Mój poprzedni wpis „Radość i nadzieja są naszą siłą” był już bardzo przeciążony i spowolniony z powodu długiej debaty – 176 komentarzy. Dlatego proponuję część drugą dyskusji pod tym samym tytułem. Mam nadzieję, że będzie to spokojna i życzliwa wymiana poglądów – bez zbędnego pośpiechu, aby dać szansę dojrzewaniu myśli w próbach ustosunkowania się do pojawiających się komentarzy. Dlatego ponownie zamieszczam mądrą radę Maxa Ehrmanna („Desiderata”): „Wypowiadaj swą prawdę spokojnie i jasno, i wysłuchaj innych…; oni też mają swoją opowieść”.
Na początek mój tekst:
Z ROZWAŻAŃ NAD IV KSIĘGĄ EZDRASZA
Tekst IV Księgi Ezdrasza napisany jest z godnym uwagi dramatyzmem i kunsztem pisarskim. Czyta się go z ogromnym przejęciem. Z mojej osobistej fascynacji powstały poniższe rozważania. Proszę o cierpliwość w lekturze, bo nie da się ważnych spraw wypowiedzieć w kilku zdaniach. Nic dziwnego, że ta Księga uważana jest za jedną z pereł żydowskiego piśmiennictwa apokaliptycznego. Warto wiedzieć, że w języku hebrajskim samo imię Esdrasz/Ezra znaczy „pomoc” (ang.: help).
W swoich rozważaniach często cytować będę charakterystyczne wypowiedzi i streszczać inne. Opieram się na przekładzie angielskim z Biblii „The Revised Standard Version” (RSV). Uwzględniam także „The King James Bible” i inne przekłady. Właściwa IV Księga Ezdrasza to rozdziały 3-14 (dwa pierwsze i dwa ostatnie to późniejsze dodatki, prawdopodobnie chrześcijańskie z III w. ).
Jak wykazują specjaliści, ta apokaliptyczna Księga powstała ok. lat 90-100 po Chrystusie (w samej Księdze [3,1] podano, że 30 lat po zburzeniu świątyni w Jerozolimie przez Rzymian). Przebija z niej wstrząsająca świadomość sytuacji Izraela. Stąd OBJAWIENIA I WIZJE (w liczbie 7), kiedy Ezdrasz spotyka anielskiego posłańca. Przepowiedziane zostają historyczne wydarzenia oraz zapowiedź boskiej interwencji, odbudowy Syjonu, zniszczenia imperium rzymskiego, przyjścia Mesjasza-człowieka, syna Boga [„my son the Messiah (7,28-29)] oraz sądu ostatecznego i losów pośmiertnych.
IV Księga Ezdrasza, zwana także APOKALIPSĄ EZDRASZA, jest adhortacją napisaną przez Żyda dla Żydów po zburzeniu Świątyni Jerozolimskiej (70 r.). Wstrząśnięty zniszczeniem Jerozolimy szuka on zrozumienia narodowej tragedii. W swoim lamencie jest podobny do dawnych proroków Jeremiasza i Habakuka. Skarży się, że obietnice Boga dane Izraelowi nie spełniają się. Z jego wizji przebija jednak w końcu przekonanie, że te obietnice zostaną mimo wszystko spełnione, jakkolwiek nie na tym świecie, ale dopiero w przyszłym, po przyjściu Mesjasza. Trzeba wszakże zachowywać Prawo, gdyż tylko ci, co są mu wierni zostaną zbawieni.
Ezdrasz pisze dla ludzi „mądrych ” (12,38; 14,46: „to the wise among your people”), zdolnych zrozumieć sens wizji i objawień (por. Dn 12,10) – objawień o charakterystycznej strukturze: skargi/lamenty, nawrócenie, pocieszenie. Padają pytania o PORAŻKĘ BOSKICH ZAMIARÓW w historii ludzkości, w wyborze Izraela i w dziele stworzenia. Archanioł Uriel/Gabriel strofuje, pociesza i poucza. Pomiędzy poszczególnymi wizjami Ezdrasz spędza kilka dni w samotności, poszcząc i modląc się.
Zacznę od modlitwy Ezdrasza, gdyż to ona stanowić będzie, wraz z szerokim kontekstem teologicznym, główny przedmiot moich dociekań. Podaję własny przekład tekstu tej modlitwy.
1. MODLITWA WSTAWIENNICZA EZDRASZA
„O Panie, który mieszkasz w wieczności (…), którego tron jest bezmierny i chwała nie do pojęcia, przed którym stoją z drżeniem zastępy aniołów (…), którego słowa są pewne, rozporządzenia pełne mocy, a rozkaz budzi strach; (…) którego oburzenie sprawia, że topnieją góry i którego prawda utwierdzona jest na wieczność.
Wysłuchaj, o Panie, modlitwy Twojego sługi i nakłoń ucha ku prośbie Twojego stworzenia; zważ na moje słowa. Bowiem póki żyję będę mówił, i dopóki mam zdolność pojmowania (understanding), będę odpowiadał.
O, nie patrz na grzechy Twego ludu, ale na tych, którzy służyli [i nadal służą] Ci w prawdzie. Nie zważaj na zamysły tych, którzy działają niegodziwie, lecz na wysiłki tych, którzy stale zachowują Twoje przymierza (covenants) pośród utrapień.
Nie myśl o tych, którzy dotąd żyją niegodziwie w Twych oczach, lecz pamiętaj o tych, którzy ochoczo uznali, że należy okazywać Ci bojaźń.
Niech wolą Twoją nie będzie zniszczyć tych, którzy postępują na sposób bydła (who have had the ways of cattle), lecz spoglądaj na tych, którzy chlubnie nauczali/ją Twojego Prawa.
Nie bądź zagniewany na tych, których uważa się za gorszych od zwierząt (who are deemed worse than beasts), ale miłuj tych, którzy zawsze ufność pokładali w Twej chwale.
My bowiem i nasi ojcowie wiedliśmy żywot w sposób, który wiedzie ku śmierci, lecz Ty, z powodu nas grzesznych, ZWAN JESTEŚ MIŁOSIERNYM. Bo gdybyś zapragnął zlitować się nad nami, którzy nie mamy uczynków pełnych prawości (no works of righteousness), WÓWCZAS BYŁBYŚ NAZWANY MIŁOSIERNYM. Bowiem sprawiedliwi, mający wiele uczynków zgromadzonych u Ciebie, otrzymają swą nagrodę wskutek swoich własnych uczynków.
Lecz czymże jest człowiek, na którego się gniewasz, albo czymże jest zepsuty ród [ludzki], któremu z taką goryczą się sprzeciwiasz? Albowiem nie ma zaiste nikogo pośród narodzonych, kto by nie postąpił niegodziwie, a wśród tych, którzy istnieli nie ma nikogo, kto by nie zgrzeszył.
W tym bowiem, o Panie, Twa sprawiedliwość i dobroć staną się jawne, kiedy jesteś/będziesz miłosierny względem tych, którzy nie mają żadnego zasobu dobrych uczynków” (8, 20-36).
2. CZY PROŚBA EZDRASZA O MIŁOSIERDZIE ZOSTAŁA WYSŁUCHANA?
P. Andrzej Nowicki (2 stycznia 2014, 21:30) podał przekład najbardziej charakterystycznych wersetów (4Ezd 8, 24-35) modlitwy Ezdrasza i napisał o sobie samym: „Czyż nie jest to nadzieja na powszechne zbawienie? Jestem w szoku jak wiele tego typu świadectw odkrywam w judaizmie czasów Jezusa. Wiele moich poglądów, które przyjąłem a priori ulega właśnie bezlitosnej weryfikacji. No cóż z faktami się nie dyskutuje”.
Owszem, taka jest serdeczna nadzieja człowieka modlącego się o ocalenie grzesznych ludzi. Ale czy Najwyższy wysłucha tej modlitwy? CZY RZECZYWIŚCIE SPEŁNI SIĘ NADZIEJA NA POWSZECHNOŚĆ ZBAWIENIA? JAKA JEST FAKTYCZNA ODPOWIEDŹ BOGA NA ŻARLIWE WSTAWIENNICTWO EZDRASZA? To jest moje główne pytanie. Szukam na nie odpowiedzi.
W reakcji na prośby Ezdrasza Bóg przyznaje, że wypowiedział on słusznie pewne rzeczy i stanie się tak według jego słów. Zapewnia go jednak, że nie będzie troszczyć się o przemianę tych, którzy zgrzeszyli (I will not concern myself about the fashioning of those who have sinned), ani o ich śmierć, sąd i zniszczenie (8,38). „Radować się będę z ukształtowania sprawiedliwych, także z ich pielgrzymowania, zbawienia i otrzymanej nagrody. Jak rzekłem, dlatego tak będzie. Bowiem jak rolnik zasiewa wiele nasion w glebę i zasadza mnóstwo sadzonek, ale nie wszystko, co zostało zasiane wykiełkuje o odpowiedniej porze, i nie wszystko, co zostało zasadzone zakorzeni się – tak również ci, co zostali zasiani w świecie NIE WSZYSCY BĘDĄ ZBAWIENI (so also those who have been sown in the world will not all be saved) (8,39-41).
Ezdrasz nie ustępuje. Nawiązuje do ostatniego porównania. „Jeżeli ziarno rolnika nie zakiełkuje, ponieważ nie otrzymało w porę deszczu, albo zostało zniszczone przez jego nadmiar, wtedy ginie. Ale człowiek ukształtowany przez Twoje ręce i NAZWANY TWOIM WŁASNYM OBRAZEM (and is called thy own image), gdyż został stworzony podobny do Ciebie i dla którego Ty ukształtowałeś wszystkie rzeczy – czy również uczyniłeś go podobnym do ziarna rolnika? (8,43-44).
3. NIE PYTAJ JUŻ WIĘCEJ O WIELOŚĆ TYCH, KTÓRZY GINĄ
Z przejęciem wsłuchuję się w tę wymianę myśli. Jakże ważne jest to odniesienie do obrazu i podobieństwa Bożego w człowieku (zob. Rdz 1,26). „Nie, o Panie, który jesteś nad nami! – kontynuuje Wizjoner. – Oszczędź swój lud i ZLITUJ SIĘ NAD DZIEDZICTWEM TWOIM, gdyż zmiłowanie okazujesz Twemu własnemu stworzeniu (But spare thy people and have mercy on thy inheritance, for thou hast mercy on thy own creation) (8,45).
Bóg wykazuje Apokaliptykowi, że on nie jest w stanie miłować bardziej Jego stworzenia niż On sam je miłuje. I niechże on nie porównuje samego siebie do ludzi nieprawych (Never do so!) (8,47), zasługuje bowiem nawet i w tym względzie na pochwałę przed obliczem Najwyższego; uniżył samego siebie jak przystoi stworzeniu i nie uważał siebie za sprawiedliwego po to, aby otrzymać jak największą chwałę. Wiele nieszczęść spadnie na mieszkańców ziemi w czasach ostatecznych z powodu wielkiej pychy.
Lepiej jednak rozważać przyszłą chwałę sprawiedliwych i twoją własną, Ezdraszu (8,50-54). Raj stoi otworem przed tobą, drzewo życia zostało zasadzone, przyszły wiek przygotowany w całej jego obfitości. Tam wszystko będzie wyrazem odpocznienia, dobroci i mądrości. Nie będzie już zła, choroby i śmierci. Skażenie zostanie zapomniane i zniknie piekło (hell has fled). Przeminą smutki i żale i objawi się nieśmiertelność (por. Ap 21,4).
Najwyższy zwraca się do Ezdrasza ze słowami: „Dlatego NIE PYTAJ JUŻ WIĘCEJ O WIELOŚĆ TYCH, KTÓRZY GINĄ” (Therefore do not ask any more questions about the multitude of those who perish), bowiem oni także otrzymali wolność, ale wzgardzili Najwyższym i Jego Prawem, i opuścili Jego drogi” (8,55-56). Co więcej, podeptali sprawiedliwych i mówili w swym sercu, iż nie ma Boga, dobrze wiedząc, że czeka ich przecież śmierć. Pragnienie i męka są im przygotowane (8,57-59). Najwyższy nie zamierzał, aby ludzie byli zniszczeni. Będąc stworzeniami, oni sami skalali imię Tego, który ich stworzył i okazali się niewdzięczni względem Tego, który przygotował im życie. Dlatego zbliża się sąd (8,59-61). „Nie ukazałem tego wszystkim ludziom, ale tylko tobie i kilku podobnym do ciebie” (8,62). A więc wiedza o przyszłych losach tylko dla wybranych!
Dialog trwa nadal. Odsłania znane nam już wątki eschatologiczne i wyjaśnia znaki zbliżającego się końca. Zbawieni zostaną ludzie dzięki dobrym uczynkom i wierze. Pośmiertna męka czeka tych, którzy opuścili Boże drogi i wzgardzili Prawem Boga, chociaż doznali Jego dobrodziejstw i mieli sposobność do nawrócenia.
Stąd ostrzeżenie dla Ezdrasza: „Dlatego NIE BĄDŹ NADAL CIEKAW, JAK BEZBOŻNI BĘDĄ UKARANI, lecz dopytuj się jak zbawieni będą sprawiedliwi – ci, do których świat i ten wiek (the age!) należy i dla których został stworzony” (9,13). Na koniec jeszcze obrazowe porównania: „Widziałem i oszczędziłem niektórych z wieką trudnością, i uratowałem dla siebie jedno grono spośród kiści i jedną roślinę z wielkiego lasu (and [I] saved for myself one grape out of a cluster, and one plant out of a great forest). Więc niech zginie wielość, która urodziła się na próżno, lecz niech moje grono i moja roślina będą zbawione, ponieważ z wielkim trudem je udoskonaliłem (So let the multitude perish which has been born in vain, but let my grape and my plant be saved, because with much labor I have perfected them) (9,21-22).
4. MODLITWA EZDRASZA W KONTEKŚCIE TEOLOGICZNEGO PRZESŁANIA KSIĘGI
Szczególną uwagę kieruję na szeroki kontekst teologiczny i następstwa modlitwy wstawienniczej. Ezdrasz wstawia się za grzesznikami tak, jak ongiś wstawiał się Abraham za Sodomą, Mojżesz za swoim grzesznym ludem (7,106) oraz inne starotestamentowe postacie (7,107-111). Jeśli ludzie prawi i sprawiedliwi modlili się za grzesznych wówczas, gdy mnożyła się nieprawość, dlaczego nie wstawiać się za tymi, co odeszli z tego świata i podlegają sądowi?
Dialog człowieka ze Stwórcą
Księga mówi o objawieniu się Mesjasza, jego śmierci oraz śmierci wszystkich ludzi, o siedmiu dniach milczenia świata, odpowiedniku początków stworzenia. Nastąpi zmartwychwstanie umarłych. Najwyższy ukaże się jako Sędzia. SKOŃCZY SIĘ CZAS WSPÓŁCZUCIA i cierpliwości (compassion shall pass away, and patience shall be withdrawn) (7,33). Pozostanie tylko sąd, objawi się prawda i moc wierności. To DZIEŃ ODPŁATY I NAGRODY – DZIEŃ SĄDU. Nagroda za służbę Bogu i zachowywanie przykazań, odpłata za wzgardę i nieposłuszeństwo. Dlatego i miejsca są dwa: czeluść męki wraz z ogniem piekielnym oraz miejsce odpocznienia i raj rozkoszy (7,36; por. 7,38). „Wszyscy zobaczą, co zostało im postanowione” (7,42).
Zatroskany Ezdrasz pyta: „Ale co z tymi, za których się modliłem? Czyż jest bowiem pośród żyjących ktoś bez grzechu, albo kto z ludzi, co nie przekroczył Twojego przymierza? A teraz widzę, że świat, który nadejdzie przyniesie RADOŚĆ DLA NIELICZNYCH, LECZ MĘKĘ DLA WIELU (And now I see that the world to come will bring delight to few, but torments to many.). Bowiem zło w sercu (an evil hart) w nas wyrosło, które oddaliło nas od Boga, doprowadziło do zepsucia i dróg śmierci; ukazało nam ścieżki zatraty i odsunęło daleko od życia – i to nie tylko niewielu z nas, lecz prawie wszystkich, którzy zostali stworzeni (almost all who have been created). Z tej racji Najwyższy stworzył nie jeden świat, ale dwa” (7,46-48.50).
Warto się wsłuchać w ten przedziwny dialog człowieka ze Stwórcą. On sam jest przecież Tym, który wyjaśnia tajemnicę ludzkich losów. Pyta Ezdrasza: „Jeśli masz kilka drogich kamieni, czy dodasz do nich ołów i glinę?” (7,52). – Oczywiście , że nie! – No to słuchaj ziemi, a ona ci wyjaśni. Jeden metal w ziemi szlachetniejszy od drugiego, ale mniej liczny. Co jest zatem cenniejsze i bardziej pożądane? To, co trudno otrzymać raduje bardziej niż to, co jest w obfitości.
Niewielu będzie zbawionych
Jak echo powtarzają się słowa: „WIELU ZOSTAŁO STWORZONYCH, LECZ NIEWIELU BĘDZIE ZBAWIONYCH/Many have been created, but few shall be saved” (8,3). „WIĘCEJ JEST TYCH, KTÓRZY GINĄ NIŻ TYCH, KTÓRZY BĘDĄ ZBAWIENI; jak fala jest większa niż kropla wody” (9,15-16). Wypowiedzi te przypominają jak żywo słowa Jezusa w Ewangelii Galilejskiej (Q 13,24) oraz w Mt 7,13-14.
Interpretatorzy zwracają uwagę na mocny akcent położony w IV Ezd na WOLNOŚCI I ODPOWIEDZIALNOŚCI CZŁOWIEKA. Ci, którzy giną również otrzymali dar wolności, ale wzgardzili Najwyższym i Jego Prawem, i zeszli z Jego dróg (8,56). Ezdrasz z uporem wykazywał, że od Adama zło zagnieździło się w ludzkim sercu (3,21). Anioł Uriel/Gabriel przyznaje mu rację (4,30). Obiecuje, że odmieni się serce mieszkańców ziemi i nawróci (6,26); korzeń zła i schorzenie zostaną w nowym świecie usunięte z wnętrza ludzi sprawiedliwych.
Życiodajna skrucha możliwa jest przed dniem sądu (7,82; 9,12; 13,54; 14,34). Potrzeba jednak wiary i posłuszeństwa. Sprawiedliwi zostaną zbawieni ze względu na swoje uczynki i wiarę w Najwyższego (13,23). To oni nagromadzili skarby wiary (6,5) i zaufali Jego przymierzom (7,83).
Drogi zbawienia: wiara i uczynk
Anioł oznajmia wizjonerowi, że jedynie ci, co zachowują Prawo mogą ostać się przy życiu (7,20). A przecież wszyscy ludzie mają jakieś zło w sercu. Tylko chyba nieliczni są godni zmartwychwstania. Czy zatem może urzeczywistnić się zamiar Boga ujawniony w dziele stworzenia i w przymierzu? Co uczyni On, aby zajaśniało Jego boskie Imię? (4,25). Ezdrasz otrzymuje zapewnienie, że odpowiedź przyjdzie dopiero wraz z nastaniem nowego świata. Ten świat został stworzony dla wielu, zaś przyszły przez wzgląd na nielicznych (8,1).
Ci, co wzgardzili Prawem Najwyższego i nienawidzili bojących się Boga niezwłocznie pójdą na męki, na zawsze nieszczęśliwi i smutni (7,79); zżerać ich będzie wstyd i lęk przed chwałą Najwyższego, w obliczu którego grzeszyli za swojego życia i przed którym będą sądzeni w czasach ostatecznych (7,87).
Bezsilność Prawa i tęsknota za skuteczniejszymi środkami zbawienia
Niektórzy autorzy zwracają uwagę, że Apokalipsa Ezdrasza jest autentycznym dziełem judaizmu wcześniejszego typu niż ten, który znalazł wyraz w późniejszym piśmiennictwie rabinicznym. Rozdziały 3-10 mają duże znaczenie także dla zrozumienia pewnych wątków w Nowym Testamencie. Uprzedzają w pewnym sensie poczucie uniwersalizmu oraz niszczycielskich skutków grzechu (zob. zwł. 4,30 i 7,118) w nauce Pawła z Tarsu. Są wyrazem patetycznej TĘSKNOTY ZA BARDZIEJ SKUTECZNYMI ŚRODKAMI ZBAWIENIA: „O Panie, który [panujesz] nad nami, pozwól swemu słudze, abyśmy mogli modlić się przed Tobą; daj ziarno dla naszego serca i [umiejętność] doskonalenia naszego zrozumienia, aby wydały owoc, dzięki któremu każdy śmiertelnik noszący podobieństwo istoty ludzkiej będzie mógł żyć” (give us seed for our heart and cultivation of our understanding so that fruit may be produced, by which every mortal who bears the likeness of a human being may be able to live) (8,6).
Ezdrasz-apokaliptyk ceni Prawo i uczynki płynące z jego zachowania; utrzymuje nawet, że nieliczni, jakkolwiek nie bezgrzeszni, mogą zapewnić wystarczającą ilość zasług poprzez uczynki i wiarę, aby osiągnąć zbawienie. A jednak jest zarazem ŚWIADOM BEZSIŁY PRAWA JAKO ZBAWCZEJ MOCY (9,36; por. Rz 3,20). Głębokie uczucia towarzyszą jego refleksji nad stosunkiem Izraela do Prawa. Nie zadowala go ortodoksyjna odpowiedź na rolę Prawa w dziele zbawienia. Oczywiście, drogi Boga są niezbadane (4, 7-11; 5, 35-36; por. Rz 11,33-35), a ludzki umysł jest skończony i ograniczony (zob. 4, 12-32). Bieg i trwanie obecnego świata zostały zdeterminowane (4,33-43; por. Rz 9,14-21), a decydujący moment wkrótce nadejdzie (4,44-50). Wszystkie trudności zostaną rozwiązane wraz z przyjściem przyszłego wieku, który przyniesie całkowicie nowy porządek (por. Rz 8,18nn. 28nn.). Obecny skażony świat rozpadnie się, ustąpi światu nieśmiertelnemu i wolnemu od zepsucia (zob. 7,114).
Trudno pojąć Apokaliptykowi, dlaczego tylko niewielu będzie tych, którzy osiągną zbawienie. Anioł był w stanie wyjaśnić mu tylko, że to ci nieliczni są wartościowi, a wielu jest bezwartościowych. Ta wizja wywołuje jego SPRZECIW: lepiej więc byłoby, gdy człowiek nie został w ogóle stworzony (7,62-69), albo przynajmniej powstrzymany od popełnienia grzechu (7,116-126). Wbrew nieuchronnemu wnioskowi wynikającemu z czystego legalizmu, WIZJONER Z UFNOŚCIĄ APELUJE DO BOSKIEJ LITOŚCI I WSPÓŁCZUCIA DLA GRZESZNYCH LUDZI (7,132-140).
Jakże bliska jest ta myśl Ezdrasza przekonaniom apostoła Pawła! Obydwaj poruszają w gruncie rzeczy te same tematy: stosunek Izraela do Prawa, wiara i uczynki, łaska, grzech i skutki grzechu Adama, nadejście Dnia Pańskiego i różne losy ludzi. Na ten paralelizm myślenia zwracał już uwagę przed laty Cyril William Emmet („The Fourth Book of Esdras and St. Paul”, Expository Times, September 1910, s. 551-556), wskazując na wspólne tło problemowe.
Bóg nie będzie smucić się z powodu wielości zatraconych
Wróćmy jeszcze do myśli o zapowiedzianym sądzie: „Dlatego BĘDĘ RADOWAĆ SIĘ Z NIEWIELU, którzy zostaną zbawieni (for I will rejoice over the few who shall be saved), albowiem to oni sprawili, że teraz triumfuje moja chwała i przez nich imię moje zostało teraz uczczone. I NIE BĘDĘ SMUCIĆ SIĘ Z POWODU WIELOŚCI TYCH, KTÓRZY GINĄ (And I will not grieve over the multitude of those who perish), gdyż to oni są teraz jak mgła i podobni do płomienia i dymu – są w ogniu i płoną z gorąca, i podlegają zniszczeniu” (they are set on fire and burn hotly, and are extinguished” (7,60-61).
Rozlega się DRAMATYCZNE WOŁANIE EZDRASZA: „O ZIEMIO, COŚ TY WYDAŁA!” Jak inne stworzone rzeczy jesteśmy przecież, wraz z naszym umysłem, tylko prochem. Lepiej byłoby, gdyby ten proch w ogóle się nie narodził, tak iżby i umysł nie został z niego stworzony. A teraz podlegamy z tego powodu męce, „ponieważ giniemy i o tym wiemy” (because we perish and know it) (7,63-64). Niechże więc rodzaj ludzki podniesie LAMENT! Niech lamentują ci wszyscy, co się narodzili! Niech się radują zwierzęta polne i stada, bo lepiej dzieje się z nimi niż z nami. One nie oczekują sądu, nie znają żadnej męki ani zbawienia obiecanego im po śmierci. I cóż to dla nas za pożytek, że zostaniemy zachowani żywi, ale w okrutnej męczarni? Ciążą na nas nieprawości, jesteśmy pełni grzechów i obarczeni przestępstwami. Chyba byłoby lepiej dla nas, gdyby po śmierci nie czekał na nas sąd (7,65-69).
SĄD to koniec tego świata i początek nadchodzącego wieku nieśmiertelności, wolnego od skażenia, grzesznej pobłażliwości i niewiary, wieku sprawiedliwości i objawionej prawdy (7,113-114). „Dlatego wówczas NIKT JUŻ NIE BĘDZIE MÓGŁ LITOWAĆ SIĘ NAD TYM, KTO ZOSTAŁ POTĘPIONY NA SĄDZIE (no one will then be able to have mercy on him who has been condemned in the judgment), albo zaszkodzić temu, kto odniósł zwycięstwo” (7,115). TAKIE JEST „PIERWSZE I OSTATNIE SŁOWO” NAJWYŻSZEGO. Lepiej byłoby, gdyby na ziemi nie pojawił się Adam, lub gdyby ziemia powstrzymała go od grzechu (7,116).
Pocieszenie i przesłanie nadziei – zaczątkowy uniwersalizm?
Apokaliptyk z trudem przyjmował pouczenia anioła. Dlatego prosi Boga o MIŁOSIERDZIE DLA NARODU I ŚWIATA. Niektórzy badacze sugerowali, że jego słowa są WYRAZEM ZACZĄTKOWEGO UNIWERSALIZMU (an incipient universalism), który musi niestety pogodzić się z bezlitosną logiką dominującego, legalistycznego poglądu (wierność Prawu nade wszystko!), reprezentowanego przez anioła (zob. C. G. Montefiore, “IV Ezra: A Study in the Development of Universalism”, London 1929, s. 13).
W obliczu dylematu inni uczeni mówią raczej o kompilacji sprzecznych źródeł. Według E. P.Sandersa (“Paul and Palestinian Judaism: A Comparison of Patterns of Religion”, Minneapolis 1977, s. 418), głos anioła wyraża wprawdzie pogląd autora Księgi, ale rozdziały 6-7 stanowią prawdopodobny dodatek o zbawieniu (a ‘saving appendix’); rozdział czwarty odzwierciedlałby zatem legalistycznie pojmowaną sprawiedliwość/prawość, opartą na uczynkach – pogląd obecny w żydowskim piśmiennictwie tego okresu.
Inni autorzy uznają na ogół jedność tekstu całego dzieła (A.L. Thompson, „Responsibility for Evil in the Theodicy of 4 Ezra”, Missoula, Mont. 1977, s. 107). Ezdrasz doświadcza wewnętrznego konfliktu, co może wyrażać jego psychologiczne dojrzewanie i wewnętrzne przemiany. A może jest to tylko retoryczna strategia, której celem jest nakłonienie czytelników, aby odeszli od stanowiska Ezdrasza i przejęli pogląd anioła.
W stronę miłosierdzia: Mesjasz wyzwoli „resztę ludu”
Występujący w początkowych wizjach anioł jest ucieleśnieniem głosu samego Boga. Warto jednak zwrócić uwagę na ważny fakt, że głos anioła z czasem ustępuje głosowi samego Najwyższego (5,38–6,29, 7,26–9,25). Pytajmy więc: jacy ludzie, według autora Księgi, dostąpią łaski wejścia do nowego świata? Nazywani są sprawiedliwymi/prawymi („righteous”: 5,35; 8,39), którzy trudząc się stają się dziedzicami obietnic (7,14; 9,21). Zobowiązani są do ścisłego zachowywania Bożych przykazań, ustanowień i Prawa (7,72.90.95; 13,42) oraz do wierności w służbie Bogu (7,89). Ich dobre i prawe uczynki, gromadzące się jak skarb, zostaną w nagrodę ujawnione na sądzie boskim (7,35.77) jako sprawiedliwa zapłata za wierność. Taki jest sens, jak wspomniałem wcześniej, akcentu położonego na posłuszeństwie jako warunku zbawienia. Ale chyba pojawia się tu również pewne złagodzenie poglądu.
Wstawiennicze PROŚBY O MIŁOSIERDZIE KIEROWANE PRZEZ EZDRASZA DO BOGA NIE ZOSTAJĄ OD RAZU WYSŁUCHANE. Dopiero w rozdziale dwunastym (12,34) padają zastanawiające słowa o MESJASZU, KTÓRY „WYZWOLI W [SWOIM] MIŁOSIERDZIU RESZTĘ MOJEGO LUDU” (But he will deliver in mercy the remnant of my people) – tych, którzy zostali ocaleni od początku do końca moich granic (those who have been saved throughout my borders); i On obdarzy ich radością zanim nadejdzie koniec, dzień sądu (and he will make them joyful until the end comes, the day of judgment).
Zdanie niezbyt jasne, różnie przekładane, zwłaszcza w odniesieniu do owych „granic” [The King James Bible: „those that have been pressed upon my borders”; George Herbert Box, 1917: “(even) them who have remained within my borders”; God’s Truth: „those that be preserved over mine ends”].
***
W sumie mamy w IV Ezd do czynienia z tekstem, który przypomina, jak stwierdziliśmy we wcześniejszej dyskusji, zagadkowe stwierdzenie w Księdze Henocha. Chyba jednak jest tu WIĘCEJ NADZIEI NA MIŁOSIERDZIE ZE STRONY BOGA, zwłaszcza ze względu na WZMIANKĘ O MESJASZU-CZŁOWIEKU I JEGO ROLI W WYZWOLENIU „RESZTY LUDU” BOŻEGO. Czy tym Ludem Bożym są jedynie Izraelici? Czy nie są nim wszyscy grzeszni ludzie tej ziemi? Czy nie mają racji ci badacze, którzy mówią o zaczątkach uniwersalizmu zbawienia w całościowym przesłaniu IV Księgi Ezdrasza?
Oto moje pytania.
Ks. prof. Hryniewiczu!
Właśnie skończyłem drukowanie tego wpisu, albowiem zasługuje on na to, aby umieścić go w swoich zbiorach dotyczących 4 Ezd. Tym bardziej, że została zastosowana tu nowatorska interpretacja tego przecież trudnego tekstu ( konwencja dialogu Bóg – Człowiek ). Pytania końcowe bardzo trudne i niełatwo pokusić się o odpowiedź; może lepiej, nawet jej nie udzielać – tym bardziej, że czasami pytanie jest właściwie odpowiedzią.
Mój niepokój – skądinąd słuszny – wzbudzają słowa:
„Jak echo powtarzają się słowa: „WIELU ZOSTAŁO STWORZONYCH, LECZ NIEWIELU BĘDZIE ZBAWIONYCH/Many have been created, but few shall be saved” (8,3). „WIĘCEJ JEST TYCH, KTÓRZY GINĄ NIŻ TYCH, KTÓRZY BĘDĄ ZBAWIENI; jak fala jest większa niż kropla wody” (9,15-16). Wypowiedzi te przypominają jak żywo słowa Jezusa w Ewangelii Galilejskiej (Q 13,24) oraz w Mt 7,13-14” ( ks. W. Hryniewicz ).
Czyżbym pomylił się w analizach Q i sprawa powinna zostać na nowo przemyślana?
Pierwotne chrześcijaństwo nie wierzyło w piekło! Wiem to na pewno! Paweł z Tarsu wahał się pomiędzy anihilacją grzeszników a zbawieniem wszystkich:
„Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodziewanie przyjdzie na nich ZAGŁADA, jak bóle na brzemienną, i nie umkną” ( 1 Tes 5, 3 ).
„A gdy mu wszystko zostanie poddane, wtedy też i sam Syn będzie poddany temu, który mu poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we WSZYSTKICH ( 1 Kor 15, 28 ).
Ta dychotomia jest charakterystyczna dla Apostoła Narodów, który w swoich Listach potrafi sobie wielokrotnie sam przeczyć ( rozwój myśli teologicznej? ). Jednak można z bardzo dużą dozą pewności stwierdzić, iż św. Paweł nie nauczał o piekle a pojęciem Gehenna w ogóle się nie posłużył.
Omawiałem już jeden z hymnów przedpawłowych, który wydaje się wskazywać, iż Jezus w ujęciu tych pierwszych świadków pojednał ze sobą świat podziemny. Wydaje się więc, że pogląd wyrażony w 1 Kor 15, 28 jest najwcześniejszym kerygmatem grup chrześcijańskich. Potwierdza to, także pośrednio autor Dziejów Apostolskich, który odtwarzając pierwsze kazania Kefasa umieszcza w nim nadzieję na TOTALNĄ palingenezę:
„Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone, aby nadeszły od Pana dni ochłody, aby też posłał wam zapowiedzianego Mesjasza, Jezusa, którego niebo musi zatrzymać aż do czasu ODNOWIENIA ( apokatastasis !!! ) WSZYSTKICH RZECZY” ( Dz 3, 19 – 21 ).
Czyżby Kefas wierzył nie tylko w zbawienie wszystkich ludzi ( wszystko to wszystko ) ale także przyrody? Skąd mógł zaczerpnąć tak oryginalny pomysł, skoro w ówczesnym judaizmie dwa wielkie stronnictwa toczyły spór czy w ogóle jest zmartwychwstanie ( saduceusze a faryzeusze ) a sami zwolennicy zmartwychwstania zastanawiali się czy proces ten obejmie gojów czy też samego Izraela lub nawet tylko sprawiedliwych Izraela. Stawiam śmiałą hipotezę, że pogląd ten Kefas jako człowiek „nieuczony i prosty” nie wykoncypował samoistnie, lecz przejął z nauczania Mistrza z Nazaretu:
„Mówi Jezus: `Poznaj to co jest przed obliczem twym i co jest ukryte przed tobą, zostanie ci objawione: nie ma bowiem nic ukrytego, co nie stanie się jawnym i pogrzebanego, co nie powstanie z martwych`” ( Oxy654; 25. 30 ).
Logion ten pojawia się na papirusach odkrytych w Egipcie i jest on zmieniony w wersji koptyjskiej Ewangelii Tomasza w sposób haniebny:
„Rzekł Jezus: „Poznaj to, co jest przed twoim obliczem, a to, co ukryte przed tobą, wyjawi się tobie. Nie ma bowiem niczego ukrytego, co nie zostanie odkryte” (ETom5).
Jako, że gnostycy – zwłaszcza ci późniejsi – nie akceptowali zmartwychwstania, skrócili słowa Jezusa, aby odpowiadały one ich ideologii.
Paralelny do tego logion Q brzmi , podobnie choć i on nie zawiera już wzmianki o zmartwychwstaniu całego świata przyrody ( Q 12, 2 ) ALE NIE NALEŻY ZAPOMINAĆ, ŻE OBECNIE UWAŻA SIĘ PIERWSZĄ WARSTWĘ EWANGELII TOMASZA ZA NIEZALEŻNĄ OD ŹRÓDŁA Q. Jeśli tak to Jezus mógł być na tyle oryginalny, że zapowiadał odnowienie nie tylko człowieka ale nawet pchły i doskonale ta wypowiedź pasuje do Jego skandalizującego nauczania a ślady tego myślenia uważam, że są uchwytne w najstarszych warstwach tradycji.
Didache zostało odkryte w 1873 roku w Konstantynopolu przez metropolitę Filoteosa Bryenniosa w rękopisie pochodzącym z roku 1056. Fragmenty tych tekstów znaleziono również w Oksyrynchos (P. Oxy 1782) i datuje się je na IV wiek n. e. Dzieło to jest anonimowe a większość badaczy określa ramy jego powstania na lata 50 – 120 n. e. Tekst jest w niektórych partiach niezależny od Ewangelii kanonicznych i powstał w środowisku judeochrześcijańskim w Syrii a niektóre jego części są starsze od pism, które zawiera
Nowy Testament. Obraz niespodziewanego przyjścia Boga, który jest przyrównywany do złodzieja nadchodzącego nocną porą zawiera w sobie groźbę. Pamięć o nim powinna powodować nieustanne czuwanie. Ten dzień ma wzbudzać przerażenie, bo będzie przypominał biblijny potop:
„Ponieważ w tych ostatnich dniach rozmnożą się fałszywi prorocy i zwodziciele, i
owce zmienią się w wilki, a miłość zamieni się w nienawiść. (…) Wtedy ludzkość
wejdzie w pożar próby, i potknie się wielu i zginą, ale trwający w swojej wierze będą
ocaleni przez niego od klątwy. I wtedy objawią się znaki prawdy: najpierw – znak
otwarcia w niebie, potem – znak dźwięku trąby i trzecie: powstanie umarłych. NIE WSZYSTKICH JEDNAK, ale jak zostało powiedziane: Przyjdzie Pan i wszyscy święci z
nim. Wtedy świat zobaczy Pana przychodzącego na obłokach nieba ( Didache16, 3. 5
– 8).
I co drodzy infernaliści? Mam 100% dowód, że judeochrześcijanie w Syrii nie wierzyli w piekło. Czyżby postanowili zmienić nauki Jezusa tylko i wyłącznie w tej kwestii? Poprzeczka dla was jest ustawiana coraz wyżej i – moim zdaniem – jeśli dalej tak to pójdzie to pogląd, który do tej pory był powszechnie utrzymywany, iż myśl nadziejna nie opiera się na naukach Jezusa przedpaschalnego może ulec zmianie.
Wracając do 4 Ezd.
IV EZDRASZA A KWESTIA POLSKA. KSIĘGA EZDRASZA W „SRACZU”.
„Kiedy i dlaczego pocięto nożem IV księgę Ezdrasza?”
Grażyna Antoniewicz ( cyt. http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/359586,kiedy-i-dlaczego-pocieto-nozem-iv-ksiege-ezdrasza,id,t.html?cookie=1 )
„Fragmenty IV księgi Ezdrasza, zwanej też Apokalipsą Ezdrasza, odkryte 13 stycznia 2009 roku – niedaleko bazyliki Mariackiej w Gdańsku, przez gdańskich archeologów, budzą emocje, kryją też w sobie wiele tajemnic.
– Zostały znalezione w średniowiecznej latrynie. Naukowcy z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, którzy zbadali tekst metodą C-14, stwierdzili, że pochodzi on z XIV-XV wieku – wyjaśnia dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku Henryk Paner.
Jednak Tomasz Paweł Płociennik, papirolog z Instytutu Archeologii w Warszawie, stanowczo zapewnia, że pergamin pochodzi z XII wieku.
Jak znalazł się on w latrynie? Istnieje hipoteza, że ktoś świadomie pociął dwunastowieczną księgę, ale dlaczego?
– W czternastym wieku książka wcale nie była taką wielką rzadkością, ale w dużej mierze (pisane na pergaminie) księgi były w bibliotekach przykościelnych – wyjaśnia dyrektor Paner.- Natomiast już w wieku XV wieku pojawiły się książki na papierze, tak zwane inkunabuły – wytwory nowo wynalezionej sztuki typograficznej.
Jeden z gdańszczan, Mikołaj Schwichtenberg, w drugiej połowie XV wieku zgromadził około 150 drukowanych książek. W końcu XV wieku istniały w Gdańsku przynajmniej dwie księgarnie oferujące ponad sto tytułów, wśród których dominowały podręczniki gramatyki łacińskiej, teksty prawnicze, rozprawy teologiczne, czy opowieści z czasów starożytnych. Około połowy XVI wieku w 30-tysięcznym Gdańsku było ponad 3000 książek w bibliotekach i blisko tysiąc w zbiorach prywatnych. Na jedną książkę przypadało więc 7,5 mieszkańca.
W 1498 roku Konrad Baumgart otworzył w Gdańsku drukarnię inkunabułów wraz z introligatornią. – Fragmenty księgi nie zostały wyrwane lecz ukośnie, starannie wycięte ostrym nożem. Dlatego sądzimy, że pergamin ze starej Biblii posłużył jakiemuś introligatorowi jako usztywnienie okładki nowszego woluminu – mówi Paner.
Zabytek na wystawie czasowej będzie prezentowany tylko przez miesiąc, prawdopodobnie w czerwcu. Czekają go bowiem jeszcze liczne badania. Najstarszej Biblii Gdańskiej musi być przeznaczona specjalna gablota, ze stałą temperaturą, odpowiednim oświetleniem. – Nieodpowiednie światło mogłoby wybielić to pismo – dodaje dyrektor Henryk Paner. – Musimy zrobić wszystko, żeby zachować go w takim stanie, w jakim udało się go uratować. Zasięgniemy języka w różnych bibliotekach, które mają stare druki, i zakładzie papirologii, aby się dowiedzieć, jak chronić nasz skarb. Znalezienie fragmentów IV księgi Ezdrasza to odkrycie o doniosłym znaczeniu, jako że na świecie jest znanych dotąd tylko sześć przekładów łacińskich Biblii, a Biblia Gdańska, bo tak by można ją teraz nazywać, jest siódmym, nieznanym dotąd na świecie przekazem tego tekstu.
Sensacyjne znalezisko przy bazylice Mariackiej. Odkryto fragment biblii!
Przez dwa lata była to najpilniej strzeżona tajemnica. Niewiele osób wiedziało, że 13 stycznia 2009 roku, niedaleko bazyliki Mariackiej w Gdańsku, na parceli przy ulicy Kleszej 4, archeolodzy znaleźli dziwne kawałki kory. Po oczyszczeniu okazało się, że rzekoma kora to pergamin (zrobiony ze skóry zwierzęcej) zawierający fragmenty IV księgi Ezdrasza, zwanej też Apokalipsą Ezdrasza. Pergamin odkryto w średniowiecznej latrynie, badaniami kierował Krzysztof Dyrda z Muzeum Archeologicznego.
Apokalipsa Ezdrasza (księga apokryficzna Starego Testamentu) powstała w języku semickim (hebrajskim lub aramejskim) około roku 100 naszej ery.
Nie zachował się żaden oryginał, Księgę znamy z późniejszych przekładów m.in. na język łaciński. Na świecie jest zaledwie sześć kodeksów datowanych na wiek VII-X, pochodzą one z Francji (trzy egzemplarze), Hiszpanii (dwie sztuki) oraz Luksemburga (jeden egzemplarz). Pergamin znaleziony w Gdańsku jest siódmym znanym przekazem Apokalipsy Ezdrasza”.
Pełny raport z tego sensacyjnego odkrycia w PDF http://www.dobrewiadomosci.eu/attachments/article/36/SKMBT_C25311012114570.pdf . Badania przeprowadzone pod kierownictwem Krzysztofa Dyrdy. Cenny manuskrypt można zobaczyć w Muzeum w Gdańsku.
„(…)powstanie umarłych. NIE WSZYSTKICH JEDNAK, ale jak zostało powiedziane: Przyjdzie Pan i wszyscy święci z nim (…)”
Czyli zmartwychwstanie tylko sprawiedliwych? To kolidowałoby z cytowanym przez Pana fragmentem Ewangelii Tomasza:
„(…) nie ma bowiem nic ukrytego, co nie stanie się jawnym i pogrzebanego, co nie powstanie z martwych`” ( Oxy654; 25. 30).” I co z Gehenną ( Q 12, 4 – 5)?
P. Grzegorzu!
Społeczność syryjskich chrześcijan ( korzenie ok. 50 r. po Chr. ) nie wiedzieli nic o wiecznym piekle. Nie wiedziała o nim nic społeczność Q oraz Paweł z Tarsu. To są fakty. Natomiast poglądy na temat anihilacji grzeszników ( Didache, czasami Paweł ) muszą zostać skonfrontowane z nauczaniem Jezusa z Nazaretu a wtedy może uda się wiele wyjaśnić. Posuwajmy się do przodu małymi krokami. Na razie w najstarszych warstwach NIE MA NIC O PIEKLE.
Pozdrawiam.
Temat Gehenny w Q omówiony w komentarzu: Andrzej Jan Nowicki 10 stycznia 2014 na 21:37 ( „Radość i nadzieja naszą siłą” 3 grudnia 2013 Wacław Hryniewicz OMI ).
Do tematu Gehenny, tekstów (przed)Pawłowych oraz innych kwestii powrócę później. Nie śpieszmy się. Możemy spokojnie rozmawiać o wielu zagadnieniach niezależnie od zmieniających się tematów dyskusji danego miesiąca, a więc niejako na torze obocznym. Teraz jedynie kilka refleksji ogólnych dotyczących jeszcze judaizmu.
IDEA „WIECZNEGO” (?) ZATRACENIA W JUDAIZMIE
Co znaczą w rzeczy samej takie wyrażenia jak „wieczna zagłada”, „wieczna męka”, „wieczna kara”, „wieczny ogień” oraz inne im podobne? Faryzeusze uczyli na ogół – w przeciwieństwie do saduceuszów – że indywidualną karę dla bezbożnych po śmierci należy rozumieć w sensie dosłownym, gdyż wymaga tego sprawiedliwość Boża. Rabbi Hillel reprezentował faryzejski punkt widzenia. Założył wpływową szkołę nauczycieli (tannaim), która broniła jednak wolności interpretacji dopuszczalnej przez Torę. Uczył, że sąd nad grzesznikami trwać będzie około roku, a potem nastąpi ich UNICESTWIENIE (zob. J. F. Walvoord, „The Literal View”. W: “Four Views on Hell”, ed. by W. V. Crockett, Grand Rapids 1996, s. 9-28, zwł. 17.). A więc nie “wieczne” piekło i “wieczna kara”, ale po prostu anihilacja grzeszników.
Większe rozbieżności pojawiają się w pismach apokryficznych. Niektóre z tych tekstów, np. w Księdze „MĄDROŚĆ SALOMONA” (4,18.19; 5,14.15) mówią o unicestwieniu bezbożnych, zaś inne o „wiecznym” istnieniu kary i męki (17,3-21). Wiadomo zresztą, że w I wieku po Chrystusie nie było wśród Żydów jednolitego poglądu na pośmiertną karę. Co zresztą znaczy w tym kontekście przymiotnik „wieczny”, eoniczny (od słowa „aiōn”? Jaki sens ma hebrajskie słowo „ōlam”?
W Księdze Henocha (27,1-3) pojawia się określenie „przeklęta dolina” (Ge-Hinnom, Dolina syna/-nów Hinnoma, Gehenna?):
„Wtedy zapytałem: ‘Do czego służy ta błogosławiona ziemia, pełna drzew? Na co służy ta PRZEKLĘTA DOLINA?’
Wówczas Rafał, jeden ze świętych aniołów, który był ze mną, odpowiadając mi rzekł:’ „Ta przeklęta dolina przeznaczona jest dla PRZEKLĘTYCH NA WIEKI. Tutaj zostaną zgromadzeni wszyscy, którzy swymi ustami wypowiadali przeciwko Panu nieodpowiednie słowa i surowo mówili o Jego chwale. Tu zostaną zgromadzeni i tu będzie miejsce ich sądu.
W dniach ostatecznych pojawi się przed sprawiedliwymi obraz sprawiedliwego sądu nad nimi NA WIEKI WIEKÓW. Tutaj sprawiedliwi będą błogosławić Pana Chwały, Wiecznego Króla”.
IV Księga Ezdrasza opisuje nieszczęsne miejsce męki i smutku wraz z OGNISTYM PIECEM: „Then THE PIT OF TORMENT shall appear, and opposite it shall be the place of rest; and THE FURNACE OF HELL shall be disclosed, and opposite it the paradise of delight (7,36). To chyba wyraźna aluzja do hebrajskiego “TOFET” – pieca, w którym Molochowi składano ofiary z dzieci (praktyka piętnowana przecież przez proroków, zwłaszcza Jeremiasza, jako coś straszliwego, całkowicie niezgodnego z myślą Boga).
Wielu interpretatorom Bóg ukazany w 4 Ezd wydaje się nie znać w ogóle współczucia i miłosierdzia. Wizja przyszłych losów w ten sposób rozumiana znajdowała w późniejszych wiekach wielu zwolenników, i to nawet u wybitnych teologów i świętych Kościoła zachodniego.
Trudno mi wyobrazić sobie, aby taka nauka mogła pochodzić również od Jezusa z Nazaretu, który płakał nad Jerozolimą i wybaczył na krzyżu wszystkim swoim przeciwnikom. Uważam, że Jezus posługiwał się tekstami Biblii Hebrajskiej i dobrze rozumiał sens użytych w niej wyrażeń mówiących o „wieczności” w odniesieniu do pewnych długo-czasowych instytucji i rozporządzeń, a także w stosunku do gniewu Boga i kary. Nie musiał za każdym razem wyjaśniać, co miał na myśli. (Odsyłam w tym miejscu do swojego komentarza o POJMOWANIU WIECZNOŚCI W TEKSTACH STAREGO/PIERWSZEGO PRZYMIERZA (5 grudnia 2013, 11:07) oraz o celu słów Jezusa o Gehennie (6 grudnia 2013, 20:37).
Nauka o karze wiecznego „piekła” niemal całkowicie zanikła WE WSPÓŁCZESNYM JUDAIZMIE. To coś mówi! Przypomnę tylko, o czym już pisałem we wcześniejszych dyskusjach. Rabin Byron Sherwin charakteryzuje ESCHATOLOGIĘ JUDAIZMU w następujący sposób: „W żydowskiej eschatologii idea piekła nie odgrywa większej roli. Istnieje czyściec, w którym dusze zmarłych zostają oczyszczone, przygotowane do wiekuistego życia. Ale według TALMUDU nikt, nawet najgorszy grzesznik, nie spędza w czyśćcu więcej niż rok. Judaizm, będąc religią bardzo optymistyczną, nie zawiera idei wiekuistego potępienia. Zawsze jest nadzieja, zawsze istnieje możliwość skruchy i duchowej poprawy” (B. L. Sherwin. „Duchowe dziedzictwo Żydów polskich”, przełożył ks. W. Chrostowski, Warszawa 1995, s. 153).
KILKA ZDAŃ O METODOLOGII.
Chcą dotrzeć do Jezusa historycznego napotykamy jeden ale bardzo istotny problem, relacje o Nim przekazują nam jedynie źródła, które są nie obiektywne i każdy z tych dokumentów stara się forsować swoją wizję Jezusa; Q: Jezus – Mądrość Boża, ETom: Jezus – Hierofant, Ewangelia Marka: Jezus – Syn Boży i Ewangelia Jana: Jezus – boski Logos. Który z tych obrazów odpowiada prawdzie? Nieodparcie pojawia się podejrzenie czy nie nadawano interpretacji czynom i słowom Nazarejczyka podczas gdy Osoba interpretowana straciła zdolność samowypowiedzi i stała się bezwolnym tworzywem w rękach interpretatorów i jest to raczej ich światopogląd i ich przesłanie a nie Jezusa. Jezus a ściślej mówiąc Jego życie i czyny stały się jedynie kartą przetargową w rękach różnych ugrupowań wczesnochrześcijańskich pierwszego wieku w procesie prób Jego zrozumienia. Ta sama postać i to samo życie było wykorzystywane do obrony i prezentacji odmiennych teologii i paradygmatów. Słusznie wzbudziło to strach przed możliwym relatywizmem aksjologicznym ale i poznawczym i niejako „zmusiło” teologów i historyków do zadania sobie najtrudniejszego pytania w historii świata: Kim naprawdę był Jezus z Nazaretu? Badania historyczne muszą wykazywać się jednak obiektywizmem co niewątpliwie utrudnia pracę badaczom chrześcijańskim wszystkich orientacji. Czasami historyk ( ale przecież i teolog ) staje w punkcie w którym nie za bardzo chciał się znaleźć. Dochodzi do konfliktu wiary z wiedzą, ponieważ nawet własne ustalenia a zwłaszcza własne mogą podważać jakąś prawdę wiary czy też wcześniejszy aksjomat. John P. Meier, były prezes Katolickiego Towarzystwa Biblijnego w Ameryce, napisał:
„W N[owym] T[estamencie] słowo adelfos [brat], zastosowane nie w znaczeniu przenośnym, ale w celu określenia powiązań fizycznych lub prawnych, odnosi się wyłącznie do brata rodzonego lub przyrodniego”.( cyt. „The Brothers and Sisters of Jesus in Ecumenical Perspective”, J. P. Meier, The Catholic Biblical Quarterly, styczeń 1992, s. 21 ).
Ks. Meier autor przechodzącej już do legendy książki „Jezus – Marginalny Żyd” stwierdził to co stwierdził. Dlaczego? W jednym z wywiadów powiedział, że badacza powinna interesować prawda a nie powinien on uprawiać teologii. Ks. Meier potrafi mówić brutalnie i wprost o tym co myśli jako historyk i przyznaje, że badacz po przeanalizowaniu różnych źródeł i „czytając pisma wczesnochrześcijańskie po prostu jako źródła historyczne (…) najprawdopodobniej stwierdzi, że bracia i siostry Jezusa byli prawdziwym rodzeństwem” ( cyt. za B. Bruce, „Jezus. Dowody zbrodni. Śledztwo w sprawie śmierci najsłynniejszego człowieka wszech czasów”, tłum. Julita Mastelarz, Wydawnictwo Carta Blanca, Warszawa 2011,s. 38 ) i, że „gdyby Paweł miał na myśli kuzyna, a nie brata, użyłby zapewne słowa anepsios w Liście do Galacjan i w Liście do Koryntian, zamiast adelphos” ( J. P. Meier, „A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus”, s. 326 ). Nie dziwmy się więc, że zyskał on uznanie całego świata, ponieważ pomimo niewątpliwego bólu, które powodują te stwierdzenia – wypowiedział je dając przykład odwagi i poszanowania dla czegoś co historycy określają mianem źródła. Tymczasem w Polskiej egzegezie wciąż serwuje się przestarzałe już kazuistyczne interpretacje starając się wmówić „parafianom”, że hebrajskie słowo odpowiadające temu znaczeniu było znacznie szersze. Gdy oponenci wskazują, że NT zawiera tekst grecki starają się oni za pomocą Septuaginty przekonać nieprzekonanych. Tymczasem każdy student teologii wie, że Septuagintę i NT rozdzielają trzy wieki a greka NT zna słowo kuzyn ( Kol 4, 10 ). Większość argumentów strony utrzymującej dziewiczy charakter małżeństwa Marii polega na… wskazywaniu wieloznaczności określeń biblijnych dotyczących takich słów jak brat, pierworodny i nie współżyli aż do poczęcia. Wszystko to brzmiałoby wiarygodnie jeśli świadectwa te nie byłyby tak mocno skondensowane. Jeśli autorzy pism wczesnochrześcijańskich chcieliby w jednoznaczny sposób przekazać, że Maria złożyła śluby dziewictwa na pewno nie robiliby tego w taki sposób, że udowodnienie tego polegałoby na wskazywaniu niejednoznaczności ich określeń. Logika wskazuje, że musieliby to uczynić w jasny i prosty sposób a jeśli tak się nie stało to jest to oznaka, że cała problematyka została stworzona później i jest wyraźnie sztuczna. Ciężko to powiedzieć ale historykowi przychodzi to z mniejszym trudem, ponieważ Kościół od końca lat sześćdziesiątych XX wieku dopuścił możliwość badań nad Jezusem historycznym to jednocześnie zastrzegł, iż te badania nie będą miały żadnego wpływu na dogmaty czy też teologię.
„Jednocześnie perspektywa chalcedońskiego dogmatu pozwala nam dostrzec drugą stronę medalu. Kompetencje nauk historycznych dotyczą dziejów człowieka – Jezusa z Nazaretu. I tu się kończą. Jeśli zaś Kościół zgodnie z chalcedońskim sformułowaniem wyznaje, iż człowieczeństwo Jezusa było własnym człowieczeństwem Boga „bez rozdzielenia i bez rozłączenia”, to część tożsamości Chrystusa będzie się de iure wymykać perspektywie nauk historycznych. Te są, rzecz jasna, w stanie stwierdzić, iż po Jezusie pozostali uczniowie. I że oni wyróżniali się od innych Żydów wiarą w Jego zmartwychwstanie. I że ich z kolei uczniowie pod koniec I wieku doszli do niezachwianego przekonania o boskości Jezusa. Jednak znakiem bezdennej naiwności byłoby oczekiwanie od nauk historycznych potwierdzenia tego zapatrywania na przykład w postaci stwierdzenia: „Jest historycznym pewnikiem, że Jezus z Nazaretu od chwili poczęcia był wcielonym Bogiem”. Zresztą, gdyby boskość Jezusa była historycznie ewidentna, czy pozostałoby jakieś miejsce na wiarę?
Myślę, że warto przejść jeszcze kilka kroków tropem kwestii relacji pomiędzy człowieczeństwem Jezusa a wiarą w Niego jako Syna Bożego. Jakkolwiek wszelkie stopniowanie trudności wiary wydaje się nieco problematyczne, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że wiara we wcielenie żąda pójścia „dalej”, niż wymaga tego na przykład „prosty” monoteizm. Nie wystarczy wierzyć w Boga, trzeba także uwierzyć, że stał się On konkretnym człowiekiem w ramach ludzkiej historii. Czyli że Jezus z Nazaretu, wedle określenia Johna P. Meiera: „marginalny Żyd” z Galilei, jest Bogiem”( cyt. ks. G. Strzelczyk, „Jezus historyczny w perspektywie dogmatycznej” ZNAK kwiecień 2009, nr 647 ).
Dlatego też ważną zasadą ustalania „ipsissima facta Jesu” oraz „ipsissima verba Jesu” jest metodologia. Jak już wszyscy wiedzą badania nad kwestią Jezus historyczny a Gehenna zacząłem od analiz najstarszych warstw chronologicznych. Czy jest to zasadne i czy nie lepiej byłoby albo może nie lepiej – to złe słowo, czy właściwiej, nie było zacząć od Ewangelii synoptycznych a następnie zamknąć te rozważania Ewangelią według św. Jana. Nie, ponieważ takie ustalenia z „pogwałceniem” zasad stratygrafii mogłyby zostać zakwestionowane przez infernalistów, ponieważ oni stosują ją do udowadniania swojej tezy. Spójrzmy:
„Dzisiejszy stań badań nad pierwotnie ustnym przekazem i nad stopniowym zapisem ksiąg składających się na Nowy Testament ZOBOWIĄZUJE NAS do wyróżniania, mówiąc językiem zapożyczonym z archeologii, nakładających się na siebie OD POCZĄTKU „WARSTW” ŹRÓDEŁ. Ich wyróżnianie ma też SWOJE ZNACZENIE dla teologii biblijnej, (…). Tak jest również z eschatologią biblijną. Dlatego tu na wstępie wpierw przyjrzymy się zestawieniu jej danych według tych warstw, POCZĄWSZY OD NAJGŁĘBSZEJ, A JEST NIĄ KERYGMAT JEZUSA o sobie samym jako wprowadzający nowy etap królestwa Bożego o mesjańskim wymiarze eschatologicznym” ( cyt. A. Jankowski OSB, „Eschatologia Nowego Testamentu”, Kraków 2007, s. 27 ).
Chcąc więc przeciwstawić się tak dobrze uargumentowanym hipotezom należy przedsięwziąć równie trudne zobowiązania albo nawet większe. W przeciwnym razie „myśl nadziejna” pozostanie jedynie „nadzieją” garstki zastraszonych entuzjastów a przydałoby się, aby w przyszłości ludzie Kościoła mieli tyle odwagi co nasi bracia z kościoła unitariańsko – uniwersalistycznego, którzy ogłosili:
„Odrzucamy bezwarunkowo doktrynę wiecznego piekła, jako najniegodziwszą imputację przypisaną kiedykolwiek naturze Boga, a także jako doktrynę, która uniemożliwiałaby szczęście w niebie, albowiem żadna istota, której serce nie jest z kamienia, nie mogłaby czuć się szczęśliwa, wiedząc, że połowa rodziny człowieczej, w tym wielu przez nią ukochanych cierpi męczarnie. Zamiast tej mrocznej i uwłaczającej Bogu doktryny, wyznajemy wiarę w to, że nad przyszłym życiem królować będzie Wieczna Sprawiedliwość i Miłość, że ten, którego na tym świecie nazywamy naszym Ojcem, będzie jednakowo Ojcem dla wszystkich dzieci w mającym nadejść świecie, i że świat ów tak zaplanowany zostanie, iż nie tylko tym, którzy żyli tu cnotliwie, dane będzie szczęście wieczne, ale także tym, którzy żyli tu życiem grzesznym, przyniesie wieczną nadzieję”.
Kto chce niech powie: Amen.
Nie wszystkie słowa, która mamy w Ewangeliach mają swój impuls w słowach Jezusa. Nie wszystkie przypowieści, które znamy są dziełem Jezusa. Dlatego w następnym wpisie zajmę się kwestią jak z nieobiektywnych Ewangelii wydobyć obiektywną informację i w jaki sposób pozbyć się z przekazu nawisu interpretacyjnego. Ma to związek z Mateuszowymi „Owcami i Kozłami” o których już nadmieniałem a która to przypowieść wraz z Ewangelią Mateusza poddamy dogłębnej analizie synchronicznej, diachronicznej oraz zastanowimy się nad jej Sitz im Leben i poznamy tajniki jej makrostruktury.
Zagadnieniami tymi zajmiemy się bez pośpiechu, chociaż do niektórych tematów i tak będziemy powracać – jest to nieuniknione. W konsekwencji cofniemy się, aż do czasów o których w wspaniałych słowach mówi ks. Paciorek. Wejdziemy „w klimat bardzo wczesnego chrześcijaństwa, kiedy to pierwsi uczniowie Chrystusa „bez trzosu, laski i sandałów” (por. Q lO, 4) przemierzali wzdłuż i wszerz Palestynę z nowiną najdonioślejszą ze wszystkich: „Zbliżyło się do was Królestwo Boże” (Q 10, 9)”. Staniemy w „oko w oko” z Jezusem z Nazaretu i obyśmy wytrzymali to spojrzenie.
c. d. n.
„Uważam, że Jezus posługiwał się tekstami Biblii Hebrajskiej i dobrze rozumiał sens użytych w niej wyrażeń mówiących o „wieczności” w odniesieniu do pewnych długo-czasowych instytucji i rozporządzeń, a także w stosunku do gniewu Boga i kary. Nie musiał za każdym razem wyjaśniać, co miał na myśli. (Odsyłam w tym miejscu do swojego komentarza o POJMOWANIU WIECZNOŚCI W TEKSTACH STAREGO/PIERWSZEGO PRZYMIERZA (5 grudnia 2013, 11:07) oraz o celu słów Jezusa o Gehennie (6 grudnia 2013, 20:37)”( ks. W . Hryniewicz ).
Pojęcie wieczności.
Wydaje się, że Jezus rzeczywiście nie musiał, za każdym razem wyjaśniać czym dla niego jest Gehenna oraz czy On uważa, iż jest ona czymś wiecznym czy też nie – tym bardziej, że w jednej z przypowieści opowiedział się za jej czasowością ( Q 12, 58 – 59 ). Jednak w judaizmie panował w ówczesnym czasie prawdziwy chaos interpretacyjny – jaka była świadomość w tym względzie Jezusa i czy w ten sposób rozumiał On wieczność i czy jeśli nawet On ją tak rozumiał to czy tak rozumieli ją Jego słuchacze? Z przekazu NIE WOLNO eliminować odbiorcy i skupiać się tylko i wyłącznie na nadawcy. Jeśli chcemy coś się od kogoś dowiedzieć musimy go rozumieć. Obrazowo wygląda to tak: nadawca —treść—odbiorca. Przejdźmy więc do odbiorcy, gdy słuchaczem Nazarejczyka był szammaita rozumiał, iż nadawca mówi o wiecznym piekle ( dosłownie ), gdy słuchaczem był hillelita wieczne piekło odbierał jako „dwunastomiesięczny” wstęp przed anihilacją, gdy słuchaczem był apokaliptyk identyfikujący się z „Księgą Czuwających” ( HenEt 1 – 36 ) piekło rozumiał jako wieczne potępienie a być może ktoś pochodzący z kręgów „Listu Henocha” ( HenEt 91 – 108 ) lub jakaś frakcja hillelitów odbierała Gehennę jako czyściec a w końcu qumrańczyk rozumiał to jako anihilację. Zatem nas nie interesuje tyle rozumienie pojęcia przez Jezusa, ponieważ gdy On odejdzie to właśnie ci słuchacze będą interpretować Jego słowa. Jeśli Jezus chciał przekazać im jakąś prawdę – ważną prawdę – to wtedy musiał dotrzeć do odbiorcy. To, że ja stwierdzę, iż popieram lewicę to coś znaczy ale jeśli stwierdzę, że moje sympatie kierują się ku Komunistycznej Partii Polskiej to moje słowa dla słuchaczy będą znaczyć jeszcze więcej, bo przecież niekoniecznie drugie wynika z pierwszego, choć cały czas istnieje taka możliwość.
JEZUS A STARY TESTAMENT
Czy analiza pojęć ST pozwala nam na jakieś wiążące wnioski, które możemy odnieść do Jezusa historycznego? Oczywiście, że tak ale należy wiedzieć jakimi jego tekstami mógł posługiwać się Chrystus i jak one były interpretowane w Jego czasach. To, że w czasach Jezusa istniało wiele stronnictw w judaizmie jest nie kwestionowanym obecnie faktem. Każde z nich zapatrywało się na sprawę kanoniczności w różny sposób. Saduceusze uznawali za natchniona tylko Torę, faryzeusze w tych czasach wiedli spory czy do ksiąg natchnionych zaliczyć Księgę Daniela czy też Koheleta ( Koheleta odrzucał i Szammaj i Hillel ) czy też Pieśń nad Pieśniami a qumrańczycy do Ksiąg Świętych zaliczali wiele Pism apokaliptycznych czy tez sekciarskich.
Jezus uczęszczał do synagogi w której liturgii najważniejszym momentem było odczytywanie Tory ( seder ) oraz Proroków ( haftara ) ( Łk 4, 7; Dz 13, 15 ). Po przeczytaniu takiego ustępu ktoś ze zgromadzonych mógł wygłosić homilię i Jeszua często korzystał z takiej ewentualności ( Mt 4, 23; Łk 4, 44 ). Najważniejszym środowiskiem w którym odbywał się przekaz tekstu i jego interpretacja była synagoga i ta interpretacja miała charakter ludowy, który znalazł swoje odzwierciedlenie w późniejszej literaturze rabinicznej w przeciwieństwie do interpretacji w obrębie kultu świątynnego, która miała charakter bardziej autorytatywny. Tekstami liturgicznymi w synagodze były targumy czyli teksty biblijne, których tam używano będące nie tylko tłumaczeniem z hebrajskiego na aramejski ale również i interpretacją. Targumy były już w czasach Jezusa w użyciu od setek lat świadczą o tym aramejskie dokumenty znalezione w Qumran ( Księga Hioba, targum do Kpł ). W przełomowej pracy J. Ramona Diaza ( „Targum Palestinese y Nuevo Testamento”, Estudio biblicos 21 [ 1962 ] s. 337 – 342 ) wiele kontrowersyjnych tekstów NT zostało odczytanych i objaśnionych za pomocą targumów. A. Diez Macho wykazał, że w 50 miejscach tekst NT zbliża się do targumów ale już w kilka lat później niejaki P. Nickels wykazał, że takich miejsc jest w NT 672! Uczeni zrozumieli, że pierwszą Biblią Jezusa i podłoża NT nie była Biblia hebrajska lecz targumy. Przykładowy targum palestyński wyjaśnia wiele fragmentów NT ( Rz 10, 6 – 8 i tg Pwt 30, 12 – 14; 2 Tm 3, 8 i tg Wj 7, 11; 1, 5; Mt 5, 21 i tg Rdz 9, 6; Łk 11, 27 i tg Rdz 49, 25; Łk 6, 36 i tg Kpł 22, 28; Mt 7, 2 i par. oraz tg Rdz 38, 26 ).
Inną formą tekstu biblijnego była w czasach Jezusa parafraza, która w sposób niezwykle atrakcyjny i przystępny opowiadała o wydarzeniach biblijnych. Czy takie parafrazy mogły mieć wpływ na Galilejczyka i czy da się to udowodnić? Oczywiście, że tak weźmy za przykład Apokryficzną Księgę Rodzaju ( 1QGenAp ), której manuskrypt datuje się na koniec I w. przed Chr.:
„Tej nocy, posłał do niego Najwyższy Bóg ducha zarazy, aby dręczył jego i wszystkich ludzi jego domu, złego ducha, który dręczy jego i wszystkich ludzi jego domu. I nie mógł zbliżyć się do niej, ani jej posiąść, chociaż była z nim przez dwa lata. (… ) żadni magowie, ani zadni mędrcy nie byli w stanie go uleczyć, gdyż duch dręczył ich wszystkich. Zatem uciekli. Wówczas przyszedł do mnie Hirqanos i błagał mnie, żebym poszedł i pomodlił się za króla, i POŁOŻYŁ RĘCE NA NIM, żeby został uzdrowiony, gdyż [widział mnie] we śnie” ( 1QGenAp kol. 20, 16 – 22 ).
Zły duch został zesłany na faraona na skutek modlitewnej prośby Abrahama, który nie chciał, aby jego żona Sara, odebrana mu; została pohańbiona przez niego. Uleczono go dopiero na skutek nałożenia rąk przez Abrahama. Tekst ważny jako, że pochodzi sprzed czasów I w. przed Chr. a sposób uleczenia faraona przypomina technikę nakładania rąk przez Jezusa.
Czy w przypadku Jezusa z Nazaretu daje coś w ogóle docieranie do pierwotnej myśli autora Księgi Starego Testamentu? Pomijając już czy znajomość języka hebrajskiego była u Nazarejczyka faktem – problem ten trzeba będzie jeszcze omówić – w opinii współczesnych badaczy jest to kwestionowane z wielu względów. Przede wszystkim w I w. po Chr. liczyła się interpretacja a nie pierwotny zamysł autora. Spójrzmy:
„Co się zaś tyczy umarłych, że zmartwychwstaną, to czy nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa `O krzewie`, jak Bóg powiedział do niego: `Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba?` nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. jesteście w wielkim błędzie” ( Mk 12, 26 – 27 ).
Oto jak komentuje to zdarzenie jeden z infernalistów:
„Jezus w tej swojej korekcie stanowczo potwierdza prawdę przyszłego zmartwychwstania, (…). ARGUMENT BIBLIJNY JEST TYPU RABINICZNEGO, tzn. rozszerza sens tekstu Wj 3, 6, KTÓRY PIERWOTNIE MÓWIŁ TYLKO O OPIECE JAHWE NAD PATRIARCHAMI ZA ICH ŻYCIA” ( A. Jankowski, „Eschatologia Nowego Testamentu”, Kraków 2007, s. 90 ).
W czasach Jezusa postępowano zatem zupełnie odwrotnie niż czyni się to obecnie. Faryzeuszy np. nie interesował aż, tak bardzo pierwotny zamysł autora. Anna Kamieńska przytomnie zauważa:
„Dzisiejszemu człowiekowi zdawać się to może niekiedy naciąganiem cytatów biblijnych do sytuacji zgoła odmiennych od tych, w jakich zostały użyte w Piśmie. Ale tak sądzić może tylko ktoś z innego kręgu kulturowego, kto NAD WSZYSTKO PRZEKŁADA DOSŁOWNOŚĆ i kto nie przyjmuje, iż każde słowo Biblii, będąc słowem Boga, zmierza ku prawdzie, ma jakby promienistą strukturę prawdy. (…) Jaskrawym przykładem niech będzie interpretacja cytatu z Trenów Jeremiasza ( Echa ): `Opuściło mnie dobro`. To mowa o łaźni – mówi jeden z mędrców. To o myciu rąk i nóg w gorącej wodzie – powiada drugi” ( „Z mądrości Talmudu”, red. Anna Kamieńska, Warszawa 1988 s. 340 ).
Wspólnota z Qumran również reinterpretowała teksty ST w zgodzie ze swoimi doktrynami oraz swoją historią ( peszer ). Spójrzmy:
Oto wyjściowy tekst ST:
„A wszystko to z powodu przestępstwa Jakuba i z powodu grzechów domu Izraela. Jakież jest to przestępstwo Jakuba? Czyż nie Samaria? Jakiż to grzech domu Judy? Czyż nie Jeruzalem?” ( Mi 1, 5 ).
A oto komentarz:
„[Wyjaśnienie tego odnosi się] do Nauczyciela Sprawiedliwości, który [uczy P]rawa swoją [radę] i wszystkich ofiarowujących się, by zasilić wybranych [Boga, wypełniających Prawo] w radzie zrzeszenia, którzy zostaną ocale[ni] od dnia [sądu…]” ( 1Q kol. 15, 6 – 9 ).
„Gdzie Rzym a gdzie Krym”, gdzie pierwotne intencje Micheasza a gdzie wykładnia Qumran.
Ustalenie zatem jak wyobrażali sobie wieczność niektórzy autorzy Ksiąg ST nie pomoże nam w ustaleniu jak wyobrażali sobie wieczność ludzie w I w. po Chr. w Palestynie, ponieważ Pisma te stały się celem różnych spekulacyjnych interpretacji. Wiązanie pierwotnego zamysłu autora z Jezusem historycznym może zostać zakwestionowane jeśli nie będzie to miało wsparcia w literaturze międzytestamentalnej. Chcąc zrozumieć I wiek musimy POPRZEZ TĄ LITERATURĘ czytać ST – nie odwrotnie. Infernaliści z łatwością zanegują taką konstrukcję, ponieważ oni zdają sobie z tego sprawę, ze w ST pojęcie wieczności w niektórych wypadkach jest względne a pojęcia życia po śmierci niektórzy autorzy nie znają w ogóle. Jednak z łatwością wskażą odpowiednie fragmenty Pism, które pochodzą z czasów Jezusa, aby wykazać, ze istniało wtedy pojęcie piekła wiecznego i, że miał się On do czego odwołać:
„Podobnie zostało stworzone [miejsce] dla grzeszników umierających i pochowanych na ziemi, których nie dosięgnął wyrok za ich życia. Tutaj ich dusze są oddzielone na straszną kaźń aż do wielkiego dnia sądu, kary i męki [przeznaczonych] dla przeklętych na wieki. Jest to odpłata przeznaczona ich duszom. Zostaną tu związani na wieczność” ( HenEt 22, 10 – 11 ).
„Czyż nie wiecie, że ludzie, którzy schodzą ze świata zgodnie z prawem natury i oddają dług otrzymany od Boga, kiedy dawca pragnie go odebrać, osiągają chwałę wieczną, domy i rodziny ich mają bezpieczne trwanie, dusze zaś pozostają czyste i posłuszne i otrzymują najświętsze miejsce w niebie, skąd po upływie wieków znów wstępują w nieskazitelne ciała? Natomiast dla dusz tych, co w szaleństwie ręce przeciw samym sobie obracają, przeznaczone jest szczególnie ciemne miejsce w Hadesie, a Bóg, ich ojciec, karze także potomnych za grzechy przodków” ( J. Flawiusz, „Wojna żydowska”, III, 8, 5 ).
PRAWDA ORYGINAŁU ZNANA JEST TYLKO BOGU
DO P. ANDRZEJA (komentarze z 22 stycznia 2014, g. 14:19 i g. 18:27)
Mimo wszystko uważam, że intencja Wypowiadającego jest najważniejsza. To On tworzy fakty słowne (performative language). Dokonuje przemiany w umysłach i sercach ludzi. Skoro w tamtym okresie czasu panował istny „chaos interpretacyjny” i słuchający na różne sposoby mogli słowa Jezusa rozumieć, to nigdy nie dojdziemy do treści tego, co On właściwie miał na myśli. Musielibyśmy tylko wyznać swoją całkowitą bezradność.
A może właśnie dlatego TRADYCJA JUDAIZMU UCZY NAS SKROMNOŚCI WOBEC BOSKICH ZAMYSŁÓW I TAJEMNIC? Dopuszczajmy wielość interpretacji i nie spierajmy się o to, kto ma absolutną rację. Słowo Boże nas wszystkich przewyższa, choć posługuje się słowem ludzkim. Jesteśmy tylko uczniami (jak wciąż powtarzam). Konflikt interpretacji nie jest jeszcze tragedią. Na czym więc polega
MĄDROŚĆ TRADYCJI JUDAIZMU?
Specyfika żydowskiego myślenia religijnego wynika, jak sądzę, z głębokiego przekonania, że choć prawda została dana i utrwalona w Piśmie raz na zawsze, trzeba jej POSZUKIWAĆ WCIĄŻ NA NOWO. Co więcej, tylko RÓŻNORODNOŚĆ może odzwierciedlać pełnię Objawienia. Różnorodność ta może wyrażać się nawet w sprzecznościach. Różnorodne interpretacje jednego słowa Bożego są czymś pozytywnym. Nie należy dążyć za wszelką cenę do zharmonizowania sprzecznych interpretacji. Nie należy ich hermeneutycznie unieszkodliwiać i wygładzać. Odzwierciedlają one coś z pierwotnego zamysłu Boga: „Bóg raz powiedział, dwa razy to słyszałem: Bóg jest potężny” (Ps 62,12). Sam Bóg przekonuje proroka: „Czy moje słowo nie jest jak ogień (…), czy nie jest jak młot kruszący skałę?” (Jr 23, 29). Wymowa tych słów jest jednoznaczna: Boże „raz”, w percepcji człowieka oznacza „dwa razy”. Młot kruszący skałę to nie tylko symbol skuteczności słowa rozbijającego opór stworzenia. To również obraz wielości odprysków i kawałków rozbijanej skały. Jesteśmy jako ludzie zdani na wielość i różnorodność. Przy kruszeniu skały sypią się iskry. One także są symbolem różnych interpretacji jednego słowa Bożego. Pełnia Objawienia może objawiać się w sposób, który z logicznego punktu widzenia uchodzić będzie za sprzeczność.
Bardzo zastanawia mnie fakt, że Biblia Hebrajska ma charakter otwarty. Cechuje ją ogromne bogactwo poglądów niejednokrotnie sprzecznych. Ten, kto ją czyta musi pojednać je w sobie samym lub po prostu nauczyć się żyć ze świadomością tych sprzeczności. Tego rodzaju otwartość i różnorodność perspektyw religijnych jest jedną z charakterystycznych cech judaizmu.
Ta tradycja jest wielką PRZESTROGĄ PRZED POKUSĄ UJEDNOLICANIA I SPROWADZANIA PRAWDY DO JEDNEJ FORMUŁY. Dotyczy to nie tylko sfery doktrynalnych interpretacji, ale również decyzji w konkretnej praktyce życia. Podejście to widoczne jest w żydowskich komentarzach rabinackich, stanowiących swoista synopsę interpretacji, obejmującą wiele pokoleń komentatorów – „BIBLIA RABBINICA”. Można zdumiewać się nad tą stanowczą wolą przekazywania przeciwstawnych koncepcji i interpretacji w Talmudzie. To tak, jakby nigdy nie było wiadomo, czy raz odrzucony pogląd nie mógłby stać się podstawą dla zgoła nowego sposobu myślenia.
TAJEMNICA JEST ZAWSZE WIELOWYMIAROWA
W świetle tego rozumienia, każde słowo w Torze (w sensie ścisłym Pięcioksięgu Mojżesza, a w szerszym – całej Biblii Hebrajskiej) przepełnione jest wielością znaczeń. Słowa kryją w sobie utajone sensy. Trzeba o nich pamiętać i wsłuchiwać się w nie. To, co jednowymiarowe, nasuwa myśl o powierzchowności. TAJEMNICA JEST ZAWSZE WIELOWYMIAROWA i nie daje się zgłębić do końca. Wielowymiarowość świadczy o jej wiarygodności. Wszyscy zdążamy do spotkania z pełnią Prawdy, którą jest sam Niewysłowiony. Jest to specyficzny wyraz przekonania o eschatologicznej orientacji objawienia i prawdy.
Trzeba o tym pamiętać, jeżeli szczerze usiłujemy odnaleźć głębsze zakorzenienie w nieprzemijającej mądrości Dawnego Przymierza. Jak już podkreślał AJN w jednym z wcześniejszych komentarzy, JUDAIZM NIE ZNA DOGMATÓW, a przetrwał tysiące lat.
Miał rację wielki filozof, samotny myśliciel żydowski Abraham Joshua Heschel, że religia tworzy atmosferę dojmującego chłodu, kiedy to, co miało być nowością i wyjątkowym wydarzeniem budzącym radość i wdzięczność, przeradza się w dogmat i instytucję (zob. tytułowy esej tego myśliciela w dziele zbiorowym: H. Kasimow i B.L. Sherwin (red.), „Żadna religia nie jest samotną wyspą. Abraham Joshua Heschel i dialog międzyreligijny”. Przekład Marta Kapera, Kraków 2005).
Gdy religia przemawia jedynie głosem autorytetu, a nie głosem współczucia, zachęty i nadziei skierowanym do sumienia wierzących jej skutkiem jest dyscyplina, rutyna i spłycenie duchowe. Zatraca się wówczas poczucie obecności Boga w doświadczeniach codziennego życia. Bóg poszukuje człowieka i troszczy się o niego. Każdemu objawia się we właściwy mu sposób. Credo ludzi wierzących usiłuje wyrazić to, co niewyrażalne. PRAWDA ORYGINAŁU ZNANA JEST TYLKO BOGU.
DLACZEGO JEZUS NIE MÓWIŁ WYRAŹNIE O ZBAWIENIU WSZYSTKICH?
Przeciwnicy uniwersalizmu dowodzą, gdyby sam Jezus wierzył w pośmiertne nawrócenie i zbawienie wszystkich, to z pewnością powiedziałby o tym otwarcie swoim uczniom. Gdyby powiedział im o tym, zostałoby to zapisane w Ewangeliach. Tymczasem nie ma żadnej wzmianki w Ewangeliach, że On nadal poszukuje grzeszników w przyszłym świecie aż do pełnego skutku. W konsekwencji, sądzą infernaliści, zgoła nieprawdopodobną rzeczą jest, by Paweł Apostoł różnił się w tym względzie od swojego Pana on także nie mógł wierzyć w pośmiertne nawrócenie i w powszechne zbawienie.
Moja odpowiedź: to prawda, iż Jezus wyraźnie nie mówił, że będzie poszukiwał zaginionych także w życiu przyszłym. To On wszakże porównał siebie do Dobrego Pasterza, który „idzie za zaginioną owcą aż znajdzie” (Q 15,4; Łk 15,4; co za zbieżność rozdziałów i wersetów!). Nie powiedział, że będzie jej szukać tylko do pewnego czasu, a zaprzestanie poszukiwania, gdy ona ostatecznie się zatraci. Mamy zatem jakąś DYSKRETNĄ WSKAZÓWKĘ dotyczącą pośmiertnej przyszłości Dobry Pasterz BĘDZIE SZUKAŁ, AŻ ZNAJDZIE.
Wskazówkę taką odczytać można również w innych słowach Jezusa (przywoływanych już w dyskusji przez Grzegorza T. i AJN!) o ludzkich porachunkach, możliwości wyroku skazującego i więzieniu: „Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, AŻ ODDASZ ostatni pieniążek” (Q 12,59); „Zapewniam cię, pozostaniesz tam, DOPÓKI NIE rozliczysz się co do grosza” (Mt 5,26). W odniesieniu do grzesznika, tym długiem do spłacenia jest skrucha i nawrócenie. Pozostanie w więzieniu własnych iluzji i oporów, dopóki nie rozliczy się sam ze sobą. A to właśnie sugeruje MOŻLIWOŚĆ TAKŻE POŚMIERTNEGO ROZLICZENIA I NAWRÓCENIA.
Nie bez powodu Jezus odrzucał dominujące w owym czasie rozumienie sprawiedliwości w sensie odpłaty (Mt 5, 38). Przeciwstawiał się również dominującej koncepcji ograniczonego przebaczenia: przebaczać trzeba zawsze, czyli „aż siedemdziesiąt siedem razy siedem”, hebdomēkontákis heptá (Mt 18, 22; a nie 70×7, jak podają zazwyczaj przekłady!). Tak czyni sam Stwórca rozumnych stworzeń! Wisząc na krzyżu prosił Ojca o przebaczenie dla wszystkich, którzy zgotowali Mu taki los: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Nie opowiedział się za ograniczaniem miłości do ludzi, kazał miłować także nieprzyjaciół, a w ten sposób naśladować postępowanie samego Boga, który jest dobry dla wszystkich (Q 6,27-28; por. Mt 5, 43-48; Łk 6,27.35).
Motyw naśladowania samego Boga jest tutaj zobowiązującą zachętą. Naśladujemy Boga, kiedy wyrzekamy się odwetu, kiedy przebaczamy, kiedy nie stawiamy granic naszej miłości, kiedy naśladujemy miłosiernego Boga: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny” (Q 6,36; por. Łk 6,36). Wskazówka jest aż nazbyt wyraźna – sam Bóg nigdy nie przestaje miłować swoich nieprzyjaciół, nigdy nie przestaje przebaczać grzesznym ludziom, a Jego sprawiedliwość nie domaga się kary w sensie samej odpłaty. Całe życie Jezusa dawało świadectwo prawdzie, którą głosił w swoim nauczaniu. Czynił to, czego wymagał od innych – samego siebie wystawił na najgorsze uderzenia: „Temu, kto uderzył cię w policzek, nadstaw i drugi, a temu, kto zabiera twój płaszcz nie wzbraniaj i sukni” (Q 6,29).
To są te liczne, DYSKRETNE WSKAZÓWKI, OBECNE JUŻ W EWANGELII GALILEJSKIEJ Q, kierujące uwagę słuchających na powszechny zasięg dobroci zbawczego działania Boga. Kiedy ktoś zapytał Mistrza z Nazaretu: „czy tylko nieliczni będą zbawieni?”, On odpowiedział krótko: „Starajcie się wejść przez wąskie drzwi, bo wielu, mówię wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli” (Łk 13,23-24). Nie spekulacja i teoretyczna wiedza, ale wysiłek życiowy na pierwszym miejscu! Podobnie w Ewangelii Galilejskiej: „Wchodźcie przez ciasne drzwi; bo wielu będzie chciało wejść, a niewielu będzie mogło” (Q 13,24).
Stąd moje przekonanie: JEST RZECZĄ WYSOCE PRAWDOPODOBNĄ, ŻE APOSTOŁOWIE NIE ZROZUMIELIBY WYRAŹNYCH SŁÓW JEZUSA O POWSZECHNYM ZBAWIENIU ZA JEGO ŻYCIA ZIEMSKIEGO. Wolał mówić o tym bardzo dyskretnie, wiedząc o wspomnianym przez P. Andrzeja „chaosie interpretacyjnym” swojego czasu. Uczniowie musieli przeżyć najpierw Jego śmierć i zmartwychwstanie i stopniowo dojrzeć do nowego sposobu myślenia. Sama myśl o powszechności Bożej łaski udzielanej zwłaszcza poganom wydawała się Żydom czymś niezrozumiałym, a nawet gorszącym (zob. ich gwałtowną reakcję w Dz 22, 21-23). Kto śledzi dzieje religijnego ekskluzywizmu, znajdzie w tym fakcie wymowne świadectwo zawłaszczania Bożej łaski.
TAJEMNICA JEST DO STOPNIOWEGO ZGŁĘBIANIA
W pouczeniach Jezusa w czasie Jego publicznego nauczania nie ma dlatego pełnej wyrazistości. Są co najwyżej pewne WZMIANKI I NIEDOPOWIEDZIANE DO KOŃCA SUGESTIE. Kazanie na Górze spotkało się z oporem u wielu słuchaczy zarówno co do treści jak i formy. Nauczanie Jezusa odchylało się od przyjętych wówczas w judaizmie wzorców myślenia. Powtarzające się słowa: „Słyszeliście, że powiedziano… Wiecie, że powiedziano… A JA wam mówię” (Mt 5, 21.27.31.33.38.43) tchnęły niezrozumiałym wówczas radykalizmem.
Trzeba było, aby dokonały się najpierw wielkie wydarzenia śmierci i zmartwychwstania. Ich zrozumienie przyszło później. Była to już jednak wczesnochrześcijańska REFLEKSJA NAD sensem i zasięgiem tych wydarzeń zbawczych, której jeszcze brak w Ewangelii Galilejskiej Q. W ich świetle trzeba było wyjaśnić podstawową rozbieżność w rozumieniu przyjścia Mesjasza nie jako zwycięskiego wodza, ale cierpiącego Sługi, który oddał swoje życie za wszystkich ludzi. Dziś nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak trudno było Żydom pogodzić się z taką wizją Mesjasza umierającego na krzyżu wśród złoczyńców.
Jezus nie mógł otwarcie i wyraźnie mówić o powszechności zbawienia. Byłby niezrozumiany. Mimo późnej redakcji IV Ewangelii warto przypomnieć o pewnym fakcie w niej opisanym. W mowie pożegnalnej wygłoszonej w zaciszu Wieczernika Mistrz powiedział swoim uczniom: „Jeszcze mam WIELE DO POWIEDZENIA, ale teraz nie możecie temu podołać. Kiedy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi [prowadzić będzie] was do całej prawdy” (J 16, 12-13).
Słowa te są ostrzeżeniem przed nadużywaniem argumentu, że Jezus nie wierzył w pośmiertne nawrócenie i powszechne zbawienie, gdyż nie powiedział tego wyraźnie swoim uczniom. Nie powiedział, bo nie mógł z tych względów, o których była mowa. Argument „ex silentio Evangelii” traci swoją moc przekonującą. Uczniowie nie byli w stanie przyjąć prawdy, do której jeszcze nie dojrzeli. Zrozumienie przychodzi z czasem. Tak jak w życiu każdego i każdej z nas. A chodzić może o prawdę niezwykle doniosłą. Tajemnica jest do stopniowego zgłębiania przez całe życie, a nie do natychmiastowego wyjaśnienia.
STRASZLIWE BRZEMIĘ DLA MYŚLI KOŚCIOŁA
P. Andrzej przytoczył w swoim komentarzu (22 stycz., g. 14:19) poruszające słowa z uniwersalistycznego Kościoła Unitarian (radzę przeczytać je uważnie!). Na koniec tego komentarza ja również zacytuję podobne duchem słowa, ale autorstwa anglikanina Johna W. Wenham’a, który tak pisał przed ponad 20 laty o tradycyjnej doktrynie piekła:
„Nieskończona męka mówi mi o sadyzmie, a nie o sprawiedliwości. Ta doktryna sprawia, że nie wiem jak ją głosić nie negując uroku (loveliness) i chwały Boga. Od czasów Tertuliana to był wzmożony nacisk ze strony fanatyków. Ta właśnie doktryna sprawia, że inkwizycja wydaje się czymś sensownym. Uważam, że nieskończona męka jest odstręczającą i niezgodną z Pismem doktryną, która była straszliwym brzemieniem dla myśli Kościoła przez wiele wieków i okropnym ciosem dla jego prezentacji Ewangelii. Byłbym rzeczywiście szczęśliwy gdybym, zanim umrę, mógł pomóc w jej wyeliminowaniu” („The Case for Conditionalism”. W: “Universalism and the Doctrine of Hell”, ed. by N. M. de S. Cameron, Grand Rapids, MI 1992, s. 187).
PS. WYŁĄCZAM SIĘ Z DYSKUSJI NA DWA/TRZY DNI.
Błagam, Panie Andrzeju, WOLNIEJ, WOLNIEJ, WOLNIEJ! Infernalistów i tak nie przekonamy, choćbyśmy przedstawili nie wiem jakie, nawet najmocniejsze argumenty. To złudzenie. Mają oparcie w oficjalnej doktrynie Kościołów. Wystarczyłoby, gdyby dopuszczono przynajmniej prawomocność alternatywnego poglądu w formie uniwersalizmu nadziei. But let’s try! Nothing against.
Dajmy innym uczestnikom blogu czas na spokojną lekturę komentarzy! Nie jesteśmy maszynami do seryjnego produkowania „fast food”-ów w postaci tekstów.
Nie pozdrawiam na tej naszej dyskusyjnej i czasem kamienistej drodze, na wzór wędrownych uczniów bezdomnego Mistrza z Nazaretu (zob. Q 10,4).
Muszę to wydrukować. Co za tekst! Również nie pozdrawiam. Wielkie dzięki. Odpiszę coś na niego później.
Niech będzie wolniej ale jednak wydobyłem od księdza pewne jasne deklaracje – przynajmniej dla mnie jasne.
Nie tylko nas porusza ten temat: http://dannycoleman.blogspot.com/2011/03/hell-part-3.html
Jest jednak siła przekonywania i osobiście myślę, że infernaliści przekonają się o tym, że ich pogląd jest zły, że sprawia ból. Ale do tego potrzeba czasu. Nie wystarczy czegoś po prostu przeczytać. Jak z tajemnicą, czasu na jej odkrywanie potrzeba wiele, tak i z tym przekonaniem serdecznym odnośnie nadzieji jest podobnie. Jeżeli kogoś to nie przekonuje? Cóż może taki czas dla tego kogoś nadejdzie. Na całe szczęście nadzieja nie jest dogmatem. Jest wolna.
Ja też proszę o spowolnienie bo zwyczajnie nie jestem w stanie wchłonąć takiej ilości informacji. Zwłaszcza od Andrzeja. Andrzej czasami jest sadystą. Wymaga od innych umysłów za dużo. Oczywiście czytanie wpisów jest dobrowolne. Ale część z nich mi przepada. Chociaż ja tylko się przyglądam i to może nie jest problem. Lubię też chodzić na długie spokojne spacery.
P. Grzegorzu dzięki za linka ( gdzie Pan to wyszperał? ). Jednak najbardziej dziękuje za przytomną reakcję w trakcie quasi – konfliktu z ks. Hryniewiczem ( nieporozumienia? ). Potrafi być Pan naprawdę bezstronny i przyjacielski. Pozdrawiam Pana i córy ( pamiętam ).
WSPÓLNE WNIOSKI – KROK DO PRZODU.
Rzekł Jezus: „Przyjdźcie do mnie, dobre są moje ramiona i PANOWANIE RADOSNE, a znajdziecie odpocznienie dla siebie” ( ETom 90 ).
Doszliśmy zatem do jednego ale za to bardzo ważnego wniosku: nikt ani uniwersaliści ani też infernaliści nie mogą z całą pewnością powiedzieć, że Chrystus mówiąc i używając terminu „Gehenna” bezsprzecznie wspierał ich interpretacje. Należy jednak pamiętać, iż koronnym argument infernalistów na istnienie piekła jest właśnie ten tok rozumowania: Jezus używa słowa Gehenna, więc wierzy w wieczne potępienie, przy czym infernaliści pomijają znamiennym milczeniem inne interpretacje tego słowa w judaizmie I w. po Chr. Przywołują jedynie rozumienie tego terminu przez środowisko „Księgi Czuwających” lub też szammaitów, co – jak widzą wszyscy – nie było takie jednoznaczne i charakterystyczne dla całego judaizmu.
Jednym z największych grzechów w judaizmie było bałwochwalstwo i kult obcych bogów. Kamienne tablice na pierwszym miejscu stawiały lojalność wobec Jahwe:
„Jam jest Jahwe, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli. NIE BĘDZIESZ MIAŁ INNYCH BOGÓW OBOK MNIE” ( Wj 20, 2 – 3 ).
Zaraz po tym znajdował się kategoryczny zakaz sporządzania wizerunków i składania im pokłonu, który w ujęciu jahwisty powodował gniew Boga, aż do czwartego pokolenia:
„Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Jahwe, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą” ( Wj 20, 5 ).
Również tacy apostaci w interpretacji niektórych rabinów zasługiwali na karę wieczną, która miała przetrwać nawet istnienie Gehenny:
„Ale ODSTĘPCY (…) strąceni są do Gehenny na wieki: Gehenna się skończy, ale oni nie” ( Rosz Haszana 17, por. bSanh 10, 1 – 3 ).
Czy jednak był to pogląd powszechny? Spójrzmy:
„Pod chitonem (…) u każdego ze zmarłych znaleźli PRZEDMIOTY POŚWIĘCONE BÓSTWOM, zebrane z Jamni, CHOCIAŻ PRAWO TEGO ŻYDOM ZAKAZUJE (…). Uczyniwszy zaś składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, ABY ZŁOŻONO OFIARĘ ZA GRZECH. (…). (…) uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – BYŁA TO MYŚL ŚWIĘTA I POBOŻNA. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, ABY ZOSTALI UWOLNIENI OD GRZECHU” ( należy zaznajomić się z całym fragmentem 2 Mch 12, 40 – 45 ).
Gdy Juda Machabeusz po odniesionej „glorii” nad Gorgiaszem grzebał ciała poległych okazało się, że część z nich złamała najważniejsze zalecenie Tory:
„Posągi ich bóstw spalisz, nie będziesz pożądał srebra ani złota, jakie jest na nich, i nie weźmiesz go dla siebie, aby cię to nie usidliło, GDYŻ BÓG TWÓJ, JAHWE SIĘ TYM BRZYDZI” ( Pwt 7, 25 ).
Ten wczesnych ruch chassidim nie uważał jednak, że bałwochwalcy zostali już definitywnie potępieni. Juda rozpoczął modlitwy, które miały doprowadzić do WYMAZANIA ( gr. eksaleifo ) ich przewinienia. Jest to nauka różna od tej, którą proponują infernaliści, albowiem oni twierdzą, iż śmierć człowieka w stanie grzechu ciężkiego prowadzi do Gehenny z której już nie ma ratunku. Interpretacja więc tego fragment jako dowodu na istnienie czyśćca ( w rozumieniu ortodoksyjnym ) nie jest właściwa: ci grzesznicy umarli w stanie najcięższego grzechu – odstępstwa i bałwochwalstwa ( czy to grzechy lekkie? ).
Do czego zatem teraz dochodzimy? Co staje się istotne w dalszych naszych rozważaniach? Musimy wspólnie podjąć się trudnego zadania a jest nim ustalenie z jakiej „gleby” wyrasta Jezus z Nazaretu. To, że nie możemy Go przyporządkować do żadnego stronnictwa judaizmu JEST FAKTEM, ale do któregoś było Mu najbliżej. W badaniach nad Jezusem historycznym można wyróżnić pewne nurty w których jest On umieszczany i zaklasyfikować do nich ich najważniejszych eksponentów. Za takim podziałem opowiada się Marek Skierkowski ( „`A swoi Go nie przyjęli` [J 1, 11]. Teologicznofundamentalna interpretacja Third Quest”, Warszawa 2006 ).
Judaizm hellenistyczny: B. L. Mack ( USA ), F. G. Downing ( Wielka Brytania ), J. D. Crossan ( USA ).
Judaizm charyzmatyczny: G. Vermes ( Wielka Brytania ), B. Chilton ( USA ), M. Smith ( USA ).
Judaizm profetyczny: E. P. Sanders ( USA ), D. C. Alisson ( USA ), M. Borg ( USA ), M. Ebner ( Niemcy ), B. D. Ehrman ( USA ), P. Fredriksen ( USA ), W. R. Herzog II ( USA ), R. A. Horsley ( USA ), H. A. Maccoby ( Wielka Brytania ), E. Schüssler-Fiorenza( USA ), J .L. Segundo ( Urugwaj ), H. Falk ( USA ), B. Witherington III ( USA ).
Judaizm uniwersalistyczny: G. Theissen ( Niemcy ).
Judaizm „wygnaniowy”: N.T. Wright ( Wielka Brytania ), J. Knight ( Wielka Brytania ), U. Wilckens ( Niemcy ).
Judaizm „marginalny”: J. P. Meier ( USA ), L.T. Johnson ( USA ), G. Lüdemann ( Niemcy ), K. Berger ( Niemcy ), R. Schwager ( Austria ).
W kolejnym wpisie będę starał się uzasadnić, iż Jezus wyrastał z szerokiego nurtu chassidim ( ks. prof. A. Paciorek ) i w poglądach odzwierciedlał przekonania właściwe dla tego środowiska. Jak widać z załączonej przeze mnie klasyfikacji gdyby została poddana pod głosowanie charakterystyka Jezusa to większa część badaczy uważa, że był On kimś kto nawiązywał do judaizmu profetycznego ( Jezus – prorok ) – ja również przychylam się do tej opinii, jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Słusznie ks. prof. Hryniewicz przywołał antytezy Jezusa, które maja świadczyć o tym, iż postrzegał On swoją misję nie tylko jako proroczą ale czuł się tym , który ma moc „zaostrzyć” przepisy Tory i zażądać więcej niż Mojżesz.
Chciałbym jeszcze, aby wziąć pod uwagę jedną bardzo ale to bardzo ważną kwestię. Mało jest teologów, którzy w swoich rozważaniach biorą pod uwagę metody historyczno – krytyczne i starają się je łączyć właśnie z teologią. Wzorem powinien tutaj być Francois Dreyfus OP, który wypowiedział się w tej sprawie w sposób, który – wydaje mi się – wyczerpuje to zagadnienie:
„Nie jestem fundamentalistą. Od 25 lat wykładam Pismo Święte, korzystając ze WSZYSTKICH NAUKOWYCH METOD, który aktualny stań badań daje egzegezie do dyspozycji. Nie jestem lękliwy, bo Kościół katolicki, któremu służę, pełniąc moją posługę wykładowcy Pisma Świętego, wielokrotnie zachęcał egzegetów, BY ŚMIAŁO SZLI DO PRZODU, dając świadectwo podwójnej wierności: z jednej strony SUROWYM WYMOGOM METODY HISTORYCZNO – NAUKOWEJ, z drugiej zaś TRADYCJI I ŻYWEMU MAGISTERIUM KOŚCIOŁA. Będę wzorował się na ojcu Lagrange`u założycielu Szkoły Biblijnej w Jerozolimie, w której mam zaszczyt nauczać od prawie 15 lat. BOLEŚNIE PRZEŻYŁ ON TĘ PODWÓJNĄ WIERNOŚĆ ( !!! – przyp. AJN )” ( cyt. F. Dreyfus OP,” Czy Jezus wiedział, że jest Bogiem?”, Poznań 1995, s. 11 – 12 ).
Tym bardziej jestem wdzięczny, że tak wybitny polski teolog, bez problemu stanął przed Jezusem historycznym i wraz ze mną pochylił się nad starożytnymi tekstami, aby wspólnie ze mną udzielić odpowiedzi na to, czy Nazarejczyk nauczał o wiecznym potępieniu. Choć idziemy czasami innymi drogami rozumowania, jest to nieuniknione (!) to chcę zauważyć, że pewnego pojmowania zagadnienia i ja również się uczę od Rozmówcy. Ks. prof. Hryniewicz stwierdził, że wiele dowiedział się ode mnie – ja chcę powiedzieć i vice versa; i dopóki tak jest to nasza dyskusja ma sens także i dla czytelników.
Rzekł Jezus uczniom swoim: „Porównajcie i powiedzcie mi, kogo przypominam?” Powiedział Mu Szymon Piotr: „Jesteś podobny do sprawiedliwego anioła”. Powiedział Mu Mateusz: „Jesteś podobny do człowieka, który miłuje wiedzę i jest rozumny”. Powiedział Mu Tomasz: „Nauczycielu, moje usta nie ujmą zupełnie tego, aby powiedzieć, do kogo jesteś podobny” ( ETom 13 ).
Za wiele mam innych zobowiązań pisarskich. Blog to dodatek. Dlatego także tym razem spoglądam jeszcze wstecz.
JEZUS I TARGUMY
Przekonująco brzmią wyjaśnienia P. Andrzeja dotyczące stosunku Jezusa do Starego Testamentu (23 stycznia, 10:19). Zdaniem uczonych, „pierwszą Biblią Jezusa i podłoża NT nie była Biblia hebrajska lecz targumy”, czyli teksty biblijne, będące nie tylko tłumaczeniem z hebrajskiego na aramejski, ale również ich interpretacją i parafrazą.
Wynika z tego ważna rola piśmiennictwa międzytestamentalnego, w świetle którego należy odczytywać świadectwa Starego Testamentu. Stąd też twierdzenie: „Ustalenie zatem jak wyobrażali sobie wieczność niektórzy autorzy Ksiąg ST nie pomoże nam w ustaleniu jak wyobrażali sobie wieczność ludzie w I w. po Chr. w Palestynie, ponieważ Pisma te stały się celem różnych spekulacyjnych interpretacji”.
W świetle tych uwag moje refleksje (23 stycznia, 12:01) o prawdzie oryginału znanej tylko Bogu, o mądrości judaizmu i wielowymiarowości tajemnicy zadanej do stopniowego zgłębiania nie tracą bynajmniej na znaczeniu.
