to po prostu także w ich własnym interesie. Historyczny Jezus ukazywany przez The Third Quest budzi moje większe zaufanie niż Jezus z nurtu the Renewed Quest.
WNIOSEK z powyższych rozważań:
nie mogę tak kategorycznie jak AJN twierdzić, że słowa Jezusa o przypowieściach w Mk 4,10-12 „nie są ipsissima verba Iesu”. To, że ich nie ma w Ewangelii Galilejskiej Q, nie dowodzi jeszcze, że są nieautentyczne. Pod tym względem optujemy za odmiennymi stanowiskami. Każdy z nas podchodzi do problemu z pewnym uprzednim rozumieniem (Vorverständnis) i osądami metodologicznymi.
Tyle na razie. Spraw do dyskusji jest wiele. A mam zaległości w nadążaniu. Do zagadnienia Gehenny powrócę, ale bez pośpiechu.
Do ks. prof. Hryniewicza!
Dobrze jest przed rozpoczęciem dyskusji wyjaśnić stanowiska w sprawie IPSISSIMA VERBA IESU.
Historycy analizując przekazy ewangeliczne doszli do wielu rozbieżnych wniosków. Niektóre obrazy Jezusa są niespójne i sprzeczne ze sobą. Oto lista tych najpopularniejszych obrazów Galilejczyka:
Jezus jako charyzmatyczny i niszczycielski mędrzec, który nigdy nie uważał się za Mesjasza. Swoich zwolenników namawiał do nawiązania zmieniającej człowieka relacji z Bogiem – Ojcem. Chciał stworzyć społeczeństwo opierające się na miłości i współczuciu. Ekscentryk, którego rodzina uważała za osobę niezrównoważoną psychicznie ( Marcus Borg ).
Jezus jako apokaliptyczny prorok skupiony na głoszeniu nadchodzącej interwencji Boga za życia jego pokolenia (Bart Ehrman).
Jezus jako helleński mędrzec i uzdrowiciel, głoszący swoją naukę za pomocą zagadkowych przypowieści oraz aforyzmów. Królestwo Boże było dla niego już obecne i osiągalne w każdej chwili, choć niewidzialne (Jesus Seminar).
Jezus uważający się za Mesjasza, który został skazany przez Piłata z politycznych powodów. Jezus nie zakładał żadnej religii ale nie był też przywódcą militarnym. Przez pewien czas blokował dostęp do świątyni kapłanom. Oczekiwał interwencji Boga na Górze Oliwnej i tam też został schwytany, uwięziony a potem stracony. Twórcą chrześcijaństwa był Paweł ( Hyam Maccoby ).
Jezus, który uważając się za mesjasza zawiązuje spisek, aby zaaranżować swoją śmierć i zmartwychwstanie, po to, aby wypełniły się na nim proroctwa Starego Testamentu ( Hugh. J. Schonfield ).
Jezus będący magiem i w swoich uzdrowieniach posługujący się formułami magicznymi (Morton Smith).
Jezus rewolucjonista reprezentujący stronnictwo zelotów. Wystąpienie przeciwko świątyni było w rzeczywistości aktem nieposłuszeństwa wobec kapłańskiej arystokracji (S. G. F. Brandon).
Pobożny chasyd, który wszedł między pariasów żydowskiego społeczeństwa (celnicy, prostytutki ), galilejski charyzmatyk i nauczyciel, uwielbiany jako prorok (Geza Vermes ).
Faryzejski Żyd różniący się od głównego nurtu faryzejskiego tym, że przyjmował do swojej wspólnoty kobiety, gojów i lud niepiśmienny (W. E. Phipps ).
Jezus jako reprezentant jednej ze szkół faryzejskich ( H. Leroy ) lub zwolennik Hillela ( F. Harvey ).
Jezus jako zwolennik wspólnot chłopskich, który wystąpił przeciwko tendencjom patriarchalnym obecnym w społeczności żydowskiej. Rewolucjonista o pacyfistycznym nastawieniu. Zmiany chciał wprowadzić poprzez odnowę społeczeństwa (Richard Horsley).
Ten polifoniczny odczyt ewangelicznych przekazów jest tylko początkowym wrażeniem chaosu. Część z tych rekonstrukcji została podparta wybieraniem odpowiednich fragmentów ewangelicznych mających uzasadnić jedynie z góry przyjętą tezę. Trudno też nie odnieść wrażenia, że niektóre rekonstrukcje mają cechy pewnej zabawy intelektualnej z czytelnikiem. Celowo też podałem wśród tych charakterystyk Jezusa te, które pozostają na marginesie badań tzw. trzeciego nurtu, jednak ze względu na to, że są one w jakimś stopniu medialne przynoszą ich autorom sławę i są najbardziej znane. Nie mają one jednak nic wspólnego z obiektywnym zbadaniem sprawy Jezusa z Nazaretu. Ustalmy zatem jakie fakty są bezsprzecznie przyjmowane przez third quest:
Narodziny około 4 r. p. n. e.
Dzieciństwo i młodość w Nazarecie.
Chrzest u Jana Chrzciciela.
Zgromadzenie uczniów.
Nauczanie w galilejskich wioskach i miasteczkach.
Głoszenie Królestwa Bożego.
Wizyta w Jerozolimie z okazji Paschy około 30 r. n. e.
Incydent z kupcami w świątyni.
Ostatni posiłek z uczniami.
Aresztowanie i przesłuchanie przez żydowskich przywódców.
Śmierć z rozkazu rzymskiego prefekta Poncjusza Piłata.
( Ed Sanders )
Bardzo podobne fakty można ustalić analizując źródła nie anonimowe ( Flawiusz, Paweł z Tarsu , Tacyt ) nie poświęcając temu kilkudziesięciu lat pracy oraz kilku pokoleń badaczy i setek napisanych pozycji. Potwierdza jedynie to tezę, że wprowadzone rozróżnienia materiału źródłowego jest krokiem we właściwym kierunku. Niektóre pozycje third quest są dziełami o niezaprzeczalnej wartości historycznej i należy z nich nieustannie korzystać. Natomiast nie należy zapominać, że obecnie third quest padł ofiarą swojego własnego sukcesu. Utopiono Jezusa w judaizmie do tego stopnia, że zatracił on już indywidualność jako człowiek. Może on wypowiadać słowa i czynić jedynie rzeczy, które mają wcześniej jakieś potwierdzenie w judaizmie. Tym samym staje się niezrozumiałymi wiele faktów, które już i tak są w jakimś sensie trudne w odbiorze przez teologiczną interpretacje życia Jezusa przez ewangelistów. Teraz otrzymaliśmy nowy rodzaj ewangelii nazywa się ona third quest i tak jak Marek chciał wykazać, że Jezus jest Synem Bożym a Jan chciał wykazać jego boskość tak ewangelia third quest postanowiła wykazać, że Jezus był bardziej prawowiernym Żydem niż wszyscy Żydzi w okolicy. Czego się jednak Jezus obawiał skoro był taki sam jak wszyscy? Skoro nic nie chciał zmieniać to dlaczego tak szybko jego uczniowie i bracia postanowili jednak głosić jego przesłanie w Jerozolimie a nawet tam zginąć ( Jakub )? Dlaczego wyznawcy judaizmu mieli by zabijać tych, którzy nic nie chcą zmienić albo ewentualnie chcieli się przyglądać lilią i podróżować jako uzdrawiający żebracy? To, że Jezus był Żydem nie może w żadnym stopniu ograniczać jego indywidualności. Rekonstrukcja zatem powinna łączyć kilka elementów a starając się odtworzyć treść nauczania Jezusa należy zastanowić się nad autentycznością przypisywanych mu słów. Chciałbym jednak już na początku zaznaczyć, że sami badacze potrafią przyjmować bardzo różne stanowiska gdy analizują poszczególne logia Jezusa. Zastanówmy się nad kilkoma przykładami. E. P. Sanders uważa, że kontrowersje na temat szabatu są nieautentyczne, natomiast według M. Hengela odzwierciedlają one rzeczywiste konflikty w które wdał się historyczny Jezus. Jak informuje nas Źródło Q Jan Chrzciciel wysłał swoich uczniów do Jezusa, po to, aby odkrył on swoją tożsamość. Jezus odpowiedział mu wtedy cytatem z Księgi Izajasza:
Idźcie i oznajmijcie Janowi, co widzieliście i słyszeliście: ślepi widzą i chromi chodzą, trędowaci są oczyszczeni, a głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głoszona jest Ewangelia. A błogosławiony, kto się Mną nie zgorszy (Q 7, 22 – 23).
Odnośnie tego logionu zdania również są podzielone. I tak Kloppenborg twierdzi, że słowa te powstały dopiero w rzeczywistości popaschalnej i miały na celu jedynie przyciągnąć do gminy uczniów Jana Chrzciciela a Bultmann cały apoftegmat uważa za pochodzący od Jezusa. Na dodatek uczeni potrafią sobie składać wersety z różnych ewangelii, aby po prostu otrzymać treść, której oczekują :
`Mateuszowe „wzięcie krzyża” jest bardziej pierwotne niż „niesienie krzyża” u Łukasza. Natomiast Łukaszowemu sformułowaniu „nie może być moim uczniem” należy dać pierwszeństwo przed Mateuszowym „nie jest mnie godzien”` ( J. Gnilka, Jezus z Nazaretu, Kraków 1997, s. 209 ).
Gnilka po prostu z każdej ewangelii wybiera to co mu odpowiada.Gdyby to było wyjątkiem to można byłoby stwierdzić, iż jest to wada tylko niektórych badaczy tymczasem jest to zjawisko powszechne. Identycznie wygląda kwestia przyjmowania autentyczności logionów Jezusa.
Przyjrzyjmy się tzw. kryterium wielokrotnego poświadczenia. Wszystkie Ewangelie zgodnie twierdzą, że Jezus wyraził dezaprobatę wobec mieszkańców rodzinnej wioski i krewnych z powodu tego, iż nie uznali go za proroka ( ETom31; Mk 6, 4; Mt 13, 57; Łk 4, 24; J 4, 44).
Jest to też fakt niewygodny dla Ewangelistów zwłaszcza dla Mateusza, który przecież opisał pełne cudownych wydarzeń dzieciństwo Jezusa do którego wprowadził magów z cennymi darami. Tymczasem tutaj musiał przyznać, że w swoim domu Jezus był pozbawiony czci. Stoi to w wyraźnej sprzeczności z jego „Ewangelią Dzieciństwa”, bo przecież, gdyby jego rodzina doświadczyła tylu cudownych wydarzeń to gdy Jezus rozpocząłby swoją prorocką działalność to nie byłaby ona dla domowników żadnym zaskoczeniem. Właściwie jedynym wytłumaczeniem tego, że wszyscy Ewangeliści przytaczają brak uznania ze strony mieszkańców Nazaretu oraz domowników Jezusa jest prawdopodobnie istniejąca bardzo silna tradycja potwierdzająca ten fakt. To wszystko przemawia za autentycznością opisu. Czy takie porównanie spełnia jednak kryterium wielokrotnego poświadczenia? Otóż jak już wiemy Mt i Łk korzystali układając swoje relacje z Mk. Powielają zatem oni materiał, który zaczerpnęli ze swojego źródła. Zostają zatem już tylko trzy świadectwa ETom, Mk i Jan. Jan w tej frazie jest pod wyraźnym wpływem Łk a pisze on gdy wszystkie Ewangelie synoptyczne są już skompilowane, dlatego też najprawdopodobniej ten logion odzyskał od trzeciego synoptyka. ETom i Mk wydają się tutaj jedynie przedstawiać niezależne atestacje i w ten sposób z pięciu poświadczeń pozostały dwa ale i one muszą pochodzić ze wspólnego nurtu chrześcijańskiej tradycji. Nie jest to w żadnym stopniu niezależna atestacja. Metoda ta została doprowadzona do absurdu przez niezwykle utalentowanego erudytę J. D. Crossana w książce o której już wspominałem „Historyczny Jezus: Kim był i czego nauczał?” Po ustaleniu niezależności tekstualnej dokumentów a chodzi tu głównie o ETom, Q i Mk uznaje on za autentyczne tylko logiony mające przynajmniej dwukrotne potwierdzenie i nazywa je niezależną atestacją. „Przeświadczenie, iż posiadanie dwóch potwierdzających się wzajemnie informacji o tym samym fakcie historycznym jest podstawą do uznania jego za prawdziwe. Dodaje się też do tego takie kryterium, że owe źródła muszą być niezależne od siebie. Nie ma jednak gwarancji, że potwierdzenie faktu przez dwa takie same (lub podobne) i na dodatek niezależne od siebie źródła jest bardziej adekwatne od stwierdzenia faktu na podstawie tylko jednej informacji z jednego źródła” (J. Topolski,” Jak się pisze i rozumie historię”).
Autentyczności logiów Jezusa nie rozstrzyga się kwestią atestacji w niezależnych ewangeliach a jedynie ustala się przekaz, który je poprzedzał (co może jedynie wskazywać, że prawdopodobnie są one autentyczne). Przy czym trzeba mieć bardzo dużą pewność, iż dokument w różnych fazach redakcji nie był przypadkiem harmonizowany i nie wprowadzano do niego zapożyczeń z Ewangelii nie tylko synoptycznych ale i od nich zależnych. Odrzucam zatem to kryterium w próbach rekonstrukcji Jezusa historycznego jako praktycznie nieprzydatne w ustalaniu autentyczności słów i czynów Jezusa. Nie istnieje coś takiego jak niezależna atestacja logiów Jezusa, ponieważ ich treść pochodzi ze wspólnego nurtu chrześcijańskiej tradycji. Niezależna atestacja pomaga jedynie w analizie porównawczej w ustaleniu prawdopodobnej pierwotnej wersji tekstu, ponieważ paralelność pozwala na wykrycie intencji redaktorów. Niekoniecznie pojedynczy istniejący logion należy eliminować z nauczania Jezusa, ponieważ jak wiadomo w początkach chrześcijaństwa krążyło wiele dokumentów grupujących logia Nazarejczyka i np. Łukasz choć układał swoją Ewangelię pod koniec I w. po Chr. mógł mieć dostęp do takiego zbioru do którego nie dotarł wcześniej Mk i Mt a tradycja – załóżmy – wspólna dla ETom i Mk może pochodzić z pisma będącego już pochodną nauczania Jezusa i choć występuje w dwóch źródłach odtwarza nie autentyczne przesłanie lecz naukę gminy wczesnochrześcijańskiej. Na kryterium niezależnej atestacji można się wspierać ale nie może być to jedyny wyznacznik ustalenia oryginalnej nauki.
Dochodzenie do prawdy historycznej w oparciu o źródła polega na mozolnym ograniczaniu niewiadomych i te częściowo ustalone fakty są potencjalnymi konfirmatorami. Musimy założyć, że w przekazie ewangelicznym istnieje pewien błąd konfirmacyjny. Jest on spowodowany tym, że autorzy tych przekazów poruszyli temat, który u nich wywołuje silne zaangażowanie emocjonalne. To prowadzi do pewnej tendencyjności i interpretacji nawet niewygodnych faktów w zgodzie z ich własnym wyobrażeniem. Nie pomylimy się jeśli stwierdzimy, że ten błąd był już wpisany w początkowe przekazy ustne i już na tym etapie idealizowały postać Jezusa z Nazaretu. Nasi informatorzy chcą nas przekonać do swojej wizji Jezusa i nawrócić nas a nie w obiektywny sposób przedstawić jego historię. Zatem ich wiarygodność jako stosunek pomiędzy rzeczywistością a komunikatem zostaje w istotny sposób zachwiana. Sprawdzenie wiarygodności komunikatu ewangelicznego musi odbyć się na trzech poziomach i związanymi z tymi poziomami pytaniami: jakim materiałem dysponował ewangelista i w jaki sposób go pozyskał, jaki był cel zachowanie właśnie tego faktu oraz analiza częstotliwości prawdziwych i nie prawdziwych informacji.
Kryterium dyskontynuacji (nieciągłości). Bardzo ważne kryterium wyeksploatowane w trakcie tzw. drugiego poszukiwania Jezusa. Kryterium to stara się wychwycić wszystko to co było oryginalną cechą Galilejczyka. Badaczem,który z dużym powodzeniem stosował tą regułę był J. Jeremias. I tak np. Jezus słowo Amen umieszczał na początku swojej wypowiedzi w odróżnieniu od tego co można spotkać na kartach ST i w judaizmie jego epoki. Charakterystyczną cechą Jezusa, która odróżniała go od rabinów było powoływanie swoich uczniów. W judaizmie zazwyczaj to uczniowie sami wybierali sobie mistrza u którego chcieli się uczyć. Nie chciałbym teraz na tym etapie czytelnikowi przedstawiać wszystkich dyskontynuacji należy jednak powiedzieć, że jest to jedyny sposób, aby dotrzeć do pewnych indywidualnych cech Galilejczyka. Jest to też pewnego rodzaju antidotum na zbyt głębokie topienie Jezusa w ramach judaizmu.
Kryterium zgodności ( ciągłości ). Kryterium to jest właściwie dwuaspektowe. Pierwszy jego aspekt dotyczy zgodności czynów i słów Jezusa i ich harmonizacji ze środowiskiem palestyńskim i judaizmem. W rozpoznaniu tego czy tak jest naprawdę posługiwać się należy źródłami pisanymi omawiającymi daną epokę (np. Qumran, Talmud, Flawiusz, Filon z Aleksandrii ) oraz odkryciami archeologicznymi. Drugi aspekt dotyczy momentu w którym już zostaną ustalone jakieś podstawy nauczania Galilejczyka i wtedy biorąc pod uwagę jakieś świadectwa pochodzące z wyższych warstw chronologicznych należy sprawdzić czy pozostają one w zgodzie z tym co ustaliło się na wcześniejszym etapie. Jeśli nie; należy wyeliminować taki zespół.
Kryterium koniecznego wytłumaczenia. Jest to dla mnie ważne kryterium a stosuje się go zazwyczaj w prawie. Zakłada ono, że hipoteza, która wyjaśnia jak największą ilość faktów zazwyczaj odpowiada prawdzie. „Opierając się na tej zasadzie, w krytyce historycznej uznaje się, że interpretacja uwzględniająca największą ilość faktów, poświadczonych przez ścisłą dokumentację, może być uznana za słuszną” ( M. Bednarz , Ewangelie synoptyczne, Tarnów 1996,s. 116). W związku z tym kryterium należy wytłumaczyć dlaczego śmierć Jezusa nie stała się końcem całego ruchu lecz został on nadal kontynuowany. Dlatego też należy odrzucić wszelkie teorie, które wprowadzają olbrzymie trudności w wytłumaczeniu tego faktu. Jeśli Jezus byłby cynikiem lub też nauczycielem, który uważał, że żebractwo i brak środków materialnych jest Królestwem Bożym i nie potrzeba do jego osiągnięcia jakiejkolwiek interwencji Boga to dlaczego natychmiast po jego śmierci uczniowie mieliby zmienić tak diametralnie poglądy na tą kwestię po jego śmierci? Jakub i Kefas, którzy doskonale znali nauczanie ziemskiego Jezusa musieliby tworzyć fikcyjne przesłanie swojego brata i mistrza. Wszyscy naśladowcy Galilejczyka musieliby, także zmienić swoje zapatrywanie, jest to nonsens. Badacze utrzymują ( Jesus Seminar ), że prawdziwe przesłanie Jezusa zawiera koptyjska wersja ETom, która wyraźnie wyśmiewa nadzieję zmartwychwstania. Tymczasem zmartwychwstanie i Jezusa a następnie jego naśladowców jest pierwszym przesłaniem grup po – Jezusowych. Dobra teoria musi wyjaśniać wszystkie te fakty nie mnożąc kolejnej ilości problemów a powinna poszukać źródeł tych poglądów w nauczaniu Jezusa.
