Nie opowiedział Jezus następującej przypowieści:
Pewien człowiek wyprawił niewielkie przyjęcie i zaprosił wielu wierzących, jak mniemał – przyjaciół. Zanim nadszedł czas, wysłał zaproszenia: komu esemesem, komu mailem; do mało kogo zadzwonił, a nikogo nie odwiedził osobiście, żeby nie wywierać w najmniejszym choćby stopniu presji na zaproszonych. Kiedy usłyszeli „Czekam, tego i tego dnia będzie ciasteczko z dużą ilością białej śmierci, pogaduchy do kawuchy, i wszystkie ludzkie składniki do budowy Królestwa Bożego”, wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać.
Pierwszy mu odpowiedział: „Muszę wyjechać na rekolekcje, żeby Pan Bóg mógł dotykać przeze mnie wielu, uważam się za usprawiedliwionego”. Drugi rzekł: „Prowadzę małą grupę dla pięciu par małżeńskich, sam rozumiesz…”. Jeszcze inny rzekł: „Zostałem proboszczem i obowiązki wzywają”. Ci, który pościli, zlekceważyli nie tylko zaproszenie, ale i dobry obyczaj podziękowania za niego, a modlący się wzruszyliby ramionami, gdyby nie to, że akurat ręce mieli uniesione w uwielbieniu. (Nie przyszło góra do nich, sami wspinali się w górę).
Organizator party nie miał serca papieża Franciszka i nie wyszedł na ulice i zaułki, by otworzyć drzwi swojego domu dla alkoholików, trwale bezrobotnych i tak zwanych „twarzowców”, których pełno w jego mieście. Kołatało mu w głowie słowo, że czegokolwiek nie uczyni jednemu z tych najmniejszych nieświętych bohaterów i samozwańczych ratowników dusz – nie uczyni tego samemu Chrystusowi. A ponieważ Ten był w nich chory i w więzieniu nałogowej posługi – gospodarz odwiedził wszystkich zaproszonych posługoholików i zrobił im interwencję.
Był płacz wylewany za kołnierz czy zgrzytanie zębów?
Sławomir Zatwardnicki
Crying or grieving demonstrates the importance of genuine emotional connection over mere poppy playtime chapter 3 ritual behavior in spiritual practices.