Ewolucja obrazu Boga w Starym Przymierzu

Mówienie o braku nawet „ociupinki dobra” w Bogu Starego Testamentu jest niesprawiedliwym i krzywdzącym uogólnieniem. W refleksjach tego uzupełniającego wpisu szukam dobrych i przyjaznych rysów obrazu Boga w Biblii Hebrajskiej. Ten obraz mieni się różnymi kolorami ludzkiej wrażliwości autorów biblijnych. Jest w nim wiele projekcji czysto ludzkich uczuć i wyobrażeń. Jest także wyraźna ewolucja przekonań i poglądów. 

Wielu chrześcijan uważa, że księgi Biblii Hebrajskiej z jej wizją Boga gniewnego i surowego są nie do pogodzenia z nauką Jezusa. Tak sądził już ongiś między innymi Marcjon, kiedy odrzucał „złego Boga” Starego Testamentu. Trzeba wszakże pamiętać, że przesłanie Biblii podlegało ciągłemu rozwojowi. Pierwotne opowieści o dziejach Izraela powstawały pośród prymitywnego jeszcze ludu, pojmującego Boga na sposób plemiennego i gniewnego bóstwa.

Bóg plemienny, obrońca narodu wybranego

Nie sposób pominąć krwawych opowieści o Bogu w księgach historycznych Starego Testamentu. Są to rzeczywiście teksty okrutne i przerażające. Wiele z nich mówi o nakazie Boga, aby Izraelici bezlitośnie tępili podbijaną ludność Kanaanu, zabijając przede wszystkim mężczyzn. Czasem był to nakaz oszczędzenia jedynie kobiet, dzieci i trzód, traktowanych jako łup na wrogach (zob. Pwt 2,31-34; Joz 7,16; 10,40; 20,13-14). Lepszy już wtedy był los kamienia, drzewa lub zwierzęcia niż człowieka! Za nieposłuszeństwo boskim nakazom trzeba było ponieść karę (zob. 1 Sm 15, 3.10-26).

Bibliści wyjaśniają, że są to jedynie późniejsze interpretacje, inspirowane prymitywną jeszcze wizją Boga plemiennego. Trzeba tego rodzaju teksty rozumieć jako swoisty epos stworzony przez człowieka. Wewnętrznie wzburzony Orygenes pisał przed wiekami: „Wstydzę się powiedzieć i przyznać, że Bóg nadał takie prawa. Bo wtedy bardziej szlachetne i bardziej rozumne są prawa ludzkie, na przykład Rzymian, Ateńczyków, Lacedemończyków” (In Leviticum VII,5). Nie rozwodzę się nad tą sprawą, gdyż pisałem już kiedyś w blogu na ten temat.

Nakazy Prawa Mojżeszowego i tablice przykazań stopniowo przygotowywały jednak ludzi w ciągu mijających stuleci – pod wpływem nowych doświadczeń – do przyjęcia bardziej zróżnicowanej i wznioślejszej nauki proroków, a potem Jezusa, który kontynuował ich posłannictwo. Już Psalmista przeczuwał, że „Pan jest łaskawy i miłosierny, nieskory do gniewu i pełen litości. Pan jest dobry dla wszystkich, a Jego miłosierdzie przepełnia wszystko, co stworzył” (Ps 145,8-9). Zachęcał do sławienia takiego Boga: „Wysławiajcie Pana, bo jest dobry, bo Jego łaska trwa na wieki” (Ps 107,1; por. Ps 22,28; 86,9). Myśl ta powraca z wielką sugestywnością w Lamentacjach Jeremiasza: „Nie wyczerpała się litość Pana (JHWH), miłość nie zgasła. Odnawia się ona co rano; ogromna jest Twa wierność” (Lm 3,22-23).

Uważna medytacja nad tekstami Biblii pozwala dostrzec wyraźny POSTĘP W DOJRZEWANIU LUDZKIEJ MYŚLI O BOGU. Autorzy ksiąg późniejszych dokonywali rewizji wcześniejszych poglądów i dopełniali je. Różne wyobrażenia o Bogu w poszczególnych Księgach istnieją obok siebie i NIE PODDAJĄ SIĘ PRÓBOM HARMONIZACJI (widać to także w prezentacji Anny Connolly). W PIERWOTNEJ ŚWIADOMOŚCI LUDZI BYŁ TO BÓG PLEMIENNY, OBROŃCA NARODU WYBRANEGO, gniewny Mściciel (Goel) interweniujący w jego dzieje, karzący i odpłacający za niewierność.

Proces rozumienia pogłębia się w Księgach mądrościowych i prorockich. Umacnia się świadomość, że Najwyższa Istota to Bóg jedyny, który stworzył świat i jest Bogiem wszystkich ludzi. Izraelici zdali sobie sprawę, że On jest wszechobecnym Duchem, nie ograniczonym do jednego miejsca i czasu. Sugeruje to samo hebrajskie słowo „ruah” oznaczające wiatr, tchnienie i ducha.

Bóg-Duch to źródło życia. Jest potrzebny jak powietrze, którym oddychamy, lecz tajemniczy i niewidzialny jak siła wiejącego wiatru. „Kto baczy na wiatr, nie będzie siał, a kto na chmury patrzy, nie będzie zbierał. Jak nie wiesz, którą drogą duch wstępuje w kości, co są w łonie brzemiennej, tak też nie możesz poznać działania Boga, który sprawia wszystko” (Koh 11,4-5). Nic dziwnego, że według IV Ewangelii Jezus mógł mówić do Nikodema, iż „to, co się narodziło z Ducha, jest duchem”, gdyż „wiatr wieje, gdzie chce i słyszysz jego szum, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd odchodzi” (J 3,6.8). Kobieta samarytańska usłyszała przy studni Jakuba jeszcze więcej: „Bóg jest Duchem i Jego czciciele powinni Go czcić w Duchu i prawdzie” (J 4,24).

Bóg jedynie srogi i gniewny?