Tomek uważa (24 stycznia, 13:21), iż „infernaliści przekonają się o tym, że ich pogląd jest zły, że sprawia ból. Ale do tego potrzeba czasu”. – Owszem, czasu mieli oni już bardzo dużo – wiele stuleci, gdyż spór trwa od pierwszych wieków chrześcijaństwa. Pochłonął wiele ofiar, a anatemy skierowane przeciwko zwolennikom uniwersalizmu nadziei zbawienia odczytywane są w niektórych Kościołach chrześcijańskich do dzisiaj (np. w tzw. Niedzielę Ortodoksji w Kościele prawosławnym).
Dlatego nie mam złudzeń, że infernaliści zmienią zdanie, jeśli tylko przekona się ich właściwymi argumentami. Pedagogia strachu i zastraszania ma się w Kościele – i w świecie –do dzisiaj całkiem dobrze!
Radzę przeczytać w „Gazecie Wyborczej” (nr 3, z 4-6 stycznia 2014) artykuł Roberta Siewiorka pt. „Uwierz w diabła, zbawisz świat”. Azim F. Shariff i Mijke Rhemtula opublikowali studium „Different Effects of Beliefs in Heaven and Hell on National Crime Rates”, oparte na danych 143 tys. osób z 67 krajów, zebranych w ciągu 26 lat. Wykazują, że w społecznościach, w których wiara w piekło, szatana, WIECZNE POTĘPIENIE i karę za złe uczynki jest silniejsza niż koncentracja na łaskawości Boga, dobrodziejstwach i przebaczeniu – przestępczość jest wyraźnie niższa. WNIOSEK jest jasny: potrzeba nam w pełni nowoczesnej, sugestywnej wizji piekła, zdolnej poruszyć ludzi. „Nad nowym piekłem warto popracować, tym bardziej, że społeczeństwa wierzące bardziej w piekło niż w niebo są też bogatsze”. Inna para badaczy z Harvardu dowiodła (2003), że „kraje rozwinięte, w których strach przed szatanem jest w ludziach silniejszy niż ufność w dobrotliwego Boga, mają wyższe PKB”!
Ot i co?! Uwierzmy w wieczność piekła – zbawimy świat! (oczywiście na swój ludzki sposób).
Do komentarza P. Andrzeja z 27 stycznia 2014, 09:27 i wcześniejszych – powrócę w możliwie krótkim czasie.
Nie wiem, czy akurat tej jednej GW nie kupiłem, czy jej nie czytałem, czy przeoczyłem tekst RS. Lubię jego teksty. Czuję tu ironię Roberta. No i trochę ostatnich wydań mogło mi wypaść z rąk. Nie mam już siły na lektury wszystkich rzeczy o wszystkim. Szkoda życia i czasu.
Na pierwszy rzut oka widać tutaj jakiś wesoły absurd. O wpływie wiary w wieczność piekła na wysokość PKB nie słyszałem, ale jestem sobie w stanie wyobrazić połączoną konferencję PRM i Przewodniczącego Episkopatu, którzy ogłaszają na niej wprowadzenie nowego programu usprawniającego „gospodarkę”…to w telewizji, a w radiu – Tadeusz Mosz w programie EKG przepytuje szefów dużych instytucji o pomysły zastraszania pracowników. Całkiem na serio Polityka straszy na okładce piekłem i przelicza to na miejsca pracy. W nauce wcale nie lepiej. Naukowcy wzajemnie siebie zastraszają smołą, siarką, wiecznym niepowodzeniem i skazują wzajemnie własne twory umysłu na wieczne nieprzeczytanie. Chciałbym te rewelacje jakoś mądrze skomentować, ale myślę, że wystarczy: hmmm…
P. Andrzej pisał w swoim dzisiejszym komentarzu o infernalistach oraz ich „argumencie koronnym”. O innych ważnych sprawach również. Nie sądzę jednak, żeby tylko kwestia rozumienia Gehenny była w tym przypadku argumentem koronnym. Owszem, powrócę i do tego zagadnienia. Z moich wieloletnich doświadczeń wynika jednak raczej, że szafuje się głównie PRZYPOWIEŚCIĄ O SĄDZIE NAD NARODAMI (Mt 25,31-46), której trzeba będzie poświęcić specjalną uwagę – tym bardziej, że jest czytana w kościołach i często komentowana przez duchownych różnych wyznań, co ma duży wpływ na wiarę uczestników liturgii. Oni często rozumieją ją inaczej, wewnętrznie oponują, ale przecież nie są biblistami ani teologami. Jakiś sensus fidei, zmysł wiary, pozwala im myśleć i czuć po swojemu. Końcowy werset Mt 25,46 ma w tym względzie szczególną wymowę. Który z kaznodziejów myśli o tym, czy rzeczywiście historyczny Jezus jest autorem tej przypowieści, lub czy Ewangelista nie dołożył czegoś do całości? Mają przed oczyma tekst Mt i ten im wystarcza. Interpretują go w świetle oficjalnego nauczania Kościoła. To jest postępowanie nagminne.
Doświadczenie uczy, że duchowny mający swoje zdanie łatwo może zderzyć się z przykrymi konsekwencjami (istniał i nadal istnieje przecież w Kościele (nie)chlubny zwyczaj donosów). Znane są osobiste dramaty ludzkie, jak to było również m.in. w przypadku o. Langrange’a, o którym wspomina cytowany przez P. Andrzeja dominikanin, o. F. Drejfus
Na razie jednak wzmianka o infernalistach kieruje mój wzrok ku wczesnym tekstom hymnicznym, obecnych w listach apostoła Pawła. Wyjaśnię niebawem dlaczego.
KILKA REFLEKSJI O TEKSTACH HYMNICZNYCH
P. Andrzej przypomniał (7 stycznia 2014, 23:43:) o dużej wadze chrystologicznych hymnów przed-Pawłowych: „ci, którzy je układali znali najprawdopodobniej osobiście Jezusa. Nie potrzebowali więc – przynajmniej na samym początku – tworzyć opowiadań o historycznych czynach i słowach Nazarejczyka. Za to hymny idealnie nadawały się do tego, aby oddawać w tych pierwszych chwilach hołd i wiarę w wywyższonego Kyriosa. Nie zwracano się ku ludzko-historycznemu Jezusowi z Nazaretu, ale oddawano się radosnej adoracji i kontemplacji nowego wymiaru popaschalnej egzystencji ich Mistrza. (…) Jeśli oni [świadkowie Jezusa] wyznawali wiarę w powszechne zbawienie, to można założyć, że z dużym prawdopodobieństwem ich pogląd podzielał też ich Mistrz i Nauczyciel”.
Chcę poświęcić tej sprawie nieco więcej uwagi, gdyż infernaliści, broniąc nauki o wieczności piekła, zgoła inaczej interpretują zwłaszcza słowa hymnu Flp 2,9-11 oraz innych podobnych tekstów. Są tacy, którzy wierzą, iż Bóg nigdy całkowicie nie zniszczy grzechu, gdyż jego istnienie zostanie zachowane w wiecznym trwaniu piekła. Zwolennicy teorii anihilacji wierzą natomiast, iż Bóg w końcu na zawsze pokona wszelką moc grzechu poprzez unicestwienie niektórych spośród Jego grzesznych stworzeń. Tylko uniwersaliści głoszą, że uczyni On to nie unicestwiając żadnej osoby, lecz wyzwalając wszystkie istoty rozumne od zła i grzechu.
CHRYSTUS PRZEZWYCIĘŻY WROGOŚĆ I WSZELKI OPÓR
Powszechne wyzwolenie z grzechu i pojednanie z Bogiem jest tematem, który wielokrotnie dochodzi do głosu w pismach Pawła z Tarsu. W przejętym z wcześniejszej tradycji hymnie chrystologicznym, z myślą o uniżeniu i śmierci krzyżowej Jezusa, wybiegając myślą w przyszłość, pisał on o ostatecznym, powszechnym poddaniu Jego władzy wszystkich stworzeń:
„(…) Bóg nad wszystko Go wywyższył i obdarzył imieniem, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się KAŻDE KOLANO w niebiosach, na ziemi i pod ziemią i aby KAŻDY JĘZYK wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem KU CHWALE Boga Ojca” (Flp 2, 9-11).
Ci, którzy „zginają kolano” przed Chrystusem i otwarcie oświadczają, że jest On Panem, czynią to albo dobrowolnie, albo zgoła nieszczerze. Jeżeli dobrowolnie, oznacza to, że pojednali się już z Bogiem. Gdyby tak nie było, lecz zostali zmuszeni do posłuszeństwa wbrew swej woli, ich postępowanie byłoby zwykłym oszustwem, nie przynoszącym Bogu chwały. Tymczasem Apostoł wyraźnie podkreślił, że wyznanie Jezusa jako Pana dokona się „KU CHWALE Boga Ojca”. Bóg jest Bogiem prawdy, a nie pozorów i pustych gestów.
Ten niezwykły tekst czytać należy łącznie z inną dalekosiężną intuicją Apostoła wyrażoną w podobnym hymnie: „W Nim [Chrystusie, „umiłowanym Synu”] bowiem zostało stworzone wszystko w niebiosach i na ziemi: rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy zwierzchności, czy władze – wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. (…) Bóg bowiem postanowił, aby w Nim zamieszkała cała pełnia i aby przez Niego pojednać WSZYSTKO (tà pánta) z sobą, czy to na ziemi, czy w niebiosach, czyniąc pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1, 16. 19-20).
W obydwu tekstach zarysowana została wizja powszechnego pojednania z Bogiem. Pojęcie pojednania ma tu charakter zbawczy, obejmujący nie tylko ludzkość, ale również wszelkie istoty duchowe. Boski akt pojednania i wprowadzenia ostatecznego pokoju ma przywrócić pierwotną harmonię świata, ocalić wszystko i scalić w jedno.
Chrystus ma stać się na nowo, jak głosi list napisany najprawdopodobniej przez ucznia Pawła, „Głową wszystkiego: tego, co jest w niebiosach, i tego, co jest w Nim na ziemi” (Ef 1, 10). W oryginale wyrażenie to brzmi: anakephalaiōsasthai ta pánta en tō Christō, a więc dosłownie: sprowadzić pod jedną głowę wszystko w Chrystusie. Jest to sugestywna metafora na oznaczenie wszechogarniającej syntezy, zebrania wszystkiego razem, wielkiego podsumowania całej rzeczywistości stworzonej. Przedrostek ana wskazuje na przywrócenie i ustanowienie na nowo harmonii z Chrystusem jako zwornikiem reintegracji. Bóg wskrzesił Jezusa z martwych i wywyższył „ponad wszelką zwierzchnością, władzą, mocą i panowaniem, ponad wszelkim imieniem, wzywanym nie tylko w obecnym świecie, ale i w przyszłym. Wszystko też poddał pod Jego stopy…” (Ef 1,21-22). To dalekowzroczna wizja wszechwładzy i powszechnego panowania Chrystusa. Jest to takie samo panowanie jakie przysługuje „Bogu i Ojcu wszystkich, który jest ponad wszystkimi, działa przez wszystkich i we wszystkich” (Ef 4,6).
CHRYSTUS TO NIE DESPOTYCZNY WŁADCA ZMUSZAJĄCY WROGÓW DO POSŁUSZEŃSTWA
Zamiarem Boga jest ocalenie, naprawienie i zjednoczenie w Chrystusie całego kosmosu, skażonego wskutek grzechu (por. Rz 8,18-23), a więc wszystkich istot stworzonych, a nie tylko ludzkości. Jego powszechne zwycięstwo zakłada PRZEZWYCIĘŻENIE WSZELKIEJ WROGOŚCI I ZNISZCZENIE GRZECHU. Włączenie pogan w dzieło zbawienia, wskutek misji Apostoła, jest częścią Boskiego planu powszechnego pojednania dokonanego przez krzyż Chrystusa (por. Ef 2,11-16).
Wypowiedzi te ukazują rzeczywisty charakter zwycięstwa dokonanego przez Chrystusa w pokorze, „umniejszeniu” i uniżeniu samego siebie oraz w posłuszeństwie „aż do śmierci, i to do śmierci na krzyżu” (por. Flp 2, 7-8). Mocą Chrystusa jest moc Jego krzyża. Nie dokonał dzieła pojednania jako dumny zdobywca zmuszający wrogów do posłuszeństwa wbrew ich woli, lecz JAKO CIERPIĄCY SŁUGA pociągający najbardziej nawet zbuntowane stworzenia mocą swojego bezgranicznego oddania. Ta moc przezwycięża zło od wewnątrz, przemienia wolę i oświeca umysł istot zagubionych w swojej wolności. W ten sposób „czyni pokój przez krew krzyża” (Kol 1,20).
Nie jest to pokój wymuszony przez despotycznego władcę, lecz prawdziwy pokój w samej głębi jestestwa wszystkich pojednanych. Taki pokój pochodzić może jedynie z pojednanego wnętrza wolnej istoty. Pojednanie staje się wtedy ocaleniem i zbawieniem w pełnym sensie tych słów. Gdyby Bóg chciał jedynie zmusić wszystkich grzesznych nieprzyjaciół do służalczego posłuszeństwa, mógłby to uczynić bez zbawczego trudu Chrystusa. Niepotrzebny byłby wówczas Jego krzyż i uniżenie. Bóg wybrał jednak iście boski sposób docierania do samego wnętrza wolności swoich stworzeń.
RZECZYWISTE POJEDNANIE CZY TYLKO PACYFIKACJA?
W Liście do Kolosan podkreślona została wszechwładza Chrystusa również ze względu na Jego udział w dziele stworzenia (1,15-17). „On jest głową wszelkiej zwierzchności i władzy” (2,10), gdyż rozbroił je przez swoją śmierć na krzyżu (2, 14-15). Wszechwładztwo Chrystusa ma jeden określony cel POJEDNANIE WSZYSTKIEGO Z BOGIEM. Chodzi o prawdziwe pojednanie, a nie tylko o ujarzmienie siłą wszystkich mocy przeciwnych. Tymczasem oponenci dowodzą, że uznanie Chrystusa jako Pana nie zostanie ochoczo i dobrowolnie spełnione przez wszystkich. Tylko ci prawdziwie pojednają się z Bogiem, którzy z wiarą przyjmą ofertę pojednania.
W wizji Apostoła kiedyś nawet w opornych stworzeniach dokona się przemiana i z wdzięcznością „zegną kolana” przed swoim Panem i Zbawicielem. Tę właśnie możliwość wykluczają przeciwnicy interpretacji uniwersalistycznej. Ich zdaniem, nic nie wskazuje na to, że Bóg doprowadzi wszystkich ludzi do wiary na tym świecie lub po śmierci. Wręcz przeciwnie, Apostoł mówi o „rozbrojeniu zwierzchności i władz” i triumfie nad nimi (Kol 2,15) oraz o „gniewie Boga” (Kol 3,6) skierowanym do „synów buntu”.
Pośród interpretatorów nauki Pawłowej istniało już wiele prób ograniczenia zasięgu zwycięstwa Chrystusa. Dowodzą oni, że nie chodzi o rzeczywiste uznanie Chrystusa jako Pana ani o pojednanie, lecz jedynie o PACYFIKACJĘ złych mocy i ujarzmienie wbrew ich woli.
Wedle tej opinii, przynajmniej szatan i podobne mu istoty nigdy prawdziwie nie pojednają się z Bogiem. Kiedy więc Apostoł mówi o powszechności wyznania wiary w Chrystusa jako Pana i pojednania „wszystkiego” nie ma na myśli pojednania w pełnym zbawczym sensie tego słowa. Zdaniem przeciwników uniwersalizmu chodzi jedynie o Boski zamiar zbawienia wszystkich, a nie o jego faktyczne urzeczywistnienie. Nie przypadkowo, przypominają, w Liście do Filipian (1,28; 3,19) mowa jest o zgubie i zagładzie przeciwników Ewangelii. Przesłanka doktrynalna zaczerpnięta z tradycyjnej nauki Kościołów o wiecznym piekle jest w takiej interpretacji bardziej miarodajna niż sam tekst biblijny!
Pojęcie „zgięcia kolan” i pojednania traci w takim rozumieniu swój charakter zbawczy. Sprzeczność pojawia się w samym pojęciu pojednania. Nie można go utożsamiać z ujarzmieniem i przymusową pacyfikacją. Jeżeli „zwierzchności czy władze”, o których mowa w Liście do Kolosan to istoty rywalizujące z Bogiem, to nie poddadzą się one Chrystusowi wbrew swej woli. Gdyby miały zatem być jedynie ujarzmione i spacyfikowane, ich wola pozostałaby nadal w stanie buntu, sprzecznym z prawdziwym poddaniem się Chrystusowi.
W „Raju utraconym” (Paradise Lost) Johna Miltona, szatan nawet pokonany w walce przez Boga nadal jest pewien, że jego „umysł i duch pozostaje niezwyciężony” (The mind and spirit remains /Invincible), a „wola nie do zdobycia (the unconquerable Will)”.
ABY BÓG BYŁ WSZYSTKIM WE WSZYSTKICH/WSZYSTKIM
Bóg ma tylko jeden sposób przezwyciężenia opornej woli – przemienić ją tak, aby dobrowolnie poddała się Chrystusowi. Dopóki jakaś istota rozumna trwać będzie w stanie oporu woli, buntu i nienawiści do Boga nie wszystko będzie Mu poddane. Wzorcem dobrowolnego poddania jest poddanie samego Chrystusa Ojcu u kresu dziejów, również opisane przez Apostoła:
„Potem nastanie koniec, gdy przekaże królestwo Bogu i Ojcu, gdy pokona (katargēse) wszelką zwierzchność, władzę i moc. Trzeba bowiem, aby On królował, dopóki nie położy wszystkich wrogów pod swoje stopy. Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć. WSZYSTKO BOWIEM POŁOŻYŁ POD JEGO STOPY (Ps 8, 7). Kiedy zaś się mówi, że wszystko zostało poddane, jest jasne, że oprócz Tego, który Mu wszystko poddał. A gdy wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn będzie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, ABY BÓG BYŁ WSZYSTKIM WE WSZYSTKICH/WSZYSTKIM”, pánta en pãsin (1 Kor 15, 24-28).
Istnieje wyraźna paralela pomiędzy poddaniem wszystkiego Chrystusowi i poddaniem się samego Chrystusa Ojcu. Jeżeli to drugie jest całkowicie dobrowolne (o innym nie sposób nawet pomyśleć), to pierwsze jest takim również. Potwierdzają to cytowane wcześniej teksty tego samego Apostoła: każdy język ma „wyznać” (egzomologēsētai), że Jezus Chrystus jest Panem. Słowo to oznacza nie tylko samo dobrowolne wyznanie, ale również ochocze, a nawet RADOSNE UZNANIE, PRAGNIENIE WYSŁAWIANIA I DZIĘKCZYNIENIA. Wynika to z przystosowanego w hymnie cytatu z Księgi Izajasza: „Przede Mną zegnie się wszelkie kolano i wszelki język będzie wyznawał: Jedynie u Pana (JHWH) jest ocalenie i obrona. Zawstydzeni przychodzą do Niego wszyscy, którzy Mu się sprzeciwiali” (Iz 45,23-24; przekład według Einheitsübersetzung).
Wymowa tych słów jest jasna wstyd z powodu fałszywej postawy wobec Boga może iść w parze ze szczerym wyznaniem, że ocalenie tylko od Niego pochodzi. On sam zachęca: „Nawróćcie się do Mnie, by się zbawić, wszystkie krańce świata, bo ja jestem Bogiem, i nikt inny” (Iz 45, 22). W hymnicznym tekście Apostoła Narodów nie chodzi zatem o niechętne i wymuszone wyznanie ze strony pokonanych nieprzyjaciół Jezusa.
Nie należy dać się zwieść obrazowemu językowi w tekstach Pawłowych. Z doświadczenia wiadomo, że władca lub zwierzchnik może zmusić poddanego do ugięcia się przed nim wbrew własnej woli i wymusić na nim jakieś słowa. Jednak nieobłudna pochwała i prawdziwe dziękczynienie mogą pochodzić jedynie ze szczerego serca: „Jeśli więc swoimi ustami wyznasz, że Panem jest Jezus, i uwierzysz w swoim SERCU, że Bóg wskrzesił Go z martwych, będziesz zbawiony” (Rz 10, 9). Jeżeli samo ludzkie serce nie wystarcza, z pomocą przychodzi natchnienie ze strony Bożego Ducha: „Nikt też nie może powiedzieć: Jezus jest Panem, inaczej, jak tylko dzięki Duchowi Świętemu” (1 Kor 12, 3).
Owszem, w Liście do Filipian dwukrotnie pojawia się wzmianka o zniszczeniu i zagładzie (apōleia). Dotyczy ona prześladowców chrześcijan (1,28) oraz tych, którzy są „wrogami krzyża Chrystusa” (3,18-19). Czy mamy więc do czynienia z dwoma rozbieżnymi perspektywami eschatologicznymi? Według Apostoła, wszystkich trwających w sprzeciwie wobec Chrystusa i uparcie odrzucających dar zbawienia – jeśli tacy istnieją – czeka zagłada (pojęcie „apoleia”warte jest rozważenia!).
Tylko Bóg jest władny przezwyciężyć w opornych i grzesznych to, co jest Mu wrogie, nie gwałcąc ich wolności. W końcu dobrowolnie poddadzą się Chrystusowi, a przeszedłszy „jakby przez ogień” (1 Kor 3,15) – oczyszczający ogień – zostaną ocaleni.
Apostoł Paweł pisał z wielką ufnością o ostatecznym zwycięstwie Chrystusa. Zbuntowane „zwierzchności, władze i moce” mogą skutecznie i po ludzku mówiąc przez „wieki wieków” opierać się Bogu. Chrystus zdoła jednak w końcu przezwyciężyć wszelki opór i wszelką wrogość. Do Niego należy zwycięstwo nad wszelkim złem. Ustanie wtedy w stworzeniu wszelka dysharmonia i oddzielenie od Boga. Nic nie jest w stanie pokonać na zawsze Jego cierpliwej i wytrwałej miłości, która przemienia, pociągając ku sobie, jedynie od wewnątrz.
Trwała zatrata bodaj jednej osoby byłaby także utratą dla Boga. Unicestwienie grzesznych stworzeń byłoby także Jego nieprzemijającą porażką i, obrazowo mówiąc, niezmazalną plamą na dziejach wszechświata. Nawet gdyby usunął On pamięć tej porażki z umysłu wszystkich zbawionych, nie mógłby wymazać nieskończenie gorszego wspomnienia ze swego boskiego umysłu. Ostateczne zwycięstwo nad złem w całym stworzeniu wymaga rzeczywistego, a nie wymuszonego pojednania wszystkich ze Stwórcą i wzajemnie między sobą.
PS. Serdecznie zachęcam uczestników Kleofasa, ludzi drogi do Emaus, aby przez swoje komentarze aktywnie włączali się w debatę. Żałuję, że żaden z biblistów (tak wielu jest ich przecież w Polsce!) nie ma ochoty czy odwagi dzielić się swoją wiedzą. A może w ogóle nie wiedzą o Kleofasie? Próbowałem zachęcić wykładowców KUL-owskich, zwłaszcza młodszych, ale jak do tej pory bezskutecznie. Słyszę tylko, że są „zagonieni”, zapracowani, zaorani dydaktyką i swoimi publikacjami, z których muszą się nieustannie rozliczać… Nieraz mówię sobie samemu: jak to dobrze być na emeryturze! Ma się przynajmniej czas dla siebie i swoich zainteresowań. Wystarczy tylko trochę zdrowia i sił do pracy.
KS. PROF. HRYNIEWICZU!
Myślę, że mało kto w lepszych słowach podsumowałby myśli teologiczne Pawła z Tarsu oraz jego poprzedników. Nie o tym jednak chciałem napisać, ponieważ odniesienie się do tak wielu elementów wypowiedzi nie jest rzeczą prostą i wymaga dłuższej refleksji. Stwierdza ojciec:
„Doświadczenie uczy, że duchowny mający swoje zdanie łatwo może zderzyć się z przykrymi konsekwencjami (istniał i nadal istnieje przecież w Kościele (nie)chlubny zwyczaj donosów). Znane są osobiste dramaty ludzkie, jak to było również m.in. w przypadku o. Langrange’a, o którym wspomina cytowany przez P. Andrzeja dominikanin, o. F. Drejfus”.
Całkowicie się z tym zgadzam i dostrzegam niebezpieczeństwo dlatego też przestałem naciskać na zbyt szybką dyskusję do której obawiam się nikt z tzw. poważnych biblistów katolickich się nie przyłączy. Nie dlatego, że nie wiedzą oni o niej ( wiem, że niektórzy wiedzą ), lecz dyskusja ta jest bez żadnego precedensu w Polsce a w takich projektach rzadko kto chce uczestniczyć. Piechota zawsze ginie pierwsza! Jesteśmy więc „obserwowani” a prawdopodobnie ktoś nas jedynie oceni – to przecież prostsze i nie można na to odpowiedzieć ani też się bronić. Nie jesteśmy w USA! Społeczeństwo w swojej masie nie jest przyzwyczajone do podważania utartych aksjomatów a co dopiero dog…
Nieszczęsna „Przypowieść o owcach i kozłach”, która jest sztandarem „piekielników” i ich chlubą już dawno przez badaczy została zdetronizowana. Tego Jezus nie powiedział! Wybitny znawca Ewangelii Mateusza prof. J. Gnilka niegdysiejszy członek Papieskiej Komisji Biblijnej, który zasłynął z monumentalnego, komentarza do Mt, który będzie służył jeszcze wielu pokoleniom napisał:
„Przejmujący obraz zgromadzenia wszystkich narodów przed tronem Syna Człowieczego jako Króla ( Mt 25, 31 – 46 ) JEST POCHODZENIA POPASCHALNEGO” ( cyt. J. Gnilka, „Jezus z Nazaretu”, Znak, Kraków 1997, s. 198 ).
Nawet infernaliści zauważają, że Ewangelię Mateusza odróżnia częstotliwość odwoływania się do Gehenny: Q – 1 raz, Mk – 3 razy, Łk – 1 raz, J – 0 razy a Mt 7 razy! Kościół Mateusza intensywnie interpretował słowa Jezusa i bardzo zależało mu na potępieniu! To tam padają znamienne słowa o sytuacji jak ma zachować się Mateuszowy chrześcijanin kiedy upomnienia grzesznika nie skutkują:
„Niech będzie dla ciebie jak poganin i CELNIK” ( Mt 18, 17 ).
Szkoda, że Mateusz nie przemyślał kim był celnik dla Jezusa, być może wtedy ktoś uwierzyłby, że ten logion mógł powiedzieć jeden z ich największych przyjaciół ( Mk 2, 16 ).
Nie chcę jednak wyprzedzać faktów, ponieważ zamierzam tę przypowieść poddać szczegółowej analizie jednak warto już czytelników przygotować w którym kierunku powinny biegnąć ich myśli.
Czy w ogóle ta dyskusja jest potrzebna skoro jest tylko „czytana” natomiast nikt nie ma odwagi, aby samemu wypowiedzieć się lub nawet zaoponować przeciw wysuwanym przez nielicznych rozmówców argumentom?
Był okres ( koniec XIX wieku ) kiedy wydawało się, że uniwersalizm odniesie ostateczne zwycięstwo. Jego prekursorem był James Relly ( 1720 – 1778 ), który został wędrownym kaznodzieją a jego głównym hasłem przesłania były następujące słowa: „JEŚLI CHRYSTUS ZMARŁ ZA WSZYSTKICH, TO WSZYSCY ZOSTANĄ ZBAWIENI”. Zapoczątkowany przez niego ruch przetoczył się przez kościoły protestanckie osiągając apogeum pod koniec XIX wieku. Zaczęła powstawać ogromna literatura dotycząca tego zagadnienia: „Historia poglądów na doktrynę tyczącą kary za grzechy” ( 1878 ), „Wieczna kara i życie wiekuiste” ( !879 ), „Kara wieczna” ( 1880 ), „Czym jest wiara w karę wieczną” ( 1880 ), „Prawda o karze wiecznej” ( 1881 ), „Wieczna przyszłość: możliwy związek między zawieszeniem kary a nieskończonym światem, który dopiero nastanie” ( 1885 ) – to tylko niewielki wycinek z tego burzliwego i szczęśliwego okresu dla uniwersalistów. Nastąpiła ostra kontra infernalistów. W 1879 roku pojawiła się bulla papieża Leona XII, która przypomniała, że katolicy mają wierzyć w wieczne piekło. Zaraz w tym samym okresie dostarczono w Anglii książkę pt. „Obrazy piekła” ks. J. Bunyana była ona adresowana dla dzieci i w obrazowy sposób przedstawiała min. jak bardzo jest miłosierny Bóg dla nieochrzczonego dziecka, które trafiło do piekiełka:
„W rozpalonym do czerwoności piecu siedzi dzieciątko. Posłuchajcie, jak piszczy, chcąc się wydostać; zobaczcie, jak wije się, kręci w płomieniach ognia. GŁÓWKĄ UDERZA O GÓRĘ PIECA. Stópkami tupie w jego posadzkę. BÓG BYŁ DLAŃ WYJĄTKOWO ŁASKAWY. Prawdopodobnie spostrzegł, że dzieciątko pogrążyłoby się jeszcze bardziej w grzechu i nigdy nie okazałoby skruchy, CZEKAŁA NAŃ KARA PO STOKROĆ OKRUTNIEJSZA W PIEKLE. Tak więc Bóg w SWOJEJ ŁASKAWOŚCI ZABRAŁ JE ZE ŚWIATA, gdy jeszcze było małym dzieciątkiem”.
Bez komentarza.
Panie Andrzeju!
Dziękuję za miłe słowa. Łatwiej być bezstronnym i zdystansowanym kiedy obserwuje się dyskusję „z boku” niż uczestnicząc w tejże. Co do linka – lubię sobie poszperać w necie na chybił-trafił, wpisałem w google „rabbi Hillel Gehenna” i voila.
Pozdrawiam Pana oraz Pańską rodzinę.
„Judaizm uniwersalistyczny: G. Theissen ( Niemcy ).
Judaizm „wygnaniowy”: N.T. Wright ( Wielka Brytania ), J. Knight ( Wielka Brytania ), U. Wilckens ( Niemcy ).
Judaizm „marginalny”: J. P. Meier ( USA ), L.T. Johnson ( USA ), G. Lüdemann ( Niemcy ), K. Berger ( Niemcy ), R. Schwager ( Austria ).”
Mógłby Pan wyjaśnić krótko na czym polegają w/w odmiany judaizmu? Zwłaszcza „wygnaniowego” nie mogę z niczym skojarzyć. Zdawało mi się że ks. Meier skłania się raczej do judaizmu „profetycznego” (Jezus – prorok Królestwa).
„„W rozpalonym do czerwoności piecu siedzi dzieciątko… itd ( nie chce mi się cytować)”. Takie teksty stworzyły armię ateistów i trudno się temu dziwić. Idea piekła w którym cierpią niezasłużone męki dzieci lub ludzie innych religii czy kultur odpychała skutecznie od Kościoła. Napoleon np. rozstał się z wiarą w szkole wojskowej w Brienne kiedy wytłumaczono mu że uwielbiani przez niego bohaterowie Plutarcha są w piekle bo byli poganami.
„Mało jest teologów, którzy w swoich rozważaniach biorą pod uwagę metody historyczno – krytyczne i starają się je łączyć właśnie z teologią” -napisał Pan Andrzej. A mnie niedawno zamarzyła się książka której tytuł mógłby brzmieć: „Jezus z Nazaretu. Pomiędzy teologią a historią”, autorzy – ks. Wacław Hryniewicz i Andrzej Jan Nowicki. Myślę że odniosłaby sukces wydawniczy. Pozdrawiam
Jestem zdziwiony takimi wpisami. Tak jakby już normalnie nie można było rozmawiać bez horyzontu w postaci sukcesu wydawniczego. Hm… Wolałbym, żeby nikt nie pisał więcej książek, tylko, żeby więcej pisano na blogu, gdzie można porozmawiać…
Tomku!
Książka jest dobra, ponieważ można do niej „wracać”. Sukces też jest ważny, bo świadczy on, że WIELU CZYTA a chyba o to chodzi piszącym. Niestety bardzo często wspiera się i wydaje w Kościele literaturę z którą nikt nie chce się zaznajomić. P. Grzegorz jest szczery i bardzo przypomina mnie gdy byłem na początku drogi z Jezusem historycznym dlatego też może jest mi on bardzo bliski. Wiem, że jak ktoś raz już wkroczy w te poszukiwania to obojętne czy jest ateistą, katolikiem, protestantem czy też wyznawcą islamu to nie może już sobie dać „spokoju”. Crossan były ksiądz, Vermes były ksiądz i wielu innych pomimo iż pożegnali się z wiarą w naszym rozumieniu nie byli w stanie pożegnać się z Jezusem. Kim był bosy Galilejczyk? Czego nauczał? Dlaczego nic nie napisał? Po długich poszukiwaniach gdy ktoś będzie chciał im się poświęcić z „mgły” zacznie wyłaniać się sylwetka Nazarejczyka. Ta droga do Pana jest bardzo konkretna a wizja nie mniej rzeczywista niż wizja mistyków, lecz w przeciwieństwie do nich oparta jest na jawie a nie śnie.
P. Grzegorzu!
Krótko.
Autorem ww podziału jest ks. M. Skierkowski i jak Pan słusznie zauważył nie jest on do końca trafny, bo i przecież Vermes mówi o Jezusie jako proroku:
„Faktycznie, wyznawana przez współczesnych Jezusowi wiara, że jest on charyzmatycznym prorokiem, brzmi tak autentycznie – zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę cały cykl opowieści o Chonim i Chaninie – że zwłaszcza z historycznego punktu widzenia pytaniem nie jest to, czy takie niedogmatyczne galilejskie pojęcie kiedykolwiek było popularne, lecz raczej to, w jaki sposób (i pod jakim wpływem) nadano mu w pewnym momencie eschatologiczne znaczenie” ( cyt. G. Vermes, „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka”, Kraków 2003, s. 115 ).
Ks. Meier konstatuje bardzo podobnie:
” Jezus nie tylko jest przedstawiony jako eschatologiczny prorok nadchodzącego Królestwa Bożego, nie tylko jawi się na podobieństwo Eliasza – cudotwórcy, uobecniając w ten sposób przyszłe Królestwo w sposób widoczny dla Jego zwolenników ale jednocześnie jest On Nauczycielem, który może powiedzieć Izraelitom jak przestrzegać Prawa Mojżeszowego – ma moc powiedzieć Izraelitom co oni powinni albo nie powinni zauważać w Prawie” ( cyt. Ks. J. Meier, „A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus” t. 2, „Mentor, Message, and Miracles”, Hardcover – November 1, 1994, s. 1046 ).
Natomiast idee judaizmu wygnaniowego najlepiej chyba przedstawił właśnie w toku dyskusji ks. prof. Hryniewicz:
„Otóż określenie „Królestwo Boże” rzadko pojawia się w tekstach judaizmu Drugiej Świątyni (536 przed Chr. – 70 po Chr.). W monoteistycznej wierze, że jedyny prawdziwy Bóg Izraela (motyw wyboru przez JHWH), pewnego dnia stanie się Królem wszystkich narodów wyrażało się główne oczekiwanie eschatologiczne. To On wybrał naród Izraela, aby stał się światłością dla narodów. Okres wygnania narodu wybranego, rozproszonego wśród narodów za popełnione grzechy, był poważnym wyzwaniem dla tej wiary. Prorocy zapowiadali jednak dzień powrotu, ale kiedy on nastąpił i odbudowana została świątynia jerozolimska, nie dokonało się wielkie dziejowe odnowienie. Judaizm Drugiej Świątyni cechowało dlatego oczekiwanie i nadzieja, że taka odnowa świata jednak się w końcu dokona. Język tekstów I. wieku nacechowany był tą właśnie potrójną nadzieją – nadzieją na ostateczne zakończenie czasu wygnania, klęskę wszystkich nieprzyjaciół Izraela oraz na powrót JHWH jako Króla na Syjon najpóźniej do I wieku (wierzono bowiem, że opuścił On świątynię przed wygnaniem, o czym świadczy tekst Ez 1-10, zwł. Ez 10,18-19).
I oto pojawia się Jezus ze swoim głównym przesłaniem: „Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się [„metanoeite”, dosł.: zmieniajcie sposób myślenia i postępowania!] i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15; por. Mt 3,2). To jest właśnie odpowiedź na oczekiwania judaizmu Drugiej Świątyni. Cała zresztą publiczna działalność historycznego Jezusa, Jego słowa i czyny, wyrażają się w tym eschatologicznym oczekiwaniu. Świadczą o tym także Jego przypowieści i powiedzenia. Trzeba je rozpatrywać w ich pierwotnym, historycznym kontekście i rozumieć jako apokaliptyczne alegorie, których celem jest objawienie ukrytej rzeczywistości Królestwa Boga. Nie są to jednak same słowa informujące o bliskim Królestwie. Przypowieści służą jako środek urzeczywistniania się tego Królestwa wśród ludzi. Jezus głosi, że uobecnia się ono w sposób eschatologiczny i już „wtargnęło” w dzieje świata jako spełnienie oczekiwań Izraela” ( cyt. ks. Wacław Hryniewicz OMI , komentarz: 9 stycznia 2014 na 11:10, „PRZYPOWIEŚCI JEZUSA – A IPSISSIMA VERBA IESU” ).
Pozdrawiam.
Pan zdaje się bardzo marzy o sukcesie wydawniczym. I Grzegorz akurat wspiera te starania. A nie wystarczy zwykłe rozumienie bez sukcesu wydawniczego? Zwykła rozmowa? Dziwne mam wrażenie, że pan chce wydać książkę z księdzem Hryniewiczem, żeby…
Tomku!
Nie chcę wydać książki z ks. prof. Hryniewiczem a opinię o tym wyraził P. Grzegorz jako marzenie. Moje zainteresowania bardzo rozmijają się z księdzem, który jest przede wszystkim teologiem a jak już podkreślałem jest to dziedzina, której powinienem unikać – bardziej słuchać, uczyć się – niż próbować coś do niej wnieść. Odgadywanie intencji czy też podtekstów lepiej pozostawić osobom, które zawsze i we wszystkim dopatrują się teorii spiskowych. Z kolei moje marzenia nie zawsze pokrywają się z marzeniami innych, jednak jak mówi ks. Hryniewicz każdy ma do opowiedzenia swoją historię, również i P. Grzegorz.
1. SŁOWO O MATEUSZU EWANGELIŚCIE
Zastanawia mnie dziwny paradoks w postaci Ewangelisty Mateusza. To prawda, że odwołuje się on najczęściej do pojęcia Gehenny (7 razy). P. Andrzej pisze (27 stycznia 2014, 22:37), że „Kościół Mateusza intensywnie interpretował słowa Jezusa i bardzo zależało mu na potępieniu!”. Przykładem jest tekst o upomnieniu braterskim, kiedy to pada werdykt w stosunku do nieposłusznego członka (po-paschalnej) wspólnoty: „Niech będzie dla ciebie jak poganin i CELNIK” (Mt 18, 17). Tak, wspólnoty po-paschalnej, gdyż tutaj właśnie pojawia się po raz drugi (pierwszy raz w Mt 16,18) słowo „ekklesía”, którego Jezus w ogóle nie używał!
Kłóci mi się to z obrazem byłego celnika, który sam na sobie doświadczył miłosierdzia Bożego i zaskakującego wyboru przez Jezusa na ucznia i apostoła. Mateusz, celnik, a więc człowiek, który miał bez wątpienia swoje grzechy na sumieniu… A tu włożona w usta Jezusa surowość i redukcja winowajcy do statusu poganina i celnika! Przypomina mi wręcz apostoła Piotra i jego nieprzejednane postępowanie wobec Ananiasza i jego żony Szafiry, uśmierconych w czasie przesłuchania za kłamstwo (zob. Dz 5,1-11).
Z drugiej strony zastanawia mnie fakt niezwykły. To właśnie Mateusz ma najwięcej zrozumienia dla zdrady Judasza. To on dostrzegł i zapisał, że Judasz „pożałowawszy”, „metameletheìs” (Mt 27,3), zwrócił srebrniki i zrozpaczony powiesił się. Czy poważnie traktuje się te słowa o skrusze i żalu ucznia z Kariotu? W swoim zapale posyłania Judasza do piekła chrześcijanie wyraźnie optują za niesprawiedliwymi (w moim wyczuciu) potępieniami tego ucznia, obecnymi w IV Ewangelii.
Tragiczna postać Judasza niepokoi i przyciąga uwagę. Nadal otacza ją aura tajemniczości i zagadkowości (zob. James M. Robinson, „Tajemnica Judasza. Historia niezrozumianego ucznia i jego zaginionej ewangelii”, przeł. J. Slawik, Warszawa: NADIR, Media Lazar 2006; na prośbę Wydawcy napisałem Wstęp do tej książki). Ale to temat sam dla siebie,
2. Z DZIEJÓW CHRZEŚCIJAŃSKIEGO UNIWERSALIZMU
Cieszę się, że P. Andrzej przypomniał postać czołowego kaznodziei kalwińsko-metodystycznego, James’a Relly’ego. Nazwał go wręcz „prekursorem” uniwersalizmu. W rzeczywistości to on prekursorem nie był, nawet w swoim okresie czasu. Było przed nim takich „prekursorów” więcej… Przed laty poświęciłem sporo uwagi dziejom chrześcijańskiego uniwersalizmu w książce „Teraz trwa nadzieja. U podstaw chrześcijańskiego uniwersalizmu”, Warszawa: Verbinum 2006, s. 13-76. Zainteresowani odnajdą tam następujące zagadnienia:
Odważna mądrość i rozterki wczesnych wieków – uniwersalizm patrystyczny…
Uniwersalistyczne przeczucia średniowiecza na Zachodzie……………………………
Eschatologiczny uniwersalizm w początkach Reformacji……………………………….
Wzrost zainteresowania uniwersalizmem w XVII wieku……………………………….
Uniwersalistyczne kontrowersje wokół idei kary pośmiertnej…………………………
Uniwersalizm i pietyzm……………………………………………………………………………..
Uniwersalizm w poglądach XIX-wiecznych filozofów i teologów…………………..
Chrześcijanie ewangeliczni (evangelicals ) a uniwersalizm…………………………….
Drogi uniwersalizmu eschatologicznego w wieku XX……………………………………
3. UNIWERSALIZM TERAPEUTYCZNY VERSUS OKRUCIEŃSTWO WIECZNEJ KARY
Uniwersalizm zbawienia można by nazwać uniwersalizmem terapeutycznym, w którym idea naprawy oraz pojednania z Bogiem i ludźmi zajmuje miejsce centralne. Do przekonania trafiają mi słowa angielskiego uniwersalisty Johna Murray (1741-1815) z Kościoła metodystycznego, współczesnego Relly’emu. Pisał on:
„Możesz posiadać jedynie światełko, ale je odkryj. Niech jaśnieje, posługuj się nim, aby wnieść więcej światła i zrozumienia do serc i umysłów mężczyzn i kobiet. Dawaj im nie piekło, ale nadzieję i odwagę. Nie spychaj ich głębiej w teologiczną rozpacz, lecz głoś dobroć i wiekuistą miłość Boga” (cyt. za K. R. Vincent, „The Golden Thread: God’s Promise of Universal Salvation, New York-Lincoln-Shanghai 2005, s. 4).
To ogromne przeciwieństwo w stosunku do tego co głosili ludzie o wypaczonym obrazie Boga utrzymując, że w swojej bezradności wobec wolnej woli człowieka dopuszcza On i sankcjonuje okrutną postać wiecznej kary. Wielu było takich jak cytowany przez P. Andrzeja J. Bunyan, niezależnie od wyznania.
4. MAKABRYCZNE PREZENTACJE NAUKI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
Kilkakrotnie odwoływałem się w swoich książkach do jednego z głośnych kazań Jonathana Edwardsa, pastora i kaznodziei XVIII wieku w Nowej Anglii. Nosi ono tytuł: „Grzesznicy w rękach gniewnego Boga” (J. Edwards,”Sinners in the Hands of an Angry God. W: Jonathan Edwards: Basic Writings”, ed. by O.E. Winslow, New York 1966). Wygłoszone zostało 8 lipca 1741 r. Porównał on w nim grzesznika trzymanego przez Boga na czeluścią piekła do pająka nad ogniem. Głosił, że gniew Boga płonie jak ogień. Brzydzi się On grzesznym człowiekiem. Spogląda na niego jak na istotę zasługującą jedynie na spalenie. Jego oczy są zbyt czyste, aby mogły znosić ten widok. „Jesteś dziesięć tysięcy razy bardziej obrzydliwy w Jego oczach niż najbardziej znienawidzony jadowity wąż w naszych oczach”. W wyobraźni kaznodziei piekło jawiło się jak otchłań materialnego i duchowego ognia, w którym ofiary są wiecznie torturowane.
O okrucieństwie tradycyjnej doktryny świadczą groźby wypowiadane w ciągu wieków przez pisarzy i kaznodziejów różnych wyznań chrześcijańskich. Gdyby wierzyć tym ponurym przepowiedniom, to powinniśmy wszyscy z przerażeniem opłakiwać jedynie swoje winy od rana do wieczora.
Oto dwa przykłady MAKABRYCZNEJ PREZENTACJI NAUKI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ. Jeden z pastorów tak przedstawiał widok piekła młodemu pokoleniu:
„Dziecię, jeżeli pójdziesz do piekła, tam będzie diabeł u twego boku, aby cię bić. Będzie cię smagać bez przerwy o każdej minucie na wieki wieków. Pierwszy cios sprawi, że twoje ciało będzie tak okropne jak ciało Hioba, pokryte ranami i wrzodami od stóp do głów. Drugi cios sprawi, że twoje ciało będzie dwakroć tak okropne jak ciało Hioba. Trzeci cios uczyni twoje ciało czterokrotnie tak okropnym jak ciało Hioba. Jakimże więc będzie twoje ciało po tym, jak diabeł zadawał będzie mu ciosy co chwila przez sto milionów lat bez przerwy? Być może w tym oto momencie, o siódmej wieczorem, jakieś dziecko właśnie wchodzi do piekła. Jutro wieczorem, o siódmej, idź i zastukaj do bram piekła i zapytaj, co robi to dziecko. Diabły pójdą i zobaczą. Powrócą znowu i powiedzą, że dziecko płonie w ogniu. Idź za tydzień i zapytaj, co robi to dziecko; otrzymasz tę samą odpowiedź – płonie w ogniu. Pójdź za rok i pytaj, a przyjdzie ta sama odpowiedź – ono płonie. Pójdź za milion lat i pytaj o to samo, a odpowiedź jest ta sama – płonie! Jeśli więc pójdziesz po wiekach wieków, otrzymasz zawsze tę samą odpowiedź – płonie w ogniu” (Rev. J. Furniss, „The Sight of Hell”, cyt. za Th. Allin and M. T. Chamberlain, “Every Knee Shall Bow! The Case for Christian Universalism”, Xulon Press 2005, s. 14).
Sławny kaznodzieja z Kościoła Baptystów, Charles H. Spurgeon, ukazywał równie przerażający scenariusz, aby ostrzec przed straszliwym losem po śmierci i skłonić do nawrócenia:
„Kiedy umrzesz, twoja dusza będzie dręczona sama. To będzie piekło dla niej. Ale w dniu sądu twoje ciało połączy się z duszą, a wtedy mieć będziesz piekło bliźniacze – twoja dusza oblewająca się krwawym potem, a twoje ciało pełne agonii. W ogniu – takim samym jak ten, który mamy na ziemi – twoje ciało będzie leżeć jak azbest, nigdy nie strawione; wszystkie twoje żyły drogami do pokonania dla zbolałych stóp; każdy nerw struną, na której diabeł wygrywać będzie zawsze swoją diabelską melodię niewyrażalnego lamentu piekła” (Tamże, s. 15).
Jak słuchacze mogli w tamtych czasach godzić się z myślą, że dobry i miłosierny Bóg dopuszcza taki wieczny horror piekła! Pewnie się wewnętrznie buntowali, ale co mogli zrobić? Podobnych przykładów można by mnożyć wiele sięgając także do kaznodziejskiego piśmiennictwa minionych wieków w Polsce i wśród innych krajów słowiańskich.
Przepraszam za ból głowy przy samym czytaniu dzisiaj takich tekstów. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z ich istnienia. To one siały ongiś przerażenie wśród bezradnych ludzi. Nie dziwmy się, że musiał wreszcie przyjść straszliwy walec ideologicznego ateizmu, który z kolei także niszczył ludzi na swój sposób.
Dlatego od dziesiątków lat zmagam się cierpliwie i uparcie z eschatologia strachu. Dlatego zostałem „heretykiem”. I tego bynajmniej nie żałuję! Cieszę się, że mogłem nieść otuchę i zaufanie do Boga wielu udręczonym ludziom mojego życia. Świadczy o tym już sama korespondencja z Czytelnikami (zob. „Nadzieja w dialogu. Korespondencja z Czytelnikami 1976-2006”, Warszawa : Verbinum 2007, ss. 512). Enough!
Ewangelia Mateusza.
Tak niewątpliwie Ewangelia Mateusza napisana niby przez byłego „celnika” właśnie „celnika” obrała jako symbol chrześcijańskiej pogardy ale warto przypomnieć, że jest ona też w jakimś stopniu dwuwarstwowa i pod pokładem Kościoła „Mateusza” uwikłanego w spory z faryzeizmem i chrześcijańskimi odstępcami można odnaleźć dobrotliwego Mistrza z Nazaretu. W tejże Ewangelii padają też słynne słowa tłumu żydowskiego, „Krew Jego na nas i na naszych potomków” ( Mt 27, 25 ), których nie brakuje w żadnych starożytnych kopiach w przeciwieństwie do słów Jezusa z Ewangelii Łukasza: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią” ( Łk 23, 34 ) o których kopiści lubili „zapominać”. Gdy jednak już jesteśmy przy Ewangelii Łukasza to i ona przekazuje nam opowieść o „Bogaczu i Łazarzu” ( Łk 16, 19 – 31 ) lecz jej źródło to nie Jezus historyczny. Wybitny egiptolog Paul Johnson wyjaśnia: „Oprócz opowieści o żonie Putyfara, wyraźnie egipskiej matrycy, jest także powracająca historia o bogaczu i Łazarzu, ISTNIEJĄCA W KLIKU HEBRAJSKICH I ARAMEJSKICH WERSJACH I OCZYWIŚCIE PRZYTOCZONA JAKO PRZYPOWIEŚĆ JEZUSA; można ją odnaleźć w staroegipskiej opowieści `Setne`” ( cyt. P. Johnson, „cywilizacja starożytnego Egiptu”, Warszawa 1997, s. 169 ). Powinno się poświęcić też w naszych rozważaniach kilka słów o eschatologii Egipcjan, która wywarła silny wpływ na chrześcijańską wizję zaświatów ( powoli ).
Skąd jednak u rabinów wzięła się koncepcja dwunastomiesięcznego etapu Gehenny? Pytanie to warto przecież sobie zadać. Jeżeli bierzemy na serio ustalenia historyków, ze duży wpływ na judaizm miała kultura helleńska – a moim zdaniem trzeba to sobie wziąć na poważnie – to zasadnym staje się zapoznanie z koncepcją platońskiego piekła, którą odsłania nam w „Fedonie” Sokrates:
„A których grzechy wydadzą się wielkie, ale uleczalne, jak na przykład gwałt jakiś dokonany w gniewie na ojcu lub matce, którego potem żałowali i odmienili życie, albo się zabójcami stali w inny jakiś podobny sposób, ci muszą wpaść do Tartaru i ZOSTAWAĆ TAM PRZEZ ROK, ALE ICH PO ROKU FALA wyrzuca i mężobójców do Kokytosu niesie, a ojcobójców i matkobójców do Pyriflegetonu. A kiedy płyną z nurtem znajdą się w jeziorze Acheruzja, wtedy krzyczą głośno i wołają: jedni tych, którzy zabili, drudzy tych, którzy wyrządzili krzywdę; wołają ich, zaklinają i proszą, żeby im pozwolili wyjść na brzeg jeziora i chcieli przyjąć do siebie; JEŻELI ZOSTANĄ WYSŁUCHANI, WYCHODZĄ NA BRZEG jeziora i przestają cierpieć, a jeśli, FALA ICH ZNOWU DO TARTARU NIESIE, (…) to cierpienie, nie kończy się prędzej, AŻ IM UDA SIĘ NAKŁONIĆ I POZYSKAĆ TYCH, KTÓRYCH POKRZYWDZILI”.
Szkoda, że chrześcijaństwo nie poszukało takiej właśnie wizji piekła
OBIETNICA DLA UBOGICH, OSTRZEŻENIE DLA BOGATYCH
P. Andrzej przywołał na pamięć „opowieść” o bogaczu i Łazarzu ((Łk 16,19-31), która zdaniem P. Johnsona ma swoje korzenie staroegipskie i pojawia się w kilku wersjach hebrajskich i aramejskich. Wielu egzegetów uznaje ją za autentyczny element Jego nauki. Faktem jest, że w chrześcijańskiej eschatologii przypowieść ta znajdowała w ciągu wieków żywy rezonans jako jeden z dowodów na wieczność kary piekła.
Dlatego chcę przyjrzeć się tej przypowieści dokładnie, aby dojść do zgoła innych wniosków zakładając, że ma ona jednak jakiś związek z nauczaniem historycznego Jezusa. Wskazują na to pewne ważne szczegóły i charakterystyczne rysy. Bogacz nie ma w niej swojego imienia. Biedak Łazarz nosi imię znamienne, które oznacza „Wspomagany przez Boga”. W przeciwieństwie do Błogosławieństw z Kazania na Górze, główny akcent spoczywa tutaj jednak na człowieku bogatym i jego sytuacji przed Bogiem.
Przyznaję, że interpretacja tej przypowieści narażona jest na szereg nieporozumień. Dopatrywano się w niej usprawiedliwienia biedy. Uważano, że daje nędzarzom i biedakom złudne, choć potrzebne pocieszenie; że potępia własność prywatną i domaga się równego podziału dóbr; że zwiastuje bogaczom wieczne piekło… W rzeczywistości nie daje ona żadnych podstaw do tego rodzaju interpretacji.
1. PONOSIMY ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA LOS BLIŹNICH
Znaczna część współczesnych egzegetów opowiada się za pochodzeniem przypowieści od Jezusa w jej obydwu uzupełniających się częściach (niektórzy przypisują drugą część Łukaszowi). Zwraca się uwagę na jej związek z całym Jego nauczaniem, zwłaszcza z dwoma pierwszymi Błogosławieństwami oraz na oryginalność treści, mimo iż niektóre motywy mogły być zapożyczone z wcześniejszej tradycji egipskiej i żydowskiej. Pod tym względem nie podzielam zdecydowanie negatywnego poglądu P. Andrzeja. Podkreślam jednak, że nie mnie, teologowi, definitywnie orzekać, czy ta przypowieść została faktycznie wypowiedziana przez Jezusa historycznego.
Uderza fakt, że kluczowe słowa w Błogosławieństwach według Łukasza i w przypowieści są te same. Tym niemniej treść przypowieści jest bardziej złożona i odznacza się swoistym rozłożeniem akcentów (zob. M. Gourges. „Les paraboles de Luc”, Paris 1997, s. 189-202).
Ostrzeżenia Jezusa przed bogactwem były czymś prowokującym dla słuchaczy. RABINI często uczyli, że bogactwo jest znakiem błogosławieństwa i Bożej życzliwości względem sprawiedliwych, a w ubóstwie i biedzie skłonni byli dopatrywać się nawet kary za grzechy. Przypowieść o bogaczu i Łazarzu nie jest jednak pochwałą nędzy i ubóstwa ani zachętą do rezygnacji w ich zwalczaniu. Akcent położony został w niej na teraźniejszości – na tym, jacy teraz jesteśmy i jak postępujemy, gdyż to właśnie będzie kryterium oceny życia na sądzie Bożym. Jezus uczy odpowiedzialności za los ludzi w potrzebie.
Mądrość zawarta w przypowieści burzy utarte pewniki i koncepcje dogmatyczne. Jest rzeczą zastanawiającą, że Łazarz wcale nie został w niej nazwany sprawiedliwym. Mowa jest tylko o jego nędzy i cierpieniu. Kiedy umarł „aniołowie zanieśli go na łono Abrahama” (w. 22). W Ewangelii Mateusza (5,3) błogosławionymi są „ubodzy w duchu”. W duchowej przestrzeni Ewangelii Łukasza (6,20) błogosławionymi są po prostu ubodzy, bez żadnego bliższego określenia. Są ludźmi wykluczonymi i napiętnowanymi, szczególnie bliskimi Bogu. Dobrzy czy źli stawali się w oczach Jezusa Jego ikoną wśród ludzi.
W budzącej wątpliwości historyków przypowieści o Sądzie Ostatecznym, Król-Sędzia nie pyta o to, czy odwiedziliśmy w więzieniu niewinnych, lecz po prostu więźniów. Oni wszyscy bez wyjątku stają się Jego ikoną, On utożsamia się z nimi. Dlatego znaleźli się na „ŁONIE ABRAHAMA”. Określenie to oznaczało w judaizmie miejsce oczekiwania sprawiedliwych na pełne szczęście, antycypację obiecanego Królestwa.
TO NIE REPORTAŻ UPRZEDZAJĄCY PRZYSZŁE WYDARZENIA
W rozważanej przypowieści pojawiają się także tradycyjne wyobrażenia tamtych czasów o zamkniętej Otchłani, do której nie ma dostępu i z której nie ma wyjścia. Pomiędzy „miejscem” męki (początek kary dla grzeszników) a „łonem Abrahama” istnieje „wielka przepaść” (w. 26). Mimo tej przepaści bogacz i Abraham rozmawiają jednak ze sobą!
Najbardziej podatny na wypaczenie sensu przypowieści jest motyw ODWRÓCENIA LOSÓW pośmiertnych: bogacz szczęśliwy za życia cierpi męki, nędzarz zaś zaznawszy na ziemi cierpienia i poniżenia „doznaje pociechy” i wyróżnienia. Niektórzy egzegeci uważają, że Jezus poucza w ten sposób o przyszłych losach ludzkich, o nagrodzie dla sprawiedliwych i o nieodwracalnej karze czekającej grzeszników.
Interpretacja ta bynajmniej nie wynika z tekstu przypowieści. Widać w niej wyraźny wpływ tradycyjnej nauki o piekle. Jest to w pewnym sensie interpretacja „usługowa”, a jej celem jest potwierdzenie oficjalnej doktryny kościelnej. W rzeczywistości zafałszowuje ona pierwotny sens i cel przypowieści. Owszem, opowieść o bogaczu i Łazarzu mówi o tym, co się z nimi stało po śmierci (płaszczyzna narracyjna). Te same zdania mają jednak zamierzony przez mówiącego sens (płaszczyzna znaczeniowa, „lekcja” wynikająca z narracji). Tych dwóch wymiarów nie wolno ze sobą utożsamiać.
Przesłanie znaczeniowe przypowieści nie informuje ani nie przepowiada tego, co rzeczywiście się wydarzy po śmierci każdego człowieka. TO NIE JEST REPORTAŻ uprzedzający faktyczne dokonanie się faktów. Narracja przypowieści przekazuje z jednej strony zapewnienie o miłości Boga względem ubogich, z drugiej natomiast jest ostrzeżeniem, upomnieniem i wezwaniem skierowanym do bogatych. Cel obietnicy jest inny niż cel groźby. Podobnie cel wezwania do nawrócenia różni się od celu konkretnego stwierdzenia czy opisu danego wydarzenia. Tak samo cel ostrzeżenia nie utożsamia się z celem przepowiedni lub zapowiedzi tego, co ma nastąpić. Są to różne płaszczyzny znaczeniowe. Dlatego właśnie przesłanie przypowieści do ubogich i do bogatych nie jest symetryczne. Nie polega na prostym odwróceniu losu bogacza (miejsce w Otchłani) i Łazarza (zaszczytne miejsce obok patriarchy Abrahama).
Podkreślam: kategoria „odwrócenia” w zastosowaniu do spraw ostatecznych oddala od zrozumienia właściwego sensu przypowieści. Nie ma w niej przepowiedni o faktycznym losie bogatych. Jest tylko ostrzeżenie przed złym użytkiem bogactwa, przed niewrażliwością na los ubogich i cierpiących. Stosunek do innych jest właśnie, podobnie jak w opowieści o Sądzie Ostatecznym, kryterium oceny ludzkiego życia. Jezus nie potępia bogactwa jako takiego, lecz ostrzega przed jego niebezpieczeństwem. Budzi poczucie odpowiedzialności za bliźnich, wyrywa ze stanu zaślepienia i zadufania w sobie (por. przypowieść o bogaczu, który okazał się głupcem: Łk 12,16-21). Zamożność daje okazję do czynienia dobrze, zobowiązuje wręcz do takiego postępowania wobec potrzebujących. Dzielenie się z innymi jest wymogiem stosunku do Boga. Zachęca do tego cała mądrość Pisma, „Mojżesz i Prorocy”. Głos Pisma jest słowem samego Boga, który ujmuje się za biednymi i jest po ich stronie.
„DZIECKO, PRZYPOMNIJ SOBIE”
Egzystencjalna i mądrościowa warstwa przypowieści (tak przecież istotna dla Ewangelii Galilejskiej Q!) skłania do wielu refleksji. Łazarz to chory żebrak i nędzarz, człowiek wykluczony ze wspólnoty domu i stołu. Psy okazały się łaskawsze od ludzi, gdyż „przychodziły i lizały jego wrzody”. To symbol wstrząsającej „ludzkości” zwierząt, której zabrakło ludziom.
Prawosławny teolog Boris Bobrinskoy z Paryża zauważył ponad piętnaście lat temu, że przypowieść o bogaczu i Łazarzu jest „przypowieścią otwartą, której konkluzja znajduje się poza nią samą” („Lazare et le riche (Lc 16,19-31”). Contacts 50: 1998 nr 181, s. 7-12). Chodzi przede wszystkim o tajemniczą ZBIEŻNOŚĆ MIĘDZY ŁAZARZEM Z PRZYPOWIEŚCI I ŁAZARZEM Z IV EWANGELII. Ten z przypowieści, pokryty wrzodami, przypomina Hioba. W Ewangelii Janowej jest uczniem, którego Jezus kochał (J 11,3) i którego wskrzesił z martwych, bratem Marty i Marii. Nie jest to tylko zbieżność imienia, ale również losu, zadziwiająca zgodność między przypowieścią a historią. Przejście od jednego Łazarza do drugiego stanowi zarazem przejście od przypowieści do samego życia Jezusa.
Kiedy cierpiąc mękę zmarły bogacz wzywał Abrahama, praojciec wiary odpowiadając czule nazwał go „dzieckiem”: „Dziecko (téknon), przypomnij sobie…” (w. 25). Jest to bardzo znamienny i TEOLOGICZNIE WIELCE ZNACZĄCY SZCZEGÓŁ. Nawet w stanie męki grzeszne stworzenie pozostaje nadal dzieckiem Boga, wzbudzającym Jego współczucie. Abraham nie mógł ulżyć doli cierpiącego bogacza, który wskutek tego zwrócił się do niego z inną prośbą: „Proszę cię więc, ojcze, abyś posłał go [Łazarza] do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci, niech ich ostrzeże, aby i oni nie przyszli na to miejsce męki” (w.27-28).
Abraham odmawia, gdyż nie ma takiej mocy. Żyjący na ziemi niech słuchają „Mojżesza i Proroków”. PRZEJMUJĄCY JEST TEN DIALOG! Ten, który sam zaznał męki, pragnie nawrócenia swych braci. Troszczy się o ich los. TO JUŻ NIE JEST SAMOLUBNY CZŁOWIEK Z DNI SWEGO ZIEMSKIEGO ŻYCIA. Wierzy, że wskutek spotkania z kimś spośród umarłych mieszkańcy domu jego ojca nawrócą się, tak jak on sam już zmienił swój sposób myślenia. NA ZIEMI LUDZIE NIE SŁUCHAJĄ SWOICH NAJWIĘKSZYCH NAUCZYCIELI i prawodawców. Po drugiej stronie życia jest inaczej. Tam człowiek potrafi rzeczywiście słuchać. Zaczyna troszczyć się o innych, o swoich bliskich i rodaków. Kontrast jest widoczny w samej odpowiedzi Abrahama: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś ze zmarłych powstał, nie dadzą się przekonać” (w.31).
TO, CZEGO NIE MÓGŁ UCZYNIĆ ABRAHAM, UCZYNI JEZUS. Jest kimś więcej niż Abraham, Mojżesz i prorocy. To On wysłucha prośby cierpiącego w Otchłani człowieka – wskrzesi innego Łazarza z martwych i odeśle do żywych. Konsekwencją będzie jednak podział wśród Żydów. Sprawdzą się słowa Abrahama, przynajmniej w odniesieniu do tych, którzy nie uwierzyli, a nawet postanowili zabić Jezusa (J 11,53).
MIŁOSIERDZIE NAJBARDZIEJ UPODABNIA DO BOGA
Postać Łazarza w tego rodzaju rozważaniach nad przypowieścią staje się symbolem podwójnym: zarówno cierpienia jak i miłosierdzia. Świadczy najpierw o tym, że LUDZKIE CIERPIENIA DOSIĘGAJĄ BOGA, że nie jest On na nie obojętny. Jest pełen miłosierdzia, jak ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym, jak dobry pasterz udający się na poszukiwanie jednej zaginionej, a być może także zranionej owcy. Sam Jezus nie potępił kobiety schwytanej na cudzołóstwie, ale przywrócił jej godność córki Abrahama.
Z drugiej strony Łazarz jest SYMBOLEM MIŁOSIERDZIA Bożego. Według Łukasza, to właśnie miłosierdzie najbardziej upodabnia do boga: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec” (Łk 6,36). Miłosierdzie i współczucie Boga nie znają granic. Łazarz z przypowieści jest symbolem przypominającym, że cierpienie ludzi jest blisko nas, u bram naszych domów i Kościołów, u bram naszego własnego wnętrza; że cierpienie to woła o współczucie i miłosierdzie, które są sprawdzianami ostatecznej wartości ludzkiego życia. Sam Chrystus utożsamia się z każdą istotą cierpiącą, wykluczoną i odrzuconą. Bobrinskoy-teolog, a nie historyk, pisał:
„Gdyby nawet człowiek miłosierny znalazł się w piekle, nie rozpaczałby, gdyż bramy piekła ustępują przed miłosierdziem. Bramy piekielne zostały skruszone przez Zmartwychwstanie Tego, który zstąpił na samo dno piekła i oświecił je blaskiem swojego bóstwa. Zmartwychwstanie Chrystusa jest konkluzją, nie pouczeniem moralnym, lecz prawdą tej przypowieści, która wychodzi od koncepcji najbardziej obiegowych, aby doprowadzić do całkowitej nowości, do tego, co nieoczekiwane, niesłychane, niepojęte i niewysłowione w tym Zmartwychwstaniu”.
CO NA TO INFERNALIŚCI?
Przykładem niech będzie stanowisko Jerry’ego L. Walls’a („A Philosophical Critique of Talbott’s Universalism”. W: Universal Salvation? The Current Debate”, ed. by R. A. Perry, Ch. H. Partridge, Grand Rapids, Mich/Cambridge U.K. 2003, s. 105-124, zwł. 118-119). Jego zdaniem, nic nie wskazuje na to, że kara doprowadziła bogatego człowieka cierpiącego męki w krainie umarłych do wewnętrznej przemiany i zbawienia. Bardziej troszczy się on o usprawiedliwienie samego siebie niż o skruchę i miłosierdzie Boga. Jego prośba o ostrzeżenie braci żyjących na ziemi to nie tyle gest troski i miłości braterskiej, ile raczej dalszy ciąg usprawiedliwiania siebie. Chodzi o ukrytą pretensję cierpiącego bogacza, że gdyby lepiej go ostrzeżono za życia, nie znalazłby się w tym „miejscu męki”. Jego prośba skierowana do Abrahama jest apelem o nieodpartą oczywistość, która miałaby go przekonać i doprowadzić do nawrócenia.
Przypowieść ukazuje, że bogacz nie jest w piekle z powodu braku takiej oczywistości. Podobnie jak jego bracia miał przecież Mojżesza i Proroków, ci zaś ostrzegali przed obojętnością na los biednych, on wszakże był niewrażliwy na los pokrytego wrzodami Łazarza. W pełni poinformowany, wiedział o konsekwencjach niewrażliwości, ale nie przejął się ostrzeżeniami. Sama wiedza nie skłoniła go do zmiany postępowania i ukształtowania w sobie innego charakteru. Opór wobec prawdy i wybór zła ma w sobie coś irracjonalnego.
W świetle takiej interpretacji wniosek jest oczywisty: piekło można wybierać w sposób wolny, na zawsze, jako swój los ostateczny i to bez jakiegoś uzasadnionego motywu. Wybór taki kryje w sobie jakąś pokrętną i paradoksalną logikę, podyktowaną racjami psychologicznymi. Potępieni znajdują wypaczony rodzaj nędznego zadowolenia z powodu trwania w złu, zamiłowania do pewnych grzechów, poczucia niesprawiedliwości, czy głęboko zakorzenionych urazów do innych ludzi. Przedkładają ten rodzaj satysfakcji nad prawdziwe szczęście w niebie tym bardziej, że nawrócenie i przemiana wymagają wewnętrznego trudu i cierpienia. Prawda o sobie boli, ale nie zniewala. Można ją odrzucić. Lepiej pozostać przy swoich wcześniejszych nawykach. Chociaż to tylko iluzja słusznego wyboru i wielkie złudzenie, piekło można przedkładać nad niebo.
Inspirację do podobnego rozumowania dał również wielu teologom znany angielski myśliciel, Clive Staples Lewis w swojej książce „The Great Divorce”. Opisuje w niej z fantazją szereg postaci piekielnych, którym ofiarowano możliwość wycieczki do nieba i pozostania tam na zawsze. Większość z nich nie przyjmuje zaproszenia do pozostania w niebie. Z powodu przywiązania do dawnych nawyków opowiadają się za powrotem do piekła!
W tej perspektywie POTĘPIEŃCY SĄ WIĘC OFIARAMI WŁASNYCH ZŁUDZEŃ. Z szacunku dla wolności człowieka Bóg pozwala, aby niektórzy podjęli irracjonalną decyzję za stanem oddzielenia od Niego. Grzech jest z natury swej czymś irracjonalnym, trudnym do wyjaśnienia, bezsensownym występowaniem przeciwko Bogu. Owszem, Bóg usiłuje przezwyciężyć naszą irracjonalność poprzez to, co dla nas uczynił Chrystus, ale to Jego usiłowanie nie ma nigdy gwarancji powodzenia. Jest zawsze wystawione na ryzyko ostatecznej porażki. Sugeruje to również Księga Apokalipsy, kiedy mówi o bezskuteczności kary wobec grzesznych ludzi (zob. Ap 2,21;16,9.11; a jednak zob. Ap 11,13!). Nawet intensywne cierpienie fizyczne nie jest w stanie odmienić grzesznej zatwardziałości. Jeżeli zatem kara nie prowadzi do poprawy i nawrócenia, pozostaje jedynie czymś znienawidzonym, wywołującym jedynie przekleństwo i dalszy opór.
***
Tak rozumują infernaliści. Tym bardziej należy zwrócić uwagę, iż rozważana przypowieść mówi o CIERPIENIACH BOGACZA W KRAINIE ZMARŁYCH, Szeolu, Hadesie, miejscu oczekiwania na ostateczny werdykt Sędziego, A NIE W GEHENNIE. Grzeszny bogacz nie może przejść stamtąd na „łono Abrahama”, zanim nie poniesie należnej kary. Czy jest to kara tymczasowa i naprawcza, z samej przypowieści nie wynika. Nie należy wtłaczać w nią kategorii rozwiniętych w późniejszym rozwoju doktryny kościelnej o wiecznych mękach piekła.
Nie poszedłem tropem P. Andrzeja. Nie jestem przekonany, że Jezus nie miał z przypowieścią o Łazarzu i bogaczu nic wspólnego. Mam po swojej stronie także egzegetów. Cuique suum!
PS. Muszę, niestety, znowu wyłączyć się z dyskusji na dwa/trzy dni. Nikt nas nie popędza. En irini proelthomen!
1. EWANGELIE KANONICZNE – PIEKŁO.
Jako, że Alice K. Turner znakomicie scharakteryzowała Ewangelie kanoniczne a całkowicie zgadzam się z jej wywodem dlatego też, pozwolę sobie umieścić obszerny cytat z jej pracy:
„Marek, który pierwszy nadał wspomnieniom i opowieściom o życiu Jezusa zwartą postać, (…) tylko raz wspomina piekło [ autorce chodzi o fragment a nie o częstotliwość występowania słowa Gehenna – przyp. AJN ] ( Mk 9, 43 – 48 ). (…) Biorąc pod uwagę ówczesne przekonania, możemy UZNAĆ TE SŁOWA RACZEJ ZA PRZYKŁAD BARWNEJ, RETORYCZNEJ PRZESADY NIŻ ZA BEZPOŚREDNIĄ GROŹBĘ. Warto zauważyć, że Chrystus namawia człowieka do naprawy występnego życia. Łukasz, (…), oparł swoją Ewangelię na relacji Marka (…) i nie uwzględnił tego fragmentu. Jego Jezus nawołuje do skruchy po to raczej, żeby osiągnąć Królestwo Boże A NIE ŻEBY UNIKNĄĆ KARY. (…) Ewangelia Jana, (…) nie wspomina ani razu o piekle. (…).
Zostaje więc Mateusz. Według Marka Mateusz był siódmym z dwunastu apostołów Jezusa, a w Ewangelii Mateusza spotykamy „Mateusza, celnika”. Ewangelia ta w dużym stopniu wykorzystuje tekst Marka, niewiele wskazuje w niej na to, że jest dziełem naocznego świadka. Uważa się, że powstała po roku 80, co kazałoby wątpić w autorstwo apostoła. ALE TO WŁAŚNIE NA EWANGELII MATEUSZA OPIERA SIĘ WIĘKSZOŚĆ PRZYJMOWANYCH PRZEZ CHRZEŚCIJAN DOWODÓW NA ISTNIENIE PIEKŁA.
Wielką nowością w Ewangelii Mateusza było wprowadzenie eschatologicznych przestróg do przypowieści, które Marek przypisał Jezusowi. To, że był to JEGO POMYSŁ, STAJE SIĘ JASNE, GDY PORÓWNAMY JEGO EWANGELIĘ Z TEKSTEM ŁUKASZA, KTÓRY POWTARZA TE SAME PRZYPOWIEŚCI POZBAWIONE JEDNAK PRZESTRÓG. Dwa razy cytuje przywołana przez Marka wypowiedź o pozbywaniu się części ciała, najpierw na końcu Kazania na Górze ( 5, 29 – 30 ), a potem po kazaniu zaczynającym się od słów „Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” ( 18, 8 ). ANI W JEDNYM, ANI W DRUGIM PRZYPADKU POWTÓRZENIA TE NIE SĄ JEDYNIE RETORYCZNĄ HIPERBOLĄ. JEGO JEZUS NAWOŁUJE WIERNYCH, ABY OTWORZYLI CIASNĄ FURTKĘ PROWADZĄCĄ DO CNOTLIWEGO ŻYCIA, A NIE SZEROKIE BRAMY PROWADZĄCE KU ZGUBIE ( 7, 13 ). (…). Jezus w wersji Mateusza jest mistrzem w budowaniu moralizatorskich przypowieści. (…) Jedynie Mateusz przykłada tak wielką wagę do tych przestróg. Marek i Łukasz obywają się bez nich, A PAWŁOWI (…), Z PEWNOŚCIĄ BY SIĘ ONE NIE PODOBAŁY” ( cyt. A. K. Turner, „Historia piekła”, Marabut, Gdańsk, s. 51 – 52 ).
Różnice pomiędzy Ewangelią Mateusza a pozostałymi są więc uchwytne i namacalne jednak chrześcijaństwo w swojej większości postanowiło właśnie na niej oprzeć swoje wyobrażenia o wiecznym potępieniu.
2. „Bogacz i ubogi Łazarz” ( Łk 16,19-31; Materiał „L” ).
1. Opowieść ta pojawia się tylko i wyłącznie u Łukasza: brak wielokrotnego potwierdzenia.
2. Jedyna przypowieść w której Jezus za przykład podaje w sposób symboliczny życie po śmierci – brak charakterystycznych paralel w innych przypowieściach Jezusa.
3. W znacznie wcześniejszej opowieści o podróży Si – Ozyrysa do krainy zmarłych WYSTĘPUJE TEN SAM KONTRAST. Egipska anegdotka kończy się sentencją: „Temu, który jest zły na ziemi, źle jest także i tam” ( J. Jeremias, „Die Gleichnisse Jesu”, Gottongen 1966, s. 82 ).
4. Opowieść ta krążyła wśród mas żydowskich w różnych formach. Spotykamy ją min. w opowieści o „Biednym uczonym w Piśmie i celniku” ( StrBill, 231 ).
5. Jezus w żadnym wypadku nie korzystał z zapożyczonych wzorców opowieści. Byłby to kolejny już wyjątek.
6. Nawet jeśli uznamy, że Nazarejczyk użył jakiegoś opowiadania, które krążyło w różnych formach wśród ludności to i tak stajemy przed faktem, iż nie jest to przypowieść Jego autorstwa a zatem nie można na jej podstawie formułować jakichkolwiek wniosków w temacie eschatologicznym chyba, że zostaną uspójnione z innymi wypowiedziami, które mogą rzucić dodatkowe światło na jej rozumienie.
7. Jezus nigdy oprócz tego wypadku nie mówił o wyczekiwaniu nagrody po śmierci ( nawet w symbolach ). Jego głównym przesłaniem było zbliżające się Królestwo Boże i związana z nim palingeneza ludzkości a nie indywidualna eschatologia.
Myślę, że zdania dotyczące tej perykopy będą podzielone jednak nawet jeśli ktoś przyznaje, ze podobne słowa mógł wypowiedzieć Jezus to i tak we wnioskach musi się zgodzić z moim punktem szóstym. Natomiast osobiście wolę opierać się na kryterium wielokrotnego poświadczenia zwłaszcza w tak ważnej kwestii jak piekło, ponieważ tak naprawdę nigdy nie zdobędziemy pewności opierając się na materiałach własnych ewangelistów czy nie jest to ich własny twór lub gminy. Pewna uczciwość w podejściu do tego zagadnienia jest przecież konieczna. Moim zdaniem dopiero po sprawdzeniu materiałów wielokrotnie poświadczonych można przejść do materiałów pojedynczych i sprawdzić czy ich wymowa oraz charakterystyka zgadza się z poprzednimi; jeśli nie – należy wyeliminować taki zespół. To uczciwe i sprawiedliwe podejście do zagadnienia. Możemy spróbować inaczej; jeśli ojciec znajdzie lepsze kryteria, które pozwolą uzyskać większą pewność badawczą.
AJN
JEZUS PUNKT STARTU.
Jezus lata nieznane – struktura z której wyłania się Człowiek i Syn Boży.
1. NAZARET
Wyglądu Jezusa nie przekazała nam żadna warstwa tradycji. Apostołowie i świadkowie Jego działalności wiedzieli jak On wyglądał w związku z czym nie przekazywali tego obrazu w swoim przesłaniu. Wraz z ich śmiercią zabrali szczegóły Jego wyglądu do grobu. Profesor Israel Hershkovitz badający szczątki ludzkie rozsiane po terytorium Izraela charakteryzuje jak mógł wyglądać przeciętny mieszkaniec Galilei w tamtych czasach i wnioskując, że nasz bohater raczej nie odbiegał od powszechnego genotypu twierdzi, że :
„Jezus miał około stu sześćdziesięciu pięciu do stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu i był chudy – ważył mniej więcej pięćdziesiąt kilo. Miał oliwkową cerę, brązowe oczy, szeroką twarz oraz kręcone włosy, które najprawdopodobniej nosił krótko obcięte” ( cyt. B. Bruce, „Jezus. Dowody zbrodni”, Przeł. Julita Mastalerz, Carta Blanca 2011, s. 134 ).
Długie włosy charakteryzowały Jego krewnego Jakuba, który złożył szereg ślubowań min. nazireatu. Mamy też kilka opisów wyglądu zewnętrznego Żydów odkrytych wśród papirusów:
„Apollonios, w wieku około trzydziestu pięciu lat, wysoki, skóra w kolorze miodu, raczej z jasnymi oczami i odstającymi uszami (…). Menestratos, w wieku około trzydziestu sześciu lat, średniego wzrostu, skóra w kolorze miodu, podłużna twarz, pieprzyk na policzku obok nosa po prawej stronie” .
Jak Jezus chodził ubrany? Tradycja przekazuje nam jeden ze szczegółów Jego ubioru. Jezus nosił tzw. cicit ( Mt 9, 20 ). Na ciężkim płaszczu przypominającym koc umieszczał frędzle w rogach szat zgodnie z zaleceniem Tory ( Lb15, 37 – 41 ). Frędzle te mają charakterystyczny wygląd. Cicit jako część stroju żydowskiego tamtych czasów potwierdza List do Filokratesa i Józef Flawiusz ( List do Filokratesa 157 – 158; Ant 4, 213 ).
Kiedy urodził się Jezus z Nazaretu? Pod tym kątem ważne wydają się wzmianki u Mt i Łk, według, których narodziny odbyły się tuż przed śmiercią Heroda Wielkiego ( zm. 4 r. przed Chr. ).
Wszystkie przekazy ewangeliczne podają zgodnie, że Jezus dorastał w Nazarecie. W 2009 roku archeolodzy odkryli tu dom z początków I w. po Chr. Ceramika znaleziona w tym domostwie świadczy, że zamieszkiwali tam prości Żydzi galilejscy. Dom ten posiadał dwie izby oraz instalację do gromadzenia deszczówki. Jako ciekawostkę można powiedzieć, że domostwo to posiadało dobrze ukryte wejście do groty w której mogło się zmieścić sześć osób. Świadczy to o tym jak bardzo niespokojne to były czasy. Strach motywował tych ludzi do szukania różnych zabezpieczeń. Izraelscy archeologowie uważają, że Jezus znał ten dom i mógł się w pobliżu niego bawić. Dlaczego wyciągnęli taki wniosek? Nazaret był bowiem bardzo małą miejscowością a ściślej mówiąc wioską liczącą ok. 35 domów położonych na przestrzeni 2, 5 ha. Pierwszą wzmiankę na jego temat odnajdujemy dopiero na inskrypcji pochodzącej z III wieku wykopanej w Cezarei w 1962 roku. Treść tej wzmianki jest następująca: „Osiemnasty oddział kapłański [ zwany ] Hapisses [ przesiedlony do ] Nazaretu” . Wioska znajdowała się na zboczu wzgórza, nad doliną Bet Netofa; otoczona malowniczymi pagórkami. Związana z tym jest jego nazwa. Pochodzi od słowa neper – kwiat, gdyż otaczające wzniesienia przypominają go. Według archeologa Stephena Pfanna wieś tą zamieszkiwało góra dwa trzy klany rodzinne ( Dr Stephen Pfann jest prezesem Uniwersytetu Holy Land/Centrum Studiów wczesnego chrześcijaństwa. Jako członek Międzynarodowego Zespołu Redakcji [od 1992], opublikował tłumaczenie Księgi Daniela z Qumran [jaskinia nr 4] oraz odczytał ponad pięćdziesiąt rękopisów [skryptów] znalezionych w Qumran. Jako archeolog był członkiem personelu wykopalisk Bet Shean. Zastępcą dyrektora wykopalisk Farm Nazareth Village. Wszystkie dane za: „Bulletin of the Anglo-Israel Archeological Society 2007”, Volume 25, „Surveys and Excavations at the Nazareth Village Farm [1997-2002]:Final Report”; Stephen Pfann, Ross Voss and Yehudah Rapuano ). Z dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącą z pewnością możemy powiedzieć, że wszyscy się tam znali. Wieś ta nie cieszyła się dobrą reputacją nawet wśród Galilejczyków ( J 1,46 ). Nie wiemy dlaczego Nazaret zasłużył sobie na tak złą opinię. Tubylcy utrzymywali się głównie z rolnictwa (winnice, drzewa oliwkowe, jęczmień, pszenica), rękodzielnictwa a część z prac dorywczych zlokalizowanych poza Nazaretem. Mieszkali w domach zbudowanych z wapiennych bloków. Domostwa te rozrzucone były chaotycznie wzdłuż wzgórza. Chaty były połączone z zagrodą dla zwierząt hodowlanych. Gdy w rodzinie następowało kolejne małżeństwo, dobudowywano wzdłuż dziedzińca kolejne izby. Nazaret był już prawdopodobnie zasiedlony od III w. przed Chr. Nazaret był wsią żydowską ale był położony w niedalekim sąsiedztwie stolicy Galilei – Sefforis ( ok. 4 km ). Była tam rezydencja Antypasa, który przebywał tam przynajmniej do roku 20 po Chr. Miasto to zostało zburzone po buncie w 4 r. przed Chr. i teraz tetrarcha starał się je odbudować w hellenistycznym stylu. Jego mieszkańcy, także musieli ulec hellenistycznym wpływom, ponieważ w trakcie wojny w roku 67 r. po Chr. poddali się oni Rzymianom bez walki. Jezus na pewno widział to duże bo liczące trzydzieści tysięcy mieszkańców miasto. Jonathan Reed archeolog odkrył liczne istniejące tam napisy po grecku, hebrajsku i aramejsku i analizując je doszedł do wniosku, że ulica Sefforis mówiła po aramejsku. Odkrycie w tej miejscowości amfiteatru skłoniło część badaczy do wniosku, że Jezus mógł się zetknąć z wyższą kulturą helleńską a nawet, że mogła ona wywrzeć na Niego jakiś wpływ. Nie można jednak udowodnić, iż wyżej wzmiankowany amfiteatr istniał tam w czasach Jezusa, ponieważ ceramika odnaleziona pod ruinami teatru pochodzi z drugiej połowy wieku II (Bruce 2011:s. 54 – 55). Jezus w swoich wypowiedziach ani razu nie odnosi się do jakichkolwiek większych miejscowości położonych w Galilei, prowadzi to do oczywistego stwierdzenia, że odrzucił On życie miejskie i wszystko to co ono niosło ze sobą na rzecz wsi i małych miasteczek galilejskich. Wniosek jaki z tego powinien już na tym etapie wysnuć historyk jest jeden: źródeł nauczania Jezusa należy szukać w synagodze a nie w Sefforis i kulturze helleńskiej.
2. JEZUS A POBOŻNI CHASSIDIM
Jezus był Żydem i jest to fakt obecnie nie kwestionowany, także i polski czytelnik może zaznajomić się z pracami, które umieszczają Jego osobę we właściwym kontekście dla Jego czasów: Brat Efraim, „Jezus Żyd praktykujący”, Wydawnictwo M, 1994; G. Vermes, „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka”, Kraków 2003; „Chrześcijaństwo a judaizm rabiniczny”, red. H. Shanks, Warszawa 2013. „Na tym polega istota Wcielenia – wyjaśnia brat Efraim – że Bóg stał się Człowiekiem – Żydem podejmując i zwyciężając jego problemy. Nie mógł stać się kimś innym, bowiem Wszechmocny zawarł przymierze z rodzajem ludzkim poprzez naród wybrany… Jezus wszedł w całą rzeczywistość życia żydowskiego. BYŁ ŻYDEM BOGOBOJNYM SPRAWIEDLIWYM. A nauka Jego znajdowała się w całym centrum dysput, jakie prowadzili rabini w sprawach najważniejszych” ( cyt. Brat Efraim 1994: s. 19 ). Dlatego tak ważne stało się tło religijne Palestyny, które staraliśmy się wraz z ks. Hryniewiczem w jakiś sposób przybliżyć czytelnikowi. Jezus uczęszczał do synagogi i uczestniczył w pielgrzymkach do Jerozolimy miał więc okazję zapoznać się z faryzeizmem ( hillelici, szammaici ) a ze względu na dużą popularność zelotów na terenie Galilei zetknął się i z religijnymi wojowniczo nastawionymi szowinistami dążącymi do konfrontacji zbrojnej z Imperium Rzymskim. Saduceusze ugrupowanie, które przejęło stery władzy w Świątyni w Jerozolimie było powszechnie kontestowane i krytykowane przez wszystkie stronnictwa żydowskie. Część z nich, jak np. wspólnota Qumran odsunęła się od Świątyni i przyjęła pustelniczy i odosobniony tryb życia. Choć sam Jezus nigdy nie wspomina esseńczyków wiele wydaje się wskazywać, że znał On również ich nauczanie i nie zgadzał się z ich nienawiścią nieprzyjaciół – za to z kolei podzielał ich pogląd odnośnie rozwodów. Na terenie Galilei pojawiło się bardzo wielu pobożnych charyzmatycznych chasydów. W I w. przed Chr. działa galilejski zaklinacz deszczu pobożny Choni Hammeagel ( zm. 65 r. przed Chr. ), którego wspomina literatura rabiniczna oraz niezależnie od niej historyk żydowski Józef Flawiusz ( źródła: Ant 14, 22 – 28, Miszna Taanit 3, 8; Talmud Babiloński Taanit 19 a, 23 a – tłum. Witold Tyloch, „Opowieści mędrców Talmudu”, Gdynia 1993, s. 66 – 69; Genesis Rabbah 13, 7 ). Przypisywano mu cud sprowadzenia deszczu, który przerwał uciążliwą suszę trapiąca w tamtym okresie Palestynę. Cudotwórca w swoich modlitwach nazywa Jahwe Boga dziecięcymi słowami „Abba”. Czuł się on przy Nim bezbronnym dzieckiem, członkiem Jego rodziny ( „domownik” ) i w związku z tym mógł kierować on prośby do Boga niczym rozkapryszony syn do swojego tatusia. Ta nowość relacji z Bogiem, którą jako pierwszą mamy potwierdzoną w czynach i słowach Choniego ( I w. przed Chr. ) dla faryzeuszy była czymś niesłychanym. Jak mówi Miszna: „Starożytni chasydejczycy poświęcali godzinę ( skupiając się przed modlitwą ), aby zwrócić swe serca do swego Ojca w niebiosach” ( mBer 5, 1 ). W czasach Choniego wybuchła wojna domowa pomiędzy Hirkanem II a Arystobulem II. Choni prawdopodobnie jako pobożny chasyd udał się na pielgrzymkę na któreś z żydowskich świąt. Jednak ze względu na toczącą się wojnę ukrył się; nie chcąc opowiadać się za żadną z walczących stron. Żołnierze Hirkana II pojmali go i zażądali, aby przeklął wojska Arystobula II, który bronił się w Jerozolimie. Chciano wykorzystać jego moc do zniszczenia przeciwnika. Choni odmówił i zwrócił się do Boga w modlitwie:
„ O, Panie Wszechświata, przecież ci mężowie są twoim ludem, a ci, których oblegają są twoimi kapłanami. Błagam cię nie czyń tego, co oni żądają i ześlij pokój pomiędzy braćmi”.
Umiłowanie pokoju i apolityczność była powodem odmówienia rzucenia klątwy na Arystobula II. W odwecie stronnicy Hirkana ukamienowali Choniego. Sława cudotwórcy przyczyniła się do jego śmierci.
W pierwszej połowie I w. po Chr. żył wnuk Choniego Chana ha – Nechba, był on synem jego córki. Wierzono, że on również odziedziczył po dziadku moc zaklinania deszczu. Gdy uporczywa susza nękała lud żydowski dzieci chodzące do szkoły chwytały go za skraj szat i
krzyczały:
„( Abba ) Ojcze, ojcze daj nam deszcz”.
Zwrot ten nie podobał się cudotwórcy i zanosząc modły do Boga stwierdził:
„– O Panie – władco świata! Uczyń to dla nich, dla tych którzy nie są w stanie odróżnić Ojca ( Abba ) dającego deszcz, od tego który deszczu nie daje i dać nie może” ( bTaan 23 b ).
Chana uważał, że tylko Boga można nazywać swoim Ojcem i to tylko On jest tym, który zsyła deszcz ( por. Mt 23, 9 !!! ). Sam cudotwórca uważał się za pośrednika zanoszącego prośby społeczności. Swoje cuda czynił niechętnie i nazywano go „ha – Nechba” ( „trzymający się na uboczu” ).
„Dlatego tak go nazywano, ponieważ z powodu swej skromności zwykł zamykać się w ukryciu i przebywać z dala od ludzi” ( bTaan 23 b ).
Chana był więc samotnikiem i nie korzystał ze swojej sławy pozostając skromnym człowiekiem.
W niedługim czasie po śmierci Jezusa w miasteczku oddalonym o 19 kilometrów od Nazaretu – Araw zaczął swoją działalność cudotwórca Chanina ben Dosa ( ur. ok. 20 r. po Chr ). Był on uczniem słynnego rabina Jochanana ben Zakkajego, który swą wiedzę czerpał z nauk Hillela i Szamaja. Uzdrowił on poprzez modlitwę syna Rabbiego Zakkaja ( bBer 34b ) oraz syna Rabbiego Gamaliela – obydwóch cudów dokonał na odległość. Nie uważał on się jednak za proroka i kategorycznie nie przyjmował takiego tytułu. Według tradycji żydowskiej został on ogłoszony synem Bożym poprzez głos z nieba i mógł kontrolować demony nawet słynną królową złych duchów Agrat a w modlitwach nie mógł mu przeszkodzić nawet jadowity gad.
„On [ Rabbi Chanina ben Dosa ] zwykł był mówić: Z kogo zadowoleni są ludzie, z tego Bóg jest zadowolony, a z kogo ludzie nie są zadowoleni, z tego Bóg nie jest zadowolony” ( mAw 3, 13 ).
Wśród Żydów działają również grupy wędrownych zaklinaczy duchów ( Dz 19, 13 ). Egzorcyzmują oni prawdopodobnie w imię Salomona na podobieństwo Eleazara Egzorcysty ( Ant 8, 46 – 48 ). Niektórzy z nich, gdy sława Jezusa obejmie szersze masy w Galilei zmienią formuły i zaczną zaklinać w imię Jezusa, który uważał się za Osobę znaczniejszą niż Salomon ( Łk 11, 29 – 32; Mk 9, 38 – 41 ).
3. SEKTY CHRZCIELNE.
Bardzo mało wiemy o zjawisku sekt chrzcielnych w czasach Jezusa. Z imienia znamy tylko dwóch przedstawicieli tego nurtu: Jana Chrzciciela i Bannusa. Oto jak charakteryzuje drugiego z nich historyk żydowski:
„Posłyszałem, że na pustyni przebywa pewien mąż, imieniem Bannus, nosząc takie odzienie, jakiego dostarczały drzewa, żywiąc się tym, co samorzutnie dawała natura, i obmywając się wielokrotnie dla czystości zimna wodą w ciągu dni i nocy, poszedłem w jego ślady. Po spędzeniu z nim trzech lat i osiągnięciu tego, czego pragnąłem, wróciłem do miasta” ( Autobiografia 3 ).
Jan Chrzciciel został lepiej zapamiętany, albowiem wspominają go trzy niezależnie od siebie napisane dokumenty: Józef Flawiusz, Ewangelia Galilejska i Ewangelia według św. Marka. „Trzecim ruchem religijnym – informuje Przemysław Piwowarczyk – funkcjonującym na obrzeżach judaizmu w początkach I w. n. e. były grupy chrzcielne, które znamy dzięki Ewangeliom ( gdzie mowa o Janie Chrzcicielu ) i funkcjonującej do dziś religii mandajskiej. Co do tej ostatniej, jakkolwiek nie jesteśmy w stanie odtworzyć jej pierwotnej doktryny, to wydaje się przesądzone, ŻE KSZTAŁTOWAŁA SIĘ RÓWNOLEGLE ZE CHRZEŚCIJAŃSTWEM, nie będąc jednak jego pochodną. Dla grup chrzcielnych charakterystyczna jest negacja świata i natury ludzkiej jako grzesznej. Chrzest jest w stanie zmyć ten grzech poprzez obmycie w płynącej wodzie. Mandajczycy wierzą, że źródła tej wody znajdują się na północy w górach, które swymi wierzchołkami sięgają świata światłości. Obmycie niejako wprowadza człowieka w ten obszar. O Janie Chrzcicielu wiemy ponadto, że praktykował surową ascezę, choć nie ma przesłanek, by sądzić, że miało to związek z negacją materii jako takiej. Grupy chrzcielne odrzucały dotychczasowy porządek dziejów, otwierając się na rzeczywistość duchową, tworzyły elitarystyczne wspólnoty oczyszczonych, oczekujące przyjścia czasów mesjańskich” ( cyt. P. Piwowarczyk, ” Mistycyzm żydowski a gnostycyzm w późnej starożytności”, Śląskie Studia Historyczno-Teologiczne 2006, t. 39, z. 2, s. 290 ).
Jan Chrzciciel postanowił dać Izraelowi odpowiedź dlaczego Bóg nie nadchodzi: to grzechy Żydów są temu wszystkiemu winne. Należy powtórzyć przejście Ludu Wybranego przez Jordan i jeśli zbierze się odpowiednia ilość osób to Jahwe ukorzy się i zainterweniuje. Dziki prorok rozpętał apokaliptyczną gorączkę oczekiwań, uruchomił sekundnik, Żyd po Żydzie przechodził przez chrzest w Jordanie a wskazówka cyk, cyk i cyk. Jan jeszcze dodatkowo podgrzewał atmosferę wrzeszcząc: „Już i siekiera do korzenia drzew jest przyłożona” ( Łk 3, 9 [Q] ). Ludzie w ekstazie przyjmowali zanurzenie z rąk proroka odżywiającego się szarańczą i ubranego niczym zwierze.
Nie wiadomo jak długo trwała działalność proroka zanim pojawił się nad Jordanem Galilejczyk. Ewangelia Nazarejczyków informuje, że chciała się tam wybrać rodzina Jezusa ( EwNaz 2 ). W każdym bądź razie po przebyciu trzydziestu kilometrów pustyni w Betanii za Jordanem pojawił się Jezus. Kazania Jana musiały także na Nim wywrzeć wielkie wrażenie skoro przystąpił do chrztu. Trzeba podkreślić, że Jezus w trakcie obrzędu doświadczył obecności Boga. Zanurzenie, którego dokonał apokaliptyczny i na pół dziki człowiek w rzece w otoczeniu tłumów ludzi sprzyjało mistycznym doznaniom. Z wody wynurzył się już nowy prorok, który zmieni świat – Jezus z Nazaretu. Czy nauczał On o wiecznych mękach w piekle?
AJN
JEZUS HISTORYCZNY A PIEKŁO.
1. Ewangelia według św. Marka.
„A jeśli gubi cię twoja ręka, odetnij ją. Lepiej jest, że kalekim wejdziesz do życia, niż mając dwie ręce pójść do Gehenny, w nieugaszony ogień. A jeśli gubi cię twoja stopa, odetnij ją. Lepiej że chromym wejdziesz do życia, niż mając dwie stopy być wrzuconym do Gehenny. A jeśli gubi cię twoje oko, wyrzuć je. Lepiej jest jednookim wejść do królestwa Boga, niż mając dwoje oczu być wrzuconym do Gehenny, gdzie ich robak nie umiera, a ogień nie gaśnie. Bo każdy będzie posolony ogniem. Świetna [jest] sól, ale jeśli przestanie być słona, to czym ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i bądźcie zgodni między sobą” ( Mk 9, 43 – 50, tłum. T. Węcławski ).
Tekst ten zapożyczają z Marka wszyscy synoptycy ( Mt 18, 6 – 9; Łk 17, 1 – 2 ) a jako, że Marek prezentuje tekst najpierwotniejszy należy przede wszystkim odnosić się do niego.
W samej wypowiedzi Jezusa spotykamy cytat z Trito – Izajasza. Warto zatem zaznajomić się z jego całością:
„A gdy wyjdą, ujrzą trupy ludzi, którzy się zbuntowali przeciwko Mnie; bo robak ich nie zginie, i nie zagaśnie ich ogień, i będą oni wzbudzać odrazę u wszelkiej istoty żyjącej” ( Iz 66, 24 ).
Tekst hebrajski oczywiście nie mówi o dolinie Ge – Hinnom w rozumieniu tego jak pojmowano ten termin wśród apokaliptyków i faryzeuszy w czasach Jezusa ani nawet on tam nie występuje. Więcej światła rzucają na ten fragment TARGUMY. Otóż w Targumach Księgi Izajasza do ostatniego rozdziału dodano wyrażenie „Gehenna” ( M. McNamara,”Targum and Testament Revisited: Aramic Paraphrases of The Hebrew Bible”, Cambridge 2010; „The Targums: A Critical Introduction”, Paul V. M. Flesher & Bruce Chilton, 2011, s. 392, por. tg Iz 66, 24 ). Dzięki temu wiemy skąd pojawiło się ono w ustach Jezusa gdy nawiązywał On do Księgi Izajasza. Czy możemy uznać, że w tym logionie Gehenna uzyskuje „sensus plenior” i odnosi się do wiecznego potępienia bez możliwości jakiegokolwiek końca tej kary. Obecnie większość egzegetów odbiera pouczenia symbolicznie; trudno, bowiem byłoby odbierać dosłownie zachęcanie do samookaleczeń. Tym bardziej, że w Ruchu Jezusa nie dochodziło do takich niecodziennych zdarzeń. Branie dosłowne tych pouczeń zdarzało się dopiero na późniejszym etapie życia chrześcijan w niektórych marginalnych środowiskach patogennych. Jednak w tekście istnieją przesłanki, które wskazują, iż nie można do końca interpretować tego tekstu jako symbolu, ponieważ Królestwo Boże jako rzeczywistość, która była dla Jezusa faktem została przeciwstawiona Gehennie – i tutaj należy się na chwilę zatrzymać. Dlaczego? Ważnym elementem Jezusowego przepowiadania była pointa, która niejako była summarium całego wywodu. Oto ona:
„Bo każdy będzie posolony ogniem. Świetna [jest] sól, ale jeśli przestanie być słona, to czym ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i bądźcie zgodni między sobą” ( Spotykamy różne lekcje tego logionu. Kodeks D, Itala: „każda ofiara solą będzie posolona”; Kodeks A i K: „każdy ogniem będzie posolony i każda ofiara solą będzie posolona”. ).
Wcześniej Jezus mówił o „nieugaszonym ogniu Gehenny” w podsumowaniu podkreśla, że KAŻDY BĘDZIE GO MUSIAŁ PRZEJŚĆ. Skoro tak to Jezus nie naucza w tym fragmencie o wiecznym piekle a jedynie o jakimś ogniu eschatologicznym, który oczyści wszystkich przed wejściem do Królestwa Bożego. Infernaliści spostrzegli, że ten kluczowy tekst o Gehennie nie mówi nic o wiecznym piekle. NIC DZIWNEGO, ŻE WYBUCHŁA PANIKA. Spójrzmy:
„Czy ten maszal bardzo ogólnikowy pozostaje w związku z poprzedzającymi słowami o ogniu piekła? ( Chyba jest to logiczne skoro porównanie ma jeden ciąg – czyż nie? – przyp. AJN ). Przeczy temu kategoryczne określenie: każdy ( Czemu przeczy? Niech ojciec powie, że przeczy koncepcji, którą ojciec sam sobie wykoncypował – przyp. AJN ). Raczej ogień był tu dla redaktora typowym mot – agrafe ( Proszę, infernalista odgadł myśli redaktora sprzed dwóch tysięcy lat – przyp AJN ), dlatego słuszniej jest potraktować go jako niezależną jednostkę sensowną” ( cyt. A. Jankowski OSB, „Eschatologia Nowego Testamentu”, WAM, Kraków 2007, s. 271 ).
Oczywiście, że nie możemy potraktować tego jako odrębnej jednostki sensownej, ponieważ nie traktuje jej tak Ewangelista Marek. Dlaczego mielibyśmy to robić? Czy jedynym powodem takiego nadużycia może być fakt, że Jezus nie zgadza się z koncepcją wiecznej Gehenny, którą przyjął egzegeta ojciec A. Jankowski. Jeśli coś przeczy faktom to tym gorzej dla faktów – zadziwiająca logika, której nie „kupuje”.
Jezus ostrzega przed ogniem Gehenny, który każdy będzie musiał przejść zapewne o różnej intensywności ( por. Łk 12, 47 ). Metaforycznym podmiotem w czynności „solenia” jest sam Bóg, który oczyści człowieka w ogniu, które jest pojęciem PRZENOŚNYM i nie powinien być rozumiany dosłownie ( 1 Kor 3, 15 ). JEZUS NIE UŻYŁ SAM OD SIEBIE POJĘCIA GEHENNA, LECZ JEDYNIE SKORZYSTAŁ Z TŁUMACZENIA TARGUMICZNEGO KSIĘGI IZAJASZA.
AJN.
P. S.
I też przerwa. Poczekam na ks. Hryniewicza
Dziękuję Panie Andrzeju!
