Wszystkie wpisy, których autorem jest Wojciech Sobczuk

Uczeń Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Konarskiego w Oświęcimiu (profil humanistyczny)

Non serviam!

Odwieczna walka

Szatan, władca piekła staje się coraz bardziej postacią z gatunku science fiction. Ludzi ciekawi to, co o nim mówią różnorakie książki powstające na jego temat. Nie mało jest również pozycji filmowych, które przedstawiają najczęściej rytuały egzorcyzmów. Niepokojącą jednak sprawą jest zbyt duże spłycenie tematu, a już karygodną, utożsamienie szatana z postacią komiczną. Ukazanie go jako postaci z rogami, która po prostu dobrze się bawi. Ale proszę Państwa, szatan istnieje, nie jest maskotką. Jest realnym zagrożeniem. Ośmielę się stwierdzić, że nie ma większego zagrożenia niż on: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.[1] Zabiegi banalizowania zła bez najmniejszej wątpliwości działają na jego korzyść. Natomiast co wiemy o piekle? Teraz, kiedy ludzie słyszą ten wyraz od razu wpadają w śmiech. Kiedy powie się: „piekło istnieje i jest każdym zainteresowane”, usłyszymy słowa w stylu: „jesteś nawiedzony”. Bolesna prawda, mówiąca o tym jak podchodzimy do wiary. Jednak nawet takie stwierdzenia ukazują w niezwykły sposób istnienie szatana. Pokazują jego mechanizmy obrony. Mechanizmy ukrywania się przed człowiekiem.

 Non serviam!

Na sam początek należy wrócić do momentu kreacji całego świata. Do nieba, gdzie panował niezwykły ład i porządek, biorący się z logiki swego Kreatora. Wyobraźmy sobie, iż znajdujemy się w wielkiej korporacji, w której głównym „udziałowcem” jest Bóg. Ma swoich pomocników, Duchy Niebieskie. Przywołajmy tylko dwóch Archaniołów, wokół których budować należy naszą refleksję nad piekłem. Są to: Michał i Lucyfer. Ten pierwszy to „generał”, „obrona nieba”, jemu, jak się okazało, nikt o zdrowych zmysłach sprzeciwiać się nie może. Drugi to przepiękny, stojący przy samym Bogu – „Niosący Światło”. Można nie bez podstawy rzec, że wiedzący wszystko co tylko można o Stwórcy. Istny znawca Boga, najwybitniejszy teolog wszechświata. Miał tylko jeden problem. Zatracił sam siebie, urwał kontakt miłości z Bogiem i sam chciał stworzyć własne, antykrólestwo. I nastąpiła walka na niebie”[2]. Lucyfer z całą stanowczością i wolą krzyknął: Non serviam![3]. Odmówił tym samym posłuszeństwa Bogu, pociągając za sobą wiele aniołów. Archanioł Michał, przeciwstawia się niegodziwości. Zachowuje dobro, czyli pewną normalność, i zadaje retoryczne pytanie, które w pewien sposób towarzyszy ludziom przez ich ciągłe zmaganie się z szatanem. Pyta: Quis ut Deus?[4].

Nie dało się popełnić większego błędu (zła) niż to, czego dokonał Lucyfer. To właśnie on od tej pory staje pod tym względem mistrzem. Jest najlepszym sprawcą zła na świecie. Spełnił jedną ze swoich życiowych aspiracji, został w aspekcie czynienia zamętu mistrzem.

Walka o człowieka rozpoczęła się. Można by nawet powiedzieć, że rozpoczęła się przez człowieka i dla człowieka. Lucyfer nie zbuntował się oczywiście bez żadnej przyczyny. Aby ją jednak poznać, trzeba wgłębić się właśnie w jego słowa: Nie będę służył.

Diabłu nie spodobało się, że człowiek w hierarchii bytów zajmie od niego wyższą pozycję, że on jako posłaniec Boga będzie musiał nam służyć pomocą i opieką. Wolał za to wykrzyczeć okrutne bluźnierstwo, uderzyć w miłość Boga, własnego Ojca. Zniewolił tym samym samego siebie, wykorzystując paradoksalnie dar wolności. Utworzył własną wolnością „krainę” zniewolenia, aby innych zdobywać. Na początku pociągnął za sobą zastępy anielskie, swoich zwolenników i stworzył to „przepiękne”  i „urocze królestwo”, które tak trafnie nasz język określa mianem Piekła.