W Księgach Starego Testamentu często mowa jest o gniewie Boga. Nie należy go pojmować na sposób czysto ludzki jako irracjonalną utratę samokontroli, chęć karania, odpłaty i zemsty. Gniew Boga jest przejawem Jego miłości i troski o los ludzi, aby nie ulegali złu (zwraca na to uwagę Robert Rynkowski, odwołując się do poglądów żydowskiego myśliciela Abrahama J. Heschela). Kiedy grzeszni ludzie nawracają się i zmieniają swoje postępowanie, GNIEW USTAJE, gdyż nie jest wyrazem najgłębszej natury Boga. Nie jest celem sam w sobie, lecz ŚRODKIEM SŁUŻĄCYM UPOMNIENIU I NAWRÓCENIU. Dlatego natychmiast ustaje, gdy ten cel zostaje osiągnięty. Gniew Boga ma zawsze charakter przejściowy, warunkowy, nie destrukcyjny, poddany Jego zbawczej woli: „Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu (…), albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem (…), i nie przychodzę, żeby zatracać” (Oz 11,9).

Tylko miłość Boga jest wieczna. Sytuacja i akt gniewu przemijają. Teksty biblijne pokazują, że GNIEW I MIŁOSIERDZIE BOGA SĄ NIEROZŁĄCZNE. Związek ten znalazł szczególnie mocny wyraz w Księdze Izajasza: „W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan (JHWH), twój Odkupiciel” (Iz 54,8). Stąd zrozumiała jest prośba proroka Habakuka: „Usłyszałem , o Panie, Twoje orędzie, uląkłem się, o Panie, Twego dzieła. (…) W czasie niepokojów pomnij na swą litość!” (Ha 3,2). Kto odważyłby się powiedzieć, że Bóg jest gniewem?

Księga Izajasza ukazuje nie tylko Boga gniewnego i karzącego, ale również jako miłującego Ojca, którego dobroć obejmuje wszystkich ludzi. Prorok przepowiadał, że kiedyś wszyscy ludzie będą oddawać cześć Bogu (zob. Iz 40,3-5). Nastanie trwały pokój w świecie ludzi i w przyrodzie (zob. Iz 11,6-9). Nie będzie już wojen (zob. Iz 2,2-4) i wszyscy cieszyć się będą na końcu czasów obecnością Boga zapraszającego wszystkich na ucztę mesjańską (zob. Iz 25,6).

Niezwykła to obietnica w swoim obrazowym pięknie i uniwersalizmie. To wyraz troski Boga o całość stworzenia! Potrzeba tylko jednego – nawrócenia serca.

„Zedrze On na tej górze zasłonę zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody; raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza (…) I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, Ten, któremu zaufaliśmy, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność; cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!” (Iz 25,7-9).

„Nawróćcie się do Mnie, by się zbawić, wszystkie krańce świata, bo Ja jestem Bogiem, i nikt inny! (…) Tak, przede Mną się zegnie wszelkie kolano, wszelki język na Mnie przysięgać będzie, mówiąc: Jedynie u Pana jest sprawiedliwość i moc. Do Niego przyjdą zawstydzeni wszyscy, którzy się na Niego zżymali” (Iz 45,22-24).

To prawda, że liczne teksty w Piśmie Świętym wywołują obraz Boga jako Sędziego. Mówią o tym różni autorzy biblijni. Będąc tylko ludźmi czuli przed Bogiem brzemię win i ludzkiej niegodności. Widzieli w Nim sprawiedliwego Sędziego w obliczu niesprawiedliwości panującej w świecie. Nie wykluczone, że często mamy do czynienia z projekcją ludzkich uczuć na obraz Boga. Sami czując swoją grzeszność i osądzając siebie chętnie myślimy także o Bogu osądzającym ludzkie czyny. 

Proces dojrzewania i korygowania ludzkiego myślenia o Bogu

Mistrz z Nazaretu ogłosił w Kazaniu na Górze, że nie chce unieważnić Prawa lub Proroków, „ale dopełnić” (Mt 5,17). Uczył ludzi czynienia dobrze. Ukazywał obraz Boga miłosiernego: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny” (Ewangelia Galilejska Q 6,36; Łk 6,36!). TO NIE SAM BÓG SIĘ ZMIENIŁ, LECZ LUDZKA ZDOLNOŚĆ POJMOWANIA GO OSIĄGNĘŁA WYŻSZY STOPIEŃ DOJRZAŁOŚCI. Przyczyniła się do tego Dobra/Radosna Nowina głoszona przez Jezusa.

W świetle całościowego obrazu Pisma BÓG JEST PRZYJAZNY, nie wyrządza nikomu krzywdy. Pragnie tego, co dla człowieka najlepsze i potrafi w pełni urzeczywistnić swoje dobroczynne zamysły. Jest tak bliski i niezbędny jak powietrze, którym oddychamy. Miłuje wszystkich w sposób wręcz zdumiewający. Jak inaczej pojąć wstrząsającą prawdę o wcieleniu, życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa? Wcielenie zespoliło Go na zawsze z ludźmi więzami solidarności głębszej niż się domyślamy i przeczuwamy. Przeświadczenie to stanowi sam rdzeń wiary chrześcijańskiej. Nasze ludzkie losy są zespolone z losem Tego, który będąc Synem Bożym, jak głosi Credo, stał się Człowiekiem. Wszystko to kieruje nasze spojrzenie ku przyszłości i budzi nadzieję na ocalenie wszystkich.

Opierając się na świadectwie Biblii często sławimy miłość, dobroć i miłosierdzie Boga. Wiele wyobrażeń o Nim zdaje się jednak przeczyć istnieniu takiego Boga. Wielu wierzących wyobraża Go sobie jako najwyższego Stróża moralności, który nagradza dobro i karze zło. Gdyby Bóg był tylko takim wszechwiedzącym buchalterem ludzkich czynów, to jaki sens miałoby sławienie Jego dobroci i miłosierdzia?

