„Teza + antyteza = proteza”. To dowcipne równanie ks. Twardowskiego przestrzega przed zbytnią radykalizacją tezy wyjściowej w polemice. Jeśli bowiem druga strona weźmie poważnie prowokację, może dojść do ostrego starcia. Tak mogło się stać w przypadku mojego sporu z p. Andrzejem Nowickim na katolickim blogu. Na szczęście nie zakończyło się protezą, gdyż mój oponent złagodził swój styl i wycofał się z jednostronnych oskarżeń tak, że na koniec możemy podać sobie ręce. Oczywiście nie jest moim celem negowanie licznych przypadków postaw wrogich Żydom w społeczeństwie Zachodu, ale grubym nadużyciem byłoby nazywanie ich „antysemityzmem katolickim”. Chyba nikomu nie przyjdzie na myśl utożsamianie szatańskich pomysłów twórców nazizmu z nauczaniem Kościoła. Dlatego znacznie ostrożniejszy jest tytuł książki wydanej przez instytut Yad Vashem jako podręcznik dla chrześcijańskich uczestników dialogu: The Holocaust and the Christian World. Reflections on the Past, Challenges for the Future (2000). Tym bardziej nie przystoi katolikom odgrzewanie mitu o „antysemityzmie katolickim”! Jeśli się bowiem wyznaje, że Kościół jest wspólnotą zbawienia zarówno Żydów, jak i pogan, to nie można jednocześnie wyznawać czegoś diametralnie przeciwnego. Przecież papieże wielokrotnie stawali w obronie Żydów przed nadużyciami ze strony społeczności uważającej się za chrześcijańską (mamy dostępne po polsku listy św. Grzegorza Wlk). Sprzeciw budziła zresztą nie religia żydowska, lecz przesądy i uprzedzenia podsycane wśród prostej ludności. Najwięcej zastrzeżeń ze strony biskupów budził (i nadal musi budzić) proceder lichwy, oparty na etyce Talmudu, ale potępiany przez proroków biblijnych. Te wszystkie konflikty ekonomiczne i cywilizacyjne są dziś przedmiotem wspólnej refleksji obu stron dialogu. Dlatego jeszcze raz zachęcam wszystkich uczestników naszej dyskusji, aby bardziej zaznajomić się z nauczaniem Soboru i papieży na temat wspólnych korzeni religii żydowskiej i chrześcijaństwa. Rozmowy kard. Bergoglio z rabinem Skórką (Między niebem a ziemią, 2014) są pięknym przykładem burzenia murów wrogości, o czym pisze św. Paweł (Ef 2,14).
Wszystkie wpisy, których autorem jest ks. Antoni Tronina
Uderz w stół…
Stare porzekadło krawieckie mówi: Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Przepraszam uczestników dyskusji za mocne uderzenie, ale było ono potrzebne, żeby wyszły na jaw zamysły serc. Będąc członkiem Komitetu Nauk Teologicznych PAN, uznałem za stosowne zabrać głos w sprawie jawnej prowokacji antykatolickiej. Jej autor twierdzi, że studiował historię Kościoła w PAT w Krakowie (musiało to być dawno, gdyż uczelnia ta obecnie przemianowana jest na Uniwersytet Papieski). Szkoda jednak, że jakieś przeszkody nie pozwoliły mu dokończyć tych studiów, stąd poważne braki w metodologii badań nad tekstami historycznymi. Komitet Nauk Teologicznych PAN wydał (w r. 2007) podręcznik metodologii poszczególnych dyscyplin teologicznych. Serdecznie zachęcam do jego przestudiowania, gdyż pokazuje on, że dokumenty historyczne należy czytać w kontekście epoki, bez uprzedzeń. Dopiero pod tym warunkiem możliwy jest dialog w prawdzie; w przeciwnym razie stajemy się podatni na zabójczą ideologię, która prowadzi donikąd. Na koniec przestroga natury bardziej ogólnej. Znane jest powiedzenie Woltera: jeśli fakty sprzeciwiają się idei – tym gorzej dla faktów! Tę zasadę wyznają do dziś twórcy i hodowcy mitów, piszący czarną kartę dziejów Kościoła. Do takich mitów należy szerzenie poglądu, jakoby to Kościół zamykał Żydów w gettach. W rzeczywistości to Żydzi sami w Europie oddzielali się murem od chrześcijan, uważając ich za nieczystych. Zupełnie czymś innym były getta tworzone przez hitlerowców; ich plany jednak nie mają nic wspólnego z nauką Ewangelii i Kościoła!