Kryterium zażenowania. Nie można odmówić temu kryterium pewnej logiczności. Zakłada ono, że wszystko to co sprawiało problemy w interpretacji życia Jezusa dla chrześcijan jest niewątpliwie prawdą, ponieważ trudno wyobrazić sobie, że wymyślano by historie, które miałyby sprawiać komplikacje. Badacze wskazują, że kryterium to spełnia chrzest Jezusa z rąk Jana Chrzciciela. Widać szczególnie w wyższych warstwach chronologicznych ( Mt, Łk, EwNaz, J ), że zdarzenie to sprawiało pewne problemy teologiczne: Czy jeśli Jezus przyjął chrzest na odpuszczenie grzechów to znaczy, że był człowiekiem grzesznym? Wychodzi się więc z założenia, że chrzest musiał się naprawdę wydarzyć, ponieważ nie wymyślano by tego obrzędu, aby sprawić sobie kłopoty. Identycznie przedstawia się sprawa z ukrzyżowaniem Jezusa. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby to zdarzenie wymyśliła pierwotna gmina chrześcijańska, ponieważ taka śmierć była uznawana za hańbiącą a chrześcijanie starali się nadać jej inne znaczenie, czy to deuteronomistyczne czy też w późniejszym okresie ekspiacyjne.
Kryterium najstarszych warstw chronologicznych. Najważniejsze kryterium zakładające, że najmniej dodanych i zmodyfikowanych słów istnieje w najstarszych przekazach dotyczących Jezusa. Po wielu badaniach wiemy, że najstarszymi pisanymi świadectwami, które posiadamy są Q i Mk.
Odnośnie odczytywania Jezusa w kontekście eschatologicznym, to moje poglądy nie różnią się od poglądów ks. Hryniewicza, przynajmniej w tym zakresie jaki został przedstawiony w wpisie z 9 stycznia 2014 na 11:10
Właściwie czytając ten wpis dochodzę do wniosku, że w całości się z nim zgadzam, oprócz omawianej kwestii spornej słów Jezusa z Mk 4, 10 – 12, których nie uznaję ( nie tylko ja ) za autentyczne. Powody, które mnie do tego skłoniły obiecuję ujawnić na późniejszym etapie dyskusji, ponieważ tę kwestię uważam za marginalną w kontekście dyskusji „Jezus a piekło”.
P. s.
Gdyby ks. bardziej przyjrzał się moim wpisom to zawierają one więcej błędów niż skrót „Mr” ( ortografia, stylistyka itd. ). Obiecuję się poprawić ( uśmiech ), ale wtedy dyskusja będzie znacznie wolniejsza. Pomyłki wynikają z tego, że piszę i „wrzucam” teksty bez ich weryfikacji tzn. czytam je powtórnie dopiero gdy już są upublicznione a wtedy nie mam już na nie żadnego wpływu. Najważniejsze, aby się rozumieć a widzę, że w poglądach ( w szczegółach czasami rozchodząc się ) nie jesteśmy daleko… W moich poprzednich wpisach krytykowałem już Jesus Seminar oraz poglądy na Jezusa – cynika ( J. D. Crossan ) i Jego odejściu od poglądów apokaliptycznych Jana Chrzciciela. Przyjmowanie takich wniosków uważam za nierozsądne a poglądy ( opinie? ) te nie mają żadnego uzasadnienia w materiale źródłowym.
Jeszcze jedna sprawa: „Dlatego chętnie wynoszą do rangi autentyczności źródła niekanoniczne, np. rekonstrukcję Q oraz tekst Ewangelii Tomasza” ( ks. prof. Hryniewicz ).
Q nie jest źródłem niekanonicznym, to inaczej mówiąc materiał wspólny dla Mt i Łk, którego nie ma w Mk. Wszystkie jego loginy ( Q ) posiadamy w kanonicznych Ewangeliach. Ze swobodą z niego korzystają nawet biskupi ( por. bp. K. Romaniuk, „Co to jest źródło Q?” Warszawa: ATK, 1983 r ).
Miałem się poprawić. W poprzednim wpisie pojawiły się „loginy” zamiast „logi(o)ny”.
Niekanoniczny w tym sensie, że jest to byt wirtualny, a jego istnienie to bardzo prawdopodobna, ale tylko hipoteza. A gdyby nawet odnaleziono kodeks, papirus z Q, nadal byłby to tekst niekanoniczny.
Tak to prawda p. Robercie, ale nie należy zapominać, że każdy ustęp z Q ( materiał wspólny Mt i Łk ) wchodzi w skład NT i jest tekstem natchnionym. Nawet jeśli ktoś nie uznaje hipotezy Q to i tak może rozpatrywać te fragmenty jako część Ewangelii. Natomiast Ewangelia Tomasza zwłaszcza w części, która nie występuje w kanonicznych Ewangeliach nie musi być uznawana za natchnioną. Co oczywiście nie oznacza, iż nie przechowała ona niektórych autentycznych wypowiedzi Jezusa. Przecież i Lohfinek analizuje jedną z nich ( Rzekł Jezus: „Królestwo Ojca podobne jest do człowieka pragnącego zabić możnego pana. Wydobył miecz w swym domu i wbił go w ścianę, aby poznać, czy jego ręka będzie silna. Wówczas zabił możnego pana” ETom 98 ) jako pochodzącą od Nazarejczyka. Przypowieści tej nie znajdzie pan w Ewangeliach kanonicznych. Za to każdą przypowieść z Q odnajdzie pan w nich. To jednak jest różnica. Pozdrawiam.
EWANGELIA TOMASZA – PRAWDA NIEZNANA
Autor Dziejów Apostolskich przywołuje słowa Jezusa: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” ( Dz 20, 35 ). Słów tych próżno szukać w dostępnych nam Ewangeliach – czyżby rzeczywiście istniał jakiś zaginiony zbiór nauk Jezusa? Odkrycia archeologiczne pomału zaczęły odkrywać ten zaginiony świat. W 1897 roku w miejscowości Oksyrynchos położonej w Egipcie Bernard Grenfell i Artur Hunt odkryli skrawek rękopisu zawierający nieznane logia Jezusa. Nie można było ich przyporządkować żadnej znanej Ewangelii. Na szczęście dalsze odkrycia pozwoliły zidentyfikować źródło z którego pochodzą nieznane powiedzenia Jezusa. W 1945 roku mieszkańcy Nag Hammadi odkryli teksty napisane w języku koptyjskim. Okazało się, że pochodzą one z biblioteki gnostyków. Pośród wielu tekstów znajdowała się tam Ewangelia Tomasza. Zbudowana ona jest ze 114 powiedzeń Jezusa, które miał jakoby zanotować Didymus Juda Tomasz. Zanim zaczniemy przyglądać się samemu tekstowi od razu dodajmy, że odnalezienie Ewangelii złożonej z samych powiedzeń Galilejczyka uzasadnia teorię istnienia Źródła Q. Dlaczego? POTWIERDZA ONA BOWIEM, ŻE ISTNIAŁ TAKI SPOSÓB PREZENTOWANIA NAUK JEZUSA. Czego dowiedziano się zatem na temat tej Ewangelii? Ewangelia ta miała kilka faz redakcji przy czym jej grecka wersja w opinii większości badaczy pochodzi z połowy II wieku n. e. Niektóre powiedzenia noszą zabarwienie gnostyckie a więc również i te logia mogą być zniekształcone przez wyznawców tej formy chrystianizmu. Porównajmy ją zatem do najstarszych posiadanych przez nas dokumentów. CZTERDZIEŚCI FRAGMENTÓW TEJ EWANGELII POKRYWA SIĘ Z Q, A CZTERDZIEŚCI SIEDEM FRAGMENTÓW TEGO PISMA MOŻNA ODNALEŹĆ W EWANGELII MARKA. Z dalszych analogi, które można wskazać istotne jest to, że siedemnaście fragmentów zgodnych jest z Ewangelią św. Mateusza i tylko pięć fragmentów można odszukać w Ewangelii św. Jana. Sześćdziesiąt pięć fragmentów nie występuje nigdzie poza tym dokumentem i z tych niepowtórzonych nigdzie słów Jezusa istnieje nadzieja wskazania jakiejś tradycji przed synoptycznej. Wybitny naukowiec Helmut Koester [1] wykazał, że niektóre fragmenty pochodzą sprzed roku 50 n. e.[2] Jak stwierdził po oczyszczeniu tej Ewangelii z wpływów gnostyckich otrzymamy logia Jezusa bardziej pierwotne od tych, które prezentują Ewangelie synoptyczne a przede wszystkim niezależne od źródła Q.
Czy jednak gnostycy mogli mieć dostęp do pierwotnej tradycji? Paweł w Liście do Koryntian (53/54 n. e.) zwalcza poglądy grupy, która twierdziła, iż posiada dostęp do tajemnej wiedzy objawionej jej przez samego Jezusa (1 Kor 1 – 4). Helmut Koester uważa, że kryzys w kościele korynckim spowodowali właśnie protognostycy[3]. Skoro ich istnienie w nurcie chrześcijańskim jest potwierdzone niemalże od samego początku to logicznym wnioskiem jest twierdzenie, że mogli oni wykorzystywać tradycję, którą zastali dla swoich celów. Jezus także w Ewangelii Marka posługuje się zagadkami i bardzo często rozmawia ze swoimi uczniami na osobności. Nie wszystkie zatem rzeczy związane z tajemnicą należy wkładać na półkę z napisem „gnoza”.
[1] Helmut Koester- ur. 1926 w Hamburgu. Uczeń R. Bultmanna na uniwersytecie w Marburgu. Asystent Gunther Bornkamm na Uniwersytecie w Heidelbergu. Wykłada na Uniwersytecie Harvarda. Nadzoruje projekt Archeological Resources for the Study of the New Testament.
[2] H. Koester, J. M. Robinson, Trajectories trough Early Christianity, Fortress ,Filadelfia 1971.
[3] J. D. Crossan,Jezus historyczny. Kim był i czego nauczał? Warszawa 1997, s. 249; A. Paciorek,Q – Ewangelia Galilejska,Lublin 2001, s. 118.
Ze względu na to, że Ewangelię Tomasza znaleziono w bibliotece gnostyków wnoszono, że musi być ona zależna od Ewangelii Kanonicznych a na dodatek wiązano ją z trzecim pokoleniem chrześcijan i postawiono ją obok Ewangelii Jana i Piotra[4]. Badaczy dziwił jednak brak materiału narracyjnego w tej Ewangelii oraz przypowieści w zasadzie pozbawione alegorii. Strona, która utrzymywała, że dokument ten powstał po zredagowaniu Ewangelii synoptycznych utrzymywała, że materiał narracyjny oraz alegoryczność przypowieści usunęli sami gnostycy. Tutaj doszło do zdumiewającego odkrycia: przede wszystkim gnostycy starają się zinterpretować zastane teksty a nie konsekwentnie je pomijać. Po przeanalizowaniu przypowieści z Ewangelii Tomasza okazało się, że redaktor część z nich czerpał z niezależnego źródła od synoptyków[5]. NAGLE OKAZAŁO SIĘ, ŻE ZARZUT JAKOBY GNOSTYCY USUWALI TEKST NARRACYJNY MOŻNA „ODBIĆ”. To przecież do logionów, które Ewangeliści spotkali w Q dodano materiał narracyjny a nie odwrotnie. Być może to właśnie Ewangelia Tomasza przetrwała w postaci logiów, ponieważ była niezależna od Ewangelii kanonicznych. Zaczęto dostrzegać, że niektóre jej wiersze są na pewno pierwotniejsze od synoptycznych ( ETom31 = Mk 6, 1 – 6). Ewangelia Tomasza składa się z różnych warstw przy czym najwcześniejsza z nich mogła powstać w 50 r. n. e. w Jerozolimie wśród „świętych” pod przywództwem Jakuba (ETom12). Szczegółowo porównano Ewangelią Tomasza ze źródłem Q[6] i w NIEKTÓRYCH PRZYPADKACH TOMASZ ZACHOWUJE PIERWOTNIEJSZY KSZTAŁT!
[4] L. M. White, John,Thomas, and Docetism:The Evidence of 1 John,w:idem,From Jesus to Christianity, New York 2004, s. 312-314
[5] Ks. A. Paciorek powołuje się we wnioskach na prace tak uznanych badaczy jak: H. Koester i B. H. McCLean: A. Paciorek,Tamże, s. 112.
[6]Teksty paralelne pomiędzy Q a ETom: Q 10, 21 = ETom4a; Q 12, 2 = ETom6b; Q 10,8-9=ETom14b; Q 12, 51-53 =ETom16; Q 12, 39 = ETom21b; Q 6, 41-42=ETom26 ,Q 12, 3 =ETom33a, Q 11, 33=ETom33b ; Q 6:39=ETom34; Q 12, 22=ETom36(P. Oxy655); Q 11, 52 =ETom39a; Q 19, 26=ETom41; Q 6, 44-45=ETom45; Q 07, 28 =ETom46a; Q 16, 13 =ETom47b ,Q 06, 20=ETom54; Q 14, 26-27 =ETom55a;Q 14, 15-24 =ETom64a; Q 06, 22=ETom68a; Q 6, 21=ETom69b; Q 10, 2=ETom73 ,Q 12, 33=ETom76b ,Q 7,24-25=ETom78; Q 9, 58=ETom86 ,Q 11, 39-40=ETom89 ,Q 12, 56=ETom91 ,Q 11, 9-10=ETom94 ,Q 6, 34-35=ETom95 ,Q 13, 20-21=ETom96 ,Q 15, 4-6=ETom107. Szczegółowo problematykę zależności pomiędzy Q a ETom patrz: Q Thomas Reader, J. Kloppenborg, M. W. Meyer, S. J. Patterson, M. G. Steinhauser, Polebridge Press: 1990.
Jaka zatem byłaby najważniejsza cecha Ewangelii Tomasza? Cechą, która odróżnia ją od pozostałych Ewangelii jest brak napięcia apokaliptycznego. Przypomina ona literaturę sapiencjalną. Gatunkiem literackim, który jest najbardziej zbliżonym do niej jest Q. Ewangelia Tomasza nie zawiera apokaliptycznych oczekiwań obecnych i w Q i Mr ale i tam spotykamy się kilkakrotnie z pytaniami uczniów na temat rzeczy ostatecznych a Jezus również w tej Ewangelii mówi: „Niebo wywróci się i ziemia w waszej obecności, a żywy z Żywego nie ujrzy śmierci ani strachu.” (Etom111). Dlatego należy ostrożnie formułować wnioski z tego względu, że kolekcjoner logiów mógł wybierać takie, które pasowały do jego wizji w temacie eschatologicznym. Załóżmy, że należymy do sekty, która posiada „Ewangelię Nienawiści Jezusa” i ktoś spotyka tam logia wybrane pod kątem takiej właśnie ideologii:
Kiedy uzbrojony mocarz strzeże swego domu, bezpieczne jest to, co posiada. Lecz jeśli silniejszy zwycięży go, zabierze jego broń, w której ufał i łupy jego rozda. Q11, 21 – 22.
Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakże pragnę, żeby już zapłonął. Sądzicie, że pokój przyszedłem dać ziemi? Nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Q12, 49. 51
Jeśli kto nie ma w nienawiści swego ojca i matki, nie może być Moim uczniem; i jeśli kto nie ma w nienawiści syna i córki, nie może być Moim uczniem. Q14, 26 – 27.
On zaś rzekł do nich: Lecz teraz, kto ma trzos, niech go weźmie, podobnie i torbę, a kto nie ma miecza, niech sprzeda suknię swoją i kupi. Łk 22, 36.
To oczywiście tylko przykład dobierania logionów pod kątem poglądów, które prezentuje kolekcjoner. Natomiast nie oznaczają one, braku autentyczności lub nie korzystania z tradycji chrześcijańskiej. ETom może pomóc przy rozstrzyganiu pierwotności niektórych powiedzeń Jezusa natomiast jeśli ktoś będzie odbierał jej całościowy przekaz jako autentyczną ewangelię Jezusową może wpaść w pułapkę. Q widzi w Jezusie apokaliptycznego Syna Człowieczego a Ewangelia Tomasza nie zawiera w tekstach aluzji mających sugerować przyjście Syna Człowieczego. Niektóre jej partie są, zatem najprawdopodobniej równoległe do źródła Q i od niego niezależne. Nie znaczy to, że pierwszy kolekcjoner znał ostateczną wersję Q – znał on najprawdopodobniej niektóre wypowiedzi wchodzące w jej skład. Przyjrzano się także przypowieściom. Warto abyśmy czytelnik również pobieżnie przypatrzyli się temu zagadnieniu:
Rzekł Jezus: „Pewien szlachetny człowiek miał winnicę i wynajął ją rolnikom, aby mu ją uprawiali i aby otrzymywał swój owoc od nich. Wysłał swego sługę, aby rolnicy dali mu owoc z winnicy.
Oni pochwycili jego sługę, zbili go i o mało nie zabili. Sługa wrócił i powiedział to swemu panu. Rzekł pan: ‚Może nie poznałeś ich’.
Wysłał innego sługę do rolników winnicy. Zbili również tego drugiego.
Wtedy pan wysłał swego syna i rzekł: ‚Może będą mieli respekt dla mego syna’. Gdy rolnicy dowiedzieli się, że on jest dziedzicem winnicy, pochwycili go i zabili. Kto ma uszy, niech słucha”.
Rzekł Jezus: „Pokażcie mi kamień, który odrzucili budujący. To jest kamień węgielny” ( ETom 65 – 66 ).
————————————————————–
I zaczął im mówić w przypowieściach: «Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem,wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. W odpowiedniej porze posłał do rolników sługę, by odebrał od nich część należną z plonów winnicy.
Ci chwycili go, obili i odesłali z niczym.
Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali.
Miał jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do nich, bo sobie mówił: „Uszanują mojego syna”.Lecz owi rolnicy mówili nawzajem do siebie: „To jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze”. I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym. chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników,
Nie czytaliście tych słów w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła” ( Mk 12, 1 – 10; par. Mt 21, 33 – 42; Łk 20, 9 – 17 ).