Prawda i wiara…

Na wstępie wspomniałem, że banalizowanie istnienia piekła, którego dopuszczają się ludzie, właściwie stwierdza, że oni sami potwierdzają jego istnienie. Potwierdzają je przynajmniej dla ludzi związanych z Bogiem, którzy swoim rozumem oświeconym wiarą mogą dostrzegać rzeczy zakryte. Nie bezpodstawne jest postawienie pytania: Jakie zadanie objął sobie Lucyfer? Jest ono bardzo szablonowe, dlatego nietrudno na nie odpowiedzieć. Szatan nie chciał, aby był ktoś nad nim, poza Bogiem. Nie chciał służyć, sam to w końcu przyznał. Chciał za to, aby mu służono. Jeszcze dobitniej można to odczytać ze słów samego Jezusa: (…) władca tego świata[5]. Tymi słowami diabeł zostaje nazwany władcą. Co robi się dla władcy? Podstawową powinnością wobec niego jest służba. Jeśli ktoś natomiast podda się jego woli, podpisze z nim umowę o pracę, to jak wiadomo z różnych kart historii, sprzeniewierzając się, poniesie niemałe konsekwencje.

Diabeł, wykorzystując wolną wolę człowieka, stara się mu pokazać świat z innej strony. Ukazuje, czym jest piekło. Z perspektywy tego, co nam ono daje, staje się atrakcyjną ofertą. Kiedy jednak zobaczymy na nie z dalsza, dostrzeżemy w nim niezwykłą brzydotę. Można nawet posłużyć się porównaniem piekła do znaku drogowego. Kiedy jedziemy autem, widzimy napisy czy obrazki, które nas o czymś informują, przyjmijmy na potrzeby chwili, że są one bardzo piękne, zapierające dech w piersiach. Kiedy jednak przejedziemy naszym pojazdem dalej, ujrzymy suchą blachę. Która nawet nie wiadomo jak byłaby piękna, nadal będzie tylko tą samą, nic nie znaczącą blachą.

Jak mówić o piekle, skoro dla wielu jest ono tak niezwykle atrakcyjne? Faktycznie daje takie doznania, że aż trudno je sobie niekiedy wyobrazić. Trudno jest sobie również unaocznić podłość w działaniu zła. Pomimo tych doznań, które możemy otrzymać na małą chwilkę, zabiera nam rzecz podstawową. Zabiera nam wolność. Niczego człowiek tak przecież bardzo nie  pragnie jak wolności! Problem piekła i tak leży o wiele głębiej. Gdyby było ono odkryte, wszystkie jego zasadzki jawne, to kto o zdrowych zmysłach popełniałby grzechy? Kto skazał by sam siebie na wieczne potępienie? Piekło staje się najbardziej strzeżoną tajemnicą, niezwykle ukrytą przestrzenią, której tak na dobrą sprawę nie jesteśmy w stanie dostrzec bez dobra. Czyniąc zło, tym bardziej je kamuflujemy. Nie odkryjemy zła i nie staniemy się doskonali, trwając w grzechu: Jeśli szatan wyrzuca szatana, to sam ze sobą jest skłócony jakże się więc ostoi jego królestwo?[6]. Szatan woli działać po cichu, naśmiewać się z Boga i atakować dosłownie wszystkich.

Wybieram!

W rozmowach z wieloma osobami, wierzącymi czy też nie, często słyszy się pytanie: „Dlaczego Bóg może skazać tych wszystkich ludzi na tak okrutne męki?”- skoro jest ich Stwórcą. Zawsze po zadaniu takiego pytania zastanawiam się, dlaczego takie osoby je formułują. Prawie w każdej takiej sytuacji dostrzegam tylko jeden podstawowy błąd: tacy ludzie nie szukają bliskiej relacji z Bogiem. Nie wiedzą o Nim kompletnie nic. Zagłębiają się w treści okrutnie oskarżające miłość Bożą, tak naprawdę Go nie znając. Faktycznie, przyznaję rację, że gdyby Bóg skazywał ludzi na wieczne potępienie, nie dając im najmniejszej szansy na nawrócenie, na odszukanie drogi prowadzącej prosto do nieba, byłby okrutny i niesprawiedliwy. Tak nie jest jednak w żadnym wypadku! To ja, mając wolną wolę, wybieram. A to, czy umiem wybierać, zależy od  tego, czy umiem kochać, czy tylko wydaje mi się, że kocham. Czy wybiorę nieskończoną miłość, czy wieczne potępienie. Nawet mało tego, zastanowić się należy również nad tym, jak może wyglądać sąd szczegółowy. Jak wygląda „skazywanie” na męki piekielne. Może polega on na zadaniu jednego pytania, które dla każdego, Hitlera czy św. Franciszka z Asyżu, mogło brzmieć tak samo: „Czy chcesz wejść do nieba?”. Odpowiedź należy tylko do nas. Wybór też należy tylko do nas. Nasza wieczność zależy od tego, czy umiemy kochać i otworzyć się na miłość bez granic. Bóg przebaczy zawsze i każdemu, tylko podstawą przebaczenia jest nasze TAK. Tylko od nas zależy czy powiemy: „Tak Panie, Ty wiesz, że Cię kocham!”[7].