Jutro przypada w liturgii piękna uroczystość Najświętszego Serca Jezusa. Jak wiemy, właśnie na ten dzień zaplanowano zmasowany atak na katolików, aby ich dotkliwie ranić bluźnierczymi spektaklami. Akcji tej przewodzi oczywiście „Gazeta Wyborcza”. Społeczeństwo polskie potrafi się jednak bronić coraz bardziej skutecznie, jak pokazują wydarzenia ostatnich dni. Ci wszyscy natomiast, którzy nadal w swym zaślepieniu ranią Najświętsze Serce Jezusa, muszą sami zdecydować, czy wybierają Prawdę czy krzywdę. W żadnym razie jednak nie można dopuszczać prowokacji na katolickich blogach; znacznie lepiej nadają się do tego media „mętnego” nurtu.
Na koniec słowo wyjaśnienia: nie chcę nikogo potępiać; przeciwnie, modlę się za tych, którzy nienawidzą Kościoła. Tak nakazał mi przecież mój Mistrz, który oddał życie za nieprzyjaciół i ponawia swą ofiarę każdego dnia na ołtarzach świata. Chcę jednak podkreślić, że prawdziwy dialog możliwy jest tylko w pokorze i uznaniu najpierw własnych win. Tego uczą nas Jan Paweł II, a po nim Benedykt XVI i Franciszek.
Czy możliwa jest antykatolicka chucpa na katolickim blogu?
Antysemitą nie jest ten, kto nie lubi Żydów, ale ten, kogo Żydzi nie lubią
(Julian Tuwim)
Zakończyłem właśnie lekturę pięknej mądrej książki Między niebem a ziemią. Są to rozmowy kard. J. Bergoglio (obecnego papieża Franciszka) z rabinem A. Skórką. Rozmówcy poruszają najróżniejsze tematy, poczynając od spraw wiary i ateizmu, aż do bolesnych problemów dzisiejszego świata. Czynią to w oparciu o katolicką i żydowską interpretację Biblii, zawsze jednak z poszanowaniem dla przekonań rozmówcy.
Tuż po tej lekturze dostałem zaproszenie do udziału w dyskusji na katolickim blogu Kleofas. Ze zdumieniem przeczytałem tytuł artykułu w debacie miesiąca: Czy możliwa jest teologia antychrześcijańska w Kościele? i motto artykułu, zaczerpnięte z książki D.J. Goldhagena. Autor ten znany jest powszechnie ze swych uprzedzeń antykatolickich, wyrażanych w sposób prowokujący do polemiki. Już przed laty jego tezy zostały w USA ostro skrytykowane za szerzenie rasizmu i postawę antychrześcijańską w dobie dialogu.
Samo wybranie takiego przewodnika nie zapowiada rzeczowej dyskusji, lecz serię inwektyw rzucanych od dawna na Kościół. Te same inwektywy spotkać można przecież w osławionych pamfletach Tomasza Grossa. Ten jednak przyznał w trakcie polemiki z historykami, że nie chodzi mu o prawdę historyczną, a jedynie o uwiarygodnienie swojej tezy, wysuniętej na użytek „szoah-biznesu”. Kulisy tego ohydnego procederu ukazują uczciwi uczeni żydowscy. Wystarczy sięgnąć do znanych w Polsce prac profesorów izraelskich (N. Finkelstein, I. Szahak).