To przypowieść o dzierżawcach winnicy. Widać, że Ewangelia Tomasza zawiera tekst najpierwotniejszy. Marek wprowadza do tej perykopy mur, tłocznie i wieżę idący za nim Mateusz powtarza to a Łukasz opuszcza tą frazę. U Tomasza do dzierżawców właściciel wysyła dwóch służących u Marka jest to już wielu innych przy czym trzeci z nich zostaje zabity, Łukasz nadmienia ich trzech ale trzeci zostaje pobity do krwi. Natomiast Mateusz pisze już o całych grupach wysyłanych do dzierżawców. Z pierwszą grupa złożona z trzech sług wynajmujący postępują następująco: jeden zostaje pobity, drugi zabity a trzeci ukamienowany. Potem właściciel wysyła jeszcze większą grupę sług z którymi dzierżawcy postępują podobnie. Zauważmy, że Marek zadaje pytanie: Cóż uczyni właściciel winnicy?; chce on, bowiem zinterpretować tą przypowieść alegorycznie. Co najbardziej widoczne jest u Łukasza; kiedy po przytoczeniu tej przypowieści przez Jezusa słuchacze dowiadują się, że pan winnicy wytraci niegodnych służących – odnoszą to do siebie i oznajmiają: Nie, nigdy. Dlaczego przytoczyłem tak obszerną relację z tej przypowieści? Ta najprostsza wersja przypowieści o winnicy pochodzi z najstarszej warstwy tradycji i nie nosi na sobie śladów żadnych przeróbek dokonywanych przez ewangelistów w gminach po – Pawłowych i gnostyckich. Kloppenborg przekonująco udowodnił, że Marek w swojej edycji wykracza poza specyfikę językową wspólną dla innych przypowieści Jezusa[7]. I tu dochodzimy do sedna naszej długiej podróży po dokumentach – chcemy przede wszystkim dotrzeć do prawdziwej nauki Galilejczyka.
[7]Przypowieść ta została gruntownie przebadana w przełomowej pracy zob.: John S. Kloppenborg, The Tenats in the Vineyard: Ideology,Economics,and Agrarian Conflict in Jewisch Palestine, Mohr Siebeck ,Tubingen 2006. Pozycja nagrodzona przez Canadian Society of Biblical Studies w 2007 roku . Kloppenborg analizuje w niej nawet 58 papirusowych dokumentów odnoszących się do winiarstwa i konfliktów w rolnictwie starożytnym.
Jaka część ETom może pochodzić z pierwszej połowy wieku I. Logia w ETom wydają się być poukładane całkiem chaotycznie i bez jakiegoś wyraźnego porządku. Jak przyznaje sam Crossan w dziele tym jest na pewno widoczna druga warstwa. Pierwszą warstwę Crossan identyfikuje wydzielając logiony mające paralele w ewangeliach kanonicznych[8] ; jednak Y. Janssens odnalazł wśród chaosu pewne grupy tematyczne i tak według badacza wersety od: 1 – 10 mają związek z gnozą, 18 – 38 dotyczą uczniów, 39 – 53 odnoszą się do walki z Żydami i nie gnostykami. Następujące po nich logia nie są już zgrupowane w jakiekolwiek bloki i z tego powodu należałoby uznać drugą strukturę za późniejszą[9]. Jednak wszystkie te próby są jedynie spekulacją i właściwie trzeba przyznać, że nie można już odnaleźć najstarszej warstwy ETom. „Ewangelii tej nie przekazują w swojej najpierwotniejszej formie ani greckie fragmenty ani też ich koptyjskie tłumaczenia. Porównanie zachowanych tekstów koptyjskich i greckich pokazuje, że treść ulegała przekształceniom nawet w trakcie tłumaczenia”[10]. Najważniejszym pytaniem gdy rozważa się pierwotną warstwę ETom jest kwestia czy jej teologiczna wersja różniła się w jakiś sposób od jej końcowego etapu koptyjskiego i co zostało w niej zmienione ewentualnie usunięte? W tekście greckim paralelnym do Logionu 5 czytamy: „Mówi Jezus: „Poznaj to co jest przed obliczem twym i co jest ukryte przed tobą, zostanie ci objawione: nie ma bowiem nic ukrytego, co nie stanie się jawnym i pogrzebanego, co nie powstanie z martwych” ( Oxy654; 25.30 ). W koptyjskiej wersji interesujący nas fragment brzmi następująco: „Rzekł Jezus: „Poznaj to, co jest przed twoim obliczem, a to, co ukryte przed tobą, wyjawi się tobie. Nie ma bowiem niczego ukrytego, co nie zostanie odkryte” (ETom5). Pierwotny dokument zatem zawierał wzmiankę o zmartwychwstaniu, która została usunięta przez gnostyków, ponieważ kłóciło się to z ich koncepcją dualizmu. Najstarsza warstwa ETom była bliżej ortodoksyjnego chrześcijaństwa! Gnostycy usuwają również wyrażenie Królestwo Boże, na co wskazują greckie teksty Oxyrhynchos654 oraz Oxyrhynchos1, ponieważ najprawdopodobniej brzmiało ono zbyt apokaliptycznie. „Mówi Jezus: „ Jeśli nie będziecie się powstrzymywali od świata, nie znajdziecie królestwa Boga, i jeśli nie będziecie święcili szabatu, nie ujrzycie Ojca” ( Oxy1, 5 ) ↔ „Rzekł Jezus: „Jeśli nie będziecie pościć na świecie, nie znajdziecie się przed królestwem. Jeśli nie uczynicie szabatu szabatem, nie zobaczycie Ojca” ( ETom 27 ). Potwierdza to, że w przypadku ETom mamy do czynienia z pismem, które w swej pierwotnej wersji mogło być dokumentem nie tylko niezależnym od Ewangelii kanonicznych ale i prezentowało teologię zbliżoną do Q w postaci jaki znamy obecnie. Przy czym prace badaczy – moim zdaniem – powinny nie tyle koncentrować się na tekstach paralelnych do Ewangelii, ale przede wszystkim na fragmentach stanowiących materiał własny Tomasza, ponieważ może on poszerzyć naszą wiedzę na temat poglądów Jezusa. Przy tak ubogich tekstach źródłowych jakimi dysponujemy należy – jeżeli jest to tylko możliwe – poszerzać materiał, który możemy przypisać Jezusowi.
[8] J. D. Crossan, Tamże, s. 448.
[9] W. Myszor, Ewangelia według Tomasza. Wstęp, przekład z koptyjskiego, przy współpracy A. Szczudłowskiej, Śląskie Studia Historyczno – Teologiczne 5, 1972, s. 21 – 22.
[10] cyt. The Nag Hammadi Library in Englisch (ed.) J. M. Robinson 1996, E. J. Brill, Leiden, The Netherlandes (w:) Helmut Koester& Thomas O. Lambdin, The Gospel of Thomas ( II, 2 ), s. 125.
Wszystkie teksty ETom pochodzące z biblioteki gnostyków są datowane na IV wiek. Od razu nasuwają się więc pewne wątpliwości gdy spotykamy się z bardzo wczesnym datowaniem tego dokumentu. Crossan przyjmuje powstanie drugiej warstwy na lata 60 – 70 n. e! Tymczasem najstarszy papirus, który posiadamy pochodzi z II wieku a pierwszą wzmiankę na temat ETom spotykamy dopiero u Hipolita, tworzącego pomiędzy 222 – 235! Na dodatek autor nazywa Tomasza imieniem Juda i korzysta z Ewangelii Jana, która w opinii badaczy i to tych datujących ją bardzo wcześnie nie powstała przed 90 r. n. e. Czy możliwe zatem jest aby redaktor miał dostęp do wspólnej z Janem tradycji? Wydaje się, że możemy odpowiedzieć na to pytanie negatywnie. ETom zamieszcza, bowiem bardzo dużo późnego materiału charakterystycznego dla Mateusza i Łukasza. To znaczy, ETom zawiera frazy, które wzięto z tekstów pojawiających się tylko u Mateusza i tylko u Łukasza!
Materiał własny Mateusza w ETom:
Mt 5, 10 = ETom69a; Mt 5, 14 = ETom32; Mt 6, 2 – 4 = ETom6,14; Mt 6, 3 = ETom62; Mt 7, 6 = ETom93; Mt 10, 16 = ETom39; Mt 11, 30 = ETom90; Mt 13, 24 – 30 = ETom57; Mt 13, 44 = Etom109;Mt 13, 45 – 46 = Etom76; Mt 13, 47 – 50 = Etom8; Mt 15, 13 = Etom40; Mt 18, 20 = Etom30; Mt 23,13 = Etom39, 102.
Materiał własny Łukasza w ETom:
Łk 11, 27 – 28 + 23, 29 = Etom79; Łk 12, 13 – 14 = Etom72; Łk 12, 49 = Etom10; Łk 17, 20 – 21 = Etom3, 113.
Zatem ETom zna następujące źródła: Q, materiał własny Mateusza, materiał własny Łukasza, Jana, elementy charakterystyczne dla redakcji Mateusza i Łukasza oraz wspólną synoptyczną tradycję. Jeśli ETom rzeczywiście reprezentuje tak stary tekst to jak wyjaśnić w niej obecność tylu niezależnych materiałów. „Bez wątpienia istnieje niezależna tradycja Tomasza, ale większość materiału wydaje się mieć swoje źródło w kanonicznych Ewangeliach”[11]. G. Ludemann odszukał w ETom dziewięć wypowiedzi, które uznał za autentycznie pochodzące od Jezusa, natomiast w Ewangelii Jana nie odnalazł ani jednego[12].
Jesus Seminar grupa uczonych biblistów pod przewodnictwem Roberta Funka zaliczyła przypowieść o kobiecie z dzbanem mąki do przypowieści pochodzących z nauczania historycznego Jezusa:
Rzekł Jezus: „Królestwo Ojca podobne jest do kobiety niosącej dzban pełen mąki. Gdy szła daleką drogą, ucho dzbana oderwało się i mąka sypała się za nią na drogę. Nie wiedziała ani nie poznała straty. Gdy wróciła do domu, postawiła dzban na ziemi i stwierdziła, że jest pusty” (ETom97).
Parabola ta nie występuje w żadnej z kanonicznych Ewangelii przytacza ją tylko ETom. Kolejną przypowieścią, która według Jesus Seminar wyszła prawdopodobnie z ust Galilejczyka jest perykopa o człowieku, który chce zabić możnego Pana ( ETom 98 )[13].
Natomiast należy pamiętać, że Ewangelia Tomasza była w użyciu określonej grupy religijnej i prezentowała swoją wizję Jezusa a sama ewangelia w swojej historii przeszła kilka faz redakcji. „Podobnie jak wiele ewangelii z pierwszych trzech stuleci tekst Ewangelii Tomasza należy uznać za niestabilny”[14]. Apokaliptyczne tendencje są odnotowywane w tak wczesnych dokumentach jak Listy Pawła, Q oraz Ewangelia Marka. Zatem istnieje duże prawdopodobieństwo, że oczekiwania eschatologiczne w ETom zostały usunięte albo pominięte w trakcie redakcji tego pisma. Ehrman twierdzi, że ETom z jej ideą jakoby Królestwo Boże było do osiągnięcia już w trakcie tego eonu to efekt pracy gnostyckiego redaktora i w tym sensie Ewangelia ta nie odzwierciedla prawdziwych oczekiwań historycznego Jezusa[15].
[11] G. A. Boyd, Cynic Sage or Son of God? Chicago: Bridgepoint, 1995, s. 134.
[12] G. Ludemann, Jesus after Two Thousand Years: What he Really Said and Did, SCM Press, London 2000, s. 695.
[13] R. W. Funk, R. W. Hoover, The Five Gospels: What Did Jesus Really Say? The Search for the Authentic Words of Jesus, HarperCollins, 1997, s. 524 – 525.
[14] cyt. R. Cameron, Gospel of Thomas, The Anchor Bible Dictionary, 6 vols, ed. David Noel Freedman, New York: Doubleday 1992, s. 535.
[15] B. D. Ehrman, Jesus, Apocalyptic Prophet of the New Millennium, Oxford; New York: Oxford University Press, s. 75–78.
P. Andrzeju!
1. Dzięki za interesujące informacje o Ewangelii Tomasza. Warte zapamiętania są choćby dwa poniższe stwierdzenia:
„ETom może pomóc przy rozstrzyganiu pierwotności niektórych powiedzeń Jezusa natomiast jeśli ktoś będzie odbierał jej całościowy przekaz jako autentyczną ewangelię Jezusową może wpaść w pułapkę. Q widzi w Jezusie apokaliptycznego Syna Człowieczego a Ewangelia Tomasza nie zawiera w tekstach aluzji mających sugerować przyjście Syna Człowieczego. Niektóre jej partie są, zatem najprawdopodobniej równoległe do źródła Q i od niego niezależne”.
„(…) istnieje duże prawdopodobieństwo, że oczekiwania eschatologiczne w ETom zostały usunięte albo pominięte w trakcie redakcji tego pisma. Ehrman twierdzi, że ETom z jej ideą jakoby Królestwo Boże było do osiągnięcia już w trakcie tego eonu to efekt pracy gnostyckiego redaktora i w tym sensie Ewangelia ta nie odzwierciedla prawdziwych oczekiwań historycznego Jezusa”.
2. Powracam jeszcze na chwilę do swego poprzedniego komentarza (9 stycznia 2014, 11:10).
Chodzi o końcowe stwierdzenie z odpowiedzi Pana (9. stycznia, g. 14:17) na temat: „kwestii spornej słów Jezusa z Mk 4, 10 – 12, których nie uznaję ( nie tylko ja ) za autentyczne. Powody, które mnie do tego skłoniły obiecuję ujawnić na późniejszym etapie dyskusji, ponieważ TĘ KWESTIĘ UWAŻAM ZA MARGINALNĄ W KONTEKŚCIE DYSKUSJI „JEZUS A PIEKŁO”.
A może jednak nie jest to sprawa tak całkiem marginalna, jak się wydaje. Na samym początku omawiania tej kwestii pisał Pan o „oczywistym nonsensie”:
„Marek twierdzi, że przypowieści były wygłaszane przez Jezusa po to, aby przypadkiem ktoś czegoś nie zrozumiał (Mr 4, 10 – 12) – TO OCZYWISTY NONSENS. (…) Jezus chce pozyskać lud, wygłaszanie niezrozumiałych treści nie mogłoby mu w tym pomóc”.
Właśnie o ten „oczywisty nonsens” mi chodzi. Moja odpowiedź brzmiała:
„Osobiście jednak odczytuję te słowa w sensie PEŁNEGO BÓLU WYRZUTU, a może nawet pewnej dozy gorzkiej ironii. Będą słuchali, a i tak nie zrozumieją, bo serce mają zatwardziałe. To GRZESZNA SYTUACJA OPORU I NIECHĘCI PRZED NAWRÓCENIEM. Jezus nawiązuje SKRÓTOWO do słów proroka IZAJASZA: „aby patrzyli, a nie widzieli, słuchali, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie zostało im odpuszczone” (w. 12)”.
Przyznał mi Pan wtedy rację (4. stycz., g. 12:48): „interpretacja JAKO TEKSTU NATCHNIONEGO, którą proponuje ks. jest jak najbardziej zasadna a nawet wskazana”.
Ale chodzi mi o coś więcej. Tekst Mk 4,11-12 mówi o Jezusowych „PRZYPOWIEŚCIACH” (W LICZBIE MNOGIEJ), „aby patrzyli, a nie widzieli, słuchali, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili….”. RZECZ DOTYCZY WIĘC TAKŻE INNYCH PRZYPOWIEŚCI JEZUSA, TAKŻE TYCH O CHARAKTERZE ESCHATOLOGICZNYM, a nie tylko tej o siewcy (w kontekście której padają te zaskakujące słowa). Trzeba zatem mieć stale na oku ten szczegół bądź horyzont interpretacyjny i nie uważać, że to jest „oczywisty nonsens”. Tym bardziej, że ten ważny tekst Izajaszowy powraca w J 12,40 i Dz 28,26-27. Tylko tyle mojego wyjaśnienia.
KILKA REFLEKSJI O APOKALIPTYCE JUDAIZMU
Nadrabiam zaległości. Chcę powrócić do kwestii apokaliptyki żydowskiej, w której świetle można lepiej rozumieć także sens wypowiedzi Jezusa o Gehennie. Uczynię to w sposób jak najbardziej przystępny i możliwie zwięzły.
Wychodzę od faktu, że są w tradycji chrześcijańskiej świadectwa, które tchną nieukrywaną radością z przyszłej odpłaty ze strony Boga względem wszystkich „złych” i grzesznych ludzi. W tekstach tych wyraża się specyficzna postać nadziei na wyrównanie historycznych niesprawiedliwości. Korzenie tego poglądu sięgają WCZESNEJ APOKALIPTYKI JUDAIZMU, która znalazła swój wyraz w takich świadectwach przeszłości jak m.in. Etiopska Księga Henocha, IV Księga Ezdrasza, pisma z Qumran, czy IV Księga Machabejska.
1.APOKALIPTYKA ŻYDOWSKA I WPŁYWY PERSKIE
Pod koniec niewoli babilońskiej Żydzi zetknęli się z ZOROASTRYZMEM, nauką Zarathustry, reformatora religii Persów (ok. VI w. przed Chr.). Głosił on dualizm dwóch pierwiastków, dobra (Ormuzd) i zła (Aryman) oraz dwóch wieków świata: „tego” i „przyszłego”. „Ten świat” ma w trzy tysiące lat po Zarathustrze ulec zagładzie w wielkim pożarze. Sąd nad światem rozpocznie się wraz z pojawieniem się pozaziemskiego Zbawcy. Umarli powstaną z martwych, sprawiedliwi przejdą bezboleśnie przez morze ognia, natomiast bezbożni zostaną w nim oczyszczeni lub spaleni. Sprawiedliwi i oczyszczeni zamieszkają po pożarze na nowej ziemi, która trwać będzie wiecznie w stanie przeobrażenia.
Koniec niewoli babilońskiej sprzyjał jeszcze bardziej recepcji niektórych elementów zoroastryzmu i pogłębieniu wzajemnej sympatii. Zarówno Persowie jak i Żydzi byli wrogo nastawieni do Babilonu. W sferze religii jedni i drudzy odrzucali tradycyjny kult zmarłych. Kiedy jednak król perski Cyrus pozwolił Żydom na powrót do kraju, uznany został przez nich wręcz za „pomazańca” Bożego (Iz 45,1-6). Wpływ religii perskiej widoczny jest już w niektórych tekstach Deutero-Izajasza (43,18-19) i Trito-Izajasza (Iz 65,17).
Tym niemniej w tekstach prorockich ujawniają się także od razu różnice pomiędzy nadzieją Żydów a religią perską (zob. K. Müller, „Jüdische Apokalyptik”, w: Theologische Realenzyklopädie (TRE) III, Berlin 1978, 202-251). Persowie z dumą podkreślali rolę ludzkiego wysiłku i osiągnięć człowieka, Żydzi natomiast zaufanie do łaski Boga i Jego miłosierdzia (por. Iz 43, 22-25). Perskiemu dualizmowi mocy światła i ciemności prorocy przeciwstawiali wyznanie wiary w to, że sprawcą wszystkiego jest sam Bóg (Iz 45,7). Perskiemu dualizmowi dwóch światów przeciwstawiona jest wiara w jednego Boga, który jest początkiem i celem, Stwórcą i jedynym Zbawcą jednego świata (Iz 43,10-11; 44,6).