Panie Tomku…
Wspomniałem że marzę o wspólnej książce ks. Hryniewicza i AJN na poły żartobliwie. Nie liczyłem na serio że Panowie podejmą ten pomysł – wiemy że ks. Wacław jest zapracowany, pewnie podobnie jak Pan Andrzej który kilkakrotnie zresztą odżegnywał się od planów publikacji. Nie znaczy to że nie przeczytałbym chętnie takiej książki gdyby powstała. Przeciwnie – uważam że brakuje na naszym rynku wydawniczym książek łączących solidną wiedzę uwzględniającą stan badań historycznych z teologią, zwłaszcza tak nietuzinkową jak o. Wacława. Wielu ludzi zadaje sobie pytania o to kim był i czego chciał Jezus, a nie wszyscy trafią na Kleofasa. Książki Gnilki, Lohfinka i Paciorka to, mimo ich wartości, kropla w morzu. Nie rozumiem co Pana zbulwersowało w mojej propozycji, nawet jeśli potraktować ją dosłownie
Pozdrawiam.
Dziwiłem się tylko, że rozmowa tutaj nie wystarczała, że musiał pojawić się mglisty projekt ksiażki, sukces wydawniczy. Takie dziwne słowa. Albo, że na rynku wydawniczym…Może dlatego, że dziwią mnie ambicje, które sięgają do łatania dziur na rynku wydawniczym. Wydają mi się jak rozmowy o problemah demograficznych południowych landów niemieckich w Białymstoku wśród zwykłych Białostoczan. Ale spokojnie, to tylko moje wrażenie. Ja bym wolał, żeby więcej dyskutowano. Bo dużo się tutaj nauczyłem i przeczytałem ciekawe wpisy. Chętniej sięgam do bloga, niż do przeglądu rynku.
Teraz np. chodzi mi po głowie jak pogodzić mądrość tradycji judaizmu z wpisu ks. Hryniewicza: „Bardzo zastanawia mnie fakt, że Biblia Hebrajska ma charakter otwarty. Cechuje ją ogromne bogactwo poglądów niejednokrotnie sprzecznych. Ten, kto ją czyta musi pojednać je w sobie samym lub po prostu nauczyć się żyć ze świadomością tych sprzeczności. Tego rodzaju otwartość i różnorodność perspektyw religijnych jest jedną z charakterystycznych cech judaizmu.” Zwłaszcza jeżeli wiązać ją z praktyką życia. Ze zdaniem z Mk 3, 24: „jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać” (lub: jeśliby królestwo samo w sobie było rozdwojone, to takie królestwo nie może się ostać). Czy ktoś, kto uczy się żyć ze świadomością różnych interpretacji nie przypomina takiego podzielonego królestwa?
Panie Grzegorzu. Myślę sobie tak. Proszę się nie przejmować tym wpisem. Może są racje, których nie znam. Nie chcę tu wprowadzać bałaganu. Ważne, żeby dyskusja była czytelna. Dlatego na przyszłość nawet jak mnie coś podobnego zdziwi, nie będę o tym pisał. Chyba, że sprawa będzie dotyczyła omawianych problemów.
Miłego dnia
JEZUS W KRZYWYM ZWIERCIADLE INTERPRETACJI.
Tak mamy niewątpliwy problem, ponieważ ci, którzy przekazywali, życie i nauczanie Jezusa postanowili nie tylko być nośnikami treści ale, także tymi, którzy posiedli zdolność ich interpretacji. Ewangelie Mateusza i Łukasza to wszak nic innego jak Pisma, które interpretują materiał Mk i Q w zgodzie z poglądami ich kościołów i samych redaktorów starożytnych dokumentów. Tak samo przedstawia się sytuacja z czynami Jezusa, które każdy z synoptyków odbierał na swój autorski sposób. Dobrym przykładem jest tu cud uzdrowienia teściowej Kefasa. W pierwotnym Mk Jezus podnosi ją z łóżka za rękę, u Mt Jezus dotyka jej ręki ale już u Łk Jezus leczy ją samym słowem. Problematyczne nie jest to, że Nazarejczyk czynił cuda PROBLEMEM JEST TO, ŻE CUDA DZIEJĄ SIĘ NA KARTACH EWANGELII. Ewangeliści przesuwają również akcenty nauczania:
„Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, zanim nie ujrzą Królestwa Bożego, nadchodzącego w mocy” ( Mk 9, 1 ).
„Wśród stojących tutaj są tacy, którzy nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie swoim” ( Mt 16, 28 ).
W pierwszym przypadku Jezus zapowiada przyjście Królestwa Bożego u Mateusza to już jest Królestwo Syna Człowieczego. Warto zapamiętać tą redakcyjną zmianę Mt, ponieważ pomoże ona w późniejszej interpretacji przypowieści o „Owcach i kozłach” w której redaktor pozostawi SWOJE ODCISKI PALCÓW, albowiem właśnie w niej Syn Człowieczy jest przedstawiony jako król ( por. Mt 25, 31 ).
JEZUS A KOBIETY
Warto tutaj wspomnieć o największej manipulacji jaka odbyła się w przypadku Nazarejczyka. Był on na tle judaizmu bardzo oryginalnym Nauczycielem, ponieważ traktował kobiety na równi z mężczyznami i były one Jego uczennicami i apostołkami. Paweł z Tarsu w Liście do Rzymian wspomina:
„Pozdrówcie Andronika i Junię, rodaków moich i współwięźniów moich, którzy są zaszczytnie znani między apostołami, a którzy już przede mną byli chrześcijanami” ( Rz 16, 3 BW ).
Paweł z Tarsu wspomina Junię Apostoła, która została nim wcześniej od niego – można więc wnioskować, że została ona nominowana na to stanowisko przez samego Jezusa. Był ( jest! ) to fakt niewygodny dla egzegetów i teologów i dlatego, aby pozostać w zgodzie z doktryną ortodoksyjna w myśl, której kobieta nie jest równa mężczyźnie, ponieważ przewidziano dla niej mniej sakramentów uczyniono z Junii mężczyznę i problem został zlikwidowany:
„Pozdrówcie Andronika i Juniasa, moich rodaków i współtowarzyszy więzienia, którzy się wyróżniają między apostołami, a którzy przede mną przystali do Chrystusa” ( Rz 16, 3 BT ).
W „Sondergut des Lukas” spotykamy następującą informację:
„/Jezus/ chodził po miastach i wioskach, ZWIASTUJĄC DOBRĄ NOWINĘ O KRÓLESTWIE BOŻYM, a dwunastu z nim I KILKA KOBIET, które On uleczył” ( Łk 8, 1 – 2 ).
Jezus zwiastował wraz z dwunastoma i kobietami i nie widać tutaj jakiejkolwiek różnicy pomiędzy dwunastkom a kobietami. W ówczesnym świecie był to większy ewenement niż Jezusowe PRZYKAZANIE MIŁOŚCI – to był PRAWDZIWY CUD. Takie podejście nie śniło się nawet prorokom a ludzkość do takiego stanu rzeczy ( równouprawnienie ) będzie dążyło dwa tysiące lat. Rabbi Eliezer nauczał: „Kto uczy córkę Tory, to jakby uczył ją próżności” ( Sotta 20 ). Tymczasem Geniusz z Nazaretu pochwalał chęć zdobywania wiedzy religijnej przez kobiety ( Łk 10, 38 – 42 ).
„Trzy szły z Panem cały czas: Maryja, Jego matka, Jego siostra i Maria Magdalena — ta, którą nazywano Jego towarzyszką. Zatem, były trzy Marie –Jego matka, Jego siostra i Jego towarzyszka. Kobieta, która nie rodziła własnych dzieci, może okazać się matką aniołów. Taką była towarzyszka Syna – Maria Magdalena. Pan kochał Marię bardziej niż wszystkich uczniów i często całował ją w usta. Pozostali uczniowie widząc, że kocha Marię, powiedzieli Mu: „Dlaczego Ty kochasz ją bardziej niż nas wszystkich?” Odpowiadając im rzekł: „Dlaczego nie kocham was jak ją?” ( EwFlp32, 55 ).
Określenie Marii jako towarzyszki Jezus oraz osoby, którą całował w usta i kochał sugerowałoby, iż tak naprawdę była to jego żona. Nie można się z tym zgodzić; Ewangelia Filipa jest pismem powstałym pod koniec wieku II i jeśli nawet bazuje ona na jakimś starszym materiale to perykopy te nie rozstrzygają problemu, ponieważ w późnych przekazach ewangelicznych także spotykamy mężczyzn i kobiety, którzy są określani jako umiłowani i występują w sytuacjach, które sugerują znacznie bliższe stosunki uczuciowe:
„A Jezus miłował Martę i jej siostrę i Łazarza”; „A jeden z jego uczniów, którego Jezus miłował, siedział przy stole przytulony do Jezusa” ( J 11,5; 13, 23 ).
Filip stwierdza, że Jezus częściej całował w usta Magdalenę niż innych a zatem pocałunek w Jego ruchu był czymś zwyczajowym ( „Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem” [2 Kor 13,12] ) i ten zwyczajowy gest został wykorzystany przez Marka do zbudowania przejmującej sceny pojmania w której Judasz pocałunkiem zdradza Nazarejczyka. MARIA MAGDALENA BYŁA PO PROSTU NAJWAŻNIEJSZYM UCZNIEM JEZUSA RÓWNIEŻ I DLATEGO, ŻE JEJ MAJĄTEK UMOŻLIWIAŁ JEZUSOWI PROWADZENIE DZIAŁALNOŚCI KAZNODZIEJSKIEJ I ZREZYGNOWANIE Z PRACY.
Czy Paweł z Tarsu jest autorem tych słów:
„Niech niewiasty na zgromadzeniach milczą, bo nie pozwala się im mówić” ( 1 Kor 14, 34 ).
Chyba nie wydaje się, że jest to późniejszy wtręt kopisty nastawionego negatywnie do kobiet, albowiem w tym samym liście św. Paweł zezwolił kobietom na przemawianie w trakcie zgromadzeń ( 1 Kor 11, 4 ). Pokazuje to jednak, że prawdziwa walka po śmierci Jezusa ROZEGRAŁA SIĘ POMIĘDZY MĘŻCZYZNAMI A KOBIETAMI, w której to ta druga strona została usunięta i pozbawiona realnego wpływu na życie teologiczne Kościoła. Nie należy chyba dodawać, że nie ma to nic wspólnego z zaleceniami Jezusa.
„Rzekł im Szymon Piotr: „Niech Mariham odejdzie od nas. Kobiety nie są godne życia”. Rzekł Jezus: „Oto poprowadzę ją, aby uczynić ją mężczyzną, aby stała się sama duchem żywym, podobnym do was, mężczyzn” ( ETom 114 ).
Czy z Gehenną było tak samo? Czy miejsce to o którym Jezus wspomina w najstarszych dokumentach tak rzadko ( Q, Mk ) nie stało się celem interpretacji ( intensywnej ) zwłaszcza ze strony Kościoła Mateusza? Skądś obraz wiecznego piekła musiał się wziąć wszak pojawia się on doskonale już ukształtowany w „Apokalipsie Piotra” ( połowa wieku II po Chr. ) gdzie rola psychopomposa w wycieczce po piekle została przydzielona Jezusowi Chrystusowi.
JESZCZE NA TEMAT PRZYPOWIEŚCI O BOGACZU I ŁAZARZU
Dziękuję za przerwę! W przeciwnym razie, z nawałem tekstów trudno byłoby dyskutować. Myślę, że przerwy służą dobrze nam wszystkim. Dajmy szansę dojrzewaniu myśli. Praktykujmy ten zwyczaj. W przeciwieństwie do tematów zmieniających się co miesiąc, nie ponagla nas żaden limit czasowy (zresztą i tam można do tematu powracać).
USIŁUJĘ ROZUMIEĆ NIEUFNOŚĆ HISTORYKÓW
Tak, wciąż usiłuję. Z drugiej strony trzeba też rozumieć troskę egzegetów i teologów. P. Andrzej przyznaje (28 stycznia 2014, 22:35): „Myślę, że zdania dotyczące tej perykopy będą podzielone”. Zaraz jednak zastrzega się: „nawet jeśli ktoś przyznaje, ze podobne słowa mógł wypowiedzieć Jezus to i tak we wnioskach musi się zgodzić z moim punktem szóstym”. Jaki to punkt? „Nawet jeśli uznamy, że Nazarejczyk użył jakiegoś opowiadania, które krążyło w różnych formach wśród ludności to i tak stajemy przed faktem, iż nie jest to przypowieść Jego autorstwa, a zatem nie można na jej podstawie formułować jakichkolwiek wniosków w temacie eschatologicznym, chyba że zostaną uspójnione z innymi wypowiedziami, które mogą rzucić dodatkowe światło na jej rozumienie”.
W poczuciu uczciwości, do której P. Andrzej apeluje dwukrotnie w tym samym komentarzu, uważnie przyglądam się także innym punktom, zwłaszcza 5: „Jezus w żadnym wypadku (!) nie korzystał z zapożyczonych wzorców opowieści. Byłby to kolejny już wyjątek” oraz punktowi 7: „Jezus nigdy (!) oprócz tego wypadku nie mówił o wyczekiwaniu nagrody po śmierci ( nawet w symbolach ). Jego głównym przesłaniem było zbliżające się Królestwo Boże i związana z nim palingeneza ludzkości, a nie indywidualna eschatologia”.
Wniosek historyka: „Natomiast osobiście wolę opierać się na kryterium wielokrotnego poświadczenia, zwłaszcza w tak ważnej kwestii jak piekło, ponieważ tak naprawdę nigdy (!) nie zdobędziemy pewności opierając się na materiałach własnych ewangelistów, czy nie jest to ich własny twór lub gminy”.
MOJE WĄTPLIWOŚCI
Skoro zatem P. Andrzej apeluje o uczciwość badawczą (i bardzo słusznie!), to bądźmy uczciwi. Nie odmawiajmy pewnych racji także drugiej stronie sporu. W przytoczonych wypowiedziach dwukrotnie pojawia się słowo „nigdy” i jeden raz „w żadnym wypadku”. Osobiście za każdym razem, kiedy cisną mi się na myśl podobne słowa, usiłuję być ostrożny, gdyż są to słowa zbyt kategoryczne, a tak często niemiłosiernie nadużywane. Stąd moje poniższe refleksje i uwagi.
Sprawa zapożyczeń (punkt 5). Czy rzeczywiście Jezus „w żadnym wypadku” nie korzystał z istniejących opowieści? Czy istniejące wśród różnych ludów opowiadania nie są wyrazem jakiejś uniwersalnej mądrości? Nie każda podobna w swej podstawowej treści opowieść musi być jedynie kopią jakiegoś pierwotnego oryginału, gdyż właśnie ten rzekomy oryginał może sięgać jeszcze dalej w przeszłość i nie być wcale przekazem pierwotnym. Przy bardzo sztywnym zastosowaniu przyjętych zasad badawczych można by podważyć m.in. autentyczność opisu stworzenia świata w Księdze Rodzaju. Są przecież pewne paralele we wcześniejszych mitach o narodzinach świata, powstałe w krajach ościennych.
Samo pojęcie autorstwa i zapożyczenia nie są jednoznaczne. Mógł wystarczyć Jezusowi jakiś stary motyw „żebrak – bogacz”, a On twórczo i samodzielnie rozwinął poszczególne wątki według własnego zamysłu, zgodnie ze swoimi priorytetami, którymi były: budzenie wrażliwości na ludzką nędzę, bliskie Królestwo Boże, miłosierdzie, kara pośmiertna… Motyw Królestwa bynajmniej nie wyklucza myśli o karze (pytamy tylko jakiej: czasowej, terapeutycznej, „wiecznej”?). Chodzi o priorytet poszczególnych pojęć.
Gdzie w egipskich czy żydowskich opowieściach typu ”żebrak–bogacz” tak charakterystyczne momenty jak te, na które zwracałem uwagę w swoim komentarzu? Gdzie wyrazy współczucia Abrahama dla „dziecka” – z jego przecież rodu!? Gdzie motyw miłosierdzia? (por. Q 6,36). Gdzie motyw rozmowy pomimo „wielkiej przepaści”, w której występuje ten sam patriarcha, który za swego życia wstawiał się przed Bogiem za grzeszną Sodomą i Gomorą? To przecież motyw podjęty także, jak widzieliśmy, w IV Księdze Ezdrasza. Czy same słowa „zapożyczenie” lub „autorstwo” nie tracą w takim świetle swojej ostrej i doraźnej użyteczności? Czy można je bezwzględnie stosować w każdym poszczególnym przypadku? Czy rzeczywiście nie można wtedy formułować „jakichkolwiek wniosków w temacie eschatologicznym”? To są moje wątpliwości i pytania. I jeszcze jedno.
Nie absolutyzujmy zasad, które zgodnie z logiką sami sobie wyznaczamy jako sprawdzian rzetelności badawczej. One są jedynie pomocą i orientacją, a nie absolutnym wędziłem i kajdanami. Są przecież w tekstach biblijnych tzw. hapax legomena, czyli wyrażenia pojawiające się tylko jeden raz. Do takich należy choćby rzeczownikowe wyrażenie „apoKATÁSTASIS pantōn” w Dz 3,21: „u-STAN-owienie na nowo wszystkich rzeczy” (katastasis = stan), tłumaczone jako „odnowienie”.
Skoro są takie jednorazowe wyrażenia, czy nie może być również jednorazowo zapamiętanych i przekazanych przypowieści Jezusa bez „wielokrotnego potwierdzenia”? A chodzi przecież o Łukasza, cieszącego się poważaniem historyków. Owszem, w przypadku tekstu o bogaczu i Łazarzu jest to rzeczywiście „jedyna przypowieść, w której Jezus za przykład podaje w sposób symboliczny życie po śmierci – brak charakterystycznych paralel w innych przypowieściach Jezusa” (punkt 2 P. Andrzeja). W moim przekonaniu nie brak wszakże pewnych wątków wcale nie obcych Jego nauczaniu.
CZY JEZUS NIE MÓWIŁ O OCZEKIWANIU POŚMIERTNEJ NAGRODY?
Punkt 7 budzi moje największe zastrzeżenia. Pisze P. Andrzej: „Jezus nigdy (!) oprócz tego wypadku nie mówił o wyczekiwaniu nagrody po śmierci (nawet w symbolach)”. Doprawdy – nigdy i nigdzie? No to sięgnijmy do Ewangelii Galilejskiej:
„Cieszcie się i radujcie, ponieważ NAGRODA wasza wielka jest w niebie” (Q 6,23)
„Jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, co za NAGRODĘ mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?” (Q 6,32/33)
A pośrednio także: „Do każdego, kto przyzna się do Mnie wobec ludzi, przyzna się Syn Człowieczy wobec aniołów Bożych” (Q 12,8). Takie przyznanie się Syna Człowieczego to przecież najwspanialsza nagroda!
Nigdy o nagrodzie? Wiem, że pisze Pan „o wyczekiwaniu nagrody”, ale to niczego nie zmienia. Wszyscy oczekują. Ubodzy niech oczekują nagrody w postaci uczestnictwa w Królestwie, głodni –– nasycenia, płaczący – radości. W przemówieniu programowym Jezusa, błogosławieństwa/makaryzmy są skonstruowane na zasadzie oczekiwania pewnej nagrody: do ubogich już teraz należy Królestwo niebieskie; głodni – będą nasyceni; płaczący – śmiać się będą… Każda kategoria ludzi nosi w sobie specyficzne oczekiwania. Ograniczam się do tych wspomnianych w Ewangelii Galilejskiej. W wersji Mateuszowej (5,5nn.) oczekujących na swoistą nagrodę jest więcej.
Proszę wybaczyć, że sporo tych moich wątpliwości i zastrzeżeń. Usiłuję również być uczciwy, także jako teolog. Nie chcę przekonywać. Każdy z nas może przecież pozostać przy swoim zdaniu, ale w dialogu każdy coś zyskuje, przynajmniej nową wrażliwość na racje drugiej strony. I na koniec tego komentarza:
BENEDYKT XVI O PRZYPOWIEŚCI „BOGACZ-ŁAZARZ”
W encyklice Spe salvi papież Benedykt XVI komentuje tę przypowieść w odniesieniu do tzw. stanu pośredniego, a nie do ostatecznego przeznaczenia człowieka:
„W przypowieści o bogaczu i Łazarzu (…) ku naszej przestrodze Jezus przedstawił obraz takiej duszy zniszczonej przez pychę i bogactwo, która sama stworzyła ogromną przepaść pomiędzy sobą a ubogim: przepaść, jaką jest zamknięcie w rozkoszach materialnych, przepaść, jaką jest zapomnienie o drugim, niezdolność do kochania, która teraz przeradza się w palące i nie dające się zaspokoić pragnienie.
Musimy tu podkreślić, że Jezus w tej przypowieści nie mówi o ostatecznym przeznaczeniu po Sądzie, ale podejmuje wyobrażenie, jakie odnajdujemy, między innymi, w dawnym judaizmie, o stanie pośrednim pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem, w którym jeszcze nie ma ostatecznego wyroku. To starojudaistyczne wyobrażenie o stanie pośrednim zawiera przekonanie, że dusze nie znajdują się po prostu w tymczasowym areszcie, ale już odbywają karę, jak to przedstawia przypowieść o bogaczu, albo też już cieszą się tymczasową formą szczęścia. W końcu zawiera ono myśl, że w tym stanie są możliwe oczyszczenia i uleczenia, które sprawiają, że dusza dojrzewa do komunii z Bogiem. Kościół pierwotny podjął te wyobrażenia, z których potem w Kościele zachodnim powoli rozwinęła się nauka o czyśćcu” (nr 44 i 45).
PS. Na temat komentarza z 29 stycznia 2014, 13:02 odpowiem jeszcze przed południem.
NIE SPOSÓB WYRAZIĆ PRAWDY PRZY POMOCY JEDNEJ NARRACJI
Tomku!
Twoja wątpliwość (30 stycznia 2014, 10:13) w związku ze słowami Jezusa o królestwie rozdzieranym niezgodą (Mk 3,24) przynagla do dalszej refleksji. Nie da się tych słów przenosić bezpośrednio do innych kontekstów. Trzeba przede wszystkim uwzględnić sytuację, w której zostały wypowiedziane. Chodziło o absurdalny zarzut, że Mistrz z Nazaretu „mocą władcy demonów wypędza demony” (w. 22; por. także Q 11,15nn.).
Nie sądzę, że człowiek uczący się żyć ze świadomością różnych interpretacji przypomina „podzielone królestwo”. Unisono i monotonia nie są bynajmniej ideałami religijnej tradycji także w chrześcijaństwie. Objawienie Boga jest z natury swej wielogłosowe i wielo-perspektywiczne. Podlega uwarunkowaniom ludzkiej komunikacji i kultury oraz możliwościom języka i jego ograniczeniom, ale ostatecznie pozostaje dla nas tajemnicą. Ludzka pasja zrozumienia wszystkiego domaga się często nazbyt wiele!
Wydaje się nam, że znamy Pismo Święte, ale ono wciąż pozostaje dla nas w dużej mierze Księgą nieznaną, żeby nie powiedzieć obcą. Trzeba zachować w sobie poczucie niedorastania do jej mądrości. W naszym życiu doświadczamy w stosunku do Biblii zarówno bliskości jak i dystansu, który oddziela to, co znane od wciąż jeszcze nieznanego. W tym doświadczeniu wyraża się jej wielkość i mądrość.
Samo ludzkie życie jest czymś tak złożonym i pełnym ukrytych znaczeń, że całej prawdy o nim nie da się wyrazić przy pomocy jednej narracji. Pomyślmy tylko: dar istnienia, świat i życie to rzeczywistość wspaniała i zdumiewająca, a zarazem one tak często napełniają nas bólem i przerażeniem.
Tekst biblijny i kontekst ludzkiego życia są dwoma warunkującymi się wyzwaniami. Słowo Boże dostępne jest ludziom jedynie w wielości. Zauważmy, że jest to intuicja, którą podzielali także żydowscy autorzy i redaktorzy Ewangelii w Nowym Testamencie. Dzieje Jezusa opowiedziane zostały przez nich nie jeden raz, w jednej tylko postaci, ale w czterech różnych wersjach i perspektywach, uznanych za kanoniczne. W sumie mamy jedną czterokształtną Ewangelię w jej formie kanonicznej, uznanej przez Kościół.
Tak pojmuję te sprawy.
GEHENNA W EWANGELII MARKA
Tym razem na temat komentarza P. Andrzeja z 29 stycznia 2014, 13:02. Jego tekst inspirowany najwcześniejszą Ewangelią Marka daje mi wiele do myślenia. Moje poniższe refleksje świadczą o tym, jak bliskie w tym względzie są nasze poglądy.
Nie wiedziałem, że w Targumach Księgi Izajasza do ostatniego wersetu 66 rozdziału dodano wyrażenie „Gehenna”. Wydaje mi się to czymś logicznym, gdyż już Księdze Gróźb Proto-Izajasza mowa jest o karze dla Sennacheryba, króla asyryjskiego: „Bo dawno przygotowano Tofet, ono jest także dla króla (melek) gotowe, zostało pogłębione, rozszerzone; stos węgla i drwa w nim wiele. Tchnienie Pana (JHWH) niby potok siarki je rozpali” (Iz 30,33).
Chodzi właśnie o ów Tofet, piec, palenisko, miejsce w dolinie Gehenny, Ge-Hinnom, gdzie palono nieczystości i gdzie niekiedy na cześć fenickiego bożka, Molocha, palono dzieci (w przytoczonym wersecie wyraźna gra słów: Moloch i Melek – król).
W tekście Mk 9,43nn. pojawia się trzykrotnie odniesienie do Gehenny i nawiązanie do Księgi Izajasza (w. 48), a wszystko w kontekście ostrzeżenia przed złem z powodu zgorszenia. W zupełności podzielam zdanie P. Andrzeja: „Obecnie większość egzegetów odbiera pouczenia symbolicznie; trudno, bowiem byłoby odbierać dosłownie zachęcanie do samookaleczeń”.
KAŻDY BĘDZIE POSOLONY OGNIEM:
„KTO JEST BLISKO MNIE, JEST BLISKO OGNIA”
Bardzo ważne było zwrócenie uwagi na integralne zwieńczenie słów o Gehennie w postaci wersetu 49, gdzie mowa jest, iż „każdy będzie posolony ogniem”. To integryści oraz infernaliści minimalizują znaczenie tych słów uważając, że stanowią one „niezależną jednostkę sensowną” (o. A. Jankowski OSB cytowany przez AJN).
Co za paradoksalne wyrażenie: „posolić ogniem”! Co za spiętrzenie metafor! Jezus mówi o „ogniu nieugaszonym” Gehenny (w.43), o Gehennie „gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie” (w. 48). W tekście Iz 30,33 mowa była o ognistym „potoku siarki”, tutaj zaś nawet o „posoleniu ogniem”, i to każdego! Tak, rzeczywiście chodzi o „ogień eschatologiczny, który oczyści wszystkich przed wejściem do Królestwa Bożego”.
Możemy się domyślać, że tym ogniem jest sam Bóg, określany przecież w tekstach starotestamentowych jako „ogień pożerający” (Wj 24,17) lub „ogień trawiący” (Pwt 4,24). Pośród niezapisanych powiedzeń Jezusa (tzw. agrafa) jest jedno szczególnie pod tym względem wymowne, o którym pisał Orygenes: „Mówi bowiem sam Pan: ‘KTO JEST BLISKO MNIE, JEST BLISKO OGNIA, a kto jest daleko ode Mnie, jest daleki od Królestwa’” (In Ieremian hom. lat. 3,3. GCS 33,312,25; zob. Apokryfy Nowego Testamentu, pod red. Ks. M. Starowieyskiego, t. I, Lublin 1980, s. 113).
Pojęć metaforycznych nie należy rozumieć dosłownie, jak to czynią fundamentaliści. Spotkanie z Bogiem jest spotkaniem z oczyszczającym ogniem. Szerszy kontekst słów o Gehennie i ostrzeżeniu przed złem wymaga refleksji nad ważną rolą hiperboli (zamierzonej przesady) w nauczaniu Jezusa.
WYRAŻENIA METAFORYCZNE I ZAMIERZONA PRZESADA
Fundamentaliści/literaliści głoszą, że każde zdanie Biblii zostało podyktowane przez Ducha Świętego (zob. W. A. Criswell, “Why I Preach that the Bible Is Literally True”, Nashville 1995, s. 99). Ale i oni w praktyce nie traktują wszystkich słów Biblii w sposób literalny, choć się do tego zazwyczaj nie przyznają. Kto spośród nich z powodu pożądliwości w spojrzeniu na kobietę spełnia zalecenie Jezusa, by wyłupić oko i je wyrzucić? Badania w Stanach Zjednoczonych wykazują, że np. chrześcijanie ewangeliczni (evangelicals) nie różnią się wcale od innych w sprawach etycznych. Rozwodzą się nawet częściej niż niechrześcijanie. Większość z tych, którzy deklarują przyjęcie Jezusa jako swojego osobistego Zbawiciela przestaje uczęszczać do zboru już po sześciu lub ośmiu tygodniach (G. Barna Research Group, „Christians Are More Likely to Experience Divorce than Are Non-Christians” (December 21,1999; zob. http://www.barna.org). Jest to fakt godny uwagi.
Apostoł Paweł pisał z więzienia (60-63 r. po Chr.), że Ewangelia, Dobra Nowina, ogłoszona już została „wszelkiemu stworzeniu pod niebem” (Kol 1,23). Czy można to stwierdzenie traktować dosłownie, skoro jest w nim zamierzona przesada? O Kreteńczykach ten sam Apostoł powtórzył opinię „ich własnego proroka: Kreteńczycy zawsze kłamcy, złe bestie, brzuchy leniwe”. I dodał: „Świadectwo to jest prawdziwe. Dlatego karć ich surowo, aby trwali w zdrowej wierze…” (Tt 2,12-13). Czy to świadectwo może być rzeczywiście w każdym przypadku prawdziwe? Można by dopatrywać się w nim nawet cech oszczerstwa.
Już w dzisiejszym komentarzu P. Andrzej przypomniał znamienne fakty. Paweł Apostoł nakazywał kobietom: „niech w czasie zgromadzeń milczą” (1 Kor 14,34). Otóż wielu fundamentalistów nie traktuje tego nakazu dosłownie, a kobiety pełnią skutecznie swoje posługiwanie w Kościele. Sam Apostoł w zakończeniu Listu do Rzymian pisał przecież: „Polecam wam Febę, naszą siostrę, która jest diakonisą Kościoła w Kenchrach” (Rz 16,1). Do dzisiaj toczy się wśród egzegetów spór dotyczący pozdrowienia Andronika i Junii (Rz 16,7). Wcześnie zamieniono w tekście Junię na Juniasa ze względu na wzmiankę, iż są „znaczni wśród apostołów” (według łacińskiego tekstu Wulgaty chodzi o Andronika i kobietę Junię: „salutate Andronicum, et Iunian … qui sunt nobiles in Apostolis”). Na Wschodzie Jan Chryzostom nie miał wątpliwości, że Junia była apostołką, i to znamienitą (In ep. Ad Romanos 31,2. PG 60,669-670).
Kto nie bierze pod uwagę zamierzonej przesady w tekstach biblijnych naraża się na ŚMIESZNOŚĆ. W przypowieści o dobrym i złym słudze Jezus mówił o surowej karze w miejscu, gdzie „będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 24,51). Niektórzy ze zwolenników interpretacji dosłownej wyrażali swoje przekonanie, że w tym celu sam Bóg zatroszczy się o uzębienie dla tych, którzy umarli bezzębni: ”teeth will be provided”!!! To dopiero żelazna i zniewalająca logika.
JEZUS CHĘTNIE POSŁUGIWAŁ SIĘ HIPERBOLĄ
Powracam zatem do Ewangelii według Marka, gdyż wokół niej koncentrują się teraz nasze rozważania. W zamierzeniu autora jest to „Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie” (Mk 1,1). O Gehennie mowa jest jedynie pośrednio, jako o konsekwencji pewnych grzechów i poważnych wykroczeń moralnych. Chodzi o ostrzeżenia przed złem w różnych jego postaciach.
Takim złem jest na pierwszym miejscu zgorszenie „najmniejszych”. Dla gorszyciela byłoby lepiej, „gdyby uwiązano mu u szyi wielki kamień i wrzucono go do morza” (Mk 9,42). W tekście greckim mowa jest o „oślim kamieniu młyńskim” (mýlos onikòs). Chodzi o to, że młyn obracały wówczas osły – kamień młyński ma w środku otwór.
Powodem do zgorszenia może być także własne ciało człowieka: ręka, noga, oko. Przytaczam jeszcze raz dalsze słowa pouczenia Jezusa:
„Jeśli twoja ręka prowadzi cię do grzechu, odetnij ją. Lepiej jest dla ciebie, abyś zyska życie, będąc ułomnym, niż mając obie ręce, poszedł do GEHENNY, w ogień nieugaszony. Jeśli twoja stopa prowadzi cię do grzechu, odetnij ją. Lepiej jest dla ciebie, abyś zyska życie, będąc kulawym, niż mając obie stopy, został wrzucony do GEHENNY. Jeśli twoje oko prowadzi cię do grzechu, wyłup je. Lepiej jest dla ciebie, abyś z jednym okiem wszedł do Królestwa Boga, niż mając dwoje oczu, został wrzucony do GEHENNY, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie. Każdy bowiem będzie posolony ogniem. (…) Miejcie w sobie sól i zachowajcie pokój między sobą”
(Mk 9, 43-50; przekład ekumeniczny 2001; wersetu 46: „gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie” [Iz 66,24], brak jednak w najstarszych rękopisach).
Czytając te słowa dzisiaj zadajemy sobie pytanie, dlaczego Jezus używał tak mocnych i twardych słów. Zgorszenie, brak opanowania w patrzeniu i postępowaniu skłonni jesteśmy traktować o wiele łagodniej. Tak prawdopodobnie myśleli również przynajmniej niektórzy ówcześni słuchacze Mistrza z Nazaretu. On tymczasem mówił o wielce katastrofalnych skutkach tych przewinień i o Bożym sądzie za takie grzechy.
Padają szokujące i barwne określenia: „kamień młyński wokół szyi”, „ogień nieugaszony”, „robak ich nie umiera”. Są to TYPOWE WYRAŻENIA ROZPOWSZECHNIONE W NAUCZANIU RABINACKIM. Obraz ognia jest metaforą oczyszczającego ognia Bożego sądu. JEZUS NIE PODAJE DOSŁOWNEGO OPISU GEHENNY. Nie zachęca słuchaczy do obcinania sobie rąk lub nóg ani do wyłupywania oczu. Byłoby to sprzeczne z Jego wypowiedziami o cielesnym zmartwychwstaniu umarłych.
SŁOWA, KTÓRE ZASKAKUJĄ I BUDZĄ ZDUMIENIE
Język, którym się posługujemy służy nie tylko przekazywaniu informacji. Jego celem jest również wzbudzanie emocji, przyspieszanie momentu rozpoznania, nakłanianie do odpowiedzi. Można by widzieć w tym pewne podobieństwo do funkcji syren alarmowych lub sygnałów ostrzegawczych. Ostre dźwięki karetki pogotowia podrażniają nasze uszy, skłaniają do ostrożności i gotowości dania jej pierwszeństwa przejazdu. Przystajemy wówczas, słuchamy, rozglądamy się i czekamy. JEZUS RÓWNIEŻ STAWIAŁ CZĘSTO SŁUCHACZY W STAN GOTOWOŚCI I PODWYŻSZONEJ UWAGI. Posługiwał się słowami, które zaskakują i budzą zdumienie. Ewangelie skrzętnie notują wszelkie momenty zdumienia i zdziwienia wśród Jego słuchaczy (por. m.in. Mk 1,22.27; 5,42; 6,2; 7,37; 16,8; Łk 4,22.32.36;5,26). Słysząc prowokacyjne słowa przykuwające uwagę, pytamy instynktownie: co On ma na myśli?
Nie musimy brać dosłownie słów o „kamieniu młyńskim wokół szyi”, kaleczeniu członków własnego ciała oraz o „ogniu nieugaszonym” i „robaku, który nie umiera” w Gehennie. Fundamentaliści biblijni nie przyjmują do wiadomości współczesnych zasad hermeneutycznych. Dowodzą, że przytoczone wyżej słowa Jezusa należy rozumieć tak, jak są zapisane, są one bowiem dowodem na istnienie wiecznego piekła.
Jezus nie mówił o piekle w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, lecz o Gehennie. Przypomnijmy: taką nazwę miała „Dolina Jęku” lub „Dolina Synów Hinnoma” (Ge-Hinnom) położona na południowy zachód od Jerozolimy – miejsce przeklęte, splamione za króla Achaza kultem pogańskiego boga Molocha i krwią niewinnych dzieci. Dopiero król Jozjasz położył kres temu okrutnemu zwyczajowi. Spalano w niej potem śmieci i miejskich nieczystości. Stale tlił się tam ogień („ogień nieugaszony”!), snuł się dym i zalegał swąd spalenizny. W nieczystościach zalęgały się robaki trudne do wytępienia („robak, który nie umiera”!). Zdarzało się, że wyrzucano tam również zwłoki największych zbrodniarzy.
Mówiąc o Gehennie JEZUS NIE SUGEROWAŁ, ŻE W OGNIU DOLINY HINNOMA PALIĆ SIĘ BĘDĄ WIECZNIE GRZESZNICY. Jego słów nie należy rozumieć literalnie. Ówcześni faryzeusze uczyli, iż Gehenna jest symbolem stanu zatwardziałych grzeszników. Ogień uważano albo za symbol sprawiedliwego sądu i wyroku Bożego, albo za symbol spalenia winy, oczyszczenia ze zła i ostatecznego zniszczenia. Obraz Gehenny miał szokować słuchaczy, budzić uwagę i skłaniać do podjęcia decyzji nawrócenia i wewnętrznej przemiany: „Nadszedł czas i zbliżyło się Królestwo Boga; zmieniajcie myślenie (metanoeite) i wierzcie w Dobrą Nowinę” (Mk 1,15).
SIŁA HIPERBOLICZNEGO JĘZYKA
Na licznych przykładach widać, że Jezus zdawał sobie sprawę z siły hiperbolicznego języka i świadomie nim się posługiwał. Proszę o lekturę tekstów: Mk 10,25; Mt 7,3; 7,6; Łk 9,60; 14,26). W tym ostatnim przypadku hiperbola nie jest bynajmniej zachętą do nienawiści najbliższych nam ludzi, lecz do odnalezienia właściwych priorytetów w życiu. W języku hebrajskim i aramejskim „nienawidzić” znaczy „odłożyć na bok”, „miłować mniej”, a więc umieć w razie potrzeby wyzwolić się spod panowania więzów krwi i nie poddawać się im dla szlachetniejszych celów (Éric Edelmann, „Jésus parlait araméen. À la recherche de l’enseignement originel”, Paris 2000, s. 63.
Nie rozumiejąc logiki hiperboli musielibyśmy powiedzieć, że Jezus mylił się nawet co do pewnych szczegółów, kiedy zapowiadał zburzenie Świątyni jerozolimskiej: „Zapewniam was: nie pozostanie tu kamień na kamieniu, który nie byłby zwalony” (Mt 24,2). Tymczasem wiadomo przecież, że pomimo zniszczenia okazałej budowli zachowały się do dzisiaj pewne części ścian wraz z pierwotnym układem kamieni. Zwolennicy interpretacji literalnej stają w takich przypadkach przed trudnym problemem. Trudność znika, kiedy pamiętamy o częstym posługiwaniu się przez Jezusa zamierzoną przesadą.
PS. 1. Mam dobrą wiadomość ze strony biblisty KUL-owskiego Ks. Mirosława Wróbla. Otóż już w lutym tego roku ma ukazać się w jego opracowaniu pierwszy tom TARGUMÓW ARAMEJSKICH KSIĘGI RODZAJU, a potem następne.
2. W sobotę i niedzielę wyłączam się z dyskusji. Nie śpieszmy się, proszę.
Jean Carmignac, zwolennik tezy, że ewangelia Marka (podobnie Mateusza i częściowo Łukasza) została przetłumaczona z hebrajskiego, uważa, że w Mk 9, 49, gdzie ze zdziwieniem czytamy, że wszyscy będą ogniem posoleni, mamy do czynienia z semityzmem tłumaczeniowym. Takie semityzmy biorą się z tego, że ponieważ jedno słowo może mieć różne znaczenia, różnie mogło być przez ewangelistów przetłumaczone. Zdaniem Carmignaca w hebrajskim istnieją dwa rdzenie mâlah, z których jeden znaczy „solić”, a drugi „ulotnić się”. Jeśli przyjmie się ten drugi rdzeń, to sens zdania jest taki: wszystko w ogniu się ulotni. Błąd tłumacza polega na tym, że nie dostrzegł gry autora na dwóch rdzeniach w kontekście słów „dobra jest sól”, uznał, że dwa razy chodzi o ten sam rdzeń. Mt 5, 13 i Łk 14, 34 starają się ten trudny fragment ominąć.
Jeśli Carmignac ma rację, to konkluzja z Mk 9,49 każe nieco inaczej spojrzeć na wcześniejsze wersy, w których jest mowa o wyłupianiu oka i odcinaniu ręki. Może owo „wszystko”, co ma się ulotnić w ogniu, to właśnie to oko i ręka będące powodem grzechu?
SZANOWNY KS. PROF. HRYNIEWICZU!
Dziękuję za bardzo ciekawe spostrzeżenia. Jednak gwoli wyjaśnienia: nie chcę w żadnym stopniu odmówić swoich racji tym, którzy w „Sondergut des Lukas” poszukują ipsissima verba Iesu ale skoro jest to materiał jednokrotnie potwierdzony to powinni oni podchodzić do takich tekstów z pewną ostrożnością. Dlatego dziwi mnie – to pogląd osobisty – że idea wiecznej Gehenny jest budowana na tekstach wyłącznych Mateusza i Łukasza ( Mt 25, 31 – 46; Łk 16,19-31 ) o mocno podejrzanej proweniencji. Kolos zatem stoi na dwóch glinianych nogach i warto go po nich trącić. Przy czym drugi z tych przywołanych tekstów tak naprawdę mówi w symbolach o eonie w którym wyczekuje się na Sąd i tutaj z łatwością można przyznać rację Benedyktowi XVI. Co dziwniejsze; najstarsza kanoniczna Ewangelia według św. Marka w sposób wyraźny naucza o tym, iż Gehenna będzie doświadczeniem każdego człowieka. Można więc zadać pytanie: czy w interpretacji piekła nie powinniśmy pójść za Markiem? Przykładem może tu być Izrael; przecież w wykładni wybraństwa Żydów Kościół poszedł za Listem do Rzymian a nie za Listem do Hebrajczyków – jakiś precedens wobec tego mamy.
„Skoro zatem P. Andrzej apeluje o uczciwość badawczą (i bardzo słusznie!), to bądźmy uczciwi. Nie odmawiajmy pewnych racji także drugiej stronie sporu. W przytoczonych wypowiedziach dwukrotnie pojawia się słowo „nigdy” i jeden raz „w żadnym wypadku”. Osobiście za każdym razem, kiedy cisną mi się na myśl podobne słowa, usiłuję być ostrożny, gdyż są to słowa zbyt kategoryczne, a tak często niemiłosiernie nadużywane. Stąd moje poniższe refleksje i uwagi”.
Ja tych racji nie odmawiam chciałbym jednakże, aby zanim udamy się do „M” czy też „L” dokładnie przebadać tradycje przynajmniej dwukrotnie potwierdzone. Owszem jako wypowiadający się czasami nadużywam słowo „nigdy”, lecz staram się nim podkreślić zagadnienie, które mnie frapuje. Przyznał mi ksiądz rację, iż w przypadku przypowieści Jezusa tylko u Łukasza spotykamy symboliczny przykład życia po śmierci ( abstrahujemy w tym momencie od znaczenie tej paraboli ) – i tak więc mamy do czynienia z czymś WYJĄTKOWYM. A ten wyjątek z kolei występuje w wyjątkowej partii Ewangelii Łukasza a sama przypowieść nie jest wyjątkowa, lecz mocno osadzona w przekazie poza ewangelicznym! Przyznam, że w tym wypadku „zapalają się mi światełka ostrzegawcze”, które mówią: Andrzejku Achtung das ist Sondergut des Lukas!!!
Wyczekiwanie nagrody po śmierci.
Z całym szacunkiem, ale przytoczone przez księdza przykłady raczej skłaniają do wniosku, iż chodzi w nich o oczekiwanie nagrody po paruzji a nie śmierci. Podstawa nauczania Jezusa tkwi w oczekiwaniu basilei. Nazarejczyk jest bardzo oszczędny w aforyzmach, apoftegmatach czy też przypowieściach jeśli chodzi o los po śmierci – najczęściej i najchętniej nawiązuje On do oczekiwanej interwencji Boga i z nią wiąże nadzieje na rozwiązanie problemów jednostki i zbiorowości. Gdy spodziewana teofania nie następowała a stało się już to niewątpliwym problemem w końcu I w. po Chr. zaczęła rozwijać się indywidualna eschatologia. Spójrzmy właśnie pod tym kątem na Ewangelię św. Łukasza. Jako przykład dam coś co możemy bezsprzecznie przypisać redakcyjnej pracy Łukasza. W Ewangelii Marka i Mateusza obydwaj „złoczyńcy” ukrzyżowani z Jezusem złorzeczą Mu ( Mk 15, 32; Mt 27, 44 ). U Łukasza przemówili, a jeden z nich wypowiedział się o Nim pozytywnie co Jezusa skłoniło do obietnicy raju dla niego natychmiast po śmierci ( Łk 23, 39 – 43 ). Nigdzie indziej Jezus nie mówił o tym, iż ktokolwiek ma oczekiwać raju po śmierci. Udajmy się na dalszy spacer po Ewangelii Łukasza zwłaszcza po Sondergut des Lukas. To właśnie w tym materiale znów odnajdujemy przypowieść, która w jakiś sposób odnosi się do śmierci człowieka a jest nią historia „O głupim bogaczu” ( Łk 12, 16 – 21 ). Przyznam, że tak duże nagromadzenie nietypowych opowieści Jezusa w wyjątkowych pojedynczych blokach nie nastraja mnie optymistycznie. Oczywiście można być przeciwnego zdania, ale trzeba pamiętać, aby nie wyciągać na podstawie takich fragmentów zbyt daleko idących wniosków, ponieważ po prostu mogą one zostać zakwestionowane. Ma ksiądz za sobą zasadę in dubio pro traditio – muszę to uczciwie przyznać – dlatego też w przypadku „Bogacza i Łazarza” wiem, że istnieje grupa badaczy przyjmująca autentyczność przynajmniej niektórych zrębów tej anegdoty ( początek ) jak i jej całości ale proszę również uwzględnić i to, że ci którzy odrzucają ją jako ipsissima verba Iesu też mają swoje racje ( obszernie na ten temat kryteriów: R. BARTNICKI, „Poszukiwanie kryteriów autentyczności wypowiedzi Jezusa”, w: TENŻE, „Ewangelie synoptyczne. Geneza i interpretacja”, Warszawa 2003, 185-226. 477-483 ). Akurat co do tej przypowieści istnieje wiele rozbieżnych opinii w przeciwieństwie do Mateuszowych „Owiec i kozłów” gdzie wśród poważnych i liczących się badaczy zapanował consensus wyrażający się poglądem, iż przypowieści tej nie wygłosił Jezus historyczny, lecz Jezus w kerygmacie popaschalnym wspólnoty Mateuszowej – o czym jeszcze niewątpliwie będziemy mówić.
Cieszę się niezmiernie, iż dowiedział się ksiądz czegoś nowego o słynnych trzech Gehennach Marka ( targumy ). Dziękuję za informację o targumach po polsku. Szczerze myślałem, ze już tego nie dożyję ( żart ). Chciałem się zapytać czy ksiądz zna może przypadkiem ks. M. Wróbla?
Robercie!
Dzięki za naprawdę ciekawą informację. Co prawda nie jestem zwolennikiem hipotezy Jean Carmignac`a, ponieważ wszystko wydaje się wskazywać, iż redaktor Ewangelii Marka miał przed sobą prototeksty w języku aramejskim – przynajmniej takie są wyniki badań dosłownie z ostatniej chwili ( por. Maurice Casey „Aramaic Sources of Mark`s Gospel”, Cambridge University Press 1998 ). Sam tekst Marka o Gehennie nawiązuje nie do Biblii hebrajskiej lecz aramejskiej, ponieważ to w niej do tekstu Trito – Izajasza dołączono wyrażenie Gehenna. Niemniej jednak mam pytanie do Ciebie: Czy taka sama gra słów znajdzie swoje odzwierciedlenie po aramejsku ( język Jezusa )? To dla mnie ważne.
Pozdrawiam.
AJN.
Panie Andrzeju!
Sprowokował mnie Pan swoimi słowami: „Wyczekiwanie nagrody po śmierci. Z całym szacunkiem, ale przytoczone przez księdza przykłady raczej skłaniają do wniosku, iż chodzi w nich o oczekiwanie nagrody po paruzji a nie śmierci”. Oto moja odpowiedź: nie trzymajmy się tak kurczowo tradycyjnych modeli myślenia eschatologicznego!
DWA WSPÓŁCZESNE SPOSOBY WIDZENIA SPRAW OSTATECZNYCH
Pierwszy z nich można nazwać MODELEM HORYZONTALNO-LINEARNYM. W tej wizji powtórne przyjście Chrystusa na ziemię nastąpi dopiero na końcu ludzkich dziejów, daleko w nieokreślonej przyszłości. Z tego punktu widzenia oczekiwanie na rychłe Jego przyjście wiele traci na swej realności i bliskości. Umrzesz, potem będziesz długo oczekiwać na Dzień Pański w stanie pośrednim, między śmiercią a zmartwychwstaniem.
Według innej wizji, umierając wchodzimy w świat, w którym nie obowiązują już prawa czasu ziemskiego. Jest to MODEL WERTYKALNY. Ukazuje on Paruzję w śmierci człowieka i radykalni skraca w ten sposób oczekiwanie na przyjście Chrystusa. Wystarczy śmierć, a już spotykasz się z Panem ludzkich dziejów, Sędzią i Zbawicielem w jednej Osobie. Paruzji, a tym bardziej sądu, nie trzeba sobie wyobrażać jako wszechświatowego zbiegowiska i przerażającego spektaklu. To są tylko nasze ludzkie wyobrażenia. Sąd nie jest żadnym widowiskiem. Dokonuje się wewnątrz istoty rozumnej. Ma ona tyle światła wewnątrz, że osądza siebie w spotkaniu z tą promieniującą miłością i światłością, którą jest Bóg.
Dlatego znaczna część współczesnych teologów opowiada się obecnie za modelem eschatologicznym, według którego zmartwychwstanie dokonuje się już w samej śmierci. Model ten nawiązuje, jak już podkreślałem wcześniej, do semickiej antropologii biblijnej, która pojmuje człowieka jako całość i podkreśla trwały związek ludzkiego ducha z ciałem. Umiera nie tylko ciało, ale cały człowiek, z całym swoim jestestwem. Cały człowiek również zmartwychwstaje w śmierci, wprawdzie nie własną mocą, lecz dzięki stwórczej mocy Boga. Pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem nie istnieje żaden pośredni stan oczekiwania na przyszłe zmartwychwstanie. Samo pojęcie stanu pośredniego Karl Rahner, jeden z najwybitniejszych teologów katolickich XX w., uznał przed laty za NIESZKODLIWĄ MITOLOGIĘ. Nie narusza wiary ten, kto opowiada się za zmartwychwstaniem wraz ze śmiercią. Nurt ten reprezentują we współczesnej teologii katolickiej m.in. tenże K. Rahner, („Schriften zur Theologie”, Bd. XII, Einsiedeln 1975, s. 455-466: Über den «Zwischenzustand»; Bd. XIV, Einsiedeln 1980, 435-449:Fegfeuer) oraz G. Greshake/G. Lohfink („Naherwartung – Auferstehung – Unsterblichkeit“, Freiburg 1982).
ŚMIERĆ JAKO DZIEŃ PAŃSKI I PARUZJA
W teologii współczesnej widać wyraźną tendencją do odchodzenia od tradycyjnej nauki o duszy oddzielonej od ciała, oczekującej w tzw. stanie pośrednim na powszechne zmartwychwstanie. Ten stan „duszy oddzielonej” wydaje się czymś sprzecznym z naturą człowieka, dla której istnienie w ciele jest czymś podstawowym. Bez ciała pozbawieni jesteśmy swojego pełnego „ja”, czyli konkretnej osobowości. Jak pogodzić życie szczęśliwe duszy bez ciała? Bez jakiegokolwiek kontaktu z ciałem człowiek nie może osiągnąć rzeczywistego szczęścia. Właśnie, do dobrego łotra na krzyżu Jezus zwraca się ze słowami: „Zapewniam cię, dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23,43). Samo słowo „dziś” mówi o bezzwłocznym zbawieniu. Nie ma tu żadnej aluzji do „duszy odłączonej”! Fakt wielce znamienny! Ale to Łukasz! – powie Pan z uśmiechem i sceptycyzmem.
Osobiście jestem przekonany, że to właśnie ŚMIERĆ JEST TYM DNIEM PAŃSKIM, DNIEM OSTATNIM, o którym mówi Biblia. Już w śmierci dokonują się wydarzenia ostateczne: początek zmartwychwstania całego człowieka, sąd, oczyszczenie i koniec świata. Poprzez bramę śmierci wchodzimy w świat Boga, w Jego wieczność. Wszystko jest tam teraźniejszością i równoczesnością, co nie wyklucza postępu w poznaniu i miłowaniu. Nie ma już takiego następstwa czasowego, takich „przed” ani „po”, do których przywykliśmy w życiu doczesnym. Daty śmierci poszczególnych ludzi mogą być oddzielone tysiącami lat ziemskiego czasu. Ich zmartwychwstanie zbiega się ze sobą, gdyż w wieczności nie ma odstępów przemijającego czasu. Słowa Pisma Świętego są i w tym względzie miarodajną wskazówką: „jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień” (2 Pt 3,8; por. Ps 90,4).
W śmierci cały człowiek otrzymuje od Boga, wraz ze swymi dziejami, trwałą przyszłość, choć trudno nam ją sobie obecnie wyobrazić. Możemy mieć uzasadnioną nadzieję, że zmartwychwstanie dokonuje się, a przynajmniej zaczyna się już w śmierci, choć swoją pełnię osiągnie dopiero w zmartwychwstaniu wszystkich ludzi.
W STRONĘ APOKALIPTYKI ŻYDOWSKIEJ
Apokaliptyka żydowska za czasów Chrystusa dopuszczała możliwość, iż cielesne zmartwychwstanie rozpoczyna się już wraz ze śmiercią, przynajmniej dla męczenników za wiarę i naród. Nic dziwnego, że we wczesnym Kościele również pojawiło się u Ojców przekonanie, zwłaszcza w II w., że męczennicy i asceci zmartwychwstają bezpośrednio po śmierci i doznają uwielbienia ciała nie czekając na zmartwychwstanie powszechne (zob. Jean Daniélou, „Bible et liturgie. La théologie biblique des sacraments et des fêtes d’après les Pères de l’Église », 2e éd. rev., Paris 1958, s. 74).
Nawiązując do tradycji żydowskiej Ojcowie Kościoła usiłowali wyjaśnić słowa Ewangelii Mateusza o ciałach ludzi świętych, którzy zmartwychwstali wraz z Chrystusem: „Otworzyły się grobowce i wiele ciał świętych (sōmata tōn hagíōn), którzy umarli, powstało. A gdy wyszli z grobowców po Jego zmartwychwstaniu, weszli do świętego miasta i ukazali się wielu” (Mt 27, 52-53). Owi „święci” (hagíoi) to przede wszystkim wielkie postacie sprawiedliwych Starego Przymierza. Ewangelia wspomina nie tylko o zmartwychwstaniu ich ciał, lecz także o ukazaniu się w Jerozolimie, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych. Widząc takie znaki, jak trzęsienie ziemi, pękanie skał i powstawanie zmarłych uczniowie Jezusa zdawali sobie sprawę z tego, iż są świadkami wielkiego przełomu w dziejach świata i początku rzeczywistości ostatecznej.
Znowu ten Mateusz! Wyobrażam sobie, jak zareaguje Pan na powyższe wywody: Ach, das ist doch ein Sondergut des Matthäus! Ja, ja…
****
Wierzę, że decydujący koniec świata dokonuje się w rzeczywistości dla każdego poszczególnego człowieka w jego własnej śmierci. ODEJŚCIE Z TEGO ŚWIATA JEST JUŻ PONOWNYM PRZYJŚCIEM CHRYSTUSA. Dla wszystkich razem przyjście to dokona się na końcu dziejów świata. Wtedy to wszyscy ludzie zgromadzą się ostatecznie w domu Ojca przyszłego wieku. NIE MUSIMY TRZYMAĆ SIĘ KURCZOWO TRADYCYJNYCH WYOBRAŻEŃ.
Zamykam biuro eschatologiczne! Shalom!
PS. Tak, znam ks. prof. M. Wróbla.
Do ks. prof. Hryniewicza!
Skoro ksiądz interpretuje paruzję jako śmierć to moje słowa nie powinny prowokować – wręcz przeciwnie – powinny otworzyć zupełnie inne „wrota”.
Odnośnie materiałów własnych ewangelistów.
Rozmawiamy o Jezusie historycznym i nawet jeśli nie uznaję, że wypowiedział On jakieś słowa to jednakże, NIE WYPOWIADAM SIĘ O ICH NATCHNIENIU. Tekst Pisma Świętego podlega interpretacji w świetle nauki Kościoła i jego orzeczeń. Przynajmniej tak podchodzą do tego tematu badacze katoliccy. Kryterium wielokrotnego poświadczenia jest ważnym elementem ich pracy i uważam, że nie ma w tym nic złego. „Dokładniej wyjaśnia je ks. M. Rusecki. `Za pewne przyjmuje się fakty, potwierdzone przynajmniej przez dwa niezależne źródła. W metodologii historii przyjmuje się, że zależność między źródłami może wystąpić, jeśli istnieje między nimi filiacja, tzn. gdy jeden przekaz źródłowy został opracowany na podstawie drugiego”. Dlatego trzeba potwierdzać autentyczność przez wskazywanie na występowanie w tradycjach niezależnych, tj. w Ewangelii Marka, źródle Q, materiałach własnych Mateusza i Łukasza, Ewangelii Jana. Drugim rodzajem zależności źródeł jest zależność tożsamości środowiskowej lub tożsamości atmosfery, w której źródła powstały. `Świadectwa pochodzące z dwóch różnych źródeł, aby były niezależne, muszą powstawać na różnym podłożu ideowym, psychicznym, muszą pochodzić z całkiem innych środowisk`” ( cyt. ks. R. BARTNICKI, „PROBLEMATYKA CUDÓW JEZUSA WE WSPÓŁCZESNEJ EGZEGEZIE”,Warszawskie Studia Teologiczne XXIV/2/2011, s. 76 – 77 ). Jest to jedno z licznych instrumentariów z których korzystają badacze i podejrzewam, że nie ma potrzeby z niego rezygnować.
Wzmianka Mateusza o zmartwychwstaniu świętych oddana w apokaliptycznych barwach ( trzęsienie ziemi, pękanie skał ) to zapewne symboliczne obrazy za pomocą, których Ewangelista chciał wyrazić przekonanie, że święci Izraela weszli do Niebieskiego Jeruzalem. Nie odczytuję tego literalnie. Obraz ten oddaje prawdę teologiczną: Jezus przyniósł wyzwolenie nie tylko żywym ale i zmarłym.
Odnośnie uzasadnienia przekonania o momencie zmartwychwstania w momencie śmierci: Nigdy się nie wypowiadałem na ten temat. Czy Jezus historyczny podzielał ten pogląd to już przecież zupełnie inna kwestia a interpretacja Jego słów przez Ojców z II w. po Chr. to jeszcze zupełnie coś innego i obydwie te sprawy przecież nie wchodziły w zakres naszych rozważań – przynajmniej dotychczas. Nie zamierzam też wchodzić w tematykę teologicznych interpretacji tekstów biblijnych w momencie gdy zastanawiamy się nad konkretnym zagadnieniem: Czy Jezus historyczny wierzył w Gehennę jako miejsce wiecznego potępienia?
Czy Łukasz umieszczając rozmowę z łotrami przekazał prawdę teologiczną? Według księdza tak i ja też mogę się z tym zgodzić. Czy Łukasz umieszczając rozmowę z łotrami przekazał prawdę historyczną? Tu odpowiedzi mogą być i tak i nie a pomimo mojego STANOWCZEGO NIE nic się nie zmienia. Nadal mogę twierdzić, że Łukasz pod natchnieniem przekazał teologiczną prawdę.
„Osobiście jestem przekonany, że to właśnie ŚMIERĆ JEST TYM DNIEM PAŃSKIM, DNIEM OSTATNIM, o którym mówi Biblia”. Ja również jednak niekoniecznie było to przekonanie proroków, ruchów mesjańskich, Jana Chrzciciela, Jezusa lub Pawła z Tarsu. Być może musiała upłynąć odpowiednia ilość czasu ( Duch Święty ), aby Bóg pozwolił na odkrycie tej prawdy. Ważne jest także to, iż istnieją dwa modele: MODEL HORYZONTALNO-LINEARNY oraz MODEL WERTYKALNY i niechaj tak pozostanie. Tutaj tak naprawdę nie ma o co „kruszyć kopii” każdy i tak wyjaśni sprawę w obrębie stu lat a pewności i tak przed śmiercią nikt nie uzyska. Jeśli spotkałbym więc osobę, która oczekuje powszechnego zmartwychwstania to ja w żaden sposób nie naruszałbym tej wiary tym bardziej, że nie przeszkadza mi ona w niczym a ma ona, też mocne podstawy biblijne, teologiczne, nie wspominając już o nauce Kościoła.
AJN.
Andrzeju!
Carmignac nie upierał się, że pierwotny tekst Ewangelii Marka na pewno był hebrajski, dopuszczał możliwość, że był to jednak aramejski. A o Mk 9,49 pisze dokładnie tak: „Dokumenty qumrańskie pozwoliły dowieść, że w hebrajskim istnieją dwa rdzenie mâlah, z których jeden rzeczywiście znaczy solić, a drugi, istniejący także w Starym Testamencie, którego nie umiano jednak zidentyfikować, znaczy ulotnić się” (w przypisie odsyła do artykułu: J. Carmignac, Le sens Se MLH Il dans la Bible et a Qmran [w:] Studi sull’Oriente e la Biblia, offerti al. P. Giovanni Rinaldi, Studio e Vita, Genova 1967, ss. 77-81). Coś do rzeczy ma tu więc hebrajski qumrański. Ponoć Piotr Muchowski, znany hebraista z UAM, w swojej habilitacji Hebrajski qumrański jako język mówiony (http://antykwariat.tezeusz.pl/223239,muchowski-piotr-hebrajski-qumranski-jako-jezyk-mowiony-autograf.html), stwierdził, że ten hebrajski był językiem codziennym znacznej części społeczeństwa żydowskiego. Nie znam tej książki, więc nie wiem, do jakich dokładnie autor dochodzi wniosków, czy na przykład wyciąga jakieś wnioski co do języka używanego przez Jezusa. Nie wiem, czy w tym hebrajskim byłaby taka sama gra słów, być może tak. Nie wiem też, czy byłaby ona również w języku aramejskim. Ma rację ks. prof. W. Hryniewicz, że przydaliby się, bo jeden to może być za mało, fachowi bibliści… A skoro o ks. Hryniewiczu mowa, to w lutowym „Znaku” jest obszerny wywiad z nim na temat zmian w Kościele, teologii również. Są i inne teksty na ten temat, warto poczytać.
Robert!
Dzięki zależało mi na tych informacjach. Być może ks. prof. Wróbel zna aramejski i mógłby nam pomóc w tej kwestii? Jeśli ks. prof. Hryniewicz mógłby go o to oczywiście zagaić.
Czy masz coś w pdf na temat zmartwychwstania po śmierci ?- muszę się coś dokształcić z teologii.
AJN
POWRÓT DO WYDAWAŁOBY SIĘ ZAMKNIĘTYCH JUŻ KWESTII.
„Ludzie twierdzą, że poszukują historycznego Jezusa a de facto uprawiają teologię” ( ks. J. Meier, całość wywiadu: http://www.americancatholic.org/Messenger/Dec1997/feature3.asp ).
W badaniach nad Jezusem historycznym należy posługiwać się kryteriami, które są niezwykle pomocne i cenione przez uczonych. W pierwszym tomie swojego dzieła ( „A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus” ) ks. Meier poddaje dokładnej analizie źródła do wiedzy o historycznym Jezusie włącznie z niekanonicznymi (agrafy, Ewangelia Tomasza, apokryfy). Do ustalenia autentycznych słów Jezusa wprowadza następujące kryteria:
1) Kryterium zażenowania – autentyczne jest to co sprawia problem w interpretacji kościołowi.
2) Kryterium ciągłości – słowa i czyny, które nie pochodzą z judaizmu ani z nauki Kościoła muszą mieć swoje źródło w historycznym Jezusie.
3) KRYTERIUM WIELOKROTNEGO POŚWIADCZENIA – jeśli jakiś logion lub zdarzenie pojawia się w więcej niż jednym niezależnym źródle ( Q, Proto – Paweł, Mk, J ) to prawdopodobnie jest to autentyczne.
4) Kryterium spójności – materiał, który został ustalony jako autentyczny można uzgodnić z innym, lecz musi on być z nim spójny.
5) Kryterium odrzucenia – jeśli w przypadku Jezusa doszło do egzekucji ze strony czynników rządowych należy wyjaśnić co mogło tkwić w Jego nauczaniu, że doprowadziło to do odrzucenia przez wpływowych ludzi.
Prof. Gnilka stosuje następujące instrumentarium:
1) Kryterium niepodobieństwa.
2) Kryterium spójności.
3) KRYTERIUM WIELORAKIEGO POŚWIADCZENIA.
4) Kryterium kontrowersyjnego charakteru.
5) Kryterium koniecznej interpretacji.
6) Kryterium najstarszych warstw chronologicznych.
Badacze ci osiągnęli zdumiewające efekty jako historycy jednak musieli oni zrezygnować z uprawiania teologii. Nawet jeśli wyłaniający się obraz Jezusa przeczył jakiejś ich koncepcji to stosując tę morderczą metodologię musieli oni zaakceptować wyłaniający się obraz Nazarejczyka. Takie podejście nazywa się obiektywizmem. Nie staramy się „wmawiać” naszych poglądów założonych a priori postaci historycznej, lecz staramy się dowiedzieć co ta Osoba naprawdę głosiła i czyniła ( patrz pogląd a priori AJN i temat „Jezus historyczny a Gehenna” ). Dochodzimy teraz do KWESTII NAJWAŻNIEJSZEJ:
” OTÓŻ BADANIA ( nad Jezusem historycznym – przyp. AJN ) TE SĄ WPRAWDZIE Z TEOLOGICZNEGO PUNKTU WIDZENIA SENSOWNE I KONIECZNE, NIEMNIEJ WYNIKI ICH NIE MAJĄ OCZYWIŚCIE ŻADNEGO ZNACZENIA DOGMATYCZNEGO. EGZEGETA NIE MOŻE POPRZEZ SWOJĄ PRACĘ HISTORYCZNĄ TWORZYĆ WIĄŻĄCYCH TREŚCI WIARY” ( cyt. J. Gnilka, „Jezus z Nazaretu”, Kraków 1997, s. 29 ). Inaczej mówiąc nawet jeśli na końcu naszych rozważań stwierdzę, iż JEZUS HISTORYCZNY NAJPRAWDOPODOBNIEJ NIE WIERZYŁ W WIECZNE MĘKI W GEHENNIE to teza ta nie prowadzi do wniosków, które w jakikolwiek sposób są wiążące dla teologii czy też dogmatów Kościoła, ponieważ jego nauka opiera się na kerygmacie popaschalnym czterech Ewangelii kanonicznych a nie na Jezusie historycznym. Wydawało mi się, iż jest to zrozumiałe dlatego też nigdy nie poruszałem tej kwestii: twierdząc, iż Jezus historyczny nie wierzył w piekło nie jestem „heretykiem” – twierdząc, iż piekła na pewno nie ma ( eliminacja nadziei ) jestem nim. DOTYCZY TO WSZYSTKICH PORUSZANYCH PRZEZE MNIE KWESTII.
1. MATERIAŁY JEDNOKROTNE. PROBLEM RÓWNIEŻ INFERNALISTÓW.
Jako przykład sensownego wykładu nauki infernalnej wybrałem pozycję nieżyjącego już ojca Augustyna Jankowskiego ( „Eschatologia Nowego Testamentu” ) i na niej się opieram prowadząc polemiki z „infernalistami” na Kleofasie, ponieważ żaden z nich się na razie nie uaktywnił. Dlaczego? Dlatego, że autor ten zaakceptował metody historyczno – krytyczne pomimo, iż stawiają go one czasami w bardzo trudnych sytuacjach egzegetycznych. Uczciwość w podejściu do zagadnienia i sprawiedliwe traktowanie materiału powinno być obecne po jednej i drugiej stronie – przynajmniej ja sobie tak to wyobrażam. Jako przykład weźmiemy tu tekst, który do tej pory nie był rozważany.
1. „Jeśli ktoś powie przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone, ani w tym wieku, ani w przyszłym” ( Mt 12, 32 ).
Spójrzmy jak sprawiedliwie i uczciwie podszedł do tekstu ojciec Jankowski:
„Trzeba wszakże – ze stanowiska historii redakcji – odpowiedzieć na pytanie, dlaczego NAJPÓŹNIEJSZY Z GRECKICH TEKSTÓW EWANGELII SYNOPTYCZNYCH, ZNANY Z TENDENCJI RACZEJ DO STRESZCZANIA, w tym właśnie miejscu wykazuje taką różnicę. (…). Redaktorowi zależało na rozstrzygnięciu spraw aktualnych tylko w tym środowisku jak to np. jasno widać na przykładzie tzw. klauzul rozwodowych obecnych tylko w tej Ewangelii ( Mt 5, 32; 19, 9 ), o których milczą pozostali Synoptycy”.
Ojciec Jankowski przyznaje, że w tej postaci logion nie wyszedł z ust Jezusa lecz JEST WŁASNYM DODATKIEM KOŚCIOŁA MATEUSZA ( „ani w tym wieku, ani w przyszłym” ). Podchodzi więc sceptycznie do materiału, który nie ma wielokrotnego wsparcia a nawet wskazuje powody dla których redaktor ( tak właśnie redaktor! ) umieścił tę frazę:
Chciał on „zaprzeczyć możliwości odpuszczenia bluźnierstwa przeciw Duchowi Świętemu, a tym właśnie zwrotem podwójnym odrzucił jakakolwiek próbę ZAKWALIFIKOWANIA TEGO GRZECHU DO KATEGORII ODPUSZCZALNYCH, JAK BYŁO W WYPADKU WINY POLEGŁYCH WSPÓŁTOWARZYSZY JUDY MACHABEUSZA. Trudno bowiem przypuszczać, by Ewangelista chciał zaprzeczyć tylko FIKCJI, TZN. NIEMOŻLIWEMU PO ŚMIERCI OCZYSZCZENIU. Natomiast zaprzeczył tylko temu, by bluźnierstwo Ducha mogło Należeć do win odpuszczalnych w przyszłym eonie zgodnie z PALESTYŃSKĄ SELEKCJĄ STOSOWANĄ DO NIEKTÓRYCH GRZECHÓW” ( cyt. A. Jankowski, „Eschatologia Nowego Testamentu”, Kraków 2007, s. 267 – 268 ). Przyznam, że jest to uczciwe postawienie sprawy, po przeczytaniu tego wywodu każdy już wie, że najbardziej pierwotną formę tego logionu przekazał Marek lub Łukasz a nieodpuszczalność to produkt Kościoła Mateusza. Tylko tyle i aż tyle. Przykład akceptowania faktu, który na pewno nie jest wygodny ale przez to jest porażająco autentyczny.
Ojciec Jankowski poświęca wiele miejsca w swojej pracy eschatologii indywidualnej na której mu bardzo zależy, albowiem reprezentuje on pogląd określmy go niech i już tak będzie HORYZONTALNO-LINEARNY i stara się ze świadectw Jezusa ustalić Jego podejście do zagadnienia śmierci. Stwierdza jednak bezradnie:
„W Jego nauczaniu znacznie więcej miejsca zajmują prawdy POWSZECHNEJ ESCHATOLOGII ( PARUZJA, SĄD OSTATECZNY, ZMARTWYCHWSTANIE CIAŁ ) niż indywidualnej” ( Tamże, s. 200 ). Oczywiście nie jest to odkrywcze, przecież obecnie wszyscy historycy wiedzą o tym, że Jezus oczekiwał Królestwa Bożego, które w Jego działalności było obecne w sposób widoczny dla Jego zwolenników a w całej pełni miało się dopiero ono objawić.
2. Niebezpieczeństwo materiałów jednokrotnych.
Warto też zwrócić uwagę na pewne niebezpieczeństwo polegania na dobrach własnych Ewangelistów również i pod względem teologicznym. Jezus w pseudo – Markowym dodatku jako Wywyższony Kyrios wydaje następujące polecenia:
„Tym, którzy uwierzą, takie znaki towarzyszyć będą: w imię moje demonów usuwać będą, językami mówić będą nowymi, WĘŻE BRAĆ BĘDĄ DO RĄK I CHOĆBY COŚ ŚMIERTELNIE TRUJĄCEGO WYPILI, NIE ZASZKODZI IM” ( Mk 16, 17 – 18; tłum. ks. R. Popowski ).
Niejaki George Went Hensley, odczytawszy to zalecenie dosłownie na Górze White Oak pochwycił grzechotnika, którego wziął do ręki. Zapoczątkował w ten sposób zwyczaj brania węży do ręki jako sprawdzianu zbawienia. Przywódca wspólnoty, Kościoła Bożego wielebny A. J. Tomlinsona usankcjonował te praktyki ( 1917 ). Współcześni bibliści jednak jednoznacznie uważają, że ten materiał nie należał do Ewangelii Marka.
Przyjrzyjmy się jeszcze jednej wstawce, która jak mi się wydaje jest dość istotna. Chodzi mianowicie o tekst z 24, 12 w którym znajdujemy stwierdzenie, że Piotr po informacji, którą przekazały mu kobiety, iż grób Jezusa jest pusty udał się tam sam i zobaczył, że leżą tam jedynie prześcieradła. Słowa te odnajdujemy jedynie w niektórych manuskryptach. Można by zadać pytanie dlaczego kopiści mieliby usuwać tą wzmiankę? Istnieją mocniejsze argumenty, które świadczą, że kiedyś tych zdań Ewangelia Łukasza nie posiadała. Wymieńmy najważniejsze: odmienna stylistyka, użycie słów które padają po raz pierwszy w tej Ewangelii takich jak; „nachylać się”, „prześcieradła” i argument najmocniejszy nie można przypisać tego błędu tak zwanemu przeoczeniu. Werset ten wprowadza, bowiem do świadectwa pustego grobu mężczyznę. Opowiadania kobiet, które jako pierwsze donoszą o pustym grobie są dla apostołów baśniami (Łk 24, 11). Wydaje się więc logicznym wnioskiem, że kopista dołączył do grona świadków Piotra po to, aby uprawdopodobnić to zdarzenie.
Uważajmy więc na materiały jednokrotne ale ich nie lekceważmy.
ZOSTAŃMY PRZY EWANGELII MARKA!
Komentarz P. Andrzeja (1 lutego 2014, 12:46) wnosi sporo cennych przypomnień i wyjaśnień. Dotyka bardzo ważnej kwestii grzechu BLUŹNIERSTWA PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU, wyrażonej w Ewangelii Marka 3,29 inaczej niż w Mt 12,32.
PROPONUJĘ dlatego, abyśmy przez dłuższy czas zatrzymali się przy tym właśnie tekście Marka. To bardzo ważne świadectwo obecne także w Ewangelii Galilejskiej: „Każdemu, kto mówi przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie odpuszczone. Temu jednak kto bluźniłby Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone” (Q 12,10).
Zostawmy zatem na później Ewangelię Mateusza, a zwłaszcza przypowieść o sądzie nad narodami, którą P. Andrzej w swoim czasie (13 stycznia 2014, 12:57) określił mianem „dziwacznej paraboli o owcach i kozłach”.
Żaden głosiciel nadziei powszechnego zbawienia (siebie nie wyłączam) nie przeczy istnieniu Gehenny, o której mówił Jezus. Spór toczy się od wieków o to, czy jest to stan WIECZNEJ męki i kary. Czy „idea wiecznej Gehenny jest budowana na tekstach WYŁĄCZNYCH Mateusza i Łukasza ( Mt 25, 31 – 46; Łk 16,19-31 ) o mocno podejrzanej proweniencji”? Czy „kolos zatem stoi na dwóch glinianych nogach i warto go po nich trącić”?
Infernaliści znajdują znacznie więcej tekstów biblijnych, na których opierają swoje przekonania o wieczności piekła. Przyznaję, że trzeba cierpliwie pozbawiać oparcia dla tego straszliwego „kolosa”. Próbuję to robić od lat mając wielu poprzedników, którzy czynili to od dawna. Wystarczy pomyśleć o wybitnym teologu katolickim, który zmarł 25 lat temu. To Hans Urs von Balthasar (1905-1988), który pod koniec swego życia musiał toczyć nieustanne boje z fundamentalistami i infernalistami.
CO CZYTANO W SYNAGOGACH ZA CZASÓW JEZUSA?
Dowiaduję się o tym z artykułu ks. Rafała Pastwy, opublikowanego w najnowszym numerze „GOŚCIA NIEDZIELNEGO” z 2. lutego 2014 (artykuł w części ogólnopolskiej s. 7 jest zwięzły, a w dodatku lubelskim s. VI obszerniejszy). Omawia on szeroki projekt badawczy pt. Biblia aramejska. Pierwsza część tego projektu obejmie 15 tomów. Ks. prof. Mirosław S. Wróbel z KUL dokonał pierwszego w Polsce przekładu aramejskiej wersji Księgi Rodzaju na język polski pt. TARGUM NEOFITI 1: Księga Rodzaju (wyjaśnienie tytułu w artykule). Przekład zostanie opublikowany jeszcze w tym miesiącu w lubelskim wydawnictwie GAUDIUM.
W ojczyźnie Jezusa posługiwano się przekładem aramejskim Biblii hebrajskiej zwanym Targumami. Mistrz z Nazaretu i Jego uczniowie dobrze znali treść Biblii aramejskiej. Słyszeli o niej w synagogach, uczyli się w szkołach i rozmawiali o niej w domach rodzinnych. Posługując się na co dzień językiem aramejskim rozumieli jej specyfikę oraz jej „barwne treści i tradycje”.
I cenna informacja: „Choć W SYNAGODZE CZYTANY BYŁ PRZEZ LEKTORA HEBRAJSKI TEKST BIBLII, to jednak ISTNIAŁA TAKŻE FUNKCJA TŁUMACZA, KTÓRY DOKONYWAŁ PRZEKŁADU Z HEBRAJSKIEGO NA ARAMEJSKI, podając przy tym objaśnienie i interpretację tego tekstu, aby Boże objawienie było bardziej zrozumiałe…”
A więc jednak NAJPIERW CZYTANO TEKST BIBLII HEBRAJSKIEJ! Wspomniany przez P. Roberta (31 stycznia 2014, 23:11) hebraista z UAM, Piotr Muchowski wykazuje, że hebrajski qumrański był językiem codziennym znacznej części społeczeństwa żydowskiego. Nie wykluczone, że i czytany w synagodze tekst hebrajski był dla niektórych zrozumiały, przynajmniej po części. Może dowiemy się więcej na ten temat w przyszłości… U nas, za czasów dominacji łaciny, ludzie kształceni w językach klasycznych i znający łacinę też rozumieli teksty liturgiczne, prości ludzie zdani byli natomiast na prywatne modlitwy (najczęściej to był różaniec).
O HEBRAJSKIM RDZENIU SŁOWA MÂLAH: „(PO)SOLIĆ” I „ULOTNIĆ SIĘ”
Przy okazji spróbuję dowiedzieć się, co o tym podwójnym rdzeniu sądzi ks. prof. Wróbel w odniesieniu do języka aramejskiego. Osobiście wydaje mi się, że w odniesieniu do tekstu Mk 9,49-50 ten drugi sens (ulotnić się, czyli zwietrzeć) niewiele jest chyba przydatny. Co ma się ostatecznie ulotnić? Oko, ręka stopa – grzeszne członki ciała? Że już takich grzesznych części ciała w Bożym nowym świecie nie będzie? Być może….
Druga rzecz, na którą warto zwrócić uwagę to sprawa CZASU TERAŹNIEJSZEGO w Mk 9,49: „gdzie robak ich NIE UMIERA i ogień NIE GAŚNIE” oraz CZASU PRZYSZŁEGO w Iz 66,24: „bo robak ich NIE ZGINIE, i NIE ZAGAŚNIE ich ogień”. Wiem, że język hebrajski ma to do siebie, że można przekładać dane słowo w czasie teraźniejszym lub przyszłym (wystarczy przyjrzeć się przekładowi Prologu IV Ewangelii przez Romana Brandstaettera). Ewangelista zmienił czas przyszły na teraźniejszy. Tak jakbyśmy już tu i teraz wiedzieli, że „robak ich NIE UMIERA i ogień NIE GAŚNIE”. Mowa nie o przyszłości, ale o czasie teraźniejszym. W Ge-Hinnom ogień na wysypisku rzeczywiście nie gasł, a w nieczystościach lęgło się mnóstwo wszelkiego robactwa, jakby ono w ogóle nie umierało.
Słowo o moim osobistym doświadczeniu. Byłem kilkanaście lat temu nad Morzem Martwym. Pływałem w tak zasolonej wodzie, że można tylko ruchem ręki obierać kierunek (chroniąc oczy!), a nawet siedzieć spuściwszy ręce. Przywiozłem sobie trochę tej wody do domu. Kiedy mam jakiś uraz w nogę czy w rękę, przykładam kompres z tej bardzo słonej wody. Ona rzeczywiście wyciąga opuchliznę i leczy! Owszem, w nadmiarze zarówno ogień jak i sól może niszczyć. W Morzu Martwym sól zabija życie (woda jest przeźroczysta, podłoże białe, bez żadnych glonów i porostów), ale w odpowiedniej dawce ma właściwości lecznicze. Z codziennego doświadczenia wiadomo zresztą, że sól konserwuje.
Kiedy czytam Mk 9,49-50, myślę o tym, że ogień i sól mają podobnie dobroczynny skutek – zdwojony skutek oczyszczania i leczenia. „Miejcie W SOBIE SÓL i zachowujcie pokój między sobą” (w. 50). Wtedy nie będziemy gorszyć innych, nie trzeba będzie wiązać u szyli oślego kamienia i topić winowajcy; niepotrzebne też będą samookaleczenia.
W POSTAWIE NADZIEI I OCZEKIWANIA
Znany francuski egzegeta Marie-Émile Boismard (Faut-t-il encore parler de „résurrection”?, Paris 1995) ukazał przeplatanie się w Biblii dwóch podstawowych poglądów eschatologicznych. Są to dwa odmienne obrazy nadziei ludzi wierzących. Ich wspólną cechą jest to, że wyrażają pełną ufności nadzieję na kontynuację nowego życia po śmierci.
1. TRADYCJA HEBRAJSKO-BIBLIJNA podkreśla niepodzielną jedność psychofizyczną człowieka, która zostaje zniszczona przez śmierć (Dn, 2 Mch, 1 Kor, 1 Tes). Według antropologii biblijnej człowiek nie składa się z ciała i duszy. Nie tyle posiada ciało, ile w swojej jedności psychofizycznej JEST ciałem ożywianym przez tchnienie Stwórcy. Idea duszy nieśmiertelnej, zdolnej do przetrwania śmierci była początkowo nieznana Hebrajczykom. Nadzieja ma swoje oparcie w tym, że Bóg może ponownie tchnąć swojego Ducha i wskrzesić do życia umarłych. Według tej judaizującej koncepcji, po śmierci wszyscy zstępują do Szeolu, krainy zmarłych, zarówno sprawiedliwi jak i grzesznicy. Tam w stanie podobnym do snu oczekują Dnia Pańskiego. W dniu tym sprawiedliwi zostaną wskrzeszeni w swojej jedności psychofizycznej i otrzymają nowe tchnienie życia. Grzesznicy natomiast będą według jednej interpretacji opuszczeni przez Boga, zaś według innego przekazu – całkowicie unicestwieni.
2. TRADYCJA O PODŁOŻU GRECKO-PLATOŃSKIM jest inna. Zakłada dualizm duszy i ciała (apokryficzna Księga Henocha, Mdr, 2 Kor). Śmierć pojmowana jest jako oddzielenie duszy od ciała. Podczas gdy ciało ulega zniszczeniu, nieśmiertelna dusza trwa nadal w królestwie zmarłych (Hades, odpowiednik hebrajskiego Szeolu). Dzięki nieśmiertelnej duszy człowiek może uczestniczyć w życiu wiecznym. Uwolniona od więzów ciała powraca ona do świata boskiego. Według tej koncepcji, w dniu zmartwychwstania dusze sprawiedliwych otrzymają ciało chwalebne, a dusze grzeszników cierpieć będą w ciemnościach Szeolu z dala od Boga.
W sumie TRADYCJE BIBLIJNE NIE DAJĄ JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI NA NASZE PYTANIA O PRZYSZŁE LOSY CZŁOWIEKA – konkluduje Boismard. NIE SZUKAJMY W BIBLII JEDNEGO OBOWIĄZUJĄCEGO POGLĄDU! Pod tym względem mamy WOLNOŚĆ WYBORU. Zasadnicze przesłanie Nowego Testamentu mówi o zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią. To zwycięstwo jest obietnicą zmartwychwstania dla wszystkich ludzi. Biblia nie ukazuje nam jednak sposobu, w jaki dokona się zwycięstwo życia nad śmiercią. Pozostawia nas w postawie nadziei i oczekiwania.
***
Jak to dobrze, że są przerwy w debacie. Jest czas na spokojną zadumę i „chodzenie” z własnymi myślami – „choždenie po mysliam”, tak jak istnieje również „choždenie po múkam”.
To doświadczenie, którym podzielił się ksiądz Waclaw wydaje mi się bardzo urocze. Mądre wnioski z tego płyną. Trzeba chyba długo i spokojnie tak unosić się w wodzie, żeby powiązać sól z jej właściwościami leczniczymi. Zwłaszcza, kiedy widać białe dno, pozbawione roślin.
„Kiedy czytam Mk 9,49-50, myślę o tym, że ogień i sól mają podobnie dobroczynny skutek – zdwojony skutek oczyszczania i leczenia. „Miejcie W SOBIE SÓL i zachowujcie pokój między sobą” (w. 50)”
Co by to miało znaczyć, że trzeba mieć w sobie sól? Co to za metafora? Może trzeba zachowywać w sobie nadzieję, która jest siłą leczącą, albo, może to znaczy, że trzeba się samemu „oczyszczać”. Tylko w jaki sposób? Przez szczerość, otwartość serca, spokój? Dlaczego to wymaganie posiadania soli w sobie jest powiązane z innym łagodnym napomnieniem: „zachowujcie pokój między sobą”?
Tomku!
Dopiero teraz, wieczorem zaglądam do blogu. Pytasz: „mieć w sobie sól? Co to za metafora?”
Próbowałem wyjaśnić jednym zdaniem, ale to było zbyt skrótowe. Jeszcze raz ten fragment. Dołączam tylko ostatnie, opuszczone przez Ciebie zdanie:
„Kiedy czytam Mk 9,49-50, myślę o tym, że ogień i sól mają podobnie dobroczynny skutek – zdwojony skutek oczyszczania i leczenia. „Miejcie W SOBIE SÓL i zachowujcie pokój między sobą” (w. 50). WTEDY NIE BĘDZIEMY GORSZYĆ INNYCH, NIE TRZEBA BĘDZIE WIĄZAĆ U SZYLI OŚLEGO KAMIENIA I TOPIĆ WINOWAJCY; NIEPOTRZEBNE TEŻ BĘDĄ SAMOOKALECZENIA”.
Sam sugerujesz różne możliwości sensu duchowego, pełniejszego. Można chyba doszukać się takich znaczeń, zależnie od sposobu patrzenia i własnej wrażliwości.
Trzeba chyba wziąć pod uwagę cały kontekst Mk 9,42-50. Gorszyciel zawsze wprowadza niepokój i lęk w życie wspólnoty. Burzy pokój „najmniejszych”, krzywdzi ich, degraduje. Stąd mowa o tym wielkim (oślim) kamieniu (młyńskim z otworem w środku) i topieniu winowajcy w morzu. Potem ręka, stopa, oko… I znowu ten sam motyw – zgorszenie niszczy pokój wśród ludzi, kaleczy i zabija. To nie może ujść bezkarnie. A więc potrójne ostrzeżenie przed Gehenną. Dlatego ta końcowa zachęta, aby nie tylko „mieć sól w sobie”, ale także „zachowywać pokój między sobą”.
A sól? Może być także SYMBOLEM MĄDROŚCI. Aby nie gorszyć, trzeba mieć w sobie samym sól mądrości, bo taka mądrość ocala i zachowuje („konserwuje”) w nas wrażliwość na innych, szlachetność i dobroć człowieczeństwa. Jak napisałem: „WTEDY NIE BĘDZIEMY GORSZYĆ INNYCH, NIE TRZEBA BĘDZIE WIĄZAĆ U SZYLI OŚLEGO KAMIENIA I TOPIĆ WINOWAJCY; NIEPOTRZEBNE TEŻ BĘDĄ SAMOOKALECZENIA”.
Werset 49 mówi, że „każdy będzie posolony ogniem”. Innymi słowy: musi przyjść czas oczyszczenia. Kto zdoła oprzeć się oczyszczającemu działaniu ognia i dobroczynnemu, leczącemu działaniu soli? Podwójna skuteczność, ale taka, która jest przywilejem działania samego Boga.
To kilka moich wieczornych myśli. Wpisz, proszę do wyszukiwarki słowa: SYMBOLIKA SOLI, a otrzymasz wiele informacji. Oto jedna z nich:
Sól
Sól (NaCl 🙂 zawsze była nierozdzielnie związana ze zmysłem, który najbardziej jest na nią wrażliwy: ze smakiem. Dlatego też jest jego symbolem; służy do podkreślania smaku potraw, ale także do ich konserwowania; przechowywania na dłużej.
W pewnym sensie sól ma właściwości oczyszczające (boleśnie przekonać się może ten, kto posypał sól na otwartą ranę…). W Starym Przymierzu sól była często używana przy składaniu ofiar: Tora mówiła: „Każdy dar posypiesz solą” (Kpł 2,13), na znak pewności oczyszczenia ofiary.
W Nowym Przymierzu sam Chrystus mówi, iż: „każdy ogniem będzie posolony. Dobra jest sól, lecz jeśli sól smak swój utraci – czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie” (Mk 9,49n). Solą są różnorakie doświadczenia, przez które wypróbowana zostaje siła naszej wiary; oczyszczone motywacje i wypróbowane zaufanie. Dalej – solą, którą winniśmy mieć w nas, jest wiara, która nadaje sens (smak) naszemu życiu. Na innym miejscu Jezus mówi, że gdy „sól smak swój utraci na nic się już nie nada – chyba tylko na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”.
Od IV w. aż do Soboru Watykańskiego II praktykowano obrzęd błogosławieństwa soli, która była uważana za środek przeciw złu. Niegdyś (od VI w.) sól stosowano także przy błogosławieniu wody święconej. Wskazywano, iż ochrania ona duszę, oddala pokusy szatańskie, umacnia mądrość. Sól podawano katechumenom przy udzielaniu chrztu, z czego zrezygnowano w 1969 r.
Dziś dodawanie soli do wody święconej jest fakultatywne. Jeśli tak się czyni, to najsampierw błogosławi się sól, potem wodę, a następnie miesza się oba składniki. Soli można używać także przy obrzędzie chrztu dorosłych. Sól posiada swój własny tekst przy błogosławieństwie pokarmów na stół wielkanocny.
JEZUS. GALILEJSKI CHARAKTER NAZAREJCZYKA. SYNAGOGA.
Jezus mówił dialektem galilejskim, który wzbudzał u wykształconych Żydów pogardę i śmiech. W Ewangelii Marka pozostały ślady dialektu, którym posługiwał się Nazarejczyk: „talitha kum” ( Mk 5, 41 ) – „kum” poświadcza Targum Palestyński; „mamona” ( Mk 6, 24 ) – po hebr. „mamon” – forma wielokrotnie poświadczona w Targumach; „effatha” ( Mk 7, 34 ) – ma liczne poświadczenia, które wskazują, że Jezus mówił po aramejsku z silnym dialektem galilejskim. Dialekt ten powodował, że w niektórych wypadkach Galilejczycy nie byli właściwie rozumiani np. w Judei. W podobny sposób wymawiali oni wiele różnych słów np. `immar ( jagnię ), `amar ( wełna ), `chamar ( wino ) i chamor ( osioł ) [ bEr 53b ]. GALILEJCZYCY TAK KALECZYLI JĘZYK HEBRAJSKI, ŻE ZABRANIANO IM NAWET ODCZYTYWANIA PISMA ŚWIĘTEGO W SYNAGOGACH ( bMeg 24b ). Uchodzili za osoby często łamiące dobre obyczaje, a to przez zbyt długie rozmowy z kobietami, a to poprzez spacery w późnych porach nocnych ( bEr 53b; bPes 112b ). Znani byli także z lekceważenia sobie przepisów Tory ( jSzab 15d ).
Nowy Testament wspomina o instytucji zwanej synagogą ( Mk 1, 39; 6, 2 ). W samej Jerozolimie ( chociaż istniała tam Świątynia, będąca centrum kultu ) było ich przed rokiem 70 po Chr. – 480 ( jMeg 3, 1; 73d ). Przeznaczeniem synagogi była modlitwa a dopiero w późniejszym okresie do „liturgii” dołączono czytanie Tory ( K. Hruby ) i wtedy ten moment stał się najważniejszą częścią obrzędu. Po przeczytaniu perykopy z Tory lub Proroków ktoś ze zgromadzonych mógł wygłosić okolicznościową homilię.
Najstarszą warstwę targumów do Tory stworzono w synagogach i tylko POCZĄTKOWO JEGO LEKTURA BYŁA POŁĄCZONA Z ODCZYTYWANIEM TEKSTU HEBRAJSKIEGO, później zwyczaj ten pomijano. „Targumy – wyjaśnia ks. S. Mędala – stanowią aktualizację i przystosowanie Biblii do etosu wspólnoty żydowskiej zbierającej się w synagodze na modlitwie” ( cyt. ks. S. Mędala, „Wprowadzenie do literatury międzytestamentalnej”, Kraków 1994, s. 354 ).
Według ks. Meiera Jezus najprawdopodobniej urodził się w miejscowości galilejskiej Nazaret i przed rozpoczęciem działalności taumaturgiczno – kaznodziejskiej Jego status majątkowy przypominał „amerykańskiego robotnika niższej klasy” ( ks. J. Meier, „A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus”, Tom 1, Doubleday 1991, s. 282 ). I choć cechą Palestyny I w. po Chr. był trilingwizm to wśród zwykłych ludzi największą popularnością cieszył się język aramejski. Ślady tego ojczystego języka Jezusa przetrwały w najstarszej kanonicznej Ewangelii św. Marka wraz z Jego znajomością tekstu targumicznego proroka Izajasza ( Mk 9, 43 – 50=tg Iz 66, 24 ). Kwestia czy Jezus znał język hebrajski jest czysto akademicka – udowodnić da się tylko znajomość języka aramejskiego i targumów. Sam zaś Nowy Testament w jego ostatecznej redakcji jest uzależniony od Septuaginty czyli greckiego tłumaczenia tekstu hebrajskiego. Te informacje powinny ( moim zdaniem ) ostudzić zapał i nadmierny entuzjazm nad Biblią hebrajską i jej powiązaniami czy to z Nazarejczykiem czy to z Nowym Testamentem.
GEHENNA.
Trzeba sobie na tym etapie rozważań zdać sprawę z faktu, że samych odniesień Jezusa do Gehenny w najstarszych warstwach są zaledwie dwa ( Q 12, 4; Mk 9, 43 – 50 ). Przy czym u Marka Jezus najprawdopodobniej sięga po to słowo, ponieważ odnosi się do tekstu Izajasza takiego jaki znał z synagogi. Słusznie więc postrzega sprawę William Strawson pisząc:
„Trzeba przyznać, i to już na samym początku, że rozważamy jeden z najtrudniejszych problemów w nauce Nowego Testamentu, próbując ustalić co Jezus sam mówił o piekle i jak Jego słowa należy teraz interpretować” ( cyt. W. Strawson, „Jesus and the Future Life: A Study in the Synoptic Gospels”, Philadelphia: Westminster 1953, s. 143 ).
Wybitny badacz Jezusa historycznego Dale Allison stwierdził, że wypowiedzi Jezusa nie wnoszą żadnych nowych informacji do tradycji żydowskiej dotyczącej Gehenny (D. Allison, „Resurrecting Jesus: The Earliest Christian and Its Interpreters”, New York 2005, s. 82). Te ustalenia historyka bardzo kłócą się z poglądem infernalistów, którzy twierdzą, że Jezus wniósł wiele nowych treści do zagadnienia piekła.
Jak jednak Jezus postrzegał moment pojawienia się samego „zjawiska Gehenny”? Czy miała ona charakteryzować „Zwischenzustand” ( intermediate state ), czy też dopiero okres po tzw. Sądzie Ostatecznym? Otóż według ks. J. Meiera Jezus historyczny miał zupełnie inny pogląd na życie pozagrobowe niż przyjęty później przez chrześcijaństwo. Ks. Meier wychodzi od powiedzenia z wczesnego zbioru mów Pańskich ( Mt 8, 11=Łk 13, 29 ):
„Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w Królestwie Bożym” ( Q 13, 29 – 28 ).
Moment pojawienia się Królestwa Bożego jest przyrównany do uczty ( wyraźny styl Jezusa ), poprzedni świat minął a zmarli patriarchowie oraz pojawiające się nowe życie ( „ze Wschodu i Zachodu” ) zostaje połączone w sielankowym bankiecie. Królestwo Boże nie było dostępne wcześniej dla zmarłych.
Drugi ważny tekst na który wskazuje ks. Meier to słynna debata Jezusa z saduceuszami na temat zmartwychwstania. ( Mk 12, 18 – 27 ). Gdy Nazarejczyk stwierdza: „gdy powstaną z martwych” – to fraza ta potwierdza, iż wierzył On w powszechne zmartwychwstanie, które miało wydarzyć się podczas jednego wielkiego wydarzenia. Wydarzenie to miało spowodować powrót do życia zmarłych, którzy ponieśli śmieć czy to wczoraj czy też np. 2000 lat temu. Po za tym – co mocno podkreśla ks. Meier – zmarli ci nie istnieją w jakiejkolwiek formie, ponieważ przed zmartwychwstaniem Jezus nie widzi jakichkolwiek problemów małżeńskich kobiety i jej siedmiu mężów. Bóg nie jest Bogiem umarłych, ponieważ o nich pamięta i wskrzesi ich w Dniu Ostatecznym z tym, że warunki po nim zostaną tak diametralnie zmienione, że małżeństwo straci na swym znaczeniu ( Jezus uległ tu czarowi porównania losu sprawiedliwych do życia anielskiego, obecnego w niektórych środowiskach żydowskich: HenEt 15, 6; ApokBar 51, 3 – 5 ). Taka przemiana człowieka w istotę anielską wymaga oczyszczającego i transformującego ognia Gehenny. Wobec tego każdy musi ją przejść ( „bo każdy będzie posolony ogniem” ) a jej czasowość będzie zależała od stopnia deprawacji człowieka ( Q 12, 58 – 59 ). W tym układzie analizy Jean Carmignaca mogłyby dużo wnieść ( Robert M. Rynkowski 31 stycznia 2014 na 11:35 ), pod jednym warunkiem, że ich możliwe aramejskie podłoże ( nie hebrajskie ) ustali wspominany już ks. prof. Wróbel.
GRZECH, KTÓRY NIE BĘDZIE ODPUSZCZONY.
„Każdemu, kto mówi przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie odpuszczone. Temu jednak kto bluźniłby Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone” ( Q 12, 10 ).
„Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego. Mówili bowiem: Ma ducha nieczystego” ( Mk 3, 28 – 30 ).
„Każdemu kto powie słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie odpuszczone; lecz kto by bluźnił przeciwko Duchowi Świętemu, temu nie będzie odpuszczone” ( Łk 12, 10 ).
„Nie wystawiajcie na próbę żadnego proroka, który mówi pod natchnieniem Ducha, bo każdy grzech może być odpuszczony, lecz ten grzech odpuszczony nie będzie” ( Di 9, 7 ).
„Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym ” ( Mt 12, 32 ).
„Rzekł Jezus: `Temu, kto bluźni przeciw Ojcu, będzie wybaczone, i temu, kto bluźni przeciw Synowi, będzie wybaczone. Temu zaś, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie wybaczone ani na ziemi, ani w niebie`” ( ETom 44 ).
Wyraźna trynitarna formuła Ewangelii Tomasza wskazuje, iż logion ten uległ tam najmocniejszej redakcyjnej pracy. Ewangelię Tomasza i Ewangelię Mateusza wydaje się łączyć kategoryczność grzechu przeciw Duchowi Świętemu: w wypadku Tomasza nie ma możliwości przebaczenia go nawet w niebie a według Mateusza w życiu przyszłym. Czym jest Mateuszowe „życie przyszłe”? Otóż Żydzi rozróżniali dwa pojęcia: „olam haze” ( świat doczesny ) oraz „olam haba” ( świat przyszły ) i ten drugi świat był odpowiedzią niektórych grup żydowskich na problem braku odpłaty niesprawiedliwości i cierpień ze strony Boga w życiu doczesnym. Nie wszystkie ugrupowania żydowskie wierzyły w świat przyszły. Saduceusze, uczyli, że nie ma zmartwychwstania, ani anioła, ani ducha ( Dz 23, 8 ). Za słowo Boga uważali oni Pięcioksiąg Mojżeszowy i nie mieli oporów przed współpracą z Rzymianami.
„Według nauki saduceuszy dusze giną wraz z ciałami, a ponadto wszystko stawiają oni poszanowanie praw. Toczyć spór z nauczycielami mądrości, którą się kierują, poczytują sobie za cnotę. Nieliczni są zwolennikami ich nauki, ale należą do najznaczniejszych. Zresztą nie zajmują się prawie żadną działalnością, bo nawet jeśli piastują urzędy wbrew woli, i z konieczności, kierują się zdaniem faryzeuszów, gdyż inaczej nie ścierpiałyby ich masy” ( Ant 18, 16 – 17 ).
Pochodzili z bogatych i wpływowych rodów kapłańskich. Posiadali większość miejsc w Sanhedrynie czyli centralnym sądzie żydowskim w Jerozolimie złożonym z siedemdziesięciu członków ( plus przewodniczący ). W trakcie panowania Heroda Agryppy tylko trzech członków rady wywodziło się spoza kręgu saduceuszy. Kajfasz arcykapłan, który odegrał dużą rolę w procesie Jezusa był właśnie saduceuszem. Tradycja faryzejska podaje nam legendarną wersję powstania saduceuszy i boetuzjan, jednak warto zapamiętać z niej poglądy religijne, które są im przypisywane:
„Antygon mąż z Socho, miał dwóch uczniów, którzy nauczali jego słów. Nauczali oni swoich uczniów i uczniów ich uczniów. Oni zaś powtarzali za nimi i mówili: „Co było powodem, że nasi nauczyciele tak mówili? Jest możliwe, że jakiś robotnik wykonywał swoją pracę przez cały dzień, a wieczorem nie otrzymał zapłaty. Lecz przecież gdyby nasi nauczyciele wiedzieli, że istnieje inny, przyszły świat oraz zmartwychwstanie zmarłych, to by tego nie mówili. Powstali więc i wyjaśniali na podstawie Tory i od nich rozpowszechniły się dwa odłamy: saduceusze i boetuzjanie. Saduceusze od imienia Sadoka, a boetuzjanie od imienia Boetusa. Posługiwali się naczyniami i sprzętami ze srebra i złota nie dlatego, że mieli grubiańskie poglądy, ale dlatego, że mówili: Faryzeusze mają taką tradycję, że umartwiają się i dręczą na tym świecie, ale w PRZYSZŁYM ŚWIECIE ( olam haba ) też nic nie mają i nie będą mieli” ( Awot de Rabbi Natan, 5 ).