Przeciw piekłu

Czy mówiąc o piekle, można pominąć zasadniczą sprawę, jaką jest obrona przed jego wpływami? Normalnością jest dobro. Nienormalnym jest zło. Nie chodzi w tym momencie o powoływanie krucjat, w których rozpoczną się zabójstwa i szykany. W żadnym razie! Chodzi o postawienie sobie pytania na temat tego, jak ja mogę walczyć z otaczającym mnie złem i czy w ogóle mogę?

Walczyć musi każdy, bo inaczej piekło stawałoby się stanem normalnym. Zło wyborem naturalnym, a patrząc na to, co się dzieje z kulturą dzisiaj, można śmiało stwierdzić, że niemało zachowań złych uznawanych jest za dobre. Szatan tryumfuje, w świecie, w którym rządzą jego zasady. Jaką więc broń zastosować, żeby ukrócić panowanie zła już teraz na ziemi?

Podstawowym orężem, jaki możemy wytoczyć piekłu, jesteśmy my sami. Nasze życie, które budować musimy na prawdziwej, wielkiej przyjaźni z Bogiem! Drugim kalibrem jest przede wszystkim mówić, naświetlać zło. Nie wolno wobec innych siedzieć jak mysz pod miotłą. Nie akceptować tego, co zaakceptowane nie może być w żadnym, nawet najmniejszym procencie. Nasze zadanie to wypowiadać: Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.[8] Nie należy przy tym bać się zła. To przecież szatan boi się Boga. Tam, gdzie pojawia się pokusa, tam mówić należy: „Wybieram niebo!”.

Innym sposobem walki jest osoba, która nam zawsze pomaga. Tą osobą jest Jezus Chrystus. Z jednej strony Bóg, a z drugiej prawdziwy człowiek. Zstępuje na ziemię i rozkazuje szatanowi jako ten, który ma nad nim realną władzę. Zły duch nie może Mu się sprzeciwić pomimo tego, że tak bardzo znienawidził ludzi. Teraz Człowieczeństwo Chrystusa również staje z nim do walki. Ale stosuje na niego pułapkę. Daje złu chwilowo zatryumfować. Na krzyżu ponosi śmierć Bóg-Człowiek. Szatan nie mógł liczyć na większy sukces, ale z drugiej strony nie spodziewał się tak druzgocącej porażki. Bóg wchodzący do piekła to mieszanka wybuchowa. Miłość Żywa wchodzi do krainy zaprzeczenia jakiemukolwiek uczuciu. Była to najgorsza rzecz jaka mogła spotkać Lucyfera. Jezus wkraczający w wolność tych co zgrzeszyli z jeszcze większą wolnością, która jest nieograniczona niczym miłość.

Czym jest więc piekło?

Jest to z jednej strony „groźba”, jak nazywa je Benedykt XVI. Z drugiej jednak strony piekło to ukazanie mocy Boga i pokazanie, kto tak naprawdę jest na pierwszym miejscu. To naświetlenie pozwala zauważyć, że pomimo tak wielu starań „właściciela” Szeolu, nie ma on szans w walce o dusze ludzkie. Można by nawet dopuścić stwierdzenie, że o dusze Bóg wcale nie walczy. On po prostu ukazuje i daje samego Siebie. On wie, że każdy do Niego należy. Jeszcze raz daje możliwość wyboru, po której stronie się opowiemy. Po stronie Boga, który przez śmierć ubogacił każdego o wolność we własnej miłości, czy po stronie piekła, które nic nie daje, a zabiera to, co tylko może.