2. ZBAWIENIE W ŚWIETLE APOKALIPTYKI
Autorzy pism apokaliptycznych przedstawiają zbawienie pochodzące od Boga, ale nie w czasie ziemskiej historii tego świata. Nie ma żadnej relacji między historią doczesną a zbawieniem, gdyż z powodu grzechu dokonało się definitywne zerwanie tego związku. Jest to wyraźny KONTRAST w stosunku do starej jahwistycznej i prorockiej tradycji rozumienia czasu, kiedy to spodziewano się zbawienia w odnowionej przez Boga doczesnej historii Izraela. W apokaliptyce natomiast oczekuje się zbawienia przez to, że sam Bóg położy wkrótce kres temu światu i stworzy świat całkowicie nowy, niepodobny do starego. Jest On suwerennym Panem historii, władnym to uczynić. Nie czyni jednak tego w ramach historii doczesnej, bowiem ta nie może przynieść prawdziwego wyzwolenia nawet po dokonaniu nad nią wielkiego sądu. Zbawienie możliwe jest tylko w świecie nowym.
Istniały dwa odrębne nurty apokaliptycznej nadziei ujawniające się w postawie wobec rzeczywistości. Pobożni, „chassidim”, oczekiwali wszystkiego od samego Boga. Wycofywali się z tego świata w sferę pobożności i duchowości. Świat ten jawił się im jako rzeczywistość pozbawiona wszelkiej wartości. Obca była im religia hellenizmu i propagowany przezeń styl życia. Usiłowali zachować wierność wobec dawnych tradycji. Taka postawa wewnętrzna dawała im wielką moc ducha do oporu wobec wszelkich zakusów przymusowej hellenizacji. Ich duchowym oparciem byli kapłani w świątyni jerozolimskiej.
Z tego właśnie środowiska wyodrębniła się w połowie II w. n.e. GRUPA FARYZEUSZY ORAZ WSPÓLNOTA Z QUMRAN. Faryzeusze rozwijali mesjańską i apokaliptyczną tradycję nadziei, akcentując zmartwychwstanie umarłych, zwłaszcza męczenników. Wspólnota z Qumran podtrzymywała wierność wobec ideału czystości rytualnej. Jak napisał AJN (2 stycznia, g. 07:16): „Qumrańczycy oczekiwali rychłego nadejścia Boga i eschatologicznej wojny Synów Światłości z Rzymianami”.
Także nastawieni rewolucyjnie Machabeusze usiłowali czynnie przeciwstawić się powstałej sytuacji. Początkowo mieli wspólne przekonania apokaliptyczne z „chassidim”, później jednak utworzyli odrębną grupę. Stopniowo doszło do całkowitego zerwania. „Chassidim” nie potrafili pogodzić się z faktem politycznej aktywności i władzy Machabeuszów. Stronnictwo faryzeuszów tym wyraźniej zwracało się w stronę obietnicy mesjańskiej.
Z jednej strony mamy zatem postawę apokaliptycznej rezygnacji, z drugiej rewolucyjną postawę czynnego oporu wobec hellenistycznego panowania. W każdej z tych grup aktualne doświadczenia historii spotykały się z całkowitą negacją. Do ukształtowania tych postaw przyczyniła się ówczesna sytuacja historyczna. Następcy Aleksandra Wielkiego (diadochowie) w królestwie Seleucydów, którzy zdobyli w 198 r. n.e. Syrię i Palestynę, usiłowali hellenizować podbite narody. Przymusowa hellenizacja, prześladowania i konieczność wyrzeczenia się własnych tradycji wywoływały silny opór, potęgowany odstępstwem wielu Żydów od wiary i Prawa. W ten sposób powstały dwie grupy tych, którzy uznawali się za stróżów apokaliptycznej nadziei.
Charakterystycznym rysem apokaliptyki jest negatywna ocena dotychczasowych dziejów Izraela jako duchowej katastrofy, perwersji i degeneracji. Człowiek nieustannie powstaje przeciwko Bogu i odstępuje od Niego wskutek swego nieposłuszeństwa. Z powodu powszechnego panowania grzechu historia staje się dziejami nieszczęścia, przeciwieństwem zbawienia. Stąd na pierwszy plan wysuwa się myśl o boskich KARACH zsyłanych na ludzi za ich bezbożność. Nie należy więc oczekiwać niczego dobrego od historii, chyba tylko katastrofalnego upadku, załamania się i końcowego sądu.
Pomimo całkowitej inności nowego świata żydowska apokaliptyka dostrzegała jednak pewną relację między nim a doczesną historią. W jednym i drugim świecie obowiązuje Boże Prawo. Dobrowolne posłuszeństwo wobec Prawa i odpowiedzialność za jego zachowanie w tym świecie jest warunkiem ocalenia w świecie przyszłym. Tego właśnie spodziewali się TYLKO DLA SIEBIE „chassidim”, uważając się za „świętą Resztę” Izraela. Już tu ZARYSOWUJĄ SIĘ KONTURY EKSKLUZYWIZMU ZBAWIENIA.
Dzieje ludzkiego upadku mają jednak w sumie pewien sens jako miejsce próby posłuszeństwa człowieka wobec Boga. Posłuszeństwo to warunkuje pośmiertny dostęp do uczestnictwa w nowym świecie Bożym. Uważna lektura pism apokaliptycznych odsłania ten właśnie MOMENT SENSU W NEGATYWNEJ OCENIE DZIEJÓW DOCZESNYCH. Jest to wynikiem teocentryzmu żydowskiej wiary. Bóg, który stworzył świat zachowuje swoje prawo do całego stworzenia, pomimo perwersji ludzi i wynikających stąd katastrof. Prawo Boże jest jedynym niezmiennym fundamentem świata historii i świata przyszłego. Samo posłuszeństwo ludzi wobec Prawa nie przyczynia się do uzdrowienia tego świata. Ludzkie czyny nie przynoszą ocalenia. Sam Bóg tworzy i daje zbawienie, ale nie w świecie doczesnym. Świat ten pozostawiony jest mocy zła i grzechu.
W tej perspektywie łatwiej zrozumieć, dlaczego „chassidim” zajmowali coraz to bardziej krytyczną postawę wobec polityki Machabeuszów, chcących zmieniać i ulepszać historię. W ich wierze zbawcza moc Boga ukaże się dopiero na końcu tego grzesznego czasu świata, u kresu ludzkiej bezradności. Sam Stwórca znowu przejmie inicjatywę.
Oznacza to, iż WIARA W PANOWANIE BOGA I JEGO KRÓLESTWO ODNALAZŁA W RAMACH APOKALIPTYKI SWOJĄ NOWĄ POSTAĆ. Bóg jest nie tylko Królem niewidzialnego świata niebiańskiego, ale również świata ziemskiego wraz z jego doczesnymi i przemijającymi królestwami. W centrum zainteresowania apokaliptyki nie jest sama Jego władza nad Izraelem i innymi narodami, równie jak on skorumpowanymi, ale Jego POWSZECHNE PANOWANIE NAD KRÓLESTWAMI CAŁEJ ZIEMI. Bóg przekazał swoją władzę ziemskim królestwom, ale przybrała ona w nich postać iście bestialską.
Taki jest w Księdze Daniela (7,1-8) sens symboliki czterech bestii wychodzących z morza, miejsca chaosu. Chodzi o królestwo Babilończyków, Medów, Persów i Aleksandra Wielkiego. Sam Bóg zgotuje im straszliwy koniec, zniszczy ogniem lub zmiażdży. Motyw sądu, ognia i miażdżącego kamienia wzajemnie się przenikają (por. Dn 2,34.45). Po czasie zdeprawowanych królestw ziemskich nadejdzie czas prawdziwego panowania Boga. „Bóg Nieba wzbudzi królestwo, które nigdy nie ulegnie zniszczeniu. Jego władza nie przejdzie na żaden inny naród. Zetrze i zniweczy ono wszystkie te królestwa, samo zaś będzie trwało na zawsze” (Dn 2,44). Będzie to królestwo już nie w formie bestialskiej, ale związane z postacią „Syna Człowieczego”, który przybędzie „na obłokach nieba” (Dn 7,13). Obłoki symbolizują absolutną transcendencję Bożego działania w historii. NOWOŚĆ PANOWANIA BOGA POLEGA NA JEGO FORMIE PRAWDZIWIE LUDZKIEJ JAKO CUD JEGO STWÓRCZEJ MOCY. Nie zamieni się ono jednak w Królestwo niebieskie, lecz pozostanie nową rzeczywistością widzialną na ziemi. Jest to więc wizja dziejów uczłowieczonych przez Boga, w których ludzie dochowywać Mu będą wierności.
Zniszczenie starego świata i stworzenie nowego jest wszakże nieodłączne od SĄDU. Ze śmierci starego rodzi się nowe życie. Musi nastąpić jednak oddzielenie dobrych od złych, sprawiedliwych od nieprawych. W ten sposób definitywnie objawi się sprawiedliwość Boga w całym stworzeniu. Sprawiedliwi, a zwłaszcza męczennicy z powodu wiary i wierności Prawu, powstaną do nowego życia w nowym ziemskim świecie (por. 2 Mch 7, 9.14.23.29). Źli i bezbożni natomiast, szczególnie odszczepieńcy od wiary, skazani będą na „wieczną” karę, „ku hańbie, ku wiecznej odrazie” (Dn 12,2).
W dwóch kolejnych komentarzach przedstawię w sposób możliwie zwięzły:
1. moją lekturę Księgi Henocha
2. i moją lekturę IV Księgi Ezdrasza.
Kontynuacja JEZUS Z NAZARETU A PIEKŁO. ANALIZA NA PODSTAWIE POSZCZEGÓLNYCH WARSTW TRADYCJI.
1. WARSTWA PIERWSZA ( 30 – 70 r. po Chr. )
A) HYMNY PRZEDPAWŁOWE – EWANGELIA KRZYŻA
B) EWANGELIA Q
C) EWANGELIA TOMASZA
D) EWANGELIA HEBRAJCZYKÓW.
b) EWANGELIA GALILEJSKA ( 40 – 60 r. po Chr. ). Gehenna, sąd i potępienie.
Ewangelia Q powstała – przypuszczalnie – na obszarze palestyńsko – syryjskim. Wszystkie cytaty ze Starego Testamentu pochodzą w tym piśmie z Septuaginty co jednoznacznie wskazuje, że dokument ten był w użyciu gmin hellenistyczno – judeochrześcijańskich.
Samo Q nie jest pismem jednolitym a proces jego powstawania trwał dziesiątki lat. Teologię Q można zrozumieć jedynie w kontekście żydowskiej apokaliptyki. Czy sam Jezus był, aż tak „gorącym” apokaliptykiem? Pytanie to można zadać, lecz bardzo trudno na nie odpowiedzieć. „Można wręcz mówić – stwierdza Dieter Luhrmann – o swoistej RE – APOKALIPTYZACJI PRZEPOWIADANIA Jezusa w źródle Q”.
Dominującym motywem Q jest idea Sądu i związana z nim wizja powracającego Syna Człowieczego. W przypadku Q nie możemy mówić jeszcze o chrystologii z tego powodu, że Q NIGDY NIE NAZYWA JEZUSA CHRYSTUSEM jest to raczej jezuologia Syna Człowieczego. „Zaskakujące dla każdego, – wyjaśnia Alfred Lapple – kto zajmuje się teologicznymi wypowiedziami Q, jest fakt, że NIE MÓWIĄ ONE O CIERPIENIU I ZMARTWYCHWSTANIU JEZUSA I NIE POJAWIA SIĘ W NICH PAWŁOWA INTERPRETACJA ŚMIERCI KRZYŻOWEJ JEZUSA JAKO OFIARY POJEDNANIA. Można więc, a nawet trzeba przyjąć, że we wczesnym chrześcijaństwie istniały gminy, które do OFIARY POJEDNANIA JEZUSA I JEGO ZMARTWYCHWSTANIA NIE PRZYWIĄZYWAŁY ŻADNEGO ZNACZENIA TEOLOGICZNEGO. (…). W wyniku tego teologiczna koncepcja źródła Q z jej gorączkowym oczekiwaniem na paruzję okazała się niewystarczająca i WYMAGAŁA REWIZJI. ZASTĄPIONO JĄ ZATEM KONCEPCJĄ I GATUNKIEM LITERACKIM EWANGELII” ( A. Lapple, Od egzegezy do katechezy, Warszawa 1986 ).
Czy Jezus według Q naucza o wiecznym potępieniu? Przede wszystkim nadchodzącą palingenezę Jezus postrzega w barwach typowych dla żydowskiego apokaliptyka. Bóg wkracza w historię ludzkości w analogiczny sposób jak wcześniej uczynił to w Księdze Rodzaju w trakcie potopu ( Q 17, 26 – 27 ). Ci którzy zostaną uznani godni życia wiecznego będą zabrani z ziemi i zostanie im zaoszczędzone cierpienie ( Q 17, 34 – 35 ). Następnie – według Nazarejczyka – odbędzie się uczta eschatologiczna z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem – na którą potępieni nie zostaną wpuszczeni ( Q 13, 29 – 28 ). Czy jednak ich odrzucenie będzie wieczne? W „Mowie eschatologicznej” Jezus sugeruje, że ich odrzucenie nie będzie trwało całe wieki, lecz po spłaceniu zadośćuczynienia potępieni zostaną wypuszczeni z „więzienia”:
„Gdy na przykład idziesz ze swoim oskarżycielem do urzędnika, (już) w drodze zadaj (sobie) trud, by stać się od niego wolnym, aby cię nie zaciągnął do sędziego, a sędzia nie przekazałby cię komornikowi, a komornik nie wrzucił cię do więzienia. Mówię ci, na pewno nie wyjdziesz stamtąd, zanim nie oddasz ostatniego lepiona” ( Łk 12, 58 – 59,Ewangeliczny Przekład Interlinearny Biblii ).
Czasowość pobytu w „więzieniu” [φυλακην (fylakēn) ], którego innym odpowiednikiem jest Gehenna jest tu mocno podkreślona greckim εως (heōs), które zawsze oznacza czasowość – aż, dopóki. Jezus jednak przestrzega, aby nie lekceważyć sobie momentu tego pierwszego spotkania z Bogiem i samego pobytu w Gehennie:
„Nie bójcie się zabijających ciało, którzy jednak duszy zabić nie mogą. Bójcie się Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” ( Q 12, 4 – 5, tłum. ks. A. Paciorek ).
Tłumaczenie ks. Paciorka nie jest najszczęśliwsze i to w doborze odpowiednika Gehenny, która jak wiemy dzięki wcześniejszym analizom nie była symbolem piekła ( o czym jeszcze trzeba będzie powiedzieć ) i w odpowiedniku słowa „zatracić” ( tłum. IQP: „And do not be afraid of those who kill the body, but cannot kill the soul. But fear .. the one who is able to destroy both the soul and body in Gehenna” ). Zatracenie wzięło się stąd, że przyznano, iż w tym wypadku poprawną lekcję Q przekazał Mateusz, który na wyrażenie umieszczenia w Gehennie użył gr. απολεσαι (apolesai). Spójrzmy jak został przetłumaczony ten ustęp Q w recenzji Łukasza przez Ewangeliczny Przekład Interlinearny:
„Mówię natomiast wam, moim przyjaciołom, nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nie mają już nic więcej do zrobienia. Pokażę wam jednak, kogo macie się bać: Bójcie się Tego, który po zabiciu, ma prawo wtrącić do Gehenny. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!” ( Łk 12, 4 – 5 ).
Greckie „embalein” zostało oddane przez polskie „wrzucić” lub „wtrącić”. Czy Jezus w tym fragmencie mówi o piekle? Oczywiście, że nie; użył On w tym logionie słowa gr. γεενναν (geennan). Czym zatem jest Gehenna? Warto sobie przypomnieć jeszcze raz słowa Izaaka Kramstucka:
„Według Talmudu nie ma potępienia wiecznego, jest tylko kara przejściowa nawet dla wielkich grzeszników (`Grzesznicy, tak pochodzenia izraelskiego, jak i wszelkich innych narodów i wyznań, bywają sądzeni w Gehennie przez dwanaście miesięcy` Rosh Hashana 16 ). Kara odstępców i bałwochwalców i zdrajców trwać będzie `na wieki wieków`. Ale jest tylko odstęp dwóch palców między gehenną a niebem. GRZESZNIK POWINIEN TYLKO SZCZERZE ŻAŁOWAĆ, A WROTA DO MIEJSCA GDZIE JEST WIECZNE SZCZĘŚCIE, OTWORZĄ SIĘ PRZED NIM”( A. Kramstuck, Talmud, Warszawa 1869, s. 77 – 78 ). To jest Gehenna i oddawanie jej przez słowo „piekło” nie jest szczęśliwym rozwiązaniem. Jeśli chcielibyśmy poszukać jakiegoś współczesnego odpowiednika dla słowa Gehenna to najbliższe temu znaczenie należałoby przyznać polskiemu słowu „czyściec”:
„Nie bójcie się zabijających ciało, którzy jednak duszy zabić nie mogą. Bójcie się Tego, który duszę i ciało może wtrącić do czyśćca”. Dlaczego uważam wbrew IQP, że poprawniejszą lekcją jest tu Łukaszowe „embalein” a nie Mateuszowe „apolesai”? Niech odpowie sam Jezus: „Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł duszę ludzi zatracić ( apolesai )” ( Łk 9, 56 ).
Wniosek: Q nie naucza o wieczności potępionych.
Tło dla Gehenny i poglądów na nią w czasach Jezusa można odnaleźć we wcześniejszych wpisach.
c. d. n.
Odnośnie wpływów perskich na judaizm.
Co ciekawe mędrcy żydowscy zdawali sobie sprawę, że wiele wierzeń przejęto właśnie w trakcie niewoli babilońskiej:
„Imiona aniołów jak i nazwiska miesięcy sprowadzone zostały do Palestyny przez Izraelitów powracających z niewoli babilońskiej” ( jRosh hash. 81 ).