Czytam więc uważnie treść elaboratu i szybko znajduję potwierdzenie swych obaw: autorowi nie chodzi bynajmniej o rzeczową debatę, lecz wyłącznie o „dołożenie” Kościołowi (a więc samemu Chrystusowi: kto wami gardzi, Mną gardzi, Łk 10,16). Przytacza więc na początku całą serię wyrwanych z kontekstu wypowiedzi, mających świadczyć o wrogości Kościoła względem judaizmu. A wystarczyłoby przeczytać uważnie choćby solidne dzieło prof. H. Graetza Historia Żydów, aby się przekonać o zasadności cytowanych zdań.
Przede wszystkim historyk musi się wystrzegać używania pojęć nieprecyzyjnych, służących wprowadzaniu zamętu i pogłębianiu wzajemnych niechęci. Do takich pojęć należy „antysemityzm”, termin wprowadzony w XIX wieku przez publicystów (W. Marr) specjalnie dla zaognienia konfliktu rasowego. Bardziej precyzyjnym jest termin „antyjudaizm”, przy czym należy pamiętać o jego różnorodnym zabarwieniu.
Konflikt między chrześcijaństwem a judaizmem jest głęboko zakorzeniony w historii. Zamiast demonizować rolę Kościoła, jak to czynią różni ideologowie, lepiej sięgnąć do naukowych opracowań tej złożonej problematyki. Ostatnio w Polsce pokazało się kilka solidnych prac z tej dziedziny. Opracowaniem klasycznym już, niemal podręcznikowym, jest książka ks. prof. W. Chrostowskiego Kościół, Żydzi, Polska (rozmowy z G. Górnym i R. Tichym, 2009).
Ponadto chciałbym wskazać na prace prof. J. Iluka, zwłaszcza na źródłowe opracowanie Żydowska politeja i Kościół. Drugi tom tego cennego dzieła nosi tytuł Żydowska antyewangelia. Antyczna tradycja i nowożytne trwanie (Gdańsk 2010). Autor wykazuje tam, że sławny paszkwil antychrześcijański (Toledot Jeszu) powstał już w II wieku jako odpowiedź na Ewangelię św. Mateusza. W roku 2012 ukazała się w Krakowie praca zbiorowa Jezus i chrześcijaństwo w źródłach rabinicznych. Perspektywa historyczna, społeczna, religijna i dialogowa (red. K. Pilarczyk i A. Mrozek). Wreszcie ks. prof. M.S. Wróbel wydał źródłowo udokumentowaną pracę Jezus i Jego wyznawcy w Talmudzie (Lublin 2013).
Nie można więc narzekać na brak dokumentacji zagadnień związanych z trudną koegzystencją żydów i chrześcijan. Zamiast mitologizować wzajemne uprzedzenia, czas już zajrzeć do źródeł, by wreszcie obiektywnie ukazać prawdę historyczną. Takie prace powstają zresztą także po stronie żydowskiej, że wymienię tylko prof. Israela Szahaka. Oczywiście, uczciwi badacze będą nadal obrzucani epitetami jako „antysemici”. Dzisiaj (23.06. 2014) usłyszałem w radio pocieszającą wiadomość, że powstaje nareszcie polska Liga przeciw Zniesławianiu, na wzór dawno działającej w judaizmie. Jest więc nadzieja na to, że przestanie się pisać o „polskich obozach zagłady” i „polskim antysemityzmie”.
Wczoraj ks. prof. P. Rytel-Andrianik mówił w Rozmowach niedokończonych w Radio Maryja o swej pracy nad ustaleniem listy Polaków pomagających Żydom podczas okupacji. W ciągu zaledwie roku zebrał on ok. 40 tysięcy imion ludzi narażających życie własne i swych bliskich, bo tak nakazywało im sumienie kształtowane na Chrystusowej Ewangelii. Gdyby te badania rozpoczęto wcześniej, lista bohaterskich Polaków byłaby znacznie dłuższa. Podłością jest szkalowanie dobrego imienia kapłanów, którzy w tej akcji odegrali zasadniczą rolę. Myślę tu o zniesławianym nadal bezkarnie imieniu ks. prof. S. Trzeciaka. A przecież można było zapoznać się z jego biogramem w Encyklopedii Katolickiej.