Najlepszą więc definicją piekła będzie porównanie go do pasożyta, który czyni tylko szkodę organizmowi. Patrząc znów na rozmiary pasożyta i jego żywiciela, stwierdzimy, że nie dorasta on ani trochę do organizmu. Pożywieniem szatana, a szerzej całego piekła, jest Kościół. Nie zaatakuje przecież swoich zwolenników, którzy od wieków powtarzają to samo bluźnierstwo: „My cię nie potrzebujemy!”.



[1] Mt 10,28


[2]Ap 12,7


[3] łac. Nie będę służył!


[4] łac. Któż jak Bóg?


[5] J 16,11


[6] Mt 12,26


[7]  J 21,15


[8] Mt 5,37

Jak dziecko…

„Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”.  Te słowa Jezusa znajdujemy na kartach Ewangelii według świętego Mateusza. Dlaczego mamy się stawać dziećmi skoro osoba dorosła jest o wiele bardziej doświadczona przez życie!? Po co wracać do początków swojej ludzkiej egzystencji i na nowo przeżywać wszystko? Odpowiedź jest zawarta w samym cytacie – należy do tego dążyć, aby osiągnąć niebo. Osoba nie wierząca w Boga nie będzie miała problemu i z życiem po śmierci, które dla niej po prostu nie istnieje. Ale dlaczego my chrześcijanie mamy wierzyć w słuszność tej wypowiedzi? Odpowiedź może być apodyktyczna: „bo tak i kropka”, tak chciał Jezus i po prostu musimy się z tym pogodzić. Nie znaczy to jednak, że nie możemy starać się tego zrozumieć. Wyrażenie własnej zgody, z możliwością rozumowego poznania do pewnego stopnia, w którym wiemy, iż coś pozornie absurdalnego może być jednak prawdą,  nazywamy DOGMATEM.

Z wypowiedzi Jezusa wynika, że nie chodzi Mu o jakikolwiek sposób oszukania natury, a już na pewno nałogowego odmładzania się. Daje nam tylko do zrozumienia, że dziecko paradoksalnie może więcej. Każdy młody człowiek szuka, uczy się od podstaw wszystkiego. Jest chłonny  i ciekawy tego co nowe, zaskakujące i paradoksalne. Dlaczego tylko dzieci, według słów Chrystusa, mogą wejść do nieba? Może się tak stać, gdyż każde prawo naturalne zakodowane w ich czystym sercu jest takie, jakie zamyślił Stwórca. Jest doskonale dobre od momentu chrztu świętego. Romantyk mógłby pokusić się o stwierdzenie: „dziecko widzi więcej” i z pewnością należałoby przyznać mu rację. Podstawą takiego stwierdzenia jest sposób, w jakim dzieci reagują na nowo poznane rzeczy. Z psychologicznego punktu widzenia można byłoby zauważyć, że dziecko buduje swoją tożsamość już od niemowlaka. Każda nowa sytuacja jest przez nie obserwowana i nierzadko budzi gromki śmiech. I przez te małe rzeczy, które mały człowiek napotyka na swojej drodze życia, poznaje świat, a przez to musi w jakiś sposób istnieć pomiędzy nim i Bogiem  ścisła i specyficzna relacja.

Sięgając głębiej w naturę dzieci, można się zastanowić, czy to one przypadkiem nie są odpowiedzią na te najtrudniejsze pytania dzisiejszego świata. Czy to nie one mogą swoją „nadprzyrodzoną”, lecz w późniejszych latach zatracaną, zdolność wykorzystać do niezwykłych rzeczy – do lepszego poznania Boga. Nadprzyrodzoną zdolnością dzieci jest niezwykła zdolność do przyjmowania prawdy. Dziecko zrozumie tylko prawdę. Nie da się mu wytłumaczyć czegoś, co przekracza jego zdolności rozumowe. Stwórca ukochał dzieci ze względu na ich czystość w myśleniu, niewinność,  piękno życia i świętość. Dorosłym natomiast  świat nadprzyrodzony przedstawia się za pomocą dogmatów. Każdy człowiek dorosły, aby zrozumieć ten specyficzny rodzaj objawienia się Boga, musi głęboko odmienić swój rodzaj myślenia. Przełączyć odbiorniki w mózgu na te same fale, które odbierają umysły dzieci.