Ten obiektywizm pokazuje, że rabini dość trzeźwo postrzegali rzeczywistość. Chciałoby się, aby niektórzy chrześcijanie pamiętali, że imiona aniołów to my mamy z Persji – razem z naszymi starszymi braćmi… a to ci ekumenizm ponadreligijny
TŁO. NA OBRZEŻACH ROZWAŻAŃ KS. PROF. HRYNIEWICZA
Dlaczego do ustalenia tła w którym działał Jezus z Nazaretu nie wystarczy sam Stary Testament lecz koniecznym jest przegląd tzw. literatury międzytestamentalnej ( nie lubię tego słowa )? Przyczyna tego jest bardzo prozaiczna po prostu w I w. po Chr. nie było ustalonego kanonu ST. W judaizmie ustalono go dopiero pod koniec wieku I po Chr. Mało tego odkrycia w Qumran udowodniły, że nie było nawet jednakowej matrycy tekstu natchnionego. „Z pewnych świadectw wynika nawet, że istniały różne wersje ( recenzje ) niektórych ksiąg ST ( Pięcioksięgu, Ksiąg tzw. historycznych, Księgi Jeremiasza i prawdopodobnie Księgi Izajasza ). Niektóre z nich nie pokrywają się w zupełności ani z TM, ani z LXX. Tak np. w Pwt 32, 34 rękopis 4Qt32 przytacza wiersz sześcioczłonowy, podczas gdy LXX ma wiersz ośmioczłonowy, a TM – czteroczłonowy” ( cyt. ks. S. Mędala, Wprowadzenie do literatury międzytestamentalnej, Kraków 1994, s. 31 ). Pomijając w ST Księgę Daniela oraz księgi deuterokanoniczne pomiędzy ostatnim tekstem ST a Mk istnieje przepaść prawie pięciuset lat! Demony czy złe duchy, które prawie nie występują w ST w Ewangeliach sieją spustoszenie w Galilei. Jeśli prześledzimy jednak rozwój demonologii w księgach apokryficznych to nie będziemy już tacy zaskoczeni opisami sił zła w czasach Jezusa z Nazaretu. Uważa się, że właśnie te brakujące pięćset lat BYŁO KLUCZOWE DLA JUDAIZMU. WTEDY WYKSZTAŁCIŁA SIĘ WIARA W ZMARTWYCHWSTANIE I ROZPOCZĄŁ SIĘ KSZTAŁTOWAĆ RUCH FARYZEJSKI, KTÓRY PO 70 R. PO CHR. PRZEKSZTAŁCI SIĘ W JUDAIZM RABINICZNY. Każdy więc kto chce czegoś dowiedzieć się o Jezusie oraz o Jego otoczeniu MUSI ZAZNAJOMIĆ SIĘ CHOCIAŻ POBIEŻNIE Z TĄ PROBLEMATYKĄ W PRZECIWNYM RAZIE MOŻE MIEĆ PROBLEMY ZE ZROZUMIENIEM NAJPROSTSZYCH TEKSTÓW EWANGELICZNYCH.
1. Uzdrowienie paralityka w Kafarnaum ( Mk 2, 1 – 12 ).
W Kafarnaum wniesiono do domu paralityka w momencie gdy wygłaszał Jezus kazanie.
„A Jezus ujrzawszy wiarę ich, rzekł paralitykowi: Synu, odpuszczone są grzechy twoje” ( Mk 2, 5 ).
Galilejczyk zwraca się do chorego synu i odpuszcza mu grzechy; co wśród prowincjonalnych uczonych w Piśmie powoduje oburzenie. Jezus zadaje im jednak bardzo ważne pytanie:
„Cóż jest łatwiej, rzecz paralitykowi: Odpuszczone są ci twoje grzechy, czy rzec: Wstań, weź łoże swoje i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc odpuszczać grzechy na ziemi, rzekł paralitykowi: (…) Wstań, weź łoże swoje i idź do domu swego” ( Mk 2, 9 – 11 ).
Część egzegetów twierdzi, że Jezus w tym fragmencie przypisał sobie pewne prerogatywy zastrzeżone dla samego Boga. Ostatnio jednak egzegeci zachowują trochę więcej powściągliwości komentując ten apoftegmat. Glinka w tonie wyraźnie stonowanym pisze: „`Synu odpuszczają ci się twoje grzechy` (w.5). Sformułowanie tego zdania w stronie biernej określa sposób Bożego działania. Bóg odpuszcza grzechy przez pośrednictwo Jezusa” (cyt. J. Gnilka: Jezus z Nazaretu. Kraków 1997, S. 144). Dlaczego? W Grocie 4 w Qumran odkryto zadziwiający tekst pochodzący z czasów I w. przed Chr.:
„Słowa m[o]dlitwy, którą odmawiał Nabonid, król [babi]loński, [wielki] król, [gdy został porażony] złą chorobą, z dekretu B[og]a, w Teiman. [Ja, Nabonid, złą chorobą] byłem porażony przez siedem lat i byłem niepodobny [do człowieka. Modliłem się wówczas do Najwyższego Boga] I PEWIEN EGZORCYSTA ODPUŚCIŁ MI MOJE GRZECHY. Był to Ży[d] ze [społeczności deportowanych. Powiedział mi:] Rozgłoś i opisz to, aby uczynić zaszczyt i [wielki honor] imieniu [Najwyższego] B[oga. I tak napisałem:] Byłem porażony z[łą] chorobą w Teiman [z dekretu Najwyzszego Boga] przez siedem lat. Modliłem si[ę do wszystkich] bogów ze srebra, złota, [brązu, żelaza,] drewna, kamienia, gliny, gdyż są[dziłem,] że bogowie c[i…] […] ich […] ( 4Q 242 frag. 1 – 3, 1 – 9 ).
Choroba jest tu wyraźnie powiązana z winą Nabonida a jej uleczenie jest w rzeczywistości rozgrzeszeniem, którego udziela egzorcysta. Podobnie idee, są obecne u Jezusa z Nazaretu gdzie niesłusznie przez małomiasteczkowych soferim zostały uznane za wkraczanie w kompetencje Boga. O wiele ostrzej zaakcentował to autor z Qumran, który sekwencje odpuszczenia grzechów umieścił w pierwszej osobie.
2. Ucho igielne ( Mk 10, 25 ).
Jezus humorystycznie stwierdził: ” „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Mk 10, 25).
Abstrahując już od kwestii czy Nazarejczyk miał tu na myśli bramę w Jerozolimie czy też zwykłe ucho igielne większość egzegetów ( w tym infernaliści ) wskazuje, że tylko niewielu bogaczy będzie zbawionych. Zresztą w kontekście tego zabawnego aforyzmu sami uczniowie zadali pytanie: „Więc kto może być zbawiony?” ( Mk10, 26 ). Spróbujmy jednak sprawdzić co na temat ucha igielnego mógł usłyszeć od uczonych w Piśmie lub faryzeuszy Jezus:
„Moje dzieci – mówi mędrzec – otwórzcie mi dostęp do skruchy, choćby tak wąski JAK UCHO IGIELNE, a ja otworzę dla was bramy niebios” ( SZIR HASZIRIM RABBA 5, 2 ).
Dlaczego jednak uczniowie nie zrozumieli sentencji Jezusa poprawnie, chociaż żyli w Jego epoce? Kefas i Jan byli ludźmi „nieuczonymi i prostymi” ( Dz 4, 13 ) w przeciwieństwie do części współczesnych egzegetów i biblistów, którzy dalej mają problem ze zrozumieniem i interpretacją słów Nazarejczyka. Wystarczy jednak poświęcić trochę czasu, a można zapoznać się z WIARĄ JEZUSA, która jest równie ciekawa jak późniejsza WIARA W JEZUSA.
AJN.
Tajemniczy AJN ujawnia w Internecie swoją tożsamość jako „polski judaista, dr hab. K. Pilarczyk”. Taką zwięzłą informację znalazłem w internetowej zakładce/linku do artykułu „Dziewicze narodziny Jezusa z Nazaretu”. Głowiło się wielu, kim jest. A tu niespodzianka. Czyżby pomyłka?
Sam AJN podał w Kleofasie następującą informację autorską:
ANDRZEJ JAN NOWICKI – ur. 1974. Były student Papieskiej Akademii Teologicznej; Wydział Historii Kościoła. Szczęśliwy mąż i ojciec mieszkający w Krakowie. Zainteresowany działalnością Jezusa w kontekście epoki.
Z Wikipedii można dowiedzieć się więcej o K. Pilarczyku, ale nawet data urodzenia się nie zgadza i uczelnia inna:
KRZYSZTOF PILARCZYK (ur. w 1953 r. w Sieradzu) – historyk religii, judaista i biblista.
Doktorat uzyskał w 1984 roku na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UJ, habilitację w 1999, a w 2008 tytuł profesorski. Obecnie profesor zwyczajny w Zakładzie Historii Religii Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, członek Polskiego Towarzystwa Studiów Żydowskich (w latach 1995-2011 jego prezes) i Stowarzyszenia Biblistów Polskich, współpracownik Komisji Historii i Kultury Żydów PAU. Do 2011 roku redaktor naczelny półrocznika „Studia Judaica”. Stypendysta uniwersytetów w Jerozolimie, Tübingen, Heidelbergu oraz Fundacji z Brzezia Lanckorońskich.
Autor ponad 170 publikacji naukowych[1], m.in.:
• Przewodnik po bibliografiach polskich judaików – (Kraków 1992),
• Talmud i jego drukarze w I Rzeczypospolitej – (Kraków 1998),
• Leksykonu drukarzy ksiąg hebrajskich w Polsce, XVI-XVIII wiek – (Kraków 2004),
• Literatura żydowska od epoki biblijnej do haskali – (Kraków 2006, 2.wyd. 2009),
• Katalogu judaików – starych druków w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie z dawnej Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie – (Kraków 2011),
• Drukowana książka hebrajska a religia : vademecum bibliologiczne – (Kraków 2012),
• Religia starożytnego Izraela : w perspektywie historycznej, archeologicznej i kulturoznawczej – Wrocław 2013).
CZYŻBY JEDNAK POMYŁKA CO DO OSOBY? Tymczasem wiedza, szybkie sążniste wpisy i komentarze AJN w Kleofasie zdają się potwierdzać powyższe dane.
Tajemnica trwa!
Może to wszystko prawda…
Pozdrawiam.
Tak. To by pasowało. A ja myślałem, że tylko ja głowiłem się kim jest AJN. Wpisywanie takich komentarzy jak ten o ETom wymagało wcześniej zapoznania się przez lata z literaturą. Ciężko uwierzyć, że te wpisy były po prostu redagowane w czasie bieżącym. Lektura kilkusetkrotna Ewangelii owocowała przy wpisach dotyczących przypowieści wtrąceniami o próbach interpretacji przez innych. Brakowało zwykle jakiegoś osobistego stanowiska. To były dysertacje. Pasuje to do osoby, która przywykła do katalogowania wiedzy. No i pozostawała nierozstrzygnięta sprawa powszechnego zbawienia. A to oznaczało, że wiara nie zajmowała najważniejszego miejsca, a wiedza. Znajomość Dirka Jongkinda też była zagadkowa. Brakło też takiej prostej rzeczy jak skan dowodu osobistego. Robert go nigdy nie dostał. Nie wiem czy gdyby zliczyć tutaj wszystkie publikacje z komentarzy Andrzeja nie byłoby ich kilkaset. Etc. Itd.
Ja uważam, że to szkoda, gdyby się okazało, że AJN nie jest zwykłym studentem historii kościoła rocznik 1974. Że nie jest prawdą, że niczego nie opublikował. I że nie jest prawdą, że zajmuje się chrześcijaństwem II WS. Cokolwiek miało by to oznaczać. Podobnie byłaby szkoda, gdyby miało się okazać, że to nie Darius Kot jako przebierany ateista wymusił reakcję AJN. Wyglądałoby wtedy, że AJN szukał kogoś z kim może porozmawiać. Tj. Ks. Hryniewicza. Ale wtedy by to oznaczało, że AJN nie jest AJN. I że żeby zwyczajnie porozmawiać potrzebne są jakieś spiętrzone fortele i intrygi. I to by jednak też oznaczało, że blog taki jak ten ma swoją moc przyciągania. Ale może AJN to jednak AJN :)?
Pozdrowienia dla wszystkich
Do ks. prof. Hryniewicza oraz Tomka!
Nie jestem K. Pilarczykiem lecz Andrzejem Nowickim. W wymienionym artykule „Dziewicze poczęcie” powołałem się jedynie na ustalenia tego człowieka odnośnie datacji Księgi Henocha słowiańskiej. Skan dowodu chciałem wysłać lecz p. Rynkowski stwierdził, iż ten krok i tak niczego nie wniesie do tej sprawy. Bardzo mi przykro, że być może zostaliście rozczarowani, ponieważ pod AJN „ukrywa się” AJN.
P. s.
Odnośnie nadziei powszechnego zbawienia. Każdy ma jakąś historię związaną z tym zagadnieniem. Ks. prof. zetknął się z nim też nie na samym początku swojego życia religijnego a i być może Tomku było tak i w twoim przypadku. Nie jest „moją winą”, że głębiej zacząłem zastanawiać się nad tą kwestią właśnie na Kleofasie. Zauważmy jednak, że czynię to w zakresie, które mnie interesuje. Nie zaczynam refleksji od Orygenesa ale od Jezusa historycznego. Pozdrawiam.
Andrzej Nowicki
30 – 389 Kraków
ul. prof. Wicherkiewicza 3/14
Zapraszam do korespondencji listem poleconym w celu bezsprzecznego ustalenia mojej tożsamości. Pozdrawiam.
To może ja jednak nie jestem aż tak bardzo rozczarowany, bo wolałbym, żeby Andrzej Jan Nowicki był AJN. Napiszę do ciebie jeżeli nie narobię tobie problemów.
W sprawie powszechnego zbawienia przyznaję rację, że ona mogła po prostu czekać na odkrycie, byłbym chyba nierozumny gdybym się upierał przy swoim wcześniejszym stanowisku. Pozdrowienia
Tomku czekam na list. No problem.
Do Tomka!
Wychodząc na przeciw twoim oczekiwaniom ( jestem człowiekiem otwartym ); zadałeś pytanie w jaki sposób ja odbieram przypowieści Jezusa? Otóż są one dla mnie właśnie pytaniami, które zadał kiedyś Galilejczyk swoim rozmówcą. Chciał skłonić ich do refleksji. Na przykładzie przypowieści „Perła” pokażę ci co dla mnie ma do powiedzenia Jezus. Nie chce rozwijać wątków mojego osobistego podejścia do nauczania w przypowieściach, ponieważ refleksja religijna czy też filozoficzna każdego z nas to tylko „opinia” i niekoniecznie może ona wyrażać intencje historycznego Jezusa. Pamiętajmy, że niektóre interpretacje to zwykła kazuistyka.
„Perła”
1) Rzekł Jezus: „Królestwo mego Ojca podobne jest do kupca posiadającego towary, który znalazł perłę. Ów kupiec był mądry: sprzedał towary i kupił sobie za nie samą perłę” ( Etom76a ).
2) Podobne jest Królestwo Niebios do kupca, szukającego pięknych pereł, który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał wszystko co miał, i kupił ją ( Mt13,45 – 46 ).
W wypadku tej przypowieści napotykamy problem, ponieważ należy on do tzw. materiału M czyli występuję ona w Ewangeliach synoptycznych tylko u Mateusza. Istnieje zatem możliwość, że kolekcjoner logiów – Tomasz, zmodyfikował jej pierwotną wersję, którą spotkał u Mateusza i włączył ją do swojej kolekcji. Wydaje się to jednak nieprawdopodobne, ponieważ wyżej wymieniona opowieść jest połączona u Mateusza z przypowieścią o ukrytym skarbie a obydwie te historie występują u Tomasza oddzielnie ( ETom109 ↔ ETom76 ). Obydwie perykopy w Mateuszu łączy fraza „sprzedał wszystko co miał”, która w ani jednym wypadku nie występuje u Tomasza. Wniosek prowadzi nas do tezy, że obydwie przypowieści znalazły się w ETom z tradycji niezależnej od Mateusza.
Dlaczego Jezus sięgnął do symbolu perły chcąc przybliżyć słuchaczom kwestię Królestwa Bożego? Perła była w starożytności symbolem bogactwa. Kleopatra gdy założyła się z Antoniuszem o to, że wyda ucztę wartą 10 000 000 sestercji to rozpuściła w pucharze perłę o takiej właśnie wartości ( Pliniusz, Historia naturalis, IX, 119 – 121 ). Matka Brutusa została obdarowana przez Cezara perłą cenioną na 6 000 000 sestercji. Gdyby przeliczyć dniówkę galilejskiego robotnika to musiałby on pracować na taką perłę ponad dwa miliony dni. Jezus mówi więc o czymś co było nieosiągalne dla słuchających go wieśniaków i rzemieślników. W ujęciu Mateusza bohaterem jest kolekcjoner pereł. Taka postać na pewno też wzbudzała podziw Jezusowego audytorium. Taki znawca odbywał egzotyczne podróże i musiał być bajecznie bogaty jeśli mógł pozwolić sobie na takie hobby. Samo tłumaczenie nie oddaje też do końca sensu tekstu greckiego:
παλιν ομοια εστιν η βασιλεια των ουρανων ανθρωπω εμπορω ζητουντι καλους μαργαριτας – sens:
Dalej Królestwo Niebios podobne jest do hurtownika żeglującego po morzach w poszukiwaniu pięknych pereł (Mt 13, 45).
Nie mamy do czynienia ze zwykłym kupcem ale jest to znawca i hurtownik. Po znalezieniu perły, która go zachwyciła sprzedaje wszystko co posiada, aby wejść w jej posiadanie. Trzeba zwrócić uwagę, że nie jest to metafora ale czysta przypowieść. Perła gra tu drugorzędną rolę w stosunku do kupca. Jego postawa wyraziła się w decyzji wyzbycia się całego majątku dla czegoś co szukał całe życie. Odbiorcy przypowieści musieli zdawać sobie sprawę, że Jezus postąpił identycznie jak ten hurtownik. Przemawiał do nich człowiek bosy, bez torby i laski, który pozostawił wszystko dla Królestwa Bożego i obecnie wzywa ich do tego samego kroku. Ja potrafiłem skorzystać z nadarzającej się szansy a co ty zrobisz drogi Galilejczyku?
W ETom mamy do czynienia z kupcem, którego motywem jest zysk. W pewnym momencie kupiec trafia na perłę i postanawia za wszelką cenę ją nabyć. Pomimo, iż istotą jego działalności jest obrót towarem to on sprzedaje go po to, aby ją zakupić. Wchodzi on więc w posiadanie skarbu, który jest bezcenny choć bezużyteczny, ponieważ kupiec zatrzymał swoją działalność handlową . Ten desperacki krok kupca musiał słuchających zaskoczyć; dopiero po chwili zrozumieli, że sedno tkwi w wykorzystaniu niespodziewanej szansy. Ja potrafiłem skorzystać z nadarzającej się szansy, a ty co zrobisz drogi Izraelczyku?
P. s.
Mój osobisty stosunek do przypowieści Jezusa umieściłem tu tylko i wyłącznie z powodu Tomka. Postarajmy się jednak w naszych rozważaniach pomijać osobiste opinie a więcej polegać na tych autorytetach, których wiedza może w lepszy a wręcz olśniewający sposób pomóc nam zrozumieć pierwotne intencje Mistrza z Nazaretu.
Bardzo ładna interpretacja przypowieści o ukrytej perle. Nie zabrakło wtrącenia erudycyjnego o sestercjach. I dniówce Galilejskiego robotnika (to chyba mi się najbardziej spodobało).