Zrozumiałe są dlatego reakcje ludzi wrażliwych, którzy potrafią wyrażać swoje współczucie dla grzeszników najbardziej nawet zatraconych w swoim człowieczeństwie. Gdyby to od nich zależało, gotowi byliby przebaczyć, w duchu Ewangelii, największym nawet winowajcom i pragnąć ich zbawienia. Każdy z nich mógłby powiedzieć: „Jeżeli Bóg ma mniej miłości, miłosierdzia i przebaczenia niż człowiek, jeżeli dopuszcza wieczną karę za doczesne winy – to nie chcę mieć nic wspólnego z takim Bogiem!” I nie byłby to Bóg, którego Jezus nazywał Ojcem.

Nie byłby to Bóg proroków, miłujący, sprawiedliwy, gniewający się na krótko i przebaczający, pełen współczucia dla ludzkiej nędzy. Nie byłby to Bóg myślącego chrześcijanina, który jest świadom tego, kto obdarzył go zdolnością myślenia. On sam, nasz Bóg, stale zaprasza do posługiwania się światłem rozumu i wiary: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby były czerwone jak purpura, staną się [białe] jak wełna” (Iz 1,18).

Macierzyńskie oblicze Boga

W świetle wypowiedzi Pisma, Bóg nie jest ani rodzaju męskiego, ani żeńskiego. Przekracza On wszelkie zróżnicowanie płci. Biblia daje wyraz tej transcendencji. Z jednej strony mówi o Bogu jako Ojcu, z drugiej natomiast przypisuje Mu równocześnie pewne rysy macierzyńskie. Ukazuje pewne cechy, które w świecie ludzkim odpowiadają męskości i kobiecości. Bóg objawiony słowami Pisma jest Bogiem czułym i pełnym litości, podobnym zarówno do czułego Ojca (Ps 103,13; Iz 63,16), jak i czułej matki. Głosy proroków są w tym względzie szczególnie wyraźne. Ileż w nich czułych słów, porównań i gestów:

Czy Efraim nie jest dla Mnie drogim synem lub wybranym dzieckiem? Ilekroć bowiem się zwracam przeciw niemu, nieustannie go wspominam. Dlatego się skłaniają ku niemu moje WNĘTRZNOŚCI; muszę mu okazać MIŁOSIERDZIE! (Jr 31,20).

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem (…). Pociągałem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich JAK TEN, CO PODNOSI NIEMOWLĘ – schyliłem się ku niemu i NAKARMIŁEM JE. (…) Jakże cię porzucić, Efraimie, i jak opuścić ciebie, Izraelu? (…) Moje SERCE na to się wzdryga i rozpalają się moje WNĘTRZNOŚCI (Oz 11,1.4.8).

Podobna wyrazistość cechuje również oznaki czułości w wypowiedziach Księgi Izajasza:

Mówił Syjon: „Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał”. Czyż może NIEWIASTA zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach… (Iz 49,14-16). JAK KOGOŚ POCIESZA WŁASNA MATKA, TAK JA WAS POCIESZAĆ BĘDĘ (Iz 66,13).

Niezmiernie charakterystyczne jest porównanie: ”jak własna matka”. Czułość jest szczególną cechą kobiecą. Miłość Boga jest miłością podobną do miłości matki. Pewna zbieżność terminologiczna w starotestamentalnym słownictwie podkreśla ten rys jeszcze wyraźniej. Słowo „rehem oznacza łono matczyne, wnętrzności (rahamim), a równocześnie służy na wyrażenie iście matczynej czułości, tkliwości, dobroci, cierpliwości, wyrozumiałości, miłości i miłosierdzia. Ta szczególna miłość wynika z najgłębszej, pierwotnej bliskości, łączności i więzi, jaka zespala matkę z dzieckiem. Według słów papieża Jana Pawła II, jest „całkowicie darmo dana, niezasłużona” i stanowi „jakąś wewnętrzną konieczność: przymus serca” (Encyklika „Dives in misericordia”, nr 4, przyp.52). „Rahamim Boga jest jakby kobiecą odmianą „hesed”, czyli Jego wierności samemu sobie, posiadającej cechy męskie.

Tak więc, mamy już w Biblii Hebrajskiej szczególną syntezę „antropomorficznej ‘psychologii’ Boga”. Jego miłość jest wierna dzięki ojcowskiej wierności samemu sobie oraz dzięki tajemniczej mocy macierzyństwa. Przejawia się w ratowaniu od niebezpieczeństwa, przebaczaniu grzechów oraz w gotowości spełnienia danych obietnic, pomimo ludzkiej niewierności: „uleczę ich niewierność, szczodrze obdarzę ich miłością, bo gniew mój odwrócił się od nich” (Oz 14,5).

Tę przedziwną syntezę cech widać również w postawie Jezusa, zdolnego do głębokiego współczucia i wzruszenia (zob. Q 11,49-51; 13,34-35; Mk l,41;6,34; Mt 9,36;20,34; Łk 7,13; J 11,33). Nie ma powodów ku temu, aby Boga Starego Testamentu przeciwstawiać w radykalny sposób Bogu Nowego Przymierza.

Drżeć przed Bogiem i miłować Go?

Zdecydowanie dystansuję się od twierdzeń, które wypaczają obraz Boga objawionego w wielu słowach Pisma. Nie chcę myśleć o Nim w sposób graniczący z bluźnierstwem. Dlaczego miałbym oddawać Mu cześć tylko dlatego, że jest wszechmocny? Gdyby był jedynie Bogiem wszechmocnym, a nie Bogiem miłości, sprawiedliwości i miłosierdzia, wówczas należałoby się Go lękać i drżeć przed Nim, a nie miłować Go.

Nazywając Boga „naszym Ojcem” wyznajemy, że jest nieporównanie lepszy od najbardziej idealnych ziemskich rodziców, ojca i matki. Kto ustawicznie, surowo i bez końca karałby swoje dziecko nie słuchając próśb o litość i zmiłowanie, zasługiwałby jako sadysta/-tka na więzienie lub szpital dla umysłowo chorych.