Piszę z bólem o artykule umieszczonym na katolickim blogu Kleofas. Jego treść dziwnie koresponduje z histeryczną nagonką na katolickich lekarzy, rozpętaną ostatnio w mediach. Nie chcę posądzać autora nieszczęsnego tekstu o fanatyzm antychrześcijański, chociaż pseudonim, jaki sobie przybrał, mógłby na to wskazywać (nazwisko A. Nowickiego kojarzy się mojemu pokoleniu z wojującym ateizmem zaciekłego politruka, a potem masona; zob. Wikipedia). Zwracam jednak uwagę na reguły obowiązujące w rzeczowej dyskusji naukowej.
Przykładem takiej obiektywnej debaty międzyreligijnej jest najnowsza praca chrześcijańskiego badacza, z wdzięcznością przyjęta również przez uczonych żydowskich (P. Schaefer, The Jewish Jesus. How Judaism and Christianity Shaped Each Other, Princeton 2013). Polecam ją gorąco tym wszystkim, którzy uczciwie szukają obiektywnej prawdy. Dla chrześcijan Prawdą jest Chrystus, a każda zniewaga wyrządzona Jemu domaga się świadectwa wierzących. Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz? (J 18,23).
O tytułach psalmów
Polski czytelnik Grzegorza z Nyssy dostaje do rąk kolejne dzieło tego autora nie tylko w pięknej szacie graficznej, ale i w doskonałym przekładzie na język współczesny.
Dr Marta Przyszychowska zajmuje się w swej pracy naukowej bogatą twórczością teologiczną św. Grzegorza z Nyssy, biskupa i doktora Kościoła z IV wieku. Dzięki jej przekładom autor ten staje się powoli znany w polskim środowisku znawców starożytności chrześcijańskiej. M. Przyszychowska słusznie rozpoczęła swą pracę translatorską od pism egzegetycznych Grzegorza z Nyssy (Homilie do błogosławieństw, do Pieśni nad Pieśniami i do Eklezjastesa, O stworzeniu człowieka). Ostatnio ukazał się jej przekład wprowadzenia w lekturę Psałterza (Eis ten epigrafen ton Psalmon).
Polska nazwa tego dziełka, O tytułach psalmów, może być nieco myląca dla czytelników, gdyż sugeruje koncentrację uwagi na samych nagłówkach Psalmów Dawida. Nagłówki te zawierały informacje dla ich wykonawców w liturgii świątynnej, a następnie synagogalnej. Już w starożytności, po zburzeniu Świątyni (rok 70), informacje te były nieczytelne dla chrześcijan, którzy zaczęli się w nich dopatrywać treści alegorycznych. Ojcowie Kościoła zaczynają stopniowo dostrzegać potrzebę wprowadzania wyznawców Chrystusa w lekturę Psałterza.
Potrzeba taka rodzi się najpierw w środowisku monastycznym Górnego Egiptu. Św. Atanazy z Aleksandrii, po wizycie u mnichów na Pustyni Nitryjskiej, napisał krótkie wprowadzenie w duchową lekturę Psałterza (List do Marcelina). Wywarło ono duży wpływ zarówno na Kościół Wschodu, jak i Zachodu chrześcijańskiego. W Kapadocji zachwycił się nim św. Bazyli, który streścił główne jego idee w swoim komentarzu do psalmów; od Bazylego tę fascynację chrześcijańską lekturą Psałterza przejął właśnie Grzegorz z Nyssy.