A jak godzisz te swoje ostatnie przekonanie, by polegać na autorytetach z opinią Sirico (zakładam, że jest autorytetem równie dobrze może nie być), który w związku z przypowieścią o talentach podał, że może ona posłużyć jako opowieść pomagająca do etyki chrześcijańskiej wpleść wątki kapitalistyczne. Albo z opinią erudyty J.D.Crossana, o którym napisałeś: „W swoich analizach „Modlitwy pańskiej” Crossan dochodzi do następujących wniosków: „Gdy codzienny chleb potraktujemy jako naprawdę codzienny, to znaczy taką ilość chleba, i nie więcej, jakiej potrzeba na zaspokojenie codziennych potrzeb, wzajemne zaś odpuszczenie grzechów ujmiemy ściśle jako ZNIESIENIE DŁUGÓW. `Chleb i długi stanowiły całkiem po prostu – pisze John Kloppenborg – dwa najbardziej dotkliwe problemy, przed jakimi stał galilejski wieśniak, żyjący z dnia na dzień robotnik rolny, nie zaś kulturalny mieszkaniec miasta. Usunięcie tych dwóch podstawowych bolączek było dla niego najważniejszym dobrodziejstwem królestwa Bożego”. Prośba o zniesienie długów…” ( J. D. Crossan, Historyczny Jezus, warszawa 1997, s. 314 ). Nie chodzi więc w „Ojcze nasz” o odpuszczenie grzechów, lecz zobowiązań finansowych ( długów )…”
[Q 11:2b-4 The Lord’s Prayer)
2b ·When‚ you pray, ·say‚: Father — may your name be kept holy! — let your reign come: 3 Our day’s bread give us today; 4 and cancel our debts for us, as we too have cancelled for those in debt to us; and do not put us to the test!]
Może nie warto bagatelizować własnych opinii.
Tomku!
Z przypowieściami jest tak, że co niedzielę w milionach świątyń jacyś kaznodzieje starają się przedstawić interpretację przypowieści w jakimś nowym „świetle”. Niestety ich liczba jest ograniczona a każda z tych osób stara się być oryginalna i wydobyć z tych przypowieści coś nowego i zaktualizować przesłanie sprzed dwóch tysięcy lat do nowej rzeczywistości. To nie może się udać i się nie udaje. Ludzie są zmęczeni ciągłymi interpretacjami tych samych przypowieści. O wiele lepiej nawiązując do nich odnieść je do aktualnych spraw jak robi to właśnie Sirco. Wtedy to nie przypowieść jest ważna ale aktualna sytuacja zostaje odniesiona do starożytnego opowiadania.
Co do interpretacji „Ojcze nasz” w ujęciu Crossana i Kloppenborga&spółki.
Jak już Tomku wiesz Hillel w czasach Jezusa obszedł przepisy roku szabatowego wprowadzając prozbul. Rok szabatowy, który następował co siedem lat powodował umorzenie wszystkich długów. Dzięki temu mądremu przepisowi Żydzi pomiędzy sobą nie popadali w spiralę długów. Przepis ten chronił najuboższą część społeczeństwa żydowskiego. Przeszkadzał on jednak bogatym i utrudniał funkcjonowanie gospodarki i dlatego Hillel poprzez prozbul umożliwił bogatym bogacenie się ale niestety biedni popadali w jeszcze większe zadłużenie. Co na to Rabbi Jeszua:
Rzekł Jezus: „Jeśli macie miedziaki, nie dawajcie ich na lichwę, ale dajcie temu, który wam ich nie odda” ( ETom95 ).
Daj każdemu, kto cię prosi, i nie żądaj zwrotu od tego, kto pożyczył od ciebie (Q 6, 30).
Stanął po przeciwnej stronie barykady do Hillela. Zaczął namawiać, aby pożyczać I NIE SPODZIEWAĆ SIĘ ZWROTU. Potępił również lichwę, która stanowiła „motor napędowy” tych którzy pożyczali pieniądze. NIE MA SIĘ WIĘC CO DZIWIĆ, ŻE W MODLITWIE JEZUS UMIEŚCIŁ DWA WAŻNE ELEMENTY WIEŚNIACZEGO ŻYCIA: CHLEB I DŁUGI.
Panie Andrzeju. Od dłuższego czasu wraz z znajomymi śledzimy pana wpisy. Nie udzielam się w dyskusji, ponieważ większość z informacji spotykam po raz pierwszy. To trochę dla mnie nauka,trochę inne spojrzenie. Dyskusja z ks. Hryniewiczem z mnóstwem pobocznych wątków to prawdziwa intelektualna przygoda dla mnie czytelniczki. Pozdrawiam.
MOJA LEKTURA KSIĘGI HENOCHA:
KARZĄCY BÓG APOKALIPTYKI
Współczesne badania wykazały, iż nie da się zaprzeczyć pewnych starotestamentowych i obcych wpływów na apokaliptykę żydowską. Apokaliptyka ta, jako nośnik nadziei, stanowi jednak odrębny, specyficzny rodzaj literacki powstały w określonej sytuacji III i II w. przed Chrystusem. Jej najstarszym świadectwem jest „objawienie tajemnicy w nocnym widzeniu”, dzięki któremu prorok Daniel mógł wyjaśnić sen króla Nabuchodonozora o wielkim posągu ze złota, srebra, miedzi, żelaza i gliny (Dn 2, 27-45; por. w. 19). Tekst ten pochodzi prawdopodobnie z końca III w. (końcowa redakcja całej Księgi Daniela została ukończona dopiero ok. 165 r. przed Chr.).
Od tego czasu powstawały także inne żydowskie pisma apokryficzne, m.in. Księga Henocha, której etiopski przekład dokonany prawdopodobnie na przełomie IV/V w. po Chrystusie jest jedynym, który zawiera jej pełny tekst. Księgę datuje się zazwyczaj na czas Machabeuszy (ok. 160 r. przed Chr.), a najstarsze sekcje na ok. 300 r. przed Chrystusem.
1. Gwoli przypomnienia:
Etiopska Księga Henocha (HenEt) zachowała się w całości tylko w Biblii w języku etiopskim, stanowiącej przekład z Septuaginty dokonany w VI w. po Chrystusie. Składające się na tę Księgę pisma powstały w Palestynie, w środowisku bliskim faryzeuszom, w większej części jeszcze przed 63 r. przed Chrystusem. Istnieją również fragmenty greckie tej Księgi. Dzięki odkryciom w Qumran odzyskano także sporo fragmentów tekstu aramejskiego, z których część pochodzi z pierwszych lat II w. lub nawet z III w. przed Chrystusem, a zatem są starsze od Księgi Daniela. Księga ta (z wyjątkiem części zwanej „Księgą Przypowieści”, 37-71) znana była w Palestynie przez dwa ostatnie stulecia przed Chrystusem, a potem także w kręgach chrześcijańskich, o czym świadczy m.in. zaczerpnięty z niej cytat w Liście Judy,14-15 (Zob. R. Rubinkiewicz, „Eschatologia Hen 9-11 a Nowy Testament”, Lublin 1984, s. 8-9.).
Księga HenEt liczy 108 rozdziałów i dzieli się na pięć części nazwanych „Księgą Czuwających” (1-36), „Księgą Przypowieści” (37-71), „Księgą Astronomiczną” (72-82), „Księgą Snów” (83-90) oraz „Listem Henocha” (91-108). Te pięć odrębnych sekcji mogły stanowić pierwotnie niezależne dzieła, a dopiero późnej zostały zredagowane w tej postaci, którą znamy. W tekście zaznaczał będę numery rozdziałów i wersetów. Pewną trudność stanowi niejednakowa numeracja rozdziałów i wersetów w różnych przekładach.
2. Dominujący motyw kary wiecznego ognia
Objawienie, które otrzymał Henoch dotyczy przede wszystkim tego, co ma nastąpić w odległej przyszłości. Opisuje ono upadek aniołów, rozszerzanie się zła na ziemi z ich powodu oraz karę potopu jako dzień sądu i odnowy (HenEt 10). Potop za dni Noego oczyszczający ziemię z nieprawości jest typem przyszłego oczyszczenia ziemi w dniu „wielkiego sądu”. Sprawiedliwy Noe otrzymuje objawienie o przyszłym królestwie prawdy i pokoju na oczyszczonej z bezprawia ziemi (10,22–11,2). Henoch zostaje posłany z misją do zbuntowanych aniołów, którzy prosili go o wstawiennictwo u Boga, kiedy ogłosił On ich zgubny los; oznajmia im, że ich grzech nie zostanie odpuszczony i że czeka ich nieodwracalna kara (12–16). W czasie kilku podróży w zaświaty zwiedza on m.in. DOLINĘ GEHENNY, ogląda drzewa sądu i raj sprawiedliwych.
Aniołowie zostają ukarani podwójnie – najpierw przez zamknięcie w mrokach więzienia (10, 4-5.12), później zaś KARĄ WIECZNEGO OGNIA (10,6.13; por. Iz 24,21-22). Warto podkreślić, że sądowi poddani zostają aniołowie i ludzie, gdyż ma on zasięg kosmiczny. Dla grzeszników sąd jest ciemnością i karą, dla sprawiedliwych światłem, nagrodą i triumfem (por. Am 5,18.20; 9,11; So 1,15; Ml 3, 19-20). Archanioł Michał otrzymuje nakaz od Pana, aby związać grzeszników na 70 pokoleń pod ziemią, aż do spełnienia dziejów i dokonania się sądu, którego skutek będzie trwał na całą wieczność. Zostaną pogrążeni w głębinach ognia; w wiecznych męczarniach więzienia: „zwiąż ich na siedemdziesiąt pokoleń pod wzgórzami ziemi aż do dni sądu i ich spełnienia, aż dopełni się sąd przeznaczony na całą wieczność. W owych dniach zaprowadzą ich do otchłani ognia na męki i zostaną zamknięci w więzieniu na całą wieczność” (10,12-13).
W Księdze Henocha znajdziemy odniesienie do „przeklętej doliny” (27,1): „Wówczas Rafał, jeden ze świętych aniołów, który był ze mną, odpowiadając mi rzekł: ‘Ta PRZEKLĘTA DOLINA przeznaczona jest dla przeklętych na wieki. Tutaj zostaną zgromadzeni wszyscy, którzy swymi ustami wypowiadali przeciwko Panu nieodpowiednie słowa i surowo mówili o Jego chwale. Tu zostaną zgromadzeni i tu będzie miejsce ich sądu’” (27,2). To wyraźne odniesienie do Ge-Hinnom, Doliny (syna/ów) Hinnoma, Doliny Jęku, Gehenny.
Ukarany zostanie każdy osądzony i skazany. W walce zatracenia wyginą wszyscy grzesznicy, gdyż sam Bóg wystąpi w obronie uciśnionych (por. Ez 38-39; Jl 4,9-15: „święta wojna” i sąd w Dolinie Joszafata, Dolinie Wyroku). Cała ziemia bierze też udział w dziele wielkiego oczyszczenia (por. „Apokalipsę Izajasza”, 24-27, gdzie wyraźnie widać już cechy późniejszej apokaliptyki żydowskiej). Kiedy wszelka nieprawość zostanie usunięta z oblicza ziemi, ukaże się postać określona symbolicznie jako błogosławiona „roślina sprawiedliwości” (10,16; zob. także 93,5.10). Sprawiedliwi ocaleją, będą płodni, cieszyć się będą błogosławieństwem, a na ziemi zapanuje prawda i pokój (10,18–11,1-2).
3. Odpłata, ogień i zniszczenie
Na uwagę zasługuje także część Księgi Henocha zwana Księgą Przypowieści (HenEt 37-71), której głównym tematem jest z jednej strony los sprawiedliwych, dostępujących szczęścia wiecznego, z drugiej zaś los grzeszników i bezbożnych.
Zdaniem Andrzeja J. Nowickiego (5 stycznia 2014, 18:06): „Księga Przypowieści” (…) pochodzi z końca I wieku PO CHR. i nie nadaje się do rozważań nad poglądami Jezusa z Nazaretu. Podobnie jest w przypadku Księgi Henocha słowiańskiej, chociaż znam opinie (R. H. Charles), które czas jej redakcji cofają do I w. przed Chr.”.
Ponieważ „Księga Przypowieści” zawiera odniesienia do Syna Człowieczego oraz porusza tematy mesjańskie, niektórzy uczeni sądzą, że pochodzi ona z czasów chrześcijańskich. Skoro jednak określenie „Syn Człowieczy” było żydowskim sposobem mówienia o człowieku, a Księga Daniela również posługuje się tym wyrażeniem, dzieło może być wcześniejsze. Stąd znaczna część badaczy uważa dzisiaj, że „Księga Przysłów” może pochodzić Z KOŃCA PIERWSZEGO WIEKU PRZED CHRYSTUSEM (zob. E. Fahlbusch, G. W. Bromiley, “The Encyclopedia of Christianity”: P–Sh, 2004, p. 411: probably was composed at the end of the 1st century BC). Osobiście skłaniam się raczej do tej opinii.
Taki jest również pogląd zmarłej w 2008 r. Anny Świderkówny, profesora UW, biblistki, filologa klasycznego, historyka literatury, papirologa, tłumaczki oraz popularyzatorki wiedzy o antyku i Biblii (zob. „Przypowieści Henocha. Ze świata Apokalips”, „Tygodnik Powszechny” nr 42, 20 października 1996, s. 9; tekst zamieszczony również w książce Autorki pt. „Rozmów o Biblii ciąg dalszy”, Warszawa 1996). Jej zdaniem, wiele wskazuje na to, że chodzi o dzieło żydowskie znane nam tylko z Biblii etiopskiej, powstałe być może w końcu I w. przed Chrystusem lub niewiele później.. Jest to „tekst prawdziwie fascynujący, bardzo ważny i bardzo trudny w interpretacji”. Bóg określany jest w nim najczęściej jako „Pan Duchów” lub „Głowa (Początek) Dni”. Sędzią w czasie wielkiego sądu przed Jego trybunałem jest „Wybraniec Sprawiedliwości i Wierności”, „Syn Człowieczy”, Mesjasz.
W drugiej Przypowieści (45-57) autor swobodnie nawiązał do Księgi Daniela ukazując obraz nowego świata, w którym sprawiedliwi otaczają Syna Człowieczego w chwale, Sędziego i Zbawcę, zwycięzcę bezbożnych królów ziemi.
Oto DWA FRAGMENTY tekstu w przekładzie A. Świderkówny, opartym w przeważającej części na tłumaczeniu francuskim, którego dokonał francuski biblista Pierre Grelot, „L’espérance juive à l’heure de Jésus”, Paris 1994, s. 191-201 oraz na francuskim przekładzie w Bible de la Pléiade, „Écrits Intertestamentaires”, Paris 1987).
„W owe dni ziemia odda to, co zostało w niej złożone, piekło odda to, co otrzymało i miejsce zagłady odda swój dług. W owych dniach bowiem powstanie Wybraniec i wyszuka wśród nich tych, którzy są sprawiedliwi i święci, gdyż bliski jest dzień, kiedy zostaną zbawieni. A Wybraniec w dniach owych zasiądzie na swoim tronie i wszystkie tajemnice mądrości wypowiedzą jego usta, gdyż Pan Duchów mu ich udzielił i obdarzył go chwałą. (…). I wszyscy staną się aniołami w niebie, ich twarze rozpromienią się radością, ziemia się będzie weselić i sprawiedliwi na niej zamieszkają, wybrani zaś będą chodzić i przechadzać się po niej” (51, 1-3.5)
Dopiero pod koniec trzeciej Przypowieści dowiadujemy się bliżej, co sąd Syna Człowieczego oznacza dla wszystkich ludzi grzesznych i bezbożnych.
„Pan Duchów posadził go na swoim tronie chwały i duch sprawiedliwości wylał się na niego. Słowo jego ust ZABIŁO WSZYSTKICH GRZESZNIKÓW i WSZYSCY BEZBOŻNICY ZOSTALI ZNISZCZENI przed jego obliczem. (…) Wszyscy królowie, także możni i godni, i ci, co panują nad ziemią, na twarz przed nim upadną. Będą błagać i prosić łaski u niego. Ale sam Pan Duchów ześle na nich przerażenie, aby jak najprędzej uciekli sprzed jego oblicza; na ich twarzach wstyd będzie i mrok na ich twarzach. Wyda ich aniołom, którzy wymierzą im karę, żeby POMŚCIĆ KRZYWDY, jakie zadawali Jego dzieciom i Jego wybranym. (…) A sprawiedliwi i wybrani zostaną zbawieni dnia onego i nie ujrzą już więcej twarzy grzeszników i bezbożnych. Pan Duchów zamieszka z nimi, a z tym Synem Człowieczym będą odtąd jadali, będą kładli się do snu i wstawali na wieki wieków” (62, 2. 9-11. 13-14)
Wchodząca w skład Księgi Henocha tzw. Księga Snów (83-90) i treściowo zależna od jej części pierwszej (1-36) dzieli historię świata na okresy panowania siedemdziesięciu pasterzy (89-90). Po śmierci ostatniego z nich następuje sąd ostateczny. Zbuntowani aniołowie, siedemdziesięciu pasterzy oraz zaślepione owce symbolizujące grzeszników zostaną wrzuceni do ognia (90, 24-26).
4. Nadzieja odebrana?
Na przykładzie poszczególnych części Księgi Henocha nietrudno zauważyć, iż pisma apokaliptyczne są pełne fantazji, alegorii i pesymistycznych wypowiedzi eschatologicznych. Rodziły się w trakcie rozważań nad losami ludzkiego życia. W rozważaniach tych często do głosu dochodził duch pomsty i odpłaty za wszystkie niesprawiedliwości i krzywdy doznane w ciągu życia doczesnego.
„List Henocha” zawiera jednak pewne sformułowania, które mogą sugerować koniec „wiecznej” kary (jak słusznie zwrócił już na to uwagę AJN). Owszem padają słowa: „Niesprawiedliwość po raz drugi wzmoże się na ziemi, wszelkie czyny niesprawiedliwości i ucisku podwoją się. Ale kiedy nieprawość, grzech, bluźnierstwo, zło i wszelki rodzaj [złych] czynów wzrośnie i [kiedy] odstępstwo, niegodziwość i nieczystość wzrosną, z nieba spadnie na nich wszystkich WIELKA KARA. Święty Pan przyjdzie w zapalczywości swej i gniewie i dokona na ziemi sądu” (91,6-7).
Boży wyrok jest sprawiedliwy. Sprawiedliwi będą jaśnieć, natomiast „grzesznicy będą jęczeć widząc, jak oni jaśnieją, ale sami pójdą tam, GDZIE USTALONO DLA NICH DNI I CZASY” (108,15). Zastanawiające są właśnie te ostatnie słowa o „ustalonych dniach i czasach”, którymi kończy się „List Henocha”. Czyżby nadzieja nie została im całkowicie odebrana i nie chodzi o rzeczywistą wieczność, trwanie w męce bez końca?
Czy Jezus mówiąc o Gehennie szedł za wizją karzącego Boga apokaliptyki? Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Przyjdzie czas na pełniejszą odpowiedź.
Zadumam się w tych dniach nad IV Księgą Ezdrasza.
KOMENTARZ DO WPISU KS. PROF. HRYNIEWICZA „MOJA LEKTURA KSIĘGI HENOCHA: KARZĄCY BÓG APOKALIPTYKI ( 12. 01. 2014, 20:19 ).
W tym niezwykle ciekawym, osobistym spojrzeniu na Księgę Henocha warto zwrócić uwagę na punkt wspólny mój i ks. prof. Hryniewicza czyli zagadkowe sformułowanie z „Listu Henocha” o „ustalonych dniach i czasach” dla potępionych ( HenEt 108, 15 ). We wcześniejszym moim komentarzu z 29.12. 2013 wskazałem, że księga ta ma wiele punktów stycznych z nauczaniem Jezusa z Nazaretu ( HenEt 96, 4 – 8=Łk 6, 24 – 26; HenEt 99,5=Mk 13, 17.19; HenEt 100,1= Łk 12, 52 – 53 ). Warto o tym pamiętać w kontekście zapatrywań eschatologicznych Nazarejczyka – być może podzielał On pogląd na kres losu potępionych wraz z autorem „Listu Henocha”. Nie można tego przecież wykluczyć.