Jak uwierzyć, że Bóg mógłby postępować w taki sposób, który w oczach śmiertelnych ludzi uchodzi za przestępstwo i brak rozumu? Owszem, zdarza się, że w trosce o surowe wychowanie dziecka rodzice sprawiają, że w końcu ucieka ono z domu. I w tym przypadku nie mają wszakże intencji wypędzenia go za zawsze. Pozostaje wciąż nadzieja na pozytywną zmianę relacji po obydwu stronach. Naprawienie zakłóconych relacji jest zawsze możliwe. Trudno wyobrazić sobie tak zatwardziałych we wrogości rodziców, którzy pragnęliby całkowitego zatracenia swojego dziecka z powodu jego złych czynów i nie życzyliby sobie jego nawrócenia i wyzwolenia.

Bóg transcendentny i immanentny

A to już język abstrakcyjny, naukowy, z dziedziny systematycznego myślenia. Teologia mówi od dawna o transcendencji i immanencji Boga. Transcendencja to inność, niedostępność, oddzielenie. Immanencja to bliskość, obecność w ludzkim życiu i dziejach świata. Oto wielki paradoks! Jedna rzeczywistość nie wyklucza drugiej. Kto chciałby widzieć wyłącznie transcendencję lub immanencję Boga, zafałszowywałby tym samym Jego obraz zarysowany na kartach Biblii. Prawda o Bogu wyraża się w antynomii, we współistnieniu i zbieżności przeciwieństw.

Teolog protestancki Paul Tillich widział w Nim stwórczą, przenikającą wszystko „podstawę bytu” (the Ground of Being), źródło istnienia, nieskończoną moc we wszystkim, co istnieje („Systematic Theology”, vol. 2, Chicago 1957). Można bez przesady powiedzieć w ślad za Apostołem Narodów: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). Nasze ludzkie losy nie są Mu obojętne. To On oddziałuje na naszą świadomość i podświadomość w różnych okolicznościach życia. Nie bez powodu nazwany został „Bogiem z nami” (Iz 7,14; 8,8.10). Tajemnica tego zespolenia sięga w eschatyczną przyszłość nowego świata: „Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza (…). Oto nasz Bóg, Ten, któremu zaufaliśmy, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność; cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!” (Iz 24,8-9). I ta końcowa obietnica dla całego stworzenia: „Oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię” (Iz 65,17; zob. 66,22).

Stwórca pragnie relacji opartych na miłości i zaufaniu, a nie na strachu. Lęk paraliżuje wzajemne relacje, czyni człowieka istotą zastraszoną, wewnętrznie skurczoną i niezdolną do twórczej postawy w życiu. Proces dojrzewania ludzkiego myślenia o Bogu, widoczny także w biblijnym zapisie dziejów zbawienia, potwierdza to przekonanie.

W teologii współczesnej różnych wyznań przyjęło się przekonanie, że wszystko istnieje w Bogu, a On jest we wszystkim, co istnieje. Przekonanie to nazwano „pan-en-teizmem” (wszystko w Bogu), w odróżnieniu od panteizmu (wszystko jest Bogiem, Bóg jest wszystkim). Obydwa wyrażenia dzieli głęboka różnica. Bóg jest we wszystkim, a zarazem ponad wszystkim. Nie utożsamia się ze stworzoną rzeczywistością wszechświata. Pan-en-teizm ukazuje sakramentalny charakter wszystkiego, co istnieje. Kontakt z przyrodą może nas zbliżać do Boga i pomagać doświadczyć Jego obecności. Szkoda, że obcując z przyrodą zatracamy obecnie coraz bardziej tę świadomość i to duchowe doświadczenie. Gubi się w nas głębokie wyczucie rytmu życia i jego tajemnicy.

Metodystyczny teolog Kalen Fristad („Destined for Salvation. God’s Promise to Save Everyone”, Kearney, NE 2003 s. 55, 59) pisze o głębokiej rzeczywistości współistnienia Boga razem ze stworzeniami: „the deep with-ness of God” (słowo „with-ness”, owo „bycie razem”, nie daje się wprost przełożyć na język polski). Paradoksalnie Bóg jest „WIELKIM-PONAD POŚRODKU ŻYCIA”, „the Great Beyond in the midst of … life”.

Bóg w świątyni i w przyrodzie

Na koniec kilka słów w tonie osobistego świadectwa. Bliscy duchowo są mi ludzie potrafiący głęboko przeżywać piękno przyrody. Przyszedłem na świat w podlaskiej miejscowości położonej wśród pól, łąk i lasów. Wcześnie zaprzyjaźniłem się z przyrodą i to umiłowanie trwa do dzisiaj. Las nazywam swoim „ósmym sakramentem”. To wielka katedra pełna głosów, fresków i cudów natury. Kocham góry, jeziora, rzeki, łąki, ptaki i zwierzęta, drzewa i kwiaty. Współczuję „wzdychaniu i rodzeniu w bólach” całego stworzenia (Rz 8,22). Współczuję cierpieniu stworzeń, widocznemu gołym okiem (co było wręcz obsesją Jerzego Nowosielskiego).

Jest w nas wszystkich wielkie oczekiwanie na wyzwolenie. Przyroda jest ustawicznym zdumieniem dla mojego umysłu i serca. Może dla wielu jest to jeszcze ostatni „sakrament”, jaki pozostał w zsekularyzowanym świecie, umożliwiający głębokie doświadczenie duchowe.

