Archiwa tagu: Pastores

Pastores nr 69 – czyli o pogoni za horyzontem

Redaktor naczelny Pastores, ksiądz Mirosław Cholewa, wskazuje we wstępie do kolejnego numeru kwartalnika, że jedność uczniów jest najgłębszym pragnieniem Chrystusa. Czy zatem wiernym wypada się temu pragnieniu przeciwstawiać? A czasami można odnieść wrażenie, że uważamy, że jest to jedynie zachcianka, kaprys, naszego Nauczyciela, a sami wiemy o wiele lepiej jak powinny układać się relacje chrześcijanin-chrześcijanin.

Na szczęście kolejny (niemalże jubileuszowy numer) pisma daje nam mocną dawkę leku przeciwko takim urojeniom. Bowiem lekarstwem na brak jedności jest sam Jezus Chrystus – nie chodzi o tłumne, bądź kameralne, konferencje, nie chodzi o książki, referaty czy jeszcze inne narzędzia. Chodzi o to by dążyć do Tego, który jest Prawda i Jednością.

Ciekawą propozycja jest kilka tekstów dających czytelnikowi perspektywę teologiczną. Peter Kreeft, katolicki teolog, wskazuje że jak do tej pory wskazywano szereg sposobów na zjednoczenie chrześcijan, które niestety nie przyniosły oczekiwanych rezultatów:

„a) rozsądne kompromisy; b) zrozumienie i edukacja: nadzieja na odkrycie, że w rzeczywistości nie ma między nami niezgody, że tak naprawdę mówimy to samo innymi słowami i po prostu źle się rozumiemy; c) przeżycie mistyczne: jeśli będziemy je mieli, zrozumiemy, że poprzedni punkt jest prawdziwy; d) tolerancja: jakby dwustronny pakt o nieagresji. Dlaczego nie może my po prostu żyć ze sobą w zgodzie?; e) subiektywizm: zredukowanie Prawdy do „mojej prawdy”, „twojej prawdy” albo „naszej prawdy”; f) sceptycyzm: przecież prawdy i tak nikt nie zna; g) racjonalna dyskusja: może potrafimy przekonać się nawzajem jak w naukowym laboratorium; h) mglisty optymizm: jak Micawber u Dickensa2: „Coś się nadarzy!”; i) tymczasowe, taktyczne i prag­matyczne przymierze w walce ze wspólnym wrogiem: ekumeniczny dżihad – dobry, ale niewystarczający” (s. 7-8)

Ten brak powodzenia wskazuje, że wciąż niemożliwa jest jedność chrześcijan i autor stawia podstawowe pytanie: dlaczego? Dlaczego Bóg nie powoduje owej wymarzonej przez Swego Syna Jedności. Otóż – najkrócej ujmując, mając jednocześnie świadomość, ze skróty myślowe mogą mylić – dialog ekumeniczny jest szansą na nawrócenie. On może na przykład doprowadzić protestantów do życia sakramentalnego, ale nasz katolików do Ewangelii.

„Wydaje mi się, że ta ekumeniczna jedność musi zaczekać, dopóki Chrystus obecny w protestantach i Chrystus obecny w katolikach nie spotkają się ze sobą. To znaczy, dopóki jedni i dru­dzy nie zobaczą tego samego Chrystusa, dopóki nie osiągną czegoś, co można by nazwać „ewangeliczną bliskością”. I dopóki nie zaczną wyraźniej dostrzegać Chrystusa w sobie nawzajem. To samo dotyczy Cerkwi prawosławnych. Muszą zobaczyć pięk­no i uwielbienie Chrystusa w nas, jeśli zjednoczenie nie ma być jakimś rozwodnieniem chrześcijaństwa.” (s. 17)

Z nieco innej perspektywy pisze do na biskup Zbigniew Kiernikowski, autor proponuje nam spojrzenie na kwestię jedności z perspektywy paschalnej. Historia ludzkości jest historią podziału i prób jego przezwyciężenia. Doskonałym przykładem jest próba zbudowania wieży Babel opisanej księdze Genesis. Jednakże wszelkie próby odbudowania jedności oparte jedynie na ludzkich siłach nie maja szans powodzenia. Dojście do pełnej jedności jest możliwe jedynie na dorsze paschalnej. Bowiem tylko ofiara Chrystusa przełamała pierwszy i podstawowy rozdział jakim jest spowodowane przez grzech pierworodny oddzielnie stworzenia od Stwórcy. Zatem nasze ekumeniczne wysiłki muszą być – tak jak cała chrześcijańska droga –  oparte na naśladownictwie Mesjasza.