Praca redakcyjna Mateusza pozbawiła możliwości odpuszczenia grzechu bluźnierstwa przeciw Duchowi Świętemu również w życiu przyszłym i stworzyła możliwość teologiczną do nauki o piekle jako miejscu w którym przebywają grzesznicy pozbawieni możliwości ekspiacji. Nie ma jednak obecnie i to nawet wśród infernalnych biblistów osoby, która twierdziłaby, że Jezus wypowiedział takie słowa w kształcie Mateuszowym. Pozostają zatem do rozważań dwa świadectwa: Q ( Łukasz trzyma się wiernie Q ) i Ewangelia Marka. Najstarsza tradycja Y (Q/Mk) przekazała nam logiony w których Jezus używa określenia „grzech przeciw Duchowi Świętemu”. Przekaz ten został oddany i przez redaktora Q i Mk dlatego też należy zachować obydwie wersje. Badania, bowiem wykazały, że ustalając pierwotność wypowiedzi Jezusa nie możemy kierować się czasem powstania dokumentów, ponieważ przekazują one nam ją w stosunku 1:1. Tylko w recenzji Q spotykamy wyrażenie „syn człowieczy” i od razu stajemy przed bardzo trudnym pytaniem, który z tradentów poddał słowa Jezusa najmniejszym zabiegom redakcyjnym; ( jeśli w ogóle jest to autentyczny logion )? Sensem wspólnym obydwóch logionów jest niewybaczalność grzechu wobec Ducha Świętego i to jest niewątpliwym spoiwem, które łączy Q i Mr. Jak wiemy to właśnie – najbardziej zasługująca na zaufanie – tradycja Y przekazuje nam „kontrowersję z Belzebubem” kiedy zarzucono Jezusowi, iż uzdrawia on mocą ducha nieczystego ( Mk 3, 22 – 30 / Mt 12, 24 – 26 / Łk 11, 14 – 23 ). Jezus mógł zakwalifikować taką postawę jako obrazę Ducha Świętego, ponieważ On sam uważał, że był pod Jego wpływem. Takie rozumienie tego logionu powoduje, że można go zaliczyć do autentycznych nauk Galilejczyka. Nie wydaje się też żeby w tłumaczeniu IQP poprawnie oddano logion Q, umieszczone tam słowo „bluźnić” pochodzi ewidentnie z terminologii Mk. Z wersetu wynika, że Jezus nie użył tutaj w sensie tytularnym wyrażenia „bar nasha”; „synem człowieczym” w tym logionie jest On sam ale i każdy, który przynależy do Jego ruchu i spotyka się z zarzutem, iż egzorcyzmy/uzdrowienia są wynikiem działania diabła/demonów. Tak też rozumiano ten logion we wczesnym chrześcijaństwie: „Nie wystawiajcie na próbę żadnego proroka, który mówi pod natchnieniem Ducha, bo każdy grzech może być odpuszczony, lecz ten grzech odpuszczony nie będzie” ( Di 9, 7 ). Ta dwuznaczność, którą mamy potwierdzoną w dialekcie aramejskim znalazła tutaj swoje najlepsze chyba zastosowanie. Przypomina ono użycie tego wyrażenia w przypowieści o Rabbi Judzie – „synem człowieczym” jest tam każdy owinięty w prześcieradło jak i sam Juda ( jKet. 35A ). Uzdrowienia wiązano w Palestynie w I w. po Chr. z odpuszczeniem grzechów. Jezus zapatrywał się na tę kwestię bardzo podobnie ( Mk 2, 1 – 12; 4Q 242 frag. 1 – 3, 1 – 9 ). Do takich działań potrzebna była wiara czyli otwarcie się na działanie Ducha Świętego gdyż dopiero wtedy egzorcysta miał szansę spowodować wyleczenie ( odpuszczenie grzechów ) delikwenta. Jeśli ktoś nie poddawał się wierze ( placebo! ) to obrzęd mógł się po prostu nie udać:
„I NIE MÓGŁ TAM ZDZIAŁAĆ ŻADNEGO CUDU, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. DZIWIŁ SIĘ TEŻ ICH NIEDOWIARSTWU” ( Mk 6, 5 – 6 ).
Dla Jezusa to otwarcie się na Ducha Świętego miało kolosalne znaczenie:
„Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy” ( Mk 9, 23 ).
Grzech przeciw Duchowi Świętemu to nie tylko brak wiary ale i także negowanie działania mocy Bożej w Jego czynach. Zamknięcie się powoduje, że człowiek pozostaje w swoich grzechach i dotyczy to tylko i wyłącznie życia doczesnego ( olam haze ). Dlatego Mateusz użył zwrotu: „ani w tym wieku ani w przyszłym”, ponieważ u reszty Synoptyków nie wynika, iż grzech ten można zaliczyć do kategorii całkowicie nieodpuszczalnych. „Trudno bowiem – stwierdza A. Jankowski OSB – przypuszczać, by Ewangelista chciał zaprzeczyć tylko fikcji, tzn. NIEMOŻLIWEMU PO ŚMIERCI OCZYSZCZENIU. Natomiast zaprzeczył tylko temu, by BLUŹNIERSTWO DUCHA MOGŁO NALEŻEĆ DO WIN ODPUSZCZALNYCH” ( cyt. A. Jankowski, „Eschatologia Nowego Testamentu”, Kraków 2007, s. 268 ). Czy jednak Marek nie mówi w tym fragmencie o „grzechu wiecznym” ( gr. aionios )? Oczywiście ale i autor Listu do Hebrajczyków mówi o „Sądzie wiecznym” ( Hbr 6, 2 ), a zatem jeśli ktoś zamierza wyciągać z tego jakieś wiążące wnioski to i musi założyć, że Sąd również będzie trwał całą wieczność.
Ks. Paciorek wyraża wątpliwość czy w ogóle ten logion można zaliczyć do ipsissima verba Jezusa ( Paciorek Antoni, „Q – Ewangelia Galilejska”, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s.210 ).
AJN.
Kwestia grzechu przeciwko Duchowi Świętemu wymaga szczególnej uwagi. Ze swej strony przygotuję komentarz, ale wymaga to trochę czasu. A zajęty jestem w tych dniach międzynarodowym projektem z Waszyngtonu: „The disjunction between the Church and people”. PROSZĘ ZATEM O PRZERWĘ. Zachęcam innych uczestników do kontynuowania dyskusji. Ja włączę się później.
Oczekuję również odpowiedzi ze strony ks. prof. M. Wróbla w sprawie aramejskiego czasownika „mâlah”. Dziś rano odpowiedział mi tyko: „Sprawdzalem w Biblii Hebrajskiej oraz w Targumie tekst Kpł 2,13. Na okreslenie „soli” termin hebrajski i termin aramejski jest taki sam – Melach”.
GROŹBY JEZUSA.
1. JEZUS KONTYNUATOR ORĘDZIA JANA CHRZCICIELA.
Według przeważającej części historyków Jezus w swoich początkach był uczniem Jana Chrzciciela – apokaliptycznego proroka znad Jordanu ( ks. Meier obstaje za tym rozwiązaniem po analizach J 1, 35 – 44; 3, 26 – 30 ). W swoich kazaniach zarówno Jan jak i później Jezus nawoływali do pokuty przed zbliżającym się Królestwem Bożym ( Mt 3, 2; 4, 17 ). Jan Chrzciciel nie bał się sięgać przy tym do całego zestawu gróźb i przerażających porównań:
„Oto siekiera dotyka już korzenia drzew. Każde drzewo nie przynoszące dobrego owocu zostanie wycięte i w ogień wrzucone” ( Q: Mt 3, 10//Łk 3, 9 ).
Obok różnego rodzaju nurtów politycznych czy też religijno – politycznych powstał ruch ludowy skupiony wokół charyzmatycznego na pół dzikiego człowieka Jana Chrzciciela. Nie wiemy na jakich źródłach oparł się chrześcijański interpolator starosłowiańskiego przekładu „Wojny żydowskiej” Flawiusza ale wydaje się, że dobrze odmalował portret i treść nauczania Jana Chrzciciela:
„W tym czasie wśród Żydów, żył człowiek, dziwaczne noszący odzienie. Swe ciało wszędzie, gdzie własnym nie był pokryty zarostem, okrywał skórami zwierząt. Z twarzy podobny był do dzikiego. Przyszedł on do Żydów i wzywał ich do wolności, mówiąc: „ Bóg mnie posłał, iżbym pokazał wam drogę prawdy, przez którą wyzwolicie się spod władzy tyranów. I nie będzie nad wami panował śmiertelnik, ale jedynie ten, który mnie posłał, Najwyższy”. A lud radował się, skoro to posłyszał. I szła za nim cała Judea, kraina wokół Jerozolimy leżąca. On zaś zanurzał ich tylko w falach Jordanu i odprawiał mówiąc, by porzucili złe uczynki oraz że dany im będzie król, który ich oswobodzi i podda im wszystko, co było niepodległe, ale który sam nie będzie podległy nikomu. Jedni bluźnili, inni wierzyli” ( Wojna żydowska – wersja starosłowiańska 2, 7 , 2 ).
Jan wieszczy już bliskie panowanie Boga a prawdopodobnie przepowiada nadejście eschatologicznego Mesjasza, który będzie Jego reprezentantem. Ruch zelotów i ruch Jana Chrzciciela choć widzą dojście do niepodległości innymi drogami to ruchy te są zakorzenione w desperacji klas niższych sprzeciwiających się wyzyskowi i obcej dominacji ( Rzym ).
Nazarejczyk podejmuje ostry ton kazań swojego Mentora a Jego ponure groźby i dosadne określenia stają się istotna częścią orędzia. W Q Jezus grozi Gehenną ( Q: Mt 10, 28//Łk 12, 4 – 5 ) a o Kafarnaum, mieście w którym przez pewien okres sam pomieszkiwał powie, że lepiej byłoby mu w Hadesie i los Kafarnaum będzie w trakcie Sądu gorszy niż Sodomy i Gomory! Chorazyn i Betsaida zostały przeciwstawione pogańskim miastom ( Tyr, Sydon ), które również w przeciwieństwie do wymienionych przez Jezusa galilejskich miast miały spotkać się w trakcie Sądu z lżejszym potraktowaniem ( Q: Mt 11, 21 – 24//Łk 10, 12 – 15 ). Gdy Żydzi pozostaną nieprzygotowani na niespodziewanego nadejście Dnia Jahwe podzielą los i miejsce pobytu gojów ( Q: Mt 24, 50 – 51//Łk 12, 46 ).
Marek potwierdza nieprzejednany ton przemówień Jezusa, który ostrzega przed Gehenną „gdzie robak nie umiera a ogień nie gaśnie” ( Mk 9, 43 – 48//Mt 5, 29 – 30; 18, 8 – 9 ). Soferim oraz faryzeusze spotkają się z surowszym wyrokiem niż pozostała część ludzkości ( Mk 12, 40=Mt 23, 14//Łk 20, 47 ). Przerażająca przypowieść o „Dzierżawcach winnicy” ma bardzo okrutną konkluzję:
„Co uczyni pan winnicy? Przybędzie i wytraci wieśniaków, a winnicę odda innym” ( Mk 12, 9 Bw ).
Unikalny materiał Mateusza jest jeszcze bardziej szokujący! Potępieni zostaną wyrzuceni do zewnętrznych ciemności gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów ( Mt 8, 12 ). Aniołowie mają zebrać wszystkich złoczyńców i wrzucić ich do pieca z którego będzie słychać jedynie płacz i wspomniane już zgrzytanie zębami ( Mt 13, 42. 49 – 50; 22, 13 ). W trakcie zapierającej dech w piersiach opowieści o Dniu Sądu; Syn Człowieczy ma powiedzieć:
„Idźcie precz ode mnie, PRZEKLĘCI, w ogień wieczny, ZGOTOWANY DIABŁOM I JEGO ANIOŁOM” ( Mt 25, 41 ).
W swoich dobrach własnych Łukasz jest trochę łagodniejszy ale także i on przytacza surowe i nieprzejednane apoftegmaty Galilejczyka. To przecież właśnie tam Jezus ostrzega, że jeśli Żydzi się nie nawrócą to zginą podobnie jak ludzie na których spadła wieża Syloe ( Łk 13, 5 ). Królestwo Boże będzie składało się z ucztujących wraz z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem oraz wszystkimi prorokami a cała reszta będzie „precz wyrzucona” w miejsce „płaczu i zgrzytania zębów” ( Łk 13, 28 ). Jezus składa w przypowieści „O wielkiej wieczerzy” KATEGORYCZNE ZAPEWNIENIE:
„Albowiem mówię wam, że żaden z owych zaproszonych mężów NIE SKOSZTUJE MOJEJ WIECZERZY” ( Łk 14, 24 ).
Należy bardzo ostrożnie poruszać się po tych tekstach, albowiem ten styl Jezusa potwierdzają wszystkie warstwy tradycji: Q, Mk, M, L, ETom i J. Nawet jeśli uznamy, że niektóre z tych ostatecznych sankcji to praca redaktorska ( taka jest powszechna zgoda gdy chodzi o Mateusza ) to i tak STOIMY PRZED DUŻYM PROBLEMEM. Nie można wszystkiego uznawać za retoryczną przesadę, albowiem zajmowałaby ona zbyt dużą część przesłania Chrystusa i straciłaby swój alarmujący podtekst. Ludzie udawali się po chrzest do Jana oraz do Ruchu Jezusa, ponieważ wierzyli w RZECZYWISTOŚĆ ZBLIŻAJĄCEGO SIĘ ESCHATONU I ZWIĄZANEGO Z NIM SĄDU. Nic tu nie da kazuistyczna interpretacja, ponieważ stoi ona w sprzeczności z poprawna hermeneutyką, albowiem nie można oderwać tych tekstów od kontekstu epoki jak i też samych poglądów Jezusa na Królestwo Boże ( patrz: ks. J. Meier,”A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus, Volume II: Mentor, Message, and Miracles (The Anchor Yale Bible Reference Library)”, Hardcover -1994, Część druga: „Message” – postaram się omówić ten rozdział na dalszym etapie dyskusji ).
2. NADZIEJA.
W samych Ewangeliach pozostawiono jednak teksty, które mogą wnieść trochę nadziei w pesymistyczny obraz punktu pierwszego. Jednym z tych tekstów jest perykopa z Q a dokładnie z „Mowy eschatologicznej” Jezusa. Wydaje się, że wyciągnięcie wniosku z tej przypowieści o czasowości uwięzienia po Sądzie nie jest nadużyciem ( Q: Mt 5, 25 – 26//Łk 12, 58 – 59 ). Tym bardziej, że można ją uspójnić z innym podobnym opowiadaniem w Sondergut des Lukas:
„Ów sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma WIELKĄ CHŁOSTĘ. Ten zaś, który nie poznał jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma MAŁA CHŁOSTĘ. Komu wiele dano, od tego WIELE wymagać się będzie; a komu wiele powierzono, tym więcej od niego żądać będą” ( Łk 12, 47 BT ).
Chociaż fragment ten występuje tylko i wyłącznie w Ewangelii Łukasza i nie spełnia on warunków wielokrotnego poświadczenia to możemy zakwalifikować go do autentycznej nauki Jezusa, ponieważ badacze korzystają dodatkowo z kryterium spójności. Jak widać przypowieść ta harmonizuje się z Q 12, 58 – 59 i nie ma powodów, aby twierdzić, iż nie jest to ipsissima verba Iesu ( zasada in dubio pro traditio).
Ze słów Jezusa można wyciągnąć dwa wnioski: kara eschatologiczna jest stopniowana ( potwierdza to również materiał Q: Mt 11, 21 – 24//Łk 10, 12 – 15 ) a przyrównanie jej do małej chłosty i dużej chłosty sugeruje karę, która kiedyś się skończy. „Być może – komentuje M. -J. Langrange – Zbawca wybrał porównanie, pozbawione kary śmierci, aby ukazać myśl, że na Sądzie Bożym jest kara, która nie jest wiecznym zatraceniem” ( cyt. M. -J. Langrange, „Evangile selon saint Luc”, Paris 1948, s. 371 )
GRZECH PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU (cz. 1)
Inną drogą niż P. Andrzej usiłuję dotrzeć do istotnej treści zawartej w tekstach o grzechu/bluźnierstwie przeciwko Duchowi Świętemu.
RÓŻNIĄCE SIĘ TEKSTY
Zestawmy je jeden po drugim, bo wtedy łatwiej dostrzec różnice.
1. „Każdemu, kto mówi przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie odpuszczone. Temu jednak kto bluźniłby Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone” ( Q 12, 10 ). International Q Project: „And whoever says a word against the son of humanity, it will be forgiven him; but whoever speaks against the holy Spirit, it will not be forgiven him”. THE CRITICAL TEXT OF Q 12:10: And whoever says a word against the Son of man will be forgiven; but whoever [blasphemes] against the Holy Spirit will not be forgiven.
2. „Dlatego mówię wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą ludziom przebaczone, lecz bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie będzie przebaczone (dosł. odpuszczone). Każdemu, kto powiedziałby słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, zostanie przebaczone. Temu jednak, kto powiedziałby słowo przeciwko Duchowi Świętemu, nie zostanie przebaczone ani teraz, ani w wieczności (DOSŁ.: ani w tym wieku, ani w mającym przyjść, en toúto tō aiōni oúte en tō méllonti” (Mt 12, 31-32).
Niewybaczalny charakter tego grzechu sięga w wieczność. Z tym tekstem, jak relacjonował P. Andrzej, zmagał się o. A. Jankowski (komentarz z 1. lutego 2014, 12:46).
3. W Ewangelii Marka pojawiają się zastanawiające sformułowania:
„Zapewniam was, że wszystkie grzechy i bluźnierstwa, które kiedykolwiek ludzie wypowiedzą, będą im przebaczone. Ten jednak, kto wypowiedziałby bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie ma odpuszczenia na wiek (eis ton aiōna), ale winien jest wiecznego zgrzeszenia, aiōníou hamartēmatos” (Mk 3,28-29).
Nie grzechu (hamartía), ale chybienia celu, pobłądzenia, zgrzeszenia (hamartēma), jako trwałego stanu. Co znaczy jednak to „wieczne” chybienie celu?
4. „Każdemu kto wypowie słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, zostanie przebaczone, temu jednak, kto bluźni przeciwko Duchowi Świętemu, nie zostanie przebaczone” (Łk 12, 10).
Samo stwierdzenie, bez dodatkowych wyjaśnień, podobnie jak w Q.
5. „Nie wystawiajcie na próbę żadnego proroka, który mówi pod natchnieniem Ducha, bo każdy grzech może być odpuszczony, lecz ten grzech odpuszczony nie będzie” (Didache 11, 7; Ojcowie Apostolscy, PSP XLV, Warszawa 1990, s. 63). Samo stwierdzenie bez dalszych kwalifikacji.
6. „Rzekł Jezus: `Temu, kto bluźni przeciw Ojcu, będzie wybaczone, i temu, kto bluźni przeciw Synowi, będzie wybaczone. Temu zaś, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie wybaczone ani na ziemi, ani w niebie`” (Ewangelia Tomasza 44; Apokryfy NT, pod red. ks. Marka Starowieyskiego, Lublin 1980, s 128).
Grzech niewybaczalny nawet w niebie! Formuła trynitarna, wyraźne ślady redakcji. Zachęcam w tym miejscu do ponownego odczytania komentarza P. Andrzeja (5 lutego 2014, 10:39).
SŁOWA JEZUSA W ŚWIETLE REGUŁ TRADYCJI PROROCKIEJ
Jezus posługiwał się literackimi zasobami kultury żydowskiej w sposób samodzielny i twórczy. Głębsza znajomość reguł tradycji prorockiej pozwala inaczej spojrzeć na wiele problemów egzegetycznych. Bez tej znajomości zniekształcić można najbardziej nawet istotne momenty nauki Mistrza z Nazaretu. Pomimo niezaprzeczalnej oryginalności stylu, Jego wypowiedzi należą do nurtu wielowiekowej tradycji mowy prorockiej wraz z jej paradoksalnością i dramatyzmem. Jest to zamierzony, paradoksalny i metaforyczny sposób mówienia o Bogu, budzący poczucie sprzeczności, ale w sumie dający głębszy wgląd w rzeczywistość.
Trzeba zdawać sobie jasno sprawę, iż Jezus mówił językiem proroków, który kształtowały żydowskie skrypty i reguły kulturowe (cultural scripts, cultural rules). Pewne wzorce językowe są im wspólne. Kultura czasów Jezusa była w znacznym stopniu kulturą biblijnych proroków. W niektórych swoich wypowiedziach kreślił On wstrząsające obrazy przyszłości po to, aby WZYWAĆ DO PODJĘCIA KONIECZNYCH DECYZJI w czasie teraźniejszym. W ten sposób przyciągał uwagę słuchających i skłaniał do myślenia.
Brak zrozumienia żydowskiej tradycji prorockiej może wypaczać najbardziej istotne aspekty nauki Jezusa. Dla wielu chrześcijan, zwłaszcza tych, którzy wierzą w nieomylność litery Pisma, paradoksalne powiedzenia Jezusa stanowią trudność nie do przezwyciężenia. Właśnie z powodu językowych paradoksów zadaje się gwałt tekstom biblijnym. „Literaliści” zapominają o retorycznym stylu mowy prorockiej i traktują eschatologiczne ostrzeżenia Ewangelii w sposób dosłowny. Tymczasem biblijne błogosławieństwa i słowa „biada”, lamenty i hiperbole wymagają głębszego namysłu.
Do dzisiaj brak jest często zrozumienia dla apokaliptycznych nawoływań do przemiany sposobu myślenia i życia. Nauczanie Jezusa budzi niepokój, niedowierzanie i niezrozumienie. Tymczasem nie ma sprzeczności pomiędzy biblijną konwencją gróźb i ostrzeżeń a rzeczywistym przesłaniem Dobrej Nowiny o bezwarunkowej miłości Boga. Dotyczy to w szczególny sposób słów Nazarejczyka o przebaczeniu grzechów i wydarzeń ostatecznych.
PRZEBACZENIE CZY ODMOWA PRZEBACZENIA W TRADYCJI PROROCKIEJ?
W Nowym Testamencie istnieje 590 odniesień do samej Księgi Izajasza. Już sam ten fakt wskazuje na doniosłość tradycji prorockiej dla zrozumienia Ewangelii Jezusa. Jakże Jego apokaliptyczne ostrzeżenia są podobne do głosu proroków nawołujących do porzucenia dróg nieprawości! Przyjrzyjmy się przynajmniej niektórym zaskakującym obrazom, którymi posługiwali się prorocy Izraela.
Oto Bóg ukazywany w KSIĘDZE IZAJASZA skarży się na swój lud, który odrzucił Jego miłość: „Przystępny byłem dla tych, co o Mnie nie dbali, tym, którzy Mnie nie szukali, dałem się znaleźć. Mówiłem: Oto jestem, jestem! Do narodu, który nie wzywał mego imienia. Codziennie wyciągałem ręce do ludu buntowniczego…” (Iz 65,1-2). Z tej racji prorok ostrzega tych, którzy „porzucają Pana” (w. 11) i przepowiada zniszczenie: „was przeznaczam pod miecz; wszyscy padniecie w rzezi, ponieważ wołałem, a nie odpowiedzieliście. Dopuściliście się zła w moich oczach i wybraliście to, co Mi się nie podoba” (w. 12).
Jaki był cel tych gróźb, które niebawem zostaną anulowane? Nie dostarczają one faktycznej informacji o przyszłych wydarzeniach, ale są apelem, aby lud powrócił do Boga i został ocalony. Ten sam Bóg, który grozi zniszczeniem i rzezią buntowniczego ludu objawia nową i radosną przyszłość: „Bo oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię; nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą. Przeciwnie, będzie radość i wesele na zawsze…” (Iz 65,17-18).
W KSIĘDZE JEREMIASZA Bóg oświadcza, że opuścił swój lud, że wręcz „nienawidzi” swoje umiłowane dziedzictwo i że nie przebaczy niewierności. Zakazuje prorokowi wstawiania się za takim ludem. „Oto się żar gniewu mojego rozlewa na to miejsce, na ludzi i na zwierzęta, na drzewa polne i na owoce ziemi – płonie i nie zagaśnie” (Jr 7,20; zob. 9,11; 11,11). „Ty zaś nie wstawiaj się za tym narodem i nie zanoś za niego błagalnych modłów, bo ich nie wysłucham, gdy będą do Mnie wołać w czasie swego nieszczęścia” (Jr 11,14). „To, co umiłowałem, oddałem w ręce mych nieprzyjaciół. Moje dziedzictwo stało się dla Mnie jak lew w gęstwinie. Podniosło przeciw Mnie swój głos, dlatego muszę go nienawidzić” (Jr 12,7-8).
Ale ten sam Bóg błaga wręcz swój lud, aby uznał swoją winę i powrócił do Niego. Pomimo gróźb ponawia swoje obietnice, zapewnia o swym miłosierdziu i nieskończonej gotowości do przebaczenia. „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też podtrzymywałem dla ciebie łaskawość. (…) ‘Ten, co rozproszył Izraela, zgromadzi go i będzie czuwał nad nim jak pasterz nad swą trzodą’. (…) Jest nadzieja dla twego potomstwa (…) Czy Efraim [Izrael] nie jest dla Mnie drogim synem lub wybranym dzieckiem? Ilekroć bowiem się zwracałem przeciw niemu, nieustannie go wspominam. Dlatego się skłaniają ku niemu moje wnętrzności; muszę mu okazać miłosierdzie!” (Jr 31, 3.10.17.20; zob. ponadto 31,34; 33,8). I to wołanie od początku: „Wróć Izraelu-Odstępco – wyrocznia Pana. Nie okażę wam oblicza surowego, bo miłosierny jestem (…), nie będę pałał gniewem na wieki. Tylko uznaj swoją winę…” (Jr 3,12-13).
Prorocy często wyrażali gniew w imieniu Boga, ale ten gniew był warunkowy, chwilowy, podlegający zmianie; zawsze łączył się z apelem o powrót i obietnicą ocalenia. Wybuchał i znikał, gdyż miłość Boga, w przeciwieństwie do gniewu, jest niezmienna, współczująca, wierna i wiecznotrwała (zob. Iz 54,8; Jr 31,3).
To samo odnosi się do innych proroków. ŚWIADECTWO OZEASZA jest w tym względzie szczególnie wymowne, wręcz drastyczne. W Ewangelii Mateusza Jezus dwukrotnie przytacza jego słowa o miłosierdziu Boga: „Idźcie i nauczcie się, co znaczy: ‘Miłosierdzia chcę, a nie ofiary, eleos thelō kai OU THYSÍAN” (Mt 9,13); „Gdybyście zrozumieli, co znaczy: ‘Miłosierdzia chcę, a nie ofiary’, nie potępialibyście niewinnych” (Mt 12,7; Oz 6,6). Tymczasem nawet w piątym wydaniu Biblia Tysiąclecia uparcie trzyma się w obydwu miejscach przekładu: „Chcę r a c z e j miłosierdzia niż ofiary”. Czemu służy to bezpodstawne „raczej”? To chyba nie przypadek, że drugie odniesienie do słów Ozeasza znajduje się właśnie na początku rozdziału, w którym Jezus mówi o bluźnierstwie przeciwko Duchowi Świętemu.
Na początku Księgi Ozeasza Bóg kategorycznie wypiera się relacji przymierza z niewiernym narodem: „wy nie jesteście mym ludem, a Ja nie jestem waszym Bogiem” (Oz 1,9). Pomimo groźby pojawiają się jednak niebawem słowa zachęty, miłości i obietnicy (Oz 2,1.25). Z całości przesłania Księgi wynika, że Bóg nie przeczy sam sobie. W końcu Jego wola przebaczania unieważni Jego rzekomą chęć karania. Grzeszny naród pojedna się z Bogiem, a zacznie się nowy wiek powszechnego przymierza i pokoju (Oz 2,20-21).
Mowa prorocka sięga GRANIC NOŚNOŚCI LUDZKIEGO JĘZYKA. Prorok może niespokojnie mówić zarówno o czułej dobroci jak i o gniewie i surowości Boga. Czy ten Bóg jest rzeczywiście mściwy, karzący, okrutny, niekonsekwentny i pełen sprzeczności? W rzeczy samej ta niekonsekwencja jawi się jedynie w ludzkich oczach. To kwestia wciąż zmieniającej się obrazowości języka w odniesieniu do Boga. Z jednej strony jest On pełen czułej miłości do Izraela (Oz 11,1-4; raczę uważnie przeczytać te i następne wersety!). Z drugiej strony pojawiają się wyrazy rozczarowania i prawdziwie apokaliptycznego gniewu. Ponieważ lud odmówił powrotu do swego Wybawcy, nadejdzie czas zniewolenia i zniszczenia (Oz 11,5-7). Jednak współczująca miłość Boga skłania Go do zapomnienia o groźbach: „Moje serce na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu, i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja – Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać” (Oz 11, 8-9).
Ale to jeszcze nie koniec zmieniającego się wzorca postaw Boga. Pojawia się skarga o niegodziwościach Izraela: „pomnażają kłamstwa i gwałty”(Oz 12,1). Nic dziwnego, że w mowie prorockiej widzimy teraz DRASTYCZNY OBRAZ BOGA DZIAŁAJĄCEGO W STRASZLIWYM GNIEWIE: „będę dla nich JAK PANTERA, JAK LAMPART na drodze do Asyrii. Rzuciłem się na nich JAK NIEDŹWIEDZICA, co straciła młode, rozerwałem powłoki ich serc, tam ciała ich pożarłem JAK LEW; dziki zwierz je porozrywał” (Oz 13,7-8).
Czy porównanie z dzikimi zwierzętami jest ostatnim słowem Boga? Ależ nie! Rozerwać pierś znaczy dotknąć ludzkiego serca, ośrodka podejmowania decyzji w języku biblijnym. W ten sposób zbliżamy się do sensu słów z KSIĘGI EZECHIELA: „I dam wam serca nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serca z ciała” (Ez 36,26).
Oto OBIETNICA WIELKIEJ PRZEMIANY – CEL MOWY PROROCKIEJ: „Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On nas pobił, On ranę przewiąże. Po dwóch dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności” (Oz 6,1-2). Dwa dni, trzy dni – a więc niebawem!
Bóg zapomniał o swym gniewie, skoro tak usilnie wzywa lud do powrotu: „Wróć, Izraelu, do Pana, Boga twojego, upadłeś bowiem przez własną swą winę” (Oz 14,2). A w końcu widzimy już obraz uzdrowienia i szczęścia: „Uleczę ich niewierność, szczodrze obdarzę ich miłością, bo gniew mój odwrócił się od nich” (Oz 14,5).
WEWNĘTRZNIE SPRZECZNY OBRAZ BOGA?
Jak w świetle zdumiewającej nieograniczoności Boskiego przebaczenia rozumieć zatem słowa o rzekomo niewybaczalnym grzechu przeciwko Duchowi Świętemu? Czy mamy do czynienia z wewnętrznie sprzecznym obrazem Boga, który raz ukazuje się nieskończenie hojny w przebaczaniu, a drugi raz sam sobie zaprzecza? Czy z jednej strony jest On nieskończenie miłosierny, a z drugiej strony Jego miłosierdzie ma pewne granice?
Trudności te mają swoje źródło w nieznajomości hebrajskich reguł interpretacji mowy prorockiej. Słusznie dowodzi A. Wierzbicka:
„POWIEDZIEĆ, ŻE WSZYSTKO MOŻE BYĆ WYBACZONE Z WYJĄTKIEM ODMOWY PRZEBACZENIA TO PARADOKSALNY, DRAMATYCZNY SPOSÓB POWIEDZENIA, ŻE W S Z Y S T K O TRZEBA PRZEBACZYĆ. (…) Tak więc dyskutować, jakie grzechy są, według nauki Jezusa, do przebaczenia, a jakie nie są, to tak, jak twierdzić, że Bóg nie może odpuścić człowiekowi 78 przewinień (bo czyż Jezus sam nie powiedział 77? Czyż Jezus sam nie powiedział, że bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu jest grzechem nie do wybaczenia?). Interpretować zalecenia i wezwania jako faktograficzne zapowiedzi dotyczące przyszłego stanu rzeczy to nie rozumieć siły illokucyjnej wypowiedzi, o którą tutaj chodzi” (zob. Anna Wierzbicka, „Żydowskie skrypty kulturowe a interpretacja Ewangelii”, „Teksty drugie” 2002 nr 4, s. 157-176; „Jewish Cultural Scripts and the Interpretation of the Bible”, Journal of Pragmatics 36: 2004, 575-599).
GRZECH PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU (cz. 2)
CZEGO UCZĄ REGUŁY HEBRAJSKIEJ MOWY PROROCKIEJ?
Właściwe rozumienie mowy prorockiej jest warunkiem rozumienia słów Jezusa. W swoim nauczaniu On również uciekał się do przerażających obrazów przyszłości, choć nie tak drastycznych jak u Ozeasza, który porównał Boga do dzikich zwierząt. Czynił tak w tym celu, aby wezwać ludzi do skruchy, koniecznej zmiany myślenia i życia oraz do podjęcia decyzji w czasie, gdy zbliżyło się Królestwo Boga wraz z Jego życzliwością i dobrocią.
W tekście z Ewangelii Mateusza (5,22) Jezus grozi wręcz, że kto powiedziałby swemu bratu „głupcze”, ten będzie poddany Gehennie ognia. Nie wolno interpretować tych słów jako informacji o tym, co rzeczywiście ma stać się w przyszłości, a więc w tym przypadku informacji o mękach w piekle. Byłoby to niezgodne z regułami kulturowymi, którymi posługiwali się żydowscy prorocy w swoich mowach. Według tejże samej ewangelii, Jezus ostrzegał: „Jeśli przebaczycie ludziom ich przewinienia, to i wam przebaczy wasz Ojciec, który jest w niebie. Jeśli zaś nie przebaczycie ludziom, to i wasz Ojciec nie przebaczy wam przewinień” (Mt 6, 14-15).
Wzmianki o przyszłości narażone są najbardziej na niezrozumienie, jeżeli będziemy je interpretować bez odniesienia do właściwego im kontekstu kulturowego. Kontekstem tym są DAWNE REGUŁY HEBRAJSKIEJ MOWY PROROCKIEJ. Jak więc rozumieć owo „bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu”, które ma nie być nigdy odpuszczone przez Boga? Czy należy pojmować je jako informację o tym, co strasznego ma stać się kiedyś z tego rodzaju bluźniercą?
Trzeba zwrócić uwagę na to, co językoznawcy nazywają „siłą illokucyjną” (illocutionary force) bądź celem illokucyjnym danej wypowiedzi. W tym przypadku chodzi przede wszystkim o USILNE WEZWANIE I APEL JEZUSA, ABY NIE POPEŁNIAĆ TEGO RODZAJU GRZECHÓW.
W Ewangelii Łukasza padają słowa Mistrza: „Przebaczajcie, a będzie wam przebaczone” (Łk 6,37). W modlitwie, której nas nauczył prosimy: „Przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto wobec nas zawinił” (Łk 11, 4). Czy więc Bóg miałby przebaczać wszystko, z wyjątkiem odmowy przebaczenia? Ludzkie przebaczanie nie powinno znać żadnych granic, lecz wzorować się na nieograniczonym przebaczeniu ze strony Boga. W Ewangelii Mateusza Jezus ostrzegał: „Jeśli przebaczycie ludziom ich przewinienia, to i wam przebaczy wasz Ojciec, który jest w niebie. Jeśli zaś nie przebaczycie ludziom, to i wasz Ojciec nie przebaczy wam przewinień” (Mt 6, 14-15). „Wtedy Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini wobec mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odpowiedział: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt razy siedem razy (Mt 18, 21-22).
Liczba „siedem” oznacza pełnię, całkowitą wielokrotność. „Siedemdziesiąt siedem razy siedem” to symboliczne określenie, które jest równoznaczne ze słowem „zawsze”. LUDZIE POWINNI PRZEBACZAĆ WSZYSTKO, GDYŻ TAK POSTĘPUJE Z NAMI SAM BÓG. Boskie miłosierdzie wobec grzesznych ludzi i Boskie przebaczenie jest nieograniczone.
Mówi o tym przypowieść o nielitościwym dłużniku (Mt 18, 23-35), będąca odpowiedzią na pytanie Piotra. Łatwo zatrzymać się na powierzchni słów i obrazów, które budzą wrażenie wewnętrznej sprzeczności. Król z przypowieści gotów jest wybaczyć winowajcy wszystko, z wyjątkiem jego odmowy przebaczenia innym ludziom. Jeżeli odnieść słowa i obrazy przypowieści do Boga, to wydają się one sugerować, że również On może przebaczyć wszystko, z wyjątkiem sytuacji nie przebaczenia drugiemu człowiekowi. Czy zatem nie wszystko może być wybaczone? Czy rzeczywiście są wyjątki w Boskiej gotowości przebaczania?
Jeżeli tak, to podważylibyśmy sens przypowieści o synu marnotrawnym i zawartą w niej naukę o nieograniczoności Boskiego przebaczenia (Łk 15, 11-32). Trudno byłoby wówczas wytłumaczyć również fakt, że na krzyżu, tuż przed śmiercią, Jezus modlił się o przebaczenie dla wszystkich sprawców swego cierpienia: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Tu chodzi przecież o przewinienie już nie na płaszczyźnie słownego bluźnierstwa, lecz o coś nieporównanie większego. PRZYKŁAD ŻYCIA MÓWI WIĘCEJ NIŻ SAME POUCZENIA. Ma większą wagę egzystencjalną. Według tej samej Ewangelii Łukasza, w swoim nauczaniu Jezus zachęcał uczniów: „Bądźcie (dosł.: stawajcie się) miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec” (Łk 6, 36; por. Q 6,36). Nie istnieją granice dla przebaczenia.
PEDAGOGICZNY I TERAPEUTYCZNY CEL OSTRZEŻEŃ
Sama osoba Ducha Świętego to największy symbol miłości Boga do ludzi. Kto odważa się bluźnić przeciwko Duchowi, chce ograniczyć tym samym nieskończoną moc miłości Boga. Stawia granice Jego zbawczej woli. Zniesławia w ten sposób dobroć Boga. Przeczy temu, że to On daje siłę do przebaczania ludziom wszystkich przewinień i sam jest wzorem takiego nieograniczonego niczym przebaczania. Ludzie nie byliby w stanie wzorować się na Bogu w nieograniczonym przebaczaniu, gdyby On sam nie ukazał takiego wzoru.
Wyznaczać granice miłości Boga – to absurdalna zuchwałość, po ludzku wręcz niewybaczalna. Dlatego właśnie Jezus posługuje się paradoksalnym i dramatycznym zwrotem, kiedy mówi: „Jeśli zaś nie przebaczycie ludziom, to i wasz Ojciec nie przebaczy wam przewinień” (Mt 6, 15). Odwołanie się do katastroficznego obrazu przyszłości, ostrzeżenia i groźby mają CEL PEDAGOGICZNY I TERAPEUTYCZNY. Wzywają w imieniu Boga do zmiany postępowania, do nawrócenia już teraz, bo to chwila najbardziej odpowiednia. Bóg pragnie, abyśmy nie żyli we wzajemnej złości i wrogości. Dlatego nieustannie wzywa do przebaczenia.
Nie rozumiejąc tych spraw niesłusznie oskarża się Boga o okrucieństwo wobec grzesznych ludzi. ORIENTALNY SPOSÓB MYŚLENIA NIE POZWALA NA DOSŁOWNY SPOSÓB ROZUMIENIA SŁÓW JEZUSA. Doktryna o bezbłędnej literze Biblii prowadzi do nieprzezwyciężalnych trudności właśnie dlatego, że nie liczy się z kontekstem kulturowym. Jezus używa słów, których nie należy rozumieć dosłownie, gdyż są w swej formie ze sobą sprzeczne. CZŁOWIEK BIBLII, POSŁUGUJĄC SIĘ ŻYWĄ GESTYKULACJĄ, MNOŻYŁ METAFORY, UŻYWAŁ ZWROTÓW PRZESADNYCH I DRAMATYCZNYCH, ABY WZBUDZIĆ W SŁUCHACZU JAK NAJMOCNIEJSZE WRAŻENIE. Nieznana mu była troska o ścisłą informację naukową. Słuchacz powinien odczuć, co mówiący chce mu powiedzieć. Ważny jest przede wszystkim sam cel wypowiedzi. Nie wolno zatrzymać się przy sprzecznościach na powierzchni samego tekstu i stylu retorycznego. Historia wymownie świadczy o tym, że sprzeczności te często wprowadzały w błąd komentatorów biblijnych.
ZNAJOMOŚĆ TRADYCJI PROROCKIEJ A UKRYTY SENS SŁÓW
Jak inaczej rozumieć paradoksalne twierdzenie, że Bóg zawsze przebacza, ale nie przebaczy odmowy przebaczenia ze strony człowieka? W tej paradoksalności dopatrzyć się można nawet pewnego ODCIENIA HUMORYSTYCZNEGO: jeśli nie będziemy naśladować Boga w Jego dobroci i miłosierdziu (por. Mt 5, 48; Łk 6, 36), to Bóg będzie naśladować nas w naszej złości i naszym gniewie. Jeżeli ludzie nie będą naśladować Boga w gotowości przebaczania innym zawsze i wszędzie, to Bóg ze swej strony będzie naśladował ludzi i nie będzie im przebaczał niektórych grzechów. Jest to ostrzeżenie, którego humorystyczny wydźwięk przypomina absurdalne zalecenie, aby „umarłym zostawić grzebanie ich umarłych” (por. Q 9,60; Mt 8, 22). Trzeba wsłuchać się w tego rodzaju słowa w ich własnym kontekście kulturowym. Inaczej nie da się przekroczyć barier między odległymi kulturami.
Ten rodzaj mowy PROWOKUJE DO MYŚLENIA I SKŁANIA DO SZUKANIA UKRYTEGO SENSU SŁÓW. Ludzie nie mogliby naśladować Boga w przebaczaniu bez granic, gdyby On sam nie był najpierw wzorem takiego nieograniczonego przebaczania. Powtarzam: zrozumienie tej pozornie sprzecznej nauki o przebaczaniu (nieograniczone – ograniczone?) wymaga znajomości żydowskiego kontekstu kulturowego. Sprzeczność dotyczy nie samej treści nauki, ale paradoksalnego sposobu nauczania wywodzącego się z tradycji prorockiej.
Jesteśmy dziećmi innej epoki, dziećmi swojego czasu. Świadomość naszą kształtuje tradycja racjonalności, empiryzmu i zaufania do nauki. Przywykliśmy do faktu, że kultura zachodnia kładzie nacisk na ścisłość, logikę myślenia, wolność od sprzeczności, unikanie przesady i obiektywizm twierdzeń. Nie były to wartości, które kształtowała kultura proroków, sięgająca także do czasów Jezusa. W tym świetle inaczej rozumieć należy odwieczny problem grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, do dzisiaj nękający świadomość wielu wierzących.
NIE CHODZI O JEDNOSTRONNY AKT PRZEBACZENIA (APHÍĒMI) ZE STRONY BOGA
Egzegeci wciąż dyskutują nad tym, czy Jezus rzeczywiście wypowiedział powyższe słowa o Duchu Świętym i co naprawdę miałyby one oznaczać. GRECKIE SŁOWO „aphíēmi” oznacza coś więcej niż gotowość wybaczania, która nigdy w Bogu nie ustaje. Zawiera także myśl o zwolnieniu ze zobowiązania, umorzeniu długu, anulowaniu bądź zaniechaniu przepisanej kary. Jesteśmy zatem blisko myśli o przebaczeniu długu lub wybaczeniu przestępcy. Jeżeli zatem dług nie został darowany, to MUSI BYĆ SPŁACONY; kiedy zostanie spłacony, przestaje istnieć.
Jeśli przestępca nie otrzyma przebaczenia, musi odbyć karę. Grzech niewybaczalny nie musi jednak być grzechem nie do naprawienia. Mówiąc pozytywnie, taki GRZECH MOŻE BYĆ NAPRAWIONY. Jest to wszakże grzech, który wymaga kary naprawczej. NIE CHODZI O SAM AKT DARMOWEGO PRZEBACZENIA ZE STRONY BOGA. GRZECH PRZECIWKO DUCHOWI NIE PODLEGA AMNESTII. Nie może być całkowicie pominięty przez Boga, zaniechany, pozostawiony bez kary. Pod tym względem nie ma odpuszczenia. Trzeba spłacić cały dług do końca.
Bóg nie może być za przebaczeniem, a równocześnie tolerować naszą odmowę wybaczania innym. Nie może być za pojednaniem, a zarazem tolerować w nas opór wobec Bożego Ducha i brak gotowości do usunięcia tego, co dzieli nas od innych. Dlatego Bóg dopuszcza karę jako bardziej surowy środek poprawczy. Wszelka jednak kara, nawet najbardziej surowa, jest wyrazem Jego łaskawości i miłosierdzia.
Odmowa Boga do wybaczenia grzechu przeciwko Duchowi Świętemu w żaden sposób nie oznacza braku Jego miłosierdzia i współczucia dla naszej ludzkiej nędzy duchowej. W przytoczonych wcześniej tekstach o grzechu/bluźnierstwie przeciwko Duchowi Świętemu Jezus mówił, że NIE BĘDZIE PRZEBACZONE W SENSIE UMORZENIA DŁUGU LUB ANULOWANIA WYZNACZONEJ KARY. Kto prawdziwie miłuje i wybacza, może jednak odmówić darowania kary w sensie jej jednostronnego anulowania, odrzucenia lub odłożenia na bok jak to sugeruje użyte słowo greckie APHÍĒMI. W tym świetle należy rozumieć paradoksalne słowa Jezusa o grzechu, którego Bóg nie skwituje zwykłym aktem przebaczenia. W oczach miłującego Boga taki grzech, choć wybaczony, domaga się poniesienia konsekwencji w postaci odpowiedniej kary.
Zastanowił mnie kiedyś znamienny fakt: już niektórzy spośród PIETYSTÓW wyjaśniali, że słowa Jezusa o niewybaczalnym grzechu przeciwko Duchowi Świętemu nie przeczą wierze w ostateczne pojednanie wszystkich z Bogiem. Wykazywali, że słowo „wieczny” w odniesieniu do kary oznacza nieokreślony, długi okres czasu. Kara piekła nie kończy się jednak wskutek zwyczajnego aktu przebaczenia, gdyż pod tym względem „nie ma odpuszczenia”. Trzeba w pełni spłacić dług za grzechy, aż do „ostatniego grosza” (Mt 5,26). Ustanie kary i pojednanie z Bogiem byłyby więc możliwe dopiero po „spłaceniu” całego należnego długu (zob. F. Groth, Die Wiederbringung aller Dinge im Württembergischen Pietismus, Göttingen 1984, s. 149).
Nie ma grzechów, które nie mogłyby być odpokutowane i przeżyte w swoich konsekwencjach do końca. Jeżeli nawet nie mogą być odpuszczone przez akt zwykłego anulowania winy, to Bóg pozostawił sobie zdumiewającą możliwość docierania do zbuntowanej wolności i uzdrowienia jej. Możemy być ocaleni, ale „jak przez ogień” (1 Kor 3, 15).Ten Boski ogień oczyszcza i spala wszelki brud. Kara, którą Bóg dopuszcza jest zawsze karą ku pożytkowi tych, którzy karze podlegają.
DOŚWIADCZYĆ W SOBIE BOLESNYCH KONSEKWENCJI GRZECHÓW
Odmowa przebaczenia innym, odmowa skruchy ze strony winowajcy oraz świadomy sprzeciw wobec działania Bożego Ducha uniemożliwiają pojednanie, a równocześnie nam samym przynoszą wielką szkodę. Bóg chce, abyśmy doświadczyli w sobie bolesnych konsekwencji naszych grzechów i ponieśli za nie karę, którą sami sobie wymierzamy. W ten sposób wyraża swoją miłość i swoją troskę o nasze przyszłe zbawienie. Dzieje się tak dlatego, że samo miłosierdzie wymaga surowości i kary poprawczej w tym życiu lub w życiu przyszłym. Dlatego Jezus mówił: „Temu jednak, kto powiedziałby słowo przeciwko Duchowi Świętemu, nie zostanie przebaczone ani w tym wieku, ani w mającym przyjść” (en toúto tō aiōni oúte en tō méllonti; Mt 12, 31-32).
Jeżeli nie chcemy wybaczyć innym, jeżeli jest w nas świadomy opór wobec Bożego Ducha stajemy się nieprzyjaciółmi w stosunku do samych siebie i własnego szczęścia. Taka postawa pociąga za sobą niszczycielskie konsekwencje, jak stwierdzają dziś uczeni i lekarze, także w sferze fizjologicznej i psychicznej. Sami wrzucamy siebie niejako do ognistego pieca (por. Mt 13, 42.50). Będziemy cierpieć w ogniu, dopóki nie spali się to, co fałszywe i grzeszne w naszym jestestwie.
APEL, BY LUDZIE NIE BLUŹNILI PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU
Słowa o grzechu niewybaczalnym nie przeczą nauce Jezusa o nieograniczonym przebaczeniu. Brak zrozumienia zdarza się jednak nawet wielkim umysłom. Wierzbicka przytacza wypowiedź Bertranda Russella, który w swoim eseju Dlaczego nie jestem chrześcijaninem? (1927) tak oto komentował słowa Jezusa o grzechu przeciwko Duchowi:
„Ten fragment był źródłem nieprzebranej ilości cierpień w świecie, bo najrozmaitsi ludzie wyobrażali sobie, że popełnili grzech przeciwko Duchowi Świętemu, i że nie zostanie im to odpuszczone ani w tym świecie, ani w przyszłym. Doprawdy nie sądzę, żeby ktoś, kto rozsiewał w świecie tego rodzaju strach i przerażenie miał w swojej naturze odpowiednią miarę dobrotliwości”.
Sławny filozof oskarżał Jezusa o szerzenie strachu, brak miłości, dobroci i wrażliwości na ludzkie cierpienie. Niezrozumienie to wynikało z nieznajomości różnic kulturowych pomiędzy światem dawnej kultury hebrajskiej a nowożytną kulturą umysłową. Jesteśmy ludźmi innego kręgu kulturowego. Żyjemy w świecie innych pojęć i kategorii. Potrzebujemy pewnej inicjacji w nieznane nam już obszary kultury słownej. WYPOWIEDZI JEZUSA TRZEBA INTERPRETOWAĆ W ŚWIETLE REGUŁ MOWY PROROCKIEJ. Nie są to obiektywne informacje o przyszłości, lecz WEZWANIE DO TEGO, BY LUDZIE NIE BLUŹNILI PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU. Nie wolno zatrzymać się na samej powierzchni słów i obrazów tego rodzaju wypowiedzi.
Mowa prorocka charakteryzuje się paradoksalnym i hiperbolicznym sposobem wyrażania myśli (zob. mój komentarz z 31 stycznia 2014, 09:50). W gruncie rzeczy Jezus zachęca do wybaczania wszystkiego. Przekonuje o tym uczniów w odpowiedzi na pytanie apostoła Piotra. Kiedy z kolei mówi, iż bluźnierstwo/grzech przeciwko Duchowi Świętemu jest czymś niewybaczalnym, to nakłania w ten paradoksalny, dramatyczny i przesadny sposób ludzi do tego, by nie bluźnili przeciwko Duchowi.
WIECZNE ZGRZESZENIE I ROZMINIĘCIE SIĘ Z CELEM ISTNIENIA?
Grecki przymiotnik „aiōnios” przekłada się zazwyczaj jako „wieczny” lub „wiecznotrwały”. Dosłownie oznacza on coś „trwającego [przez] wiek”, „dotyczącego wieku” bądź „należącego do wieku”. Sam z siebie przymiotni ten nie wyraża myśli o nieskończonym trwaniu. Nie jest synonimem nieskończoności. Kontekst może wręcz wykluczać takie znaczenie. Tak np. apostoł Paweł pisze o „objawieniu tajemnicy od wieków (dosł.: dla czasów wiecznych, „chrónois aiōníois”) zachowanej w milczeniu, ale teraz według polecenia odwiecznego Boga (tou aiōníou Theou) przez pisma prorockie ujawnionej wszystkim narodom” (Rz 16, 25-26).
Uderza to, że przymiotnik aiōnios zastosowany został w przytoczonych słowach chyba wyjątkowo do rzeczywistości czasowej, a istnieje przecież widoczna różnica między „wiecznymi czasami” a „odwiecznym Bogiem”. Użyte w tym zdaniu sformułowanie zakłada, że tajemnica trwająca na „wieczne czasy” może osiągnąć kres swego trwania. Nasuwa się siłą rzeczy pytanie: jeśli taka trwająca wieki tajemnica ma swój kres, to czy również „wieczne zgrzeszenie” i „kara wieczna” nie mogą mieć swojego końca? Nigdzie w Nowym Testamencie przymiotnik aiōnios nie odnosi się do czasowego procesu o nieskończonym trwaniu. Tak jak w powyższym cytacie, czasem oznacza po prostu długi okres czasu, ale nie rzeczywistość wieczną w sensie ścisłym.
Platon nadał przymiotnikowi aiōnios specjalne, o wiele głębsze znaczenie. Wyraźnie odróżnia on czas (chrόnos) od wieczności (aiōn). Termin aiōnios określa u niego rzeczywistość całkowicie pozaczasową, istniejącą bez czasowego trwania i zmiany („Timaios”,37d). Takie rozumienie wywarło głęboki wpływ na użytek tego słowa w okresie hellenistycznym. Pojęcie aiōn nabrało religijnego znaczenia. Stało się wręcz imieniem boga wieczności. Już z tego względu nie można poprzestać na stwierdzeniu, iż Pismo św. nazywa karę mianem „wiecznej”. Trzeba dotrzeć do właściwego znaczenia tego określenia. Samo greckie słowo „aiōn” ma odniesienie do długiego okresu czasu, który nazywamy „wiekiem”.
Wpływ platońskiego rozumienia tych słów widoczny jest również częściowo w pismach autorów Nowego Testamentu. Tylko Bóg jest wieczny w ścisłym sensie tego słowa, czyli istnieje poza zmiennością czasu i trwa poprzez wieki. Wszystko inne może być wieczne w sensie drugorzędnym, jako rzeczywistość mająca swoje przyczynowe źródło w samym odwiecznym Bogu. Takie są Boże sądy, dary i działania.
W Liście do Hebrajczyków przymiotnik „wieczny” odnosi się z reguły nie do nieskończonego czasu trwania, ale do jakościowo innego charakteru życia w wieczności. „Sąd wieczny” (6,2) to nie sąd, który trwa bez końca, ale sąd w wieczności, po drugiej stronie czasu. „Wieczne zbawienie” (5,9) i „wieczne odkupienie” (9,12) może oznaczać zarówno trwanie zbawienia, jak i zbawienie w niebie. „Wieczny Duch” (9,14) to po prostu Duch Boży. Wierzący mają „wieczne dziedzictwo” (9,15), czyli nagrodę i błogosławieństwo przyszłego wieku. W tym kontekście łatwiej zrozumieć sens biblijnych tekstów mówiących także o „wiecznej” karze i „wiecznym zgrzeszeniu” (Mk 3,29).
Nie ma grzechów niewybaczalnych! Nie ma wiecznego chybienia celu, pobłądzenia, przewinienia, zgrzeszenia.
JEŚLI KARA, TO KU POPRAWIE
Jeśli Bóg ma być w końcu „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28), to wszelki grzech wcześniej czy później musi zostać przezwyciężony i usunięty z dziejów stworzenia. Kto w swoim uporze odrzuca Boską ofertę pojednania, doświadczy Jego miłości i dobroci jako oczyszczającego ognia Jego „gniewu”. To bolesne doświadczenie będzie dla niego karą i środkiem poprawczym. Bóg ani w tym wieku, ani w mającym przyjść nie anuluje tej zbawiennej kary, czyli nie przebaczy w sensie aktu taniej amnestii. Trzeba ją będzie ponieść i w ten sposób przeżyć do końca konsekwencje swojej winy. Nie jest to wszakże kara dla samej kary, lecz uzdrawiająca kara ku poprawie.
Jezus i grzech. Sąd.
Bardzo emocjonalne, wyważone i pełne ważnych sformułowań komentarze ks. prof. Hryniewicza, a zwłaszcza wiele mówiące wspomnienie Bertranda Russella na którym słowa Jezusa o Duchu Świętym wywarły tak niekorzystne wrażenie, że skłoniło mnie to do wielu refleksji. Tym bardziej, że sam pamiętam z młodości, że gdy czytałem słowa o możliwym bluźnierstwie przeciwko Duchowi Świętemu to wielokrotnie zastanawiałem się czy przypadkiem kiedyś osobiście nie popełniłem już grzechu czy też przewinienia, które nie zostanie nigdy przebaczone. W swoim komentarzu wspomniałem o licznych i bardzo dosadnych groźbach Nauczyciela z Nazaretu ale warto dodać, nie dodać, to słowo za minimalne – podkreślić, że o wiele częściej spotyka się paradygmaty niesłychanej dobroci i miłosierdzia. Sam Jezus w trakcie przecież krótkiej Swojej działalności ( rok – Synoptycy; dwa, trzy lata – tradycja Janowa ), wyszedł do najbardziej pogardzanej części społeczeństwa żydowskiego z orędziem o zbliżającym się Królestwie Bożym. Co więcej, nie bał się z nimi podzielić wspólnego stołu, jak duże to ma znaczenie wiedzą wszyscy, którzy choć trochę znają kulturę śródziemnomorskiego biesiadowania. Poniósł to ryzyko! Wśród przeciwników religijnych wywołał tym zgorszenie i stał się samemu celem ataków. Papirus Oxy 1224 mówi:
„Uczeni w Piśmie i faryzeusze i kapłani spoglądając na Niego oburzali się, że z grzesznikami leży ( w tamtym okresie przy jedzeniu przyjmowano postawę leżącą – przyp. AJN ) przy uczcie, pośrodku nich. A Jezus usłyszawszy to rzekł: `Zdrowi nie potrzebują lekarza, lecz [grzesznicy]`” ( Oxy 1224 lin. 1 – 8 ).
O samym Jezusie mówiono jako o „żarłoku i pijaku”, który został „przyjacielem celników i grzeszników” ( Q 7, 34=Mt 11, 19//Łk 7, 34; por. Mk 2, 15 – 17 ). Historycy, aby dojść do szczególnych cech Jezusa jako człowieka wprowadzili tzw. kryterium dyskontynuacji mówi ono, że jeśli jakiś czynów i słów nie odnajdujemy na kartach ST i w judaizmie czasów Jezusa oraz w początkach chrześcijaństwa to widocznie musi to pochodzić od Nazarejczyka, ponieważ nikt by tego nie wymyślił. TAK WŁAŚNIE PRZEDSTAWIA SIĘ SYTUACJA Z CELNIKAMI.
Faryzeusze nauczali:
„Jeśli twój siostrzeniec ściąga cło, pilnuj się, by nie przechodzić koło niego w miejscu publicznym” ( Jomma 18 ).
„Chrześcijanie” nauczali:
„Jeśli i Kościoła [grzesznik] nie posłucha, niech będzie ci jak poganin i celnik” ( Mt 18, 17 ).
Jezus wręcz przeciwnie właśnie do nich kierował swoje słowa i sympatie porównując się do LEKARZA. Mateusz wszystko to konkluduje powołaniem się na słynne słowa proroka Ozeasza ( Oz 6, 6 ). Mówimy więc o FAKTACH HISTORYCZNYCH, które powinny mieć jakieś implikacje teologiczne. Co prawda Kościół zastrzegł sobie prawo, że Jezus historyczny może być celem badań ale nigdy te badania nie będą miały wpływu na jego naukę; to – wydaje mi się – że w tym wypadku mógłby uczynić wyjątek z pożytkiem dla wszystkich a przede wszystkim „grzeszników”. Królestwo Boże do którego zapraszał Jezus było otwarte również dla nieczystych. Czy Człowiek, który tak bardzo naruszył ówczesne normy społeczne powodowany Miłością mógł pozbawiać innego „syna człowieczego” możliwości ekspiacji w tzw. życiu przyszłym ( wtręt Kościoła Mateusza )? Jako Rabbi Jezus niewiele mówi o Gehennie. Sami Rabini nauczali, że grzesznik może żałować nawet u samych bram Gehenny (Erubin 19a). Dlaczego Kościół odmawia takiego prawa swoim synom? Czy Jezus przyjmie pokutę u wrót piekieł? Może w ogóle te wrota nigdy się nie otwarły – taka możliwość przecież też istnieje.
Jezus nauczał o Sadzie nie o Gehennie. W przypadku spojrzenia kanonicznego, Jezus użył tego określenia tylko raz w najstarszej Synoptycznej Ewangelii, ponieważ znał taki a nie inny tekst z synagogi ( „And they shall go forth, and look upon the carcases of the men, the sinners, who have rebelled against my Word: for their fire shall not die, and their fire shall not be quenched; and the wicked schall be judged in HELL, till the righteous shall say concerning them, we have seen enough” tg Iz 66, 24 – „The Chaldee Paraphrase on Prophet Isaiah”, tłum. C. W. H. Paul, London 1871, s. 226 ). Nie mogą więc infernaliści, przynajmniej w dobie obecnej, charakteryzującej się intensywnymi pracami nad targumami, twierdzić, że Jezus celowo przywołał to rabinackie pojęcie, ponieważ chciał pouczyć o piekle! TEN POGLĄD JEST OBECNIE NIE DO UTRZYMANIA!!! A co w takim razie z Sądem? „Jeżeli chodzi – wyjaśnia prof. J. Gnilka – o ideę sądu, to wynika stąd, iż akcent Jezusowych opowiadań NIE SPOCZYWA NA WYKONANIU WYROKU. Przesunięcie takie następuje dopiero później” ( cyt. J. Gnilka, „Jezus z Nazaretu”, Kraków 1997, s. 195 ). To przesunięcie jest widoczne już nawet w tak wczesnym źródle jak Q. Według Kloppenborga na warstwę mądrościową logiów Q dopiero w następnym etapie redakcji „nałożono” motywy i groźby Sądu eschatologicznego ( John Kloppenborg, „The Formation of Q”, Harrisburg, PA : Trinity Press International, 1987, Tenże, „Excavating Q”. Minneapolis : Fortress Press, 2000 ). Społeczność judeo – chrześcijańska Q spotkała się z odrzuceniem i prześladowaniami i wtedy zaczęto dołączać logia Jezusa, które mogły tym ludziom dodać sił i czekać na możliwą odpłatę na Sądzie. Nie znaczy to oczywiście, że słów tych nie wypowiedział Jezus historyczny ( Q cieszy się dobrą opinią i wielkim zaufaniem historyków ), chodzi tu o to, że w tym momencie rozpoczęto ich nadmierną eksploatację i redakcyjne prace, które z czasem doprowadzą chrześcijan do wizji Syna Człowieczego, Króla – Mściciela, który karze wiecznym piecem ognistym.
Dziękuje ks. prof. Hryniewiczowi, że muszę jeszcze raz przeglądać swoje książki, pdf- y, notatki i ksera, aby poszukać odpowiedzi na bardzo trudne pytanie. Tym trudniejsze, że tak naprawdę nie ma nic konkretnego na ten temat. To tyle moich refleksji nad tekstami ks. prof. Hryniewicza. Tym razem proponuje, abyśmy skupili się nad tłem samego Sądu – powinniśmy to zrobić zanim udamy się do ustępów Mateusza i Łukasza. Jednocześnie oczywiście cały czas pamiętając, że jakieś podsumowanie nauk o potępieniu na tym etapie również byłoby potrzebne. Wszak zamknęliśmy już pod tym kątem hymny przedpawłowe, Listy Pawła z Tarsu, Ewangelię Galilejską i Ewangelię Marka – to najstarsza warstwa tradycji warto, abyśmy napisali o niej kilka słów z oddali. To propozycja pewnego summarium, po to, aby już nie wracać do pewnych kwestii, w przeciwnym razie możemy tej dyskusji szybko nie skończyć… a może nie warto się spieszyć.
AJN.
Zgoda, P. Andrzeju.
Porozmawiamy o Sądzie. Ale bez pośpiechu.
Mam jeszcze zaległe pytanie. Napisał Pan (4 lutego 23:43): „Najstarszą warstwę targumów do Tory stworzono w synagogach i tylko POCZĄTKOWO JEGO LEKTURA BYŁA POŁĄCZONA Z ODCZYTYWANIEM TEKSTU HEBRAJSKIEGO, później zwyczaj ten pomijano”.
Co znaczy w tym względzie „PÓŹNIEJ”? Czyli mniej więcej KIEDY?
Jak było za czasów Jezusa? Czy już wtedy nie czytano tekstu hebrajskiego? Czy jeszcze czytano?
Zdaniem Ks. prof. M. Wróbla: „Choć W SYNAGODZE CZYTANY BYŁ PRZEZ LEKTORA HEBRAJSKI TEKST BIBLII, to jednak ISTNIAŁA TAKŻE FUNKCJA TŁUMACZA, KTÓRY DOKONYWAŁ PRZEKŁADU Z HEBRAJSKIEGO NA ARAMEJSKI, podając przy tym objaśnienie i interpretację tego tekstu, aby Boże objawienie było bardziej zrozumiałe…”
TARGUMY
„Mierząc według znaczenia, jakie w ostatnim czasie przypisuje się badaniom nad targumami, historyczno – tekstowe i językowe przepracowanie tych tekstów LEŻY JESZCZE W POWIJAKACH” ( cyt. J. Maier, „Między Starym a Nowym Testamentem: historia i religia w okresie drugiej świątyni”, przekł. E. Marszal, J. Zakrzewski, Kraków 2002, s. 66 ).
Można z łatwością wykazać wiele licznych powiązań pomiędzy targumami a tekstami NT. To w targumach spotykamy wiele określeń, które weszły do terminologii chrześcijańskiej: „świat przyszły”, „ten świat”, „Ojciec w niebie”, „zmartwychwstanie”, „Raj” cz też „Gehenna”.Jednak badacze napotykają olbrzymi problem gdy próbują określić datę ich redakcji czy też możliwe wcześniejsze materiały w nich zawarte. Wiemy, że targumy istniały już w czasach Jezusa a nawet w okresie poprzedzającym te czasy. Potwierdzają to znalezione teksty targumiczne w Qumran ( 4QtgLev[4Q156], 4QtgJob[4Q157], 11QtgJob ).
Po wielu debatach i głośnych sporach ( bez echa w Polsce ) jako jedną z przyczyn wprowadzenia aramejskich komentarzy do Pism wymienia się zanik mówionego języka hebrajskiego. Oczywiście pewne formy mówionego hebrajskiego współistniały w momencie powstawania najpierwotniejszych warstw targumów ( Ch. Rabin, „Hebrew and Aramaic in the First Century” , w: „The Jewish People in the First Century” , vol. 2, ed. by S. Safrai, M. Stern, Philadelphia 1976, s. 1030 ). Przecież niektóre wyraźnie zapożyczone słowa hebrajskie w targumach zakładają przynajmniej minimalną znajomość tego języka. Ale problem ten nie jest tak istotny, ponieważ „synagoga i tradycja targumiczna ugruntowały pozycję Pisma we wspólnocie powygnaniowej. Dlatego też w I w n. e. PRZECIĘTNY ŻYD BYŁ BARDZIEJ ZAZNAJOMIONY Z NAUCZANIEM RABINICZNYM I TARGUMICZNĄ PARAFRAZĄ NIŻ Z INNYMI „SEKCIARSKIMI” PISMAMI. Poprzez synagogę targumy stały się częścią żydowskiego życia liturgicznego, jak wyraża to fragment z Dziejów Apostolskich ( Dz 15, 12 ). JEST ZATEM CAŁKIEM PRAWDOPODOBNE, ŻE POZA BIBLIĄ ( ST ) TARGUMY MOGŁY BYĆ WIĘKSZĄ INSPIRACJĄ DLA AUTORÓW NT ANIŻELI INNA LITERATURA” ( cyt. M. Baraniak, „Targumy rabiniczne a chrześcijaństwo”, w: „Jezus i chrześcijanie w źródłach rabinicznych”, str. 105-124, Uniwersytet Jagielloński – Estetyka i Krytyka, r. 2012 [Artykuł] s. 120 ). W tak małej miejscowości jak Nazaret ( ok. 35 domostw ) funkcję synagogi zapewne spełnił jakiś prywatny dom. Wiemy z odkryć archeologicznych prowadzonych na terenie Sefforis ( ok. 6 km. od Nazaretu ), że ulica stolicy Galilei porozumiewała się w języku aramejskim. Można więc z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że w Nazarecie dorastający Jezus zetknął się z aramejskimi tłumaczeniami Ksiąg Świętych. Kiedy zaprzestano w liturgii korzystania z tekstu hebrajskiego? To bardzo trudne pytanie: stało się to na pewno w momencie gdy targumy przeszły już stylizację literacką w szkołach rabinackich. Zatem w czasach Jezusa jeszcze prawdopodobnie czytano tekst hebrajski w miejscowościach w których był soferim władający tym językiem ( np. Sefforis, Kafarnaum, Betsaida ).
Ja również mam pytanie do księdza. Znam angielski w stopniu który wystarcza mi czytać ze zrozumieniem – jednak chciałem się dowiedzieć czy dobrze tłumaczę targum Izajasza, który jest istotny dla naszych rozważań:
„And they shall go forth, and look upon the carcases of the men, the sinners, who have rebelled against my Word: for their fire shall not die, and their fire shall not be quenched; and the wicked schall be judged in HELL, till the righteous shall say concerning them, we have seen enough” tg Iz 66, 24
„A gdy pójdą , będą oglądać trupy ludzi, grzeszników, którzy zbuntowali się przeciwko moim Słowom ; bo ich dusze nie umrą, a ogień ich nie zgaśnie i bezbożni będą sądzeni w piekle, dopóki sprawiedliwy nie powie na ich temat: wystarczająco już widzieliśmy ” tg Iz 66, 24.
Całość targumu możliwa do ściągnięcia http://books.google.pl/books?id=_boCAAAAQAAJ&printsec=frontcover&hl=pl&source=gbs_ge_summary_r&cad=0#v=onepage&q&f=false
Można w wolnej chwili pochylić się nad tekstem, który CZYTAŁ JEZUS.
W tekście angielskim popełniłem błąd. Po słowach” against my Word” powinno być: ” for their souls shall”. A fraza „the wicked schall be judged in HELL” to oczywiście ” the wicked shall be judged in HELL”.
Witam.
Dyskutanci przekazują mnóstwo ciekawych i unikatowych informacji ale skoro p. AJN wskazuje, że tzw. Jezus historii nie ma znaczenia dla kościoła to czy nie ma obaw, iż w tej sprawie wyleje się dużo atramentu a i tak nikt nie wyciągnie z tego wiążących wniosków. Ja sam uważam, ze ta dyskusja jest potrzebnma ale czy same strony nie czują się jakby rzucały kamieniami w ścianę, której i tak nie skruszą?
Kamil.
Oczywiście, że my niczego wskutek tej Kleofasowej dyskusji nie zmienimy w oficjalnej doktrynie Kościoła. Pracować jednak trzeba. To nie jest trud daremny. Bez wysiłku teologów nie byłoby zmian, które przyniósł 50 lat temu Sobór Watykański II. Inny sposób myślenia kształtuje cierpliwie świadomość wierzących. Przysłowie mówi: „kropla drąży skałę”. Wolę cichą pracę kropli niż rzucanie kamieniami o beton.
Panie Andrzeju! Dziękuję za angielski przekład Targumów do Księgi Izajasza.
Oto mój dosłowny przekład targumu do Iz 66,24:
„I WYJDĄ, I PATRZEĆ BĘDĄ NA TRUPY LUDZI, GRZESZNIKÓW, KTÓRZY ZBUNTOWALI SIĘ PRZECIWKO MOJEMU SŁOWU: BO DUSZE ICH NIE UMRĄ, A ICH OGIEŃ NIE ZAGAŚNIE; I NIEGODZIWCY SĄDZENI BĘDĄ W PIEKLE, AŻ SPRAWIEDLIWI POWIEDZĄ O NICH: WIDZIELIŚMY WYSTARCZAJĄCO [WIELE]”.
Ks. prof. Hryniewiczu!
Czy tekst tg Iz 66, 24 nie sugeruje, że grzesznicy będą w Gehennie do momentu, aż sprawiedliwi uznają, iż ich ekspiacja powinna mieć swój kres? Raczej tak – tłumaczenie księdza tylko mnie w tym utwierdziło – przez chwilę myślałem, ze źle zrozumiałem ten ustęp. Jezus nawiązuje do niego w Mk 9, 43 – 50 ( „pójść do piekła w ogień nieugaszony”, „wrzucony do piekła, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie” – „bo dusze ich nie umrą, a ich ogień nie zagaśnie; i niegodziwcy będą sądzeni w piekle” ) a więc nie do końca ten fragment Marka jest dobrze interpretowany. Należy jeszcze uwzględnić to ARAMEJSKIE PODŁOŻE.
A co z Q?!!!
„Nie bójcie się zabijających ciało, którzy jednak duszy zabić nie mogą” – „bo dusze ich nie umrą”.
„Bójcie się Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” – „niegodziwcy będą sądzeni w piekle, AŻ SPRAWIEDLIWI POWIEDZĄ O NICH: WIDZIELIŚMY WYSTARCZAJĄCO [WIELE]”.
To przemyślenia na gorąco, ale już widać ożywcze tchnienie Targumu do Izajasza i jak wiele może ono wnieść do egzegezy.
P. Kamilu!
Ks. Hryniewicz napisał już wiele książek na temat nadziei na zbawienie wszystkich inaczej mówiąc wylał wiele atramentu. Atrament ma to do siebie, że pozostaje na wieki ( przykład użycia tego terminu w aspekcie symbolicznym ), także i ten dialog będzie można czytać długo po naszej dyskusji. Być może dzięki temu przybędzie jakiś kolejny zwolennik nadziei a więc zawsze warto dyskutować i lepiej pozostawić 99 przekonanych i wybrać się za tym jednym nieprzekonanym.
AJN.
A co z sympatykami wiecznego piekła? Czy oni rozważają rzeczy takie jak siły illokucyjne, czy interesuje ich hiperboliczny charakter mów prorockich? Czy nie zastanawia ich to, że Jezus namawia do przebaczania bliźniemu zawsze? Czy nie wpadają w tarapaty, kiedy przyznają, że tak jest, a jednocześnie opowiadają się za tym, że Bóg czegoś nie wybacza? A czy uznają, że „w niektórych swoich wypowiedziach kreślił Jezus wstrząsające obrazy przyszłości po to, aby WZYWAĆ DO PODJĘCIA KONIECZNYCH DECYZJI w czasie teraźniejszym”? Co to za środowiska? Czy one w ogóle zapoznają się z tymi setkami argumentów księdza Wacława, czy żyją w swoich światach, w których istnieje groźba wiecznego piekła?
Tomku!
Cieszę się, że stawiasz nocną porą tego rodzaju pytania (ja należę do „wczesno-rannych ptaków” i dziennych pracowników). Mam swoje wieloletnie doświadczenia z obrońcami doktryny o wiecznym piekle. Chcesz się przekonać, to sięgnij do mojej książki „Nadzieja w dialogu. Korespondencja z Czytelnikami 1976-2006”, Warszawa: Verbinum 2007, ss. 512. To swoisty obraz polskiej religijności różnych środowisk. Znajdziesz tam zaciekłych przeciwników i obrońców. Wielu tych, co „donoszą” do wyższych instancji i oskarżają. Lubią często listy anonimowe, pełne inwektyw. Tak to w życiu bywa…
A zazwyczaj bywa tak, że wielu przeciwników w ogóle nie czyta, a wydaje surowe wyroki potępiające. I wyłączają winowajcę z Kościoła (oczywiście, autorytetem własnym). Gdzieżby poplamili sobie ręce biorąc do ręki nieprawowierną książkę! To wierne dzieci broniące ortodoksyjnej nauki w przekonaniu, że „pełnią służbę dla Boga” (J 16,2). Historia się powtarza. Tak było w ciągu wieków. Tyle, że żyjemy w innych czasach, gdy nie płoną już stosy. Nie ma się co dziwić. Błędy przeszłości wciąż powtarzamy, bez opamiętania. Przeciwników się nie kocha. To „bezinteresowna” miłość prawdy. Co tu mówić o miłości nieprzyjaciół, której uczy(ł) Mistrz z Nazaretu (Mt 5,44; Łk 23,34).
Nie przemawia przeze mnie gorycz. O, nie! Cieszę się, że Bóg pozwolił mi iść inną drogą i głosić nadzieję dla wszystkich. Mam wielu wielkich poprzedników w ciągu wieków. To dodaje odwagi.
Nawiązuję do komentarza Kamila. Stanowczo nie zgadzam się, że Jezus historyczny nie ma znaczenia dla wierzących. Oto co mówi teolog Edward Schillebeeckx w książce „Jesus: an Experiment in Christology”:
Mówić o Jezusie językiem wiary oznacza wyrażać to, co faktyczny historyczny Jezus znaczył dla swoich uczniów i to, jak to jest zakotwiczone w samym Jezusie.
Kerygmat musi mieć nierozerwalne/wewnętrzne (intrinsic) połączenie z Jezusem żyjącym na ziemi – z Jego osobą, przesłaniem, sposobem życia i śmierci. Każdy kto traci to z pola widzenia zamienia kerygmat w mit. Innymi słowy, jeśli pytamy, co oznacza eschatologiczne zbawienie dane nam przez Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, aby dać tej koncepcji treść, w tym celu musimy wskazać na samego Jezusa z Nazaretu, Jego osobę, całą działalność aż do śmierci łącznie ze śmiercią.
Kwestia historycznej prawdy w poszukiwaniu Jezusa z Nazaretu jest kwestią najwyższej wagi (of the utmost importance). Wierzący nie może ignorować badań historyków. Musi je przyjąć do wiadomości.
POWRACAM DO TARGUMU IZ 66,24:
„I wyjdą, i patrzeć będą na trupy ludzi, grzeszników, którzy zbuntowali się przeciwko mojemu słowu: bo dusze ich nie umrą, a ich ogień nie zagaśnie; i niegodziwcy sądzeni będą w piekle, aż sprawiedliwi powiedzą o nich: widzieliśmy wystarczająco [wiele]”.
„And they shall go forth, and look upon the carcases of the men, the sinners, who have rebelled against my Word: for their souls shall not die, and their fire shall not be quenched; and THE WICKED SHALL BE JUDGED IN HELL, TILL THE RIGHTEOUS SHALL SAY CONCERNING THEM, WE HAVE SEEN ENOUGH”.
Słowa targumu zastanawiają pod kilkoma względami. On rzeczywiście skłania do myślenia i budzi nowe skojarzenia.
1. Nie wiem dlaczego autor angielskiego przekładu nie podaje hebrajskiego terminu „Gehenna”, a pisze o „piekle” (hell). Przecież to jest słowo późniejszych wieków (łac.: infernum, inferna).
2. Rzecz znamienna, że w tym aramejskim targumie opuszczono odniesienie do słów tekstu hebrajskiego: „bo robak ich nie zginie”. Pojawiło się natomiast stwierdzenie: „bo DUSZE ich nie umrą”. Wpływ daleko posuniętej hellenizacji? Świadectwo ewangelisty Marka zachowuje jednak słowa: […”do Gehenny], gdzie robak ich nie umiera”.
Natomiast Ewangelia Galilejska: „Nie bójcie się zabijających ciało, którzy jednak DUSZY zabić nie mogą. Bójcie się Tego, który DUSZĘ i ciało może zatracić w piekle” (Q 12,4-5; znowu to tłumaczenie: „piekło” zamiast „Gehenna”!). Podobnie Ewangelia Mateusza: „Bójcie się raczej tego, który DUSZĘ i ciało może zatracić w Gehennie” (Mt 10,28).
Opuszczenie w targumie słów o robaku (występujących jednak w tekście hebrajskim), a nawiązanie do pojęcia „dusza”, to chyba skutek faktu, o którym pisał P.Andrzej (9 lutego 2014, 11:55), że „w czasach Jezusa jeszcze prawdopodobnie czytano tekst hebrajski w miejscowościach, w których był soferim władający tym językiem ( np. Sefforis, Kafarnaum, Betsaida)”. To ważne stwierdzenie, podobnie jak i to: „Można więc z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że w Nazarecie dorastający Jezus zetknął się z aramejskimi tłumaczeniami Ksiąg Świętych”.
3. No i to niezwykle frapujące stwierdzenie, że „NIEGODZIWCY SĄDZENI BĘDĄ W PIEKLE [GEHENNIE!]”, AŻ SPRAWIEDLIWI POWIEDZĄ O NICH: widzieliśmy wystarczająco [wiele]”. To zaskakująca parafraza hebrajskiego tekstu: „i będą wzbudzać odrazę u wszelkiej istoty żyjącej”. A więc
ROLA SPRAWIEDLIWYCH W WYDANIU SĄDU O GRZESZNIKACH
Jaki jest/będzie ich werdykt? Myśl moja od razu biegnie do dwóch zastanawiających tekstów.
Pierwszy: „przy odrodzeniu (palingenesía) wszystkich rzeczy, kiedy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie swojej chwały, zasiądziecie i wy, którzy poszliście za Mną na dwunastu tronach, ABY SĄDZIĆ dwanaście pokoleń Izraela” (Mt 19,28). W wersji Łukasza 22,30): „abyście w moim Królestwie jedli i pili przy moim stole. I zasiedli na tronach, by sądzić dwanaście pokoleń Izraela”.
I drugi tekst, jeszcze bardziej zdumiewający: To słowa apostoła Pawła: „Czy nie wiecie, że BĘDZIEMY SĄDZIĆ ANIOŁÓW…?” (1 Kor 6,3).
CO TO ZNACZY DLA ROZUMIENIA SĄDU BOŻEGO?
I to sądu, jak głosi targum Iz 66,24, gdy „niegodziwcy SĄDZENI BĘDĄ W PIEKLE/GEHENNIE, AŻ SPRAWIEDLIWI POWIEDZĄ O NICH: widzieliśmy wystarczająco [wiele]”. Innymi słowy: widzieliśmy przerażającą mękę grzeszników i przyszedł czas, by nastąpił jej kres, bo oni sami już stali się inni, bo odmieniło się ich wnętrze…
Cóż mogę powiedzieć? STRASZLIWA RZECZYWISTOŚĆ, KTÓRĄ NAZYWAMY GEHENNĄ BĄDŹ PIEKŁEM JEST STANEM, W KTÓRYM DOKONUJE SIĘ SĄD BOŻY TAK DŁUGO, DOPÓKI NIE OSIĄGNIE SWOJEGO CELU, KTÓRYM JEST NAWRÓCENIE ZAGUBIONEJ I ZBUNTOWANEJ ISTOTY.
Jest więc także miejsce na bliżej nieokreśloną, chyba wstawienniczą, rolę sprawiedliwych (w tym zwłaszcza uczniów Jezusa) w tym, co nazwano procesem „sądzenia”: „dwunastu pokoleń Izraela” (nie tylko zresztą Izraela, ale wszystkich ludzkich losów), a nawet aniołów.
Mądrość Pisma uczy zarówno o powadze sądu jak i o nadziei na ostateczne ocalenie od zatraty. Chrześcijanin wyznaje prawdę o jednym i drugim. Może już teraz cieszyć się nadzieją na urzeczywistnienie słów objawienia o Bogu, który „wszystko czyni nowym” (Ap 21,5).
P. Andrzej pyta (9 lutego 2014, 21:15) i odpowiada: „Czy tekst tg Iz 66, 24 nie sugeruje, że grzesznicy będą w Gehennie do momentu, aż sprawiedliwi uznają, iż ich ekspiacja powinna mieć swój kres? Raczej tak – tłumaczenie księdza tylko mnie w tym utwierdziło…”
Jesteśmy więc zgodni.
Tyle na razie. O innych sprawach naświetlających rozumienie sądu Bożego napiszę po namyśle i niezbyt długiej przerwie.
Jezus a zagadnienie śmierci. Rzeczy ostateczne.
1. Stary Testament.
Najczęściej używanym określeniem krainy zmarłych w ST jest słowo Szeol ( 66 razy ), które w polskich tłumaczeniach Biblii jest oddawane przez wyraz „Otchłań” ( LXX stosuje wyrażenie ha[i]des ). W szeolu przebywają cienie ( Prz 9, 18 ) – nie dusze ani też nie duchy. Psalmista ze smutkiem zauważa, ze o zmarłych Bóg już zapomniał i „wypadli już oni z Jego ręki” ( Ps 88[87], 6 ). Nikt w tej krainie już nie wykonuje żadnych czynności:
„Zaiste nie Szeol Cię sławi, ani Śmierć wychwala Ciebie; nie oglądają się na Twą wierność, ci którzy w dół zstępują” ( Iz 38, 18; por. Ps 6, 6; 88[87], 13; 115[113B], 17 BT ).
Egzystencję umarłych przyrównuje się do SNU BEZ KOŃCA ( Hi 3, 13 ), bez świadomości tego co w tym czasie dzieje się w eonie żywych ( Koh 9, 5 ). Nikt z Żydów nie oczekiwał, że w stanie śmierci spotyka człowieka jakaś kara czy też nagroda. Te rzeczy są bowiem udziałem żywych:
„To na ziemi Bóg wymierza karę i nagradza a zatem nie czyń zła, aby cię zło nie pochłonęło. Odstąp od nieprawości, a ono odstąpi od ciebie” ( Syr 7, 1 – 2 BT ).
W śmierci wszyscy ludzie osiągają spokój i nikt tam nikomu nie czyni wyrzutów z powodu jego życia ( Syr 41, 4 ).
Tą bardzo stateczną i piękną wizję zaświatów podsumowuje Księga Hioba:
„Tam niegodziwcy nie krzyczą, spokojni, zużyli już siły. Tam wszyscy więźniowie bez lęku, nie słyszą już głosu strażnika; tam razem i mały, i wielki, tam sługa jest wolny od pana” ( Hi 3, 17 – 19 BT ).
Według ST tylko dwóch ludzi uniknęło spotkania z Krainą Śmierci: był to Henoch i Eliasz ( Rdz5, 24; 2 Krl 2, 11 ).
Z czasem zapewne pod wpływem wielu prześladowań i obserwacji samego życia w którym dostrzegano szereg niesprawiedliwości pojawiła się nadzieja zmartwychwstania. Judaizm akceptował w tamtym czasie człowieka jako całość a zatem nie mógł on do końca pogodzić się z platońską nauką o duszy, która jest oddzielona od ciała. Zmartwychwstanie to wybudzenie się z niebytu, z pewnego rodzaju snu. Koncepcję tą spotykamy w Księdze Daniela napisanej około 160 r. przed Chr. w okresie prześladowania żydowskiego narodu i profanacji Świątyni ze strony Antiocha IV ( 175 – 164 r. przed Chr. ).
„WIELU ZAŚ, CO POSNĘLI w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku, HAŃBIE WIECZNEJ ODRAZIE” ( Dn 12, 2 BT ).
Czy autor w swojej pierwotnej myśli chciał tu przekazać, iż zmartwychwstali grzesznicy będą cierpieć bez końca? Słusznie zauważa Georges Minois: „Autor tekstu apokaliptycznego wierzył, że koniec świata jest bliski, i opisywał w sposób symboliczny wydarzenia, które miały do niego doprowadzić. Ten typ piśmiennictwa przetrwa aż do II wieku n. e. NALEŻY DO NIEGO PODCHODZIĆ Z NIEZWYKŁĄ OSTROŻNOŚCIĄ. Niektóre z zawartych w nim symbolicznych obrazów staną się wręcz stereotypami literackimi, które odnajdziemy u autorów zupełnie odmiennego typu, a w ich liczbie również redaktorów Ewangelii. DOTYCZY TO SZCZEGÓLNIE OGNIA” ( cyt. G. Minois, „Historia piekła”, PIW 1996, s. 66 ). Jednak teksty ST niemal natychmiast podlegały interpretacji. Jedna ze szkół faryzejskich wyrosła z nauczania Szammaja następująco interpretowała ten fragment Księgi Daniela: „Szkoła Szammaja twierdziła: Istnieją trzy rodzaje osób, jeśli chodzi o Dzień Sądu: doskonale sprawiedliwi, całkowicie bezbożni oraz ludzie przeciętni. Należący do pierwszej grupy zostaną natychmiast wpisani i przypieczętowani do życia wiecznego. Ludzie z drugiej grupy zostają od razu wpisani i PRZYPIECZĘTOWANI DO GEHENNY, jako że jest powiedziane: `A wielu z tych, którzy śpią w prochu ziemi, obudzą się jedni do żywota wiecznego, a drudzy na hańbę i wieczne potępienie` ( Dn 12, 2 ). Należący do trzeciej grupy zstąpią do Gehenny i tam będą płakać ( z powodu zadawanych cierpień ) a następnie zostaną wyniesieni” ( R. h. 16 b ). Szammaici podpierając się więc tekstem Daniela podzielili zmartwychwstały tłum na trzy kategorie – jedna z tych grup została przeznaczona do wiecznego przebywania w Gehennie. W trakcie tego „snu przed zmartwychwstaniem” przynajmniej część pobożnych chassidim uważała, że modlitwa za zmarłych może odpuścić im nawet najcięższe przewinienia ( 2 Mch 12, 43 ), a sami męczennicy już po śmierci mogą cieszyć się obecnością Boga i wstawiać się modlitwami za Izrael ( 2 Mch 15, 12 – 16 ).
Około 50 r. przed Chr. powstała Księga Mądrości najprawdopodobniej w środowisku Żydów aleksandryjskich. Spotykamy tam opis katuszy, które są udziałem grzeszników a są oni karani w sposób przypominający dziesięć plag egipskich. Jednak są to tylko i wyłącznie symbole, ponieważ redaktor Księgi wyraźnie sugeruje, ze w trakcie Dnia Odpłaty największą karą będą wyrzuty sumienia ( Mdr 4, 20; 5, 3, 6 ). Minois konstatuje: „Piekła więc nie ma i nie jest to jakieś przeoczenie. W istocie Księga Mądrości przyobleka wiarę żydowska w szatę neoploatońską, aby dać poznać `prawdziwą` religię zhellenizowanym poganom aleksandryjskim. Autor znał dzieła Platona i posłużył się pewnymi ich elementami bliskimi judaizmowi” ( cyt. G. Minois, Tamże, s. 68 ). Wkraczamy więc w czasy Jezusa z niesamowitym pomieszaniem i brakiem jednego kierunku na kwestię: co człowieka czeka w zaświatach? Według idei Qumran nie ma życia po śmierci jest tylko zmartwychwstanie sprawiedliwych, według innych grup esseńskich jest życie po śmierci oraz zmartwychwstanie, saduceusze nie wierzyli ani w życie po śmierci ani też w zmartwychwstanie, faryzeusze przynajmniej w jakiejś swojej części wierzyli w życie po śmierci przynajmniej dla sprawiedliwych, natomiast co do zmartwychwstania wszystkich czy tez sprawiedliwych lub też nawet samych Żydów toczono zaciekłe spory i dysputy a apokaliptyczne grupy żydowskie również miały rozbieżne poglądy na ten temat i tak jedni uważali, ze zaświaty to pewna poczekalnia na Sąd Ostateczny w której zmarli mają minimalna świadomość i oczekują swojego losu ( sprawiedliwi wiecznej nagrody a grzesznicy kary ), przy czym karą mogła być destrukcja lub też wieczne potępienie. Prości rybacy galilejscy, którzy stanowili trzon uczniów Jezusa NIE ROZUMIELI NAWET SAMEGO POJĘCIA ZMARTWYCHWSTANIA:
„I [uczniowie] zachowali to słowo u siebie, ale zastanawiali się między sobą, co to znaczy powstanie z martwych” ( Mk 9, 10 Bw ).
2. Jezus z Nazaretu.
Zmartwychwstanie.
Jezus z Nazaretu należał do Rabbich, którzy zdecydowanie opowiadali się za za zmartwychwstaniem. Potwierdzają to najstarsze warstwy tradycji ( Q 13, 29 – 28:Mt 8, 11// Łk 13, 29; Mk 12, 18 – 27, par. Mt 22, 23 – 33; Łk 20, 27 – 40 ). Czy miało być to tylko zmartwychwstanie sprawiedliwych jak wierzyła to społeczność judeo – chrześcijańska Didache ( Di 16, 3 – 8 )? W materiale L Jezus powiedział:
„Odpłatę bowiem będziesz miał przy ZMARTWYCHWSTANIU SPRAWIEDLIWYCH” ( Łk 14, 14n Bw ).
Jednak ten fragment należy uspójnić z wczesnym źródłem mów Pańskich:
„Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich, ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili a oto tu jest coś więcej niż Jonasz” ( Łk 11, 31 – 32 BT=Q, 11, 30 – 32; Mt 12, 41 ).
Słowo „powstać” to oczywiście synonim zmartwychwstania i w trakcie Sądu pojawią się na nim Niniwici oraz Królowa Południa po to, aby świadczyć przeciwko grzesznikom, a więc także i oni będą mieli udział w zmartwychwstaniu. Jezus, także podkreślał Swoją rolę jako świadka na Sądzie Ostatecznym:
„Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” ( Mt 10, 32 – 33// Łk 12, 8 – 9 [Q]).
Ta postawa zbliżała Rabbiego Jezusa do faryzeuszy i prowokowała do wdania się w spory z saduceuszami. Faryzeusze i saduceusze wiedli, bowiem nieustanne waśnie i konflikty dotyczące zmartwychwstania, albowiem saduceusze i boetuzjanie za słowo natchnione uważali tylko Torę a faryzeusze za wszelką cenę starali się „udowodnić”, że Tora naucza o zmartwychwstaniu. „Saduceusze zapytali Rabbiego Gamaliela: Skąd wiadomo, że Święty Jedyny ożywia zmarłych? Odpowiedział: Z Pięcioksięgu, Proroków i Pism. Oni wszakże nie przyjęli jego dowodów. Z Pięcioksięgu albowiem napisano: `Oto, gdy ty spoczniesz w gronie swoich ojców i powstaniesz` ( Pwt 31, 16 )” ( Sanh 90b ). Rabbi Gamaliel stara się więc przekonać saduceuszy za pomocą kazuistycznej interpretacji tekstu z Tory. Tak samo postępuje Rabbi Jeszua biorąc za punkt wyjścia ustęp z Wj 3, 6 ( por. Mk 12, 26 – 27 ). Często saduceusze, aby wykazać irracjonalność wiary w zmartwychwstanie sięgali do argumentu ex absurdo: „Pewien saduceusz rzekł do Gebihy ben Pesisy: Biada wam faryzeuszom, którzy twierdzicie, że zmarli żyć będą. Skoro żywi umierają, czyż zmarli mają żyć? Ten zaś odparł: Biada wam saduceuszom, którzy twierdzicie, że zmarli żyć nie będą. Skoro ci co nie istnieli, otrzymują życie, to tym bardziej ci, którzy ongiś już żyli, do życia powrócą” ( Sanh 91a ). Tak więc Rabbi Gebiha pokonał argument ex absurdo argumentem z logiki. Tak samo postąpił Rabbi Jeszua w momencie gdy saduceusze przedstawili mu przykład kobiety, która posiadała siedmiu mężów. Odwołał się tutaj do znanej faryzejskiej zasady o zupełnie odmiennych zasadach „świata przyszłego”: „Niepodobny do obecnego świata jest świat przyszły. W świecie przyszłym nie ma jedzenia ani picia, ani płodzenia dzieci” ( Ber 17a, por. Mk 12, 24 – 25 ).
Jedynym rozsądnym wnioskiem jaki możemy wyciągnąć z tych świadectw to fakt, iż Jezus wierzył w zmartwychwstanie w trakcie jednego wydarzenia poprzedzającego Sąd Ostateczny. Powstać na nim mieli sprawiedliwi oraz niesprawiedliwi. Śmierć dla Chrystusa była rodzajem snu ( Mt 9, 24; Łk 8, 52 – 53; J 11, 11 – 14 ), który zostanie przerwany nadchodzącym epokowym wydarzeniem. Wiarę tę podzielali jeszcze chrześcijanie w początkach drugiego wieku po Chrystusie: „Jeśli bowiem pozwoliłeś się omamić komuś, kto nazywany jest chrześcijaninem, ale kto nie przyznaje, że to prawda, lecz ośmiela się bluźnić Bogu Abrahama i Bogu Izaaka, i Bogu Jakuba, kto twierdzi, że nie ma zmartwychwstania umarłych oraz że ich dusze, kiedy umierają są zabierane do nieba, to co do takich nie sądź, że są oni chrześcijanami” ( Justyn Męczennik, „Dialog z Żydem Tryfonem”, s. 74: http://jednoczmysie.pl/wp-content/uploads/2013/02/Justyn-M%C4%99czennik-Dialog-z-Zydem-Tryfonem.pdf ). Za to Jezus prawdopodobnie podzielał pogląd na zmartwychwstanie męczenników od razu po śmierci. Dlatego też jeden z badaczy Jezusa historycznego M. Casey uważa, że Nazarejczyk w sytuacji zagrożenia mógł wyrazić wobec swoich uczniów myśl, że nawet jeśli zostanie zabity to i tak zmartwychwstanie ( trzy dni to żydowski synonim wkrótce ). Jednak te rozważania to już zupełnie inna historia. W każdym bądź razie Gehenna dla Jezusa była dopiero echem przyszłości…
AJN.
TARGUM DO KSIĘGI IZAJASZA
Istotnie przywołany przez ks. prof. Hryniewicza fragment z Ewangelii Marka wydaje się wskazywać, że Jezus znał zarówno tekst hebrajski Księgi Izajasza jak i również jego parafrazę aramejską ( Mk 9, 43 – 48//Mt 5, 29 – 30; 18, 8 – 9 )!!!
Tekst hebrajski:
„A gdy wyjdą, ujrzą trupy ludzi, którzy się zbuntowali przeciwko Mnie: bo robak ich nie zginie, i nie zagaśnie ich ogień, i będą oni odrazą dla wszelkiej istoty żyjącej” ( Iz 66, 24 BT ).
Tekst aramejski:
„I wyjdą, i patrzeć będą na trupy ludzi, grzeszników, którzy zbuntowali się przeciwko mojemu słowu: bo dusze ich nie umrą, a ich ogień nie zagaśnie; i niegodziwcy sądzeni będą w [gehennie], aż sprawiedliwi powiedzą o nich: widzieliśmy wystarczająco [wiele]” ( tg 66, 24; tłum. ks. Hryniewicz ).
Tekst Jezusa:
„„A jeśli gubi cię twoja ręka, odetnij ją. Lepiej jest, że kalekim wejdziesz do życia, niż mając dwie ręce pójść do Gehenny, w nieugaszony ogień. A jeśli gubi cię twoja stopa, odetnij ją. Lepiej że chromym wejdziesz do życia, niż mając dwie stopy być wrzuconym do Gehenny. A jeśli gubi cię twoje oko, wyrzuć je. Lepiej jest jednookim wejść do królestwa Boga, niż mając dwoje oczu być wrzuconym do Gehenny, gdzie ich robak nie umiera, a ogień nie gaśnie” ( Mk 9, 43 – 48; tłum. T. Węcławski ).
Wiemy, że przynajmniej w niektórych synagogach w czasach Jezusa czytano najpierw tekst hebrajski a następnie jego wykład w języku aramejskim ( targum ) a zatem Nazarejczyk miał możliwość zetknięcia się z obydwoma wersjami Izajasza ( Dz 15, 12 ). Rodzimym językiem Jezusa był aramejski więc najprawdopodobniej przedkładał On wersje aramejskie nad hebrajskie co oczywiście nie oznacza, iż te drugie nie były Mu znane ( stąd „robak” i „Gehenna” ). Jednak przestrzegam wszystkich, którzy pragną zbliżyć się do Jezusa historycznego o pewna wstrzemięźliwość jeśli chodzi o język hebrajski. Powoływano się tu na P. Muchowskiego i jego wnioski płynące z odkryć z Qumran, które maja jakoby świadczyć o tym, iż jakaś wersja hebrajskiego była na tyle popularna, że posługiwano się nią powszechnie. Proszę o nieuleganie i nie przyjmowanie bezkrytyczne takich opinii. Najnowsze odkrycia archeologicznie i paleograficzne świadczą o zupełnie innym zjawisku – odchodzenia od języka hebrajskiego i to nie tylko przez „prosty lud” ale i elitę intelektualna narodu żydowskiego! J. Maier, którego chyba nie trzeba przedstawiać napisał: „O ile, przynajmniej w zasadniczych rysach, da się na tej podstawie filologicznie opracować język późno – hebrajski ( Polzin, Qimron ), to OCENY DOTYCZĄCE POSŁUGIWANIA SIĘ NIM STAJĄ SIĘ DALECE ROZBIEŻNE Z CHWILĄ, GDY WYCIĄGA SIE UOGÓLNIAJĄCE WNIOSKI, a dotyczy to nawet Nowego Testamentu. Zarówno dawniej, jak i obecnie, NAKAZANA JEST W TYM WZGLEDZIE WSTRZEMIĘŹLIWOŚĆ. Przede wszystkim należy przestrzec przed bezpośrednim przenoszeniem ZNALEZISK Z QUMRAN, CZYLI Z HERMETYCZNEJ GRUPY WYRÓŻNIAJĄCEJ SIĘ ELITARNYMI UTWORAMI TEOLOGICZNO – LITERACKIMI, NA RODZĄCE SIĘ CHRZEŚCIJAŃSTWO ( J. Carmignac!!! – przyp. AJN ) odznaczające się zupełnie inną strukturą społeczną. POZA TYM JĘZYK PÓŹNO – HEBRAJSKI PODDANY BYŁ WPŁYWOM ARAMEJSKICH IDIOMÓW… każde środowisko oddziaływało na język hebrajski swymi aramejskimi idiomami” ( cyt. J. Maier, „Między Starym a Nowym Testamentem: historia i religia w okresie drugiej świątyni”, przekł. E. Marszal, J. Zakrzewski, Kraków 2002, s. 64 – 65 ). Targumy wnoszą do Jezusa historycznego o wiele więcej niż ST w wersji hebrajskiej. Niektórzy polscy egzegeci nie mogą się z tym pogodzić, ponieważ nie posiadają kompletnej znajomości tej problematyki, która z jakiś względów nie interesował środowiska polskich biblistów. Zostali więc daleko w tyle za zagranicznymi badaczami i dlatego też z uporem „maniaka” za wszelką cenę chcą obronić starych pozycji. Niestety „mleko się już rozlało”, a ks. prof. Wróbel jeśli rzeczywiście udostępni targumy polskiemu czytelnikowi to nic już nie będzie usprawiedliwiało zamierzchłej ekstrapolacyjnej zabawy hermeneutycznej niektórych egzegetów.
AJN.
ANIOŁÓW SĄDZIĆ BĘDZIEMY? CZYŻBY WYGÓROWANE AMBICJE?
Skoro w poprzednim komentarzu wspomniałem o tej zaskakującej myśli, warto dodać jeszcze kilka wyjaśnień. Chodzi o udział sprawiedliwych w sądzie nad grzesznikami według targumu Iz 66,24. Dochodzi jeszcze ten motyw anielski.
Mam pod ręką habilitacyjne studium Jana Anchimiuka (obecnie abpa Jeremiasza, prezesa Polskie Rady Ekumenicznej i rektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie) pt. „Aniołów sądzić będziemy. Elementy antropologii i angelologii w pierwszym Liście św. Apostoła Pawła do Koryntian”, Warszawa 1981.
Autor stwierdza, że Księgi NT kontynuują tu myśl dobrze znaną w Księgach ST (zob. Ps 149,5-9 [„królowie”, „dostojnicy” to „aniołowie narodów”?]; Dn 7,22; Mądrość Salomona 3,8; 4,16; 5,1). Święci (sprawiedliwi) będą w dniach ostatecznych uczestniczyli w sądzie nad grzesznikami.
Trudniejsza jest sprawa jeśli chodzi o uczestnictwo świętych w sądzie nad aniołami. Wyraźnie mówi o tym jedynie 1 Kor 6,3. Potwierdzenia szukać zatem należy w innych tekstach.
1. Talmud babiloński o karanych „aniołach narodu”.
2. Komentarz rabbiego Huny Ben Abina do Pieśni nad Pieśniami o sądzie nad opiekunami narodów: „Bóg karze naród na dole dopiero wówczas, gdy strąci jego opiekuna na górze”.
3. Księga Daniela (10,13-21) świadczy o istnieniu aniołów-opiekunów poszczególnych narodów.
4. W NT wzmianka o panowaniu razem z Chrystusem (2 Tm 2,12), a więc o uczestnictwie świętych we władzy Chrystusa jako Sędziego.
Anchimiuk oparł się w dużej mierze na badaniach M. Dibeliusa (Die Geisterwelt im Glauben des Paulus, Göttingen 1909).
Co na ten temat myślą nasi Współ-Blogowicze?
Do ks. prof. Hryniewicza!
Odpiszę coś na ten ciekawy temat później, albowiem zająłem się tematem „Sądu”. Jednak chciałem zwrócić uwagę na pewien aspekt problemu, który ksiądz rozważa a mianowicie stosunku aniołów i ludzi. W myśl rabinackiej interpretacji Księgi Zachariasza:
„Jeżeli będziesz chodzili moimi drogami i będziesz pilnował mojego porządku, będziesz zawiadywał moim domem oraz strzegł moich dziedzińców,uczynię was malachim (idącymi), pomiędzy tymi omdim (stojącymi)” ” ( Za 3, 7 ).