Dogmat z samego swego założenia jest prawdą objawioną, zdefiniowaną i nieomylną u swej podstawy. Bierze on swój początek zawsze z wiary, nie z rozumu, a więc nie z teologii. Kościół jako wspólnota jest zbudowany na dogmatach. Bez dogmatów nie ma więc wiary, a bez wiary – po co byłaby nam teologia? Pierwsze więc należy zauważyć, że archetypem pojawienia się dogmatów dokonuje przez wcielenie Jezusa Chrystusa, który nadaje chrześcijaństwu istnienie, właśnie przez swój byt. Dogmat odsłania więc zasłonę, za jaką ukryta jest nieosiągalna przez nasz ludzki umysł pełnia Boga. Pełnia całego naszego życia chrześcijańskiego: życia w miłości, nadziei i dobroci. Dziecko, wyczuwa te cnoty ze zdwojoną siłą. I jeśli braknie którejś z nich w wychowaniu, staje się to poważnym problemem w sposobie postrzegania i odbierania rzeczywistości przez dorosłego człowieka.

Podając więc jakąkolwiek nową prawdę objawioną osobie wykształconej z własną ideologią, możemy częściej ponieść klęskę na całej linii, niż kogokolwiek do niej przekonać. Poglądy takich ludzi można odnaleźć w słowach wybitnego fizyka i filozofa Pascala: „Dopiero kiedy człowiek zacznie się zastanawiać nad sobą samym, zrozumie, jak bardzo niezdolny jest pojąć inne rzeczy”. Pascalowskiej wizji świata, w której to rozum mówi człowiekowi tylko to, co chce wiedzieć, towarzyszy ogromna bariera braku empirycznych możliwości objęcia Absolutu. Słowa tego wybitnego uczonego znów odwołują się do refleksji nad samym sobą, do przemiany podobnie opisanej w słowach Chrystusa. Gdy ta wewnętrzna konfrontacja umysłu nad odczuciami przebiegnie pomyślnie, można uniżyć się w pokorze i powiedzieć z pewnością i szczerością: „Wiem, że nic nie wiem”. Wnioskiem jest więc, iż Stwórcę mogę przyjąć i rozumieć wyłącznie poprzez wiarę. Inna sytuacja ma miejsce u ludzi niewykształconych, lecz  obdarzonych w pełni prawdziwą mądrością pochodzącą od Ducha Świętego. Są oni chłonni poznawać wszystko co interesujące, dlatego przyjmą to szczególne objawienie o wiele szybciej. Nie ze względu jednak na swoją „ciemnotę” czy „zacofanie”, ale ze względu na wielkie podobieństwo do dziecka, którego niezwykłe zdolności już zostały przywołane. Tylko osoba pragnąca zmienić swój tok myślenia, może pojąć coś paradoksalnego, nowego, ale prawdziwego. I tylko człowiek, którego umysł nie jest zaśmiecony złem pochodzącym z tego świata, może, jeśli tylko tego pragnie, lepiej rozumieć Boga. A Stwórcę można poznać tylko dlatego, że się nam objawia, daje nam się poznać, a nawet co więcej łączy się z każdym z nas substancjalnie, dając swoje ciało na okup za grzechy całej ludzkości. Paradoksalnie- nawet za tych, co w to nie wierzą.

Wszystko sprowadza się więc do jednego, człowiek bez dogmatów nie jest w stanie żyć w więzi z Bogiem. Tylko i wyłącznie one regulują ścieżkę intymnego kontaktu z Panem. Oznacza to, iż są one bardzo ważnym łącznikiem pomiędzy niebem a ziemią. Stanowią swoistą linię telekomunikacyjną, w której Bóg przesyła ludziom swoje orędzie, a człowiek jest w stanie na to orędzie odpowiedzieć i  zanieść Bogu swoje troski i potrzeby. One też ukazują eklezjalność całej wspólnoty wierzących, która od wieków i po wieki będzie trwać przy wspólnocie w łamaniu chleba – przy Chrystusie.

Pierwsze zdanie mojego artykułu zakłada jeszcze jedną prawdę. Każdy musi się odmienić. Jezus nie powiedział nigdy nawróćcie się, On mówi „Nawracajcie się”, oznacza to istne perpetuum mobile całej wiary, jej sens i cel. Raz zaczniesz i nie masz już prawa zakończyć. I to, jak należy się nawracać, jak należy oczyszczać się ze śmieci i co najważniejsze, jak należy żyć, aby osiągnąć pełne szczęście w niebie, odnajdujemy w prawdach, tłumaczonych przez teologów, a zapisanych w podstawowym „numerze” do Boga o nazwie DOGMAT.