Jeszcze inne ujęcie problemu proponuje nam wybitny patrolog, ksiądz Edward Staniek.

Geniusze kolejnych wieków na swój sposób ujmują jedność Kościoła, zawsze pochylając się nad nią jako nad wielką tajem­nicą i cudem, który jest dziełem Boga i istot wolnych. Kto zacie­śnia Kościół jedynie do samych ludzi i widzi tylko jego ziemską historię, liczącą zaledwie dwa tysiące lat, ten niewiele o jego jedności wie. Jezus wyraźnie oddał jedność Kościoła w dłonie swego Ojca i prosił, aby ta jedność była taką, jaka istnieje między Nim i Ojcem. On zatem sam potraktował ją jako cud, który jest dziełem Ojca niebieskiego. (s. 43)

Historia Kościoła jest tak naprawdę historią nieustannego rozrywania jedności chrześcijan i walki o jej przywrócenie. Rozkład i rozejście powodowane są poprzez odejście od Objawienia i przekazywanej przez nie prawdy. Dlatego też walka o jedność musi być walka o prawdę.

Z kolei ksiądz Piotr Mazurkiewicz, podejmuje ciekawy i trudny temat problemu rozwoju doktryny. Kiedy mamy do czynienia z autentycznym rozpoznaniem prawdy ujawnionej w kontekście zmieniających się czasów, a kiedy jest to zwykłe nowinkarstwo.

Są sprawy, które wymagają zmiany. Aby zaś do niej się zabrać, konieczna jest diagnoza. Nieskuteczność bowiem może być skutkiem zarówno nadmierne­go dogmatyzmu w podejściu do tradycyjnych metod duszpasterskich, jak i niewystarczającej konsekwencji w ich realizacji. Mówiąc inaczej, błąd w duszpasterstwie może polegać zarówno na nadmiernym rygoryzmie, jak i na nadmiernym laksyzmie. (s. 45)

Z kolei ksiądz Mirosław Cholewa wskazuje na problem swoistej „duchowej ekologii”, grzechy jednostek powodują rozpad jedności. Możemy także rozpoznać grzechy, które skierowane są wprost przeciwko budowie wspólnoty. Pierwszym – i chyba podstawowym – jest pragnienie nawracania innych, z pominięciem siebie.

Chrześcijaństwo ma „duchowość wcielenia” – Pan Bóg daje nam żyć z tymi braćmi i tymi przełożonymi, w tym konkretnym miejscu, abyśmy mogli dojrzewać w świętości. Fak­tycznie jednak, gdy brakuje jedności z Jezusem, będzie brakowało jedności z braćmi. (s.53)

Autor wskazuje szereg innych grzechów przeciwko jedności we wspólnocie: zacięta rywalizacja, nieszczerość, obmowa czy bark przebaczenia, to tylko niektóre z nich. Tekst ciekawy i dający ciekawe pole do przemyśleń w skali zarówno mikro jak i makro. Od wspólnoty rodzinnej, poprzez zakonna czy diecezjalna poprzez oikumene chrześcijan całego świata.

Ksiądz Robert Skrzypczak stawia nas wobec kolejnej arcyciekawej zagadki, czyli zagadnienia czy spontaniczność jest gwarancją autentyczności. Sposobem na jej rozwiązanie jest powrót do tekstów Karola Wojtyły. Włączając się w spory wokół soborowe dał zapowiedź swojej późniejszej, już papieskiej, metody duszpasterstwa młodych. Zasadnicza odpowiedzią jaką stara się nam przekazać biskup krakowski, a następnie biskup rzymski, jest świadectwo życia, które jest syntezą autentyczności i prawdy.

Jest to postawa przeciwstawiająca się powszechnemu mniemaniu oraz częstej wśród psychologów i filozofów opinii, ze autentyczność musi pochodzić z wnętrza. Wszelka zewnętrzna presja jest zaprzeczeniem autentyczności i gwałtem na woli ludzkiej.