„Idący” to dusze ludzkie natomiast „stojący” to aniołowie a zatem ludzkie dusze przewyższają czystość anielską, ponieważ dusze mogą się doskonalić natomiast aniołowie jako stworzenia ukształtowane przez Boga ostatecznie nie są w stanie tego zrobić. Człowiek może przekształcić się w anioła – udało się to przecież Henochowi ( Bereszit 5, 24, Księga Henocha hebrajska ), który został aniołem Metatronem. W Księdze Henocha etiopskiego również Henoch zaniósł wyrok aniołom winnym rebelii, którzy związali się z kobietami. Syn Człowieczy był więc sędziom aniołów. Gdy figurę Syna Człowieczego z Księgi Daniela odczytamy w jej pierwotnym sensie jako zbiorowisko ludzi zbawionych to wtedy sąd nad aniołami będzie już naturalna konsekwencją tej interpretacji, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Paweł z Tarsu ( faryzeusz ze szkoły samego Gamaliela ).
AJN.
Strasznie szybko przybywa nowych wpisów, wątków. Chciałem jeszcze skomentować wcześniejszy, ale teraz już jak wprowadzę odnośnik to zburzy to dyskusję. Za szybko jak dla mnie.
Mam książkę księdza – Nadzieja w dialogu. Wróciłem do niej po ponad pół roku przerwy. Znalazłem tam mnóstwo podkreśleń. I rozdział z listami oponentów. Nazywają tam księdza nie tylko heretykiem. Ksiądz jest też „postępowym kapłanem” (243), „księdzem (?)” (238), „neo-orygenistą” (237), albo nawet „protestanckim liberałem doktrynalno-etycznym” (230). Chciałem powiedzieć, że to są po części śmieszne zabiegi ze strony oponentów, żeby tak księdza Wacława demonizować i napisałbym to śmiało, gdyby nie to, że to jest smutne, obnaża płyciznę umysłową ludzi. Ludzie to tylko ludzie, ale jednak takie rzeczy są przykre. Tylko wydaje mi się, że dla księdza nie powinny być bardzo przykre (tak sobie gdybam), bo takie zarzuty wynikają z braku wiedzy, ze strachu, ze złych cech, rzeczy które można jednak przezwyciężyć.
Nie znalazłem na razie w książce żadnych poważnych prób wykazania, że któryś z argumentów na rzecz nadziei jest błędny. To są albo oskarżenia o herezję i inne, albo strasznie Urzędem Nauczycielskim, którego dekrety są niezmienne, albo Katechizmem, są też słowa, że „gdyby nie było wiecznego piekła, to Jezus i Jego Kościół już nie byłby nam potrzebny”. Za każdym razem jest to brak wiedzy i nieznajomość tematu. Jest też list przykry, który pokazuje, jak może wyglądać przerażenie piekłem. A ja pytając o to, czy któryś ze zwolenników wiecznego piekła rozważa sprawy takie jak siły illokucyjne czy hiperboliczny charakter mów prorockich chciałem się dowiedzieć, czy to w ogóle trafia do drugiej strony, czy ktoś ze strony podejmuje uczciwy i szczery dialog? Zastanawiam się jak sobie radzą te osoby z tym, że na człowieku ciąży większy obowiązek niż na Bogu. Np. w sprawie wybaczania. Szczerze mówiąc uważam, że jeżeli jakiś infernalista przeczyta dwa wątki (Radość i nadzieja) z wpisami księdza choćby tutaj i nawet nie zajrzy do jakiegokolwiek innego tekstu to będzie w dużym kłopocie intelektualnym, jeżeli będzie chciał obronić swoje stanowisko… w piekielnym kłopocie.
GEHENNA I TRWANIE W SYTUACJI SĄDU
Codzienne doświadczenie uczy każdego i każdą z nas o konsekwencjach podejmowanych decyzji. Dokonując wyboru określam swój przyszły los: „kto skąpo sieje, skąpo też będzie zbierał, a kto hojnie sieje, hojnie też będzie zbierał” (2 Kor 9,6). Ta zasada zbierania plonu odnosi się również do całości ludzkiego życia. Eschatologia określa ją przy pomocy pojęć nagrody i kary, nieba i piekła. Każdy musi zdać sprawę z własnego życia.
Dlatego Biblia przekazuje PRAWDĘ O SĄDZIE BOŻYM. Sąd ten nie jest rzeczywistością, po ludzku mówiąc, jednej chwili, lecz STANEM TRWAJĄCYM TAK DŁUGO, AŻ SPEŁNI SIĘ JEGO WEWNĘTRZNA CELOWOŚĆ. W tym sensie można mówić o instrumentalnym charakterze sądu. Kiedy cel, którym jest nawrócenie, oczyszczenie i przeobrażenie zostaje osiągnięty, sąd nie ma już racji bytu. ISTOTA ZAGUBIONA PODLEGA SĄDOWI DOPÓKI NIE ODNAJDZIE SWOJEGO SPEŁNIENIA W BOGU. Z natury swej stan sądu jest rzeczywistością przejściową, która zmierza do spełnienia swojej roli i ustaje wraz z osiągnięciem ostatecznego celu istot stworzonych.
WYROK, KTÓRY NIKOGO NIE SKRZYWDZI
Sędzią jest nasz Stwórca, Pan naszego istnienia. Tylko On wie naprawdę, co zrobiliśmy ze swoim życiem. Wie także d l a c z e g o się tak stało. Zna uwarunkowania genetyczne i środowiskowe, którym poddany jest każdy człowiek. Zna jego najbardziej ukryte intencje i zamiary: „bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan (JHWH) natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16,7). Serce w rozumieniu Biblii to ukryty w tajemniczej głębi człowieczeństwa ośrodek myśli i decyzji, w którym skupiają się wszystkie zdolności ludzkiego ducha. Tu człowiek integruje się wewnętrznie lub rozpada.
Tradycja chrześcijańskiego Wschodu mówi dlatego o „sercu inteligentnym”. Sercu przysługuje swoisty prymat w samej istocie człowieczeństwa. Serce to duchowy skarbiec człowieka. Ewangelia Galilejska: „Dobry człowiek z dobrego skarbca wynosi dobro, a zły ze złego skarbca wynosi zło, Z obfitości serca mówią jego usta” (Q 6, 45).
Znając tajniki ludzkiego serca, tylko BÓG MOŻE SPRAWIEDLIWIE OSĄDZIĆ CZŁOWIEKA I WYDAĆ WYROK, KTÓRY NIKOGO NIE SKRZYWDZI. Tak się też stanie z każdym i każdą z nas. Ten, który sądzi jest również naszym Ojcem. Jezus ośmielił nas w ten sposób myśleć o Bogu. Zachęcał, by zwracać się do Niego jak do najlepszego Ojca, miłującego wszystkie swoje dzieci.
GEHENNA I SĄD SĄ WZAJEMNIE OD SIEBIE ZALEŻNE
Chrześcijanin wierzy w istnienie nieba oraz tego stanu, który Jezus nazywał Gehenną. NIE MUSI WIERZYĆ W TO, ŻE SĄ TO PARALELNE PRZECIWIEŃSTWA NA CAŁĄ WIECZNOŚĆ. Pismo Święte daje podstawy ku temu, aby mieć nadzieję na przezwyciężenie dualizmu ostatecznych losów stworzenia Bożego. Dzieje wszechświata to nie gra na remis między Bogiem i Szatanem. Bóg „mieszka w niedostępnej światłości” (1 Tm 6,16). „Jest światłością i nie ma w Nim żadnej ciemności” (1 J 1,5). W IV Ewangelii Chrystus nazwany został „światłością świata” (J 8,12; 9,5). Ciemność nie może odnieść zwycięstwa nad światłem.
Już z targumu do Iz 66,24 wynika, że Gehenna i sąd są wzajemnie od siebie zależne. Sąd trwa dla każdej istoty tak długo, dopóki nie spełnią się ostateczne zamiary Boga. Temu, kto Go odrzuca, ów stan podlegania sądowi może wydawać się wiecznością. Grzeszne stworzenie nie jest jednakże pozbawione miłości Stwórcy i Wybawcy. Gehenna to nie wieczny obóz koncentracyjny w zaświatach. Istnienie wiecznego piekła byłoby monstrualnym zaprzeczeniem boskiego planu stworzenia i zbawienia. Czy można mówić o zwycięstwie Boga nad złem, jeżeli istoty przez Niego stworzone i miłowane miałyby być wydane na wieczną mękę? Zwycięstwo należałoby wtedy raczej do przeciwnego Bogu świata zła, świata diabelskiego.
Łaskawość, dobroć i miłość Boga są czymś większym niż sąd: „Miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2,13). Sytuacja, a może raczej STAN SĄDU TRWAĆ BĘDZIE TAK DŁUGO, DOPÓKI W STWORZENIU NIE USTANIE TO WSZYSTKO, CO DOMAGA SIĘ OSĄDZENIA. CELEM SĄDU JEST OSTATECZNE ZWYCIĘSTWO DOBRA, PRAWDY I PIĘKNA WE WSZECHŚWIECIE BOŻYM. Miłość Boga jest cierpliwa, ale zwycięska. Bóg nie jest istotą egotyczną, okrutną i mściwą. Gdyby tak było, nie powiedziano by nigdy o Nim, że „jest miłością” (1 J 4,8.16).
CHRYSTUS W PŁOMIENIACH OGNIA: SĄD I OCZYSZCZENIE
W listach apostoła Pawła jeden tekst zdaje się wyraźnie przeczyć uniwersalizmowi jego myślenia o ostatecznych losach ludzkości. Czy tak jest istotnie? Temu właśnie tekstowi chcę poświęcić uwagę w obecnym komentarzu.
WYZWALAJĄCY CHARAKTER „ZNISZCZENIA” (ÓLETHROS)
Warto najpierw przytoczyć nieco większy urywek tekstu z II Listu do Tesaloniczan, napisanego być może przez któregoś z uczniów Apostoła. W tekście tym pojawiają się słowa o „wiecznej zagładzie” ludzi niewierzących i nieposłusznych Ewangelii:
„Jest bowiem sprawiedliwe u Boga odpłacać uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam uciskanym, i nam, dać ulgę, gdy Pan Jezus objawi się z nieba z aniołami Jego mocy w płomieniach ognia i ukarze tych, którzy nie uznają Boga i nie są posłuszni Ewangelii naszego Pana Jezusa. Karą dla nich będzie wieczna zagłada z dala od oblicza Pana (ólethros aiōnios apo prosōpou tou Kyríou) i od chwały Jego mocy, gdy przyjdzie w owym dniu…” (2 Tes 1, 6-10; przekład ekumeniczny).
Tu właśnie można przekonać się, jak wiele zależy od samego tłumaczenia tekstu. Ogół przekładów mówi o „wiecznej zagładzie z dala od oblicza Pana”, dostosowując się do tradycyjnej doktryny o wieczności kary. Chodzi wówczas o dalsze istnienie ukaranych w stanie wykluczenia z obecności Pana. Problematyczne jest jednak owo „z dala”. Chodzi raczej o zniszczenie, które pochodzi o d oblicza czyli obecności Pana. Jak więc je rozumieć? O jakie zniszczenie chodzi?
Kontekst wypowiedzi wskazuje, iż autor listu gniewnie reaguje na prześladowanie chrześcijan (Paweł Apostoł sam był w przeszłości winien tego grzechu). Zapewnia udręczonych, że sam Bóg w końcu pomści ich cierpienia. Kiedy objawi się Jezus ukarze prześladowców i wszystkich nieposłusznych Ewangelii. Będzie to sprawiedliwa kara, „wieczna zagłada”.
CZY CHODZI O WIECZNE ODDZIELENIE OD BOGA?
Grecki przyimek „apó” w odniesieniu do ruchu, pochodzenia i przyczyny znaczy „od, z”; natomiast kiedy mowa jest o położeniu może znaczyć także „z dala od”. Różny sens tego przyimka zależy więc wyłącznie od kontekstu. Pierwszy sens występuje np. już w pozdrowieniu tego samego listu: „Łaska wam i pokój od (apó) Boga Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa” (2 Tes 1, 2). Absurdem byłoby mówienie, iż łaska i pokój są „z dala od” Boga. One pochodzą od Niego. Bóg jest ich źródłem Tym, który je sprawia i nimi obdarowuje. Drugi sens wiąże się zwłaszcza ze słowem „ukryć” lub „ukryć się” przed czyjąś obecnością, czyli być „z dala od” niej. Kto chce ukryć się przed obecnością Boga lub Chrystusa usiłuje być „z dala od” Niego. Przykładem mogą być dwa teksty, jeden ze Starego, a drugi z Nowego Testamentu:
„Wejdź między skały, ukryj się w prochu ze strachu przed Panem (JHWH), od blasku Jego majestatu, kiedy powstanie, by przerazić ziemię” (Iz 2, 10).
„A ziemscy królowie i wielmoże, i wodzowie, i bogacze, i mocarze, i każdy niewolnik, i wolny ukryli się w jaskiniach i w górskich skałach. I mówili do gór i do skał: Padnijcie na nas i ukryjcie nas przed obliczem (apó prosōpou) Tego, który siedzi na tronie, i przed gniewem Baranka (apó tēs orgēs tou arníou), bo nadszedł wielki dzień ich gniewu (Ap 6, 15-17).
Tymczasem kontekst przytoczonego wyżej tekstu 2 Tes 1,9 nie mówi wcale o czyimś ukrywaniu się „z dala od” Pana. Przeciwnie, wyklucza tego rodzaju przekład jako gramatycznie nieuzasadniony. Kiedy autor mówi o „obliczu Pana”, ma na myśli Jego ukazanie się „w płomieniach ognia” (w. 8). Podobnie, kiedy mówi o zagładzie i zniszczeniu, sugeruje nie zagładę „z dala” od płomieni ognia, lecz zniszczenie, które jest wynikiem tych płomieni.
W tekście greckim nie ma mowy o wyłączeniu lub oddzieleniu. Obecność Chrystusa w płomieniach ognia oraz chwała Jego mocy są źródłem zniszczenia niegodziwych. To wskutek ognia i chwały dokonuje się owo „wieczne zniszczenie”. Chodzi o ZNISZCZENIE, KTÓRE POCHODZI „OD CHWAŁY JEGO MOCY”, A NIE O „ZAGŁADĘ Z DALA OD OBLICZA PANA”. Apostoł lub jego uczeń wierzył, że Bóg w końcu „zniszczy” coś w grzesznych ludziach.
WYDAĆ CZŁOWIEKA SZATANOWI DLA WYNISZCZENIA CIAŁA?
Jakie jednak zniszczenie miał autor 2 Tes 1, 9 na myśli? Jak rozumieć to pojęcie? KATEGORIA ODPŁATY NIE MUSI WYKLUCZAĆ IDEI POPRAWY, OCZYSZCZENIA I OCALENIA. Z pomocą w interpretacji przychodzi tu tekst Pawłowy dotyczący surowego osądu braku moralności w Koryncie i potępienia „takiej rozpusty, której nie ma nawet wśród pogan” (1 Kor 5,1). Chodzi o przypadek, że ktoś z chrześcijan żył tam z żoną swego ojca. Apostoł potępia obojętność i brak zdecydowanej reakcji ze strony gminy.
„Ja chociaż nieobecny ciałem, ale obecny duchem, jak osoba obecna wydałem wyrok przeciwko temu, kto się dopuścił takiego czynu. W imię naszego Pana Jezusa, łącząc się, wy i mój duch, z mocą naszego Pana Jezusa, wydajcie takiego szatanowi dla wyniszczenia ciała (eis ólethron tēs sarkós), aby duch został zbawiony (hína to pneuma sōthē) w dniu Pana” (1 Kor 5, 3-5).
ZNISZCZENIE CIAŁA MA SŁUŻYĆ OCALENIU DUCHA. W tekście tym słowo „sarks” nie oznacza jednak biologicznego ciała jako takiego (określa się je mianem „sōma”). Chodzi o zniszczenie cielesnej, pożądliwej i grzesznej natury ludzkiej, a więc ciała jako siedliska zła i słabości, jako narzędzia i przyczyny grzechu. NIE MA TU MOWY O OSTATECZNEJ RUINIE I ZAGŁADZIE OSOBY. TO JEJ GRZESZNOŚĆ MA BYĆ ZNISZCZONA WRAZ Z JEJ FAŁSZYWĄ ORIENTACJĄ ŻYCIOWĄ. Zniszczenie grzesznego nastawienia ma określony cel – zbawienie ducha.
W ten sposób dochodzimy do niezwykle ważnego stwierdzenia – ZNISZCZENIE MA CHARAKTER ODKUPIEŃCZY I WYZWALAJĄCY. Co więcej, Apostoł ukazuje nawet samego SZATANA (!) JAKO MAJĄCEGO SWÓJ TAJEMNICZY UDZIAŁ W DZIELE ODKUPIENIA: „wydajcie takiego szatanowi, aby duch został zbawiony”. Zdumiewające to zapewnienie!
Kara wymierzona winowajcy ma wręcz coś z odpłaty, należy bowiem usunąć grzesznika ze wspólnoty wierzących. Paweł wypowiada swój sąd w imię Chrystusa. Szorstki i surowy ton wypowiedzi przypomina wręcz zasadniczą tonację II Listu do Tesaloniczan (zob. zwłaszcza rozdział II). Tym niemniej kara dla korynckiego grzesznika ma posłużyć jego dobru. Z surowego tonu wypowiedzi, bez dodatkowego wyjaśnienia ze strony Apostoła, trudno byłoby się tego domyślić. Przeraża sama myśl o wydaniu kogoś Szatanowi. A jednak zniszczenie grzechu nie jest równoznaczne ze zniszczeniem osoby. Ma ono służyć poprawie i zbawieniu grzesznego człowieka.
SUROWA KARA MOŻE SŁUŻYĆ DZIEŁU ZBAWIENIA
Wypowiedzi Pawła świadczą o tym, że także surowa kara może służyć dziełu zbawienia, a język odpłaty nie musi całkowicie wykluczać celu poprawczego. Bóg okazuje wszystkim swoje miłosierdzie: „Bóg bowiem współzakluczył (synékleisen) wszystkich ku nieuległości, aby nad wszystkimi się zlitować. O głębokości bogactwa, mądrości i poznania Boga! JAK NIEZBADANE SĄ JEGO SĄDY i niepoznawalne Jego drogi” (Rz 11,32; „kleís = klucz!)).
Jakże znamienne są te okrzyki ludzkiego zdumienia wobec mądrości i dobroci Boga! JEGO SUROWOŚĆ WOBEC NIEPOSŁUSZNYCH JEST TAKŻE WYRAZEM MIŁOSIERDZIA. Według Apostoła każde „naczynie miłosierdzia” zaistniało wskutek zniszczenia „naczynia gniewu” (zob. Rz 9,22-23). Przemiana ta dokonuje się w każdym chrześcijaninie. Zniszczenie „dawnego człowieka” nie oznacza jego unicestwienia, lecz jest przeobrażeniem i ocaleniem.
Cały kontekst wypowiedzi 2 Tes 1, 9 wskazuje na to, że „wieczne zniszczenie” niegodziwych trzeba rozumieć jako ZNISZCZENIE „DAWNEGO CZŁOWIEKA”, CZYLI JEGO FAŁSZYWEJ JAŹNI OSOBOWEJ. Zniszczenie to otwiera drogę do wiecznego zbawienia grzesznych ludzi. Przesłanie tego tekstu jest więc w sumie zgodne z uniwersalizmem wypowiedzi Pawła: „z powodu sprawiedliwego czynu Jednego, zostanie wszystkim ludziom dane usprawiedliwienie, które daje życie” (Rz 5,18); „w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni” (1 Kor 15,22).
OBRAZ CHRYSTUSA W PŁOMIENIACH OGNIA – SYMBOL SĄDU I OCZYSZCZENIA
Ogień jest symbolem oczyszczenia. Sam obraz Chrystusa ukazującego się w płomieniach ognia wskazuje zarówno na sąd jak i na oczyszczenie. Powracam na koniec tego komentarza do znanego już nam i często przywoływanego tekstu apostoła Pawła o jedynym fundamencie zbawienia, którym jest Jezus Chrystus:
„Czy zaś ktoś buduje na tym fundamencie ze złota, srebra, szlachetnych kamieni, drewna, trawy, słomy – dzieło każdego stanie się jawne. Dzień ten bowiem uczyni je jawnym, ponieważ W OGNIU SIĘ OBJAWI I DZIEŁO KAŻDEGO, JAKIE JEST, OGIEŃ WYPRÓBUJE. Jeżeli przetrwa dzieło, które ktoś budował, otrzyma on nagrodę. Jeżeli czyjeś dzieło spłonie, poniesie stratę. On natomiast BĘDZIE ZBAWIONY, TAK JEDNAK J A K P R Z E Z O G I E Ń (1 Kor 3,12-15).
Słowa te dosadnie wyrażają NATURĘ I CEL KARY: BIBLIJNA IDEA SĄDU BOŻEGO MA CHARAKTER ZBAWCZY. Dlatego właśnie tak ważnego znaczenia nabiera w Piśmie Świętym fakt ZMIANY IMIENIA danej osoby. Zmiana imienia wiąże się z wewnętrzną przemianą człowieka. Autorzy biblijni opisują przemianę albo od strony negatywnej jako sąd nad grzesznikiem i zniszczenie dawnego człowieka, albo jako narodziny nowego człowieka.
Dawny człowiek jest „naczyniem gniewu” (zasługującym na gniew Boży). Nowy człowiek jest „naczyniem miłosierdzia” (objętym miłosierdziem Boga). Pierwszy musi być zniszczony, aby mógł powstać ten drugi. Kiedy Szaweł, wróg Chrystusa, zostaje pokonany, rodzi się człowiek nowy Paweł Apostoł Chrystusa. Z tej racji jego dawne hebrajskie imię zostało zmienione. Imię wyraża całą głębię człowieka. W imieniu streszcza się tajemnica istnienia człowieka. Nowe imię objawia rolę, jaką odtąd ma on do spełnienia w świecie.
********
PRZERWA Z MOJEJ STRONY. Na dwa dni, do piątku, wyłączam się z dyskusji. Tomek stwierdza, że nie nadąża. Za szybko pojawiają się komentarze. Zwolnijmy tempo, Panie Andrzeju! To także wymóg życzliwości dla bliźnich.
Chciałam korzystając z przerwy podziękować p. Andrzejowi i o. Hryniewiczowi za taką a nie inną formę dyskusji. Spodobało mi się stwierdzenie AJN, że największym cudem Jezusa był Jego stosunek do kobiet. To było fajne!
Różnice pomiędzy oboma dyskutantami przypominają mi czytanie komiksu. AJN najpierw ogląda obrazek a potem dymek ( tekst ) – o. Hryniewicz czasami dostrzega tylko dymek. AJN jednak używa za dużo terminów, które nie są powszechnie znane, warto załączyć słowniczek na końcu. To nie wada ale wypada ułatwiać życie odbiorcy.
O. Hryniewicz doskonale potrafi dojść do przesłania omawianego fragmentu ale i on nie oszczędza przynajmniej mnie jeśli chodzi o sentencje ( łacina ) czy też ekwilibrystykę słowną.
Uważam, że odkrycie przez AJN targumu do Izajasza to majstersztyk. W tej chwili zawsze można odpowiedzieć zwolennikom piekła, że Jezus nie użył tego wyrażenia a jedynie cytował pismo.
Myślę, że do dyskusji włączy się więcej osób ( włącznie ze mną ) gdy obaj rozmówcy zakończą temat.
Pozdrawiam gorąco. Z Bogiem.
GRZESZNIKU NIE WIEM KTO CIĘ OSĄDZI? Na pewno nie Jezus!
Czynność illokucyjna Jezusa z Nazaretu wobec celników i prostytutek.
Celnik w I w po Chr. Był osobą kojarzącą się z czymś najgorszym co można sobie wyobrazić. Współpracował przecież w ucisku fiskalnym najuboższej części społeczeństwa żydowskiego z ramienia Rzymian lub też z nadania ich marionetkowych władców jak np. Heroda Antypasa. To kolaborant i najgorszy szuja – nawet jeśli pochodził z twojej rodziny to należało omijać go szerokim łukiem. Tak samo prostytutka w patriarchalnym, pełnym seksistowskich stereotypów społeczeństwie Palestyny czasów Jezusa była istotą nie zasługującą na DALSZE ISTNIENIE. Jezus nie zauważył tego problemu i w sposób najbardziej naturalny ze wszystkich możliwych rozpoczął towarzyskie spotkania celnikami PRZY JEDNYM STOLE!
„Przyszedł Syn Człowieczy jedząc i pijąc – a wy mówicie: Oto żarłok i pijak, PRZYJACIEL CELNIKÓW I GRZESZNIKÓW” ( Q 7, 34 ).
„Uczeni w Piśmie i faryzeusze i kapłani spoglądając na Niego oburzali się, że z GRZESZNIKAMI LEŻY PRZY UCZCIE, POŚRODKU NICH. Jezus usłyszawszy to rzekł: (…) Bo kto nie jest przeciwko wam, jest z wami i KTO DZIŚ JEST DALEKO, JUTRO ZNAJDZIE SIĘ BLISKO WAS” ( Papirus Oxyrynchos 1224 linie 1 – 6; 10 – 13 ).
„A gdy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widzieli, ŻE JE Z GRZESZNIKAMI I CELNIKAMI, rzekli do uczniów jego: CZEMU JE Z CELNIKAMI I GRZESZNIKAMI?” ( Mk 2, 16 ).
Materiał L poświadcza, że Nazarejczyk miał bardzo podobne poglądy na kontakty z prostytutkami:
„Gdyby ten był prorokiem, wiedziałby, kim i jaka jest ta kobieta, która go dotyka, bo to GRZESZNICA. Na to Jezus rzekł do niego: (…) Nie pocałowałeś mnie; a ona, odkąd wszedłem, NIE PRZESTAŁA CAŁOWAĆ NÓG MOICH, (…) ona zaś olejkiem namaściła nogi moje. Dlatego powiadam ci: Odpuszczono jej liczne grzechy, BO BARDZO MIŁOWAŁA. Komu zaś mało się odpuszcza, MAŁO MIŁUJE” ( skrót Łk 7, 36 – 50 [L] ).
Co jest symptomatyczne dla tego ostatniego fragmentu: Jezus nie nawracał grzesznicy ani ona nie wyznawała swoich przewinień. Faryzeusza zdenerwowała pewna bliskość wręcz na pograniczu erotyzmu, która zdarzyła się pomiędzy grzesznicą a wypoczywającym prorokiem. Dlaczego w ogóle Jezus chciał spotykać się z takimi osobami skoro popadał przez to w towarzyskie kłopoty? Łukasz komentując „Przypowieść o zaginionej owcy” stwierdził, że w niebie większa jest radość z grzesznika, który się OPAMIĘTA NIŻ Z POZOSTAŁYCH 99. Tymczasem jak trafnie zauważył prof. Sanders PRZYPOWIEŚĆ NIC NIE MÓWI O NAWRÓCENIU ale o PASTERZU, KTÓRY SZUKA OWIECZKI po to, aby wziąć ją w ramiona. Gdyby Nazarejczyk wzywał do nawrócenia celników to nikt by Mu z tego zarzutu nie robił. Wcześniej Jego mentor Jan Chrzciciel wielokrotnie apelował o nawrócenia celników i faryzeusze czy też uczeni w Piśmie nie robili prorokowi znad Jordanu z tego powodu żadnych zarzutów ( Łk 3, 12 – 13 ). E. P. Sanders twierdzi i nie bez racji, że dlatego robiono Jezusowi przykrości z powodu kontaktów z celnikami, ponieważ mówił On do nich:”God loves you”. Bez stawiania żadnych warunków: „Możecie wejść do Królestwa zaakceptujcie tylko Mnie”. Oponentów religijnych denerwowało, że ponad przestrzeganie dobrych obyczajów czy też halachicznych przepisów Tory Jezus przedkładał Swoją misję ( Sanders E.P.„The Historical Figure of Jesus” , Penguin Press, London 1993: rozdz 14 ). To wszystko pokazuje jak bardzo historyczny Jezus nie pasuje do roli groźnego sędziego, który ma przybyć w huraganie ognia i błyskawic, aby masakrować Bogu ducha winnych ludzi a na dodatek potem ich wszystkich wskrzeszać i pozbawiać Swojej obecności w celu wywołania jęku wiecznej tęsknoty za Jego miłosierdziem ( piekło nowoczesne ). Tak, wydaje mi się, że Jezus postąpił słusznie oddając tron sądowniczy swoim dwunastu uczniom ( Q 22, 28. 30 ), bo On przepuściłby wszystkich do rajskiego bankietu. Oby tylko nie osądzał nas Kefas, bo marny nasz los ( Dz 5, 1 – 11 ).
**********
P. Justyno obiecuję zastosować się do Pani porad. Pozdrawiam.
SĄD.
ROZWÓJ DOKTRYNY – ZARYS.
Sąd boski spotyka się w każdej religii i wierzeniu. Według ST jedynym możliwym Sędziom jest Jahwe Bóg, Król całego stworzenia. Z czasem ten przełomowy moment wkroczenia Bóstwa w dzieje kosmosu nazwano dniem Jahwe. Ważnym tekstem, który kształtował wyobrażenia Żydów na temat dnia Jahwe był zbiór przepowiedni Sofoniasza. Księga została spisana w latach 640 – 630 przed Chr. a więc jej autor był współczesny Jeremiaszowi. Niestety nie zachowały się jakieś bliższe dane na temat samej osoby Sofoniasza. Posłuchajmy relacji z tego wydarzenia w wizji proroka:
„Na pewno zmiotę wszystko z powierzchni ziemi – mówi Pan – zmiotę ludzi i bydło, zmiotę ptactwo niebieskie i ryby morskie. I sprawię, że bezbożni upadną, i wytępię ludzi z powierzchni ziemi – mówi Pan” ( So 1, 2 – 3 ).
Dzień Jahwe w tym ujęciu to rzeź obrzędowa dla osób zaproszonych przez Boga. Prorok spodziewa się, że same wydarzenia nastąpią już w najbliższym czasie:
„Milczcie przed obliczem Wszechmogącego Pana, gdyż bliski jest dzień Pana! Bo Pan przygotował ofiarę, poświęcił swoich gości” ( So 1, 7 ).
Co dla naszych rozważań najważniejsze tylko Sofoniasz nazywa ten okres – dniem gniewu: żaden inny prorok Starego Testamentu nie nazywa tak dnia Jahwe ( por.: So 1, 15 ). Zauważmy jak zwrócił się Jan Chrzciciel do przystępujących do chrztu saduceuszy i faryzeuszy:
„Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem?” ( Mt 3, 7 ).
Część apokaliptycznych wyobrażeń Jan Chrzciciel musiał zatem czerpać z wizji Sofoniasza. Dzień Pana w jego ujęciu miał nadejść gwałtownie, niczym burza lub najazd wroga. Zagłada miała dotknąć dwór królewski a nawet kapłanów, którzy plugawią to, co święte ( So 3, 4 ) oraz proroków ( So 3, 4 ). Zbawienie będzie dotyczyło małej resztki:
„I pozostawię pośród ciebie lud pokorny i ubogi: to oni ufać będą imieniu Pana” ( So 3, 12 ).
Szukać Pana mają „pokorni ziemi” ( So 2, 3 ). Mamy zatem jakąś charakterystykę ocalonych osób: będą to ludzie ubodzy materialnie ale przestrzegający Praw Bożych a Sąd Boży ukarze bogatą elitę. Sofoniasz nazywa Boga tytułem „Król Izraela”, ale dostrzegamy już wizję w której Jahwe jest bóstwem bardziej uniwersalnym:
„Potem jednak przemienię ludom ich wargi na czyste, aby wszystkie mogły wzywać imienia Pana i służyć mu jednomyślnie” ( So 3, 9 ).
Jak wyobrażali sobie ci starożytni prorocy „dzień Jahwe”? Miało być to rzeczywiste wkroczenie Jahwe w celu uwolnienia od nieszczęść czy też niewoli Izraela po którym miała nastać era pokoju. Bóg miał ukarać ludy prześladujące naród wybrany ( Ab 15; Jl 4, 9 – 14; Za 12, 1 – 9 ). Dzień ten wiązano i odnoszono do Izraela a Jahwe miał w jego trakcie rozliczyć się z odstępcami; to czas Jego gniewu oraz zemsty. W tym kontekście należy przytoczyć kilka tekstów, które zobrazują pewną atmosferę oraz oczekiwania związane z tym dniem w okresie poprzedzającym Drugą Świątynię:
„Dojrzał do zagłady lud mój izraelski, już mu nie przepuszczę. Śpiewaczki świątyni będą zawodzić w owym dniu – mówi Wszechmogący Pan. Będzie mnóstwo trupów, wszędzie porzuconych. Cicho! (…) W owym dniu, mówi Wszechmogący Pan, sprawię, że słońce zajdzie w południe, i mrokiem okryje ziemię w biały dzień. I zamienię wasze święta w żałobę (…) Od miecza poginą wszyscy grzesznicy mojego ludu, którzy mówią: Nie dosięgnie nas ani nie zaskoczy nieszczęście. (…) W owym dniu podniosę upadającą chatkę Dawida i zamuruję jej pęknięcia, i podźwignę ją z ruin, i odbuduję ją jak za dawnych dni (…) I odmienię los mojego ludu izraelskiego, tak że odbudują spustoszone miasta i osiedlą się w nich. Nasadzą winnice i będą pić ich wino, założą ogrody i będą jeść ich owoce” ( Am 8, 2b – 3. 9; 9, 10 – 11. 14 ).
W ujęciu Amosa ten dzień ma wymiar kosmiczny. Przychodzący Bóg pokrywa mrokiem ziemię i wymierza karę grzesznikom zabijając ich bez litości. Sprawiedliwi, którzy pozostaną będą szczęśliwie i bezpiecznie żyli: jest to najprostsza wizja tego dnia, nie ma zarysowanej jeszcze koncepcji Sądu ani też zmartwychwstania; kara i nagroda obejmuje żyjących. Dzień Jahwe w tym ujęciu dotyczy tylko Izraela a Jahwe wkracza po to, aby Izrael posiadł resztki Edomu i wszystkie narody ( Am 9, 12 ). W czasach ostatecznych poganie dostąpią możliwości uczestniczenia w kulcie Jahwe. Podobny motyw odnajdziemy u Izajasza:
„I stanie się w dniach ostatecznych, że (…) pójdzie wiele ludów, mówiąc: Pójdźmy w pielgrzymce na górę Pana (…) i będzie nas uczył dróg swoich” ( Iz 2, 2 – 3 ).
Wszystkie te rzeczy dzieją się po straszliwej rzezi. Podczas świąt żydowskich obficie spływała krew zwierząt składanych na ofiarę. Ten widok kojarzył się prorokom z ich wizją dnia Jahwe:
„Lecz ów dzień należy do Wszechmocnego, Pana Zastępów, to dzień pomsty, aby się pomścił nad swoimi wrogami! Miecz Pana pożera, nasyca się i upaja ich krwią, gdyż Wszechmocny, Pan Zastępów wyprawia ucztę ofiarną” ( Jr 46, 10 ).
Czy możemy zatem jakoś podsumować ten pierwotny obraz dnia Jahwe? Prorocy wyrażają w nim przekonanie, że Bóg wkroczy w pewnym momencie w bieg historii po to, aby pokonać swych wrogów. Dzień ten przypomina działania wojenne. Odbiorcy tego przesłania na pewno trudno znosili sam fakt, że Jahwe miał skierować swój gniew również przeciwko Izraelowi. Trudno oceniać czy w ujęciu tych najpierwotniejszych przekazów dotyczących interwencji Boga mamy do czynienia z eschatologicznym przesłaniem. Dzień Jahwe dotyczył też przecież zdarzeń przeszłych ( Ez 13, 5; 34, 12 ). Jednak w pewnym momencie te oczekiwania zaczęły się kształtować w przekonanie, że kiedyś przecież Bóg musi podjąć kroki ostateczne. Temat ten był podejmowany przez cały czas i oczekiwania związane z tym wydarzeniem stały się coraz bardziej precyzyjne. W wizjach apokaliptyków Sąd Jahwe nad narodami był ukoronowaniem historii świata:
„Patrzyłem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce (…) Sąd zasiadł i otwarto księgi (…). Wtedy odbędzie się sąd i odbiorą mu władzę, by go zniszczyć i zniweczyć doszczętnie” ( Dn 7, 9. 26 ).
Sąd obejmuje już nie tylko żyjących ale i zmarłych wskrzeszonych do życia ( Dn 12, 2 ). To największy postęp w stosunku do wizji proroków. Jednakże różne Pisma wyobrażały to sobie zmartwychwstanie na wiele sposobów. „Testament XII Patriarchów” przewiduje powrót do życia patriarchów ( TestSym 6, TestZab 10 ) a dopiero w następnej kolejności sprawiedliwych ( TestJud 25 ) a w końcu wszystkich nawet i gojów ( TestBen 10 ). „Psalmy Salomona” powstałe prawdopodobnie w środowisku wczesnofaryzejskim wieszczą zmartwychwstanie tylko sprawiedliwych ( PsSal 3, 10 – 12 ). Późna „4 Księga Ezdrasza” przekazuje już wyraźną wiarę w powszechne zmartwychwstanie ludzkości. Księga Henocha etiopskiego przez to, że jest połączeniem odrębnych pięciu Pism pomiędzy , którymi prawdopodobnie nie zachodziła filiacja ( tzw. Pięcioksiąg Henochicki ), przekazuje nam różne rozbieżne poglądy na temat zmartwychwstania ( HenEt 22, 1; 61, 5; 90, 33; 91 10 ). „Apokalipsa Barucha” ma ten sam problem – widać w niej wyraźne wahania pomiędzy zmartwychwstaniem sprawiedliwych a zmartwychwstaniem powszechnym ( ApBar 30, 1 – 5; 50, 2; 51, 3 ). Dobitne potwierdzenie powszechnego zmartwychwstania odnajdujemy dopiero w bardzo późnych Pismach: „Apokalipsie Mojżesza” i „Księgach Sybilińskich” ( ApMojż 10. 13. 28. 41; „Księgi Sybilińskie” 4, 40. 178 ).
Sprawiedliwym przypadnie raj natomiast grzesznicy udają się do doliny, która w HenEt jest wyraźnym odniesieniem do Ge-Hinnom, Doliny (syna/ów) Hinnoma, Doliny Jęku, Gehenny. Nie należy zawsze i w każdym wypadku odbierać dosłownie tych hiperbolicznych metafor proroków i apokaliptyków. Chcieli oni przede wszystkim wskazać, iż Sąd Boży będzie nagłym i niespodziewanym wydarzeniem o kosmicznych rozmiarach a wyroki, które na nim zapadną będą nieodwołalne. Starożytne aramejskie tłumaczenia Pism proroków ( targumy ) wprowadzają nazwę Gehenna nawet tam gdzie nie występowała ona w oryginale hebrajskim:
„I wyjdą, i patrzeć będą na trupy ludzi, grzeszników, którzy zbuntowali się przeciwko mojemu słowu: bo dusze ich nie umrą, a ich ogień nie zagaśnie; i niegodziwcy sądzeni będą w piekle [ dosł. Gehennie ], aż sprawiedliwi powiedzą o nich: widzieliśmy wystarczająco [wiele]” ( tg Iz 66, 24; tłum. ks. prof. Hryniewicz ).
Literatura żydowska im bliżej czasów Jezusa, coraz bardziej podkreśla możliwość ukarania przez Boga grzeszników:
„Jeżeli bowiem teraz uniknę ludzkiej kary, to z rąk wszechmocnego ani żywy, ani umarły nie ucieknę” ( 2 Mch 6, 26 ).
Uczony w Piśmie Eleazar wyraża pewność boskiej odpłaty dla grzeszników i potępionych nawet zmarłych. Dolina Ge – Hinnom lub też Ge – Ben – Hinnom położona na południe od Jerozolimy ( zbieg dolin Tyropeonu, Cedronu i Wadi er – Rababi ) stała się symboliczną nazwą tego miejsca kaźni. Według uwagi Rabina Davida Kimhi komentującego Ps 27, 13 ( ok. 1200 r. po Chr. ) w Dolinie (syna/ów) Hinnoma palono śmieci i zwłoki ludzkie. Hermann Strack i Paul Billerbeck – autorzy monumentalnego komentarza talmudycznego do NT – uważają, że na poparcie tej hipotezy nie ma jakichkolwiek dowodów archeologicznych oraz piśmienniczych pochodzących z epoki międzytestamentalnej ( Hermann L. Strack and Paul Billerbeck, „Kommentar zum Neuen Testament aus Talmud and Midrasch „, 5 vols. [Munich: Beck, 1922-56], 4:2: s.1030 ). Historyk żydowski Józef Flawiusz również nie wspomina o występowaniu takiego zjawiska. Prawdopodobnie po roku 70 po Chr. rejon ten został wykorzystany przez legionistów rzymskich ( X Legion ) do kremacji ciał swoich towarzyszy. To jedyny poświadczony archeologicznie przykład palenia zwłok w tym regionie w I w. po Chr. ( Gabriel Barkay, „The Riches of Ketef Hinnom.” Biblical Archaeological Review” 35:4-5 (2005), s. 22–35, 122–26 ). Gehenna jest dlatego wieczna, ponieważ symbolizuje wieczny Sąd a nie wieczność samego zjawiska.
„Po [nim będzie dziesiąty tydzień, w którego siódmej czę]ści BĘDZIE WIECZNY SĄD”. ( 4Q212 kol. 4, 19 – 26; par. HenEt 91, 15 – 16 ).
W czasach Jezusa faryzeizm podzielił się na dwa zasadnicze kierunki: Szkołę Hillela i Szkołę Szammaja. Szammaici podzielili zmartwychwstały tłum na trzy kategorie: sprawiedliwych, grzeszników i średnich. Pierwszej z grup przyznali natychmiastowe zbawienie i osiągnięcie życia wiecznego, trzecia z grup musi się udać – w myśl ich nauki – do Gehenny w celu męki terapeutycznej, po ekspiacji dołączają oni do sprawiedliwych – Gehenna spełnia więc funkcję czyśćca eschatologicznego. Grzesznicy udają się do Gehenny i cierpią tam wieczne męki. Szammaitów do tej wizji skłoniła interpretacja Księgi Daniela ( Dn 12, 2 ).
Hillelici pierwszej i trzeciej grupie przydzielili prawo do natychmiastowego zbawienia w trakcie zmartwychwstania. Według hillelitów w przypadku średnich przeważa miłosierdzie Boże. Grzesznicy z kolei po zadanych im mękach ulegają anihilacji. W przypadku niektórych jednostkowych ciężkich przewinień męka trwa dłużej i pomimo iż Gehenna ma swój koniec będą oni dalej egzystować – gdzie i w jakiej formie nie wyjaśniono. Najpopularniejsza ze szkól faryzejskich w czasach Jezusa NIE WIERZYŁA W PIEKŁO! Ci, którzy uznawali możliwość wtrącenia do Gehenny przydzielali ją naprawdę nielicznym i to do tego stopnia, iż Rabini potrafili wymieniać imiennie osoby, które się tam znajdą. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, ze poglądy na Gehennę nie były jednolite i nie należy na podstawie tego fragmentu formułować wniosku, iż wierzono w karę wieczną w Gehennie. Doktrynę autorytatywną na ten temat ogłosił Rabbi Akiwa:
„Pokolenie Potopu zostało skazane na dwanaście miesięcy, Hiob na dwanaście miesięcy, Egipcjanie na dwanaście miesięcy, Gog i Magog na tamtym świecie na dwanaście miesięcy i bezbożnicy w gehennie na dwanaście miesięcy. R. Jochanana b. Nuri rzekł: <>” ( Eduj. 2, 10 ).
Co w takim razie po dwunastu miesiącach czekało najbardziej grzeszne w oczach Żydów pokolenie potopu:
„Wyrok wydany na pokolenie potopu wynosi dwanaście miesięcy. KIEDY PRZETRWAJĄ TEN OKRES, DOSTĄPIĄ UDZIAŁU W ŻYCIU PRZYSZŁYM” ( Gen. R. 28, 9 ).
Nie ma się więc co dziwić, że piekło w takim układzie stało się dla niektórych mędrców czymś zbędnym i Szymon ben Lakisz ( III w. po Chr. ) zaprzeczył istnieniu w ogóle jakiegoś osobnego miejsca karania grzeszników:
„NIE MA ŻADNEJ GEHENNY W ZAŚWIATACH. Święty jedyny ( niech będzie błogosławiony! ) wyjmie słońce z jego pokrowca i zaleje ( świat jego prażącymi promieniami ). Bezbożni zostaną w ten sposób ukarani, a sprawiedliwi uleczeni” ( A. z. 3 b )”.
Reasumując dostrzegamy w myśli rabinicznej trzy główne nurty dotyczące losu grzeszników. Pierwszy nurt reprezentowany przez szammaitów mówi o ich wiecznej karze, drugi reprezentowany przez hillelitów mówi o ich anihilacji a trzeci zapowiada przebaczenie po okresie cierpień w Gehennie.
W teologii późnego judaizmu coraz częściej Sędzią nie jest Bóg a specjalnie do tego powołani ludzie. Mocno sugeruje to tekst Dn 7, 22 w tłumaczeniu LXX mówiąc o tronach dla Świętych Najwyższego ( por. Dn 7, 9. 22 LXX ). Motyw ten rozwijała również myśl rabiniczna:
„Rabbiowie twierdzili: W życiu wiecznym Święty Jedyny ( niech będzie błogosławiony! ) zasiądzie a aniołowie ustawia trony dla ludzi wielkich spośród Izraela, którzy na nich zasiądą; Święty Jedyny ( niech będzie błogosławiony! ) zasiądzie ze starszymi Izraela jak przewodniczący bet din i sądzić będzie pogańskie narody” ( Tanchuma Kedoszin 1; por. także Mdr 3, 8; Jub 24, 29; HenEt 38, 5; 48, 9; 95, 3; tg Iz 66, 24 ).
Narody pogańskie miały poszczególnych opiekunów w postaci aniołów ( „książąt” ) reminiscencje tego spotykamy w Dn 10, 20 oraz qumrańskiej „Wojnie synów światłości” stąd w teologii Pawła z Tarsu zaskakująca koncepcja Sądu nad aniołami ( 1 Kor 6, 2 ). Taki Sąd lub też inaczej mówiąc Gehenna nie może trwać wiecznie jest to jedynie symboliczne określenie kategoryczności i realnej rzeczywistości zbliżającego się Sądu ( Hbr 6, 2 ). W jego trakcie sprawiedliwi maja zadecydować, także o jego jurysdykcyjnym końcu – co w praktyce oznaczało koniec odosobnienia ( męki, kaźni, zgrzytania zębami itd. ) grzeszników po zapadnięciu takiej decyzji ( HenEt 108, 15; tg Iz 66, 24 ).
Jezus z Nazaretu bardzo często mówił o Sądzie jako rzeczywistości czekającej wszystkich przed nastaniem Królestwa Bożego. Po nakreśleniu tła spróbuję z zachowanych w tradycji synoptycznej logiów ( Q, Mk, M, L ), które mogą uchodzić za autentyczne odpowiedzieć czy Mistrz z Nazaretu wniósł coś oryginalnego do myśli żydowskiej w tym zakresie.
KOMU BÓG POWIERZYŁ SĄD NAD GRZESZNYMI LUDŹMI?
P. Andrzej pisał (12 lutego 2014, 23:03): „historyczny Jezus nie pasuje do roli groźnego sędziego, który ma przybyć w huraganie ognia i błyskawic (…). Tak, wydaje mi się, że Jezus postąpił słusznie oddając tron sądowniczy swoim dwunastu uczniom (Q 22, 28. 30), bo On przepuściłby wszystkich do rajskiego bankietu. Oby tylko nie osądzał nas Kefas, bo marny nasz los (Dz 5, 1-11)”.
Ale Kefas jest jednym z Dwunastu! I co, mamy obawiać się jego groźnych werdyktów, podobnych do tego w stosunku do Ananiasza i Szafiry z Dz? Jestem przekonany, że Kefas po drugiej stronie życia nie jest już porywczym Kefasem ziemskiego czasu. W rzeczy samej nie wiemy, na czym ma polegać ów udział dwunastu uczniów Jezusa w Sądzie Bożym. Jestem skłonny myśleć, że wraz z Jezusem są oni wszyscy rzecznikami miłosierdzia.
Tak, za życia ziemskiego Jezus był „przyjacielem celników i grzeszników” (Q 7, 34). Ale Sędzią będzie Jezus zmartwychwstały, wywyższony Kyrios, Pan, na imię którego ma „zgiąć się każde kolano w niebiosach, na ziemi i pod ziemią” (Flp 2,10). Czy okaże się On zgoła inny niż Ten, którego znamy jako Jezusa historycznego? Nie jestem w stanie w to uwierzyć.
Jakże zastanawiającym jest fakt, że w Nazarecie, kiedy Jezus odczytuje proroctwo Izajasza (61,1-2) o „Duchu Pana” nad sobą, URYWA NAGLE CZYTANIE NA SŁOWACH: „ABYM… OGŁOSIŁ ROK MIŁOSIERDZIA PANA” (Łk 4, 19). A przecież w tekście Trito-Izajasza („Księga Triumfu”) czytamy: „abym obwieszczał rok łaski Pańskiej i DZIEŃ POMSTY naszego Boga” (w. 2). W targumie aramejskim te słowa oddano następująco:
1.(…) Appear in light! 2. To proclaim the acceptable year of the Lord, and the day of vengeance of our God… 1. (…) Ukaż się w świetle!) 2. Aby ogłosić łaskawy (=dobry do przyjęcia!) rok Pana i dzień pomsty naszego Boga.
Nie pomsta, ale miłosierdzie! To się liczy przede wszystkim w oczach Jezusa. O tym chciał powiedzieć przede wszystkim swoim rodakom. Myśl o sądzie nie jest jedynie postrachem dla grzesznych ludzi. Teksty biblijne zarysowują postać Sędziego, który miłuje ludzi, kimkolwiek On będzie – sam Bóg jak w tekstach Starego Testamentu, czy też Jezus Chrystus, nazwany Zbawicielem w Nowym Testamencie (Łk 2,11; J 4,42; Dz 5,31; 13,23; 2 Tm 1,10; Tt 1,4).
Psalmy i Księgi Proroków tchną szczególnym ogromem miłosierdzia Boga, Jego niezawodnej dobroci i czułości. Nie szukajmy w nich jedynie ognia, gniewu i odpłaty ze strony Boga. Nawet w smętnych Lamentacjach słyszymy niezwykłe zapewnienie: „Nie wyczerpała się litość Pana (JHWH), miłość nie zgasła. Jest nowa i świeża co rano: ogromna Twa wierność. (…) Bo NIE JEST ZAMIAREM PANA ODTRĄCIĆ NA WIEKI” (Lm 3, 22-23.31). W Psalmie 136 aż 26 razy powtarza się refren: „bo wieczna jest jego łaska”!
Sąd Boży to stanięcie w świetle całej rzeczywistej prawdy o sobie i o swoim życiu. Takie znalezienie się w prawdzie jest zwieńczeniem istnienia. Otwiera ono drogę do uczestnictwa w rzeczywistości jeszcze większej i bardziej niezwykłej niż to wszystko, co do tej pory przeżywaliśmy. Żyjąc na ziemi nie jesteśmy zdolni w pełni osądzić siebie samych. Często nie rozumiemy własnych słów, decyzji i czynów, a także ich dalekosiężnych konsekwencji. Jest w nas coś, czego jeszcze nie znamy lub nie rozumiemy.
W tym świetle łatwiej zrozumieć stanowczy nakaz Jezusa w Jego nauczaniu, aby nie sądzić innych. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Jak bowiem sądzicie, tak będziecie osądzeni, i jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą” (Q 6,37-38; zob. Mk 4,24).
Sąd należy do Tego, który jest samą Prawdą i Mądrością. To On, miłujący ludzi i miłosierny, będzie miał ostatnie słowo do powiedzenia. Prawda o Bożym sądzie ma moc wyzwalającą. Jest DAREM dla grzesznych ludzi. W następnym komentarzu rozwinę te myśli.
SĄD JAKO DAR DLA GRZESZNYCH LUDZI STWORZONYCH NA OBRAZ BOŻY
Wciąż drążę jeszcze SŁOWA TARGUMU Iz 66,24: „niegodziwcy sądzeni będą w Gehennie, aż sprawiedliwi powiedzą o nich: widzieliśmy wystarczająco [wiele]”.
To niezmiernie ważne stwierdzenie, iż sąd i Gehenna są w ścisłym związku ze sobą. I rola sprawiedliwych, chociaż bliżej nieokreślona.
W poprzednim komentarzu (11 lutego 2014, 11:05) pisałem o wizji Chrystusa „w płomieniach ognia” (2 Tes 1,8) jako symbolu sądu i oczyszczenia. Skąd autor, pisząc ok. 52 roku naszej ery II List do Tesaloniczan (być może uczeń Pawła) zaczerpnął ten motyw Chrystusa w ogniu?
Ze względu na pewną zbieżność wizji sięgam do HEBRAJSKIEGO TEKSTU Iz 66,15-16: „Bo oto PAN PRZYBYWA W OGNIU, a Jego rydwany [pędzą] jak burza, by zaspokoić swój gniew pożogą i groźby swoje PŁOMIENIAMI OGNIA. Bo PAN SĄDU DOKONUJE OGNIEM i mieczem swym – nad wszelkim ciałem, tak iż wielu będzie pobitych przez Pana”.
Jak te dwa wersety zostały przekazane W TARGUMIE ARAMEJSKIM?
15. For behold, the Lord shall be revealed with fire, and his chariots as a whirlwind, to render His anger with fury, and His rebuke with flames of fire.
16. For by fire and by His sword will the Lord judge all flesh, and the slain shall be many before the Lord.
15. Oto bowiem Pan objawi się w ogniu, a jego rydwany jak trąba powietrzna, by uczynić Jego gniew [pełnym] gwałtowności, a Jego skarcenie płomieniami ognia.
16. Bowiem Pan SĄDZIĆ BĘDZIE WSZELKIE CIAŁO OGNIEM i swoim mieczem, a pobitych będzie wielu przed Panem.
Mamy zatem wciąż do czynienia z metaforyką ognia w Gehennie jako środowisku, a raczej w procesie dokonującego się sądu. O sądowniczej roli Bożego Słowa, którego działanie jest podobne do miecza pisał dosadnie autor Listu do Hebrajczyków: „Żywe jest bowiem Słowo Boga i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, ZDOLNE OSĄDZIĆ MYŚLI I ZAMIARY SERCA” (Hbr 4,12).
JAK ROZUMIEĆ SĄD BOŻY?
To wydarzenie jest spotkaniem człowieka z samą Prawdą i Dobrem. W tym spotkaniu każdy dochodzi do jasnego wglądu w samego siebie i osądza swoje życie. Dostrzega bez osłony prawdę o sobie i decyzjach własnej wolności oraz prawdę o niezmierzonej miłości Boga. Wyrok nie musi pochodzić z zewnątrz, gdyż każdy nosi go już w samym sobie, w całej prawdzie swojego życia z jego stronami jasnymi i ciemnymi. Boża światłość otwiera oczy stworzeniu na całe dzieje jego wolności. Jestem przekonany, że BÓG NIE INSCENIZUJE DWÓCH SĄDÓW, SZCZEGÓŁOWEGO I OSTATECZNEGO. JEST TYLKO JEDEN BOŻY SĄD – ,,SĄD GODNY BOGA” (Mdr 12,26). Dokonuje się on w śmierci i dalszych losach człowieka, który musi osądzić sam siebie i dokonać ostatecznego wyboru.
Nie należy wyobrażać sobie wydarzeń ostatecznych (sąd, zmartwychwstanie, Gehenna”, oczyszczenie, nawrócenie) jako sukcesywnie następujących po sobie stanów. Jest to jeden i ten sam OSTATECZNY PROCES PRZEOBRAŻENIA CAŁEGO LUDZKIEGO JESTESTWA. Dzięki temu procesowi człowiek może odnaleźć swoją prawdziwą tożsamość i osiągnąć cel, dla którego został stworzony. Śmierć człowieka jest jego „przejściem” (paschą!) do ostatecznego przeobrażenia i spełnienia całego życia.
Teologia współczesna chętnie posługuje się pojęciem ,,opcji fundamentalnej”. Przez konkretne decyzje i czyny człowieka w ciągu całego życia zarysowuje się jego zasadniczy wybór za Bogiem lub przeciwko Niemu. Wybór ten ujawnia się ostatecznie w godzinie śmierci. Czy owa opcja fundamentalna ma jednak decydujące znaczenie dla ostatecznego losu człowieka? Czy sam człowiek decyduje o swojej przyszłości na całą wieczność? Czy Bóg nie ma już nic do powiedzenia?
NIE JESTEŚMY POZOSTAWIENI SAMI SOBIE
Tu właśnie ujawnia się cała doniosłość tego wydarzenia, które nazywamy „Sądem Ostatecznym” Boga nad dziejami człowieka i świata. Istota ludzka nie jest pozostawiona sama sobie, swojemu sądowi, a nawet swojej opcji fundamentalnej. Ostatnie słowo należy do Boga. Sąd Ostateczny nie jest jedynie usankcjonowaniem przez Niego ludzkich opcji fundamentalnych, dokonanych w mroku wiary lub w całkowitej niewierze. Nie jest boskim werdyktem nad historią doczesnej wolności człowieka, ,,zamrażającym” ją na zawsze w jej końcowej decyzji. Wyobrażenie o tego rodzaju skamienieniu na zawsze ludzkiej wolności jest jedną z podstawowych przesłanek tradycyjnej eschatologii o charakterze penitencjarnym. To ono przyczyniło się w decydującej mierze do zaniku eschatologii nadziei i ukształtowania się eschatologii strachu przed Bogiem. Ewangelia przestaje być wówczas Dobrą Nowiną. Wówczas myśl o śmierci i sądzie może jedynie budzić przerażenie.
Ludzka wolność z natury swej dąży, świadomie lub nieświadomie, do zajęcia ostatecznego stanowiska względem Boga. On jest ostatecznym źródłem i celem wolności. Celu tego człowiek nie jest jednak w stanie osiągnąć własnymi siłami i decyzjami. Za życia ziemskiego decyzje wolności są odwracalne i pozbawione pełnej oczywistości. Poszczególne czyny nie stanowią jeszcze decyzji ostatecznej. Choć wybór Boga dokonuje się poprzez konkretne czyny, nie znamy jednak ich rzeczywistej doniosłości, głębi i następstw. Ponosimy wprawdzie za nie odpowiedzialność, ale nie wiemy często, co czynimy: ,,nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Nie zdajemy sobie sprawy z możliwych konsekwencji naszych czynów, sięgających w przyszłość. Możemy osądzić sami siebie i innych, ale są to jedynie sądy prowizoryczne, tymczasowe i przybliżone. Nikt nie jest w stanie dokonać ostatecznego i całkowicie pewnego osądu swoich własnych decyzji. „Nie wie człowiek, jeśli [czy] jest miłości czy nienawiści godzien” (Koh 9,1; przekł. ks. Jakuba Wujka,1599). Sąd ostateczny należy do samego Boga. To On przyjmuje człowieka w czasie odejścia, wraz z całym jego życiem i wszystkimi decyzjami wolności.
SĄD OSTATECZNY JAKO WYZWALAJĄCE I PRZEOBRAŻAJĄCE DZIAŁANIE BOGA
Gdyby sąd ostateczny polegał jedynie na ostatecznym usankcjonowaniu opcji fundamentalnej, wówczas w przypadku opcji negatywnej trzeba by przyjąć jakieś ,,uwiecznienie” grzechu przez Boga. Ludzkie ,,nie” otrzymywałoby od Niego swoją ostateczną definitywność. Jest to myśl zgoła absurdalna. Bóg nie może ,,ocalić” i wynosić do wieczności ludzkiego grzechu! Musielibyśmy wówczas mówić o swego rodzaju ocaleniu (zbawieniu!) negatywnym, iście infernalnym.
Bóg nie pozostawia nawet największego grzesznika w piekielnym kręgu negacji i mroku. Nie wydaje najbardziej zbuntowanej wolności jej własnemu losowi, wyznaczonemu złym użytkiem boskiego daru. W przeciwnym razie ludzkie „nie” nabierałoby przerażającej ostateczności negatywnej. Byłoby to sprzeczne z samą naturą Boga, który jest miłością, zawsze w końcu zwycięską.
OSTATECZNY CHARAKTER SĄDU polega na tym, że Bóg doprowadza do spełnienia i definitywnego urzeczywistnienia ludzkie ,,tak”, jakkolwiek niedoskonałe i ułomne w ciągu całego życia doczesnego. Sąd ostateczny nie jest samym potwierdzeniem i uwieńczeniem stanu niedoskonałego wyboru Boga, Nie zasługiwałby wówczas na miano ostatecznego. Tymczasem, dzięki sile swej miłości do stworzeń Bóg doprowadza wolny wybór człowieka do całkowitego spełnienia. Niedoskonałe ,,tak” zostaje wyzwolone z wszelkich ograniczeń, które za życia doczesnego miały swoje źródło w słabości i niewiedzy.
To wyzwolenie nie jest owocem zmagania samej wolności ludzkiej, lecz przede wszystkim dziełem zwycięskiej i przeobrażającej miłości Boga. To Bóg ostatecznie zwycięża, kiedy nawet oporną istotę zdolny jest doprowadzić do celu, dla którego została stworzona. Współczesna eschatologia ukazuje SĄD OSTATECZNY JAKO STWÓRCZY I PRZEOBRAŻAJĄCY AKT BOGA nadający życiu ludzkiemu jego charakter ostateczny i definitywny. SĄD TEN WYZWALA I ODSŁANIA W CAŁYM BLASKU PIERWOTNĄ IKONICZNOŚĆ CZŁOWIEKA. Dopiero wówczas staje się widoczne, do czego ludzkie życie i ludzka wolność zostały stworzone. Dopiero wówczas objawi się w całej pełni jedność boskiego planu stworzenia i zbawienia.
Dzięki współdziałaniu z Bożą dobrocią, ludzka wolność, nawet ta najbardziej oporna, może wreszcie wypowiedzieć Bogu swoje ostateczne i definitywne „tak”. Taki jest kres i spełnienie przeobrażającego działania Boga w ciągu życia doczesnego. Osiągnięcie celu nie dokonuje się w oderwaniu od konkretnych decyzji wolności ludzkiego życia, które układały się już wcześniej w fundamentalną opcję za Bogiem lub przeciw Niemu. Według Ewangelii Mateusza, w nauce Jezusa ostatecznym kryterium sądu jest stosunek człowieka do bliźnich, zwłaszcza „najmniejszych” (Mt 25,40.45).
Sprawa Boga rozgrywa się ustawicznie w sprawach ludzkich: ,,Mnie uczyniliście”, ,,Mnie nie uczyniliście”. Poprzez konkretne decyzje i czyny, człowiek decyduje równocześnie o swoim stosunku do Boga. Sąd dokonuje się codziennie w ludzkim sercu i sumieniu już za życia doczesnego (zob. 1 Kor 11,29-32; 1 Tes 2,4). W KRZYŻU I ZMARTWYCHWSTANIU CHRYSTUSA BÓG DOKONAŁ RAZ NA ZAWSZE SĄDU NAD LUDZKIMI DZIEJAMI. JEST TO SĄD PRZEBACZENIA, MIŁOSIERDZIA I MIŁOŚCI. Przez swoje postępowanie my z kolei osądzamy samych siebie. Rozstrzygamy o swoim stosunku do Boga, który ostatecznego sądu zmiłowania już dokonał nad całą ludzkością.
SĄD UZDRAWIAJĄCY I ŻYCIODAJNY –
OSTATECZNE ZWYCIĘSTWO BOGA NAD ZŁEM
Boży Sąd jest darem dla wolności rozumnej istoty. Kategoria daru wydaje się najbardziej wyrażać istotę sądu ostatecznego. Dzięki niemu spełnia się ostateczna celowość, dla której ludzka wolność została podarowana. Sąd ostateczny jest wypełnieniem zwycięstwa Boga nad ludzkim grzechem i śmiercią. W świetle IV Ewangelii istnieje jakaś tajemnicza i bezpośrednia więź między śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa a sądem ostatecznym. „TERAZ ODBYWA SIĘ SĄD NAD TYM ŚWIATEM” (J 12,31) – oświadcza Jezus przed swoją śmiercią i przekazuje niesłychaną obietnicę: ,.A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32).
Nawet jeśli uznamy, że nie są to słowa historycznego Jezusa (co do tego absolutnej pewności tu na ziemi mieć chyba nie będziemy), to musimy przyjąć, że jest to tekst natchniony i nie wolno go ignorować. P. Andrzej przyznał już wcześniej (31 stycznia 2014, 23:07):
„Rozmawiamy o Jezusie historycznym i nawet jeśli nie uznaję, że wypowiedział On jakieś słowa to jednakże, nie wypowiadam się o ich natchnieniu. Tekst Pisma Świętego podlega interpretacji w świetle nauki Kościoła i jego orzeczeń. Przynajmniej tak podchodzą do tego tematu badacze katoliccy”.
Ostateczny sąd Boga został już wydany. Jest pełen przebaczenia i nowego życia. TO, CO DOKONAŁO SIĘ W ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIU JEZUSA JEST JUŻ JEGO ANTYCYPACJĄ, ZAPOWIEDZIĄ, WYDARZENIEM UPRZEDZAJĄCYM COŚ JESZCZE WIĘKSZEGO – WYDARZENIEM PROLEPTYCZNYM I PROROCZYM (gr.: prólēpsis = antycypacja, wyprzedzenie). Sąd ostateczny jest końcową pełnią przebaczającego sądu Boga na krzyżu i w zmartwychwstaniu Jezusa. „Końcowy akt Boga jest życiodajnym sądem, który przebacza, uzdrawia, oczyszcza i nadaje pełnię, a stąd także ostateczność ludzkiemu życiu– tę ostateczną tożsamość, dla której zostało ono stworzone i ku której jest skierowane” (J. R. Sachs, Current Eschatology: Universal Salvation and the Problem of Hell, „Theological Studies” 52: 1991, s. 251).
ASYMETRIA MIĘDZY GRZECHEM A ŁASKĄ
Nauka Nowego Testamentu o ostatecznych losach ludzkości nie jest prostą kontynuacją poglądów starotestamentowych. Chodzi zwłaszcza o tę żydowską wizję Sądu Ostatecznego, który prowadzi do wiecznej nagrody lub kary, gdyż kończy się podwójnym wyrokiem. Zasadnicza NOWOŚĆ NAUKI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ polega na wierze, że Bóg przez Jezusa Chrystusa już dokonał definitywnego zwycięstwa nad grzechem i że ŁASKA JEST MOCNIEJSZA NIŻ GRZECH.
Nie może odtąd być mowy o symetrycznej wizji zbawienia i zatracenia, nagrody i kary. Pomiędzy niszczycielską siłą grzechu a zbawczą i uzdrawiającą mocą łaski istnieje zasadnicza dysproporcja. Słowa apostoła Pawła są w tym względzie szczególnie wyraźne: „Inaczej jest jednak z przestępstwem i z darem łaski. (…) Gdzie zaś pomnożył się grzech, szczególnie zaobfitowała łaska” (Rz 5,15.20). Prawdopodobnie chrześcijanin drugiego pokolenia, autor tzw. Listów pasterskich tak pisał: „Objawiła się bowiem wszystkim ludziom zbawcza łaska Boga, która wychowuje nas (paideúousa hemãs)…” (Tt 2,11). Niezwykłe określenie: ŁASKA WYCHOWUJĄCA LUDZI.
Nowotestamentowe teksty zwiastujące uniwersalizm zbawienia potwierdzają asymetrią pomiędzy destrukcyjną siłą ludzkiego „nie”, a ocalającą mocą boskiego „tak”. W ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIU JEZUSA DOKONAŁ SIĘ JUŻ SĄD OSTATECZNY NAD ŚWIATEM. Wyrok Boga jest przesłaniem o Jego łasce i miłosierdziu, mądrości i życzliwości względem grzesznych ludzi. Zmartwychwstanie Jezusa to znak zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. „W Chrystusie bowiem Bóg pojednał świat z sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów…” (2 Kor 5,19).
Podważone zostało tym samym symetryczne rozumienie nagrody i kary dochodzące często do głosu w czasach Starego Przymierza. To właśnie szkoła Szammaja stale powoływała się na słowa z Księgi Daniela: „Wielu zaś, co śpi w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie” (Dn 12,2). Natomiast szkoła Hillela przypominała o tekście: „Bóg miłosierny i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność” (Wj 34,6).
Zdaniem Abrahama Cohena, „w I wieku jedna z najważniejszych szkół, opierając się na wersecie z Księgi Daniela, uznała, że ludzi całkowicie bezbożnych czeka kara wieczna. Natomiast pozostałe szkoły uważały, że taka doktryna jest niezgodna z miłosierdziem Bożym. Grzesznicy muszą zostać ukarani. Przez dwanaście miesięcy cierpią ból, a następnie zostają skazani na unicestwienie, nie zasługują bowiem na to, by wstąpić do Ogrodu Edeńskiego. Ci, którzy byli wyjątkowo grzeszni, pozostają w Gehennie na ‘długie, długie pokolenia’ [tu odniesienie do Iz 66,24; WH], ale termin ten nie oznacza wieczności, co wynika jasno ze stwierdzenia: ‘Gehenna się skończy’. Kiedy ich cierpienia dobiegną końca, nie zostaną unicestwieni, lecz będą istnieć nadal jako świadome formy – jakie i gdzie, nie wyjaśniono – nieustannie dręczone wyrzutami sumienia”
(A. Cohen, „Talmud. Syntetyczny wykład na temat Talmudu i nauk rabinów dotyczących religii, etyki i prawodawstwa”, przeł. Regina Gromacka, Warszawa 1995, s. 378-379). Na podstawie cytatów ostatniego komentarza (13 lutego 2014, 16:09) wnioskuję, że P. Andrzej chętnie sięga do tego monumentalnego studium.
Również niektórzy prorocy głosili jeszcze przed wygnaniem i w jego początkach, iż zbliżający się SĄD BOGA NIE JEST JEGO SŁOWEM OSTATNIM; że nie należy tracić nadziei na zmiłowanie. To właśnie „reszta Izraela”, o której pisał także autor IV Księgi Ezdrasza, jest obietnicą błogosławionej przyszłości dla narodu i całego świata (zob. końcowy śródtytuł mojego wpisu z 21 stycznia 2014, 11:01).
Wierność Boga jest nieporównywalna z niewiernością narodu. I to właśnie nadaje Sądowi Bożemu jego świetlane oblicze, budzące ufność i nadzieję.
Witam ks. prof. Hryniewicza!
Cohena mam od dwóch tygodni. Do tej pory opierałem się na:
„Z mądrości Talmudu”, przeł. S. Datner i A. Kamieńska, Warszawa 1988.
„Pirke Awot”, przeł. E. Gordon i rabin S. Pecaric, Pardes 2009.
„Talmud Babiloński. Traktat Chagiga”, przeł. G. Zlatkes, WAM, Kraków 2009.
„Talmud” przeł. Izaak Kramstuck. – Warszawa : Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1990.
Cytaty z talmudu do tej pory pochodziły głównie z tej ostatniej pozycji i pierwszej. Pod ręka mam też zawsze W. Tylocha i jego bezcenne „Opowieści mędrców Talmudu”. Na razie nie jestem w stanie ocenić całości książki Cohena ale bardzo pozytywnie wyglądają tłumaczenia sentencji rabinów. Cohen korzysta z wielu lekcji pochodzących z różnych rękopisów. To jednak bardziej dzieło egzegetyczne ale pomaga usystematyzować nauki rabinów, które w Talmudzie są poukładane niezwykle chaotycznie.
Mam za to zupełnie inne pytanie w tg Iz 30, 33 napotykamy taki ustęp:
„For hell is made ready from eternity on account of their sins. Yea, the eternal King hath prepared it deep and wide: a fiery pyre as of abundance of fuel burns in it: the Word of the Lord, like an overwhelming torrent of brimstone, shall kindle it”.
Chciałem się zapytać jak ks. prof. go odbiera? Trochę odbiega on od oryginału hebrajskiego no i znowu jest ta Gehenna, która autor uparcie tłumaczy jako piekło?
P. s.
Ten Kefas to ironia. Proszę nie brać tego na serio.
Pozdrawiam.
GEHENNA PRZYGOTOWANA PRZEZ BOGA OD WIECZNOŚCI?
Panie Andrzeju!
Przeczuwałem, że ironia kryje się we wzmiance o tym, iż Jezus „przepuściłby wszystkich do rajskiego bankietu. Oby tylko nie osądzał nas Kefas, bo marny nasz los ( Dz 5, 1 – 11 )”.
Co do TARGUMU Iz 30,33 to mam go na uwadze i w pamięci od ponad tygodnia. Chodzę z nim i myślę. Zastanawia i frapuje. Przyjrzyjmy się najpierw dokładnie przekładowi tekstu hebrajskiego:
„Bo dawno przygotowano Tofet [palenisko], ono jest także DLA KRÓLA gotowe, zostało pogłębione, rozszerzone; stos węgla i drwa w nim wiele. Tchnienie Pana niby potok siarki je rozpali” (BT).
Sens słów Proto-Izajasza, w kontekście gróźb skierowanych do Asyrii, jest wyraźny: chodzi o symbol kary przygotowanej dla Sennacheryba, króla asyryjskiego. Jeżeli Dolina Ge-Hinnom jest według proroków (zob. Jr 7,31-32) miejscem gdzie na cześć fenickiego bożka Molocha palono dzieci (stąd „Dolina Jęku”, „Dolina Mordu”!), to zrozumiała jest gra słów Moloch i Melek (król).
A tymczasem uwaga!
PARAFRAZA ARAMEJSKA ZMIENIA SENS WYPOWIEDZI. Nadaje jej wymowę wysoce teologiczną:
„For hell is made ready from eternity on account of their sins. Yea, the eternal King hath prepared it deep and wide: a fiery pyre as of abundance of fuel burns in it: the Word of the Lord, like an overwhelming torrent of brimstone, shall kindle it”.
“BOWIEM GEHENNA [nie: piekło! jak przekładał Rev. C.W.H. Pauli, 1871] JEST PRZYGOTOWANA OD WIECZNOŚCI Z POWODU ICH GRZECHÓW. Zaiste, ODWIECZNY KRÓL PRZYGOTOWAŁ JĄ głęboką i szeroką: ognisty stos niczym obfitość paliwa w niej płonie: rozpali go Słowo Pana jak wezbrany potok siarki”.
Wnioski:
1. Gehenna jest przygotowana od wieczności z powodu ludzkich grzechów.
2. Kto ją przygotował? „Odwieczny Król”! I to głęboką i szeroką.
3. Kto ją rozpali? „SŁOWO PANA jak wezbrany POTOK SIARKI”!
4. Stąd chyba także powtarzający się motyw „jeziora ognia i siarki” w Apokalipsie (19,20; 20,10.14).
5. Oto przede wszystkim, jak na dłoni, mamy także ŹRÓDŁO istotnego wątku PRZYPOWIEŚCI O SĄDZIE NAD NARODAMI W EWANGELII MATEUSZA (25,31-46). Pojawia się w niej nie tylko postać Syna Człowieczego, ale także „KRÓLA” (w. 34 i 40). Mamy również wyrok: „Odstąpcie ode Mnie przeklęci w OGIEŃ WIECZNY, PRZYGOTOWANY diabłu i jego aniołom” (w. 41).
6. W sumie przekaz targumu Iz 30,33, aczkolwiek tak wpływowy, jest PRZERAŻAJĄCY Z TEOLOGICZNEGO PUNKU WIDZENIA. Samemu Bogu, „odwiecznemu Królowi”, przypisuje przygotowanie Gehenny od wieków. Gehenny „głębokiej i szerokiej”, co w sferze wyobraźni sugeruje, że zmieści się w niej mnóstwo zatraceńców. I w dodatku to samo „Słowo Pana” rozpali Gehennę „jak wezbrany potok siarki”.
Widać wyraźnie, że myśl semicka nie zna w zasadzie pojęcia przyczyn wtórnych. Wszystko przypisuje działaniu Boga jako jedynej przyczyny sprawczej.
7. Co za wizja Boga kryje się za takimi wyobrażeniami! Istny „raj” dla infernalistów oraz ich doktryny wiecznego piekła.
Tyle mojej porannej refleksji.
Bardzo za nią dziękuję.
AJN
KARA I WYCHOWANIE
W Biblii Hebrajskiej głównym terminem mądrościowym, który wyraża pouczanie, upominanie, karcenie, karanie i wychowywanie jest rdzeń דםי – jsr oraz pochodzący od niego rzeczownik דםומ – musar (zob. M. Obruśnik, „Karcić”, „pouczać” czy „wychowywać”? W poszukiwaniu pedagogicznej terminologii Starego Testamentu, „Scriptura Sacra” 6: 2002 nr 6, s. 137-154).
Warto zwrócić uwagę na bogactwo odcieni znaczeniowych tych terminów. Zawierają one zarówno element pouczenia, upominania i przestrogi, jak również intencję korygowania, nawoływania do karności, karcenia i karania. Chodzi nie tyle o sam proces nauczania, ile raczej wpajania wartości i norm postępowania za pomocą zachęty słownej lub poprzez naganę i karę, zwłaszcza po dokonaniu przez sprawcę złego czynu. Tak czynią ludzie, zwłaszcza rodzice w stosunku do dzieci oraz mędrcy wobec całej społeczności. Tak postępuje także Bóg, na różne sposoby pouczając całe narody i pojedynczych ludzi (por. Ps 16, 7; 94, 10.12).
Kara za dokonane czyny ma przyczynić się do poprawy postępowania. Za pomocą kary Bóg koryguje zachowanie grzesznych ludzi: „wymierzę karę za ich nieprawości”, „przyjdę, aby im karę wymierzyć; ludy przeciw nim się zbiorą, by ich ukarać za podwójną winę” (Oz 7, 12; 10, 10).
Kara jest następstwem złych czynów. Prorok Jeremiasz błaga Boga, by kara była wymierzona nie miarą Jego gniewu, lecz sprawiedliwości i łaskawości: „Ukarz mnie, Panie (JHWH), lecz według słusznej miary, nie według swego gniewu, byś mnie zbyt nie umniejszył” (Jr 10,24). Wedle niemieckiej „Einheitsübersetzung” ostatnia część zdania brzmi: „inaczej uczynisz mnie zbyt nędznym” (sonst machst du mich allzu elend). Ekumeniczny przekład francuski jest w tym miejscu jeszcze bardziej dosadny: „bo sprowadziłbyś mnie do nicości” (car tu me réduirais à rien), czyli unicestwił.
BÓG NIE NISZCZY I NIE UNICESTWIA:
PEDAGOGICZNY SENS KARY
Odpowiedź jest wyraźna: karząc naród wybrany Bóg nie niszczy go i nie unicestwia. Słowa proroka nie są dwuznaczne: „Ja bowiem jestem z tobą (…), by cię wybawić. Zgotuję zagładę wszystkim narodom, między którymi cię rozproszyłem, ciebie zaś nie wyniszczę. Ukarzę cię jednak sprawiedliwie i nie ujdzie ci zupełnie bezkarnie” (Jr 30, 11; 46, 28; tekst powtórzony dwa razy!).
Kara i upomnienie ze strony Boga nacechowane jest zawsze Jego miłością, miłosierdziem i łaskawością: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość. (…) Ilekroć bowiem się zwracam przeciw niemu, nieustannie go wspominam. Dlatego się poruszają wnętrzności moje dla niego; muszę mu okazać miłosierdzie!” (Jr 31, 3.20).
Potwierdza to doświadczenie wierzącego człowieka: „Ciężko mnie Pan (JHWH) ukarał, ale na śmierć mnie nie wydał” (Ps 118,18). KARANIE PRZEZ BOGA MA WYRAŹNĄ CELOWOŚĆ PEDAGOGICZNĄ: ma odwrócić od złego postępowania, oczyścić grzesznego człowieka i zmobilizować do poprawy. Jest swoistą FORMĄ POMOCY I UZDRAWIAJĄCEJ TERAPII. Upominanie i korygowanie ze strony Boga przybiera czasem jedynie formę przestrogi lub groźby ukarania (por. Jr 6, 8; Ez 23, 48). Kiedy ludzie odrzucą jednak ostrzeżenie – nastąpi surowa kara: „Jeżeli i wtedy nie będziecie Mnie słuchać, będę w dalszym ciągu karał was siedem razy więcej za wasze grzechy. (…) Jeżeli i wtedy nie poprawicie się i będziecie Mi postępować na przekór, to i Ja postąpię wam na przekór i będę was karał siedmiokrotnie za wasze grzechy” (Kpł 26, 18. 23).
BÓG JEST WYCHOWAWCĄ I NAUCZYCIELEM
Wychowując ludy Bóg posługuje się także karą. W ten sposób uczy mądrości: „czy nie ma karać Ten, co strofuje ludy, Ten, który ludzi naucza mądrości?” (Ps 94, 10). Chodzi zarówno o całe społeczności ludzkie jak i o poszczególne osoby. Bóg jest wychowawcą i nauczycielem człowieka: „Błogosławiony mąż, którego Ty wychowujesz, o Panie (JHWH), i prawem Twoim pouczasz” (Ps 94, 12).
Dzieje narodu wybranego świadczą jednak dobitnie o tym, że mimo ciągłych pouczeń ludzie nie przyjmowali upomnienia. W tym kontekście zrozumiała jest prośba, by kara stała się przyczyną nawrócenia: „Ukarałeś mnie i podlegam karze jak nieoswojone cielę. Spraw, bym powrócił, a wtedy powrócę, bo jesteś Panie (JHWH) moim Bogiem” (Jr 31, 18). Kara i wynikające z niej cierpienie mają cel wychowawczy.
Pouczanie i karcenie nie są celem same w sobie. Mają one spowodować pozytywną przemianę u tych, do których są kierowane. Księgi mądrościowe Starego Testamentu mówią dlatego tak często o cnocie karności i dobrym wychowaniu. Upomnienie i nagana nazwane zostały „drogą do życia” (Prz 6, 23). Na tej drodze człowiek zdobywa mądrość. Celem pouczeń jest to, „by mądrość osiągnąć i karność, pojąć słowa rozumne, zdobyć staranne wychowanie” (Prz 1, 2-3). Stąd apel: „Przyjmijcie naukę i stańcie się mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie” (Prz 8,33; por. 15, 32; 19,20; 23,23). Kto ignoruje karność, wyrządza krzywdę sam sobie. Nie zazna radości spełnionego życia: „Kto strzeże karności, ten idzie ku życiu, kto gardzi upomnieniem – ku zatracie” (Prz 10, 17; por. 8, 34-36). Prorok skarży się dlatego przed Bogiem: „Dotknąłeś ich klęską – nic sobie z tego nie robili, zagładą – nie chcieli przyjąć pouczenia. Skamieniało ich oblicze bardziej niż skała, i nie nawrócili się” (Jr 5,3; por. 7,28; So 3, 2.7).
ZASKAKUJĄCA EWOLUCJA JĘZYKOWA
Hebrajskie terminy jsr i musar przełożone zostały w Septuagincie (LXX) przez „paideúo” (wychowywać, uczyć, poprawiać, karcić) oraz „paideía” (wychowanie, kształcenie, karność). Judaizm tamtej epoki nie zdołał oprzeć się wpływom kultury hellenistycznej. Była to jednak ewolucja w obydwu kierunkach, co uwidocznia się przede wszystkim w pismach mądrościowych Starego Testamentu.
Wskutek przekładu dokonanego w okresie dominacji hellenizmu nastąpiło przesunięcie znaczenia pojęć dotyczących karania i wychowania. Z jednej strony terminologia grecka oddziaływała na teksty hebrajskie. Otrzymały one, w stosunku do tekstu pierwotnego, sens bardziej intelektualny, oznaczający wychowanie, uczenie się i wykształcenie. Wyrażano w ten sposób podstawowy ideał życiowy, będący skutkiem dobrego wychowania. Cała tradycja starożytna, judeo-orientalna oraz grecko-łacińska widziała w surowości najlepszy środek wychowawczy, a wszelkie łagodzenie dyscypliny uznawała za niebezpieczne (Na szczególną uwagę zasługuje w tym względzie gruntowne studium H. I. Marrou, „Histoire de l’éducation dans l’antiquité”; przekład polski: Historia wychowania w starożytności, Warszawa 1969.).
Z drugiej strony greckie słownictwo nabrało nowego znaczenia, pierwotnie prawie mu nie znanego. Hebrajskie terminy odnosiły się przede wszystkim do karcenia, upominania i karania, a dopiero drugorzędnie do wychowywania i pouczania. Tymczasem greckie słowo „paideúo” określało wychowanie, pouczanie i cały proces kształcenia. Pod wpływem terminologii hebrajskiej samo słowo „paideía” zaczęło z czasem oznaczać coraz bardziej karcenie, karanie i karność. (Terminu „paideúein” używano nie tylko w formie słownego pouczenia, ale również w znaczeniu kary cielesnej; zob. Syr 30, 2.13; 42, 5; Prz 29, 19). Ewolucję tę widać wyraźnie w Liście do Hebrajczyków: „(…) już zapomnieliście o napomnieniu, które jest kierowane do was, jak do synów: ‘Synu mój, nie lekceważ karcenia („paideías”) Pana, ani nie załamuj się, gdy On napomina. Pan bowiem karci („paideúei”) tego, kogo kocha, chłoszcze zaś każdego, którego przyjmuje za syna’. Trwajcie, gdy jesteście karceni (eis paideían)” (Hbr 12, 5-6; por Prz 3, 11-12). Rezultat jest taki, że w języku nowogreckim „paideúo” oznacza już dziś jedynie „dręczyć”, nękać”, „katować”, „torturować”, „karać”!
BÓG JAKO WYCHOWAWCA I LEKARZ LUDZI
Czynność karcenia i karania nie wyczerpuje jednak bogatej biblijnej treści procesu wychowania. Dotyczy to zarówno ludzi jak i samego Boga. Sens słów Biblii jest jasny: „Uznaj w sercu, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak twój Bóg, Pan (JHWH), wychowuje ciebie” (Pwt 8, 5). Wychowawcze oddziaływanie rodziców względem dzieci zostało zastosowane analogicznie także w odniesieniu do Boga. „Pan (JHWH) strofuje tych, których kocha, jak ojciec syna miłego” (Prz 3,12).
Nie wolno redukować wychowawczego oddziaływania jedynie do wymiaru karnego. Bóg wychowuje ludzi i poucza. Wzywa ich do zaufania Mu w czasie, gdy wszystko zdaje się zawodzić. W tym kontekście kara nabiera pozytywnej i głębszej celowości. Nie jest jedynie odpłatą za popełnione czyny. Nie wyczerpuje się jedynie w swej funkcji represyjnej i negatywnej.
Stwierdzenie to należy ODNIEŚĆ RÓWNIEŻ DO ESCHATOLOGICZNEJ NAUKI O GEHENNIE. Znamienny tekst proroctwa Ozeasza w Septuagincie określa Boga wprost jako Wychowawcę swego ludu: „ja zaś [jestem] waszym Wychowawcą”, egō de paideutēs hymōn (Oz 5, 2).
Idea Boga jako Wychowawcy ma dla eschatologii bardzo doniosłe znaczenie. W Starym Testamencie dopełnia ją wizja Boga jako Lekarza narodu: „Ja, Pan (JHWH), chcę być twym lekarzem” (Wj 15, 26). BÓG WYCHOWUJE I LECZY. Księga Mądrości przejęła hellenistyczny ideał wychowania, ale dopełniła go myślą o karceniu, za pomocą którego Bóg wychowuje i leczy naród oraz poszczególne osoby. Ludzie wewnętrznie nie oświeceni błądzą: „pobłądziły dusze nieumiejętne, „apaídeutoi psychai” (Mdr 17,1). Grzech i błąd wiążą się ze sobą. Trzeba pouczać i oświecać błądzących. Umiejętność i właściwe zrozumienie wymagają mądrości i karności (paideía): „Nieszczęsny bowiem, kto mądrością gardzi i karnością!” (Mdr 3,11).
Tak więc w greckim przekładzie Ksiąg mądrościowych zauważyć można pewien proces humanizacji i pedagogizacji myśli zawartych w tekstach hebrajskich, które dzięki temu zostały ukazane z wychowawczego punktu widzenia. W procesie wzajemnych wpływów grecki ideał wychowawczy związany został z kolei z wyraźną wizją Boga jako Wychowawcy ludzkości. Trudno nie dostrzec w tym pewnej opatrznościowej syntezy wiary i rozumu
WYCHOWAWCZA ROLA CIEPIENIA
W judaizmie wykształtował się pewien nurt religijny, który akcentował wychowawczą rolę cierpienia. Widać to szczególnie w Księgach Machabejskich, które wskazują na cierpienie jako karę wychowawczą: „… prześladowania były nie po to, aby zniszczyć, ale aby wychować nasz naród. (…) [Bóg-Władca] nigdy nie cofa od nas swojego miłosierdzia; choć wychowuje przez prześladowania, to jednak nie opuszcza swego ludu” (2 Mch 6, 12.16).
Kara o charakterze wychowawczym i miłosierdzie idą w parze. CIERPIENIE JEST KARĄ POPRAWCZĄ ZA GRZECHY: „My bowiem cierpimy za nasze własne grzechy. Jeżeli zaś żyjący Król nasz zagniewał się na krótki czas, aby nas UKARAĆ I POPRAWIĆ, to znów pojedna się ze swoimi sługami” (2 Mch 7, 32-33). Wychowanie przez karcenie jest w tym sensie DAREM BOGA. Cierpienie jako kara wychowawcza ma oczyścić i uleczyć. Dla bezbożnych jest już antycypacją kary eschatologicznej.
Tego rodzaju rozważania biblijne są niezwykle aktualne również dzisiaj w kontekście debaty nad naprawczym i wychowawczym sensem kary. Są pytania, na które łatwiej wówczas udzielić pełniejszej odpowiedzi.
KILKA SŁÓW O EWANGELII WEDŁUG ŚW. JANA.
Jako, że kilkakrotnie już została wspomniana Ewangelia według św. Jana a ja nie wyraziłem jeszcze o niej swojego zdania ( a wydaje się nie być go pewnym ks. prof. Hryniewicz ), to chciałem wtrącić kilka słów wyjaśnienia. Katoliccy badacze podchodzą do niej jako dokumentu historycznego z niesamowitym lekceważeniem. Prof. J . Gnilka w swojej rekonstrukcji historycznego Jezusa w ogóle nie wziął jej świadectwa pod uwagę ( J. Gnilka, „Jezus z Nazaretu”, przeł. Juliusz Zychowicz, Kraków 1997 ); G. Lohfink oparł się budując portret Nazarejczyka na Q, Mk i Etom ( G. Lohfink, „Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był.”, przeł. Eliza Pieciul – Karmińska, Poznań 2012 ) a ks. J. Meier wziął pod uwagę tylko ten materiał z Jana, który pokrywa się z tradycją synoptyczną czyli zaledwie 8% treści! ( J. P. Meier,” A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus”, New York 1991, t. 1 ). NIE JESTEM, AŻ TAKIM SCEPTYKIEM!
Uczeni ateistyczni oraz tacy, którzy wychodzą z racjonalistycznego punktu widzenia obdarzają większym zaufaniem Ewangelię św. Jana niż sami chrześcijanie! W. Fricke właśnie na niej opiera swoje dochodzenie odnośnie mechanizmów, które doprowadziły do śmierci naszego Pana ( W. Fricke, „Ukrzyżowany w majestacie prawa : osoba i proces Jezusa z Galilei”, przeł. Krystyna Krzemieniowa, Gdynia 1996 ). Od czasów R. Bultmanna wiemy, ze redaktor konstruując to pismo oparł się na „Ewangelii Znaków” ( „The Sings Gospel” ). Było to Pismo bardzo stare i w dużej mierze niezależne od tradycji synoptycznej i na nim jakiś chrześcijanin budował swoją teologię i interpretował słowa Jezusa. Odniesienia do sadzawki Betezda w formie jakby ona jeszcze istniała jednoznacznie wskazują, iż ten dokument pochodził sprzed roku 70 po Chr. !!! ( J 5, 2 ). R. Fortna postanowił wyodrębnić z Ewangelii Jana pismo, które stało u jej podstawy. Możliwość taka istnieje, albowiem redaktor J pozostawił po sobie również trzy Listy ( J 1, 2 i 3 ). Dzięki czemu łatwo jest rozdzielić teologię i wkład redaktora od innych elementów. Zadania tego podjął się właśnie wspominany przeze mnie R. Fortna ( Robert T. Fortna, „The Fourth Gospel and Its Predecessor : From Narrative Source to Present Gospel”, Philadelphia: Polebridge Press 1988). Dzięki temu naszym oczom ukazał się dokument, który dwa tysiące lat temu miał przed sobą redaktor tajemniczej i bardzo spirytualizującej Jezusa Ewangelii. Ww rekonstrukcja w środowisku biblistów została przyjęta bardzo przychylnie i wstępnie uznaną ją za dość wiernie oddającą ten starożytny tekst. Wszystkich, którzy chcą się z nim zaznajomić zapraszam tutaj: http://www.earlychristianwritings.com/text/signs.html
Uznaję więc w jakimś stopniu ( większym niż uczeni katolickiej proweniencji ) historyczność Ewangelii Jana ale trzeba zdać sobie sprawę, że autentycznych słów Jezusa jest tam jak na lekarstwo. Natchnienie, które przecież wspólnie uznajemy powoduje, że nawet jeśli po dyskusji ustalimy, być może innymi drogami, iż Jezus nie nauczał o wiecznej Gehennie to i tak staniemy przed problemami egzegezy teologicznej tekstów, które nie pochodzą wprawdzie od Jezusa ale od Gołąbka. Chciałem je jednak zostawić na sam koniec i w kwestii ich teologicznego rozumienia zdać się raczej na opinie ks. profesora, którego wszechstronna wiedza teologiczna jest dla mnie na tyle pewna, że z radością schronię się pod jej skrzydłami.
AJN
SĄD I NADZIEJA NA OCALENIE WSZYSTKICH
Piekło w sensie „ciemności zewnętrznych” i Gehenny, o której mówił Jezus (Q 12,5; 13,28; Mk 9,43-49), czy też greckiego Hadesu, nie pojawia się w żadnym z listów apostolskich. Paweł Apostoł ani razu nie posłużył się słowem Gehenna. Fakt ten zastanawia tym bardziej, że przed swoim nawróceniem Szaweł był przecież faryzeuszem, a faryzeusze pojmowali Gehennę także w sensie literalnym. Aluzja do Hadesu występuje jedynie w opisie zwycięstwa nad śmiercią (1 Kor 15,54-55).
BRAK TERMINOLOGII INFERNALNEJ W PISMACH APOSTOLSKICH
Tylko w późnym piśmie z pierwszej połowy II w. po Chrystusie, tzw. Drugim Listem Piotra pojawia się odniesienie do „Tartaru” – a więc, według wierzeń Greków, do najniższej części Hadesu, w której przestępcy odbywali po śmierci najsroższe kary. Mowa jest o tym, że Bóg nie oszczędził grzesznych aniołów, lecz „strącił ich do Tartaru i wydał więzom mroku, aby byli strzeżeni na sąd” (2 Pt 2, 4). Ów „tártaros” oznacza tu tymczasowe miejsce przeznaczenia upadłych aniołów w oczekiwaniu na sąd. Tłumaczenie tego terminu słowem „piekło” byłoby bezsensowne.
Próbowano już niejednokrotnie wyjaśnić ten brak terminologii infernalnej w pismach apostolskich. Nie znajdziemy w nich również stwierdzenia, iż zadaniem Kościoła jest ratowanie ludzi przed Gehenną. Przeciwnie, autorzy tych pism głosili przede wszystkim Dobrą Nowinę o łaskawości i dobroci Boga, o Jego miłosierdziu i przebaczeniu, objawionych przez Jezusa Chrystusa. Ten motyw miał nadawać główny kierunek ludzkiemu życiu.
Apostołowie oraz ich bezpośredni uczniowie potrafili jeszcze – lepiej i głębiej od późniejszych pokoleń chrześcijan – rozumieć prawdziwy sens słów, którymi posługiwał się Jezus na oznaczenie stanu zagubienia i zatracenia w Gehennie. Pisali głównie O SĄDZIE JAKO RZECZYWISTOŚCI DOBRZE ZNANEJ SŁUCHACZOM. Nie chcieli, aby chrześcijanie nawróceni z pogaństwa łączyli terminologię infernalną z pogańskimi wyobrażeniami. Pisma apostolskie przestrzegają przed konsekwencjami sprzeciwu wobec Boga, zarówno w tym życiu jak i w przyszłym. Często pojawia się w nich słowo o GNIEWIE BOGA (zob. Rz 1,18; 2,8; 1 Tes 1,10; 2,16) i DNIU SĄDU (Rz 2,16; 1 Kor 3,13; 2 Pt 3,10).
KONSEKWENCJĄ SĄDU NIE JEST WIECZNE CIERPIENIE GRZESZNIKÓW
Apostoł Paweł charakteryzuje swoje posłannictwo jako „służbę pojednania” (tēn diakonían tēs katallagēs) i „głoszenie (ton lógon) pojednania” (2 Kor 5,18. 19). Bez wątpienia istnieje wyraźne napięcie pomiędzy myślą o pojednaniu, a tą rzeczywistością, którą nazywa on zgubą, zagładą, zatraceniem i karą dla bezbożnych (zob. 1 Tes 5,3; znany nam już tekst 2 Tes 1,9). Czy jest to wyrazem wahania i niezdecydowania?
W Liście do Rzymian Paweł pisał najpierw o „zatwardziałości i niezdolnego do nawrócenia serca”, o „gniewie na DZIEŃ GNIEWU i objawieniu się sprawiedliwego sądu Boga” (2,5; por. So 1,15; tylko prorok Sofoniasz, jak podkreślał P. Andrzej, mówił o Dniu Pańskim jako o „dniu gniewu”; zob. komentarz z 13. lutego 2014, 16:09). Paweł z Tarsu pisał dalej w tym samym Liście do Rzymian o „utrapieniu i ucisku każdego człowieka, który czyni zło” (2,9). Później jednak doszedł do przekonania, że „Bóg WSZYSTKIM nałożył więzy nieposłuszeństwa [dosł.: wszystkich współ-zakluczył] ku nieuległości], aby WSZYSTKIM okazać miłosierdzie” (11,32) oraz że przed Panem „zegnie się wszelkie kolano i każdy język będzie wyznawał Boga” (14,11; podobnie w Flp 2,10-11).
ZASTANAWIAJĄCY PARADOKS!
Aby to zrozumieć, trzeba pytać, jak Apostoł Narodów pojmował sąd sprawiedliwego i miłosiernego Boga. Wiele razy dawał wyraz swojemu OPTYMIZMOWI CO DO OSTATECZNYCH LOSÓW CAŁEJ LUDZKOŚCI. Świadczą o tym wypowiedzi, w których występuje słowo „każdy” i „wszyscy” w odniesieniu do ostatecznego zwycięstwa Boga i Chrystusa Jezusa (wystarczy sięgnąć do konkordancji na temat tych właśnie słów: „każdy”, „wszyscy” w Listach Pawłowych).
Myśl przewodnia: w Chrystusie jest nadzieja na zbawienie wszystkich. Oznacza to, że stan zguby i zatracenia nie jest wieczny. Choć człowiek odpowiada za swoje czyny, TYLKO SAMEMU ZBAWCY WIADOMO, W JAKI SPOSÓB POPRZEZ SĄD, OCZYSZCZENIE I NAWRÓCENIE POTRAFI ON OCALIĆ NAWET NAJBARDZIEJ OPORNYCH.
Teksty mówiące o sądzie nie wykluczają tych, z których tchnie uniwersalizm zbawienia. Trzeba je traktować łącznie, a nie dopatrywać się sprzeczności. Taka jest w swej mądrości biblijna logika paradoksu.
******
P. Andrzejowi dziękuję za wyjaśnienia w kwestii IV Ewangelii i jej redakcji na podstawie „The Signs Gospel”.
Zamykam biuro eschatologiczne do poniedziałku. Cieszmy się sobotą i Dniem Pańskim! To nie jest Sofoniaszowy „Dzień gniewu”, ale Dzień radości i ufności.
TARGUMY, ARAMEJSKIE PARAFRAZY PISMA ŚWIĘTEGO.
Czy aramejskie przekłady Biblii powinny być wykorzystywane w próbie dotarcia do możliwych wpływów na rozwój doktryny eschatologicznej Jezusa historycznego? Na pewno tak, ponieważ zawierają one starszy materiał interpretacyjny z którym Jezus mógł zetknąć się w synagodze. Trzeba tez zdawać sobie sprawę, że wiele targumicznych interpretacji sięga czasów sprzed 70 r. po Chr. Co więcej Jezus w pewnym momencie niejako potwierdza, iż znany był mu przekład aramejski Księgi Izajasza albo też jego synagogalna interpretacja:
„A jeśli gubi cię twoje oko, wyrzuć je. Lepiej jest jednookim wejść do królestwa Boga, niż mając dwoje oczu być wrzuconym do Gehenny, gdzie ich robak nie umiera, a ogień nie gaśnie” ( Mk 9, 47 – 48, tłum. T. Węcławski ).
W wersji hebrajskiej Księgi Izajasza nie pojawia się Gehenna:
„ Gdy wyjdą, będą oglądać trupy ludzi, którzy odstąpili ode mnie; bo robak ich nie zginie, a ogień ich nie zgaśnie i będą obrzydliwością dla wszelkiego ciała” ( Iz 66, 24 BW ).
Wersja aramejska zawiera już słowo Gehenna:
„I wyjdą, i patrzeć będą na trupy ludzi, grzeszników, którzy zbuntowali się przeciwko mojemu słowu: bo dusze ich nie umrą, a ich ogień nie zagaśnie; i niegodziwcy sądzeni będą w Gehennie, aż sprawiedliwi powiedzą o nich: widzieliśmy wystarczająco [wiele]” ( tg 66, 24, przeł. ks. prof. Hryniewicz ).
Wniosek niejako nasuwa się sam: Nazarejczyk znał prawdopodobnie obydwie wersje, ponieważ u Niego pojawia się i robak, i Gehenna. Nie można w tym wypadku mówić o przypadkowym zbiegu okoliczności. Nawet jeśli założymy, że wersja targumiczna Izajasza w swojej ostatecznej wersji pochodzi z czasów późniejszych to i tak musi ona zawierać znacznie starszy materiał a dzięki niej użycie przez Jezusa słowa Gehenna w tym przypadku znajduje racjonalne uzasadnienie. Chrystus po prostu cytował znany mu ustęp Pisma Proroka.
Najwięcej targumów powstało do interpretacji i parafrazy Tory czyli Pięcioksięgu Mojżeszowego:
Targum Onkelos prawdopodobna końcowa redakcja I – II w. po Chr. lub V w. po Chr. Talmud podaje, że skodyfikował go niejaki Onkelos były prozelita ( b. Meg. 3A ).
Targum Jerozolimski ( ok. VII – VIII w. po Chr. ) jest tłumaczeniem, które zawiera w sobie warianty Targumu Onkelosa poszerzone o inne materiały, także pochodzące z późniejszych już rabinicznych źródeł. W średniowieczu niesłusznie przypisany Jonatanowi stąd czasami jest nazywany Targumem Pseudo – Jonatana.
Targum z Genizy Kairskiej ( VIII – XIV w. po Chr. ) złożony z dziewięciu niekompletnych manuskryptów.
Kodeks Noeofiti napisany w XVI w. po Chr. A. Diez Macho stwierdził, iż w Neofiti 1 znajduje się cały wariant targumu palestyńskiego i pochodzi on z II w. po Chr. i istnieją uzasadnione przesłanki, że można datować go nawet na I w. po Chr. a większość materiału jest w nim jeszcze wcześniejsza! Dokument ten służy do badań nad językiem, którym posługiwał się Jezus i Jego najbliżsi uczniowie.
Toseflot nie udało się na razie bezsprzecznie wskazać możliwego okresu powstania tego targumu.
Oprócz targumów do Tory istnieją również targumy do Proroków:
Targum Jonatana ( IV – V w. po Chr. ) z mnóstwem materiału haggadycznego oraz Toseflot ( Targum Jeruszalmi ).