W Kościele zachodnim natomiast szczególnym propagatorem duchowej interpretacji psalmów był św. Ambroży z Mediolanu. Jego uczeń, św. Augustyn z Hippony zostawił ogromny komentarz homiletyczny do Psalmów, w którym wykłada swoją koncepcję Chrystusa powszechnego (Christus totus): Chrystus jest jego zdaniem obecny w całym Psałterzu, przemawiając czasem jako Głowa Kościoła, a czasem jako jego członki.
Traktat Grzegorza z Nyssy O tytułach psalmów powstał pół wieku wcześniej niż Augustynowe Enarrationes in Psalmos. Jego założeniem nie było jeszcze opracowanie chrystologii Psałterza, a jedynie troska o wprowadzenie ascetyczne do psalmów, obecnych już na trwałe w liturgii Kościoła i w pobożności prywatnej. Dziełko Grzegorza składa się z dwóch nierównych części, z których pierwsza zawiera wprowadzenie ogólne do traktatu, być może niedokończonego przez autora.
We wprowadzeniu Grzegorz wykłada swą hipotezę roboczą. Uważa on mianowicie, że pięć ksiąg Psałterza to szczeble drabiny prowadzącej ku doskonałości chrześcijańskiej, a tytuły psalmów zawarte w Biblii greckiej zawierają wskazówki dotyczące dążenia do cnoty i doskonałości. Część zasadnicza traktatu weryfikuje założenia wstępne, koncentrując się zwłaszcza na informacjach zawartych w nagłówkach psalmów. Całość dzieła można uważać za próbę wprowadzenia w literacką i teologiczną kompozycję pięcioksięgu Psałterza. Autor nie zamierza dawać wyczerpującej egzegezy każdego psalmu; chce jedynie zorientować swego czytelnika w kierunkach interpretacji całego zbioru.
Lekturę tego cennego dziełka Grzegorza z Nyssy ułatwia staranny i dokładny przekład dostarczony przez M. Przyszychowską. Ważne jest, że przekładu dokonała osoba od wielu lat studiująca słownictwo i teologię tego autora. Wiadomo, że przekład nie może być tylko poprawny językowo, ale musi głębiej wnikać w myśl autora dzieła, zwłaszcza gdy chodzi o literaturę starochrześcijańską. Polski czytelnik Grzegorza z Nyssy dostaje do rąk kolejne dzieło tego autora nie tylko w pięknej szacie graficznej, ale i w doskonałym przekładzie na język współczesny.
Grzegorz z Nyssy, O tytułach psalmów. Wstęp, tłumaczenie, przypisy Marta Przyszychowska (Źródła Myśli Teologicznej 72), Kraków WAM 2014, s. 131.
Septuaginta – wydanie drugie, poprawione i uzupełnione Biblii
Jeden z biblistów niemieckich rozpoczął swój wykład pytaniem skierowanym do studentów: „Czy macie już Septuagintę? Jeśli nie – sprzedajcie wszystko, co posiadacie i kupcie ją!”. Tę zachętę powtarzam dziś w odniesieniu od polskiej edycji tego bezcennego dokumentu judaizmu hellenistycznego.
Dwa ostatnie tomy Prymasowskiej Serii Biblijnej są dziełem epokowym, zasługującym na szersze omówienie. Podręczne wydanie Biblii Greckiej, autorstwa Alfreda Rahlfsa (Stuttgart 1935), zaowocowało rozwojem badań nad Septuagintą, poczynając od monumentalnego Słownika Teologii Nowego Testamentu (Theologisches Woerterbuch zum A.T.). Pojawiły się tłumaczenia Biblii Greckiej na języki współczesne (włoski, francuski, angielski). Drugie wydanie dzieła Rahlfsa, zaktualizowane przez R. Hanharta (2006) stało się podstawą pierwszego w historii polskiego przekładu Septuaginty. Dokonał go zasłużony profesor filologii klasycznej z KUL, ks. R. Popowski, salezjanin. Autor ten już wcześniej przysłużył się polskiej biblistyce licznymi publikacjami z dziedziny Nowego Testamentu. W Prymasowskiej Serii Biblijnej ukazało się wcześniej pięć jego książek, poczynając od interlinearnej wersji NT i słownika grecko-polskiego NT.