Wierzę, że za pośrednictwem człowieka niema przyroda sławi Boga i składa Mu dziękczynienie (zob. Ps 8; 19; 29; 33; 93; 95; 98; 104, 148). Istnieje wzajemna WSPÓŁZALEŻNOŚĆ LOSÓW LUDZI I PRZYRODY. „Zaginęła wierność i miłość, i znajomość Boga na ziemi. Przeklinają, kłamią, mordują i kradną, cudzołożą, popełniają gwałty, a zbrodnia idzie za zbrodnią. Dlatego kraj jest okryty żałobą i więdną wszyscy jego mieszkańcy, zarówno zwierz polny, jak ptactwo powietrzne, a nawet ryby morskie marnieją” (Oz 4,1-3). Los przyrody jest ściśle związany z losem ludzi. Złe postępowanie człowieka wyciska swoje niszczycielskie piętno na obliczu całej przyrody (zob. Jr 4,22-26; 23,10; Ez 12,19), zwłaszcza zaś na świecie zwierząt (zob. Jr 36,29; Ez 14,13.17.19.21). Ocalenie jest obietnicą Boga dla wszystkiego, co istnieje: „ocalasz, Panie, ludzi i zwierzęta” (Ps 35,7).

To wymowne świadectwo o Bogu Starego Testamentu. Nie bez powodu Jezus zachęcał, aby przypatrywać się krukom, ptakom, liliom i trawom na polu jako przejawom troski samego Boga o świat i o ludzkie potrzeby życiowe (zob. Q 12, 22-30; Mt 6,26-34).

Bóg jest polifoniczny. Przemawia do człowieka różnymi głosami i na wiele sposobów. Nie ogranicza swej obecności do świątyń i kaplic. Niech wiedzie ludzi na łono natury, aby tam mogli wewnętrznie się odnawiać i odnajdywać zacierający się sens życia! Nie chodzi o to, byśmy stawali się jedynie czcicielami przyrody. Ona jest tylko pośrednikiem, „sakramentem”, widzialnym znakiem Niewidzialnej Obecności. Ludzi głęboko wierzących nie trzeba zachęcać do obcowania z przyrodą. Odnajdują oni Boga zarówno w świątyni jak i w przyrodzie. Kontakt z przyrodą nie zabija w nich potrzeby uczestnictwa w modlitwie i kulcie Kościoła.

Oto kilka refleksji, które stale powracają w mojej pamięci, kiedy myślę o Bogu. Jest w tej refleksji miejsce na udział rozumu i serca.

13 myśli nt. „Ewolucja obrazu Boga w Starym Przymierzu”

  1. Miłość, miłość chłopa do ziemi, miłość polskiego chłopa do ziemi. Nie rozumiałem tego, odczytywałem raczej jako frazes.

    Dotąd zanim sam nie osiadłem na gruncie. Piękno otoczenia, niczym rajski świat. Porządek rzeczy, porządek stworzeń. Pory roku po sobie następujące, jakby zaprogramowana i roślinność i zwierzęta. Ptaszki…
    Takie okoliczności przyrody, w ciszy i spokoju…

    Krew Odkupiciela wsiąknięta w ziemię, w ziemię obiecaną.
    Jakby przeniknęła do jądra ziemi i rozeszła po całości.
    To nie frazes, z tym chłopem; to odpowiedź na Miłość Boga.

  2. Do osobistej zadumy Pana Wojciecha
    dodaję najpierw ZNAMIENNE SŁOWA JEZUSA:

    „Nie lękajcie się, jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Ewangelia Galilejska Q 12,7).
    „Nie bójcie się, znaczycie więcej niż wiele wróbli” (Łk 12,7; zob. Mt 10,31: „Jesteście cenniejsi niż wiele wróbli”).
    Myśl na sama, choć w różnych odmianach widocznych w przekładach.

    A O WRÓBLACH W BIBLII HEBRAJSKIEJ:

    „Nawet wróbel znajduje schronienie, a jaskółka gniazdo dla swoich piskląt u Twoich ołtarzy, Panie Zastępów, Królu mój i Boże” (Ps 84,4).

    Z krokodylem nie pobawisz się jak z wróblem. Stąd pytania:

    „Czy pobawisz się z nim jak z wróblem, czy zwiążesz go dla swych córek?” (Hi 40,29).
    (Przekład Septuaginty: „Że bawić się nim będziesz jak jakąś ptaszyną, że uwiążesz go dla dziecka jak wróbelka?”)

    Człowiek wpadający w zwodniczy czar uwodzicielek podobny do wróbla:

    „jak wróbel, co wpada w sidło, nieświadomy, że idzie o życie” (Prz 7,23).

    A w kontekście o obchodzeniu się z niemądrymi:

    „Jak wróbel spłoszony, jaskółka w locie, tak się nie ziści niesłuszne przekleństwo (Prz 26,2).
    (Przekład Septuaginty: „Jak przelatują górą ptaki, a nawet wróble, tak nieuzasadniona klątwa nie spadnie na nikogo”).

    Sprawy boskie, sprawy ludzkie, wyrażane przy pomocy porównań ze światem skrzydlatym.

  3. Przeczytałem wpis ks. Wacława i jestem zachwycony fragmentami dotyczącymi przyrody. Kruki, lilie i leśne katedry.

    Mnie się one wydają rzeczywiście fascynujące. Miałem całkiem sporo czasu na oglądanie lasu zimą, kiedy wygląda jak obsypany mąką, a innym razem jak jest zamarznięty, jakby zatrzymany w czasie (za każdym razem wyglądał inaczej). Jesienią, kiedy spadają dywany liści dobrze gdzieś posiedzieć w ciszy na pieńku i przyglądnąć się temu, co się dzieje, posłuchać wiatru, pooglądać ile form zarasta las; latem …

    W przyrodzie jest rzeczywiście coś z nieskończoności, jest ona nie do ogarnięcia. Widoczne jest to w najdrobniejszych szczegółach. W igłach lodowych na tysiącach gałązek. W czapkach śnieżnych przykrywających drzewa. W wodzie spływającej po kamieniach. W drobnych listeczkach, których muszą być miliony.

    Tym razem, zimą, znalazłem zupełnie przypadkowo, wpadając w nie, jakieś przedziwne twory lodowe, które wyrosły na ścieżce, jak rośliny. Nie wiem w jaki sposób powstały. Jest w tym jakaś tajemnica. Pną się do góry na dziesięć centymetrów z zamarzniętej, błotnistej ścieżki, jakby chciały gdzieś sięgnąć. Ja już je widziałem, jak były. Ale one musiały tam rosnąć. Było ich może z kilka setek, może parę tysięcy. Tylko w jednym miejscu. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Pokazywałem je komuś i razem przyglądaliśmy się z dużymi oczami.

