Problem z pisaniem o Rosji, Ukrainie, wojnie i wszelkich możliwych konsekwencjach stanu obecnego polega na tym, że debata (w gruncie rzeczy globalna) trwa już od dłuższego czasu. I nie chodzi mi o to, że temat się znudził i wypalił, lecz o to że zdecydowana większość czytelników zdołała już utrwalić swoje opinie ten temat. Skutek tego jest jednoznaczny, publicyści albo przekonują już przekonanych albo rozbijają głowę o mur przeciwnego zdania i ich teksty są odrzucane a priori. Ale jak to zazwyczaj bywa jest i dobra wiadomość. Opisany w poprzednim zdaniu stan jest wyraźnym podniesieniem poprzeczki i wymusza na ekspertach najwyższą precyzję myśli.
Kolejny numer WIĘZI stara się, nie po raz pierwszy zresztą, wpisać się w tę debatę za pomocą niebanalnych i rozsądnych tekstów. Czy się udało? Odpowiedź jest niejednoznaczna, teksty są interesujące i przynoszące wiele ciekawych myśli i informacji. Ale mam poważne wątpliwości, czy będą potrafiły „rosyjskiej debacie” w Polsce nadać nowy impuls. I jest to chyba bardziej krytyka debaty samej niż kwartalnika.
Dmitrij Trawin analizuje rządy Władimira Putina nie jako monolit, lecz stara się ukazać ich rozwój i pokazuje jak się zmieniały w czasie (bagatela!) szesnastu lat. Zdaniem autora w możemy wskazać na trzy etapy władztwa rosyjskiego prezydenta i – co ciekawe – okres pełnienia przez niego funkcji premiera nie stanowi jakiejś zasadniczej cezury. Takie podejście pozwala na znalezienie odpowiedzi na kluczowe pytanie: jakie czynniki wpłynęły na zmianę postawy Rosji, z wyraźnie przyjaznej wobec Zachodu, na obecną – czyli konfrontacyjną.
Jak łatwo się domyślić przyczyna są warunki wewnętrzne, celem Putina nie jest panowanie nad światem lecz nad Rosją, a czynniki ekonomiczne bardzo skomplikowały sytuację i osłabiły pozycję rosyjskiego władcy.
„Zauważając, że ich życie przestało się poprawiać, ludzie zaczynają zwykle popierać opozycję. A Putin dąży do tego, aby dalej zachować swoją osobistą władzę. Nie byłoby to trudne w warunkach gospodarczego rozkwitu. Ale jak utrzymać władzę w kraju wchodzącym w stan stagnacji, gdzie wysoki poziom korupcji i ogromne różnice w dochodach między bogatymi a biednymi są zbyt oczywiste? Jedynym sposobem zachowania władzy jest posłużenie się nadzwyczajnymi sposobami wzbudzania miłości narodu do prezydenta i rządzącej partii.” (s.9)
Z kolei Włodzimierz Marciniak podejmuje wysiłek odpowiedzi na pytanie: „jak jest Rosja?” Nie, nie pominąłem żadnej literki, ma błędu w pisaniu, autorowi nie chodzi o to jaka ona jest lecz jak ona istnieje. Taka metoda analizy daje bardzo interesujące wyniki. Autor stawia tezę, że „Ruska wojna” jest elementem o wiele większej zmiany dokonującej się właściwie globalnie. Putin nie tyle straszy Zachód co odgrywa rolę niebezpiecznego, nieodpowiedzialnego szaleńca z teczką atomową. Ale po co?
Wydaje się, że jest to element wielkiej antydemokratycznej rozgrywki Putina – swoisty kontratak wobec demokratycznych rewolucji na świecie. Pomarańczowa rewolucja, rewolucja róż w Gruzji, arabska wiosna, niosą za sobą zmiany nie tylko w wymiarze lokalnym. Od początku widać było poważne zaniepokojenie Kremla takimi kolejami przemian. Polityka wobec Ukrainy, Donbasu czy wobec Zachodu nosi cechy swoistej kontr-rewolucji.
Oba teksty uzupełnia głos specjalisty od spraw wojskowych i obronności Andrzeja Wilka, który odpowiada na kluczowe pytanie: Czy Rosja jest potęga militarną? Nie powtórzę jego analiz ani nie skopiuję tabelek, chociaż z całą pewnością warto zapoznać się z całym tekstem. Pozwolę sobie zamiast tego na zacytowanie fragmentu podsumowania.
„W ostatnich latach armia rosyjska zdecydowanie zmniejszyła dystans dzielący ja od najlepszych armii zachodnich. Wyraźnie ustępuje i – biorąc pod uwagę dysproporcje w potencjale obu państw – będzie ustępowała Siłom Zbrojnym Stanów Zjednoczonych. Pomimo różnic w wielkości armia rosyjska przewyższa chińską pod względem zaawansowania technologicznego, (…) jest także zdecydowanie aktywniejsza. (…) Kwestią otwartą pozostaje czy Rosja będzie w stanie finansowo utrzymać przyjęte tempo militaryzacji i jakie mogą być międzynarodowe konsekwencje zarówno jej sukcesu jak porażki.”