Obecnie prezentowane dzieło ma zasięg o wiele szerszy niż poprzednie. Septuaginta jest bowiem czymś więcej niż tylko przekładem Biblii Hebrajskiej. W tym wąskim znaczeniu można ją określić jako „wydanie drugie, poprawione i uzupełnione” Pisma Świętego. Oprócz 39 ksiąg hebrajskich zawiera ona 7 ksiąg zwanych deuterokanonicznymi, przyjętych w kanonie katolickim. Kanon ksiąg świętych w prawosławiu poszerza jeszcze ten zbiór o kilka ksiąg apokryficznych. W sumie Septuaginta w krytycznym wydaniu Rahlfsa (i w przekładzie Popowskiego) liczy 53 księgi, czyli o siedem więcej niż w Biblii Tysiąclecia. Polski czytelnik znajdzie więc tutaj kilka greckich apokryfów (Pierwsza Księga Ezdrasza, Trzecia i Czwarta Machabeuszy, Psalmy Salomona) oraz uzupełnienia greckie do ksiąg Barucha i Daniela (List Jeremiasza, Zuzanna, Bel i Wąż).
Popowski słusznie podkreśla we wstępie do swego przekładu, że nie można Septuaginty utożsamiać z Biblią Grecką, gdyż nie wszystkie księgi zawarte w tym zbiorze należą do kanonu pism natchnionych ST. Niewątpliwie jednak pierwotnym celem Siedemdziesięciu (LXX) tłumaczy, o których mówi legenda przekazana w Liście Arysteasza, było udostępnienie światu hellenistycznemu hebrajskich ksiąg świętych. Podstawą tego długofalowego procesu udostępniania Biblii kulturze greckiej był przekład Pięcioksięgu Mojżesza dokonany dla potrzeb liturgicznych diaspory aleksandryjskiej. W epoce hellenistycznej żydzi aleksandryjscy posługiwali się w mowie językiem greckim, podobnie jak żydzi palestyńscy – aramejskim. Nieco później, u progu ery chrześcijańskiej, wyznawcy Chrystusa odkryli w Sepuagincie niezmiernie cenne przygotowanie do lektury Ewangelii i pism apostolskich. Wtedy też powstało rozróżnienie pomiędzy dwoma zbiorami kanonu chrześcijańskiego: pomiędzy „Starym” i „Nowym Testamentem”.
„Stary Testament dojrzał w Aleksandrii”: to zwięzłe sformułowanie zawarł w jednym z artykułów D. Barthelemy, wybitny znawca literatury „międzytestamentalnej”. Septuaginta, a zwłaszcza grecki Pięcioksiąg, jest dojrzałym owocem judaizmu aleksandryjskiego i wyraża wiarę ówczesnej diaspory na krótko przed pojawieniem się chrześcijaństwa. Studium Septuaginty służy właśnie odkrywaniu śladów tego „dojrzewania” wiary biblijnego Izraela, a zarazem szukaniu mostów łączących Stary i Nowy Testament. Septuaginta jest bowiem ważnym świadectwem wspólnych korzeni obu religii. W jej tekście autorzy pism NT i ojcowie Kościoła szukali słownictwa, które byłoby adekwatne dla wyrażenia nauki Jezusa w języku „pogan”.
Septuaginta jako Biblia chrześcijańskiego Wschodu przeszła z Aleksandrii do Bizancjum i jest do dziś Biblią chrześcijan obrządku bizantyjskiego, zarówno katolików jak i prawosławnych. Jej przekład na język starosłowiański posłużył apostołom Słowian do szerzenia orędzia Ewangelii wśród Bułgarów, Rusinów, Serbów czy Morawian. Dziwne, że dotychczas nie została ona przetłumaczona na polski. Można to wytłumaczyć tym, że Polska przyjęła chrześcijaństwo z Zachodu, a w konsekwencji również Biblię łacińską. Ks. prof. Popowski dokonał więc dzieła o wielkim znaczeniu kulturowym, przyswajając nam po raz pierwszy w historii języka polskiego pełny tekst Biblii Greckiej.