    Latem przyglądałem się małym, pasiastym muszkom, które latały w górach wokół mojej ręki. Zwykle się je odgania po prostu i żyje dalej, ale kiedy się im bliżej przyjrzeć, można się zdziwić. Przy silnym wietrze, te małe istoty poruszały swoimi płaszczyznami z kilkaset razy na sekundę, obierając odpowiednie tory lotu, albo zawisając w powietrzu. Żeby skręcić, co łatwo sobie wyobrazić, muszą one zmieniać sposób poruszania jedną z płaszczyzn. A przecież potrafią okrążyć rękę, jak planety po orbitach, żeby zatrzymać się nad palcem.

    Widziałem jak bawią się ptaki na skałce w Dolinie Chochołowskiej z wiatrem. Albo jak z roztopionego śniegu wzbijają się pąki, maczugi, stożki. Jak ktoś jadł jeżyny wie jakie są dobre i jak miło natrafić na krzewy na polanie. Grzyby to cud, nad cuda. Tylko proponuję ich nie jeść jak jeżyn. A małe, ledwo widoczne płatki śniegu można nawet usłyszeć, jeżeli ktoś ma trochę cierpliwości i na tyle komfortu, że znajdzie chwilę na ciszę.

    Przez długi czas przyroda była dla mnie rzeczywiście jedynym sakramentem, który coś budził duchowego w moim wnętrzu.

    Bardzo ciekawy tekst. Przyjemnie mi się go czytało. Nigdy nie słyszałem o pan-en-teizmie. Znowu się czegoś nauczyłem.

  4. Ojcze Profesorze; piękny jest cały tekst, bardzo rzeczowo pokazujący Ewolucję Obrazu Boga ST. Takiego rozeznania nam trzeba, i osobiście dziękuję.

    A co do odpowiedzi na moją osobistą refleksję; Kapitalnie dobrane, do mnie pasujące cytaty porównań…
    Pozdrawiam serdecznie;

  5. Można oczywiście użyć słowa „ewolucja” do przeskoku od obrazu Boga St do NT. Ale mnie się wydaje, ze Jezus zrobił raczej rewolucję. Ewolucja zakłada stopniowe zmiany, z pewnymi elementami starymi, innymi nowymi. Jednak biorąc pod uwagę proporcje „złego Boga” do dobrego w ST, to jednak koncepcja Jezusa była rewolucją! Oczywiście zgadzam się też ze słowem „projekcja”. Wydaje mi się również, że powstaje tu mała jakby sprzeczność z natchnieniem Pisma, o ile ja je dobrze rozumiem. Słowo Boga to jakże często słowo człowieka. Jestem za projekcją, nawet jeśli miałaby ona częściowo wymazywać natchnienie.

  6. Napisałem w swoim tekście: „Mistrz z Nazaretu ogłosił w Kazaniu na Górze, że nie chce unieważnić Prawa lub Proroków, ‘ale dopełnić’” (Mt 5,17). To słowo jest dla mnie miarodajne: „DOPEŁNIĆ”. Warto przeczytać uważnie następne wersety (Mt 5,18-19).

    I myślę, że Jezus „rewolucyjnie” wcale nie zerwał z wizją „Boga proroków”. Kontynuował ich nauczanie, dopełniał. Nie zerwał przecież z obrazem takiego Boga, który potrafi miłować jak matka, być sprawiedliwie miłosiernym, gniewającym się na krótko, nawołującym do nawrócenia i przebaczającym, pełnym współczucia dla ludzkiej nędzy.

    O „rewolucji” można by chyba mówić jedynie w stosunku do prymitywnego jeszcze ludu i jego wizji Boga plemiennego. Boga, który nakazywał rzucać klątwę (cherem) na oblegane osiedla Kananejczyków i mordować ludzi. Jak się to miało do przykazania „Nie zabijaj!”?

    Wiele zależy od sposobu rozumienia terminów i kontekstów historycznych. Chodzi o jedno małe „r” – r/ewolucja. Nie upieram się przy swoim odczuciu.

  7. BÓG ŚWIATA PRZYRODY

    Pod koniec miesiąca powracam jeszcze myślą do osobistych refleksji Tomka, zrodzonych w obcowaniu z przyrodą. Bóg Pierwszego Przymierza i Nowego Przymierza jest Bogiem nie tylko ludzkości, ale także całego świata przyrody. Nie wolno jej traktować jedynie jako sceny, na której rozgrywa się dramat ludzkich dziejów. Nie należy myśleć jedynie o zbawieniu ludzkości, zapominając o kosmicznych konsekwencjach zbawienia. Cała przyroda ma także swoją własną wartość. Do niej także ostateczna przyszłość należy.

    Człowiek jest istotą bardzo młodą. Ewolucja kosmosu trwa około czternastu miliardów lat. Przez ponad 99% swej historii kosmos ewoluował bez obecności świadomego obserwatora. Istota, którą nazywamy człowiekiem (homo sapiens) pojawiła się bardzo późno (ok. sto tysięcy lat temu; tzw. Ewa mitochondrialna ok. 200 tysięcy). Czy zniknie ze sceny istnienia równie szybko?