Z psychologicznego punktu widzenia człowiek jest autentycz­ny nie tylko w momencie osiągnięcia wewnętrznego zintegrowa­nia zamiarów i postaw, ale również w samym szczerym dążeniu do tego. Authentes w języku greckim oznacza sprawcę, władcę, działającego własnoręcznie. Chodzi więc o pewną oryginalność i szczerość w postępowaniu, której zagraża i sprzeniewierza się zakłamanie, odgrywanie cudzej roli bądź przypisywanie sobie nie swoich zasług (jak i defektów). W starożytnym rozumieniu autentyczności zawierało się bycie mistrzem, autorem, bądź podążanie za nim. Stąd św. Klemens Aleksandryjski mówił o „au­tentycznej drodze chrześcijanina idącego za Chrystusem”, przy założeniu, że chodzi o Chrystusa żyjącego w chrześcijaninie, o zinterioryzowany model życia. (s.67-66)

Warto zatem, za autorem artykułu wskazać, że warunkiem autentyczności nie jest bynajmniej spontaniczność i wolność od wszelakiego zewnętrznego wpływu. Jest nim zgodność postawy ludzkiej z prawdą. A tylko taka postawa może stanowić świadectwo.

Bardzo ciekawą propozycją ze strony redakcji kwartalnika jest próba odpowiedzi na zgorszenie podziału. Podawane w poszczególnych tekstach możliwości wskazują, że działanie na rzezc jedności nie polega jedynie, ani przede wszystkim, na konferencjach i publikacjach. Wywiad z Etienne i Estelle Hebert, małżeństwem misjonarzy z Rwandy, ukazuje nam jak jeszcze wiele my chrześcijanie mamy do zrobienia na całym świecie. Udział świeckich w misji Kościoła na całym świecie jest wciąż wielkim wyzwaniem.

Z kolei tekst Siostry Edith, Krzysztofa Wonsa SDS, oraz Stanisława Przepierskiego OP, poświęcone modlitwie wskazują jak bardzo ważnym elementem naszego życia eklezjalnego jest duchowość. Nie są to wszystkie teksty sześćdziesiątego dziewiątego numeru Pastores, i te pominięte nie są bynajmniej nieistotne i nieciekawe. Brak czasu i miejsca jedynie stoją na Dorze ich omówienia i wymienienia.

Na zakończenie omawiania tego numeru chciałbym wskazać ciekawy i ważny tekst Grzegorza Gregera, biskupa pomocniczego diecezji bielsko-żywiec­kiej. Coraz powszechniejszy obyczaj kremacji stawia nas wobec pytania o posługę sakramentaliów pogrzebowych. Okazuje się, że dokumenty nie dają kapłanom i wiernym jasnej i jednoznacznej odpowiedzi tego obyczaju. A cała sytuacja jest bardzo trudna i delikatna. Z jednej strony mamy nauczenie Kościoła i tradycję, z drugiej strony stykamy się z bólem wiernych. Dodajmy także że nie tylko z bólem ale i brakiem podstawowej wiedzy o przepisach kościelnych, także bardzo często brakiem wiary lub wiara mało pogłębioną. Tekst biskupa Gregera może być doskonałą pomocą dla księży w tej – niełatwej sprawie.

 

 

Strajk na watykańskim wzgórzu, czyli do czego służy zakonnica?

Oczywiście humoreska o strajku zakonników (warto zwrócić uwagę przez kogo zainspirowanego) w Państwie Kościelnym robi wrażenie. Szczególnie spodobał mi się fragment o piorunach bijących w gmachy Citta del Vaticano, gdyż siostry nieustannie modlące się o Bożą opiekę zaprzestały swej misji. Ale oczywiście – choć zabawny – jest to pomysł sztampowy i jednostronny. Miałem już przed oczyma kilka filmów i książek traktujących o strajkach „niezauważalnych”, których brak doprowadzał rodziny czy społeczności do upadku. Zatem nic nowego. A sprowadzenie zakonów do jedynie funkcji usługowej raziłoby jednostronnością.