Nie ukrywam, że teksty zawarte w WIĘZI doskonale czytało mi się w kontekście wcześniejszej lektury książki Pawła Rojka „Przekleństwo imperium. Źródła rosyjskiego zachowania”, jak się okazuje ideowa (by unikać słowa „ideologiczna”) nadbudowa doskonale koresponduje z ekonomiczną czy politologiczną bazą. Może błędnie wnioskuję, ale uważam, że wszyscy trzej autorzy wskazują, że celem Putina nie jest budowa wielkiego świtowego imperium rosyjskiego. Do takich samych wniosków doszedł Rojek analizując nie tyle praxis działań rosyjskich władz, co pewne „narracje ideologiczne” snute przez ośrodki związane z Kremlem.
Ale nie sama Rosją świat żyje, Kościół (także polski) wielkimi krokami zmierza ku drugiej części Synodu Biskupów o rodzinie. Powoli zapominamy o emocjach jakie rozpalały zaangażowanych polskich katolików (oraz tzw. „życzliwych zwolenników postępu w Kościele”) przy pierwszej części. W miedzy czasie wybory samorządowe i prezydenckie, wojna na Ukrainie, czy wiele innych zdarzeń, wypchnęły ten spór z naszej świadomości.
I bardzo dobrze, bo najwyższa pora aby harce publicystów przestały przypominać haka nowozelandzkich Maorysów przed bitwą. Nie ma powodu aby straszyć przeciwników i wmawiać im, że nadchodzi wielka bitwa, w trakcie której zostaną starci z ziemi. A taka postawa jest widoczna po obu stronach. Synod to nie wojna, i jeżeli nie będziemy umieli rozpocząć rozmowy pomiędzy uczniami Chrystusa to możemy zapomnieć o nauczaniu całego świata.
Wywiad z kardynałem Christophem Schönbornem (Zacznijmy od salonu nie od sypialni) nie będzie oliwą laną na wzburzone wody. Autor wywiadu stara się wykorzystać nie tylko doświadczenie duszpasterskie starego biskupa (w tym przypadku starość jest ogromną zaletą, bo daje wiedzę i dystans), ale także jego szeroką wiedzę teologa-dogmatyka. Jak stwierdza kardynał:
„W Kościele o wiele za dużo mówiło się seksualności, a za mało o relacjach. Stwierdzam zarazem, że choć próbujemy się odgrodzić od ducha czasu, w rzeczywistości jesteśmy od niego zależni. Seks jako „temat nr 1” determinuje wszystko. (…) papież benedykt zaczął to zmieniać. Pamiętam Światowe Dni Młodzieży w Kolonii, podczas których po prostu pominął ten temat. Zamiast tego stwierdził, że chrześcijaństwo to przede wszystkim nie system nakazów moralnych, lecz relacja z Chrystusem.”
Całość wywiadu jest opisem bardzo skomplikowanej sytuacji związanej z obecną sytuacja rodziny, na którą Synod miał być odpowiedzią. Kardynał opisuje różne punkty widzenia i rozmaite możliwości rozwiązania problemu. Liczba mnoga jest kluczowa, Jego Eminencja nie mówi wprost. A subtelność jego wywodu czasami nakazuje zastanowić się nad słowami Chrystusa: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. (Mt 5: 37)” Nie oskarżam kardynała Schönborna o dwulicowość, ale czasami dobrze jest powiedzieć coś bardzo jednoznacznego.
Natomiast nie można odmówić takiej jednoznaczności tekstowi Ewy Kiedio i Zbigniewa Nosowskiego (Synodzie wypłyń na głębię!). Tekstowi poruszającemu wiele zagadnień a przez to sprawiającemu wrażenie pewnej chaotyczności. Ale trzeba przyznać, że z cała pewnością przemyślanemu i chcącemu przedstawić spojrzenie na problem kryzysu rodziny nie tylko dwojga autorów, ale także pewnej części polskiego Kościoła. Części rozmaicie określanej: „katolicy otwarci”, „katolicy postępowi”, „lewica kościelna” – sam nie wiem czy to epitety czy etykiety. Ale mniejsza z tym. Zarówno Kiedio, jak i Nosowski napisali książki poświęcone rodzinie, i nauczaniu Kościoła o niej, na tyle ciekawe i dobre, że należy zapoznać się z ich tekstem i przemyśleć go. Odrzucenie a priori byłoby bezsensowe.
Kwestie „synodalne” rozwijają dwa kolejne wywiady: z Mirosławem Ostrowskim OP – na temat duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych oraz Markiem Blazą SJ – w kwestii komunii dla rozwiedzionych i ich sytuacji w Kościele. Rozmowy z duchownymi działającymi „na pierwszej linii frontu” i nie będących bynajmniej zwolennikami rozluźnienia rygorów są bardzo odświeżające. Jak wygląda rola kapłana w kontaktach z „niesakramentalnymi”?; jak zmieniła się nauka Kościoła w ostatnich latach?; czy rygoryzm moralny może ranić równie boleśnie jak grzech? Szereg pytań… a kapłani odpowiadają ukazując nam rzeczywistość o wiele bardziej rozbudowaną (nie skomplikowaną lecz rozbudowana) niż może się zdawać na pierwszy rzut oka.