Jako filolog klasyczny świetnie oddał w swym przekładzie specyfikę Septuaginty, która jest czymś więcej niż tłumaczeniem Biblii Hebrajskiej, gdyż zawiera także wiele ksiąg spisanych po grecku. Tłumacząc wiernie tekst Septuaginty według podręcznej edycji Rahlfsa i Hanharta, zachował też metody translacyjne stosowane przez greckich tłumaczy w starożytności. Należą do nich np. podwójny przekład trudniejszych miejsc czy też szukanie możliwości oddania całego gniazda pokrewnych wyrazów za pomocą odpowiedniej rodziny słownej w języku greckim. Ks. Popowski stara się konsekwentnie tłumaczyć ważniejsze terminy Septuaginty jednym odpowiednikiem polskim w całym dziele. Oczywiście nie jest to łatwe zadanie, ale tym bardziej podnosi wartość filologiczną jego pracy. Jako wytrawny filolog, specjalizujący się od wielu lat w greckiej literaturze biblijnej, Popowski zostawił dzieło charakteryzujące się wielką wiernością duchowi Biblii Greckiej.
Septuaginta jest jednak, jak stwierdzono wcześniej, czymś więcej niż przekładem Biblii Hebrajskiej, dokonanym dla użytku liturgicznego w diasporze aleksandryjskiej. Jest to bogata antologia literatury religijnej żydów tej diaspory, przetłumaczona głównie z myślą o czytelnikach pogańskich w celach apologetycznych. Można więc znaleźć w tym zbiorze pisma obrazujące trudne relacje między Żydami a Egipcjanami, charakteryzujące epokę ptolemejską, czy to włączone do kanonu Biblii Greckiej (jak Mądrość Salomona), czy też uznane przez większość kościołów za apokryfy (jak 3 i 4 Księga Machabejska). Kilka apokryfów Biblii Greckiej zostało niedawno udostępnione czytelnikowi polskiemu w przekładzie prof. Michała Wojciechowskiego (Warszawa 2001), ale praktycznie książka ta jest dostępna tylko wąskiemu kręgowi koneserów. Praca prof. Popowskiego pozwoli zapoznać się z nimi wszystkim, których interesuje styk orędzia biblijnego z kulturą hellenistyczną za rządów egipskich Ptolemeuszy.
Szczególnie wartościowe są w pracy Popowskiego przypisy dołączone do przekładu. Różnią się one od przypisów zamieszczanych np. w Biblii Tysiąclecia swym charakterem filologicznym i uwzględnieniem tła kulturowego Septuaginty. Cenną pomoc w lekturze przekładu Septuaginty stanowią także zwięzłe i przystępne wprowadzenia do poszczególnych ksiąg biblijnych i apokryficznych. Wprowadzenia, jakie zaproponował ks. Popowski, odbiegają swym charakterem od tych, jakie spotykamy w przekładach Biblii Hebrajskiej. Podczas gdy bibliści akcentują zbytnio teorie dotyczące źródeł literackich (Pięcioksiąg czy Ewangelie), Popowski informuje czytelnika w sposób bardzo przystępny o treści danej księgi oraz jej ponadczasowym, zawsze aktualnym przesłaniu.