Użyłem trybu przypuszczającego ponieważ redagujący 68 numer kwartalnika PASTORES – zatytułowany: O (nie)zbędności zakonów – zamieścili te opowiadanie jako pewien haczyk, wciągający czytelnika, lecz teksty zawarte w całym numerze na szczęście pokazują całe (?) spectrum problemów związanych z życiem konsekrowanym. Zaznacza to we wstępie do numeru ks. Wojciech Bartkowicz:

Jak ma się jednak ów radykalizm [życia konsekrowanego – JG] do obecnego etapu życia Winnicy Pańskiej? Pragnienie wypłynięcia na głębię pojawiało się w Kościele z większą mocą, gdy rzeka historii chrześcijaństwa rozlewała się szeroko i spłycał się jej nurt. Czy żyjemy w takich właśnie czasach? Czy też przeciwnie: armia Pana, jak wojsko Gedeona, zmniejszyła swą liczebność, lecz zwiększyła się jednocześnie jej jakość – wszyscy chrześcijanie powoli odkrywają, że radykalizm ewangeliczny przestaje być luksusem, gdyż bez niego nie obronimy naszej wierności Mistrzowi?

Zasadniczą odpowiedzią na pytania „po co są?” i „kim są?” osoby konsekrowane jest kilka zawartych w numerze tekstów. Jako pierwszy chciałbym wymienić artykuł dominikanina Jacka Salija, Śluby naprawdę wieczyste!. Jak to się dzieje, że obecnie tak łatwo uzyskać zwolnienie ze ślubów wieczystych – bo przecież wymówka „toć to nie sakrament” jest płaska i banalna. Czym są śluby, które w gruncie rzeczy są mocnym widzialnym znakiem pozwalającym określić, że ktoś jest „osobą konsekrowaną”?

Dominikanin wskazuje, że bardzo często przyczyną łatwego porzucania życia zakonnego jest zły przykład, że robią to dlatego, że uczynił to ktoś inny.

Zapewne dlatego, ażeby osobom, które po odejściu z zakonu często już rozpoczęły życie świeckie, nie zamykać dostępu do sakramentów i w ten sposób ratować ich wieź z Chrystusem.

Ale przecież faktem jest również, że ubocznym rezultatem tej łagodności Kościoła jest pojawienie się błędnego przekonania, jakoby wycofanie się ze złożonych ślubów było czymś bez większego duchowego znaczenia.

Śluby wieczyste są przede wszystkim oddaniem się w całości na własność wszechmogącemu Bogu (jak napisał papież Grzegorz)  – czy łamiąc takie śluby, a nawet dyspensując od nich, nie widzimy poważnego nieporządku moralnego jaki rodzi ta sytuacja?

Ale nie jest to jedyny tekst tłumaczący te zagadnienie, warto zwrócić uwagę na artykuł Tomasza Sekulskiego MIC, Skąd się biorą zakony?. Autor bardzo ciekawie odpowiada na dwa istotne pytania: jak powstają zakony i w jaki sposób może dojść do zakończenia ich działania. Szeroka wiedza, zarówno historyczna, jak i teologiczna, jaką prezentuje autor pozwala nam na zaufanie do jego diagnozy. A twierdzi on zdecydowanie i wyraźnie  – sens życia zakonnego wynika z jego łączności z Kościołem. Jeżeli zakon nie znajduje się (duchowo) w sercu Kościoła – więdnie.

Ciekawym dopowiedzeniem jest artykuł siostry Teresy Paszkowskiej SNMPN, Nie roztrwonić życia duchowego, w którym wskazana jest istotne różnica pomiędzy radykalizmem życia chrześcijańskiego, a fanatyzmem.

Wreszcie trzeba wskazać wywiad z s. Leticją Niemczurą CSSJ i Pawłem Naumowiczem MIC, Klasztor to nie hotel. Rozmowa z przełożonymi zakonów odwołująca się – jakże by inaczej – do trwającego Roku Życia Konsekrowanego sporo tłumaczy. Życie wspólnoty z punktu widzenia przełożonego zdaje się być zupełnie odmienne od tego widzianego z zewnątrz. I kiedy zadajemy sobie pytanie po co w zakonach władza, przełożeni to właśnie tytuł wywiadu jest najlepszą odpowiedzią. Przełożeni musza pilnować aby klasztory nie zamieniły się w noclegownie odizolowanych od siebie singli. Życie zakonne polega na realizowaniu pewnego charyzmatu, pewnego celu  życiowego. I ktoś musi nam nieustannie o tym przypominać. Oczywiście nie jest o jedyne zadanie przełożonego (i zapewne nie najmilsze) ale niewątpliwie bardzo istotne.