Intensywne studia nad Targumami podjął G. Vermes. Stwierdzając, że źródeł haggady zawartej w targumach należy szukać już między IV a II w. przed Chr. w literaturze biblijnej. Haggada pełniła funkcje przede wszystkim liturgiczne na użytek synagogalnych czytań. Co szczególnie widoczne jest w targumie palestyńskim dość dobrze zachowanym, ponieważ znamy go, aż w trzech redakcjach. Wnioski te są bardzo istotne, ponieważ wynika z nich, iż targumy przekazują nam przedchrześcijańską interpretację tekstów ST a zatem w żaden sposób nowoczesny egzegeta nie może ich pominąć jeśli chce w pełny sposób poznać sytuacje religijną Palestyny I w. po Chr. Co więcej wiele tekstów NT może być lepiej zrozumianymi i pełniej odczytanymi jeśli rzuci się na nie trochę interpretacyjnego światła z targumów. Wnioski Vermes`a stosując zupełnie inne metody badawcze potwierdził P. Grelot. Do badań nad targumami wykorzystał on istniejące strategie, które do tej pory stosowano w pracach nad zależnościami synoptycznymi. Wyniki okazały się zdumiewające: porównując perykopę o Kainie i Ablu we wszystkich wersjach targumów do Pięcioksięgu ustalił on jej najdawniejszy wariant oraz jego przedchrześcijańskie pochodzenie i stwierdził prawdopodobną zależność Targumu Onkelosa od Targumu Jerozolimskiego
Nie wchodząc już w mnóstwo fascynujących szczegółów badań nad targumami należy podsumować pewne podstawowe informacje, które każdy powinien posiadać. Jak pisał Marek Baraniak:
„Synagoga i tradycja targumiczna ugruntowały tradycje Pisma we wspólnocie powygnaniowej. Dlatego też w I w. n. e. przeciętny Żyd był prawdopodobnie bardziej zaznajomiony z nauczaniem rabinicznym i targumiczną parafrazą niż z innymi „sekciarskimi” Pismami. Poprzez synagogę targumy stały się częścią żydowskiego życia liturgicznego, jak wyraża to fragment z Dziejów Apostolskich: „Z dawien dawna bowiem w każdym mieście są ludzie, którzy co szabat czytają Mojżesza i WYKŁADAJĄ GO w synagogach” ( 15, 21 ). Jest zatem całkiem prawdopodobne, że poza Biblią ( ST ) targumy mogą być większą inspiracją dla autorów NT aniżeli inna literatura. (…) G. Vermes stwierdza nawet, że NT jest „datowaną częścią” – w odróżnieniu od „niedatowanej”, jaką są targumy – rozwijającej się tradycji. Martin McNamara mówi z kolei o „konwergencji danych” porównywanych koncepcji i lektur tekstów biblijnych. (…) Można zatem przypuszczać, że przynajmniej w części niektóre teksty NT powstały w kontekście swoistej chrześcijańskiej tradycji targumicznej, towarzyszącej liturgii synagogi judeochrześcijańskiej” [1].
Czy można jednak wykazać zależność Jezusa od targumów? Spójrzmy na jeden z logionów Nazarejczyka w Ewangelii Mateusza:
„Wtedy rzecze mu Jezus: Włóż miecz swój do pochwy; wszyscy bowiem, którzy miecza dobywają od miecza giną” ( Mt 26, 52 BW ).
Hebrajska wersja Księgi Izajasza nie zawiera wyrażenia „miecz” ( por. uważnie: Iz 50, 11 ). Za to pojawia się on w targumie do Izajasza:
„Behold, all of you who stir up a fire, and lay hold on THE SWORD; go ye, fall into the fire which ye have stirred up, and by THE SWORD, which ye have laid hold on” ( tg 50, 11 ).
Tak więc elementy, które spotykamy w targumie spotykamy w wypowiedzi Jezusa.
Przyjrzyjmy się też jednej z najbardziej znanych przypowieści Jezusa „O dzierżawcach winnicy” ( Mk 12, 1 – 12 ). Wirtuoz tej formy przepowiadania wzorował się w tym wypadku na Izajaszowej „Pieśni o winnicy” ( Iz 5, 1 – 7 ). Przypowieść Izajasza jest skierowana ogólnie przeciwko Izraelowi ( por. Iz 5, 7 ). Tymczasem jej ostrze Mistrz z Nazaretu skierował przeciwko kapłanom, uczonym w Piśmie oraz starszym ( por. Mk 11, 27 ). Pomylił się? Nie sądzę, ponieważ sami przeciwnicy Chrystusa odczytali ją poprawnie i odnieśli do siebie ( Mk 12, 12 ). Dlaczego jednak Nazarejczyk oraz elita intelektualna narodu żydowskiego tak zrozumiała tę parabolę skoro opierała się ona na profetycznej przypowieści Izajasza dotyczącej narodu jako całości? Odpowiedzi łatwo poszukać pochylając się nad targumem do Księgi Izajasza. To właśnie tam zamieniono „wieżę” i „prasę” na „świątynię” ( „sanctuary” ) i „ołtarz” ( „altar” ) [ por. Iz 5, 2 i tg Iz 5, 2 ] jako instytucje Boże, które jednak mają ulec destrukcji ( por. Iz 5, 5; „I will break down the house of their sanctuary” tg Iz 5, 5n ). Targum zinterpretował pierwotny tekst hebrajski i skierował przypowieść przeciw kapłanom świątynnym. Dokument qumrański 4Q500 ( I w. przed Chr. ), także korzysta z motywów „Pieśni o winnicy” i kojarzy ją ze Świątynią wykazując starożytność tej interpretacji, a także jej przed – Jezusowe pochodzenie. Należy zatem stwierdzić, że z punktu widzenia metodologicznego oraz egzegetycznego chcąc obecnie dotrzeć do możliwych wszystkich elementów Jezusowego przepowiadania należy tekst hebrajski porównać z tekstem aramejskim a następnie przejść do tekstu greckiego ST. Septuaginta z kolei jest bowiem podstawowym dokumentem biblijnym z którego korzystają redaktorzy Ewangelii w swojej większości greckojęzyczni. Współczesne badania prowadzone nad targumami są w porównaniu do innych dyscyplin biblijnych dopiero w „powijakach”, a więc istnieje możliwość odkrywania wielu ciekawych powiązań po raz pierwszy. Prace takie powinny być prowadzone przez tych którzy nie tylko będą wykazywać się trylingwizmem, ale również doskonałą znajomością haggadycznych interpretacji ST. Tak właśnie haggadycznych, albowiem halacha nie interesowała Jezusa, ponieważ Jego ruch i przesłanie należy odczytywać przede wszystkim w kategoriach moralnych i charyzmatycznych. Jurystyczne uregulowania nauk Jezusa to już kwestia II w. po Chr. kiedy to Jego uczniowie zaczęli zwracać większą uwagę nie tylko na torbę, sandały i trzos ale także na możliwe herezje.
[1] Baraniak 2012: s. 120 – 21.
Źródła historyczne:
Tg Iz: „THE CHALDEE PARAPHRASE ON THE PROPHET ISAIAH”, przeł. C. W. H. Pauli, London 1871.
BW: Biblia Warszawska 1975.
Węcławski T., „Dobra Nowina według św. Marka”, Poznań 2004.
Bibliografia:
Baraniak M., „Targumy rabiniczne a chrześcijaństwo”, w: „Jezus i chrześcijanie w źródłach rabinicznych”, str. 105-124, Uniwersytet Jagielloński – Estetyka i Krytyka, 2012.
Vermes G., „Scripture and Tradition in Judaism. Haggadic Studies”, Leiden 1961, s. 127 – 171.
Grelot P., „What are the Targums?: Selected Texts”,Collegeville, MN: Liturgical Press, 1992.
SPECYFICZNA WIZJA SĄDU W IV EWANGELII
Skoro P. Andrzej odniósł się do IV Ewangelii (zob. komentarz 14 lutego 2014, 11:21), chciałbym również dodać kilka swoich refleksji. Według przeważającej opinii badaczy, nie ma w tej ostatniej kanonicznej Ewangelii autentycznych słów Jezusa, albo jest ich w niej niewiele. Przeważająca większość wypowiedzi nie jest uznawana za wyraz nauczania Jezusa historycznego. Tym niemniej, jako słowa natchnione, Ewangelia ta kształtuje wiarę Kościoła i stanowi regularną lekturę słowa w czasie celebracji Eucharystii.
BOSKI SĄD ZA POŚREDNICTWEM ŚWIATŁA I SŁOWA
„Ewangelia św. Jana” otaczana jest szczególną czcią w chrześcijaństwie wschodnim. Zarysowuje ona postać Sędziego, który nie jest skory do sądzenia i potępiania. „Bóg (…) nie posłał Syna na świat, aby świat osądził, lecz aby świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego nie jest sądzony, a kto nie wierzy, już został osądzony, gdyż nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Boga” (J 3,17-18; przekład ekumeniczny 2001).
Sens tych słów ukazuje się dopiero w świetle dalszych wypowiedzi Jezusa. On sam nazwał siebie „dobrym pasterzem”, który „oddaje swoje życie za owce” (J 10,11). I sam wyjaśnił: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam moje, a moje mnie znają. (…) I życie swoje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. Je także muszę przyprowadzić i będą słuchać mojego głosu. I będzie jedna owczarnia, i jeden pasterz” (J 10, 14.15.16). To ostatnie zdanie ma charakter wyraźnie eschatologiczny i świadczy o uniwersalizmie ostatecznej pełni zbawienia.
Redaktor IV Ewangelii wyraźnie wskazuje na Jezusa Chrystusa jako na Sędziego: „Ojciec (…) nikogo nie sądzi, ale CAŁY SĄD DAŁ SYNOWI, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, jak oddają cześć Ojcu. (…) Dał Mu władzę sądzenia, bo jest Synem Człowieczym” (J 5, 22-23.27). Ale stykamy się również z takimi oto słowami: „Wy osądzacie według zasad ludzkich, Ja nie osądzam nikogo. A jeśli nawet Ja osądzam, to mój sąd jest prawdziwy, gdyż nie jestem sam, lecz jest ze Mną ten, który Mnie posłał, Ojciec” (J 8,15-16).
IV Ewangelia wnosi CHARAKTERYSTYCZNE NOVUM w rozumienie sądu Bożego nad grzesznymi ludźmi. Ukazuje, iż sąd ten odbywa się za pośrednictwem ŚWIATŁA I SŁOWA. „Sąd zaś polega na tym, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światłość, ponieważ złe były ich uczynki” (J 3,19). Sądem staje się sam fakt braku przyjęcia światłości i zniewolenia przez ciemność.
Osądza również słowo pochodzące od Boga i przekazane przez Jezusa: „Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, lecz aby świat zbawić. Kto Mnie odrzuca i słów moich nie przyjmuje, ten ma SWEGO SĘDZIEGO: SŁOWO, które głosiłem, ono będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,47-48). Sam Jezus mówi o sobie: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12). Światło i ciemność muszą być ostatecznie oddzielone, a wszelkie ciemności przezwyciężone.
TEKSTY EWANGELII W IKONOGRAFII SĄDU
Przytoczone teksty wschodni ikonografowie wpisywali na otwarte stronice świętej Księgi, którą na ikonach i przedstawieniach malarskich trzyma siedzący na tronie Sędzia wszystkich ludzi. Zaprasza On wręcz do spotkania twarzą w twarz: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja wam dam odpocząć” (Mt 11,28).
Jakże niezwykłe brzmią te słowa w kontekście eschatologicznym! Najczęściej wybierane przez ikonografów do wpisania na dwóch otwartych stronicach Księgi, słowa te mówią o ludziach utrudzonych ziemskim życiem i „obciążonych” własnymi winami. Zachęta Sędziego jest równocześnie obietnicą: „a Ja dam wam odpocząć”, anapaúsō hymas. Pomimo wielkiej, z ludzkiego punktu widzenia, niewiadomej w spotkaniu z Sędzią świata, Jego zaproszenie budzi ufność. Jest to Sędzia miłujący ludzi, pełen dobroci i miłosierdzia.
Wczytując się w przekaz ikonograficznej eschatologii wschodniego chrześcijaństwa, wyrażonej przy pomocy tekstów biblijnych, dostrzec można w nich zarys spokojnej i mądrej pedagogii. Nie budzą one strachu, trwogi i grozy, lecz ośmielają i zapraszają, ułatwiając tym samym człowiekowi spotkanie ze swoim Bogiem i miłosiernym Sędzią, który sądzi przez swoją ŚWIATŁOŚĆ, przenikającą w najskrytsze tajniki serca oraz przez swoje SŁOWO, wnikające w głąb ludzkiego ducha.
Przybliżając się do tajemnicy boskiego sądu, człowiek może zachować ufność. Ludziom przywykłym do sądzenia na podstawie tego, co zewnętrzne, przypomniana zostaje prawda o Boskim sądzie, który sięga w głąb jestestwa człowieka i jest sądem prawdziwie sprawiedliwym i wyzwalającym: „Nie sądźcie według wyglądu (kat’ópsin), ale sprawiedliwym sądem sądźcie” (J 7,24).
BÓG POTRAFI WYPROWADZIĆ WINOWAJCÓW Z GEHENNY
Chrześcijanie zachodni także wyznawali, że wszyscy staną kiedyś przed sprawiedliwym Bogiem, ale częściej myśleli o tym bardziej z lękiem niż z ufnością. Zależało to w dużej mierze od rozpowszechnionej, zwłaszcza w kaznodziejstwie i malarstwie, wizji sądu Bożego. W wyobrażeniach teologów, kaznodziejów i malarzy dominował motyw grozy, który miał pobudzić grzesznych ludzi do opamiętania, skruchy i poprawy życia. Był to pewien rodzaj terapii wstrząsowej, która zazwyczaj nie osiągała zamierzonego skutku. Wpędzała pobożnych skądinąd ludzi w nerwice lękowe, podczas gdy wielcy winowajcy łatwo przywykali do gróźb i o wiele trudniej było trafić do ich sumienia.
Każdy z nas ma swoje własne doświadczenie konsekwencji złych decyzji. Człowiek potrafi tworzyć dla innych i dla siebie samego gehennę na ziemi. Nie jest w stanie naprawić potem wyrządzonego zła. Konsekwencje złych czynów sięgają w życie przyszłe. Doczesne decyzje rzutują na sam sposób przeżywania przyszłego losu.
Pytamy już teraz, i pytać będą pokolenia przez wieki, czy Bóg potrafi wyprowadzić człowieka z Gehenny, którą on sam sobie zgotował poprzez wybór ciemności, odrzucenie światła i słowa Bożego w życiu doczesnym. Wiele wskazuje na to, że jako najskuteczniejszy Pedagog i Lekarz ludzi – Bóg potrafi to czynić w swój prawdziwie boski, nieznany nam sposób, i to bez pogwałcenia wolności swojego stworzenia (zob. mój komentarz z 14. lutego 2014, 11:17).
Trzeba zaufać słowom Pisma, że „światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka” (J 1,9) ma moc „oczyścić nas z wszelkiego grzechu” (1 J 1,7).
BÓG MIŁUJE I „NIENAWIDZI”?
Cenne są uwagi P. Andrzeja (16 lutego 2014, 00:45) na temat aramejskich przekładów Biblii, które powinny być wykorzystywane w próbach dotarcia do możliwych wpływów na nauczanie Jezusa historycznego o ostatecznych losach ludzkości i świata. W poniższych refleksjach odniosę się również do aramejskiej parafrazy tekstu proroka Malachiasza (1,3) o „nienawiści” Boga do Ezawa – tekstu, na który powołał się także Paweł z Tarsu.
BÓG OGRANICZA SWOJE MIŁOSIERDZIE?
Cytowany we wcześniejszych moich komentarzach (zob. m.in. 14 lutego 2014, 17:48) tekst z Listu do Rzymian (11,32) odsłania wielkość Bożego miłosierdzia. W słowach tych streszcza się cały teologiczny patos argumentacji Apostoła Pawła na temat Izraelitów. Dręczył go problem ich niewiary: „mam wielki smutek i nieustanny ból w swoim sercu. Pragnąłbym bowiem sam być przeklęty (anáthema einai) i odłączony od Chrystusa dla moich braci, krewnych według ciała, którymi są Izraelici” (Rz 9, 2-4). Dlatego w przeciwieństwie do wielu z nich tak uparcie bronił swego przekonania, że BÓG MA PRAWO OBJĄĆ SWOIM MIŁOSIERDZIEM WSZYSTKICH, nie tylko Izraela, lecz także pogan. Odrzucał pogląd o ograniczonym wyborze ludzi ze strony Boga. Wierzył, że nie ogranicza On swego miłosierdzia jedynie do wybranych: „częściowa zatwardziałość Izraela ma miejsce aż do czasu wejścia wszystkich pogan. I w ten sposób CAŁY IZRAEL BĘDZIE ZBAWIONY, tak jak napisano: ‘Przyjdzie z Syjonu Wybawiciel i odwróci bezbożności od Jakuba. A to będzie moje Przymierze z nimi, gdy zgładzę ich grzechy’” (Rz 11,25-26; zob. Iz 59,20-21; Ps 14,7; Iz 27,9; Jr 31,33-34).
Wątek ten, zapoczątkowany w rozdziale IX, kończy się dopiero w rozdziale XI. W początkowej fazie swojej argumentacji Paweł pisze jednak o tych sprawach w taki sposób, iż MOGŁOBY SIĘ WYDAWAĆ, ŻE BÓG RZECZYWIŚCIE OGRANICZA SWOJE MIŁOSIERDZIE DO NIEWIELU WYBRANYCH. Podaje drastyczne PRZYKŁADY SUROWOŚCI w postępowaniu miłosiernego Boga. Przykłady te należy jednak interpretować w świetle jego podstawowego przekonania, że nawet surowość i gniew Boga są paradoksalnym wyrazem Jego miłosierdzia. W przeciwnym razie nie sposób byłoby rozwikłać piętrzących się trudności interpretacyjnych.
O „NIENAWIŚCI” BOGA DO EZAWA
Wśród bogactwa wątków IX rozdziału Listu do Rzymian jeden zasługuje na szczególną uwagę. Chodzi o cytat z proroctwa Malachiasza (1,2-3). Przekład tekstu hebrajskiego: „Czyż Ezaw nie był bratem Jakuba? – wyrocznia Pana – a Ja [jednak] umiłowałem Jakuba. Ezawa zaś miałem w nienawiści…”
A oto przekład ostatniego zdania w targumie aramejskim: „and I rejected Esau…” / „a odrzuciłem Ezawa”. Już w samym słowie „odrzuciłem”, zamiast „znienawidziłem”, mamy pewną wskazówkę, jak należy rozumieć biblijne słowo „nienawidzić”.
Apostoł Paweł przytacza tekst Malachiasza i od razu stawia ważne pytania: „(…) jak napisano: ‘Jakuba umiłowałem, Ezawa zaś znienawidziłem’”. Co więc powiemy? Czy Bóg jest niesprawiedliwy? To niemożliwe!” (Rz 9, 13-14).
Jak więc rozumieć ową „nienawiść” Boga? W języku hebrajskim i aramejskim słowo „nienawidzić” oznacza raczej „odłożyć na bok”, „mniej miłować” (zob. E. Edelmann, »Jésus parlait araméen. À la recherche de l’enseignement originel », Paris 2000, s. 63). Bóg po prostu mniej miłował Ezawa niż Jakuba.
Przyjrzyjmy się bliżej temu słownictwu, gdyż rodzi ono także wśród wierzących wiele nieporozumień. Kiedy Jezus mówi: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie i nie nienawidzi (gr.: ou misei) ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci i sióstr, więc i życia swego, nie może być mym uczniem” (Łk 14, 26; wyd. interlinearne) uwrażliwia na sprawę życiowych priorytetów. W przekładzie ekumenicznym werset ten brzmi: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a bardziej kocha swojego ojca i matkę…, nie może być Moim uczniem”. Mówiąc z zamierzoną przesadą, Jezus wzywa do wyzwolenia się od dominacji więzów krwi i powiązań rodzinnych. Bynajmniej nie zachęca do tego, aby nienawidzić najbliższych członków rodziny. Słowa o „nienawiści” do najbliższych są często źle rozumiane. Ten, który zalecał miłować także nieprzyjaciół (Mt 5,44), miałby zachęcać do nienawiści względem ludzi nam najbliższych? Brane dosłownie, Jego słowa brzmią szorstko i obraźliwie. Jezus nie zachęca jednak do okazywania wrogości wobec ludzi, zwłaszcza najbliższych, nie każe zrywać z nimi relacji, osądzać i opuszczać. Zwraca uwagę na priorytet sprawy Bożej w życiu każdego człowieka. Ostrzega tych, którzy tracą z pola widzenia najwyższy priorytet, którym jest Bóg i ich własna przyszłość w Jego Królestwie.
W słowach Jezusa kryje się głęboka mądrość życiowa. Jeśli nasze relacje z najbliższymi spychają Boga na dalsze miejsce, trzeba się zastanowić nad swoim życiem. Są więzi osobowe, które nie pozwalają usłyszeć głosu Boga i doświadczyć sensu słów o Jego Królestwie. Jest czysto ludzka mentalność, która zaprzecza wręcz Jego istnieniu i unicestwia wiarę w Niego. Może istnieć taka hierarchia wartości w życiu rodzinnym oraz taki sposób myślenia i model życia, które nie pozostawiają miejsca na troskę o sprawy wyższe, sprawy ducha. Taki sposób myślenia i taką mentalność trzeba odrzucić, a nawet „znienawidzić” ją, gdyż w przeciwnym razie człowiek nie będzie zdolny do wyruszenia w drogę wiary i zawierzenia Chrystusowi. Ulegając złej mentalności nie kochamy naszych najbliższych naprawdę, lecz wyrządzamy im i sobie samym wielką krzywdę. Lojalność wobec wymagań Jezusa nie zwalnia od prawdziwej miłości rodziny i najbliższych.
EZAW „ZNIENAWIDZONY” PRZEZ BOGA?
Powróćmy teraz do przytoczonych przez Pawła słów proroka Malachiasza: „Ezawa znienawidziłem”. Jaki jest ich sens metaforyczny? Czy one również są wyrazem miłości Boga? Apostoł miał przed oczyma zmaganie Jakuba i Ezawa o pierworodztwo i ojcowskie błogosławieństwo. Konflikt powstał stąd, że obydwaj nie mogli mieć razem tego przywileju. Uprzywilejowanym mógł być tylko jeden z dwóch bliźniaków. Według Pawła, sam Bóg rozstrzygnął tę sprawę zanim się narodzili (por. Rdz 25,23): „nie na podstawie uczynków, lecz dzięki Temu, który powołuje – zostało jej [Rebece] powiedziane: ‘Starszy będzie służył młodszemu’” (Rz 9,12). Według zwyczaju panującego na starożytnym Bliskim Wschodzie, ojciec faworyzował starszego syna. To, co uczynił Bóg było zaprzeczeniem tego zwyczaju, gdyż w suwerenny sposób wybrał właśnie młodszego, niezależnie od postępowania i charakteru obydwu braci. Ponieważ Bóg jest suwerenny, może dokonać wyboru według swej woli i upodobania. „O, człowieku! Kim jesteś, że spierasz się z Bogiem?” (Rz 9,20).
Jakub otrzymał błogosławieństwo ojca nie dlatego, że na to zasługiwał, ale ze względu na cel Bożego wybrania. Dzięki jego wybraniu Bóg miał okazać swoje miłosierdzie dla wszystkich, łącznie z Ezawem. Skoro wybrany został Jakub, Ezaw musiał utracić swe pierworodztwo. Sam je zresztą zlekceważył odstępując za chleb i gotowaną soczewicę (por. Rdz 25,33-34). Taki jest sens owej Boskiej „nienawiści” do Ezawa. Oczywiście, że jest to jedynie ludzki sposób mówienia. Podobnie sam Apostoł mówił wcześniej, „po ludzku”, o gniewie Boga (zob. Rz 3,5).
„Nienawiść” Boga względem Ezawa nie różni się w rzeczy samej od Jego miłości do Jakuba. Teksty prorockie mówią o późniejszym sądzie Bożym nad potomstwem obydwu braci. Zauważmy: „Ezawa zaś miałem w nienawiści i oddałem góry jego na spustoszenie, a dobytek jego szakalom pustyni. (…) I będą ich nazywać granicą zła i ludem, na którego Pan (JHWH) zapałał gniewem” (Ml 1, 3). O domu Jakuba również napisano: „Poprzysiągł Jahwe Pan na swoje życie (…): Brzydzę się pychą Jakuba i nienawidzę jego pałaców, wydam więc [wrogom] miasto i co się w nim znajduje” (Am 6,8). Co więcej: „Stopnieją pod nim góry, rozdzielą się doliny jak wosk przed ogniem, jak wody rozlane po stoku. Wszystko to z powodu występku Jakuba…” (Mi 1,4-5).
Wniosek jest oczywisty: takie sądy Boga nie są wynikiem braku Jego miłości do poszczególnych ludzi i narodów. Miłość Boga do Jakuba jest wymagająca, nie akceptuje tego, co w nim grzeszne, niegodziwe i wyniosłe. Z kolei „nienawiść” (według aramejskiej parafrazy targumu „odrzucenie”) Boga względem Ezawa również pociągała za sobą odrzucenie wszystkiego, co fałszywe, grzeszne i zasługujące na zniszczenie. Różnicę pomiędzy miłością i „nienawiścią” Boga wyjaśnić można jedynie ludzkim sposobem mówienia. Miłość Boża niszczy – jak pożerający ogień – to co w nas, ludziach, jest fałszywe i grzeszne.
POJEDNANIE JAKUBA I EZAWA
Boży wybór Jakuba nie oznaczał bynajmniej odrzucenia Ezawa. Bóg wybiera poszczególnych ludzi dla realizacji swoich zbawczych zamiarów. Wybór ten jest wyrazem Jego łaskawości, która w różny sposób obejmuje także innych ludzi. Podobnie było z wyborem Abrahama, który stał się błogosławieństwem dla wszystkich narodów (por. Rdz 12, 3; 18, 18; Syr 44, 21; Dz 3, 25). BÓG OKAZUJE SWOJE MIŁOSIERDZIE WSZYSTKIM, TAKŻE NIEPOSŁUSZNYM. Według myśli Pawła, „reszta” wybrana przez łaskę (por. Rz 11, 5) jest zawsze obietnicą dla wszystkich – znakiem, że Bóg nie odrzucił całości swego ludu (por. Rz 11, 1-2).
Księga Rodzaju opowiada, że Ezaw przebaczył w końcu swemu bratu, który podstępnie odebrał mu błogosławieństwo ojca. Opis całkowitego pojednania obydwu braci należy do najpiękniejszych w Starym Testamencie:
„Ezaw pospieszył na jego spotkanie i objąwszy go za szyję ucałował go; i rozpłakali się obaj. Gdy Ezaw spostrzegł kobiety i dzieci, zapytał: «A te kim są dla ciebie?» Jakub odpowiedział:«To dzieci, którymi Bóg łaskawie obdarzył twego sługę». (…). Ezaw zapytał: «Dla kogo są te wszystkie stada, które spotkałem?» Jakub odpowiedział: «Abyś mi był życzliwy, panie mój». Na to Ezaw: «Mam ja dużo, bracie mój, niechaj przy tobie zostanie to, co jest twoje». Jakub rzekł:«Ależ nie! Jeśli jesteś dla mnie życzliwy, przyjmij ode mnie ten mój dar. Bo przecież gdym ujrzał twe oblicze, było ono obliczem JAKBY ISTOTY NADZIEMSKIEJ i okazałeś mi wielką życzliwość. Przyjmij więc ten dar mój, który dla ciebie przeznaczyłem; Bóg obdarzył mnie sowicie: mam wszystko!» I tak nalegał na niego, aż wreszcie przyjął” (Rdz 33, 4-5.8-11).
Pojednanie, które nie dokonuje się w przypowieści Jezusa o dwóch braciach i miłosiernym ojcu (Łk 15, 11-32), tutaj staje się faktem. W życzliwości swojego brata Jakub dostrzegł „oblicze jakby istoty nadziemskiej”.
Trudno doprawdy zrozumieć intencje tych teologów, którzy rozwijając w ciągu wieków naukę o predestynacji skazywali Ezawa na potępienie jeszcze przed jego narodzeniem (np. J. Kalwin, Institutio christianae religionis 3,21,6). Czynili tak, opierając się na błędnej interpretacji słów Pisma o „znienawidzeniu” go przez Boga. Tymczasem przejawem “nienawiści” Boga do Ezawa było to, że uczynił góry Seir, a więc dziedzictwo dane jemu i jego potomkom, odludnym „pustkowiem”.
POSTĘPOWANIE BOGA WOBEC EGIPSKIEGO FARAONA
Przyjrzyjmy się bliżej innym wątkom argumentacji Pawła z Tarsu. Jednym z przykładów dotyczących surowości Boga jest Jego postępowanie wobec faraona.
„Pismo bowiem mówi: ‘Po to cię wzbudziłem, abym mógł okazać na tobie moją moc i aby zostało rozsławione moje imię na całej ziemi’ (Wj 9,16)). A zatem komu chce, okazuje litość, a kogo chce, czyni zatwardziałym” (Rz 9, 17-18).
Odczytując te słowa od razu pytamy: Czy to postępowanie Boga wobec faraona może być wyrazem miłosierdzia? Jak Paweł rozumiał owo czynienie serca egipskiego władcy zatwardziałym? Czy sam Bóg nakłonił go do grzesznego sprzeciwu wobec Jego woli? W hebrajskim tekście Księgi Wyjścia opisującym to wydarzenie użyte zostało słowo mówiące o „umocnieniu” (hāzaq). Uczynić serce zatwardziałym, to umocnić je w uporze. Bóg umocnił serce faraona i dał mu odwagę przeciwstawienia się cudownym znakom dokonanym w Egipcie oraz nakazowi: „Wypuść mój lud” (Wj 9,1).
Być może faraon był w gruncie rzeczy człowiekiem tchórzliwym (jak wielu władców!), niezdolnym do stawienia czoła nieprzewidzianym trudnościom. Nie stać go było na wielką odwagę. Gdyby Bóg nie dodał mu siły i odwagi, uległby znacznie wcześniej. Czyniąc jego serce zatwardziałym okazał mu miłosierdzie, gdyż ukazał mu niszczycielski charakter jego grzechu, a Egipcjanom objawił swoją moc: „po to cię wzbudziłem, abym mógł okazać na tobie Moją moc”. Bóg sam zapewniał wcześniej Mojżesza: „Ja zaś uczynię nieustępliwym serce faraona i pomnożę moje znaki i moje cuda w kraju egipskim. Faraon nie usłucha was, toteż wyciągnę rękę moją nad Egiptem i wywiodę z Egiptu (…) mój lud (…) wśród wielkich kar. I poznają Egipcjanie, że Ja jestem Pan (JHWH)…” (Wj 7, 3-5).
W swoim myśleniu Paweł dostrzega, że postępowanie Boga w stosunku do faraona i Egipcjan było trudnym rodzajem objawienia zarówno dla Egipcjan jak i dla Izraelitów. Tak pojmował sens tych wydarzeń już prorok Izajasz: „Wtedy Pan (JHWH) da się poznać Egipcjanom; Egipcjanie zaś nie tylko uznają Pana w ów dzień (…). Choć Pan dotknie ciężko Egipcjan, przecież ich uzdrowi; oni zaś nawrócą się do Pana, który ich wysłucha i uleczy” (Iz 19, 21-22). OBJAWIENIE SUROWOŚCI JEST PRZEJAWEM JEGO MIŁOSIERDZIA. Jeśli więc czasem Bóg, wedle wyrażenia Apostoła, „współ-zaklucza”, czyli współ-zamyka wszystkich ludzi w nieuległości (Rz 11,32), czyni tak dla okazania im miłosierdzia. Tak samo postąpił względem faraona, czyniąc jego serce nieustępliwym.
WSZYSCY SĄ OSTATECZNIE OBJĘCI MIŁOSIERDZIEM BOGA
W wywodach Pawłowych napotykamy również zaskakujące rozróżnienie między „naczyniami gniewu” i „naczyniami miłosierdzia” (Rz 9,22-23). Tu również niektórzy komentatorzy skłonni byli dopatrywać się różnicy pomiędzy losem wybranych i nie wybranych. Biorąc jednak pod uwagę cały tok wywodów zakończony dopiero w rozdziale XI nie należy utożsamiać surowości w okazywaniu miłosierdzia Boga z brakiem miłosierdzia. Rozróżnienie między „naczyniami miłosierdzia” i „naczyniami gniewu” nie jest bynajmniej rozróżnieniem między tymi, którzy są objęci miłosierdziem i tymi, którzy są z niego wykluczeni.
„Jeśli zaś Bóg, chcąc okazać gniew i dać poznać swoją moc, zniósł z wielką cierpliwością naczynia zasługujące na gniew (dosł.: naczynia gniewu), przygotowane ku zagładzie, to dlatego, aby dać poznać bogactwo swojej chwały na naczyniach objętych miłosierdziem (dosł.: naczyniach miłosierdzia), które wcześniej przygotował ku chwale, to jest na nas, których powołał nie tylko z Żydów, ale i spośród pogan”. (Rz 9, 22-24).
Z tych słów wynika, że „naczyniami gniewu” byli w oczach Pawła niewierzący w Jezusa Żydzi. O nich jednak napisze on w dalszych rozważaniach, że „zgodnie z wybraniem są umiłowanymi ze względu na ojców” (Rz 11,28), choć „stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, aby też i oni dostąpili miłosierdzia” (Rz 11, 31). Zarówno więc ci, którzy są naczyniami grzechu, jak i ci, którzy są naczyniami miłosierdzia, WSZYSCY SĄ OSTATECZNIE OBJĘCI MIŁOSIERDZIEM BOGA. Jego oczyszczająca miłość przybiera czasem postać gniewu. Postępuje On tak względem ludzi dla ich dobra i zbawienia. Nie wykluczone, że ta sama osoba może być w pewnym okresie życia naczyniem zasługującym na gniew, a w innym czasie naczyniem objętym miłosierdziem.
Jeżeli nie sam Apostoł, to jeden z jego uczniów napisał w Liście do Efezjan słowa tchnące samokrytycznym realizmem w stosunku do wszystkich chrześcijan: „my wszyscy kiedyś ulegaliśmy pożądaniom naszego ciała, spełniając wolę ciała i umysłu, i z natury byliśmy dziećmi gniewu, podobnie jak wszyscy inni” (Ef 2, 3). Chodzi o kontrast między czasem przeszłym i czasem teraźniejszym. Sam Paweł był w tym sensie najpierw naczyniem gniewu (jako Szaweł prześladujący wyznawców Chrystusa), potem zaś stał się naczyniem miłosierdzia i doświadczył go w swoim życiu jako apostoł.
Jest w tym pewne podobieństwo do postępowania faraona i niewierzących w Chrystusa Żydów. Aby objawić swoją moc, Bóg cierpliwie znosił wrogość Szawła, „naczynia zasługującego na gniew” i zniszczenie, aby w końcu objawić swą chwałę i miłosierdzie w apostolskim życiu Pawła, który odtąd stał się „naczyniem objętym miłosierdziem”.
W samych słowach Apostoła nie ma wyraźnego przeciwstawienia pomiędzy jego życiem poprzednim i obecnym. Kontrast ten zawarty jest jednak w samej logice jego myślenia o dwóch rodzajach naczyń. Sam wyraźnie stwierdzał, że ci, których Bóg uwięził („współzakluczył”) w nieposłuszeństwie jako „naczynia zasługujące na gniew” i których znosił z wielką cierpliwością są tymi ludźmi, którym okazał miłosierdzie.
KTO NAS ODŁĄCZY OD MIŁOŚCI CHRYSTUSA?
Podkreślam raz jeszcze głęboki sens wyrażenia o zamknięciu wszystkich grzeszników w nieuległości i nieposłuszeństwie. W tym stanie mają oni doświadczyć konsekwencji swego buntu i nieposłuszeństwa. W taki oto sposób Bóg objawia ludziom destrukcyjną naturę zła i rozbija złudne iluzje. Te właśnie iluzje i samolubne pragnienia skłaniają do podejmowania w życiu złych decyzji, które stają się przyczyną cierpienia dla wielu innych.
Bóg nigdy nie działa w sposób niezgodny ze swoją naturą. Jeśli zaś z natury swej jest Miłością, to zawsze, a więc do końca, będzie za ostatecznym dobrem swoich stworzeń. Nikogo nie pozostawi jego własnemu losowi. „W NADZIEI PRZECIEŻ ZOSTALIŚMY ZBAWIENI. (…) KTO NAS ODŁĄCZY OD MIŁOŚCI CHRYSTUSA? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz? (…) Ale w tym wszystkim w pełni zwyciężamy przez Tego, który nas umiłował”” (Rz 8,24.35.37).
Słowa godne rozważania na każdy czas.
PODSUMOWANIE.
a) Tło.
W przesłaniu profetycznym dzień Jahwe miał przynieść radość i szczęście sprawiedliwym ( So 3, 12 – 17, Za 12, 4 ), a grzesznikom zagładę i wyniszczenie ( Am 5, 18; Jr 46, 10 ). Temat ten ciągle powracał a oczekiwania związane z tym dniem stały się ok. II w. po Chr. znacznie szersze. Już w profetyzmie dostrzegamy zarysowujący się nowy nurt zwany apokaliptyką ( Iz 24 – 27; Za 1 – 6 ), a włączona – nie bez pewnych oporów – w kanon hebrajski Księga Daniela jest już całkowicie zanurzona w tym nurcie. Apokaliptyka wyłania się z doświadczenia Narodu Wybranego i z jego bezradności wobec nieubłaganych fal historii. Izrael nie ma wpływu na swoją własną niepodległość stając się igraszką w rękach potężnych mocarstw, aby ostatecznie dostać się pod panowanie Imperium Rzymskiego. Pojawiają się oczekiwania mesjańskie oraz konsekwentna eschatologia. Władze Świątyni dostają się w ręce Saduceuszy, którzy starają się znaleźć jakiś consensus z okupantami, zdając sobie sprawy, że powstanie mogłoby przynieść niewyobrażalne szkody dla narodu. W oczach pobożnych chassidim taka postawa spotkała się z kontestacją i otwartą wrogością. Jakąś próba odpowiedzi na to stała się izolacja, którą wybrali pobożni Żydzi z Qumran. Oczekiwali oni rychłego nadejścia, aż trzech postaci mesjańskich ( proroka i Mesjasza Aarona i Izraela ). Pomazaniec Aarona miał na końcu przewodniczyć mesjańskiej uczcie i jako pierwszy błogosławić chleb i wino ( 1Q28a kol. 2, 12 – 15 ). W tym czasie Bóg miał odnowić świat i dać go w posiadanie „zgromadzeniu ubogich”, którzy mieli odziedziczyć ziemię ( 4Q171 kol.2, 10 – 11; kol. 4,11 – 12 ). Reguły nowego życia, miały być zupełnie inne – świat miał stanąć na opak:
„[Gdyż nie]bo i ziemia będą słuchać jego pomazańca. (…) PAN BOWIEM NAWIEDZI POBOŻNYCH, A SPRAWIEDLIWYCH ZAWOŁA PO IMIENIU. Nad ubogimi uniesie się Jego duch, wiarę przemieni w Swoją siłę. Uczci pobożnych na tronie wiecznego królestwa. Rozwiąże związanych, otworzy oczy niewidomych, podniesie pochylonych. Na z[a]wsze przyłączą się [do tych, którzy u]fają. W Swojej łaskawości od[płaci im,] a owo[c] dobrego [czyn]u do nikogo nie dotrze z opóźnieniem. Za/sz/czyty jakich nie było uczyni Pan, jak zapo[wiedział.] Uzdrowi bowiem konających, WSKRZESI ZMARŁYCH, ubogim ogłosi dobrą nowinę, [nędzarz]y nasy[ci,] wypędzonych sprowadzi, głodnych uczyni bogatymi” ( 4Q521 frag.2 kol.2+frag. 4, 1 – 13 ).
Czasy ostateczne nie tylko wiązały się ze zmartwychwstaniem sprawiedliwych; Bóg miał w tym czasie stworzyć Świątynię trwającą całą wieczność ( 11Q19 kol. 29, 8 – 10 ), i kierować ludem Bożym poprzez swoich Pomazańców. Jak mówił peszer do Ps 37, 21 – 22:
„Wyjaśnienie tego odnosi się do zgromadzenia ubogich, [którzy posiądą] w spadku cały [świ]at. Odziedziczą wysoką górę Izra[ela i w] jego świętości będą się rozkoszować. A [CI, KTÓRYCH] ON [PRZEK]LINA BĘDĄ WYCIĘCI” ( 4Q171 kol. 3, 10 – 11 ).
Esseńczycy z Qumran przyznali więc prawo do życia przyszłego po zmartwychwstaniu jedynie tym Żydom, którzy akceptowali ich doktrynę oraz objawienie Nauczyciela Sprawiedliwości. Takie drastyczne wierzenia mogą pojawić się w każdej epoce i religii. Tym bardziej skłonni byli do nich właśnie Żydzi silnie bazujący na deuteronomistycznym obrazie historii. W takim otwartym głoszeniu nadchodzącego zmierzchu historii spotykamy się nie tylko w Qumran ale i w „Sitz im Leben” Księgi Daniela oraz w Corpus Henochicum. Tkwi w tym jakiś niewyobrażalny potencjał mogącej nadejść siły wybuchowej oraz nowej filozofii wyrażającej się pogardą nie tylko dla codziennych spraw, które w takim pojmowaniu historii stają się nieważne ale również i wysokiej etycznie moralności oraz odstawieniu Tory na dalszy plan. Wyizolowane grupy żyją z dnia na dzień i oczekują Nowej Rzeczywistości oraz zemsty na tych, którzy obecnie zajmują pozycje, które te ekskluzywne sekty zastrzegały dla siebie w przyszłym świecie. Samą przyszłą teofanię opisywano jako pełne majestatu wkroczenie Boga w historię ludzkości:
„W owych dniach zstąpią aniołowie do ukrytych miejsc i zgromadzą na jednym miejscu tych wszystkich, którzy pomagali grzeszyć, i Najwyższy powstanie w owym dniu, aby dokonać sądu nad wszystkimi grzesznikami. (…) Odkąd sprawiedliwi śpią głębokim snem nie maja się czego bać. Mędrcy przejrzą a synowie ziemi zrozumieją wszystkie słowa tej księgi i poznają, ze bogactwa nie przyniosą im zbawienia, kiedy padnie nieprawość” ( HenEt 100, 4. 5 – 6 ).
Przed sprawiedliwymi zostaną otwarte bramy niebios ( HenEt 104, 2 ), a oni zostaną dołączeni do zastępów niebieskich ( HenEt 104, 6 ), i będą się radować szczęściem na podobieństwo aniołów w niebie ( HenEt 104, 4 ). Samym zbawionym narrator przyznaje również funkcje sądowniczą – mają być oni świadkami przestępstw, których dokonali grzesznicy, a nawet wykonawczą – to oni maja zabijać niesprawiedliwych ( HenEt 98, 12; 99, 3 ). Zabijani grzesznicy to ludzie zanadto bogacący się i pokładający ufność w swoich dobrach, bezwzględni wobec sprawiedliwych, knujący zło i krzywdzący innych swoimi słowami oraz czynami a narrator przeciwstawia im sprawiedliwych, którzy w znoju i trudzie zdobywają środki na swoje utrzymanie: torturowani, bici przez swoich zwierzchników, zanoszą nieustanne skargi na swoich władców ( HenEt 97, 8 – 10; 100, 7 – 9; 103, 12 – 15 ). TA CHARAKTERYSTYKA WSKAZUJE, ŻE KSIĘGĘ PISAŁ AUTOR IDENTYFIKUJĄCY SIĘ Z NAJUBOŻSZĄ CZĘŚCIĄ SPOŁECZEŃSTWA ŻYDOWSKIEGO. Księga ta napisana ku „pokrzepieniu serc” niosła nadzieję na zmianę sytuacji, w której to pierwsi staną się ostatnimi, uciskani triumfującymi. Sąd w opisach nie jawi się jako coś przyjemnego. Autor sięga do drastycznych środków opisujących ten dzień. SPRAWIEDLIWI PODERŻNĄ WTEDY GARDŁA GRZESZNIKOM ( HenEt 98, 12 ), poleje się wtedy ich krew, a nad światem rozpęta się huragan ognia ( HenEt 94, 9; 102, 1 ). Dla tych którzy miłują Boga i w pogardzie maja dobra materialne oraz dla męczenników ( HenEt 108, 8 – 9 ) jest przeznaczona nagroda: zostaną wprowadzeni do jaśniejącego światła i zasiądą na „tronie chwały” ( HenEt 108, 12 ). Autor kończy Księgę wyznaczeniem końcowego losu grzeszników:
„Grzesznicy będą jęczeć widząc, jak oni ( sprawiedliwi – przyp. AJN ) jaśnieją, ale sami pójdą tam, gdzie ustalono dla nich dni i czasy” ( HenEt 108, 15 ).
Co stanie się z potępionymi po ustalonych dniach i czasach autor pominął milczeniem. Księga Henocha etiopskiego prezentuje różne poglądy doktrynalne na los zbawionych i potępionych. NAJBARDZIEJ POWSZECHNYM PRZESŁANIEM JEST ZMARTWYCHWSTANIE SPRAWIEDLIWYCH I ZATRACENIE GRZESZNIKÓW PO ICH OKRESOWEJ MĘCE. „Apokalipsa Noego” sugeruje koniec kary grzeszników, lecz nie opisuje co się z nimi samymi dzieje po końcu ich męki. Możliwość, iż autorowi chodziło o ich ekspiację przed zbawieniem jest znikome, choć w jakimś małym stopniu prawdopodobne.
Część chassidim tworzy nurt zwany faryzeizmem, który nie podziela tak gorących oczekiwań echatologicznych, choć sami faryzeusze, także oczekują Mesjasza i Sądu Ostatecznego, to jednak uczestniczą w kulcie Świątynnym i starają się prowadzić normalne życie zgodne z przepisami Tory. Osiągają oni duże wpływy wśród ludności, także i z tej przyczyny, że wielu soferim sympatyzuje z nimi i treść ich nauk jest popularyzowana w synagogach. W religii żydowskiej dochodzi do kuriozum nie mającego swojego precedensu w historii innych religii, albowiem kompromitacja wielkich rodów kapłańskich współpracą z okupantami powoduje, że autorytetem religijnym dla mas żydowskich nie jest arcykapłan w Jerozolimie ale czasami zwykły szewc – mędrzec, który naucza rozumienia Tory ( halacha ) na jakiejś zapadłej prowincji, a sam arcykapłan musi się liczyć z jego opinią. Faryzeusze w swej większości wierzą w zmartwychwstanie choć w czasach Jezusa jeszcze nie stworzyli jednolitego poglądu na to kto ma w nim uczestniczyć. Karę dla grzeszników widzą oni zupełnie inaczej niż Wspólnota z Qumran. Dwa główne nurty faryzejskie czasów Jezusa to Szkoła Szammaja i Szkoła Hillela. Pierwsi z nich wierzyli, że Bóg po zmartwychwstaniu będzie męczył zatwardziałych grzeszników wiecznie w Gehennie, natomiast hillelici twierdzili, ze po dwunastu miesiącach takiej męki ulegną oni anihilacji. Pomimo istnienia tych dwóch głównych nurtów niektórzy rabini twierdzili, że Bóg ostatecznie pojedna ze sobą wszystkich po ich ekspiacji w Gehennie – czyśćcu.
Targumy przekazują na myśl częściowo zgodną z tradycja rabiniczną. Gehenna w targumach ma również cechy pewnej preegzystencji: została przygotowana tuż przed stworzeniem świata ( Targum Neofitów do Rdz 3, 24 ). W Izajaszu 10, 33 następuje silne przeredagowanie tekstu, aby umieścić go w zupełnie inny kontekście teologicznym. Wyjściowy tekst hebrajski jest następujący:
„Bo dawno przygotowano Tofet [palenisko], ono jest także DLA KRÓLA gotowe, zostało pogłębione, rozszerzone; stos węgla i drwa w nim wiele. Tchnienie Pana niby potok siarki je rozpali” ( Iz 10, 33 BT ).
Parafraza aramejska przekazuje już zupełnie inne treści:
„Bowiem Gehenna jest przygotowana od wieczności z powodu ich grzechów. Zaiste, ODWIECZNY KRÓL PRZYGOTOWAŁ JĄ głęboką i szeroką: ognisty stos niczym obfitość paliwa w niej płonie: rozpali go Słowo Pana jak wezbrany potok siarki” ( tg Iz 10, 33 ).
Ks. prof. Hryniewicz wyciągnął następujące wnioski z powyższe fragmentu ( por. Wacław Hryniewicz OMI 14 lutego 2014 na 09:45 ):
1. Gehenna jest przygotowana od wieczności z powodu ludzkich grzechów.
2. Kto ją przygotował? „Odwieczny Król”! I to głęboką i szeroką.
3. Kto ją rozpali? „SŁOWO PANA jak wezbrany POTOK SIARKI”!
Natomiast sami grzesznicy będą przebywać w Gehennie, która co warto podkreślić jest dopiero echem przyszłości, do momentu, aż sprawiedliwi uznają, iż ponieśli oni wystarczającą karę ( tg Iz 66, 24 ).
Aramejskie parafrazy potwierdzają, że słowo Gehenna w Palestynie I w. po Chr. było w powszechnym użyciu nie tylko codziennym ale i także w liturgii synagogalnej. Wprowadzono ją w wiele miejsc w których słowo to nie występowało w wersji hebrajskiej ( np. tg Ps 21, 10: „You will make them like a fiery furnace at the time of your anger , O Lord ; in his anger he will swallow them up and the inferno [of Gehenna] will consume them”. Cook Edward M, „The Psalms Targum: An English Translation”, Internet 2001 [ http://targum.info/pss/ps1.htm ] ). Należy więc z cała stanowczością stwierdzić, że gdy Jezus używał wyrażenia Gehenna to przeciętny mieszkaniec Palestyny był z nim na tyle zaznajomiony, że nie musiał on dociekać jej znaczenia u mówiącego. To ważna sprawa, jest jednak jeszcze jeden aspekt tej kwestii: nie można w żadnym razie mówić, iż ci którzy słyszeliby to słowo wyobrażaliby sobie z całkowitą pewnością, że mówiący myślał tu o wiecznych mękach w piekle. Zarówno bowiem tradycja targumiczna jak i rabiniczna co prawda podkreślają, iż istnieje takie a nie inne miejsce karania grzeszników, to w czasach gdy nasz Pan chodził po ziemi nie wyrobiono sobie ostatecznego stanowiska doktrynalnego, które w jednoznaczny sposób mówiłoby o tym, że Gehenna jest miejscem wiecznych mąk. STARANNA ANALIZA WYPOWIEDZI RABINÓW JAK I ŚWIADECTWO TARGUMU IZAJASZA JEDNOZNACZNIE WSKAZUJE, ŻE DUŻA CZĘŚĆ WYZNAWCÓW JUDAIZMU NIE UWAŻAŁA GEHENNY ZA MIEJSCE, KTÓRE MIAŁOBY ISTNIEĆ WIECZNIE.
b) Chrześcijańskie niemowlę.
W niedługim czasie po śmierci Jezusa z Nazaretu Jego zwolennicy organizują się w Jerozolimie pod przywództwem Jakuba Sprawiedliwego zwanego bratem Pańskim ( Ewangelia Hebrajczyków ), w Galilei ( Ewangelia Galilejska ) oraz w rozlicznych gminach położonych w basenie Morza Śródziemnego założonych przez byłego faryzeusza Pawła z Tarsu ( Corpus Paulinum ). Sam Paweł popadł w konflikt doktrynalny z Jakubem, ponieważ w Antiochii dopuścił do stołu Żydów i gojów, a na dodatek skłonił do tego czynu Kefasa i Barnabę. Tylko przytomna reakcja Jakuba uratowała ich dla synagogi ( Ga 2, 11 – 14 ). Nie wiemy zatem na ile poglądy św. Pawła odzwierciedlają wierzenia najpierwotniejszego chrześcijaństwa, albowiem Ewangelia Hebrajczyków przetrwała jedynie we fragmentach. Zrekonstruowane Q jest niezależne od teologii Pawła, który interpretuje śmierć i zmartwychwstanie Jezusa zupełnie odmiennie niż galilejscy wyznawcy Syna Człowieczego ( Paweł ani razu nie określa tak Jezusa z kolei Q ani razu nie nazywa Jezusa Chrystusem ). Jednak trzeba z całą stanowczością stwierdzić, że Paweł przejął wiele teologicznych i doktrynalnych idei od wcześniejszych tradentów, które zinterpretował i ujął na swój oryginalny autorski sposób ( 1 Kor 15, 1 ). Jak zapatrywał się Paweł na Gehennę? Przede wszystkim ten dobrze zaznajomiony z faryzejską nauką człowiek ani razu nie posłużył się tym terminem. W jego listach przebija się uparcie myśl o zagładzie czy też zatraceniu grzeszników. Słowa, których najczęściej używa to „olethros” w formach czasownika „ollymi” często z przedrostkiem „apollymai”. Lubi paralelnie porównywać los grzeszników z odmiennym losem sprawiedliwych ( por. Rz 9, 22; 1Kor 1, 18; 2Kor 2, 15; Flp 3, 18 – 20 ). Zwłaszcza dwa drastyczne teksty zdają się sugerować, że Paweł zbliżył się do myśli o anihilacji grzeszników ( prawdopodobnie był hillelitom, a zatem do tej koncepcji było mu najbliżej ):
„Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodziewanie PRZYJDZIE NA NICH ZAGŁADA, jak bóle na brzemienną, i nie umkną” ( 1Tes 5, 3 )
„Poniosą oni karę wiecznej zagłady od oblicza Pańskiego i od potężnego majestatu Jego” ( 2Tes 1, 9 ).
Drugi z tych tekstów nie wyszedł spod pióra Pawła, a więc nie musimy brać go pod uwagę w kontekście jego nauczania. Wymowa tekstu pierwszego dla Tesaloniczan, którzy byli gminą złożoną prawie w całości z gojów wyrosłych w tradycjach hellenizmu była jednoznaczna: po prodromach paruzyjnych mieli oni oczekiwać zagłady grzeszników. Ten tekst jest niezwykle ważny z kilku względów. Przede wszystkim to najstarsze świadectwo chrześcijańskie. Tesaloniki były gminą założoną ok. 50 r. po Chr. przez Apostoła Pawła składającą się głównie z ludzi najuboższych ( 1Tes 4, 11 ). Trudno mówić o ich teologicznym wykształceniu lub też znajomości przez nich Pism ST. Wydaje się , że Paweł pisząc do nich o zagładzie grzeszników miał na myśli właśnie to co napisał: zagładę. Tym skomplikowanym zagadnieniem zajął się Alan E. Bernstein ( A. E. Bernstein, „Jak powstawało piekło. Śmierć i zadośćuczynienie w świecie starożytnym oraz początkach chrześcijaństwa”, tłum. A. Piskozub-Piwosz, red. T. Dekert, Libron, Kraków 2006 ) dochodząc do wniosku, że Paweł był zwolennikiem anihilacji, choć niektóre pojedyncze jego teksty świadczą, że bliska mu była idea powszechnego pojednania. Napotykamy jednakże tutaj na duży i zasadniczy problem. Te fragmenty, bowiem wydaja się pochodzić z nauczania przedpawłowego. Hymn z Listu do Filipian jest uważany za pieśń pochodzącą z chrześcijańskiej liturgii, a to tam właśnie padają słowa o zginaniu się kolan wszystkich istot podziemnych ( Flp 2, 5 – 11 ). Nie inaczej jest ze stwierdzeniem, że kiedyś Bóg będzie wszystkim we wszystkich ( 1Kor 15, 28 ). Paweł rozwija przecież tutaj – jak sam stwierdził – ideę, którą przejął od „ubogich” z Jerozolimy ( 1Kor 15, 3 ). Do rozwiązania anihilacyjnego Pawła z Tarsu wydaję się skłaniać, także inny uznany badacz piekła Georges Minois: „W Liście do Rzymian [Paweł] ostrzega przed gniewem Bożym, który rozpęta się w dniu Sądu. Poprzestaje jednak na stwierdzeniu, że źli zostaną wówczas unicestwieni” ( G. Minois, „Historia piekła” [franc. Histoire de l’enfer], 1994, wyd. pol. 1998, Volumen, przeł. A. Kędzierzawska, s. 70 ). Infernalista Augustn Jankowski OSB tytułuje rozdział dotyczący poglądów eschatologicznych Pawła na grzeszników następująco: „Dane Pawłowe o wiecznej zagładzie” ( A. Jankowski OSB, „Eschatologia Nowego Testamentu”, Kraków 2007. s. 154 ). Przypomina również wers, którego w rozważaniach nie można pominąć:
„Ci, którzy te rzeczy czynią, KRÓLESTWA BOŻEGO NIE ODZIEDZICZĄ” ( Ga 5, 21 ).
Skoro grzesznicy nie odziedziczą Królestwa Bożego a Paweł z Tarsu nie uznaje wiecznych mąk grzeszników to należy przyjąć, że prawdopodobnie skłaniał on się do poglądu o ich wiecznym zniszczeniu i zatracie. PRZYNAJMNIEJ NALEŻY ROZWAŻYĆ TAKĄ MOŻLIWOŚĆ!!! Takie ostrożne podejście jest tutaj wskazane nawet po to, aby nie narażać się na stronniczość, ponieważ nawet sami infernalni egzegeci przyjmują, że Paweł nie nauczał o piekle a o anihilacji – ten fakt, nie jest dla nich wygodny ale przecież nie o wygodę tutaj chyba chodzi. Ks. prof. Hryniewicz udzielił ostatnio mocnego wsparcia hipotezie o uniwersalistycznych zapędach Apostoła Narodów ( por. Wacław Hryniewicz OMI 27 stycznia 2014 na 20:22, tenże, 11 lutego 2014 na 11:05 ). W kontekście naszych rozważań ważniejsza rzeczą wydaje się fakt, że Paweł po prostu nie wierzył w piekło w rozumieniu takim jakim przyjmuje się je obecnie. Widział się on osobiście z Kefasem i Jakubem, a zatem gdyby to była doktryna od której zależy cała wieczność człowieka to nie sposób przyjąć, iż te postacie znające przecież Nazarejczyka najbliżej w historii świata nie omieszkałyby wtajemniczyć w nią głosiciela Jego nauki wśród pogan. Tymczasem nic takiego nie dostrzegamy – Paweł całkowicie ignoruje Gehennę w jej tradycyjnym rozumieniu. Ten fakt wydaje mi się mieć większe znaczenie, wzmocnione dodatkowo tradycją hymnów przedpawłowych.
Q to inaczej mówiąc materiał wchodzący w skład Ewangelii Mateusza i Łukasza, którego nie zawiera Ewangelia Marka. Dla naszych rozważań nie jest istotne czy za tą tradycją stoi ustny przekaz czy też pisemny. Za ta drugą opcją obstają najbardziej uznane autorytety biblijne. W każdym bądź razie nawet laik zauważy, że teologia oraz chrystologia Q znacząco się różni od Pawłowej kerygmy Ewangelii Marka. W Q Jezus używa znanego rabinicznego określenia Gehenna:
„Nie bójcie się zabijających ciało, którzy jednak duszy zabić nie mogą. Bójcie się Tego, który duszę i ciało może zatracić w Gehennie” ( Q 12, 4 – 5 )
Czy w tym fragmencie Nazarejczyk mówi o możliwości kary wiecznej sięgając do biblijnego symbolu Doliny synów Hinnoma, gdzie jakoby miano składać Molochowi ofiary z dzieci? ( por. 2 Krl 23, 10; 16, 3; 21, 6; Jr 7, 32nn; 19, 6 ). Nie, w tym ustępie spotykamy się jedynie z ostrzeżeniem przed możliwością utraty zbawienia. W Q w „Mowie eschatologicznej” natrafiamy na przypowieść o dwóch ludziach udających się do sędziego ( metaforyczny obraz Boga ). Jezus udziela porady, która ma wymowę przede wszystkim teraźniejszą: pojednaj się ze swoim wrogiem za nim staniesz przed Stwórcą, albowiem możesz dostać się do więzienia ( inaczej mówiąc Gehenny ) z której nie wyjdziesz, „aż oddasz ostatni pieniążek” ( Q, 12, 59; Mt 5, 26//Łk 12, 59 ). Można zatem wnioskować, że Jezus ostrzega przed Gehenną, która w Jego ujęcia spełnia rolę oczyszczającą. Wnioskując z kolei z gróźb Nazarejczyka, które skierował On wobec miast położonych w Galilei, w Gehennie kara jest stopniowana w zależności od winy człowieka ( Q: Mt 11, 20 – 24//Łk 10, 13 – 16; por. L: Łk 12, 47nn ).
W najstarszej kanonicznej Ewangelia Marka tylko w jednym miejscu Jezus wspomina Gehennę w serii wypowiedzi o zgorszeniu ( Mk 9, 43 – 50 ). Pouczając, że każdy będzie musiał przejść swoistego rodzaju oczyszczający ogień Gehenny za nim stanie przed obliczem Boga ( Mk 9, 49 – 50; Mt 5, 13; Łk 14, 34 – 35 ). Jezus prawdopodobnie nawiązuje tu do synagogalnej interpretacji Księgi Izajasza ( tg Iz 66, 24 ) rozszerzając zakres Gehenny nie tylko na grzeszników ale wszystkich ludzi. W ujęciu Jezusa żaden z ludzi nie może powiedzieć o sobie, że jest dobry w związku z czym każdy będzie potrzebował oczyszczenia ( Mk 10, 18; por. 1Kor 3, 15; Ml 3, 2 – 3 ).
Po przeanalizowaniu najstarszych warstw tradycji chrześcijańskiej należy podkreślić, iż w żadnym wypadku infernaliści nie mogą twierdzić, że ich nauki maja podstawy w nauczaniu Jezusa historycznego a uniwersaliści są jedynie spekulacyjnymi teologami. Wydaje się, że rzeczowa analiza może prowadzić do wniosków wręcz odwrotnych. To nauki infernalistów zdają się być zakorzenione w popaschalnej interpretacji słów Jezusa z Ewangelii Mateusza, która jak przyznają to uczciwie sami infernaliści nie odzwierciedla prawdziwego nauczania Jezusa z Nazaretu. Chrześcijanie w swoich początkach nie bali się momentu zmartwychwstania i spotkania ze swoim Panem. Znaleziono napis nagrobny w Behnesa, który zawierał następujące słowa Chrystusa:
„Mówi Jezus: Nie ma nic pogrzebanego, co by nie miało powstać z martwych” ( J. Fitzmyer, „The Oxyrynchos Logoi of Jesus and the Coptic Gospel according to Thomas”, Theological Studies 20, s. 526; por. Oxy 654 linie 27 – 31 ).
Nie obawiano się więc spotkania z Panem ale wychodzono na nie z ufnością. Jakże zmieni się ten obraz pod wpływem pedagogii strachu.
SĄD A PROBLEM SPRAWIEDLIWOŚCI I MIŁOSIERDZIA
Zanim ustosunkuję się do „podsumowania” P. Andrzeja, wciąż drążę jeszcze temat sądu, zatwardziałości serca w człowieku, zdumiewającej boskiej pedagogii oraz ścisłego związku między sprawiedliwością i miłosierdziem.
Większość teologów zdaje się nie doceniać tekstów mówiących o uniwersalizmie zbawienia w pismach Nowego Testamentu, choć jest ich stanowczo więcej niż tych infernalnych. Zwolennicy doktryny wiecznego piekła opowiadają się za dualistyczną interpretacją zbawienia, dlatego być może przede wszystkim, że koncentrują swoją uwagę na JEDNOSTRONNEJ INTERPRETACJI SĄDU BOŻEGO. Przypominają, że w świetle świadectw biblijnych Bóg jest nie tylko miłosierny, ale również sprawiedliwy. Jak zatem pogodzić podwójny wyrok sądu z powszechnym zwycięstwem Chrystusa? Czy rzeczywiście miłosierdzie i sprawiedliwość są tak różnymi i rozbieżnymi przymiotami Boga, że nie dopuszczają harmonijnego współdziałania?
Interpretacja sądu, miłosierdzia i sprawiedliwości w pismach Apostoła Pawła pozwala inaczej spojrzeć na tradycyjną doktrynę „wiecznej kary” i wiecznego oddzielenia od Boga. Jestem przekonany, że hermeneutyka wypowiedzi eschatologicznych wymaga o wiele dalej sięgającej zmiany perspektywy. Wyobraźnię eschatologiczną komentatorów biblijnych często paraliżuje lęk przed przyjęciem perspektywy uniwersalistycznej, jak gdyby była ona czymś zgoła niezgodnym z duchem Ewangelii.
Rozumienie kary w Nowym Testamencie wykracza poza kategorie odpłaty. Boska sprawiedliwość zmierza do zwycięstwa nad złem i uzdrowienia jego ofiar. Droga do przemiany prowadzi jednak przez skruchę i przebaczenie grzechów. Sprawiedliwość Boga odsłania Jego zbawcze dzieło, którego celem jest odnowienie wszystkiego, przywrócenie harmonii i powszechnego pokoju. Taka wizja przywraca nadzieję.
BÓG NIE JEST ISTOTĄ WEWNĘTRZNIE ROZDARTĄ
Pismo Święte nigdzie nie mówi, że miłosierdzie Boga dopuszcza coś, co jest przeciwne Jego sprawiedliwości, a sprawiedliwość domaga się czegoś, co jest niezgodne z miłosierdziem. BŁĘDNE SĄ WSZELKIE WYOBRAŻENIA O BOGU JAKO ISTOCIE WEWNĘTRZNIE ROZDARTEJ POMIĘDZY TYM, CZEGO DOMAGA SIĘ SPRAWIEDLIWOŚĆ, A TYM, DO CZEGO SKŁANIA MIŁOSIERDZIE.
Istnieje realne niebezpieczeństwo narzucania Biblii koncepcji filozoficznych i naszych własnych wyobrażeń o Boskich przymiotach. Wydaje się nam, że miłosierdzie jest innym przymiotem niż sprawiedliwość, i takie wyobrażenie przenosimy na interpretację tekstów Pisma. Podobnie sądzimy, że miłość Boga wyraża coś zasadniczo przeciwnego do Jego gniewu, a w konsekwencji tak interpretujemy wypowiedzi Pisma. W takiej perspektywie inaczej myślimy o karze, a inaczej o przebaczeniu. Ma to swój przemożny wpływ na rozumienie nauki biblijnej, być może zwłaszcza nauczania Pawła z Tarsu.
Aby przekonać się o niewłaściwości tego rodzaju myślenia trzeba zwrócić się raz jeszcze do XI rozdziału Listu do Rzymian. Wczytując się w słowa Apostoła odkryć można ze zdumieniem, że surowość Boga wobec nieposłusznych ludzi, zaślepienie ich oczu i zatwardzenie serc, sąd nad grzechem – wszystko to jest wyrazem Jego miłosierdzia i oczyszczającej miłości. Bóg zawsze i wszędzie okazuje swoje miłosierdzie, choć my, ludzie, często doświadczamy tego miłosierdzia jako surowości, sądu i kary. Jeśli jesteśmy Mu posłuszni, doświadczamy Jego miłosierdzia jako dobroci, łagodności i łaskawości; kiedy stajemy się nieposłuszni, doświadczamy miłosierdzia jako surowości (por. 11, 22). Jest w tym pewna trudna do pojęcia tajemnica (por. 11, 25.33). Paweł wykazuje to na losach swojego narodu:
„Czego Izrael szuka, tego nie osiągnął, wybrani jednak osiągnęli. Ci natomiast, co pozostali, zostali pogrążeni w zatwardziałości, tak, jak napisano: ‘Bóg dał im ducha odurzenia, oczy, aby nie widzieli, i uszy, aby nie słyszeli, aż do dnia dzisiejszego’”(Rz 11, 7-8; zob. Pwt 29,3; Iz 29,10).
Natychmiast jednak pojawia się pytanie w stosunku do tych, którzy pozostali zaślepieni w swojej zatwardziałości: „Czy się potknęli, aby upaść?” (11,11). Innymi słowy: czy surowość Boga wobec niewierzących oznacza ich trwały upadek, ostateczne odcięcie i wieczne odrzucenie? Odpowiedź jest zdecydowana: „To niemożliwe! Ale z powodu ich występku, zbawienie stało się udziałem pogan, aby pobudzić ich do zazdrości”. Już w następnym wersecie mowa jest o pełnym włączeniu opornych w dzieło ocalenia: „Jeśli ich występek stał się bogactwem dla świata, a ich poniżenie bogactwem dla pogan, to czym zaobfituje ich pełne uczestnictwo (to plērōma)? (…) Jeśli bowiem odrzucenie ich okazało się pojednaniem dla świata, to czym będzie przyjęcie ich, jeśli nie powstaniem z martwych do życia?” (11,12.15).
NIEODWOŁALNE DARY I POWOŁANIE BOŻE
Dalsze wywody Apostoła zmierzają do objawienia paradoksalnego charakteru Boskiego dzieła zbawienia. Stwierdzenia te mogą być zaskoczeniem, a równocześnie powodem do dziękczynienia. Warto także i w tym miejscu przypomnieć, że biblijna mentalność żydowska nie bierze pod uwagę przyczyn wtórnych, lecz wszystko przypisuje Bogu. Według niej, to On zaślepił oczy i spowodował zatwardziałość serc Żydów nie wierzących w Jezusa-Mesjasza.
Chrześcijanin przez wiarę i nadzieję odkrywa, że to jest zdumiewający sposób postępowania Boga, część Jego Boskiej pedagogii: „częściowa zatwardziałość Izraela ma miejsce aż do czasu wejścia wszystkich pogan. I w ten sposób cały Izrael będzie zbawiony” (11, 25-26). „Cały Izrael”, a więc i ci, którzy byli zaślepieni i zatwardziali, łącznie z tymi, którzy pomarli. Nic nie wskazuje na to, że Paweł wyklucza zmarłych Izraelitów z dzieła zbawienia. Odkupienie w Chrystusie obejmuje wszystkie pokolenia. Przeciwnicy uniwersalizmu dowodzą, że zdanie „cały Izrael będzie zbawiony” odnosi się do narodu jako kategorii korporatywnej; nie oznacza to, że zbawiona będzie każda poszczególna osoba.
W rzeczywistości Paweł wykazywał, że sprawiedliwość Boga jest wyrazem wszechogarniającego miłosierdzia. Jego wywody przekonują, że Bóg jest miłosierny wobec wszystkich. Tak myślał ten, kto na początku tego samego rozdziału wyznawał: „jestem Izraelitą, potomkiem Abrahama, z pokolenia Beniamina” (11,1).
Zaraz po tych słowach zapowiada najważniejszą treść rozdziału: „Bóg nie odrzucił swojego ludu, który wcześniej poznał” (11,2). Owszem, pokazuje w trakcie dalszych rozważań, co myśli o zatwardziałych ziomkach: „Zgodnie z Ewangelią są nieprzyjaciółmi ze względu na was, zgodnie zaś z wybraniem są umiłowanymi ze względu na ojców. NIEODWOŁALNE [dosł.: takie, których się nie żałuje, ametamélēta] SĄ BOWIEM DARY I POWOŁANIE BOŻE” (11,28-29). I dalej losie o zatwardziałych: „stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, ABY TEŻ I ONI DOSTĄPILI MIŁOSIERDZIA” (11,31).
W tym właśnie kontekście padają najbardziej chyba zaskakujące słowa Apostoła, które już przytaczałem w poprzednich komentarzach: „Bóg bowiem wszystkim nałożył więzy nieposłuszeństwa [dosł.: współzakluczył ku nieuległości], ABY WSZYSTKIM OKAZAĆ MIŁOSIERDZIE (11,32).
ZDUMIEWAJĄCA POCHWAŁA MIŁOSIERDZIA!
Zdumiewa nauka, iż nasz ludzki los jest całkowicie sprawą łaski i dobroci Boga. Ponownie stykamy się z paralelną strukturą myślenia, w której pierwsze „wszyscy” określa sens drugiego (por. Rz 5, 18; 1 Kor 15, 22). Ci, których Bóg uwięził w nieposłuszeństwie, których zaślepił, uczynił zatwardziałymi i skazał na czasowe odcięcie i czasową zatratę – są tymi samymi, którym okazuje w końcu swoje miłosierdzie, przez zwyciężając ich opór. Uwięzienie w nieposłuszeństwie i odcięcie może być pierwszym aktem miłosierdzia.
Miłosierdzie okazane wszystkim jest zamierzonym celem ostatecznym ludzkiego istnienia. Jeśli Bóg sprawia zatwardziałość serca w człowieku, czyni to w tym celu, aby w końcu DOPROWADZIĆ GO DO SKRUCHY. Zaślepia ludzi niezdolnych do przyjęcia prawdy, aby doprowadzić ich w końcu do prawdy ostatecznej. Zamyka w nieposłuszeństwie, „ABY WSZYSTKIM OKAZAĆ MIŁOSIERDZIE”. Oto paradoksalna sfera łaskawości i dobroci Boga.
Nie należy jednak sądzić, że Apostoł pomniejsza w ten sposób znaczenie ludzkich decyzji i wysiłków moralnych w sprawie zbawienia. W jego rozważaniach pojawia się ton ostrzeżenia: „Spójrz więc na łagodność i surowość Boga: dla tych, którzy upadli, surowość, dla ciebie zaś łagodność Boga, o ile wytrwasz w łagodności. W przeciwnym razie, ty też będziesz odcięty” (11,22).
Sens tych słów jest jasny. Od człowieka zależy to, jak w przyszłości wyglądać będzie jego spotkanie z miłością Boga – czy spotka się z nią w postaci łagodności, czy też surowości. Wybór należy do każdego. Miłosierdzie Boga przenika wszystko, co On czyni. Surowy sąd Boga jest również aktem miłosierdzia, który prowadzi ludzi do skruchy i zbawienia. Od nas zależy, czy doświadczymy Jego miłosierdzia jako dobroci czy też jako surowości.
O SĄDZIE POPRAWCZYM
Usiłuję wczuć się w stanowisko przeciwników soteriologicznego uniwersalizmu. Uważają oni, iż opiera się ono na nieprzekonującej i bezpodstawnej koncepcji sądu poprawczego (a corrective judgement), podczas gdy wypowiedzi Apostoła nie wspominają o tym, że sąd będzie okazją do nawrócenia zatwardziałych dotąd grzeszników. Sądzą, że tekst Rz 11 nie daje podstaw ku temu, że Paruzja Chrystusa doprowadzi do nawrócenia wszystkich, którzy pomarli, wcześniej w Niego nie uwierzywszy.
Według oponentów, sąd ostateczny ma charakter prawdziwie rozstrzygający i definitywny, a nie poprawczy. Tylko ci, którzy już pojednali się z Bogiem zostaną ocaleni od gniewu Boga (por. Rz 5,9-11). Nie ma świadectwa, które mówiłoby o otwartej dla wszystkich przyszłości po sądzie ostatecznym. Są granice Bożej cierpliwości: „z powodu twojej zatwardziałości i niezdolnego do nawrócenia serca, gromadzisz nad sobą gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga” (Rz 2,5).
W tym świetle wypowiedzi biblijne o sądzie i gniewie Boga są głównym argumentem przeciwko powszechności zbawienia. W takiej optyce teologicznej nie ma możliwości zmiany decyzji po śmierci i sądzie ostatecznym. Za czystą spekulację uważa się nadzieję, że Chrystus w czasie sądu zdoła przekonać ludzi nie pojednanych z Bogiem, lub że doświadczywszy cierpienia oni sami zdadzą sobie sprawę z własnej zatraty i zwrócą się do Niego z wiarą i skruchą.
PRZECIWNICY UNIWERSALIZMU ZDECYDOWANIE ODRZUCAJĄ POJĘCIE KARY POPRAWCZEJ. Z tego, że sąd Boży jest sądem miłosierdzia nie wynika, ich zdaniem, że wszyscy ludzie niezawodnie odpowiedzą na to miłosierdzie. Nowy Testament nie daje podstaw do twierdzenia, że mamy wolność wyboru drogi do osiągnięcia celu ostatecznego i że cel ten jest osiągalny dla wszystkich. Nie istnieje żadna sugestia, że po sądzie ostatecznym nadal będzie możliwość dojścia do wiary, skruchy i nawrócenia. Dlatego właśnie Kościół ma nieustannie głosić Ewangelię całemu światu, aby ludzie nie zasłużyli na gniew Boga i wieczne oddzielenie od Niego. Jeżeli kara jest wieczna, ukarani nie mają już szansy na ocalenie. Jeżeli kara nie jest wieczna, to wieczne nie jest również życie, którym Bóg obdarza sprawiedliwych. Wymaga tego paralelizm wypowiedzi o „życiu wiecznym” i „karze wiecznej” (Mt 25,46). Przypowieść Jezusa o sądzie nad narodami jest nie do pogodzenia z nadzieją na zbawienie wszystkich. Ucząc o sądzie ostatecznym i zgubie zatwardziałych grzeszników cały Nowy Testament nie daje podstaw dla wizji powszechnego zbawienia. Taka jest logika przeciwników eschatologicznego uniwersalizmu.
SĄDY BOGA SĄ NIEZBADANE, A DROGI NIEPOZNAWALNE
Zgoła odmienną logikę interpretacji wypowiedzi biblijnych reprezentują obrońcy powszechności zbawienia. Inaczej interpretują przypowieści Jezusa, choćby tę o zgubionej owcy (Q 15,7 wraz z owym „AŻ ZNAJDZIE” zgubioną). Inaczej rozumieją nauczanie Pawła Apostoła. Podzielam to stanowisko. Wiele tekstów mówi o tym, że nasz los ostateczny jest w dobrych rękach Boga. To On wzbudza w najbardziej nawet opornych ludziach chęć przyjęcia w końcu Jego zbawczej oferty.
Stan nie-zbawienia będzie trwał dopóty, dopóki pozostaniemy w zatwardziałości, zaślepieniu i nieposłuszeństwie. Surowość i łagodność Boga są środkami Jego zbawczej i w końcu zwycięskiej łaski. Jego surowość wobec nieposłuszeństwa opornych Żydów jest jednym ze środków, za pomocą którego zbawi On w końcu całego Izraela. Apostoł pisał dlatego o tajemnicy: „Nie chcę bracia, żebyście byli nieświadomi tej tajemnicy…” (11,25). W zakończeniu rozdziału wyznaje z pokorą, iż SĄDY BOGA SĄ POD TYM WZGLĘDEM NIEZBADANE, A DROGI NIEPOZNAWALNE (11,33).
Zdaniem amerykańskiego teologa, Thomasa Talbotta, nasze wolne decyzje i wybory nie decydują ostatecznie o naszym wiecznym losie, gdyż los ten jest zabezpieczony i „pewny od początku” (secure from the beginning); określają one jedynie środki do jego osiągnięcia. Im bardziej uporczywie skłaniamy się ku naszym iluzjom i samolubnym pragnieniom, tym surowszy będzie środek i boleśniejszy proces, którym Bóg wstrząśnie naszymi iluzjami, zniszczy złe skłonności i oddzieli od grzechu (Th. Talbott, “A Pauline Interpretation of Divine Judgement”. W: “Universal Salvation? The Current Debate”, ed. by R.A. Perry & Ch. H. Partridge, Grand Rapids, Mich. / Cambridge, U.K. 2003, s. 32-52.).
Trzeba dobrze rozumieć tego rodzaju stwierdzenia. Nie można ich określać mianem soteriologicznego determinizmu, czy wręcz swoistej predestynacji do przymusowego zbawienia. Bóg nie gwałci wolności swoich rozumnych stworzeń, ale chorą wolność potrafi uleczyć i przemienić poprzez swoje miłosierdzie, dobroć i piękno.
Do zrozumienia tego potrzebne jest czucie-wespół – prawdziwa „compassion”, zdolność pojmowania nie tylko umysłem, ale i sercem, naśladująca miłosierdzie samego Boga: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny” (Q 6,36). To przecież zdanie z programowego przemówienia Jezusa w Ewangelii Galilejskiej!
CZY PAWEŁ GŁOSIŁ UNICESTWIENIE GRZESZNIKÓW?
W tym komentarzu do „podsumowania” P. Andrzeja (17 lutego 2014, 12:08) ograniczam się do wspomnianej przez niego teorii unicestwienia grzeszników. Nie podzielam stanowiska tych badaczy, którzy jak Alan E. Bernstein utrzymują, że „Paweł był zwolennikiem anihilacji, choć niektóre pojedyncze jego teksty świadczą, że bliska mu była idea powszechnego pojednania”. Przyjrzyjmy się bliżej hipotezie unicestwienia grzesznych stworzeń.
RÓŻNE HIPOTEZY ANIHILACJONISTÓW
Uważam, że hipoteza unicestwienia grzeszników jest wielce nieprawdopodobna. Według niej, ludzie odrzucający Boga zostaną w jakimś momencie unicestwieni i przestaną po prostu istnieć, nawet jeśli ich dusze są z natury swej nieśmiertelne. Zwolennicy tej teorii różnią się jednak w rozumieniu czasu i sposobu unicestwienia. Według jednych jest ono dziełem samego Boga, który albo aktywnie dokonuje zniszczenia, albo tylko pozwala grzesznikom zakończyć swoje istnienie w piekle. Inni sądzą, że to grzesznicy unicestwiają sami siebie. Według jednej wersji tej teorii, dokonuje się to bezpośrednio w momencie fizycznej śmierci i ustania świadomego życia. Według innej wersji, unicestwienie następuje dopiero później, po tymczasowym zmartwychwstaniu, potępieniu na sądzie i po okresie przebywania w Gehennie/piekle, które dla nich nie jest piekłem wiecznym. Doświadczywszy piekła, w jakimś momencie mogą zakończyć swoje istnienie popełniając swoiste „metafizyczne samobójstwo”. Po śmierci pierwszej nastąpi zmartwychwstanie, a „śmierć druga” (Ap 20,14; 21, 8) to po prostu unicestwienie grzeszników.
Ten nurt myśli eschatologicznej nazywany jest również „kondycjonalizmem”, czyli teorią warunkowej nieśmiertelności (conditional immortality, conditionalism). Podkreśla ona, że ludzie nie są nieśmiertelni ze swej natury, gdyż życie wieczne jest darem Boga, zależnym od naszego przyjęcia. Nawet gdybyśmy byli stworzeni jako istoty nieśmiertelne, ta nieśmiertelność mogłaby być odebrana uporczywym grzesznikom przez Boga na sądzie ostatecznym.
ALTERNATYWA DLA DOKTRYNY O WIECZNYM PIEKLE
Ten nurt myśli eschatologicznej przyciąga tych, których niepokoi doktryna o wieczności piekła, ale którzy nie są przekonani do uniwersalizmu nadziei na zbawienie wszystkich opornych stworzeń. W ich mniemaniu, anihilacjonizm jest NAJLEPSZĄ ALTERNATYWĄ DLA DOKTRYNY O WIECZNYM PIEKLE, bardziej wiarygodną niż nadzieja na zbawienie wszystkich. Tradycyjna, ponura koncepcja piekła ma, ich zdaniem, charakter zgoła niebiblijny i przynosi szkodę zbawczym zamiarom Boga. Z powodu jej okrucieństwa coraz więcej ludzi przeczy samemu istnieniu piekła lub opowiada się za uniwersalizmem zbawienia. Anihilacjonizm nie odrzuca nauki o piekle, ale pojmuje ją w sensie (samo)unicestwienia grzeszników. Sposób w jaki to zniszczenie zła się dokona znany jest jedynie samemu Bogu.
Teoria anihilacjonizmu była od początku w chrześcijaństwie opinią mniejszości. Trzeba przyznać, że obecnie zyskuje coraz większy wpływ na świadomość wierzących. Jej zwolennicy wskazują przede wszystkim na podstawy biblijne. Zdają sobie jednak sprawę, że teksty eschatologiczne są trudne do interpretacji ze względu na metaforyczny, obrazowy i symboliczny język wypowiedzi. Pismo Święte mówi o nieodwracalnym zniszczeniu, o ruinie i zagładzie zatwardziałych grzeszników, o ogniu, który raczej niszczy niż zadaje cierpienie (Ps 37,2.9-10.20.38; Ml 4,1-2). W swoim nauczaniu Jezus nie opisuje mąk ludzi potępionych i dzieła zniszczenia, lecz podkreśla przede wszystkim znaczenie decyzji człowieka w życiu doczesnym (Mt 10,28; 13,30). Podobną naukę znaleźć można również, zdaniem anihilacjonistów, w pismach apostolskich (2 Tes 1,9; 1 Kor 3,17; Flp 1,28; 3,19; 2 Pt 2,1.3.6; 3,6-7; Jud 7; Ap 20,14-15).
Dlatego właśnie najlepszym rozwiązaniem wydaje się, według nich, rozumienie natury piekła jako ostatecznego zniszczenia i unicestwienia grzeszników. Nieskończona męka oznaczałaby istnienie wiecznego dualizmu wszechświata, którego nie da się pogodzić z ostatecznym zwycięstwem Boga nad złem. Samo pojęcie wiecznego istnienia piekła dyskredytuje prawdę o ostatecznym triumfie Stwórcy.
KRYTYKA DOKTRYNY WIECZNEGO PIEKŁA PRZEZ ANIHILACJONISTÓW
Doktryna o wiecznym piekle stawia przed oczy Boga, który dopuszcza istnienie tej strasznej rzeczywistości, czy wręcz skazuje ludzi na mękę i nieszczęście bez końca. Czy na to rzeczywiście zasługują? Jak pogodzić wieczne potępienie ze sprawiedliwością, doskonałością i dobrocią Boga?
Właśnie dlatego, w przeciwieństwie do doktryny o wieczności piekła, zwolennicy teorii unicestwienia podkreślają, że Bóg nie skazuje nikogo na wieczne męki. Jego przymioty, a zwłaszcza Jego doskonałość i dobroć wymagają, aby zatwardziali winowajcy przestali w końcu istnieć i nie cierpieli wiecznych mąk. Będąc ludźmi, jesteśmy stworzeniami o skończonym trwaniu i dlatego grzesząc, nie zasługujemy na nieskończoną karę piekła. Niezależnie od tego, jak bardzo człowiek może być zły, nikt z ludzi nie zasługuje na wieczną mękę i cierpienie. Dla anihilacjonistów teksty biblijne mówią tylko o tym, że wieczną karą dla niektórych ludzi jest właśnie unicestwienie.
CZY ANIHILACJI DOMAGA SIĘ OSTATECZNE ZWYCIĘSTWO BOGA?
Niektórzy spośród zwolenników unicestwienia grzeszników utrzymują, że domaga się go ostateczne panowanie Boga we wszechświecie. W tym panowaniu specjalny udział przynależy Chrystusowi. Nieprzemijające istnienie grzesznych ludzi w piekle byłoby NIE DO POGODZENIA Z OSTATECZNYM ZWIERZCHNICTWEM CHRYSTUSA. Gdyby piekło miało być wieczne, wówczas mielibyśmy do czynienia z przerażającym rozdarciem dzieła stworzenia, z kosmicznym dualizmem, ten zaś jest czymś wątpliwym z teologicznego punktu widzenia.
Sam fakt, że niektórzy ludzie nigdy nie poddadzą się Bożemu panowaniu pociąga za sobą konieczność ich unicestwienia. Jest to jedyny sposób, aby Bóg mógł w końcu w całej pełni objąć swoje zwierzchnictwo w świecie. Ustanie wtedy wszelki opór i bunt przeciwko Stwórcy. W przeciwnym razie opozycja ze strony ludzi nie zbawionych musiałaby wiecznie istnieć obok Boga w dziejach nowego stworzenia. Byłaby nieustannym świadectwem o rzeczywistości, której zbawienie nie zdołało przeniknąć i przemienić
Zazwyczaj wymieniane są w tym miejscu przede wszystkim dwa znane nam teksty biblijne na poparcie stanowiska anihilacjonistów. Jest to wizja apostoła Pawła o poddaniu w końcu wszystkiego Ojcu przez Chrystusa, „aby Bóg był wszystkim we wszystkich/wszystkim” (1 Kor 15,28) oraz świadectwo autora Apokalipsy o Bogu, który „wszystko czyni nowym” (Ap 21,5). Istnienie wiecznego piekła byłoby nie do pogodzenia z tymi niezwykle mocnymi tekstami.
Zwolennicy unicestwienia grzeszników apriorycznie zakładają, że pewni ludzie nigdy nie wyrażą skruchy, będą nadal buntować się i nie poddadzą się panowaniu Boga. Dlatego są oni wyzwaniem dla Jego zwierzchnictwa i powszechnego panowania.
MĘDRZEC HILLEL NIE BYŁ KONSEKWENTNY W NAUCE O UNICESTWIENIU
P. Andrzej jest zdania, że „Paweł zbliżył się do myśli o anihilacji grzeszników (prawdopodobnie był hillelitą, a zatem do tej koncepcji było mu najbliżej”. A zatem, „skoro grzesznicy nie odziedziczą Królestwa Bożego, a Paweł z Tarsu nie uznaje wiecznych mąk grzeszników, to należy przyjąć, że prawdopodobnie skłaniał on się do poglądu o ich wiecznym zniszczeniu i zatracie. Przynajmniej należy rozważyć taką możliwość”.
Usiłowałem rozważyć taką możliwość w powyższych refleksjach. Samo Pawłowe stwierdzenie, że ludzie popełniający pewną kategorię grzesznych czynów (cała lista!) „nie odziedziczą Królestwa Bożego” (Ga 5,21) wcale nie znaczy, że jest to wyrok niezmienny i skazujący na wieczne zatracenie. Nie powiedziano, że tacy grzesznicy nigdy nie odziedziczą Królestwa, że nie będą mieć w nim udziału na zawsze.
Zestawianie list grzechów było wówczas w modzie. Czyniono tak w tym celu pedagogicznym, aby odstraszyć od popełniania tego rodzaju występków. Pod tym względem zwłaszcza autor Apokalipsy jest niezrównany:
„A losem tych, którzy są tchórzliwi i niewierni, i czynią to, co obrzydliwe, i morderców, i dopuszczających się nierządu, i uprawiających czary, i bałwochwalców, i wszelkiego rodzaju kłamców, będzie jezioro płonące ogniem i siarką. To jest śmierć druga” (Ap 21,8).
I jeszcze jeden całkiem podobny werset: „Na zewnątrz są psy (!) i uprawiający czary, i dopuszczający się nierządu, i mordercy, i bałwochwalcy, i każdy kto kocha kłamstwo i się go dopuszcza” (Ap 22,15).
Wiele tekstów Pawła z Tarsu, które analizowałem w swoich poprzednich komentarzach, przeczy rozumieniu jego nauki o grzesznikach oraz ich ostatecznym unicestwieniu.
To, że Apostoł mógł podzielać, przynajmniej częściowo, pogląd mędrca Hillela nie świadczy jeszcze, że sam przejął jego pogląd o unicestwieniu grzeszników. Hillel nie zawsze był zresztą konsekwentny w swoich przekonaniach. Ponownie przytaczam w tym miejscu pogląd Abrahama Cohena, o którym już wcześniej pisałem (13 lutego 2014, 21:22):
„Grzesznicy muszą zostać ukarani. Przez dwanaście miesięcy cierpią ból, a następnie zostają skazani na UNICESTWIENIE, nie zasługują bowiem na to, by wstąpić do Ogrodu Edeńskiego. Ci, którzy byli wyjątkowo grzeszni, pozostają w Gehennie na ‘długie, długie pokolenia’ [tu odniesienie do Iz 66,24; WH], ale termin ten nie oznacza wieczności, co wynika jasno ze stwierdzenia: ‘Gehenna się skończy’. Kiedy ich cierpienia dobiegną końca, NIE ZOSTANĄ UNICESTWIENI, lecz będą istnieć nadal jako świadome formy – jakie i gdzie, nie wyjaśniono – nieustannie dręczone wyrzutami sumienia” (A. Cohen, „Talmud. Syntetyczny wykład na temat Talmudu i nauk rabinów dotyczących religii, etyki i prawodawstwa”, przeł. Regina Gromacka, Warszawa 1995, s. 379).
BÓG MIŁUJĄCY ŻYCIE OSZCZĘDZA WSZYSTKO, CO DO NIEGO NALEŻY
Często przychodzą mi na myśl słowa Księgi Mądrości: „Nad WSZYSTKIM masz litość, bo WSZYSTKO w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. MIŁUJESZ BOWIEM WSZYSTKIE BYTY , niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego ukształtował. (…) OSZCZĘDZASZ WSZYSTKO, bo to wszystko Twoje, WŁADCO, MIŁUJĄCY ŻYCIE! Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego NIEZNACZNIE KARZESZ UPADAJĄCYCH i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli”(Mdr 11,23-26; 12,1).
SŁOWO O SKROMNOŚCI POZNAWCZEJ
Przyznaję, że z dużą dozą sympatii śledzę poglądy i argumenty zwolenników anihilacjonizmu. Są one, w moim odczuciu, bliższe prawdy i bardziej przekonywające niż surowa, tradycyjna koncepcja wieczności piekła. Gdybym nie opowiadał się od lat za chrześcijańskim nurtem uniwersalizmu nadziei, to z pewnością byłbym zwolennikiem teorii anihilacji jako bardziej humanistycznej alternatywy dla doktryny wiecznego piekła.
Opowiadając się za uniwersalizmem stawiam anihilacjonistom pytanie: Skąd wiemy, że mogą być lub będą ludzie definitywnie i nieodwołalnie odrzucający Boga na zawsze? HOW DO YOU KNOW THIS? Rzecz jasna, że mogą oni skierować to samo pytanie także do mnie: Skąd wiemy, że nie mogą być lub nigdy nie będą istnieć ludzie odrzucający Boga na zawsze? Odpowiadam wtedy, że wiele tekstów Pisma utwierdza mnie w przekonaniu, że Bóg w iście boski sposób potrafi przezwyciężyć wszelki opór swojego rozumnego stworzenia, które sam obdarzył darem wolności. Gdyby wiedział, że nie zdoła nigdy przezwyciężyć grzesznego oporu, nie odważyłby się uczynić nas istotami ikonicznymi, na swój obraz i podobieństwo. Jest nieskończonym dobrem, prawdą i pięknem. Jest najskuteczniejszym Lekarzem i Pedagogiem, a to sprawia, że potrafi pociągać ludzką wolność, przemieniać ją od wewnątrz, bez użycia przemocy. Nikogo nie zmusza do miłowania wbrew jego woli, ale swoją miłością czaruje jak największy Artysta świata.
W dziedzinie eschatologii, czyli nauki o ostatecznych losach ludzkości i świata potrzeba nam wszystkim wielkiej SKROMNOŚCI POZNAWCZEJ. Sprawy te są zakryte przed naszą ludzką dociekliwością. Dyskutujmy zatem przyjaźnie, bez agresji i odsądzania siebie od wiary, świadomi wielkiego dystansu naszego poznania od wielkiej tajemnicy Boga, która przerasta najlepsze nawet zdolność ludzkich serc i umysłów.
***
Tyle na razie mojej odpowiedzi na „podsumowanie” P. Andrzeja, gdyż czeka mnie jeszcze dzisiaj przychodnia onkologiczna. Ciąg dalszy, mam nadzieję, napiszę jutro.
JAK PRZEKONAĆ INFERNALISTÓW DO ZMIANY SWOJEGO STANOWISKA?
Moje pytanie jest przewrotne, albowiem właściwie odpowiem na nie zupełnie inaczej, to znaczy, odpowiem na pytanie: Jak na pewno tego nie robić? Z czego obecnie zdają sobie sprawę infernaliści korzystający z dobrodziejstw metody historyczno – krytycznej? „Groźba potępienia była i jest PRZEDMIOTEM KERYGMATU KOŚCIOŁA. Głosząc ją należy pamiętać, że jeśli Chrystus w Ewangelii mówi nam o możliwej zatracie człowieka, przez odmówienie Bogu miłości, to nie znaczy, ze ta utrata musi nastąpić, lecz jedynie po to mówi, by ja odsunąć… a sam ze swej strony UCZYNIŁ WSZYSTKO, BYŚMY JEJ UNIKNĘLI” ( Jankowski: s, 160 ). Infrernaliści podkreślają zatem, że jest to aspekt nauki bardzo ważny i istotny w nauczaniu Kościoła, który reprezentują, a sam Jezus uczynił wszystko co możliwe ( istotny jest tu czas przeszły ) i reszta zależy od człowieka.
1. Podkreślano tu niejednokrotnie siłę illokucyjną wynikającą z „Przypowieści o zagubionej owcy” ( Q: Łk 15, 4 – 7//Mt 18, 12 – 14 ) czy też z „Podobieństwa o zgubionym groszu” ( L[Q?]: Łk 15, 8 – 10 ). Abstrahując już od kwestii czy przypowieści te należy rozumieć eschatologicznie ( Łukasz umieszcza je w kontekście biesiadowania z celnikami; zob. Łk 15, 1 – 3 ) infernaliści mogą wskazać również przypowieści o dużej a nawet większej tzw. sile illokucyjnej, a do takich niewątpliwie należy „Podobieństwo o dzierżawcach winnicy” ( ETom 65; Mk 12, 1 – 12=Mt 21, 33 – 44//Łk 20, 9 – 18 ), które u Marka zostaje spointowane następująco:
„Co uczyni pan winnicy? Przybędzie i wytraci wieśniaków, a winnicę odda innym” ( Mk 12, 9 ).
Wymowa przypowieści została jednoznacznie odebrana przez tych przeciw którym została wygłoszona ( Mk 12, 12 ). Czy była to hiperbola prorocka? Jeśli tak stwierdzimy, to ten sam miecz zostanie skierowany w przypadku „Zagubionej owcy”. Dlaczego – zapyta infernalista – mówisz, że to była hiperbola skoro nikt tak jej nie odebrał a „Zagubiona owcę” nie zaliczasz do hiperboli chociaż została wypowiedziana w kontekście bratania się Nazarejczyka z grzesznikami? Odwoływanie się do siły illokucyjnej ww przypowieści i podobieństw może jedynie utwierdzić w przekonaniach przekonanych natomiast nie zrobi się tym najmniejszego wrażenia na infernalistach, z których wielu należy do grona wybitnych biblistów i są w stanie przeciwstawić wiele innych przypowieści, które BEZ PRZENOŚNI ODWOŁUJĄ SIE DO SYTUACJI OSTATECZNYCH i to jest dopiero prawdziwa siła illokucyjna. Na pewno nie należy w początkowym etapie rozmowy czy też dyskusji powoływać się na te przypowieści – mogą być one jedynie dopełnieniem rzetelnie przygotowanego rysu historycznego oraz analiz wypowiedzi Jezusa z uwzględnieniem stratygrafii problemu.
2. Infernaliści bardzo dużą uwagę poświęcają odmalowaniu apokaliptycznego oraz rabinicznego tła dla pojęcia Gehenny. Tutaj widać dużą szansę na wprowadzenie pewnego klina w ich tok rozumowania. Powołują się oni najczęściej na słowa rabina Jochanana ben – Zakkaja ( współczesny Pawłowi z Tarsu ), który rozpłakał się tuż przed swoją śmiercią. Zapytany przez uczniów dlaczego płacze miał odpowiedzieć:
„Przede mną dwie drogi: jedna do Gan – Eden, druga do Gehenny, a ja nie wiem, na którą mnie wprowadzą” ( bBer 23 ).
„Wzorowe więc życie rabina nie zapewniło mu spokojnej śmierci” – nie bez pewnej satysfakcji komentuje to o. Jankowski ( Jankowski: s. 197 ).
Niemniej jednak infernaliści starają się umieścić termin Gehenna w szerokim kontekście współczesnego Jezusowi judaizmu. Spójrzmy:
„W apokryfach II wieku ( zwłaszcza 1 Hen ) staje się gehenna miejscem przyszłego sądu eschtologicznego i kary ognia na grzeszników, na co naprowadzały już tekst natchnione Iz 66, 24; Jdt 16, 17…Termin gehenna ( geenna ) w Nowym Testamencie oznacza już miejsce wiecznego potępienia ( np. Mk 9, 43 par.:Łk 12, 5 ) podczas gdy zapożyczona od Greków nazwa ha[i]des oznacza miejsce przebywania wszystkich zmarłych, hebrajski szeol. Język Nowego Testamentu w swojej terminologii skorzystał z tego spadku po judaizmie, także pozakanonicznym, nadto dokonał zapożyczenia stamtąd kilku obrazów, jawnie przenośnych” ( Jankowski: s. 146 – 147 ).
Widzimy jednak, że infernaliści znamiennym milczeniem pomijają fakt, iż hillelici mówiąc o wiecznej Gehennie nie myśleli o jej wiecznym trwaniu a na dodatek nic nie wspominają o rabinach dla których Gehenna była miejscem oczyszczenia przed spotkaniem z Bogiem. Dlaczego? Dlatego, że wtedy wniosek o. Jankowskiego mówiący, iż w NT gehenna jest symbolem wiecznego potępienia należałoby włożyć do lamusa i od nowa analizować jego treść. Tutaj istnieje duża szansa dla uniwersalistów jednak muszą się oni przeprosić z Talmudem oraz z Targumami.
3. Nie ma sensu zaprzeczać, że Ewangelia Mateusza nie naucza o wiecznym piekle. Mateusz korzystając z wzorca rabinicznych debat pozbawił możliwości zbawienia w życiu przyszłym wszystkich, którzy zgrzeszyli przeciwko Duchowi Świętemu ( Mt 12, 32; wbrew słowom Jezusa por. Mk 9, 49 – 50; Łk 12, 5 ). Rabini generalnie pozbawili możliwości życia przyszłego np. dzieci bezbożnych spośród gojów:
„Odnośnie dzieci ludzi bezbożnych spośród pogan, wszyscy są zgodni, IŻ NIE WEJDĄ DO ŚWIATA PRZYSZŁEGO” ( bSanh 110 b ).
Mateusz zatem musiał odpowiedzieć gdzie znajdą się osoby, które w życiu przyszłym nie dostąpią odpuszczenia grzechu stąd zmierzał on w kierunku miejsca wiecznego odrzucenia. Nie jest więc to przypadek, że używa on najczęściej wyrażenia Gehenna spośród wszystkich Ewangelistów. Ze słów Jezusa „Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” Mateusz zrobił refren powtarzający się w pięciu przypowieściach ( 13, 40. 50; 22, 12; 24, 51; 25, 30 ) do głównego tekstu o wiecznym ogniu i karze dla odrzuconych na wieki ( ejs kolasin ajonion ). Zatem nawet najbardziej zatwardziały infernalista musi przyznać analizując nawet Mateuszowe motywy zaczerpnięte z Q w Mt 7, 21 – 23, że ”taka redakcja wskazuje na eklezjalne Sitz im Leben z oczywistym przesunięciem akcentu” ( Jankowski, s. 151 ). Myśl uniwersalna nie powinna zaprzeczać, że Kościół Mateusza nauczał o piekle – skądś piekło przecież musiało się w chrześcijańskiej teologii wziąć. Należy wskazać prawdopodobnego winowajcę – Mateusza, mocno podkreślając a nawet korzystając z prac infernalistów oraz uznanych biblistów ( J. Gnilka. ks. J. Meier ), że odchylenie Mateusza nie ma nic wspólnego z historycznym Jezusem. To dzieło wykończone pod koniec I wieku po Chr., które wkłada w usta Jezusa słowa Kościół, potępienie grzesznika poprzez porównanie go do celnika i daje tej instytucji możliwość rozwiązywania grzechów z możliwymi sankcjami w niebie. Warto również podkreślać, ponieważ czytelnicy w Polsce nadal w swojej większości tego nie wiedzą, że celnik Mateusz nie miał nic wspólnego z tym Pismem. Nie zostało ono przetłumaczone z hebrajskiego, jego autor zna doskonale grekę, świadczą o tym liczne aliteracje oraz cytaty ze ST, które w swojej większości pochodzą z Septuaginty. W MT nie ma kompletnie jakichkolwiek wątków autobiograficznych a jego autor oparł się na Mk i źródle Mów Pańskich. Ewangelia ta odzwierciedla Kościół uwikłany w odstępstwa i spory z dynamicznie rozwijającym się po zburzeniu Świątyni w 70 r. po Chr. judaizmem rabinicznym, które anachronicznie przenosi w czasy Jezusa ( zamiana uczonych w Piśmie na faryzeuszy: Mk 3, 22=Mt 12, 24 ). Spory biblistów na arenie międzynarodowej nie dotyczą już w tej chwili kwestii kto jest autorem tego Pisma, albowiem anonimowość wydaje się być tutaj przesądzona, lecz kwestii: Czy w chwili gdy autor redagował ten dokument żyli jeszcze świadkowie życia i nauczania Nazarejczyka? – warto obserwować jakie zapadną tutaj rozstrzygnięcia.
AJN.
Bibliografia:
Augustyn Jankowski OSB, Eschatologia Nowego Testamentu, Kraków 2007.
P. S. Dziękuję za wyjaśnienia odnośnie anihilacji. Powodzenia w przychodni i czekam ( mam nadzieję ) na ciąg dalszy.
EWANGELIA MATEUSZA
Ewangelia Mateusza używa najczęściej określenia Gehenna – siedem razy, ale porównując to jakościowo z innymi Synoptykami różnice te są jeszcze większe, albowiem Mateusz stosuje go W 7 RÓŻNYCH MIEJSCACH a Marek tylko w jednym kontekście ( Mk 9, 43 – 50 ), a Łukasz tylko jeden raz ( Łk 12, 4 ); pomijając znamiennym milczeniem użycie słowa Gehenna w źródle z którego korzystał ( Łukasz cytuje tylko fragment z Mk 9, 43 – 50, zob. Łk 17, 1 – 2 ). Biorąc zatem pod uwagę kontekst różnice te są następujące: Paweł z Tarsu – 0 razy, Q – 1 raz, Mk – 1 raz, Łk – 1 raz, Jan – 0 razy, a Mt – 7 razy! Tyle statystyki.