W takim bloku nie mogło zabraknąć tekstu kardynała Waltera Kaspera ostatecznie WIĘŹI nie jest tak do niego daleko. I z cała pewnością środowisko kwartalnika podziela szereg myśli i poglądów Jego Eminencji. Tekst w tym numerze jest apologią papieża Franciszka, w którym kardynał Kasper widzi proroka nowych czasów i nowego głoszenia Dobrej Nowiny.
Chciałbym pominąć milczeniem tekst księdza Alfreda Marka Wierzbickiego, ale niestety nie da się, ponieważ tekst jest po prostu niedobry. Z całą pewnością warto wciąż na nowo odczytywać myśl Karola Wojtyły. I z całą pewnością była ona nowoczesna i rewolucyjna, ale czytając artykuł „odwaga myślenia według Wojtyły” nie umiem opędzić się od myśli, o manipulacji, jaką dokonuje autor. Nie zarzucam pisania nieprawdy na poziomie faktów i opisów, ale wychodzenie poza Jana Pawła II nie musi oznaczać narzucanie swojej opinii przy jednoczesnym podpieraniu się autorytetem świętego papieża. Ale z całą pewnością jest to temat na osobną – bardzo obszerną – polemikę.
Należy wskazać ponadto na dwa teksty, które prowadzą nas daleko do problemów Polski i Europy, ale są ważne dla nas. Pierwszym jest ciekawa refleksja na temat Kościoła w Indiach (Jacek Poznański SJ, Indyjscy katolicy nadzieją Kościoła?) – bez naiwnego zachwytu i odpowiednim dystansem autor opisuje blaski i cienie życia naszych braci na subkontynencie. Drugi to wstrząsający artykuł Jakuba Mejera (Święto kobiecości) poświęcony obrzezani kobiet.
„Według danych ONZ obecnie na świecie żyje ponad 130 milionów obrzezanych kobiet. Większość z nich mieszka w 29 krajach, z których 27 znajduje się w Afryce. Na tym kończą się cechy wspólne.”
Tekst Mejera należy przeczytać, należy się oburzyć… i przejąć. Czy będziemy mogli cos w tej sprawie zrobić to cos innego, ale nie wolno przymykać oczu.
Na zakończenie gorąco polecam lekturę (niezależni czy się zgadzamy czy nie z prezentowanymi poglądami) dwugłosu – bo nie umiem inaczej odebrać tych dwóch tekstów – księdza prof. Andrzeja Draguły i profesora Zbigniewa Treppy. Poświęcony jest on zobrazowaniu okrucieństwa na obrazach i zdjęciach i w tekstach. Bardzo wartościowa intelektualnie i duchowo lektura.
I niech mi wybaczą ci wszyscy autorzy, których pominąłem… to z braku miejsca…
Ja mam więcej szacunku do wypowiedzi kard. Schonborna. W ogóle mam wrażenie że odkąd Franciszek został Papieżem w dobrym tonie jest sugerować w polskiej prasie itp że my jesteśmy jakoś bardziej moralni niż to co teraz płynie z Watykanu. Osobiście uważam to za przejaw wielkiej pychy i jednak niechęci do posłuszeństwa wobec hierarchii. Nie mówię już nawet o słynnym nazwaniu Papieża „idiotą” przez Ziemkiewicza ale w tej recenzji widzę też ten nurt. Schonborn ma rację że w Kościele za dużo mówi się o seksie, za mało o relacjach. Relacja to coś gdzie nie można wszystkiego kontrolować, władza nie może zdominować związku opartego na relacji psychologicznej, wtedy rodzina jest rodziną, wyemancypowaną komórką, nad którą nie ma pełnej władzy. Jeżeli sprowadzi się całą naukę do systemu zakazów seksualnych, niestety degeneruje się ludzką seksualność. Przecież nie jesteśmy zwierzetami poddanymi tresurze – a część doświadczeń ludzi, którzy przeszli przez obowiązkowe kursy dla narzeczonych do tego się sprowadza. Czasem ta „pomoc” jest aż pornograficzna, tak bardzo wchodzą nam z butami w prywatność. To nieraz trauma dla młodych ludzi. Kardynał Schonborn proponuje podejscie bardziej dojrzałe, w któym ufa się z definicji człowiekowi. Dla mnie to jest chrzesćijańskie. „Tak, tak, nie nie” – to nie jest o totalitarnej narracji, której jeszcze dużo w polskim sposobie myslenia.
Mam nadzieję, że Pani/Pan nie zarzuca mi chęci nazwania papieża bądź kardynała „idiotą”.
Moja krytyka jego wypowiedzi nie dotyczyła tego co powiedział, lecz że był – w moim przekonaniu – za mało jednoznaczny. I tyle. Nie wiem czy można znaleźć w tym choćby cząstkę nieposłuszeństwa.