To jest nasz Bóg Trójjedyny

„Fides omnium christianorum in Trinitate consistit” („Wiara wszystkich chrześcijan opiera się na Trójcy Świętej”) [1]

„Wierzę w jednego Boga”[2] – tak rozpoczyna się Symbol Nicejsko-Konstantynopolitańskiego wyznania wiary. Ojcowie Kościoła przez ten akt „Credo” od samego początku wyrażali i chcieli przekazać wiarę Kościoła w Boga który JEST jeden. Posługiwali się przy tym językiem normatywnym i wspólnym dla wszystkich wiernych[3], aby wyrazić najgłębszy sens swoich przekonań i dowieść, w sposób doświadczalny, że to, co wyznają, jest rzeczywistością.

Dzisiaj, kiedy coraz bardziej zacierają się możliwości dogłębnego zrozumienia człowieka, jest niezwykle trudnym zadaniem wytłumaczyć trójjedyność Stwórcy. Trójca Święta jest oczywiście ogromną tajemnicą dla ludzi, jedną z „ukrytych tajemnic Boga, które nie mogą być poznane, jeśli nie są objawione przez Boga”.[4]

Podstawowym aspektem, jaki należy rozważyć w tej kwestii, jest wielowymiarowa rzeczywistość wiary. Bowiem ona potrzebuje podstawy. Bez niej jest ślepa i infantylna, a dla dzisiejszych ludzi niemodna i bezpodstawna.

Mieć podstawy wiary w Trójjedynego Boga oznacza odnaleźć fundament i cel, do którego zmierzają te założenia. Czy istnieje naukowe wytłumaczenie, logicznie spójna argumentacja mówiąca o istnieniu Jedynego Boga objawiającego się ludzkości w dziejach świata w Trzech Osobach? Oczywiście, że tak. Ale poza nauką istnieje jeszcze coś: wiara w to, że tak jest. Ale skoro mamy poparcie nauki i ducha, to jak należy ten istny paradoks Jednego Boga w Trójcy Świętej rozumieć?

 Wierzyć w Boga w Trójcy Świętej oznacza przede wszystkim (jak już to wcześniej wspomniałem) przyjąć i zaufać, że tak jest. Głęboka refleksja intelektualna nad tajemnicą trójjedynego Boga pozwala nam zauważyć, że choć jest ona paradoksalna i przekracza ludzką percepcję, to jednak nie jest ona absurdalna. Stwórca działa jako jedność, ale objawia się w dziejach świata w Trzech Osobach: Bogu Ojcu, Synu Bożym i Duchu Świętym. Każda z Osób Boskich jest tym samym jedynym Bogiem. Pomimo tego, iż osoby boskie działają w różnych aspektach życia świata, nie podlegają unifikacji, gdyż są Bogiem. Tak samo jak człowiek składa się z wielu organów i narządów, ale każdy z nich jest tak samo ważny, tak samo potrzebny.

Najpiękniej i najmocniej Trójca Święta prezentuje swoje działanie w czasie chrztu Jezusa w Jordanie. Następuje tam objawienie całego jej majestatu. I sposób, w jaki się to wyraża, podkreśla to jak człowiek ma rozumieć wiarę w Trójcę Świętą.

Kiedy Jezus zostaje ochrzczony, Duch Święty zstępuje z nieba w postaci gołębicy, i daje się słyszeć głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”[5]. Kiedy popatrzymy na cała scenę z drugiego planu, widzimy jedność Boga w różności występującej Osoby. Jezus wychodząc z wody jest cały mokry, spływa z niego woda,  i w tym właśnie momencie na pewno nie wygląda zbyt pociągająco. I właśnie wtedy Bóg Ojciec wypowiedział słowa, zapisane przez ewangelistów.

 Jak więc rozumieć wiarę w Trójcę Przenajświętszą? Możemy odpowiedzieć parafrazując słowa naszego Ojca w niebie: To jest nasz  Bóg Trójjedyny, przez nas umiłowany! Jego słuchajmy!



[1] Św. Cezary z Arles, Expositio symboli (sermo 9): CCL 103, 48

[2] Symbol Nicejsko-Konstantynopolitański: DS. 150.

[3] Por. Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego.

[4] Sobór Watykański I: DS 3015.

[5] Mk 1,11