Od czasu II Soboru Watykańskiego, który słusznie zachęcał biblistów do przekładów Pisma Świętego z języków oryginalnych, zwykło się to akcentować na stronie tytułowej przekładu. Nie wolno jednak zapominać, że także Septuaginta jest dziełem w pełni oryginalnym, jakby nowym wcieleniem słowa natchnionego, przeznaczonym do znacznie szerszego kręgu odbiorców niż pierwotni adresaci Biblii Hebrajskiej. Wraz z Biblią Aramejską (targumy liturgiczne, przekazane w tradycji ustnej w Palestynie) stanowi ona wyraz ewolucji myśli religijnej zawartej w słowie natchnionym. Studium Septuaginty, zapoczątkowane jej podręczną edycją w latach trzydziestych ubiegłego stulecia (A. Rahlfs), może teraz nabrać w Polsce nowego impulsu dzięki gigantycznej pracy ks. prof. Popowskiego. Zwykle takie inicjatywy wymagają długoletnich wysiłków całych zespołów; tak było w przypadku niedawno ukończonej edycji angielskiej (2007) czy też wielotomowej wersji francuskiej (1994-). Praca ks. Popowskiego odznacza się szczególną jasnością przekładu trudnego testu greckiego, a nadto konsekwencją w stosowaniu terminów technicznych, co nie zawsze da się osiągnąć w pracach zbiorowych.
Do podstawowego tomu, zawierającego przekład Septuaginty, dołączył ks. Popowski osobny tomik zatytułowany Onomastykon Septuaginty. Dziełko to nawiązuje tytułem do wydanego wcześniej w tej samej serii Onomastykonu Biblii Hebrajskiej i Nowego Testamentu, autorstwa K. Sielickiego. Wbrew pozorom książka prof. Popowskiego nie jest dziełem specjalistycznym, które mogłoby interesować tylko językoznawców wąskiej specjalizacji. Książka ta będzie bardzo przydatna także w lekturze Nowego Testamentu, który przekazuje imiona biblijne właśnie w wersji greckiej, bliższej oryginalnej formie niż ta, którą utrwalili masoreci dopiero we wczesnym średniowieczu. Np. imię Maryi, podobnie jak siostry Mojżesza, brzmiało pierwotnie Mariam, a nie Miriam, jak się to dziś próbuje upowszechniać. Wiele imion własnych w tradycji chrześcijańskiej przejęto właśnie z Septuaginty; stąd też przykładowo śpiewamy w Godzinkach: „światło z Gabaon”, a nie „z Gibeonu”. Ta późniejsza forma, zachowana w tekście masoreckim, jest wynikiem zmian fonetycznych, jakie zaszły w hebrajszczyźnie biblijnej, często pod wpływem języka aramejskiego.
Te wszystkie wartości Septuaginty, zaledwie zasygnalizowane w niniejszej recenzji, stają się dostępne polskiemu czytelnikowi dzięki wspaniałemu przedsięwzięciu, jakiego podjął się i po mistrzowsku wykonał ks. prof. Remigiusz Popowski. Po ukazaniu się podręcznej edycji Septuaginty (1935), jeden z biblistów niemieckich rozpoczął swój wykład pytaniem skierowanym do studentów: „Czy macie już Septuagintę? Jeśli nie – sprzedajcie wszystko, co posiadacie i kupcie ją!”. Tę zachętę powtarzam dziś w odniesieniu od polskiej edycji tego bezcennego dokumentu judaizmu hellenistycznego. Powinna się ona znaleźć w bibliotece nie tylko każdego biblisty, ale i tych wszystkich, którym droga jest wiedza o historii przekazu tekstu natchnionego. Tym bardziej, że cena nie jest tym razem zbyt wygórowana w stosunku do realnej wartości prezentowanej pracy. Wydawnictwo włożyło wiele trudu w przygotowanie tej faktycznie bezcennej pomocy, niezbędnej przy studiowaniu Pisma świętego. Stanowi ona piękne ukoronowanie całej Prymasowskiej Serii Biblijnej.
Septuaginta czyli Biblia Starego Testamentu wraz z księgami deuterokanonicznymi i apokryfami, Przełożył, przypisami i wstępami opatrzył ks. Remigiusz Popowski SDB, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 2013, ss. 1637.
Remigiusz Popowski SDB, Onomastykon Septuaginty, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”: Warszawa 2013, ss. 208.