Duże wrażenie robi także tekst Małgorzaty Krupeckiej USJK, Urszula Ledóchowska – święta kobieta sukcesu. Na czym polega powołanie zakonnicy? Czy jest to religijna forma feminizmu, czy też jego totalne zaprzeczenie? Sprawa – wbrew pozorom – jest bardzo istotna. Z jednej strony, powołanie kobiety w Kościele powinno być odczytywane także poprzez zadania kobiet konsekrowanych. Jeżeli życie zakonne jest pełnią chrześcijaństwa, to czym jest życie zakonnicy? Niech przemyślą to wszyscy, którzy widzą w nich potencjalne gosposie, a co najwyżej katechetki. Pytanie: „do czego służy zakonnica?”, traci swój protekcjonalny charakter i staje się ironiczne. Ci wszyscy, którzy chcą aby kobiety w Kościele miały miejsce gdzieś na lewo od kruchty będą szczerze nie znosić Urszuli Ledóchowskiej, kobiety sukcesu i nauczycielki sukcesu życia konsekrowanego.

Oczywiście to nie wszystko, wskaże jeszcze na ciekawe świadectwa, czy wiele artykułów omawiających duchowość zakonną. Warto – na zakończenie – zwrócić uwagę na tekst Petera Kreefta, Jak wygrać wojnę kultur. Jeżeli toczymy wojnę to musimy zadać sobie dwa pytania: „kto jest naszym wrogiem?” i „jakim dysponujemy uzbrojeniem?”.

Odpowiedź na pierwsze pytanie poraża prostotą:

Nasi wrogowie to demony. Upadli aniołowie. Złe duchy.

Nasza świecka kultura każdego, kto w to wierzy, uważa co najmniej za niewykształconego, ograniczonego bigota, a może nawet za obłąkańca. Z czego wynika logiczny wniosek, że Jezus Chrystus jest niewykształconym, ograniczonym bigotem i obłąkańcem.

Odpowiedź na drugie jest równie prosta i oczywista, lecz dlatego umyka nam z łatwością kangura skaczącego po łąkach.

Czy możecie sobie wyobrazić, co mogłoby zrobić 12 Matek Teres dla naszego biednego świata? Co mogłoby się stać, gdyby tylko 12 z nas oddało Chrystusowi 100% swojego życia, serca i czasu, nie zatrzymując nic, absolutnie nic dla siebie?

Nie, nie potrafimy sobie tego wyobrazić, podobnie jak nikt nie potrafił sobie wyobrazić, jak 12 miłych żydowskich chłopaków potrafi zawojować rzymskie imperium.

Nie możemy sobie tego wyobrazić, ale możemy tego dokonać. Możemy stać się świętymi. Nikt nie może nam w tym przeszkodzić. To nasz wolny wybór.

I nie ma co ukrywać odpowiedzi na oba pytania są świetnym podsumowaniem całej dyskusji na temat potrzeby (bądź jej braku) życia konsekrowanego, zakonnego.

Ten numer Pastores powinna przeczytać każda osoba konsekrowana w Polsce. Każda! Nie musza się z wszystkim zgadzać, sam w kilku przypadkach mocno się zżymałem. Ale trzeba przeczytać i przemyśleć. Ze swojej strony mogę mieć tylko nadzieję, że jest to kwartalnik, który mają na półkach wszyscy ojcowie duchowi i magistrzy nowicjatów.

Skoro Kościołowi potrzebni są pasterze, którzy „zawsze będą go gromadzili i prowadzili” to nie ukrywajmy, że byłoby dobrze aby byli to pasterze dobrze uformowani i myślący. Kwartalnik Pastores (zgodnie ze swoim tytułem) stara się być w tym użytecznym narzędziem. Czekam na kolejne numery…