1. Żydowskie sekty. Sitz im Leben Księgi Henocha.
Talmud Jerozolimski stwierdza, że przed zburzeniem Świątyni istniały 24 sekty w judaizmie ( TJ Sanhedryn 10, 6, 29c ). Wiedza na temat tych ugrupowań ciągle się poszerza w wyniku współczesnych intensywnych studiów nad wczesnym judaizmem. Księga Henocha nie powstała w głównym nurcie judaizmu o ile możemy w ogóle mówić, iż taki wtedy istniał. Jednak możemy stwierdzić, że przed 70 r. przed Chr. głównym ośrodkiem życia religijnego Żydów była Świątynia. Wszystkie święta w niej obchodzono w zgodzie z kalendarzem księżycowym. „Księga astronomiczna” ( HenEt 72 – 82 ) wskazuje, iż krąg posługujący się tzw. Pięcioksięgiem Henochickim stosował kalendarz słoneczny. Zgodnie z tym kalendarzem rok trwał 52 tygodnie i liczył 364 dni. Kalendarz ten powodował, że święta zawsze wypadały w tym samym dniu tygodnia w każdym roku. Używanie słonecznego kalendarza potwierdza kanoniczna Księga Ezechiela ( 45, 18 – 20 ). UŻYTKOWNICY TEGO SPOSOBU LICZENIA CZASU OBCHODZILI ŚWIĘTA I UROCZYSTOŚCI W ZUPEŁNIE INNYM CZASIE NIŻ KAPŁANI JEROZOLIMSCY ORAZ FARYZEUSZE, KTÓRZY STOSOWALI KALENDARZ KSIĘŻYCOWY ( por. stwierdzenie ks. prof. Hryniewicza: „Składające się na tę Księgę pisma powstały w Palestynie, w środowisku bliskim faryzeuszom” ). Ten tryb wyliczeń kalendarza księżycowego był o tyle istotny, że dla większości apokaliptycznych grup żydowskich kalendarz księżycowy podawał mylne daty świąteczne a więc dla tych sekt nie miały one religijnego sensu:
„Ci, co obserwują pilnie księżyc dostrzegą, że on zniekształca okresy czasu tak, że każdego roku będzie zbywać dziesięć dni. Będą oni uznawać rok zniekształcony i uczynią hańbę dla dnia świadectwa, a zwykły dzień uczynię świętem, wymieszają wszystko, święty dzień będzie uważany za zwykły, a zwykły jako święty, gdyż odrzucą wszystkie miesiące, szabaty, święta i jubileusze” (Jub 6, 36 – 37 ).
Przyjęcie kalendarza słonecznego AUTOMATYCZNIE STAWIAŁO TE GRUPY W OPOZYCJI I DO KAPŁANÓW ŚWIĄTYNNYCH, SADUCEUSZY I FARYZEUSZY, KTÓRZY UŻYWALI KALENDARZA KSIĘŻYCOWEGO.
Na podstawie obserwacji nowiu księżycowego Sanhedryn orzekał początek miesiąca oraz wyznaczał jego liczbę dni ( 29 lub 30 ). Tradycja rabiniczna przekazała nam informację, że Rabban Gamaliel, przez pomyłkę źle wyznaczył Nowy Rok i wskutek tego Jom Kippur ( Dzień Pojednania )nie został wyznaczony na prawidłowy dzień. Pomimo iż zorientowano się w pomyłce, Rabban Gamaliel nie zmienił decyzji. Uznano jednak, że sama decyzja Gamaliela, który stanął na czele akademii Jawne – uważanej za kontynuację Sanhedrynu – jest wystarczająca do uznania tego dnia za świąteczny ( Miszna, Rosz ha – Szana II, 8 – 9 ). Z tą interpretacją na pewno nie zgodziłaby się apokaliptyczna sekta z Qumran i środowisko Księgi Henocha, stosujące kalendarz słoneczny, ponieważ według nich ofiary składane w niewłaściwych dniach są bezcelowe ( por. CD – A kol. 6, 17 – 20 ) a „Dokument Damasceński” wskazywał, że każdy, który wstąpił do zgromadzenia „nie powinien wchodzić do świątyni, aby oświetlić jego ołtarz na próżno” ( CD – A kol. 6, 11 ).
Judaizm rabiniczny odnosił się z niesłychaną niechęcią do tradycji o Henochu. TALMUD POMINĄŁ CAŁKOWITYM MILCZENIEM POSTAĆ HENOCHA A W MIDRASZACH UKŁADANYCH NA JEGO TEMAT PODKREŚLA SIĘ JEDYNIE JEGO GRZESZNOŚĆ. W jakim więc nurcie powstała Księga Henocha? W szerokich ramach apokaliptyki przed 70 r. po Chr. rozwijał się żydowska mistyka „merkabah”, która korzeniami sięga czasu redakcji Księgi Kronik ( 1 Krn 28, 18 ). W Qumran w tekście „Pieśni ofiary sobotniej” ( 4Q ShirShab ) dostrzegamy ważne świadectwo przedchrześcijańskiego pochodzenia mistyki żydowskiej. Do tej pory przypisywano narodziny mistyki Rabbiemu Jiszmaelowi ale już z Talmudu można wyciągnąć wniosek, że w II w. po Chr. był to nurt w pełni rozwinięty ( por. Hagiga 2, 1 – 6; jHag 2, 77a; bHag 11b – 16a; bSanh 80b ).
Księga Henocha nigdy NIE ODWOŁUJE SIĘ DO PRZEPISÓW TORY! Porady, których udzielają autorzy mają charakter moralny i pomijają ofiary i przepisy ceremonialne.
2.Księga Przypowieści. Fakty i mity..
W Qumran w grocie czwartej odkryto jedenaście aramejskich fragmentów Księgi Henocha. Wszystkie zostały przetłumaczone przez wybitnego qumranologa Józefa Milika ( zob. J. Milik, „The Books of Enoch, Aramic Fragments of Qumran Cave 4”, Oxford: Clarendon 1976 ). Wśród manuskryptów qumrańskich – ku wielkiemu rozczarowaniu wielu egzegetów – brakuje „Księgi Przypowieści”. Zamiast niej w Corpus Henochicum znajduje się tzw. „Księga Gigantów”! J. Milik próbował jako pierwszy wyciągnąć wnioski jakie płyną z tego faktu: stwierdził, że „Księga Przypowieści” jest chrześcijańskim substytutem oryginalnej poprzedniej żydowskiej Księgi Gigantów ( Milik pracował nad uzasadnieniem i tłumaczeniem tekstu piętnaście lat! ). Oznaczałoby to, że w obecnej formie „Księga Przypowieści” nadaje się jedynie do zrozumienia wpływu jakie wywarła ona na wczesne chrześcijaństwo natomiast nie mogła mieć ona wpływu na Nazarejczyka. Nawet jeśli odrzucimy kontrowersyjną tezę Milika o chrześcijańskim pochodzeniu „Księgi Przypowieści” to i tak trzeba się pogodzić z faktem, że mamy do czynienia z apokalipsą napisaną pod koniec I w. po Chr. „Skutkiem tego, z metodologicznego punktu widzenia, BYŁOBY RZECZĄ W NAJWYŻSZEJ MIERZE NIEROZSĄDNĄ POLEGAĆ NA KSIĘDZE PRZYPOWIEŚCI HENOCHA, PODEJMUJĄC PRÓBY DOTARCIA DO PIERWOTNEGO WIZERUNKU JEZUSA – CHOCIAŻ MOŻNA ABSOLUTNIE ZDAĆ SIĘ NA JEJ ŚWIADECTWO, BADAJĄC ROZWÓJ PIERWOTNEJ CHRZEŚCIJAŃSKIEJ TEOLOGII” ( cyt. G. Vermes, „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka”, Kraków 2003, s. 235 ). Prof. G. Vermes, który był jednym z najwybitniejszych znawców Qumran oraz wczesnej literatury żydowskiej ( Talmud, targumy itd. ) nie odnalazł żadnych reminiscencji ani też nawiązań w tej wczesnej literaturze do „Księgi Przypowieści” a zatem strona która utrzymuje, że tekst ten został napisany przed I w. po Chr. nie dysponuje na potwierdzenie swoich poglądów ŻADNYM MATERIALNYM DOWODEM A JEDYNIE PRZESŁANKAMI WYNIKAJĄCYMI Z INTUICJI LUB BYĆ MOŻE ZE ZWYKŁEGO LUDZKIEGO „CHCIAŁBYM, ABY TAK BYŁO”.
Pozdrawiam.
Księga Snów ( HenEt 83 – 90 ). Ok. 164 r. przed Chr.
Jako, że Księga ta nie została szczegółowo omówiona a będzie ona dla mnie niezwykle istotna gdy zacznę rozważać trzecią warstwę tradycji o Jezusie [ Mateuszowa „Przypowieści o owcach i kozłach” ( Mt 25, 31 – 46 )] pozwolę sobie ją szczegółowo omówić, aby potem czytelnik mógł z łatwością dostrzec poszczególne elementy na które będę chciał zwrócić uwagę.
Księga zawiera dwie wizje, których doświadczył Henoch. W wizjach tych została Henochowi przedstawiona historia świata poprzez optykę narodu izraelskiego za pomocą relacji zoomorficznej. Bardzo podobnie w tym samym okresie Księga Daniela przedstawia następujące po sobie mocarstwa światowe a następnie przyszłe Królestwo Boże.
W wizji Henocha woły są symbolami patriarchów a Żydzi owcami. Bóg jest przedstawiony jako „Pan owiec” ( HenEt 90, 38 ) i autor nawiązuje tym samym do częstego pasterskiego motywu znanego w judaizmie. Co ciekawe relacja z historii Mojżesza jest tam PRZEDSTAWIONA NIEMAL EPIZODYCZNIE A O NADANIU PRZEZ NIEGO PRAWA AUTOR W OGÓLE NIE WSPOMINA:
„Baran ( tj. Mojżesz – przyp. AJN ) ten udał się na szczyt wysokiej góry i Pan owiec ponownie posłał go do nich. Potem zobaczyłem Pana owiec stojącego przed nim. Jego widok [był] straszny i majestatyczny i wszystkie te owce, gdy to ujrzały, przelękły się go. (…) I wołały do tego barana, który był z nimi i stał pośrodku nich: `Nie możemy stać przed naszym Panem i na niego patrzeć`. Baran, który je prowadził znowu udał się na szczyt góry. Owce natomiast zaczęły ślepnąć i odchodzić od drogi, którą im pokazał, ale ów baran tego nie wiedział. Pan owiec strasznie się na nie rozgniewał. Dowiedział się o tym baran i zstąpił ze szczytu góry, przyszedł do owiec i zobaczył, że większość z nich oślepła i odeszła od jego drogi. Gdy go zobaczyły, przeraziły się, zadrżały przed nim i chciały wrócić do swej zagrody. Lecz ten baran wziął ze sobą parę owiec i poszedł do tych owiec, które odeszły. Owce zlękły się go. Baran ten przyprowadził z powrotem owce, które się oddaliły i powróciły do swoich zagród” ( HenEt 89, 29 – 35 ).
NIC O KAMIENNYCH TABLICACH, TORZE CZY TEŻ PRZEPISACH RYTUALNYCH. Nie powinno więc nas dziwić, że ten pewien nurt apokaliptyzmu nie był aprobowany przez rabiniczny judaizm, który z czasem stał się normatywny dla całości żydowskiej religii. Z pism apokaliptycznych zaakceptował on jedynie Księgę Daniela a i to nie bez oporów.
Apokaliptycy nadawali duże znaczenie eschatonowi i związanymi z nim cudownym wydarzeniom. Według nich cała historia zmierza do tego momentu, który ma okazać się przełomowy nie tylko dla Izraela ale i całego wszechświata. Eksponentem takiej samej doktryny jest autor „Księgi Snów”. Bóg w trakcie sądu zasiada na tronie i przystępuje do ukarania aniołów, którzy weszli w związki małżeńskie z ziemskimi kobietami ( HenEt 90, 20 – 24 ). Narrator oddaje ich w symbolach gwiazd, które spadły z nieba „mających członki podobne do (członków) koni” ( HenEt 90, 21 ). To oni kiedyś zepsuli świat i Bóg musiał zniszczyć ludzkość w potopie ( 4Q206frag. 4 kol. 1, 10 – 21; por. HenEt 88, 3 – 89 ). Następnie następuje Sąd Boży nad ludzkością w którym „ślepe owce” ( grzesznicy ) zostają spaleni w otchłaniach ognia ( HenEt 90, 26 ). Wszystkie narody oddają cześć Izraelowi ( HenEt 90, 30 ) a Bóg ustanawia Nową Świątynię w której będzie przebywał ( HenEt 90, 29 ). Następuje rajska rzeczywistość w której nie ma grzechu ( HenEt 90, 35 ) a Bóg zarządza światem poprzez Mesjasza, którego w wizji symbolizuje biały byk z wielkimi rogami ( HenEt 90, 37 ). Idea mesjańska jest tu powiązana z profetyczną koncepcją dnia Jahwe oddanego w obrazach typowych dla apokaliptyki żydowskiej. Wizję mesjasza poprzedza Eliasz utajony pod symbolem barana z trzema aniołami tworząc finalną sekwencję przed ukazaniem się Mesjasza – białego byka: „Następnie ci trzej ubrani na biało – ci którzy przedtem unieśli mnie – ujęli mnie za rękę i podczas gdy ręka tego anioła mnie trzymała, unieśli mnie i zanim rozpoczął się sąd, postawili pośrodku tych owiec” ( HenEt 90, 31 ).
Symbolikę zwierzęcą ( zoomorficzną ) niejednokrotnie odnajdujemy w przypowieściach Jezusa ale czy to On stoi za dziwaczną parabolą „O owcach i kozłach” ( występującą tylko i wyłącznie u Mt ) czy też jak wskazują na to wybitni egzegeci ( np. J. Gnilka ) Mateuszowa gmina popaschalna? Na tą odpowiedź trzeba będzie poczekać gdyż w swych rozważaniach jestem dopiero w pierwszej warstwie tradycji chrześcijańskiej.
KOMENTARZ DO KOMENTARZA P. ANDRZEJA
Cieszę si; że jako dyletant w kwestiach judaizmu i apokaliptyki, polegający na opiniach innych uczonych, daję P. Andrzejowi okazję do popisu i koncertu fachowej wiedzy (czy zawsze nieomylnej, to inna kwestia). Niech się badacze i historycy dogadują między sobą, skoro jedna strona nie wydaje się czasem mieć zbyt wiele szacunku dla drugiej.
AJN pisze w końcówce swojego komentarza do mojej lektury Księgi Henocha:
„ (…) strona która utrzymuje, że tekst ten został napisany przed I w. po Chr. nie dysponuje na potwierdzenie swoich poglądów ŻADNYM MATERIALNYM DOWODEM A JEDYNIE PRZESŁANKAMI WYNIKAJĄCYMI Z INTUICJI LUB BYĆ MOŻE ZE ZWYKŁEGO LUDZKIEGO „CHCIAŁBYM, ABY TAK BYŁO”.
To bardzo apodyktyczny odruch, by pisać, że nie dysponuje „ŻADNYM materialnym (?) dowodem”; że to w rzeczy samej tylko jakaś naiwna i mętna „intuicja” lub myślenie życzeniowe (wishful thinking).
Sygnalizowałem jednak całkiem RACJONALNE uzasadnienie (nie wchodząc w szczegóły) ze strony innej grupy uczonych, niż ci, których przytacza AJN. Stwierdziłem najpierw:
„Ponieważ ‘Księga Przypowieści’ zawiera odniesienia do Syna Człowieczego oraz porusza tematy mesjańskie, niektórzy uczeni sądzą, że pochodzi ona z czasów chrześcijańskich”. A potem dodałem:
”SKORO JEDNAK OKREŚLENIE ‘SYN CZŁOWIECZY’ BYŁO ŻYDOWSKIM SPOSOBEM MÓWIENIA O CZŁOWIEKU, A KSIĘGA DANIELA RÓWNIEŻ POSŁUGUJE SIĘ TYM WYRAŻENIEM, DZIEŁO MOŻE BYĆ WCZEŚNIEJSZE. STĄD ZNACZNA CZĘŚĆ BADACZY UWAŻA DZISIAJ, ŻE ‘KSIĘGA PRZYSŁÓW’ MOŻE POCHODZIĆ Z KOŃCA PIERWSZEGO WIEKU PRZED CHRYSTUSEM”. Czy to jest jedynie wyraz myślenia życzeniowego tych innych uczonych?
O, tak! Znani specjaliści i uczeni potrafią się nieraz wielce z prawdą rozmijać. Józef Milik mógł pracować 15 lat (!) nad Księgą Przypowieści i dojść do wniosku, że została skomponowana przez żydowskiego chrześcijanina dopiero w II w. po Chrystusie, aby w ten sposób uwiarygodnić wiarę chrześcijan autorytatywnym imieniem Henocha. Pomylił się! Wybitni specjaliści od Henocha dowiedli, że chodzi jednak o pismo podzenia żydowskiego z I w. ery chrześcijańskiej, I TO JESZCZE PRZED ROKIEM 70 (PRE-70 DATE!). Żaden z poważnych uczonych nie twierdzi obecnie, że Księga Przypowieści powstała PO I w. ery chrześcijańskiej! (zob. James H. Charlesworth, “The Old Testament Pseudepigrapha and the New Testament” (Philadelphia, new ed. 1998), s. 89). I to jest dzisiaj consensus communis. Jeżeli zatem ta Księga mogła powstać jeszcze przed 70 rokiem, to nie jesteśmy wcale tak daleko od czasu Jezusa. Fakt godny podkreślenia!
Piszę o tym, bo jestem przeciwnikiem wszelkich zbyt apodyktycznych sądów i kategorycznych oskarżeń o myślenie życzeniowe. Życie mnie tego nauczyło, a mam za sobą lat 77!). Myślę, że nie warto, byśmy toczyli pojedynek w Kleofasie, skazując innych uczestników w znacznej mierze na rolę widzów. To nie jest miejsce najbardziej odpowiednie dla rzeczywistego, cierpliwego, gruntownego i fachowego dialogu, nie liczącego się z długością przedstawianych tekstów.
Po raz któryś powtarzam: szkoda, że P. Andrzej nie dyskutuje z renomowanymi specjalistami, najlepiej w skali międzynarodowej. Stać go nie tylko na rolę multiplikatora. Dopiero taki dialog może skutecznie nauczyć człowieka skromności i ostrożności.
Tym niemniej dziękuję za „komentarz do „mojej lektury Księgi Henocha: karzący Bóg apokaliptyki” – za informacje o żydowskich sektach oraz „faktach i mitach” wokół Księgi Przysłów.
W swojej lekturze Księgi Henocha chciałem przede wszystkim ukazać przerażającą wizję Boga karzącego. Pod tym względem to, co o tej wizji w Księdze Przysłów napisałem (korzystając z przekładu dwóch fragmentów Anny Świderkówny) nie różni się od treści właściwej Księgi (przykładowo w rozdziałach 10-16). Tu i tam kara, ogień wieczny, odpłata, zniszczenie (anihilacja) grzeszników. Oczywiście ze znakiem zapytania o końcowe zdania z „Listu Henocha”, co do których jesteśmy zgodni. Nie zamierzałem spierać się o datę powstania Księgi Przysłów. To zadanie dla historyków, specjalistów, a ja do takich się nie zaliczam i do takiej wiedzy nie pretenduję.
PS.
1.W drugim komentarzu P. Andrzeja, uprzedzającym dyskusję, razi mnie określenie przypowieści o sądzie nad narodami (Mt 25,31-46) „dziwaczną parabolą ‘O owcach i kozłach’”. Ale to rzecz na później.
2. Proszę o zwolnienie tempa, bo oprócz blogu mam także inne ważne zobowiązania pisarskie.
1. NIEOMYLNY AJN:
„Po dłuższym osobistym studium doszedłem do wniosku ( przeciwnego do startu refleksji ), iż Jezus historyczny ( czyt. prawdziwy ) NIE NAUCZAŁ O WIECZNOŚCI POTĘPIONYCH” ( 7 stycznia 2014 na 17:04 ).
„Niekanoniczny w tym sensie, że jest to byt wirtualny, a jego istnienie to bardzo prawdopodobna, ale tylko hipoteza. A gdyby nawet odnaleziono kodeks, papirus z Q, nadal byłby to tekst niekanoniczny” ( R. Rynkowski 9 stycznia 2014 na 15:30 ).
„Tak to prawda p. Robercie” ( AJN 9 stycznia 2014 na 16:35 ).
2. AJN KŁAMCA.
„Tajemniczy AJN ujawnia w Internecie swoją tożsamość jako „polski judaista, dr hab. K. Pilarczyk”” ( Waclaw Hryniewicz OMI 12 stycznia 2014 na 07:11 ).
„W wymienionym artykule „Dziewicze poczęcie” powołałem się jedynie na ustalenia tego człowieka odnośnie datacji Księgi Henocha słowiańskiej. (…). Andrzej Nowicki
30 – 389 Kraków ul. prof. Wicherkiewicza 3/14. Zapraszam do korespondencji listem poleconym w celu bezsprzecznego ustalenia mojej tożsamości. Pozdrawiam ( .Andrzej Nowicki 12 stycznia 2014 na 08:37 ).
3. DATOWANIE „KSIĘGI PRZYPOWIEŚCI” HENOCHA.
„Stąd znaczna część badaczy uważa dzisiaj, że „Księga Przysłów” może pochodzić Z KOŃCA PIERWSZEGO WIEKU PRZED CHRYSTUSEM (zob. E. Fahlbusch, G. W. Bromiley, “The Encyclopedia of Christianity”: P–Sh, 2004, p. 411: probably was composed at the end of the 1st century BC). Osobiście skłaniam się raczej do tej opinii”( Waclaw Hryniewicz OMI 12 stycznia 2014 na 20:19 )
.
„Wybitni specjaliści od Henocha dowiedli, że chodzi jednak o pismo po(cho)dzenia żydowskiego z I w. ery chrześcijańskiej” ( Waclaw Hryniewicz OMI 13 stycznia 2014 na 17:46 ).
4. Nauka skromności na arenie międzynarodowej.
„Szkoda, że P. Andrzej nie dyskutuje z renomowanymi specjalistami, najlepiej w skali międzynarodowej. Stać go nie tylko na rolę multiplikatora. Dopiero taki dialog może skutecznie nauczyć człowieka skromności i ostrożności” (Waclaw Hryniewicz OMI 13 stycznia 2014 na 17:46 ).
„Postarajmy się jednak w naszych rozważaniach pomijać osobiste opinie a więcej polegać na tych autorytetach, których wiedza może w lepszy a wręcz olśniewający sposób pomóc nam zrozumieć pierwotne intencje Mistrza z Nazaretu” ( Andrzej Nowicki 12 stycznia 2014 na 12:43 ).
5. Co to jest materialny inaczej mówiąc bezsprzeczny dowód na brak Księgi Przypowieści w Corpus Henochicum w czasach Jezusa?
W Qumran odkryto następujące fragmenty Księgi Henocha. W miejscu „Księgi Przypowieści” znajdowała się w tamtych czasach „Księga Gigantów”:
4Q201 = 4QEnoch, Henoch 2:1-5:6, 6:4-8:1; 8:3-9:3,6-8
4Q202 = 4QEnoch , Enoch 5:9-6:4, 6:7-8:1, 8:2-9:4, 10:8-12, 14:4-6
4Q204 = 4QEnoch , Henoch 1:9-5:1, 06:07, 10:13-19, 12:03, 13:6-14:16, 30:1-32:1, 35, 36:1 -4, 106:13-107:2
4Q205 = 4QEnoch ; Enoch 89:29-31, 89:43-44
4Q206 = 4QEnoch ; Henoch 22:3-7, 28:3-29:2, 31:2-32:3, 88:3, 89:1-6, 89:26-30, 89:31-37
4Q207 = 4QEnoch
4Q208 = 4QEnoch
4Q209 = 4QEnastr; Henoch 79:3-5, 78:17, 79:2 – duże fragmenty, które nie odpowiadają żadnej części tekstu etiopskiego
4Q210 = 4QEnastr ; Henoch 76:3-10, 76:13-77:4, 78:6-8
4Q211 = 4QEnastr; duże fragmenty, które nie odpowiadają żadnej części tekstu etiopskiego
4Q212 = 4QEn ; Henoch 91:10, 91:18-19, 92:1-2, 93:2-4, 93:9-10, 91:11-17, 93:11-93:1
Również w Qumran (grota 1) odkryto trzy małe fragmenty w j. hebrajskim (8:4-9:4, 106).
6. Co to jest spekulacja ( teoretyczne dociekanie nieopierające się na faktach, niedające się sprawdzić ) inaczej mówiąc prawdopodobieństwo ( może tak, a może nie ):
„Skoro jednak określenie „Syn Człowieczy” było żydowskim sposobem mówienia o człowieku, a Księga Daniela również posługuje się tym wyrażeniem, dzieło MOŻE być wcześniejsze. Stąd znaczna część badaczy uważa dzisiaj, że „Księga Przysłów” MOŻE pochodzić Z KOŃCA PIERWSZEGO WIEKU PRZED CHRYSTUSEM” ( Waclaw Hryniewicz OMI 12 stycznia 2014 na 20:19 ).
Może tak, a może nie.
Podsumowując.
Nie przeszkadza mi to, że zostałem nazwany kłamcą i osobą, która powinna uczyć się skromności oraz ostrożności. Bardzo często można spotkać takie właśnie reakcje moim zdaniem niesłuszne i niesprawiedliwe w trakcie wymiany poglądów, ponieważ nigdy atakowanie jakiegoś poglądu nie powinno być odbierane osobiście. Chciałem również powiedzieć, że ten typ dyskusji mi nie odpowiada. Mam go pełno w mediach czy też w swoim otoczeniu. Rzucanie na kogoś cienia, sprowadzanie kogoś do roli „mędrca”, KŁAMCY niczemu nie służy. Ja przerywam dyskusję ( wymianę opinii? ) a jeśli kogokolwiek W NIEJ obraziłem to PRZEPRASZAM.
Wrażliwy jesteś Andrzej jak nakręcona bomba. Jakby cię nitrogliceryną pojono. Nie pamiętam tutaj określenia kłamca. Po co takie rzeczy piszesz ? Poza tym po co ci taka obrona siebie? Co na tym zyskasz? Chcesz siebie obronić we własnych oczach? Jedyna wiadomość, która płynęła z wpisu księdza to była tylko uwaga, że bywasz apodyktyczny, nieostrożny, że recenzujesz jak belfer. To jest ważna wiadomość. Bo pomysł ile byś zyskał na odrobinie skromności. Najbardziej w tej rozmowie chyba urażasz sam siebie. I to ostatnie zdanie odnieś najlepiej do się.
Tomku!
Proszą już o nie kontynuowanie tego tematu. Jestem kłamcą, ponieważ podałem nieprawdziwe dane.
Skromność a datowanie „Ks. Prz.” lub też wiązanie HenEt z faryzeizmem: nie mogłem postąpić inaczej, ponieważ zachodzi możliwość – w zasadzie pewna – że ktoś nas czyta i mógłby przypadkiem pomyśleć, że ja akceptuję wyżej wymienione hipotezy.
Nie przeszkadza mi również to, że – według ciebie – jestem apodyktyczny i nieostrożny. Niech tak pozostanie. Nie chcę pisać swojej apologii. Po prostu chcę, aby dalszy tok dyskusji przebiegał z pominięciem mojej osoby.
Przynajmniej taka wydaje mi się definicja kłamstwa. Jako, że zarzut ten nijak się ma do rzeczywistości to odbieram to jak odbieram. To tyle. Koniec.
Powodzenia. Zapamiętaj swoje zdanie, że „zachodzi możliwość – w zasadzie pewna – że ktoś nas czyta i mógłby przypadkiem pomyśleć, że ja akceptuję wyżej wymienione hipotezy.”
Moim zdaniem nic ci się nie stanie jeżeli podpiszesz się pod jakąś wątpliwą hipotezą i ja nawet proponuję takie ćwiczenie. Podobnie jak ci się nie stanie jak przyznasz parę razy, że „w tej sprawie wiem niewiele”. Przeciwnie coś się dzieje, kiedy od tego uciekasz. To jest neuroza. Strach przed stratą we własnych oczach w obawie przed jakimiś tajemniczymi innymi. Ksiądz Hryniewicz dał tutaj ciekawą lekcję skromności. Ale ja myślę, że takie rzeczy przychodzą do głowy po dłuższym czasie. I tego ci życzę.
Przyznałem już niejednokrotnie, że są sprawy o których wiem niewiele. Akceptuje wiele wątpliwych hipotez ( zaznaczając ich wątpliwość ). Zmieniałem zdanie np. na poglądy hist. Jezusa w kwestii Gehenny. Nie odczuwam strachu przed innymi tylko nie chcę, aby inni znali tylko „jedyne i słuszne” poglądy – są inne mające wsparcie dowodowe ( myślę w tej chwili o HenEt ).
Lekcja skromności… Niech i tak będzie.
TAAAKIE ZAKOŃCZENIE!
Byłem zajęty w ciągu dnia i dopiero teraz, wieczorem, odczytuję ostatnie komentarze. Któż by się spodziewał takiego zakończenia?
Ze zdumieniem odczytuję przypisywane mi różne niegodziwości. Najbardziej dotkliwe jest podejrzenie, że zarzuciłem Panu AJN kłamstwo. To właśnie nie jest prawdą. Nikt Panu kłamstwa nie zarzucał! Niech Pan Andrzej ma pretensję do jakiegoś portalu, który w zakładce autorstwo tekstu „Dziewicze narodziny Jezusa” przypisał „polskiemu judaiście, dr. hab. K. Pilarczykowi”. Postawiłem tylko znaki zapytania, wyraziłem kilka wątpliwości co do tej identyfikacji, bo dane były rozbieżne. Zresztą, to chyba żadna ujma, że skojarzono AJN z wybitnym profesorem, judaistą, Krzysztofem Pilarczykiem! Co to za obraza? Wielu nieporozumieniom winna w rzeczy samej ta przeciągana tajemniczość i zagadkowość postaci AJN w jego wypowiedziach także o sobie samym.
Podobnie jest z „lekcją skromności”. Zarzucił Pan niektórym badaczom mętne intuicje i myślenie życzeniowe. Stanąłem dlatego w ich obronie, m.in. zmarłej prof. Anny Świderkówny. Nie jestem od tego, aby Panu we wszystkim przytakiwać. Też mam jeszcze trochę swojego rozumu, także w starości. I tak nagromadziło się sporo emocji.
Przypuszczam, że ktoś musiał Pana kiedyś bardzo zranić i skrzywdzić, gdyż tak reagują ludzie bardzo poranieni. To są jakieś trwałe urazy z przeszłości (sam Pan przyznał w jednym z komentarzy, że wiedza kosztowała Pana wiele, „bardzo wiele”, a tymczasem „laury zbierają ignoranci”).
Z P. Dariuszem Kotem, człowiekiem niewierzącym, rozstałem się pogodnie, ciepło, bez uraz. Mam nadzieję, że z człowiekiem wierzącym („Moja wiara łączy się z WIARĄ ślepą i ufną; jako historyk staram się mieć oczy otwarte i nie ufać nikomu”, 14 listop. 2013, 14:19) – także można rozstać się pogodnie i po chrześcijańsku.
Stale przyznaję, że w sprawach judaizmu czy apokaliptyki jestem tylko amatorem i dyletantem. To nie moja dziedzina. Wiele się od Pana Andrzeja nauczyłem w sprawie badań nad Jezusem historycznym i za to szczerze dziękuję.
Proszę wybaczyć zatem te wszystkie moje niegodziwości, których w odczuciu Pana stałem się przyczyną. Quidquid recipitur, ad modum recipientis recipitur. To mądre adagium.
TO JA WYCOFUJĘ SIĘ Z DALSZEJ DYSKUSJI. NIECH PAN ANDRZEJ DLA DOBRA BLOGOWICZÓW ZOSTANIE.
Shalom! Amen.
Piszę aktualnie przez łzy. Dlatego lepiej wszystko napiszę jutro. Czuć od księdza Jezusa. Przepraszam.
Ojcze Wacławie, Panie Andrzeju!
„Dyskusja z ks. Hryniewiczem z mnóstwem pobocznych wątków to prawdziwa intelektualna przygoda dla mnie czytelniczki” – tymi słowami Pani Justyna wyraziła także moje odczucia. Byłoby niepowetowana stratą gdyby dyskusja miała się urwać teraz i w takich okolicznościach. Bez względu na to który z Panów się wycofa będzie to koniec tego niezwykle ciekawie się rozwijającego wątku bowiem o jego wartości decydowało napięcie pomiędzy ks. Hryniewiczem a AJN, połączenie teologii o. Wacława z historyczną erudycją pana Andrzeja. Być może to napięcie przekroczyło masę krytyczną, może wskazana byłaby jakaś przerwa dla wytłumienia emocji ale apeluję o nierezygnowanie z udziału w dyskusji. Zwłaszcza że w ostatnich postach widzę gotowość obu stron do porozumienia. PANOWIE NIE REZYGNUJCIE.
Pozdrawiam
Do ks. prof. Hryniewicza!
1. Kwestia kłamstwa.
Źle odczytałem intencje ( wiem, że ksiądz mówi prawdę ), ale proszę przeczytać wpis przypomina on wiadomość o zdemaskowaniu oszusta.
2. Nie chcę, aby mi przytakiwano ( przynajmniej nie zawsze ). Lubię wręcz gdy jest odwrotnie – wtedy jest szansa na dyskusję.
3. Bardzo za wszystkie insynuacje przepraszam.
Czyż podzielony jest Chrystus? Proszę o podanie mi ręki do zgody i kontynuowanie tematu wraz ze mną i czytelnikami. Osobiście jestem bardzo ciekawy jak ksiądz postrzega 4 Ezd. Proszę mi uwierzyć, że nawet jeśli nie zgodzę się kiedyś w jakiejś kwestii z księdzem to swój sprzeciw odniosę tylko i wyłącznie do wyrażonego poglądu, hipotezy czy też opinii.
Proszę. „Spalone mosty to najlepszy w życiu start”.
AJN
ZGODA BUDUJE, NIEZGODA RUJNUJE
Stara mądra prawda. Wybieram zgodę. Za dużo już niezgody, agresji i kłótni w naszej kochanej Polsce. Widać za mało w nas zwyczajnej życzliwości i chęci wzajemnego zrozumienia. Za mało uśmiechamy się do siebie nawzajem: na drogach, w miejscach publicznej debaty, w wymianie poglądów, w dialogu… Irini pasin!
Propozycja P. Grzegorza T. jest bardzo sensowna. POTRZEBUJĘ PRZERWY. Nie jestem Herkulesem, zmagam się z „przyjacielem” rakiem, lata mam swoje i wiele innej pracy pisarskiej. Kilkakrotnie prosiłem: ZWOLNIJMY TEMPO. Będzie więcej czasu do spokojnego namysłu.
Sławne DESIDERATA Maxa Ehrmanna z 1927 r.przekazują dobrą radę: „Speak your truth quietly and clearly; and listen to others…; they too have their story” / „Wypowiadaj swą prawdę spokojnie i jasno, i wysłuchaj innych…; oni też mają swoją opowieść”. (Legenda utożsamiała owe „Desiderata” z anonimowym tekstem z 1692 r., znalezionym w starym kościele św. Pawła w Baltimore).
Temat na lutową dyskusję: „Teologia cierpienia” skupi na sobie z pewnością wiele uwagi. Tym bardziej wolniejsze tempo dyskusji o nadziei jest bardziej wskazane.
Obecny wpis jest już bardzo przeciążony i spowolniony z powodu długiej debaty – ponad 170 komentarzy/postów. Dlatego po przerwie poproszę administratora blogu, P. Roberta, aby wprowadził kolejny wpis, pod którym można będzie kontynuować dyskusję:
RADOŚĆ I NADZIEJA SĄ NASZĄ SIŁĄ – CZĘŚĆ DRUGA
Zrobię tylko dwu/trzyzdaniowy wstęp (lead) i dołączę swoje refleksje na temat IV Księgi Ezdrasza.
POUCZAJĄCA LEKTURA
W czasie dialogowej przerwy polecam lekturę artykułu Dariusza Kota pt. „EWANGELIA ZAPOMNIANA: OD JAKUBA SPRAWIEDLIWEGO DO EBIONITÓW”, „ZNAK” styczeń 2014 nr 704, s. 76-82. M.in. śródtytuły: Czy Jezus był chrześcijaninem?, Paweł z Tarsu i ruch pojezusowy, Ewangelia obrzezania, Jakub Sprawiedliwy i „sukcesja apostolska, Ebionici i „ortodoksja”.
Jest to polemika z wywiadem przeprowadzonym przez portal Fronda.pl z KUL-owskim biblistą, ks. prof. Henrykiem Witczykiem („Czy Żydzi zabili Jezusa?”). Krytyczna reakcja na recenzję Johna Connelly’ego, opublikowaną w październikowym numerze „ZNAKU”.
Natychmiast rozpoczynam lekturę. Dziękuję za info. Pozdrawiam.
The New Bible often pairs together happy and calm emotions, and this is not a phrazle coincidence. Every day life teaches us that we are able to experience pleasure when we are able to make peace with ourselves, with others, and with God when we are able to do so.
In Christian tradition, the day of Christ’s resurrection was referred to as the day of driving directions the new creation, the „eighth day,” corresponding to God’s eternality.
Zainteresowanym polecam masáže Praha w Czechach, są bardzo skuteczne.
Nie jest to uczucie, które dzieli, ale łączy i tworzy przyjaźń. Wielu chrześcijan ma dzisiaj trudności z samym rozumieniem potrzeby wyzwolenia i ocalenia własnego człowieczeństwa. Solar