    Już wiadomo, że życie na naszej planecie nie będzie trwało wiecznie. Nieuchronna zagłada nastąpi najpóźniej za kilka miliardów lat wskutek przyczyn natury kosmicznej, wynikających z procesów jądrowych we wnętrzu gwiazd. Chodzi przede wszystkim o życiodajne Słońce, w którego wnętrzu stopniowo ubywa wodoru. Paliwo termojądrowe wyczerpie się w Słońcu za około siedem lub osiem miliardów lat, wskutek czego skurczy się ono do rozmiarów małej gwiazdy, wokół której zapanuje kosmiczny chłód. Ze słońca pozostanie jedynie wypalony gwiezdny wrak, zwany „czarnym karłem”. System słoneczny zostanie zniszczony. W ciągu dalszych miliardów lat taki los czeka większość gwiazd. Niektóre po wygaśnięciu zmienią się w gwiazdy neutronowe albo w tzw. czarne dziury pochłaniające promieniowanie, gazy i wypalone gwiazdy. Niektórzy przypuszczają, iż w końcu pozostanie tylko niezmierzony ogrom promieniowania. Nie wiemy do tej pory, czy życie jest w wielkim Wszechświecie zjawiskiem aż tak bardzo rzadkim jak dotąd powszechnie sądzono.

    Zamyśliłem się kiedyś nad tymi sprawami, obserwując po deszczu krople na listkach krzewów, kiedy znowu wyjrzało życiodajne Słońce. Mój wzrok skupił się na jednej z tych kropli. Mieniła się kolorami jak bezcenna perła. Coś wspaniałego! Wystarczyło przyglądać się jej za każdym razem z innej strony i pod innym kątem. Stałem oczarowany jej ulotnym pięknem. Bardzo ulotnym! Niebawem wyschnie i wyparuje. Zniknie żywa gra kolorów. Pryśnie cud wody i światła, cud ulotnego istnienia małej kropli deszczu…

    BÓG UKRYWAJĄCY SWOJE OBLICZE

    Warto się czasem tak zadumać. Inaczej patrzy się wówczas na obecność Boga w krótkich dziejach Jego objawiania się w Pierwszym i Nowym Przymierzu. Jakże to krótkie dzieje w porównaniu z historią wszechświata! Ale i one świadczą o powolnym przedzieraniu się ludzkiego ducha ku niepojętej tajemnicy ukrywającego się Boga. Tak, ukrywającego się – jak przekonywał Abraham J. Heschel – a nie „Boga ukrytego”, jak podają nasze tłumaczenia tekstu Iz 45,15. Nie wszystko zostało nam powiedziane.

    Być może dlatego zachwyciłem się przed laty jednym z wierszy JANA KASPROWICZA w „Księdze ubogich”. Poeta lepiej dostrzega blaski i cienie świata. Odczytuje proste i czytelne znaki niewidzialnej Obecności.

    Oto kilka strof, które dają do myślenia i uczą uważności.

    Tą samą chodzę drogą,
    Ścieżkami tymi samemi,
    Lata mnie spędzić nie mogą
    Z mej udeptanej ziemi.
    (…)

    Tu, patrząc na latorośle,
    Na świeże gałązek końce,
    Szept, bywa, ku górze poślę:
    „O, Tworzycielu, słońce!”
    (…)

    Tu spod mych stóp się wyrywa
    Młodzieńcze kwiecie poziomki,
    Tam leży gałąź krzywa –
    Odłamał cios ją gromki.

    Odłamał zeszłego lata:
    Pamiętam dobrze tę burzę
    I z tajemnicą świata
    Chodzić się dalej nie nużę.

    Nie nużę się chodzić dalej
    Po jednej tej samej drodze:
    Znam, czego nie poznali
    Pospiesznych kroków wodze.

    TA JEDNA LICHA DRZEWINA –
    NIE TRZEBA DĘBÓW TYSIĘCY! –
    Z SZEPTEM SIĘ KU MNIE PRZEGINA:
    „JEST BÓG I CZEGOŻ CI WIĘCEJ?!”
    (…)

    ___________________________

    ***
    Takiej wiosennej, pogodnej zadumy Wszystkim serdecznie życzę. Na dłuższy okres czasu wycofuję się z Kleofasa. Na inne ścieżki teologicznej refleksji prowadzi mnie życie.

  8. Moje psie niebo

    Dokąd idą psy gdy odchodzą?
    No bo jeśli nie idą do nieba,
    to przepraszam Cię, Panie Boże,
    mnie gościny tam też nie potrzeba.

    Ja poproszę na inny przystanek –
    tam gdzie merda stado ogonów.
    Zrezygnuję z anielskich chórów
    tudzież innych nagród nieboskłonu.

    W moim niebie będą miękkie sierści,
    nosy, łapy, ogony i kły.
    W moim niebie będę znowu głaskać
    wszystkie moje pożegnane psy.

    Barbara Borzymowska

  9. Dzień dobry,

    Przeczytałem z dużą przyjemnością – jak zawsze – tekst o. Wacława, ale także – z dużym poczuciem zrozumienia – wpis Anny Connolly. Po zestawieniu obu refleksji nurtuje mnie jedna myśl, zapewne dosyć naiwna, ale chyba jednak istotna – jaki ostatecznie jest Bóg ST? Czy przekaz Biblii można w ogóle w jakimkolwiek stopniu zobiektywizować? Czy też wszystko zależy od tego, kto czyta i jaki obraz Boga „wkłada” w lekturę, wybierając czy uznając za ważniejsze te fragmenty, które odpowiadają wcześniej przyjętym założeniom. Jednak różnica między ewolucją a rewolucją jest dosyć znacząca, szczególnie jeżeli dotyczy obrazu Boga, który rzutuje na całe nasze życie.

    Bóg ukrywając swoje oblicze pozostawia nas jednak w dosyć trudnej sytuacji. Nie wiemy dlaczego się ukrywa, czy to Jego wybór, który mógł być inny, czy też jest to granica możliwości poznawczych płynąca między skończonym i nieskończonym. Niemniej w efekcie wiara w niepoznawalnego Boga wydaje się być bardzo bliska niewiary w „poznawalnego”, czyli w konkretny wariant pozytywny. Tak rozumiem np. podejście o. Wacława to tych fragmentów ST, które Anna Connolly – odczytane dosłownie – odrzuca swoją niewiarą, wzmocnioną własną interpretacją NT.