Mateusz jest nie tylko ewenementem jeśli chodzi o słowo „Gehenna” jako jedyny z Synoptyków używa terminu Kościół ( Zgromadzenie ) w dwóch miejscach ( Mt 16, 18; 18, 17: gr. εκκλησια [ekklēsia] ). Czym już jest Kościół dla Mateusza? To już struktura instytucjonalna partycypująca w boskiej mocy i mogąca odpuszczać i zatrzymywać grzechy ze skutkami ziemskimi i niebiańskimi.
a) Skutek ziemski:
„Jeśli twój brat zgrzeszy (przeciw tobie), idź i upomnij go sam na sam; jeśli cię posłucha, pozyskałeś swego brata. Jeśli jednak nie posłucha, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby ustami dwóch lub trzech świadków została potwierdzona cała wypowiedź. Jeśliby zaś ich nie posłuchał, powiedz kościołowi; A JEŚLI I KOŚCIOŁA NIE POSŁUCHA, NIECH BĘDZIE DLA CIEBIE JAK POGANIN I CELNIK” ( Mt 18, 15 – 17 EPIB ).
Komentarz: Warto zwrócić uwagę, że Mateusz pochwala donos, potwierdzony świadectwem dwóch lub trzech świadków ( „powiedz kościołowi” ).
B ) Skutek niebiański:
„I dam ci klucze Królestwa Niebios; i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w Niebiosach, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w Niebiosach” ( Mt 16, 19 EPIB ).
„Zapewniam was, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie i cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” ( Mt 18, 18 EPIB ).
Komentarz: Co to jest niebo u Mateusza? Mateusz określenie Królestwo Boże zastąpił wyrażeniem Królestwo Niebios ( gr. βασιλεια των ουρανων [ basileia tōn ouranōn ] ). W późnej tradycji rabinistycznej ( koniec I w. po Chr. ) ze względu na niechęć do nadużywania imienia Bożego zastępowano określenie Bóg wyrazem Niebo.
„Pomimo – wyjaśnia prof. Gnilka – żydowskiej aury, jaką wyrażenie to tchnie, UWAŻAMY UŻYCIE GO ZA WTÓRNE. JEZUS MÓWIŁ O PANOWANIU BOGA” ( Gnilka: s. 109 ).
To po prostu jeszcze jeden przykład, abyśmy przypadkiem nie odnieśli wrażenia, że czytając tę Ewangelię słyszymy Jezusa Chrystusa i Jego nauczanie w Galilei na początku I w. po Chr. Nie ten okres i nie ta sytuacja i zupełnie inne cele teologiczne redaktora powinny powodować nieustanna rezerwę do przesłania, które wyraża ten autor. Wiedząc już co Mateusz rozumie pod słowem Niebo, wiemy też co chce nam przekazać mówiąc, iż Kościół zatrzymując grzech na ziemi zatrzymuje go w Niebie. Bóg jest związany decyzjami swojego eksponenta na ziemi.
c) Skutek w życiu przyszłym.
„I ktokolwiek powie słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie mu przebaczone, ale kto mówi przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu przebaczone ANI W TYM ŚWIECIE, ANI W PRZYSZŁYM” ( Mt 12, 32 UBG ).
Jedynie w tym wypadku mamy do czynienia z tzw. klauzulą Mateusza: „ani w tym świecie ani w przyszłym”. Co oznacza ta enigmatyczna klauzula i co to jest „TEN ŚWIAT”, a co to jest „ŚWIAT PRZYSZŁY”?
„TEN ŚWIAT jest jak przedsionek do PRZYSZŁEGO ŚWIATA; przygotuj się w przedsionku, abyś mógł wstąpić na salę” ( Awot 4, 21; Cohen 366 ).
TEN ŚWIAT to nasza doczesność a PRZYSZŁY jest tym co następuje po zmartwychwstaniu. Mateusz uniemożliwił odpuszczenie grzechu w tym świecie i w przyszłym. Również i rabini toczyli dysputy kto nie będzie godnym otrzymania życia przyszłego:
„Kto publicznie okrywa wstydem swego bliźniego, nie będzie miał udziału w ŻYCIU PRZYSZŁYM” ( B. m. 59 a; Cohen 369 ).
Według Mateusza takim grzechem jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu.
Przejdźmy teraz do niektórych tekstów Mateusza o Gehennie:
Kazanie na Górze:
1. „Ja natomiast wam mówię, że każdy, kto się gniewa bez przyczyny na swego brata, będzie podlegał sądowi, a kto by powiedział swemu bratu: Raka, będzie podlegał Sanhedrynowi, a kto by powiedział: Głupcze, będzie zasługiwał na Gehennę ognia” ( Mt 5, 22 ).
2. „Jeśli zaś twoje prawe oko wiedzie cię do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie, korzystniej jest bowiem dla ciebie, żeby zginął jeden z twoich członków, a nie żeby całe twoje ciało zostało wrzucone do Gehenny” ( Mt 5, 29 ).
3. „I jeśli twoja prawa ręka jest dla ciebie pułapką, odetnij ją i odrzuć od siebie, korzystniej jest bowiem dla ciebie, żeby zginął jeden z twoich członków, a nie żeby całe twoje ciało miałoby zostać wrzucone do Gehenny” ( Mt 5, 30 ).
Komentarz: Widać wyraźną zależność tych fragmentów od Mk 9, 43 – 50, które Mateusz umieścił w kompozycji zwanej „Kazaniem na Górze”. Pierwszy fragment ma wyraźną antytetyczna formę. Źródłem powstania antytez u Mateusza jest jego ( i Kościoła ) polemika z judaizmem rabinicznym ( pofaryzejskim ). U Łukasza odnajdziemy te same pouczenia bez ich polemicznej oprawy. Za autentyczne antytezy uważa się jedynie dwie pierwsze, które nie maja paralel u Łukasza ( Mt 5, 21; 27 ). Mateusz jest konsekwentny i wprowadza w szereg miejsc słowo Gehenna, po to, aby zaznajomić i oswoić z tym terminem czytelnika, mogącego pochodzić ze środowiska pogańskiego, a odniesienie te mogły brzmieć dla takiej osoby nieco egzotycznie ( Mt 28, 19 ). Mateusz mówi: jest takie miejsce i można się w nim znaleźć.
4. „I jeśli twoje oko jest dla ciebie pułapką, wyłup je i odrzuć od siebie; lepiej jest dla ciebie wejść w życie jednookim, niż mieć dwoje oczu i być wrzuconym do Gehenny ognia” ( Mt 18, 9 ).
Fragment wielokrotnie omawiany, zapożyczony z Mk 9, 42 – 48. Interesujący jest tu jednak wiersz wcześniejszy kiedy to Mateusz zastępuje Markową Gehennę zupełnie nowym określeniem. Uwaga:
„Dlatego jeśli twoja ręka albo noga jest ci powodem upadku, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie wejść do życia chromym albo ułomnym, niż mając dwie ręce albo dwie nogi, być wrzuconym do OGNIA WIECZNEGO” ( Mt 18, 8; por. Mk 9, 43 ).
Mt: gr. πυρ το αιωνιον ( pyr to aiōnion ) = γεενναν (geennan); OGIEŃ WIECZNY = GEHENNA.
Proszę zapamiętać to Mateuszowe równanie. Dlaczego? Zmierzamy, bowiem do sztandaru infernalistów ich „Przypowieści o owcach i kozłach” ( Mt 25, 31 – 46 ). Musimy się jednak do tego dodatkowo przygotować. Spójrzmy jeszcze jakich zmian ważnych dla naszej egzegezy podobieństwa „O owcach i kozłach” dokonuje Mateusz w nauczaniu Jezusa Chrystusa Pana naszego:
„I mówił im: Zaprawdę powiadam wam, że niektórzy z tych, co tu stoją, nie zakosztują śmierci, aż UJRZĄ KRÓLESTWO BOŻE przychodzące w mocy” ( Mk 9, 1 UBG ).
Jezus naucza o Królestwie Bożym wiedzą o tym wszyscy, ale Mateusz wprowadza nową jakość – Nazarejczyk ma nauczać o Królestwie Syna Człowieczego, dlatego też modyfikuje zastany logion w skandaliczny sposób:
„Zapewniam was, [że] są wśród stojących tutaj tacy, którzy nie skosztują śmierci, dopóki nie zobaczą Syna Człowieczego, przychodzącego w SWOIM KRÓLESTWIE” ( Mt 16, 28 EPIB ).
Proszę zapamiętać Królestwo Syna Człowieczego to twór redakcyjny Mateusza. Historyczny Jezus nauczał o Królestwie Bożym. Dopiero w sytuacji popaschalnej oczekiwano powrotu Syna Człowieczego jako kwalifikowanego świadka – nie Sędziego, a w następnym właściwie już końcowym etapie przeszedł On transformację ( Świadek – Sędzia ).
„Sytuacja popaschalna – stwierdza zdecydowanie prof. Gnilka – zmienia oczekiwanie sądu w pierwszym rzędzie o tyle, że obecnie wspólnoty wierzące oczekują powtórnego przyjścia Jezusa na sąd jako syna Człowieczego… Rysuje się obrazy tego sądu… przedstawiające również rozprawę sądową i wykonanie wyroku, układa się dialogi między Sędzią a podsądnymi, jakie znane są również w judaizmie rabinistycznym ( por. Mt 7, 22n; 25, 34 nn ). JEZUS SAM NIE MÓWIŁ O SWOJEJ PARUZJI. Połączenie Jego przyjścia na obłokach niebieskich ( Mk 13, 26 par. ) z objawieniem się spełnionego panowania Boga mogło nastąpić DOPIERO W OKRESIE POPASCHALNYM. NALEŻY PRZY TYM ODNOTOWAĆ AKCENT ZNAMIENNY DLA MATEUSZA: OTÓŻ W PIERWSZEJ EWANGELII WYSTĘPUJE WYRAZIŚCIE W RÓŻNYCH MIEJSCACH WYKONANIE WYROKU. STAJE SIĘ ONO NIEOMAL MOTYWEM PRZEWODNIM CAŁEGO DZIEŁA ( Mt 5, 22; 7, 22n; 13, 41 – 43. 49n; 18, 34n; 20, 16; 22, 11 – 13; 24, 50n; 25, 10 – 12. 30. 31 – 46 )” ( Gnilka: s. 200 ).
Mateusz postanowił rozwinąć literacko opowieść pochodzącą ze źródła Mów Pańskich:
„Kiedy Pan domu powstanie i drzwi zamknie, zaczniecie stać na zewnątrz i pukać do drzwi mówiąc: Panie, otwórz nam! A odpowiadając powie wam: Nie znam was. Wtedy zaczniecie mówić: Jedliśmy i pili z tobą, i na placach naszych nauczałeś. A On powie wam: Nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode mnie wszyscy czyniący nieprawość” ( Q 13, 25 – 27: Łk 13, 24 – 30 ).
Przy czym ten przejmujący tekst postanawia wkomponowywać w wiele różnych przypowieści ( Mt 7, 22. 23; 25, 11. 12 ). Wykorzysta on go również w „Owcach i kozłach” ( Mt 25, 38 – 44 ).
Przejdźmy do omówienia Mateuszowego Dnia Sądu ( Mt 25, 31 – 46 ). Mateusz pozostawia wyraźne swoje odciski, ponieważ Syn Człowieczy w tej przypowieści jest Królem posiadającym własny tron ( Mt 25, 31 ). Jak pamiętamy Królestwo Syna Człowieczego to efekt zmiany wymowy nauczania Jezusa charakterystyczny tylko dla pierwszego Ewangelisty. Czy tronem Syna Człowieczego obdzielił również tylko Mateusz?
„Wy, którzy poszliście za Mną, w Królestwie zasiądziecie na tronach sądząc dwanaście pokoleń Izraela” ( Q 22, 28. 30 ).
„A wy jesteście tymi, którzy wytrwali przy mnie w moich próbach. I ja przekazuję wam królestwo, jak mnie przekazał mój Ojciec; Abyście jedli i pili za moim stołem w moim królestwie, i zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” ( Łk 22, 28 – 30 UBG ).
„A Jezus im powiedział: Zaprawdę powiadam wam, że przy odrodzeniu, GDY SYN CZŁOWIECZY ZASIĄDZIE NA TRONIE SWOJEJ CHWAŁY, i wy, którzy poszliście za mną, zasiądziecie na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” ( Mt 19, 28 UBG ).
Tak, tronem Syna Człowieczego obdzielił tylko Mateusz. W pierwszym wersecie tej przypowieści napotykamy tak olbrzymia masę elementów charakterystycznych tylko dla tego Ewangelisty, w materiale, o czym warto tutaj przypomnieć, stanowiącym dobro własne Mateusza, że liczący się egzegeci biblijni – co jest rzeczą niezmiernie rzadką – wszystkich wyznań nie zaliczają tej paraboli do ipsissima verba Iesu, lecz traktują ją jako eklezjalne Sitz im Leben. W tym Kościelnym opowiadaniu Król, Syn Człowieczy po oddzieleniu owiec od kozłów wypowiada do potępionych ( lewa strona ) następujące słowa:
„Następnie powie i tym po lewej: Idźcie ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom” ( Mt 25, 41 UBG ).
Wyraźne nawiązanie do motywów z Księgi Henocha etiopskiego cieszącej się dużą estymą wśród chrześcijan z końca I w. po Chr. To tam aniołowie mieli być związani i oczekiwać wyroku skazującego, którego Bóg nie cofnął pomimo usilnych próśb zbuntowanych aniołów korzystających z pośrednictwa Henocha ( zob. HenEt 19, 1 – 3 ). W ten ogień wieczny, który Mateusz zrównał z pojęciem Gehenna maja trafić potępieni.
„I pójdą ci na męki wieczne, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” ( Mt 25, 46 UBG ).
Los potępionych został zestawiony z wiecznością zbawionych. Ten paralelizm bardzo ciężko zniwelować, albowiem nie ma przykładu w literaturze biblijnej oraz poza kanonicznej na zestawianie wartości bezwzględnych z wartościami względnymi. Autor Ewangelii Mateusza wierzył i chciał tę wiarę przekazać w wieczne męki grzeszników. Wnioskowanie to uzyskuje dramatyczne wręcz wsparcie w klauzuli Mateusza odnoszącej się do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, w powracających uparcie motywach Gehenny oraz w kolejnych przypowieściach stanowiących materiał własny pierwszego Ewangelisty min. „O dziesięciu pannach”, która kończy się uporczywym dobijaniem do zamkniętych już drzwi zza których słychać głos Jezusa:
„Zaprawdę powiadam wam, nie znam was” ( Mt 25, 12 BW ).
Praktycznie każdą parabolę Mateusz wykańcza przeraźliwą pointą: „Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” ( Mt 8, 12; 13, 40. 50; 22, 12; 24, 51; 25, 30 ). Redaktor nadużywa tu formuły znanej z Psalmów ( Ps 112[111], 10 ) chcąc metaforycznie ukazać czytelnikowi tragedię wiecznej frustracji.
Po naprawdę krótkiej i nie rozwijającej wielu innych wątków egzegezie można stwierdzić, że jeśli Ewangelia Galilejska oraz Ewangelia Marka nie nauczały o wiecznych mękach i nie starały się opisywać Sądu, a tym bardziej nie wchodziły w szczegóły wyroku to pierwszy Ewangelista nie miał już tych oporów. Pocieszającym faktem jest, że Mateusz nie przekazuje nauk historycznego Jezusa i wprowadza termin „Kościół”, który dużo wyjaśnia i pomaga nam zachować zdrowy dystans do przesłania wynikającego z tej Ewangelii. Do poglądów historycznego Jezusa odnośnie Gehenny nic ona nie wnosi, ponieważ nie możemy uznać logionów Mateusza za autentyczne słowa Nazarejczyka wypowiedziane pół wieku wcześniej w Galilei. Jednak dzięki niej wiemy, że obraz piekła ma swoje korzenie nie w nauce Jezusa Chrystusa ale w późniejszych spekulacjach teologicznych, które miały władzę Kościoła rozciągnąć na wiernych nie tylko na ten świat ale i przyszły. Z tej władzy bardzo ciężko zrezygnować, zwłaszcza jeśli dzierżyło się ją dwa tysiące lat.
Źródła:
BW – Biblia Warszawska
Cohen – Cohen A. , „Talmud. Syntetyczny wykład na temat Talmudu i nauk rabinów dotyczących religii, etyki i prawodawstwa”, przeł. Regina Gromacka, Warszawa 1995
EPIB – Ewangelicki Przekład Interlinearny Biblii
UBG – Uwspółcześniona Biblia Gdańska
Q – Paciorek A., „Q – Ewangelia Galilejska”, Lublin 2001
Dzieła cytowane:
Gnilka J., „Jezus z Nazaretu”, przeł. Juliusz Zychowicz, Kraków 1997.
Panie Andrzeju, przy takim tempie i natłoku informacji utracimy blogowiczów chętnych do udziału w dyskusji, a chyba i takich również, którzy po prostu nie nadążają z czytaniem i przemyśleniem komentarzy. Osobiście wyślę dzisiaj tylko jeden zaległy komentarz, wciąż jeszcze dotyczący „podsumowania”, a mam trochę więcej refleksji do przekazania, zwłaszcza w sprawie Ewangelii Mateusza. Dlatego znowu wycofam się na dwa, trzy dni. Pewne myśli muszą w nas dojrzewać. Nie mam gotowych na wszystko odpowiedzi.
Niech się Pan nie śpieszy i poczeka z kolejnymi tekstami. Nie ma powodu do pośpiechu. Proszę o to! Przyjdzie wkrótce czas zakończenia tej eschatologicznej debaty (w przeważającej mierze) we dwójkę. Może wtedy dopiero zaczną ją komentować inni uczestnicy blogu. Dystans czasowy ułatwia tego rodzaju zadanie.
JESZCZE KILKA UWAG W SPRAWIE
„PODSUMOWANIA” I PRZEKONYWANIA INFERNALISTÓW
Są pewne zagadnienia związane z dyskutowanym tematem, które wymagają wyjaśnienia. Jednym z nich jest pojawiające się w nauczaniu Jezusa historycznego słowo „BIADA”. Jak je rozumieć w kontekście eschatologicznym?
„BIADA” W NAUCZANIU JEZUSA HISTORYCZNEGO
Sięgnijmy najpierw do Ewangelii Galilejskiej:
„Biada tobie Korozain, biada tobie Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie zdarzyły się cuda, które miały miejsce u was, już dawno nawróciłyby się siedząc w worze i popiele. Tyrowi i Sydonowi LŻEJ BĘDZIE NA SĄDZIE niż wam. A ty Kafarnaum, czy aż do nieba będziesz wywyższone? Aż do otchłani (gr.: Hades) zejdziesz” (Q 10,13-15; zob. Łk 10,13-15).
Słowa twarde, skierowane do nie pokutujących miast; słowa często nadużywane przez interpretatorów. Siedmiokrotne „biada” pojawia się również w kontrowersyjnej mowie Jezusa skierowanej przeciwko faryzeuszom (Q 11,42.39b.41.43.44.46b.52.47). Wydają się one niespójne z całościowym przesłaniem Jezusa o Bogu, Jego dobroci i miłosierdziu, także w odniesieniu do „bogaczy”, „najedzonych do syta”, „śmiejących się”, przez wszystkich chwalonych (Łk 6,24-26). Jest jeszcze w Ewangelii Galilejskiej „biada” skierowane przeciwko gorszycielom (Q 17,1-2). Tę wypowiedź znamy z rozważanej wcześniej Ewangelii Marka (9,42).
W powyższych tekstach mamy do czynienia z TYPOWYM WZORCEM TRADYCJI ŻYDOWSKIEJ, wyrażającej się przekleństwem (zob. Hi 3,3-12; 10,18-19) i słowem „biada”: „Biada mi! Jestem zgubiony!” (Iz 6,5).
Czy Jezus mógł potępić na zawsze ludzi bogatych i te miasta, które Go nie przyjęły? On, który pouczał swoich uczniów w mowie programowej: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za znieważających was” (Q 6,27-28), miałby posyłać nieskłonnych do nawrócenia mieszkańców wymienionych miast do wiecznej Gehenny? Mówił tylko, że „Tyrowi i Sydonowi LŻEJ BĘDZIE NA SĄDZIE” niż wymienionym, opornym na nawrócenie miastom.
Jego słowa nie są bynajmniej potępieniem, ale EMOCJONALNYM „BIADA”, WZOROWANYM NA TRADYCJI PROROKÓW: „Biada im, że uciekli daleko ode Mnie. ZGUBA czeka ich za podniesiony bunt. Ja mam ich wyzwolić, gdy wypowiadają na Mnie kłamstwa?” (Oz 7,13).
Tego rodzaju słowa nie ogłaszają ostatecznego werdyktu Boga. Nie należy interpretować ich dosłownie jako groźby wiecznego zatracenia w Gehennie. Bolesne uczucia wyrażone są w tradycyjnej formie rzekomych przepowiedni o nadchodzącym nieszczęściu. Trzeba je odczytywać w świetle całościowego przesłania Ewangelii i w połączeniu z żydowską tradycją WYPOWIEDZI WYSOCE EMOCJONALNYCH. Jezusowe „biada” są podobne do Jego lamentu nad grzesznym, nieszczęsnym miastem Jerozolimą:
„Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy zostali do ciebie posłani. Ile razy chciałem zebrać twe dzieci, jak ptak swe pisklęta pod skrzydła, a NIE CHCIELIŚCIE. Oto dom wasz zostanie opuszczony. Mówię wam bowiem: nie ujrzycie Mnie, AŻ PRZYBĘDZIE, tak że powiecie: ‘Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie” (Q 13,34-35; zob. Łk 13,34-35). Jaśniej: „nie ujrzycie Mnie, aż nadejdzie ‘czas’, kiedy powiecie…”, „nie ujrzycie Mnie, aż powiecie…”
Ze względu na nieco zawiły polski przekład ostatniego zdania podaję dwa przekłady w języku angielskim:
1) The International Q Project:
Q 35 Look, your house is forsaken! .. I tell you, you will not see me UNTIL •«the time» comes when‚ you say: Blessed is the one who comes in the name of the Lord!
2) The Critical Text of the International Q Project:
Q 13:35 See, your house is forsaken. … I tell you, you will not see me UNTIL [it comes when] you say, Blessed is he who comes in the name of the Lord!
ROLA KONTEKSTU ESCHATOLOGICZNEGO
W lamencie/płaczu Jezusa nad Jerozolimą widzimy ponownie owo charakterystyczne słówko „AŻ”, „DOPÓKI NIE” (powiecie), pojawiające się ponadto dwukrotnie w Ewangelii Galilejskiej: „aż oddasz ostatnie pieniążek” (Q 12,59; w mowie eschatologicznej!), „aż ją [zgubioną owcę] znajdzie” (Q 15,4; w mowie o „dwóch drogach”, a więc także w kontekście eschatologicznym!). W tych dwóch ostatnich przypadkach mowa jest zatem DWUKROTNIE W KONTEKŚCIE ESCHATOLOGICZNYM!
Tymczasem P. Andrzej pisał w sugestiach dotyczących przekonywania infernalistów (18 lutego 2014, 11:50):
„Wymowa przypowieści [o dzierżawcach winnicy: Ewangelia Tomasza 65; Mk 12, 1-12; Mt 21,33-46; Łk 20, 9-19] została jednoznacznie odebrana przez tych, przeciw którym została wygłoszona (Mk 12,12). Czy była to hiperbola prorocka? Jeśli tak stwierdzimy, to ten sam miecz zostanie skierowany w przypadku „Zagubionej owcy”. Dlaczego – zapyta infernalista – mówisz, że to była hiperbola, skoro nikt tak jej nie odebrał, a „Zagubioną owcę” nie zaliczasz do hiperboli, chociaż została wypowiedziana w kontekście bratania się Nazarejczyka z grzesznikami?”
Tu nie podzielam interpretacji wypowiedzi Jezusa o zagubionej owcy ze strony P. Andrzeja jako wypowiedzi pozbawionej kontekstu eschatologicznego. Chodzi o coś więcej niż tylko o przyjaźń i biesiadowanie Jezusa z grzesznikami. Chodzi o WYBÓR DROGI ŻYCIA, a w dziale Q „dwie drogi” mamy także wyraźne odniesienia do wydarzeń ostatecznych (zob. Q 13,24-28; 14,16-23).
NIE OSŁABIAJMY ZNACZENIA TEKSTU PRZEJĘTEGO Z WCZEŚNIEJSZEJ TRADYCJI
Mam pewne zastrzeżenia również co do sposobu interpretacji tekstów, które zostały przejęte z wcześniejszych źródeł. Dotyczy to zwłaszcza hymnu chrystologicznego w Liście do Filipian (Flp 2,6-11), pisanym z więzienia w Rzymie (61-63 po Chr.), lub jeszcze wcześniej w Efezie (57 r.). Jeżeli apostoł Paweł przejął ten pochwalny tekst i włączył go w całość swojego listu, to znaczy, że bierze za niego całkowitą odpowiedzialność. Uważa ten hymn za wyraz swoich własnych przekonań. Tym samym aprobuje jego treść teologiczną. Uznaje ją za swoją. Nie można wówczas osłabiać znaczenia i wymowy takiego tekstu. A jest to tekst niezwykle ważny dla uniwersalizmu nadziei, gdyż mówi o „zgięciu się każdego kolana” we wszystkich sferach Bożego stworzenia oraz o dobrowolnym wyznaniu „każdego języka”, że Jezus jest Panem (w. 10-11). Pisałem o tym obszernie w jednym z wcześniejszych komentarzy.
Trzeba o tym pamiętać tym bardziej, że ten sam motyw występuje także w Liście do Rzymian, napisanym w 58 r. po Chr (Rz 14,11). To jest wyraz mocnego przekonania Apostoła i niezachwianej wiary. To on przecież zapewniał: „Jeśli więc swoimi ustami wyznasz, że Panem jest Jezus, i uwierzysz w swoim sercu, że Bóg wskrzesił Go z martwych, BĘDZIESZ ZBAWIONY” (Rz 10,9).
KIEDY UCZEŃ PRZEKAZUJE SŁOWA SWOJEGO MISTRZA…
W komentarzu z 17 lutego (12:08) P. Andrzej wymienia tekst 2 Tes 1, 9: „Poniosą oni karę wiecznej zagłady od oblicza Pańskiego i od potężnego majestatu Jego”. Następnie stwierdza, że skoro ten list „nie wyszedł spod pióra Pawła, więc nie musimy brać go pod uwagę w kontekście jego nauczania”.
Myślę jednak, że trzeba go uwzględniać. Uczyniłem to w komentarzu pt. „Chrystus w płomieniach ognia: Sąd i oczyszczenie” (11 lutego, 11.05). Drugi List do Tesaloniczan został napisany w niedługim czasie po Pierwszym Liście, ok. 52 r. po Chr. W obydwu pismach oddzielonych od siebie zaledwie rokiem czasu występują podobne wyrażenia, chociaż samo nauczanie o Dniu Pańskim ma inne akcenty. To sprawiło, że sporo egzegetów (nie wszyscy!) przypisuje autorstwo II Listu nie wprost samemu Pawłowi, ale jednemu z jego uczniów. Co to znaczy dla interpretacji interesującego nas wersetu?
Tego właśnie dotyczy moja uwaga. W sprawach ważnych uczeń przekazuje na ogół to, co otrzymał od swego mistrza. Tak więc i w tym przypadku pisał o „karze wiecznej zagłady OD OBLICZA Pańskiego”, bo wcześniej słuchał pouczeń Pawła, który też ma w tym swój udział. Nie można dlatego pomijać takiej wypowiedzi.
We wspomnianym komentarzu przeciwstawiłem się zresztą ogólnie przyjętemu przekładowi tego wersetu, bo jego wymowa jest zgoła inna (proszę przeczytać uważnie tekst komentarza, choć P. Justynie, historykowi/-ryczce mającemu/-cej kłopoty z rozumieniem pewnych sentencji łacińskich, wydaje się to raczej „ekwilibrystyką słowną”, tym razem w sferze języka greckiego; zob. jej komentarz z 11 lutego 2014, 19:06).
KRÓTKO O PRZEKONYWANIU INFERNALISTÓW
Dziękuję za sugestie na temat przekonywania. Warto będzie do nich powracać. Doceniam rolę Talmudu i targumów. To właściwa droga. Osobiście nie mam wszakże złudzeń, że oponenci dadzą się przekonać. Może niektórzy. Potrzeba wiele samokrytycznej refleksji i wiedzy. Ciążenie autorytetu doktrynalnego ze strony Kościoła/Kościołów jest zbyt silne. Tylko nieliczni potrafią wyłamać się, mieć inne przekonania i przeciwstawić zbiorowej lojalności. Dotyczy to zwłaszcza Kościoła rzymskokatolickiego.
NIE POSŁUGUJMY SIĘ IMIENIEM BOGA „JAHWE”
Rozporządzenie watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z 2008 r. nakazuje wszystkim katolikom, aby przestali używać rozpowszechnionego od dawna imienia Boga „Jahwe” i zastąpili je słowem Pan (Adonai). Słowo „Jahwe” ma zniknąć z liturgii, modlitw i pieśni kościelnych.
Uzasadnienie: Żydzi wzbraniali się przed użyciem boskiego Imienia. Jego głośnie wymawianie stanowiło profanację. A więc zgodnie z hebrajskim zwyczajem Imię Boga ma pozostać niewypowiedziane. Wulgata wszędzie zastępuje to imię słowami Dominus/Pan. Pozostańmy więc przy tzw. Tetragrammaton: YHWH, JHWH.
***
Na razie pauzuję. Co do Mt 25,1-46 zaproponuję interpretację, w świetle której przypowieść o sądzie nie przekazuje przekonania o nie kończącej się, WIECZNEJ męce/karze w Gehennie.
Krótko. Pewne sprostowanie.
1. P. Andrzej nie wyraził swoich poglądów na temat „Zagubionej owcy” stwierdził jedynie, że infernalista może zakwestionować taką a nie inną interpretacje.
2. ( ETom 65; Mk 12, 1-12 =Mt 21,33-46; Łk 20, 9-19 ).
Prawdopodobnie tylko Ewangelia Tomasza i Ewangelia Marka korzystały niezależnie od siebie z „Podobieństwa o dzierżawcach winnicy”. Mt i Łk są uzależnieni od Mk.
3. Moje teksty nie są liturgią, modlitwą ani też pieśnią kościelną. W tekstach Żydzi po prostu nie czytali na głos imienia Bożego a stosowali tetagram, ponieważ nie zapisywali samogłosek. Dlatego też gdyby ktoś przypadkiem odczytywał mój komentarz i wystąpiło w nim imię „Jahwe”, a w jakiś sposób czułby, że wymawiając je grzeszy czy też narusza zwyczaj to bez problemu może zastosować jakiekolwiek formy zastępcze. Zastosuję się do porady, aby nie używać tego imienia przynajmniej w trakcie obecnej wymiany poglądów.
4. Interesuje mnie bardzo moment końcowy. Cały NT naucza uniwersalizmu ( Mk, Mt, Łk, J, Paweł ), a zatem skąd w początkach II w. po Chr. pojawi się tak dokładnie zarysowana doktryna piekła ( Apokalipsa Piotra )? Interesuje mnie jakie zostanie podane rozwiązanie.
AJN
WOKÓŁ PRZYPOWIEŚCI O SĄDZIE NAD NARODAMI:
CZĘŚĆ I
P. Andrzej poruszył w swoich ostatnich komentarzach wiele ważnych kwestii. Są w nich słuszne spostrzeżenia i sugestie, które dają wiele do myślenia. Jestem za nie bardzo wdzięczny. Mój opór budzi przede wszystkim to, że Ewangelia Mateusza została obwiniona o wprowadzenie w dzieje chrześcijaństwa nauki o wiecznej Gehennie. Czy anonimowość tej Ewangelii jest rzeczywiście przesądzona? Czy to były celnik Mateusz jest winowajcą w tak ważnej dla wierzących sprawie? Chcę podjąć próbę innego spojrzenia na te trudne zagadnienia. Dlatego, jak zwykle, proszę o cierpliwość w lekturze. Rozkładam swoje refleksje na trzy części.
PODZIELONE ZDANIA BIBLISTÓW
P. Andrzej (18 lutego 2014, 11:50) jest zdania, że „spory biblistów na arenie międzynarodowej nie dotyczą już w tej chwili kwestii, kto jest autorem tego Pisma, albowiem ANONIMOWOŚĆ WYDAJE SIĘ BYĆ TUTAJ PRZESĄDZONA”. Jego zdaniem, „celnik Mateusz nie miał nic wspólnego z tym Pismem”.
Czy w tekście o Sądzie nad narodami (Mt 25,31-46) mamy do czynienia z przypowieścią, czy też należy go traktować inaczej? Wcześniejsze opinie egzegetów są rozbieżne. Jedni zaliczali ten tekst do przypowieści Jezusa (J. Jeremias, J. R. Donahue, J. Lambrecht). Inni uważali go za opis Sądu Ostatecznego, w którym tylko wiersze 32-33 mają charakter metaforyczny i obrazowy. Owce są zazwyczaj białe, a kozły czarne, dlatego łatwo je oddzielić od siebie. Sędzią jest „Syn Człowieczy”, „Król” (w. 34 i 40). Przeciwnicy traktowania tego tekstu jako przypowieści przyznają, że odzwierciedla on przede wszystkim teologiczną wrażliwość ewangelisty Mateusza, utrwaloną po dokonaniu się wydarzeń paschalnych w gminach chrześcijańskich.
Aby dotrzeć do sensu opowieści, trzeba najpierw stwierdzić, czy pochodzi ona, przynajmniej w swoim głównym przesłaniu, od samego Jezusa, czy też nie. Tu również nie było i prawdopodobnie nie ma całkowitej jednomyślności wśród egzegetów. Jedni kategorycznie odrzucają jego autentyczność i uważają za teologiczny schemat pochodzący od ewangelisty. Chodzi głównie o apokaliptyczne obrazy i motyw oddzielenia dobrych od złych, obecny również w przypowieści o sieci i rybach (Mt 13,48-50). Ten właśnie motyw ostatecznego oddzielenia uważa się za typowy dla Ewangelii według Mateusza, ale obcy nauczaniu samego Jezusa. Dlatego właśnie przypisuje się go nie Jemu, lecz ewangeliście. Należy jednak zauważyć, że apokaliptyczny obraz oddzielenia występuje także u Marka (9,43-49) i Łukasza (13,27-28).
Zwolennicy autentyczności tekstu wskazują natomiast na fakt, że jest on treściowo spójny z samym rdzeniem nauczania Jezusa. Opowiadanie o Sądzie zawiera pewne paralele zwłaszcza do pierwszych trzech Błogosławieństw (Mt 5,3-5) i harmonizuje z przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,30-37). Przeciwko jego autentyczności nie może przemawiać sam fakt, że koresponduje ono z teologią Ewangelii Mateusza. Gdyby nawet pewne elementy pochodziły od ewangelisty, nie umniejszałoby to oryginalności nauczania samego Jezusa.
PIERWOTNY SENS PRZYPOWIEŚCI
Obrazowy opis Sądu występuje tylko w Ewangelii Mateusza. Wybitni egzegeci przyznają, że chociaż może on nie być autentyczny w szczegółach, jego uderzającą oryginalność można przypisać jedynie Jezusowi. Są w tej perykopie elementy niezwykle wzniosłej nauki etycznej. Należą do nich przede wszystkim słowa: „Zapewniam was, to, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście. (…) Czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnie nie uczyniliście”(w. 40 i 45).
Niezwykłość i doniosłość tego nauczania uznają również uczeni żydowscy. Choć nie uważają, że w swojej obecnej postaci przypowieść ta pochodzi od Jezusa z Nazaretu, dostrzegają ogromny wpływ zawartej w niej nauki na rozwój cywilizacji i moralności. Wyraża się w niej cała godność każdego człowieka. Rozpowszechniona jest dziś wśród biblistów opinia, że opowieść o Sądzie w znanej nam dzisiaj formie nie pochodzi bezpośrednio od Jezusa. W WERSJI PIERWOTNEJ PRAWDOPODOBNIE NIE MÓWIŁ ON O SOBIE SAMYM, ALE O BOGU (zob. J. Lambrecht, „Out of the Treasure”, Leuven 1991, s. 265-282, zwł. 273.).
Oryginalnym rdzeniem opowieści o sądzie jest utożsamienie miłości Boga z miłością do człowieka, z wrażliwością na potrzeby ludzi cierpiących niedostatek i nędzę. Jezus od początku swej działalności uczył czynienia dobrze w sposób jak najbardziej dyskretny: „niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa” (Mt 6,3). Utożsamienie się „Króla” z najmniejszym spośród braci jest wyrazem głębokiego uniwersalizmu etycznej nauki Jezusa.
ZDUMIENIE SĄDZONYCH
Zarówno w judaizmie jak i w innych tradycjach religijnych ceniono uczynki miłosierdzia wobec ludzi w potrzebie lub cierpieniu. Komentatorzy przypowieści o Sądzie wskazują na bliskie jej paralele w tekstach egipskiej „Księgi Zmarłych” oraz w Talmudzie (zob. J. Jeremias, „Rediscovering the Parables”, London l966, s. 161-162.). Owszem, jest tam mowa o uczynkach miłosierdzia jako o najlepszej obronie człowieka na boskim sądzie. Uderza jednak wielka różnica w ukazywaniu postawy zmarłego człowieka, który chełpi się tam swoimi dobrymi uczynkami. W tekście egipskim zmarły zapewnia Boga, że sprawiał Mu radość czyniąc to, co sprawia Mu przyjemność: „Dawałem chleb głodnemu, wodę spragnionemu, odzienie nagiemu”.
Tymczasem sprawiedliwi w opowieści Jezusa, choć wiedzą, że czynili to, co podoba się Bogu, są na Sądzie zupełnie zaskoczeni i zdumieni: „Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnego i nakarmiliśmy albo spragnionego i daliśmy Ci pić? Kiedy … Kiedy…” (Mt 25,37-39). Czyniąc dobrze nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że oddali kiedykolwiek przysługę samemu Jezusowi ukrytemu w osobie biednych i potrzebujących ludzkiej pomocy.
Właśnie ten rys opowieści jest najbardziej charakterystyczny dla nauczania Jezusa i należy do pierwotnej tradycji. Potwierdza to również ewangelista Marek: „Kto przyjąłby jedno z takich dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje (…) Tego, kto poda wam kubek wody dlatego, że należycie do Chrystusa, zapewniam was, nie minie zapłata” (Mk 9,37.41; por. Mt 10,42).
Na sądzie „Król” zapewnia, że sprawiedliwi uczynili coś dobrego Jemu samemu, gdyż utożsamia się On zwłaszcza z ludźmi cierpiącymi. Jeżeli Jezus mówił w przypowieści nie o sobie samym, lecz o Bogu, utożsamienie z biednymi i potrzebującymi ma charakter teocentryczny, a nie chrystologiczny.
Zgodnie z tradycją Biblii Hebrajskiej Jezus mógł odnieść metaforę króla nie do samego siebie, lecz DO BOGA. W Ewangelii Galilejskiej sam Jezus zachęca w mowie programowej uczniów: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Q 6,36; zob. Łk 6,36!). Według wiary chrześcijańskiej „Król” może być również „Synem Człowieczym” (Mt 25,31).
Opinie egzegetów nie są w tym względzie jednomyślne. Jedna interpretacja nie wyklucza zresztą drugiej. Różnorodność opinii nie ma decydującego znaczenia dla eschatologii nadziei na zbawienie wszystkich. Inaczej można tylko rozkładać pewne niuanse znaczeniowe. Interpretacja teocentryczna ma swoje zalety (być może dobitniej wyraża ostateczny sens przypowieści), ale nie jest chyba jedynie możliwa.
O BEZINTERESOWNYM CZYNIENIU DOBRA
Bóg pragnie, aby ludzie czynili dobrze innym, tak jak On sam jest dobry dla wszystkich, także dla „niewdzięcznych i złych” (Łk 6,35). Uczynki dobroci i miłosierdzia są praktycznym wyrazem miłości do Boga. Kiedy ludziom staje się coś złego, Bóg chce, aby inni czynili im dobrze. Chodzi o przeróżne sytuacje ludzkiego cierpienia.
Przypowieść uczy, że Bóg otacza ludzi cierpiących specjalną troską, jak świadczą o tym Błogosławieństwa i samo postępowanie Jezusa (nakarmienie głodnego tłumu, uzdrowienia, wskrzeszenia zmarłych). Bóg upomina się o ludzi cierpiących i broni ich godności. Czyni to za pośrednictwem innych ludzi, którzy stają się w ten sposób Jego pomocnikami. W nich i przez nich okazuje On cierpiącym swoją miłość i troskę. Jeśli ktoś czyni dobrze innym, ponieważ są w niedostatku materialnym lub cierpią, tym samym czyni coś dobrego dla Boga, sam nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Stąd w przypowieści o Sądzie tak WIELKIE ZDUMIENIE z powodu tajemniczej obecności samego Boga (lub Chrystusa) w cierpiących i potrzebujących. On rzeczywiście pragnie takiego postępowania ludzi i cieszy się nim.
Myśl ta znana była w JUDAIZMIE. Współczesny teolog żydowski, Byron L. Sherwin, przypomina, że TALMUDYCZNI RABINI ostrzegali przed prowadzeniem pobożnego życia jedynie w celu otrzymania nagrody po śmierci. TALMUD napomina wręcz: „Nie bądźcie jako słudzy, którzy służą Panu, aby otrzymać nagrodę, ale jako słudzy, którzy służą panu, nie oczekując nagrody”(Talmud, „Etyka Ojców”/Pirke Avot 1,3; B. L. Sherwin, „Duchowe dziedzictwo Żydów polskich”, Warszawa 1995, s. 154).
Potwierdza to również urocze OPOWIADANIE O CHASYDZKIM MISTRZU, SZNEURZE ZALMENIE Z ŁAD (XIX wiek). W czasie modlitwy Bóg oznajmił mu, że nie będzie miał udziału w szczęściu przyszłego życia. Cadyk ucieszył się. Zdumieni uczniowie chcieli dowiedzieć się, skąd wzięła się ta nagła radość. Odpowiedział: „Zawsze się obawiałem, że mógłbym służyć Bogu, licząc w głębi serca na nagrodę w życiu przyszłym. Teraz, gdy wiem, że nie mam udziału w przyszłym świecie, wiem też, że nareszcie mogę prawdziwie i szczerze służyć Bogu”. Opowieść ta zawiera głęboką prawdę o motywacji życia religijnego.
BĘDZIEMY SĄDZENI Z MIŁOŚCI
Warto w tym miejscu podkreślić, iż nie chodzi w przypowieści o sporadyczne uczynki miłosierdzia i życzliwości do ludzi, ale o stałą opcję w życiu, o trwałe nastawienie duchowe. Wskazuje na to sam obraz owiec i kozłów. Nie dotyczy on jednorazowego postępowania. W życiu ludzkim strony jasne są przemieszane ze stronami ciemnymi. Nie jesteśmy istotami anielskimi. Raz nasze postępowanie zasługuje na to, aby zaliczyć nas do białych owiec, innym razem jesteśmy bardziej podobni do czarnych kozłów. Tymczasem pragnieniem i wolą Boga jest, byśmy stale okazywali życzliwość i miłosierdzie wszystkim ludziom, zwłaszcza tym w potrzebie ciała i ducha. Są oni „braćmi” Jezusa. Ci, którzy Mu uwierzyli mają „pełnić wolę Ojca, który jest w niebie” (Mt 12,50).
Stąd wyraźne nawiązanie do tradycji prorockiej. W Ewangelii Mateusza Jezus dwukrotnie powołuje się na słowa proroka Ozeasza (6,6): „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary” (Mt 9,13; l2,7). Za pierwszym razem poleca „nauczyć się” (máthete), co znaczą te słowa; za drugim razem zapewnia, że gdyby ludzie naprawdę wiedzieli i zrozumieli, co one znaczą, nie potępialiby niewinnych w sytuacjach, które nie mają nic wspólnego z łamaniem prawa i przestępstwem.
Postępowanie wobec innych stanowić będzie kryterium oceny ludzkiego życia na Sądzie Ostatecznym. Jest to SĄD O RYSACH WYRAŹNIE HUMANISTYCZNYCH. Czyny ludzkie mają swoją ukrytą relację do osoby Sędziego świata. Miłość Boga objawia się w czynach miłosierdzia i dobroci względem ludzi, zwłaszcza dotkniętych niedolą i cierpieniem. Taka jest wola samego Boga, działającego za pośrednictwem ludzi. Kto tak postępuje, żyje już teraz w stanie przyjaźni z Bogiem, a to jest największym bogactwem człowieka, bezcenną „perłą” ludzkiego życia (por. Mt 13,44-46).
Przypowieść o Sądzie jest wezwaniem i zaproszeniem do życia, w którym jest wielka przestrzeń wrażliwości na innych ludzi oraz ich potrzeby materialne i duchowe. Wychodząc im naprzeciw spotykamy samego Boga i „Syna Człowieczego” (Mt 25,31), Chrystusa. Jak już wspomniałem wcześniej, przesłanie przypowieści ma charakter uniwersalny. Nic nie może pomniejszać tego uniwersalizmu. „Najmniejsi bracia” Sędziego to nie tylko uczniowie Chrystusa, ale wszyscy ludzie w potrzebie.
Każdy człowiek będzie sądzony według swojego stosunku do innych ludzi, zwłaszcza do cierpiących. Spotkanie z Bogiem w drugim człowieku dokonuje się już teraz, w życiu doczesnym. Bóg pojawia się w nim incognito. Jest prawdziwie, jak uczyli prorocy, „Bogiem ukrytym” (Iz 45,15), a raczej ukrywającym się. Nie trzeba oczekiwać na spotkanie dopiero w życiu przyszłym. Ono jest w zasięgu ręki na tym świecie. Zażyłość i przyjaźń z Bogiem (i Chrystusem) rozpoczyna się w konkretnej teraźniejszości ludzkiego życia, ale jej konsekwencje sięgają w życie przyszłe. Ten właśnie styk teraźniejszości i przyszłości jest w przypowieści rysem szczególnie ważnym.
Przypowieść o Sądzie Ostatecznym przypomina prawdę o ludzkiej śmierci. Każdy ujrzy swoje życie w innym, pełniejszym świetle. Wtedy dopiero objawi się w pełni realizm utożsamienia Sędziego i Króla z każdym człowiekiem. Będzie to eschatologiczna weryfikacja tego, co za życia ziemskiego było treścią wiary i nadziei. Każdy będzie mógł dokonać tej weryfikacji we własnym imieniu, widząc swoje rzeczywiste spotkania z Bogiem (i Chrystusem) w ludziach potrzebujących lub swoje zmarnowane okazje do czynienia dobrze. Każdy osądzi swoje własne życiu w obliczu najwyższej Prawdy, Dobra i Piękna.
Opowieść o Sądzie Ostatecznym można odczytywać w łączności z przypowieścią o synu marnotrawnym. Ten, który zmarnował część swojego życia i roztrwonił majątek, dokonał wewnętrznego rozrachunku z sobą samym i podjął życiową decyzję powrotu do ojca (Łk 15,17-20). Jest to niepowtarzalny obraz sądu, którego nie dokonuje ojciec, lecz sam grzeszny syn. To z jego ust padają słowa skruchy i uznania winy: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem” (Łk 15,21). Sąd dokonuje się wewnątrz samego człowieka nad grzeszną, „lewą stroną” jego życia. Przypowieść o synu marnotrawnym słusznie uważać można za dobroczynne zabezpieczenie ewangelicznego obrazu Sądu Ostatecznego przed zgoła fałszywą interpretacją, która ukazuje Boga jako surowego, czy wręcz mściwego Sędziego grzesznych ludzi.
WOKÓŁ PRZYPOWIEŚCI O SĄDZIE NAD NARODAMI:
CZĘŚĆ II
W tej części rozważań stopniowo zbliżam się do najbardziej istotnych wątków eschatologicznych, dotyczących tymczasowego i terapeutycznego charakteru „kary/męki wiecznej” (Mt 25,46).
ODDZIELENIE LUDZI CZY ODDZIELENIE DOBRA OD ZŁA?
Istnieją poważne racje przemawiające za stwierdzeniem, że w przypowieści o Sądzie, pomimo obrazu rozłączenia białych „owiec” i czarnych „kozłów”, nie chodzi o ostateczne i trwałe oddzielenia „dobrych” od „złych”, sprawiedliwych od „przeklętych”, Wyrażony w tym oddzieleniu kontrast dobra i zła nie jest bynajmniej wyrazem podziału poszczególnych osób na absolutnie dobre i nieodwracalnie złe. Nie ma istoty, która byłaby ucieleśnieniem absolutnego i wyłącznego zła. Dobro zawsze zasługuje na ocalenie.
Teksty, które przypisują Jezusowi tego rodzaju obrazy i porównania nie muszą być uważane za nieautentyczne. Trzeba raczej wniknąć w ich głęboki sens, inny niż ten, który ukazywała tradycyjna eschatologia. Wtedy te same teksty przemawiać będą za eschatologią nadziei dla wszystkich, nawet dla najbardziej zatraconych.
Interpretacja dosłowna sprzeczna jest z podstawowymi wymogami hermeneutyki metaforycznego języka Pisma i symbolicznego charakteru obrazowości apokaliptycznej. Nie bierze pod uwagę kulturowego tła nauczania Jezusa. Nauczanie to nie utożsamia się z obrazami i porównaniami, za pomocą których została wyrażona. Porównanie ludzi do owiec i kozłów nie może być sprzeczne z sensem przypowieści o pasterzu i zaginionej owcy (Łk 15, 4-7).
Sąd Boży ma charakter wewnętrzny. Granica podziału nie przebiega między poszczególnymi ludźmi. „dobrymi” i „złymi”, lecz przez wnętrze każdego człowieka. „Owce” i „kozły” – to symbol tego, co w życiu zasługuje na uznanie i pochwałę oraz tego, co nie jest godne Boga i co domaga się potępienia. Ten wewnętrzny sąd ujawni jedynie moje winy i wszystkie złe decyzje życiowe.
Proszę pozwolić na ton osobisty. Na boskim Sądzie zobaczę siebie w całej prawdzie przed obliczem Boga (i Chrystusa) sprawiedliwego, ale dobrego i miłosiernego. Bóg pozwoli mi zrozumieć, kim naprawdę jestem, a kim być mogłem. Danym mi będzie pojąć ostateczną prawdę o losach dobra i zła w moim życiu. Będą mógł doświadczyć zarówno radości z uczynionego dobra, jak i poczucia utraty i żalu. Będzie chyba tak, jakbym był po części ocalony dzięki dobru, a po części potępiony wskutek złych uczynków i zaniedbań. Sam odnajdę w sobie stronę prawą, jasną, zasługującą na aprobatę i błogosławieństwo Sędziego, oraz stronę lewą, ciemną, godną potępienia. Mogę tylko mieć nadzieję, że to, co zasługuje we mnie na potępienie i przekleństwo, zostanie na zawsze ode mnie oddzielone i unicestwione. Wolno mi mieć nadzieję, że wszystkie grzeszne stworzenia zostaną uwolnione z własnych więzów, ocalone od zatraty i przeobrażone stwórczą mocą „wiernego Boga” (1 Kor 1,9; 10,13). Ufam, że On nikogo nie porzuci i nie opuści w największej potrzebie, jaką jest rozstrzygnięcie własnego losu na zawsze.
INTERIORYZACJA POJĘCIA SĄDU
Wizjoner z Apokalipsy zapewnia, że w świętym mieście Boga „nic już nie będzie obłożone klątwą/przekleństwem (katáthema; Ap 22,3. Nie przypadkowo słowa błogosławieństwa i przekleństwa pojawiają się także w przypowieści o Sądzie: „Zbliżcie się, błogosławieni mojego Ojca…”, „Odejdźcie ode Mnie, przeklęci [raczej: przeklinani przez ludzi pokrzywdzonych, ale nie przez Ojca!] w ogień wieczny…” (Mt 25,34.41).
To nie jest sąd oddzielający ludzi od siebie nawzajem, lecz sąd oddzielający dobro od zła w życiu każdego człowieka. Wspomnienie złych decyzji i nie naprawionych błędów może pozostać częścią mnie samego na zawsze, być moim „wiecznym potępieniem”, wzywającym do tym większej wdzięczności wobec Boga i radości z ocalenia. „Potępienie” nie jest definitywnym przeciwieństwem stanu błogosławieństwa i spełnienia. Jest poczuciem winy uznanej, poczuciem przeobrażonym w obecności Boga i wszystkich ludzi, którzy potrafili wielkodusznie przebaczyć wszystkie przewinienia przeciwko nim popełnione.
Interioryzacja rozumienia sądu pozwala przezwyciężyć wizję wiecznego dualizmu dobra i zła. Nie dzieli ona ludzi na kategorię zbawionych i potępionych, na „owce” i „kozły”. OBRAZOWY I METAFORYCZNY JĘZYK PRZYPOWIEŚCI NALEŻY ROZUMIEĆ W ŚWIETLE DŁUGIEJ TRADYCJI PROROCKICH OSTRZEŻEŃ I GRÓŹB. Ostrzeżenia te skierowane są do wszystkich. Przynaglają one imiennie każdego do dobrej przemiany życia, do wrażliwości na los innych i powszechnej życzliwości.
Centralne przesłanie przypowieści kryje w sobie dalekosiężne IMPLIKACJE ETYCZNE. Jeżeli kryterium sądu i warunkiem zbawienia są uczynki miłosierdzia i współczująca wrażliwość na drugiego człowieka, to mamy do czynienia z istotnym wymaganiem duchowości i moralności.
Gdyby chrześcijaństwo żyło tym przejmującym przesłaniem i zdołało przekazać je światu, jego oblicze wyglądałoby dzisiaj inaczej. Wszędzie tam, gdzie przesłanie to jest realizowane, chrześcijaństwo staje się zaczynem etycznej przemiany utylitarnych i egoistycznych postaw społeczeństwa na rzecz troski o sprawiedliwość i dobro ludzi w potrzebie. Troska ta stanowi istotny wymiar autentycznej religijności.
CZY EWANGELIA MATEUSZA RZECZYWIŚCIE UCZY O „WIECZNEJ GEHENNIE”?
P. Andrzej pisał, że „nie ma sensu zaprzeczać, że Ewangelia Mateusza nie naucza o wiecznym piekle. Mateusz korzystając z wzorca rabinicznych debat pozbawił możliwości zbawienia w życiu przyszłym wszystkich, którzy zgrzeszyli przeciwko Duchowi Świętemu (Mt 12, 32; wbrew słowom Jezusa por. Mk 9, 49 – 50; Łk 12, 5)”.
Co do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu zob. mój obszerny, dwuczęściowy komentarz (8 lutego 2014, g.11:18 i 11:22). Nie muszę w tym miejscu powtarzać swoich argumentów.
I jeszcze jedno stwierdzenie P. Andrzeja:
„Myśl uniwersalna nie powinna zaprzeczać, że Kościół Mateusza nauczał o piekle – skądś piekło przecież musiało się w chrześcijańskiej teologii wziąć. Należy wskazać prawdopodobnego WINOWAJCĘ – MATEUSZA, mocno podkreślając, a nawet korzystając z prac infernalistów oraz uznanych biblistów (J. Gnilka. ks. J. Meier), że ODCHYLENIE MATEUSZA NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z HISTORYCZNYM JEZUSEM. To dzieło wykończone pod koniec I wieku po Chr., które wkłada w usta Jezusa słowa Kościół, potępienie grzesznika poprzez porównanie go do celnika i daje tej instytucji możliwość rozwiązywania grzechów z możliwymi sankcjami w niebie”.
Przyznaję, że wymienieni egzegeci mogą mieć rację co do autorstwa. Czy absolutną? Nie wiem. Nie to jest jednak dla mnie najważniejsze. Przyznaję również, że dwukrotna wzmianka o „Kościele” (ekklēsía) w tej Ewangelii to wyraźny dowód redakcyjnej ingerencji w jej ostateczną redakcję. Niektórzy egzegeci przypuszczają, że to ręka redaktora dodała do narracji o Sądzie także wiersz ostatni: „I pójdą ci na karę [mękę] wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (w. 46).
Nie byłby to jedyny przypadek. Wiadomo, że dodał on również ostatnie wiersze do innych przypowieści, zwłaszcza końcową groźbę do przypowieści o bezlitosnym słudze (Mt 18,21-35): „Tak mój Ojciec, który jest w niebie, postąpi z wami, jeśli każdy z was nie przebaczy z serca swojemu bratu”.
Warto zdawać sobie sprawę z tych faktów, które czynią nas ostrożniejszymi w szafowaniu słowami Jezusa. Pewne zmiany redakcyjne nie musiałyby jednak przesłaniać AUTENTYCZNOŚCI SAMEGO SEDNA OPOWIEŚCI o Sądzie Ostatecznym i wyrażonego w niej przesłania o powszechnym znaczeniu.
Nie zaprzeczam, iż „Kościół Mateusza” (jakkolwiek to brzmi trochę dziwnie!) nauczał o Gehennie. Pytam jednak o jakiej Gehennie nauczał? Nie mającej końca, prawdziwie wiecznej? Temu właśnie zaprzeczam.
To prawda, że w Ewangelii Mateusza język symboliczny pojawia się w takich przeciwieństwach jak ocalenie życia lub zatracenie (Mt 5,29-30; 7,13-14; 10,28; 13,41-43), dobre i złe owoce życia na podobieństwo dobrego lub złego drzewa (Mt 7,17-20; Łk 6,43-45), pszenica i chwasty (Mt 13,25-30.36-40). Z drugiej strony w swoim nauczaniu Jezus nie dzielił konkretnych ludzi na dobrych i złych. Wiedział, że człowiek jest istotą zdolną do myślenia i zmiany swojego życia. Nie bez powodu nazwano Go „przyjacielem celników i grzeszników” (Mt 11,19). Przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni mówi jedynie o tym, kto okazał się godny usprawiedliwienia i przyjęcia przez Boga (Łk 18,9-14). Nauczyciel z Nazaretu często podkreślał, że Bóg miłuje wszystkich ludzi, dobrych i złych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,45), że jest „dobry dla niewdzięcznych i złych” (Łk 6,35). Dlaczego miałby być taki jedynie w czasie ziemskiego życia człowieka?
Pewien symboliczny dualizm w nauczaniu Jezusa nie ma charakteru definitywnego i nie przesądza o ostatecznych losach człowieka. To właśnie wtedy, gdy „zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać” (Łk 15,1) opowiedział im przypowieść o zaginionej owcy (zob. Q 15,4.7), o zgubionej drachmie i o synu marnotrawnym. Przesłanie było nad wyraz jasne: Bóg jest miłosiernym Ojcem kochającym ludzi, szukającym zagubionych, przebaczającym winy i cieszącym się z ich wewnętrznej przemiany.
Publiczne nauczanie Jezusa rozpoczęło się od wezwania do zmiany myślenia (metanoeite), czyli nawrócenia i do wiary w Ewangelię (Mk 1,15). Bogu nie jest obojętne to, jak człowiek przeżywa swoje życie. Za zmarnowanie go trzeba ponieść konsekwencje. Przejście przez mękę może wydawać się wówczas nieskończone z powodu swej intensywności i dotkliwości.
„WIECZNY OGIEŃ” I „WIECZNA KARA” (KÓLASIS AIÓNIOS)?
Przypowieść mówi o „wiecznym ogniu” (w. 41) i „wiecznej karze [męce]” (w. 46), które czekają na stojących po lewej stronie Króla i Sędziego. Jaki sens wyraża ten obrazowy i metaforyczny język, podobny do tego, którym posługiwali się prorocy?
Istnieje niebezpieczeństwo traktowania przypowieści Jezusa na kształt reportażu uprzedzającego przebieg przyszłych wydarzeń i losów ludzkich. Podchodząc do tekstów biblijnych w niewłaściwy sposób sprowadza się je do rangi apokaliptycznych fantazji. Zapomina się o ich funkcji pedagogicznej, której celem jest ostrzeżenie przed możliwością zatraty własnego życia. OSTRZEŻENIA SKIEROWANE SĄ NA TERAŹNIEJSZOŚĆ, na obecną sytuację sądu, który dokonuje się już teraz. Rozbrzmiewa w nich apel do wolności człowieka i jego odpowiedzialności. Nie są one dowodem na to, że ktokolwiek zostanie faktycznie potępiony na wieki. Nie przekazują informacji o przebiegu przyszłych wydarzeń – zależnych od wolności Boga i człowieka – w taki sposób, jak gdyby już faktycznie zaistniały i były bezpośrednio ukazywane ludziom.
Opowieść o Sądzie nie upoważnia do twierdzenia, że pewna część ludzkości („owce”) zostanie zbawiona, a inna część („kozły”) zostanie nieodwołalnie potępiona na zawsze. Cała siła pouczenia skierowana jest na REWIZJĘ OBECNEJ SYTUACJI ŻYCIA, NIEZGODNEGO Z PRZYKAZANIEM MIŁOŚCI BLIŹNIEGO. Złe decyzje wprowadzają człowieka już teraz w stan infernalnej izolacji, wyobcowania i samotności. Jest to stan przeklęty.
„Przeklęci” (katēraménoi, w. 41), to raczej ci, na których zaciążyło przekleństwo innych ludzi. Zauważmy pewien znaczący szczegół, świadczący o wyraźnym paralelizmie asymetrycznym. Zatraceńcy nie są przeklęci przez Ojca. Tylko w odniesieniu do „błogosławionych” wspomniany został Ojciec. Są to „błogosławieni Ojca” (eulogēmenoi tou Patrós), dziedzice królestwa „przygotowanego od założenia świata” (w. 34). Bóg może tylko błogosławić. Nikogo nie przeklina. Przeklęty zostaje człowiek przez innych, przez drugiego człowieka. Swoim brakiem wrażliwości i egoizmem sprowadza na siebie stan przekleństwa. Staje się przekleństwem dla samego siebie. Ciąży na nim przekleństwo innych. Nie wolno łączyć osoby Ojca z przekleństwem i losem przeklętych.
Również sam „Król” nie wypowiada w przypowieści osobistego przekleństwa. Jego słowa są ostrzeżeniem. „Przeklęci” winowajcy muszą odstąpić od Niego, gdyż nie rozpoznali Jego obecności w biednych i potrzebujących. Czeka ich „ogień wieczny” (to pyr to aiōnion). Odejdą, według końcowego (46), na mękę wieczną” (eis kólasin aiōnion). O ogniu powiedziano, iż jest „przygotowany diabłu i jego aniołom”. Jeżeli Bóg i Ojciec nie ma udziału w akcie przekleństwa, to tym bardziej nie ma nic wspólnego z „przygotowaniem ognia wiecznego”. To sam zatracony człowiek przygotował sobie swój los infernalny.
RELACJA MIĘDZY Mt 25 A TARGUMAMI Iz 30,33 ORAZ Iz 66,24
Powracam do tej relacji i tego porównania, o którym pisałem już wcześniej (14 lutego 2014, 09:45). Najpierw przekład tekstu hebrajskiego Iz 30,33:
„Bo dawno przygotowano Tofet [palenisko], ono jest także DLA KRÓLA gotowe, zostało pogłębione, rozszerzone; stos węgla i drwa w nim wiele. Tchnienie Pana niby potok siarki je rozpali” (BT).
Sens słów Proto-Izajasza, w kontekście gróźb skierowanych do Asyrii, jest wyraźny: chodzi o symbol kary przygotowanej dla Sennacheryba, króla asyryjskiego. Jeżeli Dolina Ge-Hinnom jest według proroków (zob. Jr 7,31-32) miejscem, gdzie na cześć fenickiego bożka Molocha palono dzieci (stąd „Dolina Jęku”, „Dolina Mordu”!), to zrozumiała jest gra słów Moloch i Melek (król).
A tymczasem PARAFRAZA ARAMEJSKA ZMIENIA SENS WYPOWIEDZI.
„For hell is made ready from eternity on account of their sins. Yea, the eternal King hath prepared it deep and wide: a fiery pyre as of abundance of fuel burns in it: the Word of the Lord, like an overwhelming torrent of brimstone, shall kindle it”.
“Bowiem GEHENNA JEST PRZYGOTOWANA OD WIECZNOŚCI z powodu ich grzechów. Zaiste, ODWIECZNY KRÓL PRZYGOTOWAŁ JĄ głęboką i szeroką. Ognisty stos niczym obfitość paliwa w niej płonie: rozpali go Słowo Pana jak wezbrany potok siarki”.
Tu właśnie należy szukać źródła jednego z bardzo ważnych wątków rozważanej przypowieści o Sądzie. Pojawia się w niej nie tylko postać Syna Człowieczego (w. 31), ale także „KRÓLA” (w. 34 i 40). Mamy również wyrok: „Odstąpcie ode Mnie przeklęci w OGIEŃ WIECZNY, PRZYGOTOWANY diabłu i jego aniołom” (w. 41). Według aramejskiej parafrazy Gehenna także została przygotowana od wieczności z powodu ludzkich grzechów. Przygotował ją „Odwieczny Król”, i to głęboką i szeroką, a rozpali ją „Słowo Pana jak wezbrany potok siarki”.
Przesłanie targumu Iz 30,33 jest przerażające. Samemu Bogu, „odwiecznemu Królowi”, przypisane zostało przygotowanie Gehenny od wieków. Gehenny „głębokiej i szerokiej”, co sugeruje, że zmieści się w niej mnóstwo zatraceńców. I w dodatku to właśnie „Słowo Pana” rozpali Gehennę „jak wezbrany potok siarki”. Widać tutaj wyraźnie, że myśl semicka nie zna w zasadzie pojęcia przyczyn wtórnych. Wszystko przypisuje działaniu Boga jako jedynej przyczyny sprawczej.
CZY JEST TO GEHENNA NA CAŁĄ WIECZNOŚĆ?
Odpowiedzi możemy szukać w targumie Iz 66,24:
„And they shall go forth, and look upon the carcases of the men, the sinners, who have rebelled against my Word: for their souls shall not die, and their fire shall not be quenched; and the wicked shall be judged in HELL [GEHENNA], till the righteous shall say concerning them, we have seen enough”.
„I wyjdą, i patrzeć będą na trupy ludzi, grzeszników, którzy zbuntowali się przeciwko mojemu słowu: bo dusze ich nie umrą, a ich ogień nie zagaśnie; i niegodziwcy sądzeni będą w Gehennie, aż sprawiedliwi powiedzą o nich: widzieliśmy wystarczająco [wiele]”.
A zatem, grzesznicy będą przebywać w Gehennie DO CZASU, aż sprawiedliwi uznają, że grzeszni ludzie ponieśli już wystarczającą karę. Mamy tu ważny nowy element: myśl o wstawiennictwie i roli sprawiedliwych w położeniu kresu cierpieniom w Gehennie.
Nasuwają się od razu pytania: Czy redaktor Mateuszowej przypowieści o sądzie powtarza jedynie zasadnicze myśli targumu Iz 30,33? Uważam, że mimo przejętych zapożyczeń wyraźnie ODCHODZI OD DRASTYCZNYCH WYRAŻEŃ I WPROWADZA TERAPEUTYCZNĄ TERMINOLOGIĘ KARY. Posługuje się taką terminologią, która wyraźnie sugeruje coś bardzo ważnego, a mianowicie:
POPRAWCZY SENS „KARY WIECZNEJ”
Pan dziejów odsyła wszystkich, na których ciąży wina i przekleństwo ludzkiej krzywdy, aby najpierw przeszli przez „ogień wieczny” i „karę [mękę] wieczną”. Ogień jest symbolem oczyszczenia. Określenie „ogień wieczny” symbolikę tę rozszerza na trwanie w stanie intensywnej męki. Nie zostało powiedziane, iż na tym kończą się dzieje stworzenia z Bogiem. Nastąpiło tylko odesłanie winowajców w stan kary ku poprawie – „eis kólasin aiónion”.
Zatrzymajmy się przy tym NIEZWYKLE ZNACZĄCYM SFORMUŁOWANIU. Owa „kólasis” jest męką, którą ukarał siebie sam winowajca „na wieki”. Wyrażenie „wieczny” nie oznacza, iż chodzi o stan rzeczywiście ostateczny i nieodwracalny. „Przeklęci” mają oczyścić się w ogniu skruchy i wyrzutów sumienia. „Król” każe im odstąpić od siebie, gdyż ich stan jest nie do pogodzenia z Jego Królestwem. Muszą odstąpić do czasu nawrócenia.
Na tę właśnie możliwość wskazują ETYMOLOGICZNE INTUICJE ZAWARTE W SAMYM SŁOWIE „KÓLASIS”. Tu trzeba wyczuć ducha języka greckiego, który w tym słowie zawarł sens poprawczy i terapeutyczny.
Słowo „kólasis” wywodzi się z terminologii sadowniczo-ogrodniczej (kólasis tōn déndrōn). Oznacza czynność okrzesywania, czyli przycinania gałązek drzew celem ich oczyszczenia, aby lepiej owocowały. „Koládzein ta déndra”, znaczy obcinać dzikie pędy drzew i krzewów, aby ukrócić ich rozrost, powstrzymać od zdziczenia, a tym samym uszlachetnić je. Czynność okrzesywania gałęzi jest swego rodzaju zadawaniem drzewu cierpienia. Nic dziwnego, że słowa „kólasis” i „koládzo”, oznaczają w zastosowaniu do ludzi ich karanie lub karcenie, ale z określonym celem pedagogicznym, którym jest opamiętanie i poprawa.
W terminologii medycznej „kólasis” oznaczało w tamtych czasach lekarstwo podawane komuś ze względu na zły stan zdrowia. W tym sensie słowo to używane było w literaturze starogreckiej. W pismach Platona znaczy ono „leczenie duszy” (psychēs therapía), splamionej jakąś winą (zob. D. Demetrakou, « Mega Lexikon oles tes Ellenikes glosses », t. VIII. Athenai 1964 s. 3993-94, 3996-97).
Połączenie tak rozumianego słowa „kólasis” z przymiotnikiem „aiónios” (Mt 25,46) ułatwia GŁĘBSZE ZROZUMIENIE SENSU OSTRZEŻENIA przed ową „wieczną męką/karą”. Przymiotnik „aiónios” oznaczał u Platona trwanie mające swój kres. W języku greckim nie jest on synonimem nieskończoności. Oznacza przede wszystkim „ograniczone trwanie”. Platon dowodził, że człowiek staje się lepszy na duszy, jeśli zostanie sprawiedliwie ukarany („Gorgiasz”, 477a; por. „Protagoras”, 324). Arystoteles wykazywał, iż istnieje różnica między odpłatą i pomstą (timōría), a karą zadawaną dla dobra tego, który ją ponosi (kólasis). Pomsta służy zadośćuczynieniu dla tego, kto komuś w ten sposób odpłaca („Retoryka” 1369b,13).
Właściwego sensu tego przymiotnika poszukiwać należałoby w języku hebrajskim. Jego znaczeniowym odpowiednikiem jest słowo „ōlám”, które jednak jest wieloznaczne, gdyż wywodzi się od czynności ukrywania. Może oznaczać zarówno wieczność, jak i długie trwanie. Z tych względów nie można poprzestać na stwierdzeniu, że tekst Pisma nazywa karę mianem „wiecznej”. Trzeba dotrzeć do właściwego znaczenia tego określenia. Samo greckie słowo „aiōn” ma odniesienie do długiego okresu czasu, który nazywamy „wiekiem”, którego kresu trudno dostrzec.
WOKÓŁ PRZYPOWIEŚCI O SĄDZIE NAD NARODAMI:
CZĘŚĆ III, OSTATNIA
To już końcowa partia moich refleksji na zagadnienia trudne i kontrowersyjne. Ponownie proszę o cierpliwą lekturę.
PARALELIZM ASYMETRYCZNY
W tekście Mt 25,46 kara/męka została nazwana „wieczną” (eis kólasin aiόnion) paralelnie do „życia wiecznego” (eis zoēn aiόnion). W obydwu przypadkach Ewangelia posługuje się tym samym przymiotnikiem „aionios”. Zwolennicy tradycyjnej nauki o wieczności piekła widzą w tym paralelizmie koronny dowód na jej słuszność. Jeżeli jednak w tych słowach istnieje pewien paralelizm, jest to PARALELIZM ASYMETRYCZNY. Wieczności Boga oraz wieczności życia zbawionych nie można traktować na równi z wiecznością stanu, na który skazani zostali ludzie „przeklęci”. Jest to stan kary poprawczej i leczniczej, jak na to wskazuje etymologia słowa „kólasis”.
Nie jest przypadkiem fakt, że ewangelista posłużył się świadomie słowem „kólasis”. Sugeruje to co najmniej, że miał na myśli pewnego rodzaju karę naprawczą wieczną w swoich skutkach. Jako kara o charakterze leczniczym jest ona środkiem ku poprawie, służącym osiągnięciu życia wiecznego. Jej naprawcze i terapeutyczne skutki trwać będą zawsze. Jako środek do celu nie musi ona trwać dłużej niż to jest konieczne. Ustaje wraz z osiągnięciem celu swego istnienia. Ma sens jedynie wówczas, gdy może osiągnąć swój cel terapeutyczny. Inna kara, nawet tylko dopuszczona przez Boga, nie byłaby godna Jego miłości i miłosierdzia względem ludzi, także tych zatraconych i „przeklętych”.
Paralelizm asymetryczny Mt 25,46 wynika z antytezy, na której oparta została cała przypowieść. Jest to antyteza między błogosławionymi sprawiedliwymi (Mt 25, 37.46) i „przeklętymi” (Mt 25,41), a w konsekwencji również antyteza między „życiem wiecznym” i „karą wieczną”. Ta antyteza mówi o tym, że już za życia ziemskiego spełnia się coś z ostateczności losu człowieka. Jest OSTRZEŻENIEM. TAKI JEST JEJ PODSTAWOWY CEL.
Ten sam przymiotnik „wieczny” użyty w obydwu przypadkach nie ma jednak tego samego sensu. Jego znaczenie zależne jest od następującego po nim rzeczownika. Mimo pozornie ścisłego paralelizmu asymetria „życia wiecznego” i „kary wiecznej” została zachowana, a to właśnie dzięki celowo dobranemu słowu „kólasis” wraz z jego sensem terapeutycznym i pedagogicznym. Kara i męka dopuszczone przez Boga są elementem boskiej pedagogii względem ludzkości. Nie sądzę, aby to była jedynie „ekwilibrystyka słowna”.
PARALELIZM TRUDNO ZLIKWIDOWAĆ?
W odniesieniu do przypowieści o Sądzie P. Andrzej przypomniał o „wyraźnym nawiązanie do motywów z Księgi Henocha etiopskiego, cieszącej się dużą estymą wśród chrześcijan z końca I w. po Chr. To tam aniołowie mieli być związani i oczekiwać wyroku skazującego, którego Bóg nie cofnął pomimo usilnych próśb zbuntowanych aniołów korzystających z pośrednictwa Henocha (zob. HenEt 19, 1-3 ). W ten ogień wieczny, który Mateusz zrównał z pojęciem Gehenna maja trafić potępieni. „I pójdą ci na męki wieczne, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25, 46 UBG)”.
Nie przeczę takim zależnościom. Ale czytam dalej zastanawiający wywód P. Andrzeja:
„Los potępionych został zestawiony z wiecznością zbawionych. Ten PARALELIZM BARDZO CIĘŻKO ZNIWELOWAĆ, albowiem nie ma przykładu w literaturze biblijnej oraz poza kanonicznej na zestawianie wartości bezwzględnych z wartościami względnymi. AUTOR EWANGELII MATEUSZA WIERZYŁ I CHCIAŁ TĘ WIARĘ PRZEKAZAĆ W WIECZNE MĘKI GRZESZNIKÓW. Wnioskowanie to uzyskuje dramatyczne wręcz wsparcie w klauzuli Mateusza odnoszącej się do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, w powracających uparcie motywach Gehenny oraz w kolejnych przypowieściach stanowiących materiał własny pierwszego Ewangelisty, m.in. „O dziesięciu pannach”, która kończy się uporczywym dobijaniem do zamkniętych już drzwi, zza których słychać głos Jezusa: ‘Zaprawdę powiadam wam, nie znam was’ Mt 25, 12 BW)”.
I jeszcze dalsze stwierdzenia P. Andrzeja. Przytaczam je w całości:
„Praktycznie każdą parabolę Mateusz wykańcza przeraźliwą pointą: „Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 8, 12; 13, 40. 50; 22, 12; 24, 51; 25, 30). Redaktor nadużywa tu formuły znanej z Psalmów (Ps 112[111], 10) chcąc metaforycznie ukazać czytelnikowi tragedię WIECZNEJ frustracji.
Po naprawdę krótkiej i nie rozwijającej wielu innych wątków egzegezie można stwierdzić, że jeśli Ewangelia Galilejska oraz Ewangelia Marka nie nauczały o wiecznych mękach i nie starały się opisywać Sądu, a tym bardziej nie wchodziły w szczegóły wyroku, to pierwszy Ewangelista nie miał już tych oporów.
Pocieszającym faktem jest, że Mateusz nie przekazuje nauk historycznego Jezusa i wprowadza termin „Kościół”, który dużo wyjaśnia i pomaga nam zachować ZDROWY DYSTANS DO PRZESŁANIA WYNIKAJĄCEGO Z TEJ EWANGELII. Do poglądów historycznego Jezusa odnośnie do Gehenny nic ona nie wnosi, ponieważ nie możemy uznać logionów Mateusza za autentyczne słowa Nazarejczyka wypowiedziane pół wieku wcześniej w Galilei. Jednak dzięki niej wiemy, że OBRAZ PIEKŁA MA SWOJE KORZENIE NIE W NAUCE JEZUSA CHRYSTUSA, ALE W PÓŹNIEJSZYCH SPEKULACJACH TEOLOGICZNYCH, które miały władzę Kościoła rozciągnąć na wiernych nie tylko na ten świat, ale i przyszły. Z tej władzy bardzo ciężko zrezygnować, zwłaszcza jeśli dzierżyło się ją dwa tysiące lat”.
Przyznaję, że są to refleksje uzasadnione, ale nie biorą one pod uwagę tego, co powiedziałem na temat terapeutycznego sensu kary określonej niezwykle precyzyjnie jako „kólasis” z przymiotnikiem „aiónios”. Redaktor Ewangelii Mateusza miał przecież do wyboru inne terminy greckie określające karę w sensie odpłaty z racji sprawiedliwości (ekdíkēsis, antapódosis, poinē, timōría), a wybrał właśnie „kólasis”. Kryje się przecież w tym słowie, jak podkreśliłem wcześniej, niezwykła intuicja etymologiczna.
Czytając Księgę Izajasza w Nazarecie Jezus przerwał czytanie, jak już wspomniałem w jednym z komentarzy, na słowach: „(abym) ogłosił rok miłosierdzia Pana”, opuszczając dalsze słowa: „i dzień pomsty naszego Boga” (Łk 4,19; zob. Iz 61,2: grecki przekład Septuaginty: „i dzień odpłaty”, hēmeran antapodóseos). Nie wolno nie zauważać starannie dobranego słowa „kólasis” wraz z jego znaczeniem terapeutycznym i pedagogicznym. To wszystko sprawia, że w Mt 25,46 mamy wprawdzie do czynienia z paralelizmem, ale asymetrycznym! Tak więc nawet przypowieść o Sądzie nie daje infernalistom podstaw do głoszenia doktryny o wieczności Gehenny.
KILKA UWAG O INNYCH TEKSTACH EWANGELII MATEUSZA O GEHENNIE
Kiedy Jezus mówił o Gehennie, w słowach tych zawarta była za każdym razem, mniej lub bardziej wyraźnie, metaforyczna aluzja do Sądu. Faktycznie, najwięcej odniesień do Gehenny w Jego nauczaniu pojawia się w Ewangelii Mateusza. To one (w liczbie siedem) stanowią główną podstawę tradycyjnej doktryny o piekle (mimochodem zauważmy, że tłumacze Biblii przekładając słowo „Gehenna” terminem „piekło” ze wszystkimi jego konotacjami, tym samym stają się komentatorami i odchodzą od swojej roli tłumaczy; samo słowo „Gehenna” nie mówi nic o wiecznej męce). Przyjrzyjmy się niektórym odniesieniom do tego terminu w Ewangelii Mateusza. Pytajmy o ich sens.
1. Na „Gehennę ognia” zasługuje samo pogardliwe nazwanie kogoś „głupcem”, (mōré; Mt 5,22). Wypowiedzi tej nie można interpretować dosłownie, skoro sam Jezus słowem tym określał niektórych faryzeuszów (Mt 23,17; por. Łk 11,40). Podobne słowo pojawia się w Jego przypowieści o bogatym głupcu: „Głupcze (áphrōn), tej nocy zażądają od ciebie twojej duszy!” (Łk 12,20).
Groźba Gehenny odnosi się do wielkiego zła, jakie człowiek wyrządza drugiemu wskutek niepohamowanego gniewu. Jezus wylicza trzy stadia gniewu, którym odpowiada wzrastający stopień kary. Pierwsze stadium odnosi się do zastarzałego gniewu „na brata”. Człowiek żywiący taki dawno zalęgły gniew powinien stanąć przed sądem starszyzny w danej miejscowości. Gniew musi być usunięty, gdyż jest sprzeczny z wolą Boga w stosunku do wszystkich Jego dzieci. Druga postać gniewu wyraża się w obraźliwych słowach pogardy dla drugiego człowieka („pusta głowo”, „raká”). Winowajca powinien stanąć przed Sanhedrynem, najwyższym sądem żydowskim. Trzeci stopień gniewu dochodzi do głosu wtedy, gdy nazywamy kogoś głupcem w sensie moralnym, uważając go za bezbożnego łajdaka. Takie postępowanie zasługuje na Gehennę.
Czy nazwanie kogoś głupcem jest rzeczywiście gorsze od określenia go mianem „pustej głowy” czy „człowieka godnego pogardy”? Żadnej z trzech kar wymienionych w powyższym stopniowaniu nie należy pojmować w sensie literalnym. Słowa Jezusa są ostrzeżeniem przed destrukcją międzyludzkich relacji. Sądowi Bożemu podlegają nie tylko czyny dokonane na zewnątrz, ale również jego najskrytsze myśli i całe wewnętrzne nastawienie. Nie tylko zabójstwo jest czynem zasługującym na sąd, ale również różne przejawy gniewu wyrażające się w pogardzie i znieważaniu innych. Człowiek ulegający gniewowi, człowiek wyrażający pogardę dla innych, a co gorsza niepowrotnie niszczący ich dobre imię, jest mordercą w głębi serca, choćby w rzeczywistości nikomu fizycznie nie odebrał życia. Odniesienie do Gehenny w ostatnim przypadku podkreśla przede wszystkim ciężar winy i obrazy.
Taka jest siła illokucyjna całej stopniowanej logicznie wypowiedzi, która ma charakter etyczno-moralny. W tego rodzaju słowach wyczuwa się zresztą pewien odcień ironii i zamierzoną przesadę. Dlatego tym bardziej nie można ich rozumieć dosłownie . Nie jest to przepowiednia o ostatecznym losie winowajcy.
2. Odniesienie do Gehenny występuje także w nauczaniu o cudzołóstwie (Mt 5,27-30). Prawo zakazywało łamania wierności małżeńskiej. Tekst sięga do samego wnętrza pożądliwości. Zła skłonność kryje się w umyśle i sercu człowieka, za nią zaś następuje wędrówka oczu i gesty rąk. Drastyczne określenia mówiące o wyłupywaniu oczu i odcinaniu ręki nie są bynajmniej zachętą do samookaleczenia. Ich także nie wolno rozumieć dosłownie, w takim samym stopniu jak słów o korzyści z okaleczonych ciał w niebie: „Lepiej bowiem będzie dla ciebie, gdy stracisz jedną część ciała, niż gdybyś cały został wrzucony do Gehenny” (Mt 5,29), „niż gdybyś miał cały zginąć w Gehennie” (w. 30).
To pouczenie skłania przede wszystkim do panowania nad złymi skłonnościami, aby nie prowadziły do Gehenny w tym życiu. Nie mówi o ostatecznym losie człowieka. Podobne co do treści ostrzeżenie przed Gehenną pojawia się w Mt 18,8-9. Ostrzeżeniem przed interpretacją dosłowną było w pamięci uczniów samo postępowanie Jezusa wobec grzesznych ludzi, z powodu którego przeciwnicy nazywali Go pogardliwie „przyjacielem celników i grzeszników” (Mt 11,19; Łk 7,34). Nie znajdziemy w Jego wypowiedziach słów gwałtownego potępienia celników i nierządnic. To nie oni są największymi grzesznikami.
3. Zastanawia fakt, że wypowiedzi infernalne w Ewangelii Mateusza skierowane są przede wszystkim do religijnych przywódców ludu (Mt 23,13-36). Przeciwnie, zwykli ludzie, w tym także celnicy i grzesznicy, cieszyli się oznakami życzliwości i przyjaźni ze strony Jezusa. Już sam ten fakt trwale zachowany w pamięci wierzących w Niego świadczy, iż w Jego postawie nie było skłonności do osądzania i potępiania grzesznych ludzi. O nauczycielach Prawa i faryzeuszach mówił natomiast, że „nauczają, ale sami tego nie czynią” (Mt 23,3). Obarczać ludzi ciężarami nie do uniesienia, a samemu „nawet palcem nie ruszyć” (w. 4) to zaprzeczenie Bożego miłosierdzia. Zamykać przez ludźmi królestwo niebios, nie wchodzić do niego i nie pozwalać innym wejść (w. 13) to przeczyć woli Boga, aby wszyscy zostali zbawieni i nikt nie zginął: „Tak też nie chce wasz Ojciec, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych najmniejszych” (Mt 18,14; por. 18,11). Zapomina o tym każdy, kto koncentruje się na zewnętrznych praktykach religijnych, a zaniedbuje to, co najważniejsze: „sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność” (Mt 23,23). Nie to, co zewnętrzne liczy się przed Bogiem, lecz to, co wewnątrz (w. 24-28).
Jezus w Ewangelii Mateusza zarzucał ludziom najbardziej odpowiedzialnym za kształt religijności ludzi, że pozyskanego przez siebie wyznawcę (prozelitę) czynią „DWAKROĆ BARDZIEJ SYNEM GEHENNY (híon geénnēs)” jak oni sami (Mt 23,15). Padły z Jego ust również słowa najsurowszego werdyktu: „Węże, plemię żmijowe, jak zdołacie uniknąć SĄDU [WYROKU] GEHENNY, kríseōs tēs geénnēs?” (w. 33). Trudno ο język bardziej dramatyczny w opisie powagi sądu Bożego. Dramatyzm ten potęguje siedmiokrotne „biada”, jakkolwiek i ono nie przesądza o ostatecznym losie winowajców. [Na marginesie dodam, że trzeba poważnie wziąć pod uwagę stwierdzenie P. Andrzeja, że źródłem surowych ocen faryzeuszy i antagonizmów w Ewangelii Mateusza jest „jego (i Kościoła) polemika z judaizmem rabinicznym” po 70 roku. Jest to jednak sprawa niezależna od kwestii Gehenny wiecznej czy tymczasowej i terapeutycznej].
4. Zestawienie wyroku sądowego z Gehenną jest szczególnie znaczące. Podkreślam: mowa jest tutaj o sądzie, a nie o potępieniu, jak sugeruje większość przekładów (takie słowa jak „potępienie”, „potępić” i „potępieni” są pochodnymi przekładu greckich terminów „krísis”, „krínō” i wzmocnione „katakrínō”; terminy te mówią o sądzie lub wydaniu wyroku skazującego, a nie o wiecznej męce!). Wyrok sądowy skazuje na Gehennę. Gehenna trwa tak długo jak trwanie w stanie podlegania sądowi, dopóki nie doprowadzi on do celu, dla którego istnieje. Nie ma tu w ogóle mowy o „wieczności” tego stanu.
Taki dramatyczny język służy temu, aby wyrazić dezaprobatę Boga dla wszelkiej religijnej hipokryzji. Skazanie na Gehennę jest realną możliwością. Sąd jest rzeczywisty i nieuchronny. Gehenna jest konsekwencją sądu nad obłudą i wypaczaniem obrazu dobrego Boga. Jedynym wyjściem z sytuacji jest poddanie się miłosiernemu i sprawiedliwemu Bogu, skrucha i nawrócenie.
KOMU ZAWDZIĘCZAMY ZANIK IDEI GEHENNY TYMCZASOWEJ?
Na końcu refleksji P. Andrzeja pojawia się ważkie pytanie: jeżeli „cały NT naucza uniwersalizmu (Mk, Mt, Łk, J, Paweł) … skąd w początkach II w. po Chr. pojawi się tak dokładnie zarysowana doktryna piekła (Apokalipsa Piotra)?
1. Jeśli chodzi o Apokalipsę Piotra, to należy przede wszystkim uwzględnić fakt, że powstała ona w kręgach judeo-chrześcijaństwa przed rokiem 135, kiedy to upadło powstanie Bar Kochby („Syna Gwiazdy”). Ten przywódca Żydów uważał się za proroka i chciał odbudować świątynię w Jerozolimie. W czasie powstania prześladował chrześcijan (zob. „Apokryfy NT”, t. 3: Listy i apokalipsy chrześcijańskie, pod red ks. M. Starowieyskiego, Kraków 2001, s. 225).
Nic dziwnego, że Apokalipsa Piotra odzwierciedla dramatyczne uczucia prześladowanych. Człowiek prześladowany łatwo staje się niewolnikiem uczucia zemsty. Cierpiąc przyzywa pomsty Boga. Ma wiele przesłanek ku temu w literaturze apokaliptycznej judaizmu. Widać to także w „Apokalipsie Jana”. „Dusze zabijanych” tak wołają do Boga: „JAK DŁUGO JESZCZE, Władco, który jesteś święty i prawdziwy, NIE BĘDZIESZ SĄDZIŁ I NIE POMŚCISZ NASZEJ KRWI, wylanej przez tych, którzy mieszkają na ziemi?” (Ap 6,10; zob. także 19,2). Mowa jest także o dziękczynieniu za „zniszczenie tych, którzy niszczą ziemię” (Ap 11,18).
Apokalipsa Piotra napisana jest w takiej właśnie tonacji. Uważam, że to nie Ewangelia Mateusza przyczyniła się do takiego patrzenia na ludzkie losy ostateczne.
2. Jest jeszcze inny ważny czynnik, którzy powodował zanik idei tymczasowej Gehenny o charakterze poprawczym. Odwołuję się do monografii francuskiego historyka:
„Dlaczego więc idea piekła tymczasowego, tego ‘czyśćca dla wszystkich’, na pierwszy rzut oka tak pociągająca, nie zdołała się utrzymać? Przede wszystkim dlatego, że NIECHĘTNE JEJ BYŁY RZESZE PROSTYCH CHRZEŚCIJAN. Przeciętny wierny potrafi bowiem przystać na praktykowanie przebaczenia w tymczasowym życiu doczesnym jedynie pod warunkiem bezpardonowego potępienia na tamtym świecie. Jeśli najstraszliwszy zbrodzień, a nawet sam DIABEŁ mogą spodziewać się kresu męczarni, to doprawdy nie warto poświęcać się dla cnoty!” (G. Minois, „Historia piekła”, przeł. Agnieszka Dębska, Warszawa: PIW 1996, s. 106). Frustracja rodzi gniew i szemranie „sprawiedliwych”. Smutne to, ale prawdziwe! Jak w przypowieści o robotnikach w winnicy, o równej dla wszystkich zapłacie i o narzekaniu na „niesprawiedliwość” gospodarza, który zrównał ostatnich z pierwszymi (Mt 20,1-16).
3. Być może główną przeszkodą dla uniwersalizmu zbawienia okazał się bardzo wcześnie problem Szatana i demonów. Możliwość zbawienia złych duchów uznano za coś, co nie powinno nigdy się spełnić. Myśl ta wydawała się nazbyt szokująca, niezgodna z wolą Boga. Dlatego kategorycznie przeciwstawiano takiej opinii lapidarne życzenie: „Oby [tak] się nie stało!”/ gr. Mē génoito! Sprzeciwowi towarzyszyło wrogie nastawienie do wszelkiej myśli o Gehennie tymczasowej.
Z MYŚLĄ O ZAKOŃCZENIU DEBATY
Kończę swoje refleksje wokół przypowieści o Sądzie. Dużo tego! Dlatego dwukrotnie prosiłem o cierpliwość. I za nią teraz dziękuję.
P. Andrzej kilkakrotnie podkreślał myśl, że „duża część wyznawców judaizmu nie uważała Gehenny za miejsce, które miałoby istnieć wiecznie”. Stąd jego ważny wniosek: „W żadnym wypadku infernaliści nie mogą twierdzić, że ich nauki mają podstawy w nauczaniu Jezusa historycznego, a uniwersaliści są jedynie spekulacyjnymi teologami. (…) To nauki infernalistów zdają się być zakorzenione w popaschalnej interpretacji słów Jezusa z Ewangelii Mateusza, która jak przyznają to uczciwie sami infernaliści nie odzwierciedla prawdziwego nauczania Jezusa z Nazaretu” (komentarz z 17 lutego 2014, 12:08). A w następnym komentarzu (18 lutego 2014, 11:50) czytamy ponadto: „infernaliści znamiennym milczeniem pomijają fakt, iż hillelici mówiąc o wiecznej Gehennie nie myśleli o jej wiecznym trwaniu, a na dodatek nic nie wspominają o rabinach, dla których Gehenna była miejscem oczyszczenia przed spotkaniem z Bogiem”. Także Jezus ostrzegał przed Gehenną, która pełni rolę oczyszczającą. Ci, którzy słuchali Jego ostrzeżenia nie myśleli od razu o wiecznej męce.
Co do Ewangelii Mateusza, a zwłaszcza w odniesieniu do przypowieści o Sądzie mój pogląd jest inny, jak usiłowałem to pokazać w powyższych refleksjach. Cieszę się, że NAJWAŻNIEJSZE PRZEKONANIE JEST NAM WSPÓLNE. Możemy różnić się w szczegółach interpretacji pewnych tekstów.
Niech będzie błogosławiony, kto cierpliwie przeczyta i przemyśli bodaj zasadnicze wątki naszej debaty. Mogą one przyczynić się do kształtowania nowej świadomości chrześcijańskiej, przynajmniej u tych, którzy otwarci są na myśl samokrytyczną w stosunku do oficjalnej interpretacji kościelnej.
Myślmy powoli o zakończeniu debaty i tak już trwającej dosyć długo. Wyrażam wdzięczność P. Andrzejowi za ciągłe inspiracje do kontynuowania dialogu, za stałe odniesienia do myśli żydowskiej, szczególnej roli targumów oraz nauczania Jezusa historycznego.
Do ks. prof Hryniewicza!
To wspaniałe, że nie musimy się we wszystkim zgadzać ( pluralizm w myśli nadziejnej ). To ja wyrażam wdzięczność! Przede wszystkim to ks. profesor w jakimś sensie spowodował zmianę mojego stanowiska. Rzeczywiście zbliżamy się już do końca – pozostała jeszcze tylko kwestia wyjaśnienia skąd tak teologicznie dopracowany obraz piekła w początkach II w. po Chr. ( min. Justyn Męczennik ). Ze swej strony dołączę jeszcze komentarz odnoszący się do poglądów anihilacyjnych św. Pawła. Broń Boże nie ma to na celu polemiki z poglądami ks. profesora. Chce jedynie pokazać, że opinia ta zdobywa coraz szersze poparcie wśród badaczy zajmujących się teologią zbawienia św. Pawła. Po mimo wszystko, jeśli się ten pogląd upowszechni w większym stopniu – a wszystko na to wskazuje – to ŻADEN INFERNALISTA NIE BĘDZIE MÓGŁ POWOŁYWAĆ SIĘ NA NAUKĘ PRZEDPASCHALNEGO CHRZEŚCIJAŃSTWA O PIEKLE albowiem w przypadku Apostoła Narodów pozostaną prawomocne tylko dwa poglądy: anihilacja lub uniwersalizm – obydwa wykluczają piekło.
W kontekście rozważań nad Ewangelią Mateusza warto też zwrócić uwagę na bardzo mądre i celne przemyślenia Roberta:
„Analizy filologiczne tekstów biblijnych są konieczne i niewątpliwie mogą one przynieść jeszcze wiele nowych i zaskakujących wyników. Ich zaletą jest chociażby to, że podważają one pewność przeciwników nadziei, a jednocześnie studzą zapał jej zwolenników, którzy – jak niekiedy można odnieść wrażenie – chcieliby przekonać, że wypowiedzi mówiące o potępieniu w istocie mówią o zbawieniu wszystkich. Rzecz w tym, że analizy te nie usuną podstawowego problemu: Pismo Święte mówi o możliwości potępienia”.
„Najbardziej wyraziste wypowiedzi o piekle pojawiają się w Ewangelii św. Mateusza i Apokalipsie św. Jana, są one zarazem tymi, na które najczęściej powołują się przeciwnicy nadziei zbawienia wszystkich”.
Zwolennicy zbawienia wszystkich zatem powinni przyjąć z ulgą współczesne odkrycia dotyczące Ewangelii Mateusza – paradoksalnie to powinno dodać im wiatru w żagle!!! Wszak w tym samym artykule Robert wręcz z rozpaczą pisze:
„Prawdę powiedziawszy, mimo wielkiego uznania dla tych, którzy zadają sobie trud pokazywania subtelności filologicznych w Biblii, bardziej przekonuje mnie rozwiązanie problemu sprzeczności wypowiedzi biblijnych, które proponuje na przykład Hans Urs von Balthasar. Stosuje on w pewnym zakresie rozróżnienie na wypowiedzi przed- i popaschalne. Jeśli chodzi o kwestię przewagi nadziei nad lękiem w Piśmie Świętym, to przede wszystkim zauważa, że wypowiedzi mówiące o potępieniu pojawiają się w ustach Jezusa przedpaschalnego, zaś wypowiedzi dające nadzieję, znajdujące się głównie u św. Pawła i św. Jana, odnoszą się do spełnionego na krzyżu dzieła odkupienia i zostały sformułowane z perspektywy popaschalnej”.
Tymczasem można udowodnić coś zupełnie przeciwnego: to wypowiedzi przedpaschalne – historycznego Jezusa – niosą olbrzymie pokłady nadziei a z interpretacją popaschalną, każdy wie jak jest, nie zawsze była trafna.
Debata dobiega końca. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Amen.
Pozdrawiam.
Artykuł cytowany: „`Nieludzki` na wieki?`”, http://teologia.jezuici.pl/%E2%80%9Enieludzki-na-wieki/Robert M. Rynkowski | 7 maja 2012 |
O LUDZIACH SZUKAJĄCYCH GŁĘBSZEGO SENSU WIARY
Powracam jeszcze na chwilę do myśli wyrażonej pod koniec części III poprzedniego komentarza, że do zaniku rozumienia nauki biblijnej o Sądzie i Gehennie w sensie kary poprawczej przyczyniła się w dużej mierze niechęć prostych chrześcijan. Cnotliwi domagali się „sprawiedliwego” ukarania grzeszników w przyszłym świecie. Jeżeli nie ma kary wiecznej, czy warto żyć cnotliwie?
Pytanie to powracało niemal od początku, także u Ojców Apostolskich (w tym u św. Justyna) jako PYTANIE O SENS CHRZEŚCIJAŃSKIEJ MORALNOŚCI. Było stawiane w ciągu wieków i nadal wciąż powraca również dzisiaj. Powraca, i to często z niesłychaną natarczywością, tak jakby najważniejszą podstawą moralności był lęk i strach przed wiecznym potępieniem. Co tam miłość i miłosierdzie Boga!? Liczy się przede wszystkim sprawiedliwość! Tym bardziej trzeba UKAZYWAĆ TAKIE ROZUMIENIE GEHENNY, KTÓRE NIE UWŁACZA BOGU I POCZUCIU DOBRZE ROZUMIANEJ SPRAWIEDLIWOŚCI, nie tylko tej karzącej, ale także naprawczej i leczniczej (restorative justice).
Całe wieki nauczania o wieczności mąk piekielnych zostawiły w świadomości chrześcijańskiej GŁĘBOKI URAZ. W przeświadczeniu ludzi wrażliwych i poszukujących, nauczanie to podważało wiarygodność Ewangelii i samego chrześcijaństwa. Wystarczy wsłuchiwać się także dzisiaj w świadectwa ludzi szukających głębszego sensu wiary.
O ROLI ANALIZ FILOLOGICZNYCH
Nawiązuję jeszcze do myśli P. Roberta (przytoczonej w komentarzu P. Andrzeja) o przydatności, a razem ograniczoności analiz filologicznych: „Analizy filologiczne tekstów biblijnych są konieczne i niewątpliwie mogą one przynieść jeszcze wiele nowych i zaskakujących wyników.(…) Rzecz w tym, że analizy te nie usuną podstawowego problemu: Pismo Święte mówi o możliwości potępienia”.
Tak, Pismo o tym mówi. Żaden zwolennik nadziei na powszechność zbawienia tego nie zaprzecza. Pytam jednak: Możliwości jakiego potępienia? Jakiej kary? Jakiej Gehenny? Wiecznej? Zbyt wiele już napisaliśmy na ten temat w debacie, zarówno P. Andrzej jak i ja.
Rzecz zrozumiała, że same względy leksykalne nie są w stanie rozstrzygnąć niełatwych problemów teologicznych. Trudno nieraz precyzyjnie oddzielić język kary rozumianej jako naprawa i lekarstwo od języka posługującego się kategorią odpłaty. Codzienne doświadczenie uczy, że są to często kategorie płynne, zależne od mówiącego i wzajemnie się przenikające. Stąd nawet tak wzorcowe słowo dla kary naprawczej jak „kólasis” może czasem nieoczekiwanie pojawiać się w kontekście, który nie wskazuje bynajmniej na cele lecznicze i poprawcze.
Przypatrzmy się następującemu faktowi. Otóż po zamordowaniu arcykapłana Oniasza, król Antioch kazał zgładzić jego mordercę, dostojnika Andronika: „Tak Pan wymierzył mu zasłużoną karę, „kólasin” (2 Mch 4, 38). W niemieckiej „Einheitsübersetzung” werset ten przełożono podobnie: „So hat ihm der Herr mit der verdienten Strafe vergolten“. Francuski przekad ekumeniczny (TOB) brzmi: „Le Seigneur frappant ainsi Andronique d’un juste châtiment”. Być może sprawiedliwa kara dotycząca ciała ma służyć dobru duszy?
Nie wiadomo, czy Jezus kategorycznie odrzucił wszelki rodzaj poglądu na karę jako odpłatę, skoro był to pogląd szeroko rozpowszechniony w pismach żydowskich, zwłaszcza w apokaliptyce i u proroków. Być może ważniejszy jest sam fakt, że nakazywał miłować nieprzyjaciół i w ten sposób naśladować samego Boga: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny” (Q 6,36; Łk 6,36!; por. Mt 5,44-45). To On w relacji Mateusza przeciwstawił się również zasadzie równego odwetu (Mt 5, 38-42). Warto o tym pamiętać.
NADZIEJA W PRZEDPASCHALNYCH WYPOWIEDZIACH JEZUSA
Cieszę się niezmiernie z końcowego stwierdzenia P. Andrzeja: „to wypowiedzi przedpaschalne – historycznego Jezusa – niosą olbrzymie pokłady nadziei, a z interpretacją popaschalną, każdy wie jak jest, nie zawsze była trafna”.
Trudno zakładać, że Hans Urs von Balthasar wyrzekł w swoim czasie ostatnie słowo.
A z Apokalipsą , do której czynił aluzję P. Robert, też nie jest tak prosto i jasno, jak mogłoby się wydawać przy powierzchownej interpretacji. Powrócę jeszcze krótko do tej kwestii zanim zakończymy debatę.
„TO BĘDZIE WSPANIAŁE WIDOWISKO” (TERTULIAN) ?!
Z pewnością P. Andrzej przekaże jeszcze również swoje refleksje w sprawie „wyjaśnienia skąd tak teologicznie dopracowany obraz piekła w początkach II w. po Chr. (m.in. Justyn Męczennik”. Ze swej strony dołączam swoje uwagi na temat poglądu Tertuliana oraz jego naśladowców w ciągu wieków. O czym to świadczy? Czego nas uczy?
Radość z cierpienia potępionych często dawała znać o sobie w ciągu wieków. Pod koniec II wieku Tertulian (ok. 155–ok. 220) pisał w sposób odbiegający daleko od ducha Ewangelii. Jego słowa tchną pragnieniem pozagrobowej zemsty względem prześladowców i pogańskich władców tego świata. Był przekonany, że boski sąd nad niegodziwymi będzie kiedyś wielkim widowiskiem, którego oglądanie sprawi chrześcijanom wielką radość.
„Do tego dochodzą inne widowiska – ów dzień ostatniego powszechnego sądu, którego nie spodziewają się poganie, z którego się śmieją; dzień, w którym świat stary i narody jego zostaną spalone przez trawiący wszystko ogień. To będzie wspaniałe widowisko! Cóż mam wtedy podziwiać? Z czego mam się śmiać? W jakim widowisku mam znaleźć pełnię radości i zadowolenia? Może widząc tylu tak potężnych królów, o których słyszało się, że wzięci zostali do nieba, jęczących razem z samym Jowiszem i jego wielbicielami w okropnych ciemnościach? A może patrząc na namiestników, prześladowców imienia Pańskiego, smażących się w gorszych płomieniach, niż sami wymyślili we wściekłości przeciw chrześcijanom? I cóż jeszcze? Oto owi przemądrzali filozofowie razem ze swoimi uczniami, którym wmawiali, że nic nie należy do Boga, że nie ma duszy, że dusze do ciał nie powrócą, palą się teraz piekącym wstydem!” („De spectaculis”,30. Tłum. polskie W. Myszora: „O widowiskach”. W: Tertulian, „Wybór pism”, PSP 5, Warszawa 1970, s. 112)
Nie jest to świadectwo odosobnione. Św. Augustyn sądził, że zbawieni nie będą w ogóle zdolni do odczuwania współczucia dla potępionych (zob. „De civitate Dei” XXI,18).
Wielu autorów usiłowało potem w ciągu wieków wykazywać, że wieczne cierpienie grzeszników nie tylko nie naruszy szczęścia zbawionych, ale wręcz przeciwnie – posłuży nawet do jego intensyfikacji. Postawa zbawionych, argumentowano, musi utożsamić się ze sprawiedliwością karzącego Boga (zob. Grzegorz Wielki, „Moralia” XXXIV,16. PL 76,736; „Dialogi” IV,43-44. PL 77,401-405). Patrząc na mękę potępionych będą odczuwać tym większą wdzięczność wobec Chrystusa, swego Zbawiciela.
OBOJĘTNOŚĆ WOBEC LOSU POTĘPIONYCH
W takimrozumowaniu przejawia się swoista logika. Postawa niewrażliwości i obojętności wobec losu potępionych łączy się w niej z poczuciem triumfu Boga nad Jego przeciwnikami i ostatecznego zwycięstwa Jego sprawiedliwości. Piekło nie jest światem świętości, lecz nieprzyjaźni i nienawiści. Jeżeli Bóg odnosi zwycięstwo, trzeba się z tego cieszyć. Radość zbawionych jest Jego radością.
Zapomnijmy zatem o losie potępionych, choćby to byli nawet nasi najbliżsi! Cieszmy się wraz z Bogiem! Radość i cierpienie wykluczają się wzajemnie. Jeżeli nie można się smucić, trzeba się radować. Niech męczennicy triumfują na wieki nad swymi oprawcami i prześladowcami! Niech niewinność i dobroć będzie wiecznym wyrzutem dla skalanych i niemiłosiernych!
Podobny pogląd pojawia się również w argumentacji wielu późniejszych, a także współczesnych teologów różnych wyznań. Dowodzą oni, że relacje między ludźmi w życiu pozagrobowym różnić się będą całkowicie od obecnych.
W rzeczywistości jest to argument zwodniczy. Miłość Boga obala nasze ludzkie wyobrażenia o Jego sprawiedliwości karzącej grzeszników wieczną męką. Nie kieruje się On logiką obrażonego honoru: nieskończona obraza, a więc także nieskończona i wieczna kara. Tymczasem sprawiedliwość Boga wyraża się najpełniej przez miłosierdzie i przebaczenie. Nie jest na miarę naszych ludzkich wyobrażeń. Ludzkie poczucie sprawiedliwości karzącej łatwo przeradza się w uczucie zemsty, okrucieństwa i nienawiści. Skłania do tego, aby bez oporu godzić się z myślą o wiecznej karze, a nawet znajdować z tego powodu dodatkową radość.
W świetle wypowiedzi biblijnych, sprawiedliwość jawi się jako pełna miłosierdzia wierność Boga, który dotrzymuje swych zbawczych obietnic. Sprawiedliwość i zbawienie to pojęcia niemal jednoznaczne. Bóg nasz jest „Bogiem sprawiedliwym i zbawiającym” (Iz 45, 21). Dzieło sprawiedliwości jest zarazem dziełem zbawienia: „Zbliżyłem moją sprawiedliwość: już jest niedaleko. Nie opóźni się moje zbawienie” (Iz 46,13), „niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość” (Iz 45,8). Sprawiedliwość Boga jest przejawem Jego dobroci, łaskawości i miłosierdzia (zob. Iz 30,18). Bóg sprawiedliwy jest Bogiem miłującym i miłosiernym.
KIEDY GINIE NAJŚMIELSZA Z LUDZKICH NADZIEI…
Świadomość chrześcijańska nie została jeszcze do głębi przeobrażona duchem Ewangelii Jezusa. Motyw lęku przed potępieniem łączy się w niej z zadowoleniem z wiecznej kary należnej niegodziwym. Ginie wówczas najpiękniejsza i najśmielsza z ludzkich nadziei – nadzieja na ostateczne pojednanie wszystkich istot rozumnych. Zamiera wówczas także dar współczucia, współczującego serca człowieka. Niebo tradycyjnej doktryny jest nieczułe na cierpienie zagubionych istnień ludzkich. Zatraca się wtedy całkowicie poczucie międzyludzkiej solidarności losów. Na bramie piekła w „BOSKIEJ KOMEDII” DANTEGO widnieje napis: „Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie” Gdyby tradycyjna doktryna wiecznego piekła była prawdziwa, wówczas na bramie nieba należałoby również umieścić kategoryczne słowa: „Porzućcie wszelką miłość i współczucie wy, którzy tu wchodzicie!”
Obrońcy wiecznych mąk nie są w stanie wyjaśnić, jak zbawieni mogą bez końca cieszyć się szczęściem nieba, podczas gdy ich najbliżsi – matki i ojco¬wie, córki i synowie, żony i mężowie – oraz przyjaciele i znajomi będą wiecznie znosić straszliwe męki w piekle. Nie sposób wówczas mówić, że Bóg będzie „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28), skoro istnieje wieczne piekło, a w nim ludzie przeklinający Boga, który, mieniąc się ich Ojcem, opuścił ich na zawsze w stanie zatracenia. Ci ludzie to nie martwe przedmioty, lecz żywe osoby stworzone na obraz i podobieństwo Boga, które pomimo swoich win zachowują przecież swój rozum, wolę i uczucia. Mają one swoich bliskich i za życia łączyły je więzi przyjaźni z wielu innymi. Sam Bóg, ich Stwórca, zapewniał, że umiłował świat i że z miłości Jego Syn oddał swoje życie dla ich ocalenia. W rzeczywistości tak wielu ludzi na świecie nie miało nawet szansy przekonać się, że Bóg jest miłością, gdyż prawdziwej miłości sami nigdy w życiu nie zaznali. A teraz za późno, wszystko przepadło…
ZDUMIEWAJĄCY PARADOKS MIŁOŚCI
Odnoszę często wrażenie, iż żarliwi głosiciele wiecznego piekła nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich przekonań. Wydają się uspokajać myślą, że cokolwiek się zdarzy, Bóg i tak uczyni to, co dla człowieka najlepsze. Czy wieczna męka może być czymś najlep¬szym? Ten sposób myślenia poniża Boga i czyni Go pod tym względem istotą moralnie niższą od człowieka. Czy Bóg przedstawiany w takim świetle zasługuje na miłość? Jezus nie ukazywał takiego oblicza Stwórcy wszechświata. Kazał zwracać się do Niego jako do troskliwego i dobrego Ojca/Abba wszystkich ludzi.
Z doświadczenia znamy zdumiewający paradoks miłości. Z jednej strony to ona stanowi o największym szczęściu człowieka, z drugiej zaś czyni go NAJBARDZIEJ PODATNYM NA ZRANIENIE, UWRAŻLIWIA NA NIESZCZĘŚCIE I CIERPIENIE INNYCH. Im więcej mam w sobie miłości do najbliższych mi ludzi, tym bardziej obchodzi mnie ich życie oraz ich los ostateczny. Nie mógłbym być szczęśliwy wiedząc, że spotyka ich największe nieszczęście i ostateczne zatracenie. Nic nie jest w stanie zrekompensować człowiekowi utraty kogoś, z kim łączyły go więzi ludzkiej miłości i przyjaźni. To właśnie miłość uniemożliwiałaby wtedy przeżywanie prawdziwego szczęścia. Łączy ona ludzi ze sobą najbardziej intymnie, przenika w głąb całe ich jestestwo. Szczęście jednej osoby jest wtedy złączone ze szczęściem drugiej.
W przeciwnym razie Stwórca musiałby zmienić ludzką jaźń i tożsamość, ukształtowane w ciągu życia przez wzajemne relacje osobowe. Musiałby dokonać jakiejś eschatologicznej lobotomii, czyli wycięcia pewnych części mózgu na wzór operacji medycznej. W ten sposób wymazałby z umysłu i pamięci zbawionych wszelką wiedzę o potępionych na zawsze osobach, aby nie doświadczały bólu ani wyrzutów sumienia z ich powodu.
Jest to wszakże przypuszczenie bezpodstawne i niegodne Boga. W przypadku całej rodziny skazanej na wieczne męki znaczyłoby to, że Stwórca usunie na zawsze wszelką pamięć o rodzicach i najbliższych, jakby w ogóle nigdy nie istnieli… Trudno pomyśleć, że ukryje On przed zbawionymi rzeczywistą porażkę zbawienia. Nie byłoby to Jego prawdziwe zwycięstwo nad złem i grzechem. Kto rzeczywiście miłuje, nie chciałby pozostawać w niewiedzy co do losu ukochanych osób. Nie chciałby, żeby zostały całkowicie usunięte z jego pamięci. Wszelka myśl o eschatologicznym okaleczeniu umysłu jest zgoła niedorzeczna.
NASZE LOSY SĄ WZAJEMNIE ZESPOLONE
Według relacji Mateusza, Jezus mówił w przypowieści o Sądzie: „Zapewniam was, to, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście” (Mt 25,40). Zdumiewające utożsamienie! Sprawa Jezusa jest nierozerwalnie związana z losem Jego nawet „najmniejszych braci”, niezależnie od tego, czy jest to wypowiedź przed– czy popaschalna. Słowo „bracia” wyraża tu prawdziwe więzy pokrewieństwa.
Intuicja zawarta w tych prostych słowach sięga zatem samego Boga. Jego sprawa, Jego Boży plan ocalenia, są również związane z tymi, których miłuje. Nie może miłować i zbawiać jednych, a innych, przez kogoś kochanych, pozostawiać własnemu losowi w stanie wiecznego zatracenia. Nikt z ludzi nie jest „samotną wyspą” ani zagubioną w świecie monadą. Nasze losy są wzajemnie ze sobą zespolone. TYLKO MIŁOŚĆ MOŻE OTWORZYĆ OCZY I SERCE NA CUD TEJ WZAJEMNEJ ZALEŻNOŚCI I SOLIDARNOŚCI.
To prawda, że ludzka pamięć, wrażliwość i wyobraźnia mogą podsuwać na myśl osoby, które trudno miłować. Czy można miłować tych, którzy wyrządzili innym nieodwracalną krzywdę i pogrążyli miliony ludzi w rozpaczy i cierpieniu? Mistrz z Nazaretu przypomniał w swoim przemówieniuprogramowym o nakazie samego Boga: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół” (Q 6, 27). To „Najwyższy” sprawia, że „słońce świeci nad dobrymi i złymi, a deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Q 6,35c). I ten zdumiewający imperatyw Jezusa przedpaschalnego, do którego wciąż powracam: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny” (Q 6, 36; Łk 6,36).
Nakaz miłowania nieprzyjaciół sprawia nam od wieków najwięcej trudności. Jego urzeczywistnienie, bez pomocy Bożej byłoby praktycznie niemożliwe. JEŚLI BÓG NAKAZUJE, SAM CZYNI TAK PIERWSZY. Wszyscy jesteśmy Jego dziećmi. Jego miłość nikogo nie wyłącza. Jest Zbawicielem wszystkich. Nie przestanie przyciągać ku sobie także najbardziej zatraconych w swoim człowieczeństwie. Jeśli prawdziwie miłuje wszystkich ludzi, uczyni wszystko, by wszystkich wyzwolić i ocalić. Ta nadzieja otwiera serce i wyzwala od koncentracji jedynie na własnym szczęściu.
O ESCHATOLOGIĘ POKORNĄ I PRZYJAZNĄ LUDZIOM
Piekło tak często przedstawiane w literaturze i sztuce odzwierciedla twardość i NIEUSTĘPLIWOŚĆ LUDZKIEGO SERCA. Nie ma w tych artystycznych przedstawieniach zrozumienia dla współczucia i miłości Boga do wszystkich stworzeń. Kto wydaje surowe sądy o innych, gotów jest skazywać ich bez wewnętrznego oporu na wieczne męki. Jakże innym duchem tchnie cały nurt uniwersalizmu nadziei na powszechne ocalenie! W obliczu tekstów biblijnych o Gehennie wskazuje on na priorytet rehabilitacji, terapii i naprawy. Temu celowi służy kara godna Boga, dopuszczona przez Niego jako miłującego Ojca wszechświata. Jeżeli dobrze rozumieć słowa Jezusa, nie groził On grzesznikom wieczną męką. Owszem, ostrzegał przed Gehenną. To ostrzeżenie ma w sobie większą siłę przekonującą niż sama groźba wiecznego piekła, w której świadomość ludzka wyczuwa brak proporcji i sprawiedliwości w porównaniu z ograniczoną winą doczesną.
Masowe tragedie XX wieku przyniosły przerażający obraz piekła na ziemi. To, co działo się w obozach koncentracyjnych i gułagach przyćmiewa wręcz dawne ludowe wyobrażenia mąk piekielnych. Groteskowa wizja tamtych wyobrażeń podważała sama przez się ich wiarygodność. Doświadczenia współczesne nie potrzebują tego rodzaju potwierdzenia wiarygodności. Mówią same przez się brutalnością faktów i nieludzkości człowieka.
Tradycyjna eschatologia rościła sobie prawo do wyrażania całej prawdy. Potrzebujemy dzisiaj bardziej ostrożnej świadomości, którą przez wieki budził nurt teologii negatywnej. Przyszedł czas, aby rozwijać również ESCHATOLOGIĘ APOFATYCZNĄ, która ma odwagę obalania fałszywych wyobrażeń o Gehennie i życiu pozagrobowym. Eschatologia ta mówi o tym, czym wydarzenia ostatecznie nie są. Koryguje błędne wyobrażenia. Dzięki temu pomaga wyzwalać się od lęku i trwogi. Widzę w tym jej charakter prorocki, budzący nadzieję i zaufanie do dobrego Boga.
Nie łudźmy się jednak, że najbardziej wnikliwa myśl eschatologiczna potrafi uwolnić nas od wszystkich pytań i wątpliwości. Uwierzyć, że dla wszystkich istnieje życie po śmierci to zaufać Bogu i Jego obietnicom. Nie przychodzi to łatwo. Wielu zarzuca nam, że wierząc w życie za bramą śmierci szukamy jedynie pocieszenia i ulegamy myśleniu życzeniowemu. A może to właśnie ci ulegają takiemu myśleniu, którzy są przekonani, że śmierć jest kresem istnienia i że nie będziemy ponosić odpowiedzialności za swoje życie?
Chrześcijanin wierzy, że taka odpowiedzialność przed obliczem Boga istnieje. Nazywamy ją Sądem Ostatecznym i Gehenną, o których wiele mówiliśmy w naszej debacie. GEHENNĄ KU UZDROWIENIU WOLNOŚCI OPORNEGO STWORZENIA – GEHENNĄ, KTÓRA JEST DAREM MIŁUJĄCEGO BOGA i, obrazowo mówiąc, Jego wyciągnięą ręką, która pomaga i ocala przed ostateczną zatratą rozumnej istoty, stworzonej na Jego obraz i podobieństwo.
WIECZNA ZAGŁADA POTĘPIONYCH. PROPOZYCJA APOSTOŁA NARODÓW
„Mam pewne zastrzeżenia również co do sposobu interpretacji tekstów, które zostały przejęte z wcześniejszych źródeł. Dotyczy to zwłaszcza hymnu chrystologicznego w Liście do Filipian (Flp 2,6-11), pisanym z więzienia w Rzymie (61-63 po Chr.), lub jeszcze wcześniej w Efezie (57 r.). Jeżeli apostoł Paweł przejął ten pochwalny tekst i włączył go w całość swojego listu, to znaczy, że bierze za niego całkowitą odpowiedzialność. Uważa ten hymn za wyraz swoich własnych przekonań. Tym samym aprobuje jego treść teologiczną. Uznaje ją za swoją. Nie można wówczas osłabiać znaczenia i wymowy takiego tekstu. A jest to tekst niezwykle ważny dla uniwersalizmu nadziei, gdyż mówi o „zgięciu się każdego kolana” we wszystkich sferach Bożego stworzenia oraz o dobrowolnym wyznaniu „każdego języka”, że Jezus jest Panem (w. 10-11). Pisałem o tym obszernie w jednym z wcześniejszych komentarzy”( Waclaw Hryniewicz OMI 19 lutego 2014 na 21:35 ).
Chciałem się krótko odnieść do zacytowanej argumentacji ks. prof. Hryniewicza. Oczywiście, że tekst, który się cytuje musi się w jakiś sposób aprobować chyba, że poddaje się go reinterpretacji. Rozważając go jednak w barwach nauczania Pawła z Tarsu należy analizować go w kontekście jego całościowej nauki eschatologicznej. Natomiast gdy rozpatrujemy go jako hymn liturgiczny możemy potraktować wtedy ten ustęp jako odrębna jednostkę sensową i egzegeza nie zobowiązuje nas do uzgadniania treści hymnu z nauczaniem św. Pawła. Kluczem uniwersalistycznej interpretacji tego hymnu są słowa:
„Dlatego też Bóg go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, ABY NA IMIĘ JEZUSA ZGIĘŁO SIĘ KAŻDE KOLANO ISTOT NIEBIESKICH I ZIEMSKICH I PODZIEMNYCH” ( Flp 2, 9 – 10 BT ).
Jednak sam List do Filipian nie uczy uniwersalizmu, mówi o czymś wręcz przeciwnym: osoby, które, sprzeciwiają się Ewangelii Chrystusowej ulegną zagładzie ( zob. Flp 1, 28 ). Kontrastowo przeciwstawia się im tych, którzy trwają we wspólnocie i to oni mają osiągnąć zbawienie. Św. Paweł przecież w tym samym Liście odróżnia wrogów Chrystusa, których końcem jest zagłada od zbawionych, którzy mają swoja ojczyznę w niebie ( zob. Flp 3, 19 – 21 ). Tak naprawdę sam hymn odwołuje się do cytatu z Księgi Izajasza:
„ZBIERZCIE SIĘ I WYJDŹCIE, PRZYSTĄPCIE WSZYSCY WY OCALENI Z NARODÓW! (…). Przysięgam na Siebie samego, z moich ust wychodzi sprawiedliwość, słowo nieodwołalne. TAK PRZEDE MNĄ SIĘ ZEGNIE WSZELKIE KOLANO, WSZELKI JĘZYK NA MNIE PRZYSIĘGAĆ BĘDZIE. (…) UGIĄŁ SIĘ BEL, NEBO RUNĄŁ!” ( Iz 45, 20. 23; 46, 1 BT ).
Izajaszowi nie chodzi o wszystkich i nie jest to zgięcie kolan dobrowolne. JHWH pokonuje bóstwa babilońskie i powoduje zagładę Babilonu ( Iz 47, 1 – 15 ):
„Oto będą jak źdźbła słomiane, ogień ich spali. Nie uratują własnego życia z mocy płomieni. Nie będą to węgle do ogrzewania, to nie ognisko, by przy nim posiedzieć” ( Iz 47, 14 BT ).
„Nie ma pokoju dla bezbożnych – mówi Pan” ( Iz 48, 22 BT ).
Paweł z Tarsu zgadza się z wizją Izajasza konstatując podobnie:
„Kiedy bowiem będą mówić: POKÓJ i bezpieczeństwo – tak niespodziewanie PRZYJDZIE NA NICH ZAGŁADA, jak bóle na brzemienną, i nie umkną” ( 1 Tes 5, 3 BT ).
Oto jakich słów używał Paweł z Tarsu na oznaczenie losów grzeszników ( od najczęściej używanych do najrzadziej )
1. Śmierć, umierać ( najczęściej: thanatos, apothnesko; Rz 1, 32; 5, 12. 14. 15. 17. 21; 6, 16. 21. 23; 7, 5. 9. 10. 11. 13. 24; 8, 2. 6. 13. 24; 8, 2 . 6. 13; 1 Kor 15, 21. 22; 2 Kor 2, 16; 3, 6 – 7; 7, 10; Ef 2, 1 ). Typowy przykład: „
„Zapłatą bowiem za grzech [jest] śmierć, ale darem łaski Boga jest życie wieczne w Jezusie Chrystusie, naszym Panu” ( Rz 6, 23 UBG ).
2. Zagłada, zatrata, zniszczenie, destrukcja ( najczęściej apollymi, apoleia, trzy razy olethros, raz phthora; Rz 2, 12; 9, 22; 14, 15. 20; 1 Kor 1, 18; 15, 18; 2 Kor 2, 15; 4, 3; Ga 6, 8; Flp 1, 28; 3, 19, 1 Tes 5, 3; 2 Tes 1, 9; 2, 10; 1 Tm 6, 9 ). Typowy przykład:
„Bo kto sieje dla swego ciała, z ciała żąć będzie zniszczenie. Kto zaś sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie życie wieczne” ( Ga 6, 8 BW ).
3. Gniew ( najczęściej orge, jednorazowo thymos; Rz 1, 18; 2, 5. 8; 3, 5; 5, 9; 9, 22; Ef 2, 3; 5, 6; Kol 3, 6; 1 Tes 1, 10; 2, 16; 5, 9 ). Typowy przykład:
„Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowy, z powodu nich bowiem spada gniew Boży na nieposłusznych synów” ( Ef 5, 6 BW ).
4. Potępiać, potępienie, sądzić, sąd ( wszystkie słowa pochodzą od gr. „krin -”; Rz 2, 1 – 3. 5. 12; 3, 7 – 8; 5, 16, 18; 8, 1; 1 Kor 11, 32; 2 Kor 3, 9; 2 Tes 2, 12; 1 Tm 5, 24 ). Typowy przykład:
„Tak więc, jak przez przestępstwo jednego na wszystkich ludzi [spadł wyrok] ku potępieniu, tak też przez sprawiedliwość jednego na wszystkich ludzi [spłynął dar] ku usprawiedliwieniu [dającemu] życie” ( Rz 5, 18 UBG ).
5. Przekleństwo, przeklęty, wiecznie potępiony ( anathema, katara; Ga 1, 8 – 9; 3, 10. 13; 1 Kor 12, 3; 16, 22 ). Typowy przykład:
„Gdyby wam ktoś głosił ewangelię [inną] od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty” ( Ga 1, 9 UBG ).
6. Karać ( ekdikos, ekdikesis, dike; 1 Tes 4, 6; 2 Tes 1, 8 – 9 ). Typowy przykład:
„W ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana” ( 2 Tes 1, 8 BW ).
7. Utrapienie i ucisk ( thlipsis kai stenochōria ). Jedyny przykład:
„Ucisk i utrapienie spadnie na każdego człowieka, który dopuszcza się zła, najpierw na Żyda, a potem na Greka” ( Rz 2, 9 BT ).
Biorąc pod uwagę całą siłę tych przykładów z których tylko garstka jest umieszczona w kontekście figur apokaliptycznych – co mogłoby sugerować ich symboliczność – należy uznać, iż ci egzegeci, którzy przyjmują pogląd mówiący, że św. Paweł skłaniał się ku rozwiązaniu anihilacyjnemu grzeszników również dysponują mocnymi argumentami. Jednocześnie przyjęcie ich poglądu pozwala na jasny i czytelny odbiór Listów Pawła bez uciekania się do częstokroć bardzo mało prawdopodobnych analiz filologicznych pojedynczych fragmentów, albowiem na ten problem należy spojrzeć całościowo. Św. Paweł nigdy nie twierdził, że jego celem jest zbawienie wszystkich ( 1 Kor 9, 22 – 23 ). To sprawiedliwi mieli zmartwychwstać i to ich miał poddać Jezus swojemu Ojcu, aby Bóg był wszystkim we wszystkich. Ostatecznym losem grzeszników jest gniew Boży a w konsekwencji zniszczenie ( anihilacja ).
Przyglądnijmy się innym tekstom, które zwolennicy zbawienia wszystkich uważają, za przykłady myśli uniwersalistycznej św. Pawła ( wraz z argumentacją ks. prof. Hryniewicza ):
„Czego Izrael szuka, tego nie osiągnął, wybrani jednak osiągnęli. Ci natomiast, co pozostali, zostali pogrążeni w zatwardziałości, tak, jak napisano: ‘Bóg dał im ducha odurzenia, oczy, aby nie widzieli, i uszy, aby nie słyszeli, aż do dnia dzisiejszego’”(Rz 11, 7-8; zob. Pwt 29,3; Iz 29,10).
Natychmiast jednak pojawia się pytanie w stosunku do tych, którzy pozostali zaślepieni w swojej zatwardziałości: „Czy się potknęli, aby upaść?” (11,11). Innymi słowy: czy surowość Boga wobec niewierzących oznacza ich trwały upadek, ostateczne odcięcie i wieczne odrzucenie? (…) Chrześcijanin przez wiarę i nadzieję odkrywa, że to jest zdumiewający sposób postępowania Boga, część Jego Boskiej pedagogii: „częściowa zatwardziałość Izraela ma miejsce aż do czasu wejścia wszystkich pogan. I w ten sposób cały Izrael będzie zbawiony” (11, 25-26). „Cały Izrael”, a więc i ci, którzy byli zaślepieni i zatwardziali, łącznie z tymi, którzy pomarli. Nic nie wskazuje na to, że Paweł wyklucza zmarłych Izraelitów z dzieła zbawienia. Odkupienie w Chrystusie obejmuje wszystkie pokolenia. Przeciwnicy uniwersalizmu dowodzą, że zdanie „cały Izrael będzie zbawiony” odnosi się do narodu jako kategorii korporatywnej; nie oznacza to, że zbawiona będzie każda poszczególna osoba” ( Waclaw Hryniewicz OMI 17 lutego 2014 na 21:08 ).
Istnieje jednak inna możliwość interpretacji tego tekstu Pawła z Tarsu z Listu do Rzymian i to ze strony wybitnego znawcy hermeneutyki nowotestamentalnej prof. J. Gnilki:
„`Zatwardziałość dotknęła tylko część Izraela, aż do czasu gdy wejdzie [do Kościoła] pełnia pogan` ( Rz 11, 25b. 26a ). Idea odnowienia i powrotu rozproszonego po całym świecie ludu w diasporze, połączona z jego nawróceniem w ówczesnym judaizmie była szeroko rozpowszechniona ( zob. Księga Jubileuszów 1, 15; 23, 28 – 30; Psalmy Salomona 18, 1 – 5; Wniebowzięcie Mojżesza 1, 8 – 10 ). Do niej prawdopodobnie nawiązywało to proroctwo i chrześcijaństwo dokonało jej modyfikacji przez odniesienie do Jezusa Chrystusa. TYM SAMYM DOTYKAMY PYTANIA O TO, CZY IZRAELOWI POZOSTAWIONO OSOBNĄ DROGĘ PRAWA I POMIJAJĄCĄ CHRYSTUSA , ODPOWIEDŹ PAWŁA MUSIAŁABY BYĆ NEGATYWNA” ( J. Gnilka,”Paweł z Tarsu”, przeł. Wiesław Szymona OSP, Kraków 2001, s. 398 – 399 ).
Zatrzymajmy się tu na chwilę, ponieważ w tym momencie spotykamy się z arcyważnym paradygmatem nauczania św. Pawła mianowicie w jego historii zbawienia wszystko dzieje się przez Chrystusa a zbawienie może się jedynie dokonać gdy uzna się w nim swojego Pana.
„Na koniec swych teologicznych spekulacji Apostoł ogłasza zbawienie EMPIRYCZNEGO IZRAELA czasów ostatecznych, odwołując się do wierności Boga ( zob. Rz 11, 28 n ) i do przekonania, że kres ludu Bożego będzie taki sam jaki był jego początek, a mianowicie Izrael” ( Tamże, s. 400 ).
Prof. Gnilka nie dostrzega zatem w tych słowach możliwości zbawienia całego Izraela – zresztą w innym fragmencie Paweł wypowiedział się w tej kwestii bardzo krytycznie:
„Żydzi zabili Pana Jezusa i proroków, i nas także prześladowali. A NIE PODOBAJA SIĘ ONI BOGU i są wrodzy wszystkim ludziom” ( 1 Tes 2, 15 ).
Całą sprawę związaną z tym fragmentem humorystycznie podsumował prof. G. Vermes:
„[Św. Paweł] był przekonany, że starożytny naród wybrany przez Boga nie będzie patrzył biernie, jak goje przejmują jego religijne dziedzictwo. Konkurencja podsyci ich zazdrość i przynagli ich do szybkiego postępu, więc w czasie, gdy do Kościoła wejdą wszyscy goje, wszyscy Żydzi również zostaną zbawieni ( Rz 11, 25 – 26 ). Paweł nigdy nie dotarł do Hiszpanii; do drugiego przyjścia jeszcze nie doszło ( Jezusa Chrystusa – przyp. AJN ), a żydzi i chrześcijanie nadal są podzieleni” ( G. Vermes,” Kto był kim w czasach Jezusa”, przeł. Katarzyna Bażyńska – Chojnacka& Piotr Chojnacki, Warszawa 2005, s. 194 ).
Dla nas jednak najważniejszym faktem wynikającym z wywodów ww autorów jest fakt, że żaden z nich nie interpretuje słów Pawła w kontekście możliwego zbawienia zmarłych, chodzi tu przecież nawrócenie się Izraela w czasach ostatecznych – a Paweł myślał, że jest u progu tych zdarzeń – JAKO ŻYWYCH. Nawrócenie się Izraela miało być swoistego rodzaju prodromem paruzyjnym A NIE JEGO KONSEKWENCJĄ! Sam Apostoł pocieszał się myślą o przyszłym nawróceniu całego Izraela.
Spróbujmy sprawdzić czy Paweł w ogóle mógł wierzyć, że wszyscy ludzie także ci spoza Kościoła mogą oczekiwać zbawienia. Wydaje się to wysoce wątpliwe w świetle ważnego fragmentu Listu do Koryntian. Apostoł posługuje się tam argumentum ab absurdum w nawiązaniu do pojawiających się wątpliwości w sprawie zmartwychwstania:
„Bo inaczej, czegóż dokonują ci, co przyjmują chrzest za zmarłych? Jeżeli umarli w ogóle nie zmartwychwstają, to czemuż za nich chrzest przyjmują” ( 1 Kor 15, 29 ).
W Koryncie obawiano się, że ci którzy zmarli bez chrztu nie dostąpią zmartwychwstania i dlatego brali chrzest za zmarłych – Paweł nie potępia tych czynów, lecz wykorzystuje je do udowodnienia możliwości zmartwychwstania: jak niektórzy mogą przyjmować taki chrzest jeśli nie wierzą, iż będzie on skutecznym antidotum na przyszłe zmartwychwstanie? A zatem zakładano możliwość, że osoba, która odeszła z tego świata bez inicjacyjnego sakramentu nie będzie uczestniczyć w zmartwychwstaniu. Gdyby Paweł był uniwersalistom musiałby uznać, że taki obrządek mija się z celem. Czym był chrzest w początkach chrześcijaństwa:
„ `Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy , którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Jezusa Chrystusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierci` ( 6, 3 ). (… ). To sformułowanie spowodowało, że w samym chrzcie, w jego czynnościach obrzędowych, dostrzegano podobieństwo do śmierci Jezusa. Przez zanurzenie chrzczony , przeżywa śmierć razem z Chrystusem, przeżywa Jego śmierć, ażeby w momencie wynurzenia przeżyć rzeczywistość Jego powstania z martwych. (…). Kwestią często dyskutowaną jest problem stosunku chrztu do usprawiedliwienia. Staje się on tym donioślejszy, że chrzest daje zbawienie w całej jego pełni. A. Schweitzer mistykę umierania i powstawania do życia z Chrystusem uważał za właściwe centrum soteriologii Pawła, a naukę o usprawiedliwieniu jako jej fragment, który powstał w sytuacji walki. W. Mundle natomiast w chrzcie widział moment wiary. Tezy te znajdują się na dwóch przeciwnych biegunach. Pawłowi raczej chodzi o wykazanie związków zachodzących między chrztem a usprawiedliwieniem. (…). Znamienne jest, że po tekście mówiącym o chrzcie Rz 6, 1 – 11 następuje fragment w trybie rozkazującym, który nawołuje do `służenia sprawiedliwości`, a więc stawia obok siebie chrzest i usprawiedliwienie ( 6, 16 – 20 )” ( Gnilka, s. 380 – 384 ) .
W istocie chrzest był jednym z czynników – oprócz wiary – który w teologii Pawła miał olbrzymie znaczenie w kwestii przyszłego usprawiedliwienia a co za tym idzie zmartwychwstania. To on powodował, że człowiek przechodził ze śmierci do życia. Koryntianie ratowali swoich bliskich ( chrztem za nich ), ponieważ nie wierzyli, iż ich bliscy, którzy zmarli bez Chrystusa, będą uczestniczyć w przyszłych obietnicach. Paweł z Tarsu nie tłumaczy Koryntianom, że postępują bezsensownie, albowiem w przyszłości oni także odziedziczą Królestwo Boże ale wykorzystuje ich czyn do podtrzymania nauki o zmartwychwstaniu.
W gminach Pawłowych panowała gorączka apokaliptyczna. Przejęta zapewne z wcześniejszych wyobrażeń sięgających aramejskich korzeni wspólnoty ( 1 Kor 16, 22 ). Nawet Eucharystia służyła do tego, aby kontemplować śmierć Pana w kontekście Jego paruzji ( 1 Kor 11, 26 ). Sam św. Paweł z tego powodu praktykował celibat i zalecał go swoim wychowankom:
„A to powiadam, bracia, CZAS KTÓRY POZOSTAŁ, JEST KRÓTKI; DOPÓKI JEDNAK TRWA, winni ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli” ( 1 Kor 7, 29 BW ).
W tym preludium apokaliptycznym Bóg już zaczyna wymierzać sprawiedliwość bluźniercą uwłaczającym Wieczerzy Pańskiej:
„Albowiem kto je i pije niegodnie, nie rozróżniając ciała Pańskiego, sąd własny je i pije. Dlatego jest między wami WIELU CHORYCH I SŁABYCH, A NIEMAŁO ZASNĘŁO. (…). Bo gdybyśmy sami siebie osądzali, nie podlegalibyśmy sądowi” ( 1 Kor 11, 29 – 31 BW ).
Przyszła sprawiedliwość Boga już zbiera swoje żniwo pośród Koryntian zsyłając choroby i pożogę śmierci. Dlatego tez św. Paweł stara się uratować chociaż garstkę przed nadchodzącym dniem gniewu Pana:
„Dla słabych stałem się słabym, aby słabych pozyskać; dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby tak czy owak NIEKTÓRYCH ZBAWIĆ” ( 1 Kor 9, 22 – 23 BW ).
Ostrzega swoje owieczki przykładem z historii Izraela, który w całości przeszedł przez morze, lecz do Ziemi Obiecanej dotarła garstka:
„Lecz większości z nich nie upodobał sobie Bóg; ciała ich bowiem zasłały pustynię” ( 1 Kor 10, 5 ).
Samo zmartwychwstanie miało przede wszystkim dotyczyć sprawiedliwych:
„Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy NAJPIERW POWSTANĄ CI, KTÓRZY UMARLI W CHRYSTUSIE ( stąd zapewne chrzest za zmarłych – przyp. AJN ), POTEM MY, KTÓRZY POZOSTANIEMY PRZY ŻYCIU, RAZEM Z NIMI porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie z Panem; i tak zawsze będziemy z Panem” ( 1 Tes 4, 16 – 17 ).
„O sile jego nadziei świadczą słowa piątej linii : `Potem my żywi [tak] pozostawieni będziemy…`; jak widać siebie samego zalicza do pozostawionych” ( Gnilka: s. 328 ). Co symptomatyczne dla tego opisu to wykluczenie z powołania do Nowego Życia osób grzesznych dla nich Apostoł Narodów przewidywał zupełnie inną kolej losu:
„Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich ZAGŁADA, jak bóle na kobietę brzemienną, I NIE UMKNĄ… Wy wszyscy bowiem SYNAMI ŚWIATŁOŚCI jesteście i synami dnia… Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na GNIEW, lecz na osiągnięcie ZBAWIENIA” ( 1 Tes 5, 2 – 3. 5 n. 9 ). Podobnie na tę sprawę zapatrywała się separatystyczna współczesna Pawłowi z Tarsu grupa anachoretów z Qumran:
„ Czyż nie został postanowiony OKRES GNIEWU dla ludu, który go nie zna” ( 4 Q 266 frag. 2 kol. 1 – 2 ).
Przewidywano ostateczną bitwę eschatologiczną pomiędzy Synami Światłości a Synami Ciemności dowodzonymi przez Beliala ( 1 QM kol. 18, 1 – 2 ).
„Albo jaka zgoda Chrystusa z Belialem, albo co za dział wierzącego z niewierzącym?” ( 2 Kor 6, 15 UBG ).
NIEWIERZĄCY NIE MA ŻADNEGO PUNKTU PRZYSZŁOŚCIOWEGO Z WIERZĄCYM i aby zostać zbawionym musi odłączyć się od „nieczystych” a dopiero wtedy Bóg przyjmie go do Swego Królestwa ( 2 Kor 6, 17 ).
Paweł z Tarsu używa TAKIEGO SAMEGO SŁOWNICTWA CO GMINA Z QUMRAN NA OZNACZENIE LOSU GRZESZNIKA.
Podręcznik Dyscypliny poucza:
„Anioł Ciemności powoduje zbłąkanie wszystkich synów sprawiedliwości oraz wszystkie ich grzechy, nieprawości i winy, a także wszystkie ich występne czyny podczas swojego panowania, aż po jego kres, zgodnie z tajemnicami Bożymi. Wszystkie ich udręki i czasy cierpienia (dzieją się) za panowania jego wrogości. Wszystkie duchy należące do jego działu przywodzą do upadku SYNÓW ŚWIATŁOŚCI” ( kol. 3, 21 – 24; przeł. VanderKam ).
Paweł poucza:
„Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę… znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności…Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serca gromadzisz sobie gniew na DZIEŃ GNIEWU I OBJAWIENIA SPRAWIEDLIWEGO SĄDU BOGA… Tak utrapienie i ucisk spadnie na duszę każdego człowieka, który popełnia złe, najprzód Żyda, a potem Greka…Bo ci, którzy bez zakonu zgrzeszyli, BEZ ZAKONU TEŻ POGINĄ”
Podobnie postrzegano ten problem w Qumran. „ Zmartwychwstanie – wyjaśnia VanderKam – nastąpi po tym, jak wybuchnie ostateczna wojna i nastąpi całkowite zniszczenie. Wówczas zacznie się nowa epoka obcowania z Bogiem i aniołami. Dla członków Nowego Przymierza będzie to dalszy ciąg komunii przeżywanej w obecnym czasie, wierzyli oni bowiem, że oddając Bogu cześć, łączyli się w jakiś sposób z zastępami niebieskimi” ( J. VanderKam, „Manuskrypty znad Morza Martwego”, przeł. Regina Gromacka Warszawa 1996, s. 119 ). Wnioskując z frazeologii qumrańskiej oraz Pawła z Tarsu możemy stwierdzić, że obydwie teologie głosiły zagładę grzeszników przyrównywanych do synów ciemności. Przynajmniej w tym względzie nie ma większych sprzeczności pomiędzy współczesnym Pawłowi z Tarsu ugrupowaniem a nim samym. Nie oznacza to oczywiście, że św. Paweł korzystał z manuskryptów odnalezionych w Qumran. „Zdarza się, …, że niektóre z myśli Apostoła Narodów zostały zaczerpnięte z żydowskiej literatury apokryficznej, zwłaszcza o charakterze eschatologicznym. Nie należy natomiast przypuszczać , jakoby Paweł sięgał po pisma qumrańskie. Owszem, przypuszczalnie słyszał o istnieniu takiej wspólnoty, natomiast trudno byłoby dowieść bezpośrednich wpływów pism qumrańskich na listy Pawła – nawet w tych miejscach, gdzie idee teologiczne są podobne. PODOBIEŃSTWO TO NALEŻY RACZEJ PRZYPISAĆ WSPÓLNEMU SRODOWISKU POWSTAWANIA OBYDWU RODZAJU PISM” ( apb. M. Gołębiewski, „Źródła teologii Pawłowej: żydowskie czy hellenistyczne?”, http://www.pwt.wroc.pl/pliki/wpt/200802-02.pdf ). W tych porównaniach chodzi głównie o to, że świat naukowy przyjął za pewnik poglądy anihilacyjne Qumran, a w przypadku Pawła z Tarsu pomimo iż posługuje się on takim samym słownictwem na oznaczenie przyszłych losów potępionych nadal utrzymuje się, że Apostoł nauczał o piekle. Widać, że w tym konkretnym przypadku nie mamy do czynienia z próbami obiektywnego zbadania całokształtu sprawy ale to pogląd przyjęty ap priori zostaje imputowany tekstom, które mówią o czymś zupełnie innym – i to wprost. Podobne poglądy odnajdujemy przecież we wczesnochrześcijańskim Piśmie Didache. Ono także wspomina o dwóch możliwościach życia doczesnego i konsekwencjach w życiu przyszłym:
„Dwie są drogi, jedna droga życia, a druga śmierci – i wielka jest różnica między nimi” ( Didache 1, 1 ).
„W miarę narastania nieprawości ludzie będą się nawzajem nienawidzić, prześladować i zdradzać, a wtedy zwodziciel świata pojawi się jako Syn Boży i będzie czynił znaki i cuda. Cała ziemia zostanie wydana w jego ręce i będzie popełniał niegodziwości, jakie nigdy się jeszcze nie działy od samego początku wieków. Wówczas to ludzkość wejdzie w ogień próby, A WIELU SIĘ ZAŁAMIE I ZGINIE, lecz ci, co WYTRWAJĄ W WIERZE, ZOSTANĄ ZBAWIENI przez Tego właśnie, który stał się [za nas] przekleństwem. A wtedy ukażą się znaki prawdy: najpierw znak niebios otwartych, potem znak dźwięku trąby i jako trzeci znak, zmartwychwstanie umarłych. NIE WSZYSTKICH WPRAWDZIE, lecz jak powiedziano: `Przyjdzie Pan, a z Nim wszyscy święci`. Wówczas to ujrzy świat Pana przychodzącego na obłokach niebieskich” ( Didache 16, 4 – 7 ).
Św. Paweł nie naucza nic innego: według niego również ma objawić się Antychryst, zmartwychwstać maja sprawiedliwi a reszta ma ulec wiecznej zagładzie. Biorąc pod uwagę wszystkie te zależności oraz możliwe paralele należy stwierdzić, że z punktu widzenia metodologicznego poglądy anihilacyjne Pawła z Tarsu są o wiele więcej prawdopodobne i posiadają większą moc przekonującą niż próby odczytywania jego przesłania w kontekście uniwersalizmu; o wiecznym piekle już nie wspominając. Nic więc dziwnego, że do grona, które uważa, że św. Paweł prezentował pogląd anihilacyjny należą wybitni teolodzy i bibliści tacy jak: John Stott, John Wenham, Philip Edgecumbe Hughes, Roger Forster, Clark Pinnock, Edward Fudge, GREG BOYD, Harold Camping, Homer Hailey i E. Earle Ellis. NT Wright odrzuca zarówno uniwersalizm jak i wieczne piekło przyjmując, ze grzesznicy staną się czymś nie podobnym do Boga inaczej mówiąc przestaną być podobni ludziom – taka swoistego rodzaju dehumanizacja istot rozumnych ( NT Wright, „Surprised by Hope: Rethinking Heaven, the Resurrection, and the Mission of the Church” ,, Harper One 2008, rozdział 11: „Purgatory, Paradise, Hell” ). To, że Paweł z Tarsu był zwolennikiem anihilacji ani to, że „Mateusz” był zwolennikiem wiecznego piekła nie pozwala w żaden sposób przenosić tych poglądów na historycznego Jezusa. Jesteśmy bowiem w samych początkach tego co nazywamy obecnie chrześcijaństwem, a w jego pierwocinach był to nurt, choć zabrzmi to bardzo osobliwie, jeszcze bardziej polifoniczny niż obecnie. W samym Koryncie, gminie założonej przez św. Pawła już w krótkim czasie powstaną cztery główne stronnictwa zapewne różniące się nie tylko w postrzeganiu możliwości osiągnięcia Królestwa Bożego tu i teraz ale także i w innych doktrynalnych kwestiach ( zob. 1 Kor 1, 12; 4, 8 ). Jedyną więc możliwością dotarcia do tego co Jezus głosił na temat Gehenny jest analiza treści Jego przesłania w Ewangelii Galilejskiej ( lub jak ktoś woli w materiale wspólnym Ewangelii Mateusza i Łukasza ) oraz Ewangelii Marka. Ważne jest to co mówił o tym Jezus, nie św. Paweł, „Mateusz” (?), „Łukasz” (?), „Jan” (?), św. Klemens, Orygenes czy też AJN lub ks. prof. Hryniewicz.
P. s.
Wpis ten nie został uczyniony, aby polemizować z poglądami, które wyraża ks. prof. Hryniewicz odnośnie eschatologii Pawła z Tarsu. Niemniej jednak warto wiedzieć, że coraz bardziej upowszechnia się opinia, iż Apostoł Narodów był zwolennikiem zagłady grzeszników. Patrząc niestronniczo i trzeźwo na całą sytuację wydaje mi się, że z czasem zwyciężą właśnie te zapatrywania, które wspierają już nawet badacze nie mający nic wspólnego z chrześcijaństwem a więc w jakiś sposób najbardziej obiektywnie to weryfikujący.
WYBÓR NALEŻY DO KAŻDEGO/KAŻDEJ Z OSOBNA
Ja również nie zamierzam podejmować polemiki z komentarzem P. Andrzeja. W swoim tekście o ostatecznym unicestwieniu grzeszników (18. lutego 2014, g. 11:14) pisałem:
„Teoria anihilacjonizmu była od początku w chrześcijaństwie opinią mniejszości. Trzeba przyznać, że obecnie zyskuje coraz większy wpływ na świadomość wierzących. Jej zwolennicy wskazują przede wszystkim na podstawy biblijne. Zdają sobie jednak sprawę, że teksty eschatologiczne są trudne do interpretacji ze względu na metaforyczny, obrazowy i symboliczny język wypowiedzi”.
Wiem również, że spora liczba egzegetów i teologów, zwłaszcza protestanckich, którzy interpretują pogląd apostoła Pawła, sprzyja obecnie poglądowi o unicestwieniu grzeszników. To bez wątpienia poważna ALTERNATYWA W STOSUNKU DO DOKTRYNY O WIECZNOŚCI GEHENNY. Radzę przeczytać teraz ponownie mój komentarz na temat anihilacji (ten z 18. lutego 2014, g. 11:14).
Niech każdy dokona wyboru na własne konto. Zdania będą nadal podzielone również wśród badaczy. Stanowisko uniwersalistów nie jest wcale tak słabe, jak się może wydawać. Ale to zagadnienie na dyskusję bez końca… A my powoli kończymy naszą.
TYM BARDZIEJ CEŃMY SOBIE TO, CO UDAŁO NAM SIĘ W DEBACIE USTALIĆ NA TEMAT NAUCZANIA JEZUSA HISTORYCZNEGO NA TEMAT GEHENNY W OPARCIU O EWANGELIĘ GALILEJSKĄ (Q) I EWANGELIĘ MARKA. Tu jestem zgodny z P. Andrzejem.
APOKALIPSA – KSIĘGA WIELKIEJ NADZIEI
Obiecałem, że przedstawię jeszcze zarys interpretacji myśli „nadziejnej”/elpidycznej w Apokalipsie. Myślę, że garść refleksji na ten temat przybliży w jakiejś mierze zrozumienie apokaliptycznego ducha pomsty i odwetu, który wcześnie zaczął oddziaływać na świadomość chrześcijan oraz na ich wizję kary wiecznego piekła.
W moim przekonaniu Apokalipsa jest Księgą Wielkiej Nadziei. Otwiera i zamyka ją wizja zmartwychwstałego Chrystusa, Pana ludzkich dziejów, znaczonych zmaganiem dobra i zła. Wizja ta daje nadzieję na ostateczne zwycięstwo Boga. W niepowtarzalny sposób ukazuje moc śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Ta Księga uczy odczytywać sens dziejów w świetle wydarzenia zmartwychwstania, którego pełnia i moc objawią się dopiero u ich kresu. Dzieje świata są dziejami dramatycznego daru ludzkiej wolności. Bóg przygotowuje jednak nieodwracalnie świat nowy, w którym wypełnią się wszystkie Jego obietnice.
Jezus Chrystus ma w Apokalipsie własne oblicze jako „Ten, który przychodzi” (Ho Εrchómenos). Jego powtórne przyjście jest dopełnieniem całych dziejów Kościoła i świata. Dlatego właśnie tę ostatnią księgę Nowego Testamentu niektórzy teologowie uważają za swego rodzaju „PIĄTĄ EWANGELIĘ”. Zgodnie ze swą nazwą jest ona „Objawieniem”. „Odsłania” tajemnicę niedostępną dla ludzkich oczu. Trzy pierwsze słowa księgi mówią, iż jest to „APOKALIPSA JEZUSA CHRYSTUSA”, czyli objawienie pochodzące od Niego lub Jego samego dotyczące. Chrystus zmartwychwstały jest centralną postacią Apokalipsy. Księga ta nadaje Mu wiele zaskakujących określeń: „Pierwszy i Ostatni” (l,17; 22,13), „Alfa i Omega” (l,8; 22,13), „Początek i Koniec” (22,13), „Żyjący” (l,18), „Pierworodny spośród umarłych”, „Władca królów ziemi” (1,5). Każde z nich mieni się nowym odcieniem znaczeniowym, mającym swoiste odniesienie do czasu i wieczności. Zmartwychwstały jest Tym, „Który jest, i Który był i Który przychodzi” (l,4.8). To On przyzywany jest w końcowych słowach księgi przez „Ducha i Oblubienicę” (22,17). To On ma „klucze śmierci i Otchłani” (l,18). To On sam wzywa, aby się nie lękać.
To właśnie Apokalipsa roztacza w końcu pełną chwały wizję przyszłego wszechświata oczyszczonego z grzechu, w którym wszyscy pojednają się z Bogiem i zostaną ocaleni. Nie jest to wizja podwójnych losów stworzenia, na zawsze rozdartego, lecz wizja „nowych niebios i nowej ziemi” (21,1) w niewyobrażalnej nowości życia.
„OTO CZYNIĘ WSZYSTKO NOWE”
Eschatologia proroctw Apokalipsy kieruje wzrok daleko poza wydarzenie Sądu, aż po tajemnicze ,,wieki wieków”, w których dokonuje się oczyszczenie i odnowienie, U-STAN-OWIENIE WSZYSTKIEGO NA NOWO (apo-katástasis). Idea powszechnego zbawienia znajduje ostateczne potwierdzenie w dwóch znamiennych tekstach, które pojawiają się w końcowych rozdziałach Księgi Objawienia. Pierwszy z nich mówi o „Mieście Świętym–Jeruzalem Nowym” jako „przybytku Boga z ludźmi”:
„I będzie mieszkał z nimi. Oni będą Jego ludem, a On, ich Bóg, będzie BOGIEM Z NIMI. I otrze wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie, ani żałoby, ni krzyku, ani bólu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły. A Ten, który siedzi na tronie powiedział: Oto WSZYSTKO czynię nowe, kainà poiō PÁNTA” (21,5).
W poprzednim rozdziale Księgi mowa była o tym, że ,,śmierć i Otchłań wrzucono do jeziora ognia” i że to jest „śmierć druga” (20,14). Teraz, w odniesieniu do życia przyszłego wieku powiedziano, że „śmierci już odtąd nie będzie” ani pierwszej, ani drugiej, jak prorokował wcześniej Izajasz (25,8). Stwórca świata dopełnia dzieła stworzenia nowym aktem stwórczym. Stworzenie świata odnajduje swoją pełnię w powszechnym zbawieniu, która jest jego ostatecznym przeznaczeniem.
Drugi tekst, który łączy się z ideą powszechnego zbawienia, pojawia się w następnym rozdziale Apokalipsy:
„Nic godnego klątwy (pan katáthema) już nie będzie. A w mieście będzie tron Boga i Baranka, i Jego słudzy będą Mu służyć. I będą oglądali Jego oblicze (…) I nocy już nie będzie, i nie będą już potrzebowali światła lampy i światła słońca, bo Pan, Bóg, będzie im świecił i będą królować na wieki wieków” (22,3-5).
Jest to bezpośrednie przedłużenie proroctwa o powszechności zbawienia z rozdziału poprzedniego. Jego sens ujawnia się w treściowym związku obydwu miejsc. Mówią one o przezwyciężeniu ciemności, śmierci, Gehenny, stanu zatracenia grzeszników i Szatana wraz z jego aniołami. W nowym świecie Bożym nie będzie już niczego przeklętego, czyli odrzuconego. A teraz inne wypowiedzi Księgi, nie mniej znamienne.
PIEŚŃ POCHWALNA CAŁEGO STWORZENIA
Proroctwo o powszedniości zbawienia pojawia się w Apokalipsie kilkakrotnie. Jego pierwszym wyrazem jest niezwykły hymn rozbrzmiewający w niebiosach, śpiewany przez całe stworzenie, reprezentowane przez ,,cztery Istoty Żyjące i dwudziestu czterech Starszych” (5,6-8). Tę „nową pieśń” śpiewają Chrystusowi-Barankowi:
„Jesteś godny wziąć zwój i otworzyć jego pieczęcie, ponieważ zostałeś zabity i swoją krwią nabyłeś dla Boga ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu. I uczyniłeś dla naszego Boga królestwem i kapłanami, i będą królować na ziemi” (5,9-10).
Do hymnu o władaniu Chrystusa dołączają z kolei niezliczone rzesze aniołów: „Baranek zabity jest godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę i błogosławieństwo” (5,12). W końcu hymn staje się PIEŚNIĄ POCHWALNĄ CAŁEGO STWORZENIA:
„A WSZELKIE STWORZENIE (PAN KTÍSMA), które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu, i WSZYSTKO (TA PÁNTA), co w nich przebywa, usłyszałem jak mówiło: «Temu który siedzi na tronie, i Barankowi błogosławieństwo, i cześć, i chwała, i moc na wieki wieków»” (5, 13).
Proces oczyszczenia sprawi, że wszyscy skruszeni grzesznicy dołączą do dziękczynnej pieśni całego stworzenia – „pieśni Mojżesza, sługi Boga i pieśni Baranka”: „wszystkie narody przyjdą i oddadzą Tobie pokłon, bo ujawniły się Twoje sprawiedliwe czyny” (15, 3-4).
I będzie to rzeczywiście PIEŚŃ NOWA, PRAWDZIWIE POWSZECHNA. Te słowa głoszą, że kiedyś wszyscy i wszędzie oddadzą cześć Ojcu wszechświata i Chrystusowi. Gdyby nie chodziło o nawrócenie i powszechne zbawienie, to ALTERNATYWĄ BYŁOBY JEDYNIE UNICESTWIENIE GRZESZNIKÓW, ponieważ wizja dotyczy przyszłego wieku, kiedy cześć oddawana Bogu będzie miała charakter powszechny.
Z uczestnictwa w powszechności zbawienia NIE JEST WYKLUCZONE ŻADNE STWORZENIE BOŻE. Ta ważna myśl wyrażona została z taką siłą afirmacji, jakiej nie znajdziemy w dalszej treści Apokalipsy. Jest to myśl o ostatecznym celu stworzenia świata oraz o jego spełnieniu. Na uwagę zasługuje też to, że hymn stworzeń ziemskich otrzymuje specjalne potwierdzenie także w świecie anielskim. Staje się w ten sposób wyrazem ostatecznego spełnienia całego wszechświata. Echo tego hymnu rozbrzmiewa w ,.nowej pieśni” rozdziału XIV, gdzie liczba 144 jest symbolem pełni. Jest to „jakby głos mnogich wód i jakby głos wielkiego gromu” (14,2). Charakterystyczne słowo jakby” (hōs) przekazuje myśl o niewyrażalności pieśni niebios przy pomocy znanych nam ziemskich dźwięków. Motyw ten powtarza się jeszcze raz w dziękczynnym „Alleluja” niebiańskiej doksologii rozdziału XIX:
„I usłyszałem jakby głos licznego tłumu i jakby głos wielu wód, i jakby głos potężnych gromów, mówiący: «Alleluja, bo objął królowanie Pan, nasz Bóg, Wszechmogący. Radujmy się i weselmy, i oddajmy Mu chwałę, bo nastał czas wesela Baranka…»” (19,6-7).
ZMAGANIE CHRYSTUSA Z SZATANEM –
WŁADCA CIEMNOŚCI NIE ZOSTAJE UNICESTWIONY
Zdaję sobie sprawę z tego, że Apokalipsa nastręcza poważne trudności interpretacyjne. Nie pomniejszają one siły i znaczenia proroctwa o powszechnym zasięgu zbawienia. Główną treścią księgi jest ZWYCIĘSKIE ZMAGANIE Chrystusa z Szatanem. Władca ciemności nie zostaje unicestwiony. Symboliczne postacie Bestii i Fałszywego Proroka zostają „żywcem wrzuceni do jeziora ognia, płonącego siarką” (19,20). Wrzuceni zostają „żywi”, a więc nie unicestwieni w swoim bycie.
Bestia i Fałszywy Prorok to symbol sił służących jako narzędzie w rękach Szatana. On sam również, w symbolicznej wizji Apokalipsy, zostaje wrzucony „do jeziora ognia i siarki”, gdzie wraz z Bestią i Fałszywym Prorokiem „będą tam męczeni dniem i nocą na wieki wieków” (20,10). Taki sam los, podobny do „śmierci drugiej” (20,14) czeka również Śmierć i Otchłań oraz tych, którzy nie są zapisani w księdze życia (20, 15).
Otchłań, „jezioro ogniste” i „śmierć druga” są szczególnym stanem bytowania, który nie może mieć charakteru permanentnego, choćby trwał przez „wieki wieków”. Jego celem jest oczyszczenie i uzdrowienie stworzenia. SYMBOLIKA „JEZIORA OGNISTEGO” MÓWI O DUCHOWYM PROCESIE OCZYSZCZENIA I WYZWOLENIA. OGIEŃ OCZYSZCZAJĄCY TRAWI WSZYSTKO, CO ZASŁUGUJE NA SPALENIE. Proces ten jest nieodłączny od cierpienia. Jest to jednak CIERPIENIE OCZYSZCZAJĄCE, a nie piekielne i śmiercionośne. Żyjąc w czasie nie możemy przybliżyć się bardziej do tej tajemnicy życia przyszłego. Pozostaje ona zakryta przed naszymi oczyma. Możemy mówić o niej przy pomocy symbolicznych obrazów.
CZY ŚWIĘCI OCZEKUJĄ POMSTY NAD GRZESZNIKAMI?
Wielu wierzących podziela przekonanie, że cierpliwość i łaskawość Boga mają swoje granice. Pragną wręcz, aby tak było. Może właśnie dlatego z taką łatwością mówią o wiecznym piekle dla innych. Uzasadnienie znajdują w takich tekstach biblijnych, które domagają się Bożej odpłaty i pomsty nad grzesznikami.
To prawda, że takie wołanie sprawiedliwych o pomstę rozbrzmiewa na kartach Apokalipsy: „A gdy otworzył piątą pieczęć, ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych z powodu Słowa Boga i świadectwa, które dali. I zawołali donośnym głosem: JAK DŁUGO JESZCZE WŁADCO, KTÓRY JESTEŚ ŚWIĘTY I PRAWDZIWY, NIE BĘDZIESZ SĄDZIŁ I NIE POMŚCISZ NASZEJ KRWI, WYLANEJ PRZEZ TYCH, KTÓRZY MIESZKAJĄ NA ZIEMI?” (6,9-10).
W tej samej księdze czytamy dalej, że prośba ta została wysłuchana. Po upadku „wielkiej stolicy”, „Wielkiej Nierządnicy” określanej mianem Babilonu (symbol pogańskiego Rzymu) rozlegają się radosne aklamacje: „Raduj się nad nią niebo i święci, i apostołowie, i prorocy, bo BÓG POMŚCIŁ WAS na niej. (…) Alleluja! Zbawienie i chwała, i moc naszemu Bogu, bo Jego wyroki są prawdziwe i sprawiedliwe, gdyż osądził „Wielką Nierządnicę, która swoim nierządem niszczyła ziemię, i POMŚCIŁ KREW SWOICH SŁUG, którzy zginęli z jej ręki” (18, 20; 19, 1-2).
Czy rzeczywiście święci z niecierpliwością oczekują pomsty nad grzesznikami i o nią wołają do Boga? Szukając odpowiedzi trzeba przede wszystkim pamiętać, że w tego rodzaju tekstach MAMY DO CZYNIENIA Z APOKALIPTYKĄ I WŁAŚCIWYM DLA NIEJ DUCHEM POMSTY. Pocieszeniem dla prześladowanych w Azji chrześcijan była myśl, że Bóg nie pozostaje obojętny wobec ich cierpienia. Udręczony ponad miarę człowiek dopomina się o Jego interwencję. Podobnie jak to można również zauważyć w Psalmach, swoje wołanie wyraża językiem odpłaty.
Jest to JĘZYK INSPIROWANY DUCHEM SPRAWIEDLIWOŚCI KARZĄCEJ. Apokaliptyczne wołanie o pomstę i karę trzeba rozumieć w tym właśnie kontekście. Nie oznacza to wcale, że taką postawę trzeba przypisywać wszystkim sprawiedliwym i świętym ludziom, którzy doznali w swoim życiu krzywdy i cierpienia ze strony drugiego człowieka. Wierzę głęboko, jest wręcz przeciwnie. To właśnie ludzie prawdziwie sprawiedliwi i święci potrafią wspaniałomyślnie przebaczać i nie domagać się pomsty dla winowajców. Tu możemy powrócić myślą do TARGUMU Iz 66,24 i wzmiance o roli sprawiedliwych w położeniu kresu Gehennie (zob. mój komentarz, część II, z 22 lutego 2014, 17:22).
Już w tym życiu spotykamy takie osoby, choć wydają się one być raczej zastanawiającym wyjątkiem. W naszych czasach są to zazwyczaj ludzie, którzy utracili swoich najbliższych w niemieckich obozach koncentracyjnych lub w sowieckich łagrach. Pamięć o tym wciąż w nich odżywa. Potrafili jednak wybaczyć oprawcom, choć nie przyszło im to łatwo. Podobnie dzieje się w przypadku osób, które znamy być może także z własnego życia. Ktoś wyrządził im wielką krzywdę, a one nie żywią nienawiści i nie przyzywają Bożej pomsty. To jest oczywiste zwycięstwo łaski nad ludzką słabością, cierpieniem i poczuciem krzywdy. Tak postępując ludzie ci promieniują energią pojednania, która przyspiesza dzień łaski dla winowajców. Dają tym samym niezwykłe świadectwo nieskończonej dobroci i cierpliwości samego Boga.
CHRYSTUS NIE PRZYGLĄDA SIĘ MĘCE GRZESZNIKÓW
Księga Apokalipsy opisuje „wieczną” karę w sposób obrazowy i symboliczny. Kluczową rolę odgrywa w tym względzie postać Bestii i Fałszywego Proroka, oznaczająca przeciwników Boga i Jego ludu. Oboje zostają najpierw „żywcem wrzuceni do jeziora ognia, płonącego siarką” (19,20). Ten sam los podziela z kolei diabeł, śmierć i Hades, wszyscy nie zapisani w księdze życia (20,14-15) oraz różnego rodzaju grzesznicy (21,8) – „będą tam męczeni dniem i nocą na wieki wieków” (20,10). Opis tej męki pojawił się już wcześniej:
„Jeżeli ktoś oddaje pokłon Bestii i jej obrazowi (…), to sam też napije się WINA ZAPALCZYWOŚCI BOŻEJ, zmieszanego, nierozcieńczonego w kielichu JEGO GNIEWU, i BĘDZIE DRĘCZONY W OGNIU I SIARCE PRZED ŚWIĘTYMI ANIOŁAMI I PRZED BARANKIEM. A dym ich męki wznosi się na wieki wieków i nie mają odpoczynku dniem i nocą…” (14,9-11).
Czy można dosłownie rozumieć wypowiedź włożoną w usta trzeciego anioła, że aniołowie Boży i sam Chrystus ze spokojem przyglądają się nigdy nie kończącej się męce grzeszników? Jakże inna była postawa Jezusa wobec grzesznych ludzi w czasie Jego działalności!
Zwolennicy interpretacji dosłownej obficie czerpią swoje argumenty za wiecznością piekła z Księgi Apokalipsy. Trzeba wszakże pamiętać, że jest to Księga pełna symbolicznych wizji i metafor. Absurdem byłoby interpretować obrazy ognia i siarki w sensie literalnym jako cierpienie bez końca (zob. 14,10-11; por. Iz 34,9-10; Ap 20,14-15; 21,8). To grzeszna ludzka natura i ludzkie grzechy zostaną zniszczone w „jeziorze ognia i siarki”, ale grzesznicy zostaną ocaleni. Obrazowo mówiąc, wraz z Pawłem Apostołem, grzesznik zostaje wydany Szatanowi „dla wyniszczenia ciała [tj. grzesznej natury], aby duch został zbawiony w dniu Pana” (1 Kor 5,5).
Traktując teksty apokaliptyczne dosłownie trzeba by przyjąć, że wieczna męka potępionych ma rzeczywiście miejsce „przed świętymi aniołami i przed Barankiem” W konsekwencji obrońcy doktryny wiecznego piekła powinni głosić, że Chrystus i święci przyglądać się będą cierpieniu grzeszników w piekle. I co? Radować się z boskiej sprawiedliwości karzącej? Interpretacja literalna zabija potrzebę współczucia i wstawiennictwa. Usprawiedliwia wręcz okrucieństwo.
SYMBOLICZNE WYRAŻENIA TO NIE SCENARIUSZ PRZYSZŁYCH WYDARZEŃ
Wyrażenie „wieki wieków” (14,11) jest symbolem intensywnej męki o nieokreślonej długości trwania. Nie oznacza ono wieczności, lecz następstwo wieków jako zmieniających się stanów w przeżywaniu tego, co powinno być przeżyte do końca. To nie jest pozbawione sensu powtarzanie bądź przedłużenie jednego i tego samego stanu w zabójczej monotonii. Nie istnieje coś takiego w świecie ducha. Chodzi o AKTYWNE PRZEŻYWANIE MĘKI ZATRACENIA „przed aniołami i Barankiem”, które wyczerpuje się i ma swój koniec.
Na aktywny charakter przeżywania tego stanu wskazuje określenie „nie mają odpoczynku dniem i nocą”. Mamy tu oczywiste przeciwstawienie do sensu tego wyrażenia w odniesieniu do czterech niebieskich Istot Żywych, bez odpoczynku wysławiających Boga (4,8). Skoro w niebie nie ma zróżnicowania między dniem i nocą, wyrażenie to odnosi się nie do czasu ziemskiego, ale do bytowania ponadczasowego. Podobnie i w odniesieniu do potępieńców, brak odpoczynku oznacza wyższy stopień duchowego przeżywania mąk skruchy przed obliczem Chrystusa.
Apokaliptyka posługuje się obrazami, przenośniami i symbolami, które mają przekazać pewną treść religijną. Nie zawsze łatwo dociec, co natchniony autor zamierzał powiedzieć. Nie sposób nieraz odróżnić to, co jest symbolem od oznaczonej przezeń rzeczywistości. Dlatego błędem byłoby rozumieć apokaliptyczne wyrażenia dosłownie, w sensie scenariusza przyszłych dziejów świata. Apokalipsa zapewnia, że Bóg kontroluje bieg historii ludzkości i że CHRYSTUS ODNIESIE OSTATECZNE ZWYCIĘSTWO nad wszystkimi złymi mocami, łącznie z grzechem i śmiercią. Zło zostanie raz na zawsze zniszczone. To przesłanie jest najważniejsze.
Teksty eschatologiczne wyrażone zostały przy pomocy języka, którego nie należy interpretować literalnie. Jest to język pełen poetyckich obrazów, metafor, hiperboli, surrealistycznych wizji i alegorycznych opisów. Usiłuje wyrazić to, co niewidzialne i niewyrażalne.
Kto chciałby interpretować je dosłownie, musiałby w ten sam sposób podejść także do tekstów Biblii mówiących o niebie. Dosłownie trzeba by wówczas rozumieć m.in. słowa Apokalipsy o bramach Nowego Jeruzalem: „A dwanaście bram to dwanaście pereł. Każda z bram jest z jednej perły” (21,21). Samo słownictwo sugeruje, że są to bramy ogromnej wielkości. Czy i naturalne perły mają być równie wielkie w poszczególnych bramach? Interpretacja literalna prowadzi do absurdu.
Według autora Księgi Apokalipsy, każdy kto wytrwa i zwycięży w zmaganiu ze złem otrzyma „nowe imię, którego nikt nie zna poza tym, który je otrzymuje” (2, 17). Nowe imię zastępuje dawne. Wszyscy „mieszkańcy ziemi, których imię nie jest zapisane w księdze życia od założenia świata” (17, 8) nie odnaleźli jeszcze swego prawdziwego jestestwa. W konsekwencji, „jeśli ktoś nie został zapisany w księdze życia, został wrzucony do jeziora ognia” (20, 15).
Tu ponownie spotykamy się z symbolicznym obrazem ognia. Ogniste jezioro spala i niszczy. Pojawia się od razu pytanie: CO NISZCZY? Trudno przypuścić, że zniszczeniu ulega obraz Boga zachowany w najgorszym spośród grzeszników. Zniszczona zostaje grzeszna natura fałszywe, rozpychające się, grzeszne „ja” człowieka, które innym zadaje cierpienie.
CO STAŁO SIĘ Z NIEGODZIWYMI „KRÓLAMI ZIEMI”?
Dotyczy to zwłaszcza najbardziej niegodziwych „królów ziemi” (19, 19), służących Bestii i Fałszywemu Prorokowi. Czynnikiem niszczącym nieprawość jest ogień jako symbol sądu i oczyszczenia. Ludzie oczyszczeni przez ogień wejdą w końcu do Nowego Jeruzalem przez zawsze otwarte, nigdy nie zamykane bramy (zob. 21, 26). Motyw otwartych bram Świętego Miasta ma głęboki sens teologiczny. Wyraża stan bezpieczeństwa i ostatecznego spełnienia. Nikt nie opuszcza już Nowego Jeruzalem, nikt mu nie zagraża. Któż chciałby wracać do ognistego jeziora, symbolicznego miejsca oczyszczenia? Bramy są otwarte jedynie dla przybywających.
Powiedziano, że nawet „królowie ziemi wniosą do niego [Nowego Jeruzalem] swoją chwałę” (21,24). Skąd przychodzą ci piętnowani wcześniej ludzie? Przecież do świętego Miasta Bożego „nie wejdzie…nic skalanego…” (21,27). W ognistym jeziorze, jedynej rzeczywistości poza Nowym Jeruzalem, coś musiało się stać z owymi królami. Stali się całkowicie innymi ludźmi dzięki pośmiertnemu nawróceniu i pełnemu oczyszczeniu. W nich również dokonała się całkowita przemiana. Teraz mogą już wejść do Świętego Miasta spoza jego bram na spotkanie z Chrystusem.
W świetle Apokalipsy wszystkie narody będą podlegały Sądowi. Zostaną ukarane wskutek „zapalczywego gniewu Boga Wszechmogącego” (19,15). Jednakże stały się one ofiarą złych mocy, zostały zwiedzione i zmuszone do czynienia zła (por. 14,8; 18,23; 20,3.8). Pozostaje więc nadzieja, że „wszystkie narody przyjdą i oddadzą Tobie [Boże Wszechmogący] pokłon” (15,4), jak powiedziano w pieśni Mojżesza i Baranka (15,3). Według końcowej wizji nowego wszechświata Bożego, „narody będą chodzić w świetle miasta”, którego lampą jest Baranek (21,23). To wtedy „królowie ziemi wniosą do niego swoją chwałę”.
KU „LECZENIU NARODÓW”
Według obrazowego języka Apokalipsy, do jeziora ognia wrzucone zostają w końcu śmierć i Hades (20, 14) – symbol ostatecznego zniszczenia w ogniu „ostatniego wroga” (1 Kor 15,26), którym jest śmierć. Apokalipsa mówi o „śmierci drugiej” (20,14; 21,8), czyli o uśmierceniu na zawsze samej śmierci.
Oto zdumiewające przesłanie Księgi, w której przeciwnicy uniwersalizmu zbawienia chcieliby widzieć jedynie mocne oparcie dla doktryny wiecznej kary. Tymczasem wyraża się w nim nadzieja, że wszyscy wrzuceni do jeziora ognia zostaną oczyszczeni i w końcu wejdą przez otwarte bramy do Miasta Bożego. LIŚCIE DRZEWA ŻYCIA „SŁUŻĄ DO LECZENIA NARODÓW”, EIS THERAPÍAN TŌN ETHNŌN (22,2). A więc istnienie możliwość pośmiertnego nawrócenia i uleczenia. To nie same narody zostają wrzucone do ognistego jeziora, lecz te potęgi i moce, które je zwiodły (por. 19,20; 20,10). Cel i trwanie Gehenny zna jedynie ten, kto ma „klucze śmierci i Hadesu” (1,18).
Interpretacja apokaliptycznego motywu „jeziora ognia” w sensie oczyszczającym i zbawczym podkreśla dodatkowo powszechny charakter dzieła odkupienia dokonanego przez Chrystusa. Kara ma w tym ujęciu CEL POPRAWCZY. Dostarcza dodatkowego bodźca do nawrócenia. Skłania do uznania własnych grzechów i do skruchy. Sama kara nie jest jednak w stanie osiągnąć tego, czego dokonał Chrystus. Nie może ona naprawić zła wyrządzonego innym. Nie przywraca zerwanych relacji międzyludzkich. Nie wyzwala automatycznie z choroby grzechu. Może tego dokonać jedynie zbawcza moc zmartwychwstałego Chrystusa — „Tego, który przychodzi”. To On wskrzesza „martwe dusze” i przywraca do życia.
Zbawiciel nie przestaje zstępować w infernalne głębie ludzkiego istnienia po to, aby wyzwalać ze stanu zniewolenia. Artykuł wiary o zstąpieniu Chrystusa do „piekieł” (Szeolu, Hadesu), czyli królestwa śmierci, jest trwałym paradygmatem postępowania Boga względem wolności rozumnych stworzeń. Bóg zstępujący w ludzkie infernum to prawda nie tylko Wielkiej Soboty, ale prawda na całe trwanie dramatu wolności, aż po wybór ostateczny. Motyw zstępowania do piekieł nabiera w ten sposób zbawczej i egzystencjalnej doniosłości.
NIEUFNOŚĆ I LĘK KOŚCIOŁÓW PRZED APOKALIPSĄ
Wszystkie historyczne Kościoły przejawiają postawę nieufności i lęku w stosunku do Apokalipsy. Nie potrafią pogodzić wczesnochrześcijańskiej modlitwy przyzywającej przyjścia Chrystusa z trwogą przed dniem „Strasznego Sądu”. Strach zamyka usta, paraliżuje serca, które wzdrygają się przed wypowiadaniem takiej modlitwy. Starochrześcijańskie zawołanie „MARANA THA”, „PRZYJDŹ, PANIE NASZ” zostało wyparte z żywej świadomości chrześcijan. Czyż stworzenie porażone trwogą przed Dniem Sądu może odważyć się równocześnie na przyzywanie tego dnia? Jeżeli jest to straszny „dzień gniewu”, jak głosiła przez wieki łacińska sekwencja żałobna „Dies irae, dies illa”, czyż nie zamiera na ustach wszelkie słowo ufności i nadziei? Kto wsłucha się w przejmujące słowa tęsknoty: „Przyjdź, Panie Jezu” zrozumie, że COŚ ISTOTNEGO ZATRACIŁO SIĘ W PÓŹNIEJSZEJ HISTORII. ZANIKAŁO POGODNE OCZEKIWANIE. ZJAWIŁO SIĘ PRZERAŻENIE W OBLICZU NIEUCHRONNEGO SĄDU, GROŹBY WIECZNEGO PIEKŁA I NIEPEWNOŚCI WIECZNEGO LOSU.
Trudno pogodzić pokutny lęk i zatrwożoną modlitwę o osobiste zbawienie z przyzywaniem: ,,Przyjdź, Panie Jezu!”. Jedno uczucie zdaje się wykluczać drugie. Trzeba dokonać wyboru. Duchowość trwogi przed przyjściem Chrystusa widzi w przyzywaniu Go wręcz zuchwalstwo. A tymczasem modlitwa: ,,Przyjdź” dana została na wszystkie czasy i dla wszystkich ludzi. Dla mnie samego także. Nie mogę trwać w atmosferze trwożnej prośby o zwłokę i oddalenie końca.
Apokalipsa uczy modlić się o ponowne przyjście Chrystusa na świat – o przyjście Bożego Królestwa przyzywanego codziennie przez chrześcijan w Modlitwie „Ojcze nasz”. Modlitwa „PRZYJDŹ!” rozbrzmiewała jeszcze w pierwotnym Kościele jako wyraz jego eschatologicznej i pogodnej nadziei. Nadzieja ta szybko osłabła i przygasła w całym historycznym chrześcijaństwie. Pozostał, strach przed śmiercią i boskim sądem. Kiedy nauczymy się patrzeć na ludzkie dzieje inaczej?
POWRACAJMY DO POJĘCIA KARY LECZNICZEJ, NAPRAWCZEJ I PEDAGOGICZNEJ
To już ostatni mój tekst w naszej trzymiesięcznej debacie. Niech będzie spokojnym i serdecznym apelem teologa, który kilkadziesiąt lat swojego życia poświęcił dociekaniom nad nadzieją zbawienia dla wszystkich i głoszeniu jej innym. Nie było to zadanie łatwe, ale to ono stało się moją życiową pasją. Na tej drodze spotkałem mnóstwo wierzących, którzy wraz ze mną odkrywali ze zdumieniem nowe oblicze chrześcijańskiej wiary w dobrego i miłosiernego Boga.
Temat kary i wieczności piekła jest jednym z najbardziej trudnych punktów w przekazywaniu prawd wiary. Tym bardziej należy do niego podchodzić w taki sposób, aby nie podważał samej wiarygodności chrześcijaństwa. Potrzebna jest uważna refleksja m.in. nad sensem sprawiedliwości karzącej (iustitia vindicativa), opartej na idei odpłaty oraz sprawiedliwości naprawczej. Temu zagadnieniu poświęcam końcowe refleksje.
SPRAWIEDLIWOŚĆ, KTÓRA NAPRAWIA I UZDRAWIA
Pocieszającym faktem jest, że powoli wracamy do starego pojęcia kary leczniczej, naprawczej i pedagogicznej. Pojęcie to, w odniesieniu do Gehenny/piekła, zostało wcześnie usunięte ze świadomości chrześcijańskiej. Trzeba odpowiedzieć na pytanie: DLACZEGO JESTEŚMY LUDŹMI TAK BARDZO SKORYMI DO KARANIA? Współczesna nauka ma w tym względzie coś ważnego do powiedzenia. W poszukiwaniu naprawczej i pedagogicznej funkcji kary trzeba również sięgnąć do wypowiedzi Pisma. Jest w nich mądrość, która zagubiła się w ciągu wieków.
Chcąc uzasadnić potrzebę karania, od dawna usiłowano odwoływać się do sprawiedliwości karzącej. Powstały różne teorie kary. 1. Według teorii retrybutywnych, zwanych bezwzględnymi, kara jest odpłatą za zło wyrządzone komuś przez sprawcę określonego czynu. Tak pojęta kara skierowana jest w przeszłość. Wyczerpuje się w samym akcie odpłaty. Nie wymaga uzasadnień dotyczących jej celowości i użyteczności. 2. Utylitarna teoria kary nazywana prospektywną bądź względną pojmuje ją jako środek służący do osiągnięcia celów społecznie użytecznych. Kara inspirowana jest tutaj myślą o przyszłości. Ma zapobiegać nowym przestępstwom. 3. Mieszana teoria kary łączy elementy dwóch poprzednich teorii.
We współczesnej filozofii sprawiedliwości i pedagogii karania zarysowują się nowe koncepcje (zob. J. Consedine, „Restorative Justice: Healing the Effects of Crime”, Lyttelton, N.Z., Ploughshares Publications, ca. 1995; autor jest księdzem katolickim, byłym kapelanem więziennym w Nowej Zelandii). Na szczególną uwagę zasługuje jego koncepcja tzw. sprawiedliwości naprawczej (restorative justice), którą można by również nazwać sprawiedliwością wyrównawczą. Jej zadaniem jest przywrócenie na nowo zakłóconych relacji między ludźmi ich uzdrowienie. Już w samej swojej nazwie ma ona charakter apokatastatyczny, zmierza bowiem do odbudowania i ustanowienia na nowo tego, co zostało zatracone (w języku angielskim termin „apokatástasis” przekładany jest jako „restoration of all things”). Łacińskie słowo „restauro” oznacza naprawiam, odnawiam, odbudowuję. Stąd „restauratio” to naprawa, odnowienie, przywrócenie.
Są to bardzo istotne odcienie znaczeniowe pozwalające uchwycić sens sprawiedliwości naprawczej jako sposobu rozwiązywania problemu przestępczości. W proces naprawy włączeni są wszyscy dotknięci jakimś czynem przestępczym. Wszyscy biorą udział w przezwyciężaniu konsekwencji tego czynu, który zniszczył relacje międzyludzkie lub poważnie je zakłócił.
Sprawiedliwość naprawcza obejmuje dlatego nie tylko ofiary złego czynu oraz sprawców, lecz także ich rodziny i społeczność, w której przestępstwo zostało dokonane. Z pomocą przychodzi filozofia troski o dobro człowieka. Skłania ona do tego, aby wziąć pod uwagę cały szereg motywów, postaw, emocji i środków. Wskazuje na potrzebę współczucia, woli wybaczenia i pogodzenia. Potrzebna jest również mądra mediacja kompetentnych osób, które pomogłyby w trudnym procesie uzdrawiania wzajemnych relacji.
SPRAWIEDLIWOŚĆ NAPRAWCZA A BIBLIJNA IDEA MIŁOSIERDZIA
Sprawiedliwość naprawcza nie koncentruje się na samej karze jako odwecie i środku zapobiegawczym. Idzie znacznie dalej. Dąży do uzdrowienia sprawców i ludzi dotkniętych przestępstwem w ramach danej społeczności. Kategoria RELACJI pełni w tym sposobie myślenia i postępowania rolę centralną. Chodzi o ich naprawienie i uzdrowienie. Trzeba jednak, aby najpierw przemiana dokonała się w samych ludziach dotkniętych w jakikolwiek sposób czynem przestępczym.
Warto zastanowić się nad dalekosiężnymi konsekwencjami takiego rozumienia owej „restorative justice”. Ma ono głębokie powiązania z biblijną ideą sprawiedliwości i miłosierdzia. Koncepcja sprawiedliwości naprawczej skłania do głębokiej rewizji resocjalizacyjnego modelu prawa karnego, które nie liczy się jakże często z godnością osoby ludzkiej i prawami człowieka, a w dodatku jest nieskuteczne. Trzeba zatem podejmować trud resocjalizacji w inny sposób. Metoda inspirowana duchem sprawiedliwości naprawczej przynosi skutki resocjalizacyjne przynajmniej w odniesieniu do pewnej kategorii sprawców przestępstw. Ważne jest to, że nie narusza ona godności i praw osoby, co nadaje jej rys wyraźnie personalistyczny. Poszanowanie godności człowieka stanowi w niej niezbędny warunek całej pedagogii naprawy zniszczonych relacji międzyludzkich.
NIESPRAWIEDLIWY I NIEETYCZNY CHARAKTER DOKTRYNY WIECZNEGO PIEKŁA
Od wielu lat pojawiają się krytyczne głosy na temat kościelnej doktryny o wieczności piekła. Poddawano ją krytycznej ocenie jako niezrozumiałą, niesprawiedliwą i nieetyczną także z jurydycznego punktu widzenia. Chodzi przede wszystkim o proporcjonalność kary i jej celowość. Na te dwa elementy kładzie nacisk współczesne prawodawstwo karne w swoich najbardziej humanistycznych normach i zasadach.
Normy wyrażone w wielkich tekstach penitencjarnych stoją na straży podstawowych praw człowieka. W ich świetle nauka o wiecznym piekle ukazuje się jako zgoła antyjurydyczna, gdyż narusza zasadę proporcjonalności i wyklucza poprawczy sens kary. Na karę zasługuje człowiek za swoje winy. Nie ma takiej doczesnej winy, która zasługiwałaby na karę wieczną. Kara winna być proporcjonalna do wyrządzonej szkody, ta zaś w tym życiu z konieczności ma zawsze charakter skończony. Najwięksi okrutnicy i zbrodniarze w dziejach Ziemi, choć byli sprawcami utraty życia i wielu ludzkich cierpień, nie mają na szczęście władzy nad życiem przyszłym swoich ofiar. Nie mogą im go odebrać. Nawet w ich przypadku nie byłoby proporcji pomiędzy skończoną mimo wszystko winą, a nieskończoną i wieczną karą.
Obrońcy doktryny wiecznych mąk dowodzą, że obraza nieskończonego Boga ma również charakter nieskończony. Dlatego przekonują, że każdy grzech śmiertelny zasługuje na wieczne piekło. Jest to jednak założenie aprioryczne, nie liczące się z tym obrazem Boga, który przekazuje Biblia. Nieskończony Bóg jest nieskończenie dobry i miłosierny, nieskory do obrazy, mądry i wolny od wszelkiego egoistycznego narcyzmu. Logika obrażonego honoru jest Mu nieskończenie obca. Potrafi przebaczać w nieskończoność winy istot stworzonych i ułomnych. Im bardziej ktoś jest wielki, miłosierny i dobry, tym mniej w nim czy w niej skłonności do obrazy. Mówi o tym zwyczajne ludzkie doświadczenie.
Istota stworzona nie jest zdolna do wyrządzenia Bogu nieskończonej szkody. O nieskończonej szkodzie można by mówić jedynie wtedy, gdyby stworzenie mogło skazać samego Boga lub inną istotę stworzoną na wieczne piekło. Tylko piekło komuś spowodowane usprawiedliwiałoby istnienie piekła dla winowajcy. Na wieczne piekło zasługiwałby ten, kto drugim (i samemu Bogu!) mógłby zgotować ten sam los w postaci wiecznego piekła. Wtedy proporcja byłaby zachowana. Jest to jednak przypuszczenie zgoła absurdalne.
Zasada proporcjonalności zostaje naruszona również w stosunku do różnego rodzaju ciężkich grzechów i win ludzkich. Byłaby to jedna i ta sama kara, równie wieczna dla wszystkich, choć być może zróżnicowana w swojej intensywności. Nieskończoność nie dopuszcza w gruncie rzeczy stopniowania. Co więcej, kara wieczna wyczerpywałaby się w swojej negatywności i represyjności. Byłaby karą dla samej kary, pozbawioną roli terapeutycznej i poprawczej.
WIECZNOŚĆ PIEKŁA PRZECZY REHABILITACYJNEMU CELOWI KARY
Tymczasem w świetle norm ludzkiego prawodawstwa i paktów międzynarodowych stojących na straży praw człowieka, istotnym celem kary wymierzonej winowajcom jest ich poprawa i rehabilitacja społeczna. Jest to ogólna zasada, wspólna wszystkim współczesnym systemom prawnym. Od zakładów penitencjarnych wymaga ona, aby w miarę możliwości służyły przywracaniu godności osoby ludzkiej i jej rozwojowi.
Współczesne doświadczenia z reedukacją przestępców są niezwykle pouczające. Psychologia i psychoterapia więzienna pokazują, że trzeba im przede wszystkim OKAZAĆ ŻYCZLIWĄ I SZCZERĄ POMOC, aby w ten sposób ZDOBYĆ ICH ZAUFANIE. Przestępców trzeba leczyć, w przeciwnym razie ofiar przemocy będzie coraz więcej. Praca prewencyjna jest procesem złożonym. Nie wystarcza samo wymierzenie kary w sensie odpłaty, zamknięcie winowajcy w więzieniu. Reedukacja to coś więcej niż wymiar sprawiedliwości i realizacja celów kary. Ludzie, którzy stosują przemoc i popełniają gwałtowne czyny, sami byli zazwyczaj w dzieciństwie traktowani w sposób brutalny fizycznie i psychicznie. W ich życiu zabrakło czegoś bardzo istotnego.
Przemoc z dzieciństwa jest na ogół spychana do podświadomości i budzi poczucie WSTYDU. Amerykański psychiatra JAMES GILLIGAN wykazuje, że przestępcy dokonują brutalnych i czynów po to, by ukryć przed samymi sobą i przed innymi, że sami byli ofiarami przemocy. Okazuje się, że niemal zawsze sprawcy przestępstwa uciekający się do przemocy, w przeszłości sami byli traktowani brutalnie, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Wstydzą się tego faktu. Doświadczenie krzywdy fizycznej lub psychicznej, głębokiego upokorzenia i wstydu w dzieciństwie jest ważnym czynnikiem sprzyjającym rodzeniu się przemocy. Ma to miejsce wówczas, gdy dzieci są zaniedbywane, gdy wyrządza się im krzywdę i upokarza zamiast umacniać poczucie własnej wartości. Trzeba więc pomagać ludziom jak mają radzić sobie ze wstydem, który kryje się u samego podłoża przemocy. WSTYD ŁATWO PRZEKSZTAŁCA SIĘ W ZŁOŚĆ I WŚCIEKŁOŚĆ.
Trzeba winowajcom dopomóc, aby uświadomili sobie źródła własnej przemocy, a także nauczyli się wyrażać inne uczucia niż złość. To dopiero początek terapii. Przemoc zabiła w nich zdolność do uczuć, do miłości, rozumienia innych, współczucia, rzeczywistego poczucia winy, czy wyrzutów sumienia. PRZESTĘPCA NOSI W SOBIE OBUMARŁĄ OSOBOWOŚĆ, WEWNĘTRZNĄ PUSTKĘ. Trzeba dużo czasu i wysiłku, by pomóc mu odkryć i rozwinąć na nowo czujące człowieczeństwo. Pozostaje on nadal człowiekiem. To, co zrobił nie pozbawia go należnej mu godności oraz prawa do reedukacji i poprawy.
Duże znaczenie ma praca nad OBUDZENIEM W WINOWAJCY POCZUCIA WŁASNEJ WARTOŚCI. Gilligan stwierdza, że w ciągu 20 lat nie powrócił do zakładu penitencjarnego ani jeden więzień, który podczas odbywania kary ukończył studia. Poczucie własnej wartości zapobiega recydywie. Dlatego właśnie nauczyciele są ważnymi członkami zespołu terapeutycznego. Okazuje się, że EDUKACJA jest najbardziej skutecznym sposobem powiększania poczucia własnej wartości. Terapia musi być jednak zamierzona na wiele lat, a być może nawet na całe życie. Uświadomienie sobie doznanych krzywd nie wystarcza, aby przestępca wyrzekł się przemocy. Trzeba dać mu MOTYW DO INNEGO ŻYCIA W POSTACI WYKSZTAŁCENIA. To jeden z najbardziej pokojowych, najbardziej skutecznych i najmniej kosztownych środków przywracania poczucia własnej wartości (zob. J. Gilligan, “Wstyd i przemoc. Refleksje nad śmiertelną epidemią”, Poznań 2001).
CZY CZŁOWIEK MA BYĆ LEPSZY OD SWOJEGO STWÓRCY?
Tak postępują instytucje ludzkie tworząc programy zapobiegania i leczenia przemocy. Narzuca się wręcz pytanie: czy człowiek ma być lepszy od swojego Boga-Stwórcy? Czy to możliwe, aby Bóg dopuszczał lub tolerował istnienie rzeczywistości sprzecznej z najbardziej szlachetnymi ustanowieniami ludzkimi? Tymczasem jest rzeczą oczywistą, że NAUKA O WIECZNOŚCI PIEKŁA WYKLUCZA NA ZAWSZE MOŻLIWOŚĆ OCALENIA, POJEDNANIA Z BOGIEM I URZECZYWISTNIENIA SIĘ OSOBY LUDZKIEJ, choćby nawet po najdłuższej karze poprawczej i leczniczej. Wielokrotnie kwestionowano w ostatnich latach sens kary śmierci. Została ona zniesiona w większości społeczeństw demokratycznych jako niehumanitarna. Tymczasem piekło jest stanem „śmierci wiecznej”, wykluczającym na zawsze wszelką pedagogię ratunku i przemiany losu. I znowu dysproporcja rzuca się w oczy. W tym właśnie sensie można by mówić o najwyższym stopniu negacji poczucia prawa w odniesieniu do nauki o wieczności piekła (zob. L. Lombardi Vallauri, “Dissezione giuridica dell’inferno”, “Biblioteca della libertà” 34:1999 n. 148, s. 51-68.).
Za ogólnymi zasadami prawa pozytywnego przemawia także FILOZOFIA SPRAWIEDLIWOŚCI rozumiana jako filozofia praw człowieka. Jako istota rozumna i wolna ma on również PRAWO DO ODZYSKANIA UTRACONEJ GODNOŚCI, do przyznania mu szansy poprawy i rozwoju (prawnicy nazywają je naturalnym prawem „pleromatycznym”). Wieczne piekło jawi się w tym świetle jako jego całkowite zaprzeczenie. Teologia uczy od wieków, że człowiek nie może wysłużyć sobie zbawienia i szczęścia wiecznego z tytułu sprawiedliwości. Jest ono zawsze darem Boga. Tymczasem o piekle mówi się, że człowiek zasłużył na nie sprawiedliwie. Niebo jest darem, piekło zaś sprawiedliwą zapłatą. Rozbieżność ta jest trudna do pojęcia. Tak, jakby Bóg stosował dwie różne miary, jedną w stosunku do nagrody, drugą zaś w stosunku do kary. Z jednej strony niezasłużony dar, a z drugiej – zasłużona kara. W świetle filozofii sprawiedliwości, na wieczne piekło nie można zasłużyć. Nie może ono należeć się komuś z tytułu sprawiedliwości. Byłoby ono raczej swego rodzaju straszliwą, „ciemną łaską” Boga, przeciwną do daru zbawienia. Taka myśl jest jednak bluźnierstwem.
Teologia powoływała się często na sprawiedliwość Boga jako Ojca i stróża naruszonego porządku. Uzasadnione wydaje się pytanie, często stawiane przez ludzi myślących: Czy naprawdę jest Ojcem ten, kto wyklucza na zawsze wszelką możliwość pojednania ze swoimi dziećmi, dopuszczając na nie najstraszliwsze i całkowite zło w postaci wiecznego wykluczenia? Jeżeli Bóg jest prawdziwie Ojcem swoich stworzeń, to Jego SPRAWIEDLIWOŚĆ MA CHARAKTER PEDAGOGICZNY, TWÓRCZY, PRZEOBRAŻAJĄCY I WSKRZESZAJĄCY.
BÓG JAKO NIEZAWODNY PEDAGOG
Jeżeli Bóg jest Ojcem, to kara wieczna byłaby największym fiaskiem Jego roli jako Stwórcy, Zbawiciela i Pedagoga całej ludzkości. Na niepowodzenie skazana byłaby reedukacyjna i lecznicza funkcja kary. W odniesieniu do Boga wydaje się to rzeczą zgoła niewiarygodną. To prawda, że funkcja resocjalizacyjna i rehabilitacyjna winowajców w naszych zakładach karnych rzadko przynosi dobre owoce. Niepowodzenia ludzkiej pedagogii penitencjarnej są pod wielu względami zrozumiałe, nie podważają one jednak jej sensu. Nacisk kładzie się raczej na funkcję prewencyjną, której celem jest zapobieganie występkom i ochrona społeczności przed możliwymi zagrożeniami. W odniesieniu do życia przyszłego funkcja prewencyjna nie wchodzi w rachubę; jest całkowicie zbędna w sytuacji zatracenia. Pozostaje jednak funkcja pedagogiczna i terapeutyczna kary, której niepowodzenie trzeba wykluczyć.
BÓG I OJCIEC WSZECHŚWIATA JEST NAJLEPSZYM, NIEZAWODNYM PEDAGOGIEM, NAJBARDZIEJ SKUTECZNYM I TWÓRCZYM. Potrafi On przekonywać i pociągać ku sobie wolność stworzenia, wcale jej nie niszcząc i nie naruszając. Skuteczna i twórcza pedagogia jest ma w sobie coś z URZEKAJĄCEJ SIŁY PRZEKONYWANIA. Biblia nie waha się mówić o „UWODZENIU” ze strony Boga: „Uwiodłeś mnie, Panie [JHWH], a ja pozwoliłem się uwieść” (Jer 20,7). Kategoria przyciągania, urzekania i uwodzenia ma w sobie coś iście boskiego. Bóg potrafi to czynić bez zniewolenia i pomniejszenia godności istoty rozumnej. Jest przy tym nieskończenie cierpliwy, dobry i miłosierny. Tam gdzie zatrzymuje się w swoich wnioskach filozofia sprawiedliwości, teologia może iść dzięki słowom objawienia znacznie dalej.
PODSUMUJMY:
Kara może mieć podwójny sens: 1) jako proporcjonalna odpłata i sprawiedliwa ekspiacja za popełnione przestępstwo; 2) jako wewnętrzna transformacja i nawrócenie winowajcy. Gdyby dopuścić niepowodzenie pedagogii nawrócenia ze strony Boga, wówczas pozostałaby jedynie sama negatywna i represyjna funkcja wiecznej kary, w dodatku nieproporcjonalna w stosunku do ziemskich wykroczeń.
WNIOSEK zdaje się narzucać sam przez się: sankcja wiecznego piekła jawi się w świetle najbardziej miarodajnych tekstów prawodawstwa ludzkiego jako nieskończenie niesprawiedliwa. Sama KARA W SENSIE ODPŁATY NIE ZASŁUGUJE ZRESZTĄ NA MIANO TWÓRCZEJ REAKCJI PEDAGOGICZNEJ. Tym bardziej kara niesprawiedliwa i nieproporcjonalna. A warto w tym miejscu przypomnieć, że wielu teologów skazywało na karę wiecznego piekła nawet … dzieci zmarłe bez chrztu!
DLACZEGO KARANIE INNYCH SPRAWIA PRZYJEMNOŚĆ?
Współczesne badania aktywności mózgu prowadzone za pomocą tzw. tomografii pozytronowej wykazały, że karanie innych sprawia ludziom przyjemność. Zespół szwajcarskich uczonych z uniwersytetu w Zurychu zamieścił w czasopiśmie „Science” (2004) udokumentowaną relację o tym, co dzieje się w naszym mózgu, kiedy kogoś karcimy lub komuś wymierzamy karę (zob. M. Kossobudzka, „Odwet jest słodki”, „Gazeta Wyborcza” nr 202, 28-29 sierpnia 2004, s. 32).
Otóż okazało się, że pobudzane są wtedy rejony odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności, cały tzw. UKŁAD NAGRODY. Kiedy karzemy innych, sprawia to nam podobną przyjemność jak zaspokajanie podstawowych potrzeb i pragnień ludzkich. Wszystkimi przyjemnościami steruje ten sam układ nagrody w mózgu. Wymierzając komuś karę lub upominając go uaktywniamy ten właśnie układ. Doświadczamy pewnej przyjemności. Pozwala to lepiej zrozumieć fakt, że na ogół odczuwamy jako coś przykrego, kiedy zachowania powszechnie uznawane za naganne i niewłaściwe nie są karane i uchodzą bezkarnie. Ulgę przynosi natomiast przywrócenie w społeczeństwie zakłóconego porządku rzeczy. Wbrew powszechnej opinii, nasze poczucie sprawiedliwości i chęć karania winnych ma swoje zasadnicze źródło nie w kulturze, ale w samej naszej biologii.
Odkrycia szwajcarskich naukowców pozwalają przypuszczać, że istnieje w nas NIEZASPOKOJONY POPĘD DO KARANIA INNYCH. Świadczą o tym liczne, trafiające na łamy gazet przypadki osób, które są przekonane o swojej misji karania innych i wymierzają im karę za rzeczywiste lub urojone winy, pozbawiając je nawet życia. Chęć karania idzie wówczas w parze z przemocą. Osoba karząca ma w dodatku poczucie, że jest lepsza od innych i że w ten sposób przyczynia się do przywrócenia właściwego ładu moralnego w danej społeczności ludzi. Zaburzenia układu nagrody, wskutek ciągłego pobudzania go, może prowadzić do powstania nawyku, czy wręcz nałogu upominania innych, karcenia i karania. Po prostu lubimy pouczać ludzi, udzielać reprymend i karać tych, którzy wedle naszej oceny źle postępują.
KARA PIEKŁA ZASPOKAJA WRODZONY INSTYNKT KARANIA.
Myśl o wiecznym piekle jest dla wielu wierzących rozładowaniem nagromadzonych w życiu frustracji. Pomaga rozwiązać problemy powstające z niespełnionego poczucia sprawiedliwości. Nosząc w sobie samych POPĘD DO KARANIA INNYCH Z ŁATWOŚCIĄ PRZYPISUJEMY GO TAKŻE SAMEMU BOGu. Zapominamy o biblijnej przestrodze: „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami (…). Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi” (Iz 55, 8-9).
Jeszcze raz powtórzę: BÓG JEST NIEZRÓWNANYM PEDAGOGIEM I LEKARZEM WSZYSTKICH. JEŚLI DOPUSZCZA KARĘ, CZYNI TO DLA POPRAWY, OCZYSZCZENIA I NAWRÓCENIA ZAGUBIONYCH WINOWAJCÓW. Fiasko pedagogiczne jest z natury swej nieodłączne od porażki etycznej. Nawet najbardziej sprawiedliwa kara za przestępstwo nie jest sama w sobie sukcesem etycznym. O takim sukcesie można mówić dopiero wtedy, gdy winowajca się nawraca, zmienia swój sposób myślenia i swoje życie. Dopiero wtedy można mówić o rzeczywistych efektach resocjalizacji.
Jakże doniosła jest w tym względzie BIBLIJNA KATEGORIA NAWRÓCENIA, czyli zmiany życiowego nastawienia i sposobu MYŚLENIA PO pewnych negatywnych doświadczeniach (meta-noia, meta-noeō)! Samo wymierzenie kary winnemu i zadanie mu cierpienia może być tylko swego rodzaju sukcesem jurydycznym, ale nie etycznym. Filozofowie sprawiedliwości sądzą, że SKAZANIEC JEST Z DEFINICJI CZŁOWIEKIEM NIE NAWRÓCONYM, POZBAWIONYM POCZUCIA WARTOŚCI, CZY NAWET POCZUCIA DOBRA I ZŁA. Samo zadawanie komuś cierpienia jest czymś nieetycznym. Kara ma służyć przemianie świadomości. Męka wieczna, wykluczająca możliwość nawrócenia byłaby tym bardziej czymś obcym etyce i jej wewnętrznej celowości.
*****
Długa, trzymiesięczna debata powierzona zostaje teraz tym, którzy zechcą do niej spokojnie powrócić i być może wyrazić swoje przekonania. Niech będzie inspiracją do dalszej, własnej refleksji. Ta debata, nie pozbawiona momentów napięcia, to już niepowtarzalna HISTORIA. Może odżywać jedynie w myśleniu tych, którzy jej wiernie i cierpliwie towarzyszyli lub zechcą do niej w swoich refleksjach powrócić. Nie była to debata łatwa. Dlatego często prosiłem o zwolnienie tempa oraz o cierpliwość, za co dzisiaj bardzo dziękuję.
Każdy autentyczny dialog, każda istotna rozmowa – to duchowe wzbogacenie dla każdej z dialogujących stron. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wiedzę i twórcze inspiracje P. Andrzejowi, a także tym, którzy brali czynny udział w dyskusjach.
To było wyzwanie dla nas wszystkich. Życzę pomyślności w refleksji nad wiarą oraz w życiu. Dar istnienia to dar niezrównany i niezwykły. RADOŚĆ I NADZIEJA SĄ NASZĄ SIŁĄ!