    Serdeczne pozdrowienia,
    Maciej

  10. Ale czy wszystkie nasze interpretacje nie są subiektywne? Ja nie jestem naukowcem, który zmierza do obiektywizmu. Więcej, uważam, że ktoś zaangażowany duchowo w sprawy teologii nie powinien być obiektywny. Ja czytam ST i na podstawie proporcji pewnych treści doznaję określonych emocji, intuicji, wzruszeń, oburzenia, zdziwienia, itp. Widzę, że nie wszyscy zawsze w ST wyznają ten sam obraz Boga, ale jeden dominujący rzuca się w oczy. Nie tylko mnie. Nie wiem, być może ktoś inny czytając ST nie doznaje tych emocji i oburzenia. Ale skoro dla mnie są to kwestie największej życiowej wagi, to się nimi głęboko przejmuję. Po wtóre, obraz Boga w wersji Jezusa jest zdecydowanie inny. Oczywiście znów może to moje subiektywne odczucie, ale naprawdę myślę, że ktoś, kto przeczytał tylko NT , a nie ma pojęcia o ST, nie wydedukowałby z Boga NT takiego Boga, o jakim mówi ST.

  11. Oczywiście jest podejście, że należy pewne teksty ST traktować alegorycznie. Cytat z książki Ks. Hryniewicza „Swiadkowie wielkiej nadziei”, pisze Izaak z Niniwy: „Jest dla nas czymś całkowicie odrażającym, żebyśmy mieli wyobrażać sobie, iż gniew, zazdrość lub im podobne mają coś wspólnego z naturą Bożą: nikt o zdrowym umyśle, nikt kto ma jakieś zrozumienie, nie mogłby dojść do takiego szaleństwa, aby myśleć coś takiego o Bogu. Nie możemy też powiedzieć, że On tak postępuje z powodu odpłaty, choć nawet Pisma mogą to zakładać na zewnętrznej powierzchni. Nawet pomyśleć to o Bogu i uważać, że istnieje u Niego odpłata za złe czyny jest rzeczą wstrętną”.
    Zatem należy zejść pod powierzchnię tekstu, który mówi, że Bóg pała gniewem etc. I z tej głebi ma wyniknąć Bóg miłosierny. Ale ja czytam to w kółko i nie mogę przedostać się pod powierzchnię, aby tam zobaczyć coś innego. Izaak uważa, że myśleć tak o Bogu jest rzeczą wstrętną i ja się z tym zgadzam. Ale u mnie nie wynika to z wgłębienia się w ukryte znaczenie Pisma, ale z własnej intuicji. Pismo pozostaje dla mnie dosłowne w wielu momentach ST. Jak to zrobił Izaak, że tak umiał wniknąć pod powierzchnię przerażających słów i zobaczyć miłosiernego Boga jest dla mnie tajemnicą.
    A więc moja intuicja sprzeciwia się literze Pisma.

  12. Trudno się z Panią nie zgodzić. Osobiście mam duży kłopot z wieloma księgami i fragmentami biblijnymi właśnie z tego powodu, że muszę poszukiwać wykwintnych interpretacji, by bronić w sobie obrazu dobrego Boga. Nierzadko taka (nad)interpretacja wydaje mi się jednak mocno naciągana. Pięknie mówił Izaak Syryjczyk, ale jaką pozycję zajmuje on w teologii katolickiej czy w katechezie? Można przytoczyć dziesiątki innych „pierwszoligowych” teologów czy świętych, od Augustyna po Faustynę, którzy mówili rzeczy dokładnie odwrotne i bez trudu godzili obraz Boga z karą czy cierpieniem ludzi, i to w wymiarze ostatecznym, wiecznym. Ale nie to trapi mnie najmocniej. Jeżeli bowiem jest tak, że najważniejszym kryterium w naszych poszukiwaniach Boga jest intuicja, jakieś subiektywne przekonanie o tym, że Bóg jest taki czy inny, to może jednak mistrzowie podejrzeń (Feuerbach, Freud) mieli rację mówiąc, że my jedynie projektujemy swoje wyobrażenia czy pragnienia i ostatecznie wierzymy w to, w co chcemy wierzyć. Czy dla zwykłej uczciwości nie powinniśmy, choćby czasami, w trakcie lektury ST poddać w wątpliwość swoje wyobrażenia o dobrym Bogu i zastanowić się, że może jednak te mroczne teksty z Jeremiasza czy Izajasza także mówią prawdę, przynajmniej w jakimś stopniu?

  13. Dotyka Pan tu ważnej kwestii: na ile obiektywny jest obraz Boga w Biblii. Tzn na ile odpowiada on jakiejś istniejącej, jak zakładamy, Boskiej rzeczywistości transcendentnej. Może być tak, że ta rzeczywistość naprawdę istnieje, jakoś objawia się ludziom poprzez pewną intuicję, a oni próbują ją jakoś opisać, lepiej lub gorzej. Wtedy mamy w Biblii opis czegoś rzeczywiście doświadczonego przez ludzi. Np. Mojżeszowi Bóg objawił się w krzaku płonącym, na górze Horeb etc. On to opisał zgodnie ze swoim postrzeganiem świata, na kamiennych tablicach. Doświadczenie Mojżesza poprzedzało jego opis. Opis był subiektywny i uzależniony od czynników społecznych, psychologicznych etc. Jednak cała pełna rzeczywistość jego doświadczenia nie została w tym opisie oddana. Doświadczenie przekraczało ten opis. Podobnie z prorokami i pisarzami, którzy pisali ST.
    Można też myśleć ta, że tz boska rzeczywistość wcale nie istnieje, a ludzie opowiadają o Bogu to, co im przyjdzie do głowy, np w celach manipulacji ludem.
    Ja myślę, że ta rzeczywistość duchowa jednak istnieje, a my próbujemy ją opisać. Jednemu objawia się tak, innemu inaczej i stąd te różnice w opisach. Nie tylko w samej Biblii, ale też różnice międzyreligijne.
    Co do Pana sugestii, że być może stoi jakaś mroczna prawda za tymi opisami, to się zgadzam. Coś tam musi być straszliwego w tej duchowej dziedzinie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *